Dorn, 22.11.2016

 

Niebywałe. Sędzia-uzurpator Muszyński był oficerem wywiadu III RP. I to zataił kandydując na stanowisko sędziego TK.

cx7xnhjwgaaff4a

Z imprezy „Super Expressu”.

cx7jwzaxcaigmip

Dwa najtrudniejsze lata w politycznej karierze. Jak Donald Tusk poradził sobie w Radzie Europejskiej?

Donald Tusk jest pierwszym Polakiem, który zajmując wysokie stanowisko w UE ma wpływ na to, w jakim kierunku podąża Europa. Następnego „Tuska” na tym stanowisku nie będzie przez długie dekady. O ile w ogóle przetrwa Unia Europejska jaką znamy.

Kilka dni przed wyborami w USA szef Rady Europejskiej cytował na Twitterze swoją żonę, która powiedziała, że „jeden Donald wystarczy”. Chodziło oczywiście o Trumpa, ale polska prawica wyzłośliwia się teraz na Tusku parafrazując na różne sposoby dość niezręczne powiedzenie pani Tusk. Wystarczyć ma owszem jeden Donald – tyle, że Trump. Tusk zaś miałby odejść z Brukseli po pierwszej, 2,5 letniej kadencji która kończy się w połowie 2017 roku.

1 grudnia przypada druga rocznica objęcia stanowiska szefa Rady Europejskiej przez b. polskiego premiera. To były najtrudniejsze lata w historii Unii i zarazem dwa najtrudniejsze lata w politycznej karierze Tuska, może z wyjątkiem ciężkich chwil w październiku 2005 roku kiedy przegrał wybory prezydenckie z Lechem Kaczyńskim. Jesienią 2014 roku rozmawiałem z ludźmi z otoczenia Tuska zabranymi do Brukseli. Spodziewali się trudnych lat i ostrej jazdy – jako wyzwania wymieniali spójność Unii, kryzys strefy euro i Rosję. Nikt nie sądził jednak, że za kadencji polskiego premiera dojdzie do trzech potężnych kryzysów – gospodarczego, kiedy latem 2015 r. Grecja stanęła na krawędzi bankructwa i o mało nie wyleciała ze strefy euro, humanitarnego – kiedy jesienią 2015 r. po „otwarciu drzwi” przez Niemcy do UE przybyło ponad milion uchodźców i politycznego, po brytyjskim referendum o wyjściu z Unii w czerwcu 2016 r.

Każdy z nich z osobna mógłby rozsadzić Unię od środka – zaś wszystkie trzy, następujące po sobie w krótkich odstępach czasu, wywróciły Europę do góry nogami. Jeśli do tego doliczyć wybór najbardziej antyeuropejskiego prezydenta USA naszych czasów – Donalda Trumpa, serię zamachów terrorystycznych w Europie, które nadwątliły podwaliny strefy Schengen i wszczęcie przez Komisję Europejską procedury kontroli demokracji i rządów prawa przeciwko Polsce, można zaryzykować twierdzenie, że Donald Tusk może być ostatnim szef Rady Europejskiej, bo za jego kadencji Unia Europejska rozsypie się na kawałki. Perspektywa bycia grabarzem Europy zapewne przeraża b. premiera, tym bardziej że w Polsce postrzegany jest przez niektórych jako grabarz PO, którego odejście otworzyło drogę do zwycięstwa PiS.

Czytaj także: Donald Tusk ostro do Brytyjczyków: Będziecie mieli „twardy” Brexit albo… żaden

Kluczowy – dla Tuska i Europy – będzie następne 12 miesięcy. W pierwszej połowie 2017 roku odbędą się wybory w dwóch ważnych krajach członkowskich Unii – Holandii i Francji. W obu może wygrać skrajna prawica, przy czym zwycięstwo Marine Le Pe nad Sekwaną oznaczać będzie początek końca Unii, gdyż szefowa Frontu Narodowego zapowiedziała ogłoszenie referendum na temat wyjścia ze Wspólnoty. Wiosną rozpoczną się negocjacje w sprawie Brexitu i stanie się mniej więcej jasne jaki rodzaj relacji z Kontynentem wybiera Londyn. Jesienią rozstrzygnie się los Angeli Merkel, która prawdopodobnie po raz kolejny ubiegać się będzie o fotel kanclerza. Nawet jeśli po raz kolejny wygra, to będzie osłabiona, wypalona i sparaliżowana ogromnymi oczekiwaniami liberalnego świata, który po wygranej Trumpa namaścił ją do roli przywódczyni Zachodu.

W międzyczasie – wiosną 2017 – rozstrzygnie się los samego Tuska. W przypadku jego poprzednika, Hermana van Rompuya, przedłużenie kadencji na kolejne dwa i pół roku było czystą formalnością. Decyzja w tej sprawie zapadła jednogłośnie, gdyż przeciwko Belgowi nie stanął żaden kontrkandydat i żaden z krajów UE nie miał większych zastrzeżeń do jego pracy. W przypadku Tuska może być inaczej – zastrzeżenia co do drugiej kadencji przewodniczącego zgłasza rząd jego własnego kraju ustami szefa partii rządzącej. W historii EU to rzecz bez precedensu. Formalnie Polska nie może jednak zablokować przedłużenia kadencji Tuskowi. Głosowanie w tej sprawie (o ile w ogóle do niego miałoby dojść, gdyż w wypadku takich nominacji preferowana jest jednomyślność) odbywa się kwalifikowaną większością – 55 proc. czyli 15 państw UE, stanowiących co najmniej 65 proc. ludności UE). Gdyby rząd PiS chciał utrącić Tuska, musiałby zbudować koalicję kilka krajów, w tym jednego większego. To wydaje się mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę izolację Polski w UE i epokę lodowcową w stosunkach z Francją. Nawet potencjalnie największy sojusznik PiS w UE – Viktor Orban nie wystąpi raczej przeciwko Tuskowi. Choćby dlatego, że się z nim koleguje a odkąd doszedł do władzy nad Dunajem Polak – najpierw jako premier, potem jako szef Rady Europejskiej – bronił go przed atakami ze strony liberałów Verhofstadta i europejskiej lewicy

Odejście Tuska nie byłoby też korzystne dla samej Unii – ktokolwiek by go nie zastąpił musiałby przynajmniej przez rok „uczyć” się wszystkiego na nowo, a Europy nie stać teraz na eksperymenty. Mówiąc kolokwialnie, przez dwa lata b. polski premier bardzo się wyrobił. Całkiem nieźle radzi sobie z prowadzeniem szczytów Unii, znacznie skrócił ich obrady, ma dobre kontakty z przywódcami, nauczył się trudnej sztuki wypracowywania kompromisu (pokazuje to przykład sankcji wobec Rosji) i jako polityk pochodzący z nowego państwa członkowskiego – jest gwarantem spójności Unii, która coraz bardziej rozchodzi się w szwach. Żeby odesłać Tuska, trzeba by znaleźć kogoś równie „mocnego”, kto byłby gotów go zastąpić, a kolejki chętnych jakoś nie widać.

 

Kilka tygodni temu usłyszałem od jednego z dziennikarzy z grona brukselskich weteranów, że kanclerz Merkel zastanawia się ponoć czy aby nie zostać szefową Rady Europejskiej. Niezależnie od tego ile było w tej plotce prawdy, myślę, że niemiecka kanclerz nie opuści swego kraju w tak trudnym momencie, kiedy Niemcy muszą zatrzymać tsunami populizmu w Europie. Poza tym, choć Tusk w kilku zasadniczych sprawach różni się z Merkel (np. w kwestii uchodźców), doskonale rozumie się z szefową niemieckiego rządu. Kolejne 2,5 roku „przewidywalnego” Polaka w Brukseli jest więc w interesie Niemiec i całej Unii.

Otwarty sprzeciw rządu PiS wobec przedłużenia kadencji Donalda Tuska byłby katastrofalnym błędem. Po pierwsze utrwaliłby stereotyp Polski jako kraju marginalnego i nieprzewidywalnego. Po drugie naraziłby Europę na mini-kryzys personalny. Po trzecie region Europy Środkowej straciłby jedynego rzecznika swych interesów w Brukseli. Niestety Jarosław Kaczyński, który mówi wprost, że byłego premiera nie poprze, nie kieruje się w polityce zagranicznej interesami Polski czy regionu, tylko swymi animozjami. Panie prezesie, niech się pan dobrze zastanowi, zanim podejmie pan w tej sprawie ostateczną decyzję.

Czytaj także: Jak Kaczyński chce się zemścić na Tusku? Szykuje się proces stulecia

tusk

newsweek.pl

tomasz-lis

Państwo i społeczeństwo obywatelskie. Próba siły

22.11.2016
wtorek

OrganisePremier Beata Szydło w wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność” zapowiedziała wielkie porządkowanie społeczeństwa obywatelskiego zorganizowanego w organizacjach społecznych. Po artyleryjskim przygotowaniu łżepropagandy w mediach publicznych czas na konkrety, czyli rozwiązania prawne.

Nadchodzi czas próby – jestem pewien, że przyniesie skutki przeciwne do zamierzonych przez władzę.

O trzecim sektorze w Polsce pisano już wiele, najbardziej krytycznie o jego problemach wypowiadali się sami jego animatorzy. Problemy największe to grantoza, projektoza i będący jej skutkiem projektariat, szczególna forma prekariatu. Te patologie nie są jednak cechą szczególną trzeciego sektora, tylko powielają model upowszechniający się wraz neoliberalizacją państwa i sektora publicznego, który świadczenie usług publicznych powierza rynkowi i właśnie trzeciemu sektorowi – w poszukiwaniu większej efektywności (czytaj – by zaniżyć koszty). Nie chodzi jednak tylko o cięcie kosztów i wysługiwanie się sprekaryzowaną pracą organizacji społecznych, wnoszą one nie tylko pracę, ale i kompetencje, jakich często nie mają pracownicy sektora publicznego.

Ten aspekt funkcjonowania trzeciego sektora nie jest istotą społeczeństwa obywatelskiego. Jego istotą jest chęć zrzeszania się obywateli, by realizować ważne dla siebie zadania. W świecie idealnym wolni obywatele czynią to w czasie wolnym, angażując do działania prywatne zasoby. Co sugeruje, że muszą mieć zarówno czas wolny, jak i zasoby materialne. W Polsce po 1989 r. brakowało jednego i drugiego, więc szybko rozwijający się trzeci sektor równie szybko się profesjonalizował. W odpowiedzi na tę ewolucję powstały także odpowiednie, wypracowywane przez wiele lat w dialogu między władzą i przedstawicielami organizacji społecznych regulacje prawne. Wraz z nimi uporządkować się udało także praktyki współpracy jak np. konkursowy tryb przyznawania dotacji i zleceń.

Obecna władza uznała, że wprowadzi do tego świata nowe porządki. Prowadzona w mediach publicznych ohydna łżepropaganda polegająca na insynuacjach, półprawdach i wyszukiwaniu wydumanych korupcyjnych powiązań jednoznacznie pokazuje intencje planowanych zmian. Porządkowanie ma być podporządkowaniem społeczeństwa obywatelskiego państwu. To oczywiście absurdalny pomysł: można próbować podporządkować wspomniany trzeci sektor, odpowiednio zmieniając zasady finansowania ze środków publicznych. Społeczeństwo obywatelskie, jeśli istnieje, podporządkować się nie da, bo jego istotą jest właśnie autonomia wobec państwa i rynku.

Nadchodzi więc czas próby i odpowiedzi na pytanie, jaki jest poziom autonomii Polaków i ich zdolność do zrzeszania się w niezależne, zdolne do autonomicznego działania struktury. Historia podpowiada, że każda próba kontroli i ograniczania tej autonomii wywoływała przeciwny do założonego celu skutek. Zawsze kończyło się „zmową powszechną przeciw rządowi”, jak pisał Edward Abramowski. Warto więc przypomnieć jego słowa sprzed ponad stu lat wyważone w „Ideach społecznych kooperatyzmu”:

Najdalej idące konstytucje państwa demokratycznych, najszerzej pojęte przedstawicielstwa ludowe nie osiągają nigdy i nigdy osiągnąć nie mogą takiego zabezpieczenia wolności człowieka, takiego poszanowania woli jednostki wobec zbiorowości, jaka charakteryzuje stowarzyszenie. W żadnej też formie organizacji państwowej nie znajdujemy takiej łatwości przystosowywania się do warunków i potrzeb, do nowo powstającej idei i ruchów, jak w stowarzyszeniach. Dlatego śmiało możemy twierdzić, że wobec mnożących się ciągle zagadnień życia ludzkiego, wobec jego rosnącej zmienności, bogactwa typów i kierunków, wobec rozwoju indywidualizmu grup i jednostek, poddających się coraz trudniej pod ogólne normy, ten typ organizacji społecznej, który przedstawiają stowarzyszenia, jest typem przyszłości, dziedzicem nowożytnego Państwa. Owe skromne „ustawy” rozmaitych kooperatyw spożywców rolnych, kredytowych, na które przyzwyczailiśmy się patrzyć lekceważąco, traktować jako politykę zaściankową małych czynów i małych ludzi, kryją w sobie jednak zarodek nowej myśli politycznej, mogącej wyrugować w przyszłości wszelkie „konstytucje” i „przedstawicielstwa” państwowe jako zbyteczny przeżytek niewoli.

Ten tekst nic nie stracił na aktualności, przeciwnie. Stowarzyszenia, o których pisze Abramowski, nie są dziełem ustaw, lecz woli chcących współdziałać jednostek. Władza może zmieniać ustawy, na wolę ludzi wpływu nie ma. Przeciwnie, im bardziej będzie próbować naciskać, tym większa będzie reakcja w postaci samoorganizacji kontrspołeczeństwa. Dysponuje ono dziś nieporównanie większymi możliwościami koordynacji działań i zasobami niż kiedykolwiek. I działa coraz częściej poza jakimkolwiek ładem instytucjonalnym. Wyraźnie pokazał to Kongres Kultury.

W poprzednim wpisie pisałem, że pomysły obecnej władzy mają znamiona zaprogramowanego samobójstwa. Majstrowanie przy społeczeństwie obywatelskim i próba jego podporządkowania państwu prowadzić może tylko do alienacji państwa i, paradoksalnie, do zwiększenia autonomii społeczeństwa. Trudno zrozumieć władzę, która sama przygotowuje „zmowę powszechną przeciwko rządowi”.

rzad

antymatrix.blog.polityka.pl

Wielkie miasta poza zasięgiem PiS
Murem za Żukiem i Hanką
Kilkaset osób pikietowało 14 listopada przed Urzędem Miasta Lublina, tysiące poparło akcję „Murem za Żukiem” w serwisach społecznościowych.

Centralne Biuro Antykorupcyjne uznało, że prezydent Lublina Krzysztof Żuk złamał przepisy antykorupcyjne, bo pełniąc swą samorządową funkcję, zasiadał także w radzie nadzorczej spółki PZU Życie, i złożyło do Rady Miasta wniosek o wygaszenie mandatu prezydenta. Żuk jest pewien, że prawa nie złamał i podkreśla, że niejasności najlepiej wyjaśni postępowanie sądowe, a w inicjatywie CBA dopatruje się motywów politycznych. Prezydent cieszy się dużą popularnością wśród mieszkańców Lublina, czego dowodzi społeczna mobilizacja w jego obronie, a także fakt, że w ostatnich wyborach samorządowych został wybrany na kolejną kadencję w pierwszej turze głosowania. W okresie jego prezydentury Lublin zrzucił stygmat miasta Polski B i stał się dynamicznie rozwijającą metropolią.

Główną (dla państwa PiS) wadą Krzysztofa Żuka jest jego związek z Platformą Obywatelską.

wielkie

polityka.pl

Narodowe Centrum Głupoty im. Beaty Szydło

22.11.2016
wtorek

Zastanawiałem się, kiedy ten rząd przypnie sobie ośle uszy i odda gargantuicznej grotesce. Doczekałem się! Czegoś tak idiotycznego jak Narodowe Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego nie wymyśliłby nawet tow. Wiesław. Zupełnie jak z gagów Barei. To już nawet nie PRL, tylko jakiś ZSRR w satyrze Ilii Erenburga.

Ja nie wiem, czy geniusze doradzający Prezesowi oraz p. Szydło coś czytają czy już pożarli wszystkie rozumy i zasięgają opinii wyłącznie we własnych zacnych makówkach, ale zawsze jest ta szansa, że z chóru szyderstw za oknami ich pałaców dotrze do ich nadobnych uszek choć parę słów. Dlatego warto tłumaczyć i wyjaśniać. Bo jak mówią: człowiek gada, Pan Bóg słowa nosi. A nuż coś to da?

Wnosząc swój wkład do tego pełnego wiary dzieła, pragnę wyjaśnić Pani Premier bardzo szanownej, co to znaczy to całe „społeczeństwo obywatelskie”. Jako że wymyślił je niejaki Hegel, który lubił czynić trudnymi rzeczy w istocie swej proste, naprawię jego błąd i przeciwnie jego narowom rzecz wyłożę jak premierce na miedzy.

Otóż idea była kiedyś taka, że jest sobie lud głuchy i nieświadomy, który do żadnego życia społecznego i publicznego nie jest zdatny. Nad tym ludem jest zaś państwo – groźne i prawem stojące. I oto zagadka: co zrobić, żeby w takim kraju zakwitły wolność i pomyślność? Ano potrzeba do tego czegoś trzeciego, co znajdowałby się pomiędzy owym ludem a państwem i z czego państwo czerpałoby siłę, inspirację i kadry. To coś trzecie to właśnie „społeczeństwo obywatelskie”, czyli spontaniczne, wolne stowarzyszanie się obywateli dla prowadzenia pożytecznej działalności. Jedni założą spółkę i będą coś produkować, inni – uprawiać naukę, jeszcze inni – pomagać chorym, a ci najbardziej zaangażowani w sprawy publiczne… pozakładają partie polityczne. Tak, tak, partie polityczne to też „społeczeństwo obywatelskie”!

Za Hegla z demokracją było dość jeszcze krucho, lecz z biegiem czasu, gdy demokracji przybywało, wolne stowarzyszenia, czyli całe to spontanicznie organizujące się życie społeczne, stało się tą właśnie przestrzenią, w której najbardziej bezpośrednio spełniała się samorządność obywatelska i w której samo państwo uczyło się demokratycznych standardów. Z racji znaczenia, jakie mają dla demokracji te stowarzyszenia, które same zarządzane są demokratycznie, a przez swoją współpracę z państwem uczą je praktykowania demokracji, od paru dekad znaczenie zwrotu „społeczeństwo obywatelskie” uległo pewnemu zawężeniu. Wypadły z niego mało demokratyczne korporacje i zbyt blisko związane z rządem partie polityczne, a zostały głównie tzw. organizacje pozarządowe, czyli stowarzyszenia i fundacje działające na rzecz takiego czy innego dobra społecznego.

Sama istota rzeczy nie uległa jednakże zmianie: społeczeństwo obywatelskie jest wolne i spontaniczne, a jego relacje z państwem polegają na wolnej współpracy. W dobrze urządzonym społeczeństwie państwo chroni wolną działalność obywateli, dostarczając jej stosownych ram prawnych, a działalność obywatelska jest energią, dzięki której państwo może skutecznie działać w łonie samego społeczeństwa i koordynować ze sobą wszystkie czynniki i siły składające się na pomyślność kraju. Państwo wspiera się na aktywności społecznej obywateli, a jednocześnie jej służy. Sprzęgnięte ze sobą instytucje państwa i społeczeństwa obywatelskiego tworzą policentryczny i elastyczny system, którego działanie opiera się na swobodnej komunikacji, transparencji, demokratycznych procedurach i powszechnej woli współpracy aktywnych ludzi dobrej woli na rzecz wspólnej pomyślności. Taka to jest koncepcja. I częściowo działa (tylko częściowo, ale to już inna historia).

No to teraz wracamy do Narodowego Centrum… Otóż, miły rządzie, kochający Boga i inne centrale. Społeczeństwo obywatelskie z istoty rzeczy nie podlega centralizacji! Żadnej! Jest wolne, rozproszone, spontaniczne. Nie znosi żadnego centralnego zarządu. Centralizacja i kontrola jest dla wolnych stowarzyszeń drogą do przeistoczenia się w instytucje publiczne. I w pewnej mierze jest to nawet pożądane – państwo wszak wyłania się ze społeczeństwa obywatelskiego właśnie przez instytucjonalizację pewnych jego części. Jednakże objęcie wszystkich stowarzyszeń pragnących współpracować z rządem na różnych polach „opieką” ze strony jednej instytucji rządowej stanowi zaprzeczenie samej istoty społeczeństwa obywatelskiego i jego wolnych, pluralistycznych relacji z państwem.

Cała sztuka demokratycznej współpracy rządu ze społeczeństwem polega na tym, aby uniknąć w jej przebiegu partyjno-ideologicznej stronniczości i protekcjonalizmu, a więc tego, by faworyzowane organizacje stawały się skorumpowanymi przyczółkami środowisk władzy. Centralizm i klientyzm to najcięższe choroby społeczeństwa obywatelskiego, którym zapobiec można, jedynie odsuwając polityków partyjnych od wpływu na kształtowanie się relacji rząd–organizacje, a zwłaszcza uniemożliwienie im finansowania działalności wspierającej cele partyjne i ideologiczne, a więc działalności sprzyjającej utrwaleniu aktualnego układu władzy. Dlatego zdrowe procedury finansowania wybranych akcji czy projektów organizacji pozarządowych muszą mieć charakter konkursów, w których jak najmniej do powiedzenia mają funkcjonariusze państwa z partyjnego nadania, a jak najwięcej przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego – zasłużeni działacze i specjaliści o niepodważalnym autorytecie i zasługach.

Narodowe Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego samą swoją śmieszną, groteskową wręcz nazwą wskazuje, jakie są intencje rządu. A są one takie: objąć jak najściślejszą kontrolą i nadzorem finansowanie organizacji ze środków publicznych; scentralizować i skoordynować działania wszystkich organizacji z agendami rządowymi, tak aby finansowanie organizacji odpowiadało celom rządu i programowi rządzącej partii. Czyli, inaczej mówiąc, zlikwidować wolność i spontaniczność w działalności organizacji i w kształtowaniu się ich współpracy z różnymi sektorami władzy publicznej. Wziąć za pysk – żeby rzecz nazwać po imieniu.

Organizacje będą odtąd klientami rządu, grzecznymi i posłusznymi, czekającymi na granty jak pokojowe pieski na ciasteczko. Te grzeczne i wytresowane, bardzo usłużne i posłuszne Bogom, honorom i ojczyznom, a zwłaszcza mające dobre układy i dojścia do miłościwie panującej Partii – Centrala nagrodzi sowicie. Resztę pogoni. A już najlepiej, żeby fundacje i stowarzyszenia miały w swoich szeregach zasłużonych działaczy PiS – wtedy będą mogły liczyć na największe względy i granty.

Na pierwszym miejscu będą, rzecz jasna, Rydzyk i jego kościelni akolici. O, to będzie najtłustsze „społeczeństwo obywatelskie”, mające przy Narodowym Centrum miejsce parkingowe tuż koło głównego wejścia. Potem będą ci wszyscy od „wyklętych”, od pisowsko-endeckiego patriotyzmu, od przebieranek, od różnych tam „samoobron”, „tradycji”, strzelania, ganiania po lasach, polowania itp. Dalej pójdą ci od oświaty patriotycznej i bardzo nabożnej, od zwalczania dżenderu, aborcji, gimnazjów, szczepionek i innej cholery, a ostatni promil dotacji, całe sto tysięcy, pójdzie na takie tam michałki-frajerki, z jakiejś ugrzecznionej centro-prawicy, żeby potem się chwalić, że pluralizm jest za PiS jak ta lala.

Centrala przypilnuje, aby żaden grosz nie przedostał się na cokolwiek, co mogłoby pomimo dofinansowania rządowego nadal mienić się niezależnym, cokolwiek krytycznego wobec PiS albo Kościoła. Pani Szydło i jej narodowo-centralnym doradcom nawet nie mieści się w głowie, że rząd mógłby finansować swoich krytyków. To przecież nielogiczne i absurdalne! No to macie, kochanieńcy, taką oto lekcję WOZ: miarą demokratyzmu rządu i siły społeczeństwa obywatelskiego jest to, na ile rząd taki zdolny jest finansować działalność środowisk mu niechętnych i na ile środowiska te, biorąc pieniądze od rządu, mimo to zdolne są zachować niezależność. Niesamowite, co? Ależ ta demokracja porąbana!

PS Czekam na Narodowe Centrum Prokreacji. Zgłaszam się na odźwiernego.

jan-hartman

hartman.blog.polityka.pl

Teraz NGO-sy, czyli jak PiS porządzi 20 lat

22.11.2016
wtorek

Rząd ludowy dba o lud (póki dba), a nie o jakieś endżiousy czy trybunały. To jasne i nikt, kto głosował na PiS i prawicę – albo nie głosował w ogóle, bo miał dosyć polityki – nie może być zaskoczony. I nie może mówić, że nie o to mu chodziło.

Do władzy doszli ludzie, którzy mają w nosie wszystko prócz swego interesu politycznego. W interesie politycznym PiS leży bycie u władzy przez co najmniej 20 lat. Powiedział to otwartym tekstem szef państwa pisowskiego.

Co to znaczy, że Kaczyński chce rządzić 20 lat? To znaczy, że zakłada, iż wygra trzy czy cztery kadencje z rzędu. I że nie bierze pod uwagę, że wyborcy mogą się rządami PiS zmęczyć, bo w Polsce łaska wyborców, nawet socjalnoroszczeniowych, na pstrym koniu jeździ.

Gorzej, oznacza to też, że jak zmęczenie rządami PiS zacznie rosnąć, to pisowska władza tak zorganizuje wybory, by wynik był dla niej korzystny, choćby nawet w sondażach i w rzeczywistości szło ku katastrofie.

Poligon doświadczalny to dzisiaj sprawa organizacji społecznych, a zaraz potem wyborów samorządowych. Kto zakłada, że będzie rządził co najmniej 20 lat, ten musi unieszkodliwić wszystko, co tym planom może przeszkodzić.

Najpierw sparaliżować Trybunał Konstytucyjny, teraz NGO-sy, nad którymi rząd nie ma obecnie bezpośredniej kontroli politycznej, następnie samorządy na wszystkich szczeblach, w końcu niezależne politycznie od PiS media, instytucje kultury i życia publicznego. Oraz całkowicie sparaliżować opozycję parlamentarną i pozaparlamentarną – tę jej część, która nie jest przybudówką obecnej partii rządzącej.

Jest też droga na skróty, która pozwoli osiągnąć ten sam cel. To przyspieszone wybory parlamentarne. Jeśli naczelnik dojdzie do wniosku, że może zaryzykować, zaryzykuje. Stawką w tej grze jest zdobycie parlamentarnej większości pozwalającej zmienić konstytucję.

W tym kontekście wezwania lidera Nowoczesnej do podjęcia akcji politycznej na rzecz przyspieszonych wyborów mogą się okazać na rękę PiS. To samo dotyczy podobnych inicjatyw lewicowych.

Opozycja ryzykuje tu więcej niż PiS, bo jeśli naczelnik zdobyłby większość konstytucyjną, miałby demokratycznie uzyskane przyzwolenie na doszczętne zniszczenie demokracji parlamentarnej, a także gospodarki wolnej od politycznej kontroli państwowej. Naczelnik już napiętnował przedsiębiorców, nad którymi PiS nie panuje.

Cel PiS jest taki, by zastąpić system otwarty i pluralistyczny państwem jednej partii, jednego przywódcy, jednego wyznania i jednego światopoglądu. Tych, którzy nie ulegną, czeka status obywateli drugiej kategorii. PiS tego nawet nie kryje, wystarczy słuchać i czytać. Taki będzie ostateczny efekt „dobrej zmiany”.

Po roku jej rządów nikt nie powinien się łudzić, że to jest zmiana służąca demokracji – naturalna i normalna. Nie, ta zmiana służy tylko PiS i jego interesom. I będzie coraz bardziej dokuczliwa dla tych, którzy na PiS nie głosowali i go nie popierają, czyli większości obywateli Polski.

kaczynski

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Jezuita zawsze w punkt

cx0x4f9xgaq0h0s

Agnieszka Gozdyra Retweeted Franciszek Smóda

Powiedzcie, że to się nie wydarzyło. A jeśli się wydarzyło, to co to było?

cx5vgwhweaar-yd

Prawdziwe zdjęcie Jarosława, przed korektą dentystyczną. Sprzed lat. Idealna ilustracja do słów Schetyny.

cx47s9jxeaet4m6

OSKARŻA PAN @HannaZdanowska O KREDYT, KTÓRY SPŁACIŁA. ALE NIE MÓWI O POCHODZENIU SWOJEGO. I ucieka z konferencji prasowej bez odpowiedzi…

cx3y1f3xcaajloa

WTOREK, 22 LISTOPADA 2016

STAN GRY: RZ: Mała firma zapłaci 2 tys za niby uproszczenia Morawieckiego, GW: Koniec OFE to koniec GPW, Fakt: Reforma emerytalna może zostać odłożona

Zrzut ekranu 2016-11-22 o 09.04.04

— CAŁOŚĆ OSZCZĘDNOŚCI Z OFE RZĄD ZABIERZE NA FUNDUSZ REZERWY DEMOGRAFICZNEJ – Anna Popiołek w GW: “Ministerstwo Pracy chce zabrać całość naszych oszczędności z OFE i przenieść do państwowego Funduszu Rezerwy Demograficznej. To oznacza, że część spółek, których akcje mają w portfelu fundusze, zostanie znacjonalizowana”.

— NACJONALIZACJA TO KONIEC GPW – dalej Popiołek: “To nie koniec. Przejęcie akcji spółek przez państwowy fundusz spowodowałoby katastrofę na giełdzie na długie lata. Nikt by nie wiedział, kiedy rząd sięgnie po te akcje, więc od GPW odwróciliby się wszyscy poważni inwestorzy. Sama zapowiedź mogłaby spowodować taki spadek cen akcji na giełdzie, że ludzie, którzy mają środki w OFE, straciliby znaczną część swoich oszczędności”.

— PLAN MORAWIECKIEGO DO KOSZA – pisze jeszcze Popiołek: “Jeśli Ministerstwo Pracy wygra teraz bój z wicepremierem Morawieckim i jednak zabierze wszystkie pieniądze z OFE do Funduszu Rezerwy Demograficznej, to wielki plan inwestycyjny wicepremiera można będzie wrzucić do kosza, bo oszczędności mają być jednym z filarów inwestycji. A jeśli zniechęcimy przyszłych emerytów do samodzielnego oszczędzania, to za kilka-kilkanaście lat żaden rząd nie da rady pomóc ani emerytom, ani ich rodzinom utrzymywanym z biedaemerytur”.

— GUS POTWIERDZA ZAPAŚĆ W INWESTYCJACH – GW: “W ciągu trzech kwartałów 2016 r. spadek inwestycji średnich i dużych firm pogłębił się do 9,1 proc. Nie wydają pieniędzy na nowe maszyny, urządzenia czy linie produkcyjne, choć zarobiły na czysto o 11,5 proc. więcej niż rok temu, a poduszka pieniężna rośnie i rośnie. Firmy śpią na pieniądzach. Na rachunkach bieżących i lokatach trzymają ponad 246 mld zł. Nie kwapią się jednak z wydawaniem pieniędzy. W pierwszym półroczu 2016 r. (w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku) spadek w inwestycjach realizowanych przez firmy zatrudniające ponad 50 pracowników sięgnął 7 proc. Po trzech kwartałach tego roku jeszcze bardziej się pogłębił – wyniósł 9,1 proc. (firmy przeznaczyły na inwestycje w tym okresie blisko 80 mld zł)”.

— WICEPREMIER MORAWIECKI JUŻ NIE JEST ZAKOCHANY – Fakt: “To oznacza wiele nieprzespanych nocy dla ministra finansów, wicepremiera Mateusza Morawieckiego. – Już raczej nie powie, że jest zakochany w tym budżecie – mówią nam jego koledzy z rządu”.

— ROZWAŻANE ODŁOŻENIE REFORMY EMERYTALNEJ O ROK – DALEJ FAKT: “Dlatego gabinet premier Beaty Szydło (53 l.) przygotowuje coraz więcej scenariuszy na wypadek, jeśli gospodarka nie ruszy z kopyta. To np. odroczenie reformy emerytalnej o kwartał – tak by obowiązywała dopiero od 2018 r. Albo wprowadzanie ograniczenia możliwości dorabiania dla wszystkich emerytów, tak by skutecznie zniechęcić Polaków do przechodzenia wcześniej na emeryturę”.

— FIRMY ZAPŁACĄ ZA KONSTYTUCJĘ DLA BIZNESU – tytuł na jedynce RZ: “Tylko 50 proc. wydatków na firmowe samochody będzie można wrzucić w koszty. Przeciętna mała firma zapłaci za te niby uproszczenie około 2 tys. zł rocznie”.

— JANUSZ SZEWCZAK W SE O KWOCIE WOLNEJ:
„”Super Express”: – Miało nie być podniesienia kwoty wolnej od podatku w 2017 roku. Niespodziewanie przegłosowany już projekt zniknął jednak z Senatu i w ciągu tygodnia rząd ma tę kwotę podnieść. To prawda?
Janusz Szewczak: – Jest taka możliwość.
– O ile?
– Może to być 800, może 1000 zł w skali roku. Czyli do 4, może trochę ponad 4 tys. zł.”

— KWOTA WOLNA ZAMIAST PODATKU JEDNOLITEGO – SZEWCZAK: „ięcej, są nawet kraje w Afryce, w których ta kwota jest wyższa niż w Polsce! I te pieniądze z reguły wracają i tak do budżetu przez rynek, nie uciekają z systemu podatkowego. I decyzja o podnoszeniu co rok kwoty wolnej od podatku jest moim zdaniem kwestią wyboru między tym a tym jednolitym podatkiem.
– Wyższa kwota wolna od podatku kosztem jednolitego podatku?
– Moim zdaniem tak. Jednolity podatek to olbrzymie wyzwanie. I trzeba go wprowadzać spokojnie, profesjonalnie. Wszystko prowadzi do pytania o to, co będzie z polskim systemem podatkowym”.

— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Miller: Olejniczak miał być kandydatem SLD na prezydenta. Wycofał się, mówiąc, że może za 5 lat
Miller: Uważam Morawieckiego za interesującego kaznodzieję, który chodzi z dobrą nowiną, ale nic z tego nie wynika
Miller: Umieszczanie mnie w obozie dobrej zmiany to niezdolność do wyrwania się z prymitywnego myślenia. Prostackie
Siemoniak: Byłem świadkiem spotkania Schetyna-Protasiewicz. Ale emocje na Dolnym Śląsku były zbyt duże
Siemoniak: Nie rozumiem powodów odejścia Marka Sowy
Radziwiłł: Nie ma dzisiaj takiej osoby w Polsce, która potrzebowałaby marihuany do leczenia i jej nie dostaje
Radziwiłł: Nie mamy dobrego miernika, jak jest z tymi kolejkami, ale jakiejś radykalnej zmiany nie ma
Polityczny plan wtorku: polsko-izraelskiego konsultacje międzyrządowe, Klub Obywatelski PO w Lublinie
http://300polityka.pl/live/2016/11/22/

— SPRAWA ZDANOWSKIEJ WAŻNIEJSZA NIŻ KONFLIKT O TRYBUNAŁ – LUDWIK DORN W GW: “Uważam tę sprawę za alarmującą, może nawet ważniejszą niż konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego. Opozycja powinna objąć ją kontrolą parlamentarną przy wykorzystaniu wszystkich środków: interpelacji, zapytań w sprawach bieżących, wniosków o informację bieżącą na posiedzeniu Sejmu, a przede wszystkim odrębnych posiedzeń komisji do spraw służb specjalnych i komisji sprawiedliwości”.

— DORN O CZERWONYM ŚWIATEŁKU OSTRZEGAWCZYM WS AUTORYTARYZMU – dalej w GW: “W swoich wypowiedziach publicznych odnosiłem się dotąd z dystansem do stwierdzeń, że obecny obóz władzy tworzy państwo autorytarne i policyjne. Dziś muszę stwierdzić, że w tej kwestii w ciemnym i długim tunelu zapaliło się czerwone światełko ostrzegawcze”.

— KOMISJA W PATOLOGIĘ – tytuł na jedynce RZ: “Możliwość zawieszania trwających postępowań sądowych, uchylanie nawet starych decyzji o zwrocie nieruchomości, decydowanie o odpowiedzialności majątkowej urzędników to tylko niektóre uprawnienia, jakie dostanie specjalna komisja ds. reprywatyzacji. “Rzeczpospolita” poznała szczegóły projektu ustawy o powołaniu komisji, która ma zbadać decyzje reprywatyzacyjne stołecznych urzędników. Jej powstanie PiS zapowiedziało miesiąc temu”.

— DOŚWIADCZENIE UCZY, ŻE JAK PIS CHCE COŚ ODPOLITYCZNIĆ, KOŃCZY SIĘ TO SKRAJNYM UPARTYJNIENIEM – pisze w RZ Michał Szułdrzyński: “Na razie znamy tylko fragment wywiadu, ale przedstawiona w nim propozycja utworzenia Narodowego Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego każe stawiać poważne pytania. Centrum ma “gromadzić wszystkie pieniądze, które są w tej chwili w różnych resortach i wydawane na różne cele”. Premier zapewnia, że celem jest większa przejrzystość w przyznawaniu dotacji i ograniczenie wpływu polityków na stowarzyszenia i fundacje. Doświadczenie uczy jednak, że jak PiS chce coś odpolitycznić, kończy się to skrajnym upartyjnieniem – dość przywołać przykłady służby cywilnej, telewizji publicznej czy Rady Mediów Narodowych. A przejrzystość? PiS na razie podąża w przeciwnym kierunku, np. wprowadzając kolejne utrudnienia w pracy dziennikarzy w parlamencie”.

— RZĄD KŁADZIE ŁAPĘ NA TRZECIM SEKTORZE – jedynka GW.

— ATAK NA SPOŁECZEŃSTWO OBYWATELSKIE – tytuł w GW.

— EWA SIEDLECKA O WSPIERANIU NGO-SÓW PRZEZ PAŃSTWO – pisze w GW: “Cele z góry łatwo przewidzieć: „wychowanie patriotyczne”, promowanie rodzicielstwa, kult smoleński. Wiadomo też, czego z pewnością władza nie wesprze: działań na rzecz równości, praw człowieka, samorządności”.

— SIEDLECKA O ROLI TVP W SPRAWIE NGO-SÓW: “Społeczeństwo zostało odpowiednio przygotowane na informacje o centralizacji NGO-sów. Rządowa telewizja przez dwa tygodnie publikowała materiały „ujawniające” jak najbardziej jawne finansowanie niektórych organizacji za czasów PO. Sugerowała, że dostawały je organizacje „związane” z poprzednią władzą, często dzięki powiązaniom rodzinnym”.

— WYKAŃCZANIE NGO-SÓW PATENT KREMLA – GW.

— SZYDŁO MÓWI ORWELLEM – Piotr Stasiński w GW: “Pan Jourdain nie wiedział, że mówi prozą, a premier Szydło nie wie, że mówi Orwellem. Ale przecież wie, co mówi. Mianowicie, że PiS sobie sprawi społeczeństwo, na jakie zasługuje i jakiego potrzebuje. Obywatele! Przecież oni mówią, co nam szykują. Czemu im nie wierzycie?”

— KWAŚNIEWSCY ZNÓW MAJĄ KŁOPOTY – Fakt o CBA.

— APARTAMENTY Z PGNIG POD LUPĄ PROKURATURY – czytamy w GPC: “Jan Krzysztof Bielecki, prezes Rady Ministrów w 1991 r. i bliski współpracownik Donalda Tuska, oraz były minister łączności Krzysztof Kilian nabyli po upustach luksusowe apartamenty od spółki z grupy państwowego giganta gazowego. Okoliczności sprzedaży mieszkań bada prokuratura – ustaliła „Gazeta Polska”.

— GPC O DOKTORACIE BYŁEGO PREZESA ARP WOJCIECHA DĄBROWSKIEGO: “W jaki sposób Dąbrowskiemu udało się łączyć kierowanie strategicznymi przedsiębiorstwami ze studiami doktoranckimi? Jak długo i kiedy pisał swoją rozprawę doktorską? Nie wiadomo. Były prezes PGZ nie odbierał telefonu. Nie odpowiedział też na prośby o kontakt”.

— FAKT O CHAOSIE ZALEWSKIEJ: “Prace nad zmianami w oświacie, zakładające m.in. likwidację gimnazjów, trwają już od 9 miesięcy. Tyle że nawet koledzy minister edukacji Anny Zalewskiej (51 l.) nie mają pewności, czy reforma będzie na czas. Ani czy podstawy programowe są już gotowe. Powód? Bo szefowa MEN wprowadza jeden wielki chaos!”.

— BUNT W MATECZNIKU PIS – GW o wyborach w Nowym Sączu: “- Wystąpienie Janczyka delegaci przyjęli bez entuzjazmu, by nie powiedzieć, że chłodno – opowiada jeden z uczestników regionalnego zjazdu PiS. – Jeszcze gorzej zareagowali na przemowę prezydenta Nowaka. Został wybuczany i w takiej atmosferze schodził z mównicy – dodaje”.

— REWOLUCJA ŻYWIENIOWA W SEJMIE – tytuł w RZ: “PiS zdecydował się na zmianę restauratora przy ul. Wiejskiej, by poprawić obniżający się prestiż tamtejszych lokali”.

300polityka.pl

WTOREK, 22 LISTOPADA 2016

19:07

Trzaskowski: Gdy rządziliśmy, to nie robiliśmy tego samego co PiS. A to słyszę czasami od lewicy i Nowoczesnej

– Ja się nie zgadzam z porównywaniem rządów PO z rządami PiS. To jest nadużycie. Możemy mówić, że były błędy – bo były. Ale ja to słyszę czasami – ze strony lewicy i Nowoczesnej – że robiliśmy to samo co PiS. Nie, nie robiliśmy tego samego. Nigdy nie było pogardy dla TK, niszczenia służby cywilnej. Wysyłania en bloc ludzie nieprzygotowanych do rządzenia. Tusk robił awantury, gdy dowiadywał się, że ktoś zatrudniał ludzi nieprzygotowanych. A teraz Kaczyński i Szydło mówią: fantastycznie. Ja się pod tym znakiem równości nie podpisuję –mówił w Lublinie, na spotkaniu Klubu Obywatelskiego Rafał Trzaskowski.

18:31
KO1

Trzaskowski: Mam nadzieję, że porozumienie opozycji nadejdzie szybko

– Jesteśmy świadomi, że musi być porozumienie wszystkich partii politycznych. Zwłaszcza, że prawdoponie będzie zmiana ordynacji wyborczej. Na pewno wszyscy się pod tym podpisujemy. I mam wrażenie, że szefostwo naszej partii też. I Nowoczesna tez dobrze wie. Chociaż my tłumaczymy, i naszym kolegom oraz kolegom z Nowoczesnej, że powinnismy się zająć PiS a nie sobą, no ale konkurujemy. Wydaje mi się, że ten moment porozumienia nadejdzie. Ja jestem zwolennikiem tego, aby ten moment porozumienia nadszedł szybko. I [że będziemy] nie jako jedna partia, ale za porozumieniem – mówił na spotkaniu klubu obywatelskiego w Lublinie Rafał Trzaskowski.

Trzaskowski: W Nowoczesnej jest mnóstwo dobrej energii, ale nie ma tam ludzi doświadczonych w zarządzaniu państwem

My wiemy, ze nie będziemy rządzić samodzielnie. My w tej rywalizacji z Nowoczesna chcemy pokazać swoje atuty. A niewątpliwie mamy jako PO bardzo wielu specjalistów, którzy są przygotowani do rządzenia. I są z rożnych pokoleń. W Nowoczesnej jest mnóstwo dobrej energii, fajni ludzie, sympatyczni, ale nie ma tam ludzi, którzy mają wielkie doświadczenie w zarządzaniu państwem – mówił Trzaskowski w odpowiedzi na pytanie o zasadność powołania gabinetu cieni.

Poza Trzaskowskim w spotkaniu biorą udział Joanna Mucha, Sławomir Nitras, Agnieszka Pomaska, Cezary Tomczyk i Paweł Olszewski.

17:48
15202579_1829981613936786_7803623773144197676_n

W sobotę marsz poparcia dla prezydent Hanny Zdanowskiej

O 13:00 w sobotę odbędzie marsz poparcia dla prezydent Hanny Zdanowskiej. Jak piszą na FB organizatorzy wydarzenia:

„Kochani! Na niedzielnym spontanicznym spacerze było nas blisko 1000 osób. W radosny, energiczny sposób zademonstrowaliśmy swoje poparcie dla prezydent Hanna Zdanowska i sprzeciw wobec przejmowania samorządów przez PiS za pomocą prokuratury, służb i prokuratora generalnego.

Dostaliśmy setki telefonów, maili i wiadomości, aby spotkać się jeszcze raz i jeszcze głośniej, jeszcze dosadniej, jeszcze mocnej powiedzieć politykom PIS-u , ze jesteśmy #MuremZaHanka”

Sprawa Hanny Zdanowskiej stała się w ostatnich dniach jednym z głównych tematów polskiej polityki.

300polityka.pl

CBOS: Polacy źle oceniają sytuację w kraju. Ale jedna grupa jest z niej wyjątkowo zadowolona

japan, PAP, 22.11.2016

Najnowszy sondaż CBOS ws. nastrojów społecznych

Najnowszy sondaż CBOS ws. nastrojów społecznych (Fot. Kancelaria Prezydenta RP)

• CBOS: 47 proc. badanych uważa, że sytuacja w Polsce zmierza w złym kierunku
• Jedna trzecia respondentów (36 proc.) jest przeciwnego zdania
• Według ośrodka bieżącą sytuację w kraju najlepiej oceniają wyborcy PiS

CBOS opublikował raport z listopadowego badania nastrojów społecznych w Polsce. 47 proc. ankietowanych uważa, że ogólna sytuacja w kraju zmierza złym kierunku. Przeciwnego zdania jest 36 proc. respondentów. Co szósty uczestnik sondażu (17 proc.) nie miał zdania. To wyniki zbliżone do badania z października. Analitycy CBOS zwracają uwagę, że niezadowoleni z kierunku rozwoju sytuacji w Polsce są przede wszystkim respondenci o lewicowych poglądach politycznych, niepraktykujący religijnie, z wyższym wykształceniem. Zdecydowanie dobrze sytuację w Polsce oceniają wyborcy PiS-u (79 proc. opinii pozytywnych).

 

gazeta.pl

Rząd robi krzywdę Zalewowi Wiślanemu. Przekop Mierzei Wiślanej to niewybaczalny błąd

WYWIAD
Tomasz Ulanowski, 22 listopada 2016

Kanał ma pomóc w rozwoju elbląskiego portu. Dzięki pogłębieniu toru wodnego do tego portu mogłyby wpływać statki o zanurzeniu do 4 metrów (obecnie około 2 metrów), długości 100 metrów i szerokości 20 m, co oznacza że terminal mógłby rocznie przeładowywać nawet 3,5 miliona ton towarów rocznie (obecnie przeładowuje około 200 tysięcy ton przy górnych możliwościach 1,5 miliona ton).

Kanał ma pomóc w rozwoju elbląskiego portu. Dzięki pogłębieniu toru wodnego do tego portu mogłyby wpływać statki o zanurzeniu do 4 metrów (obecnie około 2 metrów), długości 100 metrów i szerokości 20 m, co oznacza że terminal mógłby rocznie przeładowywać nawet 3,5… (Materiał Urzędu Morskiego w Gdyni

Mało mamy takich „wzorcowych ekosystemów”. Jeżeli dziś zostawimy go w stanie nienaruszonym, to nasze dzieci na jego wzór będą mogły naprawiać to, co już udało nam się zniszczyć dookoła – mówi nam dr Szymon Bzoma

W maju rząd zdecydował o budowie kanału przez Mierzeję Wiślaną. Ma on uniezależnić żeglugę po Zalewie Wiślanym od Rosji i przynieść gospodarcze korzyści regionowi elbląskiemu. Kanał będzie miał 1,3 km długości i 5 m głębokości, śluzę, wrota sztormowe, dwa mosty zwodzone, stanowisko postojowe i obiekty przejścia granicznego. Umożliwi wpływanie do portu w Elblągu jednostek o parametrach morskich, tj. zanurzeniu do 4 m, długości 100 m, szerokości 20 m.

To flagowa inwestycja PiS, jej koszt oszacowano na 880 mln zł. Zanim się rozpocznie, rząd powinien opracować nowy raport oddziaływania inwestycji na środowisko, który musi uzyskać akceptację Komisji Europejskiej, gdyż inwestycja dotyczy chronionego obszaru Natura 2000.

Przeciwni inwestycji są mieszkańcy Krynicy Morskiej, a także ekolodzy wskazujący na potrzebę ochrony cennych siedlisk.

Rozmowa z dr. Szymonem Bzomą, ornitologiem z Grupy Badawczej Ptaków Wodnych KULING:

Tomasz Ulanowski: Liczy pan na to, że Komisja Europejska zablokuje ten projekt?

Dr Szymon Bzoma: Na pewno ma do tego powody. Na obszarach objętych unijnym programem Natura 2000 można dokonywać nawet poważnych ingerencji, które spowodują duże zniszczenia w tzw. priorytetowych gatunkach i siedliskach chronionych, ale musi to być uzasadnione nadrzędnym interesem publicznym. Pomysłodawcy przekopania Mierzei Wiślanej nie pochylili się w wystarczający sposób nad sensownością tego projektu. Zamiast tego rozważają różne jego warianty, tak jakby ich pomysł był prawdą objawioną.

A według pana on nie ma sensu?

– W oficjalnej strategii rozwoju sieci transportowej Polski do 2020-30 r. nie ma słowa o rozbudowie portu w Elblągu i przekopie kanału. Pytanie więc brzmi, czy potrzeby transportowe naszego kraju rzeczywiście wymagają nowego kanału żeglugowego. Inne pytanie: czy sam Elbląg potrzebuje tego przekopu? Czy nie może się rozwijać w inny sposób?

Może?

– Trzeba by zapytać mieszkańców Elbląga, czy gdyby dostali od rządu 1 mld zł, to wydaliby go na przekopanie Mierzei Wiślanej i pogłębienie podejścia do swojego portu, czy na coś innego.

Władze Elbląga popierają pomysł przekopu.

– Bo rząd chce im dać na to pieniądze. Gdyby chciał im dać 1 mld zł na to, żeby mieszkańcy miasta przenosili piasek z miejsca na miejsce, to samorządowcy też by je wzięli. Rząd nie chce za to sfinansować innych pomysłów, które naprawdę mogłyby poprawić jakość życia w Elblągu bez niszczenia przyrody, która jest dobrem całego społeczeństwa. Samorządowi politycy znają reguły tej gry i słowa przeciwko przekopowi nie powiedzą.

Innych, czyli jakich? Jak dobrostan mieszkańców Elbląga poprawiłby przyrodnik?

– Zalew Wiślany, który leży dość blisko miasta, jest jedynym tak dużym i dzikim akwenem w Polsce. Nie ma na nim tłumów jak na właściwym wybrzeżu Bałtyku ani infrastruktury żeglugowej jak na Mazurach. Dla przyrodnika to stan idealny. Ale mogę sobie wyobrazić, że wydajemy 1 mld zł na rozwój infrastruktury turystycznej na zalewie tak, żeby zrównoważyć potrzeby dzikiej przyrody i mieszkańców Elbląga oraz okolic. Zalew stałby się dodatkowym magnesem, czymś, co w nadmorskiej ofercie turystycznej byłoby wyjątkowe i przyciągające.

Duma narodowa nic dla pana nie znaczy? Dzięki przekopaniu Mierzei Wiślanej mamy wstać z kolan i uniezależnić się od naturalnego wejścia do zalewu, które znajduje się już w Rosji.

– Możemy, oczywiście, uniezależnić się od wszystkich naokoło, łącznie z gremiami międzynarodowymi, i przy okazji narobić mnóstwo szkód samym sobie. Tylko po co? Ten przekop zaszkodzi tylko nam, Rosji na pewno nie.

Dlaczego?

– Cały ruch morski do Elbląga odbywa się z portów rosyjskich. Możemy sobie bajać, że to się zmieni, kiedy przekopiemy mierzeję, ale raczej tak nie będzie.

Popatrzmy na Kołobrzeg. To port, który leży nad samym morzem, nie trzeba do niego się przedzierać przez wąski kanał wycięty w jakiejś mierzei i zalewie, jest wystarczająco głęboki i skomunikowany z resztą kraju. Bardzo podobny do Elbląga, i nikt nie blokuje do niego dostępu. Do tego jest dalej od konkurencyjnych portów niż Elbląg. Mimo to jego obroty są dziś niższe niż przed wojną i stanowią kilka procent tego, co miałby obsługiwać Elbląg po przekopie. Do Kołobrzegu mało kto chce coś wozić, więc dlaczego ma być inaczej w przypadku Elbląga?

Elbląg dzieli od portu w Gdańsku, głębszego i mogącego przyjmować większe statki, ledwie godzina drogi autem. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko wozi się samochodami. Konkurować z nimi mogą tylko naprawdę wielkie statki. Wszystkie inne formy transportu wymagają stałego dotowania – np. w postaci utrzymywania nierentownej infrastruktury. Można i robi się to np. dla ochrony środowiska – tak jak dotuje się kolej. Tyle że w przypadku przekopu mierzei środowisko ucierpi znacząco, a jako usprawiedliwienie tego opowiada się nam, że ta inwestycja się zwróci.

Innym nadużyciem jest opowiadanie o tym, jakie to ułatwienie dla żeglarstwa. Ludzie sobie wyobrażają, że przypłynie jacht ze Skandynawii i wpłynie na zalew, kto wie, może nawet do Elbląga.

Wpłynie?

– Nie, bo zalew dalej będzie płytki i niebezpieczny dla morskich jednostek. Jedynie małe, jeziorowe jachty znad Zalewu Wiślanego w dobrą pogodę będą mogły wypłynąć na Zatokę Gdańską. Ale one dziś też mogą wypłynąć – Wisłą.

Co możemy sobie zniszczyć, przekopując Mierzeję Wiślaną?

– Zachodnia część zalewu jest dziś ostoją ptaków. Laikom może się wydawać, że przekop tego nie zmieni. W końcu budujemy molo nad morzem, zabetonowujemy kawałek plaży, a ptaki nadal są. Jak nie jedne, to drugie. Jednak Zalew Wiślany jest wyjątkowy. Jest jednocześnie morski i odludny. Wartością zalewu jest nie tylko to, co możemy wyliczyć – gatunek 1, 2, 3, tyle i tyle osobników – ale przede wszystkim skala ekosystemu i bogactwo różnych zależności między tymi różnorodnymi gatunkami roślin i zwierząt. Do Zalewu Wiślanego wpływają morskie ryby – np. śledzie, żeby się rozmnażać. W ten sposób stan ekologiczny tego małego akwenu wpływa na cały nasz Bałtyk. Dziś nic nie musimy robić, żeby to mieć, podziwiać i badać. Do tego mało jest dziś takich „wzorcowych ekosystemów”. Jeżeli dziś zostawimy go nienaruszonym, to nasze dzieci na jego wzór będą mogły naprawiać to, co zniszczyliśmy dookoła.

Zatoka Pucka jest już tak komercyjnie obciążona, że przestała  być ostoją. Podobnie Zalew Szczeciński, w którym właśnie taki stale pogłębiany tor żeglugowy już dawno wytyczono. W obu tych miejscach widać negatywne dla przyrody skutki obecności masowej turystyki lub ruchu dużych statków. Ptaki nie chcą budować tam gniazd w pasie trzcin przybrzeżnych czy dryfującej roślinności – tej ostatniej tam zresztą już prawie nie ma.

Dlaczego?

– Wpłynięcie dużego statku w taki mały akwen to tsunami dla lokalnego ekosystemu. Duży statek na płytkiej wodzie wyciska fale o olbrzymiej energii, które w odległości nawet wielu kilometrów od toru wodnego wyrywają całą roślinność, niszczą gniazda, topią jaja i pisklęta. Taki akwen staje się niegościnny dla ptaków lęgowych.

Dzisiaj na Zalewie Wiślanym gniazduje kilkanaście ważnych gatunków ptaków, które w całej Polsce północnej występują tylko tam – np. rybitwy białowąse zakładające gniazda na pływającej roślinności, i to głównie w okolicach, przez które ma iść nowy tor wodny.

Zobacz też: Rok rządu PiS

Czy inne gatunki też ucierpią?

– Gołym okiem będzie widać wyrwę w mierzei. Będzie to koniec dzikiej plaży i nadanie mierzei takiego wyglądu, jaki ma całe pobliskie wybrzeże Bałtyku. Gdzie się nie będzie stało, zawsze będzie widać betonowy „koniec plaży”. Ucierpią ssaki, które do tej pory mogły swobodnie wędrować po mierzei.

Najbardziej jednak zaszkodzimy tym gatunkom, których cierpienia nawet nie zauważymy. Nowy kilku-, kilkunastokilometrowy tor wodny prowadzący przez Zalew Wiślany do portu w Elblągu będzie musiał być ciągle pogłębiany. W tej chwili tor ma 1,8 m głębokości, a ma mieć 5 m i blisko 0,5 km szerokości.

Wyobraźmy sobie, jakie poruszenie wśród Polaków wywołałoby wyrąbanie takiej wyrwy w lesie, zrzucenie wszystkich martwych drzew i innej roślinności oraz zabitych przy okazji zwierząt na kupę i wpuszczenie w to wszystko ruchu ciężarowego. I powtarzanie tego wszystkiego co roku.

Podobną krzywdę chcemy zrobić Zalewowi Wiślanemu. No, ale pod wodą nikt jej nie zobaczy.

Różne warianty budowy kanału przez Mierzeję Wiślaną

Studio Gazeta

przekop

wyborcza.pl

WOJCIECH CZUCHNOWSKI

Błaszczak, pogromca inwalidów

22 listopada 2016

Minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak

Minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak (Fot.Michał Walczak / Agencja Gazeta)

Pozytywnie zweryfikowani pracownicy SB dostali szansę pracy dla demokratycznej Polski. W zamian państwo wymagało od nich lojalności i wierności ślubowaniu. Byli esbecy uwierzyli w te zapewnienia. Po 27 latach minister Błaszczak zrywa umowę

W imię „realnej sprawiedliwości”, szef MSWiA Mariusz Błaszczak, proponuje radykalne obniżenie emerytur „funkcjonariuszom państwa totalitarnego”. Opisany przez „Wyborczą” projekt ostatecznej „dezubekizacji” emerytur i rent mundurowych, zakłada, że każdy, kto chociaż jeden dzień przepracował w strukturach komunistycznego aparatu przymusu, traci prawo do świadczeń emerytalnych przysługujących policjantom i funkcjonariuszom służb.

Mógł więc ktoś przez ponad ćwierć wieku lojalnie i z poświęceniem pracować dla niepodległego państwa, ale skoro zaczynał pracę przed 31 lipca 1990 r., ćwierć wieku jego służby dziś się nie liczy. Liczy się tylko to, że „zaczynał w SB”.

Równie funkcjonariusz, który np. w 1989 r. przeszedł z rozwiązywanej bezpieki do policji, a potem, już w latach 90. został ranny na służbie, nie ma prawa do renty specjalnej Ani jego rodzina, jeśli poległ w czasie wykonywania obowiązków.

Bo „wcześniej był esbekiem”.

Gdy w 1990 r. upadała PRL, służby specjalne przeszły weryfikację. Przeszłość funkcjonariuszy badały komisje, złożone z dawnych opozycjonistów. Zwycięzcy oceniali grzechy dawnych prześladowców, eliminowali tych, którzy gorliwie zwalczali Kościół i opozycję.

Pozytywnie zweryfikowanym, państwo polskie powiedziało, że daje im szansę pracy dla demokratycznej Polski. W zamian wymaga lojalności i wierności ślubowaniu.

Byli esbecy uwierzyli w te zapewnienia.

Przykłady takich ludzi jak generałowie Gromosław Czempiński czy Sławomir Petelicki, pokazują, że dobrze spełniali swoje obowiązki.

Błaszczak robiąc z nich po 27 latach esbeków, niegodnych miana oficerów, zrywa umowę, którą wtedy zawarła z nimi Rzeczpospolita i z której oni się wywiązali.

Uderzenie w ludzi, którzy przez lata pracowali dla naszego bezpieczeństwa i wrzucenie ich do jednego worka ze stalinowskimi oprawcami, nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością.

To zwykle świństwo. Wstyd, że Polska ma dziś takiego ministra.

blaszczak

wyborcza.pl

Było jacuzzi, teraz czas na futro jenota. Poseł Tarczyński z PiS znowu zaskakuje „skromnością”

ds, mn, 22.11.2016

Dominik Tarczyński z PiS w płaszczyku z futrem jenota

Dominik Tarczyński z PiS w płaszczyku z futrem jenota (www.twitter.com/D_Tarczynski)

Poseł Dominik Tarczyński z PiS opublikował na swoim Twitterze zdjęcie w płaszczu z futrem jenota za kilka tysięcy złotych. To nie pierwszy raz, kiedy chwali się wysokim poziomem swojego poselskiego życia.

„Ciekawe” zdjęcie na profilu Tarczyńskiego pojawiło się kilka dni temu jako część dyskusji dot. jego ubioru. Na fotografii poseł ubrany jest w czerwony płaszczyk z kołnierzem z futra jenota. To jednak nie wszystko. Polityk dowcipnie skomentował opublikowane zdjęcie.

Mój sweterek i moda a’la Szejnfeld są passe. Teraz polecam czerwony płaszcz z Jenotem – napisał Tarczyński.

Płaszczyk bliski ludziom

PiS stworzył swój wizerunek na sloganie „partia bliska ludziom”. Przeciwnością takiego podejścia miał być świat bogatej polityki, którą wg PiS lansowali przedstawiciele PO. Poseł Tarczyński po raz kolejny podważył ten wizerunek publikując zdjęcie w wartym kilka tysięcy płaszczu.

Komentarz dotyczący zmiany stylu nawiązywał do różowego swetra, w którym poseł wystąpił kilka lat temu. Intensywny kolor oraz obcisły fason ubrania i wtedy wywołały lawinę komentarzy. Sweter powrócił w dyskusji na Twitterze, do której Tarczyński postanowił dołączyć.

Wpis posła PiSu tym razem także wzbudził kontrowersje. Na tweeta odpowiedziało m.in. Stowarzyszenie Otwarte Klatki. Obrońcy praw zwierząt zachęcili w komentarzu posła, do zgłębienia tematu skąd pochodzi jego futrzany kołnierz.

@Mlot_na_Lemingi @artur_wiktorski @JedrekPolski
Mój sweterek i moda a’la Szejnfeld są passe. Teraz polecam czerwony płaszcz z Jenotem 😂 pic.twitter.com/fVEgbCBkRR

.@D_Tarczynski @Mlot_na_Lemingi @artur_wiktorski@JedrekPolski zachęcamy Pana Posła do obejrzenia co oznacza http://www.flickr.com/photos/otwarteklatki/albums/72157661829982092 

Photo published for Polskie fermy norek, lisów i jenotów

Polskie fermy norek, lisów i jenotów

Wszystkie zdjęcia pochodzą z polskich ferm zwierząt futerkowych. Wszystkie zwierzęta widoczne na zdjęciach zostały już zabite i oskórowane.

flickr.com

Tarczyński odpowiedział: „Nie noszę, w pełni popieram, bo to mój kumpel”. W następnym komentarzu obiecał pomóc stowarzyszeniu w uwolnieniu jenotów hodowanych na futra oraz podał swój numer telefonu.

Czy w takim razie zdjęcie w sklepowym lustrze było tylko żartem?

Historia lubi się powtarzać

To nie pierwszy raz kiedy Tarczyński podważa wizerunek PiSu. W styczniu polityk podbił internet publikując zdjęcie z jacuzzi jednego z najdroższych salonów SPA w Warszawie. Fotografia miała pokazywać wypoczynek zmęczonego posła po ciężkim dniu pracy. Wywołała jednak serię negatywnych wypowiedzi dot. rozrzutności polityka z „partii bliskiej ludziom”. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

W przypadku jacuzzi polityk na wszystkie komentarze odpowiedział bardzo krótko:

22:00 👣

Jeśli kogoś moja kąpiel w basenie za 150 zł uraziła, to jest mi przykro.Nie płaciłem służbową kartą.

Dzięki za tłity!

Tym razem do sprawy podszedł podobnie. Na jedno z pytań dotyczących płaszcza odpisał:

@D_Tarczynski panie Pośle o co kaman z tym czerwonym wdziankiem??? 😲 Mam nadzieję, że to jakiś żart.😞

@ekatyush Żarcik ale jak widać nie każdy ma dystans do siebie i poczucie humoru 😉

bylo

gazeta.pl

 

zycie

Agnieszka Gozdyra

http://zycienakocialape.blogspot.com/2016/11/smierc-i-koniec-swiata.html

Śmierć i koniec świata

Kiedy umarł Rysiek, zawalił się cały świat Marcela.
Byli jak Filemon i Bonifacy ze słynnej dobranocki. Nierozłączni. Rychu był dla Marcela wzorem i punktem odniesienia. Wyrozumiałym ojcem, a czasem matką. Ile razy znajdowałam na jego piersi wyciamkane kępki futra, bo młody przez długi czas cierpiał na coś w rodzaju choroby sierocej. Ssał więc kawałek Ryśkowej sierści i w ten sposób się uspokajał. Odzywał się wyłącznie do niego. Ze mną nie porozumiewał się głosem. Partnerem do rozmowy był dla niego wyłącznie drugi, starszy kot.

Od początku było wiadomo, że Marcel jest trochę inny. Wycofany. Ostatni do miski, przepraszający, że żyje. Schodzący wszystkim z drogi. Jedyny chłopak w miocie. Uratowany wraz z matką i rodzeństwem z mroźnej piwnicy. Kotka z odmrożonymi łapami, kilka kocich dziewczyn i on. – Może byś go wzięła – zapytała pewnego razu moja przyjaciółka, która całe to stado znalazła i przygarnęła. – Szukam dla niego dobrego domu.
Najpierw nie byłam pewna. Ale przecież trzeba mieć kota „na zakładkę”. I jeśli ta kocia gapa ma się gdzieś życiowo odnaleźć, to Rysiek – z jego charakterem – będzie idealny jako wychowawca.
Tak się stało. Przeżyli wspólnie kilka dobrych lat. Prawdziwa kocia przyjaźń.

Potem nagle przyszła straszna zima, kiedy okazało się, że Ryś odchodzi. Dwa koszmarne tygodnie. Najpierw niepewność i nadzieja, że to jednak nie to, że jeszcze nie teraz. Błaganie o jakąkolwiek szansę dla niego. Szukanie specjalistów i coraz bardziej zasępione miny lekarzy. – To USG nie wygląda dobrze, ale dam pani skierowanie do doktora X, tam jest lepszy sprzęt. Nocne jazdy na kroplówkę, gdy kot słabł. Diagnoza. Dobrze, spróbujemy operacji, ale musi się pani przygotować, że jeśli będzie zbyt słaby, to pogłębimy narkozę. Pogłębimy narkozę… dobrze rozumiem? Nie wybudzi się? Nie.
Jego ostatnia noc w domu, gdy wzięłam go z kliniki, by nie musiał być sam w szpitalnej klatce. Dojechaliśmy, wniosłam go opatulonego. Spróbował pójść do kuwety. Nie był w stanie. Chwiejący się, płaczący – dosłownie – z bólu kot, kiedyś wielki i wspaniały, dziś umierający na moich oczach. Upadł w łazience. Więc błyskawicznie, nosidło z koca, by sprawić jak najmniej bólu i pędem do auta. Szaleńcza jazda z powrotem do kliniki, żeby tylko ulżyć w cierpieniu. Poczekaj, jeszcze nie teraz, zaraz będziemy na miejscu.
A w domu zostaje przerażona kupka nieszczęścia, która od wielu dni nie rozumie, co się dzieje i której rozpada się znany dotąd świat. Bo przyjaciel znika na długie godziny, a gdy wraca, nie jest już sobą. Bo trzeba patrzeć na jego umieranie.
Rysiek nie wybudził się z narkozy, zgodnie z przewidywaniami lekarzy. Wymęczone nowotworem ciało nie podołało. Koty chorują w milczeniu. Jak bardzo więc musiał cierpieć, skoro w pewnych momentach jęczał z bólu, a mnie przystawało serce. Proszę mu coś dać, on tego nie wytrzyma. Daliśmy mu przed chwilą, nie można teraz więcej. I ten moment, gdy pozwolono mi wejść, by się z nim pożegnać przed operacją. Poznał mnie i zamiauczał ostatni raz.
Potem wróciłam do domu. Usiadłam na podłodze w przedpokoju i wyszedł do mnie przerażony Marcel. Pamiętam to pytające spojrzenie, wielkie oczy. Nie ma go, zostaliśmy sami – powiedziałam. Wtedy odezwał się do mnie po kociemu. Po raz pierwszy w życiu do mnie, nie – jak zwykle – do Ryśka. I dopiero wtedy się poryczałam.

 

gazeta-wyborcza-2

 

gazeta-wyborcza

 

w-swoich

WTOREK, 22 LISTOPADA 2016

Schetyna: Jestem w Kołobrzegu, by rozmawiać o zagrożeniu ze strony Komitetu Centralnego PiS dla samorządu

13:12

Schetyna: Jestem w Kołobrzegu, by rozmawiać o zagrożeniu ze strony Komitetu Centralnego PiS dla samorządu

– Przyjeżdżam tu aby spotkać się z marszałkami, samorządowcami by porozmawiać o zagrożeniu [ze strony] polityki rządu, Komitetu Centralnego PiS dla samorządu. To jest najgorszy z możliwych wzorców starych czasów, ta chęć centralizacji i zabrania niezależności. Podważanie pozycji tych, którzy dobrze zarządzają. Gdzie jak nie tu, właśnie z marszałkami województw rozmawiać o tym zagrożeniu. I odpowiedzialności za państwo, gdy to jest ideologiczne, gdy jest agresywne. To wtedy od samorządów będzie dużo zagrażań. W kontekście zabierania pieniędzy dla NGO też będzie dużo zależeć od samorządów. Np. poprzez tworzenie budżetów partycypacyjnych. To ważny moment. PiS po rozpoczęciu wojny z TK, ta wojna dobiega końca, a teraz widzimy dalszy ciąg walki z władzą sądowniczą. Samorządy są zaraz za tym – powiedział w Kołobrzegu Grzegorz Schetyna.

11:46
nitras1

Nitras i Pomaska o podwyżkach OC: Żądamy od premier Szydło natychmiastowej interwencji w tej sprawie.

– Chcieliśmy państwa poinformować o tym, co się dzieje z ubezpieczeniami OC. Mamy do czynienia z drastycznymi podwyżkami. To jest obowiązkowe ubezpieczenie. Podwyżki średnio sięgają 36%, a nawet 500%. Powinna się tym zainteresować premier Szydło. Niestety tak nie jest. UOKiK bagatelizuje tę sprawę – mówiła Agnieszka Pomaska na konferencji w Sejmie.

Nitras: Żądamy od premier Szydło natychmiastowy interwencji w tej sprawie

Skala podwyżek w przyszłym roku sięgnie 100%. W tym wszystkim dochodzi do naruszenia zbiorowych interesów konsumentów. To formuła opisana w prawie. W takiej sytuacji UOKiK mają obowiązek wszcząć postępowanie. Zadamy od premier Szydło natychmiastowy interwencji w tej sprawie. Niech zmusi UOKiK do wszczęcia postępowania. Ta sprawa jest bardzo podobna do kredytów frankowych. Ta sprawa dotyczy dwudziestu-paru milionów Polaków. Obowiązkiem rządu jest dbanie o interesy obywateli. Podwyżka OC to klasyczna zmowa, rząd musi interweniować

10:06

Błaszczak: Teraz będzie normalnie. Wszystkie NGO-sy będą miały równy dostęp do środków publicznych

– To jest umożliwienie wszystkim organizacjom pozarządowym równego dostępu do środków publicznych. Wcześniej tak nie było. Konkursy, to jest taka formuła, którą można wszystko uzasadnić. Praktyka była taka, że te same organizacje dostawały wsparcie. A były organizacje, które wsparcia otrzymać nie mogły. Teraz będzie normalnie. Każdy takie wsparcie będzie otrzymywał. Jest czymś nieodpowiednim, gdy 70% budżetu tych organizacji jest przeznaczane na płace. Takie organizacje powinny przeznaczać pieniądze na cele społeczne. A nie na wynagrodzenia – mówił o zmianach w finansowaniu NGO-sów Mariusz Błaszczak w „Salonie politycznym Trójki”

Błaszczak: Kryteria będą sprawiedliwe, otwarte

Kryteria będą sprawiedliwe, otwarte i takie, które pokażą że każda z organizacji pozarządowych ma możliwość ubiegania się o dotacje. Dziś fundacje koncentrują się nie na mecenacie, a na pozyskiwaniu. Powinny skoncentrować się na mecenacie.

09:08
mk1

Siemoniak: Trwa obława na samorządowców. CBA i prokuratura działają politycznie

– Trwa obława. Wyraźnie to widać, bo nie jest to pierwsza sprawa. Zaczęło się od kontroli wszystkich urzędów marszałkowskich, takie działanie ewidentnie publiczne. Potem był prezydent Lublina, teraz prezydent Łodzi. Myślę, że rację ma Ludwik Dorn, który dziś w jednej z gazet powiedział, że to jest czerwony alarm, bo sprawa Zdanowskiej jest prywatna, zamknięta w tym sensie, że spłaciła ten kredyt. Wyraźnie widać, ze CBA i prokuratura działają politycznie i mają człowieka, a dopiero wtedy znajdują paragraf – mówił w „Porannej rozmowie RMF” Tomasz Siemoniak.

08:37

Miller: Uważam Morawieckiego za interesującego kaznodzieję, który chodzi z dobrą nowiną, ale nic z tego nie wynika

– Jeżeli premier Morawiecki mówi, że to najlepszy rok od chyba 20 lat w sensie rozwoju, to komiczne. On mówi w momencie, w którym PKB spada w dół z prędkością promu kosmicznego. Za czasów SLD PKB było od 5 do 7%. To wysokość niewyobrażalna dla obecnej władzy. W Morawieckiego nie wierzę. Uważam go za interesującego kaznodzieję, który chodzi z dobrą winą, opowiada o niej, ale nic z tego dalej nie wynika, a dobrej nowinie potrzebne są skutki i fakty, których nie ma – mówił Leszek Miller w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

300polityka.pl

„Gazeta Polska” na tropie „kłamstwa smoleńskiego”. Jedna teoria goni drugą, sensacja – sensację

fot. Marta Kondrusik

22.11.2016
W Smoleńsku był zamach, eksplozje rozerwały samolot, Tusk utrudniał wyjaśnianie przyczyn katastrofy – takie twierdzenia od lat pojawiają się w artykułach „Gazety Polskiej”.
Przypominamy okładki „GP” i „GPC”, które prezentowały sensacyjne, zmieniające się  – i dotąd niepotwierdzone – teorie dotyczące tragedii pod Smoleńskiem.

Podziel się

W Smoleńsku był zamach, eksplozje rozerwały samolot, Tusk utrudniał wyjaśnianie przyczyn katastrofy – takie twierdzenia od lat pojawiają się w artykułach „Gazety Polskiej”. Przypominamy okładki „GP” i „GPC”, które prezentowały sensacyjne, zmieniające się  – i dotąd niepotwierdzone – teorie dotyczące tragedii pod Smoleńskiem. Co więcej, część tych teorii wyklucza się nawzajem.

W zeszłym tygodniu „Gazeta Polska Codziennie” opublikowała swoje „przełomowe” ustalenia ws. katastrofy smoleńskiej. „GPC” napisała, że „samolot Tu-154M, którym leciała delegacja do Katynia 10 kwietnia 2010 r., uderzył w ziemię kołami”. Tym samym zakwestionowała wnioski komisji Jerzego Millera, która uznała, że tupolew zderzył się z ziemią „w pozycji odwróconej”. „Raporty Millera i Anodiny (szefowej MAK – przyp. red.) mijają się z prawdą” – napisał dziennik.

Wszystkie zdjęcia

gazeta.pl

Ludwik Dorn

Centralne Biuro Ataku politycznego. Ogłaszam alarm

22 listopada 2016

Prezydent Łodzi Hanna Zdanowska

Prezydent Łodzi Hanna Zdanowska (Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta)

Uważam sprawę prezydent Łodzi za alarmującą, może nawet ważniejszą niż konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego. Opozycja powinna objąć ją kontrolą parlamentarną przy wykorzystaniu wszystkich środków

W swoich wypowiedziach publicznych odnosiłem się dotąd z dystansem do stwierdzeń, że obecny obóz władzy tworzy państwo autorytarne i policyjne. Dziś muszę stwierdzić, że w tej kwestii w ciemnym i długim tunelu zapaliło się czerwone światełko ostrzegawcze.

Chodzi mi o postawienie zarzutów karnych natury kryminalnej prezydent Łodzi Hannie Zdanowskiej, którą Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wielkopolskim oskarża o wyłudzenie kredytu zaciągniętego w 2009 roku. Postępowanie w tej sprawie prowadziło i prowadzi Centralne Biuro Antykorupcyjne. Prezydent Zdanowska wystąpiła na konferencji i oświadczyła, że jest niewinna.

Można jej wierzyć lub nie; dla istoty rzeczy nie ma to większego znaczenia. Istota rzeczy polega bowiem na tym, że niezależnie od tego, jak było naprawdę w 2009 roku, zarzuty karne w ogóle nie powinny być pani Zdanowskiej postawione, a CBA od początku nie powinno podejmować sprawy.

Otóż art. 297 Kodeksu karnego (wyłudzenie kredytu) zawiera paragraf trzeci, który mówi: „Nie podlega karze, kto przed wszczęciem postępowania karnego dobrowolnie zapobiegł wykorzystaniu wsparcia finansowego lub instrumentu płatniczego, określonych w par. 1, zrezygnował z dotacji lub zamówienia publicznego albo zaspokoił roszczenia pokrzywdzonego”.

Ponieważ Hanna Zdanowska zaciągnięty w 2009 roku kredyt spłaciła w 2015 roku (o czym mowa w jej publicznie dostępnym oświadczeniu majątkowym za tenże rok), to nie ma pokrzywdzonego, czyli jej czyn, który, być może, był bezprawny, nie podlega karze. Jaki jest więc sens stawiać jej zarzuty karne? Sens jest tylko propagandowo-polityczny, niech media trąbią, że prezydent Łodzi z PO ma kryminalny zarzut karny.

Równie wątpliwy jest udział w tej sprawie CBA, które zgodnie z ustawą jest „służbą specjalną do spraw zwalczania korupcji w życiu publicznym i gospodarczym, w szczególności w instytucjach państwowych i samorządowych, a także do zwalczania działalności godzącej w interesy ekonomiczne państwa”. Nawet jeśli, co wielce prawdopodobne, CBA badało sprawę kredytu Hanny Zdanowskiej z racji weryfikacji jej oświadczenia majątkowego, to ustawa mówi wyraźnie, że tej weryfikacji biuro dokonuje w zakresie swoich ustawowych właściwości. A jaki związek z korupcją lub gospodarczymi interesami państwa miał zaciągnięty i spłacony kredyt?

Jedną z cech definicyjnych państwa policyjnego jest wykorzystywanie organów ścigania do stawiania bezpodstawnych zarzutów przeciwnikom politycznym reżimu. To, niestety, jest właśnie przypadek Hanny Zdanowskiej.

Wydaje się, że świadomy tego jest w obozie władzy co najmniej minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro, który w TVP powiedział, że zbada zasadność zarzutów wobec pani Zdanowskiej, a jeśli prokuratorzy postępowali nieprofesjonalnie, to czekają ich konsekwencje. W wywiadzie ministra Ziobry padło przy tym tajemnicze zdanie, że sprawa Hanny Zdanowskiej objęta była w prokuraturze nadzorem prokuratury wojskowej. Z jakiej racji?

Zobacz także: Rok rządu PiS

Uważam tę sprawę za alarmującą, może nawet ważniejszą niż konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego. Opozycja powinna objąć ją kontrolą parlamentarną przy wykorzystaniu wszystkich środków: interpelacji, zapytań w sprawach bieżących, wniosków o informację bieżącą na posiedzeniu Sejmu, a przede wszystkim odrębnych posiedzeń komisji do spraw służb specjalnych i komisji sprawiedliwości.

Oprócz pytań zadanych powyżej warto się dowiedzieć chociażby, w ilu przypadkach zaciągniętych i spłaconych kredytów Centralne Biuro Antykorupcyjne badało prawdziwość i rzetelność dokumentacji wniosków kredytowych składanych przez funkcjonariuszy publicznych. A także – jakie były afiliacje polityczne osób objętych takim badaniem, w tych przypadkach, kiedy można je ustalić.

*Ludwik Dorn – w PRL-u współpracownik KOR-u, zakładał pierwszy niezależny ośrodek badań społecznych. Współzałożyciel PiS, minister spraw wewnętrznych i wicepremier za pierwszych rządów PiS, potem marszałek Sejmu. W latach 2008-15 bezpartyjny poseł niezrzeszony.

ta

wyborcza.pl

Prawicowi dziennikarze zaczęli otwartą walkę. Kłótnia o Smoleńsk i wpływy w TVP

Agnieszka Kublik, 22 listopada 2016

Tomasz Sakiewicz

Tomasz Sakiewicz (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Ekshumacja prezydenckiej pary Marii i Lecha Kaczyńskich odsłoniła kuchnię prorządowego dziennikarstwa. Otwartą wojnę na łamach swoich tytułów prowadzą ze sobą redaktor naczelny „Gazety Polskiej Codziennie” Tomasz Sakiewicz i bracia Karnowscy z wPolityce.pl i „w Sieci”

Poszło o sobotni artykuł w „Gazecie Polskiej Codziennie” stawiający sensacyjną tezę, że tupolew 10 kwietnia 2010 r. uderzył w Smoleńsku w ziemię kołami, a nie – jak ustaliła rosyjska komisja MAK czy nasza rządowa komisja Jerzego Millera – grzbietem. Według GPC „jednoznacznie” wskazują na to wyniki sekcji zwłok pary prezydenckiej. „Ustalenia polskich i zagranicznych biegłych potwierdzają zeznania naocznych świadków wydarzenia” – czytamy w tekście GPC.

W tekście zero konkretów – żadnej analizy, jak wyniki sekcji Marii i Lecha Kaczyńskich doprowadziły do wniosku, że samolot upadł na koła. Gazeta na nikogo się nie powołuje. Nie ma też ani słowa wyjaśnienia, jak ta teza ma się do poprzednich forsowanych przez GPC, że na pokładzie tupolewa doszło do wybuchu jeszcze w powietrzu. Nie ma też znanej od kilku dni informacji, że wstępne wyniki sekcji zwłok prezydenckiej pary potwierdziły, że odnieśli oni obrażenia charakterystyczne dla ofiar wypadków komunikacyjnych.

Akt 1: Wiadomości „cenzurują” Sakiewicza

Naczelny GPC bardzo liczył, że ten news zacytują „Wiadomości” TVP, to byłaby promocja tytułu w największej porze oglądalności. O godz. 19. 14 Sakiewicz pisze na Twitterze „Informacje o wynikach sekcji zwłok pary prezydenckiej Republika dała jako pierwsza, Polsat i TVN na razie milczą. Zobaczymy w Wiadomościach”.

Informacje o wynikach sekcji zwłok pary prezydenckiej Republika dała jako pierwsza, Polsat i TVN na razie milczą. Zobaczymy w Wiadmosciach

Przeliczył się. To początek aktu pierwszego.

Już o godz. 19:59 ćwierka: „Wiadomości oczywiście też ocenzurowały informację o sekcji zwłok prezydenta. Wiadomościami kieruje Marzena Paczuska”

Wiadomości oczywiście też ocenzurowały informację o sekcji zwłok prezydenta. Wiadomościami kieruje Marzena Paczuska

O 20:07 Paczuska mu odpowiada: „Czekam na publikację oficjalnych wyników badań przez Prokuraturę Krajową. Dotychczasowe, liczne przecieki nie potwierdzały się.”

Wiadomości oczywiście też ocenzurowały informację o sekcji zwłok prezydenta. Wiadomościami kieruje Marzena Paczuska

.@TomaszSakiewicz Czekam na publikację oficjalnych wyników badań przez @PK_GOV_PL Dotychczasowe, liczne przecieki nie potwierdzały się.

O 20:46, w obronę szefową „Wiadomości” bierze Michał Karnowski, dziennikarz portalu wPolityce.pl, magazynu „w Sieci” i publicysta TVP Info: „Wiadomości TVP są atakowane za niezależność, trzeba je wspierać”

@TomaszSakiewicz @MarzenaPaczuska @PK_GOV_PL Pan redaktor od dłuższego czasu prowadzi jakąś dziwną grę wokół @WiadomosciTVP i @TVP.

Sakiewicz odpowiada wpisem, że „niezależność nie polega na wiecznym promowaniu Karnowskich”. To aluzja to tego, że Michał i jego brat Jacek (redaktor naczelny tygodnika „w Sieci”) są jednymi z najczęściej występujących w „Wiadomościach” komentatorami.

Oburzenie Sakiewicza można wytłumaczyć tym, że nie po raz pierwszy dziennik TVP 1 tak ostentacyjnie pominął smoleński news „Gazety Polskiej”. W październiku „Wiadomości” nie zacytowały ani zdania z ogromnego wywiadu z Antonim Macierewiczem, który ujawniał rzekomo tajne nagranie z rzekomo tajnego spotkania Tuska z Putinem w Smoleńsku wieczorem 10 kwietnia 2010 r. Rzekomo, bo spotkanie było jawne i w dużym gronie, a rejestrowała je kamera TVP, zaś nagranie z tej rozmowy jest znane od 2010 r. i dostępne np. na YouTube.

Akt 2: Kto uderza w kobiety brudnymi chwytami?

W poniedziałek rozegrał się drugi akt tej środowiskowej awantury. Portal press.pl podał, że Justyna Karnowska, żona Jacka, została awansowana na wicedyrektora TVP1.

Portal „niezależna.pl” Sakiewicza opublikował na ten temat ironiczną notkę: „Justyna Karnowska została zastępcą dyrektora Programu 1 Telewizji Polskiej. Wcześniej kierowała redakcją TVP ABC. Prywatnie jest żoną Jacka Karnowskiego, redaktora naczelnego tygodnika „W Sieci”. Biuro prasowe TVP potwierdziło informacje na temat awansu. (…) W odpowiedzi na pytanie portalu press.pl napisano, że „doceniając niekwestionowany sukces i potencjał kanału tematycznego TVP ABC, który znajduje się na stałe w strukturach Jedynki, kierownictwo TVP 1 zdecydowało się podnieść status stanowiska szefa redakcji TVP ABC i nominować Justynę Karnowską na stanowisko zastępcy dyrektora TVP 1. Redakcja gratuluje awansu!”.

Na ten tekścik mocno emocjonalnie zareagował mąż – Jacek Karnowski. Napisał na portalu wPolityce.pl: „Redaktor Tomasz Sakiewicz nie lubi, gdy ktoś staje mu na drodze. Choćby nie wiem jak był zasłużony w pracy dla Polski. Otwarcie szantażował kobietę, szefową Wiadomości Marzenę Paczuskę, stawiając tezę: jeśli nie puści jego pseudonewsa o rzekomo znanych już wnioskach z ekshumacji śp. Marii i Lecha Kaczyńskich (jakim cudem kilkanaście godzin po zakończeniu samej procedury!!!????), to uzna ją za >>smoleńskiego kłamcę<<! A mówimy o dziennikarce, która w dążeniu do prawdy – prawdy, a nie nie hucpy – należała zawsze i należy do tych najtwardszych, najbardziej nieustraszonych, wytrwałych i dzielnych!”

W dalszej części tekstu Jacek Karnowski zarzuca Sakiewiczowi, że „uderzanie w kobiety brudnymi chwytami” najwyraźniej „weszło mu w krew”. Zarzucił mu atak na Justynę Karnowską cytowaną powyżej ironiczną notką. „Redakcja Sakiewicza idzie więc drogą >>Gazety Wyborczej<< i >>Pressa<<, które w ten sposób właśnie dezawuowały samodzielny dorobek zawodowy mojej żony (pracowała w TVP na długo zanim ją poznałem) sugerując bez żadnych podstaw, że chodzi o jakiś nepotyzm”.

Karnowski sugeruje, że Sakiewicz „chce się zemścić za obronę słusznej decyzji Marzeny Paczuskiej”. „Więc uderza. Nawet nie w Karnowskiego, ale – niczym damski bokser – w jego żonę. Kłótnie na prawicy są szkodliwe, są złe. Ale nie możemy pozwolić, by całe środowisko próbował zastraszać, a nawet szantażować, człowiek, który wyraźnie się zapomniał, a może i zagubił” – napisał publicysta.

Na portalu Karnowskich pojawił się też tekst Michała. Wypominał w nim Sakiewiczowi, że przed paroma miesiącami zarzucił Karnowskim, jakoby w sporze pomiędzy szefem Rady Mediów Narodowych Krzysztofem Czabańskim, a prezesem TVP Jackiem Kurskim (w sierpniu Czabański chciał Kurskiego odwołać, ale ostatecznie szef TVP zachował stanowisko) stanęli po stronie tego drugiego, licząc na duża kasę z telewizyjnych produkcji.

Akt 3: „Nowy Michnik prawicy”

„Odpowiedziałem od razu, że żadnych planów produkcji telewizyjnej nie mamy i nie mieliśmy” – pisał Michał Karnowski – „Telewizja potwierdziła, że w pytaniu zawarta jest nieprawdziwa teza, że to całkowita bzdura. Ale. świństwo poszło w świat. (…) Wszystko zgodnie z zasadą, że najlepiej z polemisty zrobić złodzieja i że trochę błota zawsze się przylepi. No i się przylepiło.”.

Michał Karnowski wypomina środowisku Sakiewicza: „Robią to ludzie, którym naprawdę duże miliony włożone przez patriotów w Telewizję Republika i zaangażowanie tam setek wspaniałych ludzi jakoś przeciekły przez palce, co zresztą jest już przedmiotem rozmaitych dociekań. I robią to w stosunku do ludzi, którzy żyją skromniej niż ktokolwiek może sobie wyobrazić”.

Potem atakuje naczelnego „Gazety Polskiej Codziennie” porównaniem do… Michnika: „Wedle atakujących wszyscy wokół są źli i kierują się niskimi, podłymi instynktami: i Ojciec Tadeusz Rydzyk, i środowisko >>w Sieci<<, i szefostwo TVP, i teraz >>Wiadomości<< TVP. Wszystkich chce się rozstawiać po kątach i wszystkim dyktować, co mają robić, co i jak pisać. Jednocześnie siebie chwalą bez umiaru. Ostatnio ogłosili nawet, że wybory w USA to oni wygrali, a wnioski generalne z ekshumacji ofiar smoleńskich poznali zanim jeszcze jakiekolwiek badania wykonano. Zaś szefową >>Wiadomości<<, doświadczoną redaktorkę Marzenę Paczuskę, która takich pseudo newsów słusznie nadawać w poważnym programie nie chce, zaliczono do „smoleńskich kłamców”. Co oczywiście dla prawdziwych kłamców smoleńskich jest jak gwiazdka z nieba! Jak widać, ktoś tu chce być nowym Michnikiem prawicy”.

„Dziennikarzowi nie wolno czekać”

Ale najostrzej Sakiewicza zaatakował w poniedziałek Marek Pyza tekstem opublikowanym w portalu wpolityce.pl pod tytułem >>„Poszedł prikaz: grzejemy!” Jak powstał ostatni „news” „GPC” o 10/04. W odpowiedzi na egzaltację<<. To akt trzeci.

Pyza opisuje, jak powstał sobotni tekst GPC o tupolewie, który miał spaść na koła. Przytacza SMS od „znajomego dziennikarza, który długo pracował w mediach Tomasza Sakiewicza” i wciąż ma tam „wielu przyjaciół”:

„Jak powstał news o upadku na kołach – info z wnętrza: Mając inf. o tym, że wyniki sekcji wskazują na >>obrażenia typowe dla wypadków komunikacyjnych<<, góra (czyli red. Sakiewicz – przyp. Marka Pyzy) wysunęła wniosek: >>takie obrażenia mogły powstać w sytuacji, gdy samolot uderzył spodem, a nie dachem<< – i poszedł prikaz: grzejemy! Autor spytał: >>wiemy cokolwiek więcej?<<, dostał odp.: >>Nie możemy więcej<<. Nie przesadzam. Dokładnie tak to wyglądało. Dawno nie czułem takiego zażenowania.”

Pyza cytuje Sakiewicza, który tak się w poniedziałkowej GPC tłumaczył z sobotniego artykułu: Dziennikarzowi nie wolno czekać. Ma dążyć do jak najszybszego zebrania i ujawnienia informacji, nawet jeśli są cząstkowe i potem będą weryfikowane. To, czego się dowiedział, ma przekazać, pozwalając czytelnikowi zachować dystans”. Po czym dopytuje: „Co >>ujawniła<< GPC w sobotnim tekście? Ano nic. Czego się dowiedziała? Niczego. Pozwoliła czytelnikowi zachować dystans? Nie, bo narzuciła własną – nieuprawnioną! – interpretację szczątkowych faktów. To właśnie miałem na myśli pisząc wczoraj, że Sakiewicz szkodzi sprawie smoleńskiej”.

Na koniec Pyza daje Sakiewiczowi radę: „Gdy faktycznie dzieje się coś ważnego – piszcie, krzyczcie, alarmujcie. Ale gdy nie dzieje się nic, nie kreujcie newsów. To sprzeczne ze sztuką naszego zawodu, mało uczciwe wobec czytelników, a w tym szczególnym przypadku również nieuczciwe wobec rodzin ofiar, które tragedia smoleńska dotknęła najbardziej. Lepiej byście jednak milczeli zamiast newsy wymyślać”.

Będą kolejne akty

Konflikt w medialnej rodzinie PiS między środowiskiem Sakiewicza i braci Karnowskich po raz pierwszy mogliśmy zaobserwować na początku sierpnia, podczas wspomnianej próby sił między Czabańskim a Kurskim. Wtedy Karnowscy stanęli murem za Kurskim, bo „przywrócił w TVP pluralizm i wrażliwość na patriotyzm oraz polską rację stanu”. Sakiewicz wsparł Czabańskiego, opowiedział się więc przeciwko Karnowskim, których atakował insynuacjami, że „zanim zaczną rozdzierać szaty w obronie >>świetnego prezesa<<, powinni ujawnić, ilu z nich ostatnio podpisało lub podpisuje kontrakty w telewizji”.

To starcie wygrał układ Kurski – Karnowscy. Politycy PiS w nieoficjalnych rozmowach nie kryją, że Kurski październikowy konkurs Rady Mediów Narodowych na szefa TVP wygrał decyzją Jarosława Kaczyńskiego. Środowisko Karnowskich zostało więc wzmocnione, Sakiewcza – odtrącone. Emocje w tej publicznej kłótni nie dziwią – idzie o to, kto teraz zgarnie więcej programów, wpływów i pieniędzy.

Będą kolejne akty.

prawicowi

wyborcza.pl

Jeden dzień pracy w PRL, a reszta w III RP? Radykalne cięcie emerytury mundurowej. Nowy projekt PiS

Wojciech Czuchnowski, Leszek Kostrzewski, 22 listopada 2016

KRZYSZTOF MILLER

Funkcjonariusz służb i policji będzie miał radykalnie obniżoną emeryturę mundurową, jeżeli chociaż jeden dzień przepracował w Służbie Bezpieczeństwa lub instytucji podlegającej komunistycznemu MSW.

Pod takim projektem podpisał się obecny szef MSWiA Mariusz Błaszczak. Jeśli rząd Beaty Szydło go przyjmie, Sejm uchwali i prezydent Andrzej Duda podpisze, to zmiany dotkną ponad 32 tys. osób i ich rodzin.

Służył też III RP – nie ma znaczenia

Podpisany przez Błaszczaka projekt „ustawy o zmianie ustawy o zaopatrzeniu emerytalno-rentowym funkcjonariuszy” (ABW, AW, CBA, BOR, SKW, SWW, SG, więziennictwa i Straży Pożarnej) to nowość – nosi datę 15 listopada. W tym tygodniu prawdopodobnie zajmie się nim rząd.

Emerytura mundurowa dotyczy osób, które pracując w policji i służbach mundurowych, korzystają z przywileju wcześniejszego przejścia na emeryturę (już po 15 latach pracy). W zamian otrzymują świadczenie zwiększone o ok. 2,6 proc. za każdy rok służby.

Projekt Błaszczaka różni się zasadniczo od ustawy dezubekizacyjnej uchwalonej w 2009 r. w czasach rządów PO-PSL i obowiązującej cały czas. Ta zakłada, że funkcjonariusze organów bezpieczeństwa PRL nie dostają emerytury mundurowej za czas służby przed lipcem 1990 r. (wtedy w miejsce Służby Bezpieczeństwa powstał Urząd Ochrony Państwa). Emerytura oficera, który np. przez 5 lat pracował w PRL, a potem przeszedł pozytywną weryfikację i dalsze 10-20 lat służył Rzeczpospolitej Polskiej, składa się dzisiaj z dwóch części:

  • za lata komunistyczne dostaje świadczenie w wysokości 0,7 proc. od podstawowego wymiaru emerytury za każdy rok,
  • za lata służby w III RP nalicza mu się po 2,6 proc. od tej podstawy za każdy rok.

Efekt: zwiększoną o dodatek mundurowy, emeryturę lub rentę funkcjonariusz dostaje tylko za pracę po roku 1990 r.

Zmiany z 2009 r. miały „wyrównać społeczną niesprawiedliwość”, jaką – zdaniem ówczesnej większości sejmowej – były wysokie emerytury byłych esbeków. Jednocześnie gwarantowały, że ci, którzy zdecydowali się pracować dla wolnej Polski i byli wobec niej lojalni, nabyli prawa i przywileje takie jak ich koledzy, którzy nie mieli PRL-owskiej przeszłości.

Projekt Błaszczaka całkowicie zrywa z podziałem na funkcjonariuszy służących tylko PRL i tych, którzy przeszli do pracy w służbach III RP. Art. 15c jego projektu zakłada, że jeśli przed 31 lipca 1990 r. ktoś pracował chociaż jeden dzień w SB lub innych „organach totalitarnego państwa”, to jego maksymalna emerytura nie może przekraczać średniej emerytury ZUS – dzisiaj to 2053 zł brutto, ok. 1,6 tys. na rękę.

Dziś funkcjonariusze lub ich rodziny mają świadczenia wynoszące średnio po kilka tysięcy złotych, więc obniżka będzie radykalna.

Funkcjonariusze i ich rodziny nadal będą mogli pobierać dodatek pielęgnacyjny przysługujący po ukończeniu 75 lat. Ich świadczenie będzie też podlegać corocznej marcowej waloryzacji.

Zobacz też: Rok rządu PiS

Ranni w misjach ONZ – obniżka

Według projektu MSWiA staż funkcjonariuszy w czasach PRL sprawdzać ma IPN, który przekaże swoje ustalenia do ZUS. Oprócz SB obniżenie emerytur i rent dotknie tych, którzy służyli w jednostkach MON: Wojskowej Służbie Wewnętrznej (poprzedniczka WSI), Wojskach Ochrony Pogranicza (poprzednik Straży Granicznej), słuchaczy na kursie Służby Bezpieczeństwa, wykładowców i pracowników szkół milicyjnych i MSW.

Na tej samej zasadzie – do poziomu przeciętnej miesięcznej renty z tytułu niezdolności do pracy – Błaszczak chce obniżyć świadczenia osobom, które kiedyś pracowały w PRL i doznały na służbie ran lub kalectwa (także po 1990 roku). Obejmie to np. tych, którzy odnieśli rany np. na misjach międzynarodowych ONZ. Renta inwalidzka nie może być wyższa niż 1543 zł brutto, a renta rodzinna (dla bliskich poległego) 1725 zł brutto.

W podsumowaniu projektu czytamy, że „nie znajduje uzasadnienia dalsze funkcjonowanie systemu prawnego, który przewiduje dla funkcjonariuszy państwa totalitarnego wysokie przywileje emerytalne, szczególnie w kontekście trudnej sytuacji materialnej wielu ludzi walczących w latach 1944-90 o wolność, niepodległości prawa człowieka”.

Zdaniem autorów zmian „konieczne jest ustanowienie realnej sprawiedliwości w traktowaniu przez system prawny RP przypadków służby w komunistycznych organach bezpieczeństwa w zakresie podziału dóbr materialnych w demokratycznym społeczeństwie”. Czytamy tam też, że pierwsza próba obniżenia świadczeń podjęta w 2009 r. „nie okazała się wystarczająco skuteczna”, bo przepisy nie objęły „rencistów policyjnych, którzy pełnili służbę na rzecz totalitarnego państwa”, oraz ich rodzin „pobierających świadczenia po byłych funkcjonariuszach”.

Jeżeli PiS uchwali zmiany, mniejsze renty i emerytury b. funkcjonariusze zaczną dostawać w listopadzie 2017 r.

Rząd szacuje, że obniżonych będzie co najmniej 18 tys. emerytur policyjnych, 4 tys. policyjnych rent inwalidzkich i 9 tys. rent rodzinnych.

– Tak naprawdę jednak ta liczba może być jeszcze większa, bo nie mamy wszystkich danych o osobach, które służyły w dawnym aparacie – mówi nam nasz informator.

Łącznie po obniżce świadczeń rząd ma zaoszczędzić co roku ok. 546 mln zł.

Pójdą do sądu

Niektórzy funkcjonariusze, którzy stracą na ustawie, już zapowiadają, że wystąpią do sądu.

– Zmniejszenie emerytur byłym funkcjonariuszom SB dotyczy całej rzeszy policjantów służących po 1990 r., i to nawet takim, którzy nigdy w SB nie pracowali, ale np. jako milicjanci odbywali szkolenia w resortowych szkołach [Akademia Spraw Wewnętrznych szkoliła milicjantów, więzienników, strażaków, żołnierzy i funkcjonariuszy SB]. W projekcie ustawy wszystkich wrzucono do jednego worka – mówią nam niektórzy funkcjonariusze.

Już wcześniejsza ustawa dezubekizacyjna spotkała się z protestami i byli funkcjonariusze PRL zaskarżyli zmiany najpierw do polskich sądów, potem do Trybunału w Strasburgu. Przegrali, bo Strasburg uznał rozdzielenie okresów pracy dla komunizmu i demokratycznego państwa za słuszne i sprawiedliwe.

Nie wiadomo, jak sądy odniosą się do obecnie planowanych zmian.

komu

wyborcza.pl