Beylin, 12.04.2016

 

Krótki film, który mówi więcej niż tysiąc analiz. Tak wyglądało przywitanie Dudy i Kaczyńskiego

Prezydent Duda w dość specyficzny sposób przywitał się z prezesem Kaczyńskim.
Prezydent Duda w dość specyficzny sposób przywitał się z prezesem Kaczyńskim. Fot. screen z programu TVN

Można napisać całe tomy książek na temat relacji między Jarosławem Kaczyńskim a Andrzejem Dudą. Prezydent może jeszcze tysiące razy zapewnić, jak bardzo jest niezłomny, niezależny, ale… jeden krótki film symbolicznie pokazuje, jaka jest prawda.

Prezydent Duda spotkał się z prezesem Kaczyńskim podczas uroczystości w szóstą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Choć „spotkał się” to może zbyt szumne określenie. Krążący po sieci film pokazuje, z jakim zaangażowaniem głowa państwa zabiega o uścisk dłoni prezesa rządzącej partii. Panowie przywitali się w sposób, który bardzo wiele mówi o ich relacjach. I tłumaczy, kto jest dziś osobą numer jeden w tym kraju. .

Przypomnijmy, że 10 kwietnia Duda i Kaczyński przemawiali na Krakowskim Przedmieściu. Po południu prezydent zaapelował o pojednanie i przebaczenie. Kilka godzin później prezes PiS skwitował to stwierdzeniem, że o przebaczeniu może być mowa tylko wtedy, gdy zostanie „wymierzona kara”.

naTemat.pl

Cztery grzechy wielokulturowej Europy – ta Francuzka opisuje je bezbłędnie

"Vernon Subutex" to lektura obowiązkowa.
„Vernon Subutex” to lektura obowiązkowa. Fot. materiały promocyjne

Vernon dał ciała. Niegdyś właściciel kultowego sklepu z płytami i przyjaciel gwiazd – dzisiaj zapuszczony bezdomny z komornikiem na karku. Rusza w rundę po mieszkaniach przyjaciół z przeszłości i ze zdziwieniem obserwuje jak agresywnego rocka i solidarność zastąpiły piwne brzuchy, proza życia, frustracja i pogarda.

To pierwsza część serii Despentes, Vernon poza tym, że stał się bezdomnym, jest też poszukiwany przez kilka wpływowych osób, bo zupełnie nieświadomie stał się właścicielem bardzo cennej walizki z nagraniami niedawno zmarłej gwiazdy hip-hopu Alexa Bleacha.

„Vernon Subutex” to książka francuskiej autorki Virginie Despentes, która z pozoru analizuje mentalność paryską, tak odległą od tej znad Wisły. Środowisko bobo (bourgeois boheme), reżyserzy, scenarzyści piosenkarze i… gwiazdy porno. Połączeni doświadczeniem mocnej rockowej młodości lat 70. i 80. – dziś nerwowo nerwowo próbujący reanimować tamtych siebie, ale bezskutecznie, bo uzbrojeni w cynizm, wyrachowanie i skupiający się na własnym interesie.

Autorka nie ma litości dla czytelnika. Co rozdział to nowa postać, inny narrator, nowa historia, element do sieci powiązań. Do nikogo nie sposób się przywiązać, trudno komukolwiek kibicować. To, co jest jednak wspólne dla wszystkich bohaterów to tło, do którego muszą się odnieść. Tło, które z oczu spędza sen nie tylko Francuzom, lecz także Polakom. Wielokulturowe, imigranckie, tło biedy, ryzyka porażki i rozczarowania – bo obiecywany w latach 90. sukces nie nadszedł, a nawet jeśli kogoś zaszczycił, to ma nie taki smak, jaki sobie wyobrażaliśmy.

Związki, które miały być na całe życie, a skończyły się po kilku latach kwaśnym posmakiem w ustach, marzenia, które dzisiaj mogą wywołać tylko uśmiech politowania i utracona naiwność, która – mimo że niebezpieczna i niepożądana w dzisiejszym świecie – to jednak urocza.

I ten biedny Vernon, już trochę śmierdzący, nieumyty, stający na progu drzwi paryskiego mieszkania, bohaterom trochę przynosi na myśl wspomnienie naiwności i niewinności, a to wzrusza i zmusza do ucieczki w tył. To, co z tyłu zderzone z tym, co teraz ujawnia najgorsze grzechy naszych czasów. „Paneuropejskie” grzechy. Te kilka cytatów z genialnej książki Despentes pokazuje, że naprawdę staliśmy się europejską wioską a narodowa tożsamość, której tak mocno każą nam się trzymać jednak rozmywa się w rasizmie, pogardzie i europocentrycznym egoizmie, który w Vernonie jest bardzo cichym bohaterem, ale takim, który ma wpływa na wiele zdarzeń.

1. Kompleksy

Xavier bogato wyszedł za żonę (sic!), to był klasyczny paryski mezalians. Miał być świetnym scenarzystą, ale nie poszło. Małżonka ponoć nie traktuje go jak mężczyznę, on w sumie chciałby być z inną kobietą, a koniec końców największą przyjemność w życiu dają mu dzieci, co też Xavierowi poniekąd męskość odbiera, bo kto by to widział męski, czuły ojciec. Jednak z monologu wewnętrznego autora wynika, że największym problemem bohatera nie są niezrealizowane ambicje i potężne kompleksy, ale Arabki – które chyba przypominają mu samego siebie. I może dlatego tak bardzo ich nienawidzi.

VIRGINIE DESPENTES „VERNON SUBUTEX”

Xavier ma ochotę wymierzyć solidnego kopniaka w dupę grubej Arabce w hidżabie, która paraduje tuż przed nim.(…)Paskudna rasa, nic dziwnego, że ludzie ich nie lubią! On robi zakupy, zamiast zająć się pracą, bo jego żona nie chce uchodzić za kurę domową, a te leniwe brudasy włóczą się po mieście, nic nie robią, żyją sobie spokojnie z państwowych zasiłków. Nie dość, że bez szemrania robią wszystko w domu, chodzą do roboty, żeby ich utrzymywać, to jeszcze mają potrzebę wkładania hidżabu, żeby zamanifestować swą uległość. To jest wojna psychologiczna: chodzi o to, by francuski samiec poczuł, jak bardzo stracił na wartości.

2. Pycha
Kiko bada kondycję przedsiębiorstw, kosi grube pieniądze, udało mu się. Jego dom na jego życzenie może zmienić się w burdel, w jego łóżku wyląduje każda, na którą będzie miał ochotę. Kiko ma pewność, wie na czym świat stoi, rozgryzł mechanizmy i algorytmy dzisiejszych czasów, dlatego sobie radzi. Sam o sobie mówi, że jest sprinterem, ci którzy odpadli w przedbiegach sami są sobie winni. Za mało ćwiczyli.

VIRGINIE DESPENTES „VERNON SUBUTEX”

Kiko jest podpięty do jedynego nurtu, ma bezpośrednie połączenie z władzą, pieniądze się szamoczą, wierzgają, stają dęba, ale Kiko jest w siodle. Czy ktoś każe pilotowi bombowca przeżywać wewnętrzne rozterki? A ci jeszcze bronią szkoły czy ubezpieczeń społecznych. Zapóźnieni w rozwoju. Czy bezrobotny czuje potrzebę czytania w czasie wolnym? Mają dostawać pieniądze, skoro nic nie produkują? To koniec starego świata. Po co mamy kształcić ludzi, których nie potrzebujemy na rynku pracy?

3. Rozczarowanie
Aicha, córka Selima, Francuza arabskiego pochodzenia. Selim wychowany w duchu liberalnie po europejsku – panicznie boi się, że córka zostanie bojowniczką państwa islamskiego, bo stała się bardzo religijna. Aicha z kolei czuje się oszukana, bo Francja bezczelnie kpiła z jej matki i ojca, a teraz Francuzi pozbawieni jakichkolwiek zasad moralnych śmią kpić z niej.

VIRGINIE DESPENTES „VERNON SUBUTEX”

Francja przekonała jej ojca, że jeśli przyswoi sobie uniwersalną kulturę, ona otworzy przed nim szeroko swe ramiona, jak przed każdym ze swoich dzieci. Piękne fałszywe obietnice, bo Arabowie z dyplomami pozostali pariasami Republiki i wstydliwie trzymano ich na progu ważnych instytucji. Nie ma nic gorszego dla córki, od uświadomienia sobie, że oszukano jej ojca – może poza odkryciem, że on bardzo w to wierzył. Zakpiono sobie z niego.

4. Agresja
Patrice – żona od niego odeszła i zabrała dwoje ukochanych dzieci. Facet nie może sobie z tym poradzić, bo nie ma najmniejszej wątpliwości, że była to kobieta jego życia. Ta jedyna. Na pięknym rodzinnym obrazku majaczyła tylko jedna mała rysa. Przemoc. Patrice opisuje ją jako zjawisko, które raz sprowokowane, nie może się zatrzymać. Nie ma nad tym kontroli. Kocha więc bije. Bije więc kocha. Z jednej strony nie był w stanie znieść widoku żony w trakcie porodu, bo patrzenie, kiedy najbliższa osoba tak cierpi, było nie do wytrzymania. Z drugiej strony bicie jej, gdy nosiła w brzuchu ich dziecko, było na porządku dziennym. To agresja niezrozumiała, bo raz robi z niego kata, a raz bohatera.

VIRGINIE DESPENTES, „VERNON SUBUTEX”

Lubi bójki w barach. Lubi burdy od najmłodszych lat. Rok wcześniej, w metrze, siedział obok jakiegoś czarnego chłopaka, wątłego, drobnego, to był jeszcze dzieciak. Gdy otworzyły się drzwi, do wagonu weszło dwóch innych małolatów, w tym samym wieku, ale dobrze zbudowanych, i od razu podskoczyli do niego, żeby mu przyłożyć i zabrać pieniądze.(…) Patrice długo się nie zastanawiał. Chwycił ich obu, a potem każdemu przyłożył. (…)Tego dnia był w metrze bohaterem – ludzie wokół niego cieszyli się, że mają pod ręką psychopatę, nikt nie zamierzał wysyłać go na grupową terapię. Gratulowali mu.

„Vernon Subutex” niestety nie daje odpowiedzi (która dobra ksiażka to robi?), ale bardzo trafnie stawia pytania i bardzo celnie wskazuje problemy. Współczesny kult afirmujący jednostkę, indywidualne potrzeby, tylko własne uczucia bardzo wyraźnie pokazuje, że rzeczywistość filtrowana tylko przez własne ja jest rzeczywistością pełną resentymentu i wrogości wobec innego ja i innych potrzeb. Stąd mnogość charakterów w książce i mnogość spojrzeń na świat, których spektrum widzenia jest bardzo mocno ograniczone pewnym dużym i trochę rozmazanym kształtem. Ten kształt nie pozwala przyjrzeć się temu, co majaczy na horyzoncie ani szczegółom z otoczenia. Ten kształt to własny nos każdego z bohaterów tej prawdziwej do bólu książki.

czteryGrzechy

naTemat.pl

Dotrzemy do Alfy Centauri jeszcze za naszego życia. Miliarder ogłasza projekt za 100 mln dolarów

Michał Rolecki, 12.04.2016

Alfa Centauri

Alfa Centauri (Fot. HANDOUT REUTERS)

Jak dotrzeć w 20 lat do najbliższej gwiazdy, aby ją zbadać? Na dzisiejszej konferencji prasowej milioner Yuri Milner ogłosił ambitny plan.
 

– Historia ludzkości to historia wielkich kroków. 55 lat temu Jurij Gagarin stał się pierwszym człowiekiem, który opuścił Ziemię. Dziś przygotowujemy się do następnego wielkiego kroku, kroku do gwiazd – ogłosił imiennik Gagarina, amerykański miliarder Yuri Milner, na dzisiejszej konferencji prasowej w Nowym Jorku, na której odkrył kulisy tajemniczego projektu „Breakthrough Starshot”, w którym udział brał także genialny fizyk Stephen Hawking.

Gdzie mamy dolecieć?

Alfa Centauri jest najbliższą nam gwiazdą (poza Słońcem, rzecz jasna). Ale „najbliższa” nadal oznacza gigantyczne odległości. Cztery lata świetlne, które dzielą nas od tej gwiazdy, to prawie czterdzieści tysięcy miliardów kilometrów. Gdybyśmy chcieli wysłać tam rakietę z taką prędkością, żeby dotarła jeszcze za naszego życia, samo paliwo do jej rozpędzenia ważyłoby więcej niż cała materia zgromadzona w Układzie Słonecznym.

Ale jest sposób, aby dotrzeć na Alfę Centauri w niedługim czasie. Na dzisiejszej konferencji prasowej Milner ogłosił szczegóły bardzo ambitnego projektu, który powstał z błogosławieństwem Hawkinga. Jeśli projekt zostanie zrealizowany, będzie najbardziej przełomowym osiągnięciem ludzkości.

Jak mamy tam dotrzeć?

Na Alfę Centauri nie dotrzemy fizycznie my, ludzie. Wyślemy nasze kosmiczne sondy – ogłosił Milner. Będą wielkości pocztowego znaczka i niewiele od niego grubsze, ale każda wyposażona w kamerę i zestaw czujników. Takich sond będą setki, a każdą napędzi słoneczny żagiel o powierzchni kilku metrów i wadze zaledwie kilku gramów. A ponieważ siła promieniowania naszej macierzystej gwiazdy jest zbyt słaba, do odpowiedniej prędkości (20 proc. prędkości światła, czyli 60 tys. km na sekundę!) rozpędzą je gigantyczne lasery o mocy stu gigawatów zainstalowane na Ziemi. Całość ma kosztować, bagatela, 100 mln dolarów. To założenia projektu „Breakthrough Starshot”.

Takie miniaturowe sondy napędzane światłem dotarłyby do Alfy Centauri w 20 lat, czyli jeszcze za naszego pokolenia. Mogłyby zbadać tamtejszy układ planetarny i wysłać na ziemię obrazy i dane, które dotrą do nas po nieco ponad 4 latach. Wszystko to, mówił Milner, jest możliwe już dziś dzięki miniaturyzacji i nanotechnologii. Koszt tego przedsięwzięcia opiera się na założeniu, że koszt budowy laserów będzie, jak dotychczas, spadał, więc za 10 lat będą one tańsze. Obecnie koszt budowy laserów o takiej mocy byłby znacznie wyższy.

Czy dotarcie do najbliższej gwiazdy za pomocą sond wielkości znaczka pocztowego wydaje się poważne? – Każda rewolucja zaczyna się od prześmiewczych chichotów – mówi „Scientific American” jeden ze współtwórców projektu „Starshot”, astrofizyk Avi Loeb. – Ale jesteśmy poważnymi ludźmi. Zamierzamy sprawdzić, czy projekt da się zrealizować. Jeśli nie, przyznamy się do porażki i zajmiemy innymi projektami – dodaje.

Czy da się w kosmos polecieć na żaglach? Przeczytasz w tekście Piotra Cieślińskiego.

Alfa Centauri jest jednym z najjaśniejszych punktów na niebie półkuli południowej. To układ trzech związanych ze sobą gwiazd. Dwie z nich – oznaczone przez A i B – są podobne do Słońca i dość blisko siebie, trzecia krąży znacznie dalej i jest małym czerwonym karłem. Nazywa się Proxima Centauri, i to ona z tej trójki jest najbliżej Ziemi (choć świeci tak słabo, że gołym okiem jej nie widać).

W 2012 r. odkryto przy Alfa Centauri B planetę wielkości Ziemi. Obiega tę gwiazdę po wyjątkowo ciasnej orbicie. Pełne okrążenie – tamtejszy rok – trwa tylko trzy dni i pięć godzin. Z powodu bliskości gwiazdy na jej powierzchni panuje prawdopodobnie mordercza temperatura, którą astronomowie oszacowali na ponad 1200 stopni C. Jeśli tak jest, to życie, takie jakie znamy, byłoby tam raczej wykluczone. Ale równie dobrze może być inaczej.

– Być może jakaś bardziej odległa planeta znajduje się w ekosferze (strefie życia) tej jakże podobnej do Słońca i w dodatku najbliższej nam gwiazdy – komentował dla „Gazety” Aleksander Wolszczan, odkrywca pierwszych planet poza Układem Słonecznym.

Zobacz także

najbardziej

wyborcza.pl

 

Ukaranie tych, których Kaczyński wyznaczy jako winnych, wymaga pacyfikacji sądów w Polsce

Marek Beylin, 12.04.2016

Jarosław Kaczyński przemawia w trakcie obchodów 6. rocznicy katastrofy smoleńskiej

Jarosław Kaczyński przemawia w trakcie obchodów 6. rocznicy katastrofy smoleńskiej (Czarek Sokolowski / AP (AP Photo/Czarek Sokolowski))

Kompromis według Kaczyńskiego przypomina sytuację, w której ludożerca koncyliacyjnie uspokaja pojmanego, że zje mu tylko nogi, a resztę oszczędzi. Takim pojmanym jesteśmy my, wielka część społeczeństwa.
 

Prezes zaostrza kurs. Gdy podczas obchodów rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem Jarosław Kaczyński mówił o konieczności ukarania winnych śmierci brata, brzmiało to już nie jak pogróżka, lecz jak decyzja podjęta w imieniu państwa, którym prezes rządzi.

Politycy PiS wiedzą, że ukaranie przez sądy tych, których Kaczyński wyznaczy jako winnych, wymaga pacyfikacji systemu prawa w Polsce. Władza musiałaby całkowicie odebrać głos Trybunałowi Konstytucyjnemu, ubezwłasnowolnić Sąd Najwyższy, podporządkować sobie sędziów. Dopiero wtedy Kaczyński uzyskałby pewność, że procesy i decyzje sądów potoczą się pod jego dyktando.

Co więcej, w takim scenariuszu, żeby skutecznie przeprowadzić taką operację, PiS musiałby również uciszyć społeczeństwo. Jak? Bez nagłej konfrontacji, tylko krok po kroku, stopniowymi zakazami przedstawianymi zapewne jako kompromisy między „dobrą zmianą” a opinią publiczną.

Bo kompromis według Kaczyńskiego przypomina sytuację, w której ludożerca koncyliacyjnie uspokaja pojmanego, że zje mu tylko nogi, a resztę oszczędzi. Takim pojmanym jesteśmy my, wielka część społeczeństwa. Widać to w sprawie Trybunału – łże-kompromisy sugerowane przez władzę mają go unicestwić. O próbach zaostrzenia prawa antyaborcyjnego już wspomina się jako o nowym społecznym kompromisie.

Manipulacje te pokazują, że PiS uważa Polaków za łatwych do manipulowania idiotów. Zresztą to, jak rządzący oceniają stan umysłowy społeczeństwa, przejawia się choćby w propagandowym prostactwie „Wiadomości” TVP.

Dlatego mimo konfrontacyjnych ambicji PiS, mimo że Kaczyński chce uczynić z nas swoich jeńców, pozostaję ostrożnym optymistą. Bo władza, która traktuje większość obywateli jak kretynów, jest skazana na klęskę.

Możliwe są rozmaite polityczne scenariusze – mniej lub bardziej konfrontacyjne. Takie, w których władza eroduje aż do rozpadu, i takie, w których rządzący rozpaczliwie bronią się przed oddaniem władzy. Ale moim zdaniem na końcu każdego z nich jest porażka PiS. Nie da się długo rządzić przeciw społeczeństwu, demokratycznemu światu i realiom ekonomicznym.

Zobacz także

pisUważa
ukaranieTych

wyborcza.pl

 

Rezolucja Parlamentu Europejskiego o Polsce gotowa do głosowania

Piotr Moszyński, Paryż, RFI, 12.04.2016

Parlament Europejski będzie głosował nad rezolucją w sprawie sytuacji w Polsce

Parlament Europejski będzie głosował nad rezolucją w sprawie sytuacji w Polsce (VINCENT KESSLER / REUTERS / REUTERS)

Na środowej sesji plenarnej w Strasburgu Parlament Europejski wczesnym popołudniem przeprowadzi głosowanie nad rezolucją dotyczącą sytuacji w Polsce. Negocjacje w sprawie jej treści trwały nieomal do ostatniej chwili, ale osiągnięto większościowy kompromis.
 

Szef grupy liberałów w PE Guy Verhofstadt streszcza uzgodnioną rezolucję krótko: „Jest tylko jeden punkt: wezwanie do polskiego rządu, aby zastosował się do rekomendacji Komisji Weneckiej, o które sam się zwracał”.

Jest to bez wątpienia główny apel zawarty w dokumencie, ale punktów jest w sumie 12. Pisze się w nich m.in. o poważnym niepokoju z powodu „praktycznego paraliżu” Trybunału Konstytucyjnego, co stwarza „zagrożenie dla demokracji, praw człowieka i praworządności”. Wzywa się polski rząd do „poszanowania, opublikowania i pełnego wprowadzenia w życie bez dalszej zwłoki” orzeczenia TK z 9 marca.

Rezolucję podpisało pięć grup parlamentarnych. Jedyną, która tego nie uczyniła, jest ta, do której należą eurodeputowani Prawa i Sprawiedliwości. Przygotowała ona własny projekt, w którym broni posunięć polskiego rządu.

Chcemy silnej Polski w Europie

Szef szwedzkiej delegacji w PE Gunnar Hökmark podkreśla, że uzgodniony przez większość dokument, „to nie jest rezolucja przeciwko Polsce, tylko ZA Polską”. W jego odczuciu chodzi o to, by przekazać posłanie, że chcemy silnej Polski w Europie”.

Zupełnie inaczej postrzega sytuację europosłanka PiS Jadwiga Wiśniewska. Jej zdaniem wszystko wzięło się z działań nieodpowiedzialnej polskiej opozycji występującej przeciwko ojczyźnie.

– Niepogodzenie się z demokratycznymi wyborami, nieszanowanie polskiego rządu – dowodzi Wiśniewska – powoduje, że politycy opozycji przenoszą awanturę na międzynarodową scenę polityczną, tym samym szargając dobre imię Polski. Im nie zależy na Polsce. Tym sfrustrowanym awanturnikom zależy tylko na tym, by odbić się w sondażach politycznych.

Polskie władze nie rozumieją, jak bardzo sobie szkodzą

Na międzynarodowej scenie politycznej dominują jednak odmienne zapatrywania na istotę konfliktu, jego przyczyny i sprawców. W rozmowach z eurodeputowanymi z innych krajów często pojawia się zdumienie, iż polskie władze, jak się zdaje, nie rozumieją, jak bardzo same sobie szkodzą.

– Nie wyobrażam sobie – powiada szwedzki poseł Gunnar Hökmark – by odpowiedzialny polski rząd nie chciał być silniejszy w Europie. Byłoby to sprzeczne z fundamentalnymi interesami kraju. Tymczasem rząd z własnej inicjatywy marginalizuje Polskę. Nie widzę w tym żadnego sensu. Polacy raczej nie chcą zmarginalizowania ani wydania kraju na pastwę Rosji.

Szwedzki poseł wie, o czym mówi. Swego czasu był bardzo aktywny w działaniach na rzecz pomocy dla „Solidarności” i odzyskania niepodległości przez kraje bałtyckie. Zagrożenia i geopolityczne gry interesów w tym rejonie Europy są mu więc doskonale znane. Dodaje nieco zadumany: – To oczywiście problem, jeśli polski rząd ciągle tego nie rozumie, ale myślę w takim razie, że zrozumie to polskie społeczeństwo.

Rezolucja i co dalej

Jeśli rezolucja zostanie przyjęta – a wszystko na to wskazuje – nie będzie miała mocy zobowiązującej rząd do wykonania zawartych w niej zaleceń. Jeśli jednak ten ją zignoruje, Polsce będą grozić dalsze kroki instytucji europejskich, niemające już tylko wymiaru symbolicznego.

Guy Verhofstadt uważa, że w takim wypadku głos zabierze Komisja Europejska: – Mam wrażenie, że Komisja nie zostawi tej sprawy bez dalszego ciągu. Może zastosować narzędzia przewidziane traktatowo. Czy je zastosuje – trzeba zapytać pana Timmermansa [pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej]”.

W większościowym projekcie rezolucji wyraża się zadowolenie z jego wizyt w Polsce i z decyzji KE o podjęciu z Warszawą dialogu na temat rządów prawa. Wzywa się także Komisję do wszczęcia drugiego etapu tej procedury, gdyby polski rząd nadal nie stosował się do zaleceń Komisji Weneckiej.

Projekt rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie Polski >>>

Zobacz także

negocjacje

wyborcza.pl