Duda, 30.08.2016

 

Lech Wałęsa skomentował swoje ostentacyjne wyjście z kościoła podczas pogrzebu Inki i Zagończyka!

były prezydent

kom

http://kod-lodzkie.pl/wczoraj-kor-dzis-kod-brzegi/

Soloch i Morawiecki – błędni obrońcy zwierzchników

Soloch i Morawiecki - błędni obrońcy zwierzchników

Niektórzy politycy PiS nie są specjalnie medialnie znani, choć wysoko usytuowani w hierarchii obecnej władzy. Używani, gdy sytuacja jest szczególnie kryzysowa, acz to PiS powoduje same kryzysy.

Tak ważna instytucja przy prezydencie, jak Biuro Bezpieczeństwa Narodowego ma za szefa Pawła Solocha. Co o nim wiadomo? Niewiele. Można sięgnąć do Wikipedii, ale przecież nie o to chodzi. Osoba na tak ważnym stanowisku winna do siebie przekonywać różne środowiska, a najważniejsze być wiarygodna dla opozycji, być koncyliacyjna, bo bezpieczeństwo wypracowują wszyscy. Soloch odezwał się – wziął w obronę Andrzeja Dudę, a przede wszystkim ONR, które zyskuje statut patriotyczny, a KOD-owi przyznał miejsce w kondukcie, w którym KOD-owcy nie chodzili: – KOD kojarzy się z tym środowiskiem, które szło za trumną Jaruzelskiego. Takie skojarzenia ma Soloch. Obraził całą opozycję, ale przede wszystkim obraził całe środowiska, w tym twórcze. Te środowiska nie podzielają opinii, iż faszyzm równa się patriotyzm, a tego ostatniego odmawia się stowarzyszeniu, które powstało dla obrony demokracji, instytucji demokratycznych, a przede wszystkim standardów demokracji zachodniej w Polsce. Dla Polski niebezpieczeństwem jest faszyzm ONR, który przed wojną został zdelegalizowany w 1934 roku, w PRL-u był tolerowany wraz z Bolesławem Piaseckim. PiS zatem podąża drogą PRL-u.

Także do mediów pobieżył wicepremier Mateusz Morawiecki. Co się stało? Można mniemać, że coś dzieje się w inwestycjach, bo Morawiecki jest odpowiedzialny za plan inwestycyjny swego imienia. Rzut oka na dane GUS i otrzymujemy wyjaśnienie. Inwestycje kwartał do kwartału spadają od roku. PiS-owi nie idzie, mimo że zostały wpompowane w rynek miliardy z programu 500+. Morawiecki uspakaja i to w stylu godnym prezesa, bo Morawiecki wyraził się o Trybunale Konstytucyjnym: – Myślę, że w ciągu paru miesięcy, wraz z odejściem prezesa Trybunału Konstytucyjnego, ten problem zupełnie zniknie. Widać, że ludzie są zmęczeni i inwestorzy zagraniczni też. Zaklinanie rzeczywistości – inwestorzy jakoby ze względu na prof. Rzeplińskiego nie chcieli wpompowywać swoich pieniędzy. Zdziwi się Morawiecki, gdy Rzeplińskiego zabraknie, a bezprawie poszerzy swoje pole. Wtedy inwestorzy zaczną się naprawdę bać. Bezprawie służy spekulacyjnemu pieniądzowi, a nie długoterminowym inwestycjom.
Morawiecki zatem twierdzi, że bezprawie PiS nie powinno przeszkadzać inwestorom, bo nie przeszkadza jemu. Nie dziwię się Morawieckiemu, że nie przeszkadza, wszak kandyduje na wiceprezesa PiS, mówi się o nim jako delfinie. O wyborze na zastępcę wodza wicewódz in spe mówi: – Byłbym na pewno zaszczycony takim wyróżnieniem. Zatem należy mniemać, iż Morawiecki uprzedza Kaczyńskiego w spojrzeniu do danych GUS-owskich, które mogą się geniuszowi z Żoliborza nie spodobać.

Soloch i Morawiecki to postaci obecnej władzy, które nie odbiegają od strychulca PiS. Za winy swych bezpośrednich zwierzchników odpowiedzialnymi czynią innych, szczególnie tych, z którymi PiS walczy. Logika potworna, zakłamana, a przede wszystkich antyrozwojowa.

Waldemar Mystkowski

solochI

Koduj24.pl

 

czabański

WTOREK, 30 SIERPNIA 2016, 08:58

Czabański chwali Kurskiego: Podobała mi się jego reakcja na zapowiedź konkursu i na żółtą kartkę od RMN

Jak mówił w „Sygnałach Dnia” PR1 Krzysztof Czabański:

„Kurski już zapowiedział, że wystartuje w konkursie. To mi się bardzo podobało, że jego reakcją na zapowiedź konkursu była reakcją: dobrze, że będzie konkurs, ja w nim wystartuję. Szczerze mówiąc podobała mi się jego reakcja na żółtą kartkę, którą dostał od Rady Mediów Narodowych, powiedział, że to go zdopinguje do dalszej pracy. Takie podejście dobrze rokuje. Ale konkurs jest konkursem. Konkurs jest na prezesa. Oprócz tego jest wczorajsza uchwała RMN o tym, że zarząd TVP będzie jednoosobowy. To się bierze z koncepcji jednoosobowej odpowiedzialności [za media]”

Jak dodał:

„Konkurs na prezesa Polskiego Radia odbędzie po konkursie na prezesa TVP, jesienią. Też zarząd będzie jednoosobowy. Jeśli chodzi o spółki regionalne, to zaczniemy procedury konkursowe z nowym rokiem. Tych spółek jest 17, to musi chwilę potrwać”

300polityka.pl

Tak rządzący wspierają narodowców. Prawo i Sprawiedliwość dokarmia bestię, która wymknie się spod kontroli

Prawo i Sprawiedliwość pozwala na coraz ostrzejsze działania narodowców.
Prawo i Sprawiedliwość pozwala na coraz ostrzejsze działania narodowców. Fot. Krzysztof Karolczyk / AG

Prawo i Sprawiedliwość weszło w symbiozę z narodowcami. ONR i reszta gnębią politycznych przeciwników PiS, a rządzący nie gnębią ich i dają możliwość „lansu” mediach. Ale to karmienie potwora, który za jakiś czas może się Kaczyńskiemu wyrwać spod kontroli.

Prawu i Sprawiedliwości jako partii rządzącej nie do końca wypada wdawać się w ostre w formie partyjne walki. Ale znalazło na to sposób – daje przestrzeń życiową różnej maści skrajnym prawicowcom, którzy nie mają oporów przed atakowaniem opozycji. I nie muszą się przy tym hamować, więc ataki są coraz bardziej niewybredne.

Na krótką metę to dla PiS bardzo wygodne – opozycja dostaje kolejne ciosy, a oni nie brudzą sobie rąk. Jednak to niebezpieczna zabawa. Dzisiaj narodowcy to środowisko bardzo żarliwe, ale wciąż niewielkie. Jednak to się może zmienić. Bo dzięki szklarniowym warunkom zapewnionym przez PiS narodowcy mogą nie tylko rozrosnąć się liczebnie, ale przede wszystkim się zradykalizować.

Dzisiaj wiedzą, że wszelkie próby użycia przemocy skończą się sądem. Ale kiedy zobaczą, że na sucho uchodzą im łagodniejsze występki, ścigane dotąd przez państwo, mogą się ośmielić i zacząć ostrzej dokazywać. A wtedy może być już za późno i PiS nie będzie w stanie poskromić potwora, którego samo wyhodowało. A robi to od dawna, choć oczywiście od objęcia rządów to przybrało na sile.

1. ONR i Policja

Obóz Narodowo-Radykalny wielokrotnie dawał dowody na to, że ma ciągoty ku faszyzmowi. W sieci łatwo znaleźć zdjęcia z uroczystości organizowanych przez to stowarzyszenie, na których widać „hajlowanie”. Do tego ONR wciąż posługuje się symboliką wykorzystywaną przez nazistów.

Mimo tego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji usunęło ją z informatorów dla policjantów. Tym samym rządzący przyznali, choć oczywiście nie wprost, że falanga to nic złego i powinna być ona tolerowana w przestrzeni publicznej. Takie samo wrażenie pozostawia historia człowieka, który chciał zgłosić propagowanie faszyzmu podczas marszu zorganizowanego przez narodowców w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.

2. Bohater Marian

Kierowana przez polityka z obozu PiS Telewizja Polska promuje Mariana Kowalskiego, jedną z brzydszych twarzy polskiego życia publicznego. Za ostro? Wystarczy spojrzeć na jego wypowiedzi z ostatnich kilku dni. Pojawiają się one codziennie dzięki audycjom prowadzonym przez pastora (sic!) Pawła Chojeckiego.

Każdego dnia Kowalski prowadzi akcję oczerniania, obrażania i odczłowieczania przeciwników politycznych. I dopóki robi to w niszowym programie internetowym, trzeba się tylko martwić. Kiedy robi to na ogólnopolskiej antenie państwowej telewizji, trzeba się bać.

3. W obronie rozbójników

Z roku na rok policja była coraz lepiej przygotowana na Marsze Niepodległości i jeśli dochodziło do zamieszek, miały one coraz mniejszą skalę. Ale jeszcze kilka lat temu po 11 listopada na trasie marszu zostawały rozbite szyby i wyrwana kostka brukowa.

Jak reagowali na to politycy Prawa i Sprawiedliwości? Bronili zadymiarzy, przekonywali, że to policja ich sprowokowała, a poza tym to mieli prawo wyrazić swój negatywny stosunek do władzy. Ciekawe, że po ataku na KOD „Wiadomości” tak alergicznie zareagowały na całkiem stonowaną krytykę policji ze strony PO.

4. KOD? A, to można bić

Po niedzielnym ataku na przedstawicieli KOD politycy PiS zaczęli usprawiedliwiać narodowców. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, czyli bliski współpracownik prezydenta Paweł Soloch stwierdził w TOK FM, że KOD kojarzy się ze środowiskiem, które maszerowało za trumną gen. Jaruzelskiego. „KOJARZY SIĘ”. Teraz, by odebrać komuś prawo do uczestniczenia w życiu publicznym, wystarczą skojarzenia.

5. Prowokacja

– Nawet jeżeli taka sytuacja miała miejsce, to zastanawiam się, co tam KOD robił? – mówiła w TVN24 Elżbieta Witek, szefowa gabinetu Beaty Szydło.

– Czy przyjechał tam po to, żeby zakłócić imprezę, uroczystość, czy żeby złożyć hołd? – mówiła. Podobnie wypowiadał się zresztą jej szefowa, która zarzuciła KOD-owi prowokację.

To tylko kilka przykładów z niebezpiecznej gry, w którą bawią się rządzący. Na krótką metę pewnie na tym skorzystają. Na dłuższą – konsekwencje mogą być opłakane.

5dowodów

naTemat.pl

 

Inwestycje kwartał do kwartału spadają już prawie rok. Ostatni zauważalny wzrost był na początku 2015.

CrF8_sTW8AAOfL0

„To albo celowe przekłamywanie historii, albo brak rozumu”. Grupiński ostro o wystąpieniu Dudy w Gdańsku

jagor, PAP, 30.08.2016

Poseł PO Rafał Grupiński, prezydent Andrzej Duda

Poseł PO Rafał Grupiński, prezydent Andrzej Duda (Sławomir Kamiński/AG/TVN24/x-news)

• Rafał Grupiński odniósł się do wypowiedzi prezydenta w Gdańsku
• Chodzi o słowa o zdrajcach, którzy „teoretycznie” nie rządzili po 89. roku
• Wg posła, „Duda podporządkowuje historię prymitywnym poglądom”

 

– Andrzej Duda dla retorycznych popisów i przypodobania się prezesowi PiS zakłamuje historię i „podporządkowuje ją swoim prymitywnym, ideologicznym poglądom” – ocenił poseł PO Rafał Grupiński, który w ten sposób odniósł się do wypowiedzi prezydenta w Gdańsku.

W niedzielę w Bazylice Mariackiej w Gdańsku prezydent Duda powiedział m.in. że pogrzeb Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka” przywraca godność państwu polskiemu, które przez lata nie potrafiło uhonorować bohaterów.

„Do 1989 r. rządził ustrój zdrajców. Potem TEORETYCZNIE nie”

O ile do 89. roku można powiedzieć, że rządził ustrój tych samych zdrajców, którzy zamordowali „Inkę” i „Zagończyka”, to przecież po 89. roku teoretycznie nie. To jak to się stało, że trzeba było 27 lat czekać? To jak to się stało, że trzeba było 27 lat czekać na to, by Polska mogła pochować swoich bohaterów? – mówił prezydent.

„Uwłacza pamięci wszystkich, którzy walczyli o wolną Polskę”

Grupiński powiedział na konferencji w Sejmie, że sposób w jaki prezydent traktuje 26 lat polskiej niepodległości „uwłacza nie tylko tym, którzy przyczynili się do odzyskania niepodległości przez Polskę w 1989 r., pamięci tych wszystkich, którzy walczyli o wolną i suwerenną Polskę, ale także urąga zdrowemu rozsądkowi i przede wszystkim prawdzie historycznej”.

Według polityka PO, prezydent mówiąc o okresie PRL i nazywając go czasem, w którym rządzili zdrajcy, podaje też w wątpliwość, czy Polską przez ostatnie 26 lat także nie rządzili zdrajcy.

– Chciałbym przypomnieć prezydentowi, że 22 grudnia 1990 roku, prezydent na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski przekazał insygnia władzy II RP wybranemu wtedy i zaprzysiężonemu przez Zgromadzenie Narodowe, nowemu prezydentowi wolnej Polski Lechowi Wałęsie – powiedział Grupiński.

„Mamy prezydenta, który narusza świętość historii Polski”

– Mamy prezydenta, który narusza świętość historii Polski, narusza prawdę o tej historii w sposób niesłychany. Dla retorycznych popisów, dla przypodobania się swojemu środowisku politycznemu i prezesowi PiS, zakłamuje historię – mówił poseł PO. Jego zdaniem, wypowiedź prezydenta świadczy „albo o celowym przekłamywaniu historii dla popisu retorycznego, albo o braku rozumu”.

Grupiński powiedział, że „nie może być tak, żeby człowiek, który jest pierwszą osobą w państwie, który reprezentuje majestat Rzeczypospolitej, w ten sposób opisywał to, co jest osiągnięciem wielu ludzi”. – Mamy do czynienia z człowiekiem, który zakłamuje historię, podporządkowuje ją swoim prymitywnym, ideologicznym poglądom – stwierdził polityk Platformy.

Poseł PO powiedział też, że jego partia oraz środowisko opozycji demokratycznej z lat 80., nie zgadzają się na tego typu zakłamywanie historii przez prezydenta Dudę i dzielenie Polaków na lepszych i gorszych.

Dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta Marek Magierowski stwierdził, że wypowiedź Grupińskiego jest obraźliwa dla głowy państwa, a także dla osób, które uczestniczyły w uroczystościach pogrzebowych „Inki” i „Zagończyka”.

 

gazeta.pl

WTOREK, 30 SIERPNIA 2016, 12:04
grupi1

Grupiński: Mamy prezydenta, który narusza prawdę o historii Polski w sposób niesłychany

Rafał Grupiński z mocnym przekazem o Andrzeju Dudzie. Jak mówił w Sejmie:

„Mamy prezydenta RP, który narusza prawdę o historii Polski w sposób niesłychany, dla retorycznych popisów, dla przypodobania się Jarosławowi Kaczyńskiemu zakłamuje historię. Ten sposób retoryki świadczy albo o celowym przekłamywani historii dla popisu retorycznego, albo po prostu o braku rozumu. Nie może być tak, że głowa państwa aby w ten sposób opisywał to co, jest osiągnięciem wielu ludzi, też z mojego pokolenia. W której mamy do czynienia dziś z człowiekiem, który historię zakłamuje, a po drugie łamie Konstytucję. To jest dość spójna postać, tak pewnie będzie opisywana w przyszłości. Człowiek który łamie Konstytucję nie może mieć też szacunku dla historii Polski. Nie zgadzamy się na takie zakłamywanie historii, na dzielenie Polaków na lepszych i gorszych”

300polityka.pl

WTOREK, 30 SIERPNIA 2016 , 08:41
z18731859Q,Szef-BBN-Pawel-Soloch

Soloch: KOD kojarzy się z tym środowiskiem, które szło za trumną Jaruzelskiego

Jak mówił Paweł Soloch w TOK FM:

„Prezydent mówiąc o godności odwoływał się zapewne do tego, że dwa lata przed pogrzebem „Inki” i „Zagończyka” odbył się pogrzeb jednego z jej katów, prokuratura Krzyżanowskiego, który został pochowany z honorami wojskowymi. Co prawda, dowódcy którzy wydali stosowne rozkazy zostali ukarani ministra Siemoniaka zostali ukarani, ale kilka miesięcy wcześniej Siemoniak wziął udział w pogrzebie gen. Jaruzelskiego. Gdy zestawimy dwa pogrzeby [Inki i Jaruzelskiego] to widzimy problem, o którym mówił prezydent”

Jak mówił o wyrzuceniu działaczy KOD z uroczystości w Gdańsku:

„Jak rozumiem, sprawą zajmie się prokuratura, bo już tam została przygotowana skarga. Okoliczności będą badane. Jasne jest, by bohaterowie tacy jak „Inka” są bohaterami wszystkich, którzy uważają się za Polaków. I oczywiście nie można zabronić czczenia pamięci tych ludzi. Oczywiście interpretacja tego wydarzenia może być różna. Spotkały się środowiska, które za sobą nie przepadają. KOD kojarzy się z tym środowiskiem, które szło za trumną Jaruzelskiego”

08:08

Morawiecki o kupnie akcji Pekao przez PZU: Nie jest mi wiadomo, czy są prowadzone negocjacje

Zupełnie tego nie komentuję. To niezależnie podmioty rynkowe i tutaj trudno mi się do tego odnieść – mówił Mateusz Morawiecki w „Jeden na jeden” TVN24, pytany, czy prawdą jest, że PZU wraz z Polskim Funduszem Rozwoju chcą kupić od UniCredit 40% akcji Pekao za 3 mld euro. Jak dodał:

„Nie jest mi wiadomo dzisiaj, że są prowadzone konkretne negocjacje. Tyle mogę powiedzieć. Nie jest mi wiadomo, czy są prowadzone negocjacje”

07:48
morawiecki3008

Morawiecki na pytanie, czy zostanie wiceprezesem PiS: Nie wiem tego. Byłbym zaszczycony takim wyróżnieniem

Nie wiem tego. Byłbym na pewno zaszczycony takim wyróżnieniem. Ale to nie jest moja decyzja. Mam dobre relacje – mam wrażenie – z właściwie wszystkimi lub prawie wszystkimi, a poprawne ze wszystkimi kolegami i koleżankami z rządu oraz z panem prezesem i kierownictwem partii w Sejmie, ponieważ działanie rządu nie jest działaniem w próżni, ale w imieniu narodu – tak Mateusz Morawiecki odpowiedział na pytanie Bogdana Rymanowskiego w „Jeden na jeden” TVN24, czy zostanie wiceprezesem PiS.

07:39

Morawiecki: Wraz z odejściem prezesa TK, problem Trybunału zupełnie zniknie. Widać, że ludzie są zmęczeni

Jak mówił Mateusz Morawiecki w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24:

„[Inwestorzy] nie pytają, rozumieją, że to element gry politycznej, takie podchody i widzą na horyzoncie zakończenie tej eskalacji. Myślę, że w ciągu paru miesięcy, wraz z odejściem prezesa TK, ten problem zupełnie zniknie. Widać, że ludzie są zmęczeni i inwestorzy zagraniczni, z którymi się spotykam, nie dopytują o to za bardzo”

–  Ten problem ma zdecydowanie mniejsze znaczenie niż trzy i sześć miesięcy temu – dodał wicepremier.

300polityka.pl

To Platforma jako pierwsza zatroszczyła się o pamięć o Ince, kiedy PiS urządzał comiesięczne smoleńskie gusła 🙂

30.08.2016

Polska w Biblii opisana jest na 1000 lat przed Chrystusem w Starym Testamencie… Poznaj starą nazwę Polski – To Lechia !!! Są mocne dowody, naukowcy potwierdzają.

Polska (Lechia – przed katolicka nazwa Polski) ma dość dobrze udokumentowaną historię przez średniowiecznych kronikarzy. Polska – Lechia występuje także w Biblii.

Lechia – Polska ma już min. 3000 lat.

STARY TESTAMENT

Znalezione obrazy dla zapytania stary testament

Księga Sędziów

 Rozdział 15

Ośla szczęka

Wybrali się następnie Filistyni, aby rozbić obóz w Judzie, najazdy zaś swoje rozciągnęli aż do Lechi. 10 Rzekli wtenczas do nich mieszkańcy Judy: «Dlaczego wystąpiliście przeciwko nam?» – «Przyszliśmy pojmać Samsona – odpowiedzieli – aby mu odpłacić za to, co nam uczynił». 11 Trzy tysiące mieszkańców Judy udało się wówczas do Samsona na szczyt góry skalnej w Etam ze słowami: «Czy nie wiesz, że Filistyni zawładnęli nami? Cóżeś nam uczynił?» Odpowiedział im: «Uczyniłem im to samo, co oni mnie uczynili».12 «Przyszliśmy cię związać – rzekli do niego – i oddać w ręce Filistynów». Odparł na to Samson: «Przyrzeknijcie mi, że sami nie targniecie się na mnie». 13 «Nie! – odrzekli – zwiążemy cię tylko i oddamy w ich ręce, ale cię nie zabijemy». Związali go więc dwoma nowymi powrozami i sprowadzili ze skały. 14 Gdy takznalazł się w Lechi, Filistyni krzycząc w triumfie wyszli naprzeciw niego, ale jego opanował duch Pana, i powrozy, którymi był związany w ramionach, stały się tak słabe jak lniane włókna spalone ogniem, a więzy poczęły pękać na jego rękach. 15 Znalazłszy więc szczękę oślą jeszcze świeżą, wyciągnął po nią rękę, uchwycił i zabił nią tysiąc mężów.
16 Rzekł wówczas Samson:
«Szczęką oślą ich rozgromiłem3.
Szczęką oślą zabiłem ich tysiąc».
17 Gdy przestał mówić, odrzucił szczękę i nazwał to miejsce Ramat-Lechi4. 18 Następnie odczuł wielkie pragnienie i zwrócił się do Pana modląc się: «To Ty dokonałeś wielkiego ocalenia ręką swego sługi, a oto teraz albo przyjdzie mi umrzeć z pragnienia, albo wpaść w ręce nieobrzezanych». 19 Wtenczas Bóg rozwarł szczelinę, która jest w Lechi, tak że wyszła z niej woda. [Samson] napił się jej i wróciły mu siły i ożył. Oto dlaczego nazwano to źródło En-Hakkore5. Istnieje ono w Lechi do dnia dzisiejszego. 20 I przez dwadzieścia lat sprawował sądy nad Izraelem za czasów Filistynów.

Weź Stary Testament i sprawdź sam.

( Sdz 15, 9-20)

Wszystkie antyczne mapy zachodnie pokazują Europe podzieloną między dwa mocarstwa.

lechia

Cesarstwo Rzymskie i (białą plamę) Imperium Lechitów w którego skład wchodziły słowiańskie plemiona: Wandali, Wenetów, Gotów, Polan, Alanów Sarmatów i Scytów . Thietmar-X wiek, Prokosz-X w, Gall – XII w, Helmold – XII w, Cholewa – XIII w, Kadłubek-XIII w, Boguchwał-XIII w, Dzierżwa-XIV w, Jan Długosz-XV w, Kromer-XVI w, Naruszewicz-XVIII w

i wielu innych zagranicznych kronikarzy antycznych jednoznacznie twierdzi, ze LECHIA to antyczna nazwa Polski z przed chrztu w 966 r. Nazwy Polski (Lechia) używane przez obcych kronikarzy to: perskie-Lachestan, litewskie-Lenkija, tureckie-Lehistan, ormiańskie-Lehastan, węgierskie-Lengyelország. Polaków nzywano wszędzie Lechitami: tureckie Lehce, ruskie Lachy, węgierskie Lengyel, rumunskie Leah, Ledianin u Serbów. Podobnie jak słowo Laszka (obecnie znane jako laska) oznaczało nic innego jak Polka.

lechia 2

Sami Polacy od najdawniejszych czasów nazywali siebie Lechitami. Słowo „Polacy” użyto dopiero po raz pierwszy w XV wieku, wcześniej używano „Polanie” w łacińskiej formie Polani, Poleni, Poloni, które pojawiło się po raz pierwszy na przełomie X i XI wieku w żywocie starszym św. Wojciecha, prawdopodobnie spisanym w Rzymie między 999 a 1001 rokiem.

lechia 4

Polonia (Polska) to katolicka/łacińska nazwa naszego kraju. Co ciekawe, że w innych ościennych językach np. czeskie lech znaczy pan, wielmoża czyli Polacy (Lechici) zwani byli przez swoich sasiadów Panami, wolnymi ludźmi, szlahetnie urodzonymi (podobnie jak  szlachetnie urodzeni). Starożytna nazwa grecka naszego Państwa to Lachia (kraj Panów/Wybranych). W Sanskrycie Lech oznacza tyle, co pan, władca, król, pasterz czy bóg. Lechistan to państwo panów lub państwo bogów lub państwo pasterzy. Po persku do dzisiaj słowo Lah oznacza pana, boga i pasterza.

Nazwa Lechia jest dobrze udokumentowana przez historyków i mapy. A fakt, że opisywali nas historycy z innych krajów i tworzyli mapy jest nie do podważenia i jasno wskazuje, że Lechia to dawna nazwa Polski , która  trwała od ponad 2000 lat lub więcej przed Chrztem 996r. Z tego wynika , że Polacy to najstarszy lud Europy. 

lechia 7

Proszę udostępniajcie to wszystkim znajomym, bo miło im będzie i będą z siebie dumni. Z taką historią i pochodzeniem..ponad 3000 lat. Tego jeszcze nie było!!! Niech was Bóg błogosławi i całą Polskę.

cudajezusa.pl

 

Dawno w „Wiadomościach” nie było tak zmanipulowanego materiału. To, co powiedzieli o ataku na KOD, przechodzi pojęcie

"Wiadomości" TVP1 ostro zaatakowały opozycję.
„Wiadomości” TVP1 ostro zaatakowały opozycję. Fot. Zrzut ekranu z „Wiadomości” TVP1

Manipulacji było tyle, że aż nie wiadomo od czego zacząć. Dzień po państwowym pogrzebie w Gdańsku „Wiadomości” skupiły się na robieniu z niego politycznego użytku. Niezawodna Ewa Bugała zaserwowała widzom niemal cztery minuty manipulacji na temat ataku na przedstawicieli Komitetu Obrony Demokracji.

Po odejściu Klaudiusza Pobudzina na stanowisko szefa „Teleexpressu” to Ewa Bugała dzierży palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o manipulacje TVP. Udowodniła to przygotowując materiał o „prowokacji na pogrzebie bohaterów” (bo tak opisano napaść na przedstawicieli KOD). Sprawie poświęcono niemal cztery minuty – to, jak na standardy dzienników informacyjnych, bardzo dużo.

Bugała usilnie przekonuje, że członkowie KOD przyszli na pogrzeb „Inki” i „Zagończyka” żeby sprowokować jego uczestników. Tezę podpiera wypowiedzią Miłosza Lodowskiego z „Do Rzeczy”, którego ja pamiętam jako rzecznika kampanii prezydenckiej Pawła Kukiza.

Jednak takie stawianie sprawy jest przyzwoleniem na to, by narodowcy ustawiali życie publiczne w Polsce, by decydowali, kto może brać udział w uroczystościach państwowych, a kto nie. Nawet jeśli przedstawiciele KOD zachowaliby się niestosownie do okoliczności, a nic na to nie wskazuje, nie powinni być atakowani.

Absurdalny jest też zarzut, że prowokacją były flagi i przypinki z symbolami KOD. Przecież mieli je też przedstawiciele innych organizacji politycznych. A ONR czy Młodzieży Wszechpolskiej nikt nie chciał wyrzucać ze mszy.

– Były okrzyki i wyzwiska, także ze strony ONR – mówi Ewa Bugała, wzbijając się na szczyt manipulacji. Bo to „także ze strony ONR” sugeruje, że to członkowie KOD byli głównymi autorami wyzwisk, na co nie ma żadnych dowodów.

Niesamowity jest też wątek poświęcony konferencji prasowej, którą liderzy KOD zwołali po incydencie. A raczej briefingu, czyli naprędce zorganizowanej wypowiedzi dla mediów. Tymczasem Bugała, przy pomocy Marcina Wikło z „w Sieci”, tworzy wrażenie, jakby spotkanie z mediami było przygotowane już przed incydentem.

Bugała powiela też internetowe teorie spiskowe mówiące, że lider KOD na Pomorzu Radomir Szumełda już wcześniej miał zabandażowaną rękę. Tezę podpiera wypowiedzią rzeczniczki gdańskiej policji, która mówi, że nie zgłoszono popełnienia przestępstwa. Nie, ale śledząc Twittera Szumełdy pewnie natknęła się na wpis z informacją, że działacz KOD zamierza takie doniesienie złożyć.

@rszumelda A nie, jednak dobrze zrozumiałem, czy to jest zdjęcie przed zajściem, na którym ma Pan bandaż?https://twitter.com/JS___ski/status/770020992634716160 

@rszumelda O, no to powinno być widać. Kiedy opublikuje Pan zdjęcie ręki bez bandaża?

Przykładem krótkiej pamięci Bugały jest narzekanie na to, że PO (w materiale: „opozycja uczestnicząca w demonstracjach KOD”) krytykuje (w materiale: „atakuje”) działania policji. Wszak politycy PiS wielokrotnie publicznie krytykowali działania policjantów. Ba, niedawno robił to minister odpowiedzialny za nadzór nad nimi – Mariusz Błaszczak krytycznie ocenił zatrzymanie córki gdańskiej radnej PiS. To też był „atak na policjantów”?

„Działacze KOD znani są z tego, że lubią prowokować i zakłócać uroczystości” – mówi Bugała. Takich słów po prostu nie da się obronić. Podobnie jak ostatniego zdania materiału: „Nie od dziś wiadomo, że uroczystości związane z patriotyczną historią Polski są dla KOD okazją do agresywnych zachowań”.

wWiadomościach

naTemat.pl

12-metrowy pomnik Chrystusa Króla stanie w Jaśle [PROJEKT]

CrGjdG-XgAAmk60

 

CrGoWRNWIAAc1cb

Odwołania dyrektorów Instytutów Polskich. Polska będzie promowana inaczej

MILENA RACHID CHEHAB, 30.08.2016

Polska będzie promowana inaczej

Polska będzie promowana inaczej (Jacek Gawłowski)

13 spośród 24 szefów Instytutów Polskich za granicą otrzymało ocenę negatywną z rekomendacją odwołania. Powody to m.in. promowanie Ruchu Autonomii Śląska zamiast Chopina i „potrzeba dodatkowej refleksji dotyczącej stosunków polsko – żydowskich”.

Zaczęły się odwołania dyrektorów w Instytutach Polskich, o których mówiło się od kilku miesięcy. Wśród dyplomatów krąży pogłoska, że Jarosław Kaczyński polecił szefowi MSZ Witoldowi Waszczykowskiemu bardziej energiczną wymianę kadr, a efektem jest m.in. ostatnia zmiana na stanowisku dyrektora generalnego MSZ – Dariusza Wiśniewskiego zastąpił Andrzej Jesionowski.

Wymiana dyrektorów idzie wolniej, niż planowano, bo – jak twierdzą nasi rozmówcy z MSZ – resort ma problemy ze znalezieniem ich następców. Podstawą do zmiany kadry są oceny roczne za 2015 r., które niedawno (z kilkumiesięcznym opóźnieniem) dostali dyrektorzy wszystkich 24 Instytutów Polskich.

I choć przez ostatnie lata MSZ oceniał działania Instytutów w większości „zgodnie z oczekiwaniami” lub „powyżej oczekiwań”, a „poniżej oczekiwań” określani byli ci, którzy zaliczyli jakąś spektakularną wpadkę, teraz rekomendacja odwołania dyrektorów z powodu złych wyników widnieje aż na 13 dokumentach (m.in. Wilna, Paryża, New Delhi, Bukaresztu, Kijowa, Berlina, Madrytu).

POWODY, KTÓRE WSKAZUJE MSZ, BYWAJĄ KURIOZALNE.Najczęściej zarzucano Instytutom niepromowanie Konkursu Chopinowskiego. – Tymczasem promocja tego wydarzenia jest dla nas czymś tak oczywistym i rutynowym, że nie przyszło nam do głowy umieszczać jej w krótkim sprawozdaniu rocznym, służącym do rozliczenia się przede wszystkim z realizacji wyznaczonych w danym roku priorytetów – mówi Dorota Barys, dyrektor IP w Madrycie. Ona również dostała odwołanie z powodu zignorowania Chopina, a w ocenie rocznej zwrócono jej uwagę na „potrzebę dodatkowej refleksji dotyczącej stosunków polsko-żydowskich”. Tego ostatniego zarzutu nie rozumie, bo ubiegły rok IP w Madrycie poświęcił propagowaniu polskich „Sprawiedliwych”, ale od miesiąca nie dostała wyjaśnienia, o co chodzi.

Wiadomo natomiast, że do Madrytu wybiera się już jej następca. Z naszych informacji wynika, że jest to Mirosława Kobus-Paradowska, była konsul RP w Kolumbii, wieloletnia specjalistka od PR, również w kulturze (organizowała m.in. kampanie na rzecz produkcji filmowych w Polsce).

JAK SIĘ DOWIEDZIELIŚMY NA WŁASNĄ PROŚBĘ ODESZLI m.in. dyrektorzy w Paryżu i Rzymie, oficjalne odwołanie dostali już m.in. dyrektorzy w Madrycie i Sztokholmie. Na razie wiadomo co nieco tylko o niektórych następcach. Do Sztokholmu jedzie dotychczasowa dyrektor IP w Londynie Anna Godlewska. Do Rzymu – Agnieszka Bender, profesor historii sztuki z KUL-u, specjalizująca się w nowożytnym rzemiośle artystycznym, zwłaszcza w gobelinach, dotąd niezwiązana z dyplomacją. Do Berlina pojechała właśnie Małgorzata Bochwic-Ivanovska, która lada dzień ma tam objąć stanowisko wicedyrektora IP. Placówka w Berlinie również w tym roku po latach dobrych not dostała ocenę „poniżej oczekiwań”, a jej pracownicy żartują, że powód nadaje się na mema.

Otóż szefowie z Warszawy zarzucają im promowanie Ruchu Autonomii Śląska, a do takiej konkluzji skłoniło ich promowanie wśród Niemców śląskich produktów i tamtejszego designu, które w planie na 2015 r. (zaakceptowanym zresztą przez Warszawę) miał IP w Berlinie. Dyrektorka nie komentuje niskiej oceny rocznej (jest na niej rekomendacja do zwolnienia, ale odwołanie jeszcze nie przyszło). Potwierdza natomiast, że od września będzie miała nową zastępczynię (w MSZ spekuluje się, że również następczynię).

Małgorzata Bochwic-Ivanovska (jest córką Teresy Bochwic, nowo wybranej członkini KRRiT) to tłumaczka z niemieckiego z wieloletnim stażem, współpracująca m.in. z kancelarią premiera, instytucjami UE czy berlińską policją. Jej kompetencje w dyplomacji kulturalnej MSZ ocenia optymistycznie: „Pani Małgorzata Bochwic-Ivanovska nie tylko doskonale włada językiem niemieckim, ale posiada bogate doświadczenie w organizacji wydarzeń poświęconych relacjom polsko-niemieckim, m.in. prowadziła w Muzeum Powstania Warszawskiego panele dyskusyjne polskich i niemieckich studentów. Pracując w Berlinie w Fundacji Federalnej Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość organizowała i brała udział w konferencjach specjalistycznych”.

JEDNAK TEGO DOŚWIADCZENIA, O KTÓRYM WSPOMINA MSZ, NIE POTWIERDZA ani bardzo szczegółowy życiorys Bochwic-Ivanovskiej zamieszczony przez nią w serwisie Goldenline (doświadczenie translatorsko-pedagogiczne), ani obie wymienione przez MSZ instytucje. Pracownik działu prasowego z pięcioletnim stażem w berlińskiej fundacji nie przypomina sobie żadnego wydarzenia organizowanego przez polską tłumaczkę, Muzeum Powstania Warszawskiego przyznaje, że korzystało z jej usług translatorskich (tłumaczyła m.in. dokumenty ze śledztw przeciwko pacyfikatorom powstania), ale jej pozostałe doświadczenia ograniczają się do jednych warsztatów dla studentów oraz tłumaczenia dwóch prelegentów na jednej konferencji.

Nowi dyrektorzy wybierani są według nowej ustawy, która zniosła obowiązek konkursu. Do niedawna trzeba było zaliczyć jedno lub dwa spotkania z komisją złożoną z urzędników Ministerstwa Kultury, Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Instytutu Adama Mickiewicza, a kandydatów szukano najpierw wśród pracowników MSZ, a jeśli nikogo nie znaleziono, otwierano się na ludzi z zewnątrz. Teraz nie ma już takiej potrzeby. MSZ: „Polityka personalna w resorcie spraw zagranicznych jest realizowana zgodnie z obowiązującymi w tym zakresie przepisami prawa oraz zasadami zarządzania zasobami ludzkimi, gdzie najważniejszym kryterium doboru pracowników do pracy jest posiadanie przez nich właściwych kompetencji merytorycznych dających rękojmię prawidłowego wykonywania zadań na danym stanowisku.”

NOWE ZADANIA NOWYCH DYREKTORÓW

W maju MSZ ogłosił nowy fundament polskiej dyplomacji kulturalnej. Do zadań, na których mają się skupić m.in. 24 Instytuty Polskie, a także ambasady i konsulaty, doszedł wtedy wymóg promowania „dziedzictwa myśli politycznej prezydenta Lecha Kaczyńskiego”. To zadanie, z którego trudno się dyplomatom wywiązać, bo nie istnieje np. żadna publikacja naukowa, na której mogliby się oprzeć, ale przyznają, że pewną inspiracją jest dla nich pomysł ambasady w Londynie, która w czerwcu zorganizowała dwa spotkania ze Sławomirem Cenckiewiczem i Adamem Chmieleckim, autorami biografii Kaczyńskiego. Były poświęcone „wspominaniu dokonań Jego prezydentury tragicznie przerwanej w Smoleńsku”. Podczas spotkania można było podyskutować z autorami o tym, jak „mąż stanu reprezentujący interesy Rzeczpospolitej godził obowiązki głowy państwa z życiem rodzinnym”, jak działał „przemysł pogardy” skierowany przeciwko niemu i jaki jest stan dzisiejszej wiedzy o tragedii smoleńskiej.

prezesWaszczykowskiemu

wyborcza.pl

CrGWY_nWgAE-L2M

Złożyłam interpelację do min. Błaszczaka. Wczorajszy incydent musi być wyjaśniony.

CrB8_AiWgAA9eXp

30.08.2016

Duda podczas swojego kościelnego wystąpienia w Gdańsku (to teraz norma: politycy w kościołach, księża w polityce, taka norma państwa teokratycznego) chwalił kiboli, że wierni ojczyźnie i kochają swoich narodowych bohaterów, a na zewnątrz kościoła kibole odziani w narodową symbolikę bili przedstawicieli KODu. Pan prezydent oczywiście nie reagował, policja też nie. No bo jak tu skarcić narodowych bohaterów państwa PiS. Kiedy chuligani stają się bohaterami a przemoc jest niezauważalna zaczyna się…. naszyzm. Już się zaczął.

magdalena środa

 

Gracz. Dziesięć filarów mądrości politycznej szefa PiS

Tomasz Wołek, 29.08.2016

Z autobiografii Jarosława Kaczynskiego wyłania się postać jakby wykuta z jednej bryły, integralna, jednowymiarowa

Z autobiografii Jarosława Kaczynskiego wyłania się postać jakby wykuta z jednej bryły, integralna, jednowymiarowa (Fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta / q$181#%!D)

Z autobiografii Jarosława Kaczynskiego wyłania się postać jakby wykuta z jednej bryły, integralna, jednowymiarowa. Ktoś, kogo jedyną bodaj pasją jest polityka rozumiana jako twarda gra, bezwzględna walka o władzę, świat zaś przypomina monstrualną szachownicę, po której przesuwa się polityczne pionki – recenzuje Tomasz Wołek*.

Sam tytuł nie brzmi zbyt zachęcająco i nie zapada łatwo w pamięć: „Porozumienie przeciw monowładzy. Z dziejów PC”. Przedarcie się przez niemal 400 stron gęstego tekstu – którego konsystencja, jak mawiał Antoni Słonimski, przypomina „połączenie kleju stolarskiego z mamałygą” – to istny mozół. A przecież warto ten trud podjąć! Ostatecznie to nie lekka lektura do poduszki ani zapierająca dech w piersiach literatura piękna, tylko traktat polityczny. Gatunek specyficzny, o walorach którego nie stanowi uroda słowa.

Jaki z tej książki wyłania się obraz polityka i człowieka? Czy odsłania ona wiedzę, kim naprawdę jest Jarosław Kaczyński? Autobiografia obejmuje lata 1968-2001, zatem czasy jeszcze sprzed narodzin PiS. Wszelako to właśnie wówczas krzepła ideowa formacja prezesa i dopełniał się proces jego politycznego dojrzewania. Mógłby Kaczyński strawestować wielkiego Kawafisa: „To wtedy kształtowały się zamysły mej polityki, wyznaczała się kraina mojej władzy”.

Słupy milowe

Spróbujmy więc wskazać słupy milowe owej krainy oraz filary, na których cała konstrukcja się opiera. Punktem wyjścia jest ambicja (1) , bez której żaden polityk nie ma racji bytu. Jeszcze w głębokich latach 80. Jarosław marzył o „trafieniu do kierownictwa podziemia” i daremnie czekał na „ofertę działania w centralnych strukturach”. Ambicje rosły z biegiem czasu, sięgając wreszcie nadziei stworzenia rządu i w ogóle zdobycia władzy.

Jednakże ambicja musi być wsparta uporem (2), niezłomną cierpliwością, zwłaszcza w czasach trudnych, w okresach dekoniunktury. Takich terminów Kaczyński przetrzymał wiele, partia rozłaziła mu się w rękach, słabło przywództwo, nasilały się ataki mediów. To nic, „także ataki przypominały o nas. Istnieliśmy”. Być, istnieć za wszelką cenę, choćby wbrew wszystkiemu pozostać w grze – oto kolejny filar. W polityce „trzeba zawsze mieć nadzieję” i autor nigdy jej nie postradał.

Gdyż właśnie gra (3) jest podstawą politycznej techniki. To słowo klucz, które pojawia się tu wręcz co krok. „Michnik nie grał, bo nie było możliwości gry, a teraz jest, zatem podejmuje rozgrywkę”, „gra toczyła się dalej”, „aktorzy grali dobrze”, „Geremek grał”, „Wałęsa prowadził inną grę”, „jedna z klasycznych gier”, „Olszewski zagrał va banque”, „talent do różnych gier” itd., itp. Setki razy, we wszystkich przypadkach. Swoje credo polityczno-operacyjne Jarosław wykłada jasno: „Podjąłem dalszą grę o władzę”. I wyjaśnia: „Kiedy ktoś w polityce ma wyraźną przewagę, nie da się nic zrobić, gdy sytuacja jest zrównoważona, wszystko zależy od umiejętności gry. W niej, z całą pewnością, byliśmy lepsi”.

Do gry skutecznej trzeba mieć karne wojsko i jednolite dowództwo. Filar nieodzowny to Biuro Polityczne (4), czyli „silny, centralny ośrodek dyspozycji politycznej”, który „podejmuje ostateczne decyzje”. Władzy bez takiego „Biura” nie wyobrażał sobie zarówno częsty rozmówca Kaczyńskiego („zapraszał i częstował bardzo obficie”), sekretarz ambasady ZSRR Łasin, jak i szef PAX-u Ryszard Reiff. „Co tu dużo mówić – kwituje Jarosław – miał rację”. Dziś znamy nawet adres tego Biura Politycznego. Ulica Nowogrodzka w Warszawie.

Biuro „koordynuje działania władz”, równocześnie żelazną ręką trzymając w ryzach ostoję władzy – partię (5) . Nie bez wzruszenia Kaczyński przyznaje, iż „już od 1989 roku życie znaczyło PC”. Partia była dlań oczkiem w głowie i głównym punktem odniesienia. Mógł stracić władzę w kraju, ale nie w partii, której poświęcał tyle czasu. Po doświadczeniach z PC (frakcje, bunty, odejścia, dezercje) nabrał „twardego przekonania”, że „aby coś zdziałać, trzeba mieć, używając leninowskiej formuły, partię nowego typu, złożoną z ludzi sprawdzonych i zdyscyplinowanych”. Potwierdza tym samym opinię Aleksandra Smolara sprzed lat, że PiS to w istocie partia bolszewickiego kroju. I przyznaje, że pierwsi członkowie PiS „bez żadnego wyjątku wywodzili się z PC”. Partią kieruje Biuro, nim zaś jednoosobowo zarządza lider, wódz, którego pozycja jest absolutnie niepodważalna. Logiczna, przejrzysta struktura.

Instrumenty

Do prowadzenia polityki potrzebne są stosowne instrumenty. „Trudno w niej uczestniczyć – stwierdza Kaczyński – nie występując w <b>mediach (6)</b>”. W przeciwieństwie do Donalda Tuska uważa, że jeszcze lepiej te media posiadać. Toteż skok na publiczne media stanowi stały „fragment gry” o władzę. Sama TVP: kiedyś Wildstein i Urbański, teraz Jacek Kurski. Ale prezes docenia też niepokorne media patriotyczne: „To, co zrobiła » Gazeta Polska «po Smoleńsku, przejdzie do historii jako najchwalebniejsze momenty w dziejach polskiej prasy”.

W arsenale politycznym Kaczyńskiego rolę szczególną odgrywa nieodzowna figura wroga (7), oględniej nazywanego przeciwnikiem. Autor wyznaje, że jeśli sprawy idą kiepsko, to najpewniej przyczyną jest „brak jasno określonego przeciwnika”. A jeśli takowego nie ma, to należy go wymyślić, „niejako odtworzyć”. I tak też, z miernym skutkiem, próbował postąpić, kiedy „postkomuniści” odzyskali władzę. Wrogów nie brakowało i wcześniej (Michnik, Geremek, Wałęsa etc.), lecz z czasem poczęli mnożyć się na zawołanie. Zestaw z lat 2005-07 został walnie wzbogacony: zdrajcy, drugi sort, rowerzyści, złodzieje… – ta lista nie ma końca.

Kiedy wróg się maskuje albo siedzi cicho, trzeba go wywabić na wybrane przez siebie pobojowisko. Zrobić – precyzuje Kaczyński – „zwrot zaczepny”. Innymi słowy, sprowokować spór, wywołać konflikt (8), którym potem można zręcznie sterować. Tak np. zrodziły się koncepcja „marszu na Belweder” w 1993 r. i pomysł palenia kukły Wałęsy, co Kaczyński zaakceptował, choć teraz naiwnie udaje, że nie wie, czy to była kukła prezydenta, czy też Wachowskiego. Takich konfliktów inicjował – wcześniej i później – bez liku.

Dwa ostatnie filary sięgają imponderabiliów, wysokich sfer ducha. Prawdziwie głębokie zmiany wymagają „niezbędnej rewolucji moralnej” (9) porównywalnej z etycznym pobudzeniem „sprzed Powstania Styczniowego” czy też z przełomem „Solidarności” 1980 r. Wszelako zwrot tak fundamentalny musi mieć silne oparcie w wartościach. Najpełniej wyraża je „formuła Polak katolik” (10) „. Kaczyński ubolewa, że doszedł do niej zbyt późno. Lecz od dawna gorliwie nadrabia to zaniedbanie. Pobudził „wzmożenie moralne”. Przemawia od ołtarza, z częstochowskich wałów, czci dyrektora Rydzyka. Więcej – stworzył religię smoleńską i ma wierną sektę wyznawców, którą zwie „wspólnotą” (a Jacek Kurski – „ciemnym ludem”).

Prywatność

Oto – powyżej – dziesięć filarów mądrości politycznej szefa PiS. Ekstrakt latami gromadzonych wiedzy i doświadczenia. Znamy już sposób i styl politycznego myślenia. A z jakim człowiekiem mamy do czynienia? Niewiele odsłania ze swej prywatności. To, iż ma naturę rodzinną i lubi koty, wiadomo.

Co więcej? Kobiety? Współpracowniczki, sekretarki. Kiedyś młodzieńczą aparycją zwiodła go Krystyna Pawłowicz. Zaimponowała mu też potężnej postury dama, jednym ciosem dłoni powalająca mężczyzn na ziemię. Z kolei Jadwiga Staniszkis była „bardzo piękną kobietą”. W Białymstoku zapraszał ją do Hortexu na obiady. „Chciała zamawiać najtańsze potrawy, czyli kurze żołądki. Na szczęście znów zarabiałem, więc pozwalaliśmy sobie na nieco bardziej wymyślne dania”. Czyżby, o zgrozo, ośmiorniczki?

Deklaruje się jako „miłośnik dobrego jedzenia” niestroniący od trunków. Do Retmana chadzał z kolegami „na wódkę pod schab”. Po zwycięskim strajku 1980 r. położył spać gościa, „wrócił do kuchni i ze szczęścia wypił jeszcze butelkę wina”. Kiedyś lubił „wieczorne, a czasem ranne uczty”, również „bankiety znosił bez trudu”.

Za granicą bywał rzadko. Wiedeń, Londyn, Watykan, Bonn, Ateny, Chorwacja, Bośnia. Ale żadnych wrażeń z tych wojaży. Nic z przyrody, krajobrazów, zabytków, muzeów. Nie dowiemy się też niczego o gustach literackich, artystycznych czy estetycznych. Nie znamy jego lektur (poza politologicznymi), żadnych filmów. Czy bywał w teatrze, operze, na wernisażach? Jakie obrazy lubi, jaką architekturę ceni, jakiej muzyki słucha? To sfera dla czytelnika nieodgadniona.

Wyłania się z tego postać jakby wykuta z jednej bryły, integralna, jednowymiarowa. Ktoś, kogo jedyną bodaj pasją jest polityka rozumiana jako twarda gra, bezwzględna walka o władzę, świat zaś przypomina monstrualną szachownicę, po której przesuwa się polityczne pionki. Rozgrywający. Strateg. Gracz.

Jad insynuacji

Przeinaczeń, przekłamań czy zwykłych nieprawd nie pomieściłby nawet „złoty pociąg” spod Wałbrzycha.

Oto tylko niektóre, zwykle zaprawione jadem insynuacji. Bo przecież ani Wiesław Chrzanowski, wzór patrioty, nie był agentem UB czy SB, ani Adam Michnik nigdy nie pławił się w tradycji KPP. Samo domniemywanie – snute przez Kaczyńskiego – czy Wojciech Jaruzelski mógł być „matrioszką”, czyli „kimś podstawionym” pod tego prawdziwego, to jak majaczenie w malignie. Sugestia zaś, iż Lech Wałęsa chciał otrzymać od Rosji „tatarski jarłyk”, czyli „prawo do rządzenia” niby „ruski książę jako wasal chana” – to już brednia zgoła niewyobrażalna. Różnego kalibru bzdur są tu dziesiątki.

Prof. Andrzej Paczkowski zarzuca Kaczyńskiemu bierność w stanie wojennym. Niesprawiedliwie – na przełomie lat 1982-83 sam przyjąłem go do Ruchu Młodej Polski, działał w podziemiu ofiarnie. Pisze, iż z RMP niebawem odszedł, bo twierdziliśmy otwarcie, że ” » Solidarność «jest skończona”. To nieprawda, właśnie wtedy w „Polityce Polskiej” napisałem programowy tekst „Solidarność – nasza mała niepodległość”, radząc, by dorobek Związku przechować pieczołowicie jako bezcenny depozyt, do którego można kiedyś wrócić. Lecz cóż, machnijmy ręką.

Na koniec wróćmy do tytułu. „Porozumienie przeciw monowładzy”. To ma sens dwojaki. To przecież Kaczyński zbudował monowładzę, o jakiej Michnik, Geremek, Wałęsa, Miller, Krzaklewski czy Tusk mogliby jedynie pomarzyć.

Ale można ten sens odwrócić. Czy swoje „porozumienie przeciw monowładzy” – czyli PiS – siły demokratyczne potrafią w porę zawrzeć? Od tego zależą losy Polski. f

*Tomasz Wołek – ur. w 1947 r. publicysta. W PRL działał w opozycji. W latach 90. naczelny „Życia Warszawy” i „Życia”

Zobacz także

gazeta wyborcza

 

jest

wyborcza.pl

bij kod

http://www.newsweek.pl/opinie/dzialacze-kod-pobicie-przez-onr-w-gdansku-na-pogrzebie-inki,artykuly,396240,1.html

„Smoleńsk pamiętamy!” Co zostało z obietnic PiS w sprawie katastrofy smoleńskiej

30.08.2016

Temat pomnika na Krakowskim Przedmieściu wraca w czasie każdej miesięcznicy smoleńskiej. Rada miasta w Warszawie zaproponowała jako jego lokalizację skwer na tyłach Krakowskiego Przedmieścia. 10 czerwca, w kolejną miesięcznicę smoleńską, prezes PiS zapowiedział wzniesienie na Krakowskim Przedmieściu dwóch pomników i wskazał ich dokładne lokalizacje. – Tu, między „domem bez kantów” i Hotelem Europejskim, stanie pomnik Lecha Kaczyńskiego. Tu zaraz za pałacem, gdzieś obok kościoła seminaryjnego, stanie pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej – powiedział. Na to nie zgadza się stołeczny konserwator zabytków. Na początku sierpnia rozpoczęła się zbiórka pieniędzy na budowę tych monumentów. Mają zostać odsłonięte 10 kwietnia 2018 r.

Prezes PiS zapowiedział też dalsze kroki: – Potrzebne są nazwy ulic, placów, rond. Musimy doprowadzić do tego, by ci którzy zginęli, byli uhonorowani” – grzmiał 10 kwietnia.

Na miejscu katastrofy miał powstać pomnik upamiętniający tragiczne wydarzenie. Międzynarodowy konkurs został rozstrzygnięty w 2012 r. Wygrał projekt zespołu Andrzeja Sołygi: czarny mur o wysokości 2 m i długości 115 m. Niestety, pod koniec 2014 r. strona rosyjska stwierdziła, że pomnik jest zbyt duży i Polacy muszą nieco zmniejszyć jego rozmiar. W lutym tego roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wydało oświadczenie, z którego wynika, że sprawa nie posuwa się do przodu. Ministerstwo winą obarcza stronę rosyjską.

O tym, jak wygląda teraz miejsce tragedii, pisaliśmy niedawno. Tablica upamiętniająca ofiary katastrofy była pochlapana farbą i fekaliami, a teren wokół był zaśmiecony. Jak poinformowało nas MSZ, w połowie sierpnia miejsce odwiedził przedstawiciel Agencji Konsularnej w Smoleńsku i nie odnotował na tablicy żadnych śladów wandalizmu.

W szóstą rocznicę katastrofy smoleńskiej Jarosław Kaczyński wygłosił na Krakowskim Przedmieściu przemówienie, w którym nawoływał do ukarania winnych tej tragedii. Prezes PiS zasugerował, że winni powinni odpowiedzieć karnie. Trzeba też ich „moralnie napiętnować”. Dodał też, że w sprawie Smoleńska potrzebne są dwa śledztwa. Jedno dotyczące katastrofy, a drugie – wydarzeń po wypadku.

Bardziej radykalne żądania postawiła Ewa Stankiewicz, dyrektor „Telewizji Republika” i szefowa „Solidarnych 2010”. Na demonstracji w przeddzień szóstej rocznicy katastrofy smoleńskiej powiedziała: – Póki nie ukażemy karą śmierci za śmierć polskiego prezydenta, nie możemy mówić o suwerennym polskim państwie. W TVP Info dodała, że chodzi jej o Donalda Tuska. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski dodał, że zadowoliłaby go kara bezwzględnego i ciężkiego więzienia dla byłego premiera.

W lutym 2016 r. z inicjatywy Antoniego Macierewicza, szefa MON, powstała podkomisja do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej. Liczy 21 osób, niektórzy z nich działali wcześniej w zespole Macierewicza zajmującym się tą tematyką. Jej szefem jest dr Wacław Berczyński. W kwietniu opublikowano listę płac podkomisji, z której wynika, że większość jej członków będzie zarabiała od 6 do 8 tys. zł miesięcznie. Szef komisji zapowiedział, że powstanie wierna kopia tupolewa, tylko w mniejszej skali. – Sprawdzimy, jak Tu-154M zachowuje się w różnych sytuacjach w locie, przy lądowaniu, ze zmiennym położeniem klap, również przy utracie końcówki skrzydła – powiedział Berczyński.
Politycy PiS wielokrotnie żądali umiędzynarodowienia śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Kiedy uzyskali władzę, zaczęli wycofywać się z tego postulatu. W listopadzie 2015 r. prezes PiS prezentując skład nowego rządu powiedział, że „nie potrzeba żadnych dodatkowych instytucji” wyjaśniających katastrofę smoleńską. – Tutaj potrzeba uczciwego śledztwa. To musi załatwić wymiar sprawiedliwości i normalnie funkcjonująca prokuratura – powiedział Jarosław Kaczyński.
Podobnie jest z czarnymi skrzynkami. Rosjanie konsekwentnie odmawiają oddania wraku Tu-154M oraz oryginałów czarnych skrzynek. Moskwa twierdzi, że zwróci je dopiero po zakończeniu prowadzonego przez siebie śledztwa i regularnie je przedłuża. Winą za przetrzymywanie czarnych skrzynek Antoni Macierewicz obarczał premiera Donalda Tuska. W listopadzie 2015 r. nowy szef MSZ Witold Waszczykowski zapowiadał, że najpierw zwróci się do Rosji o zwrot czarnych skrzynek, a jak to nie pomoże, to odda sprawę do arbitrażu międzynarodowego. Mimo styczniowej wizyty w Rosji wiceszefa polskiego MSZ, sprawa nie ruszyła z miejsca.
Jednym z priorytetów nowego rządu PiS miało być sprowadzenie wraku tupolewa do Polski. Antoni Macierewicz zapowiadał, że sprawa ta zostanie postawiona na arenie międzynarodowej: – Jeśli rząd polski postawi tę kwestię, nie powinno być problemu ze zwrotem wraku – mówił wiceprezes PiS. – Trudno mówić o przyczynie katastrofy, gdy nie przeprowadzono badań wraku tupolewa – twierdził Andrzej Duda w czasie debaty prezydenckiej w maju 2015 r. Miała być międzynarodowa ofensywa, tymczasem po zdobyciu władzy PiS nic nie robi w tej kwestii. Politycy PiS rakiem wycofują się z wcześniejszych deklaracji. Pod koniec 2015 r. Jarosław Kaczyński na antenie Polsat News powiedział: – Bardzo wielką część prawdy, a może nawet całą prawdę można wyjaśnić bez posiadania tego wraku, bez jego przeniesienia do Polski”.

Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta

Podziel się

Prawo i Sprawiedliwość obarczało rząd Donalda Tuska winą za niesprowadzenie wraku tupolewa oraz czarnych skrzynek do Polski. Domagało się międzynarodowego śledztwa i godnego upamiętnienia ofiar katastrofy w Smoleńsku. Co zostało z tych obietnic wyborczych po 9. miesiącach rządów PiS?

Wszystkie zdjęcia

  • 1. Sprowadzenie wraku tupolewa
  • 2. Odzyskanie czarnych skrzynek
  • 3. Umiędzynarodowienie śledztwa
  • 4. Wyjaśnienie przyczyn katastrofy
  • 5. Ukaranie winnych tragedii
  • 6. Zbudowanie pomnika ofiar w Smoleńsku
  • 7. Zbudowanie pomników smoleńskich na Krakowskim Przedmieściu

coZ

gazeta.pl

Demonstracja ONR Lwów…..

CrFiTnzWYAACeC3

 

CrGBfAnW8AAkrUP

 

CrF6N0dWAAAquFD

Tak prokurator Ziobro urabiał świadka Netzla. Ujawnił mu informacje ze śledztwa, ale za to nie odpowie

Mariusz Jałoszewski, 30.08.2016

Były szef PZU Jaromir Netzel oraz były minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro podczas konfrontacji przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków. Warszawa, 9 grudnia 2010 r.

Były szef PZU Jaromir Netzel oraz były minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro podczas konfrontacji przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków. Warszawa, 9 grudnia 2010 r. (WOJCIECH OLKUŚNIK)

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wydzwaniał do Jaromira Netzla i naciskał, by ten złożył zeznania w prokuraturze. Ujawnił mu też informacje dotyczące śledztwa. Ziobro za to jednak nie odpowie.

Chodzi o historię z 2007 r. – z czasów gdy Polska żyła wykreowaną przez CBA aferą gruntową uderzającą w Andrzeja Leppera. Zwieńczeniem prowokacji CBA miały być zatrzymania w Ministerstwie Rolnictwa po kontrolowanym wręczeniu łapówki osobie, która miała dojście do lidera Samoobrony. Plan się jednak nie udał – było podejrzenie, że ktoś ostrzegł Andrzeja Leppera.

Wtedy prokuratura uruchomiła wielkie śledztwo, którego celem było znalezienie źródła przecieku. I w ramach tego śledztwa Ziobro dzwonił do ówczesnego szefa PZU Jaromira Netzla. Telefony prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości w jednej osobie do świadka w śledztwie przeciekowym oraz treść ich rozmów udało się potwierdzić dopiero teraz.

Przyczynił się do tego niechcący sam Zbigniew Ziobro, wytaczając byłemu szefowi PZU proces karny. Proces na początku tego roku zakończył się prawomocnym uniewinnieniem Netzla. „Wyborcza” zna kulisy tej sprawy.

Ziobro dzwoni do Netzla

Sprawa telefonów Ziobry wyszła na jaw w 2010 r. podczas prac sejmowej komisji śledczej ds. nacisków za rządu PiS. Komisja przesłuchała Netzla jako świadka. Opowiadał, jak w lipcu 2007 r. dzwonił do niego Ziobro i namawiał, by złożył zeznania w sprawie rzekomego przecieku z akcji CBA. Rozmów telefonicznych było kilka. Oprócz tego Netzel odbył dwugodzinną rozmowę z ministrem w jego siedzibie. Miesiąc później został zatrzymany – prowadzono przeciwko niemu śledztwo w kierunku składania fałszywych zeznań. Prokuratura podejrzewała, że daje fałszywe alibi Januszowi Kaczmarkowi, ówczesnemu szefowi MSWiA, jednemu z podejrzewanych o udział w przecieku. Netzel mówił, że spotkał się z Kaczmarkiem w hotelu Marriott. Prokuratura podejrzewała jednak, że w tym hotelu Kaczmarek spotkał się z biznesmenem Ryszardem Krauzem.

Nie udowodniono, że Kaczmarek był ogniwem łańcucha osób, przez który ostrzeżono Leppera o prowokacji CBA. Sprawy przeciwko Netzlowi (nie popełnił przestępstwa) i Kaczmarkowi umorzono po upadku rządu PiS.

Podczas pierwszej rozmowy w połowie lipca Ziobro, powołując się na premiera Kaczyńskiego – „panu premierowi bardzo na tym zależy” – nakłaniał Netzla, by w nocy zgłosił się do CBA w Trójmieście na przesłuchanie. I szef PZU to zrobił. Trzy dni później Ziobro znowu dzwonił i namawiał na kolejne przesłuchanie, tym razem w prokuraturze w Warszawie.

– Mówił, że to leży w moim interesie, bo ktoś chce mnie wmanewrować w sprawę [przecieku] – relacjonował przed komisją Netzel. Kluczowa miała być rozmowa w resorcie sprawiedliwości 18 lipca. Netzel mówił, że Ziobro był zdenerwowany i zadawał „dziesiątki pytań o różne osoby i relacje między nimi”. Ministra interesować mieli głównie Kaczmarek i Krauze.

– Rozmowa stała się nie do wytrzymania, gdy pojawił się wątek korupcyjny. Zbigniew Ziobro zapytał, czy ja jako prezes PZU na prośbę prezydenta Kaczyńskiego nie załatwiam czegoś dla Ryszarda Krauzego – zeznał Netzel. Twierdził, że minister de facto wtedy go przesłuchał. – Pytał, po co ciągnę Kaczmarka [czyli po co daje mu alibi].

Były prezes PZU twierdzi, że było pięć-sześć rozmów (ostatnia 30 lipca), a inicjował je Ziobro. Minister, który też zeznawał przed komisją śledczą, potwierdził, że dzwonił oraz że w ministerstwie odbyło się spotkanie, na którym rozmawiał o PZU i meandrach sprawy przeciekowej. Zapewniał, że tylko namawiał Netzla do złożenia zeznań „zgodnych z prawdą” i ma inną ocenę tych rozmów. Potem w sądzie przyznał, że spotkał się też z szefem PZU w ministerstwie, by go uspokoić, i że prosił o relację, o co pytali go prokuratorzy.

Netzel twierdził, że jego wersję potwierdzą podsłuchy rozmów z Ziobrą. Komisja śledcza wystąpiła o nie do prokuratury, ale ta odpisała, że w aktach sprawy przeciekowej ich nie ma.

Do podsłuchów udało się jednak dotrzeć Sądowi Rejonowemu Warszawa-Śródmieście, do którego Ziobro wniósł później prywatny akt oskarżenia przeciw Netzlowi. Poszło o jego stwierdzenie przed komisją śledczą, że rozmowy telefoniczne z ministrem zaginęły, bo „Ziobro, wówczas prokurator generalny, o to zadbał”.

Sąd na potrzeby procesu wyciągnął utajnione rozmowy z siedziby Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, która prowadziła śledztwo dotyczące nadużyć w prokuraturze i służbach specjalnych za rządu PiS (w efekcie oskarżyła byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego o nielegalną prowokację wymierzoną w Andrzeja Leppera). Tam Netzel zeznawał jako świadek i po raz pierwszy zapoznał się z treścią swoich rozmów.

Co jest na taśmach Ziobro – Netzel

Zachowały się trzy pierwsze rozmowy z połowy lipca 2007 r. To, jaki miały przebieg, wynika z uzasadnienia wyroku procesu Ziobro – Netzel, który zapadł w połowie ubiegłego roku.

– W czasie rozmów Ziobro dzielił się z nim informacjami dotyczącymi prowadzenia przez prokuraturę śledztwa. Informował m.in. o tym, że sprawa nie ma na celu jego zdyskredytowania. Zapewniał także oskarżonego, że jest wezwany w związku z zeznaniami Kaczmarka w sprawie przecieku z operacji CBA – podkreślała w uzasadnieniu wyroku sędzia. Ostro skrytykowała Ziobrę: „Skoro intencją przesłuchania [Netzela] miało być wykazanie, że inny świadek zeznaje nieprawdę, to uprzednie informowanie Netzla o tym, z czyjego powodu będzie przesłuchiwany [Kaczmarka], jest sygnałem, który może naprowadzić na kierunek, w jakim jego zeznania mogą czy powinny zmierzać”. I jeszcze kolejny cytat z uzasadnienia wyroku: „Musi dziwić twierdzenie [Ziobry], że zaprosił Netzla do siebie na spotkanie, bo ten stawiennictwem na przesłuchanie w prokuraturze okazał pewną grzeczność. W ocenie sądu nie można uznać za właściwe budowanie takich relacji pomiędzy prokuratorem generalnym a świadkiem”.

Sąd przypomniał, że Zbigniewa Ziobrę wiązała tajemnica śledztwa. I wytknął: „Nie jest rolą prokuratora generalnego informowanie świadka o przedmiocie postępowania i wyprowadzanie z błędu, na jakim wycinku rzeczywistości koncentruje się uwaga śledczych”.

Według sądu pewne jest także to, że Ziobro mocno interesował się sprawą przecieku, w której został przesłuchany jako świadek, bo jedna z wersji zakładała, że on też mógł być źródłem przecieku o akcji CBA. Sąd potwierdził, że minister wiedział, jakie są dowody w aktach, znał też zawartość materiałów operacyjnych. Według zeznających na rozprawie wysokich rangą prokuratorów Ziobro dzwonił do Netzla, bo ten odmawiał stawienia się na przesłuchanie szeregowym śledczym. A chciano go szybko przesłuchać, by nie zdążył ustalić wersji zdarzeń z Kaczmarkiem. Zeznali też, że prawo nie zabrania szefowi prokuratury kontaktów ze świadkiem.

Jak prokurator nie znalazł podsłuchanych rozmów

Sąd przesłuchał też prokuratora Grzegorza Jaremkę z Warszawy – był referentem sprawy przeciekowej po upadku rządu PiS. To on napisał do komisji śledczej, że rozmów nie ma, bo w aktach nie było z nich stenogramu. – Opierałem się na analizie podsłuchów sporządzonej przez CBA [prowadziło podsłuch] – zeznał. Przyznał, że nie odsłuchał płyt z nagraniami, które jednak były w aktach. Z analizy CBA, którą podpisał Mariusz Kamiński, miało wynikać, że te nagrania są bez znaczenia dla sprawy. Dlatego nie sporządzono z nich stenogramów. A gdy prokuratura w Rzeszowie „odnalazła” płyty, Jaremko nie uznał treści rozmów za ważne. – Te rozmowy były o niczym – zeznał na procesie Ziobro – Netzel.

Sąd wytknął mu w wyroku, że nie zweryfikował nagrań. – Jego postawę cechowała zbyt duża ufność do działań CBA i jego analiz. Twierdzenia, że te rozmowy są o niczym, w tym także ta, w której Ziobro miał mówić, że „Netzel jest wmanewrowywany”, w konfrontacji z treścią rozmów uznać należy za co najmniej pochopne – ocenił sąd.

Ostatecznie Netzel wyszedł obronną ręką z procesu z Ziobrą. Sąd co prawda stwierdził, że zniesławił polityka, bo ten nie wydał polecenia usunięcia rozmów z akt. Ale uniewinnił go, bo uznał, że działał w usprawiedliwionym błędzie oraz w granicach dopuszczalnej krytyki. Miał prawo się dziwić, po co Ziobro do niego wydzwania.

Wyrok sprzed roku zaskarżył Ziobro, ale sąd odwoławczy pod koniec stycznia 2016 r. go utrzymał.

Minister sprawiedliwości nie poniesie jednak odpowiedzialności za rozmowy z Netzlem. Prokuratura przed kilku laty badała, czy wywierał naciski na świadka w celu zmuszenia go do złożenia zeznań, i doszła do wniosku, że nie naciskał.

Ziobro zapłacił jedynie 2 tys. zł kary, bo spóźnił się na jedną z rozpraw przeciwko Netzlowi.

Zobacz także

tak

wyborcza.pl

Narodowcy idą już po nas

DOMINIKA WIELOWIEYSKA, GAZETA WYBORCZA, 30.08.2016

Uroczystości pogrzebowe Danuty Siedzikówny ps.

Uroczystości pogrzebowe Danuty Siedzikówny ps. „Inka” oraz Feliksa Selmanowicza ps. „Zagończyk” (BARTOSZ BAŃKA)

Żyjemy w kraju, w którym organizacje nawiązujące do przedwojennego faszyzmu dyktują dziś obywatelom i władzy, kto ma prawo uczestniczyć w uroczystościach państwowych, a kto nie.

Działacze KOD-u z Mateuszem Kijowskim na czele chcieli wziąć udział w uroczystościach pogrzebowych Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”. Zostali zaatakowani przez ludzi w tzw. odzieży patriotycznej. Pod kościołem w czasie mszy lżono pod flagami ONR-u Kijowskiego i jego towarzyszy. Agresywny tłum napierał, policjanci powiedzieli Kijowskiemu, żeby wraz ze swoimi kolegami lepiej opuścił pogrzeb, bo nikt ich nie obroni.

Tak jest w państwie PiS-u. Państwie, które podobno jest silne, które podnosi się z kolan. Ale w tym państwie realizuje się myśl Jarosława Kaczyńskiego, że trzeba wskazać Polaków gorszego sortu, obywateli drugiej kategorii, których władza nie będzie bronić. Jak im osiłek w bluzie z symbolem Polski Walczącej mówi, że mają wypier…, to mają wypier… Policja wtrącać się nie będzie. Dodajmy, że to uroczystość z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy, która z założenia powinna być szczególnie chroniona przez służby porządkowe. Te służby stały po stronie agresorów, a w każdym razie im uległy.

– Jest coś takiego jak chluba bohatera – chluba bohatera, która spływa na następne pokolenia – ale jest i piętno zdrajcy, i ono też jest bardzo trwałe – mówił w czasie uroczystości prezydent Andrzej Duda. Narodowcy swoją agresją hańbią znak Polski Walczącej, niszczą chlubę polskich bohaterów, a piętno tych, którzy przyzwalają na nienawiść, na agresję, na faszystowskie zachowania, także szybko nie zniknie. Kiedy nacjonaliści rozrabiali w Białymstoku, ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz powiedział do nacjonalistów: „Idziemy po was”. Wiele osób się z niego śmiało, że to nadęte, że machina policji i sprawiedliwości słabo działa. Jednak efekty tej zapowiedzi – może niespektakularne – były. Dziś chciałabym, aby z taką samą emfazą szef MSWiA Mariusz Błaszczak powiedział: „Idziemy po was”. Bo to przynajmniej w sferze symboli ma wielkie znaczenie. Ale nie powie. Nacjonaliści czują się coraz pewniej. Czują się bezkarni, bo władza PiS-u im na to przyzwala. Kokietuje elektorat narodowców, więc na żadną stanowczość nie ma co liczyć.

– O ile do 1989 roku można powiedzieć, że rządził ustrój tych samych zdrajców, którzy zamordowali „Inkę” i „Zagończyka”, to przecież po 1989 roku teoretycznie nie – mówił prezydent Duda. – Państwo polskie po 27 latach odzyskuje wreszcie godność przez ten pogrzeb – dodał.

Po 1989 roku państwo tylko „teoretycznie” było rządzone przez niezdrajców? Lech Kaczyński w tym państwie był senatorem, ministrem w Kancelarii Prezydenta, szefem NIK-u, ministrem sprawiedliwości, prezydentem Warszawy i prezydentem RP. W tym państwie to minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL Krzysztof Kwiatkowski złożył wniosek o unieważnienie wyroku skazującego „Inkę”, jak też wiele innych tego typu wniosków. W tym państwie od dawna stoi pomnik „Inki”. W tym państwie, zanim PiS doszedł do władzy w 2015 roku, historycy IPN odszukali miejsce, w którym złożono ciało „Inki”.

Nie można patriotyzmu mierzyć stopniem egzaltacji i częstotliwością noszenia koszulki z symbolem Polski Walczącej. I nie można dopuścić do tego, aby te symbole zostały zawłaszczone przez wygolonych osiłków, którzy odwołują się do ideologii przedwojennych polskich faszystów.

Zobacz także

gdyOsiłek

wyborcza.pl

 

PiS myśli na trzy dni naprzód, nie na trzy dekady

Katarzyna Kolenda-Zaleska, „Fakty” TVN, 30.08.2016

Profesor Marek Safjan, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, ostrzega, że wraz z kolejnymi ustawami o TK kończy się państwo prawa

Profesor Marek Safjan, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, ostrzega, że wraz z kolejnymi ustawami o TK kończy się państwo prawa (Fot. Sławomir Kamiński / AG)

Niezwykle zastanawiający jest ten upór PiS w dążeniu do degradacji Trybunału Konstytucyjnego. Zastanawiający poprzez myślenie w perspektywie jednej kadencji i świadczący o kompletnym braku politycznej wyobraźni. PiS zachowuje się tak, jakby władzy raz zdobytej – w końcu po ośmiu porażkach – nie zamierzał już nigdy oddawać. A tak nie będzie. Przynajmniej w demokracji tak nie będzie..

Załóżmy jednak, że naszej demokracji nic nie grozi, nikt nie zamierza na siłę zmieniać ustroju państwa, wprowadzać dyktatury, w której wolne wybory są fikcją. I załóżmy, że PiS kiedyś tam w przyszłości przegrywa wybory i przechodzi do opozycji. Zaczyna rządzić inna formacja, która wprowadza własne porządki, własne ustawy przepychane nocą na kolanie. PiS ma poczucie, że gwałcone są prawa obywateli, gwałcone są prawa opozycji. I co? Gdzie się zwróci? Gdzie znajdzie ostateczną instancję, która będzie kontrolować poczynania nowej władzy?

Likwidując Trybunał, PiS skazuje się na bezradność i bezsilność.

Załóżmy jeszcze gorszy wariant. PiS przegrywa wybory, a do władzy dochodzą siły całkowicie niedemokratyczne, które teorię o władzy i woli suwerena zmieniają w dyktaturę. To wcale nie jest wykluczone, biorąc pod uwagę światowe nastroje. Gdzie wtedy PiS będzie szukał obrony, skoro zlikwidował jedyną instancję zdolną do ochrony jednostki, jej praw i wolności?

Czy dzisiejszy PiS naprawdę nie rozumie, że kiedyś jego władza się skończy, a pozostawienie po sobie spalonej ziemi i podeptanie konstytucji zemści się nie tylko na obywatelach, ale także na nim samych? Że w ten sposób, może nieświadomie, otwiera szeroko drzwi do wprowadzenia władzy autorytarnej, która nie liczy się z nikim i z niczym? Że podważając niezależność i niezawisłość władzy sądowniczej, otwiera drogę do bezprawia pozbawionego jakichkolwiek reguł, skoro konstytucja nie obowiązuje?

Profesor Marek Safjan, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, ostrzega, że wraz z kolejnymi ustawami o TK kończy się państwo prawa, bo zamach na konstytucyjne instytucje de facto je likwiduje.

PiS nie reaguje, nie słucha, nie ma w sobie ani krztyny refleksji nad tym, do czego może doprowadzić jego wojenka z Trybunałem Konstytucyjnym. Tu już nie chodzi o to, co wydarzy się dziś, jutro, za rok. Tu chodzi o to, co może się wydarzyć za 5 czy 10 lat, gdy obecne elity polityczne przestaną być elitami.

Zdewastowanie wymiaru sprawiedliwości spowoduje chaos, którego skutki trudno nawet przewidzieć. Wprowadzi rozchwianie norm, groźną tymczasowość zależną od widzimisię rządzących. A nie mamy żadnej pewności i żadnej gwarancji, kto będzie w przyszłości chciał rządzić. I jak potoczą się losy i naszego państwa, i naszego świata. W tym chaosie jedyną stałą może być państwo prawa, szacunek dla konstytucji, uporczywe trzymanie się zapisanych norm.

Niszcząc ten fundament, PiS podcina gałąź, na której sam siedzi. Aż naprawdę dziwi ta beztroska. I przeraża.

Pod adresem Jarosława Kaczyńskiego kierowane są wyrazy zachwytu – także ze strony prezydenta. Jaki to wielki strateg i wizjoner. Rozprawa z Trybunałem Konstytucyjnym świadczy o czymś wręcz przeciwnym, bo o strategii i wizji mowy raczej nie ma. Jest uporczywe trzymanie się władzy. Jest chęć odwetu, rozprawienia się z politycznymi przeciwnikami. Jest myślenie na trzy dni naprzód, a nie na trzy dekady naprzód.

Zobacz także

piSPrzegrywa

wyborcza.pl

Tańczący na trumnach. Ten pogrzeb był politycznym festynem PiS-u i jego akolitów

Paweł Wroński, 29.08.2016

Uroczystości pogrzebowe

Uroczystości pogrzebowe „Inki” i „Zagończyka (BARTOSZ BAŃKA)

– Aż 70 lat trzeba było czekać na ten pogrzeb i aż 27 lat po 1989 roku. O ile do 89 roku można powiedzieć, że rządził ustrój tych samych zdrajców, którzy zamordowali „Inkę” i „Zagończyka”, to przecież po 89 roku teoretycznie nie – mówił w niedzielę w Gdańsku prezydent Andrzej Duda na pogrzebie zamordowanych przez UB żołnierzy podziemia.

To nie było przejęzyczenie, lecz starannie wypracowana aktorska scenka. Cóż takiego prezydent Rzeczypospolitej właściwie powiedział? To mianowicie, że państwo winne zamordowania „Inki” i „Zagończyka” różni się w niewiele od Polski, która po 1989 roku odzyskała pełną niepodległość – a „praktycznie” (nie teoretycznie) jest takie samo. Prezydenckie przymrużenie oka wywołało śmiech czyniący z ceremonii pogrzebowej jakże radosny polityczny festyn PiS-u i jego akolitów.

Zapewne kilka osób, które walczyły, siedziały w więzieniach PRL-u, żeby Polska była wolna, a potem pracowało na rzecz Polski po 1989 r., poczuły się tak, jakby prezydent ich państwa dał im w twarz. Cóż, to nie u nich jednak Andrzej Duda szuka poklasku. „Poszerza elektorat” pośród „patriotycznych kibiców” i duchowych spadkobierców Bolesława Piaseckiego. Prowadzi na rzecz PiS-u wojnę ideologiczną, w której prawda i przyzwoitość nie są żadnymi wartościami.

Czy to „zdrajcy” zadbali o pamięć „żołnierzy wyklętych”?

Oczywiście, każdy ma prawo do takich jak prezydent sądów o przeszłości. Aby były jednak wiarygodne, winien je wygłaszać człowiek doświadczony mający historyczną perspektywę albo taki, który dla walki o niepodległość Polski ma jakieś zasługi. Andrzej Duda właściwie PRL-u z autopsji nie zna – w 1989 r. podczas czerwcowych wyborów miał zaledwie 17 lat. I jakoś łatwo mu oceniać i porównywać.

Powinien jednak docenić tę zmianę, bo tylko dzięki temu, że powstała III Rzeczpospolita, mógł zostać prezydentem i wygłaszać swoje ulubione przemówienia. I także dzięki zmianom w 1989 r. Polacy mogą oddać hołd swoim bohaterom.

Najpierw odnaleziono groby polskich oficerów w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Potem przez lata prowadzono żmudne poszukiwania ofiar UB. Autorką pierwszych wielkich tekstów na temat „Łączki”, gdzie w Warszawie pochowane zostały ofiary zbrodniczego reżimu, była na przykład Małgorzata Szejnert w „Gazecie Wyborczej”. Jerzy Ślaski, żołnierz WiN i współpracownik Bronisława Komorowskiego w MON, jest autorem wydanej w 1991 r. książki „Żołnierze wyklęci” i wprowadził ten termin do historii.

Wyrok na „Inkę” i „Zagończyka” został unieważniony w 1991 r. W 2012 r. IPN rozpoczął planowe poszukiwania szczątków zamordowanych po wojnie patriotów. Po odkryciu zwłok „Łupaszki” i „Zapory” w 2013 r. „Wyborcza” pisała o historycznej sprawiedliwości. To prezydent Komorowski zrealizował pomysł prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ustanowił Dzień Żołnierzy Wyklętych.

A co dla tej pamięci uczynił Andrzej Duda?

Ale w ostatnich gdańskich pogrzebach nie o historyczną sprawiedliwość chodzi, tylko o poszczucie jednych na drugich. Prezydent pyta: Dlaczego pogrzeb „Inki” i „Zagończyka” odbywa się po 27 latach? Chce w ten sposób przedstawić swoją formację jako jedyną sprawiedliwą w Sodomie III RP. Nie chce jednak pamiętać, że szczątki „Inki” na gdańskim cmentarzu odnaleziono w 2014 r. za rządów Platformy Obywatelskiej. W 2015 r. prezydent Komorowski urządził w Belwederze ceremonię przekazania rodzinom certyfikatów po badaniach DNA.

Ktoś posługujący się metodami prezydenta Dudy mógłby zapytać, dlaczego nie dokonano tego za czasów, gdy ministrem sprawiedliwości był Lech Kaczyński, dlaczego nie zajmowano się tym za rządów PiS-u w latach 2005-07. Co on, Andrzej Duda, jako wiceminister sprawiedliwości i późniejszy minister w Kancelarii Prezydenta, uczynił dla poszukiwania szczątków „żołnierzy wyklętych”?

Kilka lat temu również w Gdańsku polityczny pryncypał prezydenta Jarosław Kaczyński dzielił Polaków na tych, którzy stoją tam, gdzie stoją, i na tych, którzy stoją tam, gdzie stało ZOMO. Prezydent Duda rok temu obiecywał, że jego wielkim zadaniem jest odbudowanie wspólnoty. W swoim przemówieniu prezydent zniesławił 26 lat dziejów kraju, w którym sprawuje władzę.

Po tym, co powiedział, być może dla części Polaków, którzy są dumni z tego, co osiągnęli po 1989 roku, stał się prezydentem teoretycznym.

Zobacz także

tańczącyNaTrumnach

wyborcza.pl