Dojna zmiana, 10.10.2016

 

Kuchciński jako Pimko

Kuchciński jako Pimko

Według Konstytucji i protokołu dyplomatycznego drugą osobą w państwie jest marszałek Sejmu. Niby powinniśmy wiedzieć, ale buzie rozdziawiamy. No, bo kto jest drugą głową w Polsce? No… tak, Marek Kuchciński. On jest pierwszym po Andrzeju Dudzie, któremu – nie daj Bóg –  coś się stanie, Kuchciński zostałby p.o. prezydenta. Wcale nie jest to gdybanie. Przez kilkanaście ostatnich dni nie był widziany nigdzie Andrzej Duda, nie zająknął się w kwestii aborcji i Czarnego Protestu, ani w tak ważnej sprawie dla naszego prestiżu, jak zerwaniu umowy na zakup Caracali. Ani be, ani kukuryku.

Coś w naszym państwie trzeszczy. Wszak najważniejsze funkcje powinny piastować autorytety państwa, takim powinien być prezydent i marszałek Sejmu, ale też ludzie z dokonaniami dla Polski, z olejem w głowie, zwanym mądrością, wreszcie z roztropnością polityczną. Druga głowa w państwie Kuchciński tak naprawdę nie jest szerzej znany. Wcześniej najczęściej widziany był jako cień prezesa Kaczyńskiego. Można było mieć wrażenie, że to teczkowy, obok Mariusza Błaszczaka. I raptem Kuchciński zostaje Drugą Głową. Wywiadów nie udziela, bo niespecjalnie potrafi się wyrażać, poza komunikatami partyjnymi. Powiedzieć coś od siebie jest ponad jego możliwości.

Na tego pierwszego po Dudzie złożone zostało doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Tak, tak! Wyrażać się specjalnie nie potrafi, a możliwe przestępstwa dokonywać i owszem. Zawiadomienie złożyło Stowarzyszenie Watchdog Polska, zajmujące się transparentnością życia publicznego, o brak ”poszanowania konstytucyjnego prawa do informacji”.

Watchdog odnosi się do dwóch wydarzeń. Jednego iście gombrowiczowskiego, bo dziennikarzowi Pawłowi Dąbrowskiemu na rok zabroniono wstępu do budynków sejmowych z tego powodu, że sfotografował bose stopy posłanki PO Lidii Gądek. U Gombrowicza łydka, u Kuchcińskiego stopy, taki z niego obniżony Pimko, z łydki zjechał do stóp.

Drugi zarzut dotyczy odmowy wstępu na posiedzenie Sejmu kobietom, które zostały zaproszone przez parlamentarzystów w związku z dyskusją na temat ustawy zaostrzającej przepisy aborcyjne. Kuchciński przestraszył się Czarnych Parasolek, motywując: – „Na większą liczbę osób nie zgodzę się, ponieważ uważam, że w tym przypadku emocje są tak duże, że tutaj mojej zgody nie będzie”.

Kiedyś literaturę groteskową uprawiali pisarze, dzisiaj zastąpili ich politycy. Można mniemać, że Sławomir Mrożek byłby dziś bezrobotny.

Waldemar Mystkowski

kuchcinski

koduj24.pl

PONIEDZIAŁEK, 10 PAŹDZIERNIKA 2016

Kaczyński: Ci, którzy ukryli prawdę znowu są aktywni. Mówią o tym, że chcą zlikwidować CBA i IPN

21:00
kacz111

Kaczyński: Ci, którzy ukryli prawdę znowu są aktywni. Mówią o tym, że chcą zlikwidować CBA i IPN

Dziś wiemy coraz więcej. Co miesiąc tej wiedzy na temat tragedii smoleńskiej jest więcej. Ale ostateczne ujawnienie prawdy jeszcze przed nami. Musismy o to walczyć, że ci którzy tą prawdę ukrywali są znowu aktywni. I nie ukrywali swoich celów. Mówią o tym, że powstanie komisja, że chcą zlikwidować IPN i CBA. Pokazują wprost, że ich RP – nie chcę tu wymieniać numerów miałaby się opierać na kłamstwie i na zgodzie na nadużycie. – mówił w na 78. miesięcznicy smoleńskiej Jarosław Kaczyński.

„Wolność to prawda”

„Nasza RP musi się opierać na prawdzie. Dziś słyszeliśmy w Katedrze, że prawda jest korzeniem wolności. Tak to jest stwierdzenie, którego nie da się odrzucić. To jest stwierdzeni, które jest fundamentem naszego myślenia. O wolności i o losie naszego narodu, który był zawsze ostoją wolności. O naszej misji w Europie i w świecie. Bo my Polacy mamy taką misję. Bo wolność to prawda”

„Ci, którzy są przeciwko nam mają jedną broń – prowokację”

„Musimy tu być za miesiąc, w kolejnych miesiącach. Aż do tego momentu, gdy usłyszymy z ust przedstawicieli państwa to co się naprawdę stało w Smoleńsku i kiedy tu odsłonimy, niedaleko stąd, pomnik katastrofy smoleńskiej i pomnik Lecha Kaczyńskiego. Nasza misja ma sens, bo ci ktorzy są przeciwko nam mają dziś już tylko jedną broń – poza kłamstwem oczywiście – tą bronią jest prowokacja”

20:23

Witek: To zaledwie 10 miesięcy naszych rządów. Żaden wcześniejszy rząd nie miał takiej trudnej sytuacji jak my

To zaledwie 10 miesięcy naszych rządów, trudnych rządów. Bo żaden wcześniejszy rząd nie miał takiej trudnej sytuacji jak my. Że jesteśmy atakowani zarówno przez opozycję wewnątrz, jak i na zewnątrz – mówiła Elżbieta Witek W TVP Info.

20:15
witek1

Witek o protestach ws. reformy edukacji: Przestałam się dziwić, że opozycja nie proponuje żadnych konkretów

Ja już przestałam się dziwić, ze opozycja sejmowa zwłaszcza PO i Nowoczesna, nie proponuje żadnych konkretów – mówiła Elżbieta Witek w TVP Info. Jak podkreślała:

„To nie jest dyskusja merytoryczna. W apelu do wojewodów są hasła o zmianach w edukacji, jeśli sami manifestujący apelują o to, by dokonywać zmian, to nie jest tak dobrze jak mówią”

18:12
IMG_0026

PAD: Dzisiaj jest rząd, który na skalę ogólnokrajową pozwoli wykorzystać szanse. Nie będzie zaniedbań

Jak mówił prezydent Andrzej Duda podczas spotkania z mieszkańcami Strzelec Krajeńskich:

„Taka polityka prorodzinna, jaką przygotowuje pani minister Rafalska, jest ogromnie potrzebna. Z jednej strony musi być ambitny plan rozwoju gospodarczego, jaki przygotował pan premier Morawiecki. Wielka strategia rozwoju, która mam nadzieję, pozwoli w naszym kraju uruchomić te zasoby, które do tej pory były marnowane, która pozwoli wykorzystać tę inwencję, kapitał wiedzy, inteligencji, który jest w Polakach, którzy potrafią tworzyć biznes w innych krajach, a w Polsce są blokowani”

„Dzisiaj jest rząd, który pozwoli wykorzystać szanse. Nie będzie zaniedbań jak przez ostatnie lata”

„Jestem przekonany, że dzisiaj jest wreszcie rząd, który na skalę ogólnokrajową pozwoli wykorzystać te szanse, że nie będzie takich zaniedbań jak przez ostatnie lata, że nie będzie tak, że wszystko koncentruje się na wielkich miasta. Rozwój będzie zrównoważony także pod względem terytorialnym. Jestem przekonany, że właśnie tego oczekuje dzisiaj większość Polaków”

17:23
duda1

Duda w liście do przedsiębiorców: Duże nadzieje wiążę ze Strategią Odpowiedzialnego Rozwoju

– Zapewniam, że w kwestii promowania korzystnych dla sektora rozwiązań prawnych znajdą Państwo we mnie swego sojusznika – pisze prezydent Andrzej Duda w liście do przedsiębiorców z okazji VI Europejskiego Kongresu Małych i Średnich Przedsiębiorstw w Katowicach.

„Wiąże duże nadzieje ze Strategią Odpowiedzialnego Rozwoju”

„Duże nadzieje wiążę ze Strategią Odpowiedzialnego Rozwoju, która będzie również przedmiotem dyskusji w trakcie Kongresu. Strategia ma istotne znaczenie w kontekście rozważań o źródłach finansowania innowacyjności w działalności gospodarczej. W Kancelarii Prezydenta RP w ramach Narodowej Rady Rozwoju działa grupa ekspertów, którzy będą wskazywać nowe zagadnienia istotne z punktu widzenia strategii rozwoju kraju oraz zgłaszać propozycje zmian. Cennym materiałem, pomocnym w tych pracach, mogą być także rekomendacje zgłoszone przez Państwa w trakcie tego Kongresu”

TTIP powinien być wnikliwie przeanalizowany.

„Cieszę się, że organizatorzy [Kongresu] planują debatę o Transatlantyckim Partnerstwie w Dziedzinie Handlu i Inwestycji, jako że temat ten musi być bardzo wnikliwie przeanalizowany, tak pod kątem szans, jakie wynikają z Partnerstwa, jak i związanych z nim zagrożeń”

Cały list można przeczytać na stronie KPRP.

16:28
wkk1

W całym kraju protesty przeciwko zmianom w edukacji. Kosiniak-Kamysz: „Wspólnie mówimy NIE antyreformie”

„Nie dla reformy edukacji” – to wspólny przekaz ZNP i opozycji w poniedziałek. Związek Nauczycielstwa Polskiego zorganizował w całym kraju 17 pikiet i protestów wymierzonych w reformę przygotowywaną przez rząd premier Szydło. W demonstracjach wzięli udział też politycy m.in. PSL i Nowoczesnej. W Warszawie na placu Bankowym pojawiło się ok 2 tysięcy osób. Przemawiali politycy opozycji:

Kosiniak-Kamysz: To jest antyreforma

„To nie jest żadna reforma, to jest antyreforma. PiS funduje chaos uczniom i nauczycielom. Ludowcy są z nauczycielami we wszystkich miastach wojewódzkich. Wspólnie mówimy NIE antyreformie edukacji. Obiecali, że będą słuchać, ale władza tak uderzyła im do głowy, że chyba ich ogłuszyła. Nic nie słyszą”

Kamila Gasiuk-Pihowicz: Rząd PiS zmienia MEN w Ministerstwo Chaosu

„Osobą, która powinna stracić władzę w wyniku tej pseudoreformy jest pani minister Zalewska. Od ponad 30 lat uczestniczę i obserwuje to, jak zmienia się polska szkoła. Ale jeszcze nigdy nie towarzyszyło zmianom tyle buty i arogancji. Rząd PiS zmienia MEN w Ministerstwo Chaosu. Nikt nie rozumie po co jest ta psedoreforma”

Przemówienia wygłosili też m.in. Małgorzata Kidawa-Błońska, Paulina Piechna-Więckiewicz, lider OPZZ Jan Guz.

7313AE26-A1F2-4FCA-BCCB-84848F3CDB8A

Protesty – ze wsparciem polityków opozycji – odbyły się w najważniejszych miastach Polski. Kraków

Wojciech Kozak na w Krakowie: „Samorządy będą zawsze po stronie racjonalności w edukacji!”

Katowice:

kato1

Wrocław

Poznań

Dziś w Poznaniu razem z nauczycielami protestujemy przeciw zmianom w edukacji planowanym przez minister Annę Zalewską.Jesteśmy z Wami !

300polityka.pl

„Katolicka” władza broni nas przed Chrystusem

Ignacy Dudkiewicz, 10.10.2016

Prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Beata Szydło

Prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Beata Szydło (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Chrześcijańskie frazesy, których mnóstwo można usłyszeć z ust ministrów, nie przekładają się na wierność Ewangelii

Szybki test: kto z państwa czułby się bezpiecznie w kraju, którego ministrowie spraw wewnętrznych oraz spraw zagranicznych deklarują, że nie są w stanie sprostać wyzwaniu, jakim byłaby opieka nad zaledwie setką osób starszych, chorych, z niepełnosprawnością i dzieci? Czy liczyliby państwo, że w sytuacji kryzysowej – klęski żywiołowej, zamachu, wojny w kraju ościennym – będą umieli stanąć na wysokości zadania ministerialni „opiekunowie”, którzy zarządzają między innymi policją, strażą graniczną, korpusem dyplomatycznym czy sztabami kryzysowymi, a którzy nie wiedzą, jak zabezpieczyć przylot i pobyt w Polsce setki osób w bardzo trudnej sytuacji życiowej, których jedynym marzeniem jest to, by już więcej się nie bać?

Jeśli na powyższe pytanie odpowiedzieli państwo „nie”, czas porzucić złudzenia co do możliwości zapewnienia nam bezpieczeństwa przez obecne władze. Oto bowiem wedle wypowiedzi arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, ministrowie spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych zadeklarowali, że „nie są w stanie sprostać wyzwaniu”, jakim byłaby organizacja korytarzy humanitarnych dla uchodźców z Syrii.

Owe korytarze humanitarne to inicjatywa międzynarodowej Wspólnoty Sant’Egidio. Polega na transporcie do Europy niewielkich grup uchodźców prosto z obozów w Turcji, Libanie czy Jordanii. Na pokład samolotu zapraszani są najbardziej potrzebujący ze wszystkich potrzebujących – chorzy, umierający, okaleczeni, ludzie starsi, dzieci, osoby z niepełnosprawnością, najmocniej skrzywdzeni przez wojnę. Ci wszyscy, którym pomoc należy się bezwarunkowo, bo pozostawanie w obozie lub próba przedostania się do Europy przez morze oznacza dla nich albo trwanie koszmaru, albo śmierć. To właśnie w ramach takiego korytarza uruchomionego we Włoszech papież Franciszek zaprosił do Watykanu grupę uchodźców.

W Polsce gotowość do zajęcia się organizacją korytarzy wyraził Kościół, proponując, by większość działań zarówno na miejscu, jak i w kraju wziął na siebie Caritas. Od państwa oczekiwano zgody na wjazd uchodźców do Polski oraz niezbędnej współpracy służb. Niestety, nawet takiemu „wyzwaniu” nie są w stanie sprostać polskie władze.

Oczywiście wcale nie chodzi o możliwości. Chodzi o obrzydliwą politykę, która przedkłada obawę przed atakami ze strony jeszcze większych populistów nad życie konkretnych ludzi oraz nad wierność wartościom. Wartościom, którymi obecnie rządzący Polską lubią sobie wycierać usta. Chrześcijańskie frazesy, których mnóstwo można usłyszeć z ust ministrów polskiego rządu, nie przekładają się, jak widać, na wierność Ewangelii.

Czas zrozumieć, na co zwraca uwagę Wojciech Onyszkiewicz, współtwórca Komitetu Obrony Robotników, że „katolicka” ponoć władza broni narodu przed tymi, w których – wedle papieża, prymasa i Ewangelii – powinniśmy dostrzec twarz Chrystusa. „Katolicka” władza broni nas przed Chrystusem we własnej osobie. To jest prawda o tym rządzie. Rządzie, który z chrześcijaństwem nie ma wiele wspólnego.

* Ignacy Dudkiewicz – redaktor działu Wiara w „Magazynie Kontakt” (www.magazynkontakt.pl)

 

Zobacz także

chrzescijanskie

wyborcza.pl

„Ci, którzy ukrywali prawdę, są znów aktywni”. Prezes PiS już nawet nie kryje, kogo ma na myśli

TS, 10.10.2016

Kaczyński przed Pałacem Prezydenckim

Kaczyński przed Pałacem Prezydenckim (Fot. Czarek Sokolowski AP)

• Jarosław Kaczyński przemawiał na 78. miesięcznicy katastrofy w Smoleńsku
• „Ci, którzy tą prawdę ukrywali, są znów aktywni” – stwierdził prezes PiS
• Kogo miał na myśli? Zaraz po tych słowach wymienił punkty programu PO

 

– Dziś wiemy coraz więcej. Ale ostateczne ujawnienie prawdy jeszcze przed nami – powiedział Jarosław Kaczyński w trakcie 78. miesięcznicy katastrofy. Dodał, że „trzeba o tę prawdę walczyć”. – Tym bardziej że ci, którzy tę prawdę ukrywali, są znów aktywni. I nie ukrywają swoich obecnych celów. Mówią o tym, że powstanie komisja, (…) która będzie badała manipulację faktami przy badaniach, które były prowadzone przez zespół Antoniego Macierewicza. Chcą zlikwidować IPN, chcą zlikwidować CBA – wymieniał punkty nowego programu Platformy Obywatelskiej. Prezes PiS stwierdził też, że „tragedia była czymś, co każdy myślący człowiek połączy z tragedią katyńską. I to niezależnie od tego, jakie były jej przyczyny”.

Dowiedz się więcej:

Co ustaliła Komisja Millera, która jako pierwsza badała katastrofę?

Komisja Millera ustaliła, że przyczyną katastrofy smoleńskiej było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania – konsekwencją było zderzenie samolotu z drzewami. Członkowie komisji podkreślali, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu, którą forsował Antoni Macierewicz. Ponadto w raporcie wskazano m.in. na błędy rosyjskich kontrolerów z lotniska w Smoleńsku.

Kto do tej pory badał przyczyny katastrofy smoleńskiej?

Do lipca 2011 r. przyczyny katastrofy badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. Tragicznym lotem prezydenckiego tupolewa zajmował się też parlamentarny zespół smoleński, na którego czele stal Antoni Macierewicz. Jego raport z kwietnia 2015 r. zawierał tezę, że prawdopodobną przyczyną katastrofy była seria wybuchów m.in. na lewym skrzydle, w kadłubie i prezydenckiej salonce. Od lutego 2016 r. katastrofą zajmuje się podkomisja powołana przez ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza.

ci

gazeta.pl

cubjgwmwaaedjcy

 

cubjge4w8aeonli

 

cubghiaw8aapaa2

Andrzej Bursa:

http://literatura.wywrota.pl/wiersz-klasyka/3421-andrzej-bursa-wybor-wierszy.html

„Bezprawne” działania marszałka Sejmu. Watchdog Polska zawiadamia prokuraturę

2016-10-10

Stowarzyszenie Watchdog Polska złożyło do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. To pokłosie ostatnich wydarzeń w Sejmie: uniemożliwienia wejścia na obrady kobietom zaproszonym przez parlamentarzystów i zakazu wstępu przed rok dla dziennikarza, który sfotografował bose stopy posłanki.

PAP/Paweł Supernak

„Jest to niedopuszczalne ograniczenie prawa do informacji” – zauważa Sieć Obywatelska Watchdog Polska. W piśmie przesłanym do Marszałka Sejmu i komendanta Straży Marszałkowskiej apeluje o „poszanowanie konstytucyjnego prawa do informacji” obejmującego prawo do wstępu na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej.

 

Watchdog Polska odnosi się do dwóch wydarzeń. Tego, że Komendant Straży Marszałkowskiej zawiesił dziennikarzowi Pawłowi Dąbrowskiemu na rok (do 20 września 2017 r.) prawo wstępu do budynków i na tereny pozostające w Kancelarii Sejmu. Powodem takiego działania miało być naruszenie powagi parlamentu przez zdjęcie, które wykonał dziennikarz.

 

„Nie ma zgody na emocje”

 

Chodzi o opublikowane na łamach „Super Expressu” zdjęcia bosych stóp posłanki PO Lidii Gądek.

 

„W naszej ocenie działanie Komendanta Straży Marszałkowskiej stanowi niedopuszczalne ograniczenie prawa do informacji publicznej” – zauważa Watchdog Polska.

 

Sieć Obywatelska interweniuje także w sprawie odmowy wstępu na posiedzenie Sejmu kobietom, które zostały zaproszone przez parlamentarzystów w związku z dyskusją na temat ustawy zaostrzającej przepisy aborcyjne.

 

Ostatecznie pozwolono wejść na galerię Sejmu RP tylko pięciu paniom.

 

– Na większą liczbę osób nie zgodzę się, ponieważ uważam, że w tym przypadku emocje są tak duże, że tutaj mojej zgody nie będzie – stwierdził wówczas marszałek Marek Kuchciński.

 

„Prewencyjny zakaz wstępu to złamanie prawa”

 

Watchdog Polska podkreśla, że „w żaden sposób nie można zaakceptować prewencyjnego zakazu wstępu do budynków Sejmu RP i Senatu RP – stanowi to złamanie prawa”.

 

„Zrozumiałe jest, że osoba tam wchodząca jest sprawdzana pod kątem m.in. wnoszenia niebezpiecznych przedmiotów. Jednakże oparcia w przepisach Konstytucji RP nie znajduje prewencyjny zakaz wstępu do budynków Sejmu RP i Senatu RP. Ograniczenie takie nie znajduje uzasadnienia w wartościach, ze względu na które prawo do informacji może być – zgodnie z art. 61 ust. 3 Konstytucji RP – ograniczane, tj. ochronę wolności i praw innych osób i podmiotów gospodarczych oraz ochronę porządku publicznego, bezpieczeństwa lub ważnego interesu gospodarczego państwa. Ponadto w żadnym razie nie jest to ograniczenie konieczne w demokratycznym państwie prawnym, ani też nie spełnia wymogu proporcjonalności ograniczeń (art. 31 ust. 3 Konstytucji RP)” – pisze Sieć Obywatelska.

 

Właśnie w związku z niewpuszczeniem do Sejmu zaproszonych przez parlamentarzystów kobiet, złożono w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego.

bezprawne

polsatnews.pl

 

Zaginął Andrzej Duda. Potrzeba jego głosu w sprawie aborcji i Caracali, a prezydent siedzi cicho

Gdzie jest Andrzej Duda?
Gdzie jest Andrzej Duda? Fot. naTemat

Andrzej Duda w kampanii wyborczej nie mówił, ale krzyczał, że ma zbyt dużo energii, by siedzieć pod żyrandolem. Teraz siedzi nie pod żyrandolem, ale pod miotłą. Tymczasem bardzo przydałby się jego głos w sprawie zmian w prawie aborcyjnym czy kryzysu w relacjach polsko-francuskich po zerwaniu przetargu na Caracale.

– Prezydent nie będzie siedział pod żyrandolem. Ja mam za dużo energii, by w jednym miejscu siedzieć – mówił Andrzej Duda w lutym 2015 roku, kiedy walczył o prezydenturę. I rzeczywiście, nie siedzi pod żyrandolem. Siedzi pod miotłą.

Nieobecny
Andrzej Duda od kilkunastu dni jest nieobecny w polskiej debacie publicznej. A przecież tak dużo się dzieje. Przecież przez tygodnie opinię publiczną rozpalała dyskusja o zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Prezydent Duda nie mógł tego nie zauważyć, wszak jego Pałac jest tylko kilkaset metrów od placu Zamkowego, gdzie w poprzedni poniedziałek zebrały się tysiące uczestników Czarnego Protestu.

Aborcja
W ostrym sporze między zwolennikami zaostrzenia prawa a zwolennikami jego liberalizacji mało było miejsca na wyważone głosy. A takim mógłby spróbować być Duda. Może nie ze względu na jego wielki autorytet, ale urzędu prezydenta na pozycję w polskim systemie politycznym.

Tym bardziej, że to prezydent podpisuje albo wetuje ustawy, które wychodzą z Sejmu. Oczywiście głowa państwa rzadko wypowiada się o ustawach, nad którymi prace jeszcze trwają. Jednak tutaj ze względu na delikatność materii mógłby ten zwyczaj złamać.

Polska w Europie
Drugą kwestią, w której oczekiwany byłby głos prezydenta jest przełożenie wizyty prezydenta Francji. Francois Hollande miał się spotkać także z Andrzejem Dudą. Ale przecież nie chodzi tylko o odwołaną wizytę. Bo to tylko widoczny znak znacznie bardziej złożonych procesów.

Bo decyzja o odwołaniu kontraktu na Caracale znacząco nadszarpnęła naszą wiarygodność na europejskiej arenie. Wszak zakupy uzbrojenia to nie tylko decyzja merytoryczna, ale także polityczna.

Kwestia wiarygodności
Kiedy zdecydowano się na francuską ofertę, interpretowano to jako częściową rekompensatę za zerwanie kontraktu na Mistrale. To atomowe okręty desantowe, które Francja miała sprzedać Rosji. Po protestach ze strony państw naszego regionu przetarg zerwano. Czy przy kolejnej takiej sprawie ktoś posłucha głosu Polski? Czy ktoś uwierzy w obietnice polskiego rządu?

To wpłynie także na pracę prezydenta, który jest współkreatorem polskiej polityki zagranicznej. Kolejnym złamanym zobowiązaniem sojuszniczym będzie obietnica wydawania 2 procent PKB na wojsko. Dotychczas byliśmy przedstawiani w NATO jako wzór i chwaleni za to, że jako jedni z nielicznych wydajemy tyle, ile obiecaliśmy.

Sojusznicy
W projekcie budżetu na 2016 rok zaplanowane wydatki na obronność wyniosły równo 2 procent. Jeśli nagle nie wydamy ponad 13 miliardów zaplanowanych na śmigłowce, spadniemy poniżej progu. Pytany o to Antoni Macierewicz nie był w stanie podać konkretnego pomysłu na uniknięcie blamażu. A Andrzej Duda będzie musiał świecić za niego oczami.

Zresztą nie tylko przed partnerami zagranicznymi, ale też przed żołnierzami. Prezydent jest też zwierzchnikiem Sił Zbrojnych. Powinien więc upewnić się (a przede wszystkim żołnierzy), że polska armia nie zostanie bez niezbędnego uzbrojenia. Dostawy pierwszych Caracali rząd PO planował już na połowę 2017 roku. Teraz wiadomo, że ten termin jest nieosiągalny.

Andrzej Duda ostatnio rzadko udziela się publicznie, tak jakby udał się na jakąś wewnętrzną emigrację. A lista pytań, na które prezydent powinien odpowiedzieć, jest coraz dłuższa. Dlatego czas odszukać prezydenta. Jego nieobecność jest coraz bardziej niepokojąca.

Przyjrzeliśmy się wywiadowi Kaczyńskiego z „La Repubblica”. Mija się z prawdą jak u Orwella

KLIKNIJ I ZOBACZ

Fot . Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta

W wywiadzie z „La Repubblica” (opublikowanym także przez „Die Welt”, „El Pais”, „Le Figaro”, „Le Soir” oraz „Tages-Anzeiger”) PiS znów stosuje „argument turecki”, zgodnie z którym unijne organy poświęcają zbyt dużo uwagi rzekomemu zagrożeniu demokracji w Polsce, nie dostrzegając faktycznych problemów w Ankarze. Jak jest w rzeczywistości, przeanalizowaliśmy niedawno na przykładzie Rady Europy.

W przypadku Unii Europejskiej, Turcja również spotyka się z konkretnymi zarzutami. W debacie wyliczono przynajmniej 11 problemów, które stoją na drodze do aneksji państwa do wspólnoty. Obok kwestii ekonomicznych, wymienia się także sytuację kobiet, osób LGBT, a także wolność słowa. Dużo kontrowersji wzbudziła także możliwa odpowiedzialność za ludobójstwo na Ormianach, ostatecznie jednak nie została uznana za kryterium rozstrzygające o członkostwie.

Nie zgodzimy się na żadne kwoty! Zaraz, jak to? Już się zgodziliśmy

Jarosław Kaczyński podkreślał, że Polska nie zgodzi się na obowiązkowe kwoty uchodźców. PiS miałby prawo do takiego stanowiska, gdyby nie to, że… Polska już zgodziła się z decyzją o podziale uchodźców, na spotkaniu szefów MSW we wrześniu 2015 roku. Ówczesna minister Piotrowska zgodziła się wtedy z decyzjami Berlina. Oczywiście prezes PiS mówi w tym przypadku prawdę i partia na te kwoty prawdopodobnie nie wyrazi zgody, ale niezależnie od opinii na temat całościowego zjawiska, jest to celowe ignorowanie decyzji poprzedniej władzy.

 

przyjrzelismy

naTemat.pl

Znany homofob wystąpi jutro w Sejmie, będzie mówił, że geje to pedofile. KpH protestuje

es, 10.10.2016

Profesor Paul Cameron - kontrowersyjny badacz, którego tezy zostały odrzucone przez wszystkie towarzystwa naukowe

Profesor Paul Cameron – kontrowersyjny badacz, którego tezy zostały odrzucone przez wszystkie towarzystwa naukowe (CC0 / domena publiczna)

Kampania przeciw Homofobii w liście do marszałka Sejmu protestuje przeciwko wykładowi w Sejmie znanego z homofobicznych poglądów amerykańskiego psychologa Paula Camerona

Wykład ma się odbyć we wtorek w ramach konferencji „Polska na mapie drogowej ruchów LGBT. Dane empiryczne”. Organizuje ją poseł Robert Winnicki (niezrzeszony), prezes Ruchu Narodowego. Dr. Camerona tak reklamuje portal Fronda.pl: „Cameron na podstawie badań naukowych udowadnia związki tej dewiacji [homoseksualizmu] z pedofilią, przemocą seksualną oraz wykorzystywaniem seksualnym dzieci”.

Prezes KpH Agata Chaber w liście do marszałka Marka Kuchcińskiego (PiS) „wyraża oburzenie”, że Sejm zgodził się na wykład, „umożliwiając tym samym szerzenie w gmachu tej instytucji homofobicznych tez pod pozorem popularyzowania wiedzy naukowej”. Przypomina, że Cameron został usunięty z Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego za naruszenie kodeksu etycznego Towarzystwa i z powodu zastrzeżeń do wartości merytorycznej jego badań. „Co więcej, organizacja, którą prowadzi Paul Cameron (Family Research Institute), została wpisana na listę grup nienawiści Southern Poverty Law Center ze względu na nienaukowy i nienawistny charakter wydawanych przez nią publikacji”.

„Szczególnie niepokojące dla nas jako obywatelek i obywateli RP jest to, że Sejm. zezwalając na wystąpienie Paula Camerona w Sali Kolumnowej. udostępnia przestrzeń publiczną na szerzenie stereotypów dotyczących osób LGBT, które stoją w sprzeczności z rzetelną wiedzą naukową nt. nieheteroseksualności. Organizacja takich wydarzeń w gmachu Sejmu podważa jego autorytet. To przyzwolenie każe nam przypuszczać, że dla posłów i posłanek, którzy ślubowali rzetelność, sumienność oraz działanie na rzecz pomyślności swoich obywateli, obojętne jest, że autorytet ten wykorzystywany jest wbrew zawartemu w konstytucji obowiązkowi ochrony godności i praw człowieka. W naszej opinii głęboko niepokojące jest, że posłom i posłankom zezwala się na organizację wydarzeń, których celem jest szerzenie nienaukowych twierdzeń krzywdzących setki tysięcy Polek i Polaków” – pisze prezes KpH do marszałka Sejmu.

I domaga się odwołania konferencji: „Sejm powinien bowiem działać na rzecz swoich obywateli i obywatelek, a nie na ich szkodę”.

Zobacz także

znany

wyborcza.pl

PONIEDZIAŁEK, 10 PAŹDZIERNIKA 2016, 11:37

„Jesteśmy świadkami chaosu informacyjnego”. PO przedstawia 7 kłamstw PiS ws. Caracali

– W ostatnich dniach jesteśmy świadkami niebywałego chaosu informacyjnego w sprawie dot. przetargu na śmigłowce dla polskiej armii. Ten chaos jest dziełem rządu polskiego, ale w tym chaosie pojawiają się wprost informacje fałszywe, nieprawdziwe, zwykłe kłamstwa, które chcielibyśmy sprostować, przekazując rzetelne informacje, jak ten przetarg wyglądał i tego, co może nas czekać w przyszłości. Wyłowiliśmy 7 konkretnych kłamstw – mówił Jan Grabiec na briefingu w Sejmie.

Pierwsze kłamstwo – według polityków PO – to informacja, że to nie rząd PiS przerwał negocjacje. Drugie dotyczy powoływania się na rzekome nieprawidłowości w przetargu. Cały proces miał być bowiem badany przez sąd. Trzecie dot. kwestionowania tego, iż chcieliśmy kupić te śmigłowce za największą cenę w historii. Cena ma wynikać z parametrów, które zostały określone przez wojsko.

Czwartek kłamstwo dotyczy zapowiedzi, że rząd PiS szybko zapewni polskiej armii nowe śmigłowce. Piąte dotyczy stwierdzenia, iż rząd kieruje się racją stanu i chce, by polskie firmy wykonywały to zlecenie. Szóste dot. argumentu, że rząd PiS chce chronić interes narodowy, kiedy dzięki zawarciu kontraktu miało powstać tysiąc miejsc pracy w Łodzi i Radomiu. Ostatnie kłamstwo dotyczy tego, że 13 mld zostanie wydane na zakup uzbrojenia.

Politycy PO przypomnieli, że firmy w Świdniku i Mielcu od lat nie są własnością polskiego państwa, tylko inwestorów zagranicznych, a zakłady w Mielcu zostały sprywatyzowane przez rząd PiS-u.

– Dziś trzeba zadać pytanie, czy zrywanie negocjacji z europejskim producentem jest wstępem do podpisania bez przetargu umowy na dostarczenie helikopterów, które nie spełniły wcześniej wymagań w przetargu? Należy zadać pytanie, czy chcemy zakupić sprzęt, który jest potrzebny dal polskiego wojska, czy taki, który jest w ofercie któregoś z oferentów – pytał na konferencji Cezary Tomczyk.

300polityka.pl

Drugi Rejtan Rzeczypospolitej. Po co senator PiS stawia słup graniczny na plaży?

Krzysztof Katka, 10.10.2016

Waldemar Bonkowski z postawionym przez siebie słupem

Waldemar Bonkowski z postawionym przez siebie słupem (Fot. Biuro Waldemara Bonkowskiego)

Waldemar Bonkowski, kaszubski senator PiS znany ze zwalczania „homoseksualnej gangreny”, postawił na Mierzei Wiślanej, niedaleko granicy z Rosją, własny znak graniczny. – Żeby pokazać zdrajcom, że tu jest granica Polski, a nie Unii Europejskiej – chwali się.

Jedna z ostatnich ciepłych niedziel w tym roku, wschodni kraniec Mierzei Wiślanej po stronie polskiej. Po trzykilometrowym marszu w lesie na pustą plażę w Piaskach wchodzą mężczyźni z solidnym słupem owiniętym folią. Przed trzema pomocnikami idzie senator Prawa i Sprawiedliwości Waldemar Bonkowski. Znany z wywieszania haseł, w których oskarżał Platformę Obywatelską o zdradę i krytykował mniejszości homoseksualne bon motami typu: „geje i lesby to syfilizacja”.

Mężczyźni rozkopują piasek. Wstawiają słup stylizowany na znak granicy państwowej i podlewają morską wodą z czerwonego wiaderka zabawki, żeby się lepiej trzymał.

Waldku, jesteś Wielki

Pamiątkowe zdjęcia i krótki film senator wrzuca szybko na Facebooka. Informuje, że w tym roku przypadła 77. rocznica agresji Rosji sowieckiej na Polskę.

Ja nie próżnowałem. Przywróciłem Polskę, ponieważ dla poprzedniej władzy, czyli administratorów Polski, nie istniała granica w Piaskach

– odnotowuje.

Jego znajomi nie kryją zachwytu. Piszą:

„Panie Senatorze, jestem z Panem – Polska jest najważniejsza. Bronimy Ojczyzny jak twierdzy. Mamy Prezydenta i Rząd Polski – wspólnie damy radę”.

„Zrobiliście kawał wielkiej roboty. Pokazaliście granice Polski nad morzem”.

„Chylę czoła przed Tobą Waldku. Dobra robota”.

„Senatorze jesteś Wielki”.

„Wreszcie wróciła normalność, za PO-owskiej Polski ciężko było uświadczyć nawet o rocznicy agresji czerwonego bydła”.

„Na to czekałem z utęsknieniem, chwała tobie Waldek. Ruski muszą wiedzieć, że tu kraj suwerenny i niepodległy, a nie Priwislanski Kraj, jak mówili w czasie zaborów”.

Stanisław Jota, jeden z pomocników senatora, pisze: „Nie było tu granicznego słupa (…) Dopiero tej smutnej i jakże potrzebnej lekcji wychowania patriotycznego i obywatelskiego, lekcji godziny wychowawczej i lekcji historii – musiał osobiście udzielić senator RP Waldemar Bonkowski, zwany już przez tak wielu, i to nie tylko na Pomorzu, ale w całym kraju – Drugim Rejtanem Rzeczypospolitej. Przypadek sprawił, że tu kiedyś zawitał i to miejsce pewnego poniżenia Godności Państwa Polskiego zauważył i postanowił – postanowił za Wójta Gminy Stegna, za Placówkę WOP w Piaskach – tę zniewagę i zwyczajne lenistwo, a może i tę zaślepioną nadgorliwą unijną lojalność – po prostu naprawić!!!”.

Polska, a nie Unia

Słup stanął nieopodal tablicy informującej turystów, że w tej okolicy znajduje się granica Krynicy Morskiej oraz Unii Europejskiej z Rosją. Takie postawienie sprawy senatorowi się nie podoba.

– Federacja Rosyjska to byt państwowy, więc graniczy z bytem państwowym, czyli z Polską, a nie z Krynicą, ani tym bardziej Unią Europejską, bo to nie jest państwo, a stowarzyszenie niezależnych państw, dlatego postawiłem słup, by pokazać rodzimym zdrajcom, że jeszcze Polska nie zginęła – tłumaczy.

Co mówi prawo? Kwestię znaków na polsko–rosyjskiej granicy określa umowa z 1957 r. „O wytyczeniu granicy państwowej w części przylegającej do Morza Bałtyckiego” zawarta między PRL a ZSRR. Przez Mierzeję Wiślaną biegnie granica o długości 850 metrów. W skrajnych miejscach półwyspu, od strony Zatoki Gdańskiej i Zalewu Wiślanego, stoją dwa znaki kamienne. Między nimi rozstawiono po dwa słupki po stronie polskiej i rosyjskiej. Dodatkowo, w odległości 15 metrów od linii granicznej, umieszczone są tablice „Pas drogi granicznej wejście zabronione” oraz „Granica państwa przekraczanie zabronione”. Wzory tych tablic zostały w kwietniu tego roku określone w rozporządzeniu szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka.

Obiekt nielegalny

Do komendanta głównego Straży Granicznej wysyłam fotografię słupka senatora. Agnieszka Golias, rzeczniczka prasowa Straży, odpowiada, że „obiekt ze zdjęcia może osoby niezorientowane wprowadzić w błąd”, nie jest zgodny z obowiązującymi wzorami, ale twórca nie poniesie odpowiedzialności z art. 277 kodeksu karnego „Kto znaki graniczne niszczy, uszkadza, usuwa, przesuwa (…) albo fałszywie wystawia podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Bonkowskiego chroni immunitet.

– Czy to znaczy, że słup może pozostać na miejscu? – dopytuję, ale odpowiedź nie przychodzi.

Pytam o sprawę Andrzeja Juźwiaka, rzecznika prasowego Morskiego Oddziału Straży.

– Nieodpowiadający wzorom słup umieszczono na plaży, w miejscu, które nie odzwierciedla rzeczywistej linii granicy państwowej – ocenia.

Według pogranicznika rzeczywista granica Polski przebiega trzysta metrów dalej, niż wyznaczył ją Bonkowski.

– Wie pan, że przez pana jesteśmy stratni o kawałek plaży? – pytam senatora. Całkiem duży, mniej więcej trzysta metrów na osiemset, czyli jakieś dwadzieścia cztery hektary.

– Nie uszczupliłem Polski, mój słup stoi przy płocie, który ktoś tam wcześniej postawił, nie chciałem i nie mogłem przeskakiwać na drugą stronę. I nikomu nie radzę, bo za nieumyślne przejście do obwodu kaliningradzkiego grozi deportacja przez Moskwę. Poza tym kiedyś właśnie w tym miejscu stał stary słup graniczny, ludzie to pamiętają, więc nikt nie powinien mieć do mnie pretensji. Ale jak pogranicznicy chcą, niech sobie ten słup przestawią w inne miejsce plaży.

– Problem w tym, że słup jest nielegalny, ale pan jest niekaralny.

– A tablica informująca o rzekomej granicy Unii Europejskiej może sobie stać?!

Ciepłe niedziele na Mierzei Wiślanej są już przeszłością, ale słup senatora – stoi.

STOLARZ, ROLNIK I COPYWRITER

Senator Bonkowski ma 57 lat, jest rolnikiem spod Kościerzyny, ma wykształcenie zawodowe: stolarz-tapicer.

Zaczynał w latach 70. od siedmiu hektarów, obecnie gospodaruje na 400. W PRL – poza uprawą ziemi – prowadził warsztat stolarski, bary, sklep z artykułami zagranicznymi Kolonialka.

W 1990 r. zakładał w Kościerzynie Porozumienie Centrum – miał partyjny staż taki jak Jarosław Kaczyński.

W latach 2006-10 i 2014-15 był delegatem sejmiku. Mandat stracił, gdy sąd skazał go za nakłanianie do fałszowania dokumentacji w zależnej od Energi spółce Bielnik, gdzie dostał prezesurę za poprzednich rządów PiS.

Dał się poznać jako copywriter, autor wielu haseł, które wywiesza podczas rozmaitych okazji w całym kraju. Jego sztandarowe zawołanie to:

Rodacy Ojczyzna Gore!!! Przebudźcie się!!! Włączcie rozum!!!.

Jest gorącym zwolennikiem wysyłania homoseksualistów na leczenie.

Inne hasło: „Nie pozwólmy homoseksualnej gangrenie ześwinić Polskę!”.

Zobacz także

drugi

wyborcza.pl

Sekrety offsetu. PiS nie mówi głośno, co naprawdę Paryż oferował za Caracale

Piotr Moszyński (RFI, Paryż), 10.10.2016

Śmigłowiec Caracal

Śmigłowiec Caracal (Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta)

Zdaniem Francuzów Warszawa pod rządami PiS od początku negocjowała tak, jakby chciała, by do porozumienia nie doszło. Teraz nastąpią retorsje. Odwołanie wizyty prezydenta Hollande’a to dopiero początek.

„Zdrada”, „upokorzenie”, „policzek”, „grubiaństwo”, to tylko niektóre z licznych nieprzyjemnych określeń pojawiających się we francuskiej prasie w reakcji na decyzję polskich władz o wycofaniu się z zakupu śmigłowców wojskowych Caracal, produkowanych przez Airbus Helicopters. Pełne zdumienia i irytacji relacje i komentarze pojawiły się we wszystkich najpoważniejszych pismach – od wyspecjalizowanych dzienników ekonomicznych „Les Echos” i „La Tribune”, poprzez fachowy portal aeronautyczny „Air & Cosmos”, po największe ogólnokrajowe dzienniki wielkonakładowe, jak „Le Figaro”. Komentatorzy nie mogą się nadziwić, że firma, która wygrała międzynarodowy przetarg po przeprowadzeniu prób swojego sprzętu i uznaniu przez polskie wojsko, że najlepiej odpowiada on ich oczekiwaniom i potrzebom, więc w związku z tym wart jest zakupienia mimo wysokiej ceny, dowiaduje się po wielu miesiącach negocjacji, że oferta inwestycyjna warta tyle samo co kontrakt jest niewystarczająca.

Największe zdumienie budzi zdanie z komunikatu Ministerstwa Rozwoju, że Airbus Helicopters nie przedstawiło propozycji offsetowej odpowiadającej interesom gospodarki i bezpieczeństwa Polski. Przedstawiciele PiS powtarzają ten argument, gdy tylko ich ktoś zapyta o sprawę Caracali. Wystrzegają się jednak podania szczegółów. Ich zdaniem oferta offsetowa jest zła, ale nie wiadomo, co właściwie w niej jest, więc trudno o niej dyskutować. Francuska prasa pisze dużo o tych szczegółach – a są one interesujące.

Co naprawdę oferowali Francuzi

Oferta offsetowa miała mieć wartość ponad 3 mld euro, a więc praktycznie dorównywać wartości samego kontraktu. Jednym z jej najważniejszych dla strony polskiej skutków miało być utworzenie ponad trzech tysięcy miejsc pracy. 1250 z nich miało być bezpośrednio związanych z realizacją kontraktu, z czego 800 miało być zlokalizowanych w Łodzi, a 250 w Radomiu. Ok. 2000 miejsc pracy miało się wiązać z kontraktem pośrednio, tzn. powstać u podwykonawców, kooperantów itp.

Umowa offsetowa miała także zapewnić Polsce znaczne transfery technologii i tzw. własności intelektualnej. Polacy mogliby dzięki temu m.in. sami wprowadzać ulepszenia Caracali według własnych potrzeb. Polska montażownia tych maszyn zyskałaby również prawo produkcji Caracali w ramach umów eksportowych wynegocjowanych przez Airbus Helicopters z innymi krajami. Wreszcie, firma ta miała się zobowiązać do rozbudowy zainstalowanego w Polsce ośrodka badawczego, liczącego 30 inżynierów. Ich liczba miałaby wzrosnąć do setki.

Te propozycje nie wyglądały od razu tak korzystnie. Są wynikiem długich negocjacji, w czasie których Warszawa nieustannie eskalowała żądania, tak jakby wcale nie miała zamiaru zawrzeć umowy. Tak to przynajmniej interpretują komentatorzy francuscy. Ekonomiczny tygodnik „Challenges” cytuje źródła dyplomatyczne, według których strona polska prowadziła rozmowy w sposób absurdalny, próbując doprowadzić Airbus Helicopters do wycofania się z negocjacji z własnej inicjatywy. Służyło temu występowanie z żądaniami niemożliwymi do przyjęcia. Według „Challenges”, pewnego dnia Polacy mieli pojawić się przy stole obrad z wiadomością, że wartość całości ofert offsetowych związanych z kontraktem na Caracale wyceniają na zero, w związku z czym przedstawiają nową listę 50 projektów do sfinansowania. Projektów nie mających żadnego związku ani ze śmigłowcami, ani nawet z sektorem obrony.

Trzeba przy tym dodać, że – jak informuje „Air & Cosmos” – strona polska narzuciła coś bardzo rzadkiego w takich negocjacjach: że terminarz dostaw jest niezależny od daty podpisania umowy. Ponieważ pierwsze dostawy były ustalone na 2017 rok, firma Airbus Helicopters zaczęła już gromadzić części niezbędne do produkcji, a nawet – jak dowiedziało się Radio France Internationale – przystąpiła do montowania dziesięciu pierwszych Caracali dla Polski, chociaż kontrakt nie został jeszcze formalnie podpisany.

W artykule Emmanuela Huberdeau czytamy dalej: „Anulowanie negocjacji oznacza więc wielkie szkody dla Airbus Helicopters i dla grupy Airbus. Dysponują oni solidną dokumentacją, aby dochodzić swoich praw wobec władz polskich albo w Brukseli”.

Polska nie będzie piątym filarem Airbusa

Francuzi nie ukrywali, że wraz z realizacją kontraktu na Caracale mieli zamiar uczynić z Polski „piąty filar” koncernu Airbus w Europie, obok Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Mogłoby to zapewnić Polsce trwalsze perspektywy rozwoju w tym sektorze niż tylko na czas realizacji tego konkretnego kontraktu. W obecnej sytuacji wizja ta staje się mrzonką. Podobnie zresztą jak dużo szersze francuskie zamiary traktowania Polski jako jednego z głównych partnerów w budowaniu wspólnej europejskiej polityki obronnej.

Kiedy 16 listopada 2012 r. François Hollande po raz pierwszy złożył w Polsce wizytę jako prezydent, był pod dużym wrażeniem informacji, że Polska jest jednym z nielicznych krajów zachodnich, które realnie dążą do usytuowania swoich wydatków na obronę na poziomie 2 proc. PKB. Od tej wizyty zaczęła się znaczna poprawa w relacjach między Paryżem a Warszawą, pełnych napięć i nieporozumień za rządów Chiraca i Sarkozy’ego. Hollande przywiązywał szczególną wagę do rozwoju współpracy w sektorze wojskowym, w wymiarze zarówno dwustronnym, jak europejskim.

Teraz szanse na taki rozwój gwałtownie zmalały. W Pałacu Elizejskim przestaje się postrzegać Polskę jako partnera poważnego, solidnego i przewidywalnego. Nie ulega wątpliwości, że trwają tam teraz dyskusje, jakie kroki dyplomatyczne, polityczne i ekonomiczne podjąć wobec Warszawy po oburzającej i obraźliwej dla władz francuskich (również pod względem formy załatwienia sprawy) historii z Caracalami.

Mielec i Świdnik ważniejsze dla PiS-u niż interes narodowy

Praktycznie wszyscy komentatorzy są zdania, że ucierpi nie tylko tak dobrze się dotychczas zapowiadająca współpraca wojskowa, ale i współpraca w ogóle. Francuzi uważają, że tłumaczenie zakończenia rozmów rzekomo słabym offsetem jest tak ewidentnie naciągane, że rzeczywiste przyczyny tej decyzji mogą być jedynie polityczne. W komentarzach często się podkreśla, że jedną z takich przyczyn może być to, że Świdnik i Mielec (siedziby konkurencyjnych firm helikopterowych, amerykańskiej i brytyjsko-włoskiej) leżą w okręgach wyborczych głosujących na PiS, a Łódź nie. Stąd cytowane przez prasę zdanie pochodzące ze źródła zbliżonego do Pałacu Elizejskiego: „Decyzja jest polityczna, a nie techniczna, co zmusza nas także do reakcji politycznych”.

Pierwsza już nastąpiła. Jest nią odłożenie na nieokreślony termin przewidzianej na 13 października wizyty prezydenta Hollande’a i francusko-polskich konsultacji międzyrządowych. Ale to z pewnością nie koniec. Zdaniem tygodnika „Challenges”, władze w Paryżu mają zamiar wywrzeć nacisk na Airbusa, aby zaniechał inwestycji przewidywanych w Polsce. Pismo cytuje także „źródło państwowe” wspominające o możliwości wystąpienia przez grupę Airbus o odszkodowania finansowe, chociażby za koszty rzędu kilkudziesięciu milionów euro, poniesione w związku z przygotowaniami do montażu pierwszej partii śmigłowców dla Polski.

Inne reakcje mogą być jednak trudniej wymierne w takich kategoriach. Wiadomo, że Francja jest krajem wpływowym nie tylko w Europie, ale i na świecie. Tu Polska nie uzyska tego, tam owego – i trudno jej będzie zgadnąć, że to też dlatego, iż zachowała się nieładnie w sprawie Caracali.

Francuzi są naprawdę bardzo rozgoryczeni. Przypominają, że to m.in. wskutek silnych nacisków Polski wycofali się z kontraktu na dostawę dwóch okrętów typu Mistral dla Rosji, ponosząc miliardowe straty. Sprzedaż Caracali Polsce miała im częściowo te straty zrekompensować, równocześnie przyczyniając się do poprawy zdolności obronnych Polski w kontekście rosnących napięć właśnie w stosunkach z Rosją.

Londyn, Węgry, Kreml – z kim chce trzymać Warszawa?

Historia z Caracalami powoduje także, iż jeszcze mniej jasne dla obserwatorów z zewnątrz stają się orientacje Polski w jej polityce zagranicznej.

Obecna ekipa rządząca nigdy nie stawiała na Niemcy. Postawiła na Wielką Brytanię, ale ta opuszcza UE i trzeba będzie sporo poczekać zanim uzyska się jasność co do sposobu funkcjonowania Zjednoczonego Królestwa w nowym kontekście; jasność niezbędną zanim się na kogokolwiek postawi. A teraz okazuje się, że Warszawa nie orientuje się także na Francję i beztrosko psuje sobie z nią stosunki na własne życzenie. To kto zostaje w Europie? Hiszpania? Włochy? Węgry? A może Rosja? Coraz bliżej niebezpiecznych granic groźnego absurdu…

Odpowiedzi na te pytania oczekuje się z niecierpliwością i niepokojem nie tylko za granicą, ale z pewnością i w samej Polsce. Na razie zaś dobrze byłoby się dowiedzieć przynajmniej od ministrów rozwoju i obrony, czy potwierdzają podawane przez francuską prasę informacje o szczegółach propozycji offsetowych firmy Airbus Helicopters.

Zobacz także

sekrety

wyborcza.pl

Dojna zmiana w PGNiG. Spółka zleca audyt jednemu z prezesów

Wojciech Czuchnowski, Mariusz Lodziński, 10.10.2016

Janusz Kowalski w trakcie kampanii przed wyborami w Opolu w 2014 r. Z funkcji wiceprezydenta miasta zrezygnował w grudniu 2015 r. Odszedł do PGNiG. To on ściągnął do spółki Hryniewicza

Janusz Kowalski w trakcie kampanii przed wyborami w Opolu w 2014 r. Z funkcji wiceprezydenta miasta zrezygnował w grudniu 2015 r. Odszedł do PGNiG. To on ściągnął do spółki Hryniewicza (JAGODA GOROL)

Prezes jednej ze spółek gazowych, jako prywatna firma zewnętrzna, dostał zlecenie na audyt, a potem na „wdrożenie procesu naprawczego” innej spółki tego samego koncernu. Według PGNiG nie ma w tym żadnego konfliktu interesów. A prezes w ten sposób… tropi nieprawidłowości.

Materiały w tej sprawie dostaliśmy od źródła w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie. – Te umowy zostały podpisane wiosną, jeszcze przed całą awanturą z obsadzaniem przez ludzi PiS-u spółek skarbu państwa. Wtedy oni niczego się nie bali i wszystko było możliwe. Dzisiaj by to już nie przeszło – twierdzi nasz informator. Jego zdaniem sprawa jest w PGNiG ukrywana i traktowana jako „niebezpieczna”.

Z posiadanych przez „Wyborczą” kopii umów wynika, że Tomasz Hryniewicz, pełniący funkcję prezesa spółki PGNiG Serwis, podpisał umowę na audyt, a potem na „naprawę” spółki Geovita. PGNiG jest jej właścicielem.

Umowa na audyt datowana jest na 11 kwietnia 2016 r. i opiewa na 100 tys. zł netto, które Geovita zobowiązała się do 17 maja wypłacić firmie Tomasz Hryniewicz – działalność gospodarcza zarejestrowanej w Opolu. W chwili podpisania umowy Hryniewicz był doradcą zarządu PGNiG.

Umowa na „proces naprawczy” i „restrukturyzację” ma datę 18 maja 2016 r. (czyli dzień po zakończeniu audytu) i zakłada, że za dalszą pracę firma Hryniewicza będzie dostawać 12 tys. zł netto miesięcznie. Czas nieokreślony.

Miesiąc później Hryniewicz został prezesem PGNiG Serwis.

Obie umowy są poufne. „Zamawiającym” jest Rafał Opaliński, prezes Geovity. „Wykonawcą” – firma Tomasz Hryniewicz.

Diament i Gazela Biznesu

Geovita to sieć hoteli oraz ośrodków wypoczynkowo-konferencyjnych, które PGNiG ma w 14 miejscowościach turystycznych Polski. W 2012 r. PGNiG chciało sprzedać spółkę, ale nie znalazło nabywcy. W 2016 r. zarząd PGNiG zwolnił dotychczasowego prezesa i rozpoczął proces naprawczy firmy – remonty ośrodków, poprawa standardów itp.

PGNiG Serwis, którego jedynym członkiem zarządu jest Tomasz Hryniewicz, zajmuje się obsługą spółek gazowniczych, m.in. w zakresie informatyki, finansów, księgowości i zarządzania nieruchomościami. Restrukturyzacja Geovity mogłaby więc jak najbardziej wchodzić w zakres obowiązków PGNiG Serwis. Dlaczego więc jej prezes – z pensją 14 tys. 700 zł – zarabia niemal drugie tyle jako prywatna firma?

Do biura prasowego PGNiG wysłaliśmy pytania: Czy fakt, że p. Hryniewicz jest jednocześnie prezesem spółki PGNiG SerwiS i jako prywatna firma restrukturyzuje spółkę PGNiG, nie rodzi konfliktu interesów? Czy tego typu łączenie zadań i prac jest zgodne z ładem korporacyjnym w PGNiG?

Odpowiedź jest bardzo obszerna i przedstawia Hryniewicza jako „męża opatrznościowego” polskiego gazownictwa.

Przede wszystkim PGNiG nie widzi w sprawie żadnego konfliktu interesów ani naruszenia zasad ładu korporacyjnego. Według służb prasowych koncernu „członkowie zarządów spółek GK PGNiG i menedżerowie w GK PGNiG pełnią funkcje zarządzające, nadzorcze oraz doradcze w innych podmiotach w ramach GK PGNiG, a także zasiadają w ich organach. Jest to wieloletnia praktyka stosowana w całej Grupie. Działanie to służy minimalizacji kosztów, optymalizacji procesów i zwiększeniu efektywności zarządzania”.

W odpowiedzi jest jeden przykład takiej sytuacji. Co ważne, nie podano, czy menedżerowie PGNiG pełnią inne funkcje jako zewnętrzne firmy.

Dalsza część odpowiedzi dotyczy nieprawidłowości w spółce Geovita, które wykrył nowy zarząd, a którym zaradzić ma teraz firma Hryniewicza. Jak podaje PGNiG, konsekwencją jego działań jest już pięć zawiadomień do prokuratury w sprawie „wyłudzeń i niegospodarności”. Z informacji koncernu wynika, że Hryniewicz sprawdza się też jako prezes PGNiG Serwis. Wykrył tam „patologiczne sytuacje” i w ciągu zaledwie trzech miesięcy wypracował zysk o 500 proc. większy niż w ubiegłym roku. Podobne efekty mają być też w Geovicie. Tam przewidywany wzrost zysku to nawet 1100 proc.

Nie jest to dziwne, bo jak wspomniano w piśmie, „Tomasz Hryniewicz to laureat Gazeli Biznesu 2014 i Diamentów Forbesa 2015 r.”.

Prawa ręka prezesa

Końcówka maila z PGNiG dotyczy sprawy, o którą nie pytaliśmy: „Gwoli pełnego wyjaśnienia sytuacji, chcielibyśmy wyjaśnić, iż znajomość pomiędzy p. Tomaszem Hryniewiczem a wiceprezesem zarządu ds. korporacyjnych PGNiG SA Januszem Kowalskim datuje się od listopada 2015 r.”.

Sprawa rzeczywiście ma tło nie tylko towarzyskie, lecz także polityczne. Prezesem PGNiG jest Piotr Woźniak, wieloletni doradca PiS-u w sprawach paliwowych i zaufany człowiek Piotra Naimskiego, sekretarza stanu w kancelarii premiera. Jego prawa ręka to wspomniany Janusz Kowalski. To on ściągnął do spółki Hryniewicza

Janusz Kowalski dzisiaj nie jest już członkiem PiS-u, ale nie ukrywa, że mocno jest z PiS-em związany.

Pozostaje w dobrych relacjach ze związanymi z PiS ludźmi służb specjalnych. Był w zarządzie spółki Binanse założonej przez Grzegorza Małeckiego, do niedawna szefa Agencji Wywiadu. Przez spółkę przeszedł też obecny szef BOR Andrzej Pawlikowski. W „Wyborczej” pisaliśmy, jak ludzie z nią związani dostają kontrakty w państwowych firmach.

W Opolu jako student zakładał Młodych Konserwatystów. W 2001 r. z Przymierza Prawicy startował w wyborach do Sejmu, ale zabrakło mu głosów. Po wejściu PP do PiS-u został wiceprezesem PiS-u na Opolszczyźnie.

Szybko wdał się w konflikt z szefem Andrzejem Diakonowem. Wtedy Diakonow, żeby pozbyć się Kowalskiego, rozwiązał strukturę partii w regionie. Nieoficjalnie chodziło o to, że Kowalski wytyka działaczom PiS związki z PZPR.

W 2005 r. wstąpił do PO, a rok później był już szefem struktur w Opolu i bardzo bliskim współpracownikiem prezydenta Opola Ryszarda Zembaczyńskiego. Pokłócił się jednak z szefem PO na Opolszczyźnie Leszkiem Korzeniowskim. Jemu też wytykał PZPR-owską przeszłość.

W lipcu 2006 r. Kowalski został zawieszony przez zarząd krajowy PO w prawach członka partii. W sierpniu Kowalski ogłosił, że opuszcza PO. Został niezależnym radnym Opola.

Gdy PiS po raz pierwszy przejął władzę, Kowalski rozpoczął pracę w Ministerstwie Gospodarki (2007). Należał do zespołu zajmującego się dywersyfikacją nośników energii. Od 2009 r. prowadził też własny biznes. Razem z żoną mieli firmę zajmującą się marketingiem sportowym i dystrybucją drukarek 3D.

W Opolu na dobre pojawił się kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi w 2014 r. Prowadził kampanię na rzecz obecnego prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego. Mocno wspierał go razem z Patrykiem Jakim. Po wygraniu wyborów Wiśniewski zrobił z Kowalskiego wiceprezydenta Opola.

W grudniu ubiegłego roku po wygranej PiS-u w wyborach zrezygnował z funkcji wiceprezydenta. Poszedł do PGNiG. Z Piotrem Woźniakiem zna się doskonale z czasów pracy w Ministerstwie Gospodarki. Gdy został wiceprezydentem Opola w 2014 r., zajmował się też spółką Energetyka Cieplna Opolszczyzny. Ściągnął Woźniaka do rady nadzorczej.

Zobacz także

dojna

wyborcza.pl

Brońcie szkoły dziś

Jacek Żakowski, 10.10.2016

Protest nauczycieli w dniu podsumowania Ogólnopolskiej Debaty o Edukacji. Toruń, 27.06.2016

Protest nauczycieli w dniu podsumowania Ogólnopolskiej Debaty o Edukacji. Toruń, 27.06.2016 (Fot. Wojciech Kardas / Agencja Gazeta)

W PiS-owskiej reformie nie chodzi o to, w jakim wieku dzieci idą do szkoły i ile lat będą w jednym gmachu. Istotą jest to, co PiS chce robić z głowami, poglądami, osobowościami, emocjami, społecznymi kompetencjami pokolenia uczniów.

Super, że tak dużo było parasolek w poniedziałek 3 października. Super, że tyle osób poparło sobotni protest aktorów, że o swoje i nasze prawa upominają się sędziowie, lekarze i pielęgniarki, twórcy, samorządowcy, a nawet historycy. Ale jeżeli dziś, w poniedziałek 10 października, nie zameldujemy się razem z ZNP o godz. 14 pod siedzibami urzędów wojewódzkich i nie wystąpimy w obronie polskiej szkoły podobnie mocno jak w obronie praw kobiet – to znaczy, że wciąż zasługujemy na władzę, jaką mamy.

Myślicie: może to lepiej, że PiS uwolnił maluchy od obowiązku szkolnego i zlikwiduje gimnazja. O to można się spierać. Ale pal sześć gimnazja. Niech je likwidują. Zrobią szkodę, ale do przeżycia. I pal sześć obowiązek szkolny sześciolatków. Rozsądni rodzice je do szkoły poślą, bo nie chcą, by były opóźnione w rozwoju wobec rówieśników z całego rozwiniętego świata, gdzie nauka zaczyna się w wieku sześciu lub pięciu lat. A jak wyznawcy PiS-u sądzą, że ich dzieci w tym wieku nie są jeszcze dosyć rozwinięte – trudno. Szkoda tych dzieci, bo państwo już im nie pomoże, ale to jeszcze nie powód do rewolty. A powód jest.

W PiS-owskiej reformie nie chodzi o to, w jakim wieku dzieci idą do szkoły i ile lat będą w jednym gmachu, ani o dyrektorskie i nauczycielskie posady. Zmiany organizacyjne to populistyczny ochłap dla ciemnego ludu. Zmiany kadrowe to ochłap dla aktywu PiS-u. Istotą jest to, co PiS chce robić z głowami, poglądami, osobowościami, emocjami, społecznymi kompetencjami pokolenia uczniów.

O tym PiS mówi mało. Ale wszystko, co wiemy, wskazuje, że celem jest wychowanie PiS-owsko-ONR-owskiego narodu Międlarów, Misiewiczów, Macierewiczów, Błaszczaków i Ziobrów. Zakutych w traumach przeszłości, wyalienowanych ze współczesnego świata, autorytarnych, chórem klepiących byle co talibów. Produktem mają być pozbawione zdolności krytycznego, kreatywnego myślenia i umiejętności poziomej kooperacji zdyscyplinowane, konformistyczne trybiki narodowo-państwowej maszyny formowane przez upolitycznioną religię, zideologizowaną i zakłamaną historię oraz przez wszelkiego rodzaju dyscyplinę, której w PiS-owskiej szkole poddany ma być każdy – od dyrektorów i nauczycieli po pierwszaków zawodzących na przemian „Rotę”, „Apel jasnogórski” i hymny na cześć Lecha Kaczyńskiego.

III RP nie zbudowała demokratycznej szkoły, jakiej potrzebuje ponowoczesne wolne społeczeństwo. Uczyła siłę roboczą nieźle, a obywateli formowała tragicznie. Wielu ekspertów przed tym przestrzegało. Wychowała wyborców Kukiza łączących endecko-klerykalną mitologię nacjonalistyczną z neoliberalnym patologicznie egoistycznym, cynicznym indywidualizmem. PiS chce zniszczyć sukces (kształcenie) i radykalnie pogłębić porażkę (wychowanie).

Nie łudźcie się, że jak wy, kończąc peerelowską szkołę, wyszliście na ludzi, tak teraz większość dzieci da radę. PiS-owskiej pedagogice trudniej będzie się oprzeć. Bo w PRL społeczeństwo miało po swojej stronie Kościół. Teraz Kościół będzie wspierał władzę. Rodziny będą samotne w oporze przeciw mentalnemu okaleczaniu dzieci. A szkoła będzie egzekwowała PiS-owską religię m.in. na obowiązkowych egzaminach z historii. Kto nie wyzna tej wiary, ten nie zda. Sami będziecie namawiali dzieci do konformizmu.

Jeśli nie chcecie za kilka lat w swoich dzieciach i wnukach zobaczyć Międlarów i Misiewiczów, zacznijcie bronić szkoły póki czas. Czyli DZIŚ o godz. 14. Parasolki pokazały, że można.

Jacek Żakowski – „Polityka”, Collegium Civitas

Zobacz także

cel

wyborcza.pl

PiS ma problem. Nie Trybunał, ale to, co się stało w spółkach skarbu państwa [ROZMOWA]

Rozmawiała Agata Kondzińska, 10.10.2016

Prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego

Prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Przy tak słabej kondycji opozycji największym zagrożeniem dla PiS są problemy wewnętrzne. Nagle się okazało, że przekonanie obozu pisowskiego o przewadze moralnej ich ludzi zawiodło – mówi prof. Antoni Dudek

AGATA KONDZIŃSKA: PiS się potknie o własne nogi?

ANTONI DUDEK, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego: To prawdopodobne. Bo przy tak słabej kondycji opozycji największym zagrożeniem dla PiS są problemy wewnętrzne. Nie konflikt o Trybunał, ale to, co się stało w spółkach skarbu państwa. Nagle się okazało, że przekonanie obozu pisowskiego o przewadze moralnej ich ludzi zawiodło.

Powyborczy triumf się kończy – czas na efekty, bo brak tej legendarnej poprawy będzie coraz bardziej widoczny. PiS obiecał zmianę totalną, a taka nie jest realna. Za chwilę okaże się, czy hojną polityką społeczną zdoła tę gorycz rozczarowania osłodzić. Co rodzi kolejne pytanie: czy starczy na to pieniędzy?

Dodatkowo PiS otwiera kolejne fronty. Gimnazjalny, fiskalny, dyplomatyczny, wojskowy i oczywiście ten dotyczący wymiaru sprawiedliwości, bo on dla PiS jest numerem jeden. A za chwilę będzie otwarty najtrudniejszy – służby zdrowia, czyli zapowiedziana już likwidacja NFZ. Najwyraźniej taktyka przeczekiwania przyjęta przez ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła została przez prezesa PiS odrzucona jako mało ambitna. I jak nie on, to jego następca zostanie zmuszony do przedstawienia radykalnych reform.

Na Węgrzech to nauczyciele są tą siłą, która nie poddaje się Orbánowi.

– U nas zapewne też będą, bo PiS przybyło kilka tysięcy wpływowych przeciwników – dyrektorów gimnazjów. Jednak to służba zdrowia mocno wzburzy ludzi. Brak sukcesu w tej dziedzinie będzie wyjątkowo mocno odczuwalny przez ludzi.

Na ulicę wyszły też kobiety. PiS się wystraszył i wycofał z prac nad projektem o całkowitym zakazie aborcji.

– Inicjatywa w tej sprawie nie wyszła jednak od tej partii, tylko ze środowisk z nią związanych. PiS ją jednak fatalnie rozegrał i teraz na tym może stracić.

Cała polityka PiS sprowadza się do negacji ostatnich 27 lat.

– Kaczyński uważa te lata za zmarnowane. Według niego kraj zbudowany jest na zgniłych fundamentach, które teraz trzeba zbudować od nowa. Tylko że to nie jest realne przy tak szeroko zakrojonym planie zmian, a PiS już za trzy lata musi się poddać weryfikacji wyborczej.

Tylko nie wiemy jeszcze przy jakiej ordynacji wyborczej.

– Przypuszczam, że PiS ją zmieni. Prawdopodobnie pojawi się tzw. system mieszany, nastąpią też przesunięcia w liczbie mandatów między regionami. Inaczej też pewnie wykroi okręgi wyborcze. Dzielnice wielkich miast, gdzie nie może liczyć na duże poparcie, mogą być dołączane do biedniejszych okręgów podmiejskich. PiS wyraźnie orientuje się na uboższych Polaków – zakłada to wprost planowana reforma podatków. To przemyślana strategia, bo uboższych Polaków jest więcej. Nie wiemy jednak, czy PiS uda się zmobilizować jakąś część z tej połowy Polaków, która z zasady nie głosuje. Z badań wynika, że są to w większości ludzie słabiej wykształceni i ubożsi. Jeśli PiS ich przekona, to wielkomiejski inteligencki elektorat nie będzie w stanie przeważyć na stronę opozycji.

Po drodze będą jeszcze wybory samorządowe, główna bolączka PiS.

– Problemem PiS będzie brak odpowiedniej liczby popularnych kandydatów na prezydentów miast, zwłaszcza większych. Poprzednie wybory pokazały, choćby we Wrocławiu, gdzie kandydatka PiS weszła do II tury z wieloletnim prezydentem miasta, że PiS wiele nie brakowało, ale jednak przegrał. Podejrzewam, że w 2018 r. po antagonizacji środowisk inteligenckich w wielkich miastach nadal będzie to dla nich kłopot. Nie przeskoczą tego, ale być może rozwiążą to inaczej, ograniczając kompetencje samorządów. Pogłębią proces, który już się rozpoczął.

Dlaczego PiS-owi tak bardzo zależy na samorządach?

– Żeby mieć większą kontrolę nad strukturami państwa i by uformować nowego obywatela. Samorząd jest ważny, bo ma wpływ na szkoły, instytucje kultury itd.

Jaki to ma być obywatel?

– Taki, który ma głęboko zakorzeniony światopogląd narodowy. Od razu zaznaczam: nie zgadzam się z opinią, że PiS to partia nacjonalistyczna. Są w niej elementy nacjonalizmu, ale to na prawo od PiS są prawdziwi nacjonaliści. Dla nich Unia Europejska jest czymś złym, z czego należy wystąpić. PiS tego nie proponuje.

Ale wojuje z nią.

– Bo Kaczyński jest wrogiem UE w obecnej postaci. Sytuacja zewnętrzna jest dla niego ważna, bo nieobliczalność Trumpa, kryzys Unii, rosnąca agresywność Rosji są dla PiS korzystne. W Polsce, gdzie przez minione ćwierćwiecze wciąż silna była tęsknota za rządami silnej ręki, zawirowania międzynarodowe będą wspierać opinię, że tylko pod władzą Jarosława Kaczyńskiego nasz kraj sobie poradzi.

To może Kaczyński powinien zostać premierem?

– Z punktu widzenia interesów PiS absolutnie nie.

A z punktu widzenia interesu państwa?

– Interes państwa można różnie rozumieć. Odpowiadam na pytanie z punktu widzenia PiS i prezesa Kaczyńskiego. Już raz to zrobił. Wymienił premiera Marcinkiewicza na siebie i natychmiast notowania PiS poleciały. Jak długo Beata Szydło będzie dyspozycyjna, a wygląda na to, że jest znacznie bardziej lojalna niż Marcinkiewicz, to po co ją zmieniać? Chyba że zacznie dołować w sondażach – wtedy jej miejsce zajmie inna zaufana osoba prezesa. W imię czego prezes PiS ma się zajmować olbrzymią ilością męczących i czasochłonnych funkcji reprezentacyjnych, które ma premier?

Bo przejąłby odpowiedzialność za decyzje, które podejmuje, a które wykonują inni.

– To oczywiście nie jest zdrowy układ dla demokracji. Jednak rządy osobiste lidera partii, która ma większość w parlamencie i lojalnego prezydenta, są faktem. Prezes Kaczyński po latach eksperymentów personalnych wychował sobie taką grupę współpracowników, która bez zastrzeżeń uznaje jego dominację. I na tym polega siła Kaczyńskiego, która paradoksalnie mogłaby ulec osłabieniu, gdyby został premierem. Zwłaszcza że dla PiS właśnie kończy się miodowy rok, a teraz zaczną się kłopoty. Już widać, że frakcja Dawida Jackiewicza poległa, a ona siedziała na najcenniejszych fruktach, czyli spółkach skarbu państwa. Teraz albo Morawiecki podzieli się z innymi sprawiedliwie, albo zacznie się na niego zmasowany atak.

Zresztą niektórzy politycy PiS już ostrzą na niego noże, bo Morawiecki jest kaprysem prezesa. On nic dla PiS wcześniej nie zrobił, przyszedł na gotowe i dostał olbrzymią władzę, bo prezes wierzy, że on się zna na gospodarce.

Tymczasem umacnia się Joachim Brudziński, ostro walczy o wpływy Antoni Macierewicz, swoje własne plany mają Gowin i Ziobro. Tam jest kilku polityków, którzy będą chcieli wywierać wpływ znacznie większy od tego, jaki wynika z zajmowanych przez nich stanowisk.

Ciekawa w tym kontekście była nieudana próba obalenia prezesa TVP Jacka Kurskiego. Po raz pierwszy eksplodowały wówczas publicznie tak mocno emocje z wnętrza PiS, potwierdzając jaskrawo, gdzie jest zlokalizowane rzeczywiste centrum decyzyjne. Jednak doświadczenie uczy, że każdy system władzy oparty na osobistych rządach jednego człowieka ma swój limit czasowy i swoją cenę.

Kaczyński ma z kim przegrać?

– Opozycja jest podzielona i na razie pozbawiona atrakcyjnych społecznie pomysłów. To największy plus dla PiS. Obciążeniem dla PO jest prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz i afera reprywatyzacyjna w Warszawie. To krwawiąca rana, którą trudno będzie zatamować. A dla PiS sytuacja idealna: niech się PO wykrwawia. Gdyby teraz Grzegorz Schetyna, zamiast występować z kompletnie przestrzelonymi pomysłami likwidacji IPN i CBA, zmusił Gronkiewicz do dymisji i doprowadził do przedterminowych wyborów prezydenta w Warszawie, to dla PO pojawiłaby się szansa na odbicie od dna, ku któremu zmierza. Oczywiście pod warunkiem, że kandydat Platformy wygrałby te wybory. Jednak stolica to teren przyjazny dla opozycji liberalnej, a dla PiS już nie. Wyobraźmy sobie, że PO, Nowoczesna zawierają układ, że wystawiają swoich kandydatów, a ten, który przejdzie do drugiej tury z kandydatem PiS, dostaje poparcie całego obozu. I staje się naturalnym przywódcą liberalnej opozycji w Polsce. Tylko że to wymagałoby ze strony Schetyny samoograniczenia, bo nie wydaje mi się, by w przeciwieństwie do Petru sam wystartował w Warszawie. Tak zrobił Kaczyński, gdy zrezygnował z kandydowania na prezydenta i premiera, bo zrozumiał, że może więcej wygrać.

Prawdopodobnie jest to scenariusz nierealny z powodu ambicji obu liderów. Jednak oni i tak staną przed problemem współpracy, gdy PiS uchwali nową ordynację wyborczą. Bez wspólnej listy całej liberalnej opozycji może się powtórzyć historia z 1993 r., gdy podzielone ugrupowania centroprawicowe dostały 36 proc., ale nie wprowadziły ani jednego posła do Sejmu.

Wtedy PiS dostanie większość konstytucyjną.

– Jest takie niebezpieczeństwo.

Zobacz także

pis

wyborcza.pl