Petru, 22.03.2016

 

„Wiadomości” TVP lustrują właścicielkę kamienicy za złośliwy wpis o Dudzie. Ale to nie koniec

jsx, 21.03.2016

Danuta Holecka, tweet znanej prawicowej blogerki Kataryny

Danuta Holecka, tweet znanej prawicowej blogerki Kataryny (Źródło: Wiadomosci.TVP.pl / Twitter.com)

1. Krytyczny wobec prezydenta tweet jedną z głównych informacji TVP
2. Reporter nie dowierza, że można… krytykować Dudę i obwinia KOD
3. Autor mat. to b. reporter TV Trwam, „komentatorzy” – publicysta „W Sieci”

 

W dzisiejszym wydaniu „Wiadomości” drugim w kolejności po procesie ws. Amber Gold tematem był… wpis Katarzyny Kukieły krytykujący prezydenta. „Wiadomości” poświęciły mu prawie trzy z dwudziestu siedmiu minut.

– Działacze KOD i niektórzy politycy bronią Katarzyny Kukieły, działaczki KOD, która na portalu społecznościowym zamieściła ordynarny wpis o prezydencie Andrzeju Dudzie – mówiła prowadząca Danuta Holecka. „Ordynarny” to tu słowo-klucz, pojawia się potem w materiale jeszcze trzy razy, średnio zatem ponad raz na minutę. – Nie przeszkadzają im też w tym nowe informacje o krakowiance, która, jak się okazuje, prowadzi firmę z człowiekiem w przeszłości poszukiwanym przez policje listem gończym – dodała Holecka.

www.facebook.com >>>

„Czy nadal ty i twój elektorat uważacie, że ja jestem w KOD i od 3 grudnia protestuję pod TK i biorę udział we wszystkich marszach i manifestacjach dlatego, że oderwaliście mnie od, jak to elegancko i typowo po waszemu określiliście, koryta?!!! Mam nadzieję, sądząc po zadowolonej pańskiej minie, że jedzenie z mojego koryta wszystkim smakowało, a wnętrza i ich wystrój do gustu przypadły” – napisała w słowach skierowanych do prezydenta Kukieła.

– Działaczka KOD, która w ordynarny sposób obraziła prezydenta i jego amerykańskich gości, zasiada we władzach spółki wspólnie z Arturem Ł. – podał autor materiału Klaudiusz Pobudzin, który dostał pracę w TVP po przejęciu władzy przez PiS. Wcześniej pracował w TV Trwam o. Rydzyka. Jak informował Witold Gadowski, związany z tygodnikiem „W Sieci” dziennikarz śledczy, przeciwko Ł. „toczą się liczne śledztwa”. Artur Ł. to, jak mówił, jeden z głównych ludzi grupy przestępczej zajmującej się lichwą.

Kto i dlaczego broni „ordynarnego” wpisu?

Ordynarny wpis znajduje obrońców – kontynuował Pobudzin. – Zastanawia jednak nie tylko argumentacja, lecz także kto i dlaczego broni działaczki Komitetu – mówił. W tym momencie na ekranie pojawił się tweet Leszka Balcerowicza.

„Wiadomości TVP zmanipulowały wypowiedź Kukieły, wyrywając ją z kontekstu i próbując w ten sposób uruchomić na nią nagonkę” – napisał polityk.

Ale to nie wszystko, gdyż, jak ciągnął Pobudzin, „działaczki KOD broni Mateusz Kijowski, lider Komitetu”. – Winą za ordynarny wpis Kukieły próbuje oskarżyć prezydenta Andrzeja Dudę – nie dowierzał reporter.

Na pytanie Piotra Semki, co „jako lider KOD sądzi o zachowaniu koleżanki z Komitetu”, Kijowski odparł: „Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Prezydent Andrzej Duda obraża obywateli i dzieli Polaków. Nic dziwnego, że wzbudza silne emocje”.

„Zwolennicy KOD są gotowi bronić liderów nawet w sytuacji nie do obrony”

– Wpis Kukieły to nie pierwszy agresywny atak zwolenników KOD na prezydenta – przypominał reporter TVP. – Tak pisali w sieci po wypadku z jego udziałem – dodał i „Wiadomości” pokazały szereg wpisów, których autorzy życzyli głowie państwa śmierci.

Następnie sprawę komentował Andrzej Zybertowicz. – Jeśli się z tego nie otrząsną, to zamiast tworzyć demokratyczne państwo, w którym porozumiewamy się wokół wspólnych zasad, będą rozłupywali nasz kraj – ocenił socjolog.

– Bo zwolennicy KOD są gotowi bronić jego liderów nawet w sytuacji, wydawałoby się, nie do obrony – mówił Pobudzin. – Tak było choćby w przypadku ujawnienia informacji, że lider KOD nie płaci alimentów na dzieci – mówił, a na ekranie pojawił się cytat z wywiadu z Jackiem Żakowskim. – W Polsce od pokoleń mężczyźni zostawiają kobiety z dziećmi i idą na wojnę. Jak jest sytuacja, którą oceniamy jako wyższą konieczność, np. obrony demokracji albo wolności, to rodzina cierpi – mówił wtedy Kijowski.

Komentatorzy, czyli Wikło z „W Sieci”

– Komentatorzy zwracają uwagę, że w obecnej formule KOD zmierza donikąd – powiedział Pobudzin. I pojawiły się rozmowy z komentatorami, a właściwie z jednym komentatorem, którym okazał się być Marcin Wikło z „W Sieci”. W wielu materiałach „Wiadomości”, po tym jak pracę w nich dostali prawicowi dziennikarze, „komentatorami” są prawicowi publicyści.

– Ludzie którzy mają problem z przestrzeganiem prawa tak jak Kijowski, bronią tego prawa i wytykają jego łamanie prawa innym – mówił dziennikarz. – To są też ludzie, którzy bronią współpracowników SB, a tymczasem pouczają innych, jakich zasad należy przestrzegać – dodał Wikło.

„Partie wspierające KOD nie zyskują”

Na koniec Pobudzin zaznaczył, że „dzisiejszy sondaż CBOS to kolejny dowód na to, że partie wspierające KOD nie zyskują”. – Z sondażu wynika, ze popularność partii prawicowych rośnie, są o krok od uzyskania poparcia gwarantującego większość konstytucyjną – zakończył reporter.

„Czy ktoś się tu opił szaleju?”

Jakie reakcje pojawiły się po programie? Komentarze nie były zbyt pochlebne…

„Wiadomości poświęcają trzy minuty kompletnie nieznanej autorce jakiegoś głupiego wpisu na fb? Czy ktoś tu się opił szaleju?” – napisał na Twitterze Konrad Piasecki z RMF.

„Wstydziłabym się to puścić na swoim blogu” – skomentowała „Wiadomości” kataryna, którą trudno posądzić o sympatię do KOD.

Materiał (na własne ryzyko) można obejrzeć TU .

wiadomościTVP

gazeta.pl

 

TVP o Amber Gold, a w studiu… dziennikarka skazana za wyłudzenie

lulu, 21.03.2016

Dorota Kania

Dorota Kania (TVP Info)

1. Dorota Kania komentowała w programie TVP Info aferę Amber Gold
2. Prawicowa dziennikarka była skazana nieprawomocnie za wyłudzenie 270 tys.

 

W Gdańsku ruszył dziś proces Amber Gold. Byłemu prezesowi Marcinowi P. i jego żonie Katarzynie P. prokuratura zarzuca m.in. oszustwo znacznej wartości i pranie brudnych pieniędzy. W „Minęła dwudziesta”, głównym programie publicystycznym TVP Info, prowadzonym przez Michała Rachonia, sprawę komentowali dziennikarze, którzy zajmowali się nią w przeszłości. Obok Krzysztofa Wójcika z portalu tvp.info i Witolda Gadowskiego z tygodnika „wSieci” pojawiła się Dorota Kania, prawicowa dziennikarka z „Gazety Polskiej”. Nie umknęło to uwadze widzów.

– Dorota Kania, skazana za wyłudzenie 270 tys. komentuje właśnie aferę Amber Gold w TVP Info – zauważyła na Twitterze jedna z komentatorek.

– Standardy BBC w TVP… – napisał z kolei dziennikarz „Rzeczpospolitej” Jacek Nizinkiewicz.

Przypomnijmy: Dorota Kania była skazana za wyłudzenie 270 tys. zł od rodziny Marka Dochnala i powoływanie się na wpływy w rządzie PiS. Wyrok jest jednak nieprawomocny. Kania złożyła w sądzie apelację.

Wyrok na dziennikarkę „niepokornych” Dorotę Kanię za wyłudzenie pieniędzy od rodziny Dochnala >>>

tvpInfo

gazeta.pl

 

Żona Ziobry dostała posadę w spółce PZU. Nepotyzm? „Zawdzięczam to wyłącznie własnej pracy”

jsx, 21.03.2016

Patrycja Kotecka

Patrycja Kotecka (Fot. Krzysztof Miller / AG)

1. Patrycja Kotecka została szefem marketingu w Link4
2. Żona Zbigniewa Ziobry na oskarżenia o nepotyzm reaguje oświadczeniem
3. Pisze w nim, że to „podważenie jej kompetencji i dyskredytacja”

 

Żona ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Patrycja Kotecka została dyrektorem marketingu Link4, spółki PZU.

W związku z oskarżeniami o nepotyzm, Kotecka wydała oświadczenie dla mediów. Zamieścił je serwis tvn24.pl.

Kotecka pisze w nim, że informacje na temat jej zatrudnienia „pojawiające się dotychczas w mediach, celowo pomijają jej wykształcenie i sukcesy zawodowe”. Jej zdaniem, to manipulacja, „która ma na celu podważenie jej kompetencji i dyskredytację”. Dalej dziennikarka wylicza m.in. ukończenie studiów Master of Business Administration w Polskiej Akademii Nauk, dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim i public relations w Szkole Głównej Handlowej.

„To, co osiągnęłam w życiu zawodowym, zawdzięczam wyłącznie swojej pracy” – pisze Kotecka. „Byłam wielokrotnie wyróżniana i nagradzana” – zaznacza i wymienia tytuł Dziennikarza Roku „Życia Warszawy” i kilkukrotną nominację do nagrody „Grand Press”. Chwali się też wysoką oglądalnością kierowanych przez nią programów w TVP.

„Dlatego z uwagi na doświadczenie i kwalifikacje zawodowe otrzymałam propozycję pracy w firmie Link4” – zakończyła żona Zbigniewa Ziobry.

Związana z Ziobrą Kotecka pracowała w TVP za rządów Andrzeja Urbańskiego, bliskiego współpracownika Lecha Kaczyńskiego. Szybko awansowała tam na stanowisko wicedyrektora Agencji Inofrmacji. Zwolniono ją z TVP w 2009 r., gdy p.o. prezesa był związany z LPR Piotr Farfał. Kotecka pracowała później w agencji reklamowej Apella obsługującej SKOK-i. Apella jest udziałowcem spółki Fratria wydającej tygodnik „W Sieci”.

żonaZiobry

gazeta.pl

 

przeglądDemokratyczny

 

staniszkisSzydło

 

łętowska

PONIEDZIAŁEK, 21 MARCA 2016

„Nie ma ani treści, ani koncepcji dobrej zmiany. Jest niszczenie państwa”. 12 kluczowych fragmentów debaty Staniszkis-Łętowska

debata1

Nie ma kompromisu bez uznawania konstytucji – to zgodny przekaz prof. Łętowskiej i prof. Staniszkis. Na spotkaniu w klubie PaństwoMiasto Staniszkis i Łętowska przedstawiły swoje diagnozy i możliwości rozwiązania konfliktu wokół TK. Prof. Staniszkis ostro wypowiadała się o PiS, podobnie jak w jej wcześniejszych wywiadach: „Ten konflikt jest testowaniem przyszłych liderów zjednoczonej prawicy. Teraz łamani są ludzie, którzy po tych deklaracjach nie mają już odwrotu”. Oto najważniejsze tematy i wypowiedzi z tej dyskusji.

KOMPROMIS WS. TK

ŁĘTOWSKA: NAJPIERW POSZANOWANIE KONSTYTUCJI: „Kompromis musi być homogenny, a nie być krzyżówką konia z pasztetem. Wszystkie projekty, które teraz są na stole, zakładaja [naruszenie] imponderabiliów konstytucyjnych. To nie jest kompromis. Po pierwsze: art. 190 – orzeczenie TK sa ostateczne, trzeba je publikować. Kompromis: najpierw szanuj konstytucje, a później ją zmieniaj, ale nie figielkiem, jak z konstytucją w 1935”

STANISZKIS: „SZYDŁO MOŻE ZATRZYMAĆ LAWINĘ DESTRUKCJI”: „Kompromis musi być na gruncie konstytucji: [trzeba] opublikować ten wyrok. Wtedy by ustawa naprawcza zniknęła, można by rozpocząć prace nad nową. Problem sędziów: tu można skorzystać z rozwiązania, które proponuje Kazimierz Ujazdowski. Prezydent Duda przegapił momenty, gdy mógł wcześniej [działać] – ale jest to jeszcze możliwe. Tu więcej się dzieje w przestrzeni retorycznej, ale następuje przerażające usztywnienie. Premier Szydło mogłaby zaryzykować, [wtedy ludzie] szanowaliby ja, ze zatrzymała lawinę destrukcji”

ŁĘTOWSKA: Samoogrniczenie się jest kompromisem, na tym polega trójpodział władzy.

STANISZKIS O TEŚCIE DLA LIDERÓW PRAWICY: Ten konflikt jest testowaniem przyszłych liderów zjednoczonej prawicy. Tak są łamani ludzie, którzy po tych deklaracjach już nie mają alternatywy. PiS mógłby się podzielić. Ale nie zrobi, bo jest po prostu wewnętrznie zdyscyplinowany. To jest coś, za co największą cenę zapłacą ci ludzie. To można cały czas załatwić. Pani premier publikuje, prezydent Duda mógłby to zrobić [zaprzysiąc sędziów]. To nie jest nawet bunt, to się mieści w ich kompetencjach. Najgorsze to rozczarowane na Ukrainie, na Białorusi, nawet w Rosji, że nie można wyjść poza paradygmat [wschodni]

STANISZKIS: Kompromis polega na tym, ze PiS idzie krok do tylu, a prasa i TK nie mówią, ze wygraliśmy.

SYTUACJA TK

STANISZKIS O ABSURDALNIE ZŁEJ WOLI:„Szara strefa wokół TK nie została doprecyzowana, bo nikt nie zakładał tak absurdalnie złej woli. Koszt pokazania naszej wschodniości jest nieobliczalny. „

ŁĘTOWSKA: KONFLIKT W JAKIMŚ SENSIE POWTARZALNY: „Jest to konstytucyjny konflikt na tle art. 10, nasz kłopot polega na tym, ze TK nigdy porządnie nie wyłożył art. 10. My jesteśmy nieco bezbronni wobec tego konfliktu. Ale to zdarzyło się wszystkim państwom transformacyjnym. Jest normalny w sensie powtarzalny [w innych państwach]”.

ŁETOWSKA O SĘDZIACH TK: Pisowskim sędziom ofiarowano Niderlandy. Ofiarowano im coś, czego nie ma.

O PRZYSZŁOŚCI:

ŁĘTOWSKA: TRWAŁE NARUSZENIE KONSTYTUCJI W RETORYCE ESTABLISHMENTU RZĄDZĄCEGO: „Zwrot który wykonał się 9 to nie jest problem publikacji wyroku, tylko ze ten wyrok nie jest nazywane wyrokiem. W retoryce establishmentu mam do czynienia z trwałym naruszeniem konstytucji w zakresie podziału władz”

STANISZKIS: WYDAWAŁOBY SIĘ, ŻE INTELIGECNCJA ZABEZPIECZA KACZYŃSKIEGO:„Wydawałoby się, że inteligencja go zabezpiecza przed czymś takim jak [przyjmowanie poglądu] o dominacji woli nad prawem. Deklaracje o tym, że nie będzie uznawania przyszłych wyroków, to jest potrzeba złamania kręgosłupa instytucji. Ale to się jeszcze nie dokonało. To byłoby przewrócenie kręgosłupa demokracji”

STANISZKIS O DOBREJ ZMIANIE: Nie ma ani koncepcji dobrej zmiany, ani jej treści. Jest niszczenie państwa.

STANISZKIS O JĘZYKU SPORU: W PiS deficyt zaufania jest efektem tych 8 lat. A z drugiej strony jest osobista sytuacja Jarosława Kaczyńskiego. To co zdarzyło się po 10 kwietnia, pod krzyżem [w demonstracjach przeciwników]. To zburzyło fundamenty współpracy, zaufania, w tej tzw. publiczności. To stworzyło ten język.

nieMa

300polityka.pl

wdoktoracie

Gra nie tylko o Trybunał

Piotr Szostak*, 21.03.2016
Dla prezesa Kaczyńskiego sparaliżowanie Trybunału Konstytucyjnego to pierwszy przystanek na drodze do „dobrej zmiany”. Podkopując fundamenty III RP, chce nowej konstytucji
 

Za nami odpowiedź Trybunału Konstytucyjnego na ustawę blokującą jego procedury. Nie kończy obecnego kryzysu ustrojowego, chociaż konstytucja jest tu precyzyjna: orzeczenie TK ma moc powszechnie obowiązującą i ostateczną.

Sędziowie stanęli na drodze Jarosława Kaczyńskiego do „dobrej zmiany”. Wedle jego słów z 2007 r. dali tylko popis cyrkowych sztuczek prawniczych. Czy kwestionowanie wyroku przez władzę wykonawczą i odmawianie jego publikacji nie niesie widma szerszego sporu? Czy dalsza gra będzie wyłącznie o Trybunał? Może Kaczyński zastawił na Trybunał pułapkę – wpisując w jego ustawę logikę paragrafu 22 – by pokazać, że demokratyczne państwo prawa to tylko fikcyjne domniemanie, które teraz wzruszone daje legitymację do przepisania konstytucji?

Witajcie w „nieliberalnej” demokracji

Dzisiejszy spór o Trybunał wpisuje się w tendencję powstawania w Europie Środkowo- -Wschodniej „nieliberalnych demokracji”. Patrząc na konflikt Viktora Orbána z węgierskim Sądem Konstytucyjnym (Jelcyna z rosyjskim, Łukaszenki z białoruskim) przedstawiony w opinii Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka z 23 lutego 2016 r., można zobaczyć powtarzający się mechanizm prowadzący przez marginalizację sądu konstytucyjnego do ustanowienia nowego porządku.

W 2010 r. Fidesz uchwalił działający wstecz 98-proc. podatek od „zbyt wysokich” odpraw pracowników publicznych. Karał poprzednią ekipę rządzącą za „kłamstwa o poranku, w południe i w nocy”. Sąd konstytucyjny uchylił ustawę za represyjny charakter i nadmierną uciążliwość. Parlament ponownie przegłosował ustawę i zmienił konstytucję, ograniczając kompetencje sądu konstytucyjnego. Od tego momentu SK mógł badać ustawy fiskalne wyłącznie w przypadkach naruszenia prawa do życia i godności człowieka, ochrony danych osobowych, wolności myśli, sumienia i wyznania.

Na tak zawężonym polu walki sąd uchylił ustawę po raz drugi. Znalazł oparcie wnioskowania we wskazanej przez ustawodawcę „godności ludzkiej”, którą podatek naruszał. W maju 2011 r. Fidesz przegłosował ustawę po raz trzeci i poprawką w konstytucji zmienił skład sądu z 11 do 15 sędziów. Jednym z nowo powołanych sędziów został poseł będący współautorem tej poprawki. 1 stycznia 2012 r. Fidesz uchwalił nową ustawę zasadniczą.

Węgierski Komitet Helsiński określał ją jako: „znacząco obniżającą standardy ochrony praw jednostki i przesuwającą akcent z obowiązków państwa względem obywatela na obowiązki obywatela względem państwa”.

Ehrlich, Piłsudski i „dobra zmiana”

Do interpretacji obecnego kryzysu konstytucyjnego przytacza się ostatnio teorie prof. Stanisława Ehrlicha, nauczyciela Jarosława Kaczyńskiego. Ehrlich postulował realistyczne podejście do prawa – włączające do dosłownego odczytania przepisów społeczny i historyczny kontekst. Krytykował „zamkniętych w świecie tekstów” pozytywistów prawniczych. Gubiących realne problemy w językowych sylogizmach. Normy prawne, jego zdaniem, można przyłożyć do rzeczywistości, ujawniając prawa rządzące społeczeństwem.

W doktoracie pisanym u prof. Ehrlicha „Rola ciał kolegialnych w kierowaniu szkołą wyższą” Kaczyński analizował prawo regulujące uniwersytety zgodnie z metodologią promotora. Pokazał tło historyczne zmieniających się przepisów PRL, oddane w decyzjach realnych postaci: Bieruta, Cyrankiewicza, Gomułki. Porównywał PRL-owskie ustawy z międzywojennymi. Przyjmując ograniczenia narzucane przez obowiązującą doktrynę marksistowską, musiał kamuflować fascynację Józefem Piłsudskim. Pisał: „Siły, które doszły do władzy, nie zamierzały przestrzegać reguł republiki parlamentarnej, rezygnować z władzy w wyniku przetasowania się sił w parlamencie. () Władza dotąd nieustabilizowana i nieokreślona politycznie stała się trwała. () z tym większą energią, im bardziej okazywało się, że nie można liczyć na autentyczne poparcie wśród społeczeństwa”.

Mistrz Kaczyńskiego Stanisław Ehrlich pisał z 1945 r. w broszurze „Następstwa przewrotu majowego” tak: „Piłsudski złamał demokrację dlatego, że ta była słaba, chwiejna i niekonsekwentna”.

Utrwalająca autorytarny porządek sanacyjny konstytucja kwietniowa z 1935 r. stawiała nad swobodami obywatelskimi wartość „dobra powszechnego”. Jej art. 10 mówił, że „żadne działanie nie może stanąć w sprzeczności z celami Państwa”. W razie oporu przewidywał środki przymusu. Czy dziś prezes PiS podobnie nie chce zapisać „dobrej zmiany” w konstytucji?

Przez ostatnie dwie kadencje Sejmu, przecięte katastrofą smoleńską, Jarosław Kaczyński cierpliwie czekał. Najbliższe cztery lata to korzystny moment na narzucenie „dobrej zmiany”. Choć wydaje się to zbyt krótkim czasem na przygotowanie gruntu pod nową konstytucję. Może więc Kaczyński idzie na skróty?

Przyjrzyjmy się życiorysom

Kryzys wokół Trybunału zbiegł się w czasie z ujawnieniem dokumentów o współpracy agenturalnej Lecha Wałęsy. Czy mają ze sobą coś wspólnego? Wałęsa był jednym z ojców założycieli III RP, a Trybunał gwarantem jej prawnych podstaw.

Kaczyński, mówiąc: „Dla mnie Wałęsa to TW » Bolek «”, pokazuje, że mit założycielski pozbawiony jest pozytywnej treści i nieoparty na autorytecie. Wręcz ufundowany na kłamstwie. Uderza w Wałęsę przed 89 rokiem, który nie mówił jeszcze: ja, ja, ja. Nie precyzując, że dokumenty dotyczą lat 70., Kaczyński sugeruje: jeśli był tajnym współpracownikiem, to nie ma już wzorców i ideałów. W tak pustym miejscu można napisać nowy porządek.

Wcześniej Kaczyński stosował tę metodę, „odzyskując” Trybunał Konstytucyjny w latach 2005-07. Po zakwestionowaniu przez TK części – forsowanej przez niego – ustawy lustracyjnej oświadczył, że „przyjrzy się życiorysom sędziów”.

Posługując się prokuratorami IPN, oskarżono dwóch sędziów Trybunału o kłamstwo lustracyjne. Podstawą oskarżenia było to, że w oświadczeniu lustracyjnym nie podali informacji o zatrudnieniu jako wykładowcy prawa w szkołach kształcących kadrę Służby Bezpieczeństwa. Prokuratorzy skierowali swoje wnioski, wiedząc, że w podobnej sprawie dotyczącej posła oczyszczono go z zarzutów. Oświadczenia sędziów były prawdziwe, gdyż tych szkół ustawa lustracyjna nie zaliczała do organów bezpieczeństwa. W jednej ze spraw sędzia potwierdził zatrudnienie w nich, ale nie podkreślił zdania w oświadczeniu lustracyjnym: „pracował/służył w organach bezpieczeństwa państwa”, co stało się podstawą ataku na niego. Jednak Sąd Apelacyjny w Warszawie przyznał sędziemu rację. Stwierdził: „W lustracji nie chodzi o złapanie obywatela na kłamstwie. Jej ideą jest ujawnienie ewentualnych związków z organami bezpieczeństwa. Jeśli zostały ujawnione, trudno mówić, by nie został spełniony cel ustawy”.

Kaczyński dyskredytował instytucję Trybunału, podkopując autorytet poszczególnych sędziów. Czy oświadczenia były zgodne z ustawą, nie miało dla niego znaczenia.

Z wygłoszonego przez Kaczyńskiego w 2010 r. – dwa miesiące przed katastrofą smoleńską – wykładu na Uniwersytecie Jagiellońskim można wyczytać więcej o stosunku prezesa PiS do sędziów. W jego narracji wywodzą się ze środowiska, „które uczestniczyło w procesie stosowania represji i realizacji stanu wojennego”. Nigdy nie zostało z tego oczyszczone.

Powołany w latach 80. Trybunał, zdaniem Kaczyńskiego, był „instrumentem utrzymywania niechcianego ustroju” w ramach prowadzonej „jurydyzacji systemu komunistycznego”. W konsekwencji tego wpisana w art. 2 konstytucji z 1997 r. praworządność to według niego pusta abstrakcja. W Polsce – diagnozuje Kaczyński – „nie ma przesłanek dla istnienia państwa prawa”.

Konstytucja z 2 sierpnia 1997 roku

Obowiązująca konstytucja jest punktem odniesienia dla Trybunału. Ramą, poza którą nie mogą wyjść jego orzeczenia. Ale z perspektywy historii była szyta pod Wałęsę. Jej kompromisowe rozwiązania ustrojowe odbijają konflikty Sejmu I i II kadencji.

Powstająca w cieniu prezydentury Wałęsy była przedmiotem kompromisów między SLD, PSL, Unią Pracy i Unią Wolności. W trakcie prac nad projektem rozdzielono władzę wykonawczą. Model prezydencki zaczął być przesuwany w kierunku parlamentarno-gabinetowego. Prezydent, wprawdzie wybierany w wyborach powszechnych, mianujący najważniejszych urzędników i ambasadorów, zaczął realnie ustępować premierowi w kierowaniu polityką państwa.

Władzę wykonawczą podzielono w konstytucji z 1997 r. po doświadczeniach z autokratycznym stylem rządzenia Wałęsy. Wiązał się on z pojęciem falandyzacji prawa. Osobą odpowiedzialną za wykładnię prawa prezydent Wałęsa uczynił prof. Lecha Falandysza, z którym bracia Kaczyńscy minęli się w Kancelarii Prezydenta w 1991 r.

Interpretacja prawa konstytucyjnego stosowana przez Falandysza polegała na półlegalnym odczytywaniu prawa, poszerzaniu kompetencji prezydenta nieprzewidzianych wprost w przepisach. Umożliwiła Wałęsie w 1994 r. odwołanie członków KRRiT przy wyraźnym sprzeciwie Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że przepis kompetencyjny prezydenta można interpretować tylko dosłownie (wedle TK prezydent miał prawo jedynie powołać członków KRRiT).

Nazwisko „Falandysz” będzie już zawsze się kojarzyć z tą praktyką. Trzeba tylko umieścić ją w kontekście: była jedną z pierwszych w demokratycznej Polsce interpretacji prawa konstytucyjnego w warunkach nieustalonych jeszcze relacji między organami władzy – przed konstytucją 1997 r. Falandyzacja Falandysza w porównaniu z falandyzacją praktykowaną ostatnio przez PiS – np. ostatnie oświadczenie premier Szydło o niewykonaniu wyroku Trybunału – pozostawała jednak w granicach kultury prawnej.

Ciągle źle obecny w publicystyce prof. Falandysz pisał też o konstytucji z 1997 r.: „(…) w dwóch kwestiach Komisja Konstytucyjna wykazała nieustępliwość, z której nie można jej czynić zarzutu. Po pierwsze, zdecydowała, że Naród Polski to wszyscy obywatele Rzeczypospolitej”.

Język prawny, którym Kaczyński opisze na nowo rzeczywistość, zapewne nie powtórzy tego kompromisu z preambuły konstytucji z 1997 r. Patrzę na pierwsze jej zdanie napisane przez Tadeusza Mazowieckiego i wyobrażam sobie nowelizację: „W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie” – i dalej skreślone: „my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej…”.

*Piotr Szostak, ur. w 1988 r., prawnik po studiach na Uniwersytecie Warszawskim, pracuje w kancelarii prawniczej w Warszawie

Zobacz także

kaczyńskiwPRL

wyborcza.pl

 

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,19803230,bezpardonowy-atak-wiadomosci-na-kod-kataryna-wstydzilabym.html?google_editors_picks=true

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,19803268,tvp-o-amber-gold-a-w-studiu-ekspertka-skazana-za-wyludzenie.html?google_editors_picks=true

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,19803339,nepotyzm-zona-ziobry-to-co-osiagnelam-w-zyciu-zawodowym.html?google_editors_picks=true

Dlaczego Zachód wyprzedził islam? Historia cywilizacyjna

Beata Janowska, 21.03.2016

Św. Piotr Damiani (1007-72) benedyktyn eremita, doradca papieży, biskup Ostii, kardynał. Piętnował upadek obyczajów w Kościele, autor religijnych utworów poetyckich i pism teologiczno-filozoficznych. Wyobrażenie z XVII w., Włochy.

Św. Piotr Damiani (1007-72) benedyktyn eremita, doradca papieży, biskup Ostii, kardynał. Piętnował upadek obyczajów w Kościele, autor religijnych utworów poetyckich i pism teologiczno-filozoficznych. Wyobrażenie z XVII w., Włochy. (Fot. Wikimedia commons)

W pierwszych wiekach drugiego tysiąclecia Zachód – inaczej niż świat muzułmański – nie odrzucił filozofii. To był moment, w którym zdecydowały się losy obu cywilizacji.
 

BEATA JANOWSKA: W XI-XII w. w dwóch cywilizacjach – arabskiej i łacińskiej – postawiono sobie pytanie: co dalej z filozofią? W każdej z nich odpowiedź brzmiała inaczej. Pańskim zdaniem to był kluczowy moment, który wytyczył ścieżki rozwoju cywilizacji Bliskiego Wschodu i Europy. W XI w. Arabowie zdecydowanie przewyższali łacinników w wiedzy filozoficznej.

PROF. MAREK GENSLER*: Nieporównanie, ponieważ bezpośrednio po Grekach odziedziczyli spuściznę filozofii starożytnej. Kiedy podbijali Egipt (VII w.), to w Aleksandrii działał jeszcze Muzejon (Mousaion), główna instytucja intelektualna świata starożytnego, a filozofia aleksandryjska była wówczas najpełniejszym dziedzicem zarówno tradycji arystotelesowskiej, jak i platońskiej. A właściwie całej filozofii, jaka wtedy istniała. Łacinnicy prawie nie znali Arystotelesa, bo do VI w. na łacinę przetłumaczono tylko kilka jego drobnych tekstów. Wcześniej nie było takiej potrzeby, bo każdy, kto zajmował się filozofią, znał grekę. Kiedy upadło cesarstwo zachodniorzymskie i nastąpiły wieki ciemne (z grubsza VI-X w.), kontakty ze światem greckim bardzo osłabły, już nie miał kto i czego tłumaczyć. Wszystkie ważne teksty zostały albo zagubione, albo znajdowały się w Bizancjum. Wiedziano jednak, choćby od św. Augustyna, że Arystoteles wielkim filozofem był.

Ważne ośrodki filozoficzne działały w Syrii.

– To jest inna historia, tworzyli je uciekinierzy z Aten. W 529 r. cesarz Justynian kazał zamknąć szkoły pogańskie, a mówiąc ściśle, zabronił poganom w nich nauczać. Spowodowało to przejęcie przez chrześcijan szkoły w Aleksandrii i zamknięcie szkoły w Atenach. W Aleksandrii, gdzie już wcześniej studiowało wielu chrześcijan, umówiono się, że teraz to oni przejmą interes, a poganie będą siedzieć cicho. Natomiast Ateńczycy nie byli gotowi na układy z chrześcijanami i woleli emigrować do silnie zhellenizowanej i kontrolowanej wówczas przez Persów Syrii. Tłumaczyli tam teksty neoplatońskie najpierw na syryjski, a kiedy Arabowie zajęli tamte tereny – na arabski. Robiono to potem także w Bagdadzie, nowej stolicy imperium muzułmańskiego, gdzie przy dworze kalifa powstała szkoła. Od V do VIII wieku w cesarstwie wschodnim w filozofii działo się jeszcze wiele ciekawych rzeczy, do których po upadku zachodniego cesarstwa cywilizacja łacińska nie miała już dostępu. Natomiast Arabowie, zdobywcy rzymskich prowincji na południu i wschodzie Morza Śródziemnego, byli tego wszystkiego bardzo ciekawi. Nie wiemy, czy jest prawdą, że kalif Omar kazał spalić Bibliotekę Aleksandryjską, ale i tak tyle z niej zostało przez nich przejęte i przetłumaczone, że zdążyli się wiele nauczyć.

Arabowie uczyli się greki?

– Zatrudniali Greków albo Syryjczyków, którzy bardzo często byli dwujęzyczni – posługiwali się greką i swoim semickim językiem bliskim arabskiemu, więc tłumaczenie nietrudno im przychodziło. Porfiriusz, uczeń Plotyna (twórcy neoplatonizmu), był Syryjczykiem. Przy dworach władców istniały dość dobrze rozwijające się szkoły, gdyż Arabowie, inaczej niż łacinnicy, uważali, że monarcha powinien być wykształcony, i przejęli grecki ideał władcy oświeconego. Synowie emirów lub sułtanów musieli zakuwać filozofię, pisano dla nich nawet specjalne podręczniki.

W islamie szkolnictwa nie wiązano z religią, nauka miała charakter świecki i właściwie nie pojawiła się teologia w rozumieniu zachodnim. Prawnicy islamscy potrzebowali logiki, no to uczyli się jej od starożytnych, lekarze łaknęli wiedzy przyrodniczej, więc czerpali ją od pogan. Mało kto jednak uważał, że od pogan można się czegoś nauczyć o Bogu.

Dlaczego w cywilizacji Zachodu doszło do ścisłego połączenia filozofii i teologii?

– Chrześcijaństwo inaczej niż islam i judaizm traktuje swoje teksty objawione, uważa co prawda, że podyktował je Duch Święty, ale konkretnym ludziom i w konkretnym czasie. Dlatego jest w nich nie tylko element nadprzyrodzony, ale też ludzki. Zadanie teologa polega na wydobyciu z takiego tekstu czystego przekazu objawionego, czyli takiego, który jest uwolniony od naleciałości pochodzących od człowieka, i ujęciu go na sposób własnych czasów. Św. Augustyn powiedział, że nikt nie zrozumie całości przekazu świętych ksiąg. Każdy musi go sobie akulturować.

Akulturować, czyli w każdej epoce teksty biblijne trzeba interpretować na nowo, tak by dostosować je do poziomu współczesnej wiedzy i sposobu pojmowania świata?

– Chrześcijanie od samego początku mieli tego świadomość. Pierwszą szkołę teologiczną Klemens założył w Aleksandrii na początku III w., jeszcze w czasach, gdy dominowało pogaństwo. Orygenes, jej uczeń, świetnie wykształcony filozoficznie i filologicznie, wyróżnił trzy poziomy interpretacyjne tekstu objawionego. Pierwszy to poziom somatyczny, czyli cielesny – odczytanie dosłowne prostych prawd takich jak dekalog. Pan Bóg je objawił, dał Mojżeszowi i trzeba ich po prostu przestrzegać. Drugi poziom, psychiczny, odnosi się do duszy. Na tym poziomie ze świętych tekstów wypreparowuje się naukę moralną właściwą dla danego czasu i miejsca. Na przykład w Starym Testamencie poligamia była dozwolona, a teraz nie jest. Dlaczego? Przecież nie jest możliwe, by Bóg zmienił swoje wyroki. On ich nie zmienił, tylko człowiek nauczył się je inaczej odczytywać. To, na co Bóg zezwalał z uwagi na dzikość czasów Abrahama, stało się niedopuszczalne, gdy ludzkość rozwinęła się i wysubtelniła na tyle, by zrozumieć, że cztery czy pięć żon to zły pomysł. Najlepiej poprzestać na jednej, i to przez całe życie. Postęp moralny sprawia, że rozważając teksty biblijne, „psychicznie” potrafimy odczytać zawartą w nich naukę stosownie do naszych czasów i umiejętności.

Trzeci i najwyższy poziom Orygenes nazywa pneumatycznym, bo odnosi się do samego ducha (gr. pneuma), a nie duszy. Na tym poziomie odczytujemy już Pismo alegorycznie, nie jako proste zalecenia, ale jako wiedzę o człowieku będącym stworzeniem bożym i o samym Bogu. To już teologia w sensie ścisłym, czyli teologia spekulatywna. To jest to, co chrześcijaństwu udało się uzyskać dzięki filozofii. Gdyby nie filozoficzna aparatura pojęciowa, bylibyśmy skazani na literalne odczytywanie Biblii.

Tak jak ma to miejsce w islamie i judaizmie?

– Tam tekst święty traktowany jest jako objawiony w całości, bez elementu ludzkiego, przemijającego. W Torze, czyli w księgach prawa mojżeszowego, są przepisy regulujące prawie wszystkie aspekty życia i nie ma zbyt wiele miejsca na spekulacje, choć i tak judaizm jest na nie o wiele bardziej otwarty od islamu. Z kolei Arabowie uważali, że dopóki religia nie krzyżuje się z nauką, wszystko jest w porządku. Religijnemu prawu islamskiemu nie po drodze było z etyką, a metafizykę też odrzucili jako narzędzie poznawania Boga, bo w tej religii nie ma miejsca na dyskusję o nim jako o pierwszej przyczynie. O ile początkowo muzułmanie zachłysnęli się filozofią i pojawiło się nawet coś na kształt spekulatywnej teologii muzułmańskiej rozwijanej przez badaczy Koranu zwanych mutazylitami, to potem zaczęto ją postrzegać jako coś, co nie pomaga w rozwoju duchowym. Zaczęto się zastanawiać, czy wydobywanie z Koranu czystej wiedzy na temat Boga i stworzenia jest potrzebne i czy aby na pewno służy zbawieniu. Czy nie wiedzie na manowce, czy to nie jest aby tylko pycha rozumu? Chrześcijanie na Zachodzie też mieli takie wątpliwości. I tu, i tam wiek XI jest czasem wielkiego sporu o wartość filozofii.

Swoje wątpliwości w tej kwestii najlepiej wyrazili św. Piotr Damiani (1007-72) i Abu Hamid Al-Ghazali (1058-1111).

– Damiani, mnich benedyktyński, doszedł do wniosku, że rozwój filozofii poszedł za daleko. Młodzi i ambitni mnisi mieli czelność dyskutować takie kwestie jak np., co to znaczy, że Pan Bóg jest wszechmocny. Czy jest wszechmocny w taki sposób, że podlega zasadzie sprzeczności, czy też nawet jej nie podlega? Bardzo to Damianiego irytowało, bo będąc doskonale wykształcony, czuł zapewne, jak filozofia zaczyna niebezpiecznie dryfować, uniezależniając się od teologii, i wkrótce może się zdarzyć, że to filozofia zacznie dyktować warunki teologii.

Co to jest zasada sprzeczności?

– Jedna z pierwszych zasad myślenia sformułowana przez Arystotelesa. Zgodnie z nią fałsz ujmowany jest jako przeciwieństwo prawdy: zdanie orzekające może być tylko albo fałszywe, albo prawdziwe. Jak o czymś mówimy, że jest prawdziwe, to wiemy, że zaprzeczenie tego jest fałszem. A kiedy wiemy, że coś jest fałszywe, to na mocy tego również wiemy, że jego negacja będzie prawdą.

Damiani chciał zakazać nauczania filozofii?

– Nie jest to całkiem jasne, bo sam jej przecież nauczał. Chciał raczej widzieć filozofię umieszczoną w porządku, na którego szczycie stoi teologia. Ten porządek wyznaczała augustyńska koncepcja dóbr, zgodnie z którą poznanie Boga jest dobrem najwyższym, więc to, co mu służy, także jest dobre. Nie można zatem powiedzieć, że filozofia jest niedobra, natomiast jeśli przestaje być środkiem do tego celu, a wyznacza sobie inne, to staje się złem, bo odwodzi człowieka od Boga. Damianiego niepokoiło to, jak na jego oczach filozofia zaczyna się autonomizować i narzucać teologii reguły naukowości. Od niego pochodzi sformułowanie, że filozofia powinna być ancilla theologiae, czyli służką teologii. Jeśli filozofia nie chce służyć, to do kosza z nią.

Z nieco innych przyczyn filozofię odrzucił Abu Hamid Al-Ghazali.

– Tak jak Damiani był uczonym i długoletnim nauczycielem filozofii. Najpierw przez wiele lat studiował, komentował i wykładał filozofów, w pewnym momencie przeżył chyba wizję mistyczną, coś, co zmieniło jego życie. Porzucił nauczanie, wyruszył na pielgrzymkę do Mekki, a potem wiele podróżował, ale w istocie chodziło mu o zerwanie ze środowiskiem szkolnym i zajęcie się mistycznym poszukiwaniem Boga. W swoim słynnym dziele „Zniszczenie filozofii” wykazywał, że spośród wielu dróg prowadzących do Boga droga filozoficzna jest stosunkowo mało opłacalna, kręta, mylna, a wielu, którzy ją wybrali, nie dociera do celu. Nie stwierdził wprost: „Filozofia jest zła”, ale mówił: „Jest gorsza od drogi mistycznej”. Takie poglądy w środowisku islamskim wygłaszano już wcześniej, jednak tak się jakoś stało, że to za sprawą Al-Ghazalego zainteresowanie filozofią zaczęło się wyraźnie zmniejszać, a młoda spekulatywna teologia muzułmańska – gasnąć. Co ciekawe, zdaniem Al-Ghazalego ani droga studiów nad prawem koranicznym, ani droga stróżów ortodoksji, czyli wykładowców Koranu, także nie są najlepsze. Wśród różnych dróg na końcu wymienił drogę sufich, czyli mistyków, którzy – jak mówił – najbardziej zbliżają się do Boga. Jak widzimy, „Zniszczenie filozofii” nie zostało napisane po to, aby filozofię potępić, ale to ona najbardziej ucierpiała.

Abu Hamid Al-Ghazali zalecał odejście od filozofii na rzecz religii?

– W XI w. mistycyzm islamski wykraczał poza ramy wyznaniowe, pojawiła się teza, że Bóg jest za wielki, aby go ująć w jednej religii, i taką właśnie otwartą postawę przyjęli wybitni sufici. We wszystkich religiach mistycy są na cenzurowanym z uwagi na swój indywidualizm w podejściu do wiary. Islamscy fundamentaliści wysadzają w powietrze grobowce słynnych sufich, bo dla nich ta tradycja jest heretycka z uwagi na jej indywidualizm. Ale i w chrześcijaństwie było podobnie, od mistycyzmu do herezji jest jeden krok.

W XI-XII w. filozofia była jedyną nauką.

– W XI w. filozofia i nauka stanowiły synonim. Na tyle, na ile dawało się jakąś rzecz ująć naukowo, na tyle bywała ona ujmowana w pojęciach filozofii i nawet medycyna była tylko praktycznym użyciem filozofii przyrody. Wyodrębnienie się nauk to kwestia następnych stuleci, a wielkim krokiem na tej drodze stało się powstanie w XIII w. europejskich uniwersytetów z autonomią studiów i badań na odrębnych wydziałach. Na wydziale sztuk wyzwolonych ludzie mogli sobie filozofować w kontekście świeckim, bo przepisy zabraniały im nawet zajmować się kwestiami religijnymi. Wiązały ich tylko zasady rozumowania i obraz rzeczywistości. Natomiast na wydziale teologii częściej puszczano wodze fantazji w eksperymentach myślowych, stosowano tzw. procedury secundum imaginationem, czyli zupełnie hipotetyczne próby wyobrażenia jakiejś sytuacji, np. gdyby Bóg nakazał nam nienawidzić Siebie. Ten pomysł rozwinęli potem filozofowie, a z czasem zastosowany w badaniach nad przyrodą stał się idealizacją, czyli wyobrażeniem hipotetycznego stanu przyrody pozbawionego pewnych elementów nieistotnych z punktu widzenia badanej hipotezy.

Dla rozwoju nauki ważne jest ćwiczenie umysłu, wymyślanie skomplikowanych teorii, określanie pojęć. Bez filozofii i teologii mogłoby nie być takich gigantów nauk ścisłych jak Isaac Newton czy Gottfried Wilhelm Leibniz.

– Oczywiście. Tak więc teologia okazała się dyscypliną pionierską dla nowego typu hipotez naukowych, które potem sprawdzano. Tyle że w nauce to sprawdzanie odbywało się przez eksperyment, a w teologii – przez odwołania do tradycji dogmatycznej i badanie, czy tezy są z nią zgodne, czy też prowadzą do sprzeczności.

Gdyby na Zachodzie odrzucono wtedy filozofię, to odrzucono by naukę? Czy to był moment, w którym decydował się los cywilizacji zachodniej?

– Trudno nam to przyjąć do wiadomości, bo przez ostatnie trzy stulecia przyzwyczailiśmy się, że to nauka ścisła stanowi awangardę wiedzy, a teologia nie ma dla niej większego znaczenia. Natomiast w tamtych czasach nauka chroniła się pod skrzydłami teologii. Taki nie najlepszy i pokutujący do dziś obraz wieków średnich narzucili nam myśliciele epoki oświecenia. Wyobrażali sobie, że wprawdzie średniowiecze przechowało tradycję antyczną, ale tak ją zmasakrowało, że w renesansie trzeba było ją rekonstruować. Tymczasem nasza nauka to dziedzictwo antyku oraz średniowiecza, w którym dorobek starożytności wzbogacono i rozwinięto.

Natomiast poznanie mistyczne też jest drogą intelektu, ale innego rodzaju, to droga nie spekulacji, tylko kontemplacji, i zajmuje się z racji swojej natury doświadczeniami nieprzekazywalnymi innym. Filozofii można nauczać, ale mistycyzmu – nie. Poznanie mistyczne nie potrzebuje ani nie może tworzyć subtelnego aparatu pojęciowego, bo mistyczne zjednoczenie jest niewyrażalne.

Z kontemplacji nie wyniknie ani samochód, ani penicylina.

– Nie, ale ona szukała czego innego. Może nam się wydawać ślepą uliczką rozwoju myśli tylko wtedy, kiedy patrzymy niejako od końca na rozwój nauki i szukamy jego przyczyn oraz wcześniejszych etapów. Mistycyzm nim nie jest (i nie chciał być), ale wiele wskazuje na to, że scholastyka stanowiła jeden z jego elementów rozwojowych.

W świecie zachodnim pozycję filozofii obronił św. Anzelm (1033-1109), biskup Canterbury.

– Na autorytecie Anzelma wsparły się racje za dalszym trwaniem filozofii jako niezbywalnego składnika wykształcenia. Na tyle mocno opowiedział się on za rozwojem filozofii, że nawet dano jej więcej autonomii, i to dlatego nazywa się go dzisiaj ojcem scholastyki. Twierdził, że filozofia jest absolutnie potrzebna do tego, żeby człowiek zdobył wykształcenie, a bez wykształcenia nie można uzyskać wiedzy o Bogu. Anzelm nie sprzeciwiał się mistycyzmowi, był wychowywany w środowisku bliskim poglądom Piotra Damianiego, czyli niesprzyjającym zbytnio filozofii, ale dzięki swojemu wykształceniu doszedł do odmiennych wniosków niż Piotr. Wykształcenie Anzelma, pobożność i autorytet jako arcybiskupa Canterbury sprawiły, że mu zaufano.

W świecie arabskim nauki bronił Awerroes (1126-98).

– Awerroes zdawał sobie sprawę z tego, jaką szkodę wyrządziło filozofii dzieło Al-Ghazalego, i w odpowiedzi na nie napisał „Zniszczenie zniszczenia filozofii”, w którym przedstawił teorię konkurencyjną wobec mistycyzmu. Zgodnie z nią to filozofia jest najwyższą postacią teologii, bo tylko ona może posługiwać się językiem najsubtelniejszym i najbardziej wyrafinowanym, jakim jest język abstrakcyjny. I tylko w nim najpełniej i najprecyzyjniej można wyrazić sprawy dotyczące Boga będącego najwyższą przyczyną. Awerroes nie różnił się w tym od Arystotelesa, który twierdził, że filozofia prowadzi do poznania Boga – pierwszego poruszyciela. Wiedza, którą o nim zdobywamy, jest najdoskonalszą formą wiedzy o świecie, bo poznanie przyczyny rzeczy jest jej najdoskonalszym poznaniem.

Ale poniósł klęskę.

– Awerroes mógłby stać się dla muzułmanów kimś w rodzaju Anzelma, gdyby miał większy autorytet jako myśliciel religijny. Był kadim, czyli sędzią islamskim, osobą o wielkim znaczeniu, ale niewystarczającym, by ocalić filozofię. Zarzucono mu brak pobożności, bo mówił, że najbardziej zbliża do Boga filozofia, a nie religia, i w rezultacie musiał uciekać z ojczystej Kordoby do Afryki. Został potraktowany jak heretyk. Broniony przez niego autorytet filozofii rozsypał się w pył i nawet jego uczeń Ibn Arabi porzucił filozofię dla mistycyzmu. Awerroes to ostatni wielki uczony i filozof świata arabskiego.

Na Wschodzie nie powstawały uniwersytety w rozumieniu zachodnim, bo nie było w nich miejsca na autonomiczne wydziały; z naszego punktu widzenia założony w X w. uniwersytet w Kairze to wyższa szkoła religijna. W nauczaniu następnych stuleci przechowały się tylko resztki nauk filozoficznych potrzebne medykom czy prawnikom. Jest smutnym paradoksem, że kiedy w XII w. łacinnicy dosłownie rzucili się na filozofię arabską, a wielcy uczeni arabscy budzili powszechny podziw, to myśliciele świata islamu zajmowali się już głównie mistycyzmem. Kiedy w Europie Zachodniej rozwijały się uniwersytety w pełnym tego słowa znaczeniu, tzn. z wydziałami autonomicznymi (Paryż od 1204 r., potem Oksford i inne), w świecie arabskim nauka prawie całkowicie zamarła. Można powiedzieć, że w tej sztafecie rozwoju ludzkiej wiedzy pałeczka została przejęta w ostatniej chwili.

*Dr hab. Marek Gensler – dyrektor i profesor Instytutu Filozofii Uniwersytetu Łódzkiego, historyk filozofii średniowiecznej, autor wielu prac z tej dziedziny, wydawca i tłumacz tekstów filozofów średniowiecznych (w tym w serii PWN: „Wszystko to ze zdziwienia. Antologia tekstów filozoficznych…”) oraz współautor „Disce puer. Podręcznik do łaciny średniowiecznej”, Łódź 2000

Wideo „Ale Historia” to najciekawsze fakty, ciekawostki i intrygujące smaczki minionych wieków i lat. To opowieść o naszych przodkach, a więc i o nas samych, która pozwala lepiej zrozumieć świat, jego kulturę i naszą własną mentalność. Zafascynuj się przeszłością, by lepiej zrozumieć teraźniejszość!

W ”Ale Historia” czytaj też:

Dlaczego Zachód wyprzedził islam? Historia cywilizacyjna
W pierwszych wiekach drugiego tysiąclecia Zachód – inaczej niż świat muzułmański – nie odrzucił filozofii. To był moment, w którym zdecydowały się losy obu cywilizacji

Janosik, zbój zza miedzy. Bohaterowie ludowi cz. 12
„Za te tak bardzo złe uczynki i przekroczenia przykazań ma być na hak w lewym boku wbity i tak dla przykładu innych takich złoczyńców powieszony” – zawyrokował 17 marca 1713 r. sędzia Okolicsanyi. Janosik nie był postacią z bajki. Żył naprawdę, rabował naprawdę i naprawdę skończył na haku

Największa tragedia w polskich górach
Pierwsze ofiary odnalazł pies czechosłowackiej Horskiej sluzby. Wszędzie, gdzie trafiał na kolejny trop, ratownicy wbijali czarne chorągiewki. Idący za nimi ludzie odkopywali ofiary, zawijali ciała w brezentowe koce i zwozili na dół do namiotu, skąd zabierano je do kostnicy. W lawinie w Białym Jarze w Karkonoszach zginęło 19 osób

Włodzimierz Reczek: król działaczy sportu i turystyki. Historia z PRL-u
Do złudzenia przypominał ministra z filmu „Miś” Stanisława Barei, dla którego rezerwowano taras Pałacu Kultury, by mógł pooddychać świeżym powietrzem. Partyjny dygnitarz pełną gębą i zarazem ludzkie panisko. Dla wielu Włodzimierz Reczek uchodzi za współtwórcę największych sukcesów sportowych PRL

Franz Reichelt: spadochron latającego krawca. Historia przedmiotu
Jeżeli człowiek weźmie kawałek płótna żaglowego i nada mu kształt piramidy, której każda strona będzie mieć 12 łokci szerokości i taką samą wysokość, to może bezpiecznie opuścić się z dowolnej wysokości – pisał Leonardo da Vinci uznawany przez naukę za twórcę spadochronu

Pamiętnik z getta warszawskiego. Historia okupacyjna
Gdy znalazł się za murem, miał 17 lat. Kiedy spisał swoje przeżycia – 24. Uratowany, w sanatorium w Davos, gdzie trafił z ciężką gruźlicą, opowiadał psycholożce o dręczących go koszmarach. A ona namówiła go, by spisał to, co przeżył

DlaczegoZachód

 

PONIEDZIAŁEK, 21 MARCA 2016

Petru: Kaczyński szantażuje biedną panią premier i nie ponosi żadnego ryzyka

20:07
Screenshot 2016-03-21 at 20.01.15

Petru: Kaczyński szantażuje biedną panią premier i nie ponosi żadnego ryzyka

– Jarosław Kaczyński szantażuje biedną panią premier i sam nie ponosi żadnego ryzyka. Jestem przekonany, że pani premier i prezydent Duda, nie zaprzysięgając sędziów, łamią prawo – stwierdził dziś w „Kropce nad i” Ryszard Petru, komentując sytuację wokół Trybunału Konstytucyjnego.

petruKaczyński

300polityka.pl