Tag Archives: Marek Kuchciński

Pchła Duda

Posted on

Więcej o pisowcach szpiclujących samych swoich Pegasusem >>>

“Pamiętajmy dziś o tych, którzy odważnie i z wyobraźnią zaczęli naszą drogę do Unii. O Lechu Wałęsie i premierach Mazowieckim, Bieleckim i Suchockiej. Wielkie dzięki!” – napisał na swoim profilu w serwisie X premier Donald Tusk w dwudziestą rocznicę przystąpienia Polski do UE.

Więcej o Tusku wbijającym na szpilę pchłę Dudę >>>

 

PiS-owskie Alternatywy 4

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Rządy PiS znalazły się w oblężeniu, w sytuacji, w której nie mogą liczyć nawet na siebie. To rodzi obawy nie tylko o skuteczność rządzenia, przede wszystkim powoduje chaos – zarówno w sferze publicznej, jak i gospodarczej.

Każdy dzień dla PiS wydaje się być krytyczny, permanentny stan załamania, dołowanie za dołowaniem. Publiczność jest zaskakiwana nowymi aktami korupcji, dewastacji demokracji, a następnego dnia nie ma szans na sensowne rozliczenie ostatniego kryzysu, bo zostały ujawnione nowe kompromitujące fakty.

Jak to się dzieje, że ciągle utrzymuje się wysoki stan poparcia dla partii Kaczyńskiego? Wszak to nie tylko działanie propagandy mediów, zwanych kiedyś publicznymi, od których nauki mogłyby pobierać bardziej zaawansowane rządy autorytarne.

Dzień, w którym następuje polityczna inauguracja kadencji PiS, też należy do bardzo nieudanych. Z rana z Trybunału Sprawiedliwości UE dochodzą wieści o orzeczeniu tej nadrzędnej instytucji prawa – mianowicie Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego została powołana z naruszeniem unijnych norm. Czytać to należy, iż ustawy sądownicze PiS są złamaniem prawa unijnego, w istocie w Polsce mamy do czynienia z aktami bezprawia.

Co na to najwyżsi politycy PiS? Raczej spłynie po nich, jak po kaczce, bo wałkują najważniejszy dla siebie lokalny akt polityczny, mianowicie expose premiera Mateusza Morawieckiego.

Politycy i komentatorzy wsłuchali się w półtoragodzinną orację Morawieckiego, który w swoim stylu – przejętym od prezesa Jarosława Kaczyńskiego – chwalił się, że jest najlepszy, a jeszcze będzie lepszy w przyszłości.

Niewiele można było usłyszeć konkretów, za to pełno przeinaczeń, półprawd. Morawiecki uprawia fikcję polityczną, której narracja jest wzięta z alternatywnej rzeczywistości. Można w niej przyczepić się do każdego elementu, wykazać szalbierstwo polityczne. Morawiecki nawet nie zająknął się o rzeczywistych problemach, które już są albo pojawią się jutro.

A dramaty mają miejsce w służbie zdrowia, w szkolnictwie, sądownictwo jest w rozkwicie degrengolady (niejaka aluzja pojawiła się w stwierdzeniu, iż „opozycja donosi na własny kraj”), a także mamy do czynienia ze zjazdami we wszelkich rankingach, co uświadamia, iż wizerunek Polski na zewnątrz jest postrzegany bardzo źle. Polak już nie brzmi dumnie, a durnie.

Prześmiesznie w tym kontekście wygląda wycofanie się z szumnie zapowiadanego projektu znoszącego limit 30-krotności składki na ZUS. Ta ostatnia wiadomość to woda na młyn na egalitarne idee lewicy, która niewątpliwie wykorzysta pisowski projekt do zadawania politycznych ran PiS.

Opozycja ma coraz więcej narzędzi, aby powstrzymać partię Kaczyńskiego w degradacji kraju, a także w perspektywie – nie tylko wyborczej – odsunąć ją od władzy. Senat jest wszak „nasz”, bo marszałkuje mu prof. Tomasz Grodzki. Rusza do tego prezydencka kampania. Co prawda wycofał się z tej walki najważniejszy polski polityk Donald Tusk (co dla mnie było oczywiste, w każdym razie zdziwiłbym się, gdyby chciał zasiadać w Belwederze), właśnie w tym dniu dowiedzieliśmy się, że największa partia opozycyjna – Platforma – wyłoniła już swego kandydata, a jest nim koncyliacyjna Małgorzata Kidawa-Błońska.

Opozycja tej sytuacji nie może spaprać, jak w wyborach parlamentarnych. Już wówczas przy odpowiedniej konsolidacji PiS dziś nie rządziłby.

PiS wygrało wybory, partia Jarosława Kaczyńskiego będzie formowała rząd. Czy nadal premierem będzie Mateusz Morawiecki, czy jednak Jarosław Kaczyński zdecyduje się ziścić swoje marzenia i wziąć rząd w swoje ręce, z punktu opozycji nie jest ważne.

Mimo, że PiS osiągnął najlepszy wynik wyborczy po 1989 roku, nie jest on lepszy od całej opozycji – pomijając Konfederację Korwin-Mikkego. Koalicji Obywatelskiej, SLD-Lewicy i PSL-owi należy się solidna refleksja, gdyż osiągnęli razem (wg latte poll) poparcie 48,9 proc. wyborców wobec 43,6 PiS.

Trudno więc będzie propagandowo motywować bezprawie i łamanie Konstytucji przyzwoleniem mitycznego suwerena, bo akurat większy suweren jest po stronie opozycji.

Mniejszy suweren wysyła na Wiejską więcej przedstawicieli niż większy. I to jest ten paradoks przeliczenia głosów wg metody d’Hondta.

Opozycja ma więc powód pluć sobie w brody, nie skorzystała aby być silna razem. Silniejszy okazał się być głupszym, przegrał ze słabszym.

Jeżeli doda się do tego niewątpliwie nieuczciwą grę polityczną PiS, a taką jest propaganda goebbelsowska dawnych mediów publicznych, a także „kupowanie” wyborców gruszkami na wierzbie, możemy ocenić realną siłę polityczną PiS.

I za to przyjdzie nam wszystkim zapłacić. A Jarosław Kaczyński będzie grał w swoją grę, w której jest najlepszy: skłócaniem społeczeństwa, tworzeniem podziałów. Aby ta toksyczna polityka była dla niego skuteczna PiS musi dokończyć „reformowanie” sądów oraz repolonizowanie mediów.

Już nie będzie oglądania się na instytucje unijne, na żadną Komisję Europejską, bądź wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE, czy reformowanie sądów jest zgodne z prawem unijnym. Dyplomacja Kaczyńskiemu jest zresztą do niczego potrzebna, zmarginalizowanie Polski jest celowym zamiarem, gdyż zawsze można postawić Polskę w roli ofiary Brukseli, bądź Niemiec, aby tym łatwiej forsować polexit.

Opozycja jest silniejsza od PiS, ale to partia Kaczyńskiego wygrała wybory. Największym błędem poprzedniej kadencji Sejmu było niewykorzystanie przez opozycję siły społeczeństwa obywatelskiego. W nowej kadencji ruchy obywatelskie dadzą o sobie znać z taką samą siłą, a może większą, bo są świadome deprawacji i degeneracji PiS.

Zapowiadają się więc „ciekawe czasy”, oby były one nieciekawe dla PiS. Opozycja będzie rosła w siłę, bo będzie przybywać niezadowolonych z rządów partii Kaczyńskiego.

Analogie niekoniecznie muszą być trafne. Afera samolotowa Marka Kuchcińskiego może być najważniejsza częścią kampanii wyborczej do parlamentu. Jarosław Kaczyński dymisjonując marszałka Sejmu przyznał się do porażki, choć w swoim stylu szukał usprawiedliwień, że inni też nadużywali władzy – w PRL-u było: „W Ameryce Murzynów biją”, w PRL bis: „wina Tuska”

Dymisjonując Kuchcińskiego, prezes PiS bez przekonania zwalił winę na Tuska, widać, że nie jest w formie fizycznej, ledwie opuścił scenę i udał się za kulisy, a przecież lubi gaworzyć do mikrofonów. Powód dymisji  Kuchcińskiego był tylko jeden – bożek sondażów. Spada PiS-owi poparcie, publika domaga się prawdy o lataniu Kuchcińskiego, jego rodziny i wszelkich pociotków pisowskich, bo istnieje obawa, że na niebie zamiast gwiazd będziemy mieli latających pisowców.

SLD w początkach afery Rywina miało podobne poparcie, jak dzisiaj PiS. Wówczas zaczął się spadek, który doprowadził postkomunistyczną partię do ostatecznego uwiądu. Czy PiS-owi to samo grozi? Po ich porażce wyborczej dzisiejsza opozycja musi dobrać się do kryminalnej przeszłości Srebrnej poprzez uchylone drzwi, jakimi jest sprawa Austriaka Geralda Birgfellnera.

Kaczyńskiego domek z kart Srebrnej („House of Cards”) musi upaść, tym bardziej, że właściciel jego jest na finiszu. Przekazanie Srebrnej w powiernictwo PiS-owi nie wchodzi w rachubę, bo tacy Suski i Sasin przeputaliby każdy majątek w trymiga, zaś Mateusz Morawiecki nie jest godny zaufania – znamienny znak w postaci dwóch godzin antyszambrowania na parkingu w oczekiwaniu na audiencję – bo ogoliłby prezesa, jak kardynała Richelieu, pardon: Gulbinowicza.

Lecz PiS znajduje się w o wiele lepszej sytuacji niż SLD Leszka Millera i Marka Belki. Ma mniej czasu na rozjechanie przez walec opozycji i zdecydowanie większe środki skutecznego przeciwstawienia się. Kaczyński i jego żołnierze mają do dyspozycji nieograniczony dostęp do budżetu państwa, z którego będą czerpać dowolne środki na kampanię wyborczą i przekupienie elektoratu czymś w rodzaju kolejnych 500+. Propaganda mediów publicznych TVP i stacji radiowych jest porównywalna w oszczerstwie do gadzinówek nazistowskich.

Za PiS-em stoją hierarchowie Kościoła katolickiego, powielają te same hasła, ostatnio wszelakie obrzydliwości o LGBT. Dyscyplina pisowców jest też zdecydowanie większa niż opozycji, są trzymani na krótkim łańcuchu korzyści z koryta wszelkich spółek skarbu państwa.

A cóż ma opozycja? Moralną rację i otwartych na świat ciekawych polityków – szczególnie średniego pokolenia. To niewiele, ale także bardzo dużo. PiS ma wszystko do stracenia (niektórzy z nich nawet wolność), a my do odzyskania Polskę. Air Kuchciński (#KuchcinskiTravel) to równia pochyła Rywingate SLD, opozycja musi pomóc zjechać szczęśliwie PiS na sam dół, niech tam wylądują razem z Kuchcińskim.

Kaczyński i jego przydupas, Kuchciński

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Marek Kuchciński to swoisty fenomen. Mało kto wie, że jest marszałkiem Sejmu, czyli drugą osobą (głową) w państwie. Gdyby Andrzejowi Dudzie coś się stało, Kuchciński – znany niewielu Polakom – pełniłby obowiązki prezydenta RP.

Można powiedzieć, że Kuchciński powoduje kolokwialny śmiech na sali. Nie tylko z tego powodu, że jego znaczenie publiczne jest groteskowe, bo nie dał się ludziom poznać, oprócz takich okruchów incydentalnych, nic nieznaczących epizodów, gdy wykluczył z posiedzenia Sejmu Michała Szczerbę za zwrot „Panie marszałku kochany…”, oraz z taśmy wideo z jakiegoś spotkania z elektoratem pisowskim, na którym poczynił swoje wyznanie polityczne, iż „odszczurzyłby” Polskę z tych, którzy mu się nie podobają. Kuchcińskiego poznaliśmy więc ze strony braku osobowości, który to brak nie pozwala mu uczestniczyć w debatach, dyskusjach, a nawet w wywiadach.

Taka zmarginalizowana postać jak Kuchciński ma szansę zaistnieć tylko dzięki skandalowi. Czy będzie skandalem seksafera – w istocie źle rozpoznane semantycznie przypuszczenie – w której podejrzewa się, że Kuchciński dopuścił się aktu z nieletnią Ukrainką? Czy jest to prawdą? Czy Andrzej Rozenek, były poseł, a obecnie dziennikarz tygodnika „Nie” ma twarde dowody na to, że Kuchciński dopuścił się tego skandalicznego czynu?

Mniemana seksafera z Kuchcińskim waniajet już jakiś czas. Sam zainteresowany nie dementuje, nie wypowiada się. Za Kuchcińskiego wyraził się dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu (czujecie to nomenklaturowe nabzdyczenie, a to tylko rzecznik) Andrzej Grzegrzółka, informując, że „marszałek Sejmu będzie stanowczo bronił swojego dobrego imienia” i pozywał za teksty o skandalu obyczajowym. Słabe to bronienie „dobrego imienia” – wygląda na to, że zwłoka z dementowaniem seks-skandalu może służyć zamiataniu zdarzenia pod dywan, „rozmowom” z osobami – w tym z agentem CBA – dzięki którym wieść wyciekła. Rozważając rzecz na chłodno, stwierdzam, iż Kuchciński nie wytrzymuje ciśnienia sprawowanego urzędu.

Dlaczego PiS chce przywłaszczyć obchody rocznicy 4 czerwca 1989 roku, pierwszych częściowo wolnych wyborów parlamentarnych? Przecież narracja partii Kaczyńskiego o Okrągłym Stole jest mało pozytywna, a 4 czerwca to pierwszy i najważniejszy owoc kompromisu strony solidarnościowej z komuszą.

Potem przechodziliśmy transformację ustrojową zwaną reformami Balcerowicza, te okazały się wzorem dla innych państw naszego regionu, przede wszystkim są jednym z największych naszych sukcesów cywilizacyjnych w historii. Polska wreszcie stała się pełnoprawnym członkiem Zachodu poprzez przynależność do NATO i Unii Europejskiej.

Obok transformacji ustrojowej zachodziła dłuższa „transformacja” mentalna, którą swego czasu w lapsusie freudystycznym Jarosław Kaczyński wyłożył, jako „nikt nam nie powie, że białe jest białe…” W tej „transformacji” kłamstwo ma wartość prawdy, byle było głoszone z determinacją Goebbelsa.

4 czerwca ma wpisać w „transformację” mentalną PiS ich wersję historii, nie mającą wiele wspólnego z faktami, ale z kompleksami prezesa. Gdyby to odbywało się na płaszczyźnie osobistej, byłby to kłopot psychiatry z pacjentem, ale pacjent Jarosław Kaczyński funduje swoje kompleksy w polityce i to będąc u władzy.

Jak trafnie ujął taką wersję życia Szekspir, jest to „opowieść idioty pełna wrzasku i wściekłości”. Narracja Kaczyńskiego o współczesności nie trzyma się kupy ani tym bardziej narracja o niedalekiej przeszłości, w której on i jego brat Lech nie odgrywali szczególnie ważnych ról, byli tylko kamerdynerami Lecha Wałęsy. Rola służby boli, stąd mamy u prezesa przypadłości wściekłości i wrzasku o gorszym sorcie, ZOMO, gestapo, kanaliach, zdradzieckich mordach, etc.

Jeżeli 4 czerwca 2019 PiS będzie po wygranych do Parlamentu Europejskiego rozszerzona zostanie „opowieść idioty” o kolejne wściekłe kłamstwa i wrzaskliwe opluwanie prawdy. Lech Wałęsa chciałby częściowo przerwać tę narrację idiotów poprzez pozbawienie „NSZZ Solidarność” możliwości posługiwania się nazwą.

Miejmy nadzieję, że 4 czerwca będziemy świętować dwa zwycięstwa – 4 czerwca 1989 roku Komitetu Obywatelskiego i 26 maja 2019 – Koalicji Europejskiej. Wystarczy wściekłości i wrzasku z opowieści zakompleksiałego prezesa.

Na co liczy Jarosław Kaczyński? Ma władzę, jakiej nikt po 1989 roku nie posiadał, a do tego prawnie nie odpowiada za jej sprawowanie, bo jej brzemię wzięli na siebie jego akolici: Beata Szydło, Mateusz Morawiecki i Andrzej Duda. Pełnia władzy rozpisana na innych, ale Kaczyńskiemu wciąż jej mało. Pełnię władzy prezes PiS chce przekuć w formę dyktatury, która musi się źle skończyć dla Polaków i Polski.

Czy uda się Kaczyńskiemu chwycić naród za twarz? Czy Polacy dobrowolnie w wyniku wyborów zgodzą się na nałożenie kagańca? Przy czym ta „dobrowolność” będzie sterowana przez PiS – nie tylko poprzez partyjną Państwową Komisję Wyborczą.

Tymczasem mamy kampanię wyborczą, która w wykonaniu partii Kaczyńskiego polega na zachęcie, aby samemu nałożyć na siebie kaganiec. Służy do tego kiełbasa wyborcza, która oględnie nazywana jest „piątką Kaczyńskiego” i nie ma za wiele wspólnego z dobrem wszystkich Polaków, jest kupczeniem adresowanym do jak największej grupy elektoratu. Kaczyński kupuje wyborców za ich pieniądze, a nawet więcej – za te przekupstwa będą płacić przyszłe pokolenia, które dzisiaj nie głosują.

Piątka Kaczyńskiego przechodzi transformację semantyczną i zwana będzie Piątką Plus. Do tej piątki prezes dorzuci (zaplusuje) jeszcze jedną obietnicę. Na co liczy Kaczyński? Świadomi Polacy wiedzą, że Kaczyński nie potrafi liczyć –  a w zasadzie: nie chce poprawnie liczyć. I nie chodzi tylko o to, że piątka plus nowa obietnica daje wynik szóstki. Więc ta kiełbasa wyborcza winna nazywać się – Szóstka Plus.

Czy ta nowa obietnica to podwyżki dla nauczycieli? A może dofinansowana zostanie służba zdrowia? Zwłaszcza zdrowie Polaków winno mieć szczególne uważanie polityków. Ta wiadomość powinna wstrząsnąć opinią publiczną – otóż kolejny rok z rzędu Polacy na emeryturze żyją krócej, statystycznie średnio o 1,5 miesiąca krócej niż rok temu.

A będzie jeszcze gorzej, bo Mateusz Morawiecki zagrabia resztki z Otwartych Funduszy Emerytalnych, zasilając nimi ZUS i ową Piątkę (poprawnie: Szóstkę) kwotą ok. 35 mld zł. A zatem, znowu skrócone zostanie życie Polaków.

Obietnice PiS sprowadzają się do tego, że jesteśmy zadłużani i skraca nam się życie. Do tego sprowadza się każdy populizm. I bynajmniej – stwierdzam niezłośliwie – Kaczyński nie zadłuża siebie i nie skraca sobie życia.

Tusk wyprzedza pisowski sort o lata świetlne

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Donald Tusk w Dortmundzie na tamtejszym Uniwersytecie Technicznym otrzymał tytuł doktora honoris causa. Dortmund jest bliski sercu polskiego kibica, bo miejscowy klub odnoszący największe sukcesy w europejskiej piłce był i jest przystanią dla najlepszych polskich piłkarzy. To jakby filia polskiej reprezentacji „haratającej w gałę”. Ostatnio trzech naszych wybitnych reprezentantów sięgało z dortmundzkim klubem po najwyższe trofea klubowe, a byli to Łukasz Piszczek, Kuba Błaszczykowski i Robert Lewandowski.

Dortmund zatem czuje sympatię do naszego narodu, nieprzypadkowo właśnie tamtejsza uczelnia przyznała honoris causa Tuskowi. Jeżeli jakaś niemiecka uczelnia miałaby nagradzać wybitnego polskiego polityka – i do tego marzyciela piłkarskiego – tym honorowym prestiżowym tytułem, to tylko z Dortmundu.

Tusk zarówno w rozmowie z dziennikarzami, jak i w wykładzie nie omieszkał podkreślić swoich związków z piłką, a nawet wyznał, że jego marzeniem było uprawiać zawodowo piłkę. Owe marzenia realizują się w młodości, a dojrzały człowiek może rekreacyjnie wybiec na boisko i sobie poharatać. Tak też robi Tusk, ja zresztą też.

Jaką wartością dla polskiej polityki jest Tusk, nikogo nie muszę przekonywać, zwłaszcza w obecnych marnych czasach, gdy sypie nam się w kraju demokracja, a państwo prawa stacza się w bezprawie.

Na podstawie emocji udzielających się na piłkarskich stadionach Tusk w swym wystąpieniu porównał je z politycznymi, związek emocji jest silny zwłaszcza w podziale na „my” i „oni”, są wówczas zarzewiem do prymitywnej wspólnoty plemion. To jest gleba dla nacjonalizmu, dla budowanie mitów i symboli, które zawsze są fałszywe, gdy obierają wroga, aby poprzez niego definiować własną tożsamość.

W świecie emocji „lider jest ważniejszy niż wartości”. No, właśnie, a tak nie powinno być. Oddaję glos Tuskowi: „Nie zawsze byłem grzeczny. Z bliska obserwowałem, i sam brałem udział w tym, jak emocje ze stadionu przenoszą się na ulice. Ze sportu do polityki. I musiało minąć wiele czasu bym zrozumiał, że obowiązkiem każdej osoby w życiu publicznym, polityce i codziennym życiu, jest unikanie konfliktu i przemocy”.

Szef Rady Europejskiej odwołał się do doświadczenia z Grudnia 1970 roku, a także do najlepszych kart polskiej historii – klasycznej „Solidarności”. „Wydawało mi się, że jedyną odpowiedzią na przemoc władzy jest właśnie stosowanie przemocy. Prawdziwe zwycięstwo, jak pokazał czas, nie ma z tym nic wspólnego. Doświadczenie „Solidarności”, moje doświadczenie”.

I bodaj najważniejsze słowa, najważniejsze dla naszego coraz bardziej kruchego humanizmu: „Można wygrać odrzucając podział na plemiona„. Bo miłość zawsze zwycięża.

Tusk w rozmowie z dziennikarzami delikatnie zwrócił uwagę obecnemu premierowi RP Mateuszowi Morawieckiemu: „Jesteśmy zagrożeni kłamstwem i manipulacją w przestrzeni publicznej. Przywrócenie prawdy w polityce jest rzeczą pilną i to mówię nie tylko premierowi Morawieckiemu”. A co do bijącego serca Europy, które wygrzmiało na ostatniej konwencji PiS, były premier zwraca uwagę na inną część ciała, która jest w tym okolicznościach najważniejsza: „Dziś warto zadbać o płuca, nawiązuję tu do szczytu w Katowicach. Wszyscy wiemy jak Polacy są zmęczeni stanem powietrza i tym, że nie dba się o ich zdrowie. 11 tys. ludzi więcej niż rok temu zmarło w Polsce w ciągu miesiąca z powodu smogu”.

Chciałoby się w tym miejscu strawestować słynne hasło: „Ekonomia, durniu!”. A więc: „Płuca, durniu!” Jak one przestaną działać, to serce nie zabije.

Nie wiadomo, dlaczego doszło do przedświątecznej konwencji PiS, bo jej cel programowy nie został w ogóle wyartykułowany, a jeżeli trzymać się spójności słów prezesa Kaczyńskiego, to etap wyłożony przed siedmioma latami w jego książce programowej „Polska naszych marzeń”, mamy za sobą.

Teraz partia to Polska, partia to my, w związku z czym prezes zaserwował: „Nasza partia ma być partią marzeń Polaków”. Zatem Polska uległa transformacji i jest tożsama z „naszą partią”, a Polacy zostali poddanymi tej partii i zarządcy z tylnego fotela „pana” prezesa – a ponadto Polacy mogą sobie pomarzyć.

Polacy w zdecydowanej większości marzą, aby PiS został odsunięty od władzy. I tak chyba się stanie, bo obecnie mamy do czynienie z chronicznymi aferami, kryzysami stworzonymi przez polityków PiS. Kaczyński nawet przyznał się, że „nasza partia” już nie ma niczego do zaproponowania, bo „programy będą przedstawione bardzo niedługo, ale jeszcze nie dziś”.

Po co więc zawracać publice gitarę? Aby „wiedzieć, w jakim kierunku mamy maszerować”. Niewiele lepszy był także prawdopodobny delfin prezesa, gdy ten w marszu padnie z powodu chorego kolana, Mateusz Morawiecki. Premier ma wrodzone predylekcje do oralnej grafomanii, bo oto ogłosił, że „jesteśmy bijącym sercem Europy”.

Metafory Morawieckiego i Kaczyńskiego są wyjęte wprost z przemówień komuszych genseków, Gomułka i Gierek na tamtym świecie obecnym bonzom z „partii naszych marzeń” biją gromkie brawa.

Nawet Leszek Miller na te bijące serce się obruszył: „Premier Morawiecki na konwencji PiS: Jesteśmy bijącym sercem Europy. Na zakończonym właśnie spotkaniu przywódcy krajów euro zdecydowali o powołaniu budżetu eurostrefy. Zacieśnianie integracji bez Polski”.

Bijące serce wszak może bić poza organizmem, bo jest przeszczepiane z Zachodu na Wschód. I na tym polega ten zabieg cywilizacyjny, na Polexicie, który funduje nam „nasza partia”.  Jak w tym dowcipie o Radiu Erewań: bije, ale nie serce, tylko biją pałami milicjanci.

Tak mniej więcej wyglądają przekazy polityczne „naszej partii” prezesa Kaczyńskiego. PiS buksuje, co rusz zakopuje się w coraz większych absurdach. PiS maszeruje na oparach.

Zwierzęta swój teren oznaczają uryną. Ludzie różnie, choć patrioci najchętniej przelaną krwią. Elity wolą symbole. Przez 3 lata władzy politycy pisowscy wpadli w takie zasiedzenie, że teren Sejmu i Senatu uważają za swój. Czym oznaczają?

Marek Kuchciński znany jest z tego, że odzywa się tylko wtedy, gdy na kartce ma napisane, co ma powiedzieć. Ale wpadł na pomysł, aby każdy poseł na koniec kadencji dostał odznakę z napisem prawo (lex). Odznaka jest wzorowana na tej z Sejmu Ustawodawczego II Rzeczpospolitej z lat 1919-22. Opozycja mogłaby wyprodukować odznakę, która zdecydowanie więcej mówiłaby o Sejmie obecnej kadencji, mianowicie przedstawiać Salę Kolumnową z napisem: bezprawie.

Stanisław Karczewski przebił marszałka Sejmu. Umieścił w Senacie swój portret za pieniądze z kieszeni podatnika, lecz nie uzyskany aparatem fotograficznym, ale pędzlem zawodowego malarza. Karczewski myśli jednak kilka lat naprzód, mianowicie jego wizerunek może znaleźć się w Pałacu Saskim, który ma być odbudowany z przeznaczeniem na funkcjonowanie w nim Senatu. Karczewskiemu marzy się prowadzić obrady pod własnym portretem, jak na pisowskiego sarmatę przystało.

Wzmiankowani politycy  PiS są puści jak dzwony. Nie znam żadnych ich osiągnięć godnych zapamiętania, oprócz ich pomocniczości w demolowaniu instytucji demokratycznych i zaprowadzania państwa bezprawia.

W Sejmie doszło do spektakularnej sceny z udziałem szeregowego posła Jarosława Kaczyńskiego, który wszedł na trybunę i zażądał wycofania nowelizacji ustawy Prawo o ruchu drogowym. Prace nad nią dobiegały końca, była już po poprawkach, miało dojść do ostatecznego głosowania. Prezes pstryknął i ten punkt obrad został wykreślony z porządku. Taka jest wola prezesa i ona jest prawem.

Mateusz Morawiecki miał okazję zobaczyć w Brukseli, jak Polska została zmarginalizowana w Unii Europejskiej za władzy PiS dwóch lat rządu Beaty Szydło i rok jego. Szczyt państw strefy euro podjął decyzję, iż strefa euro będzie miała swój budżet. A zatem Europa dwóch prędkości staje się ciałem, a Polska nawet nie zmieści się w tej drugiej prędkości, bo jest hamulcowym standardów, jakie obowiązują w UE.

Morawiecki ponadto ma kłopoty w kraju. Niedawne wotum zaufania to było teatrum dla twardego elektoratu PiS, aby pokazać, jak skonsolidowana jest władza zjednoczonej prawicy. Farbę jednak puścił tatuś premiera Kornel Morawiecki, który stwierdził w Radiu Plus, że kłody pod nogi jego syna Mateusza (Kornel nazywa go kuriozalnie nawet jak na sferę publiczną: panem) rzuca Zbigniew Ziobro. Minister sprawiedliwości zaostrza aferę KNF, aresztując byłych jej członków, w tym Wojciecha Kwaśniaka, a także sprzeciwia się wycofaniu PiS z ustaw sądowniczych, które zostały zaskarżone przez Komisję Europejską w Trybunale Sprawiedliwości UE.

Morawiecki, Duda, Kaczyński – ich droga ku przepaści razem z Polską. Katastrofa

11 tekstów Waldemara Mystkowskiego.

PiS powtarza manewr ogrania Polaków, jaki zastosowała partia w zeszłym roku

Wówczas gra toczyła się o sądownictwo. Z trzech ustaw Andrzej Duda zawetował dwie z nich, po to tylko, aby po „napisaniu” jakoby nowych weszły w życie takie same niekonstytucyjne. Protesty w lipcu 2017 roku pod nazwami „łańcuchów światła” odbywały się codziennie, były ogromne jak na tę porę roku, ale weta prezydenckie doprowadziły do sytuacji, że nie było przeciw czemu protestować. Ludzie rozeszli się do domów, a Duda z Kaczyńskim zacierali ręce.

Polacy zostali ograni. Prezes PiS tymczasem zachorował i to poważnie. Więc przygotowywany jest sprawdzony manewr sprzed roku w podobnie prymarnej dla władzy sprawie – mediów.

Przy ustawach sądowniczych ideologiem prezesa PiS był Stanisław Piotrowicz. Przy zamachu na niezależne media jego rolę spełnia premier Mateusz Morawiecki. – „80 proc. mediów jest w rękach naszych przeciwników” – tak orzekł Piotrowicz od mediów – Morawiecki. Wobec tego trzeba wyrównać przynajmniej szanse i media niezależne sprowadzić do mediów służalczych wobec władzy.

Służą PiS-owi media publiczne, lecz to za mało, zwłaszcza że ich znaczenie – oglądalność i słuchalność – dramatycznie spadły. Trzeba sięgnąć po niezależne media, aby podobnie zostały poddanymi władzy.

Niezależność mediów zaatakował Morawiecki, nowe wcielenie Piotrowicza. Z byka uderzył wicepremier Piotr Gliński, w którego resorcie odpowiednia ustawa medialna jest od dawna gotowa. Walnął Joachim Brudziński, który trzyma w imieniu prezesa partię za mordę.

Idą wakacje, Polacy wyjadą z domów, więc można znowu ich ograć – byle przed wyborami samorządowymi, które trzeba wygrać. Kiedy tę repolonizację, dekoncentrację, a w istocie pisyzację w Sejmie ustawowo przeprowadzą? Bardziej w lipcu niż w sierpniu.

Można spekulować, jakie będzie brzmienie tych ustaw. Czy na chama odbiorą media obecnym właścicielom, czy uciekną się do metody nakładania olbrzymich kar? To jest wtórne. Nowe wcielenia prokuratora PRL Piotrowicza Morawiecki w porozumieniu z rozsypującym się prezesem Kaczyńskim mają jeden cel – ograć Polaków i nie oddać władzy, bo ona tak słodko deprawuje.

Pytania referendalne są ideologiczne, a nawet zakładające, iż Polska stanie się państwem wyznaniowym.

Mniej więcej wiemy, dlaczego Andrzej Duda złamał Konstytucję RP. Jego promotor z Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Jan Zimmermann twierdzi, że przynajmniej 3 razy złamał – tak wyrażał się o swoim byłym studencie w grudniu 2015 roku. Od tamtego czasu Duda też łamał. Udokumentowane jest czarno na białym, że Duda 10 razy złamał Konstytucję i wyszczególnione zostały złamane artykuły.

Duda twierdzi, że o złamaniu decyduje Trybunał Konstytucyjny, na którego czele w tej chwili stoi magister Julia Przyłębska, nie mająca żadnego autorytetu jako prawnik, o czym wiedzą interesujący się tematem. Jej braki zadecydowały, iż nie dostała rekomendacji komisji kwalifikacyjnej do pracy w Sądzie Okręgowym w Poznaniu, mimo że wakowało stanowisko. No, ale Przyłębska przeszła przez komisję partyjną PiS, więc należy w tym kontekście określić TK jako Trybunał Partyjny, a prawników z tej instytucji jako uprawiających brakoróbstwo na rzecz partii Jarosława Kaczyńskiego.

Duda w KFC w Krakowie złapany został przez panią Katarzynę, która zadała mu pytanie: – „Czemu zgadza się pan na łamanie w Polsce Konstytucji?”. Duda jak Przyłębska wykazał się brakoróbstwem intelektualnym, bo odpowiedział na pytanie, które nie zostało mu wszak zadane. Duda pokrętnie odpowiedział, że pani Katarzyna „nie może pogodzić się z tym, kto wygrał wybory”. I przy tym Duda zrobił swoją słynną już minę, którą nazywam z gombrowiczowska – „gębą dudka”. Sieć KFC jak na rasowy biznes przystało kuje szmal, póki gorący i zaprasza: – „Pani Kasiu, Panie Prezydencie, zapraszamy do spotkania w naszej restauracji przy kubełku pełnym najlepszego kurczaka. Kubełek Łączy!”

Uważam, że Duda ratuje swoje cztery litery na drugą kadencję, aby prezes pozwolił mu kandydować na prezydenta, a ma niewiele możliwości, aby w podzięce pocałować Kaczyńskiego w pierścień. Otóż tym jego zastępczym pocałunkiem mają być pytania referendalne w sprawie zmian w Konstytucji. Duda zwołał posiedzenie Narodowej Rady Rozwoju, na którym zaprezentowano pytania referendalne, a jest ich w tej chwili 15.

Oto niektóre z nich. „Czy jest Pani/Pan za odwołaniem się w preambule Konstytucji RP do ponadtysiącletniego chrześcijańskiego dziedzictwa Polski i Europy jako ważnego źródła naszej tradycji, kultury i narodowej tożsamości?” – to pytanie numer 4. Pytanie piąte: „Czy jest Pani/Pan za konstytucyjnym zagwarantowaniem szczególnego wsparcia dla rodziny, polegającego na wprowadzeniu zasady nienaruszalności praw nabytych (takich jak świadczenia „500+”)?”. Pytanie numer 6: „Czy jest Pani/Pan za zagwarantowaniem w Konstytucji RP szczególnej ochrony prawa do emerytury dla kobiet od 60 roku życia, a dla mężczyzn od 65 roku życia?”. I kolejne: „Czy jest Pani/Pan za konstytucyjnym zagwarantowaniem członkostwa Rzeczypospolitej Polskiej w Unii Europejskiej? Czy jest Pani/Pan za zapisaniem w Konstytucji RP gwarancji suwerenności Polski w Unii Europejskiej oraz zasady wyższości Konstytucji nad prawem międzynarodowym i europejskim? Czy jest Pani/Pan za wzmocnieniem w Konstytucji RP pozycji rodziny, z uwzględnieniem ochrony obok macierzyństwa także ojcostwa? Czy jest Pani/Pan za przyznaniem w Konstytucji RP gwarancji szczególnej opieki zdrowotnej kobietom ciężarnym, dzieciom, osobom niepełnosprawnym i w podeszłym wieku?”.

A więc pytania są iście ideologiczne, a nawet zakładające, iż Polska stanie się państwem wyznaniowym. Pytania idą w sukurs ustawom, które podjął Sejm obecnej kadencji. Krótko pisząc: jest to pisowski śmietnik. Duda tak traktuje Konstytucję, a jej artykuły jak śmieci.

Pytania zostały przez Dudę posegregowane na 15 kubłów. Nie wiem, jak PiS zareaguje na pocałunek Dudy w pierścień, ale mam złą dla niego wiadomość, jak pani Katarzyna w KFC – Duda nie będzie odpowiadał przed Trybunałem Stanu za kubły śmieci, które proponuje, a za złamanie Konstytucji obowiązującej od 1997 roku.

Polska rządzona przez PiS traci twarz.

Upolitycznienie sądownictwa w Polsce po raz kolejny było tematem dyskusji w instytucji unijnej. W Parlamencie Europejskim w Strasburgu debatowano na ten temat na prośbę Komisji Europejskiej.

Instytucje unijne przecierają ścieżki związane z uruchomionym po raz pierwszy w historii Unii Europejskiej artykułem 7 Traktatu o Unii Europejskiej (TUE), który stwierdza poważne naruszenie przez państwo członkowskie wartości unijnych. W tym wypadku chodzi o zniszczenie przez PiS niezależności sądownictwa, zachwianie trójpodziału władzy.

Unia traci dziewictwo w kwestii pouczania o demokracji, a Polska rządzona przez PiS traci twarz. Trudno orzec, jakie będą następne kroki, bo wszystko to dzieje się po raz pierwszy.

Komisja Europejska najprawdopodobniej na tej postawie sformułuje wniosek do Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu, który może orzec, iż sądownictwo w Polsce stało się partyjne, a nie niezależne. Na końcu tego łańcuszka procedur może dojść do nałożenia sankcji na Polskę.

Co warto zapamiętać z debaty w Strasburgu? Wiceszef KE Frans Timmermans, który pilotuje naszą sprawę przez meandry procedur, powiedział: – „W ciągu ostatnich 6 miesięcy rząd polski wprowadził szereg zmian, które wyrządziły wiele szkód, po Trybunale Konstytucyjnym i Krajowej Radzie Sądownictwa, teraz Sąd Najwyższy może zostać poddany kontroli politycznej”. Timmermans konkludował: – „Jeżeli nie znajdziemy rozwiązania, to komisja będzie musiała przestrzegać zasad. To nie jest narzucanie z zewnątrz, to pilnowanie uzgodnień”.

Wiceszef KE zapowiedział wizytę w Warszawie w następnym tygodniu. Dopuścił się lapsusu: „Polecę do Moskwy w poniedziałek”. Nie jestem pewien, czy to wpadka, czy freudyzm, bo u polityków zachodnich może już działać podświadomość: myślisz „Polska”, mówisz „Moskwa”. Taki to kierunek cywilizacyjny w polityce wewnętrznej i zewnętrznej nadawany jest przez polityków PiS.

Timmermans najskuteczniej obnaża demolowanie demokracji w Polsce – jest jak na razie najboleśniejszym i najskuteczniejszym biczem na PiS.

Czteropak PiS na dzień dobry plus zamknięcie ust liderowi opozycji.

PiS dzień w dzień wali w nas czołowo. Staliśmy się niewrażliwi, żyjemy w jakiejś pomroczności, bo nie w jasności. Przyzwyczailiśmy się do tej nierzeczywistości, alternatywności. Nienormalność stała się normą. Dzień w dzień jesteśmy uderzani i coraz bardziej obojętni na to, co wokół nas się dzieje, co dzieje się w Polsce i z Polską.

Dzisiaj PiS zaatakował czteropakiem – i to przed trzynastą, że tak się wyrażę. „Wyborcza” ujawniła jeden z trzech listów byłego szefa GetBacku do Mateusza Morawieckiego. Konrad Kąkolewski pisze o kłopotach finansowych tej spółki, która wspierała tzw. środowisko patriotyczne PiS, wykupiła portfele kredytowe upaństwowionych banków za 4 mld zł. Zaś od roku 2017 – za rządów PiS – wypuściła obligacje na kwotę 2,5 mld zł. GetBack upada i prosi o pomoc premiera ze „środowiska patriotycznego”. Przy GetBacku Amber Gold to mały pikuś.

Z Ministerstwa Zdrowia wyciekły wieści po kontroli NIK, iż doszło w nim do zwyczajnej korupcji. Przetarg na dentobusy był tak ustawiony, aby wygrała go firma, która jako jedyna w ofercie miała pojazdy z podgrzewanymi szybami. Mało tego – zakupiono niepotrzebne nikomu szczepionki, które zaraz stracą termin ważności, a do ideologicznego programu prokreacyjnego zastępującego program zapłodnienia in vitro zgłosiło się tylko 100 par, zamiast 1000. Wydano po przeszło 20 mln zł na każdą z tych trzech inicjatyw, ponadto ceny ich są grubo zawyżone. Ktoś ten ogromny szmal przytulił ciepłą rączką.

Zbigniew Ziobro ma swój udział w czteropaku. Przegrał w sądzie sprawę o kasację wyroku dotyczącego drukarza, który odmówił wykonania usługi – druku plakatów LGBT – zasłaniając się “klauzulą sumienia”, aby nie promować ruchów LGBT. Kasacja została oddalona, wyrok utrzymany. Ziobro uznał, iż sąd dopuścił się gwałtu na wolności i zapowiedział, że nie popuści. Skieruje sprawę do Trybunału Konstytucyjnego, w którym pani Julia Przyłębska z pewnością zgodzi się z sugestią pana Zbyszka.

No i ostatnia część składowa czteropaku dotyczy stwierdzenia Morawieckiego, zastępującego z powodzeniem prezesa. Premier w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” zaatakował sędziów jednego z sądów krakowskich, których nazwał „zorganizowaną grupą przestępczą”. 13 sędziowskich autorytetów z Warszawy wystosowało do Morawieckiego list otwarty, aby hamował swoje emocje i precyzował zarzuty. Premier szybko doszlusowuje do prezesa, który rzucał podobnymi kalumniami – mordami zdradzieckimi i kanaliami.

Prawda, iż dzień jak co dzień? Jakby tego było mało, Marek Kuchciński wyłączył mikrofon na trybunie sejmowej Grzegorzowi Schetynie, gdy ten domagał się rutynowego prawa do zgłaszania prośby o informację bieżącą. A jest o co pytać, choćby o GetBack, ta władza boi się każdej debaty.

Takim czteropakiem przywalił PiS i do tego zamknął usta liderowi opozycji. Czteropak przywołuje skojarzenia z „Alternatywy 4” Stanisława Barei, tym bardziej że dzisiaj przypada 31 rocznica jego śmierci.

Jarosław Kaczyński wyszedł ze szpitala, gdzie leżał na kolano. Wyszedł, a jakby „go nie było”, że strawestuję naszego wielkiego klasyka Jana Kochanowskiego z „Trenu XIII”. Niebycie Kaczyńskiego musi mieć związek z jego stanem zdrowotnym.

Minister zdrowia Łukasz Szumowski stwierdził kilka dni temu, iż prezes wcale nie korzystał ze szczególnych przywilejów: – „Kaczyński został potraktowany tak jak każdy inny pacjent„. Czy w ten sposób Szumowski puścił do nas oczko, jak czołg sowiecki T-60? Powiedzenie z czołgiem spopularyzowane zostało przez serial „Czterej pancerni i pies”, a wypowiadane jest na okoliczność dużego kłamstwa: „Jedzie mi tu czołg” – przy czym odchylamy dolną część oczodołu.

Chciałoby się odpowiedzieć Szumowskiemu, iż nie każdy pacjent ma takie ogromne zasługi w demolowaniu Polski, jak prezes. I nie każdy pacjent jest przyjmowany do tak ekskluzywnego szpitala jak ten przy Szaserów.

Minister Szumowski sam w sobie jest specyficzny, bowiem podpisał Deklarację Wiary, której swoistość polega na tym, że wyznawcy polskiego katolicyzmu (jest taki ryt) muszą się zwoływać, bo mają problemy z humanistyką i ogólnymi wartościami etycznymi.

Szumowski został przyparty do muru w RMF FM przez Roberta Mazurka w tym temacie i zastrzegł się, że w temacie zdrowia prezesa, obowiązuje go tajemnica lekarska. Czujecie? Czyżby Szumowski leczył Kaczyńskiego? A przecież nie jest ministrem od zdrowia prezesa, a raczej wszystkich Polaków. I jeszcze jedno warte podkreślenie, co umyka sumieniu katolickiemu tego specyficznego ministra, mianowicie – zdrowie osoby publicznej tak ważnej dla działania państwa nie może być owiane tajemnicą. Zdrowie nie jest tajemnicą państwową, bo to nie bomba atomowa.

Ale przyparty do muru Szumowski zaczął usprawiedliwiać większą równość Kaczyńskiego niż innych pacjentów, bo „to był stan, który zagrażał jego życiu”. A jednak Szumowski wydał Kaczyńskiego. A może minister uciekł się do puszczenia oczka wielkości czołgu, który mu jedzie po obliczu?

Tak czy siak, mamy do czynienia z typową pisowszczyzną – zakłamaniem i korzystaniem z przywilejów. Acz z Kaczyńskim jest coś nie tak – tyle już minęło po jego wyjściu ze szpitala, a nie usłyszeliśmy od niego żadnych kanalii, mord zdradzieckich, gorszego sortu. Przecież leżał tylko na kolano, a nie na głowę.

Żółte papiery otrzymują ci, którym buksuje rozum, mają nierówno pod sufitem. Jest jeden wyjątek na świecie: na żółtych kartkach w notesach piszą adwokaci w USA. Wiadomo, że za Atlantykiem jest to zawód ryzykowny – albo jesteś milionerem, albo kończysz w wariatkowie.

Polacy dołączają do prawników amerykańskich i to nad wyraz oryginalnie, bo od razu z zielonymi papierami. A wymyślił je Marek Kuchciński. Nie jest to człowiek twórczy, a wręcz przeciwnie. Nawet jak ma cokolwiek powiedzieć, musi posługiwać się kartkami. Jest na nich zapisane: „dzień dobry” – Kuchciński mówi „dzień dobry”. Jak sam od siebie ma coś powiedzieć, to wychodzi mu: „yyy… odszczurzanie”.

Pisanie pism urzędowych do siebie Kuchciński nakazał na zielonym papierze. Możliwe, że jest daltonistą, umysł ma na pewno daltonisty, nie tylko z powodu właściwości, ale braku rozróżnienia jakichkolwiek subtelności, które nabywają ludzie mający co najmniej IQ 72, iloraz, który miał Forrest Gump.

Czy na zielonym papierze Kancelaria Sejmu w imieniu Kuchcińskiego złożyła zamówienia na 220 kg krewetek, 50 kg owoców morza, 25 kg muli, 25 kg małży św. Jakuba, 15 kg kalmarów i 5 kg kawioru? Pewnie – tak. Bo na zwykłym papierze składa się zamówienia na bigos polski, białą kiełbasę, kotlet mielony, golonkę i gołąbki.

Kuchcińskiemu zatem należy się więcej niż żółta kartka, bo czerwona – i słusznie opozycja chce jego odwołania. Gdyby taki zawodnik znajdował się na boisku, zostałby wykluczony i odesłany do szatni, aby nie plamił honoru zawodnika, w tym wypadku, aby Kuchciński nie plamił imienia Polaka – a przynajmniej polityka.

Kuchciński jest drugim obywatelem w Rzeczpospolitej. Gdyby Andrzejowi Dudzie coś się stało, Kuchciński zostałby głową państwa. Polacy, zdajecie sobie sprawę, że reprezentowałby was człowiek od kartek, na których jest zapisane „dzień dobry”, aby nie powiedział od siebie „yyy… odszczurzanie”?! Kuchcińskiemu zatem należy pokazać czerwoną kartkę i w języku dla niego zrozumiałym rzec: „do swidania”.

Inny obywatel tego kraju – czwarty – premier Mateusz Morawiecki dzień w dzień winien za swoją grę z faulami otrzymywać czerwone kartoniki. Orżnął niepełnosprawnych – co było do przewidzenia – nie zaprosił nikogo z niedawno protestujących w Sejmie do Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog”, gdzie się chwalił, jak to jego rząd rozwiązuje problemy niepełnosprawnych. Tak cygani Morawiecki. Nie tylko czerwona kartka należy mu się za jawne oszustwo, ale przede wszystkim za przemoc, jaką stosuje wobec tej grupy poszkodowanych.

Morawiecki zasłużył na wykluczenie ze wspólnoty, w której obowiązuje przestrzeganie umów społecznych, wykluczenie za kontynuowanie rujnowania wizerunku Polski, co objawi się niedługo na forum unijnym. Nasze państwo dostanie 23 proc. mniej środków unijnych z powodu nieprzestrzegania standardów demokratycznych.

Ale i to nie będzie najgorsze, bowiem Morawiecki prowadzi Polskę do Polexitu, do wykluczenia ze struktur unijnych, z cywilizacji Zachodu. Już jesteśmy pośmiewiskiem z powodu takich postaci jak premier i jego pan – Kaczyński. Z rozrzewnieniem będziemy wspominać, jak to sukcesem nazywano stosunek 1:27. Szydło dokonała gwałtu, a Morawiecki czegoś więcej – mordu na państwie prawa.

Czerwone i żółte kartki dla polityków obozu PiS to za mało. Oni winni być na zawsze wykluczeni z przestrzeni publicznej, jak kibole na Zachodzie. Nie spełniają jakichkolwiek standardów – demolują, przynoszą zniszczenie. Jak zaraza i plaga.

Rafał Trzaskowski określił determinację, z jaką będzie walczył o prezydenturę Warszawy: „Byłoby rzeczywiście bardzo trudno dla opozycji, gdybyśmy przegrali Warszawę, wygrać kolejne wybory”. Warszawa musi być wygrana, tym bardziej że wszystkie sondaże dają kandydatowi Platformy i Nowoczesnej 8-10 proc. przewagi nad kandydatem PiS.

Na razie ten ostatni walczy z Donaldem Tuskiem, którego zdjęcia zapłakanego na pogrzebie Sebastiana Karpiniuka podpisał na swoim koncie jako zachowanie po porażce Niemców z Meksykiem na mundialu w Rosji. Patryk Jaki to osoba z syndromem Jacka Kurskiego, wszystko kojarzy mu się z Wehrmachtem.

Taką ma opcję – antyzachodnią, antyniemiecką. Walka Trzaskowskiego z kandydatem PiS głównie odbywa się w mediach, podobno na ulicach Warszawy jest dużo lepiej. Trzaskowski opowiadał z Radiu Zet: „Widzę reakcje na ulicach Warszawy – są jednostronne. Mówią: proszę tego przebierańca nie dopuścić, broń Boże, do wygranej”.

Przebieraniec – to rzecz jasna kandydat PiS. Koalicja PO-N nie została poszerzona o inne podmioty polityczne, nie dogadała się z lewicą, a konkretnie z SLD. Trzaskowski: „Rozumiem, że SLD chce wystawić swojego kandydata, bo chcą budować tożsamość. Myśmy bardzo długo próbowali ich przekonać, żebyśmy poszli razem, ale niestety tak wyszło. Ubolewam nad tym”.

Z kolei Jan Śpiewak nie jest już kandydatem koalicji Inicjatywy Polska, Partii Razem i Stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa. Tak utrzymuje Barbara Nowacka. Śpiewak wyskoczył przed peleton i dokonał samonamaszczenia. Acz wcześniej był po słowie z Pawłem Kukizem i z pewnością to mu nie pomogło.

Kukiz nawet na swój koślawy sposób skomentował rezygnację lewicy ze Śpiewaka: „Już nie będę więcej mógł w jakikolwiek sposób wspierać pana Śpiewaka, by nie obraziła się na pana Śpiewaka pani Nowacka, pan Zandberg i żeby pan Śpiewak nie został na lodzie”. Kukiz może nie wiedzieć, że wybory samorządowe odbędą się przed porą zimową.

Trzaskowski ma przeciw sobie nie tylko faceta z syndromem Jacka Kurskiego, ale miazmat nieobecnej lewicy, z którą się nie dogadał, bo ta nie może dogadać się ze sobą.

Bywa, że politycy politykę traktują, jak modele i modelki pracę na wybiegu. Tę cechę można było dawno zauważyć u Beaty Szydło. Jej fizjonomia sprzed kariery premiera rządu i w czasie bardzo, ale to bardzo się różniły. I wcale nietrudne było wskazać – dlaczego. Na twarzy Szydło miała kilogramy tapety, niewiele mniej niż Jack Nicholson w „Batmanie”.

Dlaczego Szydło godziła się być klownem? A czy jej kwestie z konferencji prasowych nie były rodem ze skeczów cyrkowych, włącznie ze słynnym „sukcesem” 1:27, gdy to śmiechem powaliła na dechy rodaka Donalda Tuska. Ten witz przejdzie do annałów politologicznych wraz z jej nazwiskiem, choć autorem jest jakiś pożal się boże pijarowiec.

W porządku, chciała Szydło być klownem o twarzy Batmana! Jej broszka. Dlaczego jednak tapeta na jej twarzy była taka droga. Przecież w Hollywood za tę usługę nie płaci się aż tyle. Z naszych pieniędzy w 2017 roku poszło 167 tysięcy zł, a w ciągu czterech dni grudnia tego samego roku za jedną usługę z budżetu za twarz Szydło zapłacono „tylko” 49 tys. zł.

Twarz Szydło jest jej gębą, ale politykom nie płacimy za to, aby byli klownami. Chce się gościówa wygłupiać – proszę bardzo – ale z własnego portfela niech pokrywa to ośmieszenie.

Tapeta ma się dobrze onomatopeicznie z tupetem Szydło, składa się w fajny dublet jej charakteru: tapeciara i tupeciara. Szydło w sobotę w Będzinie była powiedzieć matce niepełnosprawnej 30-letniej córki, głęboko upośledzonej, iż „nie ma bardziej wrażliwego rządu” niż rząd PiS.

Ależ tupet! Jeżeli zestawi się z mantrą – w psychologii nazywa się to echolalia, pacjent na okrągło ględzi to samo – „poprzedni rząd, który przez 8 lat nic nie zrobił w tej sprawie”, z którą wszak nie zawitała ani razu do protestujących niepełnosprawnych przez 40 dni w Sejmie, obraz Szydło się domyka: jaka to marna osóbka.

Nie wpadnie do głowy pani Szydło – jako rzekłem tapeciary i tupeciary – że poprzedni rząd doprowadził do takiej sytuacji, iż PiS może na lewo i prawo rozdawać szmal, czym zresztą partia Kaczyńskiego doprowadza finanse państwa do ruiny, obraz Polski też jest w rozsypce. Niestety, na wizerunek kraju nie można nałożyć tapety, jaką sobie nakłada Szydło.

Wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans przyjeżdża do Warszawy w związku z procedurą artykułu 7. Traktatu o UE, a dotyczy on niepraworządności w naszym kraju.

Co może wskórać? Na razie mamy tylko słowa polityków PiS, głównie przeznaczone na użytek wewnętrzny. Ale politycy PiS w Unii niewiele zrobili, odpowiedzialny za logistykę dyplomatyczną w Brukseli wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański nie dostał od prezesa Kaczyńskiego pozwolenia, bo ten choruje na kolano.

Krzysztof Szczerski, szef kancelarii Andrzeja Dudy, w typowy sposób odwracając kota ogonem, postawił via polskie media ultimatum Timmermansowi: „To jego ostatnia szansa na zakończenie sporu z Polską”.

„Wicie-rozumicie”. Komisja Europejska jest winna tego, że Trybunał Konstytucyjny jest przybudówką PiS i nie orzeka zgodności stanowionego prawa z Konstytucją, ale z wolą prezesa. Timmermans jest winny, że sądownictwo w kraju przestało być niezależne, a trójpodział władzy został złożony do lamusa.

Timmermans, więc dostał ostatnią szansę, aby pogodzić się z niepraworządnością w Polsce. Podobną retorykę stosuje rząd, rzecznik Joanna Kopcińska użyła podobnych słów, jak Szczerski: „Wydaje się, że w tej chwili to KE ma problem”.

„Szanse”, „problem” – takie brudne erystycznie chwyty w komunikacji społecznej używali komuniści, nazywając to kolejnymi ultimatum. Chyba znaleźliśmy się w sytuacji opisanej przez autora „Erystyki” Artura Schopenhauera: „Najmniej wartościowym natomiast rodzajem dumy jest duma narodowa”.

PiS poprzez swoje błędy i odejście od standardów demokratycznych wpędził nas w fałszywie pojętą dumę narodową – każe jej bronić, gdy już nie ma czego bronić, bo duma znalazła się w ruinie. Strategię PiS w tym kontekście celnie opisał Radosław Sikorski: „Reżimy populistyczne używają konfliktu z zagranicą do mobilizowania swojej bazy politycznej”.

Jeżeli PiS nie odstąpi od niepraworządności i nie dokona korekt legislacyjnych w sądownictwie, to nie tylko dojdzie do eskalacji konfliktu z władzami unijnymi, ale przede wszystkim wyrzuci nas ze struktur unijnych, znajdziemy się w izolacji.

Oszukają, zignorują, oczernią – po rozmowie Morawieckiego z Timmermansem

Wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans krótko sobie porozmawiał z Mateuszem Morawieckim. Krótko rozmawiają wrogowie, gdy ich stanowiska nie mają za wiele wspólnych wartości do obopólnego zaakceptowania. Timmermans przed przylotem do Polski został potraktowany z buta (czyt. z kopa) zarówno przez przedstawiciela Andrzeja Dudy, Krzysztofa Szczerskiego, jak i rzecznik Morawieckiego, Joannę Kopcińską. Pierwszy powiedział, że „to jego ostatnia szansa”, a druga – „Komisja Europejska ma problem”.

Po rozmowie interlokutorzy podziękowali sobie „za konstruktywne rozmowy”. W języku wrogów znaczy, że nie było za wiele dialogu, a konstrukcja była w istocie destrukcyjna. Morawiecki przekazał materiały Timmermansowi, które mają być jakoby podstawą do dalszych rozmów. Pewnie chodzi materiały o „grupie przestępczej”, działającej w jednym z sądów krakowskich, w którym sędziowie nie godzą się na odebranie im niezależności.

Czy to już koniec szukania kompromisu? PiS gra na czas, aby postawić Komisję przed faktami dokonanymi, licząc iż władze KE odpuszczą. W takim razie Unia w stosunku do siebie byłaby destrukcyjna, bo władze PiS rozsadzają ją od środka, tak jak w kraju demolowana jest demokracja.

Mamy zatem do czynienia z podobnym schematem postepowania, jak z Komisją Wenecką. Zwrócono się do niej o opinię, a gdy ta była negatywna, przez jakiś czas pozorowano rozmowy, aby na końcu orzec, że to „ich ostatnia szansa” i że to Komisja Wenecka „ma problem”.

Dialektyka władzy PiS jest toporna jak konstrukcja cepa. Zbigniew Herbert o podobnym schemacie działania komunistów pisał w „Potędze smaku”, iż używają „parę pojęć jak cepy”. Takie cepy są w użyciu PiS.

Co nas czeka? PiS dostanie mniej środków z budżetu unijnego, będzie więc powód do oczerniania Brukseli, a może i przekonywanie wprost do Polexitu. Rafał Trzaskowski próbował uspokoić Polaków, iż „zabrane środki zostaną zamrożone” do chwili, gdy dojdzie do opamiętania rządzących i PiS przestanie łamać praworządność.

Politycy partii Kaczyńskiego od razu popadli we właściwy im jazgot o totalności i spisku. Trzaskowski miał się jakoby skumać z wrogami PiS w Brukseli, a przecież chodzi o to, że Platforma zadbała o to, by pieniądze nie przepadły.

Wybijmy sobie z głowy, że PiS z czegoś się wycofa, brną w autokrację, a to może tylko skutkować dalszą marginalizacją Polski i groźbą wydalenia naszego kraju z UE. Politycy PiS działają wg wypracowanego schematu „pojęć jak cepy”, które sprowadzają się do tego, że – jak to akuratnie ujął prof. Wojciech Sadurski – „Brukselę oszukają, Luksemburg [Trybunał Sprawiedliwości UE – przyp. mój] zignorują, opozycję oczernią”.

Oszukają, zignorują, oczernią. Z każdym tak postępują – z Brukselą, z opozycją i z protestującymi, których będzie coraz więcej przybywać na Majdanie oszukanych.

Czarno widzę przyszłość Kościoła katolickiego w Polsce.

Dane, które zebrała niezależna amerykańska firma badawcza Pew Research Center (PRC) powinny przyprawić polskich hierarchów o drżenie (patrz „Bojaźń i drżenie” Kierkegaarda) serca. Polska jest liderem największych spadków wśród młodych przed czterdziestką w takich wrażliwych danych dla religijności, jak udział w mszach, w deklarowaniu o ważności religii w życiu oraz w odmawianiu pacierza.

PRC badania prowadziła w 108 krajach. U nas doszło do rozziewu między pokoleniami, a w zasadzie do przepaści. Po czterdziestce (40 lat życia i więcej) uczestnictwo w mszach deklaruje 55 proc. rodaków, a przed czterdziestką 26 proc. Mamy więc przepaść wynoszącą 29 proc.

W tę przepaść stacza się Kościół katolicki i w tej przepaści musi zginąć. Zatem zasadne jest pytanie: z kim chce Mateusz Morawiecki rechrystianizować Europę? Obawiam się, że będziemy mieli powtórkę – gruba satyra z mojej strony – z rozrywki. Morawiecki na tę krucjatę rechrystianizacji może udać się z kuśtykającym na kolano Jarosławem Kaczyński i łapiącym hostię Andrzejem Dudą.

Kiedyś w dziejach Europy odbyła się krucjata dziecięca, opisana wspaniale przez Jerzego Andrzejewskiego w „Bramach raju”, dzisiaj będzie krucjata Morawieckiego z Kaczyńskim i Dudą, aluzyjnie opisana w „Pokraju” przez Andrzeja Saramonowicza. Politycznie więc czeka nas krucjata pokrak.

Ale co z Kościołem stanie się w tej przepaści? Jeszcze raz odwołam się do Morawieckiego, który jest ideologiem PiS, takim Michaiłem Susłowem tej partii. Otóż nazwał on opozycję – a myślę, że chodziło mu o Platformę Obywatelską – turbo liberalną.

Pomijam, że Morawiecki jest turbo niedoczytany, turbo-nie-rozumiejący-pojęć, polski Kościół stoi przed podobną drogą ku przepaści, jak w Irlandii. W tym kraju bardzo mi bliskim ze względu na Joyce’a i Becketta (a „Ryży” Patricka Donleavy’ego jest równie dobrze powieścią o Polsce) nastąpiło turbo odejście od „wartości” katolickich, o czym świadczy niedawne referendum ws. aborcji.

Polskę czeka podobna krucjata, ale przeciw rechrystianizacji. Najpierw powstaną komisje w sprawach takich, jak zło pedofilii wśród kleru, a potem się potoczy. W tych sprawach przewija mi się następujący obrazek: Morawiecki rechrystianizuje z kuśtykającym Kaczyńskim, a nad nimi powiewa patriotyczny żółty proporzec barw watykańskich.

Ciemno więc widzę przyszłość kleru i takich zacofanych Polaków, jak Morawiecki i odchodzący Kaczyński. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to z rechrystianizacją Morawieckiego i kuśtykającego Kaczyńskiego będzie. Och i ach! Bach! Pryśnie sen o potędze wstecznictwa naszych kołtunów, świetnie opisanych przez Theodore’a Fontane’a na początku XIX wieku.

Na PiS i sprzyjający im kler jest jedna metoda – niech lezą ku przepaści. Jak stwierdza jeden z najstarszych polskich idiomów: krzyż im na drogę.

W Polsce rządzą Pokraki utykające na dwie półkule mózgowe

Posted on

11 tekstów Waldemara Mystkowskiego.

Inne czasy, inna Sala BHP. Ta słynna w Stoczni Gdańskiej przeszła instytucjonalną metamorfozę. Dzisiaj służy do obrad ONR tudzież wystąpień premiera Morawieckiego, który z niej się salwował.

Sala BHP w dzisiejszej Stoczni Gdańskiej (wówczas im. Lenina) zyskała swoją symboliczną wartość w czasach wyraźnych, gdy władza stała przeciw narodowi, reprezentując interesy Moskwy. W stosunku do tamtych czasów dzisiejsze są niewyraźne, bo władza PiS – w odróżnieniu od PZPR – jest emanacją części społeczeństwa, ale ta władza stoi przeciw większej części narodu, która na nią nie głosowała. Władza PiS stoi też przeciw Konstytucji RP, standardom demokracji, przeciw trójpodziałowi władzy.

Niewyraźność tej władzy ma się więc z immanentnych cech demokracji. Można być przeciw demokracji, korzystając z demokracji. PZPR zaś nie był przeciw demokracji ludowej, ale przeciw demokratycznej opozycji. Sala BHP więc jest symbolem minionych czasów, gdy państwo i jego społeczeństwo walczyło o podmiotowość – dzisiaj jest w tym aspekcie martwa.

Dzisiaj Sala BHP to niewielka część podłogi w Sejmie, na której protestują i śpią niepełnosprawni i ich opiekunowie. Komuniści wszelkimi środkami propagandowymi walczyli z protestującymi stoczniowcami w Sali BHP. Dzisiaj w zwalczaniu protestujących niepełnosprawnych na takich samych pozycjach, jak komuniści stoją politycy PiS. Pomysły tych ostatnich są nawet bardziej nieludzkie, bo chcą odszczurzać, nasłać Sanepid, odczłowieczyć niepełnosprawnych.

Bohater naszych czasów, czasów jednak minionych, Lech Wałęsa przyjechał do Sejmu. I co mógł ofiarować? Tylko solidarność i radę: skorzystania z siły protestu górników, przed którymi ulega każda władza, bo się ich po prostu boi. Jeden z dziennikarzy nawet sobie zamarzył: przed Sejmem zjawiają się górnicy, którzy palą opony, żądając nie 15. pensji dla siebie, lecz 500 zł dla niepełnosprawnych.

Iwona Hartwich, matka niepełnosprawnego Kuby Hartwicha, jest nieformalną liderką protestu w Sejmie i kimś w rodzaju Wałęsy, przeniesionego w nasze niewyraźne czasy. Nie spodziewała się, że Lech Wałęsa rozwiąże problem protestujących, bo – jak bardzo przytomnie zauważyła – „to zadanie rządu”.

Dzisiaj Sala BHP to ten kawałek podłogi w Sejmie, na którym protestują niepełnosprawni, potrzebują naszego wsparcia, aby wytrwali, nie poddali się, aby osiągnęli swój cel, jak stoczniowcy w imieniu wszystkich Polaków w Sierpniu 1980 roku.

Pijarowski pomysł z rekonstrukcją rządu kuśtyka na dwie nogi.

Wydaje się, że PiS sięga po sprawdzone recepty pijarowskie – przykryć. Jarosław Kaczyński niedomaga, a Mateusz Morawiecki nie radzi sobie – ucieka z Sali BHP Stoczni Gdańskiej, a przede wszystkim ucieka od protestujących niepełnosprawnych w Sejmie.

Bezradność tę trzeba przykryć czymś, co zajęłoby media, bo to poprzez nie narzuca się agendę. Sięgnięto więc po „rekonstrukcję”, po telenowelę, która przyniosła poprzednio oczekiwane rezultaty. Zamiast zająć się rzeczywistymi problemami – bezprawiem PiS i upadkiem prestiżu kraju – dziennikarze trajkotali, kto kogo załatwi i komu zaliczenie gleby się należy. Poprzednio Morawiecki załatwił Szydło.

Teraz rekonstrukcja wg najnowszego pijaru aż tak wysoko nie sięga, bo nie tyka Morawieckiego, ale jego ministrów. Rekonstrukcję podrzucono „Dziennikowi Gazecie Prawnej” poprzez uniwersalną formułę „kukułczego gniazda”, tj. poprzez polityka „zbliżonego do Nowogrodzkiej”. Co świadczy, iż jest to polityk z tzw. zakonu Porozumienia Centrum. Stare wygi PiS chciałyby namieszać Morawieckiemu. Jeżeli ten pomysł powstał teraz, to należałoby użyć aktualizacji miejsca pobytu prezesa – polityk „zbliżony do Szaserów”.

Dziennikarze „Dziennika” mają świadomość, na jakim grząskim gruncie przypuszczeń się poruszają, swój materiał o rekonstrukcji tytułują: „Rekonstrukcja. Sezon drugi”. Ten sezon drugi miał już pilota rekonstrukcyjnej telenoweli, mianowicie, kto uda się na saksy do Brukseli. Padło na Beatę Szydło i Marka Kuchcińskiego, choć tylko ta pierwsza wchodzi w skład rządu.

Szydło jest pewniakiem, że zostanie zrekonstruowana. Nie uczestniczy w podejmowaniu decyzji rządowych i nie jest dopuszczona do rozmów z protestującymi niepełnosprawnymi. Inne kandydujące nazwiska z gabinetu Morawieckiego do telenoweli rekonstrukcji to: minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel, szef resortu infrastruktury Andrzej Adamczyk, a także minister edukacji Anna Zalewska oraz minister energii Krzysztof Tchórzewski.

Nie ma się specjalnie, czym ekscytować, to jak blok reklamowy – słyszysz te nazwiska podczas telenoweli: albo przełączasz na inny kanał, albo robisz sobie herbatę – no, oprócz minister Zalewskiej, której reforma edukacji polega z grubsza na tym, że młodzież ma być wychowana jako przyszły elektorat PiS.

Pijarowski pomysł rekonstrukcji rządu ma same wady i raczej nie powstał w głowie Kaczyńskiego. Po pierwsze, rząd nie może nieustannie się rekonstruować. Po drugie, wstrząsnąć mediami można tylko rekonstrukcją Morawieckiego. Kto jednak miałby go zastąpić? Przed erą „chorego kolana” prezesa należałoby oczekiwać, że to Kaczyński zastąpi Morawieckiego, ale dzisiaj… ten pijarowski pomysł rekonstrukcji kuśtyka na dwa chore kolana.

Coraz bardziej staje się prawdopodobne, że Jarosław Kaczyński nie powróci do polityki w takiej formie, w jakiej w niej był dotychczas obecny. Prof. Jan Hartman nawet uważa, że prezes PiS nie powróci do władzy w ogóle, bo z kolanem jest poważniejsza sprawa, „operacja kolana nie jest czymś, co przeszkadza jeżdżeniem samochodem”. A to oznacza, że walka o przywództwo w PiS rozpoczęło się na całego. I wygląda też, iż naznaczony na następcę został Mateusz Morawiecki.

W każdym razie premier ma najlepszą pozycję startową, ma handicap nad innymi i to wcale nie tak licznymi. Odpadła niemal definitywnie Beata Szydło, która została odsunięta przez Morawieckiego od rozmów z niepełnosprawnymi. Jedyny realny rywal dla Morawieckiego to Andrzej Duda, który może użyć kilku narzędzi politycznych w walce o schedę po prezesie, najgroźniejszym z nich jest weto.

Morawiecki utwardza się na prawicy, przejmując symbolikę, którą PiS zawłaszczył. Nieprzypadkowo Morawiecki odwiedził Gdańsk, w którym odwołał się do specyficznej polityki funeralnej PiS, bowiem zaczął od grobów na cmentarzach pod bacznym okiem mediów. Złożył na nich kwiaty, niejako zagarniając dla siebie w tym pierwszeństwo – to takie niedorosłe młodzieńcze poplucie, aby poprzez to powiedzieć: „nie ruszajcie, to moje”.

Jeżeli Gdańsk, to wiadomo musi być wystąpienie w sali BHP Stoczni Gdańskiej. I wszystko jasne! Ale brak Morawieckiemu wyczucia, bo dzisiaj faktyczna sala BHP znajduje się w Sejmie, dokładnie tam, gdzie protestują niepełnosprawni. O tym wie Lech Wałęsa, który w 1980 roku sali BHP nadał symbolikę historyczną swoimi i stoczniowców czynami, a w poniedziałek przeniesie tę symbolikę do Sejmu, bo to niepełnosprawni potrzebują wsparcia.

Morawiecki w sali BHP mówił Gierkiem: „Trzeba wierzyć w nasze możliwości. Myśmy uwierzyli w to, że razem ze społeczeństwem jesteśmy w stanie przebudować Polskę”. Czyż to nie brzmi jak słynne gierkowskie pytanie „pomożecie?” i sam sobie odpowiada Morawiecki: „pomożemy”.

A jak chce przebudować kraj? „Dzisiaj musimy uruchomić kolejne silniki wzrostu. Wielkim silnikiem wzrostu jest duma z Polski i patriotyzm gospodarczy”. Duma jako budulec wzrostu – to wynalazek w skali światowej, należy go jak najszybciej opatentować.

Na przeszkodzie budowania wielkiej Polski może stanąć wroga zagranica i opozycja wewnątrz kraju: „Dlaczego jesteśmy tak wściekle czasami, bezpardonowo zupełnie atakowani przez większość establishmentu, zagranicę, większość mediów, czyli wszystkie różne grupy interesu”.

Obudził się w Morawieckim Gierek. To by się nawet zgadzało, bo przejmuje pałeczkę po siermiężnym Kaczyńskim. Partia władzy więc niejako przechodzi z etapu Gomułki w etap Gierka. Tak jak Gierek i PZPR nie byli w stanie znieść ówczesnej krytyki przez KOR, na opozycję nasyłali milicję i SB, tak dzisiaj niewygodny dla PiS jest KOD, który domaga się przestrzegania Konstytucji, prawa i trójpodziału władzy. Trefniś Morawieckiego, bo inaczej nie jestem w stanie nazwać groteskowej postaci Marka Suskiego (szefa gabinetu politycznego premiera), zarzucił: Bojówki KOD agresywnie zaatakowały uczestników spotkania z Morawieckim w Gdańsku”.

Wróciliśmy zatem do nowomowy władzy, do mowy-trawy, do „wicie-rozumicie”.

W PiS zapanowało istne bezhołowie. Prezes Kaczyński od dwóch tygodni leży w szpitalu przy Szaserów. Nie wiadomo, co z nim naprawdę jest. Nie płyną żadne komunikaty o stanie zdrowia ze strony medyków. Podobna sytuacja, jak w reżimach. W ZSRR Breżniew był kwitnącego zdrowia, nawet w sytuacji, gdy podtrzymywano mu rękę pod łokciem, aby mógł pokiwać do publiki. I nagle odszedł.

Broń boże nie chcę snuć podobnych porównań, bo mi szkoda każdego człowieka. A tabloidy opisują sytuacje w szpitalu, że prezes będzie miał operację na kolano, wdały się w nie wirusy, grozi to nawet amputacją. Tabloidy mają swoja poetykę, bo używają ograniczonego zasobu słów. Czytasz jednak o tym i przechodzi ci po grzbiecie dreszcz. Powtórzę, szkoda mi nawet złego człowieka.

Kaczyński może być wyłączony z polityki nawet przez pół roku. Błąd. Może chorować i być rehabilitowany pół roku, bo przecież do niego pielgrzymują najważniejsi politycy PiS. Pół roku bez złych emocji prezesa, czy jesteśmy na to przygotowani?

Prezes otacza się ludźmi pokroju zbliżonym do niego, więc bez obawy. Stworzą klimat, który dobrze znamy, a nawet będą bardziej papiescy niż papież PiS. Mateusz Morawiecki już ogłosił, że Polska jest płatnikiem netto Unii Europejskiej, można wysnuć mniemanie, że przygotowuje grunt pod Polexit, a może to tylko jego papieskość: rżnąć publikę lepiej niż prezes.

Niemniej bezhołowie w PiS czuć. Wyszły na światło medialne nagrody pisowskich ministrów, Kaczyński wystąpił na konferencji prasowej i ogłosił, że jego klika „zwróci” nagrody Caritasowi. Morawiecki zapytany, gdzie są potwierdzenia wpłaty nagród, odparł, że temat jest zamknięty. Nie radzi sobie. A teraz wylewa się kolejne kłamstwo z tego samego nurtu rynsztoka, Morawiecki nagrodził wysokich urzędników Ministerstwa Finansów kwotą 400 tys. zł. Czy oddali na Caritas? Pewnie nie! Bo prezes o nich nie wiedział.

Takie bezhołowie. Kompletnie pogubił się marszałek Sejmu Marek Kuchciński, zabarykadował się w Sejmie jak w twierdzy. Schował głowę w piasek, nie radzi sobie z protestem niepełnosprawnych. Kołomyja z decyzjami wokół nich, a to nie wypuści na spacer, a to zamknie okna, a to ogrodzi. Drzwi do Sejmu zostały zabarykadowane dla takich znaczących postaci życia społecznego, jak Janina Ochojska czy Wanda Traczyk-Stawska. Politykom opozycji wjeżdżającym na teren Sejmu sprawdzane są bagażniki samochodów, bo mogą coś lub kogoś przemycić.

Kuchciński za tę „bohaterszczyznę” ma zostać wysłany na synekurę do Parlamentu Europejskiej. Tam nie będzie szkodził, bo nie odzywa się i na niczym się nie zna, więc w Brukseli nie będzie się barykadował, a finansowo odkuje. Podobny los wysłania na ekonomiczne saksy do Brukseli ma spotkać Beatę Szydło, która jest wicepremierem nikomu niepotrzebnym, ale ponoć od spraw społecznych, a siedzi cichutko, jak trusia w kwestii niepełnosprawnych. Była premier przynajmniej będzie rozpoznawalna, bo to ona jest współautorką „sukcesu” 1:27.

Może i powinniśmy się cieszyć bezhołowiem w PiS, bo im w sondażach spada, ale czy można się cieszyć tym, iż prestiż Polski sięgnął bruku – jak to powiedział jakiś pisowski „orzeł” – jak fortepian Norwida.

A czeka nas w najbliższych dniach wizyta Lecha Wałęsy u protestujących niepełnosprawnych i Zgromadzenie Parlamentarne NATO w Sejmie. Politycy PiS knują na całego, jak z tego galimatiasu wybrnąć, no i wyjdzie im jeszcze większe bezhołowie. Rekordy śmieszności są bite przez PiS codziennie, kabaretowe „Ucho prezesa” za tym nie nadąża. Ale czy można nadążyć za groteską, nawet gdybyśmy podążali krokami z Ministerstwa Głupich Kroków Monty Pythona.

Polityka w kraju wpadła w silne turbulencje, telepie nami aż miło. Nie wiadomo, co z prezesem PiS w szpitalu przy Szaserów. Tomasz Lis w TOK FM zadał fundamentalne pytanie dla egzystencji Polski: – „Jako obywatel zadaję pytanie – uważam, że jest absolutnie uzasadnione – co się dzieje panem Jarosławem Kaczyńskim? Czy to była operacja kolana? Czy przebiegła pomyślnie? Kiedy wyjdzie ze szpitala? Jakie są rokowania? Uważam, że skoro PiS stworzył model władzy, w którym Jarosław Kaczyński trzyma wszystkie lejce, mam prawo – jako obywatel – wiedzieć, jaki jest stan jego zdrowia”.

Co by tu nie powiedzieć, prezes Kaczyński to woźnica. Piszę to z tej racji, iż wiem, że nie jest kierowcą, bo nie posiada prawa jazdy. Proszę zauważyć, iż nie nazwałem go furmanem, choć wehikuł nowoczesności PiS przypomina furmankę w wersji drabiniastej.

Na Twitterze wcześniej Kleofas Wieniawa też się zatroskał jako patriota: – „Pytanie do lekarzy ze szpitala przy Szaserów: Czy z Kaczyńskiego uszło powietrze? Bo nie dycha politycznie ten specjalista od kanalii i mord zdradzieckich. Pyta zatroskany o los ojczyzny – patriota”. Niejakie informacje podał portal wp.pl – prezes Kaczyński ma włączone światło do późna w nocy, jest otoczony troskliwą opieką ochroniarzy, jak podczas miesięcznic smoleńskich i nie tylko. Portal nie podaje, czy też chronią go jak na Krakowskim Przedmieściu zasieki z barierek, ale dziennikarz portalu mógł tylko podziwiać światłość okien szpitalnych z ulicy.

Pewnie, że można drążyć temat, czy Kaczyńskiemu z pidżamy strzepywany jest łupież, jak to w Sejmie czyni Waldemar Andzel, który siedzi za prezesem rząd wyżej w ławach poselskich?

Wygląda jednak, że w Sejmie wolant jest trzymany w drżących rękach Marka Kuchcińskiego. Marszałek zabarykadował się w swoim kokpicie, nie chce z niego wyjść i wydaje dyspozycje sprzeczne z parlamentaryzmem i demokracją.

A zbliża się poniedziałek, zbliża się ziemia. Lech Wałęsa zapowiedział przybycie do Sejmu, wstęp do świątyni demokracji mu się należy, jak psu kiełbasa. Co więc ma robić spanikowany Kuchciński? Schodzić jeszcze niżej, toż to będzie rozpierducha na całego – kartoflanka. Sejm wywinie orła. A co się stanie, gdy Wałęsa przypomni sobie, jak to przeskakiwał mur 38 lat temu? Dzisiaj nie jest już tak wygimnastykowany, ale od czego my jesteśmy? Przecież my obywatele pomożemy, podsadzimy, aby spełnił się tylko jeden postulat protestujących niepełnosprawnych. Dla porównania podczas strajków w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku było 21 postulatów.

Wygląda na to, że PiS nie da rady turbulencjom i wyrżnie w bagno, którego Kaczyński nie jest w stanie wydrenować.

Frasyniuk o zakazach marszałka dla Kuby i Adriana: „Nawet w kryminale, stosując surowe kary, nie można pozbawić osadzonego prawa do spaceru”.

Od kiedy Jarosław Kaczyński leczy kolano w szpitalu przy Szaserów, Mateusz Morawiecki wstaje z łóżka prawą nogą i na jawie dalej śni sen o potędze. Polska nie tylko wydaje mu się z górnej półki rozwoju, ale jest tak nadymana, że premier nie panuje nad tym ego. W radiowej Jedynce podzielił się swoim chciejstwem: – „Chciałbym też, żeby Polska pokazała światu, na czym powinien polegać ten nowy kontrakt społeczny, umownie to nazywam, nowy ład społeczny, który się kształtuje na naszych oczach”.

Ten nowy kontrakt społeczny ma być oparty o solidarność i solidaryzm, co w kontekście protestu niepełnosprawnych w Sejmie musi trącić arogancją. Morawiecki przypomina w tym Józefa Cyrankiewicza, tylko wyłysieje i będzie jak tamten wieczny premier. Prędzej niż później przy pisowskim dążeniu do autokratyzmu dojdzie do równie masowych protestów, jak w 1956 roku. Pozostanie zatem Morawieckiemu powtórzyć słowa Cyrankiewicza wypowiedziane w Poznaniu: – „Każdemu, kto podniesie rękę na władzę, władza tę rękę odrąbie”.

Taki to nowy ład społeczny i nowy nieznany w świecie model gospodarczy premiera Morawieckiego – slajdy, konferencje prasowe, porzucone stępki. Totalna lipa! Czego najlepszym realnym wyrazem jest rok temu położona stępka pod prom w Stoczni Szczecińskiej. Hula tam dzisiaj wiatr, nie widać stoczniowców, nie słychać żadnych maszyn. To była ściema! Stępkę też ktoś podprowadził.

Równie ciekawie zaprezentował się marszałek Sejmu Marek Kuchciński, który w Sejmie odgrodził się nie tylko od niepełnosprawnych, ale także posłów opozycji. Do tej pory wejścia do marszałka broniła Straż Marszałkowska. Teraz cały korytarz jest odgrodzony zasiekami w postaci baneru informującego o 550-leciu Parlamentaryzmu Rzeczypospolitej.

Piękna rocznica, a postawienie baneru haniebne. Kuchciński w związku z tym ogrodzeniem nazwany został ogrodnikiem. I jest to bardzo trafne porównanie. O takim mamrocie – i tak jestem łagodny dla Kuchcińskiego, bo Tomasz Siemoniak nazywa go zerem moralnym i intelektualnym – ogrodniku pisał w „Wystarczy być” Jerzy Kosiński, a w filmie odtwarzał go genialnie Peter Sellers.

Ogrodnika Sellersa trochę bym zmodyfikował i porównał do innej jego roli – Różowej Pantery. Ta pokraczność jest bliższa Kuchcińskiemu. Ukaranie przez tę „panterę” dwóch niepełnosprawnych – Kuby Hartwicha i Adriana Glinki – zabronieniem wyjścia na spacer dlatego, że spotkali się przed szlabanem sejmowym z Janiną Ochojską, wejdzie na trwałe do annałów polskiego parlamentaryzmu.

Władysław Frasyniuk jest tym zszokowany: – „Nawet w kryminale, stosując surowe kary, nie można pozbawić osadzonego prawa do spaceru. Chcecie wprowadzać represje w Sejmie? Zapytajcie klawiszy, gdzie są granice”.

W dniach 25-27 maja w budynku Sejmu, w którym protestują niepełnosprawni i ich opiekunowie, ma się odbyć Zgromadzenie Parlamentarne NATO. Szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk uspokaja, iż „ta część, w której znajdują się osoby protestujące będzie musiała być wygrodzona w jakiś sposób od części, gdzie się odbywają obrady”. Jestem marnego zdania o Dworczyku, jego elokwencja i pijarowski sznyt to poziom Misiewicza Macierewicza, bo z powyższego jego zdania wynika, iż członkowie NATO zostaną potraktowani, jak ciemny lud podczas miesięcznic smoleńskich.

Protestujący mają być odgrodzeni jakimś murem, jako sprzeciwiający się władzy obywatele. Czy członkowie NATO zgodzą się na takie niecywilizowane potraktowanie niepełnosprawnych, a poza tym – czy nie jest wstyd władzy PiS, że nie potrafi dogadać się z protestującymi? Przecież PiS w stosunku do niepełnosprawnych prezentuje się jak oprawca. Skojarzenia w państwach NATO już są równie nieprzyjemne, wszak z ambasad sekretarze ślą noty dyplomatyczne i opinie.

Przed Zgromadzeniem NATO w Sejmie musi dojść do rutynowych kontroli bezpieczeństwa przez służby specjalne. Muszą więc oni wejść na teren – nawet ogrodzony – gdzie protestują niepełnosprawni obywatele RP. Z tego powodu wydaje się być nieprawdopodobne, aby protestujący zostali niezauważeni i pominięci. Zatem słowa Dworczyka są kłamliwe. Radny warszawski PiS z Rembertowa Artur Wosztyl puścił na Twitterze farbę: – „Te osoby muszą być wyprowadzone z budynku Sejmu, aby można przeprowadzić sprawdzenie budynku”.

Zatem lada dzień będziemy mieli do czynienia z akcją likwidacji protestu pod pozorem dbania o bezpieczeństwo. W następnym tweecie Wosztyl uzasadnia, iż osobom protestującym w Sejmie nie można ufać, nie wiadomo, jakie mają zamiary. Wg radnego PiS żadne służby nie zgodzą się na tolerowanie obecności niezweryfikowanych osób na terenie Zgromadzenia NATO.

Mamy więc do czynienia z podobnym uzasadnieniem w stosunku do protestujących niepełnosprawnych, jakie partia Kaczyńskiego stosowała w stosunku do uchodźców: mogą się wśród nich znaleźć terroryści.

Nikt nie powinien być zdziwiony, do czego jest w stanie posunąć się ta partia – PiS. Nie wpuszczono do Sejmu 92-letniej uczestniczki Powstania Warszawskiego Wandy Traczyk-Stawskiej ani Janiny Ochojskiej. Kim w stosunku do tych wybitnych kobiet jest Marek Kuchciński?

Ochojska porównała sytuację, gdy stała o kulach przed Sejmem, iż „łatwiej było się kiedyś dostać do oblężonego Sarajewa, niż dzisiaj do Sejmu RP”. Także uczestniczka Powstania mogłaby wysnuć porównanie, iż łatwiej było wydostać się kanałami w 1944 roku z zagłady Starego Miasta, niż uzyskać dostęp do protestujących. Niepełnosprawni sprawiają władzy PiS podobny kłopot, jak powstańcy tym, którzy najechali Polskę.

Marszałek Senatu, izby refleksji (jak zakładano w pionierskich czasach) Stanisław Karczewski jest swoistym mistrzem refleksji. Pojechał na Białoruś i w Łukaszence refleksyjnie dojrzał „ciepłego człowieka”.

Znudziło mu się oglądanie w mediach protestu (włącznie z głodówką) lekarzy rezydentów, więc zaproponował im, aby „pracowali dla idei, a nie dla pieniędzy”. Takie złote myśli przychodzą do głowy temu człowiekowi.

Teraz też wygłosił „złotą myśl” w stosunku do protestujących niepełnosprawnych – „najwyższa pora”, by demonstrujące rodziny „poszły do domów” – stwierdził.

W czym problem? Mateusz Morawiecki, a za nim minister od rodziny Elżbieta Rafalska, przedstawili w swoim stylu – nazywam podobne krętactwa mamieniem za pomocą epidiaskopu – mapę drogową, która wyznacza kolejność spełnienia jakoby postulatów protestujących niepełnosprawnych. Przez nieszczęsnego premiera nałożona zostanie danina podatkowa na najbogatszych, nazywana – kolejny omam językowy – daniną solidarnościową. Chwyt komuszy, kiedyś zmetaforyzowany przez ministra minionego reżimu Zdzisława Krasińskiego jako „chrupiące bułeczki”. Bułeczki Morawieckiego nie załatwiają problemu, bowiem hamują rozwój najbardziej przedsiębiorczych.

Mapa drogowa przez niepełnosprawnych została potraktowana jak bezdroże, ślepa uliczka, bo nie spełnia podstawowego postulatu – 500 zł na życie osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji od urodzenia lub wczesnego dzieciństwa. Ani Morawiecki, ani Rafalska nie podejmują dialogu z protestującymi niepełnosprawnymi. Dlaczego? Boją się, gdyż pisowskie oszustwa zostałyby zdemaskowane w konfrontacji. Pisowscy politycy to uciekinierzy, boją się debaty, jak diabeł święconej wody, w tym są po prostu Belzebubami.

Niepełnosprawni nie chcą być wyślizgani, jak wspomniani lekarze rezydenci. Karczewski chciałby niepełnosprawnych przegnać do Rady Dialogu Społecznego. Tam zostali wyproszeni po swoim proteście lekarze rezydenci i mają to, co mają. Przez trzy miesiące nikt z nimi się nie kontaktował ani nie konsultował. Przygotowany został przez Ministerstwo Zdrowia projekt ustawy, który przez rzecznika prasowego Porozumienia Rezydentów Marcina Sobotkę jest opisywany: – „Zamiast reformować system zdrowotny, minister zdrowia chce wprowadzić przepisy pracy niewolniczej”.Lekarze rezydenci uważają, że „projekt ustawy to jednostronne złamanie porozumienia”. Rozważają „wszystkie opcje – łącznie z powrotem do jakiejś formy protestu”.

A jak władze pisowskie postępują z niepełnosprawnymi? Jeszcze gorzej. Morawiecki ucieka od nich, jego zachowanie pokazało, iż gardzi niepełnosprawnymi. Otóż taki dialog tchórzy prowadzi „dojna zmiana” ze społeczeństwem. Gdyby do protestu niepełnosprawnych dołączyli lekarze, przynajmniej moglibyśmy nie bać się o kondycję tych pierwszych. W pisowskiej Polsce wszystko jest możliwe i taki absurdalny scenariusz może się ziścić.

Szef MSWiA Joachim Brudziński w końcu zdefiniował swoją rolę jako ministra nadzorującego policję – będzie polował na „debila”. Ciekawe zajęcie. Otóż w piątek szpital przy ulicy Szaserów został zablokowany przez policję, bo (cyt. tweeta Brudzińskiego): – „Debil, który dwukrotnie zgłaszał policji fałszywy alarm bombowy być może był inspirowany takim barbarzyńskim hejtem, jaki jest kierowany pod adresem PJK (prezesa Jarosława Kaczyńskiego) przez polityków opozycji i dziennikarzy”.

Wicie, rozumicie. Jakiś dowcipniś zatelefonował, że bombę podłożono w szpitalu, a policja wpadła w panikę, dziennikarze – w tym i ja – mieli ubaw, iż trzęsą się im portki, bo nie wiedzą, co zrobić z tym fantem. I wcale nie chodzi o szpital, ale o prezesa, który zachorował na kolano.

Brudziński znany z tego, że jest damą do towarzystwa dla prezesa. Gdzie Kaczyński pojedzie, tam Brudziński mu towarzyszy. Anglosaski obyczaj przeniesiony na pisowski grunt. Mogło być tak, iż Brudziński siedział przy łóżku prezesa i „debil” naruszył mu spokój towarzyszenia swemu panu. Teraz go chce go ścigać.

Alarmy bombowe są tak stare jak telefony, czyli zawinił wynalazca tego urządzenia Graham Bell. W latach 90., gdy Polska uzyskała suwerenność, telefony z informacją, iż podłożono bombę, były tak powszechne, jak wagary uczniów. To właśnie oni, chcąc oddalić jakąś klasówkę, informowali o podłożeniu bomby.

W tym wypadku może być jeszcze inne wytłumaczenie – świetnie opisane w literaturze. Sami zainteresowani akcją mogli zainicjować alarm bombowy. Opisuje to Joseph Conrad w „Tajnym agencie” i Sławomir Mrożek w „Policji”.

Nie chcę nazywać policji „debilami”, ale przeczytajcie inne tweety Brudzińskiego: – „Totalni tłiterowicze oburzeni słowem „debil” które użyłem pod adresem DEBILA! Który swoimi telefonami naraził wielu pacjentów szpitala na niebezpieczeństwo utraty życia. Kierujcie swoje oburzenie w inną stronę, bo ja nie tylko podtrzymuję, że ta kreatura jest DEBILEM ale obiecuję, że dołożę jako szef MSWiA wszelkich starań aby policja i inne służby namierzyli jak najszybciej tę osobę. Mam nadzieję, że prokuratura postara się, aby sąd mógł ukarać tę kreaturę, tak surowo, jak tylko pozwala na to obowiązujące prawo”.

Co ma tutaj do rzeczy określenie „totalni”, może wiedzieć tylko Brudziński. Nie radzi sobie z prostym prowokacyjnym telefonem „debila”, więc w stylu swej totalnej bezradności zwala na innych. Język Brudzińskiego dyskwalifikuje go jako poważną osobę. W polityce dał się poznać tym, że towarzyszy prezesowi i niczym innym. To jest – używając jego języka w stylu mrożkowskim bądź Barei – totalny nieudacznik. Tak! Brudziński jest totalnie bezradny jako minister i bezradny wobec nazywania problemów. Owe tweety świadczą o jego negatywnej totalności.

Wiemy już, że policja walczy z „debilami”. Wobec tego jak nazwać tych, którzy bez telefonu o alarmie wkroczyli na teren Uniwersytetu Szczecińskiego, bo tam odbywała się konferencja naukowa poświęcona filozofii Karola Marksa. Jakby ktoś nie wiedział, kto to – wyjaśniam. Marks to jeden z najwybitniejszych filozofów w dziejach ludzkości, kontynuator myśli Platona i Hegla.

Czy idąc śladami semantycznymi Brudzińskiego, można stwierdzić, że policja to „debile”? Acz Brudziński przeprosił rektora uniwersytetu, to wszak wiadomo, że policja wkroczyła na polecenie prokuratury, która z kolei jest zawiadywana przez prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę.

Mając do czynienia z takimi postaciami, jak Brudziński i Ziobro trzeba używać łopatologii. Leszka Millera, który niegdyś nazwał Ziobrę „zerem”, nie śmiałbym przewekslować, jak Brudziński innego prowokatora – na „debila”. Ale podsuwam Brudzińskiemu i Ziobrze rozwiązania już praktykowane w historii. Kto by sobie zawracał głowę książkami i nachodzeniem tych, którzy je czytają i interpretują – po prostu spalić je.

Zresztą polecam tym totalnym ministrom wybitny serial, który zaczyna emitować HBO – „451 stopni Fahrenheita” wg powieści Raya Bradbury’ego. Spalić, postraszyć debili. I jak to ujęli inni wspomniani przeze mnie wybitni Polacy (Conrad, Mrożek) znowu zapanuje spokój. Tak! – towarzysze pisowscy „wicie, rozumicie”.

32 lata temu rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban zapowiedział wysłanie bezdomnym w Nowym Jorku 5 tysięcy koców i śpiworów. Nie wiemy do dzisiaj, czy koce dotarły i na jaki adres zostały wysłane.

Ówczesna telewizja była usłużna wobec władzy, jak dzisiejsza. Działa ten sam mechanizm propagandy i manipulacji. Można dobitnie było się o tym przekonać w materiale „Wiadomości” TVP o Marszu Wolności, nie dość, że zaniżono ilość uczestników manifestacji opozycji, ale też wypowiedzi i charakterystykę osób przekłamano. Materiał TVP mógłby spokojnie być wyemitowany w podobnej telewizji – Russia Today (RT).

Szczególnie dotyczy to Wandy Traczyk-Stawskiej, uczestniczki Powstania Warszawskiego, która nie została wpuszczona do Sejmu, aby wesprzeć protestujących niepełnosprawnych, zajęła także głos podczas Marszu Wolności. Traczyk-Stawska upomniała się o niepełnosprawnych: „Przyszłam tu prosić, prosić o to, żebyście pamiętali, że najważniejszą sprawą jest to, żeby najsłabsi mieli pomoc z naszej strony”.

Dla pisowskiej Russia Today uczestniczka Powstania Warszawskiego została wykorzystana politycznie, jakoby „opozycja wykorzystała słabszych, by grać na uczuciach„, zaś protest niepełnosprawnych to sprawka opozycji: „Taki sam model działania widać podczas protestu osób niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie. Protest jest wspierany przez polityków opozycji, w nielegalnej okupacji gmachu Sejmu dostrzegli okazję do ataku na partię rządzącą i lansowania się przed wyborami”.

Stosunek mediów pisowskich i polityków PiS świetnie wczoraj scharakteryzował prof. Marcin Matczak porównując do postaci Edka w „Tangu Mrożka” ćwierćinteligenta z awansu, gbura i chama. Tak samo działają, tak samo traktują społeczeństwo, taki też podają chłam informacyjny.

Edkiem jest Mateusz Morawiecki, Edkiem w garniturze od Armaniego, który nie wstydzi się kłamać w oczy. Wczoraj na spotkaniu w Jędrzejowie bezwstydnie zrzucał winę na poprzedników: „W czasach rządów naszych poprzedników władza była silna dla słabych, a słaba wobec silnych – my chcemy dokładnie odwrotnie, dziś mogę powiedzieć, że nam się to udaje”.

„Udaje się”, bo protest „słabych” – niepełnosprawnych w Sejmie trwa od blisko miesiąca. Edek Morawiecki nie przejmuje się, że stosuje w stosunku do niepełnosprawnych siłę, ten gbur w garniturze od Armaniego chce ich przetrzymać, wykurzyć.

Urban zapowiedział wysłanie bezdomnym koców i śpiworów, dokładnie po 32 latach inny Edek – Morawiecki stosuje tę samą propagandową sztuczkę. Urban mógł nie znać adresu, Morawiecki ma niepełnosprawnych pod nosem w Sejmie przy Wiejskiej, ale Edek woli uciec do Jędrzejowa, czy innej miejscowości, aby nic nie zrobić na miejscu, nie podjąć dialogu, bo tak kazał mu prezes wszystkich pisowskich Edków.

Kolano Jarosława Kaczyńskiego zaprowadziło go do szpitala. Za kolanem prezesa poszła polityka, a w każdym razie sprawujący władzę. Media donoszą, że po błogosławieństwo przybywają do szpitala przy Szaserów wszystkie najważniejsze aktualnie osoby w państwie – z premierem Mateuszem Morawieckim włącznie.

Podobno też przybył na Szaserów prezydent Andrzej Duda, który w odległości 100 metrów od prezesa robił przegląd garnituru zębów, bo te ponoć go bolały. Interesująca może być ze względów sensacyjnej narracji odpowiedź na pytanie: jakimi kanałami Duda dostał się do prezesa, bo kolano Kaczyńskiego leży w innym budynku, a Duda otwierał buzię przed stomatologiem w jeszcze innym bloku.

Kaczyński w odgradzaniu się od społeczeństwa ma praktykę godną Kim Ir Sena czy też jego następcy Kim Dzong Una. Tysiące policjantów i setki metrów barierek chronią go na miesięcznicach, do Sejmu wchodzi w otoczeniu zgrai ochraniających osiłków, którzy kosztują przeszło milion zł rocznie. Klejnoty Korony Brytyjskiej nie mają takiej ochrony, o czym mogliśmy się przekonać w filmie z Jasiem Fasolą.

Obywatele RP wraz ze społeczeństwem obywatelskim wygrali na Krakowskim Przedmieściu, nie ma już barierek i tysięcy policjantów podczas miesięcznicy. Właśnie funkcjonariusze przenieśli się na Szaserów.

Pisowski marszałek Kuchciński, przepraszam za słowo, jest tylko obszczymurkiem. Taka jego mentalność i stan umysłu

Marszałek Sejmu Kuchciński (Marek) nałożył karę finansową na posła Platformy Obywatelskiej Sławomira Nitrasa.

Przez 3 miesiące Nitras będzie miał zabierane pół pensji poselskiej.

Jak nazwać tego intelektualnego mamrota Kuchcińskiego?

Tylko – obszczymurkiem.

Przecież jak mówi (czyta najczęściej z kartki) to mamrocze, na jego widok przeciętnie wrażliwy człowiek dostaje cofki.

To jest zastraszanie opozycji.

Szef klubu PO Sławomir Neumann nazywa ów standard białoruską metodą.

Dobrze, że mamy takich odważnych posłów jak Nitras.

Takie potraktowanie, grozi nam wszystkim. Pisowcy to niedorobieni Polacy – sznytu sowieckiego – nie dostali żadnych przymiotów – talentu, intekletu, urody – ich przedstawicielem jest tenże obszczymurek Kuchciński.

Przecież to wstyd, że toto Kuchciński łazi po ziemi polskiej.

Moi przodkowie płazowaliby takiego Kuchcińskiego i w dybach odesłali do Ruskich.

Ukarać Kaczyńskiego! Domagają się posłowie PO od Kuchcińskiego

Politycy Platformy Obywatelskiej zostali ukarani finansowo przez marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. Domagają się więc ukarania Jarosława Kaczyńskiego, który najczęściej łamie regulamin Sejmu.

Mówił o tym Sławomir Nitras:

To wniosek klubu PO, który dzisiaj zostanie skierowany do marszałka Kuchcińskiego w związku z zachowaniem posła Kaczyńskiego. W tej kadencji Sejmu Kaczyński jest posłem, który najczęściej w sposób niezgodny z regulaminem zabiera głos. Kaczyński w tej kadencji 16 razy głos w Sejmie, z czego 8 razy zrobił to w sposób niezgodny z regulaminem Sejmu. Domagamy się od marszałka Kuchcińskiego symetrii. Domagamy się tego, żeby na podstawie tych samych przepisów, na podstawie których ukarał nas, ukarał Kaczyńskiego. To jedyny dowód w jaki może nam udowodnić, że w sposób bezstronny, obiektywny, traktując równo wszystkich posłów prowadzi obrady Sejmu. Jeżeli tego nie zrobi, to będzie dla nas dowód na to, że jest stronniczym marszałkiem, łamie regulamin Sejmu i będziemy wnioskować o ukaranie marszałka Kuchcińskiego. Posłów wolno karać, ale my mamy też prawo żądać karania osób, które w sposób ewidentny łamią prawo”.

Szef klubu parlamentarnego PO Sławomir Neumann zapewnił, że PiS nie złamie opozycji:

Panie Marszałku Kuchciński, pan nas nie wystraszy. Może pan nas karać, ale nie zamknie pan opozycji ust i Platformie”.

Nitras na trybunie sejmowej:

„Nie jesteście pierwszym reżimem, który karze Henrykę Krzywonos!”

Konstytucja wg PiS – wola prezesa

Marszałek Sejmu Marek Kuchciński chiał być akuratny. Przez internautów został potraktowany tak, jak zasługuje.

Konstytucją PiS jest wola prezesa.

Szydło i inne pisowskie obalone umysły

Wg Beaty Szydło demokrata chciałby nieproceduralnie obalić rząd.

Ta kobieta jest premierem rządu RP – co jest samo w sobie wstydem – była powiedzieć dla tygodnika „wSieci” (często nazywanego szczujnią – bo to szczujnia), iż Tusk „chciał obalić nasz rząd”.

W jaki sposób?

Szydło ma obalony umysł. Nie trzeba tego udowadniać, wystarczy tę panią posłuchać, ma typową logoreę, plecie, co jej ślina na język przyniesie.

Słynny poseł Michał Szczerba – analogicznie jak na Radziwiłła „Panie Kochanku” – na niego winno się mówić Szczerba „Panie Kochany” złożył skargę do Trybunału w Strasburgu.

Słusznie! Bo to kwestia nie tylko bezprawnego wykluczania z izby przedstawicielskiej przez marszałka Kuchcińskiego, ale pozbawianie posłów pensji. Kuchciński na polecenie Kaczyńskiego ukarał pieniężnie posłów Platformy Obywatelskiej.

Mamrot Kuchciński nie nadaje się nawet na stróża nocnego, ani na klozetowego, bo ukradliby mu łańcuszek od spłuczki, albo klapę. Taki to niedołęga.