Wawel, 19.02.2017

 

Bartosz T. Wieliński

Żałosne występy w Monachium

19 lutego 2017
Witold Waszczykowski na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium

Witold Waszczykowski na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium (Image source: MSC / Koerner)

Politycy PiS nie chcą zrozumieć, że państwo traci, gdy polityka zagraniczna jest tylko pochodną krajowej. A gdy rozgrywają wewnętrzne interesy w międzynarodowych gremiach, stają się śmieszni.

W 2007 r. rząd PiS zbojkotował konferencję bezpieczeństwa w Monachium, gdy Władimir Putin groził Zachodowi zimną wojną. – Gdyby tam był Jarosław Kaczyński, to mogłoby dojść do rękoczynów z Putinem – tłumaczył absencję ówczesnego premiera Marek Kuchciński. Coś w tych słowach było proroczego, bo w tym roku, gdy politycy PiS stawili się w Monachium silną grupą, emocje sięgnęły zenitu.

Szef MSZ Witold Waszczykowski ściął się publicznie z wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Fransem Timmermansem – Holendrem znienawidzonym przez „dobrą zmianę” za to, że nadzoruje procedurę monitorowania praworządności w Polsce.

Do Monachium od pół wieku najważniejsi politycy, dyplomaci i eksperci przyjeżdżają dyskutować o bezpieczeństwie zachodniego świata. W tym roku ta kwestia jest paląca. Nie wiadomo bowiem, czy Ameryka pod rządami prezydenta Trumpa nie wycofa się z Europy.

Co miał o tym do powiedzenia minister obrony Antoni Macierewicz? Ano tyle, że „zamach” w Smoleńsku był etapem rosyjskiej agresji, tak jak wojna w Gruzji czy aneksja Krymu. Wcześniej wzywał NATO, by pomogło wyjaśnić, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r., choć Sojusz przyczyn katastrof lotniczych nie bada.

Politykę zagraniczną nieustannie miesza z wewnętrzną Jarosław Kaczyński. Trafił ostatnio na nagłówki gazet, gdy okazało się, że straszył Angelę Merkel podczas jej wizyty w Warszawie możliwym żądaniem ekstradycji Donalda Tuska. Merkel chciałaby, by przewodniczący Rady Europejskiej pozostał na tym stanowisku następne dwa i pół roku. Kaczyński zaś widzi Tuska przywożonego do Warszawy w kajdankach wojskowym samolotem…

Kaczyński nie jest pierwszym przywódcą partyjnym, który lekceważy dyplomację. Co do występów szefa MON – szkoda słów. Ale rolą ministra spraw zagranicznych jest dbać o reputację kraju, dyplomatycznie zacierać złe wrażenie. Waszczykowski tego nie potrafi. Gdyby w piątek trzymał nerwy na wodzy, nie myślał o tym, jak wypadnie w „Wiadomościach” TVP, czy o tym, co powie Kaczyński. Gdyby zachował się jak dyplomata.

Timmermans jakby tylko czekał na okazję. Podczas dyskusji z Waszczykowskim wspomniał październikowy strajk kobiet w Polsce, mówił o niezależności sędziów. Gdy polski minister wypomniał mu brak sądu konstytucyjnego w Holandii (funkcję tę pełni tam rada państwa), z uśmiechem odpowiedział, że skoro polska konstytucja przewiduje trybunał, to rząd nie powinien go niszczyć. Skrytykował też obraźliwe i nierzeczowe odpowiedzi polskiego rządu na zalecenia Komisji Weneckiej.

A gdy Waszczykowski prosił, by pozwolić Polakom przestrzegać ich konstytucji, „a nie waszej wizji konstytucji”, Timmermans odparł, że niczego innego od Polski i dla Polski nie chce.

Spektakl ten przypomniał siedzącym na sali głowom państw, szefom rządów, ministrom, na czym polega spór między Unią a rządem PiS i jakie skutki może mieć dla Europy. I że ten trwający od roku konflikt trzeba wreszcie rozwiązać.

 

wyborcza.pl

 

aajgom

roman-giertych

roman-giertych-2

 

 

magdalena-sroda

Duda spotkał się z McCainem, bo wiceprezydent Pence go zignorował. Siemoniak: Zaczynamy grać w drugiej lidze

19.02.2017

W Monachium trwa 53. Konferencja Bezpieczeństwa, na której pojawił się i prezydent Andrzej Duda. Spotkał się tam m.in. z senatorem Johnem McCaina, ale już nie z wiceprezydentem USA Mike’m Pencem. Według byłego szefa MON Tomasza Siemoniaka, pokazuje to, że polski rząd przestaje się liczyć na światowych salonach.

– Aż tak wielu prezydentów w Monachium nie było, żeby takiego spotkania nie zorganizować – mówił w TVN24BIS Siemoniak. – Co gorsze, również nie doszło do spotkania ministra obrony Antoniego Macierewicza z nowym sekretarzem obrony USA – ani w Brukseli, ani w Monachium. To oznacza, że zaczynamy grać w drugiej lidze – brzmiała ocena polityka.

 

Były minister dla poparcia swojej tezy użył porównania, które raczej nie spodoba się partii rządzącej. – Ja pamiętam 2012 rok, tę samą konferencję w Monachium, prezydenta Bronisława Komorowskiego, który był głównym gościem. Dziś jesteśmy w panelu obok innych polityków, widzieliśmy tutaj prezydenta Dudę, a szczytem marzeń jest, jak widać, spotkanie z senatorem McCainem – ironizował.

 

Mimo szacunku, jakim darzy Amerykanina, Siemoniak sądzi, że nie warto „robić wielkiego halo” z jego spotkania z Dudą. I to mimo tego, że chodzi właśnie o McCaina, darzącego Polskę dużą sympatią. Na pytanie, co sądzi o zdaniu senatora, iż Polska może być poddawana presji Moskwy, odpowiedział, że to „żadna nowa wiadomość”. – Właściwie od 300 lat Polska jest poddawana takiej presji – stwierdził. – Ale te słowa oznaczają, że John McCain obawia się jakiegoś nowego etapu w tej presji, że kończy się taki czas względnego spokoju – dodał poprzednik Macierewicza.

źródło: tvn24bis.pl

wiceprezydent

naTemat.pl

NIEDZIELA, 19 LUTEGO 2017

12:35

Sowa pisze list do Szydło i apeluje, aby jej zeznania były sprawą publiczną 

Premier jest – jeśli nie jedynym – to na pewno najważniejszym świadkiem tego zdarzenia i jej zeznania będą kluczowe dla roztrzygnięcia i wyjaśnienia całej sprawy. Dlatego apeluję do pani premier, aby te zeznania były sprawą publiczną. Opinia publiczna ma prawo wiedzieć, jakie jest zdanie premier w kwestii tego, czy kolumna rządowa jechała na sygnałach świetlnych i dźwiękowych – mówił Marek Sowa na konferencji przed KPRM.

Jak poinformował poseł Nowoczesnej, w piątek skierował list, który jest komentarzem do listu premier Szydło do Sebastiana. Ryszard Petru dodał, że to apel do premier, aby stała się świadkiem w sprawie tego wypadku i o to apeluje właśnie poseł Sowa. Nowoczesna apeluje też do ministra Błaszczaka, aby wyłączył się z całej sprawy.

W piątek do @BeataSzydlo skierowałem list, który jest komentarzem do listu PBS do Sebastiana. @bbudka@RyszardPetru

12:27

Petru: Będziemy oczekiwali od premier większego zaangażowania w wyjaśnienie przyczyn wypadku

Będziemy oczekiwali od premier większego zaangażowania lub aktywnego zaangażowania w wyjaśnienie przyczyn wypadku (…) Chciałem zwrócić uwagę, że w przypadku tego wypadku mamy do czynienia z serią kłamstw, a nie faktów. Nie jechali na sygnale, kiedy Błaszczak mówi, że jechali. Sebastian nie był przebadany, kiedy mówią, że był. Mamy do czynienia z sytuacją, w której prędkość samochodu była znacznie wyższa od tego, który sugerują nam politycy PiS. To wszystko powoduje, że mamy do czynienia z serią kłamstw, a nie prawd i dla dobra RP, ale również obywateli, który  czują się pokrzywdzeni w starciu z państwem, potrzebne jest bardzo dokładne wyjaśnienie tej kwestii – mówił Ryszard Petru na konferencji przed KPRM.

300polityka.pl

Paweł Wroński

Macierewicza opowieści spod wirnika, czyli „to nigdy nie było aktualne”

19 lutego 2017

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta)

W poniedziałek minister Antoni Macierewicz ma ogłosić przetarg na zakup 16 śmigłowców dla polskiej armii. Osiem ma zostać przeznaczonych dla sił specjalnych, osiem dla Marynarki Wojennej. Prześledźmy, co do tej pory mówił na ten temat.

* 10 października został zerwany kontrakt na 50 śmigłowców H225M Caracal firmy Airbus. Pierwszych 16 tych maszyn miało wylądować w Polsce w 2017 r.

Szef MON natychmiast pojechał do zakładów Sikorsky w Mielcu i na tle śmigłowców Black Hawk ogłosił: „Mam nadzieję, że tymi śmigłowcami będą latały polskie siły specjalne”, bo jeśli rozmowy uzyskają zwieńczenie, „to w tym roku pierwsze śmigłowce pozwalające na realizację ćwiczeń zostaną dostarczone”.

* 11 października precyzował, że w 2016 r. będą dwa śmigłowce, w 2017 r. – osiem, a potem – 11; dodał, że chodzi o śmigłowce z Mielca.

* 16 października w TV Trwam zapowiedział budowę polsko-ukraińskiego śmigłowca dla armii krajów Europy Środkowej.

* 18 października Beata Perkowska z MON informowała, że do rozmów w sprawie śmigłowca zaproszono zakłady z Mielca, Świdnika oraz koncern Airbus.

* 8 listopada Macierewicz stwierdził, że jego oferta tylko dla Mielca „nigdy nie była aktualna”.

* 21 listopada stwierdził jednak, że pierwsze śmigłowce (Black Hawk) będą dostarczone wojskom specjalnym do końca roku.

* 10 stycznia br. Bartłomiej Misiewicz oświadczył, że dostawa dwóch pierwszych maszyn do prób i szkolenia opóźnia się z przyczyn niezależnych: „Okres świąteczny, to chwilowe przesunięcie. Jesteśmy w trakcie kończenia koncepcji offsetowej. Nie chcemy, by było to robione jak za poprzedników, gdy uniemożliwiono producentom mającym zakłady w Polsce stanięcie do przetargu na równych zasadach”.

Kolejny termin? „Styczeń, maksymalnie przełom stycznia i lutego”.

* 18 stycznia minister przedstawił kolejną wersję: „Pierwsze dwa śmigłowce na przełomie stycznia i lutego zostaną dostarczone polskim siłom specjalnym. Co do pozostałych, czyli 14 śmigłowców, które zostaną nabyte w tym roku, jesteśmy w trakcie wybierania oferty od trzech przedsiębiorców, którzy zgłosili się do tego konkursu, tzn. od Mielca, od Świdnika i od Airbusa”.

* 9 lutego: „Właśnie przed chwilą, gdy wchodziłem, powiedziano mi, że najpóźniej będzie to marzec tego roku” [co oznacza następny miesiąc opóźnienia].

Ogłoszenie przetargu oznacza, że armia nie dostanie nowych kilkunastu śmigłowców w tym roku. Żaden polski zakład nie zdoła ich bowiem wyprodukować, a to jest warunek ministra. Chyba że Macierewicz kupi przygotowane przez Airbusa dla Polski caracale?

Zobacz też: Co tak naprawdę Antoni Macierewicz ustalił z NATO?

 

macierewicza

wyborcza.pl

 

Wyciekła notatka, w której Bruksela niepokoi się o imigrantów z UE po Brexicie. Co z Polakami?

Maciej Czarnecki, 19 lutego 2017

Brexit

Brexit (JON NAZCA / REUTERS / REUTERS)

Po przymknięciu granic Londynowi będzie trudno odróżnić „nowych” imigrantów od „starych” – ostrzega notatka komisji Parlamentu Europejskiego, do której dotarł „The Observer”.

Rząd Theresy May nie zagwarantował jeszcze praw 3,3 mln imigrantów z UE mieszkających na Wyspach (w tym ok. milionowi Polaków), ale komentatorzy spodziewają się, że rychło to uczyni. Prawdopodobnie ogłosi datę graniczną: ci, którzy przyjechali wcześniej, mogą zostać, „nowych” czekają ograniczenia.

Niestety, Londyn może mieć problem z oddzieleniem jednych od drugich. Taką ocenę zawiera dokument komisji europarlamentu ds. zatrudnienia, do którego dotarł „The Observer”. Wielka Brytania nie prowadzi rejestrów pokazujących, kto kiedy wjeżdża do kraju i wyjeżdża z niego.

W praktyce ustalenie, który z obywateli 27 państw UE rezydował legalnie w Zjednoczonym Królestwie przed Brexitem, byłoby trudne – czytamy w notatce

Zdaniem jej autorów, gdyby wszyscy tacy przybysze zgłosili się do brytyjskich urzędów, te zostałyby przytłoczone pracą.

To samo wynika z wyliczeń Migration Observatory na Uniwersytecie w Oksfordzie. Otóż rozpatrzenie spraw w obecnym tempie zajęłoby… 140 lat. Formularz wniosku o tzw. stałą rezydenturę liczy 85 stron i zawiera pytania m.in. o dane podatkowe z ostatnich pięciu lat i wszystkie wyjazdy z kraju od zamieszkania na Wyspach.

Urzędnicy już mają więcej pracy, bo od referendum z 23 czerwca liczba wniosków wzrosła niemal o 50 proc. Jest jasne, że rząd będzie musiał stworzyć nowy, prostszy system. Jaki – jeszcze nie wiadomo.

W połowie grudnia Helena Kennedy, przewodnicząca podkomisji ds. sprawiedliwości w UE w Izbie Lordów, zasugerowała, by imigranci zaczęli przygotowywać teczki z dokumentami poświadczającymi, że żyli na Wyspach przed czerwcowym referendum, np. rachunkami, umowami najmu lub aktami własności domu, papierami z pracy. Taka sugestia nie znalazła się jednak w oficjalnym raporcie komisji. Tym bardziej nie jest projektem rządu.

– Nasza rola nie polega na dawaniu ludziom wskazówek, co należy zrobić. Ale jeśli ktoś planuje pozostanie na Wyspach, powinien się upewnić, że będzie to możliwe – powiedział „Wyborczej” Robert McNeil z Migration Observatory. – W tym świetle gromadzenie dowodów na to, że było się w kraju od jakiegoś czasu, wydaje się sensowne. Nie wiemy jednak, jaka dokumentacja będzie potrzebna. Z jakimi przeszkodami będzie trzeba sobie poradzić? W przypadku stałej rezydentury istnieje np. mało znane wymaganie, by osoby niepracujące, np. studenci, mieli przez dany okres kompleksowe ubezpieczenie zdrowotne. Jeśli rząd będzie się trzymał tego warunku, wykluczy większą liczbę osób. Pytanie, na ile będzie trzymał się obietnicy ograniczenia migracji.

Komentatorzy spodziewają się, że kwestia praw imigrantów z Unii będzie jedną z pierwszych, jakie poruszą Londyn i Bruksela w negocjacjach. Te rozpoczną się po uruchomieniu przez Wielką Brytanię art. 50 traktatu o UE. May zapowiedziała, że uczyni to przed końcem marca(prawdopodobnie na szczycie UE 9-10 marca). Zagwarantowanie praw unijnym imigrantom uzależnia od zagwarantowania praw Brytyjczykom w innych krajach Europy.

W piątek były laburzystowski premier Wielkiej Brytanii Tony Blair wezwał do próby odkręcenia Brexitu. Znajdujący się obecnie na obrzeżach wielkiej polityki Blair podkreślił, że ludzie zagłosowali za wyjściem z Unii, nie znając warunków rozwodu. Teraz mają prawo zmienić zdanie. May powtarza jednak, że „Brexit znaczy Brexit”.

Zobacz też: Będzie twardy Brexit. Theresa May ujawniła szczegóły

 

wyciekla

wyborcza.pl

Kownacki: W poniedziałek MON ogłosi pierwszy przetarg na śmigłowce

look, pap, 19 lutego 2017

Bartosz Kownacki

Bartosz Kownacki (Sławomir Kamiński / AG)

W najbliższy poniedziałek zostanie ogłoszony przetarg na zakup 16 śmigłowców dla wojsk specjalnych. A potem kolejny przetarg na śmigłowce transportowe – poinformował wiceszef MON Bartosz Kownacki.

Zastępca Antoniego Macierewicza mówił o śmigłowcach w niedzielnym „Śniadaniu Radia Zet”. Sprecyzował, że w przetargu, który zostanie ogłoszony w poniedziałek, chodzi o 16 śmigłowców dla wojsk specjalnych, a także do zwalczania okrętów podwodnych. Zapowiedział, że więcej szczegółów zostanie ujawnione jutro.

– Nasi poprzednicy nie potrafili przez pięć lat po katastrofie smoleńskiej kupić samolotu. Przez osiem lat kupowali śmigłowce. A nam udało się w ciągu 90 dni przygotować przetarg. To ogromna praca ministra i pracowników ministerstwa – mówił Kownacki.

– Nie byłoby to potrzebne, gdybyście sami nie unieważnili przetargu – przypominali Kownackiemu politycy opozycji.

Zobacz też: I kto tu rządzi: „Będą oświadczenia wszystkich osób, które brały udział w posiedzeniu”. Wiceszef MON ujawnia w rozmowie z Justyną Dobrosz-Oracz, jak PiS spróbuje uciąć dyskusje o kworum

O śmigłowcach dla służb specjalnych MON mówi od października, gdy rząd zerwał rozmowy z koncernem Airbus na dostawę 50 helikopterów Caracal (wybrał je dla polskiej armii jeszcze rząd PO-PSL). PiS przekonywał, że Francuzi nie chcieli zaoferować Polsce korzystnego offsetu. Airbus stanowczo temu zaprzeczył.

Od tego czasu Antoni Macierewicz snuł rozmaite wizje zamienników caracali. Opowiadał o pomyśle produkcji wspólnego helikoptera z Ukrainą. Zapowiadał, że jeszcze w 2016 r. Polska kupi amerykańskie śmigłowce Black Hawk. Do dzisiaj się to nie udało.

W sobotę podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium Macierewicz mówił, że już niedługo zaczną spływać oferty na 16 śmigłowców. Obiecywał także, że wojsku dodatkowo zostaną przekazane dwa śmigłowce do ćwiczeń.

– Potwierdzam determinację, aby pierwsze dwa zostały dostarczone do sił specjalnych w najbliższym czasie – mówił w sobotę. Dopytywany nie chciał mówić o szczegółach.

W niedzielę wiceminister Kownacki mówił, że teraz resort obrony przyjął przy ogłaszaniu przetargów na śmigłowce „zupełnie inną filozofię”. – Oddzielnie ogłoszony będzie przetarg na śmigłowce specjalistyczne, a oddzielnie na śmigłowce transportowe. Pierwszy w poniedziałek, a potem oddzielne postępowanie – mówił.

wiceminister

wyborcza.pl

Marcin Wicha

Kraj w potrzebie, wezwijcie fotografa! [WICHA]

18 lutego 2017

Rafal Oleksiewicz/REPORTER / REPORTER

Tu fałszerstwo. Tam montaż. Płomienie wzięte z teledysku. Ruiny ukradzione z innej wojny. Codziennie atakują nas kolejne obrazy, natychmiast są demaskowane – i nikomu to nie przeszkadza

Zdjęcie pojawiło się na portalach społecznościowych, błysnęło w telewizji i zakończyło rajd na stronach nobliwych tygodników. Wszędzie wywołało eksplozje śmiechu. Co drugi użytkownik internetu zmajstrował mema lub dorzucił jakiś jadowity komentarz.

A przecież była to, w gruncie rzeczy, całkiem udana fotografia. Wysoko w teatralnej loży siedział prezes. Wokół prężyli się współpracownicy i uczniowie. Wszystkie oczy patrzyły na wodza. Wszystkie twarze radosne, wszystkie dłonie złożone – trudno powiedzieć – do oklasków czy modlitwy.

Zobacz też: „Wspomniał pan prezes o karaniu wicemarszałków”. Co chciał uzyskać Kaczyński od Kukiza?

Osiowa kompozycja. Teatralne pozy. Różowa poświata. Można pomyśleć, że patrzymy na barokowy fresk. Świętych obcowanie lub radę polityczną aniołów.

To znane zjawisko: ludzie władzy pięknieją. Nie tylko za sprawą makijażu, pudru, pierwszorzędnej obsługi stomatologicznej i eleganckich garniturów. Ludzi władzy rozświetla wewnętrzny blask. Spokojna pewność. Świat przyznał im rację. Świat jest sprawiedliwy.

Wyborcy na dłuższą metę nigdy nie zaakceptują takiej opinii. Dlatego lepiej się z nią nie afiszować. Trzeba narzekać, rozpamiętywać krzywdy, żalić się na okrucieństwo opozycji i mediów. Ale to na nic. Oczy władzy lśnią, włosy błyszczą, a okulary rzucają triumfalne bliki. Wystarczy ukryć w mroku nadmiar podbródków i wezwać fotografa, a efekt będzie spektakularny.

Zdjęcie z gali było piękne, a jakoś nikt nie potraktował go poważnie. Czy styl okazał się nazbyt kiczowaty? Ubóstwienie przesadne? W dziedzinie pochlebstw trudno dziś przesadzić, a rządowa publicystyka zazwyczaj nie obawia się śmieszności.

Myślę, że przyczyna porażki leży gdzie indziej. Nie chodzi o stosunek do rządu. Sprawa jest poważniejsza: przestaliśmy szanować zdjęcia. Fotografie stały się wyzwalaczem ironii.

Pamiętam obrazki w naszych podręcznikach historii. Malarstwo batalistyczne, drzeworyty, jakiś portret zmyślony przez Matejkę. Dopiero na końcu, tuż przed wakacjami, pojawiały się zdjęcia. Wielka Trójka w Jałcie (Roosevelt troskliwie okryty pelerynką), grzyb atomowy, chuderlawy mężczyzna w lenonkach czyta Manifest Lipcowy.

Czasem starszy kolega, poprzedni właściciel książki, dorysował Rooseveltowi dymek („Trza nam piwa i dziewuch”) lub nabazgrał brzydkie słowo na płachcie manifestu.

„Aparat nie kłamie” – powiadano w dawnych czasach. Jeszcze dzisiaj wydawca książki historycznej, powieści podróżniczej lub reportażu nalega, żeby na okładce umieścić fotografię. Wszystko jedno. Niech będzie fota z banku zdjęć lub kadr ze starego filmu. W ostateczności można opłacić sesję fotograficzną – temat: bohaterska partyzantka z nienagannym makijażem i berecikiem na włosach.

Oczywiście zdjęciami manipulowano od zawsze, od pierwszego naciśnięcia migawki. Aranżowano, kadrowano, retuszowano, fałszowano na tysiąc sposobów. A jednak fotografia latami korzystała z kredytu zaufania i szacunku. – Tak było – zapewniała. – Właśnie tak.

Dopiero internet wyczerpał naszą cierpliwość. Może to kwestia ilości i tempa? Codziennie atakują nas kolejne obrazy – i niemal natychmiast są demaskowane. Tu fałszerstwo. Tam montaż. Płomienie wzięte z teledysku. Ruiny ukradzione z innej wojny.

Pod hasłem „Real is Beautiful” Litwini przygotowali ostatnio promocyjną kampanię swojego kraju. Wkrótce wyszło na jaw, że część opublikowanych pejzaży pochodziła z Finlandii i Słowacji. Departament turystyki próbował wyjaśniać, że to nie problem, bo wybrane zdjęcia miały tylko „komunikować emocje”.

To całkiem niezłe tłumaczenie. Ostatecznie przywykliśmy do tego, że hamburger lepiej wygląda na zdjęciu niż na talerzu. Nikt, może oprócz Michaela Douglasa, nie robi z tego afery. Na szybie przychodni naklejono kolorowe zdjęcia, ale pacjenci nie oczekują, że przyjmie ich model z Portugalii ubrany w zielony fartuch.

Gorzej, że granica między reklamą a informacją została zatarta. Domniemanie prawdziwości uchylono. Fotografia stała się tylko włącznikiem emocji. Wykrzyknikiem. Umownym znakiem wziętym z biblioteki motywów. Sposobem na zwrócenie uwagi i przypieczętowanie tezy.

Zdjęcie nagrodzone na tegorocznym World Press Photo przedstawia dramatyczną scenę, moment zabójstwa rosyjskiego ambasadora w Turcji. Reporter ryzykował życie, a mimo to kadr przypomina perfekcyjnie skomponowaną reklamę lub artystyczną instalację. – To prawdziwe? – pytamy. – Bo wygląda jak z filmu.

Najgorsze, że to już nie robi różnicy. Dlatego internetowy mem nie ufa zdjęciom. Nie przywiązuje do nich wagi. Owszem, chętnie korzysta z fotografii, ale równie chętnie szydzi z tego, co pokazał. Radośnie wyrywa postać z kontekstu. Pokazuje, jak półnagi prezydent Putin dosiada obiektów latających. Gapowaty Travolta rozgląda się wokół: Gdzie ja jestem? Co ja tu robię?

Nie pomoże różowa poświata ani klasyczna kompozycja. Mem zawczasu ośmiesza wszelkie próby stania się ikoną. Nie jest łatwo o autorytet w czasach wizualnego cynizmu.

Marcin Wicha – grafik, autor książki „Jak przestałem kochać design”

to-znane

wyborcza.pl

Kaczyński na Wawelu, a tam: „Nekropolia nie dla PiS”. Brudzińskiemu puściły nerwy

jagor, PAP, 18.02.2017

Demonstracja pod Wawelem

Demonstracja pod Wawelem (Michał Łepecki)

• Prezes PiS przyjechał złożyć kwiaty na grobie Lecha i Marii Kaczyńskich
• Wjazdowi na wzgórze towarzyszyła demonstracja „przeciw upartyjnieniu Wawelu”
• Poseł Prawa i Sprawiedliwości nazwał demonstrantów „dziczą”

 

Każdego 18. dnia miesiąca – w miesięcznicę pogrzebu pary prezydenckiej – prezes Kaczyński odwiedza grób brata i bratowej. Pod Wawelem zebrało się w sobotę kilkadziesiąt osób. Przynieśli ze sobą tabliczki ze znakiem zakazu wjazdu i hasłami: „Nekropolia nie dla PiS-u”, „Stop upartyjnianiu Wawelu”, „Módl się prywatnie nie w blasku fleszy”. Skandowali: „Wawel królów, nie prezesów”, „Wawel wolny, nie PiS-owski”, „Modli się człowiek, a nie partia”, „Tu Jest Wawel, a nie Nowogrodzka”. Manifestujący – których od drogi na Wawel oddzielały barierki – nie próbowali zablokować wjazdu samochodów, wiozących m.in. prezesa PiS. Padły tylko okrzyki: „Będziesz siedzieć!”.

Dowiedz się więcej: 

O co chodzi organizatorom protestu?

– Jesteśmy tutaj, bo nie zgadzamy się na upolitycznienie Wzgórza Wawelskiego. Pan prezes Jarosław Kaczyński przyjeżdża na grób swojego brata i jego małżonki, ale robi to w sposób polityczny i widowiskowy, przyjeżdża razem z notablami partyjnymi, urządzając niejako partyjną szopkę. Temu się sprzeciwiamy – mówił Tomasz Puła, jeden z organizatorów protestu. Dodał, że krokiem do odpolitycznienia Wawelu byłaby likwidacja barierek, które są rozstawiane, gdy przyjeżdża prezes PiS. Jak podkreślił Puła, nie chodzi o zabronienie posłowi Kaczyńskiemu odwiedzania grobu brata, tylko „powinno się to odbywać w inny sposób”.

Brudzińskiemu puściły nerwy?

Wśród osób, które towarzyszył prezesowi PiS był m.in. wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński. Poseł Prawa i Sprawiedliwości nazwał demonstrantów „dziczą”. „Przyjechałem prywatnie razem z dziećmi pomodlić się na grobie Śp PLK ,#dzicz pod #Wawel poznała mnie i wyła widząc przestraszone dzieci.Przyjechałem prywatnie razem z dziećmi pomodlić się na grobie Śp PLK ,#dzicz pod #Wawel poznała mnie i wyła widząc przestraszone dzieci” – napisał na Twitterze poseł PiS.

joachim-brudzinski

Czego żądają sygnatariusze pisma do metropolity?

Podczas demonstracji zbierano podpisy pod listem do metropolity krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego. „Wzgórze Wawelskie i Wawelska Katedra są dla każdego Polaka świętością. Z niepokojem obserwujemy, jak to symboliczne dla Polski i drogie sercu każdego Polaka miejsce jest zawłaszczane przez jedną partię polityczną. Jest to kolejny krok w kierunku podziału społeczeństwa. Nie zgadzamy się na polityczne wykorzystywanie Wawelu” – napisali sygnatariusze.

Kto podpisał się po listem?

W piśmie znajduje się prośba do arcybiskupa o zaprzestanie organizowania na Wawelu uroczystości partyjnych pod pretekstem odwiedzin grobu pary prezydenckiej. List podpisali m.in. Michał Rusinek, Adam Zagajewski, prof. Jan Hartman, były działacz Solidarności Edward Nowak, Leszek Wójtowicz. „Wawel jest własnością całego narodu, a nie jednej partii, nawet tej, która wygrała wybory i sprawuje władzę” – podkreślili. Dokument ma zostać przekazany metropolicie krakowskiemu.

Zobacz także

kaczynski-na-wawelu

gazeta.pl

Timmermans walczy o państwo prawa w Polsce

Timmermans walczy o państwo prawa w Polsce

Nie PiS będzie płacić za wpadki (w istocie nie wpadki, a poglądy prezesa Kaczyńskiego) swoich polityków na arenie międzynarodowej. Zapłacimy za Mateusza Morawieckiego, czy za Witolda Waszczykowskiego. Dorzucą swoje Beata Szydło i Andrzej Duda, którzy nie są żadnymi samodzielnymi bytami politycznymi, ale emanacją prezesa.

Morawiecki robi karierę na Zachodzie ze swoim „prawo nie jest najważniejsze”, jest wpisywany na „prestiżową” listę postaci, którzy popisali się identycznymi stwierdzeniami. Niestety, są to tylko faszyści z Hansem Frankiem na czele. Niech nikt nie twierdzi, że to przypadek, bo determinacja, z jaką bronił bezprawia w rozmowie z Timem Sebastianem w Deutsche Welle, a przede wszystkim zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego i przymiarka do takiego samego zniszczenia niezależności sądownictwa, są wehikułem PiS do faszyzacji życia publicznego w kraju.

Musimy bić w bębny, w dzwony, w polityków opozycji, aby nie ustępowali pola zagrożeniu wewnątrz kraju, dla Polski zagrożeniem jest Jarosław Kaczyński i jego partia. Każdy dzień przybliża nas do reżimu, a tym samym do osamotnienia w Europie, a później nie muszę dopowiadać, jakie będą odzywki w Paryżu, czy w Londynie, iż „nie będą chcieli umierać za Gdańsk, Warszawę i Poznań”.

Przyjaciel Polski – wielki, nie boję się tak go określić – wiceszef Komisji Europejskiej, Frans Timmermans ponagla kraje członkowskie Unii Europejskiej, aby przyszły z pomocą w sporze o kontrowersyjną reformę wymiaru sprawiedliwości w Polsce.

Timmermans namawia wszystkie kraje, oprócz Niemiec, których relacje z Polską są obciążone historycznie. Pomóc Polsce – to znaczy postawić tamę zawłaszczania prawa przez PiS, aby obronić państwo prawa. Musimy sobie uświadomić, iż zniszczenie niezależności sądów, jest tożsame ze zniszczeniem opozycji. PiS będzie z każdym z nas mógł zrobić, co zechce. Najpierw zastraszyć, a jak to się nie uda, posadzić za kratami. Do tego sprowadzi się „reforma sądownictwa”.

Polska jest wypychana z reformującej się Unii Europejskiej, dosadnie przekonamy się już w połowie marca, gdy Komisja Europejska przedstawi „białą księgę” kierunków reform UE na najbliższą dekadę, która ma być wstępem do reformy instytucji unijnych i UE. Unia zmierza do ściślejszej integracji, a tym samym „różnych prędkości” dla poszczególnych krajów.

Niestety z pomysłami Ferdynanda Kiepskiego Kaczyńskiego znajdziemy się w ogonie unijnym wraz z Węgrami. A może jeszcze gorzej, bo głośno już jest wyrażana (choćby przez premiera Walonii Paula Magnette’a), iż po Brexicie winien nastąpić Polexit, Hunxit.

Potrzebna – jak nigdy dotąd – jest w kraju współpraca opozycji – elit politycznych i społeczeństwa obywatelskiego. Jeżeli teraz nie zadbamy o kraj i o siebie, za jakiś czas może być za późno, bo PiS skutecznie nas rozpirzy, skłóci, a niektórych posadzi.

Waldemar Mystkowski

timmermans

koduj24.pl