Pinior, 29.11.2016

 

Kleofas Wieniawa:

Pinior i Ziobro. Ten ostatni jest pchłą w stosunku do legendy opozycji

cba

Komuniści nie złamali w stanie wojennym Lecha Wałęsy, a robili najbardziej nieprzytomne podejścia. Nie złamali wobec tego narodu polskiego.

Czy teraz mieliby złamać Józefa Piniora? PiS zastosował swoją klasykę z lat 2005-07, wówczas ich dziełem – a konkrenie: Zbigniewa Ziobry – była „Barbara Blida”.

Czy teraz dzieło zwać się będzie „Józef Pinior”?

Raczej nie. Kto jego miałby zastraszyć? Ledwie władający umysłem Zbigniew Ziobro, albo Mariusz Kamiński, drugi intelektualny mamrot?

Chciałem napisać: „zmierzamy…” Nie, nie zmierzamy, już jesteśmy w podobnym miejscu, jak w komunie. Wówczas była dyktatura ciemniaków. Teraz jest dyktatura ciemnoty. Bo jak się ma ktoś taki jak Ziobro do np. wybitnych prawników Ćwiąkalskiego, bądź Rzeplińskiego, albo mamrot Mariusz Kamiński do tychże?

Kaberecik.

Zmetaforyzuję. Gdyby Pinior zaniedbał się na jakiś czas i dorobił pcheł, to Ziobro byłby pchłą, która skacze po Pinorze. I to jest ta sytuacja.

Cytat z Władka Frasyniuka tyczący Piniora:

„To żywa historia „Solidarności”, człowiek, który od 30 lat funkcjonował we Wrocławiu i nigdy nikogo nie poprosił o pomoc w zatrudnieniu, czy to administracji rządowej, czy samorządowej. A przypominam, że całe życie za nieduże przecież pieniądze pracował na Uniwersytecie Ekonomicznym. Przez cały okres naszej znajomości realizował swoją największą pasję – pochłanianie kolejnych książek. Jeśli więc Zbigniew Ziobro ogłosiłby, że z biblioteki miejskiej zniknęła jakaś książka, to mógłbym pomyśleć, że może jest coś na rzeczy i Józek może mieć z tym coś wspólnego.”

Więcej >>>

Płk Adam Mazguła apeluje do dowódców i żołnierzy

Płk Adam Mazguła - wzywa Wojsko Polskie

Atmosfera Dnia Podchorążego skłoniła – znanego z ostrych komentarzy na temat bieżącej sytuacji w Polsce – płk Adam Mazgułę do sformułowania listu otwartego do polskich żołnierzy. W rocznicę powstania listopadowego pułkownik zatroskany stanem polskiej armii pokazuje poważne analogie: wtedy, w 1830 r. też było wojsko – mówi. Polskie wojsko, tyle tylko, że dowodzone przez okupanta – w osobie księcia Konstantego. Tej armii żyło się komfortowo. Wojsko się bawiło. Jak teraz. Na ulicę musieli wyjść podchorążowie… Czy teraz to musi się powtórzyć? – pyta zdesperowany pułkownik. Poniżej publikujemy jego list otwarty:

Szef Sztabu Generalnego WP generał Mieczysław Gocuł,
Dowódca Generalny RSZ gen. broni Mirosław Różański,
Generałowie, Oficerowie, Podoficerowie i Żołnierze Wojska Polskiego!

Nocą 29 listopada 1830 roku słuchacze Szkoły Podchorążych Piechoty zdobyli Belweder, siedzibę rosyjskiego dowódcy polskiej armii – Wielkiego Księcia Konstantego. Rocznica tej nocy, która rozpoczęła Powstanie Listopadowe, obchodzona jest we wszystkich wojskowych uczelniach jako Dzień Podchorążego. Obchodzimy dzień chwały niepodległej ojczyzny i polskości. Dzień dumy, że nawet grupa podchorążych, niekoniecznie wysokich oficerów, może dać sygnał do niepodległego zrywu zrzucenia kajdan w drodze do wolności.

Dzisiaj sytuacja w Polsce wcale nie jest dobra. Władzę demokratycznie przejęła partia Prawo i Sprawiedliwość, która pod hasłem „dobrej zmiany” zdecydowała się na rewolucję w kraju. W ciągu zaledwie roku, pod hasłami reformy, dokonano zamachu na wolności i prawa obywatelskie. Niebywałe upolitycznienie wszystkiego, co się da upolitycznić, zwalnianie ludzi kompetentnych dla zastąpienia ich tzw. „misiewiczami”, zamach na szkolnictwo, na historię, w tym również Sił Zbrojnych Wojska Polskiego, histeria smoleńska, zniszczenie służby cywilnej i wiele innych działań budzi niepokoje społeczne.
Najważniejsze jednak jest to, że przy Panów cichej zgodzie dokonuje się zamach na Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej, na którą przysięgali wszyscy służący w Polsce żołnierze. Pozwolę sobie przypomnieć, że przysięgaliście Narodowi Polskiemu i Konstytucji.

Tymczasem, wybrane władze nie mają prawa niszczyć dokumentu podstawowego naszego państwa, zgodnie z którym przejęli tę władzę. Na dodatek wojsko bierze czynny udział w zakłamywaniu historii, poprzez odrzucenie jej w częściach niepasujących do oficjalnej propagandy partii rządzącej. Wojsko pod Panów dowództwem kierowane jest w stronę „obłędu smoleńskiego”, który staje się przy waszym udziale religią narodową, skierowaną przeciw wszystkim, kto nie w partii rządzącej lub Kukiz15.

Za Waszym przyzwoleniem w Polsce odradza się faszyzm i nacjonalizm. Pozwalacie wyprowadzić kosztem wojsk operacyjnych 50-tysięczną armię spod kontroli wojska do celów wiadomych tylko ministrowi, który jak wierzyć przekazom medialnym, jest od lat zdrajcą polskich wartości narodowych. Stworzyliście system niepewności służby dla żołnierzy. Kpicie sobie z ich praw, majstrujecie przy ustawach emerytalnych wojska, upokarzając swoich żołnierzy. Osobną sprawę stanowi całkowita uległość wobec klerykalizacji armii. Minister, przy Waszej obecności, deklaruje, że wojsko ma być wyznaniowe i do obrony chrześcijaństwa, a Wy bez słowa przytakujecie i fotografujecie się dumnie w mundurach Polskiej Armii z tym nie wiadomo komu służącym człowiekiem.

Szanowni Panowie! Rozumiem, że czekacie, aby odezwał się zwykły żołnierz dla ochrony swojego honoru. Tak jak kiedyś zrobili to podchorążowie, bo oficerom nie chciało się przestać brylować wśród panienek rosyjskiej arystokracji Księcia Konstantego.

Ja, zwykły żołnierz rezerwista, w Dniu Podchorążego, wzywam Was do okazywania szacunku dla każdego Obywatela Rzeczypospolitej Polskiej, przedstawiciela Narodu Polskiego, któremu przysięgaliście – każdego, bez względu na sort i czas, w którym się urodził!

Wzywam do przeciwstawienia się łamaniu Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, w tym do ochrony Trybunału Konstytucyjnego, jako gwaranta jej przestrzegania.

Wzywam Was do interwencji w sprawie obrażania munduru, do poszanowania naszej historii i umacniania wojska.

Wzywam Was do odrzucenia ideologii wiary smoleńskiej i zachowania świeckości armii!

Z żołnierskim pozdrowieniem!

Adam Mazguła

plk-adam-mazgula

koduj24.pl

zaledwie 28 lat temu

cydw_zkwqaax7h2

cydcx37xcaeea5z

Pinior zatrzymany: idą po opozycję

29.11.2016
wtorek

Nie wierzę służbom specjalnym i prokuratorom podlegającym rządowi PIS w żadnej sprawie o wymiarze politycznym. W sprawie Józefa Piniora wierzę Frasyniukowi. Dla Władka (znamy się z I Solidarności)  Józef Pinior to osoba krystalicznie uczciwa.

Póki nie zobaczymy dowodów rzekomych przestępstw korupcyjnych, taka jest prawda. Nawet jak zobaczymy, to mogą być sfabrykowane. Któraś z zatrzymanych w sprawie Piniora osób może się zaprzedać śledczym.

Boże, jakie to ponure. Zbliża się kolejna rocznica stanu wojennego. I jednego z bohaterów tamtych czasów próbuje się zdyskredytować metodami, jakie wciąż pamiętam z przesłuchań przez SB. Szukanie haków na przeciwników politycznych. Jak nie obyczajowych, to korupcyjnych. Do tego doszliśmy po roku rządów PiS.

Kto następny? Wkrótce się okaże. Bo to jest realizacja przygotowanego planu eliminacji najdzielniejszych, najuczciwszych, najbardziej dla Polski zasłużonych ludzi. I w ogóle opozycji. PiS w swych szeregach może pomarzyć o takich ludziach. Nawet Jadwiga Staniszkis ich opuściła, widząc, co robią z Polską. Teraz PiS szykuje się do walki o przejęcie politycznej kontroli nad samorządami.

Wrocław ma silne tradycje samorządowe. Może został wytypowany jako kolejny, po Łodzi, polityczny poligon przed tymi wyborami. Na ile społeczność lokalna gotowa jest bronić swych liderów przed represjami w majestacie prawa? Mam nadzieję, że wrocławianie obronią samorządność, Pinior zostanie oczyszczony z zarzutów, a PiS się na jego sprawie ostro przejedzie.

adam-szostkiewicz

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Michał Kamiński: Kaczyński jest fanatykiem samego siebie.

Michał Kamiński: Kaczyński jest fanatykiem samego siebie.

Prezes lubi przeczołgać swoich współpracowników, lubi ludzi w jakimś sensie złamanych – mówi Michał Kamiński w rozmowie z Magdą Jethon.


Magda Jethon: Nie jest Pan zbyt dobrym prorokiem, bo napisał Pan książkę „Koniec PiS-u” i co?

Michał Kamiński: Tytuł dał wydawca, a ja stawiałem tezę, że taki PiS, jaki był wtedy, z przywództwem Jarosława Kaczyńskiego postawionym na froncie, nie jest w stanie wygrać wyborów. Doskonale wiemy, że zwycięstwo PiS-u w wyborach wzięło się stąd, że prezes się schował, a PiS na czas wyborczy zmieniło retorykę.

– Napisał Pan „gdyby Kaczyński wrócił do władzy, to aparat władzy skierowałby na polityczną zemstę”. To się sprawdziło?
– Tu nie trzeba być Metternichem, żeby na to wpaść, bo to widać gołym okiem. Wszystko, co się dzieje wokół Smoleńska, jest w ewidentny sposób motywowane chęcią zemsty. Jarosław Kaczyński absolutnie wierzy – nie wiem czy w zamach – ale z całą pewnością wierzy, że moralną winę za katastrofę smoleńską ponosi Donald Tusk i ta druga strona. On nie dostrzega złożoności problemu. Postawiłem kiedyś tezę, że wszyscy jesteśmy winni, również i ja za katastrofę smoleńską, w tym sensie, że zapętlenie pewnej niechęci i galop w politycznej wojnie polsko-polskiej były zbyt duże. Proszę się postawić w roli Lecha Kaczyńskiego, który trzy dni po udanym locie i wizycie Donalda Tuska w Smoleńsku, słyszy: „Panie prezydencie, teraz jest mgła i nie możemy lądować”. W sensie psychologicznym miał pełne prawo sądzić, że to jest jakiś pic na wodę. Taka wtedy była atmosfera w Polsce.

– A teraz jest dużo gorsza.
– Tak, oczywiście, dlatego że minęło parę lat, Kaczyński nie robi się młodszy, tylko starszy. W wymiarze osobistym ma poczucie narastającej frustracji, w związku z samotnością, obsesją upływającego czasu itd. Jego ogromną niechęć budzi osoba Tuska, człowieka, który wygrywał wybory pod własnym nazwiskiem. Tusk się za nikogo nie chował, a Kaczyński musiał się schować, żeby wygrać. Ta świadomość jest dla niego bolesna. Dla niego też jest bolesne, kiedy widzi Dudę korespondującego – cytuję – z leśnym ruchadłem na Twitterze czy na Facebooku, jak widzi wszystkie śmiesznostki z nim związane, to ma poczucie, że to jest człowiek, który chodzi po tych samych korytarzach, po których chodził jego brat. A co by nie mówić o Lechu Kaczyńskim, to był człowiek wielkiego formatu. To był prezydent, z którym można było się nie zgadzać, ale za którego naprawdę nie trzeba się było wstydzić. A Kaczyński doskonale widzi, kim jest Duda.

– Uważa Pan, że Kaczyński myśli nieraz: cholera, źle obsadziłem, patrząc na Dudę?
– Myślę, że on Dudę obsadził, dlatego że nie wierzył, że Duda wygra. Mam pewne podstawy sądzić, że miał przygotowaną strategię na przegraną Dudy. Wtedy by powiedział – patrzcie nawet przychylni mi publicyści z tych tak zwanych niepokornych – pisali, że czas na młodych w PiS-ie. I gdyby Duda przegrał wybory, to by mógł powiedzieć, no patrzcie – był młody, świetny, europoseł i też przegrał. Natomiast myślę, że jest bardziej zadowolony z Szydło niż z Dudy, bo ona ma praktyczną władzę i ewidentnie się go słucha. A Duda, a zwłaszcza jego otoczenie, co zresztą Kaczyński nawet wyartykułował publicznie, ma tendencje emancypacyjne.

– Wierzy Pan rzeczywiście, że Duda mógłby się nagle wyzwolić?
– Nie, oni są na siebie skazani. To jest trochę tak, jak złapał kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma. To jest jasne, że Duda się nie wyemancypuje do końca, on może robić pewne gesty, może nie we wszystkich sprawach personalnych słuchać Kaczyńskiego, ale w sensie politycznym się nie wyemancypuje. Z drugiej strony, proszę sobie wyobrazić, że po tej całej nadymanej legendzie, którą PiS inwestuje w Dudę, że to jest spadkobierca Lecha itd., byłoby dzisiaj bardzo trudno uzasadnić tezę, że oni go nie popierają w następnych wyborach. Więc oni są od siebie w jakimś sensie uzależnieni. I to uzależnienie może powodować rosnącą frustrację i u Kaczyńskiego, i u Dudy.

– To dlatego Kaczyński tak ostentacyjnie lekceważy Dudę?
– Po pierwsze – ma świadomość, że to jest człowiek, który nie dorósł do tego urzędu. Wzorcem prezydenta jest jego brat Lech Kaczyński, a nikt lepiej nie wie, jaka jest różnica między Dudą a Lechem Kaczyńskim, niż sam Jarosław Kaczyński. Po drugie – widzi te elementy emancypacyjne, że Duda ma skłonność do łagodzenia tonu oficjalnej propagandy. To go złości i dlatego pokazuje mu miejsce w szeregu. To równocześnie jest dowodem frustracji związanej z faktem, że Duda wie, że został prezydentem tylko dlatego, że Jarosław, choć oczywiście chciał, to wiedział, że nim nie zostanie. I kiedy siedzą, tak jak ja z panią, za stołem, to jeden patrzy na drugiego i ma w tyle głowy, patrz ten gówniarz został prezydentem, bo ja go zrobiłem prezydentem. A ten gówniarz patrzy na Jarosława i myśli ja zostałem prezydentem, bo ty chłopie nigdy byś nim nie został.

– Czy Jarosław Kaczyński bardzo się zmienił od czasu, kiedy go Pan poznał i czy to prawda, że stał się taki wierzący.
– Przestałem mieć kontakty z Jarosławem Kaczyńskim wczesną jesienią 2010 roku, czyli krótko po katastrofie smoleńskiej. Mogę uczciwie powiedzieć, że jest człowiekiem, którego z całą pewnością nie zmieniło premierostwo, nie zmienił go urząd i to mu trzeba wziąć za plus. Co do jego wiary, bardzo trudno mi się na tak intymne sprawy wypowiadać. Nigdy nie miałem świadomości, że jest człowiekiem, który ma ambiwalentny stosunek do wiary, bo był ewidentnie człowiekiem wierzącym. Nie wiem, czy Jarosław był kiedykolwiek wątpiący. Natomiast nie był nigdy fundamentalistą i doskonale pani zapewne pamięta, że na początku lat dziewięćdziesiątych był raczej w opozycji do prawicy katolickiej, tej budującej tożsamość narodową wyłącznie na sojuszu z Kościołem, czy na wpisywaniu katolicyzmu do polskości tak bardzo endecko.

– Ale pojawił się ojciec Rydzyk i doszło do … transakcji handlowej?
– W bardzo wielu sprawach Jarosław Kaczyński ma do ideologii i do ludzi w polityce stosunek utylitarny. Ludzie w polityce są dobrzy, jeśli są mu przydatni. Wtedy mogą być rozwodnikami, którzy płacą głodowe alimenty swoim dzieciom i wszystko jest w porządku. W momencie, w którym odchodzą od Jarosława Kaczyńskiego, to wtedy zaczyna się problem, podczas gdy inni, którzy nie odeszli, a są często w gorszej sytuacji – nazwijmy to moralnej z punktu widzenia katolickiego – nie ma z tym problemu. Można szperać w życiorysach i znajdować babcię w KPP, a można być byłym prokuratorem stanu wojennego i być w PiS-ie i nie mieć z tym żadnego problemu. To jest stosunek od poziomu moralności osobistej po poziom politycznych wyborów. Jarosław Kaczyński jest w tym sensie stuprocentowym cynikiem. Ale nie jest typem, tak jak go się często porównuje niesprawiedliwie, do Stalina i Hitlera, abstrahuję od zbrodniczej strony ich zachowań, to jest jasne, ale on też nie jest ideologiczny. Zarówno Stalin, jak i Hitler, to byli ludzie opętani swoją ideologią na każdym etapie swojego życia, Jarosław taki nie jest. On ma stosunek utylitarny do ludzi, do ideologii, do programów politycznych.

– Dlaczego o tak dużej części społeczeństwa mówi: drugi sort, komuniści i złodzieje, tam stało ZOMO itd.? Czy to jest jakaś kalkulacja polityczna, czy złe emocje?
– To są złe emocje, które biorą się z poczucia własnej słabości. Proszę zwrócić uwagę, że człowiek, który jest niepewny wszystkiego, który zmienia poglądy, bo te, które dziś głosi są w istocie obce temu, co wyniósł z domu, musi być niepewny. On nie wyniósł kultu endeckiej wizji narodu polskiego. Wystarczy go poczytać z lat dziewięćdziesiątych, żeby wiedzieć, że tak nie jest. A dzisiaj gra najbardziej na radykalnym nurcie polskiego nacjonalizmu i polskiego Kościoła. Źródłem tego, według mnie, jest poczucie osobistej słabości, jakiś kompleks, chęć opisania swojego przeciwnika w kategoriach jak najgorszych. To nie jest tak, że ja się z panią nie zgadzam, ale dostrzegam, że pani może mieć dobre intencje. On uważa, że skoro się pani z nim nie zgadza, to musi być pani złodziejem, Polakiem gorszego sortu itd. On poza tym jest mistrzem w zarządzaniu emocjami. Wygrał dlatego, że zarządzał emocjami. Dlatego wpisywanie się w emocje PiS jest prostą drogą do przegranej, bo nie wygrywa się na polu, które wyznacza przeciwnik. Wygrywasz wtedy, jeżeli sam wyznaczysz pole bitwy. A opozycja dzisiaj bardzo często gra na polu emocji Jarosława Kaczyńskiego. Na tym polu z Jarosławem nie wygra, bo on jest w tym mistrzem. To tak jak nikt inny nie zrobi lepszej Coca Coli niż Coca Cola.

– W każdym środowisku są ludzie skłonni do donoszenia. Czy Kaczyński słucha takich ludzi?
– Tak.

– Wierzy im?
– Różnica między braćmi polegała na tym, że jeżeli ktoś przyszedł do Lecha Kaczyńskiego i mówił coś złego o osobie, z którą blisko współpracował, to on się wkurzał. Natomiast Jarosław uwielbia słuchać złych rzeczy o najbliższych współpracownikach. To jest absolutnie istotna cecha jego charakteru, która prawdopodobnie bierze się stąd, że Jarosław jest bardzo oddalony od zwykłego życia. Moim zdaniem, ludzie nie zdają sobie sprawy, jak on bardzo żyje w innym świecie. I dlatego ci, którzy przychodzą i opowiadają o tym świecie są dla niego fascynujący. On jest w stanie uwierzyć w kompletnie absurdalne historie, właśnie dlatego, że nie może ich zweryfikować na poziomie normalnych faktów z życia.

– Jakoś musi te informacje o swoich ludziach weryfikować, bo przecież rozdaje poważne stanowiska. Jak ktoś, kto jest raczej nieufny, a tak mówią o prezesie, daje władzę Kurskiemu czy Ziobrze, ludziom, którzy przynajmniej raz go zdradzili?
– Moim zdaniem, on lubi skruszonych. Sam Jacek Kurski mówił o Jarosławie Kaczyńskim, że lubi przeczołgać swoich współpracowników, lubi ludzi w jakimś sensie złamanych. Dlatego o ile na Lechu Kaczyńskim wiedza o czymś złym na temat jego współpracowników powodowała ból i złość, o tyle u Jarosława Kaczyńskiego ta wiedza utwierdza go w przekonaniu, że inni są gorsi od niego, a po drugie – daje mu haki i jakąś nad nimi kontrolę.

– A myśli Pan, że Jarosław Kaczyński uważa, że Jacek Kurski robi dobrą telewizję?
– Jacek Kurski to jest człowiek o szatańskiej inteligencji. On wie, że robi telewizję dla Jarosława Kaczyńskiego. To jest jedyna telewizja na świecie, która ma jednego widza. Jacka Kurskiego nie interesują żadne wyniki oglądalności. Dopóki ten jeden widz na Żoliborzu nie wyłączy tej telewizji na amen, to Jacek Kurski może być pewny swojego stanowiska.

– Czy to prezes, czy Jacek Kurski uważa ludzi za idiotów?
– Obaj. Oni mówią do przekonanych. Ani ja, ani pani nie jesteśmy dla nich żadnym punktem odniesienia. Oni nie chcą nas przekonać. Ich interesuje, żeby część społeczeństwa, ta zniechęcona, nie poszła na wybory. Oni dzisiaj nie mogą powiedzieć: jesteśmy lepsi, bo w to już nikt nie uwierzy. Oni raczej będą chcieli wytworzyć wrażenie, przy pomocy niektórych ludzi opozycji, że nie ma szans na wygraną z PiS-em. Tak niestety mówią pożyteczni idioci, że PiS na pewno wygra i to na całe lata. To jest propaganda, która bardzo służy tej partii. Jeżeli do części ludzi dotrze, że nie ma sensu głosować, bo oni i tak wygrają, to będzie to samospełniająca się przepowiednia. Kurski powiedział otwarcie, że gdyby nie telewizja publiczna, to poparcie dla PiS-u spadałoby. Proszę zwrócić uwagę, wbrew mitom, że PiS wcale nie rośnie poparcie w sondażach. Oni rządzą, wydają kupę pieniędzy, mają do dyspozycji cały aparat państwa, także propagandowy i ich poparcie w najlepszym razie jest takie, jak przy wyborach. Dużo wiarygodnych sondaży pokazuje siedmio-, ośmioprocentowy spadek. Oni są dalej pierwszą partią, ale sześćdziesiąt parę procent społeczeństwa ich nie popiera. Pozostałe trzydzieści procent musi być mobilizowane za pomocą Radia Maryja, telewizji publicznej, mówienia o drugim sorcie i zdradzie narodowej. Jak pani wytworzy świadomość, że walczymy, że jesteśmy w lesie partyzantami, a dookoła są wrogowie narodu, którzy chcą panią zabić, spalić wioskę i puścić z dymem ojczyznę, to pani nie zwraca na uwagi, czy dowódca oddziału ma czyste skarpetki, bo to w tym momencie nie jest istotne, bo jest wojna. Dla nich ta atmosfera wojny jest bardzo potrzebna, bo ona obniża oczekiwania wobec nich. A oni sobie doskonale zdają sprawę, że na normalnym rynku wypadliby słabo. Potrzebują konfliktu, rewolucji narodowych, żołnierzy wyklętych, choć to historycznie i moralnie jest horrendalną bzdurą. Ale to jest bardzo potrzebne, bo to daje im legitymację do władzy, która nie pochodzi ani z programu, ani z ich zdolności ludzkich, ani intelektualnych. Ona pochodzi tylko z dobrze wykreowanej emocji.

– Robienie takiej kłamliwej telewizji jest jednak bardzo ryzykowne, tym bardziej, że są jeszcze inne telewizje. Powiem na pocieszenie, moja fryzjerka, którą znam od lat, a która nigdy nie chodziła głosować, stwierdziła, że na najbliższe wybory jednak pójdzie. Mówi, że nie może słuchać tego, co mówią w telewizji narodowej, bo ją krew zalewa.
– I to jest źródłem mojego optymizmu. Poza słabością opozycji jest jeszcze naród. Oni nie zdają sobie sprawy ze skali irytacji, jaką wywołują w narodzie. To jest irytacja na nachalną klerykalizację życia publicznego, czego ostatnio mieliśmy dowód w postaci koronacji Chrystusa na króla, a po niej całą serię żartów, które są pewnym dowodem frustracji Polaków. Mieliśmy kwestię aborcji, Czarnego Protestu itd. To jest istotny element emocji społecznej, w której oni na pewno przegrywają. Kaczyński zdaje sobie z tego sprawę, dlatego zaczyna trochę te lejce powściągać. Jednak w tym obszarze będzie miał bardzo duży problem. On jest w stanie bardzo wiele rzeczy ludziom wmówić. Jest w stanie powiedzieć, że ten był dobry, teraz jest zły, że się zmienia, że Rydzyk był zły, a teraz jest dobry itd., ale on go nie jest w stanie zatrzymać. Nie jest w stanie zatrzymać tej mniejszościowej, ale bardzo dobrze zwartej, fundamentalistycznej fali. Ona jest mniejszościowa, ale jest zdeterminowana, dostała wiatr w żagle i będzie szła do przodu. Jeszcze w tym Sejmie będą wpływały radykalne projekty i Kaczyńskiemu będzie je coraz trudniej blokować.

– On im utorował drogę.
– On wypuścił dżina z butelki, albo jak mawiał Lech Wałęsa otworzył puszkę z Pandorą.

– A dlaczego Ziobrze dał tak wielką władzę, skoro Ziobro go zdradził.
– Po pierwsze, dlatego że ma poczucie kontroli nad nim. Po drugie, jak by pani chciała się włamać do kogoś do domu, to by pani wynajęła włamywacza, a nie profesora uniwersytetu. To, czego dokonuje Ziobro to włamanie do państwa demokratycznego. No to kogo miał postawić na czele resortu sprawiedliwości? Kogoś kto będzie miał skrupuły, kto będzie się przejmował moralnością, prawem, demokracją, poczuciem wolności? No nie. Ktoś taki by tego po prostu nie robił. W związku z tym on musiał postawić na Ziobrę. Jeżeli pani chce wyrąbać las, to pani wynajmuje drwala, a nie flecistę.

– Dlaczego ufa Piotrowiczowi?
– Moim zdaniem, Piotrowicz musi być złamany, musi mieć świadomość, co robił w czasie stanu wojennego. Dzisiaj musi mieć świadomość, że dostał kostkę cukru do pyska od Jarosława Kaczyńskiego i za to jest mu wdzięczny. Tacy ludzi są łatwo kontrolowalni. Jarosław Kaczyński tym różni się od polityków, od fanatyków ideologicznych, że nie jest fanatykiem żadnej idei, a jest fanatykiem siebie samego. Dlatego dla niego nie ma żadnego problemu z zaakceptowaniem komunisty, homoseksualisty, rozwodnika, pijaka itd., pod warunkiem, że ten człowiek jest użyteczny dla niego.

– I dlatego trzyma Macierewicza?
– Też, tak.

– Za Macierewicza może słono zapłacić…
– Myślę, że tak jak za klerykalizację, zapłaci też i za Macierewicza. Część ludzi rozsądnych w PiS-ie, którzy zdają sobie sprawę z realnych emocji społecznych, wiedzą, że Macierewicz jest wielkim problemem tej władzy. To znaczy, że skórka jest niewarta wyprawki, bo Macierewicz bardzo irytuje ludzi. Myślę, że na początku pewnie się trochę krępował tego, co myśli, bo widział, że jak mówi to, co myśli, to ludzie dziwnie na niego patrzą, więc całe lata mówił półgębkiem. A teraz kiedy został ministrem, czyli zajmuje poważne stanowisko, zaczął śmiało szukać broni elektromagnetycznej. W normalnym kraju, gdyby minister obrony narodowej zaczął wydawać pieniądze na szukanie broni elektromagnetycznej zostałby przez specjalistów uspokojony i uświadomiony. Oni by mu roztoczyli wizję bezpiecznego świata, w którym nie ma broni elektromagnetycznej.

– A czy nie jest tak, że Kaczyński siedzi przed telewizorem, ogląda Macierewicza i się cieszy?
– Nie. On się cieszy, jak Macierewicz dowala, ale Kaczyński nie jest idiotą i zdaje sobie sprawę, że za Macierewicza płaci cenę. Ale też wie, że prawie każdego może z PiS-u usunąć, bo np. z powodu wyrzucenia Ziobry, nikt z PiS-u nie odejdzie. Jak wyrzuci Kurskiego, nikt z PiS-u nie odejdzie. Jak oskarży o coś Kuchcińskiego, nic się nie stanie. Gdyby walnął Antoniego Macierewicza, to się może coś stać. Gdybym był dzisiaj cynicznym doradcą Jarosława Kaczyńskiego, to bym trzymał kciuki za to, żeby w miarę szybko Antoni Macierewicz wyciął takiego orła publicznie, tak się skompromitował, że każdy łącznie z najbardziej radykalnymi wyborcami zorientowałby się, że z nim coś jest nie tak i trzeba go odwołać. Jeżeli on czegoś takiego nie zrobi, nie zacznie – nie wiem – gdakać, albo robić tego, co słynny generał armii austro-węgierskiej, który wsadzał żołnierzy do beczki, żeby sprawdzić, ile wody wypierają i dopiero wtedy go sztab generalny odwołał i osadził w miejscu, w którym takich ludzi się osadza, to on będzie rosnącym ciężarem dla PiS-u, ale Kaczyński będzie się bał go usunąć.

– Czyli nie chodzi o jakieś papiery, które mógłby mieć Macierewicz na Kaczyńskiego?
– Słyszałem w ciągu mojej kariery o tych rzekomych hakach obyczajowych, politycznych, finansowych na Kaczyńskiego i powiem szczerze nigdy nie widziałem, żeby on się takich rzeczy bał, śmieje się z nich. Dlatego jestem przekonany, że takich kwitów nie ma. Prawda o Kaczyńskim jest w jakimś sensie dużo gorsza, on nie morduje staruszek i nie jest dewiantem. On jest po prostu złym człowiekiem, w takim integralnym tego słowa znaczeniu.

– Czy Jarosławowi Kaczyńskiemu doskwiera niezgoda w Polsce, czy mu to jest obojętne?
– Nie, on rządzi dzięki niezgodzie w Polsce. Doskwiera mu w tym sensie, że istnieją ludzie, którzy się z nim nie zgadzają, a on by chciał, żeby się wszyscy z nim zgadzali. Więc w tym sensie mu doskwiera. Natomiast sam fakt konfliktu w Polsce jest jego jedyną legitymacją do rządzenia.

– Nie martwi się tym, że w wielu rodzinach nie daje się razem usiąść do stołu?
– Jego polskie rodziny interesują w tym sensie, dopóki ta część, która ma głosować na PiS, chce iść do wyborów i głosować na PiS. Jego wszystko inne nie obchodzi.

– A czy wyniki ekshumacji mogą zakończyć konflikt smoleński, ostudzić emocje, znieść podziały w Polsce?
– Doskonale wiemy, że te ekshumacje nie są po to, żeby konflikt zakończyć, tylko żeby podlać oliwę do ognia. Dlaczego? Bo lada moment ci rozsądniejsi, ci, którzy nie są do końca niepokorni względem prawdy i zdrowego rozsądku zaczną zadawać pytania. Halo, mamy od roku pełnię władzy, prokuraturę, media, policję, tajne służby, dyplomację, no i gdzie są te dowody na zamach? Bo do tej pory przez pięć lat z haczykiem słyszeliśmy o zamachu, puszki pękały, sztuczne mgły, najrozmaitsze historie. Dlaczego nie było na to dowodów? Wiadomo, zły Tusk, zła Kopacz, ekipa zdrajców zarządzająca pod rosyjsko-niemieckim kondominium – cytat z Jarosława Kaczyńskiego, oni blokowali prawdę. Ale od roku ci goście mają w tym kraju dostęp do wszystkiego. I co?

– No właśnie PiS mówi, że Polska ciągle nie jest wolna.
– Kaczyński to mówi świadomie, bo jemu potrzebny jest konflikt i złe emocje.

– Szkoda, myślałam, że może pewnego ranka prezes obudzi się i powie: dość, chciałbym, żeby się ludzie pogodzili, żeby było miło i przyjemnie.
– Gratuluję pani dobrego samopoczucia. Ja też bym bardzo chciał, żeby tak było, tyle tylko, że również chciałbym wygrać na loterii. Obawiam się, że mi się to nie uda.

– A co Pana w tej chwili najbardziej boli w polskiej polityce, z czym najbardziej się Pan nie może zgodzić?
– Boli mnie uzurpacja patriotyczna, to znaczy ośmieszanie polskiego patriotyzmu, zawężanie go do szowinistycznie pojmowanej miłości do ojczyzny, co moim zdaniem za jakiś czas, wywoła reakcję odwrotną, czyli emocje ośmieszenia patriotyzmu. Ludzie w pewnym momencie odreagują to wszystko. Boli mnie też bardzo kompletne zatracenie się Kościoła i wejście w stricte partyjną politykę, co doprowadzi do reakcji, która straszliwie polski Kościół zaboli. Stawiam tezę, że przyjdzie moment, że polscy konserwatyści będą jeździć do Holandii, żeby zobaczyć, jak wygląda konserwatywne społeczeństwo. Polakom nie da się założyć religijnego kagańca. Polacy byli w stanie umierać za Kościół, kiedy czuli, że Kościół jest prześladowany. W sytuacji, w której sami się czują obiektem opresji ze strony części Kościoła, to nie dadzą sobie tego narzucić. Jestem ciekaw badań dotyczących frekwencji na niedzielnych mszach po roku rządów PiS. To jest trwonienie dużego kapitału społecznego, jaki Kościół w Polsce miał. Mieliśmy w Polsce sytuację na skalę liberalnej demokracji unikatową. Najlepszy dowód, że ustawę antyaborcyjną nazywamy kompromisem. Ten konsensus został tak bardzo wychylony w prawo, że ja myślałem, że teraz zostanie zakwestionowany z lewej strony. A on został zakwestionowany z prawej strony. Katoliccy konserwatyści, którzy w Polsce mieli tak dużo, powiedzieli – chcemy więcej. To się dla nich skończy tragicznie.

– Jaki Pan widzi scenariusz dla PiS i dla Polski?
– Dla PiS-u to będzie wyścig z czasem dotyczący świadomości społecznej, kupowania wyborców i być może naginania struktur demokratycznych. Nie wiem, czy oni się będą w stanie posunąć tak daleko jak Erdogan czy Putin, czy się zatrzymają w pół drogi. Drugą stroną tego wyścigu z czasem będzie samoorganizujące się społeczeństwo, które powie, mamy dość.

– Czy PiS wygra te wybory?
– Jeżeli nie zacznie łamać dramatycznie demokracji i jeżeli wystąpi po stronie opozycji elementarny, zdrowy rozsądek, to PiS następne wybory przegra. Ale nie przegra z żadną partią polityczną, PiS może tylko przegrać ze społeczeństwem. Wygra społeczeństwo, wkurzone na to, co się dzieje. Nie wiem, jak będzie wyglądała gospodarka, ale twierdzę, że to się skończy źle gospodarczo, co może być dodatkowym elementem buntu przeciwko władzy. Ale co będzie, to zobaczymy, z tym, że kluczem jest społeczeństwo. Dlatego wierzę w KOD. KOD jest wielką szansą, bo KOD nie walczy z partiami, to czasem głupio partie usiłują walczyć z KOD. KOD właśnie organizuje społeczeństwo i po raz pierwszy pokazuje ludziom, że warto wyjść na ulice, a to znaczy, że jutro warto głosować. Ja chodzę na marsze KOD i z dużą frajdą widzę lepszą twarz Polski. To są ludzie, którzy nie są działaczami partyjnymi, ale KOD dał im szansę, możliwość pokazania: to jest nasz kraj, jesteśmy obywatelami. A to oznacza, że ci ludzie jutro nie tylko pójdą na wybory, ale co więcej, w sondażach wymuszą jedność opozycji. A ci głupi politycy, którzy będą się sprzeciwiać jedności opozycji, przegrają.

Magda Jethon

michal-kaminski

koduj24.pl

Frasyniuk: Nie przestraszymy się Kaczyńskiego

Frasyniuk: Nie przestraszymy się Kaczyńskiego

„Pamiętamy Barbarę Blidę, teraz może być jeszcze gorzej” – powiedział w TVN 24 Władysław Frasyniuk, nawiązując do wczesnoporannych zatrzymań na Dolnym Śląsku. CBA zatrzymało 11 osób w związku z podejrzeniem korupcji. Jedną z nich jest były senator PO Józef P., który jest podejrzany o przyjęcie łapówki i płatną protekcję. – „Zatrzymanie Józefa P. przypomina zatrzymanie Barbary Blidy. Niech to będzie ostrzeżeniem. Każdy dziś może być Józefem P. albo Józefem K.” – podkreślił Frasyniuk. Jego zdaniem, były senator i legenda dolnośląskiej „Solidarności” Józef P. to „człowiek ogromnie zasłużony, to bohater Polski, uczciwy wewnętrznie”.

Piotr Baczyński z Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej w Poznaniu ujawnił, że byłemu senatorowi postawiono dwa zarzuty korupcyjne – chodzi o przyjęcie korzyści majątkowych w wysokości 40 tysięcy złotych oraz 6 tysięcy złotych. Wiadomo, że dziewięć osób zostało zatrzymanych w związku z wręczaniem łapówek, a dwie w związku z ich przyjmowaniem.

Władysław Frasyniuk negatywnie ocenił obecną sytuację w kraju i apelował o udział w protestach. „Mamy dewastację w Trybunale Konstytucyjnym, który ma bronić Polaków, mamy dewastację w szkołach” – wyliczał. – „Przyjdźmy 13 grudnia na wielką manifestację w obronie wolności. Apeluję do kobiet spod czarnych parasolek, do Mateusza Kijowskiego, do sędziów. Wolności nie oddamy. Nie damy się podzielić” – przekonywał.

Na pytanie o ocenę krytycznych słów ministra Piotra Glińskiego pod adresem „Wiadomości” powiedział, że ma szacunek dla Glińskiego, bo TVP jest teraz gorsza niż w stanie wojennym – stwierdził Frasyniuk.

p

Źródło: onet.pl

frasyniuk-2

koduj24.pl

kazimierz-ujazdowski

300polityka.pl

DOMINIKA WIELOWIEYSKA GAZETA WYBORCZA

CBA znów przed kamerami TVP

29 listopada 2016

Józef Pinior został zatrzymany przez CBA - o świcie

Józef Pinior został zatrzymany przez CBA – o świcie (Fot . Wojciech Nekanda Trepka / Agencja Gazeta)

Legendarny działacz „Solidarności”, były senator Platformy Obywatelskiej Józef Pinior został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Prokuratura zarzuca mu korupcję. Służby weszły we wtorek do jego domu o godz. 6 rano. Zatrzymano jeszcze 10 innych osób. Wśród nich byłego asystenta senatora Jarosława W.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że asystent powoływał się na wpływy szefa i załatwiał pieniądze na jego kampanię wyborczą. Nie wiadomo, czy były senator o tym wiedział. To Jarosław W. miał żądać pieniędzy od osób, na których rzecz senator miał podejmować interwencje.

Nie wiemy, czy dowody przeciwko Józefowi Piniorowi są mocne, czy też jest on nieświadomą ofiarą procederu współpracownika. Trudno mi uwierzyć, że człowiek o kryształowej biografii, który tuż przed stanem wojennym ukrył przed SB należące do „Solidarności” 80 mln zł, skazany za podziemie na cztery lata – dziś miałby się połasić na kilkadziesiąt tysięcy.

Nie można z góry przesądzać, że to akcja PiS wymierzona w polityka opozycji. Śledztwo rozpoczęło się, gdy za poprzedniego rządu prokuraturą kierował niezależny prokurator generalny Andrzej Seremet, a szefem CBA był Paweł Wojtunik.

Ale tak jak w przypadku innych oskarżonych polityków opozycji sprawa budzi wiele wątpliwości.

Dziennikarz „Wyborczej” dowiedział się od żony Józefa Piniora, że przy jego zatrzymaniu agentom towarzyszyły kamery. Mamy więc powtórkę z akcji, jakimi wsławili się Zbigniew Ziobro i Mariusz Kamiński za pierwszych rządów PiS. Choćby z zatrzymania Barbary Blidy.

Tym bardziej że w TVP Info – całkowicie podporządkowanej władzy – usłyszeliśmy, że Józef Pinior był działaczem KOD, dawał sobie prawo do ocen moralnych, a teraz wyszło, że jest skorumpowany.

Materiał komentowali Piotr Pałka z portalu Rebelya.pl i Roman Mańka z fundacji Fibre: „Za czasów rządu PO-PSL korupcja była na każdym kroku. Mówiło się o wielkich pieniądzach. Korupcja za PO była tolerowana. Dobrze, że ten rząd wreszcie z tą korupcją walczy” (Mańka); „Józef P. był znany z tego, że krytykował obecny rząd, a opozycja potrafi stanąć w obronie przestępcy tylko dlatego, że ten przestępca krytykuje rząd PiS” (Pałka).

Innych komentarzy nie było. Prowadzący przytakiwał. Nikt nie wytknął Pałce i Mańce sprzeczności: Skoro poprzednia ekipa nie reagowała na praktyki korupcyjne, to jak to się ma do informacji, że to właśnie Wojtunik z prokuraturą za kadencji Seremeta badali sprawę?

Wbrew temu, co PiS głosi, służby za czasów PO prześwietlały oświadczenia majątkowe polityków i ścigały korupcję. To wtedy np. „utopiły” ministra Sławomira Nowaka z powodu afery zegarkowej.

Tyle że wówczas nie robiono pokazówek, w których lubuje się PiS – nie urządzano linczu z udziałem niektórych mediów. Nierespektujących zasady, że dopóki sąd kogoś nie skaże, dopóty jest niewinny.

Dziś, gdy Ziobro jest znów prokuratorem generalnym, a prokuratura znów podlega rządowi oraz gdy pamiętamy, że służby PiS ścigały politycznych przeciwników, mamy prawo mieć do nich bardzo ograniczone zaufanie. Prokuraturze trzeba patrzeć na ręce. Ziobro pokazuje – i takie prawo mu przyznał zdominowany przez PiS Sejm – jak prokuraturą sterować ręcznie. Już w wielu śledztwach interweniował osobiście.

A sam nieustannie jest w sytuacji konfliktu interesów. Prokuratura powinna zbadać, jak członkowie rodzin liderów jego partii Solidarna Polska wpłacali jej duże pieniądze – co opisywał „Newsweek”. Oczekiwanie, że prokuratura zajmie się tym tak samo intensywnie jak finansowaniem kampanii Józefa Piniora, wydaje się wprawdzie naiwne, ale przypominać o tym trzeba. Podobnie jak kolekcjonować kolejne dowody na to, że system, w którym prokuratura była niezależna od rządu, był najlepszym z możliwych rozwiązań.

Zobacz program Dominiki Wielowieyskiej:

 

cba-przed

wyborcza.pl

Frasyniuk: Komunikat ma brzmieć: budujemy nowy poczet bohaterów Polski i Józefa Piniora nie będzie już w tym gronie

Rozmawiał Jacek Harłukowicz, 29 listopada 2016

Władysław Frasyniuk

Władysław Frasyniuk (Fot. Tomasz Pietrzyk/ Agencja Gazeta)

Moment, gdy CBA zabierała Piniora do samochodu, filmowała telewizja publiczna. To nie wróży całej sprawie najlepiej.

Rozmowa z Władysławem Frasyniukiem, legendą opozycji demokratycznej, współpracownikiem Józefa Piniora z czasów pierwszej „Solidarności”

Jacek Harłukowicz: Józef Pinior to pański współpracownik z czasów pierwszej „Solidarności”, a ostatnio eurodeputowany SdPl i senator PO…

Władysław Frasyniuk: Znam Józefa od lat i nie mam cienia wątpliwości, że to człowiek uczciwy. Całe jego życie pokazuje, że należy do tej kategorii ludzi, którzy są wręcz infantylni, jeśli chodzi o podejście do pieniędzy.

To żywa historia „Solidarności”, człowiek, który od 30 lat funkcjonował we Wrocławiu i nigdy nikogo nie poprosił o pomoc w zatrudnieniu, czy to administracji rządowej, czy samorządowej. A przypominam, że całe życie za nieduże przecież pieniądze pracował na Uniwersytecie Ekonomicznym. Przez cały okres naszej znajomości realizował swoją największą pasję – pochłanianie kolejnych książek. Jeśli więc Zbigniew Ziobro ogłosiłby, że z biblioteki miejskiej zniknęła jakaś książka, to mógłbym pomyśleć, że może jest coś na rzeczy i Józek może mieć z tym coś wspólnego.

Ale podkreślam jeszcze raz: jeśli chodzi o pieniądze, to jego stosunek do nich był infantylny.

Rozmawiałem z jego żoną. Funkcjonariusze CBA przyjechali do ich domu o szóstej rano, a niektóre media o zatrzymaniu Józefa zaczęły informować już przed siódmą. Moment, gdy CBA zabierała go do samochodu, filmowała telewizja publiczna. To nie wróży całej sprawie najlepiej.

Dlaczego?

Bo każe domniemywać, że sprawa ma charakter polityczny. To wygląda na kampanię pod tytułem „Skoro nie znaleźliśmy nic w IPN, to sięgniemy po inne sprawy”. I w ten sposób wyślemy w świat odpowiedni komunikat.

Jaki?

Że oto budujemy nowy poczet bohaterów Polski i Józefa Piniora na pewno nie będzie już w tym gronie.

Widział pan dokument prokuratorski, na podstawie którego dokonano zatrzymania?

Czytając go, miałem wrażenie, że sprawa dotyczy nie tyle Józefa, ile jego asystenta społecznego Jarosława W., który powoływał się na znajomości z nim. Jako człowiek, który jest „zdemoralizowany” przez lata życia w PRL i potrafi czytać między wierszami, mam też wrażenie, że pani prokurator ma świadomość, że Józef występuje w tej sprawie jako kompletny figurant, być może zbyt naiwny.

Dokument jest ogólnikowy i występują w nim tylko dwa nazwiska – Piniora i Jarosława W. Plus informacja, że mieli się powoływać na znajomości w urzędach administracji publicznej i samorządowej – m.in. straży pożarnej i jakiegoś przedsiębiorstwa komunalnego.

O wiodącej roli Jarosława W. w tej sprawie mówią sami agenci CBA, a także prowadząca śledztwo prokuratura.

Mówią, ale znamy przecież Zbigniewa Ziobrę i sposób myślenia polityków Prawa i Sprawiedliwości. Gdyby zatrzymano wyłącznie asystenta Jarosława W., to przecież nikt nie skojarzyłby, kto zacz. Pionior to inna liga. Można na tym zrobić news i pokazać jego zatrzymanie jako przykład bezkompromisowej sprawności nowego państwa.

Tyle że sprawa ma dłuższą historię. Pracowali nad nią jeszcze agenci CBA pod kierownictwem poprzedniego szefa Pawła Wojtunika i poprzedniego prokuratora generalnego.

I to sprawia, że jestem trochę spokojniejszy. Bo mam nadzieję, że media szybko dotrą do ludzi, którzy pracowali w tych instytucjach w tamtym okresie. Wtedy się dowiemy, na ile dokumenty, które były podstawą zatrzymania Pioniora, są wiarygodne. I czy nie jest tak, jak słychać z dotychczasowych przecieków, że był dzieckiem we mgle, a kto inny rozdawał karty i obiecywał korzyści.

frasyniuk

gazeta.pl

PAWEŁ WROŃSKI

Wróg publiczny dr Lasek

29 listopada 2016

Maciej Lasek, dotychczas szef komisji

Maciej Lasek, dotychczas szef komisji (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)

Kilku profesorów złożyło wniosek o odebranie dyplomu doktora nauk technicznych Maciejowi Laskowi, byłemu przewodniczącemu Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

Sprawa wpisuje się w poetykę smoleńskiej paranoi. Profesorowie wnioskodawcy to uczestnicy konferencji, na których propaguje się teorię zamachu na prezydenckiego tupolewa. Nigdy nie zajmowali się badaniem wypadków lotniczych, nie byli na miejscu katastrofy. Wniosek o odebranie Laskowi dyplomu złożyli w Wojskowej Akademii Technicznej – podległej Ministerstwu Obrony Narodowej, czyli kapłanowi religii smoleńskiej Antoniemu Macierewiczowi.

Chwała profesorom wojskowej uczelni, że ten wniosek odrzucili. Nie powinni go nawet procedować. Odebrać stopień z racji rażącego naruszenia etyki naukowca może Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów Naukowych.

Próby odebrania dorobku naukowego dr. Laskowi trudno nie uznać za zemstę profesorów smoleńskich, którzy od lat nie potrafią w żaden przekonujący sposób podważyć fundamentalnych ustaleń Komisji Millera.

Dr Lasek nie bał się bronić swoich ustaleń przeciwko kłamstwom, półprawdom i przeinaczeniom, które są fundamentem kolejnych teorii zamachowych. W najlepszej wierze, korzystając ze swojej wiedzy i doświadczenia, starał się wyjaśnić przyczyny katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. Nie reagował na personalne ataki, oskarżenia o zdradę i „przepisywanie ustaleń rosyjskiej komisji generał Anodiny” – że posłużę się cytatem z klasyka.

W państwie „dobrej zmiany” ludzie tacy jak dr Lasek, którzy badając katastrofę, służyli państwu polskiemu i lotnictwu, stali się wrogami publicznymi. Prokuratorzy prowadzący śledztwo smoleńskie zostali zesłani do zielonych garnizonów. Płk Olaf Truszczyński, szef Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej oceniający stan psychiczny członków załogi Tu-154, został przez szefa MON skierowany do dowodzenia batalionem czołgów. Służby specjalne zrobiły przeszukanie u płk. Adama Tarnowskiego, który identyfikował głosy w kabinie prezydenckiego samolotu. Kompetentni członkowie Państwowej Komisji Wypadków Lotniczych zostali pozbawieni stanowisk.

Dożyliśmy czasów, kiedy ci, którzy kłamstwa usiłują zamienić na „prawdę”, postanowili wykończyć tych, którzy prawdę głoszą.

dozylismy

wyborcza.pl

Szydło i jej dzieło „nuż w wodzie”

prorzadowe

Media brytyjskie londyńską wizytę rządu Beaty Szydło u premier Wielkiej Brytanii Theresą May zauważyły, ale nie było żadnego entuzjazmu, a nawet poprzez znamienny angielski chłód można oceniać, iż tylko dlatego nie potraktowano jej krytycznie, iż sytuacja polityczna nad Tamizą nie jest też ekscytująca.

Były to pierwsze takie konsultacje Polski i Wielkiej Brytanii, ale dlatego, że z rezydentką 10 Downing Street nikt z Unii Europejskiej nie chce oficjalnie rozmawiać przed określeniem warunków Brexitu, tj. wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

Ten temat w mediach brytyjskich jest depresyjny, a rząd Szydło nie bał się autodestrukcji, bo znajduje się w podobnej sytuacji. Cóż! – pozostaje zamknąć oczy, rzucić się głową do przodu, a nuż jest woda w basenie. Taki pisowski „nuż w wodzie”.

Jak postrzegany jest ten akwen przez stronę brytyjską i polską może świadczyć konferencja prasowa, o której pisze zgryźliwe dziennikarz „The Guardian”: na  konferencji prasowej na Downing Street wystąpiła połowa polskiego rządu i tylko jeden ważny Brytyjczyk – David Davis, minister ds. wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE.

Basen, do którego skoczył polski rząd, okazał się kałużą. Czy premier polskiego rządu w związku z tym boli głowa od tego skoku? Spotkały się dwa przegrane kraje w Unii Europejskiej. Wielka Brytania sobie z tym poradzi, wynegocjuje warunki, jakby nie wyszła z UE, ale Polska ze zmarginalizo0waniem raczej nie, chyba że pisowski rząd Szydło zostanie szybko zastąpiony gabinetem bardziej światłym na współpracę i demokrację.

Brytyjczycy nie mieli złudzeń, kto do nich przyjechał. W tymże „Guardianie” piszą: „Spoufalanie się z prawicowym, ksenofobicznym rządem nie pomaga Wielkiej Brytanii w odbudowie wizerunku kraju otwartego i przyjaznego dla Europy, ale cóż, żebrakom nie wolno kaprysić.”

Polskę reprezentują tacy ksenofobi, jak Szydło i połowa rządu, jaka pojechała do Londynu konsumować obopólną przegraną. Co załatwiono podczas tej wizyty? Nic ważnego. May i Szydło („Guardian” nadal): „trochę sobie pogawędziły o tym, jak to nienawidzą Rosjan. May udało się też ponownie sprzedać obietnicę wysłania 150 żołnierzy na wschodnią granicę Polski w taki sposób, że wyglądało to jak zupełnie nowe zobowiązanie.”

To są cytaty względnie pozotywne dla polskiego rządu, bo dziennikarz brytyjskiego dziennika Szydło nazywa wprost – marionetką. Wydawać by się mogło, iż opis wizyty rządu polskiego został zamieszczony w dziale satyrycznym bo istotnie materiał jest ironiczny.

Oby nie doszło do sytuacji, iż Polska będzie dla innych groteską, jak dla Alfreda Jarry: Polska, czyli nigdzie. Na razie na marginesie, a będzie nigdzie – poza UE, poza jej marginesem – w łapach rosyjskiego niedźwiedzia.

 

Prorządowe media o sukcesie wizyty Szydło u May. „Guardian” szydzi: „Żebrakom nie wolno kaprysić”

mako, 29.11.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,114884,21043991,video.html?embed=0&autoplay=1
Pierwsze polsko-brytyjskie konsultacje w Londynie zostały przez rodzime media uznane za wielki sukces. Tymczasem brytyjski dziennik „Guardian” uważa spotkanie za akt desperacji ze strony Theresy May.

 

Od poniedziałku polskie media entuzjastycznie relacjonują przebieg pierwszych w historii konsultacji rządowych Polski i Wielkiej Brytanii. „Gazeta Polska” z dumą zauważa, że do tej pory takie konsultacje Zjednoczone Królestwo prowadziło tylko z Francją. „Rzeczpospolita” rozpisuje się o hołdzie, które obie panie minister złożyły polskim lotnikom Dywizjonu 303. Błaszczak w TVP Info oznajmia, że konsultacje są dowodem silnej pozycji Polski w Europie.

Wczorajsze spotkanie było niezwykłe. To jest tak, że różni politycy dzisiejszej opozycji mówią o tym, że polska polityka zagraniczna jest zła, że polska pozycja jest słaba. Tymczasem wczoraj mieliśmy dowód tego, że polska pozycja jest coraz silniejsza w Europie.

Tymczasem brytyjski „Guardian” zupełnie inaczej przedstawia okoliczności spotkania Szydło i May. W artykule zatytułowanym „Brytyjczycy stąpają po cienkim lodzie, podczas gdy May rozwija czerwony dywan przed polską minister” autor John Crace nie pozostawia na uczestniczkach konsultacji suchej nitki.

Żebrakom nie wolno kaprysić

Crace zgryźliwie zauważa, że na konferencji prasowej na Downing Street wystąpiła połowa polskiego rządu i tylko jeden ważny Brytyjczyk – David Davis, minister ds. wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE. „Nietrudno dojść do wniosku, że Brytyjczycy nie wzięli spotkania tak poważnie, jak ich partnerzy”, szydzi autor. Jego zdaniem zaproszenie Szydło było wynikiem… niechęci innych krajów Unii do rozmów z May.

Theresa May odkryła, że brakuje krajów gotowych zaspokoić jej potrzebę obgadania kwestii polityki zagranicznej. Dlatego, kiedy Polska oświadczyła, że jest chętna do bilateralnych rozmów, May entuzjastycznie rozwinęła przed nią czerwony dywan. Spoufalanie się z prawicowym, ksenofobicznym rządem nie pomaga Wielkiej Brytanii w odbudowie wizerunku kraju otwartego i przyjaznego dla Europy, ale cóż, żebrakom nie wolno kaprysić.

Crace uważa również, że rozmowy polegały głównie na powtarzaniu dawnych ustaleń i nie wynikło z nich nic ważnego.

Trochę sobie pogawędziły o tym, jak to nienawidzą Rosjan. May udało się też ponownie sprzedać obietnicę wysłania 150 żołnierzy na wschodnią granicę Polski w taki sposób, że wyglądało to jak zupełnie nowe zobowiązanie.

Autor długo jeszcze rozpisuje się o spotkaniu w sposób, który jest przykry dla Polaków, prezentując Szydło w roli marionetki w mało istotnym przedstawieniu.

Inne zagraniczne media ostrożniej

Felieton Crane’a wypada ostro na tle innych zagranicznych materiałów na ten temat. Autorzy piszący dla takich pism, jak Daily Mail, BBC czy Sky News bez większych emocji zrelacjonowali przebieg konsultacji, punktując najważniejsze ustalenia Szydło i May. Następne takie spotkanie ma się odbyć w Warszawie w 2017 roku. Zobaczymy, czy jemu również będą towarzyszyć tak skrajne opinie.

CZYTAJ WIĘCEJ>>>

prorzadowe

gazeta.pl

Były senator PO zatrzymany przez CBA. Prokuratura ujawniła, o co podejrzewa Józefa P.

lulu, past, PAP, 29.11.2016

Józef P.

Józef P. (Agencja Gazeta)

• Były senator PO Józef P. wśród 11 zatrzymanych przez CBA
• Zatrzymania są związane z zarzutami korupcyjnymi – podało biuro
• Prokuratura: senator podejrzany o przyjęcie ponad 40 tys. zł łapówek

11 osób zatrzymało dziś rano CBA. Jak podała prokuratura, są wśród nich Józef P. – b. senator PO – oraz jego asystent Jarosław W. „Po doprowadzeniu w dniu dzisiejszym zatrzymanych do prokuratury w Poznaniu ogłoszone zostaną im zarzuty popełnienia przestępstw o charakterze korupcyjnym” – informują śledczy.

Dowiedz się więcej:

O co śledczy podejrzewają P. i jego asystenta?

Prokuratura Krajowa podała, że Józef P. jest podejrzany o przyjęcie łapówki (40 tys. zł) „w zamian za załatwienie w instytucjach państwowych i samorządowych korzystnego rozstrzygnięcia spraw biznesmena inwestującego na Dolnym Śląsku”. Grozi mu za to do 8 lat pozbawienia wolności. O współdziałanie jest podejrzany Jarosław W. Obaj podejrzani są też „o przyjęcie korzyści majątkowej w kwocie 6 tys. zł za podjęcie się załatwienia koncesji na wydobywanie kopalin oraz powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych i samorządowych”. Za to również grozi do 8 lat pozbawienia wolności. „W. podejrzany jest także o dalszych pięć przestępstw z art. 230 par. 1 kodeksu karnego” – pisze prokuratura.

Kim jest Józef P.?

P. jeden z historycznych liderów dolnośląskiej „Solidarności” w latach 80. Wspólnie z Władysławem Frasyniukiem tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego ukrył należące do związku 80 mln. zł. Po latach ujawniono, że pieniądze, które posłużyły „Solidarności” do podziemnej działalności, przechowywał metropolita wrocławski kard. Henryk Gulbinowicz. Po 1989 r. związany z różnymi formacjami lewicowymi. W 2004 r. z ramienia Socjaldemokracji Polskiej dostał się do Europarlamentu. W 2011 r. jako bezpartyjny kandydat z listy PO został senatorem. Zarówno w Europarlamencie jak i potem w Senacie angażował się m.in. w wyjaśnianie sprawy więzień CIA w Polsce.

Zobacz także: O zatrzymaniu P. i poetyce TVP Info

jozef-p-i-10

gazeta.pl

 

magdalena-sroda

W „Newsweeku”: Cena rewolucji. W nowym państwie PiS nie ma miejsca dla mieszczaństwa

PiS chce istniejące polskie państwo zastąpić własnym; chce też zniszczyć polskie społeczeństwo – jego elity zawodowe i biznesowe, jego klasę średnią – i zastąpić je własnymi elitami oraz nową strukturą społeczną. Koszty tej operacji są ogromne.

Po roku władzy Jarosława Kaczyńskiego Polska bardziej niż kiedykolwiek staje się krajem dwóch tylko klas: „ludu” i „oligarchów”. Niszczone zaś jest polskie liberalne mieszczaństwo, które się w tym pejzażu nie mieści. Pieniądze na 500+, na obniżenie wieku emerytalnego, na ratowanie nierentownych kopalń, na kolejne programy masowego kupowania głosów, pochodzić bowiem będą od dorzynanej podatkami klasy średniej. Prawdziwi oligarchowie PiS się wymkną, rejestrując działalność w Holandii, na Cyprze, a nawet w Czechach. Także globalne korporacje wymykają się PiS-owskiej władzy. Podatek handlowy był spektakularną porażką, podobnie jak bankowy, którego koszty banki przerzuciły po prostu na klientów.

Czystka urzędów państwowych i spółek skarbu państwa z nominatów PO i PSL dawno już zmieniła się w czystki wewnątrzpisowskie. Ich ofiary sobie – rzecz jasna – nie krzywdują. Słynny jest przypadek PiS-owskiego prezesa Lotosu, który (zastąpiony po kilku miesiącach pracy nominatem innej partyjnej frakcji) wyszedł z firmy bogatszy o pół miliona złotych.

PiS nie próbuje walczyć o łagodzenie zabójczych dla klasy średniej skutków globalizacji. Wystarcza mu, że to jego ludzie staną się w nowym systemie oligarchami – po wypchnięciu z kraju oligarchów ideowo i partyjnie obcych.

Zupełnie jak Orban

Węgry Orbána są modelowym przykładem sfinalizowanej rewolucji populistycznej prawicy. Lud jest kupowany redystrybucją na poziomie śmieciowym, a nowa węgierska oligarchia biznesowa – przechwytująca unijne dotacje, monopolizująca publiczne kontrakty i ciesząca się przywilejami podatkowymi – złożona jest już całkowicie z nominatów rządzącego Fideszu. Zatrudnienie i wskaźniki PKB ratują nad Balatonem zagraniczne montownie, sponsorowane z budżetu i kuszone dumpingiem podatkowym. Podobnie się dzieje pod rządami Kaczyńskiego i Morawieckiego, gdzie przykładem „suwerennej potęgi” i „renacjonalizacji” stało się otwieranie z udziałem ministra rozwoju kolejnych montowni Mercedesa czy Chryslera. Albo chwalenie się przez ministra Macierewicza armatohaubicą Krab, zbudowaną na podwoziu południowokoreańskiego Samsunga i napędzaną niemieckim silnikiem.

W ten sposób PiS dostarcza masom chleba i igrzysk. W igrzyskach żongluje hasłami „mocarstwowości” i „renacjonalizacji”, a chleb kupuje za pieniądze zabrane klasie średniej.

Czytaj także: Czy to PZPR czy to PiS – Stanisław Piotrowicz zawsze na straży interesów partii

pis-chce

 

glosy-na-forum

newsweek.pl

Jeden satyryczny tekst w „Guardianie”, który bez lukru opisuje, jak naprawdę wyglądało spotkanie Szydło i May

Fot. P.Tracz / KPRM

Na Downing Street 10 w Londynie doszło do pierwszego spotkania Beaty Szydło z Theresą May. Obie wydały się być z niego zadowolone, choć jeden z tekstów rzuca na to nieco inne światło. To wyjątkowo zjadliwa relacja ze spotkania opublikowana na stronie „Guardiana”

– To był wspaniały i historyczny pierwszy szczyt – powiedziała Theresa May po spotkaniu z Beatą Szydło i liderami polskiej społeczności. „Nie trudno było oprzeć się wrażeniu, że Wielka Brytania nie bierze tego wydarzenia zbyt serio”– komentuje z kolei już bez lukru John Crace na łamach „Guardiana”. To tekst w formie felietonu utrzymanego w satyrycznym stylu (tzw. political sketch). Na przykład premier May nazywa konsekwentnie Maybot (ta forma tekstów była w historii związana z nadawaniem pseudonimów opisywanym politykom).

Jego zdaniem rozmowa nie przebiegała w taki sposób, w jaki odebrała to szefowa polskiego rządu. Może to przez czerwony dywan („to jedyne na co, zdobyła się brytyjska premier”), może przez uśmiech May – Szydło liczy na więcej podobnych sytuacji w przyszłości, choć komentujący ze strony brytyjskiej praktycznie wyszydził to, które właśnie się odbyło.

W tekście „Guardiana” jest dużo ironii, padają zdania o tym, że rozmowa niezbyt się kleiła i że May raczej powtarzała znane dobrze deklaracje, co nie zajęło wiele czasu. Uśmiech politowania u autora tekstu wywołały słowa Szydło, która stwierdziła, że dyskutowały m.in. o roli małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce i Anglii czy polskiej katedry Uniwersytecie Cambridge i lekcjach naszego języka w podstawówkach.

„Trudno powiedzieć, czy to rodzaj żartu, czy śmiertelnie poważna propozycja” – pyta autor i zaznacza, że brytyjskiej premier jest co prawda przykro z powodu ataków na Polaków, ale „nie na tyle, by przekonać swoich kolegów do wprowadzenia nauczania polskiego w szkołach”.

Dziennikarz cytuje brytyjską premier, która zdradziła, że rozmawiano o Brexicie. „Nie wspomina jednak, że trwało to 30 sekund” – ironizuje Crace.

– Miałyśmy dziś z premier Polski użyteczną dyskusję na temat Brexitu – stwierdziła May.

– Nie miałyśmy – odpowiedziała Szydło.

– Tak, miałyśmy, powiedziała May naprędce, – Rozmawialiśmy dużo o Brexicie.

Szydło nie mogła sobie tego przypomnieć.

–Wszystko, co dziś mieliśmy, to rozmowy dwustronne – odparła Szydło. Czytaj więcej

fragment satyrycznego tekstu Johna Crace’a

Autor jednocześnie stwierdza, że jeśli May myślała, że może potraktować Polskę jako słabe ogniwo UE, to powinna to raz jeszcze przemyśleć.

Z relacji wynika, że ciekawe nieporozumienie wynikło też pod koniec, kiedy premier Szydło stwierdziła, że „nie może doczekać się kolejnych spotkań na tym szczeblu. Zaczynając od Warszawy w następnym roku”. John Crace pisze, że na po tych słowach premier May wyglądała na zaskoczoną, jakby nie mogła przypomnieć sobie, czy się na to zgodziła. „Tłumacz powiedział jej na ucho, że faktycznie tak było” – dogryza.

nie-trudno

źródło: theguardian.com

jeden

naTemat.pl

WTOREK, 29 LISTOPADA 2016, 09:06

Kataryna: Przykro mi, że tak się dzieje po dobrej zmianie. Bardzo na nią liczyłam, kibicowałam

Dom wariatów to nie wiem… Nie lubię takich [określeń], tzn. lubię, ale nie jak ja to mówię. Z tą częścią, że przykro mi, że tak się dzieje po dobrej zmianie. Bardzo na nią liczyłam, kibicowałam – mówiła blogerka Kataryna w rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM:

09:02

Kataryna: Jedyny mój związek Platformą to to, że przez 8 lat ich krytykowałam

Jedyny mój związek Platformą Obywatelską, jaki znajduje, to to, że przez 8 lat ją krytykowałam – mówiła blogerka Kataryna w rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM. Jak dodała, celem krótkofalowym Wiadomości TVP było pokazanie, że kilka osób się nakradło.

300polityka.pl

WTOREK, 29 LISTOPADA 2016

STAN GRY: GW: Młodym wyborcom podoba się sprawczość PiS, SE: Nieudolność w edukacji początkiem końca, Waszczykowski o Tusku: Nie odważyłbym się kandydować

— JÓZEF P. ZATRZYMANY PRZEZ CBA: “Były europarlamentarzysta Socjaldemokracji Polskiej, a następnie senator Platformy Obywatelskiej Józef P. oraz jego asystent zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy wrocławskiej delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego – ustalił dziennikarz TVP Info Cezary Gmyz”.
http://tvp.info/28020389/byly-senator-po-zatrzymany-przez-cba-podejrzenie-o-platna-protekcje

— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Magierowski o Fillonie: Łatwiej będzie się dogadywać polskiemu rządowi z prawdziwym konserwatystą, nawet biorąc poprawkę na jego poglądy dot. Rosji
Senat przyjął poprawkę ws. podwyższenia kwoty wolnej od podatku
Polityczny plan wtorku: Sejm o kwocie wolnej, reformie oświaty i dwóch ustawach o TK
http://300polityka.pl/live/2016/11/29/

— ZAKAZAĆ TORTUROWANIA NOREK – Adam Wajrak w GW: “Pieniądze, które przynosi przemysł futrzarski, są okupione potwornym cierpieniem. Każdy, kto przeczytał w „Dużym Formacie” wywiad ze społecznikiem Szymonem Rozwadowskim i zobaczył nagrany przez niego ukrytą kamerą film, nie będzie miał wątpliwości. Jego opowieść z fermy norek to podróż do piekła zwierząt, które ludzi zamienia w potwory”.

— WAJRAK O POLITYCZNYCH WPŁYWACH LOBBY FUTRZARSKIEGO: “Biznes futrzarski jest niesłychanie wpływowy politycznie. Hodowcy albo są członkami partii i posłami, albo mają na partie potężny wpływ – bez względu na ich barwy. Kontrole na fermach są fikcją, co pokazał niedawny raport Najwyższej Izby Kontroli. A sama norka amerykańska nie znalazła się w rozporządzeniu „o obcych gatunkach”, choć jest wymieniana w setkach naukowych publikacji jako przykładowy i klasyczny obcy gatunek inwazyjny”.

— ZIOBRO PRZYGOTOWUJE ZAOSTRZENIE KAR DLA ZNĘCAJĄCYCH SIĘ NAD ZWIERZĘTAMI – pisze GPC: “Tym bardziej że trzeba zdawać sobie sprawę z jednego – jeśli ktoś potrafi brutalnie pozbawić życia ukochanego czworonoga, to dlaczego w przyszłości miałby nie mieć skrupułów przed zamordowaniem człowieka lub popełnieniem innego, równie odrażającego przestępstwa?”

— DORABIAJĄCY EMERYT STRACI – tytuł na jedynce RZ: “Już niedługo nawet 350 tys. pracujących emerytów może stanąć przed wyborem: pensja czy świadczenia z ZUS. Ograniczenia w zarobkowaniu dotyczą teraz wyłącznie osób, które przeszły na wcześniejszą emeryturę. ZUS naciska jednak na rząd, aby po przywróceniu wieku emerytalnego 60/65 lat dotyczyły wszystkich emerytów bez względu na wiek. Rekomendacje wynikają z tzw. białej księgi, opracowanej w wyniku przeglądu dotychczasowych przepisów emerytalnych. “Rzeczpospolita” poznała jej szczegóły. Zostanie dziś przedstawiona Radzie Dialogu Społecznego. Związkowcy i pracodawcy mają czas do 6 grudnia 2016 r., aby przyjąć wspólne stanowisko w tej sprawie”.

— 48% ZA PRZESUNIĘCIEM REFORMY EDUKACJI – SONDAŻ W SE.

— PIS PRZEGRYWA REFORMĘ EDUKACJI – Tomasz Walczak w SE: “Trzeba oddać pani minister Zalewskiej, że nikt tyle nie zrobił dla obrony gimnazjów, ile właśnie ona. To jej nieudolność, to jej katastrofalny pomysł na przeprowadzenie reformy oświaty i tempo, jakie narzuciła, przekonują dziś Polaków, że gimnazja może jednak warto zostawić. Wygląda jednak na to, że niezrażony tym PiS nie cofnie się ani o krok. Nie tylko ze szkodą dla oświaty, uczniów i nauczycieli, ale także ze szkodą dla siebie. Perypetie PO z sześciolatkami w szkołach pokazały, jak wrażliwą sprawą jest edukacja i jak bardzo – nawet niewielkimi zmianami – można zrazić do siebie ludzi. A przecież PiS robi całą wielką rewolucję, której skutki dotkną dużo większą liczbę dzieci i rodziców. Kiedy nieunikniony chaos szykowanej reformy w końcu się objawi, dla PiS nie będzie litości. I kto wie, czy nie okaże się to początkiem końca rządów tej partii”.

— FAKT O KONFLIKCIE W RZĄDZIE WOKÓŁ SYSTEMU PODATKOWEGO – jak pisze Magdalena Rubaj: “ – Morawiecki i Gowin chcą się pokazać jako obrońcy przedsiębiorców – mówi nam osoba z otoczenia premier Szydło. Publicznie torpedują wprowadzenie jednolitego podatku, bo wtedy po kieszeni dostałyby osoby prowadzące działalność gospodarczą. Szczególnie aktywny jest Gowin. Jeszcze kilka miesięcy temu otoczenie prezesa PiS próbowało utrącić Beatę Szydło z fotela premiera. Dziś nasi rozmówcy mówią, że lepiej między nią a Jarosławem Kaczyńskim (67 l.) nie było od chwili wyborów.
Co więc z Morawieckim? – Nie jest już takim ulubieńcem Kaczyńskiego, nie ma czasu na częste spotkania z prezesem – mówi osoba z władz PiS”.

— GOWIN NAMAWIA MORAWIECKIEGO DO DEMONSTROWANIA WIĘKSZEJ SAMODZIELNOŚCI – pisze dalej Rubaj: “W PiS panuje przekonanie, że to Gowin namawia Morawieckiego do demonstrowania swojej niezależności. Tak jak przy ogłoszeniu planu na podwyższenie kwoty wolnej od podatku dla najuboższych. Morawiecki ogłosił ten pomysł w czwartek wieczorem. I może wszystko byłoby w porządku, gdyby te plany… skonsultował z premier Szydło. Czym skończą się te wojenki wewnątrz rządu? Jak zwykle rozsądzi prezes. Wygląda jednak na to, że tak trudnej sytuacji w rządzie jeszcze nie było.

— GLIŃSKI UDERZYŁ W TVP W OBRONIE ŻONY – tytuł w Fakcie.

— CHCIELIBYŚMY, ŻEBY SZYDŁO JAK NAJSZYBCIEJ SPOTKAŁA SIĘ Z TRUMPEM – mówi Witold Waszczykowski w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “Chcielibyśmy, żeby premier Beata Szydło jak najszybciej spotkała się z prezydentem Donaldem Trumpem. A jeśli nie, to z desygnowanym do spotkań z premierami wiceprezydentem USA. Kiedy już Donald Trump zostanie zaprzysiężony na prezydenta, będziemy chcieli doprowadzić do spotkania premier Szydło z sekretarzami odpowiedzialnymi za gospodarkę, energetykę, handel. Mając atuty obecności amerykańskich żołnierzy w Polsce, będziemy przekonywać Amerykanów, żeby zaczęli inwestować i być tutaj. Z Polski, jako bezpiecznego kraju, mogą operować na całym obszarze Europy Środkowo-Wschodniej”.

— NA MIEJSCU TUSKA NIE ODWAŻYŁBYM SIĘ PONOWNIE KANDYDOWAĆ NA SZEFA RADY EUROPEJSKIEJ – mówi dalej Waszczykowski: “ – To nie jest tylko wybór państwowy, to jest wybór partyjny. Te cztery unijne stanowiska, na których będą roszady, w pewnym sensie są tylko wynikiem poparć narodowych, natomiast głównie chodzi o poparcie partyjne.
– Rządzący nie postawiliby Polski w złym świetle, nie popierając Tuska?
– To nie Polska byłaby postawiona w złym świetle, ale Tusk. Nie wyobrażam sobie, żeby polski polityk mógł aplikować na unijne stanowisko bez poparcia własnego państwa. To będzie świadczyć o Donaldzie Tusku.
– Nie powinien kandydować?
– Ja bym się na jego miejscu nie odważył. Nie powinien się ubiegać o to stanowisku bez poparcia rządu. To nie o nas by świadczyło, ale o Donaldzie Tusku, jeśliby zabiegał o funkcję międzynarodową bez poparcia własnego państwa.

— PRYWATNA WOJNA GLIŃSKIEGO – jedynka GW – jak piszą Agata Kondzińska i Agnieszka Kublik: “PiS odcina się od miażdżącej krytyki, jaką w TVP przypuścił na „Wiadomości” wicepremier Piotr Gliński. Prezes Jarosław Kaczyński nakazał jak najszybciej wyciszyć konflikt. I Gliński, i szef Telewizji Polskiej Jacek Kurski posłuchali”.

— WYPOWIEDZI GLIŃSKIEGO TO WAŻNY TEST W PIS NA PRAWO DO WŁASNEGO ZDANIA – pisze w RZ Zuzanna Dąbrowska: “Wypowiedzi wicepremiera to także ważny test w PiS na prawo do własnego zdania, języka, szczerości i wyrażania oburzenia nie tylko wobec opozycji. Jeśli ujdzie to prof. Glińskiemu na sucho, może ośmielić innych. Opozycja i partyjni koledzy dość nieelegancko sugerują, że profesor poda tyły i zamilknie albo zacznie przepraszać za to, za co chciał przepraszać. Trzeba jednak pamiętać o kontekście tych wypowiedzi. Profesor broni dorobku swojego życia zawodowego, i nie tylko. Zarówno on, jak i jego żona od lat związani są z trzecim sektorem. To bardzo silna motywacja. Potężniejsza niż w zwykłych politycznych sporach tych, którzy takiego dorobku nie mają”.

— JAKUB WYGNAŃSKI O PRZEPROSINACH GLIŃSKIEGO – JESTEM WDZIĘCZNY- mówi w GW: “Dlatego jestem wdzięczny prof. Glińskiemu za przeprosiny i rycerski wywód w naszej obronie. Bo my w konfrontacji z TVP jesteśmy kompletnie bezbronni. Próbowałem poprzez wywiad w “Dużym Formacie” zachęcić prezesa TVP Jacka Kurskiego, żebyśmy się spotkali i porozmawiali na żywo. I nic, żadnej reakcji. Trzeba było aż wicepremiera, żeby powiedział w telewizji publicznej, to, co chyba większość ludzi, bez względu na kogo głosowali, wie: że TVP kłamie”.

— KRYSTYNA PAWŁOWICZ O TVP: NIE WIDZĘ PROPAGANDY: “Nie widzę propagandy w TVP. Po latach rządów PO-PSL cierpię na brak informacji i uważam, że media powinny informować o tym, co jest złe po jednej i po drugiej stronie politycznego sporu – jeśli mają uczciwie wypełniać swoją funkcję, wykonywać ją inaczej niż w czasach poprzedniego rządu, gdy ukrywały prawdę o Polsce i opowiadały bajki o ośmiu latach rządów PO-PSL. Łaknę informacji z każdej strony, a media powinny informować, choć sytuacja wokół prof. Glińskiego dotyczy jego prywatnej sprawy. Jak można komentować to politycznie?”

— ANTONI DUDEK O SPORACH WEWNĄTRZ PIS: “Dodałbym jeszcze coraz bardziej wychodzący na powierzchnię spór między Antonim Macierewiczem a prezydentem Andrzejem Dudą. Pytanie, czy prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu uda się te spory utrzymać w bezpiecznych granicach, czy też to się rozleje. Jak widać, sprawowanie władzy jest bolesne i konfliktogenne. Wprawdzie PiS nie ma w tej chwili z kim przegrać, ale pamiętajmy, że do najbliższych wyborów – samorządowych – zostały całe dwa lata. A jednocześnie wewnątrz obozu PiS ścierają się różne diagnozy na temat tego, na czym powinny polegać nie tylko działania, ale nawet propaganda polityczna. Iskrzyć będzie coraz bardziej, a za rok faktycznie możemy uznać, że sprawa z Piotrem Glińskim była jedynie drobnym incydentem, wstępem do czegoś znacznie poważniejszego”.

— WZNIOSŁE SŁOWA, MAŁO KONKRETÓW – GW o wizycie Szydło w Londynie.

— UWAŻAJMY NA GRĘ Z LONDYNEM – Tomasz Bielecki w GW: “I granice, i kasa bardzo mocno dotyczą Polski. I tylko wspólna gra z Brukselą i resztą UE daje szanse, że Polska będzie mieć duży wpływ na warunki kompromisu. Jeśli będziemy grać na boku z Brytyjczykami, możemy zostać ograni zarówno przez Londyn, jak i przez te kraje Unii, które są niechętne napływowi polskich pracowników”.

— SPRINT Z KWOTĄ WOLNĄ – tytuł w Fakcie.

— BARDZIEJ ENERGETYCZNA NIŻ PLATFORMA – GW O BADANIACH FOCUSOWYCH NOWOCZESNEJ – jak pisze Renata Grochal: “Z badań wynika, że Nowoczesna jest postrzegana przez Polaków jako bardziej energetyczna niż PO, ugrupowanie Schetyny ma wizerunek partii silnej, przewidywalnej, ale bez pomysłów. Wyborcy wskazują, że Nowoczesna jest kojarzona z jajkiem niespodzianką, czyli nie do końca wiadomo, czego się po niej spodziewać. Przeciwko partii Ryszarda Petru działa też utrata finansowania z budżetu, co wyborcy odebrali jako sygnał, że Nowoczesna może mieć problemy z prowadzeniem działalności politycznej”.

— MŁODYM WYBORCOM PODOBA SIĘ SPRAWCZOŚĆ PIS – Grochal o badaniach dla Nowoczesnej: “Dla wyborców w wieku 30-45 lat, z których wielu popierało kiedyś ideę PO-PiS (choć wybierali Platformę), ważna jest gospodarka, ale też estetyka: partia, na którą głosują, nie może być “obciachowa”. W badaniach wyrażają zaniepokojenie europejską polityką PiS, ale nie potrafią jeszcze precyzyjnie określić, czy uważają ją za awanturnictwo, czy jednak działanie na rzecz poprawy sytuacji Polski na arenie międzynarodowej. Młodszym wyborcom podoba się za to „sprawczość” PiS, czyli realizowanie obietnic wyborczych, np. program 500 plus”.

— PYTAM MINISTER EDUKACJI DLACZEGO – KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA W GW: “Ewa Milewicz nauczyła mnie, że najważniejszym pytaniem, które może zadać dziennikarz, jest najprostsze pytanie: “Dlaczego?”. Pani minister edukacji Annie Zalewskiej zadano już wiele pytań, także i to, ale jej odpowiedzi są tak ogólnikowe, że nadal nic nie wiadomo. Chciałabym więc powtórzyć raz jeszcze pytanie: “Dlaczego?” – z prośbą, żeby przed sejmową debatą pani minister w końcu powiedziała coś więcej poza sloganami”.

— ROSYJSKIE NAWOZY ZALEJĄ UE – GPC: “Na wniosek Irlandii władze Unii Europejskiej rozważają zniesienie ceł obowiązujących nawozy mineralne spoza państw Unii. Na tej decyzji może poważnie stracić polski przemysł i polskie rolnictwo. Zyskają natomiast producenci z Rosji i Ukrainy, chociaż nie spełniają standardów unijnych”.

— KURSKI ŻENI SIĘ W MARCU – SE: “Już wiosną przyszłego roku prezes Telewizji Polskiej Jacek Kurski (50 l.) po raz drugi w swoim życiu stanie na ślubnym kobiercu! Jego serce skradła Joanna Klimek, była dziennikarka Polsatu, a do niedawna dyrektor programowa TVP”.

300polityka.pl

cyaoi1wxuaam-sn

 

cyba5hrxgaaj4ge

 

cya86f4xuaarebd

Pinior zatrzymany przez CBA. ”TVP Info nie odmówiło sobie dodania w informacji, że chodzi on na marsze KOD”

dżek, 29.11.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,21044787,video.html?embed=0&autoplay=1
Informację o zatrzymaniu Józefa Piniora TVP Info wzbogaciło informacją o tym, że b.senator PO chodzi na marsze KOD.

– Przez CBA został zatrzymany Józef Pinior. Na razie nie wiadomo, jakie zarzuty są mu stawiane. Zawsze to bardzo przykra wiadomość. Jakby sprawiedliwie zatrzymany sprawiedliwie, to to jest cios w serce, bo to jeden z najuczciwszych ludzi w Polsce, a gdyby niesprawiedliwie, to też cios w serce, ale większy niepokój, co się dzieje w tym kraju – komentował na gorąco informację o zatrzymaniu Piniora Jan Wróbel.

– Mój niepokój zmaga się z tym, że TVP Info informując o tym nie oszczędziło sobie uwagi, że Pinior ma czas by brać udział w manifestacjach KOD dając sobie prawo do ocen moralnych – dodał w Poranku Radia TOK FM Jan Wróbel.

Andrzej Bober przypomniał, że w stanie wojennym Pinior uratował 80 milionów dla „Solidarności”. – Nie jest to człowiek, którego bym posądzał o działania korupcyjne – mówił publicysta.

Wróbel zwracał jednak uwagę na łączenie uczestnictwa w marszach KOD i łamania prawa jest niedopuszczalne.

Zobacz także

jozef-p

TOK FM

Nowoczesna bada elektorat. Co jej wyszło? Młodzi chcą głosować na partię „bez obciachu”

Renata Grochal, 28 listopada 2016

Ryszard Petru lider Nowoczesnej

Ryszard Petru lider Nowoczesnej (JACEK MARCZEWSKI)

Młodsi wyborcy PiS obawiają się, że partia Kaczyńskiego popsuje gospodarkę – wynika z badań zleconych przez Nowoczesną. Partię Petru porównują z jajkiem niespodzianką, a w Platformie widzą stabilność i brak energii.

Nowoczesna od październikowych wyborów regularnie przeprowadza badania fokusowe, czyli pogłębione wywiady grupowe, by sprawdzić zmiany w nastrojach społecznych. Partia Ryszarda Petru pyta nie tylko o to, jak wyborcy z różnych grup wiekowych i społecznych postrzegają ją samą, ale także o to, jak widzą jej głównego konkurenta – PO i rządzący PiS.

Badani są wyborcy nie tylko w zachodniej Polsce, która w ostatnich wyborach poparła Nowoczesną i Platformę, ale także w bastionach PiS – na Podkarpaciu i Podlasiu, a ostatnio w Łowiczu i Siedlcach.

Co wynika z badań? W elektoracie PiS szczególnie mocne są dwie grupy – osoby starsze w wielu 50+, które pamiętają PRL, i młodsi wyborcy w wieku 30-45 lat. Starszym podoba się, że PiS atakuje tzw. establishment III RP. Kwestia obrony Trybunału Konstytucyjnego czy państwa prawa nie jest dla nich tak istotna, podobnie jak członkostwo Polski w UE.

Dla wyborców w wieku 30-45 lat, z których wielu popierało kiedyś ideę PO-PiS (choć wybierali Platformę), ważna jest gospodarka, ale też estetyka: partia, na którą głosują, nie może być „obciachowa”. W badaniach wyrażają zaniepokojenie europejską polityką PiS, ale nie potrafią jeszcze precyzyjnie określić, czy uważają ją za awanturnictwo, czy jednak działanie na rzecz poprawy sytuacji Polski na arenie międzynarodowej. Młodszym wyborcom podoba się za to „sprawczość” PiS, czyli realizowanie obietnic wyborczych, np. program 500 plus.

Co jeszcze? – W grupie wiekowej 30-45 lat widać coraz większą obawę, że PiS może popsuć gospodarkę, wyprowadzić Polskę z UE, nie podobają im się Misiewicze w spółkach skarbu państwa, a także to, że PiS za bardzo klęczy przed Kościołem – mówi „Wyborczej” Paweł Rabiej z zarządu Nowoczesnej. Dlatego partia liczy na to, że uda jej się pozyskać umiarkowanych wyborców, którzy w wyborach zagłosowali na PiS, a teraz mogą być rozczarowani jego działaniami. – My również obiecaliśmy Polakom zmianę, dlatego centrowi wyborcy zawiedzeni PiS przerzucą głosy raczej na nas niż na Platformę, która chce powrotu tego, co już było – prognozuje Rabiej.

Jednym z efektów badań jest nowy program Nowoczesnej, bardziej socjalny od tego, z jakim szła do wyborów. Partia Petru chce również promować „nowoczesny patriotyzm”, który mogłaby przeciwstawić promowanym przez PiS „żołnierzom wyklętym”. Powód? Polityka historyczna okazała się ważna dla młodszych wyborców.

Z badań wynika, że Nowoczesna jest postrzegana przez Polaków jako bardziej energetyczna niż PO, ugrupowanie Schetyny ma wizerunek partii silnej, przewidywalnej, ale bez pomysłów. Wyborcy wskazują, że Nowoczesna jest kojarzona z jajkiem niespodzianką, czyli nie do końca wiadomo, czego się po niej spodziewać. Przeciwko partii Ryszarda Petru działa też utrata finansowania z budżetu, co wyborcy odebrali jako sygnał, że Nowoczesna może mieć problemy z prowadzeniem działalności politycznej.

Zobacz też: Polska gospodarka spowalnia. Kaczyński wskazuje winnych

nowoczesna

wyborcza.pl

Tomasz Bielecki, „Gazeta Wyborcza”

Uważajmy na grę z Londynem

29 listopada 2016

Beata Szydło i Theresa May

Beata Szydło i Theresa May (Peter Nicholls (AP Photo/ Peter Nicholls, Pool))

Kontakty z Wielką Brytanią są teraz jak stąpanie po linie. W strategicznym interesie Europy, w tym Polski, jest utrzymanie jak najbliższych relacji z Londynem po Brexicie – i w NATO, i w ramach przyszłej umowy UE z Brytyjczykami.

Kłopot w tym, że rząd Theresy May usiłuje obecnie rozbijać jedność Unii co do Brexitu, by potem łatwiej rozgrywać kraje Wspólnoty. W Londynie ze strony premier Beaty Szydło nie padły, przynajmniej publicznie, żadne słowa podważające stanowisko UE. Ale Polska musi walczyć z pokusami, by – mimo ambicji co do zacieśniania relacji z Brytyjczykami – w sprawach Brexitu nie wyłamywać się z unijnego szeregu.

Rządzącym w Londynie zależy na jak największym dostępie do rynku wewnętrznego Unii, w tym na zachowaniu praw City do nieskrępowanej działalności finansowej na kontynencie. Taki rozwód jest nazywany „miękkim Brexitem”.

Ale Unia na razie trzyma się zasady, że wolność przepływu kapitału, towarów oraz usług jest nierozerwalnie powiązana ze swobodą przemieszczania się i podejmowania pracy przez obywateli całej Unii. Korzystają z niej Polacy na Wyspach. Tyle że Londyn nie potrafi pogodzić się z faktem, iż najkorzystniejszy dlań „miękki Brexit” wyklucza nałożenie hamulców na przyszłą imigrację z UE, w tym z Polski.

Premier May obiecała Brytyjczykom i Unii, że przed końcem marca 2017 r. złoży w Brukseli formalny wniosek o Brexit z nakreśleniem swojej wizji rozwodu. Nie należy się spodziewać kluczowych rokowań przed jesienią przyszłego roku, czyli przed niemieckimi wyborami i sformowaniem rządu w Berlinie.

Brytyjczycy chcieliby jednak już wiedzieć, na ile (i za ile) poszczególne kraje UE są gotowe ustąpić. To po- mogłoby im ułożyć grę z Brukselą. Unia powtarza, że „nie ma negocjacji bez formalnego wniosku o Brexit” i najpierw chce zobaczyć brytyjski wniosek rozwodowy. Niedawno rozbił się o to nawet brytyjski minister ds. Brexitu David Davis, który wprosił się do Michela Barniera, przedstawiciela Komisji Europejskiej ds. Brexitu.

Ale jedność Unii w sprawie Brexitu nie jest gwarantowana. Co gorsza, część zachodnich polityków po cichu liczy, że ustępstwa wobec Londynu będzie można w przyszłości przełożyć na hamulce migracyjne wewnątrz UE. Najprawdopodobniej w głównej fazie brexitowych rokowań dojdzie do targów, ile pieniędzy Londyn zechce nadal wpłacać do unijnego budżetu za lata 2014-20 (z płatnościami do 2023 r.) w zamian za odpowiednio mocne przymknięcie granic przed unijną imigracją.

I granice, i kasa bardzo mocno dotyczą Polski. I tylko wspólna gra z Brukselą i resztą UE daje szanse, że Polska będzie mieć duży wpływ na warunki kompromisu. Jeśli będziemy grać na boku z Brytyjczykami, możemy zostać ograni zarówno przez Londyn, jak i przez te kraje Unii, które są niechętne napływowi polskich pracowników.

szydlo

wyborcza.pl

Katarzyna Kolenda-Zaleska, „Fakty” TVN

Groźna jest bezrefleksyjna władza, która słucha tylko jednego obywatela

29 listopada 2016

Anna Zalewska

Anna Zalewska (Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

Pani premier Szydło w kampanii wyborczej obiecywała, że rząd będzie słuchał obywateli. Reforma edukacji to jaskrawy przykład tego, jak rząd bimba sobie z ich woli.

Ewa Milewicz nauczyła mnie, że najważniejszym pytaniem, które może zadać dziennikarz, jest najprostsze pytanie: „Dlaczego?”. Pani minister edukacji Annie Zalewskiej zadano już wiele pytań, także i to, ale jej odpowiedzi są tak ogólnikowe, że nadal nic nie wiadomo. Chciałabym więc powtórzyć raz jeszcze pytanie: „Dlaczego?” – z prośbą, żeby przed sejmową debatą pani minister w końcu powiedziała coś więcej poza sloganami.

Najbardziej interesuje mnie, dlaczego potrzebny jest ten pośpiech w likwidowaniu gimnazjów. Co takiego się dzieje, że trzeba to robić już, na szybko, bez głowy, przy protestach nauczycieli i rodziców. Dlaczego nie można dać dłuższego czasu na konsultacje społeczne? Dlaczego nie ma czasu, by pisać nowe programy dłużej, z rozsądkiem, z refleksją? Dlaczego pani minister nie ujawnia wyników konsultacji? Dlaczego nie chce ujawnić raportu z badań „Uczeń, rodzic, nauczyciel. Dobra zmiana”. Dlaczego pani minister nie chce ujawnić tysięcy komentarzy, które obywatele zgłaszali do Ministerstwa Edukacji? Dlaczego nie odpowiada na wątpliwości samorządów? Dlaczego nie mówi, co się stanie z budynkami gimnazjów, tak pieczołowicie budowanymi w małych miastach? Dlaczego nie powie pani uczciwie, ilu nauczycieli zostanie zwolnionych? Dlaczego Pani minister nie słucha byłego ministra Mirosława Handkego, który wprowadzał gimnazja, ale również głosował na PiS i dobrze życzy rządowi. Dlaczego lekceważy Pani wszystkie rady?

Pani minister na wszystkie pytania i wątpliwości nauczycieli, rodziców, dziennikarzy, posłów ma jedną mantrę: ustawa była konsultowana, jest przemyślana, wyliczona. Żadnych wątpliwości. Pytam więc, dlaczego pani minister nie ma żadnych wątpliwości, żadnych skłonności do refleksji, skoro tyle środowisk protestuje, a nauczyciele roku – wybrani w końcu przez MEN – alarmują i proszą: pomyślcie, przyhamujcie, dajcie czas!

Pani premier Beata Szydło w kampanii wyborczej obiecywała na każdym kroku, że rząd będzie słuchał obywateli. PiS wszystkie swoje reformy przeprowadza bez słuchania kogokolwiek – ekspertów, opozycji, najbardziej zainteresowanych. Ma większość, więc powołując się na rzekomą wolę suwerena, robi, co mu się żywnie podoba. Jasne, państwo mają większość. Ale czy naprawdę to oznacza, że wolno państwu robić wszystko? Reforma edukacji jest najbardziej jaskrawym przykładem tego, jak rząd tak naprawdę bimba sobie z woli obywateli.

Dlaczego więc Pani, Pani Minister, chce wszystko tak pośpiesznie zepsuć? Czego Pani się boi? Boi się Pani, że prezes Jarosław Kaczyński i Panią obsztorcuje publicznie za brak efektów, tak jak obsztorcował ministra Konstantego Radziwiłła? Strach jest złym doradcą, Pani Minister. I pośpiech także. A najbardziej groźna jest bezrefleksyjna władza, która obiecuje słuchać obywateli, zaś słucha tylko sama siebie. A tak naprawdę słucha tylko jednego obywatela.

rzad

wyborcza.pl

Adam Leszczyński

Społeczny Trybunał Narodowy, czyli jak zrealizować bolszewickie fantazje o sprawiedliwości rewolucyjnej

29 listopada 2016

8 listopada dwóch obywateli RP - Tadeusz Płużański oraz Maciej Świrski - ogłosiło powołanie Społecznego Trybunału Narodowego. Panowie nie są sędziami ani prokuratorami.

8 listopada dwóch obywateli RP – Tadeusz Płużański oraz Maciej Świrski – ogłosiło powołanie Społecznego Trybunału Narodowego. Panowie nie są sędziami ani prokuratorami. (123rf.com)

„To obywatelska inicjatywa, która ma osądzić zbrodniarzy komunistycznych i zdecydować o ich społecznym wykluczeniu” – donosi Polskie Radio

8 listopada dwóch zwykłych obywateli RP – Tadeusz Płużański, prezes fundacji Łączka, oraz Maciej Świrski, prezes fundacji Reduta Dobrego Imienia – ogłosiło powołanie do istnienia Społecznego Trybunału Narodowego. Obaj panowie nie są sędziami ani prokuratorami. Mianowali się nimi sami.

Zobacz też: „Łączka”. O miejscu tajnego pochówku ofiar terroru komunistycznego na warszawskich Powązkach

„To obywatelska inicjatywa, która ma osądzić zbrodniarzy komunistycznych i zdecydować o ich społecznym wykluczeniu” – donosiło Polskie Radio. Założyciele – z których pierwszy zajmuje się pisaniem publicystycznych książek o stalinizmie, a drugi pisaniem listów do tych zagranicznych mediów, które jego zdaniem przedstawiają Polskę w złym świetle – zgodzili się, że „trybunał” będzie skazywał oskarżonych na karę infamii, czyli pozbawienia dobrego imienia.

W systemie prawnym szlacheckiej Rzeczypospolitej infamia odgrywała ważną rolę – oznaczała m.in. pozbawienie urzędów i częściowe wyjęcie spod prawa. Orzekano ją za najcięższe przestępstwa.

– Chcemy wypełnić pewną lukę w przestrzeni publicznej, przyjrzeć się i spróbować osądzić społecznie symbolicznie zbrodniarzy komunistycznych. Przez ostatnie 27 lat państwo polskie nie zrobiło wszystkiego, by sobie z tym problemem poradzić. Większość zbrodniarzy komunistycznych nie poniosła żadnej kary – mówił Płużański w TVP Info.

– Sądzić będziemy wszystkich – dodawał w wywiadzie w tygodniku „wSieci” (21 listopada). – To jest sprawa metodologii, którą musimy określić. Podkreślam: naszemu trybunałowi podlegają wszyscy, niezależnie od miejsca w hierarchii. To nie jest kilka czy kilkanaście osób, to są tysiące, a może i dziesiątki tysięcy osób, w tym wiele jeszcze żyjących. Przed nami naprawdę ogromna praca – wyjaśniał.

Jako przykład zbrodniarza komunistycznego, który nie tylko nie został ukarany, ale nawet był „żegnany z honorami”, Płużański podał gen. Wojciecha Jaruzelskiego.

Wszystko jest w tej historii postawione na głowie.

Zacznijmy od przypadku Jaruzelskiego. Opinie dotyczące historycznej roli generała są podzielone, ale z pewnością nie wszyscy uważają go za zbrodniarza. Według sondażu CBOS przeprowadzonego tuż po jego śmierci 47 proc. Polaków uważało, że dobrze przysłużył się Polsce. Był legalnym przywódcą państwa polskiego, uznawanego m.in. przez Watykan i Stany Zjednoczone oraz zasiadającego w ONZ (Płużański twierdzi, że PRL można uznać za nielegalny w całości, a „sądzić” na podstawie prawa przedwojennego). Jaruzelski jednak nie został uznany za zbrodniarza wyrokiem sądu. Pochowano go z honorami, ponieważ był prezydentem PRL, a potem RP. Sedno sprawy leży jednak gdzie indziej: Płużański już wie, że Jaruzelski był zbrodniarzem, chociaż nawet nie przeprowadził mu swojego wymyślonego „procesu”.

Ciekawy to „trybunał”, który już wie, kto był zbrodniarzem – przed wyrokiem.

Po drugie: ten „Społeczny Trybunał” jest groteską. W ten sam sposób mogę powołać „Społeczny Trybunał Galaktyczny” skazujący na karę infamii za tupet i piramidalną głupotę. Ja będę sędzią, a szwagier – prokuratorem. Mam już nawet kilku kandydatów do osądzenia.

Trzeci wymiar tej sprawy jest najciekawszy. Założycielom „trybunału” przyświeca ideał sprawiedliwości rewolucyjnej. Znalazł on najpełniejszy wyraz w chińskim ustawodawstwie wprowadzonym tuż przed śmiercią Mao Tse-tunga, w 1975 r. Sprawców sądził albo oficer policji na miejscu, albo rewolucyjne zebranie. Intuicje przypadkowych sędziów i ich poczucie sprawiedliwości zastępowały prawo i procedury. Obrona była zakazana, bo proletariat miał zawsze rację (u Płużańskiego będą obrońcy z urzędu, chociaż o tym akurat niewiele ma do powiedzenia). Takie sądy potrafiły skazywać swoje ofiary na nieokreśloną liczbę lat pobytu w łagrze – mieli siedzieć tam tak długo, aż partia nie uzna, że wystarczy.

„Społeczny Trybunał Narodowy” z rewolucyjną sprawiedliwością łączy pogarda dla sądów i sądowych procedur, które samozwańczy sędziowie uznają za niewystarczające. Prozaiczna, demokratyczna sprawiedliwość, w której winy trzeba dowieść ponad wszelką wątpliwość, nie spełnia ich oczekiwań.

W ten sposób założycielom „Społecznego Trybunału Narodowego” jest mentalnie znacznie bliżej do komunistycznych sędziów tych ofiar, które pochowano w anonimowych grobach na Łączce, niż do samych skazanych, których chcą w ten sposób uczcić. Jest doprawdy zaskakujące, że założyciele „trybunału” nie dostrzegają tej ironii. A może nie jest zaskakujące: jak wiadomo, bolszewicy nie byli wrażliwi na ironię.

bolszewizm

wyborcza.pl