Szyszko, 27.02.2017

 

Abonament RTV nie będzie tańszy? 22,70 zł miesięcznie – tyle zapłacą klienci kablówek i platform satelitarnych

Piotr Miączyński, 27 lutego 2017
Jacek Kurski

Jacek Kurski (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Projekt ustawy w sprawie uszczelnienia abonamentu RTV autorstwa Ministerstwa Kultury pojawi się najprawdopodobniej we wtorek lub w środę. Do Sejmu trafi już na początku kwietnia. Poczta Polska zyska dostęp do danych o klientach kablówek i platform satelitarnych. Oni od płacenia abonamentu już się nie wywiną

Założenie jest proste: jeśli ktoś ma w domu płatną telewizję, to ma też telewizor. Kablówki i platformy satelitarne będą więc zobowiązane do przekazywania danych o swoich klientach Poczcie Polskiej. Ta następnie sprawdzi, czy dane gospodarstwo domowe płaci już abonament, a jeśli nie, to czy powinno płacić.

Pomysł ten ujawniliśmy na początku lutego.

Abonament RTV. Kto płaci, a kto zapłaci?

Dziś na 13,5 mln gospodarstw domowych zarejestrowane odbiorniki ma 6,5 mln, z czego połowa jest zwolniona z tej opłaty (bo np. ma ponad 75 lat). Firmy też nie chcą płacić abonamentu. Robi to tylko 12 proc. z nich.

Tymczasem kablówkę ma 4,5 mln abonentów, telewizje satelitarne – ok. 5,5 mln. Nie wiadomo jednak, jak duża część abonentów się pokrywa oraz ile osób z wymienionych już abonament RTV opłaca.

Na co żali się prezes TVP? Komentuje Roman Imielski

Opłata wyniesie dokładnie tyle samo ile teraz, czyli 22,70 zł miesięcznie, płatne od gospodarstwa domowego.

W ubiegłym roku z abonamentu wpłynęło niespełna 750 mln zł. Po zmianie Ministerstwo Kultury, które opracowało projekt, liczy na 1,4 mld zł.

Projekt ustawy w sprawie uszczelnienia abonamentu RTV pojawi się najprawdopodobniej we wtorek lub w środę. W Sejmie będzie już na początku kwietnia.

PiS z projektem się spieszy, bo szef TVP Jacek Kurski alarmuje, że bez wsparcia abonamentowego będzie musiał ułożyć „budżet śmierci”, czyli m.in. skasować ośrodki lokalne i ograniczyć wydatki na misję o 30 proc.

Co z osobami, które obecnie płacą kablówce, ale nie uiszczają abonamentu?

Zgodnie z obecnym stanem prawnym, gdy kontroler stwierdzi, że ktoś używa niezarejestrowanego odbiornika RTV (radia lub telewizora), wydaje nakaz rejestracji oraz nakłada karę w wysokości 30-krotności miesięcznej opłaty abonamentowej. Dziś to 22,70 zł miesięcznie. Oznaczałoby to, że nagle miliony osób, które obecnie nie płacą abonamentu (a mają płatną telewizję), musiałyby zapłacić ponad 680 zł kary.

Ministerstwo Kultury dla takich klientów kablówek/platform cyfrowych najprawdopodobniej zaproponuje amnestię.

Ale od wejścia w życie ustawy będą musiały już abonament płacić.

Dlaczego abonament wyniesie 22,70 zł miesięcznie?

Wcześniej szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański wspominał, że nowy abonament będzie dwa razy niższy niż obecnie. Tak się jednak nie stanie, a przynajmniej nie od razu.

Owszem, w rozmowie z PAP wiceszef Ministerstwa Kultury Paweł Lewandowski, który pracuje nad tą sprawą, przyznał, że jego resort rozpoczął prace nad zupełnie nowym rozwiązaniem. – Mamy już analizy i zastanawiamy się nad wyborem rozwiązania. Optujemy za tym, by składka abonamentowa była potrącana od podatku PIT i składki KRUS w wysokości około 6 zł na osobę – twierdził.

To rozwiązanie zapożyczone z Finlandii, gdzie w 2013 roku opłata abonamentowa pobierana od gospodarstw domowych została zastąpiona podatkiem. Jego wysokość uzależniona jest od dochodów i waha się od 50 do 140 euro. Osoby nieletnie oraz z niskim dochodem są z opłaty zwolnione. Nowa opłata ma tam pełną ściągalność. Publiczny nadawca Yleisradio nie emituje za to reklam.

Taki pomysł wymaga jednak notyfikacji Komisji Europejskiej. Rząd musiałby na to czekać – jak pokazuje praktyka – od ośmiu do 18 miesięcy. Ustawa weszłaby więc w życie najprawdopodobniej pod koniec 2018 roku.

Już raz PiS przez notyfikację wycofał się z gotowego projektu ustawy. Partia lansowała pomysł pożyczony od Platformy Obywatelskiej, czyli opłatę audiowizualną. Opłata np. 15 zł miała być dołączana do rachunku za prąd. Nowy system miał wejść w życie od 1 stycznia 2017 r. Nie wszedł właśnie z powodu zbyt długiego czekania na notyfikację.

Płatne telewizje boją się ucieczki klientów

Sieci kablowe i platformy satelitarne boją się, że część ich klientów zrezygnuje z płatnej telewizji i przerzuci się na oglądanie bezpłatnej naziemnej telewizji cyfrowej. W tej technologii oglądać można wszystkie największe stacje telewizyjne oraz niektóre kanały tematyczne. Są tam: TVP ABC, 8TV, TTV, Polo TV, ATM Rozrywka, TV Trwam, StopklatkaTV, FokusTV, Polsat, Super Polsat, TVN, TVN7, TV4, TV Puls, PULS2, TV6, TVP1 HD, TVP2 HD, TVP3, TVP Info, TVP Kultura, TVP Historia, TVP Rozrywka, Nowa TV, Metro, Zoom TV, WP1.

Telewizję można też oglądać przez internet.

Część osób będzie też chciała przepisać swoje umowy kablówki np. na babcię czy dziadka, jeśli są oni zwolnieni z opłacania abonamentu. Zwolnienie obejmuje m.in. osoby, które skończyły 75 lat.

abonament

wyborcza.pl

 

Antoni Macierewicz przejdzie do klasyki jako hybrydowy minister obrony. Tak osłabia Polskę. Jest naszym Krymem i Donbasem. Na utajnionym posiedzeniu sejmowej komisji obrony przedstawił posłom „geniusz” swego Misia Misiewicza (postać godna Księgi Guinnessa), a przede wszystkim skalę zmian w Wojsku Polskim.

I tak: w Sztabie Generalnym doszło do zmiany na 90 proc. stanowisk dowódczych, zaś w Dowództwie Generalnym – 82 proc. Co to oznacza? W języku militarnym Polska pozbawiła się swoich generałów – jakby ich rozstrzelała – morale armii sięgnęło strachu, bo to samo może spotkać każdego. Jak taka armia zachowuje się w gorącym konflikcie, tj. podczas wojny? Podnosi ręce do góry.

Nawet nie wytrzymał pisowski generał Roman Polko, były dowódca GROM-u, który pracę zdegradowanych generałów…

(…)

Antoni Macierewicz może śmieszyć. I śmieszy – mnie też, lecz kiedyś przepona odmawia posłuszeństwa, bo takie są prawidła biologii, do łask wraca rozum. Cokolwiek Macierewicz zrobiłby, nie trzyma się sensu. Wojna na Ukrainie została na swoją specyfikę nazwana hybrydową, bo składa się z części wydawałoby się nielogicznych, ale skutecznych.

Taki nielogiczny jest Macierewicz, taka jego hybrydowa postać. Wszak nie służy Polsce, bo ją ośmiesza, osłabia. Mieć hybrydowego ministra obrony to nie mieć ministra, to być bezbronnym, na własne życzenie wystawiać się atak wrogów, a z czasem na inwazję.

Macierewicz jest też częścią „układu” hybrydowego. Chyba pamiętamy, jak w trakcie kampanii wyborczej 2015 roku Beata Szydło zareagowała histerycznie, iż to nie Macierewicz, a Jarosław Gowin zostanie ministrem obrony. Taka to zresztą była hybrydowa kampania i taka władzę mamy hybrydową.

Rządzi „pan” prezes” Kaczyński, choć prezydentem jest Andrzej Duda, a premierem Szydło.

(…)

Gen. Polko boleśnie szczerze o sytuacji w wojsku. „Być może Gocuł, Tomaszycki i Różański byli niewygodni dla władzy…”

27.02.2017

Były dowódca jednostki GROM gen. dyw. Roman Polko od lat postrzegany jest raczej jako człowiek prawicy. Doradcą Lecha Kaczyńskiego był już w czasach, gdy ten polityk rządził Warszawą. Później zaangażował się w jego kampanię prezydencką, a po wyborczym sukcesie znalazł się w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Teraz nie szczędzi jednak cierpkich słów pod adresem rządzących Polską spadkobierców prezydenta Kaczyńskiego.

Szczególnie ostro gen. Roman Polko postanowił skomentować to, co dzieje się w WojskuPolskim, z którego masowo odchodzą najbardziej doświadczeni dowódcy. – Starali się najlepiej jak potrafią – a robili to naprawdę doskonale – wykonywać swoją robotę. No cóż, być może byli niewygodni dla władzy – stwierdził były dowódca GROM na antenie TVN24.

GEN. DYW. ROMAN POLKO

były dowódca GROM na antenie TVN24

Tacy generałowie jak Gocuł, Tomaszycki, Różański (…) wiem, że zawsze mieli swoje własne poglądy, nigdy nie mieli poglądów partyjnych, takiej, czy też jakiejkolwiek innej opcji. Starali się najlepiej jak potrafią – a robili to naprawdę doskonale – wykonywać swoją robotę. No cóż, być może byli niewygodni dla władzy… Czytaj więcej

Później gen. Roman Polko zasugerował brak rozsądku u obecnego szefostwa Ministerstwa Obrony Narodowej. – Wydaje mi się, że takim zdrowym rozsądkiem byłoby jednak trzymanie ludzi, którzy mają ogromną wiedzę, ogromne doświadczenie, a nie gorliwych potakiwaczy – ocenił. Gen. Polko w krytycznym tonie wypowiadał się także o prezydencie Andrzeju Dudzie. – Dlaczego jako zwierzchnik sił zbrojnych nie myśli o tym, żeby przygotować ich na wysokie stanowiska w strukturach sojuszu (NATO – red.), bo tam też powinniśmy mieć swój głos i doświadczonych generałów – pytał.

Przypomnijmy, że tuż po przedstawieniu nowej ekipy Jarosława Kaczyńskiego generał bronił decyzji o wyborze Antoniego Macierewicza na ministra obrony narodowej. – Wolę ludzi kontrowersyjnych, bo są to zazwyczaj ludzie posiadający własne zdanie, charakter i potrafią walczyć o swoje, niż takich którzy ulegają mediom, propagandzie, i są ciepłymi kluchami, które lubią jak się mówi o nich „państwowcy” – mówił w rozmowie z naTemat. Antoni Macierewicz ma wiedzę, umiejętności i predyspozycje i jestem przekonany, że mimo tej kontrowersyjności, w tych trudnych czasach jest to pozytywna cecha – podkreślał.

 

naTemat.pl

, 26 LUTEGO 2017

Macierewicz „czyści” armię. Sztab Generalny – 90 proc. stanowisk dowódczych, Dowództwo Generalne – 82 proc.

Podczas utajnionych obrad sejmowej komisji obrony (22 lutego) min. Antoni Macierewicz miał stwierdzić, że niektórzy wyrzuceni z armii dowódcy mogą usłyszeć zarzuty „w związku z katastrofą smoleńską”. Padły również supozycje o rosyjskiej agenturze. Tymczasem w wojsku szukają „wrogów” i awansują – w przyspieszony sposób – „klenczonów”

„W Sztabie Generalnym zmiany objęły 90 proc. stanowisk dowódczych, a w Dowództwie Generalnym 82 proc.” – głosi informacja resortu opublikowana 22 lutego. „Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz przeprowadził szeroką wymianę kadr na najwyższych stanowiskach w jednostkach operacyjnych, każdorazowo zastępując oficerów dobranych przez Platformę Obywatelską oficerami o dużym doświadczeniu bojowym w Iraku i Afganistanie i przeszkolonych we współpracy z wojskami NATO ” – napisał resort.

Dowiadujemy się też, że „awansowano ponad 27 000 szeregowych, podoficerów i oficerów w tym 25 generałów.”

Rozbicie tej liczby pomiędzy korpusy stało się tajne, choć jeszcze jesienią 2016 roku szczegółowe zestawienia nie były objęte żadną klauzulą. Wiemy zatem, że do 31 października 2016 roku, wśród odchodzących ze służby żołnierzy było 27 generałów i 254 pułkowników. A to każe stawiać pytania o rzeź strategicznych kadr i rzeczywiste możliwości dowodzenia siłami zbrojnymi.

Coraz bardziej tajne

Warto jednak zatrzymać się przy klauzuli „tajne”. Otóż, od 1989 roku uchylano stopniowo kurtynę tajemnicy, za którą ukrywana była armia w PRL. W armiach NATO tajne jest tylko programowanie strategiczne, plany mobilizacyjne i operacyjne, rejony koncentracji, nastroje żołnierzy oraz ISR (intelligence, surveillance & reconnaissance) czyli wywiad, obserwacja i dalekie rozpoznanie. I tak też było do tej pory w Polsce.

Tymczasem pod rządami PiS (tak jak w PRL) tajemnica dotyczy wszystkiego, co niewygodne dla rządzących. Nawet karambol drogowy, spowodowany przez kolumnę ministra obrony, uznawany jest za istotny dla bezpieczeństwa państwa.

Oznacza to likwidację newralgicznej dla demokratycznego państwa cywilnej – w znaczeniu: obywatelskiej, społecznej, politycznej – kontroli nad armią. Opinia publiczna może jednak dowiedzieć się co nieco za przyczyną bałaganu, jaki zapanował w pałacu przy Klonowej w Warszawie (siedziba ministra obrony).


Szef MON
Przeczytaj też:

„Ogłosiłem, ale to nigdy nie było aktualne”. Kosmiczna odpowiedź na list Francji i Niemiec

STANISŁAW SKARŻYŃSKI  6 LISTOPADA 2016


Generalicja odchodzi sama

Wojsko Polskie opuścił jeden generał czterogwiazdkowy, jeden trzygwiazdkowy generał broni, dziewięciu dwugwiazdkowych generałów dywizji oraz szesnastu jednogwiazdkowych generałów brygady.

W 2014 roku w służbie pozostawało 119 generałów oraz 1 500 pułkowników. Korpus generalski stracił zatem czwartą część stanu, pułkownikowski – 254 ludzi, czyli jedną szóstą. Zaledwie 46 oficerów zakończyło służbę z powodu wieku emerytalnego.

W historii militarnej ostatniego stulecia niewiele można znaleźć podobnych okoliczności. Politycy rzadko osłabiają własne armie w obliczu potencjalnego konfliktu.

Najczęściej przywołujemy czas masowych represji w Armii Czerwonej między majem 1937 a wrześniem 1938 roku.

Z kolei apologeci marszałka Józefa Piłsudskiego nie chcą słyszeć o czystkach po przewrocie majowym – a wyrzucono wtedy z armii 30 generałów i 551 starszych oficerów.

Już te przykłady powinny powstrzymać polityków przed majstrowaniem przy delikatnym mechanizmie polityki kadrowej armii. Wymagałoby to jednak przyjęcia imperatywu potrzeb obronnych. A tymczasem mamy do czynienia z zemstą za urojone winy.

Niefortunnie jednak zdarzył się szczyt NATO w Warszawie, który ktoś musiał przygotować. Złoty medal „Za zasługi dla obronności” dostał wprawdzie rzecznik prasowy ministra, ale prawdziwym ojcem sukcesu był generał Mieczysław Gocuł, szef Sztabu Generalnego WP. W maju na wniosek ministra obrony prezydent przedłużył mu kadencję na kolejne trzy lata. Ale już w lipcu gen. Gocuł złożył raport o podaniu się do dymisji z półrocznym wyprzedzeniem. Dlaczego? Można się tylko domyślać.

Przeczytaj też:

Albo Macierewicz kłamie, albo jego okłamano. Saluty Misiewiczowi to nie był „jednorazowy wypadek”

STANISŁAW SKARŻYŃSKI  15 LUTEGO 2017

Od września 2016 roku min. Macierewicz już ani razu nie znalazł dla niego czasu. Działo się to w czasie newralgicznym dla przyjęcia amerykańskiej brygady w Polsce. Jak się dowiadujemy z wiarygodnego źródła,

gen. Gocuł wielokrotnie dzwonił na Klonową, słysząc zawsze, że ministra nie ma albo jest szalenie zapracowany. Wysyłał listy, pozostały bez odpowiedzi. Tymczasem rzecznik prasowy ministra Bartłomiej Misiewicz wymienił 90 proc. podległych Gocułowi oficerów.

Pod koniec stycznia generał definitywnie pożegnał się z armią.

Generał broni Mirosław Różański, szef Dowództwa Generalnego, krótko świętował sukces ogromnych (30 tysięcy żołnierzy) manewrów Anakonda (czerwiec 2016). Rychło zaczął się dowiadywać o mianowaniu mu nowych podwładnych, gdy … meldowali się w jego gabinecie. Nie miał żadnego wpływu na obsadę stanowisk , za które ponosił odpowiedzialność, bo nominacje trzymano przed nim w tajemnicy (potwierdzają to dwa niezależne źródła).

Zgoła inna gra toczyła się w Dowództwie Operacyjnym. Tajemnicą poliszynela było, że jego dowódca generał broni Marek Tomaszycki jest mile widzianym przez prezydenta Andrzeja Dudę kandydatem na następnego szefa Sztabu Generalnego. Ale Macierewicz miał innego.

Znając datę wizyty prezydenta w Dowództwie Operacyjnym, wysłał gen. Tomaszyckiego do Afganistanu. Prezydent został powitany przez zastępcę, generała brygady Sławomira Wojciechowskiego. Kadencja Tomaszyckiego skończyła się w grudniu 2016. Z Dowództwa Operacyjnego odeszło za nim jeszcze dwunastu pułkowników. Nowym szefem Sztabu Generalnego został generał broni Leszek Surawski.

Jedenastu pułkowników i jeden major w ślad za swym dowódcą generałem AdamemDudą opuściło newralgiczny dla modernizacji technicznej armii Inspektorat Uzbrojenia. W dowód uznania dostali ryngraf z dedykacją.

Z Centrum Operacji Powietrznych odeszło czterech pułkowników i trzech majorów. Z Inspektoratu Wsparcia – generał brygady  oraz 23 pułkowników.

Na samych szczytach mamy zatem sytuację następującą. Newralgiczne stanowiska zajmuje trzech (oddajmy im honor) świetnie przygotowanych oficerów – gen. dywizji Jarosław Mika, Dowództwo Generalne, gen. broni Leszek Surawski, Sztab Generalny oraz gen. brygady Sławomira Wojciechowski, Dowództwo Operacyjne.

Wszyscy trzej kariery wojskowe rozpoczynali jeszcze w PRL. Czyżby opowieść o usuwaniu komunistycznych złogów utraciło znamiona aktualności?

Czwartym oficerem największych nadziei, od lat przygotowywanym do objęcia najwyższych funkcji w armii, był generał dywizji Andrzej Reudowicz, dowódca 12 dywizji zmechanizowanej. On jednak nie wykazał się zrozumieniem potrzeb reprezentacyjnych rzecznika prasowego (jak pisze „Polityka”, przyjął Misiewicza w gabinecie, zamiast prężyć się przed nim przed jednostką, więc wyjeżdża do norweskiego Stavanger na stanowisko dowódcy Joint Warfare Centre.

Inwazja marcowych majorów

Hipotezę zemsty potwierdzają kolejne posunięcia kadrowe Macierewicza. Najpierw wysłał do zielonych garnizonów prokuratorów wojskowych, którzy prowadząc śledztwo smoleńskie kwestionowali teorię zamachu.

W kwietniu 2016 roku do kawalerii pancernej w Żaganiu przeniesiono płk OlafaTruszczyńskiego, szefa Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej, światowej sławy specjalista psychologii lotniczej. W rządowej komisji Jerzego Millera kierował podkomisją lekarską i oceniał stan psychiczny pilotów Tupolewa.

A w drugą stronę działa to tak. Płk dr inż. Ryszard Parafianowicz karierę dowódczą zakończył na 3 Batalionie Inżynieryjnym w Nisku. Ale nie za te zasługi został rektorem-komendantem Akademii Obrony Narodowej, by ją zlikwidować i powołać (już jako generał) w jej miejsce Akademię Sztuki Wojennej.

Wtajemniczeni twierdzą, że o nominacji zadecydowała jego książka „Podziemie niepodległościowe na Suwalszczyźnie 1944–1952”, którą pochwalił się  ministrowi.

Pod komendą Parafianowicza w Akademii Sztuki Wojennej ruszyły „szkółki niedzielne” dla kandydatów na najwyższe stanowiska w Wojsku Polskim. Obowiązkowy roczny kurs strategiczno-obronny dla generałów zastąpiono bowiem szkoleniami weekendowymi.

Czystka na szczytach powoduje spore luki kadrowe. Dlatego na kilka miesięcy przed nią minister wydał rozporządzenie o możliwości awansowania co roku o więcej niż jeden stopień. W ten sposób osłabiana jest kadra jednostek liniowych. Dodatkowo,

w niektórych z nich nawet 20 procent oficerów i podoficerów odeszło do Wojsk Obrony Terytorialnej. Pełną parą ruszył już nabór.

Wielu nie trzeba namawiać. Wybierają łatwą służbę (w żołnierskim slangu: „sanatorium”) blisko rodziny.

Rozmowy kadrowe

W korpusie oficerskim i podoficerskim wszystkich czekają rozmowy kadrowe. Ci, którzy je mają za sobą opowiadają, że spotkanie zaczyna się od straszenia przeniesieniem na równorzędne stanowisko na drugi koniec kraju.

W przypadku braku zgody na przeniesienie wydarzenia nabierają tempa: straszenie zwolnieniem, odmowa, rozkaz personalny, odwołanie, nieuwzględnienie odwołania i podtrzymanie rozkazu oraz wyznaczenie.(Źródło: Niezależne Forum o Wojsku i rozmowy z żołnierzami)

Oficerom proponuje się czasem awanse, chorążym – nie. Ponieważ żołnierzowi przysługuje tylko jedyna forma protestu (odejście z armii), w najbliższym czasie możemy spodziewać się exodusu podoficerów.

Oficerów i podoficerów brakuje już wszędzie z wyjątkiem dowództw średniego i wysokiego szczebla. Nie zmniejszono etatów w „warszawskim wojsku biurowym”. Stanowiska, które w ministerstwach sojuszniczych zajmują cywile, w Polsce nadal są pożądanym miejscami pracy pułkowników i generałów.

Głównym księgowym MON jest gen. dywizji Sławomir Pączek. Przez całą służbę zajmował stanowiska urzędnicze związane z planowaniem budżetowym. Nie ma pojęcia o dowodzeniu kompanią, a co dopiero dywizją. Oficerowie, którzy kosztują kilkakrotnie więcej od cywili, powinni służyć w Sztabie Generalnym. Urząd MON powinien zatrudniać urzędników. Powtarzali to kolejni ministrowie obrony i nic.

„Klenczony” awansują, „nietożsami” odpadają

Ujawniają się też oficerowie lojalni wobec przemian. W armii ich nazywają „klenczonami”. Kapelani mają pełne ręce roboty z wydawaniem zaświadczeń o spełnianiu kryterium wartości katolickich, prezentowanych przez kandydatów do awansu.

Nie mogą na nie liczyć „nietożsami”, jak zaczęto nazywać żołnierzy skupiających się na służbie, a nie na towarzyszących jej „jasełkach”.

Najbardziej zaangażowani, jak nowy komendant garnizonu warszawskiego, gen. brygady Robert Głąb, podbijają stawkę wydając żołnierzom rozkaz (15871/16) oglądania TVP Info. Potwierdza on regułę, że najbardziej starają się oficerowie, którzy służbę zaczęli w PRL.

Skąd brać Indian?

W trzech brygadach obrony terytorialnej (1. Podlaska, 2. Lubelska i 3. Podkarpacka) są już etaty i wodzowie. Przyszedł czas na Indian. Rzecz jest pilna, bowiem nieistniejących obrońców terytoriów podczas pokazów dla dygnitarzy muszą zastępować komandosi z Lublińca.

Już teraz zatem tworzenie nowego rodzaju sił zbrojnych odbywa się (wbrew zapewnieniom MON) kosztem jednostek operacyjnych. Oprócz zabierania z nich żołnierzy, na wyposażenie Wojsk Obrony Terytorialnej przesuwane są także pieniądze przeznaczone na modernizację techniczną. Cywilnym zarządcą osobnej, bo wyjętej z systemu dowodzenia, armii ma (w imieniu ministra) kierować nowy podsekretarz stanu, b. harcmistrz ZHR, poseł PiS Michał Dworczyk.

Armia to nie tylko żołnierze. Obsługuje ich ponad 40 tysięcy pracowników wojska. Do nich doliczyć trzeba kolejne tysiące cywilów pracujących zarówno w wielkich fabrykach zbrojeniowych, jak i maleńkich przedsiębiorstwach podległych MON. We wszystkich przeprowadzono wnikliwą kwerendę personalną.

Wiceminister obrony Bartosz Kownacki pochwalił się publicznie, że dzięki temu przeglądowi wykryto ponad czterystu „wrogów” (po wystąpieniu sejmowym 5 października 2016)

Czym można sobie zasłużyć na takie miano? Ano, młodszy referent był przed laty radnym Platformy Obywatelskiej. Dla jemu podobnych, niepewnych jednostek o dwuznacznym obliczu ideowym, nie ma miejsca w systemie bezpieczeństwa.

Podobne restrykcje dotyczą odchodzących oficerów. Zazwyczaj, po odebraniu kilkusettysięcznej odprawy i przyswojeniu wojskowej emerytury, natychmiast podejmowali pracę dla MON i okolic w charakterze cywilnych ekspertów.

Trzeba przyznać, że było to główną przyczyną klęski konceptu „ucywilnienia” stanowisk, których nie dotyczył łańcuch dowodzenia. Bywało, że etaty „ucywilniano” i „militaryzowano” w zależności od potrzeb. Ten zwyczaj się nie zmienił. Dotyczy przecież już tylko wybranych.

Przekonał się o tym generał broni Waldemar Skrzypczak (w rezerwie), który wygrał konkurs na doradcę szefa Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia. Jak tylko zaczął krytykować politykę MON, musiał złożyć rezygnację.


Przeczytaj też:

Generał Skrzypczak zwolniony z pracy, po tym jak skrytykował Bartłomieja Misiewicza i MON

OKO.PRESS  2 LUTEGO 2017


Zybertowicz: Amerykanie bronią, można wymieniać kadrę

Czy coraz częstsze przykłady patologicznego wręcz szargania honoru żołnierzy interesują zwierzchnika sił zbrojnych? Sądząc po poglądach jego ekspertów, nieszczególnie.

Doradca prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego prof. Andrzej Zybertowicz odkrył karty. „Rewolucja kadrowa dzieje się w momencie, gdy do Polski napływają wojska amerykańskie, czyli nastąpiło wzmocnienie naszego bezpieczeństwa. I pod parasolem wzmocnionego bezpieczeństwa można zrobić reorganizację w wojsku” – powiedział w Radio Zet.

To dramatyczny przykład socjologa, próbującego opowiadać o dalekich krainach, znanych mu tylko z telewizji. Niestety, jego poglądy przejmuje zwierzchnik sił zbrojnych, prezydent Andrzej Duda. Z drugiej strony konflikt między prezydentem a ministrem obrony narodowej jest coraz trudniejszy do ukrycia. Czy poza sporami personalnymi dotyczy on także zagadnień bezpieczeństwa? Możemy się tego spodziewać.

Przeczytaj też:

Albo Macierewicz kłamie, albo jego okłamano. Saluty Misiewiczowi to nie był „jednorazowy wypadek”

STANISŁAW SKARŻYŃSKI  15 LUTEGO 2017

Konflikt Duda – Macierewicz

Oto, 10 lutego 2016 roku, w Akademii Marynarki Wojennej zaprezentowano „Strategiczną Koncepcję Bezpieczeństwa Morskiego Rzeczypospolitej Polskiej”. Nad dokumentem przez rok pracował zespół ekspertów powołanych przy Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.

Nie było wśród nich delegatów MON. A jest to dokument arcyważny. Pierwszy raz w najnowszej historii RP holistycznie potraktowano polskie interesy wynikające z dostępu do morza oraz pożądane metody ich strzeżenia. Akt ów będzie miał jednak wyłącznie znaczenie historyczne. Prezydent nie ma bowiem szans na wymuszenie na MON jakichkolwiek dezyderatów.

Dla uczciwości rozważań trzeba przyznać, że gromione przez dzisiejszą opozycję słowa szefa MON Antoniego Macierewicza o „oficerach dobieranych przez PO” nie są dalekie od prawdy.

W rzeczywistości tak właśnie było od początku III RP. Zwyczaj ów, w zaiste wulgarny sposób (obiad drawski), wprowadził prezydent Lech Wałęsa. Od tamtego czasu, szczególnie w okresach kohabitacji, trwały bezustanne targi o to, czyi ludzie będą dowodzić armią.

Jedni wybierali prezydentów, a inni – rządy. Dlatego generałów dobierano często w konsensualnym „pakiecie”. Łączono ich w pary, po jednym z dużego i małego pałacu.

Tylko taka polityka kadrowa mogła prowadzić do oszałamiających karier, kiedy dowódca batalionu w ekspresowym trybie zostawał generałem dywizji. Armia zresztą równie szybko „wypluła go” ze swych szeregów, uznając za partyjnego karierowicza bez merytorycznych kompetencji.

Dziś mówią, że oddawanie honorów gówniarzowi o przerośniętych ambicjach było winą salutujących. Niestety, tylko wejście w znajomości polityczne dawało realną szansą na szybki awans. Przemilczmy wyjątki, by nie oddać oficerom niedźwiedziej przysługi. Wiedzą o nich wszyscy posiadacze mundurów. Mają też świadomość, że armia była psuta długo przed ostatnim najazdem „Hunów”. Latami się tliło. Dziś wybuchł pożar. Dobrze widać kto udaje jego gaszenie. I wśród strażaków zdarzają się podpalacze.

* MICHAŁ SKUZA – „jestem analitykiem wojskowym, głęboko zakamuflowanym bywalcem poligonów i zlikwidowanych kasyn oficerskich”.

 

OKO.press

 

Dzieci czyszczą ubłocone buty. „Żołnierze nie mieli tak łatwo!” To fragment „Teleranka” z szefem MON

AB, 27.02.2017

W 'Teleranku' z udziałem szefa MON dzieci wcieliły się w rolę żołnierzy

W ‚Teleranku’ z udziałem szefa MON dzieci wcieliły się w rolę żołnierzy (Fot. Screen z TVP ABC)

Troje dzieci kuca na trawie i pod czujnym okiem innych uczestników planu zdjęciowego czyści buty. – Ale to są brudne buciory jak nie wiem co – zauważa dziewczynka. To fragment specjalnego odcinka „Teleranka” z szefem MON.

1 marca przypada Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Z tej okazji 5 marca kanał TVP ABC pokaże odcinek programu dla dzieci „Teleranek”, w którym pojawi się sam Antoni Macierewicz. Szef MON nie będzie jedyną atrakcją odcinka specjalnego – występujące w programie dzieci wcieliły się w rolę żołnierzy, a także spotkały z grupą rekonstruktorów.

TVP ABC udostępniło na Facebooku fragment nagrania z planu zdjęciowego. Widać na nim, jak troje dzieci czyści żołnierskie buty. – Ale to są przecież brudne buciory jak nie wiem co – komentuje dziewczynka. – Żołnierze nie mieli tak łatwo! – odpowiada nadzorujący ją mężczyzna.

Cały program będzie można obejrzeć 5 marca o godz. 10.00 w TVP ABC.

„Zosia, Maciek i Igor odwiedzą pokój zagadek Instytutu Pamięci Narodowej, gdzie wcielą się w role żołnierzy mających za zadanie rozwiązać łamigłówkę. Nasi prowadzący wezmą udział w maratonie „Bieg Wilczy”, którego celem jest uhonorowanie bohaterskiej postawy „Żołnierzy Wyklętych”. Spotkamy się też z grupą rekonstruktorów, którzy opowiedzą nam o swojej działalności i o tym, dlaczego akurat ci żołnierze są dla nich inspiracją. Na zakończenie wybierzemy się na koncert” – czytamy w zapowiedzi.

Zapytaliśmy też rzecznika TVP, co jeszcze – poza czyszczeniem butów – robili mali uczestnicy programu. Chcieliśmy również wiedzieć, czym zajmował się na planie Antoni Macierewicz. Czekamy na odpowiedź stacji.

A TERAZ ZOBACZ: Kaczyński w Sejmie: Jesteśmy ludzkimi panami

teleranek

gazeta.pl

Będzie jeszcze jedna rewolucja francuska. Jeśli wierzyć sondażom, scena polityczna zostanie wywrócona do góry nogami

Piotr Moszyński, RFI, Paryż, 27 lutego 2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,75399,21043425,video.html?embed=0&autoplay=1

W drugiej turze wyborów prezydenckich może zabraknąć przedstawicieli obu sił politycznych – post-gaullistów i socjalistów – rządzących krajem na przemian od dziesięcioleci.

W dotychczasowych wyborach linia frontu przebiegała między umiarkowaną prawicą i lewicą. Tę pierwszą reprezentuje obecnie post-gaullistowska partia Republikanie (LR), tę drugą – rządząca jeszcze Partia Socjalistyczna (PS). Wygląda jednak na to, że w wiosenne wybory (pierwsza tura 23 kwietnia, druga 7 maja) rozegrają się już na innym froncie.

Szybko zmieniający się świat sprawia, że nieco oszołomieni wyborcy potrzebują przede wszystkim określenia – często zupełnie na nowo – swojego w nim miejsca. Dlatego tradycyjne przeciwstawienie „lewica-prawica” przestaje im wystarczać. Nowa linia podziału zaczyna się rysować między obozem „konserwatywnych nacjonalistów” i obozem „postępowych globalistów”. Gdyby próbować je opisać w klasycznych kategoriach, okazałoby się, że oba przyciągają zarówno wyborców uważanych dotąd za lewicowych, jak i za prawicowych.

Nie ma wyjścia, populiści muszą trochę porządzić. A zaczęło się od nas – ekspert w „Temacie dnia”

Czy hasło „wszystko, tylko nie Le Pen” jeszcze raz zadziała?

„Konserwatywni nacjonaliści” gromadzą się wokół Marine Le Pen i jej Frontu Narodowego (FN).

Jest tam dużo typowej, szowinistycznej, faszyzującej i rasistowskiej skrajnej prawicy, ale są tam również „sieroty po komunizmie”. Dominująca niegdyś w środowisku robotniczym i silna na ogólnokrajowej scenie politycznej Francuska Partia Komunistyczna osiąga dziś wyniki rzędu 2-4 proc. i w wyborach prezydenckich nie wystawiła nawet własnego kandydata, tylko popiera lewaka Jean-Luca Mélenchona.

Według najświeższych badań, 40 proc. elektoratu robotniczego sposobi się do głosowania na Le Pen. I nic dziwnego, bo w części socjalnej FN zmienił swój program tak, aby „sieroty po komunizmie” mogły się w nim odnaleźć.

W latach 80. partia Le Pen rozklejała plakaty z hasłem „Ubezpieczenia społeczne rujnują Francuzów!”. Dziś przedstawia się jako najbardziej zdeterminowany obrońca tych ubezpieczeń i krytykuje rywali z klasycznej prawicy za próby ograniczenia świadczeń socjalnych.

FN określał dawniej bezrobotnych mianem „pasożytów”, a w 2007 r. wystąpił wręcz z propozycją, by odbierać im zasiłki, jeśli odmówią przyjęcia trzech kolejnych ofert pracy. Dziś o takich projektach nawet nie wspomina.

Marine Le Pen stara się zbudować jak najszerszy wierny elektorat i na razie jej się to udaje. Od kilku miesięcy utrzymuje się w sondażach konsekwentnie na poziomie 24-26 proc. głosów. Pozwoliłoby jej to wygrać pierwszą turę wyborów, ale już nie decydującą, drugą. FN ma bardzo nikłe zdolności koalicyjne, a niemal każdy rywal Marine w drugiej turze mógłby liczyć na głosy tych, których dewizą jest „Wszystko, tylko nie Le Pen”. A jest ich dużo.

Czy ramię sprawiedliwości dosięgnie Frontu?

W dodatku Marine zaczyna mieć coraz poważniejsze kłopoty z prawem. Parlament Europejski już przystąpił do potrącenia połowy jej poselskiego uposażenia – na poczet zwrotu ok. 340 tys. euro bezprawnie wypłaconych jej szefowej gabinetu i ochroniarzowi, których fikcyjnie zatrudniła jako asystentów parlamentarnych. PE złożył także w tej sprawie skargę w prokuraturze francuskiej. Szefowa gabinetu Le Pen została aresztowana; ochroniarza na razie zwolniono po przesłuchaniu.

Nie wiadomo jeszcze, czy i jak ramię sprawiedliwości dosięgnie samej Marine Le Pen. Na razie zaprzecza ona wszystkiemu i przedstawia się jako ofiara intryg politycznych. Zapewne tej taktyce zawdzięcza, że jej sondażowe wyniki jak do tej pory w ogóle na tym nie ucierpiały. Poza tym stara się wykorzystywać podobne kłopoty swoich rywali, zwłaszcza Françoisa Fillona z partii Republikanie.

W Nantes, na północnym zachodzie Francji, doszło w miniony weekend do protestów przeciwko Frontowi Narodowemu. W niedzielę demonstranci bezskutecznie usiłowali zablokować autokary wiozące jego zwolenników na wiec wyborczy – palono opony, oblewano autokary białą farbą; dzień wcześniej doszło do starć przeciwników FN z policją, 12 funkcjonariuszy odniosło obrażenia. Zajścia w Nantes stały się od razu politycznym tematem, roztrząsanym w kampanii. Jeden z głównych rywali Marine Le Pen, François Fillon, stwierdził, że zaczęła się „wojna domowa”. Bardzo ostro skrytykował go za to premier Bernard Cazeneuve, zarzucając Fillonowi „nieodpowiedzialność”.

Fillon przeczekuje, Macron atakuje

Notowania Fillona mocno spadły, kiedy wyszło na jaw, że na fikcyjnych umowach zatrudniał jako swoich asystentów parlamentarnych żonę i dwoje najstarszych dzieci. Wyciągnęli w ten sposób z kieszeni podatników blisko milion euro.

Ostatnio jednak wyniki Fillona się poprawiły, zapewne dlatego, że od ponad tygodnia nie pojawiają się w mediach żadne nowe rewelacje na jego temat. Jego ekipa najwyraźniej przyjmuje taktykę podobną do reakcji Le Pen. Chodzi o utrwalenie w świadomości wyborców przekonania, że Fillon jest ofiarą spisku mediów.

W sondażowej pierwszej trójce znajduje się także Emmanuel Macron, 39-letni były bankier u Rotschilda, milioner, ale także były minister gospodarki i finansów w socjalistycznym rządzie. To wokół niego skupia się obóz „postępowych globalistów”. Czyli – jak to określa sam Macron – ludzi otwartych na Europę, świat i wolny rynek, ale przekonanych o konieczności dbania o zachowanie sprawiedliwości społecznej.

Macron również przeżywał trudny okres, kiedy próbowano go oskarżyć o finansowanie swojej kampanii z pieniędzy publicznych, ale teraz wrócił na drugie miejsce za Marine Le Pen.

Najnowsze badanie daje 26 proc. głosów w pierwszej turze szefowej FN, 23 proc. Macronowi i 21 proc. Fillonowi. Takie odstępy mieszczą się w granicach błędu statystycznego, więc obaj panowie mają jeszcze szanse na znalezienie się w drugiej turze. A gdyby odbywała się ona dzisiaj, obaj z łatwością wygraliby z Marine Le Pen. Macron w stosunku 61/39, a Fillon 58/42 proc.

Druga tura bez lewicy?

Jednakże dawno nie było we Francji kampanii o wyniku tak trudnym do przewidzenia. Wszystko jeszcze może się zdarzyć.

W wielkich bólach próbują się dogadać dwaj kandydaci lewicowi: socjalista Benoit Hamon i przedstawiciel skrajnej lewicy Jean-Luc Mélenchon. Gdyby doszli do porozumienia co do wysunięcia tylko jednej kandydatury i gdyby ich wyborcy uznali tę decyzję, wyłoniony w ten sposób kandydat mógłby wyeliminować Macrona i Fillona, przechodząc do drugiej tury.

Ale w takich sytuacjach sama arytmetyka nie wystarcza. Część elektoratu Mélenchona przeszłaby zapewne do Le Pen. A przede wszystkim sam Mélenchon ma tak olbrzymie ego, że jego zgoda na poparcie kandydatury Hamona wydaje się mało prawdopodobna. Rządzącej Partii Socjalistycznej duma nie pozwala zaś zaakceptować Mélenchona jako wspólnego kandydata.

I w ten oto sposób w drugiej turze najprawdopodobniej zabraknie kandydata lewicowego. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że podobny los spotka przedstawicieli dwóch rządzących dotąd Francją nurtów politycznych: post- (lub neo-) gaullistów i socjalistów.

Kto zasiądzie w Zgromadzeniu Narodowym

Tym większe znaczenie będzie miał przebieg czerwcowych wyborów parlamentarnych.Nawet najpopularniejszy prezydent niewiele może zrobić bez większości w Zgromadzeniu Narodowym.

Jeśli nawet Pałac Elizejski obejmie Marine Le Pen, to i tak Frontowi Narodowemu przypuszczalnie nie uda się zdobyć parlamentarnej większości, bo jego zdolności koalicyjne są niemal żadne. Jeśli wygra Macron, to albo będzie musiał liczyć na to, że podobny sukces wyborczy osiągnie dopiero co przecież założony przezeń ruch En Marche!, albo szukać możliwości zawarcia koalicji. Tylko z kim i na jakich warunkach?

bedzie

wyborcza.pl

PONIEDZIAŁEK, 27 LUTEGO 2017

STAN GRY: RZ: Kpina z konstytucji dla biznesu, GW: Gowin chce zablokować sieć szpitali, Dąbrowska: Błąd PiS ws KE

— 300LIVE:
Kownacki: Jest rzeczywiście dobra zmiana w polskiej armii
Kownacki: Siemoniak atakuje dziś MON i próbuje tworzyć atmosferę napięcia w armii
Kownacki: Mam nadzieję, że politycy PO przeproszą za to, że rozgrywają politycznie sprawy związane z bezpieczeństwem najważniejszych osób w państwie
Kownacki: Komu z nas się nie zdarzyło przejść nie na pasach, czy na czerwonym świetle?
Siemoniak o Nowoczesnej: Niech wyjdą na prostą. Myślę, że współpraca jest konieczna
Siemoniak: Ludzie oczekują od nas, że odsuniemy PiS od władzy. To dominuje na spotkaniach
Karczewski: Chyba za wcześnie w tej chwili na ocenę pracy TK. Poczekajmy pół roku
Karczewski do Piaseckiego: Jakby mnie pan zapytał w tej chwili, to też nie pamiętam nazwiska nowego sędziego TK
Karczewski o referendum edukacyjnym: Nie chcę powiedzieć, że to musztarda po obiedzie, ale trochę za późno
http://300polityka.pl/live/2017/02/27/

— POLITYK PIS TRESOWAŁ ŻONĘ – jedynka SE: „Ujawniono porażające kulisy życia rodziny polityka PiS, Rafała Piaseckiego. – Mamy nagranie sprzed Wigilii, gdzie Piasecki mówi do żony: „Żono, od nowego roku będę cię zdradzał. Zrobię to w imię Boże, żeby ciebie wychować. I biję cię w imię Boże, żebyś zrozumiała, jak powinna funkcjonować prawdziwa chrześcijanka” – twierdzi w rozmowie z „Expressem Bydgoskim” pani S., którą żona radnego upoważniła do udzielania informacji”  http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/polityk-pis-do-zony-od-2100-masz-byc-do-mojej-dyspozycji_957341.html

— GOWIN BRUŹDZI W SIECI – Agata Kondzińska w GW: “Według naszych informacji wicepremier Jarosław Gowin próbował w ubiegłym tygodniu namówić Beatę Szydło, żeby reforma ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła została wprowadzona na początku tylko w formie pilotażu w dwóch województwach. To pozwoliłoby sprawdzić, jak zadziała. – Ale nie udało mu się pozyskać zbyt wielu sojuszników, Gowin poległ, a rząd przyjął projekt Radziwiłła – mówi nam osoba z rządu”.

— KUKIZ NIE POMOŻE PRZY FORSOWANIU REFORMY RADZIWIŁŁA – dalej Kondzinska w GW: “Pomoc na pewno nie nadejdzie ze strony kukizowców: – Jesteśmy bardzo krytyczni wobec tej reformy. Nie do zaakceptowania jest zmiana sposobu finansowania i wprowadzanie systemu, który nie będzie motywujący, bo pacjent stanie się kosztem, a placówki będą miały z góry zagwarantowane pieniądze – mówi Jerzy Kozłowski, poseł Kukiz’15. I zapewnia, że w takim kształcie ustawa jest nie do przyjęcia”. http://wyborcza.pl/7,75398,21424281,gowinowcy-kopia-dolki-pod-siecia-szpitali-czy-moga-zablokowac.html

— SZYSZKO WYCINA SAMORZĄDY I ZATRZYMA WALKĘ ZE SMOGIEM – GW: “Minister Jan Szyszko przejmuje kontrolę nad wojewódzkimi funduszami ochrony środowiska – jednymi z najbogatszych instytucji w kraju. – To skok na kasę i stanowiska – protestują samorządowcy. I boją się, że zmiany oznaczają koniec walki ze smogiem. Projekt ustawy autorstwa posłów PiS, która podporządkowuje wojewódzkie fundusze ochrony środowiska ministrowi, sejmowa komisja ochrony środowiska przegłosowała w czwartek. Pod obrady Sejmu ma zostać skierowana na początku marca”. http://wyborcza.pl/7,75398,21424312,minister-szyszko-przejmuje-fundusze-srodowiska-to-koniec-walki.html

— WYCIĘTO STARE DĘBY Z CHRONIONEGO OBSZARU: http://www.nowa.tv/24-godziny/wycieto-stare-deby-z-chronionego-obszaru,1596/

— TAK BALUJĄ WŁADZE SOLIDARNOŚCI – jedynka Faktu: “Tańce, alkohol i zabawa do nocy w eleganckim ośrodku w Kołobrzegu. Właśnie tak „szkolili się” w ostatnią sobotę karnawału pracownicy i samo szefostwo Komisji Krajowej Solidarność. Członkowie największego związku zawodowego w Polsce mieli się w Kołobrzegu szkolić ale spotkanie zakończyło się naprawdę udaną imprezą przy winie i przekąskach”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/tak-solidarnosc-bawi-sie-w-osrodku-wypoczynkowym-w-kolobrzegu/

— ZUZANNA DĄBROWSKA O BŁĘDNEJ POLITYCE PIS WOBEC KOMISJI EUROPEJSKIEJ I RAPORTU AMBASADORA PRAWDY – pisze w RZ: “PiS próbuje podważyć sens wszystkich krytycznych uwag kierowanych pod swoim adresem przez Brukselę. To łatwiejsze niż przygotowywanie merytorycznych odpowiedzi. I ma dodatkową zaletę: jasno stawia na celowniku nowego wroga, którym jest polski urzędnik w służbie Komisji Europejskiej. Potwierdza też podstawową tezę PiS: to tylko błędne informacje skłaniają unijnych liderów do krytyki poczynań Warszawy. Ale taka polityka może być skuteczna na własnym podwórku i tylko wobec tych wyborców, którzy i tak UE uważają za wcielenie zła. Na arenie międzynarodowej to nie wystarczy. Co więcej, może sprawić, że wszystkie użyte przez Prawdę argumenty zostaną nagłośnione i uznane za prawdę, bez dalszych zbędnych dociekań”. http://www.rp.pl/Polityka/302269932-Adam-Bielan-atakuje-Marka-Prawde.html

— WIELKI MARCOWY STRAJK SZKOLNY – jedynka GW: “Już 120 tys. podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie reformy edukacji zebrał Związek Nauczycielstwa Polskiego. Nauczyciele szykują się do ogólnopolskiego strajku w drugiej połowie marca”. http://wyborcza.pl/7,75398,21424075,wielki-marcowy-strajk-szkolny.html

— DOMINIKA WIELOWIEYSKA PRZECIW ZAKUPOWI SAMOLOTÓW DLA VIPÓW – tak argumentuje w GW: “Nie ma takiej potrzeby. I to nie tylko dlatego, że kupno samolotów to olbrzymi wydatek. Przypomnę, że obecny rząd postanowił w latach 2016-21 wydać na ten cel 1,7 mld złotych. Lepiej pozostać przy obecnym systemie, który nieźle działa od kilku lat i jest tańszy. Dziś LOT udostępnia dwa embraery na zasadzie czarteru. Owszem, czarterowanie kosztuje, ale pieniądze płyną do spółki skarbu państwa, której na razie nikt nie zamierza sprzedać. Te samoloty – pomalowane w biało-czerwone barwy, z polskim godłem – wyglądają bardzo reprezentacyjnie. Wstydu nie ma. Obsługują je cywilni piloci wedle bardzo surowych norm bezpieczeństwa, mniej podatni na naciski polityczne niż piloci wojskowi”. http://wyborcza.pl/7,75968,21424001,jednak-nie-warto-kupowac-samolotow-dla-vip-ow.html

— KPINA Z KONSTYTUCJI DLA BIZNESU – Anna Wojda w RZ: “Odsyłanie do definicji to kpina z przedsiębiorców! Jak się do tego mają pięknie brzmiące hasła z konstytucji dla biznesu? Firmy już na początku roku musiały podjąć decyzję, czy uznają się za podwykonawców i jak rozliczają VAT. A mamy już koniec lutego. Może więc trzeba było ich odsyłać do słownikowej definicji słowa „wytrzymały”. Podpowiem: to taki, który dużo zniesie. „Objaśnienia” zaś, jak mówi słownik, powinny udzielić niezbędnych informacji na jakiś temat. I na takie firmy ciągle czekają. Branża budowlana wciąż niepewna rozliczeń”.

— KOROZJA POLSKICH STOCZNI – jedynka RZ: “Ambitne rządowe plany zderzyły się z nagłym pogorszeniem koniunktury na tym rynku”. http://www.rp.pl/Biznes/302269915-Korozja-polskich-stoczni.html

— RZ KRYTYCZNIE O POLITYCE WOBEC STOCZNI – Paweł Jabłoński w komentarzu: “Nawet jeżeli uda się uratować stocznie, ich rola i potęga już nie wrócą. Świat się zmienił. W Europie powodzi się tylko wyspecjalizowanym stoczniom budującym bardzo skomplikowany sprzęt. Jeśli nasze firmy budujące statki będą miały prywatnych właścicieli i poparcie państwa, to na pewno kiedyś skutecznie będą konkurować z zachodnimi. Rolą państwa niech pozostanie dbanie o symbole, ale nie przejmując zakłady, tylko poprzez budowę muzeów i pielęgnowanie tradycji”. http://www.rp.pl/Wywiady-i-opinie/302269921-Repolonizacja-czy-nacjonalizacja.html

— SPÓŹNIONY REFLEKS LIDERA NOWOCZESNEJ, REFORMA RUSZYŁA, A LIDER NOWOCZESNEJ ZACZYNA Z NIĄ WALCZYĆ – tytuł w Fakcie.

— DGP ANALIZUJE SYTUACJĘ DZIAŁKI PRZED URZĘDEM DZIELNICY ŚRÓDMIEŚCIE, na której dokonano wycinki drzew: http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/543634,wycinka-drzewa-srodmiescie-dzialka-kontrowersje.html

— W POLSCE SIĘ MARNUJE POTENCJAŁ EMERYTOWANYCH GENERAŁÓW – Maciej Miłosz w DGP: “W Stanach Zjednoczonych wiedza oraz doświadczenie wojskowych, którzy odchodzą z armii, zazwyczaj dalej są wykorzystywane przez państwo. U nas nikt tego nie praktykuje”. http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/543638,jak-nad-wisla-marnuje-sie-potencjal-emerytowanych-generalow.html

300polityka.pl

Minister Szyszko odbiera samorządom fundusze ochrony środowiska. To koniec walki ze smogiem?

Dominika Wantuch, 27 lutego 2017

Happening przeciwko polityce ministra środowiska przed Sejmem pod hasłem 'Raz, dwa, trzy, Szyszko znikasz ty', 26 lutego, Warszawa

Happening przeciwko polityce ministra środowiska przed Sejmem pod hasłem ‚Raz, dwa, trzy, Szyszko znikasz ty’, 26 lutego, Warszawa (Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta)

Minister Jan Szyszko przejmuje kontrolę nad wojewódzkimi funduszami ochrony środowiska – jednymi z najbogatszych instytucji w kraju. – To skok na kasę i stanowiska – protestują samorządowcy. I boją się, że zmiany oznaczają koniec walki ze smogiem.

Projekt ustawy autorstwa posłów PiS, która podporządkowuje wojewódzkie fundusze ochrony środowiska ministrowi, sejmowa komisja ochrony środowiska przegłosowała w czwartek. Pod obrady Sejmu ma zostać skierowana na początku marca. Jeśli prezydent Andrzej Duda ją podpisze, Jan Szyszko przejmie kontrolę nad ponad tysiącem etatów urzędników i ogromnymi pieniędzmi, którymi fundusze obracają – rocznie to ponad 10 mld zł.

Fundusze działają we wszystkich województwach i są kluczowe dla ochrony środowiska w regionach. To zatrudniani w nich eksperci decydują o strategicznych programach związanych m.in. z walką ze smogiem i gospodarką odpadami. To z ich dotacji lub pożyczek finansowane są takie inwestycje jak oczyszczalnie ścieków, sieci wodociągowe czy kanalizacyjne.

Tylko małopolski fundusz ochrony środowiska miał w 2016 r. 38 mln zł przychodów, obracał prawie 700 mln. Podobnie szczeciński WFOŚ. Aktywa śląskiego funduszu to ponad miliard złotych. Łącznie wojewódzkie fundusze w całym kraju wydają na dotacje ok. 410 mln zł rocznie, a na pożyczki ok. 2 mld. Decydują też o wydawaniu ogromnych unijnych funduszy przeznaczonych na ochronę środowiska.

Ponagleni posłowie uchwalają zmiany

Do tej pory WFOŚ były od Ministerstwa Środowiska niezależne, a o tym, jakie programy mają być realizowane w poszczególnych regionach, decydowały samorządy. To sejmiki wojewódzkie wybierały siedmioosobowe rady nadzorcze, a te – trzyosobowy zarząd. Większość stanowisk zajmowali przedstawiciele samorządów i eksperci organizacji pozarządowych. Minister dysponował w radzie jednym przedstawicielem.

PiS chce odwrócenia proporcji. W ustawie „Prawo ochrony środowiska” proponuje powołanie pięcioosobowej rady, w której cztery osoby będą przedstawicielami rządu. Dla samorządów zostanie jedno miejsce. Przedstawiciele delegowani przez ministra środowiska będą wybierać też dwuosobowy zarząd.

Ustawa wygasi też kadencje obecnych władz funduszy. Nowe zostaną poddane nadzorowi wojewodów i samego ministra.

Posłowie komisji środowiska przyjęli zmiany w ustawie w czwartek, mimo że prace nad nią nie były nawet wpisane w plan posiedzenia. – Podczas posiedzenia komisji na zupełnie inny temat posłowie PiS złożyli wniosek o jej rozszerzenie właśnie o temat wojewódzkich funduszy. Nie było wyjścia – odbyło się czytanie, PiS przegłosował projekt – mówi poseł PO Bogusław Sonik.

Z nieoficjalnych informacji „Wyborczej” wynika, że posłowie zostali przez Ministerstwo Środowiska „ponagleni”, by projekt, który od grudnia leżał w komisyjnej szufladzie, trafił szybko pod obrady. – Ponieważ na czwartkowej komisji nie było przedstawicieli Biura Analiz Sejmowych, komisję przerwano, ściągnięto legislatorów i wtedy posłowie komisji przystąpili do uchwalania zmian – relacjonuje Sonik.

Geotermia zamiast walki ze smogiem?

Projekt przyjęto mimo sprzeciwu marszałków wszystkich województw, sejmików i samych funduszy. Kilka tygodni temu do Kancelarii Sejmu wpłynęło kilkadziesiąt negatywnych opinii dla proponowanych zmian.

„Agresywna marginalizacja samorządów” – skomentował projekt marszałek woj. mazowieckiego Adam Struzik.

Marszałek małopolski Jacek Krupa: – To jest zawłaszczanie jednej z najważniejszych dla regionów instytucji. Zwykły skok na kasę i na stanowiska i odbieranie samorządom kompetencji.

Krupa obawia się, że zmiana w funduszach oznacza koniec walki ze smogiem. – PiS stawia na geotermię, którą nie rozwiążemy problemu zanieczyszczenia powietrza. A to właśnie ono było do tej pory głównym punktem działania małopolskiego WFOŚ – mówi marszałek.

Podobnego zdania jest Wojciech Saługa, marszałek Śląska: – Mamy pewność, że pieniądze, które dotąd przeznaczaliśmy na walkę ze smogiem, zostaną centralnie rozdysponowane np. na geotermię czy przekopywanie mierzei. To zamach na samorządy i następny dowód na postępujące demolowanie zdobyczy ponad ćwierćwiecza demokracji. Piecza wojewody de facto oznacza przecież, że fundusze będą pod kontrolą centrali.

Samorządy z północnej Polski obawiają się, że z tego powodu znikną fundusze, które przeznaczały na rozwój odnawialnych źródeł energii.

Negatywne opinie wydali o ustawie także Naczelna Rada Adwokacka i Biuro Analiz Sejmowych. Uznały ustawę za niekonstytucyjną. „Narusza zasadę decentralizacji władzy publicznej, zasadę uczestnictwa samorządu w sprawowaniu władzy publicznej i samodzielność instytucjonalną samorządu” – czytamy w opiniach. Naczelna Rada Adwokacka wprost oceniła, że „celem nowelizacji jest wymiana personalna na stanowiskach w 16 radach nadzorczych i zarządach WFOŚ, (…) które będą powoływane centralnie”. I podkreśliła: „Administracja scentralizowana jest obecna w państwach socjalistycznych i totalitarnych. (…) Samorząd terytorialny jest jedną z głównych idei państwa demokratycznego.

Efekt Szyszki. Polska w trocinach

 

szyszko

wyborcza.pl

Jacek Żakowski „Polityka” Collegium Civitas

Ja jako zły

27 lutego 2017

Krucjata Młodych modli się pod Teatrem Powszechnym w proteście przeciwko wystawieniu sztuki 'Klątwa'

Krucjata Młodych modli się pod Teatrem Powszechnym w proteście przeciwko wystawieniu sztuki ‚Klątwa’ (PRZEMEK WIERZCHOWSKI)

Kpię z reakcji na adaptację „Klątwy” w warszawskim Teatrze Powszechnym, bo pokazała coś więcej niż kołtuńską histerię, która od początku towarzyszyła wybitnym premierom dramatów Wyspiańskiego.

Nie ma i nie będzie w TVP miejsca dla osób promujących kradzież i grupy przestępcze. Ten pan sam podjął decyzję o zerwaniu współpracy, dokonując zbezczeszczenia Nieba – świętości Polaków”. Tak po obejrzeniu fragmentów „O dwóch takich, co ukradli Księżyc” Jacek Kurski uzasadnił zakaz pokazywania Jarosława Kaczyńskiego w programach TVP.

Po wszczęciu przez prokuraturę śledztwa w sprawie „podejrzenia przygotowania do popełnienia przestępstwa polegającego na propagowaniu mordu na tle wyznaniowym” w Kalwarii Pacławskiej odwołano Misterium Męki Pańskiej. Zabrakło aktorów do roli Rzymian i Żydów. Wszyscy chcieli być Chrystusami.

Poruszenie wzbudziła też opinia Piotra Zaremby, który po obejrzeniu Misterium stwierdził, że jest to „spektakl robiony przez złych ludzi dla innych złych ludzi”. Zdaniem władz powstała obawa, że po tej informacji liczba widzów może przekroczyć granice bezpieczeństwa. Bo ludzie są źli, a zwłaszcza teatrofile.

Kpię z reakcji na adaptację „Klątwy” w warszawskim Teatrze Powszechnym, bo pokazała coś więcej niż kołtuńską histerię, która od początku towarzyszyła wybitnym premierom dramatów Wyspiańskiego. W XX wieku oburzano się zwykle do rzeczy – na antyestablishmentowe, antykołtuńskie, antyklerykalne treści. Teraz rozhisteryzowani krytycy nie odróżniają aktora od roli, którą gra; odrzucenia przemocy (rezygnacji ze zbiórki na zabicie Kaczyńskiego, którego dotyczy monolog) od wezwania do przemocy, które prawica spektaklowi wmawia; seksualizowania postaci JPII (seks z dildo na pomniku), które zobaczyła prawica, od krytyki bezrefleksyjnego zaczadzenia paraerotycznym kultem uprawianym jeszcze za życia papieża, a kryjącym ponure nieprawości – te same, które opisał Wyspiański.

Krytycy „Klątwy” w Powszechnym nie dlatego dostali amoku, że ona obraża JPII. Nic takiego tam nie ma. Wściekli się, bo Oliver Frljić, reżyser spektaklu, obnaża ich kabotyństwo, hipokryzję, chuci, kołtuństwo, pazerność, świętoszkowatość, którym robią parawan z JPII i wszelkich wzniosłych wartości. Kiedy pomnik JPII wyjeżdża ze sceny, całe to towarzystwo zostaje na golasa przed publiką, która – jak napisał Zaremba – ma w oczach „radość prawie zwierzęcą”. Każdy by się na jego miejscu wściekł, gdyby stał się takim pośmiewiskiem.

Moi drodzy odwieczni kołtuni. To nie jest o papieżu. Więc się za nim tchórzliwie nie chowajcie. To nie jest o chrześcijaństwie, więc nie powołujcie się na uczucia religijne. To o was. O tym, że słowa JPII zastępujecie pomnikami JPII i się za nimi chowacie. Podobną operację robicie na Lechu Kaczyńskim. Jedyne uczucia, które ten spektakl naruszył, to wasz kołtuński narcyzm. Przejrzyjcie się w lustrze sztuki. Tłukąc lustro, nie staniecie się lepsi. Staniecie się tylko głupsi.

Tak, moi kołtuni kochani, to jest spektakl dla mnie. Bo jestem zły. Jestem na was niebywale zły, bo z prostej pychy i dla prostej władzy, zajmując w polskiej kulturze tak eksponowanie pozycje, tak ją deprawujecie i degenerujecie. Za to będziecie się smażyli w piekle. Jeśli w nie wierzycie.

Trzeba tak spaprać rzeczywistość, by półprawdy wyglądały na prawdę – prof. Markowski w „Temacie dnia”

 

jestem

wyborcza.pl

Dominika Wielowieyska

Jednak nie warto kupować samolotów dla VIP-ów

27 lutego 2017

Samolot rządowy na wojskowym Okęciu

Samolot rządowy na wojskowym Okęciu (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Jeszcze jakiś czas temu należałam do grupy komentatorów, którzy domagali się zakupu nowych samolotów dla najważniejszych osób w państwie. Ale gdy dziś widzę, jak funkcjonuje transport naszych VIP-ów, zmieniłam zdanie.

Nie ma takiej potrzeby. I to nie tylko dlatego, że kupno samolotów to olbrzymi wydatek. Przypomnę, że obecny rząd postanowił w latach 2016-21 wydać na ten cel 1,7 mld złotych. Lepiej pozostać przy obecnym systemie, który nieźle działa od kilku lat i jest tańszy.

Dziś LOT udostępnia dwa embraery na zasadzie czarteru. Owszem, czarterowanie kosztuje, ale pieniądze płyną do spółki skarbu państwa, której na razie nikt nie zamierza sprzedać. Te samoloty – pomalowane w biało-czerwone barwy, z polskim godłem – wyglądają bardzo reprezentacyjnie. Wstydu nie ma. Obsługują je cywilni piloci wedle bardzo surowych norm bezpieczeństwa, mniej podatni na naciski polityczne niż piloci wojskowi.

Widać to było w czasie słynnego lotu z Londynu, kiedy to kapitan oświadczył kategorycznie, że pasażerów na pokładzie jest za dużo i że część musi wysiąść. Ten układ z LOT-em sprawdza się dobrze. Po co go zmieniać i płacić setki milionów złotych za sen o mocarstwowości? Owszem, w przypadku podróży międzykontynentalnych trzeba poprosić LOT o specjalny samolot. I tak też się działo np. przy okazji podróży prezydenta Bronisława Komorowskiego do Japonii. Ile było wtedy krzyku, że wynajem samolotu tyle kosztował. Kupno samolotu kosztuje o wiele, wiele więcej. I trzeba się na coś zdecydować: albo mamy podejście godnościowe do podróży VIP-ów, albo stawiamy na oszczędności.

Embraer nie wszędzie wyląduje, są wyjątkowe sytuacje i warunki, gdy przydałby się samolot wojskowy. No to mamy CAS-ę, która – wbrew temu, co wydaje się PiS – nie służy do wożenia pani premier do domu, tylko powinna być wykorzystywana do przewozu VIP-ów właśnie w takich szczególnych przypadkach. Oczywiście przy jednoczesnym respektowaniu instrukcji HEAD.

Jeśli premier chce lecieć do domu, to powinna mieć takie prawo. Szef rządu musi mieć komfortowe warunki do pracy i odpoczynku. Ten przywilej jest ważny. Niestety, loty dużym embraerem lub CAS-ą są kosztowne. Premier Szydło wykorzystywała wojskowe samoloty prawdopodobnie po to, aby ukryć koszty swoich podróży, bo PiS – będąc w opozycji – atakował Donalda Tuska za przeloty na Wybrzeże. Ale wszystko się wydało z powodu niedawnego wypadku i hipokryzja rządzących objawiła się w pełnej krasie.

LOT nie ma małych samolotów do wyczarterowania. Może warto podyskutować o krajowych lotach VIP-ów, o ewentualnym zakupie niewielkiej maszyny do dyspozycji przede wszystkim premiera i prezydenta. W tym niedawno ogłoszonym nowym przetargu MON też jest przewidziany taki mały samolot i jest to jedna czwarta kosztów całego zakupu. To miałoby ręce i nogi. Zakup całej floty za 1,7 mld zł sensu nie ma.

wszystko

wyborcza.pl