Smoleńsk, 25.09.2016

 

top25-09-2016

 

Błaszczak i Ziobro winni czytać ze zrozumieniem

Błaszczak i Ziobro winni czytać ze zrozumieniem

Prof. Andrzej Rzepliński udzielił obszernego wywiadu „Gazecie Wyborczej”. Czytałem go z satysfakcją, bo szef Trybunału Konstytucyjnego jest moim „ziomalem”, z północnego Mazowsza pochodzą nasze rody. I na pewno na jakichś polach bitew o niepodległość gdzieś spotkali się moi i jego przodkowie. Wywiad jest o tyle poruszający, że prof. Rzepliński to wybitnie inteligentny człowiek, który nie sadzi się z żadnymi porównaniami o najgorszych sortach czy też elementach animalnych, a przy tym biografię zawodową – sędziowską – ma godną pozazdroszczenia. To człowiek z salonów świata – tych najlepiej pojętych.

Rzepliński składa urząd szefa TK 18 grudnia, a na ten czas Jarosław Kaczyński zapowiedział w Jachrance dla swojego przychówku partyjnego sejmową jazdę po muldach, którą nie każdy może psychicznie wytrzymać. Co to będzie? Można tylko popuścić wodze fantazji, acz lepiej poczekać do tego czasu i ewentualnie przeciwdziałać. Prof. Rzepliński jest nawet przygotowany na pobyt za kratami, które nie są dla niego straszne, bo to chłop na schwał i jak mało kto zna biegle problematykę penitencjarną. Jest autorem poważnych książek na ten temat, a także pracuje aktualnie nad kilkoma innymi.

Rzepliński i jego rodzina są zastraszani przez zwolenników obecnie rządzących, a może przez nich samych, jedno źródło profesor zna, ale publicznie go nie wyjawia. Gdy wywiadujący dopytuje, dlaczego nie poprosi pisowskie władze o ochronę, wszak szefowi Trybunału to się należy, tak jest we wszystkich krajach, odpowiada: ”Na pewno nie wystąpię do pana Błaszczaka o ochronę. Raz, że to byłoby sprzeczne z moją naturą. Dwa, że wolałbym zjeść coś obrzydliwego, niż do tego gościa wystąpić o cokolwiek”.

Rzepliński przypomina, jak to prezes PiS wyglądał w takiej sytuacji: „Pan chyba widział sceny, jak pan Jarosław Kaczyński jako premier, no niezbyt wysoki, stał otoczony tymi mężczyznami mającymi minimum sześć stóp wzrostu”. Z Rzeplińskim byłoby odwrotnie: w środku chłop na 6 stóp, a po bokach Kaczyńscy.

Lekturą wywiadu z Rzeplińskim pochwalił się w TVP Info Mariusz Błaszczak. Wygląda jednak, iż niewiele z wywiadu zrozumiał albo nie czytał ze zrozumieniem, bo nazbyt przejął się krytyczną oceną swojej osoby. Och, te pisowskie kompleksy przenoszone z prezesa na jego akolitów. Błaszczak tak definiuje formę tego wywiadu: „jakby przeczytać go w całości, to to jest obraz jakiegoś bełkotu”. Mogę przy tej okazji orzec, iż Błaszczak ma feler pisowski: niewiedzę i odruch niechęci do czytania. To chyba pisowski sznyt. Stanisław Skarżyński z OKO.press Zbigniewowi Ziobrze poleca przynajmniej lekturę „Antygony” Sofoklesa, aby miał pojęcie, jakie spotkają go przykrości duchowo-metafizyczne w związku z ekshumacją ofiar smoleńskich. Zaś Błaszczakowi mogę polecić parę innych lektur, które zgrabniej pozwolą mu formułować zarzuty do osób nie lubianych przez prezesa, a więc przez niego. Przyzwoitość wymaga powstrzymywania się od osobistych wycieczek. Wydawałoby się, że to niewiele, wszak od Błaszczaka nie wymagam mądrości, tak jak od prezesa zrozumienia standardów demokracji.

To nie Błaszczaka czy jego prezesa cenią na świecie za kompetencje i za niezłomność, ale prof. Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego do 18 grudnia 2016 roku.

Waldemar Mystkowski

blaszczak

koduj24.pl

Czarny protest, czyli trzy Polski

Naszych obywateli wychodzących na ulice można podzielić na trzy grupy. Pisowską, kodowsko-opozycyjną i trzecią, która zebrała się w niedzielę, 25 września, na „czarnych protestach” przeciwko zaostrzeniu ustawy aborcyjnej.

Tym, co wyraźnie różni dwie ostatnie grupy, jest wiek uczestników. W trzeciej dominują ludzie młodzi. I dlatego jest ona dla mnie szczególnie ciekawa.

Uczestniczyłem w krakowskiej demonstracji przeciwko zaostrzeniu ustawy aborcyjnej. Tam, gdzie stałem, zauważyłem jedną flagę europejską, jedną polską i kilka flag partii Razem, należącej do obecnej opozycji pozaparlamentarnej. Do zgromadzonych (około 2 tysięcy) przemawiali ludzie młodzi, mężczyźni i kobiety.

PiS, głosując za dalszymi pracami nad projektem skrajnie restrykcyjnym, grożącym więzieniem za aborcję, podjął grę dla siebie ryzykowną. Zmobilizował przeciwko sobie ludzi, którzy dotąd mogli się polityką brzydzić i ją ignorować, ale teraz będą musieli się jakoś opowiedzieć właśnie politycznie: w jakim kraju chcą żyć, pod czyimi rządami?

To była manifestacja tej części młodego pokolenia, która nie jest prawicowa i religijna, za to jest obyczajowo wolnościowa. Jedna z uczestniczek była w zaawansowanej ciąży. Młode kobiety wystąpiły w obronie własnych praw, w tym prawa do diagnozy prenatalnej, które projekt zaostrzenia ustawy może im odebrać. Innym jaskrawym pogwałceniem tych praw byłoby wszczynanie śledztwa, czy poronienie nie było spowodowane sztucznie. Nie trzeba być za aborcją, by być za prawami kobiet.

Badania socjologiczne pokazują, że przybywa młodych (w grupie 18-24 lata) o poglądach prawicowych, ale nie ma ich więcej niż 30-33 proc.
Wcale niekoniecznie są to zwolennicy PiS, równie dobrze mogą być zwolennikami Kukiza czy Korwin-Mikkego. Obaj ci idole młodej prawicy są prawicowi, ale też wolnościowi i niereligijni.

Od ostatnich wyborów sytuacja mogła się nieco zmienić na korzyść partii Kaczyńskiego, ale dla strategów partyjnych to wciąż twardy orzech do zgryzienia. PiS ich raczej nie pozyska, popierając zaostrzenie ustawy aborcyjnej w przymierzu z Kościołem.

Trzecią Polskę, która choćby z powodów demograficznych jest Polską przyszłości, tworzą zwolennicy prawicy i innych partii (w tym Nowoczesnej, PO i lewicowych), a chyba coraz częściej także antysystemowcy, którzy odrzucają całą scenę partyjno-polityczną.

Żaden obecny lider partyjny ich raczej nie pozyska. Na razie nie głosują, tylko manifestują albo wyżywają się w internecie. Ale przyjdzie moment, kiedy pójdą głosować. Na kogo?

ostatnie

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Ekshumacje – bez serc, bez ducha

Czy mógłby ktoś przekonująco wytłumaczyć, dlaczego konieczne są ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej? Dla mnie to jest pomysł makabryczny.

Nie jestem prawnikiem, argumenty prawnicze pozostawiam fachowcom, ale wiem, że w każdym kraju interpretacja prawa zależy także od najwyższych czynników, od „suwerena”, od „woli ludu”. Prezydent Ford „uniewinnił” Nixona, Duda „uniewinnił” Kamińskiego, podejrzewam, że gdyby najwyższe władze w Polsce nie chciały, do ekshumacji by nie doszło. Ale widocznie chcą.

Dlaczego? Dlatego, że szczątki ofiar są dowodem i mogą skrywać przyczyny katastrofy? Przecież odbyło się już kilka ekshumacji i jeśli to nie przyczyniło się do wyjaśnienia źródeł katastrofy, to znaczy, że nie tędy droga.

Muszą być inne przyczyny kolejnych ekshumacji. Moim zdaniem jest ich kilka. Chodzi o to, żeby przedłużać napięcie wokół Smoleńska, które gaśnie lub może przygasać i dlatego trzeba je podsycać. Każde nowe nazwisko, każda nowa trumna zapewni kolejne „sensacje”.

Po drugie, chodzi o to, żeby wykazać niekompetencję, bałagan w trumnach pozostawiony przez Rosjan – patologów i innych, którzy mieli związek ze sprawą. To już jednak wiadomo, wykazały to poprzednie ekshumacje, nagrania i inne dowody.

No i wreszcie po trzecie, najważniejsze: kolejne ekshumacje będą świadczyć o błędach strony polskiej, funkcjonariuszy państwa Tuska, Sikorskiego i innych. W trumnach mogą znaleźć się dowody przeciwko członkom ówczesnego rządu, których trzeba będzie nie tylko skompromitować, ale przykładnie ukarać.

Ale zaniedbania poprzednich władz były już niejednokrotnie demaskowane. Więc po co ta „gra trumnami”? „Jeśli ekshumacje będą się odbywały latami – mówi Izabella Sariusz-Skąpska, która straciła w katastrofie ojca – a przy okazji pojawią się przecieki ze śledztwa, a pojawią się na pewno, mniej lub bardziej sensacyjne, to kto i co powstrzyma polityków przed ich wykorzystaniem?”.

Uzasadnieniem decyzji prokuratorów jest polityka – pisze Stanisław Skarżyński (Oko.Press) i ma całkowitą rację. „Podporządkowana PiS prokuratura wie, że partii Kaczyńskiego tak zależy na Smoleńsku, że od sześciu lat manipuluje Polakami. (…) Teraz polityka smoleńska okazała się tak ważna, że nikt nie jest w stanie powstrzymać Ziobry i Pasionka przed wyjęciem z grobów ciał ofiar”.

Podzielam opinię Stanisława Skarżyńskiego, jednego z najciekawszych komentatorów, że masowe ekshumacje ofiar smoleńskich oznaczają, iż politycy PiS wychodzą poza granice pychy i okrucieństwa. Autor przytacza wypowiedzi tych krewnych ofiar, którzy są przeciwni traktowaniu ciał ich najbliższych, jako dowodów jak każde inne. Ale prokuratura pana Ziobry ich nie podziela.

Bezwzględność tych ludzi musi budzić potępienie. Rozumiem, że ze względów politycznych prokuratorów wojskowych, którzy prowadzili śledztwo smoleńskie, odsunięto od sprawy. To błąd, to upolitycznianie prokuratury. Ale „zesłanie” tych oficerów do odległych garnizonów na rubieżach Rzeczpospolitej to zwykła zemsta, pozaprawna represja, po prostu deficyt kultury. Do władzy wyniesieni zostali ludzie bez skrupułów.

Wiceminister sprawiedliwości, który grozi sędzi wszczęciem postępowania dyscyplinarnego (po protestach się wycofał), minister obrony, który wynosi do zaszczytów i odpowiedzialnych stanowisk młokosa bez kwalifikacji, rząd, który przy lada okazji wciska do gardeł Apel Smoleński – to wszystko, choć z trudem, mogę znieść. Ale ekshumacje po to, żeby szczątki ofiar (błędnie zidentyfikowane lub przyporządkowane) służyły jako amunicja w wojnie politycznej – nie, tego już za dużo!

poco

passent.blog.polityka.pl

Trzeba być burakiem, by wielkiego artystę wzywać na wręczenie nagrody między sławojką a chlewem

Jacek Żakowski, tygodnik „Polityka”, Collegium Civitas, 25.09.2016

Jacek Kurski na gali otwarcia 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni

Jacek Kurski na gali otwarcia 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni (Fot. Jan Rusek / Agencja Gazeta)

Trzeba stracić rozum, żeby takie wezwanie ogłaszać, nie pytając artysty, który właśnie zrobił dzieło fundamentalne dla polskiej świadomości, czy się stawi. I trzeba mieć pogardę dla Polski, by liczyć, że każdy byle gdzie na gwizdnięcie przybiegnie, żeby chwycić swój ochłap.

Jacek Kurski mógł wezwać Wojciecha Smarzowskiego do cudownie nabytej leśniczówki, podjąć go na podjeździe w kąpielowych gaciach, wcisnąć garść banknotów, strzelić wspólne selfie, wysłać mistrza na drzewo i kazać „Wiadomościom” trąbić o spotkaniu dwóch Wielkich Polaków. To dla wszystkich byłoby jeszcze bardziej upokarzające. Ale pewnie mu do głowy nie przyszło, że kaska i łaska prezesa to nie dla każdego wystarczający powód, by tańczyć na tylnych łapkach, jak w PiS tańczy się przed Nowogrodzką.

Incydent w Gdyni pokazuje istotę plebejskiej rewolty rządów PiS, które dopełniają nie tyle pierwsze rządy tej partii, ile ludowy motyw rewolucji peerelowskiej. Po 1945 r., podobnie jak dziś, na „salony” władzy wtargnęli ludzie pozbawieni ogłady, owładnięci obsesją zmiany systemu i wymiany elit. Ale choć zmianę systemu zadeklarowano, nowe elity kopiowały zachowania starych. Kto z karczmy wchodził do salonu, starał się respektować formy obowiązujące w salonie. Kpiono, że nowym słoma z butów wystaje, lecz nikt się tym nie szczycił. Lud zdobył władzę, ale przyjął niewolę pozorów norm starej kultury.

Podobnie było za pierwszej rewolucji PiS. Zmiana polityczna była głęboka jak teraz i też miała znamiona dzikości, ale pozory przetrwały. Szefem MSZ z pierwszego wyboru został arbiter wszelkiej elegancji profesor Stefan Meller, ministrem kultury był elegancko konserwatywny Kazimierz Michał Ujazdowski, ministrem obrony – trzymający fason Radosław Sikorski, kulturalny Andrzej Urbański był najpierw szefem Kancelarii Prezydenta, a potem następcą Wildsteina w TVP. Polska rządzona przez PiS Lecha Kaczyńskiego miała być inna, ale nie miała być plebejska ani dzika.

Teraz to się skończyło. Rewolta plebejska tym różni się od rewolucji ludowej, że zwalnia zwycięzców z szanowania historycznie utrwalonych zasad kultury i kompetencji. Prezes TVP z łaski partii koryguje bez żenady werdykt festiwalowego jury, socjolog mianowany ministrem kultury uważa, że najlepiej wie, jaki film powinien być w konkursie i co pokazać w muzeum, niewydarzony aplikant mianowany ministrem sprawiedliwości uczy prawa polskie i międzynarodowe trybunały i sądy, student bez licencjatu chce kontrolować koncern zbrojeniowy, prokurator stanu wojennego poucza o demokracji. Wstyd znikł. Politycy dobrej zmiany bezwstydnie klepią, co im każą; dziennikarze robią partyjną propagandę bez zakłopotania.

Szlachectwo (czyli władza) plebejskiej rewolty nie zobowiązuje. Ono tylko wyzwala i pozwala. Dość smakowania bezowych ciast łyżeczkami. Będziemy je szamali chochlami i paluchami. Jesteśmy dzicy. Nam wolno. Jesteśmy z tego dumni.

Zobacz także

trzeba

wyborcza.pl

CEGŁA OD KURSKIEGO. SMARZOWSKI NIE POZWOLIŁ PREZESOWI TVP NA UPOLITYCZNIENIE „WOŁYNIA”

STANISŁAW SKARŻYŃSKI25 WRZEŚNIA 2016

cek Kurski chciał przy pomocy cegły o wartości 100 tysięcy złotych wciągnąć Wojciecha Smarzowskiego i jego „Wołyń” w spór polityczny. Reżyser przejrzał prezesa TVP i, nie przyjmując nagrody, wydostał się z politycznego piekiełka


Postanowiłem przyznać nagrodę specjalną dla filmu [„Wołyń”], który uważam za najlepszy film festiwalu. Uroczyste wręczenie nastąpi we wtorek w Warszawie. Cieszę się, że pan Smarzowski zgodził się ją przyjąć.

Jacek Kurski, Festiwal Filmowy w Gdyni – 24/09/2016

fot . Kuba Atys / Agencja Gazeta


FAŁSZ. WOJCIECH SMARZOWSKI NIE CHCE NAGRODY UPOLITYCZNIAJĄCEJ FILM.


Podczas gali wręczenia nagród 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni ogłoszono, że prezes TVP, Jacek Kurski, postanowił uhonorować „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego specjalną nagrodą w wysokości 100 tysięcy złotych.

Nagroda miała zostać wręczona jednak nie podczas gali, a po niej, na schodach. „Gazeta Wyborcza” i prorządowy serwis „wPolityce.pl” zgodnie uznały, że to nawiązanie do wydarzeń z 1977 roku, gdy „Człowiek z marmuru” nie został nagrodzony przez komunistyczne jury, więc dziennikarze wręczyli Andrzejowi Wajdzie własną nagrodę – w formie cegły.

Ta analogia oznacza, że PiS – w osobie Jacka Kurskiego – chciało nagrodzić „Wołyń”, by dać do zrozumienia, że film nie dostał głównych nagród gdyńskiego festiwalu z przyczyn politycznych.

Zapewne Jacek Kurski chciał wywołać wrażenie, że jury jest politycznie stronnicze i w imię „antynarodowej poprawności politycznej” nie chce honorować prawdy o cierpieniach, jakich doznali Polacy z rąk Ukraińców. Wpisywałoby się to w rozgrywkę PiS z „elitami”.

Jury, któremu przewodniczył Filip Bajon, rzeczywiście uznało, że Złote Lwy otrzyma „Ostatnia Rodzina” (reż. Jan P. Matuszyński), a statuetka Srebrnych Lwów to odznaczenie dla „Jestem mordercą” (reż. Maciej Pieprzyca).


fot . Kuba Atys / Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

KURSKI ZDJĄŁ MASKĘ. TELEWIZJA JEST RZETELNA, BO PIS PROWADZI W SONDAŻACH

STANISŁAW SKARŻYŃSKI  8 SIERPNIA 2016


Smarzowski przejrzał Kurskiego

Wojciech Smarzowski odmówił przyjęcia nagrody na schodach. „Prezes telewizji pan Jacek Kurski chciał mi ją przekazać, ale nie chciał tego zrobić, co mnie zaskoczyło, na scenie, tylko po całej ceremonii. To wydaje mi się dość kłopotliwe i dziwne” – mówił reżyser „Wołynia” w TOK FM. Dodał, że gdyby nagrodę wręczono na scenie, to by ją przyjął.

 

„Słyszałem, że mam nagrodę odebrać we wtorek. Nie wiem, ile jest w tym prawdy, ale ponieważ wszyscy mnie o to pytają, chciałem powiedzieć, że na razie sprawa nagrody jest absolutnie zawieszona” – stwierdził Smarzowski.

Wyjaśnił, że nie chce wikłania swojego filmu w spór między PiS a resztą Polski. „Zależy mi na tym, żeby film bronił się sam i nie był używany w żadnych rozgrywkach politycznych. To dla mnie bardzo ważne” – powiedzial Patrycji Wanat.

W tej sytuacji wypowiedź Jacka Kurskiego OKO.press uznaje za fałszywą.

cegla

OKO.press

SOBOTA, 24 WRZEŚNIA 2016

Błaszczak o Rzeplińskim: To postać jak z kreskówki. Może w trakcie wywiadu był w stanie wymagającym interwencji?

blaszcz1000

Błaszczak o Rzeplińskim: To postać jak z kreskówki. Może w trakcie wywiadu był w stanie wymagającym interwencji?

Jak mówił w TVP Info Mariusz Błaszczak, komentując wywiad z Andrzejem Rzeplińskim w „Gazecie Wyborczej”:

„Ja nie traktuję tego wywiadu poważnie, bo jakby przeczytać go w całości, to to jest obraz jakiegoś bełkotu. To jest żenujące. Mówi w ten sposób prezes Trybunału Konstytucyjnego. To pasuje do wypowiedzi pani sędziny z Naczelnego Sądu Administracyjnego z Kongresu Sędziów, która powiedziała, że sędziowie to taka lepsza kasta. Te słowa [Rzeplińskiego] są żenujące. Ja traktuje te słowa jak słowa cara, który stoi na czele lepszej kasty. To jest żenujące, żenujące”

Jak dodawał po przytoczeniu przez Krzysztofa Ziemca wypowiedzi Andrzeja Rzeplińskiego: „Na pewno nie wystąpię do pana Błaszczaka o ochronę. Raz, że to byłoby sprzeczne z moją naturą. Dwa, że wolałbym zjeść coś obrzydliwego, niż do tego gościa wystąpić o cokolwiek”:

„Jaka pogarda! Czy to należy traktować poważnie? Czy należy traktować poważnie takiego człowieka? To jest postać jak z kreskówki. Może był w jakimś stanie takim wymagającym interwencji, może przyjaciele pana prezesa powinni mu pomóc”

300polityka.pl

NIEDZIELA, 25 WRZEŚNIA 2016

„Żołnierze wyklęci zwalczaliby KOD” – Cejrowski na okładce DoRzeczy

12:54

„Żołnierze wyklęci zwalczaliby KOD” – Cejrowski na okładce DoRzeczy

Tak wygląda okładka poniedziałkowego „Do Rzeczy”.

12:32

„Zapłaci za grzechy PiS” – Hofman na okładce Newsweeka

Kaczyński chce, by to Hofman odpowiedział za „Misiewiczów”. Ten grozi, że wyciągnie brudy partii – pisze „Newsweek” na okładce.

300polityka.pl

 

ctl2ogoxgaail_m ctl5qldwcaaupfr

 

ctl5la7xgaaku98

Prokuratura Krajowa kręci śledztwem ws. sędziego Łączewskiego. Jutro znów będzie o nim głośno

MARIUSZ JAŁOSZEWSKI, 25.09.2016

Sędzia Wojciech Łączewski

Sędzia Wojciech Łączewski (Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta)

Prokuratura Krajowa po raz drugi przeniosła śledztwo dotyczące podszywania się w internecie pod sędziego Wojciecha Łączewskiego. Czy dlatego, że jak dotąd śledczy nie znaleźli dowodów by sędzia spiskował z fałszywym Tomaszem Lisem przeciwko PiS.

W tym tygodniu akta sprawy dotyczące sędziego Wojciecha Łączewskiego przekazano z Prokuratury Okręgowej w Legnicy do Prokuratury Regionalnej w Krakowie. Nie wiadomo czy śledztwo przejmie teraz ta jednostka, czy wyznaczy do tego inną podległą jej prokuraturę z Małopolski. Nie udało nam się ustalić w piątek dlaczego Prokuratura Krajowa po raz kolejny podjęła decyzję o przeniesieniu tej sprawy. Śledztwo pierwotnie prowadziła Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Ze stolicy zabrano je na Dolny Śląsk, już po zmianie władzy w prokuraturze. Wtedy Prokuratura Krajowa nie chciała podać motywów takiej decyzji.

O sprawie sędziego Łączewskiego zrobiło się głośno na początku tego roku. Najpierw portal Sylwestra Latkowskiego Kulisy24, a potem prawicowa „Warszawska Gazeta” opisały rzekomą korespondencję Łączewskiego (pod fałszywym nazwiskiem) na Twitterze z Tomaszem Lisem, na którego nazwisko ktoś założył fałszywe konto. Sędzia miał mu proponować ustalenie strategii walki z PiS, a potem przyjść na spotkanie z nim w Wilanowie.

Łączewski od początku zaprzeczał. Miał konto na Twitterze, ale twierdzi, że z Lisem nie korespondował. Sam zgłosił się do prokuratury i oddał swoje komputery oraz telefony. Pojawiały się sugestie, że sędzia pisał do Lisa nawet z sali sądowej. Ale komputer, którego używa w sądzie nie ma dostępu do internetu. Prokuratura miała też dostęp do bilingów telefonicznych sędziego oraz swobodny dostęp do jego Twitterowego konta. Łączewski nie zaprzecza też, że był w Wilanowie (w którym zresztą mieszka) w miejscu, które prowokator wyznaczył na spotkanie z fałszywym Lisem. Zapewnia jednak, że poszedł tam, by odebrać książkę od przyjaciela.

Z nieoficjalnych informacji ma wynikać, że biegli informatycy jeszcze gdy sprawa była w Warszawie stwierdzili, że nikt nie włamał się na komputer sędziego. Opinia według naszych informacji nie jest jednak rozstrzygająca. Nie oznacza również, że nikt nie włamał się na konto na Twitterze. Nie można też wykluczyć, że prowokator włamał się na konto sędziego i upozorował dyskusję, albo ją po prostu sfałszował przy pomocy specjalnego oprogramowania. Kolejną hipotezą do rozstrzygnięcia jest to czy sędzią był śledzony i podsłuchiwany. Jeśliby tak było prowokator bez problemu mógł przewidywać plan dnia Łączewskiego i znać jego rozmowy np. z przyjacielem od książki.

Nie wiadomo, kto jest autorem prowokacji, ale sędzia swoimi bezprecedensowymi wyrokami mógł narobić sobie wrogów. Najgłośniejszy jego wyrok dotyczył skazania na więzienie szefa CBA Mariusza Kamińskiego i trzech funkcjonariuszy Biura za nielegalną akcję wymierzoną w Andrzeja Leppera (zorganizowano prowokację, która miała pokazać, że można w resorcie rolnictwa odrolnić ziemię za łapówkę). Zemsty z kręgu służb specjalnych ad hoc nie można wykluczyć. Sędzia zgłaszał, że jest śledzony, że są zakładane w internecie na niego fałszywe konta. Znalazł też na kole swojego samochodu klucz do odkręcania śrub, co odebrał jako ostrzeżenie: „wiemy gdzie mieszkasz i jakim samochodem jeździsz”.

Odpowiedź na pytanie czy Łączewski jest ofiarą prowokacji, która miała na celu zniszczyć go jako sędziego, czy też był na tyle bezmyślny by złapać się na fałszywe konto Lisa mógłby dać amerykański administrator Twittera. Na odpowiedź z USA czekała właśnie prokuratura z Legnicy – wystąpiła tam o pomoc prawną. Śledczy z Legnicy zlecili też nową opinię biegłych. Gdy tabloid „Super Express” napisał niedawno, że sędzia jest kłamcą, bo nie było włamania do jego komputera rzeczniczka legnickiej prokuratury Liliana Łukasiewicz tak to komentowała: – Na tym etapie taka teza jest przedwczesna i nieuprawniona. Opinia biegłych jest niekompletna i powołano nowego biegłego – podkreślała.

Tabloid zarzucił jeszcze, że w komputerze sędziego jest jego zdjęcie, które miał wysłać Lisowi. Nie przesądza to jednak tego, że zdjęcie zrobił sam sędzia. Według naszych informacji nie ma ono żadnych oznaczeń pozwalających ustalić, kiedy je zrobiono.

W poniedziałek o Wojciechu Łączewskim znowu będzie głośno. Prawicowy tygodnik „wSieci” na dostępnej już dziś w internecie okładce grzmi „Jak sędzia Łączewski chciał obalić rząd (i jak teraz kłamie)”. Zapewne temat zaraz podchwycą prorządowe „Wiadomości” TVP1, bo już wiele razy atakowały sędziego np. po kongresie sędziów, na którym był Łączewski.

W ostatni piątek po raz kolejny napisała o nim „Warszawska Gazeta”. Autorem artykułu jest Paweł Miter ten sam, który opublikował rzekomą korespondencję Łączewskiego z fałszywym Lisem (o Miterze zrobiło się głośno gdy podszywał się pod kogoś z kancelarii premiera w prowokacji przeciwko sędziemu Milewskiemu z Gdańska). Według Mitera śledztwo po raz kolejny przeniesiono, bo „kolejna prokuratura prowadziła postępowanie w taki sposób, aby nie tyle dotrzeć do prawdy, co żeby ochronić sędziego”. Pisze też, że będzie kontrola akt i, że do tej pory „Prokurator Generalny i nikt z szefostwa nie chciał ingerować w śledztwo” oraz, że decyzja o przeniesieniu śledztwa została podjęta po „doniesieniach o tym jak przesłuchano dziennikarza „Warszawskiej Gazety”. Miter opisuje jak wyglądało jego przesłuchanie jako świadka (autora pierwszego tekstu o Łączewskim): ” Prokuratura, która prowadziła śledztwo po prostu błądziła (..) Prokurator bardziej martwiła się dobrami osobistymi sędziego niż rzeczowym wyjaśnieniem sprawy. Uparcie prowadziła je w kierunku, który sprawy nie dotyczy”. Miter nie dodaje, że to on ma kluczowe informacje dla śledztwa. Wie kto przekazał mu rzekomą korespondencję z fałszywym Lisem. Bo odpowiedź na pytania kto założył fałszywe konto, po co i czy sfałszował wiadomości od sędziego jest kluczem do rozwiązania tej sprawy. Miter może jednak odmawiać podania źródła powołując się na tajemnicę dziennikarską. Jak widać swoimi tekstami ma też wpływ na to co dzieje się ze śledztwem.

Miter zarzuca jeszcze sędziemu, że usunął kluczowy dowód – konto na Twitterze. Sam jednak dodaje, że zrobił to po pierwszej opinii biegłych informatyków. Biegli prokuratury mieli więc do konta swobodny dostęp, sędzia niczego nie utrudniał (przekazał nawet swoje loginy). Nie zniszczył też dowodu. Tym bardziej, że jak wynika z informacji „Wyborczej” Łączewski konto skasował za zgodą prokuratury, po to by hakerzy nie mogli wykorzystać go do kolejnych prowokacji.

Po wydaniu wyroku na Kamińskiego sędzia Wojciech Łączewski stał się dla PiS i prawicowych mediów wrogiem numer 1 wśród sędziów. Po licznych atakach przeniósł się z wydziału karnego, w którym wydał głośne wyroki do wydziału cywilnego. Ostatnio wydał wyrok m.in. w sprawie kredytów frankowych.

Zobacz także

jutroznow

wyborcza.pl

Cóż bo za chwała nad trupem się znęcać? [SKARŻYŃSKI]

Stanisław Skarżyński, Oko.press, 24.09.2016

Stanisław Skarżyński

Stanisław Skarżyński (FOT. KLAUDYNA BORUŃ)

Przed decyzją o ekshumacji ciał smoleńskich ofiar Zbigniew Ziobro powinien wrócić do lektury Sofoklesa.

Ciało zmarłego jest święte. Złamanie prawa do pochówku i niszczenie grobów jest przekroczeniem granicy, zza której nie ma powrotu. Masowe ekshumacje ciał ofiar smoleńskich oznaczają, że za tę granicę pychy i okrucieństwa wychodzą politycy Prawa i Sprawiedliwości.

Nie oni pierwsi; już w starożytnej Grecji opowiadano historię Kreona, króla Teb, który zakazał pochówku człowieka dlatego, że najechał on jego miasto. Gdy ciało pogrzebała siostra zmarłego, Antygona, skazał ją na śmierć.

Kreona za wystąpienie przeciwko boskim prawom – a do takich należy od samego początku kultury europejskiej prawo zmarłego do odejścia w zaświaty i prawo bliskich do pochowania zmarłego – spotkała okrutna kara. Najpierw samobójstwo popełnia syn Kreona, a gdy król rozpacza – „mój obłęd zmiażdżył to życie!” – dociera do niego informacja, że zabiła się również jego żona, uprzednio rzucając na męża oskarżenie o sprawstwo śmierci syna. Zdruzgotany Kreon błaga o śmierć.

Winą Kreona z „Antygony” Sofoklesa nie było czynne sprawstwo, lecz pycha władcy. Zbigniew Ziobro powinien przed podjęciem decyzji o ekshumacji ciał ofiar wrócić do tej lektury, bo nad jego głową i głowami jego prokuratorów zbierają się właśnie te same czarne chmury bożego gniewu, które w swej pysze ignorował Kreon.

Bo w ciałach jest prawda. Czy będą ekshumacje smoleńskie?

Nie ciało, lecz dowód

PiS chce udowodnić swoją władzę przez wydawanie poleceń zmarłym. Bez pytania rodzin o zgodę, a nawet wbrew ich woli mają zostać wyjęte z grobów ciała ofiar katastrofy smoleńskiej.

Nie te, których dotyczą jakieś wątpliwości, i nie te, które mogły zostać zamienione. Wszystkie, jak leci. W czerwcu, podczas spotkania z rodzinami ofiar, Marek Pasionek, zastępca prokuratora generalnego i szef powołanego przez Zbigniewa Ziobrę zespołu mającego wyjaśnić katastrofę smoleńską, tłumaczył, że ciała ich bliskich nie są ciałami ich bliskich, ale dowodami w sprawie.

Rodziny protestują, ale nikt ich nie słucha. Izabella Sariusz-Skąpska: „To barbarzyństwo, pogwałcenie świętego rytuału. Nie zgadzamy się, by szczątki naszych bliskich stały się dowodem w sprawie. Jak komórki, laptopy czy dokumenty”. Małgorzata Rybicka: „Pomysł ekshumacji jest po prostu nieludzki. Będę traktować ją jako bezczeszczenie zwłok mojego męża”. Paweł Deresz: „Chciałbym, by moją żonę zostawili w ciszy. Ekshumacja narusza spokój całej mojej rodziny i powoduje kolejne cierpienia”. Na ekshumację nie zgadza się również Cerkiew prawosławna. „To byłoby zbezczeszczenie zwłok” – bronią arcybiskupa Mirona.

Żadna z tych wypowiedzi nie przyniosła efektu. Prokuratura nie zaprzeczyła planom ekshumacji, a prawo nie daje bliskim żadnych praw – prokurator może zdecydować o ekshumacji bez pytania kogokolwiek o zgodę, jeżeli uważa tę decyzję za uzasadnioną.

Izabella Sariusz-Skąpska: Zostawcie mojego Ojca w spokoju

Smoleński teatr lalek

A uzasadnieniem decyzji prokuratorów jest polityka. Podporządkowana PiS prokuratura wie, że partii Kaczyńskiego tak zależy na Smoleńsku, że od sześciu lat manipuluje Polakami, inwestując wielkie pieniądze w zmyślone dowody, pomylone teorie, kolejne spektakle nonsensów. Prokuratorzy, którzy podporządkowali się Ziobrze, muszą robić wszystko, czego chce partia. Teraz polityka smoleńska okazała się tak ważna, że nikt nie jest w stanie powstrzymać Ziobry i Pasionka przed wyjęciem z grobów ciał ofiar.

Nikt nie ma złudzeń. Mimo krzyku bliskich ciała zostaną wywleczone z trumien, na dłoniach i stopach zostaną im zawiązane sznurki, za które pociągać będą politycy PiS, ku rozpaczy rodzin zmuszając martwe ciała do wystąpienia w makabrycznym spektaklu Antoniego Macierewicza.

To nie świństwo, nie barbarzyństwo nawet, ale hybris w czystej postaci. To pojęcie w kulturze starożytnej Grecji oznaczało pychę władzy tak wielką, że uniemożliwiała oślepionemu nią władcy dostrzeżenie momentu, w którym przekracza granice między tym, co ludzkie, a tym, co boskie. Nieodmiennie człowieka spotyka za ten występek potworna kara.

Naznaczeni Smoleńskiem

Stare podania, nowe czasy

Jeśli historie starożytnych ich nie przekonują, to Zbigniew Ziobro i Marek Pasionek powinni wziąć pod uwagę, że również polskiej historii boskie interwencje w sprawach zmarłych nie są obce. Gdy Bolesław Chrobry wykupywał ciało św. Wojciecha od Prusów, stało się ono cudownie lekkie, pozwalając polskiemu królowi zaoszczędzić pieniądze.

Trudno sobie wyobrazić, jakie cuda i klątwy zaczną się dziać, gdy prokuratorzy PiS wyruszą zakłócić spokój zmarłych i zbezcześcić ich zwłoki. Biblia, podania i legendy pełne są sugestii: a to usta kłamców wypełnia tak szczelnie robactwo, że uniemożliwia im wypowiadanie słów, a to znów do łóżek spiskowców wpełzają pająki i węże, odbierając im odpoczynek i sprowadzając szaleństwo. Duchy ofiar nawiedzają świętokradców we śnie i na jawie, niemymi ustami wypominając krzywdy.

Ze zmarłymi lepiej nie zadzierać – w tym kultura jest zgodna. Warto więc zawczasu przypomnieć Zbigniewowi Ziobrze, co ślepy wieszczek Tejrezjasz mówił oślepionemu pychą królowi: „Rozważ to, synu, bo wszystkich jest ludzi błądzić udziałem i z prostej zejść drogi. Upór jest zawsze nierozumu znakiem. Ustąp ty śmierci i nie drażń zmarłego”.

Tytuł to cytat z „Antygony” Sofoklesa w przekładzie Kazimierza Morawskiego

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W ”Magazynie Świątecznym” czytaj:

Andrzej Rzepliński: A potem słyszę, jak ktoś krzyczy w moim kierunku dwa razy: „Zdrajca!” [ROZMOWA, CZĘŚĆ I]
W Częstochowie podczas wizyty papieża podszedł dżentelmen z flagą biało-czerwoną i watykańską. Gdy go mijałem, zawołał: „Szujo, twoje miejsce jest w dole z wapnem!”. Rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego

Andrzej Rzepliński. Przekraczający Granice, Wszelkie [ROZMOWA, CZĘŚĆ II]
Tomasz Kwaśniewski: W grudniu przestanie pan być sędzią, prezesem Trybunału, i wtedy co? Prof. Andrzej Rzepliński: – Wtedy mnie zamkną

Beksińscy. Nikt by tego nie wymyślił
Jedni się przytulają i mówią sobie „kocham cię”, a inni szczerze ze sobą rozmawiają o wszystkim. Nie trzeba się dotykać, żeby się kochać. Z Robertem Bolestą, scenarzystą filmu o Beksińskich, rozmawia Katarzyna Wężyk

Odejdą złoci chłopcy, przyjdą srebrni?
Nie tylko ludzie zdymisjonowanego ministra Jackiewicza zarabiają w spółkach kontrolowanych przez rząd PiS

Wybory w USA. Nowy Jork nie wierzy Trumpowi
Wyobraź sobie, że któregoś dnia wchodzisz do metra, a tam wszyscy podobni do siebie. To byłby jakiś koszmar

Niepokojąca woń przypalonej marchwi. Rozmowa z Markiem Krajewskim
Piszę trzy godziny i czterdzieści osiem minut. Przez dwie godziny dwadzieścia czytam filozofów po grecku i po łacinie, a pozostały czas poświęcam na szlifowanie angielszczyzny, zwykle podczas biegania. Normalne życie zwykłego pracującego rzemieślnika

Kochane zdrowie, ile cię trzeba cenić
Ja leczę nogę, kolega głowę, koleżanka żołądek, a urzędnik pilnuje, żeby było jak najtaniej. A że pacjent za rok się rozleci i trzeba będzie zapłacić znowu, tylko więcej? To się wrzuci w nowy budżet. Z prof. Elżbietą Mączyńską i prof. Stanisławą Golinowską rozmawia Elżbieta Cichocka

Kto cię wyleczy, jeśli nie szeptucha?
Kiedyś babki stanowiły pierwszą i jedyną pomoc w problemach duchowych i zdrowotnych, teraz ludzie zwracają się do nich najczęściej wówczas, kiedy medycyna nie jest w stanie pomóc. Nie dają leków. Czasem ofiarują jakieś zawiniątko, które należy nosić przy sobie. Z Urszulą Szczepankowską rozmawia Aleksander Dobrzyński

Szkoła demokratyczna. Dziś gotuję, jutro czytam
Wojtek: Uczyć się? Pewnie zacznę, tylko jeszcze zagram w „Minecrafta”. Liwia: W zwykłej szkole ciągle chorowałam. Ze stresu, z niewyspania, ciągle myślałam o świadectwie. Ojciec: Mój syn może roznosić gazety, byle był ciekawym gościem

Cóż bo za chwała nad trupem się znęcać? [SKARŻYŃSKI]
Przed decyzją o ekshumacji ciał smoleńskich ofiar Zbigniew Ziobro powinien wrócić do lektury Sofoklesa

zza

wyborcza.pl