Trump, 30.10.2016

 

top30-10-2016

 

Duda: Nie składałem zobowiązań przed żadnymi politykami ani przed żadnymi prezesami trybunałów

Bartłomiej Kuraś, pap, 30 października 2016

MATEUSZ SKWARCZEK

– Będę kontynuował dzieło, którego się podjąłem i przez które zostałem wybrany, nie cofnę się przed nikim – mówił podczas spotkania z mieszkańcami Starego Sącza honorowy obywatel miasta prezydent Andrzej Duda.

 Andrzej Duda z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą w sobotę przyjechał do Starego Sącza. Tu, z pobliskiej Zabrzeży, sprowadził się jego dziadek, a później urodził ojciec. Odbierał honorowe obywatelstwo miasta..

Wizyta pary prezydenckiej rozpoczęła się nabożeństwem w klasztorze sióstr Klarysek. Potem poświęcono sztandar gminy Stary Sącz, zasadzono lipę św. Kingi na dziedzińcu klasztornym, zwołano uroczystą sesję rady miasta. Sądecczyzna uchodzi za małopolski matecznik Prawa i Sprawiedliwości.

– Pan prezydent przyjeżdżał tutaj na wakacje, odwiedzać dziadków. Nasiąkał wtedy tutejszymi wartościami. Między innymi uczestnicząc podczas mszy w kulcie świętej Kingi – mówił Jacek Lelek, burmistrz Starego Sącza. – W wyborach ogromna część tutejszych wyborców, blisko 80 procent, poparła pana Dudę, podzielając te wartości.

Prezydent zrewanżował się ufundowaniem sztandaru radzie miejskiej z wizerunkiem świętej Kingi i godłem państwowym. – Stary Sącz jest obok Krakowa moim rodzinnym miastem. Czuję się przez nie w dużym stopniu ukształtowany – powiedział.

Gdy kolumna prezydencka wjeżdżała na rynek na spotkanie z mieszkańcami, członkowie Komitetu Obrony Demokracji skandowali przez megafon: – Marionetka, marionetka! Rozwinęli transparent „Cała Polska czyta konstytucję”, przypominali zarzuty o łamanie konstytucji, skandując: – Konstytucja, konstytucja!

– Dziady do chałupy, wieśniaki! – odpowiadali zwolennicy prezydenta.

– Jaka cała Polska czyta konstytucję? Ja nie czytam! – denerwowała się starsza pani. – Pan prezydent bawił się z moim synem, mi się KOD nie podoba – dodała.

– Będę kontynuował dzieło, którego się podjąłem i przez które zostałem wybrany, nie cofnę się przed nikim – mówił prezydent podczas spotkania z mieszkańcami. Stwierdził, że to właśnie ze Starego Sącza wyniósł różne swoje przekonania, m.in. to, „że sprawy trzeba załatwiać kulturalnie, z pewnym dystansem, ale twardo, tak, żeby zostały załatwione”. – Stąd też wyniosłem przekonanie, że nie wolno się uginać, nawet jeśli inni pozornie wydają się silniejsi, nawet jeśli pozornie mają więcej możliwości, a przede wszystkim nigdy nie wolno oddawać pola – dodał.

Podkreślał, że w polityce są różne poglądy, spory, różne głosowania. „Ja mam swoje poglądy, działam w określony sposób, staram się wykonywać swój urząd jak najlepiej dla Rzeczypospolitej – wbrew tym, którzy, moim zdaniem, chcą ją niszczyć i wyciskać z niej nieusprawiedliwione korzyści – usłyszeli od prezydenta mieszkańcy Starego Sącza.

Obiecując, że „dokończy swoje dzieło”, zakończył: – Nie cofnę się przed nikim, bo ja nie składałem swojego zobowiązania ani przed żadnymi politykami, ani przed żadnymi prezesami żadnych trybunałów, tylko ja składałem swoje zobowiązanie przed wami, przed państwem je składałem.

Prezydent wspominał swoje dzieciństwo. – Dziękuję moim przyjaciołom ze Starego Sącza. Kiedy zamknę oczy, to widzę lipcowy poranek, godzina 6.20, gdy z moim dziadkiem idziemy na pierwszą poranną mszę. A z babcią chodziłem na nowennę do kościoła klasztornego. Tutaj kształtowały się moje wartości – wspominał.

W odpowiedzi usłyszał „Sto lat”.

szokujace

wyborcza.pl

Czy sztuczna inteligencja ożywi zmarłych?

Robert Siewiorek, 28 października 2016

Fot. 123RF

Wpisy, mejle, zdjęcia, filmy, rachunki regulowane w sieci, konta online, dane z kart kredytowych. Po co komu nieme cmentarze?

Eugenia: – Jak ci tam? Roman: – OK. Trochę smutno. Mam nadzieję, że nie robisz niczego ciekawego beze mnie. Eugenia: – Sporo się dzieje. Życie toczy się dalej, ale tęsknimy za tobą.

Roman: – Też mi ciebie brakuje. Myślę, że coś takiego nazywa się miłość.

To wyznanie padło wiosną, pół roku po śmierci Romana Mazurenki. 28 listopada 2015 roku w drodze na spotkanie biznesowe 36-latek wpadł pod samochód na moskiewskim przejściu dla pieszych; trzy dni później jego prochy spoczęły w urnie.

W maju Eugenia Kuyda, przyjaciółka, z którą spędził ostatnie lata, pracując nad sztuczną inteligencją, uczyniła go pierwszym w dziejach cyfrowym Łazarzem. Dziś chatbot, czyli wirtualny asystent, którego przez kilka miesięcy doskonaliła i zaopatrywała w wiedzę o zmarłym, pozwala każdemu, kto zainstaluje w smartfonie aplikację Luka, pogawędzić ze wskrzeszonym Romanem.

„Romanie, to twój cyfrowy nagrobek” – napisała Eugenia w swoim laptopie przed uruchomieniem bota.

Nie będzie nieba ani piekła. Będzie tylko sieć

Nagrobek wzniosła z cyfrowych szczątków przyjaciela, które w przeciwieństwie do ciała nie są skazane na obumarcie. Wpisy, mejle, zdjęcia, filmy, rachunki regulowane w sieci, konta online, dane z kart kredytowych – to wszystko składa się na dossier pozwalające odtworzyć historię życia człowieka. A nawet próbować „zrekonstruować” jego osobowość.

To tak jakby przez całe życie towarzyszył ci niezmordowany osobisty kronikarz odnotowujący każde słowo, każdy gest, rejestrujący każde upodobanie, archiwizujący wszystko, co napiszesz. Czyny i rozmowy są spisane na zawsze.

Jest tego dużo, bo przecież większość naszej aktywności w sieci polega na mnożeniu dowodów własnego istnienia. W pewnym momencie gromadzi się ich tyle, że twoje istnienie przestaje być konieczne. Budujące twój wizerunek informacje mogą funkcjonować i mnożyć się niezależnie od ciebie.

Niektórzy zdają się po cichu wierzyć, że wykorzystując ten mechanizm, Eugenia Kuyda naprawdę zabiła śmierć. Matka Romana przyznała, że dzięki tym konwersacjom wie o synu więcej niż wtedy, gdy żył.

Oczywiście wbrew matczynym złudzeniom starszej pani Mazurenko śmierć ocaleje. Ale los cmentarzy – realnych miejsc, w których zwykliśmy mierzyć się z jej istnieniem – nie jest już taki pewny.

Źródłem zagrożenia nie są rozmaite „cyfrowe nekropolie” w rodzaju Virtualheaven.com czy Wirtualnycmentarz.pl z ich zazwyczaj kiczowatą grafiką czy topornymi animacjami niczym z komputerowych gier z lat 90. I z groteskowymi w kontekście atmosfery, którą powinny budować, funkcjami, np.: „Przypomnij nazwę grobowca”, „Wirtualny znicz pamięci. Kliknij: Lubię to” czy „Dodaj zmarłego”.

Sztuczna inteligencja. Bóg już jest

Tradycji upamiętniania zmarłych nie zagrożą też media społecznościowe. Brendan O’Neill ze Spiked Online, pisząc o żałobnych notkach na Twitterze po tragicznej śmierci Peaches Geldof, córki Boba Geldofa, zdemaskował mielizny banału, na których osiada taka „społecznościowa rozpacz”: „Ciało Peaches ledwie ostygło, a już zaczęła się płytka żałoba. Pierwszy, oczywiście, był Twittersmutek – Twittersfera szczyci się tym, że zawsze jest pierwsza, włączając w to pełne byków kondolencje i wyrazy współczucia wobec osób, których większość z nas osobiście nie znała lub niezbyt nas obchodziły”. Na dowód przywołał próbki kondolencyjnych szablonów: „Tak smutno słuchać o Peaches” (kucharz celebryta Gok Wan), „Tak smutno słuchać o odejściu Peaches Geldof” (tenisista Boris Becker), i wpis Susan Sarandon, która złożyła hołd „Peaches Geldorf”.

Żałosny „erzac żalu” – skwitował rzecz O’Neill.

„Łatwość, z jaką każdy może wpisać komentarz w mediach społecznościowych, prawdopodobnie rozcieńczyła szczerość tej publicznej ekspresji żalu” – wyjaśnia zjawisko Nicola Wright w artykule „Śmierć i internet: implikacje cyfrowego życia pozagrobowego”.

Usieciowiona sztuczna inteligencja pozwoli obejść to niebezpieczeństwo. I „ożywi” zmarłych, czego nie były w stanie uczynić najbardziej nawet obrazowe opowieści snute nad tradycyjnymi mogiłami. Do osiągnięcia tego efektu nie będzie trzeba ani wysiłku pamięci (bot przechowa wszystkie wspomnienia i przypomni, co zechcesz), ani znoszenia niedogodności (dalekie podróże), ani – co najistotniejsze – autentycznego egzystencjalnego zaangażowania żałobnika.

O to ostatnie zresztą w erze internetu coraz trudniej. Margaret Gibson, autorka pracy „Śmierć i żałoba w technologicznie zapośredniczonej kulturze”, zauważa, że dziś w przypadku większości ludzi bezpośredni, osobisty kontakt ze śmiercią następuje dopiero w okresie dorosłości. Z drugiej strony do tego czasu za sprawą mediów oglądają oni tysiące obrazów śmierci symulowanej. Wobec braku osobistego doświadczenia polegają na mediach, a granica między osobistym podejściem do problemu śmierci a sferą obrazów przesuwa się. Pierwszy obszar kurczy się na rzecz drugiego. Jedyny sposób obcowania ze śmiercią, jaki zaczynamy akceptować, to obcowanie z dystansu i w umownej klamrze popkulturowych konwencji.

Tym łatwiej przyjdzie nam zaakceptować „cyfrowe nagrobki” z piszącymi, a wkrótce pewnie i gadającymi botami, które będą przemawiać do żywych słowami zmarłych, spychając nieme kamienne grobowce w cień. Cmentarze staną się opuszczonymi muzeami śmierci, bo są tylko rzeczywiste, a nie interaktywne. Zgubi je ich ostateczność – to, że znajdujący się tam zmarli pozostają martwi nieodwołalnie.

Podobno bot Roman z każdym dniem coraz wierniej przypomina swój pierwowzór, ponieważ byli znajomi Mazurenki, zachwyceni efektem, udostępniają programistom kolejne prywatne archiwa. Wiedzeni miłością, przyjaźnią i tęsknotą obdarzają zmarłego przyjaciela nowym życiem.

Cóż z tego, że życiem zombi?

 

wyborcza.pl

 

Prawny spór nad grobami ofiar katastrofy smoleńskiej. Czy rodziny mogą zaskarżyć decyzję o ekshumacji?

Wojciech Czuchnowski, 30 października 2016
Żandarmeria Wojskowa chodzi po domach rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej i informuje o ekshumacjach

Żandarmeria Wojskowa chodzi po domach rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej i informuje o ekshumacjach (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Prokuratura Krajowa twierdzi, że rodziny ofiar smoleńskich nie mogą zaskarżyć jej decyzji o ekshumacji ich bliskich. Powód? Śmierć w katastrofie smoleńskiej mogła nastąpić w wyniku przestępstwa. Tyle że nowe śledztwo nie toczy się w tym kierunku i nie przyniosło żadnych dowodów na to, by doszło do zamachu.

O tym, że obecne śledztwo smoleńskie dotyczy „przestępnego” (a więc będącego wynikiem przestępstwa) „spowodowania śmierci ofiar” tragedii, Prokuratura Krajowa poinformowała w sobotę. Ma to być podstawą do decyzji o ekshumacji wszystkich zwłok wbrew protestom części rodzin. Tej decyzji – zdaniem Prokuratury Krajowej – nie można zaskarżyć ani się od niej odwołać.

Ale jak dotąd nic nie wiadomo o tym, by prokuratura prowadziła postępowanie w sprawie celowego doprowadzenia do katastrofy, a więc że doszło zamachu.

Zawiadomienia o ekshumacjach, które od ponad tygodnia dostają rodziny smoleńskich ofiar, dotyczą śledztwa w sprawie „wyjaśnienia przyczyn katastrofy” i w jego tytule nie ma mowy o zamachu lub „działaniu osób trzecich”. Taki wątek (jako „brany pod uwagę”) pojawia się tylko w hipotezach wyliczanych w zawiadomieniach. Jednak hipoteza to nie to samo co podstawa śledztwa.

Będą podważać dotychczasowe ustalenia

Formalnie więc w śledztwie smoleńskim nie zmieniło się nic w stosunku do tego, co już dawno ustaliła Naczelna Prokuratura Wojskowa (badała sprawę od 10 kwietnia 2010 r.). Ona swoje ustalenia podsumowała 10 listopada 2015 r.

Jednoznacznie ogłosiła, że przyczyną tragedii nie było „działanie osób trzecich”, lecz wyłącznie błędy popełnione przez pilotów, ich dowódców oraz rosyjskich kontrolerów, którzy nie zamknęli lotniska. Jasno stwierdziła też, że nie ma żadnych śladów wskazujących, by na pokładzie lub na powierzchni kadłuba doszło do wybuchu.

W ówczesnym komunikacie znajdziemy nawet wyjaśnienie przyczyn rozrzucenia ciał i szczątków samolotu wokół miejsca katastrofy. Oprócz energii samego uderzenia rolę odegrało tu także „oddziaływanie strumienia gazów zza silników”.

Według źródeł „Wyborczej” prawnicy części rodzin w zażaleniach na decyzję o ekshumacji właśnie na to chcą położyć nacisk. – Niech Prokuratura Krajowa jednoznacznie wypowie się, że podejrzewa zamach, zmieni tytuł śledztwa, a w uzasadnieniu poda przesłanki. Na razie bowiem w toczącym się śledztwie nie ma podstaw do takiej decyzji – mówi jeden z adwokatów pytany o treść przygotowywanego zażalenia.

Przypomnijmy, że po wyborach wygranych przez PiS nowe władze rozwiązały prokuraturę wojskową, a oficerowie prowadzący dochodzenie zostali od niego odsunięci. Jednak ustalenia, których dokonali, nie zostały przez ich następców podważone.

Z najnowszego komunikatu Prokuratury Krajowej wynika, że dopiero teraz podejmowane są czynności, które do tego zmierzają. Jak czytamy, zespół prokuratorów obecnie prowadzących to postępowanie „naprawia poważne błędy i zaniechania, które zostały popełnione sześć lat temu. Z niezrozumiałych powodów przyjęto na wiarę wyniki dokonywanych w Moskwie sekcji, których w rzeczywistości nie było. Nie zostały one również przeprowadzone po przetransportowaniu ciał ofiar katastrofy do Polski”. Komunikat zapowiada też, że wojskowym mogą nawet grozić zarzuty za „niedopełnienie obowiązków, działanie na szkodę interesu publicznego lub prywatnego”,  a nawet za „utrudnianie postępowania karnego”.

Ale nawet takie postępowanie nie jest podstawą do decyzji o ekshumacjach.

Rodziny proszą, władza milczy

Nie jest też prawdziwe twierdzenie, że decyzji tej rodziny nie mogą zaskarżyć do sądu. – Jak najbardziej przysługuje im prawo do zażalenia na tę i na każdą inną czynność w postępowaniu. Takie prawo mają osoby uznające, że ich dobra zostały naruszone, oraz najbliżsi, na których przechodzą prawa zmarłych. Mówi o tym jasno kodeks postępowania karnego i nie wierzę, by prawnicy Prokuratury Krajowej tego nie wiedzieli – tłumaczy mec. Marek Małecki, specjalista od spraw karnych i obrońca w głośnych procesach.

O prawie rodzin do zażalenia na decyzję o ekshumacji mówił w ubiegłym tygodniu rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar.

Rodziny siedemnastu ofiar (236 osób) wystosowały do władz, Kościoła i Prezydenta RP list otwarty. Protestują w nim przeciwko działaniom prokuratury. „Po sześciu latach od tych strasznych dni stajemy samotni i bezradni wobec bezwzględnego i okrutnego aktu: nasi Bliscy mają być wyciągnięci z grobów, wbrew uświęconemu tabu, aby nie zakłócać spokoju zmarłym, pochowanym z najwyższą czcią. Od miesięcy bezskutecznie wyrażamy swój sprzeciw wobec zapowiedzi tego niezrozumiałego i niczym nieuzasadnionego przedsięwzięcia. Dzisiaj staje się ono faktem”- napisali sygnatariusze listu opublikowanego na stronie Petycje.pl.

Prokuratura nie odniosła się do tego listu. W ostatnim komunikacie Prokuratury Krajowej czytamy tylko, że „decyzja o konieczności zbadania wszystkich ciał ofiar katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 roku jest trudna dla wszystkich, także dla prokuratorów”.

spor

gazeta.pl

To się dzieje naprawdę! Jadwiga Kaczyńska została patronką jednej z ulic w Starachowicach

Jadwiga Kaczyńska zostanie patronką jednej ze starachowickich ulic. Będzie biegła od Bankowej do Lecha Kaczyńskiego.
Jadwiga Kaczyńska zostanie patronką jednej ze starachowickich ulic. Będzie biegła od Bankowej do Lecha Kaczyńskiego. Sławomir Kamiński /AG

Władze miasta dekomunizują ulice i bohaterowie z czasów PRL-u już nie będą dłużej patronami ulic w Starachowicach. Idzie nowe, jedna z ulic zyskała nazwę Jadwigi Kaczyńskiej, matki bliźniaków Lecha i Jarosława. Zresztą chyba nikomu nie trzeba jej przedstawiać, a już na pewno nie radnym PiS, którzy przeforsowali tę nazwę. Mieszkańcy chcieli mieszkać przy Bankowej.

Jadwiga Kaczyńska urodziła się w Starachowicach. Mieszkała tam do matury, po czym wyjechała. Po śmierci na wniosek radnych Prawa i Sprawiedliwości została ogłoszona honorowym mieszkańcem miasta. Symbolicznie wraca do rodzinnego miasta jako patron jednej ze starachowickich ulic.

Od 1 kwietnia obowiązuje ustawa o dekomunizacji nazw ulic, więc władze miast śpieszą się z nadawaniem nowych nazw ulic, alei i placów. Jeśli nie zrobi tego samorząd, to nowe nazwy będzie wprowadzał wojewoda. Nie inaczej jest w Starachowicach, gdzie zmieniono ostatnio 12 nazw ulic. Pojawiły się takie nazwy jak Medyczna, Cysterska, Bankowa, Młyny, Licealna. Nazwy bezpieczne, z daleka od polityki, które w każdym ustroju się obronią. Licealna będzie miała zapewniony byt nawet po zakończeniu reformy edukacji wprowadzanej przez minister Annę Zalewską.

Pojawili się też patroni nazwani z imienia i nazwiska: dr Włodzimierz Cyrkowicz czy rotmistrz Witold Pilecki. Pierwszy był znaną postacią w Starachowicach, lekarzem, społecznikiem i patriotą. Pileckiemu także patriotyzmu odmówić nie można, jak również tego, że jego nazwisko jest znane jak Polska długa i szeroka. Pierwszy zasłużył się miastu, drugi całej Polsce. Tymczasem w Starachowicach pojawił się jeszcze jeden nowy patron ulicy: Jadwiga Kaczyńska.

W Starachowicach była ulica Józefa Krzosa, miejscowego działacza Komunistycznej Partii Polski. Nowa nazwa na całej długości miała brzmieć Bankowa, i faktycznie, na części ulicy takie właśnie będą tabliczki. Ale choć ulica nie jest długa, to podzielono ją na dwa odcinki. Jeden będzie Bankową, a patronem drugiej części będzie Jadwiga Kaczyńska, matka prezydenta Lecha, który zginął w katastrofie smoleńskiej i prezesa PiS Jarosława. Obaj jako mali chłopcy zagrali w filmie o dwóch takich, co ukradli księżyc.

Z jednej strony ulica Kaczyńskiej będzie przechodzić w ulicę Bankową, z drugiej będzie się kończyć na rondzie imienia… Lecha Kaczyńskiego.

źródło: „Gazeta Wyborcza”

to-sie

naTemat.pl

Dominik Tarczyński. Kim jest i skąd się wziął poseł, który wyzywa Wałęsę na solo?

29.06.2016

Po tym były prezydent Lech Wałęsa potwierdził, że włączy się w działania KOD, Dominik Tarczyński, poseł PiS rzucił na Twitterze: „zapraszam Cię na solo, bydlaku”. Internet zdumiał się tym wyzwaniem i zagotował. Z tym, że nie cały.

To nie pierwszy ostatnio wpis posła, który wzbudza zadziwienie.

Piana w jacuzzi

„Już po pracy. Weekendowy relaks w pięknej stolicy… Ktoś, coś w Warszawie? Dziś świętujemy! #DrugaZmiana” – doniósł w czerwcowy weekend na Twiterze Tarczyński, absolwent prawa kanonicznego na KUL, rocznik 1979. Notkę opatrzył zdjęciem stopy w pianie. Piana była w jacuzzi, jacuzzi w wieżowcu z widokiem na Pałac Kultury i Nauki. Stopa posła szybko stała się hitem sieci.

 Posypały się komentarze.

– Oni się pławią za nasze pieniądze – oburzyła się część internautów, wypunktowując, że najtańszy karnet do owego spa to ponad 4 tysięcy rocznie. – Czy to z naszych pieniędzy? – dopytywano. Tarczyński szybko wyjaśnił, że zapłacił jedyne 150 złotych za wejście, na dodatek, z prywatnych środków. Sprawa jednak nabrała rozgłosu tak bardzo, że pod naciskiem dziennikarzy skomentowała ją rzeczniczka PiS Beata Mazurek. – To nie są „ośmiorniczki” – przekonywała. W kwestii samej stopy posła jednak… poczuła absmak.– I słusznie – zauważa Zbigniew Lazar, ekspert od marketingu politycznego. – Po pierwsze polityk to nie celebryta z „Tańca z gwiazdami”, to osoba publiczna, od której zależy los państwa. Nie powinien publicznie obnażać części ciała. Nawet stopy.

Po drugie: politycy jak ognia powinni unikać sprawiania wrażenia, że cieszą się życiem na koszt podatnika. Naród nie potrafi oddzielić pieniędzy, które dany polityk zarobił zanim rozpoczął karierę polityczną, od tych, które pobiera z kasy publicznej. Poseł Tarczyński epatując luksusem sam wystawił się na strzał – mówi Lazar. Czy rzeczywiście?

Portret z papugą

Dominik Tarczyński pokazuje publicznie tylko nogę. Na większości zdjęć na Facebooku prezentuje się w dobrze skrojonym w garniturze i krawacie. Wyjątek? Półnagi portret posła pod palmą, z papugą. Ale z krzyżykiem na piersi.

Poza tym w sieci poseł słynie też z różnych obietnic.

Na przykład przyrzeczenia, że „żaden imigrant nie wjedzie do Polski”. I że będzie bronił Polski przed Europą, która śmie od pewnego czasu debatować o stanie polskiej demokracji. Poseł działa w sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej, reprezentuje polski parlament przed Unią. Właśnie wrócił ze Strasburga, gdzie – o czym szybko poinformował słuchaczy Radia Maryja – głośno domagał się podania przez unijnych posłów przykładów łamania demokracji w Polsce. I co? – I zapadła cisza – doniósł dumnie Tarczyński.

W polskim Sejmie też jest aktywny, kręci nawet filmy podczas obrad. Jak ten film, na którym słychać, jak do próbującej wejść na mównicę posłanki PO Agnieszki Pomaskiej parlamentarzystki PiS wykrzykują „Siadaj, wstrętna babo”, „Zjeżdżaj”, „Zejdź, bo ci pomogę”.

Czystość ciała, ducha i słowa

Po raz pierwszy o Tarczyńskim Polska usłyszała w 2011 roku. 32-letni wówczas konserwatysta piastował posadę dyrektora w TVP. Dostał ją rok wcześniej, dzięki wpływom w PiS. Na korytarzach telewizyjnych próżno go jednak było szukać. Siedział, jako aktywista, pod Pałacem Prezydenckim. – Będę odpowiedzialny za obecność namiotu Solidarnych 2010 na Krakowskim Przedmieściu – pochwalił się na Facebooku. I natychmiast narobił sobie kłopotów.

newsweek.pl

Argumenty za ekshumacją są różne, ale poseł Tarczyński chyba się zagalopował. „Jak Tutenchamon…”

past, 30.10.2016

Poseł PiS Dominik Tarczyński

Poseł PiS Dominik Tarczyński (Fot. TOK FM)

• Poseł PiS Dominik Tarczyński w TOK FM argumentował na rzecz ekshumacji
• Zwracał on uwagę, że „nawet po tysiącach lat” ekshumacje mają sens
• Podkreślał, że są one „bolesne” dla rodzin ofiar, ale konieczne”


Dowiedz się więcej:

Jak prokuratura argumentuje decyzję o ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej?

Prokuratura Krajowa przejęła od zlikwidowanej prokuratury wojskowej trwające sześć lat śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej 4 kwietnia tego roku. Sprawa trafiła do zespołu ośmiu prokuratorów. Na jego czele stanął prok. Marek Pasionek. W czerwcu Prokuratura Krajowa poinformowała, że istnieje konieczność zbadania wszystkich ciał ofiar katastrofy smoleńskiej, które nie zostały spopielone. Wskazała wówczas, że badania sekcyjne będą miały znaczenie dla określenia przyczyny śmierci ofiar, a także przyczyn katastrofy. Przedstawiciele i pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej są podzieleni w sprawie ewentualnej ekshumacji ciał ich bliskich.

Jak zareagowały rodziny ofiar?

Ponad 200 krewnych kilkunastu ofiar sprzeciwia się ekshumacjom. Zwrócili się w tej sprawie do Konferencji Episkopatu Polski. „Apelujemy do hierarchów Kościołów, których kapłani odprowadzali naszych Ukochanych na cmentarze: brońcie Ich grobów przed zbezczeszczeniem!” – pisali. Członkowie większości rodzin ofiar zgadają się lub nawet popierają ekshumacje.

Co w tej sprawie mówi Kościół?

Władze Episkopatu na razie nie zabrały głosu. – Nie spodziewałbym się oficjalnej wypowiedzi kościoła w tej sprawie. Nigdy nie komentowaliśmy działań prokuratury i pewnie nie będziemy tego robić – tak kard. Kazimierz Nycz odniósł się do ekshumacji w poranku RMF FM. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

cwa4j2cwgaalopf

gazeta.pl

NIEDZIELA, 30 PAŹDZIERNIKA 2016, 11:24
trzask2

Trzaskowski: Macierewicz ośmiesza nie tylko siebie, ale tez ośmiesza państwo

Najistotniejsza w polityce zagranicznej jest wiarygodność. Macierewicz, Waszczykowski powtarzając takie informacje pozbawiają się jakiejkolwiek wiarygodności. Macierewicz ośmiesza nie tylko siebie, ale tez ośmiesza państwo. Ja słyszę sygnały, które dochodzą do mnie od moich przyjaciół: kto to jest? To [co mówi Macierewicz] tworzy z państwa jeden wielki dowcip – mówił w „Kawie na ławę” Rafał Trzaskowski o słowach szefa MON dotyczących Mistrali.

300polityka.pl

Niepokorni rozpowszechniają rosyjską fałszywkę? Na to wygląda ich szokujący raport o zamachu w Smoleńsku

"Gazeta Polska Codziennie" publikuje sensacyjny raport, który może być fałszywką.
„Gazeta Polska Codziennie” publikuje sensacyjny raport, który może być fałszywką. Fot. „GPC”

„Gazeta Polska Codziennie” na weekend przygotowała szokujące informacje na temat Smoleńska. Przekonuje, że dotarła do raportu niemieckich służb, które wyśledziły w FSB komórkę przygotowującą zamach na Lecha Kaczyńskiego. Eksperci wskazują, że to najprawdopodobniej fałszywka – element wojny informacyjnej.

Niemcy mają mieć klucz do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Od dawna mówią o tym politycy Prawa i Sprawiedliwości, a także przedstawiciele prawicowych mediów. Dlatego taką sensację zrobiła w Polsce książka niemieckiego pisarza Juergena Rotha, choć autor ma spore problemy z wiarygodnością.

Idzie za ciosem i wydaje kolejną książkę o Smoleńsku, a prawicowe media intensywnie ją promują. Gwoździem programu jest tajny raport, o którym pisze „Gazeta Polska Codziennie”. Niemiecki BND ma w nim pisać o funkcjonariuszach rosyjskiej FSB przygotowujących zamach na zlecenie polskiego polityka „T.”. Ewa Stankiewicz już orzekła, że chodzi o byłego premiera i szefa PO.

nie zdziwiłabym się gdyby politykiem T. który miał zlecić zamordowanie prezydenta L Kaczyńskiego okazał się Tusk @eucopresident @donaldtusk

W kolportowanie rewelacji włączyła się oczywiście telewizja narodowa. Jednak eksperci zajmujący się służbami specjalnymi wskazują, że dokument może być fałszywy. To częste narzędzie prowadzenia wojny informacyjnej, a jak wiemy Rosja bardzo często używa jej, by zdestabilizować sytuację w krajach, które uznaje za konkurencję.

Przeciwnik wyczuł podatność kierownictwa politycznego w Polsce na dywersję informacyjną i rozwija info-agresję na coraz szerszą skalę. https://twitter.com/tvp_info/status/792437506625200130 

Rację ma @johnbinghamjr nie wyglada na autentyczny, piszę zarówno o wyglądzie dokumentu jak i jego treści

Wygląda więc na to, że w smoleńskim szaleństwie „niepokorni” dali się wykorzystać jako „pożyteczni idioci” i po raz kolejny pomogli Kremlowi. Choć to i tak nic w porównaniu z otwartą wojną między Antonim Macierewiczem a Andrzejem Dudą, o której pisaliśmy w naTemat.

niepokorni

naTemat.pl

 

Książka Rotha. „Prawda” ustalona w gabinecie Macierewicza

Antoni Macierewicz smoleńsk katastrofa

 fot. Wiktor Dąbkowski, Sergei Chirikov  /  źródło: PAP

Wojciech Cieśla

WOJCIECH CIEŚLA

Wiele lat Polska czekała w letargicznym strachu na okrutną „prawdę”. Niemiecki dziennikarz ustalił ją w gabinecie Antoniego Macierewicza.

Wiele lat Polska czekała w letargicznym strachu na okrutną prawdę. Dzięki niemieckiemu dziennikarzowi Jürgenowi Rothowi prawda wyszła na jaw. I już wiadomo: to polski polityk ukryty pod inicjałem T. wysłał ruską jaczejkę, speckomando śmierci, aby przeprowadziło zamach w Smoleńsku. Speckomando załatwiło sprawę przy użyciu materiałów wybuchowych, oddział zamachowców FSB/Połtawa prowadził nie byle kto, bo generał Jurij Desinow.

Brzmi jak bełkot? Jak ponury żart z rodzin ofiar w chwili, gdy zaraz zaczną się ich ekshumacje? Przed państwem „Gazeta Polska”, która z całą powagą, nadęta sensacją jak rozdymka, publikuje fragmenty książki Jürgena Rotha „Smoleńsk. Spisek, który zmienił świat”.

W skrócie: Roth miał dotrzeć do pełnego raportu niemieckiego wywiadu BND na temat katastrofy smoleńskiej („wraz z załącznikami” – ekscytuje się gazeta). Pada w nim nazwisko rosyjskiego generała, który według źródła BND miał przyjąć od polskiego polityka (wspomnianego T.) zlecenie dokonania zamachu. Kto potwierdza tę ważką informację? Robert. Tę informację potwierdza Robert. Nie znają państwo Roberta? To „wysokiej rangi źródło wewnątrz polskiej ambasady w K.”, były pułkownik polskiego wywiadu wojskowego.

Wersja Rotha (którą powiela od lat w różnych książkach) w skrócie wygląda tak: Tusk i Putin wspólnie zaplanowali morderstwo Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku. Zamach wykonała rosyjska FSB, wykorzystując agentów polskiej WSI (ktoś musiał wnieść materiały wybuchowe na pokład tupolewa). Brzmi niewiarygodnie, ale w końcu Robert. Na szczęście tę informację potwierdza Robert.

I już. Czort z tym, że Roth prawdę o katastrofie ustalał z Antonim Macierewiczem w jego gabinecie i w rozmowach z Anitą Gargas z (przypadek, przypadek!) „Gazety Polskiej”. Że nie weryfikuje ani informatorów ani tego co mówią. To przecież nic nowego i nie to jest ważne. A co jest ważne? Że już nikt nie chce, nie ma siły, nie potrafi reagować na jawne kpiny z rozumu. Że takich tekstów będziemy czytać jeszcze pewnie dziesiątki, ze słabnącym poczuciem, że ktoś szydzi z ofiar a z nas robi sobie rzewne jaja. Że głos w tej ważnej sprawie mają już tylko ludzie tacy jak Ewa Stankiewicz, która pisze na Twitterze: „Nie zdziwiłabym się gdyby politykiem T. który miał zlecić zamordowanie prezydenta L Kaczyńskiego okazał się Tusk”.

Już Platon twierdził, że świat ukazuje się naszym zmysłom w sposób zafałszowany i błędny. Matrix to jednak głęboko poważniejsza wersja rzeczywistości.

ksiazka

newsweek.pl

Ciemność i błysk żarówki, i znów ciemność. Czy aborcja jest moralna?

Agnieszka Kublik, 28 października 2016

Człowiek to coś więcej niż żywy organizm, to osoba: rozumność, doświadczanie świata, zdolność wyrażania myśli i uczuć. Z prof. Zbigniewem Szawarskim rozmawia Agnieszka Kublik.

AGNIESZKA KUBLIK: Czy aborcja jest moralna?

PROF. ZBIGNIEW SZAWARSKI: Pytanie, co znaczy „aborcja”. W „Słowniku wyrazów obcych” Władysława Kopalińskiego nie ma tego słowa. Jest „abort”, jak przed wojną i po wojnie, czyli: poronienie, przerwanie ciąży, skrobanka, od łacińskiego abortus – płód przedwcześnie wydany, nieżywy, aboriri – zniknąć, poronić.

Gdy płód staje się człowiekiem

Kiedy w latach 70. pisałem swój pierwszy tekst na ten temat, używałem wyrażenia „przerywanie ciąży”, bo słowo „abort” było już archaiczne, nieużywane. „Aborcja” jako zamordowanie niewinnego dziecka pojawiło się potem.

Kiedy słyszę, jak aktywiści pro-life oskarżają liberałów o mordowanie niewinnych dzieci, to budzą się we mnie strach i odraza. Bo co może powiedzieć etyk o mordowaniu dzieci? Mord a priori jest ohydą. O tym się nie dyskutuje. To się wie. A skoro tak, to dyskusja o przerywaniu ciąży oparta na emocjach nie ma szansy na racjonalne rozstrzygnięcie. A jeszcze strona pro-life zmusza przeciwnika do używania jej języka.

Totalitaryzm aksjologiczny.

Tydzień temu przeczytałem wywiad z piosenkarką Natalią Przybysz. Ta dziewczyna, opowiadając, jak i dlaczego usunęła ciążę, mówi o pozbyciu się dziecka. Jej decyzja i motywy były sprzeczne z wartościami zwolenników całkowitego zakazu aborcji, ale to oni narzucili jej język.

Czyli żadnej „aborcji eugenicznej”, żadnego „mordowania niewinnych”, tylko Kopaliński.

PiS co rusz mówi o aborcji eugenicznej.

– Opowiem o moim pierwszym kontakcie nie z pojęciem, ale z praktyką. Wiele lat temu w górach zdarzyło nam się dzielić dom z państwem, którzy mieli piękną seterkę irlandzką. Seterka zadała się z lokalnym owczarkiem podhalańskim. Właścicielka suczki w popłochu do Krakowa, do weterynarza, przecież to jest mezalians! Czystość rasowa. Jak w III Rzeszy, kiedy dla dobra rasy propagowano usuwanie dzieci uszkodzonych i wręcz zalecano aborcję u Słowian, Żydów i Cyganów. Natomiast przerwanie ciąży przez Niemkę było bezwzględnie karane. Lekarz lądował w obozie koncentracyjnym.

To jest to, co kryje się pod pojęciem aborcji eugenicznej. Nawiązywanie do tej tradycji jest naprawdę odrażające. Piętnuje ludzi, którzy decydują się na zabieg, bo nie chcą urodzić dziecka z głębokimi wadami, bo nie chcą narażać go na niepotrzebną krzywdę istnienia. Chcą mieć zdrowe i szczęśliwe dziecko.

Natalia Przybysz opowiedziała o własnej aborcji. Niestety, w sposób najgorszy z możliwych [LIST]

A to jest moralne?

– Nie chcemy o tym mówić, ale z roku na rok rodzi się coraz więcej dzieci obarczonych wadami genetycznymi. Wpływa na to przesunięcie w górę wieku prokreacyjnego, zanieczyszczenie środowiska, styl życia – im więcej alkoholu, używek, dopalaczy, tym gorsze skutki.

W Europie zarejestrowano już sześć tysięcy chorób rzadkich. Nie każda z nich jest wskazaniem do przerwania ciąży. Ale gdybyśmy naukowo podchodzili do rzeczy, to każda kobieta, która zaszła w ciążę po przekroczeniu pewnego wieku, na przykład 36-40 lat, powinna zrobić badania prenatalne.

Co robić, jeśli z badania prenatalnego wynika, że dziecko urodzi się z zespołem Downa? Oczywiście, chronimy życie dzieci z zespołem Downa. Ale co, jeśli w tej rodzinie urodziło się już jedno lub dwoje dzieci z zespołem Downa? A jak postąpimy w przypadku pląsawicy Huntingtona, kiedy chory przez kilkanaście lat jest całkiem sprawny, ale z czasem traci kontrolę nad przełykaniem, nad mową, nad układem nerwowym, aż w końcu ogarnia go szaleństwo i umiera?

W Stanach Zjednoczonych znane są procesy o krzywdę istnienia. Ludzie, dla których być może byłoby lepiej, gdyby nigdy nie przyszli na świat, domagają się odszkodowania od lekarzy za błąd w sztuce. Bo lekarze, jak sądzą, powinni byli doradzić rodzicom przerwanie ciąży.

Zabójstwo człowieka jest zbrodnią, a płód jest człowiekiem od momentu poczęcia.

– A wojna? Samoobrona? Istnieje wiele różnego rodzaju okoliczności, które usprawiedliwiają zabicie człowieka. Możemy długo tak się przepychać. Lepiej zajmijmy się tym, od kiedy człowiek staje się człowiekiem.

Uczestniczki czarnego protestu wspierają Natalię Przybysz. Złamała tabu dotyczące aborcji

Stary i Nowy Testament milczą w tej sprawie.

– I mało kto spośród najgorliwszych przeciwników przerywania ciąży zdaje sobie sprawę z tego, że Pismo nie zawiera ani jednego zdania, z którego wynikałoby, że płód jest człowiekiem od momentu poczęcia. Dopiero w początkach XVII wieku lekarz Thomas Fienus opublikował traktat o kształtowaniu się płodu, w którym stwierdził, że w trzecim dniu od poczęcia płód otrzymuje duszę. Wkrótce potem inny lekarz Paolo Zacchia w dziele „Quaestiones medico-legales” stwierdził wprost: dusza jest obecna w ciele od momentu poczęcia. Takie były początki doktryny, że od momentu połączenia się jajeczka z plemnikiem mamy nowy byt, któremu przysługuje pewna godność, prawo do życia i tak dalej.

Ale przeanalizujmy ten argument. Od momentu połączenia się jajeczka królika z plemnikiem królika powstaje nowy królik, który ma przyrodzoną i niezbywalną godność, jest istotą króliczą i ma prawo do życia. Czy to nam przeszkadza jeść królika w potrawce?

Artyści popierają Natalię Przybysz. „Kobiety to nie przedmioty” – piszą w liście otwartym

Człowieczeństwo to nie to samo co królikowatość.

– A czym się różni proces powstania człowieka od powstania królika w sensie biologicznym?

My mamy duszę, odczuwamy emocje…

– A króliki nie mają duszy, nie odczuwają emocji?

Nie wiem. I nie wiem, od której chwili my, ludzie, mamy duszę.

– Ja też chciałbym wiedzieć. Bo kiedy ze sfery faktów przechodzimy do metafizyki, możliwe są najróżniejsze koncepcje człowieczeństwa.

Filozof nie wie, od kiedy zaczyna się człowiek?

– Doskonale wiem. Zaczyna się od momentu, kiedy uznamy go za człowieka lub osobę. I w tym momencie musimy się odwołać do pewnych założeń filozoficznych. W sporze o przerywanie ciąży rysują się dwa różne podejścia – genetyczne i rozwojowe.

Podejście genetyczne zakłada, że życie człowieka powstaje z połączenia dwóch różnych gamet – ale to nic nam nie daje, bo twierdzenie to odnosi się też do wszystkich zwierząt, które rozmnażają się w sposób seksualny. Dlatego musimy najpierw wyjaśnić, jak rozumiemy słowo „człowiek”. I znów – możliwe są dwa różne rozumienia. W pierwszym człowiek to tyle co istota należąca do gatunku Homo sapiens. W drugim człowiek to tyle co istota, której przysługuje pewna swoista dla naszego gatunku godność.

Biologia definiuje człowieczeństwo, używając neutralnego języka kodu genetycznego. Filozofia i religia definiują człowieczeństwo w języku godności. Nie da się sprowadzić tych języków do wspólnego mianownika. Z faktu, że pojedynczy plemnik przeniknął do jajeczka, nie wynika logicznie, że powstałe życie jest święte.

Pozostaje kryterium rozwojowe: stawanie się człowiekiem jest procesem. Na początku jest zygota, zapłodnione jajeczko, z którym wiele może się zdarzyć. Następnie punkt zwrotny – zagnieżdżenie w ściankach macicy. Dalej powstanie systemu nerwowego i mózgu, potem pojawienie się zdolności poruszania się i proces rozwoju poszczególnych narządów, następnie zdolność samodzielnego istnienia poza organizmem matki, pod warunkiem oczywiście zapewnienia embrionowi odpowiednich warunków. W niektórych systemach prawnych, np. w USA, ta własność – viability – stanowi kryterium.

To, że nasze życie zaczyna się w momencie zapłodnienia, nie znaczy jeszcze, że już stałem się w pełnym tego słowa znaczeniu człowiekiem. Jako konkretne indywiduum jeszcze nie istnieję. Staję się nim w momencie zagnieżdżenia w ściankach macicy. I wtedy dopiero mój rozwój nabiera przyspieszenia Zaczynam się stawać człowiekiem i w pewnym momencie staję się konkretną osobą. Mam poczucie własnego ja, własnej tożsamości moralnej. Wiem, po co żyję.

Nadal nie wiem, od kiedy jest człowiek.

– No to trzymajmy się biologii. Niech naszym modelem będzie dowolny ssak, powiedzmy niedźwiedź. Rodzi się niedźwiedzie życie, rozwija, zostawia potomstwo, a potem niedźwiedzica umiera. To proces biologiczny, takie są prawa przyrody. Zasadnicze pytanie brzmi – pani już nawet o nim napomknęła – dlaczego nie chronimy w szczególny sposób wilków, chomików, myszy, żubrów, a chronimy człowieka?

I dlaczego?

– Dawniej mówiło się o „duszy”. Teraz słowem najbardziej znaczącym etycznie jest „osoba”. Chronimy ludzi, bo jesteśmy zdolni do życia osobowego, bo mamy wolną wolę, bo jesteśmy świadomi swego życia i chcemy żyć.

Życie osobowe nie jest powiązane z duszą?

– O duszy nic nie mogę powiedzieć, bo dusza jest pojęciem metafizycznym. Czy potrafi pani odróżnić duszę od duszy? Czy potrafi pani opisać duszę? No nie, bo na jakiej podstawie? To nie jest pojęcie, którym zajmuje się nauka. Ktoś może wierzyć, że dusze spotykają się po śmierci, ale o samej duszy nie wie nic.

To co to znaczy, że człowiek jest osobą?

– I jeszcze: kiedy zaczyna się osoba? Kiedy kończy? Dawniej pytano: kiedy dusza pojawia się w ciele i kiedy z niego ulatuje?

To pytania zasadnicze. Bo kiedy zaczynamy mówić o osobie, stoimy wobec dwóch możliwych stanowisk filozoficznych: stawanie się osobą albo jest zdarzeniem, albo jest procesem. W pierwszym przypadku osoba pojawia się i odchodzi w sposób nagły, jak błyskawica. Wtedy, powiedzą ludzie wierzący, kiedy podoba się to Bogu: wielkie metafizyczne „fiat!”, niech się stanie!

W drugim przypadku zgadzamy się, że bycie osobą i życie osobowe są wartościami istotnymi i że powinny być chronione, ale stawanie się osobą jest procesem. Organizm musi osiągnąć pewien poziom dojrzałości biologicznej i intelektualnej, żeby zacząć żyć życiem osobowym.

Istnieją więc osoby przyszłe, osoby teraźniejsze i byłe osoby. Zygota ludzka jest zarazem przyszłym człowiekiem i potencjalną osobą. Jeśli wszystko będzie przebiegać prawidłowo, przekształci się w zdrowe dziecko, które urodzi się i rozpocznie proces stawania się w pełni dojrzałą i zdolną do odpowiedzialności moralnej osobą. Dopiero wtedy będzie to jedyna w swoim rodzaju i najukochańsza Krysia czy Zosia.

Życie osobowe zakłada spełnienie kilku warunków, takich jak rozumność, odczuwanie, zdolność wyrażania własnych myśli i uczuć, zdolność nawiązywania i utrzymywania relacji ludzkich czy poczucie własnej tożsamości moralnej. Ilekroć któryś z tych warunków nie jest spełniony, zaczynają się problemy moralne. Bo jaki jest moralny status głęboko i nieodwracalnie uszkodzonego genetycznie noworodka?

Ale bez wątpienia jest osobą.

– W sensie biologicznym należy do gatunku ludzkiego. Ale czy jest osobą? Tego nie wiem. Wiem, że jeśli wybieram taką lub inną koncepcję człowieka, podejmuję decyzję moralną.

Bo to malutkie dziecko dopiero się uczy i rozwija pewne dyspozycje konieczne do życia osobowego. I powoli w pewnym momencie przekształca się w istotę zdolną do odpowiedzialności moralnej, która ma pełną świadomość tego, co czyni, i ponosi odpowiedzialność za to, co czyni. A z drugiej strony, kiedy powoli dochodzimy do kresu naszego biologicznego istnienia, nasze życie osobowe gaśnie. Oto ktoś leży kilka lat w stanie wegetatywnym lub głębokiej demencji. Nie mam wątpliwości, że to człowiek. Mógłby to być mój ojciec. Mogę żywić bardzo silne uczucia wobec niego, mogę odczuwać bardzo silne poczucie obowiązku opieki, ale nie ma między nami relacji osobowej, współodczuwania. To jest wymagające opieki umierające ciało, była osoba, której przysługuje człowiecza godność. Mogę ją nazwać, opisać historię jej życia, ale nie mogę razem z nią wspólnie doświadczać świata.

To czy pytanie o moralność aborcji ma sens?

– Ja bym zadał to pytanie inaczej: czy przerywanie ciąży jest złem?

I odpowiadam – jest złem. Przecież gdyby moi rodzice, którzy pokochali się w którąś okupacyjną noc, parę tygodni później zdecydowali się przerwać ciążę, to nigdy nie pojawiłbym się na świecie. Z punktu widzenia osoby urodzonej i żyjącej przerywanie ciąży jest złe.

Ale z drugiej strony, jestem stanowczo przeciwny bezwzględnemu zakazowi przerywania ciąży. Bo to jest jeszcze większe zło. Powody, dla których kobieta usuwa ciążę, mogą być moralnie uzasadnione bądź nieuzasadnione, ale podejmowane indywidualnie decyzje są mniejszym złem niż możliwe skutki usankcjonowanej prawnie praktyki bezwzględnego zakazu.

Bo niemoralne jest zmuszanie do rodzenia dzieci z gwałtu.

– Z gwałtu, z gwałtu zbiorowego, dzieci poczętych przez alkoholików, dzieci z tzw. zespołem alkoholowym, upośledzonych do końca życia, dzieci z głębokimi i nieuleczalnymi wadami genetycznymi. I nie jest to tylko kwestia pogwałcenia autonomii kobiety. Równie ważna jest kwestia moralnych, społecznych, a nawet ekonomicznych kosztów urodzenia takiego dziecka. Dla całej rodziny i dla społeczeństwa. Tylko człowiek głęboko niewrażliwy na ból i cierpienie, organicznie pozbawiony wyobraźni, a zarazem przekonany o swej nieomylności moralnej może proponować takie rozwiązanie jak zmuszenie do urodzenia.

Kobieta ma prawo wybrać. Chce żyć heroicznie? Wychować dziecko z gwałtu zbiorowego? Jej wola. Ale jeśli wprowadzamy bezwzględny zakaz, to w przypadku ciąży narkomanek, nałogowych alkoholiczek, dziewczyn upośledzonych intelektualnie, zgwałconych powinniśmy zamykać je w klatce. Karmić, poić, nie wypuszczać, żeby nie zrobiły krzywdy sobie czy płodowi. Czekać, aż się urodzi dziecko, a potem do hospicjum perinatalnego lub sierocińca.

„Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone”. To Jarosław Kaczyński.

– I żeby zajęła się nim okrutna siostra Bernadetta? Czy jakaś inna zwyrodniała wychowawczyni w innym domu dziecka?

Istotą sporu o przerywanie ciąży jest zderzenie dwóch wartości: życie kontra wolność. I nie umiemy znaleźć optymalnego, kompromisowego rozwiązania tego konfliktu.

A istnieje?

– Każdy człowiek ma prawo do odpowiedzialności. Jeśli świadomie przyjmuje na siebie pewne obowiązki, to można mu mieć za złe, jeśli się z nich nie wywiązuje, a w pewnych nawet wypadkach może być za to ukarany. I ostatecznie to kobieta decyduje, czy i kiedy jest gotowa przyjąć obowiązki, które wyznaczą treść i sens jej życia na następne kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Kobieta odpowiada nie tylko za siebie samą, ale też za przyszłość i życie całej rodziny.

Natalię Przybysz oskarżono o „wygodnictwo” – bo nie była gotowa na trzecie dziecko i nawał obowiązków, na zmianę mieszkania na większe.

– Pani Przybysz ma prawo do odpowiedzialności za swoje życie. Podjęła decyzję w imię przysługującej jej wolności o decydowaniu o swoim życiu. Rozumiem ją. Ma swój projekt dobrego i udanego życia i chce go zrealizować.

Jej sumienie, jej decyzja.

– Właśnie tak. Każdy z nas ma konstytucyjne prawo do postępowania zgodnie z własnym sumieniem. To sumienie nie pozwoliło jej podjąć nieodpowiedzialnej, jej zdaniem, decyzji o urodzeniu trzeciego dziecka. Kobiety na „czarnych marszach” powinny mieć również takie hasło: „Za trzy lata głosuję zgodnie z własnym sumieniem”. Bo przecież to sumienie zabroniło prezesowi rozważać projekt Ordo Iuris w Sejmie.

Odwołanie się do sumienia jest najpotężniejszym argumentem moralnym, bo nie można karać człowieka za to, że postępuje zgodnie z własnym sumieniem.

Ale komuś innemu, np. jakiemuś biskupowi, sumienie nakazuje bronić cudzego życia.

– Moje sumienie ma mi za złe, jeśli postąpiłem źle. Ale choć mogę mieć za złe komuś, że postąpił tak lub inaczej, to sprawa mojej oceny moralnej, nie sumienia. Moje sumienie nie mówi mi, że pani Y powinna się zachowywać bardziej cnotliwie. Nie czuję z tego powodu wyrzutów sumienia. Być może jednak osoby duchowne i ludzie skłonni do fanatyzmu moralnego mają jakiś szczególny rodzaj sumienia.

W medycynie obowiązuje zasada, że prewencja jest lepsza niż leczenie. Lepiej byłoby, gdyby w ogóle nie dochodziło do poczęcia nieodwracalnie uszkodzonych genetycznie lub niechcianych dzieci. Ale tylko kobieta ma prawo, kierując się własnym sumieniem i macierzyńską mądrością, podjąć ostateczną decyzję.

Albo szanujemy siebie nawzajem jako ludzi, albo tworzymy państwo totalitarne, w którym tak jak w krajach islamu treść prawa i granice naszej wolności wyznaczają autorytety religijne.

W tym jednym wzorcu sumienia, o którym mówimy, jest jeszcze prawo do godnego życia.

– Co to jest godne życie? Rodzi się noworodek bez mózgu. Jakie może mieć godne życie? Nie używałbym tego pojęcia.

A jakiego?

– Jakości życia.

Stopniuje pan jakość życia?

– Stopniuję. Bo to jest kontinuum. Jest głębokie, umiarkowane i lekkie upośledzenie intelektualne. Jest pełna sprawność ruchowa i zero sprawności ruchowej. Jest bogate życie duchowe oraz głęboki i nieodwracalny stan wegetatywny.

I co z prawem do życia?

– Jakiego życia?

No tego dziecka.

– Biologicznego życia?

I biologicznego, i psychicznego, i społecznego.

– Na przykład tego dziecka, które się urodziło, bo profesor Chazan zablokował przerwanie ciąży? Miało mózg na wierzchu, wiszącą gałkę oczną i rozszczep całej twarzy. Umierało 10 dni. To było życie? To była osoba? Bardzo współczuję rodzicom…

Ale to było życie i należało je chronić.

– Dżdżownicy, chrabąszcza, muchy? To też jest życie. To był po prostu głęboko uszkodzony, niezdolny do istnienia ludzki organizm biologiczny. A nie osoba. Ale właśnie dlatego, że była to należąca do naszego gatunku istota ludzka, która nie miała żadnej szansy, aby stać się osobą, powinniśmy ją traktować z szacunkiem i nie narażać na niepotrzebne ból i cierpienie.

Mamy inny system wartości i inny język. Nie dotrzemy do siebie nawzajem. To niemożliwe.

Możemy próbować.

– Tak? Może posługując się faktami? Arcybiskup Hoser mówił, że kobiety zgwałcone nie zachodzą w ciążę, bo są w stresie. Fakt? A profesor Chazan powiedział, że kobiety z lewicy mają problemy z zajściem w ciążę, bo zależy im na szczupłej sylwetce i szczupłym wyglądzie. Fakt?

A największą siłę ma oczywiście jakaś prawdziwa historia. Na przykład po wielokroć przytaczana próba przerwania ciąży we Wrocławiu, która się nie udała i dziecko po urodzeniu żyło jeszcze kilkanaście dni. Ale to był źle wykonany zabieg, a nie błędna decyzja medyczna. Z tego, że od czasu do czasu zdarzają się katastrofy samolotowe, nie wynika, że powinniśmy przestać latać.

Bronimy potencjalnej osoby, a nie mamy szacunku dla niegdysiejszej osoby. Koleżanka w szpitalu widziała zwłoki zapakowane w czarny worek. Czekały na firmę pogrzebową w schowku.

– A przecież nasza cywilizacja ma u podstaw pewien szacunek dla życia tworzącego się i dla życia gasnącego. To nie jest wszystko jedno, jak rodzi się i jak umiera człowiek. I jak traktujemy go po śmierci. Mówi się, że toczy się walka cywilizacji śmierci z cywilizacją życia. Nie wiem, jakie jest miejsce dla wolności i odpowiedzialności w jednej, a jakie w drugiej.

Prof. Zbigniew Szawarski – emerytowany profesor UW; pracuje w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego. Przewodniczący Komitetu Bioetyki przy Prezydium PAN.

 

czlowieczenstwo

wyborcza.pl

NIEDZIELA, 30 PAŹDZIERNIKA 2016, 10:01
Zrzut ekranu 2016-10-30 o 09.34.55

Gasiuk-Pihowicz: Macierewicz to złota rybka Putina, która spełnia jego niewypowiedziane marzenia

– Macierewicz to złota rybka Putina, która spełnia jego niewypowiedziane marzenia. PiS nie ma żadnej strategii na wykorzystanie środków na dozbrajanie polskiej armii. Ten wysoki budżet MON jest dla PiS jak sklep z cukierkami dla dzieci – mówiła Kamila Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej.

Sławomir Neumann pytał o związki szefa MON z amerykańskim lobbystą pracującym dla Lockheed Martin i Gulfsterama.

– Prezydent czeka na plan modernizacji sił zbrojnych, bo odziedziczony po poprzedniej ekipie jest zły – mówił Paweł Soloch z prezydenckiego BBN.

09:45
Zrzut ekranu 2016-10-30 o 09.29.23

Kownacki o słowach Dudy o Mistralach: Prezydent ma prawo wyrazić swoje zdanie. Neumann: Prezydent po raz pierwszy stanął na wysokości zadania

– Współpraca z prezydentem jest bardzo dobra, nawet w codziennych sprawach. Prezydent ma prawo wyrazić swoje zdanie – mówił Bartosz Kownacki, wiceszef MON w Radiu Zet o słowach PAD dystansujących się od słów Antoniego Macierewicza o Mistralach.

– Prezydent po raz pierwszy stanął na wysokości zadania, znalazł się na miejscu i trochę spokoju na wzburzone głowy wylał – mowił Sławomir Neumann z PO.

300polityka.pl

Anne Applebaum

Dlaczego Trump nagle zaczyna mówić o trzeciej wojnie światowej

30 października 2016

Hillary Clinton i Donald Trump podczas 3. debaty prezydenckiej

Hillary Clinton i Donald Trump podczas 3. debaty prezydenckiej (DAVID GOLDMAN / AP)

W marcu 2014 roku, tuż przed rosyjską inwazją na Krym, najsłynniejszy prezenter rosyjskiej telewizji państwowej przedstawił międzynarodową sytuację bez osłonek. Dimitrij Kiseljow powiedział oglądającym go milionom: „Rosja jest jedynym państwem na świecie, które mogłoby naprawdę przekształcić USA w radioaktywny popiół”.

Na tle chmur w kształcie grzyba i pulsujących celów ataków nuklearnych, mówił złowieszczo o tym, jak siwieją włosy prezydenta Obamy – „przyznaję, że może to być zbieg okoliczności” – i o narastającej w Białym Domu desperacji, spowodowanej rzeczywistymi obawami, że lada chwila może się rozpocząć wojna nuklearna.

Teraz jest październik 2016 roku, a Kiseljow, który jest też szefem rosyjskiej państwowej agencji informacyjnej, znowu do tego powraca. „Zuchwałe zachowania wobec Rosji” mają „wymiar nuklearny” ostrzegał złowróżbnie 9 października. W tym samym programie ponownie pokazywał zdjęcia prezydenta Obamy. Kiseljow powiedział, że nastąpiła „radykalna zmiana” w relacjach między USA a Rosją i dodał groźbę: „Moskwa zareagowałaby nerwami ze stali” na wszelką interwencję USA w Syrii – aż do reakcji nuklearnej włącznie. W innym kanale telewizyjnym ostrzegano: „Gdyby to się pewnego dnia zdarzyło, każdy z was powinien wiedzieć, gdzie znajduje się najbliższy schron. Najlepiej dowiedzieć się o tym już teraz”.

Jakaż nastąpiła różnica w ciągu tych dwóch lat! Rząd USA i amerykańska opinia publiczna zlekceważyły rosyjską narrację nuklearną, kiedy ją przedstawiono po raz pierwszy. Tym razem jednak język brzmi inaczej. Jesteśmy w trakcie brzydkich wyborów prezydenckich. Co ważniejsze, mamy republikańskiego kandydata na prezydenta, który systematycznie powtarza teksty propagandowe, zaczerpnięte wprost z rosyjskich mediów państwowych. Donald Trump zadeklarował, że Hillary Clinton i Obama „założyli ISIS [państwo islamskie]”, co jest stwierdzeniem zaczerpniętym bezpośrednio z rosyjskiej agencji informacyjnej Sputnik. Wygłosił też inną odrzuconą już teorię spiskową – „wyszukiwarka Google’a ukrywa złe wiadomości o Hillary Clinton” – wkrótce po jej wskrzeszeniu przez Sputnika.

Obecnie Trump powtarza też groźbę Kiseljowa. Powiedział w tym tygodniu: „Jeżeli będziecie słuchać Hillary Clinton, doprowadzicie do trzeciej wojny światowej z powodu Syrii”. Podobnie jak Kiseljow, zauważył też, że Rosja ma pociski nuklearne – i być może, jeżeli zostanie wybrana Clinton – użyje ich: „Rosja jest państwem nuklearnym; jest przy tym krajem, w którym pociski nuklearne działają, w odróżnieniu od innych krajów, które o tym tylko gadają”.

Dlaczego rosyjskie media państwowe posługują się tak skrajnym językiem? I dlaczego Trump to powtarza? Nietrudno jest zrozumieć motywację reżimu rosyjskiego: chce przerazić Rosjan. Gospodarka jest znacznie słabsza niż poprzednio, poziom życia ulega obniżeniu, a z nim maleje poparcie dla prezydenta Władimira Putina. Rządząca klika, utrzymująca się przy władzy dzięki przemocy i korupcji, jest z definicji nerwowa, a zatem wykorzystuje swój monopol medialny do straszenia ludzi: tylko reżim Putina zdoła was ochronić przed agresją ze strony USA.

Reżim ten z pewnością chce przerazić także nas i skłonić nas do porzucenia Syrii. Jeżeli USA i Europa poddadzą się temu, Rosja będzie miała swobodę w pomaganiu reżimowi Bashara Al-Assada narzucić takie samo „rozwiązanie”, jakie Rosja zastosowała w Czeczenii ponad dziesięć lat temu: zabić dziesiątki tysięcy ludzi, zrównać kraj z ziemią, zniszczyć wszelkie alternatywy polityczne, a następnie zacząć od początku z dyktatorem, wspieranym przez Rosję. W międzyczasie wojna w Syrii przynosi określone korzyści: zwiększyła destabilizujący napływ uchodźców do Europy, nasilając polityczny i gospodarczy chaos, który w przekonaniu Rosji działa na jej korzyść.

Rosjanie są też poważnie zainteresowani naszymi wyborami. Od ubiegłego lata, kiedy rosyjscy hakerzy próbowali zaszkodzić narodowej konwencji Partii Demokratycznej wyciekiem e-maili, stało się jasne, że Rosja woli kandydata Partii Republikańskiej, człowieka, który wielokrotnie mówił o swoim podziwie dla Putina i o swojej niechęci do sprzymierzeńców USA. Z własnego doświadczenia „technologowie polityczni”, którzy projektują kampanię informacyjną reżimu, wiedzą, że obawy i histeria mogą skłonić ludzi do głosowania na autorytarnego kandydata. Niemal nic ich nie kosztuje wzbudzanie obaw i histerii w USA. Może to nie zadziałać – ale może też przynieść duże korzyści.

Jest jeszcze jeden możliwy motyw. Jaki by nie był wynik wyborów 8 listopada, nastąpi polityczna niepewność; miesiące okresu przejściowego, zmiana personelu Białego Domu, być może nawet gwałtowna reakcja, jaką Trump może wywołać. Mógłby to być doskonały moment na poważną ofensywę rosyjską: na przejęcie terenów na Ukrainie, na wypad do państw bałtyckich, na znacznie poważniejszą interwencję na Bliskim Wschodzie – na cokolwiek, żeby „sprawdzić” nowego prezydenta USA.

Jeżeli coś takiego nadchodzi, Putin musi przygotować swoją opinię publiczną na toczenie znacznie większych wojen i na przekonanie reszty świata, żeby nie próbowała go powstrzymać. Musi odpowiednio nastawić swoich  generałów i przygotować swoich żołnierzy do pójścia na wojnę. Odrobina retoryki nuklearnej nieuchronnie przyciąga uwagę. Jestem przekonana, że tak już się stało.

Przełożył Andrzej Ehrlich

trump

wyborcza.pl

Niemiecka premiera ‚Smoleńska’ odwołana, ambasador RP węszy spisek

BARTOSZ T. WIELIŃSKI, 29 października 2016

Premiera filmu

Premiera filmu „Smoleńsk” (Gazeta.pl)

– Czy to KOD stoi za odwołaniem premiery „Smoleńska” w Berlinie? – pyta prof. Andrzej Przyłębski, ambasador RP w Berlinie. Politycy PiS oskarżają Niemców o cenzurę

Ambasador Przyłębski udzielił drugiego w tym tygodniu wywiadu dla prawicowego serwisu wPolityce.pl. W pierwszym, w zeszły poniedziałek, atakował prof. Andreasa Vosskuhle, prezesa Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, za mieszanie się w wewnętrzne sprawy Polski. Vosskuhle krytykował bowiem rząd PiS za ataki na niezależność Trybunału Konstytucyjnego. Ostre słowa ambasadora spotkały się w Niemczech z oburzeniem. Skrytykował go nawet prof. Norbert Lammert, przewodniczący Bundestagu.

Drugi wywiad ambasadora Przyłębskiego poświęcony był rezygnacji prestiżowego berlińskiego kina Delphi Filmpalast z organizacji wraz z polską ambasadą premiery „Smoleńska”w reżyserii Antoniego Krauzego. Zarząd kina decyzję tę podjął niespodziewanie w czwartek, tłumacząc, że film jest kontrowersyjny, może dojść do demonstracji, a kino nie jest w stanie zapewnić widzom bezpieczeństwa. Polski ambasador jest tą sytuacją oburzony. I węszy spisek.

„Próbowaliśmy z nimi rozmawiać, chcieliśmy dowiedzieć się też, kto interweniował i jaki to był rodzaj interwencji. Czy jest to jakaś grupka KOD-owska, czy może jakieś inne jeszcze źródło” – mówi dziennikarzowi wPolityce.pl. Dodaje, że zamierzał spotkać się z menedżerem kina i wyjaśnić sprawę, ale on później odwołał rozmowę, twierdząc, że nie ma ona sensu.

„Prawdopodobnie bał się ujawnić nam źródeł tych interwencji” – podejrzewa ambasador Przyłębski. Jego zdaniem znamienne jest też to, że kino jest gotowe „wziąć na siebie” ewentualne odszkodowanie, jakiego być może będzie domagać się polska ambasada. – To też coś znaczy – mówi.

Ambasador chciał nawet menedżerowi pokazać „Smoleńsk”, by przekonał się, że nie jest bulwersujący, że „jest to film, który warto obejrzeć, żeby sobie pewne rzeczy uświadomić”. Menedżer odmówił.

Prof. Przyłębski nie wyklucza też nacisków politycznych. Tym bardziej że kino przysłało mu decyzję o rezygnacji po jego spotkaniu z niemieckimi ekspertami od polityki zagranicznej. Ambasador przyznaje, że było one dość ostre (krytykował na nim opozycję, KOD, Komisję Wenecką). A dwie godziny po jego zakończeniu kino wycofało się ze współpracy. „Nie wiem czy tu jest jakiś związek” – mówi.

Dziennikarz wPolityce.pl pytał, czy Niemcy są wrogo nastawieni do „Smoleńska”. Ambasador zaprzeczył. – Jeśli już, to wrogość do PiS i obozu rządzącego w Polsce – zaznaczył, zapewniając, że robi „sporo, żeby tę wrogość rozbroić”, tłumaczy, „że to, co rząd nasz robi, jest europejskie i sensowne, że Polską nie rządzi jakaś grupa szaleńców, których należy zwalczać”. Przyznaje jednak, że problemem jest sytuacja wokół  Trybunału Konstytucyjnego. Niemcy zdaniem prof. Przyłębskiego nie rozumieją jednak, o co chodzi. „Wierzą ślepo w to, co Komisja Europejska czy Komisja Wenecka wygłasza. Nie są skłonni, nawet jeżeli są prawnikami, zastanowić się nad argumentacją drugiej strony” – mówi.

Tymczasem w Polsce politycy PiS traktują decyzję zarządu kina jako przejaw cenzury. Poseł Arkadiusz Mularczyk pisał na Twitterze, że Niemcy, podobnie jak Ukraińcy, którzy odmówili pokazania w Kijowie „Wołynia”, „boją się prawdy”. – Decyzja (od odwołaniu premiery „Smoleńska”) skłania do refleksji, ile w Niemczech jest wolności słowa, a ile dyktatu politycznej poprawności – pisał na Twitterze poseł PiS Szymon Szynkowski vel Sęk, przewodniczący polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej.

Ambasada RP w Berlinie szuka obecnie innego kina, w którym będzie można pokazać „Smoleńsk”.

premiera

wyborcza.pl