Biskup Michalik oskarża krytyków PiS o to, że są Targowicą. Tymczasem członkami Targowicy byli… biskupi przeciwni Konstytucji
Józef Michalik mówi o Targowicy – ale czy wie, że jej członkami byli jego koledzy po fachu, zbuntowani przeciw Konstytucji 3 Maja? fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta |
Rok 2016 | Nowiny24.pl cytują wystąpienie Józefa Michalika (arcybiskup przemyski):
Pojawiła się nowa Targowica. Oskarżają Polskę, mobilizują narody obce na forach międzynarodowych do nienawiści wobec Polaków, którzy mieli odwagę wybrać innych, a nie ich samych. Zdumiewające spojrzenie, to się już dawno nie powtarzało. To nie jest chwałą tych ludzi, że zaufanie, którym zostali przez część narodu obdarzeni, wykorzystują przeciw ojczyźnie. (…)
To bardzo ciekawe słowa, biorąc pod uwagę, że:
1) w przeszłości Prawo i Sprawiedliwość wielokrotnie oskarżało Polskę na forum międzynarodowym;
2) członkami Targowicy oprócz magnatów byli biskupi rzymskokatoliccy. Michalik odnosi się do konfederacji targowickiej (1792), zawiązanej przez magnatów i biskupów w porozumieniu z carycą Rosji Katarzyną II, w celu przywrócenia starego, przedkonstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej (sprzed Konstytucji 3 Maja).
Naród już jest zmęczony i czeka na to, że wreszcie nastanie program współpracy. Że każdy obywatel, obdarzony zaufaniem poseł czy senatorem będzie przestrzegał porządku prawnego. Ale porządku prawnego zgodnego z prawem moralnym.
W tłumaczeniu z watykańskiego na polski: według Michalika trzeba przestrzegać prawa Państwa polskiego, o ile zostało napisane na podstawie Katechizmu Kościoła Katolickiego. Właśnie taka postawa lekceważenia prawa przez biskupów przyczyniła się do kryzysu w Polsce – zarówno w czasach Targowicy, gdy magnaci i biskupi zbuntowali się przeciwko Konstytucji 3 Maja, jak i w roku 2016.
KOD częstował żurkiem przed Kancelarią Premiera. Świąteczny protest
2. Uczestnicy domagali się opublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego
3. Dwie osoby głodują przed KPRM w proteście przeciw niepublikowaniu wyroku
Protest przed Kancelarią Premiera odbył się pod hasłem „BonŻur WOLNOŚĆ!” (protestujący byli częstowani świątecznym żurkiem) i – według informacji PAP – zgromadził kilkadziesiąt osób. Jego uczestnicy domagajali się od rządu publikacji orzeczenia TK ws. nowelizacji ustawy o Trybunale autorstwa PiS.
– Dzisiaj mówimy przede wszystkim o tym, że jesteśmy razem, jesteśmy w życzliwej, świątecznej atmosferze, spotykamy się, jako miłośnicy demokracji, obrońcy naszej wolności – tłumaczył lider KOD Mateusz Kijowski.
18 dni od wyroku
Wraz z szefem Nowoczesnej Ryszardem Petru złożyli zgromadzonym życzenia świąteczne i przestawili licznik ustawiony przed KPRM, który wskazuje dni, jakie upłynęły od wydania orzeczenia TK. – Mamy 18-stkę na liczniku, więc licznik już jest dorosły. 18 dni miał rząd na opublikowanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego, to długi czas, ponieważ mieli to opublikować w kilka godzin – zaznaczył Kijowski.
Lider KOD zapowiedział także, że 1 kwietnia delegacja Komitetu jedzie z oficjalną wizytą do Stanów Zjednoczonych.
Obama nie przyjmie Dudy. Ale w Kongresie czekają już na spotkanie z liderem KOD >>>
Żurek i malowanie jajek przed kancelarią
W trakcie manifestacji przedstawiciele KOD częstowali przechodniów świątecznymi wypiekami, a także żurkiem oraz zachęcali do wpisywania się do księgi zatytułowanej #BeataDrukujWyrokNiezwłocznie, która po zapełnieniu ma zostać doręczona do KPRM.
Mazowiecki KOD zorganizował także akcję dla warszawiaków pt. „200 jaj bez ogłoszonego wyroku!”. – Zorganizowaliśmy punkt malowania jaj wielkanocnych – powiedział koordynator KOD regionu mazowieckiego Piotr Wieczorek.
Dwie osoby głodują
Pikietę przed KPRM kontynuuje także Komitet Obrony Demokracji Przed PiS-em – organizacja, która utożsamia się z szyldem KOD, ale sprzeciwia się przywództwu Mateusza Kijowskiego. Dwóch przedstawicieli organizacji, w tym jeden z liderów, głoduje w intencji opublikowania przez rząd orzeczenia TK.
Ponad 100 zawiadomień do prokuratury
9 marca 12-osobowy skład TK orzekł, że cała nowela ustawy o TK autorstwa PiS narusza cztery zasady konstytucji. Za niezgodne z konstytucją uznał jej szesnaście zapisów. Zdania odrębne złożyli Julia Przyłębska i Piotr Pszczółkowski, według których skład TK powinien być 15-osobowy, a TK nie mógł pominąć noweli przy jej badaniu. Według rządu to nie wyrok, a „komunikat TK”, więc nie można go opublikować.
Do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, jak dotąd, wpłynęło ponad 100 zawiadomień o przestępstwie nieopublikowania wyroku. Prokuratura na razie prowadzi czynności sprawdzające w tej sprawie.
Obama nie spotka się z Dudą. USA dają jasny sygnał, że nie akceptują działań PiS
Prezydent USA Barack Obama nie spotka się z prezydentem Dudą (Agencja Gazeta)
Tak wynika z informacji o planie spotkania, zamieszczonych na stronie Kancelarii Prezydenta. Duda spotka się z prezydentem Turcji, Gruzji, Ukrainy i amerykańską Polonią.
Winni tego stanu rzeczy już są. To politycy opozycji i niepodlegający rządowi dziennikarze, którzy – odkąd zaczęła się w Polsce „dobra zmiana” – donoszą na swój kraj na waszyngtońskich i brukselskich salonach oraz w zagranicznych mediach. Tę melodię od miesięcy słychać z ust polityków PiS oraz w prawicowej blogosferze. Z ust ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego padały nawet sugestie, że przeciwko Polsce spiskuje jego poprzednik Radosław Sikorski oraz jego żona – ceniona w USA publicystka Anne Applebaum.
Dziś niespodziewanie po tego typu argumenty sięgnął sprzyjający PiS arcybiskup Józef Michalik, były przewodniczący Episkopatu Polski. W homilii wygłoszonej podczas Rezurekcji oświadczył, że pojawiła się „nowa targowica”. – Oskarżają Polskę. Mobilizują obce narody na forach międzynarodowych do nienawiści wobec Polaków, którzy mieli odwagę wybrać innych, a nie ich samych – wyliczał arcybiskup. Do tej pory żaden katolicki hierarcha nie sięgnął po ten język.
Marzena Paczuska, która po przejęciu przez rząd telewizji publicznej została szefową „Wiadomości”, przeprowadziła w nich czystkę, a na miejsce zwolnionych sprowadziła wypróbowanych dziennikarzy z TVP Trwam i TV Republika, dziś na Twitterze napisała, że „niezależność dziennikarska nie oznacza nieustannego podrywania autorytetu prezydenta i polskiego rządu w relacjach zewnętrznych”. Dziś o 19.30 okaże się, jak na ten komentarz odnośnie do braku spotkania Obama – Duda zareagowali główni reporterzy w podlegającej jej redakcji.
Są też głosy, że Obamą przejmować się nie trzeba, bo to lewak, który jesienią przechodzi na polityczną emeryturę. Antoni Macierewicz, minister obrony narodowej, mówił wprost, że Amerykanie, „którzy budowali swoje państwo dopiero w XVIII wieku”, nie będą mówić Polakom, co to jest demokracja. Bo Polak jest narodem, „który miał struktury przedstawicielskie i demokratyczne już w XIII, XIV wieku”, „który był źródłem demokracji dla całej Europy”.
Jednak bez względu na retoryczne wysiłki partyjnych PR-owców klęski w polityce zagranicznej nie da się niczym przykryć. Tego, że w programie wizyty prezydenta Dudy nie ma rozmowy z Obamą, nie zrównoważą rozmowy z prezydentami Turcji, Ukrainy czy Gruzji. Jeszcze się bowiem nie zdarzyło, by w Waszyngtonie unikano najwyższych przedstawicieli Rzeczypospolitej.
Administracja Obamy, odmawiając spotkania z polskim prezydentem, jasno daje do zrozumienia, że nie akceptuje postępowania PiS: wygaszenia Trybunału Konstytucyjnego, uczynienia z mediów publicznych tuby propagandowej rządu, ignorowania zaleceń Komisji Weneckiej. USA napominały prezydenta Dudę, premier Szydło i prezesa Kaczyńskiego od kilku miesięcy. Do Polski przybyła dwójka bardzo ważnych amerykańskich dyplomatów, ambasador USA kilka razy rozmawiał z samym Kaczyńskim. Amerykańska prasa publikowała przecieki z Departamentu Stanu. Trzech wpływowych senatorów napisało list do premier. Sygnały te wywołały jednak w PiS jedynie rozdrażnienie.
Podjęta w Waszyngtonie decyzja to ostateczny koniec marzeń otoczenia prezydenta Dudy o budowie Międzymorza, bloku państw środkowej Europy, który miałby równoważyć unijny główny nurt. O międzynarodowym znaczeniu Polski do tej pory decydował stan stosunków z Niemcami i USA. Relacje z Berlinem rząd Beaty Szydło mocno ochłodził, Amerykanie zaś poszli wobec Warszawy na dystans. Nasi partnerzy w Europie jasno widzą, jak bardzo Polska, jeszcze rok temu poważny gracz na europejskiej scenie, roztrwoniła swój polityczny kapitał. Po decyzji Amerykanów nikt nie będzie ryzykował wspólnych przedsięwzięć z krajem o zszarganym autorytecie. A zwłaszcza tak daleko idących jak Międzymorze.
To oczywiście nie koniec problemów. W lipcu w Warszawie odbędzie się szczyt NATO. Trudno mi sobie sobie wyobrazić, by Obama na niego nie przyjechał, wysyłając np. w zastępstwie wiceprezydenta Bidena. Ale czy w lipcu znajdzie czas na dłuższe spotkanie z prezydentem Dudą? Czy może Polska pod rządami „dobrej zmiany” popadnie w izolację?
To pytanie do rządzących Polską. Jeszcze mogą posłuchać Amerykanów, jeszcze mogą przyhamować.
Słowa, których autorstwo @tvp_info przypisała na TT posłowi Brudzińskiemu, wywołały oddźwięk #władcymacic #kobiety
Jacek Fedorowicz i Mateusz Kijowski dziś na spotkaniu #KOD BonŻur WOLNOŚĆ pod KPRM. /fot.via Beata Machocka/
Ruchadełko w Trybunale
JOLA SACEWICZ – dziennikarka, fizyk, matematyk, działaczka LGBTQ. Profesjonalistka politycznego PR. Mieszka z żoną w Dallas, Teksas.PAD sam rozebrał się do gołego swoimi wypowiedziami, z których wynika, że nie rozumie o co chodzi z tym zaprzysiężeniem trzech sędziów, czego domaga się od niego pół Polski, cała Europa i Stany Zjednoczone z wyjątkiem Jackowa. Wynikło też, że nie ogarnia ostatnich wydarzeń związanych z Trybunałem: orzekania na podstawie Konstytucji i klinczu z niepublikowaniem wyroku.Spróbujmy zreanimować ten zużyty już temat nowym podejściem, by wytłumaczyć prezydentowi i każdemu, kto stracił wątek w tym konstytucyjnym labiryncie z powodu np. wyjazdu na narty. Zróbmy prostą symulację.Problem nr 1 – z wyrokiem Trybunału.Przyjmijmy, że Konstytucja mówi: „Prezydent jest niezależną od nikogo głową państwa”.Teraz uchwalmy Ustawę, która będzie miała trzy punkty:”1. Prezydent jest marionetką w rękach prezesa.
2. Żeby oceniać tę ustawę trzeba być marionetką.
3. Ustawa wchodzi w życie natychmiast”Pozwólmy teraz prezydentowi zbadać, czy Ustawa jest zgodna z Konstytucją opierając się na Ustawie.Żeby móc ocenić Ustawę, prezydent musi założyć, że jest marionetką, bo tak stanowi punkt nr 2 Ustawy.
PAD zakłada więc, że jest marionetką i ocenia Ustawę o samym sobie.
Wychodzi mu, że Ustawa jest niezgodna z Konstytucją, bo Konstytucja mówi, że prezydent jest „niezależną głową państwa”, a Ustawa mówi, że jest on „marionetką w rękach prezesa”. Ustawa jest więc w oczywisty sposób niekonstytucyjna.
Jakie są konsekwencje orzeczenia niekonstytucyjności tej Ustawy?
Ano takie, że skoro Ustawa jest niekonstytucyjna, to znaczy, że prezydent nie jest marionetką, lecz głową państwa. Skoro jednak prezydent nie jest marionetką, to nie mógł badać Ustawy, bo Ustawa, w punkcie drugim, mówi wyraźnie, że aby można ją było oceniać, prezydent musi być marionetką.
No i zrobiła się nieprzyjemna sytuacja: Ustawa jest niezgodna z Konstytucją, ale obowiązuje. Z czego wynikałby absurd, że nasz prezydent jest marionetką!
W takiej samej sytuacji był Trybunał Konstytucyjny. Żeby nie wpaść w pętlę, która uczyni go marionetką, musiał oceniać ustawę o Trybunale na podstawie Konstytucji, a nie pisowskiej ustawy o Trybunale, która okazała się być niekonstytucyjna. Trybunał wydał wyrok i trzeba go teraz opublikować. Proste.
Problem nr 2 – z nieodbieraniem przysięgi od trzech sędziów.
Wytłumaczmy to sobie tak: Przyjmijmy, że mamy Konstytucję, która mówi: „Sejm wybiera prezydentowi kontakty na Twitterze. Kontakty raz wybrane nie mogą zostać przez nikogo unieważnione”.
Przyjmijmy, że Sejm zwany Złym wybiera prezydentowi takie Twitterowe kontakty:
1. Obama
2. Merkel
3. Cameron
4. Putin
5. Tusk
Prezydentowi one się nie podobają. Czeka na Lepszy Sejm.
Lepszy Sejm przychodzi i unieważnia kontakty wybrane przez Zły Sejm (Oj, spójrzmy na Konstytucję!) i wybiera prezydentowi nowe kontakty Twitterowe:
1. Ruchadełko Leśne
2. Dzika Foczka
3. Karolina Wazelina
4. Gejowa Szafka z Sosny
5. Pimpuś Sadełko*
(*autentyczne kontakty PADa)
Prezydentowi te kontakty podobają się bardzo, więc jeszcze w nocy wklepuje je do telefonu.
Niestety Trybunał Konstytucyjny zabiera głos i mówi:
„1. Zły Sejm wybrał za dużo kontaktów o Putina i Tuska.
2. Lepszy Sejm nie miał prawa unieważniać kontaktów Złego Sejmu, bo Konstytucja na to nie pozwala. Obama, Merkel i Cameron są więc nadal kontaktami, bo zostali poprawnie wybrani.
3. PAD powinien niezwłocznie wklepać do telefonu Twitterowe kontakty Obamy, Merkel i Camerona.”
PAD nie chce słuchać Trybunału i niezłomnie nie wklepuje do telefonu Obamy, Merkel i Camerona. Woli nadal tweetować z Ruchadełkiem et consotres.
Podobnie sytuacja wygląda z trzema sędziami wybranymi przez Zły Sejm. PAD musi ich zaprzysiąc, jak każe Trybunał. Proste.
PS. A swoją drogą ten przykładowy kontakt do Obamy warto wklepać do telefonu przed wizytą w USA, Panie prezydencie. Skoro Obama nie chce się z Panem spotkać, to może będzie go Pan mógł choć poobserwować na Twitterze.
Postawić obok drugi – pomnik Lecha Kaczyńskiego. Będą dwa – jak zapowiadał prezes PiS. http://cleofas-wm.blog.pl/2016/03/27/kosciol-po-stronie-pis-usa-i-zachod-po-stronie-kod/ …
Tweet Kijowskiego.
Polityczna Wielka Niedziela. Abp Michalik o „nowej Targowicy” i „nienawiści wobec Polaków”
2. Targowica ma mobilizować „obce narody” do „nienawiści wobec Polaków”
Abp Józef Michalik nie posłuchał apelu prezesa PiS o spokój i zaprzestanie politycznych sporów. Podczas mszy rezurekcyjnej były przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski mówił o narodzie podzielonym „interesami różnych grup i partii”.
– Nowa Targowica się pojawiła. Oskarżają Polskę. Mobilizują obce narody na forach międzynarodowych do nienawiści wobec Polaków, którzy mieli odwagę wybrać innych, a nie ich samych. Zdumiewające spojrzenie. To już się dawno nie powtarzało. Ale to nie jest chwałą tych ludzi, że zaufanie, którym zostali obdarzeni przez część narodu, wykorzystują przeciw ojczyźnie – mówił w Przemyślu.
„Pilnować porządku prawnego”
Michalik podkreślał, że partie polityczne muszą rozpocząć dialog, bo „naród jest już zmęczony”. – Każdy obywatel i każdy obdarzony zaufaniem poseł czy senator będzie pilnować porządku prawnego zgodnego z prawem moralnym, prawem Bożym. Ta atmosfera życzliwości, wyrozumiałości, dialogu i miłości będzie bardziej twórcza – stwierdził.
– Pora najwyższa, żeby Polska przestała być Polską partyjną, żeby zaczęła być Polską narodu, który ma prawo do postępu, do większego szacunku, który musi się troszczyć o to, żeby promować dobro wspólne – dodał.
Lider KOD leci do USA na rozmowy z Kongresem. Odbędzie ważniejsze spotkania niż Duda?
2. „Największy ruch społ. od czasów Solidarności” – pisze AP o KODzie
3. O Kijowskim: Wyjeżdża do USA, by spotkać się z Kongresem
AP nazywa Kijowskiego przywódcą największego ruchu społecznego od czasów Solidarności. „Kiedy władze objęła prawicowa partia Prawo i Sprawiedliwość, zaczęli osłabiać pozycję Trybunału Konstytucyjnego i innych instancji, które mają sprawować kontrolę nad władzą” – czytamy w reportażu. AP zauważa, że działania PiS zaalarmowały instytucje unijne
Agencja pisze o tym, jak grupa skupiona wokół Kijowskiego organizowała wiele protestów i wyprowadziła na ulicę tysiące osób, jednak „ruch został zaatakowany przez lidera PiS, który nazwał go antypatriotycznym i sprzyjającym wrogim interesom”.
Spotkanie z Kongresem USA
Z reportażu dowiadujemy się, że na początku kwietnia Kijowski ma wyjechać do Waszyngtonu, gdzie spotka się z przedstawicielami Kongresu i Departamentu Stanu. Wyjazd jest organizowany przez amerykańską organizacją Freedom House, która broni praw człowieka na świecie.
Lider KOD chce w USA powiedzieć, że polska demokracja jest zagrożona, ale społeczeństwo jest przywiązane do jej wartości.
Obama nie przyjmie Dudy na szczycie o globalnym bezpieczeństwie >>>
– Chcemy wywrzeć nacisk na rząd, ale nie chcemy budować barier między Polakami a innymi narodami – powiedział agencji Kijowski.
„Chciałby być dyktatorem…”
AP pisze dalej, że Kaczyński coraz intensywniej próbuje zdeprecjonować ruch kierowany przez Kijowskiego, mówiąc m.in. o rzekomym składaniu skarg do ambasady moskiewskiej.
– Nigdy nie byłej w rosyjskiej ambasadzie. Próbują nas zdyskredytować, kłamią, żeby pokazać, że nie jesteśmy prawdziwymi Polakami, że Polacy nie powinni nam ufać – wyjaśnia Kijowski i dodaje: – Gdyby traktować ten język poważnie, to przerażające i zmierza w stronę faszyzmu. Ale to raczej śmieszne, bo Kaczyński chciałby być dyktatorem, ale nie dysponuje taką siłą.
TK, media, inwigilacja
Lider KOD oskarża partię rządzącą o niszczenie porządku prawnego i wymienia: sparaliżowanie TK, zacieśnienie kontroli nad mediami publicznymi czy zwiększenie uprawnień policji, która może teraz inwigilować obywateli.
– Najgroźniejsze jest całe zamieszanie z Trybunałem. Wszystkie inne rzeczy mogą zostać zatrzymane przez TK, gdyby ten procedował normalnie – podsumowuje.
Orędzie abpa Gądeckiego z apelem do narodu. „Kto jest z Chrystusa, ten zdąża do pojednania”
Hierarcha stwierdził, że „kto jest z Chrystusa, ten zdąża do pojednania”. – Tegoroczna Wielkanoc jest również okazją do apelu o pojednanie narodowe. Przecież zmartwychwstały Chrystus jest – jak uczy św. Paweł: naszym pokojem. On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur, czyli wrogość – powiedział abp Gądecki w telewizyjnym orędziu.
Jak dodał, patrząc z perspektywy religijnej na to, co się dzisiaj dzieje w Polsce, warto przypomnieć słowa Jana Pawła II: Pojednanie staje się konieczne, gdyż przez grzech nastąpił rozłam, z którego wywodzą się wszystkie inne formy rozłamu wewnątrz człowieka i wokół niego.
To jedna z pierwszych wypowiedzi wysokiego rangą hierarchy dotycząca tego, co dzieje się w Polsce. W ostatnich miesiącach Kościół nie zabierał głosu.
Chrzest pierwszych Polaków
Abp Gądecki zauważył, że Wielkanoc jest czasem odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych i dziękczynienia za dar wiary. – Jubileusz 1050-lecia chrztu Polski przypomina nam ten moment, gdy Ewangelia dotarła do naszego narodu u samych początków jego historii, kiedy pierwsi Polacy otrzymali chrzest, ten fundament całego życia chrześcijańskiego. Przez chrzest zostaliśmy uwolnieni od życia w grzechu i odrodzeni do nowego życia i wszczepieni w Kościół – powiedział.
– Niech wspomnienie tego przełomowego wydarzenia rozświetli ciemne regiony naszej ojczyzny. Myślę tutaj szczególnie o tej nieszczęsnej wizji świata, która nie jest w stanie wykroczyć poza to, co widzialne i doświadczalne i niepocieszona kieruje się ku nicości, która miałaby być ostateczną naszą przystanią, przystanią ludzkiego istnienia. Tymczasem – jeśli wyeliminujemy wiarę w Chrystusa i jego zmartwychwstanie – nie ma wyjścia dla człowieka, a każda jego nadzieja stanie się tylko iluzją – dodał. – Stajemy ciągle przed wyborem, który można streścić w słowach: Bóg albo nic – mówił Przewodniczący KEP.
„Niech te święta dobrze przygotują na… ŚDM”
Abp Gądecki życzył, by tegoroczne święta Wielkanocne stały się właściwym przygotowaniem duchowym na Światowe Dni Młodzieży. – Chcemy być przygotowani – podczas Tygodnia Misyjnego – na przyjęcie młodych przybywających z zagranicy w każdej polskiej diecezji a następnie w Krakowie. Przybycie na Światowe Dni Młodzieży to nic innego jak krok w kierunku zbliżenia się do zmartwychwstałego Pana, który jest całkowitym spełnieniem marzeń o dobru i szczęściu dla każdego człowieka – powiedział.
Hierarcha podkreślił, że zmartwychwstanie Jezusa jest najważniejszą prawdą chrześcijańskiej wiary. Jak dodał, bez wiary w zmartwychwstanie Chrystusa nie ma ani chrześcijanina ani chrześcijaństwa. Tylko ten jest chrześcijaninem, kto wierzy w zmartwychwstanie Chrystusa – mówił.
Papież Franciszek obsztorcowany przez szefa „Do Rzeczy”. Za „niewłaściwe i nieroztropne” zachowanie wobec uchodźców
Papież Franciszek w Wielki Czwartek umył stopy imigrantom, by przypomnieć, że są ludźmi, którym należy pomóc. Jego gest wzbudził kontrowersje. Szczególnie wśród polskiej prawicy. Za wyjątkowo niewłaściwy uznał go naczelny pisma „Do Rzeczy” Paweł Lisicki.
„Nie zgadzam się z przesłaniem tego gestu. Uważam, że w tym momencie jest niewłaściwy i nieroztropny” – napsał Lisicki. „Być może wynika z dobrych intencji, ale w konsekwencji może przynieść złe rezultaty” – dodał.
Jakie? Zdaniem szefa „Do Rzeczy”, będą to dalsze akty terroryzmu, które znów wstrząsną Europą. „Ani papież, ani nikt inny nie dysponuje sposobem na oddzielenie niebezpiecznych islamistów od uchodźców, którzy przybywają w pokoju” – przekonuje.
I potwierdza, że dla prawicy zamachy ewidentnie wiążą się z przyjmowaniem kolejnych osób na Stary Kontynent. Jak informowaliśmy w naTemat, sytuacja w Brukseli wpłynęła na decyzję premier Beaty Szydło o zamknięciu polskich granic dla uchodźców.
Natalie Portman, wieczna tułaczka. Rozmowa o filmie „Opowieść o miłości i mroku”
Myślała o tym od samego początku. Miała 12 lat. Fryzurkę na Kleopatrę, na policzku pieprzyk (wciąż jest), na nosie lenonki. I jeszcze taką śmieszną szydełkową czapeczkę na głowie. Grała Matyldę w filmie „Leon zawodowiec” Luca Bessona, a każda dziewczynka w jej wieku chciała nią być (coś o tym wiem). Już wtedy była pewna, że kiedyś to się stanie: sama wyreżyseruje film. A jaki?
Tego Natalie Portman dowiedziała się, gdy podrosła i przeczytała „Opowieść o miłości i mroku” Amosa Oza.
***
– Ta książka poruszyła mnie w taki sposób, w jaki nic wcześniej mnie nie poruszyło – mówi mi teraz.
Ma 34 lata. Gęste orzechowe włosy przycięte tuż nad ramionami – wkrótce zagra Jackie Kennedy. Czarna bluzka, wąskie spodnie, czarne szpilki. Jest niewysoka i bardzo szczupła. W jej twarzy wciąż widać tamtą dziewczynkę z „Leona”. Wstaje, podaje dłoń. Od czasu do czasu wybucha dudniącym śmiechem. Uroczym, bo zupełnie niegwiazdorskim.
– Od razu zobaczyłam w głowie film – ciągnie. – Struktura tej książki przypomina kolaż, tak też chyba działa mój umysł. Nie umiałabym stworzyć czegoś, co ma trzy akty i akcję, która rozwija się jak w klasycznej sztuce. Uczyłam się reżyserii prawie całe życie. Miałam szczęście, bo nie musiałam iść do szkoły filmowej. Podglądałam, wyłapywałam różne rzeczy na planie. Nauczyłam się czegoś od każdego z reżyserów, z którymi pracowałam. Milosz Forman mówił: „O nie, gracie, jakbyście byli w złym filmie. A to nie jest zły film!”. Najbliższy mi okazał się Mike Nichols – jako reżyser i jako przyjaciel. Spotkaliśmy się przy „Bliżej”, wiesz, tym dramacie o trudnym miłosnym czworokącie. Nauczył mnie zwłaszcza jednego: „Nigdy nie zapominaj, jaką opowiadasz historię. Opowiadaj ją sobie bez końca”.
Kiedy wypłaczesz wszystkie łzy – rozmowa z Amosem Ozem
Miałam bodajże 26 lat, kiedy zrobiłam pierwszy film. Krótki metraż. A potem zaczęłam pracować nad „Opowieścią…”. Rozmawiałam ze scenarzystami, opowiadałam o pomyśle na kolaż. Słuchali, a potem mówili: „Dlaczego nie zrobisz tego sama? Przecież wiesz, czego chcesz”. Pisałam więc scenariusz w wolnych chwilach, rzucałam go w kąt, wracałam po kilku miesiącach – i znowu. Książka ma prawie 600 stron, jej przekaz płynie z serca. Nie było łatwo zdecydować, które fragmenty wybrać. Często okazywało się, że moje ulubione nie budują opowieści. Postanowiłam się skupić na historii matki i syna. Ta prawie dekada myślenia przydała się później w montażowni – miałam poczucie, że zapanowałam nad tą materią.
– Jeszcze trzeba zapanować nad jej twórcą.
– Och, Amos okazał się najłatwiejszą częścią całego procesu. Musiało mu być ciężko, bo to nie tylko jego książka, ale też jego życie – tam jest jego matka, jego ojciec, on sam jako chłopiec. Ale od początku był wielkoduszny. Powiedział: „Nie staraj się zrobić filmu na podstawie mojej autobiografii. Zrób coś swojego”. To dało mi wolność. Czytał scenariusz na bieżąco, ale miał tylko uwagi w stylu: „No cóż, to było nie w 1947 roku, tylko w 1946”. A kiedy go zapytałam, czy nie pojawiłby się w filmie, usłyszałam: „Nie. Masz już moje nazwisko i historię mojego życia. To dla mnie za blisko, zbyt wiele emocji, nie mogę”.
***
Oboje urodzili się w Jerozolimie. On w 1939 roku jako Amos Klausner, ona w 1981 jako Natalie Hershlag. Przyszły pisarz obserwował oczami dziecka powstanie państwa Izrael. Portman wyjechała z rodzicami już w wieku trzech lat. Jej ojciec jest lekarzem, specjalistą od niepłodności, potomkiem emigrantów z Polski i Rumunii. Matka – malarką o korzeniach austriacko-rosyjskich. Podobno dziadek Natalie pochodził z Rzeszowa. Jego rodzice zginęli w Auschwitz-Birkenau. Urodzona w Rumunii prababka pracowała – znowu podobno – dla brytyjskiego wywiadu podczas II wojny światowej. Cała rodzina jest pochodzenia żydowskiego.
– To niemożliwe, by zrobić film bez włożenia w to części siebie – Natalie przytakuje, gdy pytam o podobieństwo losów Klausnerów i Hershlagów. – Taka jest specyfika bycia Żydem. Nie możesz uciec od swojego praźródła. Są dni, gdy myślisz: „Och, nie chcę być już przedmiotem tych wszystkich opowieści, mieć tego balastu na barkach”. Ale to zawsze jest z tobą. Masz za sobą wieki historii. To piękne i ciężkie.
– Przypomina historię wielu żydowskich rodzin.
– Więcej, w ogóle rodzin imigranckich. Mnie najbardziej w „Opowieści…” interesowała postać matki-imigrantki. To doświadczenie kobiet pokoleń mojej rodziny, sama jestem imigrantką. To część mojej tożsamości. Pozostaję obca wszędzie. Nie jestem prawdziwą Izraelką, prawdziwą Amerykanką ani prawdziwą Francuzką. Na swój sposób to ciekawe, bo widzę rzeczy z innej perspektywy niż ludzie, którzy się do nich przyzwyczaili. Amos był zaskoczony, kiedy ta książka okazała się światowym bestsellerem, ale znalazł wyjaśnienie – uważa, że to esencja losów tułaczych. Opowieść o tym, jak przenosisz się z miejsca na miejsce. Idealizujesz nową ojczyznę, dopóki się w niej nie znajdziesz. Rzeczywistość okazuje się nie tak doskonała, jak sobie wyobrażałeś. Wtedy zaczynasz upiększać kraj pochodzenia. Zapominasz, dlaczego go opuściłeś.
Mocarstwo na jeden dzień do przodu – rozmowa o Izraelu z pisarzem Dawidem Grosmanem.
W 2002 roku Oz pisał w „Opowieści…”: „Obecnie Europa zupełnie się zmieniła, dziś cała jest po brzegi pełna Europejczyków. A swoją drogą, nawet napisy na murach zmieniły się – przeszły z jednej skrajności w drugą: w latach młodości mego ojca, w czasach wileńskich, na każdym europejskim murze widniały słowa:Żydki, precz do Palestyny. Gdy po 50 latach ojciec wybrał się znów do Europy, mury krzyczały doń: Żydki, wynocha z Palestyny„.
***
– Nie planowałam grać matki Oza – opowiada Portman. – Chciałam, żeby to był ktoś zupełnie nieznany. Ale nikt nie chciał mi dać pieniędzy, gdy mówiłam, że zamierzam reżyserować. Przez kilka lat słyszałam: „Nie, nie, nie. Ale gdybyś zagrała, to co innego”. Kiedy zaczęłam myśleć o tym filmie, byłam o jakieś dziesięć lat za młoda, by wcielić się w Fanię. Mój hebrajski nie był dość dobry. Wszystko trwało jednak tak długo, że w końcu stwierdziłam: „OK, teraz już mogę ją zagrać”. Przekroczyłam trzydziestkę, sama zostałam matką, rozumiałam więcej.
Grać i reżyserować? To próba ognia. Miałam dodatkowe oko, bo był przy mnie operator Sławomir Idziak. Producent też zerkał w kamerę. W kwestii detali ufałam ludziom wokoło.
Moja wizja aktorstwa ewoluuje. Jako dziecko starałam się wszystkich zadowolić: rodziców, reżysera… To takie zewnętrzne, bo ciągle grasz. Dziś chcę robić coś, co wynika ze mnie. Po raz pierwszy zagrałam w ten sposób w „Czarnym łabędziu” [Portman płakała, odbierając Oscara za rolę Niny – baletnicy, która odkrywa ciemną stronę swojej osobowości]. Ale teraz bardzo doceniam to, jak pracował ze mną Besson na planie „Leona”. Jestem z tego filmu dumna, ludzie do niego wracają, choć ma ponad 20 lat! Mam przyjaciół, którzy też grali jako dzieci. Opowiadali mi, jak reżyserzy próbowali w nich wywołać emocje, np. zmusić do płaczu, mówiąc: „Twoja mama umarła!”. Oni oczywiście rozumieli, że ktoś z nimi pogrywa, ale to i tak okropne. A Luc ze mną rozmawiał. Mówił: „Wyobraź sobie, że ty jako twoja postać zobaczyłaś rodziców w kałuży krwi”. Ufał mojej wyobraźni, w końcu dzieci mają najlepszą. To działało. Teraz starałam się tak samo pracować z Amirem Tesslerem, który gra młodego Amosa. To naprawdę bystry dzieciak, instynktowny i emocjonalny. Tłumaczyłam mu: „To jest twoja mama, coś się z nią dzieje niedobrego, a ty nie wiesz dlaczego. Musisz użyć swojej wyobraźni, by tę historię zobaczyć”.
Znaleźć odpowiednich ludzi – to wszystko. Mój filmowy mąż, Gilad Kahana, jest muzykiem, wykonuje taki „indie cool rock”, grał w filmie pierwszy raz w życiu. I znakomicie poczuł rolę. Ma dar. Pierwsze ujęcie z nim było zawsze tym, które wybieraliśmy. Nie każdy może zostać aktorem, to nie takie łatwe. Ale zrozumienie, na czym polega kręcenie filmu, nie jest aż tak skomplikowane. Jak już złapiesz pierwszego dnia, że masz nie patrzyć w kamerę, reszta jakoś leci – parska śmiechem Portman.
Ten śmiech znów mi nie pasuje. Żeby tak niedostojnie śmiała się królowa Amidala z „Gwiezdnych wojen”?
– Co innego praca ze statystami. Mówisz: „Zachowujcie się normalnie”, włączasz kamerę, a oni chodzą jak roboty!
***
– A jak ci się mówiło po hebrajsku? – pytam.
– Wspaniale! – Natalie się rozpromienia. – Wiele osób mnie namawiało, by zrobić film po angielsku, ale byłam zdecydowana. Hebrajski to prawdziwa mowa tego kraju i tej opowieści. Jest w nim coś bardzo dla mnie emocjonalnego. To był mój pierwszy język, choć potem stał mi się obcy, bo porzuciłam go młodo. Mówiłam słowami Oza i odkrywałam, jaki jest piękny. Wiesz, kiedy tłumaczyliśmy scenariusz na hebrajski, pomagał nam dialektolog, bo potrzebowaliśmy żargonu, żeby dialogi nie brzmiały oficjalnie. I jedno słowo brzmi tak samo po polsku: „balagan”.
Chyba mam zdezorientowaną minę, bo dorzuca po angielsku: – Mess?
– Ach, bałagan! – mówię i znów słyszę ten śmiech.
Oz pisał w „Opowieści…”: „Hebrajski nie był jeszcze językiem dostatecznie naturalnym, a już na pewno nie intymnym, i trudno było przewidzieć, co właściwie człowiekowi wyjdzie, kiedy mówi po hebrajsku. (…) Pewnego razu przyjechała do nas na szabat w gości przyjaciółka mojej mamy, Lilia Bar Samcha, nauczycielka. Używając słów wyłącznie w ich oficjalnych, słownikowych znaczeniach, bez żenady w kółko powtarzała w czasie rozmowy jestem przerażona, nie zdając sobie sprawy, że słowo, którym się posługuje, dość jednoznacznie kojarzy się zpierdzeniem„.
– Włożyłaś do filmu mnóstwo sentencji – zauważam. – Banały bywają najprawdziwsze: „Możesz znaleźć piekło i raj w każdym pokoju” czy „Nikt naprawdę nic nie wie o nikim”. Ale „Lepiej być delikatnym niż szczerym”? Nie lepsza najgorsza prawda?
– W tym fragmencie Amos rodzi się jako powieściopisarz. Matka mu pokazuje, że czasem fikcja może być milsza od prawdy. To działa wtedy, gdy jesz czyjś barszcz i mówisz: „O, jaki dobry”. Ale może też zadziałać, gdy zmienisz w historii detal, by stała się bardziej subtelna. Mówienie kłamstw bywa jakimś sposobem na powiedzenie prawdy. Właśnie, barszcz. Jadłam tylko rosyjski, jeszcze nie próbowałam polskiego. Tylko muszę znaleźć wegański.
Oz: „Babcia zwróciła mamie uwagę, że to wprawdzie dobre i ładnie wygląda, i nawet jest dość smaczne, i w ogóle – niech ją Bóg broni przed dawaniem rad – ale przecież to rzecz znana od zawsze i każda dziewczynka, a nawet każda z nie-Żydówek, które gotowały w żydowskich domach, wie, że barszcz powinien być kwaskowy i tylko odrobinę słodki, a w żadnym wypadku nie może być słodki i lekko kwaskowy, jak u Polaków, którzy, jak wiadomo, słodzą wszystko bez umiaru, bez opamiętania i zupełnie bez sensu, i jak się ich nie dopilnuje, gotowi obtoczyć w cukrze nawet śledzia, a chrzan utopić w marmoladzie”.
***
– Nauczył mnie tego mąż: „Uderzaj zawsze do najlepszych” – Portman odpowiada na pytanie o Idziaka. – Wcześniej myślałam: „OK, zrobię to, co myślę, że może mi się udać”. Ben mnie ośmielił. Jest tancerzem. Jego ulubieni artyści, filmowcy, kompozytorzy – ze wszystkimi współpracował. Uświadomił mi, że warto chociaż zapytać. Jeśli usłyszysz „nie”, trudno, pójdziesz do kogoś innego. Ja marzyłam o Sławku. Zaryzykowałam. Najpierw dopytywał: „Jesteś pewna?”. A potem się zgodził.
W fabryce snów siwych nie ma – rozmowa ze Sławomirem Idziakiem.
Przyniósł mnóstwo pomysłów. Obserwując innych reżyserów, zrozumiałam, że trzeba mieć własną wizję, ale nie przesadzać z ego, gdy ktoś ma lepszy pomysł od ciebie. Po prostu korzystaj, dostajesz go za darmo. Czasem taka idea może wszystko zmienić. Najlepsi, z którymi pracowałam, byli właśnie tacy. A najgorsi, gdy coś sugerowałeś, mówili: „Zamknij się”. Chemia między ludźmi jest na planie najważniejsza. Wielu reżyserów – niektórych nawet lubię – wierzy, że robienie filmu ma boleć. Nie zgadzam się. To najfajniejsza rzecz na świecie, dlatego się tym zajmuję. Nie musisz być dupkiem, żeby być dobry w tym, co robisz.
Kręciliśmy w Izraelu. W finale filmu planowałam scenę w deszczu. I nagle za oknem zaczęła się nawałnica. Dzwonię do Sławka: „Idziemy kręcić, chcę mieć tę burzę!”. „Nic nie będzie widać, nic w tej ulewie nie zobaczysz”. „OK, zostań sobie w domu, ja idę!”. Pobiegliśmy z kamerzystą, tylko złapaliśmy peleryny, wsunęliśmy kalosze. Na zewnątrz żywego ducha, wichura, drzewa gną się do ziemi. Było naprawdę niebezpiecznie. Ale jest super, mamy zawieruchę, wzburzoną rzekę! Poszliśmy to zobaczyć i oczywiście nic nie było widać.
Idziak o Portman: – Dużo pracowałem w Hollywood i rzadko, naprawdę rzadko, zdarza się spotkać tak fantastyczne osoby. Wydaje się gwiazdą, ale pracuje po 12-14 godzin dziennie. Jest idealnym przykładem na to, że nie warto marnować czasu.
– Był przewodnikiem, ale respektował moje zdanie – rewanżuje się Portman. – To ważne, bo w końcu byłam młodą kobietą, która robi pierwszy film w życiu, i miałam różne obawy. Dzięki Sławkowi okazały się bezpodstawne. Historia kina jest bardzo męska. Także dziś ludzie, którzy dają pieniądze, produkują i dystrybuują, to męski establishment, przynajmniej w Stanach. Nie lubię rozróżnień płciowych, bo często nie są prawdziwe, ale zaskoczyło mnie, że przede wszystkim kobiety poczuły ten obraz. Kiedy słyszę: „Potrzeba więcej akcji”, wiem, że to nie jest sposób, w jaki widzę świat. Filmy, które kocham, są poza tym podziałem: „Przełamując fale”, „Niebiańskie dni” czy „Spragnieni miłości”. Uwielbiam też Kieślowskiego.
A tamta burza? No cóż, może po prostu za bardzo uwierzyłam w metody Terrence’a Malicka. On kręci 20 historii, a potem patrzy, która go interesuje. Jeśli akurat pada, niech w tej scenie będzie deszcz. Jeśli ptak lata nad piękną drogą, chodźmy i sfilmujmy ptaka. Jeśli słyszymy modlących się ludzi, zostawmy wszystko i zarejestrujmy ten dźwięk. Raz też posłałam Sławka, żeby nakręcił ptaki. Zapytał: „Natalie, czy my naprawdę tego potrzebujemy?”.
***
– I tak ziściło się moje marzenie: wyreżyserowałam film – mówi Portman, poza wszystkim absolwentka psychologii na Harvardzie. – To było jedno z najlepszych doświadczeń. Ale pragnienie z zasady jest abstrakcyjne. Czy się rozczarowałam? Jest taki przykład psychologiczny, dotyczy kobiety, która fantazjowała na temat seksu z Mickiem Jaggerem. Z kimkolwiek by to robiła, za każdym razem widziała jego twarz. Aż któregoś dnia przespała się z Mickiem Jaggerem. I to było takie: „A niech to…”. Twoje marzenie zawsze będzie większe, bo życie jest ułomne.
Oz: „Pewnego razu po otwarciu drzwi zobaczyłem, jak mój 90-letni dziadek klęczy przed ciemnowłosą, roześmianą kobietą o okrągłych kształtach, wdową po pewnym notariuszu. Mrugnęła do mnie porozumiewawczo ponad głową mego zakochanego dziadka i uśmiechnęła się wesoło, odsłaniając dwa rzędy zębów, zbyt doskonałych, by były prawdziwe”.
Z Natalie Portman rozmawiałam we wrześniu zeszłego roku podczas plenerów Film Spring Open w Krakowie. Wykorzystałam też kilka wypowiedzi aktorki z warsztatów, które prowadziła Ewa Puszczyńska. Cytaty z „Opowieści o miłości i mroku” Amosa Oza w przekładzie Leszka Kwiatkowskiego (Muza, 2008).
Zapytaj sam siebie, jak żyli
„Opowieść o miłości i mroku” Amosa Oza to najlepiej sprzedająca się izraelska powieść wszech czasów. W autobiograficznej książce słynny pisarz i intelektualista wspomina lata młodości, które przypadły na początki państwa żydowskiego. A przede wszystkim – swoich rodziców: pragmatycznego Ariego i marzycielską Fanię. Nieszczęśliwa w małżeństwie matka Oza opowiadała synowi historie z pogranicza jawy i snu. Z czasem opowieści były coraz bardziej mroczne i niezrozumiałe.
– Było mi bardzo trudno zawrzeć pokój z moimi rodzicami i resztą rodziny, z Jerozolimą, w której się urodziłem i dorastałem. Jednak zrobiłem to, jeszcze zanim zabrałem się do pisania tej książki – gdy stałem się wystarczająco stary, żeby zobaczyć moich rodziców w moich dzieciach. Gdy zacząłem pisać, moje córki były mniej więcej w tym wieku, w jakim byli moi rodzice w tragicznym roku 1951, kiedy matka popełniła samobójstwo, a ojciec wszedł w swoją smugę cienia – wspominał Oz w „Wyborczej” w 2005 r. – Stałem się nieskończenie ciekawy ich życia.
Filmowa adaptacja „Opowieści…” miała premierę nie byle gdzie, bo na zeszłorocznym festiwalu w Cannes. Na naszych ekranach pojawi się już w najbliższy piątek.
Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.
W Magazynie Świątecznym:
Ks. Wacław Hryniewicz: Żeby Bóg nie umierał z nudów
Wielu braci w kapłaństwie w imię karzącego Boga sadysty śmieje się ze mnie, ale nikt mnie nie zmusi, bym przestał głosić nadzieję silniejszą od lęku. Nie bez powodu przeszedłem raka i śmierć kliniczną i wyszedłem z nich z nadzieją pomnożoną. Z ks. Wacławem Hryniewiczem rozmawia Jarosław Mikołajewski
Życzę ci, Polsko… Świąteczna kartka od dobrych ludzi
Żebyś nas ogarnęła i utuliła, podrapała po pleckach i szepnęła parę pocieszających słów: „Wszystko będzie dobrze, kochanie, bo mamy siebie”. Życzenia składają m. in. Janina Ochojska, Anna Dymna i Mariusz Szczygieł
Bruksela, poranione miasto. Relacja Róży Thun
Ahmed z arabskiej dzielnicy Molenbeek pracuje w Parlamencie Europejskim. Fatima, koleżanka jego córki z klasy, straciła w metrze rodziców. – Ci ludzie mają kamienie zamiast serc, madame! – mówi. – Oni nas zabili, podzielili
Guy Verhofstadt: Co nas uratuje w niepewnych czasach?
Kiedy się zamykamy w narodowych, kulturowych lub religijnych schronach, kończy się to nieuchronnie nienawiścią, zamieszkami we własnej okolicy i wojną w szerokim świecie
Licheń, czyli ja
Szedłem na Golgotę. Myślę, że wszyscy tam powinni pójść. Wcale nie szydzę. Tutaj nie ma co szydzić, do Lichenia trzeba przyjechać Polskę zrozumieć
Krystyna Pawłowicz. Bo pan prezes mi pozwolił
Ulubiony dowcip poseł Pawłowicz: „Unia Europejska ma jedną zaletę. Kiedyś się rozpadnie”
Socjalizm albo śmierć? Bejsbol wiecznie żywy
Gdyby łowcy talentów z Washington Senators byli bardziej skuteczni, historia Kuby mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej
Natalie Portman, wieczna tułaczka
Nie musisz być dupkiem, żeby być dobry w tym, co robisz
Dzieci wolnego chowu
Znam pięć języków, buduję gitary, robię w teatrze i w komputerach. I co z tego? Wrzuć pestkę mango do wody, a po kilku dniach zacznie puszczać pędy. I nikt nie powie, że to jakaś superutalentowana pestka
Jerzy Stempowski. Zachować przytomność w czasach szaleństwa. Reportaż Magdaleny Grochowskiej
Europa popada w mizerię i podłość, do głosu doszło barbarzyństwo żwawe i rumiane – pisał. Co robić? Przyjąć postawę człowieka palącego fajkę na tonącym okręcie, ale go nie porzucać – Magdalena Grochowska o Jerzym Stempowskim
Top 27.03.2016