KRS, 13.01.2017

 

Kaczyński otwiera ramiona dla Merkel na Nowogrodzkiej

Zapowiadanych jest kilka ważnych wizyt polityków niemieckich w Warszawie.  Franka-Waltera Steinmeiera, który w lutym zostanie nowym prezydentem Niemiec, Martina Schulza, szczerze przez rząd pisowski znienawidzonego szefa Parlamentu Europejskiego, który wskoczy na fotel szefa dyplomacji u naszych sąsiadów zza Odry, ale przede wszystkim z utęsknieniem wypatrywana jest nad Wisłą kanclerz Niemiec Angela Merkel.

Merkel, która staje na czele liberalnego Zachodu, bo świat patrzy z przerażeniem na Donalda Trumpa, nowy prezydent USA może wyprzedać wartości zachodnie za garść rubli, bądź juanów. Trump to zagrożenie dla demokracji wielokroć większe, niż Jarosław Kaczyński. Zachód się pociesza, że USA ma tak silnie zakorzenione standardy demokratyczne, że jeden Trump niczego złego nie wieści. Ale tak mówiono przed I wojną światową, a także II światową.

Demokracja USA dostawała politycznej katatonii, separowała się od świata, dopiero zagrożenie budziło Jankesów z wsobnego letargu. Zachód jakoby dzisiaj miał odchodzić od liberalnej demokracji, miałby to wyczuć Trump, a wcześniej „geniusz” z Nowogrodzkiej.

Cywilizacja zachodnia wielokroć odchodziła od swych standardów, ale szybko do nich wracała, bo niczego lepszego nie zna niż własna kultura, kapitalizm i demokracja. To Zachód jest rozsadnikiem wartości i tak pozostanie po obecnym kryzysie, acz wielu wyniesionych na szczyty władzy lokalnych despotów dopuści się demolek na substancjach własnego narodu. Tak może być w USA, w innych krajach europejskich, bo wchodzimy w okres procedur wyborów demokratycznych. Demolki od roku doświadczamy w Polsce, trochę nam wobec niej te nieposłuszeństwo obywatelskie opatrzyło się, wyhodowaliśmy kilka aferek własnych, zaczęliśmy kręcić się wokól własnego ogona buntu, a Kaczyński robi swoje.

Kaczyński też oswoił ruiny, a w zasadzie uczynił je elementem pejzażu władzy. Trybunał Konstytucyjny jest dla niego zbędny, bo prawo i tak powstaje wg jego woli, widzimisię, zdaje się, że Parlament też przechodzi z jednej sfery reprezentowania społeczeństwa do decorum fasady. Opozycja ostatnio podskakiwała sobie w proteście na sali sejmowej, zmęczyła się i rozeszła, a partia Kaczyńskiego zaklepała felerną ustawę budżetową poprzez Senat i długopis Andrzeja Dudy. I zobaczcie! – żadnym większym echem nie odbiło się to w agencjach ratingowych, które nie obniżyły prognóz dla naszych papierów dłużnych.

Kaczystowski autokratyzm jest przyswajany przez elity nad Wisłą, Wartą i Odrą, a za tą ostatnią rzeką graniczną traktowany, jako wybór Polaków. Niechciany wybór, ale nad Sprewą nie wtrącają się w wewnętrzne sprawy Polski, tym bardziej, że materia demokratyczna jest w tej chwili szczególnie krucha niemal wszędzie, a Merkel zaczyna być powszechnie uważana za globalną przywódczynię liberalnej demokracji.

Kanclerz Merkel przyjeżdża do Warszawy 7 lutego. Niewątpliwie PiS zechce to w swoim stylu spożytkować, na użytek wewnętrzy, jako sukces i „powstanie z kolan”, a także legitymizowanie na Zachodzie niecodziennej władzy, która objawia się tym, że poseł Kaczyński jest władcą nad prezydentem RP i premierem rządu polskiego.

Świat się zbytnio nie oglada na sytuację w Polsce, wykonał kilka gestów nagannnych w stosunku do PiS, ale od naprawy Rzeczpospolitej są Polacy, a nie nawet najbardziej życzliwe nam zachodnie rządy, międzynarodowe instytucje. A tymczasem Kaczynski „konsumuje” swoją władzę w kraju. Śmiejemy sie z polskiej dyplomacji i słusznie, której ostatni „sukces” – nawiązanie stosunków dyplomatycznych z San Escobar – obiegł świat rechotem. ale mimo kabaretu życie dalej się toczy.

Waszczykowski i jego ludzie, w tym ambsador w Niemczech Andrzej Przyłębski (tak, tak, mąż Przyłębskiej) zabiegają o to, że wizytująca w Warszawie kanclerz Niemiec Merkel rozmawiała nie tylko z prezydentem i premier, ale przede wszystkim, aby ucięłą sobie rozmowę z ich zwierzchnikiem posłem Kaczyńskim. I to na Nowogrodzkiej.

Można sobie wyobrazić, gdy to tego dojdzie, bo tak może się stać, jakie będzie walenie w tamtamy w mediach pisowskich. Trąby jerychońskie przy zawodzeniu propagandystów od Jacka Kurskiego, to będą ledwie jakieś dziecięce piszczałki.

Jeszcze niedawno można było mieć nadzieję, że kanclerz Merkel dla równowagi w naturze demokratycznej porozmawia z Grzegorzem Schetyną, może z Ryszardem Petru, a jeszcze pół roku temu stawiałbym na dialog z Mateuszem Kijowskim. Ale w ostatnim czasie tak się porobiło, że – nazwę to eufemistycznie – pogmatwało. Kto jest winien takiej sytuacji, by nie nazwać degradacji? My, my sami taki sobie gotujemy los, a Kaczyński – ćóż – jeżeli na to mu się pozwala, to on „uczynnie” z tych darów korzysta.

Zachód oswaja się z polską demokraturą, bo opozycja i społeczeństwo obywatelskie na to pozwalają, a to Maderami Petru, fakturkami Kijowskiego, Schetyna ostatnio niczego nie wymodził, ale kończąc pisanie powyższego wcale nie jestem pewien, czy nie „zawiedzie”.

Więcej >>>

 

Żyjemy w bańce bez szczelin. Ambasador Schnepf opowiada, co widać w Polsce z Waszyngtonu

Grzegorz Sroczyński, 13 stycznia 2017

Amerykańska administracja jest jak Abraham Lincoln: ideowa i pragmatyczna, kompetentna, stabilna, wnikliwa. 'Jeśli jest się ambasadorem w jakimś prowincjonalnym kraju, to można trochę sprzedawać kit. Ale nie w Ameryce' - mówi ambasador Schnepf

Amerykańska administracja jest jak Abraham Lincoln: ideowa i pragmatyczna, kompetentna, stabilna, wnikliwa. ‚Jeśli jest się ambasadorem w jakimś prowincjonalnym kraju, to można trochę sprzedawać kit. Ale nie w Ameryce’ – mówi ambasador Schnepf (Fot. 123RF)

Usztywniali się. Byli coraz bardziej poirytowani. Wściekli. „Co ty wyprawiasz?!”. „Trzeba cię będzie wyrzucić!”. Chcą mieć samych swoich, żyć w szczelnej bańce, bez pytań i wątpliwości – ambasador Ryszard Schnepf opowiada Grzegorzowi Sroczyńskiemu, jak PiS strzela sobie w kolano

Ryszard Schnepf (ur. w 1951 r.) jest historykiem, przez 25 lat był polskim dyplomatą, ambasadorem w Urugwaju, Paragwaju, Kostaryce, Hiszpanii i Stanach Zjednoczonych

GRZEGORZ SROCZYŃSKI: Ambasador w USA. Najważniejszy?

RYSZARD SCHNEPF: Jeden z ważniejszych. Tak jak Berlin, Bruksela, Paryż.

Stamtąd lepiej widać?

– Z Waszyngtonu? Szerzej. Polityka amerykańska dotyczy każdego fragmentu kuli ziemskiej, nie istnieje miejsce, wobec którego nie mieliby jakichś planów. Przyglądanie się pracy amerykańskiej administracji jest fascynujące, bo to sprawna i przenikliwa maszyna, zwłaszcza Departament Stanu. Zbierają z całego świata sprzeczne informacje, które mogłyby prowadzić do całkowicie sprzecznych decyzji, i potrafią wyprowadzić jedną linię reprezentowaną przez prezydenta. Dzisiaj jest to szczególnie trudne.

Do zobaczenia, panie prezydencie. Zatęsknimy za Barackiem Obamą [JARKOWIEC]

Dlaczego?

– Bo takich sprzecznych informacji jest coraz więcej. Żyjemy na przełomie starej i nowej epoki, w świecie, który rozumieliśmy, a teraz nie rozumiemy i nie mamy pomysłu, jak w nim żyć.

I co z tym robić?

– Na przykład ze śmiesznych kotków przerzucić się na poważne zagraniczne newsy w gazetach i na portalach. Dla własnego bezpieczeństwa. Żeby w razie czego nie być zaskoczonym.

Pan co czyta?

– Wszystko o Syrii, gdzie lokalne mocarstwa tłuką się między sobą cudzymi rękami. Typowa wojna zastępcza, która może się przekształcić w konflikt światowy. Czytam o Korei Północnej, która ma największą w regionie milionową armię i broń masowego rażenia. Jeśli w ramach walk frakcyjnych w partii jakaś grupa pułkowników wystrzeli rakietę, to mamy katastrofę. Warto czytać doniesienia z Morza Południowochińskiego, gdzie Chiny testują wytrzymałość reszty świata. No i Ameryka. Został tam uruchomiony proces, który prowadzi nas w nieznane.

American Dream nie działa. Rozmowa z Lindą Tirado, celebrytką prekariuszy

Po wyborze Trumpa?

– Wcześniej. Od wielu lat rosną w Ameryce nierówności dochodowe, a jednocześnie rosną oczekiwania obywateli. Dzięki internetowi przeciętny mieszkaniec amerykańskiej prowincji może na bieżąco śledzić życie multimiliardera z Doliny Krzemowej. Jeśli zestawić to z badaniami OECD, które pokazują, że nigdy nie było tak dużej przepaści w dochodach i życiowych szansach między obywatelami, to mamy przepis na mieszankę wybuchową. Nie wiemy, czy model liberalnej demokracji przetrwa w sytuacji tak dużych różnic. Po przekroczeniu jakiegoś progu nierówności trudno mówić o spójności społeczeństwa. Nie wiemy, gdzie leży ten próg, i nikt nie ma dobrego pomysłu, co z tym robić.

Prezydent Trump. Ameryka czeka na generalny remont

O tym się w kółko mówi.

– Mówi. Na rozmaitych kongresach naukowych, na uniwersytetach i w kolejnych książkach, jak „Co z tym Kansas?” Thomasa Franka. Opisał rozgoryczenie robotników w tzw. pasie rdzy, czyli kilku stanach USA, gdzie zniknęły stabilne miejsca pracy w przemyśle. To właśnie te stany dały zwycięstwo Trumpowi. Książka wyszła w 2004 r., zdobyła rozgłos, ale niewiele z tego wynikło. Kolejne dzwonki alarmowe nie były słyszane.

Dlaczego?

– Elitom przydarzyło się coś, co socjologowie amerykańscy nazwali self inverted outlook, czyli patrzenie do środka. Siedzę w swojej bańce społecznej i świat wydaje się taki jak moje życie. Jeżeli mojej rodzinie jest dobrze, to świat jest znakomity. I koniec. Nie ma spojrzenia dalej. Po co mam się zamartwiać, że służba zdrowia źle funkcjonuje? Wykupię dobry pakiet prywatny i nie będę o tym myślał.

Coś przed tym chroni?

– Nie bardzo. Można czytać takie książki jak „Co z tym Kansas?”, znać niepokojące dane, chodzić na różne kongresy, na których się mówi o problemie, a jednocześnie w jakiś dziwny sposób nadal problemu nie widzieć. Chyba tylko osobiste doświadczenie może wyrwać z letargu.

Trump wyrwał obywateli z hibernacji. Szykują mu anty-inaugurację

Pana co wyrwało?

– Ameryka Łacińska. Byłem ambasadorem w kilku krajach tego regionu. Nierówności są tam ogromne, w niektórych miejscach doprowadzone do skrajności. Napatrzyłem się. Również w Wenezueli, o której pisałem pracę doktorską u prof. Łepkowskiego w PAN. To otwiera oczy.

Wenezuela?

– Tak. Czytamy teraz o niej ciągle w gazetach, bo rządzi tam lewicowy reżim, gospodarka została rozłożona na obie łopatki, towary są na kartki. Taką sobie władzę wybrali. Chávez stworzył potwora, czyli państwo autorytarne, a jednocześnie niefunkcjonalne. Ale warto wiedzieć, co było wcześniej. Jak to się stało, że w 1998 r. ludzie zagłosowali na człowieka, który zapowiadał marksistowską rewolucję i pogonienie elit. Wygrał całkowicie demokratycznie.

I jak to się stało?

– Self inverted outlook. Przed Chávezem w Wenezueli było tak: rządziły na przemian dwie główne partie, czyli Acción Democrática i COPEI. Polityczne elity tych partii przestały myśleć. Dookoła slumsy, bieda, słabe szkolnictwo, rosnące rozwarstwienie, fawele i prawo faweli, przestępczość. A obok grodzone oazy spokoju, które budowała sobie klasa wyższa. Ta przepaść rosła. I jeszcze ważna okoliczność: była ropa. Wenezuela to członek OPEC i jeden z największych producentów ropy na świecie. Mieli narzędzie.

Wenezuela nie jest już demokracją

Narzędzie?

– Było za co! Z dochodów z ropy mogli prowadzić rozsądną politykę wyrównywania szans. My musimy na nią zarobić, a oni dostali od losu prezent. Tymczasem nastąpił niekontrolowany rozdział koncesji na wydobycie, mętne interesy, dochody budżetu państwa z surowców były praktycznie zerowe. Niebywała uległość klasy politycznej wobec biznesu.

Kiepskie elity.

– No właśnie nie, i to jest w tym najdziwniejsze. Tę politykę prowadzili fantastyczni światli ludzie. Obie te partie miały na sztandarach idee wolności i równości, obie wyrosły z idealistycznego ruchu studenckiego. COPEI było partią chrześcijańską, natomiast Acción Democrática partią socjaldemokratyczną, która postawiła na kobiety, wciągnęła je do polityki. Mieli nie tylko wspaniałe korzenie, ale też idealistycznych przywódców, ludzi po więzieniach i walce z dyktaturą. Z tą ropą cały kraj można zmienić.

I dlaczego się nie zmienia?

– Nie wiem. To jest pytanie bez jasnej odpowiedzi. Krótkowzroczność, wygoda, dbanie o własne dzieci i własną bańkę społeczną. W Wenezueli nastąpiła niebywała alienacja elit. W latach 70. obywatele byli szokowani kolejnymi przykładami arogancji, ludzie nie mieli co do garnka włożyć, a milionerzy na swoje urodziny zapraszali Eltona Johna za pięć milionów dolarów z dowozem prywatnym samolotem. Obszary biedy i zapuszczenia stały się w pewnym sensie niewidoczne. Jak element pejzażu za oknem, który przestajemy dostrzegać, bo on po prostu jest i być musi. Doły społeczne nie głosowały, więc elitom wydawało się, że system polityczny jest stabilny. Aż przyszedł Chávez i namówił tych ludzi, żeby ruszyli do urn.

Napatrzyłem się też w czasie światowego kryzysu finansowego, byłem wtedy polskim ambasadorem w Hiszpanii. To był kraj niezwykle przyjazny i pozwalający na takie miłe życie, nawet jeśli ktoś miał mniej. I nagle w kryzysie wielu ludzi wszystko straciło, bo oddawali bankom niespłacone mieszkania i lądowali na bruku. Może by to znieśli, gdyby widzieli, że wyrzeczenia ponoszą wszyscy w miarę solidarnie. Tymczasem odpowiedzialnym za kryzys włos z głowy nie spadł. Na narastające poczucie niesprawiedliwości elity polityczne nie potrafiły w rozsądny sposób odpowiedzieć. Po przyjeździe do Ameryki i zetknięciu z Wall Street uzupełniłem sobie ten obraz. Reakcja na kryzys niektórych wpływowych środowisk, banków, prywatnych instytucji inwestycyjnych była po prostu… nie wiem… zawstydzająca.

Pan się spodziewał Trumpa?

– Tak. Trzydzieści lat temu pracowałem na uniwersytecie Indiany w Bloomington i dość dobrze poznałem amerykańską prowincję. Kiedy w 2012 r. zostałem polskim ambasadorem w Stanach, postanowiłem w czasie urlopu tam wrócić. Nic się nie zmieniło. Poziom życia ludzi, domy, sposób odżywiania się, poziom zaniedbania dzieci. Owszem, uniwersytet urósł, wypiękniał, ale jego okolice już nie. Wielu obywateli na amerykańskiej prowincji żyje bez żadnego planu. Bez mitu amerykańskiego, że mogą do czegoś dojść. Jeżdżą do supermarketu, ale takiego, że nasza Żabka mogłaby być dumna. Nawet w Waszyngtonie to widać. W okolicach rezydencji ambasadora jest elegancki sklep pewnej sieci, ale ta sama sieć w biednej dzielnicy to coś całkiem innego. Stoją żelazne regały, porozrzucane towary, które zbiera pan z podłogi. Kraj, który ma tak wielki potencjał, wspaniałe życie intelektualne, Dolinę Krzemową i najnowsze technologie, jest dla wielu obywateli kompletnie innym światem.

O tym się rozmawia na dyplomatycznych przyjęciach?

– Rozmawia. Tyle że zwykle takie rozmowy kończą się sakramentalnym: „No cóż, globalizacja, niewiele da się zrobić”. Na bale i rauty mało chodziłem. Żeby się orientować, co w trawie piszczy, trzeba raczej chodzić na spotkania think tanków. W Waszyngtonie ulokowało się kilkanaście najważniejszych grup intelektualnych na świecie, jak: CSIS, Atlantic Council, German Marshall Fund. Nie ma tygodnia, żeby nie organizowali jakiejś debaty czy dyskusji. Gdy byłem ambasadorem w USA, dużo spotkań dotyczyło polityki wschodniej, sytuacji w Rosji, na Ukrainie.

Co sądzą o Putinie?

– Są przekonani, że nie jest to człowiek, który doprowadzi do wybuchu konfliktu jądrowego.

Amerykanie tak uważają?

– Tak. W polityce na tym szczeblu chodzi o to, żeby przeciwnik kontrolował sytuację u siebie. Czyli żeby nie było tak, że pan się próbuje dogadać z przywódcą, a jakiś generał zza jego pleców wystrzeli rakietę i sprowokuje zdarzenia, które uruchomią łańcuch spięć. Rosja jest krajem trudnym do kontrolowania, a Putin kontrolę ma. Nie tak pełną, jak udaje – bo on jest mistrzem udawania własnej siły – ale jednak. Kissinger powiedział kiedyś, że dla Amerykanów najważniejsze jest, by wiedzieć, na jaki numer zadzwonić, i by ktoś podniósł słuchawkę.

O nas co sądzą?

– Mieliśmy markę. Koledzy ambasadorzy z krajów Europy Środkowej przychodzili do mnie: „Mam pewną inicjatywę, chciałbym dotrzeć do kongresmenów, ale bez was nie damy rady. Pomożesz?”. Uważali, że mamy większą siłę przebicia. Amerykańscy kongresmeni przy różnych okazjach chcieli słuchać naszych opinii. Przed wyborami bliscy współpracownicy Trumpa prosili mnie, żeby im wyjaśnić, czego oczekujemy od NATO. „My nie reprezentujemy Donalda Trumpa, ale podzielamy wiele jego poglądów”.

„My nie reprezentujemy Trumpa”?

– No, jak to w dyplomacji. Czasem jak się zaprzecza, to się w gruncie rzeczy potwierdza. Oczywiście reprezentowali Trumpa, ale chcieli pogadać nieoficjalnie.

I?

– Spotkałem się. Zadawali pytania dość… no, nie wiem… naiwne. „Dlaczego Ameryka ma rozmieszczać swoje wojska w Polsce?”. Przedstawiłem solidne argumenty. Nie wszystko mogę ujawnić.

Ale jakiego rodzaju argumenty? Że Kościuszko, Pułaski, sojusze i artykuł piąty NATO?

– Nie. To wtedy oni pokiwają głowami i sobie pójdą. Generalna zasada w dyplomacji jest taka: musi pan tak sprawy przedstawiać, żeby druga strona uważała, że jej się to opłaci, a na koniec żeby uznała, że pański pomysł jest jej pomysłem.

Czyli?

– „Wzmacnianie waszej obecności wojskowej w Europie jest ważne przede wszystkim dla was. Bo jak odpuścicie Putinowi w naszym regionie, to poczuje się zbyt pewnie i zacznie robić rzeczy niebezpieczne w innym regionie. I mogą to być rzeczy niebezpieczne bezpośrednio dla was”.

Bo rakieta doleci?

– Niekoniecznie z Rosji. Jeśli Putin poczuje się Panem Bogiem, to może uruchomić niekontrolowane domino na przykład w Syrii. Jakiegoś swojego sojusznika zbyt mocno naciśnie, a ten z kolei naciśnie sojusznika Ameryki, który się zbyt mocno odgryzie – już nie w Syrii, ale w jakimś innym regionie. I Ameryka będzie musiała reagować. Domino uruchomione w jednym miejscu porusza kostki i efekt końcowy ma pan całkiem gdzieś indziej. Tak to obecnie działa.

Musi się pan skonsultować z Warszawą, co mówić na takich nieoficjalnych spotkaniach?

– Dobrze, gdyby tak było. Ale tak nie jest, choć za ministra Sikorskiego funkcjonowało nieźle. To jedna z bolączek naszego aparatu państwowego – asekuranctwo. Nikt w kraju nie chce się podpisać pod instrukcją dla ambasadora, więc jeżeli można nie dać instrukcji, to się nie daje.

Dlaczego?

– Taka instrukcja może być mylna, może wywołać jakieś konsekwencje. I wtedy ktoś będzie odpowiadać. Natomiast jeśli się jej nie da, to ambasador wystawiony gdzieś tam, poproszony o wypowiedź dla gazety, ponosi konsekwencje jednoosobowo. I po głowie dostaje ambasador, a nie urzędnik w MSZ czy wiceminister. Czasem trzeba się upominać. „Proszę o instrukcję w sprawie rezolucji ONZ o przyszłości węgla kamiennego”. W końcu wysyłają. Niechętnie. Zwłaszcza w sprawach polityki wewnętrznej trzeba się zdać na własną intuicję.

Pan się zdał i poległ.

– Poległem. Z dnia na dzień zacząłem słyszeć pytania, na które trudno było odpowiedzieć. „Dokąd zmierza polska demokracja?”, „Czy konstytucja jest u was przestrzegana?”, „Czy wasz nowy rząd szanuje prawo?”. Człowiek głupieje. Nigdy nie musiałem na takie pytania odpowiadać, bo byliśmy dla Amerykanów wzorem demokratycznych przemian.

Kto pytał?

– Różni. Spoza polityki, dziennikarze, ale też ludzie z Departamentu Stanu. Mogłem się tylko uśmiechać i wyrażać nadzieję, że nasz system demokratyczny jest mocny.

Bo pan jako ambasador był przedstawicielem tego rządu?

– Oczywiście.

I musiał pan odpowiadać: „Nie przesadzajcie”.

– Mniej więcej. Łagodziłem. „Toczy się dialog w sprawie Trybunału Konstytucyjnego”. „Opozycja zostanie wysłuchana i rząd zaproponuje kompromis”. Takie różne.

I?

– Nie dało się na tym długo jechać, bo oni chcieli konkretów. Jeśli jest się ambasadorem w jakimś prowincjonalnym kraju, to można trochę sprzedawać kit. Ale nie w Ameryce. Sprawność ich administracji powoduje, że rozmawia pan z ludźmi, którzy świetnie znają naszą rzeczywistość. W sprawie Trybunału Konstytucyjnego wiedzieli dokładnie, kiedy Sejm wybrał sędziów, ilu jest legalnych, ilu nielegalnych, który przepis konstytucji został złamany. Oczekiwali, że ja im na serio wyjaśnię, co się u nas dzieje.

A nasi?

– Nasi mieli pretensje, że jestem za mało agresywny. „Trzeba dać odpór!”. Oczekiwali, że wytłumaczę dziennikarzom telewizji CNN, redaktorom „Washington Post” i administracji amerykańskiej, że się głupio czepiają. Jak w swoim programie w CNN znany publicysta Fareed Zakaria zaczął krytykować działania Kaczyńskiego, ja jako ambasador powinienem zrobić coś, żeby Zakaria się nawrócił i odszczekał.

Pan w ogóle zna Zakarię?

– Tak. I mogłem się postarać, żeby mnie zaprosił. Ale to ma sens, gdy się idzie z jakimiś argumentami. Tymczasem z Warszawy nie płynęły argumenty, tylko sugestie, żeby do Amerykanów mówić: „Nic się w Polsce nie dzieje, a wasza opinia wynika z niewiedzy”. Wychodziłbym na idiotę. Tam są dziennikarze, a nie podstawki do mikrofonów. „No, jak to nic się u was nie dzieje? Wyrok Trybunału nie został opublikowany, a sędziowie Hauser, Ślebzak i Jakubecki nie zostali zaprzysiężeni przez waszego prezydenta”. Niektórzy całą tę litanię są w stanie z głowy wymienić.

W Stanach mnie znają. Miałem dość dobre i rozbudowane kontakty. Powiedzmy, że wyszedłbym z karteczką i wyrecytował: „W sprawie Trybunału zostaliście zmanipulowani przez polską opozycję i sędziów, którzy bronią posad”. Pospadaliby z krzeseł. „Oho, w Polsce naprawdę źle się dzieje, skoro zmuszają Schnepfa do opowiadania takich bredni”. Narażanie się na śmieszność jest narażaniem państwa, które się reprezentuje.

A nasi co?

– Usztywniali się. I byli coraz bardziej poirytowani. „Amerykanie nas nie rozumieją, bo nie urodzili się nad Wisłą”. I inne tego typu sugestie.

Depeszą?

– Skąd! Na papierze jak zawsze niechętnie. Chociaż, szczerze mówiąc, chętnie bym dostał taką depeszę, w której ktoś z MSZ byłby w stanie sformułować, co ambasador ma mówić w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Wtedy są jasne wytyczne. Jeśli się pan bardzo nie zgadza, to prosi o odwołanie i nie musi chodzić jak kłębek nerwów.

Próbowałem wybrnąć ogólnikami. „W Polsce toczy się demokratyczna debata”. Przez pewien czas prezes Kaczyński zapowiadał, że będzie próba porozumienia. Czepiałem się każdej jego tonującej wypowiedzi. Zaprosiłem profesora Rzeplińskiego do ambasady. Wściekli się.

To po co go pan zapraszał?

– Bo to dyplomatyczny standard. Prezes Rzepliński przyjechał do Stanów na międzynarodową konferencję sędziów, akurat mieliśmy w ambasadzie uroczystość z okazji Święta Konstytucji. Gościem honorowym był senator Chris Murphy z Connecticut, który otrzymał statuetkę Orła Kryształowego, sporo dla Polski zrobił. Zaprosiliśmy osiemset osób. „Witam również…”. „Witam także…”. I wśród tych setek witanych był też Andrzej Rzepliński. Niezaproszenie go – skoro był w tym czasie w USA – byłoby nietaktem. A tak pokazujemy Amerykanom, że mimo konfliktu na najważniejszym państwowym święcie jest też prezes Trybunału. To w gruncie rzeczy miało uwiarygodnić oficjalną linię rządu: „Nic złego się nie dzieje”. Wówczas sądziłem jeszcze, że normalność wciąż istnieje.

Czyli pan chciał zrobić dobrze dla PiS?

– Dla kraju. To było przed szczytem NATO i chcieliśmy pokazywać Amerykanom, że jesteśmy odpowiedzialni. I że władza dąży do kompromisu. Zresztą Amerykanie tak właśnie obecność Rzeplińskiego w ambasadzie odebrali.

A nasi?

– „Co ty wyprawiasz?!”. „Będę cię musiał wyrzucić!”.

Waszczykowski? Bo pan się z nim koleguje.

– Nie powiem. Dla niego nie jestem dziś wygodnym towarzyszem broni. Przyjaźniliśmy się, to prawda.

Skąd się znacie?

– Z MSZ. Pracowaliśmy w tym samym pokoju w dwóch rządach. Kiedyś to ja byłem jego orędownikiem i ratowałem go z opresji. Lubiliśmy się. Myślę, że jest dziś innym człowiekiem niż dawniej.

Odwołali pana za co? Za Rzeplińskiego w ambasadzie?

– Wcześniej była awantura o Wałęsę. Bo na balu polonijnym w Miami, witając Lecha Wałęsę, powiedziałem, że jest jednym z polskich bohaterów. Telewizja to pokazała. Nie zdążyłem się obudzić następnego dnia, a już kierownictwo MSZ wiedziało i zrobiło piekło.

O co?

– Że jak ja mogę tak mówić. O Wałęsie najlepiej nie mówić wcale. Wygumkować, zapomnieć.

To po co pan mówił?

– Bo nie da się nie mówić! Wałęsa – wraz z Janem Pawłem II – to najbardziej rozpoznawalna polska postać. Dla polskiego dyplomaty takie nazwiska to po prostu codzienne narzędzie pracy. Musi pan od czasu do czasu je wykorzystywać, choćby w przemówieniach.

Nie da się im tego wytłumaczyć?

– Waszczykowskiemu? On to wie. Ale co z tego, skoro inni już zdążyli do niego zadzwonić i powiedzieć, że to niedopuszczalne, żeby człowiek, który mówi dobrze o Lechu Wałęsie, był ambasadorem. Dowiedziałem się wówczas, że „wypowiedziałem prywatną wojnę rządowi”.

Można się z nimi dogadać?

– Ale co znaczy „dogadać”? Wiedzieli, że będę z nimi dyskutować, bo taki już jestem. Zawsze tak robiłem. Przez 25 lat w tym zawodzie nieustannie dyskutowałem z szefami. Kiedy kolejni premierzy prosili mnie o opinie na jakiś drażliwy temat polityki zagranicznej, to pytałem: „Czy mam mówić prawdę, czy udzielić odpowiedzi urzędnika, który chce zachować stanowisko?”. Zwykle chcieli prawdy.

A ci chcą odpowiedzi urzędnika?

– Zależy kto. Prezydent Duda jest inny. Był dwa razy w Stanach i mieliśmy bardzo dobrą rozmowę. Byłem zaskoczony jego otwartością.

Duda radzi sobie za granicą?

– Tak, całkiem nieźle. W Nowym Jorku miał pierwsze ważne przemówienie w czasie obrad Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Był świeży, więc stremowany, to normalne. Wypadł dobrze. Udało się wtedy – to była udana operacja – posadzić go podczas lunchu przy jednym stoliku z prezydentem Obamą, a po drugiej stronie mebla zasiedli prezydenci Chin i Rosji. To robiło wrażenie. My i oni. Wschód i Zachód.

Jak się taką rzecz załatwia?

– Skomplikowana materia.

Na pana głowie?

– Na mojej. Tego się nie da załatwić na telefon z Warszawy.

To jak?

– Trzeba najpierw zaszczepić Amerykanom pomysł, że dobrze by było doprowadzić do spotkania Obamy i Dudy. Bez określania, gdzie i kiedy, niech sami na to wpadną. Poza tym trzeba zaszczepić ciekawość.

Nie można po prostu powiedzieć: „Zależy nam na tym, żebyście posadzili Dudę z Obamą”?

– Wtedy się nie uda. Amerykanie takich petentów mają stu. Jeśli jako ambasador pokażę, że za bardzo nam zależy, to oni nie będą mogli tego spełnić, bo to by znaczyło, że działają według naszego widzimisię. Poza tym wtedy robi się handel. Skoro oni coś nam, to my też powinniśmy coś im. I wychodzą z tego kolejne piętrowe kombinacje. Baliby się, że to będzie odczytane przez naszą stronę jako zachęta do takiego handlu i tak dalej…

Aha.

– Tak wygląda dyplomacja. Nie załatwia się spraw wprost. Jakbym miał komuś doradzać, to zasada jest dość prosta: trzeba się postawić w sytuacji drugiej strony. Przez chwilę się zastanowić, co zrobić, żeby to jej zależało. I najlepiej, jeśli to „coś”, na czym ma jej zależeć, nie będzie standardowe.

Czyli?

– „Prezydent Duda jest młody, otwarty i ciekawy świata, więc macie szanse go pozytywnie zainspirować”.

Ale to nic nie znaczy.

– Znaczy. I to sporo.

A w Polsce na prawicy triumf: „Nasz prezydent wśród przywódców świata!”. „Obama spotkał się z Dudą!”.

– No i co? Dlaczego mają się nie cieszyć?

Skuteczność. To mógł im pan zaoferować?

– Można tak powiedzieć.

I taką kurę się zarzyna. Dlaczego?

– Myślę, że świat zewnętrzny nie jest dla nich istotny. Wielu osobom w PiS jest kompletnie obojętne, co będą myśleć Francuzi, Niemcy, Amerykanie. Ważne, co będą myśleć prezes i część elektoratu – ta najbardziej wściekła. I ważne, żeby polski ambasador nie mówił dobrze o Wałęsie.

A nie to, że załatwi spotkanie Dudzie?

– Nie wiem, czy tak naprawdę ludziom PiS zależy, żeby Duda jakoś przesadnie błyszczał.

Dlaczego Waszczykowski nie może swoim powiedzieć tak: „Mamy faceta, który potrafił załatwić Dudzie stolik z Obamą. Ten facet nie jest naszym wielbicielem, nie kocha nas, ale jest lojalny wobec państwa. Wykorzystajmy go”?

– On pewnie tak próbował. Ta narracja się pojawiła w moich rozmowach z MSZ. „Jeżeli chcecie, żebym był dla Amerykanów wiarygodny, to nie mogę być waszym aparatczykiem. Bo oni to natychmiast wyczują”.

Czyli zaoferował im pan lojalność.

– Skuteczność.

„Nie jestem pisowcem, ale tacy ludzie też wam są potrzebni”.

– To nie była oferta: „Zostawcie mnie w spokoju, a będę wam służył”. Raczej: „Jeżeli oczekujecie, że będę wykonawcą szkodliwych poleceń, to będzie do bani. Bo przestanę być skuteczny i wiarygodny. I wam też to zaszkodzi”.

Coś im pan wybił z głowy?

– Tylko raz się udało. Chcieli odebrać Krzyż Kawalerski profesorowi Janowi Tomaszowi Grossowi. Zapytali mnie jako ambasadora o zdanie, bo Gross jest przecież amerykańskim obywatelem. Wyjaśniłem, że to bardzo zły pomysł.

Bo będzie dym?

– No, w dużym skrócie. Napisałem, że dla środowisk naukowych w USA, które są tu silne, wpływowe i hołubione, wolność badań i wolność wypowiedzi to są fundamenty. Wielu amerykańskich naukowców nieustannie kala własne gniazdo, piszą o niewolnictwie, segregacji rasowej, mordowaniu Indian. I ordery od państwa dostają. „Odebranie medalu Grossowi wam się nie opłaci”. Podpisałem się pod tym. To z ich strony niebywały brak orientacji, że w ogóle wpadają na takie pomysły.

Dlaczego?

– Ideowo czy cynicznie wytłumaczyć?

Cynicznie.

– Więc całkiem cynicznie: dzięki profesorowi Grossowi ktoś taki jak ja – czyli polski dyplomata – ma łatwiejszą robotę. Mogliśmy mówić, że nie ma drugiego kraju, który potrafi tak uczciwie rozdrapywać własną przeszłość. Jak się nas czepiały różne środowiska niechętne Polsce, to mówiliśmy: „A nieprawda, mamy Grossa, w Polsce jego książki są żywo dyskutowane”. Gross był niezłym argumentem.

Przez pierwsze miesiące po wyborach wierzyłem, że znam tych ludzi, że to są po prostu konserwatyści. Nowa władza inaczej chce prowadzić politykę, cześć z tego może mi się podobać, a część nie – w porządku. Pracując w rządzie Marcinkiewicza, też nie byłem wszystkim zachwycony. Ale byłem lojalny wobec premiera i państwa.

Czyli nie myślał pan, że do władzy dorwali się straszni ludzie.

– Skąd! Znałem ich przecież. Pokaźną liczbę członków rządu znam. Z niektórymi pracowałem gabinet w gabinet.

Z kim?

– Z Błaszczakiem na przykład. Był szefem kancelarii u Marcinkiewicza. Lubiliśmy się, byliśmy po imieniu. Jarka Sellina znam, był rzecznikiem premiera Buzka. I wielu innych znam.

Czyli wrogiem pan nie jest?

– Nie wiem, jak to ująć. Jestem „konstruktywnym wrogiem”.

Czyli?

– PiS jako formacja wodzowska nie jest partią z mojej bajki. Nie głosuję na nich. A konstruktywnym w tym sensie, że mówiłem im swoje zdanie krytycznie, ale nie złośliwie, tylko serio.

Bez heheszków i stukania się w głowę.

– Tak. Bez traktowania ich z góry jak wariatów czy sektę. Traktuję ich poważnie. Jestem państwowcem i wiem, że trzeba szanować wybór obywateli. Konflikt o Trybunał wiele zmienił. Sposób, w jaki załatwili tę sprawę, był niebywały. Można różne rzeczy wytłumaczyć, ale tego się po prostu nie da. Przez to wielu ludzi w administracji państwowej zaczęło mieć dylemat: odejść czy zostać?

Ktoś do pana zadzwonił i przedstawił ofertę: „Może zostań w MSZ, będziesz nam służył radą”?

– Nie. Po powrocie do Warszawy poszedłem do resortu złożyć raport i próbowałem się z kimś przywitać. Nie wyszedł nawet z gabinetu. Głupia sytuacja. Głowy znad papierów nie podniósł.

Kolega?

– Kolega. Zszedłem do kadr, złożyłem wymówienie i już w MSZ nie pracuję.

Po ilu latach?

– Po 25. Tworzyłem ten resort.

Zostałby pan, gdyby chcieli?

– Nie chcieli i ja też w gruncie rzeczy już nie chciałem.

Ludzie inaczej myślący są tej ekipie bardzo potrzebni, chyba bardziej niż poprzednim. Wprowadzają dużo zmian naraz, a w takim rewolucyjnym zapale łatwo popełnia się błędy, których się nie widzi w gronie, w którym obowiązuje jednomyślność.

Self inverted outlook.

– Tak. To im grozi. Jednorodna zamknięta bańka bez szczelin i wątpliwości.

 

trzeba

wyborcza.pl

Merkel wpadnie na Nowogrodzką?

Bartosz T. Wieliński, 13 stycznia 2017

Berlin 2006 r. Premier Jarosław Kaczyński z wizytą u kanclerz Angeli Merkel

Berlin 2006 r. Premier Jarosław Kaczyński z wizytą u kanclerz Angeli Merkel (Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta)

Angela Merkel w lutym przyjedzie do Warszawy – dowiedziała się „Wyborcza” w polsko-niemieckich kręgach dyplomatycznych. Kanclerz Niemiec chce się spotkać z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim.

Wizyta kanclerz Merkel jest planowana na 7 lutego. O jej przyjazd zabiegała Warszawa. Premier Beata Szydło kilka miesięcy temu ponowiła zaproszenie, potem do rozmów zasiedli nasi dyplomaci. Spotkanie ma poprawić wizerunek polskiego rządu po serii dyplomatycznych wpadek.

Jesienią zeszłego roku, po zerwaniu przez Polskę rozmów o dostawie 50 helikopterów Caracal europejskiego koncernu Airbus, stosunki z Francją i Niemcami pogorszyły się. Francuzi postanowili to zademonstrować. Prezydent François Hollande odwołał udział w konsultacjach międzyrządowych i wizytę w Warszawie, a jego szef dyplomacji Jean-Marc Ayrault odmówił przyjazdu do Polski na konsultacje ministrów Grupy Wyszehradzkiej i polsko-niemiecko-francuskiego Trójkąta Weimarskiego. Na to polski rząd wdał się z Francją w medialną kłótnię. Wiceminister obrony Bartosz Kownacki drwił nawet, że to „Polacy uczyli Francuzów jeść widelcem”.

W lutym Szydło z Merkel spotkają się po raz czwarty, nie licząc szczytów UE. Po ich pierwszych kontaktach w Brukseli w listopadzie 2015 r. Szydło z uznaniem mówiła współpracownikom, że Merkel to ciepła osoba. Ale pierwsza wizyta Szydło w Berlinie – w lutym 2016 r. – przebiegła chłodno. Według naszych informacji Merkel przypomniała Szydło o chrześcijańskich obowiązkach w sprawie uchodźców, lecz jej nie przekonała.

Polska premier była wtedy w bojowym nastroju po decyzji Komisji Europejskiej o wszczęciu procedury ochrony praworządności oraz debacie Parlamentu Europejskiego poświęconej zwłaszcza konfliktowi o Trybunał Konstytucyjny. Szydło dawała Niemcom do zrozumienia, by nie mieszali się w polskie sprawy i pilnowali demokracji u siebie.

W czerwcu Merkel i Szydło z ministrami odbyły w Berlinie konsultacje międzyrządowe. Warszawa, przeczuwając Brexit (było to kilka dni przed referendum w Wielkiej Brytanii), zaczęła szukać wspólnego języka z Niemcami.

W lutym Merkel przyjedzie do Warszawy nie tylko jako kanclerz Niemiec, ale również jako przywódczyni liberalnego świata. Tak mówi się o niej często po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta USA.

– Kanclerz przyjeżdża z wyciągniętą ręką. Chce rozmawiać. W tym roku wybierany będzie parlament w Holandii, we Francji – prezydent, w Niemczech – Bundestag. Do tego Trump i Brexit. Merkel nie chce więc mieć problemu w Polsce – słyszymy od rozmówcy z kręgów dyplomatycznych. Inny wskazuje, że zainteresowany wizytą jest niemiecki biznes, bo mimo że zacieśniają się związki handlowe Niemiec z Polską, media prorządowe w Polsce prowadzą nagonkę na niemieckie firmy, np. medialne i handlowe.

Merkel poruszy także sprawę demokracji i praworządności w Polsce, w tym przejęcia przez PiS Trybunału Konstytucyjnego – sądzą nasi rozmówcy. Ale raczej nie na konferencji prasowej, bo Niemcy wolą otwarcie Warszawy nie krytykować, by nie pobudzać propagandowej wrogości. W Brukseli hamują plany, by tymi sprawami zajął się szczyt UE. Wolą je pozostawić Komisji Europejskiej.

Merkel spotka się też z prezydentem Andrzejem Dudą, a także z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Byłaby to pierwsza osobista rozmowa tych polityków od marca 2007 r. Strona polska proponuje, aby się odbyła w centrali partii na Nowogrodzkiej.

Merkel nie będzie jedynym niemieckim politykiem, który w najbliższych miesiącach odwiedzi Warszawę. Prawdopodobnie jednym z pierwszych będzie Martin Schulz, który ma zostać szefem niemieckiej dyplomacji po Franku-Walterze Steinmeierze, który zostanie w lutym wybrany na prezydenta. Potem przybędzie Steinmeier w nowej roli. Wielu jego poprzedników odwiedzało Warszawę zaraz po zaprzysiężeniu.

merkel

wyborcza.pl

 

Podwójne salto ministra Ziobry. Po co złożył wniosek do Trybunału? Podobno ma chytry plan

Agata Kondzińska, mw, 14 stycznia 2017

Zbigniew Ziobro

Zbigniew Ziobro (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Po co Zbigniew Ziobro złożył w TK wniosek o unieważnienie wyboru trzech sędziów Trybunału? – Liczy na orzeczenie, że TK jest niewładny, by badać uchwały o wyborze sędziów. W ten sposób zakończy spór o wybór naszych dublerów – tłumaczą „Wyborczej” politycy Prawa i Sprawiedliwości.

Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro złożył w Trybunale Konstytucyjnym wniosek o stwierdzenie, że wybór trzech sędziów TK w 2010 r. jest nieważny. Chodzi o uchwałę Sejmu o wyborze Stanisława Rymara, Piotra Tulei i Marka Zubika. Gdy Trybunał orzeknie nieważność wyboru, wymienieni sędziowie zostaną usunięci z TK. A PiS obsadzi te trzy miejsca. Ale według rozmówców „Wyborczej’ zagrywka ministra jest bardziej finezyjna: – Ziobro złożył ten wniosek, bo chce przeciąć ataki, że nasi sędziowie w tej kadencji Sejmu zostali wybrani do Trybunału Konstytucyjnego nieprawidłowo – mówi „Wyborczej” jeden z ważnych polityków PiS.

Zobacz: Czy posłowie PiS wiedzą, w co gra Zbigniew Ziobro?

O co chodzi? Nasz rozmówca przypomina, że w 2016 r. był już spór o to, czy Trybunał może oceniać uchwały o wyborze sędziów czy nie. Wtedy Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar i prezes TK Andrzej Rzepliński twierdzili, że może. Ziobro uważał odwrotnie. I teraz zastawił pułapkę: spodziewa się, że Trybunał Konstytucyjny stwierdzi, że nie jest władny, by wydać wyrok w tej sprawie. – To zamknęłoby spór o prawomocność wyboru w tej kadencji naszych sędziów dublerów – mówi nam poseł PiS.

Przypomnijmy. W styczniu 2016 r. Trybunał uznał, że nie może badać konkretnych uchwał Sejmu, ponieważ mają charakter „indywidualnych aktów stosowania prawa”. Chodziło o pięć przeforsowanych przez PiS uchwał „unieważniających” wybór pięciu sędziów TK przez Sejm poprzedniej kadencji i pięć uchwał wybierających na zwolnione miejsca nowych sędziów.

Do wniosku Ziobry odniosła się wczoraj Krajowa Rada Sądownictwa. Na zarzut, że w 2010 roku wybór wszystkich sędziów został dokonany w jednym głosowaniu (byłoby to niezgodne z konstytucją), KRS odpowiada, przytaczając instrukcję dla posłów ówczesnego marszałka Sejmu: „Po rozpoczęciu głosowania na wyświetlaczu pojawi się pierwsza litera imienia i nazwisko pierwszego kandydata. Lista kandydatów ułożona jest w porządku alfabetycznym. Aby oddać głos na kandydata widniejącego aktualnie na wyświetlaczu, należy nacisnąć przycisk koloru zielonego, oznaczony również znakiem plus”. Dlatego – jak twierdzi KRS – nie można mówić o jednym głosowaniu, bo każda kandydatura była oceniana indywidualnie.

co

wyborcza.pl

Adam Michnik: „Polska nie jest narodem idiotów” [WYBORCZA NA ŻYWO]

Estera Flieger, 13.01.2017

Adam Michnik podczas spotkania w Teatrze Nowym

Adam Michnik podczas spotkania w Teatrze Nowym (MARCIN STĘPIEŃ)

Wyborcza na żywo. W piątek Adam Michnik spotkał się z łodzianami. – Robią państwo putinowskie. Kaczyński jest jak rower. Musi jechać, bo inaczej się wywróci. Nie zatrzyma się. Nie mówię, że jest faszystą, ale otwiera im bramy – oceniał tzw. dobrą zmianę redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”.

Duża sala Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi wypełniła się po brzegi. Publiczności nie przyciągnęła tym razem kolejna premiera, ale spotkanie z cyklu „Wyborcza na żywo” współorganizowane z Komitetem Obrony Demokracji. Gościem był Adam Michnik, opozycjonista, intelektualista i publicysta oraz założyciel i naczelny „Gazety Wyborczej”. Rozmawiał z nim doktor Andrzej Kompa, historyk i wykładowca.

Kłamią, żeby nie wyjść z wprawy

Jak Adam Michnik odbiera sposób, w jaki jego wizerunek kreuje m.in. Telewizja Publiczna? – Poczułem się jak na własnym pogrzebie. A to, że jestem złym człowiekiem, wiem od dawna. Czytanie o sobie mnie już nudzi. Gdyby „Gazeta Polska” i media ojca Rydzyka zaczęły mnie chwalić, byłoby sensacją. Ale wolę być niekomplementowany przez te kręgi – żartował naczelny „Wyborczej”.

Zdaniem Michnika są odważni historycy, którzy nie pozwolą na fałszowanie obrazu przeszłości, a Polacy nie są narodem idiotów i obóz rządzący, prędzej czy później, przegra. Barwnie ocenił język tzw. dobrej zmiany: – To bolszewicka propaganda. To wszystko było. PiS nie wymyśla niczego oryginalnego. Jest mało kreatywny. Kłamią, żeby nie wyjść z wprawy. Czego się dotkną, to psują.

– Ale dlaczego Polacy popierają obóz rządzący? – dopytywał prowadzący dyskusję. – Szklanka jest do połowy pełna. Widzę duży opór. Czarny protest doprowadził do tego, że politycy musieli wycofać się z wprowadzenia barbarzyńskiej ustawy antyaborcyjnej. Sympatycy dobrej zmiany to margines. Spójrzmy na środowisko prawników. Wcześniej w historii konformistyczne. Teraz solidarnie są przeciw temu, co dzieje się z Trybunałem Konstytucyjnym.

Państwo putinowskie

A czy można było zapobiec zwycięstwu PiS w 2015 roku? – Zamiast czytać Kartezjusza i pić wódkę, należało jeździć od gminy do gminy i mówić, co się im szykuje.

Prognozy? – Robią państwo putinowskie. Kaczyński jest jak rower. Musi jechać, bo inaczej się wywróci. Nie zatrzyma się. Im dłużej będzie rządzić, Polska będzie stawać się coraz bardziej chorym członkiem Europy. Ale rośnie sprzeciw. Jestem pewien, że nie wygrają wyborów. Zasadniczą rzeczą jest odsunięcie PiS od władzy. Wszystkie partykularne cele liderów opozycji muszą być temu podporządkowane.

Michnik obawia się jednak scenariusza Majdanu. Jego zdaniem Jarosław Kaczyński nie ma zahamowań i zareaguje ostrzej niż Wiktor Janukowycz w pierwszych dniach Rewolucji Godności.

Twierdzi również, że przed Polakami trudny dialog: – Ludzie PiS nie są ludźmi rozmowy. Powtarzają wciąż to samo. Jakby czytali z kartki. Jak można wierzyć w bombę, której nie było? Brzozę i puszki coca-coli.

Jak jednym słowem określiłby sytuację w Polsce? – Nie użyłbym słowa „faszyzm”, choć widzimy jego przejawy, chociażby na przykładzie księdza Międlara. Może jedwabna dyktatura. Albo, idąc za Umberto Eco, pełzający zamach stanu.

Nacjo-katolicyzm

– Ale czy to nie my tworzymy wielkiego Kaczyńskiego? – zastanawiał się Andrzej Kompa. – Nie wydaje mi się. Osiągnął olbrzymi sukces. Jako pierwszy stworzył potężny i karny obóz, zlepek nacjo-katolicyzmu, szowinizmu, prowincjonalizmu i ksenofobii. Wszczepiał latami jad nienawiści, agresji i mściwości. Był wybitnym trucicielem. Prawie co trzeci Polak go popiera. Może zniszczyć sukces ostatnich 25 lat. Ale kiedy patrzę na Ludwika Dorna, widzę, że pisizm jest uleczalny. Przemówił ludzkim głosem, jak zwierzęta w Wigilię – kontrował Michnik.

A sukces 500 plus? Naczelny „Wyborczej” mówił, że dla wielu Polaków to bardzo ważny program, bo ktoś wreszcie ich zauważył. To lekcja którą powinna odrobić demokracja. – Trzeba pomyśleć nad zmianą języka. Teraz potrzebowalibyśmy Jacka Kuronia. Cenię Leszka Balcerowicza, ale trzymał się zasady, że musi się zgadzać rachunek ekonomiczny. Ale społeczny to przecież coś zupełnie innego. Trzeba rozmawiać z elektoratem PiS, bo obawiam się, żeby nie skierował się ku nacjonalistom. Nie mówię, że Kaczyński jest faszystą, ale otwiera im bramy.

Nie zabrakło komentarza do aktywności radykalnej prawicy. – Postępuje rehabilitacja nie tylko nacjonalizmu, ale szowinizmu i rasizmu. To dobrze brzmi, że jesteśmy permanentną ofiarą. Jeśli zwycięży ten dyskurs, Polska sobie sama strzeli w stopę.

Andrzej Kompa pytał też o rolę Kościoła. Adam Michnik: – Kiedy wasz dotychczasowy łódzki biskup, filozof zajmujący się naukowo spotkaniem z Innym, mówi, że źródłem całego zła jest jeden z moich artykułów, to jest niepojęte. Kościół w Polsce znalazł się w największym kryzysie od czasów reformacji. Zamiast Ewangelii mamy Telewizję Trwam i Radio Maryja. Uchowaj nas Boże od takiej pobożności, jak pisał Krasicki.

gazeta-wyborcza

wyborcza.pl

Kaczyński krytycznie o wniosku Ziobry do TK: Trybunał nie ocenia decyzji Sejmu. Nie sądzę, aby tym sędziom cokolwiek groziło

WB, PAP, 13.01.2017

SŁAWOMIR KAMIŃSKI

• Trybunał Konstytucyjny decyzji Sejmu nie ocenia – powiedział prezes PiS
• Zdaniem Kaczyńskiego przekraczałoby to kompetencje Trybunału
• W ten sposób odniósł się do wniosku Zbigniewa Ziobro ws. wyboru sędziów

 

– No cóż, Prokurator Generalny sam podejmuje decyzje i nie mnie to oceniać. Ja tylko mogę powiedzieć, jako prawnik, że wydaje mi się, że Trybunał tutaj będzie musiał przyjąć stanowisko, które sprowadza się do tego, że nie ma możliwości oceniania decyzji Sejmu. Ta decyzja być może była wadliwa z punktu widzenia formalnego, no ale Trybunał takiej decyzji po prostu nie ocenia. To przekracza jego kompetencje. Osobiście nie sądzę, aby tym sędziom cokolwiek groziło – powiedział Jarosław Kaczyński. Tak skomentował wniosek Prokuratora Generalnego do Trybunału Konstytucyjnego.

Dowiedz się więcej:

Co jeszcze powiedział Kaczyński?

Pytany, czy wniosek Ziobry był dla niego zaskoczeniem, prezes PiS powiedział: – W żadnym wypadku nie chcę dezawuować Prokuratora Generalnego. Według Kaczyńskiego „być może tego rodzaju wniosek był potrzebny dla wyjaśnienia pewnych spraw”. „Natomiast taka jest moja ocena tej sytuacji. Gdybym był sędzią Tuleją, to byłbym głęboko przekonany, że będę do końca kadencji. Nie kwestionuję absolutnie tego wniosku – powiedział. – Uważam, że to, co się dzieje w mediach, to jest histeria i próba pokrycia tych ważnych wydarzeń, które miały ostatnio miejsce. W gruncie rzeczy wymyślono kolejny temat, bo tutaj – jestem zupełnie przekonany – że nikt nie ma zamiaru dokonywać zamachu na TK – podkreślił prezes PiS.

Czego dotyczy wniosek Ziobry do TK?

Zbigniew Ziobro zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego uchwałę Sejmu z 26 listopada 2010 r. w sprawie wyboru tych sędziów Trybunału. Z uzasadnienia wniosku wynika, że rzeczona uchwała „narusza zasadę indywidualnego wyboru sędziego Trybunału”. Zdaniem Ziobry każdy z sędziów powinien zostać osobno, a nie w jednym głosowaniu, wybrany przez Sejm. Ziobro przekonuje, że „osoby Stanisława Rymara, Piotra Tulei i Marka Zubika nie mogą być uznane za sędziów TK”. Co więcej, we wniosku zawarto opinię, że „orzeczenia wydane przez takie składy mogą być uznane za wadliwe”

Dlaczego Ziobro zaskarżył ustawy?

Tłumaczy to Marcin Matczak, profesor na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. „Jeśli TK uzna ich niekonstytucyjność, PiS usunie tych sędziów z urzędu i wsadzi do TK następnych trzech sędziów” – napisał na Facebooku. Ruch ministra jest jednak o tyle niezrozumiały, że dotychczas TK (ale też politycy PiS, z samym Ziobrą) przyjmował, że nie bada uchwał w sprawie wyboru sędziów. Jak zauważa „DGP”, ewentualne usunięcie trzech sędziów wybranych w 2010 roku da „pisowskim” sędziom na tyle dużą przewagę, że będą ją mieli niezależnie od tego, czy będą orzekać w pełnym czy pomniejszonym składzie.

 

Kim są trzej sędziowie TK?

Tuleja, Rymar i Zubik zostali wybrani przez Sejm na sędziów TK w listopadzie 2010 r. Pierwszych dwóch zgłosiło PO, a Zubika – PSL. Wymaganej liczby głosów nie uzyskali wtedy Krystyna Pawłowicz, zgłoszona przez PiS i Andrzej Wróbel zgłoszony przez SLD. Tuleja to pracownik naukowy UJ, kierownik katedry prawa konstytucyjnego. Od 1992 r. pracował w TK. Rymar w latach 2001-2007 był prezesem Naczelnej Rady Adwokackiej. Był wiceprzewodniczącym Trybunału Stanu. Zubik to kierownik katedry prawa konstytucyjnego na UW. Był członkiem prezydium Komitetu Nauk Prawnych PAN i przewodniczącym Rady Legislacyjnej przy prezesie Rady Ministrów.

kaczynski

gazeta.pl

Rozliczenia po sejmowym proteście. PiS chce większych kar, PO się kłóci

Agata Kondzińska, Paweł Wroński, pap, 13 stycznia 2017

Konferencja prasowa Ryszarda Terleckiego

Konferencja prasowa Ryszarda Terleckiego (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Rozważamy zwiększenie kar finansowych np. za okupowanie mównicy – zapowiedział wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. Platforma też domaga się kary – dla Krystyny Pawłowicz, którą oskarża o naruszenie nietykalności cielesnej posłanki PO.

O tym, że PiS planuje zmianę regulaminu Sejmu, poinformował w czwartek Jarosław Kaczyński. W piątek szef klubu PiS Ryszard Terlecki precyzował: – Na razie nie powstał jeszcze projekt zmian, ale rozważamy zwiększenie kar finansowych m.in. za okupowanie sejmowej mównicy.

Taka propozycja zostanie przedstawiona prawdopodobnie na najbliższym posiedzeniu Prezydium Sejmu, czyli za dwa tygodnie.

Awanturnictwo i chuligaństwo

Według Terleckiego „kary finansowe dziś nie są zbyt dokuczliwe”. – To jest możliwość pozbawienia posła połowy wynagrodzenia za jeden albo za trzy miesiące – przypomniał. Jego zdaniem kary mogłyby wynosić połowę wynagrodzenia za cztery lub sześć miesięcy.

Jak mówił, jakieś kary powinny też dotknąć tych, którzy od 16 grudnia do 12 stycznia blokowali salę sejmową. – To jest kwestia Kancelarii Sejmu, marszałka. Jestem za tym, żeby awanturnictwo i chuligaństwo sejmowe pociągało za sobą konsekwencje – dodał wicemarszałek.

Zobacz też: Nawet pół roku bez pensji za blokowanie mównicy? Jakie kary szykuje dla opozycji PiS

Według naszych rozmówców w PiS właśnie Terlecki i szef MSWiA Mariusz Błaszczak mają doradzać prezesowi PiS zaostrzenie kursu wobec opozycji. Błaszczak w  Programie 1 Polskiego Radia mówił o karach do 10 lat więzienia za uniemożliwienie marszałkowi Sejmu wykonywania obowiązków. Do tej pory z opozycją próbowali mediować Jarosław Gowin i Adam Bielan, uważani za partyjne gołębie.

Kto ciągnął protest, kto się nie przykładał

Sejmowy protest rozliczała też wczoraj Platforma podczas posiedzenia swojego klubu. Według naszych rozmówców nie było to przyjemne dla przewodniczącego partii Grzegorza Schetyny. – Pojawiły się głosy, że nie mieliśmy strategii i nie wiadomo, czy naszym przeciwnikiem jest Jarosław Kaczyński, czy Ryszard Petru – relacjonował jeden z uczestników.

Wedle naszych informatorów część młodszych posłów PO była zdania, że to oni „ciągnęli protest”, a przewodniczący się „nie przykładał”. Krytycy twierdzili, że w trakcie dyskusji nad proponowaną przez polityków PiS uchwałą legalizującą budżet lider PO „się zagubił”. – Podbijaliśmy stawkę, nadymaliśmy emocje i co z tego wyszło? Nic – mówił jeden z rozgoryczonych polityków PO.

Do grupy młodych radykalnych należą m.in. Sławomir Nitras, Agnieszka Pomaska, Rafał Trzaskowski. Znacznie liczniejsi są jednak zwolennicy Grzegorza Schetyny, którzy przypominali, że decyzję o takim, a nie innym zakończeniu protestu podjął jednomyślnie cały klub PO. Wskazywali, że Schetyna „ugrał to, co się dało ugrać”, a decyzja odmowy udziału w negocjacjach była słuszna, bo PiS chodziło wyłącznie o „uchwałę sankcjonującą nieprawne uchwalenie budżetu”.

Sam Grzegorz Schetyna zaproponował kolejne poświęcone tej sprawie spotkanie klubu za dwa tygodnie, kiedy opadną emocje.

PO złożyła też wniosek do sejmowej komisji etyki o ukaranie Krystyny Pawłowicz (PiS), która 16 grudnia zaatakowała fizycznie posłankę PO Kingę Gajewską-Płochocką. Pawłowicz miała odpychać posłankę PO od mównicy. Posłanka PiS nazywa wniosek „prowokacją PO”.

rozliczenia

wyborcza.pl

Skąd Jarosław Kaczyński wie, czego chce suweren? Józef Hen w „Kublikacjach”

Józef Hen, Agnieszka Kublik; Zdjęcia: Anna Czuba, Miłosz Więckowski, 13.01.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,155171,21241101,video.html?embed=0&autoplay=1

Polacy nie mają prawa być głupi politycznie – mówi Agnieszce Kublik pisarz Józef Hen. Gość ‚Kublikacji’ opowiada także o tym, co widzi ze swojego balkonu w budynku na Wiejskiej, dlaczego uważa, że Jarosław Kaczyński jest maniakiem, i kto traktuje posłów niczym kapral z wojska.

skad

wyborcza.pl

Jak się pozbyć wiceprezesa TK. Prezes Przyłębska wysyła sędziego Biernata na przymusowy urlop

Ewa Siedlecka

13 stycznia 2017 | 15:39

Sędziowie TK Julia Przyłębska, Stanisław Biernat

Sędziowie TK Julia Przyłębska, Stanisław Biernat (fot. SŁAWOMIR KAMIŃSKI, SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Podczas gdy Zbigniew Ziobro podważa legalność wyboru trzech sędziów Trybunału, prezes Julia Przyłębska próbuje się pozbyć swojego zastępcy. „Zamiarem Pani jest wykluczenie wiceprezesa z współdecydowania w żywotnych dla Trybunału sprawach” – pisze do Przyłębskiej wiceprezes TK Stanisław Biernat.

 Jedną z pierwszych decyzji Julii Przyłębskiej, mianowanej 21 grudnia przez prezydenta prezesem Trybunału Konstytucyjnego, było nakazanie „starym” sędziom wykorzystania zaległych urlopów. Ale termin wyznaczyła tylko jednemu: wiceprezes TK Stanisław Biernat ma się nie pojawiać w pracy od 9 stycznia. A ponieważ ma sto dni zaległego urlopu, do Trybunału może wrócić dopiero w maju. Zostanie mu miesiąc do końca kadencji. Tymczasem do osądzenia ma jeszcze osiem spraw, w których został wcześniej wyznaczony sprawozdawcą. A w kilkudziesięciu innych jest w składzie sądzącym.

Biernat pisze do Przyłębskiej

Prezes Biernat 4 stycznia zwrócił się pisemnie do prezes Przyłębskiej: „Jednostronne wyznaczenie przez Panią terminu rozpoczęcia urlopu sędziego w tych konkretnych warunkach nie ma podstaw ani w ustawie o statusie sędziów Trybunału Konstytucyjnego, ani w Kodeksie pracy. Jeżeli jestem w błędzie, proszę o podanie mi podstawy prawnej”.

Prezes Przyłębska nie odpowiedziała. 9 stycznia Biernat wystosował drugie pismo. Znów prosi o podanie podstawy prawnej wyznaczenia terminu urlopu. Pisze też: „Głównym zadaniem sędziego konstytucyjnego jest orzekanie. Aktywne wykonywanie funkcji sędziego TK przeze mnie, zwłaszcza w styczniu 2017 r. uważam za niezbędne”. Podaje powody: chciałby skończyć sprawy, do których został wyznaczony, a także „mieć możliwość uczestniczenia w naradach, w tym naradach pełnoskładowych i Zgromadzeniach Ogólnych TK w styczniu 2017 r. Jest to istotne zwłaszcza w nowym stanie ustawowym i osobowym Trybunału, z czym wiąże się przeprowadzanie wielu dyskusji i dokonywanie rozstrzygnięć. Udział wiceprezesa Trybunału w tych naradach i posiedzeniach Zgromadzenia, będącego przy tym sędzią o najdłuższym stażu, wydaje się wysoce pożądany”.

Wyroki nieważne przez dublerów

Pisząc o „nowym składzie osobowym”, prezes Biernat ma zapewne na myśli włączenie do orzekania trzech dublerów sędziów, którzy – według wyroków TK – nie mają prawa orzekać, a orzeczenia z ich udziałem mogą być nieważne.

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, prezes Julia Przyłębska i dubler Mariusz Muszyński (którego uprawniła do wykonywania kompetencji prezesa i szefa Biura Trybunału) robią weryfikację wyznaczonych już składów, włączając do nich dublerów. To prędzej czy później zmusi „starych” sędziów do decyzji, czy zasiadać w składach sądzących z dublerami, czy wyłączać się z orzekania. Wtedy będzie można „starych” sędziów oskarżyć o blokowanie pracy TK. Choć niedawno pracę TK blokowali sędziowie wybrani przez PiS.

Nieoczekiwana zamiana sędziów

Zamiana sędziów w składzie jest dopuszczalna, ale robi się to w wyjątkowych przypadkach: choroby, śmierci, wyłączenia sędziego z powodu konfliktu interesów. Generalnie ingerowanie w skład sądzący uważane jest za naruszenie prawa do sprawiedliwego, bezstronnego sądu, bo umożliwia wpływanie z zewnątrz na wyrok.

Tymczasem w Trybunale zmiany składu dokonano we wtorek, tuż przed wyjściem sędziów na salę rozpraw (miała być sądzona sprawa z prawa podatkowego wniesiona przez RPO). Na internetowej wokandzie TK była informacja, że w pięcioosobowym składzie jest sędzia Przyłębska, a na salę wszedł zamiast niej dubler sędziego – Mariusz Muszyński. Przewodniczący rozprawie sędzia Stanisław Rymar nie poinformował o tej zmianie składu. Ale wyrok nie zapadł. Możliwe, że powodem jest właśnie wątpliwość „starych” sędziów co do możliwości zasiadania w składzie z dublerem.

RPO Adam Bodnar nie był zawiadomiony o tej zamianie. – Na następnej rozprawie złożymy wniosek o zbadanie, czy skład sędziowski do tej sprawy jest prawidłowy – powiedział „Wyborczej”.

Następna rozprawa w przyszły wtorek, z udziałem prezesa Biernata. Nie wiadomo, czy do tego czasu prezes Przyłębska nie wymieni któregoś z sędziów na dublera.

Cel: wykluczenie wiceprezesa

Prezes Biernat kończy pismo do prezes Przyłębskiej: „Jednostronne wyznaczenie terminu rozpoczęcia urlopu od 9 stycznia 2017 r. przez Panią Prezes może stwarzać wrażenie, że wyłącznym zamiarem Pani jest wykluczenie wiceprezesa z dyskusji i współdecydowania w żywotnych dla Trybunału sprawach”.

Na razie prezes Przyłębska dała dublerowi sędziego Muszyńskiemu prawo do zastępowania jej we wszelkich czynnościach. Mimo że ustawa tę rolę wyznacza wiceprezesowi TK, który jest organem konstytucyjnym.

Według wokandy widocznej na stronie Trybunału z udziałem sędziego Biernata odbędą się rozprawy 17 i 19 stycznia. Na osądzenie tych spraw prezes Przyłębska prezesowi Biernatowi pozwoliła. Ale nie ma pewności, czy w ostatniej chwili któryś z sędziów nie zostanie w nich zastąpiony dublerem.

przylebska

wyborcza.pl

Czy posłowie PiS wiedzą, w co gra Zbigniew Ziobro?

Justyna Dobrosz-Oracz; Zdjęcia: Miłosz Więckowski, Anu Czerwiński; Montaż: Anu Czerwiński, 13.01.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21240955,video.html?embed=0&autoplay=1

Dla opozycji to schizofrenia do kwadratu. Minister sprawiedliwości skarży sposób wyboru trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego z 2010. Choć jeszcze niedawno sam twierdził, że TK nie ma prawa badać uchwał.
I student pierwszego roku prawa to wie. Więcej PiS wybierało sędziów dokładnie tak samo. Nad kandydatami głosowano indywidualnie, a potem była jedna uchwała. Tak było w 2006. Czy posłowie PiS wiedzą jaki jest cel Zbigniewa Ziobro? I kto w PiS ośmielił się zareagować śmiechem? Zobacz materiał.

czywpis

wyborcza.pl

PIĄTEK, 13 STYCZNIA 2017

Rzepliński: Mamy kontrrewolucję. Dla mnie to realna Targowica

20:19

Rzepliński: Mamy kontrrewolucję. Dla mnie to realna Targowica

Mamy kontrrewolucję, czyli mamy ostry marsz w kierunku samodzierżawia, władzy jednostki. Cofamy się 226 lat, przed Konstytucję 3 maja, która wyraźnie wprowadziła trójpodział władz. Ówcześni twórcy naszej konstytucji napisali, że to ma być władza niezawisła i odrębna. A tego już nie ma. To bolszewizacja struktur państwa w kierunku władzy jednostki, bez odrębnej władzy sądowniczej – mówił Andrzej Rzepliński w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską w „Faktach po faktach” TVN24.

Jak mówił dalej, sędziowie i posłowie są dziś „straszeni kryminałem”. – To dla mnie realna Targowica. To parcie na wschód. Tak jak wtedy, zdrajcy parli na Wschód pod parasol rosyjski.

19:50

Rzepliński: Muszyński wysłał do ETS pismo, w którym informuje, że de facto to on kieruje TK

[Julia Przyłębska] nie jest prezesem Trybunału. Jest tą panią, która była najpierw komisarzem politycznym Trybunału, a potem uzurpatorem tej funkcji. Została wybrana niezgodnie z Konstytucją i ustawą, która byłą oczywiście niekonstytucyjna, bo w przypadku wakatu na urzędzie prezesa Trybunału automatycznie – to wynika wprost z Konstytucji – ten urząd pełni wiceprezes Trybunału. Ta pani, ten pan, którego ona uczyniła faktycznym prezesem TK, dzisiaj się dowiedziałem z sekretariatu Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, że wysłał pismo do prezesa ETS, że na mocy decyzji tej pani, on jest urzędującym, sprawującym funkcje. Tak, ten pan [sędzia Muszyński] – mówił Andrzej Rzepliński w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską w „Faktach po faktach” TVN24.

19:41

Rzepliński: Nie można wykluczyć, że w pisaniu wniosku Prokuratora Generalnego brał udział ktoś z TK

Nie znam treści jego wniosku. Nie wiem, kto go pisał. Podpisać może każdy, kto jest uprawniony, ale kto go pisał, czy ktoś z TK, tego, który jest, który jest tzw. Trybunałem, czy brał udział, tego nie można wykluczyć – mówił Andrzej Rzepliński w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską w „Faktach po faktach” TVN24. Jak stwierdził były prezes TK, każdy z sędziów był wybierany indywidualnie.

300polityka.pl

Jest zwiastun 3. odcinka „Ucha prezesa”. Górski bierze na celownik Macierewicza, „ministra wojny”

13.01.2017

W 3.odcinku gabinet prezesa odwiedzi sam minister wojny
W 3.odcinku gabinet prezesa odwiedzi sam minister wojny Fot: Youtube/screen

W3. odcinku satyrycznego „Ucha prezesa” Robert Górski wprowadza nowego bohatera – ministra wojny, czyli odpowiednik szefa MON Antoniego Macierewicza. W sieci pojawił już zwiastun najnowszej odsłony programu, który od momentu premiery bije rekordy popularności. Premiera zaplanowana jest na 16 stycznia i zapowiada się na nie mniej śmieszną niż poprzednie części.
Prezes dzieli się z rozmowie ze swoim „wiernym Mariuszem” pewną obawą. Wydaje mu się, że minister wojny chce go „podgryźć, a może nawet wygryźć”. Mariusz przytakuje. „On to mi przypomina takiego krokodyla, co tylko głowę znad wody wystawi i łypie i gapi się i jak chlapnie jęzorem to w całym Nilu wody nie ma” – mówi.

„Minister wojny” nie przychodzi do gabinetu prezesa sam. Tak, tak. Pojawia się ze swoim wiernym współpracownikiem. We fragmencie odcinka nie poznajemy wprawdzie jego nazwiska, ani nawet przezwiska, ale można domniemywać, że chodzi o wcielenie rzecznika MON Bartosza Misiewicza, który w oczekiwaniu na przyjęcie przez prezesa nerwowo lustruje swoją „komórę”.

Satyryczny program Kabaretu Moralnego Niepokoju można oglądać za darmo na YouTube. To miniserial polityczny, stworzony przez Roberta Górskiego. Sam Robert Górski wciela się w nim w „TEGO Prezesa, w TYM gabinecie, na TEJ ulicy”. Jest tytułowym uchem, do którego każdy chce dotrzeć. Pierwsze dwa odcinki trafiły do sieci 9 stycznia. Kolejne mają być emitowane w tygodniowych odstępach czasu.

 

Na Facebooku twórcy serialu napisali już, że zbieżność „imion, nazwisk, zwierząt, miejsc i sytuacji” w serialu jest „zupełnie przypadkowa”. Choć nigdzie nie padają nazwiska, nietrudno rozpoznać Jarosława Kaczyńskiego (ważny prezes, właściciel kota), Mariusza Błaszczaka (sługa prezesa) czy Jacka Kurskiego (prezes telewizji). Teraz dołączy do nich Antoni Macierewicz (minister wojny). W przeszłości Górski wcielał się w premiera Donalda Tuska.

jest

natemat.pl

Obiecany tekst Magdy Rubaj z FAKT, o co chodzi Kaczyńskiemu

c2epc8rwgae9foc

 

PIĄTEK, 13 STYCZNIA 2017

Schetyna: PAD legitymizuje łamanie prawa. Musi liczyć się z konsekwencjami

17:28

Schetyna: PAD legitymizuje łamanie prawa. Musi liczyć się z konsekwencjami

Przewodniczący PO na Twitterze komentuje decyzję PAD o podpisaniu budżetu.

Prezydent Duda podpisując wadliwie przyjęty budżet legitymizuje łamanie prawa. Musi liczyć się z konsekwencjami.

17:25

Magierowski: PAD doszedł do wniosku, że głosowanie w sali kolumnowej odbyło się zgodnie z przepisami

Dzisiaj prezydent Andrzej Duda podjął decyzję o podpisaniu ustawy budżetowej na 2017 rok. Doszedł do wniosku, po zapoznaniu się ze wszystkimi opiniami, wyjaśnieniami, także ze strony marszałków Sejmu i Senatu, że głosowanie 16 grudnia nad ustawą budżetową w sali kolumnowej odbyło się zgodnie z przepisami i regulaminem Sejmu. Nie zostały naruszone żadne standardy obowiązujące w parlamencie. Tym samym prezydent uznał, że nie ma żsdnych przeszkód formalnych i prawnych, aby podpis pod ustawą budżetową złożyć – mówił Marek Magierowski na briefingu przed Pałacem Prezydenckim. Rzecznik PAD stwierdził też, że prezydent nie będzie komentować słów Grzegorza Schetyny.

300polityka.pl

Duda wypełnił słowa Kaczyńskiego. Prezydent podpisał budżet na 2017 rok, przyjęty w Sali Kolumnowej

 13.01.2017
Andrzej Duda podpisał budżet na 2017 rok. (zdjęcie z 12.101.17)
Andrzej Duda podpisał budżet na 2017 rok. (zdjęcie z 12.101.17) Fot. facebook.com/andrzejduda

"Liczę, że po podpisaniu przez prezydenta, budżet zostanie opublikowany w Dzienniku Ustaw” – powiedział Jarosław Kaczyński po zakończeniu kryzysu sejmowego. Andrzej Duda nie kazał zbyt długo czekać Prezesowi, bo właśnie podpisał ustawę budżetową na 2017 rok. I to pomimo apeli opozycji, zwracającej uwagę na wątpliwy tryb przyjęcia ustawy.

Andrzej Duda zarzekał się, że nie będzie notariuszem. I nie jest, bo notariusz dba o to, żeby wszystko było lege artis. Tymczasem prezydent właśnie podpisał ustawę budżetową na 2017 rok – poinformowała Kancelaria Prezydenta.

Tak, tę samą, którą przyjęto po nocy w Sali Kolumnowej, nie dopuszczając do wniosków formalnych i odrzucając w jednym bloku wszystkie poprawki opozycji. Dlatego przecież opozycja najpierw domagała się powtórzenia głosowania, a kiedy to okazało się nierealne, skierowania budżetu do 2017 roku (zgodnie z prawem nie prezydent nie może zawetować tej ustawy).

 

Duda jednak nie zastanawiał się zbyt długo i bez wahania podpisał kontrowersyjny budżet. Tym samy wziął na siebie współodpowiedzialność za wszelkie konsekwencje. A te mogą być poważne, przede wszystkim na międzynarodowych rynkach finansowych.

duda

 

piatek

naTemat.pl

agnieszka-gozdyra

W sobotę o 18:00 Polsat News pokaże premierowy dokument pt. „Algorytm”. Autorami filmu są Agata Kaźmierska i Wojciech Brzeziński.

„Algorytm” opowiada o tym jak media społecznościowe wywracają do góry nogami nasz świat. Są też wykorzystywane do manipulacji milionami ludzi bez ich wiedzy. Jeden z rozmówców, którzy wypowiadają się w filmie, stwierdził, że Internet wpływa wręcz na jakość demokracji, ale nikt nie ponosi za to odpowiedzialności. Czy mamy do czynienia z fejsokracją, gdzie to „lajki” decydują o zwycięstwie w wyborach?

Tytułowy algorytm autorzy określają jako pułapkę mediów społecznościowych. Odpowiada on za treści, które widzimy np. na osi czasu Facebooka. Wyświetlane posty nie są bowiem przypadkowe, a celowo wybierane przez algorytm.

„Algorytm”: w sobotę o 18:00 w Polsat News. Po filmie zostaną pokazane materiał i rozmowa Piotra Witwickiego o aktywności polskich polityków w mediach społecznościowych.

http://tvpolsat.info/news.php?readmore=8687

SIERAKOWSKI: DZIŚ NIE MAMY OPOZYCJI

Opozycja powinna nauczyć się bezkompromisowości, jaką ma jej główny przeciwnik, ale w granicach prawa – to powinna być jedyna różnica między tymi siłami – w Temacie Dnia Gazety Wyborczej Sławomir Sierakowski skomentował wydarzenia ostatnich dni i sytuację opozycji.

Szef Krytyki Politycznej jednoznacznie skrytykował działanie opozycji:
– Kaczyński reaguje tylko na siłę – jak widzi, że ma frajerów po drugiej stronie, to czemu ma się zatrzymywać. Będzie szedł dalej. Nie należało patrzeć jak to będzie wyglądało, należało powiedzieć: – Koniec, stop. Albo wyniesiecie nas stąd siłą albo musicie się cofnąć.

– Chodziło o to, że trzeba zatrzymać PiS w łamaniu prawa. Inaczej będzie się czuł w tym absolutnie bezkarny.

Publicysta widział w strajku sejmowym szansę na twarde działanie przeciwko partii rządzącej:
– Pojawiła się pierwsza sytuacja, w której PiS nie mieli dobrego ruchu. Gdyby posłowie opozycji wytrwali w strajku okupacyjnym na Sali plenarnej, PiS musiałby zapłacić za złamanie prawa. Blokujących polityków opozycji, PiS musiałby wyprowadzić siłą albo się cofnąć. Jedno i drugie by im zaszkodziło. Mamy do czynienia z dupą a nie opozycją.

Blokujących polityków opozycji, PiS musiałby wyprowadzić siłą albo się cofnąć. Jedno i drugie by im zaszkodziło. Mamy do czynienia z dupą a nie opozycją.

– Tego należało bronić, tu opozycja powinna stanąć twardo, ale nie umiała i nie stanęła. PiS może robić, co chce. Może kierować do Trybunału, ale jakie to ma znaczenie – ten Trybunał to pseudo-trybunał, prezydent to pseudo-prezydent, wszystkie niezależne instytucje zamienili w atrapy.

Wszyscy gracze opozycji, według Sierakowskiego, zachowują się niezrozumiale i bezsensownie:
– Po drugiej stronie powinni być politycy, którzy wiedzą kiedy trzeba być bezkompromisowym i umieć, na swoich warunkach, zawrzeć kompromis. Dzisiaj tak nie jest.

– PSL to są tchórze, jak zwykle. Oni za niczym nie staną poważnie chyba, że dostaną propozycję objęcia jakiejś funkcji w rządzie. Wtedy zrobią wszystko żeby tak było. Żadnej innej substancji stałej w tej partii nie ma i nigdy nie było.

http://krytykapolityczna.pl/kraj/pis-opozycja-matyja-sutowski-wywiad/embed/#?secret=4kEFAF1hFc

– Nowoczesna okazała się partią niedojrzałą. Nie potrafi wytrwać w poglądach, nie umie zachować się konsekwentnie, nie wiadomo o co jej chodzi. Najpierw blokuje mównicę z opozycją, później chce zgłaszać poprawki w senacie. Przecież jeśli chce zgłaszać w senacie coś to znaczy, że uznaje legalność przegłosowania budżetu. To po co blokowała mównicę? Tego Ryszard Petru w życiu nie wyjaśni.

– Najdłużej trzymała się Platforma Obywatelska, oczywiście dookoła była ględźba medialna, że to groteskowe, źle wygląda, ludzie nie rozumieją, ale od kiedy PiS przejmuje się tym jak, co wygląda.

Metody obierane przez opozycję powinny odpowiadać tym, których używa PiS:
– Jarosław Kaczyński – najgorzej oceniany polityk od 25 lat, rok do roku, w każdym sondażu – rządzi absolutnie Polską. Dlatego, że nie oglądał się na opinię publiczną, jakby się oglądał na to, jak wygląda, to by nie wychodził z domu.

Jarosław Kaczyński – najgorzej oceniany polityk od 25 lat, rok do roku, w każdym sondażu – rządzi absolutnie Polską

– Opozycja powinna nauczyć się bezkompromisowości, jaką ma jej główny przeciwnik, ale w granicach prawa – to powinna być jedyna różnica. Te siły nie powinny się różnić w determinacji i w konsekwencji, bo nie będzie to nigdy żadna przeciwwaga dla PiS-u. Powinny różnić się wyłącznie w tym, że jedna trzyma się zasad demokracji liberalnej, a druga nie. Dziś nie mamy opozycji.

– PiS jest wygrany i to widać – uśmiechnięty Ryszard Terlecki mówi: „Cieszę się, że wszystko wróciło do normy, wszystko jest w porządku, tylko opozycja się wygłupiła”. I on ma rację. PiS może ich teraz wyśmiać, bo tylko na to zasługują.

http://krytykapolityczna.pl/kraj/zawisza-pis-opozycja-kryzys-sejmowy/embed/#?secret=KsM84ls6FQ

Sierakowski skonkludował:
– Nie wiem jak dalej będzie rozwijać się ta sytuacja. Na scenie politycznej jest pustynia.

 

**

Na podstawie Wyborcza.pl

krytykapolityczna

krytykapolityczna.pl

Trzeba było powiedzieć: albo wyniesiecie nas siłą, albo się cofniecie – Sierakowski w „Temacie dnia”

Sławomir Sierakowski, Wojciech Maziarski; montaż: Katarzyna Szczepańska, 12.01.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21235583,video.html?embed=0&autoplay=1

– Należy wreszcie zatrzymać PiS w łamaniu prawa, inaczej PiS będzie się czuł absolutnie bezkarny – uważa publicysta Sławomir Sierakowski z ‚Krytyki Politycznej’ . Jego zdaniem, opozycja musi się wykazać determinacją, by PiS nie zamienił Sejmu w atrapę parlamentu. – Opozycja powinna powiedzieć: albo wynosicie nas siłą albo się cofniecie – uważa rozmówca Wojciecha Maziarskiego.

wyborcza.pl
PIĄTEK, 13 STYCZNIA 2017

Terlecki o wniosku Ziobry: Popieram w tym sensie, że nie wyobrażam sobie, żeby pan minister nie miał racji

12:11

Terlecki o wniosku Ziobry: Popieram w tym sensie, że nie wyobrażam sobie, żeby pan minister nie miał racji

To kwestie konstytucyjne. Jeżeli tam jest jakiś problem, to trzeba go rozstrzygnąć. W tej sprawie trzeba się zwracać do pana prokuratora. Trzeba pytać pana ministra i jego służby o to, na czym polega ten krok. Popieram w tym sensie, że nie wyobrażam sobie, żeby pan minister nie miał racji, natomiast o szczegóły trzeba pytać ministra – mówił Ryszard Terlecki na briefingu w Sejmie, pytany o wniosek Zbigniewa Ziobro do TK ws. wyboru 3 sędziów Trybunału z 2010 roku.

12:01

Terlecki: Najbliższe prezydium Sejmu za półtora tygodnia

Zastanowimy się nad tym zapewne na prezydium Sejmu, które się odbędzie za półtora tygodnia – mówił Ryszard Terlecki na briefingu w Sejmie, pytany o wczorajsze słowa Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, iż trzeba będzie podjąć odpowiednie decyzje ws. osób, które pełnią różne funkcje w parlamencie, a które miały łamać regulamin.

11:56

Terlecki: Jestem za tym, żeby awanturnictwo i chuligaństwo sejmowe pociągało za sobą konsekwencje

Jestem za tym, żeby awanturnictwo i chuligaństwo sejmowe pociągało za sobą konsekwencje. Mieliśmy do czynienia z takimi przypadkami i jakieś konsekwencje powinny być wyciągnięte. W tej chwili one są niewielkie – mówił Ryszard Terlecki na briefingu w Sejmie.

11:51

Terlecki potwierdza, że PiS planuje wprowadzić poważniejsze kary do regulaminu Sejmu

Jeżeli chodzi o informację, która się rozeszła, że są planowane jakieś zmiany w regulaminie Sejmu, to dotyczą one, te pomysły na razie, bo to wciąż jest w sferze projektów, to dotyczą one takich zmian w regulaminie, które by sytuację okupowania sali czy mównicy obwarowały jakimiś poważniejszymi karami, niż te drobne, które można w tej chwili zastosować. Zobaczymy, projektu jeszcze nie ma. Jak będzie projekt, to go opinii przedstawimy. Na razie te kary finansowe nie są zbyt dokuczliwe – mówił Ryszard Terlecki na briefingu w Sejmie.

11:40

Budka o wniosku do TK: Może się okazać, że TK głosami dublerów przyklepie niekonstytucyjne działania PiS-u

Jak mówił Borys Budka w Sejmie:

„Dzisiaj Grzegorz Schetyna zaapelował do prezydenta, by to on zaskarżył budżet do TK. Budżet, który został uchwalony w sposób niezgodny z procedurą, a więc jest nielegalny. Tylko wniosek prezydenta spowoduje, że pełen skład TK będzie badał to, co działo się w Sejmie przy okazji głosowania nad budżetem. Dlatego z tego miejsca możemy tylko poddać pod rozwagę naszym przyjaciołom z innych klubów opozycyjnych, czy jest sens zaskarżania przez posłów ustawy budżetowej, bo może się okazać, że Trybunał głosami dublerów przyklepie niekonstytucyjne działania PiS-u. Trzeba poważnie zastanowić się, zanim podejmuje się tego typu kroki. Jest jeszcze czas na refleksję, zarówno ze strony naszych przyjaciół z PSL i Nowoczesnej, jak i przede wszystkim ze strony prezydenta, który powinien być strażnikiem Konstytucji i który powinien po raz pierwszy zdecydować się na taki odważny, ale potrzebny Polsce ruch”

11:35

Brejza: Ziobro idzie drogą towarzyszy komunistycznych z 1947 roku. Na to zgody Platformy nie będzie

Jak mówił Krzysztof Brejza w Sejmie, komentując wniosek Zbigniewa Ziobry do TK ws. zbadania konstytucyjności wyboru 3 sędziów TK z 2010 roku:

„To niesamowita hipokryzja i wprowadzanie w błąd opinii publicznej, ale naszym zdaniem to kolejny krok do budowy państwa autorytarnego. To odejście od demokracji parlamentarnej. W podobnie kłamliwy sposób postępowali komuniści w roku 1947 – wygaszanie mandatów sędziów przez ministra sprawiedliwości Henryka Świątkowskiego. Minister Ziobro idzie drogą towarzyszy komunistycznych z 1947 roku i na to zgody Platformy nie będzie”

Jak dodał Borys Budka:

„Można się zastanawiać, czy Zbigniew Ziobro prowadzi jakąś wewnętrzną wojnę z Jarosławem Kaczyńskim, bo możemy tylko przypomnieć, że w 2010 roku klub PiS gremialnie poparł sędziego Tuleję na to stanowisko. Można zadać pytanie: dlaczego teraz Ziobro podważa wybór sędziego, na którego głosowali wówczas posłowie PiS? To wyjątkowa hipokryzja ze strony ministra Ziobro, ale to grozi również tym, że w każdej chwili prokurator generalny będzie próbował obalić legalnie wybranych sędziów TK, by później próbować udowadniać, że wyroki, które mu się nie podobają, również nie mają mocy prawnej. PiS postanowił dokonać ostatecznej rozgrywki z Trybunałem”

10:37

Mazurek o zmianie regulaminu Sejmu: Być może będą to zwiększone kary finansowe

Jak mówiła Beata Mazurek w rozmowie z TV Republika:

„O szczegółach zmiany regulaminu będziemy mówić, kiedy projekt będzie gotowy. W tej chwili nad nim pracujemy. Z całą pewnością nie chcemy dopuścić do sytuacji, w której blokowany będzie fotel marszałka, blokowana będzie mównica i nie będziemy mogli w spokoju wrócić do domu. Prawo powinno być równe wobec wszystkich i odpowiedzialność za nieprzestrzeganie prawa powinna dotyczyć wszystkich. W tym kierunku będą szły nasze propozycje. Być może będą to zwiększone kary finansowe. Argument finansowy zawsze do kogoś dociera”

„Kary powinny być bardzo dotkliwe dla tych wszystkich, którzy uniemożliwiali prace Sejmu”

„Osobiście uważam, że kary powinny być bardzo dotkliwe dla tych wszystkich, którzy uniemożliwiali prace Sejmu i tak traktowali naszych posłów. To nie może być tak, że my nie może wracać swobodnie do domu, bo nasze samochodu będą atakowane, a my będziemy szturchani. Uważamy, że to co się stało na sali sejmowej, jest nie tylko naruszeniem regulaminu Sejmu, ale też kodeksu karnego. Chciałabym, żeby tą sprawą zajęła się prokuratura. Nie może być tak, że uczestniczy rebelii, czy puczu, pozostaną bezkarni. Na coś takiego nie ma z naszej strony zgody”

09:33

Gowin: My jako obóz rządowy powinniśmy unikać otwierania frontów zbytecznych

– Platforma wyszła z tego konfliktu z wizerunkiem partii dużo poważniejszej niż Nowoczesna. Z wielu względów. Ale Polska straciła, państwo straciło. Ja byłem zaskoczony, że w gronie liderów Zjednoczonej Prawicy było tak zdecydowane dążenie do kompromisu. To nie znaczy, że my nie popełniliśmy błędów. My popełniliśmy błędy na samym początku, gdy doszło do okupacji sali. My jako obóz rządowy powinniśmy unikać otwierania frontów zbytecznych –powiedział w „Salonie politycznym Trójki” Jarosław Gowin.

09:29

Gowin: To porozumienie ws. budżetowe było de facto gotowe przed końcem ubiegłego roku

– Nie mam poczucia satysfakcji, ani tryumfu. Zdecydowanie wolałbym, żeby budżet został przyjęty według normalnych standardowych procedur, a nie w atmosferze awantury. Dążyliśmy do porozumienia z opozycją. Problem polegał na tym, że liderzy dwóch partii opozycyjnych, czyli PO i Nowoczesnej, ten konflikt wokół budżetu wykorzystali do ustalenia hierarchii ważności w opozycji. Mieliśmy wrażenie, że porozumieliśmy się przynajmniej z jedną z tych partii, z Nowoczesną. Ale jak ktoś napisał w internecie ktoś bardzo trafnie, Petru okazał się ekstremalnie twardym negocjatorem i odrzucił własną propozycję. To porozumienie w mojej ocenie było de facto gotowe przed końcem ubiegłego roku. Później zostało jeszcze potwierdzone. Ja nie widzę racjonalnego uzasadnienia dla wycofania się Nowoczesnej – powiedział w „Salonie politycznym Trójki” Jarosław Gowin.

09:13

Błaszczak: Rząd PO-PSL miał 8 lat, by doprowadzić do tego, aby siedziba Frontexu była w Warszawie na stałe

– Najpierw chciał przyjechać, później się rozmyślił. Nie wiem czym się kierował komisarz Avramopoulos. Ja jestem wymagającym partnerem, w odróżnieniu od polityków PO i PSL ja jednak wymagam od naszych partnerów. Kością niezgody jest to, że rząd PiS nie przyjmuje imigrantów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. To jest problem dla UE. Ja nie dopuszczę do tego, by było w Polsce to co dzieje się we Francji. Oczywiście zależy nam, by Frontex pozostał w Warszawie. To jest też naprawianie zaniechań – PO i PSL miało 8 lat, by doprowadzić do tego, by siedziba Frontexu była na stałe w Warszawie. Koalicja PO-PSL nic nie zrobiła w tej sprawie przez 8 lat. W 2007 r. rząd PiS doprowadził do tego, by Frontex był w Warszawie, ale na podstawie umowy tymczasowej. Te negocjacje są prowadzone z szefem Frontexu. One trwają –
powiedział w Politycznym Graffiti Mariusz Błaszczak o przeniesieniu siedziby Frontexu z Warszawy.

09:03

Błaszczak: Mam nadzieję, że skończył się czas w którym posłowie PO i Nowoczesnej byli ponad prawem

– Ja myślę że powinny być kary dla posłów. Regulaminowe, czyli kary finansowe za blokowanie mównicy, za blokowanie fotela marszałka. Ja wczoraj przytoczyłem treść art kk. Mam nadzieję [że posłami] zajmie się wymiar sprawiedliwości, tak powiedziałem. Ja mam taką nadzieję, że skończył się czas taki, że posłowie PO i Nowoczesnej byli ponad prawem. Oni się przyzwyczaili do tego, że prawo ich nie obowiązuje. Skończył się czas, gdy są równi i równiejsi – powiedział w „Politycznym Graffiti” Polsat News Mariusz Błaszczak.

08:53

Schetyna: To mentalność milicyjna. Jeśli ktoś chce w taki sposób rozmawiać z opozycją, to zawsze na tym przegra

Wszyscy złamaliśmy [regulamin Sejmu]. Powiedzieliśmy: kończymy ten protest i stajemy wokół mównicy i fotela marszałka, żeby łatwiej nas było zobaczyć, spisać. To mentalność milicyjna, nawet nie policyjna, jeżeli ktoś chce w taki sposób rozmawiać z opozycją, to podkreśla swoją słabość i zawsze na tym przegra – mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w „Kwadransie politycznym” TVP1.

08:43

Schetyna: Zdecydowana większość Platformy była razem i ma poczucie wspólnoty

Dla mnie ważna jest integracja Platformy. Pokazanie jej nowego początku. Jesteśmy rok po wyborach, w nowej sytuacji politycznej i jestem przekonany, bo zdecydowana większość Platformy była razem i ma poczucie wspólnoty – mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w „Kwadransie politycznym” TVP1.

08:39

Schetyna: Wydaje mi się, że politycy PiS powinni wyciągnąć wnioski. Że to nie koniec

– Wydaje mi się, że politycy PiS powinni wyciągnąć wnioski. Że to nie koniec. Jeżeli w taki sposób prowadzi się politykę, jeżeli się nie szanuje partnerów i parlamentarnej demokracji, jeżeli chce się narzucać swoją wolę w tak spektakularny sposób, jak przez ostatnie tygodnie, to zawsze, prędzej czy później, się przegrywa – mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w „Kwadransie politycznym” TVP1.

08:24

Waszczykowski: Demokracja liberalna to jest demokracja ideologiczna. My jesteśmy w demokracji

– My jesteśmy w demokracji. Dlaczego mamy być w demokracji przymiotnikowej? Na wschód próbują budować demokracje suwerenną, na zachód demokracji liberalnej. To jest demokracja ideologiczna. Ja chcę demokracji normalnej, gdy ktoś wygrywa wybory to może realizować program. Nam się to odbiera, bo rzekomo w Europie jest obowiązek realizacji jakiejś demokracji liberalnej
– mówił w „Porannej Rozmowie RMF” Witold Waszczykowski.

08:16

Waszczykowski o wypowiedzi Tuska: To jest niebywałe wydarzenie

– To jest trudny przypadek. Po raz pierwszy urzędnik europejski wypowiada się przeciwko własnemu krajowi. To jest niebywałe wydarzenie. Budżet został załatwiony w sposób normalny. Budżet jest legalny, odcięcie od funduszy nam nie grozi – mówił o wypowiedzi Donalda Tuska o budżecie Witold Waszczykowski w „Porannej rozmowie RMF”.

08:12

Waszczykowski: Rozmawiałem z Flynnem, z Kissingerem. Drugiej Jałty ma nie być

– Rozmawiałem w Nowym Jorku z gen. Flynnem, z Henrym Kissingerem. Nie ma być drugiej Jałty. Tillerson na przesłuchaniu kongresowym, że Rosja jest zagrożeniem i rywalem geopolitycznym dla świata zachodniego. Po tym jak Trump wygrał wybory zachowuje się racjonalnie. W tej chwili nie mamy się czego obawiać. Ich spojrzenie na rywalizację z Rosją jest takie jak nasze – powiedział w „Porannej rozmowie RMF” Witold Waszczykowski.

07:53

Fakt: Błaszczak wydał 2 mln na pilnowanie pustego Sejmu, DGP: Żadna opozycja, RZ: PO odpuszcza, GPC: Kapitulacja

DZIEŃ POD ZNAKIEM RATINGU POLSKI.

WYRUGUJĄ SĘDZIÓW Z TK – jedynka GW.

ROZRZUTNY BŁASZCZAK, WYDAŁ 2,3 MLN NA PILNOWANIE PUSTEGO SEJMU – jedynka Faktu.

WOLI LUKSUSY OD SEJMOWEGO HOTELU – SE o Kuchcińskim

DEMOKRACJA PARLAMENTARNA W POLSCE WYGASZANA – Paweł Wroński w GW.

CHŁOPCY Z PLACU BOJU – w GW wywiady z Petru i Schetyną.

ŻADNA OPOZYCJA. CO TO JEST? KONKURS NA BŁAZNA ROKU? – jedynka DGP.

PLATFORMA ODPUSZCZA – tytuł na jedynce RZ.

KAPITULACJA OPOZYCJI W SEJMIE – jedynka DGP.

SCHETYNA CHCIAŁ ZALEGALIZOWAĆ BUDŻET, SPRZECIWIŁ SIĘ KLUB PO – NEWSWEEK: “Grzegorz Schetyna chciał dokonać tzw. konwalidacji ustawy budżetowej. Miał już nawet gotową uchwałę sejmową w tej sprawie, ale posłowie Platformy nie zostawili na niej suchej nitki – ustalił „Newsweek”. http://m.newsweek.pl/polska/polityka/grzegorz-schetyna-chcial-zalegalizowac-budzet-sprzeciwil-sie-klub-po,artykuly,403399,1.html

LEPSZYM POMYSŁEM WNIOSEK DO SĄDU NAJWYŻSZEGO I NIK – SCHETYNA W RZ.

PIS WYGRAŁ SŁABOŚCIĄ OPOZYCJI – Bogusław Chrabota w RZ: “Czy mogło być inaczej? Gdyby nie Madera Ryszarda Petru, gdyby nie narty Grzegorza Schetyny, festiwal nieufności i ambicjonerstwa po stronie liderów opozycji… z pewnością mogło być inaczej. PiS wygrał tę rundę nie tyle własną siłą, ile niekonsekwencją i brakiem solidarności opozycji”.

PO LICZY, ŻE PRZY OKAZJI DEBATY O ODWOŁANIU ZNÓW SIĘ UDA WYPROWADZIĆ Z RÓWNOWAGI KUCHCIŃSKIEGO – Zuzanna Dąbrowska w RZ.

ZJEDNOCZONA OLIGARCHIA III RP – Gowin w SE o opozycji.

DOSTAŁ FORTUNĘ OD KOD A NA DZIECI DAJE OCHŁAPY – jedynka SE.

KOLEJNE FAKTURY OD LIDERA KOD – RZ.

KRYJĄ SIĘ W GNIAZDKU NAD WISŁĄ – w Fakcie zdjęcia Petru i Schmidt sprzed apartamentowca na Powiślu: “Uwili sobie Portugalię na Powiślu”.

URZĘDNICY MORAWIECKIEGO WYDALI NEGATYWNĄ OPINIĘ ANTYLICHWIARSKIEMU PROJEKTOWI ZIOBRY – GW.

W NIEDZIELĘ REFERENDUM WS LOTNISKA NA PODLASIU.

300POLITYKA RANO OBSERWUJE:
8:02 Elżbieta Rafalska – Gość Radia Zet
8:02 Witold Waszczykowski – Poranna rozmowa RMF FM
8:10 Grzegorz Schetyna – Kwadrans polityczny TVP1
8:13 Jarosław Gowin – Salon Polityczny Trójki
8:50 Mariusz Błaszczak – Polityczne Graffiti Polsat News

300polityka.pl

Kolejne faktury Kijowskiego, tym razem na 30 tys. zł. Szumełda dla „Wyborczej”: Była jeszcze jedna, ale zablokowaliśmy jej płatność

Michał Wilgocki, 13 stycznia 2017

Mateusz Kijowski na spotkaniu podlaskiego oddziału Komitetu Obrony Demokracji w Białymstoku

Mateusz Kijowski na spotkaniu podlaskiego oddziału Komitetu Obrony Demokracji w Białymstoku (Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta)

Według „Rzeczpospolitej” firma Mateusza Kijowskiego dostała od KOD nie 90 tys., ale 120 tys. zł – bo poza sześcioma opisanymi wcześniej fakturami były jeszcze dwie kolejne, późniejsze. Wszystkie wystawione za usługi informatyczne dla Komitetu. Ale, jak wynika z rozmów „Wyborczej”, faktur mogło być jeszcze więcej.

W ubiegłym tygodniu „Rzeczpospolita” i „Onet” opisały, że MKM wystawiło KOD-owi faktury za usługi informatyczne łącznie na ponad 90 tys. zł. Członkowie zarządu KOD – Radomir Szumełda, Jarosław Marciniak i Magdalena Filiks – tłumaczyli, że nie wiedzieli o tych fakturach, bo opłacał je Komitet Społeczny, a nie stowarzyszenie KOD. Komitet Społeczny to ciało, które nadzorowało publiczną zbiórkę pieniędzy. Jak czytamy w informacji Komitetu z listopada 2016 r., zebrał on łącznie 1 094 754 zł. Zarząd KOD zapowiedział audyt. Poprosił też Komisję Rewizyjną o zbadanie przepływów finansowych w organizacji.

Jak dziś pisze „Rzeczpospolita”, 11 stycznia Piotr Chabora, skarbnik Stowarzyszenia KOD, przekazał Komisji Rewizyjnej pismo, w której przyznał się do wypłacenia we wrześniu i październiku spółce MKM, założonej przez Kijowskiego i jego żonę, kolejnych faktury na 15 190 zł każda.

Zobacz: Potrzebny jest nadzwyczajny zjazd KOD – Jarosław Kurski komentuje sprawę wynagrodzenia Mateusza Kijowskiego 

Ale i to nie wszystko. Radomir Szumełda, członek zarządu KOD, mówi „Wyborczej”, że poza dwiema opisanymi przez „Rzeczpospolitą” fakturami – za wrzesień i październik – była jeszcze trzecia, za listopad, opiewająca na taką samą kwotę jak poprzednie.

– Dowiedzieliśmy się o niej 6 grudnia, na spotkaniu zarządu. Zablokowaliśmy jej płatność. Rozmawialiśmy też wtedy o sześciu fakturach wystawionych na Komitet Społeczny. Nikt – ani Mateusz Kijowski, ani Piotr Chabora – nie poinformował nas wtedy, że są jeszcze dwie faktury, o których dziś pisze „Rzeczpospolita”. Doszło do złamania statutu KOD, bo ten stanowi, że każdy wydatek powyżej 10 tys. zł musi być opiniowany przez zarząd – mówi Szumełda. – Gdybyśmy wówczas wiedzieli, że te dwie faktury zostały wystawione, podjęlibyśmy jakieś decyzje.

Pełnomocnik Kijowskiego: Nie komentujemy sprawy

Kijowski na prośbę o komentarz odesłał nas do biura prasowego. Biuro z kolei nie chce komentować sprawy i odsyła… do pełnomocnika Kijowskiego Jarosława Szczepaniaka. Dzwonimy. Szczepaniak: – Ponieważ sprawa faktur jest w prokuraturze, nie będziemy udzielać komentarzy na ten temat.

O co chodzi? We wtorek Radio ZET podało, że do Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie wpłynęło zawiadomienie dotyczące podejrzenia oszustwa na szkodę KOD.

Kiedy w ubiegły czwartek Agnieszka Kublik pytała Kijowskiego, czy poza sześcioma fakturami dostał jeszcze jakieś inne pieniądze z KOD, lider Komitetu zaprzeczył.

W „Rzeczpospolitej” lider KOD tak tłumaczył sprawę nowych faktur: – Nie istnieją takie faktury. Ktoś coś wystawił, być może omyłkowo, ale ja tych faktur nie widziałem. Wszystko zostało dawno temu wyjaśnione i sprostowane.

Przyznał również, że dostał dwa przelewy z KOD, ale zapewnił, że „niesłusznie przelane pieniądze zostały zwrócone natychmiast po stwierdzeniu tego faktu, już kilka miesięcy temu”.

Wyniki audytu w KOD – za kilka tygodni

O ten zwrot zapytaliśmy Szumełdę. – Sprawdzamy rachunki bankowe, ale na 99 proc. nie ma na nich śladu po takiej transakcji – mówi „Wyborczej”.

Zapowiadany audyt w Komitecie Obrony Demokracji jeszcze się nie rozpoczął. Trwają poszukiwania firmy, która go przeprowadzi. KOD chce domknąć sprawę w ciągu kilku dni, wyników spodziewa się w ciągu pięciu, sześciu tygodni.

A co dalej z samym ruchem? Zarząd KOD zapowiadał, że wybory w stowarzyszeniu zaplanowane są na marzec. Kijowski w niedawnym oświadczeniu proponował, żeby je maksymalnie przyspieszyć i przeprowadzić już w lutym. Ale na to w KOD nie ma zgody. Przedstawiciele ruchu chcą, by zaczekać na wyniki audytu, sprawdzić, czy nie doszło do nieprawidłowości, a dopiero później – już z pełną wiedzą – wybierać nowe władze.

kolejne

wyborcza.pl

c2dn7vxwqaaxson

Krajowa Rada Sądownictwa ws. wniosku PG do TK – skan fragmentu i link do całości: