Przyłębska, 26.12.2016

 

 

Rozmyślania Kaczyńskiego o puczu w kuwecie

Rozmyślania Kaczyńskiego o puczu w kuwecie

Wyjaśniła się tajemnica uśmiechu Jarosława Kaczyńskiego, gdy w nocy z 16 na 17 grudnia wyjeżdżał z Sejmu. On już wiedział! To był pucz. Długo musieliśmy czekać, bo aż do wydania tygodnika „wSieci” po świętach Bożego Narodzenia, dlaczego prezes rechotał w służbowej limuzynie.

Kaczyński dzieli się odkryciem z tej nocy grudniowej z braćmi Karnowskimi, a poprzez nich z nami: „Trzeba to nazwać wprost: to była próba puczu. Sygnały o takiej możliwej próbie przejęcia władzy docierały już do nas wcześniej. To była poważna próba sparaliżowania władzy w sposób siłowy, niedemokratyczny. Jej podstawą było założenie, że nie uchwalimy budżetu”.

Poseł Platformy Obywatelskiej Michał Szczerba pełnił rolę podporucznika Piotra Wysockiego, który wszedł do Szkoły Podchorążych Piechoty w Łazienkach, przerwał zajęcia z taktyki – wygłosił mowę: „Polacy! Wybiła godzina zemsty. Dziś umrzeć lub zwyciężyć potrzeba! Idźmy, a piersi wasze niech będą Termopilami dla wrogów”.

Kiedyś perory były podniosłe, dzisiaj wystarczy: „Marszałku kochany, muzyka łagodzi obyczaje”. I mamy pucz. Za Wysockim-Szczerbą rzucili się podchorążowie ku mównicy sejmowej, jak podchorążowie 29 listopada 1830 roku, którzy weszli do Belwederu, aby pojmać wielkiego księcia Konstantego. Wówczas namiestnikowi udało się zbiec w damskich fatałaszkach, dzisiaj Kaczyński nie musiał się przebierać, acz zbiegł z marszałkiem Kuchcińskim do sali kolumnowej w tym samym gmachu przy Wiejskiej.

Szczerba i podchorążowie posłowie pozostali przy swoim, tj. przy mównicy sejmowej przez całe święta, planują prowadzić pucz do 11 stycznia, a Konstanty Kaczyński dzieli się swymi myślami i zapowiada twardą walkę z puczystami: „Chcę jasno powiedzieć: nie złamią nas. Po naszej stronie jest wielka determinacja, silny mandat społeczny. Ale nie tylko. Mamy precyzyjne rozpoznanie, gdzie są nasze słabości, i ciężko pracujemy nad ich naprawianiem.”

Śmiejecie się? Na Twitterze mamy istne pandemonium żartów: „Cicho wszędzie, głucho wszędzie, pucz to będzie, pucz to będzie”. „Pucz się, pucz, to potęgi klucz”. „Tam sięgaj, gdzie pucz nie sięga”. „Pucznijcie się wszyscy w głowy.”, itd.

Czyżby miał „pucz puczem się odcisnąć”? Bowiem Kaczyński antycypuje: „Czerpią z Majdanu, odwracając rzeczywiście znaczenia słów i faktów, ale czerpią. Nie wiem, jak można Polsce życzyć krwawych rozruchów. Ale, widać, tam żadnych hamulców nie ma.”

Puczyści mają na razie jedyną broń: wyłączony mikrofon na mównicy sejmowej, zaś zaborcy wstawili nowe kraty w Sejmie, tak „naprawiają słabości”. Rozumiem, że przeciw puczystom zostaną rzucone policja, Wojsko Polskie, które są w rękach zaborców demokracji, a nawet „ciężko wypracowane” Macierewicza Wojska Obrony Terytorialnej.

Nie wiem, z kim prezes PiS spędzał święta Bożego Narodzenia, ani gdzie, ale głąbość tych myśli nasuwa mi podejrzenia, iż nie sięgają głębokości piasku w piaskownicy, ani tym bardziej jakiejkolwiek plaży, zwłaszcza że teraz nad Bałtykiem szaleje orkan. Te myśli o puczu zostały zrodzone na froncie walki w jakiejś kuwecie, tylko tak mogę wytłumaczyć powyższe brednie prezesa.

Waldemar Mystkowski

 

rozmyslania

koduj24.pl

Cicho wszędzie, głucho wszędzie, pucz to będzie, pucz to będzie.

Dla przesympatycznych użytkowników Twittera: puczo, puczo!

Ani dla PO, ani dla N nie przyszliby ludzie pod Sejm (chyba że działacze). Ale trzeba rozumu, by to skumać. Bye

Pucz sie pucz to potęgi klucz.

Pucz świstaka

Cztery wesela i pucz.

o jeden pucz za daleko

Znamy człowieka wolności roku. Może by wybrać jego najbardziej słuzalcze badziewie internetowe, takie poPUCZyny.

Tam sięgaj, gdzie pucz nie sięga

Pucznijcie się wszyscy w głowy.

Zapuczowany

Jarosław Kaczyński już wie, co chciała zrobić opozycja. Zdaniem prezesa PiS to była próba puczu i polski Majdan

Kaczyński protesty wobec przykładów łamania prawa przez PiS nazywa puczem i oskarża opozycję o brak zahamowań i rządzę krwi.
Kaczyński protesty wobec przykładów łamania prawa przez PiS nazywa puczem i oskarża opozycję o brak zahamowań i rządzę krwi. Fot. Sławomir Kamiński / AG

Tygodnik „wSieci” w najnowszym numerze publikuje wywiad z Jarosławem Kaczyńskim. Prezes PiS powrócił już do formy po tym, jak na chwilę stracił inicjatywę, gdy politycy opozycji zablokowali mównicę na sali plenarnej. Nie ma wątpliwości co do tego, że protest opozycji był próbą puczu, polskim Majdanem. Jednocześnie podkreślił, że nic go nie złamie.

Gdy Jarosław Kaczyński wyjeżdżał z Sejmu po głosowaniu nad budżetem, uśmiechał się. O czym wówczas myślał? Nie wiadomo. Być może był szczęśliwy, że policja opanowała sytuację i limuzyna z prezesem PiS będzie mogła bezpiecznie opuścić teren Parlamentu, zaś jemu samemu i pozostałym posłom partii rządzącej nic nie grozi. A może cieszył się, bo trafnie przewidział przyszłość?

 

Kaczyński już wcześniej ostrzegał swoich współpracowników, że w grudniu spodziewa się protestów. „Sygnały o takiej możliwej próbie przejęcia władzy docierały do nas już wcześniej” – mówi prezes w wywiadzie opublikowanym w najnowszym numerze „wSieci”. Próba, oczywiście, zdaniem Jarosława Kaczyńskiego, była nielegalna. W swoim stylu używa mocnych słów, takich jak „pucz”.

 

Opozycja, zdaniem lidera Prawa i Sprawiedliwości, nie cofnie się przed niczym. Przeciwnicy dobrej zmiany chcą urządzić na Wiejskiej polski Majdan. Nie cofną się przed rozlewem krwi, bo brak w opozycji jakichkolwiek zahamowań. Ale prezes już wie, gdzie są słabości i ciężko pracuje nad ich naprawianiem. Opozycja prezesa nie złamie – tak w każdym razie zapowiada w wywiadzie udzielonym braciom Karnowskim.

źródło: „wSieci”

jaroslaw

naTemat.pl

Katarzyna Lubnauer

Obywatelskie nieposłuszeństwo – prawo czy obowiązek

26/12/2016

Wspólny tekst z drem Marcinem Gołaszewskim.

„To, czy ktoś powstaje przeciwko bezprawiu, nie jest kwestią jego światopoglądu lecz serca.” Ernst Wiechert

Wybory z października 2015, do władzy dochodzi Prawo i Sprawiedliwość. Kierunek zmian, które proponują rządzący, ale też sposób ich przeprowadzania, szybko zmieniły nie tylko całkowicie obraz sceny politycznej w Polsce, ale doprowadziły też do obudzenia społeczeństwa obywatelskiego i wzrostu poparcia dla aktywnej wobec działań ograniczających demokracje partii Nowoczesna.

FullSizeRenderDemonstracje i różnego rodzaju aktywności, podjęte próby obrony podstaw demokratycznego państwa prawa, a przede wszystkim praw podstawowych jednostki, wskazują bezsprzecznie na kształtowanie się w Polsce społeczeństwa obywatelskiego i wzrost świadomości praw obywatelskich wśród Polaków.

Od początku przejęcia władzy przez PiS rodziło się pytanie, na ile obywatele mają prawo do wyrażenia sprzeciwu wobec legalnie wybranej władzy, której legitymacja jest wprawdzie niezwykle słaba ze względu na wyjątkowo niską frekwencję wyborczą i wynik na poziomie 38%, ale pochodzi z wyborów powszechnych. Ponadto stawało się coraz bardziej aktualne pytanie o formę sprzeciwu w sytuacji, gdy rząd łamie prawo, ogranicza prawa opozycji, nie szanuje konstytucyjnej zasady podziału władzy, a także i przede wszystkim w całym majestacie prawa dąży do ośmieszenia, zdeprecjonowania, zniszczenia dotychczasowych osobistości zarówno życia politycznego, jak i społecznego, autorytetów kultury i sztuki, które dotychczas uchodziły za niepodważalne wzorce i zasługiwały na tak rzadkie w naszych realiach określenie „męża stanu”. Ponadto PiS próbuje kwestionować, podważać opinie uznanych i cenionych na świecie gremiów, takich jak Komisja Wenecka czy Rada Europy.

Spójrzmy na rozwój prawa do sprzeciwu wobec legalnie wybranej władzy na przykładzie wymownych cytatów zarówno z historii chrześcijaństwa, myśli filozoficznej, jak i nowożytnych i nowoczesnych teorii funkcjonowania demokratycznego państwa prawa.

Kwestia sprzeciwu wobec legalnie wybranej władzy oraz ruchu oporu względem władcy były tematem przemyśleń nie tylko filozofów ale także ojców Kościoła już od początków chrześcijaństwa.

W starożytności Sofiści podnosili zarzut, iż prawo spisane jest jedynie punktem wyjścia do sprawowania władzy i dlatego nie może rościć sobie prawa do legitymizacji wszelkich czynów władcy, gdyż jest przez niego określone w swoich granicach. Punktem wyjścia do dyskusji filozoficznych była kwestia mordu na despotycznym władcy i moralnego usprawiedliwienia takiego czynu.

W teologii chrześcijańskiej ważną rolę odgrywała argumentacja wczesnochrześcijańska. W liście św. Pawła do Rzymian (13, 1-2) przeczytać możemy następujący fragment:

„Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga. Kto więc przeciwstawia się władzy – przeciwstawia się porządkowi Bożemu. Ci zaś, którzy się przeciwstawili, ściągną na siebie wyrok potępienia”.

Jednakże już w średniowieczu św. Tomasz z Akwinu podjął się w „Sumie teologicznej” próby uściślenia tych pojęć, a prawo do obrony wartości uniwersalnych, w tym wiary i praw jednostki, które były pogwałcane przez władcę, było szeroko dyskutowane i poddane analizie. „Raczej tyran jest buntownikiem, gdyż podtrzymuje niezgody i bunty, aby bezpiecznie mógł rządzić” – pisał Tomasz z Akwinu o sprzeciwie wobec władzy tyrana. W jego ocenie władza tyrańska nie może być sprawiedliwa, gdyż „nie kieruje się ku dobru wspólnemu, ale ku prywatnemu dobru rządzących.” Następnie sklasyfikował on ruch oporu wobec władzy zwierzchniej nie jako bunt, a uzasadnione zarówno moralnie, jak  i prawnie działanie w celu przywrócenia boskiego porządku oraz funkcjonowania i przestrzegania prawa jednostki:

Dlatego sprzeciw wobec tej władzy nie jest buntem – chyba, że byłby to sprzeciw tak nieuporządkowany, iż społeczność więcej utraciłaby na skutek samego sprzeciwu niż na skutek rządów tyrana. […] Na tym właśnie polega tyrania, że celem jej jest własne dobro rządzących ze szkodą dla społeczności.”

Wyjątkowo trafnie analizuje te kwestie Wolfgang Huber, były ewangelicki biskup Berlina i Brandenburgii w swojej książce „Sprawiedliwość a prawo – podstawy chrześcijańskiej etyki prawa”. Podkreśla on, iż władza zwierzchnia, porządek prawny, a tym samym i lojalność obywateli muszą zostać usankcjonowane, gdy „organy państwa ignorują i podważają prawa człowieka i prawa podstawowe, elementarne zasady demokratycznej sprawiedliwości i demokratycznie przyjęte formy postępowania.” W sytuacji, gdy mamy do czynienia z tak ewidentnym łamaniem prawa na pierwszy plan wysuwa się pojęcie oporu wobec legalnie wybranej władzy. Huber wyróżnia trzy formy sprzeciwu: od formy oporu w jej najszerszym znaczeniu wobec działań innych rozumianej jako akty solidarności i różnego rodzaju działań o charakterze strajku, przez jego węższe znaczenie polegające na obywatelskim nieposłuszeństwie, aż po znaczenie właściwe i najwęższe, definiujące opór jako aktywny, który obejmuje także akty z użyciem przemocy. Prawo do oporu wskazuje bowiem jego zdaniem na znaczenie odwagi cywilnej i świadomości obywatelskiej w zderzeniu z realiami państwa niedemokratycznego, w którym zachwiana zostaje relacja pomiędzy poszczególnymi organami władzy konstytucyjnej, a prawa jednostki są drakońsko ograniczane.

Z punktu widzenia chrześcijańskiej etyki prawa to troska o drugiego człowieka dopuszcza podjęcie walki wobec władzy, która te prawa ogranicza. Huber powołuje i zbliża się w swojej argumentacji amerykańskiemu myślicielowi i zwolennikowi transcendentalizmu Henry David Thoreau (1817-1862), który twierdził, iż prawo przestaje być prawem, gdy jest ono tak stworzone, aby uczynić z ciebie ramię do wykonywania bezprawia na innym człowieku. Zarówno w argumentacji Hubera, jak i Thureau widać wyraźnie, na czym polega zasadnicze kryterium legalności oporu wobec władzy, a mianowicie na spojrzeniu oddolnemu od obywatela i ograniczaniu jego praw i wolności.

Niezwykle kontrowersyjna ale i wyraźnie jednoznaczna jest ocena Hubera postaw neutralnych w sytuacjach zagrożenia porządku prawnego i demokratycznej formy rządów. Bezczynność przyczynia się w jego ocenie do tego, iż koło bezprawia napędzane przez państwo może toczyć się dalej i pociągać za sobą kolejne ofiary. Bezczynność jest więc w jego ocenie nie działaniem neutralnym, a definiowalną i konkretną postawą współodpowiedzialności. Wszędzie tam, gdzie taka współodpowiedzialność ma miejsce, powstaje moralny obowiązek podjęcia walki w obronie wartości demokratycznych, przy czym cel powinien zostać osiągnięty w pierwszej kolejności za pomocą środków bez użycia przemocy. Dopiero, gdy takie akcje nie przynoszą skutku, możliwa staje się ich eskalacja. Huber argumentuje, iż wyłącznie w sytuacji bezpośredniego zagrożenia i gdy istnieje świadomość przyjęcia na siebie winy za następstwa podejmowanych czynów, mogą być one usprawiedliwione: „Bez świadomości przyjęcia winy nie może istnieć etyczne usankcjonowanie przemocy z użyciem siły.”

Szczególnego znaczenia w definiowaniu legalności oporu wobec władzy nabierało to pojęcie w okresie drugiej wojny światowej. Także w tym kontekście hierarchowie chrześcijańscy podejmowali się próby określenia granic oporu i jego zakorzenienia w myśli chrześcijańskiej. Clemens August Graf von Galen, biskup Münster oraz kardynał Kościoła Katolickiego, jako jeden z nielicznych przedstawicieli niemieckiego episkopatu protestował przeciwko nazistowskiej polityce eksterminacji osób niepełnosprawnych i akcji „dzikiej eutanazji” przeprowadzanej masowo w szpitalach psychiatrycznych. Alegoria młota symbolizującego niedemokratyczne formy rządów i kowadła jako symbolu oporu stały się ucieleśnieniem pewnej formy walki wobec dyktatury nazistowskiej.

Bądźmy twardzi! Bądźmy mocni! Nie jesteśmy w tym momencie młotem, ale kowadłem. Inni, przeważnie obcy i odstępcy, uderzają w nas młotami, chcą odciągnąć nasz naród przy użyciu siły od prostej relacji z Bogiem. Stanowimy kowadło, a nie młot! […] Kowadło nie potrafi i nie potrzebuje odwzajemniać uderzenia, musi być jedynie mocne i twarde! Jeśli okazuje się dostatecznie wytrzymałe, nieruchome, twarde, wtedy zwykle wytrzymuje dłużej niż młot. I niezależnie od siły, z jaką on uderza, zachowuje swoją niewzruszoną stałość. […]

Według nowożytnej definicji prawa do oporu wobec legalnie wybranej władzy, każdy rząd ma swoje zakorzenienie w woli narodu, a tym samym jego legitymacja jest przez tę wolę usankcjonowana. Oznacza to, iż żadne państwo nie ma umocowania, aby łamać prawa człowieka, gdyż te stoją ponad prawem stanowionym. Dlatego też w każdej nowoczesnej konstytucji zagwarantowane jest prawo suwerena do obrony wartości takich, jak: suwerenność, podział władzy czy prawa człowieka. W konstytucji Republiki Federalnej Niemiec zagwarantowane jest to prawo przez artykuł 20 ustęp 4, który „przeciwko każdemu, kto chce zniszczyć porządek prawny w Niemczech, zapewnia prawo do oporu, gdy inna forma przywrócenia porządku prawnego nie jest możliwa.”

Prawo do oporu i jego wyraźne zakorzenienie w Konstytucji RFN znajduje swoje uzasadnienie w tragicznej historii Niemiec, gdy w okresie Trzeciej Rzeszy prawem określano wyłącznie to, co służyło w ocenie rządzących narodowi. Z tego wynikała logika nazistów zakładająca, iż także bezprawie, uregulowania stojące w sprzeczności z prawem oraz ignorowanie i deptanie praw człowieka oraz łamanie traktatów i porozumień międzynarodowych były obowiązującym prawem i mieściły się w jego granicach, dopóki przynosiły źle rozumianą korzyść społeczeństwu niemieckiemu.

W konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej nie ma wprawdzie bezpośredniego przepisu o prawie do oporu, jednakże artykuł 2: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej” stosowany był w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego w kontekście deficytu demokratycznego jako podstawa w wykładni orzeczniczej. W związku z tym można byłoby wyinterpretować prawo do oporu z tego artykułu. Ponadto rozdziały Konstytucji 1, 2 i 12 mówiące o prawach i wolnościach obywatelskich mają szczególne znaczenie konstytucyjne dla ustroju państwa, a ich zmiana jest dodatkowo usankcjonowana. Art. 10 konstytucji mówi o podziale władzy, należy więc do przepisów, które podlegają szczególnej ochronie konstytucyjnej.

Obecny układ sił w parlamencie, a także rząd i prezydent z PIS, pozwoliły Jarosławowi Kaczyńskiemu na frontalny atak na Trybunał Konstytucyjny, ograniczenie praw obywateli ustawami o policji, prokuraturze, czy zgromadzeniach czy likwidację wolności mediów w parlamencie. Trudno nie zauważyć, że powyższe działania kierują Polskę w kierunku państwa niedemokratycznego. Brak jakiegokolwiek dialogu ze społeczeństwem, próby narzucania woli rządzących, ostentacyjne deptanie praw opozycji i podjęcie próby gleichschaltyzacji kultury, nauki i sztuki, wskazują jednoznacznie na zapędy autorytarne rządzących.

Analizując powyższe argumenty dotyczącą możliwości sprzeciwu wobec legalnie wybranej władzy, należy zauważyć, iż masowe protesty w obronie Trybunału Konstytucyjnego, przeciwko planowanemu zaostrzeniu obowiązującego od 1997r. prawa aborcyjnego czy zmianom w systemie edukacji, są całkowicie uzasadnione koniecznością obywatelskiego sprzeciwu. Fakt, iż mobilizacja społeczeństwa następuje w tak szybkim tempie, napawa optymizmem. Polskie społeczeństwo, wprawdzie od 1989r. uśpione w letargu wynikającym z założenia, iż demokracja dana jest raz na zawsze, przebudziło się i podjęło walkę w obronie wartości podstawowych. Skonfliktowana zarówno wewnętrznie, jak i na arenie międzynarodowej Polska, nie jest tym krajem, w którym większość Polaków chciałaby żyć.

Dlatego pojawia się pytanie, na ile rządzący chcą doprowadzić do eskalacji konfliktów wewnątrz społeczeństwa i w którym momencie przekroczona zostanie czerwona linia, za którą nie będzie nic innego jak otwarty konflikt: społeczeństwo versus partia rządząca. Konsekwencje takiego konfliktu mogą być jednak trudne do oszacowania. Zadaniem partii opozycyjnych jest rola pewnego wentyla w tym konflikcie i próba zachowania w najwyższym stopniu standardów demokratycznego państwa prawa. Zarówno nowa jakość w polityce, język używany w dyskursie politycznym czy szacunek okazywany uznanym i cenionym autorytetom świata kultury, nauki i sztuki, ale i polityki, powinien być gwarantem zachowania ciągłości w warunkach zagrożenia demokracji. W sytuacji dalszej eskalacji konfliktu, kolejnych prób łamania konstytucji i deptania demokracji, czy ograniczania wolności mediów, partie opozycji ponad wszelkimi podziałami wezwać muszą do sprzeciwu obywatelskiego w każdej jego formie. Dlatego posłowie partii opozycyjnych, wobec oczywistego łamania zasad parlamentaryzmu, zdecydowali się nawet na tak ostrą postać sprzeciwu jak blokowanie mównicy sejmowej czy pozostanie w proteście na ponad 3 tygodnie na sali sejmowej. Celem tego jest w dłuższej perspektywie obudzenie Polaków, zwycięstwo w kolejnych wyborach, potem zbudowanie porządku prawnego opartego na trójpodziale władzy, a także pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej a także karnej wszystkich osób i organizacji zagrażających porządkowi ustrojowemu Rzeczypospolitej. Działań, do których determinacji zabrakło koalicji PO-PSL po rządach PIS z lat 2005-2007.

Totalna opozycja nie sprawdzi się w tych realiach. Jedynie konstruktywny dialog ze społeczeństwem, niepoddawanie się szantażowi rządzących i próby wspierania ruchów i inicjatyw obywatelskich, ale także gotowość do powiedzenia  „nie” wobec oczywistych prób łamania zasad parlamentaryzmu przez posłów, pozwolą w naszej ocenie na przełamanie monopolu PiS-u na „dobrą zmianę”. Tej zmiany nie chce w Polsce już chyba nikt. Pokażmy równocześnie, że chociaż w Polsce jest wiele rzeczy do zrobienia, wiele rzeczy nie działa, to można zmieniać nasz kraj w sposób racjonalny, a nie chaotyczny jak robi to PIS. Polacy muszą mieć alternatywę.  Polacy potrzebują „Lepszej Polski”.

Dr Marcin Gołaszewski – filolog, specjalista od kultury germańskiej, Uniwersytet Łódzki, członek zarządu regionu łódzkiego Nowoczesnej.

 

lubnauer.liberte!

PIOTR PACEWICZ, 26 GRUDNIA 2016

Biskupi Głódź, Hoser, Nycz. Opowieść wigilijna o opozycji, która skalała Święta

Biskupi Nycz, Hoser i Głodź zarzucają opozycji protestującej w Sejmie naruszenie katolickiej tradycji świąt Bożego Narodzenia i widzą w tym atak na Kościół i biorą stronę PiS. Bardziej umiarkowany jest Prymas, który delikatnie poucza „narodzonych z Boga polityków”, by jednak zwrócili uwagę na praworządność

Trzech arcybiskupów skomentowało kontynuację – na czas świąt Bożego Narodzenia – protestu opozycji w sali posiedzeń Sejmu. Wszyscy użyli tej samej figury myślowej. Po kolei: od wersji soft do hard (na fotomontażu od lewej w pierwszym szeregu biskupi: Pieronek, Polak (prymas Polski), Nycz, Hoser, Głódź).

Kazimierz Nycz: w jakimś sensie przeciw Świętom


Jeżeli nie ma nadzwyczajnych powodów, żeby nie można było przerwać bycia w Sejmie na czas Świąt, to powinno się je przynajmniej zawiesić, bo taki protest jest w jakimś sensie przeciwko tym Świętom

Kazimierz Nycz, Wywiad w radiowej Jedynce – 24/12/2016

Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta


FAŁSZ. PROTEST NIE JEST WYMIERZONY W ŚWIĘTA. POSŁOWIE DZIELĄ SIĘ OPŁATKIEM


Kazimierz Nycz, metropolita warszawski uważany w Episkopacie za umiarkowanego („gołębia”), mówił też, że „dystans, jaki daje świąteczny czas, a także modlitwa, mogą być drogą, żeby bardziej refleksyjnie rozwiązać te sprawy po Świętach – spotkać się i po prostu rozmawiać”. Można by to uznać za pokazanie równego dystansu do obu stron, gdyby nie wcześniejsze wskazanie, że to opozycja narusza świętość Świąt.

Przeczytaj też:

Nycz: Świeccy lubią Franciszka. Księża mniej

ADAM LESZCZYŃSKI  19 CZERWCA 2016

Henryk Hoser: zaplanowana destrukcja wiary

Dużo mocniej tę samą myśl wyraził abp Henryk Hoser. O równym dystansie mowy być nie może.


Nawet w czasach stalinowskich Boże Narodzenie było szanowane, nie podejmowano prób ich zakłócenia politycznymi akcjami. To akcja niesłuchanie brutalne, swego rodzaju inscenizacja, która ma swoich reżyserów i promotorów. Powoduje destrukcję społeczną

Abp Henryk Hoser, Wywiad w Polskim Radiu 24 – 25/12/2016

Arcybiskup Henryk Hoser podczas procesji z relikwiami swietago Stanislawa biskupa i swietago Jana Pawla II z Wawelu na Skalke . Fot. Krzysztof Karolczyk / Agencja Gazeta


ABP. HOSER SUGERUJE, ŻE CELEM OPOZYCJI JEST WALKA Z RELIGIĄ. TO INSYNUACJA


„Jestem przekonany, że wymiar spontaniczności protestu jest tylko życzeniowy – mówił  dalej w publicznym radiu 25 grudnia abp. Hoser – To są akcje przygotowane i zaplanowane, mające cele i dobrane środki. Powodują destrukcję społeczną i psychologiczną wśród ludzi, to zupełnie zaprzeczenie etosu Bożego Narodzenia”.

Wciąż operując kliszami propagandy komunistycznej, protest opozycji nazwał też akcją „niesłuchanie brutalną”, „swego rodzaju inscenizacją, która ma swoich reżyserów i promotorów”.

Kościół – zadeklarował Hoser – jest gotowy mediować w konflikcie opozycja-rząd, ale „istnieją strony w konflikcie, które odrzucają rolę Kościoła w przestrzeni publicznej i życiu społecznym.

Wszyscy ci, którzy odwołują się do Rewolucji Francuskiej, sterylnego oddzielenia Kościoła od państwa, co nie jest zgodne z polskim etosem”.

Bp Hoser zaskakująco otwarcie przywołał „niesterylny rozdział Kościoła od państwa”, pojęcie którego Konstytucja nie zna. Przynajmniej ta obecna.

29.10.2015 Warszawa , Skwer kard . Arcybiskup Henryk Hoser podczas briefiengu po zakonczeniu obrad Synodu Biskupow nt . malzenstwa i rodziny . Fot. Adam Stepien / Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

Abp Hoser o gwałcie. Kobiety mylą mu się z kurami

PIOTR PACEWICZ  4 PAŹDZIERNIKA 2016

Sławoj Leszek Głódź: taka opozycja nie mieści się w demokracji


Jeszcze jeden motyw. Obcy europejskiej i polskiej tradycji. Wielowiekowej zasadzie Pokoju Bożego. Zawierały go zwaśnione strony na czas świąt. Ale paroksyzm złych emocji nie ustaje. Opozycja totalna stanowi godną pożałowania karykaturę demokracji

Abp Sławoj Leszek Głódź, Słowo na Boże Narodzenie – 25/12/2016

31.08.2016 Gdansk , historyczna brama nr 2 Stoczni Gdanskiej . Abp. Slawoj Leszek – Glodz podczas uroczystosci w 36. rocznice Porozumien Sierpniowych . Fot . Bartosz Banka / Agencja Gazeta


ABP GŁÓDŹ ATAKUJE OPOZYCJĘ, JAKBY BYŁ Z PIS. ZASKAKUJĄCE BOŻE NARODZENIE


W homilii „Słowie na Boże Narodzenie” opublikowanej na stronie gdańskiej archidiecezji, abp gen. Sławoj Leszek Głódź operował dla odmiany narracją szybką niby wojskowe komendy: „I jeszcze jeden motyw. Związany z naszą ojczyzną. Aktualny. Nierozwiązany. Mimo podjętych prób. Rzutujący na czas Świąt. Obcy europejskiej i polskiej tradycji. Wielowiekowej zasadzie Treuga Dei – Pokoju Bożego. Zawierały go zwaśnione strony na czas religijnych świąt. A tymczasem paroksyzm złych emocji nie ustaje. Wybuchnęły w parlamencie, wylały się na ulice, zdominowały media. Kto je śledzi, zdaje sobie chyba sprawę, o co toczy się gra”.

I dalej wyraził wprost po czyjej stronie stoi:

„nie można obroną demokracji nazywać okupację sali sejmowej, a zamachem stanu – sprawowanie władzy przez zwycięskie ugrupowanie. Przedziwna kakofonia. Niepojęta w porządku logiki”.

Przy okazji Bożego Narodzenia pastwił się nad opozycją, która występuje przecież z pozycji słabszego: „w zdrowym systemie demokratycznym nie ma miejsca na opozycję totalną, bo stanowi jego zaprzeczenie, godną pożałowania karykaturę”.

Przeczytaj też:

Co Franciszek powiedział biskupom? Dokument, który musisz przeczytać

PIOTR PACEWICZ  4 SIERPNIA 2016

Trzy razy ta sama myśl

Kazimierz Nycz, Henryk Hoser i Sławoj Głódź reinterpretują spór polityczny i przedstawiają go jako starcie kultur (czy ideologii), przy czym protestującej opozycji przypisują motyw sekularyzacyjny czy wręcz antyreligijny (Głodź wchodzi ponadto w spór czysto polityczny). Postponowanie święta religijnego ma polegać na kontynuacji protestu (zamiast zawarcia „rozejmu” – choć brakuje tu drugiej strony do partnerskich rozmów), przebywanie w pracy a nie w domu (choć rotacja pozwala posłom i posłankom na jedno i na drugie).

Idzie za tym głębsze odrzucenie obu partii liberalnych jako kulturowo obcych, przynajmniej w porównaniu z PiS, który stawia na „zgodną z polskim etosem wersję niesterylnego rozdziału państwa i kościoła”, a także zapewnia Kościołowi przywileje (np. prawo do obrotu ziemią).

Kościół z pewnością odnotował poparcie PO i .N dla programów wspierania in vitro w kilku polskich miastach, zaangażowanie wielu działaczek obu partii w czarny protest, wypowiedzi na temat związków partnerskich itp.

Duchowni wkraczają w ten sposób w spór polityczny dotyczący podstaw demokracji i państwa prawa, wyżej stawiają powierzchownie rozumianą zasadę przestrzeganie świąt Bożego Narodzenia.

Jednocześnie mniej (Nycz), lub bardziej (Hoser) i całkiem jednoznacznie (Głódź) stają po stronie PiS i informują o tym wiernych.

Co na to protestujący

Protestujący w Sejmie w wielu wypowiedziach podkreślali, że

święta poza domem to koszt, także związany z wiarą.

Podawali też – inna rzecz na ile konsekwentnie – polityczne powody pozostania w sali sejmowej do 11 stycznia 2017.

W oświadczeniu wydanym 23 grudnia 2016 posłowie i posłanki PO i Nowoczesnej podkreślają, że „nie było naszym pragnieniem spędzanie Bożego Narodzenia i Nowego Roku na sali plenarnej. Przy wigilijnych stołach czekają na nas rodziny, ale teraz musimy dać świadectwo.

Nie zgadzamy się na arogancję władzy. Na dzielenie opozycji, zastraszanie posłów i propagandę rodem z PRL-u. Nie pozwolimy na niszczenie parlamentaryzmu, trójpodziału władzy, bezprawne uchwalanie budżetu. Nie możemy dać się podzielić, ulec szantażowi przestraszyć się gróźb.

Musimy zostać w Sejmie, żeby ci, którzy w wielu miastach codziennie protestują, mogli na święta Bożego Narodzenia pójść do domu”.

Dają więc wyraz swemu przywiązaniu do tradycji i przedstawiają powody, dla których tradycję naruszą.

Posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielus komentowała dla „Rzeczpospolitej” słowa abp Nycza: „wynikają albo z niezrozumienia sytuacji, z braku choćby próby usłyszenia naszego przekazu, albo z celowego wsparcia działań rządu. Cała socjotechnika PiS i wspierających ich komentatorów prawicowych polega na (…) przyprawianiu nam „gęby”. Kto głupi, ten w to wierzy. Kardynał Nycz wpisuje się w tą formę walki z opozycją”.

Prawdziwe Święta pod Sejmem

Niewykluczone, że abp Nycz (bo Hoser, czy Głódź chyba nie) zmieniłby zdanie, gdyby przyszedł w Wigilię pod Sejm. Setki warszawiaków i przyjezdnych gromadziło się wokół choinki i zastawionych stołów. Ludzie dzielili się opłatkiem. Do mieszkańców wychodziły protestujące posłanki Kamila Gasiuk-Pihowicz, Joanna Scheuring-Wielgus, Joanna Szmidt i posłowie Ryszard Petru i Michał Szczerba.

Reporter OKO.press dotarł pod Sejm po zakończeniu rodzinnej wigilii. Było już po północy 24/25 grudnia. Stoły z wigilijnymi potrawami zostały uprzątnięte, ale

w ulewnym deszczu ludzie wciąż śpiewali kolędy. Atmosfera była świąteczna, uroczysta.

„Bóg się rodzi” śpiewano kilkakrotnie.

Prymas zaskakująco wstrzemięźliwy

Wypowiedzi abp Nycza (w wersji light) i abp Hosera oraz Głodzia (w wersji hard) mogą być pomocne w zrozumieniu aluzji politycznej w kazaniu podczas pasterki w katedrze gnieźnieńskiej, jakie wygłosił 24 grudnia prymas Polski, abp Wojciech Polak.

„Boże Narodzenie jest świętem miłości (…) Ludzie, którzy się z Boga narodzili mieć będą na oku nie tylko swe własne dobro, ale też i drugich. Ludzie, którzy się z Boga narodzili troszczyć się będą o dobro wspólne, odważnie i cierpliwie wznosząc fundamenty naszego ojczystego domu na demokratycznych i praworządnych zasadach”.

Wydaje się zatem, że w podziale, jakim operują biskupi  Episkopatu, władze PiS są – jako „narodzone z Boga” – przeciwstawiane opozycji. PiS postawił na sojusz z Kościołem i już w partyjnym programie zadeklarował, że Kościół jest dzierżycielem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm”. 

Prymas delikatnie strofuje, a może tylko zachęca „narodzonych z Boga” do większej troski o demokrację i praworządność, ale też wyraża przekonanie, że cierpliwość i odwaga rządzących da dobre efekty. Na tle abp Hosera i Głodzia należy to uznać za zaskakującą wstrzemięźliwość.

Biskupi Nycz, Hoser i Polak przyjmują więc – każdy po swojemu – perspektywę władzy. Widać to szczególnie w kontraście z wywiadem bp Tadeusza Pieronka w TVN 24.

Pieronek: zdziczenie władzy

Na drugim biegunie biskupich reakcji znalazł się Tadeusz Pieronek, który niezwykle surowo ocenił polityczny aspekt protestu. Jego oceny są jak rewers sądów bp. Głodzia. W wywiadzie dla „Faktów po faktach” TVP 24 grudnia zarzucił PiS:

  • zamykanie dyskusji, paraliżowanie debaty parlamentarnej;
  • przyjmowanie „dyktatu”, używanie agresji „niemalże siły fizycznej”;
  • zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego.

Pieronek poparł sposób myślenia opozycji, który stoi za decyzją o przedłużeniu protestu w sali posiedzeń Sejmu: „Jeżeli władza nie jest poddana kontroli, to jest samowładztwem. A samowładztwo, jedynowładztwo jest niebezpieczne dla społeczeństwa”.

Nie zadeklarował wprost poparcia opozycji, ale jego słowa mogą być tak interpretowane.

biskupi

OKO.press

waldemar-kuczynski

 

bedziesie-dzialo

 

Tylko bp Pieronek

26.12.2016
poniedziałek

Kardynał Nycz postąpiłby po chrześcijańsku, gdyby poszedł podzielić się opłatkiem z protestującymi w Sejmie posłami PO i Nowoczesnej. W końcu posłowie opozycji to nie trędowaci. Reprezentują miliony wyborców, są wśród nich katolicy.

Zamiast do nich, kardynał poszedł do TVP kontrolowanej przez PiS i tam zdystansował się od protestu przeciwko pisowskiemu zamachowi sejmowemu.

Owszem, miękko, ale jednak. Metropolita warszawski powiedział w pisowskiej TVP niezmordowanie opluwającej protestujących posłów, że ich działanie jest przeciwko świętym i powinni protest zawiesić na czas świąt. Brzydko to zabrzmiało w ustach kogoś, kto jest uważany za biskupa umiarkowanego, otwartego także na poglądy nie-pisowskie wśród wiernych.

Jakiż to protest przeciw świętom? To protest mniejszości pozbawianej praw przez większość pod fałszywymi pretekstami. Posłanki i posłowie takich świąt w Sejmie nie planowali. Zmusił ich do pozostania w Sejmie PiS. W tej sytuacji miejsce Kościoła jest przy mniejszości. Tu nie chodzi o deklarację polityczną, poparcie tej czy innej partii, tylko o gest duszpasterski.

Biskupi w te święta kolejny raz stracili okazję, by przemówić po chrześcijańsku. A przecież mają skąd brać przykład. Jak nie ze św. Jana Pawła II, to może z orędzia królowej Elżbiety II, 6 minut a tyle treści i dobrych emocji. To naprawdę niezłe wzory, o niebo lepsze od pouczeń naszych biskupów radiomaryjnych. Po nich niepisowski katolik spodziewać się empatii, a nawet wysłuchania ich racji, nie może.

Ale żeby na dobrze ponad stu członków polskiego episkopatu ewangeliczną odwagę nazwania polityki pisowskiej po imieniu – „to jest dyktat, a dyktat kojarzy się nie dobrze” – miał tylko jeden z nich, emerytowany biskup Pieronek, to jednak ponury znak czasu w Kościele. A gdzie ci młodsi, obiecujący, wydawało się odporni na prawicowo-narodowe wzmożenie w stylu abp Jędraszewskiego? Czemu milczą? Przykro słuchać tego milczenia.

wymowne

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Napisał: Redakcja | niedziela, 25 grudnia 2016
mazgula-2

Mazguła napisał do biskupów: „Kościół stał się zakładnikiem PiS, księża sprzedali się za garść srebrników”

Poprzez wasze zaangażowanie po stronie PiS wzięliście udział w dzieleniu Polaków, niszczeniu wartości demokratycznych i prawa, stosowania odwetu i szerzeniu nienawiści. Praktycznie już doprowadziliście do wojny – napisał w liście otwartym do biskupów pułkownik Adam Mazguła.

– Kościół ma w Polsce szczególna pozycje, ale oddala się od wiernych. Mam wrażenie, że Episkopat Polski dawno zaprzestał zajmować się sprawami wiary. Trudno doszukać się w kościele miłości, pojednania i miłosierdzia. Na mszach uprawia się politykę wsparcia dla obecnie rządzącej partii PiS

– stwierdził w liście Mazguła.

– Pozostaje wiec pytanie: dokąd zmierza kościół pod waszymi rządami? Jakże przykro o tym pisać, ale mam wrażenie, że nikt z was nie przestrzega reguł wiary. Pycha, chciwość, nieczystość, zawiść, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew, gnuśność to dzisiaj nie grzechy główne kościoła, ale wasza charakterystyka

– dodał pułkownik.

– Kościół stał się zakładnikiem PiS, godzi się na zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego i demokratyczne wartości. Liczy na zmianę konstytucji i dodatkowe korzyści i wpływy. Nie jesteście już autorytetami. Sprzedaliście autorytet za garść srebrników

– podsumował. Pełna treść listu znajduje się poniżej:

List otwarty do biskupów w Polsce
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski Arcybiskup Stanisław Gądecki, biskupi i księża,
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Niezależnie od tego, czy ktoś jest bardzo wierzący, czy też nie, jest to czas zadumy i rodzinnych spotkań. Znaczna większość z nas usiądzie do wigilijnego stołu z wolnym nakryciem, bo tak nakazuje tradycja. To również historycznie uwarunkowana przez lata kultura naszego narodu. W tym dniu życzymy sobie „Wesołych Świąt”.
Ale czy będą to wesołe święta? Myślę, że dla bardzo wielu Polaków niestety nie.
Poprzez wasze zaangażowanie po stronie PiS wzięliście udział w dzieleniu Polaków, niszczeniu wartości demokratycznych i prawa, stosowania odwetu i szerzeniu nienawiści. Praktycznie już doprowadziliście do wojny. Policja i Żandarmeria Wojskowa manifestuje swój oręż w Sejmie i na ulicach, a rządzący straszą użyciem siły wobec obywateli.
Jak mogliście zniszczyć, może nie najlepsze, ale jednak godne życie w Polsce i to święto?
Kościół ma w Polsce szczególna pozycje, ale oddala się od wiernych. Mam wrażenie, że Episkopat Polski dawno zaprzestał zajmować się sprawami wiary. Trudno doszukać się w kościele miłości, pojednania i miłosierdzia. Na mszach uprawia się politykę wsparcia dla obecnie rządzącej partii PiS. Agitacja i mistrzowskie socjotechniki księży nie pozostawiają wątpliwości, że kościół opowiedział się politycznie i włączył się do budowy totalitarnego państwa. Widać i słychać to wyraźnie w telewizji i na falach radiowych stacji katolickich. W wypowiedziach hierarchów kościelnych, podczas mszy i uroczystościach partii rządzącej. Z całą mocą wybrzmiewa na tak zwanych miesięcznicach smoleńskich, gdy opuszczając kościół wierni zioną ogniem nienawiści do innych bliźnich. Towarzyszą im wysocy dostojnicy kościelni domagając się ”odwetu za smoleńsk”, wojny z imigrantami, czy nawet inaczej niż oni myślącymi.
Pozostaje wiec pytanie. Dokąd zmierza kościół pod waszymi rządami?
Jakże przykro o tym pisać, ale mam wrażenie, że nikt z was nie przestrzega reguł wiary. Pycha, chciwość, nieczystość, zawiść, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew, gnuśność to dzisiaj nie grzechy główne kościoła, ale wasza charakterystyka. Nie chodzi mi jednak o wasze zachowanie. To wasz problem. Chodzi mi o wzorce zachowań dla wiernych i narzucanie swojej woli pozostałym członkom naszego społeczeństwa. Nazywacie ”ochroną życia” krucjatę katolickiej ciemnoty przeciwko kobietom Polskim. Z wojowniczym zacięciem chcecie zakazać całkowicie aborcji, in vitro, dostępu do naukowych zdobyczy medycznych. Popieracie przemoc wobec kobiet, nie tylko katoliczek, narzucacie ciemnotę seksualną i „naukę” religii. To wy panowie biskupi zachowujecie się jak wyrocznia wszelkiej wiedzy, zdobywając kolejne przywileje i władzę w państwie, za którą nie odpowiadacie. Nie płacicie wielu podatków, handlujecie bez cła, wolno wam nawet krzywdzić bezkarnie dzieci i żyć w kłamstwie. Otrzymujecie bezprawnie potężne środki z budżetu państwa pod byle pozorem. To wy macie państwowe, bardzo wysokie emerytury, a ostatnio nawet możecie handlować ziemią, chociaż tego nie może robić polski rolnik. Popieracie zabawy partyjne na ekshumacjach i odcinacie Polskę od Unii Europejskiej. Chcecie zamienić polskie godło na krzyż, obwołujecie Chrystusa Królem Polski. Gdzie jest kres tych działań, gdzie wasza moralność?
Apeluję do was biskupi i księża, opanujcie się!
Dla kogo to robicie? dla wiary w miłość, czystość i prawdę? Dla bliźnich, którzy są braćmi? Niestety nie. Kościół stał się zakładnikiem PiS, godzi się na zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego i demokratyczne wartości. Liczy na zmianę konstytucji i dodatkowe korzyści i wpływy. Nie jesteście już autorytetami. Sprzedaliście autorytet za garść srebrników.
Każdy ma prawo do swojej wiary i nikt tego prawa nie może mu odebrać. Nie zabierajcie jej więc i wy innym, którzy chcą się trzymać od was z daleka.
W tym roku święta nie będą wesołe, ale niech będą chociaż spokojne!
Wszystkim nam jest potrzebne wyciszenie i moment refleksji. Sprzyjają temu święta.
Świętujmy zatem wszyscy. Nie zapominając o sytuacji w nasze ojczyźnie, która wymaga troski i odpowiedzialności. Tej refleksji Wam biskupi i księża również życzę z całego serca.
Adam Mazguła

mazgula

wSensie.pl

Agnieszka Kublik

Dlaczego dla Kaczyńskiego tak ważna jest telewizja? Bo 3 mln widzów to 3 mln potencjalnych wyborców

26 grudnia 2016

Jacek Kurski, prezes TVP

Jacek Kurski, prezes TVP (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Prezes PiS wierzy, że kto ma telewizję, ten wygrywa wybory, bo kontroluje narrację w debacie publicznej. TVP jest dla Kaczyńskiego szczególnie ważna, bo jej widzowie pokrywają się żelaznym elektoratem PiS. Dzięki przekazom w „Wiadomościach” Kaczyński udowadnia im, że ma rację.

Powtarzany przez polityków od 1989 r. slogan: „Kto ma telewizję, ten wygrywa wybory”, w przypadku PiS się nie sprawdził.

W 2007 r. TVP rządził Andrzej Urbański, jeden z najbliższych współpracowników Lecha Kaczyńskiego. Mimo to PiS przegrał przedterminowe wybory parlamentarne i stracił władzę w Polsce na osiem długich lat. Prawdopodobnie to wtedy Jarosław Kaczyński uznał, że samo obsadzenie fotela prezesa telewizji publicznej zaufanym człowiekiem to za mało, że niezbędna jest nie tylko kontrola nad ludźmi, ale też nad programem.

Parę miesięcy temu w tygodniku „Do Rzeczy” Kaczyński wyznał szczerze: – W Polsce za pomocą telewizji można wykreować obraz, jaki się chce, bo społeczeństwo nie analizuje tego, co tam widzi, tylko przyjmuje jako prawdziwe.

Powiedział też, że media publiczne to „osłona medialna” władzy i „kanał dotarcia do Polaków z własnym przekazem”. I tak dziś działa TVP.

Ogląda każdy. Ale jak?

Z badania Grupy IQS z 2015 r. wynika, że telewizor ma w domu prawie każdy Polak. Do codziennego oglądania telewizji przyznaje się ponad 65 proc. badanych. To przede wszystkim kobiety (72 proc., mężczyźni – 59 proc.), osoby powyżej 35. roku życia (79 proc.), mieszkańcy wsi (77 proc.) i osoby niepracujące (91 proc.).

Jedynie 8 proc. Polaków twierdzi, że w ogóle nie ogląda telewizji (najczęściej mężczyźni w wieku 25-34 lat z największych miast).

Oglądamy głównie wieczorami, ale niezbyt pilnie – załatwiamy w tym czasie inne sprawy: gotujemy, sprzątamy, prasujemy (zadeklarowało to 78 proc. badanych kobiet i 43 proc. mężczyzn). Dla młodych telewizja to też „medium tła” – odbiornik jest włączony, ale oni jednocześnie siedzą na Facebooku, sprawdzają e-maila i piszą SMS-y.

Oglądamy nie tylko na ekranie telewizora, ale też na laptopie i komputerze (43 proc. i 25 proc. wskazań) oraz na smartfonie i tablecie (20 proc. i 15 proc.).

Oglądamy coraz dłużej – średnio telewizja zajmuje nam 4 godziny i 23 minuty dziennie (dane z 2015 r.). Na świecie widać odpływ widzów od telewizji, ale według danych Nielsen Audience Measurement Polacy w ubiegłym roku oglądali telewizję średnio o 3 minuty dłużej niż rok wcześniej.

Kto czerpie wiedzę z telewizji

Badanie KRRiT (wrzesień 2015 r.) pokazuje, że w Polsce telewizja to wciąż jedno z głównych źródeł informacji, zwłaszcza dla osób starszych.

Młodzież informacje czerpie głównie z internetu (47 proc.) oraz z telewizji (36 proc.). W grupie w wieku 31-45 lat te proporcje się zmieniają – internet to źródło informacji dla 33 proc. badanych, a telewizja – 53 proc. Kolejna grupa (46-60 lat) wiadomości czerpie już głównie z telewizji – 73 proc., z internetu – 13 proc. Najstarsi (powyżej 60 lat) zdecydowanie wybierają telewizję (80 proc.).

Z badania KRRiT wynika, że korzystający z telewizji i prasy najczęściej informacje czerpią z TVN i „Faktu” (28 proc.) oraz TVP 1 i „Faktu” (26 proc.). „Wiadomości” w TVP i „Fakty” w TVN ogląda codziennie ok. 3,5 mln widzów.

Zobacz też: Telewizyjne „Wiadomości” bez informacji, za to pełne komentarzy, sugerujących ludziom, co mają myśleć – Beata Tadla

Nadajniki pracują dla PiS

I właśnie tym można wyjaśnić nerwowość, która zapanowała w PiS i wśród jego dziennikarskich sojuszników, kiedy parę dni temu podczas orędzia premier Beaty Szydło doszło do awarii nadajników TVP. Zarządza nimi prywatna firma EmiTel, z którą umowę podpisał zresztą w 2010 r. Romuald Orzeł, prezes TVP z nadania PiS, związany ze SKOK-ami.

Po awarii prorządowe media trąbiły o „wojnie hybrydowej”, a prezes TVP Jacek Kurski zawiadomił ABW o „dziwnej awarii”. Pojawiły się teorie spiskowe. Na portalu wPolityce.pl. Maciej Pawlicki pisał: „Awaria zdarzyła się akurat wtedy, gdy występowała premier Szydło. Nadająca sygnał TVP amerykańska spółka EmiTel roi się od byłych pracowników komunistycznych służb. Mam nadzieję, że polskie służby już wkroczyły do akcji, bo wygląda to na klasyczną operację ataku na państwo”.

TVP twierdziła, że większość Polaków straciła sygnał. EmiTel – że „problemy techniczne dotyczyły 11 spośród 137 obiektów nadających sygnał, w ramach których nastąpiły kilkuminutowe zakłócenia w prawidłowych emisjach spowodowane błędami synchronizacji”. Dotknęło to 10-12 proc. widzów.

Ale i ten mały procent się liczy, jeśli chce się utrzymać przy władzy. Przypomnijmy, że zwycięstwo i samodzielną większość w wyborach w 2015 r. dało PiS raptem 18,6 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania.

Latem tego roku CBOS zbadał, co oglądamy. Mniej więcej tyle samo osób jako główne źródło codziennych informacji telewizyjnych wskazuje programy TVP (przede wszystkim „Wiadomości” i „Teleexpress”), co „Fakty” i inne programy TVN (odpowiednio 24 proc. i 23 proc. badanych). Dla porównania: Telewizję Trwam i Radio Maryja wskazało tylko 2 proc. badanych, a prorządową telewizję Republika – 1 proc.

Wiedzę z TVP częściej niż przeciętnie czerpią ludzie starsi, w wieku 65 lat i więcej (34 proc.), mieszkańcy wsi (30 proc.), osoby z wykształceniem podstawowym (32 proc.) i zawodowym (28 proc.) oraz źle oceniające swoje warunki materialne (30 proc.). Według CBOS programy TVP są również szczególnie popularne wśród osób najbardziej religijnych – ogląda je 38 proc. badanych, którzy deklarują, że kilka razy w tygodniu uczestniczą w praktykach religijnych.

Jak wynika z analizy sondażu exit poll przeprowadzonego po ostatnich wyborach, w wymienionych wyżej grupach PiS wygrał zdecydowanie z innymi partiami. Rządowa propaganda w TVP ma utrzymać tych wyborców przy PiS.

– Głosujący na PiS otrzymują z TVP przekaz spójny z tym, co myślą o świecie. Jest on podawany tak, by był łatwo przyswajalny – tłumaczy prof. Mikołaj Cześnik, politolog z Uniwersytetu SWPS. – To „populizacja” informacji, infantylizacja przekazu. Elektorat PiS jest najgorzej wykształcony, najmniej wie o świecie, pochodzi z mniejszych ośrodków. W Polsce mamy miliony ludzi, którzy w ogóle nie czytają książek, nie uczestniczą w odbiorze kultury. Ich można dosyć łatwo urobić tym „spopulizowanym” komunikatem. Ziarno, które Kaczyński zasiewa za pomocą TVP, pada na podatny grunt.

dzieki

wyborcza.pl

W nowym numerze „wSieci” wyjątkowy wywiad z Jarosławem Kaczyńskim. Szef PiS o działaniach opozycji: „To był pucz!”

fot. wSieci

Ostatnie wydanie tygodnika „wSieci” przynosi analizy bezprecedensowej i agresywnej akcji opozycji. To był pucz! – piszą publicyści i dowodzą, że ubiegłotygodniowe protesty opozycji miały, również zdaniem rządzących, doprowadzić do wcześniejszych wyborów.

Próbę obalenia demokratycznej władzy przez opozycję obszernie opisują publicyści „wSieci”. Na ten temat wypowiada się prezes PiS, Jarosław Kaczyński w wywiadzie z Jackiem i Michałem Karnowskimi („Obronimy polską wolność”).

Trzeba to nazwać wprost: to była próba puczu. Sygnały o takiej możliwej próbie przejęcia władzy docierały już do nas wcześniej. […] To była poważna próba sparaliżowania władzy w sposób siłowy, niedemokratyczny. Jej podstawą było założenie, że nie uchwalimy budżetu

— tłumaczy Jarosław Kaczyński. Prezes PiS odnosi się także do medialnych zapowiedzi powtórzenia wydarzeń, które miały miejsce na Ukrainie wobec reżimu Wiktora Janukowycza:

Czerpią z Majdanu, odwracając rzeczywiście znaczenia słów i faktów, ale czerpią. Nie wiem, jak można Polsce życzyć krwawych rozruchów. Ale, widać, tam żadnych hamulców nie ma.

W wywiadzie Jarosław Kaczyński jasno też deklarował, że rząd Prawa i Sprawiedliwości nie zamierza się poddawać.

Chcę jasno powiedzieć: nie złamią nas. Po naszej stronie jest wielka determinacja, silny mandat społeczny. Ale nie tylko. Mamy precyzyjne rozpoznanie, gdzie są nasze słabości, i ciężko pracujemy nad ich naprawianiem. Wiemy też, które punkty węzłowe w państwie należy pilnie zreformować, żeby jeszcze szybciej ruszyć do przodu. Nie zdołają nas zatrzymać w naprawie państwa.

Podczas tej rozmowy dziennikarze poinformowali Jarosława Kaczyńskiego, że decyzją czytelników i kapituły został laureatem nagrody Człowiek Wolności Tygodnika „wSieci” za rok 2016.

Z kolei Marzena Nykiel w swoim artykule „Próba rewolty” na łamach nowego numeru największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce analizuje przyczyny i przebieg manifestacji opozycji. Stawia również tezę, że wszystko zostało z góry zaplanowane.

Nie było sentymentów. Rozpracowano scenariusze propagandy, wszczęto przemyślane prowokacje, zablokowano Sejm, uruchomiono zagraniczne media, Parlament Europejski, sięgnięto nawet po Donalda Tuska. Operacja wyglądała wyjątkowo groźnie

— zauważa dziennikarka.

Wydarzenia, które miały miejsce na ul. Wiejskiej w Warszawie komentują także w swoich felietonach publicyści („Co się stało w Sejmie”).

Opozycja parlamentarna sięgnęła po broń atomową. Sposób, w jaki PiS było traktowane przez marszałków z PO w poprzednich kadencjach, nieraz prowokował także mnie do doradzania im dramatycznego protestu. Nigdy po niego nie sięgnięto, jedynie kilka razy prawicowa opozycja wyszła z sali. Próba zerwania obrad to groźny precedens, stosowany do tej pory przez tak skrajne siły jak Samoobrona. W tym przypadku obliczony na rozgłos zewnętrzny

— zauważa Piotr Zaremba. Z kolei Maciej Pawlicki pisze:

Przerażona swą bezradnością opozycja i wściekłe resortowe dzieci miały energię, otrzymały „know-how”. KOD stał się platformą współdziałania, wszak roi się w nim od byłych milicjantów czy esbeków. Dwa środowiska okazały się jednym środowiskiem.

Stanisław Janecki w artykule „Czas Morawieckiego i Ziobry” demaskuje działania opozycji i wskazuje drogę, jaką powinni obrać politycy rządzącej formacji, by uniknąć odpływu elektoratu.

Wykreować szybki i efektywny rozwój oraz stworzyć dla niego odpowiednie ramy finansowo-fiskalne, to zadania dla wicepremiera Morawieckiego. Uszczelnić system podatkowy, ograniczyć skalę oszustw w tym segmencie oraz zwalczać korupcję to zadania dla ministra Ziobry. Na tych filarach oprze się rząd Beaty Szydło w przyszłym roku

— zauważa publicysta.

Na temat reformy edukacji Piotr Zaremba rozmawia z minister Anną Zalewską.Dziennikarz tygodnika pyta m.in. o powody, dla których minister Zalewska nie chciała zwlekać z reformą edukacji:

Chcę wziąć odpowiedzialność za jej całość. Chcę być przy jej wdrażaniu, monitorować cały proces, poprawiać. Dlaczego opozycja żąda przesunięcia reformy? Bo chce, żeby cała zmiana była po wyborach do łatwego odkręcenia

— czytamy. Minister mówi też o tym, że jest mnóstwo do zrobienia w jej resorcie:

Przede wszystkim wspólne z samorządami ułożenie całego systemu. Gdzie i jakie szkoły, jakie przepływy kadry nauczycielskiej, jakie granice obwodów szkolnych. Samorządowcy już zresztą zmianę ustroju szkolnego rozpoczęli. I to jest drugi powód. Samorządowcy nie mogą podjąć tego wielkiego dzieła zmiany ustroju szkolnego w roku wyborów samorządowych.

Jan Rokita na łamach nowego numeru „wSieci” podejmuje się analizy tego, w jakim kierunku będzie zmierzał świat w nadchodzącym roku.

W światowej polityce rok 2017 zacznie się nerwowym wyczekiwaniem na pierwsze faktyczne (a nie tylko zapowiadane) ruchy prezydenta Donalda Trumpa i jego ekipy, złożonej z bankierów, nafciarzy i generałów. Największe znaczenie mieć będą wielce prawdopodobne zmiany polityki amerykańskiej w Azji oraz na Bliskim Wschodzie. Tymczasem gra, jaką w obu tych newralgicznych punktach dzisiejszego świata zamierza podjąć Trump, nie jest na razie jasna. Jeśli rzeczywiście wycofa Amerykę z umowy TPP(o transpacyficznym wolnym handlu), której nieskrywanym celem było ograniczenie ekspansji handlowej Chin w Azji, w Pekinie krok taki zostanie przyjęty z satysfakcją

— pisze Rokita.

W tygodniku także komentarze bieżących wydarzeń pióra Andrzeja Zybertowicza, Wiktora Świetlika, Roberta Mazurka, Jerzego Jachowicza, Witolda Gadowskiego, Aleksandra Nalaskowskiego, Wojciecha Reszczyńskiego, Dariusza Karłowicza, Wojciecha Wencla, Krzysztofa Feusette czy Bronisława Wildsteina.

wPolityce.pl

Anne Applebaum, The Washington Post

Myśl ciepło o zbuntowanych Polakach. I trzymaj kciuki, żeby coś takiego nie zdarzyło się w twoim kraju

26 grudnia 2016

Demonstracja opozycji pod Sejmem, 17.12.2016

Demonstracja opozycji pod Sejmem, 17.12.2016 (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

„Nieliberalna demokracja” jest niezbyt szczęśliwym określeniem będącym w obiegu dlatego, że trudno wymyślić lepsze. Wielu ludziom ta nazwa się nie podoba, gdyż uważają, że przywódca naruszający reguły demokracji w ogóle nie powinien być określany jako „demokrata” – może raczej powinno się mówić o „dyktaturze”.

A jednak istnieje pewna postać polityki, która w praktyce wykracza poza granice tego, co nazywaliśmy „demokracją”, ale jeszcze nie jest w pełni dyktaturą, chociaż z pewnością może do niej doprowadzić, jak w Turcji czy w Rosji. W tej chwili najjaskrawszym przykładem nieliberalnej demokracji jest Polska, gdzie wybrany zgodnie z prawem rząd łamie konstytucję, zarówno pod względem litery prawa, jak i jego ducha. Od czasu przejęcia władzy jesienią 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość podważyło i pozbawiło władzy Trybunał Konstytucyjny, upolityczniło służbę cywilną i przekształciło media publiczne w prymitywny organ partyjnej propagandy. Minister obrony narodowej chce utworzyć „wojska obrony terytorialnej” podlegające bezpośrednio jemu, poza istniejącą strukturą dowodzenia. W obawie, że celem tego jest utworzenie paramilitarnych sił partii rządzącej, najwyżsi stopniem generałowie polskiej armii podali się do dymisji.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości uzyskali mandat do sprawowania władzy. Mają nieznaczną większość w parlamencie, którą uzyskali, zdobywając niewiele ponad jedną trzecią głosów wyborców, dzięki temu, że ich przeciwnicy z centroprawicy i centrolewicy byli podzieleni. Nie uzyskali jednak mandatu do zmiany systemu politycznego. Nie mają większości konstytucyjnej. Nie mają powszechnego poparcia większości wyborców. W ich umiarkowanej kampanii wyborczej nie wspominano o zmianie konstytucji, nie mówiąc już o upolitycznieniu służby cywilnej czy o wojskach obrony terytorialnej posłusznych wobec jednego tylko polityka.

Co w takich warunkach powinna zrobić opozycja? Zwyczajni obywatele? Nie ma łatwych rozwiązań. Polscy politycy nadal mogą mówić przez prywatne kanały telewizyjne lub w Sejmie, co w rzeczywistości robili, chociaż z niewielkim skutkiem. Obywatele mogą demonstrować – i także to robili, wywierając nieco większy wpływ. Zwołano imponujące demonstracje w proteście przeciw atakowi rządu na Trybunał Konstytucyjny i wolność zgromadzeń. Protest kobiet w kilkunastu miastach doprowadził do wstrzymania projektu penalizacji aborcji. Wszystkie pozostałe protesty nie osiągnęły niczego poza paroma drobnymi legislacyjnymi poprawkami.

Zobacz też:  „Płot hańby” PiS

Gdy rząd dokręca śrubę, protestujący stają się coraz gniewniejsi. W ubiegłym tygodniu marszałek Sejmu wykluczył z obrad posła opozycji, który sprzeciwiał się przepisom utrudniającym dziennikarzom relacjonowanie obrad. Jego koledzy w proteście okupowali prezydium. W reakcji na to marszałek przeniósł posiedzenie do innej sali i przeprowadził tam głosowanie o wątpliwej legalności. Wydarzenia te były relacjonowane na żywo przez telewizję, tysiące ludzi przyszło więc pod Sejm, by ponownie zaprotestować.

Niektórzy z protestujących usiłowali zapobiec opuszczeniu gmachów sejmowych przez ministrów, byli nawet tacy, którzy rzucali się pod samochody. Ale i to nie przyniosło żadnych efektów. Rząd odmówił ponownego poddania pod głosowanie nieprawidłowo uchwalonych ustaw. Protestującym zagrożono postępowaniem karnym.

I tu dochodzimy do trudnego pytania: co dalej? Czy jeśli rząd postępuje niezgodnie z prawem, to właściwą odpowiedzią jest obywatelskie nieposłuszeństwo? Mogłoby to wywołać skutki odwrotne w stosunku do zamierzonych: wielu Polkom i Polakom nie podobałyby się chaotyczne albo gwałtowne protesty, a rząd grozi eskalacją działań. W ostentacyjny sposób zaparkowano przed budynkami Sejmu pojazdy do tłumienia zamieszek, co przypomniało nam komunistyczne lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku.

Dotychczas naciski zewnętrzne – protesty płynące z Unii Europejskiej, Rady Europy, Białego Domu – miały niewielki wpływ na rządzących w Polsce. Być może dlatego, że nie towarzyszyły im żadne sankcje. To jednak także stwarza dla opozycji dylemat: czy polscy politycy powinni wezwać Unię Europejską, by obcięła subsydia na rzecz Polski?

Z czasem rynki mogą wywrzeć naciski ekonomiczne. Osiemnaście miesięcy temu dyrektor jednego z europejskich banków powiedział mi, że jego polski zespół był najwydajniejszy i najefektywniejszy ze wszystkich, jakie mu podlegały. Obecnie zagraniczne banki, obawiając się nieprzewidywalnych podatków i kapryśnego systemu prawnego, sprzedają swoje polskie aktywa lub rozpatrują ich sprzedaż. Notowania giełdowe i wartość polskiego pieniądza od roku systematycznie spadają. Niemniej potrzeba czasu na to, żeby zniszczyć kwitnącą gospodarkę. Demokrację można rozmontować znacznie szybciej.

Za dwa i pół roku odbędą się w Polsce nowe wybory. W jakich warunkach będą one przebiegać? Czy za dwa lata prywatne media jeszcze będą jeszcze funkcjonować, czy też rządowe naciski na reklamodawców doprowadzą do ich bankructwa? Czy sądownictwo zostanie upolitycznione? Czy subwencje rządowe dla zwolenników – wypłaty zasiłków, posady dla członków partii – staną się podstawą autorytaryzmu? Czy przeciwnicy polityczni zostaną postawieni w stan oskarżenia? Deklaruję, że tą ostatnią sprawą jestem osobiście zainteresowana: jestem żoną byłego ministra spraw zagranicznych Polski, obecnie niebiorącego udziału w polityce, którego wraz z innymi byłymi politykami przywódca rządzącej partii chce oskarżyć o „zdradę”.

Nie ma w tej chwili żadnych trafnych odpowiedzi na którekolwiek z tych pytań, bo nie ma żadnych oczywistych sposobów demokratycznego zwalczania nieliberalnej demokracji. A więc pomyśl ciepło o Polakach, którzy protestują w czasie świąt – w grudniu w Polsce bywa zimno. I trzymaj kciuki, by coś takiego nie zdarzyło się także w twoim kraju.

Przełożył Andrzej Ehrlich

mysl-cieplo

wyborcza.pl

Życzenia dla opozycji w Sejmie

24.12.2016
sobota

Składam serdeczne życzenia posłom Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej, którzy protestują przeciwko pisowskiemu zamachowi sejmowemu, pozostając w sali plenarnej na święta.

Są tam w imieniu i zamiast tych, którzy do ich protestu dołączyć się nie mogą, a mają podobne zdanie o poczynaniach obecnej władzy. Posłom PO i Nowoczesnej należy się uznanie za słuszny akt obywatelskiego nieposłuszeństwa.

Propaganda pisowska próbuje ich zdyskredytować. Porównuje ich do obrońców Leppera. Czy to nie z Lepperem współpracował Kaczyński?

Propaganda PiS zrównuje posłów Samoobrony, broniących Leppera, któremu groziło odebranie immunitetu, z posłami dzisiejszej PO i Nowoczesnej, broniącymi praworządności ostentacyjnie łamanej przez PiS. Tam chodziło o prywatę, tu chodzi o konstytucję.

Propaganda PiS atakuje grudniowe protesty obywatelskie pod Sejmem, a milczy o blokadzie Sejmu przez Piotra Dudę, szefa obecnej Solidarności. PiS wtedy nie protestował, tylko dziękował Dudzie.

Za rządów PO-PSL marsze i wiece pisowskie odbywały się bez przeszkód, choć często zamieniały się w seanse nienawiści przeciwko ówczesnym rządzącym.

Dziś Kaczyński i jego ministrowie grożą karami uczestnikom pokojowych protestów obywatelskich w słusznej sprawie. Pokojowe obywatelskie nieposłuszeństwo jest całkowicie dopuszczalne, jeśli władza łamie prawo. To jest broń bezbronnych.

Łamię się symbolicznie opłatkiem z posłami opozycji w sali plenarnej Sejmu. Dziękuję Wam za budujący przykład, że nie jest Wam obojętne, co dzieje się z Polską pod obecnymi rządami. Nieważne, ile procent poparcia mają oni, a ile Wy. Ważne, że w tym sporze macie rację.

 

http://szostkiewicz.blog.polityka.pl/2016/12/24/zyczenia-dla-opozycji-w-sejmie/?nocheck=1

 

PONIEDZIAŁEK, 26 GRUDNIA 2016

Opozycja przed pułapką III RP

Zrzut ekranu 2016-12-26 o 14.42.44

Protestujący przed Sejmem, także w Święta, są dla opozycji jak uczestnicy miesięcznic dla PiS. Z tą oczywiście różnicą, że łatwiej dowieść jakiegoś – choć czasem nazywanego zbyt gwałtownie – zagrożenia PiS dla demokratycznych procedur, niż lotniczego zamachu. Ale w tym porównaniu chodzi tylko o to, że każda z przeciwnych sobie formacji – i PiS, i “obóz demokratyczny”, jak się nazywa opozycja N+PO, mają swoje elektoraty radykalne. PiS ma elektorat Radia Maryja i smoleński, opozycja KOD-owski. Choć to truizm – to bez sięgnięcia po “wyborców środka”, żaden z nich nie będzie w stanie przechylić szali.

“Elektoratem środka” są dziś wyborcy gruntownej zmiany, a nie pudrowania III RP. I ten elektorat, w swojej większości, wciąż pozostaje z PiS.

Opozycja stoi przed pułapką. Nawet jeśli kiedyś dojdzie do demokratycznego odrzucenia PiS, to nie w warunkach powrotu do tego, co już było. Ani tych, którzy już byli.

To, że PiS tak spektakularnie potyka się o własne nogi, wcale nie oznacza jego końca, ani nawet początku końca. Nie oznacza tym bardziej tego, że na przykład słowotoki Bronisława Komorowskiego zyskają sens i wdzięk. Ani tego, że naród uzna, że w Warszawie za mało kamienic oddano oszustom. Od kłopotów PiS-u, także i Lech Wałęsa nie zredukuje liczby sprzecznych poglądów wypowiadanych dziennie z 10 do choćby 2.

Obraz nie jest jednak jednoznaczny. Opozycja pokazuje nowych liderów, ale potrzebuje w tym większej konsekwencji, mocy i organizacyjnej siły.

Opozycji udała się też bardzo ważna rzecz – wprowadzenie poważnej debaty: więcej wolności/ mniej wolności. Dla PiS to kłopotliwe, bo w zwycięskich kampaniach rysował się jako gołąbica wolności, a nawet „synogarlica pokoju”, jak mówił Joachim Brudziński.

Nierzadka nieudolność, arogancja i zła wola PiS w żadnym stopniu nie anulują jednak diagnoz, które PiS stawiał. Pozostają one jak najbardziej aktualne.

Pośród rzeczy absurdalnych, głupich i czasem groźnych, budzących uzasadniony lęk o wierność demokratycznym procedurom i miejsce Polski w Europie, PiS nadal trafnie nazywa wiele problemów. Opozycja przeważnie udaje, że ich nie ma.

Wymiar sprawiedliwości działał fundamentalnie źle. Był wymiarem niesprawiedliwości, pozbawionym jakiejkolwiek kontroli społecznej. To konkretni sędziowie, a nie anonimowe ufoludki przyznawały roszczenia pełnomocnikom osób, które miałyby 120 lat. To konkretni prokuratorzy nie podejmowali najprostszych czynności śledczych i to przy tak “medialnej” sprawie jak Amber Gold, więc łatwo można sobie wyobrazić co się działo w sprawach o których opinia publiczna nie słyszała. Środowiska adwokatów latami odchodziły od swojej roli, na rzecz biznesowego pośrednictwa, handlu roszczeniami, czy w równym stopniu pozostających na granicy prawa działalności kancelarii lobbingowych, windykacyjnych, odszkodowawczych (doprowadzając do drastycznych podwyżek składek ubezpieczeniowych). To w końcu, przy co najmniej milczącej aprobacie sędziów TK, poprzedni parlament zmienił ustawę i wybrał nadmiarowych członków Trybunału, by nie mógł tego zrobić kolejny parlament. Służby często były służbami specjalnej troski, nie specjalnymi. To wszystko było “nie-OK”, by sięgnąć po obrazowe stwierdzenie, którego często używa Grzegorz Schetyna.

Latami tolerowano sięgające miliardów złotych wyłudzenia VAT-u. Polska na papierze była światowym potentatem w produkcji telefonów komórkowych. Państwo było bezradne wobec firm-słupów handlujących stalą i paliwami. Swoją drogą, to dopiero byłaby poważna komisja śledcza do sprawy VAT i to duża szkoda, że w końcu nie powstała.

Jeżeli na serio w dyskusji publicznej pojawia się lament, że efektem 500+ są kobiety porzucające pracę, to więcej niż refleksji wymaga pułap płac w Polsce i sposób, w jaki traktuje się pracownika. Polska, przy swoim nieprawdopodobnym sukcesie gospodarczym, transformacji podziwianej na świecie, była jednak w jakiejś mierze państwem niesprawiedliwym i jednak dzięki pewnym politykom PiS bardziej sprawiedliwym się staje.

To nie są sprawy, które PiS wymyślił. Jeżeli opozycji się wydaje, że to nie są rzeczy, które wymagają jasnego jej stanowiska, to znaczy, że zrozumiała niewiele.

Słupek PiS, wciąż pozostający na bardzo wysokim, choć nie na tak wysokim jakby mógł, poziomie wskazuje na to, że elektorat zmiany, w swojej dużej części pozostaje przy PiS. To wyborcy zmiany, którzy nie są ani antyeuropejscy, ani ksenofobiczni, ani nadmiernie roszczeniowi, ani antyreformatorscy. Wręcz przeciwnie, są arcyreformatorscy. Są po prostu uczuleni na puder, którym latami posypywano niesprawiedliwość i zepsute instytucje.

Dopóki opozycja tego nie zrozumie, dopóki będzie szła na skróty i intelektualne wygodnictwo obrony starego porządku, nawet tam gdzie w oczywisty sposób zawodził, dopóty elektorat przechylający szalę będzie trwał przy obozie władzy.

300polityka.pl

http://linkis.com/www.wsensie.pl/bez-k/only6

mazgula

Anne Applebaum: Myśl ciepło o zbuntowanych Polakach. I trzymaj kciuki, żeby takie coś nie zdarzyło się w twoim kraju

c0m5oejwiaafoic

KAMIL FEJFER, 26 GRUDNIA 2016

Sny Morawieckiego. „Polska musiałaby się rozwijać jak Chiny”

Fundacja Kaleckiego przedstawiła raport oceniający wdrażanie planu Morawieckiego. Wyniki analizy można podsumować w kilku słowach: ambitne założenia, mizerne działania i niewielkie szanse powodzenia

Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju, bo tak oficjalne nazywa się Plan Morawieckiego, zakłada, że do 2030 roku Polska dogoni państwa europejskie. Eksperci Fundacji Kaleckiego, autorzy raportu, w którym analizują szanse powodzenia strategii, stwierdzają, że jest to mało prawdopodobne.

Wielkie ambicje

SOR zakłada, że do 2020 roku Polska „zwiększy przeciętny dochód rozporządzalny brutto gospodarstw domowych na jednego mieszkańca wg PPP” do poziomu 80 proc. europejskiej średniej. Dochód rozporządzalny – inaczej mówiąc dochód do dyspozycji – to dochód powiększony o transfery rządowe i pomniejszony o podatki. Dochód rozporządzalny jest przeznaczany na oszczędności i wydatki. Między innymi dlatego według ekspertów Fundacji Kaleckiego jest to wskaźnik lepiej mierzący poziom dobrobytu niż PKB.


Przeczytaj też:

Budżet na 2017 rok. Deficyt rekordowy tylko w miliardach

SZYMON GRELA  26 SIERPNIA 2016


Jeszcze bardziej ambitne jest kolejne założenie SOR – Polacy w 2030 roku mają dysponować takim dochodem rozporządzalnym na głowę jak przeciętny Europejczyk.

Czy to wszystko możliwe?

W 2014 roku średni dochód rozporządzalny dla Unii wynosił 20781 PPS (Standard siły nabywczej – sztuczna waluta. Teoretycznie, za jeden PPS można kupić tę samą ilość dóbr i usług w danym kraju), a dla Polski 14 254 PPS – 68,5 proc. średniej. Mamy więc dużo do nadrobienia, a czasu zostało niewiele.

Małe szanse powodzenia

Dochód rozporządzalny wzrasta w całej Unii Europejskiej. Z wyjątkiem roku 2009, kiedy spadł. Od tego czasu poziom polskiego dochodu rozporządzalnego rósł szybciej niż średnia dla wspólnoty.

Jednak te różnice mogą wkrótce zacząć się zacierać. Dlaczego? Bo korzystamy z „nisko rosnących owoców wzrostu”. Po prostu im jest się biedniejszym krajem, tym łatwiej szybko awansować. Wraz z rozwojem tempo przyrostu dochodu maleje.


Przeczytaj też:

„Gimnazja nie radzą sobie z przemocą”. To nieprawda, w podstawówkach jest gorzej

DANIEL FLIS  22 LISTOPADA 2016


Jak szacują eksperci z Kaleckiego,

aby cele planu Morawieckiego zostały osiągnięte, państwa Unii Europejskiej musiałyby doświadczyć 14-letniej stagnacji, a dochód Polek i Polaków musiałby każdego roku rosnąć o 2,5 proc.

Taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny. Tym bardziej, że nasza gospodarka jest silnie spleciona z gospodarką dużych państw europejskich. Nasz rozwój jest bardzo trudny, o ile nie niemożliwy, bez rozwoju w państwach UE: kraje Unii Europejskiej to 80 proc. polskiego eksportu. Innym sposobem jest przyspieszenie wzrostu do poziomu wzrostu Chin. Ale, zwłaszcza po ostatnich doniesieniach o sporym spowolnieniu w III kwartale, wydaje się to bardzo mało prawdopodobne.

Jak to wszystko dzielić

Wbrew powszechnemu przekonaniu wzrost PKB wcale nie musi oznaczać, że mniej ludzi będzie żyło w biedzie. Innymi słowy: PKB może rosnąć, a ubóstwo też. To, co się liczy, to podział owoców wzrostu. I właśnie z ubóstwem związane są kolejne cele planu Morawieckiego. Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju zakłada zmniejszenie stopy ubóstwa skrajnego z 6,5 proc. (obecnie) do 3,5 proc. w 2020 i 3 proc. w 2030.
Zmienić się ma również wskaźnik ubóstwa relatywnego z 17 proc. do 14 proc (2020) i 12 proc w 2030 roku.

Aby do tego doszło, konieczna jest gruntowana zmiana systemu redystrybucji. Eksperci Kaleckiego uważają, że bez takiej zmiany cel SOR jest nie do osiągnięcia.


Przeczytaj też:

Co robi Polak po godzinach? Pracuje

KAMIL FEJFER  22 PAŹDZIERNIKA 2016


Nie można jednak powiedzieć, że rząd nic nie robi w tej kwestii. Dzięki programowi 500+ znacznie spadło ubóstwo, zwłaszcza ubóstwo skrajne dzieci. Analitycy Kaleckiego zwracają uwagę, że to właśnie 500+ może przyczynić się do wzrostu dochodu rozporządzalnego w 2016 roku aż o 8,6 proc. W następnych latach jednak zmiana nie będzie tak widoczna – po prostu rodziny otrzymały już wsparcie.

To w zasadzie tyle dobrych wieści. Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju stawiała między innymi na sprawdzony choćby w Niemczech dualny system kształcenia(duale ausbildung), który polega na współpracy placówek oświatowych i pracodawców, by lepiej edukować przyszłe kadry. Niestety wprowadzana właśnie reforma jest nie tylko kosztowna, ale – zdaniem autorów raportu – w żaden sposób nie przyczynia się do realizacji celów planu Morawieckiego.

sny

OKO.press

c0ltu5ixuaemwwo

„KURZ MINUS” czyli nowa kampania dla Polski. Internet podbija parodia orędzia premier Beaty Szydło

Premier Beata Szydło przygotowuje się do występu w telewizji
Premier Beata Szydło przygotowuje się do występu w telewizji Fot. P.Tracz/KPRM

„Zbudujemy wielką rurę, przeciągniemy ją przez całą Polskę. Z wylotem na granicy polsko-niemieckej. Zapytają państwo, co dalej z tym powietrzem? Odpowiem wtedy: A co nas to obchodzi”. Oto nowy program władzy? No nie, to jego parodia, która zdobywa w internecie tysiące lajków.

Przed kamerą kobieta wystylizowana na premier Beatę Szydło. Krótko przystrzyżona, w białej koszuli, ciemnym żakiecie i z obowiązkową broszką. Na pulpicie, przed przemawiającą szklanka wody i mikrofon. W tle biało-czerwona flaga.

– Obowiązkiem rządzących jest dbanie o obywateli państwa. Chcę dziś powiedzieć, że wywiązujemy się z tego obowiązku w pełni i wywiązywać się będziemy już zawsze. Chcę dziś ogłosić nowy program rządowy, który ostatecznie oczyści nasz kraj. Kurz, brud, destabilizacja – w tym momencie autorka „orędzia”, wykrzywia się z obrzydzeniem. Cały czas, wykonuje też gesty znane z wystąpień premier Szydło.

 

– To wszystko dziś dzieli nasz kraj. Nie wolno Polaków skłócać. Polacy zasługują na odkurzacz centralny. Nowy program „KURZ MINUS” będzie dostępny dla wszystkich polskich rodzin (…) Szanowni państwo, chcę dziś zapewnić, że rządowa rura zagości w każdym polskim domu” – przekonuje przemawiająca.

 

Wykonanie autorstwa kobiety kryjącej się za pseudonimem „paj” podbija internet. Kolejne osoby wrzucają je w mediach społecznościowych.

Czy będzie jakaś kontynuacja parodii? Widzowie autorki nawołują o więcej. Trzeba więc czekać .

 

naTemat.pl

Może i gapy, ale klasy premium

Alicja Bobrowicz, 23 grudnia 2016

Fot. Kamila Kotusz / Agencja Gazeta

Dzieciaki są przekarmione bodźcami, dekadenckie, ciągle pytają o sens życia. Ale to niezwykła dekadencja: spragniona przyjaźni, miłości, pytań, opowieści większych i ważniejszych niż filmiki modnych youtuberów. Taka, która nie powie: „Stara, spadaj”, tylko: „Mamo, opowiedz, jak to kiedyś było lepiej.

ALICJA BOBROWICZ: Hodowani na gapy, ogłuszeni mediami, wpadający w depresję z powodu braku dziur w markowych spodniach. Tak opowiada o swoich uczniach Marta Ługowska, polonistka ze społecznej, kultowej w Warszawie Bednarskiej. Naprawdę młodzi tacy są?

ANNA MARIA SZUTOWICZ: Nie wszyscy. To opowieść klasowa, wyrywek rzeczywistości, a nie historia o Polsce w ogóle. Statystyczny pracujący Polak siada do obiadu z rodziną o 15.30, a nie wyjeżdża o 17 z pracy z Mordoru [zwyczajowa nazwa korporacyjnego zagłębia na warszawskim Mokotowie], by kolejną godzinę spędzić w korku.

Byłam duchem w korporacyjnym Mordorze

Młodzi z takich wielkomiejskich, zamożnych domów faktycznie są specyficzni. Już od szkoły podstawowej mają wiele zajęć dodatkowych, podróżują po świecie, jadają sushi. A to wszystko pod parasolem bezpieczeństwa, rozłożonym przez opiekuńczych dorosłych. To kontrolowany rozwój, co znaczy, że dziecko jest na smyczy – doświadcza bardzo wielu rzeczy, ale porusza się tylko po obszarze akceptowanym przez rodziców: podróże all-inclusive tak, różnorodne sporty tak, orientalne jedzenie tak, ale bujanie się po osiedlu do późna nie.

Ci młodzi są przebodźcowani. W tylu rzeczach zasmakowali, tyle widzieli, że trudno im się czymś zachwycić czy przejąć. I zdarzają im się dramaty na poziomie dziur w dżinsach. W ogóle są trochę dekadenccy – jest w nich jakaś pustka. Zadają sobie pytania na naprawdę wysokim C o to np., jaki jest sens życia i co właściwie z nim robić.

I tylko ta grupa jest tak pogubiona?

– Nie. W nich jest taki wielkomiejsko-hipsterski nihilizm. Ale młodzi w ogóle szukają dziś nowych sensów, bo nie mają się do czego odnieść. W latach 90. żyliśmy pragnieniem doścignięcia Zachodu, wygodnego życia, zagranicznych wakacji, większej konsumpcji dóbr. To jeszcze dziesięć lat temu było aktualne, dziś już nie porywa. Opowieści o karierach w amerykańskim stylu od pucybuta do milionera straciły na wiarygodności. Neoliberalna narracja też coraz mniej przekonuje pokolenie Y, bo widzą jej efekty w domach.

Opisuje to m.in. badanie „Kids Power” zrealizowane przez Katarzynę Krzywicką-Zdunek, w którym wyróżniono kilka typów rodzin. W tej nazwanej „delegującą” rodzice nastawieni na osiągnięcie sukcesu swojego i dzieci tak harują, że nie mają czasu na wspólne spędzanie czasu. Dzieci widzą ich zmęczenie, frustrację i nie chcą tak żyć. Czekają na nową opowieść, która ich porwie, i starają się wypełniać pustkę.

Pokolenie jednorożców. Młodzi 2016 chcą mieć ważne życie

Jak?

– Różnie. Mamy z jednej strony cały ten patriotyczny backlash. Młodzi noszą koszulki ze znakiem Polski Walczącej z tęsknoty za siłą i dumą z własnego narodu, marząc o powrocie do mitologizowanego kodeksu „dawnych, zapomnianych wartości”. Inni szukają ładu i stabilności w rodzinie. To rosnąca grupa domisiów [na podstawie cyklicznego badania „Świat Młodych” prowadzonego wśród 16-29-letnich Polaków przez agencję IQS], które cieszą się z herbatki z mamą i marzą o ciepłych, wygodnych kapciach. Inni wreszcie idą w codzienny hedonizm, zapewniając sobie emocje wirtualnymi rozrywkami: oglądaniem „bekowych” czy „hardcorowych” filmików na YouTubie, graniem w „Counter-Strike’a” czy pornografią.

Młoda Polska prawicowa

Coś ich wszystkich łączy?

– Wszyscy wracają do strefy prywatności. Za czasów PRL uciekało się z ponurej rzeczywistości politycznej w zacisza domów. Dziś podobnie uciekają młodzi, tyle że od wywołującej niepokój zglobalizowanej przestrzeni publicznej. Z Facebooka przerzucają się na Snapa – to też jest o mniejszej skali. Pytani o wartości, stawiają rodzinę ponad pieniądze. 83 proc. z nich deklaruje, że woli mieć jednego, sprawdzonego przyjaciela niż wielu. Widać, jak to się zmienia, kiedy zestawiamy dane sprzed dziesięciu lat z dzisiejszymi. W 2005 roku przyjaciele byli najważniejsi dla co piątego badanego, dziś – już dla jednej trzeciej.

Love me tinder. Miłość po hipstersku

A rodzice?

– Są coraz ważniejsi i bardziej szanowani. To widać w języku – nie mówi się dziś „twoja stara” – to poważny nietakt. U rodziców młodzi poszukują oparcia, ale i prawd o świecie. Wartości i styl życia w pokoleniu rodziców, a jeszcze bardziej dziadków, urastają do rangi mitu: wtedy zdaniem młodych ludzie mieli autentyczne, głębokie relacje, świat był mniejszy, bezpieczniejszy, beztroski i czas płynął wolniej.

Młodzi są samotni, bo żyjąc głównie w necie, nie radzą sobie z emocjami w realnym świecie – to częsta narracja. Jak to jest z tą ich samotnością w sieci?

– No tak, to częsta opowieść, szczególnie wśród tych, którzy nie są digital natives. Ci biedni, samotni młodzi, którzy nie umieją budować prawdziwych i wartościowych relacji z innymi ludźmi, bo nie potrafią wyjść z sieci. Taka wizja rodem z „Sali samobójców”. Do tego dochodzi druga, także nieprawdziwa narracja o tym, że młodzi 24 godziny na dobę komunikują się za pośrednictwem internetu; praktycznie nie wychodzą ze Snapchata, więc samotność nie jest problemem. Każda z nich niewiele wnosi do zrozumienia świata młodego człowieka.

Młodzi są samotni, ale w zupełnie inny sposób. Oni nie mają problemów z nawiązywaniem relacji czy spotykaniem się i spędzaniem czasu w realnym świecie. Ten jest sprzężony z technologiami dającymi łatwość komunikowania myśli i przeżyć. Podział na online i offline jest podziałem pokolenia X, pokolenia Y i Z żyją w inlinie. Ale brakuje im publiczności – ich samotność wynika z deficytu uwagi.

Co to znaczy?

– Młodość jest zawsze egocentryczna. Ale u igreków to zostało dodatkowo wzmocnione. Są pierwszym pokoleniem, które na masową skalę usłyszało od rodziców: „Jesteście najważniejsi, wyjątkowi”. I oni wszyscy ciągle zajmują się komunikowaniem siebie. Ścigają się w prezentowaniu fajności – może być śmiesznie, może być głupio, ale jest o mnie. I ciągle im mało tej uwagi. Uwagi, nie tylko lajków.

Mówią: Ja zawsze dbam o innych, dzwonię, pytam, jak się mają, pamiętam o prezentach. A o mnie nikt tak nie dba. Dużo daję, mało dostaję – to bardzo częste stwierdzenie wśród młodych.

Masowo pragną terapii, psychoanalizy. Chcą, by bliscy pytali: „Co czułeś?”, „Dlaczego?”. Ale kiepsko idzie im z byciem po drugiej stronie. Będą cudownym materiałem dla terapeutów! W ogóle ta ich samotność jest – jeśli tak można powiedzieć – jakościowa.

Czyli?

– Jeden z badanych młodych opowiadał mi taką sytuację. Był u swoich ziomeczków, chorował, więc trzymał się z boku, nie chciało mu się gadać. Oni imprezowali, bawili się obok, ale co jakiś czas któryś przynosił mu ciepłą herbatę. To było dla niego bardzo ważne.

Ale z drugiej strony młodzi wpadli w jakąś pułapkę. Aż 78 proc. osób w wieku 16-30 lat wścieka się, kiedy inni patrzą co chwilę na ekran smartfona w czasie spotkań. Ale sami nie schowają swojego telefonu, bo przecież to jest ich najważniejszy środek komunikacji ze światem.

Gdy pytamy, co by chcieli robić, gdyby mieli więcej czasu i pieniędzy, tylko kilka procent siedziałoby dłużej na portalach społecznościowych, niemal połowa spędziłaby czas z przyjaciółmi, partnerem, partnerką. Nie są tego świadomi, ale mają deficyt bliskości i dotyku. To widać m.in. na podstawie tego, jak angażują ich wyobrażenia leżenia razem przed telewizorem, rzucania się śnieżkami czy sportów zespołowych.

Dlaczego to dla nich takie ważne?

– Ponad 60 proc. młodych łączy bezpieczeństwo z posiadaniem kogoś, na kim można polegać. Żyją w niepewnym świecie, bez pozytywnej wizji przyszłości. Nie wierzą, że czeka na nich praca marzeń. Potrzebują drugiego człowieka obok siebie. Ich bliskie relacje z rodzicami wynikają stąd, że nie chcą zostać sami na świecie, stracić oparcia.

To prawda, że rodzice produkują gapy?

– Niemal połowa polskich igreków to jedynacy. Przyzwyczajeni od małego, że mają wokół siebie dorosłych, którzy skupiają się na ich potrzebach i usuwają im kłody spod nóg, często zanim się jeszcze pojawią. Wiadomo, że kiedy robimy coś za innego człowieka, łatwo go rozleniwiamy. Czemu miałby nie pozwolić prać sobie skarpetek, choćby i do końca życia? Rodzice są dziś i bardziej wspierający, i bardziej opiekuńczy niż kilkanaście lat temu. Obserwujemy, że zakres ich pomocy jest coraz większy. Zdejmują z dzieci ciężar zawierania umów z operatorem telefonicznym, opłacania rachunków, nie mówiąc już o tym, że je aprowizują.

Mało tego – pracowałam z dużą firmą, w której większą część załogi stanowią ludzie do 30. roku życia. Usłyszałam tam, że zdarza się, że w sprawie pracy dzwonią rodzice. Dopytują o warunki, przesyłają dokumenty, a potem dzwonią, by powiedzieć, że syn czy córka zachorowała i prosi o wolne.

Dziś niewiarygodnie brzmi stwierdzenie, że jeszcze trzy pokolenia temu dziesięciolatki pracowały w polu i współprowadziły domy. Współczesny rodzic zapytany o obowiązki dziecka z dumną odpowiada, że jego jedynym obowiązkiem jest mieć dobre stopnie. Nic dziwnego, że pozbawiony odpowiedzialności, w pełni obsłużony młody człowiek jest przekonany, że pralka działa na pilota, którym jest mama.

Można powiedzieć, że są gapami w pewnym obszarze. Ale wynika to po prostu z pragmatyzmu; w ten sposób przecież oszczędzają czas i energię na ważniejsze dla nich rzeczy.

Dzisiejsze dwudziestoparolatki to pierwsze pokolenie w tym kraju, które nie chce od razu budować barykad, woli poczekać i zobaczyć, co będzie

W pracy nie są gapami?

– Nie, to nie jest przecież generacja bez intelektu czy zdolności. Wręcz przeciwnie, mają wysokie kompetencje w wielu obszarach, są kreatywni i zadaniowi. Dobrze się komunikują, choć na swoich warunkach. Trzeba po prostu do nich pisać na Messengerze. Doskonale konstruują sieci społeczne. Dzięki rozbudowanym kontaktom są w stanie szybko ogarnąć wiele tematów: kupić tanie bilety czy załatwić naprawę komputera – taniej i pewniej, bo „po znajomych”.

Chcą widzieć efekty swojej pracy, chcą być docenionymi bohaterami, choć brakuje im konsekwencji i wewnętrznej motywacji.

Sprawdziliśmy właśnie, co kręci młodych. We współpracy z agencją IQS zrealizowaliśmy projekt „Hajp Hunting”. Szukaliśmy hajpów [od ang. hype], czyli rozwiązań, pomysłów, rzeczy, które wywołują w młodych podekscytowanie. Najmocniejszym okazała się huśtawka na przystanku autobusowym, czyli dość nieoczekiwany plac zabaw w smutnej przestrzeni publicznej, miejsce umożliwiające poznanie kogoś, nawiązania relacji. Taka miła bezsensowność.

Ale drugi w kolejności wskazań był drewniany dom na skale. Enklawa zbudowana przez serbskich studentów, którzy własnym sumptem odbudowywali ją po corocznej powodzi. Ich niezłomność, sprawczość, ale też wizja kolektywnego budowania domu, czyli czegoś prawdziwego, imponuje naszym młodym. Też chcieliby być częścią czegoś większego. I wtedy, jak sądzę, mniej martwiliby się brakiem markowych dziur w dżinsach.

*Anna Maria Szutowicz – etnografka i antropolożka kultury. Właścicielka Y&Lovers – agencji specjalizującej się w projektowaniu i analizie badań młodych Polaków oraz doradztwie strategicznym. Pracuje z teamem egoistycznych, roszczeniowych, uzależnionych od fidbeku i lajków badaczy i uczy się od nich, jak żyć

„W zamożnych domach klasy średniej masowo produkujemy gapy” – rozmowa Aleksandry Szyłło z Martą Ługowską, nauczycielką ze szkoły społecznej Bednarska w Warszawie, do przeczytania na Wyborcza.pl/magazyn. Tam też rozmowa na ten temat z dr. Witoldem Ligęzą „Bycie gapą nie musi być takie złe”

 

 

wyborcza.pl

„Konkordski”. Sowiecki kuzyn Concorde’a

Bartosz Wieliński, 25.12.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21168024,video.html?embed=0&autoplay=1

Od 1947 roku, gdy samolot po raz pierwszy w historii przekroczył niewyobrażalną wcześniej prędkość dźwięku, zaczął się technologiczny wyścig pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim. Początkowo dotyczył samolotów wojskowych – myśliwców i bombowców, ale już w 1962 roku rywalizacja dotknęła również samolotów pasażerskich. Lata 60. to prace nad rozwojem Tupolewa 144 i Concorde’a. Jak przebiegał wyścig między radzieckimi i zachodnimi konstruktorami? W nowym cyklu historycznym opowiada Bartosz Wieliński.

wyborcza.pl

Sędzia Przyłębska prezesem Trybunału sprzecznie z konstytucją? Tak wynika z opinii eksperta PiS

Ewa Siedlecka, 26 grudnia 2016

Sędzia Julia Przyłębska i prezydent Andrzej Duda

Sędzia Julia Przyłębska i prezydent Andrzej Duda (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Sędziom Trybunału znikają tytuły naukowe. Znika Obserwator Konstytucyjny. A z opinii eksperta PiS-u wynika, że sędzia Julia Przyłębska została prezesem TK sprzecznie z konstytucją

Od środy w Trybunale Konstytucyjnym rządzi Julia Przyłębska. Jest nie tylko prezesem – szefową sędziów – ale też dyrektorką Biura Trybunału Konstytucyjnego. Prawo uchwalone przez PiS zlikwidowało bowiem funkcję szefa Biura TK i powierzyło ją prezesowi. Ze strony internetowej Trybunału zniknęły tytuły naukowe przy nazwiskach sędziów. O tym, jaki tytuł naukowy ma sędzia, można się teraz dowiedzieć, dopiero wchodząc na stronę z jego biogramem. Ale nie wszyscy wybrani przez PiS sędziowie już ją mają.

Być może powodem jest fakt, że na siedem osób wybranych do Trybunału przez PiS tylko dwie mają tytuł naukowy profesora (czyli nadany przez prezydenta na wniosek Komisji ds. Tytułów Naukowych): Lech Morawski i Henryk Cioch. Zaś prezes Julia Przyłębska i sędzia Piotr Pszczółkowski mają tytuły magistra prawa. Tymczasem wśród ośmiu „starych” sędziów jest tylko dwóch niemających tytułu profesora „belwederskiego”, w tym tylko jeden magister (Stanisław Rymar).

Znikają informacje, czyli czego się nie dowiemy

Nowa prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska zaczęła urzędowanie od wyproszenia z gabinetu wiceprezesa urzędującego tam wiceprezesa Stanisława Biernata, by zrobić miejsce dla wybranego przez PiS rok temu do Trybunału na miejsce obsadzone już przez poprzedni Sejm dr. hab. Mariusza Muszyńskiego. Zakazała też prezesowi Biernatowi zrobienia konferencji prasowej na terenie Trybunału.

Na stronie internetowej TK nie ma bieżących informacji. Wprawdzie „wisi” wokanda, ale nie ma ani wzmianki o tym, że we wtorek prezydent mianował „p.o. obowiązki prezesa TK” Julię Przyłębską, ani o tym, że zwołała ona Zgromadzenie Ogólne Sędziów, w którym uczestniczyły jedynie osoby umieszczone w TK przez obecny Sejm („starzy” sędziowie odmówili udziału). Nie ma protokołu z tego Zgromadzenia ani informacji, że podjęło uchwałę o wytypowaniu dwojga kandydatów na prezesa: Julii Przyłębskiej i Mariusza Muszyńskiego. Nie ma informacji, że prezydent wybrał i mianował prezesem Julię Przyłębską. Pojawiła się jedynie w zakładce: „prezes Trybunału Konstytucyjnego”.

Ze strony internetowej Trybunału zniknął też Obserwator Konstytucyjny – rodzaj internetowego dziennika, w którym zamieszczano informacje o działalności TK i publicystykę prawną. Nie ma informacji o przyczynie jego likwidacji. Z wpisu na facebookowym koncie redaktora naczelnego Obserwatora Konstytucyjnego Piotra Rachtana wiadomo, że złożył dymisję i umotywował ją „względami estetycznymi”.

Obserwatora można odnaleźć teraz tylko na stronie Niezniknęło.pl, gdzie przechowuje się „strony likwidowane przez obecne (2015-?) władze Polski, jak i usuwane przez zwolenników tych rządów”. Są tam np. dokumenty z prac zespołu Laska badającego katastrofę smoleńską.

Zobacz też: Mamy prawo: O czytaniu konstytucji

Przyłębska wybrana z naruszeniem konstytucji?

Sędzia Przyłębska została mianowana przez prezydenta na „p.o. prezesa TK” zgodnie z przepisami „ustawy wprowadzającej” dwie inne nowe ustawy o TK. Stało się to tego samego dnia, gdy ustawa weszła w życie. Tego samego dnia Przyłębska zwołała Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK, które mimo braku kworum (na co wyjątkowo zezwalały nowe przepisy) wyłoniło kandydatów na prezesa. Prezydent wybrał i mianował Przyłębską prezesem następnego dnia.

Tymczasem z opinii eksperta PiS prof. Bogusława Banaszaka wynika, że sędzia Julia Przyłębska mogła zostać wybrana na prezesa wbrew konstytucji. Prof. Banaszak w opinii dla Biura Analiz Sejmowych datowanej na 24 listopada 2015 roku dowodzi, że przy zmianie trybu wyborów do TK należy stosować zasadę przynajmniej półrocznego „spoczywania” przepisów, które zasady wyboru zmieniają:

„TK [w wyroku z 2006 r.] wyróżnił tę zasadę w odniesieniu do wyborów parlamentarnych i sformułował wymóg sześciomiesięcznego okresu tzw. ciszy legislacyjnej, w czasie którego nie mogą być dokonywane istotne zmiany prawa wyborczego mające zastosowanie do wyborów zarządzonych przed upływem tego okresu. Wymóg ten obejmuje tylko zmiany istotne oraz takie, które w wyraźny sposób wpływają na przebieg głosowania i jego wyniki, i które w związku z tym wymagają uprzedzenia adresatów normy prawnej o jej wprowadzeniu. (…) Stanowisko TK wyznacza standard mający znaczenie ogólniejsze i dotyczący nie tylko wyborów parlamentarnych, ale także wyborów innych naczelnych organów władzy, w tym także wyborów sędziów TK”.

Opinia prof. Banaszaka dotyczyła wyboru pięciu sędziów TK przez poprzedni Sejm. Stała się dla PiS-u podstawą prawną do przyjęcia uchwał „unieważniających” wybór tamtych sędziów i do powołania na ich miejsca pięciu swoich. Prof. Banaszak jest cenionym przez PiS ekspertem. Rząd wyznaczył go w miejsce prof. Hanny Suchockiej na przedstawiciela Polski w Komisji Weneckiej.

Prof. Banaszak był też jedynym ekspertem, u którego Biuro Analiz Sejmowych (kierowane przez dr. hab. Michała Warcińskiego, który z kolei właśnie został nowym sędzią TK) zamówiło ekspertyzę na temat zgodności z konstytucją „ustawy wprowadzającej” pakiet ustaw trybunalskich. Tym razem jednak nie zauważył w ekspertyzie, że prezes Przyłębska została wybrana na mocy przepisów, które „spoczywały” nie pół roku, ale kilka godzin.

wedlug

wyborcza.pl