– Rewolucje wywołują baby! Gdy bieda osiąga ten pułap, że już naprawdę nie da się nic do garnka włożyć, kobiety podnoszą taki jazgot, że ich mężowie wolą iść walczyć, niż tego słuchać – taką teorię w latach 80. wygłosił wykładowca na zajęciach z ochrony środowiska (studiowałam geografię). I od razu dodał, że on w tym momencie należy do klasy bab, ponieważ żona wygoniła go w kolejkę po płyn Lugola – rzecz miała miejsce po awarii w Czarnobylu. – Wrzask w tej kolejce był taki, że na pewno coś się w kwestii ochrony środowiska zmieni – do takiej konkluzji doszedł.

W zeszłym tygodniu nasze życie polityczne znów przyspieszyło. Tym razem za sprawą aborcji. Biskupi zaapelowali do rządu o wprowadzenie całkowitego zakazu przerywania ciąży (zupełnie tak jakby teraz aborcja była dozwolona). Premier Beata Szydło na pytanie o to odpowiedziała, że popiera tę inicjatywę. Najważniejszy człowiek w kraju, czyli Prezes Jarosław Kaczyński też dodał swoje trzy grosze: – W tych sprawach jako katolik podlegam nauce, którą głoszą biskupi i co do tego nie ma wątpliwości. I dodał, że na pewno większość klubu PiS będzie za.

To wystarczyło. W weekend przez Polskę przeszła fala protestów. Wkurzone baby (i faceci należący w tej akurat sprawie do klasy bab) wyszły na ulice. Mało tego! Protest wszedł do kościołów, bo ludzie masowo i ostentacyjnie wychodzili w czasie odczytywania listu biskupów.

Dziś premier Beata Szydło zaczęła tydzień od zapewnienia, że nie ma tematu zakazu aborcji, a ona wypowiadała się w tej sprawie prywatnie – tak na przyszłość, to może niech daje sygnały, kiedy przestaje być premier, np. przepinając broszkę na drugą stronę. Tak więc punkt dla nas. Wreszcie!

W sobotę w czasie pikiety KOD pod siedzibą KPRM czytaliśmy Konstytucję RP. „Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski…” – słowa preambuły głośno wybrzmiały w Alejach Ujazdowskich. I tego akurat dnia nabrały szczególnego znaczenia. Bo tego akurat dnia wielu obojętnych do tej pory ludzi zrozumiało, że walka o Trybunał Konstytucyjny czy o naszą konstytucję to nie jest fanaberia.

Zapytałam w grudniu moją młodą koleżankę z pracy, czy wybiera się na marsz KOD. – Nie mam czasu na głupoty – odpowiedziała lekceważąco. W tę niedzielę była pod Sejmem, a dziś zapytała mnie kiedy będzie następna demonstracja KOD. Bo tak to jest jak ostro wkurzy baby. My naprawdę potrafimy walczyć o swoje. A upokorzenia mają swoją granicę. Tak więc strzeż się, dobra zmiano. Już idziemy!
Iwona Leończuk