Międlar, 30.09.2016

 

top30-09-2016

 

Pojawia się i znika, i… pojawia się i…

Pojawia się i znika, i... pojawia się i...

PiS przedstawił kolejny projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Tym razem nie było żadnych zapowiedzi, a więc i oczekiwań, po prostu został opublikowany na stronach Sejmu. Można się pomylić w liczeniu ustaw o TK. Ten projekt jednak jest szczególny, bo dotyczy ustroju TK, praw i obowiązków sędziów TK, odpowiedzialności dyscyplinarnej, czyli karania.

Projekt ustawy najwyraźniej ma dotyczyć Trybunału Konstytucyjnego „po prof. Andrzeju Rzeplińskim”. PiS zabezpiecza się przed ewentualną niezależnością Trybunału, a ma do tego służyć dyscyplinowanie sędziów poprzez nakładanie na nich kar, włącznie z dotkliwymi karami finansowymi. Kary są zniuansowane, od pogrożeniem palcem (nagany) do pozbawienia części pensji na okres 2 lat. Karać mogą posłowie i prezydent. W ten sposób z Trybunału Konstytucyjnego znosi się niezależność i nakłada cenzurę, bo poza tym projekt ogranicza wypowiedzi sędziów w trakcie sprawowania funkcji i po jej złożeniu.
Ustawa ma zatem być represyjna w stosunku do sędziów TK, znosząca niezależność Trybunału i sytuująca go poza standardami demokratycznymi, bo TK przestaje być władzą sądzenia w stosunku do władzy ustawodawczej. Wprowadzona zostaje zasada ślubowania, która dotyczy rozpoczęcia okresu sprawowania funkcji sędziego TK. Ślubowanie odbiera prezydent RP i nikt nie może podskoczyć. Ta zasada jest skrojona pod trzech sędziów pisowskich, nadliczbowych (dublerów) wybranych przez obecny Sejm.

Ten projekt zbliża nas (mają być następne projekty ustaw o TK) do autokratyzmu. W otoczeniu krajów demokratycznych powoli stajemy się republiką bananową, w której prawem jest wola prezesa – nazwijmy go od publicystycznego określenia „bananowej republiki” – Banana.

Prezes Banan nakazuje większości parlamentarnej przyjęcie ustawy zgodnej bądź niezgodnej z konstytucją, prezydent nie śpi po nocach, tylko ją podpisuje. Pod knutem represji TK przyjmuje bezprawną ustawę. Ten projekt z pewnością jest niezgodny z Konstytucją, bo jego przepisy znoszą niektóre artykuły Konstytucji, a tym samym Konstytucja staje się bezużyteczna. Prezes Banan wraz ze swoimi akolitami nie zdołał ostatecznie zdemolować Trybunału Konstytucyjnego przez 11 miesięcy, a to za sprawą m.in. niezłomności i prawości prof. Rzeplińskiego.

Gdy powyższe pisałem, projekt ustawy zniknął ze stron Sejmu, choć nadano mu bieg proceduralny i znajduje się Biurze Analiz Sejmowych i Biurze Legislacyjnym. Jest to typowe działanie PiS – tajniackie.

Waldemar Mystkowski

pojawia

koduj24.pl

Kublikacje. Zaprasza Agnieszka Kublik [NOWY PROGRAM]

KRYSTYNA JANDA, AGNIESZKA KUBLIK, REALIZACJA: MACIEJ CZAJKOWSKI, 30.09.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,20772763,video.html?embed=0&autoplay=1
– Polacy nie mają się do kogo zwrócić, nie ma prawdziwego przywódcy. Jest taka sztuka ‚Aktorzy w poszukiwaniu autora’ i coś takiego jest teraz z ludźmi w Polsce, że oni poszukują kogokolwiek, kto ich poprowadzi – mówi Krystyna Janda, gość Agnieszki Kublik w nowym programie Kublikacje. Aktorka deklaruje udział w poniedziałkowym strajku kobiet, w tym dniu w jej teatrach odwołane zostały spektakle. Czy akcja coś zmieni? W jaki sposób aktorka postrzega obecną sytuację w Polsce? Zobacz pierwszy odcinek programu. Kublikacje w każdy piątek o godzinie 20:00 na Wyborczej.pl

krystyna

wyborcza.pl

PIĄTEK, 30 WRZEŚNIA 2016

13:21
kgp1

Gasiuk-Pihowicz: Ustawa o statusie sędziów Trybunału to odpowiedź na 11 miesięcy jego niezłomnego działania

Kamila Gasiuk-Pihowicz na konferencji prasowej w Sejmie mówiła o „represjach” zawartych w nowej ustawie o Trybunale. Jak też zwróciła uwagę, ustawa zniknęła ze strony Sejmu. Jak mówiła:

„To kolejna salwa wymierzona w TK, opisuje represje, które mogą być zastosowane wobec sędziów TK. Daje klucze do stosowania kolejnych Odpowiedź na ostatnie 11 miesięcy niezłomnego działania TK. PiS jak wynika z tej ustawy nie zamierza poprzestać na tym akcie prawnym, będą kolejne ustawy”

Jak mówiła o regulacjach dotyczących statusu sędziów w stanie spoczynku:

„Jest to bardzo charakterystyczne dla PiS ograniczenie możliwości wypowiedzi dla PiS. Sędziowie i ich dorobek to ważny element tworzenia prawa. PiS zależy na konflikcie. Te zapisy [o sędziach w stanie spoczynku] narzucają cenzurę sędziom TK”

11:48

Sędzia TK będzie mógł być ukarany dyscyplinarnie na wniosek sędziów TK, prezydenta i prokuratora generalnego [CAŁY PROJEKT]

To jeden z zapisów projektu ustawy o statusie sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Zgodnie z propozycją PiS, karami dyscyplinarnymi są upomnienie, nagana, obniżenie wynagrodzenia w wysokości od 10% do 20% na okres do 2 lat lub złożenie sędziego Trybunału z urzędu.

Projekt jest już także dostępny na stronie Sejmu.

1_tk

2_tk

3_tk

4._tkJPG

5_tk

6_tk

7_tk

8_tk

9_tk

10_tk

300polityka.pl

PiS chce „rozwiać wątpliwości ws. TK”. Do Sejmu wpłynął projekt ustawy o statusie sędziów Trybunału

look, 30.09.2016

Trybunał Konstytucyjny

Trybunał Konstytucyjny (Fot. Wojciech Surdziel /AG)

Projekt ustawy o statusie sędziów TK przygotowany przez PiS trafił w piątek do Sejmu. W projekcie zawarto przepisy określające m.in. prawa i obowiązki sędziów TK, sprawy immunitetu, nietykalności osobistej i ich odpowiedzialności dyscyplinarnej.

Projekt przygotowali posłowie PiS. Jak opisują, ich celem było „uregulowanie praw, obowiązków i zasad odpowiedzialności sędziów TK”. „Mimo że Konstytucja RP zawiera regulacje dotyczące statusu sędziów TK, należy uznać, że dla pełnego określenia uprawnień i obowiązków sędziów przepisy konstytucyjne są niewystarczające” – czytamy w uzasadnieniu.

„Pozycja sędziego Trybunału Konstytucyjnego różni się od pozycji sędziów sądów powszechnych, administracyjnych czy sędziów Sądu Najwyższego. Mimo pewnych podobieństw funkcja sędziego TK ma takie właściwości, że jego status powinien być uregulowany odrębnie i w możliwie najmniejszym zakresie nawiązywać do odpowiedniego stosowania przepisów ustawy o Sądzie Najwyższym” – opisują autorzy projektu.

Nowa ustawa ma „porządkować i rozwijać konstytucyjne regulacje dotyczące statusu sędziów”. „Dzięki nowemu aktowi normatywnemu przepisy dotyczące uprawnień i obowiązków sędziego konstytucyjnego nie będą budzić wątpliwości” – opisują jego autorzy. Wśród nowych przepisów umieścili m.in. regulacje odnoszące się do ślubowania sędziego.

„Stosunek służbowy sędziego Trybunału nawiązuje się po złożeniu ślubowania. Sędzia po złożeniu ślubowania stawia się niezwłocznie w Trybunale w celu podjęcia obowiązków, a Prezes Trybunału przydziela mu sprawy i stwarza warunki umożliwiające wypełnianie obowiązków sędziego”.

W ten sposób PiS chce „rozwiać wątpliwości” związane z patową sytuacją w TK. Trzech sędziów wybranych przez poprzedni Sejm dotąd oczekuje, aż prezydent przyjmie od nich ślubowanie. Kolejnych trzech – wybranych przez PiS i zaprzysiężonych przez prezydenta – oczekuje na podjęcie obowiązków. PiS chciałby, aby ci sędziowie rozpoczęli pracę w TK.

Projekt ustawy został skierowany do Biura Analiz Sejmowych i Biura Legislacyjnego.

Zobacz także

dobra

wyborcza.pl

 

PIĄTEK, 30 WRZEŚNIA 2016, 09:05

Grupiński: Morawiecki jest dziś silniejszy niż premier Szydło

Jak mówił Rafał Grupiński w „Politycznym Graffiti” Polsat News:

„Mateusz Morawiecki dostał do ręki tyle instrumentów, że jest dziś silniejszy niż premier Szydło. Rzecz inna jest interesująca: dlaczego Morawiecki dostał tak silną pozycję od Kaczyńskiego, bo przez ten rok, który minął – poza slajdami i 200-stronicowym dokumentem, z które niewiele wynika – nic nie zrobił. A [przez ten rok] kompetencji miał sporo, mógł do Sejmu skierować ustawy rozruszające gospodarkę, a tego nie zrobił”

08:43

Schetyna: Wierzę w KOD w formule, która moderuje aktywności opozycji. Trudno mi uwierzyć w nowy projekt polityczny

Wierzę w KOD w formule instytucji, która łączy, jednoczy, moderuje aktywności opozycyjne, dobrze organizuje demonstracje. Wierzę w takiej formule. Trudno mi uwierzyć w nowy projekt polityczny, który miałby coś zmienić na polskiej scenie – mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

08:23

Schetyna: Jestem zdziwiony, że premier otrzymuje drugiego premiera i jeszcze udaje, że się z tego cieszy

Jestem kompletnie zdziwiony, że premier rządu otrzymuje drugiego premiera, który ma pewnie większe czy porównywalne kompetencje, bo teraz mamy dwóch premierów – tak to odbieram i jeszcze udaje, że się z tego cieszy – mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet. Jak dodał:

„To nienormalny wariant, że jest dwóch premierów, są dwie odpowiedzialności. Tak na to patrzę i zobaczy pan, że czas potwierdzi moją ocenę. Krytykuję to, bo widać, że decyzje są poza premier Szydło”

07:29

Morawiecki: Nigdy nie było propozycji ze strony Kaczyńskiego, abym objął tekę premiera

Jak mówił w „Sygnałach Dnia” wicepremier Mateusz Morawiecki:

„Nigdy nie było propozycji ze strony Kaczyńskiego, abym objął tekę premiera. To są spekulacje, by wzburzyć wodę. Bardzo dobrze mi się współpracuje z premier Szydło. Tak samo [ze spekulacjami jednego z tabloidów o starcie w wyborach prezydenckich]. No comment jak poprzednio”

300polityka.pl

 

Morawiecki niczym Hilary Minc

Paweł Wroński, 30.09.2016

Mateusz Morawiecki, minister rozwoju i gospodarki

Mateusz Morawiecki, minister rozwoju i gospodarki (Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta / Dawid Żuchowicz)

Wbrew powszechnym opiniom dymisja ministra Pawła Szałamachy nie jest nic nieznaczącą korektą. To fundamentalna zmiana filozofii rządzenia państwem. Naraża ona polską gospodarkę na wielkie ryzyko.

Mateusz Morawiecki, minister rozwoju i gospodarki, nie będąc szefem rządu, skumulował największą władzę od czasów wicepremiera Hilarego Minca z początków PRL. Morawiecki został także ministrem finansów, a ponadto dołączono do jego resortu infrastrukturę (czyli fundusze unijne). Teraz w jego rękach koncentrują się decyzje dotyczące pieniędzy. Są to racje sprzeczne. Morawiecki staje się odpowiedzialny za ich pobór i stan długu (minister finansów) oraz wydawanie (jako minister rozwoju).

To typowe dla reżimów populistycznych i totalitarnych, że rachunek ekonomiczny zastępują wielką wizją rozwojową. Rządy liberalne przywiązane do empiryzmu i utylitaryzmu starają się przede wszystkim dbać o równowagę finansów. Kanclerz, dawniej lord skarbu (adres Downing Street 11), to tradycyjnie drugi urzędnik po premierze.

Dlatego u liberałów przewagę nad „wizjonerami” miał minister finansów, jak w Polsce Leszek Balcerowicz, Jacek Rostowski, a nawet Grzegorz Kołodko. W rządach populistycznych przeważał minister gospodarki albo rozwoju kreujący wielkie plany sześcioletnie, budowę gałęzi przemysłu i wprowadzanie nowych technologii przy realizacji obietnic socjalnych. Współcześnie tego rodzaju przemiany odbywają się pod hasłem „dość rządów księgowych”.

Premier Szydło zapowiedziała też stworzenie instytucji planistycznej. Jako żywo przypomina to powrót do przeszłości, czyli Centralny Urząd Planowania zmieniony w Komitet Planowania Gospodarczego.

Morawiecki, kumulując władzę, pozbawia rząd wędzidła, którym jest minister finansów. Nie kwestionuję kwalifikacji ekonomicznych Morawieckiego, tak jak trudno było kwestionować kompetencje ekonomiczne Hilarego Minca, który doktoryzował się na Sorbonie. Taka konstrukcja rządu kończyła się jednak zwykle fatalnie dla gospodarki państwa. Modernizatorzy pozostawiali ambitne plany niewykonane i pustą kasę.

Politycznie sytuacja komplikuje się nieprawdopodobnie. Mamy obecnie nie dwa, ale trzy ośrodki władzy. Do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i wyraźnie słabnącej premier Beaty Szydło dołączył wicepremier Morawiecki. W rządzie zaś udzielne księstwa mają ministrowie, którym zawsze blisko do ucha prezesa: Mariusz Błaszczak czy Antoni Macierewicz.

Być może Mateusz Morawiecki rozpoczyna inną grę, której jako były bankowiec i ciągle początkujący polityk jeszcze nie rozumie. To walka o spadek po Jarosławie Kaczyńskim. Do tej pory pierwszym kandydatem do schedy był prezydent Andrzej Duda, ale okazuje się człowiekiem charakterologicznie słabym. Być może kolejny delfin nazywa się Morawiecki.

Zobacz także

zaczal

wyborcza.pl

Terlikowski atakuje Jandę. Ta odpowiada: Poziom pana wiedzy jest przerażający. Oby Bóg wybaczył panu to, co pan robi

kospa, 30.09.2016

Terlikowski atakuje Jandę

Terlikowski atakuje Jandę (AGATA GRZYBOWSKA, FRANCISZEK MAZUR)

„Jest pan człowiekiem pozbawionym wszelkich zasad moralnych. Czuję się upokorzona. Mam nadzieję, że Bóg wybaczy panu wszystko, co pan mówi i robi” – zwróciła się do Tomasza Terlikowskiego Krystyna Janda. Wcześniej publicysta oskarżył ją o to, że dokonała aborcji, a poniedziałkowy strajk w obronie praw kobiet nazwał „przykrywaniem wyrzutów sumienia”.

W środę Krystyna Janda opowiedziała w Radiu ZET o swoich powikłaniach ciążowych i obawach, co stałoby się, gdyby obowiązywała wówczas ustawa całkowicie zakazująca aborcji, nad którą zdecydował się pracować Sejm.

– Dwa razy w życiu byłam w takiej sytuacji, że gdyby lekarze nie pomogli mi z ciążą, tobym nie żyła – przyznała. – To lekarze uratowali mi życie. A według tej ustawy ktoś by mi może jakoś po cichu pomógł – mam nadzieję – ale gdybym chciała działać zgodnie z tym prawem, tobym prawdopodobnie nie żyła. Moja ciąża była zagrożeniem życia.

Dla tych, którzy powodują „śmierć dziecka poczętego”, przygotowany przez fundację Pro – Prawo do Życia oraz instytut Ordo Iuris projekt przewiduje kary pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat. Wobec kobiety sąd mógłby ewentualnie zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary albo w ogóle odstąpić od jej wymierzenia.

Terlikowski: To walka o to, aby wszyscy też się ubabrali

Z wypowiedzi Jandy publicysta katolicki Tomasz Terlikowski wyprowadził prosty wniosek, że aktorka „przyznaje się do aborcji”. Na Twitterze zaatakował: „Jakie to typowe. Walka o to, by wszyscy też się ubabrali”.

Janda przyznaje się do aborcji. Jakie to typowe. Walka o to, by wszyscy też się ubabrali. Czarny marsz to marsz kobiet dotkniętych syndromem

Myśl rozwinął na Facebooku: „Aż trudno nie dostrzec, że całe to gadanie o wolności, czarnych marszach, poniedziałkach strajkowych ma przykryć wyrzuty sumienia. To nie żaden czarny marsz, to spotkanie kobiet dotkniętych syndromem, które chcą się przekonać, że przecież nic się nie stało. Tym bardziej trzeba się za nie modlić”. Terlikowski zawezwał: „Panowie, w poniedziałki różańce w dłoń”.

Janda odpowiada: Jest pan pozbawiony zasad moralnych

Na atak publicysty odpowiedziała Janda: „Panie Terlikowski, nie mówiłam, że miałam aborcję. Pana niewiedza w tych sprawach jest przerażająca, widzę, że mnie dopadła konieczność tłumaczenia się, na razie przed Panem, a nie przed prokuratorem. Trudno”.

Aktorka wyjaśnia, że miała dwie ciąże pozamaciczne, a lekarze operowali ją dosłownie w ostatniej chwili. „Nie uratowali jednego jajowodu i jajnika. Mimo to starałam się dalej. 15 lat po pierwszym dziecku walczyłam, w rezultacie urodziłam dwóch synów, przeżywając dwie bardzo trudne ciąże, z zatruciem ciążowym organizmu i z niemożnością wstawania z łóżka przez kilka miesięcy. Z komplikacjami i zagrożeniami, doszło do szczęśliwych porodów, a pan jest człowiekiem pozbawionym wszelkich zasad moralnych. Czuję się upokorzona. Mam nadzieję, że Bóg panu wybaczy wszystko, co pan mówi i robi” – pisze aktorka.

W sobotę – protest, w poniedziałek – ogólnopolski strajk kobiet

W poniedziałek w całym kraju ma odbyć się protest kobiet, które sprzeciwiają się radykalnym zmianom przepisów. Spektakl odwołała również Krystyna Janda, która udostępniając na swoim profilu na Facebooku tekst o strajku islandzkich kobiet sprzed 40 lat, przyczyniła się do powstania idei „czarnego poniedziałku”.

Z kolei na sobotę na godz. 13 komitet Ratujmy Kobiety zapowiedział przed Sejmem protest pod hasłem „Żarty się skończyły!”. To właśnie ten komitet przygotował projekt liberalizujący przepisy, przewidujący lepszą opiekę nad kobietami w ciąży, szerszy dostęp do refundowanej antykoncepcji oraz wprowadzenie do szkół wiedzy o seksualności człowieka. Ale tym projektem posłowie nie chcieli się zajmować.

Zobacz także

terlikowski

wyborcza.pl

Czerwone światło Episkopatu dla radykałów. Po awanturze o aborcję

Katarzyna Wiśniewska, 30.09.2016

Abp Hoser, szef zespołu ekspertów Episkopatu ds. bioetycznych

Abp Hoser, szef zespołu ekspertów Episkopatu ds. bioetycznych (Fot. Adam Stpie / Agencja Gazeta)

Kościołowi powinno zależeć na utrzymaniu kompromisu aborcyjnego i nieprowokowaniu politycznej awantury

Roztropnie, czyli tak jak Episkopat – pomyślałam po sejmowych awanturach i przepychankach wokół ustawy antyaborcyjnej. Kościół zachował się w tej sprawie rozważnie. Chyba po raz pierwszy od wielu lat przed głosowaniem nad projektami zaostrzającym i liberalizującym ustawę antyaborcyjną Episkopat ani żadne jego gremium decyzyjne nie zadeklarowały swojego poparcia dla obalenia tzw. kompromisu aborcyjnego.

Przed samym głosowaniem zaledwie kilku biskupów stwierdziło, że obecną ustawę należy zmienić. Tak jak abp Hoser, który w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej podkreślił, że życie jest „wartością nadrzędną”. Ale nawet ten radykalny zwykle szef zespołu ekspertów Episkopatu ds. bioetycznych niezbyt płomiennie przekonywał do obalenia aborcyjnego kompromisu, a wręcz zwracał uwagę na niuanse, dodając np., że „z medycznego punktu widzenia może zaistnieć sytuacja, w której ratując jedno życie, traci się drugie, a niestety często tak się zdarza”. Warto zaznaczyć, że była to jedynie wypowiedź abp. Hosera, a nie oficjalne pismo zespołu bioetycznego. Ostrzej postawił sprawę bp Tomasik w Radiu Plus Radom, przekonując, że „poszanowanie kompromisu aborcyjnego z 1993 roku jest propozycją polityczną, a nie rozwiązaniem problemu na poziomie norm moralnych. Zasada moralna jest bardzo jasna – nigdy nie wolno działać wprost przeciwko życiu człowieka”.

Wymowne jest też to, że w poniedziałkowym wywiadzie z prymasem Polski przeprowadzonym przez należącą do Episkopatu KAI o zamieszaniu wokół ustawy nie ma ani słowa. Prymas Wojciech Polak subtelnie za to odcina się od polityczno-kościelnych aliansów. Na pytanie dziennikarza, jak reaguje, „gdy po raz kolejny słucha opinii w stylu: » Kościół wraz z PiS rządzą Polską «”, odpowiada, „że nie jest to prawdą”. I podkreśla, że „trzeba z dystansem patrzeć na wszystkich, którzy powołują się na Kościół czy jakiegoś biskupa”.

Choć prymas nie precyzuje, o co chodzi, można spekulować, że skoro rozmowa ukazuje się tuż po „aborcyjnej” burzy, arcybiskup próbuje coś przekazać także politykom i działaczom pro-life, którzy mają usta pełne kościelnych deklaracji.

Taka postawa Episkopatu to dobry znak. Kościołowi powinno zależeć na utrzymaniu kompromisu aborcyjnego i nieprowokowaniu politycznej awantury. Biskupi są konsekwentni. W dokumencie Episkopatu z kwietnia czytamy, że życie każdego człowieka jest wartością podstawową i nienaruszalną” i że „jego obrona stanowi obowiązek wszystkich, niezależnie od światopoglądu”. Ani słowa o rzekomo wadliwym kompromisie. Nie padło też wezwanie do pełnej ochrony życia sugerującej żądanie całkowitego zakazu aborcji. Równocześnie biskupi oświadczyli, że nie popierają karania kobiet, które dopuściły się aborcji.

Być może biskupi czują się odpowiedzialni za decyzje podjęte w latach 90.? Przecież Episkopat zaaprobował wtedy kompromis. Dlatego teraz w dyskusji o ustawie warto, by duchowni zachowali przynajmniej daleko idącą powściągliwość – dokładnie tak jak robią to teraz biskupi.

Episkopat zapalił czerwone światło prawicowym radykałom, którzy chcą zakuwać aborcjonistki w kajdanki, podpierając się przy tym autorytetem Kościoła.

Zobacz także

czerwone

wyborcza.pl

Nadchodzi zemsta Ziobry. Ćwiąkalski: „Prokuratorzy dopytują świadków, czy można mnie z czymś powiązać”

Wojciech Czuchnowski, Mariusz Jałoszewski, 30.09.2016

Byli prokuratorzy Anna H. i Zbigniew Niezgoda (z prawej) podczas narady z ówczesnym ministrem sprawiedliwości prof. Zbigniewem Ćwiąkalskim w Rzeszowie w 2008 r. Teraz prokuratura chce, by zeznawali oni przeciwko Ćwiąkalskiemu

Byli prokuratorzy Anna H. i Zbigniew Niezgoda (z prawej) podczas narady z ówczesnym ministrem sprawiedliwości prof. Zbigniewem Ćwiąkalskim w Rzeszowie w 2008 r. Teraz prokuratura chce, by zeznawali oni przeciwko Ćwiąkalskiemu (KRZYSZTOF KOCH)

Sprawa „ośmiornicy” podkarpackiej może być punktem wyjścia do wytoczenia najcięższych dział przeciwko rządowi PO-PSL. Dwoje podejrzanych prokuratorów z Rzeszowa typowanych jest do roli świadków koronnych.

– Początkowo Anna H. składała zeznania, ale gdy zorientowała się, że to tylko pogarsza jej sytuację i prowadzi do przedłużenia aresztu, przestała mówić. Teraz milczy i robi wrażenie twardej – opowiada osoba dobrze zorientowana w śledztwie przeciwko byłej szefowej Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie. Pozbawienie funkcji, potem immunitetu prokuratorskiego, a wreszcie aresztowanie jej za korupcję (w czerwcu tego roku) wstrząsnęło środowiskiem prawników. Jej upadek związany jest z aferą „ośmiornicy” podkarpackiej, sprawą rozpracowywaną przez CBA jeszcze w czasach poprzednich rządów.

Obciążające nagrania

Głównym bohaterem negatywnym jest tu Jan Bury (mimo zarzutów pozwolił używać w mediach pełnego nazwiska, czuje się niewinny), b. szef klubu ludowców i wiceminister skarbu w rządzie PO-PSL.

Przeciwko Buremu prokuratura ma nagrania z posłuchu i zeznania Mariana D., przedsiębiorcy paliwowego z Leżajska, oraz jego współpracowników. Pogrążyły też b. wiceministra infrastruktury Zbigniewa R. (b. przewodniczącego PO w Rzeszowie) oraz właśnie Annę H.

Z nagrań i zeznań wynika, że od lat 90. Marian D. korumpował lokalnych polityków i urzędników. Za pieniądze i sztabki złota miał załatwiać kredyty, dotacje unijne oraz stanowiska dla osób ze swojej rodziny.

– W rozmowach telefonicznych nie zachowywał żadnej ostrożności, sypał nazwiskami, sprawami, które miał załatwiać, poganiał ludzi, którym płacił. Część wyolbrzymiał, np. już wiadomo, że oszukiwał swojego wspólnika, zawyżając kwoty łapówek, które trzeba zapłacić – twierdzi nasze źródło.

Anna H. była równie rozmowna. Z podsłuchów wynika, że lubiła roztaczać nimb osoby, która „wszystko może”. Pomiędzy tym, co o łapówkach dla niej mówił Marian D., a tym, jakie naprawdę przyjęła od niego korzyści i co z nimi zrobiła, są rozbieżności. Biznesmen w jednej z rozmów narzekał, że kosztowała go już 200 tys. zł i „wciąż czegoś chce”.

Aresztowana prokurator przyznaje się, że przyjęła zaledwie skrzynkę wina. Zaprzecza, by D. zapłacił za remont dachu w jej domu (gdy zrobiło się wokół niej gorąco, próbowała załatwić faktury na zakup materiałów budowlanych). Bagatelizuje też sprawę samochodu, który za cenę zawyżoną o 30 tys. zł sprzedała firmie Mariana D., by mieć na zakup nowego.

Przyznaje, że dwóm osobom wskazanym przez przedsiębiorcę załatwiła przyjęcie na studia prawnicze w ramach tzw. miejsc dziekańskich. Ale że nic za to nie chciała.

Anna H. rozmawiała nawet z dyrektorem rzeszowskiej izby skarbowej w sprawie podatków dla firmy Mariana D. Sprawy nie załatwiła, bo izba wydała niekorzystną dla firmy decyzję.

Prokurator świadkiem koronnym?

Drugi rzeszowski prokurator, któremu prokuratura chce postawić zarzuty korupcyjne, to Zbigniew Niezgoda, b. szef miejscowej prokuratury okręgowej, a w latach 2007-08 doradca Zbigniewa Ćwiąkalskiego, ministra sprawiedliwości, oraz kolejnych ministrów.

Prywatnie Niezgoda był przez lata partnerem Anny H. Z racji wpływów w wymiarze sprawiedliwości nazywano go „kadrowym”. Według prokuratury miał przyjąć od leżajskiego biznesmena 350 tys. zł łapówek.

Prokuratorski sąd dyscyplinarny ma w najbliższym czasie rozpatrzyć sprawę zdjęcia mu immunitetu, co otworzy drogę do postawienia zarzutów. Już wiadomo, że prokuratura będzie wnioskować o areszt. Sprawę nadzoruje prokurator krajowy Bogdan Święczkowski, prawa ręka Ziobry.

Według informatorów „Wyborczej” Niezgoda prowadzi ze śledczymi negocjacje w sprawie przyznania mu statusu tzw. małego świadka koronnego. Chce współpracować w zamian za złagodzenie kary. Anna H. na razie nie przejawia chęci takiej współpracy.

Współpracownicy Mariana D. zeznali, że Niezgoda miał m.in. pilotować sprawę skargi na decyzję izby skarbowej w NSA (sąd wydał korzystną dla firmy uchwałę). – Szef mówił, że miał on dojścia do sędziów – zeznała była wspólniczka biznesmena. Ale Marian D. nie obciążył Niezgody. Mówił tylko, że prokurator kilka razy tankował za darmo paliwo na jego stacji i pożyczył 50 tys. zł na kupno samochodu. Twierdził, że nic mu nie załatwił.

Niezgodę obciążają za to współpracownicy biznesmena – miał np. pomóc córce Mariana D., która pracowała w sądzie, przenieść się do innego sądu. – Deklarował, że pomoże przenieść córkę do Ministerstwa Sprawiedliwości oraz pomoże w jej nominacji na sędziego – zeznał jeden ze świadków. Ale córka nie dostała ani nominacji, ani pracy w ministerstwie.

Dopilnowali zarzutów dla Kamińskiego?

Czego rządzona przez Ziobrę prokuratura oczekuje od dwojga b. rzeszowskich prokuratorów? – Haków na Ćwiąkalskiego i dowodów na naciski w śledztwie przeciwko Mariuszowi Kamińskiemu [koordynatorowi służb] i jego kolegom z CBA – twierdzi kolejny z naszych rozmówców.

Prof. Ćwiąkalski jest osobistym wrogiem Ziobry, bo jako naukowiec wiele razy lekceważąco wypowiadał się o prawniczych kompetencjach Ziobry (był jego studentem na UJ). Gdy został ministrem, złożył przeciwko Ziobrze kilka zawiadomień o przekroczeniu uprawnień na stanowisku ministra sprawiedliwości. Zarzucał mu też celowe zniszczenie służbowego laptopa w celu ukrycia dowodów.

Materiały dostarczone przez Ćwiąkalskiego przydały się sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej, która chciała postawić Ziobrę przed Trybunałem Stanu. Profesora można też wiązać ze śledztwem, które przeciwko Kamińskiemu i jego ludziom z CBA prowadziła prokuratura w Rzeszowie. Na skierowanie tam postępowania namówić go miał Niezgoda, który razem z Anną H. miał dopilnować, by Kamiński dostał zarzuty przekroczenia uprawnień przy tzw. aferze gruntowej. Kilka lat później sąd pierwszej instancji skazał go na trzy lata więzienia, a od kary uwolniło go ułaskawienie przez prezydenta Dudę.

Teraz PiS chce dowieść, że sprawa Kamińskiego prowadzona była pod politycznym naciskiem, który wywierali Ćwiąkalski i rząd PO.

W materiałach śledztwa są zeznania współpracowników Mariana D., którzy tylko wspominają o Ćwiąkalskim. Jeden zeznał, że szef „chwalił się, że ma w rządzie znajomości, mówił, że Ćwiąkalski to jego kolega”.

Ćwiąkalski wykłada w Wyższej Szkole Prawa i Administracji w Rzeszowie, wykładowcą jest tam też Niezgoda. Jeden z pracowników paliwowej spółki zeznał, że Marian D. wysłał go tam kiedyś z… wypchaną głową dzika dla Ćwiąkalskiego.

Ćwiąkalski zaprzecza, by Niezgoda coś załatwił w ministerstwie dla biznesmena. – Słyszałem, że prokuratorzy dopytują świadków i podejrzanych, czy można mnie z czymś powiązać. Niestety, jak się nie sfałszuje dowodów, to nic się nie da znaleźć – mówi.

Zapewnia, że nie spotykał się z Niezgodą towarzysko. Poznał go na rzeszowskiej uczelni. I gdy został ministrem, zaproponował mu stanowisko doradcy ds. prokuratury. Niezgoda już wcześniej pracował w tym resorcie, za czasów minister Barbary Piwnik. – Chciałem, by doradzał mi ktoś, kto jest niezależny, a on był już prokuratorem w stanie spoczynku – tłumaczy.

Ćwiąkalski przyznaje, że dostał trofeum myśliwskie – zbierał je – ale miał to być prezent od Niezgody i było to w połowie 2009 r., gdy nie był już ministrem sprawiedliwości. Potwierdza, że to Niezgoda zaproponował Annę H. na szefa prokuratury apelacyjnej, ale nie wiedział, że to jego partnerka.

Nie przypomina sobie, jak śledztwo w sprawie Kamińskiego trafiło do Rzeszowa. – Nawet nie wiem, czy była to moja decyzja – mówi. – Jestem spokojny o tę sprawę. Każdemu można postawić polityczne zarzuty, ale nie ma nic takiego, co może mnie narażać na odpowiedzialność karną.

Zobacz także

czas

wyborcza.pl

 

Pospieszalski zaprasza Międlara do TVP. A ten o „lobby homoseksualnym w Kościele” i „prymasie świętującym niszczenie katolicyzmu”

MICHAŁ WILGOCKI, 29.09.2016

Ks. Jacek Międlar w

Ks. Jacek Międlar w „Warto Rozmawiać” u Jana Pospieszalskiego (screen: TVP1)

Wydawać by się mogło, że rezygnacja z kapłaństwa zakończy krótką medialną karierę księdza nacjonalisty Jacka Międlara. Jednak na zaproszenie Jana Pospieszalskiego Międlar wziął udział w programie „Warto rozmawiać” emitowanym w świetnym czasie antenowym w TVP.

Program rozpoczął się od emitowanych już pięć miesięcy wcześniej (także w „Warto rozmawiać”) wypowiedzi przyjaciół księdza Jacka Międlara. Przez kilka minut opowiadali o tym, jak wspaniałym jest człowiekiem, jak pomógł im zbliżyć się do Boga i jak nauczył ich, że najważniejsze są „Bóg, honor i ojczyzna”.

– Te świadectwa wypowiadane przez młodych ludzi to fragment dorobku, który zostawił za sobą ksiądz Jacek Międlar – zapowiedział gościa Jan Pospieszalski. Ksiądz Jacek Międlar – choć według prawa kanonicznego może jeszcze chodzić w sutannie – do studia przyszedł w garniturze, bez koloratki.

– Zakneblowano mi usta, zabroniono mi mówić, zabroniono mi dawać świadectwo w lojalce, jaką miesiąc temu popisałem. Tam było napisane, że jeżeli narażę wspólnotę na nieprzyjemności, grozi mi kara suspensy. Nie mogłem na to pozwolić. Ja chcę budować Kościół od dołu – stwierdził.

Znany z antysemickich wypowiedzi ksiądz na początku się pilnował. Nie atakował „żydowskich imperialistów”, zrezygnował też z rasistowskich wypowiedzi pod adresem muzułmanów. Przypuścił za to frontalny atak na swoich przełożonych.

Pospieszalski pytał, jak chce budować Kościół, plując na niego. Ksiądz Międlar odpowiedział, że nie może milczeć, bo „lobby homoseksualne rządzi w polskim Kościele”.

– Mówienie prawdy nie jest pluciem. Cytując Norwida: kto mówi prawdę, ten niepokój wszczyna – mówił ksiądz. Tłumaczył, że o lobby homoseksualnym w Kościele mówił już Benedykt XVI. I że czynni homoseksualiści wśród księży są awansowani na stanowiska w kuriach. Zapowiedział, że będzie mówił o kolejnych takich historiach.

O jednej nawet zaczął opowiadać w studiu. Wymienił nazwisko księdza z seminarium w Sosnowcu, który miał spotykać się ze swoim adiunktem w klubie Cocomo.

– Proszę bez nazwisk, bo nie mam w tej chwili możliwości weryfikacji – zaprotestował Pospieszalski. I zapytał o to, dlaczego Międlar mówi o „talmudycznych środowiskach rasistów żydowskich, którzy funkcjonują w Kościele”.

Ksiądz najpierw zaoponował, że Pospieszalski łapie go za słówka. Ale po chwili zaatakował prymasa Wojciecha Polaka, który dał patronat obchodom 500-lecia reformacji.

– Talmud to księga pełna nienawiści, uderza ona w cywilizację chrześcijańską, sprzyja wynarodowieniu. W taki nurt, w taką narrację wpisują się niektórzy hierarchowie. Ostatnio nawet prymas, arcybiskup Wojciech Polak. Bierze udział w uroczystościach rozłamu Kościoła. Reformacja jest uderzeniem w katolicyzm. Prymas Polski świętuje niszczenie katolicyzmu. Czy gdyby pana zaproszono do loży masońskiej, pan by poszedł? A prymas poszedł na takie uroczystości. Prymas Wyszyński podejrzewam, że się w grobie przewraca – wywodził Międlar.

Pospieszalski pytał również o to, dlaczego ksiądz wypowiedział posłuszeństwo swoim przełożonym.

– Posłuszeństwo? Proszę sobie wyobrazić, że na wyższych stanowiskach są postawieni wszyscy, którzy chcą kneblować usta i nie mają dobrych zamiarów wobec wspólnoty Kościoła. Posłuszeństwo musi się skończyć wtedy, kiedy nie są przestrzegane dobro, prawda i piękno, gdy nie jest przestrzegana Ewangelia. Nie wiem, czy przestrzegana jest Ewangelia, gdy knebluje się usta młodemu księdzu, który idzie na peryferia wiary, o których mówi papież Franciszek – stwierdził ksiądz Międlar.

Kończąc swój występ w programie, zdobył się na mały rachunek sumienia:

– Jeżeli zawiodłem kogoś, naprawdę przepraszam. Wierzę, że przez moją apostolską pracę, poprzez stawanie w obronie opuszczonych ludzi ten kredyt zaufania zbuduję na nowo.

Zobacz także

miedlar

wyborcza.pl