Minister/lekarz Radziwiłł: Smog jest „teoretyczny”. „Głupia wypowiedź. Rocznie z powodu smogu umiera 44 tys. Polaków”
– Nie ma w tej chwili żadnego powodu do paniki – powiedział reporterowi TOK FM Konstanty Radziwiłł. – Lubimy mówić o zagrożeniach troszkę bardziej teoretycznych, w sytuacji, kiedy styl życia, jaki przyjmujemy, jest wielokrotnie bardziej szkodliwy – dodał minister zdrowia. Co miał na myśli? Palenie papierosów.
Wśród rzeszy wstrząśniętych sowami ministra zdrowia jest Jarosław Makowski. Filozof, publicysta, ale też radny sejmiku śląskiego, pisze na swoim blogu dlaczego słowa Konstantego Radziwiłła „należy zaliczyć do szkodliwych, by nie powiedzieć więcej – głupich?”.
W Polsce 45 tys. rodaków umiera przedwcześnie z powodu smogu. Polacy żyją średnio o 9 miesięcy krócej z racji zanieczyszczenia powietrza. Na liście 50 miast UE z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem aż 33 leży w Polsce, a 14 w regionie śląskim, w którym mieszka piszący te słowa. Oddychając powietrzem na Śląsku czy w Małopolsce, wdychasz rocznie tyle rakotwórczego benzo[a]pirenu, ile znajduje się w 2580 papierosach, czyli – nawet jak jesteś osobą niepalącą – wypalasz 7 papierosów dziennie
– przypomina najważniejsze fakty na temat zanieczyszczenia powietrza smogiem w Polsce Makowski.
Cytując powszechnie dostępne dane na temat skali zanieczyszczenia powietrza w kraju, publicysta zwraca uwagę, że smog „to nie jest bajkowy potwór”.
„Liczne badania potwierdzają umieralność związaną z chorobami układu krążenia i układu oddechowego, m.in. chorobą niedokrwienną serca, przewlekłą obturacyjną chorobą płuc i rakiem płuc. Prowadzi także do przedwczesnego starzenia się układu nerwowego” — wylicza Makowski.
Radny pisze od zabójczych skutkach obecności smogu dla mieszkańców terenów, gdzie stężenie szkodliwych pyłów w powietrzu przekracza wielokrotnie dopuszczalne normy. Makowski wskazuje, że w tej grupie szczególnie zagrożone są dzieci i osoby starsze:
Dzieci mieszkające na terenach o wyższym poziomie zanieczyszczeń powietrza osiągają gorsze wyniki w nauce niż ich rówieśnicy z mniej zanieczyszczonych terenów. Narażenie matki na pył zawieszony zwiększa ryzyko poronienia, wewnątrzmacicznego obumarcia płodu, a także niskiej wagi urodzeniowej noworodka
Mówiąc o niemądrej wypowiedzi ministra Radziwiłła, filozof przypomina jak mimo przeciwności, w kraju rośnie świadomość zagrożenia smogiem. Miasta, a nawet całe województwa wypowiadają wojnę zanieczyszczonemu powietrzu. Pozytywne skutki przynoszą też akcje społeczników i miejskich aktywistów, którzy uświadamiają ludziom zagrożenie, jakim jest smog. Co raz więcej energii poświęca się też na edukacje najmłodszych – wylicza Makowski.
I dlatego, jak pisze filozof, „minister Radziwiłł swoimi niemądrymi wypowiedziami nie tylko uspokaja ludzi tam, gdzie trzeba bić na alarm, ale niszczy także prace miejskich aktywistów, dzięki którym smog stał się ważną kwestią polityczną.”
Więcej na temat szkodliwości smogu i aktualnego stanu zanieczyszczenia powietrza można przeczytać na stronie: Polski Alarm Smogowy.
W opublikowanym 3 stycznia artykule „Polska nigdy nie była tak demokratyczna, jak na to wyglądała” autorzy, dwaj brytyjscy politolodzy, Seán Hanley i James Dawson, analizują obecny kryzys w Polsce, wskazując, że ostatnie posunięcia PiS wzorowane są na pomysłach Viktora Orbána.
I te ostatnie ruchy – jak neutralizacja Trybunału Konstytucyjnego, przejęcie kontroli nad mediami publicznymi, obcinanie finansów nieprzyjaznym organizacjom pozarządowym, gotowość do pozbycia się fali protestów i ignorowanie międzynarodowej krytyki oraz chaotyczne głosowania – autorom tekstu bardziej przypominają dotknięte kryzysem kraje południowej i południowo-wschodniej Europy niż demokratycznego pioniera, jakim kiedyś okrzyknięto Polskę.
Polska jak Węgry
„Dla jasności: Polska nie jest jeszcze Węgrami” – nieco uspakajają autorzy i zaraz dodają, że PiS ma niewielką większość parlamentarną, niewystarczającą do zmiany konstytucji na węgierską modłę. Zauważają również, że polscy protestujący są tu bardziej asertywni i szybciej wychodzą na ulice, a Polska nie ma podobnego do węgierskiego Jobbiku, silnej skrajnie prawicowej partii, czekającej w blokach startowych, by okrzyknąć się „prawdziwą” opozycją, jeśli partia rządząca słabnie.
Wprawdzie opozycji może uda się wykorzystać ruchy społeczne jako substytut osłabionych instytucji kontrolnych i być może odbiją w sondażach, ale „nawet w najlepszym scenariuszu instytucje po tym okresie wyjdą poważnie uszkodzone”.
I konstatują, że wbrew pozorom liberalna demokracja nie była nigdy solidnie zakorzeniona w Europie Wschodniej. Problemem Węgier i Polski – zdaniem politologów – nie jest to, że zawiodły instytucje, ale to, że kwitną polityczne projekty, głoszące wartości nieliberalne.
Na razie – konkludują autorzy – UE musi pracować najlepiej, jak to możliwe, zgodnie z art. 7 traktatu UE, który daje jej pewną siłę przetargową wobec rządów, które zboczyły na manowce. Zadaniem Unii jest nie tylko kibicowanie siłom liberalnym, ale zadbanie o to, by w miejscu nieliberalnych populistów pojawił się umiarkowany społeczny konserwatyzm, potrzebny do stworzenia drugiej połowy każdej funkcjonującej demokracji.
Jarosław Kaczyński nie waży słów, a minister Ziobro powsadzałby sędziów do więzień – ostre słowa prof. Rzeplińskiego w „Temacie dnia”
Smoleńskie kłamstwo Putina obnaża smoleńskie kłamstwo Macierewicza
Onet i „Rzeczpospolita”: KOD wypłacił firmie Mateusza Kijowskiego 90 tys. zł pochodzących ze zbiórek
Onet ujawnia: jak Mateusz Kijowski wystawiał faktury KOD-owi
04.01.2017
Pieniądze ze zbiórek publicznych na KOD trafiały do firmy Mateusza Kijowskiego i jego żony Magdaleny Kijowskiej – ustalił Onet. Łącznie chodzi o faktury na kwotę 91 tys. 143,5 zł.
- Pieniędzmi z Komitetu Społecznego KOD opłacano faktury wystawiane przez firmę należącą do Mateusza Kijowskiego
- Fundusze Komitetu pochodziły od jego sympatyków
- Część członków KOD-u się zbuntowała. Kijowski: MKM po prostu wykonywała dla nas usługi informatyczne
Według ustaleń Onetu, sześć faktur – każda na taką samą kwotę 15 tys. 190 złi 50 gr brutto – zapłacił Komitet Społeczny KOD na rzecz spółki MKM Studio należącej do Mateusza Kijowskiego i jego żony, Magdaleny. To firma zajmująca się doradztwem w zakresie informatyki.
Faktury od marca do sierpnia 2016 r. były wystawiane przez MKM Studio i podpisywane w imieniu firmy przez samego Mateusza Kijowskiego. Onet ma ich kopie. Usługi świadczone przez MKM to m.in. obsługa domeny, hosting strony internetowej, migracja danych i usług czy przygotowywanie nowych serwisów i opracowywanie treści.
Pieniądze pochodziły z funduszy Komitetu Społecznego KOD, czyli ze zbiórki publicznej. – To były pieniądze z puszek, z wpłat internetowych, przekazywane przez sympatyków. To tym bardziej przykre. Trzeba będzie ich za to przeprosić – mówi jeden z prominentnych działaczy KOD.
Z kolei jedna z najważniejszych osób w strukturach organizacyjnych KOD, która – jak zapewnia – widziała i analizowała faktury, zwraca uwagę na dwa aspekty: charakter usług świadczonych przez MKM Studio oraz tę samą kwotę wpisywaną na każdej fakturze. – To typowo informatyczny bełkot. Kwoty przeznaczane co miesiąc na opłacanie domen i serwera wielokrotnie przekraczają faktyczne koszty takich usług – i to nie za miesiąc użytkowania, lecz za cały rok. W dodatku za każdym razem opłacana jest równa kwota. W przypadku różnych usług informatycznych, jakie były zamawiane, to zaskakujący zbieg okoliczności – mówi.
W rozmowie z Onetem autentyczność faktur potwierdza sam Mateusz Kijowski. – Te faktury są prawdziwe. Z tego co pamiętam, było ich chyba sześć. Wystawcą faktur była firma MKM Studio, a odbiorcą usługi był Komitet Społeczny „Komitet Obrony Demokracji” – podkreśla lider KOD.
Kijowski zapewnia, że jest to wynagrodzenie za usługi informatyczne, które wykonywał dla Komitetu Społecznego, który był odbiorcą faktury. – Ustaliliśmy pewien ryczałt, że niezależnie od tego ile prac wykonam, kwoty wynagrodzeń nie mogą przekroczyć pewnej kwoty. I tak to było realizowane. Większość tych prac to były różnego rodzaju prace konserwacyjne, naprawcze, organizacyjne itd. Usługi zostały wykonane, faktury zostały wystawione, Komitet przelał pieniądze, uznając wykonanie tych prac, więc trudno stawiać tu jakieś zarzuty – mówi Kijowski.
Z kolei tak w rozmowie z Onetem tłumaczy faktury adwokat Mateusza Kijowskiego, mec. Jarosław Szczepaniak. – Ustalenia przed wystawieniem faktur były takie, że kwoty, jakie wystawca faktury otrzyma co miesiąc, będą zawsze takie same. Rzeczywiście chodziło o 15 tys. 190,5 zł. To był ryczałt, w ramach którego MKM Studio świadczyło różne usługi. Nawet gdyby wystawcy faktury należała się w danym miesiącu większa kwota niż ta wynikająca z faktury, to i tak wystawiano ją na tą samą. Nie ma w tym nic dziwnego. Strony umówiły się na ryczałt – mówi adwokat Kijowskiego.
Mecenas Szczepaniak, przekonuje też, że korzystanie przez szefa KOD z usług swojej własnej firmy było słusznym posunięciem. – Cóż nieetycznego było w tym, że Mateusz Kijowski zajął się ochroną informatyczną KOD-u w sytuacji, gdy Komitet mógł być narażony na wszelkiego rodzaju ataki? KOD przecież powstał z internetu i w dużej mierze ciągle tam funkcjonuje. Tak naprawdę ochrona informatyczna to podstawowa ochrona tej organizacji. Czy lepiej oddać ochronę komuś, do kogo można nie mieć stuprocentowego zachowania? W moim przekonaniu nie. Lepiej mieć ochronę we własnych rękach – tłumaczy mec. Szczepaniak.
Czy MKM Studio rzeczywiście świadczyło usługi na rzecz Komitetu Społecznego KOD? Nasz kolejny rozmówca ze struktur Komitetu: – Powiem tak: wszelkie usługi IT były wykonywane przez naszych licznych woluntariuszy. Nic mi nie wiadomo, by zajmowała się tym spółka MKM Studio.
Sprawa wewnątrz Komitetu Obrony Demokracji stała się głośna 6 grudnia, gdy w Aleksandrowie Łódzkim zebrał się zarząd Stowarzyszenia KOD. Przepływy finansowe do spółki Mateusza i Magdaleny Kijowskich zostały odkryte przypadkowo przez członków zarządu KOD. Faktury i wyciągi bankowe miały znajdować się w jednym z segregatorów. – Od tej pory temat był traktowany jako tabu, a Mateusz zdawał się traktować pieniądze przekazywane firmie MKM Studio jako swoistą pensję – mówi nasze źródło.
Gdy w październiku 2016 r. Komitet Społeczny KOD został rozwiązany, gdyż zakończył zbiórkę funduszy, zapadła decyzja, by zmienić sposób rozliczania się z MKM. – Wtedy Mateusz uznał, że odtąd pieniądze na MKM Studio będzie przekazywało Stowarzyszenie. Zarząd się zbuntował i zablokował tę transakcję. Od początku było wiadomo, że wygląda to fatalnie i prędzej czy później wyjdzie na światło dzienne – opowiada nasze źródło. – Przewodniczący się obraził, przestał do nas odzywać i zwoływać spotkania zarządu. Zarząd miał się odbyć 28 grudnia, na wniosek jednego z koordynatorów regionalnych, ale Mateusz oświadczył, że uważa to spotkanie za nielegalne i nie zamierza w nim uczestniczyć. Od tamtej pory z częścią członków KOD w ogóle nie rozmawia.
Z naszych informacji wynika, że już w marcu 2016 r. Komitet Społeczny udzielił Kijowskiemu jednorazowej zapomogi w wysokości 10 tys.zł brutto. Powody były jasne – lider KOD pozostawał bezrobotny, nie dysponował własnymi pieniędzmi, a w sprawach związanych z działalnością Komitetu wyjechał do Stanów Zjednoczonych.
Od tego momentu co miesiąc wypłacane były pieniądze na rzecz spółki MKM Studio za usługi technologiczne w wysokości15 tys. 190 zł i 50 gr.
Jeden z członków KOD: – Jestem wściekły. Było wiadomo, że to wyjdzie. Mógł powiedzieć: słuchajcie, jestem bez pracy, poświęcam czas, muszę jakoś żyć. To by się spotkało ze zrozumieniem. Ale to nie może być wtedy „jakaś faktura”, wypadałoby się umówić na jakąś umowę. No, tylko że Mateusz ma komornika i alimenty na głowie.
Jeden z członków KOD: – Ta sprawa uderzy w cały ruch. Bo niestety te wszystkie faktury to prawda. Wykazaliśmy się kompletnym brakiem odpowiedzialności – dodaje inny członek Komitetu.Według działaczy KOD, właśnie po to powstała ta spółka MKM Studio – żeby Kijowski nie miał żadnych umów, które by mu zajmował komornik. Spółka i faktury są wygodniejsze – słyszymy od działaczy KOD.
Magdalena Kijowska, członkini zarządu MKM Studio początkowo nie chciała komentować sprawy. Podobnie jak skarbnik KOD-u Piotr Chabor, odsyłała nas do mec. Jarosława Szczepaniaka.Wieczorem jednak w rozmowie z Onetem oświadczyła:
– Nie wszystko w rzeczywistości wygląda tak, jak na pierwszy rzut oka się wydaje. Ze swojej strony mogę powiedzieć tyle, że Mateusz długie miesiące siedział i wykonywał te usługi informatyczne. Gdyby nie on, to KOD-u już by nie było, bo zostałby zniszczony przez hakerów. Czy miał szukać kogoś, kto wystawi lewe faktury i samemu pobierać lewe pieniądze? Przecież to absurd. Firma wystawiła faktury za usługi, które wykonywał – przekonuje w rozmowie z Onetem Magdalena Kijowska.
Piotr Duda: Będziemy wychodzić na ulicę nie w obronie rządu, ale zasad demokratycznych. 10 stycznia podamy konkretny termin
– Jesteśmy po spotkaniach z wieloma środowiskami – Radia Maryja, GP, środowiskami patriotycznymi – którzy mówią o tym głośno, że trzeba policzyć się, być razem i pokazać, że demokracja ma się dobrze. Po mojej wypowiedzi w TVP Info było wiele hejtu. My nie będziemy wychodzić na ulicę w obronie rządu PiS. Tylko w obronie zasad demokratycznych. 9 stycznia w Gdańsku jest nadzwyczajne spotkanie Komisji Krajowej. 10 stycznia będzie podany konkretny termin demonstracji. To nie będzie 14 stycznia. To będzie też apel, wszystkich środowisk i osób [w to zaangażowanych] – powiedział w „Minęła 20” Piotr Duda.
Posłowi PiS puściły nerwy. Wypchnął za drzwi dziennikarkę, która zadała mu niewygodne pytanie
Wygląda na to, że nie tylko w Sejmie dziennikarze nie są mile widziani. W sieci pojawiło się nagranie, na którym widać jak prominentny poseł PiS, Leonard Krasulski, wypycha dziennikarkę za drzwi swojego biura.
Film zamieściła na Twitterze Agnieszka Gozdyra z Polsat News. Jej redakcyjna koleżanka, Anna Mioduszewska, pojawiła się w elbląskim biurze posła PiS, by zadać mu pytanie o jego wykształcenie. Na filmie widać, jak poseł PiS wypycha dziennikarkę za drzwi, by uniknąć udzielenia odpowiedzi na pytanie.
Wykształcenie posła Krasulskiego zmieniło się z kadencji na kadencję w sposób, który sugerowałby, że polityk PiS albo podróżuje w czasie, albo kłamie.
Magia pic.twitter.com/jQdT4sj6fi
— jozefmoneta (@jozefmoneta) 3 stycznia 2017
Podczas poprzednich rządów PiS, w latach 2005-2007, Krasulski twierdził, że ma wykształcenie podstawowe. Teraz utrzymuje, że ma wykształcenie średnie, które zdobył… w 1968 roku. To o tę sprzeczność chciała zapytać dziennikarka, którą poseł PiS wypchnął za drzwi swojego biura.
Są nagrania z Sali Kolumnowej. Kancelaria Sejmu opublikowała materiał z trzeciej kamery
• Prokuratura Okręgowa wydała zgodę na publikację materiału
• Nagrania pochodzą z kamery administrowanej przez Straż Marszałkowską
– Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie stwierdza przeciwwskazań dla upublicznienia nagrań z monitoringu posiedzenia Sejmu z 16 grudnia 2016 r. – czytamy w komunikacie prok. Michała Dziekańskiego. Materiał z trzeciej kamery w Sali Kolumnowej znalazł się już na stronie internetowej Sejmu. Nagranie wideo nie posiada dźwięku. Posiedzenie w Sali Kolumnowej było transmitowane z dźwiękiem 16 grudnia, jego zapis jest dostępny w sieci, podobnie jak stenogramy.
Dowiedz się więcej:
Dlaczego głosowania odbyły się w Sali Kolumnowej?
Od 16 grudnia w sali plenarnej Sejmu przebywają posłowie opozycji – PO i Nowoczesnej – którzy rozpoczęli wtedy protest wobec wykluczenia z obrad posła PO Michała Szczerby. Protestowali też przeciwko zmianom w zasadach pracy dziennikarzy, domagając się zachowania dotychczasowych reguł. Marszałek Sejmu Marek Kuchciński wznowił obrady w Sali Kolumnowej, gdzie przeprowadzono głosowania m.in. nad ustawą budżetową. Opozycja uważa, że głosowania były nielegalne, m.in. z powodu braku kworum. Marszałek zapewnił, że brała w nich udział wymagana w konstytucji liczba posłów.
Ile kamer znajduje się w Sali Kolumnowej?
W Sali Kolumnowej znajdują się dwie kamery, transmitujące w internecie przebieg obrad. Nagranie z głosowań 16 grudnia dostępne na stronach Sejmu zostało zarejestrowane za pomocą tylko jednej z nich. Jest także trzecia kamera. Jak twierdzi Kancelaria Sejmu, to „kamera bezpieczeństwa, administrowana przez Straż Marszałkowską”.
Dlaczego nagrania z kamery trafiły do prokuratury i na policję?
Prokuratura prowadzi postępowanie sprawdzające z zawiadomienia posłów PO i Nowoczesnej – o niedopełnienie obowiązków przez marszałka Marka Kuchcińskiego w całej sprawie. Zawiadomienia powołują się na art. 231 kodeksu karnego. Mówi on o tym, że funkcjonariuszowi publicznemu za przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków, którymi działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, grozi kara pozbawienia wolności do lat 3.
Zobacz także: Opozycja: posłowie PiS 16.12 podpisali listę po głosowaniu. Jest zawiadomienie do prokuratury
Kancelaria Sejmu publikuje nagranie z kamery bezpieczeństwa z Sali Kolumnowej
Kancelaria Sejmu publikuje nagranie z kamery bezpieczeństwa z Sali Kolumnowej
Na stronach Sejmu pojawiło się nagranie z kamery bezpieczeństwa z Sali Kolumnowej. Nagranie nie ma dźwięku. Jak czytamy w komunikacie: „Kancelaria Sejmu, po uzyskaniu opinii odpowiednich organów wymiaru sprawiedliwości, publikuje nagranie z kamery bezpieczeństwa z 33. posiedzenia Sejmu w Sali Kolumnowej. Uwaga – wideo nie posiada fonii. Administrowana przez Straż Marszałkowską kamera bezpieczeństwa nie nagrywa dźwięku”
Kowal dla 300 i RDC: Dziennikarze w Sejmie to absolutnie wymyślony problem, który pokazuje alienację elity politycznej od wyborców
– W Polsce otwartość na dziennikarzy to jest część świata politycznego po okresie komuny. Byłem aktywnym politykiem, zawodowym, przez 10 lat byłem często w Sejmie Dziennikarze w Sejmie to nie jest problem. To absolutnie wymyślony problem, który pokazuje alienację elity politycznej od wyborców. Wszystko zaczęło się za PO. W Polsce tak jest, że ktoś rozwierci jedną dziurkę w garnku, to jak ktoś naprawia ten garnek, to naprawia tak, że jest durszlak. Te wszystkie pomysły były, zostały [teraz] rozwinięte. Powiem tak: jeśli ktoś ma problem z tym, że oblega go dziennikarz na schodach, to znaczy że ten ktoś poza własnym samochodem nie chodzi po ulicy i nie jeździ autobusem. Bo kontakt z opinią publiczną jest stałym elementem życia polityka, o co chodzi tak naprawdę? – powiedział w audycji „Polityka w samo południe” w RDC Paweł Kowal.
Kowal dla 300 i RDC: PiS ma kłopot z komunikacją z politycznym centrum. Ale tym się nie przejmuje
– PiS ma kłopot z komunikacją z politycznym centrum, z ludźmi którzy wynieśli PiS do władzy. Te magiczne 8-12% – ludzie, którzy wynieśli PiS do władzy, oni troszeczkę w ostatnich kilku wyborach a byli właścicielami batuty, przyznawali ją jednej orkiestrze, a to drugiej. Odejście Ujazdowskiego pokazuje, że ludzie o centrowych poglądach, ta polska klasa średnia, w sumie bardzo konserwatywna – musi się coraz bardziej czuć zdystansowana, wystraszona. Kryzys sejmowy wyraża pewne podejście do procedur. W miejsce przywiązania do procedur, które były istotą państwa prawnego przez ostatnie 27 lat, pojawia się coś innego – pewnego rodzaju bonapartyzm. Ten kto ma większość, kto ma władzę może robić jak chce. Ten elektorat centrum jest przywiązany do procedur, do pewnego szacunku dla III RP, do pewnego świętego spokoju. I gdy się to odcina – dodatkowo na poziomie estetycznym zmienia politykę, gdy ona staje się bardziej brutalna – to zaczyna się problem.
– powiedział w „Polityce w samo południe” Paweł Kowal.
Kowal: PiS się tą grupą nie przejmuje
PiS się tą grupą nie przejmuje. Ci, którzy w obozie władzy myślą socjologicznie w polityce definiują, że ta grupa nie jest tak przywiązana [do jednej partii]. Że ono wcześniej dało władzę SLD, dwukrotnie PO. Stąd się pojawia pomysł Morawieckiego, żeby stworzyć nową klasy średnią. Morawiecki nie mówi o rozszerzeniu klasy średniej, tylko jest ambicja budowy nowej grupy społecznej. Bo to w wynika z braku zaufania do tych, których wyrazem spokojnej polityki jest właśnie Ujazdowski.
Jacek Gądek
04.01.2017
Bartłomiej Misiewicz zatrudniony w Ministerstwie Obrony Narodowej został w listopadzie 2015 r. – tuż po wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach parlamentarnych. Objął stanowisko szefa gabinetu politycznego MON i rzecznika prasowego ministra. Wcześniej Misiewicz przez lata współpracował z Antonim Macierewiczem przy pracach w zespole parlamentarnym ds. katastrofy smoleńskiej. Wówczas był niemal cieniem przyszłego ministra obrony narodowej.
Na stanowisku rzecznika został zawieszony po publikacjach „Newsweeka”, według których miał on proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce. Pozostał jednak w ministerstwie, aby zajmować się „analizą dezinformacji medialnych wymierzonych w bezpieczeństwo państwa”.
Misiewicz po przyjściu do MON został też członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej (podległej MON-owi), mimo braku wyższego wykształcenia (wcześniej przepisy zmieniono tak, aby wykształcenie średnie nie było przeszkodą). Zasiadał też w radzie nadzorczej spółki Energa Ostrołęka, ale zrezygnował, a potem opuścił też stanowisko w PGZ.
O awansach Misiewicza krytycznie wypowiadał się Jarosław Kaczyński. Jednak po umorzeniu przez prokuraturę postępowania ws. podejrzenia korupcji w Bełchatowie, Misiewicz wrócił na stanowisko w MON i znów jest rzecznikiem ministra.
Teraz MON podało dokładne informacje o jego zarobkach. Danych domagał się od Ministerstwa Obrony Narodowej poseł Nowoczesnej Adam Szłapka. Na wynagrodzenie Bartłomieja Misiewicza składa się kilka kwot: wynagrodzenie zasadnicze (6 070 zł), dodatek funkcyjny (1 810 zł), dodatek specjalny (4 121,24 zł). To kwoty brutto. W sumie 12 tys. zł.
Ile wynoszą wynagrodzenia w gabinetach politycznych w rządzie? Według danych z 2016 r., jakie uzyskała WP, na przykład w Ministerstwie Edukacji Narodowej średnie miesięczne wynagrodzenie brutto w ministerstwie kultury wynosiło – 7 269 zł. Rolnictwa – 8 301 zł. Zdrowia – 6 111 zł. Z kolei w 2012 r. wiceminister obrony narodowej (był nim wówczas Czesław Mroczek z PO) informował, że wynagrodzenie szefa gabinetu wynosiło wtedy 8790 zł.
Misiewicz jest jednym z najbliższych współpracowników Antoniego Macierewicza. MON deklaruje zatem pełne zaufanie do rzecznika ministra i szefa jego gabinetu politycznego.
– Pan minister Antoni Macierewicz w stosunku do podległych sobie pracowników wymaga nie tylko odpowiednich kwalifikacji merytorycznych, ale także zaufania, lojalności oraz dyspozycyjności. Takie również były kryteria, którymi się kierował zatrudniając osoby w swoim gabinecie politycznym. Pan Bartłomiej Misiewicz posiada wspomniane przymioty, a ponadto charakteryzuje się głębokim oddaniem sprawom bezpieczeństwa naszego państwa – napisał wiceminister Bartosz Kownacki (PiS).
Spór w opozycji. Petru za współpracą z senatorami PiS. Schetyna: Jest w innej strefie klimatycznej
Migalski: Przed nami konfrontacja uliczna
STYCZEŃ 3, 2017
Odejście Ujazdowskiego jest wyraźnym opowiedzeniem się po stronie tych, którzy mówią, że za obecny stan państwa odpowiedzialny jest przede wszystkim obóz władzy – mówi wiadomo.co dr Marek Migalski, politolog i były europoseł. Do Brukseli trafił z list PiS, później był członkiem partii Polska Jest Najważniejsza i Polska Razem, w 2014 r. rozstał się z polityką. Dzisiaj mówi nam o odejściu Ujazdowskiego, prezesie, głosach krytycznych, kryzysie parlamentarnym i możliwych konfrontacjach ulicznych.
Kamila Terpiał: Kazimierz Michał Ujazdowski odchodzi z PiS. Należało się tego spodziewać. I tak długo wytrzymał?
Marek Migalski: Przypomnę, że to jest już drugie odejście Kazimierza Michała Ujazdowskiego z PiS. Pierwsze było po 2007 roku i wtedy odchodził z funkcji wiceprezesa. Można powiedzieć zatem, że podwójnie długo wytrzymał. Okazało się, że jego powrót w 2010 roku był jednak tylko czasowy. To rzeczywiście nie jest niespodzianka, bo ten rozwód był zapowiadany, to była taka kronika zapowiedzianej śmierci. Pytanie było tylko takie: czy zrobi to sam, czy będzie czekał, aż go wyrzucą? Podjął decyzję samodzielnie i w moim przekonaniu to dobrze o nim świadczy, bo jest podmiotem tego procesu, a nie przedmiotem. Czy długo wytrzymał? To zależy oczywiście, jak bardzo cierpiał. W ostatnich tygodniach, a nawet miesiącach mieliśmy do czynienia z kilkoma oświadczeniami Ujazdowskiego, który wyraźnie dystansował się nawet nie wobec politycznej linii PiS, tylko pewnego sposobu prowadzenia polityki.
Zaczęło się od Trybunału Konstytucyjnego, wyrażał się krytycznie o działaniach PiS i mówił o potrzebie kompromisu.
Dzisiaj tak też tłumaczy swoje odejście, chodzi o konflikt w sprawie TK, ale także o pogarszanie się standardów parlamentaryzmu – za co oskarża swój obóz polityczny. Odejście Ujazdowskiego jest wyraźnym opowiedzeniem się po stronie tych, którzy mówią, że za obecny stan państwa odpowiedzialny jest przede wszystkim obóz władzy. Jak znam Ujazdowskiego, to na pewno widzi wady i współwinę opozycji, ale teraz wskazuje wyraźnie swój obóz polityczny. A robi to doktor habilitowany prawa, bo warto wspomnieć, że on jest bardzo dobrze wykształconym prawnikiem. Tym bardziej musiały go boleć naruszenia procedury demokratycznej i państwa prawnego.
Nieważne, ilu europosłów będzie w Brukseli, ważne, ile posłów będzie w polskim Sejmie.
Jak ważny jest taki głos w takim momencie? Zarówno w przestrzeni publicznej, jak i w samym PiS?
Tego typu głosów nie można przeceniać, ani nie doceniać. One mają swoją wagę, nie zawsze to znaczenie jest bezpośrednie i natychmiastowe, ale jednak one współtworzą rzeczywistość polityczną. Czy to zwiastuje inne odejścia, czy nawet rozłam w PiS? Tu byłbym raczej sceptyczny. PiS jest dzisiaj u władzy, a odchodzenie z obozu władzy jest zawsze cięższe niż z partii opozycyjnych. O ile podejrzewam, że jest spora grupa posłów i europosłów w PiS, którzy podzielają diagnozę Ujazdowskiego i krytyczny stosunek do tego, co w ostatnich miesiącach robi jego partia, właściwie już była partia, o tyle nie spodziewam się, że oni pójdą jego drogą. Oni bardziej będą się przyglądać losowi Ujazdowskiego, a im bardziej on będzie osamotniony, im bardziej będzie zanikał w sferze publicznej, tym mniej będą skorzy do takiego działania. Nie przewiduję, żeby doszło do poważnego rozłamu, zwłaszcza w Sejmie. To on przecież daje realną władzę. Nieważne, ilu europosłów będzie w Brukseli, ważne, ile posłów będzie w polskim Sejmie.
Na razie nie widzę możliwości, albo perspektyw dużej secesji polityków PiS.
Ale pojawia się w obozie rządzącym trochę głosów mniej lub bardziej krytycznych wobec tego, co się ostatnio dzieje.Wystarczy wspomnieć Jarosława Gowina, Adama Bielana czy Krzysztofa Łapińskiego. Takie pojedyncze głosy nic nie znaczą? Także w dłuższej perspektywie?
W dłuższej perspektywie już tak, to, co mówiłem dotychczas, odnosiło się do krótszej perspektywy. Nie sądzę na przykład, żeby na wiosnę tego roku nastąpiła jakaś fronda, żeby PiS utraciło sejmową większość. Myślę, że będą takie ruchy robaczkowe i takie wypowiedzi, ale one nie będą wpływać na ogólny obraz rzeczywistości. Mogą się pojawiać takie głosy krytyczne, zresztą gest Ujazdowskiego będzie ośmielał kolejne osoby do ujawniania swojego dyskomfortu psychicznego albo niezgody na pewne działania, ale to na razie tylko będzie budować pewną atmosferę. Na razie nie widzę możliwości, albo perspektyw dużej secesji polityków PiS, ale w przyszłości to może skutkować pewnymi problemami w scementowaniu tego obozu.
Gdyby ktoś obalił prezesa i pozbawił go przywództwa w PiS, to Jarosław Kaczyński założyłby sobie nową partię, a 95 proc. wyborców i działaczy PiS poszłaby za nim.
Jarosław Kaczyński może stracić w pewnym momencie kontrolę nad partią?
Nad PiS-em absolutnie nie. Ich statut jest tak napisany i ludzie są tak dobrani, że władza prezesa Kaczyńskiego w PiS jest absolutnie nienaruszalna. Ona zawsze taka była. On się czasami niepotrzebnie bał, bo uważał, że pewne środowiska, jak na przykład Solidarna Polska czy Polska Jest Najważniejsza – jak jeszcze byliśmy w PiS – chcą mu odebrać władzę. Ale to jest po prostu niemożliwe, nawet w sensie statutowym, ale także politycznie. Przecież gdyby ktoś obalił prezesa i pozbawił go przywództwa w PiS, to Jarosław Kaczyński założyłby sobie nową partię, a 95 proc. wyborców i działaczy PiS poszłaby za nim, więc to byłoby bezsensowne. On może mieć najwyżej problem z większością sejmową. Przypomnijmy, ona dzisiaj wisi na 4 czy 5 posłach, widać już pewne ruchy w stosunku do koła Wolni i Solidarni, czyli kilku osób skupionych wokół Kornela Morawieckiego. Jestem przekonany, że takie gesty jak Ujazdowskiego będą tylko skłaniać PiS do szukania jeszcze głębszych podziałów w klubie Kukiza. Tak, aby w razie jakiejś frondy czy nagłego przypływu honorowych uczuć u Gowina czy u Ziobry, skutkujących ich odejściem, mieć gotowych kilkunastu nowych posłów.
Decyzja Ujazdowskiego wprowadza pewien element rozhermetyzowania czy rozedrgania.
Czyli i Gowin, i być może Ziobro będą próbowali coś w tej sytuacji dla siebie ugrać?
To jest sytuacja dyskomfortowa dla Kaczyńskiego i trudno się dziwić, gdyby jego koalicyjni partnerzy chcieli to wykorzystać. Mogą podkreślić swoją podmiotowość i odrębność, a poza tym za swoje trwanie w rządzie mogą chcieć coś wynegocjować. Dlatego Kaczyński będzie już na wszelki wypadek szukał zastępstwa, żeby móc powiedzieć, że ma alternatywę i że nie będzie ulegał ich żądaniom. To oczywiście nie do końca jest prawdą, ale wzmacnia to znowu jego pozycję negocjacyjną. I tak się będzie ta gra toczyła. Ale jestem pewien, że decyzja Ujazdowskiego wprowadza pewien element rozhermetyzowania czy rozedrgania. Chociaż nie można tego przeceniać.
Kaczyński, po różnych doświadczeniach, wyraźnie preferuje ponad przymioty intelektu cnotę lojalności. Tam jest coraz mniej miejsca na mówienie własnym głosem i we własnym imieniu.
Pan kiedyś był blisko PiS i też zdecydował się na rozstanie. W PiS nie można być sobą i mieć własnego zdania?
Przypomnę, że ja się rozstawałem z PiS-em w 2010 roku i wtedy ta przestrzeń swobody była większa niż dzisiaj, a w 2005 była większa niż w 2010. Teza jest więc taka, że ta przestrzeń do wyrażania własnych poglądów i pomysłów na rzeczywistość z każdym rokiem się zawęża. Procesy instytucjonalizacji wewnątrz PiS powodują, że przychodzą tam ludzie coraz bardziej posłuszni i gotowi na stuprocentową lojalność wobec Jarosława Kaczyńskiego. On, po różnych doświadczeniach, wyraźnie preferuje ponad przymioty intelektu cnotę lojalności. Tam jest coraz mniej miejsca na mówienie własnym głosem i we własnym imieniu.
Gdy Kaczyńskiego otaczali tacy ludzie, jak Dorn, Jurek czy właśnie Ujazdowski, on często słuchał ich rad i uwag. Po ich odejściu przestał się z kimkolwiek liczyć, a po 2010 roku nie ma już dla niego partnera intelektualnego w PiS
Największą lojalność, czy wręcz uległość widać w tej chwili w działach marszałka Marka Kuchcińskiego.
Kuchciński czy Suski są właśnie synonimami tej cnoty lojalności przedkładanej ponad przymioty intelektu. W 2005 roku, gdy Kaczyńskiego otaczali tacy ludzie, jak Dorn, Jurek czy właśnie Ujazdowski, on często słuchał ich rad i uwag. Po ich odejściu przestał się z kimkolwiek liczyć, a po 2010 roku nie ma już dla niego partnera intelektualnego w PiS. On uznaje, że partia ma wykonywać jego polecenia, a nie z nim dyskutować. Dlatego coraz bardziej irytuje się na głosy, które nie są całkowicie po jego myśli. Do tego dochodzi element psychologiczny starzenia się, przecież na starość jesteśmy tacy jak wcześniej, tylko że bardziej. Tym trudniej tam wyrąbać sobie swobodę myśli i wrażeń. Ujazdowski był trochę tego ofiarą, chociaż nie mówił niczego wbrew linii politycznej, ale uważał, że pewne rzeczy można wykonać inaczej, w sposób mniej agresywny i niszczący instytucje publiczne.
Ten kryzys zakończy się, jak zwykle w Polsce, czyli zgniłym kompromisem.
Czy będzie taki moment, w którym dojdzie do jakiegoś przełomu w kryzysie parlamentarnym? Na razie nie widać żadnej drogi wyjścia.
Ten kryzys zakończy się, jak zwykle w Polsce, czyli zgniłym kompromisem. Nie chcę snuć scenariuszy, bo to zależy od graczy politycznych, ale podzielę się ogólniejszą uwagą. Uważam, że o ile na początku to PiS miało problem, popełnił wiele błędów i był zainteresowany zakończeniem tego „spektaklu”, o tyle teraz wiele nieprzemyślanych działań opozycji powoduje, że PiS znalazło się w bardziej komfortowej sytuacji. W polskiej polityce jest tak, że nigdy nie jest tak źle, żeby nam konkurencja polityczna nie wyciągnęła pomocnej dłoni. Mam wrażenie, że obie strony będą chciały zawrzeć jakiś kompromis, ponieważ obie strony tego sporu politycznego znalazły się w sytuacji dla siebie niekomfortowej. Obie strony będą próbowały wyjść z tego z twarzą.
Kaczyński ma takie modus operandi, że zanim pójdzie na kompromis, to zaostrza, żeby zwiększyć swoją pozycję negocjacyjną.
Ale straszenie opozycji karami, mówienie o puczu nie wróży chyba najlepiej?
Jarosław Kaczyński ma takie modus operandi, że zanim pójdzie na kompromis, to zaostrza, żeby zwiększyć swoją pozycję negocjacyjną. Tak właśnie odczytuję te jego ostatnie słowa.
A co jest według pana najgorsze i najbardziej niebezpieczne w tym wszystkim, co się teraz w Polsce dzieje?
Niszczenie instytucji i obyczajów publicznych. A to wpływa na wyborców. W moim przekonaniu zbliża się moment, w którym dojdzie do konfrontacji ulicznych. Zapowiedzi Piotra Dudy, że zakryje czapkami demonstrujących przeciwko rządzącym, to uczynienie ze związku zawodowego po prostu bojówki. To jest bardzo niepokojące, ponieważ to w naszym przypadku, czyli słabego społeczeństwa obywatelskiego i słabo wyedukowanych Polaków jako wyborców, może się zakończyć bardzo nieprzyjemnymi, być może nawet idącymi w ofiary zamieszkami. To byłoby najgorsze, co mogłoby Polskę spotkać.
Kaczyński wykiwał Ziobrę i Gowina. Tak skonstruował umowę koalicyjną, że zostawił ich partyjki bez kasy do 2019 roku
Polska Razem i Solidarna Polska istnieją dzisiaj tylko teoretycznie. W Zjednoczonej Prawicy pierwsze skrzypce gra Jarosław Kaczyński. I to on trzyma kasę. Tak skonstruował umowę przed wyborami w 2015 roku, że koalicjanci nie dostaną ani grosza z budżetu. A gra toczy się o wielką kasę, bo do końca kadencji PiS dostanie z budżetu 80 milionów złotych.
Wielkie zjednoczenie prawicy okazało się tak naprawdę wchłonięciem Polski Razem Jarosława Gowina i Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry przez Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego. I jak łatwo przewidzieć dobrze wyszedł na tym tylko jeden prezes, pozostałych dwóch zostało bez grosza przy duszy.
To dlatego, że „koalicja” była tak naprawdę przyjęciem polityków PR i SP na listy PiS, a nie stworzeniem list z członków trzech ugrupowań. Dlatego pieniądze z budżetu dostaje tylko Prawo i Sprawiedliwość – informuje Onet. To 19 milionów złotych rocznie, czyli niemal 80 milionów do końca kadencji w 2019 roku.
A to oznacza jeszcze głębsze uzależnienie obu partyjek od PiS i od Prezesa. Bo brak pieniędzy z budżetu to brak środków na utrzymanie struktur i opłacenie ekspertów. Wydaje się więc, że partie Ziobry i Gowina czeka nie tylko polityczne, ale i formalne wchłonięcie przez PiS.
źródło: Onet
Schetyna zapowiada wsparcie PO dla referendum ws. reformy edukacji
Schetyna zapowiada wsparcie PO dla referendum ws. reformy edukacji
– ZNP, nauczyciele są gotowi do podjęcia akcji referendalnej. PO jest gotowa wesprzeć ZNP w tej akcji. Uruchomimy naszych ludzi, posłów, senatorów. Sprawa jest ważna. Spotkaliśmy się dziś też z samorządowcami. Wszyscy są zaniepokojeni procesem wprowadzenia tej ustawy. Dlatego dziś o 14:00 spotkanie [z klubem PO]. Tam będziemy rozmawiać o współpracy. Nie zostawimy polskiej szkoły na pastwę ignorantów – powiedział na konferencji prasowej ze Sławomirem Broniarzem lider PO Grzegorz Schetyna.
Jak powiedział Broniarz: Ustawa wejdzie de facto w życie 1 września. Jest przestrzeń do działań w tym zakresie. Sejm może dokonać zmian wycofujących projekt minister Zalewskiej z obiegu prawnego. Jesteśmy otwarcie na współpracę z każdym ugrupowaniem, przede wszystkim z rodzicami. Ważną rzeczą będzie pozyskanie dla tego projektu PSL.
Ilu Polaków chodzi na mszę? Kościół pokazuje statystyki: pobożność na stabilnym poziomie
Seweryn Krajewski skończył 70 lat. Mało kto wie, że urodził się u nas
Seweryn Krajewski to jedna z najważniejszych i najpopularniejszych postaci w polskiej muzyce rozrywkowej. Jest autorem wielu przebojów „Czerwonych Gitar”, tworzył też piosenki dla innych twórców – dla Maryli Rodowicz skomponował m.in. „Niech żyje bal”. W 2009 r. ukazał się album Andrzeja Piasecznego „Spis rzeczy ulubionych”, do którego Krajewski napisał muzykę.
Seweryn Krajewski urodził się 3 stycznia 1947 r. w Nowej Soli. O jego pobycie w tym mieście niewiele wiadomo. Zagadką jest nawet to, jak długo przyszły piosenkarz przebywał w Nowej Soli.
Władze miasta kilkakrotnie próbowały skontaktować się z Krajewskim i zaprosić go do Nowej Soli. W 2008 r. w mieście otwarto Aleję Gwiazd i pojawił się pomysł, żeby kompozytor odcisnął w niej swoją dłoń. Prezydent Wadim Tyszkiewicz przyznaje jednak, że wszelkie próby kontaktu z muzykiem kończyły się fiaskiem.
Seweryn Krajewski od wielu lat stroni od mediów i nie udziela wywiadów, obecnie też nie koncertuje.