Kardynał Dziwisz stygmatyzuje
Kardynałowi Stanisławowi Dziwiszowi bardzo nie spodobała się kampania społeczna „Przekażmy sobie znak pokoju”. Akcję wspólnie zorganizowali katolicy świeccy i organizacje LGBT: Kampania przeciw Homofobii, Grupa Polskich Chrześcijan „Wiara i Tęcza”, Stowarzyszenie na rzecz Osób LGBT „Tolerado” oraz znane postacie katolickie – Halina Bortnowska, siostra Małgorzata Chmielewska czy ks. Andrzej Luter i Dominika Kozłowska.
Formuła jest jasna, prosta i wręcz ewangeliczna – ludzie chcą sobie okazywać dobroć i szacunek. Dobro ma łączyć, a nie dzielić, krzyż ma być refleksją nad życiem, a nie maczugą. Niby to powinno być jasne, ale nie jest. Hierarcha krakowski uznał, że coś mu się nie zgadza w rachunkach (sumienia), więc opublikował oświadczenie, rodzaj listu pasterskiego. No i czytamy, oczy otwieramy ze zdumienia i nie wierzymy. Kardynał pisze, że ta akcja to „celowe działanie”, które „służy zamazaniu pamięci o wielkim dobru Światowych Dni Młodzieży, które dokonało się w Krakowie i całej Polsce”. Jak może dobro i szacunek zasłaniać pamięć? To wręcz uzupełnienie, naddatek, powiększenie. A pamięć dotyczy rzeczy minionych, pożegnanych. Czyżby kardynał miał problemy z logiką, no i z niezrozumieniem papieża Franciszka, który był na ŚDM?
Papież Franciszek od kardynała wymaga odwrotnych zachowań, powiedział, iż „katolicy i inni chrześcijanie muszą prosić o wybaczenie nie tylko osoby homoseksualne. Muszą prosić Boga, by wybaczył, że ich dyskryminowali i wzbudzali wrogie postawy wobec nich”. Kard. Dziwisz występuje przeciw swemu zwierzchnikowi i nakazom ewangelicznym, wmawia dziecko w brzuch: „Kościół w sprawie homoseksualizmu jest cierpliwy i miłosierny dla grzeszników oraz jednoznaczny i nieprzejednany wobec grzechu. Wychowując swoich wiernych do szacunku dla każdego człowieka, jasno naucza, że nie może to nigdy prowadzić do aprobowania aktów homoseksualnych lub legalizowania związków jednopłciowych”.
To jest wręcz stygmatyzowanie – chciałoby się zwrócić uwagę kardynałowi. Swoim wiernym hierarcha wbija gwóźdź. Czyżby chrześcijaństwo miało polegać na cierpieniu? Niech wierni żyją jako naznaczeni? Kościół zajmuje się seksuologią i prawem? Czy do tego został powołany?
Kościół powstał dla ludzi, a chrześcijaństwo w swych początkach miało kapłanów (wyznaczanych przez wiernych) za sanitariuszy nie tylko od duszy, który troszczyli się o biednych, poniżonych, wykluczonych, ludzi zepchniętych na margines. Kościół chyba jest od dawania dobroci i szacunku, a nie od ferowania wyroków, naznaczania, a tym samym społecznego kamienowania słowem, bo to zrobił kard. Dziwisz. Rzucił złym słowem, jak kamieniem. Polskie chrześcijaństwo hierarchów jest mało chrześcijańskie, wymaga wręcz nawrócenia, chrystianizacji, ewangelizacji.
Waldemar Mystkowski
Wiceminister atakował sędzię. Teraz spuszcza z tonu. Jaki: „Nie złożę wniosku o dyscyplinarkę, bo…”
• Wiceminister tłumaczył na Twitterze, dlaczego nie chce ukarania sędzi
• Wcześniej krytykował ją, bo nie odrzuciła pozwu przeciwko niemu
Patryk Jaki napisał na Twitterze, że nie złoży wniosku o postępowanie dyscyplinarne wobec sędzi, która prowadzi cywilny proces wytoczony mu przez posła PO Roberta Kropiwnickiego. Sprawa dotyczy słów Jakiego, który podczas przemówienia w Sejmie stwierdził, że Kropiwnicki prowadzi w swoim mieszkaniu agencję towarzyską. Wiceminister chciał, aby pozew został odrzucony, bo chroni go immunitet poselski. Sędzia się nie zgodziła.
Dowiedz się więcej:
Co zarzuca sędzi Patryk Jaki?
Wiceminister ocenił, że sędzia była stronnicza. – To jest pierwsza taka sytuacja, gdzie w orzeczeniu nie uznaje się immunitetu formalnego posła. Jestem przekonany, że jest to zemsta za krytykę sądów – powiedział dziennikarzom. Podkreślał, że jest przeciwnikiem immunitetów, ale nie zgadza się na sytuację, w której sędziowie „w sposób wybiórczy traktują posłów” i uznają immunitet posła, który występuje w telewizji, a nie uznają immunitetu posła, który przemawia z mównicy sejmowej. – Widać, że jest to, niestety, zemsta pani sędzi za krytykowanie sądów – powiedział Jaki. Sędzia Alicja Fronczyk stwierdziła natomiast, że „przepisy konstytucji, na które wskazywała pełnomocnik posła Jakiego, nie stanowią przeszkody, żeby sprawa mogła być przedmiotem rozprawy sądu w trybie cywilnym”. Dodała, że wypowiedź Jakiego nie miała związku z pracami Sejmu, które wtedy były prowadzone.
Co napisał na Twitterze Patryk Jaki?
„Nie złożę wniosku o post. dyscypl. Siłą jest umiejętność przyznania do błędu. RP czeka na reformę sądów i może tu przeszkadzać moje 1zdanie za dużo” – napisał Jaki [pisownia oryginalna]. Wiceminister przekonywał też, że jest „nieuczciwie traktowany przez sąd”. „Poseł PO chce konfiskaty mojego całego majątku (w sprawie, w której jak wiele wskazuje, mam rację). Dlatego walczę – ale ja mogę przegrać. Natomiast Polska już nie może. Za dużo czasu i środków straciliśmy przez fatalne sądownictwo” – zaznaczył.
Co Patryk Jaki zarzucił Robertowi Kropiwnickiemu?
Zarzucił mu, że prowadzi w mieszkaniu agencję towarzyską. Jaki powiedział to podczas dyskusji nad ustawami reformującymi prokuraturę i łączącymi funkcje ministra sprawiedliwości oraz prokuratora generalnego. O sprawie domniemanej agencji towarzyskiej w mieszkaniu posła PO alarmowali w ubiegłym roku mieszkańcy kamienicy w Legnicy. Sam Kropiwnicki ocenił wypowiedź Jakiego jako „obrzydliwe kłamstwo”. Zażądał od niego 20 tys. zł na cele charytatywne oraz publicznych przeprosin.
Co ustaliła prokuratura?
– Przesłuchana prostytutka przyznała, że samodzielnie, tzn. na własny rachunek, świadczyła usługi seksualne w mieszkaniu – ujawniła w rozmowie z „Super Expressem”Liliana Łukasiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy. – W wynajmowanym mieszkaniu nie była prowadzona agencja towarzyska, rozumiana przeze mnie jako dom publiczny, gdzie świadczy usługi kilka kobiet w zorganizowany sposób – dodała.
Kurski odpowiada reżyserowi „Historii Roja”: „Promocja nie pomoże kiepskiemu filmowi”
Jacek Kurski, Jerzy Zalewski (Agencja Gazeta)
W środę Jerzy Zalewski, reżyser filmu „Historia Roja”, na oficjalnej stronie filmu opublikował list do Jacka Kurskiego, prezesa TVP . Pisał w nim, że wbrew jego oczekiwaniom po nastaniu „dobrej zmiany” (której, jak podkreśla, jest zwolennikiem), TVP nie udzieliła jego filmowi oraz jemu samemu odpowiedniego wsparcia. Zalewski miał pretensje, że TVP nie transmitowała premiery „Historii Roja” i nie promowała filmu na antenie, z wyjątkiem programu „Kocham kino”.
„Myślę, że nie zdziwisz się, jeśli określę Twoją postawę wobec mnie i filmu ‘Historia Roja’ od momentu, kiedy zostałeś prezesem TVP SA, jako przejaw chamstwa i buty władzy. (…) Na premierze (…) nie byłeś łaskaw nawet do mnie podejść (…) zachowałeś się jak nadęty wał” – pisał Zalewski. W niedzielę Jacek Kurski odniósł się do jego zarzutów w liście, który rzecznik TVP rozesłał do mediów. „W zasadzie nie powinienem Ci odpisywać na list pełen inwektyw i pomówień, które nie licują z postawą artysty i twórcy” – zaczyna Kurski. Dodaje, że zdecydował się odpowiedzieć „z szacunku dla sprawy Żołnierzy Wyklętych”.
„Najgorsza promocja nie zabije wielkiego dzieła”
W pierwszej części listu prezes TVP odnosi się do głównego zarzutu reżysera, czyli rzekomego blokowania powstania „Historii Roja” przez 6 lat. Kurski przypomina, że to nie on podpisywał umowę dotyczącą filmu Zalewskiego i wszelkie pretensje z tym związane reżyser powinien kierować do poprzednich dyrektorów Telewizji.
Potem Kurski przystępuje do kontrataku. „Piszesz, (…) że film został zniszczony przez brak promocji ze strony TVP. Proszę, nie obraź się, ale każde dzieło broni się samo. Nawet najgorsza promocja nie zabije wielkiego dzieła i nawet najlepsza promocja nie pomoże kiepskiemu obrazowi” – dodaje prezes TVP. Przypomina także o swoim epizodzie w roli filmowca – w 1994 roku Kurski razem z Michałem Balcerzakiem wyreżyserował kontrowersyjny dokument „Nocna zmiana”, w którym odwołanie rządu Jana Olszewskiego porównywane jest do zamachu stanu. Kurski pisze o tym tak: „Sam jestem autorem godzinnego dokumentu, który kosztował 300 razy mniej niż Twój film i bez literalnie żadnej promocji został powielony w ponad milionie kopii, obejrzany przez wiele milionów widzów i po ponad 20 latach obecny w społecznej świadomości”.
Następnie Kurski pisze o „żołnierzach wyklętych”. Ten temat nazywa jednym z priorytetów misji TVP. Zapowiada, że władze Telewizji planują go podjąć „w stylu, który skutecznie dotrze do widza i porwie miliony młodych ludzi”. Ma się to stać za sprawą dwóch seriali: jednego o fikcyjnym oddziale opartym na historiach Zapory, Łupaszki, Ognia i Gan-Ganowicza, drugiego – o Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ. Kurski zapowiada również międzynarodową koprodukcję o rotmistrzu Pileckim.
„Historia Roja wyważyła pewne drzwi, jestem Ci za to wdzięczny, że walczyłeś o ten obraz, ale ta walka nie powinna przysłaniać Ci obiektywnych wad tego obrazu” – podsumowuje Jacek Kurski. I dodaje, odnosząc się do zarzutów Jerzego Zalewskiego, że nie odpowiedziano mu, gdy reżyser proponował TVP „autorską współpracę z TVP” -„cieszę się, że w kierowanej przeze mnie Telewizji możesz realizować się
jako autor cotygodniowego programu ‚Pod prąd'” – kończy prezes.
Decyzja artystyczna czy polityczna
„Historia Roja, czyli z ziemi lepiej słychać” opowiada o oddziale Narodowego Zjednoczenia Wojskowego walczącym po zakończeniu II wojny światowej z władzą ludową. Mieczysław Dziemieszkiewicz ps. „Rój” został zastrzelony dopiero w 1951 r.
Film Jerzego Zalewskiego, autora m.in. „Gnojów” wg Andrzeja Stasiuka, „Czarnych słońc” i wielu dokumentów, miał premierę na początku marca 2016 r. Większość recenzentów nie miała dla „Historii Roja” litości, wytykając Zalewskiemu niechlujstwo realizacyjne, chaos w scenariuszu, plakatowych bohaterów.
„Historia Roja” nie znalazła się wśród 16 filmów zakwalifikowanych do konkursu na zbliżający się festiwal w Gdyni. Zalewski uważa, że to decyzja „czysto polityczna”. W sierpniu – ponad miesiąc po ogłoszeniu listy konkursowych filmów –„zdumienie i rozczarowanie” tym faktem wyraził minister kultury Piotr Gliński.
Wybory w USA. Tutaj mąci Moskwa [Applebaum]
„USA prowadzą dochodzenie w sprawie potencjalnego tajnego planu Rosji, by zerwać listopadowe wybory”. Łatwo sobie wyobrazić, że nieprzyzwyczajonym do tego rodzaju historii taki nagłówek, który pojawił się w tych dniach w „The Washington Post”, może się wydać dziwny. Tajny rosyjski spisek, żeby podważyć wybory w USA poprzez zmasowany atak hakerski na system wyborczy? To brzmi, jakby chodziło o dreszczowiec albo film z Harrisonem Fordem w roli głównej.
W rzeczywistości scenariusz będący przedmiotem tego dochodzenia został już w całości lub częściowo zrealizowany w innych krajach. Spora część tej historii staje się przedmiotem publicznej wiedzy; nie jest wcale „tajna” czy „ukrywana”. Ze względu jednak na to, że większość Amerykanów nie widziała dotychczas takiej rozgrywki (większość Amerykanów – bardzo rozsądnie – nie śledzi wiadomości politycznych z Europy Środkowej czy z Ukrainy), trzeba szczegółowo przedstawić ten scenariusz. Tak więc na podstawie rosyjskich działań przeprowadzonych w innych krajach, i zakładając, że Rosja działa mniej więcej tak samo, jak postępowała gdzie indziej, oto jaki może być przebieg wydarzeń w ciągu najbliższych dwóch miesięcy.
1. Trump, któremu doradza kilku ludzi powiązanych z Rosją, będzie powtarzać i wzmacniać narrację, że „wybory są sfałszowane”; „sondaże kłamią”; nie uwzględnia się w nich poglądów „prawdziwych” ludzi; skorumpowane elity – klan Clintonów i i media głównego nurtu – zmawiają się, żeby nie dopuścić do objęcia urzędu przez Trumpa. Będzie on nadal prezentować swoją sympatię dla Brexitu – głosowania, w którym wyborcy naprawdę się pomylili – i dla Nigela Farage’a, skrajnie prawicowego polityka brytyjskiego, który obecnie popiera Trumpa (i któremu, nawiasem mówiąc, właśnie zaproponowano własny program w RT, popieranym przez państwo rosyjskim kanale telewizyjnym).
2. Rosja nadal będzie rozpowszechniać i publikować materiały już uzyskane przez jej hakerów dzięki atakom na Krajowy Komitet Partii Demokratycznej, na Fundację Otwartego Społeczeństwa George’a Sorosa, na dawnego naczelnego dowódcę NATO gen. Philipa Breedlove’a i przypuszczalnie na innych. Idzie o to, żeby zdyskredytować nie tylko Hillary Clinton, ale cały amerykański proces demokratyczny i znowu „elitę”, która rzekomo nim steruje. A jak już przekonaliśmy się w wielu krajach, nawet niewinne prywatne rozmowy i e-maile po ich opublikowaniu w gazecie nagle mogą wydawać się złowrogie. Spekulacje wydają się złowróżbne; dowcipy – groźne. Niemal każdy wyciek czegokolwiek jest szkodliwy.
3. W dzień wyborów lub przed nim rosyjscy hakerzy będą próbowali włamać się do systemu wyborczego USA. Wiemy z całą pewnością, że to jest możliwe: według „Washington Post” hakerzy już wzięli na cel systemy rejestracji wyborców w Illinois i Arizonie, a FBI poinformowało urzędników w tym drugim stanie, że podejrzewa o to rosyjskie zespoły hakerskie. Podobne włamania są przedmiotem dochodzeń w kilku innych stanach. Nietrudno sobie wyobrazić, że wiele stanów jest zagrożonych. System wyborczy w USA jest zdecentralizowany i gdzieniegdzie, szczerze mówiąc, amatorski, jak się o tym przekonaliśmy na Florydzie w 2000 r.
4. Rosjanie próbują podważyć wybory. Mogą też próbować doprowadzić do wyboru Trumpa. Albo nawet starać się fałszować wybory na rzecz Clinton, być może pozostawiając ślady prowadzące do łączenia operacji fałszowania wyborów z kampanią prowadzoną na jej rzecz.
5. Po ujawnieniu tego wszystkiego skutkiem będzie histeria w mediach, przesłuchania, zarzuty prawne, masowe wiece, kryzys konstytucyjny – po czym nastąpi zamieszanie, chaos i podważenie znaczenia urzędu prezydenta. Z całego tego procesu Trump może wyjść mimo wszystko jako prezydent. Następnie oczywiście zabierze się do tego, żeby nawiązać w szerokim zakresie relacje z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, jedynym przywódcą zagranicznym, którego, jak się wydaje, naprawdę podziwia. Jeżeli nawet Clinton zostanie prezydentem, będzie zbrukana. Przynajmniej część kraju uzna, że jest prezydentem wybranym nielegalnie, że elity – klan Clintonów i media głównego nurtu – ukradły wybory „narodowi”.
6. Jednak bardziej prawdopodobne jest to, że atak hakerski zawiedzie albo nawet nigdy nie zostanie podjęty na pełną skalę. Jakie byłyby złe strony podjęcia takiej próby czy chociażby podania do wiadomości, że ją podjęto? Plotki o fałszerstwach wyborczych mogą wywołać taką samą histerię jak rzeczywiste fałszerstwo. Rosyjski serwis propagandowy sputniknews.com już snuł przypuszczenia, że artykuł w „The Washington Post” na temat rosyjskich manipulacji wyborczych jest sprytnym spiskiem, mającym „ukryć rzeczywiste próby zmanipulowania wyborów”; miałby on być „skuteczną przykrywką ich fałszowania”. Myśl ta raz po raz będzie przedmiotem tweetów, blogów i wymiany informacji w całym ekosystemie zawodowych trolli i botów komputerowych, aż wreszcie ukaże się w autentycznych protrumpowskich witrynach.
7. A jakie byłyby złe strony tego wszystkiego dla Trumpa? Jeżeli wygra, to wygra. Jeżeli przegra, to ma najrozmaitsze sposoby zarobienia pieniędzy dzięki narracji, że „wybory zostały sfałszowane”. Mógłby założyć firmę medialną skupiającą uwagę na spisku. Mógłby zapoczątkować ruch ogólnokrajowy. Mógłby robić filmy. Mógłby zostać bohaterem. Cokolwiek się zdarzy, proces polityczny zostanie podważony, zaufanie społeczne nadal będzie spadać, a atrakcyjność amerykańskiej demokracji, zarówno w kraju, jak i na całym świecie, zmaleje. A oczywiście o to właśnie chodzi.
przeł. Andrzej Ehrlich
*Anne Applebaum – amerykańska pisarka i publicystka, zdobywczyni Nagrody Pulitzera za książkę „Gułag”
(C) 2016 „The Washington Post”
Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.
W ”Magazynie Świątecznym” czytaj:
Kogo wybrał pijany szofer [JACEK BOCHEŃSKI]
Na razie PiS rozdaje pieniądze. Gdy ich zabraknie, będzie potrzebował policji, prokuratorów i zawisłych sądów. Już się o to stara
Traktat o Januszach [ZIEMOWIT SZCZEREK]
ak, Janusz jest często konserwatywny. Co z nim zrobicie – wyhejtujecie, że burak i ciemnogród? To pójdzie na prawicę, tam go nie wyhejtują
Klasa ziewających Einsteinów
Idziemy na wycieczkę do lasu i nie ma oddzielnie biologii, oddzielnie fizyki, matematyki, polskiego, tylko jest ciekawość. Z Marią Mach rozmawia Aleksandra Szyłło
Staruszku, ustąp miejsca. Przywileje dzisiejszych emerytów do rewizji [EDOARDO CAMPANELLA]
130 milionów ludzi, w przybliżeniu jedna czwarta populacji Unii, żyje w dostatku i zachowuje przywileje, gdy ich dzieci i wnuki zaciskają pasa, by utrzymać armię emerytów
Bartłomiej Topa: Powinniśmy być czujniejsi
Rzeczywistość, ta ukryta, jest mroczna. Rozmowa Piotra Głuchowskiego
Bez zbędnej zwłoki w imię ludu [WIELOWIEYSKA]
Smoleńsk, obelgi, inwigilacja – to współczesne wersje gilotyny. Ludzie Jarosława naprawdę wierzą, że budują nową, silną republikę
Bartłomiej Misiewicz. Złote dziecko dusi dobrą zmianę [SKARŻYŃSKI]
Karmienie Misiewicza jest nieskończenie mniej kosztowne niż jego zdrada
Czekam na miasto idealne
Utopia najpierw nieuchronnie prowadzi do katastrofy, ale dzięki niej w końcu powstają miasta szczęśliwe. Kiedy zaczniemy wreszcie w Polsce śnić? I czy w ogóle?
Ja, robot. Czy maszyny nas wykończą?
Tak, gdy będą musiały, ale to my zaczniemy. Z powodu bardzo ludzkiej emocji: ze strachu
Uchodźcy. Żywi i martwi
Uchodźcy to choroby, terroryzm? Wasi politycy kłamią! – unosi się doktor Pietro Bartolo
Zbigniew Hołdys: Mój ruch oporu
Opozycja kwili. Nie walczy. Nikt nie wydał komunikatu: „Gdy dojdziemy do władzy, odwrócimy wszystkie nielegalnie podjęte przez PiS uchwały i ustawy, a ich autorów postawimy przed sądem. Przywrócimy prawdę, szacunek i godność sponiewieranym ludziom”
Nacjonalizm z obywatelską twarzą. Adam Michnik i Aleksiej Nawalny rozmawiają o Polsce, Rosji i Europie
Wraz z odejściem Putina, jeśli do tego dojdzie, nic się nie skończy. Pytanie brzmi raczej: co się zacznie? Co zrobi Czeczenia i jej dyktator Kadyrow? Czy gubernatorzy rozwalą kraj?
Reprywatyzacyjny Kac Wawa [MAREK GÓRLIKOWSKI]
Jestem pewien, że nowa władza w stolicy – komisarza PiS czy choćby niepokalanie poczętej Partii Razem – też prędzej czy później polegnie w boju z lobby reprywatyzacyjnym
Kaczyński broni Jakiego: Nie może być tak, że sądy robią, co chcą
Prezes PiS Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
W czasie piątkowej rozprawy wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki sędzi prowadzącej sprawę przeciwko niemu z powództwa posła PO Roberta Kropiwnickiego zarzucał polityczną stronniczość . Podczas procesu złożył wniosek o wyłączenie jej ze sprawy. Zapowiedział także złożenie wniosku o postępowanie dyscyplinarne wobec sędzi. – Jestem oburzony, że sędzia toleruje bezprawie – mówił. Miał pretensje o to, że nie zastosowała wobec niego immunitetu. Jego zdaniem w innych sprawach cywilnych posłom immunitetu nie uchylano. – Być może sąd chce się zemścić za to, że krytykuję sądy – sugerował.
Wiceminister, wygłaszając swoją mowę, był pewny siebie, gestykulował. Mówił szybko. Zapowiedział, że złoży wniosek do Krajowej Rady Sądownictwa o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec sędzi. Będzie też domagał się zbadania, w jaki sposób przydzielono jej jego sprawę, bo jest „znana ze spraw politycznych”. – Nie będą brał udziału w takim bezprawiu – zapowiedział wiceminister. W takiej sytuacji sędzia odroczyła rozprawę do czasu rozpoznania wniosku o jej wyłączenie.
Kaczyński: Oczywiście jest ta niezręczność, że jest ministrem sprawiedliwości
Mimo że Jaki zapowiedział już, że rozważy wycofanie się z zapowiedzi złożenia wniosku o postępowanie dyscyplinarne wobec sędzi, bronił go zarówno minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro , a także także prezes PiS Jarosław Kaczyński.
– Jeśli chodzi o sprawy cywilnoprawne, to wielokrotnie sądy zwracają się do Sejmu czy można [uchylić immunitet]. A w wypadku ministra Jakiego się nie zwróciły. A tu musi obowiązywać zasada równości. Nie może być tak, że sądy robią, co chcą. Jeśli chodzi o równość obywateli, to nie może być ona podważana – stwierdził Kaczyński.
– Każdy, kto staje przed sądem, ma prawo żądać wyłączenia sędziego. Każdy ma prawo zwrócić uwagę, że działania sędziego mają charakter deliktów dyscyplinarnych. Oczywiście jest ta niezręczność, że jest ministrem sprawiedliwości. Nie zrobił nic takiego, co jest niedopuszczalne z punktu widzenia prawa i dopuszczalnych zachowań obywateli przed sądem – mówił.
– Jeśli chodzi o sędzię, która wydała taki haniebny wyrok, to mamy tutaj do czynienia z taką sytuacją. Jednym z postulatów PiS jest równość traktowania wszystkich przed sądami. A w Polsce są obywatele, którzy mają za dużo praw, a inni za mało. I my to zlikwidujemy, a mam nadzieję, że niedługo przystąpimy do generalnej reformy sądownictwa – dodał.
Proces za agencję
Poseł Kropiwnicki pozwał zastępcę Zbigniewa Ziobry za słowa z trybuny sejmowej z początku tego roku wypowiedziane podczas debaty o nowej ustawie o prokuraturze. Kropiwnicki bronił niezależności prokuratury, którą PiS podporządkował rządowi. Patryk Jaki powiedział z mównicy: – Sytuacja jest trudna, bo poseł Kropiwnicki mówił wielokrotnie o standardach. A mieszkańcy okręgu pana posła Kropiwnickiego skarżą się, że w swoim mieszkaniu prowadzi agencję towarzyską.
Dzień później odwołał swoje słowa. – Moją intencją nie było przedstawienie posła jako osoby, która prowadzi agencję. Jeżeli ktoś tak zrozumiał, to bardzo przepraszam – mówił. Dodał, że chciał tylko przedstawić sprawę listu mieszkańców Legnicy. Kropiwnicki uznał, że to za mało, bo nie padło słowo, że informacje były nieprawdziwe. W pozwie żąda przeprosin w dwóch gazetach, w TVN i TVP 1 oraz 20 tys. zł na legnicki szpital. Zapewnia, że nie prowadził agencji. Gdy tylko dotarły do niego skargi mieszkańców bloku, że w jego wynajmowanym mieszkaniu pojawiają się często mężczyźni, wypowiedział pod koniec 2015 r. umowę najmu lokatorce.
Smoleńsk – historia prawdziwa
Smoleńsk, miejsce katastrofy samolotu tu-154, 11 kwietnia 2010 (Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta)
Gdy Tu-154 o 7.27 odrywa się od płyty lotniska Okęcie, nad Smoleńskiem wisi już gęsta mgła. Ale załoga – skomponowana ad hoc, nigdy wcześniej ze sobą nie trenowała i nie latała – o tym nie wie. Od wojskowych służb meteorologicznych dostaje nieaktualną prognozę pogody; o gęstniejącej mgle dowiaduje się nad Białorusią.
W kokpicie robi się nerwowo ok. 25 minut przed katastrofą. Lot na lotnisko zapasowe to strata kilku godzin i opóźnienie uroczystości w Katyniu poświęconych zamordowanym w 1940 r. polskim oficerom.
O 8.14 białoruski kontroler z Mińska informuje załogę, że w Smoleńsku tzw. widoczność pozioma wynosi zaledwie 400 m. Minimum dla tego lotniska dla Tu-154 to 1000 m, ale dowódca załogi miał uprawnienia jeszcze ostrzejsze – 1800 m.
O 8.17 dowódca mówi do stewardesy: „Nieciekawie, wyszła mgła, nie wiadomo, czy wylądujemy”.
Rosyjscy kontrolerzy w Smoleńsku przy pierwszym połączeniu radiowym z tupolewem o 8.24 informują: „Warunków do przyjęcia nie ma”. Dowódca załogi odpowiada: „Dziękuję. Jeśli można, spróbujemy podejścia, a jeśli nie będzie pogody, wtedy odejdziemy na drugi krąg”.
Zgodnie z procedurami o zmianie miejsca lądowania decyduje kapitan. Ale powinien ją uzgodnić z dysponentem lotu – w tym wypadku Kancelarią Prezydenta.
O 8.26 dowódca załogi przekazuje Mariuszowi Kazanie, dyrektorowi protokołu dyplomatycznego MSZ: „Panie dyrektorze, wyszła mgła w tej chwili i w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść. Spróbujemy podejść – zrobimy jedno zejście – ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie. Tak że proszę [<i>już myśleć</i>lub <i>pomyśleć</i>] nad decyzją, co będziemy robili”.
Dyrektor Kazana pyta: „Będziemy…” [prawdopodobnie: <i>czekać?</i>].
Dowódca: „Y, paliwa nam tak dużo nie starczy, żeby…”.
Dyr. Kazana: „No to mamy problem”.
Po 4 min Kazana wraca do kokpitu: „Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robimy”. I wychodzi.
W kokpicie jest tłoczno i głośno. A zgodnie z przepisami powinna być w nim tylko załoga. Zwłaszcza gdy pogoda jest bardzo zła (ostatni komunikat, z polskiego jaka 40 stojącego na płycie lotniska w Smoleńsku, mówi już tylko o widoczności poziomej 200 m). Załoga wyprasza gości. Bezskutecznie.
W kokpicie jest najpewniej gen. Andrzej Błasik. Wiosną eksperci odczytali z czarnej skrzynki, że o 8:35,49 generał mówi: „Faktem jest, że my musimy to robić do skutku”, o 8:40,11: „Po-my-sły”, a o 8:40,22: „Zmieścisz się śmiało”.
W dodatku z wieżą w Smoleńsku rozmawiał nie nawigator (jak każą procedury), ale dowódca załogi – bo tylko on znał rosyjski. Ale nie znał rosyjskich wojskowych procedur. Gdy wieża oznajmia „Pasadka dopołnitielno” (Lądowanie warunkowo), tupolew powinien zejść do tzw. wysokości decyzji (100 m) i czekać na polecenia kontrolerów. Kiedy wszystko jest w porządku – załoga widzi ziemię – wieża wydaje komendę: „Pasadku razrieszaju”, czyli zgodę na lądowanie. Załoga powinna ją potwierdzić słowami: „Pasadku razrieszili”.
Tymczasem na taśmie słychać, że gdy kontroler mówi: „Pasadka dopołnitielno”, padają niezrozumiałe słowa załogi, a potem: „Spasiba” (Dziękuję).
Samolot zniża się bardzo szybko w gęstej mgle, nawigator odczytuje kolejne wysokości aż do 20 m. Odzywa się alarm systemu TAWS „Terrain ahead” (Teren przed tobą), a potem „Pull up” (Do góry) – samolot w takiej sytuacji powinien natychmiast się wznieść.
„Odchodzimy” z ust dowódcy załogi pada za późno, w dodatku maszyna leci na autopilocie. Ale w Smoleńsku nie ma systemu ILS, który bezpiecznie „sprowadza” samolot, nawet gdy jest mgła. Autopilot nie reaguje. Upływa parę sekund, nim załoga to sobie uświadamia. Dopiero wtedy kapitan zaczyna – ręcznie – odchodzenie na drugi krąg, ale maszyna już uderza w pierwsze drzewa, a potem skrzydło zawadza o brzozę. Ma ona ok. 10 m wysokości, a w miejscu uderzenia lewego płata – ok. 40 cm średnicy. Tupolew traci ok. 1/3 skrzydła, 80-tonowy samolot obraca się w lewo i uderza grzbietem o ziemię.
Do ostatniej chwili czarne skrzynki – ta z kokpitu i dwie zapisujące pracę urządzeń tupolewa – nie zarejestrowały żadnych oznak, że z samolotem jest coś nie tak. Gdyby doszło do zamachu, wybuch nagrałby się na taśmie, a rejestrator katastroficzny parametrów lotu odnotowałby wzrost ciśnienia i temperatury w kadłubie.
Petru: Odsuniemy szkodników od władzy. Szydło i Duda staną przed Trybunałem Stanu
Nowoczesna ogłosiła w niedzielę swój program polityczny. Po roku od wejścia do Sejmu partia Ryszarda Petru doprecyzowała go i lekko zmodyfikowała, kładąc większy nacisk na kwestie społeczne i wolnościowe.
– Musimy już teraz pokazać, jak widzimy Polskę za trzy lata. Jeśli w budżecie nie wystarczy pieniędzy i załamie się gospodarka, to PiS może nie dotrwać do końca kadencji. Sprzątane po PiS to będzie największa harówka, jaka nas czeka – mówił nam poseł Nowoczesnej Jerzy Meysztowicz.
Na konwencję do Warszawy przyjechało kilkuset działaczy z całego kraju.
– Jestem przekonany, że wygramy kolejne wybory i odsuniemy szkodników od władzy. Postawimy przed Trybunałem Stanu premier Beatę Szydło i prezydenta Andrzeja Dudę za łamanie konstytucji. Odkręcimy wszystkie pseudoreformy przywracające PRL w prokuraturze, mediach, edukacji, obrocie ziemią. Tylko my możemy to zrobić, nikt za nas tego nie zrobi – podkreślił lider Nowoczesnej Ryszard Petru. Zapowiedział, że jego partia zdelegalizuje wszystkie skrajne organizacje, które nawołują do wojny polsko-polskiej. – Nie będzie zgody na agresję, ksenofobię, sianie nienawiści – mówił Petru. Dodał, że Nowoczesna chce skutecznego, sprawnie zarządzanego państwa, w którym wiadomo, kto podejmuje decyzje i kto ponosi za to odpowiedzialność.
Petru zapowiedział, że jeśli Nowoczesna będzie rządzić, to ograniczy władzę prezydenta i zwiększy kompetencje premiera, a także ograniczy do dwóch liczbę kadencji wszystkich władz pochodzących z wyborów, m.in. posłów, burmistrzów i prezydentów miast (ci ostatni mają rządzić przez pięcioletnią kadencję).
Petru zapowiedział, że jego partia wprowadzi przyjazny rozdział państwa i Kościoła, umożliwi zawieranie związków partnerskich i finansowanie zabiegów in vitro z budżetu państwa, za co dostał duże brawa od zgromadzonych na sali działaczy.
Petru zapewnił także, że Nowoczesna stworzy miejsca w żłobkach i przedszkolach dla każdego dziecka w całym kraju. – Prawo do żłobków i przedszkoli będzie niezbywalnym prawem każdego obywatela. Pozwoli to na łączenie obowiązków domowych przez kobiety z pracą zawodową – argumentował.
Zapowiedział także, że zmieni zasady działania programu 500+, aby pieniędzy nie dostawali najbogatsi.
Kolejna zapowiedź Nowoczesnej to zwiększenie wydatków na badania i rozwój do przynajmniej 2 proc. PKB oraz wprowadzenie ulg inwestycyjnych dla firm, które współpracują z nauką nawet do 80 proc. kosztów na badania.
Postulatem Nowoczesnej jest także zmniejszenie zatrudnienia w administracji publicznej, np. przez połączenie poboru podatku i składek ZUS. Petru dodał, że Nowoczesna zlikwiduje przywileje różnych grup zawodowych i społecznych oraz nie będzie dopłacać do nierentownych firm.
Odpowiedzialny za sprawy gospodarcze poseł Jerzy Meysztowicz mówił, że Nowoczesna obniży stawkę CIT do 16 proc. i wprowadzi zasadę, która ułatwi życie przedsiębiorcom, że „co nie jest zabronione, to jest dozwolone”. Zadeklarował także, że zostanie zlikwidowany podatek od handlu.
Krzysztof Mieszkowski, który prezentował program dotyczący kultury, podkreślał, że „bez kultury stajemy się łatwym łupem dla politycznych rzezimieszków”. Zapowiedział, że jego partia będzie bronić sztuki przed cenzurą.
Przywróci twórcom 50 proc. kosztów uzyskania przychodu.
Wiceszefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer mówiła, że PiS niszczy edukację i wprowadza do niej ideologię, cofając ją do PRL. Dodała, że Nowoczesna jest za wyrównywaniem szans przez edukację, dlatego wszystkie trzylatki powinny mieć miejsca w przedszkolach, a pięciolatki powinny być objęte obowiązkową edukacją przedszkolną.
Kto najbliżej prezesa Kaczyńskiego? PiS wybrało wiceprezesów
• W tajnym głosowaniu zostali wybrani wiceprezesi partii
• To Brudziński, Szydło, Błaszczak, Macierewicz, Kamiński, Lipiński
Licząca kilkuset członków Rada Polityczna PiS decydowała m.in. o tym, którzy politycy będą wiceprezesami PiS i kto zasiądzie w ścisłym kierownictwie partii – Komitecie Politycznym. Spotkanie jest zamknięte dla mediów, głosowania są tajne, ale do wiadomości podano wyniki. Premier Beata Szydło, wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński, szef MSWiA Mariusz Błaszczak, minister koordynator specsłużb Mariusz Kamiński, szef MON Antoni Macierewicz, minister w KPRM Adam Lipiński – zostali w wybrani na wiceszefów partii. Joachim Brudziński został też szefem Komitetu Wykonawczego PiS.
Dowiedz się więcej:
Kto zostanie odsunięty od władzy?
„Piotr Gliński i Mateusz Morawiecki zostali zgłoszeni na członków Komitetu Politycznego PiS. Jednocześnie miejsce w kierownictwie partii stracą Dawid Jackiewicz, Kazimierz Michał Ujazdowski, Wojciech Jasiński i Marcin Mastalerek” – podał polityczny portal 300polityka.pl.
Czym „zawinił” Ujazdowski?
O planowanym odsunięciu Kazimierza Ujazdowskiego pisał parę dni temu „Newsweek”. Ma to być kara za krytykę partii w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. W sobotę europoseł deklarował na Twitterze, że poglądów nie zmieni.
„Nauka Kościoła jest manipulowana. To celowe działanie, by zamazać pamięć o ŚDM”. Kard. Dziwisz krytykuje akcję „Przekażmy sobie znak pokoju”
– W związku z rozpoczętą kampanią społeczną „Przekażmy sobie znak pokoju”, czuję się w obowiązku przypomnieć naukę Kościoła Katolickiego na temat homoseksualizmu, ponieważ jest ona ukazywana w sposób rozmyty lub wręcz zmanipulowany – czytamy w oświadczeniu kardynała Stanisława Dziwisza.
Akcja Kampanii Przeciw Homofobii wystartowała we wtorek. Ma na celu promocję otwartości katolików i osób LGBT. W akcję „Przekażmy sobie znak pokoju” zaangażowała się część katolickich publicystów. Ich zdaniem z wartości chrześcijańskich wypływa konieczność postawy szacunku, otwarcia i życzliwego dialogu wobec wszystkich ludzi, także homoseksualnych, biseksualnych i transpłciowych.
Kardynał Dziwisz ma inne zdanie.
Kardynał widzi drugie dno
– Kościół w sprawie homoseksualizmu jest cierpliwy i miłosierny dla grzeszników oraz jednoznaczny i nieprzejednany wobec grzechu. Wychowując swoich wiernych do szacunku dla każdego człowieka, jasno naucza, że nie może to nigdy prowadzić do aprobowania aktów homoseksualnych lub legalizowania związków jednopłciowych. (…) Niestety jasno widać, że kampania, która odwołuje się do nauki chrześcijańskiej, ma na celu nie tylko promowanie szacunku dla osób homoseksualnych, ale również uznanie aktów homoseksualnych oraz związków jednopłciowych za moralnie dobre. Obawiam się, że to celowe działanie służy zamazaniu pamięci o wielkim dobru Światowych Dni Młodzieży, które dokonało się w Krakowie i całej Polsce. Związane jest ono z wartościami płynącymi z Ewangelii, które są konkretną i wymagającą propozycją moralną dla młodego pokolenia – czytamy w oświadczeniu metropolity krakowskiego.
„Ubolewanie” karynała
Hierarcha „ubolewa”, że do akcji włączyły się „niektóre środowiska katolickie”. W akcję włączyli się m.in. Cezary Gawryś, publicysta z katolickiego kwartalnika „Więź”, teolożka Halina Bortnowska, Dominika Kozłowska, redaktor naczelna miesięcznika „Znak”, Katarzyna Jabłońska, sekretarz redakcji „Więzi”, Zuzanna Radzik, teolożka, a także psycholożka Natalia de Barbaro. Swoje wsparcie zadeklarowały też m.in. Kluby „Tygodnika Powszechnego”.
Obok KPH, kampanię współorganizuje Grupa Polskich Chrześcijan LGBTQ „Wiara i Tęcza” oraz Stowarzyszenie na rzecz Osób LGBT Tolerado.
Ubolewanie kard. Dziwisza
11.09.2016
niedziela
Kiedy prostytutka przychodzi do spowiednik, chce rozmawiać o Bogu. Gdy do spowiednika przychodzi ksiądz, chce rozmawiać tylko o seksie
1.
Kard. Stanisława Dziwisza rozczarowała kampania „Przekażcie sobie znak pokoju”. Jak to, zapytacie, biskup ubolewa, że ludzie okazują sobie dobroć i szacunek, przekazując sobie znak pokoju?
Ano tak, bo kampania to wspólna akacja przygotowana przez katolików świeckich i organizacje LGBT. Organizują ją: Kampania przeciw Homofobii, Grupa Polskich Chrześcijan „Wiara i Tęcza” i Stowarzyszenie na rzecz Osób LGBT „Tolerado”. A wspierają m.in. Halina Bortnowska, siostra Małgorzata Chmielewska czy ks. Andrzej Luter, Dominiak Kozłowska, Cezary Gawryś czy Zuza Radzik. Celem kampanii jest bój o szacunek dla osób o nieheteronormatywnej orientacji seksualnej. I, jak się okazuje, tu tkwi szkopuł, który jednocześnie dużo mówi o naszym Kościele.
2.
Po pierwsze, Kościół powinien podziękować organizatorom kampanii, że inspirowani nauczanie papieże Franciszka, także jego postawą wobec osób homoseksualnych, pokazują chrześcijaństwo miłosierne, otwarte i tolerancyjne. Co więcej: analogiczną akcję, jeśli Kościół tak szanuje osoby homoseksualne, jak mówi, powinien zrobić polski Episkopat. Zamiast tego, kard. Dziwisz postanowił wyrazić ubolewanie, że akcja to „celowe działanie”, które „służy zamazaniu pamięci o wielkim dobru Światowych Dni Młodzieży, które dokonało się w Krakowie i całej Polsce”. Co ma piernik do wiatraka, nie potrafię odgadnąć.
Po drugie, musi dawać do myślenia, że wielu księży oburza kampania, której głównym przesłaniem jest pokazywanie szacunku i otwartości wobec drugiej osoby. I znów: Kościół hierarchiczny zamiast się do tej akcji przyłączyć, potrafi tylko potępiać i ubolewać. I nie jest również tak, że – jak głoszą niektórzy duchownie – kampania wprowadza do Kościoła „ideologię homoseksualną”. Kampania wyprowadza z Kościoła dyskryminację.
Po trzecie, w kampanie „Przekażcie sobie znak pokoju” zaangażowanych jest wielu katolików, którzy są osobami głęboko wierzącymi i homoseksualnymi jednocześnie. Ci katolicy od dawana proszą o opiekę duszpasterską. Biskupi nie mają problemów, by wyznaczać kapelanów strażakom, policjantom, ba, narodowcom, ale za Boga osobom homoseksualnym. Czy jeśli człowiek prosi Kościół, księży, o chleb, ten będzie miał odwagę dać mu kamień? A tak właśnie biskupi zachowują się wobec katolików-homoseksualistów: ci, pokornie proszą o chleb, a w zamian dostają kamień.
Po czwarte, kard. Dziwisz w kampanii nie widzi szacunku i solidarności, ale dostrzega promowanie homoseksualizmu, które ma prowadzić do prawnego uznania związków jednopłciowych. Promować, księże Kardynale, to można płyn do prania. Tam, gdzie duchowni produkują fantazmaty swojej religijnej wyobraźni, tam z pola widzenia ginie człowiek – ten z krwi i kości. To dlatego, Jana Paweł II w czasie roku Jubileuszowego, roku 2000, przepraszał kobiety czy Żydów za krzywdy i cierpienia, jakich oni doznali w ciągu dziejów ze strony ludzi Kościoła, którzy karmili się schorowaną wyobraźnią religijną. Czyż Franciszek już nie powiedział, że „katolicy i inni chrześcijanie muszą prosić o wybaczenie nie tylko osoby homoseksualne. Muszą prosić Boga, by wybaczył, że ich dyskryminowali i wzbudzali wrogie postawy wobec nich”?
Po piąte, daje do myślenia, że w akcji, w której ludzie widzą szacunek i otwartość, Kościół widzi jeno zachowania seksualne i sypialnie. Przypomina mi to trochę następującą sytuację: kiedy prostytutka przychodzi do spowiednik, chce rozmawiać o Bogu. Gdy do spowiednika przychodzi ksiądz, chce rozmawiać tylko o seksie.
3.
I na koniec: gdyby ktoś miał powiedzieć, o czym nauczał Jezus z Nazaretu tylko na podstawie publicznego przekazu Kościoła w Polsce, to musiałby dojść do wniosku, że Jezus przede wszystkim zajmował się seksem i zaglądaniem ludziom do sypialni, a nie troską o biednych, wykluczonych, poniżonych, zepchniętych na margines.
Ziobro broni Jakiego: „Sąd złamał prawo, a sędzia była stronnicza”
• Sędzia powinna odrzucić pozew, bo posła chroni immunitet – dodaje
• Minister sprawiedliwości domaga się upublicznienia rozprawy sądowej
– W sposób oczywisty sędzia dopuściła się rażącego złamania prawa i standardów obowiązujących we wszystkich państwach demokratycznych, i bez zgody parlamentu chciała oceniać zasadność jego wypowiedzi – skomentował minister sprawiedliwości.
Zbigniew Ziobro odniósł się również do sytuacji z mieszkaniem wynajmowanym przez posła PO Roberta Kropiwnickiego: – Wiemy dziś, że wbrew jego zapewnieniom w jego mieszkaniu miały miejsce pożałowania godne zdarzenia. Wiemy, że przez długie miesiące były udręczeniem dla sąsiadów – dzieci, kobiet, starszych osób – a pan poseł, pobierając sowity czynsz, temu kategorycznie zaprzeczał i faktycznie na to pozwalał – dodał szef resortu.
Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki złożył w piątek wniosek o postępowanie dyscyplinarne wobec sędzi, która prowadzi cywilny proces o ochronę dóbr osobistych, wytoczony mu przez posła PO Roberta Kropiwnickiego. Chodzi o słowa Jakiego, które padły pod koniec stycznia z mównicy sejmowej – że Kropiwnicki prowadzi w swoim mieszkaniu agencję towarzyską. Poszło o to, że podczas piątkowej rozprawy Patryk Jaki podnosił przed sądem, że chroni go immunitet, a jego słowa padły z sejmowej mównicy i chociażby z tego względu nie powinien ponosić żadnych konsekwencji. Sędzia, której ukarania chce Jaki, odmówiła odrzucenia pozwu, uznając, że sprawa może być przedmiotem rozprawy w trybie cywilnym.Wiceminister ocenił, że postawa sędzi była stronnicza.
– Każdy Polak, kiedy znajdzie się w sądzie i uzna, że traktuje się go inaczej niż jego przeciwnika procesowego, ma prawo wystąpić z wnioskiem o wyłączenie sędziego. I poseł Jaki skorzystał z przysługujących mu praw – stwierdził w rozmowie z PAP minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Jego zdaniem sędzia była stronnicza i ograniczała Jakiemu możliwość wypowiedzi. Poinformował, że będzie się domagał, aby przebieg rozprawy został upubliczniony. – Święta zasada brzmi, że nikt parlamentarzysty za ujawnienie patologii z mównicy sejmowej nie pociąga do odpowiedzialności bez zgody parlamentu – dodał szef resortu.
Dowiedz się więcej:
Jak Ziobro broni Jakiego?
Co zrobił wiceminister Patryk Jaki?
– Widać, że jest to, niestety, zemsta pani sędzi za krytykowanie sądów. Złożyłem wniosek o postępowanie dyscyplinarne wobec pani sędzi oraz by jednocześnie zbadać, w jaki sposób sprawę dostała ta akurat sędzia – mówił wiceminister. Przypomniał, że zarówno konstytucja, jak i ustawa w sposób szczególny chroni posłów i ich wypowiedzi na forum Sejmu.
Jak zareagowała opozycja?
Ostro zareagowała na to opozycja. W sobotę Borys Budka, wiceszef PO i b. minister sprawiedliwości, stwierdził, że premier Beata Szydło „powinna w poniedziałek odwołać pana wiceministra Jakiego z pełnionej funkcji po tym, co pokazał w sądzie”. – To jest kpina z wymiaru sprawiedliwości, ale to jest również kpina z elementarnych zasad, o których mówi PiS. Nie ma równych i równiejszych. Pan minister Jaki nie będzie inaczej traktowany przez sąd tylko dlatego, że w sposób obelżywy wyraża się o polskich sędziach. To kpina z polskiego wymiaru sprawiedliwości, jest mi wstyd, że w Ministerstwie Sprawiedliwości zasiada taka osoba – mówił Budka.W podobnym tonie, choć nieco ostrzej, wypowiadał się Ryszard Petru, lider Nowoczesnej. Stwierdził, że szefowa rządu powinna Jakiego „wyrzucić na zbity pysk”. – Wiceminister Jaki ewidentnie naciskał na sędzię i dawał jej do zrozumienia, że jest jego podwładną. Przypomina to metody stalinowskie – dodał Petru.
Polonia pisze do Ziobry ws. pobitego profesora. „To podważa polską gościnność”
Głos ws. profesora pobitego w tramwaju zabrali Polacy mieszkający w Niemczech. Jak piszą w liście do Zbigniewa Ziobry, Wstrząsające jest, że za używanie języka obcego, języka niemieckiego został pobity profesor Instytutu Historycznego UW Pan Jerzy Kochanowski”.
Autor listu ma nadzieję, że sprawca napaści zostanie ukarany zgodnie z polskim prawem, by „pobicie to nie wpłynęło negatywnie na obraz Polski i Polaków w świecie oraz na propagowanie odwiedzania Polski wśród obywateli innych krajów Unii Europejskiej”.
Pod listem podpisał się dr med. Bogdan Miłek, przewodniczący Kongresu Polonii Niemieckiej, Polskiego Towarzystwa Medycznego w Niemczech oraz wiceprzewodniczący Federacji Polonijnych Organizacji Medycznych.
Poza samym incydentem, oburzająca była także opieszałość motorniczego, który zamiast zainterweniować, chciał, aby obaj mężczyźni przenieśli bójkę na zewnątrz.
„Uważamy, że godzi to zarówno w spokój i porządek społeczny, jak i poczucie bezpieczeństwa ludzi znajdujących się w miejscach publicznych. Stanowi także negatywny element w kontaktach między krajami najbliższego sąsiedztwa. Podważa także tradycyjną polską gościnność (profesor Kochanowski rozmawiał ze swoim gościem z Jeny w języku w jakim był w stanie się z nim porozumieć)” – czytamy .
Prof. Kochanowski od przeszło dwudziestu lat związany jest z Instytutem Historycznym UW, szczególnie interesuje go tematyka stosunków polsko-niemieckich po II wojnie światowej. Gościnnie wykłada m.in. w Imre-Kertesz-Kolleg w Jenie. To, że profesor zna język niemiecki i się nim posługuje, obruszyło współpasażera. „W odpowiedzi na pytanie: Dlaczego mam nie mówić po niemiecku?”, wstał i pobił – relacjonował świadek zdarzenia.
źródło: TVNWarszawa
Najnowszy Newsweek- równie wstrząsające co groteskowe oblicze PIS- owskiej inwazji na stołki. Misiewicz to pikuś.
Apel smoleński w 333. rocznicę zwycięstwa Jana III Sobieskiego pod Wiedniem
Obchody rozpoczęły się w kościele oo. Karmelitów – to w tej świątyni król Jan III Sobieski modlił się przed wyprawą na Wiedeń. Mszę odprawił biskup Tadeusz Pieronek. Po mszy kilkuset jej uczestników przemaszerowało na Rynek.
Świat dziś wyglądałby inaczej
Tam na ślubowanie klas pierwszych czekali już uczniowie II Liceum Ogólnokształcącego im. Jana III Sobieskiego, byli też żołnierze 6. Brygady Powietrznodesantowej.
Wszystkimi komenderowała nauczycielka dwójki Małgorzata Sobolewska. By przygotować teren na nadejście orkiestry, chorągwi i pocztów sztandarowych, obcesowo przeganiała krakowian siedzących na ławkach pod Sukiennicami. Krzyczała również na przejeżdżających tamtędy rowerzystów. Większość pokornie poddawała się jej komendom. Ale nie czarownice. Tuż przed rozpoczęciem uroczystości przemaszerowały bowiem przez Rynek przebrane za Baby-Jagi uczestniczki 19. Aerosabatu.
Zaraz potem na Rynek wkroczyło Bractwo Kurkowe i pozostali goście obchodów rocznicy odsieczy wiedeńskiej. – Gdyby nie zwycięstwo pod Wiedniem, świat dziś wyglądałaby zupełnie inaczej. Król Sobieski zatrzymał Turków w ich ekspansji na Europę – mówił Gniewomir Rokosz-Kuczyński, jeden z organizatorów uroczystości.
Apel smoleński na Rynku
Ksiądz Dariusz Raś, proboszcz bazyliki Mariackiej, podkreślał, że król długo modlił się przed bitwą i prosił wszystkich zebranych, by w sobotni wieczór odmówili modlitwę do Matki Boskiej. Następnie zabrzmiał apel oręża polskiego, a po nim… apel smoleński. Jest on odczytywany przed każdym apelem z asystą wojska – to zarządzenie ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza.
Po skończonych obchodach na Rynku pochód skierował się w stronę parku Strzeleckiego, gdzie wmurowany został akt erekcyjny pod budowę pomnika upamiętniającego zwycięstwo pod Wiedniem.
Wszystkie nasze artykuły znajdziesz na Twitterze, jesteśmy także na Facebooku. Dołącz do nas, dyskutuj i dziel się opiniami. Listy: redakcja@krakow.agora.pl
Bez zbędnej zwłoki w imię ludu [WIELOWIEYSKA]
Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Codziennie politolodzy i publicyści próbują zrozumieć, na czym polegają strategia i cele Jarosława Kaczyńskiego. Odpowiedź na drugą część pytania jest prosta: prezes dąży do pełni władzy i pal sześć demokrację. Ale strategii nie da się zbyć zwięzłym hasłem. Złośliwie wypominany Jackowi Kurskiemu bon mot „Ciemny lud wszystko kupi” jest niewystarczający.
Tamci się sprzysięgli
Pierwszym narzędziem lidera PiS jest frustracja. Tok myślenia ludzi skupionych wokół Kaczyńskiego jest prosty: jesteśmy równie zdolni i należy się nam, ale nie odnosimy sukcesu, bo krajem rządzą sitwa i samolubna elita.
Można kpić z postawy „pod górkę do szkoły”, ale często chodzi o coś więcej niż pech czy nieudacznictwo. Często ci, których nazywamy „frustratami”, troszczą się o sprawy swojej małej i dużej ojczyzny, mają poczucie, że coś źle idzie – w całym państwie i w ich okolicy, w miejscowej szkole czy urzędzie – a zmiana na lepsze wydaje im się niemożliwa. Stąd wiara w czyściciela, który coś za nas załatwi, naprawi instytucje, odblokuje drogi awansu.
Zestrzelili, panie, zestrzelili
Drugi filar strategii PiS to Smoleńsk. Wielu uważa, że katastrofa jest cynicznie rozgrywana. Że obóz PiS nie wierzy w żaden zamach, ale wie, że snucie tej opowieści podkręca emocje, pozwalając zagospodarować frustracje godnościowe, również te z punktu poprzedniego. A przy okazji eliminuje pomniejszych graczy, którzy nie dysponują tak silnym mitem.
Ale to tylko część prawdy. Bo mnóstwo ludzi naprawdę wierzy w zamach. Nie tylko dlatego, że trudno jest obarczać odpowiedzialnością ofiary albo przyjąć, że za symbolicznym wręcz dramatem stoją banalne „procedury”, ciąg zwyczajnych zaniedbań. Źródłem jest, znowu, frustracja: śmiejecie się, bo nie rozumiecie, że Lech Kaczyński był ważny i dlatego zginął. Jak zwykle chcecie nas poniżyć, a Putin obawiał się naszej bezkompromisowości.
PiS umiejętnie splata ten kompleks z szerszą potrzebą, którą żywią nie tylko frustraci czy radykalni narodowcy, ale też wielu trzeźwych obywateli: potrzebą dumy z Polski. Wizja Smoleńska jako próby usunięcia przywódcy, który miał odwagę iść wbrew geopolitycznemu dyktatowi, to nie obłęd, lecz element wizerunku Polski, która odgrywa ważną rolę w światowej polityce.
Im bardziej strona PiS pompuje ten mit, tym bardziej prowokuje drugą stronę do prób przekłucia patriotycznego balonu żartem – a wtedy pada oskarżenie o brak wrażliwości. Często szczere, bo Smoleńsk przeorał świadomość tego obozu: ból, bezsilność i gniew były dominujące. Tak czy inaczej, spirala się nakręca, a prezes utrzymuje środowisko w gotowości i jedności.
Wszyscy, wrogowie Kaczyńskiego
Ostatni będą pierwszymi
Innym spoiwem jest oczywiście szansa: awansu, posad, prestiżu.
Każdy coś dostanie, jeśli tylko zadeklaruje bezwzględną lojalność. Bezwzględna oznacza, że bez cienia zażenowania promujemy jeden przekaz, choćby najbardziej absurdalny. Na przykład, że przed PiS Polska była w ruinie, a gdy nastały jego rządy, rozkwitła w dwa miesiące. Głupie? Może i tak, ale Kaczyński ma argument: jak powiedział w jednym z wywiadów, ludzie nie analizują tego, co widzą w telewizji, uznają to za pewnik. A to oznacza, że tylko zmasowany przekaz bez żadnych odchyleń zapewni długie panowanie. Prezes powstrzymał przewrót pałacowy w TVP, bo Jacek Kurski rozumie i realizuje jego wizję.
Majstersztyk polega na tym, że gdy druga strona próbuje atakować: teraz wy dorwaliście się do żłobu, odpowiedzią jest wzruszenie ramionami: ale my wymieniamy elity i zwracamy godność. Może nasze elity są niedoświadczone, nawet nieudolne, ale dajemy 500+, dostrzegamy potrzeby tej części społeczeństwa, która była pomijana. Bierzemy posady? Tak, ale nie żałujemy i innym, zwykłym ludziom. Na to przeciwnik PiS nie ma dobrej odpowiedzi.
Wojna daje życie
Prof. Andrzej Zybertowicz, jeden z filarów intelektualnych IV RP, w rozmowie z Joanną Lichocką stwierdził, że spora część obozu jest naprawdę mało kreatywna, wycofana, żyje przeszłością. I nie da się przebudować państwa bez udziału elit, zwykle głosujących na centrum. Ale Kaczyński postanowił pójść na wojnę ze wszystkimi. Z prostego powodu: bez konsolidującego konfliktu nie da się zarządzać tak wielkim obozem. Układ PiS kontra reszta świata pozwala tłumić wewnętrzną krytykę. Jest wojna, a na wojnie nie roztrząsasz decyzji wodza. Masz wątpliwości, więc nas osłabiasz. I pamiętaj: i tak nie masz dokąd pójść, jesteś z nami na dobre i na złe. Już nikt cię nie zechce, bo jesteś z PiS.
Stąd uwikłanie prezydenta w spór konstytucyjny. Andrzej Duda był zagrożeniem, bo w każdej chwili można wymienić premiera, ministrów, marszałków Sejmu – ale nie prezydenta. A historia III RP pokazuje, że prezydenci – z wyjątkiem spętanego rodzinnymi relacjami Lecha Kaczyńskiego – wybijali się na niepodległość: nikt, choćby swój, nie będzie mi mówił, co mam robić, skoro stoi za mną bezpośredni mandat wyborczy. Duda też mógł pójść tą drogą, ale nim zdążył okrzepnąć na stanowisku, spór o Trybunał Konstytucyjny odciął mu drogę do rozmowy z innymi środowiskami.
Na uwagę, że ów spór przynosi potężne straty, bo mimo wszystko mobilizuje część społeczeństwa przeciwko PiS, politycy tylko się uśmiechają: ale scala nasz obóz. Postawieni pod ścianą, z jasnym przekazem jesteśmy o wiele bardziej efektywni niż letnia centroprawica, rozleniwione centrum czy podzielona lewica.
Najpierw rewolucja, potem demokracja
Być może przeciętny wyborca – widz TVP nie widzi, że przejmowanie państwa służy poszerzaniu władzy jednego człowieka. Ale dlaczego oczy zamykają niezależni intelektualiści? Dlaczego w zasadzie tylko Jadwiga Staniszkis, Ryszard Bugaj czy Kazimierz Michał Ujazdowski rozumieją, że ta awantura szkodzi nam na świecie, jest kosztowna nie tylko wizerunkowo, ale także gospodarczo?
Jadwiga Staniszkis: Femme fatale Kaczyńskiego
Można oczywiście założyć, że działa stary mechanizm: prawicowych intelektualistów fascynuje siła. Ale to nie wszystko. Wielu z nich naprawdę uważa, że zmiana jest potrzebna, a na przeszkodzie stoją elity III RP, wyniosłe i roszczące sobie prawo do wyrokowania.
Dobrym przykładem jest Piotr Skwieciński, który przestrzega, że sprowadzanie protestów KOD do buntu zamożnych odsuniętych od koryta to błąd. Publicysta zadał sobie pytanie: dlaczego on sam jest w stanie zaakceptować ostrą jazdę w sprawie Trybunału, chociaż uznaje poważne argumenty „liberałów” powołujących się na państwo prawa? Szybko znalazł odpowiedź: bo tylko brak skrupułów sprawi, że nie będziemy zawierać zgniłych kompromisów i zdołamy przeprowadzić realną zmianę.
Podobnie myśli filozof konserwatysta Dariusz Karłowicz, który w wywiadzie dla „Plusa Minusa” uzasadniał tezę, że paraliż Trybunału Konstytucyjnego był czymś nieuniknionym, bo „arystokracja” demokratyczna oderwała się od społeczeństwa.
„Władza sądownicza stanowi pierwiastek arystokratyczny, a egzekutywa reprezentuje pierwiastek królewski – w zależności od rozwiązania bliższy ludowi lub arystokratom. Możliwości demokratycznej kontroli nad arystokracją były z założenia bardzo skromne. Wraz z rozwojem instytucji europejskich zaczęły się jeszcze bardziej kurczyć. Jak się dobrze zastanowić, to widać, że nieczytelne mechanizmy kooptacji dotyczą nie tylko sędziów czy ekspertów. Żyjemy w przeświadczeniu, że to my wybieramy polityków. Czy rzeczywiście? Nie mówię nawet o pozycjach, które w ogóle nie mają nic wspólnego z żadnym wyborem, ale choćby o listach wyborczych. Klasa polityczna stanowi świat nieomal autonomiczny” – twierdzi Karłowicz. Potrzebna jest więc rewolucja, która złamie zasady narzucone przez „prawniczą arystokrację” – kiedyś może słuszne, ale wypaczone przez pychę i samowolę.
Ryszard Bugaj: Dziś najbliżej mi do partii Razem
Jest jedno państwo, a prezes jest jego prorokiem
W myśleniu Kaczyńskiego wyrachowanie splata się z prawdziwą wiarą. Nie tylko w Smoleńsk, ale również w pewien model państwa, społeczeństwa, gospodarki, za którym idzie konkretne – już pragmatyczne – działanie. Można to streścić dwoma słowami: „maksymalizm” i „radykalizm”.
Dla ludzi PiS słowa „kompromis, porozumienie” są okropne. Sprowadzają się do „ciepłej wody w kranie”, a my patrzymy dalej, myślimy w szerszych kategoriach, chcemy osiągać panoramiczne cele. Ale przeszkadzają nam w tym patologie, jak choćby korupcja. I nieprawda, że patologie są czymś, co się zdarza w każdej demokracji, nie – to zjawiska wszechogarniające, splecione, powszechne, systemowe. Dlatego należy użyć siekiery zamiast skalpela. Wcześniej zaś określić wroga, a gdy to niemożliwe, bo sceptycy mówią, że nie ma jednego układu, tylko jakieś procesy, okoliczności, specyfiki, zmienne – należy go wykreować. Bo jak bez niego dokonywać śmiałych aktów? Stąd tęsknota za biało-czarnym obrazem świata. Ci to zdrajcy, a ci patrioci. A to z kolei uzasadnienie dla maksymalnego poszerzenia swojej władzy.
Kaczyński wie, że myśli i działa autorytarnie, ale akceptuje to, bo uważa, że sukces może odnieść wyłącznie państwo wykreowane przez silne centrum decyzyjne, bez udziału obywateli, samorządów, całej tej zbędnej debaty. Debata prowadzi do imposybilizmu, do wyważania racji, do respektowania zdania mniejszości. Słowem, do chaosu, który osłabia państwo. A przecież – tu znów pragmatyzm splata się z wiarą – zagrożenia zewnętrzne są ogromne, nasi europejscy partnerzy tylko mówią o współpracy, ale myślą, jak uczynić z nas swojego wasala.
Podobnej cyniczno-idealistycznej filozofii hołduje Viktor Orbán.
W portalu wPolityce.pl prawicowy publicysta Grzegorz Górny tak zrelacjonował jego myśl: „Węgierski polityk stwierdził, że w ciągu ostatnich stu lat miały miejsce cztery wydarzenia, które spowodowały wielkie przemiany ustrojowe na świecie. Były to: I wojna światowa, II wojna światowa oraz upadek komunizmu. Czwartym wydarzeniem, którego skutki obserwujemy teraz, jest globalny kryzys finansowy. Spowodował on zasadnicze zmiany w funkcjonowaniu trzech charakterystycznych dla cywilizacji zachodniej modeli organizacji wspólnoty, takich jak: państwo narodowe, demokracja liberalna i państwo dobrobytu. Zdaniem Orbána, żyjemy obecnie w okresie, gdy wykuwa się nowy rodzaj systemowego organizowania wspólnot”.
Węgierski premier uważa, że trwa międzynarodowy wyścig, w którym stawką jest takie urządzenie państwa, które uczyniłoby z jego mieszkańców naród sukcesu. Trzeba więc stworzyć nową formę organizacji – taką, która będzie sprawniej konkurować w tym wyścigu. A jest nią wspólnota. Dotychczasowy model liberalny znalazł się w kryzysie, bo osłabiał realne wspólnoty: od rodzinnych, przez kościelne, po narodowe. Dlatego choć nie można przekreślić wszystkich wartości liberalnej demokracji, takich jak prawa człowieka, przede wszystkim należy odbudować życie wspólnotowe. „Co oznacza ograniczenie wpływu tych czynników, które osłabiają wspólnoty” – tłumaczy Górny.
Wspólnota na moich warunkach
Kaczyński tę ideę realizuje po swojemu: nie szuka tego, co łączy. Wymiana elit, sformatowanie edukacji, ograniczenie wolnych mediów – to wszystko ma do minimum ograniczyć ryzyko osłabienia wspólnoty. Trzeba usunąć krytykantów i tych, którzy lubią dzielić włos na czworo.
Kłopot w tym, że nawet jeśli rozgoryczenie zwolenników PiS ma podstawy, bo państwo jest za mało sprawne, a dopuszczenie świeżej krwi może być zdrowe, to ich maksymalistyczna i radykalna recepta jest zabójcza. Nie pomogą nowe programy nauczania i propaganda TVP. Nawet gdyby PiS miał lepsze kadry prawnicze, akademickie, biznesowe, niż ma, całe społeczeństwo po prostu nie jest w stanie dopasować się do ideału jednego człowieka, dlatego opór będzie się pogłębiał – a z nim rów, który dzieli Polskę.
Wzywanie do zasypania tego rowu może wydawać się naiwnym sloganem. Ale nim nie jest. Lekceważenie co najmniej połowy obywateli, podważanie ich wkładu w budowę kraju sprawia, że część społeczeństwa nie jest w stanie identyfikować się z własnym państwem. To podkopuje chęć do pracy zespołowej, na której opiera się choćby plan Morawieckiego. Wielu twórczych ludzi wybierze wewnętrzną emigrację, a nowe elity, choćby chciały, nie wypełnią tej luki, bo nie będą miały na czym budować. Wszak wódz zanegował wszystko, co rozpoczęło się przed erą PiS.
Mateusz Morawiecki. Partyzant śni o wielkiej Polsce
Tak Kaczyński, chcąc wzmacniać państwo, nieustannie je osłabia. Dostaniemy słaby kraj zamiast orbanowskiej wspólnoty.
Dlatego już dziś powinniśmy – wszyscy, na umiarkowanej prawicy, na lewicy i w centrum – myśleć o scenariuszu na czasy „po PiS”, który unieważni logikę odwetu. Tak by zwycięzca kolejnych wyborów zagospodarował najlepszą część obecnej elity rządzącej. Spróbujmy zrozumieć aspiracje i sposób myślenia zwolenników PiS. A przede wszystkim przekonać ich, że apokaliptyczny przekaz Kaczyńskiego: „Nikt was nie zechce, cała wasza nadzieja w mojej monowładzy”, to kłamstwo.
Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.
W ”Magazynie Świątecznym” czytaj:
Kogo wybrał pijany szofer [JACEK BOCHEŃSKI]
Na razie PiS rozdaje pieniądze. Gdy ich zabraknie, będzie potrzebował policji, prokuratorów i zawisłych sądów. Już się o to stara
Traktat o Januszach [ZIEMOWIT SZCZEREK]
Tak, Janusz jest często konserwatywny. Co z nim zrobicie – wyhejtujecie, że burak i ciemnogród? To pójdzie na prawicę, tam go nie wyhejtują
Klasa ziewających Einsteinów
Idziemy na wycieczkę do lasu i nie ma oddzielnie biologii, oddzielnie fizyki, matematyki, polskiego, tylko jest ciekawość. Z Marią Mach rozmawia Aleksandra Szyłło
Staruszku, ustąp miejsca. Przywileje dzisiejszych emerytów do rewizji [EDOARDO CAMPANELLA]
130 milionów ludzi, w przybliżeniu jedna czwarta populacji Unii, żyje w dostatku i zachowuje przywileje, gdy ich dzieci i wnuki zaciskają pasa, by utrzymać armię emerytów
Bartłomiej Topa: Powinniśmy być czujniejsi
Rzeczywistość, ta ukryta, jest mroczna. Rozmowa Piotra Głuchowskiego
Bez zbędnej zwłoki w imię ludu [WIELOWIEYSKA]
Smoleńsk, obelgi, inwigilacja – to współczesne wersje gilotyny. Ludzie Jarosława naprawdę wierzą, że budują nową, silną republikę
Bartłomiej Misiewicz. Złote dziecko dusi dobrą zmianę [SKARŻYŃSKI]
Karmienie Misiewicza jest nieskończenie mniej kosztowne niż jego zdrada
Czekam na miasto idealne
Utopia najpierw nieuchronnie prowadzi do katastrofy, ale dzięki niej w końcu powstają miasta szczęśliwe. Kiedy zaczniemy wreszcie w Polsce śnić? I czy w ogóle?
Ja, robot. Czy maszyny nas wykończą?
Tak, gdy będą musiały, ale to my zaczniemy. Z powodu bardzo ludzkiej emocji: ze strachu
Uchodźcy. Żywi i martwi
Uchodźcy to choroby, terroryzm? Wasi politycy kłamią! – unosi się doktor Pietro Bartolo
Zbigniew Hołdys: Mój ruch oporu
Opozycja kwili. Nie walczy. Nikt nie wydał komunikatu: „Gdy dojdziemy do władzy, odwrócimy wszystkie nielegalnie podjęte przez PiS uchwały i ustawy, a ich autorów postawimy przed sądem. Przywrócimy prawdę, szacunek i godność sponiewieranym ludziom”
Nacjonalizm z obywatelską twarzą. Adam Michnik i Aleksiej Nawalny rozmawiają o Polsce, Rosji i Europie
Wraz z odejściem Putina, jeśli do tego dojdzie, nic się nie skończy. Pytanie brzmi raczej: co się zacznie? Co zrobi Czeczenia i jej dyktator Kadyrow? Czy gubernatorzy rozwalą kraj?
Reprywatyzacyjny Kac Wawa [MAREK GÓRLIKOWSKI]
Jestem pewien, że nowa władza w stolicy – komisarza PiS czy choćby niepokalanie poczętej Partii Razem – też prędzej czy później polegnie w boju z lobby reprywatyzacyjnym