G. Major, 08.06.2016

 

Olga Tokarczuk: Zakazałabym używania pięknego słowa ‚solidarność’ społeczeństwu, które odmówiło pomocy uchodźcom

jś, 08.06.2016
Olga Tokarczuk

Olga Tokarczuk (Fot. ŁUKASZ GIZA)

Autorka „Ksiąg Jakubowych” Olga Tokarczuk udzieliła obszernego wywiadu tygodnikowi „Polityka”. Pisarka mówi w nim m.in. o nowej polityce kulturalnej państwa: „Chcielibyśmy mieć jasność, że jesteśmy na jakichś czarnych listach”.
Na kwiecień Olga Tokarczuk zaplanowała wyjazd na literacki festiwal PEN World Voices w Nowym Jorku, ale gdy już była w drodze, cofnięto jej państwowe dofinansowanie. Organizatorom po stronie amerykańskiej w ostatniej chwili udało się znaleźć sponsora, dzięki któremu pisarka mogła dotrzeć do USA. Mniej szczęścia miała do festiwalu w ukraińskiej Winnicy, gdzie mimo wcześniejszych ustaleń na linii organizatorzy – Instytut Polski w Kijowie ostatecznie nie pojechała.

Tokarczuk: Gdzie solidarność z ofiarami wojny?

Tokarczuk ma inne stanowisko niż rząd PiS-u w takich kwestiach, jak kryzys uchodźczy. Po odebraniu w październiku Nagrody Literackiej „Nike” za „Księgi Jakubowe” powiedziała m.in.: – Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów.

Ta wypowiedź wywołała lawinę internetowych obelg i gróźb pod adresem pisarki, a także słabo maskowaną niechęć polityków prawicy. Nie zważając na to, Tokarczuk zaangażowała się w pomoc uchodźcom z Syrii, przekazując opowiadanie do zbioru „Nieobcy”, z którego część dochodu została przekazana ofiarom wojny. O możliwości przyjęcia przez Polskę uchodźców mówi też w nowym wywiadzie:

„Piękne słowo ‚solidarność’ obtłuczono i pobrudzono. Zakazałabym jego używania na dwa pokolenia społeczeństwu, które odmówiło pomocy uchodźcom (…) Uznaliśmy, że nikt obcy nie jest nam tu potrzebny; będziemy grillować sobie sami i we własnym gronie… To pokazało tkwiące w nas mechanizmy ksenofobii. Ja nazywam to zimnym sercem, czyli brakiem albo zanikiem umiejętności współodczuwania. Celowo mówię tu o umiejętności, bo takie rzeczy wbrew pozorom nie są dane ani w kołyskę, ani raz na zawsze”.

Tokarczuk: Instytut Książki nie faworyzował jednych pisarzy kosztem innych

Tokarczuk w „Polityce” odnosi się także do krytycznych ocen, jakie pod adresem Instytutu Książki i jego byłego już dyrektora Grzegorza Gaudena wygłaszają urzędnicy Ministerstwa Kultury. Krytykowano m.in. program translatorski. Gauden odpierał w „Wyborczej”: „Postanowiono zarzucić mi, że w ramach programu translatorskiego robię rezerwy na tłumaczenia książek, które wypłacamy dopiero po ukazaniu się publikacji. Takie rezerwy tworzone były co roku od początku istnienia Instytutu. Teraz okazało się, że nie wolno! Przecież to absurd„.

Krytykom chodziło nie tylko o mechanizm, ale też o to, że faworyzowani mieli być pisarze o lewicowym światopoglądzie. Tokarczuk w „Polityce” wyjaśnia:

„Nie sposób doszukać się tu mechanizmu faworyzowania jednych, a wykluczania innych autorów, bo przecież zawsze działa to tak, że najpierw pojawia się przekonany do książki [zagraniczny] wydawca, który chce ją wydać; zazwyczaj jest też już tłumacz, który nierzadko sam jest orędownikiem tego tłumaczenia i o nie zabiega. Dopiero wtedy można się zwrócić do Instytutu Książki”.

Odnosi się też do tego, że nagłe ograniczenia wyjazdów, które ją objęły, wprowadzono po cichu. Mówi:

„Można też sobie wyobrazić istnienie list proskrypcyjnych pisarzy, którzy nie powinni być zapraszani na festiwale czy spotkania z czytelnikami w ramach dyskusyjnych klubów książki, nad którymi patronat sprawuje właśnie IK. Takie próby ręcznego sterowania kulturą będą jednak prowadzić wyłącznie do marginalizacji i niszczenia dorobku tej niezwykle zasłużonej instytucji, zaś na dłuższą metę są skrajnie niebezpieczne i budzą najgorsze autorytarne skojarzenia”.

Nowym dyrektorem Instytutu po Gaudenie został Dariusz Jaworski.

Świat czyta „Księgi Jakubowe”

Jeśli chodzi o książkę samej Tokarczuk, to przekładanie jej „Ksiąg Jakubowych” nie idzie na marne. Pisarka opowiada w wywiadzie:

„Rekordowo szybkie tłumaczenie na język szwedzki ukazało się już w minionym roku i książka została przyjęta bardzo dobrze. No i teraz jeszcze wspaniała informacja z ostatniej chwili – tłumacz ‚Ksiąg…’ Jan Henrik Swahn otrzymał za swój przekład nagrodę Akademii Szwedzkiej! Jeszcze tej jesieni ukaże się przekład czeski. Bardzo się z tego powodu cieszę, bo część akcji ‚Ksiąg Jakubowych’ rozgrywa się przecież w morawskim Brnie. Poza tym trwają tłumaczenia na francuski, hebrajski, serbski, niedługo zaczną się na węgierski i niderlandzki. Wydanie francuskie przewidziane jest dopiero na koniec 2017 r.”.

Tokarczuk: Powieść historyczna? Jestem na tak!

Tokarczuk, autorka bądź co bądź powieści historycznej, odnosi się też do oczekiwań ministra kultury Piotra Glińskiego pod adresem artystów, że będą tworzyć więcej dzieł popularyzujących historię Polski. Tłumaczy swojej rozmówczyni z „Polityki” Justynie Sobolewskiej:

„Historia jest nam w stanie dostarczyć mnóstwa wspaniałych tematów. Brakuje nam opowieści o arianach – sztuki, filmu – brakuje nam pasjonującej opowieści o czasach reakcji pogańskiej, polskie czarownice palone na stosach wciąż czekają na swoje dzieło, historie emigracyjne – wyjazdy i powroty, do Brazylii i Argentyny, saga o polskich Tatarach, kolonizatorzy z centralnej Polski, którzy idą na wschód, na Wołyń i Podole, chłopi, ale nie z Lipców, tylko ci pańszczyźniani, i ich losy po ukazie cara dającym im wolność. Albo jak się żyło w tyglu kulturowym Inflant i Kurlandii. Chciałabym, żeby zainteresowanie historią było ze strony pisarzy spontaniczne, nie ‚na partii zawołanie’, ale z ciekawości i głębokiej potrzeby”.

To ostatnie zdanie pisarka rozwija:

„Problem polega na tym, że nie da się tak skaptować ludzi do pisania, nie bardzo da się pisać na zamówienie, a to, co powstaje, często nie ma większej wartości. Przerabialiśmy to już wraz z socrealizmem”.

Tokarczuk opowiada też w wywiadzie m.in. o ekranizacji powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, nad którą pracuje Agnieszka Holland, ocenia sceniczną adaptację „Ksiąg Jakubowych” w Teatrze Powszechnym w Warszawie, w reżyserii Eweliny Marciniak. Odnosi się do swojej sytuacji w Nowej Rudzie, gdzie mieszka i gdzie działacze PiS chcieli jej odebrać honorowe obywatelstwo (za pisarką wstawili się radni), a także do ostatnich planów całkowitego zakazu aborcji. Cała rozmowę można przeczytać w środowym numerze „Polityki” i na stronie Polityka.pl.

Zobacz także

tokarczuk

wyborcza.pl

 

„Standardy demokratyczne to nie są sprawy, którymi żyją miliony Polaków. Tramwaje chodzą, mleko i chleb są w sklepie”

jsx, 08.06.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,20204255,video.html?embed=0&autoplay=1
– Spór o Trybunał Konstytucyjny jest zablokowany od pół roku. I jakoś ludzie się przyzwyczaili – mówił Michał Szułdrzyński. – Nie trywializuję, mówię o tym, co dla ludzi jest problemem, a co nie jest – dodawał w Poranku Radia TOK FM.

– W pewnym momencie Platforma uwierzyła, że ideologia, wizja w polityce jest niepotrzebna. A chyba jest potrzebna – mówił w Poranku Radia TOK FM Piotr Kraśko. – Ludzie chcą usłyszeć, że człowiek na czele ma wizję, mówi „jesteśmy tu i tu, płyniemy dotąd” – dodał. Przypominał, że Donald Tusk na pytania o wizję reagował „alergicznie”. – Mówił „ja nie jestem od wizji”. Musi być jakaś wizja – zaznaczył Kraśko.

– Być może decydująca o wyniku najbliższych wyborów będzie oś sporu, która już się zarysowała – mówiła Renata Grochal. – Jakiej Polski chcemy. Czy chcemy jej w Europie, czy chcemy państwa, które jest demokratyczne, szanuje konstytucję, szanuje prawo – wyjaśniała. Jej zdaniem, istotna będzie także ekonomia. – Nie wierzę, że PiS uda się zrealizować wszystkie obietnice socjalne. Budżet tego nie wytrzyma – oceniła. – Sytuacja gospodarcza Polski nie będzie się poprawiała, tylko wręcz przeciwnie – dodała Grochal.

Najważniejsza jednak, jak ponownie podkreśliła, będzie „linia dotycząca obrony państwa prawa, demokracji”. – PiS będzie po jednej stronie, a cały obóz demokratyczny czy liberalny będzie po drugiej i wybór będzie bardzo prosty – mówiła dziennikarka „Gazety Wyborczej”.

Nie zgadzał się z tym Michał Szułdrzyński. – Bronisław Komorowski oparł w ostatnim etapie kampanię wyborczą na podziale: partia wolności i partia zniewolenia. Ten podział okazał się kompletnie chybiony – ocenił. – Komorowski mówił „chcemy więcej ciepłej wody w kranie”. W tej chwili z kranu leci wrzątek – mówiła Grochal.

„Pokaz buty i arogancji”

– Tematy, o których rozmawiamy – standardy demokratyczne, Trybunał Konstytucyjny – nie są sprawami, którymi żyją miliony Polaków – mówił publicysta „Rzeczpospolitej”. Według niego sytuacje, że „ktoś się budzi rano i mówi ‚rety, Trybunał nie działa'” są niemożliwe. – To, co ludzi może odwieść od PiS, to np. jak fatalnie rozgrywa sprawę pielęgniarek – dodał Szułdrzyński.

Jak opisywał, „PiS doszedł do władzy jako partia, która mówiła, że będzie słuchać ludzi”. Teraz zaś jego działania wobec pielęgniarek z Centrum Zdrowia Dziecka to „pokaz buty i arogancji”. Niezbyt wiarygodnie wygląda natomiast, zdaniem Szułdrzyńskiego, zaangażowanie po stronie pielęgniarek polityków PO. – Dzisiaj wyrywają włosy z głowy – mówił.

– A sytuacja w CZD nie wzięła się z wczoraj ani przedwczoraj, jest spadkiem po poprzednim rządzie – przypominał Szułdrzyński. Ocenił takie ruchy PO jako „fatalny błąd”. – Wystawiła się PiS do kolejnego strzału – zaznaczył. – Jeżeli opozycja nie będzie zbyt mocno wchodzić w ten spór, to zaszkodzi to PiS – powiedział. Według Szułdrzyńskiego dla ludzi jest „oczywiste, że PO też za to odpowiada”.

Co może „uderzyć w PiS”? – Jeżeli Polacy dojdą do przekonania, że PiS całkowicie zawłaszcza państwo swoimi ludźmi, pod tym względem nie różni się niczym od tych, którzy jedli ośmiorniczki – oceniał dziennikarz „Rzeczpospolitej”. – Nie jakieś tam, mimo że dla wielu ważne, sprawy jak TK – dodawał.

– Spór o TK jest zablokowany od 25 grudnia 2015 r. Pół roku i jakoś ludzie się do tego przyzwyczaili. Tramwaje chodzą, mleko i chleb są w sklepie. Nie trywializuję, mówię o tym, co dla ludzi jest problemem, a co nie jest – wyjaśniał Szułdrzyński.

http://audycje.tokfm.pl/widget/38070

Zobacz także

standardy

TOK FM

 

Przegląd wydarzeń duchowych

08.06.2015
Zaczęło się od hostii.
fot: Faktoid
A później było już tylko lepiej.
Fronda
twitter
wpolityce
niezalezna.pl
Krótko mówiąc, mieliśmy dziś przypomnienie do czego służy religia, bo jakoś głosów dezaprobaty nie udało mi się znaleźć.

 

http://jozefmoneta.blogspot.co.uk/2015/06/przeglad-wydarzen-duchowych.html

Tym zrobi na złość PiS: będę dbał o swoje zdrowie, przeczekam ich. Muszę doczekać aż runą

opr. dżek, 08.06.2016

Stanisław Tym

Stanisław Tym (Fot. Wojciech Surdziel / AG)

Tym zdenerwował się „rebelią” i wycinką – wprawdzie jeszcze nie Białowieży, ale kilku innych większych lasów.

Stanisław Tym, satyryk i publicysta, w swoim felietonie w „Polityce” ogłasza, że zamierza zacząć dbać o zdrowie. Chce przeczekać władzę „aż runą”. – A nie tacy się przewracali za mojego życia. Umrę w niepodległej, tej rozpoczętej 4 czerwca 1989 roku – pisze Tym.

Publicystę zirytowały nie tyle słynne już słowa Jarosława Kaczyńskiego o „rebelii” czy lekceważące słowa ministra Witolda Waszczykowskiego o opinii Europy ws. praworządności w Polsce. – Młyn się kręci, Twarz polskiej gospodarki leśnej, czyli minister Szyszko, na posiedzeniu rządu bardzo ubolewał, że ktoś celowo podjął błędną decyzję, by całą Puszczę Białowieską objąć dziedzictwem przyrodniczym UNESCO. Rozpacza wręcz, że nie może wszystkich drzew wyciąć w pień, aby ją uratować. Ale znajdzie na to sposób, jestem spokojny. Na razie, by się trochę pokrzepić i nie siedzieć przy biurku bezczynnie, Szyszko wycina lasy w Górach Sowich, Puszczę Piską i stary drzewostan w Bieszczadach. Zuch! Ta jego działalność ma swoje plusy. Powstaną piękne filmu ekologiczne „Tu szalał kornik” czy „Gałęzie zasłaniały nam polskie niebo”. TVP już zaciera rączki – wyzłośliwia się Tym.

 

Zobacz także

tym

http://natemat.pl/181973,postanowilem-powaznie-zadbac-o-swoje-zdrowie-musze-doczekac-az-runa-stanislaw-tym-znowu-kpi-z-pis

dziś

TOK FM

Prof. Bralczyk: Opozycja myśli, że przestraszy widmem rządów silnej ręki. Ludziom to się nie tylko nie spodoba. Jest taka potrzeba

opr. dżek, 08.06.2016

Prof. Jerzy Bralczyk

Prof. Jerzy Bralczyk (AGATA GRZYBOWSKA)

Prof. Jerzy Bralczyk o tym, jaki jest największy sukces PiS, o tym, że partia rządząca jest nadal w opozycji („wina Platformy”) i o tym, że Polakom marzy się nowy Piłsudski.

– Chyba największym sukcesem rządu jest to, że opozycja została zmuszona do koncentracji swej aktywności na sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Ogromnej części Polaków to nie obchodzi. Opozycja, mówiąc o niepraworządności, upadku demokracji, nie wszystkich porusza. Demokracja to nie jest jeszcze wartość, za którą Polacy chcieliby ginąć. Już prędzej za naród, tradycję, „żołnierza wyklętego”… Ale demokracja nie wywołuje w Polakach emocjonalnego stosunku. I choćby dalej politycy powtarzali jak mantrę, że demokracja, że praworządność, że państwo prawa – ma to ograniczone oddziaływanie – mówi w wywiadzie dla „Plus Minus” prof. Jerzy Bralczyk. – Porusza za to Brukselę. A piękniejszego prezentu opozycja nie mogła dać PiS, który bez wahania wskazuje palcem: spójrzcie, to są „oni”, w końcu stoją po stronie obcych. A obcy to wróg. Tak właśnie dzisiejszą scenę uporządkował świat słów, język polityki. A po części bierze się on przecież ze świata wartości… – dodaje.

– Dla mnie to prawdziwy majstersztyk, że PiS potrafił tak ustawić debatę, iż ze wszystkimi negatywnymi aspektami władzy kojarzona jest obecna opozycja, jak gdyby dalej rządziła- ocenia prof. Bralczyk.

 

Zwraca uwagę, że „władza w naturalny sposób koncentruje na sobie niechęć społeczną”. – Zazwyczaj jest tak, że przeciętny człowiek, gdy manifestuje, demonstruje, mówi: „oni”. „Oni” to oczywiście władza. A dziś jesteśmy świadkami czegoś, czego nie było chyba nigdy, bo PiS, stając się władzą, jednocześnie utrzymał ten potencjał niechęci wobec władzy po stronie Platformy Obywatelskiej – dodał.

Pytany o narrację narzucaną przez opozycję, że za każdą decyzją stoi Jarosław Kaczyński odpowiedział: Za taką narracją stoi myśl, że widmo rządów silnej ręki Polaków przestraszy ; jeśli się powie, że jeden człowiek wszystkim rządzi, to ludziom się to nie spodoba. Otóż bardzo wielu ludziom się to właśnie podoba. Gołym okiem w polskim społeczeństwie widoczna jest właśnie taka potrzeba silnej ręki, potrzeba nowego Piłsudskiego – czy jakkolwiek by go tam nazwać… Ludzie cieszą się i mówią, że wreszcie ktoś zrobi z tym wszystkim porządek, a politycy opozycji tylko to nakręcają.

Cały wywiad w dodatku do „Rzeczpospolitej” – „Plus Minus”>>

Zobacz także

prof

TOK FM

Anja Rubik zachęca do popierania KOD-u. W komentarzach BURZA. „TVN Ci mózg wyprał”, „ile Ci zapłacili?”, „wstyd!”

JM, 08.06.2016

Anja Rubik

Anja Rubik (Instagram.com/Anja Rubik)

Anja Rubik na Facebooku zachęcała do wzięcia udziału w marszu Komitetu Obrony Demokracji. Nie wszystkim jej fanom ten apel się spodobał. W komentarzach na modelkę posypały się obraźliwe słowa.

Anja Rubik od kilku miesięcy angażuje się w sprawy dotyczące polskiej polityki. Najpierw głośno sprzeciwiała się ustawie całkowicie zakazującej aborcji. Teraz na Facebooku nawołuje fanów do uczestniczenia w marszach KOD-u.

Zapraszam wszystkich, którym los Polski leży na sercu – napisała modelka. – 4 CZERWCA godz. 16.00 Plac Bankowy Komitet Obrony Demokracji wraz z Panami Prezydentami Lechem Wałęsą, Aleksandrem Kwaśniewskim i Bronisławem Komorowskim zaprasza na Marsz „WSZYSCY DLA WOLNOŚCI!”.

Fani żywo zareagowali na ten odzew, ale wielu z nich w mocnych słowach krytykowało top modelkę.

Anja RubikFacebook.com/Anja Rubik

Internauci zarzucali Anji, że nie zna się na polityce ani sprawach kraju. Delikatnie mówiąc radzili jej, by pozostała przy modelingu. Niektórzy wyrażali swoje zdanie w mało kulturalny sposób. Marsz się odbył, a Anja Rubik na swój profil wrzuca kolejne zdjęcia – z sesji czy podróży do Turcji. O dziwo i pod tymi „niewinnymi” postami zaczęły pojawiać się komentarze na temat jej zaangażowania w sprawy polityki.

Anja RubikFacebook.com/Anja Rubik

Anja RubikFacebook.com/Anja Rubik

 

Pojawiały się też głosy poparcia:

Anja RubikFacebook.com/Anja Rubik

A co Wy sądzicie? Czy Anja Rubik jako osoba mieszkająca poza granicami kraju, a do tego niezwiązana z polityką faktycznie powinna wstrzymać się od wyrażania swoich poglądów?

 

 

JM

anja

plotek.pl

 

Beata Szydło już wie, kto jest winny kryzysu w Centrum Zdrowia Dziecka. Odpowiedź Kopacz trzeba zobaczyć

Gazeta.pl, 08.06.2016
Sprawa pielęgniarek z Centrum Zdrowia Dziecka znalazła w końcu miejsce w Sejmie. Na początku obrad głos zabrała premier Beata Szydło, która niemal od razu ogłosiła, że wie, kto jest odpowiedzialny za to, że pielęgniarki protestują. Tego można się było spodziewać.

beata

gazeta.pl

Twardoch zabiera głos ws. 500 plus. Ostro uderza w PiS, ale i w jego przeciników

ag, 08.06.2016

Szczepan Twardoch o 500 plus.

Szczepan Twardoch o 500 plus. (Facebook/Szczepan Twardoch/Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta)

Znany pisarz Szczepan Twardoch odniósł się do obecnej sytuacji w Polsce. Zwrócił m.in. uwagę na wrogość wobec rodzin wielodzietnych, która wg niego jest powszechna po wprowadzeniu programu 500 plus.

„Straszne skutki rozdawnictwa państwowych pieniędzy. Hołota nie chce pracować za 3 złote za godzinę. Woli narobić bachorów, a za krwawicę ludzi przedsiębiorczych marnowaną w 500+ kupować alkohol i samochody, albo większe telewizory” – pisze ironicznie na Facebooku Szczepan Twardoch.

Twardoch negatywnie ocenia działania PiS, ale twierdzi, że partia ta może wygrać kolejne wybory, ponieważ dostarcza ubogim ludziom poczucie godności.

„Kto będzie nam podawał nasze ośmiorniczki, kto będzie zbierał nasze truskawki, które wrzucimy sobie do kieliszka prosecco po 12 zł za kieliszek? (…) Dystrybutorzy klasowej pogardy dziwią się potem, że podklasa zakłada koszulki z żołnierzami wyklętymi i innymi postaciami z patriotycznego komiksu i głosuje na partię bystrzaków, która może w zasadzie zrobić wszystko…” – komentuje pisarz.

Twardoch jest zdania, że osoby korzystające z programu 500 plus są niesprawiedliwie oceniane przez osoby, których wynagrodzenie jest wyższe od mediany zarobków w Polsce. Podkreśla, że działania PiS mogą wzmacniać „patriotyczne poczucie godności klasy z dolnej strony mediany”.

„Droga klaso średnia, drogie górne 10 proc., może więc lepiej zapłacić 20 złotych za kieliszek prosecco z truskawką, w knajpie, w której kelnerka ma umowę o pracę i przyzwoitą stawkę godzinową, klasowej pogardy dla biedoty się wyrzec” – przekonuje pisarz.

Na koniec dodaje: „A w planie maksimum mieć może nawet nadzieję na to, ze kolejnych wyborów nie wygra partia od wycinania lasów i wypowiadania wojny gejom, Niemcom, Rosji i cywilizacji śmierci jednocześnie?”.

Straszne skutki rozdawnictwa państwowych pieniędzy. Hołota nie chce pracować za 3 złote za godzinę. Woli narobić bachorów a za krwawicę ludzi przedsiębiorczych marnowaną w 500+ kupować alkohol i samochody, albo większe telewizory. I na dodatek pewnie wódkę, a nie wyrafinowane wina. Zamiast skromnie, jak przystało biedakom, wydawać w biedrze (w Biedzie, hehe, nie to co my w Almie) na suchy chleb i skromne, szare i zgrzebne ubranka dla dzieci. Kto będzie nam podawał nasze ośmiorniczki, kto będzie zbierał nasze truskawki, które wrzucimy sobie do kieliszka prosecco po 12 zł za kieliszek? Balcerowicz się gniewa, jak to widzi.

Dystrybutorzy klasowej pogardy dziwią się potem, że podklasa zakłada koszulki z żołnierzami wyklętymi i innymi postaciami z patriotycznego komiksu i głosuje na partię bystrzaków, która może w zasadzie zrobić wszystko, wyciąć Białowieżę do gołej ziemi i zalać betonem, wypowiedzieć wojnę Rosji zrywając jednocześnie stosunki dyplomatyczne z USA i Niemcami, wsadzić do więzienia wszystkich reżyserów filmowych, bo im źle z oczu patrzy, we wszystkich galeriach zrobić wystawy obrazów o katastrofie smoleńskiej, zamknąć teatry i wystąpić z Unii Europejskiej. Cokolwiek. A i tak wygrają kolejne wybory, jeśli tylko w kraju, w którym mediana płacy wynosi 2400 złotych netto, zarabiającym mniej niż te 2400 partia ta dostarczać będzie poczucia godności. Co akurat – jako jedyne – doskonale się jej udaje.

Polski ludowy nacjonalizm brzydzi mnie tak samo jak polskie inteligenckie, postszlachecko-liberalne, wielkomiejskie fumy, na wybory nie chodzę, władza w Polsce w istocie ma niewielki wpływ na moje życie. Tak naprawdę martwi mnie tylko to, że kiedy klasa z dolnej strony mediany 2400 netto swoje rozbudzone ostatnio patriotyczne poczucie godności postanowi wzmocnić, wieszając dystrybutorów klasowej pogardy na latarniach, to z moimi garniturkami i samochodami, na które sam sobie rzemieślniczo zarobiłem, nie zagarniając nic z niczyjej wartości dodanej i tak się rykoszetem załapię do pierwszego czy drugiego tysiąca do powieszenia. Zważywszy jeszcze na moją, najdelikatniej mówiąc, niechęć do polskich nacjonalistycznych mitów… I nikogo wtedy nie przekonam tym, że przecież mogłem pokombinować na podatkach, a zamiast kombinować grzecznie płakałem i płaciłem. Korwinistą jestem tylko przez kwadrans w roku, kiedy robię przelew do Urzędu Skarbowego i przez ten kwadrans wściekły myślę o tym, jak pięknie i elegancko mógłbym te hajsy skonsumować i jakie gustowne dobra za nie nabyć. Ale potem mi przechodzi, bo myślę sobie, że od redukcji luksusu jeszcze nikt nie umarł, a od klasowych rozruchów owszem.

Droga klaso średnia, drogie górne 10%, może więc lepiej zapłacić 20 złotych za kieliszek prosecco z truskawką, w knajpie, w której kelnerka ma umowę o pracę i przyzwoitą stawkę godzinową, klasowej pogardy dla biedoty się wyrzec, zachować dla siebie albo dzielić się nią tylko w gronie zaufanych przyjaciół, nie na łamach gazet, w zamian zaś uniknąć powieszenia?

A w planie maksimum mieć może nawet nadzieję na to, ze kolejnych wyborów nie wygra partia od wycinania lasów i wypowiadania wojny gejom, Niemcom, Rosji i cywilizacji śmierci jednocześnie?

straszne

twardoch

gazeta.pl

 

Meryl Streep przebrała się za Trumpa. Doskonała parodia w wykonaniu wielkiej aktorki obiegła cały świat

mk, 08.06.2016

Meryl Streep przebrała się za Trumpa

Meryl Streep przebrała się za Trumpa (screen: youtube.com)

Meryl Streep, znana z wielu oscarowych ról, udowodniła, że potrafi zagrać każdego. Tym razem na nowojorskiej scenie wcieliła się w Donalda Trumpa. Streep otwarcie popiera kandydaturę Hillary Clinton, więc nowojorski występ aktorki nabrał podwójnego znaczenia.

Podczas gali „Shakespeare In The Park” w Nowym Jorku Meryl Streep weszła na scenę przebrana za Donalda Trumpa. Aktorka zachwyciła nie tylko charakteryzacją, ale również doskonałą imitacją głosu miliardera.

Obok Meryl Streep na scenie wystąpiła także Christine Baranski, która ucharakteryzowała się na kontrkandydatkę Donalda Trumpa Hillary Clinton. Obie panie odegrały scenkę z broadwayowskiego musicalu „Kiss Me, Kate”. Utwór, w oryginale napisany dla mężczyzn, opowiada o sposobach na poderwanie kobiety. W wersji Streep radził, jak zdobyć żeńskie głosy podczas wyborów.

Występ Streep był przygotowany w całkowitej tajemnicy i był zaskoczeniem nawet dla samych organizatorów gali.

Scenka błyskawicznie zyskała wielką popularność w internecie. A wielu z komentatorów uznało, że Meryl Streep byłaby lepszym prezydentem niż Donald Trump.

Zobacz także

meryl

wyborcza.pl

 

Światowa Unia Ochrony Przyrody: Żadnych cięć w Puszczy Białowieskiej

Polski rząd nie powinien podejmować żadnych działań zmierzających to naruszenia stref, w których zakazano wycinki – takie jest wstępne stanowisko ekspertów Światowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN), którzy dzisiaj zakończyli wizytę w Puszczy Białowieskiej

Eksperci Światowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) przebywali w Polsce trzy dni. Mają teraz wypracować stanowisko w sprawie Puszczy Białowieskiej, która znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wizyta przedstawicieli Unii miała związek z decyzją Ministerstwa Środowiska o trzykrotnym zwiększeniu wycinki w nadleśnictwie Białowieża, jednym z trzech w Puszczy.

Resort i Lasy Państwowe tłumaczą tę decyzję obowiązkiem ochrony Puszczy przed gradacją kornika, który niszczy lasy świerkowe. Naukowcy z najważniejszych polskich uczelni twierdzą jednak, że wycinka jest niepotrzebna, bo las sam poradzi sobie z gradacją kornika.

Choć nie wiadomo, jakie będą zalecenia Światowej Unii Ochrony Przyrody (jest ciałem eksperckim dla UNESCO) dla Puszczy, to jedno jest pewne – zdaniem IUCN polski rząd nie powinien podejmować żadnych działań zmierzających do naruszenia stref, w których na mocy międzynarodowych przepisów zakazano wycinki. Obejmują one obecnie ponad połowę polskiej części Puszczy Białowieskiej.

Jeden z ekspertów Herve Lethier wyjaśnił, że strefy te mogą zostać zmienione, ale musi się to odbywać w porozumieniu z Komitetem Światowego Dziedzictwa przy UNESCO i nie może naruszać kryteriów, dla których Puszcza znalazła się na Liście Światowego Dziedzictwa.

To kryterium IX mówiące, że „Dobro stanowi wyjątkowy przykład istotnych procesów ekologicznych i biologicznych zachodzących w ewolucji i rozwoju ekosystemów lądowych, jak również zbiorowiskach roślin i zwierząt”, a także kryterium X: „Dobro obejmuje najbardziej znaczące i istotne siedliska przyrodnicze dla ochrony różnorodności biologicznej in-situ, włączając zagrożone gatunki posiadające wyjątkową uniwersalną wartość z punktu widzenia nauki lub ochrony”. Innymi słowy Puszcza otrzymała tytuł światowego dziedzictwa ze względu na naturalne procesy, jakie zachodzą w tym unikalnym lesie.

Jak dotąd patrole fundacji Dzika Polska oraz Greenpeace, czyli organizacji działających na rzecz ochrony Puszczy, nie stwierdziły zwiększonych wycinek. Cięć nie ma również w najbardziej naturalnych, czyli mających ponad 100 lat drzewostanach.

W czwartek do Puszczy zawita delegacja Komisji Europejskiej, również zaniepokojonej decyzją o zwiększonej wycince białowieskich lasów.

Zobacz także

iucn

wyborcza.pl

 

Gorączka komentarzy. Pisanie o doraźnej polityce

Witold Gadomski Gazeta Wyborcza, 08.06.2016

Komentarze na temat rządu pojawiają się jak grzyby po deszczu. Ale...

Komentarze na temat rządu pojawiają się jak grzyby po deszczu. Ale… (123RF)

Komentatorzy nie biorą pod uwagę jednego oczywistego faktu. PiS rządzi dopiero pół roku. Każda władza się zużywa, ale potrzebuje na to kilku lat, a nie kilku miesięcy.

Poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości nie spada, a nawet lekko rośnie. Opozycja jest słaba i zagubiona. Nie może się zdecydować, czy być anty-PiS, krytykować wszystko, co zaproponuje partia Kaczyńskiego, bronić Trybunału Konstytucyjnego i straszyć widmem dyktatury, czy też prezentować pozytywne rozwiązania rozmaitych problemów.

A komentatorzy z obu stron barykady zachowują się tak, jakby trwała kampania wyborcza. Przeciwnicy obecnej władzy załamują ręce i są o krok od oskarżania społeczeństwa o to, że jest gotowe przehandlować wolność za 500 zł. Publicyści prawicowi świętują po ośmiu chudych latach. W TVP czują się jak u siebie, mają nadzieję na przejęcie niektórych mediów prywatnych i cieszą się z tego, że partia, której wiele zawdzięczają, jest coraz mocniejsza.

Komentatorzy nie biorą pod uwagę jednego oczywistego faktu. PiS rządzi dopiero pół roku. Każda władza się zużywa, ale potrzebuje na to kilku lat, a nie kilku miesięcy.

Kłopoty dopiero się zaczną

PiS jest wciąż na etapie składania obietnic. Właśnie złożył kolejną – że zapewni mniej zamożnym rodzinom tanie mieszkania na wynajem, a może nawet na własność. To dobra obietnica i widać, że kilka pomysłów zawartych w programie zostało podpowiedzianych przez fachowców. Kilka, ale nie wszystkie – program na razie dobrze wygląda tylko na papierze. Zacznie być realizowany najwcześniej za dwa lata, a jego ostateczne efekty poznamy za lat pięć lub dziesięć. Powoli zaczną wychodzić wszystkie niedostatki i luki. Będą opóźnienia w przetargach na budowę domów. Koszt budowy będzie większy, a czynsz wyższy od zapowiedzianego. Dziwnym trafem okaże się, że prawo do taniego mieszkania mają w pierwszej kolejności rodziny lokalnych działaczy PiS, a przetargi wygrywają firmy powiązane z partią Kaczyńskiego.

Skąd o tym wiem? Bo PiS nie naprawia instytucji państwa, a jedynie obsadza je swoimi ludźmi. Nie wiem, czy Kaczyński wierzy, że będą lepsi, uczciwsi, sprawniejsi. Ja nie wierzę. PiS jest zdania, że urzędników trzeba dyscyplinować, karać, zwalniać, a na ich miejsce przyjmować własnych i umacniać władzę centralną. Efekt będzie taki, że urzędnicy będą się bali jeszcze bardziej niż dotychczas podejmować decyzje, będą zatajali informacje przed przełożonymi i instytucjami, z którymi powinni współpracować, traktując je jako kartę przetargową w grze o przetrwanie. Ci, których mianuje nowa władza, będą próbowali znaleźć własne kontakty z opozycją, wiedząc, że od tego może zależeć ich los za trzy lata.

Administracja państwowa nie stanie się sprawnym mechanizmem realizującym pomysły centrali. Będzie jak zawsze lawirować, opóźniać, rozgrywać własne interesy. Za dwa, trzy lata to stanie się dla wszystkich widoczne. Na razie PiS wystarczają obietnice.

Nawet program 500+ jest tylko obietnicą, choć ustawa została przyjęta i pierwsze miliardy wypłacone. Wiadomo, że rząd ma na nie pokrycie w tegorocznym budżecie, ale co będzie później, to się dopiero okaże.

PiS wykonał wiele ruchów szkodliwych dla gospodarki, ale szkody nie uwidaczniają się natychmiast. To, że spółki skarbu państwa zostały przejęte przez ludzi PiS, rzadko kiedy fachowców, dla opinii publicznej nie ma na razie większego znaczenia. Rządząca partia tłumaczy – tak robili wszyscy (choć nie w takim natężeniu), a zaufani ludzie są niezbędni do zrealizowania programu „dobrej zmiany”. Za kilka miesięcy poznamy listę krewnych i znajomych działaczy PiS, którzy dostali wysoko płatne posady w spółkach, nie mając odpowiednich kwalifikacji. Dowiemy się o milionach wypływających ze spółek na finansowanie partyjnych imprez, a czasami prywatnych fundacji wspierających prawicę. Czy na pewno tak będzie? Ależ tak – PiS kroczy szlakiem przetartym przez Platformę, a wcześniej przez SLD i AWS. Tyle że ma większą władzę nad państwowym sektorem gospodarki, nieograniczoną przez koalicjantów, no i większe apetyty zaostrzone ośmioletnią głodówką. Informacje, które stopniowo będą ujawniane, nie spodobają się opinii publicznej.

Na gospodarce coraz silniej będą ciążyć chaotyczne pomysły PiS. Po sześciu miesiącach rządów pani Szydło wciąż nie wiadomo, jak będzie skonstruowany podatek od handlu, kto i w jakim zakresie poniesie koszty przewalutowania kredytów frankowych, jaki będzie kształt znowelizowanej ustawy emerytalnej, co się stanie z OFE. Minister skarbu zapowiada rewizję kilku umów prywatyzacyjnych, minister sprawiedliwości odbieranie majątków nieuczciwym (kto to oceni?) przedsiębiorcom. Chaos będzie hamulcem gospodarki, co wcześniej czy później odczują w swoich portfelach miliony Polaków – dziś nieinteresujących się polityką.

Prawo i Sprawiedliwość nie jest monolitem, a jego niekwestionowany lider ma 67 lat. Kilku twardych zawodników ma ambicje, by go zastąpić, a walka o sukcesję może być krwawa. Za jakiś czas opinia publiczna będzie karmiona sensacjami podrzucanymi z samego środka PiS przez walczących konkurentów. Z szaf działaczy będą wypadać trupy i na światło dzienne wyjdzie kilka dużych skandali. Nie inaczej było, gdy rządziły AWS, SLD i PO.

Po stronie opozycji

Antypisowscy komentatorzy martwią się niskimi notowaniami i słabą kondycją opozycji. Dziś PiS „nie ma z kim przegrać”. Ale wybory są dopiero za trzy lata, wybory samorządowe za dwa. Opozycja ma czas na przegrupowanie, na popełnianie błędów, ba, na rozpad i gruntowne przemeblowanie. Robienie sensacji z tego, że Michał Kamiński został zawieszony w klubie PO, że Jarosław Wałęsa ma jakieś swoje plany, że Schetyna walczy z Ewą Kopacz, jest przesadą. To dęte „niusy”, o których nie będziemy pamiętać za kilka tygodni. Platforma i .Nowoczesna konkurują o ten sam elektorat – łącznie o jakieś 30 proc. głosów z możliwością osiągnięcia nawet 40 proc. – i w ciągu kilku lat będą musiały się porozumieć. Nie ma sensu dziś przesądzać, jaki kształt przybierze nowy blok, kto będzie jego liderem, kto kogo zje. Dziś opozycja może sobie pozwolić na błędy, na rozmaite przymiarki. Jest prawdopodobne, że w najbliższych dwóch-trzech latach pojawi się nowe ugrupowanie, które skonsoliduje dzisiejsze partie opozycyjne, i nowi liderzy.

Sytuacja jest dynamiczna

Komentatorzy żyją z komentowania wydarzeń bieżących, o których za parę miesięcy nikt już nie będzie pamiętał. Ale sytuacja jest dynamiczna. Zmiany będą zachodzić po obu stronach politycznej barykady. PiS jak każda partia przy władzy będzie się zużywał. Wyborcy zaczną go rozliczać z obietnic, których nie da się zrealizować bez szkody dla całej gospodarki i społeczeństwa. Wówczas nie wystarczą kolejne obietnice. Opozycja będzie mogła zapytać, czy żyje nam się lepiej niż przed dwoma-trzema laty, czy gorzej.

PiS jeszcze przez parę miesięcy będzie mógł zrzucać odpowiedzialność za rozmaite wpadki – jak ta z pękniętą oponą w samochodzie prezydenta Dudy – na poprzednią ekipę, ale później takie tłumaczenia będą działały na niekorzyść rządu.

PiS odziedziczył dobrą koniunkturę gospodarczą i w dokumentach rządowych przewiduje, że utrzyma się ona do końca kadencji. Mało prawdopodobne. Załamie się za rok lub dwa. Wtedy pojawią się problemy budżetowe. Rząd będzie musiał albo zacisnąć pasa na brzuchu społeczeństwa, albo ryzykować kolejny konflikt z Komisją Europejską, która zażąda ograniczenia deficytu budżetowego, grożąc wstrzymaniem unijnych funduszy. Na razie PiS rozdaje lub obiecuje, że będzie rozdawał. Za jakiś czas będzie musiał tłumaczyć, że pewnych obietnic nie da się zrealizować.

Za dwa lata będziemy w zupełnie innej niż dziś sytuacji i będziemy komentować „niusy” dziś trudne do wyobrażenia. O tych, które dziś zapełniają pierwsze strony gazet, zapomnimy.

Zobacz także

publicyści

wyborcza.pl

 

 

SokzBuraka | Wina

SokzBuraka, 08.06.2016

Wina

Wina (SokzBuraka | 08.06.2016)

SOKZBURAKA – satyryczna społeczność internetowa prowadzona od kilku lat przez dwie anonimowe osoby. Na Facebooku polubiło ich już ponad 350 tysięcy fanów. Specjalnie dla Wyborczej.pl prowadzą galerię extrasów – memowych kąsków, których nie znajdziesz nigdzie indziej. Podglądaj jak rośnie nasz satyryczny memozbiór.

winni

wyborcza.pl

Dlaczego PiSowi nie spada?

08/06/2016

Ciekaw jestem, co jeszcze musi się wydarzyć, żeby do nas dotarło, że straszeniem Kaczyńskim nie wygrywa się w Polsce wyborów. I że każda krytyka tej władzy abstrahująca od rzeczywistych podstaw jej wyborczych sukcesów de facto tę władzę utrwala. PiS wygrał wybory dzięki obietnicy większej troski i programu socjalnego (do tego dodał trik z łagodnymi twarzami Szydło i Dudy). Teraz PiS próbuje przekonać obywateli (na razie skutecznie), że jako jedyny widzi problemy, o których na co dzień rozmawia polska prowincja i klasy niższe.
My natomiast tych problemów nie widzimy albo traktujemy jako drugorzędne. Uśmieciowienie zatrudnienia i złe stosunki w pracy (dla wielu Polaków demokracja kończy się po przekroczeniu bramy zakładu), nierówny dostęp do służby zdrowia, niesprawne sądownictwo (wybitny prawnik prof. Tomasz Koncewicz mówi, że polscy sędziowie są mistrzami w tłumaczeniu obywatelom, dlaczego sąd nie może się ich sprawą zająć), skandal dzikiej reprywatyzacji w Warszawie (i wielu innych miastach), brak mieszkań komunalnych. Wszystkie te sprawy łączy jedno – państwo od lat wysyła obywatelom komunikat, że w razie kłopotów zostaną na lodzie

Grzegorz Sroczyński

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,20097985,jak-zostalem-pomagierem-pis-polemika-z-aleksandrem-smolarem.html#ixzz4A7hRnNXf

Powtarzana do zasapania przez Sroczyńskiego teza, że PIS wygrał dzięki socjalowi i obietnicy szeroko rozumianej opieki nad zwykłym Kowalskim, jest tyleż wygodna, co nietrafiona. Wygodna, bo daje lewicy alibi na obecne wtopy i nadzieję na przyszłą wygraną, w myśl, że nasze, lewicowe, postulaty dają władzę, tylko Jarek nam je ukradł, jak je odzyskamy to wygramy niczym Kaczyński ho ho ho. Nietrafna, o tyle, że Stroczyński 15789 razy powtarzając coś o śmieciówkach, nie zadał sobie pytania: skoro tak bardzo socjal się liczy, to czemu, do jasnej cholery, Platforma wygrała wybory 8 razy? Nie 2, nie 3, ale 8 (słownie: osiem razy)? A przecież problem śmieciówek, dostępu do służby zdrowia, czy w ogóle do usług publicznych, nie pojawił się nagle, ba, być może w ostatnich latach nawet zmalał wraz z dosyłaniem eurasów przez imigrantów, uwaga, imigrantów ekonomicznych. W polityce jest trochę jak w legendzie o futbolu angielskim – że liczy się tylko ostatni mecz. W prognozowaniu jest z kolei zupełnie odwrotnie: liczy się przeszłość, bo tylko na podstawie obserwacji tego, co było możesz modelować prognozy tego co będzie (dlatego prawica nie rozumie Globalnego ocieplenia).

A zatem czemu Platforma za 9 razem przegrała?

Po pierwsze dlatego, że straciła lidera. Teflonowego Donalda, który nie miał z kim przegrać, którego Polacy po prostu lubili. W przeciwieństwie do Jarka, którego, nawet wrogowie, na swój sposób szanują, ale na piwo by go nikt raczej nie zaprosił. I oto na miejsce Tuska przyszedł ktoś, kto przegrywa debatę nawet z mięśniakiem z ONRu. Syndrom sieroctwa leczony ludźmi o charyzmie Beaty Kopacz, czy Tomasza Siemoniaka to podręcznikowa recepta na katastrofę. Ograł ich nawet Petru, ten sam Petru który prawdopodobnie oblałby pierwszy lepszy test gimnazjalny z historii.

Po drugie dlatego, że PO się zużyła, stała się symbolem nawet nie tyle zastraszającej korupcji (nie miała swego ministra Lipca), co przede wszystkim arogancji. Bo arogancji dotyczyły taśmy kelnerów z Sowy. A tego opinia publiczna nienawidzi. Dlatego na ustach wszystkich były ośmiorniczki, choć gdzie ośmiorniczki do faktu, że, dajmy na to, Adam Hofman miał wspólne konto bankowe z biznesmenem. PO zasiedziała w Polsce oplatająca kraj masą nieformalnych układów i układzików niczym meksykańska partia rewolucyjno-instytucjonalna. Zadowolona i syta, zajmująca się sobą.

Po trzecie dlatego, że PO była bardzo, ale to bardzo leniwa. Czego, rzecz jasna, oczywistym dowodem kampania zaspanego niedźwiedzia Komorowskiego, co to ją prowadził w przerwach między polowaniami. A Dudzie się chciało, bardzo chciało, zdaje się, że nawet zrobił przerwę na niewykładania w Poznaniu.

Po czwarte dlatego że PO że została całkowicie rozjechana przez media i w mediach tych była kompletnie nieogarnięta. Jeśli Kurski załatwia temat senatora Biereckiego jednym zdjęciem u Lisa (tego Lisa, co to ponoć sekował PiS hehe), jeśli partia z wielomilionowym budżetem nie potrafi ogarnąć przekazu na twitterze, jeśli – co czyni dziś PIS – nie potrafi rozdać synekur swoim własnym Paczuskim, to o czym my mówimy?

Po piąte, dlatego że sorry, ale taki mamy klimat. Ciepła woda w kranie nie była idiotycznym politycznym pomysłem – jak to się dziś ahistorycznie heheszkuje. Ciepła woda w kranie była trafnym pomysłem, ale na tamte czasy. Czasy po szaleństwach IV RP. Ale dziś czasy są inne. Czasy są takie, że nie tylko Polska (ale cała Europa) się radykalizuje. Po 8 latach platformowej mortadeli, wyborcy chcą rokitowego szarpnięcia cuglami. Bo mimo zamknięcia Macierewicza w szafie, przecież wszyscy głosujący na PIS doskonale wiedzieli, że jakąś fuchę biesiadnik smoleński dostanie. Ludzie może i są głupi, ale nie aż tak naiwni.

To są głównie powody przegranej PO, nie kwestie socjalne, czy szerzej mówiąc lewicowe. Gdyby tak nie było, gdyby dla wyborców liczyła się lewica, to PO zdyskontowałaby niewątpliwy lewicowy sukces, jakim był sprawa OFE. Tego samego OFE, w sprawach którego PiS (podobnie jak w 2008 r.przy frankach) mówił językiem Centrum Adama Smitha. Zdyskontowałaby sukces z budową przedszkoli, z których teraz wyrzuci się 3latków czekających na miejsce po 6latkach. Zdyskontowałaby in vitro, ustawę o zmianie płci i kilka innych lewicowych pomysłów, których rozpaczliwie się łapała pod koniec kadencji. No i ciągle rosłoby partii Razem, bo przecież po wyborach Razem jest już obecne w mediach, a pro-Razemowi publicyści występują w reżimowych mediach, bo każdy reżim potrzebuje listków figowych.

Nie oznacza, to że elektorat socjalny się zupełnie politycznie nie liczy. Ten elektorat, owszem jest ważny, daje PIS pewnie 15-20% stałego poparcia, ale ten elektorat nie jest zbytnio mobilny.  Nie miał do tej pory za bardzo gdzie uciec? Wbrew tezie Sroczyńskiego, cokolwiek PO by dla lewicy zrobiła, elektorat socjalny raczej Kaczyńskiego by nie opuścił. Bo jak go przelicytować, bez odpływu wyborców wolnorynkowych? A nawet gdyby, to zaraz PIS wysuwałoby wolnorynkowe pomysły, jak obniżka podatków (dla wszystkich ofkors) mniejszy CIT, PIT, VAT itd. Elektorat socjalny, choć z punktu widzenia lewicy najważniejszy, to nie jest elektorat, który decyduje o wynikach wyborów. Tak jak od lat nie decyduje już np. elektorat wiejski, bo to miasta są języczkiem u wagi. I to właśnie ten miejski elektorat krok po kroku Kaczyński odzyskiwał, właśnie przez Dudę, Szydło, czy zorganizowane hejt-festy wśród głupiutkiej studenciarni. Innymi słowy, źródłem wygranej PIS jest uwiedzenie biurowej klasy średniej, aparatu urzędniczego, drobnych przedsiębiorców, a nie sprzątaczek na śmieciówkach, bo one, nawet jeśli w ogóle głosują, to nigdy na PO.

No dobrze, skoro jest tak dobrze, – w sensie – że kluczowa jest nadbudowa, to czemu obecnie PIS nie spada? Przecież nadbudowę totalnie spieprzyli.

Otóż niekoniecznie. PiS przede wszystkim nie spada, bo po pierwsze PIS się jeszcze nie zużył, a po drugie, bo PIS spełnia swój program wyborczy. Tak, moi drodzy, PIS spełnia program wyborczy. Nawet jeśli uznać, że 500+ oparto na łgarstwie, że każdy rodzic dostanie, to jednak pieniądze zaczęły płynąć. I to są niebagatelne kwoty, również dla klasy średniej. Nawet jeśli uznać, że o Trybunale nie było mowy w kampanii, to PiS realizuje program szarpnięcia cuglami, dla którego to programu – jak to w stabilnych demokracjach – sądy konstytucyjne są największą przeszkodą. Nawet jeśli uznać, że szabrownictwo majątku wspólnego odbywa się na niespotykana dotychczas skalę, to elektorat nie ma z tym problemu. Dajcie im się nachapać, PO tyle się nażarła, niech i oni mają. Na zdrowie.

To nie jest wiec tylko socjal, to jest przede wszystkim wiarygodność. PIS w spełnianiu obietnic jest wiarygodny, PO nie jest. Nie jest też partia Razem, bo ona nie jest decydentem, więc jest traktowana (niestety) jak narwana młodzież obiecująca Niderlandy. Zabawne, że mamy bodajże pierwszy polski rząd, który nie płacze, że nie ma pieniędzy. W każdym rządzie minister Finansów był kutwą, sypiąca grosze tuż przed wyborami. W tym jest w hierarchii niżej, zdaje się nawet od ministerski edukacji, a rząd co rusz ogłasza ile ma miliardów do wydania. I, paradoksalnie lub nie, jest w tym wiarygodny, bo transfer 500 PLN już się rozpoczął. Owszem, co najwyżej jakiś prof. Bugaj zaprotestuje, ale elektorat karmiony comiesięczna łapówką w postaci 500+ żadnych oporów mieć nie będzie. Skoro PIS dokonało, czegoś ogromnego, ba wydawałoby się wręcz niemożliwego, i rzeczywiście na pęczki rozdaje realną kiełbasę wyborczą, to mogą zrealizować wszystko.

Bo 500+ zostało pomyślane jako łapówka, i działa jako łapówka. Dlatego samotne i biedne matki płacą na małżeństwa lekarzy i architektów. Wszak owe małżeństwa z definicji dysponują większą ilością głosów, a w swoich socjalnych kręgach są o wiele bardziej opiniotwórcze. To oczywiście nie znaczy, że 500+ jest całkowicie do wyrzucenia. Ba, to nadal rewolucyjny program. Ba, to pierwszy socjalny transfer aż na tak wielką skalę. Ten program, po poprawkach, jak na przykład bardziej sprawiedliwa redystrybucja połączona z przerzuceniem części środków na usługi publiczne (masowa budowa przedszkoli i przede wszystkim żłobków, opieka lekarska w szkołach) nadal ma sens. Nadal ma sens po takich poprawkach jak na przykład zmniejszenie z 500 do 300 PLN, w przypadku gdy się budżet nie spina. Bo 500+ jest jak wieloryb w akwarium. Nie pozwoli już popływać innym, mniejszym socjalnym rybkom, zablokuje wszelkie inne pomysły socjalne. Macie 500+ czego chcecie więcej? A jak nie zablokuje, jak będzie pchany mimo braku kasy, to skończy się dla lewicy katastrofą. Bo to lewica będzie ponosiła ideową odpowiedzialność za „rozdawnictwo” i na każdy, trafny postulat redystrybucyjny Razem słychać będzie rechot: haha PIS już rozdawał, i zobaczcie jaka jest dziura. Przerabialiśmy to już przy dziurze Bauca. Przerobi to Razem jako „socjalistyczny bliźniak PiS”. Ale przy tych wszystkich poprawkach powyżej, 500+ przestanie działać jako łapówka, a zacznie jako klasyczny mechanizm wsparcia dla najbardziej potrzebujących. Tyle tylko, że potrzeba łapówki. Bo klasę średnią trzeba jakoś utrzymać. Dlatego pomocy nie dostaną pożyczkodawcy w chwilówkach, ale dostaną frankowicze, z których ogromna większość nie ma żadnych problemów ze spłatą raty, ale z całkowitym kapitałem, więc nie mogą, biedaczki, mieszkania zamienić na większe (sam tak mam).

Kiedy więc PIS zacznie spadać? Robocza teza jest taka, że spadać zacznie, gdy przy wzroście arogancji władzy (a ta wzrasta zawsze) jednocześnie 500+ się wyborcom opatrzy. I przyjmą to już nie jako – mimo wszystko – nieoczekiwany prezent, ale jako coś oczywistego. Tak jak opatrzyło się becikowe, jak opatrzyły się orliki czy – co najważniejsze – tak jak opatrzyły się autostrady. Autostrady, których zbudowanie było głównym paliwem wyborczym Platformy. Jak opatrzyło się wejście do Unii Europejskiej, co było głównym paliwem rządów SLD. Od autostradowego szoku milionowego elektoratu kierowców (a jednak można zbudować 1000km) po autostradowe prychnięcie (i co z tego, że zbudowali, i tak zdupy). Tak też się stanie z 500+, zwłaszcza że lada moment, mimo wszystko, zaczną ściągać mikropodatki ze wszystkiego, co się rusza, żeby domykać budżet. A strajkujących grup społecznych będzie przybywać, a księcia Radziwiłła ubywać.

Istotą powojennej polityki, państwa mniej lub bardziej ale jednak opiekuńczego jest – w czym akurat racją mają neoliberałowie – jedno wielkie, niezaspokojenie elektoratu. Albowiem nie ma jednego punktu granicznego, w którym wyborcy powiedzą droga władzo, daliście nam tak dużo, że teraz jest ok, trwajcie i trwajcie. Wyborcy zawsze chcą więcej i więcej. Obalenie komunizmu radykalnie poprawiło los polskiej klasy pracującej, ale ona za punkt odniesienia bierze nie dawniejszą a obecną klasę średnią, czy też obecną zagraniczną klasę pracującą. I trudno im się dziwić. Ludzka percepcja nie bierze pod uwagę postępu historycznego (weselmy się, bo niewolnicy to mieli życie zdupy),  ale sygnały z otaczającej ją współczesności (syn bogatego tatusia właśnie ma nowe auto w leasingu).

Tyle tylko, że nawet przy niewielkim spadku poparcia (pamiętajmy, że zjazd PO to, licząc razem z Petru, nadal 30%), ba nawet przy relatywnie wysokim spadku, zmiana ordynacji wyborczej pozwoli PIS nadal trzymać władzę. Bo również po to został sparaliżowany Trybunał. I również dlatego tak bardzo podziwiany jest Orban. Program 500+ spowszechnieje, budżet się przestanie spinać, środki z UE się skończą, ale paraliż władzy sądowniczej i pełzający autorytaryzm zostanie.  Dlatego głosowanie na PIS tylko z powodu 500+ uważam za brzydki egozim. Bo jeśli mam się wściekać na egoizm klasy średniej, która w dupie ma całą resztę, i tylko chce dla siebie więcej i więcej, to mogę się także wściekać na egoizm klasy pracującej. Jeśli klasa pracująca ma być traktowana podmiotowo, to należy również i od niej wymagać. Na przykład wymagać zrozumienia dobra wspólnego jakim jest demokratyczne państwo prawa. Bo jeśli tego od nich nie wymagać, to czymże w swej mentalności różnią się od wszystkich odstręczających Kulczyków i Gudzowatych?

https://galopujacymajor.wordpress.com/2016/06/08/dlaczego-pisowi-nie-spada/