Kaczyński, 05.06.2016

 

top05.06.2016

Kaczyński do działaczy PiS: I znów mamy rebelię. 7 kluczowych cytatów
4 czerwca 2016
Jarosław Kaczyński rozpoczął swoje przemówienie podczas regionalnego kongresu partii w Warszawie od pochwalenia wszystkich członków PiS za ostatnie zwycięstwa w wyborach.

Oto najważniejsze punkty z półgodzinnego wystąpienia prezesa PiS:

W Polsce mamy do czynienia z rebelią. Według Kaczyńskiego jej istotą jest odmowa prawa do przeprowadzenia zmian w Polsce siłom, które wygrały wybory. „Polacy mają prawo do zmian, mają prawo do naprawy Rzeczypospolitej, nie ustąpimy z tych praw, na to nie ma zgody”.

Państwo prawa nie musi być państwem demokratycznym. „W dokumentach, w szczególności tych unijnych, nie mówi się o demokratycznym państwie prawa, nie mówi się o naszej konstytucji. Mówi się o państwie prawa, a każdy, kto zna historię, historię doktryn polityczno-prawnych, historie teorii prawa, a tak się zdarzyło, że kiedyś się tym zajmowałem, wie, że to nie znaczy to samo, to jest coś zupełnie różnego”.

O prezesie TK Andrzeju Rzeplińskim. „Trybunał Konstytucyjny w tym momencie uznał się za suwerena, za kogoś, kto jest ponad innymi władzami i za instytucję, która w gruncie rzeczy może działać na zasadach arbitralnych”.

O rocznicy wyborów 4 czerwca. Kaczyński tłumaczył, że w wyborach z 4 czerwca 1989 r. przyjęto, że obywatele mają zróżnicowane prawa – uprzywilejowani byli członkowie PZPR, SD i ZSL, którzy mieli silniejsze bierne prawo wyborcze niż pozostała część społeczeństwa. Choć jeszcze kilka lat temu mówił, że wspomina 4 czerwca jako jeden z najszczęśliwszych dni w życiu.

O suwerenności Polski. Prezes PiS przypomniał, że historia Polski to „historia długiej, liczącej wieki niewoli, pozbawienia suwerenności. Dlatego dla nas suwerenność musi mieć zasadniczą wartość, wartość, która jakby nie przekłada się na inne, jest wartością godnościową, odnoszącą się do naszej tożsamości”. Tymczasem, według prezesa PiS, w ostatnich miesiącach mamy do czynienia z „bardzo daleko idącą ingerencją” w polskie sprawy wewnętrzne. „Starszym spośród nas, którzy przeżyli poważny kawałek życia w PRL, coś to przypomina” – zauważył. Dodał, że duży, prawie 40-milionowy naród nie może być niesuwerenny. „To jest coś, co by nas pozbawiało elementarnej godności”.

O imigrantach i relacjach z UE. „Polska jest dzisiaj przedmiotem nacisku w sprawie, która odnosi się do kształtu naszego życia, do sytuacji przeciętnego Polaka, do kształtu naszego społeczeństwa. Nam proponuje się w istocie, byśmy się radykalnie zmienili, byśmy stworzyli społeczeństwo multikulturowe, byśmy radykalnie ograniczyli naszą tożsamość. Każdy, kto wie, jaka jest sytuacja w wielu krajach Europy Zachodniej, wie jedno: dla bardzo dużej części, szczególnie tej gorzej sytuowanej, to oznacza radykalne pogorszenie jakości życia”.

O przejęciu władzy w Warszawie. „Wiem, że tu jest trudno, to nie jest miejsce, gdzie PiS zdobywa kolejne procenty w łatwy sposób”. Ale pocieszał działaczy, że w partii jest potencjał. „Od 2001 r. do dziś poparcie dla PiS wzrosło prawie czterokrotnie od 9 proc. do 38 proc. To ogromny postęp, mamy potencjał. (…) Musimy pamiętać, że ten potencjał w nas jest i musimy w związku z tym myśleć o tym sukcesie, który pewnie wszyscy mamy w sercu – to znaczy o władzy w Warszawie, o prezydencie Warszawy”.

polityka.pl

jaka

Jerzy Radziwiłowicz: To trzeba zatrzymać

Agnieszka Kublik, 04.06.2016

Jerzy Radziwiłłowicz

Jerzy Radziwiłłowicz (Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta)

Wałęsa: „my” cierpimy, „oni” też zaczną. A wtedy razem zrobimy porządek. Radziwiłowicz: dziś w repertuarze – „Człowiek z nienawiści”. Z Jerzym Radziwiłowiczem* rozmawia Agnieszka Kublik.

Agnieszka Kublik: Całkiem niedawno na stacji benzynowej dostał pan w prezencie DVD z „Człowiekiem z marmuru”. Kilkadziesiąt lat po premierze skojarzyli pana z Birkutem?

Jerzy Radziwiłowicz: To dość naturalne, że ważny polski film wszedł do podręcznego zbioru, dostępnego również na stacjach benzynowych.

Krystyna Janda mówi, że u Wajdy narodziła się jako aktorka, jako człowiek i jako obywatel.

– Mógłbym się lekko w to wpisać. Lekko, bo Krysia to bardzo dużymi słowami nazywa. Ale ma rację. Zbiegło się przy tym filmie parę rzeczy. „Człowiek z marmuru” jest próbą nazwania, nie mówię rozliczenia, bo to jest złe słowo, fragmentu naszej historii. W 1976 r., kiedy robiliśmy film, zaczęło się tak naprawdę to, co zakończyło się podpisaniem porozumień gdańskich w 1980 r. Myśmy kręcili „Człowieka”, a w Radomiu „warchoły” zaczęły strajkować.

CZYTAJ TEŻ: Krystyna Janda. Moja misja narodowa

Wajda opowiada w swoich „Człowiekach z…” o bohaterach naszych czasów.

– Następnego „Człowieka” z czegokolwiek nie będzie już chyba robił.

Musiałby „Człowieka z nienawiści”, takie czasy…

– Kubeł pomyj nawzajem na siebie wylewamy. Mówię „my” jako zbiorowość, my naród, my polskie społeczeństwo, mimo że sam tego nie uprawiam. Rozmontowujemy błędne myślenie o naszej fajnej jedności, o tym, że wszyscy się lubimy i szanujemy. A to mit tylko. I właśnie prysł.

CZYTAJ TEŻ: Andrzej Wajda: Bezczelny jestem trochę

2 maja prezes PiS mówił: „Nie przyjmiemy żadnych ustaw o mowie nienawiści i tym podobnych wynalazków zmierzających do tego, by wolność wyeliminować”.

– To znaczy tylko jedno: oni chcą skończyć z szacunkiem dla człowieka. Nie godzę się na to.

Wielokrotnie słyszałem w ostatnich miesiącach z ust prezesa PiS i innych posłów partii rządzącej określenia, które z szacunkiem nie mają nic wspólnego. „Gorszy sort”, „animalny element”, „komuniści i złodzieje”. Za tym jest tylko czysta pogarda.

Dziesięć lat temu były „wykształciuchy”, „łże-elity”, „stanie tam, gdzie stało ZOMO”

– To jest ten sam język, tylko teraz wzmógł się niezwykle. Bardzo ciekawe zresztą, że „wykształciuchów” użył Ludwik Dorn, który nie skończył nauki na podstawówce, więc sam o sobie mówił „wykształciuch”?

Z Dorna: „wykształciuch” to „mocno ignorancka, egoistyczna, narcystyczna warstwa wykształconych, która nie ma wiele wspólnego z polską inteligencją. Ta znaczna część warstwy wykształconej posiada pewną profesjonalną kompetencję. Natomiast straciła ona kontakt z resztą Polski, w gruncie rzeczy na własne życzenie”.

To się nazywa umoralnianie konfliktu. Skoro się ze mną nie zgadzasz, jesteś moralnie świnią.

– Dziś to się spotęgowało. I niektórzy są zaskoczeni, bo nie spodziewali się, że PiS tak się może zachowywać po zdobyciu władzy. Ja zaskoczony nie jestem, pamiętam, jak rządzili dziesięć lat temu.

Po ’89 roku to już kolejna „wojna na górze”…

– Ale te wojny toczyły się między ludźmi, którzy sprawują władzę, wzajemnie sobie robią krzywdę. Teraz to się wylało poza krąg władzy.

Wałęsa i Mazowiecki dzielili rodziny przy stole.

– Proszę zwrócić uwagę na taki drobiazg, że oni tam, na górze, się między sobą spierali, a co zrobili wyborcy najmądrzejsi na świecie?

Zagłosowali na Tymińskiego.

– W I turze wyborów prezydenckich w 1990 r. Tymiński dostał 23 proc., Mazowiecki – 18. Rok po wyborach czerwcowych, kiedy się zachwyciliśmy sami sobą, jakaż to mądrość zbiorowa w nas, to wrażenie pękło jak bańka mydlana. Bo nie wiadomo, co się stało i o co chodzi ludziom, którzy chcą mieć za prezydenta człowieka, którego pierwszy raz na oczy widzą.

To był pierwszy sygnał, że trzeba ostrożnie pracować nad zbiorowymi decyzjami, bo społeczeństwo może wyciąć taki numer. I teraz wycięło, mówię o głosowaniu na PiS i trwaniu przy tej partii, choć tyle złego uczyniła od wyborów.

Jest coś dobrego w „dobrej zmianie”?

– Nie dostrzegam. Bo nawet jeżeli powiemy, że 500 plus to świetny program, to czy budżet go wytrzyma? Zakładając, że pieniędzy wystarczy, to ta jedna dobra zmiana została przykryta przez tyle rzeczy, które są nie do przyjęcia!

Haniebne było ułaskawienie Mariusza Kamińskiego, i to jeszcze motywowane przez prezydenta tym, że chciał wyręczyć sąd. Haniebna była afera wokół Trybunału Konstytucyjnego. Politycy PiS lubią mówić, że tak już jest namotane wokół Trybunału, iż mało kto z Polaków rozumie, o co chodzi.

To nieprawda. Paradoksalnie, im więcej jest tego zaplątania, tym dokładniej rozumiem, o co chodzi, i dla mnie to się staje prostsze. Wystarczy sobie zadać proste pytanie.

?

– Czy należy przestrzegać prawa? I prosto odpowiedzieć: trzeba przestrzegać prawa.

Zgadza się z tym „miażdżąca” większość Polaków, tak wynika z wielu sondaży.

– Skoro się zgadzamy, że trzeba przestrzegać prawa, to mam następne pytanie: to w jakiej sprawie ma być kompromis? Ustalimy, na ile możemy nie przestrzegać prawa?

Żeby prawo było przestrzegane, rząd ma wydrukować wyroki TK, a prezydent przyjąć ślubowanie od trzech prawomocnie wybranych sędziów TK. Do tego opozycja nie jest potrzebna. Tylko Kaczyński, Szydło i Duda.

– To jest bardzo proste: albo się przestrzega prawa, albo nie.

Słuchałem jakiś czas temu, jak Piotr Gliński, profesor, wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego, powiedział, żeby dać spokój dyskusji o tym Trybunale, że przecież ludzie w ogóle nie rozumieją, o co chodzi, i kto tam wie, po co jest ten Trybunał. Wicepremier mówi, że ludzie się w niczym nie orientują, więc niech nie zabierają głosu, z pewną nonszalancją, taką, nie chcę powiedzieć za dużo, ale z…

CZYTAJ TEŻ: Robert Gliński: Główną ofiarą dobrej zmiany jestem ja

Pogardą?

– Za dużo, pan premier jednak trzyma pewne standardy…

Wziął udział w inscenizacji ślubu rtm. Pileckiego.

– No tak, wycofuję się z trzymania standardów. Mówił o nich z takim pobłażaniem jak o maluczkich, my tu jesteśmy od tego, żeby wiedzieć, wy, żeby głosować na nas. Próbował wszystkim wmówić, że ludzie się nie orientują, nie wiedzą, co krzyczą na marszach KOD.

Człowiek na stanowisku wicepremiera, gdyby już miał takie zdanie o społeczeństwie, to powinno go ono smucić, a on był ukontentowany.

Co zrobić z taką władzą, która nie przestrzega prawa?

– Pani mnie pyta o receptę na przewrót?

Władysław Frasyniuk mówi, że dobrą stroną „dobrej zmiany” jest tworzenie się społeczeństwa obywatelskiego.

– Coś w tym jest. Duża grupa ludzi, która nie jest hałaśliwa, nie wyrywa płyt chodnikowych i nie chodzi wytatuowana ze sztandarami, nie okazywała dotąd potrzeby manifestowania swoich poglądów. Ale okazało się, że ma zdanie.

Pan był na jakimś marszu KOD?

– Chyba na jednym tylko nie byłem. Chodzę, oczywiście. Byłoby głupio nie być tam z tymi wszystkimi, którzy tak fajnie myślą.

4 czerwca powinien być świętem narodowym?

– To data, od której naprawdę skończył się PRL i zaczęła się RP. Ktokolwiek cokolwiek o niej mówi, jednak kraj wolny, suwerenny i wcale nie w ruinie. Ale święta pewnie nie będzie, bo zawsze będą tacy, którzy będą uważać, że wtedy dokonała się targowica.

Kiedy prezydent łamał konstytucję, pan publicznie czytał preambułę. Gest patriotyczny?

– Patriotyzm to – najkrócej – miłość ojczyzny. Nie za często trzeba o tym głośno mówić, mimo że czuć warto.

Dla mnie patriotyzm to jest myślenie o dobru Polski i dbanie o to dobro. Więc jeżeli ktoś uważa, że to, co się dzieje, nie służy dobru kraju, i mówi to głośno, to jest to w moim poczuciu wystąpienie patriotyczne. Przy czym pojęcie „dobra kraju” ma zdaje się po obu stronach inne znaczenie, kompletnie inne. Więc jak czytałem tę preambułę, to myślałem wtedy o dobru kraju.

Patriotyzm pan wyniósł z domu?

– Nigdy rodzice nie mówili o patriotyzmie, nawet o ojczyźnie, a patriotami się czuliśmy.

W szkole strasznej indoktrynacji sobie przypomnieć nie mogę, ani w podstawówce, ani w liceum, im. Wyspiańskiego zresztą. Podsuwali mi jakieś lektury, polskich pisarzy, poetów, w liceum było niezłe kółko dramatyczne, bawiliśmy się w teatr. „Śluby panieńskie” i „Wesele” były, tak więc debiutowałem wcześniej, niż podają biografie. Nigdy nie nudziło mnie czytanie „Pana Tadeusza”, w „Dziadach” zakochałem się w liceum. I taka literatura jakoś wnika w człowieka, powoduje poczucie pełnej świadomości, skąd się jest, w jakiej kulturze się żyje.

Szkolny patriotyzm PRL-owski był podobny do propozycji patriotyzmu według PiS. W obu jest coś wywyższającego, narodowy narcyzm, nadwrażliwość na to, że nas ktoś może ugodzić, coś źle powiedzieć o Polakach. A nie wolno, bo jesteśmy najlepsi.

„Polska Chrystusem narodów”.

– Wybitny cwaniak ten Mickiewicz. Bo można również czytać to tak: jaki Chrystus? Z patriotyzmem nie jest tak, że trzeba go codziennie manifestować, że trzeba głośno wrzeszczeć, że trzeba innych odganiać, bo niepatriotyczni są. Patriotyzm na czym innym polega.

Nie mam potrzeby, żeby to werbalizować. Bardzo jestem wrażliwy na takie hałaśliwe, krzykliwe, butne, brutalne werbalizowanie patriotyzmu. To mnie boli. Mam poczucie w takich chwilach, że są rzeczy, które są mi bliskie i drogie, chociaż nad nimi nie rozmyślam codziennie, a które ktoś narusza, gwałci, postponuje.

Boi się pan o kulturę? Ma być z nakazu patriotyczna. Teatr patriotyczny, film patriotyczny, serial patriotyczny.

– Nie mam nic przeciwko kulturze patriotycznej, tylko co to znaczy? Patriotyczna jest chęć poznania prawdy, jakakolwiek by ona była. A tuszowanie prawd niewygodnych, wymachiwanie chorągiewką nad jakimiś szczytnymi momentami historii to jest zakłamywanie. Kultura, która kłamie o naszej historii, nie jest patriotyczna.

To jaka jest?

– To nacjonalizowanie kultury. W PRL nie udało się jednak kultury całkowicie zniszczyć, nie udało się wyprać mózgów. Więc może i teraz się nie uda, choć szkody będą.

W tej złej zmianie, w zasadzie przerażającej, jest coś dobrego. Na ostatnim marszu, 7 maja, znajoma zwróciła mi uwagę, że pierwszy raz uczestniczy w czymś, co się jej tak podoba, we wspólnocie ludzi myślących podobnie.

Pewnie tak czuł się pan w Starym Teatrze, mieszkając w Krakowie 26 lat.

– W Krakowie zacząłem dorosłe życie jako 22-letni absolwent szkoły teatralnej. I Kraków, cóż, trudno mówić o kształtującym mieście, dlatego że najważniejsi w tym kształtowaniu mnie jako człowieka byli bardzo konkretni ludzie.

Mieszkał pan wtedy na strychu Starego Teatru w towarzystwie m.in. Jerzego Bińczyckiego i Kazimierza Kaczora.

– Jakieś trzy lata. Bardzo się wtedy zżyłem z teatrem. Gdy trwały próby, prawie z niego nie wychodziłem. Życie rozrywkowe też toczyło się w obrębie Starego Miasta, bo SPATiF, gdzie chodziło się jeść, był dwa kroki dalej. A potem dostałem przydział na mieszkanie w bloku pełnym aktorów, muzyków, pisarzy. 44 mieszkania, liczba magiczna.

Razem ze Zbyszkiem Paletą, muzykiem, wprowadziliśmy tam zwyczaj wigilijny. Któregoś roku na dzień przed Wigilią wpadliśmy na pomysł, żeby się jakoś spotkać z sąsiadami. Więc on wziął skrzypce i ruszyliśmy z kolędami. Zaczynaliśmy od dozorczyni na parterze i wspinaliśmy się po piętrach. Kolejni odwiedzani dołączali, a w każdym mieszkaniu czekał poczęstunek w postaci kieliszeczka. Kiedy docieraliśmy na ostatnie piętro, byliśmy bardzo licznym i rozbawionym orszakiem. Z żoną mieszkaliśmy tam osiem lat.

Złota era Starego Teatru i trzech wielkich reżyserów: Konrada Swinarskiego, Jerzego Jarockiego i Andrzeja Wajdy.

– Pierwsze przedstawienie grałem u Jerzego Jarockiego w „Procesie” Kafki. Dzięki niemu zresztą znalazłem się w Krakowie.

Premiera „Dziadów” Swinarskiego w 1973 r. stała się wielkim wydarzeniem.

– Było oczywiste nawet dla Warszawy, że Stary Teatr jest najlepszy w kraju. Potem grałem u Swinarskiego w „Wyzwoleniu”.

Byliśmy z „Wyzwoleniem” w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Na balkonie była trójka muzyków, mieli przykazane przez Swinarskiego, że kiedy się kończy, Jurek Trela wymachuje szabelką i gaśnie światło, to grają do ostatniego widza. Grali „Poloneza”, który Zygmunt Konieczny napisał do tego przedstawienia. W Krakowie to trwało tyle, ile oklaski, chwila i ludzie wychodzili. A w Warszawie, opowiadał mi Zbyszek Paleta, który na skrzypcach grał, już się skończyło, scena ciemna, widownia zapalona, oni grają, nikt się nie rusza. No to grają. Ale ile można grać? Jak dać publiczności znać, żeby sobie już poszli? „Wiesz, zacząłem ciągnąć coraz mocniej na tych skrzypach do góry, do góry, i urwałem strunę. Przestaliśmy grać, ludzie jeszcze posiedzieli trochę i dopiero wyszli. To było wzruszające poczucie, że w teatrze rozmawiamy ze sobą o niezgodzie na to, co jest poza teatrem”.

Teraz też tak będzie?

– Czas jest zupełnie inny. Jest tyle mediów, wtedy były dwa programy telewizji.

TVP zdjęła z anteny Płocką Noc Kabaretową, obawiała się żartów na żywo.

– Władza, jeśli tak postępuje, znaczy czuje, że ma coś na sumieniu. Na żywo zawsze się będzie bała.

Jak długo można wychodzić na ulice przeciwko władzy, która łamie prawo?

– Tak długo, jak będzie powód. Nie mam wrażenia, żeby się te marsze znudziły, bo tam jest przyjemna atmosfera, choć to nie są pikniki. To jest wspólnota, która chce się odciąć od chamstwa, pogardy, nienawiści. I ludzie w takiej wspólnocie, czują radość i energię. Bo język PiS jest toksyczny, niszczący, degradujący. Nie można lżyć ludzi i jeszcze mówić, że nie my lżymy, tylko jesteśmy lżeni. To PiS rozkręcił tę atmosferę insynuacji, podejrzliwości. Ludzie, którzy szli na Krakowskie Przedmieście, by wspominać tych, którzy zginęli pod Smoleńskiem, dostali zezwolenie i ogromne wsparcie PiS, by siać nienawiść wobec inaczej myślących, np. o tej katastrofie.

Siła tego, co po 10 kwietnia 2010 r. działo się na Krakowskim Przedmieściu, siła tej katastrofy bierze się z tego, że samolot po prostu nie spadł, nie mógł. To poczucie wyjątkowości daje wrażenie, że można więcej. Że można więcej z krzyżem świętym. Bo kto w katolickim kraju odważy się recenzować to, co się dzieje pod krzyżem?

Są jeszcze jakieś autorytety?

– Nie w polityce. Mazowieckiego, Geremka, Bartoszewskiego już nie ma. Na szczęście jest prof. Ewa Łętowska, są profesorowie Strzembosz, Zoll, Stępień.

Przed wyborami czerwcowymi w 1989 roku prof. Zoll uczył nas ordynacji wyborczej. Nas, to znaczy członków komisji wyborczych z ramienia Komitetu Obywatelskiego. Nieźle byłem obryty.

CZYTAJ TEŻ: Andrzej Zoll: Za chwilę będziemy żyli w systemie totalitarnym

To on jesienią zeszłego roku oznajmił, że demokracja w Polsce się skończyła.

– Jak wtedy, tak i teraz go słucham, bo wiem, że jest patriotą i mówi, jak jest.

Agnieszka Holland mówi o zimnej wojnie, Janda – o wielkiej tragedii narodowej.

– I nie przesadzają. Ja się wyrażam ostrożniej, może dlatego, żeby się móc pocieszyć? Ale przy całym tym pakiecie ustaw, który PiS przygotował dla mediów publicznych, prokuratury, służb specjalnych, to idzie w jednym kierunku – władzy zamordystycznej, totalnej, autorytarnej.

Gdzieś w głębi czuję się tak strasznie pesymistą. Myślę, że pełną kadencję ta władza przetrwa. A co wywinie przed jej końcem? Ale damy radę.

To hasło wyborcze PiS.

– Ale oni nie dadzą nam rady.

*Jerzy Radziwiłowicz – aktor, w Starym Teatrze grał u Jarockiego, Swinarskiego i Wajdy. Dziś jest aktorem Teatru Narodowego. Sławę przyniosły mu role Mateusza Birkuta i Macieja Tomczyka w „Człowieku z marmuru” i „Człowieku z żelaza” Andrzeja Wajdy

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Jerzy Bahr: Wypadek przy pracy nad Polską
Naprzeciw nas są już całe cywilizacje: chińska, indyjska, muzułmańska. Europa też musi funkcjonować jak cywilizacja, a nie poszczególne państwa. Chyba że chcemy skończyć jak starożytny Rzym

Dekalog dobrej rozmowy
Lęk, poczucie zagrożenia, zmęczenie, chciwość, żądza władzy, żądza pieniądza, rywalizacja, która się przeradza we wrogość, zawiść i poczucie niższości. Łatwo się nie dogadamy, ale warto spróbować. Z prof. Bogdanem de Barbaro rozmawia Agnieszka Jucewicz.

Jerzy Radziwiłłowicz: To trzeba zatrzymać
Wałęsa: „my” cierpimy, „oni” też zaczną. A wtedy razem zrobimy porządek. Radziwiłowicz: dziś w repertuarze – „Człowiek z nienawiści”

Ile kłamstwa zmieści Polska?
Łgarstwo fałszowało przeszłość i teraźniejszość. Po wyborach zostało upaństwowione i zagraża naszej przyszłości

Brexit. Poznaj Europę, to ją polubisz
Anglicy się rozleniwili – twierdzi Brian, menedżer w wielkiej firmie budowlanej. – Mówią, że imigranci odbierają nam pracę. Nieprawda. Oni biorą robotę, do której nie chcemy ruszyć dupska

Beduini z pustyni Negew – obywatele wyjęci spod prawa
Ile można patrzeć, jak Izraelczycy burzą twoje domy, straszą zwierzęta, doprowadzają dzieci do histerii. My nie jesteśmy z żelaza, chcemy spokoju. Jak ludzie, choć jak ludzie nie żyjemy już od lat

Włodzimierz Lubański. Włodek, nie chciałbyś grać u nas w Realu?
Dostałem telefon z KC, że jako jedyny polski sportowiec mam wziąć udział w akademii w Moskwie. Dali mi tam tytuł Zasłużonego Mistrza Sportu Sowieckiego Sojuza. Z Włodzimierzem Lubańskim rozmawia Michał Okoński

Yasmina Khadra: Zabij człowieka, zabijesz Boga
Tych szaleńców jest kilka tysięcy. Pozostałe półtora miliarda chce tego co każdy: znaleźć pracę i wychować dzieci. Z Yasminą Khadrą, pisarzem algierskim, rozmawia Piotr Ibrahim Kalwas

Podróżując z dziećmi, zachwycisz się
Myślę, że dzięki podróżom nasze dziewczynki, które są wrażliwe, jeszcze bardziej uważnie odbierają świat. Jasne, że się boję, kiedy widzą też zło, ale chciałabym, żeby wierzyły, że można z nim coś zrobić. Z Anną Alboth rozmawia Magdalena Kicińska

Strzecha jest hot
Minibrowary w górę, jarmuż w dół – takie przepowiednie snuto na rok 2016. Czas powiedzieć: sprawdzam. Również to, jak światowe trendy – wymierne, bo oparte na ankiecie, którą amerykańska National Restaurant Association rozsyła co roku 1575 członkom – mają się do polskich realiów

jerzyRadziwiłowicz

wyborcza.pl

CHRIS NIEDENTHAL: 4 czerwca 2016

CHRIS NIEDENTHAL: 4 czerwca 2016

4 czerwca 2016 roku, w 27 rocznicę wyborów roku 1989, Komitet Obrony Demokracji zorganizował w wielu miastach Polski oraz za granicą szereg imprez.

Zapraszamy do obejżenia fotorelacji Chrisa Niedentala z marszu „Wszyscy dla wolności” w Warszawie.

 

 

Kaczyński chce władzy nieskrępowanej. Przez nikogo i przez nic

Kaczyński chce władzy nieskrępowanej. Przez nikogo i przez nic

Wywiad z historykiem prof. Karolem Modzelewskim:

Wiążę nadzieję z oporem społecznym KODu. To jest opór, z którym bardzo trudno wygrać. Nie wydaje mi się nawet, żeby państwo policyjne mogło sobie z tym łatwo poradzić.

Magda Jethon: Czy to, co się ostatnio w Polsce dzieje, podważanie trójpodziału władzy, czyli fundamentu demokracji, to kolejna klęska solidarnościowego środowiska?

Prof. Karol Modzelewski – Od czerwca 1989 r. – jak dotąd – największa. Rozdarcie społeczne – to właśnie uważam za klęskę – powstało na skutek głębokiego rozczarowania bardzo dużej części społeczeństwa. To kulturowe pęknięcie. Z jednej strony, mamy ludzi lepiej wykształconych, lepiej sytuowanych, lepiej oceniających bilans polskiej transformacji, z drugiej – wielką rzeszę ludzi, których liberalna modernizacja kraju zdegradowała i pozostawiła za burtą. Te dwie grupy dzieli szczelna bariera komunikacyjna, przez którą w jedną ani w drugą stronę nie przenikają oceny, argumenty, informacje. Mamy do czynienia z pęknięciem więzi społecznych i rozbiciem polskiego społeczeństwa na dwie części obce, a nawet wrogie sobie nawzajem. Chwilami wygląda to nawet tak, jak byśmy tracili świadomość, że stanowimy jeden naród.

Mocne słowa…

– Polska jest przedzielona chińskim murem. I jest to mur wykluczający komunikację. Próby przezwyciężenia tego przez rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim i jego współpracownikami są naiwne. Wręcz głupie. Natomiast próby przekroczenia tego muru w komunikacji społecznej są absolutnie nieodzowne, jeżeli mamy z tego, co się nam przydarzyło, wyjść. Póki te dwie Polski mówią różnymi językami, nie mamy szansy do niczego dojść. Na razie my nie czytamy ich prasy oni nie czytają naszej prasy. Wiedza o nas samych jest niekompletna. Do tego dochodzi wzajemne poniżanie.

Jeżeli nie przez rozmowy z Kaczyńskim, to jak ten mur burzyć? To on ma władzę wykonawczą, ustawodawczą i publiczne media.

– Skoro pyta Pani byłego rzecznika pierwszej „Solidarności” to odpowiadam: tak, jak wtedy to robiliśmy.
Wtedy tamta strona też miała monopol mediów, ale my szukaliśmy wspólnego języka nie z Biurem Politycznym PZPR, tylko z członkami tej partii w zakładach pracy. Dlatego w marcu 1981 r. do powszechnego strajku ostrzegawczego przystąpiły wraz z nami komitety zakładowe partii. I nie wolno myśleć o ludziach, którzy głosują na PiS tak, jak Kaczyński mówi o nas: że są Polakami „gorszego sortu”. Trzeba postarać się zrozumieć, dlaczego ci ludzie opowiedzieli się za PiS. Musieli mieć po temu powody. Jeżeli nie dostrzeżemy tych powodów oraz racji ludzi pozostawionych za burtą, to nie wyjdziemy ze ślepego zaułka.

Podział Polski w wyniku rozczarowania transformacją był nie do uniknięcia?

– Zawsze jest możliwość innego rozwiązania, ale na pewno wtedy w 1989 r. nie było innej drogi w sensie politycznym i ideowym. Plan Balcerowicza nie miał alternatywy, bo ekipa, która go wprowadzała, nie zastanawiała się nad żadną alternatywą. Z góry założyła, że jest jedna droga. Po traumie stanu wojennego społeczeństwo zawierzyło tym, którzy dzierżyli w ręku symbol czy mit nieistniejącej już Solidarności. Rząd Mazowieckiego był chorążym tego mitu. Ta wiara pomogła przejść przez najgorszy moment bez wybuchów społecznych. Nie było jednak siły politycznej, która by budowała alternatywę choćby wobec planu Balcerowicza.

Te nierówności mogą prowadzić do utraty wolności?

– Pytanie, czy mogą, jest sformułowane w złym czasie, w złym czasie w sensie gramatycznym. Mogły oczywiście, bo spowodowały…

Nie ma już wolności w Polsce?

– Jest, ale widzę, że robi się wszystko, by tę wolność skasować. Władza robi wszystko. Poprzednio PiS próbowało budować IV RP, czyli coś na kształt państwa policyjnego za demokratyczną fasadą. Robili to dość nieudolnie, bo nie mieli większości w parlamencie. Nie mogli marzyć o tym, żeby zmienić konstytucję czy sparaliżować Trybunał Konstytucyjny. Musieli robić wszystko w ramach konstytucji, choć deptali ją przez fakty dokonane. Potknęli się na prowokacji wobec Leppera. To było oskarżenie „uszyte” w CBA, które ten rząd przewróciło. Teraz, kiedy zdobyli większość w obu izbach i mają prezydenta, postanowili, nie mogąc zmienić konstytucji, zmienić ład konstytucyjny przez uchwalanie nowych ustaw, które są niekonstytucyjne. Trzeba było zacząć od obezwładnienia Trybunału Konstytucyjnego, następnym krokiem był skok na media, potem ustawa o prokuraturze. Następnym krokiem musi być skasowanie niezawisłości sądów. Jak się to wszystko zbuduje, to i wybory nie są problemem, bo się przeprowadzi zmianę ordynacji wyborczej, skrojoną na wzór Orbana. A jeżeli to nie będzie dawało rękojmi, bo chyba nie będzie, to się odzyska, bez trudu, bo już nie będzie niezawisłych sądów, komisje wyborcze. To jest oczywiście scenariusz czarny, ale prawdopodobny. Zmierzamy właśnie w tę stronę.

Pisał Pan w książce „Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca”: „Próba moralnej delegitymizacji rywali ze względu na ich historyczny rodowód godzi w nas, bo próbując poniżyć przeciwnika, sami narażamy się na znikczemnienie”. PiS delegitymizuje cały dorobek III RP. Jarosław Kaczyński musi wiedzieć, że to jest niedobre dla nas, ale też niedobre dla niego.

– To oczywiście może się w przyszłości okazać dla niego szkodliwe. Ale nie sadzę, żeby dziś uważał, że to jest niedobre dla niego. Choć mogę się mylić. Nigdy nie wnikałem w jego psychikę. Zdecydowanie zawsze wolałem jego brata – Lecha. Jarosław ma taką inteligencję, o której lubi myśleć, że jest makiaweliczna. A Lech miał inteligencję, dla której punktem zaczepienia były pewne zasady. To poważna różnica. Mogę sobie więc tylko wyobrażać, czego Jarosław Kaczyński chce, po tym co robi, czasem po tym, co mówi.

To czego chce?

– Chce, żeby władza, którą sprawuje on i jego formacja, nie była skrępowana uprawnieniami innych podmiotów społecznych, czyli sądów, wolnych mediów, niezależnych ruchów społecznych, całym zestawem rozmaitych nienaruszalnych praw obywatelskich.

Nikt w Polsce nie ma wpływu na to, co robi Jarosław Kaczyński? Nikt nie próbuje go przekonać?

– Ja bym go nie przekonywał. Szkoda czasu, bezskuteczne zajęcie. W tej sprawie nie mam złudzeń.

Sądzi pan, że Jarosław Kaczyński i jego ludzie wierzą w słuszność tego, co robią? Nie słyszą protestów najważniejszych prawniczych środowisk? A może odcięli się od rzeczywistości?

– Myślę, że im dłużej to będzie trwało, tym bardziej będą ulegali złudzeniu, że mają wszystko w ręku. Jest taka psychologiczna reguła, którą potwierdzają statystyki, że rządzący, wprawdzie odczuwają boleśnie, że ich władza nie jest pełna, ale jednocześnie ulegają oderwaniu od rzeczywistości. Kiedy w końcu uznają, że nie muszą się z nikim liczyć, to wchodzą na równię pochyłą. A na jej końcu jest katastrofa. Niestety, nie tylko ich katastrofa.

Pisał Pan w książce, że „historia jest na dłuższą metę nie sterowna, zdarzają się jednak momenty zwrotne, gdy silnie motywowana grupa ludzi potrafi wpłynąć na jej bieg”. Mamy taki moment zwrotny?

– Szczerze mówiąc – nie wiem. W jaką stronę to się będzie rozwijało? Jak długo będzie trwało? Jakie przyniesie skutki? A także, jakie przyniesie trwałe szkody psychospołeczne? Tego wszystkiego nie jestem w stanie przewidzieć. Natomiast mogę powiedzieć tym, którzy tworzą strategię nowego państwa PiSowskiego, że jeżeli im się wydaje, że tę kobyłę osiodłają i będą na niej jeździć, to się mylą. Ten ruch społeczny, czyli KOD, na to nie pozwoli.

Mit „Solidarności” został zniszczony. KOD może zbudować nowy?

– KOD jest wielkim ruchem społecznym, zrywem, jakiego nie było przez przeszło 35 lat. Może więc być nową nadzieją. Czas pokaże, czy również i wielkim mitem.
Porównywanie „S” i KODu ma zresztą sens tylko w bardzo ograniczonym wymiarze. Jest pewna atmosfera, która przypomina tamtą. To jest prawdziwa aktywność społeczna. Od bardzo dawna tego nie było i to jest jedyny bardzo istotny czynnik budzący nadzieję w naszej obecnej sytuacji. Nie liczyłbym na to, że nas z tego wyciągnie Unia Europejska. Tym bardziej nie liczyłbym, że nas z tego wyciągnie prezydent Stanów Zjednoczonych, ktokolwiek nim będzie.
Natomiast uważam, że nadzieję można wiązać z oporem społecznym KODu. To jest opór, z którym jest bardzo trudno wygrać. Nie wydaje mi się nawet, żeby państwo policyjne mogło sobie z tym łatwo poradzić.

Zaangażowanie społeczeństwa w KOD jest rzeczywiście duże, ale niektórzy twierdzą, że mogłoby być większe. W wielu środowiskach ludzie zarzucają sobie wzajemnie koniunkturalizm, brak zaangażowania, niechęć opowiadania się po jakiejś stronie. Dziś np. artyści nie są tak solidarni jak byli w stanie wojennym, kiedy ogłoszono bojkot mediów. Czy ta ostrożna postawa może mieć wpływ na przebieg tego konfliktu?

– Na pewno może wpływać na długotrwałość konfliktu. Rządy PRLu utrzymywały się tak długo, ponieważ ludzie, nawet tak zwane elity, szły na kompromis, układały się z władzą. W różny sposób. Zawsze był jakiś powód. Można było dostać działkę pracowniczą, talon na samochód, dzieci wysłać na kolonie. Albo po prostu nie narażać się. Znaczna część społeczeństwa stała w tak zwanym rozkroku, z jednej strony słuchała Rozgłośni Radio Wolna Europa, z drugiej przynależała do PZPR. Umacniała w ten sposób system i wydłużała jego żywot.

Dziś jest trochę podobnie. Jedni boją się napiętnowania w internecie, inni Ziobry, CBA czy urzędu skarbowego, inni, że stracą pracę. Oni wszyscy mówią: całym sercem jestem po stronie KODu, ale nie mogę tego głośno powiedzieć, bo być może spotka mnie kara.

– Dopóki artyści będą martwili się o koncesję na dostęp do swoich fanów, młodzi ludzi będą bali się o swoje kariery i nie opowiedzą się po stronie, do której są przekonani, to będziemy stać w rozkroku. Im szybciej ci ludzie zrozumieją, że takie układanie się z władzą przedłuża jej żywot, tym krócej ta władza będzie trwała.

Podobno prezes Kaczyński boi się KODu?

– To znaczy, że boi się społeczeństwa. I słusznie.


prof. Karol ModzelewskiProf. Karol Modzelewski

Historyk, w czasach PRL współautor, z Jackiem Kuroniem, Listu otwartego do partii (1965), jeden z duchowych przywódców buntu młodzieży studenckiej w marcu 1968 r. i jeden z ojców- założycieli pierwszej „Solidarności”.

kaczyńskiChce

koduj24.pl

Kaczyński kiedyś o 4 czerwca: Jeden z najszczęśliwszych dni w życiu. A teraz?

jsx, PAP, 04.06.2016

Jarosław Kaczyński w 1989 r.

Jarosław Kaczyński w 1989 r. (TOMASZ WIERZEJSKI / AG)

1. Prezes PiS nie świętuje dziś obchodów rocznicy pierwszych wolnych wyborów
2. W 2011 mówił: „4 czerwca to ogromnie istotny moment w polskiej historii”

 – Wspominam 4 czerwca 1989 roku jako niezwykle szczęśliwy dzień, jeden z najszczęśliwszych w życiu, niezależnie od tego, że później było wiele zawodu. To był moment ogromnie istotny w polskiej historii – mówił w Warszawie szef PiS 4 czerwca 2011 r.

was one of the happiest days of my life – Jarosław Kaczyński in 2011 😃😃😃 via @Karolin_M01

Jarosław Kaczyński zaznaczył wtedy, że nie przeżywał 4 czerwca w Warszawie, lecz w Elblągu, gdzie startował w wyborach. Jak podkreślił, był to dla niego piękny dzień, ale jeszcze piękniejszy był 5 czerwca, kiedy stało się jasne, że opozycja wygrała.

Kaczyński wspomniał również inny 4 czerwca – w 1992 r. w nocy z 4 na 5 czerwca Sejm udzielił wotum nieufności rządowi Jana Olszewskiego. – To był dzień bardzo, bardzo smutny – ocenił.

W przemówieniu nic o wyborach 4 czerwca

– To była pierwsza próba naprawy Rzeczypospolitej, zmiany transformacji w rzeczywistą demokratyzację, w budowę państwa praworządnego i demokratycznego, państwa o równych prawach obywateli, które nie daje przywilejów tym, którzy do niedawna byli opresantami, nie pozwala im się bogacić kosztem innych – mówił Kaczyński o rządzie Olszewskiego. – To niestety zakończyło się obaleniem tego rządu – dodał.

W sobotę prezes PiS wygłosił przemówienie do działaczy partii. Nie mówił w nim nic o pierwszych wolnych wyborach. Świętowali je za to m.in. działacze KOD wraz z opozycją.

Wybory z 4 czerwca 1989 roku zakończyły się wielkim zwycięstwem Solidarności. Ich konsekwencją był upadek komunizmu i przemiany polityczne nie tylko w Polsce, ale również w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Wybory były rezultatem porozumienia zawartego pomiędzy władzą komunistyczną a przedstawicielami części opozycji i Kościoła podczas obrad Okrągłego Stołu.

gazeta.pl

jarek

4 czerwca świętował i Kaczyński, i Komorowski. A Duda? „Wybory nie były w pełni wolne”. I pojechał do Włoch

jsx, PAP, 04.06.2016

Lech Kaczyński i Andrzej Duda w 2009 r.

Lech Kaczyński i Andrzej Duda w 2009 r. (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

1. Dziś 27. rocznica pierwszych wolnych wyborów 4 czerwca 1989 r.
2. – Wybory nie były w pełni wolne – powiedział dziś Andrzej Duda
3. – 4 czerwca przyszedł czas zwycięstwa – mówił w 2009 r. Lech Kaczyński

W sobotę rocznica pierwszych wolnych wyborów z 4 czerwca 1989 r. Świętował m.in. KOD, który wyprowadził tysiące ludzi na ulice wielu polskich miast. Zupełnie inaczej do święta podszedł prezydent Andrzej Duda.

„Wybory 4 czerwca 1989 r. nie były w pełni wolne” – głosi nagłówek na oficjalnej stronie prezydenta RP. Tak powiedział prezydent Andrzej Duda pytany w Neapolu o rocznicę przez dziennikarzy. Podkreślił, że „Polacy powiedzieli tego dnia ‚nie’ funkcjonariuszom komunistycznego systemu PZPR, ale ludzi tych i tak wprowadzono wówczas do Sejmu”.

Pierwsze wolne wybory? „Dopiero w 1991 r.”

– To nie były w pełni wolne wybory. Po tych wyborach prezydentem Polski został generał Jaruzelski. Także z decyzji części dawnych elit solidarnościowych. Premierem był generał Kiszczak – najpierw był desygnowany na premiera, nie udało mu się stworzyć rządu, ale później był wicepremierem w kolejnym rządzie – powiedział Duda.

Prezydent podkreślił, że pierwsze prawdziwie wolne wybory odbyły się dopiero w 1991 roku. 4 czerwca, jak zaznaczył, to także rok 1992, „kiedy wybrany w wolnych wyborach i desygnowany przez tak wybrany parlament rząd Jana Olszewskiego został obalony przez przedstawicieli właśnie tychże elit”. – Dlaczego został obalony? Dlatego, że chciał zwalczyć postkomunistyczne uwikłania w Polsce i czynił to w sposób zdecydowany – dodał.

Przypomnijmy, że, jak zwróciła uwagę jedna z użytkowniczek Twittera, Lech Kaczyński za swojej prezydentury podkreślał wagę wyborów 4 czerwca i brał udział w obchodach ich rocznicy.

Zobacz obraz na TwitterzeZobacz obraz na Twitterze

Strona prezydent.pl 4 czerwca 2009 i 2016 roku.

– 4 czerwca przyszedł czas zwycięstwa; było to dzieło narodu, dzieło milionów, tych, którzy bezpośrednio brali udział w walce, w wielkim ruchu „S”, ale też tych, którzy poszli do wyborów tamtego dnia – mówił prezydent Kaczyński w 2009 r. – Bądźmy dumni z pokolenia, które stworzyło „Solidarność” i obaliło komunizm – apelował wówczas.

Duda we Włoszech

Andrzej Duda nie spędził rocznicy 4 czerwca w kraju. Wraz z małżonką przebywa na trzydniowej podróży we Włoszech i Watykanie. W sobotę odwiedzili Pompeje i Neapol. W Pompejach Para Prezydencka obejrzała wystawę prac Igora Mitoraja, zmarłego w 2014 r. polskiego rzeźbiarza, który przez wiele lat mieszkał i pracował we Włoszech. W Neapolu prezydent złożył kwiaty pod tablicą upamiętniającą Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Para Prezydencka zwiedziła też poświęconą pisarzowi wystawę w Palazzo Filomarino.

W niedzielę w Watykanie prezydent z małżonką wezmą udział we mszy kanonizacyjnej bł. o. Stanisława Papczyńskiego, której będzie przewodniczyć papież Franciszek. O. Papczyński był założycielem Zgromadzenia Księży Marianów, patronem dzieci poczętych i obrońców życia, został beatyfikowany w 2007 r.

Tymczasem kancelaria prezydenta zorganizowała dziś konferencję na temat odnalezienia zaginionego obrazu.

A TERAZ ZOBACZ: Niepublikowane zdjęcia z 11 września

4VI

gazeta.pl

 

 

chyba

 

tego

 

krótka

 

szkoda

Tego obywatelskiego ruchu nie da się ani zdusić, ani kupić, ani zastraszyć

Jarosław Kurski, 04.06.2016

04.06.2016 Warszawa, pl. Bankowy. Marsz w 27. rocznicę pierwszych, częściowo wolnych wyborów 4 czerwca 1989 r.

04.06.2016 Warszawa, pl. Bankowy. Marsz w 27. rocznicę pierwszych, częściowo wolnych wyborów 4 czerwca 1989 r. (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Marsz w Warszawie to była radosna manifa obywateli, którzy uważają ostatnie 27 lat – mimo wszelkich niedociągnięć i rachunków krzywd – za wielki sukces Polski. Sukces, który dziś władza PiS bezwstydnie i w marnym stylu depcze.

Święto 4 czerwca zyskuje na autentyzmie i spontaniczności, gdy nie jest organizowane przez czynniki oficjalne, a wręcz przez nie bojkotowane. Prezydent bawi w Neapolu, pani premier to nie obchodzi, a Beata Kempa robiła, co w jej mocy, by w święcie wolności uczestniczyło jak najmniej Polaków. Bo nie dość, że manifestacje KOD mają antyrządowy charakter, to jeszcze 4 czerwca jest rocznicą, która zadaje kłam pisowskiej historiografii roku 1989 i ostatniego ćwierćwiecza.

To święto wolności, a nie zniewolenia; porozumienia, a nie spisku; zwycięstwa dobra wspólnego, a nie układu. To wreszcie bezkrwawe zwycięstwo, a nie krwawa klęska.

Marsz w Warszawie to była radosna manifa obywateli, którzy uważają ostatnie 27 lat – mimo wszelkich niedociągnięć i rachunków krzywd – za wielki sukces Polski. Sukces, który dziś władza PiS bezwstydnie i w marnym stylu depcze.

Ludzie – przez ćwierćwiecze – nie wychodzili tłumnie świętować 4 czerwca. Świętowała rzeczywiście garstka, bo myślała, że demokracja utrwaliła się w Polsce i jest nienaruszalna. Dziś zrozumieli, że stracić mogą wszystko, że władza chce ich odrzeć z wolności i godności. Garstka zmieniła się w setki tysięcy w Polsce i na świecie.

Symboliczna była obecność prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który 4 czerwca 1989 r. był jednym z liderów przegranego obozu. Symboliczna była obecność prezydenta Bronisława Komorowskiego, który jako „ekstrema solidarności” Okrągły Stół bojkotował, a w wyborach 4 czerwca nie brał udziału. Zabrakło Lecha Wałęsy, dyrygenta tamtej epopei i symbolicznego zwycięzcy.

Zabrakło też ojców założycieli wolnej Polski, ludzi, których przy głośnym aplauzie tłumu wspominano ze sceny: Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, Jacka Kuronia, Władysława Bartoszewskiego. Ten autentyczny aplauz jest najlepszym dla nich pomnikiem.

I wreszcie wszyscy, którzy dobrze życzą polskiej demokracji i społecznemu ruchowi KOD, obawiali się, że Komitet będzie organizacją efemeryczną, że jego dynamika osłabnie, że ludziom się odechce. Dziś widać, że z marszu na marsz, z wiecu na wiec organizacja jest coraz lepsza, ludzie są coraz bardziej ofiarni, narasta bunt i determinacja. Czuć wysoką świadomość celu.

Tego obywatelskiego ruchu nie da się ani zdusić, ani kupić, ani zastraszyć. PiS ma się czego obawiać.

Zobacz także

mówili

wyborcza.pl

 

 

Kaczyński do PiS: Państwo prawa nie musi być państwem demokratycznym [CYTATY]

AB, 04.06.2016

Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego przed warszawskimi działaczami PiS

Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego przed warszawskimi działaczami PiS (Fot. Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta)

1. Prezes PiS zwrócił się w wystąpieniu do warszawskich działaczy partii
2. J. Kaczyński mówił m.in. o suwerenności Polski i sporze wokół TK
3. „Państwo prawa nie musi być państwem demokratycznym” – zaznaczył

Jeżeli więc mamy mieć demokratyczne państwo prawa, to żaden organ państwa, w tym i TK, nie może lekceważyć ustaw (…).  A TK w tym momencie uznał się za suwerena, za kogoś, kto jest ponad innymi władzami i za instytucję, która w gruncie rzeczy może działać na zasadach arbitralnych. To oni łamią konstytucję, to oni odrzucają tę formułę, która jest w art. 2 naszej konstytucji – demokratyczne państwo prawa”.

Jarosław Kaczyński w ponad półgodzinnym wykładzie zwrócił się do stołecznych działaczy PiS. O czym mówił? Oto najważniejsze zagadnienia:

O rebelii w Polsce:

Uchwalenie w 1991 r. demokratycznej ordynacji wyborczej doprowadziło do utworzenia rządu Jana Olszewskiego – przypomniał Jarosław Kaczyński. – I co się stało proszę państwa? Otóż wybuchła rebelia. Rebelia, tak, rebelia, nie zwykła działalność opozycji – dowodził.

Zdaniem prezesa, kolejna rebelia wybuchła po zwycięstwie wyborczym PiS w 2005 r; bunt trwa też teraz. – No i mamy czas obecny, mamy ponowne dojście do władzy – z nieco mocniejszą, ale też dużo słabszą pozycją niż tą, którą miała PO i PSL; władzę tych, którzy chcą zmian, chcą, żeby Polska wyglądała inaczej. I znów, szanowni państwo, mamy rebelię – powiedział.

O tym, dlaczego PiS nie ustąpi:

„Znów mamy nawiązanie do tego, co tak szczerze powiedział w roku 2005 Donald Tusk. On, można powiedzieć, położył karty na stole: są ci w moherowych beretach, których poparcie nie mają znaczenia, i którzy nie mają praw. I w gruncie rzeczy o to też teraz chodzi. Gdybyśmy ten spór przegrali, gdybyśmy ustąpili, to byśmy przyznali, że reprezentujemy tę wielką część społeczeństwa, która w Polsce chce zmian, a która tak naprawdę w tym realnym ustroju nie ma praw. Na to nie ma zgody”.

O demokratycznym państwie prawa:

„W dokumentach, w szczególności tych unijnych, nie mówi się o demokratycznym państwie prawa, nie mówi się o naszej konstytucji. Mówi się o państwie prawa, a każdy, kto zna historię, historię doktryn polityczno – prawnych, historię teorii prawa, a tak się zdarzyło, że kiedyś się tym zajmowałem, wie, że to nie znaczy to samo, to jest coś zupełnie różnego. Państwo prawa nie musi być państwem demokratycznym.

Tweet TVP InfoFot. Twitter/Matador 102

O swoich przeciwnikach:

„W społeczeństwie, także tym warszawskim, jest wielu naszych zwolenników. Jest też wielu takich, których nie przekonamy; oni żyją w jakimś świecie wymyślonym przez media, nie ma sposobu, żeby do nich dotrzeć”.

O planach na zdobycie fotela prezydenta Warszawy:

„Musimy myśleć o sukcesie, który wszyscy mamy w sercu – to znaczy o władzy w Warszawie, o prezydencie Warszawy. To jest naprawdę bardzo ważne da naszej partii, ale szczególnie dla Warszawy, żeby ta dobra zmiana, proces odnowy, odbywał się także tu, we władzach samorządowych w naszym mieście”.

kaczyńskiDoPis

gazeta.pl

SOBOTA, 4 CZERWCA 2016

Kaczyński: Po to doszliśmy do władzy, by mechanizmy niszczące Polskę zostały zlikwidowane

12:44
kaczy1

Kaczyński: Po to doszliśmy do władzy, by mechanizmy niszczące Polskę zostały zlikwidowane

Jak mówił na zjeździe regionalnym w Warszawie prezes PiS Jarosław Kaczyński:

„Po to doszliśmy do władzy, by te wszystkie mechanizmy które nas niszczyły w ostatnich 8 latach zostały zlikwidowane. By polska odzyskiwała silę w sobie. I sile wobec innych. Jestem przekonany, że kongres naszej partii potwierdzi ten kierunek działania. By kongres w sposób jednoznaczny poparł linie obrony polskiej suwerenności, polskiej dobrej zmiany”

I tura kongresu PiS – wyborcza – planowana jest na 2 lipca. Jak zapowiedział wcześniej Mariusz Kamiński, II tura odbędzie się pod koniec roku, wtedy PiS ma podsumować realizację programu partii.

12:40
Screenshot 2016-06-04 at 12.35.17

Kaczyński o słowach „pana Tuska o moherowych beretach”: Reprezentujemy ogromną część społeczeństwa, której odbierało się prawa

Jak mówił dziś prezes PiS:

„Pan Donald Tusk położył karty na stole. Że są moherowe berety, które nie mają mieć praw. I o to też dziś chodzi. Gdybyśmy ustąpili, to byśmy przyznali, że reprezentujemy tę wielką część społeczeństwa, która nie może mieć praw. Na to nie ma zgody!”

12:38

Kaczyński: Ostatecznym celem planu Morawieckiego jest to, by wzrosło tempo rozwoju i poziom inwestycji

Jak mówił dziś w swoim wystąpieniu na regionalnym zjeździe PiS Jarosław Kaczyński:

„Tu siedzi wicepremier Morawiecki, autor wielkiego programu – planu Morawieckiego, który chcemy zrealizować. Ostatecznym celem tego planu jest to, by wzrosło tempo naszego rozwoju, poziom inwestycji, a także wzrosła jego jakość. Byśmy się zbliżali do tych, którzy są na zachód od naszych granic. Ale takie plany, własną politykę gospodarczą może prowadzić tylko państwo suwerenne”

12:30
Screenshot 2016-06-04 at 12.27.21

Kaczyński „dziękuje Holland za szczerość” i mówi: Nie będzie, jak było, bo Polacy mają prawo do zmiany!

Jak mówił dziś w wystąpieniu na regionalnym zjeździe PiS prezes tej partii – cytując słynną polską reżyserkę:

„Agnieszka Holland powiedziała: ‚walczmy o to, by było tak, jak było’. Trzeba jej za tę szczerość podziękować. Nie ma na to oczywiście zgody. Polacy mają prawo do zmiany, do naprawy Rzeczpospolitej! Do budowy jej nowego, lepszego, korzystniejszego kształtu. I my z tego prawa nie ustąpimy!”

12:25

Kaczyński: TK uznał się za suwerena. To oni łamią konstytucję

Jak mówił w przemówieniu w Warszawie Jarosław Kaczyński:

„Pierwsza sprawa – demokratyczne państwo prawa, tak jest w konstytucji, czy państwo prawa. Państwo prawa nie musi być państwem demokratycznym. W demokracji suwerenem jest lud, jego przedstawicielem jest parlament, w Polsce też wybrany w wyborach powszechnych prezydent. Do tych organów należy regulacja naszego życia. Jeśli mówić o demokracji, to trzeba jeszcze wspomnieć o zasadzie równowagi władz i zasadzie legalizmu. Czyli wszystkie organy państwa działają na podstawie prawa. Jeżeli mamy mieć demokratyczne państwa prawa to żaden organ państwa nie może lekceważ ustaw. TK a raczej jego prezes uznał, że ustawa grudniowa w gruncie rzeczy nie obowiązuje. Można ja uchylić bez żadnych procedur, w tym momencie zostały złamane demokratycznego państwa prawa. W tym momencie TK uznał się za suwerena. To oni łamią konstytucję, to oni złamali zasady demokratycznego państwa prawa”

12:15
Screenshot 2016-06-04 at 12.07.55

Kaczyński zapowiada walkę o władzę w Warszawie: „Dobra zmiana musi się dokonać także w stolicy”

Jak mówił dziś w swoim wystąpieniu na regionalnym zjeździe PiS prezes tej partii:

„Ostatnie lata to był czas naszych wielkich zwycięstw (…) Został odniesiony sukces. Jest się z czego cieszyć. Ale kiedy myślimy o przeszłości, o naszych sukcesach, ich przyczynach, to warto też spojrzeć w przyszłość. W to, co przed nami. Wiem, że tu jest trudno. To nie jest miejsce, gdzie PiS zdobywa kolejne procenty w łatwy sposób. Ale trzeba o tym pamiętać, podziękować szczególnie, wiedzieć, że w naszej partii, w PiS, jest wielki potencjał. Myśmy w 2001 r. zaczynali od 9,5%, dziś mamy 38%. To ogromny postęp. Ten potencjał w nas jest. Musimy myśleć o tym sukcesie, który mamy w sercu. Musimy myśleć o prezydenturze Warszawy”

Kaczyński dodawał:

„To naprawdę ważne dla Warszawy, dla naszej partii, żeby ta dobra zmiana odbyła się także tu, w samorządzie, w naszym mieście. Żeby to uzyskać, trzeba wiedzieć, że w Warszawie, wokół Warszawy, jest wielu naszych zwolenników. Są tacy, którzy żyją w świecie wykreowanym przez media, do których nie dotrzemy. Ale jest dużo nieprzekonanych, do których dotrzeć możemy”

300polityka.pl