Eliza Michalik, 01.10.2016

 

Ośmiornica Macierewicza oplata zbrojeniówkę

Ośmiornica Macierewicza oplata zbrojeniówkę

Bartłomiej Misiewicz to pestka. Ten niedouczony były rzecznik Antoniego Macierewicza może pluć sobie w brodę, że tak szybko wpadł z niekompetencjami. W otoczeniu Macierewicza takich miśków są setki i czerpią o wiele większe profity.
Portal OKO.press Misiewiczów nazywa „ośmiornicą Macierewicza”, a to wcale nie aluzyjnie znaczy, iż mamy do czynienia z zorganizowaną grupą ludzi  niekompetentnych, którzy zostali zrzuceni na posady w spółkach podległych Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Co ludzie niekompetentni mogą w takich sytuacjach zrobić? Sparaliżować; w tak wrażliwej branży znaczy: sabotować. Portal OKO.press ma udokumentowane personalia ponad setki ludzi z „ośmiornicy Macierewicza”, którzy na państwowych synekurach wysysają szmal państwowy. Ludzie z ośmiornicy nie mieli wcześniej do czynienia z tą branżą, potrafią tyle, co osławiony Misiewicz.

„Lepsza” od Misiewicza jest np. 24-letnia Anna Wiśniewska, która w dniu swoich urodzin dostała od Macierewicza w prezencie posadę w radzie nadzorczej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „PZL-Kalisz”, spółce-córce PGZ. Rekordzistą ośmiornicy Macierewicza w kategorii „rady nadzorcze” jest Andrzej Skałecki, który zasiada  w pięciu organach nadzorczych (Bumar-Łabędy, Cenrex, Cenzin, Rosomak, Wojskowe Zakłady Łączności Nr 2). Jego „osiągnięciem” zawodowym jest to, że był asystentem społecznym Tomasza Kaczmarka, słynnego byłego posła PiS „agenta Tomka”. A w połączonych kategoriach – open – rad nadzorczych i zarządów spółek zbrojeniówki rekordzistą jest (Przemysław Bednarczyk. Ten 30-latek zasiada w trzech radach nadzorczych oraz ośmiu zarządach spółek) niejaki Mirosław Stanisławski, jest członkiem pięciu zarządów i czterech rad nadzorczych – pracuś na miarę największego stachanowca.

Portal OKO.press zbadał ośmiornicę Macierewicza tylko w 25 spółkach (na 60) podległych Polskiej Grupie Zbrojeniowej, największego w tej części Europy holdingu zbrojeniowego, który zatrudnia 17,5 tysiąca pracowników, obraca zaś rocznie ok. 5 mld złotych. Co może się stać, gdy zarządza i nadzoruje taka ośmiornica? Może upaść, zbankrutować, stracić na wartości. Nie bez powodu pod ludzi ośmiornicy w spółkach zbrojeniowych zmieniono jeden punkt statutu, który mówił o kompetencjach i wykształceniu, gdyż tego zrzut ludzi Macierewicza nie posiada.

A sam minister przebywa w USA, gdzie odnosi „sukcesy” takie, jakie nie spotkały żadnego jego poprzednika. Wytknął je poprzedni minister obrony narodowej z rządu PO-PSL Tomasz Siemoniak. Wcześniej nie do pomyślenia było, aby przebywającego w Stanach nie przyjął w Pentagonie sekretarz obrony USA. A to się udało Macierewiczowi, taki odniósł sukces: nie został przyjęty w Pentagonie. Tak powstał z kolan.

W kraju mamy kolejne ośmiornice pisowskie, kolejnych Misiewiczów (setki, tysiące), a na zewnątrz w Unii Europejskiej, w USA jesteśmy ośmieszani, ignorowani. W kraju możemy mówić, iż to Polska pisowska, ale inni traktują nas łącznie: Polska.

Waldemar Mystkowski

osmiornicamacierewicza

koduj24.pl

Modlitwa za fanów Behemotha przed Mega Clubem w Katowicach

bed, 30.09.2016

Modlitwa różańcowa w intencji fanów zespołu Behemoth przed koncertem w Mega Clubie w Katowicach

Modlitwa różańcowa w intencji fanów zespołu Behemoth przed koncertem w Mega Clubie w Katowicach (DAWID CHALIMONIUK)

Grupa kilkunastu osób zebrała się w piątek wieczorem pod Mega Clubem w Katowicach, gdzie odbywał się koncert zespołu Behemoth. Kilku mężczyzn, kobiety oraz dwoje dzieci odmawiali różaniec na kolanach. Fani Behemotha wyśmiewali ich i robili sobie z nimi selfie. Padło też kilka wyzwisk.

Behemoth po dwóch latach przerwy ruszył tej jesieni w trasę koncertową. Grają m.in. w Katowicach, Wrocławiu, Bydgoszczy, Krakowie, Warszawie oraz Gdańsku pod hasłem „Rzeczpospolita Niewierna”. Pierwsze dwa koncerty zaplanowano na ten weekend w katowickim Mega Clubie.

W piątek wieczorem, już na godzinę przed otwarciem bramek, przed lokalem zgromadziło się kilkudziesięciu fanów zespołu. Przyszła też czwórka mężczyzn, którzy w pewnym momencie wyjęli różańce i uklękli w kółku, tuż przed wejściem do klubu. Mężczyzna w koszulce z napisem „No Jesus no life” zainicjował modlitwę.

Wyzwiska pod Mega Clubem w Katowicach

Ludzie czekający na koncert zaczęli się śmiać, a z tłumu pod adresem modlących się padło kilka wyzwisk. Jeden z mężczyzn krzyczał: „Katolickie pedały!”, ktoś inny: „Chrześcijańskie k*wy!”. Sporo osób wyciągnęło telefony i zaczęło nagrywać nietypowy protest, jeszcze inni robili sobie zdjęcia.

– Nie rozumiem tego, przecież ja nie wchodzę do kościoła, żeby protestować, chociaż nie podoba mi się to, co robią księża w Polsce. Z drugiej strony trochę mi ich szkoda. Kilku z nich tu klęczy, a reszta się nabija. Po co się tak narażają? – pytał Wojtek, który przyszedł na koncert z grupą przyjaciół. Inne osoby były mniej tolerancyjne. – To są fanatycy. Niech stąd idą, bo tylko wkurzają ludzi. Ja mam prawo słuchać takiej muzyki, jaka mi się podoba – mówiła Patrycja.

Po kilkunastu minutach do „protestu” dołączyły kolejne osoby. Część modlitwy odmawiali na kolanach, a część – stojąc. Na koniec odśpiewali wspólnie pieśń „Chrystus Królem, Chrystus Panem”, co po raz kolejny wywołało salwy śmiechu. – Nie przyszedłem tu nikogo prowokować. Wierzę w siłę modlitwy. Choć teraz się z nas śmieją, może za parę lat zrozumieją i się nawrócą. Ja sam nawróciłem się cztery lata temu – powiedział nam Konrad, który inicjował modlitwy.

Koncert może obrazić uczucia religijne

Po zakończeniu modłów grupa protestujących rozeszła się, a reszta osób zaczęła wchodzić na koncert. – Chcemy dobrem pokonywać zło i nawracać. Dlatego się modlimy za wszystkich grzeszników – mówili protestujący.

Na stronie Mega Clubu pojawiło się oświadczenie: „Koncert Behemoth i treści przekazywane przed i w trakcie koncertu mogą obrazić czyjeś uczucia religijne. Każda osoba kupująca bilet na to wydarzenie jest tego świadoma i nie będzie rościć pretensji o obrazę uczuć religijnych do zespołu Behemoth oraz organizatora koncertu”.

Morderstwo za podszeptem szatana. Zginęli uczestnicy czarnej mszy w bunkrze w Halembie >>>
 bunkier ruda śląska

modlitwa

katowice.wyborcza.pl

 

 

dariusz

Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk

1/10

>

ZI
2016.10.01 20:16:32

Zdjęcie numer 0 w galerii - Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk

Plotek Exclusive

Podziel się

W sobotę w Sycowie odbył się ślub córki Beaty Kempy – Niny. W ceremonii wzięło udział wielu polityków „dobrej zmiany”. W kościele pojawili się m.in. Andrzej Duda i Agata Duda czy Zbigniew Ziobro z żoną. Mszę koncelebrował Tadeusz Rydzyk, który po zaślubinach zamienił jeszcze kilka słów z Prezydentem przy bocznym wejściu do świątyni. Zobaczcie zdjęcia!
  • Zdjęcie numer 1 w galerii Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk
  • Zdjęcie numer 2 w galerii Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk
  • Zdjęcie numer 3 w galerii Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk
  • Zdjęcie numer 4 w galerii Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk
  • Zdjęcie numer 5 w galerii Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk
  • Zdjęcie numer 6 w galerii Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk
  • Zdjęcie numer 7 w galerii Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk
  • Zdjęcie numer 8 w galerii Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk
  • Zdjęcie numer 9 w galerii Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk
  • Zdjęcie numer 10 w galerii Beata Kempa wydała córkę za mąż! W kościele Andrzej Duda z żoną. Mszę koncelebrował ojciec Rydzyk

plotek.pl

Krew, ogień i zniszczenie. „wSieci” straszy KODem na kuriozalnej okładce

lulu, mn, 01.10.2016

Kijowski na okładce

Kijowski na okładce „wSieci” (wSieci.pl)

Lider KOD z krwią na rękach, podpalający butelkę z benzyną i napis „jak sfrustrowani kodziarze chcą podpalić Polskę” – to nie chora fantazja, to prawdziwa okładka najnowszego „wSieci”.

 

Tygodnik „wSieci” podgrzewa atmosferę przed manifestacjami 11 listopada. Wiadomo, że oprócz tradycyjnego marszu narodowców w tym roku na ulice planuje wyjść też Komitet Obrony Demokracji.

Zderzeniem marszów straszył ostatnio szef MSWiA Mariusz Błaszczak. W TVP Info stwierdził, że prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz ma wpływ na trasy marszów i „może nawet będzie starała się doprowadzić do konfrontacji”. Kijowski celnie punktował wówczas w rozmowie z Onetem, że prezydent – zgodnie z prawem o zgromadzeniach – musi zadbać, by do takiej konfrontacji nie doszło. Wyjaśnia to dobrze tekst na portalu OKO.press.

Dziennikarka „zastanawia się”

Lider KOD zadeklarował też wczoraj w radiu RMF FM, że członkowie komitetu chcą „maszerować w taki sposób, żeby nie doszło do żadnej interferencji z innymi marszami czy imprezami tego dnia”. Jednak „wSieci” zdecydowało się pociągnąć wątek konfrontacji.

„Udana prowokacja to ostatnia deska ratunku dla KOD i opozycji. Marzena Nykiel zastanawia się na łamach „wSieci”, czy 11 listopada może dojść do starcia Marszu Niepodległości z demonstracją KOD” – czytamy w zapowiedzi najnowszego numeru tygodnika. I dalej:  „Zagrożenie takie wydaje się być tym bardziej realne kiedy spojrzymy na aktywność czołowych przedstawicieli ruchu”. A okładka obiecuje: „Odsłaniamy plan prowokacji”.

A TERAZ ZOBACZ: Posłanka Nowoczesnej o ustawie antyaborcyjnej: ‚Dlaczego tak bardzo nienawidzicie kobiet?’

krew

gazeta.pl

101 „Misiewiczów” szefa MON. OKO.press: „Rekordzista ma 30 lat, zasiada w 3 radach i 8 zarządach”

TS, 01.10.2016

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (FOT.MICHAŁ WALCZAK / AGENCJA GAZETA / OKO.press)

• OKO.press: Szef MON wprowadził do zarządów zbrojeniówki ponad 100 osób
• Aż 87 z nich miało nigdy nie pełnić podobnych funkcji w tym sektorze
• Rekordzista to Przemysław Bednarczyk: 30 lat, jest w 3 radach i 8 zarządach

 

 

Serwis OKO.press, który śledzi i opisuje „Ośmiornicę Macierewicza”, doliczył się aż 101 osób, które miały trafić do zarządów i rad nadzorczych państwowych firm zbrojeniowych „odkąd Antoni Macierewicz został ministrem obrony”. Zdaniem serwisu, 87 z nich „do tej pory nie pełniło podobnych funkcji w tym sektorze”. OKO.press wymienia też „rekordzistów”. M.in. Andrzeja Skałeckiego, byłego asystenta „agenta Tomka”, który – jak czytamy – zasiada w pięciu organach nadzorczych (Bumar-Łabędy, Cenrex, Cenzin, Rosomak, Wojskowe Zakłady Łączności Nr 2). „W kategorii ogólnej w przedbiegach zwycięża natomiast Przemysław Bednarczyk. Ten 30-latek zasiada w trzech radach nadzorczych oraz ośmiu zarządach spółek realizujących projekty deweloperskie, w które inwestuje należący do Polskiej Grupy Zbrojeniowej fundusz inwestycyjny MS TFI” – czytamy w drugiej części artykułu „Ośmiornica Macierewicza”.

Zobacz pełne zestawienie przygotowane przez serwis OKO.press.

Dowiedz się więcej:

Czym jest lista #Misiewiczów?

Termin pojawił się, kiedy Nowoczesna opublikowała tzw. listę „40 Misiewiczów” – osób, które – zdaniem partii – dostały posady w państwowych spółkach dzięki powiązaniom z PiS. Nazwiska zostały odczytane przez Ryszarda Petru podczas konferencji prasowej – wtedy też nagłośniono akcję – partia namawiała, by wysyłać im informacje o pracownikach państwowych spółek, którzy mogą mieć znajomych lub członków rodziny wśród polityków Prawa i Sprawiedliwości.

101

gazeta.pl

 

piotr-beniuszys

Dominika Wielowieyska odpowiada niepokornym i trollom z PiS: Nie muszę wstydzić się mojej rodziny

Dominika Wielowieyska, 01.10.2016

Dominika Wielowieyska

Dominika Wielowieyska (Fot. Jan Rusek / Agencja Gazeta)

W sieci trwa atak na moją rodzinę. Zaczęło się od informacji Cezarego Gmyza i Piotra Goćka w tygodniku” Do Rzeczy”, że mój brat Piotr był członkiem rady nadzorczej PKN Orlen i członkiem zarządu spółki Unipetrol, należącej do polakierowanie koncernu. I w związku z tym nie mam prawa wypowiadać się na temat nominacji personalnych PiS.

A potem nastąpiła fala trollingu na Twitterze: zwolennicy PiS dorzucili, że moja siostra Agnieszka pracowała w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Sugestia: ja im te posady załatwiłam (niektórzy uważają mnie za osobę bardzo wpływową; dzięki, moja samoocena wzrosła). A ponieważ moi bliscy teraz stracili pracę, to ja z zawiści krytykuję nepotyzm, brak kompetencji i kolesiostwo nowej władzy – tak brzmi przesłanie kolportowane przez zwolenników PiS i zwykłych trolli na TT.

To oczywiście absurd. Karierą zawodową mojego rodzeństwa się nie zajmuję ani nie mam na nią wpływu. Doszłam jednak do wniosku, że ten zorganizowany trolling to bardzo dobra okazja, aby pochwalić się swoją rodziną.

Tak, mój brat faktycznie pełnił tę funkcje. Niestety nie był salową ani nie pracował w aptece, ani też nie pożyczył prezesowi PiS pieniędzy. Jest za to ekonomistą, b. pracownikiem Banku Światowego i menedżerem z wieloletnim doświadczeniem w różnych branżach. Do konkursu na członka rady nadzorczej Orlenu stanął tak jak wielu innych kandydatów.

Znajomości w PiS nie ma, musiał więc posadę stracić. Ale jego CV broni go lepiej niż cokolwiek innego. I tu ciekawostka: jego miejsce w Unipetrolu zajął Andrzej Modrzejewski, b. prezes PKN Orlen. A akurat on – odwrotnie niż mój brat – trochę mi zawdzięcza. To dzięki nagłośnieniu afery orlenowskiej dotarło do wszystkich, że zatrzymanie Modrzejewskiego przez służby i prokuraturę za rządów Leszka Millera było akcją czysto polityczną.

Moja siostra Agnieszka przyszła do pracy w MSZ w 1990 r. Przeszła wszystkie etapy rekrutacji – tak jak wszyscy kandydaci, którzy się wtedy zgłosili. Zaczynała pracę od pozycji szeregowego pracownika. Na początku nie było łatwo – była narażona na donosy post-PRL-owskich dyplomatów, którzy zaprzyjaźnionym gazetom suflowali różne głupstwa. Podobnie jak dziś robi to Gmyz w „Do Rzeczy” – mistrz w donoszeniu na obecnych pracowników MSZ. To kadrowy tej władzy, który podpowiada, kogo zwolnić – ostatnio zaatakował też kłamliwymi insynuacjami korespondenta TVP w Berlinie Marcina Antosiewicza. I odniósł sukces: właśnie dostał tę posadę w TVP po Antosiewiczu.

Moja siostra pracowała w dyplomacji i za rządów SLD, i za pierwszych rządów PiS (była szefową departamentu promocji MSZ). Jest wzorem urzędniczki państwowej. Za czasów premiera Donalda Tuska i premier Ewy Kopacz była szefową departamentu zagranicznego w KPRM. Było oczywiste, że premier Beata Szydło na to stanowisko powoła swojego zaufanego człowieka. Nic więc dziwnego, że moja siostra straciła tę funkcję i wróciła do pracy w MSZ na szeregowym stanowisku.

Wiem, że dla ludzi o mentalności „załatwiackiej” nie mieści się w głowie, iż ktoś może dostać stanowisko czy osiągnąć sukces dzięki swojej wiedzy i ciężkiej pracy, a nie dlatego, że jest rodziną wpływowego polityka, głosi teorię zamachu w Smoleńsku lub działa w Klubie „Gazety Polskiej”.

Dziękuję, kochane trolle, że dzięki Wam mam okazję zaprezentować swoją rodzinę, bo jestem z niej bardzo dumna: zarówno z działalności mojego Ojca Andrzeja Wielowieyskiego (nie jest i nie był politykiem Platformy Obywatelskiej), jak i mojego rodzeństwa.

I żadna akcja trollingowa obrońców PiS nie zniechęci mnie do opisywania nominacji partii rządzącej. Zawsze podkreślałam – jakakolwiek partia by rządziła – każdą nominację oceniać trzeba osobno.

Dodam, że mam kilkuset kuzynów i jeszcze więcej powinowatych, część z nich dostała różne posady za czasów PiS. Ale akurat oni nie są w grupie #misiewiczów, mają odpowiednie kompetencje. Jeżeli chcecie nadal śledzić moje koligacje, to zachęcam do wejścia na stronę Sejm-wielki.pl. Szukajcie, a znajdziecie. Powodzenia!

Zobacz także

wielowieyska

wyborcza.pl

 

Były szef MON wbija szpilę Macierewiczowi. „Zanim ‚wstaliśmy z kolan’ nie do pomyślenia”

TS, 01.10.2016

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

• Antoni Macierewicz przebywał z wizytą w Stanach Zjednoczonych
• Tomasz Siemoniak: „Sekretarz obrony USA nie przyjął Macierewicza”
• „Zanim ‚wstaliśmy z kolan’ nie do pomyślenia” – skomentował b. szef MON

Były minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak napisał na swoim Twitterze, że „sekretarz obrony USA nie przyjął w Pentagonie przebywającego w Waszyngtonie ministra Macierewicza”. Przytoczony przez siebie fakt skomentował krótko: „Zanim ‚wstaliśmy z kolan’ nie do pomyślenia”. Antoni Macierewicz odwiedził USA, gdzie m.in. brał udział w sympozjum na uniwersytecie Rutgersa w New Jersey i mówił o ekstremizmie islamskim, rosyjskiej agresji i silnych Chinach.

tomasz-siemoniak

Sekretarz obrony USA nie przyjął w Pentagonie przebywającego w Waszyngtonie min. Macierewicza. Zanim „wstaliśmy z kolan” -nie do pomyślenia.

Dowiedz się więcej:

Co podczas sympozjum na uniwersytecie Rutgersa mówił Antoni Macierewicz?

Antoni Macierewicz był głównym mówcą na sympozjum z udziałem studentów, naukowców i polityków na Uniwersytecie Stanowym Rutgersa w stanie New Jersey. Wygłosił tam główne przemówienie na konferencji na temat bezpieczeństwa narodowego. Szef MON mówił o gotowości USA do szybkiego rozmieszczenia swoich wojsk w Polsce. Do największych zagrożeń, w których obliczu stoi Polska i świat, zaliczył do nich m.in. ekstremizm islamski, rosyjską agresję oraz ekspansywną politykę Chin. Zwrócił też uwagę na pogorszenie sytuacji bezpieczeństwa na flance wschodniej.

byly

gazeta.pl

 

OŚMIORNICA MACIEREWICZA. SETKA NOWYCH OSÓB W SPÓŁKACH POLSKIEJ GRUPY ZBROJENIOWEJ

KONRAD RADECKI-MIKULICZ, 1 PAŹDZIERNIKA 2016

 

Odkąd Antoni Macierewicz został ministrem obrony, w zarządach oraz radach nadzorczych państwowych firm zbrojeniowych pojawiła się ponad setka nowych osób. Rekordzista zasiada w trzech radach nadzorczych i ośmiu zarządach spółek. Ma 30 lat

Wczoraj opublikowaliśmy tekst o 22 spółkach podległych Polskiej Grupie Zbrojeniowej, które zmieniły statut „pod Misiewiczów”. Dziś „ośmiornicy Macierewicza” część druga – o setce osób powołanych do zarządów i rad nadzorczych PGZ i spółek zależnych. Jutro część trzecia.


Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego „PZL-Kalisz” jest jedną ze spółek podległych Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Firma od 60 lat zajmuje się produkcją i naprawą tłokowych silników lotniczych. Od maja w radzie nadzorczej „PZL-Kalisz” zasiada Anna Wiśniewska. Jej powołanie zbiegło się w czasie z jej 24. urodzinami.

Anna Wiśniewska jest jedną ze 101 osób, które pojawiły się w zarządach i radach nadzorczych polskiej zbrojeniówki. Jak wynika z dokumentów dostępnych w KRS, jest również  jedną z 87., które do tej pory nie pełniły podobnych funkcji w tym sektorze.

Zestawienie przygotowane przez OKO.press dotyczy tylko Polskiego Holdingu Obronnego, Polskiej Grupy Zbrojeniowej oraz 25 spółek, w których PGZ posiada większościowe udziały. W rzeczywistości polski sektor zbrojeniowy jest o wiele większy – w skład samej PGZ wchodzi ponad 60 firm.


fot . Bartosz Banka / Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

OŚMIORNICA MACIEREWICZA. 22 SPÓŁKI ZBROJENIOWE ZMIENIŁY STATUTY „POD MISIEWICZÓW”

KONRAD RADECKI-MIKULICZ  30 WRZEŚNIA 2016


Rekordziści

Wśród osób powołanych przez MON jest kilku rekordzistów. W kategorii rad nadzorczych wygrywa Andrzej Skałecki (rocznik ’76), były asystent społeczny Tomasza Kaczmarka – „agenta Tomka” oraz pracownik SKW, którym kierował Macierewicz. Skałecki zasiada w pięciu organach nadzorczych (Bumar-Łabędy, Cenrex, Cenzin, Rosomak, Wojskowe Zakłady Łączności Nr 2).

W kategorii ogólnej w przedbiegach zwycięża natomiast Przemysław Bednarczyk (rocznik ’86). Ten 30-latek zasiada w trzech radach nadzorczych oraz ośmiu zarządach spółek realizujących projekty deweloperskie, w które inwestuje należący do Polskiej Grupy Zbrojeniowej fundusz inwestycyjny MS TFI.

Mirosław Stanisławski (rocznik ’61) jest członkiem pięciu zarządów i czterech rad nadzorczych. Najmłodszą członkinią rady nadzorczej w polskiej zbrojeniówki jest wspomniana już Anna Wiśniewska (rocznik ’92) z Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „PZL-Kalisz”. Niewiele starsi są dwaj przedstawiciele rocznika ‘90: Michał Łęczyński (Wojskowe Zakłady Łączności Nr 1) oraz Bartłomiej Misiewicz – były już członek rad nadzorczych Polskiej Grupy Zbrojeniowej oraz spółki Energa Ciepło Ostrołęka.

Przypadek tego ostatniego najlepiej zresztą świadczy o dynamice zmian w spółkach nadzorowanych przez ministra Macierewicza – powołanie (już odwołanego) Misiewicza do rady PGZ na stronach KRS zostało zarejestrowane dopiero 28 września.


Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

MISIEWICZ W RADZIE NADZORCZEJ PGZ. OKO.PRESS PYTA O DYPLOM

KONRAD RADECKI-MIKULICZ  7 WRZEŚNIA 2016


Biografie

Logikę powołań najłatwiej prześledzić na przykładzie Polskiej Grupy Zbrojeniowej, czyli spółki-matki polskich firm z sektora zbrojeniowego. PGZ jest jednym z największych holdingów obronnych w Europie środkowo-wschodniej – w jej skład wchodzi ponad 60 firm zatrudniających 17,5 tysiąca pracowników. Roczny obrót holdingu wynosi około 5 mld złotych.

Od listopada 2015 roku, tzn. odkąd nadzór właścicielski nad PGZ sprawuje Ministerstwo Obrony Narodowej, w zarządzie spółki znaleźli się: Arkadiusz Siwko (prezes), Maciej Lew-Mirski oraz Radosław Obolewski. Do rady nadzorczej powołano natomiast m.in. Konstancję Puławską i Bartłomieja Misiewicza.

Żadne z nich nigdy nie pracowało w sektorze zbrojeniowym, nie mówiąc już o zarządzaniu przedsiębiorstwami o strategicznym znaczeniu dla obronności państwa. Za to wszyscy mogą wykazać się powiązaniami z Antonim Macierewiczem.

Arkadiusz Siwko (rocznik ’64) to bliski współpracownik szefa MON. Był szefem jego gabinetu politycznego, kiedy w latach 1991–1992 Macierewicz kierował MSW. Poza funkcją prezesa PGZ, którą pełni od grudnia ubiegłego roku, Siwko zasiada również w radzie nadzorczej innej firmy zbrojeniowej – Wojskowych Zakładów Mechanicznych. Do połowy września był także członkiem rady nadzorczej PKN Orlen. Jednak kiedy za sprawą „afery Misiewicza” osobami z kierownictwa PGZ zainteresowały się media, Siwko eksponowane stanowisko w Orlenie zamienił na radę nadzorczą Polskiej Spółki Gazownictwa.

Maciej Lew-Mirski (rocznik ’81) jest synem Andrzeja Lwa-Mirskiego, adwokata Macierewicza oraz pełnomocnika MON w procesach o odszkodowania dla rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Jako 26-latek brał udział w pracach komisji weryfikacyjnej WSI pod przewodnictwem obecnego szefa MON. Poza zarządem PGZ zasiada także w radach nadzorczych dwóch spółek wchodzących w skład grupy – Fabryki Broni „Łucznik” oraz MS Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych.

Radosław Obolewski (rocznik ‘69). Poza zarządem PGZ jest także członkiem rady nadzorczej innej spółki z Grupy – PCO. Na temat kompetencji Obolewskiego wiadomo niewiele. Od lat jest związany z klubem „Gazety Polskiej” w Łomiankach. Przed pracą w PGZ zajmował się sprzedażą artykułów szkolnych. Prywatnie jest mężem Anny Obolewskiej, właścicielki apteki „Aronia” – tej samej, w której przed wyborami pracował Bartłomiej Misiewicz.

Bartłomiej Misiewicz (rocznik ’90) z Antonim Macierewiczem współpracuje już od 10 lat. Od grudnia pełnił funkcję szefa gabinetu politycznego ministra oraz rzecznika prasowego MON. Od czerwca zasiadał w radzie nadzorczej spółki Energa Ciepło Ostrołęka, a pod koniec sierpnia został powołany do rady PGZ.

Po medialnej burzy, jaka rozpętała się po tym ostatnim powołaniu, Misiewicz zrezygnował z zasiadania w obydwu radach nadzorczych. Ze strony PGZ zniknęło również nazwisko Obolewskiego.

Konstancja Puławska (rocznik ’86) to prawniczka, która wraz z ojcem Waldemarem Puławskim prowadziła sprawy sądowe osób związanych z PiS. Zanim 30-latka trafiła do rady nadzorczej PGZ, reprezentowała m.in. nie kryjącego swoich sympatii politycznych Jerzego Zelnika oraz Wojciecha Sumlińskiego, prawicowego dziennikarza śledczego. Ten ostatni zasłynął książką „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”, która okazała się w dużej mierze przepisana z kryminałów Alistaira MacLeana i Raymonda Chandlera.


14.01.2016 Sejm. Antoni Macierewicz przed posiedzeniem komisji ds. służb specjalnych. Fot . Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

DORADCZYNIE MACIEREWICZA ZDEMASKOWANE. DZIĘKI CZYTELNIKOM OKO.PRESS

BIANKA MIKOŁAJEWSKA  19 SIERPNIA 2016


Spółki podległe PGZ

Bardzo podobnie przedstawiają się kwalifikacje – a raczej ich brak – osób, którymi MON poobsadzał rady nadzorcze i zarządy spółek podległych Polskiej Grupy Zbrojeniowej, a także ich związki z ministrem obrony.

Część współpracowała z Antonim Macierewiczem w komisji weryfikacyjnej WSI. Oprócz Macieja Lwa-Mirskiego (PGZ, „Łucznik”, MS TFI) byli to Adam Taracha (Huta Stalowa Wola), Rafał Utracki (Rosomak SA) oraz Krzysztof Łączyński (PIT-RADWAR, PCO).

OKO.press opisywało, że zanim ten pierwszy zanim trafił do zbrojeniówki, przez 5 dni doradzał MON. Zainkasował za to 7 tysięcy złotych. Jego ojciec, Andrzej Lew-Mirski, tylko na podstawie dwóch umów z resortem Macierewicza w ciągu roku zarobi łącznie 270 tysięcy złotych.

Z kolei Łączyński był szefem gabinetu politycznego Macierewicza za poprzednich rządów PiS, kiedy ten kierował Służbą Kontrwywiadu Wojskowego. W listopadzie 2015 roku został etatowym doradcą w MON. Z miesięczną pensją w wysokości 12 tysięcy zł.

Z ministerstwa do zbrojeniówki trafił również Radosław Peterman (Wojskowe Zakłady Elektroniczne). To były wiceszef biura lustracyjnego Instytutu Pamięci Narodowej. Do resortu Macierewicza trafił w grudniu 2015 roku. Początkowo jako zewnętrzny konsultant ds. kadr Sił Zbrojnych z roczną umową na kwotę 72 tysięcy złotych, a od kwietnia – dyrektor Departamentu Kadr w MON.

Jeśli przyjąć powyższą logikę powołań „za zasługi”, wtedy niektóre decyzje personalne MON stają się całkiem zrozumiałe. Dotyczy to m.in. grupy reprezentowanej przez Franiczka Zaborowskiego (Huta Stalowa Wola), radnego PiS i kandydata partii w ostatnich wyborach parlamentarnych.

W tym kontekście trudno jednak wytłumaczyć powołanie do tej samej spółki Macieja Miłosza, członka Trybunału Stanu wybranego przez obecny Sejm, a zgłoszonego przez partię Kukiz ’15.

Pełna lista

Przygotowane przez OKO.press zestawienie zawiera imiona i nazwiska osób powołanych od listopada 2015 roku w skład rad nadzorczych, zarządów oraz prokur w spółkach z dominującym udziałem Polskiej Grupy Zbrojeniowej, a także Polskim Holdingu Obronnym, który jest udziałowcem PGZ.

Przypisane tym osobom spółki obejmują również stanowiska w radach nadzorczych i zarządach, które niekoniecznie związane są z sektorem zbrojeniowym, ale do których osoby te powołane zostały po listopadzie 2015 roku.

Zobacz pełne zestawienie (online lub jako plik PDF).

osmiornica

OKO.press

OŚMIORNICA MACIEREWICZA. 22 SPÓŁKI ZBROJENIOWE ZMIENIŁY STATUTY „POD MISIEWICZÓW”

KONRAD RADECKI-MIKULICZ, 30 WRZEŚNIA 2016

W maju i czerwcu ze statutów 22 z 25 spółek zbrojeniowych, które należą do Polskiej Grupy Zbrojeniowej, wyparował jeden i ten sam zapis. To ustawowe wymaganie, aby członkowie rad nadzorczych spółek PGZ mieli wyższe wykształcenie i zdany egzamin na członka rady nadzorczej spółki skarbu państwa. To otworzyło drogę do nominacji dla kompanii „misiewiczów”

Dziś prezentujemy pierwszy z trzech tekstów serii „Ośmiornica Macierewicza”, w których Konrad Radecki-Mikulicz opisuje kulisy zmian w spółkach polskiego przemysłu zbrojeniowego.

Jutro „setka Misiewiczów” – portrety ludzi, którzy znaleźli się w zarządach i radach nadzorczych spółek zbrojeniowych. W niedzielę prawdziwa bomba: opis źródła kadr Antoniego Macierewicza.


Odkąd Antoni Macierewicz objął resort obrony, w zarządach oraz radach nadzorczych państwowych firm zbrojeniowych pojawiła się ponad setka nowych osób. Minister obrony narodowej nie miał tylu gotowych ekspertów od rynku zbrojeniowego, więc usunął wymagania, jakie musieli spełniać kandydaci na te stanowiska. PGZ zmieniła po prostu statuty podległych spółek.

Sprawa wyszła na jaw przy okazji powołania Bartłomieja Misiewicza do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Okazało się, że nie ma on ani wykształcenia wyższego, ani wymaganego egzaminu dla członków rad nadzorczych.

Misiewicza w obronę wziął sam Antoni Macierewicz: „W przemyśle zbrojeniowym takiego wymogu nie ma, za to jest wymóg lojalności, współpracy, kompetencji i decyzyjności. Wszystkie te cechy pan Misiewicz posiada”. Szybko okazało się, co minister miał na myśli, mówiąc o braku wymogu – pod koniec sierpnia, „pod Misiewicza” ze statutu Grupy wykreślono zapis, że członek rady musi spełniać wymagania ustawy oraz rozporządzenia Rady Ministrów.

Kompania Misiewiczów

Śledztwo OKO.press wykazało, że „misiewiczów” może być dużo więcej – w maju i w czerwcu ze statutów 22 z 25 spółek, w których Polska Grupa Zbrojeniowa posiada większościowy pakiet akcji lub udziałów, wykreślono dokładnie jeden artykuł.

Jego oznaczenie różni się w zależności od spółki, ale brzmienie pozostaje identyczne:

„Członkowie Rady Nadzorczej (…) powinni spełniać wymogi wskazane w rozporządzeniu Rady Ministrów wydanym na podstawie przepisu art. 12 ust. 7 ustawy z dnia 30 sierpnia 1996 r. o komercjalizacji i prywatyzacji (tekst jednolity: Dz. U. z 2013 r. poz. 216 ze zm.).”


Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

MISIEWICZ W RADZIE NADZORCZEJ PGZ. OKO.PRESS PYTA O DYPLOM

KONRAD RADECKI-MIKULICZ  7 WRZEŚNIA 2016


22 wykreślone zapisy

Przepisy ustawy oraz rozporządzenia, o których mowa, jasno wskazują, że członkowie rady nadzorczej spółki z większościowym udziałem Skarbu Państwa muszą posiadać wyższe wykształcenie oraz państwowy egzamin dla członków rad nadzorczych. A właśnie do takich należy Polska Grupa Zbrojeniowa oraz wszystkie spółki, w których PGZ ma większościowe udziały.

OKO.press sprawdziło dokumenty złożone przez spółki zbrojeniowe w Krajowym Rejestrze Sądowym. Aż 19 z 25 spółek PGZ złożyło dokumenty o wykreśleniu ze statutu jednego artykułu.

Oto zestawienie zmian w statutach spółek zbrojeniowych, do których dotarliśmy (wytłuszczone nazwy spółek):

  • „W § 18 skreśla się ust. 6 o brzmieniu: Wszyscy członkowie Rady Nadzorczej powinni spełniać wymogi wskazane w rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 7 września 2004 roku w sprawie szkoleń i egzaminów dla kandydatów na członków rad nadzorczych spółek, w których Skarb Państwa jest jedynym akcjonariuszem (Dz. U. Nr 198, poz. 2038, z późn. zm.)” (Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego „PLZ Kalisz”)
  • „W § 24 skreśla się ust. 5 o dotychczasowej treści: Członkowie Rady Nadzorczej, w tym również członkowie, o których mowa w § 25 ust. 1, powinni spełniać wymogi wskazane w rozporządzeniu Rady Ministrów wydanym na podstawie przepisu art. 12 ust. 7 ustawy z dnia 30 sierpnia 1996 r. o komercjalizacji i prywatyzacji (tekst jednolity: Dz. U. z 2013 r. poz. 216 ze zm.)”. (Stomil-Poznań S.A., Mesko S.A., PCO S.A., PIT-RADWAR).
  • W § 32 skreśla się ust. 4 o treści: „Członkowie Rady Nadzorczej, w tym również członkowie, o których mowa w § 33, powinni spełniać wymogi wskazane w rozporządzeniu Rady Ministrów wydanym na podstawie przepisu art. 12 ust. 7 ustawy z dnia 30 sierpnia 1996 r. o komercjalizacji i prywatyzacji”. (Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Centrum Techniki Morskiej S.A. w Gdyni);
  • W § 35 skreśla się ust. 4 o treści: „Członkowie Rady Nadzorczej, w tym również członkowie, o których mowa w § 36, powinni spełniać wymogi wskazane w rozporządzeniu Rady Ministrów wydanym na podstawie przepisu art. 12 ust. 7 ustawy z dnia 30 sierpnia 1996 r. o komercjalizacji i prywatyzacji (tekst jednolity: Dz. U. z 2013 r., poz. 216 ze zm.)”. (Zakłady Mechaniczne „Bumar-Łąbędy”);
  • W § 38 skreśla się ust. 4 w brzmieniu: „Członkowie Rady Nadzorczej, w tym również członkowie, o których mowa w § 39, powinni spełniać wymogi wskazane w rozporządzeniu Rady Ministrów wydanym na podstawie przepisu art. 12 ust. 7 ustawy z dnia 30 sierpnia 1996 roku o komercjalizacji i prywatyzacji (tekst jednolity: Dz. U. z 2013 roku, poz. 216, ze zm.). (Rosomak S.A., Wojskowe Zakłady Uzbrojenia S.A., Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne S.A., Wojskowe Zakłady Inżynieryjne S.A., Wojskowe Zakłady Łączności nr 1 S.A., Wojskowe Zakłady Łączności nr 2 S.A., Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 1 S.A., Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 2 S.A, Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 4 S.A., Wojskowe Centralne Biuro Konstrukcyjno-Technologiczne S.A., Wojskowe Zakłady Elektroniczne S.A.)
  • „W § 29 skreśla się ust. 4” – tym razem bez podania treści. (Huta Stalowa Wola S.A.)

Trzy kolejne (Cenrex, Cenzin, Fabryka Broni „Łucznik”) to spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, które działają na podstawie umowy, a nie, jak spółki akcyjne, na podstawie statutu. W przypadku tych trzech nie udało nam się ustalić dokładnego brzmienia wykreślonego zapisu. Analizując sąsiednie zapisy wnioskujemy, że w umowach skreślone zostało to samo wymaganie, co w statutach spółek.

Cenzin
Fragment tekstu jednolitego umowy firmy Cenzin – usunięty pkt 4 znajduje się dokładnie w tym miejscu, w którym w innych dokumentach znajdował się usunięty zapis o wymaganiach wobec członków rad nadzorczych

fot . Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

AFERA MISIEWICZOWA. MACIEREWICZ ZŁAMAŁ PRAWO

STANISŁAW SKARŻYŃSKI  8 WRZEŚNIA 2016


Śledczy mają do sprawdzenia całą zbrojeniówkę

Jak wiemy z przypadku Bartłomieja Misiewicza, zmiana statutów nie ma mocy prawnej, ponieważ statut jest dokumentem podrzędnym w stosunku do rozporządzenia, które z kolei podlega ustawie. To, że ze statutu wykreślono wymagania dla członków rad nadzorczych, nie oznacza, że one przestają obowiązywać. Spółki, ich zarządy oraz zgromadzenia akcjonariuszy są związane przepisami obowiązującego prawa – czyli ustawy i rozporządzenia.

Z tego powodu warszawska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie powołania Bartłomieja Misiewicza do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Śledczy sprawdzają, czy jego nominacja oznacza złamanie prawa i czy nie jest działaniem na szkodę Skarbu Państwa.

Na podobnej zasadzie prokuratura powinna zbadać wszystkie nominacje w spółkach podległych PGZ, które ze swojego statutu wykreśliły zapisy określające wymagania wobec członków rad nadzorczych. W razie potrzeby „Oko” służy prokuratorom listą spółek i osób powołanych.

OKO.press

 

Stanisław Janecki czy ten co Grodzką podglądał (zapomniałem nazwiska)?

ctstsxfwiaakdbm

Sondaż IPSOS dla „OKO.press” pokazuje, że PiS wiele potrafi – nawet wywołać szeroki odruch feministyczny. Co piąta Polka chciałaby osobiście wziąć udział w proteście w obronie godności i praw kobiet. Większość Polek (55 proc.) i Polaków (44 proc.) popiera bunt, przeciw jest ledwie 14 proc. Nawet w elektoracie PiS przewaga przeciwników jest minimalna

oko.press

„Pewien urzędnik publiczny” zlecił podpalenie budki pod ambasadą Rosji? Śledztwo przekazano do Suwałk

jsx, PAP, mn, 01.10.2016

Podpalenie budki wartowniczej pod rosyjską ambasadą; Bartłomiej Sienkiewicz

Podpalenie budki wartowniczej pod rosyjską ambasadą; Bartłomiej Sienkiewicz (youtube.com/Matka przewielebna; Tomasz Rytych/AG)

Śledztwo ws. podpalenia budki wartowniczej podczas Marszu Niepodległości w 2013 r. umorzono. Teraz ma zostać wznowione przez Prokuraturę Okręgową w Suwałkach. Nie wiadomo, dlaczego akurat tę.

 

Suwalska Prokuratura Okręgowa zbada, czy były minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz nie zlecił podpalenia budki wartowniczej przy rosyjskiej ambasadzie podczas Marszu Niepodległości w 2013 r. w Warszawie. O sprawie napisała Współczesna.pl.

Nie wiadomo, dlaczego padło akurat na prokuraturę w Suwałkach. Decyzję podjęła Prokuratura Krajowa. Śledczy mają przeanalizować zebrany wcześniej materiał i sprawdzić, czy jest kompletny.

Połączone postępowania

Rzecznik suwalskiej prokuratury Ryszard Tomkiewicz powiedział, że trafiły tam z Prokuratury Krajowej materiały z dwóch postępowań prowadzonych wcześniej w Warszawie. Jedno zakończyło się umorzeniem z powodu niewykrycia sprawców, w drugim wydano postanowienie o odmowie wszczęcia.

– Pierwsze dotyczyło podpalenia budki przy ambasadzie rosyjskiej. Drugie zaś – sprawstwa kierowniczego pewnego urzędnika publicznego. Te dwa postępowania połączyliśmy w jedno i podjęliśmy na nowo, do wykonania zaplanowanych czynności – powiedział prok. Tomkiewicz.

Śledztwo po aferze podsłuchowej

Podczas Marszu Niepodległości, zorganizowanego w Warszawie przez środowiska narodowe 11 listopada 2013 roku, doszło do burd, m.in. w pobliżu budynku ambasady rosyjskiej. Podpalona została budka wartownicza ambasady, ale wątek umorzono.

Prokuratura wyjaśniała też, czy ktoś podżegał do podpalenia tej budki. Podstawą postępowania sprawdzającego, zakończonego odmową wszczęcia, były słowa ówczesnego szefa CBA Pawła Wojtunika podczas nagranej nielegalnie w restauracji „Sowa i Przyjaciele” rozmowy z ówczesną wicepremier, minister infrastruktury i rozwoju Elżbietą Bieńkowską.

„Bzdura i absurd”

„Do Rzeczy” w 2015 r. opublikowało fragmenty rozmowy, która miała zostać podsłuchana w czerwcu 2014 r. Według tygodnika, podczas rozmowy Bieńkowskiej z Wojtunikiem miała paść sugestia, że ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz zlecił policjantom spalenie budki przed rosyjską ambasadą. Sam polityk określił tę informację jako „bzdurę i absurd”. Wojtunik utrzymywał, że „jego słowa wyrwano z kontekstu, co wynikało albo ze złej woli dziennikarzy, albo z braku rzetelności”.

Teraz wezwania na przesłuchania mogą otrzymać zarówno Sienkiewicz, jak i Wojtunik oraz Bieńkowska. Jeśli chodzi o byłego szefa CBA, rozpatrywana ma być też kwestia potencjalnego niedopełnienia przez niego obowiązków. Skoro bowiem dysponował wiedzą o rzekomym podżeganiu do podpalenia, to powinien złożyć doniesienie. Śledczy zakładają, że ich postępowanie zakończy się w marcu 2017 r.

pewien

gazeta.pl

Czy złośliwe tweety Tyrmanda, to oficjalne stanowisko MSZ? Zdeklarowany wielbiciel Trumpa specjalnym doradcą Waszczykowskiego

Bartosz T. Wieliński, 01.10.2016

Matthew Tyrmand

Matthew Tyrmand (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Matthew Tyrmand, amerykański dziennikarz, który tropi wrogów PiS za oceanem i gloryfikuje Donalda Trumpa, od lipca jest specjalnym doradcą szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego. Dwie godziny po opublikowaniu tej informacji, rzecznik MSZ wysłał nam maila, że Tyrmand został dziś odwołany. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, nikt w MSZ nie wcześniej nie wiedział o „doradcy” Waszczykowskiego.

Henry Foy, środkowoeuropejski korespondent brytyjskiego dziennika „Financial Times”, na swoim profilu na Twitterze zamieścił skan podpisanej przez ministra Waszczykowskiego decyzji o ustanowieniu funkcji specjalnego doradcy ministra ds. komunikacji i powierzenia jej 35-letniemu Tyrmandowi. Jego zadaniem ma być „podejmowanie działań doradczych i innych z zakresu komunikacji strategicznej służących kształtowaniu pozytywnego wizerunku Polski na arenie międzynarodowej”. Ma utrzymywać kontakty z mediami, środowiskami opiniotwórczymi, elitami politycznymi, przygotowywać analizy, rekomendować.

Tyrmand funkcję pełni społecznie, jednak wydatki związane z jego działalnością ma pokrywać polska ambasada w Waszyngtonie. Minister Waszczykowski nominację podpisał 12 lipca.

Matthew Tyrmand, syn słynnego pisarza Leopolda Tyrmanda, nie ukrywa swojego entuzjazmu do Prawa i Sprawiedliwości. Zarówno w mediach społecznościowych, jak i w realu.

Na Twitterze atakował krytycznie piszących o „dobrej zmianie” anglojęzycznych korespondentów, zarzucając im kłamstwa i uprawianie antypolskiej propagandy. Na początku roku do jego nagonki przyłączył się rzecznik ówczesny MSZ Artur Dmochowski. Atakował też polskich dziennikarzy. Wykonane na tegorocznym balu dziennikarzy selfie z Piotrem Kraśką podpisał np. „Wkrótce będzie czyścić toalety w Dublinie”. Gdy rozpoczęły się protesty Komitetu Obrony Demokracji, twierdził, że stoi za nimi powszechnie znienawidzony przez prawicę międzynarodowy finansista George Soros. Dowodził też, że za nieprzychylnymi dla Polski artykułami w amerykańskiej prasie stoi Anne Applebaum, publicystka „Washington Post”, żona byłego szefa MSZ Radosława Sikorskiego. „Gazetę Wyborczą” porównywał zaś do Russia Today.

Właśnie dlatego prorządowe media uznają młodego Tyrmanda za autorytet. A on publikuje na swoim TT selfie z prezydentem Andrzejem Dudą. Tym razem bez obraźliwego podpisu.

Tyrmand pisze też dla oskarżanego o antysemityzm skrajnie prawicowego portalu Breitbart News. W Polsce jest zagorzałym orędownikiem kandydatury Donalda Trumpa na prezydenta USA. W czerwcu w rządowych mediach zapewniał, że Trump będzie pragmatycznym prezydentem i sojusznikiem Polski. Na początku miesiąca w TV Republika mówił, że wybory wygra zdecydowanie. A na Twitterze nazwał Hillary Clinton największym politycznym przestępcą w amerykańskiej historii.

Pytanie, czego konkretnie oczekuje od Tyrmanda MSZ. Z jakimi „mediami, środowiskami opiniotwórczymi i elitami politycznymi” ma nawiązać kontakty? Czy człowiek tak mocno popierający jedną opcję polityczną w Polsce i w USA będzie wiarygodny? I co będzie, gdy Trump jednak nie wygra amerykańskich wyborów? Czy obecność takiej postaci jak Tyrmand w otoczeniu szefa MSZ nie będzie obciążeniem dla stosunków z USA? Te pytania wysłaliśmy dziś przed południem do MSZ.

Dwie godziny później dostaliśmy następującą odpowiedź od Rafała Sobczaka, rzecznika MSZ:

„W związku z przekroczeniem ram aktywności w zakresie doradztwa społecznego przez Pana Matthew Tyrmanda zostaje uchylona z dniem dzisiejszym decyzja o jego działalności w powyższym charakterze. Ponadto jeszcze raz informujemy, wbrew pojawiającym się w mediach informacjom, że prywatne poglądy wygłaszane przez Pana Tyrmanda nie stanowią i nie stanowiły nigdy stanowiska Ministra Spraw Zagranicznych oraz resortu. Pan Tyrmand nie był także zatrudniony w strukturach MSZ i nie pobierał wynagrodzenia z tytułu doradztwa społecznego, które miało charakter okazjonalny.”

Jak nieoficjalnie dowiedzieliśmy się w MSZ powołanie Tyrmanda na doradcę, była to „osobista decyzja ministra Waszczykowskiego, o której nikt w ministerstwie nie słyszał”. Jeden z dyplomatów powiedział nam. – Proszę zwrócić uwagę, że nominacja nie została napisana na oficjalnym papierze firmowym MSZ. Oznacza to, że nie przeszła przez biuro dyrektora generalnego, tak jakby taki fakt trzeba było ukryć. Oznacza to, że osobistą odpowiedzialność za to co się stało ponosi szef MSZ.

Zobacz także

msz

wyborcza.pl

Nowacka zapowiada walkę o prawa Polek już nie w kraju, a na forum europejskim. „Pogonimy fanatyków!”. Co miała na myśli?

Paweł Kośmiński, 01.10.2016

Barbara Nowacka przemawia podczas sobotniej demonstracji pod hasłem

Barbara Nowacka przemawia podczas sobotniej demonstracji pod hasłem „Żarty się skończyły. Moje ciało, moja sprawa” (Fot. Adam Stępien / Agencja Gazeta)

– Za kilka miesięcy zwrócę się do was wszystkich z prośbą o pomoc w zebraniu ponad miliona podpisów, które nie trafią do kogoś, kto nami gardzi, tylko trafią do kogoś, kto będzie chciał nas słuchać. Do eurodeputowanych – zapowiedziała podczas demonstracji przed Sejmem Barbara Nowacka. Oznacza to walkę o prawa kobiet w Polsce przez ujednolicenie prawa unijnego.

– Chcemy, żeby w Polsce było po prostu normalnie. A oni chcą to blokować, proponują barbarzyństwo, ciemnogród i taliban. Nie chcemy tego, mówimy „nie”. Pogonimy fanatyków! – mówiła podczas sobotniej demonstracji przed Sejmem„Żarty się skończyły” Barbara Nowacka. Jak podkreślała, Polki powinny mieć prawo do legalnej aborcji, edukacji seksualnej, antykoncepcji i in vitro.

Nowacka: Walka trwa! To, co mają nam do pokazania, to gest Pyzika

Nowacka była pełnomocniczką komitetu Ratujmy Kobiety, który zebrał 215 tys. podpisów pod projektem ustawy liberalizującej przepisy aborcyjne, a także gwarantujący lepszą opiekę nad kobietami w ciąży, szerszy dostęp do refundowanej antykoncepcji oraz wprowadzenie do szkół wiedzy o seksualności człowieka. Posłowie nie chcieli jednak nad nim pracować. Do sejmowej komisji skierowali za to projekt całkowicie zakazujący aborcji. W połowie września do Sejmu został skierowany kolejny antyaborcyjny projekt – tym razem autorstwa Federacji Ruchów Obrony Życia, która od początku sprzeciwiała się łatwiejszemu dostępowi pigułki „dzień po”.

– Nasza walka się nie kończy, nasza walka trwa. Tylko wiemy, że z tym Sejmem wiele nie załatwimy, że będą nas ignorowali, że gest Pyzika to jest to, co mają nam do pokazania. Nie żaden dialog, a obłuda. Ale szczęśliwie Polska jest w Unii Europejskiej – mówiła w sobotę Nowacka.

Jak zdradziła, przed kilkoma dniami zawiązana została inicjatywa, która chce wykorzystać przysługującą obywatelom UE europejską inicjatywę ustawodawczą. – Tak, by prawo kobiet – w tym prawo dotyczące dostępu do leków – było chronione prawem unijnym. Będziemy po prostu ratować kobiety – wyjaśniła.

Europejska inicjatywa ustawodawcza – sposób na polskich posłów?

Europejska inicjatywa ustawodawcza to zagwarantowane w traktacie lizbońskim narzędzie dające obywatelom UE możliwość zasygnalizowania, że jest jakaś ważna sprawa, którą powinni zająć się unijni przywódcy. Zmierza ona do ujednolicenia prawa we wszystkich krajach Unii.

Taka petycja trafia do Komisji Europejskiej, która posiada inicjatywę legislacyjną w zakresie prawa unijnego i może wystąpić z wnioskiem ustawodawczym. Ale żeby KE w ogóle tematem zainteresować trzeba najpierw zebrać pod inicjatywą minimum milion podpisów mieszkańców przynajmniej siedmiu krajów Unii. Ale określona jest również niezbędna liczba osób deklarujących poparcie dla inicjatywy w każdym z tych państw (zależy od liczby europarlamentarzystów). Nie może być więc tak, że wymagane minimum podpisów zostanie zebrane wśród obywateli Polski. Na ich zebranie jest 12 miesięcy.

Później KE ma trzy miesiące na rozpatrzenie inicjatywy, wysłuchanie publiczne w Parlamencie Europejskim i oficjalne ustosunkowanie się do niej. Może sporządzić wniosek ustawodawczy, zdecydować się na przeprowadzenie dodatkowych badań albo nie podjąć żadnych działań. Na jaki scenariusz jednak Komisja by się nie zdecydowała, swoją decyzję musi uzasadnić.

Nowacka: Te podpisy nie trafią do kogoś, kto nami gardzi, ale kto słucha

Jak podkreśliła w sobotę Nowacka, nie będzie to łatwe. – Za kilka miesięcy zwrócę się do was wszystkich z prośbą o pomoc w zebraniu ponad miliona podpisów, które nie trafią do kogoś, kto nami gardzi, tylko trafią do kogoś, kto będzie chciał nas słuchać. Trafią do eurodeputowanych – zapowiedziała.

Ale Nowacka jest dobrej myśli: – Jestem przekonana, że dobrym prawem uda nam się uratować chociaż dostęp do środków antykoncepcyjnych, zapewnić sobie prawa reprodukcyjne i nie pozwolić zniszczyć in vitro. Bo mamy takie sama prawa jak inne Europejki. A te, które ich nie mają – jak Maltanki czy Irlandki – powinny je mieć. I doprowadzimy do tego, że będą miały.

Tymczasem już na środę w Parlamencie Europejskim zaplanowana została debata na temat sytuacji kobiet w Polsce. Inicjatywa frakcji socjalistów i demokratów ma związek właśnie ze skierowanym do dalszych prac projektem zaostrzenia przepisów aborcyjnych. Zapowiedzianą debatę premier Beata Szydło już zdążyła nazwać „zajmowaniem się tematami zastępczymi”.

Zobacz także

tysiace

wyborcza.pl

rachunki

http://krknews.pl/rachunki-sdm-kuria-chce-placic-choc-zgarnela-100-mln-bez-podatku/

 

oko-press

https://oko.press/osmiornica-macierewicza-setka-nowych-osob-zarzadach-spolkach-polskiej-grupy-zbrojeniowej/

 

precz

 

ctrrkcjxeaayw6t

 

ctrlb3nxyaaidmq

Macierewicz złamał prawo? Szef MON odpowiada w USA: Chyba ktoś nie jest specjalnie zdrowy

jagor, PAP, 01.10.2016

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (%Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta)

• Szef MON brał udział w sympozjum na uniwersytecie Rutgersa w New Jersey
• Mówił o ekstremizmie islamskim, rosyjskiej agresji i silnych Chinach
• Macierewicz skomentował też sprawę ekspertów z podkomisji ds. 10.04

 

Macierewicz, który przebywa z wizytą w USA, był głównym mówcą na sympozjum z udziałem studentów, naukowców i polityków na Uniwersytecie Stanowym Rutgersa w  stanie New Jersey. Wygłosił tam główne przemówienie na konferencji na temat bezpieczeństwa narodowego. Szef MON mówił o gotowości USA do szybkiego rozmieszczenia swoich wojsk w Polsce. Do największych zagrożeń, w których obliczu stoi Polska i świat, zaliczył do nich m.in. ekstremizm islamski, rosyjską agresję oraz ekspansywną politykę Chin. Zwrócił też uwagę na pogorszenie sytuacji bezpieczeństwa na flance wschodniej.

Dowiedz się więcej:

Katastrofa smoleńska to element strategii Kremla?

W trakcie konferencji Macierewicz sugerował, aby zastanowić się, czy katastrofa smoleńska, inwazja na Ukrainę czy też wojna w Gruzji nie są kolejnymi etapami dłuższego procesu. Zapowiedź utworzenia przez prezydenta Putina ministerstwa bezpieczeństwa państwowego traktował jako powrót do czasów KGB.

Czy Macierewicz złamał prawo?

napisała, że Macierewicz „zlikwidował po cichu” podkomisję smoleńską, a jej członków powołał do utworzonej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Wg mediów, doszło do złamania prawa, bo eksperci od Macierewicza nie spełniali bowiem warunków, by stać się pełnoprawnymi członkami tej Komisji.

– To bzdura. Albo ktoś źle przekazał tę informację, albo ktoś nie jest specjalnie zdrowy. Związek z rzeczywistością jest żaden – stwierdził Antoni Macierewicz.

macierewicz

gazeta.pl

ctlxwirwiaayctw

 

okopress

Czarny protest. Zmiećmy samozwańczych władców kobiet [MICHALIK]

Eliza Michalik, 01.10.2016

Eliza Michalik

Eliza Michalik (Fot. Tomasz Michalik / Superstacja)

CZARNY PROTEST. Debatę o aborcji nazywa się tak tylko dla niepoznaki: nie można przecież głośno powiedzieć, że tak naprawdę to nieludzka dyskusja o biologicznej użyteczności kobiet dla Narodu, próba uczynienia z nas inkubatorów i poddanych.

Czarny protest. Robert Wagner: Walczę dla naszych kobiet. Rozmowa z współorganizatorem strajku w „Czarny poniedziałek”

Debata o całkowitym zakazie aborcji – choć słowo „debata” ledwo przechodzi mi przez usta, tak bardzo to coś, co dzieje się w przestrzeni publicznej, jest parodią prawdziwej debaty – pokazuje, że my, kobiety, jesteśmy we własnym kraju ludźmi drugiej kategorii.

Dowód? To, co w przypadku mężczyzn byłoby szokujące i nie do pomyślenia, w przypadku kobiet jest normą i codziennością.

Wyobraźcie sobie dyskusję na temat obywatelskiego projektu ustawy o przymusowej kastracji księży. Albo na temat ustawowego zakazu operowania raka prostaty z trzema tylko wyjątkami (groźba śmierci mężczyzny, amputacji penisa i całkowitej impotencji), w których i tak lekarz, powołując się na klauzulę sumienia, mógłby odmówić mężczyźnie leczenia (o znieczuleniu nie wspominając). Lub o wycofaniu z aptek viagry, która zwiększa ryzyko zawału, a przecież nieodpowiedzialni panowie łykają ją jak dropsy.

Nie do pomyślenia, prawda? To byłby szok. Jednak taka właśnie jest codzienność kobiet. Dość!

Pod przykryciem awantury o aborcję od lat skrywa się inne, fundamentalne pytanie, które trzeba wreszcie głośno wypowiedzieć. Brzmi ono:

Czy godzimy się na istnienie uprzywilejowanych grup społecznych, takich jak księża i politycy, które same obwołały się mądrzejszymi i bardziej moralnymi od nas i przyznały sobie prawo do decydowania o naszych – także najbardziej intymnych – sprawach? Czy uznajemy ich wyższość umysłową i uczuciową, a co za tym idzie – prawo do mówienia nam, jak mamy żyć?

Jeśli tak, w porządku. Niech uchwalają, co chcą, a my biernie się temu poddajmy.

Jednak jeśli nie, to właśnie teraz jest czas, by pokazać tym bezczelnym uzurpatorom, gdzie ich miejsce. Jesteśmy świadkami narodzin słusznego i, mam nadzieję, wielkiego gniewu: dziś w Warszawie (o godz. 13 pod gmachem Sejmu) manifestacja w obronie kobiet, a w poniedziałek 3 października ogólnopolski strajk kobiet.

Czarny protest. „Nie biorę udziału w strajku kobiet, bo…”. 13 POWODÓW. Poradnik dla nieprzekonanych i wahających się

Sam pomysł rozmawiania o kobietach bez kobiet, debatowania o naszych ciałach i seksualności przez grupę podtatusiałych (zresztą: jakichkolwiek!) panów, w tym żyjących w celibacie księży, jest przecież odrażający i dziwaczny, a jego bezczelność zapiera dech w piersiach.

Kim oni, do diabła, są, ci zarozumiali posłowie (i niestety także niektóre posłanki) i żyjący w pałacach biskupi, kim są ci wygoleni na łyso, zaburzeni emocjonalnie szaleńcy, niepanujący nad własnym gniewem – z braku innych powodów do dumy nazywający siebie „narodowcami” – żeby nam mówić, jak mamy żyć i postępować? W czym są od nas lepsi? W jakim świecie wyobrazili sobie, że mają prawo do czegoś więcej niż wyrażenie (pod warunkiem że w kulturalny sposób) swojej opinii na temat naszych ciąż i zresztą każdy inny?

Tak naprawdę – i to jest sedno całej sprawy, to jest jej sens, zagrzebany pod infantylnymi gadkami o nienarodzonych dzieciątkach – pod hasłem całkowitego zakazu aborcji kryje się prosty brak równości ludzi wobec prawa.

Debatę o aborcji nazywa się debatą o aborcji tylko dla niepoznaki: nie można przecież głośno powiedzieć (o nie, na to nie zdobyliby się nawet najgorsi religijni fanatycy), że tak naprawdę to nieludzka dyskusja o biologicznej użyteczności kobiet dla Narodu, próba uczynienia z nas inkubatorów, poddanych, chłopek pańszczyźnianych, przymuszanych wbrew woli do rodzenia dzieci.

Logika folwarku jest zresztą w narracji prawicy i Kościoła katolickiego prowadzona konsekwentnie: skoro mężczyźni są panami, a kobiety poddanymi, kobieta musi urodzić gwałcicielowi dziecko w prezencie, dokładnie tak jak kiedyś rodziła je bez szemrania panu, który raczył ją zgwałcić.

Szkoda, że nie można tego kobietom oznajmić wprost (bo wredne feministki wmówiły im, że mają jakieś prawa), że nie można im szczerze rzucić w twarz: „Wasze ciała są naszą własnością, możemy z wami robić, co nam się podoba. Macie nas słuchać!”. Na szczęście jednak zawsze można nazwać tę debatę rozmową o aborcji.

Kant pisał: „Jeśli nie wiesz, czy coś jest słuszne, zastanów się, czy chciałbyś, żeby było powszechnie obowiązującym prawem”. I to jest wskazówka, jaką powinniśmy dla siebie z tej gorzkiej lekcji wyciągnąć.

Jeśli tak się stanie, obłędny pomysł całkowitego zakazu aborcji ma szansę, by zamiast klęską okazać się wielką lekcją obywatelskiego wychowania. Jeśli ją odrobimy, zmieciemy z życia politycznego samozwańczych władców kobiet, którym marzy się przywrócenie niewolnictwa, i zbudujemy kraj, w którym ludzie są równi wobec prawa i w którym godność, wolność, szacunek, zdrowie i życie – dla wszystkich – nie są przywilejami, lecz oczywistością.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Czarny protest. Robert Wagner: Walczę dla naszych kobiet. Rozmowa z współorganizatorem strajku w „Czarny poniedziałek”
Kiedy zakładałem na Facebooku wydarzenie – ogólnopolski strajk kobiet, nie miałem wielkiego przekonania. Ale gdy nazajutrz rano zobaczyłem 62 tysiące udostępnień, zrozumiałem, że przez noc urosło to do wydarzenia roku w Polsce

Alfonse D’Amato. Nowojorsko-smoleński łącznik Macierewicza
Antoni Macierewicz i Alfonse D’Amato wspólnie prezesują organizacji Friends of Poland. Czy nie jest konfliktem interesów, że D’Amato lobbuje na rzecz firm przemysłu lotniczego, a szef MON decyduje o zakupach dla polskich sił powietrznych? Czy Macierewicz wie o powiązaniach D’Amato z mafijnymi rodzinami Gambino, Genovese i Lucchese?

Frans Timmermans: Polacy, uratujcie nas. Znowu
Świat do przodu pchają dwa czynniki: niezadowolenie i ciekawość. U was diagnozuję jedno i drugie. Z Fransem Timmermansem rozmawia Bartosz T. Wieliński

Nike 2016. 20 książek, których (wciąż) potrzebujemy
Z okazji 20-lecia Nagrody Literackiej „Nike” byli i obecni jurorzy tłumaczą, dlaczego zwycięskie książki przetrwały próbę czasu. W niedzielę wieczorem poznamy kolejnego laureata i dwudziesty tytuł do kolekcji

Węgry. Orbana igranie z ogniem
Viktor Orban pisze do Węgrów mieszkających za granicą, by „nie ryzykowali przyszłości swoich dzieci” i w referendum w sprawie uchodźców zagłosowali na nie. Dodaje: „Węgry liczą na was!”

Krótka historia upadku cywilizacji. Czy postęp oznacza lepszy świat?
Kolejnego kryzysu związanego z niepohamowanym wzrostem możemy już nie przeżyć. Po co tak pędzimy na złamanie karku?

Wybory w USA. Europa, wypad z basenu
Sojusznik to kłopotliwy krewny, lepszy przewidywalny wróg. A Europejczycy będą z nami handlować, czy utrzymamy bazy w Niemczech, czy nie. Rozmowa z byłym doradcą ds. Europy i Azji w Departamencie Stanu USA

Mateusz Morawiecki. Żongler
Logika nie jest najmocniejszą stroną Mateusza Morawieckiego. Konia z rzędem temu, kto wie, co wicepremier ma na myśli

To nie jest czas erudytów
Wykładowcy mówią studentom: oczekujemy dyskusji. Oczekują, a potem kończą się zajęcia

Niezdrowa moda na wellness
Churchill pił, palił i niewiele się ruszał. Czy to znaczy, że był kiepskim liderem? Co jeśli awans, premia albo nawet pensja zależą od tego czy jesteś aktywny fizycznie?

amoze

wyborcza.pl

Nowy garnitur

Michał Ogórek, 01.10.2016

Beata Szydło

Beata Szydło (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Kilka dni wcześniej Beata Szydło zdradziła na Twitterze, że zapowiada się bardzo emocjonujący tydzień w rządzie. Sama Szydło nie mogła już wytrzymać z ciekawości, aby się dowiedzieć, kogo zwolnią.

Ale chyba tylko ona jedna. Żeby się można było ekscytować, trzeba by odróżniać jakoś urzędników odwołanych od powołanych, a tego się nie da zrobić. Wymienianie kogoś, kogo nikt nie zna, na innego, kogo nikt nie zna, jest dość obojętne nie tylko z punktu widzenia opinii publicznej, ale nawet samych urzędów. Nikt się tam jeszcze nie zdążył do nikogo przyzwyczaić. Dotyczy to zwłaszcza zapowiedzi wymiany nowych wojewodów, których twarzy w wielu województwach nie zapamiętał jeszcze ich kierowca.

Kiedy któregoś dnia przyjdzie i zajmie gabinet ktoś inny, nikt w biurze się nie zorientuje. Zawsze przypomina mi się w takim momencie scena z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa, kiedy wszystkie decyzje podpisywała przy biurku sama marynarka. Kiedy wreszcie ktoś ją zastąpił, wszystkie jej decyzje utrzymał w mocy.

W tym rządzie do pracy przychodziłaby codziennie inna marynarka, co uzasadniane byłoby wymogami elegancji.

Zobacz także

sama

wyborcza.pl

Rzecznik Episkopatu o ks. Międlarze: Nie można zasłaniać się nauką Kościoła, występując przeciw niej

MICHAŁ WILGOCKI, 30.09.2016

Ks. Jacek Międlar

Ks. Jacek Międlar ($Fot. Marek Podmoky / Agencja Gazeta)

Ofensywa księdza nacjonalisty Jacka Międlara trwa. Grozi, że ujawni „homoseksualne lobby” i „talmudycznych żydowskich rasistów” w Kościele.

Jacka Międlara do TVP 1 zaprosił Jan Pospieszalski i dał mu głos w swoim programie w czwartek wieczorem. Ksiądz przyszedł w cywilu, wcześniej ogłosił, żewystąpił ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Zamierza budować Kościół „od dołu” i zwalczać lobby w Kościele.

Zapytaliśmy TVP, czy zapraszanie księdza znanego z języka nienawiści mieści się w misji telewizji publicznej. TVP odpowiedziała: „Pluralizm wymaga, by na antenach telewizji publicznej gościły postaci, o których jest głośno w bieżącej debacie publicznej – także te budzące kontrowersje”.

TVP zapewniła również, że Pospieszalski przeprowadził rozmowę zgodnie ze standardami. Rzeczywiście, kiedy Międlar próbował na wizji opowiedzieć historię gejowskiego romansu jednego z księży z Sosnowca, Pospieszalski poprosił, by nie wymieniać nazwisk, bo w programie na żywo nie ma możliwości weryfikacji.

Wczoraj Międlar w skrajnie prawicowej gazetce rzucił kolejne oskarżenia – o wpływach gejów na diecezje sosnowiecką, tarnowską i wrocławską.

Na zarzuty zareagowali księża diecezji sosnowieckiej. „Stanowczo protestujemy przeciwko rażącemu naruszeniu prawa do czci, w tym szczególnie prawa do dobrego imienia przysługującego kapłanom diecezji sosnowieckiej i prawa do dobrej sławy kurii diecezjalnej w Sosnowcu” – napisali. Ich zdaniem Pospieszalski nie reagował w wystarczający sposób na kłamstwa księdza.

Międlar u Pospieszalskiego mówił również – pokrętnie – o wpływach „żydowskich lobbystów” na polskich hierarchów. Zaatakował prymasa Wojciecha Polaka za patronat dla obchodów 500-lecia reformacji. Zarzucił mu, że świętuje niszczenie Kościoła, a udział w święcie porównał do udziału w spotkaniu loży masońskiej.

Wcześniej atakował także abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Episkopatu, za krytykę polskiego nacjonalizmu, i b. nuncjusza Celestino Migliorego za rzekomą „współpracę z masonerią”.

Jak na antykościelną krucjatę księdza Międlara zareaguje Kościół? – Przesadne poświęcanie uwagi księdzu przez przełożonych nie będzie teraz skuteczne – mówi „Wyborczej” ks. prof. Alfred Wierzbicki, kierownik Katedry Etyki KUL. – Patrzyłbym na jego sprawę w duchu ewangelicznego spokoju. I skupił się na bronieniu dobrego imienia hierarchów, których atakuje. Sądzę, że przełożeni zakonni wyczerpali wszelkie środki. Trzeba mówić z uznaniem dla szybkiej reakcji na nacjonalistyczne, ksenofobiczne, nawołujące do nienawiści wystąpienia członka ich zgromadzenia.

O komentarz w sprawie zarzutów Międlara wobec abp. Gądeckiego poprosiliśmy rzecznika Episkopatu.

– Abp Gądecki przypomina nauczanie św. Jana Pawła II na temat nacjonalizmu i patriotyzmu – mówi „Wyborczej” ks. Paweł Rytel-Andrianik. – W homilii na Jasnej Górze 3 maja głosił, że autentyczny patriotyzm nie zna nienawiści do nikogo. Autentyczny patriotyzm oznacza umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowanie historii, tradycji, języka czy nawet samego krajobrazu ojczystego. W tym kontekście abp Gądecki przypomniał słowa św. Jana Pawła II: „Charakterystyczne dla nacjonalizmu jest bowiem to, że uznaje tylko dobro własnego narodu i tylko do niego dąży, nie licząc się z prawami innych. Patriotyzm natomiast, jako miłość ojczyzny, przyznaje wszystkim innym narodom takie samo prawo jak własnemu, a zatem jest drogą do uporządkowanej miłości społecznej”. Jeśli ktoś krytykuje to nauczanie abp. Gądeckiego, to oznacza, że krytykuje nauczanie św. Jana Pawła II.

Ks. Rytel-Andrianik przypomina, że papież Franciszek spotka się  z protestantami w Lund na przełomie października i listopada.

– To nie będzie świętowanie reformacji – jak niektórzy podają – ale ważny krok w dialogu ekumenicznym, który prowadzi do wspólnego zaangażowania się m.in. na rzecz pokoju na świecie i pomocy osobom uciekających przed wojną z Bliskiego Wschodu. Podczas obchodów 500-lecia reformacji, w których będzie uczestniczył Prymas Polski abp Wojciech Polak, nie zabraknie miejsca na modlitwę o przebaczenie za podziały między chrześcijanami. Dlatego trzeba docenić osoby podejmujące dialog ekumeniczny, które będą modliły się z braćmi i siostrami protestantami – wyjaśnia ks. Rytel-Andrianik.

Rzecznik dodaje: – Za każde słowo człowiek odpowiada w sumieniu przed Bogiem, czyli także za niesprawiedliwe zarzuty czy generalizowania, które krzywdzą ludzi. Nie można zasłaniać się nauką Kościoła, kiedy występuje się przeciw niej.

WSPÓŁPRACA: KNYSZ

Zobacz także

ks

wyborcza.pl

Czarny protest. Robert Wagner: Walczę dla naszych kobiet. Rozmowa z współorganizatorem strajku w „Czarny poniedziałek”

Dorota Wodecka, 01.10.2016

Ilustracja Marta Frej

CZARNY PROTEST. Kiedy zakładałem na Facebooku wydarzenie – ogólnopolski strajk kobiet, nie miałem wielkiego przekonania. Ale gdy nazajutrz rano zobaczyłem 62 tysiące udostępnień, zrozumiałem, że przez noc urosło to do wydarzenia roku w Polsce

Czarny protest. W jakich miastach? Kiedy? Nie tylko w poniedziałek

Dorota Wodecka: W poprzednią niedzielę zgromadził pan pod pręgierzem na wrocławskim Rynku kilka tysięcy mieszkańców.

Robert Wagner: Chciałem zaprotestować przeciw decyzji posłów o odrzuceniu obywatelskiego projektu liberalizacji prawa aborcyjnego i przesłaniu do dalszych prac jedynie projektu zaostrzającego obowiązujący kompromis. Byłem zły, że 460 osób chce decydować o milionach kobiet. Gdy w zeszły piątek rano jako osoba prywatna rejestrowałem w ratuszu zgromadzenie „Spotkanie, protest przeciw ustawie antyaborcyjnej”, myślałem, że przyjdzie kilkadziesiąt osób: moja żona, nasze dzieci i trochę znajomych.

Wyszła manifestacja na kilka tysięcy osób.

– Wydarzenie na Facebooku zaczęło się szerować, rozdzwoniły się telefony i wtedy uznałem, że sam mogę sobie nie poradzić. Poprosiłem o pomoc Dziewuchy Dziewuchom, a później dołączyła Partia Razem, która planowała na ten dzień organizację „czarnego protestu”, o czym nie wiedziałem, bo kiedy zgłaszałem zgromadzenie i zakładałem wydarzenie na FB, to nikt inny nie zgłosił podobnych zamiarów we Wrocławiu. Dołączyła się również Partia Kobiet, Bartłomiej Ciążyński z SLD i Zieloni.

Całe szczęście, że nie należę do żadnej partii czy stowarzyszenia, dlatego mogłem poprosić o pomoc każdego. Zakładaliśmy, że będzie bez agitacji politycznych i nawalanki w Kościół. Nie udało się i niektórzy, zwłaszcza ci, którzy przyszli z dziećmi, odchodzili, kiedy posypały się wulgaryzmy pod jego adresem.

Zaskakujące, że w ogóle ludzie chodzący do kościoła przyszli na tę manifestację.

– W ogóle. Skończmy z obłudą i przestańmy rozprawiać o autorytecie Kościoła. Wielu księży ma i kobiety, i dzieci. To typowi mężczyźni, a nie jakieś uduchowione byty. Ludzie chodzą do kościołów dla Boga, a nie dla instytucji. A jeśli mamy sprawdzić, ilu Polaków deklaruje przywiązanie do niej, to wprowadźmy podatek podobny do tego niemieckiego. I wtedy się okaże.

No więc jest pan antyklerykałem i lewakiem.

– Nie. Jestem ponad takimi podziałami. Mogę się dogadać i z prawakiem, i z lewakiem.

Proszę zauważyć, że w niedzielę na ulice wreszcie wyszli protestować młodzi ludzie, a nie jak do tej pory starsi, pamiętający czasy sprzed 1989 r. Ci młodzi nie potrzebują szyldów partii czy stowarzyszeń. Pociąga ich cel i idea. Nie jest dla nich ważne, z kim idą, tylko w jakiej sprawie. A ta dotyczy nas, naszych kobiet i dzieci. Mam nadzieję, że nie zalicza się pani do tych, którzy uważają, że nie należy mówić „nasze” kobiety.

To zawłaszczający zwrot.

– Ale nikt nie ma zamiaru odbierać kobietom podmiotowości. Chciałbym zaapelować na łamach. Mogę?

Proszę.

– Kobiety, nie obrażajcie się, kiedy mężczyźni mówią o was „nasze”. Oni chcą wam pomóc, troszczyć się o was, w waszym imieniu i z wami demonstrować. Także w imieniu naszych wspólnych dzieci.

Pan zabrał swoje na demonstrację.

– Tak. Bo mimo że mają sześć lat, chcę, by wiedziały, że w życiu nie chodzi tylko o pójście do kina czy na plac zabaw. Nastały takie czasy, że nie można siedzieć w domu.

Jednak ludzie siedzą. W 600-tys. mieście 4 tys. demonstrantów to nie jest znów tak dużo.

– Siedzą, bo brakuje im lidera, który ich z domu wyciągnie. Ja też długo siedziałem. Byłem gotów chodzić na demonstracje, pod warunkiem że je ktoś zorganizuje. I jeszcze w tym roku byłem jednym z milionów obywateli przekonanych, że ich jedynym obowiązkiem jest pójść na wybory. Rok temu, po wygranej PiS-u, mówiłem, żebyśmy mu dali cztery lata spokojnie porządzić. Ale tempo i jakość wprowadzanych zmian nie pozwoliły mi dłużej w tym domu zostać.

Realizują obietnice wyborcze.

– Owszem, i to w Polsce wyjątek. Ale większość ustaw zgłaszają jako projekty poselskie, dzięki czemu nie muszą ich konsultować z Komisją Trójstronną czy związkami zawodowymi. Używają sloganu, że sprawują władzę w imieniu większości, a przecież uprawnionych do głosowania było ponad 30 mln Polaków, z czego na PiS zagłosowało niecałe 6 mln, czyli 20 proc. Jaka to jest większość?! Grupa mająca większość tylko w Sejmie układa życie całej Polsce. To nie jest demokratyczne!

I kiedy ostatnio kropla „dobrej zmiany” przelała czarę goryczy, poczułem, że powinienem działać. We Wrocławiu jest sporo podobnych mi osób, które są zbyt skromne, by stać się liderami jakiegoś sprzeciwu. Wiem o tym, bo kiedy rozmawiam ze znajomymi, słyszę niezadowolenie z dyktatury jednej partii i pewność, że trzeba wyrazić swój sprzeciw. Trudno się jednak zebrać, by przełamać nieśmiałość i wstyd przed pokazaniem się publicznie i narażeniem na krytykę. Trudno też uwierzyć, że można mieć realny wpływ na rzeczywistość społeczno-polityczną. Wielu moich znajomych uważa, że ich głos oddany w wyborach nic nie znaczy.

Pan też tak uważa?

– Mam 40 lat. Kiedy dostałem dowód osobisty, nie mogłem się doczekać, by pierwszy raz w życiu zagłosować. I za każdym razem głosuję, a ostatnio zabieram ze sobą dzieci. Większość, która nie chodzi na wybory, nie robi tego z lenistwa czy z braku poczucia obowiązku, ale raczej z bezsilności. Wystarczy spojrzeć na obrady sejmowe, by zrozumieć, że politycy nie pracują tak, jak byśmy od nich oczekiwali. Trybuny są zwykle puste, zatem posłowie nie traktują poważnie swojej pracy, za którą nie dostają 10 czy 15 zł za godzinę. Wiem, że część z nich pracuje w tym w czasie w komisjach, ale to wszystkiego nie tłumaczy. Dla mnie jako wyborcy i obywatela to upokarzające, że ich wybrałem, a oni nie szanują mojego głosu. Skoro posłowie traktują swoją pracę niepoważnie, to obywatele równie niepoważnie traktują swoje obywatelskie obowiązki.

Gdyby chodziło nas na wybory więcej, to może oni zaczęliby w końcu pracować w obawie, że rozliczy ich 70 proc. wyborców, a nie niecałe 40.

Czarny protest. „Nie biorę udziału w strajku kobiet, bo…”. 13 POWODÓW. Poradnik dla nieprzekonanych i wahających się

Sądzi pan, że posłowie liczą się z protestami?

– Póki nie ma partii, która pociągnie za sobą niezadowolonych, to chyba niespecjalnie. Nie wydaje mi się też, że te protesty oddają ogólne nastroje. Gdyby teraz odbyły się wybory, może PiS zdobyłby znowu bezwzględną większość. Ale za kilka miesięcy ci, którzy do tej pory biernie przyglądali się podziałowi na Polskę propisowską i antypisowską, będą musieli się określić. Dziś mają 500+, ale pieniądze na realizację programu skończą się w przyszłym roku. Rząd zapowiedział, że obniżenie wieku emerytalnego przekłada na październik 2017, a VAT do 22 proc. obniży nie prędzej niż za trzy lata. Nauczyciele są wściekli, protestuje służba zdrowia, a rząd zapowiada wzrost opłat za wodę, prąd i gaz. Podwyżki płac dostają jedynie mundurowi, co nie jest przypadkiem. Niewykluczone, że niebawem staną przed dylematem, czy są za tymi, którzy im płacą, czy za swoimi kolegami, którzy protestują na ulicach.

Z Facebooka wynika, że znów wyciąga pan ludzi na ulice, tym razem jako organizator ogólnopolskiego strajku kobiet w najbliższy poniedziałek.

– Hasło do strajku we Wrocławiu rzuciła w niedzielę pod pręgierzem Marta Lempart, znana we Wrocławiu prawniczka, ekspertka, działaczka na rzecz niepełnosprawnych. Ja tylko założyłem na FB wydarzenie, do czego przekonywał mnie mój kolega Tomek Skowronek. Mówił, że trzeba być konsekwentnym i działać, póki się jest na fali. Uważałem, że nie powinienem. Bo jak to, mężczyzna ma zakładać wydarzenie w sprawie ogólnopolskiego strajku kobiet?

Czemu nie?

– Mimo że dla mnie i dla wielu znajomych ustawa aborcyjna i in vitro to nie jest tylko sprawa kobiet, to jednak obawiałem się, że spadną na mnie gromy. Z taką myślą kładłem się w niedzielę spać. O szóstej rano zajrzałem na FB, a tam 62 tys. udostępnień! Przez noc to wydarzenie urosło do wydarzenia roku w Polsce, co mnie trochę przeraziło, a jednocześnie dało do myślenia. Bo w gruncie rzeczy jestem normalnym facetem, który wiedzie zwyczajne życie. Szarym człowiekiem, który wraca z pracy, wkłada papucie i zajmuje się rodziną i innymi prozaicznymi sprawami.

Tymczasem okazuje się, że 3 października będziemy prawdopodobnie świadkami najbardziej masowych demonstracji w Polsce. Ta impreza może przebić dotychczasowe działania KOD-u. I poniedziałek będzie dniem, który pokaże, że wciąż można mobilizować i jednoczyć Polaków. I za to trzeba PiS-owi podziękować.

Czarny protest. Strajk na żądanie? Jak wziąć wolny dzień by protestować w poniedziałek

Co z tego protestu wyniknie?

– Ludzie, którzy chcą działać, uwierzą, że to wciąż ma sens. Kolega mówił, że jechał w niedzielę tramwajem na manifestację z ubranymi na czarno sąsiadami, którzy nigdy wcześniej nie manifestowali.

Trybunał Konstytucyjny nie mobilizuje już Polaków?

– Przykro to mówić, ale dla mnie to zgrane karty. Jednak manifestacje KOD-u przyniosły sukces. Do grudnia nie wiedziałem, do czego służy i przed czym nas broni TK. Dziś wiem, że jest gwarancją ładu konstytucyjnego. Dzięki demonstracjom KOD-u wzrosła świadomość społeczna. Jednak KOD-owi zależy na budowaniu społeczeństwa obywatelskiego, a tymczasem dziś potrzeba działań politycznych, które zjednoczą opozycję, co się na razie KOD-owi nie udało. Zresztą KOD nie jest antypisowski. Twierdzi, że chce patrzeć na ręce każdej władzy. Tylko że patrzy już na nie np. Fundacja Batorego czy od niedawna OKO.press.

Na tę chwilę nie ma partii i nie ma lidera, za którym ludzie by poszli. Widzę to po Wrocławiu. Jest grupa ludzi, która chce działać ponad podziałami, tylko brakuje nam charyzmatycznej osoby, która ją pociągnie. Może to będzie Marta Lempart?

Nie myśli pan o sobie?

– Ja? Tylko z pomocą innych. Ta niedziela by się nie zdarzyła, gdybyśmy nie działali wspólnie. To wielki sukces wszystkich, którzy nad tym wydarzeniem pracowali, i nie można przypisać tego sukcesu takiej czy innej osobie albo partii. Nie zrobiłem tego, by biegać po dziennikarzach, tylko dla żony i córki. Nie daję się ponieść entuzjazmowi znajomych, którzy apelują: rób kolejne wydarzenia. Nie da się co tydzień wychodzić na ulice.

Więc co teraz?

– Praca u podstaw i wykreowanie lokalnych liderów. Na pewno nie można już siedzieć w domu, trzeba się poznawać, rozmawiać i być gotowym na kolejne akcje. Obstaję, by były ponad podziałami. Szyldy partyjne zniechęcają nie tylko młodych. Kiedy wiosną rzuciłem pomysł zorganizowania pikniku obywatelskiego w parku na Grabiszynie, przyszło sporo osób. Również z dzielnicy. Był grill, zabawy z dziećmi. Okoliczni mieszkańcy przekonali się, że obecny tam także KOD to nie są komuniści, złodzieje, gorszy sort, tylko zwykli ludzie, którym zależy na Polsce.

Czarny protest. Kobiety o tym, dlaczego będą strajkować

Robert Biedroń powiedział na spotkaniu we Wrocławiu, by nie czekać na lidera, tylko działać samemu.

– Jak mam działać sam? Stanę z transparentem, przyjdzie policja i mnie zwinie.

Dlaczego miałaby pana zwinąć?

– Bo już mnie zwinęła. Mam z dwiema osobami sprawę w sądzie z art. 63a kodeksu wykroczeń. Jesteśmy oskarżeni o umieszczenie – wystawienie w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym – napisu bez zgody zarządzającego tym miejscem, co podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny.

Ale co konkretnie zrobiliście?

– W czasie szczytu NATO w Warszawie stanęliśmy z grupą osób o podobnych poglądach na kładce nad ul. Legnicką z 15-metrowym banerem, na którym było hasło: „Wolny i demokratyczny Wrocław wita uczestników szczytu NATO, bo demokracja w Warszawie jest zawieszona”. Byliśmy jedynym miastem, które wyraziło solidarność z Warszawą, gdzie na ten czas zakazano protestów.

Zdjęcie obiegło kraj. Miało 20 tys. udostępnień na „Soku z buraka”. Gdy po godzinie zwijaliśmy baner, przyjechali policjanci, wylegitymowali losowo troje z nas. Dwa miesiące później dostaliśmy wezwanie do komendy, gdzie przedstawiono nam zarzuty. Żadne z nas nie przyznało się do winy i odmówiliśmy składania wyjaśnień. Teraz czekamy na wezwanie z sądu. Policjanci podczas interwencji nie byli wobec nas agresywni. Wręcz przeciwnie, wyczuwałem sympatię. Powiedzieli, że potraktują to jako spontaniczne zgromadzenie publiczne, dlatego byliśmy zdziwieni, kiedy przyszły wezwania na przesłuchania.

Czarny protest. Właścicielka zamyka sieć sklepów

Na tej kładce wisiały jeszcze inne banery z postulatami: „Beata, drukuj” albo „Posłowie PiS, czy wam nie wstyd?”.

– Tak, słyszałem o tym i widziałem zdjęcia. Swoją drogą, wisiały vis-a-vis siedziby PiS-u.

Ja w rocznicę powstania warszawskiego stanąłem legalnie pod pomnikiem Fredry z banerem „Wolny i demokratyczny Wrocław mówi nie kłamstwom i manipulacjom MON, bohaterami powstania są wyłącznie powstańcy”. Nie godzimy się na zawłaszczanie przez rząd ważnych wydarzeń i odbieranie go tym, którzy mają do niego realne prawo.

Ale podkreślam, że nie zrobiłem tego sam, tylko z pomocą znajomych. Napisałem też wniosek, który wysłało do IPN-u kilkadziesiąt osób, o zaprzestanie procesu lustracyjnego gen. Ścibora-Rylskiego.

Dlaczego tak pana poruszyła ta lustracja?

– Bo to bohater odznaczony przez kolejnych prezydentów. Przez dziesięciolecia nikomu nie przeszkadzała jego przeszłość, o której zresztą mówił głośno. Przyznał się do współpracy z UB, którą podjął na rozkaz dowódcy „Radosława”. Poza tym to starszy, 94-letni schorowany człowiek, niedosłyszący i wyniszczony przez choroby. To chyba wystarczający powód, by upomnieć się o godność dla niego.

Ma pan tatuaż z datą 10.04.1940. Dlaczego Katyń, a nie powstańcza kotwica?

– Zrobiłem go pod wpływem impulsu. Nie mogłem stanąć i krzyczeć: zostawcie tę datę! Bo dziś 10 kwietnia jest zawłaszczony przez 2010 rok. Nie godzę się, by wypadek samolotowy wymazał z pamięci polskich oficerów zamordowanych w Katyniu. Dla mnie ten tatuaż jest symbolem pamięci o rzeczywistych ofiarach, które tam zginęły.

A Stańczyk?

– Nie zrobiłem tego tatuażu po „dobrej zmianie”. Ma kilka lat. Podobał mi się jako ten, który mimo pozowania na głupca ma więcej w głowie niż niejeden dyplomata czy król. Nie mam wątpliwości, że był patriotą.

To o panu?

– Niektórzy prawdopodobnie będą widzieć we mnie błazna, a mnie naprawdę zależy na Polsce. Na tym, by nasze dzieci nie musiały stąd wyjeżdżać w poszukiwaniu normalności.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Czarny protest. Robert Wagner: Walczę dla naszych kobiet. Rozmowa z współorganizatorem strajku w „Czarny poniedziałek”
Kiedy zakładałem na Facebooku wydarzenie – ogólnopolski strajk kobiet, nie miałem wielkiego przekonania. Ale gdy nazajutrz rano zobaczyłem 62 tysiące udostępnień, zrozumiałem, że przez noc urosło to do wydarzenia roku w Polsce

Alfonse D’Amato. Nowojorsko-smoleński łącznik Macierewicza
Antoni Macierewicz i Alfonse D’Amato wspólnie prezesują organizacji Friends of Poland. Czy nie jest konfliktem interesów, że D’Amato lobbuje na rzecz firm przemysłu lotniczego, a szef MON decyduje o zakupach dla polskich sił powietrznych? Czy Macierewicz wie o powiązaniach D’Amato z mafijnymi rodzinami Gambino, Genovese i Lucchese?

Frans Timmermans: Polacy, uratujcie nas. Znowu
Świat do przodu pchają dwa czynniki: niezadowolenie i ciekawość. U was diagnozuję jedno i drugie. Z Fransem Timmermansem rozmawia Bartosz T. Wieliński

Nike 2016. 20 książek, których (wciąż) potrzebujemy
Z okazji 20-lecia Nagrody Literackiej „Nike” byli i obecni jurorzy tłumaczą, dlaczego zwycięskie książki przetrwały próbę czasu. W niedzielę wieczorem poznamy kolejnego laureata i dwudziesty tytuł do kolekcji

Węgry. Orbana igranie z ogniem
Viktor Orban pisze do Węgrów mieszkających za granicą, by „nie ryzykowali przyszłości swoich dzieci” i w referendum w sprawie uchodźców zagłosowali na nie. Dodaje: „Węgry liczą na was!”

Krótka historia upadku cywilizacji. Czy postęp oznacza lepszy świat?
Kolejnego kryzysu związanego z niepohamowanym wzrostem możemy już nie przeżyć. Po co tak pędzimy na złamanie karku?

Wybory w USA. Europa, wypad z basenu
Sojusznik to kłopotliwy krewny, lepszy przewidywalny wróg. A Europejczycy będą z nami handlować, czy utrzymamy bazy w Niemczech, czy nie. Rozmowa z byłym doradcą ds. Europy i Azji w Departamencie Stanu USA

Mateusz Morawiecki. Żongler
Logika nie jest najmocniejszą stroną Mateusza Morawieckiego. Konia z rzędem temu, kto wie, co wicepremier ma na myśli

To nie jest czas erudytów
Wykładowcy mówią studentom: oczekujemy dyskusji. Oczekują, a potem kończą się zajęcia

Niezdrowa moda na wellness
Churchill pił, palił i niewiele się ruszał. Czy to znaczy, że był kiepskim liderem? Co jeśli awans, premia albo nawet pensja zależą od tego czy jesteś aktywny fizycznie?

wagner

wyborcza.pl