Kk, 23.08.2016

 

 

Kultura pod pisowskim obcasem

Kultura pod pisowskim obcasem

Pod pisowski obcas dostała się kultura. Od dawna jest rozgniatana, lecz dzisiaj dwa znamienne fakty wypełzły na wierzch. Minister kultury prof. Piotr Gliński już nieraz sygnalizował, że nie po drodze mu z kulturą wysoką. Czyżby kompleks brata Roberta Glińskiego, skądinąd bardzo ciekawego reżysera? A może Gliński jeszcze żyje w czasach, gdy żywa była formułka Lenina „Kino jest najważniejszą ze sztuk”?
Minister na gdyńskim festiwalu chciał upchnąć „Historię Roja”, film o żołnierzach przeklętych, lecz ten nie przeszedł przez sito selekcyjne.Do różnych zakutych łbów nie dociera, że sztuki nie ima się polityka. Jeżeli coś jest dobre, a ma jakiś wydźwięk polityczny, przechodzi mimo wszelakich światopoglądów. „Historia Roja” musi być gniotem nie lada, bo więcej niż pewne, iż selekcjonerzy mieli na uwadze polityczne konteksty, więc owo jajeczko oglądali na wszystkie strony. Żadne zapatrzenie nie stworzy z kiczu dzieła do przeżywania. Po prostu „Historia Roja” to li tylko zbuk. Wyobrażam sobie patriotyczny harmider, jaki będzie przy „Smoleńsku”, gdy wejdzie na ekrany i spotka się z krytyką filmową. To będzie gniot, bo sztuka nie znosi takich grubych kłamstw.

Grzegorz Jarzyna nazywa Glińskiego po prostu ministrem propagandy, a nie kultury. Ale i w te klocki Gliński to marny Goebbels, taki Goebbelsik, za mało w nim brunatnego ognia, mizerota.

Drugi przykład jest równie znamienny, acz nie tak jednoznaczny. Mianowicie (czego nie wiedziałem wcześniej) został ogłoszony konkurs na stanowisko dyrektora wrocławskiego Teatru Polskiego. Do tej pory był nim poseł Nowoczesnej Krzysztof Mieszkowski, krytyk teatralny i świetny organizator. Reżyserują u niego takie znakomitości jak Krystian Lupa, reżyser formatu światowego. Mieszkowski wcześniej podpadł Glińskiemu sztuką noblistki Elfriede Jelinek, wystawianą w Teatrze Polskim. W przedstawieniu jakoby miało dojść do symulowanych aktów kopulacji. Konkurs na stanowisko ogłosił jednak marszałek województwa, samorząd zatem jest właścicielem teatru, ale chodziło o naciski polityczne. W tej sytuacji podłoże jest proste: pieniądze  daje ministerstwo. Konkurs wygrał Cezary Morawski, aktor serialowy, bez osiągnięć w sztuce wysokiej. Mieszkowski twierdzi, że do wymiany jego na Morawskiego doszło ze względów politycznych, a że mamy do czynienia z rządzącą partią zemsty, to na pewno tak jest.Dla mnie probierzem tej krzywej polityczności jest postawa Krystiana Lupy, który w Teatrze Polskim miał w próbach „Proces” Kafki i na znak protestu przerwał je.

Kultura po 1989 roku nie podlegała szczególnym naciskom politycznym, była i jest najlepszym polskim towarem eksportowym. Za literaturę, za teatr, sztuki plastyczne nie musieliśmy się wstydzić, jak oblewamy się rumieńcami za rządzących dzisiaj polityków.

Politycy PiS sztuki, literatury, teatru, nie zniszczą, ale mogą utrudnić życie artystów. Elit nie wymienią, choćby się troili i przepoczwarzali, elity same się konstytuują. Działania Glińskiego i jego sponsorów politycznych ośmieszają nas na zewnątrz. Tyle ich. Chcą uchodzić za klownów, ich sprawa. Ale nie wszyscy Polacy to pokraki.

Waldemar Mystkowski

kultura

koduj24.pl

Rząd nie posłuchał rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Będą ekshumacje wszystkich ofiar Tu–154

Paweł Deresz zdecydowanie sprzeciwiał się ekshumacji żony, która zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem. Teraz śledczy nie będą liczyć się z jego zdaniem.
Paweł Deresz zdecydowanie sprzeciwiał się ekshumacji żony, która zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem. Teraz śledczy nie będą liczyć się z jego zdaniem. Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta

To już pewne. Będą ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej. Część z ich bliskich na nowo przeżyje dramat, który choć trochę udało się zapomnieć. Prokuratorzy nie muszą nawet pytać ich o zdanie. „Ekshumacje będą, nawet mimo sprzeciwu rodzin” – twierdzi „Fakt”.

Zastępca Zbigniewa Ziobro, wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak odpowiedział interpelację posła PO Krzysztofa Brejzy. W piśmie stwierdził, że „ewentualna zgoda rodzin ofiar lub jej brak nie warunkują możliwości przeprowadzenia takiej czynności procesowej”.

Zdaniem „Faktu” po sześciu latach od katastrofy jej ofiary mają być ekshumowane. Prokuratorzy uważają, że wcześniejsze badania i sekcje były przeprowadzone nieprawidłowo. Ekshumacją zająć się mają eksperci, możliwe, że międzynarodowi. Ich praca potrwałaby do kilku miesięcy.

, córka tragicznie zmarłej Izabelli Jarugi-Nowackie w rozmowie z „Faktem” nie kryła, że ekshumacja to „hucpa polityczna”. Natomiast Jacek Świat z PiS-u, który 10 kwietnia 2010 stracił żonę uważa, że winę za dodatkowe cierpienia rodzin spada na poprzednią ekipę rządową, która miała dopuścić się do zaniedbań.

Niedawno pisaliśmy, że brat Marii Kaczyńskiej, Konrad Mackiewicz, był przeciwny ekshumacji – nie miał wątpliwości, że to jej ciało spoczywa na Wawelu.

rządNie

źródło „Fakt

Szostkiewicz chwali: Ujazdowski potrafi myśleć jak prawnik, a nie jak działacz partyjny

As, 23.08.2016

Kazimierz Michał Ujazdowski

Kazimierz Michał Ujazdowski (TOMASZ PIETRZYK)

„Ujazdowski wystąpił samodzielnie i (jak na razie) samotnie przeciwko polityce własnej partii dyktowanej przez jej prezesa. Nie tylko się od niej odciął, ale przedstawił też własną propozycję rozwiązania sporu. Jej przyjęcie pomogłoby wyjść PiS-owi z twarzą w polskim i międzynarodowym środowisku prawniczym” – ocenia na blogu Adam Szostkiewicz.

Europosła Prawa i Sprawiedliwości oburzyło wszczęte przed tygodniem śledztwo przeciwko prezesowi TK prof. Andrzejowi Rzeplińskiemu. To „rażący błąd”, ocenił.

Zdaniem Kazimierza Michała Ujazdowskiego, jedyną dobrą decyzją jest wycofanie się z tej decyzji.

Wszczęcie przez prokuraturę post. ws TK to rażący błąd. Interes publiczny i szacunek dla instytucji wymaga wycofania się z tej decyzji.

Według Adama Szostkiewicza, postawę europosła należy docenić, bo „dziś w obozie obecnej władzy rzadkością”.

„Kazimierz Michał Ujazdowski potrafi myśleć jak prawnik, a nie jak działacz partyjny. Wobec konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego zachował się jak rzetelny prawnik i dojrzały państwowiec. Wszczęcie dochodzenia prokuratorskiego przeciwko prof. Rzeplińskiemu to musiał być dla niego moment krytyczny, gruba czerwona linia. Jawne deptanie trójpodziału władz i niezależności sędziów Rzeczpospolitej. Ujazdowski ma odwagę powiedzieć to publicznie, a nie w kuluarach” – pisze na blogu publicysta „Polityki”.

Nie pierwszy raz

Jak ocenia Szostkiewicz, gdyby PiS zdecydowało się pójść drogą rozwiązań proponowanych przez posła do PE, partia mogłaby zachować twarz.

„Niestety, pierwsze reakcje prominentów pisowskich są takie, jak ich reakcje na nadal nie opublikowane wyroki Trybunału Konstytucyjnego. Czyli lekceważące” – pisze na blogu publicysta.

Przypomnijmy, że Kazimierz Michał Ujazdowski nie pierwszy raz krytykuje swoją partię. W 2007 roku – razem z Paweł Zalewskim – zdecydował się na odejście z PiS. Sprawa zaczęła się od tego, że w mediach mówili o konieczności zmiany stylu zarządzania partią. Obaj pełnili funkcje wiceprezesów PiS.

Po nieudanej przygodzie z ugrupowaniem Polska Plus, Ujazdowski został europosłem Prawa i Sprawiedliwości.

Cały wpis na blogu Szostkiewicza>>

Zobacz także

TOK FM

 

WTOREK, 23 SIERPNIA 2016

19:55
gowin8

Gowin: Mówię nie jako minister i nie jako prawnik. Na miejscu prokuratura nie wszczynałbym takiego postępowania ws. Rzeplińskiego

Jak mówił w „Gościu Wydarzeń” Jarosław Gowin:

„Kazimierza Ujazdowskiego nie chcę krytykować, on używa wielu rzetelnych argumentów. Mogę powiedzieć nie jako minister i nie jako prawnik: jako człowiek z wykształcenie i z powołania filozof. Ja na miejscu prokuratura nie wszczynałbym takiego postępowania, bo wiadomo że Rzeplińskiego chroni immunitet. Natomiast nie chciałbym, aby działania prokuratury były intepretowana w kategoriach nacisków politycznych. Z całą pewnością nie był przez nikogo z polityków inspirowany”

19:41

Staniszkis: W opozycji konieczne jest postawienie na nowe pokolenie

Zaskakuje mnie, że ludzie nie reagują na te czystki w mediach, ta skala jest niespotykana. Nawet w końcówce komunizmu to byłoby niemożliwe bez silnej reakcji stowarzyszenia dziennikarzy, związków twórców – mówiła Jadwiga Staniszkis w „Faktach po faktach” TVN24. Jak mówiła dalej:

„W opozycji konieczne jest postawienie na nowe pokolenie. Tutaj pani będzie miała Trzaskowskiego. Powiedziałam mu parę pochwalnych słów… O Budce, który ma energię, znajomość prawa, umiejętność wyrażenia tego w mediach w sposób sensowny. To nowe pokolenie być może będzie miało więcej siły, żeby zaangażować się w ten spór tak spektakularnie”

19:32

Staniszkis: Ujazdowski wie, co mówi. Prawo jest po stronie prezesa Trybunału

Jak mówiła Jadwiga Staniszkis w rozmowie z Justyną Pochanke w „Faktach po faktach” TVN24:

„Kazimierz Ujazdowski wie, co mówi i wie, jaką rolę odgrywa niezależność sfery sądowej i prawo, odwoływanie się do prawa, a nie woli politycznej. On rozpoczął falę krytyki po tym, jak rozpoczął się proces prowadzący do oskarżenia prezesa Rzeplińskiego. Poza tym Rzepliński powtarzał, że realizuje postanowienie TK, wskazujące, że wybór sędziów ponadmiarowych jest błędem i parlament nie może po prostu unieważnić wcześniejszego wyboru. Prawo jest po stronie prezesa TK”

18:27

Kamiński: Kaczyński pójdzie na komisarza w Warszawie i przyspieszone wybory. To jest w interesie PiS

Jak mówił Michał Kamiński w rozmowie z Andrzejem Morozowskim w „Tak jest” TVN24:

„Wydaje mi się, że Jarosław Kaczyński pójdzie na komisarza w Warszawie i przyspieszone wybory. Jest przepis, który umożliwia rozwiązanie Sejmowi na wniosek Rady Ministrów. To jest zbadane i do tego dojdzie. To w oczywistym interesie PiS, te wybory, bo one postawią przed opozycje pytanie, czy będzie wspólny kandydat na prezydenta Warszawy – kto nim będzie? Nie sądzę, żeby po tym, co robi Nowoczesna, taki wspólny kandydat mógł być kandydatem PO. Schetyna będzie musiał albo postawić na osobny start PO w Warszawie – skręconej w prawo – i z innym kandydatem, nazwijmy to centrowo-liberalno-lewicowej opozycji. To dla Kaczyńskiego bardzo dobry scenariusz, dlatego uważam, że się na niego zdecyduje. Obawiam się tego”

18:20

Kamiński: Szansa Ujazdowskiego na to, że będzie na biorącym miejscu na liście PiS, są małe

Szansa pana Ujazdowskiego na to, że będzie na biorącym miejscu na liście PiS-u w następnych wyborach, są małe – mówił Michał Kamiński w rozmowie z Andrzejem Morozowskim w „Tak jest” TVN24. Jak mówił dalej:

„Nie wierzę w emancypację Dudy od Jarosława Kaczyńskiego, co nie znaczy, że tam nie będzie dworskich napięć, bo część zaplecza Dudy nie jest lubiana przez część zaplecza PiS. Ale tam nie będzie żadnego rozstania”

Nie wierzmy, że Andrzej Duda jest kimś innym, niż PiS. Gdyby nim był, nie byłby kandydatem na prezydenta PiS – stwierdził Kamiński.

13:18

Bochenek o Ujazdowskim: Z perspektywy unijnych urzędów i instytucji wszystko wygląda inaczej

Wszyscy obywatele są równi wobec prawa i wszyscy temu prawu podlegają. Każdy, kto narusza przepisy prawa, powinien ponosić za to odpowiedzialność. Jeżeli chodzi o kwestie wypowiedzi europosła Ujazdowskiego, z perspektywy unijnych urzędów i instytucji wszystko wygląda inaczej – mówił Rafał Bochenek na briefingu w Sejmie. Jak dodał rzecznik rządu:

„Pan poseł powinien być bardziej osadzony w realiach polskiej polityki. Gdyby był, znałby przesłanki, dlaczego takie, a nie inne działania są podejmowane przez poszczególne instytucje. One wszystkie wynikają z obowiązujących ustaw. To prezes Rzepliński łamie prawo, ustawy i jego działania są absolutnie niepoparte żadnymi przepisami prawa. Nawołuję prezesa Rzeplińskiego, aby wszedł na drogę legalizmu”

Te poglądy, które wyraża [europoseł Ujazdowski] są jego prywatnymi opiniami i na pewno nie są popartymi żadnymi przepisami prawa. My działamy na podstawie przepisów obowiązującego, polskiego prawa – dodał Bochenek.

13:04

Bochenek o zarządzie komisarycznym: W tym momencie nie toczą się rozmowy, jeśli będą podstawy – należałoby pewnie to rozważyć

Jak mówił Rafał Bochenek na briefingu w Sejmie:

„Jeśli chodzi o kwestie związane z reprywatyzacją, która miała miejsce w Warszawie, zwłaszcza w ostatnich latach, ze złodziejską reprywatyzacją – to warto podkreślić – za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz, tą sprawą zajmuje się prokuratura, odpowiednie służby badają naruszenia i nadużycia, do których dochodziło tutaj, w stolicy. Jeśli chodzi o kwestie związane z zarządem komisarycznym – jeżeli będą podstawy, należałoby pewnie taką kwestię również rozważyć, natomiast w tym momencie odpowiednie służby badają ten temat i wtedy dopiero będziemy podejmować określone działania. W tym momencie nie odbywa się żadna taka dyskusja na forum rządu, natomiast jeśli chodzi o całą reprywatyzację, która jest badana przez służby, należy ją szczegółowo wyjaśnić”

Najbardziej złodziejska reprywatyzacja miała miejsce za czasów Hanny Gronkiewicz-Waltz. Tu należy się na tym skupić. HGW próbuje obarczać winą również inne osoby, aczkolwiek nie powinna umywać rąk, bo to tradycyjna strategia PO, tylko powinna skupić się na tym aby wytłumaczyć się z tego, dlaczego za czasów jej rządów dochodziło do tego typu działań w naszej stolicy – dodał rzecznik rządu, powtarzając, że „nie toczą się w tym momencie żadne rozmowy, jeśli chodzi o kwestie wprowadzenia zarządu komisarycznego w stolicy”.

300polityka.pl

 

CqkDjb0WYAMHdlQ

 

 

„Czołem, panie ministrze!”. Misiewicz fetowany jak szef armii

Bartłomiej Misiewicz w nieokreślonej miejscowości przyjęty jak zwierzchnik MON.
Bartłomiej Misiewicz w nieokreślonej miejscowości przyjęty jak zwierzchnik MON. Fot. Screen / YouTube

Nieznany użytkownik YouTube wstawił filmik z Bartłomiejem Misiewiczem. W pewnej miejscowości rzecznik MON przyjął wojskowe salwy i okrzyk „czołem panie ministrze”. Co na to minister Macierewicz?

Na nagraniu widać jak szef gabinetu politycznego szefa MON wychodzi z auta i wita się z wysokim rangą wojskowym. Nieopodal stoi grupa oczekujących go ludzi, pada deszcz. Ministerialny rzecznik kieruje się w stronę żołnierzy, którzy na jego widok zaczynają grać. Gapie czekają aż Misiewicz dotrze do kamienia-pomnika. Kiedy dociera tam pewnym krokiem, muzyka milknie. – Czołem żołnierze! – krzyczy. – Czołem, panie ministrze! – brzmi żołnierska odpowiedź.

Nie wiadomo kto jest autorem nagrania i kiedy ono powstało. W świetle ostatnich wydarzeń, których bohaterem jest 25-letni doradca Antoniego Macierewicza, wygląda co najmniej ciekawie. Kilka dni temu Misiewicz otrzymał przecież złoty medal „za zasługi dla obronności kraju”. Wytłumaczenia tego gestu oczekuje posłanka .Nowoczesnej, Katarzyna Lubnauer.

Rzecznik MON tak zareagował na Twitterze:
bartłomiej
WTOREK, 23 SIERPNIA 2016, 14:06
nowoczesna10000acbbbb

Nowoczesna o budżecie: PiS przedkłada realizację obietnic wyborczych ponad zdrowy rozsądek

Jak mówiła na konferencji prasowej w Sejmie Paulina Hennig-Kloska:

„Mamy zapowiedź bardzo wysokiego deficytu na przyszły rok. Ponad 60 mld zł to jest 3% PKB, czyli blisko procedury nadmiernego deficytu i to jest wariant optymistyczny założeń tego budżetu, bo zakłada się w nim pozytywne wskaźniki gospodarcze i dużą ściągalność podatków m.in. z podatku VAT. W naszej ocenie ta ściągalność nie daje jeszcze żadnych tak optymistycznych rezultatów. O tym, że państwo nie powinno żyć ponad stan mówiliśmy od początku. W lutym złożyliśmy ustawę o zrównoważonym budżecie, która utknęła w komisji. Chcielibyśmy do niej wrócić. W czasach dobrobytu, a takie mamy, państwo powinno oszczędzać na lata chude. PiS przedkłada realizację obietnic wyborczych ponad zdrowy rozsądek”

Jak dodała:

„Jeżeli chodzi o dane o gospodarce, to rząd je skorygował. To dosyć spora korekta o 3,4 %. Nie ma złotego samochodu, nie ma fabryki mercedesa, którą rząd chwalił się w pierwszych miesiącach swojej działalności. To co dzieje się w gospodarce można streścić jednym zdaniem: Inwestorzy omijają nasz kraj. Spadek inwestycji to ponad 7% w stosunku do roku ubiegłego i na tej podstawie rząd szacuje, że PKB będzie rosło szybciej.Trzeba powiedzieć wprost: wolniej rosnąca gospodarka to jest mniejsza liczba miejsc pracy, wolniej rosnące prace. Mieliśmy skracać dystans do Zachodu, a tak naprawdę w ten sposób będziemy ten dystans powiększać”

paulina hennig kloska

300polityka.pl

Rząd wprowadzi elektroniczne paragony. Informacje o Twoich zakupach trafią do Ministerstwa Finansów

Mikołaj Fidziński, 23.08.2016

Elektroniczne paragony

Elektroniczne paragony (Arkadiusz Wojtasiewicz / Agencja Gazeta; Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Rząd planuje wprowadzenie od 2018 r. elektronicznych paragonów. Projekt rozporządzenia Ministra Rozwoju w tej sprawie właśnie trafił do konsultacji społecznych.

Zgodnie z projektem, od 1 stycznia 2018 r. wszystkie kasy fiskalne musiałyby być wyposażone w tzw. moduł komunikacyjny. Nowe urządzenia będą automatycznie przekazywały elektroniczne paragony do bazy Ministerstwa Finansów. W tej sposób resort chce uszczelnić system podatkowy VAT i utrzymywać lepszą kontrolę nad sklepami czy punktami usługowymi.

Ale nowe rozwiązania mają służyć nam wszystkim. – Konsumenci będą mogli otrzymywać dowody zakupów SMS-em, e-mailem czy też ściągać je po zalogowaniu się do odpowiedniego portalu. To duże udogodnienie dla klientów, bo często gubimy paragony, a musimy np. złożyć reklamację. Teraz dostęp do elektronicznych paragonów będzie możliwy w każdej chwili – mówi serwisowi infoWire.pl Robert Łaniewski, prezes zarządu Fundacji Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego.

Oczywiście nadal jednak będziemy otrzymywali również paragony w formie papierowej.

Kasy nowego typu będą zintegrowane z terminalami płatniczymi – przez co rząd poszerzy sieć akceptacji płatności bezgotówkowych. Wypychanie z obiegu gotówki na rzecz płatności kartami to bardzo skuteczne narzędzie w walce z szarą strefą.

Przedsiębiorcy zwracają jednak uwagę, że niespełna półtora roku na wymianę urządzeń fiskalnych to mało czasu. Ponadto zwracają uwagę na ważny „szczegół” – będą musieli zapewnić dobre połączenie internetowe, co wszak nie wszędzie jest łatwe.

Jak niedawno wyliczyła firma doradcza KPMG, wprowadzenie elektronicznych paragonów może rocznie przynieść budżetowi państwa dodatkowe 2,8 mld zł. Według autorów raportu, nowe urządzenia fiskalne to koszt ok. 1,8 tys. zł netto, plus dodatkowo 20 zł miesięcznie kosztów transmisji danych.

System kas fiskalnych online działa też w innych krajach. Na Węgrzech wpływy z VAT w 2014 r. wzrosły dzięki temu o 8 proc., w Słowenii zanotowano roczny skok o 4,6 proc.

rząd wprowadzi

next.gazeta.pl

„To decyzja polityczna” – aktorzy nie chcą Cezarego Morawskiego. Lupa przerywa pracę nad „Procesem”

As, 23.08.2016

Cezary Morawski pokieruje Teatrem Polskim we Wrocławiu

Cezary Morawski pokieruje Teatrem Polskim we Wrocławiu (Michał Grocholski)

Zespół wrocławskiego Teatru Polskiego broni Krzysztofa Mieszkowskiego. Wieloletniego dyrektora, a obecnie też posła Nowoczesnej, ma zastąpić aktor Cezary Morawski. Został wybrany w konkursie rozpisanym przez marszałka województwa dolnośląskiego. Wg Mieszkowskiego, zmiany dyrektora nie byłoby, gdyby nie kontrowersyjny spektakl „Śmierć i dziewczyna”.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

– To jest decyzja polityczna – ocenił dyrektor i poseł Nowoczesnej Krzysztof Mieszkowski, podczas specjalnie zwołanej konferencji prasowej.

Przypomnijmy, jeszcze przed premierą ogłoszono, że spektakl to pornografia. „Śmierć i dziewczyna” Elfride Jelinek oburzyła samego ministra kultury i wicepremiera Piotra Glińskiego.„Za pieniądze publiczne pornografii w polskich teatrach nie będzie” – zapowiedział.

Lupa rezygnuje

Jednym z pierwszych efektów decyzji komisji konkursowej jest to, że z prace nad spektaklem w Teatrze Polskim we Wrocławiu przerywa Krystian Lupa. Jak informuje reporterka TOK FM Małgorzata Waszkiewicz, słynny reżyser pracował nad „Procesem” według Franza Kafki.

Lupa, podczas specjalnie zwołanej przez zespół teatru konferencji prasowej, bronił Krzysztofa Mieszkowskiego.

małgosia waszkiewicz

Teatr Polski. Protest. K.Lupa: Mało jest dobrych dyrektorów.@K_Mieszkowski był b.dobrym dyrektorem. @TOKFM_NEWS

Aktorzy zapowiadają kolejne odsłony akcji protestacyjnej.

ewaSkibińska

Cezary Morawski.wygrał w ustawionym konkursie urzędu Marszałkowskiego we Wrocławiu.Samborski -Hańba

– Jesteśmy bezsilni. Apeluję do wszystkich, którzy mają na sercu kryteria demokratyczne, byśmy zawalczyli o wolny Teatr Polski we Wrocławiu. łamane są prawa demokratyczne – apelował Mieszkowski.

Przeciwnicy zmian we wrocławskim teatrze przypominają, że Cezary Morawski razem z Kazimierzem Kaczorem zostali uznani przez sąd, za winnych narażenia na ponad 9 mln złotych strat Związek Artystów Scen Polskich.

protest

polityczny

TOK FM

Film Davida Lyncha najlepszym jak dotąd obrazem w XXI w., na liście również dwa filmy polskie

natszo, 23.08.2016

„Mulholland Drive” został wybrany najlepszym jak dotąd filmem XXI w. (mat. prasowe)

BBC Culture poprosiło 177 krytyków filmowych z 36 krajów o wytypowanie najlepszego do tej pory filmu XXI w. Zwyciężył film Davida Lyncha z 2001 roku, w pierwszej setce są też dwa polskie filmy.

„Mulholland Drive”, dzieło Davida Lyncha, zostało wybrane najlepszym jak dotąd filmem XXI w. w głosowaniu krytyków filmowych, zorganizowanym przez BBC Culture. Każdy ze 177 krytyków mógł wskazać 10 filmów. Uczestnicy głosowania pochodzili z 36 krajów, ze „wszystkich kontynentów poza Arktyką” – zapewnia BBC. W sumie powstała lista 599 produkcji, z których wyłoniono finałową setkę.

– Chcieliśmy wskazać najlepsze filmy z najnowszej przeszłości – mówi Matthew Anderson, redaktor BBC Culture. – Te produkcje budzą najsilniejsze emocje. Mamy nadzieję, że nasza lista sprowokuje do dyskusji i debat, nie tylko wśród krytyków czy wielbicieli kina, ale wśród wszystkich, którzy lubią oglądać filmy i mają swoje zdanie na temat tego, co sprawia, że film jest dobry.

Na liście 100 najlepszych dotychczas filmów tego stulecia są też polskie akcenty. Na 53. miejscu jest „Ida” Pawła Pawlikowskiego, laureatka Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego z 2015 roku. Na 95. pozycji uplasował się „Pianista” Romana Polańskiego, laureat trzech Oscarów (dla  aktora pierwszoplanowego, za scenariusz i reżyserię).

100 dotychczasowo najlepszych filmów XXI w. 

  1. Mulholland Drive (David Lynch, 2001)
  2. Spragnieni miłosci (Wong Kar-wai, 2000)
  3. Aż poleje się krew (Paul Thomas Anderson, 2007)
  4. Spirited Away (Hayao Miyazaki, 2001)
  5. Boyhood (Richard Linklater, 2014)
  6. Zakochany bez pamięci (Michel Gondry, 2004)
  7. Drzewo życia (Terrence Malick, 2011)
  8. I raz, i dwa (Edward Yang, 2000)
  9. Rozstanie (Asghar Farhadi, 2011)
  10. Co jest grane, Davis? (Joel and Ethan Coen, 2013)
  11. To nie jest kraj dla starych ludzi (Joel and Ethan Coen, 2007)
  12. Ludzkie dzieci (Alfonso Cuarón, 2006)
  13. Zodiak (David Fincher, 2007)
  14. Scena zbrodni (Joshua Oppenheimer, 2012)
  15. 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni (Cristian Mungiu, 2007)
  16. Holy Motors (Leos Carax, 2012)
  17. Labirynt Fauna (Guillermo Del Toro, 2006)
  18. Biała wstążka (Michael Haneke, 2009)
  19. Mad Max: Na drodze gniewu (George Miller, 2015)
  20. Synekdocha, Nowy Jork (Charlie Kaufman, 2008)
  21. The Grand Budapest Hotel (Wes Anderson, 2014)
  22. Ukryte (Michael Haneke, 2005)
  23. Między słowami (Sofia Coppola, 2003)
  24. Mistrz (Paul Thomas Anderson, 2012)
  25. Memento (Christopher Nolan, 2001)
  26. 25. godzina (Spike Lee, 2002)
  27. The Social Network (David Fincher, 2010)
  28. Porozmawiaj z nią (Pedro Almodóvar, 2002)
  29. WALL-E (Andrew Stanton, 2008)
  30. Oldboy. Zemsta jest cierpliwa (Park Chan-wook, 2003)
  31. Margaret (Kenneth Lonergan, 2011)
  32. Życie na podsłuchu (Florian Henckel von Donnersmarck, 2006)
  33. Syn Szawła (László Nemes, 2015)
  34. Mroczny rycerz (Christopher Nolan, 2008)
  35. Przyczajony tygrys, ukryty smok (Ang Lee, 2000)
  36. Timbuktu (Abderrahmane Sissako, 2014)
  37. Wujek Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia (Apichatpong Weerasethakul, 2010)
  38. Miasto boga (Fernando Meirelles and Kátia Lund, 2002)
  39. Podróż do Nowej Ziemi (Terrence Malick, 2005)
  40. Tajemnica Brokeback Mountain (Ang Lee, 2005)
  41. W głowie się nie mieści(Pete Docter and Ronnie Del Carmen, 2015)
  42. Zniewolony. 12 Years a Slave (Steve McQueen, 2013)
  43. Miłość (Michael Haneke, 2012)
  44. Melancholia (Lars von Trier, 2011)
  45. Życie Adeli – Rozdział 1 i 2 (Abdellatif Kechiche, 2013)
  46. Zapiski z Toskanii (Abbas Kiarostami, 2010)
  47. Lewiatan (Andrey Zvyagintsev, 2014)
  48. Brooklyn (John Crowley, 2015)
  49. Pożegnanie z językiem (Jean-Luc Godard, 2014)
  50. Incepcja (Christopher Nolan, 2010)
  51. Zabójczyni (Hou Hsiao-hsien, 2015)
  52. Choroba tropikalna Malady (Apichatpong Weerasethakul, 2004)
  53. Ida (Pawel Pawlikowski, 2013)
  54. Moulin Rouge! (Baz Luhrmann, 2001)
  55. Pewnego razu w Anatolii (Nuri Bilge Ceylan, 2011)
  56. Harmonie Werckmeistera (Bela Tarr and Ágnes Hranitzky, 2000)
  57. Wróg numer jeden (Kathryn Bigelow, 2012)
  58. Historia przemocy (David Cronenberg, 2005)
  59. Bękarty wojny (Quentin Tarantino and Eli Roth, 2009)
  60. Moolaadé (Ousmane Sembene, 2004)
  61. Światło stulecia (Apichatpong Weerasethakul, 2006)
  62. Pod skórą (Jonathan Glazer, 2013)
  63. Fish Tank (Andrea Arnold, 2009)
  64. Wielkie piękno (Paolo Sorrentino, 2013)
  65. Koń turyński (Bela Tarr and Ágnes Hranitzky, 2011)
  66. Wiosna, lato, jesień, zima… i wiosna (Kim Ki-duk, 2003)
  67. The Hurt Locker. W pułapce wojny (Kathryn Bigelow, 2008)
  68. Carol (Todd Haynes, 2015)
  69. Genialny klan (Wes Anderson, 2001)
  70. Historie rodzinne (Sarah Polley, 2012)
  71. Tabu (Miguel Gomes, 2012)
  72. Przed świtem (Richard Linklater, 2004)
  73. Tylko kochankowie przeżyją (Jim Jarmusch, 2013)
  74. Spring Breakers (Harmony Korine, 2012)
  75. Dogville (Lars von Trier, 2003)
  76. Wada ukryta (Paul Thomas Anderson, 2014)
  77. Motyl i skafander (Julian Schnabel, 2007)
  78. U progu sławy (Cameron Crowe, 2000)
  79. Powrót (Andrey Zvyagintsev, 2003)
  80. Wilk z Wall Street (Martin Scorsese, 2013)
  81. Prorok (Jacques Audiard, 2009)
  82. Poważny człowiek (Joel and Ethan Coen, 2009)
  83. A.I. Sztuczna inteligencja (Steven Spielberg, 2001)
  84. Ona (Spike Jonze, 2013)
  85. Wstyd (Steve McQueen, 2011)
  86. Amélia (Jean-Pierre Jeunet, 2001)
  87. Daleko od nieba (Todd Haynes, 2002)
  88. Spotlight (Tom McCarthy, 2015)
  89. Kobieta bez głowy (Lucrecia Martel, 2008)
  90. Gdzie jest Nemo (Andrew Stanton, 2003)
  91. Pozwól mi wejść (Tomas Alfredson, 2008)
  92. Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom (Wes Anderson, 2012)
  93. Ratatouille (Brad Bird and Jan Pinkava, 2007)
  94. Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda (Andrew Dominik, 2007)
  95. Pianista (Roman Polanski, 2002)
  96. Sekret w ich oczach (Juan José Campanella, 2009)
  97. 10 (Abbas Kiarostami, 2002)
  98. Les glaneurs et la glaneuse (Agnes Varda, 2000)
  99. Biała Afryka (Claire Denis, 2009)
  100. Carlos (Olivier Assayas, 2010)
  101. Requiem dla snu (Darren Aronofsky, 2000)
  102. Toni Erdmann (Maren Ade, 2016)
film

 

 

 

 

 

wyborcza.pl

Afera o film o Żołnierzach Wyklętych. Wicepremier Gliński atakuje Festiwal Filmowy w Gdyni

k, 23.08.2016

„Historia Roja”, kadr z filmu (Mat. prasowe)

Po tym, jak „Historia Roja” nie została dopuszczona do konkursu na FF w Gdyni, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotr Gliński oskarża komisję festiwalową, sugerując, że jej decyzja nie miała związku z artystyczną wartością filmu. Do zarzutów wicepremiera odniósł się dyrektor artystyczny festiwalu Michał Oleszczyk.

 

„Ze zdumieniem i rozczarowaniem przyjąłem informację o niedopuszczeniu filmu Jerzego Zalewskiego ‚Historia Roja’ do konkursu w ramach 41. edycji Festiwalu Filmowego w Gdyni”, możemy przeczytać w specjalnym oświadczeniu opublikowanym na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

W dalszej części tekstu Gliński sugeruje, że film Zalewskiego mógł zostać przed gdyńską komisję selekcyjną odrzucony nie z powodów artystycznych, ale ideologicznych.

Mat. prasowe

Decyzja komisji nie miała związku z artystyczną wartością filmu?

„‚Historia Roja’ to pierwszy wyprodukowany w Polsce pełnometrażowy film fabularny o Żołnierzach Wyklętych – pierwszy taki film stworzony dopiero po 27 latach od końca PRL!”, zauważa wicepremier. „Film w mojej opinii nie tylko ważny społecznie, ale także artystycznie udany, z pewnością nie odstający od przeciętnego poziomu artystycznego filmów prezentowanych na gdyńskim festiwalu. O wadze filmu Zalewskiego świadczy też jego niewątpliwy sukces frekwencyjny. W pierwszy weekend od premiery w dn. 4 marca obejrzało go 58 671 widzów, a w ciągu dwóch kolejnych tygodni – 226 644 widzów. Dla porównania jeden z filmów nagrodzonych podczas ubiegłorocznej edycji festiwalu obejrzało niecałe 3 tys. osób.

Film, który dotyka tak ważnej dla współczesnej Polski i polskiej wspólnoty tematyki jak historia Żołnierzy Wyklętych powinien mieć szansę wzięcia udziału w konkursowej konkurencji. A tego prawa filmowi Jerzego Zalewskiego niestety odmówiono. Odnoszę wrażenie, że decyzja ta nie miała związku z jego artystyczną wartością.

Pominięcie ‚Historii Roja’ przez komisję festiwalu w Gdyni nie jest pozytywnym sygnałem dla polskiej kultury. W demokratycznym kraju nie powinno mieć miejsca blokowanie filmów przez komisje festiwalowe. Widzom festiwalu powinno przysługiwać prawo oceny filmu Jerzego Zalewskiego, jego wad i zalet.”

„Historia Roja” – przeczytaj naszą recenzję!

Mat. prasowe

Do słów Glińskiego odniósł się na swoim oficjalnym koncie na Facebooku dyrektor artystyczny gdyńskiej imprezy, Michał Oleszczyk.

Dyrektor artystyczny festiwalu filmowego w Gdyni odpowiada

„Nikt nie powie, że przyszło mi pracować nad Festiwalem Filmowym w Gdyni w nieciekawych czasach”, pisze dziennikarz. „Oficjalną odpowiedź na słowa Premiera Piotra Glińskiego właśnie opracowuję; tutaj powiem tylko, że po zakończeniu obecnej, nie zamierzam ubiegać się o kolejną kadencję dyrektora artystycznego FFG. Mówię to z bólem serca kogoś, kto od trzech lat poświęcał całą swoją wiedzę, energię i pasję temu wydarzeniu, w przekonaniu że robi coś dobrego dla kultury filmowej w kraju ojczystym — i że robi to, co więcej, z pozycji konserwatysty w znaczeniu anglosaskim, tzn. kogoś, kto wierzy w szacunek dla tradycji, wolność jednostki i słowa, patriotyzm i postawę obywatelską.”

stanowisko

W oficjalnym oświadczeniu dyrektor artystyczny festiwalu filmowego w Gdyni kontynuuje: „Premier Gliński sugeruje w swoim komentarzu, jakoby film „Historia Roja” nie przeszedł selekcji z powodów innych, niż merytoryczna ocena artystyczna. Jako że brałem udział w posiedzeniu Komitetu Organizacyjnego Festiwalu, na którym rzeczona decyzja zapadła (i w którym brała również udział przedstawicielka Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego), mogę jedynie stwierdzić, że nic takiego nie miało miejsca.

‚Historia Roja’ była przedmiotem merytorycznej dyskusji członków Komitetu, w wyniku której film nie trafił do finałowej szesnastki filmów konkursowych (przypomnę, że filmów zgłoszonych było w tym roku aż 45). Temat filmu, czyli los Żołnierzy Wyklętych, jest doniosły i zasługuje nie na jeden, ale na co najmniej kilka świetnych polskich filmów i seriali. Mogę jedynie wyrazić nadzieję, że takowe powstaną i będą dziełami artystycznie spełnionymi na tyle, by stanąć w szranki w Konkursie Głównym któregoś z przyszłych Festiwali Filmowych w Gdyni”, podsumowuje dziennikarz.

michał oleszczyk

Mat. prasowe

Przypomnijmy, że „Historia Roja” opowiada o 20-letnim Mieczysławie Dziemieszkiewiczu, pseudonim „Rój”, który wiosną 1945 roku traci starszego brata, dowódcę oddziału Narodowych Sił Zbrojnych na Mazowszu, zamordowanego przez żołnierzy sowieckich. Wraca w rodzinne strony i wstępuje do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Jako dowódca oddziału partyzanckiego przez kolejnych 6 lat kontynuuje walkę o wolną Polskę z sowieckim okupantem, siejąc postrach wśród funkcjonariuszy UB i kolaborantów. Komunistyczne władze robią wszystko, aby namierzyć i zlikwidować „wroga władzy ludowej”.

afera

gazeta.pl

 

Legenda Yeti kontra testy DNA

Kamil Nadolski, 23.08.2016

Amerykanin Thomas Biscardi poszukuje Wielkiej Stopy od ponad 35 lat. Utrzymuje, że udało mu się sfotografować tę istotę w 1981 roku w północnej Kalifornii.

Amerykanin Thomas Biscardi poszukuje Wielkiej Stopy od ponad 35 lat. Utrzymuje, że udało mu się sfotografować tę istotę w 1981 roku w północnej Kalifornii. (Fot. Getty Images)

Do weryfikacji doniesień o stworze z Himalajów zabrała się nauka. Mimo to legenda trzyma się dobrze.

Badania DNA nie kłamią. Dzisiejsza nauka jest w stanie potwierdzić, z kim lub z czym mamy do czynienia w przypadku yeti. Wszystko jest kwestią znalezienia odpowiedniej próbki – mówi dr Mark Evans kierujący zespołem genetyków, którzy podjęli się trudnego zadania rozszyfrowania zagadki yeti. Weszli w posiadanie fragmentu sierści rzekomego stwora, dzięki czemu możliwe stało się kompleksowe badanie genetyczne.

Cały ten proces stał się podstawą filmu dokumentalnego „Yeti: Myth, Man or Beast?”, który miał niedawno premierę w brytyjskim kanale Channel 4. Efekty analizy okazały się rozczarowujące – badania DNA potwierdziły, że należy ono do zwykłego niedźwiedzia brunatnego – takiego, jakiego spotkać można choćby w Polsce. Czy to oznacza, że tajemnica wreszcie została rozwiązana? Bynajmniej. Sam Evans po zaznajomieniu się z wynikami stwierdził, że… trzeba poszukać innych próbek.

I na tym polega fenomen yeti, który od lat dzieli świat nauki. Sceptycy traktują pogłoski o człowieku śniegu z przymrużeniem oka, kryptozoolodzy za wszelką cenę chcą dowieść, że mityczny stwór istnieje.

DNA. Proszę geny do kontroli!

Tajemnicza bestia

Pierwsze doniesienia na temat yeti pojawiły się w Europie w XIX w. za sprawą kilku podróżników, którzy – co znamienne – sami potraktowali je sceptycznie. W 1832 r. B.H. Hodgson pisał, że miejscowi tragarze, których wynajął do pomocy, uciekli w górach przed dużą, przypominającą małpę istotą. On sam jednak jej nie widział, ale wydaje mu się, że mógł to być orangutan.

Równie trzeźwą oceną sytuacji wykazali się dwaj brytyjscy podróżnicy, którzy pod koniec XIX w., niezależnie od siebie, natrafili na terenie Tybetu na odciski dużych, bosych stóp. Mimo zapewnień tubylców, że należą one do dzikich, pokrytych sierścią ludzi mieszkających w wysokich partiach gór, podróżnicy przypisali je niedźwiedziom. Jak się okazało, dziwne stworzenia z Himalajów od setek lat stanowiły część folkloru Nepalczyków.

Częstotliwość doniesień wzrosła w latach 20. XX w., kiedy coraz więcej Europejczyków podejmowało próby zdobycia himalajskich szczytów. Po powrocie z wypraw co rusz ktoś donosił o śladach człekokształtnej istoty. W 1925 r. niejaki N.A. Tombazi przekonywał nawet, że widział stworzenie na własne oczy. Spłoszyło się, spostrzegłszy, że jest obserwowane.

W 1937 r. F.S. Smythe opublikował w gazetach pierwsze fotografie odcisków stóp yeti. Zdjęcia ukazały się z opisem, że „długość kroku wynosi 67 cm, długość śladu 31,25 cm, zaś szerokość 16,8 cm”. To stopy o wiele większe od ludzkich, których średnia wielkość to ok. 25-28 cm długości i 8-11 cm szerokości.

Tego typu relacje rozpalały wyobraźnię Zachodu. W czasie II wojny światowej Heinrich Himmler wysłał nawet ekspedycję, która miała odnaleźć mityczne stworzenie. Wierzył, że to rasa nadludzi. Prawdziwe szaleństwo miało jednak dopiero nadejść. W latach 50. spotkanie z yeti albo przynajmniej odnalezienie jego śladów stało się obowiązkowym elementem każdej szanującej się wyprawy w Himalaje. W 1951 r. Eric Shipton po ekspedycji na Everest przywiózł ze sobą nie tylko kolejne fotografie, ale też fragmenty sierści należące rzekomo do człowieka śniegu.

Himmler na tropie aryjczyków

Najbardziej fantastycznie brzmiały pod tym względem relacje z bezpośrednich spotkań z legendarnym stworzeniem. Jedną z nich jest rozbudowany opis przekazany przez niejakiego kapitana d’Auvergne, kuratora indyjskiego muzeum Victoria Memorial w Kalkucie, który miał doznać ślepoty śnieżnej podczas himalajskiej wyprawy. Byłby niechybnie umarł, gdyby nie pomoc ze strony dziwnej istoty. Niemal trzymetrowa postać miała go zanieść do swojej kryjówki i tam troskliwie pielęgnować, aż odzyskał zdrowie. Jeszcze dalej poszedł himalaista Reinhold Messner, który twierdzi, że w obronie własnej zabił nawet jednego ze stworów. Niestety, nie udało mu się w żaden sposób udowodnić światu, że nie poniosła go fantazja.

Yeti podobno widywano w zasadzie we wszystkich wysokogórskich rejonach Himalajów na terenie Nepalu, Indii, Tybetu, Bhutanu, a nawet na odległej Syberii. Na podstawie wszystkich relacji, analizy śladów i domniemanych obserwacji yeti można scharakteryzować jako wielką człekokształtną istotę, która mierzy jakieś 2-3 m wzrostu, chodzi wyprostowana na dwóch nogach i jest pokryta ciemnym, rzadziej rudym albo srebrzystym futrem. Jak na te rewelacje zapatruje się świat nauki? Większość rzekomych dowodów udało się obalić, choć są i takie, które wprawiają naukowców w konsternację.

Yeti został genetycznie zbadany! A jego tropiciele ruszają na nowe łowy

Materiał dowodowy

Zacznijmy od twardych dowodów, a za takie z pewnością nie mogą uchodzić odciśnięte ślady stóp. Dawno już bowiem udowodniono, że najprawdopodobniej należą one do niedźwiedzi, a swój rozmiar zawdzięczają słońcu, które wytapia je w ziemi do pobudzających wyobraźnię rozmiarów. Belgijski kryptozoolog Bernard Heuvelmans uważał yeti za żyjący gatunek wielkich małp człekokształtnych z rodzaju Gigantopithecus, znanych z wykopalisk w Azji Południowej i Wschodniej z okresu od 5 mln do 100 tys. lat temu i nadał mu hipotetyczną nazwę łacińskąDinopithecus nivalis. Nie zdołał jednak dowieść tego, że taka istota istnieje.

W 2003 r. japoński badacz i alpinista dr Makoto Nebuka opublikował wyniki swojego 12-letniego studium językowego, w którym przekonywał, że słowo „yeti” używane w wielu lokalnych dialektach to tak naprawdę zniekształcone słowo „meti”, oznaczające niedźwiedzia. Jeśli dodać do tego to, że Tybetańczycy traktują niedźwiedzie jako istoty nadprzyrodzone, zagadka okaże się prosta do rozwiązania. Tyle że mało kto dał wiarę tej lingwistycznej argumentacji i badania prowadzono dalej.

Przełomem okazały się analizy genetyczne, o których pół wieku temu naukowcy mogli co najwyżej pomarzyć. Skóra i sierść, przechowywane w odpowiednich warunkach, są bardzo dobrym źródłem próbek DNA. Po wyizolowaniu materiału genetycznego z komórek możliwa jest ich szczegółowa analiza i porównanie z dotychczas poznanymi gatunkami, m.in. pradawnymi krewnymi człowieka. Wyniki tych badań okazały się dla kryptozoologów wyjątkowo rozczarowujące.

W 2008 r. ustalono, że rzekomy skalp yeti, który w 1960 r. kupił u miejscowej szamanki himalaista Edmund Hillary, to tak naprawdę skóra zwierzęcia należącego do rodzaju serau (Capricornis ). W tym samym roku udowodniono również, że fragment sierści przewiezionej przez podróżnika Dipu Maraka z północno-wschodnich Indii należy do miejscowej odmiany małp. Nie mniej sensacyjne okazały się wyniki badań rzekomego palca człowieka śniegu, który w latach 50. został wykradziony nepalskim mnichom z klasztoru w Pangboche. W 2011 r. zespół naukowców z Zoological Society of Scotland pod kierownictwem dr. Roba Jonesa udowodnił, że należy on do człowieka. – DNA palca jest bardzo podobne do istniejących sekwencji z Chin i tego regionu Azji – stwierdził Jones.

Na przełomie 2012 i 2013 r. z mitem yeti postanowili ostatecznie się rozprawić naukowcy z Oksfordu oraz szwajcarskiego Musée Cantonal de Zoologie w Lozannie. Zaczęli od tego, że zwrócili się z apelem do wszystkich instytucji i osób prywatnych, które są w posiadaniu rzekomych fragmentów ciała yeti, z prośbą o przesłanie ich do badań DNA. Zadbali przy tym o odpowiednie nagłośnienie sprawy, tak by informacja dotarła do możliwie dużej liczby adresatów. Odzew był spory, podobnie jak liczba próbek. Genetycy przeanalizowali je metodą sekwencjonowania DNA mitochondrialnego, skupiając się na genie 12S RNA, który pozwala ustalić gatunek zwierzęcia.

Wyniki badań, które opublikowano w magazynie „Proceedings of the Royal Society B”, nie potwierdziły niczego nadzwyczajnego. Większość spośród ponad 40 próbek należało do takich zwierząt, jak: pies, niedźwiedź, tapir, jeleń, owca, krowa czy jeżozwierz. Jeden włos należał do człowieka. Wydawałoby się, że kończy to dyskusję o yeti, gdyby nie dwie ostatnie próbki pochodzące z himalajskich obszarów Indii i Bhutanu. Ich analiza wykazała, że są genetycznie podobne do sierści niedźwiedzia… polarnego żyjącego 40-120 tys. lat temu! Identyczne genetycznie szczątki odkryto w okolicach Spitsbergenu. Skąd się tam wzięły? Nie wiadomo.

Genetyk z Oksfordu: Rozwiązałem zagadkę Yeti. To potomek pradawnego…

Trudno zdyskredytować legendę

To pokazuje, jak pogmatwana może być naukowa analiza legendarnego człowieka śniegu. Jeden z najczęściej powtarzanych argumentów przemawiających za tym, że w Himalajach istnieje lub istniało jakieś niezidentyfikowane stworzenie, dotyczył jego odkrycia. Niemożliwe, aby przez tyle czasu nikt nie znalazł dowodu jego istnienia, jeśli byłoby to możliwe – przekonują sceptycy. Z drugiej strony inne duże małpy, szympansy z lasu Bili, zostały odkryte dopiero w 2004 r. O Homo floresiensis, wymarłym gatunku hominina, świat dowiedział się w 2003 r.

Henry Gee, redaktor czasopisma „Nature”, wymienia yeti jako przykład legendy, której nie da się jednoznacznie zdyskredytować, dlatego zasługuje ona na dalsze badania. Zadanie to niełatwe, bo mit yeti został przemielony przez kulturę masową tak skutecznie, że każdy, kto podejmie się próby udowodnienia jego istnienia, będzie się musiał liczyć z tym, że bez twardych dowodów narazi się na śmieszność.

Oglądaj wideo „Nauki dla każdego” i odkrywaj największe zagadki otaczającego Cię świata. Daj się wciągnąć, zafascynować, zadziwić. Spójrz na siebie i rzeczywistość z innej, naukowej strony!

W ”Nauce dla każdego” czytaj:

Zrób sobie lata 80. Nostalgia serialu „Stranger Things”
Serial „Stranger Things”, najnowszy z hitów Netflixa, odwołuje się do nostalgii za latami 80. Jak stworzono ten przebojowy wehikuł czasu?

Zrób sobie lata 80. W Polsce
Polskie lata 80. to rewia gadżetów uznawanych dzisiaj za kultowe. Tęskniąc za nimi, zapominamy, że często po prostu byliśmy na nie skazani

Jak fizycy radzą sobie z morską tonią
Z chwilą przyjścia na świat i opuszczenia wód płodowych woda przestaje być naszym naturalnym środowiskiem, ale wciąż nas pociąga albo przeraża

Warto być singlem. Sam nie znaczy wcale samotny
Życie w pojedynkę może być fajne, ciekawe, spełnione, no, po prostu zupełnie normalne – mówi Bella DePaulo, psycholożka z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Czas przestać stygmatyzować osoby, które wybrały życie w pojedynkę

Legenda Yeti kontra testy DNA
Do weryfikacji doniesień o stworze z Himalajów zabrała się nauka. Mimo to legenda trzyma się dobrze

badania

wyborcza.pl

 

Cqh9FmOWcAQsheY

 

CqiNOpWWYAAuH4V

 

CqiJ8FAWcAAuCzP

 

CqiBow6XYAABjhO

 

Cqhn07lWcAAx7XL

„Kino jest najważniejszą ze sztuk” (Włodzimierz Lenin)

CqhnZ6ZXEAAl7xI

Minister kultury Gliński wyrażający oficjalne oburzenie decyzją filmowego jury, że nie dopuszczono gniota to estetyka powiatowego kacyka.

Już widzę jaki będzie kwik, jak „Smoleńsk” okaże się gniotem, a okaże się na 100% Gliński dostanie rozkaz spalić wszystkie recenzje.

CqhAm9dWEAAYdje

 

CqiERCbXgAAZLAI

 

Siła Kościoła jest wynikiem słabości państwa zarządzanego przez słabych polityków.

A o klęsce może mówić wtedy, gdy Dobrą Nowinę chce zastąpić „dobrą ustawą”.

abp Stanisław Gądecki mówi zachwycony: „Nastąpił ogromny przełom. Po wojnie nie było jeszcze takiego zjednoczenia państwa i Kościoła”.

I rzeczywiście: finansowanie Świątyni Opatrzności Bożej, sakralizowanie każdej uroczystości państwowej, finansowanie religii w szkole, dotacje dla o. Tadeusza Rydzyka, Fundusz Kościelny – wszystko to „dzieła” finansowane i wspierane przez państwo hojniej niż kiedykolwiek w przeszłości. Dlatego bp Józef Wysocki nazywa premier Beatę Szydło i prezydenta Andrzeja Dudę „darem od Boga”.

Kościół, przyjmując od Jarosława pocałunek, nie zdawał sobie sprawy, że jest to pocałunek o smaku esbeckich akt. Dziś PiS zarządza historią – a przede wszystkim jest w całkowitym posiadaniu archiwów. Biskupi doskonale wiedzą, co z pomocą esbeckich akt jest w stanie zrobić Sławomir Cenckiewicz.

PiS grał teczkami na kościelnym podwórku, gdy rządził w latach 2005-07. Jest tajemnicą poliszynela, że wielu biskupów, szczególnie tych, którzy są wyznawcami Radia Maryja, a Dobrą Nowinę zamienili na „dobrą zmianę”, ukrywa w swoich szafach niejednego trupa. Co więcej, biskupi doskonale zdają sobie sprawę, że Jarosław Kaczyński, trzymając w garści esbeckie kwity na hierarchów, nie zawaha się ich użyć, jeśli taka będzie dziejowa konieczność. A jest nią utrzymanie władzy za wszelką cenę.

Duszpasterze nie mają powodów do radości: po raz pierwszy od 1980 r. na niedzielne msze chodziło mniej niż 40 proc. wiernych. Od 2003 r. polski Kościół stracił blisko dwa miliony wiernych.

Dziś największym wrogiem Kościoła jest sam Kościół. I politycy, którzy uważają, że lepiej trzymać z proboszczem niż z Panem Bogiem. Bo, jak wiemy, Bóg – w przeciwieństwie do proboszcza – nie głosuje.

chrześcijaństwo jest zbyt cenne, by zostawić je w rękach polityków i biskupów, którzy wiary pobożnych ludzi chcą używać do gry o władzę, wpływ i pieniądze.

 

WTOREK, 23 SIERPNIA 2016

Gliński o pominięciu „Historii Roja” na festiwalu w Gdynii: Przyjąłem to ze zdumieniem i rozczarowaniem

gliński interweniuje

10:44
glinski1TVN24

Gliński o pominięciu „Historii Roja” na festiwalu w Gdynii: Przyjąłem to ze zdumieniem i rozczarowaniem

We wtorek coraz szerzej komentowane jest oświadczenie wicepremiera Piotra Glińskiego dotyczące filmu „Historia Roja”. Jak czytamy:

„Ze zdumieniem i rozczarowaniem przyjąłem informację o niedopuszczeniu filmu Jerzego Zalewskiego „Historia Roja” do konkursu w ramach 41. edycji Festiwalu Filmowego w Gdyni. „Historia Roja” to pierwszy wyprodukowany w Polsce pełnometrażowy film fabularny o Żołnierzach Wyklętych – pierwszy taki film stworzony dopiero po 27 latach od końca PRL! Film w mojej opinii nie tylko ważny społecznie, ale także artystycznie udany, z pewnością nie odstający od przeciętnego poziomu artystycznego filmów prezentowanych na gdyńskim festiwalu”.

Jak pisze wicepremier:

„Film, który dotyka tak ważnej dla współczesnej Polski i polskiej wspólnoty tematyki jak historia Żołnierzy Wyklętych powinien mieć szansę wzięcia udziału w konkursowej konkurencji. A tego prawa filmowi Jerzego Zalewskiego niestety odmówiono. Odnoszę wrażenie, że decyzja ta nie miała związku z jego artystyczną wartością. Pominięcie „Historii Roja” przez komisję festiwalu w Gdyni nie jest pozytywnym sygnałem dla polskiej kultury. W demokratycznym kraju nie powinno mieć miejsca blokowanie filmów przez komisje festiwalowe. Widzom festiwalu powinno przysługiwać prawo oceny filmu Jerzego Zalewskiego, jego wad i zalet”

 

WTOREK, 23 SIERPNIA 2016, 07:35
Waszcz

Waszczykowski o reformie UE: My nie jesteśmy za jakąś ideologiczną utopią

Jak mówił w Sygnałach Dnia PR1 minister Witold Waszczykowski:

„Nie można mówić, że Brexit – jeśli dojdzie do skutku – jest tylko fanaberią Brytyjczyków. Jest to też błąd UE, która pozwala sobie stracić z członkostwa taki kraj jak Wielka Brytania, które jest mocarstwem nuklearnym, członkiem RB ONZ. Jeśli UE myślała o dalszym rozszerzaniu, o Turcję, o Ukrainę, a teraz traci tak ważnego członka, to jest coś nie w porządku”

Jak dodał:

„My jesteśmy za reformą UE, która sprawi, że to będzie ciało konkurencyjne wobec reszty świata. Natomiast nie chcemy się zgodzić na jakaś utopię instytucjonalną – co niektórzy zakładają, zwłaszcza socjaldemokraci. Chcą więcej Europy, więcej integracji, więcej federalizmu. To utopia. Tworzymy znowu jakiś świat socjalistyczny, gdzie będzie unifikacja podatków, instrumentów gospodarczych. Wtedy Europa straci konkurencyjność. My nie jesteśmy za jakąś ideologiczną utopią”

300polityka.pl

Widzieliście tęczowe góry?

Olga Woźniak, redaktor naczelna, 23.08.2016

Chiński park geologiczny Zhangye Danxia Landform

Chiński park geologiczny Zhangye Danxia Landform (Fot. AP)

Kto szukał tęczy na niebie? Warto poszukać jej też na ziemi. Zdjęcie na górze to – wbrew pozorom – nie fotomontaż

Tęczowe góry należą do chińskiego geologicznego parku Zhangye Danxia Landform. Zajmuje on teren ponad 40 km kw. W 2010 r. ten obszar został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Kto chce go obejrzeć, może wdrapać się na jedną z czterech platform widokowych wybudowanych w parku. Odległość między platformami wynosi 8 km.

Te niezwykłe wzgórza powstały na skutek procesów trwających od 24 mln lat: ruchu płyt tektonicznych, działania wiatru, deszczu oraz procesu utleniania. Zbudowane są głównie z czerwonego piaskowca i rozmaitych minerałów, które tworzą fantastyczne, różnobarwne warstwy. Do tego tęczowe góry są bogate w naturalne formacje: słupy, wieże, jaskinie, doliny, wąwozy i wodospady. Podobnie niezwykłe góry można też spotkać w rezerwacie Paria Canyon, na granicy stanów Arizona i Utah. To The Wave, czyli Fala. Może nie tak kolorowe, ale może się od nich zakręcić w głowie. Feeria barw czeka nas za to na Wzgórzu Siedmiu Kolorów w argentyńskiej prowincji Jujuy czy na Malowanych Wzgórzach (Painted Hills) w Oregonie, USA. Świat bywa zaskakujący!

Oglądaj wideo „Nauki dla każdego” i odkrywaj największe zagadki otaczającego Cię świata. Daj się wciągnąć, zafascynować, zadziwić. Spójrz na siebie i rzeczywistość z innej, naukowej strony!

W ”Nauce dla każdego” czytaj:

Zrób sobie lata 80. Nostalgia serialu „Stranger Things”
Serial „Stranger Things”, najnowszy z hitów Netflixa, odwołuje się do nostalgii za latami 80. Jak stworzono ten przebojowy wehikuł czasu?

Zrób sobie lata 80. W Polsce
Polskie lata 80. to rewia gadżetów uznawanych dzisiaj za kultowe. Tęskniąc za nimi, zapominamy, że często po prostu byliśmy na nie skazani

Jak fizycy radzą sobie z morską tonią
Z chwilą przyjścia na świat i opuszczenia wód płodowych woda przestaje być naszym naturalnym środowiskiem, ale wciąż nas pociąga albo przeraża

Warto być singlem. Sam nie znaczy wcale samotny
Życie w pojedynkę może być fajne, ciekawe, spełnione, no, po prostu zupełnie normalne – mówi Bella DePaulo, psycholożka z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Czas przestać stygmatyzować osoby, które wybrały życie w pojedynkę

Legenda Yeti kontra testy DNA
Do weryfikacji doniesień o stworze z Himalajów zabrała się nauka. Mimo to legenda trzyma się dobrze

widzieliście

wyborcza.pl

Minister Gliński „zdumiony i rozczarowany” niezakwalifikowaniem „Historii Roja” do konkursu w Gdyni

natszo, 23.08.2016

Minister Gliński

Minister Gliński „zdumiony i rozczarowany” niezakwalifikowaniem „Historii Roja” do konkursu w Gdyni (fot.)

Piotr Gliński, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wyraził niezadowolenie z powodu niezakwalifikowania filmu Jerzego Zalewskiego do konkursu Festiwalu w Gdyni. Według ministra nie jest to „pozytywny sygnał dla polskiej kultury”.

W konkursie głównym 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni rywalizować będzie 16 filmów, w tym „Ostatnia Rodzina” Jana P. Matuszyńskiego i „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego. Wśród zakwalifikowanych do konkursu filmów nie ma „Historii Roja”, filmu Jerzego Zalewskiego o „żołnierzach wyklętych”. Lista konkursowych filmów znana jest od ponad miesiąca, w poniedziałek odniósł się do niej minister kultury.

„Ze zdumieniem i rozczarowaniem przyjąłem informację o niedopuszczeniu filmu Jerzego Zalewskiego ‚Historia Roja’ do konkursu w ramach 41. edycji Festiwalu Filmowego w Gdyni” – pisze minister w oświadczeniu opublikowanym na stronie MKiDN.

„’Historia Roja’ to pierwszy wyprodukowany w Polsce pełnometrażowy film fabularny o Żołnierzach Wyklętych – pierwszy taki film stworzony dopiero po 27 latach od końca PRL! Film w mojej opinii nie tylko ważny społecznie, ale także artystycznie udany, z pewnością nieodstający od przeciętnego poziomu artystycznego filmów prezentowanych na gdyńskim festiwalu” – kontynuuje Gliński.

Minister wskazał też na popularność „Historii Roja” wśród widzów. „W pierwszy weekend od premiery w dn. 4 marca obejrzało go 58 671 widzów, a w ciągu dwóch kolejnych tygodni – 226 644 widzów. Dla porównania jeden z filmów nagrodzonych podczas ubiegłorocznej edycji festiwalu obejrzało niecałe 3 tys. osób” – pisze minister Gliński.

„Film, który dotyka tak ważnej dla współczesnej Polski i polskiej wspólnoty tematyki jak historia Żołnierzy Wyklętych  powinien mieć szansę wzięcia udziału w konkursowej konkurencji” – pisze dalej Gliński. – „Odnoszę wrażenie, że decyzja ta nie miała związku z jego artystyczną wartością”. Na zakończenie minister dodaje, że brak „Historii Roja” w konkursie „nie jest pozytywnym sygnałem dla polskiej kultury”.

„W demokratycznym kraju nie powinno mieć miejsca blokowanie filmów przez komisje festiwalowe. Widzom festiwalu powinno przysługiwać prawo oceny filmu Jerzego Zalewskiego, jego wad i zalet” – kończy Gliński.

„Historia Roja” przywołuje fakty z życia Mieczysława Dziemieszkiewicza (pseudonim „Rój”), żołnierza Narodowego Zjednoczenia Wojskowego powstałego w 1945 r. częściowo na bazie Narodowych Sił Zbrojnych. Film „jest przepełniony frenetycznymi obrazami walki, czerwienią komunistycznych transparentów” – pisał o filmie Tadeusz Sobolewski. „Leje się wódka i krew. Ten ekscytujący konglomerat oddziałuje wyłącznie na sferę emocji. Fabuła jest niejasna, trudna do rozszyfrowania”.

Zobacz także

gliński

wyborcza.pl

Wrogiem Kościoła jest sam Kościół

Jarosław Makowski, 23.08.2016

Rozdział Kościoła i państwa w demokratycznym państwie prawa jest korzystny i dla państwa, i dla Kościoła.

Rozdział Kościoła i państwa w demokratycznym państwie prawa jest korzystny i dla państwa, i dla Kościoła. (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Rozdział Kościoła i państwa w demokratycznym państwie prawa jest korzystny i dla państwa, i dla Kościoła.

Ma rację Grzegorz Schetyna, przewodniczący Platformy Obywatelskiej, że z Kościołem trzeba rozmawiać. Zwłaszcza gdy się rządzi. Lub gdy się myśli o przejęciu władzy. Z tej prostej przyczyny, że Kościół jest zbyt poważnym aktorem polskiego życia społecznego i politycznego, by go nie zauważać. Ale rozmowa nie może oznaczać uległości.

Zarazem nie trzeba być przenikliwym, by wiedzieć, że siła polskiego Kościoła nie jest owocem jego pracy duszpasterskiej, społecznego zaangażowania czy bliskości księży z ludźmi. Krótko: Lud Boży w Polsce nie jest rozpieszczany przez tzw. Kościół nauczający. Siła Kościoła jest wynikiem słabości państwa zarządzanego przez słabych polityków.

Tymczasem Kościół na Soborze Watykańskim II uznał, że Kościół i państwo winny respektować zasadę autonomii, czyli rozdziału między państwem a Kościołem. Postanowił tak z trzech powodów.

Po pierwsze, zrozumiano, że w demokratycznie zorganizowanym państwie, gdzie szanuje się i respektuje pluralizm przekonania i postawy, Kościół dążący do realizacji swych celów poprzez siłę państwowego przymusu znajdzie się w opozycji do rosnącej części swoich wiernych.

Po drugie, zrozumiano, że prawo osoby, a tym samym prawo wolności jej sumienia, jest ważniejsze niż prawo kościelnej prawdy.

Po trzecie, liberalna demokracja stwarza każdemu Kościołowi (nie tylko rzymskokatolickiemu) warunki do nieskrępowanego głoszenia Ewangelii. A Kościół niczego innego nie potrzebuje do swojej misji. Nie potrzebuje nad człowiekiem innej władzy niż władza nad jego duchem. Chwila, gdy Kościół domaga się nad człowiekiem władzy politycznej, jest chwilą jego słabości. A o klęsce może mówić wtedy, gdy Dobrą Nowinę chce zastąpić „dobrą ustawą”.

Kościół zgodnie z własnym nauczaniem chce tylko przemawiać w sposób nieskrępowany i korzystać z wolności głoszenia swojego przesłania. Bo prawda, którą głosi, jak czytamy w deklaracji o wolności religijnej, „nie inaczej się narzuca jak tylko siłą samej prawdy, która wnika w umysły jednocześnie łagodnie i silnie”. Rozdział Kościoła i państwa w demokratycznym państwie prawa jest korzystny i dla państwa, i dla Kościoła.

+++

Jednak w Polsce zasady te działają tylko teoretycznie. Praktycznie mamy sojusz tronu z ołtarzem. Jak na dłoni widać to dziś. Relacje Kościoła z rządem Prawa i Sprawiedliwości są tak ścisłe, że abp Stanisław Gądecki mówi zachwycony: „Nastąpił ogromny przełom. Po wojnie nie było jeszcze takiego zjednoczenia państwa i Kościoła”.

I rzeczywiście: finansowanie Świątyni Opatrzności Bożej, sakralizowanie każdej uroczystości państwowej, finansowanie religii w szkole, dotacje dla o. Tadeusza Rydzyka, Fundusz Kościelny – wszystko to „dzieła” finansowane i wspierane przez państwo hojniej niż kiedykolwiek w przeszłości. Dlatego bp Józef Wysocki nazywa premier Beatę Szydło i prezydenta Andrzeja Dudę „darem od Boga”.

Oczywiście wielu polityków, także z nastawieniem centrowym, uważa, że nie byłoby tak spektakularnego sukcesu wyborczego PiS bez wsparcia Kościoła.

Dlatego pojawiają się pomysły – jak w Platformie – że trzeba się z Kościołem lub jego częścią dogadywać i układać. To fałszywe przekonanie. Po pierwsze, PiS bez ogródek mówi, że de facto kupił poparcie Kościoła. Dziś na różne sposoby, szczególnie wobec o. Rydzyka, spłaca ten dług z publicznych pieniędzy. Po drugie, PiS będzie musiał iść na wojnę, której nie chce: raz, poprzeć próbę całkowitego zakazu aborcji, której domagają się Kościół i ruchy pro-life. Dwa: będzie musiał realizować kolejne postulaty Kościoła, jak choćby maturę z religii. I trzy: duża część elektoratu PiS, w odróżnieniu od elektoratu centrowego i liberalnego, to ludzie, którzy lepiej czują się w państwie wyznaniowym niż w liberalnej demokracji. Dlatego cieszą się z obecnego sojuszu tronu z ołtarzem.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Kościół chwycił Pana Boga za nogi. Ma i pieniądze, i wpływy, i władzę. Jednak w dłuższej perspektywie na dealu z PiS Kościół straci.

Raz, już traci wiarygodność, by mówić Polakom, co jest dobre, a co złe, co prawe, a co nieprawe. Kiedy PiS łamie zasady demokracji, kiedy poniewiera prezesem Andrzejem Rzeplińskim, który kilka miesięcy temu został odznaczony papieskim Krzyżem „Pro Ecclesia et Pontifice” (Dla Kościoła i Papieża) za zasługi dla Kościoła i systemu prawnego w Polsce, biskupi milczą jak zaklęci.

Dwa, polscy biskupi znaleźli się między młotem a kowadłem w sprawie uchodźców. Z jednej strony nie mogą ignorować apeli Franciszka, który mówi, prosi i apeluje, by każda parafia przyjęła uchodźców. Z drugiej – muszą liczyć się z hojnym wobec Kościoła rządem PiS, który mówi: żadnych imigrantów! Ceną, jaką Kościół płaci za sojusz z PiS, jest konieczność milczenia, gdy PiS-owski rząd łamie zasady demokracji i ignoruje wezwanie lidera katolików. Krótko: PiS kupuje milczenie Kościoła.

Trzy, Kościół, przyjmując od Jarosława pocałunek, nie zdawał sobie sprawy, że jest to pocałunek o smaku esbeckich akt. Dziś PiS zarządza historią – a przede wszystkim jest w całkowitym posiadaniu archiwów. Biskupi doskonale wiedzą, co z pomocą esbeckich akt jest w stanie zrobić Sławomir Cenckiewicz. Wystarczy popatrzeć, jak – niczym myśliwy – poluje na Lecha Wałęsę. Znów: przy całkowitym milczeniu biskupów.

Hierarchowie pamiętają, jak PiS grał teczkami na kościelnym podwórku, gdy rządził w latach 2005-07. Jest tajemnicą poliszynela, że wielu biskupów, szczególnie tych, którzy są wyznawcami Radia Maryja, a Dobrą Nowinę zamienili na „dobrą zmianę”, ukrywa w swoich szafach niejednego trupa. Co więcej, biskupi doskonale zdają sobie sprawę, że Jarosław Kaczyński, trzymając w garści esbeckie kwity na hierarchów, nie zawaha się ich użyć, jeśli taka będzie dziejowa konieczność. A jest nią utrzymanie władzy za wszelką cenę.

+++

Kiedy biskupi i PiS zacieśniają sojusz tronu z ołtarzem, Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego kilkanaście miesięcy temu pokazał statystyki uczestnictwa wiernych w mszach świętych w 2013 roku. Co się okazuje? Duszpasterze nie mają powodów do radości: po raz pierwszy od 1980 r. na niedzielne msze chodziło mniej niż 40 proc. wiernych. Od 2003 r. polski Kościół stracił blisko dwa miliony wiernych. Znów: nieraz Polacy pokazali, że nie akceptują mieszania się Kościoła do polityki.

Czy zatem politycy centrowi czy liberalni mają iść na wojnę z Kościołem i chrześcijaństwem? Albo, z drugiej strony, jakoś się z Kościołem układać, by odbić jego część z objęć PiS?

Jeśli dziś jakiś polityk mówi, że drogie jest mu chrześcijaństwo, to tym bardziej powinni trzymać Kościół z dala od „tronu”. I to w imię chrześcijańskiej odpowiedzialności! Powinien chronić Kościół przed Kościołem. To jest obecnie jedyna droga, by polski Kościół uratować przed pełzającą dechrystianizacją, którą funduje mu romans z PiS. To jest jedyna droga, by państwo przestało pełnić wobec Kościoła funkcję służebną i zaczęło respektować zasadę autonomii. Takie są oczekiwania również elektoratu centrowego, który z niesmakiem patrzy na układanie się polityków z Kościołem.

Największym wrogiem Kościoła nie jest więc ani państwo, ani społeczeństwo, ani nowoczesność. Dziś największym wrogiem Kościoła jest sam Kościół. I politycy, którzy uważają, że lepiej trzymać z proboszczem niż z Panem Bogiem. Bo, jak wiemy, Bóg – w przeciwieństwie do proboszcza – nie głosuje. Politycy, którzy są blisko swoich wyborców, nie muszą układać się z proboszczem, by zdobyć poparcie.

Mylą się także ci politycy i publicyści, którzy chcieliby za pomocą państwa rugować katolicyzm z przestrzeni publicznej. Polacy są antyklerykalni czy nawet antykościelni, ale nie antychrześcijańscy. Potrafią odróżnić marność kościelnych instytucji od autentycznej tradycji chrześcijańskiej, której chronią jak oka w głowie.

Polacy godzą się z nowoczesnością, ale zarazem nie chcą, by ceną za jej akceptację było odrzucenie chrześcijańskiej tradycji. Tym bardziej że żyjemy w świecie, którego znakiem firmowym jest niepewność, płynność, chaos. Wiara jawi się na tym tle jako stały i pewny punkt odniesienia, a takich punktów człowiek potrzebuje do życia jak tlenu. Naiwna jest zatem nadzieja, że po przejściu przez Polskę walca nowoczesności katolicyzm zostanie odesłany na śmietnik historii. Przeciwnie: będzie raczej tak, że w każdym polskim domu będzie internet, a ludzie i tak będą chodzić na pielgrzymki.

A zatem: chrześcijaństwo jest zbyt cenne, by zostawić je w rękach polityków i biskupów, którzy wiary pobożnych ludzi chcą używać do gry o władzę, wpływ i pieniądze.

Jarosław Makowski – publicysta, filozof, teolog, redaktor specjalnego wydania „Newsweeka”: „Kto się boi Franciszka”

Zobacz także

sojusz

wyborcza.pl

 

Gościnne występy. We wtorek – Kolenda. Młody prezes PSL ma szanse

Katarzyna Kolenda-Zaleska „Fakty” TVN, 23.08.2016

Przed Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem jeszcze z pewnością długa droga. Ale ma to, czego nie mają inni politycy - budzi pozytywne skojarzenia

Przed Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem jeszcze z pewnością długa droga. Ale ma to, czego nie mają inni politycy – budzi pozytywne skojarzenia (Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta)

Przed Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem jeszcze z pewnością długa droga. Ale ma to, czego nie mają inni politycy. Budzi pozytywne skojarzenia, nie jest aż tak mocno uwikłany w ostry polityczny spór, raczej próbuje tonować nastroje.

Kiedy papież Franciszek kończył swoją wizytę w Polsce, Władysław Kosiniak-Kamysz kończył swój 12-godzinny lekarski dyżur wolontariusza. Ranek i przedpołudnie spędził w Brzegach, gdzie odbywała się największa papieska msza, i dyżur nie należał do łatwych. Potem trzeba było pomagać setkom pielgrzymów opuszczających miejsce celebry. Spotkaliśmy się przypadkiem, wieczorem w szpitalu, gdzie na dachu było nasze telewizyjne studio.

Wolontariusz – poseł, polityk, prezes PSL – był wyraźnie zakłopotany gratulacjami i wyrazami uznania, które składała mu nasza ekipa. Pracy wolontariusza nie uważał za jakieś wyjątkowe poświęcenie, zwłaszcza że wykonywał ją od lat. Bardzo nam zaimponował.

Parę dni później człowiek, którego cenię i który zawodowo zajmuje się analizowaniem polityki, zachwycał się młodym prezesem PSL. Jego aktywnością w terenie, próbami odmłodzenia wiekowej partii i zerwania z wizerunkiem partii pazernej, nastawionej na szukanie posad i kolekcjonowanie wyborczych łupów. Mówiono, że wejdzie w koalicję z każdym, byle tylko dostać swoje posadki. Zapomniano, jak PSL odmówił koalicji z PiS, choć wszyscy traktowali to jako oczywistość.

Dziś PSL lata świetności ma za sobą, od lat balansuje na granicy wyborczego progu i wciąż walczy ze złą legendą, która, mówiąc uczciwie, nie była przesadzona.

Ale wraz z osobą Władysława Kosiniaka-Kamysza wiele się zmieniło i zachwyty nad nim nie dziwią. Odmładza partię i otacza się ludźmi bez zbędnego balastu przeszłości. Na jesień PSL zapowiada ofensywę programową, a jako dobry minister pracy Kosiniak-Kamysz ma też szanse na zaprezentowanie wiarygodnej propozycji społecznej.

Przed Kosiniakiem-Kamyszem jeszcze z pewnością długa droga. Ale ma to, czego nie mają inni politycy. Budzi pozytywne skojarzenia, nie jest aż tak mocno uwikłany w ostry polityczny spór, raczej próbuje tonować nastroje. Czasem z lepszym, czasem z gorszym rezultatem. W sytuacji ostrego kryzysu konstytucyjnego po próbach zamachu na niezależność Trybunału Konstytucyjnego prezes PSL jednoznacznie opowiedział się po stronie wierności konstytucji. Jesień może być politycznie gorąca i przed Kosiniakiem-Kamyszem kolejna szansa. Być twardym w obronie zasad, ale koncyliacyjnym w tonowaniu. Nic to nie da, bo PiS nikogo nie słucha, ale on może na tym zyskać.

Jeśli jakaś partia dziś ma szansę być chadecją – do czego dąży Grzegorz Schetyna – to raczej nie Platforma ze swoją ideologiczną różnorodnością, ale właśnie PSL. Skojarzenie ludowców z chadecją nie brzmi fałszywie. Mocno zakorzenieni w tradycji, hołdujący konserwatywnym wartościom, przy równoczesnym poszanowaniu wolnego rynku i otwarciu na innowacyjność. To oni mają szansę zgarnąć konserwatystów zrażonych rządami „dobrej zmiany”.

W sumie to bardzo miło móc napisać pozytywny felieton o pozytywnym polityku. Ale żeby nie było tak słodko – pan prezes musi trochę wyluzować. Pozbyć się gorsetu, który go uwiera, co widać na konferencjach prasowych, nauczyć się mówić normalnym językiem, a nie nowomową z partyjnych zebrań.

Młody Waldemar Pawlak poległ między innymi dlatego, że nazywano go robotem. Jeśli Kosiniakowi nie uda się przełamać samego siebie, może być krucho. Młody prezes PSL ma przed sobą zadanie przyciągnięcia młodych z miasteczek i miast. A oni sztywniaków nie lubią.

Zobacz także

toOni

wyborcza.pl