Anders, 05.02.2017

 

 

Waldemar Mystkowski

Nikczemny PiS dekomunizuje wielkiego Hasiora

PiS to specyficzna formacja polityczna, z wielu względów trudna do opisania. Na pewno ta trudność nie bierze się z jej bogactwa intelektualnego bądź duchowego, ale z ubogości. A jak wiadomo problemem jest opisanie ubogiego wnętrza, bo adekwatny byłby minimalizm, ale tak nie jest.

Dlatego mamy takie trudności z uchwyceniem fenomenu Jarosława Kaczyńskiego, który bredzi to samo od 1989 roku, dokumentem biedy wewnętrznej prezesa jest jego tzw. autobiografia „Porozumienie przeciw monowładzy…”

I ta ubogość zrównuje wszystko z sobą. Jesteś ciut wyższy od prezesa (nie chodzi o wzrost, ale wyższości o wiele ważniejsze), prezes zrównuje wszystko do siebie. Stąd narodził się ten jego gorszy sort, gdyż takim językiem posługuje się człowiek pełen kompleksów, uważając, że inni są tak samo marni jak on. Wyzywa innych, a tak naprawdę siebie. Jest to rewanżyzm psychologiczny.

Jednym z takich rewanżyzmów jest dekomunizacja, postkomunizm. Acz ten termin winien mieć tylko jedno zastosowanie do polityków i idei, które istniały przed 1989 rokiem i były z różnym skutkiem, bądź bez skutków, przeniesione do Polski suwerennej.

Dekomunizacja jednak zostaje rozszerzona przez ludzi pokroju Kaczyńskiego na wszystko, co jest poza ich zasięgiem, a poza zasięgiem PiS jest ogromny obszar rzeczywistości, bo – jako napisałem – jest to specyficznie uboga formacja, ale tym bardziej groźna. To talibowie w stosunku do inności, lepszości, bogactwa.

Oto czytam, iż zdekomunizowana ma być słynna rzeźba Władysława Hasiora „Organy”, która dostała od komuchów tabliczkę z treścią, iż jest pomnikiem poświeconym „synom Ojczyzny poległym na Podhalu w walce o utrwalenie władzy ludowej”.

A jaki artysta miał wpływ, że przyszedł jakiś pisowiec (przepraszam: pezetpeerowiec) i przybił tabliczkę z taką treścią? Organy, jak pozostałe dzieła Hasiora, są naszą wspólną wielkością, bo taka jest rola artysty, wywyższa wszystkich. Jaką winą Hasiora jest, iż przyszło mu tworzyć  w tamtym marnym czasie? Taką samą winą, jak tworzyć jest dzisiaj w czasie władzy PiS, o czym już przekonują się polscy artyści i pisarze.

Tym bardziej mnie boli taki stosunek do Hasiora, iż to mój jeden z ojców, z którym miałem szczęście debatować w marnym komuszym czasie przy czymś mocniejszym. Nasi talibowie, jak ich plemienni odpowiednicy w Afganistanie, w zapędzie zrównania wszystkiego do swej nikczemności, niszczą pomniki naszej wielkości. Tam Buddę, tutaj Hasiora.

Akurat pisząc to trafiłem na filmik z TV Parlament z wystąpienia jednego z naszych talibów na temat dekomunizacji, który nazywa to wizją PiS. Poważnie, A mówi to Mateusz Morawiecki, wicepremier: „My walczymy cały czas z postkomunizmem. Komunizm też nie skończył się 4 czertwca 1989 roku. Ale postkomunizm trwa. Postkomunizm to ciąglość instytucji, ciągłość sądów, chociażby tak niewinnie brzmiących jak uczelnie wyższe. I dzisiaj wiemy, jak bardzo nam utrudnia to prowadzenie naszych różnych działań, również gospodarczych”.

Mówi to facet w roku 2017. Taki marny jest intelektualnie. Nie potrafi niczego stworzyć, tylko zwalać swoją impotencję na postkomunizm. Morawiecki jest specyficznym talibem wśród talibów PiS, ale w dalszym ciągu kimś wewnętrznie ubogim, o czym świadczą powyższe jego słowa.

Jakiekolwiek zostaną ruiny po PiS, a zostaną, nie chciałbym aby następcy zwalali na talibów PiS. Burzą, niszczą, pomniejszają nas, ale to minie, jak każda marność.

>>>

 

c3737oww8aa42ks

c37eafiwaaqgm52

Toruń w ofierze Kościołowi

W grodzie Kopernika Kościół nie ma powodów do narzekania. Na ostatnich urodzinach Radia Maryja prezydent miasta Michał Zaleski przemawiał czołobitnie,

W grodzie Kopernika Kościół nie ma powodów do narzekania. Na ostatnich urodzinach Radia Maryja prezydent miasta Michał Zaleski przemawiał czołobitnie, mówiąc o „pięknej ewangelizacji, która płynie z Torunia”. Nie dziwi więc jego ostatnia inicjatywa, w ramach której złożył do Rady Miasta projekt uchwały przekazującej Kościołowi prawie hektar ziemi na nowym osiedlu z 99-procentową bonifikatą.

Prezydent Zaleski postanowił przekazać Kościołowi działkę przy ul. Konrada Grasera 5 wartą 1,6 mln zł w dzierżawę wieczystą na 99 lat bez przetargu i z 99-procentową bonifikatą, czyli za 16 tys. zł. Ustalił też pierwszą opłatę w wysokości 25 proc. ceny nieruchomości, która po uwzględnieniu zniżki wyniosła 4031,33 zł. W kolejnych latach parafia będzie płacić za dzierżawę do miejskiej kasy 48,38 zł rocznie (sic!). Na gruncie ma stanąć… czytaj więcej

adrian-stelmaszyk

tygodnikfaktycznie.pl

c37norpxaaa_fw9

 

c37ptxawqaei1lz

 

c37caq8wiaexkl2

 

c35gmqaxuaa-u6p

MAGDALENA CHRZCZONOWICZ, 5 LUTEGO 2017

Mason i heretyk Kościuszko. Dziś byłby żołnierzem wyklętym. Przez Macierewicza

W 2017 r. mija 200 rocznica śmierci Tadeusza Kościuszki (a 4 lutego rocznica urodzin), dlatego przypominamy tekst o żołnierzach wyklętych przez wojska Antoniego Macierewicza. Nie świętujemy sami – rok 2017 został przez polski Sejm ustanowiony rokiem Tadeusza Kościuszki. Patron, zdaniem parlamentarzystów, „uosabiał najlepsze wartości: tolerancję i równość”

W lipcu 2016 r. Ministerstwo Obrony Narodowej sfinansowało produkcję filmu, który promował Polskę i wojsko na Światowych Dniach Młodzieży. Podobno polska armia była i jest wojskiem chrześcijańskim. Nieprawda. Żołnierze ginęli za Polskę w imię różnych wartości: chrześcijańskich, oświeceniowych, innych religii i narodowości, judaistycznych, a nawet masońskich.

Sprawdzamy jedna po drugiej tezy, które w wojskowym filmiku wygłosił ksiądz kapitan Ireneusz Biruś. Sprowadził całe dzieje polskiej armii do kolejnych wcieleń chrześcijańskich wartości i wciąż tych samych chrześcijańskich symboli, utożsamiając je przy okazji z polską tożsamością narodową.

Przekaz filmu ministerstwa pod wodzą Antoniego Macierewicza bierze w nawias neutralność (w Konstytucji – „bezstronność”) światopoglądową państwa. Jakby nie obowiązywał zapis Konstytucji (art. 26.2): „Siły Zbrojne zachowują neutralność w sprawach politycznych oraz podlegają cywilnej i demokratycznej kontroli” albo art 25 ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego: „Wszystkim osobom pełniącym służbę wojskową, a także ich rodzinom, zapewnia się swobodę spełniania lub niespełniania, zależnie od ich woli, praktyk religijnych”.


Zmieniają się czasy, zmienia się technika, a te symbole, które były wyryte na zbrojach husarii do dzisiaj widnieją na sztandarach wojska polskiego.

Ireneusz Biruś, film promocyjny Wojska Polskiego – 01/07/2016

fot. Kamil Broszko / Agencja Gazeta


RACZEJ FAŁSZ. SYMBOLE SIĘ ZMIENIAŁY, NIE ZAWSZE NA SZTANDARACH BYŁ BÓG.


Film sugeruje, że dewiza „Bóg, Honor, Ojczyzna” towarzyszyła polskiemu wojsku od czasów husarii.

To nieprawda.

Dopiero w 1937 r. polskie wojsko przyjęło „Bóg, Honor Ojczyzna” za oficjalną dewizę. Wcześniej oficjalnym hasłem wojska odrodzonej Polski było „Honor i Ojczyzna”, które nawiązywało do haseł z ostentacyjnie ateistycznej epoki rewolucji francuskiej i ery napoleońskiej, z jego dewizą „Honor et Patrie”.

Za dyktatury sanacji w 1937 r. dodano słowo „Bóg”. Miało to związek z generalnym „zwrotem na prawo” w polskiej polityce tego okresu i przejmowaniem przez sanację haseł endeckich. Inwokacja do Boga pojawiła się np. w Konstytucji Kwietniowej z 1935 r. (w konstytucji z 1921 r. jej nie było) i w przysiędze prezydenckiej.

W 1955 r. dewizę zastąpiono zdaniem „Za naszą Ojczyznę Polską Rzeczpospolitą Ludową”. W III RP przywrócono maksymę z końca lat 30. i od 1993 r. oficjalne hasło polskich sił zbrojnych znowu brzmi „Bóg, Honor, Ojczyzna”.

Ponadto wojsko polskie od samego początku państwa było wieloreligijne i wielonarodowe. Za Rzeczpospolitą walczyli i umierali: poganie, żydzi, muzułmanie i bezwyznaniowcy.


To w pierwszych wiekach rycerze naszej ojczyzny, idąc na bój szli z pieśnią „Bogurodzica” na ustach.

Ireneusz Biruś, film promocyjny Wojska Polskiego – 01/07/2016

fot. Sebastian Adamus / Agencja Gazeta


RACZEJ FAŁSZ. NIE WIADOMO, CO ŚPIEWALI WOJOWIE PIERWSZYCH PIASTÓW.


Bogurodzica została spisana w XV wieku, a pochodzi najprawdopodobniej z przełomu XIII i XIV wieku (choć niektórzy twierdzą, że jest nawet o stulecie starsza). Wtedy państwo polskie miało już prawie 300 lat. Co śpiewali wojowie pierwszych Piastów niestety nie wiadomo.


Historia wojska polskiego ściśle związana jest z chrześcijaństwem. (….) Nasza historia jest prawdziwym świadectwem wartości wypisanych na sztandarach wojska polskiego.

Ireneusz Biruś, film promocyjny Wojska Polskiego – 01/07/2016

fot. Grzegorz Dabrowski / Agencja Gazeta


RACZEJ FAŁSZ. W POLSKIM BYŁO WIELU NIECHRZEŚCIJAŃSKICH ŻOŁNIERZY.


Kapelan twierdzi, że polskie wojsko od początku tworzone było w oparciu o chrześcijańskie wartości, a hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” (ewidentnie rozumiany jako „Bóg chrześcijański”) oddaje charakter polskiej armii na przestrzeni dziejów. Sugeruje, że ci, którzy zbrojnie walczyli o Polskę, robili to w imię tych zasad. To także nieprawda.

Jest wiele przykładów niechrześcijańskich armii i niechrześcijańskich żołnierzy, którzy tworzą historię polskiej wojskowości. Poczynając od pogańskich wojów (Słowian i wikingów) w drużynie Mieszka, przez wyznających szamanizm lub islam tatarów z czasów wojen z Zakonem Krzyżackim, po żydowskich ochotników z okresu Insurekcji Kościuszkowskiej.

W polskiej armii służyli też tacy, którzy poglądów religijnych nie mieli wcale. Żołnierze i rebelianci umierali w historii Polski za różne wartości: chrześcijańskie, oświeceniowe, narodowościowe, a także judaistyczne.

Poniżej krótki przegląd znanych z historii „żołnierzy wyklętych” przez chrześcijaństwo, którzy są bohaterami polskiej wojskowości.

Poczet żołnierzy wyklętych

1. Tadeusz Kościuszko – heretyk, mason. Bohater wojny o niepodległość USA, naczelnik Insurekcji 1794 r. nie był katolikiem. Był deistą – uznawał więc (przynajmniej publicznie) istnienie boskiego elementu, ale wierzył, że ponadnaturalne moce nie mają wpływu na życie ludzi i losy świata. Jest to sprzeczne z doktryną katolicyzmu (które uznają boskie interwencje, siłę modlitwy, wstawiennictwo świętych, czy cuda), czy większości nurtów chrześcijańskich.

Był też nieprzejednanym wrogiem przywilejów Kościoła katolickiego i był z Kościołem w sporze politycznym. Hierarchia kościelna ochoczo popierała Targowicę, co zresztą wzbudzało oburzenie warszawskiego ludu. Gniew ulicy doprowadził do śmierci kardynał Michała Poniatowskiego (brat króla). Najprawdopodobniej został otruty, a jego ciało  wywleczone przez lud Warszawy na ulicę i w ten sposób „ukarane” za zdradę narodu. Pisze o tym Jarosław Marek Rymkiewicz w „Wieszaniu”.

Kościuszko był antyklerykałem czynnym: gdy brakowało materiałów na polskie mundury, naczelnik rozkazał: „wszelkie sukno zdatne z kościołów ma być zabrane”.

Kościuszko był piewcą wartości oświeceniowych, liberalnych i promujących tolerancję. Walczył w rewolucji amerykańskiej, popierał francuską, prywatnie był masonem. W życiu uczuciowym uchodził za libertyna (choć nic nie wiadomo o tym, aby był rozpustny). Nigdy się nie ożenił, choć miał wiele miłości i romansów, to niewątpliwie nie przejawiał szacunku wobec sakramentu małżeństwa (przynajmniej cudzego).

Konferencja Antoniego Macierewicza ws. szczytu NATO
Przeczytaj też:

Tajemnicza promocja MON

JAKUB STACHOWIAK  1 LIPCA 2016

2. Stefan Mustafa Abramowicz – muzułmanin. Jak pisze portal kresy.wm.pl:

Stefan Mustafa Abramowicz urodził się 20 stycznia 1915 roku w Klecku koło mickiewiczowskiego Nowogródka  w rodzinie polskich Tatarów. (…) Młody Mustafa uczył się w dwóch szkołach jednocześnie powszechnej polskiej i muzułmańskiej, gdzie poznawał arabski i czytał Koran.

Od 1937 roku służył w 1. Tatarskim Szwadronie 13. Pułku Ułanów Wileńskich w Nowej Wilejce. Po wybuchu II wojny światowej, walczył z Niemcami na Mazowszu i Lubelszczyźnie. 27 września 1939 roku dostał się do niewoli sowieckiej. Osadzony w obozie jenieckim dla szeregowców w Kozielsku. Po dwumiesięcznym śledztwie został skierowany do prac przy naprawie dróg i remoncie lotnisk w rejonie Lwowa i Przemyśla. Zwolniony przez Sowietów na mocy układu Sikorski – Majski wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych formowanych w ZSRR. W kwietniu 1942 r. wraz z całą armią dostał się do Iranu.

Po przeszkoleniu służył jako czołgista w 1. Pułku Ułanów Krechowieckich. Od kwietnia 1944r. uczestniczył w walkach II Korpusu Polskiego we Włoszech. Walczył m.in. o Monte Cassino. Zdemobilizowany został w styczniu 1947 roku w stopniu starszego ułana. Pozostał na emigracji, w Wielkiej Brytanii.

3. Insurekcja Kościuszkowska i Berek Joselewicz – żydzi. W trakcie Insurekcji Kościuszkowskiej wielu żydów – mieszkańców Rzeczpospolitej – czynnie lub finansowo (pacyfizm do dziś jest obowiązkiem ortodoksyjnych wyznawców judaizmu) wspierało antyrosyjską rewoltę. Alex Starozynski w fascynującej biografii Kościuszki „Książę Chłopów” pisze, że „oprócz chłopów pańszczyźnianych i mieszczan u Naczelnika służyło sześć regimentów tatarskich, a w niektórych polskich oddziałach do dwudziestu procent stanowili Żydzi”.

Berek Joselewicz, który jako handlarz spędził trochę czasu w rewolucyjnym Paryżu, był ochotnikiem w armii polskiej okresu insurekcji. Sformułował także – jak pisze Starozynski – pierwszy żydowski oddział od czasów biblijnych. Był to 500-osobowy oddział konnych dragonów składający się z mieszkających na Pradze (Szmulkowiznie) Żydów. Walczył w obronie Warszawy, po upadku powstania zbiegł z Polski, by we Włoszech wstąpić do Legionów Dąbrowskiego i bić się o niepodległość Polski w armii Napoleona. Służył w oddziałach Księstwa Warszawskiego, poległ pod Kockiem, walcząc z Austriakami.

Joselewicz był gorliwym polskim patriotą, a źródło jego postawy można wywodzić co najmniej z trzech elementów: polskiej tradycji niepodległościowej, filozofii oświecenia oraz tradycji judaistycznej. Pisał o Kościuszce jako o nowym Królu Dawidzie – Mesjaszu (w rozumieniu tradycji żydowskiej, nie chrześcijańskiej) – tym, pod którego dowództwem Żydzi zbrojnie wystąpią z niegodziwością i uzyskają wolność.

Kościuszko w opisie Joselewicza określany jest podobnie do Mesjasza – pomazańca – (greckie „christos”) i starotestamentowego „Lwa Judy”. Był więc tym, czym dla Boba Marleya Cesarz Etiopii Hajle Selasje, w Polsce spopularyzowany przez reportaż Ryszarda Kapuścińskiego „Cesarz”.

4. Powstańcy Styczniowi żydzi.

Warszawscy żydzi opowiedzieli się także po stronie polskich patriotów przy okazji Powstania Styczniowego.

Jak podaje portal powstaniestyczniowe.nck.pl: W okresie przedpowstaniowym jednym z pierwszych istotnych aktów zbra­tania obu narodów był pogrzeb pięciu poległych  podczas manifestacji 27 lutego 1861 r. w Warszawie. Wzięli w nim udział, obok duchownych katolickich i  protestanckich, warszawski rabin Ber Meisels oraz dwóch postępo­wych kaznodziejów: Markus Jastrow oraz Izaak Kramsztyk. Ta wzbierająca fala patriotyzmu ogarnęła też żydowskie głowy. W synago­gach zdarzały się wygłaszane kazania i spotkania modlitewne w intencji ojczyzny. Śpiewano m.in. przetłumaczoną na jidysz pieśń „Boże, coś Polskę…”. Podczas manifestacji 8 kwietnia 1861 roku na Placu Zamkowym młody Żyd Michał Laudy, przejmując krzyż od rannego zakonnika sam został śmiertelnie postrzelony.

5. Ateiści, socjaliści

Krzysztof Kamil Baczyński – wybitny polski poeta, który zginął z bronią w ręku na początku Powstania Warszawskiego także prawdopodobnie nie spełniałby nowych, wyśrubowanych standardów polskiej armii. Z pochodzenia był pół Żydem, a z przekonań zadeklarowanym socjalistą (działał w organizacji „Spartakus” prowadzonej przez Polską Partię Socjalistyczną) i najprawdopodobniej ateistą. Baczyński nie był żadnym wyjątkiem. Polscy socjaliści (zarówno o rodowodzie PPS-owskim, jak i innym) tworzyli konspirację podczas II wojny światowej, brali też udział w Powstaniu Warszawskim.

Janusz Korczak – ateista. Korczak nie jest bohaterem w sensie militarnym, choć w sensie szerszym – jest bohaterem największego wymiaru. Korczak (wł. Henryk Goldszmit) był polskim oficerem, który jako lekarz zgłosił się na ochotnika w kampanii 1920 r. Mimo że z przekonania był pacyfistą, to jako polski patriota chciał pomóc Marszałkowi Piłsudskiemu w pokonaniu Sowietów. W zasadzie od razu stał się ofiarą jednej z najczarniejszych kart polskiego antysemityzmu. Ok. 17 tys. polskich żołnierzy i oficerów – w tym ochotników – zostało internowanych w obozie w Jabłonnej. Uzasadniano to przekonaniem, że Polacy żydowskiego pochodzenia stanowić będą zagrożenie i potencjalną „piątą kolumnę” podczas boju z komunistami. Co prawda po interwencji socjalistycznego wicepremiera Ignacego Daszyńskiego po 25 dniach obóz rozwiązano, nie powstrzymało to antysemickiej czystki w polskiej armii. Zwalniano ze służby osoby, które w dokumentach zadeklarowały narodowość żydowską.

Aż do wybuchu II wojny światowej był ofiarą antysemickich nagonek organizowanych przez zwolenników narodowej demokracji i innych „obrońców prawdziwej polskości”. Ostatecznie został wyrzucony z radia – narodowcy zarzucali mu „zażydzanie” fal polskiego eteru. Pretekstem była „demoralizacja” – w wieczornej audycji poruszył temat nocnego moczenia się dzieci.

mason

oko.press

Mija rok od powołania podkomisji ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Efektów pracy zero
Polegli wciąż czekają na prawdę – mówił rok temu podczas uroczystości w MON Antoni Macierewicz.

4 lutego 2016 roku minister obrony narodowej podpisał nowelizację rozporządzenia MON z 2012 roku ws. organizacji oraz działania Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP), która rozszerzyła skład komisji o 18 nowych członków. Spośród członków KBWLLP powołano nową podkomisję, która miała zbadać okoliczności tragedii smoleńskiej.

„Mija sześć lat od momentu, który nazwano największą tragedią po II wojnie światowej. Była to największa tragedia lotnicza w dziejach lotnictwa światowego. Skala tragedii była związana także z tym, jak ówcześni rządzący potraktowali poległych. Jak się z nich naśmiewali, jak ich wyszydzali. Jak ich porzucili, jak się za nimi nie ujęli, oddając badanie i śledztwo w obce ręce” – mówił rok temu podczas uroczystości szef resortu obrony.

Szefem podkomisji ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej został dr Wacław Berczyński, który wcześniej współpracował już z Zespołem Parlamentarnym ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.

 

W składzie nowej podkomisji weszli:

Wacław Berczyński, przewodniczący
Bogdan Gajewski, zastępca przewodniczącego
Kazimierz Nowaczyk, sekretarz zespołu
prof. Jan Obrębski
Wiesław Binieda
Janusz Bujnowski
Wiesław Chrzanowski
Szczepan Cierniak
Marek Dąbrowski
Zdzisław Gosiewski
Kazimierz Grono
Ewa Anna Gruszczyńska-Ziółkowska
Marcin Gugulski
Jacek Kołota
Beata Majczyna
Bogdan Nienałtowski
Piotr Stepnowski
Grzegorz Szuladziński
Janusz Więckowski
Krystyna Zieniuk
Andrzej Ziółkowski

Podkomisja smoleńska nic nie zbadała

Maciej Lasek, były wiceprzewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych, uważa, że „z każdym miesiącem podkomisji wypadają z ręki kolejne argumenty do dalszej pracy. Najwyższy czas, żeby powiedzieć: myliliśmy się, zostaliśmy wprowadzeni w błąd, może przez polityków, fakty są nie do obalenia, przepraszamy”.

Według Laska podkomisja nie zajęła się nawet rzekomymi podstawami do wznowienia śledztwa. „Nie byli w ciągu tego roku nawet w Smoleńsku, żeby obejrzeć wrak, żeby przeanalizować szczątki, a wcześniej przecież wielokrotnie mówili, że ten wrak jest kluczowy do określenia przyczyny” – uważa.

 

polityka.pl

, 5 LUTEGO 2017

Rok z życia Podkomisji ds. Spisków i Konfabulacji. Zamach jak mgła, rozwiewa się

Miała „przebić się przez kurtynę kłamstwa”. Zamiast tego albo powtarza znane ustalenia, albo nimi manipuluje. Posuwa się do pustych oskarżeń i konfabulacji. Rok temu zaczęła istnieć tzw. podkomisja smoleńska.

Rok temu minister obrony Antoni Macierewicz powołał w MON Podkomisję ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego, czyli katastrofy prezydenckiego Tupolewa pod Smoleńskiem w kwietniu 2010 r.

Ma wykryć „prawdziwe” przyczyny katastrofy. W poprzedniej kadencji Sejmu Macierewicz zorganizował „smoleński” zespół parlamentarny, który na kolejnych konferencjach dowodził, że pod Smoleńskiem doszło do zamachu. Media wiele pisały o braku kwalifikacji ekspertów Macierewicza. Teraz większość ekspertów tego zespołu przeszła do nowej podkomisji.

Jej przewodniczącym został dr inż. Wacław Berczyński, a zastępcami dr inż. Kazimierz Nowaczyk i prof. Wiesław Binienda. Sekretarzem jest prof. dr hab. inż. Jan Obrębski. Poza prezydium, podkomisja ma również 19 członków oraz 3 ekspertów.

Jednym z tych ostatnich jest Frank Taylor, który miał być członkiem brytyjskiej komisji badania wypadków lotniczych. Okazało się to jednak nieprawdą, ale Taylorowi nie przeszkadza to w wypowiadaniu się na temat katastrofy smoleńskiej.

Na początku prac nowej podkomisji zapowiadano wiele, w tym oględziny wraku samolotu, przedstawienie dowodów na  fałszowanie zapisów czarnych skrzynek a także wskazanie na przekłamania w raporcie rządowej komisji Millera, która badała katastrofę w 2010 i 2011 roku. Ale co tak naprawdę osiągnięto? Ujmując rzecz najkrócej: nic.

Nowe stare fakty

Podkomisja spotkała się z dziennikarzami tylko raz – 15 września 2016 r.

„Jesteśmy w trakcie analizy, która jest bardzo żmudna” – mówił Kazimierz Nowaczyk, wiceprzewodniczący podkomisji. „Ale już znaleźliśmy sygnał niesprawności pierwszego silnika, niesprawność pierwszego generatora, niesprawność obu wysokościomierzy radiowych” – powiedział.

To zaskakująca wiadomość, to samo Nowaczyk mówił już w 2012 r., na co zwrócili uwagę dziennikarze TVN24. Albo zapomniał, albo liczył na krótką pamięć dziennikarzy. W dodatku te informacje są w raporcie komisji Millera i nie dowodzą zamachu.

„Przepisany” raport

Podkomisja zaatakowała też Jerzego Millera, szefa komisji rządowej. Manipulując fragmentem stenogramu z jednego z jej posiedzeń zarzuciła mu naciski na członków komisji by polski raport był zgodny z rosyjskim.

„Minister rządu polskiego na polecenie premiera instruuje komisję, jak ma przebiegać badanie wypadku lotniczego. Dla mnie jest to szokujące” – komentował Wacław Berczyński, przewodniczący podkomisji. Potem na dowód puszczono fragmenty nagrań, m.in. ten:  „Nasze ustalenia zostaną zderzone z ustaleniami rosyjskimi. I jeżeli te dwa raporty będą różne, to będzie do tego cała teoria spiskowa. A w związku z tym albo zadbamy […] o spójność, albo sami sobie ukręcimy bicz na własne plecy”

A tak było naprawdę. Miller w rozmowie z TVN wskazał, że ustalenie dotyczyło tylko i wyłącznie tego, że raport powinien być napisany według tych samych reguł redakcyjnych, co raport rosyjski. Po co? Właśnie po to, by łatwo czytelne były różnice pomiędzy wnioskami strony polskiej i rosyjskiej.

W żaden sposób nie chodziło więc o „przepisanie” raportu służb Federacji Rosyjskiej, a słowa Millera nie były żadną polityczną instrukcją, jak chce je widzieć podkomisja.

I rzeczywiście, komisja Millera zgłosiła ponad 100 uwag do raportu rosyjskiego, są aneksem do polskiego raportu rządowego. Różnice w ustaleniach komisji Millera i rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego były znaczące i dotyczyły m.in. oceny przyczyn wypadku.

Informacje te były znane już w lipcu 2011 r. Tymczasem 21 października 2016 r. Antoni Macierewicz mówił, że komisja Millera „potrzebowała 15 miesięcy na przepisanie raportu MAK”. OKO.press stwierdza, że ta wypowiedź jest fałszywa.

Przeczytaj też:

„Smoleńsk”. To nie był zamach, to były zamachy

PIOTR PACEWICZ  10 WRZEŚNIA 2016

Wybiórczość jako zasada metodologiczna

Nieprzekonująco wypadają również inne wnioski podkomisji prezentowane 15 września 2016 r. Na przykład kategoryczne stwierdzenie, że Dowódcy Wojsk Lotniczych gen. Andrzeja Błasika nie było w kabinie pilotów w czasie tragicznego lądowania na lotnisku pod Smoleńskiem. Odwołuje się do „Opinii w zakresie fonetyczno-lingwistycznej analizy zapisów dźwiękowych samolotu”. To analiza rozmów zapisanych przez rejestrator dźwięków w kabinie pilotów. Ale ta opinia wskazuje jedynie na to, że nie można wykluczyć jego tam obecności, bowiem urządzenia rejestrujące dźwięk w kabinie zapisały również głosy osób, które nie należały do załogi.

Dziennikarze TVN zauważyli również, że podkomisja – próbując obalić tezę o obecności gen. Błasika w kokpicie – wskazuje na to, że jego ciało odnaleziono wśród szczątków innych pasażerów. To prawda, ale jednocześnie milczeniem pomija fakt, że obok leżał również martwy członek załogi. Podkomisja wtedy powinna wyciągnąć wniosek, że członka załogi również nie było w kabinie. Ale tego nie robi.

Pod koniec stycznia tego roku rozpoczęły się zapowiadane próby z modelem samolotu w tunelu aerodynamicznym, ale na razie podkomisja nie informuje o ich wynikach. W mediach już jednak pojawiają się głosy ekspercie, że te doświadczenia będą miały raczej niewielką wartość poznawczą. Dlaczego? Skala modelu (1:100) jest po prostu bardzo mała, co czyni wyniki raczej mało użytecznymi.

Przeczytaj też:

Katastrofa smoleńska. 24 teorie spiskowe

ZUZANNA PIECHOWICZ  6 LIPCA 2016

Walnąć w brzozę

W głowach komisji narodził się jeszcze szalony pomysł. Miano zakupić na Słowacji Tu-154M, który planowano – w ramach eksperymentu – zderzyć z drzewem zamocowanym na dachu samochodu. Chodziło o weryfikację hipotezy, że skrzydło tupolewa złamało się gdy lecący za nisko samolot zaczepił o brzozę. Według ekspertów Macierewicza, skrzydło powinno przeciąć brzozę, a nie odwrotnie. I poświęcili dowodzeniu tego wiele bezowocnych wysiłków. Całe szczęście odstąpiono od tego, m.in. ze względu na zagrożenie dla kierowcy samochodu. OKO.press pochwala taką rozsądną decyzję.

„Głównie ze względów bezpieczeństwa. Łatwo to sobie wyobrazić: pędzące auto, przecież ktoś musiałby je prowadzić. Nie sposób przewidzieć, jak mogłoby się to zakończyć. Poza tym zorganizowanie takiego eksperymentu to ogromne koszty. Nie wspominając o tym, że nie mamy samolotu, którego moglibyśmy użyć w takim doświadczeniu” – tłumaczył „Wyborczej” Berczyński.

Ataki zamiast dyskusji

Biorąc pod uwagę te i inne przykłady, o których tu nie piszemy, trudno dojść do przekonania, że podkomisja przez rok zrobiła cokolwiek pożytecznego.

Co na to sama podkomisja?

„Ataki na podkomisję smoleńską pokazują, jak wielkie są obawy wobec wyników jej prac i ujawniania prawdy”

– czytamy słowa Macierewicza na stronie internetowej podkomisji. „Raz jeszcze postanowiono ją zaatakować i zdeprecjonować, nie słuchając, co podkomisja ma do powiedzenia”.

Jak się finansuje teorie spiskowe

Podkomisja nie pracuje niestety za darmo. W kwietniu 2016 r. planowano, że jej budżet w tamtym roku wyniesie ok. 3,5 mln zł. Potem kwota ta została w zwiększona do blisko 4 mln zł. Na same wynagrodzenia przeznaczono 2,2 mln zł!

Według informacji udzielonych przez MON dla radia TOK FM, członkowie zespołu za godzinę pracy mieli zarabiać od 25 zł do 100 zł netto. Najwięcej – do 8 tys. zł miesięcznie – miał dostawać Berczyński. Inni członkowie – 6-7 tys. zł.

W budżecie jest też 300 tys. zł na ekspertyzy, i 1,3 mln zł na podróże służbowe w kraju i zagranicą. Planowano m.in. również wyjazd do Rosji celem obejrzenia wraku.

Ostatecznie jednak do tego nie doszło, a członkowie komisji i szef MON podawali w tej sprawie sprzeczne informacje. Według Macierewicza z zaproszeniem miała wystąpić Tatiana Anodina, szefowa Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego i autorka rosyjskiego raportu. Zaś Berczyński przyznał, że to on zwrócił sie o spotkanie.

Biorąc pod uwagę dotychczasowe wyniki pracy podkomisji – kwota budżetu rocznego była zdecydowanie „zawyżona”.

Źle, bo nie było zamachu

Powstanie podkomisji było efektem wcześniejszych działań Macierewicza z okresu, gdy PiS nie był jeszcze u władzy. 8 listopada 2011 r. stanął na czele składającego się niemal tylko z posłów PiS Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku, zwanego „zespołem Macierewicza”. Do 2014 r. grupa wydała 4 publikacje, a wnioski szły w jednym zasadniczym kierunku: to był zamach.

„Katastrofa w Smoleńsku była prawdopodobnie skutkiem zamachu a nie awarii i świadczą o tym wszystkie znane nam fakty” – mówił w 2013 r. w wywiadzie dla tygodnika „wSieci”.

Dlatego raport komisji Millera Macierewicz od początku uważał za manipulację.

„Dzisiaj znamy skalę […] zaniechań, ale trzeba powiedzieć, że już w trakcie prac komisji pana ministra Millera wskazywano na liczne nieprawidłowości, błędy, a także fakty, które przesądzały o tym, iż wyniki opublikowane nie są zgodne z obiektywnym przebiegiem wydarzeń” – mówił 4 lutego 2016 r.

Przy tej okazji oskarżał o konszachty z Moskwą i Putinem ówczesnego premiera Donalda Tuska i członków jego rządu.

„Pojawia się pytanie, skąd minister Sikorski 30 minut po tragedii wiedział, że wszyscy zginęli, skoro jeszcze wtedy nie odnaleziono ciał ofiar katastrofy? I dlaczego już wówczas mówił o błędzie pilotów, zgodnie z rosyjską propagandą” – pytał.

Ustalenia komisji Millera niepodważone

Jerzy Miller był w latach 2009 – 2011 ministrem MSWiA, potem był wojewodą małopolskim. Działająca w latach 2010-2011 pod jego przewodnictwem rządowa komisja przygotowała „Raport końcowy z badania zdarzenia lotniczego nr 192/2010/11 samolotu Tu-154m nr 101  zaistniałego dnia 10 kwietnia 2010 r. w rejonie lotniska Smoleńsk Północny”. A oto jej zasadnicze ustalenie: przyczyną wypadku były błędy załogi.

Oto główne z nich:

  • – wyznaczenie na dowódcę samolotu niedoszkolonych pilota i nawigatora,
  • – zejście przez pilota poniżej minimalnej wysokości zniżania,
  • – zbyt szybkie opadanie (7-8 m/s, prędkość zniżania nie powinna być większa niż 5 m/s od wysokości 500 m do 200 m i 3 m/s poniżej 200 m),
  • – nieuwzględnienie fatalnych warunków atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią,
  • – zbyt późna decyzja o rezygnacji z lądowania (odejściu na drugi krąg).

To wszystko doprowadziło do zderzenia z brzozą, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, utraty sterowności samolotu i zderzenia maszyny z ziemią. Wcześniej samolot obrócił się „na plecy” i uderzył o podłoże najbardziej delikatną częścią, czyli górnym poszyciem kadłuba. Powiększyło to rozmiary zniszczeń. Inną ich przyczyną był jeden z silników, który „przeorał” kabinę pasażerską.

Wykluczono jakoby katastrofa była wynikiem zamachu.

Podkomisji smoleńska Macierewicza nie jest w stanie tego obalić. Więc PiS powoli zmienia taktykę i zarzuca poprzedniemu rządowi złamanie procedur przy organizacji wizyty i przez to pośrednią odpowiedzialność za katastrofę. A sam Macierewicz przestał głosić hipotezy zamachowe.

No to może do Hagi

Rząd Beaty Szydło mimo szumnych zapewnień, że natychmiast sprowadzi wrak samolotu do Polski, nic w ciągu tego roku od Moskwy nie uzyskał. Najnowsza inicjatywa polskiego MSZ to skierowanie skargi do Trybunału w Hadze przeciwko Rosji o zwrot wraku. Problem w tym, że Rosja jurysdykcji tego Trybunału nie uznaje.

rok

oko.press

NIEDZIELA, 5 LUTEGO 2017

Jarosław Kaczyński spotkał się z premierem Słowacji

15:13

Kaczyński spotkał się z premierem Słowacji

Prezes PiS Jarosław Kaczyński spotkał się w niedzielę z premierem Słowacji Robertem Fico. Zdjęcie ze spotkania pojawiło się na oficjalnym koncie partii na TT.

prawo-i-sprawiedliwosc

Jak poinformował wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński, spotkanie odbyło się w Starym Smokowcu w Tatrach:

joachim-brudzinski

300polityka.pl

 

petru

 

schetyna

„Pokot”. Olga Tokarczuk: Świętowanie ludzi, hekatomba zwierząt [WYWIAD]

WYWIAD
Paweł Smoleński, 04 lutego 2017

Hubertus Spalski: koniec uroczystości związanych z pokotem

Hubertus Spalski: koniec uroczystości związanych z pokotem (ANDRZEJ ZBRANIECKI/EAST NEWS)

– Za 20 lat nie będziemy w stanie wymienić nazwisk tych, którzy rządzili w 2017 roku. Ale coś po nich zostanie: elektrownie węglowe, kopalnie, pyliste ugory, wycięte lasy, podnoszące się morza, nowe choroby, bezpłodność – mówi pisarka Olga Tokarczuk.

PAWEŁ SMOLEŃSKI: Czy Polacy lubią zwierzęta?

OLGA TOKARCZUK*: Lubią je jeść, mamy całkiem spore spożycie mięsa na głowę, które ciągle wzrasta. Bardzo lubią polować i wciąż sporo ludzi nie widzi niczego złego w zadawaniu bólu, w zabijaniu dla własnej przyjemności. Niektórzy potrafią nawet głosić, że udział dzieci w polowaniach jest właściwy do ich prawidłowego rozwoju.

Z drugiej zaś strony podobno przekazujemy najwięcej pieniędzy właśnie na te organizacje charytatywne i dobroczynne akcje pomocowe, które zajmują się dziećmi i zwierzętami. Czyli – jak to z Polakami – jesteśmy oceanem wewnętrznych sprzeczności. Coraz więcej gospodarstw domowych ma psa albo kota. Rośnie rynek karm i akcesoriów dla zwierząt towarzyszących.

Tak jest wszędzie na świecie, że ludzie najbardziej wzruszają się, widząc pieska, kotka lub dziecko.

– Ale w ten sposób rośnie bolesna, zbudowana na hipokryzji przepaść pomiędzy zwierzętami do towarzystwa a zwierzętami hodowanymi na mięso, skórę, jajka.

Z jednej strony byt psów i kotów poprawia się znacząco, z drugiej – w całej mrocznej strefie, o której nie chcemy myśleć, rośnie zapotrzebowanie na mięso i nabiał, a wraz z nim koszmar intensywnej hodowli i wszelkie inne formy okrucieństwa wobec istot żywych. To trend światowy. W Chinach, które powoli stają się krzywym zwierciadłem ekonomicznego rozwoju, mimo ich tradycji religijnej i kulturowej spożycie mięsa rośnie w tempie astronomicznym.

Pies – tak, ale świnia, równie inteligentna i wrażliwa jak pies, to już nie.

A Polska skutecznie opiera się zmianom na lepsze; jesteśmy wciąż wielkim producentem futer, nie godzimy się na europejskie regulacje zwiększające powierzchnię klatek dla kur.

Bo Polska to taki dziwny kraj, gdzie można co niedziela biegać do kościoła i mieć głęboko w nosie nauki Świętego Franciszka o „braciach mniejszych”. Wszyscy niezależnie od politycznych barw kochają konie, ale to, co władza zrobiła z końmi w Janowie Podlaskim, to już inna sprawa.

– Naród kawalerzystów eksportuje konie na rzeź. To podwójna moralność. Chcemy o sobie myśleć dobrze, więc bierzemy do domów zwierzęta ze schronisk – i bardzo dobrze. Ale nie chcemy myśleć o tym, że na zapleczu niemal każdego miasta jest ogromna rzeźnia, bezmiar cierpienia i okrucieństwa. Chcemy dobrze dla zwierząt, a równocześnie dominującym modelem produkcji jajek – jak to strasznie brzmi! – jest hodowla klatkowa. Tak brutalna, w piekielnych warunkach, bez światła dziennego, pośród smrodu, chorób, kanibalizmu i śmierci, że kury żyją kilkakrotnie krócej. Jesteśmy jednym z ostatnich krajów, który pozwala na bestialskie traktowanie kur, o czym warto pomyśleć, kiedy jemy jajecznicę. Całe szczęście, że już nawet supermarkety wycofują się ze sprzedaży „trójkowych” jaj od tych dręczonych ptaków.

Jeżeli się te dane naprawdę rozumie i chociaż częściowo ogarnia ten ocean psychicznego i fizycznego cierpienia, jaki się za nimi kryje, to można popaść w chroniczną bezsenność. Więc w jakimś sensie rozumiem, dlaczego tak niewiele o tym mówimy.

Stosunek do zwierząt świadczy o stosunku do ludzi, a stosunek do przyrody pokazuje, na jakim poziomie cywilizacyjnym jesteśmy.

– Stosunek do zwierząt należy do masy spadkowej po przodkach. Jesteśmy narodem wywodzącym się z chłopów, dlatego wciąż utrzymuje się w nas bardzo pragmatyczne, instrumentalne podejście. Na wsi zwierzęta były – i nierzadko ciągle jeszcze są – mniej lub bardziej użytecznymi przedmiotami. Świat dawniej był surowy, bezwzględny i bezlitosny, nie starczało już empatii dla losu zwierząt. Podobnie było z poczuciem winy. „Nie myśl o tym”, „to tylko zwierzę”, „taki jest świat” – takie rzeczy w dzieciństwie słyszał każdy z nas.

Olga TokarczukMIECZYSŁAW MICHALAK

Relatywizacja cierpienia i uprzedmiotowienie zwierzęcia wyzwalały też zwyczajne, banalne okrucieństwo. Skąd się wzięło powiedzenie: „Lata jak kot z pęcherzem”? Ano zwykle po świniobiciu przywiązywało się kotu do ogona wysuszony pęcherz świński wypełniony kamyczkami lub grochem – ot tak, dla zabawy. Biedne zwierzę próbowało uwolnić się od tego dodatku, a hałas, jaki powstawał przy najdrobniejszym ruchu, doprowadzał je do szaleństwa. Koty uciekały przed siebie całymi dniami, aż padały z wyczerpania.

Ten rodzaj okrutnej zabawy nie był piętnowany przez nikogo. Dzieci ją oglądały i się przyzwyczajały. Tak jak teraz – oglądają pokot dwustu martwych lisów i przywykają. To nie jest żaden mord, ale oddanie czci zwierzętom, które – to dosłowny cytat z wypowiedzi myśliwych – „padły w równej walce”. To wreszcie tradycja, bo „zawsze tak było” i „to tylko zwierzę”.

Do takiego podejścia do zwierząt przyczynia się, niestety, również Kościół katolicki, i to mimo lekcji Świętego Franciszka. Nie tylko nie piętnuje tej przemocy, ale wręcz ją sankcjonuje – na przykład poprzez wspieranie myślistwa.

Zmartwychwstanie Pańskie świętuje się szynkami, pieczeniami i kiełbasami, których trzeba zjeść jak najwięcej.

Do każdego naszego świętowania dołącza się – o czym wcale nie chcemy myśleć – hekatomba zwierząt.

Dla nich nasze radosne przygotowania do świąt Wielkanocy czy Bożego Narodzenia to zapowiedź rzezi.

Dlaczego Polacy uważają, że przyroda to rezerwuar bez dna? Przykład pierwszy z brzegu: ostatniowyrażono zgodę na wycinkę drzew bez zezwolenia na prywatnych działkach, a internet zaroił się od informacji, że pod nóż idą kilkusetletnie okazy, bo komuś zasłaniały światło lub po prostu nie pasowały.

– Stosunek do przyrody jest częścią światopoglądu, należy do pakietu ideologicznego, który określa naszą relację ze światem. Pakiet konserwatywno-katolicki, który obecnie mebluje Polskę, przyrodę sytuuje bardzo nisko i bezrefleksyjnie, właśnie w taki instrumentalny, chłopski sposób. Refleksja dotycząca natury jest w nim ambiwalentna i sprzeczna w sobie. Z jednej strony „naturalne” jest właściwe i pożądane – naturalny seks, naturalna prokreacja, z drugiej – chaotyczne, nieuporządkowane, a czasem – pełne grzechu, wstydliwe, niegodne.

Natura to jest coś, co trzeba sobie podporządkować. Podkreśla się raczej użyteczny aspekt natury. Puszcza Białowieska nie jest więc unikatowym zjawiskiem, fenomenem na skalę Europy, na który należy chuchać i dmuchać, skarbem, darem od losu czy Stwórcy, ale składem drewna, na którego eksploatacji można dobrze zarobić. Dzikie zwierzęta nie są czującymi, inteligentnymi istotami, współmieszkańcami biosystemu, w którym i my żyjemy, ale bezosobowymi „populacjami”, które ciągle trzeba kontrolować, żywymi tarczami do strzelania i w końcu pojemnikami z przyszłym gulaszem z dziczyzny.

Ekologia i feminizm to te idee, które najbardziej drażnią i niepokoją konserwatystów. Widać to u nas, widać w Ameryce. Dlatego w tej kontrrewolucji to właśnie one pójdą na pierwszy ogień.

Ameryka ma prezydenta, który nie wierzy w szkodliwe dla wszystkich, więc również dla niego, zmiany klimatyczne.

– Nasi politycy też nie wierzą, że ekonomia oparta na węglu jest pomysłem anachronicznym i niebezpiecznym. Nie wierzą, że jeśli zezwolą na wycinkę puszczy, zniszczą ją bezpowrotnie. Nie myślą przyszłościowo, nie mają wizji.

Możemy postrzegać świat w różnych perspektywach czasowych – tej najkrótszej, doraźnej, kierując się jedynie tu i teraz, tym, co dziś przeczytamy w mediach. Możemy jednak widzieć szerzej, rozglądając się na boki, patrzeć, jak powstają systemy społeczno-ekonomiczne, jak zmieniają się i upadają. I wreszcie możemy też widzieć możliwie najdalej i najgłębiej całe procesy i zjawiska na osi czasu. Wtedy ujrzymy, jak pewne trendy stopniowo, prawie niezauważalnie utrwalają się przez wieki, te zaś, które wydawały się trwale i mocne, upadają jak domki z kart.

>>Michał Rusinek: następnym polskim noblistą z literatury będzie Olga Tokarczuk

Niestety, politycy rozumieją tylko tę krótką perspektywę. Jest najbardziej wygodna, bo najłatwiejsza do ogarnięcia i możliwa do szybkiego skonsumowania: pozwolę wycinać lasy i hodować kury w klatkach, to zagłosują na mnie drwale i hodowcy drobiu, no i wszyscy ci, którzy ekologiczne idee uważają za bredzenie pięknoduchów.

Tyle że za dziesięć lat nikt nie będzie pamiętać, co dzisiaj na jakikolwiek temat mówiła nam władza, a za lat dwadzieścia nawet nie będziemy w stanie wymienić nazwisk tych, którzy dzisiaj są u władzy. Zostaną skutki ich decyzji – elektrownie węglowe, kopalnie, wycięte lasy – oraz konsekwencje, czyli zmiany klimatyczne, efekt cieplarniany, topnienie Antarktydy i Arktyki, podnoszące się morza, nowe choroby ludzi i zwierząt, większa umieralność, bezpłodność i mnóstwo innych zmian. Bardzo możliwe, że nieodwracalnych.

Nie znam w Polsce żadnego polityka – ani w rządzie, ani w parlamencie – który miałby na ten temat coś sensownego do powiedzenia.

Czy „Pokot” Agnieszki Holland na podstawie twojej książki „Prowadź swój pług przez kości umarłych” to przestroga, co się stanie, jeśli ludzie nie będą się liczyć ze zwierzętami?

– Nie do końca. Ten film raczej stawia pytania, niż buduje jakąś apokaliptyczną wizję. Sztuka często wychodzi przed szereg, budzi wątpliwości, które dopiero się formułują w naszych głowach, np. jak ma się zachować prawomyślny obywatel, który nagle zdaje sobie sprawę, że obowiązujące usankcjonowane prawo jest niemoralne, że umacnia albo wręcz generuje zło. Co ma zrobić? To nie jest nowe pytanie. Właściwie literatura zadaje je od czasów antycznych.

U ciebie jest odpowiedź. Natura i ludzie, którzy ją zrozumieją, wreszcie zemszczą się na tych, którzy mają przyrodę w pogardzie.

– Kino chętnie sięga po archetyp mściciela lub mścicielki. Ogromna część amerykańskiej kinematografii opiera się na motywie słusznej zemsty, począwszy od westernu, a skończywszy na science fiction i fantasy z kobiecymi bohaterkami w roli głównej.

Schemat jest z grubsza ten sam – ktoś został skrzywdzony, odebrano mu to, co najdroższe: rodzinę, wolność, godność. Teraz sama/sam, wbrew wszelkim okolicznościom, a często wbrew prawu, musi dokonać zadośćuczynienia. W tym schemacie prawo musi zostać unieważnione; skoro pozwala na niesprawiedliwość, jest skorumpowane i zepsute, to tym samym traci swą legitymację etyczną.

My jednak trochę łamiemy te schematy. Bohaterami nie są jacyś waleczni rewolwerowcy ani sprawne wojowniczki w typie Lary Croft. To zwykli ludzie żyjący z wyboru gdzieś na prowincji, na marginesie życia, trochę dziwacy, trochę wzruszający nieudacznicy.

„Pokot” pokazuje, w jaki sposób ci „nieważni” ludzie, których nikt nie chce wysłuchać, przechodzą na drugą stronę mocy, podejmują działania ryzykowne i przemocowe.

Czasami rezerwuary gniewu są w miejscach, o których nie mamy pojęcia lub nie wyobrażamy sobie, że stamtąd nadejdzie bunt.

Głównym motywem, wokół którego rozciągnięto akcję, jest myślistwo – z całym jego umiejscowieniem w tradycji i uwikłaniem w systemy władzy tak kiedyś, jak i dziś. Ale polowanie jest raczej symbolem zorganizowanej i usankcjonowanej przemocy wobec zwierząt, tego najsłabszego ogniwa, bo przecież zwierzęta nie mają głosu, a ich prawa wciąż są bardzo ograniczone. Taka wspomożona obowiązującym prawem przemoc może – w szerszym kontekście – dotknąć także i ludzi, zwłaszcza tych zmarginalizowanych, pozbawionych głosu i wsparcia.

>>Czuły film o zabijaniu. Byliśmy na planie „Pokotu”

Po ukazaniu się „Prowadź swój pług” pojawiły się zarzuty, że nawołuję do mordowania myśliwych. Bardzo bym chciała, żeby film był czytany szerzej, w rozbudowanych kontekstach.

Do łatek i epitetów, którymi cię już obdarowano, dojdzie kolejny: Tokarczuk namawia do łamania przepisów.

– Coraz bardziej mnie martwi, że ludzie powoli tracą rozumienie literatury. Wszystko widzą osobno, wszystko biorą dosłownie. Może w takich niespokojnych czasach chce się literatury prostej w przekazie i formie – komiksu o wojnie, zacnej czarno-białej opowieści, „żeby było wiadomo, kto jest bohaterem, a kto zdrajcą”, jak zgrabnie ujął to prezydent. Trudno być wtedy pisarką.

Na spotkaniach autorskich mówię na przykład, że jestem feministką – jeszcze niedawno to było OK, a teraz nagle budzi złośliwe komentarze.

Wypowiedzi o faktach, które powinien znać każdy uczeń, stają się powodem do ataków, zarzutów o antypolskość i brak patriotyzmu.

Możliwe, że teraz, w coraz bardziej surrealistycznym klimacie, ten film oraz okropny fakt, że jestem wegetarianką, sprawią, że stanę się jeszcze ekoterrorystką.

*Olga Tokarczuk – ur. w 1962 r., pisarka, autorka kilkunastu książek, powieści, tomów opowiadań i esejów, m.in. „Podróży ludzi Księgi”, „E.E.”, „Domu dziennego, domu nocnego”, „Prowadź swój pług przez kości umarłych” oraz „Ksiąg Jakubowych”. Dwukrotna laureatka Nike. Pod koniec lutego na ekrany kin trafi „Pokot”, thriller Agnieszki Holland oparty na „Prowadź swój pług przez kości umarłych”

ZAPRASZAMY NA SPOTKANIE WOKÓŁ FILMU „POKOT”

Film wg powieści Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych” wejdzie do polskich kin 24 lutego. Wcześniej film powalczy o Złotego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie. A w połowie lutego Wydawnictwo Literackie wznowi książkę.

W poniedziałek 6 lutego o godz. 19 w naszej siedzibie przy Czerskiej 8/10 w Warszawie odbędzie się spotkanie dla prenumeratorów „Wyborczej”. Mamy też pulę miejsc dla czytelników, którzy kupują „Wyborczą” w kioskach. Gośćmi będą Agnieszka Holland oraz Olga Tokarczuk.

Spotkanie poprowadzą Ewa Wieczorek („Wysokie Obcasy Extra”) i Michał Nogaś („Wyborcza”). Porozmawiamy o tym, jak powstawał film, dlaczego Holland zdecydowała się zekranizować tę powieść, a także o miłości do zwierząt, pięknie Kotliny Kłodzkiej oraz miejscu starszych kobiet w społeczeństwie.

Spotkaniu patronuje „Wyborcza na Żywo”. Prosimy o rejestrację: Pokot.evenea.pl

 za-20

wyborcza.pl

 

„Do Rzeczy” nr 6: Jarosław Kaczyński w ostrym wywiadzie dla „Do Rzeczy”: Muszę sam być opozycją wobec rządu

05.02.2017

– Marzymy o większości konstytucyjnej – mówi Jarosław Kaczyński, prezes PiS, w rozmowie z Kamilą Baranowską.

Na łamach „Do Rzeczy” również:

Werdykt grafologów z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna badających akta agenturalne TW „Bolka” pośrednio potwierdził znany od lat fakt – Lech Wałęsa był agentem SB stwierdza Sławomir Cenckiewicz w artykule „Wałęsa, czyli «Bolek»”.

Jak ustaliło „Do Rzeczy”, z sejfu mazowieckich struktur KOD mogły znikać pieniądze i protokoły publicznych zbiórek. Nikt z organizacji nie potrafi ich odnaleźć – pisze Marcin Makowski w tekście „Tajemnica sejfu KOD”.

Konflikt w zakonie kawalerów maltańskich i jego siłowe rozwiązanie przez papieża mogą wydawać się nieistotne
z punktu widzenia całego Kościoła. Jednak w tej sprawie skupiają się wszystkie cechy tego pontyfikatu i wyzwania, jakie on rodzi
zauważa Tomasz P. Terlikowski w artykule „Maltańskie zamieszanie”.

Zwrot w retoryce dotyczącej Ukrainy ma posłużyć rządowi jedynie jako wewnętrzne narzędzie. Jednak i tak
przyniesie korzyści
przekonuje Tomasz Kwaśnicki w tekście „PiS przestawia wajchę”.

Elżbieta II panuje od 65 lat. Żaden brytyjski monarcha nie zasiadał na tronie tak długo pisze Grzegorz Drymer
z Londynu w artykule „Szafirowy jubileusz Elżbiety II”.

Czy wstrzymanie sprzedaży działki pod budowę terminalu kolejowego w Łodzi oznacza koniec budowy centrum logistycznego łączącego nas z Chinami? Niekoniecznie, ale to dowód na to, że współpraca z Chińczykami to nie sielanka – zauważa Stefan Sękowski w tekście „Nadal na chińskim szlaku”.

Na łamach nowego „Do Rzeczy” również Piotr Gocieko MichalinieWisłockiej i seksie w PRL, Łukasz Warzecha o rozbrojonej Polsce oraz Piotr Semka o gdańskim Muzeum II Wojny Światowej.

28f8cca567ff6cd248b5390c2028

dorzeczy.pl

 

premier-beata-szydlo

Dlaczego ta sprawa jest istotna

Władze Sopotu Jacek Karnowski chcą przyjąć i ugościć dzieci z ogarniętego wojną syryjskiego Aleppo (rezolucję w tej sprawie przyjęli jeszcze w grudniu ubiegłego roku). Pomóc chcieli szczególnie sierotom, którym wojna zabrała rodziców.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji odmówiło przyjęcia dzieci. Tłumaczyło:
„Podstawową kwestią przy ewakuacji ofiar wojny domowej w Syrii jest problem z ustaleniem ich tożsamości i wyeliminowanie zagrożeń, które mogłyby mieć negatywny wpływ na bezpieczeństwo Polaków.”

Nie zgadzamy się z tym uzasadnieniem. 10 chorych, słabych dzieci, które przeżyło piekło wojny nie jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski.

Zwracamy się do polskiego rządu, żeby, w zgodzie z chrześcijańskimi wartościami, okazał współczucie i pozwolił władzom Sopotu przyjąć 10 sierot z Aleppo.

 

https://secure.avaaz.org/pl/petition/Premier_Beata_Szydlo_i_rzad_RP_Pozwolcie_wladzom_Sopotu_przyjac_dzieci_ofiary_wojny_w_Syrii/?cQfXMkb#BoxGWImg

Sopot od początku chciał pomóc dzieciom z Aleppo. Takie są fakty

Mikołaj Chrzan, 04 lutego 2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,35612,21335495,video.html?embed=0&autoplay=1

TVP Info atakuje prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego, że jego prośba do rządu była zbyt ogólnikowa i nie wynikało z niej, że chodzi o dzieci z Syrii. Trzeba być ślepym na fakty, by postawić taką tezę

TVP Info publikuje dzisiaj tekst pt. Jacek Karnowski nie zwracał się o przyjęcie „10 sierot”.

Dziennikarze portalu demaskują: „Jak udało nam się ustalić, w oryginalnym piśmie Karnowskiego o dziesiątce małych uchodźców nie było mowy. Nie pojawiły się w nim również żadne szczegóły dotyczące wieku czy liczby uchodźców i członków ich rodzin, jakie chce przyjąć prezydent Sopotu”.

W domyśle: dzisiaj Karnowski mówi, że odmówiono mu przyjęcia 10 sierot, a z listu do rządu wynika, że skrycie planuje sprowadzenie potencjalnych terrorystów.

Jak było naprawdę?

16 grudnia – apel mieszkańców do radnych

16 grudnia w sieci pojawiła się petycja skierowana do radnych Sopotu:

„My, sopocianie, zwracamy się z pilnym wnioskiem o podjęcie przez Radę Miasta działań prowadzących do zapewnienia warunków do osiedlenia się w Sopocie osieroconym dzieciom i rodzinom z miasta Aleppo (Syria). Wiemy, że samorządy nie mogą bez udziału rządu przyjmować i legalizować pobytu obcokrajowców. Mogą jednak wystąpić z propozycją i apelem do rządu oraz zapewnić o gotowości przyjęcia i zapewnienia warunków osiedlenia się uchodźcom”.

19 grudnia – rezolucja Rady Miasta Sopotu

19 grudnia Rada Miasta Sopotu przyjęła rezolucję skierowaną do prezydenta miasta Sopotu.

Radni zwracają się „z pilnym wnioskiem do Prezydenta Miasta Sopotu o podjęcie działań prowadzących do umożliwienia osiedlenia się w Sopocie osieroconym dzieciom i rodzinom z miasta Aleppo”.

Dalej radni piszą: „Chcemy tym samym dać wyraz naszemu poruszeniu ciężką sytuacją szczególnie dzieci w zrujnowanym wojną Aleppo”.

21 grudnia – pismo prezydenta Karnowskiego do premier Szydło

Prezydent Jacek Karnowski, wypełniając apel radnych, już dwa dni później, 21 grudnia, napisał list do premier Beaty Szydło.

Na wstępie powtarza słowa o „osieroconych dzieciach i rodzinach”. W dalszej części listu precyzuje:

„Sopot posiada bardzo dobrze działający Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, a także Dom Dziecka, które są gwarancją dobrze sprawowanej opieki nad potrzebującymi dziećmi i rodzinami. (…)

W obliczu nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia bardzo proszę Panią Premier o pilną zgodę na podjęcie działań zmierzających do pomocy dzieciom, których życie jest zagrożone, umożliwienie im pobytu czasowego lub stałego w naszym mieście oraz wskazanie delegowanej osoby na poziomie rządowym, która od strony formalnej poprowadziłaby proces sprowadzenia w trybie pilnym dzieci z Aleppo do Sopotu.

Bezbronnym ofiarom wojny z Syrii ze swojej strony zapewnimy schronienie, żywność oraz kompleksową opiekę, w tym wsparcie psychologiczne, naukę języka polskiego i warunki do tego, by mogli godnie żyć w pokoju”.

Pismo prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego do premier Beaty Szydło 1/2.

Pismo prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego do premier Beaty Szydło 2/2.

Karnowski wiele razy mówił w mediach o pomocy „10 sierotom”

Co ważne, Karnowski wypowiadał się także wówczas dla mediów (pisaliśmy o tym m.in. w „Wyborczej” 22 grudnia). Mówił jasno, że „miasto jest gotowe do przyjęcia ok. dziesięciorga dzieci, które zostały osierocone lub ucierpiały podczas wojny w Syrii. Mamy obiekt, w którym moglibyśmy udzielić schronienia takiej grupie dzieci”.

Na ten list, jak już wiemy, przyszła z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji odpowiedź negatywna. Zaznaczam, że ta odpowiedź nie była poprzedzona prośbą o uzupełnienie danych, sprecyzowanie liczby czy wieku osób, którym Sopot jest gotów pomóc.

Podpisz petycję do rządu Beaty Szydło: Pozwólcie władzom Sopotu przyjąć dzieci, ofiary wojny w Syrii

Jakie są z tego wnioski?

  1. Z lektury tych pism jasno widać, że głównym celem sopockich radnych i prezydenta była pomoc osieroconym dzieciom.
  2. Te informacje, także precyzujące list wypowiedzi Karnowskiego dla mediów, były łatwo dostępne dla urzędników Kancelarii Prezesa Rady Ministrów czy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Musiały dotrzeć do wojewody, który prowadzi monitoring mediów. A do ich znalezienia wystarczy nawet chwila googlowania.
  3. Karnowski był gotowy do przekazania urzędnikom szczegółowych informacji. Prosi w liście o wskazanie osoby kontaktowej ze strony rządu. Wystarczyło, by taka osoba zwróciła się do prezydenta z prośbą o wyjaśnienia, kogo jest gotów przyjąć, ile osób, w jakim wieku.
  4. I na koniec rzecz najważniejsza. Trudno uwierzyć w szczere intencje pomocy syryjskim dzieciom osób, które swoją niechęć do pomysłu tłumaczą tym, że w apelach nie było mowy tylko o dzieciach, lecz także o rodzinach. Czy już jest z nami tak źle, że dzieciom możemy pomóc, ale już w zestawie – matka, ojciec i dziecko – widzimy groźną grupę terrorystów?

Zobacz: Niechęć do uchodźców zemści się na Polakach – prof. Krzemiński w „Temacie dnia”

 

sopot

wyborcza.pl

NIEDZIELA, 5 LUTEGO 2017

„Muszę sam być opozycją wobec rządu” – Do Rzeczy zapowiada wywiad z Kaczyńskim

12:33

„Muszę sam być opozycją wobec rządu” – Do Rzeczy zapowiada wywiad z Kaczyńskim

Rozmowa Kamili Baranowskiej z Jarosławem Kaczyńskim tematem okładkowym nowego „Do Rzeczy”. Prezes PiS mówi m.in., że „marzymy o większości konstytucyjnej”.

11:49

Trzaskowski o zmianach w KRS: PiS ma alergię na wszystko, co niezależne

– PiS ma alergię na wszystko, co niezależne. Zaczęło się od TK, później prokuratura, teraz sędziowie. I samorząd oczywiście. Chodzi o upolitycznienie, by mieć sędziów na swoim pasku. Niektórzy prokuratorzy zachowują się w sposób dziwny, publikując zdjęcia ludzi, którzy demonstrowali przed Sejmem. Próbujecie przejąć wszystkie instytucje państwa. To jest tak jak z samorządami – powiedział w „Kawie na ławę” Rafał Trzaskowski.

11:47

Zybertowicz: PAD na pewno wsłucha się uważnie w perspektywę sędziego Johanna

– PAD na pewno wsłucha się uważnie w perspektywę sędziego Johanna, którego bardzo ceni. W obecnym systemie w Polsce nie ma żadnego sposobu na rozliczenie sędziów, którzy działają wbrew prawu. Problem polega na tym, że dominujące stanowiska sędziowskie od lat sprzeciwiają się próbom reformy –
mówił w „Kawie na ławę” Andrzej Zybertowicz.

11:08

Jaki o zmianie ustroju Warszawy: Debata się zaczyna. Jeżeli referendum się odbędzie, to weźmiemy pod uwagę te głosy

– Teraz będzie czas na konsultacje i będziemy je brali pod uwagę. Będzie debata w Sejmie. Chcemy rozważyć wszystkie za i przeciw. Przypominam, że kiedyś głównym hasłem PO była ustawa metropolitalna. Przypominam cytat z posła Halickigo z 2015: „[Metropolia] jest niezbędna”. Uważam dokładnie tak samo jak PO. Stolica Polski musi być silna. Budapeszt, Praga, Londyn to jest najwyższa kategoria samorządowa. Jeżeli referendum się odbędzie, to weźmiemy pod pod uwagę te głosy, ale ta debata dopiero się zaczyna – mówił w „Kawie na ławę” Patryk Jaki o zmianie ustroju Warszawy.

10:58

Trzaskowski o liście Tuska: Ja bym tu zachował większą dozę dyplomacji

– Ja mam w sobie gen ostrożności, byłem wiceministrem spraw zagranicznych. Ja bym takich słów nie wymówił. Ja bym tu zachował większą dozę dyplomacji – powiedział Rafał Trzaskowski w „Kawie na ławę” o liście Donalda Tuska m.in o zagrożeniu, jakie niesie za sobą dla Europy Donald Trump.

10:01

Po słowach Kurka, że może opuścić program, Szefernaker wychodzi ze studia Radia Zet i Polsat News

Paweł Szfernaker opuścił studio Radia Zet i Polsat News. Wcześniej protestował przeciw niedopuszczania go do głosu. Po wygłoszeniu opinii o przebiegu programu, jeden z prowadzących, Bartosz Kurek stwierdził do polityka PiS: „Może pan też wyjść ze studia”, po czym Szefernaker powiedział:

– Jeżeli państwo zamierzacie rozmawiać o takich gniotach jak wymyślona sprawa 10 sierot i nie dopuszczać mnie do głosu, to ja muszę opuścić program.

Mówił też, że w tematach programu otrzymał sms-em od stacji informację, że jednym z tematów programu będzie list Donalda Tuska, choć prowadzący upierali się, że nie chcą o tym rozmawiać.

Wcześniej mówił:

– Tusk był złym premierem i jest złym szefem Rady Europejskiej. Wystarczy spojrzeć na jego niedawny list.

Wtedy przerwał mu dłuższą tyradą poseł PSL Krzysztof Hetman a prowadzący nie pozwolili ministrowi z KPRM dokończyć kwestii poparcia Polski dla Tuska, bo chcieli rozmawiać o metropolii warszawskiej.

– Zna pan artykuł 11 projektu ustawy o metropolii? Nie zna pan, więc o czym pan cche ze mną rozmawiać? 

– mówił Szefernaker do Marcina Kierwińskiego z PO.

09:33

Szefernaker: W Polsce nie ma problemu uchodźców, bo rząd się zmienił

– Tusk poniósł dwie ogromne porażki: nie rozwiązanie problemu uchodźców i Brexit. W Polsce nie ma problemu uchodźców, bo rząd się zmienił. Szczyt na Malcie mówił w tej sprawie językiem PiS.

– mówił Paweł Szefernaker w Radiu Zet.

09:29

Ścigaj z Kukiz’15: To dobrze pomyślany ruch PR-owy Karnowskiego

– To dobrze przemyślany ruch PR-owy Karnowskiego. Słyszałam Janinę Ochojską, która mówiła, że w tej sprawie nie istnieje kategoria 10 sierot, tylko są rodziny. My pomagamy bezpośrednio organizacjom charytatywnym. 

– mówiła Agnieszka Ścigaj z Kukiz’15.

09:29

Hetman z PSL: I tak widzę pewien progres w PiS, bo dzieci nie są już nazywane terrorystami

– I tak widzę pewien progres w PiS, bo dzieci nie są już nazywane terrorystami. W tej chcieli na terenie Europy przebywa kilka tysięcy sierot i nie trzeba sięgać aż po Aleppo. Jakiejś części tej dzieci powinniśmy pomoc. Mamy wynikające z historii zobowiązania. 

– mówił Krzysztof Hetman z PSL w Radiu Zet.

09:27

Sadurska: Gdy się chce wywołać emocje, mówi się o dzieciach

– Gdy się chce wywołać emocje, mówi się o dzieciach. W piśmie nie było mowy o dzieciach, tylko o rodzinach. Jeżeli chcemy rozmawiać o konkretach, to piszmy konkretne pisma. Już był taki przypadek, zapewnienia mieszkania rodzinom i one wszystkie opuściły nasz kraj. Mówię to na przykładzie fundacji, która ściągała chrześcijan z Syrii. Prezydent uważa, że trzeba pomagać tam, gdzie ci ludzie się znajdują. 

– mówiła szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Sadurska w Radiu Zet.

09:20

Kierwiński: Do normalnego gestu solidarności nie trzeba rozwiązywać całego problemu UE

– Trzeba odczarować to mityczne zagrożenie ze strony syryjskich rodzin. Słyszę, że rządzący sprowadzają temat do gigantycznego zagrożenia. Do normalnego gestu solidarności nie trzeba rozwiązywać całego problemu UE.

– mówił Marcin Kierwiński w Radiu Zet.

09:16

Szefernaker: To polityczne dno, brać ofiary w Syrii jako polityczne żywe tarcze

– Nie było w piśmie mowy o 10 sierotach. Była prośba żeby rząd zorganizował przyjazd uchodźców do Sopotu. Posłowie PO wykorzystują sprawę do celów politycznych. To polityczne dno, brać ofiary w Syrii jako polityczne żywe tarcze. UE powinna sprawę załatwić systemowo, żeby pomóc ludziom na miejscu. Nie jest to problem 10 osób i jednej gminy nadmorskiej w Polsce. Za rządów PiS zostały znacznie zwiększone nakłady na pomoc międzynarodową. 

– mówił w Radiu Zet minister w KPRM Paweł Szefernaker.

300polityka.pl

Kleofas Wieniawa

Kaczyński w Toruniu

jaroslaw-kaczynski

Jarosław Kaczyński uciekł na uczelnię Rydzyka, aby przedstawić swoje pomysły na gospodarkę. Dlaczego do Torunia? Uczelnia wszak podrzędna, bez znaczenia. Ano dlatego, iż na innych uczelniach musiałby spotkać się z fachowcami i zostałby wyśmiany.

A tak się śmieje z nas. Zaś redemptorysta wyciągnie kolejne dziesiątki milionów z budżetu państwa. Kaczyński wziął ze sobą Mateusza Morawieckiego, ktory tylko potakuje i jest największym rozczarowaniem obecnego rządu. Mógł wszak także Kaczyński udać się na uczelnię Morawieckiego i wśród historyków przedstawić swoje pomysły na kapitał.

Prezes PiS ma na względzie kapitał patriotyczny, bo ten obcy „ma działanie kolonialne”. Polityka była kolonialna (kondominium), przestała nią być, gdy PiS objął władzę, teraz trzeba odbić przedsiębiorstwa zagraniczne, aby je znacjonalizować.

Znamy to z historii. Nie odbije się technologii, bo ją trzeba wypracować i to wielowiekową pracą głów. Kaczyński jest zaprzeszły i widać, iż nie nabył wiedzy poprzez zasiedzenie w polityce (od 1989 roku), nie poszerzył swoich horyzontów, a wręcz je zawęził.

I tak chce zawężać Polskę. Lecz nie pomogą mu ucieczki do Torunia, ani nacjonalizowanie. Jak to powiedział o. Rydzyk: „Wielkość człowieka liczy się liczbą jego nieprzyjaciół”. Nie będą znęcał się nad językiem polskim ojca dyrektora, którego wrogiem jest mowa ojczysta. Wielcy Polacy byli przyjaciółmi Polaków i działali w interesie Polski, a Kaczyński zdołał tylko umniejszyć Polskę, straciliśmy na znaczeniu. Liczba nieprzyjaciół rośnie Kaczyńskiemu ciągle i ciągle, gdy nie starczy środków prawnych, bo Kaczyński coraz więcej serwuje bezprawia, pozostaną wrogom środki inne.

Nie raz w historii do władzy poprzez procedury demokratyczne dochodziły neptki – i narody dawały sobie z nimi radę. Czas myśleć, co po Kaczyńskim, czas myśleć, aby w prawie nie mogło działać bezprawie, bo tak dzisiaj funkcjonuje Polska.

Więcej >>>

Minister wyszedł ze „Śniadania w Radiu ZET”. „Jeżeli mają państwo zamiar podawać gnioty, jak o 10 sierotach…”

lulu, 05.02.2017

'Śniadanie w Radiu ZET'

‚Śniadanie w Radiu ZET’ (wiadomosci.radiozet.pl)

Paweł Szfernaker, sekretarz stanu w Kancelarii Premiera, był gościem „Śniadania w Radiu ZET”. Pod programu zrobiło się gorąco – politycy ciągle wchodzili sobie w słowo. W końcu minister wyszedł ze studia.

Na koniec programu „Śniadanie w Radiu ZET” miała być rozmowa o pomyśle PiS na metropolię warszawską, ale rozmówcy ciągle sobie przerywali. Prowadzącym, Joannie Komolce i Bartoszowi Kurkowi, nie udało się opanować docinków między politykami, głównie Szefernakerem i Marcinem Kierwińskim z PO.

Szanowni państwo, ale w tym programie nie da się rozmawiać. Po raz kolejny mi państwo przeszkadzają. Nie da się rozmawiać – oburzał się Szefernaker.

– Może pan nie uczestniczyć w dyskusji, może pan też wyjść – stwierdził Kurek.

Bardzo dziękuję za dzisiejsze spotkanie. Nie dali mi państwo dzisiaj powiedzieć moich argumentów. Jeżeli mają państwo zamiar podawać takie gnioty, jak o 10 sierotach i rozmawiać tylko z panem Kierwińskim… – rzucił na odchodne Szefernaker.

Wcześniej minister Beaty Szydło krytykował Donalda Tuska jako szefa Rady Europejskiej. Stwierdził, że w SMS, który dostał przed programem była informacja, że rozmowa będzie dotyczyć również listu Tuska do przywódców państw. Prowadzący chcieli jednak skierować już rozmowę na plany wobec metropolii warszawskiej. Wtedy zaczęli się przekrzykiwać Szefernaker, Kierwiński oraz Krzysztof Hetman z PSL.

Cały program można zobaczyć na stronie radia. Fragment, o którym mowa, zaczyna się ok. godz. 9.50.

A TERAZ ZOBACZ: Mateusz Morawiecki: „Nie jestem czarodziejem Gandalfem”

jozefmoneta

gazeta.pl

R. Hojda, sympatyk : Nasza Warszawa to wspólna jest sprawa. 11. 02, g.12.00, pl.Bankowy

c35rw2cwyae3xyq

Już wiadomo gdzie się podziała Anna Maria Anders. Niedostępna dla wyborców senator PiS tańczy w Miami

04.02.2017

Wszyscy zaniepokojeni o senator PiS mogą odetchnąć z ulgą. Anna Maria Anders żyje i ma się dobrze. Na Twittera trafiło zdjęcie, które pokazuje, że polityk Prawa i Sprawiedliwości świetnie się bawi, ćwicząc poloneza w Miami.

Zdjęcie senator PiS opublikował Michał M. Lisiecki, wydawca „Wprost”. Opatrzył je komentarzem, że są to przygotowania do 45. Międzynarodowego Polonez Balu w Miami.

michal-lisiecki

„Gdy startowała jako polityczna spadochroniarka w wyborach uzupełniających do Senatu na Podlasiu, wspierało ją pół rządu z Beatą Szydło na czele. Do Suwałk i Łomży przyjechał dla niej sam prezes PiS Jarosław Kaczyński. Mandat zdobyła i… słuch w regionie po niej zaginął. Senator Annę Marię Anders łatwiej spotkać dzisiaj w Bostonie, czy Londynie niż w Białymstoku. Wyborcy mogą się czuć oszukani. Zresztą o jej pracy i aktywności w wyższej izbie parlamentu też niewiele wiadomo.

Córka generała Andersa zdobyła mandat z wyborach uzupełniających do Senatu, które odbyły się 6 marca ubiegłego roku. Z poparciem PiS startowała z okręgu wyborczego nr 59 obejmującego także m.in. Łomżę i Suwałki” – pisał w naTemat Jarosław Karpiński.

 

Czy polityka i taniec idą ze sobą w parze? Twórcy przedwojennego polskiego filmu „Pani minister tańczy” (1937) byli przekonani, że tak. „Akcja tego filmu rozgrywa się w swawolnym państwie operetki, gdzie politykę zastępuje melodia, a humor jest jedyną racją stanu” – napisali na planszy otwierającej dzieło, które warto obejrzeć.

 

juz-wiadomo

naTemat.pl