Lewandowski, 30.04.2016

 

SOBOTA, 30 KWIETNIA 2016

Pawłowicz: Propozycja PiS ws. TK zakłada za daleko idące ustępstwa

19:51

Pawłowicz: Propozycja PiS ws. TK zakłada za daleko idące ustępstwa

PiS przedstawiło tak daleko idące ustępstwa, że ja osobiście uważam, iż są one za daleko idące – mówiła posłanka tej partii Krystyna Pawłowicz na antenie Radia Maryja. Według parlamentarzystki, prezes Kaczyński poszedł na ustępstwa, które w istocie są ustępstwami odchodzącymi od reguł demokracji:

„Interesy państwa polskiego doznają coraz większego uszczerbku w skutek działań zdrady – „targowicy” – na zewnątrz. Coraz bardziej odbija się to na naszych relacjach zagranicznych. Różnego rodzaju stolice, dyplomaci, niezorientowani w sprawach polskich, niechcący dowiedzieć się, co naprawdę dzieje się w Polsce, wywierają ślepe naciski na polskie władze, które znajdują się pod swego rodzaju młotem. O to na pewno chodziło Platformie, więc tutaj pan prezes Kaczyński i Prawo i Sprawiedliwość poszły na naprawdę daleko idące ustępstwa i to takie ustępstwa, które w istocie są ustępstwami odchodzącymi od reguł demokracji”

Posłanka PiS przyznała, że projekty – zarówno jej klubu, jak i PSL – nie doprowadzą do kompromisu:

„Te projekty – podejrzewam – nie doprowadzą do jakiegoś kompromisu. Wydaje mi się, że PSL – składając swój projekt – nie tyle jest zainteresowane doprowadzeniem do kompromisu, ile po prostu pokazaniem swojej dobrej woli, żeby nie być narażonym na twierdzenie swoich wyborców, że oni – tak jak PO – unikają rozwiązania tego problemu”

300polityka.pl

18:06

„Jesteśmy świadkami swoistego puczu ze strony opozycji” – premier Szydło w rozmowie z „wSieci”

Źle się bawicie, panowie! – ostrzega premier opozycję w rozmowie z braćmi Karnowskimi w najnowszym numerze „wSieci”, który ukaże się w przyszłym tygodniu. Jak mówi Beata Szydło:

„Jesteśmy świadkami swoistego puczu ze strony opozycji. Poprzez kreowanie chaosu. Bo przecież w tej histerii nie ma konkretów. To jest takie „nie, bo nie” pełne agresji”

Premier apeluje też o rozsądek opozycji:

„Sytuacja jest o tyle trudna, że czekają nas w Polsce bardzo ważne wydarzenia o wymiarze międzynarodowym. Potrzebny jest spokój, choćby z punktu widzenia bezpieczeństwa. Rozchwianie sytuacji, tworzenie atmosfery niepewności, zagrożeń może wpłynąć np. na przebieg Światowych Dni Młodzieży. Więc to, co robią opozycja i sprzyjające jej środowiska, to bardzo niebezpieczna zabawa. I jasno mówię organizatorom tych akcji: źle się bawicie. To, co panowie robią, może się źle skończyć, a wtedy to wy będziecie musieli wziąć odpowiedzialność za skutek takiego igrania z emocjami”

Rozmowa, jak zapowiada tygodnik, jest o protestach opozycji i Trybunale Konstytucyjnym, ale przede wszystkim – o planach i projektach rządu. O tym, co już zostało zrobione i co jeszcze jest do zrobienia.

Tak premier Szydło komentuje protesty KOD, które odbywają się pod KPRM:

„Oczywiście wolałabym, żeby tego protestu nie było, ale też szanuję prawo obywateli demokratycznego państwa do wyrażania swojego zdania. Nawet jeśli tak jak teraz nie ma obiektywnych powodów do organizowania takich nadzwyczajnych protestów. Nawet jeśli mam poczucie, że uczestnicy tych akcji zostali zmanipulowani przez cynicznych polityków. Inna sprawa, że mam wrażenie, iż przez większość czasu te namioty są albo puste, albo niemal puste”

Jak dodaje:

„Opozycja i środowiska, które straciły władzę, nie mogą się z tym pogodzić i jednym z objawów ich frustracji jest m.in. inspirowanie takich protestów. To przede wszystkim nieuczciwe wobec tych ludzi, którzy protestują”

300polityka.pl

17:41

Big Cyc zagra na marszu opozycji 7 maja

7 maja podczas organizowanej przez opozycję i KOD manifestacji „Jesteśmy i będziemy w Europie” pojawi się zespół Big Cyc. Jak zapowiadają organizatorzy, zespół ze znaną sobie ironią ma zrecenzować politykę PiS na muzycznej scenie.

Według Platformy – która jest współautorem demonstracji – udział artystów w demonstracji pokazuje, że krytyka rządu nie ogranicza się do głosów politycznych. Piosenki Big Cyc mogą być traktowane jako test na poczucie humoru polityków PiS. W kontekście odwołania przez TVP2 transmisji z Płockiej Nocy Kabaretowej, organizatorzy demonstracji zastanawiają się jednak, czy media publiczne nie ocenzurują występów zespołu.

Bohaterem jednej z nowych piosenek Big Cyc jest Antoni Macierewicz. „Antoni wzywa do broni” to połączenie rockowych rytmów z sarkastycznym tekstem. W piosence można np. usłyszeć: „Kto doradców ma z przedszkola, kogo prezes Antoś woła? A kto oczy ma taliba, kto na pomoc Marsjan wzywa?”.

300polityka.pl

Samotność Wielkiego Mistrza. Na kilka dni przed wręczeniem orderów, prezydent Duda nadal jedynym członkiem Kapituły

Prezydent Andrzej Duda jest Wielkim Mistrzem, a obecnie również jedynym członkiem Kapituły Orderu Orła Białego.
Prezydent Andrzej Duda jest Wielkim Mistrzem, a obecnie również jedynym członkiem Kapituły Orderu Orła Białego. fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

3 maja prezydent Andrzej Duda wręczy zasłużonym Polkom i Polakom Ordery Orła Białego. Nie wiadomo, kto zostanie uhonorowany, wiadomo jednak, że prezydent przyzna odznaczenia jednoosobowo. Jest jedynym członkiem Kapituły.

O tym, że prezydent Duda pozostał jedynym członkiem Kapituły, z powodu rezygnacji media informowały już na początku roku. Teraz, niespełna pięć miesięcy później i na trzy dni przed uroczystym wręczeniem orderów, sytuacja jest taka sama.

Zadaniem Kapituły jest „stanie na straży honoru Orderu”. Jej członkami mogą być tylko Damy i Kawalerowie Orderu Orła Białego, czyli osoby, które uhonorowano wcześniej.

Siedmioosobowa Kapituła Orderu Wojennego Virtuti Militari ma jednego członka – ppłk Zygmunta Gebethnera. W dziewięcioosobowej Kapitule Orderu Odrodzenia Polski obok prezydenta Andrzeja Dudy jedynym członkiem jest Andrzej Stanisław Porawski.

Jak pisał Waldemar Kowalski, zadaniem Kapituły jest nie tylko przyznawanie, ale również odbieranie Orderu oraz orzekanie we wszystkich sprawach z nim związanych.

Dwaj członkowie – działacz opozycji demokratycznej w PRL Aleksander Hall oraz były szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek – zrezygnowali z tej funkcji w listopadzie ubiegłego roku. W ten sposób zaprotestowali wobec decyzji Andrzeja Dudy o ułaskawienia wiceprzewodniczącego Prawa i Sprawiedliwości Mariusza Kamińskiego. Wcześniej w tym zaszczytnym gronie znajdowali się także historyk prof. Henryk Samsonowicz oraz kompozytor Krzysztof Penderecki.

źródło: prezydent.pl

samotność

naTemat.pl

PIĄTEK, 29 KWIETNIA 2016

PiS składa nowy projekt ustawy o TK. „W praktyce zmiana będzie łatwa do przyjęcia”

TK1pis1

Do Sejmu wpłynął nowy projekt ustawy o TK złożony przez grupę posłów PiS. Przedstawicielem wnioskodawców jest Stanisław Piotrowicz. Ważne zapisy projektu to:

1) Pełny skład wynosi w tym projekcie 11 sędziów. 2) Zgodnie z art 37 wnioski (np grupy posłów) mają być rozpatrywane w kolejności ich wypływu. 3) Zgodnie z art 60 rozprawy będą musiały się odbywać nie wcześniej niż w ciągu 60 dni od chwili doręczenia zawiadomienia o ich terminie. 4) Prezes TK ma obowiązek dopuścić do orzekania sędziego, który złożył ślubowanie 5) Vacatio legis wynosi 14 dni.

Jak czytamy w uzasadnieniu:

„Podjęta w ten sposób zmiana jest formalnie całkowita. Ustawa będzie miała nowy kształt. Jednak w praktyce zmiana będzie łatwa do przyjęcia. Jej fundament stanowi przecież ustawa znana dobrze organom państwa, w tym Trybunałowi Konstytucyjnemu, ponieważ na jej podstawie orzekał jeszcze kilka miesięcy temu. W ustawie prowadzono zaledwie kilka istotnych zmian (ok. 7 artykułów) oraz kilkanaście częściowych dostosowań istniejących dotychczas norm, wynikających właśnie z wspomnianych na początku zdania zmian nazwanych istotnymi”.

Ustawę o TK Trybunał będzie mógł – na wniosek Prezydenta – zbadać poza kolejnością niektóre wnioski:

„Art. 37.
1. Wnioski i pytania prawne, co do których nie zachodzą przeszkody formalne, prezes
Trybunału kieruje do rozpoznania na rozprawie przez właściwy skład orzekający oraz
wyznacza termin rozprawy.
2. Terminy rozpraw, na których rozpoznawane są wnioski, wyznaczane są według kolejności
wpływu spraw do Trybunału.
3. Kolejność wpływu wniosku nie dotyczy przypadków rozpatrywania:
1) wniosków w sprawie zgodności ustaw przed ich podpisaniem i umów międzynarodowych
przed ich ratyfikacją z Konstytucją;
2) wniosków sprawie zgodności z Konstytucją ustawy budżetowej albo ustawy o prowizorium
budżetowym przed ich podpisaniem;
3) wniosków w sprawie zgodności z Konstytucją ustawy o Trybunale Konstytucyjnym,
4. Prezes Trybunału wyznacza termin rozprawy z pominięciem wymogu z ust. 2 na wniosek Prezydenta Rzeczypospolitej. 5 ”

Pojawia się też większość 2/3 głosów:

Art. 68. 1. Orzeczenie zapada zwykłą większością głosów. 2. Większością 2/3 głosów zapadają orzeczenia wydawane w pełnym składzie, które: 1) stwierdzają niezgodność z Konstytucją ustawy lub umowy międzynarodowej ratyfikowanej za zgodą wyrażoną w ustawie, 2) stwierdzają niezgodność ustawy z ratyfikowaną umową międzynarodową, której ratyfikacja wymagała uprzedniej zgody wyrażonej w ustawie, 3) stwierdzają niezgodność z Konstytucją celów lub działalności partii politycznych, 4) stanowią odstąpienie od poglądu prawnego wyrażonego w orzeczeniu wydanym w pełnym składzie, 5) wśród wzorców kontroli zawierają Preambułę Konstytucji albo jeden lub kilka z następujących przepisów: art. 1, art. 2, art. 4, art. 5, art. 7, art. 8, art. 9, art. 10, art. 15, art. 16, art. 30, art. 31, art. 32 Konstytucji.

Projekt jest już dostępny na stronie Sejmu.

 

300polityka.pl

Kompromis w sprawie gwałtu

PiS zaproponowało właśnie kompromis, tzn. komproPiS w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. W ostatnich miesiącach dość dobrze poznaliśmy sposób w jaki PiS sprawuje władzę. Gdy więc mówi o kompromisie, od razu słychać syreny alarmowe. Bo to oczywiście nie propozycja kompromisu, ale podstęp i marna propagandowa sztuczka.

Nie przez przypadek walory proponowanego „kompromisu” zaprezentował w sejmie wielki prawniczy autorytet i znany miłośnik kompromisów, prokurator z czasów stanu wojennego, poseł Piotrowicz. Zaprezentował z właściwą sobie gracją. Opozycja jest totalna i przeszkadza, PiS chce porozumienia, Trybunał Konstytucyjny narusza prawo, ale PiS, w swej dobroci, trybunałowi i opozycji idzie na rękę proponując kompromis.

Nie jestem oczywiście konstytucjonalistą, ale miałem na prawie na UW prawo konstytucyjne. Uczyli nas wtedy o tzw. koncepcji jednolitości władzy. Polegać ona miała, a jednocześnie polegała też na tym wyższość socjalistycznego modelu nad modelem burżuazyjnym, że zamiast
„sztucznego” podziału władz, mieliśmy jednolitość władzy, ponieważ wszystkie trzy władze zespolone były myślą o wspaniałym socjalistycznym raju, któremu służyły. W istocie chodziło oczywiście o interes PZPR, któremu te władze miały służyć.

Podobnie jest dziś. Trójpodział ma być fikcją albo fasadą. Istotą jest interes PiS. A w związku z tym trybunał należy sparaliżować, sądy podporządkować, tak, by jednowładztwo pana Kaczyńskiemu, któremu dziś, jak pierwszemu sekretarzowi PZPR, podporządkowani są i premier i prezydent (w PRL szef Rady Państwa), było niczym nieograniczone.

I pamiętając o tym należy przyjrzeć się propozycji tzw.kompromisu. PiS rezygnuje w niej z gwałtu zbiorowego na prawie i Trybunale Konstytucyjnym i proponuje gwałt „zwykły”. Owszem, być może, z jakiegoś punktu widzenia, gwałt niezbiorowy jest lepszy niż zbiorowy, wszelako gwałtem pozostaje. Proponowana ustawa jest odrobinkę lepsza od tragicznej tzw. ustawy naprawczej, ale tylko odrobinkę.

Ów „kompromis” oczywiście nie sięga tak daleko, by PiS zobowiązało się do respektowania prawa, by prezydent przestał łamać konstytucję i przyjął przysięgę od trzech zgodnie z prawem wybranych sędziów trybunału oraz by rząd opublikował wyrok TK w sprawie nieszczęsnej ustawy naprawczej. Cóż, kompromisu polegającego na respektowaniu prawa PiS nie proponuje.

A w związku z tym propozycję tzw. kompromisu należy przyjąć jako niemal czystą fikcję. Niemal czystą, bo ta propozycja ma jednak wymiar konkretny, a przede wszystkim ma konkretne cele. Jakież to cele?

Jak zawsze w przypadku PiS-u, niezbyt wyrafinowane. Po pierwsze, pokazać, że chcą kompromisu, choć oczywiście go nie chcą. Po drugie dać oręż PiS-owskiej propagandzie, by dalej mogła opowiadać dyrdymały o złej i niekonstruktywnej opozycji. Po trzecie, by choć trochę zdemobilizować wszystkich, którzy chcą wziąć udział w demonstracji
w sobotę 7-go maja.

Z tych celów PiS osiągnie jeden – „Wiadomości” i media PiS-owskie dale będą jeździć po opozycji. Skutek to jednak drugorzędny. Czyniłyby to i tak. Żadna demobilizacja wybierających się na demonstrację i marsz nie nastąpi. Ośmielam się twierdzić, że wręcz przeciwnie. Kolejny pokaz absolutnego cynizmu tej władzy dodatkowo ludzi zmobilizuje.

Ta władza jest w stanie działać i mówić wyłącznie z pozycji siły. Tylko siłę ta władza uznaje. A w związku z tym powinna 7 maja na ulicach Warszawa zobaczyć prawdziwą siłę i jedność. Władza i jej propagandyści będą, tradycyjnie, szydzić i kpić. Ale będą się bać. Pół roku po „dobrej zmianie” mobilizacja po stronie przeciwników nawet nie tej władzy, ale jej metod, wyłącznie rośnie. A wyrazem tego będzie zapewne największa demonstracja polityczna w Polsce od 1989 roku, a tak naprawdę od roku 1984-go i pogrzebu księdza Popiełuszki.

Kompromis tak, ale nigdy w sprawie przestrzegania prawa. Prawo i Sprawiedliwość musi to usłyszeć dobitnie. I usłyszy.

kompromis

tomaszlis.natemat.pl

Ostre słowa doradcy prezydenta Kaczyńskiego. „Albo PiS wszystko ułoży po swojemu, albo trzeba będzie PiS rozstrzelać”

Ryszard Bugaj był doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W lutym odszedł z Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Andrzeju Dudzie.
Ryszard Bugaj był doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W lutym odszedł z Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Andrzeju Dudzie. fot. Jerzy Gumowski / Agencja Gazeta

Prof. Ryszard Bugaj był doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wspierał Prawo i Sprawiedliwość. Jednak to zmieniło się już kilkanaście tygodni po wyborach. Bugaj udzielił ostatnio wywiadów „Polska The Times” i „Faktowi”. Nie szczędzi krytyki PiS-owi, choć dostrzegł też jego dobre posunięcie.

Kilka dni temu w wywiadzie dla „Polska The Times” prof. Bugaj ostro skrytykował Prawo i Sprawiedliwość i powiedział, że „jeszcze chwila i będziemy mieli tylko dwa wyjścia: albo PiS wszystko ułoży po swojemu, albo trzeba będzie PiS rozstrzelać”.

W wywiadzie dla „Faktu” prof. Bugaj nadal wyraża się o PiS-ie bardzo negatywnie, jednak nie używa już takich sformułowań. Jego zdaniem Beata Mazurek, rzeczniczka PiS, jest niewychowana. Prezydent Duda zachowuje się jak nieuważny notariusz. Prawo i Sprawiedliwość nachalnie dąży do autorytaryzmu – mówi „Faktowi” prof. Ryszard Bugaj, do niedawna sympatyk partii i członek Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Andrzeju Dudzie.

Zdaniem prof. Bugaja Prawo i Sprawiedliwość psuje prawo, czego nie zaakceptowałby prezydent Lech Kaczyński, przywiązany do wartości demokratycznych. Bugaj nie ukrywa, że jest bardzo rozczarowany formacją, która szła do wyborów pod hasłem „dobra zmiana”. Krytykuje partię za dążenie do autorytaryzmu, brak potrzebnych reform gospodarczych oraz rozdawnictwo posad w spółkach skarbu państwa.

PROF. RYSZARD BUGAJ

o partii Prawo i Sprawiedliwość

Nie sądziłem, że tak nachalnie będą dążyć do autorytaryzmu. W sprawach społecznych i gospodarczych nie robią praktycznie nic. Liczyłem, że zrobią porządek ze spółkami skarbu państwa. Tymczasem zmiany sprowadzają się do obsadzania spółek „swoimi”.

Zdaniem Bugaja krokiem w dobrym kierunku jest program 500 plus na drugie dziecko, ale profesor ma zastrzeżenia do kształtu tej ustawy. Negatywnie ocenia także zmiany w TVP. – Gdy oglądam „Wiadomości”, mam wrażenie, że przekaz jest strasznie natarczywy. Nie mówię, że za czasów PO było ok, ale teraz zmiany poszły naprawdę daleko – mówi Bugaj.

Poproszony o porównanie głów państwa wywodzących się z PiS mówi, że prezydent Kaczyński był postacią większego formatu niż prezydent Andrzej Duda, który mieni się spadkobiercą jego dziedzictwa. Ma żal do prezydenta Dudy, że ten zachowuje się jak notariusz, który „niekoniecznie dobrze sprawdza papiery”. Bugaj mówi, że sytuacja może być groźna, bo PiS zmierza do autorytaryzmu.

KOMENTARZ REDAKCJI

Ostre słowa profesora Bugaja o strzelaniu są z pewnością tylko figurą retoryczną, ale nie powinny były paść, zwłaszcza biorąc pod uwagę napiętą sytuację polityczną.

źródło: Fakt.pl

ostreSłowa

naTemat.pl

Zbigniew Ziobro. Od delfina do rekina

Wojciech Czuchnowski, Agnieszka Kublik, 30.04.2016

Zbigniew Ziobro

Zbigniew Ziobro (Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Dziesięć lat temu Kaczyński traktował go jak syna. Dziś o uczuciach nie ma mowy. Zbigniewa Ziobrę łączy z prezesem jakiś tajemniczy kontrakt, którego szczegółów nikt nie zna.
 

Ledwo w 2005 r. został ministrem, wbrew prawu przyniósł prezesowi PiS akta śledztwa z nazwiskami polityków. – Jak dziecko, które złapało pięknego motyla i natychmiast pobiegło się nim pochwalić ojcu – mówił karnista, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Zbigniew Hołda. Ziobro był wtedy zwany „delfinem”. Prezes traktował go jak syna, on Kaczyńskiego jak najwyższy autorytet.

Dziś o takich uczuciach nie ma mowy. – Kaczyński podniósł go z niebytu, Kaczyński może go tam jednym ruchem zepchnąć – mówi polityk związany kiedyś z PiS.

Dlaczego Ziobro jest w rządzie? Przecież prezes nie wybacza zdrady, a zdradą była próba przejęcia partii zakończona wyrzuceniem go z PiS. Nie cierpi go tzw. zakon PC (Porozumienie Centrum, pierwsza partia braci Kaczyńskich). Brudziński, Lipiński, Kuchciński, Jurgiel, Tchórzewski to najwierniejsi druhowie prezesa. Grupa trzymająca władzę w PiS. Oni na pewno nie wybaczą i nie zapomną.

W partii Kaczyńskiego nikt go nie lubi, ale właśnie dlatego Ziobro tak odpowiada Kaczyńskiemu. – Jak ktoś ma za wielu przyjaciół, może się stać dla prezesa groźny – mówi były poseł PiS. – No, może tylko Kempa go lubi – dodaje po chwili. Beata Kempa, szefowa kancelarii premiera, nigdy nie ukrywała fascynacji Ziobrą.

Ale nie wszyscy nasi rozmówcy uważają, że minister sprawiedliwości i prokurator generalny jest tylko pionkiem w nieodgadnionej grze Jarosława Kaczyńskiego. – Jego siła wynika z kwitów – twierdzi inny eks-PiS-owiec.

Przytacza historię z pierwszych rządów PiS, którą słyszeliśmy już wiele razy od ludzi z PiS, ale też z innych partii. Podczas tajnego śledztwa w rzeszowskiej prokuraturze w sprawie tzw. afery gruntowej miało wyjść na jaw, że Ziobro jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny zbierał materiały dotyczące Lecha Kaczyńskiego. Chodziło m.in. o relacje prezydenta z biznesmenem Ryszardem Krauzem. Miał się o tym dowiedzieć Mariusz Kamiński i Jarosław Kaczyński.

– Kaczyński mu nie ufa, tak samo zresztą jak Dudzie i Szydło. Nikomu nie ufa, ufał tylko bratu – podkreśla kolejny rozmówca. – Ale podejrzewa, że Zbyszek ma jakieś kwity, no i Ziobro jest mu potrzebny do skoku na prokuraturę i sądy.

CZYTAJ TEŻ: Ziobro: niedouczony minister czy polityk manipulant?

Efekt motyla

PiS zlikwidował niezależną prokuraturę, łącząc funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Ziobro, który nadzorował nową ustawę o prokuraturze, wprowadził w niej zmiany, które pozwalają uniknąć odpowiedzialności za polityczne wykorzystywanie śledztw. Może teraz decydować o czynnościach w konkretnych postępowaniach, w każdej chwili żądać akt, może upubliczniać materiały ze śledztwa, a nawet przekazywać je dziennikarzom.

Pod pretekstem reformy Ziobro wymienił już nadzór prokuratorski w całej Polsce. I rozpoczął rozliczenia. Na pierwszy ogień poszli prokuratorzy wojskowi, którzy zajmowali się katastrofą smoleńską. Szef MON Antoni Macierewicz zesłał ich do garnizonów na prowincji. Ci, którzy prowadzili sprawy przeciwko Macierewiczowi i Mariuszowi Kamińskiemu, są degradowani i przenoszeni do innych jednostek.

Prokuratura warszawska, choć dostała ok. 2 tys. zawiadomień od obywateli, odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie niepublikowania przez rząd wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Prokuratura w Krakowie umorzyła nagle śledztwo w sprawie więzienia CIA w Polsce w zakresie odpowiedzialności Ziobry. Również w Krakowie zdegradowano szefa apelacji, który nadzorował sprawę aresztowanego zięcia Lecha Kaczyńskiego, podejrzanego o udział w grupie przestępczej, pranie brudnych pieniędzy i wyłudzenie 13 mln zł!

Prokuratorzy, z którymi rozmawialiśmy, są pewni, że to dopiero początek.

CZYTAJ TEŻ: Eksperyment: Ziobro bierze wszystko

W łaskach braci

Ma 45 lat, wciąż wygląda na grzecznego chłopczyka lub – jak chcą niektórzy – „prymusika” i „ulubieńca naszej pani”. Czasem ten wygląd kontrastuje z wojowniczym stylem i groźną miną podczas konferencji prasowych. Ale tych ostatnich nie ma w tej odsłonie zbyt dużo. – Żadnych konferencji, ma pracować – relacjonuje jeden z naszych informatorów pytany o kulisy powrotu Ziobry do łask prezesa PiS.

Jako 17-latek zbiera w liceum podpisy pod wnioskiem o zmianę nazwy ulicy w oddalonej o ponad 100 km od Krakowa Krynicy – Bieruta chciał zastąpić Piłsudskim. Wysyła w tej sprawie list do „Dziennika Polskiego”. Nie publikują, nazwy nie zmieniono.

– Zgłosił się na pomocnika do mojej kampanii wyborczej – mówi Jan Rokita. – Był inteligentny, napalony, bardzo ambitny, miał plan przebicia się do pierwszego szeregu w polityce.

W 1994 r. Ziobro kończy prawo na UJ. W Krakowie nie dostaje się na aplikację adwokacką, nie zalicza prokuratorskiej. Egzamin prokuratorski zdaje w Katowicach. Kilka miesięcy pracuje w prokuraturze w Gliwicach. Próbuje sił w Głównym Inspektoracie Celnym, którym kieruje Mariusz Kamiński, późniejszy założyciel CBA, „najwierniejszy z wiernych” Kaczyńskiego.

Pierwsza aktywność publiczna: Katon – Stowarzyszenie Pomocy Ofiarom Przestępstw. Aktywność stowarzyszenia dostrzega rządząca wówczas AWS i Ziobro zostaje szefem miejskiego Centrum Pomocy dla Ofiar Przestępstw i Patologii Społecznych. – Liczymy, że trafią do nas również ofiary nigdzie niezgłaszanych przestępstw, które boją się kontaktów z zimnym i sformalizowanym wymiarem sprawiedliwości i policją – mówił Ziobro „Wyborczej”, z którą wtedy chętnie jeszcze rozmawiał.

Policja lekceważy groźby, które właściciele agencji towarzyskiej kierują pod adresem lokatorów budynku, gdzie przybytek się mieścił. Bezradni ludzie idą do Ziobry, funkcjonariusze biorą się do roboty. Katon walczy też z tygodnikiem „Zły” żony Jerzego Urbana, gdzie publikowane są drastyczne zdjęcia ofiar przestępstw nielegalnie wyciągnięte z policyjnych akt. Ziobro z dziennikarzem Witoldem Gadowskim ujawniają, że autorką tekstów w „Złym” jest policjantka, żona wicenaczelnego „Nie”. Kobieta zostaje zwolniona, tygodnik „Zły” pada.

Otwiera się droga awansu. Ziobro zostaje asystentem szefa MSWiA Marka Biernackiego. Jego promotorem jest Zbigniew Wassermann, który poznaje Zbyszka z braćmi Kaczyńskimi. Są młodym zafascynowani. Gdy Lech staje na czele resortu sprawiedliwości w rządzie AWS, robi 31-letniego Ziobrę wiceministrem.

CZYTAJ TEŻ: Andrzej Rzepliński: Zbigniew Ziobro ostrzegł sędziów Trybunału Konstytucyjnego przed łamaniem prawaCZYTAJ TEŻ: Andrzej Rzepliński: Zbigniew Ziobro ostrzegł sędziów Trybunału Konstytucyjnego przed łamaniem prawa

Od zera do bohatera

– Nie znałem go, choć byłem wicemarszałkiem i rozpoznawałem większość posłów. Widać niczym się nie wyróżniał – mówi Tomasz Nałęcz, szef sejmowej komisji badającej w latach 2002-03 aferę Rywina. – Młody, bardzo nieśmiały, niepewny siebie, w komisji długo był w cieniu Jana Rokity, ale bardzo chciał się pokazać.

W grudniu 2002 r. „Wyborcza” ujawniła, że celebryta i producent filmowy Lew Rywin przyszedł do Adama Michnika z korupcyjną propozycją. Za 17,5 mln dol. Rywin miał załatwić w rządzie SLD zgodę na to, by Agora, wydawca „Wyborczej”, mogła kupić udziały w Polsacie. Rywin powiedział, że działa w imieniu „grupy trzymającej władzę”. Sejm powołał komisję śledczą.

Gdyby nie jedno zdanie, nikt by nie pamiętał przesłuchania ówczesnego premiera Leszka Millera. – Ziobro zgłosił się jako pierwszy, drugi w kolejce był Rokita – opowiada Nałęcz. – Zachowywał się jak hałaśliwy, ale nieskuteczny piesek, który chce osadzić odyńca. Pytał Millera przez siedem godzin: namolnie, nieskładnie, był nielogiczny, wracał do wątków nie wiadomo po co. Obok mnie siedział Rokita, który w dobrym nastroju lubił podśpiewywać pod nosem i pohukiwać, gdy był w złym. Tak pohukiwał, że nie słyszałem Millera.

Ale gdy Ziobro sugeruje związki Millera ze śmiercią gen. Marka Papały, zastrzelonego w 1998 r. byłego szefa policji, Miller dostaje szału. „Jest pan zerem, panie Ziobro, jest pan zerem” – to jeden z najbardziej znanych cytatów III RP.

– W polityce takie numery czasami się opłacają, Zbyszkowi się opłaciły – mówi Jan Rokita. – Ale to nie było najlepsze przesłuchanie.

Rokita wspomina, że w tamtym czasie Ziobro miał na jego punkcie „lekkiego fioła”. – Znajomi opowiadali, że jak były w Krakowie jakieś imprezy, to wcześniej dzwonił i sprawdzał, czy ja będę. Jak miałem być, on się nie pojawiał. Rywalizował ze mną wtedy w Krakowie, ewidentnie mu przeszkadzałem. Nawet to rozumiem.

– Bez komisji Ziobro nie byłby dziś tym, kim jest – ocenia były poseł PiS. I przypomina, że najpierw Kaczyński chciał tam wysłać Marka Jurka. Dał się przekonać Adamowi Bielanowi, wtedy bliskiemu przyjacielowi Ziobry.

Przed sprawą Rywina wydawało się, że układ polityczny jest zabetonowany na lata. SLD miało rząd i prezydenta. Komisja obnażyła tajne mechanizmy rządzące lewicą, zapoczątkowała upadek jej rządów i całej formacji.

Zdaniem Nałęcza Ziobro w komisji wydoroślał, nabrał pewności siebie. Poznał też wtedy Patrycję Kotecką piszącą o aferze Rywina w „Życiu Warszawy”.

CZYTAJ TEŻ: Ziobro, oddaj mandat!

Wystarczą cztery Ziobra

Gdy został ministrem i prokuratorem generalnym, śpiewano o nim piosenki. „Wystarczą cztery Ziobra, a Polska będzie dobra, gdy Ziobro zbierze żniwo, nastąpi prawo i sprawiedliwość” – cieszył się Andrzej Rosiewicz.

Delfin rósł w siłę. Gdy Kaczyński zajął fotel premiera, specjalnym rozporządzeniem oddał mu nadzór nad służbami i resortami siłowymi. W wewnątrzpartyjnej rozgrywce Ziobro pokonał koordynatora służb specjalnych Wassermanna i szefa MSWiA Ludwika Dorna, uważanego za „trzeciego bliźniaka” Kaczyńskich.

Od Ziobry prezes domagał się jednego: by dopadł wreszcie rządzący Polską „układ”, nazywany też „szarą siecią” lub „stolikiem brydżowym”. „Układem” mieli być połączeni ciemnymi interesami politycy, biznesmeni (zwani też oligarchami) i agenci komunistycznych służb, którzy w „tajnych” paktach Okrągłego Stołu mieli podzielić między siebie Polskę.

Mariusz Kamiński miał walczyć z układem na czele CBA, Antoni Macierewicz likwidował Wojskowe Służby Informacyjne, które według PiS odegrały w historii najnowszej demoniczną rolę. Ale ramieniem, które uderzy najmocniej i najszybciej, miał być Ziobro.

Blida

Barbara Blida nie musiała być zatrzymana. Wystarczyło wezwać ją na przesłuchanie. Ale miała wystarczająco znane nazwisko, by zarzuty wobec niej wstrząsnęły opinią publiczną. Katowicka prokuratura powiązała ją z działaniem mafii węglowej niszczącej polskie kopalnie.

Trio Kaczyński – Ziobro – Święczkowski (szef ABW) przećwiczyło na Blidzie działanie „ciągu technologicznego”, w którym politycy wydają polecenia, prokurator je zatwierdza, służby wykonują, a media to wszystko pokazują.

Niemrawo toczące się śledztwo zabrano prokuratorom i przekazano specjalnej grupie asesorów i jednego prokuratora, którzy po wytyczne jeździli do Ziobry i Święczkowskiego. Funkcjonariusze ABW „pracowali” nad siedzącą w areszcie przyjaciółką Blidy, by ta dała im „coś” na byłą posłankę SLD. Szantażowali ją zatrzymaniem córki, obiecywali zwolnienie. Na specjalnej naradzie zameldowano Kaczyńskiemu, że sieć na „układ” jest zarzucona. Premier zastrzegł tylko, by Blidy nie wyprowadzano w kajdankach. Zatrzymanie poprzedził program „śledczy” o mafii węglowej wyemitowany w TVP. ABW miała sfilmować wyprowadzenie Blidy z domu, a nagranie natychmiast przekazać do lokalnego oddziału telewizji. Miało uświetnić konferencję prasową Ziobry, który wybierał się do Katowic.

Gdy 25 kwietnia 2007 r. nad ranem ABW wkroczyła do mieszkania Blidy, posłanka sięgnęła po rewolwer. Śmiertelny strzał padł w obecności pilnującej jej funkcjonariuszki. Janusz Kaczmarek, ówczesny szef MSWiA, wspominał, jak Ziobro dzwonił do niego i roztrzęsionym głosem pytał, co robić. Próbował się ratować, zlecając służbom, by mimo śmierci dalej szukały dowodów. Z trybuny sejmowej fałszywie oskarżał Blidę.

Opinia publiczna zaczęła się odwracać od PiS. Śmierć Blidy była początkiem końca IV RP.

„Donaldu Tusku”

Ale Ziobro brnął. Udający biznesmena agent CBA miał wręczyć Andrzejowi Lepperowi, wicepremierowi z koalicyjnej Samoobrony, łapówkę za decyzję o odrolnieniu ziemi. Akcja nie wypaliła. Lepper nie dostał walizki z pieniędzmi i oskarżył PiS o prowokację.

Ziobro, Kamiński i Święczkowski wykryli „zdradę”. Zdrajcami okazali się Janusz Kaczmarek, Konrad Kornatowski, komendant główny policji, oraz Jarosław Marzec, szef CBŚ. To po doprowadzeniu ich do prokuratury w kajdankach powstało powiedzenie, że „PiS, ścigając układ, znalazł go u siebie”.

Ziobro zdawał się nie dostrzegać katastrofy. Triumfalnie prezentował dyktafon, na którym miał mieć nagranie kompromitujące Leppera. Mówił, że to „gwóźdź do politycznej trumny” szefa Samoobrony. Zezwolił też, by prokuratura ujawniła materiały z inwigilacji Kaczmarka. Przy okazji wyszło na jaw, że używany był do tego sprzęt służący do walki z terroryzmem.

Służby inwigilowały dziennikarzy piszących o „aferze gruntowej”. Za Ryszardem Krauzem, który też miał stać za klęską akcji przeciwko Lepperowi, wysłano na Sardynię agentów CBA i ABW. Nie wiedząc o sobie, spotkali się na jednym drzewie, z którego obserwowali posiadłość, gdzie gościł biznesmen.

Jeszcze na konferencji we wrześniu 2007 r. Ziobro groził: – Przyjdzie czas na ujawnienie kolejnych faktów i dowodów. Myślę, że będą one robić nie mniejsze wrażenie niż te, które ujrzeliście państwo wczoraj. I będą mówić przede wszystkim nie tyle o panu Januszu Kaczmarku i jego wspólnikach w przestępstwie, ale będą mówić o panu Donaldu Tusku, o panu Olejniczaku, panu Giertychu i panu Lepperze. Będziemy wiedzieć, jaka jest prawda.

Jednocześnie Ziobro kazał przed wyborami wstrzymać się z akcją zatrzymania ministra sportu Tomasza Lipca, rzeczywiście winnego korupcji, który po latach dostał wyrok…

Jakby tego było mało, sąd w USA nie zgodził się na ekstradycję do Polski Edwarda Mazura, związanego z lewicą biznesmena. Ziobro był przekonany, że to Mazur stał za zamachem na gen. Papałę. Amerykański sąd zmiażdżył dowody zebrane przez polską prokuraturę…

Reporter Patrycja

„Patrycja Kotecka, wicedyrektor Agencji Informacyjnej TVP, nie może uwierzyć, że ktoś wierzy Kaczmarkowi, że minister sprawiedliwości inwigilował opozycję, dziennikarzy i biznesmenów. Oglądając » Fakty «w TVN o Kaczmarku, oburza się: – Jak można go bronić? Wysypał akcję CBA! Zdradził!” – pisała „Wyborcza” w 2007 r.

Gdy Ziobro groził „Donaldu Tusku”, „Wiadomości” TVP to przemilczały. Zaginęła też kaseta ze słynnym cytatem Ziobry o zatrzymanym przez CBA kardiochirurgu dr. G.: „Nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. – Postanowiliśmy go spisać i pokazać na ekranie. Wtedy Kotecka przyniosła kasetę, coś tam bąknęła, że właśnie ją znalazła. Nikt jej nie uwierzył – opowiada jeden z reporterów. Czasami Kotecka sama zachowuje się jak reporter: przynosi newsy, przecieki, dokumenty. – Ma swoje źródła, ale tylko po jednej stronie – mówią w „Wiadomościach”. – W PiS, w rządzie, w Ministerstwie Sprawiedliwości, prokuraturze.

Po aresztowaniu kardiochirurga G. miała dać reporterowi dokładne dane świadków zeznających przeciwko lekarzowi.

Skąd ta szczególna troska o Ziobrę? Kiedyś przyznał, że Kotecka jest z nim związana. „Czy nadal tak jest – nie wiadomo” – pisaliśmy w 2007 r. Pobrali się cztery lata później.

Wszystkie sądy uwolniły doktora G. od zarzutu o celowe spowodowanie śmierci pacjenta, ale kardiolog nie wrócił już do operacji przeszczepu serca. – Mój przyjaciel miał termin operacji u G. Zmarł, bo doktor siedział w więzieniu – mówi nam pacjent dr. G. Po przegranym procesie z kardiologiem Ziobro miał go przeprosić w TVP. Wykorzystał nieprecyzyjny wyrok i opublikował planszę z mikroskopijną czcionką trudną do odczytania na szarym tle.

W 2008 roku, na procesie wytoczonym przez Kotecką byłemu reporterowi „Wiadomości” Łukaszowi Słapkowi, Janusz Kaczmarek zeznał, że brał udział w dwóch rozmowach Ziobry z Andrzejem Urbańskim, szefem TVP. – Ziobro wskazał, że zna bardzo dobrą dziennikarkę o nazwisku Patrycja Kotecka – mówił Kaczmarek. Według świadka Ziobrze chodziło o „zatrudnienie bliskiej sobie dziennikarki w TVP, poprzez którą można byłoby wpływać na politykę informacyjną”.

Proces ze Słapkiem, który sugerował, że Kotecka wywierała naciski na reporterów, by robili materiały kompromitujące PO, i obiecywała za to dobrą zapłatę, Kotecka wygrała.

Miękkie lądowanie

Klęska IV RP była dotkliwa. Zwycięska PO, wspierana przez SLD i PSL, powołała dwie komisje śledcze. Miały zbadać kulisy śmierci Blidy i polityczne naciski na policję, prokuraturę i służby specjalne. Komisje działały długo, zwłaszcza ta zajmująca się sprawą Blidy zebrała wiele dowodów na to, że akcja była polityczną pokazówką i przykładem ręcznego sterowania śledztwem. Prokuratorzy zeznawali o naciskach Ziobry i Święczkowskiego. Prokurator Marek Wełna przed sądem mówił, jak Ziobro w sprawie „mafii paliwowej” kazał mu zbierać haki na lewicę i ukrywać wątki obciążające polityków związanych z Kaczyńskim.

Ziobro bronił się słabo. Nasi rozmówcy wspominają, że czekał na odwet. Na dodatek popadł w niełaskę u braci Kaczyńskich, którzy obwiniali go o nieudolność i zaczęli podejrzewać o próbę przejęcia partii.

Ale wylądował miękko, w Parlamencie Europejskim. A odwetu uniknął. Platforma długo zwlekała z postawieniem go przed Trybunałem Stanu. Podczas głosowania w lipcu 2015 r. zabrakło głosów kilku posłów PO, którzy nie przyszli do Sejmu…

Zbyszek i Jacek

W 2008 r. podczas wyborów w małopolskim PiS Ziobro i Andrzej Duda kwestionują wybór prezesa, by to Zbigniew Wassermann stanął w Krakowie na czele partii. Kaczyński reaguje: „Szkodzenie PiS w obecnym czasie jest bardzo ciężkim przewinieniem. Z całą pewnością działać będziemy bez pobłażania, ale i bez emocji”.

Ziobro się wycofuje, ale Lech Kaczyński jest wściekły, bo to oczywisty bunt przeciwko bratu. Chciał wyrzucić z kancelarii Dudę, który był tam podsekretarzem stanu dzięki Ziobrze. – Wziął Dudę na dywanik, ale wtedy Andrzej obiecał prezydentowi, że będzie go informować, co się dzieje u Ziobry – twierdzi ówczesny współpracownik Lecha Kaczyńskiego. Od tego czasu Ziobro i Duda nie przepadają za sobą.

W 2010 r. Ziobro z Jackiem Kurskim mają plan: pozbyć się z partii konkurujących z nimi spin doktorów Adama Bielana i Michała Kamińskiego – szefów prezydenckiej kampanii w 2010 r. Po wyborach PiS zostałby w rękach przegranego prezydenta Lecha i byłego przegranego premiera Jarosława, a wtedy łatwo zastąpią ich młodzi, pełni zapału Zbyszek i Jacek.

Plan pokrzyżowała katastrofa smoleńska, ale Ziobro nie rezygnuje. Po wyborach parlamentarnych w 2011 r. ogłasza, że jeśli Kaczyński nie podzieli się władzą, założy własną partię. Wylatuje z PiS. Zakłada Solidarną Polskę. Ale nazwisko samego Ziobry dla wyznawców PiS nic nie znaczy. Poparcie waha się w granicach błędu statystycznego. – Był delfinem, chciał być rekinem, a został leszczem – kpi rzecznik PiS Adam Hofman. Gdy Ziobro po raz pierwszy (w 2012 r.) próbuje wrócić do PiS i stawia warunki, Mariusz Błaszczak mówi: „Może przekażę panu Zbigniewowi Ziobrze chusteczkę, żeby otarł łzy, bo tak odbieram te lamenty”.

W 2014 r. pod Belwederem na marszu w „obronie” TV Trwam zostaje dopuszczony do głosu, ale tłum skanduje: „Przeproś!”. Ziobrze drżą ręce, jąka się, chrypi. Brawa dostaje tylko wtedy, gdy mówi o jedności z PiS.

Wreszcie Kaczyński go ułaskawia. – Prezes to uwielbia: nad nawróconymi grzesznikami ma największą kontrolę – twierdzi były poseł PiS.

Zbyszek nie zapomina

W 1993 r. na adres Ziobry przychodzą anonimy z informacjami mającymi skompromitować jego i jego rodzinę. Autor żąda okupu. Ziobro składa zawiadomienie o przestępstwie. Twierdzi, że autorami anonimów są dawni koledzy: Jarosław G. i Marek K.

„Straciłem do Jarosława zaufanie, gdy oddał mi klucze do mieszkania i domofonu i jak stwierdziłem, klucz do domofonu był nie ten, który sobie dorabiał. () Z mojej strony byłem do niego nastawiony sceptycznie. Nie odpowiadała mi jego postawa wobec życia i jego poglądy” – zeznaje na policji. Przyszły prokurator generalny jest wtedy studentem na Wydziale Prawa UJ.

Marek K., doprowadzony z akademika przez policję, zeznaje, że „Ziobro ma chyba zmiany w mózgu”.

Grafolog uznaje, że Marek K. jest autorem anonimów. Dostaje wyrok w zawieszeniu, ale odwołuje się i kolejny biegły podważa ekspertyzę. Wtedy Ziobro oświadcza, że ma nagrania dowodzące, że dawni koledzy handlują narkotykami. Na kasetowym dyktafonie słychać, jak usiłuje kupić od nich marihuanę i haszysz, ale oni nie chcą mu sprzedać. Sąd odrzuca ten dowód i uniewinnia studentów. Ziobro, już wiceminister sprawiedliwości w rządzie AWS, odwołuje się do Sądu Najwyższego. Ostateczny wyrok uniewinniający zapada w marcu 2003 r. Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji wyklucza Marka K. jako autora anonimów. Tygodnik „Nie” podaje, że ekspertyzy kosztowały skarb państwa 53 tys. zł.

Małgorzata Wilkosz-Śliwa, rzeczniczka Prokuratury Wojewódzkiej w Krakowie, a potem Prokuratury Generalnej, oblała Ziobrę na aplikacji prokuratorskiej, a gdy był posłem PiS, parę razy ośmieszyła go podczas debat telewizyjnych. W 2005 r. minister zsyła ją do Prokuratury Rejonowej w Zabrzu. Gdy przedstawia zwolnienie lekarskie, ścigają ją kontrole ZUS. Przechodzi załamanie. Po upadku rządów PiS wraca do ministerstwa jako szeregowa urzędniczka. Nie wychyla się, ale gdy Ziobro wraca, zostaje przeniesiona do prokuratury rejonowej na warszawskiej Ochocie.

Z Jackiem Majchrowskim Zbigniew Ziobro przegrywa w 2002 r. wybory prezydenta Krakowa. Przed kolejnymi wyborami – już minister – przebudowę podziemi Rynku nazywa „zbrodnią archeologiczną”. Organy ścigania wszczynają wobec Majchrowskiego i jego współpracowników działania operacyjne. Gdy Adam Rapacki, małopolski komendant policji, odmawia założenia podsłuchu na telefonie prezydenta, zostaje odwołany. Gdy wszystko się wydaje, Ziobro zaprzecza. O Majchrowskim, który oskarża go o nadużywanie uprawnień, mówi: – Tak mówią wszyscy przestępcy.

Funkcjonariusze tropią też kandydata PO na prezydenta Tomasza Szczypińskiego. Jan Rokita twierdzi wtedy, że „PiS chce wygrać wybory za pomocą prokuratury i policji”.

Kandydat PiS przegrywa. Pod krakowskim Rynkiem przebiega dziś jedna z najlepszych zabytkowych tras w Polsce.

Ojciec

Ziobro ma osobisty powód, by nie lubić lekarzy. W 2006 r. po zabiegu kardiologicznym w krakowskiej klinice zmarł jego ojciec.

Sprawa ciągnie się do dziś. Z czterech lekarzy, którym rodzina zarzucała doprowadzenie do śmierci Jerzego Ziobry, na ławie oskarżonych zasiadł jeden. W różnych instancjach przed sądami i prokuraturą sprawę umarzano i wznawiano. Koszt ekspertyz, także za granicą, idzie w setki tysięcy złotych. W tym momencie nie ma jednoznacznego orzeczenia, czy doszło do błędu w sztuce, czy też śmierć nastąpiła w wyniku powikłań, których nie można przewidzieć.

Gdy Ziobro wrócił na fotel ministra, troje prokuratorów, którzy umorzyli większość wątków w sprawie śmierci ojca, zostało przeniesionych do podrzędnych jednostek. Według informacji RMF FM w Bielsku-Białej ruszyło śledztwo w sprawie fałszowania dokumentacji lekarskiej w krakowskiej klinice. A CBA zrobiło rewizję w firmie żony lekarza, któremu Ziobrowie zarzucają spowodowanie śmierci ojca.

Dzieci

– Kąpał Pan? – pyta w 2011 r. dziennikarz kolorowego magazynu „Viva!”. – Jeszcze nie. Mam obawy. Te delikatne ciałko, małe nóżki. Jak z porcelany. Aż strach wziąć do rąk. Ale już przewijałem.

Ziobro opowiadał wtedy „Vivie!”, że nagrał już kilka filmów z Jasiem: – Choć od urodzenia przed miesiącem sporo już urósł, jest małą istotką budzącą bardzo silne rodzicielskie uczucia.

Starszy syn nieraz pyta, kiedy ojciec zabierze go do telewizji. – Czasami poza bajkami oglądał z mamą serwisy informacyjne i bezbłędnie odróżniał np. Dudę od Komorowskiego – opowiada Ziobro „Faktowi”. – Staram się nauczyć go tego, czego i mnie uczono w dzieciństwie, że jest małym Polakiem. Umie śpiewać hymn, odmawiać codzienną modlitwę i wie, gdzie na globusie szukać Polski. Bo nawet taki maluch powinien wiedzieć, „skąd jego ród”

Postscriptum

Chciał iść na medycynę. – Akupunktura i zioła, książki na ten temat sprowadzałem z Zachodu, bo w Polsce niewiele się o tym wtedy pisało – wspominał. Zdecydował, że to jednak nie dla niego, ale przynajmniej, jak sam twierdzi, wie, gdzie wbijać igły.

– Dokonałem gwałtownej wolty, uznałem, że trzeba odbudować państwo polskie, jego instytucje. A do tego potrzebni będą ludzie z prawniczym wykształceniem. Szlachetna naiwność – mówił w kolorowej prasie. – Wyobrażałem sobie demokrację jak szklane domy Żeromskiego. Że świat będzie dobry i ludzie będą dobrzy. Dziś mój stosunek do rzeczywistości jest bardziej krytyczny. Nauczyłem się patrzeć na świat taki, jaki jest. A nie taki, jak marzyłem, żeby był.

Były przyjaciel Ziobry: – To cynik bez poglądów. Interesuje go władza.

Gdy parę lat temu kilku młodych członków PiS rozważało, kto kim będzie w przyszłości, żartowali, że Ziobro zostanie prezydentem. A może wciąż liczy na partyjną schedę po prezesie? – Zawsze o tym marzył – mówi Jan Rokita. – Teraz czeka go zasadnicza próba: cokolwiek Kaczyński zamierza zrobić ze smoleńskim śledztwem, Ziobro ma to wykonać. Od tego będzie zależeć jego dalsza kariera.

Ale nikt w PiS go nie lubi. No, może tylko Kempa…

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Pro publico Bono. Rockman broni polskiej demokracji
Walczył z terrorystami IRA, głodem i AIDS. Doprowadził do częściowej likwidacji długów Afryki. Dwa razy był kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla. Dziś lider U2 mówi: „Kocham ‚Solidarność’, nacjonalistów – nie”. I wie, co mówi

Niall Ferguson: Robin Hood świata nie zbawi
Chcemy więcej równości? Proszę bardzo! Zróbmy sobie znowu dwie wojny światowe, kilka kryzysów i hiperinflacji, a wtedy wszystko się zdewaluuje. Ci, którzy mają najwięcej, siłą rzeczy stracą najwięcej, więc zapanuje równość i sprawiedliwość. Z Niallem Fergusonem rozmawia Mariusz Zawadzki

Od delfina do rekina
Dziesięć lat temu Kaczyński traktował go jak syna. Dziś o uczuciach nie ma mowy. Zbigniewa Ziobrę łączy z prezesem jakiś tajemniczy kontrakt, którego szczegółów nikt nie zna

Ostatni wynalazek człowieka. Literacki Nobel dla algorytmu?
Albo na powrót zaczniemy czytać książki i mądrzeć, albo nic po nas nie zostanie

Paweł Edelman: Pełen dosyt
Tak jak się podpisałem pod „Pokłosiem”, tak obiema rękami podpisuję się pod „Wałęsą”. Dlatego od czasu do czasu zakładam ciepłe buty i idę na marsz KOD-u. Ale nie skaczę

Zjednoczy nas modernizm
Co łączy Dworzec Powiśle z Muzeum Kosmosu w Libanie? Z Nicolasem Grospierre’em rozmawia Maciej Jaźwiecki

jesrWrządzie

wyborcza.pl

jeśliPrezes

KOD:

szanowniPaństwo1

W intencji Andrzeja Dudy i Beaty Szydło

Stanisław Skarżyński, 30.04.2016

Premier Beata Szydło i Prezydent RP Andrzej Duda

Premier Beata Szydło i Prezydent RP Andrzej Duda (Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

Czego chcemy? Złamać ich? Oni już zostali złamani. Są pogruchotani kompletnie. Zdradzeni o pisowskim świcie.
 

Stanisław Skarżyński – socjolog, dziennikarz. Doktorant w ISNS UW. Członek zespołu „Res Publiki Nowej”.

Pół biedy, że Jarosław Kaczyński nie szanuje swoich przeciwników. Ławy sejmowe to nie widownia wyścigów w Ascot. Toczący wojnę na wszystkich frontach PiS obrzuca dziś opozycję wyzwiskami, oskarża ją o co popadnie, ignoruje i przy każdej okazji demonstracyjnie traktuje „per noga”.

Oczywiście, PiS mogłoby tę walkę prowadzić lepiej, zręczniej, wdzięczniej, mądrzej i rzadziej uderzając poniżej pasa. Ring polityczny to jednak nie scena dla elegantów.

CZYTAJ TEŻ: Boję się, więc jestem. Animalność a prawica polska

Trudniej przymknąć oko na to, jak PiS traktuje dziś własnych zmarłych. Cieszę się tylko, że Lech i Maria Kaczyńscy nie widzą, co PiS wyprawia z pamięcią o nich, i nie słyszą, jak nagina się ich imiona do żyrowania spraw, przeciw którym za życia twardo protestowali. Od „Antygony” wiemy, jak bezsilni są zmarli wobec podłości i cynizmu żyjących i Jarosław Kaczyński nic nowego tu nie wymyślił.

Wstrząsające jest jednak bycie świadkiem tego, jak wrednie, podle, bezlitośnie i agresywnie Jarosław Kaczyński upokarza dziś swoich najwierniejszych współpracowników. To budzi we mnie jakiś palący sprzeciw, niemożliwy do wytrzymania wstyd, wściekam się po prostu potwornie, gdy widzę, jak traktowani są przez prezesa Andrzej Duda i Beata Szydło. Przecież to oni dali Kaczyńskiemu zwycięstwo. Kaczyński wykorzystał ich, wystawił i teraz – jakby nic im nie był winien! z tą obojętnością kata! – przygląda się, jak tych ludzi ćwiartuje się żywcem.

CZYTAJ TEŻ: Kaczyński zdradził swoich wyborców. Opozycja to przespała

Pół roku prezydentury Andrzeja Dudy jest festiwalem małości i niczym nieuzasadnionego czerpania przez władze PiS satysfakcji z kpin i drwin, które cała Polska robi sobie z głowy swego państwa. Pal licho politykę – ale to jest po prostu nieludzkie, jak zaplecze polityczne Dudy przez całe miesiące nie daje mu choćby jednej, choćby ustawionej, choćby pozbawionej rzeczywistego znaczenia, choćby czysto wizerunkowej szansy na obronę godności, demonstracyjne choćby okazanie samodzielności.

Nawet w interesie samego PiS byłoby choćby zachowanie pozorów: że głowa państwa czyta ustawy przed podpisaniem, że to prezes udaje się do prezydenta na rozmowę, a nie wzywa go do siebie jak lokaja, że to do głowy państwa każdy Polak podchodzi i oczekuje, aż to prezydent wyciągnie do niego rękę. Choćby tak miało być tylko przed kamerami.

CZYTAJ TEŻ: Agata Duda. Pierwsza dama tańczy sama [Portret prezydentowej]

Z Beatą Szydło jest jeszcze gorzej – a może po prostu ze względu na to, że jest kobietą, Kaczyńskiego brak ogłady i taktu jest wyraźniej widoczny.

Co ona mu zrobiła? Poświęciła swoją godność, stała się publicznym pośmiewiskiem, pół kraju z niej drwi, a drugie pół uważa ją za figurantkę – i wywiązuje się z tej potwornej roli wzorowo w imię wiary w prezesa, w partię, w ich sprawę. Czy choćby z tego powodu nie należy jej się jakiś szacunek? Czy wdarła się na to stanowisko? Komu nadepnęła na odcisk, że się ją traktuje z taką bezwzględnością? Że publicznie nazywa się ją „eksperymentem”?

Że zapraszana jest na Nowogrodzką tylko po to, by dowiedzieć się, że prezes jej nie przyjmie? Kto i dlaczego pozwolił, by to wyciekło do mediów?

Można tak wymieniać. Jarosław Gowin – niedawno konserwatywny moralista, który poruszał się od telewizji do telewizji, a dziś ten tragiczny zakładnik własnej ambicji gryzie się w język przed każdą odpowiedzią.

Marek Kuchciński – bohater pierwszej afery taśmowej, w której skandalem są nie tyle taśmy, co brak taśm (z sejmowego monitoringu w chwili głosowania kandydatury sędziego TK). Beata Kempa, Jacek Sasin i inni – powtarzający raz po raz wykute regułki, przekazy dnia. Żaden parlamentarzysta PiS – to są przecież posłowie na Sejm RP! – bez zgody kierownictwa nie może publicznie ust otworzyć.

Co to nam mówi o PiS? Czy ja dobrze rozumiem, że Kaczyński uważa, że zgodności z innymi ludźmi nie osiąga się przez argumentację, ale przez pożarcie cudzej woli. Czy w PiS wyższość w grupie nie jest wynikiem zasług, umiejętności, podziałem ról i odpowiedzialnością, ale prawem do odebrania godności tym, którzy okazali się za słabi, by się nie dać podporządkować?

Przecież to można było wszystko inaczej zorganizować. Ukryć te upokorzenia przed mediami i opinią publiczną, zadbać o pozory porządku, choćby pudrem hipokryzji zamaskować ten odpadający nos.

Przecież pozory są w polityce ważne, a tym ważniejsze, im bardziej konserwatywne poglądy się wyznaje. Skoro Prawa i Sprawiedliwości nie stać na lojalność wobec własnych ludzi, skoro zostali przez swoich pozbawieni wsparcia i wystawieni – jakby żywe tarcze – na ciosy opozycji i opinii publicznej, to może niech przeciwnicy upomną się o ich godność, nie polityczną, ale ludzką.

Bo co z tego, że Dudzie i Szydło grozić się będzie ciągle Trybunałem Stanu?

Że będzie się walić w nich jak w bęben, co dzień będzie im się wypominać obietnice, które – choćby cynicznie – złożyli? Przecież od nich nic nie zależy. Czego chcemy? Złamać ich? Oni już zostali złamani. Są pogruchotani kompletnie. Zdradzeni o pisowskim świcie.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Pro publico Bono. Rockman broni polskiej demokracji
Walczył z terrorystami IRA, głodem i AIDS. Doprowadził do częściowej likwidacji długów Afryki. Dwa razy był kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla. Dziś lider U2 mówi: „Kocham ‚Solidarność’, nacjonalistów – nie”. I wie, co mówi

Niall Ferguson: Robin Hood świata nie zbawi
Chcemy więcej równości? Proszę bardzo! Zróbmy sobie znowu dwie wojny światowe, kilka kryzysów i hiperinflacji, a wtedy wszystko się zdewaluuje. Ci, którzy mają najwięcej, siłą rzeczy stracą najwięcej, więc zapanuje równość i sprawiedliwość. Z Niallem Fergusonem rozmawia Mariusz Zawadzki

Od delfina do rekina
Dziesięć lat temu Kaczyński traktował go jak syna. Dziś o uczuciach nie ma mowy. Zbigniewa Ziobrę łączy z prezesem jakiś tajemniczy kontrakt, którego szczegółów nikt nie zna

Ostatni wynalazek człowieka. Literacki Nobel dla algorytmu?
Albo na powrót zaczniemy czytać książki i mądrzeć, albo nic po nas nie zostanie

Paweł Edelman: Pełen dosyt
Tak jak się podpisałem pod „Pokłosiem”, tak obiema rękami podpisuję się pod „Wałęsą”. Dlatego od czasu do czasu zakładam ciepłe buty i idę na marsz KOD-u. Ale nie skaczę

Zjednoczy nas modernizm
Co łączy Dworzec Powiśle z Muzeum Kosmosu w Libanie? Z Nicolasem Grospierre’em rozmawia Maciej Jaźwiecki

wIntencji

wyborcza.pl

Ranking wpływu państw Unii Europejskiej. „Nikt w Brukseli nie wierzy w to, że Beata Szydło rządzi Polską”

To Beata Szydło rządzi Polską? W Brukseli nie ma złudzeń.
To Beata Szydło rządzi Polską? W Brukseli nie ma złudzeń. fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Znany serwis polityczny Politico stworzył matrycę wpływu, na której umieścił państwa unijne. Polska zajęła 10 miejsce pod względem wpływu na Unię, a jej pozycja w rankingu będzie się pogarszać – prognozuje Politico.

Przy umieszczaniu poszczególnych państwa na matrycy serwis wziął pod uwagę dwie współrzędne: wpływ lidera politycznego (premiera lub osoby sprawującej podobną w charakterze funkcję) oraz wpływ ambasadora przy Unii Europejskiej. Oś pozioma to siła ambasadora, a oś pionowa to siła lidera politycznego.

Polska znalazła się w lewej górnej ćwiartce: słabego ambasadora i (jeszcze) silnego lidera (Polska jest wyżej od Czech i Finlandii, ale zdecydowanie wyprzedzają ją Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Holandia, Dania, Włochy, Turcja, Węgry i Szwecja). Co więcej, autorzy matrycy przewidują, że pozycja Polski będzie się pogarszać.

Przyczyna takiego umiejscowienia Polski na osi? Politico pisze wprost: nikt w Brukseli nie wierzy w to, że Beata Szydło rządzi Polską, a doświadczony ambasador przy UE, Marek Prawda, został wyrzucony z pracy z powodów partyjnych.

Dwa miesiące wcześniej premier Szydło mówiła „Gazecie Polskiej”, że nie liczy się z Unią. „Mamy naprawdę ogromny potencjał, ale obciążenia z przeszłości są kulą u nogi. To ostatni moment, by z tym skończyć. I my tego dokonamy. Nie przestraszą mnie krzyk beneficjentów „grubej kreski”, kolejne komisje, inspekcje i działania UE. W interesie Polski jest zmiana i ona się dokona. To obiecałam wyborcom” – powiedziała premier.

źródło: TVN24.pl, Politico

zagranicznySerwis

naTemat.pl

 

Szaliki na salony, salony na stadiony. Moda nasza sportowa

Magdalena Kuszewska, 30.04.2016

Robert Lewandowski został niedawno twarzą Vistuli. Reklamował też Armaniego

Robert Lewandowski został niedawno twarzą Vistuli. Reklamował też Armaniego

Tandetna koszulka z logo klubu piłkarskiego? To już przeszłość. W odzieży kibicowskiej dokonała się ewolucja. Nikogo nie dziwią koszule czy dizajnerskie płaszcze z logo klubu oferowane przez elitarne marki. Za to sportowcy wskakują w garnitury.
 

Wyjdź podczas weekendu na spacer po parku, a spotkasz kilkadziesiąt osób noszących koszulki z emblematami piłkarskimi, choć tego dnia nie będzie żadnego meczu – mówi Agnieszka Dokowicz, dziennikarka, znawczyni i fanka gier zespołowych, autorka książki „Wulgaryzmy w języku kibiców polskich, czyli Polska grać, k… mać!” (wydanej przez Silva Rerum).

Sama nie rozstaje się z T-shirtami i bluzą FC Barcelony. Miłością do sportu i casualowego stylu ubierania się zaraziła ją mama, kiedyś trenerka siatkówki. – W podstawówce kibicowałam łódzkiemu Widzewowi – opowiada Agnieszka. – Grał w nim wtedy mój piłkarski idol Włodzimierz Smolarek. Zrobiłam sobie na drutach sweter z napisem „Widzew”, w którym chodziłam dumnie do szkoły. Był 1983 rok – w sklepach puste półki, o kibicowskich ciuchach nikt nawet nie marzył. Kiedy na początku lat 90. zostałam fanką Barcy, ich firmowe gadżety były bardzo drogie. Pierwszą miałam więc koszulkę reprezentacji Polski, też nosiłam z dumą. Potem zaczęłam kolekcjonować ubrania i gadżety naszej kadry i oczywiście FCB.

CZYTAJ TEŻ: Ubranie jest polityczne. Patriotyczne też?

Dwurnik w loży VIP

– Noszę te ubrania niemal wszędzie – przyznaje Dokowicz. – Na rower, na siłownię, na spacer, na spotkanie. Lubię zwłaszcza koszulki wyjazdowe Barcy: powstają w innych kolorach niż obowiązujący niebiesko-bordowy (tzw. blau-grana). Były już m.in. pomarańczowe i seledynowe. Damskie mają taliowany krój. Na przyszłą zimę chcę kupić puchową kurtkę sygnowaną przez FCB.

Tomasz, miłośnik Legii Warszawa i przedsiębiorca, niedawno wrócił z nart we Francji. – Nie wyjeżdżam bez koszulek i dresów ukochanej drużyny. Jestem dumnym kibicem – przyznaje.

Przy każdej okazji wyjmuje czarny portfel z logo Legii. Lubi to robić zwłaszcza za granicą. – Na widok herbu klubowego wszyscy zagadują mnie o drużynę i mogę o niej opowiadać – mówi.

Jako chłopak tworzył amatorskie szaliki dla fanów domowym sposobem. Koszulek nie można było kupić, więc zwykłe T-shirty ozdabiał farbami w klubowych barwach. Dziś w szafie ma mnóstwo ubrań sportowo-casualowych.

To właśnie o nim malarz Edward Dwurnik z rozbawieniem wyraził się w jednym z wywiadów jako o „wariacie, który zamówił u niego obraz stadionu Legii”. Dzieło zdobi dziś lożę VIP, którą Tomasz wykupił na stadionie dla przyjaciół i rodziny. – Dla wszystkich moich gości zamówiłem też oryginalne koszulki i dresy z oznakowaniem numeru loży, z kolekcji Adidasa z 1974 roku – opowiada.

CZYTAJ TEŻ: Komu potrzebna jest moda?

Kibic ultramodny

Kto utożsamia modę kibicowską wyłącznie z przeciętnej urody szalikiem czy pstrokatym T-shirtem w klubowych barwach, nie jest już na bieżąco. Ten segment odzieży niezwykle się ostatnio rozwinął, głównie w Europie Zachodniej.

Kibicowskie ubrania stały się nie tylko powszechnie pożądane, noszone, używane, lubiane, ale też ultramodne i dizajnerskie (a niekiedy bardzo drogie).

Żeby zrozumieć ten fenomen, trzeba się przenieść do Wielkiej Brytanii i cofnąć do lat 70. XX wieku. Na trybunach królowały wtedy buty martensy, koszulki polo, spodnie z podwiniętymi nogawkami i szelki, a do tego szaliki fanowskie. Do futbolu lgnęli skinheadzi, bijatyki stały się normą.

Legenda głosi, że brytyjskim kibicom zaczęła przeszkadzać rozpoznawalność wśród policji i wśród przeciwników. Mistyfikację mogła zapewnić jedynie udana stylizacja. Dzięki temu miał się narodzić styl casual, który wkrótce stał się na trybunach obowiązujący.

Kibice rozsmakowali się w zupełnie niesportowych, ale uznawanych za eleganckie lub luksusowe markach, jak legendarna Burberry, Pringle, Lyle & Scott. Ponieważ drużyny z Wysp zaczęły odnosić sukcesy poza granicami kraju, kibice ruszyli za nimi wielką falą. Przy okazji meczów wyjazdowych zaopatrywali się w koszulki polo, buty, swetry i kurtki. Kupowali najchętniej we Włoszech, więc ich ukochanymi markami stały się: Sergio Tacchini, Ellesse, Benetton, Kappa, C.P. Company oraz Stone Island.

– Kiedy kibice zaczęli przywozić odzież włoskich marek i odchodzić od rodzimych, angielscy eksperci zanalizowali ich nowy sposób ubierania się i dostosowali doń trendy – opowiada Maciej Harężlak, kierownik działu merchandisingu Legii Warszawa. Dlatego dzisiaj to brytyjskie kluby sportowe mają najbardziej rozwiniętą ofertę odzieżową. – Manchester City stworzył niedawno kolekcję, w której obowiązuje wyłącznie hasło „city”, bez pełnej nazwy drużyny. Są to m.in. koszulki polo we wszystkich kolorach, nawet żółte i różowe.

CZYTAJ TEŻ: Jazda po wyglądzie. Boćkowska z Noniewiczem, czyli o co chodzi w modzie

Guzik z historią

Legia skorzystała z doświadczeń Anglików. I są efekty: w ciągu ostatnich trzech lat jej fanstore (w tym sklep internetowy) zanotował kolosalny skok, a jego obroty wzrosły trzykrotnie. Na pewno pomaga to, że w tym roku warszawski klub obchodzi stulecie istnienia; z tej okazji powstała jubileuszowa kolekcja Legia 100 obejmująca odzież i akcesoria.

Jednym z hitów jest elegancki sweter na suwak w stonowanym kolorze, z małym czarnym logo na piersi. – Nasi historycy badają genezę powstania tego znaku, który, jak się okazuje, został stworzony przez grawera w latach 20. XX wieku. Legia pisana jest jeszcze przez „j”- opowiada Maciej. – Najprawdopodobniej przez dwa lata właśnie ono pełniło funkcję herbu.

Od dwóch lat świetnie sprzedają się męskie koszule z kolekcji Legii: w trójkolorową kratkę oraz białe, klasyczne, z dyskretnym trójkolorowym znaczkiem na piersi. Twórcy kolekcji dumni są zwłaszcza z męskiego wełnianego płaszcza stworzonego we współpracy z firmą Próchnik. – Projekt nawiązuje do stylu casual lansowanego na trybunach brytyjskich – mówi Maciej Hrążelak. – Ale przede wszystkim do płaszczy oficerów legionów marszałka Józefa Piłsudskiego; na czarnych guzikach wybity jest krzyż legionowy i „nasz” rok – 1916. Przecież Legia to od zarania klub wojskowy.

W kolekcji są też koszule dżinsowe dla niej i dla niego, posrebrzane i pozłacane spinki do mankietów z herbem klubu, a nawet biały szlafrok z mięsistego frotté, który przywodzi na myśl luksusowe ośrodki spa. Rękawiczki (z czarnej skóry, eleganckie) powstały we współpracy z firmą Wittchen, zaś skórzany pasek – z Samsonite.

Ostatnio razem z firmą Recaro przygotowano serię fotelików dziecięcych do samochodu z logo Legii.

CZYTAJ TEŻ: Legia chce ubierać warszawianki. Nowa kolekcja i sklep na Lotnisku Chopina

Od Beckhama do Lewego

– Już dawno temu sportowe ubrania wyszły na wybiegi i ulice. Prekursorką była Madonna – uśmiecha się Dorota Williams, stylistka i kostiumografka. – To symbol określonej estetyki, wolności i swobody mody ulicznej. Piłkarze stali się idolami mas, bożyszczami, gwiazdami popkultury. Nic dziwnego, że ich tropem podążają fani na całym świecie. To choćby stąd wziął się sukces kolekcji Davida Beckhama dla H&M.

– Pamiętajmy, że większość znanych sportowców, w tym oczywiście piłkarzy, ma obecnie swoje linie odzieżowe oraz własne projekty butów, pod auspicjami znanych marek. W Barcelonie są to Leo Messi, Luis Suárez czy Neymar Jr – mówi Agnieszka Dokowicz. – Za tym stoją wielka promocja i ogromny budżet, więc wszystko przeniosło się na odzież codzienną. Już nawet zwykłe sieciówki przygotowują kolekcje futbolowe, np. szwedzki KappAhl w porozumieniu z FCB sprzedawał body i śpioszki z jego logo.

Po piłkarzy sięgają jednak nie tylko firmy casualowe, ale nawet te kojarzone do tej pory z elegancją, sznytem, stylem. Nasz najdroższy (w sensie dosłownym) zawodnik eksportowy Robert Lewandowski został ambasadorem polskiej firmy z kilkudziesięcioletnią tradycją, czyli Vistuli (kontrakt na dwa najbliższe sezony).

Robert reklamuje jej premierową linię Selection. Sesja nosi tytuł: „Współczesny gentleman”, a kolekcja nie ma nic wspólnego ze sportowym sznytem. W jej skład wchodzą wysokiej jakości garnitury z wełny w najmodniejszych kolorach, głównie w granacie i czerni, do tego marynarki, eleganckie koszule i dodatki z jedwabiu. Są też dżinsy, popularne beżowe spodnie typu chinos, kurtki puchówki oraz skórzane ramoneski.

Vistula ubiera też naszych kadrowiczów na Euro 2016. Powstała elegancka kolekcja, która składa się ze skrojonych na miarę garniturów, płaszczy, koszul oraz obuwia.

Podobnie jest na świecie – prestiżowe marki coraz częściej zapraszają piłkarzy do reklamowania luksusowych produktów. Włoski dom mody Giorgio Armani ubrał całą drużynę Bayernu Monachium, a na zdjęciach reklamowych poza Lewandowskim pojawili się także m.in. Thomas Muller i Xabi Alonso.

Mało sportu, dużo mody

– W tych procesach coraz mniej chodzi o ideę sportową, a coraz bardziej o modę – uważa socjolog doktor Tomasz Sobierajski z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW. Dotykamy tu też samej istoty futbolu. – Już od kilkunastu lat jest przemysłem generującym wielkie pieniądze. Chodzi o to, by na nim jak najwięcej zarobić. Jego zdaniem doskonałym przykładem na to, jak moda kooperuje z piłką nożną, są coraz bardziej wymyślne stylizacje zawodników. – Legendarny trener Pep Guardiola narzekał niedawno, że przed meczem trudno mu porozumieć się z zawodnikami, bo każdy w tym czasie przebywa ze swoimi stylistami i fryzjerami. Ikoną przemysłu futbolowo-modowego stał się chyba najbardziej oprócz Beckhama skupiony na własnym wyglądzie piłkarz Cristiano Ronaldo. Ostatnio stworzył markę odzieżową CR7, która nie przypadkiem nawiązuje do sportowej linii Armaniego.

W którą stronę to pójdzie? – Piłkarze po zakończeniu kariery sportowej będą robić karierę blogerów modowych – mówi Sobierajski. – Przecież już dziś zawierają wielkie kontrakty z firmami odzieżowymi.

– Oczywiście wciąż jeszcze są fani, dla których posiadanie koszulki czy szalika z logo ukochanej drużyny jest istotne z powodów stricte sportowych – twierdzi socjolog. – Tego typu odzież wyzwala w nich poczucie wspólnotowości i zaangażowania w ulubiony klub czy zawodnika. Ale coraz częściej sportowe ubrania noszą ludzie, którzy nawet nie mają pojęcia, co to jest spalony. Za to wiedzą, co jest modne.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Pro publico Bono. Rockman broni polskiej demokracji
Walczył z terrorystami IRA, głodem i AIDS. Doprowadził do częściowej likwidacji długów Afryki. Dwa razy był kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla. Dziś lider U2 mówi: „Kocham ‚Solidarność’, nacjonalistów – nie”. I wie, co mówi

Niall Ferguson: Robin Hood świata nie zbawi
Chcemy więcej równości? Proszę bardzo! Zróbmy sobie znowu dwie wojny światowe, kilka kryzysów i hiperinflacji, a wtedy wszystko się zdewaluuje. Ci, którzy mają najwięcej, siłą rzeczy stracą najwięcej, więc zapanuje równość i sprawiedliwość. Z Niallem Fergusonem rozmawia Mariusz Zawadzki

Od delfina do rekina
Dziesięć lat temu Kaczyński traktował go jak syna. Dziś o uczuciach nie ma mowy. Zbigniewa Ziobrę łączy z prezesem jakiś tajemniczy kontrakt, którego szczegółów nikt nie zna

Ostatni wynalazek człowieka. Literacki Nobel dla algorytmu?
Albo na powrót zaczniemy czytać książki i mądrzeć, albo nic po nas nie zostanie

Paweł Edelman: Pełen dosyt
Tak jak się podpisałem pod „Pokłosiem”, tak obiema rękami podpisuję się pod „Wałęsą”. Dlatego od czasu do czasu zakładam ciepłe buty i idę na marsz KOD-u. Ale nie skaczę

Zjednoczy nas modernizm
Co łączy Dworzec Powiśle z Muzeum Kosmosu w Libanie? Z Nicolasem Grospierre’em rozmawia Maciej Jaźwiecki

 

wyborcza.pl