Protest ma przed sobą przyszłość
Można się sprzeczać, czy poprawny statystycznie, intelektualnie i „patriotycznie” jest podział Polaków na plemiona, zwłaszcza podział w aspekcie rządzącej ekipy (za lub przeciw), a ten podział plemienny to
– barwy poparcia, barwy dobrej zmiany,
– barwy protestu, barwy opozycji.
Portal OKO.press przygląda się tym plemionom od początku i to z liczydłem w ręku. Wychodzi na to, że PiS może liczyć na stałą „dobrozmianowców”, zaś protestujących przybywa i to o stałej dynamice wzrostu – kosztem obojętnych, którym wszystko jedno. Zatem „letnich” jest coraz mniej.
„Dobrozmianowców” od początku badań, tj. od czerwca 2016 da się określić na stałym poziomie 35 proc. Przybywa plemienia „protestu”, w czerwcu tych barw było („czarnych”) 34 proc., we wrześniu podskoczyło do 40 proc. , a obecnie obrońców demokracji można zawrzeć w 43 proc.
Od tych liczb ogólnych ważniejsza jest kwota przewagi jednego plemienia nad drugim i determinacji (impulsu do działania), to będzie decydujące dla poparcia politycznego, a także odpowiedzi na pytanie: jak politycy potrafią przekuć determinacje plemion na właściwe cele polityczne.
Wielkość przewagi plemienia protestu nad „dobrą zmianą” wynosi w liczbach bezwzględnych 20 proc.
Podział plemienny jest widoczny w przedziałach wiekowych. Za „dobrą zmianą” opowiadają się ludzie starsi, za opozycją i protestem – młodsi. W wypadku tych ostatnich istnieje jeszcze podgrupa „ucieczkowa” – deklarujących wyjazd za granicę, ucieczka przed PiS-em.
W obydwu plemionach występuje na tych samych zasadach „ewolucji” poparcia „gen aktywisty”. W obydwu plemionach największa grupa to obojętni popierający, ale to aktywiści decydują o obliczu publicznym, medialnym.
Także gen aktywisty częściej występuje wśród plemienia protestu niż dobrej zmiany. Wśród protestujących co 4 osoba chce wyjść na ulicę, a wśród popierających PiS tylko co szósty. A zatem skonkludujmy, iż zdecydowanie więcej „rodzi się” protestujących, populacji tej przybywa, więcej rodzi się buntu niż go umiera.
Badania szczegółowe tych plemion weryfikują przewagę wśród protestujących z wyższym wykształceniem oraz pochodzących z największych miast i z Warszawy.
Protestują więc – wbrew propagandzie PiS – nie ci, którzy tracą przywileje, wpływy, stanowiska, czy dobra materialne, ale ci, którym odbierana jest przyszłość i nadzieja, czyli ludzie młodzi. Przewaga płci dotyka także protestujących, kobiet jest niemal dwukrotnie więcej niż mężczyzn.
W ostatecznych liczbach bezwzględnych tych, którzy deklarują wyjście na ulicę wygląda, iż plemię dobrej zmiany może liczyć w całym kraju na 1,8 mln poparcia (równowaga płci – po 0,9 mln kobiet i mężczyzn), a grupa plemienia protestu zawiera się w wielkości 3,4 mln gotowych do wyrażenia dezaprobaty, kobiet jest aż 2,15 mln, a Polaków 1,25 mln.
Stosunek plemion wyrażających aktywność jest korzystny dla protestujących, jak 11 do 6. Tych pierwszych przybywa kosztem obojętnych, a drudzy utrzymują się na stałym poziomie. Na podstawie powyższych wielkości można przewidywać przyszłość, dużo jednak zależy od polityków, którzy winni przekuwać poparcie plemion na realizacje polityczne. A więc protestujący mają przed sobą przyszłość, bo nie chcą przyszłości oddać beznadziei „dobrej zmiany”, jest ich zdecydowanie więcej i dynamiczniej „rozmnażają się”.
Waldemar Mystkowski
Kleofas Wieniawa:
Siła opozycji nie jest siłą bezsilnych, jest nową jakością polityki
W Sejmie wykuwa się zupełnie nowa jakość polityki. Taki mamy czas świąteczny. Może tak musiało być, bo innej drogi nie ma, że strawestuję podstawową myśl procesów historycznych sformułowaną przez najwybitniejszego myśliciela politycznego obok Platona, Hegla.
Protestujący politycy dorastają w tempie takim, w jakim młodzież w trakcie wojen.
Politycy Platformy Obywatelskiej zaprezentowali Dekalog Wolności. To dużo, dużo więcej niż public relations.
Tomasz Lis protest ujmuje:
Czym był Czarny Protest dla obrony praw kobiet, tym protest polityków jest dla polskiego parlamentaryzmu – znak nadziei, godności, siły.
A ja?
„Takie zjawiska jak wigilia Bożego Narodzenia i same święto pod Sejmem i na sali plenarnej Sejmu przechodzą do pamięci i do historii. To jest trwałe, bo potrzebuje nie lada wysiłku od uczestników, wcale nie takiego wysiłku powierzchownego politycznie, że protestuje się za sprawą nie podlegającą dyskusji, ale wysiłku wewnętrznego, za który się płaci rzeczywiste ceny, wysiłku z gruntu psychologicznego, egzystencjalnego. Wszak najważniejsze są nasze głosy wewnętrzne, ten w środku nas aniołek i ten diabełek. To one nas rozrywają wewnątrz, „debatują”.
Z tym się zmagają posłowie Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej protestujący w Sejmie. I to wnętrze wykuwa w nich szlachetność, a nie gorsza czy lepsza retoryka na konferencjach prasowych. Polityczny protest w Sejmie i pod nim to cezura, która wpisze się na trwałe w historii Polski i to po stronie tej najszlachetniejszej.”
PIOTR PACEWICZ, 25 GRUDNIA 2016
Media i politycy w kółko mówią o dwóch skłóconych plemionach. Sondaż OKO.press – jako pierwszy – pozwala szacować nie tylko jak liczne są oba plemiona, ale także, jaki jest ich poziom mobilizacji. Okazuje się, że 6 proc. Polaków i Polek deklaruje wsparcie „dobrej zmiany”, a 11 proc. – udział w protestach. Polki chcą protestować częściej niż Polacy
OKO.press próbuje pogłębić analizę postaw politycznych Polaków i Polek.
Pytanie, czy po wyborach 2015 roku nastąpiła zmiana w Polsce na lepsze czy na gorsze, powtarzaliśmy w kolejnych badaniach IPSOS dla OKO.press: w czerwcu, wrześniu i grudniu. Obserwujemy trend: rośnie odsetek odpowiedzi „na gorsze”: 34 proc., 40 proc. i obecnie 43 proc.Odsetek „dobrozmianowców” trzyma się bez zmian na poziomie 35 proc., spada liczba odpowiedzi „bez zmian”.
Przeczytaj też:
PiS – 35 proc. i ani drgnie. Ale „zła zmiana” się szerzy
Możnaby z tego wnosić, że wahadło polityczne – w lipcu w równowadze, zaczyna powoli wychylać się z stronę krytyki władz PiS, przewaga „plemienia protestu” sięga obecnie 20 proc.
Postanowiliśmy jednak sprecyzować, czy za oceną władz, taką czy inną, idzie impuls do działania, czyli już realizowanego lub planowanego zaangażowania się. Oczywiście po stronie odpowiedniej do swych przekonań.
Aktywistki protestu. Starsi czynnie za władzą, młodsi za opozycją
Osoby, które zadeklarowały swój stosunek do zmian po 2015 roku, dopytywaliśmy, czy byłyby skłonne zaangażować się po swojej stronie, czy pozostać w roli obserwatora (w przypadku krytyków dobrej zmiany daliśmy też dodatkowa opcję „ucieczkową” (wyjazd za granicę).
KTO I JAK POPIERA DOBRA ZMIANĘ (ODCIENIE ZIELONEGO), A KTO I JAK JEST GOTÓW PROTESTOWAĆ) (ODCIENIE CZERWONEGO)?
Jak widać na wykresie, większość ludzi nie zamierza swoich postaw politycznych wyrażać czynnie, biorąc udział w marszach czy demonstracjach, przekonując innych do swoich racji, nawiązując kontakty z innymi aktywist/kami itp.
Gen aktywisty jest jednak częstszy wśród przeciwników władzy: jedna osoba na cztery krytyczne wobec polityki PiS jest skłonna protestować, a tylko jedna na sześć z tych, które dobrze oceniają zmiany po wyborach 2015 roku, myśli o osobistym udziale w obronie władzy.
Oczywiście, trudno te liczby porównywać. PiS radzi sobie sam, mając do dyspozycji większość sejmową i aparat państwa, ze środkami przymusu włącznie, opozycja ma do dyspozycji niewielkie środki i może głównie liczyć na wsparcie opinii publicznej i publiczne protesty.
Jak łatwo się domyśleć, ogromna większość osób deklarujących czynne wsparcie dobrej zmiany (aż 89 proc.), to wyborcy PiS. Poza nimi do obrony władzy zgłaszają się pojedyncze osoby.
Osoby skłonne do aktywnego protestowania w imię krytyki „dobrej zmiany” mają statystycznie częściej wyższe wykształcenie, pochodzą z największych miast i okręgu centralnego, co oznacza przede wszystkim Warszawę. Najaktywniejsi są zwolennicy PO, Nowoczesnej i małej grupy zwolenników Partii Razem – mniej więcej co trzecia osoba deklaruje aktywność.
Wbrew stereotypom rozpowszechnianym przez władze i propisowskie media, skłonność do protestu spada wraz z wiekiem, największa jest wśród 20-latków, czyli to nie obrońcy utraconych stanowisk czy dóbr są najaktywniejsi. Odwrotnie jest z obozem dobrej zmiany, tu im starszy zwolennik PiS, tym częściej deklaruje aktywne poparcie władzy.
Uderzająca jest jeszcze różnica genderowa. O ile aktywistek w obronie „dobrej zmiany” jest mniej więcej tyle samo, co aktywistów, o tyle po stronie protestu przewaga Polek (14 proc.) nad Polakami (8 proc.) jest ogromna.
Przeczytaj też:
Bunt kobiet stał się masowy. Połowa popiera, tylko jedna siódma przeciw
Parę milionów Polek i Polaków
Odsetki – czy to 6 czy 11 proc. dorosłych Polek i Polaków – mogą wydawać się małe, ale aktywistów jest zawsze znaczna mniejszość, zwłaszcza, gdy rośnie zagrożenie uczestnictwem w protestach.
Ale w liczbach wygląda to okazale: 1,8 mln skłonnych do aktywnej obrony „dobrej zmiany” (równo po 0.9 mln Polek i Polaków) oraz 3,4 mln gotowych protestować i wspierać protesty (w tym 2,15 mln Polek i 1,25 mln Polaków).
Nawet jeżeli te liczby są zawyżone – a pewnie są, bo pytamy wszak o deklaracje – robią wrażenie. Parę milionów dorosłych Polek i Polaków jest na tyle poruszonych sporem politycznym, że jest gotowe wziąć w nim czynny udział.
Sondaż IPSOS dla OKO.press, 19-21 grudnia 2016 na reprezentatywnej, 1003-osobowej grupie metodą wywiadu telefonicznego CATI.
EDWIN BENDYK, 24 GRUDNIA 2016
2017: Przyszłość sama nie nadejdzie
Przez cały rok OKO.press sprawdza wypowiedzi, weryfikuje informacje, punktuje tych, którzy mówią nieprawdę, docenia prawdomównych. Trzymamy się faktów. Z okazji Świąt i nadchodzącego Nowego Roku wyjątkowo pozwalamy sobie na spekulacje. Zapytaliśmy kilkoro autorów: co się wydarzy w 2017 roku? Jakie wnioski wyciągają z wydarzeń 2016? Dziś pierwszy głos
Rok 2016 przygotował do myślenia o tym, że na bieg spraw świata będą miały wpływ nie tylko nieprzewidywalne, ale i niewyobrażalne jeszcze kilka lat temu decyzje i wybory.
Gdy Władimir Putin dokonywał w 2014 r. aneksji Krymu, wywołał zgorszenie, za którym kryła się też wyższość komentatorów z Zachodu uznających, że Rosja zrywa z europejską cywilizacją i wraca na starą, wypróbowaną ścieżkę agresywnej polityki imperialnej. Gdy jednak Brytyjczycy zdecydowali się na Brexit, stało się jasne, że źródłem chaosu współczesnego świata wcale nie muszą być jego peryferie. A wybór Donalda Trumpa przez Amerykanów na prezydenta zakończył świat, jaki znamy.
Przeczytaj też:
Prezydenci z pistoletami, czyli Europa i „efekt Trumpa”
Geostrategiczne decyzje nowego prezydenta USA będą miały kluczowy wpływ na bieg wydarzeń. Czy zdecyduje się na jakiś rodzaj współpracy z Rosją przeciwko Chinom, które wyraźnie znalazły się na jego celowniku? W takim scenariuszu uruchamia się cała kaskada konsekwencji dla Europy, a zwłaszcza naszego regionu. Ewentualne zniesienie sankcji oznaczać będzie faktyczne uznanie dotychczasowej polityki Rosji wobec Ukrainy i dawnej strefy imperialnej i tym samym usytuuje kraje wschodniej flanki NATO w strefie potencjalnego konfliktu.
Czy Niemcy obronią godność Europejczyków
Na tę niewiadomą nakłada się niepewność związana z wynikami wyborów prezydenckich we Francji. Nie można wykluczyć zwycięstwa Marine Le Pen, co z kolei oznaczałoby przyspieszoną dekompozycję Unii Europejskiej. A prorosyjskie sympatie przywódczyni Frontu Narodowego tylko uprawdopodobniłyby scenariusz normalizacji stosunków z Rosją na zasadzie akceptacji jej polityki wobec najbliższej zagranicy. Niestety, z tego punktu widzenia zwycięstwo Francois Fillona zapowiada podobny efekt.
Zostają Niemcy, które też czekają wybory – wybory o najwyższej nie tylko dla Niemiec, ale Europy i całego demokratycznego świata stawce. Niemcy stają się nie tylko liderem „wolnego świata” ale także lokomotywą procesu budowania polityki w wymiarze krajowym i międzynarodowym, której podstawą jest uznanie kategorii godności ludzkiej. Grundgesetz, niemiecka ustawa zasadnicza w artykule pierwszym stanowi: „Ludzka godność jest nienaruszalna. Szacunek dla niej i jej ochrona jest obowiązkiem całej mocy państwowej. Społeczeństwo niemieckie dlatego uznaje nienaruszalne i niezbywalne prawa człowieka za podstawę wszelkiej wspólnoty, pokoju i sprawiedliwości na świecie.”
Przeczytaj też:
„Wiadomości” TVP: mordują uchodźcy. Fakty nie mają znaczenia
Ta czysto kantowska wizja ładu światowego, w której punktem odniesienia jest podmiotowości osoby, wygląda dziś jak sentymentalna utopia. Jakie znaczenie ma godność, kiedy władzę w najważniejszych państwach zdobywają politycy depczący godność innych każdym swoim słowem i coraz częściej także czynami? Na tym jednak właśnie polega misja Niemiec i ich historyczna odpowiedzialność, by wobec wzbierających sił ksenofobii, nacjonalizmu i pogardy przechować praktyczną zdolność do myślenia i konstruowania rzeczywistości społecznej w oparciu o zasady etyczne.
Wszystkie możliwości są na stole
To właśnie dlatego niemieckie wybory są tak ważne. Niestety, ich wyników także nie sposób przewidzieć – wystarczy zamach terrorystyczny taki, jak ten w Berlinie, by w gruzach legły wszelkie kalkulacje. Wkraczamy więc w okres wielkiej niepewności, której źródłem jest głęboka przemiana strukturalna rzeczywistości społecznej we wszystkich wymiarach.
To czas interregnum, bezkrólewia, kiedy stary ład instytucjonalny stracił już moc oddziaływania a nowy jeszcze się nie wykształcił. I na pewno nie wykształci się w 2017 r.
To czas, kiedy nie działają recepty z przeszłości – aktorzy społeczno-politycznej gry skazani są na rozpoznawanie terenu bojem. Niektórzy będą w swych działaniach kierować się etyką, inni uznają że w stanie wojny wszystkich ze wszystkimi liczy się tylko skuteczność oparta, gdy trzeba, na przemocy. Nikt w pojedynkę, żadne supermocarstwo ani super-lider nie jest w stanie tego procesu zdominować – Stany Zjednoczone nie są już hegemonem, Chiny nigdy nim nie będą – zaczyna się proces kształtowania świata wielobiegunowego. Zaczyna się w złym momencie, gdy rosną nacjonalizmy podpowiadające zasadę racji stanu i równowagi sił w kształtowaniu relacji międzynarodowych. Tyle tylko, że jak uczy historia, zasada ta prowadziła zawsze do wojen.
Sposobem na ich uniknięcie jest budowanie ładu światowego w oparciu o zasadę współzależności. Taka właśnie zasada leży u podstaw Porozumienia Paryskiego w sprawie klimatu, które ratyfikowało już ponad 100 państw. Wszystkie możliwości są więc na stole, w 2017 r. będziemy jedne odrzucać, inne uprawdopodobniać. Pewne jest, że powrotu do la belle epoque sprzed 2007 r. nie ma. Przyszłość sama nie nadejdzie, trzeba ją po prostu wymyślić i stworzyć, porzucając przy tym pokusę wielkich projektów i wielkich utopii.
Otwarty, świat różnorodnej wielości, świat połączony szacunkiem dla godności ludzkiej i solidarny wydaje się snem z innego porządku. W rzeczywistości jednak innego scenariusza, by ocalić przyszłość nie ma. Przekonamy się o tym w 2017 r.
Edwin Bendyk – publicysta tygodnika „Polityka„, prowadzi bloga Antymatrix
JAROSŁAW MAKOWSKI, 25 GRUDNIA 2016
2017: PiS będzie tracił poparcie, ale niewiele dobrego z tego wyniknie
Przyszły rok może zrealizować wiele marzeń Putina: przynieść zwycięstwo prorosyjskich partii i przybliżyć rozpad Unii Europejskiej. Będzie Pax Putiniana zamiast Pax Americana. Za to w Polsce czeka nas wiosna na ulicach. Od marca zaczną się protesty, a PiS będą kusiły rozwiązania siłowe
Przez cały rok OKO.press sprawdza wypowiedzi, weryfikuje informacje, punktuje tych, którzy mówią nieprawdę, docenia prawdomównych. Trzymamy się faktów. Z okazji Świąt i nadchodzącego Nowego Roku wyjątkowo pozwalamy sobie na spekulacje. Zapytaliśmy kilkoro autorów: co się wydarzy w 2017 roku? Jakie wnioski wyciągają z wydarzeń 2016?
>Wczoraj opublikowaliśmy głos Edwina Bendyka:
Przeczytaj też:
2017: Przyszłość sama nie nadejdzie
Jaki będzie ten 2017 rok? Prawdę mówiąc, lepiej, żeby go w ogólnie nie było. Ale, niestety, nadchodzi. Nad upływającym czasem nikt nie ma władzy. Dlaczego z bojaźnią i lękiem oczekuję kolejnych 12 miesięcy? Bo to, co przyniesie nowy rok, skrywa się w trzech słowach, które nie pozwalają na spokojny sen: chaos, nieprzewidywalność, brutalność.
Bezpowrotnie zakończył się bowiem urlop od historii, który miał polegać na tym, że liberalna demokracja jest najlepszym z możliwych systemów politycznych i trzeba być szaleńcem, by ją odrzucić.
Dziś historia wraca do naszego krwiobiegu społecznego ze zdwojoną siłą, by kwestionować liberalny i demokratyczny porządek. Powraca pod postacią brunatnych populizmów, aby pokazać nam, że niczego się nie uczymy: błędy i grzechy, jakie popełnialiśmy w przeszłości, popełnimy także w przyszłości.
Czy jednak nie przesadzam? A więc zobaczmy, co może się wydarzyć w nadchodzących miesiącach, przyglądając się najpierw perspektywie globalnej, gdzie kluczową rolę odgrywa Ameryka, europejskiej, gdzie Unia pruje się w szwach i, oczywiście, polskiej, gdzie wydarzenia, jakie nastąpią w najbliższych miesiącach, rozstrzygną o losach naszego kraju.
Mniej Ameryki, więcej Rosji
Ameryka, która do tej pory zawsze była źródłem względnej stabilizacji międzynarodowej polityki, dziś pod wodzą nieobliczalnego Donalda Trumpa rusza w nieznane. A my razem z nią. Oczywiście z perspektywy polskiej i Europy Środkowej szczególnie niepokojące są powiązania Trumpa i jego ludzi z Kremlem i jego otoczeniem. O ile reset w relacjach amerykańsko-rosyjskich nie nastąpił za prezydentury Obamy, o tyle dziś jest on realny, jak nigdy przedtem. Ale reset w wykonaniu duetu Trump-Putin nie oznacza normalizacji i wzmocnienia bezpieczeństwa. Oznacza wycofanie się Ameryki z Europy Środkowej. Ta bowiem, czego nie kryje Kreml, wciąż powinna stanowić strefę wpływów Rosji.
Przeczytaj też:
Kukiz do Trumpa: „Jestem taki jak ty”. OKO.press: „Jesteś zupełnie inny”
Dla Trumpa, który wygrał wybory, kłamiąc jak najęty i głosząc, że Ameryka musi „wrócić do domu”, a nie angażować się w konflikty na całym świecie, że już bycie dobrym „światowym policjantem” jest dla niej zbyt kosztowne oznacza tyle, że do gry wchodzi „zły policjant” rosyjski, który nie musi się liczyć z żadnymi kosztami. Ani, co kluczowe, buntem rosyjskiego społeczeństwa. Krótko: mniej Ameryki w świecie oznacza więcej Rosji w świecie. Więcej Rosji znaczy więcej siły i przemocy (patrz: Syria, i symbol owoców działań Kremla, zrównane z ziemią Aleppo), mniej Ameryki, to rezygnacja z dyplomacji i negocjacji. A więc:
Pax Americana zastąpi w 2017 roku Pax Putiniana.
Wyborcza rosyjska ruletka w Europie
To, oczywiście, zła wiadomość dla Unii Europejskiej, która i tak jest już na zakręcie. Brexit był dla wspólnoty pieszczotą wobec wydarzeń, które czekają Europę w roku 2017. A wiążą się one z wyborami w dwóch kluczowych państwa Unii Europejskiej: Niemczech i Francji. Dziś, wobec triumfalistycznego pochodu nacjonalistycznych i brunatnych partii, jak Zachód długi i szeroki, każde wybory przypominają rosyjską ruletkę. Ludzie już nie kierują się rozsądkiem i racjami przy urnie (patrz: sukces Trumpa), ale emocjami i chęcią obalenia starego porządku.
Ale na tym nie koniec: na wybory w Niemczech, wszystko na to wskazuje, wpłyną dwa czynniki: rosyjskie służby, które – o czym wprost mówi amerykański wywiad – pomogły wygrać Trupowi w USA. Dziś będą próbowały dyskredytować Angelę Merkel – ostatniego przywódcę Unii, który gwarantuje przewidywalność.
Nie jest też tajemnicą, że Kreml od dłuższego czasu inwestuje w Marine Le Pen, szefową Frontu Narodowego, która z kolei będzie walczyć o prezydenturę we Francji.
I nie jest bez szans. Tyle że jej wygrana, to rozpisanie referendum o wyjściu Paryża ze Wspólnoty. Marzenie Putina.
Inaczej mówiąc:
choć Ameryka wymyśliła „soft power”, to Rosja potrafi ją skutecznie realizować: długofalowo inwestuje w zaprzyjaźnionych polityków, a pieniądze na nich wydane, przekładają się na sukcesy wyborcze partii prorosyjskich.
Przeciwnicy UE urosną w siłę
I drugi czynnik, który może rozsadzić Europę: uchodźcy. A dokładniej: „gra uchodźcami”. Merkel jest symbolem gościnności wobec imigrantów, czym zawstydza nawet chrześcijańskie Kościoły. Ale zarazem każdy atak terrorystyczny, jak choćby ten w Berlinie, w którym zginął Polak, a wcześniej w Nicei, jest ciosem dla obecnej kanclerz. Wiedzą to terroryści, którzy – podobnie jak Rosja – będą negatywnymi bohaterami wyborów w Niemczech i we Francji. Każdy kolejny atak sprawia, że w siłę rosną partie nacjonalistyczne. A to jest cel terrorystów.
W 2017 roku za sprawą rosyjskich hakerów, trolli i wywiadu, a także ataków terrorystycznych – przede wszystkim we Francji i Niemczech – możemy oglądać spektakularne sukcesy brunatnych populistów i przeciwników UE w dwóch kluczowych krajach. Unia nigdy nie była tak bliska rozpadu, jak będzie w roku 2017.
Przeczytaj też:
Dlaczego zaatakowano właśnie Berlin
A to, oczywiście, zła wiadomość dla Polski. Choć, co pokazują reakcje polityków obozu władzy, dobra dla PiS. Po pierwsze, PiS-owska władza już pod przykrywką walki z terrorem (oczywiście urojonym) wyprowadza żandarmerię wojskową na ulicę. Ale de facto chodzi o to, by usadzić opozycję i odebrać jej legitymizację do protestu. A więc zabrać dziś jedyną możliwość pokazania, że duża część społeczeństwa nie godzi się na styl i sposób sprawowania władzy przez Jarosława Kaczyńskiego.
Po drugie, prezes PiS liczy, że zajęta wewnętrznymi problemami Europa nie będzie mu przeszkadzać w niszczeniu resztek praworządności w Polsce – po zabiciu Trybunału Konstytucyjnego, PiS zaatakuje w najbliższych tygodniach władzę sądowniczą. I otworzy wygodne dla siebie archiwa IPN – tzw. zbiór zastrzeżony. Zamiast chleba, będą igrzyska.
Wiosna na ulicach
Po trzecie: PiS-u w 2017 roku nie będzie dopadać opozycja, ale dopadnie rzeczywistość. Czyli: brak kasy na socjalne programy. Dziś Polacy pozaciągali drobne kredyty na święta, cieszą się, bo spędzą je w rodzinnej atmosferze, chcą trochę spokoju. Ale w lutym każdy z nas zobaczy rachunki, raty kredytów do spłaty. I puste portfele. Nawet 500+ może okazać się za mało, by obłaskawić ludzi. A więc pierwsze poważne tąpnięcie sondażowe PiS nastąpi w marcu. Kaczyński już i tak jest sfrustrowany, że Polacy nie okazują mu należytej wdzięczności za tyle dobra, które czyni. Im bardziej PiS-owska władza będzie tracić w sondażach, im bardziej będzie rosła siła społecznego oporu, tym bardziej Kaczyński będzie uciekał się do siłowych rozwiązań. Próbkę, do czego zdolny jest prawicowy rząd, widzimy teraz, gdy sejm zamieniany jest w warowną twierdzę.
Ale, i to po czwarte, nie będzie to jedyny problem PiS-owskiej władzy w nadchodzących tygodniach: wiosna to czas, kiedy zobaczmy wielkie protesty nauczycieli. A wraz z nimi rodziców i uczniów. Tak zwana reforma edukacji, która jest kompletnie nieprzygotowana, wprowadza chaos i drenuje finansowo samorządy, sprawi, że PiS może się potknąć. A tu nie da się powiedzieć, że „strajkują ubecy”, że „protestują wichrzyciele”, ludzie „oderwani od koryta” – czyli znany PiS-owski arsenał retorycznego dyskredytowania przeciwników polityczny. Tu w całej swej rozciągłości przemówi wkurzony suweren.
Przeczytaj też:
„Kumulacji nie będzie”. Minister Zalewska idzie na całość
Spadki sondażowe PiS-owskiej władzy i rosnący opór może doprowadzić do wewnętrznych tarć. Ale, by jacyś politycy mieli odwagę wyjść z PiS, muszą być czyści jak łza. Każdy bowiem, kto zechce zdradzić, musi liczyć się z atakiem nie tylko PiS-owskich wyznawców i trolli, ale także służb specjalnych. Jak wiemy, Kaczyński ma służby i nie zawaha się ich użyć. Także wobec kolegów partyjnych, gdy okażą nielojalność.
Jeśli więc mam rację, to nadchodzący rok, rok 2017 będzie czasem, w którym historię postanowiliśmy brać szturmem. Sęk w tym że gdy człowiek historię bierze szturmem, okrucieństwo i brutalność staje się codziennością. Czy wciąż sądzicie, że nadchodzący rok będzie lepszy niż miniony? Porzućcie nadzieję…
Jarosław Makowski – filozof, teolog, publicysta, miejski aktywista, radny sejmiku śląskiego z ramienia PO. Prowadzi bloga Niebo w płomieniach
Oto miłosierdzie PiS w Wigilie. Wbrew zapowiedziom, nie wpuszczono do Sejmu rodzin protestujących posłów opozycji
Protestujących w Sejmie posłów opozycji wczoraj wieczorem wsparli tłumnie Warszawiacy. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom Kancelarii Sejmu rodzinom parlamentarzystów nie pozwolono dołączyć do nich w Wigilię.
Początkowo wszystko wskazywało na to, że protestujący w Sejmie posłowie jednak spędzą święta z rodzinami. „Rodzina w święta powinna być razem” – napisała na Twitterze Kancelaria Sejmu odnosząc się to zapowiedzi posła PO Sławomira Nitrasa, że na Wigilię dołączy do niego żona z córkami. Potem Kancelaria nagle zmieniła zdanie – nawet w święta nikt z zewnątrz nie został wpuszczony do Sejmu.
Z protestującymi posłami z PO i Nowoczesnej, którzy w akcie sprzeciwu wobec działań marszałka Marka Kuchcińskiego zdecydowali się na spędzenie świąt w Sejmie, tłumnie solidaryzowali się Warszawiacy. Ponad sto osób przybyło w sobotę wieczorem pod gmach Sejmu. Wśród nich obecny był między innymi wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz.
Mieszkańcy Warszawy przynieśli pod Sejm potrawy wigilijne. Ustawiono stoły i śpiewano wspólnie kolędy. Do mieszkańców dołączyły między innymi protestujące posłanki Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus i Kamila Gasiuk-Pihowicz, a także poseł PO Michał Szczerba.
Protest posłów opozycji przeciwko nieprawidłowym ich zdaniem decyzjom marszałka Kuchcińskiego rozpoczął się 16 grudnia i zgodnie z zapowiedziami ma potrwać co najmniej do 11 stycznia, kiedy będzie miało miejsce kolejne posiedzenie Sejmu.
Trzy tygodnie po Wigilii nas ocenią. 13 stycznia w piątek dwie agencje zdecydują o ratingu Polski
13 stycznia w piątek czeka nas kumulacja – przegląd polskiego ratingu przeprowadzą Moody’s i Fitch.
Moody’s: ważny Trybunał Konstytucyjny i wiek emerytalny
Polska ma od agencji Moody’s rating na poziomie A2 z perspektywą negatywną. Tę ocenę mamy od maja, ale perspektywa negatywna oznacza, że sam rating może zostać obniżony w przyszłości. Ostatni raz ocenie kredytowej Polski Moody’s przyglądał się we wrześniu i wtedy jej nie zmienił – mimo, że dwa tygodnie wcześniej ostrzegał przed możliwym negatywnym wpływem konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego na klimat inwestycyjny w Polsce.
Od tego czasu ze strony Moody’s pojawiło się inne ostrzeżenie: analitycy krytycznie ocenili obniżenie wieku emerytalnego. Ich zdaniem powoduje to osłabienie finansów publicznych, negatywnie wpływa na wzrost gospodarczy i niweluje efekty poprawy ściągalności podatków. Moody’s poza styczniem będzie przeglądać polski rating także 12 maja i 8 września 2017 roku.
Czytaj też: Zapomnijcie o wzroście PKB o ponad 3 procent. Agencja Moody’s twierdzi, że będzie gorzej
Obniżeniu wieku emerytalnego przyglądają się wszystkie główne agencje ratingowe. Krok ten może mieć negatywny skutek dla oceny wiarygodności kredytowej Polski. Tak uważa między innymi bank Credit Agricole: „W naszej ocenie obniżenie wieku emerytalnego może skłonić Moody’s do obniżki ratingu (z A2 do A3) oraz Fitch do zmiany perspektywy ratingu z neutralnej na negatywną” – napisali ekonomiści banku w raporcie z końca listopada.
Fitch: uwaga na deficyt
Fitch na razie mówi tylko, że oczekuje, że polski rząd podejmie działania, by po obniżeniu wieku emerytalnego deficyt utrzymał się poniżej poziomu 3 procent PKB. Po przekroczeniu tego progu na kraje unijne nakładana jest tzw. procedura nadmiernego deficytu. Oznacza ona, że państwo ma mniejszą swobodę w polityce finansowej i musi stosować się do zaleceń Rady UE (unijni ministrowie finansów), za ich nieprzestrzeganie mogą zostać nałożone kary. Polska była objęta procedurą nadmiernego deficytu w latach 2009-2015.
Obecnie polska ma od agencji Fitch rating na poziomie A- z perspektywą stabilną – potwierdzony ostatnio w lipcu tego roku. Poza styczniowym przeglądem, Fitch w przyszłym roku przyjrzy się ocenie wiarygodności kredytowej Polski jeszcze dwa razy – 7 lipca i 8 grudnia.
S&P znowu zaskoczy?
Trzecia z wielkich agencji ratingowych to S&P – i to właśnie ona w mijającym roku najbardziej nas zaskakiwała. Najpierw w styczniu, kiedy niespodziewanie, pierwszy raz w historii, ścięła rating Polski do poziomu BBB+ z A- i obniżyła jego perspektywę z pozytywnej do negatywnej. Spowodowało to wtedy gwałtowne i głębokie osłabienie złotego. A na początku grudnia zaskoczyła drugi raz – podnosząc perspektywę do stabilnej.
W 2017 roku analitycy S&P będą przyglądać się ratingowi Polski dwa razy: 21 kwietnia i 20 października.
Podsumowując, ratingowy kalendarz dla naszego kraju na przyszły rok wygląda tak:
W te dni komunikatom agencji będą szczególnie uważnie przyglądać się inwestorzy na rynku obligacji – bo ratingi mówią o tym, jak wiarygodne finansowo jest państwo, czyli jakie jest ryzyko, że nie spłaci swojego długu. Decyzje agencji ratingowych mogą też wpłynąć na notowania polskiej waluty.
Nie tylko państwa
Agencje ratingowe wystawiają oceny nie tylko państwom, ale także firmom. Za te oceny trzeba płacić i nie wszystkich na to stać. Dlatego stworzenie polskiej agencji ratingowej rozważa Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie.
Czytaj więcej: GPW chce być jak Standard & Poor’s lub Fitch. Uruchomi Polską Agencję Ratingową
Czym był Czarny Protest dla obrony praw kobiet, tym protest polityków jest dla polskiego parlamentaryzmu- znak nadziei, godności, siły.
„Władza nie może ograniczać”. PO prezentuje „Dekalog Wolności”
„Władza nie może ograniczać”. PO prezentuje „Dekalog Wolności”
Platforma tłumaczy, dlaczego protestuje w Sejmie.
Dlaczego protestujemy w Sejmie? Ponieważ PIS podważa większość naszych wolności! Dekalog Wolności.
Kukiz: Od początku tej kadencji Sejm wygląda tak, że opcja która przegrała robi wszystko, by sprowokować tych którzy wygrali
-Od początku tej kadencji Sejmu wygląda to tak, że opcja, która przegrała robi wszystko, żeby sprowokować opcję, która wygrała, do takiego zachowania, aby straciła władzę, a ona mogła wskoczyć na jej miejsce. Co jest jeszcze bardziej przerażające: opcja, która wygrała z radością czeka na zaczepkę, aby mogła zareagować w sposób złośliwy, agresywny, mszcząc się za to czego nie miała osiem lat. Obywatele są w te gierki wciągani. Kto był pierwszy na marszach, kto je organizował? Politycy – powiedział Paweł Kukiz w programie „Skandaliści” Polsat News (cytaty za wPolityce.pl).
Kukiz: Powinno się cały Sejm wyrzucić
Powinno się cały Sejm wyrzucić, skoro tych 460 posłów ma podnosić łapę tak, jak chce kilku wodzów. Po jaką cholerę tych 460 posłów jest w Sejmie. Po co?
Waldemar Kuczyński krótko o klechach: O polityce pieprzą, o Bogu nie umieją. Zapomnieli w swoich pałacach.
http://michalboni.natemat.pl/197645,manifest-wigilijny
Magierowski: PAD nie uważa swojej misji za zakończoną, ponieważ widzi, że kryzys się nie zakończył
Magierowski: PAD nie uważa swojej misji za zakończoną, ponieważ widzi, że kryzys się nie zakończył
– Prezydent absolutnie nie uważa swojej misji za zakończoną, ponieważ widzi, że kryzys się nie zakończył. Jeżeli będzie taka potrzeba, żeby prezydent jeszcze raz włączył się w rozmowy, to oczywiście prezydent jest na to przygotowany – mówił Marek Magierowski w „Kawie na ławę” TVN24. Jak stwierdził rzecznik PAD, „rolą prezydenta jest także to, aby doprowadzić do normalnych rozmów przy stole – jego z liderami partii politycznych”.
Magierowski: Czy PAD jest zadowolony z wyników swojej mediacji? Po części tak, pewnie nie w pełni
– Czy prezydent jest zadowolony z wyników swojej mediacji? Po części tak, pewnie nie w pełni. Natomiast rozmawiał z premierem Kaczyńskim, marszałkiem Kuchcińskim o tych elementach, które zaistniały w przestrzeni publicznej – wycofanie się z zamierzeń dot. ograniczenia dostępu dziennikarzy do niektórych miejsc w Sejmie i Senacie. Rozmawiał także o pakiecie demokratycznym. Te nastroje chyba trochę się uspokoiły – mówił Marek Magierowski w „Kawie na ławę” TVN24.
KUKIZ: GARDZĘ POLITYKAMI. JESTEM JEDNĄ Z NIEWIELU OSÓB, KTÓRA MÓWI Z MÓWNICY SEJMOWEJ RZECZY ISTOTNE DLA OBYWATELI!
25 grudnia 2016
Paweł Kukiz był gościem Agnieszki Gozdyry w programie „Skandaliści” (Polsat). Oto najciekawsze cytaty z wywiadu.
Kiedykolwiek (dana osoba – red.) zostanie politykiem, w rozumieniu polskiej polityki, to można mu będzie napluć w twarz (…) Polski polityk jest to osoba, która działa w partykularnym, własnym, czy klanowym interesie, a nie w interesie obywatelskim (…) Ja powiem nieskromnie, że ten Kukiz jest jedną z niewielu osób, która mówi z mównicy sejmowej rzeczy istotne dla obywateli i występuje w imieniu interesu obywatelskiego, w przeciwieństwie do partyjniaków, którzy w większości występują w interesie swojego partyjnego klanu. Większość polityków nie ma w ogóle innego pomysłu na życie. Są ludzie, którzy zasiadają w parlamencie po osiem kadencji.
Nienawiść to jest za duże słowo. Ja nimi bardziej gardzę niż nienawidzę. To jest różnica – podsumował polityków (co oznacza również siebie) Paweł Kukiz.