Bodnar, 06.11.2016

 

 

Waldemar Mystkowski

Larum pułkownika Mazguły

Pułkownik Adam Mazguła, choć emerytowany wojskowy, ma duży autorytet wśród czynnych wojskowych i przyjaciół, którzy chodzą z nim na marsze KOD! Pułkownik nie wątpi, iż Antoni Macierewicz wywęszył, kto z nim chodzi, nie są to jednak tchórze, którzy baliby się czystek, bo tak nazywa pokrętny język ministra obrony Antoniego Macierewicza: „Zmiany? Czytaj czystki”.

Mazguła cześniej apelował do żołnierzy, aby nie robili z siebie błaznów i nie oddawali honorów Bartłomiejowi Misiewiczowiczowi, które należą się wyższym oficerom i szefowi MON. Najsłynniejsze pozostaje pułkownikowskie pytanie po przynaniu przez przybudówkę pisowską Macierewiczowi Patrioty Roku: „a jakiego państwa?”

Pułkownik Mazguła jest czuły na larum patriotyczne, na standardy demokratyczne, które pod obecną władzą zanikają. Chwali się, że świat upomina się o te standardy – Komisja Wenecka, Komisja Europejska, a ostatnio nawet ONZ – lecz najważniejsze jest larum o standardy w ojczyźnie, to my mamy zadbać o to, aby powróciła pełna demokracja i prawo.

Pułkownik Mazguła dmie w surmy KOD-owskie, aby być słyszany wśród mundurowych. Zacytuję cały wpis facebookowy pułkownika, bo jest wezwaniem do rodaków w mundurach, aby stanęli w obronie wartości dla obywateli największych:

„Święto Niepodległości! – bronimy demokracji w mundurach!
11. listopada prezentujemy swoje mundury jako akt patriotyzmu i zaangażowania w historyczną sztafetę walki o wolność Polski!

Niech społeczeństwo demokratycznego państwa prawa jest pewne, że jesteśmy tu, gdzie potrzeba!

Proszę wszystkich żołnierzy (także rezerwistów i przebywających w stanie spoczynku), policjantów, strażaków, funkcjonariuszy Służby Więziennej i Straży Granicznej, harcerzy i członków umundurowanych organizacji patriotycznych, aby w mundurach zaprezentowali swoje przywiązanie do wartości demokratycznego państwa prawa!

Szczególnie chodzi o tą prezentację na niezależnych marszach i wiecach Komitetu Obrony Demokracji. Z dala od faszystowskich bojówek, które zawłaszczają prawo do prezentacji symboli narodowych, a siebie przedstawiają jako jedynych patriotów naszej ojczyzny.

Zwracam się do tych, którzy z jakiś powodów nie mogą włożyć swojego munduru. Załóżcie wzorem organizacji weteranów i kombatantów berety (nawet bez stopnia), czapki i furażerki do cywilnego ubrania. Załóżmy odznaczenia i medale! Pokażmy, w tym czasie pogardy dla prawdy i prawa gdzie jest Polska!

KOD nie jest partią polityczną.”

Pułkowniku Wołodyjowski!… przepraszam… pułkowniku Mazguła, dziękuję za larum patriotyczne.

Tysiące ogromnych „śnieżek” na brzegu rzeki. Nietypowe zjawisko w Rosji

aajwdsk

http://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/nauka-i-technika/tysi%C4%85ce-ogromnych-%C5%9Bnie%C5%BCek-na-brzegu-rzeki-nietypowe-zjawisko-w-rosji/ar-AAjWFPa?li=BBr5MK7

Słuchacze Trójki utworzyli stronę Kogonieslychacw3.pl

Twórcy profilu ”Ratujmy Trójkę” na Facebooku stworzyli stronę Kogonieslychacw3.pl i zachęcają do symbolicznego dołączenia do protestu przeciwko zmianom w Programie III Polskiego Radia.

ratujmy-trojke

https://www.facebook.com >>>

”W Trójce ubywa wspaniałych głosów i niezwykłych osobowości. Głos słuchaczy także przestaje mieć znaczenie dla osób decydujących o losach tej wyjątkowej rozgłośni. Jednak możemy i będziemy pokazywać naszą solidarność z tymi, którzy musieli opuścić Program Trzeci” – czytamy na stronie Kogonieslychacw3.pl.

Na stronie można znaleźć listę osób, które w tym roku odeszły z Trójki, zostały zwolnione albo odsunięte od pracy w tej stacji.

(KOZ, 04.11.2016)

Słuchacze Trójki utworzyli stronę Kogonieslychacw3.pl

Jezuita

cwm0isjxeaakrkj

Francis Fukuyama w „Newsweeku”: Trump przegra, kłopoty pozostaną

Donald Trump

Republikański kandydat na prezydenta Donald Trump  /  fot. Eric Thayer  /  źródło: Reuters

Maciej Nowicki

MACIEJ NOWICKI

Trump pewnie przegra, ale jego zwolennicy pozostaną. Bo nadal pozostanie nierozwiązany problem wzrostu nierówności i ekonomicznej stagnacji, które dotykają ogromną część społeczeństwa – mówi słynny politolog Francis Fukuyama.

Newsweek: Co złego może się wydarzyć, jeśli Donald Trump mimo wszystko zostanie prezydentem?

 Francis Fukuyama: W całej historii USA nie było jeszcze kandydata na prezydenta, który chciałby za jednym zamachem zniszczyć tak wiele elementów światowego porządku. Idee Trumpa wywodzą się znikąd. Ludziom to się podoba, bo mają dość politycznej poprawności i chcą czegoś innego. Problem w tym, że jego rządy byłyby kompletną katastrofą, bo sprawowałby władzę w zupełnym oderwaniu od rzeczywistości.
Pierwsze niebezpieczeństwo wiąże się z jego gospodarczym nacjonalizmem. Trump wygraża Chinom, Meksykowi i innym partnerom gospodarczym USA. Jeśli pójdzie tą drogą, wywoła mnóstwo konfliktów i koniec końców może dojść do wielkiej międzynarodowej wojny handlowej. Konsekwencją będzie oczywiście światowy kryzys. Jeśli chodzi o politykę globalną, Trump podważa wszystkie nasze alianse: specjalne związki z państwami Europy Wschodniej czy z Koreą Południową. No i oczywiście NATO…

Koniec NATO jest prawdopodobny?

– To jest możliwe. Ukłony Trumpa w stronę Putina to zaproszenie dla Rosji, żeby skorzystała z rozsypywania się naszych sojuszy i zaczęła odgrywać jeszcze większą rolę w świecie. Nikogo chyba nie muszę w Polsce przekonywać, że to jest niezwykle groźne. Rosja kieruje się swymi urażonymi ambicjami, chce się zemścić na Zachodzie, poza tym nie ma szans na odegranie innej roli niż szkodnika. Jest oczywiście zachwycona tym, że doszło do Brexitu, że kryzys w Unii Europejskiej się nasila. Ale największą nagrodą byłoby dla Moskwy zwycięstwo Trumpa. Dlatego Władimir Putin tak mocno go w ostatnich dniach wspiera, sterując przeciekami wymierzonymi w Hillary Clinton…

Jak amerykanie wybierają prezydenta? To nie takie oczywiste. Zobacz wideo

PARADA Z OKAZJI DNIA NIEPODLEGŁOŚCI

Michael D’Antonio, biograf republikańskiego kandydata, mówił mi, iż Trump wychwala Putina głównie dlatego, że liczy na zarobek na inwestycjach w Rosji…

 

– Nie sądzę. Oczywiście jego fascynacja Putinem nie ma charakteru ideologicznego, ale widać wyraźnie, że chce być taki jak on; łączy ich bliskość charakteru i osobowości. Załóżmy jednak przez chwilę, że rzeczywiście chodzi jedynie o pieniądze. To i tak samo w sobie jest wystarczająco złe, bo Trump myśli jak rosyjscy oligarchowie, którzy budowali swoją fortunę dzięki władzy. Nie ma najmniejszych skrupułów i użyłby prezydentury do pomnażania swego imperium biznesowego. Niczego podobnego nie widzieliśmy dotąd w USA…

 

Czy te wybory oznaczają, że wkraczamy w inną erę?

– Jeśli Trump wygra – na pewno tak. Ale nawet jeśli przegra, jego zwolennicy będą nadal odgrywać niemałą rolę w amerykańskiej polityce. Bo mamy wielki realny problem – postęp technologiczny ułatwił człowiekowi pracę, ale nieustannie pogarsza sytuację pracujących. W latach 70. mieliśmy w USA wielką dyskusję na temat podklasy Afroamerykanów – mas ludzi, którym brakuje odpowiedniego wykształcenia i dlatego są skazani na wieczny brak zatrudnienia. Dziś wielu zwolenników Trumpa stanowi bardzo podobną podklasę – tyle że białą. Trumpizm nie opiera się na żadnych trwałych podstawach, podobnie jak nie opiera się na nich to, co proponują Orbán, Kaczyński czy Marine Le Pen. Ale cierpienia, których doświadczają wyborcy, są prawdziwe. Triumf populistów będzie trwał tak długo, aż wymyślimy, w jaki sposób wyhamować globalizację, nie doprowadzając jednocześnie do upadku gospodarczego.

fukuyama

newsweek.pl

Wolność (słowa) kocham, ale i rozumiem

Wolność (słowa) kocham, ale i rozumiem

Kiedy już uda się odsunąć PiS od władzy, trzeba będzie zacząć wszystko od początku – zrobić bezprecedensowy reset.

Na profilu jednego z moich facebookowych znajomych znalazłem niedawno gwałtowną wymianę zdań, której jeden z uczestników powołał się na fakt, że mamy wolność słowa. Na co spotkała go riposta: wolność słowa nie oznacza prawa do insynuacji.

Zwróciłem na to uwagę, ponieważ według mnie z pojęciem „wolności słowa” mamy we współczesnej Polsce kłopot od samego początku, od roku 1989. Być może wiele spraw potoczyłoby się u nas inaczej, gdybyśmy dwie dekady temu popracowali wspólnie nad świadomością, co się za tym pojęciem kryje. Ale to są żale nad rozlanym mlekiem, co jest jasne zwłaszcza, kiedy się pamięta klimat tamtych lat. Przypominam sobie (jak przez mgłę), że jeszcze na studiach, w stanie wojennym, napisałem wiersz, Bogu dzięki nikomu nie pokazany, który bodaj kończył się gromką frazą: „by powiedzieć wszystko to, co chce gniew”. Uff. No, tośmy po odzyskaniu suwerenności mówili i mówimy aż do dziś. Nie zwracając uwagi na to, że gniew bywa złym doradcą.

Niedługo po 89 roku w telewizji urządzono program, noszący tytuł, jeśli dobrze pamiętam, „Studio Otwarte”. Zdaje mi się, że jego zasada polegała na tym, że mógł tam przyjść każdy i zabrać głos – nareszcie bez cenzury, ale i, mówiąc prawdę, bez redakcji. Mówiło się, że to taki Hyde Park. Przeoczyliśmy jednak ten drobiazg, że w realnym Hyde Parku można rzeczywiście powiedzieć wszystko, wszelako pod warunkiem, że się nie obrazi Królowej (czyli nawet tam istnieje jakieś ograniczenie). Przeoczyliśmy również złowróżbny, choć przypadkowy fakt, że Hyde to także nazwisko demonicznego bohatera opowiadania Roberta Louisa Stevensona pt. „Dziwny przypadek doktora Jekylla i pana Hyde’a”. No i – mam wrażenie – pan Hyde zdominował nie tylko „Studio Otwarte”, ale i ostatecznie całość naszego publicznego życia.

Niemniej, jak wspomniałem wyżej, psycho-społeczne powody, dla których debata publiczna w Polsce przyjęła z początku taki, a nie inny kształt, są zrozumiałe. Gorzej, że potem nie znaleźliśmy okazji, by co do pewnych zasad się umówić.

Dziś, kiedy o wolność słowa w Polsce mamy prawo się obawiać, pisanie na ten temat może się wydawać niebezpieczne. Zwolennicy „jedności moralno-politycznej Narodu”, którzy krytykę rządu utożsamiają z krytykowaniem ojczyzny (za judaszowe srebrniki, naturalnie), tylko czekają, by podsunąć im argumenty, które usprawiedliwią represje wobec mówiących publicznie nie to, co trzeba. A jednak sądzę, że nie będzie już lepszego momentu na ustalenie paru nieprzekraczalnych reguł. Obserwując bieżące wypadki, coraz jaśniej widzę, że kiedy już uda nam się odsunąć PiS od władzy, trzeba będzie zacząć wszystko od początku. Zrobić bezprecedensowy reset i zainaugurować V Rzeczpospolitą (bo chyba numer IV zostawimy na wszelki wypadek w spokoju?). Rzeczpospolitą pozbawioną niegodziwości dzisiejszych, ale i zabezpieczoną przed wadami dotychczasowego systemu. Ów nie był przecież taki znowu świetny, skoro aż tylu obywateli opowiedziało się w demokratycznym głosowaniu przeciwko niemu.

Przyjrzyjmy się zatem wolności słowa, pamiętając, że stanowi ona „źrenicę wolności”, że głos wolny ubezpiecza wszystkie inne wolności („Głos wolny wolność ubezpieczający” to proroczy tytuł anonimowego traktatu z połowy XVIII wieku). A zatem „wolność słowa” to zasada, która pozwala publicznie sformułować wszelkie poglądy i opinie, by demokratyczne społeczeństwo mogło się do nich ustosunkować. W tym prostym, zdawałoby się, zdaniu, kryje się kilka założeń, które należy wydobyć.

Po pierwsze, skoro mówimy o „wolności słowa”, to niekoniecznie mamy na myśli „wolność obrazu”. Słowo odnosi się do sfery racjonalnej w człowieku, obraz, z natury inwazyjny, uruchamia nasze emocje. Trzeba by się naradzić – ja w felietonie nie chcę wypowiadać się autorytatywnie, zgłaszam tylko swoją wątpliwość – czy z taką samą energią bronimy prawa do wypowiedzi ustnej i pisemnej, jak do obraźliwego rysunku, ośmieszającego fotomontażu lub opublikowania szokującej fotografii. (Ponieważ zdaje się, że to za udział w fotograficznej akcji facebookowej „Kogo nie słychać” wyleciał właśnie z pracy kolejny dziennikarz Trójki, zaznaczam na wszelki wypadek, że według mnie uznanie zdjęcia człowieka z przesłoniętymi ustami za powód do jego zwolnienia jest aberracją – ale nie o tym tutaj mowa.)

Po drugie, i na to właśnie zwrócono uwagę we wspomnianej przeze mnie na początku dyskusji na Facebooku, w wolności słowa chodzi o opinie i poglądy, nie zaś o inwektywy czy insynuacje. Mam prawo napisać, że z tych a tych powodów uważam pana X czy panią Y za osobę, której działalność jest szkodliwa. Nie mam prawa napisać, że pan X to debil, a pani Y – k…a (a potem tłumaczyć, że taka jest właśnie moja opinia na ich temat…). Nie mam również prawa napisać, że pan X to defraudant, a pani Y pracuje dla obcego wywiadu, chyba że dysponuję dowodami na defraudację czy szpiegostwo osoby, o której się wypowiadam; dowodami, nie zaś subiektywnym przekonaniem.

Wreszcie, po trzecie, wypada przyjrzeć się pozornie neutralnemu zakończeniu definicji „wolności słowa”: że idzie o to, by demokratyczne społeczeństwo mogło się do rozmaitych poglądów i opinii ustosunkować. Tu kryje się najdelikatniejsza część całej sprawy.

Otóż wolność słowa stanowi element systemu demokratycznego. Z jednej strony: demokratyczna władza musi respektować wolność słowa, inaczej nie jest władzą demokratyczną. Z drugiej: bez demokracji wolność słowa jest nie do pomyślenia, bo żadna niedemokratyczna władza nie pozwoli obywatelom na nieskrępowane rozpowszechnianie ich opinii. Jeśli czuje się bardzo silna, to może najwyżej tę wolność słowa pozorować, dopuszczając bezładną gadaninę bez znaczenia. Jak to zgryźliwie pokazywał w wierszu z połowy lat 70. Stanisław Barańczak:
„(…) pragniemy poddać publicznej dyskusji
następującą kwestię, która stanowi drażliwą
bolączkę codziennego życia i domaga
się zdecydowanej odpowiedzi:
Czy Ziemia kręci się wokoło Słońca,
czy Słońce wokół Ziemi, a jeśli tak
lub nie, to dlaczego? (…)
Napiszcie do nas, co o tym sądzicie”.

Ale tu właśnie stajemy przed paskudnym paradoksem. Jeśli mianowicie poza systemem demokratycznym wolność słowa zanika, to czy w obrębie systemu demokratycznego należy ją przyznawać także tym, którzy demokracji respektować nie chcą? Lecz zarazem – jeśli odbierzemy im tę wolność, to czy mamy jeszcze prawo do nazywania się demokratami? Istnieje znane powiedzenie: „Nie ma wolności dla wrogów wolności” – i można by się w tym dopatrywać prostego rozstrzygnięcia tego problemu. Bieda w tym, że autor tych słów, Robespierre, jest dla demokratów patronem cokolwiek niewygodnym.

Niemniej skłonny byłbym sądzić, że rzeczywiście wolność słowa stanowi prawo, które zyskuje się przystąpiwszy do pewnego klubu: klubu ludzi, którzy przy wszystkich dzielących ich różnicach godzą się na pewien pakiet reguł demokratycznych. Dlatego, powiedzmy, faszysta, który domaga się prawa do swobodnego popularyzowania swoich poglądów, przypomina człowieka, który domaga się prawa jazdy, deklarując przy tym, że nie zamierza przestrzegać przepisów ruchu drogowego. Z tego właśnie powodu z aprobatą przyjąłem decyzję Facebooka, by zamknąć profile organizacji nacjonalistycznych.

No tak, ale niestety „diabeł śpi w szczegółach”. Mówimy nieraz „demokracja”, mając na myśli nie tylko procedury, ale i zestaw „wartości demokratycznych”. Wśród nich współcześnie widzimy na przykład nie tylko zakaz dyskryminacji ze względu na rasę czy narodowość, ale i ze względu na orientację seksualną; nie tylko obowiązek równego traktowania kobiet i mężczyzn, ale także prawo do posiadania dzieci (czyli państwowe wspieranie programu in vitro), a według niektórych demokratów prawo do tzw. „aborcji na życzenie”. Dwa z tych trzech rozszerzeń są mi bliskie, niemniej uważam, że należy do nich przekonać opinię publiczną, a nie blokować debatę na ten temat. Tymczasem dzisiaj, rozjątrzeni działaniami, a zwłaszcza poglądami obecnej władzy, odczuwamy chyba skłonność do wyłączania z zasady wolności słowa także ludzi, którzy głoszą wprawdzie poglądy nam obce, czy wręcz nienawistne, ale gotowi są poddać się demokracji jako procedurze podejmowania decyzji.

Bronienie prawa do wygłaszania poglądów ludzi, z którymi się zgadzamy, to banał – wszyscy despoci tak robią. Prawdziwy sprawdzian, czy cenimy wolność słowa, to nasz stosunek do bliźnich, którzy w debacie publicznej wygłaszają sądy, naszym zdaniem, błędne, niedorzeczne, czy szkodliwe. Żeby nie powoływać się na aforyzm, błędnie przypisywany Wolterowi („Nienawidzę tego, co mówisz, ale oddałbym życie, żebyś mógł mówić to, co mówisz” – tego pięknego zdania Wolter nigdy nie napisał), przypomnę scenę z filmu „Skandalista Larry Flynt”. Adwokat, który ma bronić wydawcy mocno niesmacznych pisemek „dla panów”, powiada tam do swojego klienta mniej więcej tak: „Nie bronię cię dlatego, że aprobuję twoje publikacje. Przeciwnie. Ale póki to g… jest w Ameryce dostępne, wiem na pewno, że dostępne będą także czasopisma, które naprawdę warto czytać”. A jeśli mówi coś innego (bo cytuję z pamięci), to w każdym razie powinien mu to właśnie powiedzieć.

Jerzy Sosnowski

wolnosc

koduj24.pl

 

szb-wprowadzic-podatek-od-glupoty

 

dudzinski-necronomicon

TVP Info: Na teren ambasady RP w Berlinie wrzucono pojemnik z łatwopalną substancją

mil, 06.11.2016

Polacy przed ambasadą w Berlinie, 2007

Polacy przed ambasadą w Berlinie, 2007 (Fot. Beta Ziemowska/AG BEATA ZIEMOWSKA)

• Na teren polskiej ambasady w Berlinie wrzucono pojemnik z łatwopalną cieczą
• Polska ambasada poinformowała policję o próbie podpalenia – podaje TVP Info
• Uruchomiono specjalne jednostki ds. terroru politycznego (odpowiednik CBŚ)

 

„Incydent na terenie polskiej ambasady w Berlinie. Wrzucono pojemnik z łatwopalną cieczą” – podał portal TVP Info. Pojemnik miał znaleźć dzisiaj rano przed godziną 9.00 pracownik ambasady. Według powiadomionej o sprawie policji, wewnątrz kanistra, poza bliżej nieokreśloną łatwopalną substancją, znajdowały się „spalone szmaty”. – Niemcy potraktowali sprawę bardzo poważnie. Zajął się nią tamtejszy odpowiednik naszego Centralnego Biura Śledczego. Na razie nie wiadomo, kto pozostawił tam tajemniczy pojemnik – tłumaczył w TVP Info korespondent stacji w Berlinie, Cezary Gmyz. Policja prowadzi śledztwo ws. usiłowania podpalenia.

tvpinfo

gazeta.pl

cwmcugwweaazvbq

 

cwmm3gxxeaag8jw

 

cwkcwfvwqaabz9y

Joanna Ławicka, prezeska Fundacji Prodeste, nie zostawia suchej nitki na projekcie ➡

cwmh8opwqaeifgk

Rządy PiS dają się WOŚP we znaki. A teraz zobaczcie, co o fundacji mówiła Beata Szydło przed laty

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114871,20938914,rzady-pis-daja-sie-wosp-we-znaki-a-teraz-zobaczcie-co-o-fundacji.html#Prze

Francis Fukuyama w „Newsweeku”: Trump przegra, kłopoty pozostaną

http://www.newsweek.pl/swiat/donald-trump-i-hillary-clinton-co-oznaczaja-wybory-w-usa-rozmowa-z-francisem-fukuyama,artykuly,400087,1.html?src=HP_Section_1

Ksiądz uderzył w twarz dziecko, które chciało podnieść hostię. Jest prawomocny wyrok

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114871,20938623,ksiadz-uderzyl-w-twarz-dziecko-ktore-chcialo-podniesc-hostie.html#Czolka3Img

 

krystyna-pawlowicz

Święto Niepodległości – brońmy demokracji w mundurach. Emerytowany pułkownik wzywa na marsz KOD

Pułkownik Mazguła apeluje do wszystkich żołnierzy, policjantów i funkcjonariuszy służb mundurowych, by 11 listopada wyszli w mundurach bronić demokracji i dać odpór faszyzującym organizacjom.
Pułkownik Mazguła apeluje do wszystkich żołnierzy, policjantów i funkcjonariuszy służb mundurowych, by 11 listopada wyszli w mundurach bronić demokracji i dać odpór faszyzującym organizacjom. Fot. Twitter.com/amazgula

Emerytowany pułkownik WP Adam Mazguła na Facebooku i Twitterze apeluje do wszystkich żołnierzy, policjantów i innych członków służb mundurowych, żeby 11 listopada wzięli udział w demonstracjach KOD. I koniecznie muszą iść w mundurach. Wszystko po to, żeby przeciwstawić się faszyzującym organizacjom, które próbują zawłaszczyć święto odzyskania niepodległości.

Niech społeczeństwo demokratycznego państwa prawa jest pewne, że jesteśmy tu, gdzie trzeba – pisze na Facebooku płk Mazguła. Apeluje do wszystkich żołnierzy, policjantów, strażaków, funkcjonariuszy Służby Więziennej i Straży Granicznej, harcerzy i członków umundurowanych organizacji patriotycznych, żeby 11 listopada pokazali się na ulicach, żeby wzięli udział w demonstracjach KOD, i żeby tego dnia założyli mundur.

 

„Święto Niepodległości! – bronimy demokracji w mundurach!
11. listopada prezentujemy swoje mundury jako akt patriotyzmu i zaangażowania w historyczną sztafetę walki o wolność Polski !
Niech społeczeństwo demokratycznego państwa prawa jest pewne, że jesteśmy tu, gdzie potrzeba!
Proszę wszystkich żołnierzy (także rezerwistów i przebywających w stanie spoczynku), policjantów, strażaków, funkcjonariuszy Służby Więziennej i Straży Granicznej, harcerzy i członków umundurowanych organizacji patriotycznych, aby w mundurach zaprezentowali swoje przywiązanie do wartości demokratycznego państwa prawa!
Szczególnie chodzi o tą prezentację na niezależnych marszach i wiecach Komitetu Obrony Demokracji. Z dala od faszystowskich bojówek, które zawłaszczają prawo do prezentacji symboli narodowych, a siebie przedstawiają jako jedynych patriotów naszej ojczyzny.
Zwracam się do tych, którzy z jakiś powodów nie mogą włożyć swojego munduru. Załóżcie wzorem organizacji weteranów i kombatantów berety (nawet bez stopnia), czapki i furażerki do cywilnego ubrania. Załóżmy odznaczenia i medale! Pokażmy, w tym czasie pogardy dla prawdy i prawa gdzie jest Polska!
KOD nie jest partią polityczną.”

adam-mazgula-2

 

Załóżmy odznaczenia i medale – pisze Mazguła. Pułkownik apeluje też do tych, którzy z jakiegoś powodu nie mogą założyć pełnego mundury, żeby choć zakryli głowę wojskową furażerką, czapką lub beretem. Prosi też emerytowanych żołnierzy i policjantów, by tego dnia wyciągnęli swój mundur z szafy i wyszli w nim na ulice.

adam-mazgula-3

Ten dzień zdaniem Mazguły jest ważny. Pułkownikowi chodzi o to, by z dala od faszystowskich bojówek zamanifestować, że święto 11 Listopada nie należy i nie będzie należeć wyłącznie do organizacji narodowych.

adam-mazgula-4

O pułkowniku Mazgule zrobiło się głośno kilka tygodni temu. Gdy Antoniemu Macierewiczowi przyznano tytuł „Patriota Roku 2016”, pułkownik zadał na pytanie pytanie, które szerokim echem odbiło się w w internecie. „Macierewicz patriotą roku – a jakiego państwa?” Wcześniej apelował do żołnierzy, by nie pozwalali robić z siebie błaznów. Pretekstem było przyjmowanie honorów należnych wyższym oficerom i szefowi MON przez Bartłomieja Misiewicza,

bronmy

naTemat.pl

ECHA POLSKIE

„Tagesspiegel”: kompromitacja ze „Smoleńskiem” w Berlinie. „Mało dyplomatycznie”

Dziennik „Tagesspiegel” opisuje perypetie polskiej ambasady bezskutecznie próbującej znaleźć kino na galowy pokaz „Smoleńska” w Berlinie.

Symbolbild Deutsche Kurzfilmpreise (picture-alliance/dpa/Fredrik Von Erichsen)

„’Smoleńsk’ uważa się za pierwszy film propagandowy konserwatywnego rządu PiS” – pisze „Tagesspiegel”. „Prawdopodobnie nowy polski ambasador Andrzej Przyłębski wyobrażał sobie wieczór galowy w Berlinie jak imprezę w warszawskim Teatrze Wielkim we wrześniu – z przyjaznymi rządowi honorowymi goścmi ze świata polityki i kultury i falangą gorliwych i ideologicznie niezawodnych dziennikarzy”.

„Dziwaczna racja stanu”

„Ale z tego wszystkiego będą nici” – pisze berliński dziennik, wyjaśniając, że najpierw przed tygodniem kino Delphi wycofało się ze zgody na pokazanie filmu, a po kilku dniach odmówiło także kino Cubix, ogłoszone już alternatywną lokacją. „Jakoś wygląda na to, że film ten nie może znaleźć żadnego innego kina, pomimo, że w mieście przecież kin nie brakuje”.

Dalej „Tagesspiegel” donosi, że faktycznie wszyscy wiedzą, że nie chodzi o bezpieczeństwo pokazu, tylko o kontrowersyjny film, który „wbrew wszelkim faktom, bez jakichkolwiek osłonek obrazuje tezę polskiego rządu, że samolot prezydencki stał się celem zamachu sterowanego przez Władimira Putina”. Wyjaśniając niemieckiemu czytelnikowi tło powstania „Smoleńska”, gazeta pisze: „Żałoba obecnego szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego z powodu śmierci jego brata stała się tymczasem jakąś przedziwną racją stanu”. I wyjaśnia, że mass media, a teraz także i kino, wbijają Polakom do głowy, że katastrofy nie spowodowała – jak udowodniono – lekkomyślność władczych pasażerów prezydenckiego samolotu.

„To, że niemieccy operatorzy kin jako gospodarze odmawiają organizacji takich koszmarnych, galowych przedstawień jest zrozumiałe” – czytamy na łamach „Tagesspiegel”. Gazeta w rozmowie z dyrekcją sieci kin Cinemaxx i CineStar dowiedziała się, że żadne z ich kin w Niemczech nie pokaże tego filmu. Także reprezentacyjne stołeczne kina, takie jak Urania, absolutnie wykluczyły „kiedykolwiek” projekcję „Smoleńska”.

Pod ochroną policji?

Ale polska ambasada nie popuszcza. Zapowiada nową próbę za kilka tygodni i, biorąc pod uwagę wysuwane zastrzeżenia kin w kwestiach bezpieczeństwa, chce – wobec powagi otrzymanych sygnałów – „wdrożyć odpowiednie kroki” – jak napisano w zagadkowym, piątkowym oświadczeniu.

Może to oznaczać przede wszystkim żądanie zmasowanej obecności policji, jeżeli na premierze miałoby się pojawić nie tylko kilkuset zaproszonych gości, ale i demonstranci, uważa dziennik. „Taka marsowa strategia obrony pasowałaby do wizerunku, na jaki już sobie zapracował nowy ambasador, który jako profesor filozofii jest nowicjuszem w tej branży” – ocenia dziennik.

I wyjaśnia, że niedawno Przyłębski starł się z przewodniczącym Federalnego Trybunału Konstytucyjnego Andreasem Vosskuhlem, który krytykowane w całej Europie, faktyczne pozbawienie władzy polskiego Trybunału Konstytucyjnego przez rząd PiS, dyplomatycznie określił jako „błędną drogę dla Europy, a tym samym także dla Polski”. Z kolei przy okazji odmowy pokazu „Smoleńska” ambasador stwierdził mało dyplomatycznie, że „przecież w taki wieczór nikt nie będzie od razu wysadzał się w powietrze”.

Jazda „ideologicznym rydwanem”?

I w taki to sposób cała awantura o „Smoleńsk” w Berlinie, uważnie obserwowana przez polskie mass media, stała się prawdziwą kompromitacją dla polskiego ambasadora, a wobec programatyczno-propagandowego tematu także dla obecnej polskiej władzy, podsumowuje autor artykułu Jan Schulz-Ojala.

Artykuł kończy konkluzją: „Za prorocze i mądre należy uznać stwierdzenie Pawła Potoroczyna, który niedawno bez uzasadnienia został zwolniony ze stanowiska dyrektora Instytutu Adama Mickiewicza. Napisał on w pożegnalnej notce na Facebooku: „Obawiam się, że każdy kto wjedzie na międzynarodową scenę rydwanem ideologicznego odwetu zastanie zamknięte drzwi””.

Opr. Małgorzata Matzke

 

REDAKCJA POLECA

  • Data 06.11.2016
  • Autor Małgorzata Matzke

dw

Komedia omyłek. W Berlinie brakuje kin na „Smoleńsk” 😂😂😂

Senat nie chce Leśmiana jako patrona 2017 roku. Świętujmy więc sami, bez polityków PiS
Leśmian jak wirus
Co w Leśmianie przeszkadzało – pochodzenie żydowskie? Że pisał erotyki? A może senatorowie po prostu tej poezji nie znają.

Senat odrzucił kandydaturę Bolesława Leśmiana na jednego z patronów 2017 roku, a wybrał Władysława Biegańskiego, gen. Józefa Hallera, Tadeusza Kościuszkę i Władysława Raczkiewicza. Rok 2017 będzie za to rokiem „Koronacji Matki Bożej Częstochowskiej, Królowej Korony Polskiej – w 300. rocznicę tego wydarzenia”.

Wypadałoby, żeby 2017 był rokiem Leśmiana choćby dlatego, że w przyszłym roku przypadnie 80. rocznica jego śmierci (79. wypada dzisiaj, 5 listopada) i 140. rocznica urodzin. I nie wiadomo, dlaczego Leśmian nie przeszedł. Dlaczego jeden z największych polskich poetów nie był odpowiedni.

Co przeszkadzało – pochodzenie żydowskie? Że pisał erotyki? A może po prostu – grono pisowskich senatorów (głównie oni głosowali przeciw) nie zna, nie pamięta, nie obchodzi ich jakiś Leśmian. Książki Jarosława Marka Rymkiewicza „Leśmian. Encyklopedia” oczywiście nie znają. Ani dzieł wszystkich w opracowaniu Jacka Trznadla, ani „Kalendarium”, które ukazało się w tym roku. Nic nie znają.

Nie było zresztą żadnej dyskusji, kiedy senator Fedorowicz przedstawił kandydaturę Leśmiana i przeczytał wiersz „Dziewczyna”. Po prostu odrzucili, wydając świadectwo swojej bezgranicznej ignorancji i lekceważeniu polskiej kultury. Cóż mamy wspanialszego niż poezje Leśmiana?

Zróbmy sobie własny Rok Leśmiana

Media społecznościowe dały własną odpowiedź – zróbmy swój Rok Leśmiana! Od wczoraj internet zapełniają wiersze poety. „Może i dobrze się stało – zastanawiał się ktoś na Facebooku – bo zamieniliby Leśmiana w okolicznościową akademię, a tak Leśmian ożyje”.

Proszę sprawdzić, jak wspaniale wrócić do jego ballad i wierszy, proszę sięgnąć po jego tomy na półce. Niech Leśmian będzie jak wirus, zbawienny wirus i odtrutka na czas marny. Dzielmy się Leśmianem. Zacznijmy już teraz, na przykład od końcowych strof poematu „Łąka”:

„…Nawołujcie się ludzie, pod jasnym lazurem,
Chórem w światy spojrzyjcie, zatrwóżcie się chórem!
Miłość, wichrem rozpędzona,
Wszystko złamie i pokona,
Zaś tych, co się sprzeciwią, w śnie skrępuje sznurem!

A opaszcie świat cały ścisłym korowodem,
Aby wam się nie wymknął, schwytany niewodem…
Zapląsajcie, zaśpiewajcie,
Pieśnią siebie wspomagajcie,
Toć wejdziemy w świat – próżnią, aby wyjść – ogrodem!

Niechaj dusza wam będzie błękitami czynna,
Stoi przed nią otworem ta jasność gościnna,
Czegokolwiek zażądacie,
To się zjawi w waszej chacie,
Bo nastała godzina taka, a nie inna…

Ludzie – mgły, ludzie – jaskry i ludzie – jabłonie,
Rozwidnijcie się w słońcu, boć na pewno płonie!
Dla mnie – rosa, dla mnie – zieleń,
Dla was – nagłość rozweseleń,
A kto pieśni wysłuchał – niech mi poda dłonie!”

 

polityka.pl

cwlljluweaex-_i

 

cwle0moxcaydmme

Wałęsa apeluje do UE o pomoc w obronie demokracji w Polsce. „Potrzebne efektywne działania”

Foto: Reuters

Lech Wałęsa wezwał Unię Europejską do podjęcia „efektywnych działań” w celu ratowania demokracji w Polsce.

 

„Domagam się efektywnych działań, łącznie z groźbą wykluczenia z Unii Europejskiej” – powiedział Lech Wałęsa w wywiadzie dla weekendowego dodatku dziennika „Sueddeutsche Zeitung” poświęconego Polsce. Zdaniem byłego prezydenta,jeśli któreś państwo członkowskie UE nie stosuje się do wspólnych reguł, powinna istnieć możliwość wykluczenia go ze wspólnoty.

Wałęsa zaatakował w wywiadzie Jarosława Kaczyńskiego i jego zmarłego brata Lecha. Jak się wyraził, w latach dziewięćdziesiątych nie bez powodu zwolnił braci Kaczyńskich z zajmowanych stanowisk w kancelarii prezydenta. „Uważałem ich za niebezpiecznych i doszedłem do wniosku, że trzeba ich pozbawić tych stanowisk, na których mogą podejmować ważne polityczne decyzje. Są oni niepewni, zakompleksieni i dlatego patrzą wstecz, a nie do przodu” – dodał Wałęsa w rozmowie z SZ.

Nawiązując do zwycięstwa wyborczego „Prawa i Sprawiedliwości” były prezydent powiedział, że „ludzie Kaczyńskiego sięgając po populizm i demagogię wprowadzili wiele zła i będą to kontynuować, aż nie zostaną zatrzymani. Polska znajduje się w ślepej uliczce i dlatego potrzebuje pomocy z całego świata” – stwierdził polski noblista. Jednocześnie zapowiedział, że będzie się starał doprowadzić do referendum w sprawie przyśpieszenia wyborów powszechnych.

walesa-wzywa

rp.pl

 

cwhwspkxeaajggm

 

cwj9u3qweaaqrks

cciqkavwaaepjwm

 

adam-mazgula

Prawda o „ochłapie+” zwanym też . Rozrzucanie pieniędzy jeszcze nikomu nie pomogło. Myślcie – potem dawajcie

cwkmssuxcaavnnh

Nawet nie o to chodzi, że on coś takiego pisał w 1982, tylko o to, że on dalej to mówi, tylko „antykomunistycznie”.

ccgvjfxwaaasjjf

ccgvjuxw8aautui

Lech Wałęsa apeluje do Unii Europejskiej, żeby pomogła Polsce. Na prawicy krzyczą o Targowicy

Lech Wałęsa apeluje do UE, żeby aktywniej włączyła się do obrony demokracji w Polsce.
Lech Wałęsa apeluje do UE, żeby aktywniej włączyła się do obrony demokracji w Polsce. Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta

Polska znajduje się w ślepej uliczce – powiedział dla dziennika „Sueddeutsche Zeitung” i wezwał Unię Europejską do udzielenia pomocy Polsce. Zdaniem byłego prezydenta UE powinna aktywnie wspierać tę część społeczeństwa, której nie podobają się metody rządzenia PiS.

– Ludzie Kaczyńskiego sięgają po populizm i demagogię. Wprowadzili wiele zła i ktoś ich musi zatrzymać – twierdzi Wałęsa. Zapowiada też, że będzie się starał o to, żeby w Polsce przeprowadzono referendum w sprawie zwołania wcześniejszych wyborów parlamentarnych. Wszystko po to, żeby jak najszybciej odsunąć od władzy Prawo i Sprawiedliwość.

 

Były prezydent zauważa, że Unia Europejska powinna aktywnie włączyć się w tę walkę. Jak tego dokonać? Na przykład uruchamiając sankcje. Unia ma wiele możliwości wpłynięcia na rząd polski, łącznie z zagrożeniem wyrzucenia nas ze wspólnoty. Zdaniem Wałęsy być może groźba wykluczenia z UE podziałałaby jak zimny prysznic zarówno na rządzących jak i część obywateli.

isakowicz-zaleski

Na prawicy słowa Wałęsy nie przeszły bez echa. „Wałęsa wzywa ER do udzielenia PL „bratniej pomocy”. Targowica też o taką prosiła, skończyło się rozbiorami” – napisał na Twitterze ksiądz Isakowicz-Zaleski. O Targowicy pisze wielu komentujących, zapominając, jak Polska wyglądała pomocy z Zachodu także w czasach komuny. Niestety, prawica nie dostrzega łamania demokracji w Polsce, dla wielu każdy głos przeciwko Kaczyńskiemu to głos zdrajcy.

Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej przyznaje, że z zaniepokojeniem obserwuje rozwój sytuacji w Polsce. Niestety, że w praktyce nie ma możliwości nałożenia na Polskę sankcji. Wymagana do tego jest jednomyślność pozostałych krajów UE, a szanse na to są raczej tylko teoretyczne. Należy się spodziewać, że Węgry nie będą głosować przeciwko rządowi PiS.

źródło: „Sueddeutsche Zeitung”

walesa

naTemat.pl

Ewa Siedlecka

„Wiadomosci” TVP i rzeczniczka PiS odwołują Rzecznika Praw Obywatelskich

05 listopada 2016

Kadr z fragmentu

Kadr z fragmentu „Wiadomości” poświęconego Adamowi Bodnarowi (Fot. TVP)

Rolą rzecznika praw obywatelskich jest bronić rządu przez Komitetem Praw Człowieka, a nie bronić obywateli przed naruszaniem ich praw przez władzę – uważa PiS, a za nim „Wiadomości” TVP.

Rzeczniczka PiS Beata Mazurek zapowiedziała w TVP Info, że PiS zbada, czy rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar „był bezstronny” w sprawie rekomendacji Komitetu Praw Człowieka ONZ dotyczących Polski.
Komitet oceniał polski raport o wypełnianiu Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych. Skrytykował wiele działań i zaniechań obecnego rządu.
– Możliwe, że złożymy wniosek o odwołanie Adama Bodnara za sprzeniewierzenie się ślubowaniu – stwierdziła Mazurek.
Na czym polega owo naruszenie bezstronności?
Pokazały to tuż przed rozmową z panią rzecznik „Wiadomości” TVP znaną już metodą główek i strzałek. Tym razem główek nie było tyle co w przypadku „powiązań” organizacji pozarządowych. Były tylko trzy.
Oprócz głowy Adama Bodnara – głowa wiceprzewodniczącej Komitetu Anji Sebert-Fohr, z którą Bodnar jest „powiązany”, bo ich artykuły ukazały się przed laty w tej samej publikacji. I głowa Floriana Irmingera z Human Rights House Network, „organizacji powiązanej z Helsińską Fundacją Praw Człowieka”, której Bodnar był wiceprezesem. Irminger pisał opinię o raporcie – nie Komitetu, jak podały wiadomości, ale polskiego rządu – jako działacz organizacji pozarządowej. To powszechnie przyjęta praktyka, że organizacje pozarządowe broniące praw człowieka piszą raporty-cienie do raportów, które rządy składają Komitetowi. Taki raport napisała też zresztą Fundacja Helsińska, jeszcze gdy szefował jej Bodnar.
Zdaniem „Wiadomości” i rzecznik Mazurek, tak „powiązany” RPO nie jest bezstronny i nie może się w sprawie raportu wypowiadać. Na tej zasadzie premier Beata Szydło jest powiązana z przewodniczącym Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem i nie powinna się wypowiadać w sprawach UE, bo jest nieobiektywna.
Drugim dowodem „Wiadomości” i pani rzecznik na brak bezstronności Adama Bodnara w tej sprawie jest to, że akceptuje on, a nawet pochwala, zalecenia Komitetu dla Polski.
Beat Mazurek i dziennikarze „Wiadomości” uznali, że rolą rzecznika praw obywatelskich jest bronić rządu przez Komitetem Praw Człowieka ONZ, a nie bronić obywateli przed naruszaniem ich prawe przez władzę. PiS zatem chciałby odwołania Bodnara i obsadzenia rzecznika, który podzielałby taką właśnie wizję sprawowania urzędu.
Wypowiedź rzeczniczki PiS można zresztą potraktować także jako groźbę wypowiedzenia przez Polskę Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych. Stwierdziła bowiem, że zalecenia Komitetu są „niewiążące”.
Dopóki należymy do tego ONZ-owskiego paktu – są wiążące. Podobnie jak orzeczenia Komitetu Praw Człowieka ONZ wydawane w sprawach skarg obywateli krajów, które należą do paktu. Zalecenia i orzeczenia Komitetu egzekwowane są metodami dyplomatycznymi, np. właśnie przez wytykanie niestosowania konwencji i robienie wstydu. Podobnie jak ma to miejsce w przypadku konwencji Rady Europy. Wygląda jednak na to, że dla Polski PiS-u wszystko, co nie podlega sankcji zbrojnej, jest „niewiążące”.
Każdy klub parlamentarny może składać w Sejmie dowolny wniosek. Nie ma obowiązku, by był to wniosek zgodny ze zdrowym rozsądkiem. Celem składania wniosków jest zwykle wywołanie debaty, podczas której można publicznie wysuwać zarzuty – także niemerytoryczne czy absurdalne. Zawsze coś się z tego ludziom „wdrukuje” – tak jak „zamach smoleński”.
PiS nie ma w Sejmie większości potrzebnej do odwołania RPO (3/5 głosów). Ale może zrobić to, co z Trybunałem: szczuć, obrażać i podważać wiarygodność.
Może też powtórzyć numer z „unieważnieniem” uchwały Sejmu o wyborze. Zrobił to w stosunku do sędziów Trybunału wybranych przez poprzedni Sejm.
Możliwe też, że cała ta afera z „brakiem bezstronności” ma służyć uzasadnieniu odebrania RPO pieniędzy na funkcjonowanie. Właśnie w Sejmie czeka na opinię komisji finansów publicznych przyszłoroczny budżet RPO. W zeszłym roku obcięto go o 10 milionów.
Komitet Praw Człowieka w raporcie zaleca Polsce dostarczenie rzecznikowi środków koniecznych do pełnienia jego misji.

wiadomosci

wyborcza.pl