Tag Archives: Tomasz Siemoniak

Przewodów – kompromitacja rządu

Rakieta, która uderzyła w terytorium Polski, została wystrzelona przez siły ukraińskie w nadlatujący rosyjski pocisk – podała agencja Associated Press, powołując się na informacje przekazane przez trzech amerykańskich urzędników. Nie wyklucza się to z wcześniejszymi informacjami – polskie władze wcześniej potwierdziły jedynie, że rakieta była produkcji rosyjskiej.

Samolot NATO, przelatujący we wtorek w polskiej przestrzeni powietrznej, namierzył rakietę, która uderzyła w Przewodowie. Taką informację podaje CNN. Amerykańska stacja powołuje się na przedstawiciela wojskowego Sojuszu.

GUS podał najnowsze dane o inflacji – w październiku wyniosła ona aż 17,9%. To kolejny niechlubny rekord. To najwyższa inflacja od grudnia 1996 roku.

Założona przez Michała Dworczyka Fundacja “Wolność i Demokracja” świętowała w 2021 r. 15-lecie istnienia. Za czasów “dobrej zmiany” płynie do niej rzeka rządowych pieniędzy: z ministerstw i Kancelarii Premiera co roku otrzymuje ona po kilkanaście milionów.

Więcej o dziesiątkach pastwowych milionów, które przywłaszcza sobie Dworczyk >>>

– To absolutna patologia, która nosi znamiona płatnej protekcji – powiedział Tomasz Siemoniak, komentując ustalenia dziennikarzy TVN24 dotyczące finansowania kampanii europosła PiS Joachima Brudzińskiego przez ludzi z państwowych spółek i instytucji. – W normalnych warunkach służby antykorupcyjne nigdy nie powinny na coś takiego pozwolić – dodał polityk KO.

Więcej o Brudzińskim, który pieniędzmi z państwowych spółek robi sobie kampanię wyborczą >>>

 

PiS z Zachodem, czy z Putinem?

Esej Cezarego Michalskiego >>>

Kmicic z chesterfieldem

Z cyklu: tymczasem w jadłodajni…

Aż 82 proc. Polaków wyraża poparcie dla Unii Europejskiej. To najwyższy wskaźnik ze wszystkich obywateli krajów należących do Wspólnoty.

Więcej o entuzjaźmie Polaków do UE >>>

Czym wcześniej komisja sejmowa powstanie, tym lepiej dla państwa, ponieważ trzeba tę sprawę wyjaśnić do końca, bo wygląda to niezmiernie groźnie. Komisja mogłaby określić skalę i stopień powagi sytuacji i w mojej ocenie to może być początek końca tego układu rządzącego – mówi prof. Andrzej Rychard, socjolog, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. I dodaje: – Niestabilność i nieprzewidywalność komisji jest jednym z największych jej niebezpieczeństw. Jeżeli to wszystko będzie oparte na Pawle Kukizie i tym, w którą stronę on skieruje swój wzrok, co będzie na pewno łechtało jego nad wyraz rozwiniętą ambicję, to dla dociekliwości komisji może być zabójcze.

Rozmowa z prof. Andrzejem Rychardem >>>

 

View original post

 

Zdrajcy

Kmicic z chesterfieldem

Ledwie kilka dni temu Marek Suski powiedział, że skala inwigilacji Pegasusem nie jest wielka, bo sięga raptem kilkuset osób rocznie. Teraz Najwyższa Izba Kontroli twierdzi, że padła ofiarą masowych cyberataków. Jeśli okaże się, że stoi za tym rząd, a do zinfiltrowania NIK-u użyto systemu Pegasus, teza o śmierci demokracji w Polsce wreszcie znajdzie odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Więcej o Pegasusie, który oznacza śmierć demokracji >>>

Czy Kaczyński traci władzę? Chętnie podążyłbym śladem paru wyjątkowo rozentuzjazmowanych niepisowskich publicystów, ale nie podążę. W Polsce po roku 2015 mit, że Kaczyński już nie rządzi, że całkiem oszalał, że uniemożliwia mu rządzenie kolano… nie spełnił nigdy funkcji mobilizacyjnej. Ci, którzy go używali, dochodzili do wniosku, że skoro ich zdaniem Kaczyński nie rządzi, a jednak rządzi, to winna jest opozycja, a dokładniej PO, Schetyna, Budka czy Tusk – pisze Cezary Michalski.

Znakomity esej Cezarego Michalskiego >>>

 

View original post

 

Morawiecki, człowiek katastrofa

Kmicic z chesterfieldem

Mateusz Morawiecki nazwał wstrzymanie wypłat dla Polski “trzecią wojną światową”. Zadeklarował jednocześnie obronę naszych praw w każdy możliwy sposób.

Więcej o III wojnie światowej Morawieckiego >>>

– My, powstańcy, oczekujemy zdelegalizowania marszu 11 listopada. W tej formie jest niedopuszczalny – powiedziała Wanda Traczyk-Stawska w rozmowie z “Newsweekiem”. Weteranka Powstania Warszawskiego nie szczędziła też słów krytyki pod adresem Roberta Bąkiewicza, Jarosława Kaczyńskiego i Andrzeja Dudy.

Więcej o wywiadzie Wandy Traczyk-Stawskiej >>>

 

View original post

Kaczyński planował użycie wojska przeciw Strajkowi Kobiet

Okazuje się, że z ataku hakerskiego na skrzynkę mailową Michała Dworczyka wyciekł mail o użyciu wojska przeciw Strajkowi Kobiet.

Kaczyński szykował się do przelania krwi. Jak komuchy. On nie odda władzy po przegranych wyborach. To typ autokraty typu Łukaszenki.

Kmicic z chesterfieldem

Barack Obama ostrzega obywateli USA, że demokracja nie jest wieczna. Podkreślił, że może łatwo zmienić się w autorytaryzm. Co ciekawe, jako przykłady takiej zmiany podał Polskę i Węgry.

Więcej o złej opinii o pisowskiej Polsce >>>

TVP chce kręcić film „dokumentalny” o Jarosławie Kaczyńskim pt. „Człowiek zbuntowany”. To tak, jakby kręcić film o mnie pt. „Młodziutka baletnica”. Powstanie zapewne kolejny propagandowy gniot, jaki już znamy z dawnych czasów.

Wedle najnowszej wersji kłamstwa życiorysowego, która go dotyczy, Lech Kaczyński był „autorem 21 postulatów” strajkowych i „autorem tekstu porozumień sierpniowych”. Można rzec, że

Świetny tekst Krzysztofa Łozińskiego o Jarosławie Kaczyńskim, człowieku sfałszowanym >>>

View original post

Kondycja Kaczyńskiego jest znacznie gorsza niż pisowcy przyznają

2 felietony Waldemara Mystkowskiego.

„Kondycja Kaczyńskiego jest znacznie gorsza niż mówią urzędnicy”

Obcy martwią się o Polskę. W jednym z najważniejszych dzienników globu „New York Times” piszą: – „W tym krytycznym momencie człowiek, który popchnął Polskę na obecny kurs, (…) jest w dużej mierze nieobecny”. Polska nie tylko z amerykańskiej perspektywy wygląda na chorego człowieka Europy. Przywódcę, który doprowadził do tego stanu zapaści, ma też chorego i prawdopodobnie „kondycja Kaczyńskiego jest znacznie gorsza niż mówią urzędnicy” – kontynuuje NYT.

Stan zdrowia prezesa PiS jest tajemnicą równą co najmniej tajemnicy zdrowia sowieckich genseków w ZSRR: – „Jest bardziej ukryte niż zdrowie pierwszych sekretarzy za czasów Związku Radzieckiego”. W reżimach przywódcy są pod ochroną sacrum, a takie świętości nie mają prawa chorować, bo są nieśmiertelni, a gdy uda się im zejść z tego świata, dotyczy to tylko ciała, bo ich idea została – zamordyzm. I o ten zamordyzm toczy się „walka buldogów pod dywanem” – zauważa nowojorski dziennik.

Zbliża się Święto Wojska Polskiego, które ma być zupełnie inne niż poprzednimi laty, wszak mamy 100 rocznicę odzyskania niepodległości. Przede wszystkim defilada nie przejdzie Alejami Ujazdowskimi, ale Wisłostradą u podnóża Zamku Królewskiego.

Dlaczego tak ma się stać? Można mniemać – i takie przypuszczenia są bardzo prawdopodobne – iż defilada jest szyta pod chorego człowieka, przecież nie pod Andrzeja Dudę, który nie sprawia wrażenia, aby miał zapanować nad bałaganem w polskiej armii. Czyżbyśmy mieli do czynienia z powtórką z historii – a w zasadzie z rozrywki – gdy I sekretarz KPZR Leonid Breżniew machał rączką, bo za kontuarem trybuny skryty człowieczek animował sztywniejącą jego górną kończynę.

Czy tym razem też tak będzie? Wyobraźmy to sobie – z nieba leje się żar 35-stopniowy, Joachim Brudziński trzyma nad szefem swym parasolkę w jednym ręku, a w drugim wiatraczek, choć i może tak być, że Krystyna Pawłowicz swoim słynnym japońskim wachlarzem będzie robiła ruch powietrza na twarz pisowskiego genseka. A gdzie Mariusz Błaszczak? Czy to nie on skrycie będzie poruszał wodzowską rączką?

Czy tak będzie wyglądała defilada? Przecież świata nie obchodzi, jaki sprzęt będzie w niej uczestniczył, bo wszyscy mają świadomość, że modernizacja armii została wstrzymana. Antoni Macierewicz, prezydent Duda i PiS zrujnowali przez blisko 3 lata armię, restaurowany jest dwudziesto- i trzydziestoletni sprzęt. Jedyny zakup to samoloty dla VIP-ów za 4 mld zł z pieniędzy na wojsko.

I właśnie te samoloty – o, zgrozo! – będą uczestniczyć w defiladzie. Były wicepremier i szef MON poprzedniej władzy PO-PSL Tomasz Siemoniak określa: – ”Wysłanie tych samolotów władzy na defiladę dowodzi kompletnej bezczelności!”.

Duda nawet w pośpiechu mianował Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych na czas wojny gen. Rajmunda Andrzejczaka, który – i znowu powołuję się na Siemoniaka – „nie ma żadnego doświadczenia na poziomie strategicznym”.

Wojsku Polskiemu jest bliżej do operetki niż do odstraszania wrogów ojczyzny. 100 lat temu wojska Tuchaczewskiego i Budionnego zostały odparte, a dzisiaj (9.08.2018) gdyby Putin z Miedwiediewem zdecydowali się na manewr Paskiewicza, to zdążyliby na defiladę na Wisłostradzie.

To, co nas czeka, to, co się wykluje, zależy tylko od nas.

Kończy się pewna epoka i nie tylko dlatego, że umarła Kora. Na jej pogrzebie Wojciech Mann stan dzisiejszej Polski nazwał parodią demokracji. A w parodii naprawdę trudno żyć, bo to forma ekspresji, za pomocą której kontaktujemy się ze światem i nazywamy go.

A jeżeli coś się kończy, to musi się zacząć coś nowego. To, co nas czeka, to, co się wykluje, zależy tylko od nas. Musimy zmierzyć się z realnością, w tym wypadku z polityką i wziąć ją za twarz, aby była nam posłuszna.

Piotr Pacewicz w portalu oko.press zamieszcza kapitalną analizę na podstawie drobiazgowego sondażu IBRiS, do czego może dojść już w wyborach samorządowych, gdy naprzeciw PiS stanie tylko Koalicja Obywatelska (Platforma Obywatelska i Nowoczesna), a zabraknie we wspólnocie opozycyjnej PSL, SLD i innego drobiazgu lewicowego. PiS może wygrać w 10 sejmikach na 16. Zaś w wypadku, gdy dojdzie do szerokiej platformy zjednoczenia taka zjednoczona Wielka Koalicja wygrywa z PiS 15 do 1.

A więc warto zewrzeć szeregi, aby nie żyć w parodii. Prof. Marcin Matczak proponuje przeorientowanie protestów i uczynienie z nich realnej siły jednoczącej opozycję. Mamy do czynienia z inflacją protestów. Protesty w sprawie sądownictwa odbywają się niemal codziennie, organizowane przez wiele podmiotów. To powoduje, że powszednieją i rozmieniają się na drobne.
Należy dotrzeć do szerokich grup społecznych, a wartości demokratyczne, liberalne, takie jak praworządność promować w sposób populistyczny. W tym wypadku niech to będą np. konstytucyjne miesięcznice. Profesor pisze: – „Protest organizowany w całej Polsce, w tym samym miejscu (pod Sądem Najwyższym), tego samego dnia (np. 3 dnia każdego miesiąca, aby przypominać o dniu, w którym haniebna ustawa o SN weszła w życie), miałby większą moc i bardziej wyrazistą wymowę”.

Kilka dni temu ukazał się w „Krytyce Politycznej” inny ważny głos Michała Sutowskiego w kwestii, który nas wszystkich obchodzi, aby przestać żyć w pisowskiej parodii demokracji. Eseista proponuje sojusz pokoleniowy – liberalni rodzice i lewicowe dzieci.

I wreszcie dzisiaj przeczytałem interesujący materiał Jacka Liberskiego z „Liberte”, który dzieli się uwagami, jak wygrać z PiS. Nawet nazwał to nowym słowem w polszczyźnie inprawizją, na którą to składają się: Integracja, Prawda, Wizja.

Coraz więcej głosów po stronie społeczeństwa obywatelskiego, które nie tylko krytykują PiS, ale przede wszystkim proponują konkretne i pragmatyczne rozwiązania, jak wygrać z PiS, aby nie żyć w słusznej ekspresji krytykowania PiS. Nie żyć w parodii demokracji. Jak Kora „iść z podniesioną głową i jasnymi poglądami”.

Upadek Polski pod władzą PiS coraz bliższy. Jeżeli im na to pozwolimy

Posted on

11 tekstów Waldemara Mystkowskiego.

PiS do perfekcji opanował polityczną zasadę nieoznaczoności (w fizyce kwantowej Heisenberga). W publicystyce przyjęło to nazwę niewysublimowanego przykładu alegorii: wyprowadzenia kozy. Wprowadzasz kozę – śmierdzi, wyprowadzasz – wszyscy z ulgą przyjmują, że można oddychać. A guzik, koza zrobiła swoje, jej nie ma, ale smród pozostał na zawsze – smród zniewolenia.

Tak rozegrano w ubiegłym roku trzy ustawy sądownicze, gdy Andrzej Duda po wielkich protestach i łańcuchach światła dwie z nich zawetował, wyprowadził kozę, aby następnie wprowadzić kozę jeszcze bardziej waniającą, ale wszyscy byli już zmęczeni pisowskim smrodem.

PiS nawet we wprowadzniu kozy wyrobił się jeszcze bardziej jak babcine reformy. Sejm w wakacje miał nie pracować, obserwatorzy polityczni utyskiwali, że posłowie to lenie, a tu proszę parlamentarzyści pracują w pocie czoła, jak nie przymierzając w czasie żniw. Może za bardzo się nie napracują, ale jakie efekty, godne stachanowców.

Nowela ustawy o IPN to znamienity przykład śmierdzącej kozy pisowskiej. Ustawa o IPN rozeszła się na cały świat, PiS osiągnął zatem efekt globalny, świat potraktował jako chlew. Ale nie zgodziły się z takim traktowaniem dwa potężne państwa Izrael i USA. Chlewu w związku z pisaniem o Holocauście nie będzie! Premier Izraela dopilnował, aby Mateusz Morawiecki wyprowadził tę globalną kozę, upokorzenie polskiego premiera widziała publika całego świata. Morawiecki jednak uznał to za sukces, bo tym razem to na niego – w teorii nieoznaczoności Heisenberga – przeniosła się koza, którą w tym wypadku można byłoby nazwać: kozą upokorzenia.

Zauważmy, iż w przypadku PiS działa fizyka kwantowa – smród po ustawie o IPN pozostaje na zawsze, a za kozę tymczasem robi sam Morawiecki.

Tę zasadę – moje odkrycie: kozy kwantowej – wykorzystuje się przy upartyjnieniu Sądu Najwyższego. Od razu wyczułem kozę, gdy na agendę wrzucono sprawę całkowitej aborcji, która miała być odesłana ad Kalendas Graecas, czyli nigdy niezałatwiona, ale służąca do postrachu.

I oto wraca aborcja, bo trzeba na siłę rozpirzyć Sąd Najwyższy, który sam o sobie zadecydował – takie uprawnienie daje Konstytucja – iż nie da się rozpędzić, a Komisja Europejska rozważa skierowanie tej sprawy do Trybunału Sprawiedliwości UE. Frans Timmermans nie do końca ma świadomość, ilu kóz i jakie z nich wprowadzi PiS, aby którąś wyprowadzić i by poczuto ulgę.

Bardziej jednak niż o Timmermansa właściciele kóz martwią się o polską publikę. Wszak do wyroków Trybunału w Luksemburgu mogą się nie odnieść, ale do Polaków niekoniecznie, gdyż to zależy, ilu z nas będzie protestować. O tym subtelniej niż ja pisze Wojciech Maziarski w materiale „O co chodzi w „operacji aborcja”.

Szefowa Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Marta Lempart twierdzi, że kobiety będą protestować przeciw zakazowi aborcji, a wieczorem przyjdą pod Sąd Najwyższy. Ale w tym wypadku nie chodzi o zwartość protestujących, lecz o manipulowanie kozami i do tego PiS niewątpliwie się ucieknie.

PiS w dawkowaniu smrodów i mieszaniu nimi jak w alchemicznej retorcie jest mistrzem. Sam Goebbels mógłby się od nich uczyć, a w szczególności od Morawieckiego.

Takich kóz pisowskich jest bez liku. Jak wyprowadzono kozę: „nagrody nam się należą” (wprowadziła ją do obory B. Szydło)? Prezes powiedział, że mają je zwrócić na Caritas. Czy ktoś sprawdził, ile nagród odesłano do Caritasu, który wszak ich nie wypłacał? Ale to betka z nagrodami, które doją pisowscy działacze w spółkach skarbu państwa. Największy dystrybutor energii w Polsce, Energa ma już szóstego prezesa za czasów rządów PiS. Nie dość, że na tym stanowisku zarabia się krocie, to odprawy są wielokrotnie większe. Tak jest na stanowisku prezesa, lecz są pośledniejsze stanowiska w tej spółce i w innych spółkach skarbu państwa. Doją Energę i spółki państwowe rotacyjnie, bo „im się należy”. To nawet nie są dziesiątki milionów, ani setki, to więcej. Zresztą wystarczy porównać schemat i metody działania mafii, aby przekonać się, skąd PiS bierze wzorce dojenia, pobierania haraczów.

Tak do tej pory nikt nie postępował, bo poprzednie ekipy rządzące nie umywają się do PiS. Chrzanieniem w bambus jest używanie zwrotów, że poprzednie rządy, że PO-PSL, itd.

Spointuję nieco innym akcentem, mniej smrodliwym niż koza, lecz wielce nadającym się do „Ucha prezesa”, które nawet nie wiem, czy jest jeszcze realizowane, bo za kozami pisowskimi nie można nadążyć. Tomasz Siemoniak na swoim blogu pyta Morawieckiego i Joachima Brudzińskiego o słynną stępkę pod prom: „Dlaczego PiS nie poleruje stępki papierem ściernym?”

Niedługi tekst Siemoniaka jest przezabawny i uświadamia, że PiS nie tylko wprowadza i wyprowadza kozy, ale też ośmiesza na świecie imię Polski. Te dwie postaci pisowskie Morawiecki i Brudziński są jak Friko i Koko z cyrkowych skeczów, gdy jedna postać krzyczy do drugiej: „Wiesz Friko, że jesteś większym krętaczem ode mnie” i słyszy odpowiedź: „Ale ty Koko jesteś większym kłamcą”.

Pisowskie kozy pozostawią na zawsze smród na naszym wizerunku, ale moglibyśmy zadbać o to, aby już żadnych kóz nie wprowadzali. Jest na to jeden sposób, ich wyprowadzić.

Rządowi PiS szybko poszła degradacja Polski. W Unii Europejskiej jesteśmy pariasem, a na świecie jest jeszcze gorzej, bo to parias podniesiony do potęgi globalnej. Koniunktura polityczna dobiega kresu, a gospodarcza jeszcze trwa, ale ciemne chmury zbierają się na horyzoncie i niewątpliwie z nich uderzą gromy w nasz kruchy kapitalizm.

Na kogo możemy liczyć w kontekście przewartościowań, które zachodzą w Europie i na świecie, gdy sytuacja dla nas przedstawia się ze wszech miar niekorzystnie? Donald Trump – ten naciągany sojusznik PiS – nie ukrywa swego niezadowolenia z NATO, które chciałby nawet rozwiązać, w najbliższym czasie po szczycie Paktu Transatlantyckiego dojdzie do jego spotkania w Władimirem Putinem, a ten wreszcie zechce skonsumować swoją pomoc w amerykańskich wyborach.

Niechętny Unii Europejskiej Trump może chcieć Polskę przytulić, gdy ta zaakceptuje wielkomocarstwowy dogmat, iż znajdzie się w strefie wpływów Rosji. A zatem nowa Jałta staje się coraz bardziej realna. Przeklęta geopolityka na jakiś czas odeszła do lamusa, a to dlatego, że Polska przystąpiła do dwóch zachodnich projektów NATO i Unii Europejskiej i na nowo zaczęła definiować swoje aspiracje poprzez otwarcie na standardy zachodniej demokracji i kapitalizmu. W tych ostatnich wartościach PiS nas wycofuje na pozycje znane z PRL, demokracją jest coraz bardziej fasadowa, a kapitalizm akceptowany, gdy ma postać narodową. Mateusz Morawiecki zdaje się być pojętnym spadkobiercą znanego hasła „Socjalizm – tak, wypaczenia – nie.

Najbardziej przychylny nam kraj na Zachodzie – wręcz nasz adwokat aspiracji – Niemcy, mogą się odwrócić od nas. Tak jak Angela Merkel chciała nam uchylić nieba, może się już nie powtórzyć, a ona po kilkunastu latach kanclerzowania w każdej chwili może być zmieniona. Inni niemieccy politycy są bliżsi wzorcowi socjaldemokraty Gerharda Schrödera, który z równolegle rządzącym w Polsce Leszkiem Millerem, tego ostatniego sytuował w głębokim poważaniu.

Z kolei Francja Emmanuela Macrona Polskę wyklucza z myślenia o przyszłości Unii Europejskiej. Jesteśmy więc nie tylko zdegradowani, zmarginalizowani, ale pomijani. Nasz głos nie jest brany pod uwagę. Jedyny sojusz jaki PiS stworzył – a w zasadzie go podtrzymał – to z nieliczącymi się Węgrami, które jeżeli nie będą w Unii Europejskiej, z automatu znajdą się w ramionach Kremla.

Jeszcze kilka polskich fochów, Unia Europejska zniecierpliwi się i władzom PiS – oby się nie utrzymali przy korycie – pozostanie honorowe nawoływanie do Polexitu.

Wcale nie jest to takie nierealne, jakby się wydawało, jakby wynikało z polskiego euroentuzjazmu. Zbyt słabo jest podkreślana przez opozycję nasza niezdolność militarna. Jakoś tam budowaliśmy swoją obronność, plany na przyszłość z NATO wyglądały nader optymistycznie. Ale to co z nich zostało po ministrach Macierewiczu i Błaszczaku woła o pomstę. Z planów modernizacyjnych armii zrealizowano tylko zakup samolotów dla VIP-ów. Oprócz Rosji komuś na tym zależało.

Polska jest osłabiana na każdym możliwym kroku. Oceniając z szerszej perspektywy historycznej, jesteśmy tak samo osamotnieni jak pod koniec lat trzydziestych XX wieku i w XVIII, gdy nasz kraj chylił się ku upadkowi. PiS-owi szybko to idzie. Przyczyny upadku są ciche, skryte, zakłamywane, ale on przyjdzie z hukiem. Gdy nadstawimy uszu, słychać trzeszczenie nieprzyjemnej przyszłości.

W tej chwili w Polsce dzieją się rzeczy historyczne – ważą się losy, czy pozostaniemy krajem demokratycznym.

Waży się, czy w jakiejś perspektywie – względnie niewielkiej – zostaniemy wydaleni, zmarginalizowani, czy też pozostaniemy w Unii Europejskiej, tym najbardziej nowoczesnym projekcie Zachodu. W kraju sukcesywnie rozmontowywana jest demokracja, a obecnie rządzący wykluczają nas z UE. Niezależność sądownictwa upada, a jego ostatnią jego redutą – kolejne słowo zachwaszczone przez ludzi PiS – jest Sąd Najwyższy.

Istotna uwaga: to my, Polacy, jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje w kraju. Nikt nam nie załatwi niepodległości i demokracji, to my musimy tego pilnować, a gdy są one zawłaszczane – wydrzeć. Moi przodkowie walczyli o niepodległość i ginęli, a gdy stawali się emisariuszami na Zachodzie, otrzymywali owszem dobre słowo, ale tylko to.

Dzisiaj sytuacja jest o wiele lepsza, ale tak zawsze nie będzie. Pomogą nam – lecz w pierwszym rzędzie sami sobie musimy pomóc. Oto Zgromadzenie Ogólne Sądu Najwyższego podjęło uchwałę w obronie Konstytucji, iż Małgorzata Gersdorf pozostanie pierwszym prezesem Sądu Najwyższego do 30 kwietnia 2020 roku. Uchwała głosi: – „My sędziowie Sądu Najwyższego uczestniczący w Zgromadzeniu Ogólnym SN w dniu 28 czerwca 2018 r., pamiętając o złożonym ślubowaniu sędziowskim i wierni Konstytucji RP, która jest najwyższym prawem RP, stwierdzamy, że sędzia SN prof. Małgorzata Gersdorf zgodnie z bezpośrednio stosowanym art. 183 ust 3 Konstytucji pozostaje do dnia 30 kwietnia 2020 r. pierwszym prezesem SN, kierującym instytucją, w której pełnimy naszą służbę społeczeństwu”.

Jakim Ordonem okaże się Małgorzata Gersdorf, to wyjdzie w praniu. W sukurs niezależności polskiego sądownictwa idzie Komisja Europejska, która nawet dała przyjacielowi Polski wiceprzewodniczącemu Fransowi Timmermansowi wolną rękę w decyzjach dotyczących Polski o naruszenie unijnego prawa.

Jakie podejmie decyzje Timmermans? Czy zwróci się z pozwem do Trybunału Sprawiedliwości UE o wstrzymanie niekonstytucyjnej ustawy o Sądzie Najwyższym?

A jeżeli do tego doszłoby i Trybunał by podjął decyzję zgodną z polską Konstytucją, czy PiS podporządkuje się wyrokowi? Jasnym jest dla świadomych Polaków, iż Jarosław Kaczyński i jego najnowszy namiestnik Mateusz Morawiecki, stojąc przed dylematem, czy ważniejsza jest obecność Polski w UE, czy władza w Polsce, wybiorą to ostatnie.

Tej władzy nie wierzy nikt na świecie, o czym można było przekonać się przy ustawie o IPN. Izrael i USA zmusiły PiS bez żadnych negocjacji do zmiany ustawy o IPN. Odbyło się to w najszybszej na świecie procedurze – 10 godzin: 3 czytania w Sejmie, brak debaty, głosowanie, procedura w Senacie i podpis Andrzeja Dudy (rekord do Księgi Guinnessa), zaś premier Izraela Netanjahu dopilnował osobiście Morawieckiego i pochwalił, jak Stalin Bieruta, a Breżniew Jaruzelskiego.

Tak! Władze PiS mogą się nie podporządkować wyrokowi Trybunału Sprawiedliwości UE, który tej władzy nie wierzy. Wystarczy spojrzeć na świeży wyrok tego Trybunału, który rozpatrywał wątpliwość sądu w Dublinie, a dotyczyła tego, czy deportować do Polski Artura C., podejrzanego o produkcję, handel i przemyt narkotyków. Trybunał Sprawiedliwości uznał, że o tym ma decydować sąd dubliński. Sędzia tegoż sądu obawia się, że w Polsce łamana jest praworządność.

Ten casus pokazuje, jak postrzegana jest Polska i działające u nas prawo. I to my musimy obronić niezależność sądownictwa, wspomóc Małgorzatę Gersdorf w tej obronie. PiS roluje nam sprawiedliwość, roluje demokrację, a w dłuższej perspektywie niepodległość. Nie wiem, jak Kaczyński skończy ze swoim chorym kolanem, ale w razie czego nie chciałbym, aby nasze imponderabilia spożywał jak dropsy.

Nie musi dojść do formalnego Polexitu – on już dokonuje się na naszych oczach.

Polska rządzona przez PiS jest wypychana z kolejnych instytucji unijnych. Co Mateusz Morawiecki usłyszał we wtorek w Berlinie od Angeli Merkel? Na pewno o możliwości powstania osobnego budżetu dla strefy euro. Mówi o tym także prezydent Francji Emmanuel Macron. Budżet ten już może obowiązywać od 2021 roku, czyli od nowej perspektywy podziału unijnych pieniędzy.

Morawiecki jeszcze więcej usłyszał od kanclerz Niemiec. I dlatego doszło do pisowskiego spotkania na szczycie przy Nowogrodzkiej. Ponadto zostało odwołane spotkanie prezydiów Bundestagu i Sejmu. Z tego powodu się uśmiałem. Cóż takiego mógł powiedzieć na takim spotkaniu Marek Kuchciński? „Ja nie gawarit po giermańsku?” I tylko wtedy, gdyby mu Ryszard Terlecki napisał na kartce.

Przy Nowogrodzkiej opracowano nową strategię wstawania z kolan (w tym chorego kolana prezesa) w Unii, która konsoliduje się wokół strefy euro. Inna konsolidacja dotyczy obronności. Polska Macierewiczów i Błaszczaków nie zostanie doproszona do tworzenia obronności europejskiej, bo istnieje obawa, że będą V kolumną w Europie, jaką są zresztą w Polsce.

Polska będzie wypychana z kolejnych instytucji europejskich, aż dojdzie do ostatniej, gdy na nowo sformują strefę Schengen i Polska pozostanie poza nią. Czyli dojdzie do nieformalnego Polexitu, gdy pozwolimy rządzić PiS w Polsce. W niecałe trzy lata rozwalili nam kraj i wizerunek na świecie, jesteśmy liderami wszelakich najgorszości.

W tej chwili można spodziewać czegoś na kształt szturmu modlitewnego, a w wydaniu PiS – szturmu nienawiści w stosunku do Donalda Tuska i opozycji. Na nich zwalana będzie wina za budżet unijny.

W „Rzeczpospolitej” wyczytałem, iż opozycja francuska czy włoska nie atakowała swojego rządu w Brukseli. Pominę łaskawie nazwisko dziennikarza, ale powstaje pytanie: Czy we Francji i Włoszech łamano konstytucje, czy sądownictwo przestało być niezależne, czy media publiczne stały się gadzinówkami? I tak dalej. To nie jest nawet symetryzm – jak określa się dziennikarzy raczej mających kłopoty z profesją żurnalistyczną – ale stronniczość i nieukrywanie sympatii do PiS.

Tak wygląda dziś stan polskiego piekiełka. Piekiełka podobnego do czasów przed rozbiorami I Rzeczpospolitej i przed 1939 rokiem. Wypadamy z Unii, aż spadniemy w niebyt państwowy.

Jak nazwać tego króla? Był wszak już Łokietek – rozmiarów łokcia – wychodzi, że prezes PiS to król Kolanek.

Pierwszy stary garnitur rządu PiS, namaszczony przez „króla” Jarosława Kaczyńskiego, zużył się. Był tyle warty, co słynny „sukces” 1:27 odniesiony przez Beatę Szydło w Brukseli. Zużyci ocierają pot z czoła i idą po swoje do Brukseli, bo im „się należy”. Szydło w radiowej Trójce stwierdziła: – „Rozważam taką możliwość i nie robię też z tego tajemnicy”.

W ciągu kadencji można zarobić ok. 2 mln zł, do tego nikt nie będzie zmuszał, aby te frukta i nagrody oddawać na Caritas. Zresztą niewiele wiemy o tym oddawaniu, acz powinny nagrody wrócić do budżetu, a nie do innej kasy, skąd nie wyszły.

Szydło w Brukseli może więcej wydać na wizażystkę, bo taką zatrudni jako asystentkę. Chyba ją „król” wyśle do tej Brukseli, który podobno jest jeden („Król jest jeden”).

Zastanawiam się, jak nazwać tego króla. Był wszak już Łokietek – rozmiarów łokcia – wypada, że prezes to król Kolanek (chory na kolano, z którego wstaje). Szydło nie jest sprawna językowo, warto jednak wsłuchiwać się w jej mowę, bo to jest jej wartość dodana, nieuświadomiona, mówi to, co rozumie. A rozumie działanie państwo feudalnego, królewskiego.

Tak też rozumiane jest prawo, które wprost zostało zdefiniowane przez niekonstytucyjną Krajową Radę Sądownictwa. Uwagi pisowskich sędziów zgłoszone do projektu ustawy o związkach partnerskich brzmią następująco: – „RP to nie jest demokratyczne państwo prawne liberalne. To jest państwo osadzone w kulturze chrześcijańskiej”.

To jest nawet feudalizm sprzed Odrodzenia, lecz ze Średniowiecza. I nie bądźmy zdziwieni, że była premier głosi takie androny, nie mając pojęcia o temacie. Kazali, więc buzię otworzyła i recytuje.
Wraz z Szydło pewnie na „zasłużoną” synekurę do Brukseli udadzą się inni, jak Jurgiel, Waszczykowski, Szyszko, Kempa, Kuchciński, może i taki Błaszczak, który jest przerzucany z resortu do resortu, jak gorący kartofel, bo nic nie potrafi. Pożytku z nich nie będzie tam żadnego, lecz nie pożytku po nich się spodziewamy.

Zaś nowy garnitur rządu PiS już się zużywa. Mateusz Morawiecki jest pozornie tylko lepszy od Szydło, używa języka komuchów, zero konkretów, mowa-trawa jak towarzyszy z głębokiego PRL-u gomułkowskiego. Właśnie ogłosił w Budapeszcie sukces Grupy Wyszehradzkiej w polityce antyuchodźczej: – „W obszarze związanym z uchodźcami mówiliśmy jednym głosem. My do klubu przyjaciół relokacji uchodźców nie należymy i nie zamierzamy w tym procesie brać udziału”.

Unia Europejska na PiS nie może liczyć. Na jakąś rechrystianizację, krucjatę owszem. O feudalnych głowach zwykło się mówić, że to zakute łby. I tak jest na dworze króla Kolanka.

Zanadto Antoniemu Macierewiczowi się nie dziwię. 8 lat tyrania, urabiania członków swoich zespołów, podkomisji smoleńskich, elektoratu, robienie z siebie wała, nurzania się w szambie, a tu prokuratura chce, aby dostarczył dowody na wybuchy w Smoleńsku w prezydenckim Tupolewie 10 kwietnia 2010 roku.

Czy prokuratorzy powariowali, czy zwariował prowadzący śledztwo w Zespole Śledczym nr 1 Marek Pasionek? Naprawdę sądzi, że były minister obrony narodowej odpali limuzynę i w kartonach dostarczy wyniki badań i ekspertyz, na podstawie których napisano raport techniczny, że to wybuchy zniszczyły samolot, a Lech Kaczyński w oczywisty sposób poległ bohatersko?

Ludziska! Trzymajcie z dala Pasionka od Macierewicza. Gołym okiem było widać, że Tupolew został rozerwany na strzępy i wykopyrtnął w nienawistną „ruską” glebę. Czyż dowodem nie są rozliczne pomniki smoleńskie, pomniki brata samego prezesa PiS, a ten ostatni, ileż zdarł obuwia w łażeniu za prawdą po Krakowskim Przedmieściu?

To są dowody chwały, dowody emocji patriotycznych. Macierewicz urobił się przez 8 lat, a prokurator chciałby przywłaszczyć jego robotę i bez trudu przepisać dowody na dojście do prawdy i swoją chwałę.

Co z tego, że podkomisja smoleńska nie była na miejscu katastrofy? Przecież mogła narazić swoje życie i pchnąć Władimira Putina do drugiego zamachu. Polski nie stać na drugą katastrofę smoleńską, a Macierewicza na utratę życia.

Macierewicz więc nie dostarczy wyników badań i ekspertyz, które odbiegają nie tylko od badań i ekspertyz fachowców polskich i rosyjskich, ale też odbiegają od rozumu. Nie może być tak, że przez 8 lat Macierewicz robił z siebie idiotę, stawał w tym czasie przed kamerami i zarzekał się, że wybuchy i zamach były – i basta.

Macierewicz zasługuje nie tyle na Nobla, co na Oskara amerykańskiej Akademii Filmowej. Niech Pasionek spróbuje tej roli, niech się wcieli w Roberta De Niro, Toma Hanksa, Leonardo di Caprio – wówczas poczuje, jak się napracował nad rolą, jakiej zaznał żenady.

I najważniejsze: Macierewicz robił to dla Lecha Kaczyńskiego, który w innym wypadku – gdyby wybuchów i zamachu nie było – byłby odpowiedzialny za śmierć 95 ludzi, bo to on był dysponentem lotu.

Czy tego chce Pasionek? Czy chce uznać, że brat Jarosława – ciągle aktualnego prezesa PiS – nie był bohaterem? Chce dowodów na małostkowość? O! Nie – Macierewicz nie ujawni takich dowodów, które są wbrew interesom PiS.

Lech Wałęsa reaktywował Komitet Obywatelski (KO). Po niemal 30 latach demokracji doszło do takiej potrzeby, aby przypomnieć o tym ustroju, iż jest poważnie zagrożony, wolności jest coraz mniej, a ponadto wybory mogą być sfałszowane.

Nie chodzi wszak tylko o wyniki wyborów, ale o powstrzymania procesu niszczenia osiągnięć w kraju i za granicą. Dramatycznej erozji ulega znaczenie Polski, władze PiS degradują nas w Unii Europejskiej, stają się partnerami politycznymi jawnych przyjaciół władców Kremla.

Przecież w imię jakoby zagrożenia uchodźcami – co brzmi niemal, jak: kosmitami – Mateusz Morawiecki ściska się w Budapeszcie ze swoim przyjacielem Orbanem, zaś ten ostatni jest przyjacielem Putina.

To niewielki łańcuszek: Morawiecki – Orban – Putin, w którym występują dwa ogniwa antyunijne będące w UE. Czy społeczeństwo obywatelskie da radę, aby powstrzymać popadanie kraju w zależność od Moskwy? Podobna droga antyzachodnia w XVIII wieku wiodła do Targowicy, a potem do utraty niepodległości.

KO tworzą liderzy dwóch opozycyjnych partii – Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej – oraz inne autorytety środowisk twórczych, prawnych, politycznych.

Tak to na razie wygląda. KO może i powinien być płaszczyzną porozumienie także stowarzyszeń społeczeństwa obywatelskiego, oporu przeciw coraz bardziej autorytarnej władzy. Były szef „Solidarności” nie może w tej chwili powołać się na założone przez siebie związki zawodowe, bo one znalazły się w tym samym w miejscu, w którym wówczas stało ZOMO, aby powołać się na klasyka.

Czy PiS jest partią komuchów? Wiele cech zbliża partię Kaczyńskiego do PZPR, nie tylko mentalność samego wodza i jego przybocznych towarzyszy, wszak profil intelektualno-charakterologiczny Błaszczaka, Brudzińskiego, Kuchcińskiego jest tak samo guzik warty jak Czyrka, Kanii, Milewskiego, Olszowskiego. Są równie wybrakowani, lecz wierni woli wodza.

Jest naprawdę czego się bać. Sądownictwo zostało praktycznie załatwione, władze unijne próbują przeciwstawić się dążeniom niszczenia niezależności władzy sądowniczej, ale co one mogą. Na tej drodze sprzeciwu muszą stanąć sami Polacy, świadomi tego, jakie zagrożenie niesie sądownictwo partyjne. Nie mamy już mediów publicznych, zostały przez PiS zawłaszczone.

PiS szykuje w czas kanikuły niespodzianki – oni tak mają. Na środę zapowiedziano nadzwyczajne posiedzenie Sejmu. A cóż takiego stało się nadzwyczajnego, aby w nagłym trybie zwoływać izbę ustawodawczą. Może chodzić o majstrowanie przy ordynacji wyborczej albo o dekoncentrację mediów.

Lech Wałęsa jest na świecie ikoną wolności. Jest tym, co mamy najcenniejszego. W obronie wolności i demokracji winniśmy stanąć obok niego. Tę perłę – ikonę – nie rzucajmy przeciw wrogom, Ewangelia Mateusza przestrzega: „Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, nie poszarpały was samych”.

PiS jest do wszystkiego zdolne, wszak ich wódz może nas nazwać kanaliami, mordami zdradzieckimi, gorszym sortem. A jego towarzysze sięgnąć po najgorsze metody.

Dlaczego PiS w trybie nagłym – za prezesem: bez żadnego trybu – zwołuje posiedzenie Sejmu, wszak nie ma szczególnie pilnej ani nagłej potrzeby. To styl tej partii: robić przekręty w nocy, gdy nikt się nie spodziewa, a najlepiej w Sali Kolumnowej bez opozycji i poza okiem mediów.

O co może chodzić w tym „bez żadnego trybu”? Na razie wieści są takie, że chodzi o ordynację wyborczą, tę dotyczącą kodeksu wyborczego do Parlamentu Europejskiego. Czyżby? Skąd ten pośpiech, wszak wybory do PE dopiero za rok. Można spokojnie za kilka miesięcy manipulować.

Obawiam się, że ordynacja może być tylko pretekstem, a zupełnie inna kwestia dla PiS paląca. Przyjrzyjmy się, jak PiS chce manipulować – zaznaczam, iż wieści są niepełne i mogą być nieistotne, bo po partii Kaczyńskiego należy spodziewać się najgorszych przewałów.

Jeden z polityków tej partii był powiedzieć o potrzebie nowej ordynacji (talent, który powinien zasilić zespół „Ucho prezesa”): „Uważam, że w Polsce powinniśmy zastanowić się nad całą ordynacją, nie tylko do PE”.

A zatem nie chodzi tylko o ordynację do PE. Śmiesznie też brzmi „w Polsce powinniśmy”. Ten polityk – świadomie nie wymieniam jego nazwiska, bo w takich narracjach nie przepadam za obślizgłymi postaciami (patrz: „Potęga smaku” Herberta) – zawłaszcza przestrzeń wspólną: w Polsce. Niestety w Polsce mieliśmy najeźdźców zewnętrznych – Niemców i Sowietów – w tej chwili mamy najeźdźców wewnętrznych – PiS. Szkody są niepowetowane – szkody plagi i zarazy; PiZ właściwiej brzmi niż PiS. I nie wiadomo, jak skończy się ten bardak.

Z ordynacją zatem będzie jak z ustawami o Trybunale Konstytucyjnym i sądowniczymi. Tak długo będą przy nich manipulować, aż głosowanie okaże się bez sensu, a w wypadku niekorzystnego rezultatu PiS zaskarży wyniki do zawłaszczonych przez siebie sądów.

Ten sam polityk był przyznać się do swego słabego umysłu, bo dla niego „ordynacja do PE jest bardzo skomplikowana. Ja znam niewielu polityków, którzy potrafią wyjaśnić o co tam chodzi”. Głupi zawsze myśli, że inni dorównują jego stanowi umysłu, jak Forrest Gump o IQ 72.

PiS chce ustawić w kraju politykę zerojedynkowo: my kontra oni. PiS kontra antyPiS. To bardzo wygodny podział, gdyż eliminuje mniejsze podmioty polityczne i może zlikwidować lewicę. Nowa ordynacja do PE ma podnieść próg na wysokość 15-20 proc. Praktycznie byłyby to JOW-y (Jednomandatowe Okręgi Wyborcze).

Istnieje jeszcze jedna możliwość manipulacji, która nijak się może mieć z wynikiem w skali krajowej, bo ilość mandatów może być większa w regionach wschodnich, w których PiS ma większe poparcie.

PiS zatem może przegrać wybory, lecz okaże się, że zdobył więcej mandatów. Krętactwa trwają od początku ich władzy, będą się nasilać w miarę, gdy zaglądnie im w oczy katastrofa porażki. Wszak Andrzeja Dudę i Beatę Szydło czeka Trybunał Stanu, a Jarosława Kaczyńskiego jakiś inny Trybunał. Nie może być tak, że niszcząc ojczyznę ujdzie im na sucho, jak komunistom w 1989 roku. Co ostatni mieli usprawiedliwienie, iż na ich miejscach mogli być gorsi – a co pisowcy? Dobrowolnie rozmontowują sprawiedliwość i demokracje oraz wypisują nas z Zachodu. Za to należy się sprawiedliwość.

Morawiecki mógł zaistnieć tylko w PiS – w partii, która cierpi na brak indywidualności i fachowców.

Mateusz Morawiecki to dziwaczna postać, pełna sprzeczności charakterologicznych, ale i intelektualnych. Mógł zaistnieć tylko w PiS, w partii, która cierpi na brak indywidualności i fachowców. Znamiennym jest, iż będąc prezesem – paprotką dla właściciela – Banku Zachodniego WBK, zabiegał o polityczną protekcję w rządzie Donalda Tuska, gdzie dostał nic nieznaczące stanowisko członka Rady Gospodarczej.

Także jego wykształcenie kończy się wraz z ukończeniem szkoły. W jego wypowiedziach daje znać o sobie konsumpcja dyplomu. Widać, iż nie ma głębszej wiedzy o historii, a obca jest mu znajomość kultury polskiej i uniwersalnej, ze szczególnym uwzględnieniem literatury („Winnetou” i Trylogia kończą jego kontakt z literaturą piękną). W języku – retoryce – nie potrafi przetwarzać pojęć z podstawowej wiedzy biznesowej i politycznej. Kilka dni temu nazwał transakcją wstąpienie Polski do Unii Europejskiej.

Ale ten rak na bezrybiu PiS uchodzi za szczupaka. W partii Jarosława Kaczyńskiego nietrudno zrobić karierę. Niemniej Morawiecki jest bodaj jedynym politykiem tej partii, który może przejąć stery po odchodzącym do świata cieni Jarosławie Kaczyńskim.

Dlatego dziwacznej postaci Morawieckiego musimy się przyglądać, bo przecież może zdarzyć się, że PiS dalej będzie dzierżył władzę, zapewniając sobie zwycięstwo metodami putinowsko-orbanowsko-erdoganowskimi.

Staram się wykrzesać z Morawieckiego jakąś postać literacką. Widzę go w perspektywie narracji allenowsko-coenowskiej. W naszej literaturze świetnie opisani zostali sprzedajni endecy przez Gombrowicza w genialnym „Transatlantyku”.

Wybitny prozaik Eustachy Rylski literackiego protagonistę Morawieckiego charakteryzuje w postaci Dona w powieści „Błysk”: – „Wyobcowana z doczesności twarz, można by rzec, skryta w półmroku, gdyby nie trupia bladość, która wręcz lśni. Napięty jak cięciwa, nic go nie zwalnia, nawet ta samotność. Wyprowadzony z wszelkiej rzeczywistości, nawet tej, którą kontroluje”. Pasuje do Kaczyńskiego, nieprawdaż (jak mawiał Sokrates)?

Morawieckiemu należałoby zajrzeć do trzewi, na dno jestestwa, zanurkować do jego mułu, który pozostawia na tym dnie Don. Do tego, co wyniósł z domu, co wziął od ojca Kornela, który w „Solidarności” był kimś na kształt Andrzeja Leppera. Tak! Morawiecki – Mateusz, syn Kornela – to jeden z największych beneficjentów III RP, syn lepperowski III RP. Wyślizgał sobie kilkadziesiąt milionów zł na kontach bankowych.

Nie chcę zanudzać czytelników, bo piszę felieton, a internet nie znosi materiałów powyżej znormalizowanej strony. Część biografii Morawieckiego została napisana przez samego Sartre’a w opowiadaniu alegorii „Dzieciństwo wodza” w tomie „Mur”.

Morawiecki jest cząstką nas, cząstką zła, które stworzyliśmy. Ten osobnik przylepi się wszędzie, największy beneficjent – wygrany – III RP, który dorobił się milionów jako paprotka, a teraz znalazł sposób na dalsze eksploatowanie Polski.

Zaprzecza III RP, bo to się teraz mu opłaca, szmal już odpowiednio ulokował. Więc staje przeciw III RP, aby dalej się ślizgać! Chce tym razem wyzyskać dyplom władzy. Morawiecki jest pokrętny wewnętrznie, skręcony, w moralności zwie się to zakłamaniem.

Niemcy w czasach symbolizmu, naszej Młodej Polski, Stanisława Przybyszewskiego, który u nich zrobił oszałamiającą karierę, nazwali terminem psychiatrycznym Fugenorgler. Kimś takim – karierowiczem III RP jest Morawiecki, poskręcany wewnętrznie, ślizgający się dla własnej kariery, a naszemu pohańbieniu, taki człowiek bez właściwości, bez wnętrza, może nas nieodpowiedzialnie wyzyskiwać – Fugenorgler.

Jeżeli GetBack jest związany z PO, to dlaczego Mateusz Morawiecki tak bardzo boi się komisji śledczej w tej sprawie?

Czyżby długie nosy Pinokiów ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich poczuły wiatr historii i jego zapaszki, że zmieniają orientację i informują, co czują: „Wzywamy władze mediów publicznych do zagwarantowania niezależności i godności uprawiania dziennikarstwa”.

Czy Jacek Kurski posłucha? Pytanie żartobliwe, bo chodzi o coś innego. Reorientacja SDP jest pokłosiem walk w PiS, a ta wojna jest post-kolanowa, bo kres Jarosława Kaczyńskiego zbliża się wielkimi krokami. Bezpardonowo okładają się, kto z nich będzie prowadził Polskę ku zatracie.

Widać trzy linie frontu. Jedna wytyczona przez Mateusza Morawieckiego, druga jest dziełem Zbigniewa Ziobry, a trzecia zakonu PC.

Ziobro zbiera haki na Mateusza Morawieckiego. Bardzo poważnym hakiem jest sprawa GetBacku, minister sprawiedliwości zaczął hurtowo aresztować kierownictwo tej firmy windykacyjnej, stosować swój słynny areszt wydobywczy. Co ten górnik prawdy wycisnął z windykatorów? – niedługo się okaże.

Morawiecki, jak na największego Pinokia przystało, stosuje firmowy chwyt: to nie my, to Platforma. – „Dochodziło do prób prowokacji, do uwikłania rządu PiS w sprawę GetBack przez osoby, które w ewidentny sposób są związane z Platformą Obywatelską” – stwierdził premier. Po tej wypowiedzi nos Morawieckiemu urósł o kilka centymetrów i jego koniec widać dopiero za zakrętem, bo to znaczy, że PO uwikłało go, gdy on był doradcą PO, ale też może znaczyć, że tatuś Kornel uwikłał – zwolennik głosowań na dwie ręce – gdy do Kancelarii Premiera dostarczył listy od prezesa GetBacku – Konrada K.

Związki GetBacku z PiS są rozliczne. Firma sponsorowała środowiska patriotyczne PiS, gdy te robiły galę ku czci „Człowieków Roku”. Ponadto miała związki ze SKOK-ami – wszak pisowską kasą. Minister rządu PiS Dawid Jackiewicz był doradcą GetBacku itd.

Zdanie Mateusza Morawieckiego o związku GetBack z PO byłoby prawdziwe, gdyby on i tatuś Kornel wstąpili do partii zarządzanej przez Grzegorza Schetynę, a tak trafia kulą w płot. Nos Morawieckiego może czuje swoje pisowskie zapaszki, ale widzi mi się, że nie tam kieruje swoje przerośnięte nozdrza, gdzie Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.

Polska przez Pinokiów jest upokarzana na każdym kroku. Dzisiaj Polak to brzmi podejrzanie. W Luksemburgu po raz pierwszy w historii Rada ds. Ogólnych wysłuchuje Polski w związku z procedurą z artykułem 7 Traktatu o UE. Do tej pory PiS liczył na weto Węgier w sprawie ewentualnych sankcji, ale Komisja Europejska jest ciut cwańsza, bo uruchamia artykuł 7 w stosunku do Viktora Orbana, więc podejrzani nie będą mogli blokować decyzji KE wetami.

Węgry wydają się być stracone dla UE, dostaną się w łapy Putina i jego kamaryli kremlowskiej, ale my musimy Polskę odzyskać i przyciąć nosy Pinokiów, posadzić Morawieckiego na ławie oskarżonych. Jeżeli GetBack jest związany z PO, to dlaczego premier boi się komisji śledczej? Hę?

Bez żadnego trybu została przyjęta przez Sejm nowela do ustawy o IPN, z którą PiS przez pół roku obnosił się, że „nie odda ani guzika”.

Beata Szydło po przyjęciu ustawy w styczniu mówiła: – „Nie widzę powodów, żeby zmieniać ustawę o IPN”. To samo utrzymywał Andrzej Duda, który niektóre przepisy odesłał do Trybunału Konstytucyjnego. Ba, ten który przyjął na klatę odpowiedzialność za autorstwo ustawy Patryk Jaki, uzasadniał prawnicze walory: – „Polska zrobiła kopiuj-wklej tego, który od lat w PL funkcjonuje ws. „kłamstwa oświęci” [podaję za jego tweetem – dop. WM].

Tak ten rząd pracuje, stosuje bezrefleksyjne kopiuj-wklej. Tryb przyjęcia noweli do ustawy jest znamienny. 15 minut przed nadzwyczajnym posiedzeniem Sejmu wprowadzono punkt obrad – nowelizację ustawy o IPN, aby ją przyjąć też w trybie zgoła mało parlamentarnym, bez odesłania do komisji sejmowej, z trzema czytaniami ciurkiem, bez debaty. Na tę okoliczność nacjonalista Robert Winnicki zrobił pięciominutowego Reytana na trybunie sejmowej – aby marszałek Kuchciński mógł ją przegłosować.

Senat zbiera się w trybie nadzwyczajnym i Duda tego samego dnia podpisze ustawę w trybie nagłym. Dlaczego tak się dzieje? Wiele wyjaśnia wspólna telekonferencja prasowa Mateusza Morawieckiego i premiera Izraela Benjamina Netanyahu.

Nacisk władz Izraela odniósł skutek, a do tego Międzynarodowe Stowarzyszenie Adwokatów i Prawników Żydowskich (IAJLJ) złożyło w Trybunale Konstytucyjnym opinię, w której wykazuje niekonstytucyjność ustawy o IPN. Mierzyć się z prawnikami żydowskimi nikomu nie radzę.

Na pewno miały wpływ naciski amerykańskie, w tym negocjacje w sprawie stałego stacjonowania wojsk amerykańskich w Polsce, które groziły fiaskiem, a także spotkanie Dudy z Trumpem, o co tak usilnie zabiegają politycy PiS i muszą ciągle całować klamkę.

Ustawa o IPN to Waterloo tej władzy. Po niej musi przyjść Elba, a następnie Wyspa Św. Heleny. Łatwo został skruszony pisowski dogmat, że nie cofną się, nie oddadzą ani guzika.

Dzień wcześniej doszło do innej ich klęski w Luksemburgu, przesłuchania Polski w ramach Rady ds. Ogólnych w związku z uruchomieniem art. 7 Traktatu o UE.

Władze PiS się cofają pod wpływem siły, a nie argumentów. Choć społeczeństwo obywatelskie nie ma takiej siły rażenia, jak USA i Izrael, ale konsekwentna i nieortodoksyjna presja jest swoje osiągnąć. Lekcja ustawy o IPN nie może iść w las, ale w naszą polityczną mądrość.

Ustawa o IPN ma przecież zapisy dotyczące Ukrainy, ale one nie zostały znowelizowane, bo dzisiaj Ukraina w polityce PiS się nie liczy. Znamienne, iż nasz wschodni sąsiad został olany przez tę władzę, która tym samym składa kolejny prezent Kremlowi.

Macierewicza kalendarium choroby

Podchodzący do lądowania w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim myśliwiec MiG-29 rozbił się w poniedziałek 18 grudnia wieczorem w okolicach Kałuszyna na Mazowszu. Samolot pilotował 28-letni lotnik, który miał wylatane na tym typie samolotów zaledwie 200 godzin.

Wieczorem MON wydał lakoniczny komunikat: „Dziś w godzinach wieczornych (18.12) doszło do zdarzenia lotniczego z udziałem samolotu MiG-29 podczas podejścia do lądowania na lotnisku w Mińsku Mazowieckim. Życiu i zdrowiu pilota nie zagraża niebezpieczeństwo”.

Pierwsze odczucie w takiej sytuacji to ulga – na szczęście pilot wyszedł z tego „incydentu” (jak potem zaczął nazywać to zdarzenie wiceminister MON Kownacki) bez większego uszczerbku na zdrowiu. Pal licho samolot, który zamienił się w kupę złomu, cóż, wypadki lotnicze w wojsku zdarzają się na całym świecie.

W miarę jednak napływu nowych wiadomości, dotyczących tego „incydentu”, jego przebieg i późniejsza akcja ratunkowo-poszukiwawcza pilota zaczęły budzić coraz więcej wątpliwości, a nawet zdumienie ekspertów od wypadków lotniczych. Zacznijmy od tego, że poszukiwania pilota, którego samolot rozbił się około 8 km od lotniska trwały najprawdopodobniej aż trzy godziny (wojsko twierdzi, iż było to 80 – 90 minut). Dlaczego to trwało tak długo? Samolot leżał w pasie lotniska, wśród drzew, ale nie była to nieprzebyta puszcza, tylko w sumie niewielki las należący do prywatnego właściciela. Dlaczego odnaleźli go strażacy, a nie wojskowa ekipa poszukiwacza?

Oddajmy głos niezależnym ekspertom. Maciej Lasek, którego nikomu nie potrzeba przedstawiać, powiedział: – „Po wypadku samolotu MiG-29 wojsko poinformowało, że pilot użył fotela katapultowego. Teraz wiceszef MON Bartosz Kownacki zdementował te informacje. Proszę zauważyć, że z podobnym mętlikiem informacyjnym mieliśmy niestety do czynienia w przypadku pani premier Beaty Szydło i kolizji rządowej limuzyny. Wygląda więc na to, że pilot w ogóle nie opuścił samolotu przed lądowaniem awaryjnym. Z tego samolotu nie można przecież po prostu wyskoczyć. Jest się przypiętym pasami do fotela, z którym pilot opuszcza kabinę samolotu, by następnie po oddzieleniu od niego wylądować bezpiecznie na spadochronie. Jeśli nie doszło do użycia tego fotela, to prawdopodobne są dwa powody. Albo fotel nie zadziałał prawidłowo, albo w ogóle nie zostały podjęte czynności mające na celu katapultowanie się. Zapewne wyjaśni to Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego”. Dr Lasek wypowiedział się więc bardzo dyplomatycznie i ostrożnie, ale zwrócił uwagę, że jednak w wersji oficjalnej „coś nie gra”.

Znacznie bardziej kategoryczny w swojej ocenie był inny ekspert lotnictwa, major Fiszer, który w rozmowie z jednym z portali internetowych stwierdził: – „Jak można szukać pilota 3 godziny przy katapultowaniu w osi pasa w odległości 10 km, kiedy w Mińsku stacjonuje jedna z trzech w Polsce Lotniczych Grup Poszukiwawczo-Ratowniczych?”.

Na pytanie, że pojawiły się doniesienia, że pilot się nie katapultował, a spadł na ziemię, będąc w maszynie, odpowiedział: – „Słyszałem, że podobno został w kabinie rozbitego samolotu, a po lądowaniu miał z tej kabiny dopiero wysiąść i czekać na pomoc. Ile w tym prawdy? To nieprawdopodobne, by przeżyć takie zderzenie, w nocy, w lesie. Samolot ma konstrukcję dość filigranową, nie jest przewidziany na silniejsze uderzenia. (Prędkość przy lądowaniu) to co najmniej 300 kilometrów na godzinę, a nawet więcej. To są niewyobrażalne prędkości. W odległości ok. 10 km od pasa utrzymuje się prędkość ok. 450 km/h, potem ją się zmniejsza, by 4 km przed pasem osiągnąć prędkość ok. 340 km/h. Oficjalnie [w pierwszym komunikacie – przypisek JK] mówiono, że pilot się katapultował i został znaleziony kilkaset metrów przed samolotem. Stawiam na tę wersję. W fotelu katapultowym znajduje się system, który automatycznie się uruchamia i powoduje, że włącza się radiostacja nadająca sygnały ratownicze. Oprócz tego pilot ma stację ratowniczą przy sobie, w kieszeni kombinezonu, przez którą może rozmawiać. Nie wiem, czy on tej radiostacji przy sobie nie miał, czy ona działała? Czy z nikim z jakiegoś względu nie udało się nawiązać łączności? A może zapomniał, że ją ma lub nie był doszkolony?

Wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki mówi, że pilota odnaleziono po 90 minutach, podczas gdy z moich informacji wynika, że spędził w lesie ok. 3 godzin. Podobno po 1,5 godziny nawiązał kontakt telefoniczny. Najprawdopodobniej nie był w stanie powiedzieć, gdzie jest, być może ta rozmowa nie pomogła w jego odnalezieniu. Pytanie, dlaczego rozmawiał przez telefon, a nie radiostację ratowniczą?”.

Z kolei w rozmowie z TVN24 rzeczniczka Lasów Państwowych Anna Malinowska powiedziała, że „rozbity samolot znalazł w lesie mieszany patrol strażaków i leśników. Ci pierwsi ruszyli dalej i odnaleźli pilota. Natomiast leśnicy cofnęli się i zaczęli naprowadzać na miejsce wojsko”.

W oficjalnej wypowiedzi na temat katastrofy wiceminister Kownacki tłumaczył, że pierwsze informacje, jakie dotarły do ministerstwa, „były takie, że pilot został znaleziony i że się katapultował. To tylko dowodzi tego, jak należy być powściągliwym, jak mało należy mówić” – dodał.

Podkreślił, że pilot „Miał dużo szczęścia. Mimo tego, że się nie katapultował – przeżył. Naprawdę w kategoriach cudu, ogromnego szczęścia można rozpatrywać takie zdarzenie”.

Jak już pisaliśmy, tego typu „incydenty” zdarzają się w każdej armii, to nieuniknione. Nie przesądzając przyczyny wypadku pod Mińskiem, już teraz jednak można powiedzieć, choćby po skandalicznie przeprowadzonej akcji ratowniczej przez wojsko, o kompletnym chaosie, wręcz paraliżu działań armii pod kierownictwem Macierewicza nawet w tak dość prostej – w tym wypadku sprawie, jak akcja poszukiwania pilota, w warunkach pokojowych, i samolotu który rozbił się kilka kilometrów od lotniska.

Skąd jednak tytuł tego tekstu? Otóż nie o akcję ratowniczą, w której strażacy musieli wyręczyć żołnierzy tu chodzi. Po analizie faktów, a raczej sprzecznych oficjalnych doniesień, nabrałem graniczącego z pewnością przekonania, iż wypadek MIG-a stał się idealnym wprost materiałem do dokonania przez Macierewicza mistyfikacji. Otóż nie jest absolutnie możliwe, żeby po takim wypadku i zniszczeniu samolotu pilot wyszedł z tego praktycznie bez szwanku, co zauważył od razu major Fiszer. Jestem przekonany, że te wszystkie matactwa z doniesieniami na temat przebiegu katastrofy były spowodowane tym, iż Macierewicz, postanowił wykorzystać ten wypadek do podtrzymania swoich teorii smoleńskich.

Reasumując: pilot w sposób oczywisty się katapultował, inne rozwiązanie nie wchodzi w ogóle w grę, nie da się złamać praw fizyki. Takie też były, zgodne z prawdą, pierwsze doniesienia. Potem sabotażysta niszczący polską armię wpadł na pomysł, że przecież można ogłosić, że pilot cały czas był w samolocie i nic mu się nie stało, mimo że MIG zniszczył cały las. Patrzcie – oto tutaj mały samolocik (przypuszczam, że w rzeczywistości uległ kompletnemu zniszczeniu) chroni pilotowi życie i zdrowie, a w Smoleńsku wielki samolot rozpada się przy uderzeniu o ziemię i wszyscy giną? No niechybnie Tusk z Putinem podłożyli bombę. Szybko, na ile się dało, przyniesiono do samolotu fotel pilota, zresztą o szczegóły nikt nie musiał się zbytnio troszczyć, bo wojsko nałożyło na wszystkich uczestników akcji ratunkowej absolutny zakaz wypowiadania się na ten temat. A pisowskie media już triumfują – ”wypadek MIG-a obnażył ostatecznie kłamstwa Millera i Anodiny”, jak krzyczy tytuł w jednej z nich.

Warto jednak zwrócić uwagę na kilka szczegółów: otóż pilot „ma skręcony staw skokowy” – typowy uraz po niezbyt idealnym lądowaniu ze spadochronem, co nie dziwi w warunkach nocnych. A rzeczniczka Lasów Państwowych powiedziała, że najpierw znaleźli rozbity samolot, a potem ruszyli dalej i odnaleźli pilota. Ciekawe, pilot z bolesną kontuzją oddala się od rozbitego samolotu, który dużo łatwiej zlokalizować niż błąkającego się w nocy człowieka? Poza tym okoliczni mieszkańcy mówili podobno w rozmowie z reporterami, że znaczna większość tych połamanych drzew w lesie, które rzekomo miał „skosić” MIG to skutek wichury, która szalała tam kilka tygodni temu.

Jestem przekonany, że mam rację i że Macierewicz dokonał tej mistyfikacji. Już zresztą mówił, że będzie to doskonały materiał porównawczy do badania katastrofy smoleńskiej, oczywiście jako argument za zamachem. Grunt pali mu się pod nogami, boi się, że pójdzie w odstawkę i dlatego nie cofnie się przed żadnym szaleństwem, żeby zachować stanowisko. Jeśli taki był rzeczywiście przebieg wypadków i to też ujdzie mu płazem, to naprawdę nie ma już dla Polski ratunku…

(za: koduj24.pl)

Macierewicz stosuje ubeckie metody. Przypadek gen. Pytla

Przychodzą o świcie i wyprowadzają w kajdankach. To już się dzieje.

Gen. Piotr Pytel, który w jednym z wywiadów powiedział, że Macierewicz Smoleńska używa jako politycznego narzędzia, został aresztowany.

Najpierw publiczność zawiadomiła na Twitterze żona generała.

Tomasz Siemoniak przypomina Dudzie, iż to on zwrócił uwagę na ubeckie metody Macierewicza.

PiS-owcy nie liczą się z nikim. Już mamy Orwella.

Polska już jest państwem policyjnym.

Dzieje się ogromnie dużo podłości.

Dzisiaj gen. Pytel, jutro oni, a na pytania „za co”, już nikt nie będzie musiał odpowiadać.

Kaczyński zamelinował 2 krzyżackie miecze na Wawelu

Biuro Analiz Sejmowych przygotowało ekspertyzę prawną nt. reparacji wojennych od Niemców.

Wymowa jest jedna: Tak! Można ich się domagać!

Acz nie jest to jednak ekspertyza prawna, tylko publicystyka, bo BAS jest pod kontrolą PiS, więc happy end musi być taki, a inny.

40 stron publicystyki to jednak marna proza, poziomu grafomańskiego. Pewnie, jak te filmy, nad którymi pracuje resort Piotra Glińskiego, aby zaspokoić potrzeby hollywoodzkie prezesa PiS.

Jeżeli za tą publicystyka pójdzie dyplomacja poziomu Waszczykowskiego, to będziemy mieli zimną wojnę z Niemcami, a później z Unią Europejską.

Czyli wyjście z Unii Europejskiej.

I o to chodzi w tej pożal-się-boże-ekspertyzie. A swoją drogą na 40 stronach opisać historię Polski to nie lada wyczyn, jest nawet o Krzyżakach.

PiS – a w zasadzie Kaczyński – ma takie kompleksy, jak Himalaje. Tatry to za mało. Niemcy mają prosty odzew – damy reparacje, oddajcie nasze ziemie – tj. polskie Ziemie Odzyskane i Warmię i Mazury. Jak to zakpił były minister obrony: Niemcy zażądają zwrotu dwóch mieczy. Gdzie je zamelinował prezes? Czy aby nie w grobie brata na Wawelu?

Jaja jak berety!