Obama, 11.07.2016

 

top11.07.2016

 

CnDv0k9XYAA8z6I

 

PONIEDZIAŁEK, 11 LIPCA 2016

Staniszkis: Bardzo mocne słowa Obamy były ewenementem, skoro skrytykował gospodarza u niego samego

20:56
staniszkis1107_2

Staniszkis: Bardzo mocne słowa Obamy były ewenementem, skoro skrytykował gospodarza u niego samego

Jak mówiła dziś w „Kropce nad i” Jadwiga Staniszkis o słowach prezydenta Obamy o TK:

„To były bardzo mocne słowa, będące ewenementem, skoro powiedziało się to u gospodarza. Ale to nie było zaskoczenie, bo nieszanowanie prawa, czystki w mediach, paraliż Trybunału, to coś dla Amerykanów niezrozumiałego i szokującego (…) To, co robi prezydent Duda, jest dziecinne. A Jarosław Kaczyński nie rozumie, czym jest władza w UE, choćby proponując nowe traktaty”

Profesor chwaliła za to Antoniego Macierewicza:

„Jest bardzo dobrym ministrem obrony narodowej, przygotowuje nową infrastrukturę wojskową na wschodniej flance, jest bardzo dobrze przygotowany, chce opierać zbrojenia w Polsce o polski przemysł. choć szczyt NATO był sukcesem zbiorowym”

300polityka.pl

CnGrwa_WYAEIIt5

CnGoB4tXEAAixkv

Gdy szefem anteny tv zostaje partyjny grafoman, konstytucję interpretuje prokurator PRL, o pogromach uczy antysemita, jesteś w państwie PiS.

CnGdgOLWIAA2vEr

Sikorski: Kaczyński naraża nasze bezpieczeństwo

11.07.2016

– Lepiej by było dla Sojuszu, dla Polski, gdybyśmy poważnie potraktowali serio słowa Baracka Obamy. Tego się nie da zagadać i to ma wpływ na nasze bezpieczeństwo. Bo broni się tych krajów, które uważa się za jednego z nas. Paraliżując Trybunał Konstytucyjny, prezes Kaczyński nie tylko koncentruje władzę, ale także naraża nasze bezpieczeństwo – przekonywał w „Faktach po Faktach” w TVN24 Radosław Sikorski.

onet.pl

PONIEDZIAŁEK, 11 LIPCA 2016

19:45

Sikorski: Amerykanie konsultowali z opozycją, czy przenosić sprawę rządów prawa i TK na bezpieczeństwo

Amerykanie konsultowali – także z opozycją – czy przenosić sprawę rządów prawa i TK na sferę bezpieczeństwa. Wiem, że inni też prosili kategorycznie, żeby tego nie robić, bo interesy bezpieczeństwa Polski są ważniejsze niż to bezprawie, z którym mamy do czynienia. To wynik wielu lat pracy i szkoda, że szczyt, który powinien być naszym jednoznacznym sukcesem, ma taką rysę – mówił Radosław Sikorski w rozmowie z Justyną Pochanke w „Faktach po faktach” TVN24.

Dopytywany, czy istniało zagrożenie, że Amerykanie powiedzą: uporządkujcie swoją demokrację, a dopiero potem zdecydujemy się tu przyjechać, były szef MSZ stwierdził:

„Chwała Bogu tego właśnie nie zrobili, także dzięki patriotycznemu stanowisku opozycji, bo to spraw znacznie ważniejsza, o to zabiegały kolejne rządy i wreszcie mamy początek obecności na tej wschodniej flance NATO i to rzecz dobra, a nie zła”

19:44
petru10

Petru: W tym tygodniu zgłosimy kilka ustaw ułatwiających życie przedsiębiorcom

Jak mówił w „Gościu Wydarzeń” Ryszard Petru o sporze dot. TK:

„Ten spór będziemy prowadzić tak długo, jak będzie łamana konstytucja. Jeżeli będą sondaże spadały – to nieważne. Historia nas rozliczy. TK nie jest sposobem pozyskiwania [ludzi do idei]. W tym tygodniu zgłosimy kilka ustaw dla przedsiębiorców, które będą im ułatwiać życie. Z jednej trzeba proponować dobre rozwiązania dla Polski, z drugiej strony trzeba wytykać błędy rządzącym. Te dwa elementy muszą być równolegle. Ale są takie momenty, gdy trzeba być ponad podziałami. Np. słyszałem dziś wypowiedź prezes PiS o rzezi wołyńskiej, powiem szczerze, że mam bardzo podobny pogląd. Oby takich tematów było jak najwięcej, to jest też mój apel do PiS”

19:36

Sikorski: Prezesowi się pomieszało, bo artykuł był w NYT, a moja żona pracuje w konkurencyjnym WaPo

Jak mówił Radosław Sikorski w rozmowie z Justyną Pochanke w „Faktach po faktach” TVN24:

„Przyjęliśmy to z mieszanymi uczuciami [słowa Jarosława Kaczyńskiego w RZ], bo z jednej strony każdemu autorowi, historykowi, mojej żonie jest miło wiedzieć, że jej książki czyta osoba rządząca Polską, a mnie z kolei jest miło wiedzieć, że mam aż tak wpływową żonę. Prezes Kaczyński już uprzednio obwiniał moją małżonkę, że prezydent Duda nie dostał audiencji w Białym Domu. Życzę naszym konkurentom, żeby mieli u władzy tyle wpływów, które my rzekomo mamy, będąc osobami prywatnymi”

Prezesowi się chyba trochę pomieszało, bo ten artykuł był w „New York Times”, a moja żona pracuje w konkurencyjnym „Washington Post”. To nie to samo, a już takie domniemanie, że kontroluję przekaz głównych amerykańskich gazet, jest nadmiernym pochlebstwem – dodał były szef MSZ.

18:32

Jutro Błaszczak przedstawi projekt ustawy obniżającej emerytury i renty byłym funkcjonariuszom SB

We wtorek o 10:30 szef MSWiA Mariusz Błaszczak przedstawi projekt ustawy obniżającej wysokość emerytur i rent byłym funkcjonariuszom aparatu bezpieczeństwa PRL. Konferencja odbędzie się w siedzibie resortu.

17:31
bodnar_senat

RPO skarży do TK ustawę antyterrorystyczną. „Nieprecyzyjne zapisy, niekontrolowane uprawnienia służb”

W poniedziałek 11 lipca RPO zaskarżył ustawę antyterrorystyczną do TK. Jak czytam w informacji o uzasadnieniu:

„Ustawa antyterrorystyczna jest sprzeczna z Konstytucją, Kartą Praw Podstawowych Unii Europejskiej oraz Konwencją o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności – 11 lipca Rzecznik Praw Obywatelskich zaskarżył ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. 100-stronicowy dokument Rzecznika przedstawia argumenty za ułomnością poszczególnych przepisów. Pokazuje, że choć ustawa miała szczytny cel – uporządkowanie przepisów i wzmocnienie bezpieczeństwa w kraju, to napisana została tak nieprecyzyjnie i ogólnie, że służby specjalne otrzymały ogromne i niekontrolowane uprawnienia, a ludzie nie mogą mieć pewności, że nie będą na tej podstawie ścigani. Ustawa nie pozwala bowiem zrozumieć np., o kim i z jakiego powodu można zbierać informacje, kogo i za co można aresztować, czy kiedy można odciąć internet”.

Więcej na stronie RPO.

13:14

Kaczyński w 73. rocznicę rzezi na Wołyniu: To było ludobójstwo. Chcę to mocno podkreślić

Jak mówił Jarosław Kaczyński w 73. rocznicę rzezi na Wołyniu, po złożeniu kwiatów pod Pomnikiem Rzezi Wołyńskiej:

„11 lipca 1943 roku rozpoczęła się zaplanowana przez część dowództwa UPA ludobójcza operacja przeciwko polskim mieszkańcom Wołynia. To nieprawdopodobnie okrutna operacja, a zbrodnie, które tam popełniono są bez precedensu, jeśli chodzi o poziom okrucieństwa. Doszło do rzeczy naprawdę strasznych. Senat podjął w tej sprawie uchwałę – na najbliższym posiedzeniu podejmie także Sejm. W żadnym wypadku i nigdy nie możemy o tym zapominać. Nigdy nie może być tak, by tego rodzaju zbrodnia była pomijana, relatywizowana i określana jako coś mniej istotnego niż to, co wyraża słowo ludobójstwo.

„To było ludobójstwo. Chcę to mocno podkreślić. Ale chcę też przypomnieć tych Ukraińców, którzy w tym strasznym czasie bronili Polaków. Bardzo wielu z nich zapłaciło za to życie. Pamiętamy o nich, oddajemy im hołd. Wiem, że bardzo niedawno temu prezydent Ukrainy złożył tutaj wieniec. Mam nadzieję, że to dobra zapowiedź i mam nadzieję, że ukraińscy bohaterowie, którzy prowadzą dzisiaj heroiczną walkę w obronie swojego narodu będą nawiązywali do tradycji tych, którzy Polaków bronili, do tradycji sprawiedliwych, którzy w najgorszym, najbardziej przerażającym czasie potrafili ocalić to, co jest najważniejsze w człowieku – ludzką godność i empatię. To wszystko, co czyni nas ludźmi”

12:00
petru0507

Petru: Przyjdzie czas na prawdziwy audyt rządów PiS, jestem w stanie to bardzo dobrze przeprowadzić

– Przyjdzie czas na prawdziwy audyt [rządów PiS], nie ad hoc, ustny, tylko wszystko będzie na papierze – rozliczone. To jestem w stanie bardzo dobrze przeprowadzić, ale najpierw niech pokażą, co umieją – stwierdził dziś na konferencji prasowej Ryszard Petru.

 

300polityka.pl

Andrzej Olechowski w programie „Tomasz Lis.”: Andrzej Duda jest w konflikcie z konstytucją

11.07.2016

– Prezydent nie działa na rzecz utrwalenia instytucji demokratycznych. Gdyby w Polsce funkcjonował impeachment, Andrzej Duda nadawałby się do takiej procedury – stwierdził w rozmowie z Tomaszem Lisem były minister spraw zagranicznych. Olechowski stwierdził ponadto, że podjęta na szczycie NATO decyzja o rozlokowaniu żołnierzy Sojuszu „zmienia jakościowo” sytuację Polski, a także skomentował zamieszanie wokół słów Baracka Obamy wypowiedzianych w Warszawie. – Cała ta operetka jest z jednej strony głupia, z drugiej bardzo niegrzeczna wobec Amerykanów. Publikując oficjalny tekst wypowiedzi, ambasada amerykańska mówi chyba: „przestańcie kręcić” – analizował polityk.

andrzejOlechowski

onet.pl

Śledczy zrobili wszystko, ale zabójcy nie odnaleźli. 9 nierozwiązanych spraw kryminalnych

Wstrząsające, wyjątkowo smutne, skomplikowane, i te najbardziej tajemnicze – oto sprawy o zabójstwo, które śledczym nie udało się nigdy rozwikłać. Kto naprawdę zabił? Może to było samobójstwo? Tylko kto zabrał narzędzie zbrodni? Przeczytajcie te pełne niedopowiedzeń historie, które zdarzyły się może w waszym sąsiedztwie! A co jeśli morderca wciąż jest na wolności…?

Zobacz wszystkie sprawy (10)
śledczy

metrowarszawa.gazeta.pl

Dworak: Zajmiemy się kłamstwem w TVP

Agnieszka Kublik, 11.07.2016
– Przeinaczenie informacji czy też dostarczenie niepełnej informacji to bez wątpienia rodzaj kłamstwa – mówi Jan Dworak, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Obiecuje szybko rozpatrzyć skargę na „Wiadomości” za ocenzurowanie krytycznej wypowiedzi Baracka Obamy o blokowaniu Trybunału Konstytucyjnego.

Agnieszka Kublik: „Wiadomości” TVP osiągnęły skutek odwrotny do zamierzonego. Cenzurując wypowiedź amerykańskiego prezydenta Baraka Obamy o polskich problemach z praworządnością, niezależnymi mediami i władzą sądowniczą, udowodniły, że media publiczne nie są niezależne od władzy. To kompromituje „Wiadomości”?

Jan Dworak: Tak, to ostre określenie, w tym przypadku uprawnione. I to niezależnie od tego, czyje i jakie słowa zostały ocenzurowane przez redaktorów dziennika. Można różnie interpretować czyjeś wypowiedzi, ale ich przeinaczanie lub cenzurowanie dziennikarsko i etycznie dyskwalifikuje tego, kto to robi.

„Wiadomości” zrobiły to na użytek sytuacji wewnętrznej, ale będzie to miało skutki i za granicą. Już „Washington Post” o tym napisał, a tę gazetę czyta cały świat. I już wie, że w Polsce media publiczne należące do rządu tak przeinaczyły słowa prezydenta USA, że można było zrozumieć, że nie wytknął nam braków w praworządności, a pochwalił polską demokrację.

Prezes TVP Jacek Kurski, odwołując z funkcji szefa „Wiadomości” Piotra Kraśkę, mówił, że wiadomości mogą być dobre lub złe, byle były prawdziwe i jak najdalej od polityki.

– To się nie udało, co zresztą niemal codziennie widać w „Wiadomościach”. Gdy oglądałem te „Wiadomości”, które ocenzurowały prezydenta Obamę, przypomniała mi się sytuacja z drugiej połowy lat 70., kiedy do Polski przyjechał prezydent USA Jimmy Carter.

Wtedy Amerykanie wywalczyli sobie, że będzie nadana konferencja prasowa Cartera bez żadnych zmian i skrótów. Współpracowałem wtedy z niezależnym pismem „Opinie”, nie wpuszczono nas na tę konferencję. Prezydent Carter napomknął, że nie wszyscy dziennikarze się dostali, ale odpowie i na te pytania, które zostały wysłane. I rzeczywiście odpowiedział. Nawet komuniści nie posunęli się do tego, żeby te słowa cenzurować.

Chce pan powiedzieć, że teraz w TVP jest gorzej niż za komuny?

– Nie, nie chciałbym czynić takich uogólnień. Porównuję tylko dwie konkretne sytuacje, by pokazać, że nawet w czasach, kiedy telewizja służyła wyłącznie celom ideologicznym, PRL-owskie władze nie ośmieliły się zrobić tego, co teraz zrobiły władze PiS. Pod tym względem jest gorzej.

I teraz media publiczne służą ideologii. Jak mówi prezes PiS Jarosław Kaczyński, te media mają dawać władzy osłonę.

– Dlatego dziś trudno mówić o telewizji publicznej. Są trzy zasady, którym powinny służyć media publiczne – tworzenie pola do swobodnej debaty publicznej, działanie na rzecz spójności społecznej i krytyka władzy. Obecna TVP tych zasad nie przestrzega. Jest krytyczna wobec opozycji, co jest dziwaczne i sprzyja obozowi władzy. Tak dzieje się w systemach niedemokratycznych.

W sobotę skrytykowałam „Wiadomości” m.in. za przeinaczanie słów Obamy. Co z tą skargą zrobi KRRiT?

– Szybko ją rozpatrzymy. Sprawa wydaje się prosta i oczywista. „Wiadomości” w materiale o prezydencie Obamie zniekształciły jego słowa o praworządności w Polsce. Przeinaczenie informacji czy też dostarczenie niepełnej informacji to bez wątpienia rodzaj kłamstwa. Muszę się tylko zastrzec – „jeśli to się potwierdzi”. To taka formuła, bo nie badaliśmy tej sprawy, mówię to jako widz „Wiadomości”, moim zdaniem nadużycie jest w tym przypadku ewidentne.

To nie pierwszy przypadek, kiedy „Wiadomości” manipulują faktami, przeinaczają je czy przemilczają. Potwierdziła to przygotowana w tym roku na wiosnę na zlecenie KRRiT analiza pod kierunkiem prof. Maciej Mrozowskiego z Uniwersytetu SWPS.

– Tak, to rzeczywiście jest linia postępowania redaktorów dziennika i władz TVP. Publiczna telewizja traci na tym wizerunkowo, trudno już ją traktować jako naprawdę publicznego nadawcę.

Poprosimy teraz TVP o przesłanie nam tych wydań „Wiadomości”. I możliwie szybko się tą skargą zajmiemy. Możemy nie zdążyć, nasza kadencja upływa 4 sierpnia, ale postaram się zrobić wszystko tak, by ocenić „Wiadomości”.

Chcemy też zapytać o powody takich dziennikarsko nieetycznych działań prezesa Kurskiego. Zaprosimy prezesa Kurskiego do nas na spotkanie. Pytanie, czy będzie chciał nasze zaproszenia przyjąć.

Jeśli KRRiT potwierdzi, że „Wiadomości” były nierzetelne, że naruszyły ustawowy zapis, że obowiązkiem TVP jest dostarczanie informacji, możecie telewizję ukarać?

– Za takie naruszenia ustawy medialnej, za nierzetelność dziennikarską, prawo nie przewiduje kary. Co ma swoje dobre i złe strony. Jestem przeciwnikiem używania prawa przeciwko wolności słowa, co nie znaczy, że nie należy walczyć z nadużyciami wolności słowa.

szef

wyborcza.pl

PiS czyści komisję Laska

Mariusz Jałoszewski, 11.07.2016

Maciej Lasek

Maciej Lasek (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Zostanie powołana nowa Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Jej obecni członkowie na czele z Maciejem Laskiem, który rozbrajał wybuchowe „rewelacje” smoleńskie Macierewicza, zostaną zwolnieni ustawą.

Czystki personalne w PKBWL przewiduje złożony w Sejmie przez posłów PiS projekt zmian w prawie lotniczym. Członkowie komisji stracą swoją funkcje 30 dni po wejściu w życie ustawy, która rozwiąże zawarte z nimi umowy o pracę.

Wyboru nowych członków tak jak do tej pory dokona minister infrastruktury i budownictwa, ale tylko na cztery lata (poprzedni – bezterminowo). Powoła nowego przewodniczącego na cztery, a nie jak do tej pory pięć lat, i jego zastępców. W skład komisji mają wchodzić – jak do tej pory – specjaliści prawa lotniczego, szkolenia i ruchu lotniczego oraz eksploatacji lotniczej, inżynierowie – konstruktorzy lotniczy. Komisja będzie mogła też zatrudniać ekspertów z zewnątrz.

Nowością jest to, że w komisji nie będzie już lekarzy specjalistów, prawdopodobnie dlatego, że takich lekarzy jest mało. Najważniejszą zmianą jest jednak to, że członkowie komisji będą powoływani na czteroletnie kadencje. Do tej pory byli wyznaczani przez ministra do prac w komisji bezterminowo. Miało to swoje zalety, bo dawało członkom komisji większe gwarancje niezależności i stabilności pracy, co budowało większe zaufanie do ich pracy oraz raportów z badań wypadków lotniczych.

– Wprowadzenie kadencyjności dla członków komisji ogranicza możliwość pozyskania specjalistów oraz jest nieracjonalne z punktu widzenia wydawania środków publicznych. Wyszkolenie osoby badającej wypadki lotnicze do poziomu samodzielnego badacza trwa z reguły dwa lata. Ważne jest także zyskanie zaufania i akceptacji środowiska lotniczego. Rezygnacja z takiej osoby po upływie czterech lat powoduje, że ten proces trzeba będzie rozpocząć od nowa – mówi „Wyborczej” Maciej Lasek. Dodaje: – W tej chwili w PKBWL pracują specjaliści ze stażem kilkunastoletnim. Nie ma podstaw merytorycznych, aby z nich rezygnować.

Projekt daje ministrowi możliwość powołania do nowej PKBWL jej dotychczasowych 16 członków. Jeśli nie zostaną powołani, dostaną trzymiesięczne odprawy. Projekt posłów PiS zapewne zostanie uchwalony szybko, a nowa PKBWL będzie powołana jeszcze w tym roku.

Obecny szef komisji Maciej Lasek był znany z tego, że przewodził specjalnemu zespołowi powołanemu przez premiera Donalda Tuska, który wyjaśniał opinii publicznej przyczyny katastrofy w Smoleńsku oraz prostował kłamstwa na ten temat parlamentarnego zespołu Antoniego Macierewicza.

Część członków PKBWL zasiadała też w tzw. komisji Jerzego Millera, wtedy ministra spraw wewnętrznych, (w tym Maciej Lasek), która zbadała przyczyny katastrofy prezydenckiego tupolewa w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r., w której zginęło 96 osób. Jej raport wymienia błędy – głównie po stronie polskiej załogi Tu-154 oraz kontrolerów z wieży w Smoleńsku – które doprowadziły do wypadku.

PiS od początku podważa dotychczasowe ustalenia komisji Millera i dystansuje się od śledztwa, które prowadziła prokuratura wojskowa. Od nowa prowadzi swoje śledztwo, a szef MON Antoni Macierewicz powołał w MON podkomisję ds. katastrofy pod Smoleńskiem.

Maciej Lasek podkreśla, że projekt PiS powiela w większości zapisy projektu, którego nie udało się uchwalić przed ostatnimi wyborami (PiS dołożył kadencyjność oraz wygaszenie umów o pracę obecnym członkom komisji).

Czy zapowiedziana czystka w komisji to polityczny odwet za pracę niektórych jej członków przy ustalaniu przyczyn katastrofy w Smoleńsku? – Niestety, zaproponowane przepisy przejściowe [dotyczą wygaszenia umów] sprawiają wrażenie, że w tej nowelizacji, która była przygotowana bez udziału komisji, chodzi o coś innego niż o poprawę bezpieczeństwa lotniczego – uważa Maciej Lasek.

Zobacz także

piSczyści

wyborcza.pl

 

CnGALvpXgCoM5BS

Konferencja rządu po szczycie NATO: „Gdyby nie przywództwo Jarosława Kaczyńskiego, ten sukces nie byłby możliwy”

Gazeta.pl, 11.07.2016

W poniedziałek odbyła się konferencja prasowa Beaty Szydło i jej ministrów, podsumowująca szczyt NATO. Wzajemnym podziękowaniom nie było końca. Antoni Macierewicz podkreślił, że tylko dzięki zmianie władzy, szczyt miał szansę na sukces. Szef MON wskazał także ojca tego sukcesu.

rząd

gazeta.pl

Dziurawa pamięć Prezesa

Jarosław Kaczyński ze słów prezydenta Baracka Obamy* zapamiętał, że byliśmy i jesteśmy dla świata wzorem demokracji. W czasach szkolnych miałam kolegę, który z całej lekcji poświęconej bitwie pod Grunwaldem zapamiętał jedynie to, że była. Jednak na podstawie zasobów pamięci mojego kolegi nikt nie tworzy podręczników historii.

Pamięć Jarosława Kaczyńskiego podpowiada mu, że w stanie wojennym najgorzej mieli ludzie, którymi bezpieka się nie interesowała. Internowani mieli dobrze, aresztowani też nieźle, ale ci którym pozwolono stan wojenny przeczekać w domu w ciepłych kapciach byli naprawdę najbardziej poszkodowani. Pamięć Stanisława Piotrowicza tworzy opowieść o bohaterskich prokuratorach, którzy w stanie wojennym zajmowali się działaczami opozycji.

Ponoć to właśnie ci prokuratorzy najbardziej zapisali się w walce z komuną. Prawdopodobnie pamięć Andrzeja Kryże za najwaleczniejszych uważa sędziów, którzy w stanie wojennym skazywali działaczy opozycji. Nie zdziwiłabym się, gdyby pamięć członków PiS upatrywała w działaczach opozycji w latach 70. i 80. największego zagrożenia dla demokracji.
Idźmy dalej z ta pamięcią. Jarosław Kaczyński i Stanisław Piotrowicz pewnie razem pokonali komunizm i wywalczyli dla nas demokrację. Dzięki staraniom członków obecnego PiS dziś jesteśmy w Unii Europejskiej i w NATO. Pierwszym legalnie wybranym Prezydentem RP był Lech Kaczyński.

Gdyby sięgnąć pamięcią w dalsze czasy, to ani chybi przodkowie członków zarządu PiS wywalczyli niepodległość Polski w 1918 r,. a w powstaniu warszawskim uczestniczyli ludzie o mentalności współczesnych kiboli. Przodkowie członków PiS w II wojnie walczyli o Polskę w armii gen. Andersa, a przodkowie członków wszystkich partii opozycyjnych byli albo dekownikami, albo żołnierzami idącymi od kraju ze Wschodu.

Fakt, że Jarosław Kaczyński ze słów prezydenta Baracka Obamy zapamiętał, że byliśmy i jesteśmy dla świata wzorem demokracji, dużo mi wyjaśnia i powoli przestają się dziwić, że od kilku miesięcy „Wiadomości” i niektóre media prawicowe dostarczają mi ciekawostek historycznych, które do niedawna wydawałyby mi się śmieszne, a dziś zaczynają wypierać rzetelną wiedzą historyczną. Po prostu zaczyna się tworzyć historię naszego kraju na podstawie pamięci Prezesa, która najwyraźniej nie jest już najlepsza.

Iwona Leończuk

Pełny tekst wystąpienia prezydenta Baracka Obamy, przetłumaczony przez ambasadę USA znajdziecie TUTAJ.

dziurawa

naTemat.pl

 

CnFskR7WIAAa7ew

 

CnFsk_pWAAEKtHV

Komisja Wenecka bada ustawę PiS o TK. Radio Zet: Wstępna opinia jeszcze w tym tygodniu

TS, 11.07.2016

Komisja Wenecka wydała opinię ws. noweli ustawy dot. Trybunału Konstytucyjnego

Komisja Wenecka wydała opinię ws. noweli ustawy dot. Trybunału Konstytucyjnego (Gazeta.pl)

• Komisja Wenecka ma wydać opinię na temat nowo przyjętej ustawy o TK
• Radio Zet: Wstępna treść opinii najprawdopodobniej pod koniec tygodnia
• O pilne sprawdzenie ustawy prosił KW sekretarz generalny Rady Europy

Jak dowiedziało się Radio Zet, jeszcze pod koniec tego tygodnia ma pojawić się wstępna opinia Komisji Weneckiej na temat przyjętej niedawno ustawy o Trybunale Konstytucyjnym autorstwa PiS. Prośbę o zbadanie zmian w polskim prawie wystosował do Komisji Weneckiej sekretarz generalny Rady Europy Thorbjorn Jagland.

Dowiedz się więcej:

O co chodzi w sporze o Trybunał Konstytucyjny?

PiS uważa, że konflikt rozpętała koalicja PO-PSL. Ustępujące władze „na odchodne” wybrały 5 sędziów. PiS tego wyboru nie uznało i – po dojściu do władzy – wybrało 5 nowych sędziów, a także przegłosowało własną ustawę o TK. Prezydent zaprzysiągł sędziów wybranych głosami PiS, chociaż opozycja i część konstytucjonalistów uznała ich wybór za niezgodny z konstytucją. Tymczasem TK za niekonstytucyjną uznał PiS-owską nowelizację ustawy o Trybunale. Rządzący jednak nie uznają tego wyroku i odmawiają jego publikacji, co wzbudziło protesty społeczne i ściągnęło na Polskę krytykę Unii Europejskiej.

Dlaczego Komisja Wenecka zainteresowała się Polską?

O opinię Komisji Weneckiej na temat uchwalonej w grudniu ubiegłego roku nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym zwrócił się minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Komisja wydała bardzo krytyczną opinię.
Najważniejszy wniosek był następujący: „Osłabianie wydajności Trybunału podważy demokrację, prawa człowieka i rządy prawa w Polsce”. Jak stwierdzili członkowie Komisji, „zarówno poprzednia, jak i obecna większość w
polskim parlamencie podjęły niekonstytucyjne działania”. Komisja skrytykowała rząd Beaty Szydło za odmowę publikacji wyroku TK.

Co Komisja Europejska zarzuca polskim władzom?

W styczniu Komisja Europejska rozpoczęła wobec Polski procedurę ochrony praworządności w związku ze sporem wokół Trybunału Konstytucyjnego. Wiceprzewodniczący Komisji Frans Timmermans po wizycie w Polsce uznał, że punktem wyjścia do rozwiązania kryzysu wokół TK powinna być publikacja i wdrożenie jego wyroku o niezgodności z konstytucją nowelizacji ustawy o TK, przygotowanej przez PiS. Rząd Beaty Szydło postanowił jednak nie publikować wyroku Trybunału Konstytucyjnego.

komisjaWenecka

Dzisiejsza wypowiedź europosła Ujazdowskiego, b. wiceprezesa PiS. Wzmocnij głos rozsądku w PIS i UDOSTĘPNIJ!.

CnFWAHyWEAQW3a-

gazeta.pl

Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę… 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego

Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Podziel się

Nieznane historie z udziałem szefa MON Antoniego Macierewicza, opis wypadku samochodowego, który mógł być zamachem na życie i spotkanie z Krystyną Pawłowicz. Te wątki znalazły się w najnowszej książce Jarosława Kaczyńskiego zatytułowanej „Porozumienie przeciw monowładzy”. Wybraliśmy 12 cytatów, które zdradzają nieznane fakty z życia prezesa Prawa i Sprawiedliwości i ważnych postaci w polskiej polityce. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa ZYSK I S-KA.

„Antoni Macierewicz ukrywał się u znajomych w wielkim bloku na Marymoncie, w którym mieszkał i mieszka do dziś. Doszło tam kiedyś do pewnej sceny. On, jego żona Hanka i ja rozmawialiśmy w łazience, by nie zapalać światła. Właściciele byli na urlopie i mieszkanie miało być puste. Antoni siedział na zamkniętym sedesie i wygłaszał bardzo bojowe tyrady. Jedną z nich zakończył słowami:

-Niech mnie rozstrzelają!

-Dobrze, rozstrzelają cię, ale na razie siedzisz na sedesie – odparła Hanka.

Roześmialiśmy się. Zabiegałem wtedy, by ewakuować go przy pomocy pogotowia ratunkowego. To się nie udało, ale powiódł się pomysł wyprowadzenia z bloku w kobiecym przebraniu.”

 

„Wracając do roku 1985, pamiętam jedno nieważne wydarzenie. W sierpniu wybrałem się z Leszkiem na wakacje do przyjaciół, którzy mieli chatkę w Borach Tucholskich. Jechaliśmy z Gdańska, przez Starogard i Skórcz, a później już lasem, w sumie niewiele ponad sto kilometrów. Marylka była niezwykle ostrożnym kierowcą. Samochód, jak zawsze podczas takich wypraw, był bardzo załadowany – Marylka, Leszek, Marta, wtedy małe dziecko, ja, pies i mnóstwo bagaży na tylnym siedzeniu. Wszystko w maluchu, czyli małym fiacie 126p. Podróż trwała długo.

Po drodze, jeszcze przed Starogardem, pojawiła się tęcza, od krańca do krańca nieba. Uznaliśmy to z Leszkiem za bardzo dobry znak. Zawsze lubiliśmy zobaczyć tęczę. Rzeczywiście zbliżały się zmiany.”

 

„Doskwierał brak kartek na żywność. Dość szybko dowiedziałem się, choć nie pamiętam już skąd, że można je kupić na Bazarze Różyckiego, a także jak to zrobić. Wyruszałem tam co miesiąc. Wchodziłem w głąb bazaru na mały placyk, stałem. Po chwili podchodziła do mnie pani, jak można było sądzić ze stylu bycia, emerytowana przedstawicielka najstarszego zawodu, i pytała:

-Czego potrzebujesz, misiu?

-Kartek – odpowiadałem.

-Umysłowej czy fizycznej? – Padało kolejne pytanie. Odpowiadałem, że potrzebuję fizycznej kartki, bo to było cztery kilo mięsa lub wędlin, a nie dwa i pół. I za niemałą, ale też nie tak wygórowaną sumę kupowałem kartkę fizyczną.”

 

„W dniu pierwszego posiedzenia Senatu spotkała mnie dziwna przygoda. Przybyłem rano do Sejmu, coś zjadłem, wypiłem jedno piwo, po czym pojechałem do Hotelu Europejskiego, aby porozmawiać z Lechem Wałęsą. Nie zastałem go, ale spotkałem braci Krzysztofa i Ryszarda Puszów z kolegą. Poszliśmy do apartamentu i poczęstowano mnie koniakiem. Wypiłem niewiele, może dwa kieliszki i bardzo kiepsko się poczułem. Biznesmen odwiózł mnie do domu nowym mercedesem i tam wręcz zwaliłem się na łóżko, jak mi później mama powiedziała – blady jak nieboszczyk. Przeleżałem dwadzieścia cztery godziny.

Nie wiem, czy coś w tym koniaku było, czy to jakaś dziwna reakcja na alkohol, powtarzam – w niewielkiej ilości. W każdym razie później przez lata odrzucało mnie od mocnych alkoholi. Nie uczestniczyłem więc w pierwszym posiedzeniu Senatu, czyli nie złożyłem przysięgi, musiałem czekać na kolejne posiedzenie.”

 

„Miałem za sobą doświadczenie z próbami wytaczania procesów Wałęsie i jego ludziom. W wypadku Wałęsy, który w pewnym momencie oskarżył mnie o homoseksualizm (takie to były czasy, że to było oskarżeniem), Sąd Najwyższy stwierdził, że immunitet prezydenta obejmuje także sprawy cywilne.”

 

„Niedługo po wyborach [w 1993 r. – red.], w czasie kryzysu w partii, zgłosił się do mnie starszy pan, tak go przynajmniej odbierałem, z następującym przekazem: jestem ze służb, ale mam sumienie i dlatego informuję pana, że ktoś, nie wiadomo kto, wynajął (może wydał polecenie służbowe, to też było niejasne) byłego majora SB z Katowic, bardzo niebezpiecznego człowieka, żeby się z panem rozprawił.

Co to miało oznaczać, nie było dopowiedziane, ważna była rada, którą otrzymałem. Niech pan wyjedzie na jakiś czas z Warszawy. Gdybym rzeczywiście wyjechał, bez wątpienia przegrał w partii. Cel przedsięwzięcia był jasny. Z całą pewnością nie moi koledzy je zorganizowali.”

 

„Wpadłem jeszcze na chwilę do siedziby PC, która przez kilka miesięcy mieściła się na rogu ulic Rakowieckiej i Puławskiej (…). Dom, w którym było mieszkanie, określiłbym jako specyficzny. Można powiedzieć, obciążony ciągle następstwami komunistycznej polityki osiedlania w porządnych kamienicach rodzin lumpenproletariackich. Spotykało się w nim osobników dosłownie sinych, wręcz rozkładających się na skutek alkoholizmu, pewnie pili tak zwane wynalazki. Można było spotkać sporo młodzieży marnego autoramentu, w tym handlującej narkotykami. Zachowywali się fatalnie i zdarzało się, że zwracałem im uwagę. (…).

W czasie podróży do Elbląga zdarzył się wypadek, z którego tylko dzięki wielkiej sprawności Tadka Kopczyńskiego wyszliśmy cało. Potrafił uniknąć czołowego zderzenia, wpadliśmy do rowu. Przyczyną było to, że spadła nam opona w lewym przednim kole. Przypominają mi się tutaj sprawy z kampanii antywałęsowskiej.

Powodem, który później stwierdzili policjanci, było lekkie odkręcenie zaworu powietrza. Opona miękła i przy wyprzedzaniu mocniej obciążona spadła. Zaczęliśmy tańczyć na szosie. W końcu wpadliśmy do rowu i przewróciliśmy się na dach. Byłbym pewien, że to robota (zemsta) tych od narkotyków, przed wyjazdem samochód stał przez nikogo niepilnowany na podwórku, gdyby nie pewne wydarzenie, które miało miejsce po wypadku. Wyglądało wszystko groźnie, przewracaliśmy się i to koziołkując, ale nic nam się nie stało. Nastąpił tylko wybuch i pasy przycisnęły nas do foteli. Zatrzymało się wiele samochodów, wezwano pogotowie, lekarz koniecznie chciał nas zabrać do szpitala. (…)

Pojawił się też starszy pan, który zaczął rozmowę. Mówił mi, że jestem blady i tłumaczył, w jak strasznej sytuacji przed chwilą byłem. Wyglądało, jakby straszył. Nie mogłem go sobie początkowo przypomnieć. Miałem wrażenie, że widzę go nie pierwszy raz. Po dłuższym czasie uświadomiłem sobie, że to chyba ten sam, który przyszedł mnie straszyć w 1993 roku. Pewien do dziś dnia nie jestem i nie da się z całą pewnością rozstrzygnąć, kto odkręcił zawór.”

 

„Kuronia poznałem dopiero w 1977 roku na naradzie u Piotra Naimskiego. Zaczęło się od zgrzytu, który potem niektórzy żartobliwie nazywali „aferą krzesłową”. W mieszkaniu, gdzie się spotykaliśmy, zawsze brakowało krzeseł. Gdy wszedł Jan Józef Lipski, ustąpiłem mu miejsca. Wiedziałem, że był chory, do tego kolega mojej mamy ze studiów i pracy, i siwa głowa. Jednak Lipski zajął inne miejsce. Usiadłem więc z powrotem, nie zwracając uwagi na to, że do wolnego krzesła przymierzał się ochoczo Kuroń. Zapamiętał to i gdy kiedyś przyszedłem do niego w jakichś sprawach, długo nie dawał mi krzesła. Nie ukrywam – to mnie rozbawiło.”

 

„Wałęsa miał dwie słabości, o których może się nie mówi: lubił rozwiązywać krzyżówki i rozmawiać przez telefony stojące na jego biurku. Czasem ludzie przypadkowo dodzwaniali się na jeden z nich. Od odbierał, gawędził i na koniec informował rozmówcę, do kogo się dodzwonił.

-Do prezydenta? – głos niedowierzania.

-Tak. Do Lecha Wałęsy.

-Jaja pan sobie robisz! – zwykle odpowiadał zdumiony rozmówca.

Takie sytuacje bardzo bawiły Wałęsę.”

 

„Nie zapomnę Aleksandra Kwaśniewskiego podbiegającego ze szklanką wody do jednego z kolegów, którego wyraźnie na mównicy straszliwie suszyło. Brzydka złośliwość, bo sam Kwaśniewski nie należał do frakcji abstynenckiej. Wbił mi się w pamięć siedzący w restauracji, w towarzystwie trzech zdobnych pań, Izabelli Sierakowskiej, Danuty Waniek i Anny Bańkowskiej, zamawiający, jak mówił „coś zdrowego”, czyli koniak. I co tutaj dużo mówić, widać było niekiedy, że ten koniak na niego działał.”

 

„Nieporównanie sympatyczniejszą protegowaną Wałęsy była Krystyna Pawłowicz. Z nią także rozmawiałem, poznałem ją przedtem. Wiedziałem, że jest doktorem prawa. Gdy zapytała mnie, czy może liczyć na poparcie, odpowiedziałem odmową, ale też bezwiednie niemałym komplementem. Odwołałem się mianowicie do jej bardzo młodego wieku, mówiąc, że przecież osoba przed trzydziestką nie może zostać szefem ważnej instytucji. Tak wyglądała. Powiedziała mi wtedy, ile ma naprawdę lat, nie będę powtarzał. Moja dzisiejsza klubowa koleżanka zachowała się godnie, więcej nie prosiła o wsparcie.”

 

„PdP ruszyło też w podróż po Polsce. Jeździłem na ogół ze Stefanem Niesiołowskim. Dziś może się to wydawać niemożliwe, ale były to miłe podróże. (…) Było z nim wesoło, interesująco, opowiadał mnóstwo anegdot z dalszej i bliższej przeszłości. (…) Można powiedzieć, że była to sielanka. Szczególnie jeśli porównać z wyjazdami w towarzystwie Ryszarda Czarneckiego. Nie dlatego, żeby wtedy (gdy nie był jeszcze szefem ZChN) działo się coś szczególnie złego. Chodzi o niebywały apetyt mojego młodszego kolegi.

Nie miałem zwyczaju zatrzymywać się na posiłki, nawet na bardzo długich trasach, chyba że jechałem na nocleg, gdzie nie będzie kolacji. Pamiętam, jakie zdziwienie wywołałem, wkraczając wczesną nocą do pewnej jadłodajni, z której korzystali kierowcy tirów. Gdy jeździłem z innymi, musiałem czasem iść na ustępstwa i raz podczas drogi się zatrzymać. Niesiołowski też zwykle chciał coś zjeść i trudno, stawaliśmy. Z Czarneckim było inaczej.

Najlepiej pokazuje to jedno zdarzenie. Wyjechaliśmy z Warszawy i już po kilkudziesięciu kilometrach poprosił, żeby się zatrzymać, bo musi coś zjeść. Cóż robić, zatrzymujemy się, ja w tej sytuacji też coś zamawiam i nagle słyszę: ja już czuję, że za chwilę będę głodny, kilkadziesiąt kilometrów stąd jest taka pizzeria, naprawdę, proszę, postawię, ale muszę i tam coś zjeść. Tu już trafił na mój zdecydowany opór. Gdy jechaliśmy razem, ciągle wiercił mi dziurę w brzuchu.”

 

Wszystkie zdjęcia

  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego
  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego
  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego
  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego
  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego
  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego
  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego
  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego
  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego
  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego
  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego
  • Tajemniczy wypadek, Macierewicz przebrany za kobietę... 12 najlepszych fragmentów z książki Kaczyńskiego

tajemniczy

gazeta.pl

TVP. Marcin Wolski nowym szefem telewizyjnej Dwójki

kospa, 11.07.2016

Marcin Wolski, nowy dyrektor TVP 2

Marcin Wolski, nowy dyrektor TVP 2 (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Dziennikarz i satyryk Marcin Wolski zostanie dyrektorem TVP 2 – podaje „Presserwis”. – Wszystko ma się dopełnić, dziś wieczorem – potwierdza Wolski.

Marcin Wolski zastąpi na tym stanowisku Macieja Chmiela, który jak pisaliśmy przed kilkoma dniami, został przesunięty na stanowisko dyrektora biura handlu TVP.

Chmiel został dyrektorem TVP 2 po przyjęciu przez PiS pod koniec ubiegłego roku tzw. małej ustawy medialnej. Umożliwiła ona wymianę władz w mediach publicznych, a w konsekwencji pozbycie się niewygodnych i nielubianych przez nową władzę dziennikarzy. Związany ze środowiskiem tzw. dziennikarzy niepokornych Chmiel był wcześniej publicystą tygodnika „Do Rzeczy”.

Jego odwołanie miało mieć związek z fatalnymi wynikami oglądalności TVP 2. Pod koniec czerwca telewizyjna Dwójka odnotowała historycznie niski wynik – 5,33 proc. (udział tygodniowy, dane Nielsen Audience Measurement przygotowane na zlecenie portalu WirtualneMedia.pl).

Wolski również publikuje w „Do Rzeczy”. Od lipca 2006 r. do kwietnia 2007 r., a więc za poprzednich rządów PiS, był dyrektorem Programu I Polskiego Radia. Jest wiceprezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

Obecnie jest jednym z prowadzących w TVP Info program „W tyle wizji”.

Pytany przez „Presserwis” o tę nominację, mówi: – Wszystko ma się dopełnić, dziś wieczorem.

Zobacz także

jest

Marcin Wolski, nowy szef TVP 2, do sztambucha:

CnFFYoNWgAA6HeP

wyborcza.pl

Kompromitacja ludzi Ziobry. Zatrzymany przez CBA prezes Aeroklubu Polskiego miażdży postawione mu zarzuty

Ludzie Zbigniewa Ziobry przed postawieniem zarzutów zapomnieli sprawdzić daty.
Ludzie Zbigniewa Ziobry przed postawieniem zarzutów zapomnieli sprawdzić daty. Fot. Sławomir Kamiński / AG

Dotychczas Centralne Biuro Antykorupcyjne zachowywało się spokojniej niż za rządów Mariusza Kamińskiego. Dzięki temu unikało wpadek, tak charakterystycznych dla tamtego okresu. To się skończyło.

CBA, które prowadzi śledztwo ws. korupcji w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, zatrzymało w zeszłym tygodniu kilka osób. Wśród nich Włodzimierza Skalika, prezesa Aeroklubu Polskiego. Podległa Zbigniewowi Ziobrze Prokuratura Krajowa zarzuciła mu wręczenie korzyści majątkowej posłowi w zamian za przeforsowanie korzystnych dla niego przepisów w prawie lotniczym.

Po wypuszczeniu z aresztu Skalik wydał oświadczenie, w którym po prostu miażdży zarzuty podległych Zbigniewowi Ziobrze prokuratorów. Przestępstwo miało polegać na tym, że Skalik za darmo zawiózł samolotem posła poprzedniej kadencji na konferencję branżową, zapewniono mu też darmowy pobyt w centrum konferencyjnym. W zamian miał wpłynąć na ustawę o ruchu lotniczym.

WŁODZIMIERZ SKALIK

prezes Aeroklubu Polskiego

Wyjazd, w którym uczestniczyłem miał na celu ustalenie możliwości organizacji międzynarodowej imprezy lotniczej pod auspicjami FAI (Fédération Aéronautique Internationale – The World Air Sports Federation) w Lozannie.

Zarzut wpływania przeze mnie na kształt przepisów jednej z ustaw jest o tyle bezzasadny, iż zmian, o których mowa w stawianym mi zarzucie, dokonano dużo wcześniej niż termin wyjazdu, w którym uczestniczyłem.

Mój udział w pracach ustawodawczych był zgodnym z prawem, oficjalnym działaniem podejmowanym przeze mnie z tytułu pełnienia funkcji Prezesa Aeroklubu Polskiego. Do działań takich jestem statutowo oraz ustawowo zobowiązany. Czytaj więcej

Wygląda więc na to, że zbrojne ramie nowej władzy w pogoni za mitycznym układem znowu nie sprawdziło podstawowych faktów. A później z naszych podatków będziemy płacić odszkodowania.

kompromitacja

naTemat.pl

Kolenda-Zaleska nie wytrzymała. Do rzecznika rządu: „To świństwo”. Teraz tłumaczy i… uderza jeszcze mocniej

TS, 11.07.2016

Katarzyna Kolenda-Zaleska

Katarzyna Kolenda-Zaleska (Fot. Sławomir Kamiński / AG)

• Kolenda-Zaleska o wystawie „Polska w NATO”: „To jest po prostu świństwo”
• „Trzeba nazywać rzeczy po imieniu” – stwierdziła po głośnym wywiadzie
• Na wystawie pominięto m.in. Lecha Wałęsę oraz Bronisława Geremka

 

– Tu chodzi o elementarną prawdę historyczną i nie udawajmy, że jest inaczej. Kto jak nie dziennikarz ma prostować ewidentne manipulacje czy przekłamania –skomentowała dla serwisu WirtualneMedia.pl swoje słowa o „świństwie” rządu Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka TVN24. I dodała: – Bardzo mnie drażni taka hipokryzja, co jest na rękę tym, którzy dokonują owych przekłamań. Nie uważam, że wyszłam z roli dziennikarza. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. To jest właśnie rola dziennikarza.

Dowiedz się więcej:

Co o wystawie „Polska w NATO” powiedziała Kolenda-Zaleska?

W rozmowie z rzecznikiem rządu, Rafałem Bochenkiem, dziennikarka odniosła się do wystawy w PGE Narodowym. – Jest wystawa, którą oglądają wszystkie delegacje, „Polska w NATO”, i nie ma tam Geremka, Kwaśniewskiego, Nowaka-Jeziorańskiego i Brzezińskiego, bez których Polska nie weszłaby do Sojuszu – powiedziała. – Wie pan co? To jest po prostu świństwo, to jest świństwo! – oceniła.

Jak na słowa Kolendy-Zaleskiej o wystawie zareagował rzecznik rządu?

Rafał Bochenek stwierdził, że „wszyscy zdają sobie sprawę” z tego, iż był to „wysiłek wielu osób i wielu lat pracy”. Dopytywany, dlaczego rząd nie pokazał m.in. Bronisława Geremka, stwierdził: – Polacy o tym wiedzą, doskonale o tym wiedzą, dlatego ja nie czepiałbym się akurat jakichś niuansów.

Jak ideę wystawy „Polska w NATO” tłumaczy Antoni Macierewicz?

– Oczywiście nie odbieram zasługi tym, którzy podpisywali akt wejścia Polski do NATO. Oni są obecni we wszystkich podręcznikach i na pierwszych stronach wszystkich gazet przez te 24 lata – powiedział Antoni Macierewicz, pytany o wystawę na szczycie NATO. – Chcieliśmy pokazać na tych zdjęciach tych ludzi, o których nie było wiadomo, że odegrali rolę przełomową w tym, żeby Polska była w NATO – uzupełnił. I dodał: – Mamy do czynienia z wystawą, która odbudowuje prawdę historyczną.

Co znalazło się w wystawie na szczycie NATO?

W PGE Narodowym zaprezentowano zdjęcia osób, które odegrały znaczącą rolę w wejściu Polski do Sojuszu. Na wystawie znalazły się zdjęcia prezydentów Andrzeja Dudy i Lecha Kaczyńskiego oraz premiera Jana Olszewskiego. Pominięto jednak Aleksandra Kwaśniewskiego, który w momencie wejścia Polski do NATO był prezydentem, oraz Bronisława Geremka, wówczas szefa MSZ.

Jak wyglądała droga Polski do NATO?

 kolendaZaleskaTłumaczy

Maja Ostaszewska o „Aniołach w Ameryce” i nastrojach w Polsce

DOROTA WYŻYŃSKA 2016-07-07

Minęło prawie 10 lat od premiery „Aniołów w Ameryce”, tymczasem w Polsce mamy te same co wtedy nastroje, bardzo wykluczające, ksenofobiczne, homofobiczne. I, niestety, spektakl znowu staje się niesamowicie aktualny – mówi aktorka Maja Ostaszewska.

 

Maja Ostaszewska i Maciej Stuhr w spektaklu „Anioły w Ameryce” / Maja Ostaszewska i Maciej Stuhr w spektaklu „Anioły w Ameryce”/Fot/WOJCIECH SURDZIEL

Po kilku latach przerwy na afisz powrócił jeden z najważniejszych spektakli Krzysztofa Warlikowskiego. „Anioły w Ameryce” grane są w piątek, sobotę i niedzielę w nowej siedzibie Nowego Teatru na warszawskim Mokotowie. Biletów brak, ale można kupić wejściówki.

Rozmowa z Mają Ostaszewską, aktorką
Dorota Wyżyńska: Nieprzypadkowo wracacie do „Aniołów w Ameryce”. Spektakl Krzysztofa Warlikowskiego po premierze w 2007 roku odbierany był jako komentarz do ówczesnej sytuacji w kraju. „Warlikowski w samym środku rządów narodowo-prawicowej koalicji opowiada o dramacie odmienności, hipokryzji i obłudzie polityków, radykalizmie religijnych ortodoksów” – pisali recenzenci. Dziś przedstawienie ma szansę zabrzmieć jeszcze mocniej?
/ ALBERT ZAWADA

Maja Ostaszewska: Premiera miała miejsce w czasie, kiedy zakazano Parady Równości, wcześniej zamknięto klub Le Madame w Warszawie. Z wielką radością wracamy do „Aniołów”, gramy spektakl w naszej nowej siedzibie, na którą czekaliśmy ponad 8 lat, i to jest dla nas wartość nie do przecenienia. Jednak radość miesza się ze smutkiem. Minęło prawie 10 lat od premiery, tymczasem w Polsce mamy te same co wtedy nastroje, bardzo wykluczające, ksenofobiczne, homofobiczne. I, niestety, spektakl znowu staje się niesamowicie aktualny.

Krzysztof Warlikowski nieraz już udowodnił, że ma niezwykłą intuicję. Bierze na warsztat tematy, które kiedy zaczynamy grać spektakle, stają się gorące, dotyczą nas wszystkich. Tak było z „Aniołami w Ameryce”, tak jest też z naszym ostatnim spektaklem „Francuzi”. Przedstawienie, które powstało na podstawie „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta – książki pisanej 100 lat temu – w uderzający sposób mówi o kondycji dzisiejszej Europy. O naszych lękach przed rozpadem Europy.

Sięgając po dramat Tony’ego Kushnera, rozgrywający się w Ameryce lat 80. w środowisku gejowskim, pokazujący nietolerancję, hipokryzję, cynizm i zakłamanie polityków, Krzysztof opowiadał o ówczesnej Polsce. Kushner zderza ze sobą bohaterów mających korzenie w zupełnie odmiennych tradycjach religijnych: konserwatywnym judaizmie, protestantyzmie czy jak w wypadku mojej bohaterki – ruchu mormońskim. Spotykamy ich w chwili przeżywania kryzysu tożsamości, kiedy nie potrafią się odnaleźć w tych jedynie słusznych receptach na prawdę i prawe życie. Jakże to aktualny temat i dziś. W naszym spektaklu duchowość ma miejsce nie w kościele, ale między ludźmi.

Widzowie przyjmują ten ponadpięciogodzinny spektakl owacyjnie.

– Po „Aniołach…” mieliśmy wspaniałe reakcje. Przychodzi do nas publiczność, która potrzebuje poczucia wspólnoty w myśleniu wolnościowym, pewnego oddechu.

To jedno z tych przedstawień, które wywołuje niesamowite wzruszenie. Pokazując okrucieństwo życia, ból i samotność, nie zostawia widza bez nadziei. Tu wszystko jest możliwe, otwarte. Na ogół przy ostatniej scenie, która jest swego rodzaju teatralnym katharsis, połowa widowni płacze.

„Anioły…” poza tematami związanymi z wielką polityką zajmują się tym, co społeczne, indywidualne, bardzo ludzkie. Opowiadają o sprawach, które mogą być bliskie każdemu: o drodze do odnalezienia samego siebie, o życiu w pozorach. Moja bohaterka Harper od lat żyje z kryptogejem i jest z tego powodu głęboko nieszczęśliwa. Jej mąż jest również nieszczęśliwy. Ciągle coś przed sobą udają. Dopiero porzucenie pozorów, które przynosi cierpienie, prowadzi do prawdy o sobie, dania sobie prawa do bycia sobą. Na drodze los zderza ich z kompletnie odmiennymi ludźmi, na których uczą się otwierać, akceptować. To spektakl również o tolerancji.

Harper to jedna z twoich ukochanych ról?

– Jeśli miałabym wymienić trzy najukochańsze role w teatrze, to Harper na pewno by się wśród nich znalazła. To pięknie napisana postać. Wielu widzów mówiło, że się z nią utożsamia. W gruncie rzeczy czuje i widzi więcej niż inni. Często doświadcza – jak mówi – „przebłysków i iluminacji”. Jest mi bardzo bliska, również dlatego, że podczas prób „Aniołów…” byłam w swojej pierwszej ciąży. Grając sceny, w których Harper marzy o dziecku, wiedziałam, że we mnie w środku siedzi sobie mały człowieczek. Myślę, że ten mój specjalny stan sprawił, że Harper ma tyle ciepła i światła. Mimo że jest kompletnie popieprzona i uzależniona od leków.

„Anioły w Ameryce” – spektakl wyprodukowany w TR Warszawa – gracie teraz w nowej siedzibie Nowego Teatru. Zespół Krzysztofa Warlikowskiego po 8 latach tułania się po wynajmowanych scenach i halach wreszcie mógł się wprowadzić do siedziby na warszawskim Mokotowie. Niemożliwe stało się możliwe?

– Sami nie mogliśmy w to uwierzyć. Zawdzięczamy to przede wszystkim niezwykle prężnym działaniom naszej dyrekcji, ale warto to powiedzieć w dobie Brexitu, że gdybyśmy nie byli w Unii Europejskiej, tej siedziby by nie było.

Renowacja hali garażowej z 1927 roku, w której działa Nowy Teatr, nie byłaby możliwa bez członkostwa Polski w Unii. Pieniądze na remont pochodziły głównie z tzw. środków norweskich, ale można o nie zabiegać tylko jeśli jest się krajem Wspólnoty.

Coraz częściej wypowiadasz się publicznie na tematy polityczne. Uważasz, że aktor, zwłaszcza takiego teatru jak Nowy, powinien się dziś angażować?

– To wolne prawo każdego z nas. Można w ogóle się nie wypowiadać. Pytanie tylko czy, zwłaszcza jeśli jest się osobą publiczną, której opinia budzi zainteresowanie, obojętność jest dobrą decyzją. Oczywiście, że wolałabym i byłoby mi wygodniej wypowiadać się tylko poprzez sztukę, ale żyjemy w bardzo trudnym momencie, kiedy na całym świecie rozpędzają się nacjonalizmy, nietolerancja, kiedy wspólnota europejska przechodzi kryzys, a w naszym kraju narusza się konstytucję, trójpodział władzy, niezależność mediów, próbuje ograniczyć prawa obywatelskie.

Organizacje Pro Live walczą o całkowity zakaz aborcji nawet w wypadku zagrożenia życia matki, trwale uszkodzonego płodu czy ciąży z gwałtu, w tym wniosku jest też projekt wykreślenia obowiązku zapewnienia swobodnego dostępu do badań prenatalnych, które przecież bywają zbawienne dla diagnozowania i leczenia jeszcze w okresie ciąży.

Dlatego zachęcam wszystkich do podpisywania się pod kampanią „Ratujmy kobiety” przeciwstawiającą się temu chcącemu ubezwłasnowolnić kobiety projektowi. Musimy brać odpowiedzialność, tworzyć państwo obywatelskie, jeśli nie chcemy za chwilę obudzić się z ręką w nocniku.

Ty we wszystkich tych sprawach zabierasz głos na FB.

– To dla mnie samej zaskakujące. Jak wiesz, nie jestem osobą, która spędza dużo czasu przy komputerze, nie mam swojego prywatnego konta na Facebooku. Od 20 lat współpracuję z fundacjami, które przeciwstawiają się niehumanitarnemu traktowaniu zwierząt. Na fanpage’u mogę prowadzić wszystkie moje aktywności z tym związane. Wydało mi się absurdem nieskorzystanie z tej formy komunikowania się z ludźmi. Piszę też o filmach, wydarzeniach, w których biorę udział. Nie do przecenienia jest to, że 24 tysiące osób chce śledzić moją stronę. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Ta strona działa od niedawna, raptem ponad pół roku.

Pozwalam sobie na komentarze. Czasem wrzucam temat, idę do teatru czy na plan, a kiedy wracam, widzę, że dyskusja trwa, ludzie rozmawiają między sobą. Zgadzają się z tym, co napisałam, ale są też w kontrze. To ich prawo. Cenię krytykę, dyskusję. Gorzej, kiedy pojawiają się wpisy obraźliwe, pełne agresji. Choć też ich nie usuwam, daje to prawdziwy obraz napięć i nastrojów społecznych. Raz zostałam postraszona karą za zdradę narodu polskiego po moim występie w programie Tomasza Lisa. Pytano, czy się nie boję. Odpowiadam nie. Nie boję się.

Na fanpage’u zareagowałaś też po tragedii w Orlando?

– Bardzo mną wstrząsnęła tragedia w Orlando. Szaleniec zastrzelił 50 osób w klubie gejowskim. Zaskoczyła mnie nienawiść, która wylała się na tych, którzy zginęli. Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych odszukał hejterów i umieścił na kilka godzin ich zdjęcia. Wstrząsające. Na zdjęciach zobaczyłam matkę z dwójką małych dzieci, pana na molo z małym synkiem.

W swoim wpisie odniosłaś się do wrażliwości matki?

– Zapytałam, co ta pani zrobi, jeśli za 15 lat jej dziecko oznajmi, że jest homoseksualne. Jemu również będzie życzyła śmierci? Przerażający jest poziom nienawiści.

Ponoć badania wykazują, że Polska należy do krajów, w których poziom tzw. hejtu jest najwyższy. Ale jak tu się dziwić, kiedy język debaty publicznej stał się tak agresywny i chamski, jeżeli język pań Pawłowicz i Kempy, pana Macierewicza i wielu innych jest traktowany przez ich ugrupowanie jako norma. Niewykształcony, sfrustrowany hejter dostaje zielone światło.

Właśnie wróciłaś z planu nowego filmu Pawła Borowskiego „Ja teraz kłamię”. Wcześniej występowałaś w Chinach. Teraz grasz w „Aniołach…” A czy w planach masz choć chwilę na prawdziwe wakacje?

– Rzeczywiście końcówkę sezonu miałam bardzo intensywną, po kilku latach przerwy wznowiliśmy „Kruma” – kolejny bardzo ważny dla mnie spektakl Krzysztofa Warlikowskiego, zdążyłam wziąć udział w zdjęciach do nowej części „Pitbulla” – „Pitbull. Niebezpieczne kobiety”, premiera w listopadzie. A potem z dnia na dzień zmieniłam swój wygląd i pojechałam na plan filmu Pawła Borowskiego. Część zdjęć powstawała w Łodzi, część w Katowicach. To koprodukcja polsko-holenderska, jesienią pojedziemy jeszcze z ekipą do Holandii. Fantastyczne spotkanie. Wspaniała, nieokiełznana wyobraźnia reżysera, który z wykształcenia jest malarzem. To się czuło podczas pracy.

„Ja teraz kłamię” to projekt retro-futuro, bardzo interesujący formalnie. O tym, że może wszystko nie jest takim, jakim się wydaje. O tym, czy chcemy poznać prawdę, czy wolimy atrakcyjne historie. Autorski projekt artystyczny, który dotyka też naszej rzeczywistości.

Myślę, że w czasach, kiedy pojawiają się pomysły na zrobione pod szablon kino narodowe, ważne jest, żeby powstawały właśnie takie filmy z wyobraźni, wolne.

Na planie mieliśmy świetną ekipę. W obsadzie m.in. Rafał Maćkowiak, Agata Buzek, Joanna Kulig, Adam Woronowicz, Jacek Poniedziałek i Robert Więckiewicz.

A w Chinach byłam z Nowym Teatrem, pokazywaliśmy „(A)pollonię”. Niezwykłe spotkanie z tamtejszą publicznością. Pytali nas, czy musieliśmy cenzurować spektakl, o walkę z systemem, o nasz stosunek do zwierząt, bo w „(A)pollonii” jest monolog o holocauście zwierząt. Kiedy na pytanie, czy ktoś z nas jest wegetarianinem, ponad połowa zespołu podniosła ręce, dostaliśmy gromkie brawa. To wzruszające w kraju, w którym nie istnieją prawa zwierząt.

Pytasz o wakacje? Sporo pracy jeszcze przede mną, bo prosto z filmu Pawła Borowskiego trafiłam na plan serialu „Druga szansa”, ale wakacje jak najbardziej planuję. Staram się zachować równowagę między życiem zawodowym a rodzinnym. Z tego powodu zrezygnowałam z kolejnego ciekawego projektu. Wakacje z dziećmi, nasz wspólny czas, są dla mnie priorytetem.

  • „Anioły w Ameryce” w Nowym Teatrze

  • „Anioły …” Tony’ego Kushnera, przekład: Jacek Poniedziałek, reżyseria: Krzysztof Warlikowski, scenografia: Małgorzata Szczęśniak, muzyka: Paweł Mykietyn. Występują: Magdalena Cielecka, Andrzej Chyra, Dorota Kolak, Maja Komorowska, Rafał Maćkowiak, Zygmunt Malanowicz, Maja Ostaszewska, Jacek Poniedziałek, Danuta Stenka, Maciej Stuhr, Tomasz Tyndyk.
  • * Spektakl TR Warszawa, pokazy gościnnie w Nowym Teatrze w Warszawie
  • (ul. Madalińskiego 10/16) – 8.07 o godz. 19 oraz 9-10.07 o godz. 17. Biletów brak, wejściówki: 40 zł
„Anioły w Ameryce” w Nowym Teatrze

ostaszewska

cojestgrane24.wyborcza.pl

Jeszcze pan Siara powinien zostać Kierownikiem ds. Dobrego Żartu przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zobacz w Jerzy Stępień cała rozmowa

Pierwsza bitwa III wojny światowej

Bartosz T. Wieliński (Point Alpha, między Rasdorfem a Giesą), 11.07.2016

Amerykańskie haubice M110A2 na pozycjach na skraju lasu w okolicach Fuldy podczas manewrów Reforger'85. Ważące prawie 30 ton haubice M110 były największymi i najcięższymi działami samobieżnymi znajdującymi się w arsenałach USA. Działo o kalibrze 203 mm mogło wystrzeliwać dwa, trzy pociski na minutę na odległość ok. 20 km. Gdyby wybuchła wojna, ostrzeliwałyby wrogie kolumny pancerne i stanowiska wyrzutni przeciwlotniczych. A gdyby to nie wystarczyło, zaczęłyby strzelać pociskami atomowymi.

Amerykańskie haubice M110A2 na pozycjach na skraju lasu w okolicach Fuldy podczas manewrów Reforger’85. Ważące prawie 30 ton haubice M110 były największymi i najcięższymi działami samobieżnymi znajdującymi się w arsenałach USA. Działo o kalibrze 203 mm mogło wystrzeliwać dwa, trzy… (Fot. US ARMY)

Gdyby w latach 80. wybuchła wojna, główne uderzenie Układu Warszawskiego najprawdopodobniej przetoczyłoby się przez pagórkowaty obszar między Bad Hersfeld a Fuldą na wschodnim skraju Hesji. Amerykanie zamierzali powstrzymać czołgi wroga, detonując na ich drodze miny atomowe i używając artylerii z pociskami jądrowymi.

Od strony NRD do biegnącego wzdłuż niemiecko-niemieckiej granicy płotu podjechał terenowy trabant pograniczników, z którego wyskoczyli żołnierze z kałasznikowami. Stanęli nad leżącym pod płotem ciałem młodego mężczyzny, zapalili papierosy, jeden z nich sięgnął po radio. Amerykańscy żołnierze znajdujący się na odległej o kilkadziesiąt metrów wieży obserwacyjnej słyszeli jego rozmowę z przełożonymi, bo stale podsłuchiwali enerdowskie i radzieckie kanały radiowe. Minął dobry kwadrans, zanim pogranicznicy położyli ciało na noszach, co świadczyło o tym, że chłopak nie żyje. Był mglisty ranek 24 grudnia 1975 r. W miejscu nazywanym przez wojskowych Fulda Gap – przesmyk Fulda – na granicy NATO i Układu Warszawskiego, zaczynał się kolejny dzień zimnej wojny.

CZYTAJ TEŻ: Ucieczki pod berlińskim murem

Punkt obserwacyjny Alpha

Za pomocą rozstawionego na trójnogu przenośnego radaru amerykańscy żołnierze śledzili ruch po wschodnioniemieckiej stronie granicy w promieniu kilku kilometrów. Na ekranie ujrzeli dwie czerwone kropki zbliżające się do granicy od strony Giesy, najbardziej wysuniętego na zachód miasta w NRD. Młodzi mężczyźni biegli do wysokiego na 2,5 m granicznego płotu ze stalowej kratownicy. Amerykanie obserwowali ich przez lornetki, widać było, że niepokój uciekinierów wzbudził rozciągnięty nad płotem drut kolczasty. Nagle jeden z mężczyzn podsadził drugiego, który chwycił ręką drut, chcąc w ten desperacki sposób sprawdzić, czy jest pod napięciem. Gdy okazało się, że nie jest, zaczął się wspinać po płocie, i wtedy nastąpił wybuch. Chwilę później w eterze zabulgotało od wydawanych po niemiecku rozkazów.

Aby uniemożliwić ucieczki wzdłuż płotów na granicy, enerdowcy rozmieścili tysiące tzw. urządzeń samostrzelających w postaci skrzyneczek zawierających 100 g trotylu i kilkadziesiąt stalowych kulek. Po eksplozji odłamki raniły ludzi w promieniu 100 m. Wspinającemu się na płot kulka tylko rozcięła skórę, natomiast drugiemu odłamki przebiły nogi – zdążył jeszcze krzyknąć do kolegi, by uciekał, i przestał się ruszać.

Amerykańscy żołnierze nie mogli nic zrobić. Gdyby przerwali płot transporterem opancerzonym i pomogli rannemu, naruszyliby granicę i zapewne padłyby strzały. Za wszelką cenę należało unikać incydentów ogniowych na liczącej 1,4 tys. km niemiecko-niemieckiej granicy. Uciekinier konał, Amerykanie zagryzali wargi, oficerowie składali meldunki, ktoś spisywał raporty. W granicznym punkcie obserwacyjnym Alpha służyli starannie wyselekcjonowani żołnierze, których nie dało się sprowokować. Pozostałym stacjonującym w RFN żołnierzom US Army w ogóle nie wolno się było zbliżać do granicy, o czym informowały ich wielkie tablice z napisem: „Stop, kilometr do strefy radzieckiej. Bez zezwolenia nie wolno iść dalej”.

Na obszarze Fulda Gap ciągnącym się od Bad Hersfeld po 60-tys. Fuldę znajdowało się dziewięć takich punktów obserwacyjnych, a w każdym służyło ok. 40 żołnierzy wyposażonych w kilka transporterów. Po miesiącu służby byli zmieniani, a gdy napięcie między Wschodem a Zachodem rosło, załogi zwiększano nawet do 200 ludzi. Każde z tych miejsc znajdowało się na wzgórzu, pod samą granicą, otaczał je wysoki płot z drutem kolczastym i ostrzeżeniami, że za robienie zdjęć albo szkiców grozi więzienie. Obok baraków żołnierzy oraz masztu z flagą amerykańską stała kilkunastometrowa wieża obserwacyjna. Na jej szczycie znajdujący się w ciasnym pomieszczeniu Amerykanie obserwowali, co się dzieje po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Podsłuchiwali enerdowców i Sowietów, kierowali wysyłanymi na granicę patrolami składającymi się z żołnierzy US Army oraz funkcjonariuszy Bundesgrenzschutzu, czyli straży granicznej RFN z owczarkami alzackimi i pistoletami maszynowymi. Jedni i drudzy oglądali przez lornetki pola i drogi po drugiej stronie, wsłuchiwali się w krążące w eterze komunikaty i czekali. 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Czekali nie na uciekinierów, tylko na kolumny czołgów z czerwonymi gwiazdami na wieżach. Od dawna było jasne, że jeśli wybuchnie trzecia wojna światowa, to najpewniej zacznie się w miejscu zwanym Fulda Gap. Załogi punktów obserwacyjnych miały wypatrywać znaków zwiastujących początek konfliktu.

CZYTAJ TEŻ: Rosyjska Duma potępia aneksję NRD przez RFN. Ukarać wandali, którzy zdemolowali Mur Berliński

Kawaleria płk. White’a

– Kawaleria zawsze pilnowała granicy. Jesteśmy tu jak na Dzikim Zachodzie – mówił 12 lat później dziennikarzom „Los Angeles Times” płk Thomas E. White, dowódca 11. Pułku Kawalerii Pancernej, którego żołnierze nosili naszywki z czarnym koniem. Była to pamiątka po czasach, gdy kawalerzyści pułku przemieszczali się nie w czołgach, lecz na koniach. White miał pod swymi rozkazami najlepszych żołnierzy i najlepszy sprzęt: ponad setkę czołgów M1A1 Abrams wyposażonych w 120-milimetrowe armaty, tyle samo transporterów M3 Bradley oraz helikoptery AH-64 Apache z podwieszonymi pociskami przeciwpancernymi Hellfire naprowadzanymi na cel laserem. Mógł tez liczyć na wsparcie lotnictwa, w tym samolotów szturmowych A-10 wyspecjalizowanych w niszczeniu czołgów.

Pułkownik sprawiał wrażenie pewnego siebie, zwłaszcza w chwili, kiedy nonszalancko stukał w mapę w okolicy nadgranicznego Eisenach w NRD i mówił: – Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa atak nadejdzie stamtąd. Gdyby tak się stało, 11. pułk miałby przez 48 godzin powstrzymywać kilka dywizji pancernych i zmechanizowanych. W praktyce był spisany na straty.

O strategicznym położeniu Fuldy wiedziano od wieków. Granicę między Hesją a Turyngią przecinały pasma niskich gór i znajdujących się między nimi płaskich, równych przesmyków. Przez jeden z nich biegła średniowieczna Via Regia łącząca zachód i wschód Europy. Jesienią 1813 r. po klęsce pod Lipskiem przez przesmyk pod Fuldą wycofujący się do Francji Napoleon przeprowadził resztki swej armii. W 1945 r. tą samą drogą, tyle że w odwrotnym kierunku, generał George Patton gnał 3. Armię Amerykańską. Już w 1946 r. stratedzy Pentagonu przestrzegali, że przez te tereny mogą się kierować na zachód radzieckie kolumny pancerne, ale wtedy jeszcze tymi ostrzeżeniami specjalnie się nie przejmowano – w amerykańskiej strefie okupacyjnej stacjonowało tylko 38 tys. żołnierzy pełniących funkcje policyjne: pilnowali porządku, walczyli z przemytem, polowali na zbrodniarzy wojennych. Miejscowi żołnierzy-policjantów nazywali stonkami z powodu żółto-niebiesko-żółtych pasków na ich hełmach.

W 1947 r. Sowieci w swojej strefie okupacyjnej zaczęli rozlokowywać wielkie jednostki na pozycjach sugerujących atak. W okolicach oddalonego od Fuldy o 120 km Weimaru stacjonowała 8. Armia Gwardyjska, w odległym o kolejne 100 km Dreźnie – 1. Armia Pancerna. W rejonie Fuldy Amerykanie mieli dwa pułki żołnierzy-policjantów, bez czołgów i broni ciężkiej, a w Niemczech stacjonowała już tylko jedna ich dywizja piechoty. Podstawową bronią strzelecką pozostawał przestarzały karabin M1 Garand strzelający tylko ogniem pojedynczym, większość weteranów dawno już wróciła do cywila i była w Stanach. Otrzeźwienie przyszło w czerwcu 1948 r., gdy Stalin rozpoczął trwającą rok blokadę Berlina Zachodniego, próbując zmusić Zachód do wycofania się z miasta. Kiedy w 1950 r. wybuchła wojna w Korei, na granicy stref okupacyjnych coraz częściej miały miejsce incydenty ogniowe, podczas których Sowieci i enerdowscy milicjanci ostrzeliwali amerykańskie patrole. Zdarzało się, że dokonywali wypadów na drugą stronę granicy i porywali Amerykanów.

CZYTAJ TEŻ: Tam, gdzie mur dzielił świat

Atak na północ czy na południe?

Obawiając się zmasowanego ataku przeprowadzonego z zaskoczenia, Waszyngton na gwałt zaczął ściągać do Niemiec prawdziwe wojsko, w tym jednostki pancerne. Czołgi Układu Warszawskiego mogły forsować Łabę i przez Nizinę Niemiecką dotrzeć do Hamburga i Bremerhaven, najważniejszych portów RFN, odcinając Amerykanów i sojuszników od zaopatrzenia, zagarnąć Zagłębie Ruhry i po przekroczeniu Renu zagrozić Francji oraz krajom Beneluxu. Jednak atak z Turyngii w kierunku Fuldy dawałby Sowietom więcej korzyści: przede wszystkim mogliby zadać potężny cios stacjonującym w Hesji wojskom USA (na północy RFN walczyliby głównie z Brytyjczykami i zachodnioniemiecką Bundeswehrą wspieranymi przez Belgów, Holendrów oraz Norwegów). Rozbicie sił amerykańskich w pierwszych dniach wojny miałoby symboliczne znaczenie, a z Fuldy było w linii prostej tylko 100 km do Renu, głównej przeszkody terenowej w zachodniej Europie. Po zachodnioniemieckim cudzie gospodarczym doszły kolejne powody, by atakować przez Fuldę – położony nieopodal Frankfurt nad Menem wyrósł na stolicę finansową RFN, stając się tym samym priorytetowym celem dla radzieckich strategów. Podobnie jak wielka amerykańska baza lotnicza wyrosła na obrzeżach tego miasta. Aby bronić Hesji przed ofensywą, Amerykanie byli gotowi ponosić wielkie straty i poświęcać całe jednostki, w tym 11. Pułk Kawalerii Pancernej.

CZYTAJ TEŻ: Pod koniec epoki brązu rozpętała się „zerowa” wojna światowa – twierdzi szwajcarski archeolog

48 godzin

– Trzech ludzi idzie w kierunku północno-wschodnim. Sprawdzają płot graniczny, mają na plecach karabiny, robią zdjęcia – mówił stojący na szczycie wieży obserwacyjnej szeregowiec oglądający teren przez dalmierz i głośno informował o tym, co widzi. Jego słowa spisywał sierżant i przez radio przekazywał meldunek do oddalonego o kilkanaście kilometrów dowództwa. Szeregowiec sięgnął po aparat fotograficzny z teleobiektywem, by zrobić zdjęcia żołnierzom po drugiej stronie granicy.

To jedna ze scen filmu dokumentalnego armii amerykańskiej z lat 70. ukazującego służbę na granicy RFN. Jak wyjaśnia głos zza kadru, załogi patroli miały zwracać uwagę na wszystko, co odbiegało od normy: kolumny pojazdów wojskowych na rzadko używanych drogach, wzmocnienie załóg na enerdowskich wieżach strażniczych, nowe budynki w pasie przygranicznym. Każdy taki szczegół mógł zwiastować przygotowania do ataku. Wzdłuż granicy latały amerykańskie helikoptery, kursowały jeepy z żołnierzami, patrole musiały się meldować co 10 minut. Po powrocie do bazy dowódcy wypytali o każdy zauważony szczegół, nad fotografiami pochylali się oficerowie wywiadu, porównywali, liczyli enerdowskich i radzieckich żołnierzy, transportery, czołgi.

Jednocześnie żołnierze kawalerii pancernej nieustannie ćwiczyli – alarmy ogłaszano bez zapowiedzi i w ciągu kilkudziesięciu minut kolumny czołgów i transporterów ruszały na pozycję wzdłuż granicy. Kiedy symulowano atak, w rolę żołnierzy Układu Warszawskiego wcielali się członkowie straży granicznej RFN. Przy granicy Amerykanie i Niemcy często stacjonowali w tych samych bazach, by się lepiej poznać i zgrać, a świeżo przybyli z USA żołnierze na trzytygodniowym kursie uczyli się podstaw niemieckiego.

Sztabowcy zakładali, że dzięki meldunkom z punktów obserwacyjnych, pracy wywiadu elektronicznego i zdjęciom satelitarnym dowiedzą się o nadchodzącym ataku z co najmniej 48-godzinnym wyprzedzeniem, co da im czas na przygotowanie obrony i rozpoczęcie ściągania żołnierzy z USA. Sprzęt dla dwóch dywizji i dwóch brygad pancernych oraz trzech dywizji i brygady piechoty znajdował się w magazynach w RFN, Belgii i Holandii. Świeżo wyposażone jednostki miały stamtąd ruszać na linię frontu pod Fuldę. Przerzut wojska przez Atlantyk ćwiczony był rok w rok pod kryptonimem „Reforger” – od Return of Forces to Germany (Powrót sił zbrojnych do Niemiec). W trakcie manewrów z USA do Europy samolotami przewożono tysiące żołnierzy, piloci NATO ćwiczyli też starty i lądowania na zamkniętych odcinkach autostrad.

Gdyby się okazało, że wybuch wojny jest nieunikniony, dowódcy NATO w Hesji przenieśliby się z Frankfurtu do oddalonego o 100 km od granicy z NRD zamku Kransberg, gdzie niegdyś pracował sztab marszałka Rzeszy Hermanna Göringa. Obroną pierwszej linii kierowano by z bunkrów pod Hünfeld, 20 km od granicy. Na pozycje ruszałyby czołgi i transportery opancerzone, saperzy przygotowywaliby się do zablokowania dróg prowadzących przez Fulda Gap. Szczególne znaczenie miałyby dla nich rozsiane na drogach studzienki kanalizacyjne z białą obwódką.

Obrona Stanów Zjednoczonych

– Dobrze, że u nas bomby wybuchną pierwsze. To nam oszczędzi cierpienia – mówił mieszkaniec Hattenbach, liczącego 600 mieszkańców miasteczka między Fuldą a Bad Hersfeld. W gospodzie oprócz kilkudziesięciu mieszkańców znalazł się też reporter „Spiegla”, któremu proboszcz Karl-Werner Brauer skarżył się, że ludzie w Hattenbach stali się apatyczni. Wszystko przez przywieziony z Austrii film na kasecie wideo dość dokładnie pokazujący los miasteczka w pierwszych godzinach trzeciej wojny światowej.

Kończyła się zima 1982 r., Sowieci kontynuowali krwawą interwencję w Afganistanie, w Białym Domu urzędował twardy prezydent Ronald Reagan, a odprężenie między Wschodem i Zachodem z lat 70. należało do historii. Dwa lata wcześniej amerykańska telewizja CBS wyemitowała pięcioodcinkowy serial pt. „Obrona Stanów Zjednoczonych”. W drugim odcinku jego twórcy pokazali, jak podczas kursu taktyki w Fort Leavenworth w stanie Kansas młodzi oficerowie stoją nad szczegółową makietą niemieckiego miasteczka. – To Hattenbach. Przetrwało dwie wojny światowe. Trzeciej nie przetrwa – mówił prowadzący kurs. Los Hattenbach w przyszłym konflikcie przypieczętowało pobliskie skrzyżowanie autostrad. Gdyby radzieckim czołgom udało się do niego dotrzeć, droga na Frankfurt stanęłaby przed nimi otworem. I dlatego Amerykanie zamierzali zniszczyć skrzyżowanie przy użyciu bomby atomowej o mocy 15 kiloton, czyli takiej, jaką miał ładunek zrzucony na Hiroszimę.

Atomowe pole minowe

25 maja 1953 r. na poligonie w Nevadzie Amerykanie zapakowali atomowy pocisk do działa nazywanego M65 Atomic Annie skonstruowanego do strzelania amunicją jądrową. Gigant o wadze ponad 80 ton miał działo kaliber 280 mm. Dziewięć sekund po oddaniu strzału i pokonaniu przez 350-kilogramowy pocisk odległości ok. 10 km nastąpiła eksplozja jądrowa. Choć moc ładunku była stosunkowo niewielka (15 kiloton), to fala uderzeniowa zniszczyła ustawione w rzędach pojazdy. Była to ważna lekcja, bo podczas wcześniejszych testów zrzucane z samolotów znacznie potężniejsze ładunki jądrowe detonowano wysoko nad ziemią, dlatego zniszczenia na ziemi były o wiele mniejsze. Natomiast wybuch małej bomby atomowej na wysokości 100 m dawał przerażający efekt.

Wkrótce po tym teście do Europy i Korei wprowadzono 20 dział M65, które jednak szybko trafiły do lamusa, bo technologia jądrowa poszła do przodu i nowe pociski atomowe można już było wystrzeliwać ze zwykłych haubic kaliber 155 mm. Amerykańscy i zachodnioniemieccy artylerzyści nieustannie ćwiczyli stawianie atomowej zapory mającej zatrzymać kolumny pancerne przeciwnika. Teren Fulda Gap został starannie obmierzony i wyznaczono pozycje artylerii na wypadek wojny. Amunicję przechowywano w składach w środkowej Hesji, jej dowiezienie nad granicę było kwestią godzin.

Natomiast Hattenbach zniknęłoby z powierzchni ziemi nie od pocisku artyleryjskiego, lecz w wyniku eksplozji miny atomowej umieszczonej na poboczu autostrady czy pod wiaduktem. Zaznaczane na biało studzienki kanalizacyjne były w rzeczywistości głębokimi szybami, w których saperzy w razie zagrożenia mieli umieścić ładunki – konwencjonalne lub atomowe. Jak przewidywał plan nazwany „Pakietem Zebra” (jeden z ujawnionych przez media scenariuszy na wypadek rozpoczęcia trzeciej wojny światowej), między Bad Hersfeld a Fuldą zdetonowanych zostanie 141 kilkunastokilotonowych jądrowych min i pocisków artyleryjskich.

– Z tego, co będziemy bronić, nic nie zostanie – mówił amerykański wojskowy na filmie CBS. Miejscowi nie zdawali sobie z tego sprawy. Amerykańscy wojskowi byli sympatyczni, latem pomagali przy żniwach, jesienią przy wykopkach. Ich krewni, którzy przyjeżdżali z USA, nocowali w tutejszych hotelikach i pensjonatach. A żołnierze po służbie zostawiali pieniądze w knajpach, potem kazali się wozić taksówkarzom do koszar. Z terminem „Fulda Gap” Niemcy zetknęli się po raz pierwszy pod koniec lat 70., kiedy wyszło na jaw, że amerykańscy wojskowi godzinami przesiadują nad strategiczną grą planszową o takiej właśnie nazwie. Gracze wcielali się w rolę dowódców Układu Warszawskiego i NATO, których wojska miały się zetrzeć na mapie okolic Fuldy. Mogli przy tym korzystać z broni chemicznej i atomowej. Gdy się okazało, że grę można kupić w sklepach dla amerykańskich żołnierzy w RFN, aktywiści ruchów pokojowych zatrzęśli się z oburzenia, bo nie mieściło im się w głowach, że można się bawić w wojnę nuklearną. Później do Niemiec zachodnich zaczęły napływać informacje o filmie CBS i losie czekającym miejscowości takie jak Hattenbach. Niemiecka telewizja ocenzurowała film, ale wkrótce pojawiły się w obiegu kasety przywiezione z Austrii, gdzie obraz poszedł w całości. – Nie mówi się świniom, że się je prowadzi na śmierć. Dlaczego zatem oni mówią to nam? – pytali oburzeni Niemcy. W Fuldzie i okolicach zdarzało się, że ludzie zaopatrywali się w trucizny, by w razie wojny od razu odebrać sobie życie.

Broń ostatniej szansy

Według częściowo odtajnionych danych Amerykanie zamierzali sięgnąć po broń jądrową, gdyby wojska Układu Warszawskiego przebiły się przez przesmyk i osiągnęły pozycje wyjściowe do marszu na Frankfurt. Oprócz artylerii i min Amerykanie dysponowali też rakietami ziemia-ziemia z głowicami atomowymi oraz miniaturowymi, ledwie 20-kilogramowymi pociskami nazywanymi Davy Crockett, odpalanymi z działa bezodrzutowego zamontowanego na jeepie lub trójnogu. Siła ich eksplozji odpowiadała wybuchowi 20 t trotylu (czyli 750 razy mniej niż bomba zrzucona na Hiroszimę). Davy Crockett uchodził za broń ostatniej szansy przeznaczoną do użycia, gdyby Sowietów nie udało się powstrzymać innymi sposobami. W miejsca, gdzie czołgi przebiły się przez linie obrony, jeepy szybko dowiozłyby pociski, które unicestwiłyby pojazdy wroga.

Amerykanie dysponowali też jednostką komandosów mającą podkładać miny atomowe za liniami napastnika – ok. 60-kilogramowe ładunki nazywane Green Light (zielone światło) nosili w specjalnych plecakach. Powrót do bazy po przeprowadzonym w taki sposób ataku jądrowym raczej nie wchodził w grę.

Planując obronę, Amerykanie zakładali, że od wybuchu wojny minie kilkadziesiąt godzin, zanim zostanie użyta taktyczna broń jądrowa, tymczasem jak wynika z odtajnionych planów radzieckich, atak atomowy miał nastąpić już w pierwszych minutach konfliktu. Sowieci wiedzieli, gdzie są składy sprzętu wojennego, stanowiące priorytetowy cel ich rakiet.

Najgroźniejsi pacyfiści

Najpoważniejszy incydent w rejonie Fuldy wydarzył się w 1962 r., kiedy patrol pograniczników NRD ostrzelał oddział zachodnioniemieckiej straży granicznej. Żołnierz RFN odpowiedział ogniem, zabijając jednego z enerdowców. Później sytuacja w zasadzie była już tak spokojna, że Amerykanie martwili się bardziej wycieczkami krajoznawczymi organizowanymi dla gości z USA – zdarzało się, że podpici cywile za bardzo zbliżali się do granicy. Większy problem stanowili zachodnioniemieccy pacyfiści blokujący amerykańskie koszary, zaklejający pokrywy szybów, gdzie miały być zainstalowane miny, i próbujący wejść na teren baz. Kontrwywiad po części słusznie podejrzewał, że za obrońcami pokoju stoi KGB, by siać na Zachodzie ferment i zbierać informacje. Po upadku żelaznej kurtyny punkty obserwacyjne na dawnej granicy zostały zlikwidowane w 1991 r. Dwa lata później odbyły się ostatnie manewry Reforger.

Wideo „Ale Historia” to najciekawsze fakty, ciekawostki i intrygujące smaczki minionych wieków i lat. To opowieść o naszych przodkach, a więc i o nas samych, która pozwala lepiej zrozumieć świat, jego kulturę i naszą własną mentalność. Zafascynuj się przeszłością, by lepiej zrozumieć teraźniejszość!

W ”Ale Historia” czytaj też:

Pierwsza bitwa III wojny światowej
Gdyby w latach 80. wybuchła wojna, główne uderzenie Układu Warszawskiego najprawdopodobniej przetoczyłoby się przez pagórkowaty obszar między Bad Hersfeld a Fuldą na wschodnim skraju Hesji. Amerykanie zamierzali powstrzymać czołgi wroga, detonując na ich drodze miny atomowe i używając artylerii z pociskami jądrowymi

Stół księcia Mieszka I. Historia kulinarna
Dzięki badaniom szczątków zwierzęcych znalezionych podczas wykopalisk wiemy m.in., jakie zwierzęta hodowano i jedzono przed wiekami. W czasach Mieszka I oraz jego syna Bolesława Chrobrego mieszkańcy Ostrowa Lednickiego, Gniezna i Poznania jedli dużo wieprzowiny, choć wołowina była też dość popularna. Rozmowa z prof. Jarosławem Dumanowskim

Asyż: miasto Świętego Franciszka. Wakacje z historią cz. 4
Rzym jest miastem Juliusza Cezara, piłkarza Tottiego, piosenkarza Vendittiego. Florencja – miastem Medyceuszy, Leonarda, Michała Anioła. Neapol – miastem Maradony, Herlinga-Grudzińskiego, Crocego. Spośród wszystkich włoskich miast tylko to jedno – Asyż – należy niepodzielnie do jednego człowieka: najświętszego wśród świętych, najprostszego wśród prostych

Imperium J.P. Sława i chwała domu Morganów cz. 2
W 1907 r. w Ameryce wybuchł kryzys finansowy, którego nie mógł zażegnać ani Theodore Roosevelt, jeden z najbardziej szanowanych prezydentów USA w dziejach, ani amerykański bank centralny, bo takowy jeszcze wówczas nie istniał. Sytuację opanował John Pierpont Morgan, ale nie spotkała go za to wdzięczność

Wang Jingwei: zdrajca tysiąca pokoleń. Wielcy zdrajcy cz. 10
Był jednym z ojców założycieli powstałej na początku XX w. Republiki Chińskiej i jednym z najpopularniejszych jej przywódców. Dziś nazywany jest w Chinach „wielkim zdrajcą” bądź „zdrajcą tysiąca pokoleń” i bardzo niechętnie wspominany

mglisty

wyborcza.pl

 

„Zatruci KPP-owskim i palikotowym jadem”

REALIZACJA: PIOTR WÓJCIK/PICTURE DOC, 11.07.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,20381431,video.html?embed=0&autoplay=1

Podczas 75. miesięcznicy smoleńskiej Jarosław Kaczyński zapowiedział m. in. powstanie pomnika swego brata przed Pałacem Prezydenckim. Wyraził również swoje zadowolenie z dotychczasowych decyzji rządu. Obok inicjatywa Obywatele RP protestowała przeciw ‚zawłaszczaniu państwa przez PiS’.

Obejrzyj więcej materiałów wideo, również na Facebooku.

przegrająCi

wyborcza.pl

Sojusz wartości

Paweł Wroński, 11.07.2016

Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg i prezydent Andrzej Duda

Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg i prezydent Andrzej Duda (Alik Keplicz (AP Photo/Alik Keplicz))

Polska i kraje bałtyckie mogą się czuć bezpieczniejsze. Nie powstaną na naszym terytorium stałe bazy – co zapowiadał w orędziu w sierpniu 2015 r. prezydent Andrzej Duda. NATO nie zerwało przesądzającego o tym paktu z Rosją z 1997 r.

Cztery bataliony NATO liczące 4 tys. żołnierzy w Polsce i krajach bałtyckich nie powstrzymają 850-tysięcznej armii rosyjskiej. Jednak ich obecność na wschodniej flance kończy deliberacje, jak ma funkcjonować art. 5 traktatu waszyngtońskiego. W przypadku ataku nie będzie to już atak na państwo – tylko na wojska Sojuszu.

Znika pytanie, „czy NATO przyjdzie z pomocą”, bo NATO już u nas jest. A deklaracja Sojuszu, że dowództwo batalionów ma mieć charakter dywizyjny, to w języku wojskowych ostrzeżenie: w każdej chwili gotowi jesteśmy umieścić tu więcej żołnierzy.

Prezes Polski Jarosław Kaczyński, zapominając o współgospodarzu szczytu prezydencie Andrzeju Dudzie, na pierwszym miejscu jako autora natowskiego sukcesu wymienił Antoniego Macierewicza. Stwierdził, że poprzednia ekipa spod znaku restauracji Sowa & Przyjaciele takiego przedsięwzięcia nie potrafiłaby zorganizować.

Dzisiejszy sukces Polski w NATO, o czym PiS bardzo chciałby zapomnieć, ma wielu ojców: premierów Jana Krzysztofa Bieleckiego i Jana Olszewskiego, ministrów spraw zagranicznych, zwłaszcza Bronisława Geremka, prezydentów Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego oraz ambasadorów naszego członkostwa w NATO Jana Nowaka-Jeziorańskiego czy Zbigniewa Brzezińskiego. Do sukcesu szczytu przyczynił się także wysiłek całej generacji polityków, dowódców wojskowych, którzy przekształcili polską armię w taką, z którą każdy chce współpracować.

Obecność w NATO, jak w Unii Europejskiej, to także zobowiązanie – o czym przypomniał rządzącym prezydent Obama – choć rządzący nie chcą tego słyszeć. NATO to sojusz demokratycznych krajów, w których panują rządy prawa. Państw (z wyjątkiem Turcji) szanujących instytucje demokratyczne, niezawisłość sądów, wolne media. To tworzy zachodnią cywilizację, którą wybraliśmy w 1989 r.

NATO broni demokracji i rządów prawa. Za jakiś czas obywatel amerykański, francuski czy niemiecki może zapytać, dlaczego ma wysyłać swoich synów czy córki, by chronić Polskę przed Putinem, skoro w Polsce wprowadzane są putinowskie standardy. Dlaczego ma bronić kraju łamiącego te wartości, za które on gotów byłby walczyć? Po to by bronić jednego autokraty przed drugim?

Zobacz także

prezesPolski

wyborcza.pl

 

PONIEDZIAŁEK, 11 LIPCA 2016

PBSz pytana o słowa Obamy: Polacy nie płacą mi za interpretowanie, ale za rządzenie

11:13
Screenshot 2016-07-11 at 10.46.17

PBSz pytana o słowa Obamy: Polacy nie płacą mi za interpretowanie, ale za rządzenie

Premier Szydło pytana dziś na konferencji o słowa Baracka Obamy, który „wyraził zaniepokojenie” sytuacją wokół TK, stwierdziła:

„Polacy nie płacą mi za interpretowanie, ale za rządzenie. Szczyt NATO był sukcesem i to chcę podkreślać, po tym świat będzie bezpieczniejszy. Nie odwracajmy od tego, co dziś najistotniejsze. A najważniejsze są kwestie bezpieczeństwa”

10:54
Screenshot 2016-07-11 at 10.50.26

Szydło: Powinniśmy jednoczyć się w przekonaniu, że szczyt NATO to ogromny sukces Polski

Jak mówiła dziś na konferencji prasowej premier Szydło:

„Myślę, że najważniejszą rzeczą, którą powinniśmy powtarzać, to to, że szczyt NATO w Warszawie był ogromnym sukcesem Polski. Powinniśmy się tym chwalić. To wydarzenie przejdzie do historii jako szczyt, który narysował nową mapę bezpieczeństwa na świecie, który wzmocni pozycję Polski. Przyjęliśmy strategiczne założenia. W negocjacjach uzyskaliśmy dla Polski o wiele więcej. Szczyt wzmocnił organizację natowską. NATO wyszło wzmocnione. Polska wychodzi także wzmocniona i bezpieczniejsza. To jest wielki sukces Polski. Powinniśmy jednoczyć się w tym przekonaniu”

Szefowa rządu przekonywała, że szczyt w Warszawie okazał się także organizacyjnym sukcesem. Jak dodawała:

„Politycznie NATO zostało wzmocnione wewnętrznie. W obliczu zagrożeń Sojusz musi być zwarty, mówić jednym głosem, iść w tym samym kierunku”

Szydło podziękowała swoim ministrom: Antoniemu Macierewiczowi, Mariuszowi Błaszczakowi i Witoldowi Waszczykowskiemu.

09:09

Szczerski: Chcemy utrzymać spotkania na najwyższym szczeblu wszystkich państw wschodniej flanki

Jak mówił w TVP Info o spotkaniach prezydentów wschodniej flanki NATO:

„Chcemy utrzymać spotkania na najwyższym szczeblu wszystkich państw wschodniej flanki. To się sprawdziło. Ten pomysł, aby pokazać jednością [się sprawdził]. W tym roku spotkają się ministrowie spraw zagranicznych, w przyszłym roku spotkanie prezydentów w Warszawie. To pokaże też rolę Rumunii. To co udało się uzyskać, to [fakt] że nawet jeśli niektóre państwa V4 inaczej wyobrażają sobie realizację strategii NATO, to popierają kraje, które się ubiegają o obecność żołnierzy”.

08:59
szczerski1

Szczerski o rozmowie z Obamą na lotnisku: Tam padły słowa o historycznym szczycie w Warszawie

Jak mówił w TVP Info Krzysztof Szczerski o rozmowie z prezydentem Obamą na lotnisku w Warszawie, przed szczytem NATO:

„Tam padły słowa o tym, że prezydent przyjeżdżać na historyczny szczyt do Warszawy, i że ma nadzieję, że ten szczyt przejdzie do historii swoimi decyzjami. Krótko mówiliśmy o tym, co ważnego stoi przed nami. To nie była tylko kurtuazja. Było pochwalenie Polski, to że prezydent cieszy się że ponownie jest w Polsce, że ceni sobie Polskę i lubi do [Polski] przyjeżdżać”

08:49

Macierewicz: Zwycięstwo wyborcze otworzyło nam drogę do bezpieczeństwa, które zostało zapewnione przez szczyt NATO

Jak mówił Antoni Macierewicz w „Polityce przy kawie” TVP1:

„Jeżeli mówimy o osobie pojedycznej, to trzeba powiedzieć o prezesie Jarosławie Kaczyńskim, bo bez zwycięstwa wyborczego PiS – i to warto powtarzać sobie na okrągło – linia polityczna, która doprowadziła – bo my byliśmy wykonawcami – do tego efektu, nie byłaby w ogóle możliwa. Tylko zwycięstwo wyborcze otworzyło nam drogę do bezpieczeństwa, które zostało zapewnione przez szczyt NATO”

08:05

Waszczykowski: Gdybyśmy dzisiaj musieli decydować, trudno by znaleźć argumenty na poparcie Tuska

Jak mówił Witold Waszczykowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24:

„Rozdanie na nową kadencję nie zależy od naszego poparcia, tylko od układów politycznych w Europie i od układów na tych szczytowych stanowiskach: KE, szef PE, szef RE, szef/szefowa służby działań zewnętrznych. To cztery stanowiska, które muszą być podzielone wg. ugrupowań partyjnych, ale tych europejskich, które są w PE. No i jeszcze dochodzi kwestia mężczyzna-kobieta. To pewna układanka i tutaj niewiele może zależeć od Polski”

Dzisiaj nie widzę żadnych dokonań Donalda Tuska. Co to jest liberalna demokracja? Albo jest demokracja, albo jest liberalna demokracja. Kiedyś mieliśmy suwerenną demokracją w Rosji, socjalistyczną demokrację (…) Co to znaczy liberalna demokracja? Ja nie wiem. Dzisiaj nie wiem, jakie są zasługi pana Tuska po tym półtora roku. Gdybyśmy dzisiaj musieli decydować dla premiera Tuska na tym stanowisku, trudno by znaleźć zasługi, argumenty na poparcie – dodał szef MSZ.

07:58

Waszczykowski do Rymanowskiego: Państwo dokonaliście szczytu manipulacji. Wyciągnęliście z wystąpienia Obamy dwa zdania

Ta wypowiedź z dzisiaj jest dokładnie przekazywana i państwo dokonaliście szczytu manipulacji. Zrobiliście z tego wystąpienia Obamy, które dotyczyło wojska, współpracy gospodarczej, energetycznej, wyciągnęliście dwa zdania i stwierdziliście, że w tych dwóch zdaniach prezydent Obama oskarżył polski rząd. Nie, prezydent odnosił się bardzo generalnie do problemu praworządności i uznał, że Polska jest ostoją demokracji i ufa w demokrację. Nie było tam krytyki pod katem rządu polskiego czy polskiego parlamentu. Apelował do wszystkich stron tego sporu o rozwiązanie go – mówił Witold Waszczykowski w „Jeden na jeden” TVN24.

Bogdan Rymanowski stwierdził, że nie było manipulacji, a wypowiedź Obamy była wiernie cytowana. Waszczykowski wtedy odpowiedział:

„Nieprawda. Proszę zrobić zbitkę – przeczytać ten poruszony fragment i potem przywołać paski, jakie były pokazywane były w waszych programach 8 lipca po rozmowie”

07:52

Waszczykowski: Obama stwierdził, że ma podobną sytuację z Sądem Najwyższym i rzucił uwagę: wiesz, polityka to brudna rzecz

Jak mówił Witold Waszczykowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24:

„Rzeczywiście sprawa [TK podczas rozmowy Duda-Obama] praktycznie nie zaistniała. Na sam koniec – mówię o rozmowie prezydenckiej, której się przysłuchiwałem – prezydent Obama zapytał, na jakim etapie są prace zmian w TK, prawo o TK. Uzyskał informacje, że toczy się dialog polityczny, trwa proces zmian legislacyjnych. Nawet panu powiem, że Obama stwierdził pierwszy, że mam podobną sytuację z Sądem Najwyższym i rzucił taką uwagę: wiesz, polityka to brudna rzecz, niestety”

300polityka.pl

Premier Szydło jak Kaczyński. Chwali ministrów za szczyt NATO, ale TO nazwisko pozostawia w cieniu

TS, 11.07.2016

Beata Szydło

Beata Szydło (Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta)

• Premier Beata Szydło podsumowała dwudniowy szczyt NATO w Warszawie
• Pogratulowała ministrom: Macierewiczowi, Błaszczakowi i Waszczykowskiemu
• O prezydencie Andrzeju Dudzie wspomniała raz, mówiąc o jego „wsparciu”

– Szczyt NATO był ogromnym sukcesem Polski. To wydarzenie, które przejdzie do historii jako szczyt, który narysował nową mapę bezpieczeństwa. Polska wychodzi ze szczytu mocniejsza. Osiągnięto te założenia, które były strategicznie – powiedziała premier Szydło na konferencji podsumowującej szczyt NATO w Warszawie. – Chciałam podziękować ministrom: Waszczykowskiemu, Macierewiczowi oraz Błaszczakowi – dodała. O Andrzeju Dudzie premier wspomniała raz, mówiąc jedynie o „wsparciu z jego strony”.

Dowiedz się więcej:

Gdzie odbyły się obrady warszawskiego szczytu NATO?

Głównym miejscem obrad szczytu był Stadion Narodowy. Spotkania odbywały się także w Pałacu Prezydenckim w sali, gdzie w 1955 r. podpisano Układ Warszawski, w Teatrze Wielkim, gdzie spotkali się szefowie dyplomacji, i w Pałacu Prymasowskim – odbyło się spotkanie ministrów obrony i szefów sztabów generalnych.

Kto był organizatorem szczytu NATO w Warszawie?

Organizatorem szczytu była Kwatera Główna NATO, Polska pełniła funkcję państwa-gospodarza. Ze strony polskiej gospodarzem i osobą odpowiedzialną za całość przygotowań był minister obrony narodowej, Antoni Macierewicz. Na organizację szczytu zaplanowano ok. 160 mln zł, środki zapisano w większości w budżecie MON.

Co to jest szczyt NATO?

Formalnie szczyt NATO to spotkanie Rady Północnoatlantyckiej – najważniejszego organu decyzyjnego tego paktu. W jej skład wchodzą reprezentanci wszystkich państw członkowskich NATO na najwyższym szczeblu – szefowie państw lub rządów. Przewodniczy jej sekretarz generalny NATO – od 1 października 2014 roku jest nim norweski polityk, ekonomista Jens Stoltenberg.
Od powstania NATO w 1949 roku, odbyły się 24 zaplanowane szczyty NATO i 3 szczyty specjalne.

Jak wyglądała droga Polski do członkostwa w NATO?

premierSzydło

gazeta.pl

Apel do pracowników medialnych „dobrej zmiany”: Przestańcie schlebiać prezydentowi Dudzie

Bartosz T. Wieliński, 11.07.2016

Studio

Studio „Wiadomości” (BLAWICKI PIOTR / EAST NEWS)

Co będzie, gdy w naszym sąsiedztwie dojdzie do poważnego kryzysu międzynarodowego? Otoczenie prezydenta schowa się za kordonem policji i BOR-u, a komunikację ze światem zostawi bulterierom z „Wiadomości”

Moja prośba dla pracowników medialnych „dobrej zmiany” i jej intelektualnego zaplecza: przestańcie na chwilę schlebiać prezydentowi Andrzejowi Dudzie i jego współpracownikom. Odważcie się ich skrytykować. Delikatnie, konstruktywnie, ale stanowczo zwróćcie im na pewne rzeczy uwagę. To poważne sprawy.

Sprawa ze słowami Baracka Obamy pokazała bowiem, że prezydent w sytuacji kryzysowej jest bezradny. Nie potrafi ukryć emocji, ucieka przed dziennikarzami, kryje się za swoim cynicznym rzecznikiem, który niewiele ma do powiedzenia. Trudno było nie odnieść wrażenia, że krytyka ze strony Obamy obydwu zaskoczyła.

Na Zachodzie najważniejsi politycy przygotowują się na każdą ewentualność. W biurze kanclerza Gerharda Schrödera podobno powstawały trzy wersje ważnych przemówień, a kanclerz wygłaszał tę, która najbardziej pasowała do okoliczności. Otoczenie Andrzeja Dudy powinno było się liczyć z tym, że Obama krytycznie odniesie się do sytuacji w Polsce (wszystko na to wskazywało), i zaplanować działanie na taki wypadek.

Po konferencji prasowej rzecznik prezydenta miał jednak do powiedzenia tylko tyle, że Duda i Obama przez 95 proc. ich 45-minutowego spotkania rozmawiali o bezpieczeństwie. A potem znikł. Prezydent Obama ponad godzinę odpowiadał w Warszawie na pytania amerykańskich dziennikarzy. Andrzej Duda nie odpowiedział na ani jedno. Sztab prezydenta wolał schować głowę w piasek.

A dalej wydarzenia biegły swoim torem. W mediach narodowych (dawniej mediach publicznych) zadziałał odruch Pawłowa – krytykują nam prezydenta, to dać im odpór. W eter poszły zmanipulowane słowa Obamy i sygnał „Polacy nic się nie stało”. Gdy „Washington Post” poinformował światową opinię publiczną, że telewizja PiS fałszuje słowa amerykańskiego prezydenta, bo krytykował polskie władze, media narodowe znowu zareagowały odruchowo. Zlustrowały wroga. Autora materiału w „Washington Post” zdemaskowano jako podwładnego Anne Applebaum, felietonistki „WP” i żony znienawidzonego przez PiS Radosława Sikorskiego. Sprawa dzięki temu nabiera charakteru międzynarodowego. Świat się śmieje. Wizerunkowy kryzys spowodowany przez Obamę się pogłębia.

Nie wierzę, że to w Pałacu Prezydenckim zaplanowano, iż jeśli Obama ośmieli się coś powiedzieć, to do akcji zostaną rzuceni bezkompromisowi reporterzy „Wiadomości” TVP, którzy zlustrują i obrzucą błotem kogo trzeba i będzie po sprawie. Wszystko wskazuje na to, że w pałacu nie było żadnego planu. Sytuacja po prostu wymknęła się spod kontroli.

Co będzie jednak, gdy w naszym sąsiedztwie znowu dojdzie do jakiegoś poważnego kryzysu międzynarodowego? Otoczenie prezydenta nadal będzie działać jak we mgle, schowa się za kordonem policji i BOR-u, a komunikację ze światem zostawi bulterierom z „Wiadomości”?

Zróbcie więc krótką przerwę w opisywaniu sukcesu pana prezydenta i piętnowaniu jego przeciwników. Wyciągnijcie z tego, co się stało, także krytyczne wnioski. Zwróćcie otoczeniu prezydenta uwagę, że musi nauczyć się lepiej sobie radzić z kryzysami i komunikować się podczas nich ze światem. To ważna sprawa. Was może posłucha.

Zobacz także

przestańcie

wyborcza.pl

 

 

CnEod36WgAACYU_

 

Wróciła komuna. „W wersji upgrade, pokropiona święconą wodą”

As, 11.07.2016

Tomasz Lis, redaktor naczelny ''Newsweeka''

Tomasz Lis, redaktor naczelny ”Newsweeka” (FOT . WOJCIECH NEKANDA TREPKA)

Wg Tomasza Lisa dzięki PiS mamy powrót do PRL. „Prezydent jest figurantem , premier popychadłem, o wszystkich kwestiach istotnych decyduje pierwszy sekretarz KC. Różnica polega może na tym, że w PZPR Gomułkę czy Gierka dało się jakoś usunąć. PiS jest prywatną partią pana Kaczyńskiego, więc jest on nieusuwalny” – ocenił szef „Newsweeka”.

Zdaniem Tomasza Lis, Polska dotknięta „dobrą zmianą” to odpowiedź na tęsknoty zawiedzionych transformacją, którzy skandowali „Komuno, wróć”. „No to wraca i to w wersji upgrade, pokropiona święconą wodą” – pisze w najnowszym numerze „Newsweeka”.

Jak ocenia publicysta, nie jest jasne, czy Jarosław Kaczyński, czyli „właściciel państwa” ma świadomość, że odbudowuje PRL.

 

„Niewykluczone, że czyni tak bardziej z powodów charakterologicznych niż ideowych. Ale dal efektu jego dzieła nie ma to wielkiego znaczenia” – uważa redaktor naczelny „Newsweeka”.

Powrót do PRL dotyczy wszystkich dziedzin. Od władzy począwszy, bo jesteśmy w sytuacji, że „prezydent jest figurantem , premier popychadłem”. A o wszystkim „decyduje pierwszy sekretarz KC”. Przez media, bo doczekaliśmy się powrotu „Dziennika Telewizyjnego” i dobrze znanej sprzed lat „kłamliwej i topornej propagandy”. Na edukacji kończąc.

Jak ocenia Lis, „po dobroci ta władza raczej nigdy nie ustąpi”. „Gdy już spełni się życzenie ‚Komuno wróć’, wróci też, że wszystkimi tego konsekwencjami, hasło ‚Precz z komuną'” – uważa publicysta.

Zobacz także

wróciła

TOK FM

Od klonu Putina do gadzinówki PiS

Od klonu Putina do gadzinówki PiS

Szczyt NATO w Warszawie spinają klamry największych dzienników amerykańskich – „New York Times” i „Washington Post”. Jest w tym logiczna prawidłowość, bo NATO jest dziełem USA na użytek demokracji zachodniej.
„NYT” przestrzegał przed klonem Putina w Warszawie, którego działania aż nadto odczuwamy w kraju, „Washington Post” na zakończenie szczytu wyraża obawy o stan polskiej demokracji po obejrzeniu jednego odcinka gadzinówki PiS, jaką są „Wiadomości” TVP1.

Andrzej Duda otrzymał ostrą publiczną reprymendę od Baracka Obamy w związku ze zdewastowaniem Trybunału Konstytucyjnego przez jego partię. Prezydent USA musiał przypomnieć polskiemu o tradycji Konstytucji 3 Maja. Nasz wykładowca z Nowego Tomyśla mógł się nie spodziewać, jaki poziom reprezentuje profesor prawa konstytucyjnego Uniwersytetu Chicago, a różnica jest taka, iż Duda przy Obamie nie istnieje. Nie widać go… Sytuację musiał ratować Donald Tusk, zawodnik wagi ciężki, odpowiednik Roberta Lewandowskiego, który już jest mężem stanu reprezentującym Polskę i Stary Kontynent. Tusk to najwybitniejszy polski polityk XXI wieku, co widać po jego karierze.

Szczyt NATO jest zasługą Platformy Obywatelskiej i Bronisława Komorowskiego, a PiS nawet śmietanki nie potrafi spijać. Inaczej niż bździnami nie można nazwać wystaw, jednej z katastrofie smoleńskiej, a drugiej o drodze Polski do NATO. W obydwu wypadkach fałsz wystaw jest antypolski. Działa na szkodę naszego kraju. Polska nie przedstawia się tak nędznie, jak wygląda na owych wystawach, bo nie ma – zwłaszcza w przypadku wejściu Polski do NATO – zdjęć i opisów polityków, którzy torowali drogę do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Tak chwałę Polaków mogą odbierać tylko wrogowie Polski. A ulotki stowarzyszenia Solidarni 2010 o katastrofie smoleńskiej, iż Tusk zamachnął się na „poległego prezydenta Lecha Kaczyńskiego”, ma inspirację kremlowską.

Szczyt NATO jest sukcesem Polski, który to starali się umniejszyć politycy PiS. Polska jest bardziej bezpieczna, zyskuje realną siłę w obronie w postaci 4 batalionów NATO, które będą stacjonować na terenie Polski i krajów nadbałtyckich. Tym razem w knoceniu szczytu nie wziął udziału prezes PiS, tym bardziej zwiększają się obawy, że będzie sobie chciał zrekompensować te straty, bezczynność, ze zdwojoną energią. A on to potrafi.

Waldemar Mystkowski

od

koduj24.pl

PiS szykuje „dobrą zmianę” dla… UE. Kaczyński: „Poprosiłem prawnika, by przygotował nowe traktaty”

OK, 11.07.2016

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Adam Stępień/Agencja Gazeta)

• Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu „Rzeczpospolitej”
• Powiedział w nim, że zamierza zreformować Unię Europejską
• Skomentował też słowa prezydenta USA. Według niego, Obama chwalił Polskę

 

Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” potwierdził, że PiS zamierza zreformować Unię Europejską. – Poprosiłem ważnego, polskiego prawnika, by przygotował nowe traktaty – ujawnił Kaczyński. Na razie nie zdradza jednak jego nazwiska.  – On się wstępnie zgodził, ale jeszcze rozważa tę propozycję – tłumaczył.

Co miałoby się zmienić? O tym Kaczyński mówi na razie niewiele, bo projekt dopiero powstaje. – Wymiar sprawiedliwości czy bezpieczeństwo powinny być całkowicie wyłączone z UE, bo to kwestia suwerenności – zdradził.

Premier wiedziała, kto jest szefem

Reforma UE to pomysł Kaczyńskiego. Dlatego prezes PiS przyznaje, że będzie się mocno angażować w jego przygotowanie i propagowanie. – Musimy (…) mieć swój projekt (…) – występować z nim, jeździć po Europie, agitować, pytać o kontrpropozycje. (…) To zadanie dla wszystkich, ale ja się od obowiązków nie będę uchylać, tym bardziej, że ja to zainicjowałem – powiedział Kaczyński.

Prezes PiS został zapytany o to, czy proponując reformę Unii, nie deprecjonuje Beaty Szydło. – Premier wiedziała, obejmując urząd, jaka jest sytuacja – kto jest szefem partii i jej współtwórcą. Było jasne, że pozostaje w polityce i będę w niej czynny – odpowiedział Kaczyński. – Wszystko jest w porządku – dodał.

Trybunał? Obama mówił, że będziemy przykładem demokracji dla świata

Kaczyński odniósł się też do przemówienia Baracka Obamy podczas warszawskiego szczytu NATO. Według prezesa PiS, prezydent USA nie skupił się w nim na sporze wokół Trybunału Konstytucyjnego.

– Zapamiętałem najlepiej słowa o naszej suwerenności i o tym, że będziemy przykładem demokracji dla świata. Rzeczywiście, jesteśmy przykładem demokracji i wyspą wolności w świecie, w którym jest jej coraz mniej – stwierdził Kaczyński.

Tusk postawił na swoją karierę – kosztem Polski

Kaczyński wypowiedział się również na temat poprzedniego rządu Donalda Tuska oraz jego funkcji w Radzie Europejskiej, której jest przewodniczącym. Według prezesa PiS, „Tusk poświęcił interesy państwa swojej indywidualnej karierze”.

– Tusk gwałtownie się wycofał z budowy tarczy (…). Wszystko było nastawione na cel, jakim miało być wysokie stanowisko w UE dla Tuska. Dlatego nie chciał uchodzić za antyrosyjskiego. Musiał też być bardzo pokorny wobec Niemiec – stwierdził Kaczyński.

 A TERAZ ZOBACZ: Kaczyński wybrany na szefa PiS

piSszykuje

gazeta.pl

Tajemnice Stanisława Lema. Co o przeszłości genialnego pisarza mówią jego książki? [ORLIŃSKI]

Wojciech Orliński, 11.07.2016

Stanisław Lem

Stanisław Lem (fot. Adam Golec / Agencja Gazeta)

O swoich okupacyjnych losach uparcie milczał, ale w „Edenie”, „Powrocie z gwiazd”, „Głosie Pana” czy nawet w „Solaris” i „Niezwyciężonym” zaszyfrował straszne wspomnienia.

Wydawało się, że jego biografia nie skrywa zagadek. Udzielił dwóch wywiadów rzek, napisał książkę autobiograficzną, wyszło kilka tomów jego korespondencji oraz wspomnienia Tomasza Lema, jego syna; do tego dochodzą inne wywiady i teksty wspomnieniowe.

Tymczasem sam wielokrotnie się przekonywałem o tym, że opisane w tych wspomnieniach fakty nie zgadzają się nawet na najprostszym, chronologicznym poziomie. Banalny przykład to data powojennej repatriacji Lemów do Krakowa. W wielu miejscach jest to rok 1946, Lem rzeczywiście to sugerował, choć po bliższym zbadaniu tej kwestii widać, że jego wypowiedzi były wieloznaczne.

Agnieszka Gajewska dotarła do wielu nieznanych dotąd dokumentów pozwalających na rozstrzygnięcie takich kwestii. Ustaliła dokładną datę repatriacji: 17 lipca 1945 r. Odtworzyła też drzewo genealogiczne rodziców pisarza, tym samym wujkowie i ciotki, wspominani przez Lema, nagle zyskali imiona i dokładne daty narodzin i zgonu. Datę zgonu dopełnia zwykle 1941 albo 1942 rok. I tutaj dochodzimy do prawdziwej przyczyny, dla której Lem o swojej młodości opowiadał tak nieprecyzyjnie: nie chciał mówić publicznie o swoim żydowskim pochodzeniu, a więc w konsekwencji także o męczeńskiej śmierci jego rodziny w czasie Holocaustu. Z autobiograficznych tekstów można wywnioskować, że wychowywany był po katolicku i dopiero podczas wojny uświadomiono mu, że jest Żydem. I znowu – trochę to prawda, a trochę nieprawda.

Samuel Lem i Sabina z domu Wolner, rodzice pisarza, uważali się za Polaków pochodzenia żydowskiego. Wzięli ślub w synagodze i uczestniczyli w życiu żydowskiej społeczności Lwowa. Samuel należał także wraz ze swoim bratem Fryderykiem do towarzystwa wspierania młodzieży żydowskiej w zdobywaniu wyższego wykształcenia (tzw. Towarzystwa Rygoryzantów).

Stanisław Lem w polskim gimnazjum uczestniczył w zajęciach z religii mojżeszowej. Na maturze dostał z niej taką samą ocenę jak ze wszystkich innych przedmiotów: bardzo dobrą. Wszystkie te fakty Gajewska ustaliła na podstawie dokumentów wyszperanych w lwowskich i krakowskich archiwach – odpisu świadectwa dojrzałości Lema, życiorysu jego ojca dołączonego do podania o pracę, archiwów lwowskiej gminy żydowskiej itd.

Lem wiedział więc, że coś go łączy z tymi krewnymi i przyjaciółmi ojca, którzy opowiadali się za syjonizmem i przeciwko asymilacji. Ale nie musi to być sprzeczne z tym, że uważał się za Polaka.

Sformułowania typu „Polak wyznania buddyjskiego” czy „Polak wyznania protestanckiego” nie budzą w nas sprzeciwu. Dlaczego mamy taki problem z „Polakiem wyznania mojżeszowego”? Gajewska swoją książką dotyka kapitalnego, szerszego problemu: braku dobrej narracji na temat dwudziestowiecznych losów polskich zasymilowanych Żydów. Na hasło „Żydzi na kresach II Rzeczypospolitej” przywołujemy zwykle te same klisze skojarzeń – trochę „Skrzypka na dachu”, trochę Lejzorka Rojtszwańca. Jacyś dziwnie ubrani ludzie posługujący się niezrozumiałym językiem, których egzotyczny, niepojęty świat przepadł podczas wojny.

Za mało polscy dla jednych, dla drugich za bardzo

A przecież nawet wśród ofiar Holocaustu tacy Żydzi stanowili mniejszość. Większość to byli ludzie dokładnie tacy sami jak Polacy wyznania rzymskokatolickiego. I dopiero terror obu okupantów, przede wszystkim Hitlera, ale i Stalin nie był tu bez winy, sztucznie wyodrębnił, zdehumanizował i wyciął ze wspólnej pamięci tę grupę.

Szczególnie jest to przykre w przypadku Lwowa. Polska pamięć o tym mieście rozpięta jest między dwiema skrajnościami. Jedną jest wizja przedwojennego Lwowa jako miasta przede wszystkim polskiego, w którym ewentualne mniejszości pojawiały się gdzieś na drugim planie. Drugą i równie fałszywą skrajnością jest mit Austria felix – o wielokulturowym raju, w którym przedstawiciele najrozmaitszych narodów żyli szczęśliwie pod sprawiedliwym panowaniem Habsburgów, a potem w II Rzeczpospolitej. Nie było to oczywiście takie piekło, jakie zgotowali we Lwowie Stalin i Hitler, ale nie był to także raj, raczej czyściec pełen nieustających konfliktów. W obu tych fałszywych wizjach nie ma miejsca dla Lema i jego rodziców. Do tej pierwszej byli za mało polscy, do tej drugiej za bardzo, ani to Orlęta Lwowskie, ani Tewje Mleczarz.

Historia zasymilowanych Żydów na Kresach pozostała właściwie do dzisiaj nieopowiedziana. Jak celnie zauważył prof. Bartoszewski, gdyby Lem zapełnił tę lukę i opowiedział historię swojej rodziny konwencjonalną prozą, miałby Nobla w kieszeni.

Stanisław Lem

Stanisław Lem w swojej pracowni. Kraków, 1993 r. (Fot. Wojciech Druszcz / AG)

Powody, dla których tego nie zrobił, są niestety oczywiste. Lem w swoim życiu (1921-2006) miał wiele okazji do zaobserwowania, że w Polsce pytanie o czyjeś żydowskie pochodzenie rzadko zadawane jest bona fide. W jego długim życiu to pytanie zadawali przedwojenni narodowcy, okupacyjni szmalcownicy, peerelowscy moczarowcy, a w wolnej Polsce znów narodowcy (w 2002 r. LPR zaatakowała go za „promowanie cywilizacji śmierci”).

Nie znaczy to jednak, że tego w ogóle nie opowiedział. Jeśli odtworzymy okupacyjne dzieje Lema tak drobiazgowo jak Agnieszka Gajewska, możemy zauważyć, jak wiele w jego powieściach jest zaszyfrowanych wątków autobiograficznych. I nie chodzi tu tylko o realistyczny opis wojny w „Szpitalu Przemienienia” i jego kontynuacji „Wśród umarłych”, którą Lem zabronił potem wznawiać, ale także o powieści pozornie czysto fantastyczne, jak „Eden”, „Powrót z gwiazd”, „Głos Pana” czy nawet „Solaris”. W „Głosie Pana” pojawia się np. przedziwna retrospekcja profesora Rappaporta, który cudem uchodzi życiem z jakiejś masakry w ruinach płonącego więzienia w nienazwanym mieście Europy Wschodniej. Dziś wiadomo, że to był tzw. pogrom więzienny urządzony we Lwowie 1 lipca 1941 r. tuż po wkroczeniu wojsk niemieckich. Wycofujący się Rosjanie wymordowali więźniów politycznych w lwowskich więzieniach, takich jak Brygidki położone tuż przy kamienicy Lemów. Ukraińscy nacjonaliści liczyli na przychylność nowego okupanta i chcieli się mu przypodobać, zorganizowali więc „spontaniczny” pogrom Żydów. Prosto z ulicy zgarniano ludzi, których bojówkarze z jakiegoś powodu uznali za Żydów. Wśród nich – Stanisława Lema.

Ofiary pogromu poddawano pośpiesznej selekcji. Część zabijano od razu drągami, rozbryzgi krwi sięgały drugiego piętra. Młodych zapędzono do wynoszenia zwłok z lochów. Wieczorem Niemcy nagle przerwali egzekucję. Nielicznych ocalonych puszczono wolno. Wśród nich – Lema. Nigdy o tym doświadczeniu nie napisał wprost, ale w „Edenie” i w „Niezwyciężonym” mamy makabryczne opisy wynoszenia częściowo rozłożonych zwłok ze statku kosmicznego. W „Edenie” – opis obozu zagłady na innej planecie przypominający tzw. obóz janowski we Lwowie, a w „Niezwyciężonym” ofiary ataku nanorobotów, które – jeśli pominąć fantastycznonaukowe didaskalia – zachowują się jak więźniowie obozu zagłady w ostatnich chwilach życia.

Głównym bohaterem „Powrotu z gwiazd” jest Hal Bregg, astronauta, który ma biologicznie 39 lat, a Ziemię opuścił, gdy miał ich 18. Jest to odpowiednio wiek Lema piszącego tę powieść i Lema obserwującego upadek polskiego Lwowa. Za sprawą einsteinowskiej dylatacji czasu, gdy Bregg badał odległe gwiazdy, na Ziemi minęło półtora stulecia. Nie rozumie więc społeczeństwa, które zastał – a społeczeństwo nie rozumie jego i traumatycznych wspomnień z kosmosu, które są alegorią wspomnień samego Lema z okupacji. Lekarz, do którego Bregg się zgłasza ze swoimi problemami psychologicznymi – będący, jak zauważa Gajewska, sobowtórem Samuela Lema – mówi mu, żeby zachował te wspomnienia dla siebie. Opowiadając o nich współczesnym ludziom, tylko pogłębi swoją izolację.

To głównie wspomnienia o śmierci innych astronautów. Dzielą się na trzy rodzaje. Z jednymi po prostu urwała się łączność. Inni ginęli na jego oczach. Najgorsze są wspomnienia tych, którzy, zanim zginęli, błagali o pomoc, a Bregg nie mógł nic dla nich zrobić.

Podobnie było z krewnymi i przyjaciółmi Lema. Od jednych po prostu przestawały przychodzić wiadomości, tak jak od brata jego matki Marka Wolnera. Zginął on prawdopodobnie w kolejnym pogromie, tzw. petlurowskim, 26 lipca 1941 r., ale to są ustalenia współczesnych historyków. Matka Lema do końca życia miała nadzieję, że brat się gdzieś odnajdzie. Lem wspominał, że jej uporczywe wracanie do tego tematu sprawiało mu przykrość. On sam błędnie przypuszczał, że wuj zginął 2 lipca tego roku w tzw. rzezi profesorów.

Niektórzy ginęli na jego oczach. Jeszcze inni prosili go o pomoc, ale Lem – tak jak Hal Bregg – nie mógł narażać siebie i swoich rodziców, dla których był jedyną szansą na ocalenie. Jako blondyn z „aryjskim wyglądem” mógł w miarę bezpiecznie chodzić po ulicach z fałszywymi papierami.

Kiedy Tomasz Fiałkowski poruszył okupacyjną tematykę, rozmawiając z pisarzem przy okazji wywiadu rzeki „Świat na krawędzi”, został poproszony, by więcej o to nie pytać. Lem powiedział, że poruszanie tych kwestii przypłaca bezsennymi nocami. Stanisław Bereś z kolei wspomina, że pracując z nim nad wywiadem rzeką „Tako rzecze Lem”, zbywany był wymijającymi anegdotkami, a gdy próbował rozmówcę docisnąć – ten demonstracyjnie zdejmował aparat słuchowy (pisarz miał problemy ze słuchem, od kiedy w 1944 r. eksplodował blisko niego pocisk artyleryjski).

Na szczęście Lem zaszyfrował swoje wspomnienia w książkach, a Agnieszka Gajewska odnalazła klucz do tego szyfru. Dla miłośników „Solaris” jej książka to lektura obowiązkowa. Powinni ją poznać także ci wszyscy, którzy dostrzegają lukę w narracji o losie zasymilowanych Żydów na Kresach. To jest część polskiej historii.


Agnieszka Gajewska
„Zagłada i gwiazdy. Przeszłość w prozie Stanisława Lema”

Wydawnictwo Naukowe UAM
Poznań

Zobacz także

tajemnice

wyborcza.pl

 

 

CnD0dOQXYAA_eLP

Obama skrytykował „dobrą zmianę” czy nie? Ambasada USA publikuje oficjalne tłumaczenie wystąpienia prezydenta

Wah, 10.07.2016

Barack Obama podczas konferencji prasowej na zakończenie szczytu NATO

Barack Obama podczas konferencji prasowej na zakończenie szczytu NATO (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Słowa Baracka Obamy po spotkaniu z prezydentem Dudą wywołały w Polsce gwałtowną polemikę. Nie kłócono się jednak o sens wypowiedzi prezydenta USA, ale o… tłumaczenie jego wystąpienia. Zapewne dlatego ambasada USA w Warszawie opublikowała dziś oficjalny polski przekład przemówienia Obamy.

Tuż po piątkowym wystąpieniu Baracka Obamy sytuacja wydawała się klarowna: amerykański prezydent w dyplomatycznych słowach wytknął prezydentowi Dudzie i rządzącemu Polską PiS, że ich działania wobec Trybunału Konstytucyjnego budzą niepokój Stanów Zjednoczonych. Jednak już wieczorem okazało się, że ilu dziennikarzy, tyle tłumaczeń, a im dziennikarze bliżsi rządzącej partii, tym słowa prezydenta Obamy stają się w ich przekładzie łagodniejsze i pochlebne.

Na przykład dziennik telewizji publicznej całkowicie pominął słowa Obamy o „zaniepokojeniu pewnymi działaniami i impasem wokół polskiego Trybunału Konstytucyjnego” oraz wezwanie do „utrzymanie polskich instytucji demokratycznych”. W „Wiadomościach” wystąpienie Obamy skwitowano omówieniem, według którego „Obama wyraził nadzieję, że krzewienie wartości demokratycznych w Polsce na pewno się nie zmieni”.

To specyficzne podejście do sztuki translatorskiej zauważono m.in. w „The Washington Post”, który w sobotę poinformował Amerykanów o działaniach polskich mediów publicznych. Renomowany dziennik zwrócił uwagę, iż w „Wiadomościach” nie tylko zmanipulowano przekaz, jaki niosła wypowiedź Obamy, ale posunięto się nawet do fałszywego tłumaczenia tego, co mówił przywódca USA. Podkreślono, że wydarzenia z piątkowego wieczoru tylko wzmagają obawy o stan demokracji w Polsce po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość.

Przemówienie Obamy opublikowała ambasada USA

By rozwiać wątpliwości w sprawie słów amerykańskiego prezydenta, oficjalne tłumaczenie jego słów zamieściła ambasada USA w Polsce. Można je przeczytać tutaj.

Niżej prezentujemy najważniejszy fragment dotyczący demokracji w Polsce:

Odrodzenie polskiej demokracji po zimnej wojnie stało się inspiracją dla mieszkańców całej Europy i całego świata, Ameryki nie wyłączając. Albowiem postęp poczyniony przez Polskę dowodzi, że demokracja i pluralizm nie są przypisane szczególnie jakimkolwiek kulturom czy państwom, lecz opisują uniwersalne wartości. Podstawą amerykańskiej polityki zagranicznej jest zasada, że mówimy głośno o tych wartościach na całym świecie, nawet z naszymi najbliższymi sojusznikami.

W tym właśnie duchu wyraziłem w rozmowie z prezydentem Dudą naszą troskę w związku z pewnymi działaniami oraz impasem wokół Trybunału Konstytucyjnego. Podkreśliłem przy tym, że odnosimy się z pełnym poszanowaniem do suwerenności Polski, odnotowałem też, że parlament pracuje nad ważnymi rozwiązaniami ustawodawczymi w tym zakresie, choć wymagać to będzie jeszcze więcej pracy. Jako przyjaciel i sojusznik zaapelowaliśmy do wszystkich stron o wspólne działania dla dobra polskich instytucji demokratycznych. To właśnie bowiem czyni z nas demokracje – nie słowa zapisane w konstytucji czy fakt udziału w wyborach, ale instytucje, na których na co dzień polegamy, takie jak rządy prawa, niezależne sądownictwo i wolne media. Wiem, że są to wartości, na których zależy prezydentowi. Te właśnie wartości leżą u podstaw naszego Sojuszu, który został zbudowany, jak to zapisano w Traktacie Północnoatlantyckim, „na zasadach demokracji, wolności jednostki i rządów prawa”.

Kiedy myślę o wielorakim postępie, który przed dwoma laty świętowaliśmy na placu Zamkowym, o wszystkich przeciwnościach, jakie naród polski pokonał w przekroju swych dziejów, o ruchu Solidarność, który się przyczynił do pokonania komunizmu, o wolności, jaką Polacy sobie wywalczyli – wówczas patrzę z ufnością w przyszłość polskiej demokracji. Jak też na fakt, że Polska jest i nadal będzie przykładem demokratycznych praktyk na całym świecie. Za sprawą nowych zobowiązań, które dziś ogłaszam, naród polski i nasi sojusznicy w całym regionie mogą być w pełni przekonani, że NATO zawsze będzie przy nich stać, ramię w ramię, bez względu na wszystko, tak dzisiaj jak i zawsze w przyszłości.

Zobacz także

skrytykował

wyborcza.pl

 

Komorowski zmienił optykę Obamy

Rozmawiał Bartosz T. Wieliński, 11.07.2016

Polscy żołnierze podczas ćwiczeń wojskowych NATO

Polscy żołnierze podczas ćwiczeń wojskowych NATO „Saber Strike” w Adazi na Łotwie, 13 czerwca 2016 r. Batalion z udziałem polskich żołnierzy będzie w przyszłości stacjonować na Łotwie na stałe (INTS KALNINS / REUTERS)

– NATO nie kryło przed Rosją swoich zamierzeń, oswoiło ją długo przed szczytem. Teraz Rosja musi to wszystko przełknąć – rozmowa z prof. Romanem Kuźniarem, b. doradcą prezydenta Komorowskiego i b. szefem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych

BARTOSZ T. WIELIŃSKI: Patrząc na gniewne zapowiedzi Rosji przed szczytem, można się było spodziewać, że gdy już NATO podejmie decyzję o wzmocnieniu wschodniej flanki, Moskwa będzie bardzo głośno protestować. Tymczasem nic się nie dzieje.

PROF. ROMAN KUŹNIAR: Właśnie tego należało się spodziewać. Najpierw Rosjanie stawiali zaporę ogniową: marszczyli brwi, rzucali gromy. Ta słowna ofensywa miała na celu zniechęcenie Zachodu, osłabienie jego determinacji. Chodziło też o to, by uaktywnić tzw. przyjaciół Rosji na Zachodzie. W przeszłości ta taktyka przynosiła efekty, Zachód pod rosyjską presją się wycofywał. Przypomnijmy sobie, co się działo, gdy Jelcyn groził płomieniami nowej zimnej wojny, gdyby NATO rozszerzyło się na wschód. Przecież o tym, że w Sojuszu mają się znaleźć państwa bałtyckie, Moskwa w ogóle nie chciała słyszeć, bo byłoby to przekroczeniem „czerwonej linii”. Tym razem ta taktyka nic nie dała, bo Rosjanie, napadając na Ukrainę, zapracowali na swoją opinię i na stanowczość Zachodu.

NATO nie kryło przed Rosją swoich zamierzeń, oswoiło ją na długo przed szczytem. Teraz Rosja musi to wszystko przełknąć. Na pewno trudno im pogodzić się z bardzo ostrym językiem dokumentu końcowego. Od dawna Rosja i stwarzane przez nią zagrożenia nie były w dokumentach Sojuszu tak jednoznacznie potępione. Pamiętam, jak na szczytach walczyliśmy o każde słowo. Trzeba było stawać na głowie, by w ogóle zauważyć, że Rosja stwarza jakiekolwiek problemy. Gdy czytałem dokument ze szczytu w Warszawie, powiedziałem sobie: nareszcie.

Czego Rosja obawia się bardziej? Batalionów NATO w Polsce i państwach bałtyckich czy tarczy antyrakietowej Sojuszu?

– Rosjanie wszystkiego boją się na wyrost i na pokaz. Bataliony NATO służą przecież do obrony, nie da się nimi prowadzić działań ofensywnych. Cały Sojusz, jeśli chodzi o infrastrukturę czy charakter sił, jest zresztą defensywny. Bataliony będą tylko cztery, ale to będą solidne, pełnowartościowe oddziały. Rosja o tym wie, wątpię, by kiedykolwiek zdecydowała się testować cierpliwość NATO. Ale będzie podnosić krzyk.

Tarcza antyrakietowa też służy do obrony. W Polsce miała powstać tzw. czwarta faza, czyli w Redzikowie miałyby stacjonować amerykańskie pociski zdolne niszczyć rakiety międzykontynentalne, co Rosja mogłaby odebrać jako zagrożenie dla swoich sił odstraszania jądrowego. Tego na razie nie będzie, ale również spodziewam się awantur w tej sprawie. Putin, srożąc brwi, chce w zasadzie odstraszyć Zachód od wchodzenia w jego strefę wpływów, za jaką uważa dawny Związek Radziecki. Czasami zachowuje się jak niegrzeczne dziecko, które rzucając zabawki, próbuje wymusić na rodzicach ustępstwa. Raz jak polityczny chuligan. Czasem przypomina Chruszczowa walącego dziurawym butem o pulpit. Ale w tej chwili jest pod ścianą. Zachód nie daje się na te gry nabrać.

Rosja pogodzi się z obecnością batalionów NATO przy swojej granicy? Oddziały żołnierzy z różnych krajów to wymarzone cele dla szpiegów, prowokatorów.

– Służby kontrwywiadowcze NATO, a w szczególności krajów bałtyckich, będą musiały być bardzo czujne. Otoczenie będzie trudne, na Łotwie czy w Estonii żyje sporo Rosjan podatnych na kremlowską propagandę. To może ułatwiać przebicie osłony kontrwywiadu. Ale też nie sądzę, by Rosjanie w tej sytuacji chcieli testować reakcje Zachodu.

To ryzyko nie zmienia tego, że szczyt NATO, będąc sukcesem Polski, jest jeszcze większym sukcesem krajów bałtyckich. Polska bowiem sąsiaduje z sojusznikami, którzy w chwili narastania kryzysu mogliby przyjść ze wsparciem. A sytuacja strategiczna krajów bałtyckich jest o wiele gorsza. Te bataliony nie tylko zabezpieczają ich militarnie, ale też psychologicznie. To dowód, że NATO nie zostawi tych krajów samych.

Takie decyzje NATO powinno było podjąć najpóźniej po drugim rozszerzeniu na wschód w 2004 r. Ale wówczas Sojusz zajął się Afganistanem. Wszystkim się wydawało, że Rosja jest niegroźna.

Kiedy Zachód zmienił zdanie?

– To był proces podobny do zawracania transatlantyku. Zaczął się chyba w grudniu 2010 r., gdy prezydent Obama zaprosił prezydenta Komorowskiego do Waszyngtonu. Rozmawiali prawie godzinę w cztery oczy, potem kolejną z doradcami. Prezydent Komorowski przekonywał go wtedy, że trzeba przywrócić NATO wiarygodność, jeśli chodzi o obronę. Wierzyliśmy wtedy w możliwość zmian, w Rosji rządził jeszcze Miedwiediew, ale dostrzegaliśmy duże zbrojenia i modernizację sił zbrojnych, co nas niepokoiło. Także retoryka stawała się coraz bardziej wojownicza, antyzachodnia. Obama potrafi słuchać ludzi i zadawać właściwe pytania. W maju 2011 r. rozmawialiśmy o tym samym, gdy przybył do Warszawy na szczyt Europy Środkowej i USA, a potem w czerwcu 2014 r., gdy był na naszym święcie wolności. Widzieliśmy dużą ewolucję jego poglądów. Przecież gdy zaczynał jako prezydent, Europa Środkowa go nie interesowała. Potem przychodziło do o wiele trudniejszych rozmów z sojusznikami z Europy Zachodniej, którzy, choć wydawałoby się, że mają lepsze rozeznanie i wrażliwość, odgrywali rolę hamulcowych w przestawianiu kursu sojuszniczego „transatlantyku”. Ale Amerykanów mieliśmy po swojej stronie. To pomagało.

Jak długo wojska NATO będą stacjonować w Polsce?

– Dobre pytanie. Na pewno jeśli będziemy puszczać mimo uszu uwagi amerykańskiego prezydenta co do stanu demokracji w naszym kraju, to Amerykanie będą ignorować nasze opinie o zagrożeniach ze strony Rosji. Im bardziej będziemy się upodobniać do krajów postsowieckich, tym mniej nas będą brać na poważnie. I to jest zagrożenie. Mamy świetne przełożenie na USA, ale to rujnujemy. To samobójcze.

Może być też tak, że Rosja kiedyś się zmieni. Zrozumie, że zabrnęła w ślepą uliczkę, przestanie się zachowywać jak chuligan, stanie się przewidywalna, udowodni, że chce z nami porozumienia. Taka zmiana byłaby dla Polski korzystna.

Zobacz także

komorowskiZmienił

wyborcza.pl

Najwyższy urząd w Polsce ma nos jak Pinokio

Jacek Żakowski, „Polityka”, Collegium Civitas, 11.07.2016

Barack Obama i Andrzej Duda podczas pierwszego dnia szczytu NATO

Barack Obama i Andrzej Duda podczas pierwszego dnia szczytu NATO (Fot. Adam Stpie / Agencja Gazeta)

Pan prezydent Andrzej Duda kłamał, gdy relacjonując swoją rozmowę z prezydentem Obamą, kompletnie pominął wątek dotyczący zamachu na Trybunał Konstytucyjny, konstytucję, demokrację, niezależność mediów i rządy prawa w Polsce.

Co gorsza – głupio kłamał. Jak uczniak, który opowiadając, co w szkole, mówi o piłce, wszach Marysi i zimnej zupie, a zapomina powiedzieć, że ma z matmy pałę na koniec roku. Chociaż wiadomo, że mama pójdzie na wywiadówkę i pani wszystko jej powie.

Obama mówił najdelikatniej, jak można, a jednak było cholernie upokarzające dla Polski i każdego z nas, kiedy się okazało, że nasz prezydent zakłamuje relację z rozmowy i najważniejszy prezydent świata musi na oczach setek korespondentów prostować przemilczenie Polaka. Bo w świat poszła wiadomość, że człowiek sprawujący najwyższy urząd w Polsce ma nos jak Pinokio.

Kiedy Obama wygłosił sprostowanie, Duda miał jeszcze szansę zareagować. Mógł podziękować za zrozumienie i zainteresowanie. Mógł przeprosić za przeoczenie. Mógł powiedzieć, że jest Obamie wdzięczny za zreferowanie tego wątku rozmowy, bo dla Polaka był on oczywiście niezręczny. Mógł powiedzieć, że sprawy są na dobrej albo na złej drodze. Mógł wyrazić nadzieję, niepokój, dobrą wolę, złość, krytycyzm lub zachwyt wobec projektu procedowanego w Sejmie, zmartwienie losem sądu najwyższego USA lub cokolwiek innego. A zamilkł. Szkoda. Bo ciekawa i pouczająca mogła być publiczna wymiana uwag na temat demokracji między prezydentami Polski i USA.

Pan prezydent Andrzej Duda znów skłamał, gdy dzień później opowiadając w TVP Info o rozmowie z Barackiem Obamą, stwierdził, że prezydent USA „zagrożenia dla demokracji w Polsce nie widzi”. Tym razem amerykańskie sprostowanie nie jest już konieczne. Każdy mógł słyszeć wypowiedź Baracka Obamy o wartościach demokratycznych rozpoczętą słowami: „Przekazałem prezydentowi Dudzie nasze zaniepokojenie pewnymi działaniami i impasem wokół polskiego Trybunału Konstytucyjnego”. Jak mógł mocniej wyrazić opinię na temat zagrożeń dla demokracji w Polsce? Czy pan prezydent Andrzej Duda oczekiwał, że prezydent USA powie: „Poczytaj sobie, synku, czym jest państwo prawa, bo psujesz zegarek”?

Mamy więc prezydenta, który kłamie, nawet gdy wie, iż wyda się, że kłamie. To jest nowość w polskiej polityce. Politycy oczywiście nieraz wcześniej kłamali, ale robili to, mając nadzieję, że prawda nie wyjdzie na jaw. Kiedy wychodzili z zamkniętych posiedzeń, jedni mówili X, drudzy Y, a prawdy trzeba się było domyślać. To jest wstrętne, ale już przywykliśmy.

Pan prezydent Andrzej Duda kłamie, wiedząc, że wszyscy się o tym dowiedzą. Pytanie, dlaczego prezydent RP tak dumnie obnosi swój długi nos, dwa dni już za mną chodzi. Wątpię, by tak musiał. Myślę, że wierzy, iż go na to stać. Bo co mu grozi, gdy skłamie? Zgoda, jako prezydentowi niewiele mu akurat za to grozi. Ale strasznie dużo grozi mu jako Polakowi. Bo do polskiej kultury demokratycznej wprowadza kłamstwo jako normę. A to może ją zabić.

Zobacz także

najwyższy

wyborcza.pl