Petru, 03.11.2016

 

NGO’sy atakowane przez tzw. media narodowe

NGO’sy atakowane przez tzw. media narodowe

Nie wiadomo, po co powołano Radę Mediów Narodowych. Wydawało się, żeby odwołać Jacka Kurskiego z prezesa TVP, ale to nie przeszło, bo Jarosław Kaczyński zadecydował za RMN: nie odwołujemy Kurskiego…

Rada miała i ma inny najważniejszy cel – opracować projekt ustawy, jak nałożyć podatek na wszystkich Polaków – na tych, co nie mają telewizorów też – aby mimo upadku oglądalności i słuchalności media narodowe miały szmal na pisowską propagandę. Coś ten projekt fiskalny leży, bodaj z powodów prawno-logistycznych. Chcą włożyć rękę do naszych kieszeni, ale nie wiedzą, jak to zrobić. Z przodu, z tyłu, a może przez nogawkę. W każdym razie będzie to podatek robiony na rympał.

Nie mając wiele do roboty, niektórzy członkowie RNM nudzą się i oglądają telewizję robioną przez Jacka Kurskiego. Rozumiem, że to ich obowiązek. Dlaczego jednak skarżą się na media narodowe, tj. na kaczystowskie? Ano dlatego, że nie wszyscy są z większości pisowskiej, nie jest nim wszak Juliusz Braun, zresztą poprzedni prezes TVP. Braun ogląda „Wiadomości” TVP i na nie się poskarżył. Skargi jednak nie wysłał do samego siebie, bo to jakoś tak durnowato, ale do KRRiT. Do drugiej takiej samej instytucji, która jednak jest umocowana konstytucyjnie, więc Kaczyński już dawno by ją zlikwidował, gdyby Trybunał Konstytucyjny nie bronił Konstytucji. Braun więc niedurnowato wysłał skargę na dyfamację – jest takie słowo, która po prostu znaczy oszczerstwo, zniesławianie – NGO’sów, tj. organizacji pozarządowych przez wspomniane „Wiadomości”.

„Wiadomości” mają w dyfamacji wszystko, co nie pisowskie, ale Braun przyczepił się do organizacji pozarządowych i to do konkretnych przypadków. Wielce prawdopodobne, że NGO’sy będą następnym celem PiS, gdyż znajdują się poza kontrolą partii Kaczyńskiego i są jedną form aktywności obywateli. Braun powołuje się na szereg przykładów, ze szczególnym uwzględnieniem ostatniej piramidalnej bzdury, skonstruowanej przez „Wiadomości”. Mianowicie stowarzyszenia obywatelskie chciały wpłynąć na wyniki wyborów prezydenckich w 2015 roku i szkoliły w tym celu dziennikarzy TVP. Dowodem na to jakoby jest, iż do stowarzyszeń tych należały córki Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Rzeplińskiego. Mniejsza, że ta pierwsza z konkretnym stowarzyszeniem nie ma nic wspólnego od kilku lat, a oprócz tego członkiem innego szkolącego NGO’su jest żona Piotra Glińskiego, wicepremiera obecnego rządu.

W tym materiale „Wiadomości” i innych chodzi tylko o to, aby dokopać, aby pokazać dyfamację, bo Kaczyński w najbliższym czasie będzie chciał się prawnie rozprawić z KOD-em, Czarnym Protestem i innymi obywatelskimi organizacjami nie wyrażającymi zgody na bezprawie i degradację Polski.

Działalność organizacji pozarządowych może zostać prawnie ograniczona, a niektóre formy protestu zlikwidowane, prawo może skrępować działanie przez wielce restrykcyjne prawo. Ale NGO’sy i tak będą działać. W tym kontekście podoba mi się słowo dyfamacja, które może zastępować inne bardzo powszechne słowo określające tylną część ciała. NGO’sy więc powiedzą PiS-owi: a pocałujta nas w dyfamację.

Waldemar Mystkowski

ngosy

Koduj24.pl

Wojciech Mann o „dobrej zmianie” w Trójce

Wojciech Mann

 fot. Ireneusz Sobieszczuk/TVP  /  źródło: PAP

„To jest typowy błąd każdej władzy, której się wydaje, że rządzi idiotami i wystarczy troszeczkę tupnąć na nich, przestraszyć i wszystko będzie cacy” – mówi Wojciech Mann w rozmowie z Magdą Jethon. Czy dziennikarz pójdzie w ślady swoich kolegów i odejdzie z radiowej Trójki?

– Powiem wyraźnie: jest atmosfera przygnębienia i zastraszenia. Oczywiście, inaczej się czuje ktoś taki jak ja, kto ma za sobą ileś lat pracy, jakiś dorobek i nie jest całkowicie zależny od honorarium Trójki, a inaczej osoba, która ma kredyty, rodzinę i konieczność przyniesienia miesięcznego honorarium. No to ci ludzie zwyczajnie się boją i myślę, że po prostu każdego dnia budzą się z lekkim strachem – opowiada Wojciech Mann na łamach serwisu koduj.24.pl – Osobiście nie odczułem, przynajmniej na razie, żadnych ingerencji, nie otrzymałem instrukcji ani żadnych wskazówek, ale w Trójce ewidentnie widać stopniowe eksponowanie pewnych postaw – przyznaje dziennikarz i wyjaśnia, że profesjonalne działanie radiowe modyfikowane jest przez myślenie typu „czy to „góra” zaakceptuje?”.

Czy odejdzie z Trójki?

– Moja sytuacja jest dość skomplikowana. Robię nadal swoje audycje najlepiej, jak potrafię, bo cały czas mam, i to nie jest próba stworzenia sobie alibi, pewne poczucie odpowiedzialności wobec słuchaczy. Mam z nimi kontakt parę razy w tygodniu i ciągle słyszę: niech pan nie odchodzi, bo skończy się jeszcze jedna rzecz, którą lubimy w Trójce. Stosunkowo mało otrzymuję listów, żebym się wypisał z tego radia. A w związku z tym, że nie jestem już podlotkiem, to przeżyłem różne okresy, systemy polityczne i wiem, że dobrze jest być ze słuchaczami. Oczywiście nie za wszelką cenę. Nie wiem, co może się jeszcze wydarzyć, ale specjalnie nie kryję się ze swoją krytyką zmian, które następują w Polsce – powiedział Mann.

Czytaj też: Adam Hlebowicz dyrektorem Trójki. Wcześniej szefował katolickiej rozgłośni

Dziennikarz odniósł się także do głosów, które zachęcają go do protestu przeciw temu, co dzieje się w mediach. – To trochę naiwne, bo oczywiście można na chwilę wystąpić i uzyskać jakiś krótkotrwały efekt i być może właśnie niektórzy liczą, że ja dokonam aktu samospalenia i przejdę do historii jako człowiek, który w ten sposób wyraził swój protest. Ja jednak dość racjonalnie podchodzę do tego i powtarzam, przeszedłem już parę okresów złych i potem przychodziły dobre i to nie jest jakiś pozytywizm z mojej strony, ale wiara, że to nie jeden mój jednostkowy gest, ale stopniowe przypominanie ludziom, co jest ważne, doprowadzi do tego, że oni sami poproszą niektórych o to, żeby sobie poszli – zaznaczył Mann i podkreślił, że najważniejsze dla niego, jest pozostanie ze słuchaczami, którzy niekoniecznie zgadzają się z działaniami „dobrej zmiany”.

wojciech-mann

WOJCIECH MANN, DZIENNIKARZ
Koduj24.pl„Powiem wyraźnie: jest atmosfera przygnębienia i zastraszenia. Oczywiście, inaczej się czuje ktoś taki jak ja, kto ma za sobą ileś lat pracy, jakiś dorobek i nie jest całkowicie zależny od honorarium Trójki, a inaczej osoba, która ma kredyty, rodzinę i konieczność przyniesienia miesięcznego honorarium”

Wojciech Mann stwierdził także, że to, co jest dla niego najbardziej istotne w pracy to prawo do własnej opinii i prawo do jej wygłaszana. Wolność słowa traktuje bowiem jako warunek demokracji, obronę której dziennikarz uważa za oczywistość i twierdzi, że w łatwy sposób owej demokracji nie można odebrać społeczeństwu tak po prostu. – Ludzie są inteligentni wbrew pozorom. To jest typowy błąd każdej władzy, której się wydaje, że rządzi idiotami i wystarczy troszeczkę tupnąć na nich, przestraszyć i wszystko będzie cacy. Nie, to się tylko odwleka w czasie – powiedział.

– Bardzo mi żal tamtej atmosfery spokoju, pogodnego robienia radia, braku zagrożeń, obaw i oglądania się, czy ktoś niepowołany słucha naszej rozmowy. To jest bardzo nieprzyjemne, ta stęchlizna w powietrzu – podsumował na koniec Mann.

Odkąd PiS przejął władzę w mediach publicznych, z radiowej Trójki odeszło wielu znanych i uwielbianych dziennikarzy: Jerzy Sosnowski, Marcin Zaborski, Jerzy Owsiak i Michał Nogaś.

Czytaj też: Czy dziennikarzy radiowej Trójki czekają zwolnienia?

Źródło: Koduj24.pl

mann

newsweek.pl

Sędzia Jerzy Stępień idzie do sądu

Prof. Jerzy Stępień idzie do sądu

Były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień w programie „Gość Radia Zet” oświadczył: „Ten rząd się wykopyrtnie. Niebawem”. I zapowiedział procesy sądowe. Za co chce wytoczyć procesy politykom PiS? Chodzi o ich wypowiedzi w sprawie Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, której szefem Rady jest Stępień.

Prawicowi dziennikarze i politycy stawiają mu zarzuty o to, że fundacja, w której pracuje społecznie była finansowana przez poprzednią władzę i UM Warszawy. Były prezes TK nie zamierza pozostać bierny i zapowiada wytoczenie procesów posłowi Stanisławowi Piotrowiczowi, senatorowi Janowi Żarynowi oraz Kamilowi Zaradkiewiczowi, do niedawna dyrektorowi zespołu orzecznictwa i studiów w TK. – „Pana Zaradkiewicza Fundacja będzie skarżyła. Na pewno procesu doczeka się pan Żaryn, który nazwał mnie post pezetpeerowcem. Całe życie walczyłem z PZPR, ponosiłem różnego rodzaju konsekwencje tego, łącznie z siedzeniem w więzieniu, internowaniem i jeśli pan prof. Żaryn, związany z IPN, mówi ‚Stępień pezetpeerowiec’, to ma chyba świadomość tego, że kłamie, albo przynajmniej nie dopilnował swojego warsztatu” – wyjaśnia Stępień. – „Wezwałem pana posła Piotrowicza do tego, żeby przeprosił mnie i będą konsekwencje prawne” – dodaje.

Jerzy Stępień w czasie rozmowy w programie radiowym nie przebierał w słowach, oceniając obecną władzę wykonawczą. – „Idiotycznie sformułowano ten rząd. W gruncie rzeczy mamy w jednym rządzie dwa rządy i osobą decydującą jest pan Morawiecki” – mówił. – „Konstrukcja, która polega na tym, że jest przechył w jedną stronę, że nie zadbano o zrównoważenie wpływów jednego z wicepremierów, musi prowadzić do wykopyrtnięcia się tego rządu i to w nieodległej przyszłości” – stwierdził Stępień.
(Źródło: gazeta.pl)

jerzy-stepien

Koduj24.pl

„Jesteśmy naprawdę oburzeni!” Francuski minister obrony ostro o ostatnich działaniach Macierewicza

mako, pap, 03.11.2016

W sprawie przetargu Caracali i sprzedaży Mistrali wypowiedział się oburzony minister obrony Francji Jean-Yves Le Drian

W sprawie przetargu Caracali i sprzedaży Mistrali wypowiedział się oburzony minister obrony Francji Jean-Yves Le Drian (CHARLES PLATIAU / REUTERS / REUTERS)

• Jean-Yves Le Drian jest oburzony zachowaniem Antoniego Macierewicza
• Dementuje pogłoski o sprzedaży mistrali do Egiptu, a następnie Rosji
• Zapewnia, że dotrzyma zobowiązania w kwestii bezpieczeństwa Polski

Le Drian skrytykował decyzję polskich władz o jednoznacznym zakończeniu rozmów w sprawie dostaw śmigłowców Caracal, ale jeszcze ostrzej wypowiedział się o rozpowszechnianych przez Macierewicza nieprawdziwych informacjach dotyczących sprzedaży mistrali do Egiptu, gdzie zostały odsprzedane Federacji Rosyjskiej za symbolicznego euro. – Jesteśmy naprawdę oburzeni. To nie są metody – oświadczył francuski minister. Rzecznik Kremla również zaprzecza prawdziwości tych pogłosek. Le Drian podkreśla, że mimo napiętej sytuacji Francja wypełni wszystkie swoje wcześniejsze zobowiązania.

Dowiedz się więcej…

Dlaczego Polska powinna była zakupić właśnie caracale?

W przetargu ogłoszonym w 2015 roku startowały trzy maszyny – francuski H225M Caracal, brytyjsko-włoskie AW-149 oraz amerykański Black Hawk. Główną zaletą francuskich śmigłowców bojowych był krótki okres oczekiwania na ich dostarczenie. Już w 2017 roku Polska miała otrzymać kilkadziesiąt śmigłowców trzech różnych typów. Ich zakup miał być jednym z kluczowych elementów modernizacji polskich sił zbrojnych.

Dlaczego ostatecznie nie doszło do zakupu?

Negocjacje z Airbus Helicopters trwały od września zeszłego roku. Warunkiem zawarcia kontraktu miały być negocjacje umowy offsetowej, których wynik nie był satysfakcjonujący dla polskiego MON. Zanim doszło do przerwania negocjacji pomysł zakupu francuskich helikopterów bojowych został skrytykowany m.in. przez PiS oraz związki zawodowe znajdujących się na terenie Polski zakładów PZL Mielec i PZL Świdnik, które również stanęły w przetargu. Swoje zastrzeżenia wyrazili również SLD oraz prezydent Andrzej Duda.

O co chodzi z plotkami rozpowszechnianymi przez Macierewicza?

– Mistrale zostały sprzedane do Egiptu. I jest prawdą, że w ostatnich dniach zostały de facto przekazane Federacji Rosyjskiej za jednego dolara – takie słowa padły z ust szefa MON podczas sejmowej debaty 20 października. Rzeczywiście pod koniec 2014 roku Rosja miała otrzymać dwa okręty desantowo-śmigłowcowe typu Mistral. Pod naciskiem sojuszników Francja zdecydowała jednak, że dostawa będzie miała miejsce jedynie po rozwiązaniu kryzysu na wschodzie Ukrainy. W 2015 roku Francja i Rosja porozumiały się w sprawie zerwania kontraktu i rekompensaty.

 

gazeta.pl

Macierewicz o śledztwie w sprawie Misiewicza: Wyrażam zadowolenie

03.11.2016
Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz skomentował sprawę wszczęcia przez Prokuraturę Okręgową w Piotrkowie Trybunalskim śledztwa w sprawie Bartłomieja Misiewicza.

Zawiadomienie do prokuratury w Piotrkowie Trybunalskim złożyło dwóch posłów Platformy Obywatelskiej: Cezary Tomczyk i Jan grabiec. Śledztwo wszczęto po tym, jak w mediach pojawił się opis propozycji, jakie miał składać Bartłomiej Misiewicz lokalnym radnym PO. Były szef gabinetu politycznego ministra obrony narodowej miał obiecywać im zatrudnienie w państwowej spółce w zamian za koalicję z Prawem i Sprawiedliwością.

Jak wskazuje RMF FM, ponieważ prokuratura nie mogła w postępowaniu sprawdzającym przesłuchać nikogo więcej poza zawiadamiającymi – zdecydowała się wszcząć śledztwo. Dochodzenie dotyczy przekupstwa, za które grozi do 8 lat więzienia. Korzyścią, oferowaną przez Misiewicza, miało być zatrudnienie.

Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz skomentował sprawę wszczęcia przez Prokuraturę Okręgową w Piotrkowie Trybunalskim śledztwa w sprawie Bartłomieja Misiewicza.

Zawiadomienie do prokuratury w Piotrkowie Trybunalskim złożyło dwóch posłów Platformy Obywatelskiej: Cezary Tomczyk i Jan grabiec. Śledztwo wszczęto po tym, jak w mediach pojawił się opis propozycji, jakie miał składać Bartłomiej Misiewicz lokalnym radnym PO. Były szef gabinetu politycznego ministra obrony narodowej miał obiecywać im zatrudnienie w państwowej spółce w zamian za koalicję z Prawem i Sprawiedliwością.

Jak wskazuje RMF FM, ponieważ prokuratura nie mogła w postępowaniu sprawdzającym przesłuchać nikogo więcej poza zawiadamiającymi – zdecydowała się wszcząć śledztwo. Dochodzenie dotyczy przekupstwa, za które grozi do 8 lat więzienia. Korzyścią, oferowaną przez Misiewicza, miało być zatrudnienie.

prokuratura

wprost.pl

 

Zamach stanu – 19 listopada 2016 roku Episkopat ustanowi Chrystusa królem i panem narodu

Kościół katolicki nawiązuje do idei Piusa XI – zwolennika generała Franco. Czy Polska stanie się kato-faszystowskim reżimem?

16 października we wszystkich kościołach w całej Polsce przeczytano list Konferencji Episkopatu Polski, w którym biskupi oznajmiają, że 19 listopada 2016 roku w Łagiewnikach Chrystus zostanie proklamowany królem i panem narodu polskiego. Akt intronizacji Chrystusa zostanie odczytany następnego dnia we wszystkich kościołach w Polsce. Episkopat Polski dokona więc symbolicznego zamachu stanu, przekształcając nasz kraj w absolutną monarchię niewolniczo-religijną, w której wszyscy obywatele będą mieli swojego pana. Czy PiS poprze katolicki zamach stanu?

Idea intronizacji Chrystusa jest elementem kato-faszystowskiej ideologii reksizmu

Autorem pomysłu ustanawiania Chrystusa królem i panemposzczególnych narodów był papież Pius XI. Wsławił się on popieraniem generała Franco w Hiszpanii w latach 30-tych XX wieku, którego obwinia się za wymordowanie setek tysięcy zwolenników liberalizmu, socjalizmu i komunizmu. Pius XI również wspierał włoskiego dyktatora Benito Mussoliniego oraz podpisał z Hitlerem konkordat.

Idee intronizacyjne Piusa XI zapoczątkowały w Belgii ruch polityczny reksizmu, na którego czele stał Leon Degrelle. Podczas wojny ten belgijski polityk organizował rekrutację do oddziałów Legionu Walońskiego oraz Waffen-SS. Za zasługi Degrelle został odznaczony przez samego Hitlera.

W liście do wiernych biskupi piszą: „[…] naszym wielkim zadaniem jest podjęcie dzieła intronizacji Jezusa w znaczeniu uznawania Jego królewskiej godności i władzy całym życiem i postępowaniem. Parafrazując myśl papieża Piusa XI z encykliki ‚Quas Primas’, można powiedzieć krótko: trzeba robić wszystko, by Chrystus panował”. Odwołując się do papieża, który jest oskarżany przez historyków o wspieranie faszyzmu i przyzwalanie na mordowanie w Hiszpanii ateistów, liberałów, socjalistów i komunistów, hierarchowie domagają się od obywateli naszego kraju podporządkowania całego życia i postępowania Jezusowi.

Wielka Pokuta w kontekście procesu intronizacji Chrystusa

Happening polityczny nazwany Wielką Pokutą, który został zorganizowany na Jasnej Górze, stanowi w kontekście listu KEP element mobilizacji wiernych przed planowanym, symbolicznym zamachem stanu. Częstochowskim tłumom, uczestniczącym w Wielkiej Pokucie, abp Gądecki powierzył misyjne zadanie nawracania obywateli na katolicyzm.

W innym dokumencie KEP czytamy: „Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana podejmuje biblijną formułę przymierza Boga z narodem /…/. Można też powiedzieć, że niejako podejmuje zobowiązanie zawarte w Jasnogórskich Ślubach Narodu Polskiego: Zobowiązujemy się uczynić wszystko, ażeby Polska była rzeczywistym królestwem Maryi i jej Syna”.

Odwołując się do wypowiedzi Piusa XI, kapłani głoszą: „Trzeba więc, aby Chrystus panował w umyśle człowieka, którego obowiązkiem jest z zupełnym poddaniem się woli Bożej przyjąć objawione prawdy i wierzyć silnie i stale w naukę Chrystusa; niech Chrystus króluje w woli, która powinna słuchać praw i przykazań Bożych”

Czy członkowie KEP powinni zostać internowani?

Konstytucja RP ustanawia pluralizm światopoglądowy. Oznacza to, że nikt nie ma prawa przymuszać nikogo do uznania własnego światopoglądu. Odwołując się do wypowiedzi Piusa XI, polscy biskupi złamali Konstytucję, gdyż wypowiedź tego obrońcy hiszpańskiego i włoskiego faszyzmu nawołuje do przymusu akceptacji katolicyzmu. Nasza Konstytucja zabrania upowszechniania idei faszystowskich oraz zakazuje praktyk przymuszania obywateli do uznania jakiegokolwiek światopoglądu religijnego.

Ogłaszając Chrystusa królem i panem narodu polskiego, biskupi zainicjują proces chrystianizacji przestrzeni publicznej w naszym kraju. Ich religijny performans będzie funkcjonował jako apel do wiernych, w szczególności katechetów szkolnych, do podjęcia działań chrystianizacyjnych. Z punktu widzenia Konstytucji taka działalność jest pełzającym, ideologicznym zamachem stanu. Dlatego spiskowcy z Episkopatu powinni zostać prewencyjnie internowani.

Źródła: episkopat.pl, wyborcza.pl

krzysztof-pieczynski

pl.blastingnews.com

Oświadczenie A. Macierewicza ws. śledztwa prok. wobec Misiewicza. Zwracam uwagę na „szalonego Iwana” ciągu myśli przed ostatnim akapitem.

cwv8uj6w8aa-9ej

 

elizamichalik

Projekt „Za życiem” w Sejmie. Poseł PiS: Dajmy 4 tys. kobietom, które urodzą dzieci z gwałtu

Ludmiła Anannikova, 03 listopada 2016

Protest rodziców niepełnosprawnych dzieci pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, Warszawa, 23.10.2014

Protest rodziców niepełnosprawnych dzieci pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, Warszawa, 23.10.2014 (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Posłowie komisji polityki społecznej obradowali nad rządowym projektem ustawy „Za życiem”. Zakłada m.in. 4 tys. zł zasiłku dla kobiet, które zdecydują się urodzić chore dziecko. Poseł PiS chce, by zasiłek wypłacano kobietom, których ciąża jest wynikiem gwałtu. – Z przerażeniem myślę, że zgwałcona przez ojca dziewczynka urodzi za 4 tys. – skomentowała posłanka PO Magdalena Kochan.

Rządowy projekt ustawy „Za życiem” został opublikowany na stronach sejmowych w środę. Zakłada m.in.:

* 4 tys. zł jednorazowego świadczenia (bez kryterium dochodowego) dla rodziców dzieci, u których lekarz stwierdzi wadę powstałą w okresie ciąży lub podczas porodu,

* prawo do badań prenatalnych,

* opiekę hospicjum,

* dostęp do lekarzy bez kolejki, a także pomoc psychologa i asystenta rodziny, który zajmie się koordynacją pomocy rodzinie, w której urodzi się chore dziecko.

Opozycja ostro krytykuje. – 4 tys. Skąd taki cennik? Wielu osobom będzie źle się kojarzyć, bo 4 tys. to zasiłek pogrzebowy – mówiła posłanka PO Ewa Drozd w czasie obrad komisji. Podkreślała, że projekt dzieli matki niepełnosprawnych dzieci na te, które takie dzieci już mają, i te, które dopiero urodzą. – Te 4 tys. zł powinno dotyczyć wszystkich rodzin, które mają niepełnosprawne dzieci.

– Czy dziecko niedowidzące, niedosłyszące, z wadą serca też dostanie świadczenie? Definicja nieodwracalnej wady czy choroby zagrażającej życiu jest nieprecyzyjna – dodawała posłanka Magdalena Kochan (PO).

– Jedyną nowością w tym projekcie są 4 tys. zł zasiłku. Pozostałe propozycje istnieją w systemie od 1995 r. – mówiła posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus.
Joanna Augustynowska (też z Nowoczesnej) pytała, dlaczego 4 tys. zł przysługuje jedynie w przypadku urodzenia żywego dziecka. – Dlaczego kobieta, która od początku jest pod opieką lekarza, wie, że płód ma wadę genetyczną i urodzi martwe dziecko, ma nie dostać tych pieniędzy? – pytała.

Z kolei Rajmund Miller z PO pytał, gdzie są propozycje pomocy dla rodzin w późniejszym okresie, bo przecież przynajmniej jeden z rodziców, żeby opiekować się chorym dzieckiem, będzie musiał zrezygnować z pracy.

Posłowie PiS oraz przedstawiciele ministerstwa odpowiadali wymijająco. Twierdzili, że projekt ustawy jest tylko pierwszym krokiem, za którym pójdą kolejne – ma to być m.in. przygotowany do końca roku kompleksowy program wsparcia. Konkrety jednak nie padły.

Kontrowersyjną propozycję zgłosił poseł PiS Piotr Uściński. Chce, by w ustawie uwzględnić także kobiety, których ciąża jest wynikiem gwałtu. – Zabrakło mi wsparcia dla tych rodzin. Chce, żeby Ministerstwo Zdrowia zgłosiło autopoprawkę.

Zarówno wiceminister zdrowia Krzysztof Michałkiewicz, jak i większość posłów przemilczała sprawę. Skomentowała ją posłanka Kochan z PO. – Propozycja uzupełnienia ustawy o ciąże z gwałtu budzi moje najdalej idące wątpliwości i z przerażeniem myślę, że może się zrealizować taki scenariusz, że zgwałcona przez ojca dziewczynka urodzi za 4 tys. To jest przerażająca perspektywa – mówiła Kochan.

posel

wyborcza.pl

CZWARTEK, 3 LISTOPADA 2016, 12:57

Poseł PiS pyta ministra: Czy jest możliwe świadczenie dla rodzin, które spodziewają się dziecka z gwałtu?

Poseł PiS Piotr Uściński w trakcie sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny pytał wiceministra rodziny, czy jest możliwe, aby za pomocą autopoprawki tak zmodyfikować projekt ustawy dot. programu „Za życie”, by świadczenie w wysokości 4 tys. było przyznawane rodzinom, które spodziewają się dziecka poczętego w wyniku czynu zabronionego:

„Ta ustawa jest powiedzeniem matce, która spodziewa się niepełnosprawnego dziecka, że jeśli to dziecko się urodzi, da mu szansę się urodzić, to będzie otoczona opieką ona i jej rodzina. Bardzo dziękuję rządowi za przygotowanie tego projektu ustawy. Mam pytanie do pana ministra, troszeczkę z innej beczki pytanie. Ta ustawa jest czymś, czego nie było przez ostatnie 8 lat. Przez wiele lat, całą III RP nie było otwarcia się na wsparcie dla rodzin, które oczekują dziecka, u którego zdiagnozowano ciężkie i nieodwracalne upośledzenie, albo nieuleczalną chorobę, zagrażającą jego życiu. Ale mamy też w tej ustawie aborcyjnej, którą państwo dopuszcza zabijanie dzieci niepełnosprawnych, kolejny wyjątek aborcyjny – to dzieci poczęte w wyniku czynu zabronionego. Panie ministrze, mi w tej ustawie, w tym projekcie zabrakło wsparcia dla tych rodzin. Mam pytanie, czy jest możliwe, aby teraz autopoprawką zgłosił pan jakieś wsparcie dla tych rodzin? To nie będzie duży koszt, gdybyśmy te świadczenia, które dajemy rodzinom, które spodziewają się dziecka niepełnosprawnego, przyznali również tym rodzinom, które spodziewają się dziecka poczętego w wyniku czynu zabronionego”

Poseł PiS zaproponował w art. 10 zapisanie wsparcia dla kobiet w ciąży i ich rodzin, w przypadku ciązy powstałej w wyniku czynu zabronionego.

palestra-polska

300polityka.pl

Wojciech Mann o sytuacji w Trójce: To bardzo nieprzyjemne, ta stęchlizna w powietrzu

Agnieszka Kublik, 03 listopada 2016

Dziennikarz radiowej Trójki Wojciech Mann o atmosferze w legendarnej rozgłośni opanowanej przez

Dziennikarz radiowej Trójki Wojciech Mann o atmosferze w legendarnej rozgłośni opanowanej przez „dobrą” zmianę – „Powiem wyraźnie: jest atmosfera przygnębienia i zastraszenia (…)” (Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta)

„Niech pan nie odchodzi, bo skończy się jeszcze jedna rzecz, którą lubimy w Trójce” – takie listy od słuchaczy dostaje Wojciech Mann, jeden z legendarnych głosów Programu 3. Co zrobi?

Mann udzielił wywiadu Magdzie Jethon, do stycznia szefowej programu 3., a teraz naczelnej portalu „koduj24”. Rozmawiają o Trójce, z której od początku roku, gdy PiS przejął media publiczne, odeszło wielu dziennikarzy. Jethon zwolniono pierwszą, potem m.in. Jerzego Sosnowskiego, Marcina Zaborskiego i Michała Nogasia. Na ich miejsce przyszli nowi, m.in. prawicowi publicyści Grzegorz Górny i Maciej Pawlicki.

Jethon pyta Manna, czy myśli o odejściu z Trójki. – Moja sytuacja jest dość skomplikowana. Robię nadal swoje audycje najlepiej, jak potrafię, bo cały czas mam, i to nie jest próba stworzenia sobie alibi, pewne poczucie odpowiedzialności wobec słuchaczy. Mam z nimi kontakt parę razy w tygodniu i ciągle słyszę: niech pan nie odchodzi, bo skończy się jeszcze jedna rzecz, którą lubimy w Trójce. Stosunkowo mało otrzymuję listów, żebym się wypisał z tego radia. A w związku z tym, że nie jestem już podlotkiem, to przeżyłem różne okresy, systemy polityczne i wiem, że dobrze jest być ze słuchaczami. Oczywiście nie za wszelką cenę. Nie wiem, co może się jeszcze wydarzyć, ale specjalnie nie kryję się ze swoją krytyką zmian, które następują w Polsce – mówi Mann.

Tłumaczy, dlaczego chciał, żeby w porannym piątkowym „Zapraszamy do Trójki”, które prowadzi, nie było wywiadów Pawła Lisickiego z „Do Rzeczy”. – Nie postawiłem ultimatum, do takiego momentu nie doszło, przekazałem tylko bardzo, bardzo krytyczne i bardzo nasilone głosy dezaprobaty od słuchaczy – mówi Mann. Twierdzi, że chodziło to, że Lisicki „nie jest trójkowy”.

Czyli? – pyta Jethon.

– Nie żądaj ode mnie definicji. To trochę tak jak z muzyką. W dobrej orkiestrze fałszującego muzyka bardziej słychać niż w tandetnej. A Trójka była całkiem dobrą orkiestrą – odpowiada Mann.

Mówi o strachu panującym na Myśliwieckiej 3/5/7. – Powiem wyraźnie: jest atmosfera przygnębienia i zastraszenia. Oczywiście, inaczej się czuje ktoś taki jak ja, kto ma za sobą ileś lat pracy, jakiś dorobek i nie jest całkowicie zależny od honorarium Trójki, a inaczej osoba, która ma kredyty, rodzinę i konieczność przyniesienia miesięcznego honorarium. No to ci ludzie zwyczajnie się boją i myślę, że po prostu każdego dnia budzą się z lekkim strachem – mówi Mann.

Jethon pyta, czy ma ochotę przeciwko temu zaprotestować? Mann: „To trochę naiwne, bo oczywiście można na chwilę wystąpić i uzyskać jakiś krótkotrwały efekt i być może właśnie niektórzy liczą, że ja dokonam aktu samospalenia i przejdę do historii jako człowiek, który w ten sposób wyraził swój protest. Ja jednak dość racjonalnie podchodzę do tego i powtarzam, przeszedłem już parę okresów złych i potem przychodziły dobre i to nie jest jakiś pozytywizm z mojej strony, ale wiara, że to nie jeden mój jednostkowy gest, ale stopniowe przypominanie ludziom, co jest ważne, doprowadzi do tego, że oni sami poproszą niektórych o to, żeby sobie poszli”.

Mann przyznaje, że bardzo mu „żal tamtej atmosfery spokoju, pogodnego robienia radia, braku zagrożeń, obaw i oglądania się, czy ktoś niepowołany słucha naszej rozmowy. To jest bardzo nieprzyjemne, ta stęchlizna w powietrzu”. I życzy Trójce, by „’dobra zmiana’ przestała reperować to, co nie było zepsute”.

Zobacz: Michał „Nogaś na stronie” Wyborcza.pl

 

wojciech

wyborcza.pl

Wojciech Mann – Władzy wydaje się, że rządzi idiotami

Wojciech Mann - Władzy wydaje się, że rządzi idiotami

Możesz mi życzyć, żeby dobra zmiana przestała reperować to, co nie było zepsute – mówi Wojciech Mann w rozmowie z Magdą Jethon.

Magda Jethon: Jak się czułeś, kiedy Michał Nogaś żegnał się ze słuchaczami na antenie Trójki?
Wojciech Mann: Niespodziewanie dla wielu, nie czułem się jakoś straszliwie przygnębiony, ponieważ już wcześniej wiedziałem, że on to zrobi. Byłem więc na to przygotowany, ale oczywiście poczułem wzruszenie, bo coś się znowu kończy, ktoś, z kim mi się dobrze pracowało, znika.

– Przed naszą rozmową sięgnęłam do wywiadu, którego udzieliłeś Newsweekowi w marcu 2010 roku, kiedy to PiS w wyniku cichej koalicji z SLD zarządzało Trójką. Wtedy protestował niemal cały zespół oraz słuchacze, a Ty w wywiadzie powiedziałeś m. in.: „Mam uczucie, że odbywa się ideologiczny nalot dywanowy”. A teraz, jakie masz uczucie?
– Podobne. Tylko intensywność tego nalotu jest większa. Muszę jednak rozdzielić ten obszar, w którym ja funkcjonuję jako autor moich audycji od tego, co się dzieje dookoła w Trójce. Osobiście nie odczułem, przynajmniej na razie, żadnych ingerencji, nie otrzymałem instrukcji ani żadnych wskazówek, ale w Trójce ewidentnie widać stopniowe eksponowanie pewnych postaw.

– Jakich?
– Takich, że profesjonalne działanie radiowe modyfikowane jest przez myślenie typu „czy to „góra” zaakceptuje?”. Czyli, że audycja może być właściwa albo niewłaściwa. Już to kiedyś przerabialiśmy.

Wtedy byłeś oburzony, że Sobala zawiesił Jerzego Sosnowskiego. Mówiłeś, że Jerzy nie zrobił niczego nagannego, że to jest łobuzerstwo. A teraz… może zrobił coś złego, skoro go wyrzucili?
– To jest bardzo trudne porównanie, ponieważ pan Sobala rządził metodami, powiedziałbym, mało finezyjnymi. Natomiast teraz odbywa się to w białych rękawiczkach, nie ma spektakularnych wywaleń, poza Jurkiem Sosnowskim. Właściwie to są decyzje trochę jak Poncjusza Piłata, no bo przecież panowie Nogaś, Zaborski, Owsiak sami odeszli, te panie nie zostały wyrzucone, tylko przesunięte, przecież to jest tylko kosmetyczna zmiana, ten pan nadal występuje, tylko o innej godzinie itd.

– Zwolnili też Tomka Ławnickiego, a ostatnio odsunęli Anię Zaleśną i Małgosię Spór. Wiesz za co?
– Nie mogę powiedzieć tego, co słyszałem nieoficjalnie, nie jestem do tego upoważniony. Zresztą tłumaczenie, za co – jest często zakamuflowane zawiłymi paragrafami albo jakimś zwyczajnym mydleniem oczu.

– I ludzie to kupują?
– Nie. Ludzie są inteligentni wbrew pozorom. To jest typowy błąd każdej władzy, której się wydaje, że rządzi idiotami i wystarczy troszeczkę tupnąć na nich, przestraszyć i wszystko będzie cacy. Nie, to się tylko odwleka w czasie.

– W tamtym wywiadzie z 2010 roku mówiłeś, jeśli tak dalej pójdzie, to nie widzisz się w Trójce.
– Tak.

– Teraz jest gorzej, czy lepiej?
– Chyba gorzej.

– Niektórzy uważają, że w związku ze zwalnianiem kolegów, powinieneś już dawno rzucić papierami, albo zrobić coś spektakularnego. Wielu uważa, że Tobie wolno więcej, że władza się z Tobą liczy, a więc na Ciebie liczyli…
– Z pewnością są osoby, które liczą, że ja coś zrobię, są inne, które mają nadzieję, że ja coś zrobię i będzie spokój, bo wtedy zniknę z horyzontu. Moja sytuacja jest dość skomplikowana. Robię nadal swoje audycje, najlepiej, jak potrafię, bo cały czas mam, i to nie jest próba stworzenia sobie alibi, pewne poczucie odpowiedzialności wobec słuchaczy. Mam z nimi kontakt parę razy w tygodniu i ciągle słyszę: niech pan nie odchodzi, bo skończy się jeszcze jedna rzecz, którą lubimy w Trójce. Stosunkowo mało otrzymuję listów, żebym się wypisał z tego radia. A w związku z tym, że nie jestem już podlotkiem, to przeżyłem różne okresy, systemy polityczne i wiem, że dobrze jest być ze słuchaczami. Oczywiście, nie za wszelką cenę. Nie wiem, co może się jeszcze wydarzyć, ale specjalnie nie kryję się ze swoją krytyką zmian, które następują w Polsce.

– Wiem, że masz krytyczny stosunek do zmian w mediach publicznych, ale też powiedziałeś przed chwilą, że na Tobie nikt nie wywiera presji. Czyli, w jakimś sensie, władza się z Tobą liczy. Jakich użyłeś argumentów, żeby Paweł Lisicki nie występował w Twojej audycji?
– Nie postawiłem ultimatum, do takiego momentu nie doszło, przekazałem tylko bardzo, bardzo krytyczne i bardzo nasilone głosy dezaprobaty od słuchaczy.

– Czyli powiedziałeś, że to słuchacze nie chcą, żeby pan Lisicki zakłócał spokój Twojej audycji?
– Nie tylko spokój, bo moja audycja nie musi być spokojna, ale te występy pod wieloma względami są mało trójkowe i mało radiowe.

– Czyli te nowe osoby nie są po prostu trójkowe?
– Tak, to nie są trójkowe osoby.

– Co to znaczy nie trójkowe?
– Nie żądaj ode mnie definicji. To trochę tak jak z muzyką. W dobrej orkiestrze fałszującego muzyka bardziej słychać niż w tandetnej. A Trójka była całkiem dobrą orkiestrą.

– Niektórzy mają ci za złe Lisickiego, mówią, że wyczyściłeś swój ogródek, ale za to zabrudziłeś cudzy.
– To niech wyczyszczą swój.

– Ale nie mają takiej siły, z nimi się władza nie liczy.
– Bardzo przepraszam, to, co ja mam zrobić. Oczywiście, wolałbym, żeby te nie trójkowe osoby w ogóle nie występowały na antenie, żeby nie było kontrowersyjnych klubów Trójki, żeby nie było nierzetelnego pokazywania tylko jednej strony konfliktu, no, ale ta moja słynna siła, o której mówisz, najwyraźniej sięga pół godziny piątkowej. Prawdziwa moc jest jednak w zespole.

– Jak się teraz czujesz w Trójce?
– Mam ten komfort, że po pierwsze nie jestem etatowym pracownikiem Trójki. Przychodzę, żeby poprowadzić swoją audycję. Nie biorę ożywionego udziału w życiu redakcji, nie jestem członkiem żadnego kolegium, żadnego gremium, więc to mi daje po pierwsze – pewien dystans w patrzeniu, a po drugie – może mniej wiem.

– No, ale mijasz na korytarzu ludzi, widzisz, jak się zachowują, co mówią, jak się czują.
– Jeśli mnie pytasz o atmosferę i o klimat, to powiem, że jest wyraźnie atmosfera przygnębienia i zastraszenia. Oczywiście, inaczej się czuje ktoś taki, jak ja, kto ma za sobą ileś lat pracy, jakiś dorobek i nie jest całkowicie zależny od honorarium Trójkowego, a inaczej osoba, która ma kredyty, rodzinę i konieczność przyniesienia miesięcznego honorarium. No to ci ludzie zwyczajnie się boją i myślę, że po prostu każdego dnia budzą się z lekkim strachem.

– Czy obserwujesz u kolegów autocenzurę?
– Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

– A ty się autocenzurujesz na antenie?
– Tak, na przykład staram się nie przeklinać.

– A dlaczego miałbyś przeklinać?
– Chcesz mnie naciągnąć na dowalenie władzy? Wcześniej ci powiedziałem, że uważam słuchaczy za ludzi inteligentnych. Nie potrzebują walenia kibolskim kijem na odlew. Tego mamy teraz w mediach nadmiar. Często chwila ciszy wystarczy za komentarz.

– W ramach cenzurowania nie czytasz głośno e-maili na temat sytuacji politycznej?
– Nie czytam ani tych zachwyconych, ani tych przerażonych podnoszeniem Polski z kolan.

– Co piszą słuchacze o obecnej Trójce?
– Często zmieniają „ó” na „u”. Chciałbym, żeby właściwa ortografia jak najprędzej wróciła.

– Podtrzymują Cię na duchu?
– Głównie piszą przetrzymajcie, to się zmieni, dobra zmiana minie, wytrwajcie – to jest główny ton tych e-maili. Większość jest ciepła i właśnie wspierająca.

– Miałeś jakieś rozterki, kiedy były te wyrzucenia, myślałeś, że coś trzeba zrobić, jakoś się zachować, żeby może gdzieś pójść, coś powiedzieć, gdzieś wystąpić, jakoś zaprotestować?
– To trochę naiwne, bo oczywiście można na chwilę wystąpić i uzyskać jakiś krótkotrwały efekt i być może właśnie niektórzy liczą, że ja dokonam aktu samospalenia i przejdę do historii jako człowiek, który w ten sposób wyraził swój protest. Ja jednak dość racjonalnie podchodzę do tego i powtarzam, przeszedłem już parę okresów złych i potem przychodziły dobre i to nie jest jakiś pozytywizm z mojej strony, ale wiara, że to nie jeden mój jednostkowy gest, ale stopniowe przypominanie ludziom, co jest ważne, doprowadzi do tego, że oni sami poproszą niektórych o to, żeby sobie poszli.

– Jesteś patriotą?
– W moim rozumieniu tak. Ale nie jestem patriotą ostentacyjnym, czy z czytanek dla dzieci.

– Według Ciebie w Polsce jest teraz normalnie, czy te różne liczne protesty są uzasadnione?
– Wydaje mi się, że zaletą demokracji, o której istnieniu cały czas rządzący nas zapewniają, jest swoboda wypowiedzi. I w związku z tym zawsze będę się domagał prawa dla ludzi, którzy chcą coś powiedzieć głośno, zademonstrować swoją opinię. To nie znaczy, że mam się z każdą formą demonstracji identyfikować i zgadzać, ale powtarzam – demokracja, którą tak mielą w swoich złotoustych wypowiedziach rządzący, na tym również polega.

– Uważasz, że uzasadniona jest walka o Trybunał Konstytucyjny?
– Walka o TK jest dla mnie walką o coś tak normalnego, że nie wiem jakiego użyć obrazowego porównania. Przypomniał mi się taki żart z poprzedniego systemu, przykładający się jakoś do dzisiejszych czasów, że ogłoszono decyzję, iż przeprowadzimy w Polsce zmianę ruchu z prawostronnego na lewostronny, ale żeby nie szokować, to na początek lewą stroną puścimy tylko ciężarówki.

– Niedawno powiedziałeś „Cały czas czuję w powietrzu nieładny zapach odwetu”, a nasz były kolega Ziemiec twierdzi, że „Dobra zmiana hoduje tępych koniunkturalistów, władza woli otaczać się ludźmi niedouczonymi, ale pokornymi”, a więc hucpa, pazerność, czy odwet?
– Nie jestem pewien, czy ten cytat w pełni oddaje intencje pana Ziemca, on był różnie interpretowany, ja utrzymuję, że to jest odwet. Rodzaj zemsty na tych, którzy byli poprzednio i to zemsty w wielu przypadkach tępej i bezmyślnej.

– Kiedy byłam w Trójce, rozmawialiśmy często o programie, czy dzisiaj z dyrekcją rozmawiasz o sprawach antenowych?
– Nie bardzo. Owszem, raz czy dwa razy podczas spotkania z dyrektorem coś tam powiedziałem, ale na tym się skończyło. Bez reakcji.

– Wiem, że lubisz się wściekać z powodu różnych niedociągnięć antenowych, znam to z autopsji, czy teraz odpuszczasz?
– Mam poczucie bezradności.

– Czyli odpuszczasz?
– Wydaje mi się, że kryteria zawodowe, którymi nasiąkałem przez lata obcowania z mistrzami sztuki radiowej, zostały zepchnięte na dalszy plan przez inną słuszność, taką bardziej ideologiczną. W mojej naiwności złożyłem nawet projekt audycji, która byłaby szansą dla młodych ludzi, marzących o pracy w radiu. Chciałem z paroma doświadczonymi kolegami wysłuchiwać amatorów, pomagać im i dać szansę spróbowania swoich sił na antenie. Usłyszałem, że to „bardzo interesujący projekt” i poproszono mnie o napisanie szczegółowego scenariusza. Napisałem, ale dowiedziałem się, że to pomysł zbyt drogi, jak na możliwości stacji. Interesujące jest to, że nigdzie nie wspomniałem o budżecie ani o wynagrodzeniach. Nikt też mnie nie zapytał o kwestie finansowe. Mam więc wątpliwości co do rzetelności tej decyzji.

– Niebawem będziesz miał kolejnych nowych kolegów, czy będziesz z kimś rozmawiał w piątki o książkach?
– Z tego, co wiem ten fragment audycji będzie rejestrowany wcześniej.

– Czyli Ty dostaniesz gotową pigułkę?
– Tak.

– I nie będziesz w tym uczestniczył?
– Nie będę, nie znam tej osoby, która to po Michale przejmuje, więc trudno mi wchodzić w dialog z kimś, kogo w ogóle na oczy nie widziałem.

– Czyli nie będzie to Twoja rozmowa?
– Nie.

– Taki obcy wtręt jest zaprzeczeniem autorskości audycji, nie będziesz miał kompletnie wpływu na to, co dostaniesz, a będziesz musiał to wyemitować. Tak?
– Znowu chcesz mnie prowokować? Jestem nie tyle autorem, co gospodarzem audycji. Nie mam wpływu na serwisy, na wiadomości ekonomiczne, nie dyktuję dr Kruszewiczowi, o jakich ptakach ma opowiadać. Michał Nogaś też nie uzgadniał ze mną tytułów, które będzie omawiał. Jeżeli nowy odcinek książkowy będzie jedynie, jak mówisz „obcym wtrętem”, pewnie się do tego odniosę.

– Jak myślisz, kogo teraz wyrzucą, słyszałam o trzech kolejnych osobach, ale nie chcę wymieniać nazwisk… żeby nie zaszkodzić.
– No to wiesz więcej ode mnie. Mnie kolejne zmiany zaskakują. Widzę, że ta fala, która nie jest tsunami, bo w Trójce jest mniejsza niż gdzie indziej, jednak jest skuteczna.

– Powoli, małymi kroczkami, plasterek po plasterku…
– Tak, tak.

– Czego Ci najbardziej żal?
– Bardzo mi żal tamtej atmosfery spokoju, pogodnego robienia radia, braku zagrożeń, obaw i oglądania się, czy ktoś niepowołany słucha naszej rozmowy. To jest bardzo nieprzyjemne, ta stęchlizna w powietrzu.

– A czego Ci mogę życzyć?
– Mnie osobiście zdrowia. A jeśli chodzi o mnie jako człowieka z Trójki, to żeby się wszystko ułożyło tak, jak trzeba.

– To znaczy?
– To znaczy, żeby dobra zmiana przestała reperować to, co nie było zepsute.

Z Wojciechem Mannem rozmawiała Magda Jethon

 

koduj.24.pl

„Nie mamy armii”, „Jesteśmy rozbrojeni”. Myśl obronna wiceszefowej Kukiz’15

Wojciech Czuchnowski, 03 listopada 2016

Agnieszka Ścigaj, wiceprzewodnicząca klubu Kukiz'15 -

Agnieszka Ścigaj, wiceprzewodnicząca klubu Kukiz’15 – „Jesteśmy rozbrojeni” (ŁUKASZ KRAJEWSKI)

Polska nie ma armii, od 70 lat opieramy się na sojuszu z USA – takie tezy wygłaszała w czwartek rano w TOK FM Agnieszka Ścigaj, wiceprzewodnicząca klubu Kukiz’15.

Ścigaj była gościem Piotra Kraśki, który pytał ją o wybory w USA. Trump czy Clinton? Posłanka nazwała to „bardzo trudnym wyborem”. – Czy dla Polski nie ma różnicy? – dopytywał Kraśko. – No właśnie, bardzo mało tu jest argumentów merytorycznych. Nie do końca dostrzegam w tej kampanii istotne rzeczy – mówiła.

Kraśko, wieloletni korespondent TVP w USA, przypominał, że „Trump podważa sens istnienia NATO, dodając, że sojusznicy NATO muszą płacić za swoje bezpieczeństwo”. – Kiedy wzywa Władimira Putina, by pomógł mu szukać haków na Hillary Clinton, kiedy mówi, że nie wie, czy należałoby bronić Estonii, bo to praktycznie przedmieścia Petersburga, nie myśli pani, że to po prostu groźne dla Polski? – pytał.

Wiceszefowa Kukiz’15 odpowiadała, że Trump chce znieść wizy dla Polaków. I dodała. – A może trzeba zadbać o samodzielność i obronę własną, której w tej chwili nie ma, i właściwie jesteśmy rozbrojeni i jako kraj cały czas od 70 lat polegamy na Amerykanach?

To z kolei zdziwiło Kraśkę, bo sojusznicze relacje Polski z USA zaczęły się w 1989 r. a formalnie do NATO weszliśmy w 1999 r. Ścigaj przeszła nad tym do porządku dziennego i dalej rozwijała swoją myśl obronną: – Przy jakichkolwiek zagrożeniach w Polsce nie mamy żadnej armii, która nas obroni. Tylko i wyłącznie liczymy na Amerykanów (…). Nasza armia w tym składzie może się zmieścić na stadionie w Warszawie, nie mamy żadnych śmigłowców. Podobno naszą wschodnią flankę patroluje jeden śmigłowiec. Takie są doniesienia.

Po tych wszystkich wynurzeniach posłanka Kukiz’15 ujawniła na koniec: –  Ja nie znam się dokładnie na obronności.

nie

wyborcza.pl

CZWARTEK, 3 LISTOPADA 2016

08:56
Petru7

Petru o pierwszych ustawach po przejęciu władzy: Najchętniej bym zgłosił obniżenie podatków

Pierwsze, to chciałbym wprowadzić zasadę, że to co nie jest zabronione jest dozwolone. Po drugie, ustawę o zrównoważonym budżecie. Trzecią – najchętniej bym zgłosił obniżenie podatków, ale to wszystko zależy od tego jakie będą możliwości budżetowe. I jaki będzie timing, bo podatki muszą być zmieniane do końca listopada – mówił w „Gościu Radia ZET” Ryszard Petru o pierwszych ustawach, które by zgłosił jako premier.

08:49
lasek

Lasek: Podkomisja nie przedstawiła niczego, od 9 miesięcy nie dowiedzieliśmy niczego nowego

Jak mówił w Poranku Radia TOK FM Maciej Lasek:

„Nie mieliśmy żadnych wątpliwości co do przyczyny tego wypadku. Wszyscy wiemy, że w Moskwie byli polscy prokuratorzy, którzy nadzorowali czynności zgodnie ze swoimi kompetencjami. Nie słyszałem, żeby były jakiekolwiek zastrzeżenia do prowadzonego postępowania. To jest zaskakujące, że badanie zostało wznowione, ponieważ rzekomo pojawiły się nowe dowody, natomiast od 9 miesięcy nie dowiedzieliśmy się niczego. Podkomisja nie przedstawiła niczego, co rzucałoby światło, że ta katastrofa przebiegła w inny sposób niż ten opisany w komisji Millera. Jeżeli żadna z osób, posłów, nigdy nie była na miejscu wypadku lotniczego, to nie dziwi mnie, że takie opinie są wygłaszane”

08:47

Petru: Może być wspólna koalicja z PO. Oczywiście, że tak

[Będziemy] Konkurować, a w sprawach zasadniczych współpracować. Może być wspólna koalicja z PO. Oczywiście, że tak. U nas w partii są ludzie, którzy twierdzą że trzeba takie manifesty ogłaszać. Ja jestem zwolennikiem kontynuacji dotychczasowej polityki, czyli konkurencja lekkoatletyczna z PO i współpraca tam, gdzie tego wymaga racja stanu. – mówił w „Gościu Radia ZET” Ryszard Petru.

08:42

Petru: Jest coraz więcej sygnałów, które wskazują na to, że jest szansa na zatrzymanie złej zmiany w edukacji

Rząd popełnia błąd za błędem. Jest coraz więcej sygnałów, które wskazują na to, że jest szansa na to, by zatrzymać tą bardzo złą zmianę w edukacji – mówił w „Gościu Radia ZET” Ryszard Petru.

Petru: PiS wycofał się pod wpływem Czarnego Protestu

PiS wycofał się pod wpływem Czarnego Protestu z tej ustawy [aborcyjnej]. Można doprowadzić do sytuacji w której protesty społeczne – z mocnym głosem opozycji, głównie Nowoczesnej – oni się z tego wycofają. Opozycja ma mniejszość w parlamencie, z definicji trudno by przegłosowywała rząd, który ma większość.

08:27
petruZET1

Petru: Jestem przekonany, że w imię racji stanu dogadam się ze Schetyną

Dziś nikt nie będzie szukał jedności w opozycji, bo partie są różne i jest konkurencja. Dziś jest zdrowa konkurencja, która powoduje, że każda z tych dwóch partii stara się nie tylko pokazać, co robi PiS źle, ale i zaproponować kontrpropozycje. Staramy się być lepsi.
– mówił w „Gościu Radia ZET” Ryszard Petru:

Petru: Jestem przekonany, że w imię racji stanu dogadam się z Grzegorzem Schetyną

Jak przyjdą wybory, to trzeba być pragmatycznym i szukać optymalnych rozwiązań. To będzie dużo zależało od tego jak będzie wyglądała sytuacja na rok przed wyborami. Jeżeli Nowoczesna będzie dominującym podmiotem na opozycji – wolałbym, by wszystko było wokół Nowoczesnej. Jeżeli będziemy tylko o kilka punktów procentowch lepsi niż PO, to wtedy będzie niezbędna koalicja. Jestem przekonany, że w imię racji stanu dogadam się z Grzegorzem Schetyną.

08:25

Broniarz: Byłoby prościej, gdyby Anna Zalewska nie została ministrem edukacji

Wydaje mi się, że byłoby prościej, gdyby Anna Zalewska nie została ministrem edukacji. Nie mielibyśmy dzisiaj tylu problemów. Powinna zostać odwołana. Ubolewam nad tym [że nie zostanie odwołana] – mówił prezes ZNP Sławomir Broniarz w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF.

08:19

Petru o manifeście Rabieja i Lubnauer: To głos w dyskusji

To głos w dyskusji. Nasze stanowisko się tu nie zmienia. Jesteśmy konkurencją wobec Platformy. Ale konkurencją lekko-atletyczną, czyli kto jest bardziej skuteczny w walce z PiS. A nie bokserska konkurencja, bo z niej obie strony wychodzą poranione – mówił o tekście Katarzyny Lubnauer i Pawła Rabieja Ryszard Petru w „Gościu Radia ZET”.

07:55

Błaszczak: Zrobimy wszystko, żeby 11 listopada był dniem bezpiecznym

Zrobimy wszystko, żeby 11 listopada był dniem bezpiecznym. Zdajemy sobie sprawę z tego, że opozycja chce wykorzystać ulicę i zagranicę do ataku na rząd. Tylko relacjonuję to, co oni mówią, głoszą. Gdyby oni głosili coś innego, że mają rozwiązania w Sejmie, projekty ustaw, że chcą się zająć sprawami, które dotyczą Polski i Polaków, oni tego nie robią. Oni są zakodowani na „nie” – mówił Mariusz Błaszczak w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

07:48

Błaszczak: Tusk nie rozróżniał chuliganów od kibiców. Wszystko mu się źle kojarzyło

Donaldowi Tuskowi wszystko się kojarzyło źle. Nie rozróżniał chuliganów od kibiców. Zawiedziony tym, bo przecież flirtował z tymi ludźmi, że oni źle ocenili jego premierowanie, działał w ten sposób. Podobnie działał Grzegorz Schetyna. Pamiętna akcja „Widelec”, kiedy w Warszawie aresztowano i zatrzymywano wszystkich, jak leci, bo chodziło o politykę wizerunkową Schetyny. To się nie będzie powtarzało pod rządami PiS. Pod rządami PiS nie będzie takich spraw, o jakich na taśmach prawdy mówił Paweł Wojtunik z wicepremier Bieńkowską, o wykorzystywaniu policji do walki politycznej – mówił Mariusz Błaszczak w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

300polityka.pl

Z Unii Wolności pod skrzydła Kaczyńskiego, czyli w 10 lat dookoła Sejmu. Kim jest minister Anna Zalewska?

JACEK HARŁUKOWICZ, 03 listopada 2016

Minister Edukacji Anna Zalewska

Minister Edukacji Anna Zalewska (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

W czwartek Sejm zajmie się wnioskiem o wotum nieufności dla minister edukacji Anny Zalewskiej. – Miała dużą siłę przebicia. Zwykle nie mówiła tego, co myśli, ale to, co chciano od niej usłyszeć – wspomina ją Jan Lityński, kolega z Unii Wolności. Ta cecha nie opuściła Zalewskiej do dziś

Rok 2002. W dolnośląskiej Unii Wolności trwają przymiarki do zbliżających się wyborów samorządowych. W Świebodzicach pod Wałbrzychem w wyborach burmistrza unici stawiają na byłego senatora Jana Wysoczańskiego. Decyzji tej nie akceptuje jednak młoda, ale bardzo ambitna unitka. To Anna Zalewska ze Świebodzic, dziś minister edukacji narodowej w rządzie Beaty Szydło.

Zalewska powołuje do życia własny komitet, a na burmistrza zgłasza samą siebie. Wchodzi nawet do drugiej tury. Ale w niej przegrywa. Właśnie z Wysoczańskim. Choć formalnie wciąż jest w partii, a w radzie powiatu współpracuje z unitami (z ich poparciem zostaje nawet wicestarostą), to jej drogi z Unią Wolności – partią, z którą związana była przez lata – zaczynają się rozchodzić.

Co odpowiedziałby prezes?

– A taka była wściekła, tak się awanturowała, jak część z nas przechodziła z Unii do Platformy. Groziła, straszyła, że wyborcy nam tego nie zapomną. A gdzie sama wylądowała? To dopiero neofitka! – śmieje się jeden z byłych wałbrzyskich unitów, do dziś członek PO. Swojego nazwiska nie chce jednak zdradzić. – Anka zawsze pamięta, kto co o niej mówił. Po co mi kłopoty? – wyjaśnia.

Gdy w 2001 roku działa już Prawo i Sprawiedliwość, ona startuje do Sejmu z listy Unii Wolności. W okręgu wałbrzyskim ma dwójkę tuż za Janem Lityńskim, legendą KOR i podziemia.

– Pamiętam ją jako osobę niezwykle ambitną, ale ukierunkowaną głównie na własną karierę polityczną – wspomina dziś Lityński. – Miała dużą siłę przebicia, również z powodu swojego gadulstwa. Tyle że zwykle nie mówiła tego, co myśli, ale to, co chciano od niej usłyszeć.

Ta cecha nie opuściła Anny Zalewskiej do dziś. Gdy w lipcu gości u Moniki Olejnik w TVN 24, dziennikarka pyta ją, kto mordował Żydów podczas pogromu kieleckiego i w Jedwabnem. Zalewska zaczyna się gubić: – To fakt historyczny, w którym doszło do wielu nieporozumień, do wielu tendencyjnych opinii – mówi, choć kwestia odpowiedzialności i udziału w tych zbrodniach obywateli polskich została potwierdzona przez historyków.

Dla ludzi, którzy ją znają, to niecodzienny widok.

– Choć zwykle ma zdanie na każdy temat, na to pytanie była kompletnie nieprzygotowana – ocenia jeden z polityków PiS. – Nie dlatego, że nie znała odpowiedzi. Po prostu nie była pewna, co odpowiedziałby prezes.

Lityński: – Skompromitowała się jako polityk, nauczyciel i człowiek. Widać, że to człowiek kompletnie bez poglądów, dostosowujący swoje zdanie do bieżących potrzeb politycznych.

Po występie minister edukacji w programie Moniki Olejnik protestują historycy, Związek Gmin Żydowskich i amerykańskie Muzeum Holocaustu. A Muzeum Żydów Polskich zaprasza Zalewską na lekcję historii.

Były poseł PiS: O tej pani nic dobrego

W 2005 roku Unia Wolności przekształca się w Partię Demokratyczną. W Sejmie jej nie ma, w sondażach dołuje. Zalewska szuka więc dla siebie nowego miejsca. W wywiadach lubi dziś wspominać, że miała propozycje dołączenia do PO. Ale w Platformie nikt sobie tego nie przypomina. Trafia do PiS. Niedługo potem z ramienia tej partii zostaje radną powiatu i świdnickim wicestarostą.

W 2007 roku po raz pierwszy zostaje posłem. Na liście dostaje dwójkę, zaraz za rządzącym wałbrzyskim PiS-em Waldemarem Wiązowskim, członkiem starej gwardii Jarosława Kaczyńskiego, jeszcze z czasów PC.

– Złapała wiatr w żagle, ale nie zadowalała jej pozycja człowieka nr 2 w regionie. Zaczęła zwalczać Waldka – wspomina były członek PiS. Tak jak mój rozmówca z Platformy też prosi o niepodawanie nazwiska z uwagi na „dobrą pamięć Anki do wypowiedzi na jej temat”.

Gdy w wałbrzyskich strukturach wybucha konflikt wśród starych działaczy, Zalewska staje po stronie buntu przeciwko Wiązowskiemu. Oskarża go m.in. o to, że traktuje partię jak prywatny folwark. Niedługo potem decyzją władz partii zastępuje go na stanowisku szefa regionalnych struktur.

Prezes jest zachwycony i klaszcze

Teraz to Zalewska musi walczyć z wewnętrznym buntem i oskarżeniami.

W 2011 roku w proteście przeciwko wystawieniu na czele wałbrzyskiej listy do Sejmu Bogdana Święczkowskiego, byłego już wówczas szefa ABW z czasów pierwszego rządu PiS, odchodzi kilkunastu działaczy ze Świdnicy. Zasilają szeregi Prawicy RP Marka Jurka. Zalewska, która sama liczyła na jedynkę na liście, nie protestuje: – Taka jest decyzja władz krajowych i ja ją akceptuję – mówi wtedy „Wyborczej”.

Mniej więcej w tym samym czasie do centrali partii w Warszawie zaczynają spływać donosy na Zalewską. W jednym z nich 20 działaczy z Kłodzka, Kudowy-Zdrój, Świdnicy, Wałbrzycha i Dzierżoniowa oskarża ją o łamanie statutu partii, nieprawidłowości finansowe, a także działanie „nastawione na własne korzyści”. A także o to, że toleruje „nieobyczajne zachowania niektórych członków” oraz „preferuje i obdarza funkcjami osoby z Ligi Polskich Rodzin i Unii Wolności”.

Zalewska wszystkiemu zaprzecza. A jej partyjna pozycja zamiast słabnąć, rośnie. Wreszcie w 2014 roku to ona – dotąd szerzej nieznana – prezentuje stanowisko klubu PiS do expose premier Ewy Kopacz. Wtedy po raz pierwszy dzisiejsza minister prezentuje swój oratorski talent. Zarzuca pani premier „brak podstaw moralnych” do sprawowania urzędu, oskarża o fałszowanie sekcji zwłok ofiar ze Smoleńska. Siedzący tuż przy mównicy Jarosław Kaczyński jest zachwycony.

Ale w 2015 roku znów odbiera jej przywilej otwierania wałbrzyskiej listy PiS, jedynkę znów oddają spadochroniarzowi z Warszawy. Powodem są kolejne skargi, które na Zalewską piszą działacze z regionu. Tym razem zarzuty są dużo bardziej konkretne.

Bo jest lojalna i zna miejsce w szeregu

Działacze ze Świdnicy, Kłodzka, Niemczy i Ziębic zarzucają jej nepotyzm (w 2014 r. bez zgody lokalnych struktur liderem listy PiS do Rady Powiatu w Świebodzicach zrobiła swojego męża) i działanie na szkodę partii (w wyborach na burmistrza Kłodzka i prezydenta Świdnicy poparła konkurencyjnego wobec PiS kandydata). Tym razem również skargi nie przynoszą żadnego efektu. A po wyborach Zalewska zostaje ministrem w rządzie Beaty Szydło.

– To bardziej efekt układów towarzyskich niż kompetencji. Anka i Ela Witek to najbliższe sejmowe koleżanki Beaty – opowiada wpływowy polityk PiS z Dolnego Śląska. – W partii wiedzą, że prócz licznych wad i ograniczeń ma dwie najważniejsze cechy: jest lojalna i zna swoje miejsce w szeregu.

Ostatnio jednak to miejsce przestaje jej wystarczać. Zalewska wraz z Elżbietą Witek uznawane są w partii za wykonawczynie wyroku wydanego na Adama Lipińskiego – przez wiele lat numeru 2 w PiS, którego pozycja stale maleje. Teraz to Zalewska, a nie jak dotychczas Lipiński, jest koordynatorem PiS w Wałbrzychu. A we Wrocławiu miejsce wieloletniego towarzysza Jarosława Kaczyńskiego zajął związany z Zalewską poseł Piotr Babiarz.

Inny znajomy Anny Zalewskiej z czasów Unii Wolności Władysław Frasyniuk: – Pamiętam Annę Zalewską sprzed lat jako niezłą dyrektorkę szkoły i samorządowca. Kiedy dziś patrzę na jej wystąpienia, nie mogę zrozumieć, że ludzie potrafią się tak bardzo zmienić, gdy dopada ich choroba o nazwie Jarosław Kaczyński. Zalewska zawsze potrafiła do upadłego walczyć o swoje racje. A dziś każde wypowiadane zdanie, każdą myśl kalkuluje pod kątem, co o tym pomyśli prezes. Bo przecież wiemy wszyscy, że pani minister zna historię i wie, że Żydów w Jedwabnem i Kielcach mordowali Polacy.

Anna Zalewska nie odpowiedziała na naszą prośbę o rozmowę

jak

wyborcza.pl

Bezprecedensowa skarga na „Wiadomości” Autor… członek Rady Mediów Narodowych

Agnieszka Kublik, 03 listopada 2016

Krzysztof Ziemiec, prowadzący

Krzysztof Ziemiec, prowadzący „Wiadomości” TVP (Fot. Wiadomości TVP)

Juliusz Braun, członek Rady Mediów Narodowych i były prezes TVP wysłał skargę do KRRiT na „Wiadomości”. Zarzuca im zniesławianie fundacji, stowarzyszeń i organizacji pozarządowych.

Skarga jest bezprecedensowa. Członek MN skarży się na telewizję narodową, że prowadzi ona akcję dyfamacyjną skierowaną przeciw NGO’som. Braun przywołuje kilka materiałów pokazywanych w głównym programie informacyjnym TVP w ostatnich dniach.

– Kolejne materiały emitowane w „Wiadomościach” w ostatnich dniach w sposób tendencyjny, a często całkowicie nieprawdziwy ukazują działania instytucji o wielkich zasługach dla budowy społeczeństwa obywatelskiego. Efektem tej kampanii oszczerstw i jest wzbudzanie nieufności i budowanie atmosfery podejrzeń wobec całego sektora organizacji pozarządowych – pisze Braun.

Kogo nie widzą „Wiadomości”? M.in. żony wicepremiera Glińskiego

Jako przykład podaje materiał z poniedziałku 31 października. „Wiadomości” jako pierwszą informację  podały, że przed zeszłorocznymi debatami prezydenckimi dziennikarzy TVPszkoliły fundacje związane z córkami byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego i prezesa TK prof. Andrzeja Rzeplińskiego i że miała to być „próba wpłynięcia na wynik wyborów” prezydenckich w 2015 r.

Zofia Komorowska wyjaśniała, że nie ma nic wspólnego z tym szkoleniem, a z członkostwa w Stowarzyszeniu 61, które je prowadziło, zrezygnowała w 2010 r. „Wiadomości” jednak ją z tymi szkoleniami powiązały.

– W przygotowanie debaty zaangażowany był też serwis MojaPolis.pl, finansowany przez stowarzyszenie Klon/Jawor. Jego prezesem jest Urszula Krasnodębska-Maciuła, a członkiem komisji rewizyjnej Jakub Wygnański, który jest prezesem fundacji „Stocznia”, w radzie tej fundacji jest Urszula Krasnodębska-Maciuła, a jej wiceprezesem Zofia Komorowska – wyliczał autor materiału Marcin Tulicki. I jak po nitce doszedł do kłębka komentując: „dla wielu elementy łączące debatę z córką b. prezydenta są podejrzane”. Reprezentantem „wielu” był w „Wiadomościach” Wojciech Biedroń z portalu wPolityce.pl, który mówił: „Na pewno była to nieudolna próba wpłynięcia na wynik wyborów”.

Braun był w tamtym czasie prezesem TVP. – Ten materiał był rażąco nierzetelny i sprzeczny z zasadami uczciwego dziennikarstwa. Autor, dążąc do zbudowania fałszywego obrazu rzekomych niejasnych powiązań pomiędzy organizacjami pozarządowymi, w których działają Róża Rzeplińska i Zofia Komorowska, celowo pominął fakt, że we władzach fundacji „Stocznia” (zaprezentowanej w materiale jako część siatki podejrzanych powiązań)  zasiada także m.in. żona wicepremiera Piotra Glińskiego, Renata Koźlińska-Glińska. Celowo pominął też fakt, iż w tzw. szkoleniu (faktycznie będącym  spotkaniem dziennikarzy z ekspertami) wziął udział także przedstawiciel Instytutu Sobieskiego, think-tanku bliskiego PiS, ekonomista Leszek Skiba, obecnie wiceminister finansów w rządzie premier Beaty Szydło. Na marginesie można też dodać, że prezesem Instytutu był wówczas Paweł Soloch, obecny szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego – zwraca uwagę Braun w skardze do KRRiT.

Intencje TVP według Jacka Kurskiego

Braun przypomina, że w  ostatnich tygodniach to był kolejny materiał „Wiadomości”, w którym zostały zaatakowane organizacje pozarządowe.

– Prezes TVP Jacek Kurski stwierdził niedawno w wywiadzie dla „Wirtualnych mediów”, że za wyborem faktów prezentowanych w „Wiadomościach” zawsze stoi pewna intencja. W tym przypadku intencja jest oczywista. Podobnie nierzetelne i tendencyjne były informacje przedstawiane wcześniej na temat Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, których oczywistą intencją było dyskredytowanie fundacji o wielkim dorobku i sędziego Jerzego Stępnia, prezesa Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku – czytamy w skardze. – W obu przypadkach mamy do czynienia z rażącym naruszeniem ustawowego obowiązku rzetelności (art. 21 ust. 2 punkt 2 ustawy o radiofonii i telewizji).

Przepis ten opisuje jedno z zadań mediów publicznych, które mają „rzetelnie ukazywać całą różnorodność wydarzeń i zjawisk w kraju i za granicą”.

Braun nie wyklucza kroków prawnych

Braun pisze dalej, że „w przypadku materiału z 31 października miało miejsce również działanie sprzeczne z prawem i zasadami etyki dziennikarskiej dotyczące mnie osobiście”.

„Wiadomości” wyemitowały wypowiedź Brauna. – Bez mojej zgody dziennikarz nagrał treść prowadzonej rozmowy telefonicznej, a następnie – mimo, iż wyraźnie odmówiłem zgody na wypowiedź – wykorzystał jej krótki fragment na antenie – mówi. I nie wyklucza kroków prawnych.

Do KRRiT apeluje o przeprowadzenie „szczegółowej analizy kampanii skierowanej przeciw sektorowi pozarządowemu i wyciągnięcie wobec nadawcy i osób kierujących działaniem nadawcy konsekwencji przewidzianych przepisami ustawy o radiofonii i telewizji”.

Braun przypomina, że TVP blisko współpracowała z wieloma organizacjami pozarządowymi, wymienia m.in.: Orszak Trzech Króli, akcje „Szlachetna paczka” i „Wigilijne dzieło pomocy dzieciom” systematyczną współpracę z Fundacją Dzieło Nowego Tysiąclecia, Caritas, Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy, czy organizacjami pożytku publicznego (OPP).

– W 2012 r. Telewizja Polska zdecydowała o intensyfikacji współpracy z organizacjami pozarządowymi, czego efektem było powstanie specjalnej audycji, ułatwienia w promocji kampanii społecznych i współpraca merytoryczna. Teraz ten wielki dorobek jest niszczony, a polscy społecznicy są dyskredytowani – pisze Braun.

W ostatnim czasie to właśnie na „Wiadomości” płynie najwięcej skarg do KRRiT. Wcześniej kilkanaście dotyczyło materiału o Adamie Michniku, przygotowanego na jego 70. urodziny.

bezprecedensowa

wyborcza.pl

EWA SIEDLECKA

„Wiadomości” atakują organizacje pozarządowe. Skończy się jak u Putina?

03 listopada 2016

Krzysztof Ziemiec prowadzący wiadomości

Krzysztof Ziemiec prowadzący wiadomości

Telewizja PiS atakuje „niesłuszne” organizacje pozarządowe. Wśród działaczy trzeciego sektora panuje przekonanie, że to droga do tego, co Putin zrobił w Rosji: wskazał społeczeństwu „podejrzane” organizacje.

W Rosji kluczem do oskarżenia było przyjmowanie pieniędzy z zagranicy. Takie organizacje mają się rejestrować jako „agenci zagraniczni”, co brzmi jak „szpiedzy”. Ostatnio władze do tego grona zaliczyły stowarzyszenie Memoriał – jedną z najstarszych i najbardziej zasłużonych niezależnych organizacji działających na rzecz praw człowieka w Rosji.

Wydaje się, że w Polsce władza PiS stosuje do dezawuowania organizacji pozarządowych inny klucz: „powiązań politycznych” z byłą władzą.

Co sugerują „Wiadomości”

Od tygodnia niemal w każdym wydaniu „Wiadomości” TVP „ujawniane” są „polityczne powiązania niektórych fundacji”. Temat kontynuowany jest potem w TVP Info.

Generalna teza: wybrane stowarzyszenia i fundacje są powiązane z byłą elitą rządzącą i dzięki temu były hojnie finansowane z publicznych pieniędzy. Są też powiązane z Trybunałem Konstytucyjnym.

Powiązania Trybunału z politykami poprzez fundacje „Wiadomości” wykazują na dwa sposoby. Pokazując członkostwo byłych prezesów TK w organizacjach pozarządowych oraz aktywność społeczną córki obecnego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego i córki byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego. „Wiadomości” sugerują, że politycy i sędziowie Trybunału są powiązani, fundacje, w których działają córki byłego prezydenta i obecnego prezesa TK, a także byli prezesi TK, są bowiem dotowane z pieniędzy publicznych. Mówi się oczywiście o czasach rządu PO-PSL.

Kto sufluje „powiązania”

Motorem tych materiałów w TVP jest pracownik Trybunału, profesor UW Kamil Zaradkiewicz, który „ujawnia” owe „powiązania” na swoim koncie na FB. „Wiadomości” promują także wpisy niejakiego antylefta, który „ujawnił” publicznie dostępne dokumenty dotyczące dotacji ministerialnych i wpłat warszawskiego ratusza na rzecz organizacji pozarządowych. W każdym wydaniu „Wiadomości” prof. Zaradkiewicz komentuje te rewelacje jako ekspert. Stwierdza, że ujawnione informacje świadczą o nieakceptowalnej praktyce i o łamaniu przez sędziów Trybunału zasad etyki sędziowskiej.

Kogo zaatakowały „Wiadomości”

Na pierwszy ogień wzięto Fundację Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jej współzałożycielem w 1989 r. był Jerzy Stępień (wraz z ojcem polskiego samorządu lokalnego prof. Jerzym Regulskim, Andrzejem Celińskim i Walerianem Pańką). Stępień to senator niezależny I i II kadencji i były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Od 2015 r. jest także przewodniczącym Rady Fundatorów (to funkcja społeczna).

Antyleft „ujawnił” wysokość dotacji, jakie co roku za rządów PO dostawała Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej. Było to od 2011 r. kilkanaście milionów. „Wiadomości” nie podały, że były to pieniądze na wykonanie zadań zleconych przez władze, m.in. szkoleń urzędników władz lokalnych i edukację dla samorządności. Przez 27 lat FRDL przeszkoliła ponad 1,5 mln osób, utworzyła cztery wyższe uczelnie, prowadzi 14 ośrodków regionalnych. – Znaczącą rolę w rozwoju demokracji lokalnej mają do odegrania organizacje pozarządowe, takie jak działająca od dwudziestu lat Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej. Przez ostatnie dwie dekady stali się Państwo największą organizacją szkolącą radnych i urzędników samorządowych wszystkich szczebli – napisał w 2009 r. prezydent Lech Kaczyński w liście z okazji 20-lecia Fundacji.

Widzowie „Wiadomości” nie dowiedzieli się też, że FRDL wszystkie dotacje uzyskiwała w drodze konkursu. Było tak nie tylko w czasie rządów PO-PSL, ale też za poprzedniego rządu PiS i za wszystkich wcześniejszych rządów.

W tym samym materiale „Wiadomości” podały, że warszawski ratusz zapłacił fundacji Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia” kilka tysięcy złotych za wynajęcie sali i szkolenia dla urzędników miejskich. Patologia miała polegać na tym, że we władzach Stoczni jest córka byłego prezydenta Zofia Komorowska, a prezydentem Warszawy jest wiceprzewodnicząca PO Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Widz dostał informację, że swoi dają zarobić swoim. Niezbyt dużo, ale jednak.

„Wiadomości” nie podały za to, że w radzie fundacji Stocznia zasiada też inna „powiązana politycznie” osoba: żona wicepremiera rządu PiS Renata Koźlicka-Glińska. W Stoczni działają również m.in. córka prof. Barbary Fedyszak-Radziejowskiej (doradczyni prezydenta Andrzeja Dudy) i zięć członka Rady Programowej PiS prof. Jacka Czaputowicza.

W kolejnych dniach „Wiadomości” swoje informacje wzbogacały o nowe „powiązania”, które prezentowano widzom na planszach.

Napiętnowano powstanie Fundacji Służby Rzeczpospolitej (jej motto: „Mosty, nie mury”), której inicjatorem jest dominikanin o. Maciej Zięba, a w radzie fundacji zasiadła prof. Hanna Suchocka (b. przedstawicielka Polski w Komisji Weneckiej) oraz b. prezesi TK prof. Andrzej Zoll i prof. Marek Safjan, a także b. premier w rządzie AWS Jerzy Buzek. I Jakub Wygnański, który stał się dla „Wiadomości” łącznikiem, dzięki któremu można powiązać wszystko ze wszystkim. Wygnański jako jeden z ojców założycieli ruchu pozarządowego w Polsce jest w różnej roli w wielu organizacjach, stając się swego rodzaju znakiem jakości.

Nieudolne ukazanie „nieudolnej próby wpływania na wynik wyborów”

Kulminacją jest na razie materiał z poniedziałku. „Wiadomości” pokazały, że macki córek prezesa TK i b. prezydenta RP sięgały zeszłorocznej telewizyjnej debaty prezydenckiej. Poinformowały, że szkolenie dla dziennikarzy Doroty Gawryluk i Krzysztofa Ziemca, którzy moderowali tę debatę, prowadziła Róża Rzeplińska. A z firmą, która to szkolenie przygotowywała, związana była Zofia Komorowska, córka jednego z kandydatów.

Z wyjaśnień Ziemca wynika, że Rzeplińska była tylko jedną z prelegentek. A z wyjaśnień Rzeplińskiej – że przedstawiała informacje o kandydatach na podstawie danych zbieranych przez Stowarzyszenie 61, które zajmuje się właśnie tym: zbieraniem i udostępnianiem na portalu MamPrawoWiedziec.pl informacji o osobach sprawujących władzę publiczną i kandydujących na urzędy.

Tyle że Zofia Komorowska przestała działać w Stowarzyszeniu 61 pięć lat wcześniej, niż odbyła się debata – w 2010 r. Kiedy Stowarzyszenie 61 powstawało, ojcowie Komorowskiej i Rzeplińskiej nie pełnili jeszcze swoich funkcji.

„Wiadomości” szukały dalej. Rozpisały na ekranie sieć powiązań i dopadły Zofię Komorowską przez Jakuba Wygnańskiego. On jest prezesem fundacji Stocznia, ona zasiada w jej radzie programowej. Związek Wygnańskiego ze szkoleniem dziennikarzy przed debatą jest zaś taki, że jest on członkiem komisji rewizyjnej stowarzyszenia Klon/Jawor, które utrzymuje portal Mojapolis.pl, gromadzący, przetwarzający i kojarzący informacje publiczne o samorządzie lokalnym. Ekipa Mojapolis.pl także szkoliła dziennikarzy przed debatą prezydencką.

„Wiadomości” nie wyjaśniły, na czym mógł polegać wpływ córki prezydenta na szkolenie dziennikarzy. Ani jaki konflikt interesów miała Róża Rzeplińska, uczestnicząc w szkoleniu przed debatą (w końcu to nie jej ojciec kandydował na prezydenta).

„Wiadomości” poinformowały za to, że „trzy dni przed inauguracją prezydentury Andrzeja Dudy prezydent Bronisław Komorowski odznaczył Różę Rzeplińską Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Przypomniały też, że podczas debaty prezydent Komorowski posłużył się informacją wziętą z portalu prowadzonego przez Stowarzyszenie 61. Do tego „Wiadomości” dodały komentarz Wojciecha Biedronia z portalu wPolityce.pl: „Na pewno była to nieudolna próba wpłynięcia na wynik wyborów”.

A więc wszystko jasne: Komorowski odznaczył Rzeplińską za „nieudolną próbę”.

Czego nie rozumieją „Wiadomości”

Przedstawianie finansowania organizacji przez władze jako patologii jest dowodem niezrozumienia konstytucyjnej zasady pomocniczości, czyli przekazywania przez władze publiczne zadań w dół – do samorządów lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego.

Każda władza nieco inaczej widzi to, jak powinna wykonywać swoje zadania. I dobiera sobie do tej wizji odpowiednich partnerów. Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej była wspierana przez wszystkie władze, bo ma nieporównywalne z innymi organizacjami zaplecze instytucjonalne i ludzkie. A to, że w radzie fundatorów są ojcowie reformy samorządowej w Polsce, jest gwarantem jakości wykonywania przez nią zadań publicznych.

I najważniejsze: FRDL dotacje dostaje w konkursach. Transparentność procedur jest gwarancją uczciwości. Ostatecznie punkty przydziela zespół ekspertów, kierując się własną ocena, ale to też jest jawne.

Państwo PiS daje bez konkursów

W państwie PiS znosi się konkursy. A tam, gdzie one jeszcze są, nie są transparentne.

Minister nauki Jarosław Gowin właśnie ogłosił wyniki konkursu na dofinansowanie badań naukowych na temat „Pomniki polskiej myśli filozoficznej, teologicznej i społecznej XX i XXI w.”. Dostały je cztery osoby. Żadna nie była rekomendowana przez ekspertów oceniających wnioski. Decyzję podjął Jarosław Gowin.

Podobnie wiosną Fundacja Republikańska dostała od ministra kultury Piotra Glińskiego zlecenie na audyt instytucji kultury finansowanych przez ministerstwo, za który wzięła 137 tys. zł.

Władza PiS daje swoim także w ramach konkursów. W tym roku fundacja państwa Elbanowskich Rzecznik Praw Rodziców została jedynym partnerem Ministerstwa Edukacji Narodowej do prowadzenia konsultacji społecznych. Partnerstwo jest warte 5,3 mln zł. Był konkurs, który wygrała koalicja organizacji pozarządowych. MEN go unieważnił bez podania przyczyn i zorganizował nowy, w którym wygrała już fundacja Elbanowskich.

Szczególnie dużo zadań publicznych nowej władzy wykonuje koncern o. Tadeusza Rydzyka. Jego Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu wygrała konkurs (dostanie 3 mln zł) na szkolenie medialne sędziów i prokuratorów. Telewizja Trwam dostała 140 tys. zł na cykl audycji promujących czytelnictwo książek. Dostała też – w konkursie – 800 tys. od MSZ na projekt „Śmierć za kromkę chleba. Przywracanie pamięci na arenie międzynarodowej o polskiej pomocy Żydom w czasie II wojny światowej”. Wcześniej dostała zlecenie (495 tys. zł) na cykl programów promujących fundusze unijne – wszystko za pośrednictwem spółki Bonum o. Jana Króla, prawej ręki o. Rydzyka.

Konkurs MSZ wygrały też stowarzyszenia Solidarni 2010 (od zamachu smoleńskiego), które otrzyma 175 tys. zł, i Ruch Kontroli Wyborów (od negowania legalności ostatnich wyborów samorządowych), do którego trafi 1,5 mln zł. Solidarni 2010 niedługo po otrzymaniu dotacji rozdawali na szczycie NATO w Warszawie ulotki informujące po angielsku o zamordowaniu polskiego prezydenta w Smoleńsku.

Pieniądze od Sorosa

Jednym z najcięższych zarzutów, jakie „Wiadomości” TVP wysuwały w swoich materiałach dotyczących organizacji pozarządowych, jest „branie pieniędzy od kontrowersyjnego miliardera Georga Sorosa”. Soros finansuje na całym świecie realizację idei obywatelskiego społeczeństwa otwartego. Wspiera powstawanie NGO-sów i inicjatyw społecznych, budowanie takiego społeczeństwa, które nie wyklucza jakichkolwiek grup, wolnego od dyskryminacji i nienawiści, otwartego na różne idee i kultury. Wspiera budowę społeczeństwa demokratycznego, które świadomie uczestniczy we współrządzeniu. A więc rozumiejącego mechanizmy demokratyczne, korzystającego z demokratycznych instytucji, współtworzącego i współrealizującego politykę społeczną państwa.

Idee, które wspiera Soros – za swoje prywatne pieniądze – nie każdemu muszą się podobać, ale nie są ani przestępcze, ani niemoralne. Przeciwnie: odpowiadają duchowi polskiej konstytucji, zasadom Unii Europejskiej, Rady Europy i ONZ.

Nie znam nikogo, kto „brałby pieniądze od Sorosa” i się tego wstydził. To kwestia wspólnoty wartości. Podobnie jak wspólnota wartości łączy partię PiS i np. ruch Solidarni 2010.

Jawność, której u sojuszników PiS nie ma

Organizacje pozarządowe korzystające ze wsparcia darczyńców promują zasady przejrzystości. W 2010 r. Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych (OFOP) przyjęła Kartę zasad działania organizacji pozarządowych, wśród których jest jawność: „Działalność merytoryczna i finansowa organizacji pozarządowych jest działalnością jawną z uwagi na szczególną troskę o posiadane przez nie środki publiczne bądź powierzone im przez osoby prywatne. Przejrzystość finansów organizacji musi pozwalać na zewnętrzną ocenę zasadności i racjonalności wydatków”.

Zaatakowane przez „Wiadomości” fundacje Stocznia, im. Batorego, Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej oraz Stowarzyszenie 61 działają transparentnie. Na swoich stronach internetowych umieszczają sprawozdania z działalności i sprawozdania księgowe. Nie robi tego np. fundacja Ordo Iuris, aktywna na polu walki z aborcją i „ideologią gender” (b. prezes Ordo Iuris Aleksander Stempkowski był do niedawna sekretarzem stanu w MSZ). Nie robią tego też Fundacja Republikańska i Stowarzyszenie Solidarni 2010. Ordo Iuris tłumaczyło „Wyborczej”, że nie musi ujawniać źródeł finansowania, bo nie jest organizacją pożytku publicznego. To prawda: obowiązku prawnego nie ma. Ale jest dobra praktyka.

Źródła finansowania Fundacji Republikańskiej też nie są znane. Ale grosz publiczny bierze. Brak jawności finansowania rodzi spekulacje. W 2013 r., gdy Fundacja Republikańska przygotowała krytyczny raport o planach rządu wobec opodatkowania papierosów, w „Rzeczpospolitej” pojawiły się zarzuty, że opłacił go przemysł tytoniowy.

Mają uschnąć lub być posłuszne

Władza PiS chce odciąć organizacje pozarządowe od finansowania. To ona rozdaje pieniądze na ich działalność, także te unijne. Dlatego organizacje, które się władzy nie podobają, będą skazane na darowizny od osób i przedsiębiorców oraz wpływy z 1 proc. podatków. Ale jeśli władzy snującej za pomocą rządowej telewizji wizję „szarej sieci powiązań” uda się podkopać zaufanie społeczne do tych organizacji, to pieniędzy nie zbiorą. Sam George Soros nie pomoże, a fundusze norweskie, których nie dzieliła władza, już się skończyły.

Celem władzy PiS jest odebranie wybranym organizacjom wiarygodności, co ma je uśmiercić. Ten sam chwyt stosuje do sądów i Trybunału Konstytucyjnego. Zniszczenie społecznego zaufania oznacza śmierć. Lub posłuszeństwo.

wiadomosci

wyborcza.pl

Wojciech Maziarski

Maziarski: Inwazja porywaczy patriotycznych ciał [CZWARTKOWE WYSTĘPY]

03 listopada 2016

Krzysztof Ziemiec

Krzysztof Ziemiec (Fot. Adam Golec / Agencja Gazeta)

Widzieliście „Inwazję porywaczy ciał”? Właśnie o takich rzeczach jest tam mowa. O tym, jak z ludzi zostają tylko zewnętrzne powłoki, a w środku są już całkiem podmienieni

Róża Rzeplińska, córka Andrzeja Rzeplińskiego, pracując dla firmy Zofii Komorowskiej, córki Bronisława Komorowskiego, szkoliła przed debatą prezydencką dziennikarzy telewizyjnych, m.in. Krzysztofa Ziemca. W sprawę w jakiś sposób był zamieszany także Jakub Wygnański z fundacji Klon/Jawor – nie bardzo wiadomo jak, ale i tak włos się jeży na głowie. „Te informacje zszokowały wielu” – poinformowały „Wiadomości” TVP.

Potwierdzam, jestem niezwykle zszokowany. Wprost nie mogę się otrząsnąć. Przecież taki Ziemiec, przeszkolony przez młodą Rzeplińską, to żaden Ziemiec. Tylko z zewnątrz wygląda jak Ziemiec, ale w środku to już Nieziemiec.

Widzieliście „Inwazję porywaczy ciał”? Właśnie o takich rzeczach jest tam mowa. O tym, jak z ludzi zostają tylko zewnętrzne powłoki, a w środku są już całkiem podmienieni, bo włażą w nich Nieziemcy z kokonów. Kto nie widział, niech koniecznie obejrzy ten film, oczywiście po „Smoleńsku”, bo najpierw obowiązek, a dopiero potem przyjemność.

A teraz spieszę ujawnić kolejne fakty, które zszokują wielu. Otóż, Ziemiec nie był jedynym celem. Niewiele brakowało, by podmieniono też Michała Karnowskiego, który ponad 10 lat temu trafił w łapy niejakiego Wojciecha Maziarskiego, syna Jacka Maziarskiego. Wojciech Maziarski pracował wówczas jako redaktor dla niemieckiego koncernu Axel Springer i szkolił Karnowskiego, poprawiając i redagując jego teksty.

Wiemy, jak wielkim patriotą jest Michał Karnowski. Ten wybitny publicysta z własnej woli na pewno nie zgodziłby się pisać dla Niemca, więc musiał tam zostać zaciągnięty w stanie hipnozy. Już prawie, prawie został podmieniony, ale w ostatniej chwili się ocknął i uciekł z łap porywaczy ciał, dzięki czemu obaj patriotyczni bracia Karnowscy pozostali niepodmienieni.

Nie to, co bracia Kurscy. Jeden, owszem, wciąż sprawia wrażenie oryginalnego, ale ten drugi, z „Gazety Wyborczej”, to oczywista podróba.

Zresztą tu też niewiele brakowało – obaj Kurscy mogli źle skończyć. Spieszę teraz ujawnić kolejny fakt, który zszokuje wielu: otóż Jacek Kurski pracował w roku 1990 dla polskiej sekcji BBC razem z Wojciechem Maziarskim, synem Jacka Maziarskiego. Tak jest, z tym samym, który usiłował podmienić Karnowskiego. Pewnego razu Kurski siedział w żoliborskim mieszkaniu Maziarskiego. Butelka wódki, późna noc, brak świadków – po prostu wymarzona sytuacja dla porywaczy patriotycznych ciał.

Nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby nie sąsiad z mieszkania poniżej, który przyszedł z awanturą, że nie może spać i że obaj mają się wreszcie zatkać. To pewnie ocaliło Jacka Kurskiego przed podmianą. Ocknął się dosłownie w ostatniej chwili.

Grozę sytuacji dopełnia to, że nieopodal, dosłownie o rzut kokonem, mieszkał wówczas Jakub Wygnański z fundacji Klon/Jawor. Myślicie, że to przypadek?

to

wyborcza.pl