Saryusz-Wolski, 06.03.2017

 

c6p03ndvmaesqm5

Pan Ambasador Marek Grela daje krótką lekcję wiedzy o Unii Europejskiej. I po co te wszystkie krętactwa .?

c6pucnexeammjxa

Grażyna Plebanek: Mama nauczyła mnie trwać przy przyjaciołach, nie zginać karku, nie wdawać się w układy

WYWIAD
Michał Nogaś, 06 marca 2017
Grażyna Plebanek

Grażyna Plebanek (Fot. Marta Wojtal)

Pozwalała mi nosić męskie kalesony farbowane w garnku indyjską farbką na czerwono. Rozmowa z Grażyną Plebanek, pisarką.

* O co chodzi w Akademii Opowieści?

* Wyślij zgłoszenie konkursowe

* Zapoznaj się z REGULAMINEM

Kobieta czy mężczyzna?

– Kobieta. To oczywiste. I nie chodzi tu o jakąś ideologię. Mocna kobiecość jest najsilniejszym elementem mojej osobowości. Właśnie to dał mi dom rodzinny.

Mocna, czyli jaka?

– Niezależna. I to na wielu poziomach. Takie były moja mama i babcia. Niezależne i jednocześnie bardzo czułe.

Pochodzę z rodzin warszawskich rzemieślników. W domu dużą wagę przykładano do takich wartości jak przyzwoitość czy lojalność. Nauczono mnie, że ważna jest przyjaźń. Babcia miała przyjaciółkę przez ponad pół wieku. Poznały się w Auschwitz, kiedy golono im głowy. Popatrzyły na siebie i zaczęły się śmiać. Były młode, piękne, to zatriumfowało nad koszmarem, w którym się znalazły.

Mama też miała fajne koleżanki, takie o niebanalnych ścieżkach życiowych. Dlatego jestem lojalna w przyjaźni z kobietami.

Kontakty damsko-męskie są w jakiejś mierze teatrem. A w to, co się dzieje między kobietami, wchodzi solidarność, gra w jednej drużynie. Tego nauczyła mnie mama: trwać przy przyjaciołach. I nie zginać karku, nie wdawać się w układy. U nas słowo „liżydupa” to była okropna oblega.

Grażyna Plebanek. On, czyli kochanek

Czyli to mama jest bohaterką tej opowieści?

– Mama. Choć nie mogę całkiem oddzielić jej od babci. Obie ukształtowały mnie jako człowieka, dały mi to, co nazywamy kręgosłupem moralnym.

Mama urodziła się w czasie wojny. Powstanie Warszawskie zastało je z prababcią pod Warszawą. Prababcia płaciła chłopom pierścionkiem za spanie w oborze. Babcia była w Auschwitz. Aresztowano ją, bo walczyła w AK. Przeżyła marsz śmierci. Nigdy się nie załamała.

Mama, gdy dorosła, chciała studiować psychologię, ale zabrakło jej punktów za pochodzenie. Podjęła drugą próbę, myślała o historii. Znów jej nie przyjęli. Zaczęła więc pracę jako księgowa. Wyszła za mąż, a kiedy rozwiodła się z moim ojcem, utrzymywała nas, wspierała ją babcia. Praca – dom, życie podporządkowane temu, żeby mi jej nigdy nie brakowało. Dla mnie każda samotna matka to bohaterka. Pewnie by się zdziwiła, słysząc, że jest moim życiowym drogowskazem.

Dla rodziny Pola, dla obcych Apolonia Machczyńska-Świątek. Grażna Plebanek wspomina swoją babcię

Była typem matki, która towarzyszy dziecku, a nie je dusi. Kiedy jako piętnastolatka postanowiłam pojechać z kolegami na Olsztyńskie Noce Bluesowe i nocować pod namiotem gdzieś na dziko, zgodziła się. Ufała mi. Kiedy nosiłam męskie kalesony farbowane w garnku indyjską farbką na czerwono – prototyp legginsów – bawiło ją to. Akceptowała mnie taką, jaką byłam. Miałyśmy z mamą i babcią takie zdanie, z którego się śmiałyśmy, ale ono oddawało sens przestrzeni, którą mi dawały: „Dziecko, ja ci radzę: ty rób, jak uważasz!”. Więc tak robię. I moim dzieciom to powtarzam.

Potrafiła wszystko pogodzić i postawić na swoim. Była większą wojowniczką ode mnie. Ja mam ten rys pisarski, który zmusza mnie do obserwowania rzeczywistości, filtrowania jej. Mama z rzeczywistością wchodziła w interakcję. Miała szybkie reakcje i poczucie humoru w zderzeniu z chamstwem. Jak trzeba było, opieprzała ludzi tą swoją piękną, jędrną polszczyzną.

Barwę języka przekazały mi obie z babcią. „Warszawskość” w naszym domu wyrażała się w powiedzonkach, zwrotach gwarowych. U nas się mówiło: winkiel, wihajster, szwindel, rejwach, garkotłuk, dintojra. Język musiał być wyrazisty, dosadny. Do dziś alergicznie reaguję na słowo „miły”, obrzydliwie neutralne, gdy tyle jest innych przymiotników! Rodzynki w postaci wyrazów niecenzuralnych? Nie bałyśmy się ich! Teraz niektóre te słowa czy określenia rozbrzmiewają w moim domu w Brukseli.

Przyjaźń to także wspólne zainteresowania.

– Łączyły nas książki i filmy. Rozmawiałyśmy o nich do nocy. Kiedyś zabrałam ją na koncert Marka Grechuty. Miałam 17 lat, mnóstwo koleżanek, ale uważałam, że fajniej będzie pójść z mamą. Obie bardzo go lubiłyśmy. Dla mnie był już trochę w stylu vintage, mamie przypominał młodość. Podśpiewywałyśmy te same piosenki. W sumie nie było przecież między nami dużej różnicy wieku, ledwie 25 lat.

Nigdy nie była zgryźliwa ani żółciowa. Była pogodna i energiczna, widziała dobre strony życia. To ja byłam kiedyś marudkiem. Ale dziś i dla mnie szklanka jest w połowie pełna.

No i do tego przyzwoitość. Była przyzwoitym człowiekiem i bardzo się starała, bym i ja taka była. A to cecha, która coraz rzadziej występuje.

Miała własną definicję przyzwoitości?

– Zawierała ją w trzech słowach: nie szkodzić innym. U nas się mówiło: „Oby przez ciebie nie płakali”. Zawsze powtarzała, że przyzwoity człowiek nie podłoży ci świni, bo jego interes tego wymaga. Przyzwoitość oznaczała także bycie lojalnym, wiernym sobie i przyjaciołom. To zatrważające, że dożyliśmy czasów, w których musimy wyjaśniać znaczenie tego słowa.

A prawdziwa przyjaźń?

– Uważała, że nie może być mieszczańską grą pozorów, czymś pustym. Była zaprzeczeniem interesownych układów, czerpania korzyści z jakiejkolwiek znajomości. Wierzyła, że można kogoś obdarzyć bezgranicznym zaufaniem. Dla niej przyjaźń zawsze łączyła się z rozmową, wspólnym spędzaniem czasu, śmiechem. Odziedziczyłam po niej tę wiarę. Dla mnie przyjaźń, jak miłość, to związek, dzięki któremu jesteśmy lepsi razem niż pojedynczo. Wspieramy się. Przyjaźń bywa pełną bąbelków radością. Możemy się nie widywać tygodniami, ale więź jest. Ale jeśli staje się raniąca, toksyczna, to trzeba się rozejść.

Pamiętam, że jeśli mama powiedziała o kimś, że jest koniunkturalny, było to gorsze od wszystkich obelg. Nie potrzeba już było brzydkich słów. Choć i takie w naszym domu padały. W prawdziwej warszawskiej rodzinie nie mogło być inaczej. Obie miałyśmy temperament, nierzadko było nerwowo. Nie było cichych dni czy zamiatania pod dywan. Konflikty wybuchały, jak we włoskiej rodzinie. Dzięki temu powietrze bardzo szybko się oczyszczało i znów wszystko było na swoim miejscu. Ten model rozwiązywania problemów obowiązuje teraz w moim domu. Staram się nie odkładać trudnych tematów na później.

Kiedy zrozumiałaś, że zawsze akceptowała twoje wybory i stawała po twojej stronie?

– Kiedy komunizm zmienił się w naszym kraju w kapitalizm. Byłam na studiach i jak większość rówieśników zaczęłam poważnie zastanawiać się, czy ich nie porzucić. Indeks wydawał się wtedy niepotrzebny, młodzi i zdolni dostawali w nowej rzeczywistości pracę od ręki. Zawiesiłam studia na rok i wcale nie byłam przekonana, czy na nie wrócę. Mama była zdania, że studia poszerzają horyzonty, dają czas na poukładanie sobie pewnych rzeczy. Ale nie ciosała mi kołków na głowie, zaakceptowała moje wahanie. Studia skończyłam, bo tak w końcu sama zdecydowałam.

Najbardziej pomogła mi jednak, gdy ze spokojem przyjęła moją decyzję o zostaniu pisarką. To wiązało się z porzuceniem etatu, dużą niepewnością, może z zapaścią finansową. W domu nie było jednak lamentu. Babcia powiedziała: „Dziecko, a rób po swojemu”, a mama dodała: „Jakkolwiek zdecydujesz, jestem z tobą i zawsze ci pomogę, gdy będziesz potrzebować”. Chodziło, rzecz jasna, głównie o wsparcie psychiczne. Obie musiały wiedzieć, że prędzej czy później tak się to skończy – pisałam od zawsze, obie mnie w tym wspierały.

Mama zaakceptowała także to, że w pewnym momencie zaczęło mnie nosić. W efekcie wraz ze swoją rodziną zdecydowałam się wyjechać za granicę, najpierw do Szwecji, potem do Belgii. Dla niej to musiało być wyjątkowo trudne: nagle nie mieć przy sobie jedynej córki. Ale także wówczas uważała, że mam prawo do własnych, niełatwych wyborów życiowych. Nie była zaborcza jak kwoka, nie narzucała mi swojej woli. Udowodniła, że prawdą jest to, co przez lata mi przekazywała: jeśli kogoś kochasz, pozwalasz mu być wolnym.

Był moment, gdy zastanawiałam się, czy nie wrócić do Polski. Przegadałyśmy na ten temat dziesiątki godzin, ona głównie słuchała, pełniła funkcję terapeutki. Gdy zdecydowałam, że jednak zostaję za granicą, zaakceptowała moją decyzję. Widywałyśmy się prawie co miesiąc. W obu miejscach miała swoje rytuały. Była palaczką, więc wychodziła na balkon czy taras, patrzyła na ludzi. Potem gadałyśmy. Kawa, papieros, rozmowa. My naprawdę się przyjaźniłyśmy.

Powiedziałaś, że mama była wojowniczką. A ty?

– Robię to, co mi w duszy gra, idę za głosem serca. Od lat walczę o prawa kobiet. W każdej mojej książce jest coś na ten temat, piszę o tym w felietonach, walczę przez pisanie. A ostatnio pierwszy raz poszłam na barykady. Z koleżankami zorganizowałyśmy w Brukseli w październiku dwie duże manifestacje – w geście poparcia dla kobiet protestujących w Polsce.

Bycie wojowniczką to też wiara w marzenia, w to, że dam radę je zrealizować. To wymaga odwagi.

No i boksuję. To zew. Zawsze chciałam to robić, ale w Polsce jakoś się nie udawało. Później wyjeżdżałam, przeprowadzałam się, dzieci były małe i musiałam skoncentrować na zupełnie innych sprawach. Aż wreszcie znalazł się moment, w którym pomyślałam – jeśli nie teraz, to kiedy? Sparingi, głównie z mężczyznami, mam dwa-trzy razy w tygodniu.

Co nie oznacza, że skonfrontowana z werbalną agresją, zwłaszcza ze strony kogoś, kogo znam i lubię, potrafię sobie poradzić. Nie umiem odpysknąć. W takich sytuacjach moja mama radziła sobie o wiele lepiej, potrafiła odeprzeć atak chamstwa.

Mówisz o niej w czasie przeszłym. Od kiedy?

– Od siedmiu lat.

***

KONKURS Z NAGRODAMI

Kim jest najważniejszy człowiek w twoim życiu

Stałeś się dzięki niemu lepszy, mądrzejszy, bardziej wartościowy. Kim on jest, co dla ciebie znaczy?

Opowiedz nam o nim, razem napiszmy jego historię. Może to właśnie twój bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. Daj mu szansę, zasługuje na to.

Aby pomóc w pracy nad waszymi opowieściami, wyruszamy w Polskę, by uczyć pisania. Chcemy bohaterów pełnych życia, z krwi i kości. Takich, o jakich milczą podręczniki, a przecież dla was najważniejszych. Nasi dziennikarze Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają na warsztaty Akademii i poświęcą waszym opowieściom dużo więcej czasu niż akademicki kwadrans.

Serwis: Akademia Opowieści

Prace do 8 tys. znaków przyjmujemy do 31 marca 2017 r. I nagroda będzie miała wartość 5 tys. zł, II – 3 tys. zł, III – 2 tys. zł

 

 

c6lchbkwgaizpie

Macierewicz: Odpowiedzialność Rosji za katastrofę smoleńską jest przesądzona

Minister powiedział, że wiemy bardzo dużo o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. Dotychczasowe prace komisji przesądzają w sposób niezbity o odpowiedzialności rosyjskiej za katastrofę smoleńską i o odpowiedzialności Donalda Tuska za oddanie postępowania w tej sprawie Rosjanom – powiedział Macierewicz.

Dopytywany dodał: Opinia publiczna otrzyma wkrótce dokładne i całościowe wyjaśnienie mechanizmów, które doprowadziły do katastrofy. Będzie to wyjaśnienie przyczyn technicznych tragedii oraz wskazanie odpowiedzialności za działania i zaniechania w związku ze śledztwem smoleńskim. Tak jak w pierwszej kwestii sprawstwo Rosjan, tak w drugiej – Donalda Tuska są przesądzone.

Zdaniem Macierewicza „opór wobec idei wyjaśnienia tej sprawy powoduje, że część polityków oraz mediów jest gotowa poruszyć niebo i ziemię, by tylko przeszkodzić naszemu dążeniu do prawdy”. Źródłem tej szczególnej „niechęci” jest prawdopodobnie – bo trudno mi znaleźć inną przyczynę – strach przed prawdą – ocenił minister.

Macierewicz, pytany o wypowiedź, w której nazwał katastrofę smoleńską jednym z etapów rosyjskiej agresji, oświadczył, że i tak był w tej sprawie bardzo ostrożny. Każde państwo eksponuje te elementy rosyjskiej agresji, które najbardziej godzą w jego bezpieczeństwo. Dlatego śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego, prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, całej elity polskiej armii i polityki jest tym wydarzeniem, o którym musimy mówić zawsze, gdy jest czyniony bilans rozliczeń między Rosją a Zachodem – argumentował szef MON.

Macierewicz skrytykował też swoich poprzedników w MON w latach 2011-15 – ministra Tomasza Siemoniaka i wiceministra Czesława Mroczka (obaj PO). Oskarżam o działanie na szkodę polskiej racji stanu panów Siemoniaka i Mroczka, którzy mianowali i akceptowali byłego funkcjonariusza WSW na stanowisku rektora Akademii Obrony Narodowej, którzy tolerowali korupcję w wojsku, którzy zmniejszyli liczebność polskiej armii w czasach, gdy zagrożenie ze wschodu wzrastało, którzy oskarżali polskich pilotów o tragedię smoleńską, choć musieli wiedzieć, że winę za to ponoszą Rosjanie – powiedział Macierewicz.

W listopadzie 2015 roku, tuż po objęciu stanowiska szefa MON, Macierewicz odwołał rektora-komendanta AON gen. dyw. Bogusława Packa. Generał na początku kariery w wojski służył w Wojskowej Służbie Wewnętrznej.

(az)

PAP

macierewicz

rmf24.pl

 

c6lmxhjwgaixkxa

Edward Stachura niegodny być patronem, bo jest samobójcą

Martyna Siudak, 02 marca 2017

Edward Stachura w Iławie

Edward Stachura w Iławie (ARCHIWUM PRYWATNE WIESŁAWA NIESIOBĘDZKIEGO)

Gdyby żył, kończyłby 80 lat. Może pracowałby nad kolejną książką, może wciąż śpiewał na spotkaniach z fanami? A może – tak jak miał w planach – zamieszkałby pod Iławą. Dlaczego więc Iława się go wyparła?

– Edka poznałem podczas studiów na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdy pewnego wiosennego dnia 1966 roku wróciłem do akademika. Byłem okrutnie zmęczony po całym dniu ciężkiej pracy. Marzyłem tylko o tym, żeby się porządnie wyspać. Ale w moim pokoju grali w pokera – wspomina Wiesław Niesiobędzki z Iławy, poeta, publicysta, historyk regionu, członek Związku Literatów Polskich i autor książek o tematyce historyczno-literackiej.

Grało czterech mężczyzn. Trzej już od dawna, w charakterze waletów, czyli nielegalnych lokatorów, zadomowili się w akademiku. Znani byli z tego, że ciągle szukali naiwniaków, których mogliby oskubać przy pokerze. Był też czwarty, który miał właśnie zostać oskubany, niebieskooki blondyn. Jednak tym razem to ten blondyn oskubał pozostałych. Był nim właśnie Stachura. – Później jeszcze kilkakrotnie się z nim widywałem. Ostatni raz korzystał z mojej gościny w Toruniu w 1969 roku – dodaje Niesiobędzki. Kolejne ich spotkania były już w Iławie.

Iława, ukochane miejsce Steda

Edward Stachura, dla przyjaciół Sted, pierwszy raz przyjechał do miasta nad Jeziorakiem w kwietniu 1976 roku. Zakochał się w pejzażu ziemi iławskiej. Mógł po okolicy wędrować całymi dniami, nie wychodząc z lasu, a jednocześnie nie tracąc z oczu jeziora. – Często rozstawiałem mu namiot w ogrodzie rodziców. Mieli dom nad rzeką. Ja mieszkałem na piętrze. On w domu siedzieć nie chciał. Kiedy miał ochotę, przychodził. Jak się wyspał, szedł do biblioteki i bardzo dużo czytał, pisał na maszynie – opowiada pan Wiesław, który od 1975 roku kierował Miejską Biblioteką Publiczną w Iławie.

Przyznaje, że lubił ze Stedem przebywać. Bo choć Stachura był już wtedy znanym pisarzem, nie zadzierał nosa. Rozumieli się, mimo że Edward był raczej milczący. Dużo chodzili razem po lasach czy drogami w kierunku wyjazdu z Iławy do Grudziądza.

O tym, że Stachura lubił tu przebywać, wiemy z jego listów. W jednym, z 10 maja 1976 roku, który przesłał z Warszawy do Niesiobędzkiego, pisał:

„Drogi Wiesławie, dziękuję za listy i egzemplarze pewnej powieści. Widzę, że wszystko dobrze. Ja bym już pruł do Iławy, gdyby nie ten wyjazd do Budapesztu. Ale to nic. Potęsknię jeszcze trochę za Jeziorakiem, to jeszcze z większą radością będę tam ruszał”.

MARTYNA SIUDAK

Na zdjęciu: Wiesław NIesiobędzki

Wracał więc do Iławy, kiedy tylko mógł. Spotykał się wtedy z czytelnikami m.in. w Miejskim Domu Kultury w Iławie. Jedno z takich spotkań, właściwie recital, odbyło się w 1976 roku. Na sali siedział kilkunastoletni wówczas Robert Kowalski, rodowity iławianin.

– Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jego oryginalna stylistyka, język, były zupełnie inne od wszystkiego, co znaliśmy. Nikt tak nie pisał jak on. Miał osobowość, ale jednocześnie nie narzucał się publiczności – wspomina.

W jego pamięci to był wieczór z muzyką, która idealnie pasuje do spotkania przy ognisku. – Jego głos nie był może powalający, ale to wykonanie i interpretacja… To się czuło – opowiada. Przyznaje, że to spotkanie z poetą było dla niego przełomowym momentem. Dzięki niemu sam zaczął tworzyć poezję.

Ostatni raz Edward Stachura był w Iławie w styczniu 1979 roku. Miał wtedy spotkania autorskie w klubie „Pojezierza” w Miejskim Domu Kultury. Po raz kolejny odwiedził też Siemiany, gdzie w Klubie Rolnika śpiewał swoje piosenki i opowiadał o wędrówkach po świecie. Siemiany tak bardzo mu się spodobały, że gdy tylko usłyszał o zamiarze utworzenia tu filii iławskiej biblioteki, bez wahania zapowiedział, że z tym miejscem zwiąże swoje życie.

– Cieszył się, że miałby tu pół etatu i dach nad głową. Mówił, że Warszawa go zżera. Dokuczali mu tam, że robi z siebie buddę, Jezusa w dżinsach. I byłoby mu tu nad Jeziorakiem dobrze. Gdyby nie ten pociąg… – opowiada Niesiobędzki.

W kwietniu 1979 roku Stachura miał wypadek. Niektórzy mówią, że już wtedy próbował popełnić samobójstwo. Pewności jednak nie ma. Szedł koło torów, gdy potrącił go przejeżdżający pociąg. Przeżył, ale stracił cztery palce u prawej dłoni. Już wtedy miał problemy psychiczne, próbował się leczyć, ale nic to nie dało. Kilka miesięcy później, w lipcu, znaleziono go w jego mieszkaniu w Warszawie. Już nie żył. Odebrał sobie życie.

Cztery lata po jego śmierci oddawano do użytku nowy gmach Miejskiej Bibliotece Publicznej w Iławie. Powstał pomysł nadania jej imienia Edwarda Stachury. – Wiedziałem, jak wielką popularnością się cieszył. Przychodziły do nas wręcz pielgrzymki ludzi, których przyciągało nazwisko Stachury – wspomina pan Wiesław.

Przyznaje, że próbowano mu ten pomysł storpedować. – Mówili, że Stachury nikt nie zna, że żadnej socjalistycznej wartości nie reprezentuje. Nie wiem, jak sobie wtedy dałem radę – dziwi się.

Mimo tych problemów i oporu ze strony władz ówczesny zastępca naczelnika miasta Ryszard Laskowski podpisał jednak decyzję o nadaniu bibliotece imienia Stachury. Od tamtej pory odbywały się w niej różne przedsięwzięcia, które miały upamiętnić poetę i popularyzować jego twórczość. Niektórzy do dziś wspominają pamiątkową gablotę. Był też gobelin z wizerunkiem poety, który wisiał na piętrze. Nosił tytuł „Edwarda Stachury droga przez cudne manowce do Gałązki Jabłoni”. Kupił go brat Steda, Ryszard i w 1983 roku przekazał bibliotece w Iławie. Autorka gobelinu pochodziła z Tczewa. Była w ciężkiej depresji po śmierci męża, ale – jak mówiła – lektura „Całej jaskrawości” Stachury pomogła jej wrócić do życia.

Patron wyrzucony

Na początku grudnia 2016 roku na jednym z portali społecznościowych Robert Kowalski napisał: „W Iławie, pięknym mieście nad urokliwym jeziorem Jeziorak, doszło do zdumiewającego skandalu. Ot, nie wiadomo kiedy, za dnia, nocą czy o świcie, z frontonu Biblioteki Miejskiej i jej oddziału zniknęły tablice informujące biało na czerwonym, że kultowy poeta Edward Sted Stachura jest patronem obiektu. Nazwisko patrona wyrzucono również ze strony internetowej i pieczątek zacnego przybytku kultury”.

Kowalski przypomniał też, że w Iławie wciąż mieszka Wiesław Niesiobędzki. „To dzięki jego staraniom udało się przekonać ówczesne władze komunistyczne wysokiego szczebla do nadania pierwszej w Polsce bibliotece imienia legendarnego poety. Dziś iławska biblioteka jest pierwszą w kraju, która Steda posłała na bruk! Póki co, nikt nie wie dlaczego. Na pewno nie było stosownej uchwały władz miasta, więc doszło do haniebnej samowoli. Wiem jedno: jako iławianin, dziennikarz i poeta nie pozwolę na takie traktowanie zarówno Steda, jak i mojego miasta. Ktoś próbuje zamienić mądre, otwarte miasto w zapyziałą, drobnomieszczańską, zakompleksioną dziurę” – kontynuował.

Postanowiłam pojechać do Iławy i poszukać zaginionego szyldu. Kiedyś w Iławie bywałam częściej. Tamtejszy dworzec był dla mnie punktem przesiadkowym na trasie z Olsztyna do Nowego Miasta Lubawskiego. Robert Kowalski miał rację: po Stachurze jako patronie nie ma śladu. Nie ma go także na zdjęciach biblioteki sprzed kilku lat, które oglądam w internecie. – W 1995 roku połączyli nas z Iławskim Centrum Kultury i od tamtej pory w statucie biblioteki nie ma informacji, że nosimy imię Edwarda Stachury. Kiedy zniknęła tablica? Naprawdę nie wiem. Pewnie jeszcze w latach 90. – przekonuje Kinga Groszkowska, dyrektorka MBP w Iławie.

ARCHIWUM PRYWATNE WIESŁAWA NIESIOBĘDZKIEGO

Formalnie więc – jej zdaniem – biblioteka imienia nie ma. To może chociaż zostały jakieś pamiątki po Stachurze? – pytam. – Nigdy tu nie było żadnej izby pamięci, jedynie zwykła stara gablota, która się nie domykała. A gobelin mamy nadal. Jest schowany – słyszę od bibliotekarek.

Samobójca nie może być patronem

Rada miasta decyzję o połączeniu Miejskiego Domu Kultury i Miejskiej Biblioteki Publicznej zatwierdziła 9 marca 1995 roku. Iławskie Centrum Kultury, które powstało po tej fuzji, rozpoczęło działalność 1 kwietnia. Ta reforma przyniosła zmiany administracyjne. – Ale nigdzie nie ma mowy o tym, że Stachura przestaje być patronem – zwraca uwagę Wiesław Niesiobędzki, który MBP kierował do 1995 roku. Co więcej, w 2008 roku biblioteka została wyłączona ze struktur ICK, ale jako samodzielna placówka do dawnego patrona nawet wtedy nie wróciła.

Pytam więc burmistrza, może on wie, kiedy i dlaczego podjęto decyzję o odebraniu Miejskiej Bibliotece Publicznej imienia Stachury. – Nic mi o tym nie wiadomo. Nie znam też okoliczności formalnego czy też nieformalnego nadania imienia Edwarda Stachury iławskiej bibliotece – twierdzi Adam Żyliński, burmistrz Iławy. Dodaje, że w Iławie nic się nie dzieje, co by nawiązywało do związków Edwarda Stachury z tym miastem.

Może więc warto, by teraz, po nagłośnieniu sprawy, wrócić do nazwy, która istniała od 1983 roku?

– Wie pani, ile jest w Polsce szkół im. Stachury, ile bibliotek, ile ulic? Sprawdziłam, jest jedna. Nikt nie nazwie imieniem samobójcy szkoły ani żadnej instytucji kultury. Na pewno nie będę walczyła o to, by biblioteka była imienia Stachury – mówi wprost Kinga Groszkowska.

Sted był wolnym duchem. Robił, co chciał i bywał tam, gdzie chciał, także w Iławie. Dał niewątpliwie kawałek siebie temu miastu i ono nie powinno wyrzucać go na bruk – przekonuje Kowalski. Dodaje, że w mieście są upamiętnione różne znane osoby. Jest chociażby skwer Żeromskiego, który w Iławie nigdy nie był. A to tylko pierwszy przykład z brzegu. A o Stachurze nic, żadnego śladu. – Jest w Polsce kilkadziesiąt miast takich jak Iława. I pewnie tyle samo takich samych, co w Iławie miejskich bibliotek. Chciałbym, żeby nasza znów się wyróżniała. Napracowałem się, by to zmienić, ale wszystko trafił szlag – mówi z żalem Niesiobędzki.

Na koniec pokazuje mi list z zaproszeniem do Lublina na Festiwal Piosenki Autorskiej i Poetyckiej im. Jacka Kaczmarskiego „Metamorfozy sentymentalne”. Tegoroczna edycja będzie w dużej mierze poświęcona Edwardowi Stachurze, który w Lublinie studiował. Organizatorzy przygotowują wystawę zdjęć, rękopisów, spektakl muzyczny. W zaproszeniu czytam: „Najważniejszym jednak dla nas będzie spotkanie z członkami rodziny Edwarda Stachury oraz jego przyjaciółmi z różnych okresów jego życia. Chcielibyśmy więc zaprosić Pana na spotkanie”.

– Widzi pani, są miejsca, gdzie pamięta się o twórczości Steda. A u nas cisza. Stachuro, Stachuro, ty poszedłeś górą, a tu w Iławie smutno i ponuro… – dodaje ze smutkiem.

Korzystałam z: Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich, Edward Stachura. Potęsknię jeszcze trochę za Jeziorakiem. W 60. rocznicę urodzin Edwarda Stachury, Iława 1997 i Iławskie Centrum Kultury, Biblioteka Miejska, Szkic dziejów Miejskiej Biblioteki Publicznej w Iławie, Iława 1997

edward-stachura

wyborcza.pl

Marek Beylin

Odwilż w stosunkach polsko-niemieckich skończyła się, zanim się zaczęła

06 marca 2017

Donald Tusk i Jacek Saryusz-Wolski, 2008 r.

Donald Tusk i Jacek Saryusz-Wolski, 2008 r. (Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Gazeta)

Według Kaczyńskiego Tusk dba o interesy Niemiec, a nie Polski. Brzmi w tym dawna koncepcja szefa PiS o złowrogim niemieckim kondominium, które chce z Polski uczynić wasala Berlina.

Donald Tusk jest niemieckim kandydatem na szefa Rady Europejskiej – zadeklarował w „Gazecie Polskiej” Jarosław Kaczyński, uważając to za kolejny argument uniemożliwiający PiS poparcie go w tych wyborach. Wcześniej słyszeliśmy od rządzących, że Tusk szkodzi Polsce, a popieranie go to „rezygnacja z godności”. Tak nienawistna obsesja jednego polityka została podniesiona do rangi państwowej polityki.

Według Kaczyńskiego Tusk dba o interesy Niemiec, a nie Polski. Brzmi w tym dawna koncepcja szefa PiS o złowrogim niemieckim kondominium, które chce z Polski uczynić wasala Berlina. To policzek dla kanclerz Niemiec Angeli Merkel, której zależało dotąd na tym, by jak najmocniej utrzymać Polskę w Unii oraz zachować poprawne stosunki z Warszawą. Co oznacza, że odwilż w stosunkach polsko-niemieckich, proklamowana przez PiS po wizycie Merkel w lutym w Warszawie skończyła się, zanim się zaczęła. To był tylko doraźny propagandowy trik. A realny stosunek rządu do Niemiec wyznacza niechęć szefa PiS.

Zobacz: Kandydatura Saryusz-Wolskiego to „akcja ratunkowa” – w „3×3” R. Czarnecki o wyborach na przewodniczącego Rady Europejskiej

Tyle że uznanie Tuska za wroga Polaków i sługę Merkel jeszcze bardziej izoluje Polskę w Unii. Bo jego kandydaturę na szefa RE wspiera większość krajów Unii, w tym Europa Środkowa łącznie z Węgrami. Kaczyński daje im do zrozumienia, że też wysługują się Niemcom. To efekt rozczarowania ostatecznym upadkiem bliskiej Kaczyńskiemu koncepcji, by w naszym regionie stworzyć pod polskim przywództwem koalicję państw przeciwstawiających się Zachodowi oraz Brukseli, w tym jej zamiarom pogłębienia integracji oraz obronie demokratycznych wartości.

W dodatku wbrew wypowiedziom  PiS Tusk starał się powściągać zapędy unijnych polityków, by Bruksela ostrzej niż dotąd reagowała na łamanie praworządności i konstytucji w Polsce.  A gdy, co bardzo prawdopodobne, zostanie szefem RE na kolejną kadencję, trudniej przyjdzie rządowi prosić go nawet o nieformalną pomoc w razie konfliktów z Unią.

Polska widziana z Brukseli zbliża się nie tylko do dyktatury, lecz także do kompletnej nieobliczalności. Ale w tym szaleństwie jest metoda. Kaczyński dąży do samoizolacji Polski w Unii, bo nie chce, by krępowały mu ręce jej reguły, choćby te dotyczące praworządności oraz praw obywatelskich czy ochrony środowiska. A może nawet zasad przeprowadzania wyborów. Szef PiS woli rządzić w Polsce słabej, błądzącej na dalekich obrzeżach Unii, byleby była to jego własna Polska, w której nikt mu nie podskoczy. Również dlatego Tusk, zwolennik integracji Polski z UE, nie może zyskać poparcia PiS.

Wszystko to świetnie rozumie Jacek Saryusz-Wolski, konkurent Tuska z nadania PiS. Wie, że odtąd będzie jedną z twarzy antyeuropejskiej i antypolskiej polityki Kaczyńskiego. Jeśli liczy na to, że tę politykę złagodzi, tylko się łudzi. Przy szefie PiS nie sposób dbać o polityczny realizm, można osiągnąć jedynie polityczną kompromitację.

polska-zbliza

wyborcza.pl

Jacek Saryusz-Wolski żegna się z Europejską Partią Ludową. Komentuje krótko

mk, PAP, 06.03.2017

Jacek Saryusz-Wolski

Jacek Saryusz-Wolski (Fot. Marcin Wojciechowski / Agencja Gazeta)

• Europoseł Jacek Saryusz-Wolski odszedł z Europejskiej Partii Ludowej
• Saryusz-Wolski: Złożyłem wizytę w kwaterze głównej
• Polityk jest kandydatem MSZ na stanowisko szefa Rady Europejskiej

Saryusz-Wolski ubiegł szefostwo frakcji chadeków. Już wczoraj jej szef zapowiedział, że były polityk PO zostanie wykluczony z szeregów EPL jeśli podtrzyma swoją kandydaturę na szefa Rady Europejskiej. – Po 26 latach współpracy z Europejską Partią Ludową, wprowadziwszy PO do tej rodziny, której członkiem duchowym pozostaję, złożyłem wizytę pożegnalną w kwaterze głównej, składając na ręce przewodniczącego Daula rezygnację w zaistniałej sytuacji – poinformował dziś w Brukseli europarlamentarzysta Jacek Saryusz-Wolski. Swojej decyzji nie chciał uzasadniać. – Wszystko, co mam do powiedzenia, umieszczam na Twitterze – odpowiedział dziennikarzom. Saryusz-Wolski jest kandydatem MSZ na stanowisko szefa Rady Europejskiej. O kolejną kadencję ubiega się obecny przewodniczący Donald Tusk.

Dowiedz się więcej:

Zamieszanie wokół kandydatury Saryusz-Wolskiego

Brytyjski dziennik „Financial Times” podał w poniedziałek nieoficjalną informację o tym, że PiS sonduje inne kraje UE w sprawie możliwości zastąpienia Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej przez Saryusz-Wolskiego. Początkowo PiS nie podawał żadnych konkretów. Przykładowo, wicemarszałek Senatu Adam Bielan komentował, że „nie potwierdza, nie zaprzecza”. W piątkowych „Faktach po Faktach” eurodeputowany PiS Ryszard Czarnecki stwierdził, że Saryusz-Wolski „będzie kandydatem”. W sobotę oficjalnie informację potwierdziło polskie MSZ oraz sam Saryusz-Wolski.

Kim jest Jacek Saryusz-Wolski?

Jacek Saryusz-Wolski to jeden z najbardziej doświadczonych polskich polityków w UE. Wspólnotami Europejskimi zajmował się naukowo od lat 70. W 1991 r. premier Jan Krzysztof Bielecki zrobił go pierwszym pełnomocnikiem ds. integracji europejskiej i pomocy zagranicznej. Mimo roszad rządowych pełnił tę funkcję do 1996 r. W 2000 r. premier Jerzy Buzek mianował go sekretarzem Komitetu Integracji Europejskiej. Kiedy Polska weszła do UE, Saryusz-Wolski związał się z Parlamentem Europejskim. Mandat europosła z ramienia PO miał od 2004 r. Był wiceszefem PE i przewodniczącym komisji spraw zagranicznych. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Jak na kandydaturę Saryusz-Wolskiego zareagowała PO?

Zarząd Platformy Obywatelskiej na wniosek przewodniczącego partii Grzegorza Schetyny zdecydował o wykluczeniu Jacka Saryusz-Wolskiego z szeregów partii – poinformował rzecznik PO Jan Grabiec. Jak dodał, oznacza to także wykluczenie Saryusz-Wolskiego z Europejskiej Partii Ludowej. W serii wpisów opublikowanych w niedzielę na Twitterze Saryusz-Wolski oskarżył swoich byłych kolegów partyjnych z PO o rozpętanie kampanii przeciw Polsce, a byłego premiera Donalda Tuska o nielojalność wobec kraju. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Kiedy odbędzie się głosowanie na szefa RE?

Z końcem maja upływa 2,5-letnia kadencja Donalda Tuska jako szefa Rady Europejskiej. Na szczycie UE 9-10 marca przywódcy mają zdecydować, czy pozostanie on na tym stanowisku na kolejną kadencję.

Zobacz także: „Donalda Tuska nikt nie zgłosił”. PiS przekonuje, że Saryusz-Wolski to jedyny polski kandydat na stanowisko przewodniczącego RE

gazeta.pl

 

pap

Sekta w polskim Kościele

W kościele PiS, dla zdobycia władzy, poparcia i pomnożenia liczby wyznawców, wolno kłamać, oszukiwać i korumpować

W kościele PiS, dla zdobycia władzy, poparcia i pomnożenia liczby wyznawców, wolno kłamać, oszukiwać i korumpować.

Spośród 93 proc. zarejestrowanych wiernych – mniej więcej połowa to rzetelnie praktykujący katolicy, którzy starają się uczestniczyć w celebracji Wielkiego Postu i próbują sprostać jego nakazom: odnajdywaniu Boga, umartwieniu, pokucie, żalowi za grzechy oraz refleksji nad głównym przesłaniem Ewangelii – miłości bliźniego i empatii wobec cierpiących. Obserwując praktyczne zastosowanie owych nakazów wiary przez znaczny odłam praktykujących katolików, łatwo dostrzec, że w polskim Kościele dochodzi właśnie do schizmy. Jesteśmy świadkami tworzenia i umacniania się nowej sekty.

Pod powierzchnią głównego nurtu Kościoła, wzburzonego konkurującymi prądami Kościołów powszechnego, hierarchicznego i rydzykowego, płynie nowy, bystry strumień kościoła PiS-owskiego. To kościół narodowych faryzeuszy, o których Pismo powiada, że „mówią, lecz sami nie czynią”, „ciężary wielkie i nie do uniesienia kładą ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą”, a „wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać”. Sekta PiS utrzymuje się w głównym korycie (?) polskiego katolicyzmu i pozostaje w pełnej symbiozie z otaczającymi go nurtami, ale kierunek ma zgoła inny. PiS płynie pod prąd, przeciw nakazom wiary. W czasie Wielkiego Postu widać to szczególnie wyraźnie.

Kościół katolicki oferuje wiernym wyzwalającą ich Prawdę, natomiast w kościele PiS, dla zdobycia władzy, poparcia i pomnożenia liczby wyznawców, wolno kłamać, oszukiwać i korumpować. Fałsz nie jest tam grzechem, tylko narzędziem politycznym. Odstępcy głoszą, że wolno mówić fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu swemu, jeśli tylko bliźni zagraża narodowym interesom, zdefiniowanym rzecz jasna przez PiS. Mają zatem prawo zastraszać i zmuszać „niewiernych” do przestrzegania reguł nieznanych cywilizowanym społeczeństwom, ośmieszających zdrowy rozsądek i sprzecznych z nakazami wiary katolickiej, którą na zewnątrz wyznawcy nowej religii gorliwie demonstrują.

Wielki Post to czas rozważań o ludzkim losie i cierpieniu. Sekta PiS boleje chętnie – tyle że nad cierpieniem swego guru i jego wiernych. Rozdrapuje rzekome rany i trąbi o urojonych krzywdach, których doświadczyła w starciach wywołanych przez siebie. A co z nakazanym w Wielkim Poście współodczuwaniem nieszczęścia bliźniego? Jak najbardziej! Pod warunkiem, że PiS sprecyzuje wcześniej, kto jest bliźnim. Nie są nimi ludzie innej wiary, choćby nie wiadomo, jak skrzywdzeni, zagrożeni i prześladowani. Nikt, nawet ci spod bomb, nie znajdą w Polsce schronienia. Nawet dzieci. Nawet sieroty. Bo przecież one też są muzułmańskie. A co, jeśli po latach odezwie się w nich dzika natura? Wyrosną – i nie daj Bóg zbudują sobie meczet. W Polsce! A poza tym – to jest taka nacja, że potrafi z byle klocków lego zmajstrować sobie kałacha i podrzynać nim gardła Polakom. Dlatego nawet rannych i ciężko chorych dzieci z Aleppo nie wpuścimy do nas na leczenie. Lepiej wyleczyć ich tam, wśród swoich. Będzie im raźniej. Pod bombami… Sypniemy tam, do ich obozów, trochę milionów, żeby nie było, że nie pomagamy. Kościół pomarudzi, ale się odczepi, jeśli dorzucimy mu jeszcze trochę na dokończenie tej… Opatrzności Bożej, czy jakoś tak. A Europie powiemy, że nie damy rady przyjąć żadnych uchodźców, bo musimy mieć miejsce dla milionów emigrantów z Donbasu. Oczywiście, jeśli naprawdę się pojawią, to im też nie damy azylu, bo niby z jakiej racji.

Empatia, której Ewangelia domaga się od każdego katolika, oszczędzona jest przez parakatolików z PiS nie tylko innowiercom. Wielki powrót prof. Chazana gwarantuje, że kobiety nie będą już rodzić po ludzku. Poród ma być naturalny, a cesarka czy środki przeciwbólowe, to przecież fanaberia. Kobieta ma rodzić w bólach, zgodnie z naturą, bo tak było od wieków i nikomu to nigdy nie przeszkadzało. A że matka Natura łapie się za głowę ze zdumienia? No i co z tego? Kobieta musi znać swoje miejsce w szyku. Chazan ma klauzulę sumienia i nie zawaha się jej użyć!

Wielki Post to czas na odnajdywanie Boga i pokoju bożego. Katolikom chodzi o tego Boga, przed którym nie będzie innych bogów: ani Kaczyńskiego, ani Macierewicza, których słowo znaczy dla ich wyznawców więcej niż nawoływanie Papieża do pokoju w świecie i w sercach. Natomiast sekta PiS żyje wojną, konfliktem, agresją i emocjonalnym wzmożeniem. Dla guru Kaczyńskiego wszystko, cokolwiek i kiedykolwiek zrobił ktokolwiek inny, jest porażające, niebywałe, niesłychane i skrajnie szkodliwe. Natomiast jeśli chodzi o własne błędy i wady, nad którymi w czasie Wielkiego Postu wypada się pochylić – to nie ma powodu do żadnej refleksji. PiS jest bez wad i nie popełnia błędów, a jeśli ktoś twierdzi inaczej, to obiektywna i niezależna prokuratura zawsze może zweryfikować prawdziwość jego zarzutów…

W polskiej tradycji przyjął się obyczaj składania wielkopostnych postanowień. Postanowienia wiernych z narodowej sekty PiS przypominają deklarację mojej znajomej, która z tej okazji zobowiązała się, że jej mąż będzie mniej pił. Bo jeśli wszystko, co robi PiS jest dobre i słuszne, jeśli program proroka Kaczyńskiego jest świetny, a przyszłość wręcz świetlana, to co tu można sobie jeszcze postanowić? Co najwyżej, by szybciej robić swoje i mniej przejmować się jękami i zawodzeniem wrogów. Oni powinni przećwiczyć umartwianie. Jest w końcu post. To przecież czas odmawiania sobie przyjemności, luksusów, nawet dostatniego jedzenia. Nie dotyczy to oczywiście rozmodlonego zazwyczaj prezydenta Dudy, którego źli ludzie nakryli, jak w wielkopostny piątek opychał się kiełbasą. Kiełbasa to nie ośmiorniczki, a Pan Prezydent to nie byle Tusk czy Komorowski. Jednak pozostali Polacy – oczywiście powinni się umartwiać i sekta PiS będzie im w tym nadal pomagać. Ze wszystkich sił. A co do pokuty … no cóż, PiS dopiero się rozkręca.

Nowi alternatywni katolicy szanują nakaz miłości bliźniego, ale przecież nie każdego bliźniego. Bo jak można kochać i szanować kogoś, kto myśli inaczej niż PiS? Kto inny może mieć racji, jak nie sort Wybrańców Suwerena i Kwiat Narodu? Ciekawe, że warunki przystąpienia do kasty PANÓW nie są wygórowane. By znaleźć się w ich kręgu i korzystać z profitów władzy nad tymi ludźmi, którzy nie doznali olśnienia, nie trzeba być szczególnie mądrym ani przyzwoitym. Wykształcenie średnie umożliwia zajęcie fotela marszałka Sejmu, pod warunkiem ukończenia Pomaturalnego Studium Ogrodnictwa. Pomocnik prowincjonalnego aptekarza może rozstawiać po kątach generałów, prokurator stanu wojennego ma prawo dowodzić nielegalną batalią o zawłaszczenie demokratycznych struktur państwa, tajny współpracownik SB ma szansę zostać dyplomatą, a karany za pospolite przestępstwa może zostać reprezentantem narodu i szychą we władzach sekty. Nic trudnego. Wystarczy traktować Dekalog tak jak Konstytucję i ogłosić wierność właścicielowi PiS, Jarosławowi – Zbawcy, zrodzonemu przez „błogosławione łono”. Nawiasem mówiąc ciekawe, jak tenże zareagował, gdy w Środę Popielcową ksiądz powiedział mu, że prochem jest i w proch się obróci. Założę się, że nie uwierzył, a zaraz potem się obraził.

Papież Franciszek, do którego sekta PiS odnosi się na razie z szacunkiem – nienachalnym co prawda, ale jednak – wygłosił wielkopostne orędzie, które w zdumiewający sposób skierowane było wprost do wyznawców proroka Kaczyńskiego. „Wielki Post jest drogą: prowadzi do zwycięstwa miłosierdzia nad tym wszystkim, co usiłuje nas zmiażdżyć czy sprowadzić do czegokolwiek nieodpowiadającego godności dzieci Bożych. Wielki Post to przejście od niewoli do wolności, od cierpienia do radości (…)”. Przeciwieństwem Bożego tchnienia życia jest przyduszenie, które wydaje nam się zwyczajne, „ponieważ nawykliśmy do oddychania powietrzem o rozrzedzonej nadziei, powietrzem smutku i rezygnacji, dusznym powietrzem paniki i wrogości. (…) NIE dla przyduszenia ducha skażeniem spowodowanym obojętnością, beztroskim myśleniem, że życie kogoś innego mnie nie dotyczy. (…) Wielki Post oznacza «nie» dla trującego skażenia słów pustych i bezsensownych, brutalnej i pospiesznej krytyki oraz uproszczonych analiz niepotrafiących ogarnąć złożoności ludzkich problemów, zwłaszcza problemów tych, którzy najbardziej cierpią”.

Gdyby tylko wierni z sekty PiS umieli słuchać ze zrozumieniem…

w-kosciele-pis

koduj24.pl

c6onzdcwgaaflxm

 

c6lyqqaxeaaa1bb

 

c6ogkccwqae_xnb

„Nie zobaczyliśmy wysokich lotów Saryusz-Wolskiego, a Tusk jest orłem”. Liberadzki o wyborze szefa Rady Europejskiej

06.03.2017

– Przewodniczący Rady Europejskiej musi mieć posłuch – ocenił w programie „Graffiti” wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Bogusław Liberadzki. Zdaniem eurodeputowanego wybór szefa Rady Europejskiej to gra w lidze światowej, a Unia Europejska to globalny gracz. – Nie wyciąga się nowego kandydata w ostatniej chwili – ocenił polityk.

 

Ministerstwo Spraw Zagranicznych wystosowało w sobotę notę do MSZ Republiki Malty, w której formalnie zgłosiło kandydaturę europosła Jacka Saryusz-Wolskiego na szefa Rady Europejskiej.

 

„Orzeł nie wie, dlaczego lata, ale lata wysoko”

 

Zdaniem Liberadzkiego szef Rady Europejskiej musi być nie tylko być koordynatorem, ale także trzeba być inicjatorem. – Trzeba mieć posłuch w tym gronie, a o to nie jest tak łatwo – ocenił polityk.

 

– Czy Saryusz-Wolski miałby posłuch – to jest dylemat. Nie kwestionuję jego kwalifikacji i wiedzy. Pytanie, czy jest nam potrzebny ornitolog, czy orzeł. Tu w tym momencie nie trzeba dużo wiedzieć o fruwaniu. Orzeł nie wie, dlaczego lata, ale lata wysoko. Nam jest potrzebna propozycja takiej osoby, która będzie tym orłem, no i tutaj jednak przewagę ma Donald Tusk – stwierdził eurodeputowany.

 

Europoseł stwierdził, że „Donald Tusk jest orłem”. – Nie zobaczyliśmy możliwości wysokich lotów Saryusz-Wolskiego. Za późno został zgłoszony – dodał.

 

„Do osoby trzeba przyzwyczaić”

 

– Kandydata nie wyjmuje się „dzień przed”. Trzeba do osoby przyzwyczaić – ocenił kandydaturę Saryusz-Wolskiego. Podkreślił, że „rozmawiamy o grze w lidze światowej”, a „Unia Europejska to globalny gracz”.

 

– Pamiętajmy, w Radzie Europejskiej zasiadają prezydenci, kanclerze, premierzy. Ten, który organizuje ich pracę, koordynuje, powinien mieć uznanie. To jest kod postępowania – dodał.

 

„Przewodniczący musi rozmawiać z każdym rządem”

 

Zdaniem wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego są również argumenty przemawiające przeciwko kandydaturze Donalda Tuska.

 

– Są oczekiwania Rady, że przewodniczący jest w stanie rozmawiać z każdym rządem. A w tym momencie nie może rozmawiać z polskim – podsumował.

polsatnews

Polsat News

 

Mission Impossible po polsku? Witold Waszczykowski leci do Brukseli lobbować za Saryusz-Wolskim

06.03.2017

tym, że PiS nie poprze kandydatury Donalda Tuska, wiadomo od tygodni. O tym, że poprze Jacka Saryusza-Wolskiego, dowiedzieliśmy się w ostatnich dniach. Minister Waszczykowski właśnie leci do Brukseli przekonywać polityków do tej kandydatury. Jednak w świetle tego, co napisał szef europejskich chadeków, ten wyjazd jest pozbawiony szans na sukces.

Manfred Weber, przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, napisał dziś na Twitterze, że Donald Tusk jest jedynym kandydatem EPL na stanowisko Przewodniczącego Rady Europejskiej. Zauważył też, że rząd Prawa i Sprawiedliwości kieruje się wyłącznie potrzebami wewnętrznej polityki i każdy atak na Tuska będzie szkodził interesom Polski. Co więcej – szef EPL zaznaczył, że jeśli Jacek Saryusz-Wolski będzie podtrzymywał swoją kandydaturę, to zostanie wykluczony z EPL.

manfred-weber

manfred-weber-2

Żeby sytuacja była już zupełnie jasna, Weber napisał to samo na Twitterze po angielsku i po polsku. Pewnie po to, żeby przekaz był czytelny także dla tych polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy mają problemy z językami obcymi. Tymczasem minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski leci do Brukseli, żeby lobbować za kandydatem PiS na szefa RE. Zdaniem polityków PiS Donald Tusk nie nadaje się na to stanowisko, bo odpowiada za kryzys migracyjny, Brexit, a także zdradę interesów Polski i donoszenie na nasz kraj.

 

W świetle tego, co napisał Manfred Weber, trudno jednak przypuszczać, by misja Waszczykowskiego miała jakiekolwiek szanse powodzenia. Chyba że zaplanowano sobie, iż Jacek Saryusz-Wolski zostanie oficjalnym kandydatem jakiejś innej europarlamentarnej frakcji.

mission

naTemat.pl

 

PONIEDZIAŁEK, 6 MARCA 2017

STAN GRY: GW: PiS poczuje smak klęski z Tuskiem, RZ: Awantura w UE świadczy źle o PiS, DGP: Będzie partia niezależnych samorządowców?

— 300 DNI DO KOŃCA ROKU.

— 85 LAT kończyłby dziś prof. Bronisław Geremek.

— POLSKA PARTIA SAMORZĄDOWA – Tomasz Żółciak w DGP: “– Trwają rozmowy na ten temat – potwierdza prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz, który przewodniczył zeszłotygodniowym naradom samorządowców w Sali Kolumnowej Sejmu. – Przede wszystkim musimy skalkulować rachunek zysków i strat wynikający z takiego działania. Trzeba zorientować się, ilu z nas dołączyłoby do tej inicjatywy oraz jak wpłynie to na sytuację szeroko rozumianej opozycji. Dziś bowiem wróg jest jeden, czyli PiS. A opozycja jest niezorganizowana – przyznaje prezydent Tyszkiewicz”.

— WARTO SIĘ ZASTANOWIĆ NAD ZNIESIENIEM DRUGIEJ TURY – Stanisław Karczewski w rozmowie z SE: “- To pogłoski lansowane przez Platformę Obywatelską i podchwycone przez media. Ale może warto zastanowić się nad tym rozwiązaniem. W głosowaniu do Senatu nie ma drugiej tury i nikt nie uważał tego za coś niezwykłego. W jednomandatowych okręgach wygrywa po prostu ten, kto zbierze najwięcej głosów i nie wyobrażam sobie, by organizować drugą turę. Dlaczego nie rozważyć przeniesienia tego rozwiązania na samorządy?”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/saryusz-wolski-nigdy-nie-atakowa-polski_961402.html

— 300LIVE:
Ziobro: Nie zmartwiłbym się, jeśli Donald Tusk nie zostałby tak czy inaczej szefem RE
Ziobro o JSW: Rząd wyszedł naprzeciw opozycji. To szukanie kompromisu
Hofman: Mam problem z Morawieckim. On jest teraz w kluczowym dla siebie momencie
Witek: Tusk skłaniał się do popierania polityki innych mocarstw
Hofman: Imponuje mi postawa Macierewicza ws. Misiewicza
Hofman: Tusk wracający do Polski będzie poważnym problemem dla PiS
Trzaskowski: Nie ma żadnych planów. Jest jedna Platforma
Hofman: Gdyby nie było wystawienia Saryusz-Wolskiego i wygrałby Tusk, byłoby gorzej. Z punktu widzenia PiS
Trzaskowski: Nawet Węgrzy tłumaczą PiS – nie róbcie takich głupot
Trzaskowski o przemówieniu Tusk we Wrocławiu: Wiedział, że będzie go to sporo kosztować
Trzaskowski: PiS na pewno od kilku miesięcy nie rozmawia w Europie o Saryusz-Wolskim
Witek: Tusk zapomniał chyba z jakiego kraju pochodzi
Szymański o wpisie Krasnodębskiego: Nie będę komentował złośliwości internetowych
Szymański: Saryusz-Wolski jest ofertą kompromisową
Szymański: Kaczyński ostentacyjnie gratulował Tuskowi. To wyglądało jak próba otworzenia nowego rozdziału
Szymański: Dzisiaj i jutro będą toczyły się główne rozmowy. Sądzę, że nie zakończą się aż do samego szczytu
Polityczny plan poniedziałku: dyskusja o wyborze szefa RE, szczyt Francji, Niemiec, Hiszpanii i Włoch, FAC
http://300polityka.pl/live/2017/03/06/

— EUROPA WRESZCIE BĘDZIE MUSIAŁA ZAREAGOWAĆ – Bartosz Wieliński w GW: “Niech politycy PiS na własnej skórze odczują, jak niewiele ich sprzeciw znaczy – będzie to boleśniejsze tym bardziej, że Tuska poprą węgierscy sojusznicy. Niech zobaczą, jak to jest być w Europie izolowanym. Niech poczują smak klęski. Taka lekcja da im do myślenia”. http://wyborcza.pl/7,75968,21455226,saryusz-wolski-kleska-kaczynskiego.html

— FRANCOIS HOLLANDE POPIERA TUSKA – jak mówi GW: “Dwa i pół roku temu wsparłem jego kandydaturę. Nie ma powodu, bym to wsparcie wycofał, nawet jeśli z punktu widzenia równowagi politycznej teraz kolej na socjalistę. Chodzi o to, żeby mieć wizję – bardziej europejską niż partyjną czy narodową”.

— HOLLANDE O UE KILKU PRĘDKOŚCI: “Żaden kraj nie może hamować innych. Bądźmy szczerzy: niektóre państwa członkowskie nigdy nie przystąpią do strefy euro. Chcąc robić wszystko w 27 krajach, ryzykujemy, że nie zrobimy niczego”. http://wyborcza.pl/7,75968,21456896,stany-zjednoczone-europy-z-polska-albo-bez.html

— POLSKA ODDALA SIĘ OD UNII, AWANTURA O TUSKA TEMU SPRZYJA – Jędrzej Bielecki na jedynce RZ: “Największe kraje Wspólnoty chcą budować Europę wielu prędkości Awantura o Donalda Tuska temu sprzyja. Nasz kraj zaczyna tracić w Unii grunt pod nogami. W poniedziałek w Wersalu spotkają się przywódcy Francji, Niemiec, Włoch i Hiszpanii. Najprawdopodobniej poprą Donalda Tuska na drugą kadencję na czele Rady Europejskiej. To będzie wstęp do poparcia Polaka już przez wszystkie kraje UE w Brukseli w czwartek. Nasz rząd, który postawił na Jacka Saryusza-Wolskiego, znalazłby się wówczas w bezprecedensowej izolacji”. http://www.rp.pl/Wybor-przewodniczacego-RE/303059913-Polska-oddala-sie-od-Unii-Europejskiej.html

— ROZPĘTYWANIE AWANTURY ŚWIADCZY ŹLE O PIS – Michał Szułdrzyński w RZ: “Gdyby na stanowisku szefa RE zasiadł przedstawiciel lewicy lub prorosyjskiej prawicy, Polska znalazłaby się w znacznie trudniejszej sytuacji. Jacek Saryusz-Wolski to oczywiście polityk cieszący się świetną opinią w Europie i dobrze znający realia Unii. Ale nie zmienia to faktu, że nie ma on szans zostać szefem RE. W dodatku PiS, zabraniając oficjalnie rządowi popierania Donalda Tuska i wystawiając własnego kontrkandydata, robi to, o co oskarżał opozycję: wynosi wewnętrzny spór z Polski na arenę międzynarodową. Rozpętywanie awantury na całą Europy tylko po to, by zaszkodzić Tuskowi, świadczy źle nie tylko o prezesie PiS, ale również o jego partii, w której nikt nie miał odwagi powiedzieć głośno, że Kaczyński czyni polską politykę zakładnikiem osobistych urazów”. http://www.rp.pl/Wybor-przewodniczacego-RE/303059927-Szuldrzynski-Tusk-ma-wiele-wad-Ale-jest-potrzebny.html

— 54% popiera Tuska, 27 Saryusz-Wolskiego, 19 innego – sondaż RZ.

— JEŚLI NIE TUSK, TO KTO? – jedynka GW: “Tusk ma stanowczo największe szanse, ale jego reelekcja nie jest pewna. Wybór na jedno z najwyższych stanowisk UE wbrew głosowi jego kraju (z „kontrkandydatem” Saryusz-Wolskim bądź bez niego) byłby nie lada precedensem w Unii, co – mimo fatalnej reputacji PiS-owskiego rządu – budzi dyskomfort w paru państwach (boją się, że kiedyś spotka je to samo). Pomimo to deklarowały dotychczas – w nieformalnych konsultacjach – poparcie dla Tuska. Ale nie można całkowicie wykluczyć, że pojawi się koalicja krajów promująca innego kandydata pod hasłem nieeskalowania konfliktu z Polską”. http://wyborcza.pl/7,75399,21455931,kto-w-koncu-bedzie-szefem-re-jakie-szanse-ma-tusk-a-jakie.html

— POLSKA WOJNA TRAFIŁA DO UNII – Fakt: “Cokolwiek miałoby się wydarzyć, jedno jest pewne – takiego zamieszania z Polakami w roli głównej nie było w Europie od lat!”.

— DYPLOMACJA NA KOLANACH – Mikołaj Wójcik w Fakcie: “Przez lata polskie elity chodziły do Brukseli na kolanach, niczym do sanktuarium. Dziś polska dyplomacja przekonuje, że idzie tam wyprostowana. Tyle że tam klęczy w kącie na grochu”.

— LICHOCKA: MAM NADZIEJĘ, ŻE TUSK PRZEGRA – Joanna Lichocka w GPC: “Jest pytanie, czy przywódcy państw członkowskich będą chcieli na szefa RE polityka tak zaangażowanego w grę polityczną przeciw własnemu rządowi. To pogwałci zasadę neutralności instytucji europejskich wobec krajów członkowskich. Da negatywny sygnał wobec innych państw i wpisze się w proces pogłębienia kryzysu europejskiego. Tusk próbuje udowodnić, że walka z własnym państwem ma się w Europie opłacać. Dlatego mam nadzieję, że przegra”.

— WIELKI POWRÓT MISIEWICZA – SE: „To już koniec długiego urlopu! Jak ustalił „Super Express”, Bartłomiej Misiewicz (27 l.) wraca do pracy w Ministerstwie Obrony Narodowej. Ma to związek z decyzją sądu oczyszczającą go z zarzutu, że wkraczając w grudniu 2015 r. do Centrum Kontrwywiadu NATO w asyście Żandarmerii Wojskowej, miał naruszyć prawo”. http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/wielki-powrot-misiewicza_961690.html

— TK MOŻE STRACIĆ MONOPOL – Tomasz Pietryga w RZ: “Być może już niedługo sądy powszechne będą kontrolować konstytucyjność przepisów w prowadzonych przez siebie sprawach. Debatowali nad tym w piątek przedstawiciele środowisk prawniczych. Podkreślali, że kontrola konstytucyjności sprawowana przez sądy może mieć fundamentalne znaczenie dla praw i wolności obywateli. Dziś rzadkością jest bezpośrednie stosowanie przez sądy konstytucji”.

— 13 MARCA SZCZEGÓŁY PRZETARGU – RZ: “Na tydzień przed terminem składania ofert w Ministerstwie Obrony Narodowej producenci helikopterów szykują się do rozstrzygającego starcia. Szczegóły poznamy 13 marca”. http://www.rp.pl/Przemysl-Obronny/303059923-Wojskowe-smiglowce-na-wybiegu.html

— JAROSŁAW GOWIN O WYŚRUBOWANYCH WYMOGACH NA KIERUNKACH HUMANISTYCZNYCH – mówi w rozmowie z GW: “– Wbrew temu, co mówią moi krytycy, jestem entuzjastą studiów humanistycznych. Sam z wykształcenia jestem filozofem. Uważam humanistykę za konstruktywny element tożsamości kulturowej każdego narodu. Ale studia humanistyczne powinny mieć charakter naprawdę elitarny. Powinny być prowadzone dla ludzi, którzy są pasjonatami i wymogi na tych studiach powinny być wyśrubowane. W Polsce niestety często jest odwrotnie – idą na nie ci, którzy, mówiąc kolokwialnie, „nie lubią matematyki”. http://wyborcza.pl/7,75248,21457641,wicepremier-gowin-dla-wyborczej-chce-podniesc-poprzeczke.html

— RADZIWIŁŁ TWIERDZI, ŻE ZATRZYMA LIKWIDACJĘ SZPITALI – jak mówi Faktowi: “W Polsce nie wszyscy wiedzą, że wśród ponad tysiąca szpitali, jest np. 80 szpitali, które mają mniej niż 20 łóżek. Powiem więcej: jest 26 takich szpitali w Polsce, które mają mniej niż 5 łóżek. Są też takie, które mają… jedno łóżko! Dziwi się pan, ale tak jest. Można zadać pytanie, czy na pewno zależy nam na tym, żeby takie szpitale koniecznie istniały? Czy to nie jest tak, że te szpitale stworzono po to, żeby wykorzystać pewne luki w przepisach i zarabiać na tym? To są np. “szpitale”, które w dziwny sposób funkcjonują wewnątrz innych szpitali publicznych… Jeśli tego typu placówki w wyniku reformy stracą rację bytu, jeśli ich właściciele w związku z tym postanowią je zlikwidować bo uznają, że kontynuowanie tego biznesu straci sens, to myślę, że pacjenci w ogóle tego nie zauważą”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/minister-radziwill-chce-ratowac-szpitale-a-nie-je-zamykac/

300polityka.pl

PONIEDZIAŁEK, 6 MARCA 2017

Ziobro: Jutro rząd będzie procedował ustawę o KRS

09:23

Ziobro: Jutro rząd będzie procedował ustawę o KRS

Będzie nowy KRS. To prawda. Rząd mam nadzieję jutro ją procedował i ufam, że ją przyjmie. Ta ustawa służy temu, by wprowadzić mechanizm demokratycznej kontroli do powoływania sędziów do KRS. Ale to nadal będą niezależni sędziowie. Jestem przekonany, że to będzie dobra zmiana dla wyboru sprawiedliwości – powiedział w „Kwadransie politycznym” TVP1 Zbigniew Ziobro.

09:16

Ziobro: Nie zmartwiłbym się, jeśli Donald Tusk nie zostałby tak czy inaczej szefem RE

Ja nie zmartwiłbym się, jeśli Donald Tusk nie zostałby tak czy inaczej szefem RE. Ja pamiętam działania Tuska – one z punktu widzenia interesów Polski były obojętne albo wątpliwe. Ja pamiętam wsparcie Tuska dla polityki sprowadzenia uchodźców do UE i do Polski. Gdyby ona była realizowana, to w Polsce byłoby już kilkadziesiąt tysięcy uchodźców. Tusk nic dla Polski nie zrobił. Gdyby wsparł JSW, to by mógł naprawić swoje zaniechania – powiedział w „Kwadransie politycznym” TVP1 Zbigniew Ziobro.

09:13

Żurek: Nie idziemy na wojnę

Nie idziemy na wojnę. Widziałem „Wiadomości” po spotkaniu w Katowicach [konferencja sędziów] i co mnie najbardziej rozbawiło albo zmartwiło, że pan Maciej Bobrowicz, szef radców prawnych, został przedstawiony jako przywódca rebelii. Nie ma rebelii i nie ma wojny – mówił Waldemar Żurek, rzecznik KRS w audycji „24 pytania” Polskiego Radia 24.

Sędzia Żurek, pytany o podsumowanie piątkowej konferencji sędziów w Katowicach, stwierdził: – Było kilka wystąpień, które przejdą do historii prawniczej. Bardzo dobra merytorycznie.

09:08

Żurek: Nie kwestionuję wyboru Przyłębskiej na sędziego TK

– Nie kwestionuję w ogóle wyboru pani sędzi Przyłębskiej na sędziego Trybunału i jeszcze kilku sędziów – Pszczółkowskiego i innych sędziów, których PiS miał prawo wybrać. Natomiast w momencie, w którym unieważniliśmy bezprawnie – moim zdaniem – uchwały poprzedniego parlamentu, dopuściliśmy te trzy osoby, to te osoby są z wadą – mówił Waldemar Żurek, rzecznik KRS w audycji „24 pytania” Polskiego Radia 24.

09:07

Ziobro o JSW: Rząd wyszedł naprzeciw opozycji. To szukanie kompromisu

Zasadą jest to, że to państwa członkowskie wyłaniają kandydata na szefa RE. Byłaby to sytuacja bez precedensu, gdyby okazało się to opozycyjny klub parlamentarny wyznaczył kandydata. Rząd wyszedł naprzeciw opozycji, szukając kompromisu. Nie zgłosił przedstawiciela z własnego środowiska. A mógł to zrobić. Zamiast gestu ze strony PO, który doceniałby szukanie kompromisu, to słyszymy ogromny, hejterski atak. A słowa o zdradzie. Komu ma być wierny JSW? On wybrał lojalność dla Polski – powiedział w „Kwadransie politycznym” TVP1 Zbigniew Ziobro.

08:52

Hofman: Mam problem z Morawieckim. On jest teraz w kluczowym dla siebie momencie

– Mam problem z ministrem Morawieckim. W znaczeniu jego oceny. Osobiście nie mam z nim żadnego problemu. Mam z nim taki problem, że on jest teraz w momencie dla siebie kluczowym. Był bardzo na fali wznoszącej, jeżeli chodzi o władzę, coraz więcej władzy w gospodarce miał i dobrze, postawiono na jakiś projekt, ten projekt ma mieć narzędzia. Tego w polityce wcześniej nie było. Jarosław Kaczyński uznał: masz zabawki, musisz zrobić. I teraz musi dowieść, ma na to najbliższe miesiące. Jeżeli będzie dowoził cele, które obiecał, których do końca nie znamy, to będzie OK. Jeśli nie, to będziemy mówić o nim w czasie doskonale przeszłym – mówił Adam Hofman w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF FM.

08:44

Witek: Tusk skłaniał się do popierania polityki innych mocarstw

Donald Tusk, patrząc na to, co robił przez ostatnie 2,5 roku ewidentnie skłaniał się do popierania polityki innych mocarstw, chociażby Niemiec, Francji czy Włoch, ale nie widać było popierania tego, co dzieję się w Polsce, tych zmian, które przeprowadzamy. Ja również przypomnę sprawę uchodźców. Wtedy Tusk zgadzał się, żeby też Polska przyjmowała uchodźców na zasadzie tzw. solidarności – powiedziała Elżbieta Witek w „Gościu poranka” TVP Info.

08:41

Hofman: Imponuje mi postawa Macierewicza ws. Misiewicza

– Bartłomiej Misiewicz został ostrzelany ze wszystkich stron. To niewątpliwie atak nie tylko na niego, ale przede wszystkim na Antoniego Macierewicza. Mnie bardzo imponuje postawa Antoniego Macierewicza w tej sprawie. Swoich będę bronił i nie oddam ich pod żadnym ostrzałem – mówił Adam Hofman w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF FM.

08:37

Hofman: Tusk wracający do Polski będzie poważnym problemem dla PiS

– To poważny problem. Dlatego ta gra, która pokazuje, że jest kandydatem nie polskiego państwa, tylko być może innych krajów, jest grą, która ma osłabić pozycję Donalda Tuska. To poważny problem – gdyby Tusk wrócił dziś, nie wygrywa, wraca do Polski, jest poważnym problemem dla PiS, a po następnej kadencji chyba jeszcze poważniejszym, bo w opozycji zrobiła się pewna równowaga. Czasem trochę wyżej jest Schetyna, czasem Petru, czasem się ktoś skompromituje, czasem nie, ale nie ma nikogo, kto wyrasta na lidera, no to Tusk wróci na białym koniu i będzie ten obóz jednoczył – mówił Adam Hofman w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF FM.

08:31

Trzaskowski: Nie ma żadnych planów. Jest jedna Platforma

Czy pan widzi frustrację u mnie? Nie ma żadnych planów. Jest jedna PO, której celem jest przejęcie władzy w Polsce. Jesteśmy w jednej partii. Gdybym ja miał zastrzeżenia do strategii Schetyny, to ja bym nie mówił tego panu, tylko Schetynie. Są takie posunięcia, z którymi się wszyscy zgadzamy, są takie o których rozmawiamy. To nie jest PiS – powiedział w „Gościu Radia ZET” Rafał Trzaskowski.

08:31

Hofman: Gdyby nie było wystawienia Saryusz-Wolskiego i wygrałby Tusk, byłoby gorzej. Z punktu widzenia PiS

Jak mówił Adam Hofman w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF FM:

„W ogóle oceniam to dobrze w znaczeniu, że polityka wróciła do polityki, bo dawno jej nie mieliśmy. Mieliśmy pewne rytuały w polityce, które są i one muszą być, ale teraz mamy trochę polityki i to cieszy dla obserwatorów czy kogoś, kto życzliwie obserwuję to, co dzieje się w PiS. Jak się zakończy? Nie wiadomo, jeżeli się zakończy zwycięstwem Tuska, będzie to jakichś orzech do zgryzienia. Ale proszę sobie wyobrazić, gdyby nie było wystawienia Jacka Saryusz-Wolskiego i wygrałby Tusk, byłoby gorzej. Byłoby gorzej z punktu widzenia PiS. Dlatego, że Tusk nie mógł uzyskać poparcia tego obozu politycznego. Nie jest w stanie prowadzić kohabitacji takiej europejskiej, mimo że były chyba próby, to się nie udało, więc nie był w stanie uzyskać poparcia, a PiS nie mogłoby otwarcie, swoim głosem powiedzieć: nie, my mamy innego kandydata, merytorycznie podchodzimy do problemu”

08:28

Trzaskowski: Nawet Węgrzy tłumaczą PiS – nie róbcie takich głupot

Emocje przesłaniają rację stanu. Oni są całkowicie osamotnieni. Nawet Węgrzy im tłumaczą – nie róbcie takich głupot. Nikt ich nie będzie traktował poważnie. Mają za nic pozycję Polski i polityką europejską – powiedział w „Gościu Radia ZET” Rafał Trzaskowski.

08:26

Hofman: Uważam Jackiewicza za dobrego fachowca. Niestety przegrał pewien spór polityczny w rządzie i musiał odejść

– Nie pracowałem, nie pracuję [dla spółek Skarbu Państwa]. Może kiedyś, ale na razie tego nie robię dla spółek Skarbu Państwa. Tyle o sobie czytałem, że już się przyzwyczaiłem. Uważam Dawida Jackiewicza za bardzo dobrego fachowca. Niestety przegrał pewien spór polityczny o gospodarkę, który był w rządzie i musiał odejść. Szkoda, ale to polityka – mówił Adam Hofman w rozmowie z Robertem Mazurkiem w Porannej rozmowie RMF FM.

08:24

Trzaskowski o przemówieniu Tusk we Wrocławiu: Wiedział, że będzie go to sporo kosztować

Donald Tusk wiedział, że będzie go to sporo kosztować. Ale przewodniczący RE ma za zadanie pilnować przestrzegania zasad w UE, nawet jeśli dotyczą tego kraju. Może nie trzeba było mówić tego w Polsce. Tusk pokazał kręgosłup, pokazał odwagę – powiedział w „Gościu Radia ZET” Rafał Trzaskowski.

08:18

Trzaskowski: PiS na pewno od kilku miesięcy nie rozmawia w Europie o Saryusz-Wolskim
Daje mu 0% szans na zwycięstwo. Jest taka możliwość [że pojawi się trzeci kandydat], mała ale jest niestety. Dla tej mały awantury krajowej PiS ośmiesza nasz kraj. Okazuje się, że się źle czuł w PO od dawnego czasu. Trzeba było wtedy wyjść z PO. To byłoby pewnie zrozumiałe dla ludzi. Nie jestem w stanie [jednak] zrozumieć uczestnictwa w tej małej aferce, po to by udawać, że jest jakiś inny kandydat. Do mnie dzwonią ważni politycy z Europy i mówiąc delikatnie skonfundowani. W EPL – tam są dopiero rozchwiane emocje. JSW nie ma najmniejszych szans i nigdy ich nie miał. Rzeczywiście jest mała szansa na to, by socjaliści wykorzystali to. Na pewno od kilku miesięcy tego nie robią [rozmawiają o JSW]. To zostało wymyślone 10-12 dni temu. Czy Szydło na Malcie rozmawiała o JSW? Jeżeli tak, to przyznam że czegoś nie zauważyłem – powiedział w rozmowie z Konradem Piaseckim w „Gościu Radia ZET” Rafał Trzaskowski.

08:13

Witek: Tusk zapomniał chyba z jakiego kraju pochodzi

W 2014 roku to właśnie Angela Merkel zabiegała o to, żeby on [Donald Tusk] został przewodniczącym Rady Europejskiej. Dzisiaj, kiedy Tusk nie mam poparcia polskiego rządu, to jest oficjalna nota wskazująca na eurodeputowanego Janusza Saryusz-Wolskiego, który ma o wiele większe zasługi w przyjmowaniu Polski do UE. On wtedy był numerem jeden, kiedy to się działo, nie Donald Tusk – no to widzimy, że coś tu jest nie tak. Donald Tusk zapomniał chyba z jakiego kraju pochodzi, albo – być może – prawdą jest to, co mówił kiedyś, że jest przede wszystkim Europejczykiem, a potem dopiero Polakiem – mówiła Elżbieta Witek w „Gościu poranka” TVP Info.

08:02

Szymański o wpisie Krasnodębskiego: Nie będę komentował złośliwości internetowych

Donald Tusk pewnie będzie cieszył się poparciem rządu niemieckiego. Nie wiemy tego. Za chwilę się o tym dowiemy. Zobaczymy. Nie będę komentował złośliwości internetowych [wpis Zdzisława Krasnodębskiego]. Jestem w trochę innej roli, więc nie mogę sobie pozwolić na takie złośliwości, ale internet jest pełen tego typu złośliwości – mówił Konrad Szymański w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

07:58

Szymański: Saryusz-Wolski jest ofertą kompromisową

– W tej sprawie nawet milczące przyzwolenie oznaczałoby, że godzimy się na złe standardy. Jacek Saryusz-Wolski jest ofertą kompromisową. Celowo wskazaliśmy polityka spoza naszego ugrupowania politycznego, że nie było jakichkolwiek rachub politycznych na poziomie europejskim. To, co zrobią z tym szefów rządów, to ich sprawa – mówił Konrad Szymański w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24: Jak przyznał: – Polskie interesy w RE nie są zależne od tego, kto jest przewodniczącym tej rady. Zależne są od tego, z jakim przygotowaniem i determinacją występuje na forum rady szefowa rządu.

07:54

Szymański: Kaczyński ostentacyjnie gratulował Tuskowi. To wyglądało jak próba otworzenia nowego rozdziału

Jak mówił Konrad Szymański w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24:

„To kluczowy powód [pogwałcenie przez Donalda Tuska zasad neutralności], dla którego nie byliśmy w stanie znaleźć jakiegokolwiek scenariusza, który nie byłby konfrontacyjny wobec tej kandydatury (…) Opozycja powinna dobrze pamiętać moment wyboru Donalda Tuska na to stanowisko, kiedy Jarosław Kaczyński ostentacyjnie na sali posiedzeń Sejmu mu gratulował. To wyglądało jak zaproszenie, próba otworzenia nowego rozdziału, ponieważ Tusk wtedy przenosił się do instytucji unijnej, czyli instytucji, która również należy do nas. To było zaproszenie do tego, żeby otworzył się nowy rozdział. Wiele miesięcy, także tych ostatnich miesięcy, wierzyłem i poświęciłem temu trochę wysiłki, by te relacje miały charakter bardziej typowy, by mimo olbrzymiego dyskomfortu politycznego Tuska, co zupełnie rozumiem – wynik wyborów poszedł zupełnie nie tak, jak chciał – żebyśmy odtworzyli takie relacje, które będą bardziej typowe dla sytuacji, w której osoba piastuje stanowisko międzynarodowe, a w kraju rządzi ktoś inny”

Bardzo długo badaliśmy różne możliwości, okoliczności, ale Donald Tusk nie dał nikomu żadnej szansy na to, żeby wyjść z tej sytuacji inaczej, bo gdybyśmy dzisiaj milcząco przyznali, że tego typu praktyki, jak ingerencja w wewnętrzne sprawy państwa członkowskiego UE ze strony kogoś, kto powinien ogarniać politycznie całość krajobrazu, że my się zgadzamy na taką praktykę. My nie powinniśmy się na to zgadzać, ani żadne inne państwo członkowskie – dodał.

07:44

Szymański: Dzisiaj i jutro będą toczyły się główne rozmowy. Sądzę, że nie zakończą się aż do samego szczytu

– Przestrzeń publiczna niestety w takich momentach, kiedy toczy się proces polityczny, nie ma najlepszej pozycji do obserwowania. Zanim przedstawiłbym taki wyrok czy ocenę, wolałbym usłyszeć, jakie są faktycznie, realne reakcje stolic na formalne zgłoszenie Jacka Saryusz-Wolskiego. To wciąż kilkadziesiąt godzin. Mieliśmy weekend. Myślę, że dzisiaj i jutro będą toczyły się główne rozmowy, a sądzę, że się nie zakończą aż do samego szczytu – mówił Konrad Szymański w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

300polityka.pl

Wywiad Le Monde, Süddeutsche Zeitung, La Stampa, The Guardian, La Vanguardia i Gazety Wyborczej w ramach projektu „Europa”

Stany Zjednoczone Europy. Z Polską albo bez niej

06 marca 2017

Prezydent Francji Francois Hollande podczas warszawskiego szczytu NATO. Lipiec, 2016

Prezydent Francji Francois Hollande podczas warszawskiego szczytu NATO. Lipiec, 2016 (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Dwa i pół roku temu wsparłem kandydaturę Tuska na szefa RE. Nie ma powodu, bym teraz to wsparcie wycofał – mówi François Hollande.

.

„Le Monde”, „Süddeutsche Zeitung”, „La Stampa”, „The Guardian”, „La Vanguardia”, „Wyborcza”: Możliwe zwycięstwo Marine le Pen z Frontu Narodowego w wyborach prezydenckich bardzo niepokoi europejskich partnerów Francji.

François Hollande: To realne zagrożenie. Od 30 lat skrajna prawica nigdy nie była tak silna. Ale Francja się nie podda. Obywatele są świadomi, że od głosowania 23 kwietnia i 7 maja zależy los nie tylko ich kraju, ale i europejskiego projektu. Gdyby bowiem kandydatka FN wygrała wybory, natychmiast zostałby uruchomiony proces wyjścia ze strefy euro i z samej Unii. Taki cel stawiają sobie populiści wszystkich krajów europejskich: wyjść ze Wspólnoty i zamknąć się na świat. Ich pomysł to bariery i pilnie strzeżone granice.

Moim zadaniem na koniec kadencji jest zrobić wszystko, by Francja za taki scenariusz nie była odpowiedzialna.

Ale Europa, która 25 marca będzie świętować 60. urodziny, jest już w kryzysie…

Istotnie, jednak nie ulegam beznadziei. Chcę mówić o Europie jako wielkim projekcie i potędze. Europejczycy chcą, by Unia chroniła ich skuteczniej. By zabezpieczyła ich granice, broniła przed groźbą terroryzmu, by zachowała ich styl życia, kulturę i wspólnotę ducha.

Żeby się chronić, Europejczycy muszą móc się bronić?

Kwestia obronności europejskiej nie została podjęta u zarania, w traktatach rzymskich, bo nie chciała tego Francja. Wtedy kontynent mógł zacząć się jednoczyć bez wspólnej obrony. Dziś polityka obronności jest kluczowa, bo może dodać Europie skrzydeł: da bezpieczeństwo obywatelom i pozwoli oddziaływać na światową politykę.

Europejska obrona nie jest konkurencją dla NATO. Sojusz Północnoatlantycki opiera się na solidarności: gdy jeden kraj zostanie zaatakowany, pozostałe są zobowiązane mu pomóc. Wydawało się, że prezydent Trump miał wahania wobec NATO, ale ostatecznie potwierdził swoje wsparcie.

To, co się liczy, to niezawodność partnerów. A Francja jest wiarygodna. Wsparła USA w Afganistanie. Nowa administracja amerykańska ma zobowiązania – także wobec europejskich partnerów. To nie tylko kwestia budżetu, to też zespół wartości. Choć zgoda, Europejczycy muszą zwiększyć wysiłki. Francja podniosła budżet na obronność do 2 proc. PKB w kolejnych pięciu latach.

Prawdą jest też, że zapowiedzi o wycofaniu się Ameryki z Europy zwiększyły świadomość, iż Europa musi uniknąć uzależnienia się od USA, bo to mogłoby sprawić, że będzie uległa lub, co gorsza, zostanie opuszczona.

Zwołał pan na poniedziałek 6 marca szczyt przywódców Niemiec, Włoch i Hiszpanii w Wersalu. W jakim celu?

Z Angelą Merkel konsultujemy się regularnie na każdy temat. Chodzi o interes Europy, ale w 60. rocznicę traktatu rzymskiego logiczne jest, by dołączyły do nas Włochy i Hiszpania. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker przedstawił właśnie scenariusze rozwoju Unii. Z determinacją musimy wzmacniać Europę, nie zważając na kalendarze wyborcze. W Wersalu nie chodzi więc o to, by cztery największe ludnościowo kraje euro narzucały innym swoje zdanie, chodzi o to, by Europa poszła dalej.

Niepokoi mnie powrót egoizmów narodowych. Każdy myśli tylko o swoim interesie. Jedni o funduszach strukturalnych, inni o korzyściach ze wspólnej waluty, wielu o atutach wspólnego rynku towarów i pracy. W sumie nikt nie jest zadowolony, a Europa traci.

Słyszy się coraz częściej: „Nie będziemy na Unię płacić więcej, niż od niej dostajemy”. To powrót formuły Margaret Thatcher: „I want my money back” (Oddajcie mi moje pieniądze). Wielka Brytania odeszła, ale jej niedobry duch pozostał. Z takim podejściem nie wskrzesimy na nowo naszej wspólnoty.

O jakim wskrzeszeniu Unii możemy mówić? Z takimi krajami jak Polska i Węgry, które podważają autorytet instytucji europejskich?

Europa to nie bazar, lecz system wartości. Normalną rzeczą jest to, że Komisja Europejska stoi na straży poszanowania zasad Unii. Sankcje są możliwe, z finansowymi włącznie. Nie można jednak zawiesić członkostwa jakiegoś kraju i na powrót odwiesić, gdy rząd się zmieni. Instytucje europejskie winne są dbać o spójność i traktaty.

To moment zwrotny. Przebudzenie europejskie zakłada jasny wybór form organizacji. Europa 27 państw nie może pozostać Europą jednolitą. Idea Europy wielu prędkości wywoływała wiele oporów, ale dziś narzuca się sama. W przeciwnym razie Europa eksploduje.

Nie ma alternatywy?

Nie. Albo zrobimy to inaczej, albo nigdy nie zrobimy tego razem. Będzie w przyszłości wspólny pakt, wewnętrzny rynek, dla niektórych państw – wspólna waluta. Na tej bazie państwa, które zechcą pójść dalej, będą mogły się przyłączyć i działać w wybranych dziedzinach, np. w dziedzinie obronności, harmonizacji fiskalnej i społecznej, w badaniach naukowych, kulturze czy sprawach młodzieży. Musimy sobie wyobrazić różne poziomy integracji.

Może lepiej zatrzymać integrację?

Żaden kraj nie może hamować innych. Bądźmy szczerzy: niektóre państwa członkowskie nigdy nie przystąpią do strefy euro. Chcąc robić wszystko w 27 krajach, ryzykujemy, że nie zrobimy niczego.

A co z krajami, które nie chcą przyjąć uchodźców?

Jesienią 2015 r. podczas dyskusji w Radzie Europejskiej powiedziałem opornym: „Nie chcecie przyjąć uchodźców – nie będziecie ich mieli, ale weźmiecie na siebie polityczną odpowiedzialność za tę decyzję”. Dziś się dziwimy, że nie osiągnęliśmy celu?

Europa jest zdolna nałożyć sankcje za naruszanie unijnej dyscypliny budżetowej czy reguł konkurencji, ale wydaje się bezbronna wobec krajów, które depczą zasady solidarności czy tolerują nieprawidłowości w delegowaniu pracowników za granicę. Musimy dobitniej ustalić hierarchię ważności.

Polska nie poprze kandydatury Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Czy to problem?

Dwa i pół roku temu wsparłem jego kandydaturę. Nie ma powodu, bym to wsparcie wycofał, nawet jeśli z punktu widzenia równowagi politycznej teraz kolej na socjalistę. Chodzi o to, żeby mieć wizję – bardziej europejską niż partyjną czy narodową.

Skąd rozczarowanie Europą? Nie doceniliśmy siły tożsamości narodowych? Globalizacji? Jakie popełniliśmy błędy?

Rozszerzenie Unii odbyło się w imię szczytnych zasad, ale nowym krajom pozwoliliśmy konkurować na bardzo korzystnych dla nich zasadach. Czy należało zastosować dłuższy okres przejściowy? Z pewnością. Ale dziś już za późno na te rozważania.

Europa nie dość broniła swoich interesów handlowych. Chciała być przykładem otwartości, ale sprawiała wrażenie, że oddaje pole wschodzącym rynkom. Nie chcemy popadać w protekcjonizm, ale należy walczyć z wszelkimi formami dumpingu, tak jak w przypadku chińskiej stali.

Wreszcie  główny problem Unii to nie decyzje, które są trafne, ale tempo ich podejmowania. Wspólnota działa ociężale i zawsze z opóźnieniem. Przykładem jest Grecja, w której sprawie doszliśmy do kompromisu dopiero w lipcu 2015 r. Ileż potrzeba było zebrań eurogrupy, zanim przelano obiecane kwoty! Trzeba było trzech lat, by wprowadzić reguły i stworzyć instytucje unii bankowej. A w sprawie uchodźców? Ile trzeba czasu, by wdrożyć zasady działania straży granicznej Unii? Ile trzeba czekać na nowe zasady zarządzania przepływami migracyjnymi, na zawarcie umowy z Turcją, na wzmocnienie narzędzi walki z terroryzmem? Europa nie nadąża za pędem świata. Populiści wykorzystują natychmiastowość tweetów. Podpisując dekret imigracyjny, Donald Trump mniej liczył na jego rzeczywisty efekt, bardziej na medialny.

Sprawna Unia to instytucje, które szybko podejmują decyzje. Oto lekcja ostatnich lat kryzysu.

Niepokoi pana prezydent Trump?

To nie kwestia emocji czy niepokoju, to rzeczywistość na kolejne cztery lata. Znamy założenia jego polityki: izolacjonizm, protekcjonizm, zamknięcie się na imigrantów, budżetowa ucieczka do przodu. Innymi słowy, niepokój staje wobec niepewności. Euforia rynków finansowych wydaje mi się przedwczesna.

Z jednej strony Trump puszcza oko do populistów i nacjonalistów: „To możliwe, bo to robię”. Z drugiej – jego wybór daje europejskim demokratom szansę, by jasno wypromować europejski projekt. W pewnym sensie Trump rozjaśnił sytuację.

A Rosja?

Rosji chodzi o odzyskanie wpływów dawnego Związku Radzieckiego, dlatego zaatakowała Ukrainę. Uczestniczy w rozwiązywaniu konfliktów na świecie, by wyciągnąć dla siebie korzyści. To widać w Syrii. Chce być uważana za potęgę. Ciągle testuje naszą odporność i siłę. Wszelkimi sposobami wywiera wpływ na opinię publiczną Zachodu.

To nie ta sama ideologia co kiedyś. Jest bardzo konserwatywna, także w sferze obyczajowości. Rosja twierdzi, że broni chrześcijaństwa przed islamem, ale sieci, techniki i strategie wpływu są podobne do tych z czasów sowieckich.

Zarzucają mi często: „Dlaczego pan nie rozmawia z Putinem?”. Chodzi jednak o to, że nigdy nie przestałem z nim rozmawiać! Ale rozmawiać to nie znaczy uznawać politykę faktów dokonanych. Jako Europa jesteśmy przyciśnięci do muru. Jeśli będziemy silni i zjednoczeni, Rosja będzie zmuszona ustanowić z nami trwałe i równoważne stosunki.

A skoro o operacjach ideologiczno-propagandowych mowa, to powiedzmy sobie jasno: kto jest z kim i kto kogo finansuje? I dlaczego wszystkie ruchy skrajnej prawicy są mniej lub bardziej powiązane z Rosją?

Tłum. Jolanta Kurska. Tytuł, lead i skróty od redakcji

hollande

wyborcza.pl

gazeta-wyborcza

 

michal-olech

Media milczą o tym, co naprawdę nęka dobrą zmianę

05/03/2017, Michał Kuczyński

rządowy plan legnie w gruzach

fot. flickr/P.Tracz

Wydarzenia minionego tygodnia przyniosły wiele bardzo ciekawych politycznie wydarzeń, jednak moim zdaniem najważniejsze z nich, pokazujące jak bliska jest klęska Prawa i Sprawiedliwości zostało przez większość mediów przemilczane. Okazuje się bowiem, że wbrew przekonaniu wyborców partii rządzącej i części wyborców centrowych, mityczna “dobra zmiana” to nie jest żaden precyzyjnie rozpisany plan gospodarczego i społecznego rozwoju naszego państwa, a radosna twórczość marnej jakości polityków bez doświadczenia i spójnej wizji.

Swoją kampanię wyborczą przed wyborami w 2015 roku, Prawo i Sprawiedliwość oparło na bardzo kosztownych obietnicach socjalnych, zwanych potocznie “dobrą zmianą”. Wielu komentatorów politycznych oraz ich przeciwników w Sejmie już wtedy zwracało uwagę, że wszystkich tych reform zrobić się nie da, kosztować to będzie zbyt dużo, a budżet państwa z gumy przecież nie jest.

Pamiętamy wyborcze hasła “Damy radę”, powtarzane jak mantra przez świeżo wybranego prezydenta Andrzeja Dudę czy kandydatkę na premiera Beatę Szydło. Ta pewność siebie i pełna wiara w sukces zwiodły bardzo wielu wyborców centrowych, którzy rozczarowani błędami poprzedniego rządu postanowili im zaufać i oddać na nich głos. Gdy PiS zdobył samodzielną większość w Sejmie i Senacie, oprócz oczywiście skandalicznych praktyk przejmowania instytucji państwa i uwłaszczania swoich działaczy na majątku publicznym, zgodnie z obietnicami rząd Beaty Szydło rozpoczął zapowiadane reformy wprowadzać w życie. Wszedł w życie program 500+, obniżono wiek emerytalny, niby darmowe leki dla seniorów.

Podłączenie dużej grupy Polaków do państwowej kroplówki miało sprawić, że gdy przyjdzie do oceny rządzących przy wyborczej urnie, powiążą oni głos na “nie PiS” z potencjalną utratą finansowych profitów. Spodziewane koszty finansowe takiego modelu oczywiście są duże, ale społeczny odbiór jest bardzo pozytywny i nawet opozycja zaczęła przebąkiwać, że dopóki PiS-owi budżet się nie zawali i kroplówka z publicznej kasy będzie płynąć, tak długo szanse na odsunięcie partii Kaczyńskiego od władzy są niewielkie. Właśnie dzięki programowi dogadzania Polakom rząd może sobie pozwolić na ochronę środowiska poprzez masową wycinkę drzew w miastach, parkach i na obszarach chronionych. Może naprawiać służbę zdrowia poprzez ograniczanie do niej dostępu, wsteczniactwo i promowanie procedur medycznych, które za takie nie są przez Światową Organizację Zdrowia uważane czy wprowadzać reformę służb mundurowych poprzez nieustanną wymianę kadr, pochwałę partactwa i donoszenia na kolegów. Może też ignorować wpadki BOR, które niechybnie doprowadzą do powtórki z katastrofy smoleńskiej. Wszystko to jest możliwe, dopóki budżet będzie się dopinał.

I choć wydaje się to nieprawdopodobne, miniony tydzień pokazał, że o tej prawdzie wiedzą wszyscy… poza rządzącymi. Wejście z początkiem marca ustawy o Krajowej Administracji Skarbowej i rewolucja w skarbówce, odpowiedzialnej za gromadzenie kasy na publiczne prezenty obnażyło skrycie ukrywaną prawdę o dobrej zmianie, że żadnego globalnego planu dobrej zmiany nie ma, tak samo jak nie ma premiera, który prace rządu nadzoruje. Rząd to w gruncie rzeczy zbieranina słabych polityków z wybujałym ego, z których niemal każdy bardziej niż losem państwa interesuje się dogodzeniem Prezesowi partii i zdobyciem u niego jak największego uznania. Trudno bowiem w inny sposób wytłumaczyć, jak minister rozwoju i finansów i jego szefowa, premier Szydło, mogli dopuścić do tak destrukcyjnego dla polskiego budżetu procesu, jakim jest wprowadzanie totalnie nieprzygotowanej reformy strukturalnej, której skutki finansowe, w postaci załamania się przychodów budżetowych nie sposób nawet dzisiaj oszacować. Totalna rozpierducha w najgorętszych miesiącach podatkowych, gdy w budżecie zaplanowano rekordowy deficyt, przy bardzo optymistycznych szacunkach co do wpływów budżetowych? Brzmi jak sabotaż albo po prostu partactwo.

O tym, jaki chaos panuje w skonsolidowanej w nieodpowiedzialny sposób skarbówce pisała niedawno nasza redakcyjna koleżanka, a ostatnio podchwyciły też inne portale.

Reforma ta ani nie jest przygotowana, ani rozsądna, ani potrzebna. Skutki natomiast jej wejścia w życie w tej postaci najpewniej rozwalą budżet jeszcze w 2017 roku. Wszystko to przy wyuczonych uśmiechach wicepremiera Morawieckiego i górnolotnych hasłach, mających rzeczywistość przedstawiać w innych barwach niż czarne. Gdzieś w tej całej walce o względy Prezesa kompletnie zapomniano, że właśnie w tej sferze władza nie może sobie pozwolić na wpadkę czy na bałagan. Tym bardziej dziwi medialna cisza o tym, że lada moment polski budżet może zmienić się w ruinę.

Czy przeciwników rządu PiS to obnażenie nieprzygotowania do rządzenia wybrańców Prezesa Kaczyńskiego powinno martwić? Zdecydowanie powinno. To oni bowiem otrzymają rachunek za dobrą zmianę i będą musieli go prędzej niż później zapłacić.

media

crowdmedia.pl

„Można kłamać, obrażać i stroić się w piórka patrioty” – Szostkiewicz ostro o Saryusz-Wolskim

red. As, 06.03.2017

Jacek Saryusz-Wolski

Jacek Saryusz-Wolski (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

„Wbrew swemu pompatycznemu tweetowi Jacek Saryusz-Wolski nie wysiada na przystanku „Polska”, tylko na przystanku ‚PiS'” – ocenia Adam Szostkiewicz. Publicysta krytykuje b. polityka PO za insynuowanie, że Platforma jest niepolska.

Jacek Saryusz-Wolski za sojusz z PiS zapłacił członkostwem w partii. Ważą się jego losy w EPP. A były polityk PO jest wiceprzewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej.

Z Platforma Obywatelską Saryusz-Wolski pożegnał się na Twitterze. „Sugestia we wcześniejszym tweecie JSW, że Platforma to siła niepolska, jest na poziomie pisowskiej propagandy w pamiętnym stylu Jacka Kurskiego (dziadek Tuska służył w Wehrmachcie). Można kłamać, obrażać, insynuować, a zarazem stroić się w piórka patrioty” – komentuje Adam Szostkiewicz.

Publicysta „Polityki” ocenia, że „osobie z dorobkiem JSW po prostu nie uchodzi taka tendencyjność”. „Zwłaszcza że Saryusz Wolski przez długie lata wykonywał z ramienia PO mandat posła do PE. Jeszcze kilka lat temu stał murem za Platformą i bronił Tuska przez zarzutami pisowskiej opozycji” – przypomniał Szostkiewicz na blogu w serwisie Polityka.pl.

Byle nie Tusk

Dla publicysty oczywiste jest, że Saryusz-Wolski nie został zgłoszony, by zostać szefem Rady Europejskiej. Były polityk PO raczej celuje w stanowiska komisarza UE lub szefa polskiego MSZ.

Cała gra Prawa i Sprawiedliwości – jak ocenia Szostkiewicz – ma osłabić szanse Donalda Tuska na drugą kadencję. „Unia może odwlec decyzję w tej sprawie. Może pojawić się kolejna kandydatura. Na pewno nie będzie to kandydatura Polki lub Polaka. O to chodziło Kaczyńskiemu: każdy, byle nie Tusk” – pisze na blogu w serwisie Polityka.pl.

PiS walczy z Tuskiem nie dlatego, że partii rządzącej leży na sercu dobro Unii Europejskiej. Wg Szostkiewicza, chodzi m.in. o strach przed powrotem Tuska do polskiej polityki.

Passent: Może stać się prawdziwe nieszczęście. Opryszek z Polski może zostać wybrany

mozna-klamac

TOK FM

Wicepremier Gowin dla „Wyborczej”: Chcę podnieść poprzeczkę studentom. Kierunki humanistyczne? Powinny mieć charakter naprawdę elitarny

WYWIAD
Rozmawiała: Justyna Suchecka, 06 marca 2017

Jarosław Gowin

Jarosław Gowin (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

– Może studiować nawet 100 proc. maturzystów. Warunek? Wszyscy będą w stanie sprostać odpowiednio wysokiemu poziomowi. Nasze działania nie są obliczone na ograniczenie liczby studentów, tylko na podniesienie poprzeczki. Nowy algorytm finansowania zachęca najlepsze uczelnie, by przyjmować najzdolniejszych – mówi Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego.

Justyna Suchecka: Dlaczego nie powstrzymał pan minister Anny Zalewskiej przed pośpieszną likwidacją gimnazjów?

Jarosław Gowin: Jestem zwolennikiem ich likwidacji. To element programu Polski Razem. Każdy minister ma własne tempo i plan. Pani minister zdecydowała się na blitzkrieg, ja przy reformie szkolnictwa wyższego obrałem powolny marsz. Trzymam kciuki, by zarówno jej, jak i moja metoda, doprowadziły do dobrych skutków.

Konfederacja Rektorów Akademickich Szkół Polskich, przedstawiciele PAN, wielu badaczy – oni wszyscy skarżą się na metody minister Zalewskiej.

– Współpraca w rządzie opiera się na zaufaniu. Każdy z ministrów bierze odpowiedzialność za swoje decyzje i ma prawo liczyć na solidarne wsparcie. Wracając do gimnazjów: dalekosiężne skutki ich likwidacji będą korzystne. Czteroletnie liceum przygotowywało do studiów. Liceum trzyletnie, nawet przy największym zaangażowaniu nauczycieli, tego przygotowania nie daje. Nieprzypadkowo młodzież ma dobre wyniki na poziomie gimnazjalnym np. w badaniu PISA, a słabsze – na poziomie egzaminów maturalnych. To pokazuje, że mamy problem z 3-letnim liceum, a powrót do 4-letniego wymaga likwidacji gimnazjów.

Przywróci pan egzaminy na studia?

– To matura ma być biletem wstępu na studia, ale uczelnie nadal powinny mieć możliwość organizowania swoich egzaminów. Jednak w warunkach niżu demograficznego niewiele uczelni się na to zdecyduje.

Egzaminy wprowadzono np. na socjologii na Uniwersytecie Warszawskim.

– Doskonale! Wszelkim inicjatywom podnoszącym jakość studiów mogę przyklasnąć. Ze smutkiem muszę jednak powiedzieć, że nawet na najlepszych uczelniach, jak UW i UJ, nie brakuje kierunków, na które zostanie przyjęty każdy, kto zda maturę. Chcę to zmienić, temu służą nowe zasady finansowania uczelni. Już nie premiujemy ogólnej liczby studentów, a proporcję między ich liczbą i liczbą pracowników naukowych.

Politechnika Lubelska chce w ciągu dwóch lat zmniejszyć liczbę studentów z 10 do 7,5 tys. O to chodziło?

– Uczelnie powinny poświęcić się podnoszeniu jakości kształcenia, poziomu studentów – na wejściu i na wyjściu. W przypadku wielu uczelni technicznych elementem tego procesu będzie zapewne likwidacja takich kierunków, jak europeistyka, czy zarządzanie. One powinny być prowadzone na prestiżowych uniwersytetach i uczelniach ekonomicznych.

Wielu uczelniom opłacało się prowadzić kierunki humanistyczne. Zmusi je pan do ich zamknięcia?

– Uczelniom się opłacało. Ale czy absolwenci zdobyli umiejętności, dzięki którym radzą sobie na rynku pracy? Wiele kierunków na licznych uczelniach do wymogów rynku pracy nie przygotowuje. Ale to rektorzy podejmą decyzje, na jakich kierunkach będą kształcić. My tworzymy ramy finansowe, ale nie będziemy ograniczać autonomii uczelni.

Zmiany będą wymuszane nie tylko przez nową ustawę o szkolnictwie wyższym i niż demograficzny. Mamy dodatkowe instrumenty, by ukierunkowywać uczelnie na potrzeby rynku pracy. To np. badania ekonomicznych losów absolwentów. Mamy już przebadany pierwszy rocznik, to zbyt mała próbka, by wyciągać miarodajne wnioski. Ale po kilku latach takie badania będą jednoznacznie ukierunkowywać kandydatów na studia. Pod względem wyboru kierunku, ale też uczelni. Zapewne potwierdzi się, że po informatyce zdecydowanie łatwiej o prace, niż po pedagogice. Ale może się okazać, że po informatyce na uczelni X można zarabiać więcej, niż po uczelni Y.

Inna przyszłość czeka informatyka w Warszawie, inna w Gorzowie Wielkopolskim.

– W tych badaniach bardzo silny nacisk kładziemy na wskaźniki względne pozwalające odnieść wielkość bezrobocia i wysokość zarobków do sytuacji na regionalnym rynku pracy.

Wiele uczelni prowadzi takie badania. Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu co kilka miesięcy w ankiecie pyta, co u mnie słychać.

– Doceniam dobre praktyki. Uczelniane badania losów absolwenta to bardzo ważne uzupełnienie ministerialnego monitoringu. Dzięki nim można dużo lepiej uwzględnić perspektywę absolwentów i rynku pracy w podnoszeniu jakości kształcenia. Nasze działania służą natomiast dostarczeniu opinii publicznej obiektywnych, rzetelnych i porównywalnych informacji o ekonomicznych losach absolwentów. W oparciu o tę wiedzę m.in. maturzyści będą dokonywać bardziej precyzyjnych wyborów.

Jaki odsetek młodzieży z danego rocznika powinien studiować?

– Może studiować nawet 100 proc., pod warunkiem, że wszyscy będą w stanie sprostać odpowiednio wysokiemu poziomowi. Nasze działania nie są obliczone na ograniczenie liczby studentów, tylko na podniesienie poprzeczki. Nowy algorytm finansowania zachęca najlepsze uczelnie, by przyjmować najzdolniejszych.

Ma pan już trzy wizje ustawy o szkolnictwie wyższym: od Uniwersytetu Adama Mickiewicza, Uniwersytetu SWPS oraz Instytutu Allerhanda. Któraś z nich jest panu bliska?

– W każdej są elementy cenne. Projekt ustawy, nad którym rozpoczęliśmy prace, będzie syntezą zarówno rozwiązań z tych trzech wizji, jak i pomysłów formułowanych podczas konferencji poprzedzających Narodowy Kongres Nauki. Dorzucimy też pomysły powstałe w ministerstwie.

Największe emocje budzi odpłatność za studia. Wprowadzi ją pan?

– To wątek zamknięty w 1997 r., kiedy wprowadzono konstytucję gwarantującą bezpłatne studia. Jedyna otwarta furtka to kwestia odpłatności za studia medyczne, ale w pełni połączonej ze stypendiami pokrywającymi 100 proc. kosztów kształcenia. Takie stypendium trzeba byłoby odpracować. To pomysł na przyszłość.

Chciałbym, by nowa ustawa była inna niż te, z którymi mamy dziś do czynienia. Proszę przyjrzeć się, jak wyglądała ustawa w czasach międzywojennych. To dokument zwięzły, jasny, zrozumiały. Chciałbym do tej tradycji nawiązać.

Katastrofą polskiego szkolnictwa jest niedobór kadry naukowej – 1,5 mln studentów uczymy tą samą kadrą, którą kiedyś uczono 400 tys. Ma pan na to lekarstwo?

– Dlaczego kilkadziesiąt tysięcy młodych naukowców wyjechało za granicę? Nikomu nie można zamykać drogi do Cambridge czy Stanfordu, ale jeśli ta emigracja ma charakter masowy, to znaczy, że młodych naukowców coś uwiera.

Moim zdaniem to zbyt hierarchiczny charakter ścieżki kariery i zbyt późne osiągnięcie samodzielności naukowej. Przeciętnie na Zachodzie osiąga się ją w wieku trzydziestukilku lat, w Polsce średni wiek zdobycia habilitacji to 46 lat.

Część problemów uczelni, na które wskazuje szef KRASP prof. Jan Szmidt, rozwiąże niż demograficzny. Ważne, by za zmniejszającą się liczbą studentów nie szła redukcja etatów naukowych. Nowe zasady finansowania zachęcają, by zatrudniać naukowców. Niedawno w tym gabinecie siedział rektor uniwersytetu, na którym na prawie jeden pracownik naukowy przypada na 55 studentów, a na pedagogice – na 40. Mówimy o dosyć prestiżowym uniwersytecie. Jak ten rektor ma poprawić sytuację i uzyskać lepszy wynik finansowy? Albo zmniejszając liczbę studentów, albo np. przyjmując na etat kilkudziesięciu doktorantów. Chcemy zachęcać do tego drugiego rozwiązania.

Co pan powie doktorantce, która dostała 70 tys. zł grantu od Narodowego Centrum Nauki i ma z niego 650 zł wynagrodzenia, a uczelnia nie przyznała jej stypendium? Z czego ma żyć?

– To tragiczna informacja, bo zdobycie grantu z NCN to wyczyn i dowód na duży potencjał naukowy. Obowiązkiem rektorów jest wyłapywanie takich brylantów i zatrzymanie ich na uczelni. Ta pani i jej talent wpadają w czarną dziurę pomiędzy niskim poziomem finansowania nauki i brakiem wyobraźni władz uczelni.

Sytuacja uczelni nie jest tak zła, by nie mogły przyjmować młodych zdolnych naukowców na etaty. Przez lata kształciły masowo i mają z tego tytułu nadwyżki finansowe. Ale zważywszy na to, że teraz będziemy je rozliczać w dużo większym stopniu z osiągnięć naukowych, powinny dbać o przyjmowanie najzdolniejszych naukowców.

64 proc. doktorów jest zadowolonych z sytuacji finansowej, ale zanim dojdą do doktoratu, są fatalnie opłacani. „1000 zł stypendium w Polsce zawsze przegra z 1000 euro na Zachodzie” – mówi szef KRASP.

– Finansowanie szkolnictwa wyższego nie wzrośnie tak, byśmy byli konkurencyjni wobec uczelni zachodnich. Ale wkrótce uruchomimy np. ścieżkę doktoratów wdrożeniowych, we współpracy z przedsiębiorcami. Tam stypendia nie będą wynosiły 650 zł, a kilka tysięcy.

A co z humanistami?

– Wbrew temu, co mówią moi krytycy, jestem entuzjastą studiów humanistycznych. Sam z wykształcenia jestem filozofem. Uważam humanistykę za konstruktywny element tożsamości kulturowej każdego narodu. Ale studia humanistyczne powinny mieć charakter naprawdę elitarny. Powinny być prowadzone dla ludzi, którzy są pasjonatami i wymogi na tych studiach powinny być wyśrubowane. W Polsce niestety często jest odwrotnie – idą na nie ci, którzy, mówiąc kolokwialnie, „nie lubią matematyki”.

Czy naukowcy po obronie doktoratu będą mogli kontynuować karierę na uczelni, na której go zdobyli?

– Opowiadam się za zasadą bezwzględnej mobilności – po doktoracie i habilitacji powinno się szukać zatrudnienia na innej uczelni. Tylko takie rozwiązanie doprowadzi do naprawdę transparentnych, uczciwych konkursów na stanowiska. Mam świadomość, że to rozwiązanie wywoła ogromny opór.

Już teraz 79 proc. pracowników naukowych deklaruje, że jest przeciw.

– Przeciwnicy argumentują, że poziom naszej zamożności jest na to zbyt niski. Młodzi doktorzy często mieszkają z rodzicami, nie stać ich na wynajem mieszkania. Albo że przy polskim modelu rodziny będzie to dyskryminowało kobiety naukowców. I to trzeba poważnie brać pod uwagę. Postawiłem na dialog ze środowiskiem akademickim, nie upieram się przy żadnym rozwiązaniu. Upieram się przy niezgodzie na status quo! Nie do przyjęcia jest dla mnie reforma, w której wprowadza się mnóstwo szczegółowych zmian, a na końcu system działa tak, jak działał.

Wróćmy do emigracji naukowców. Jak pan chce ich ściągnąć do Polski?

– Powstaje Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej, planujemy przeprowadzić wielką „akcję powrotów”.

Naukę tworzy się w kontekście międzynarodowym, nasi naukowcy muszą być mobilni. Nie chodzi tylko o wyjazdy polskich studentów i naukowców, ale o otwarcie na wykładowców z zagranicy.

Dziś mamy 57 tys. zagranicznych studentów. Ilu chciałby pan „dołożyć”?

– Musimy tę liczbę zwielokrotnić. Polska jest dziś krajem atrakcyjnym, rozwijamy się gospodarczo, jesteśmy krajem stabilnym, bezpiecznym.

Mimo incydentów rasistowskich, których ofiarami padają obcokrajowcy?

– Boleję nad tym, ale zwracam uwagę, że żaden z nich nie miał miejsca na uczelni. Wszystkie miały charakter zwykłego chuligaństwa.

O podłożu rasistowskim!

– Chuligan chętnie ubiera zachowania w kostium jakiejś ideologii, w tym przypadku rasistowskiej.

Z szefem MSWiA monitorujemy wszelkie formy przestępstw o charakterze nienawiści rasowej i skala tego zjawiska na szczęście ciągle jest niewielka. Dominują wśród tych przestępstw ataki antysemickie. Głównie w internecie. Ale w międzynarodowych badaniach przeprowadzonych wśród studentów zagranicznych Polska jest w czołówce jeśli chodzi o poziom otwartości i przyjaznego przyjmowania.

Dziś najwięcej mamy studentów z Ukrainy. Teraz chcemy przyciągać ich zewsząd?

– Powiem coś, po czym być może czytelnicy „Wyborczej” zemną ten egzemplarz i rzucą w kąt: nie zewsząd. Ze względów bezpieczeństwa nie możemy sobie teraz pozwolić na to, by szeroko otwierać drzwi do Polski dla młodych ludzi z krajów islamskich.

„Nie” dla studentów z Syrii?

– Muszą być poddani ścisłej kontroli, pod względem kontaktów z organizacjami terrorystycznymi.

Terrorysta może przyjechać do Polski także z Francji i Belgii.

– Prawda.

Będzie pan pytał o wyznanie?

– Nie chodzi o stosowanie kryteriów wyznaniowych. Od tego mamy służby odpowiedzialne za działania antyterrorystyczne, by prześwietlać tych kandydatów. To normalna procedura, która funkcjonuje na całym świecie.

Z Francji i Syrii jednakowo?

– Nie jestem tu ekspertem. Mogę powiedzieć, że w ciągu ponad roku od kiedy jestem ministrem zdarzył się jeden przypadek osoby, której służby udowodniły powiązania z terrorystami. Chodziło o zagranicznego studenta jednej z polskiej uczelni.

Wróćmy do pedagogiki. Dziś kształcimy na niej masowo. Jak planuje pan wykształcić lepszych nauczycieli?

– Warto krytycznie analizować zagraniczne wzorce. W przypadku kształcenia nauczycieli na pewno dobrym przykładem jest Finlandia. Docelowo nauczyciele powinni być najbardziej elitarnie kształconą grupą zawodową. Tylko przez najlepsze uniwersytety, prawdopodobnie w ramach jednolitych studiów magisterskich.

Na 5-6 uczelniach w całym kraju?

– Jesteśmy większym krajem od Finlandii, więc może na 15-20. Uczelnie zawodowe – publiczne i niepubliczne – podejmujące się często kształcenia masowego na studiach pedagogicznych, powinny kształcić raczej na kierunkach praktycznych, dostosowanych do potrzeb regionalnego rynku pracy. Nauczyciele, odpowiedzialni za formację intelektualną i duchową młodzieży, powinni być absolwentami najlepszych uczelni.

A co z pańskimi marzeniami o noblistach?

– Wszyscy powinniśmy o nich marzyć. Stać nas na to, by ich zatrudniać. I mamy dziś co najmniej dwóch fizyków, którzy są realnymi kandydatami do Nobla. Wierzę, że potencjalnymi noblistami mogą być też niektórzy z laureatów grantów Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych. Zdobycie tych grantów jest przepustką do uprawiania nauki na najwyższym światowym poziomie.

gowin

wyborcza.pl

Jacek Żakowski

Wszystko wam się uda, wszystko zaorzecie. I co wtedy?

05 marca 2017

Wybory parlamentarne 2015. Wieczór Wyborczy w sztabie PiS

Wybory parlamentarne 2015. Wieczór Wyborczy w sztabie PiS (Fot. Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta)

Za rok czy dwa wszystko będzie wedle waszej wizji. I co dalej? Jakie jest wasze ostateczne marzenie? Będziecie się napawali wszechwładzą? Będziecie się pławili w luksusach? A potem?

Jeśli wszystko wam się uda.

Jeśli będziecie już mieli samych swoich w Trybunale.

Jeśli obsadzicie Sąd Najwyższy swoimi.

Jeśli wasze będą wszystkie sądy i każdy wyrok będzie zależał od was.

Jeśli wykuglujecie w Sejmie konstytucyjną większość.

Jeśli wasi będą już wszyscy prezydenci, burmistrzowie, wójtowie i większości w radach.

Jeśli konstytucja stanie się już świstkiem kompletnie bez znaczenia.

Jeśli wszystkie przepisy będziecie mogli zmieniać jak rękawiczki – na jakiekolwiek, gdziekolwiek, kiedykolwiek, od ręki.

Jeśli będą tylko wasi generałowie, pułkownicy, kaprale.

Jeśli podporządkujecie sobie wszystkich dyrektorów szkół, instytutów, szpitali.

Jeśli wyznaczycie swoich profesorów, dziekanów, rektorów.

Jeśli będziecie mogli swobodnie decydować, kto jest nauczycielem, strażakiem, urzędnikiem.

Jeśli wytniecie wszystkie drzewa i puszcze, które wam przeszkadzają.

Jeśli zlikwidujecie całą antykoncepcję, in vitro, aborcję.

Jeśli weźmiecie wszystkie teatry, muzea, filharmonie, opery i domy kultury.

Jeśli cały biznes będzie wam jadł z ręki.

Jeśli wszystkie media będą mówiły to, co chcecie.

Jeśli wszyscy przeciwnicy będą już za kratami albo za granicą.

Jeśli postawicie wszystkie pomniki, które chcecie postawić.

Jeśli wszystkie ulice, lotniska, uczelnie i szkoły nazwiecie tak, jak wam się podoba.

Jeśli napiszecie od nowa całe polskie prawo i całą historię.

Jeśli całkiem oderwiecie Polskę od Zachodu i ulokujecie ją gdziekolwiek chcecie.

Jeśli otoczycie Polskę szczelnym murem, by nikt tu nie wjechał, a potem by nikt nie wyjechał.

Jeśli będą krążyły i powstawały już tylko wasze książki, wasze filmy i wasze piosenki.

Jeśli Unia wyższej prędkości odpłynie i Polska przestanie kogokolwiek obchodzić.

To co?

Co wtedy?

Będziecie zadowoleni z siebie?

Będziecie dumni?

Będziecie szczęśliwi?

Na co liczycie, gdy spełnią się wasze marzenia o Polsce mocarstwowej na wzór Korei Północnej i wszyscy będą ją omijali jak najszerszym łukiem? Jeśli będziecie szli w dotychczasowym tempie, możecie do tego wszystkiego dojść za rok albo za dwa lata.

I co dalej?

Jaki macie plan?

Jakie jest wasze ostateczne marzenie?

Będziecie się napawali wszechwładzą?

Będziecie się pławili w luksusach?

A potem?

Przecież nic nie jest wieczne.

Jak sobie wyobrażacie polskie potem, kiedy przeminiecie?

Przeminiecie, jak każdy.

Świat się toczy. Historia się nie kończy. Żadna władza nie może trwać wiecznie.

Czy macie jakiś optymalny scenariusz dalszego ciągu historii?

Na każde poważne pytanie odpowiadacie, że to wina Tuska, trzeba naprawiać po rządach PO-PSL etc. Za rok lub dwa nawet wasz elektorat nie będzie już chciał tego słuchać. Gdy wszystko będzie wedle waszej wizji, zaczną się liczyć tylko wasze zasługi i winy. Zasługi będą coraz mniej ważyły, a winy coraz więcej. Jaki macie plan na czas, gdy te linie się przetną?

To może być nieprędko, ale czy wyobrażacie sobie, jaka władza przyjdzie po waszej?

Ludzie odchodzą, a Polska zostaje.

Jaka zostanie po was?

Co inni z nią zrobią?

Jak siebie w niej widzicie?

wszystko

wyborcza.pl

7 rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia w zeszłym tygodniu

Olga Woźniak, 06 marca 2017

Fot. Diomedia

Mijający tydzień upewnił nas, że ADHD to prawdziwa choroba (widać ją w mózgu), odsłonił przed nami najstarsze ślady życia na Ziemi i pokazał, które geny po neandertalczykach wciąż mamy w sobie. I działają!

ADHD naprawdę istnieje!
Na łamach ostatniego wydania „Lancet Psychiatry” międzynarodowy zespół poinformował, że w pięciu regionach mózgu zaobserwowano wyraźne różnice pomiędzy osobami z ADHD, a ich rówieśnikami bez tego zaburzenia.

http://wyborcza.pl/7,75400,21429826,a-jednak-adhd-naprawde-istnieje.html

Parszywa dwunastka
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podała listę 12 grup bakterii, które stanowią dziś największe zagrożenie dla naszego zdrowia, ponieważ stały się oporne na działanie antybiotyków stosowanych powszechnie do zwalczania infekcji.

http://wyborcza.pl/7,75400,21435217,parszywa-dwunastka-mikroby-ktorych-boi-sie-swiat.html

Najstarsze ślady życia odkryto w Kanadzie
Naukowcy odkryli skamieliny bakterii, które są datowane na co najmniej 3,77 mld lat. Te mikroby jadły żelazo i mieszkały wśród gorących, podmorskich kominów hydrotermalnych.

http://wyborcza.pl/7,75400,21437888,niesamowite-odkrycie-w-kanadzie-natrafiono-na-najstarsze-slady.html

Czerwone hematytowe skamieliny w kształcie mikroskopijnych rurek. Mają po 2-14 mikronów średnicy i do 500 mikronów długości, a więc są rozmiaru bardzo cienkich i króciutkich włoskówCzerwone hematytowe skamieliny w kształcie mikroskopijnych rurek. Mają po 2-14 mikronów średnicy i do 500 mikronów długości, a więc są rozmiaru bardzo cienkich i króciutkich włosków Matthew Dodd

Spadek po neandertalczyku
Choć ostatni neandertalczyk zniknął z powierzchni Ziemi około 40 tys. lat temu, to fragmenty ich DNA pozostały w nas i… wciąż działają.

http://wyborcza.pl/7,75400,21443332,jakie-geny-odziedziczone-od-neandertalczykow-wciaz-nami-steruja.html

Imię mamy wypisane na twarzy
Jaką dziewczynę widzisz, słysząc wersy piosenek: „Jolka, Jolka, pamiętasz lato ze snu” albo „Baśka miała fajny biust”? No, jakąś tam Jolkę czy Baśkę każdy widzi. Badania sugerują, że większość z nas będzie miała podobne skojarzenia.

http://wyborcza.pl/7,75400,21449223,wygladam-jak-ola-imie-mamy-podobno-wypisane-na-twarzy.html

Ćwiczenia mogą spowolnić starzenie mózgu
Mózgi seniorów, którzy regularnie wykonują ćwiczenia, są o 10 lat młodsze niż ich rówieśników ćwiczących mało lub wcale.

http://wyborcza.pl/1,75400,19830658,cwiczenia-moga-spowolnic-starzenie-mozgu-nawet-o-10-lat.html

Codzienny dwudziestominutowy spacer wydłuża życie o 3 do 7 latCodzienny dwudziestominutowy spacer wydłuża życie o 3 do 7 lat 

Jedz zgodnie ze swoimi genami
Różne warianty genów powodują, że jedni tyją po węglowodanach, inni po tłuszczach. To dość istotna informacja, czy lepiej dietę oprzeć na kaszach, ryżu, makaronie, czy raczej dodać sobie białka. Łatwiej schudnąć, gdy wiesz więcej o swoim DNA.

http://wyborcza.pl/TylkoZdrowie/7,137474,21437987,dieta-zgodna-z-dna-co-warto-wiedziec-o-swoich-genach.html

7-rzeczy

wyborcza.pl

NIEDZIELA, 5 MARCA 2017

Szymański: Tusk czerwoną linię przekroczył we Wrocławiu. Wtedy myślałem, że chce wrócić do krajowej polityki

20:15

Szymański: Tusk czerwoną linię przekroczył we Wrocławiu. Wtedy myślałem, że chce wrócić do krajowej polityki

Jedna rzecz jest najważniejsza: za polskie interesy w RE odpowiada polski premier. To polski premier jest gwarantem tego, czy interesy będą szanowane. My nie liczymy na taryfy ulgowe, od kogoś kto przygotowuje obrady. Z przykrością muszę stwierdzić, że Tuskowi zabrakło bezstronności. To był jego błąd. Polska będzie do samego końca będzie intensywnie brała udział w negocjacjach. Będziemy do końca pilnowali tego, by polskie interesy były chronione. Czerwoną linię Tusk przekroczył we Wrocławiu. To było niepotrzebne, nie wiem jakie rachuby tym kierowały. Ja myślałem [wtedy], że Tusk chce się podać do dymisji, chce wrócić do polityki krajowej. Gdy ogłosił, że chce starać się na 2. kadencję, to byłem autentycznie zaskoczony. Tuska poniosły emocje, nie można na to przymykać oczu. Ja przez długie miesiące wierzyłem, że relacje z Tuskiem staną się konstruktywne. Polski rząd uchylał drzwi. Tusk nie dał sobie szansy na to, by znaleźć język z Warszawą – powiedział w „Gościu Wiadomości” Konrad Szymański.

20:11

Szymański: JSW wie co robi, to nie jest scenariusz napisany w parę minut

To nie jest scenariusz napisany w parę minut. Intencja zgłoszenia tej kandydatury jest prosta. Nie możemy poprzeć Donalda Tuska na kolejne 2,5 roku, więc chcemy zaproponować kompromisowe rozwiązanie – osobę, która nie pochodzi z naszego obozu politycznego, która ma dobrą kartę polityczną i ekspercką. Saryusz-Wolski doskonale wie, co robi. To nie jest scenariusz napisany w parę minut. Tusk znalazł język z wieloma rządami, a z trudem odnajdywał go z Warszawa. Szkoda – pamiętam początek tej drogi, gratulacje od Kaczyńskiego, zaproszenie ze strony Szydło. Mogło to pójść inaczej. Nie spotkałem nikogo, kto by nie rozumiał naszego braku poparcia – powiedział w „Gościu Wiadomości” Konrad Szymański.

beata-plomecka

 

manfred-weber

300polityka.pl

Wajrak: Narkotykiem myśliwych nie jest mord, lecz władza

Michał Gostkiewicz
05.03.2017

– Z moich rozmów z myśliwymi wynika, że narkotykiem przyciągającym do polowań nie jest mord, tylko władza. Idziesz do lasu wyposażony w narzędzie, które jest w stanie odebrać życie wszystkiemu w tym lesie. To jest podejście pana i władcy – mówi dziennikarz i przyrodnik Adam Wajrak.

Na twoim profilu na Facebooku ktoś napisał: to nie Szyszko tnie drzewa, to nie prezes. Oni tylko sprawili, że wolno ciąć. A za piły złapaliśmy my. I nasi sąsiedzi. Tysiącami.

– To prawda. To nie minister Szyszko i nie prezes Kaczyński biegają z piłami, tylko przeciętny Polak-szarak. Ale rolą polityków nie powinno być wsłuchiwanie się w nasze najgorsze życzenia, nasze najniższych lotów zapotrzebowania, tylko ich ograniczanie, tonowanie.

To kiepską robotę ci politycy robią. Bo nawet gdy odfiltrujemy z mediów alarmistyczny ton, to wychodzi, że ostatnio w Polsce dwie rzeczy wolno: ciąć i zabijać. I gdy naród dowiedział się, że wolno, to zawarczały piły i zahuczały dubeltówki.

Wycinka świerków w Puszczy Białowieskiej (fot. Agnieszka Sadowska/AG)

– Bo politycy wolą płynąć z prądem, jak zdechłe ryby. Mnie to przeraża. Mówią: twoja działka, może sobie wyciąć. Mówią: zwierzęta w lesie wspólne, czyli niczyje, można strzelać. To zły kierunek. Dlaczego nie mówimy: masz drzewo, bądź z niego dumny, sąsiad takiego nie ma!

Rozmawiamy po premierze „Pokotu” Agnieszki Holland. Olga Tokarczuk, autorka książki, na podstawie której powstał film, powiedziała po seansie: mamy świat, który rozpadł się na dwie wrażliwości i one nie mogą się dogadać.

– Tym bardziej państwo ma tu ważną rolę. Powinno mówić „nie bij słabszego”. Powinno prawem wyznaczać granice. Jeżeli postawimy na totalną deregulację wszystkiego, efekt będzie taki, że każdy człowiek będzie mógł wyciąć każde drzewo i wrzucić, co tylko chce, do pieca jako opał.

I strzelać do czego chce. Ale państwo tego nie robi. Sam też widziałeś, jak pytany o prawo łowieckie Ryszard Petru mówił w taki sposób, że ja jego słowa odczytałem jako przyznanie, iż opozycja w tym momencie niewiele może.

– Może. Może! Może alarmować, że prawo jest złe.

To mało.

– Myślę, że w Polsce przyjdzie czas na polityka, który nie będzie wspomnianą zdechłą rybą. Będzie szedł pod prąd i mówił, co jest dobre, a co złe. Będzie mężem stanu. Różnica między zwykłym politykiem a mężem stanu jest taka, że mężowie stanu naprawdę zmieniają nas na lepsze: Kuroń, Mazowiecki tacy byli.

Zejdźmy teraz – jak w „Pokocie” – na szczebel lokalny. Mamy układ, między biznesmenem, który jest hodowcą zwierząt na futra i myśliwym, komendantem policji (też myśliwym), prezesem kółka myśliwskiego i księdzem (również myśliwym). Nie ma nikogo, kto szedłby pod prąd. Są raczej świetnie funkcjonujące w tym grząskim mule nieświeże karpie.

– Widziałem z bliska wiele takich układów. Mam z tym do czynienia, bo piszą do mnie te „szalone baby” – takie jak bohaterka „Pokotu”, Duszejko. Piszą i pytają, co można z takim układem zrobić. Piszą: „Daj pan narzędzia, będę z nimi walczyć”. No to kieruję je do organizacji ekologicznych i one zwykle doradzają. I taka pani potem znajduje na przykład jakieś przepisy europejskie, rozporządzenia, zakazy. I krok po kroku zmienia rzeczywistość. Czasem rozkładam ręce, bo nic się nie da zrobić. Ale czasem widzę potencjał ludzi w danym miejscu i mówię: zorganizujcie się lokalnie. Wójt i burmistrz nie boją się TVN-u, który zrobi reportaż, czy „Gazety Wyborczej”, która napisze tekst. Miejscową gazetę też ma w kieszeni. Nie, on się boi zorganizowanych ludzi. Te baby to trochę taka alegoria, ale tak coś w tym jest, że kobiety w Polsce lepiej potrafią się zorganizować i zwykle działają zdecydowanie i do końca.

Agnieszka Holland i Agnieszka Mandat na planie filmu ”Pokot” (fot. materiały prasowe)

Gorzej, jeśli ci najlepiej zorganizowani to kółko myśliwskie.

– Fakt, tak bywa. Ale nie demonizujmy aż tak tych myśliwych. W Polsce wcale nie mają łatwego życia.

Tak?

– Tak. Przede wszystkim jest ich bardzo mało w porównaniu z innymi krajami. Mniej więcej tylu ich mamy co Czesi. Z Francją czy Niemcami nawet Polski nie porównuję. W Szwecji, jak król jedzie na polowanie na łosia, to jest święto! W Polsce Bronisław Komorowski musiał zrezygnować z polowań, żeby zostać prezydentem. Owszem, w parlamencie mamy nadreprezentację myśliwych i oni często realizują wolę tego marginesu, ale budzi to coraz większy sprzeciw. Coraz więcej Polaków mierzi to, co oni robią. Także dlatego, że coraz więcej tych Polaków chodzi na spacery do lasu. Z aparatem, lornetką…

A myśliwi wyganiają turystów z lasu, bo oni tu polują. Sam opisywałeś takie przypadki.

– Ale nie mają takiego prawa.

Ale to robią!

– To znaczy tylko tyle, że my, obywatele, nie znamy prawa. Przypomina mi się historia Romka z Hajnówki, ornitologa. Poszedł parę lat temu do lasu pooglądać ptaki. A tu myśliwy z leśniczym wyskakują i mówią, że oni tu polują i Romek ma się wynosić. Romek się nie wyniósł, odbył się proces. Lasy Państwowe, które organizowały polowanie, oskarżyły Romka, że naraził ich na straty. Sąd jednak zdecydował, że polowanie nie jest nadrzędne nad prawem Romka do chodzenia po lesie i go uniewinnił.

Puszcza Białowieska, Szlak Dębów Królewskich (fot. Agnieszka Sadowska/AG)

Nie boisz się, tak szczerze, że jak szwendasz się po tej puszczy, to możesz od jakiegoś myśliwego zarobić kulkę, a on potem powie, że wziął cię za dzika?

– Boję się. Wolę chodzić po terenach chronionych. Kiedyś znałem takiego pana strażnika Białowieskiego Parku Narodowego, który wychodził właśnie z parku, kiedy jakiś wysoko postawiony minister czy inny dygnitarz odstrzelił mu nogę. To było za komuny. I ten widok potem: ten człowiek bez nogi, na recepcji Parku…

Wiesz, ja sam chodzę z bronią, ze sztucerem, gdy jestem na Spitsbergenie. Do ewentualnej obrony przed niedźwiedziami. Wiem, co to narzędzie potrafi. Nie wyobrażam sobie obchodzić się z bronią tak nieostrożnie, jak wielu myśliwych. Oni po prostu nie tyle nie umieją z niej strzelać, ale zwyczajnie obchodzą się z bronią nonszalancko i bez wyobraźni! I do tego reagują emocjonalnie. Idzie taki myśliwy do lasu, bardzo chce zastrzelić jakieś zwierzę i na pierwszy ruch, który widzi, myśli: „dzik!”.

I bach!

– A to może być człowiek.

Mówiłeś, że wolisz, jak myśliwi siedzą na ambonach, zamiast chodzić po lesie i strzelać.

– Dlatego że większość myśliwych poluje teraz nie z dubeltówkami, a ze sztucerami. To jest broń o bardzo dużym zasięgu i sile rażenia. Wolę, jak myśliwy strzela z ambony, bo strzela nieco w dół. Kula, jeśli nie trafi w zwierzę, to trafi w ziemię, a nie poleci dalej. Wolę, gdy taki myśliwy ma czas, by przymierzyć do zwierzęcia. Jest wtedy spokojniejszy, nie denerwuje się. Choć oczywiście jest to – przy dzisiejszych standardach polowania – po prostu egzekucja.

Pargowo, woj. Zachodniopomorskie, 2016 r. Działacze ekologiczni blokują polowanie (fot. Cezary Aszkiełowicz/AG)

Rozmawiamy dla magazynu Weekend.gazeta.pl. I już przewiduję reakcję: no tak, Agora rozmawia z Wajrakiem, wiadomo więc, że wyjdzie z rozmowy, że wszyscy myśliwi są bezrozumnymi mordercami. A to przecież nie jest prawda. Chciałbym znaleźć jakiś punkt pośrodku. Jest taki?

– Jeszcze długo nie będziemy mieć takiego zarządzania przyrodą, żeby myśliwi przestali być potrzebni. Widzisz, sęk w tym, że tam, gdzie myśliwi są potrzebni, tam ich na ogół nie ma.

A gdzie są potrzebni?

– Na przykład na polach. Powiem teraz coś, co może zostać uznane za nieetyczne: jeżeli chcemy ochronić pola przed szkodami wywołanymi przez zwierzęta, to polujmy na nie na polach, a nie w lesie. I polujmy wtedy, kiedy na tych polach coś rośnie. Czyli wiosną i latem. Tak, wtedy, kiedy zwierzęta mają młode. Ale czasami lepiej jest zastrzelić na polu jedno młode zwierzę i przestraszyć całą resztę, niż na jesieni zastrzelić dorosłe zwierzę w lesie.

W taki sposób powinni pracować myśliwi. Zabezpieczać rolników przed szkodami. I niektórzy tak robią. Ale ci, którzy dokarmiają na potęgę w lesie zwierzaki ziemniakami i burakami, przyzwyczajają je do tej obfitości. I jak nagle zabraknie pożywienia, zwierzęta idą na pola, albo do miast.

Jest wiele rzeczy w myślistwie, które trzeba zmienić.

Na przykład?

– Dlaczego wolno polować na jelenie w okresie godowym? I na sarny? Dlaczego polujemy na borsuki? Przecież one nam nie szkodzą! Dlaczego polujemy na łyski? Na cała masę kaczek? Dlaczego do kaczek wolno strzelać po ciemku, skoro myśliwy ma obowiązek rozpoznać gatunek, a wiele kaczek jest chronionych. Nawet najlepszy ornitolog nie rozpozna nic po ciemku, a co dopiero myśliwy. Dlaczego myśliwi nie mają okresowych badań tak jak inni posiadacze broni? Dlaczego wciąż walą ołowianym śrutem, który zwyczajnie truje środowisko? Mógłbym tak wymieniać masę rzeczy które trzeba zmienić. Natychmiast.

Czy nie obawiasz się, że odpowiedź myśliwego na pytanie „dlaczego polujesz?” będzie dla niego oczywista, ale dla osób, które nie polują, będzie niezrozumiała? Będzie ona pewnie będzie brzmieć: „bo lubię”?

– No, jeżeli ktoś lubi zabijanie… Jak się wprost tak mówi, to wielu ludziom zapala się czerwona lampka. Spytaj rolnika, czy lubi zabijanie. Np. kur na podwórku czy cielaka.

Kadr z filmu ”Pokot” (fot. materiały prasowe)

Moja babcia nie lubiła.

Ano właśnie. Tyle, że spodziewam się, że wielu myśliwych też powie, że zabijać nie lubi. Gdy rozmawiam z nimi, tych rozmów płynie następujący wniosek: narkotyk, przyciągający do polowań, to nie jest mord, tylko władza.

Władza?

– Idziesz do lasu wyposażony w narzędzie, które jest w stanie odebrać życie każdemu w tym lesie. Celujesz, bierzesz w krzyż jelenia  i… na przykład decydujesz, że go nie zabijesz. Darujesz mu życie. I wszyscy się zachwycają: jaki dobry człowiek.

A mógł zabić.

– Ale to jest podejście do przyrody, które trzeba nazwać podejściem pana i władcy.

W „Pokocie” wyraża je wprost, sprytnie posługując się cytatem z Biblii, ksiądz.

– I wszyscy inni. Wiesz, jak ja spotykam w lesie jelenia, to robię mu zdjęcie, a potem każdy z nas idzie w swoją stronę. Ja nie mogę mu dać albo odebrać życia. Nie mogę. Rozumiesz? Dlatego właśnie sądzę, że ten narkotyk w polowaniach to jest właśnie władza.

Mówiłeś, że czasem na ten narkotyk dobrym detoksem jest to, jak ktoś ciężko postrzeli zwierzę. I je zobaczy. Dostanie tym cierpieniem po gębie.

– Tak. Znam takie przypadki. Ale to już każdy z tych ludzi musiałby indywidualnie opowiedzieć, dlaczego zaszła w nim przemiana.

Adam Wajrak (fot. Łukasz Cynalewski/AG)

Książka Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych” jest dostępna w formie ebooka w Publio.pl >>

Plakat ‚Pokotu’ (fot. mat. promocyjne)

 

Adam Wajrak. Działacz na rzecz ochrony przyrody i dziennikarz związany z „Gazetą Wyborczą”. Autor artykułów i autor lub współautor sześciu książek o tematyce przyrodniczej. Mieszka w Teremiskach, wiosce położonej w Puszczy Białowieskiej.

Michał Gostkiewicz. Dziennikarz magazynu Weekend.Gazeta.pl. Wcześniej dziennikarz newsowy portalu Gazeta.pl, dziennikarz działu zagranicznego „Dziennika” i działu społecznego „Newsweeka”. Stypendysta programu Murrow Program for Journalists (IVLP) Departamentu Stanu USA. Robi wywiady, pisze o polityce zagranicznej i fotografii. Prowadzi bloga Realpolitik, bywa na Twitterze.

 

weekend.gazeta.pl

Kto w końcu będzie szefem RE? Jakie szanse ma Tusk, a jakie Saryusz-Wolski?

Tomasz Bielecki, Bruksela, 05 marca 2017

Donald Tusk i Jacek Saryusz-Wolski, 2008 r.

Donald Tusk i Jacek Saryusz-Wolski, 2008 r. (Fot. Wojciech Surdziel / AG)

Reelekcja Donalda Tuska w najbliższy czwartek nie jest pewna. Nie można całkowicie wykluczyć, że pojawi się koalicja krajów promująca innego kandydata pod hasłem nieeskalowania konfliktu z Polską.

Żadne formalne nominacje nie są potrzebne do kandydowania na szefa Rady Europejskiej. Wedle niepisanej reguły przewodniczącym musi być jej wcześniejszy członek, czyli były premier bądź prezydent. Ale teoretycznie o tę posadę może zabiegać każdy obywatel UE.

Ogłoszona w sobotę decyzja rządu Beaty Szydło – choć nazywana „nominacją” dla Jacka Saryusz-Wolskiego – jest wyłącznie ogłoszoną publicznie wiadomością, że Polska go popiera. Wyłanianie kandydatów na przewodniczącego RE nie jest bowiem sformalizowane w żadnych przepisach. Kandydata nie musi „nominować” żaden rząd, nawet jego ojczystego kraju. Przy pierwszym wyborze Tuska poufnym sondowaniem opinii 28 krajów UE zajmował się ówczesny szef RE Herman Van Rompuy. I choć w ostatnim tygodniu przed wyborem Tuska konsultacje dotyczyły łącznie sześciu kandydatów, to nigdy oficjalnie nie ogłoszono ich nazwisk ani listy promujących ich krajów (to znamy tylko z przecieków). Van Rompuy na szczycie UE po prostu zakomunikował, że – jak wynika z jego rozmów – poparcie ma Tusk. A reakcja sali potwierdziła konsensus.

Obecnie Tusk jest kandydatem, co potwierdził na lutowym szczycie UE w Valletcie, a zatem konsultacje prowadzi nie on, lecz Joseph Muscat – premier Malty sprawującej teraz półroczną prezydencję w Radzie UE. To zatem premier Muscat na szczycie UE w najbliższy czwartek wieczorem powie innym przywódcom, jaki kandydat (bądź kandydaci) ma – jak wynika z maltańskich konsultacji – szanse na kadencję od 1 czerwca 2017 do 30 listopada 2019 r. Jeśli z maltańskiego sondowania wyniknie, że Saryusz-Wolski nie ma najmniejszych szans (co jest oczywiste), premier Muscat nawet nie musi (choć może) wspominać o jego kandydaturze podczas obrad Rady Europejskiej.

Gdyby Tusk miał za sobą poparcie przywódców wszystkich 28 krajów UE, zatwierdzenie jego II kadencji („odnowienie mandatu”, jak nazywa to traktat o UE) odbyłoby się na drodze konsensusu – bez głosowania, czyli na drodze swoistej aklamacji. Ale Tuskowi sprzeciwia się rząd Polski – Szydło może albo publiczne ogłosić swój sprzeciw i na tym poprzestać, albo domagać się formalnego głosowania w Radzie Europejskiej. W 2014 r. takiego głosowania w kwestii Jeana-Claude’a Junckera zażądał ówczesny premier Wlk. Brytanii David Cameron. Pomimo to Juncker został wybrany na szefa Komisji Europejskiej przy głosach przeciwnych tylko ze strony Londynu i Budapesztu.

Zobacz też: „Nie rozumiem tego zamieszania”, „Co jest nie tak z Tuskiem?”- politycy z Grupy Wyszehradzkiej totalnie zaskoczeni ruchem PiS

Do wyboru szefa Rady Europejskiej trzeba większości kwalifikowanej, czyli „podwójnej większości” – głosów co najmniej 55 proc. krajów UE (czyli 16), reprezentujących łącznie 65 proc. ludności Unii.

Wybór z technicznego punktu widzenia nadzoruje i protokołuje sekretarz generalny Rady UE – Duńczyk Jeppe Tranholm-Mikkelsen. Decyzja co do kadencji 2017-19 zostanie zapisana w „konkluzjach”, czyli pisemnych wnioskach szczytu UE. Zgodnie z traktatem o UE przewodniczący Rady może „w przypadku przeszkody lub poważnego uchybienia” być odwołany z urzędu także głosami „podwójnej większości”.

Tusk ma stanowczo największe szanse, ale jego reelekcja nie jest pewna. Wybór na jedno z najwyższych stanowisk UE wbrew głosowi jego kraju (z „kontrkandydatem” Saryusz-Wolskim bądź bez niego) byłby nie lada precedensem w Unii, co – mimo fatalnej reputacji PiS-owskiego rządu – budzi dyskomfort w paru państwach (boją się, że kiedyś spotka je to samo). Pomimo to deklarowały dotychczas – w nieformalnych konsultacjach – poparcie dla Tuska. Ale nie można całkowicie wykluczyć, że pojawi się koalicja krajów promująca innego kandydata pod hasłem nieeskalowania konfliktu z Polską.

Ale dla Tuska bardzo pomocne jest poparcie krajów naszego regionu, łącznie z Węgrami. Gdyby aktywne zabiegi rządu Polski o zniechęcenie m.in. Grupy Wyszehradzkiej do Tuska się powiodły, ten byłby w politycznych opałach. Tyle że te starania – taki jest stan na dzisiaj – skończyły się kompletną klapą. Ponadto o poparciu dla Tuska w sobotę po raz kolejny zapewnił Joseph Daul, szef Europejskiej Partii Ludowej – to europejska międzynarodówka partii centroprawicowych (i niektórych prawicowych), do której należą m.in. kanclerz Angela Merkel i premier Viktor Orbán. Europejska Partia Ludowa ma największą frakcję w Parlamencie Europejskim.

W ten poniedziałek w Wersalu odbędzie się szczyt przywódców czterech obecnie najważniejszych krajów UE – centroprawicowej Merkel, centrolewicowego François Hollande’a, centrolewicowego Włocha Paolo Gentiloniego oraz centroprawicowego Hiszpana Mariano Rajoya. Tematem są reformy UE, ale jeśli ta czwórka potwierdzi między sobą poparcie dla Tuska pomimo sprzeciwu Polski (i jeśli ogłosi taki przeciek mediom), to bardzo trudna będzie do wyobrażenia inna skuteczna koalicja na rzecz jakiegoś kontrkandydata. Śledzenie poniedziałkowych wiadomości z Wersalu to zatem kolejny odcinek serialu o wyborze szefa Rady Europejskiej.

druga

wyborcza.pl

 

c6kq548waae6gmd

 

c6kcmyvwuaaeoo_

Saryusz-Wolski: PO? Szczyt hipokryzji. Tusk? Przekroczył granicę nielojalności

look, pap, 05 marca 2017

W niedzielę wyrzucony z PO Jacek Saryusz-Wolski zarzucił na Twitterze byłej partii 'hipokryzję'.

W niedzielę wyrzucony z PO Jacek Saryusz-Wolski zarzucił na Twitterze byłej partii ‚hipokryzję’. (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Wyrzucony z PO Jacek Saryusz-Wolski zarzucił byłej partii „hipokryzję”. O Donaldzie Tusku mówi: „przekroczył czerwoną linię nielojalności”. Od soboty Jacek Saryusz-Wolski jest oficjalnym kandydatem polskiego rządu na przewodniczącego Rady Europejskiej.

O kandydaturze Jacka Saryusz-Wolskiego głośno jest od kilku dni, ale on sam do niedawna milczał. „Potwierdzam” – napisał dopiero w sobotę, gdy rząd PiS wysłał już notę dyplomatyczną, ogłaszając jego kandydaturę na szefa Rady Europejskiej.

„Nie akceptuję donoszenia na własny kraj i popierania przeciw niemu sankcji. Nie po to wprowadzałem Polskę do Unii Europejskiej” – komentował wówczas. W niedzielę rozwinął myśl. Na Twitterze po raz pierwszy odniósł się do sprawy szerzej, pisząc m.in. o PO, Donaldzie Tusku, rządzie PiS i swojej przyszłości.

Saryusz-Wolski: PO rozpętała kampanię przeciw Polsce

„Wysiadam z Platformy na przystanku Polska” – napisał o swojej dotychczasowej partii. W sobotę Saryusz-Wolski został z niej usunięty. „Szkoda tych 12 lat, liczy się nie tylko wiedza, ale też morale i charakter” – skomentował.

Jednocześnie europoseł zarzucił Platformie hipokryzję w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. „Szczyt hipokryzji, popełnić samemu delikt (TK), półgębkiem przeprosić, oskarżyć adwersarzy o to samo, rozpętać kampanię międzynarodową przeciw Polsce” – wyliczał.

jacek-saryusz-wolski-2

„Wrocław był momentem przekroczenia ostatniej czerwonej linii nielojalności wobec własnego państwa” – napisał o Donaldzie Tusku. Tusk był we Wrocławiu w grudniu, gdy w Polsce trwały antyrządowe protesty i blokada Sejmu. – Apeluję o respekt i szacunek wobec ludzi. A tym, którzy walczą o europejską demokrację w Polsce, dziękuję – mówił wówczas Tusk.

Według Saryusz-Wolskiego rząd PiS zrobił dobrze, wystawiając własnego kandydata przeciw Tuskowi. „Rząd RP nie mógł pozwolić – w imię powagi państwa, które reprezentuje – by wbrew jego stanowisku zastosowano nietransparentną procedurę obiegową” – pisał. Wątek rozwinął w innym tweecie, po angielsku: „Żaden rząd nie pozwoliłby sobie na poparcie kandydata, który nadużywa pozycji międzynarodowej, by podjudzać opozycję przeciw władzom wybranym w demokratycznych wyborach”.

Zobacz też: W tej chwili pozycja Tuska nie jest zagrożona – Paweł Kowal w 3×3 o drugiej kadencji szefa Rady Europejskiej

Nic mi nie obiecano. Rząd to nie urząd zatrudnienia

Wbrew informacjom posłów Platformy Saryusz-Wolski twierdzi, że wyrzucenie go z PO nie oznacza usunięcia z szeregów unijnej frakcji Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Straci jednak funkcję wiceprzewodniczącego. „Statut EPP mówi, że wiceprzewodniczący muszą być członkami partii zrzeszonych” – przypomniał w sobotę szef frakcji. W poniedziałek wezwał Saryusz-Wolskiego na spotkanie.

„Wyjaśniam, w grupie EPP pozostają osoby, które opuściły lub zostały usunięte ze swych partii” – napisał Saryusz-Wolski. „Nic mi nie obiecano, pozostaję w EPP” – dodawał. To komentarz do sugestii, że PiS nagrodzi Saryusz-Wolskiego stanowiskiem za kandydowanie.

jacek-saryusz-wolski-3

„Że zacytuję Tuska: Rząd to nie urząd zatrudnienia” – komentuje. „Przeraża, że nikt nie dopuszcza innych motywacji niż karierowo-ambicjonalnych. Atrofia myślenia państwowego” – dodaje.

Słowa Saryusz-Wolskiego o Tusku i Wrocławiu skomentował w niedzielę poseł PO Rafał Trzaskowski. – Trzeba było wtedy wystąpić z Platformy Obywatelskiej. Wtedy powiedzieć: składam rezygnację, a nie odchodzić, biorąc udział w takiej farsie – mówił.

Kandydatura uzgodniona z prezydentem Dudą

W niedzielę politycy – goście Radia ZET i Polsat News – byli podzieleni w sprawie kandydatury Saryusz-Wolskiego. Według polityków PiS propozycja ma szansę na poparcie. Opozycja uważa, że jest skazana na porażkę i zgłoszona, by zablokować Donalda Tuska.

– Kandydatura została zgłoszona w uzgodnieniu z prezydentem – poinformował prezydencki minister Andrzej Dera. Według niego kandydowanie może się zakończyć  sukcesem, bo chodzi o osobę „powszechnie szanowaną”.

– To rzecz, która jest bez precedensu. Jest kandydat Polak popierany przez inne rządy, mający szansę na kolejną kadencję i państwo wskazujecie innego kandydata. Dla innych państw to jest sytuacja dziwna, jeśli nie dziwoląg – komentowała wicemarszałek Sejmu Barbara Dolniak (Nowoczesna).

– To patriotyzm w nowej odsłonie. Jacek Saryusz-Wolski stał się bezwolnym narzędziem w rękach PiS. Rząd PiS zgłasza kandydaturę na zablokowanie, kandydaturę negatywną. Wolicie, żeby to kandydat innego kraju został przewodniczącym. To jest kwestia osobistej wendety – mówił Robert Tyszkiewicz z PO.

saryusz-wolski

wyborcza.pl