Kaczyński, 03.05.2016

 

Szaleństwo Rudolfa Hessa. Historia wojenna

Marta Grzywacz, 02.05.2016
Rudolf Hess (1894-1987) sfotografowany prawdopodobnie w swojej celi w berlińskim więzieniu Spandau. Zdjęcie wykonane ok. 1986 r.

Rudolf Hess (1894-1987) sfotografowany prawdopodobnie w swojej celi w berlińskim więzieniu Spandau. Zdjęcie wykonane ok. 1986 r. (Getty Images)

Czy zastępca Hitlera, który 10 maja 1941 r. samotnie poleciał do Szkocji, żeby negocjować z Brytyjczykami pokój, był przy zdrowych zmysłach? Psychiatrzy latami dociekali, co kierowało Hessem.
 
W deszczowe popołudnie 2 czerwca 1941 r. dr Henry Dicks, wojskowy psychiatra z Tavistock Clinic w Londynie, przyjechał do tajnej siedziby brytyjskiego wywiadu MI6 w Mytchett Place w hrabstwie Surrey, żeby zbadać Hessa. Dom otoczony był drutem kolczastym, wyposażony w alarm i strzeżony przez kilkudziesięciu strażników. Okna zaklejono, żeby nie można było namierzyć celu z zewnątrz, a pomieszczenia naszpikowano podsłuchami. W zamkniętym pokoju na pierwszym piętrze czekał jeden z najbliższych do niedawna współpracowników Adolfa Hitlera.

CZYTAJ TEŻ: 10 maja 1941. Skok do Szkocji

Przyjaciel Hitlera

Dicks pamiętał go ze zdjęć: jego kwadratową szczękę, jasne oczy i to, że na fotografiach zawsze był blisko Hitlera. Moje pierwsze wrażenie było takie, że mam przed sobą psychopatę o osobowości schizoidalnej. Wyglądał jak cierpiące zwierzę po torturach, miał twarz bestii, małpią albo wilczą, która kiedyś, w młodości mogła nawet uchodzić za przyjemną – zanotował. Miał nadzieję, że dzięki testom psychologicznym i rozmowom z Hessem zrozumie źródła „zbiorowego szaleństwa”, któremu ulegli nazistowscy przywódcy, i że temu, co stało się w Niemczech, uda się zapobiec gdzie indziej. Liczył na to, że odpowiednia reedukacja nazistów sprawi, że staną się przydatnymi członkami społeczeństwa. Rozmawiali wiele godzin, podczas których Hess nie spuszczał z tonu, wykazując psią wierność wobec Hitlera, co bardzo zaskoczyło Dicksa. Psychiatra doszedł do wniosku, że w Hitlerze Hess widział doskonały autorytet ojcowski i człowieka mającego moc zmieniania świata na lepsze.

Poznali się w 1920 r., kiedy Hess, student nauk politycznych i historii na uniwersytecie w Monachium, zasłużony weteran frontu zachodniego, a także pilot myśliwski, usłyszał przemawiającego Hitlera. Tak mu zaimponował, że postanowił go poznać, a w lipcu przystąpił do NSDAP. Po nieudanym puczu nazistów w Monachium 8-9 listopada 1923 r. Hitler i Hess trafili do więzienia w bawarskim Landsbergu. To tam skazany na pięć lat Fuhrer (ostatecznie odsiedział sześć miesięcy w 1924 r.) podyktował Hessowi (dostał wyrok 18 miesięcy więzienia) swoje poglądy i przemyślenia, które złożyły się na „Mein Kampf”, biblię nazistów. Po Landsbergu Hess pozostawał w najbliższym kręgu wodza, który 1 kwietnia 1933 r. mianował go „zastępcą Fuhrera” w NSDAP. Byli ze sobą na ty, co w przypadku Hitlera zdarzało się wyjątkowo rzadko. W rządzie nazistowskim Hess otrzymał stanowisko ministra bez teki, pozostając niezwykle wpływową postacią w III Rzeszy.

Dicks twierdził, że kiedy Hess zrozumiał, jak bezwzględny i destrukcyjny jest Hitler, zaczął odczuwać niepokój, do którego nie mógł się przyznać nawet przed samym sobą. I dlatego zdaniem psychiatry, aby zachować równowagę psychiczną, 10 maja 1941 r. zdecydował się na dramatyczny akt odkupienia, jakim miał być samotny lot do Szkocji i próba doprowadzenia do pokoju z Brytyjczykami.

CZYTAJ TEŻ: Jak zniknięto Hessa

Misja Hessa

10 maja 1941 r. przypadał w sobotę. Tego dnia Hess spędzał czas w Monachium z żoną Ilse oraz czteroletnim synem. Około 15.30 wyjechał, tłumacząc się pilnym telefonem z Berlina. Zapowiedział żonie, że wróci najdalej za dwa dni (w rzeczywistości zobaczyli się ponownie dopiero 28 lat później). W pobliskim Augsburgu na lotnisku zakładów Messerschmitta wsiadł do dwusilnikowego myśliwca Bf-110 i obrał kurs na Szkocję. Hess, który raczej musiał się orientować w przygotowaniach do ataku na ZSRR, postanowił samodzielnie wynegocjować pokój z Brytyjczykami i zapobiec wojnie na dwa fronty. Liczył na księcia Douglasa Hamiltona, człowieka bardzo ustosunkowanego i służącego w RAF w tym czasie w pobliżu swej szkockiej posiadłości wiejskiej Dungavel nieopodal Glasgow. Hess poznał Hamiltona podczas olimpiady w Berlinie w 1936 r. Postanowił więc wylądować w pobliżu jego rezydencji w Dungavel w Szkocji. Przed startem przekazał swojemu adiutantowi Karlowi-Heinzowi Pintschowi cztery listy: do Hitlera, żony, Willy’ego Messerschmitta, szefa zakładów Messerschmitt, i Helmuta Kadena, pilota, którego kombinezon sobie pożyczył.

Wystartował przed 18, a blisko cztery godziny później pojawił się nad Szkocją. Było jeszcze zbyt widno, więc zataczając kręgi nad Morzem Północnym, próbował doczekać ciemności, ale stracił orientację. Około 23, zorientowawszy się, że został wykryty, wyskoczył ze spadochronem i wylądował 50 km od Dungavel. Szkockiemu rolnikowi, który pojawił się pierwszy, przedstawił się jako kapitan Alfred Horn. Został ugoszczony herbatą i odwieziony na posterunek przez funkcjonariuszy szkockiej Gwardii Narodowej, którzy zauważyli katastrofę messerschmitta i przybyli prawie natychmiast. Na wieść, że spadochroniarz chce się widzieć z księciem Hamiltonem, bo ma dla niego ważną wiadomość, gwardziści wybuchnęli śmiechem. Pewnie musieli się zdziwić, kiedy się dowiedzieli, że prośba Hessa o spotkanie została spełniona.

CZYTAJ TEŻ: Ucieczki spod Kancelarii Rzeszy

Idę oglądać braci Marx

Jak twierdził Albert Speer, główny architekt Hitlera, a później minister uzbrojenia, Fuhrer wpadł w furię, gdy otrzymał list swego paladyna. Na wypadek, gdyby misja się nie powiodła Hess pisał: Zawsze będziesz mógł wszystkiemu zaprzeczyć. Po prostu powiesz, że zwariowałem. Dwa dni później Hitler postąpił zgodnie z radą Hessa, ogłaszając, że ten oszalał. Co za pośmiewisko dla świata. No trudno, musimy zacisnąć zęby – zanotował minister propagandy Joseph Goebbels.

Pomysł lotu do Wielkiej Brytanii mógł się zrodzić z rozmowy pod koniec lipca 1940 r., kiedy Hitler powiedział Hessowi, że trzeba się pozbyć Winstona Churchilla, który stoi na drodze do pokoju, i zapytał go, czy ma jakiś pomysł. Po pewnym czasie Hess upewnił się, że Fuhrer nadal myśli o pokoju z Brytyjczykami, i postanowił działać. Zaczął się szkolić w pilotażu, załatwił sobie własny samolot, podjął naukę angielskiego. Istnieje też mało prawdopodobna hipoteza, że Hitler uzgodnił z Hessem szczegóły jego misji, na co rzekomo mają wskazywać słowa z listu Hessa: w razie czego powiesz, że o niczym nie wiedziałeś, i zeznania świadków, w tym kamerdynera Hitlera Heinza Lingego.

Po rozmowie z Hessem Hamilton udał się do Churchilla, ale premier nie okazał zbytniego zainteresowania szczegółami – oglądał akurat film z braćmi Marx i kiedy przyszedł Hamilton, kazał przerwać projekcję. Następnie zapytał księcia, czy to ten Rudolf Hess, a potem stwierdził: „Hess czy nie Hess, ja idę oglądać braci Marx”.

CZYTAJ TEŻ: Telewizja III Rzeszy

W brytyjskiej niewoli

Hess został aresztowany i przewieziony do Londynu, gdzie spędził cztery dni w Tower, a 26 czerwca 1941 r. wylądował ostatecznie w szpitalu wojskowym Maindiff Court koło Abergavenny w Walii, gdzie trzymano go w pokoju pod strażą. Był zdruzgotany, z wysłannika pokojowego, za którego się uważał, stał się jeńcem wojennym i pacjentem psychiatrów. Dicks wspominał później, że nikt, kto wówczas widział Hessa, nie uwierzyłby, że mógł on sprawować jakąkolwiek władzę: Był żałosny i raczej budził litość niż zagrożenie czy obrzydzenie. Wszyscy, którzy mieliśmy z nim kontakt, wiedzieliśmy, że jest bardzo niepewny i dawno temu, w młodości, został głęboko zraniony psychicznie. Gdyby nie był tak ważnym więźniem, moglibyśmy więcej dla niego zrobić.

Jeszcze 14 maja 1941 r. Churchill wydał polecenie, by Hessa traktować jak jeńca wojennego, z godnością i dbałością o wygodę. Mimo to Niemiec powoli wpadał w paranoję, uważał, że Brytyjczycy stosują wobec niego hipnozę i próbują go otruć. Zaproponowano mu więc, by jadał w towarzystwie lekarzy i strażników, na co początkowo się zgodził, ale w końcu stwierdził, że dostaje inne jedzenie niż współbiesiadnicy. Pisał: Kiedyś, gdy wypiłem nieostrożnie trochę mleka, zrobiło mi się zimno, dostałem potwornego bólu głowy i straciłem ostrość widzenia. Potem wpadłem w nastrój euforyczny i rozpierała mnie nerwowa energia, która po kilku godzinach przeszła w stan głębokiej depresji i słabości. Przesłuchujący Hessa major Frank Foley uznał, że cierpi on na manię prześladowczą przybierającą niepokojące objawy, skoro zdarzało się, że widział twarz Hitlera w zupie.

Proszek na wysypkę, wazelina na serce

Hitler i jego najbliższe otoczenie zapewne obawiali się, czy Hess nie powie Brytyjczykom o szykowanej operacji „Barbarossa” – planie inwazji na ZSRR – która miała nastąpić 22 czerwca 1941 r., i czy Brytyjczycy nie ostrzegą Stalina. Ujawnienie „Barbarossy” mogło posłużyć niezrównoważonemu, jak się teraz okazało, Hessowi za argument w przekonywaniu rozmówców do zawarcia pokoju i do przedstawiania im rzekomych korzyści – w zamian za pokój z Niemcami (a co za tym idzie, neutralność w wojnie Rzeszy z ZSRR) Hess obiecywał Brytyjczykom zachowanie imperium kolonialnego, a z czasem wycofanie Niemiec z okupowanej Francji. Brytyjczycy nie rozmawiali jednak z Hessem o pokoju – spotkał się z nim urzędnik MSZ i były I sekretarz ambasady brytyjskiej w Berlinie Yvone Kirkpatrick oraz, 10 czerwca 1940 r., lord kanclerz John Simon, członek rządu Churchilla. Spotkanie to sprowadziło się głównie do wysłuchania butnych poglądów Hessa na rzekomo beznadziejną sytuację Londynu i dopytywania Brytyjczyków, czy Hitler wiedział o jego misji. W końcu Hess pojął, że nie jest traktowany poważnie, i zaczął symulować zaniki pamięci. Pisał: Moje prawdziwe odpowiedzi nie satysfakcjonowały ich, byli za to zadowoleni, kiedy zacząłem udawać amnezję. Doszedłem w tym do takiej doskonałości, że naprawdę nie mogłem sobie niczego przypomnieć. I tak to trwało parę tygodni, aż do mojego spotkania z lordem Simonem, sędzią sądu najwyższego.

Simon odrzucił wszystkie propozycje jeńca i – jak potem zanotował Hess – wyszedł przekonany, że mam psychozę więzienną. Wkrótce doszedł do wniosku, że nie tylko dodawano mu do jedzenia środek mający zniszczyć mu pamięć, lecz także w trakcie prania do bielizny wsypywano proszek wywołujący wysypkę. Po co? Bo wazelina, którą miał smarować swędzące miejsca, niszczyła mu serce. W jedzeniu natomiast znajdował rzekomo kawałki kości i żwiru, żeby połamać sobie zęby. Zdrapywałem ze ścian tynk i jadłem go, w nadziei, że wapno zneutralizuje te wszystkie świństwa, ale bez większych efektów.

12 grudnia 1941 r. Hessa odwiedził Walter Thurnheer, przedstawiciel szwajcarskiej misji dyplomatycznej, która podczas wojny reprezentowała interesy Niemiec w Londynie. Hess poprosił go o przekazanie listu królowi Jerzemu VI oraz o zabranie próbek żywności do zbadania, a kiedy wyniki nie wykazały nieprawidłowości, uznał, że brytyjski wywiad je sfałszował, by nie dopuścić do zakończenia wojny. Schudł 18 kg i dwukrotnie próbował popełnić samobójstwo: raz przeskoczył przez barierkę przy schodach, łamiąc nogę, a raz dźgnął się nożem do masła.

Sfałszowane raporty

15 lipca 1941 r. Dicks przekazał Hessa swojemu następcy, dr. Johnowi R. Reesowi, który poszedł w swych wnioskach nieco dalej. Po latach milczenia mówił dziennikarzowi Desmondowi Zwarowi: „W moim raporcie zamierzałem napisać, że Hess ma osobowość psychopatyczną typu schizofrenicznego, tj. z tendencją do rozdwojenia jaźni. I – jak wiele takich osób – jest podatny na sugestie i histerię. (…) Jednak Churchill przesłał mi notatkę, w której napisał: <i>Nie będziemy się odnosić do choroby psychicznej Hessa, ale podkreślimy inne aspekty tej sprawy</i >. Premier chciał, żebym wspomniał tylko o amnezji oraz podatności na sugestie i pominął schizofrenię. Czyli żebym sfałszował raport, bo gdyby oficjalnie uznano Hessa za niepoczytalnego, to zgodnie z konwencją genewską musiałby być odesłany do Niemiec. Dla mnie to też nie była prosta sprawa, więc wykreśliłem słowo » schizofrenik” i napisałem tylko, że ma osobowość psychopatyczną. Churchill liczył na to, że Hess wie znacznie więcej o planach Hitlera, niż dotąd ujawnił, dlatego chciał go trzymać jak najdłużej. Cały czas rozmawiali z nim ludzie z wywiadu. Część zachowania Hessa podczas tych przesłuchań to była gra z elementami histerii”.

Kilka lat później podobne zdanie na temat Hessa wyraził inny psychiatra, dr Maurice Walsh, który również uznał, że ma on osobowość schizoidalną. I również raport Walsha został w części dotyczącej choroby psychicznej Hessa ocenzurowany, co uzasadniono „napiętą sytuacją między USA i ZSRR mogącą lada dzień przerodzić się w wojnę”.

Diagnoza doktora Kelleya

Wiele lat po wojnie zalakowane paczuszki z jedzeniem przeznaczone przez Hessa do badań pod kątem obecności trucizny wraz ze zdjęciem rentgenowskim czaszki Hitlera i parakodeiną skonfiskowaną Göringowi leżały wciąż w piwnicy domu dr. Douglasa Kelleya w Santa Barbara w Kalifornii. Kelley przywiózł to wszystko z Norymbergi, gdzie jako kolejny lekarz badał Hessa oraz innych sądzonych tam dygnitarzy nazistowskich. 12 sierpnia 1945 r. sąd i więzienie w Norymberdze były gotowe na przyjęcie zbrodniarzy wojennych, którzy mieli zostać osądzeni przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy. Po czterech latach i pięciu miesiącach Hess ponownie znajdował się w Niemczech i znowu w jego celi gościli psychiatrzy.

Jak wspominał Kelley, podczas ich rozmów Hess miotał się po celi albo patrzył tępo w przestrzeń. Raz cierpiał na zanik pamięci, innym razem ją odzyskiwał. Kiedy Amerykanin zapytał, po co poleciał do Szkocji, dostał bardzo jasną odpowiedź: „Poleciałem z misją pokojową, bo Brytyjczycy i Niemcy nie powinni ze sobą walczyć, ale trzymać wspólny front przeciwko Sowietom”. Pomyślałem wtedy o kolosalnej naiwności umysłu nazisty mogącego sobie wyobrazić, że w jednym momencie postawi nogę na gardle narodu, a następnie ucałuje go w oba policzki – pisał Kelley w swej książce „22 Cells in Nuremberg”.

Hessa zdiagnozował jako człowieka cierpiącego na neurozy i paranoje, o osobowości psychopatycznej i schizoidalnej, z amnezją, częściowo prawdziwą, częściowo udawaną, który zawsze już będzie żył na skraju szaleństwa. Zgodziło się z nim co najmniej siedmiu psychiatrów z ZSRR, Francji, Wielkiej Brytanii i USA.

Daty Hitlera i Napoleona

W Norymberdze Hess został skazany na dożywocie, osadzony w berlińskim więzieniu Spandau i – tak jak przewidział Kelley – już zawsze żył w świecie urojeń. Więzień nr 7 przynajmniej na początku wyobrażał sobie, że pewnego dnia opuści miejsce odosobnienia jako wolny człowiek i z pomocą aliantów stanie się nowym Fuhrerem Niemiec. Jeszcze w Norymberdze napisał 68-stronicową odezwę z dyrektywami dotyczącymi pracy, podziału stanowisk, dystrybucji żywności i relacji z alianckimi okupantami. Wynotował nazwiska osób, które należałoby zwolnić, by mogły mu pomóc w rządzeniu IV Rzeszą, i umieścił na tej liście znaczących nazistów z sugestią, że powinni natychmiast dostać do dyspozycji samochody. On sam zaś – limuzynę, najlepiej niemieckiej marki, pokój z linią telefoniczną i łącznością telegraficzną. Na sąsiednich stronach wykonał szkic rur doprowadzających wodę do prysznica w jego celi opatrzony instrukcją, jak je naprawić. Parę stron dalej znalazły się dwa rzędy najważniejszych dat w karierze Hitlera i Napoleona, które rozdzielało 130 lat: Napoleon wycofał się spod Moskwy w 1812 r., a Hitler – w 1942 r., rok 1815 to kres rządów Napoleona, a rok 1945 – Hitlera. Itd.

Samobójstwo i teorie spiskowe

17 sierpnia 1987 r. mający już 93 lata Hess popełnił samobójstwo. Na spacerze w towarzystwie strażnika poprosił o wodę, a kiedy ten się oddalił, wszedł do budki z narzędziami ogrodniczymi i powiesił się na przedłużaczu elektrycznym. Spędził w więzieniu Spandau 40 lat. Po jego śmierci pojawiły się naturalnie teorie spiskowe, m.in. że został zamordowany przez brytyjski wywiad, który wcześniej maczał palce w sprowadzeniu go do Szkocji. W swej książce „Night Flight to Dungavel” Peter Padfield pisze: Choć nie ma dowodów na to, że MI6 [brytyjski wywiad]odegrał znaczącą rolę w przybyciu Hessa do Wielkiej Brytanii, to jednak z dokumentów niemieckiego MSZ z 1942 r. wynika, że Brytyjczycy wykorzystywali obecność Hessa na Wyspach. Raz – by podtrzymać nadzieję Niemców na pokojowy kompromis i dwa – by przekonać nazistowski rząd, że bombardowanie Londynu jest bezproduktywne, bo wywoła tylko nienawiść do Niemców, której w przeciwnym wypadku by nie było. Taka postawa mogła być też sugestią dla Stalina, że rząd Churchilla trzyma Hessa jako kartę przetargową w [ewentualnych]rokowaniach pokojowych [z Niemcami]. Poza pracą matematyków w Bletchley Park [chodzi o złamanie kodu niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma] była to prawdopodobnie najważniejsza akcja brytyjskich służb specjalnych w czasie wojny. Także Stalin w rozmowie z Churchillem sugerował, że Brytyjczycy sterowali Hessem, czemu premier naturalnie zaprzeczył.

Korzystałam m.in. z: Stephen McGinty „Sekretne życie Rudolfa Hessa” i Desmond Zwar „Talking to Rudolf Hess”, tekstu Carena Cheslera w „Smithsonian Magazine”, październik 2014, Kurt Pätzold, Manfred Weissbecker, „Rudolf Hess. Ciekawa historia”

Wideo „Ale Historia” to najciekawsze fakty, ciekawostki i intrygujące smaczki minionych wieków i lat. To opowieść o naszych przodkach, a więc i o nas samych, która pozwala lepiej zrozumieć świat, jego kulturę i naszą własną mentalność. Zafascynuj się przeszłością, by lepiej zrozumieć teraźniejszość!

W ”Ale Historia” czytaj też:

Wydanie generała „Grota”. Wielcy zdrajcy cz. 1. Historia z okładki
30 czerwca 1943 r. Niemcy aresztowali dowódcę AK gen. Stefana Roweckiego. Prawdopodobnie wpadł przez trójkę agentów gestapo działających w Komendzie Głównej AK: Ludwika Kalksteina, Blankę Kaczorowską oraz Eugeniusza Świerczewskiego

Kalifat oświecony. Historia muzułmańska
Był ekspansywny, ale otwarty na kultury podbitych ludów. Brutalny, lecz prowadził państwo do rozkwitu. Islamski, jednak pogromy innowierców zdarzały się rzadko. Prawdziwy kalifat średniowieczny w niczym nie przypominał dzisiejszej imitacji tworzonej przez fanatyków Państwa Islamskiego

3 Maja – niebezpieczne święto. Historia z Polski Ludowej
„Precz z UB!”, „Precz z komunistycznym rządem!”, „Niech żyje Mikołajczyk!” – skandowały na ulicach tłumy. Nie przygotowaliśmy się do 3 Maja, byliśmy zaskoczeni, błędem było, że bezpieczeństwo użyło broni pancernej – stwierdzał autor jednego z raportów dla władz partyjnych opisujący wydarzenia 3 maja 1946 r.

Kasa sklepowa – nieprzekupny kasjer. Historia przedmiotu
Ogólnoświatowy sukces kasy sklepowe zawdzięczają nie swemu wynalazcy, lecz człowiekowi, który potrafił je sprzedawać. Nigdy się nie męczy. Nie rozprasza się, więc nie popełnia błędów. Jest matematycznym geniuszem z mosiądzu i stali – głosiła reklama kas z 1886 r.

Szaleństwo Rudolfa Hessa. Historia wojenna
Czy zastępca Hitlera, który 10 maja 1941 r. samotnie poleciał do Szkocji, żeby negocjować z Brytyjczykami pokój, był przy zdrowych zmysłach? Psychiatrzy latami dociekali, co kierowało Hessem

Życie w czasach AIDS. Historia plagi
Lekarze wiedzieli o AIDS i wywołującym go wirusie HIV od 1981 r. Świat przeraził się porządnie chyba dopiero w listopadzie 1991 r., gdy do bycia nosicielem HIV przyznał się Earvin „Magic” Johnson, legenda koszykówki, a dwa tygodnie później umarł na AIDS Freddie Mercury, jeden z największych gwiazdorów rocka w dziejach

szaleństwo

wyborcza.pl

WTOREK, 3 MAJA 2016

Duda: Konstytucja z 1997 to konstytucja czasu przejściowego

13:19
kprp1

Duda: Konstytucja z 1997 to konstytucja czasu przejściowego

Jak mówił prezydent Duda w przemówieniu na pl. Zamkowym:

Co z tego, że w konstytucji jest mowa o osobach niepełnosprawnych, kiedy w art. 69 jest mowa o tym, że władze publiczne powinny im zapewnić pomoc w zapewnieniu egzystencji. Wszyscy wiemy po latach, co to znaczy – po prostu przeżycie, życie de facto w ubóstwie. Tymczasem w konstytucji powinna być mowa o życiu godnym, na takim poziomie, na jakim powinien znajdować się człowiek i jaki państwo powinno zapewnić temu, który został dotknięty niepełnosprawnością. To szczególne zwrócenie uwagi ze strony państwa i szczególne zwrócenie uwagi na potrzeby rodziny wychowującej dzieci. Zwłaszcza wychowującej dzieci dotknięte niepełnosprawnością. To są bohaterowie, których państwo powinno mieć pod szczególną opieką. Gdzie te standardy, które we współczesnym świecie wyznaczają nowoczesność, które wyznaczają siłę państwa. Bo państwo zawsze jest silne siłą swoich obywateli i także tego, jak są traktowani w państwie.

„Konstytucja czasu przejściowego”

I to jest niezwykle ważne, i to przyszła konstytucja powinna gwarantować. I o tym właśnie w aspekcie tej przyszłej konstytucji powinniśmy przede wszystkim rozmawiać. O tym jak przez nią ma być chroniony obywatel, czyli suweren. Muszą być przez nią wzmocnione zapisy dotyczące np. świadczeń emerytalnych. Jak to się stało, że w obliczu konstytucji, która teoretycznie o tym mówi, w obliczu TK, który teoretycznie ma bronić praw obywatelskich podwyższono Polakom wiek emerytalny i nie mieli tu żadnej ochrony. Jak napisano konstytucję i jak jej strzeżono, skoro coś takiego uznano za legalne? Przecież nie o to chodzi, suweren ma przede wszystkim głos. A oczekiwanie społeczne, to oczekiwanie spokojnego życia i bezpieczeństwa, także socjalnego. Jak to się stało, że tylu ludzi znalazło się poza ochroną kodeksu pracy? Dziś rzeczywiście, po prawie 20 latach funkcjonowania tej konstytucji: To jest konstytucja czasu przejściowego, nie wszystko udało się w niej na pewno dobrze uregulować. Nie wolno nam nad tym przejść do porządku dziennego. Powinniśmy to naprawić, po spokojnej debacie.

12:53
duda1

Duda: Należy pochylić się nad konstytucją z 1997 r i przygotować nowe rozwiązania

Jak mówi w przemówieniu na placu Zamkowym prezydent Duda:

„Dobrze, że Rzeczpospolita po 1989 r. znów Konstytucję 3 Maja czci. Ale powinna również na tę Konstytucję 3 maja uważnie patrzeć. Na to w jaki sposób została przyjęta, po co została przyjęta i jakie na tamte czasy -225 lat temu, jaśnie oświeconych monarchii – wtedy były jej postanowienie. Jak mówi o narodzie, wolności i sprawiedliwości, przestrzegania praw. Dziś, gdy znowu wraca dyskusja na temat polskiej konstytucji, tej z 1997 roku, ja mówię jako prezydent tak: Należy się pochylić nad konstytucją, wnikliwie zastanowić się nad zmianami i przygotować nowe rozwiązania. Ale nie tylko w gabinetach, przygotować je także w debacie z suwerenem, jakie jest polskie społeczeństwo: w debacie z przedstawicielami związków zawodowych, organizacji pozarządowych, oczywiście posłów i senatorów”

300polityka.pl

 

Co tu nie gra? Opozycja

Jacek Żakowski, tygodnik „Polityka”, Collegium Civitas, 02.05.2016
Ryszard Petru w Sejmie podczas dyskusji nad zmianami dot. ustawy o Trybunale Konstytucyjnym

Ryszard Petru w Sejmie podczas dyskusji nad zmianami dot. ustawy o Trybunale Konstytucyjnym (Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta)

Jedyną propozycją sejmowej opozycji stają się obrona i powrót do tego, co było. Częściowo (zwłaszcza w wydaniu Ryszarda Petru) – powrotu do przeszłości w zradykalizowanej formie. Taka opozycja to najlepszy sposób na to, by dać PiS-owi władzę po wsze czasy.
 
Dwie trzecie Polaków uważa, że rząd powinien opublikować wyrok Trybunału Konstytucyjnego i że polskie sprawy idą w złym kierunku. Jedna trzecia Polaków chce głosować na PiS. To się w zasadzie zgadza. Ale rząd PiS odmawia publikacji wyroku, a połowa Polaków jest zadowolona z rządu. To już się gorzej zgadza. Można dodać, że np. kilkanaście procent popiera akceptowane przez rząd i prezydenta pomysły zaostrzenia prawa aborcyjnego, że każdy tydzień potwierdza, iż PiS składał nieprzemyślane obietnice i nie wie, co z nimi robić, oraz że władza nie umie ułożyć relacji z Zachodem.

Nawet w TVPiS nie da się tego ukryć. I nie da się tego wytłumaczyć niechęcią wyborców do uznania swego błędu, bo mniej osób pół roku temu głosowało na PiS, niż teraz wyraża uznanie dla władzy. Coś tu nie gra.

To opozycja nie gra. Autorytarna, nieudolna, łapczywa i populistyczna władza jest dziś bardzo groźnym problemem. Ale źródłem problemu w większym stopniu jest marność opozycji. Większość wyborców się z polityką tego rządu w wielu sprawach nie zgadza, ale go akceptuje zapewne ze strachu, że inny rząd byłby gorszy, choć trochę inaczej.Zapewne inaczej nie tylko w tym sensie, że zdaniem połowy badanych zabrałby 500 plus (które większość pochwala). Także w tym, że polityka wróciłaby na stare tory, które większość wyborców zakwestionowała – jak w wielu krajach – głosując antysystemowo lub antyestablishmentowo.

Władza zachowuje się tak niemądrze i prowokująco, że opozycja uległa pokusie, by skupić się na walce z władzą. Czy to opozycja totalna, twarda, czy konstruktywna albo elastyczna – nie ma specjalnego znaczenia. Ważne, że jest to tylko opozycja, a sensownej propozycji nowego otwarcia nie widać. Jedyną propozycją sejmowej opozycji stają się obrona i powrót do tego, co było. Częściowo (zwłaszcza w wydaniu Ryszarda Petru) – powrotu do przeszłości w zradykalizowanej formie. Taka opozycja to najlepszy sposób na to, by dać PiS-owi władzę po wsze czasy.

Łatwej rady tu nie ma. Politycy, podobnie jak publicyści, eksperci i każdy z nas, są więźniami swoich paradygmatów, czyli wizerunków, wypowiedzi, przekonań i postaw, którym zawdzięczali kariery i zgodnie z którymi działali oraz myśleli o świecie. Nieoceniony Thomas S. Kuhn pokazał pół wieku temu, jak dramatycznie trudno zmienić paradygmat, choć zwykle paskudny los czeka tych, którzy pozosta-ją jego więźniami, gdy przestaje pasować do wiedzy oraz rzeczywistości.

Wiem, ile wymaga to politycznej pokory i intelektualnego wysiłku, ale jeżeli opozycja chce odebrać Polskę PiS-owi efektywnie i trwale, musi się czym prędzej wymyślić na nowo. Dotyczy to nie tylko tej opozycji, która dźwiga ciężar odpowiedzialności za poprzednie lata, ale także tej, która chce tworzyć wrażenie, że pół roku temu spadła z Księżyca. Żadnego takiego wysiłku na razie nie widać. Dlatego Jarosław Kaczyński może spać spokojnie i robić zło, które robi.

Zobacz także

jarosławKaczyńskiMoże

wyborcza.pl

 

Duda o konstytucji. Ale nie tylko tej z 3 maja. „Należy przygotować nowe rozwiązania”

 mf, PAP, 03.05.2016
Andrzej Duda na obchodach rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja

Andrzej Duda na obchodach rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja (Fot. SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

1. Andrzej Duda przemawiał w dniu Konstytucji 3 maja
2. Mówił o potrzebie zmiany obecnej konstytucji
3. Nawiązał w ten sposób do propozycji szefa PiS

Choć Andrzej Duda podczas wystąpienia z okazji obchodów Święta Narodowego 3 Maja zaczął od konstytucji z 1791 roku, w jego przemówieniu nie zabrakło też odniesień do dzisiejszej sytuacji politycznej i obowiązującej obecnie ustawy zasadniczej.

Prezydent stwierdził, że państwo powinno zwrócić większą uwagę na gwarancje dla rodzin wychowujących dzieci, a szczególnie dzieci dotkniętych niepełnosprawnością. – To są bohaterowie, których państwo powinno mieć pod szczególną opieką – powiedział Duda.

– W konstytucji powinna być mowa o życiu godnym, na takim poziomie, na jakim powinien znajdować się człowiek i jakie państwo powinno zapewnić temu, kto został dotknięty niepełnosprawnością -mówił m.in. Duda.

– To jest niezwykle ważne i to właśnie przyszła konstytucja powinna przede wszystkim gwarantować. O tym właśnie, w aspekcie tej przyszłej konstytucji, powinniśmy przede wszystkim rozmawiać. O tym, jak ma być przez nią chroniony obywatel – podkreślił.

– Dziś, po prawie 20 latach funkcjonowania tej konstytucji możemy powiedzieć, że to jest konstytucja czasu przejściowego. Nie wszystko udało się w niej na pewno dobrze uregulować. Nie wolno nam nad tym przejść do porządku dziennego. Powinniśmy to naprawić po spokojnej debacie – powiedział Duda.

Potrzebne „nowe rozwiązania”?

– Dziś, kiedy znowu wraca (…) dyskusja na temat polskiej konstytucji, tej z ’97 roku i na temat potrzeb, jakie w związku z tym ma Polska, jak mówię „tak”, jako prezydent mówię „tak”. Należy się pochylić nad tą konstytucją, dokonać wnikliwej jej oceny i przygotować nowe rozwiązanie. Ale przygotować je nie tylko w gabinetach, przygotować je także w debacie z suwerenem, jakim jest polskie społeczeństwo reprezentowane także poprzez wiele organizacji, związków zawodowych, organizacji pozarządowych, posłów, senatorów – powiedział prezydent.

Podkreślił, że konstytucja powinna zostać przedyskutowana, a każdy jej punkt omówiony, „tak, żeby naród ostatecznie przyjętą przez Zgromadzenie Narodowe konstytucję mógł spokojnie zatwierdzić, w przekonaniu każdego obywatela, że rozumie jej postanowienia i wie dokładnie, co one dla niego oznaczają”. – To niezwykle ważne, zwłaszcza w aspekcie obecnej konstytucji – dodał prezydent.

Kaczyński zapowiada zmianę konstytucji

Słowa prezydenta współbrzmią z poniedziałkową propozycją Jarosława Kaczyńskiego, który przemawiał z okazji święta flagi. – Konstytucja 3 maja przewidywała swoją weryfikację co 20 lat. W przyszłym roku minie 20 lat od uchwalenia obecnej konstytucji. Czy to nie dobry moment na podjęcie pracy nad nową ustawą zasadniczą? –oświadczył Kaczyński.

A TERAZ ZOBACZ: Doradcy Macierewicza przedstawili kuriozalny projekt MON. „Mam nadzieję, że Polacy was obśmieją”

dudaOkonstytucji

gazeta.pl

 

Prezydent wręczył Ordery Orła Białego. Decyzję po raz pierwszy podjęto w tak zacnym gronie:

ChhWbO-WUAAvhlO

PONIEDZIAŁEK, 2 MAJA 2016

Dorn: Jest plan na referendum w 2019 roku. Kaczyński obawia się, że po 4 latach rządów wynik może być gorszy niż obecnie

Dorn: Jest plan na referendum w 2019 roku. Kaczyński obawia się, że po 4 latach rządów wynik może być gorszy niż obecnie

Jak mówił Ludwik Dorn w “Faktach po faktach” TVN24:

“Moim zdaniem tak zaplanowano, żeby tego typu referendum zorganizować tego samego dnia, co wybory w 2019 roku. Jest plan na referendum i to takie zarysowanie planu ucieczki do przodu, bo będą różne porażki. Kto jest winien? Źli ludzie, ale także zła Konstytucja. Jeżeli chcecie tego, co jest dobre, to musimy zmienić Konstytucję”

Sądzę, że prezes obawia się, że w 2019 roku – po 4 latach rządzenia – wynik może być dla PiS mniej lub bardziej gorszy niż obecnie – mówił dalej Dorn:

“Po co referendum? Sądzę, że prezes obawia się, że w 2019 roku – po 4 latach rządzenia – wynik może być dla PiS mniej lub bardziej gorszy niż obecnie. W związku z tym konieczna będzie dodatkowa mobilizacja. Referendum może być pewną dźwignią, zasobikiem, do którego można sięgnąć przy wyborach, a także wytłumaczeniem, że jeżeli coś nam nie wyszło, to przez to, że przeszkadzają nam źli ludzie i Konstytucja”

300polityka.pl

ECHA POLSKIE

Wajda w „Die Welt”: Nie o taką Polskę walczyliśmy

03.05.2016

„Die Welt“ publikuje rozmowę z Andrzejem Wajdą, który „sprzeciwia się reinterpretacji historii przez nowy rząd” i „zatrwożony spogląda w kierunku Zachodu”.

Deutschland, Andrzej Wajda

„Wiele z tego, co się obecnie dzieje, widzieliśmy już przed 1989 rokiem. Jedna partia wyznacza konkretnych ludzi na konkretne stanowiska. To, czy dana osoba posiada kwalifikacje, nie ma znaczenia” – tak odpowiada Andrzej Wajda na pytanie dziennikarzy opiniotwórczego dziennika „Die Welt” Joerga Winterbauera i Gerharda Gnaucka o ocenę politycznych wydarzeń w Polsce.

Polski reżyser tłumaczy swoim rozmówcom, że w tych działaniach „chodzi o to, aby podporządkować cały kraj jednej, konkretnej partii politycznej”, co go niepokoi, gdyż wszyscy taką sytuację znają z historii. „Nie o taką Polskę walczyliśmy” – podkreśla Wajda. Porównanie roli obecnej partii samodzielnie rządzącej do podobnej sytuacji z czasów PRL nie uważa on za przesadne. Reżyser był przekonany, że dla umocnienia liberalno-demokratycznego systemu wystarczy ćwierć wieku.

Faszyzm znów odżywa

To, co obecnie dzieje się w Polsce, nie zatrważałoby go aż tak bardzo, gdyby te skrajne lub mniej skrajne, prawicowe ruchy w całej Europie nie miały dzisiaj więcej do powiedzenia niż przed czterema laty. „Dzisiaj Polska jest częścią Europy, ale nie tej Europy, której się spodziewaliśmy, którą chcieliśmy. Ta część Europy, która nas bardzo niepokoi, zmierza w kierunku skrajnego ekstremizmu. Faszyzm znów odżywa” – mówi Wajda.

Omamieni obietnicami rządu

Niemieccy dziennikarze pytają reżysera o to, dlaczego polskie społeczeństwo obywatelskie pozwala sobie odbierać wolność? Andrzej Wajda uważa, że spora część Polaków „daje się omamić obietnicami rządzących”.

Jest wprawdzie ponadpartyjny Komitet Obrony Demokracji, ale jeśli nie przekształci się on „w wyraźny ruch polityczny i nie wejdzie do Sejmu, nie mamy szansy” – uważa polski reżyser.

Dwie wersje historii

Na pytanie „Die Welt”, co myśli o kwestionowaniu przez narodowo-konserwatywny rząd PiS dorobku historycznego po 1989 roku, Andrzej Wajda wyjaśnia, że „istnieją co najmniej dwie wersje historii”: ta, którą widzi on na własne oczy i był jej aktywnym uczestnikiem: Solidarności. I są interpretacje, których nie może zaakceptować, gdyż wie, co się wtedy zdarzyło, bo był tego świadkiem. Wie też jako świadek historii, jaką rolę odegrał Lech Wałęsa w latach 80-tych najpierw jako przywódca zw. zawodowego Solidarność, a potem jako prezydent RP. „Stworzył nową sytuację polityczną bez rozlewu krwi” – podkreśla Wajda.

Film o polskiej historii z Hollywoodu

Pomysł rządzącego PiS na film o historii Polski nakręcony w Hollywoodzie bawi polskiego reżysera. Bawi go dlatego, że ma go nakręcić amerykański reżyser. Wajda przypomina o sukcesach polskiej kinematografii i możliwości znalezienia polskiego reżysera do realizacji takiego przedsięwzięcia. Jeśli ma mieć ono jakieś oddziaływanie, potrzebna jest najpierw publiczność, a takie filmy interesują tylko Polaków, zauważa reżyser.

Jeśli chodzi o nowy temat filmu, jaki Wajda chciałby teraz zrobić, to byłby z tym pewien problem. W takich sytuacjach reżyser zawsze się zastanawiał nad tym, co jest tematem naszych czasów? Teraz odpowiedź na to pytanie jest dla niego oczywista: „Linie podziału wśród Polaków, którzy są całkowicie skłóceni” – mówi Wajda w rozmowie z „Die Welt” o podzielonych dzisiaj rodzinach. „Podział w rodzinie pokazuje podział kraju” – dodaje.

Czy Wajda boi się przywrócenia cenzury? – pytają dziennikarze. Reżyser sądzi, że długie rządy PiS mogą wpłynąć na to, że nie będzie już można robić krytycznych filmów, ale jednocześnie wie on też z doświadczenia, że „nie zawsze najgorsze obawy muszą się sprawdzać”.

Oprac.: Barbara Cöllen

wiele

Deutsche Welle

 

iJest

 

aleNie

Prezes wie i widzi wszystko. Teraz zmieni konstytucję
Jarosław Kaczyński zapowiedział, że Polska nie pójdzie na żadne ustępstwa. W kraju dalej wprowadzana będzie równowaga i ład moralny.

 

Na specjalnej konferencji PiS czczącej polską flagę przemówił Jarosław Kaczyński. To przemówienie było zapowiadane jako programowe, wskazujące kolejne cele, jakie stawiać ma przed sobą obóz rządzący. Prezes PiS nie powiedział co prawda nic nowego, lecz rozłożenie akcentów, podkreślenia oraz odniesienia były ważne i wskazywały na obowiązującą „na tym etapie” taktykę.

Zatem jasne jest, że PiS na żadne ustępstwa iść nie zamierza, w każdej ze spraw, które stały się właściwie destabilizującymi Polskę aferami. Czy te wokół Trybunału Konstytucyjnego, czy w ogóle wokół wymiaru sprawiedliwości, a szczególnie wokół sędziów.

Te konflikty i napięcia opakowane zostały przez Jarosława Kaczyńskiego w zapewnienia i wyjaśnienia, że chodzi o to, by wreszcie w państwie zapanowała pożądana równowaga, zapanował ład moralny, a zło zostało oddzielone od dobra. W ogóle to było przyznanie Prawu i Sprawiedliwości wysokiej oceny za dokonania ostatnich miesięcy, za odsunięcie od rządzenia grup społecznych i środowisk, które wykluczały innych, za przeprowadzone zmiany i za te, które są zapowiadane. A już zwłaszcza reformy Mateusza Morawieckiego, które mają być i przedstawiane są jako najbardziej wybitne w ciągu ostatnich 27 lat.

W rozpędzie ku przyszłości Jarosław Kaczyński zapowiedział zmianę konstytucji (a Kukiz’15 ogłosił, że chętnie podejmie na ten temat rozmowy). Na razie zaczną się prace przygotowawcze, co oczywiście – łatwo to przewidzieć – nie będzie przeszkadzało w gmeraniu przy konstytucji metodą już praktykowaną, a więc poprzez przyjmowanie przez większość rządową ustaw faktycznie naruszających obowiązujący porządek konstytucyjny. I nieustanne nieprzyjmowanie do wiadomości orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, zasadniczo krytykujących treść tych ustaw oraz tryb ich przyjmowania.

Prezes Kaczyński oburzył się też widowiskowo na to, że jego partia zapisywana jest do jakiegoś obozu eurosceptyków. Skądże znowu, przecież Polska powinna być w Unii Europejskiej, co nie znaczy, że nie może mieć własnej opinii. Bo przecież ma te własne, „polskie” opinie, co widać bez przerwy i przy okazji każdej wizyty Komisji Weneckiej w Polsce.

Przemówienia i wywiady Jarosława Kaczyńskiego od wielu tygodni mają właściwie ten sam zasób treści, nic się tu nie zmienia. Też styl mają ciągle ten sam. Najwyżej coś tam zostanie przesunięte do tła, a coś innego wypchnięte na proscenium.

Chyba chodzi o to, by te myśli i słowa cały czas zobowiązywały szeregi PiS do czujności i wytężonej pracy i żeby wszyscy też widzieli, że prezes Kaczyński panuje nad całością, że wszystko widzi i każdego ocenia. Że jest i będzie, na zawsze.

konstytucja

polityka.pl

Nasza satrapia

 

- Zbyszek, zrobię, co chcesz, byleby mnie w TVN pokazali… - Patryk, nie poświęcaj się tak. Jaki z tego pożytek, gdy wszyscy się z ciebie śmieją?

— Zbyszek, zrobię, co chcesz, byleby mnie w TVN pokazali…
— Patryk, nie poświęcaj się tak. Jaki z tego pożytek, gdy wszyscy się z ciebie śmieją?

Jarosław Kaczyński znów wygłosił ważne wystąpienie. Radujmy się! Tych słów brakowało nam jak Krystynie Pawłowicz kindersztuby. Z ust samego prezesa usłyszeliśmy niebudzące wątpliwości i jednoznacznie brzmiące zapewnienia:

Jak jest z polską wolnością? Mamy prawo do wypowiadania się, mamy prasę bez cenzury, możemy zakładać partie, środki masowego przekazu. Wolność nie jest niczym naruszana.

I jak można z tych słów domniemywać, naruszana nie będzie, zatem mogę pisać dalej. A jest o czym, bo Jarosław Kaczyński okazał się także zwolennikiem niczym nieograniczonej wolności słowa:

Jest w Polsce także nacisk tego, co na zachodzie już wolność zlikwidowało. To jest poprawność polityczna. Nie przyjmiemy żadnych ustaw o mowie nienawiści, żadnych tego typu wynalazków, które służą temu, by wolność wyeliminować. Polska powinna być wyspą wolności. Byliśmy kiedyś wyspą tolerancji, teraz bądźmy wyspą wolności.

Można by to wręcz skrócić do hasła: „Mówta, co chceta”. Prezes zastrzegł jednakowoż, że w obszarze zainteresowania jego rządu (pardon, rządu Beaty Szydło) jest też ingerencja we wszelkie towarzystwa wzajemnej adoracji, które nie hołdują wewnątrzgrupowej swobodzie głoszenia „innych poglądów”. Nie był to najbardziej zrozumiały fragment jego wystąpienia (aleć to u niego nie pierwszyzna ani też wyjątek w tej konkretnej sejmowej przemowie):

W Polsce jest cały archipelag małych królestw, księstw, dyktatur. W gminach, zakładach pracy, na uczelniach. Tam ludzie się boją mieć inne poglądy. Na to się nie możemy zgodzić. Musimy zlikwidować ten archipelag.

Innymi słowy, albo w każdym środowisku będzie wolno mówić, co się chce (np. o Żydach, ciapatych i pedałach), albo to środowisko trzeba zlikwidować. Szczegółów techniki likwidowania nie podał, ale myślę, że już wiele z tych przykładowo wymienionych środowisk zdążyło się zorientować, jak kto w praktyce wygląda (w każdym razie w Janowie Podlaskim już wiedzą).

Dobrze też wiedzieć, że najważniejsza osoba w państwie chce, by Polska pozostała w Unii Europejskiej (to miłe, ale co będzie, kiedy tej osobie się odechce?):

Dzisiaj być w Europie to być w Unii Europejskiej. Ci, którzy dzisiaj mówią, że jest inaczej, mówią o referendach w sprawie wystąpienia z Unii, są szkodnikami.

W ten sposób prezes skarcił swego adoratora prof. Zdzisława Krasnodębskiego, który jako europoseł pisał na Twitterze: „Jeśli politycy EU nadal będą działać z takim taktem politycznym i znajomością rzeczy, wkrótce i w Polsce staniemy przed koniecznością referendum”.

Ale tak to jest. Kto współuczestniczy w budowaniu satrapii politycznej, może czasem nie wyczuć aktualnego trendu, pójść za daleko, powiedzieć za dużo i w ten sposób narazić się na gniew satrapy („premier” Szydło też już parę razy po łapach dostała, o „prezydencie” nie wspominając).

Bo nie ma wątpliwości, że system władzy, który udało się stworzyć Jarosławowi Kaczyńskiemu wraz z akolitami, to właśnie satrapia (choć korzystająca z demokratycznego kamuflażu). Dlaczego? Bo tam, gdzie (choćby kulawo) działają procedury demokratyczne, gdzie istnieją i akceptowane są różne pola odpowiedzialności, ale i kompetencji, funkcjonują jakieś struktury i samosterowne instytucje, tam nie trzeba nieustannie skupiać się na drobiazgowej analizie zachowań, słów, grymasów, obecności i nieobecności jednej osoby.

A przecież od kilku miesięcy zajmujemy się rozgryzaniem tej jednej jedynej osoby (wszystko inne traktując jako pochodną). Co myśli, kiedy mówi? Czy mówi to, co myśli? Co mówią jego słowa, a co mówi jego milczenie? Czy gdy nie wstaje, to nie wstaje, czy tylko nie zauważył, że powinien wstać? Przebiegły strateg, sprytny taktyk, czy może tylko kapryśny wódz, podejmujący decyzje ad hoc, z nakazu chwili i aktualnych warunków? Tylko w satrapii tropi się sensy wypowiedzi aż do trzeciego ich dna, tylko w satrapii byle słowo nabiera megaznaczeń, a przypadkowy gest staje się wskazówką albo i rozkazem.

Najwyraźniej dla wielu ludzi w Polsce to nie jest żaden problem. Lubią mieć pana. On im wreszcie powie, jak mają żyć i co jest dla nich ważne, co jest patriotyzmem, a co zdradą. Skoro w istocie nikt nie wie, czego chce i co planuje wódz, najlepiej jest jego słowom przypisywać intencje, które nam samym są w danej chwili najbliższe. Kto by na przykład nie chciał, żeby sądy działały szybko i sprawiedliwie? Każdy zatem przyklaśnie słowom z wystąpienia prezesa: „Szykujemy się do reformy sądów”. Wspaniale, radujmy się! Wystarczy zapomnieć, że te reformy ma m.in. przeprowadzać niejaki Patryk Jaki. Człowiek, przy którym Adam Hofman wydaje się skromnym, bystrym i sympatycznym gościem.

systemWładzy

kowalczyk.blog.polityka.pl

Jarosław Kaczyński: Za rok minie 20 lat od uchwalenia konstytucji. Czy to nie dobry moment na weryfikację?

Michał Wilgocki, 02.05.2016

Jarosław Kaczyński podczas przemówienia w Sejmie

Jarosław Kaczyński podczas przemówienia w Sejmie (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

– Konstytucja 3 maja przewidywała swoją weryfikację co 20 lat. W przyszłym roku minie 20 lat od uchwalenia konstytucji. Czy to nie dobry moment do podjęcia prac nad nową ustawą zasadniczą? – mówił w specjalnym wystąpieniu Jarosław Kaczyński.
 

Prezes PiS w blisko półgodzinnym wystąpieniu podsumowywał dotychczasowe rządy PiS i mówił o planach na kolejne lata.

– Zacznę od dobrych wiadomości. Wielkie dzieło środowisk patriotycznych, śp. Lecha Kaczyńskiego przynosi efekty. Ofensywa pedagogiki wstydu przegrywa. Dobro jest znów oddzielane od zła. To wszystko, co uczyniono dla pomieszania dobrego i złego, cofa się. Takie wydarzenia jak rocznica Smoleńska czy pogrzeb pułkownika „Łupaszki” to dobre przykłady. Ale ich jest więcej, wiele tysięcy. Powstaje wielki, biało-czerwony ruch. I on jest Polsce potrzebny. Jego istnienie, tworzenie się, jest warunkiem odnowy naszego państwa – mówił Kaczyński.

Prezes PiS cytował Leona Petrażyckiego i Maxa Webera:

– Nie da się stworzyć dobrego porządku bez elity, która kieruje się w swoich działaniach wartościami wyższymi, zasadniczymi, a nie osobistym interesem, nie poszukiwaniem dóbr materialnych, prestiżu, sławy. I rzeczywiście tego rodzaju ludzie to jedyni, którzy mogą rządzić dobrze. W ciągu ostatnich 27 lat ludzie tego typu, obecni w różnych formacjach politycznych, rządzili nieczęsto. To jest główna przyczyna tego bardzo niedobrego, pod wieloma względami, stanu państwowości.

Jeżeli dzisiaj ze smutkiem możemy powiedzieć o naszym państwie, że nie tylko odbiega od ideału, ale także od minimum, to dlatego, że w ciągu ostatnich 27 lat ludzie tego typu rządzili nieczęsto – tłumaczył. – To jest główna przyczyna tego dziś bardzo niedobrego stanu naszej państwowości.

Chcę powiedzieć w te świąteczne dni majowe, że jest wielka szansa na zmianę. Że damy radę.

Damy radę, jeżeli będziemy konsekwentni i będziemy szli drogą odnowy, ale będziemy zdecydowani wobec nadużyć na wszystkich azymutach, także tych, które dotyczą nas – mówił prezes PiS.

Jarosław Kaczyński: „Być w Europie to być w Unii Europejskiej”

Następnie Kaczyński wymieniał sukcesy swojego rządu. Mówił o modernizacji armii i wzmocnieniu wschodniej flanki NATO. Zapowiedział – choć bez terminu – otwarcie gazoportu.

– Elementem naszego bezpieczeństwa jest przynależność do Unii Europejskiej. Traktujemy ją jako trwałą. Z prostego powodu – dzisiaj być w Europie to być w Unii Europejskiej. Ci, którzy dzisiaj mówią, że jest inaczej, mówią o referendach w sprawie wystąpienia z Unii, są szkodnikami. Rząd, który dziś kieruje naszym krajem, Beaty Szydło, Prawa i Sprawiedliwości, działa w sposób konsekwentny przeciwko tym kryzysom, które są obecne w Unii – powiedział Kaczyński. – Ale być w UE to nie znaczy zgadzać się na wszystko. Ci, którzy chcą być w Polsce, muszą ten porządek prawny i moralny traktować jako swój. Nie ma innego wyjścia. Na nic innego się nie zgodzimy.

„Zreformowaliśmy prokuraturę. Szykujemy się do reformy sądów”

– Bezpieczeństwo wewnętrzne to ważna kwestia. Musimy wrócić do reformy służb mundurowych. Zreformowaliśmy prokuraturę. Szykujemy się do reformy sądów. Nie może być tak, by sądy kłaniały się, a tak się zdarza, gangsterom czy aferzystom. Pytały, czy są zadowoleni, jak to niedawno było, jeżeli chodzi o pana Karapytę. A jednocześnie człowiek, który nie spłacił raty za telewizor, lądował więzienia. Nie może być tak, że jeżeli ktoś dopuścił się karygodnego czynu, ale nieszkodliwego, siedział w więzieniu, a ten, przeciwko którego bezczelności protestował, odchodził dziś z honorami. A tak jest dziś w Polsce – mówił Kaczyński.

Potem prezes PiS mówił o sprawach socjalnych.

– To jest praca, płaca, emerytury, renty, oświata, kultura. Wszędzie się coś dzieje. 500 zł jest zrealizowane. Pracujemy nad reformą emerytalną. Naprawdę, dokonuje się tutaj przełom. Niektórzy mówią: „szybciej”. Nie zawsze da się działać bardzo szybko w obszarach, gdzie każdy błąd może kosztować ludzi życie. Ale kierunek marszu jest wyznaczony.

Kaczyński plan Morawieckiego nazwał „największym planem od 27 lat”.

– Ten plan musi dostać instrumentarium. Cały rząd musi pracować dla tego planu, a nie tylko ministerstwo finansów – mówił.

Prezes PiS kontra prezes Trybunału

Następnie prezes PiS zaatakował prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego.

– PiS stoi na stanowisku przestrzegania konstytucji w całości. A w szczególności jej jasnych, jednoznacznych przepisów. Chodzi o konstytucję i o ustawę. Jedną ustawę, która ma bezpośrednie umocowanie w artykule 197 [Organizację Trybunału Konstytucyjnego oraz tryb postępowania przed Trybunałem określa ustawa]. Nie możemy się pogodzić z tym, że Trybunał to lekceważy. Nie ma takiego prawa. To jest mówienie, że nie naród jest suwerenem, tylko Trybunał jest suwerenem. Na to się nie zgodzimy – powiedział prezes PiS.

– Ale w innych sprawach jesteśmy gotowi do daleko idących kompromisów. Poszliśmy na takie kompromisy. Były prowadzone rozmowy. To nie my odrzuciliśmy kompromis, ale prezes Rzepliński i chcę to jasno powiedzieć. Pójdziemy własną drogą. Będziemy załatwiali tą sprawę. Na anarchię w Polsce, nawet jeżeli jest szerzona przez sądy, się nie zgodzimy – stwierdził Jarosław Kaczyński.

„Nie przyjmiemy ustawy o mowie nienawiści”

Kilkukrotnie prezes PiS wymieniał najważniejsze dla Polski wartości. To jego zdaniem: bezpieczeństwo, wolność, równość, sprawiedliwość i solidarność.

– Są odwrotnością zasady: kto silniejszy ten lepszy. Mówię o niej od 20 lat, bo ona rzuca się w oczy. To właśnie musimy zmienić – stwierdził Jarosław Kaczyński. – Jak jest z polską wolnością? Mamy prawo do wypowiadania się, mamy prasę bez cenzury, możemy zakładać partie, środki masowego przekazu. Wolność nie jest niczym naruszana. Bywała naruszana, ale za poprzednich rządów, w sposób bardzo drastyczny.

– Ale nie jest dobrze – dodał po chwili. – W Polsce jest cały archipelag małych królestw, księstw, dyktatur. W gminach, zakładach pracy, na uczelniach. Tam ludzie się boją mieć inne poglądy. Na to się nie możemy zgodzić. Musimy zlikwidować ten archipelag.

– I jest w Polsce także nacisk tego, co na zachodzie już wolność zlikwidowało. To jest poprawność polityczna. Nie przyjmiemy żadnych ustaw o mowie nienawiści, żadnych tego typu wynalazków, które służą temu, by wolność wyeliminować. Polska powinna być wyspą wolności. Byliśmy kiedyś wyspą tolerancji, teraz bądźmy wyspą wolności.

Jarosław Kaczyński zapowiada zmianę konstytucji

Swoje wystąpienie prezes PiS zakończył zapowiedzią zmiany konstytucji.

– Musimy w Polsce uczynić coś dużo większego. Konstytucja 3 maja przewidywała swoją weryfikację co 20 lat. W przyszłym roku minie 20 lat od uchwalenia konstytucji. Czy to nie dobry moment do podjęcia prac nad nową ustawą zasadniczą W tej kadencji pewnie się konstytucyjnej większości nie uzyska. Ale jest kadencja następna. Mamy bardzo wiele atutów. Dlatego najpierw na poziomie partii Prawa i Sprawiedliwości, a potem w Sejmie powinniśmy te prace podjąć. Niewykluczone jest także referendum. Ono nie będzie rozstrzygające, nie będziemy próbowali narzucić innego, pozakonstytucyjnego sposobu uchwalenia konstytucji. My prawa i konstytucji przestrzegamy. Ale możemy zapytać społeczeństwa, jakiej chce Polski. Czy tej, która była, czy tej, która przed nami? Polski bezpieczeństwa, równości, wolności, sprawiedliwości i solidarności.

Zobacz także

wyborcza.pl