Gliński, 23.03.2016

 

Macierewicz niespodziewanie (i chyba nieświadomie) wystawia laurkę poprzedniej władzy. I to jaką!

mil, 23.03.2016
Minister obrony Antoni Macierewicz

Minister obrony Antoni Macierewicz (Sławomir Kamiński)

1. Macierewicz: „Polska nieprzypadkowo wybrana na gospodarza szczytu NATO”
2. Zdaniem szefa MON nasz kraj gwarantuje największy poziom bezpieczeństwa
3. Minister nie wspomniał, że organizację szczytu przydzielono za rządów PO

 

– Polska nie przypadkiem została wybrana do roli gospodarza i współorganizatora tego najważniejszego wydarzenia świata w tym roku. Została wybrana do tej roli dlatego, że jest być może dzisiaj najlepiej przygotowanym krajem do zagwarantowania bezpieczeństwa głowom państw i samym obradom – mówił Antoni Macierewicz na konferencji ws. szczytu NATO w Warszawie.

Jeśliby uznać za pewnik, że właśnie takie były powody decyzji o wybraniu Polski na gospodarza szczytu NATO, wszyscy powinniśmy podziękować ekipie PO-PSL za to osiągnięcie. Zadecydowano o tym bowiem aż 2 lata temu.

 

Przypomnijmy, że jeszcze zaledwie tydzień temu Macierewicz tak mówił: – Czasami naprawdę nie ma słów, żeby ocenić ten stan rzeczy, jaki zastaliśmy, jeśli chodzi o armię. Wystarczy powiedzieć, iż całościowy stan rzeczy jest taki, że jesienią 2015 r. stan armii nie pozwalał państwu polskiemu na obronienie swojej integralności terytorialnej i niepodległości dłużej niż kilkanaście dni. A stopień korupcji, nieodpowiedzialności, świadomie realizowanego bałaganu, zamieszania w armii przekraczał wszystko, co można sobie wyobrazić.

Jak widać minister zdanie zmienia łatwo i całkiem szybko. Dla poprzedniej ekipy w tym przypadku powinno być to powód do niemałej radości.

Szczyt NATO odbędzie się w Warszawie w dniach 8-9 lipca.

macierewiczNiespodziewanie

TOK FM

 

Macierewicz chce rozwiązać Akademię Obrony Narodowej i powołać Akademię Sztuki Wojennej

macierewiczChceRozwiązać
mo, 23.03.2016

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Do Rady Ministrów wpłynął projekt ustawy o utworzeniu Akademii Sztuki Wojennej. Uczelnia zastąpiłaby Akademię Obrony Narodowej. Projekt złożył minister obrony Antoni Macierewicz. Powołanie nowej instytucji pozwoli mu wymienić kadry uczelni.
 

Informacja o wpłynięciu projektu do Rady Ministrów pojawiła się wczoraj na stronie Biuletynu Informacji Publicznej Rady Ministrów.

„Realizacja nowych zadań i wyzwań”

„Podstawowy cel Akademii Sztuki Wojennej sprowadza się do zapewnienia polskiej armii nowoczesnych studiów strategicznych – oferta dydaktyczna i naukowo-badawcza w obszarze nauk społecznych związana jest z bezpieczeństwem i obronnością państwa. Akademia spełniać będzie istotną rolę w systemie przygotowania i doskonalenia zawodowego kadr dowódczych, sztabowych i logistycznych Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej wszystkich poziomów dowodzenia” – czytamy w uzasadnieniu projektu.

Do zadań Akademii ma również należeć kształcenie osób cywilnych w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego i obronności państwa, w szczególności na potrzeby administracji centralnej i samorządu terytorialnego. Akademia ma także prowadzić badania (diagnozy, analizy, kwerendy, syntezy) na temat sytuacji geopolitycznej i militarnej w wybranych częściach świata.

„Podjęte działania przygotują Akademię do realizacji nowych zadań i wyzwań wynikających z potrzeb, wymagań i oczekiwań Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, uwzględniających osiągnięcia polskiej i światowej sztuki wojennej” – głosi uzasadnienie. Organem odpowiedzialnym za opracowanie projektu jest szef MON Antoni Macierewicz. Nie ustalono jeszcze planowanego terminu przyjęcia projektu przez rząd.

Macierewicz wymieni uczelniane kadry?

Wszystkie zadania projektowanej Akademii wypełnia obecnie Akademia Obrony Narodowej, najwyższa rangą cywilno-wojskowa szkoła wyższa w Polsce. Uczelnia kształci zarówno wyższe kadry dowódcze Wojska Polskiego, jak i cywilnych specjalistów w zakresie bezpieczeństwa narodowego i międzynarodowego. Prowadzi także rozległe badania nad obronnością i bezpieczeństwem państwa oraz bezpieczeństwem międzynarodowym i sztuką wojenną.

Powołanie nowej instytucji pozwoli jednak Macierewiczowi wymienić kadrę uczelni. Jego pierwszą decyzją jako ministra było właśnie odwołanie rektora-komendanta Akademii Obrony Narodowej Bogusława Packa. Ministerstwo nie podało powodów odwołania. Rektorem AON Pacek został 21 października, uczelnią kierował niespełna miesiąc.

Packa powołał ówczesny wicepremier, szef MON Tomasz Siemoniak (PO). W poprzednim rządzie Pacek był doradcą Siemoniaka i jego pełnomocnikiem ds. społecznych inicjatyw proobronnych, z którymi MON współpracowało w ramach planu wzmocnienia bezpieczeństwa państwa. W marcu generał został prezesem Federacji Organizacji Proobronnych, przygotował też koncepcję stworzenia paramilitarnej Gwardii Krajowej.

Zobacz także

 

Media publiczne czy partyjne

Agnieszka Kublik, 23.03.2016

Jacek Kurski wychodzi do dziennikarzy w siedzibie TVP. Towarzyszą mu: ubrana na biało prezenterka programów śniadaniowych Anna Popek, ubrana na czerwono dziennikarka TVP Regionalna Danuta Holecka oraz Przemysław Babiarz z TVP Sport i wiceprezes TVP Maciej Stanecki

Jacek Kurski wychodzi do dziennikarzy w siedzibie TVP. Towarzyszą mu: ubrana na biało prezenterka programów śniadaniowych Anna Popek, ubrana na czerwono dziennikarka TVP Regionalna Danuta Holecka oraz Przemysław Babiarz z TVP Sport i wiceprezes TVP Maciej Stanecki (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

15 zł miesięcznie opłaty audiowizualnej za „dobrą zmianę” w mediach publicznych to za dużo.
 

Media publiczne potrzebują pieniędzy. I to ogromnych. By stać je było na przyzwoicie zrobioną i sensowną misję, na nietandetną rozrywkę i na nieszmirowate seriale. Na wysoką kulturę, inteligentną rozrywkę, mądre programy dla dzieci, świetny dokument i wnikliwy reportaż. I na nieprzerywanie tych programów reklamami.

PiS pod tym pretekstem zamierza zgarnąć od każdego polskiego gospodarstwa domowego po 15 zł miesięcznie na media narodowe. Ta opłata audiowizualna będzie doliczana do rachunku za energię elektryczną. Jeśli nie zapłacimy na media narodowe, dostawca energii elektrycznej będzie musiał zawiadomić urząd skarbowy.

Wszystko wskazuje jednak na to, że cała Polska będzie utrzymywać po prostu telewizję i radio Jarosława Kaczyńskiego. Takie narodowe, swojskie, patriotyczne i katolickie. Sprzedające narrację prezesa Kaczyńskiego jako fakty.

„Wiadomości”, główny program informacyjny TVP Jacka Kurskiego, to bezcenna wiedza o tzw. dobrej zmianie. Bezczelność, z jaką Kurski usuwa informacje dla rządu niekorzystne (np. o problemach z programem 500 plus i opinii Komisji Weneckiej), a powtarza, i to po kilka razy, korzystne dla władzy (np. wyniki sondażu, w którym PiS prowadzi), nie da się z niczym porównać.

Nawet Robert Kwiatkowski, jeden z najgorszych szefów TVP, aż tak daleko się nie posuwał za rządów SLD. Choć ma na koncie obrzydliwą prowokację, czyli puszczenie przed wyborami parlamentarnymi w 2001 r. filmu „Dramat w trzech aktach”, według którego Porozumienie Centrum braci Kaczyńskich w latach 90. dostawało pieniądze z FOZZ.

Kurski dzień w dzień robi coś podobnego, i to w programie informacyjnym. Szczuje na opozycję. Sugeruje, że popełnia ona podstępne uczynki, np. donosi Unii Europejskiej na własne państwo. A rząd? Daje radę! Za granicą wstaje z kolan, w Polsce pada na kolana przed Suwerenem (bo jest ważniejszy niż prawo, choć już nie jest ważniejszy niż Prawo i Sprawiedliwość), wrogami pogardza, obietnice spełnia.

Zresztą najlepiej, by opozycji w ogóle w mediach publicznych nie było. Bo Kaczyński jej nie uznaje. A jak jej istnienia nie uznaje, to jest z nią jak z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego – „non est”, jest nieistniejąca. I to jest norma nie z Sevres, ale z Nowogrodzkiej. Kaczyński, jak sam przyznał, oczekuje od Kurskiego tylko tego, że będzie robił telewizję „normalną”.

Tak właśnie prezes PiS postanowił utrzymać się u władzy – zawalczyć o duszę i rozum tych ponad 5 mln Polaków, którzy poparli PiS w ostatnich wyborach parlamentarnych. To dla nich Kurski przygotowuje te fałszywe wiadomości, a niepokorni publicyści objaśniają sens zdjęć z Magdalenki (zdrada). To dla nich Kurski usiłował w TVP Info ocenzurować marsze KOD. Narrację PiS sprzedaje także Polskie Radio: Jedynka już przejęta, Trójka w trakcie, a Czwórka niebawem stanie się anteną informacyjną.

Cała reforma mediów publicznych i ich przemiana w narodowe jest po to, by Kaczyński jeszcze dłuuugo mógł sobie porządzić. No to dlaczego każde z ponad 13 mln gospodarstw domowych w Polsce ma na to płacić 15 zł miesięcznie?

To jest czyste narodowe zdzierstwo! TVP Kurskiego nie jest tego warta. Za telewizję prezesa niech płaci gospodarstwo polityczne z Nowogrodzkiej.

15zł

wyborcza.pl

Arcypiskup. Numer trzeci wśród hierarchów Kościoła

Adam Czerwiński, 23.03.2016

Arcybiskup Marek Jędraszewski

Arcybiskup Marek Jędraszewski (Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta)

Bronił abp. Paetza, walczy z gender, wątpiący w katastrofę w Smoleńsku. Ambicje łódzkiego arcybiskupa Marka Jędraszewskiego wykraczają daleko poza granice diecezji.
 

Początek marca, kilka dni po wypadku prezydenta Dudy mszę za ojczyznę w łódzkiej katedrze odprawia ks. abp Marek Jędraszewski. W homilii krytykuje KOD, który rzekomo miał się martwić tym, że „skończyło się zupełnie inaczej”. I uderza w Adama Michnika. Nie wymienia go z nazwiska. Mówi o nim: „Ten człowiek nie chciał, by nasze życie po 1989 r. kształtowało się według tych trzech słów tworzących jeden wielki program dla Polski: „Bóg, Honor, Ojczyzna””. Homilia wywołuje medialną burzę.

– Nie mogę milczeć, kiedy Michnika niesprawiedliwie osądza jeden z najbardziej liczących się katolickich hierarchów, i to podczas Najświętszej Eucharystii – odpowiada arcybiskupowi na łamach „Wyborczej” dominikanin o. Ludwik Wiśniewski z Wrocławia, związany z opozycją w czasach PRL-u.

– Jest coraz gorzej – skarży się zakonnik z Łodzi i przypomina kolejne wypowiedzi abp. Jędraszewskiego o katastrofie smoleńskiej, o in vitro (że jego stosowanie wiąże się ze śmiercią), o gender (że to ideologia niebezpieczna, która prowadzi do śmierci cywilizacji). – Trzeba się przyzwyczaić, że mamy metropolitę ultrasa, pupilka Radia Maryja – dodaje.

Smoleńsk i in vitro z ambony

Takich głosów jest więcej. Stefan Niesiołowski (PO) o swoim ordynariuszu mówił w „Wyborczej”: „PiS-owski biskup Jędraszewski włącza się w narrację smoleńską,. To są brednie, a przecież biskupi są następcami apostołów, ludźmi powołanymi do tego, żeby głosić prawdę, żeby być przewodnikami”.

Były poseł ZChN trafia w sedno. Abp Marek Jędraszewski to jeden z najbardziej wyrazistych i wpływowych polskich hierarchów. Można powiedzieć, że formalnie zajmuje trzecie miejsce w polskim Kościele. Zastępca przewodniczącego Episkopatu Polski – czyli swojego byłego przełożonego z Poznania abp. Stanisława Gądeckiego. Z urzędu członek rady stałej Konferencji Episkopatu Polski.

Głośno popiera PiS. O prezydencie Andrzeju Dudzie mówił: „Jego osobista formacja, wartości, do jakich się odwołuje (…), pozwalają sądzić, że rozumie, na jakich zasadach powinno opierać się rządzenie Rzeczpospolitą”. Uwielbia go Radio Maryja – na antenie wychwalane są jego kolejne homilie. Jego msze transmituje Telewizja Trwam. Jednej z nich – zorganizowanej w Kaliszu – o in vitro, na której łajał ministra zdrowia Mariana Zembalę (PO), przysłuchiwał się sam o. Tadeusz Rydzyk.

– On zawsze musiał mieć takie poglądy – mówi łódzki zakonnik. – Po wyborach uznał, że można więcej. Poza tym trudno przelicytować niektórych ministrów, więc Jędraszewski dociska gaz do dechy.

Studia z papieskim wyróżnieniem

Próbowałem porozmawiać z arcybiskupem. Podszedłem do niego w katedrze. Powiedział, że musi się zastanowić i da znać. Do dziś nie odpowiada.

O arcybiskupie nikt nie chce się wypowiadać i podpisać tego własnym nazwiskiem. – Raz coś powiedziałem i miałem straszne kłopoty – przeprasza jeden z księży.

– Chciałby pan być zesłany do pipidówka? – pyta inny. I przypomina historię księdza Jacka Ambroszczyka, lubianego oraz medialnego, wieloletniego dyrektora łódzkiego Caritasu, który nie przypadł do gustu abp. Jędraszewskiemu i został zesłany do parafii pod Bełchatowem.

Jedyną osobą, która nie ma takich problemów, jest Tomasz Polak, teolog, profesor UAM. Kiedyś nazywał się Węcławski i był rektorem seminarium duchownego w Poznaniu. W 2007 r. odszedł z kapłaństwa i wystąpił z Kościoła. Był głównym oponentem abp. Juliusza Paetza. Robił wszystko, by czołowi hierarchowie dowiedzieli się o molestowaniu poznańskich kleryków.

Polak: – Najprostsza charakterystyka abp. Jędraszewskiego to wieczny prymus. Poznaniak. Zdolny absolwent prestiżowego Liceum im. Karola Marcinkowskiego, tzw. Marcinka. Potem seminarium, studia filozoficzne w Rzymie ukończone z wyróżnieniem, o czym informowano nas z lubością.

W CV biskupa czytamy, że w 1991 r. habilitował się w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Napisał rozprawę „Jean-Paul Sartre i Emmanuel Levinas – w poszukiwaniu nowego humanizmu. Studium analityczno-porównawcze”.

– Jednym z jej recenzentów był ks. prof. Józef Tischner – wspomina abp. Jędraszewski w artykule „Moja filozoficzna droga”. Pisał dalej: „Nie kryję, że ks. Tischner zawsze imponował mi sposobem pisania i podejmowania ważnych zagadnień filozofii współczesnej”.

Polak: – Ze względu na dobre wykształcenie i kulturę osobistą uchodził za otwartego i nowoczesnego. Jako nauczyciel akademicki był szanowany przez studentów.

W Poznaniu jest dobrze wspominany. Był lubiany przez wiernych – cenili jego emocjonalne homilie.

Miał być polskim Franciszkiem

Jeden z łódzkich księży: – Kiedy dowiedziałem się, że przyjdzie do Łodzi, ucieszyłem się. Wiedziałem, że zajmuje się filozofią dialogu. Pisał o Emmanuelu Levinasie. Pomyślałem, że wreszcie przychodzi do nas ktoś, kto pisał do księgi dedykowanej ks. Józefowi Tischnerowi. Była ogromna nadzieja, że łódzki Kościół zmieni się na lepsze.

W dniu ingresu w łódzkiej katedrze we wrześniu 2012 r. nowy metropolita wygłosił długą homilię pełną rozważań teologicznych. Po jej wysłuchaniu można się było spodziewać, że pozostanie wierny profesorskiemu stylowi.

Tylko najbardziej uważni słuchacze zwrócili uwagę na apel o pogłębianie wiary „w czasie, gdy kultura zachodnia staje się chrystofobiczna i ulegając poprawności politycznej, dąży się do wyparcia chrześcijaństwa z życia publicznego”.

Po ingresie wielu księży wpadło w euforię na wieść, że abp Jędraszewski sam kupuje sobie bułki. Mieszkanie swojego poprzednika w pałacu biskupim miał nazwać „Bizancjum” i kazał przerobić na styl Ikei.

Podziękował za służbowy samochód. Mimo że wielu biskupów wozi się autami wartymi kilkaset tysięcy, nowy łódzki biskup jeździ volkswagenem golfem i sam go prowadzi.

Ale szybko przyszły rozczarowania. Pierwszy zgrzyt to decyzja o zmianie charakteru ekumenicznej drogi krzyżowej. Przechodziła ona ulicami Łodzi przez 12 lat. Zaczynała się pod ewangelickim kościołem św. Mateusza, zatrzymywała przy katolickiej katedrze, a kończyła przy kościele Jezuitów mieszczącym się w dawnej świątyni protestanckiej. Rozważania na każdej ze stacji prowadzili duchowni różnych wyznań. Trzy lata temu zmieniono jej nazwę: zamiast ekumenicznej stała się „łódzką”. Przeniesiono ją z Wielkiego Piątku na tydzień wcześniej. Rozważania na stacjach zamiast duchownych różnych Kościołów wygłaszają zawodowi aktorzy, a przygotowuje je rzymskokatolicki ksiądz. Zmieniła się też trasa. Nabożeństwo zaczyna się w kościele pw. św. Faustyny i ul. Piotrkowską, mijając trzy przystanki tramwajowe, idzie do archikatedry.

– Nie poszedłem na tę drogę krzyżową – mówi ks. Semko Koroza, przewodniczący łódzkiego oddziału Polskiej Rady Ekumenicznej oraz proboszcz parafii ewangelicko-reformowanej.

Wszyscy członkowie Rady napisali do abp. Jędraszewskiego list z informacją, że nie widzą dla siebie miejsca na drodze krzyżowej pozbawionej ekumenicznej symboliki. – Nie dostaliśmy odpowiedzi – dodaje ks. Koroza.

Dwór, centralizm i „cenzor”

Kolejne decyzje metropolity sprawiły, że coraz więcej księży zaczęło odliczać czas do emerytury Jędraszewskiego. Mówi jeden z nich: – Odkąd arcybiskup ogłosił, że na każdy zagraniczny wyjazd diecezjalni księża muszą uzyskać jego zgodę, to wszystkiego mi się odechciewa.

Inny ksiądz: – W kurii jest centralizm i zamordyzm. Rządzi dwór. Kilku młodych księży awansowanych przez biskupa podejmuje za niego decyzje. Jędraszewskiego nie interesuje, co robią. Zresztą w Łodzi tylko bywa. Krąży między Poznaniem, Rzymem i Warszawą. Niedawno w ramach „porządków” zmieniono granice dekanatów. Nikt nikogo o nic nie pytał. O zmianach dowiedzieliśmy się ze strony internetowej.

Księża krytykują też decyzję o powołaniu nieformalnego cenzora strony internetowej archidiecezji. Odpowiada za to, by nie ukazało się na niej nic, co byłoby nie w smak szefowi. Na przykład informacja, że gwiazda TVN Szymon Hołownia przyjeżdża do łódzkiego kościoła, nie pojawiła się na stronie. Kontrowersyjne wypowiedzi, z których abp Jędraszewski zasłynął, większości księży nie przeszkadzają – podzielają jego zdanie. Tylko nieliczni rozczarowani przypominają sobie teraz fakty z jego życia.

Tomasz Polak: – W sprawie abp. Paetza [poznański arcybiskup, któremu zarzucano molestowanie kleryków] Jędraszewski zachował się fatalnie. Był już biskupem pomocniczym i razem z pozostałymi organizował akcję podpisywania listów poparcia dla abp. Paetza, zmuszając do ich podpisywania księży dziekanów dekanatów archidiecezji poznańskiej. To był powód, dla którego napisałem w „Tygodniku Powszechnym”, że biskupi pomocniczy utracili moralne prawo do kierowania Kościołem w Poznaniu. Dotyczy to na pierwszym miejscu ówczesnego bp. Jędraszewskiego. Jestem przekonany, że musiał wiedzieć o skłonnościach i zachowaniach przełożonego więcej niż inni poznańscy biskupi ze względu na przyjaźń z Paetzem podczas pracy tego ostatniego w Rzymie, kiedy Jędraszewski był tam na studiach doktoranckich.

Ktoś inny przypomina poznański Marsz Równości zablokowany przez Jędraszewskiego jesienią 2005 r. Pół tysiąca ludzi zamierzało przejść deptakiem, by protestować przeciwko dyskryminacji ze względu na płeć, kolor skóry, orientację seksualną i niepełnosprawność. Kiedy prezydent Poznania dał im zgodę, bp Jędraszewski oświadczył, że to „uwłacza pamięci Jana Pawła II, który zechciał być obywatelem honorowym tego miasta”. Po tych słowach prezydent zakazał marszu.

Ambicje abp. Jędraszewskiego wykraczają poza Łódź. Podobno liczy na więcej niż stanowisko zastępcy przewodniczącego Episkopatu Polski.

arcypiskup

 

Marszałek Kuchciński: Prawa Sejmu zostały naruszone. Za sprawą Trybunału Konstytucyjnego

kospa, 23.03.2016

Marek Kuchciński

Marek Kuchciński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

„Nikt w Polsce, nawet Trybunał Konstytucyjny, nie może stawiać się ponad prawem” – pisze w specjalnym oświadczeniu marszałek Sejmu Marek Kuchciński. I zapowiada powołanie zespołu ekspertów, który „całościowo zajmie się problematyką TK”.
 

W specjalnym oświadczeniu Marek Kuchciński (PiS) podkreśla, że jego podstawowym obowiązkiem jako marszałka Sejmu jest „strzeżenie praw Sejmu”. „Wypełniając go, mam świadomość, że realizuje zarazem wolę Suwerena – Narodu, z którego nadania Sejm sprawuje władzę ustawodawczą w Rzeczypospolitej Polskiej, tworząc jej prawo w postaci ustaw” – pisze.

A następnie stwierdza, że „prawa Sejmu zostały naruszone”. Jak wyjaśnia, „stało się tak za sprawą zlekceważenia przez Trybunał Konstytucyjny obowiązującej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, uchwalonej, a następnie znowelizowanej przez Sejm”.

Chodzi o ostatnią nowelizację autorstwa PiS. Na początku marca TK orzekł, że jest ona niezgodna z konstytucją. Politycy PiS wyroku jednak nie uznają, a próbując go zdezawuować, nazywają go „komunikatem”, który „nie ma żadnej mocy prawnej, nie jest wiążący”. Szefowa rządu Beata Szydło od razu zapowiedziała, że go nie opublikuje. Prezes PiS Jarosław Kaczyński zaś mówił otwarcie, że PiS nie będzie uznawał również następnych wyroków TK (jeśli nie będą wydawane zgodnie z PiS-owską ustawą).

Kuchciński: Trybunał Konstytucyjny zlekceważył obowiązującą ustawę

W swoim oświadczeniu marszałek Kuchciński powtarza argument PiS, że sędziowie powinni byli orzekać w oparciu o PiS-owską ustawę. „Tak niestety się nie stało, czego efektem jest narastanie napięcia politycznego wokół TK”.

Jak twierdzi, „naruszeniem praw Sejmu” jest również niedopuszczenie przez prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego do orzekania trzech spośród pięciu wybranych przez PIS sędziów.

„Nikt w Polsce, nawet Trybunał Konstytucyjny, nie może stawiać się ponad prawem” – podkreśla marszałek Kuchciński.

Przyjęte przez PiS uchwały unieważniające wybór sędziów dokonany przez poprzedni Sejm i wprowadzające na ich miejsce nowych sędziów oraz PiS-owską nowelizację marszałek nazywa „próbą naprawy sytuacji”. Choć jak podkreśla, „wysiłki te nie przyniosły spodziewanych efektów w sferze politycznej”, „nie powinno to jednak zniechęcać do szukania nowych, racjonalnych dróg rozwiązania zaistniałej sytuacji”.

Eksperci wypracują rozwiązania, które staną się aktem normatywnym

Dlatego Kuchcińki powoła w najbliższym czasie zespół ekspertów, który całościowo zajmie się problematyką Trybunału Konstytucyjnego, wykorzystując w swej pracy stanowiska i opinie różnych podmiotów wypowiadających się w tej kwestii”.

W założeniu w skład zespołu nie wejdą politycy, ani sędziowie TK. Ma on „wypracować rozwiązania, które mogłyby następnie stać się aktem normatywnym i służyć osiągnięciu możliwie szerokiego i szybkiego porozumienia politycznego”.

W wydanej na początku marca opinii Komisja Wenecka stwierdziła, że ostatnie zmiany dotyczące Trybunału mogą „osłabić demokrację, poszanowanie praw człowieka i praworządności”. Przewodniczący komisji Gianni Buquicchio podkreślił, że pierwszą rekomendacją Komisji jest opublikowanie wyroku TK.

http://bi.gazeta.pl/im/5/19810/m19810765,OSWMARSZTK.pdf

Zobacz także

marszałekKuchciński

 

wSpecjalnym

wyborcza.pl

 

Cimoszewicz: Kaczyński ponosi odpowiedzialność za sprawstwo kierownicze. Może mu grozić nie Trybunał Stanu, ale sąd karny

kospa, 23.03.2016

Były premier, obecnie senator Włodzimierz Cimoszewicz

Były premier, obecnie senator Włodzimierz Cimoszewicz (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

– Oni łamią prawo, to trzeba spisywać. Powinni z góry wiedzieć, co ich czeka, kiedy stracą władzę – mówił w Radiu ZET były premier Włodzimierz Cimoszewicz. I zachęcał do spisywania „obywatelskiego aktu oskarżenia” rejestrującego bezprawne czyny nie tylko prezydenta Andrzeja Dudy i premier Beaty Szydło, ale też prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
 

– Mam nadzieję, że za to bezprawie w końcu ktoś zostanie pociągnięty do odpowiedzialności i stanie przed Trybunałem Stanu w przyszłości za łamanie konstytucji – mówił bez ogródek w Radiu ZET Włodzimierz Cimoszewicz.

Cimoszewicz: Trzeba spisywać te bezprawne czyny Szydło, Dudy…

Były premier komentował poczynania rządzących. Premier Beata Szydło zapowiedziała, że nie opublikuje wyroku TK, który orzekł, że PiS-owska nowelizacja ustawy o Trybunale jest niezgodna z konstytucją. Rządzący nazywają go „komunikatem”. Tymczasem zgodnie z konstytucją wyroki TK są ostateczne i rząd ma obowiązek ich publikacji. Ale prezes Jarosław Kaczyński już zapowiedział, że również kolejne wyroki TK nie będą uznawane.

– Nadchodzi chyba moment na jakąś obywatelską inicjatywę w postaci czegoś, co określiłbym jako obywatelski akt oskarżenia. Trzeba te bezprawne czyny spisywać w odniesieniu nie tylko do Dudy i Szydło, także w stosunku do Kaczyńskiego, który ponosi odpowiedzialność za sprawstwo kierownicze w stosunku do rozmaitych innych oficjeli, ministrów itd., którzy łamią prawo. Łamią prawo, to trzeba spisywać. O tym powinno wiedzieć społeczeństwo, o tym powinni wiedzieć ci ludzie. Oni powinni z góry wiedzieć, co ich czeka za parę lat, kiedy stracą władzę – mówił.

Cimoszewicz uważa, że premier Szydło może grozić Trybunał Stanu, ale odpowiedzialność poniesie i prezes Kaczyński. – Jemu nie Trybunał Stanu, ale bardzo możliwe, że sąd karny będzie groził – mówił.

„Duda może przyjąć ślubowanie od kogo chce, od stu przechodniów”

Cimoszewicz przypomniał, że wyroki TK są ostateczne, a ich publikacja to obowiązek szefowej rządu. Jak podkreślał, sytuacja jest oczywista „dla każdego przyzwoicie wykształconego prawnika z wyjątkiem dwóch doktorów nauk prawnych na szczytach władzy państwowej”.

– Kto, do licha, ma rację? Czy stu kilkudziesięciu sędziów sądów powszechnych, setki innych prawników, Komisja Wenecka, rozmaite autorytety międzynarodowe czy pan Duda z panem Kaczyńskim? – wskazywał.

Cimoszewicz stwierdził, że prezydent „może sobie przyjmować ślubowanie, od kogo chce, może wyjść na ulicę i przyjąć ślubowanie od stu przechodniów, to nie czyni z tych przechodniów nikogo o szczególnym statusie”. – Albo on to zrozumie, co mu mówi tysiąc prawników, i przyjmie do wiadomości, że nie zjadł wszystkich rozumów, albo naraża się naprawdę na odpowiedzialność konstytucyjną i prawną w przyszłości – mówił.

Podejrzenia, dwuznaczności, fałszywe oskarżenia… „Kaczyński smrodzi”

Monika Olejnik pytała też Cimoszewicza o słowa Kaczyńskiego dla „Rzeczpospolitej”. Prezes PiS stwierdził, że „dziś na szczytach polskich hierarchii zamożności są ludzie, którzy zdaje się w 80 proc. byli współpracownikami służb bezpieczeństwa”.

– To uwaga typowa dla Kaczyńskiego, czyli taki smrodek, taka insynuacja bez konkretów – ocenił. I zaapelował do prezesa PiS, by podał te nazwiska, jeśli rzeczywiście je zna.

– Niech się nie chowa tchórzliwie za takimi ogólnikowymi, enigmatycznymi stwierdzeniami. Niech będzie gotów pójść do sądu i bronić prawdy swoich słów. W przeciwnym razie tylko smrodzi, wprowadza tego typu atmosferę podejrzeń, dwuznaczności, fałszywych oskarżeń – kontynuował Cimoszewicz.

„Niech Macierewicz przeprosi, że od lat bałamuci połowę społeczeństwa”

Były premier komentował też powołanie specjalnych podkomisji w Ministerstwie Obrony i zespołu prokuratorów mających na nowo zbadać katastrofę smoleńską. PiS od lat podważa oficjalne ustalenia specjalistów, mówiąc, że na pokładzie prezydenckiego tupolewa doszło do wybuchu.

– Niech oni pokażą dowody materialne. Przecież z tego samolotu, z tego wraku pobrano setki próbek. Tam muszą być ślady tego materiału wybuchowego, który nawet jak eksploduje, to nie znika bez śladów. Te ślady tam muszą być. Niech to pokażą – zaapelował Cimoszewicz.

I zaproponował, by pokazali dowody zagranicznym ekspertom, którzy to potwierdzą. – A jak tego nie udowodnią, to niech zje swój język i przeprosi wszystkich za to, że bałamuci połowę polskiego społeczeństwa od wielu lat.

Zobacz także

cimoszewiczKaczyńskiemu

wyborcza.pl

 

Michnik do Kiszczaka: „To nie ja dziś jestem więziony – to Polska”. Publikujemy list z 1983 r., którego oryginał można od dziś przeczytać w archiwum IPN

Adam Michnik, 23.03.2016

Adam Michnik w latach szesćdziesiątych

Adam Michnik w latach szesćdziesiątych (FOT. ANDRZEJ FRISZKE)

List ten został wysłany przez Adama Michnika z aresztu śledczego do ministra spraw wewnętrznych gen. Czesława Kiszczaka oficjalną pocztą więzienną 12 grudnia 1983. Od dziś w IPN można przeczytać jego oryginał – znajdował się w dokumentach w domu byłego szefa komunistycznego MSW
 

Treść listu nie jest tajemnicą od 33 lat, bo natychmiast po wysłaniu go przez Adama Michnika zamieścił go też podziemny „Tygodnik Mazowsze”, a wkrótce wydrukowała podziemna oficyna CDN. Potem był wiele razy przytaczany, „Wyborcza” opublikowała go ostatni raz w 2009 r.

Warszawa, 11 grudnia 1983 r.

Adam Michnik, s. Ozjasza

Warszawa, ul. Rakowiecka 37; areszt śledczy

Ob. minister spraw wewnętrznych

gen. Czesław Kiszczak

Motto: Odebrałem pismo Waćpana, Mości Panie Rzewuski, nad którym długo myślałem, co ono ma znaczyć, i czyli mam na nie odpowiedzieć. Człowiek poczciwy nie skrywa swych myśli, wzgarda dla podłych jest jego prawidłem; tak i ja dziś z Waćpanem postąpię… Jako obywatel nie mogę usłuchać rady Waćpana, która pod pozorem wolności, upstrzonej licznymi błędami, wsparta jest obcą przemocą. Ci, którzy śmieli dla ich dumy i własnej miłości zaprzedać krew współziomków swoich, są ohydą narodu i zdrajcami ojczyzny. Takie są moje sentymenta…

(Z listu księcia Józefa Poniatowskiego do hetmana Seweryna Rzewuskiego, targowiczanina)

I. Na początku listopada, pełen obrzydzenia dla postępków funkcjonariuszy Pańskiego resortu, wysłałem do Pana skargę. W swym liście zwróciłem uwagę na niski charakter takich poczynań: zabranie z celi książek, które posiadałem za zgodą prokuratora, pozbawienie mnie dodatkowego spaceru zaleconego przez lekarza czy pogróżki inspirowane jakimiś audycjami w zachodnich radiostacjach. Dla nikogo z więźniów Pawilonu III Śledczego nie jest sekretem, że akcjami represyjnymi kierują tu funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Ich nazwiska też nie są żadną tajemnicą, tak jak i nazwisko ich tutejszego szefa, płk. Tamborskiego z MSW. Odwołałem się w swoim piśmie do obowiązującego ludzi cywilizowanych nakazu honoru, który zabrania znęcać się nad uwięzionym i bezbronnym przeciwnikiem politycznym.

Poprosiłem następnie odwiedzającą mnie osobę, by sprawdziła u Pana, czy mój list doszedł. Ku memu zdziwieniu zakomunikował jej Pan o swej niemożności ukrócenia poczynań podległych sobie funkcjonariuszy. W przedmiocie zwrócenia mi do celi książek okazał się Pan niekompetentny. Starczyło natomiast Panu kompetencji, by złożyć mi dość osobliwą propozycję. Brzmiała ona: albo najbliższe święta spędzę na Lazurowym Wybrzeżu, albo też czeka mnie proces i wiele lat więzienia. Zapewnił Pan zarazem, że po procesie, gdy „władza przełknie tę żabę”, o wyjeździe nie będzie mogło być już mowy. W ten sposób dowiedziałem się, że ministrowi spraw wewnętrznych w PRL trudniej pohamować nadgorliwych w dokuczliwości funkcjonariuszy SB, niż odgadnąć wyrok sądu wojskowego i szeroką dłonią ofiarować wczasy na Lazurowym Wybrzeżu.

Ma Pan duszę jak step ukraiński, Panie Generale! Tytułem rewanżu ofiaruję Panu przeto, śladem pana Zagłoby podążając, tron w Niderlandach! „Monarcha Niderlandów, król Kiszczak I” – czy nie znajduje Pan urody w tym sformułowaniu?

II. Kiedy z początkiem listopada przeczytałem w „Trybunie Ludu” wypowiedź Jerzego Urbana o tym, że mogę uzyskać wolność kosztem opuszczenia Polski, potraktowałem to jako kolejny żart tego skądinąd utalentowanego felietonisty, któremu wyrządzono tak ogromną krzywdę nominacją na stanowisko rzecznika rządu PRL. Rządowi gen. Wojciecha Jaruzelskiego minister Urban wielkich szkód może i nie przysporzył, bowiem temu rządowi trudno jeszcze bardziej popsuć opinię w kraju i za granicą. Jednak wyrządził ich niemało samemu sobie, kiedy to dowcipy ze „Szpilek” zaczął przedstawiać jako opinie zasługujące na poważne traktowanie.

Nie dalej jak miesiąc wcześniej, początkiem października, Jerzy Urban zapewnił opinię publiczną, że więźniowie polityczni „odbywają karę w wydzielonych pomieszczeniach i nie przebywają razem z kryminalistami”. Proszę sobie wyobrazić, że potraktowałem – o święta naiwności! – tę wypowiedź poważnie i zażądałem umieszczenia mnie we wspólnej celi z więźniem politycznym, bowiem przebywałem z więźniami kryminalnymi. Wszelako naczelnik aresztu mjr Andrzej Nowacki, a potem szef sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego płk Władysław Monarcha uświadomili mnie, że Urban plecie jak Piekarski na mękach i nie zna obowiązujących przepisów.

Od tego czasu czytam oświadczenia rzecznika rządu gen. Jaruzelskiego wyłącznie w konwencji satyrycznych humoresek i nieraz się dobrze nimi bawię (polecam Pańskiej uwadze – jako szczególnie śmieszne – wypowiedzi rzecznika na temat Lecha Wałęsy). W tej też konwencji odczytałem jego wypowiedź o możliwości kupienia sobie wolności przez wyjazd za granicę. Pańska oferta spędzenia świąt na Lazurowym Wybrzeżu kazała mi jednak ponownie przemyśleć, co oznaczają te dziwaczne wypowiedzi.

III. Piszę ten list wyłącznie we własnym imieniu, ale mam podstawy, by sądzić, że podobnie rozumują tysiące ludzi w Polsce.

Doszedłem do przekonania, że składając mi propozycję opuszczenia Polski:

1) przyznaje Pan, że nie uczyniłem nic takiego, co by upoważniało praworządny urząd prokuratorski do formułowania zarzutów o „przygotowaniu do obalenia ustroju siłą” lub „osłabiania mocy obronnej państwa”, zaś praworządny sąd do orzekania wyroku skazującego. Podzielam ten pogląd;

2) przyznaje Pan, że wyrok jest już ustalony na długo przed rozpoczęciem procesu. Podzielam ten pogląd;

3) przyznaje Pan, że akt oskarżenia sformułowany przez dyspozycyjnego prokuratora i wyrok skazujący, orzeczony przez dyspozycyjnych sędziów, będą na tyle nonsensowne, że nikogo w błąd nie wprowadzą, skazanym przyniosą chwałę, a skazującym i ich dysponentom – hańbę. Podzielam ten pogląd;

4) przyznaje Pan, że celem toczącego się postępowania karnego nie jest zadośćuczynienie prawu, lecz pozbycie się przez elitę władzy kłopotliwych oponentów. Podzielam ten pogląd.

Na tym wszakże kończy się zgodność naszych opinii. Uważam bowiem, że:

1) aby tak jawnie przyznać się do deptania prawa, trzeba być durniem;

2) aby będąc więziennym nadzorcą, proponować człowiekowi więzionemu od dwóch lat Lazurowe Wybrzeże w zamian za moralne samobójstwo, trzeba być świnią;

3) aby wierzyć, że ja mógłbym taką propozycję przyjąć, trzeba wyobrażać sobie każdego człowieka na podobieństwo policyjnego szpicla.

IV. Wiem dobrze, Panie Generale, do czego wam nasz wyjazd jest potrzebny. Do tego, by nas ze zdwojoną siłą opluskwiać w swoich gazetach jako ludzi, którzy ujawnili wreszcie swe prawdziwe oblicze; którzy przedtem wykonywali cudze dyrektywy, a teraz połasili się na kapitalistyczne luksusy. Do tego, by zademonstrować światu, że wy jesteście szlachetnymi liberałami, a my szmatami bez charakteru. Do tego, by móc Polakom powiedzieć: „Patrzcie, nawet oni skapitulowali, nawet oni stracili wiarę w demokratyczną i wolną Polskę”. Do tego – przede wszystkim – by poprawić swój wizerunek we własnych oczach; by móc z ulgą odetchnąć: „Oni wcale nie są lepsi ode mnie”.

Bo was niepokoi sam fakt istnienia ludzi, którym myśl o Polsce nie kojarzy się z ministerialnym stołkiem, a z więzienną celą; ludzi, którzy przedkładają święta w areszcie śledczym nad ferie na Lazurowym Wybrzeżu. Wy nie wierzycie w istnienie takich ludzi. Dlatego w swym ostatnim sejmowym przemówieniu osiągnął Pan w obelżywości oskarżeń poziom polskiego klasyka tego gatunku – Stanisława Radkiewicza. Dlatego mówicie nawet między sobą, że my albo jesteśmy wielkimi spryciarzami (bo otrzymujemy instrukcje i pieniądze od wywiadu amerykańskiego), albo też wielkimi głupcami – „fanatykami” (bo wolimy siedzieć w więzieniu, niż spacerować po paryskich bulwarach). Przecież nikt z was nie wahałby się ani przez chwilę, mając taki wybór!

Wy nie umiecie o nas myśleć inaczej, bowiem myśląc inaczej, musielibyście – choćby w jednym błysku chwili – odgadnąć prawdę o sobie samych. Tę prawdę, że jesteście mściwymi i pozbawionymi honoru świntuchami. Tę prawdę, że jeśli nawet kiedyś było w waszych sercach troszkę przyzwoitości, to dawno pogrzebaliście te uczucia w brutalnej i brudnej grze o władzę, jaką toczycie między sobą. Dlatego, sami złajdaczeni, chcecie nas ściągnąć do swego poziomu.

Otóż nie! Tej przyjemności wam nie dostarczę. Nie znam przyszłości i wcale nie wiem, czy dane mi będzie dożyć zwycięstwa prawdy nad kłamstwem, a „Solidarności” nad obecną antyrobotniczą dyktaturą. Rzecz w tym wszakże, Panie Generale, że dla mnie wartość naszej walki tkwi nie w szansach jej zwycięstwa, ale w wartości sprawy, w imię której tę walkę podjęliśmy. Niech ten mój gest odmowy będzie maleńką cegiełką budującą honor i godność w tym co dzień unieszczęśliwianym przez was kraju. Niech będzie policzkiem dla was, handlarzy cudzą wolnością!

V. Dla mnie, Panie Generale, więzienie nie jest żadną szczególnie dotkliwą karą. Tamtej grudniowej nocy to nie ja zostałem proskrybowany – to wolność. To nie ja dziś jestem więziony – to Polska.

Dla mnie, Panie Generale, karą byłoby, gdybym musiał na Pańskie polecenie szpiclować, machać pałką, strzelać do robotników, przesłuchiwać uwięzionych i wydawać haniebne wyroki skazujące. Szczęśliwy jestem, że znalazłem się po właściwej stronie – wśród ofiar, a nie wśród oprawców. Ale gdyby Pan to rozumiał, nie składałby mi Pan propozycji tyleż niemądrych, co niegodziwych.

W życiu każdego człowieka uczciwego, Panie Generale, przychodzi taki trudny moment, kiedy za proste stwierdzenie faktu: „to jest czarne, a to jest białe” trzeba drogo płacić. Może to być cena życia płacona na stokach Cytadeli, za drutami Sachsenhausen, za kratami Mokotowa. W takiej chwili, Panie Generale, dla uczciwego człowieka problemem naczelnym nie jest, by wiedzieć, jaką cenę przyjdzie mu zapłacić, lecz wiedzieć, czy białe jest białym, a czarne – czarnym.

Aby to wiedzieć, trzeba chronić sumienie. Trawestując jednego z wielkich pisarzy naszego kontynentu, powiem tak: trzeba przede wszystkim, aby dowiedział się Pan, Panie Generale, co to jest sumienie ludzkie. Są dwie rzeczy na tym świecie – niechaj usłyszy Pan tę nowinę – z których jedna nazywa się Zło, druga Dobro. A oto objawienie dla Pana: kłamać i lżyć nie jest dobrze, dopuszczać się zdrady jest źle, więzić i mordować jest jeszcze gorzej. To nic, że to jest użyteczne. Tego nie wolno…

Tak, Panie Generale, tego nie wolno. Kto się przeciwstawia? Kto zezwala? Kto zabrania? Panie Generale, można być potężnym ministrem spraw wewnętrznych, można mieć za sobą potężne mocarstwo rozciągające swą władzę od Łaby po Władywostok, a pod sobą całą policję kraju, miliony szpiclów i miliony złotych na pistolety, armaty wodne i urządzenia podsłuchowe, płaszczących się służalców, pełzających donosicieli i żurnalistów; a tu ktoś niewidzialny, w ciemności, przechodzień, nieznajomy wyrasta przed Panem i mówi: „Nie zrobisz tego!”.

Oto sumienie.

VI. Zapewne list ten wyda się Panu kolejnym dowodem mojej głupoty. Jest Pan przyzwyczajony do uniżonych próśb, policyjnych raportów, szpiclowskich donosów. A tu człowiek, który jest w Pańskim ręku, któremu dokuczają Pańscy podwładni, oskarżają Pańscy prokuratorzy, a skazywać będą Pańscy sędziowie – mówi Panu o sumieniu.

Bezczelny, nieprawdaż?

Wszelako żadna Pańska reakcja nie jest w stanie mnie już zadziwić. Wiem, że za ten list zapłacę wysoką cenę, a Pańscy podwładni spróbują doprowadzić do mojej świadomości pełnię wiedzy o możliwościach więziennictwa w kraju budującym komunizm. Wiem wszakże i to, że obowiązuje mnie prawda.

Dlatego o nic Pana nie proszę. Tylko o jedno: niech się Pan zastanowi. Nie nad moim losem – ja może jakoś wytrzymam kolejne pomysły Pańskich pułkowników i majorów. Niech Pan się zastanowi nad sobą. Niech Pan przy wigilijnym stole pomyśli przez chwilę o tym, że będzie Pan rozliczony ze swych uczynków. Będzie Pan musiał odpowiedzieć za łamanie prawa. Skrzywdzeni i poniżeni wystawią Panu rachunek. To będzie groźna chwila.

Życzę Panu zachowania godności osobistej w takim momencie. I odwagi. Niech Pan nie tłumaczy się, jak Pańscy koledzy z poprzednich ekip, że Pan o niczym nie wiedział. Bo to nie wzbudza litości, tylko pogardę…

Sobie zaś życzę, abym – tak jak zdołałem w Otwocku dopomóc w uratowaniu życia kilku Pańskim podwładnym – umiał być na miejscu w samą porę, gdy Pan będzie zagrożony i zdołał także Panu dopomóc. Abym umiał raz jeszcze być po stronie ofiar, a nie wśród oprawców. Choćby potem nadal miał mnie Pan zamykać w więzieniu i nadal zdumiewać się moją głupotą.

Zobacz także

listMichnika

wyborcza.pl

 

ŚRODA, 23 MARCA 2016

Szydło: Europa nie panuje nad aktami terroru. Terroryści zakpili sobie z porozumienia UE-Turcja

11:49
szydlo1aac

Szydło: Europa nie panuje nad tymi atakami. Terroryści zakpili sobie z porozumienia UE-Turcja.

Jak mówiła premier Szydło na konferencji „Wsparcie Społeczeństwa Obywatelskiego w Polsce – Nowe Otwarcie” w KPRM:

„To co wydarzyło się wczoraj w Brukseli, jest aktem terroru, ale też musimy jasno powiedzieć sobie: Europa nie panuje nad tymi aktami. Europa nie potrafi sobie poradzić z tym ogromnym kryzysem. Kiedy w piątek skończył się szczyt w Brukseli, przywódcy europejscy rozjeżdżali się do swoich stolic w przekonaniu, że wypracowali dobry kompromis, że znaleźli rozwiązanie kryzysu, bo udało się wypracować porozumienie z Turcją. Terroryści zakpili sobie po kilku dniach z tego porozumienia, pokazali Europie, że kolejne deklaracje, dokumenty, niewiele znaczą wobec tego co oni zamierzają robić”

Jak dodała:

Piękną rzeczą są gesty, łączenie się w solidarności. Europa dziś płacze. My dziś potrzebujemy przede wszystkim skutecznych działań, tej solidarności, która przekłada się w konkretne działania, jeżeli chcemy sobie poradzić z tym bezmiarem terroryzmu. Same gesty nie wystarczą. Być może trzeba wreszcie uderzyć pięścią w stół i powiedzieć: dość terroryzmowi. Bo zagrożone są nasze dzieci, zagrożone są nasze państwa. Bo wszyscy zaczynamy się bać. Europa nie może się bać. Musimy powiedzieć dość”.

szydłoEuropa

10:55

Kuchciński zapowiada powołanie zespołu ekspertów, który miałby wypracować szerokie i szybkie porozumienie ws. TK

Jako marszałek Sejmu, sprawującego władzę ustawodawczą, stwierdzam, że prawa Sejmu zostały naruszone poprzez zlekceważenie przez TK ustawy – pisze Marek Kuchciński w oświadczeniu ws. konfliktu politycznego-prawnego powstałego wokół Trybunału Konstytucyjnego.

Marszałek Sejmu argumentuje, że niedopuszczalne jest, by Trybunał przed wydaniem orzeczenia przyjął, że obowiązującej ustawy nie będzie. Według marszałka, tak się stało, czego efektem jest narastanie napięcia politycznego wokół Trybunału Konstytucyjnego.

Nikt w Polsce, nawet Trybunał Konstytucyjny, nie może stawiać się ponad prawem. Sejm już raz podjął próbę naprawy tej sytuacji, przyjmując stosowne uchwały oraz dokonując zmiany ustawy o TK. Wysiłki te nie przyniosły spodziewanych efektów w sferze politycznej – pisze Kuchciński.

Marszałek zapowiada powołanie w najbliższym czasie zespołu ekspertów, który całościowo zajmie się problematyką Trybunału, wykorzystując w swej pracy stanowiska i opinie różnych podmiotów wypowiadających się w tej kwestii. Zespół ten miałby wypracować rozwiązania, które mogłyby służyć osiągnięciu możliwie szerokiego i szybkiego porozumienia politycznego.

kuchinski2303

kuchcinski2303_2

300polityka.pl

Marszałek sejmu stwierdza, że prezes TK naruszył Konstytucję.

maciejPawlicki

ŚRODA, 23 MARCA 2016

Schetyna: Instytucje mające dbać o bezpieczeństwo nie są stabilne, coś się zmieniło po wyborach

09:03
Schet

Schetyna: Instytucje mające dbać o bezpieczeństwo nie są stabilne, coś się zmieniło po wyborach

– Sytuacja w BOR, niewybranie Komendanta Głównego Policji… To pokazuje, że coś się zmieniło po 25 października. Niektóre instytucje mające dbać o bezpieczeństwo nie są stabilne – stwierdził w Politycznym Graffiti Polsat News Grzegorz Schetyna.

Jak dodawał szef PO:

„Zmiany kadrowe, czystki, wprowadzanie ludzi bez doświadczeń, mają od razu wpływ na błędy i zaniechania, problemy, które się tworzą”

Schetyna przyznał też, iż ustawa terrorystyczna nie jest potrzebna, a bardziej istotne jest „sięgnięcie po doświadczenie”.

08:41

Ziobro: TK w Polsce kwestionował rozwiązania w zakresie uprawnień służb

Jak mówił w Salonie politycznym Trójki Zbigniew Ziobro:

„Państwo nie powinno reagować tak,  jak polski Trybunał Konstytucyjny, kwestionując rozwiązania w zakresie uprawnień służb specjalnych, które osłabiają aparat państwa odpowiedzialny za bezpieczeństwo. Jesteśmy bezpieczni wtedy i tylko wtedy, gdy służby mają możliwość dotarcia do danych i wyprzedzenia terrorystów. Teraz belgijscy funkcjonariusze twierdzą, że nie mają zębów. Tam w zeszłym roku belgijski TK ograniczył w istotny sposób możliwości zbierania danych”

Jak dodał:

„Wyrok polskiego TK spowodował, że nie można stosować podsłuchów dłużej niż 18 miesięcy. Przecież niektórzy przedstawiciele ISIS czy środowisk radykalnych to tzw. śpiochy. Przez długie miesiące nie są aktywni, potem 18 miesięcy mija i służby przestają ich podsłuchiwać. A jeśli później jest polecenie centrali [o przeprowadzeniu zamachu] to polskie służby tego nie wiedzą”

08:35
ziobro

Ziobro o Rzeplińskim: Popadł w histerię, jest niestabilny emocjonalnie. To kompromitacja tego człowieka

Jak mówił dziś minister sprawiedliwości w radiowej Trójce o prezesie Trybunału Konstytucyjnego:

„Pomyłką było, że ten człowiek został prezesem sądu konstytucyjnego. Wypowiedzi prezesa Rzeplińskiego są skrajnie histeryczne, pokazują jego niestabilność emocjonalną. To człowiek, który opowiada teorie spiskowe, że ktoś chce go zamordować. To jest kompromitacja tego człowieka. Sugeruje, że co? Że tu działa jakaś nazistowska grupa, która czeka, żeby go na polecenie Zbigniewa Ziobry zlikwidować? On popada w histerię, jest człowiekiem histerycznym albo skrajnie cynicznym”

300polityka.pl

Minister Ziobro atakuje prezesa Rzeplińskiego: Pomyłką było, że ten człowiek w ogóle trafił do sądu konstytucyjnego

kospa, 23.03.2016

Zbigniew Ziobro

Zbigniew Ziobro (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

– To jest człowiek, który w tej chwili opowiada już teorie spiskowe, sugeruje, że ktoś być może chce go zamordować. Do tego to zmierza. Przecież to jest kompromitacja tego człowieka – mówił o prezesie Trybunału Konstytucyjnego Andrzeju Rzeplińskim w radiowej „Trójce” minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
 

Zbigniew Ziobro już w dniu ogłoszenia wyroku Trybunału Konstytucyjnego stwierdził, że „nie ma żadnej mocy prawnej, nie jest wiążący”, bo wydany nie na rozprawie, a podczas „spotkania sędziów”. W środę TK nazwał „quasi-trybubunałem”, „czymś, co oni nazywają trybunałem”, „czymś na wzór trybunału, co ma przypominać trybunał”.

– Nie wolno działać Trybunałowi na podstawie jakiegoś nowego prawa, które sam sobie uchwali – mówił. – To nie będzie Trybunał w rozumieniu konstytucji.

I dodał: – Musi się również liczyć z konsekwencjami prawnymi. Myślę, że te osoby, które w ten sposób postępują, wiedzą, co robią.

Minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednym zaatakował też prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego.

– Pomyłką było, że ten człowiek w ogóle trafił do sądu konstytucyjnego. To jest jedna z kolejnych wypowiedzi jakaś skrajnie histeryczna, pokazująca jego niestabilność emocjonalną. To jest człowiek, który w tej chwili opowiada już teorie spiskowe, sugeruje, że ktoś być może chce go zamordować. Do tego to zmierza. Przecież to jest kompromitacja tego człowieka – mówił.

– Wstydziłby się takich słów jako profesor, prezes TK. To całkowicie obnaża jego osobowość, jego brak przygotowania, brak kwalifikacji też moralnych – kontynuował. – On popada w histerię – uznał Ziobro, dla którego prezes TK jest albo „człowiekiem histerycznym”, albo „skrajnie cynicznym”.

Zobacz także

ziobroSzarżuje

wyborcza.pl

 

Wiosenne porządki w Ministerstwie Kultury. Audyt to preludium do zwolnień?

Milena Rachid Chehab, 23.03.2016

Audytorzy dopytywali pracowników Instytutu Adama Mickiewicza o akcję

Audytorzy dopytywali pracowników Instytutu Adama Mickiewicza o akcję „Pożegnanie z tęczą”. W jej ramach na pl. Zbawiciela stanął fotomat. Chętni mogli sobie zrobić ostatnie zdjęcie z Tęczą (FOT. KUBA ATYS)

Minister kultury Piotr Gliński powierzył audyt resortu i instytucji mu podległych – m.in. Instytutu Książki, NInA, NCK-u – Fundacji Republikańskiej. Czy odsunie ona „grupy interesu przyssane do instytucji państwa polskiego”?
 

Dyrektor Instytutu Książki Grzegorz Gauden jest prawdopodobnie pierwszy na liście szefów instytucji kulturalnych do zwolnienia. W tekście „Wielka afera po kontroli” zasugerował to portal Niezależna.pl. Odniósł się on do przeprowadzonej na wniosek poprzedniej minister kultury kontroli, której wyniki MKiDN opublikowało… pół roku temu.

Kontrola zarzucała Instytutowi przekroczenie limitów na wynagrodzenia w 2014 r. o prawie 590 tys. zł (7,5 proc. budżetu na ten cel), a także m.in. przyznawanie premii i nagród na podstawie korespondencji e-mailowej, wypłacanie dodatków doktoranckiego oraz za znajomość języków obcych (nie obowiązują od 2009 r. – IK wycofało się już z ich przyznawania). Zauważyło też kilka uchybień w dokumentach (np. brak czterech dat na rachunkach).

Dziś Grzegorz Gauden tłumaczy, że oskarżanie go o nadużycia jest bezpodstawne. – Przekroczyłem limit, inaczej podzieliłem przyznane pieniądze, ale nikt nie zarzucił mi braku celowości wydania tych środków. W międzyczasie bowiem dostałem z ministerstwa ponad 20 dodatkowych zadań do wykonania, np. szkolenia dla bibliotekarzy i dyskusyjnych klubów książki, sfinansowanie biografii Herberta, nieplanowany wcześniej udział w targach książki w New Delhi. Ruszył Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa, również nieujęty wcześniej w budżecie wynagrodzeń. Żeby zrealizować te zadania, musiałem zatrudnić dodatkowych ludzi – mówi Gauden.

Kto potrzebuje tłumaczeń

Od kwietnia 2015 r. IK gościł kontrolerów i audytorów jeszcze dwukrotnie. Z naszych informacji wynika, że po wizycie grudniowo-styczniowej resort ma zastrzeżenia do sposobu prowadzenia programu translatorskiego, czyli dofinansowywania przekładów polskiej literatury. Kontrolerom nie spodobało się (choć tak to działa od początku istnienia programu; dotąd urzędnicy nie mieli zastrzeżeń) tworzenie na koniec roku rezerw na umowy z wydawcami zagranicznymi na przekłady i wydanie polskich książek.

Rezerwy tworzone były z dotacji podstawowej (nie z dotacji celowych), a kontrolerzy uważają, że pieniądze powinny być wydawane w jednym roku budżetowym. – Jeśli ministerstwo wprowadzi tę zasadę, będzie to koniec programu translatorskiego. Trudno będzie bowiem znaleźć wydawców, którzy podejmą się przygotowania tłumaczenia i wydania książki w tak krótkim czasie. Jeśli chce się to zrobić dobrze, potrzeba na to około dwóch lat – mówi Gauden.

Dziś IK żyje kolejną kontrolą, a właściwie audytem. Na czym polega różnica? Kontrola odbywa się w myśl zapisów ustawy o kontroli w administracji rządowej (np. władze instytucji przed ogłoszeniem wyników mają prawo odnieść się do zarzutów), audyt nie nakłada takich obostrzeń.

Minister Gliński cywilizuje

Zapowiadany przez ministra Piotra Glińskiego od stycznia, a zlecony w lutym audyt ma szeroki zakres. Obejmuje samo ministerstwo oraz sześć podległych mu instytucji: IK, Narodowe Centrum Kultury, Instytut Adama Mickiewicza, Filmotekę Narodową, Narodowy Instytut Audiowizualny, a także Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.

Jak mówią „Wyborczej” przedstawiciele resortu, kontrolerzy zwracają uwagę przede wszystkim na strukturę zatrudnienia, legalność i efektywność wydatków oraz przestrzeganie procedur. Na początku stycznia minister Gliński tłumaczył, że audyt jest częścią „odcinania głów hydrze”. „Staramy się ucywilizować nasz kraj, odsuwamy ludzi, którzy decydowali o kształcie Polski przed wyborami i stracili mandat” – mówił „Naszemu Dziennikowi”.

Podobne audyty jak w Ministerstwie Kultury odbyły się lub odbywają w większości resortów. Przeważnie „raporty otwarcia” piszą biura kontrolno-audytowe podległe bezpośrednio ministrowi – tak było w resortach rolnictwa, środowiska, obrony narodowej. Ministerstwo Cyfryzacji do kontroli ePUAP-u zaprosiło Centralny Ośrodek Informatyki, a minister sprawiedliwości stworzył komitet audytowy, do którego zaprosił dwóch podległych mu urzędników oraz trzech ekspertów prawa z UW i UJ.

Tymczasem minister kultury wyjaśnia „Wyborczej”, że podległe mu Biuro Audytu Wewnętrznego i Kontroli „nie dysponuje odpowiednim potencjałem do realizacji tej usługi”. Dlatego zatrudnił Fundację Republikańską. Jak tłumaczy rzeczniczka MKiDN, w ten sposób zapewniony jest „obiektywizm ustaleń oraz pozyskanie specjalistycznych kompetencji w dziedzinie zarządzania”.

Eksperci lubiący PiS

Z naszych informacji wynika, że Fundacja Republikańska nie ma wielkiego doświadczenia w przeprowadzaniu takich bilansów. Jest think tankiem odwołującym się do idei państwa jako dobra wspólnego oraz do kształtowania się instytucji polskich i europejskich w duchu chrześcijańskiej koncepcji człowieka. Słynie z rokrocznych raportów – map wydatków państwa, skupia ponad stu ekspertów z różnych dziedzin.

Fundacja deklaruje apolityczność, ale podczas ostatniej kampanii parlamentarnej jej eksperci licznie uczestniczyli w konwencjach wyborczych PiS-u. Założycielami Fundacji byli m.in. Przemysław Wipler (w przeszłości poseł klubu PiS, dziś w partii KORWiN), prawnik i szef firmy PR Marek Wróbel (dzisiejszy prezes FR) oraz Henryk Baranowski (przez chwilę wiceminister skarbu w obecnym rządzie). Szefem jej centrum analiz był Krzysztof Bosak – dawny szef Młodzieży Wszechpolskiej i poseł LPR.

Ministerstwo Kultury pytania o kryteria wyboru FR zbywa stwierdzeniem, że nie musiało się stosować do przepisów ustawy o zamówieniach publicznych, bo płaci za audyt mniej niż równowartość 30 tys. euro. Zapewnia, że przeprowadziło rozpoznanie rynku, ale nie precyzuje, jakie inne oferty brało pod uwagę.

Audyt i korekta

Pracownicy kontrolowanych instytucji kompetencje kontrolerów ocenili dobrze. Wylegitymowali się oni odpowiednimi certyfikatami, zadawali merytoryczne pytania (szefowie części instytucji zezwolili na komunikację jedynie na piśmie), sprawiali wrażenie obeznanych z kwestiami prawnymi w umowach.

– IAM nie obawia się żadnych kontroli, bo jesteśmy jedną z niewielu instytucji, która ma certyfikat ISO, co nakłada na nas duże rygory transparentności zarządzania – komentuje Paweł Potoroczyn, dyrektor IAM. – Jesteśmy też regularnie audytowani przez biegłego rewidenta, kontrolerów z NIK i Ministerstwa Kultury.

Rozmówcy „Wyborczej” z instytucji kultury podkreślają, że są przyzwyczajeni do regularnych wizyt pracowników Biura Audytu Wewnętrznego i Kontroli oraz NIK-u (dotąd do żadnej z instytucji podlegających audytowi nie było poważniejszych zastrzeżeń, a oceny były pozytywne). Nie mają jednak złudzeń, że audyt MKiDN jest częścią zapowiadanej przez ministra Glińskiego „korekty w kulturze”, czyli „odsuwania grup interesu przyssanych do wszystkich instytucji państwa polskiego”.

Przyznają, że pytań o zabarwieniu politycznym nie dostawali od audytorów prawie wcale, ale jeśli padały, jasno wskazywały kierunek zmian. Pracownicy Instytutu Adama Mickiewicza mieli za zadanie wytłumaczyć się z urządzenia imprezy „Pożegnanie z tęczą” (stojąca do niedawna na warszawskim pl. Zbawiciela instalacja Julity Wójcik powstała na zamówienie IAM i promowała naszą kulturę w Brukseli podczas polskiej prezydencji), na którą pod koniec sierpnia wydali poniżej 10 tys. zł.

W IK wypytywano o dotacje na tłumaczenia polskich książek, o które występowali zagraniczni wydawcy. Szczególne zainteresowanie wzbudziła zasadność tłumaczenia „Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk, książek Andrzeja Stasiuka orazantologii „Przeciw antysemityzmowi”, do której teksty z lat 1936-2009 wybrał i przygotował Adam Michnik.

Audyt ma się zakończyć w czwartek. Jeszcze nie wiadomo, kiedy i w jaki sposób o jego efektach dowie się opinia publiczna i pracownicy kontrolowanych instytucji.

Zobacz także

oecd
ministerGliński

wyborcza.pl

komuPomagają

Życiowa misja Cenckiewicza

Dominika Wielowieyska, 23.03.2016

Sławomir Cenckiewicz, historyk wymieniany wśród kandydatów na szefa IPN, obecnie dyrektor Centralnego Archiwum Wojskowego

Sławomir Cenckiewicz, historyk wymieniany wśród kandydatów na szefa IPN, obecnie dyrektor Centralnego Archiwum Wojskowego (%Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta)

Dlaczego ludzie, którzy krytykowali prezydenturę Lecha Wałęsy, dziś noszą plakietki z napisem „Solidarni z Lechem”? Dlaczego bronią Wałęsy, choć on sam w latach 90. niektórych swoich dawnych towarzyszy nie oszczędzał? Dlaczego bronią go, choć w jego życiorysie w 1970 r. wydarzyło się coś niedobrego w kontaktach ze Służbą Bezpieczeństwa (sam to przyznawał) i można się tylko spierać o okoliczności czy rozmiar jego winy?
 

Jeśli ktoś tego nie rozumiał, to dziś ma kolejną okazję, by pojąć, na czym polega ten fenomen. To wyjaśnienie podsuwa Sławomir Cenckiewicz, który na celownik wziął nieślubnego, nieżyjącego, rzekomego syna Wałęsy.

Cenckiewicz, historyk wymieniany wśród kandydatów na szefa IPN, obecnie dyrektor Centralnego Archiwum Wojskowego (za pierwszego rządu PiS z Antonim Macierewiczem likwidował WSI), oskarżał Wałęsę o to, że z SB współpracował jeszcze przed tragicznymi wydarzeniami w1970 r. Po przeczytaniu akt z szafy Kiszczaka wycofał się z tego. Nadal jednak twierdzi, że Wałęsa nie wyzwolił się ze szponów SB także po 1976 r., choć archiwa służb mówią coś zupełnie innego.

Teraz ogłosił, że z pomocą bp. Wiesława Meringa odnowił grób chłopca Grzesia Lewandowskiego.

O Grzesiu w swojej książce o Wałęsie napisał młody historyk związany niegdyś z PiS – Paweł Zyzak. Na podstawie plotek stwierdził, że to nieślubne dziecko Wałęsy z czasów kawalerskich. Chłopczyk w wieku czterech lat się utopił. Wałęsa doniesienia Zyzaka uznał za kłamstwa.

Informację na temat odnowionego grobu wybił portal wPolityce.pl. „Kochani! Grześ Lewandowski ma swoje imię na własnym grobie! Na zawsze! Po latach prób dosłownego wbicia go w ziemię i wymazania z kart dziejów tylko dlatego, że jest synem Wałęsy!” – napisał Cenckiewicz. To, że ktoś zadbał o grób chłopca – cieszy niezależnie od tego, kim on jest. Ale przecież nie o tego chłopca chodzi, ale jedynie o to, by z inkwizycyjną zaciekłością pognębić Wałęsę, co zdaje się celem nadrzędnym i życiową misją Cenckiewicza.

Tak, tu nie chodzi tylko o to, że Wałęsa, być może złamany w 1970 r., zerwał się SB z postronka, odkupił swoje winy, stanął na czele ruchu społecznego, który doprowadził do końca komunizmu. Ani nie o to, że w sprawie dokumentów z szafy gen. Kiszczaka obciążających lidera „S” trwa w IPN śledztwo i trzeba poczekać na jego wynik.

Zwykły odruch solidarności z Wałęsą jest wywołany konsekwentną i brutalną nagonką na niego, tu nawet sfera prywatna nie zostanie oszczędzona. IV RP nie zna litości. W każdym razie nie zna litości wobec osób, które uważa za wrogów, bo wobec swoich jest łaskawa, nawet jeśli w ich życiu także zdarzyły się niedobre kontakty z SB albo życiowe błędy.

Ile trzeba mieć w sobie jakobińskiego żaru, aby tak ścigać człowieka?

„Pan jest blisko, od Niedzieli Palmowej jest tuż-tuż! Prostujcie ścieżki Panu!” – napisał ten sam Sławomir Cenckiewicz na Facebooku.

PS Pewien zakonnik został w latach 80. oskarżony przez narkomankę o to, że jest ojcem jej dzieci. Okoliczności świadczyły przeciwko niemu. Został wydalony z zakonu. Niedawno się dowiedziałam, że po wielu latach badania genetyczne wykazały, iż to nie były jego dzieci. A on – znów jako duchowny – jest na misji w odległym kraju. „Prostujcie ścieżki Panu”.

Zobacz także

nowyCel

wyborcza.pl