Kaczyński, 02.11.2016

 

Nowoczesna w opozycji do opozycji

Nowoczesna w opozycji do opozycji

Zdiagnozowany stan państwa po roku rządów PiS jest nader trafny i ta ocena nie tylko jest własnością autorów Nowoczesnej, ale wielu piszących. PiS zepchnął Polskę w Unii Europejskiej w izolację, a wewnątrz kraju w inercję plemiennej nienawiści.
Lubnauer i Rabiej piszą: „Podsumowanie roku rządów PiS nie pozostawia wielu złudzeń. Rząd Beaty Szydło nie jest w stanie wdrożyć wiarygodnego planu rozwoju. Doprowadził do spadku zaufania do Polski w świecie. Zwiększył zadłużenie finansów publicznych i rozchwiał gospodarkę. Wstrząsnął podstawami państwa prawa i podzielił społeczeństwo. Gdzie nie spojrzeć – chaos, spory i niekompetencja”.

Po tym zdefiniowaniu przechodzą do konkluzji i w tym momencie waham się, bo autorzy uważają, że wchodzimy w erę post-Kaczyńskiego. Zgrabniej byłoby ująć: post-kaczystowską, post-pisowską, lecz nie w tym rzecz. Lubnauer i Rabiej uważają, iż zawiodły elity, ale nie oni jako elita, tylko uległy wyczerpaniu dotychczasowe elity, które rządziły. Nie wchodząc głęboko w ten postmodernizm polityczny, który nie jest żadnym novum, mam niejakie wątpliwości, bo powołują się na autorstwo politologiczne Rafała Matyi, acz cennego intelektualisty, to wystarczająco poobijanego przez samego Kaczyńskiego w poprzednim wydaniu IV RP lat 2005-07.

Niestety, po trafnej diagnozie mamy zaserwowaną rzadką konsystencję intelektualną, lecz w polityce niedopuszczalną, bo Lubnauer i Rabiej uważają, iż opozycja winna konkurować. Nie wiem, czy Kaczyński pije szampana, ale korki powinny strzelać przy Nowogrodzkiej na takie dictum Nowoczesnej. Lubnauer i Radbiej dają się złapać na stary lep mitologii politycznej zaczerpniętej z literatury, która wyszła z kręgu Matyi, na którego diagnozach zasadzają swoją strategię „konkurowania w opozycji”. Wówczas było królobójstwo zaczerpnięte z „Króla Leara”, dzisiaj odżyło w „bezkrólewiu”, bowiem post-kaczyzm to dalszy ciąg post-Króla Leara.

Otóż polityka świetnie opisywana jest w literaturze, ale literatura w polityce się nie sprawdza. Nie mamy bezkrólewia, bo Kaczyński nie narzeka na brak delfinów, wyznaczy takiego Brudzińskiego i otrzymamy jeszcze bardziej niebezpieczną jazdę po muldach.

Mogę się mylić, ale genezę tej nowej strategii Nowoczesnej, nazwanej dla niepoznaki „współkonkurowaniem w opozycji”, uznaję jako odpowiedź na Gabinet Cieni Platformy Obywatelskiej, którego skład ma zostać ogłoszony 16 listopada w rocznicę powołania rządu Beaty Szydło.

Po cholerę te piruety polityczno-literackie, bo już w tym tekście autorzy lądują zadkami na twardej powierzchni polityki. Zauważył to od razu Schetyna, który wskazał kierunek emocji dla bojowych autorów Nowoczesnej: „opozycja ma walczyć ze złą władzą”. Chciałbym, abyśmy mieli erę post-kaczystowską, ale patrzę na sondaże i nie widzę. Nie chciałbym z mojego umysłu robić kisielu, więc zamiast konkurować w opozycji, to – pod rozwagę dla Schetyny – może PO winna pomyśleć o stworzeniu Gabinetu Cieni wraz z Nowoczesną, a nawet dorzucić do tego grona Barbarę Nowacką.

Konkurujcie w odebraniu władzy PiS-owi, a nie między sobą, bo wróg mojego wroga jest przyjacielem. Przynamniej nie pomagajcie Kaczyńskiemu.

Waldemar Mystkowski

nowoczesna-opozycja

koduj24.pl

cwspdr1xyaaanbi

MON UKRYWA ZADOŚĆUCZYNIENIA ZA KATASTROFĘ SMOLEŃSKĄ

BIANKA MIKOŁAJEWSKA, 2 LISTOPADA 2016

Trzy miesiące czekaliśmy na odpowiedź Ministerstwa Obrony Narodowej w sprawie rekompensat wypłacanych rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej. Dostaliśmy ją, gdy skierowaliśmy sprawę do sądu i prokuratury. Niestety – resort przekazał nam niepełne i nieprawdziwe informacje

Pytania do MON wysłaliśmy 26 lipca br., czyli ponad trzy miesiące temu. Chcieliśmy wiedzieć m.in.: ile osób wystąpiło z wnioskami o rekompensaty za śmierć bliskich w katastrofie TU-154 oraz kto i jakiej kwoty żąda. Pytaliśmy również, w ilu sprawach wypłacono już pieniądze. Powoływaliśmy się na ustawę o dostępie do informacji publicznej, zgodnie z którą urzędy mają 14 dni na udzielenie odpowiedzi.

Po dwóch tygodniach ministerstwo poinformowało nas, że nasze „pytania znajdują się w realizacji”. Kilkakrotnie przypominaliśmy o nich urzędnikom. W końcu, 1 września, poinformowali nas, że nie dostaniemy odpowiedzi, dopóki MON nie zbada „statusu prawnego” OKO.press.

Sprawę skierowaliśmy wówczas do sądu administracyjnego (by zobowiązał MON do udzielenia nam odpowiedzi) oraz do prokuratury (by zbadała, czy Antoni Macierewicz, jako szef MON i urzędnicy resortu nie popełnili przestępstwa polegającego na nieudzieleniu informacji publicznej).

23.03.2016 Warszawa , Stadion PGE Narodowy . Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz (l) i jego rzecznik Bartlomiej Misiewicz (p) podczas briefingu prasowego przed lipcowym Szczytem NATO . Fot . Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
Przeczytaj też:

PROKURATURA SPRAWDZI, CZY MACIEREWICZ I MISIEWICZ POPEŁNILI PRZESTĘPSTWO

BIANKA MIKOŁAJEWSKA  3 PAŹDZIERNIKA 2016

„Pewna trudność” ministerstwa

W ubiegłym tygodniu, niemal równocześnie, otrzymaliśmy pismo, które MON przesłało do sądu w odpowiedzi na naszą skargę oraz e-mail z „odpowiedziami” na nasze pytania.

W piśmie do sądu prawniczka resortu tłumaczy, że „od kilku miesięcy trwają w MON zmiany kadrowe i organizacyjne. Zmiany te objęły również strukturę komórek organizacyjnych odpowiedzialnych za realizowanie wniosków o udostępnianie informacji publicznych.”

I wyjaśnia, że w związku z tymi zmianami „w urzędzie istniała pewna trudność z realizowaniem wpływających wniosków, w krótkim ustawowym terminie”.

Przekonuje również, że aby zgromadzić dane, o które wnioskowało OKO.press „należało zwrócić się do kilku podmiotów”. W rzeczywistości wszystkimi niezbędnymi informacjami dysponował mecenas Andrzej Lew- Mirski, reprezentujący MON w sprawach o odszkodowania za katastrofę smoleńską.

FOT. WOJCIECH OLKUŚNIK / AGENCJA GAZETA
Przeczytaj też:

RACHUNKI KRZYWD SMOLEŃSKICH. MON PŁACI ODSZKODOWANIA RODZINOM OFIAR KATASTROFY

BIANKA MIKOŁAJEWSKA  7 WRZEŚNIA 2016

MON odpowiada, nie odpowiadając

Czytając „odpowiedzi”, które przesłał nam MON, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wysłano je tylko po to, by w przyszłości, składając wyjaśnienia przed sądem i prokuratorem, urzędnicy mogli zapewnić, że udzielili nam informacji. Ministerstwo nie podało nam właściwie żadnych konkretnych danych, o które się zwracaliśmy (poza tym, że o przyznanie odszkodowań wystąpiły 53 rodziny ofiar katastrofy). Napisało też, że „nie została zawarta żadna ugoda”, w której resort zobowiązałby się do wypłaty odszkodowania rodzinom ofiar katastrofy. Zaznaczając, że dane te dotyczą stanu na koniec lipca br.(!)

Urzędnicy MON kazali więc nam czekać trzy miesiące na odpowiedź, by w końcu podać nam niepełne i nieaktualne informacje. Ale to nie wszystko. Okazuje się bowiem, że nawet dane, które mają przedstawiać stan na koniec lipca, nie są prawdziwe.

W ostatnich tygodniach zapoznaliśmy się z aktami 57 z co najmniej 71 spraw, które skierowali do sądów bliscy ofiar katastrofy smoleńskiej, wzywając MON do podpisania ugód w sprawie odszkodowań. Część z tych spraw już się zakończyła. W czterech ugody podpisano przed końcem lipca br.! 10 czerwca zawarto porozumienie z Małgorzatą Biernacką- Posadzką (siostrą Izabeli Tomaszewskiej), 20 czerwca z Kazimierzem Lubińskim (ojcem Wojciecha Lubińskiego), osiem dni później z Marią Lubińską (matką Wojciecha Lubińskiego), a 26 lipca – z Jerzym Mamontowiczem (bratem Bożeny Mamontowicz- Łojek). Łącznie w tych czterech sprawach, resort zobowiązał się wypłacić bliskim ofiar 630 tys. zł zadośćuczynienia.

W naszych pytaniach do resortu określeń rekompensata, zadośćuczynienie i odszkodowanie używaliśmy zamiennie – pytając o wszystkie roszczenia rodzin ofiar katastrofy. Urzędnicy MON nie mogą więc tłumaczyć, że udzielając odpowiedzi uwzględnili tylko odszkodowania, a nie brali pod uwagę zadośćuczynień. Mało prawdopodobne wydaje się również, by urzędnicy nie wiedzieli o porozumieniach z Biernacką- Posadzką, Lubińskimi i Mamontowiczem. Uzasadnienie przyznania pieniędzy w pierwszej z tych spraw podpisał osobiście Antoni Macierewicz.

okopress

OKO.press

Abdykacja prezydenta i szef MON, co może wszystko – Tomasz Siemoniak w Temacie Dnia „Gazety Wyborczej”

Tomasz Siemoniak, Dorota Wysocka-Schnepf, Zdjęcia: Adam Rosołowski, 02.11.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,20923630,video.html?embed=0&autoplay=1

Mamy do czynienia z wymuszoną abdykacją prezydenta ze zwierzchnictwa nad armią – mówi w ‚Temacie Dnia Gazety Wyborczej’ były minister obrony z PO Tomasz Siemoniak. Jego zdaniem, prezydent Andrzej Duda został przez Antoniego Macierewicza wypchnięty ze sfery obronności i bezpieczeństwa. Minister Macierewicz nie liczy się nie tylko z prezydentem, ale z panią premier, a inni ministrowie boją się w jakikolwiek sposób od niego zdystansować – mówi rozmówca Doroty Wysockiej-Schnepf.

mamy

wyborcza.pl

 

 

fot.

Szkoła o. Rydzyka dostanie prawie 300 tys. zł od NFOŚiGW – formalna decyzja zapadnie lada dzień

• Związana z o. Tadeuszem Rydzykiem Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej ma otrzymać 285 tys. zł dofinansowania z NFOŚiGW
• To będzie pierwsza dotacja z Funduszu dla toruńskiej uczelni po wygranych przez PiS wyborach
• Lada dzień na biurko zarządu Funduszu ma trafić dokument z decyzją o przyznaniu pieniędzy – dowiaduje się WP
• Marek Suski: to nie jest góra złota ani nawet duży mieszek
• Katarzyna Lubnauer: dotacja wynika z czystej wdzięczności

 

Po wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach parlamentarnych instytucje związane z o. Tadeuszem Rydzykiem otrzymują kolejne dofinansowania bądź wygrywają konkursy. Na największa kwotę (26,49 mln zł) opiewała ugoda zawarta przez NFOŚiGW z fundacją Lux Veritatis zajmującą się odwiertami geotermalnymi w Toruniu.

Z kolei Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej, wygrała (ofertą za 3 mln zł) organizowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości konkurs na „usprawnienie procesów komunikacji w polskim wymiarze sprawiedliwości”.

Po wyborach NFOŚiGW nie dofinansował jeszcze żadnej inicjatywy WSKSiM. To ma się jednak zmienić. Fundusz szykuje bowiem 285,6 tys. zł dla tej toruńskiej uczelni. Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu aplikowała o pieniądze na przedsięwzięcie o nazwie: „Studia podyplomowe ‚Polityka ochrony środowiska i zarządzenie’ – I edycja 2017/2018”.

Wniosek przeszedł ocenę formalną i merytoryczną. – Obecnie ma status „zarekomendowany do dofinansowania”, jednak nie ma jeszcze decyzji zarządu NFOŚiGW o udzieleniu dofinansowania – informuje WP Fundusz. Wniosek jest obecnie w trakcie przygotowania do przedstawienia zarządowi Funduszu do ostatecznej decyzji o dofinansowaniu, a to ma nastąpić lada dzień. Przed szkołą o. Tadeusza Rydzyka pozostają więc formalne decyzje zarządu Funduszu o dofinansowaniu i podpisanie umowy z uczelnią. Do tego czasu Fundusz nie chce udzielać żadnych informacji o możliwym terminie zrealizowania przelewu.

Na liście rankingowej wniosek Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej znalazł się na przedostatnim miejscu – jest piąty na sześć projektów z punktacją 63 na 100 punktów. Tak ocenili go eksperci Funduszu. Niżej spośród zaopiniowanych pozytywnie wniosków został oceniony tylko projekt Międzynarodowej Wyższej Szkoły Logistyki i Transportu we Wrocławiu – 61,5 pkt. Wyższa Szkoła Bankowa w Poznaniu – projekt o jedno miejsce lepszy niż ten szkoły o. Rydzyka – zyskał ich 67. Z kolei lider zestawienia (Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie) – 76 pkt.

Natomiast pod względem kwoty, na jaką ma opiewać dotacja dla WSKSiM, jest druga pod względem wysokości. Wnioskowana kwota dotacji to 285,6 tys. zł. Z kolei cały projekt studiów podyplomowych organizowanych na uczelni o. Rydzyka ma wynieść 408 tys. zł.

– To nie jest góra złota ani nawet duży mieszek – komentuje Marek Suski. Jak dodaje poseł PiS, do tej pory „mieliśmy dyskryminację jednej uczelni, więc teraz od tego odchodzimy”. – Jak demokracja, to demokracja. Poprzednia władza odmawiała dotacji ze względów politycznych, a my takich kryteriów politycznych nie stosujemy – mówi Suski.

Na uczelni o. Rydzyka wykładają minister środowiska prof. Jan Szyszko (PiS) i jego córka dr inż. Katarzyna Szyszko-Podgórska. – Wielu profesorów wykłada na WSKSiM. Wielu ministrów poprzednich rządów również wykładało na różnych uczelniach. Minister nie ma w tej szkole udziałów, więc nie ma żadnej niestosowności – ocenia Suski.

– Pieniądze z Funduszu dla toruńskiej uczelni to dalsza konsekwencja tego, że po wyborach pieniądze szerokim strumieniem płyną do o. Rydzyka. A są przecież uczelnie dużo bardziej uznane i to one mogłyby organizować studia z zakresu ochrony środowiska. Szkoła o. dyrektora nie zna się przecież na wszystkim – mówi z kolei Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży.

Jak ocenia posłanka opozycji, nie najlepiej świadczy o projekcie toruńskiej uczelni fakt, że uzyskał on bardzo niską punktację. – Widać, że dotacja nie ma podstaw merytorycznych, ale wynika z czystej wdzięczności – kończy Lubnauer.

boncia-faber

wp.pl

ŚRODA, 2 LISTOPADA 2016

Program „Za życiem” zakłada wprowadzenie jednorazowego zasiłku 4 tys. zł za urodzenie niepełnosprawnego dziecka

14:49

Program „Za życiem” zakłada wprowadzenie jednorazowego zasiłku 4 tys. zł za urodzenie niepełnosprawnego dziecka

Wniesiony dzisiaj do Sejmu rządowy projekt ustawy dot. programu „Za życiem” zakłada m.in. jednorazowe świadczenie w wysokości 4 tys. zł z tytułu urodzenia dziecka, u którego stwierdzono ciężkie i nieodwracalne upośledzenie albo nieuleczalną chorobę zagrażającą życiu.

Jednorazowe świadczenie przysługuje matce lub ojcu dziecka, opiekunowi prawnemu albo opiekunowi faktycznemu dziecka bez względu na dochód. Świadczenie przysługuje ponadto, jeżeli kobieta pozostawała pod opieką medyczną nie później niż od 10 tygodnia ciąży do porodu.

Projekt zakłada też wsparcie dla kobiet, realizowane przez zapewnienie dostępu do informacji w zakresie rozwiązań wspierających rodziny, a także poprzez zapewnienie kobietom w ciąży dostępu do diagnostyki prenatalnej.

14:31

Platforma reaguje na przekaz Nowoczesnej o „współkonkurowaniu w opozycji”

„Prezentem dla PiS” nazwał Grzegorz Schetyna przekaz Nowoczesnej o „współkonkurowaniu w opozycji”. Jak piszą Paweł Rabiej i Katarzyna Lubnauer: „Uważamy, że opozycja jest i powinna być różna – i ze sobą konkurować. Dlatego odrzucamy mit jednoczenia się, jako szkodliwy i asekurancki. To byłaby fałszywa jedność. Może służy ona wygodzie partii, ale na pewno nie poprawia jakości idei i rozwiązań w polityce.”

grzegorz-schetyna

Pełny tekst można przeczytać tutaj.

12:41
schetyna

Schetyna: Przedstawienie gabinetu cieni 16 listopada

– Mówię, że zawsze jest taka szansa, że stanę na jego czele [gabinetu cieni]. Chcemy to zrobić w rok po powołaniu rządu premier Beaty Szydło, czyli to będzie 16 listopada – mówił na konferencji prasowej w Opolu szef PO Grzegorz Schetyna.

300polityka.pl

Wraca lustracja, tęskniliście? IPN odtajni tzw. zbiór zastrzeżony, a Cenckiewicz ogłasza: „Polska potrzebuje prawdy!”

WOJCIECH CZUCHNOWSKI, 02 listopada 2016

Sławomir Cenckiewicz, od czerwca tego roku członek kolegium IPN, tropieniem gender na łamach wydawnictw Instytutu zajmował się od kilku lat. Na zdjęciu Cenckiewicz w czytelni IPN po wybuchu afery z tzw. teczkami

Sławomir Cenckiewicz, od czerwca tego roku członek kolegium IPN, tropieniem gender na łamach wydawnictw Instytutu zajmował się od kilku lat. Na zdjęciu Cenckiewicz w czytelni IPN po wybuchu afery z tzw. teczkami „Bolka” (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

IPN odtajni tzw. zbiór zastrzeżony, czyli ostatnie akta komunistycznych służb specjalnych. Część działaczy prawicy uważa, że odkryje to „całą prawdę o III RP”, ożywi lustrację i przywróci zainteresowanie teczkami bezpieki. Data odtajnienia: 31 marca 2017 roku.

Głównymi orędownikami odtajnienia są szef MON Antoni Macierewicz oraz wiceprzewodniczący Kolegium IPN, „historyk walczący”, Sławomir Cenckiewicz. Już przed wyborami Macierewicz zapowiadał ujawnienie zawartości zbioru, a gdy PiS zaczął rządzić, zrobił Cenckiewicza szefem Centralnego Archiwum Wojskowego. Historyk doradzał też PiS przy nowej ustawie o IPN, w której znalazł się zapis o likwidacji zbioru. Wszedł też w skład kolegium Instytutu, gdzie nadaje ton pracom.

Na początku października w tygodniku „Do rzeczy” Cenckiewicz ogłosił rodzaj manifestu, w którym tłumaczy, jak ważne jest odtajnienie ostatnich teczek. „Przed całym kierownictwem IPN być może najtrudniejszy okres, w którym okaże się, czy zdołamy przezwyciężyć naciski i pokusy związane z ukryciem wiedzy z byłego zbioru zastrzeżonego”- zapowiadał Cenckiewicz. I zagrzewał do boju: „Z drogi ujawniania tego, co miało być na zawsze tajne, nigdy nie możemy zboczyć. Polska potrzebuje prawdy! A prawda oręża IPN!”.

Zbiór zastrzeżony coraz mniejszy

Zbiór zastrzeżony to akta komunistycznych służb specjalnych przejęte po 1989 r. przez służby niepodległej Polski i do jesieni 2015 r. kwalifikowane jako tajne. Materiały ze zbioru są wydzielone z archiwum IPN i nie podlegają ustawie odtajniającej wszystkie akta bezpieki. Zastrzeżone teczki przechowuje się w specjalnych pomieszczeniach, a zgodę na dostęp do nich wydają szefowie poszczególnych służb.

Tym, co w zbiorze najbardziej interesuje prawicę, są akta agentury przejętej po 1989 r. od bezpieki i nadal pracującej – już na rzecz niepodległego państwa. Według Macierewicza i Cenckiewicza są tam nazwiska, które „układ Okrągłego Stołu” chciał ukryć przed opinią publiczną, zaś ich ujawnienie będzie dziś „bombą” i „wyjaśni wiele sekretów”.

Osoby znające zawartość zbioru studzą te oczekiwania, wskazując, że duża jego część to plany zagranicznych placówek dyplomatycznych, gdzie bezpieka zakładała podsłuchy, adresy tajnych lokali służb oraz akta spraw operacyjnych (niekoniecznie o politycznym charakterze) kontynuowanych po upadku PRL.

Rozmiary zbioru zastrzeżonego są coraz mniejsze, bo co kilka lat służby odtajniają jego kolejne partie. Dzisiaj liczy on ponad 361 metrów bieżących, z czego 217 metrów należy do ABW, 54 m. – do Agencji Wywiadu, a reszta do Straży Granicznej, SKW i SWW. Jeszcze w 2015 r. pod koniec rządów PO-PSL akta zajmowały prawie 500 metrów.

Całość zbiorów IPN to ponad 100 kilometrów teczek po służbach specjalnych PRL.

Pobudzona wyobraźnia prawicy

W połowie października IPN ogłosił termin zakończenia przeglądu teczek ze zbioru zastrzeżonego. Ma to nastąpić 31 marca 2017 r. Po tej dacie ujawnione zostaną materiały, do których obecne służby specjalne nie zgłosiły żadnych uwag. Te, do których służby mają uwagi, poczekają jeszcze trzy miesiące na ich rozstrzygnięcie.

Wyznaczenie daty rozbudziło wyobraźnie publicystów i polityków prawicy. „Zbiór zastrzeżony a rachunek prawdy.”, „Czy dojdzie do wybuchu bomby na polskiej scenie politycznej i biznesowej?”, „Przeciąć peerelowską pępowinę”, „Klucz do największych tajemnic III RP”, „Krok do oczyszczenia peerelowskiego bagna” – to tylko kilka tytułów z prawicowych mediów, które czekają na otwarcie nowych teczek.

Kilka dni temu podczas konferencji „Zbiór zastrzeżony, nadzieje i oczekiwania” Cenckiewicz zapowiadał rewelacje, ale jako przykłady podał znane sprawy dotyczące współpracy z SB: b. senatora Aleksandra Gawronika (założyciela pierwszej sieci kantorów) i Lecha Grobelnego (właściciela piramidy finansowej z 1990 r.) Studził go Witold Bagieński, archiwista IPN: – Wbrew niektórym rozgrzanym głowom nie jest tak, że osoby teraz aktywne w życiu politycznym znajdują się w dużej ilości w zbiorze zastrzeżonym, mogą to być pojedyncze przypadki – mówił.

To, co na razie ujawniono z teczek wyjętych w ostatnich miesiącach ze zbioru zastrzeżonego, wskazuje, że rację może mieć Bagieński. Były tam np. materiały o współpracy z SB (krótkiej i mało efektywnej) aktora Jerzego Zelnika, zobowiązanie dla wywiadu PRL podpisane w latach 80. przez finansistę Cezarego Stypułkowskiego czy też dokument ze stanu wojennego, który obciążał Krzysztofa Tchórzewskego, polityka PiS i ministra energii obecnego rządu. Żaden z tych materiałów nie zawierał rewelacji ani dowodów na „układ” rządzący III RP.

wraca

wyborcza.pl

Nowy raport ekspertów o Brexicie ostrzega: „Największe legislacyjne wyzwanie w historii”

Maciej Czarnecki, 02 listopada 2016

Theresa May

Theresa May (ERIC VIDAL / REUTERS / REUTERS)

W opublikowanym w środę raporcie badacze z King’s College London piszą, że prawne konsekwencje wyjścia z Unii będą dla Westminsteru „największym wyzwaniem w historii”.

Downing Street dość skąpo informuje opinię publiczną o postępie prac w temacie wyjścia z Unii Europejskiej. Rząd z góry zapowiedział, że nie będzie na gorąco komentował negocjacji, by nie osłabiać swojej pozycji. W oficjalnych wypowiedziach króluje optymizm: – Będziemy w pełni niepodległym, suwerennym krajem, który nie jest już częścią politycznej unii z ponadnarodowymi instytucjami stojącymi ponad parlamentami i sądami – mówiła niedawno na kongresie torysów premier Theresa May.

Badacze z działającej w King’s College London grupy The UK in a Changing Europe postanowili się jednak przyjrzeć konkretnym wyzwaniom stojącym przed Brytyjczykami. Punktem wyjścia uczynili (stosunkowo nieliczne) pewniki dotyczące Brexitu. Wiadomo na przykład, że:

  • negocjacje o wyjściu z Unii mogą potrwać maksymalnie dwa lata od ich formalnego rozpoczęcia – tak stanowi art. 50 traktatu o UE,
  • May zadeklarowała, że uruchomi ten proces przed końcem marca 2017 r.,
  • powstanie „wielka ustawa uchylająca”: w chwili wyjścia Wielkiej Brytanii z UE uchyli ona ustawę o Wspólnotach Europejskich z 1972 r. stanowiącą podstawę związku z UE i inkorporuje całe unijne prawo do prawa brytyjskiego, by posłowie w Westminsterze mogli je dowolnie zmieniać lub uchylać.

Do granic możliwości

Zdaniem autorów raportu skala zadań, jaka stoi przed Londynem, jest ogromna.

Głosując za opuszczeniem Unii, Brytyjczycy zapoczątkowali proces, który może być tak skomplikowany jak nieprzewidywalny (…). Proces Brexitu przetestuje ustrojowe i prawne ramy oraz możliwości urzędnicze do granic możliwości, a być może nawet bardziej

czytamy w dokumencie.

Brexit będzie wymagał nie tylko zatrudnienia świetnych negocjatorów w rozmowach o nowych relacjach z kontynentalną Europą, o czym dużo się mówi, ale też zmian w obecnie istniejących instytucjach. Przykładowo po ewentualnym wyjściu ze wspólnego rynku, z czym wiązałoby się ograniczenie imigracji z krajów UE, więcej pracy będą mieć urzędnicy imigracyjni i celnicy. A po wyłączeniu Wielkiej Brytanii spod unijnych przepisów o wolnej konkurencji trzeba będzie wprowadzić odpowiednie gwarancje w prawie krajowym i wzmocnić krajowe instytucje nadzorcze.

Co ze Szkocją i Irlandią Północną

Wkomponowanie unijnych przepisów w brytyjskie prawo wraz z ewentualnymi modyfikacjami, na które pozwoli zerwanie z Brukselą, będzie – według autorów raportu – „największym zadaniem legislacyjnym w historii dla brytyjskiego parlamentu”. Alternatywą byłoby wydawanie przez rząd rozporządzeń, co groziłoby jednak „dużą liczbą przygotowanych w pośpiechu i kiepsko zaopiniowanych” aktów prawnych, brakiem odpowiedniego nadzoru i lukami w prawie.

Odzyskanie swobody w kształtowaniu swoich praw może poważnie zmienić relacje między Westminsterem a autonomicznymi rządami i parlamentami Szkocji, Walii i Irlandii Północnej, które czasem mają inne interesy niż Zjednoczone Królestwo jako całość.

Najbardziej radykalny scenariusz zakładałby secesję Szkocji i jej dołączenie do UE jako niepodległego kraju oraz utrzymanie członkostwa w Unii przez Irlandię Północną po jej połączeniu z Irlandią.

Inne to naśladowanie unijnych uregulowań przez autonomiczne rządy na tyle, na ile się da (pewne dziedziny, np. rolnictwo czy edukacja, są zastrzeżone dla nich, inne dla Londynu), albo próba utrzymania członkostwa w Unii bez wychodzenia ze Zjednoczonego Królestwa. Szkoci przypominają, że w 1985 r. Grenlandia opuściła Unię, a pozostała częścią Danii. Dlaczego nie mogłoby być na odwrót: Szkocja zostaje, a pozostała część kraju opuszcza UE?

Fundusze unijne per capita w GBGazeta Wyborcza

Twórcy raportu tłumaczą, że trudno wysuwać takie analogie, bo Grenlandia jest słabo zaludnioną wyspą z dala od stolicy. Nie wiadomo, jak Edynburg miałby korzystać z pełni praw członkowskich np. w dziedzinie spraw zagranicznych lub bezpieczeństwa, bo w tych dziedzinach nie ma autonomii. Poza tym zdaniem autorów raportu byłoby to „politycznie nie do zaakceptowania” zarówno dla Unii, jak i Zjednoczonego Królestwa. No i co ze wspólnym rynkiem i granicami?

„Konsekwencje Brexitu to zarówno oczywista zmiana relacji między Zjednoczonym Królestwem a Unią Europejską, jak i zmiany strukturalne brytyjskiego państwa i potencjalnie głębokie zmiany relacji między tworzącymi go narodami” – podsumowuje dokument.

W środę premier Irlandii Enda Kenny powiedział, że Brexit jest największym wyzwaniem dla jego kraju, odkąd uzyskał on niepodległość. Dodał, że May miała mu obiecać, iż między Irlandią a Irlandią Północną nie będzie kontroli granicznych – a właśnie tego Dublin obawia się najbardziej.

Już czas na konkrety

Raport mnoży inne znaki zapytania. Przykładowo, wspomniany art. 50 traktatu o UE dotyczy negocjacji rozwodowych, ale w jakim trybie prowadzić te o przyszłych relacjach Zjednoczonego Królestwa i Unii?

Największa niewiadoma dotyczy właśnie przyszłego kształtu tych relacji. W środę agencja ratingowa Moody’s ostrzegła, że jeśli Wielka Brytania straci dostęp do wspólnego rynku, agencja obniży jej rating.

Szef The UK in a Changing Europe prof. Anand Menon ubolewa, że brexitowcy często atakują tych, którzy pytają o szczegółowe uregulowania.

– Od kiedy racjonalna debata jest czymś złym? Ten raport ma tylko wskazać na stojące przed nami potencjalne przeszkody

– tłumaczy Menon.

Tydzień temu londyński think tank Institute for Government alarmował, że z powodu Brexitu Wielkiej Brytanii grozi poważny kryzys ustrojowy.

Raport naukowców z King’s College London można znaleźć tutaj.

londyn

wyborcza.pl

cwrkmr1wyae1v-7

 

:

4.000 za urodzenie ciężko upośledzonego dziecka. 5.000.000 za śmierć męża-polityka w wypadku lotniczym. Czy tak?

 

25150642752_09d2f289e8_z

To się naprawdę dzieje. Rząd będzie płacił za rodzenie uszkodzonych dzieci.

Ogłosiła to Beata Szydło w prezentując projekt ustawy „Za życiem”. Jak ją nazwać? Premier uszkodzona na umyśle? To nie dość silne określenie na jej uszkodzenie mentalne.

beata-szydlo

 

„Rząd chce zaoferować matkom, które zdecydują się donosić ciążę, jednorazowo 4000 złotych, 10 dni dla obojga rodziców w hospicjum perinatalnym, „opiekę specjalistyczną” do 18 roku życia dziecka dziecka oraz opiekę psychologiczną dla rodziny”

piszą na portalu OKO.press.

Taki rząd należy usunąć politycznym skalpelem. Do kości wyciąć, aby nie straszył rodaków swym uszkodzeniem na umyśle.

 

 

mariusz-witczak

ŚRODA, 2 LISTOPADA 2016

Nowoczesna o „współkonkurowaniu w opozycji”: Odrzucamy mit jednoczenia się, jako szkodliwy i asekurancki [PEŁNY TEKST]

14:01
N1

Tekst Pawła Rabieja i Katarzyny Lubnauer o „współkonkurowaniu w opozycji” z PO wywołuje od środy rano emocje wśród polityków PO. Oto pełny treść artykułu pokazującego jak zdaniem .N może wyglądać współpraca i rywalizacja między partiami Petru i Schetyny.

Współkonkurowanie w opozycji

Polska polityka wkracza w okres „bezkrólewia”. Rok rządów Prawa i Sprawiedliwości pokazał, że partia Jarosława Kaczyńskiego nie jest zdolna do przeprowadzania skutecznych zmian. To początek ery „post-PiSowskiej”. Jak powinna wykorzystać ten moment opozycja?

Podsumowanie roku rządów PiS nie pozostawia wielu złudzeń. Rząd Beaty Szydło nie jest w stanie wdrożyć wiarygodnego planu rozwoju. Doprowadził do spadku zaufania do Polski w świecie. Zwiększył zadłużenie finansów publicznych i rozchwiał gospodarkę. Wstrząsnął podstawami państwa prawa i podzielił społeczeństwo. Gdzie nie spojrzeć – chaos, spory i niekompetencja.

Choć PiS szedł do władzy z hasłami zmiany, nie potrafi zmiany skutecznie przeprowadzić. Przyczyną nie są wcale jakieś kłopoty wizerunkowe. Jest nią kłopot z rzeczywistością. PiS jest zakładnikiem samego siebie. Potyka się o własne nogi: nietrafne diagnozy, fobie i lęki, nieprzemyślane rozwiązania. Partia Jarosława Kaczyńskiego prowadzi nieudany, partacki, toksyczny eksperyment ustrojowy.

Okazało się, że nie ma pomysłów na dobre rozwiązania – teczki rzekomo pełne ustaw okazały się puste. Nie ma też kadr, które mogłyby zaproponować sensowne pomysły. Rzeczywistość okazała się dużo bardziej skomplikowana i niepodatna na propagandowe zaklęcia.

W efekcie PiS przeżywa największy od wyborów 2015 kryzys, który odbiera jej stopniowo legitymizacje do rządzenia. Do opinii publicznej dociera, że władza „nie daje rady”, król jest nagi, a ten rząd – to „rząd tymczasowy”.

Witajcie w erze „post-Kaczyńskiego”

To zapowiedź początku końca politycznej hegemonii PiS. Ostatnie wydarzenia pokazały, że społeczeństwo wyobraża sobie Polskę bez rządów PIS. Widzi, że to rząd incydentalny, demokratyczny wypadek przy pracy. Mimo swojej ewidentnej siły Jarosław Kaczyński traci kontrolę nad sceną polityczną. Zaczyna się okres bezkrólewia. Czas przejścia pomiędzy społecznymi ustaleniami, które się już wyczerpały, a tymi, które jeszcze nie zostały zdefiniowane.

Patrząc z szerszej perspektywy, nie sposób nie zgodzić się z niedawną diagnozą politologa Rafała Matyi. Bezkrólewie to efekt niemocy elit. Głównym obciążeniem rozwojowym w Polsce są dysfunkcjonalne w ten czy inny sposób elity i zablokowane tworzonym przez nie chaosem państwo.

Całe polityczne „pokolenie przełomu 1989” właśnie teraz ideowo dogorywa. Nie tylko nie ma już nic istotnego do zaproponowania. Teraz wręcz hamuje narodziny nowego. Elity „okrągłego stołu” nie są już wstanie zaprojektować przyszłości i przeprowadzić zmian, która przełożyłaby się na wzrost sprawności instytucji i odczuwalną poprawę jakości życia obywateli. Rządy Jarosława Kaczyńskiego to ostatni akord ich ery.

Między wieczną rewolucją a restauracją

Nowych rozwiązań nie można jednak oczekiwać zarówno od PO, jak i od PiS. Obie partie są zamknięte na pomysły i idee. PiS zaoferował Polakom chaos, spory, lęki, Misiewiczów i wieczne rozedrganie zamiast bezpieczeństwa i stabilizacji. To wizja chaotycznej rewolucji, której cel nie jest w stanie wznieść się ponad traumy Jarosława Kaczyńskiego – a jak wiadomo, głowa zawsze psuje się od góry.

PO nie zaproponuje nowych metod rozwiązywania problemów w miejsce starych. Jej światem jest przeszłość, a nie czytelna alternatywa nastawiona na stworzenie nowej wizji przyszłości Polski. PO pragnie restauracji, powrotu i zakonserwowania tego co było: ładu jako bezruchu, zaprzeczenia cywilizacyjnej zmiany, przewidywalności, która staje się w praktyce rządzenia rutyną i bezrefleksyjnego spokoju.

Polacy zauważyli, że PO nie zrealizowała swoich obietnic z 2007 roku, że nie żyjemy i nie pracujemy jak Europejczycy. Część wyborców poczuła się wręcz oszukanych odejściem PO od wszystkich ideałów. Inni nie mogą im wybaczyć, że pozwolili PIS dojść do władzy – nie potrafiąc ani zdefiniować, ani odpowiedzieć na aspiracje i potrzeby Polaków. Zabrakło im też determinacji w postawieniu winnych przed Trybunałem Stanu i nikt nie może mieć nawet pewności, że mieli taką wolę.

Jedni są przyzwyczajeni do destrukcji, drudzy – do dryfowania jak korek na fali. Obie partie się nie zmienią. Owszem, taktyczną koniecznością jest dziś odsunięcie PiS od władzy, ale czy naprawdę rozwiąże to problem jeśli na jej miejsce wróci PO? Dopóki Polska tkwi w okowach PO-PiS, dopóty nie ma szans na rozwój.

Dlatego jak sądzimy wiele osób postrzega Nowoczesną jako alternatywę dla tej rzeczywistości. Generacyjnie, jesteśmy partią „innego sortu”. Ukształtowały nas doświadczenia lat 90. i początku nowego millennium. W nas nie ma nostalgii za PRL, ani kompleksu zachodu. Patrzymy na świat inaczej. Wnosimy również do polityki nowe spojrzenie i nowe idee – a także odwagę, by wprowadzać je w życie. Nie jesteśmy niewolnikami starych konfliktów, okowy starych pomysłów z przełomu wieku nie ograniczają horyzontu naszego myślenia.

Wiemy jedno – Polacy chcą żyć w dobrze zorganizowanym państwie. Zbudować go może nowe pokolenie. Dla ludzi ’89 roku punktem odniesienia do oceny własnego dorobku jest schyłkowy PRL i czas transformacji. Dla nas to już za mało – chcemy więcej, i nie zadawala nas to co było i jest.

Mit wymuszonej współpracy

Siłą rzeczy walka rozegra się pomiędzy starym a nowym: to raczej nieuchronne. Właściwie z jakiego powodu Polacy mają być skazani na wybór pomiędzy PiS i PO? Konkurencja na rynku telefonii komórkowej i innych rynkach pokazała, że pojawienie się nowych „operatorów” zdecydowanie zmienia sytuację na lepsze – dla klienta. Czy oferta „wartości” w polityce nie rządzi się podobnymi prawami? W imię jakiego masochizmu obywatele mają wybierać ofertę kogoś, kto niewiele robi – bo obawiamy się, że zwycięży ktoś inny, kogo oferta też nas nie zadowoli? Nie chcemy być wiecznie skazani na wybór mniejszego zła.

A jednak wciąż wiele osób mówi o konieczności jednoczeniu się, opozycji, a nie o zdrowej rywalizacji na idee i poglądy. Zewsząd słychać głosy, że trzeba współdziałania opozycji, wspólnych list wyborczych, ścisłej koordynacji.

Mit o „pospolitym ruszeniu” przeciwko PiS, i przekonanie, że tylko jednoczenie się, KOD, PO, Nowoczesnej i innych sił może ocalić Polskę jest oczywiście atrakcyjny. Ale jak wiele mitów, ma on niewiele wspólnego z rzeczywistością. Pospolite ruszenie ładnie brzmi. Ale do zwycięstwa potrzebna jest zwarta, silna, dobrze wyszkolona, złączona wspólną wizją i wartościami armia.

Uważamy, że opozycja jest i powinna być różna – i ze sobą konkurować. Dlatego odrzucamy mit jednoczenia się, jako szkodliwy i asekurancki. To byłaby fałszywa jedność. Może służy ona wygodzie partii, ale na pewno nie poprawia jakości idei i rozwiązań w polityce. Nie ma sensu tworzyć sztucznej zgody tam, gdzie są ewidentne różnice. To nie rozwiązuje problemów, a tylko je konserwuje.

Jeśli nie jednoczenie się, to co?

Naszym zdaniem jedynym rozsądnym sposobem współżycia opozycji jest współkonkurowanie. Termin ten, stosunkowo mało znany w Polsce, opisuje „współpracującą rywalizację” (ang. coopetition). W rzeczywistym świecie wiele firm ze sobą zarazem rywalizuje i współpracuje. Konkuruje tam, gdzie może i współpracuje tam, gdzie musi.

Nie ma co ukrywać, że dwie największe siły opozycji – Nowoczesna i PO bardzo różnią się między sobą. Nowoczesna powstała jako sprzeciw wobec „polityki ciepłej wody w kranie”. Inaczej definiuje główne wyzwania rozwojowe. Ma inne wartości niż PO: odwagę, odpowiedzialność, otwartość, troskę i porozumienie. PO i Nowoczesną różnią sposób działania, doświadczenia, wizja świata i podejście do polityki. Dla posłów Nowoczesnej obok spraw gospodarczych szczególnie ważne są także swobody obywatelskie, prawa kobiet, rozdział Kościoła i państwa. Nie akceptujemy tego, że PO nie chce się oczyścić, i do dziś nie wyciągnęło wniosków ze swojej porażki.

To niestety też przykład, że doświadczenie nie zawsze musi być przewagą – bo często jest to złe doświadczenie. A kwestia różnicy zasobów obu ugrupowań, nic nie oznacza, bo w polityce to determinacja i wiara dają lepsze efekty niż nawet duże środki finansowe, których partia nie potrafi skutecznie wykorzystać.

Nie ma więc sensu budować sztucznej, a tym bardziej fałszywej jedności. Programy Nowoczesnej i PO powinny konkurować między sobą o poparcie wyborców, obie partie – o ich uwagę, a liderzy obu ugrupowań – o szacunek i zaufanie Polaków. Różnice nie muszą niszczyć. Mogą także wzmacniać i wzbogacać. Różnice programowe między nami pozwolą ludziom wybrać lepszą wizję postępowej Polski.

Rywalizacja i współdziałanie

Nowoczesna powinna konkurować z Platformą Obywatelską wszędzie tam, gdzie Polacy mogą wybrać tę partię, która skuteczniej przeciwstawi się niszczącej sile PiS. Tak, jak zaproponowaliśmy to przy akcji #Misiewicze. Ale proponujemy wspólne działania wszędzie tam, gdzie wymaga tego racja stanu i obrona państwa przed destrukcją obecnego rządu. Możemy wspólnie przeciwstawiać się niszczeniu edukacji, ochrony zdrowia, wymiaru sprawiedliwości. Tu wspólne działania będą bardziej skuteczne. W te działania powinniśmy włączać także inne podmioty: organizacje pozarządowe i ruchy społeczne.

Platforma Obywatelska i Nowoczesna różnią się od siebie. Współkonkurowanie może jednak być formułą, która pomoże wzmocnić obie partie i odsunąć PiS od władzy. „Bezkrólewie” czy też „próżnia władzy” stworzona dziś przez PiS to szansa na zaproponowanie przez polityków młodego pokolenia nowej, bardziej ambitnej wizji Polski w Europie. Szansa na nowe rozwiązania, sprawne instytucje, które stoją na straży nieprawicowej tożsamości i niefetyszyzowana gospodarka, która służy ludziom.

Wizja taka nie będzie łatwa do urzeczywistnienia – stare nie działa, a młode i nowe jeszcze nie zaczęło działać, ponieważ „Pokolenie 89” trzymają się kurczowo starych pomysłów i form. Ale bezkrólewie, jak każdy okres przejściowy, to także szansa przedstawienia własnej narracji i swojej wizji Polski. W czasie bezkrólewia rozglądamy się za nowym królem. Taki jest jego sens.

Katarzyna Lubnauer jest wiceprzewodniczącą Nowoczesnej, a Paweł Rabiej członkiem zarządu partii.

 

300polityka.pl

cwqglxiweaa8asj

 

Kazimierz M. Ujazdowski: W sprawie Tuska bałamucą opinię publiczną

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Kazimierz M. Ujazdowski: Spodziewam się, że szef Rady Europejskiej zachowa stanowisko – mówi eurodeputowany.

Rzeczpospolita: Rząd nie wdroży rekomendacji Komisji Europejskiej ws. ochrony praworządności w Polsce.

dr hab. Kazimierz Michał Ujazdowski, europoseł PiS: Gdy w marcu przedstawiałem propozycję kompromisu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, podkreślałem, że trzeba go zawrzeć ze względu na interes państwa, nie zaś opinię KE. Nawet gdyby nie było zainteresowania opinii międzynarodowej, obóz rządzący powinien działać z dobrą wolą na rzecz uzdrowienia sytuacji. Uważałem, że kompromis trzeba zawrzeć jak najszybciej i w formach suwerennych.

Do czego nie doszło.

Niestety, zawziętość wzięła górę, a spór przeniósł się na arenę międzynarodową. Sprawa ma dwa wymiary: prawny i faktyczny. KE nie ma silnych argumentów dlatego, że w myśl traktatów ocena postępowania państw w zakresie praworządności należy do Rady UE, a wiec instytucji, w której reprezentowane są państwa. Jednak zainteresowanie KE jest faktem, a ciągnący się w nieskończoność spór o TK obniża aktywa polityki polskiej w UE.

Co to oznacza dla Polski?

Polska ma wspaniałą wolnościową tradycję prawną i mogłaby być promotorem praw podstawowych w Europie. Wzmacniałoby to naszą politykę wobec imperializmu Putina. Spór o TK zamraża te aktywa. Sprawia także, że nasze zdolności sojusznicze są mniejsze.

Rządzący twierdzą, że wykonanie zalecenia publikacji wyroków TK z grudnia ubiegłego roku (dotyczących wyboru sędziów Trybunału) oraz z marca br. (w sprawie konstytucyjności ustawy o Trybunale) stało się bezprzedmiotowe w związku z uchwaleniem nowej ustawy 22 lipca. Wskazują też, że polskie prawo nie nakazuje automatycznej publikacji wyroków TK, a także że Komisja Europejska nie ma kompetencji, by oceniać zgodność z konstytucją polskich aktów prawnych. Ile w tym wszystkim prawdy?

Upieram się, że nieodzownym elementem kompromisu jest wejście w skład TK trzech sędziów wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji. Pokonanie tego progu uruchomiłoby porozumienie w innych sprawach. Przypomnę, że jeszcze w październiku ubiegłego roku PiS we wniosku do TK kwestionował wybór czwartego i piątego sędziego, uznając wybór trójki za konstytucyjny. Uzdrowienie sytuacji jest zatem do wyobrażenia, byłoby po prostu powrotem do pierwotnego stanowiska. Dziś jednak mamy dwie konfrontujące się logiki i dwie legalności. Każda ze stron używa argumentów prawnych po to, by podtrzymać własną linię, skutkuje to tylko zaognianiem sytuacji.

Najnowszy projekt PiS o TK wprowadza m.in. zasadę, że kadencja prezesa TK trwa sześć lat, reguluje tryb wyłaniania przez Zgromadzenie Ogólne TK kandydatów na prezesa Trybunału przedstawianych prezydentowi. Zgodnie z projektem, prezesa powołuje prezydent spośród kandydatów przedstawionych mu przez ZO. Prezydentowi mają być przedstawieni jako kandydaci wszyscy ci sędziowie, którzy w głosowaniu otrzymali co najmniej pięć głosów.

Przewiduję, że przed nami ostra batalia o prezesa TK. Jednakże chcę zwrócić uwagę, że spór o Trybunał nie zakończy się z chwilą odejścia prezesa Rzeplińskiego i wyboru jego następcy. Trzeba myśleć w kategoriach uzdrowienia instytucji, a nie opanowania TK. Dlatego też kolejna ustawa o organizacji TK nie przełamie kryzysu, jeśli nie usunie się jego pierwotnych przyczyn. Opanowywanie Trybunału to działanie krótkowzroczne. Obawiam się złego precedensu, na podstawie którego każda następna władza będzie budować TK od nowa. Wtedy wszystko można będzie podważyć, także dorobek w takich sprawach, jak ochrona życia, klauzula sumienia, wolność słowa i prawa podatnika. Nie można jednocześnie opanować TK i dać mu długie trwanie. W interesie państwa leży niezależny sąd konstytucyjny, dzięki któremu zasady prawne i podstawowe prawa jednostki nabierają trwałej mocy.

PiS złożył też projekt o statusie sędziów TK. Czy rzeczywiście ten projekt zmierza do zakneblowania sędziów w stanie spoczynku?

W normalnej sytuacji można debatować nad przywilejami emerytalnymi sędziów. Ale w atmosferze ostrego sporu to musi wyglądać na dyscyplinowanie sędziów w stanie spoczynku. Poza tym w Polsce takie posunięcia przynoszą odwrotny skutek. Jesteśmy wszakże społeczeństwem krnąbrnym.

Czy bulwersujący jest fakt finansowania przez ministerstwa z czasów rządów PO–PSL Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, w radzie której zasiada były prezes TK Jerzy Stępień? To wpływa na jego bezstronność jako sędziego w stanie spoczynku?

Fakt prowadzenia fundacji realizującej cele społeczne nie jest niczym złym. Wiele fundacji o różnym profilu ideowym dostaje dotacje publiczne. Kluczowe jest przestrzeganie neutralności politycznej przez sędziów w stanie spoczynku. Myślę, że sędziom nie przystoi permanentna obecność w mediach. Dlatego tak wysoko cenię tych byłych sędziów TK, którzy dają wzór postawy bezstronnej i powściągliwej. Zdecydowana większość byłych sędziów TK honoruje te zasady.

Rząd PiS radykalizuje swoje stanowisko w sprawie poparcia dla Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej, ale stanowiska jeszcze nie podjął. Czy rząd Beaty Szydło powinien poprzeć Tuska?

Nie słyszałem żadnych zastrzeżeń w odniesieniu do Tuska z ust ministrów i ludzi piastujących stanowiska publiczne. Nie odnoszę się do oskarżeń nieumotywowanych.

Premier Szydło mówiła, że wyobraża sobie brak poparcia dla Tuska. Szef MSZ mówił o jego „ponurej roli” w kwestii Brexitu i dodawał, że poparcie dla obecnych władz UE powinno ustać.

Uważam, że polityka zagraniczna nie może być podporządkowana rywalizacji wewnętrznej. Dojrzałe państwa dają przykład solidarności na zewnątrz.

Dla Polski dobrze byłoby, gdyby Donald Tusk został szefem RE na drugą kadencję?

Polska dyplomacja powinna myśleć o zwiększeniu, nie zaś o zmniejszeniu liczby Polaków piastujących wysokie funkcje międzynarodowe. Spodziewam się, że Donald Tusk pokieruje Radą Europejską kolejne 2,5 roku. Nie mogę jednak wykluczyć, że osłabienie Donalda Tuska mogą wykorzystywać ci politycy, którzy chcą zredukować integrację do państw dawnej UE i pomniejszyć znaczenie naszej części Europy. Wyczuwałem ten ton w wypowiedziach premiera Mattea Renziego i oczywiście lidera liberałów Guya Verhofstadta. Obaj krytycznie reagują na realizm Donalda Tuska w sprawach ochrony granic i polityki imigracyjnej. Verhofstadt nie ukrywa swych intencji, jego raport o zmianie traktatów wyraża wizje małej Unii, w której może zabraknąć miejsca dla Europy Środkowej. Tym większa odpowiedzialność rządu za wsparcie dla Donalda Tuska.

Beata Kempa, szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, powiedziała: „Dlaczego Donald Tusk? Być może będzie inny, lepszy Polak”. Co pan na to?

Wybór innego Polaka nie jest dziś możliwy. Ci, którzy to sugerują, bałamucą opinię publiczną. Z polskiego punktu widzenia nie dojdzie do zmiany in plus na tym stanowisku. Istnieje natomiast ryzyko zmiany in minus, czemu należy zapobiec w interesie Polski i samej UE.

Wkrótce dojdzie do ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej. Zakłada pan, że prokuratura odkryje, że doszło do zamiany ciał przy pochówku, ich zbezczeszczenia lub że na ciałach znajdują się materiały wybuchowe świadczące o wybuchu?

Proszę mi wybaczyć, ale nie będę odnosił się do szczegółów śledztwa. Powaga sprawy wymaga, by nie komentować jego postępów, nie ogłaszać nowych dowodów, nie formułować hipotez i prognoz. To domena prokuratury, nie polityków. Uważam, że powierzenie śledztwa zespołowi w prokuraturze krajowej jest właściwe. W kategoriach profesjonalnych nie da się obronić działań prokuratury w latach 2010–2015, które przecież – zwracam na to uwagę – nie skończyły się żadnymi konkluzjami. Rzetelność i profesjonalizm wymaga, by ustalić prawdę i nie popełniać błędów poprzedników.

Czy ekshumacje wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej, mimo protestu części rodzin, są niezbędne?

Ekshumacja jest działaniem nadzwyczajnym, uzasadnionym tylko koniecznością przeprowadzenia postępowania dowodowego. Dobre działanie wymaga często godzenia racji.

Prokuratura mogłaby zbadać hipotezę o zamachu tylko w oparciu o te ekshumacje, na które jest zgoda rodzin.

Nie wiem, czy można pogodzić efektywność śledztwa z prośbami rodzin o nieprzeprowadzanie ekshumacji. Ale jeśli to tylko możliwe, ich wola powinna być uszanowana.

 

rp.pl

Nowy zarząd Banku Pocztowego zamówił mszę w Licheniu. Pracownicy: Ale my nie chcemy, by się za nas modlono

ŁUKASZ WOŹNICKI, 02 listopada 2016

15 sierpnia, Święto Matki Boskiej Zielnej w Licheniu

15 sierpnia, Święto Matki Boskiej Zielnej w Licheniu (mat. prasowe)

Zarząd kontrolowanego przez państwo Banku Pocztowego zaprosił pracowników na mszę w intencji prezesów i załogi. Zamówił ją w największym polskim kościele: w bazylice w Licheniu. – Ludzie nie wierzyli, gdy zapoznali się z zaproszeniem. Gdzie msza, a gdzie działalność banku? Mówili, że nie życzą sobie, aby ktoś się za nich modlił – mówi jeden z pracowników.

Na mszę zaprosił pracowników dział public relation Banku Pocztowego. „Szanowni Państwo. Serdecznie zapraszamy wszystkie chętne osoby do udziału we mszy świętej w intencji pracowników i zarządu” – napisał w wiadomości rozesłanej do załogi. „Zapraszamy wszystkich chętnych wraz z rodzinami do odwiedzenia sanktuarium. W trakcie wizyty będzie możliwość zwiedzenia oraz wysłuchania koncertu muzyki organowej” – zachęcał.

Na miejsce nabożeństwa wybrano największy kościół w Polsce – bazylikę Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski w Licheniu.

Msza za zarząd i załogę odbyła się w minioną sobotę. Według programu pracownicy najpierw zwiedzili bazylikę, muzeum i apartamenty papieskie. O godz. 16 uczestniczyli w nabożeństwie, by na koniec posłuchać półgodzinnego koncertu muzyki organowej. Nie byliśmy w stanie ustalić, ile osób skorzystało z zaproszenia, bo bank dotąd nie odpowiedział na naszą prośbę o informację.

Bank Pocztowy ma siedzibę w Bydgoszczy, a także centralę w Warszawie. Z pierwszego miasta do Lichenia jest 110 km, a z drugiego – 240 km. Z zaproszenia na nabożeństwo można się dowiedzieć, że chętni sami zapłacili za dojazd i ewentualny nocleg. Mimo to pomysł oburzył niektórych pracowników.

– Pomysł jest kuriozalny. Ludzie, z którymi pracuję, także nie dowierzali, kiedy przeczytali maila z zaproszeniem. Rozsyłali informację bliskim jako sensację. Przecież działalność banku nie ma nic wspólnego z religią. Od innych pracowników usłyszałem, że nie życzą sobie, aby ktoś odprawiał mszę w ich intencji. Przyłączam się do tych słów – mówi „Wyborczej” jeden z pracowników banku, który prosi o anonimowość.

– Nie słyszałem, aby ktoś się wybierał na mszę. Zamiast tego ludzie żartowali, że niedługo będziemy się w pracy modlili albo że będzie jakaś weryfikacja wyznania. To tylko żarty, ale one są podszyte obawami, na jakie jeszcze pomysły wpadnie zarząd. Poprzedni prezesi byli świeccy i nie wychodzili z takimi propozycjami – dodaje pracownik.

Bank Pocztowy jest komercyjnym bankiem kontrolowanym przez państwo. Jego strategicznym akcjonariuszem jest Poczta Polska, która posiada większościowy pakiet akcji. Mniejszościowy należy do PKO BP. Bank świadczy usługi w blisko 4,6 tys. urzędów pocztowych, a także we własnej sieci na terenie całego kraju. Korzysta z nich 1,5 mln klientów.

Od lipca bankiem kieruje nowy zarząd. Na jego czele stoi prezes Sławomir Zawadzki. W przeszłości zasiadał już w zarządzie Banku Pocztowego, pracował m.in. w PKO BP. Za prezydentury Lecha Kaczyńskiego w Warszawie kierował biurem inwestycji w stołecznym ratuszu. Podczas poprzednich rządów PiS był doradcą prezesa NBP Sławomira Skrzypka, który w 2010 r. zginął w Smoleńsku. Bank Pocztowy razem z Pocztą Polską byli sponsorami premiery filmu „Smoleńsk”.

– Sponsoring „Smoleńska” można jeszcze ewentualnie potraktować jako formę promocji banku. Ale msza? Domyślam się, że za taką mszę „w intencji” Kościołowi się płaci. Pytanie, czy koszty te zostały poniesione z budżetu banku? Jeśli tak, jest to z całą pewnością niestosowne – mówi pracownik.

Zapytaliśmy bank, skąd pomysł, by organizować mszę i dlaczego prezesi łączą zarządzanie instytucją finansową z praktykami religijnymi. Pytaliśmy także o koszty i źródła finansowania wydarzeń zorganizowanych w Licheniu. Od piątku czekamy na odpowiedź.

Bank Pocztowy nie jest pierwszą spółką kontrolowaną przez państwo, która po zmianie władz zaangażowała się w praktyki religijne. Nabożeństwa zamawia także zarząd Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. To spółka zajmująca się m.in. drukowaniem książeczek paszportowych i produkcją dowodów osobistych. W marcu w warszawskim kościele Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny PWPW została „zawierzona pod opiekę Bogu za pośrednictwem niepokalanego serca Maryi”. Od tego czasu msze za zarząd i załogę odbywają się co miesiąc.

nowy

wyborcza.pl

Program mieszkaniowy PiS nie daje nadziei: bezdomnym jesteś, bezdomnym zostaniesz. W Europie robią to inaczej

LUDMIŁA ANANNIKOVA, 02 listopada 2016

Ogrzewalnia dla osób bezdomnych. Ośrodek Stowarzyszenia Ku Dobrej Nadziei

Ogrzewalnia dla osób bezdomnych. Ośrodek Stowarzyszenia Ku Dobrej Nadziei (AGNIESZKA SADOWSKA)

– Skuteczne wyprowadzenie ludzi z bezdomności nie jest możliwe bez mieszkań, w którym na nowo będą się uczyć samodzielności – twierdzą eksperci. Tymczasem Narodowy Program Mieszkaniowy zakłada zwiększenie o kolejne 3 tys. liczbę miejsc w schroniskach. Mieszkań w podobnym czasie ma przybyć zaledwie 600.

W Polsce mamy obecnie ok. 36 tys. osób bezdomnych. Z powodu deficytu mieszkań socjalnych (dla osób o najniższych dochodach) i chronionych, w których specjaliści pomagają w usamodzielnieniu, większość z nich może liczyć jedynie na miejsce w schronisku. Dotyczy to nie tylko bezdomnych z koczowisk, ale także kobiet z dziećmi, byłych więźniów, czy osób po eksmisjach. Wielu z nich w oczekiwaniu na mieszkanie spędza w ośrodkach długie lata, co bardzo utrudnia lub uniemożliwia ich powrót do normalnego życia.

Narodowy Program Mieszkaniowy, którego częścią jest program Mieszkanie Plus, został przyjęty przez rząd pod koniec września. Jeden z fragmentów poświęcono bezdomności.

Ekspert: Program rządu to zaprzepaszczona szansa

Co proponuje Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa? „Z punktu widzenia spraw mieszkaniowych najważniejsze jest zapewnienie osobom bezdomnym schronienia, szczególnie w miesiącach zimowych” – czytamy w założeniach programu. Chodzi o zwiększenie liczby miejsc w schroniskach o trzy tysiące. Tymczasem o rozwoju mieszkalnictwa przeznaczonego dla tej grupy obywateli w programie nie ma prawie nic. Wyjątek? Zapowiedź niewielkiego wzrostu liczby mieszkań chronionych (o 600 w ciągu 15 lat), których obecnie jest 2,7 tys. w całej Polsce. Ale to kropla w morzu potrzeb.

Co więcej, takie mieszkania są dedykowane przede wszystkim wychowankom domów dziecka i osobom niepełnosprawnym. Osoby bezdomne zamieszkują w nich bardzo rzadko.

Zdaniem Jakuba Wilczka, prezesa Ogólnopolskiej Federacji na rzecz Rozwiązywania Problemu Bezdomności, propozycje rządu pokazują, że tematyka bezdomności jest im obca. – Skupienie się na dalszym rozwoju schronisk to zaprzepaszczenie szansy na przejście od pasywnej i kosztownej polityki polegającej na utrzymaniu bezdomnych w placówkach, do polityki aktywnej, polegającej na jak najszybszym przywracaniu ich do społeczeństwa – tłumaczy Wilczek.

Zdaniem osób pracujących z bezdomnymi, do rozwiązania problemu potrzebne są mieszkania dedykowane konkretnie osobom bezdomnym, w których mieszkając przez rok czy dwa, pod okiem specjalistów będą wracać do samodzielnego życia.

W Zabrzu Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, w którym pracuje Wilczek, prowadzi trzy takie mieszkania dla kobiet z dziećmi. Ma też umowę z samorządem, który traktuje lokatorki priorytetowo w przyznaniu mieszkania socjalnego. Najczęściej dostają je po roku – dwóch.

– „Sprzedajemy” nasz model innym zainteresowanym samorządom, ale na razie nie jest to rozwiązanie systemowe – mówi Wilczek. – Tłumaczymy, że mieszkania są tańsze, jednak system interwencyjny, choć kosztowniejszy, jest „łatwiejszy w obsłudze”. Płacisz za utrzymanie bezdomnego organizacji prowadzącej schronisko i masz problem z głowy. Rzeczywiste wyprowadzenie z bezdomności wymaga znacznie więcej wysiłku.

Jak to robi Europa? W Finlandii już prawie nie ma schronisk

Jak wyliczyła Federacja, koszt małego mieszkania/pokoju (10-15 m. kw) dla jednej osoby i zatrudnienie asystenta dla 10 takich osób, to koszt ok. 400 zł miesięcznie na osobę. Tymczasem utrzymanie w schronisku jednego bezdomnego kosztuje 800-1000 zł za miesiąc i może trwać kilkanaście lat.

– Znamy osoby, które mieszkają w schroniskach po 10 lat i więcej – mówi Lidia Węsierska z Fundacji Barka, która także działa na rzecz bezdomnych. – Wielu z nich już nigdy nie stanie na nogi. Nie powinno się przebywać w ośrodku dłużej niż pół roku. Znam mężczyznę, który po latach w końcu dostał mieszkanie, ale nie umiał w nim mieszkać i z własnej woli wrócił do placówki.

Inne pytanie – czy miejsc w placówkach dla bezdomnych rzeczywiście brakuje? Według Narodowego Programu Mieszkaniowego w 2014 r. było ich 11 tys. Skorzystało z nich natomiast 26 tys. bezdomnych (stąd zapewne wniosek, że musi ich być więcej). Jednak wyliczenia Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej są inne. Wynika z nich, że w ub. roku w schroniskach w całej Polsce przebywało 21,6 tys. bezdomnych. Tymczasem liczba miejsc wynosiła 26 tysięcy.

– W dużych miastach zdarza się, że miejsc brakuje, dlatego, że ludzie mieszkają w schroniskach latami. Gdyby były mieszkania, to i miejsca by się zwalniały. Trzeba udrożnić system – mówi Węsierska.

Model wychodzenia z bezdomności poprzez mieszkania popiera Komisja Europejska oraz organizacje europejskie zajmujące się bezdomnością, w tym FEANTSA (Europejska Federacja Krajowych Organizacji Pracujących z Ludźmi Bezdomnymi).

Priorytet upowszechnienia programów mieszkań wspieranych i treningowych dla bezdomnych znalazł się także w „Krajowym Programie Przeciwdziałania Ubóstwu i Wykluczeniu Społecznemu 2020”, uchwalonym w 2014 roku. Do dziś jednak nie powstały przepisy dotyczące takich mieszkań.

– Inne kraje europejskie już od dawna idą w kierunku mieszkalnictwa. My stoimy w miejscu. Ciekawym przykładem jest Finlandia, gdzie już prawie nie ma schronisk, bo przez lata sukcesywnie je likwidowano. Rozumiem, że to bogatszy kraj, ale ważne są też chęci do zmiany. U nas nie tyle, że daleka droga, ale w ogóle nie widać światełka w tunelu – mówi Węsierska.

– Mimo kilku prób Polska nadal nie ma strategii zapobiegania i ograniczania bezdomności – komentuje prof. Ryszard Szarfenberg z UW. – Przyjęte w Programie podejście redukcji skutków bezdomności poprzez dostarczenie określonej liczby miejsc w schroniskach jest całkowicie nieadekwatne. Bo bezdomnymi są nie tylko osoby przebywające w miejscach niemieszkalnych, ale też i te w schroniskach, nie mówiąc już o noclegowniach czy ogrzewalniach. Rozwiązywanie problemu nie powinno więc polegać na łagodzeniu skutków bezdomności ulicznej przez bezdomność schroniskowo-noclegową, ale na programach mających na celu poprawę i stabilizację sytuacji życiowej i mieszkaniowej osób bezdomnych. Powinny być one oparte na zasadzie deinstytucjonalizacji poprzez pomoc mieszkaniową i wspieranie w mieszkaniu. Nie możemy mierzyć postępów na tej drodze przez wzrost liczby miejsc w placówkach.

Czy coś się zmieni? „Program ma charakter kierunkowy”

Co na to ministerstwo infrastruktury i budownictwa? Tłumaczy, że problem bezdomności nie wynika jedynie z deficytu mieszkań, ale jest również problemem społecznym, a więc jego rozwiązanie „w znacznej mierze” leży po stronie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Zaznacza również, że program ma charakter kierunkowy i nie zawiera wszystkich szczegółowych rozwiązań. Resort zapewnia, że przy ich opracowywaniu będzie współpracował ze stroną społeczną i innymi resortami. Jak dodaje, w najbliższym czasie mają się zmienić również przepisy dotyczące finansowania tworzenia mieszkań chronionych przez samorządy i organizacje. Do tej pory nie mogły one łączyć w tym celu środków z krajowego Funduszu Dopłat i środków unijnych, w związku z czym takich lokali powstawało mniej, niż mogłoby powstawać.

Ludmiła Anannikova: Interesują Cię tematy związane z polityką społeczną, mniejszościami, dyskryminacją? Lubisz o nich czytać i dyskutować? Zapraszam na mój profil na Facebooku! 

program

wyborcza.pl

ŚRODA, 2 LISTOPADA 2016

STAN GRY: Fakt: PiS oszukał z kwotą wolną, RZ i GW: Brudziński umocniony, Ujazdowski: Tusk raczej zostanie w Brukseli

— POLITYCZNY TYDZIEŃ WEDŁUG 300POLITYKI: Sejm o TK i odwołaniu Zalewskiej, komisja o cofnięciu 67, rząd o programie “Za życiem”. http://300polityka.pl/news/2016/11/01/polityczny-tydzien-sejm-o-tk-i-odwolaniu-zalewskiej-komisja-o-cofnieciu-67-rzad-o-programie-za-zyciem/

— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Ujazdowski: Obawiam się, że odejście Rzeplińskiego nie kończy sporu o TK
Ujazdowski o Tusku: Polski rząd nie może podkruszać pozycji polskiego przedstawiciela na tak wysokim stanowisku
Ujazdowski o słowach Macierewicza: Nie było to zgodne ze sztuką dyplomatyczną
Siemoniak: Program 500+ będzie wymagał naprawy, ale nikt w PO nie myśli, by te pieniądze odebrać
Polityczny plan środy: sejmowa komisja o wniosku PO o odwołanie minister Zalewskiej
http://300polityka.pl/live/2016/11/02/

— POLAKU, RZĄD OSZUKAŁ CIĘ NA 5000 ZŁ – jedynka Faktu o zamrożeniu kwoty wolnej.

— NAJBARDZIEJ WSTYDLIWY PROJEKT PIERWSZEGO ROKU RZĄDÓW PIS – pisze w Fakcie Mikołaj Wójcik: “W ciągu kilkunastu dni, z nadzieją, że przejdzie to po cichu, PiS chce przepchnąć przez parlament chyba najbardziej wstydliwy projekt pierwszego roku swoich rządów: utrzymania kwoty wolnej od podatku w wysokości 3091 zł. I robi to wbrew orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego z 28 października ubiegłego roku, który nakazał rządowi i Sejmowi podnieść tę kwotę co najmniej do 6500 zł! Więcej – wówczas PiS zapewniało, że to doskonałe orzeczenie, a oczekiwania Trybunału nie dość, że spełni, to jeszcze da Polakom więcej, bo są na to pieniądze. To gdzie się podziały te pieniądze?!”.

— SPODZIEWAM SIĘ, ŻE TUSK POKIERUJE RADĄ EUROPEJSKĄ KOLEJNE 2,5 ROKU – mówi Kazimierz Michał Ujazdowski w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “Polska dyplomacja powinna myśleć o zwiększeniu, nie zaś o zmniejszeniu liczby Polaków piastujących wysokie funkcje międzynarodowe. Spodziewam się, że Donald Tusk pokieruje Radą Europejską kolejne 2,5 roku. Nie mogę jednak wykluczyć, że osłabienie Donalda Tuska mogą wykorzystywać ci politycy, którzy chcą zredukować integrację do państw dawnej UE i pomniejszyć znaczenie naszej części Europy. Wyczuwałem ten ton w wypowiedziach premiera Mattea Renziego i oczywiście lidera liberałów Guya Verhofstadta”.

— UJAZDOWSKI O SŁOWACH KEMPY: WYBÓR INNEGO POLAKA NIE JEST MOŻLIWY: “ – Beata Kempa, szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, powiedziała: “Dlaczego Donald Tusk? Być może będzie inny, lepszy Polak”. Co pan na to?
– Wybór innego Polaka nie jest dziś możliwy. Ci, którzy to sugerują, bałamucą opinię publiczną. Z polskiego punktu widzenia nie dojdzie do zmiany in plus na tym stanowisku. Istnieje natomiast ryzyko zmiany in minus, czemu należy zapobiec w interesie Polski i samej UE”.

— PRZEWIDUJĘ OSTRĄ BATALIĘ O PREZESA TK – dalej Ujazdowski: “Przewiduję, że przed nami ostra batalia o prezesa TK. Jednakże chcę zwrócić uwagę, że spór o Trybunał nie zakończy się z chwilą odejścia prezesa Rzeplińskiego i wyboru jego następcy. Trzeba myśleć w kategoriach uzdrowienia instytucji, a nie opanowania TK. Dlatego też kolejna ustawa o organizacji TK nie przełamie kryzysu, jeśli nie usunie się jego pierwotnych przyczyn. Opanowywanie Trybunału to działanie krótkowzroczne. Obawiam się złego precedensu, na podstawie którego każda następna władza będzie budować TK od nowa”.

— UJAZDOWSKI PRZYPOMINA, ŻE ROK TEMU W PAŹDZIERNIKU PIS UZNAWAŁ WYBÓR TRÓJKI SĘDZIÓW ZA KONSTYTUCYJNY: “Upieram się, że nieodzownym elementem kompromisu jest wejście w skład TK trzech sędziów wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji. Pokonanie tego progu uruchomiłoby porozumienie w innych sprawach. Przypomnę, że jeszcze w październiku ubiegłego roku PiS we wniosku do TK kwestionował wybór czwartego i piątego sędziego, uznając wybór trójki za konstytucyjny. Uzdrowienie sytuacji jest zatem do wyobrażenia, byłoby po prostu powrotem do pierwotnego stanowiska. Dziś jednak mamy dwie konfrontujące się logiki i dwie legalności”.

— NOWA USTAWA O TK MUSI WYGLĄDAĆ NA DYSCYPLINOWANIE SĘDZIÓW W STANIE SPOCZYNKU – jeszcze Ujazdowski: “W normalnej sytuacji można debatować nad przywilejami emerytalnymi sędziów. Ale w atmosferze ostrego sporu to musi wyglądać na dyscyplinowanie sędziów w stanie spoczynku. Poza tym w Polsce takie posunięcia przynoszą odwrotny skutek. Jesteśmy wszakże społeczeństwem krnąbrnym”.

— PREZES WSKAŻE, LOKALNY PIS PRZEGŁOSUJE – Agata Kondzińska w GW o wyborach w PiS: “W terenie rewolucji nie będzie, a już na pewno do władzy nie dojdą ludzie, którzy mogliby w ten sposób budować swoją pozycję w partii – mówi polityk z władz PiS”.

— BRUDZIŃSKI WZMOCNIONY – Kondzińska: “W partii panuje przekonanie, że jedynym, który będzie poszerzał strefę wpływów, jest wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński. To jemu jako szefowi komitetu wykonawczego podlegają struktury partii. Przez swoich ludzi Brudziński może budować zaplecze w regionach. Ale z pominięciem tych regionów, które już dziś są pod kuratelą innych wiceprezesów PiS Antoniego Macierewicza, Beaty Szydło, Mariusza Kamińskiego i Mariusza Błaszczaka”.

— PREZES PIS ROBI PORZĄDKI NA DOLE – pisze w RZ Zuzanna Dąbrowska: “Prawo i Sprawiedliwość przygotowuje się do zjazdów okręgowych, podczas których zostaną wybrani szefowie partii w terenie. Pierwsza tura zjazdów odbędzie się 19-20 listopada. PiS podzielony jest w kraju na okręgi, które dostosowane są do 41 okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu. – Trzeba przygotować się do nich, zweryfikować bazę członkowską, uporządkować struktury – mówi “Rzeczpospolitej” rzeczniczka PiS, poseł Beata Mazurek. – Prezes powołał w kilku okręgach nowych pełnomocników, którzy będą się tym zajmować. A podczas zjazdów odbędzie się głosowanie nad kandydatami wskazanymi przez prezesa. Każdy z nich, by pełnić funkcję, musi uzyskać bezwzględną większość głosów. A z tym bywało w przeszłości różnie… – dodaje Mazurek”.

— BRUDZIŃSKI TO OSOBA NUMER DWA W PIS, MA PRZYGOTOWAĆ PARTIĘ DO WYBORÓW SAMORZĄDOWYCH – pisze dalej Dąbrowska: “Joachim Brudziński to teraz osoba numer dwa w partii. Wicemarszałek Sejmu ma za zadanie przygotować partię do wyborów samorządowych, które w 2018 rozpoczną wyborczy serial. Mimo swojej wieloletniej współpracy z Jarosławem Kaczyńskim nie przejawia szczególnych sentymentów ani do “rycerzy zakonu PC”, ani do opozycyjnej przeszłości niektórych polityków, ani też do idei… męskiej dominacji. – Joachim często stawia na kobiety – tłumaczy jeden z posłów. – Annę Zalewską, Elę Witek czy jeszcze przed wyborami na Beatę Szydło. Są lojalne i obliczalne – dodaje”.

— IZOLOWANI NIE ODNIESIEMY SUKCESÓW – pisze w RZ Michał Szułdrzyński: “W efekcie bowiem mamy niewiele do powiedzenia w trójkącie Berlin-Paryż-Warszawa, zaś budowa bloku środkowoeuropejskiego wcale nie idzie tak, jak zaplanowali to sobie stratedzy obozu rządzącego. Dość powiedzieć, że Czesi, Słowacy i Węgrzy wcale nie palą się do pomocy Polsce w blokowaniu wyboru Donalda Tuska na drugą kadencję w Radzie Europejskiej, a państwa bałtyckie są znacznie bardziej skore do tego, by opierać regionalne sojusze o Niemcy, z którymi łączą ich również więzy gospodarcze. Całkiem realny wydaje się więc scenariusz, w którym Polska będzie nie tylko izolowana, ale w efekcie jej zdolność do realizacji własnej polityki zostanie gwałtownie zredukowana”.

— PARADOKSALNIE TO BERLIN MOŻE BYĆ NAJWIĘKSZYM SOJUSZNIKIEM POLSKI – pisze dalej Szułdrzyński: “Paradoksem jest fakt, że największym zwolennikiem pozostania Unii w obecnej postaci, bez zmiany traktatów, jest Angela Merkel. Oczywiście dla Niemców Europa Środkowa jest ważna politycznie – jako przestrzeń swych wpływów – oraz gospodarczo, jako pole ekspansji. Ale to właśnie wizja UE, jaką dziś promuje Berlin, wydaje się być najbliżej tego, co leży w interesie Polski. I paradoksalnie to Berlin może być największym sojusznikiem Polski, Angela Merkel zaś może uniemożliwić całkowitą marginalizację naszego kraju”.

— CENZURA NA FACEBOOKU? – tytuł w SE.

— NARODOWCY KONTRA FACEBOOK – pisze GW: “Działacze i sympatycy prawicowych organizacji, którym Facebook zablokował w ostatnim czasie konta, napisali petycję do założyciela firmy Marka Zuckerberga. Chcą też pomocy od szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka i minister cyfryzacji Anny Streżyńskiej. – Poprosiłam o rozmowę z przedstawicielami Facebooka – poinformowała minister”.

— DARIUSZ WIEROMIEJCZYK TYPOWANY NA SZEFA INSTYTUTU AUDIOWIZUALNEGO – czytamy w GW: “Pracownicy obu instytucji oraz obserwatorzy procesu ich łączenia widzą na tym stanowisku Dariusza Wieromiejczyka, dyrektora Departamentu Narodowych Instytucji Kultury w ministerstwie – czyli szefa komórki ministerialnej nadzorującej już teraz obie instytucje. Wielu uważa, że jest on typowany na przyszłego dyrektora FIn-y. Resort nie odpowiedział dotąd na pytanie “Wyborczej”, w jaki sposób zamierza wyłonić szefa Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego i czy zamierza przeprowadzić otwarty konkurs. Nie odpowiedział także, jaką rolę przy i po połączeniu będzie odgrywał Dariusz Wieromiejczyk”.

— NOWE STAWKI AKCYZY – NOWE AUTA STANIEJĄ, IMPORT STARYCH UŻYWANYCH ZDROŻEJE – jedynka GW: “Nowe auta stanieją, a import najstarszych używanych pojazdów zdrożeje – tak efekty proponowanych przez Ministerstwo Finansów zmian w akcyzie od aut oceniają eksperci”.

— NABYWCA LAMBORGHINI ZAOSZCZĘDZI ĆWIERĆ MILIONA – dalej GW: “Najbardziej zyskają amatorzy samochodów luksusowych. Samar jako skrajny przypadek podaje sportowe auto Lamborghini Aventador z silnikiem 6,5 litra. Obecnie takie nowe auto kosztuje 2,1 mln zł, w tym prawie 268 tys. zł akcyzy. Od przyszłego roku akcyza od tego auta ma wynieść 12,6 tys. zł. Czyli nabywca oszczędzi ćwierć miliona złotych”.

— GW O ODWROCIE BŁASZCZAKA OD REFORMY ZWOLNIEŃ L4 W POLICJI – jak piszą Leszek Kostrzewski i Piotr Mączyński: “Po zmianach mundurowi będą więc mieli prawo do pełnego, 100-proc. zwolnienia lekarskiego przez pełne 30 dni każdego roku. Dopiero za każdy następny dzień choroby (ponad 30 dni) będą mieli obniżkę pensji do 80 proc. Związkowcy chcieli, aby pełnopłatne było pierwszych 90 dni w roku, ale z propozycji ministra też się cieszą. – Idzie ona w dobrym kierunku, może w ciągu dalszych prac nad ustawą uda nam się jeszcze okres pełnopłatnego zwolnienia wydłużyć – mają nadzieję związkowcy”.

— NFZ WALCZY O PRZETRWANIE – Fakt: “Kolejna wyborcza obietnica PiS nie zostanie zrealizowana? A może to tylko próba obrony stołka dla siebie i tysięcy podległych urzędników? Tak czy owak Narodowy Fundusz Zdrowia walczy o przetrwanie. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł (58 l.) zapowiedział już, że od 2018 roku NFZ zostanie zlikwidowany. Tyle że szef Funduszu Andrzej Jacyna (55 l.) przyznał właśnie, że termin zaproponowany przez Radziwiłła „może okazać się, z różnych powodów, trudny do dotrzymania”. Jacyna tłumaczy, że w tym samym czasie co likwidację NFZ, rząd planuje przeprowadzić inne reformy w obszarze zdrowia, w tym zmienić zasady finansowania szpitali oraz dać wszystkim prawo do leczenia się za darmo. Według Jacyny to wszystko może “spowodować pewne zamieszanie w systemie””.

— IRENA WÓYCICKA W GW – jak mówi w rozmowie z Agnieszką Kublik: “Nawet gdyby istniał idealny system pomocy, a nie istnieje, to i tak największy ciężar psychiczny, fizyczny i materialny ponosi rodzina. Postawa rządu: my wam pomożemy, a wy cierpcie, jest nie do zaakceptowania. W sytuacjach skrajnych, kiedy dziecko nie ma szans przeżycia czy poprawy jakości życia, to oczywiście każda pomoc jest ważna, ale ona nie może zastąpić tej decyzji. Rodzice muszą mieć do niej prawo, bo to jest ich tragedia”.

— PROJEKT X DLA GOSPODARKI – tytuł RZ na jedynce: “Projekt X, w ramach którego będą finansowane badania nad nowymi technologiami, wystartuje w listopadzie. Zakłada on, że Narodowe Centrum Badań i Rozwoju będzie wzorować się na amerykańskiej agencji DARPA, realizującej najbardziej innowacyjne zamówienia dla armii USA”.

— URODZINY: Barbara Borys-Damięcka, Jerzy Osiatyński, Grażyna Staniszewska, Tomasz Zdzikot, Karol Tokarczyk, Paweł Adamowicz.

300polityka.pl

Najwyższy kościół na świecie jest zagrożony. Ludzie tak często na niego sikają, że zaczął się rozpadać

jab, mn, 31.10.2016

Katedra w Ulm

Katedra w Ulm (fot. pixabay.com)

Mury ponad 600-letniej katedry w Ulm niszczeją przez bezmyślność ludzi. Ściany ulegają erozji, bo wypłukują je kwasy i sole zawarte w ludzkim moczu.

Odpowiedzialny za dbanie o stan murów katedry w Ulm, Michael Hilbert, zauważył, że ludzie coraz ludzie coraz częściej sikają i wymiotują przy murach zabytkowej budowli. Zawarte w płynach ustrojowych kwasy powoli wyżerają fundamenty. Jeśli to się nie zmieni, konstrukcja będzie w bardzo poważnym niebezpieczeństwie – podaje thelocal.de.

Zdaniem Hilberta w okolicy zabytku jest za mało publicznych toalet, co jest ewidentnie widoczne przy takich okazjach jak lokalne festiwale wina czy targi świąteczne – czytamy w artykule CNN.

Uczestniczący w nich ludzie opróżniają pęcherze na ściany kościoła, zamiast udać się bardziej intymne miejsce. Co gorsza, choć okolica jest patrolowana, bardzo trudno ich złapać na gorącym uczynku.

Katedra w Ulmfot. pixabay.com | Domena publiczna

Od tej pory, jeśli ktoś zostanie przyłapany na opróżnianiu pęcherza przy katedralnych murach, dostanie mandat w wysokości nawet 100 euro.

A stawka jest poważna – katedra w Ulm ma najwyższą na świecie kościelną wieżę. Ta mierzy 161, 53 metra. Sama katedra jest też czwartym najwyższym budynkiem zbudowanym przed XX wiekiem.

Budowa kościoła zaczęła się w 1377 roku i z przerwami trwała do 1890 roku. Mimo że prace renowacyjne nad kościołem w Ulm trwają nieustannie od lat, to teraz fundamenty budynku są zagrożone z powodu, którego nikt wcześniej nie przewidział.

A TERAZ ZOBACZ:

Od 19 lat budują twierdzę. Wszystko przy użyciu średniowiecznych metod i narzędzi

najwyzszy

deser.gazeta.pl

Katastrofa smoleńska. Paweł Deresz: Ustalono kolejność ekshumacji

Wojciech Czuchnowski, 01 listopada 2016

Pogrzeb Jolanty Szymanek-Deresz na Powązkach Wojskowych, 19.04.2010

Pogrzeb Jolanty Szymanek-Deresz na Powązkach Wojskowych, 19.04.2010 (Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta)

Prokuratura postanowiła, że ofiary katastrofy smoleńskiej będą ekshumowane w kolejności alfabetycznej – twierdzi Paweł Deresz, mąż Jolanty Szymanek-Deresz, która zginęła 10 kwietnia 2010 r.

Informację o takim właśnie porządku ekshumacji Deresz podał w niedzielę na antenie Polsat News. Pytany przez „Wyborczą”, czy jest to informacja oficjalna, Deresz zaprzeczył i powołał się na „źródło w prokuraturze”. – W wyborze takiego kryterium jest pewna logika, bo niby jak inaczej mieliby to przeprowadzić? – mówi nam Deresz.

W Polsacie zaproponował, by „najpierw ekshumować tych, którzy polegli, a potem tych, którzy zginęli”. – Ten sarkazm jest wynikiem naszej bezsilności i rozpaczy. Prokuratura zachowuje się bezdusznie, realizując ten szaleńczy zamysł, a my, którzy się temu sprzeciwiamy, jesteśmy pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia – tłumaczy.

List przeciwko ekshumacjom

Paweł Deresz należy do tych, którzy najostrzej sprzeciwiają się ekshumacjom planowanym przez prokuraturę. Rodziny 17 z 96 ofiar uważają, że wyjęcie szczątków z grobów jest niepotrzebne, zakłóca spokój zmarłych i rani uczucia ich bliskich. To one napisały list do hierarchów Kościołów oraz prezydenta RP. „Po sześciu latach od tych strasznych dni stajemy samotni i bezradni wobec bezwzględnego i okrutnego aktu: nasi Bliscy mają być wyciągnięci z grobów, wbrew uświęconemu tabu, aby nie zakłócać spokoju zmarłym, pochowanym z najwyższą czcią. Od miesięcy bezskutecznie wyrażamy swój sprzeciw wobec zapowiedzi tego niezrozumiałego i niczym nieuzasadnionego przedsięwzięcia. Dzisiaj staje się ono faktem” – napisali sygnatariusze listu opublikowanego na stronie Petycje.pl.

Oficjalnie o porządku, w jakim będą prowadzone ekshumacje, wiadomo, że w połowie listopada z krypty na Wawelu wydobyte będą zwłoki pary prezydenckiej. O pozostałych datach otwarcia grobów ofiar katastrofy prokuratura ma powiadamiać rodziny. Część z nich zapowiada, że będzie skarżyć się na tą czynność do sądu.

Według źródeł „Wyborczej” śledczy rozważają, by dla uniknięcia napięć w pierwszej kolejności ekshumować te ofiary, których bliscy nie wnoszą sprzeciwu.

Zobacz też: Ewa Siedlecka o tym, co w kwestii ekshumacji mogą jeszcze zrobić rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej

 

katastrofa

wyborcza.pl

 

List otwarty do Beaty Gosiewskiej

Czytelnik, 28 października 2016

Beata Gosiewska

Beata Gosiewska (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Proszę mi powiedzieć, w czym moja żona była gorsza od Pani męża. W tym, że nie była politykiem, tylko pedagogiem? Że nie pisano o niej w gazetach. Czy może po prostu w tym, że nie zginęła w głośnej katastrofie lotniczej, ale zmarła po długiej i ciężkiej chorobie?

Szanowna Pani!

Szczerze współczuję Pani śmierci Męża. Dobrze wiem, co znaczy taki dramat: półtora roku temu straciłem Żonę. Zostałem sam z trójką dzieci. Nie protestowałem, kiedy pogrzeby ofiar katastrofy smoleńskiej odbywały się na koszt państwa – choć wszystkie rodziny otrzymały z ZUS normalny zasiłek pogrzebowy.

Nie protestowałem, kiedy rząd przyznał wszystkim dzieciom ofiar renty, które – po kolejnych dodatkach – są naprawdę wysokie. Nie protestowałem, kiedy rząd zadecydował o przyznaniu rodzinom ofiar kwoty 250 tysięcy złotych na głowę – to dla większości Polaków gigantyczne sumy, ale rozumiałem, że sytuacja jest naprawdę wyjątkowa.

Ale wie Pani co?

Po śmierci mojej Żony moja (i moich dzieci) sytuacja finansowa także znacząco się pogorszyła. Sądząc z tego, co sama mówi Pani w rozmowach z prasą, pogorszyła się znacznie bardziej niż Pani sytuacja. Nikt nie zapłacił mi (ani żadnemu z moich dzieci) 250 tysięcy złotych. Nikt nie pokrył mi kosztów pogrzebu. W rozmowie z prasą przyznała Pani, że na dwójkę dzieci dostaje Pani ponad 6 tysięcy złotych renty – ja na troje dzieci dostaję niecały tysiąc.

Proszę mi powiedzieć, w czym moja Żona była gorsza od Pani Męża? W tym, że nie była politykiem, tylko pedagogiem? Że nie pisano o Niej w gazetach? Czy może po prostu w tym, że nie zginęła w głośnej katastrofie lotniczej, ale zmarła na raka po długiej i ciężkiej chorobie?

Proszę mnie zrozumieć: nie zazdroszczę Pani pieniędzy, które Pani dostała. Nie widzę nic złego w tym, że Pani dzieci dostają wysoką rentę. Naprawdę nie przeszkadza mi to, że ktoś ma lepiej niż ja.

Ale chcę Pani powiedzieć, że w obliczu tych wszystkich faktów, tych pieniędzy, które już Pani dostała i wysokich rent, które dostają Pani dzieci – żądanie „odszkodowania” w wysokości kolejnych pięciu milionów z kasy Państwa (a więc także z moich podatków) uważam za przekroczenie granic przyzwoitości. Nie wiem, co na ten temat mówi prawo, nie wiem, jakie są „kwoty w podobnych sprawach na poziomie średniej europejskiej”, ale powiem szczerze: na Pani miejscu spaliłbym się ze wstydu, zanim wyciągnąłbym rękę po te pieniądze.

I być może tym się różnimy.

Z poważaniem,
Czytelnik

Imię i nazwisko do wiadomości redakcji

list

wyborcza.pl

ŚRODA, 2 LISTOPADA 2016

Jaki: Mówi się, że niektóre osoby, które odpowiadają za Facebooka w Polsce, są sympatykami KOD-u

10:21

Jaki: W Rosji fałszowano sekcje zwłok, część z nich była robiona metodą kopiuj-wklej

Jak mówił w radiowej Jedynce wiceminister Patryk Jaki:

„Prokuratura nie stawia w tej chwili żadnej tezy ani nie wyklucza żadnej możliwości. Zadaniem prokuratury jest przeprowadzić rzetelne śledztwo, którego do tej pory nie było. My nadal nic nie wiemy, to znaczy niewiele wiemy w sprawie tej katastrofy. W Rosji sekcje zwłok fałszowano, wychodziło z nich między innymi, że śp. Przemysław Gosiewski był wysokim blondynem. Pozamieniano ciała, część tych sekcji była robiona metodą kopiuj-wklej. Trudno, żeby prokuratura nie przeprowadzała ekshumacji, bo sekcja zwłok to jeden z podstawowych dowodów wyjaśniania czegokolwiek. Po 65 latach przeprowadzono sekcję zwłok gen. Sikorskiego udało się wykluczyć różne teorie, które krążyły przez wiele lat. Udało się po 65 latach, więc dlaczego teraz miałoby się nie udać”

10:00
jaki

Jaki: Mówi się, że niektóre osoby, które odpowiadają za Facebooka w Polsce, są sympatykami KOD-u

Jak mówił w Sygnałach dnia w radiowej Jedynce wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki:

„Będziemy analizowali pod kątem prawnym, co możemy w tej sprawie zrobić. To, co się dzieje na Facebooku i Twitterze, woła o pomstę do nieba. Mogą być tam strony, które obrażają Kościół katolicki, nawiązują do ideologii komunistycznej, a nie może być polskich haseł patriotycznych. To jest absolutnie nie w porządku. Polskie strony patriotyczne są często szykanowane. Myślę, że to jest kwestia tych osób, które odpowiadają za te portale. Facebook i Twitter wybrali sobie osoby, które odpowiadają za te portale w naszym kraju. Mówi się, że niektóre są sympatykami KOD-u. To jest wszystko do zweryfikowania i może stąd biorą się tak duże problemy ludzi, którzy chcą promować plakaty patriotyczne na Facebooku”

09:56

Z PKO do MF. Resort finansów ma nowego rzecznika prasowego

7 listopada Łukasz Świerżewski obejmie stanowisko dyrektora Biura Komunikacji i Promocji oraz Rzecznika Prasowego Ministerstwa Finansów – podaje resort w komunikacie.

„Łukasz Świerżewski przez ostatnie trzy lata był związany z PKO Bankiem Polskim, gdzie m.in. pełnił obowiązki dyrektora Departamentu Komunikacji Korporacyjnej oraz Rzecznika Prasowego. Wcześniej zastępca redaktora naczelnego Harvard Business Review Polska i dyrektor ICAN Research, działu badawczego wydawcy HBRP”

09:02

Kidawa-Błońska: Bardzo chciałabym, żeby PAD pokazał kiedyś, że jest prezydentem niezależnym

– Bardzo bym chciała, żeby kiedyś prezydent Duda pokazał, że jest prezydentem niezależnym i że dobro Polek i Polaków leży mu na sercu i podjął samodzielnie decyzje, ale do tej pory, przez pierwszy swojej prezydentury, nigdy takiego działania nie zrobił – mówiła Małgorzata Kidawa-Błońska w rozmowie z Dariuszem Ociepą w „Politycznym Graffiti” Polsat News.

08:39

Stępień: Fundacja więcej pieniędzy przerabiała w latach 2005-2007

– Wyszły takie zabawne historie, że więcej pieniędzy Fundacja przerabiała w okresie rządowym w latach 2005-2007, gdy były rządy PiS. Okazuje się, że mieliśmy ponad 25 różnego rodzaju programów, które wygraliśmy w konkursach. Trzeba pamiętać, że to konkursy. Myśmy wygrywali te programy w ramach konkursów. To nie jest tak, że urzędnik przyznaje jakieś pieniądze. Tylko są konkursów. Około 25% składanych przez nas wniosków wygrywaliśmy – mówił w „Gościu Radia ZET” Jerzy Stępień.

08:17
stepien1

Stępień: Wezwałem Piotrowicza, aby mnie przeprosił. Będą konsekwencje prawne, Fundacja też będzie wytaczała procesy

Wezwałem Stanisława Piotrowicza, aby mnie przeprosił. Będą konsekwencje prawne. Wytoczę mu proces [cywilny]. Fundacja też będzie wytaczała procesy. Na pewno pan Żaryn doczeka się procesu, być może doczeka się go również Kamil Zaradkiewicz. Jego fundacja będzie skarżyła. Jeśli prof. Żaryn związany z IP mówi o mnie „post-PZPR-owiec”, to znaczy że kłamie albo ma słaby warsztat. Ja nigdy nie byłem w PZPR, na nim ciąży większa odpowiedzialność, by to sprawdzić – mówi w „Gościu Radia ZET” Jerzy Stępień.

Stępień: Procesów szykuje się wiele

Procesów szykuje się wiele, bo to jest stek kłamstw, półprawdy. Fundacja to jest najstarsza organizacja pozarządowa w Polsce. Przeszkoliliśmy 1,5 mln ludzi, ja nigdy przez te 27 lat nie dostałem ani złotówki z Fundacji, z racji pełnienia swoich funkcji tam. To jest działalność pro bono, społeczna.

07:59

Ujazdowski: Obawiam się, że odejście Rzeplińskiego nie kończy sporu o TK

Obawiam się, że odejście prezesa Rzeplińskiego tego sporu nie kończy. Jeżeli prezydent okaże bezstronność, będzie działać w imieniu interesu państwa, to będzie to jak najbardziej zasadne [wyjście z inicjatywą]. Dzisiaj prezydent nie podejmuje inicjatywy w tej sprawie – mówił Kazimierz Michał Ujazdowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

07:53

Ujazdowski o Tusku: Polski rząd nie może podkruszać pozycji polskiego przedstawiciela na tak wysokim stanowisku

Przypuszczam, że tak [Donald Tusk ma szanse pozostać na stanowisku szefa RE]. Zakładam, że jest to w polskim interesie. Jestem wielkim przeciwnikiem przenoszenia sporu wewnętrznego na arenę międzynarodową. To powinno zobowiązywać opozycję do tego, by nie przenosić sporów wewnętrznych na płaszczyznę PE, ale także rząd do tego, by dbać o polskie aktywa w UE i poprzeć przewodniczącego Tuska – mówił Kazimierz Michał Ujazdowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

Pytany, czy jest wielkim przeciwnikiem tego, co mówił ostatnio Jarosław Kaczyński nt. Donalda Tuska, bo on mówił o postępowaniu, europoseł PiS stwierdził:

„Nie będę komentował wypowiedzi nieumotywowanych, natomiast to elementarz elementarza polityki. Polski rząd nie może podkruszać pozycji polskiego przedstawiciela na tak wysokim stanowisku w instytucjach unijnych, w sytuacji, w której nie wchodzi w rachubę zmiana jego kandydatury na inną polską kandydaturę”

– Tusk wniósł do polityki europejskiej ton realizmu w dziedzinie polityki imigracyjnej, ochrony granic zewnętrznych i potrafi dokonać syntezy między wrażliwością Europy Zachodniej a Europy Środkowej. Jeżeli nie będzie przewodniczącym RE, przyjdzie polityk z znacznie mniejszą wrażliwością w stosunku do polskiego podejścia czy szerzej, Europy Środkowej – dodał Ujazdowski.

07:40

Ujazdowski o słowach Macierewicza: Nie było to zgodne ze sztuką dyplomatyczną

Rząd miał prawo zrewidować umowę z Francuzami, ale trzeba to partnerom komunikować z dużym wyprzedzeniem czasu i przestrzegać dyplomatycznej formy. Jeśli pan prezydent – znam jego wypowiedzi – ma wątpliwości co do tej formy, to są te same wątpliwości, które podzielam. Nie było to zgodne ze sztuką dyplomatyczną [słowa Antoniego Macierewicza]. Zamknijmy to – mówił Kazimierz Michał Ujazdowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24. Europoseł PiS dodał, że pod względem komunikacji szef MON powinien być bardziej zdyscyplinowany.

07:23
siemoniakPR1

Siemoniak: Program 500+ będzie wymagał naprawy, ale nikt w PO nie myśli, by te pieniądze odebrać

Pierwszy czas po porażce PiS będzie czasem naprawy, także w tym obszarze [sferze socjalnej], również w sferze konstytucyjnej. Program 500+ będzie wymagał naprawy, ale nikt w PO nie myśli by te pieniądze odebrać – mówił w „Sygnałach Dnia” PR1 Tomasz Siemoniak.

07:04
zalewska8

Polityczny plan środy: sejmowa komisja o wniosku PO o odwołanie minister Zalewskiej

O 17:00 sejmowa Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży rozpatrzy i zaopiniuje wniosek PO o wyrażenie wotum nieufności wobec minister edukacji Anny Zalewskiej. Wszystko wskazuje na to, że jutro wnioskiem zajmie się Sejm. Regulamin mówi, że rozpatrywanie wniosków o odwołania ministrów następuje na najbliższym posiedzeniu. Także jutro projektem reformy edukacji ma zająć się Komitet Stały Rady Ministrów.

12:00 – briefing prasowy Grzegorza Schetyny w Opolu

17:00 – posiedzenie sejmowej komisji edukacji o wniosku PO o odwołanie minister Zalewskiej

300polityka.pl

jeden-na-jeden

Rymanowski dopytywał także o ocenę działań prezydenta Andrzeja Dudy, który nie angażuje się w sprawę Trybunały Konstytucyjnego. – Z wielką nadzieją i zadowoleniem przyjąłbym jego aktywność w tej sprawie – powiedział Ujazdowski. Jego zdaniem, gdyby Duda zaangażował się w sprawę TK, działałby na rzecz dobra państwa.

naTemat.pl

Wacław Radziwinowicz

Co w Rosji piszczy? Pan minister mitologii

02 listopada 2016

Władimir Medinski, minister kultury

Władimir Medinski, minister kultury (REGIS DUVIGNAU / REUTERS / REUTERS)

Grupa uczonych rosyjskich domaga się pozbawienia ministra kultury Władimira Medinskiego tytułu doktora habilitowanego i dyskwalifikacji jego dysertacji jako, ich zdaniem, pseudonaukowej, opartej nie na prawdzie, lecz na mitach.

46-letni politolog, historyk, pisarz, a od czterech lat szef resortu kultury jest człowiekiem misji. Podjął się ciężkiego trudu tworzenia świetlanego obrazu Rosji, jej przeszłości, roli w historii i w świecie. W tej wizji jego ojczyzna jednoznacznie stoi po stronie sił dobra.

Dlatego minister walczy z jednymi mitami, a tworzy i wspiera inne?

Jest wziętym pisarzem. W każdym razie jego książki z serii „Mity o Rosji” wydawane są w rekordowych nakładach. A w nich autor demaskuje krzywdzące jego kraj stereotypy. Tak na przykład w tomie „O rosyjskim pijaństwie, lenistwie i okrucieństwie” śmiało dowodzi, że oskarżanie jego narodu o skłonność do spożywania w nadmiernych ilościach jest „czarnym mitem” oszczerstwem. Kłam tym łgarstwom zadają według autora zapiski podróżników, którzy przybywszy do Rosji, byli zadziwieni trzeźwością miejscowej ludności.

Ze świętokradczym, szkalującym „mitem” o tym, że 22 września 1939 roku w Brześciu odbyła się wspólna defilada zwycięstwa, w której maszerowali żołnierze Hitlera i Stalina, Medinski rozprawił się w książce „Wojna. Mity ZSRR. 1939-1945”. Pan minister twierdzi, że zdjęcia z defilady nazistów i komunistów świętujących zwycięstwo nad Rzeczpospolitą są prymitywnym fotomontażem. Bo jego analiza cieni rzucanych przez maszerujące postacie podpowiada, że Niemcy szli w jednym kierunku, a czerwonoarmiści – w przeciwnym.

Są jednak mity, których patron kultury rosyjskiej broni zażarcie. Całkiem niedawno publicznie nazwał „skończonymi kanaliami” tych, co negują bohaterski czyn „28 panfiłowców”. Chodzi tu o jedną z ikon oficjalnej historii drugiej wojny, heroiczny bój żołnierzy dywizji gen. Iwana Panfiłowa, którzy rzekomo polegli, zatrzymując natarcie czołgów niemieckich idących na Moskwę.

Ale jeszcze w 1948 roku Główna Prokuratura Wojskowa przeprowadziła śledztwo, w wyniku którego okazało się, że historię o „radzieckich Termopilach” wyssał z palca redaktor literacki gazety wojskowej „Krasnaja Zwiezda”. Kiedy w ubiegłym roku dyrektor Archiwum Państwowego Federacji Rosyjskiej Siergiej Mironienko opublikował materiały tamtego śledztwa, minister Medinski obruszył się na tych, którzy „próbują użądlić legendę rzekomo naukowymi analizami”.

Dyrektor Mironienko dyrektorem już nie jest. A wokół Medinskiego rozgorzał spór dotyczący jego własnych „naukowych analiz”. Chodzi o jego pracę habilitacyjną „Problemy obiektywności w przedstawieniu rosyjskiej historii od połowy XV do XVII wieku”. Jeszcze miesiąc temu rada naukowa Uralskiego Uniwersytetu Państwowego miała się zastanowić nad zdyskwalifikowaniem tej dysertacji jako pseudonaukowej. Wtedy jednak dzięki sztuczkom biurokratycznym udało się uniknąć rozprawy nad rozprawą ministerialną.

Pełen oburzenia głos w tej sprawie zabrała jednak teraz grupa członków z Rosyjskiej Akademii Nauk. Uczeni w liście opublikowanym w dzienniku „Kommiersant” opisali metodę naukową przyjętą przez ministra w jego analizach faktów historycznych.

Otóż on kieruje się tym, co Rosjanie nazywają „celesoobraznost”, a więc za prawdę najprawdziwszą uznaje to, co pomaga mu osiągnąć cel. Celem zaś w jego przypadku jest budowa obrazu świetlanej i nieskazitelnej przeszłości ojczyzny. To więc, co dobrze świadczy o Rosji, dr hab. Medinski przyjmuje jako w pełni wiarygodne, a złe opinie odrzuca jako „oszczerstwo”.

Tak postąpił choćby z „Zapiskami o Moskowii” XVI-wiecznego podróżnika Siegmunda von Herbersteina, wydłubując z jego relacji tylko rodzynki uwag pochwalnych.

Zdaniem uczonych z RAN praca, którą Mediński obronił jeszcze pięć lat temu, jest wykwitem pseudonauki i mitotwórstwem.

Mitologia rosyjska ma wielu obrońców. Akurat dziś Natalia Pokłońska, była prokurator Krymu, teraz poseł do Dumy, napadła na film reżysera Aleksieja Uczitela „Matylda”. Choć obraz dopiero powstaje i nikt go jeszcze nie widział, patriotyczna działaczka już wie, że on szarga świętości, pokazuje Rosję jako „kraj szubienic, pijaństwa i rozpusty”. Opowiada bowiem o sławnym romansie ostatniego cara Mikołaja II z baleriną Matyldą Krzesińską. A przecież monarcha jest przez cerkiew uznany za świętego, żadnych skoków na bok w jego świetlanej biografii być więc nie mogło z definicji. Poza tym, jak śmiało zapewnia Pokłońska, nie ma dowodów na to, by carowie współżyli z baletnicami.

rosyjski

wyborcza.pl

Prezes wskaże, partia przegłosuje. Tak PiS wybiera lokalne władze

Agata Kondzińska, 02 listopada 2016

Prezes PiS Jarosław Kaczyński

Prezes PiS Jarosław Kaczyński (fot. Łukasz Krajewski / Agencja Gazeta)

Działacze PiS w całej Polsce szykują się do wyborów swoich szefów w okręgach. Wszystkich wskaże prezes PiS. Lokalni politycy mają ich tylko przegłosować. Oporu nie będzie.

Lokalnych szefów działacze PiS powinni wybierać już dwa lata temu, bo ich kadencja skończyła się w czerwcu 2014 r. Jednak był to rok wyborów samorządowych i Jarosław Kaczyński, by nie wzniecać konfliktów w partii, powołał w regionach pełnomocników na czas nieokreślony. Teraz zdecydował, że działacze będą wybierać szefów lokalnych struktur na kolejne dwa lata.

Wyborcze zjazdy w PiS odbędą się w dwa weekendy: 19-20 listopada i w kolejny. Kaczyński nie chce zbyt długo huśtać partią. Teraz ruszył w teren i na zamkniętych dla mediów spotkaniach rozmawia z działaczami. Przekonuje, by nie toczyć niepotrzebnych sporów i że najważniejsza jest jedność.

Nie po myśli prezesa? To powtarzamy głosowanie

W przeszłości zdarzało się, że kandydaci rekomendowani przez Jarosława Kaczyńskiego przepadali w głosowaniach. Tak było np. w 2008 r. w Krakowie, kiedy na zjeździe okręgowym przepadła kandydatura Zbigniewa Wassermanna. Działacze wybrali wówczas Zbigniewa Ziobrę. Ale już tydzień później głosowanie powtórzono. Pretekstem były źle wydrukowane karty do głosowania, na których nie oznaczono rubryki „wstrzymuję się”. W powtórzonym głosowaniu wygrał Wassermann.

Wtedy prezesowi PiS nie podobało się, że swoją pozycję próbował umocnić Ziobro. – Dziś będzie podobnie. W terenie rewolucji nie będzie, a już na pewno do władzy nie dojdą ludzie, którzy mogliby w ten sposób budować swoją pozycję w partii – mówi polityk z władz PiS.

W partii panuje przekonanie, że jedynym, który będzie poszerzał strefę wpływów, jest wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński. To jemu jako szefowi komitetu wykonawczego podlegają struktury partii. Przez swoich ludzi Brudziński może budować zaplecze w regionach. Ale z pominięciem tych regionów, które już dziś są pod kuratelą innych wiceprezesów PiS Antoniego Macierewicza, Beaty Szydło, Mariusza Kamińskiego i Mariusza Błaszczaka.

Kto weźmie władzę w regionach

Okręgów w PiS jest 41, tak jak okręgów wyborczych do Sejmu. Zakaz kandydowania mają europosłowie. W PiS spekuluje się, że mogą go dostać też ministrowie, ale takiego zapisu w statucie partii nie ma. Musiałaby to być osobista decyzja Kaczyńskiego. Według naszych rozmówców prezes PiS takiego zakazu nie wprowadzi. Jednak ministrowie kandydujący na szefów regionów mają być wyjątkami, a nie regułą.

– Na szefa podlaskich struktur szykuje się minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel. Chociaż tam emocje mogą być, bo apetyt na władzę ma też wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński – mówi jeden z polityków PiS. Do katastrofy smoleńskiej niekwestionowanym liderem w tym okręgu był Krzysztof Putra. – Od jego śmierci Jurgiel i Zieliński toczą batalię o wpływy w regionie – opowiada nam poseł PiS. Dlatego nie jest jeszcze przesądzone, kogo wskaże prezes PiS.

Szefem w Krakowie może ponownie zostać minister infrastruktury i budownictwa Andrzej Adamczyk. Z rządu regionem wałbrzyskim może też zarządzać minister edukacji Anna Zalewska. Region legnicko-jeleniogórski przypadnie wiceprezesowi PiS, pełnomocnikowi ds. równego traktowania i społeczeństwa obywatelskiego Adamowi Lipińskiemu. W PiS spekulują, że jeśli Wrocławiem będzie kierował poseł Piotr Babiarz, to będzie to osłabienie wpływów Lipińskiego, a wzmocnienie Joachima Brudzińskiego. – Babiarz cały czas wisi na linii z Nowogrodzką. A jak Nowogrodzka, to Brudziński – mówi polityk z Wrocławia. – Jestem lojalny wyłącznie wobec Jarosława Kaczyńskiego – komentuje te doniesienia Babiarz. O Wrocław mogłaby też powalczyć posłanka PiS Mirosława Stachowiak-Różecka. Jej pozycja wzrosła po ostatnich wyborach samorządowych, kiedy udało się jej wejść do drugiej tury z popularnym prezydentem Rafałem Dutkiewiczem. Stachowiak-Różecka kojarzona jest z Adamem Lipińskim.

W Bydgoszczy na lidera szykuje się poseł Tomasz Latos. W Poznaniu szefem może być poseł Tadeusz Dziuba. W Kaliszu nie jest przesądzone, czy regionem będzie zarządzał wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak. Kaczyński mógł zapamiętać, że podczas głosowania nad odrzuceniem projektu ustawy całkowicie zakazującej aborcji Dziedziczak był jedynym rządowym politykiem, który zagłosował inaczej, niż chciał prezes – przeciwko odrzuceniu projektu. – Myślę, że to jednak nie będzie miało znaczenia. Prezes wie, że to było głosowanie w zgodzie z sumieniem, nie będzie karał Dziedziczaka – twierdzi polityk z władz PiS.

prezes

wyborcza.pl