Wielkanoc 2, 28.03.2016

 

28.03.2016

 top10drugi dzień wielkanocy TOK FM

Michał Krzymowski

Michał Krzymowski

Dziennikarz działu Polska

W „Newsweeku”: Macierewicz i Ziobro walczą o Smoleńsk. Między sobą

28-03-2016

Polish president's plane crashes near Smolensk

Miejsce katastrofy TU-154, Smoleńsk, 10 kwietnia 2010 roku  /  fot. Maxim Szemetov/ITAR-TASS  /  źródło: PAP

Rząd wziął się za Smoleńsk. Do biegłych wkroczyła policja, prokuratorów zdegradowano a Antoni Macierewicz właśnie stoczył ze Zbigniewem Ziobrą walkę o nadzór nad nowym śledztwem. Czy teza o zamachu przetrwa?

Antoni Macierewicz i Zbigniew Ziobro wyciągnęli konsekwencje wobec sześciu prokuratorów wojskowych, którzy do tej pory pracowali przy Smoleńsku. Część z nich trafiła do jednostek wojskowych w Złocieńcu, Hrubieszowie i Świętoszowie a część przeniesiono do prokuratur najniższego szczebla.

Symbioza ministrów sprawiedliwości i obrony w sprawie smoleńskich prokuratorów jest jednak pozorna. W rzeczywistości to tylko parawan, za którym toczy się ostry spór o przebieg wydarzeń 10 kwietnia. Jego odgłosy przedostały się do opinii publicznej dwa tygodnie temu, gdy Antoni Macierewicz stwierdził publicznie, że Polska padła 10 kwietnia „ofiarą terroryzmu”. Od wypowiedzi odciął się wówczas wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki: – To bardzo daleko posunięta teza. Nie dysponuje żadnymi dowodami w tej sprawie.

Rozmówca zbliżony do Ziobry: – Szef MON najpierw sprzeciwiał się likwidacji prokuratury wojskowej, bo chciał zachować wpływ na sprawę smoleńską. Poniósł porażkę, więc zaczął lansować do tej grupy swojego człowieka, prokuratora Stanisława Wieśniakowskego. Ale znów przegrał. Nowy zespół w całości pochodzi z rozdania Zbyszka.

 

Do grupy powołanej przez Ziobrę weszło siedmiu śledczych. Wśród nich znalazł się ppłk Karol Kopczyk, prokurator wojskowy, który pracował przy sprawie od 10 kwietnia. Nieoficjalnie wiadomo, że Macierewicz sprzeciwiał się włączeniu go do nowego zespołu. – Ziobro chciał powołać jeszcze drugiego wojskowego, ppłk. Jarosława Seja, ale kilka lat temu „Gazeta Polska” napisała, że jego ojciec za komuny był na kursie GRU a potem współpracował z WSI – opowiada nasz rozmówca. Poza Kopczykiem w zespole znaleźli się prokuratorzy Marek Kuczyński, Krzysztof Schwartz, Bartosz Biernat, Jerzy Gajewski, Robert Bednarczyk i Tomasz Walczak. Nadzór nad zespołem ma sprawować zastępca Ziobry Marek Pasionek. Kim są ci ludzi?

Wieloletni prokurator, niekojarzony z opcją Ziobry: – Dwóch z nich oskarżało w procesie piłkarskiego łapówkarza „Fryzjera”, kolejni robili gang Krakowiaka, zabójstwo naczelnika urzędu skarbowego w Bydgoszczy, morderstwo dziewczyny z Miłoszyc. W sprawach zapadały wysokie wyroki, co jest najlepszą wizytówką dla prokuratora. To fachowcy z odpowiednim warsztatem. Ich zestawienie pozytywne mnie zaskoczyło.

Inny śledczy: – Pasionek i Kopczyk to rozsądni ludzi. Na pewno nie będą opowiadać o odgłosach z wiadra, ale jednak widzę dwa zagrożenia. Po pierwsze, oddelegowano ich do Prokuratury Krajowej tylko na pół roku. Czyli Ziobro będzie prowadzić ich na krótkiej smyczy. Kto nie spełni oczekiwań, zostanie szybko wyłączony. A po drugie, równolegle będzie pracować komisja ekspercka Macierewicza, w której zasiadają eksperci od pękających parówek. Oby prokuratura nie chciała dotrzymywać jej kroku.

 

newsweek.pl

Krystyna Pawłowicz. Bo pan prezes mi pozwolił

Agnieszka Kublik, Iwona Szpala, 26.03.2016

Krystyna Pawłowicz

Krystyna Pawłowicz (Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta)

Ulubiony dowcip poseł Pawłowicz: „Unia Europejska ma jedną zaletę. Kiedyś się rozpadnie”
 

Największymi autorytetami są rodzice. Po rodzicach – Jarosław Kaczyński. A gdyby prezes uznał, że jest obciążeniem dla PiS? – Tobym odeszła – odpowiada bez wahania poseł (nie toleruje żeńskich końcówek) Krystyna Pawłowicz.

Ważni politycy PiS mówią, że jej ambicją był Trybunał Konstytucyjny i że miała duże szanse, bo prezes pozwolił. – Jeszcze w grudniu, gdy rozprowadzała całą akcję z Trybunałem, była święcie przekonana, że to ona zastąpi PO-wskich sędziów – opowiada poseł PiS. – Ale ktoś się zorientował, że mandat po Pawłowicz weźmie Marian Piłka z Prawicy Rzeczpospolitej Marka Jurka. To dla prezesa było wykluczone, bo Piłka jest nieprzewidywalny. Dlatego Krystyna musi siedzieć w Sejmie i pilnować mandatu.

– Moje miejsce jest na barykadzie. Gdybym dała się zamknąć w salach Trybunału, tobym nie mogła tu przyjść, a ja lubię walkę – tłumaczy Pawłowicz.

W parlamentarnym zespole eurorealistycznym wspólnie z posłami satelickiego Kukiz’15 będzie analizować „straty prawne, które Polska ponosi w związku z uczestnictwem w Unii”, i liczyć, ile tracimy na członkostwie. Po co? By wyjść z Unii Europejskiej?

– Głosowaliście za UE, skrzywdziliście Polskę, siebie i dzieci – przekonuje wyborców. – Jesteśmy wykonawcami niepolskiej polityki, która doprowadziła do degradacji gospodarki, do zniszczenia polskiej nauki prawa. Polska jest ciągle gonioną ofiarą, na którą Unia poluje. Będziemy bronić ustroju suwerennego państwa opartego na chrześcijańskich wartościach.

Polska została skolonizowana, dlatego Pawłowicz ma gotowy wniosek do Trybunału, w którym dowodzi „niezgodności z konstytucją członkostwa Polski w UE”. Pojęcia stosowane przez Unię ma za „bełkot prawny”, raport Komisji Weneckiej nazywa „bezczelnym”. Już w 2013 r. przyznała, że rozpad Unii wspiera modlitwą.

Krystyna Pawłowicz: Ze mną trzeba grzecznie

Bez cenzury

Końcówka listopada 2015 r. Pawłowicz promuje książkę „Bez cenzury. O prawie i Unii Europejskiej”. To wywiad, którego udzieliła Łukaszowi Żygadle. Dziennikarz nazywa ją kopalnią wiedzy o konstytucji i prawie unijnym.

Poseł skromnie się uśmiecha, prosi o wachlarz. Sądziła, że frekwencja będzie skromniejsza. – Lewicowo-lewackie media przyprawiają mi gębę, dziękuję za tak liczne przybycie.

„Unijna szmata” kojarzy jej się z czymś „złym i brudnym dla Polski”. W maju 2015 r. z okazji Święta Flagi napisała do prezydenta, premiera, rządu: „Polska należy do różnych organizacji międzynarodowych (np. ONZ, WHO, Międzynarodowej Organizacji Pracy), a ich symboli obok polskiej flagi się nie eksponuje. (…) Służalczy wobec Unii Europejskiej sposób prezentowania polskiej flagi państwowej przez organy władzy wykonawczej, administracji oraz sądowniczej wielu Polakom sprawia przykrość i narusza ich patriotyczne uczucia”.

Opowiada, że dała książkę Kaczyńskiemu do zrecenzowania. Część poglądów podzielał, ale poprosił o odłożenie publikacji na czas po kampanii. Posłuchała: – To najgrzeczniejszy człowiek, jakiego spotkałam, przy nim samemu trzeba być grzecznym.

Przeczekała wybory prezydenckie, parlamentarne i… – Teraz jest czas! Pan prezes powiedział, że koniec z poprawnością polityczną. Niech żyje wolność słowa! Nie ukarze mnie żadna komisja sejmowa, bo w każdej mamy większość. Marszałek Kuchciński też nie, bo się boi prezesa. A pan prezes mi pozwolił.

Pawłowicz krytykuje związki partnerskie. Homoseksualizm trzeba leczyć, a nie uchwalać przepisy. – Jak ktoś jest pieskiem albo kotkiem, to nie pisze się ustawy – opowiada.

Zgłosił się do niej wyborca, chciał się leczyć z homoseksualizmu , ale w NFZ mu powiedzieli, że „nie ma procedur”. Pawłowicz napisała do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza (PO), ale on „pogroził jej palcem”. – Demoralizacje, jakich dokonywano, są trudne do nadrobienia. Szumilas i Rostkowska demoralizowały. Robili, co chcieli, pani Nowacka i ten człowiek z Biłgoraja – wspomina minioną kadencję.

Chłopcze, przyjrzyj się!

Mieszka w Ursusie, peryferyjnej dzielnicy Warszawy. Ma 95-metrowe mieszkanie i 35-metrowe na wynajem. W oświadczeniu majątkowym czytamy, że inwestuje w metale przemysłowe.

Urodziła się w Wojcieszowie, poniemieckiej wsi w Sudetach zasiedlanej przez repatriantów. Ma brata i siostrę. Wyżywała się w sporcie, ale rodzice – patriotyczna rodzina z Kresów – chcieli, żeby została prawnikiem.

Z Moniką Płatek razem przygotowywały się do aplikacji sędziowskiej pod koniec lat 70. Podziwiały Marię Skłodowską-Curie i feministki, które wywalczyły kobietom prawo do nauki na uniwersytetach. – Krystyna była zupełnie obojętna w sprawach wiary, jej poglądy były zbliżone raczej do socjaldemokracji – mówi prof. Płatek. – Miała poczucie humoru, szybkie riposty, ale nie zjadliwe, nie przekreślające ludzi.

Znajomi z tamtych lat pamiętają ją jako inteligentną, towarzyską, pewną siebie. I bardzo atrakcyjną. – Długie włosy spięte w koński ogon, piękny uśmiech, mogła mieć każdego chłopaka! – wspomina koleżanka ze studiów.

Z sejmowej mównicy, w czarnym żakiecie i biżuterii, jak zwykle w doskonałym humorze, Pawłowicz zwraca się do młodego posła PO: „Drogie dziecko, drogie dziecko, 60 lat kończę za 2,5 tygodnia, ale wyglądam jak? Jak ja wyglądam! Przyjrzyj się! A ty, chłopcze, błąkasz się i mówisz jak dziadek, własny dziadek”.

Śmiertelnie zakochana była raz. W opozycjoniście z Wybrzeża. W porywie uczucia spakowała walizkę i pojechała na północ. Nie odwzajemnił uczucia.

Postawiła na naukę. Na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego była w jednej katedrze z Hanną Gronkiewicz-Waltz i Dorotą Safjan, żoną późniejszego prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Przyjaźniły się.

– Na początku trzymały się z Hanią, były jedynymi kobietami w Zakładzie Prawa Administracyjnego. Popierała jej kandydaturę na prezesa NBP [Pawłowicz twierdzi, że to ona ją wymyśliła] – opowiada pracownik UW.

Pytamy Gronkiewicz-Waltz o zdjęcie uśmiechniętych obu pań, które krąży po internecie. – Pamiętam ten moment. Krystyna odwiedziła mnie w NBP, właśnie objęłam prezesurę – mówi prezydent Warszawy, ale o dawnej koleżance rozmawiać nie chce.

Zrobiła aplikację sędziowską. – Ma zdolność abstrakcyjnego myślenia, dobrze zna przepisy, w końcu za darmo tytułów naukowych nikt nie daje – mówi polityk PiS. Julia Pitera, bliska koleżanka z uczelni, dziś w PO, przyznaje, że Pawłowicz miała opinię dobrego fachowca.

Z uniwersytetu odeszła w 2011 r. Oficjalnie za porozumieniem stron. Nieoficjalnie – bo pokłóciła się z Gronkiewicz-Waltz, która była jej szefową w Zakładzie Administracyjnego Prawa Gospodarczego. Dziekan zapewnia, że „wygasł kontrakt i nie wniosła o jego przedłużenie”. Ale kolega z wydziału prof. Piotr Winczorek wspominał, że spory obu pań odbijały się głośnym echem na uniwersyteckich korytarzach.

Pawłowicz: „Właściwie to zostałam do tego zmuszona przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Myśmy się kiedyś kolegowały. To ja ją zarekomendowałam Leszkowi Falandyszowi, gdy Lech Wałęsa szukał kandydata na prezesa NBP spoza Unii Demokratycznej. Dzięki mnie dostała tę funkcję. U mnie w domu robiła sobie kampanię. A gdy po 12 latach wróciła na Wydział Prawa [miała przerwę na NBP i EBOiR], uznała, że moje poglądy jej nie odpowiadają, i jako kierownik zakładu po kolei odbierała mi wykłady, ćwiczenia, aż wreszcie zostałam z jedną grupą seminaryjną. Tak mi się odwdzięczyła”.

– Pawłowicz zawsze zachowywała się, powiedzmy, niestandardowo, ale nasze środowisko jest wyrozumiałe – mówi pracownik naukowy. – Tłumaczyliśmy sobie, że nie powiodło się jej życie prywatne i może dlatego taka jest.

Jaka?

– Na radzie instytutu potrafiła powiedzieć przewodniczącemu, by poszedł sobie na emeryturę. Albo oceniać kolegów ze względu na preferencje seksualne. PiS pozwolił jej rozwinąć radykalizm, to, co mówi, dawno już przekroczyło granice dobrego smaku. Albo kultury.

Hanna Gronkiewicz-Waltz: Nie oddamy Polski, a ja Warszawy

W niego zapatrzona

W wydanej w 1989 r. przez Komitet Obywatelski książce „Okrągły Stół. Kto jest kim” pod zdjęciem pięknej kobiety krótki biogram: „Od 1980 do 1981 r. była członkiem komisji zakładowej Solidarności na Wydziale Prawa i Administracji UW”. I kilka wrażeń z obrad Okrągłego Stołu samej Pawłowicz: „(…) Nie widać było woli porozumienia. Przykre też było poczucie manipulacyjnego nawet charakteru wielu obrad. Uczucie, że i tak decyzje zapadają gdzie indziej, a nie w dyskutujących zespołach”. Przy Okrągłym Stole była w grupie roboczej do spraw stowarzyszeń. Podaje, że pracowała też w biurze prasowym rządu Jana Olszewskiego, ale nikt nie pamięta, co tam robiła.

W 2007 r. z rekomendacji PiS dostaje miejsce w Trybunale Stanu. Ze środowiskiem Jarosława Kaczyńskiego sympatyzowała od lat 90. – Zawsze była w niego zapatrzona. On kochał Wałęsę, ona też. On Wałęsy nienawidził, ona razem z nim – mówi osoba, która zna Pawłowicz.

Lubi mówić, że z prezesem łączy ją coś więcej: – Nie mam prawa jazdy, nie umiem pływać, konto założyłam parę lat temu, gdy nie chciano mi już wypłacać honorariów w gotówce.

Kilka lat temu, jak prezes, nie umiała się posługiwać komputerem ani wysłać SMS-a. Dziś jest jedną z bardziej aktywnych parlamentarzystek na Facebooku.

I coś jeszcze. – Dla Krystyny od zawsze świat był czarno-biały – mówi znajomy prawnik. – Ma zasadę „cel uświęca środki”. Ale tę cechę brutalne granice zaczęła przekraczać dopiero przy Kaczyńskim.

Pytanie o prymat

Latem 2010 r. nikomu nieznana Pawłowicz dziękuje za zaproszenie do „kultowego miejsca” i daje wykład przed Pałacem Prezydenckim w namiocie Solidarnych 2010 – stowarzyszenia, które lansuje teorię zamachu pod Smoleńskiem.

Zbliżają się wybory 2011 r., dostaje jedynkę w siedlecko-ostrołęckim, choć – jak zauważyli w PiS – ostro krytykowała prezydenta Lecha Kaczyńskiego za podpisanie traktatu lizbońskiego. Być może prezes uznaje za atut radykalny eurosceptycyzm i nie może zlekceważyć jej silnych związków z Radiem Maryja i „Gazetą Polską”. Dostaje 20 681 głosów.

Na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego jest rok, uczelnia nie przedłuża z nią kontraktu. Dziś pracuje w Wyższej Szkole Administracji w Ostrołęce, nieuwzględnionej w rankingu wyższych uczelni „Perspektyw”.

Gdy zarzuca się jej, że nie powinna używać tytułu profesora, bo jest tylko doktorem habilitowanym, zmienia wpis na stronie internetowej, ale na plakatach wyborczych pozostaje profesorem prawa Uniwersytetu Warszawskiego.

Fora akademickie pełne są anonsów polecających egzamin u Pawłowicz. – Często pyta o prymat prawa polskiego nad europejskim i sama sobie odpowiada. Jeśli student jej nie przeszkadza, ma pewną tróję – mówi jej dawny słuchacz. – Ulubiony dowcip pani profesor? Unia Europejska ma jedną zaletę. Kiedyś się rozpadnie – opowiada inny.

Skandalistka

Pawłowicz o Sejmie: „Czuję się tu jak ryba w wodzie. Tylko muszę uważać, żeby nie wpadać w medialne zasadzki”.

Słabo się stara. Ma stałe miejsce na ławce skandalistów.

– Społeczeństwo nie może fundować słodkiego życia nietrwałym, jałowym związkom osób, z których nie ma żadnego pożytku, tylko ze względu na łączącą ich więź seksualną – tłumaczy w 2013 roku w debacie o związkach partnerskich. Naruszają one jej zdaniem poczucie estetyki i moralności większości Polaków.

– Po wystąpieniu dostawałam SMS-y: „Krycha, to twoje najlepsze przemówienie”, a okazało się, że zieję jadem i jestem faszystką – wspomina. Sejmowa komisja etyki karze ją naganą.

Uważa, że przypięto jej niesprawiedliwie łatę. Czy na pewno?

Na pytanie, dlaczego prezydent Komorowski cieszy się aż 70-procentową popularnością, odpowiada: – Nie wyróżnia się niczym oprócz gaf, nie umie pisać, nie umie czytać, nie umie się zachować, dlatego zakompleksione i wykorzenione społeczeństwo, podśmiewając się, popiera go, to taki swój chłop.

O krytykach: – To przedstawiciele środowisk lewacko-genderowo-feministycznych znanych z opluwania Kościoła.

Gdy Polska mówi o śmierci Madzi z Sosnowca, odpowiedzialnością za nią obarcza feministki. Bo „nienawidzą Kościoła, jest wyraźna atmosfera przyzwolenia na każde wolne działanie, na zabicie dziecka, na aborcję”.

W debacie o zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej gotuje się, słuchając posła SLD Marka Balta. W końcu rzuca w jego kierunku: „Spierdalaj!”, co odnotowały sejmowe stenogramy.

Z Anny Grodzkiej, transpłciowej posłanki Ruchu Palikota, szydzi: – W jednej audycji w radiu byliśmy razem i on udowadniał, że jest kobietą. No jaka pani?! No twarz boksera! To nie jest tak, że jak się człowiek nażre hormonów i zrobi sobie operację, to staje się kobietą (…) „Co ją/jego najbardziej denerwowało? Że w kiblach nie ma haczyków na torebki damskie. Cha, cha, cha”.

O gender: – Za nazwą, której nikt nie rozumie, pokolenie ’68 chce zmienić wszystkie rządzące prawa naturalne na zasadzie „hulaj dusza, piekła nie ma”. Jest to zasada, w której każdy ustala, czy jest kobietą, czy mężczyzną. Może to doprowadzić nawet do związków intergenetycznych, typu związek człowieka z małpą. (…) Gender doprowadzić może także do tego, że gatunek ludzki zginie, bo skoro dwóm mężczyznom będzie lepiej ze sobą albo dwóm kobietom, a potem zwierzętom z ludźmi.

Dyrdymały posłanki PiS o Madzi z Sosnowca i dzieciach gejów

Uwaga, PiStolet!

– Nie zawsze potrzebuję ekspertyz naukowych. Są rzeczy, które sama potrafię ocenić, na przykład zgodność niektórych projektów z konstytucją – odpowiada pytana o podstawy prawne swoich wywodów.

Gdy dziennikarz powołuje się na innych prawników, Pawłowicz to nie zraża: – Kto twierdzi, że związki partnerskie są zgodne z konstytucją? Profesor Mirosław Wyrzykowski? Przecież on jest zainteresowany i zawsze pisał ekspertyzy pozytywne dla postulatów tego środowiska.

Bez zmrużenia oka deklaruje: „Myślę osobiście, że spełniam wszystkie wymogi, by merytorycznie okręg mój i całą Polskę w Sejmie reprezentować”.

Innym razem: „Cóż, potrafię mówić i przekonywać, a tylko takie osoby w polityce uznaje się za zwycięzców. Myślę, że te wszystkie ataki na mnie wynikają tak naprawdę z zazdrości, że nie działam na rzecz ich partii. Każdy by chciał mieć w swoich szeregach taki pistolet”.

Po wygranych wyborach przybywa jej wigoru. Gdy PiS „odbija” media publiczne, poseł Pawłowicz zapowiada na FB: „Pani J. Dobrosz-Oracz, p. Kraśko, p. Lewicka, p. Tadla, oboje Lisowie i reszta kłamczuchów dostaną skierowanie na kursy medialne resocjalizacyjne do Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej do Torunia. Wykłady poprowadzi Ojciec Dyrektor. Taryfy ulgowej nie będzie. Pompki i przebieżki medialne z plecakami. Pod górkę. Osobne cele rozmyślań. Szkolenie do skutku”.

W kolejnym wpisie tłumaczy: „UWAGA, UWAGA, wskazówka interpretacyjna dla wystraszonych przegranych w ostatnich wyborach i dla TVN: poniższy mój post jest ŻARTEM. Nie płaczcie tak po kątach”.

Zdaniem doktora habilitowanego (nie toleruje żeńskich końcówek) Pawłowicz: „żądanie apolityczności mediów publicznych, do którymi dysponowania ma prawo każda kolejna legalna władza, jest szkodliwym wyidealizowanym mitem utrudniającym rządzenie państwem, zwłaszcza w czasie zagrożeń”.

Ostatnia szarża: „Jest pani zwykłą zazdrośnicą. Leniwą? Proszę wziąść się [pisownia oryginalna] też jeszcze za jakieś zajęcie, to i zazdrość pani minie” – odpowiada Pawłowicz pani Zofii, która skarży się, że po 50 latach pracy podwyżka jej emerytury wyniosła 5,46 zł brutto.

Sąsiadka

Igor Nazaruk z „Metra” przepytał jej sąsiadów.

– Sikałyśmy w jednym kącie w piaskownicy. Nie było innych dziewczyn na podwórku, więc się razem trzymałyśmy – mówi sąsiadka z bloku. – W stosunku do mnie jest zawsze osobą serdeczną, więc mogę ją określić tylko w samych superlatywach. Może inni postrzegają ją inaczej.

Postrzegają. – Bliżej się poznałyśmy w latach 90., kiedy założyliśmy w bloku wspólnotę mieszkaniową – mówi sąsiadka nr 2. – Wystarczy, że ktoś się z nią nie zgodzi, i wtedy wstępuje w nią diabeł. Zmienia jej się wyraz twarzy i zaczyna krzyczeć.

Ktoś inny dorzuca: – To, co się dzieje na zebraniach wspólnoty, przechodzi ludzkie pojęcie. W naszym bloku mieszkają w większości osoby starsze, które nie za bardzo orientują się w sytuacji prawnej i wszystkie sprawy załatwiają przez panią Krysię. Od zawsze robiła agitacje, chodziła po domach i zbierała od tych staruszków pełnomocnictwa, dzięki którym załatwiała własne interesy. A na zebraniach, kiedy wpada w szał, nikt już nawet nie reaguje. To jak obrazek przeniesiony z Sejmu, czyli „ja mówię, Polska mówi!”.

– W zeszłym roku sprzeciwił się jej jeden z członków zarządu. Pani Krystyna zwyzywała go od najgorszych – opowiada sąsiadka. – Poszło o to, że w Ursusie mają być likwidowane piecyki gazowe. Firma Veolia wysłała pismo do wspólnoty, że się tym zajmie i podłączy ciepłą wodę za darmo. Pani Krysia stwierdziła, że „to nie jest polska firma, tylko niemiecka”, że „to są Żydzi”, „chcą nas wykupić, zawłaszczyć” i że nikogo z tej firmy do bloku nie wpuści. Klęła przy tym jak szewc. Nie ma żadnych hamulców. To, jak ją pokazują w telewizji, gdy krzyczy z ławy sejmowej: „Zamknij mordę!”, to jest jeszcze delikatnie – emocjonuje się sąsiadka.

– Byłam zaskoczona, że stać ją na takie cięte riposty. Później zrozumiałam, że ona tak musi, niestety – skoro ją prowokują, to nie może być bierna. Prywatnie jest zupełnie inna, cieplutka, kulturalna i pomocna – tłumaczy kolejna sąsiadka. – Gdy zostałam okradziona, bardzo mi pomogła. Sama z siebie powiedziała: „Mam, to dam, nie krępuj się”. Krysia jest po prostu osobą ludzką.

Nie mam siostry

Pytana o samotność irytuje się: „Mam już tego po dziurki w nosie. Niech sobie pani sama odpowie na pytanie o moją samotność”.

W dyskusji o rodzinie wypaliła: – Zarzuca mi się, że jestem starą panną, że nie mam dzieci, a właśnie że mogę się wypowiadać! W taki sposób jak Ojciec Święty, który też nie ma dzieci. I co, on ma prawo mówić o małżeństwie?

Na jednym z marszów KOD-u Jarosława Kurskiego, naczelnego „Gazety Wyborczej”, zaczepiła nieznajoma.

Kurski tweetował: „Podeszła do mnie miła pani: Nazywam się Pawłowicz – powiedziała. – Jestem siostrą Krystyny. Pan mnie rozumie „.

Znalazłyśmy siostrę . Ale rozmawiać nie chciała. Kiedy TVN spytał Pawłowicz o siostrę na demonstracji KOD-u, rzuciła: „Nie mam siostry”. Dawne przyjaciółki nie chcą mówić, o co chodzi. – To przykra historia, siostra ma męża i dzieci, a Krysia ją niszczyła – wspomina tylko jedna z nich.

Nie karmimy trolla

– Tam, gdzie dyskutuje pani Pawłowicz, dla innych brakuje powietrza – opowiada reżyserka Joanna Kos-Krauze. Raz wystąpiły w jednym studiu TV.

– Ona jest zerojedynkowa, nie istnieją dla niej niuanse, kompromisy – przyznaje była koleżanka z PiS Joanna Kluzik-Rostkowska, dziś posłanka PO. – Gdy spotykamy się na sejmowym korytarzu, Krysia zawsze powtarza: „Ja cię jeszcze przekonam do powrotu”.

Na Facebooku powstała strona „Nie komentujemy, nie udostępniamy postów Krysi”.

„Nie komentując:

1. Nie karmimy trolla,

2. Nie musimy używać słów powszechnie uważanych za obelżywe,

3. Jesteśmy szczęśliwsi”.

Prezesa słabość do kobiet

Dlaczego nie wstąpiła do PiS? „Z moim temperamentem rozsadziłabym pewnie każde zebranie. Za młodu biegałam z Ireną Szewińską. Byłam w pierwszej setce polskich sprinterek. Rzucałam oszczepem i dyskiem”.

Czy w PiS ktoś z nią rozmawiał, że powinna się trochę powściągnąć? – Sama rozmawiałam na ten temat z prezesem Jarosławem Kaczyńskim.

– Prezes ma jej za złe pewne wypowiedzi, ale też poczucie, że coś się należy osobom, które poniosły ofiarę w walce dla PiS. A Krystyna została wykreowana przez media na wariatkę. Poza tym ma słabość do kobiet, pozwala im na więcej – mówi nam polityk PiS.

Kaczyński docenia jej lojalność. Pawłowicz wycofuje się, jak coś palnie, jeśli to nie jest po myśli prezesa. Jak ma zakaz publicznych występów, co wydarzyło się przy dwóch ostatnich kampaniach, to do mediów się nie pcha, czego nie można powiedzieć o innych.

– Pawłowicz jest pewnym obciążeniem – przyznaje poseł PiS. – Ale Pan Bóg nawet diabłem się czasem posługuje.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Ks. Wacław Hryniewicz: Żeby Bóg nie umierał z nudów
Wielu braci w kapłaństwie w imię karzącego Boga sadysty śmieje się ze mnie, ale nikt mnie nie zmusi, bym przestał głosić nadzieję silniejszą od lęku. Nie bez powodu przeszedłem raka i śmierć kliniczną i wyszedłem z nich z nadzieją pomnożoną. Z ks. Wacławem Hryniewiczem rozmawia Jarosław Mikołajewski

Życzę ci, Polsko… Świąteczna kartka od dobrych ludzi
Żebyś nas ogarnęła i utuliła, podrapała po pleckach i szepnęła parę pocieszających słów: „Wszystko będzie dobrze, kochanie, bo mamy siebie”. Życzenia składają m. in. Janina Ochojska, Anna Dymna i Mariusz Szczygieł

Bruksela, poranione miasto. Relacja Róży Thun
Ahmed z arabskiej dzielnicy Molenbeek pracuje w Parlamencie Europejskim. Fatima, koleżanka jego córki z klasy, straciła w metrze rodziców. – Ci ludzie mają kamienie zamiast serc, madame! – mówi. – Oni nas zabili, podzielili

Guy Verhofstadt: Co nas uratuje w niepewnych czasach?
Kiedy się zamykamy w narodowych, kulturowych lub religijnych schronach, kończy się to nieuchronnie nienawiścią, zamieszkami we własnej okolicy i wojną w szerokim świecie

Licheń, czyli ja
Szedłem na Golgotę. Myślę, że wszyscy tam powinni pójść. Wcale nie szydzę. Tutaj nie ma co szydzić, do Lichenia trzeba przyjechać Polskę zrozumieć

Krystyna Pawłowicz. Bo pan prezes mi pozwolił
Ulubiony dowcip poseł Pawłowicz: „Unia Europejska ma jedną zaletę. Kiedyś się rozpadnie”

Socjalizm albo śmierć? Bejsbol wiecznie żywy
Gdyby łowcy talentów z Washington Senators byli bardziej skuteczni, historia Kuby mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej

Natalie Portman, wieczna tułaczka
Nie musisz być dupkiem, żeby być dobry w tym, co robisz

Dzieci wolnego chowu
Znam pięć języków, buduję gitary, robię w teatrze i w komputerach. I co z tego? Wrzuć pestkę mango do wody, a po kilku dniach zacznie puszczać pędy. I nikt nie powie, że to jakaś superutalentowana pestka

Jerzy Stempowski. Zachować przytomność w czasach szaleństwa. Reportaż Magdaleny Grochowskiej
Europa popada w mizerię i podłość, do głosu doszło barbarzyństwo żwawe i rumiane – pisał. Co robić? Przyjąć postawę człowieka palącego fajkę na tonącym okręcie, ale go nie porzucać – Magdalena Grochowska o Jerzym Stempowskim

miałaPoczucie

wyborcza.pl

Wyjaśnijmy sobie pewne sprawy…
Szanowni Państwo!
Bardzo miło było spotkać wszystkich Was pod licznikiem KODu w alejach Ujazdowskich dzisiaj po południu. Mam nadzieję że żur był smaczny i zasłużył na nazwę BonŻur. Oczywiście najserdeczniejsze życzenia na dalsze świętowanie. Ale muszę też coś wyjaśnić.
Pojawiły się niedawno doniesienia o oficjalnej wizycie delegacji Komitetu Obrony Demokracji w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. No i wynikły różne nieporozumienia, które spieszę sprostować.
Nie zostaliśmy do tej pory zaproszeni przez Kongres USA. Plan naszego pobytu podawałem w sobotę, ale na wszelki wypadek przytoczę ponownie:
„Wylatujemy 1 kwietnia. Pierwsze dni spędzamy w Nowym Yorku. Mamy wiele spotkań – z Polonią i KOD-em USA, z intelektualistami, naukowcami i liderami opinii. 4 kwietnia, już w Waszyngtonie, mamy wykład we Freedom House oraz spotkania w Departamencie Stanu i z przedstawicielami Senatu USA, jak również spotkania z KOD-em USA. Po 2 dniach w DC przenosimy się do Chicago. I tu znowu wykład na uniwersytecie, spotkania z ważnymi osobami, z Polakami w USA i z Polonią. Wracamy 9 kwietnia.”
Należy również zdecydowanie podkreślić, że nie zamierzamy konkurować ani ścigać się z Prezydentem Andrzejem Dudą. Celowo przesunęliśmy termin naszego wyjazdu, żeby nie wprowadzać niepotrzebnych interferencji. Jestem głęboko przekonany, że wszelkie rozgrywanie na płaszczyźnie międzynarodowej różnicy zdań w sprawach krajowych jest niekorzystne dla Polski i świadczyłoby o niezrozumieniu podstawowych zasad dyplomatycznych relacji międzynarodowych. Jednocześnie zamierzamy wspierać polską rację stanu i nie zamierzamy w żadnym wypadku szkodzić polskim interesom. Żeby sprawy były jasne, pozwolę sobie ponownie przytoczyć cytat z sobotniego wpisu, prezentujący główny cel naszej wizyty i spotkań, które zamierzamy tam odbyć.
„[…] naszym celem jest przekazanie jak najdokładniejszych informacji o sytuacji w Polsce oraz przekonywanie naszych partnerów, że wszelkie restrykcje czy sankcje wobec Polski będą nie tylko nieskuteczne, ale nawet szkodliwe dla naszych relacji. Chcemy bronić Polskę przed możliwymi negatywnymi skutkami nieodpowiedzialnych działań polskiego rządu – żeby nasi zagraniczni partnerzy wywierali nacisk na polski rząd, a nie karali nas wszystkich za łamanie standardów demokracji przez obecną władzę.”
Zależy mi, żeby nikt nie próbował ustawiać nas w kontrze do legalnie wybranych władz Polski. Chcemy jedynie zabezpieczyć interesy polskich obywateli, którzy zaufali Komitetowi Obrony Demokracji i powierzyli nam swoją nadzieję oraz wiarę w powrót do zasad demokratycznego państwa prawnego oraz do konstytucyjnego porządku.

 

facebook

Okładka prosto z Rumunii.

dupaDuda

 

zbudowali

Jak Jan Himilsbach dawał przykład młodzieży… Po imprezie. I w niepowtarzalnym stylu

ms, 18.03.2016

W kinie Charlie można obejrzeć za darmo kultowy

W kinie Charlie można obejrzeć za darmo kultowy „Rejs” i spotkać się reżyserem Markiem Piwowskim (na zdjęciu: Jan Himilsbach) (Fot. EAST NEWS)

Słynący ze słabości do alkoholu Jan Himilsbach, aktor znany z „Rejsu”, był bohaterem wielu barwnych anegdot. Oto jedna z nich.

Był aktorem, pisarzem, scenarzystą i zawodowym kamieniarzem. Choć grywał głównie w epizodach i na drugim planie, zyskał status kultowego aktora za sprawą ról w „Rejsie”, „Brunecie wieczorową porą” i „Wniebowziętych”.

Było też powszechnie wiadomo, że przez całe życie nadużywał alkoholu i lubił imprezować. Opowieści o jego wyczynach odbiły się szerokim echem w środowisku aktorskim i zdążyły przez lata obrosnąć w legendy.

 

Pewnego razu, kiedy aktor wciąż dochodził do siebie po wieczornej imprezie, został zauważony przez przechodniów.

Mijająca leżącego w kałuży mężczyznę kobieta z kilkuletnim synkiem postanowiła przestrzec w obrazowy sposób chłopca przed zgubnymi skutkami picia. – Widzisz synku, jak się nie będziesz uczył, to tak skończysz – powiedziała. Na co chłopiec, wzburzony zauważył: – Ależ mamo, przecież to nasz wspaniały aktor i literat Jan Himilsbach!

Aktor, gdy usłyszał swoje nazwisko, przebudził się. Wynurzył się z kałuży i swoim charakterystycznym zachrypniętym głosem zawołał do zdziwionej kobiety: – I co, k***a, głupio ci!?

jakJanHimilsbach

gazeta.pl

 

wewczesnym

 

kiedyś

Nowy szef Akademii Obrony. Awans autora pracy o „żołnierzach wyklętych”

ar, pap, 27.03.2016

Podpułkownik Ryszard Parafianowicz z Antonim Macierewiczem po trzymaniu mianowania

Podpułkownik Ryszard Parafianowicz z Antonim Macierewiczem po trzymaniu mianowania (mjr Robert Siemiaszko/CO MON)

Podpułkownik Ryszard Parafianowicz został wyznaczony na nowego rektora-komendanta AON – poinformowało MON.
 

W czwartek minister obrony Antoni Macierewicz wyznaczył podpułkownika Ryszarda Parafianowicza na stanowisko rektora-komendanta AON i mianował go na stopień pułkownika – poinformowało Ministerstwo Obrony Narodowej na swojej stronie internetowej.

Parafianowicz, autor publikacji „Podziemie niepodległościowe na Suwalszczyźnie 1944-1952”, zastąpił na stanowisku rektora-komendanta płk. prof. dr. hab. Dariusza Kozerawskiego, który kierował AON przez 22 miesiące. Parafianowicz jest związany z AON od 20 lat, w ub.r. ukończył studia doktoranckie. Od 2006 r. dowodził 3. Batalionem Ratownictwa Inżynieryjnego, a od 2008 r. był szefem wojsk inżynieryjnych Śląskiego Okręgu Wojskowego.

Dzień wcześniej, tj. w środę 23 marca, do Rady Ministrów wpłynął projekt ustawy o utworzeniu Akademii Sztuki Wojennej. Uczelnia zastąpiłaby Akademię Obrony Narodowej. – Podjęte działania przygotują Akademię do realizacji nowych zadań i wyzwań wynikających z potrzeb, wymagań i oczekiwań Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, uwzględniających osiągnięcia polskiej i światowej sztuki wojennej – głosi fragment uzasadnienia projektu.

Projekt złożył minister obrony Antoni Macierewicz. Powołanie nowej instytucji pozwala mu na wymianę kadry uczelni.

– Powierzamy Akademię Obrony Narodowej w ręce żołnierza nowego pokolenia. W ręce żołnierza, który całym swoim wychowaniem, dorobkiem, determinacją, ale także odpornością na przeciwności losu udowodnił, że jest godzien ponieść ten ciężar odbudowy Akademii Obrony Narodowej – źródła kształtowania kadry Wojska Polskiego i myśli, która musi towarzyszyć wojsku, aby było zdolne bronić ojczyzny i aby dawało swoją wiedzę całemu narodowi – powiedział Antoni Macierewicz po wręczeniu decyzji o wyznaczeniu Parafianowicza na nowego rektora-komendanta AON-u.

Wszystkie zadania projektowanej Akademii wypełnia obecnie Akademia Obrony Narodowej, najwyższa rangą cywilno-wojskowa szkoła wyższa w Polsce. Uczelnia kształci zarówno wyższe kadry dowódcze Wojska Polskiego, jak i cywilnych specjalistów w zakresie bezpieczeństwa narodowego i międzynarodowego. Prowadzi także rozległe badania nad obronnością i bezpieczeństwem państwa oraz bezpieczeństwem międzynarodowym i sztuką wojenną.

Akademia Sztuki Wojennej ma pozostać uczelnią wojskową – publiczną uczelnią akademicką, kształcącą wojskowych i cywilów „w obszarze nauk społecznych związanych z bezpieczeństwem i obronnością oraz w zgodności ze sztuką wojenną”. Podstawowym zadaniem Akademii ma być kształcenie i szkolenie żołnierzy w celu zaspokojenia potrzeb sił zbrojnych – przygotowanie i doskonalenie zawodowe kadr dowódczych, sztabowych i logistycznych armii dla wszystkich poziomów dowodzenia – taktycznego, operacyjnego i strategicznego.

Do zadań Akademii będzie należało też kształcenie osób cywilnych w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego i obronności państwa, w szczególności na potrzeby administracji centralnej i samorządu terytorialnego. Akademia ma pozostać także ośrodkiem eksperckim prowadzącym badania na temat sytuacji geopolitycznej i militarnej w wybranych częściach świata.

Ustawa o nowej Akademii, tworzonej miejsce AON, ma wejść w życie 1 lipca.

Zobacz także

jestNowy

wyborcza.pl

 

 

ap

cartouche

profBogdanWojcieszke

wielkanocnaManifestacjaKOD1

Biskupi apelują o pojednanie w Polsce – językiem partii rządzącej

Katarzyna Wiśniewska, 27.03.2016

Msza w bydgoskiej katedrze

Msza w bydgoskiej katedrze (Fot. Tymon Markowski / Agencja Gazeta)

Tylko jeden biskup postanowił w Wielkanoc dość dobitnie dać odpór retoryce rządowej.
 

Na Wielkanoc polscy biskupi apelują o pojednanie w kraju. Chwalebne, szkoda tylko że wielu ważnych hierarchów robi to językiem partii rządzącej. Tak jak były przewodniczący Episkopatu. „Nowa targowica się pojawiła. Oskarżają Polskę. Mobilizują obce narody na forach międzynarodowych do nienawiści wobec Polaków, którzy mieli odwagę wybrać innych, a nie ich samych. Zdumiewające spojrzenie. To się już dawno nie powtarzało. Ale to nie jest chwałą tych ludzi, że zaufanie, którym zostali obdarzeni przez część narodu, wykorzystują przeciw ojczyźnie” – mówił abp Józef Michalik na mszy rezurekcyjnej w Przemyślu. To nawet nie aluzja, ale czytelne wskazywanie palcem rzekomych zdrajców: czyli polityków opozycji, którzy – w przeciwieństwie do PiS – liczą się z krytycznymi opiniami instytucji międzynarodowych na temat sytuacji w Polsce i łamania konstytucji przez władze. Nie bardzo rozumiem, jak abp Michalik może wzywać z ambony, „żeby Polska przestała być Polską partyjną”, a jednocześnie kłaść na szali autorytet Kościoła, broniąc w zaparte PiS?

O pojednanie narodowe prosił też obecny szef Episkopatu abp Stanisław Gądecki. A kto jego zdaniem jest za spór odpowiedzialny? Abp Gądecki tego nie sprecyzował, stwierdził tylko oględnie, że „rozwiązanie kryzysu zależy więc tylko od Polaków, ale to od Polaków, którzy rzeczywiście służą prawdzie”. Cóż, wolę już takie ogólniki niż politykę od ołtarza, jaką uprawia abp Michalik. Niestety, kto ma w pamięci poprzednie opinie abp. Gądeckiego, np. podrwiwanie z KOD, może łatwo się domyślić, kogo przewodniczący Episkopatu uważa za owe „sługi prawdy”.

Nie sądzę też, by coś dały apele kard. Stanisława Dziwisza o „dalekowzroczność, bo sprawa ojczyzny i narodu jest ważniejsza od partykularnych interesów poszczególnych ugrupowań partyjnych”. W sytuacji, w której kilku hierarchów (na czele z szefem Episkopatu) jawnie chwali PiS i sztorcuje jego krytyków, tak ogólne napomnienia szybko pójdą w niepamięć. Nawet jeśli kard. Dziwisz raczej nie należy do entuzjastów nowego rządu.

Tylko jeden biskup postanowił w Wielkanoc dość dobitnie dać odpór retoryce rządowej. Biskup polowy WP Józef Guzdek podkreślał, że „budowanie przyszłości państwa zależy od umiejętnego zamykania przeszłości”, a „pamięć może przerodzić się w pamiętliwość, w nieustanne wypominanie błędów z przeszłości”. Biskup polowy uściślił, że „wspomnienie 50. rocznicy słynnego listu biskupów polskich do biskupów niemieckich z proroczym: ‚przebaczamy i prosimy o przebaczenie’ powinno stanowić inspirację do podobnych wysiłków mających na celu dobre relacje z państwami ościennymi. Tylko wzajemne pojednanie rodzi pokój i obopólne korzyści”. Ciekawe, co na to politycy PiS, którzy zamiast konstruktywnej współpracy wolą wypominać Niemcom rzeź Woli. Szkoda, że taki ton to ostatnio wśród rodzimych hierarchów rzadkość.

Zobacz także

biskupi

biskupi1

wyborcza.pl