Czas Krasowskiego
Robert Krasowski jest chyba najbardziej utalentowanym komentatorem polityki polskiej. Bardzo dojrzał od czasu, kiedy był redaktorem „Dziennika” – gazety, która potrafiła grać nie fair.
Pisze świetnie. Jego sądy bywają pochopne, jednostronne, czasami krzywdzące, ale jasne, dosadne, bez owijania w bawełnę. Feruje wyroki nie zawsze sprawiedliwe, ale co tam wyrok – liczy się uzasadnienie. Warto przeczytać jego najnowszą książkę „Czas Kaczyńskiego. Polityka jako wieczny konflikt”.
„Naturą rządów Kaczyńskiego było połączenie odpowiedzialności państwowej ze społecznym wandalizmem – pisze. – Kaczyński nie pozwalał podpalić państwa, ale podpalał społeczeństwo. Podpalał nie dla sprawy, lecz dla egoistycznej potrzeby. Aby mieć partię prywatną. Aby się mścić na elitach. Aby bezkarnie folgować swoim obsesjom”.
Ta opinia dotyczy lat 2005-2007, dzisiaj już chyba jest inaczej, Kaczyński podpala państwo i rozpala społeczeństwo, ale może Krasowski jest innego zdania. Podobnie jak w poprzednich tomach swojej trylogii Krasowski widzi politykę jako nieustający konflikt, w którym nie tyle chodzi o jakiś odległy cel, co o władzę i wyeliminowanie rywali. Dlatego w rozumieniu Krasowskiego polityka wyzwala w ludziach niskie instynkty, najgorsze żądze.
Żaden z głównych aktorów na polskiej scenie politycznej nie budzi jego aplauzu. Żaden nie jest tak porywający jak kiedyś Castro czy Obama, którym o coś chodziło, wszystko to są gracze, którym autor nie szczędzi połajanek. Nie ukrywa też swoich opinii, np. że wejście obu braci do najwyższej polityki było błędem czy że Tusk nie powinien był porzucać urzędu premiera na rzecz Brukseli.
A czyta to się znakomicie. Kilka próbek:
Lech Kaczyński? „Nosił w sobie głód szacunku – nieopanowany, natrętny, monarchiczny. Tłumaczył to troską o autorytet państwa, twierdził, że żąda szacunku nie dla siebie, lecz dla Polski, ale to nie było prawdą. (…) Lech łaknął hołdów, uznania, splendorów. (…) Przewrażliwienie braci granic nie znało, ciągle się czuli pominięci i obrażeni. (…) Zachowywał się jak faraon, któremu skradziono pastorał, nieustannie przypominał, że jest prezydentem, swoim urzędnikom, dziennikarzom, politykom”.
Jarosław? „Powodem wyniesienia Kaczyńskiego nie były jego poglądy, lecz jego charakter. A dokładniej jedna nitka tego charakteru: niezwykła zuchwałość. Odkąd pojawił się na politycznej scenie, nie uznawał żadnych zasad, żadnych granic, żadnych świętości. (…) W walce nie uznawał żadnych reguł, oskarżał wszystkich o wszystko”. Szarżował bez umiaru, grał brutalnie nawet wtedy, gdy brutalność nie była potrzebna. Zawsze w dół, w stronę praktyk ostentacyjnie brutalnych. „Gdy trzeba było niszczyć rywala, Tusk sięgał po sztylet lub truciznę, dyskretne narzędzia nie pozostawiające śladów. Kaczyński odwrotnie – wolał palkę lub kastet”.
Tusk? Tchórzliwy asekurant, bał się własnego cienia. „Wziął władzę nie po to, żeby rządzić, ale żeby się podobać”. Jego styl działania: podstępny, obłudny, bez klasy. „Na długo przed zadaniem ciosu delektował się wizją upadku rywala, o każdym kolejnym wrogu mówił, że jego zwłoki już płyną Wisłą. Dla jego wrażliwości równie cenne jak zwycięstwo było upokorzenie rywala”. Był naturą ostrożną, na granicy tchórzostwa. Dlatego „nikogo nie pokonał w sposób rycerski, nikomu nie wbił noża w brzuch, zawsze w plecy, zza węgła, najchętniej cudzą ręką”.
Mariusz (CBA) Kamiński? „W walce Kamińskiego z korupcją istotniejsze było nie to, że stratował kilku niewinnych, lecz że nawet jednego winnego nie dopadł. Kto spojrzy na Kamińskiego bez oburzenia, zobaczy największą ofermę w dziejach III RP. Miesiąc po miesiącu kompromitował swój obóz. Jedna nieudana akcja goniła drugą, zaś ostatnią – przeciwko Lepperowi – obalił swój rząd”.
Protagoniści Krasowskiego to same czarne charaktery. Skoro polityka to nieustająca wolna amerykanka, trudno, żeby brały w niej udział panienki z bardzo dobrych domów. (W książce nie występują żadne kobiety, nawet z gorszych domów). Sądy Krasowskiego mogą się wydać – jego bohaterom – niesprawiedliwe, krzywdzące, ale czytelnikom poprawiają samopoczucie – jak to dobrze, że to nie chodzi o nas. My, czyli społeczeństwo, jesteśmy poza tą książką, cała ona skupiona jest na kilku bohaterach pierwszego planu, bez żadnego tła.
Czyta się jak kryminał, bo polityka w oczach autora to jeden wielki kryminał. Nieważne, czy prawdziwy, ważne, że dobrze opisany.
Wesołych, słonecznych, pogodnych świąt!
Wielkanocne jaja Kaczyńskiego
No to prezes Kaczyńskim postanowił wszystkim poprawić na święta humor. Prezes chce dialogu, nie chce ostrych sporów. Oferty dialogu nie można odrzucać, ale z tej nie można się też nie śmiać. Choć, obok śmiechu, proponuję też szerszą refleksję.
Oto z ofertą dialogu wychodzi człowiek, który dialogu organicznie nie znosi. Gdy był w opozycji notorycznie bojkotował posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego, bo mu się prezydent nie podobał. Ostatnio, pewnie w ramach „budowy wspólnoty” zaserwował Polsce swój dyktat. Opozycję traktuje z buta, oponentów obraża, a o demonstrujących wypowiada się z absolutną pogardą. O jaki dialog chodzi? Bo dialog w sejmowych komisjach Kaczyńskiemu się nie podobał, na sejmowej sali też nie, dialog w sprawie Trybunału Konstytucyjnego odrzuca, a opinię Komisji Weneckiej ignoruje.
Jeśli więc do kogokolwiek pan Kaczyński powinien kierować apel o dialog, to wyłącznie do siebie. On jest dla dialogu największą, jeśli nie jedyną przeszkodą. On nie zna pojęć „porozumienie”, „powściągliwość”, umiar, kompromis, konsensus. A jak zna, to ma je w głębokim poważaniu. Byłoby więc szczytem naiwności, głupoty po prostu, w dobre intencje Kaczyńskiego wierzyć.
Pan Kaczyński apeluje, by ostrych politycznych walk zaniechać, przynajmniej do wyjazdu z Polski papieża Franciszka. Czyli do końca sierpnia. Nie mówi niestety ile prawdopodobnie łamiących prawo ustaw do tego czasu przyjmie Sejm. Czy brak politycznych walk miałby oznaczać, że opozycja, ta sejmowa i ta uliczna, miałyby PiS-owi dać carte blanche na wszystko co PiS w najbliższych miesiącach będzie robiło? Nie żartujmy.
Prezes apeluje też, by spraw polskich nie wynosić na zewnątrz. Rozumiem, że idzie o apel, by opozycja nie popierała ostrych rezolucji Parlamentu Europejskiego czy Rady Europy w sprawie naruszania przez władze w Warszawie fundamentów państwa prawa. Prezes myli jednak przyczynę ze skutkiem. Opozycja wyłącznie reaguje. Sprawy polskie na zewnątrz wyniósł sam Kaczyński, demontując bezceremonialnie reguły liberalnej demokracji. Świat – Ameryka, europejskie instytucje, zachodnie media, wyłącznie na to zareagowały. Opozycja powinna popierać ostre, skierowane przeciw PiS-owskiej władzy rezolucje. Bo to nie jest jakaś obca, zła Unia Europejska, ale nasza organizacja, do której z własnej woli należymy. A jeśli pan Kaczyński serio nie chce, by polskie spory wychodziły na zewnątrz, niech powstrzyma swe autorytarne zapędy. To powinno wystarczyć. Bo to PiS rujnuje reputację Polski, a nie opozycja.
Prezes PiS maluje groźne otoczenie Polski, agresywna Rosja, akty terroryzmu. Prawda. Ale żadna z tych okoliczności nie usprawiedliwia ani nie uzasadnia autorytarnych kroków PiS-owskiej władzy. Żadna nie może być też dla nich parawanem, a tym bardziej, nie może być pretekstem do apelu o de facto, rozbrojenie opozycji.
Dość niesmaczne jest instrumentalne wykorzystywanie papieża Franciszka do swych cynicznych, politycznych celów. Jeśli w istocie Kaczyński chce uczynić Franciszkowi prezent, może to łatwo zrobić. Stosując się do jego apelu, by każda parafia przyjęła uchodźcę oraz wyrzekając się języka nienawiści wobec politycznych oponentów.
Absolutnie nie wierzę panu Kaczyńskiemu, ale odradzam opozycji zignorowanie jego apelu. Poza wszystkim błyskawicznie wykorzystałby on to propagandowo. Trzeba iść. I ofertę przyjąć. Wszakże pod warunkami. Na przykład takimi.
1. Zaprzysiężenie przez prezydenta trzech zgodnie z prawem wybranych sędziów TK.
2. Opublikowanie wyroku TK w sprawie tzw. ustawy naprawczej.
3. Zaprzestanie w tzw. publicznych mediach notorycznych ataków na opozycję i KOD.
4. Powstrzymanie inwazji ludzi całkowicie niekompetentnych na tysiące stanowisk w całej Polsce.
5. Przywrócenie do pracy dziennikarzy wyrzuconych z mediów publicznych.
6. Przywrócenie do pracy tysięcy urzędników, wyrzuconych w ramach skasowania służby cywilnej.
7. Zaniechanie przez polityków PiS języka konfrontacji i wulgarnych ataków na wszelkich oponentów.
To tak na początek. Prezes chce dialogu? Proszę bardzo. Warto rozmawiać. O prawdziwym porozumieniu. A nie o bezwarunkowej kapitulacji, którą Kaczyński proponuje opozycji.
Oczywiście wiadomo jak będzie. Rozmowa się odbędzie. Nic z niej nie wyniknie. Kaczyński z niczego się nie wycofa, więcej, będzie jechał jeszcze ostrzej. Opozycja będzie protestować. Kaczyński będzie mówił, a za nim wszyscy PiS-owcy i PiS-owi propagandyści, że prezes chciał dialogu, a opozycja odmówiła, bo jest totalna.
W apelu pana Kaczyńskiego widzę jednak kilka pozytywów. Nie prezydent i premier apelują o dialog, ale właśnie prezes. Miły dowód, że prezes oczywiście żartował, gdy mówił „nie jestem reżyserem w teatrze marionetek”.
Po drugie, o wiele ważniejsze. Ten apel jest znakiem słabości. Gdy Putin apeluje o rozejm, wiadomo, że ma kłopoty. Gdy o dialog apeluje Kaczyński, wiadomo, że ma kłopoty. Bo ma. Notowania PiS-u już poniżej 30 procent. Siła ulicznego sprzeciwu rośnie. Presja ze strony unijnych instytucji i Waszyngtonu rośnie. Prezes znalazł się na własne życzenie w pułapce. Chce grać na czas i zrzucić winę na opozycję. To drugie, w oczach jego elektoratu, mu się uda, to pierwsze nie. Jarosław Kaczyński nie znalazł się w defensywie. Ale jest na rozdrożu. Może kroczyć tą samą drogą co dotychczas, narażając się na coraz większe kłopoty albo się wycofać. Chce tego pierwszego, ale się tego boi. Wycofać się nie chce i się nie wycofa.
Apel pana Kaczyńskiego jest groteskowy, ale pokazuje, że jego problemy są poważne. To dobra wiadomość na święta.
Kaczyński apeluje do polityków o spokój „przynajmniej do końca wizyty papieża”. Spodziewał się takiej reakcji?
2. Kaczyński zaprosił liderów politycznych do „rozpoczęcia dialogu”
3. Opozycja i publicyści sceptycznie o intencjach prezesa
Prezes PiS apelował o to, by „w sytuacji, która ukształtowała się w Europie i na zachodzie i na wschodzie, ale także w Polsce” nie prowadzić ostrych „przynajmniej do momentu, w którym zakończy się wizyta Ojca Świętego w Polsce”. – Nie będziemy wynosić naszych sporów na zewnątrz, będziemy działali tak, jak działa się w sytuacji nadzwyczajnej, bo mamy rzeczywiście sytuację nadzwyczajną – mówił Kaczyński.
– Są wielorakie zagrożenia na Zachodzie, jest agresywna polityka Rosji, są różnego rodzaju spory wewnętrzne, które przebiegają w sposób ostry i niepotrzebnie ostry. I w związku z tym ten apel wydaje się dzisiaj potrzebny – wyjaśniał.
Rozmowa przywódców
Kaczyński poinformował, że poprosi marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, żeby „zaraz po świętach zaprosił wszystkich przywódców partii politycznych na rozmowę dla rozpoczęcia dialogu”. – Po to właśnie, aby ten stan uspokojenia, przynajmniej na parę miesięcy uzyskać. On jest po prostu dzisiaj potrzebny Polsce – dodał.
Na zakończenie trwającego niecałe dwie minuty wystąpienia prezes PiS złożył obecnym życzenia z okazji Wielkanocy.
„Papież jako parawan do łamania prawa”
Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Pojawił się m.in. komentarz Marcina Mellera. Jak zwykle – celny i złośliwy.
„Jarosław Kaczyński zaapelował o zaniechanie ostrych sporów politycznych w Polsce przynajmniej do końca wizyty papieża. Zapewne jutro związek zawodowy krokodyli wezwie do organizacji światowych dni wegetarianizmu” – napisał na Facebooku dziennikarz.
– Co to oznacza? Brak demonstracji, brak debat w parlamencie? – zastanawiał się Grzegorz Schetyna. – To ja proszę prezesa Kaczyńskiego, żeby nie dopuszczał do łamania przepisów konstytucji. Wtedy będzie spokój w Polsce – zaznaczył przewodniczący PO. Zdaniem polityka „oczekiwania nie mogą być złożone tylko w kierunku opozycji”.
– Rozmowa z Jarosławem Kaczyńskim jako osobą, która dzisiaj w większości odpowiada za powstały w Polsce kryzys, jest ważna i potrzebna – powiedział Sławomir Neumann. – Samo to, że Kaczyński chce rozmawiać, może być nawet momentem zwrotnym – dodał szef klubu PO. – Warunek jest jeden, że to autentyczna i prawdziwa deklaracja, a nie chęć pokazania się w dobrym świetle przed świętami – podkreślił podczas briefingu w Sejmie.
Do wystąpienia prezesa odniósł się także Tomasz Lis. „Papież jako parawan dla łamania prawa przez PiS to wyjątkowo niegodziwe” – napisał na Twitterze.
Tomasz Siemoniak stwierdził natomiast, że apel jest „próbą odwrócenia uwagi od tego, że to w Kaczyńskim i w PiS tkwi przyczyna całego kryzysu”. – Źle, że w tym kontekście jest wymieniana wizyta Ojca Świętego – oceniał wiceprzewodniczący PO.