Kosiniak-Kamysz na marszu opozycji: Jesteśmy dziś razem, bo tak stanowi polska racja stanu!
Kosiniak-Kamysz na marszu opozycji: Jesteśmy dziś razem, bo tak stanowi polska racja stanu!
Jak mówił dziś podczas wspólnego marszu KOD i opozycji Władysław Kosiniak-Kamysz:
„Nikt nie ma prawa mówić, że naród to tylko ci, którzy głosowali na jedną partię. Nikt nie ma prawa mówić, że nie mamy prawa do wspólnej historii. Nikt nam nie odbierze patriotyzmu (…) Dzisiaj Polsce potrzebny jest szacunek. Polska jest silna odwagą wolności. Tej odwagi nam dziś potrzeba. A tutaj są ludzie odważni. Jesteśmy dziś razem, bo tak stanowi polska racja stanu!
Petru podczas kulminacji marszu pozycjonuje się jako lider opozycji i mówi wprost o koalicji: „Wyzwania są historyczne. Razem wygramy!”
– Jesteśmy w stanie stworzyć wspólną koalicję. Z KOD-em, z PO, z lewicą, z PSL-em. Po to, żeby wygrać z tą podłą zmianą! Są rzeczy, które nas dzielą, ale wyzwania są naprawdę historyczne – mówił dziś na zakończenie marszu KOD i opozycji Ryszard Petru.
Lider Nowoczesnej po raz pierwszy wprost wypowiedział się o ewentualnej możliwości zawiązania koalicji sił opozycyjnych.
Petru – który sam swego czasu nazwał się „liderem opozycji” – na koniec swojego wystąpienia – co też było wymowne – zaprosił wszystkich liderów obok siebie na scenę.– Chcę pokazać, że jedność jest wartością. Jesteśmy razem – ponad podziałami. I wygramy! – przekonywał.
Nowacka: W referendum akcesyjnym głosowaliśmy za Polską wolną i przyjazną, nie za Polską Kaczyńskiego i Orbana
Jak mówiła dziś na zakończenie marszu opozycji i KOD liderka stowarzyszenia Inicjatywa Polska:
„Nie wierzę, że tylu z nas dziś tutaj przyszło. Nikt się tego nie spodziewał, a najbardziej jeden z posłów – poseł Jarosław Kaczyński. Myślał, że będziemy z nimi na czacie internetowym. Nie! My, nasze przywiązanie do Polski, do UE, do wartości (…), pokazujemy tutaj – dzisiaj. Będąc razem, pomimo różnic”
Barbara Nowacka kilkukrotnie nawiązywała do prezesa PiS, a także do premiera Węgier:
„W referendum akcesyjnym decydowaliśmy, jakiej Polski chcemy. Czy chcemy Polski otwartej, wolnej, demokratycznej, wolnej od korupcji, od kolesiostwa, Polski szczęśliwej, godnej, przyjaznej? Nie chcemy Polski Jarosława Kaczyńskiego i Viktora Orbana. Nie wstępowaliśmy do UE pełnej ksenofobii, uprzedzeń, pogardy i nienawiści. Poseł Kaczyński umie tylko jedno: dzielić i budować mury, tak, jak jego kolega Orban. My nie jesteśmy jak Kaczyński i Orban. Jesteśmy tu razem, bo umiemy się łączyć i szukać wspólnych wartości”
Petru kpi z czatu prezesa PiS: „Udało nam się postawić JK przed internetem, to wielkie osiągnięcie cywilizacyjne”
Jak mówił na zakończenie marszu KOD i opozycji Ryszard Petru:
„Jest nas ćwierć miliona! Podnieście dłonie w kształcie litery V! Żeby „Wiadomości” nie mogły podać, że jesteśmy „bandą kolesi”. Udało nam się dziś o godz. 13:00 posadzić Jarosława Kaczyńskiego przed internetem, to wielkie osiągnięcie cywilizacyjne. Zastanawiam się, kogo lajkował? Pewnie tych lepszego sortu (…) Razem uda nam się wygrać z tą ‚podłą zmianą’. To największe wyzwanie w Polsce po 1989 r.”
Jak dodawał lider Nowoczesnej:
„Jesteśmy najbardziej proeuropejskim narodem, żaden prezes i żadna pani Krystyna [Pawłowicz] tego nie zmieni!”
– Jarosław Kaczyński po dzisiejszym czacie pewnie wie, co to jest print. Niech premier Szydło wciśnie print i wydrukuje wyrok TK! – kpił z dzisiejszego czatu prezesa PiS Petru.
Schetyna: Jest nas ćwierć miliona. To będzie długi marsz, który doprowadzi nas do wolnej Polski i wolnych wyborów
Jak mówił na zakończenie marszu KOD i opozycji Grzegorz Schetyna:
„To największa demonstracja w wolnej Polsce, jest nas ćwierć miliona. Kończy się dzisiejszy marsz, ale wszystko jest przed nami. To będzie długi marsz, który doprowadzi nas do wolnej Polski i wolnych wyborów, w których pokonamy państwo PiS”
Kaczyński na FB: Trzeba podjąć sprawę repolonizacji mediów
Jak mówił Jarosław Kaczyński na spotkaniu na żywo z internautami na Facebook Q&A.
„Trzeba podjąć sprawę repolonizacji mediów. Trzeba być odważnym, nie można się dać sterroryzować i krzykiem tu, i ewentualnie w UE. Liczące się państwa w UE – a musimy być takim państwem – chronią swój rynek. My mamy do czynienia z sytuacją całkowicie nieprawidłową. Powinniśmy krok po kroku, oczywiście w zgodzie z regułami państw cywilizowanych, czyli wykupując te media, doprowadzić do tego, aby one były polskie w najwyższym możliwie procencie. To, że media są w wielkiej części w ręku właścicieli zewnętrznych – i że oni wykorzystują to także politycznie na poziomie decyzji nie poszczególnych właścicieli, tylko rządowych – to stan całkowicie niemożliwy do przyjęcia w suwerennym państwie”
Kaczyński w nowym spocie PiS. O chrześcijaństwie, Unii i imigrantach. Ale najmocniej bije w KOD
2. W nowym spocie prezes PiS przedstawił priorytety swojego ugrupowania
3. „Podejmujemy reformy. I wiele już uczyniliśmy” – powiedział
W sieci pojawił się nowy spot wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. W nim – przemówienie Jarosława Kaczyńskiego o ogólnych priorytetach rządu i planach na najbliższe miesiące.
– Od 1050 lat współtworzymy chrześcijańską cywilizację na naszym kontynencie – rozpoczyna swoje przemówienie prezes PiS. Dalej mówi o „wspólnocie wolnych narodów” oraz obowiązku Polaków, by „walczyć o swoje interesy”.
– Być w Europie to być w Unii Europejskiej – przekonuje w reklamówce Kaczyński. I dodaje: – Chcemy być członkiem Unii, bo chcemy mieć wpływ na losy Europy.
Najwięcej miejsca były premier poświęca jednak kryzysowi migracyjnemu. – Jako Prawo i Sprawiedliwość od początku uważaliśmy, że tę kwestię należy rozwiązać wspomagając uchodźców poza granicami UE. Politycy dzisiejszej opozycji nie tak dawno twierdzili, że Polska jest w stanie przyjąć każdą liczbę uchodźców. Ci, którzy dziś maszerują, rzekomo w obronie demokracji, chcieli narzucić nam przymusowe przyjęcie imigrantów – mówi Kaczyński
Na koniec prezes PiS ocenia, że rząd PiS „zmienia Polskę” i jest tym, który „dba o społeczeństwo”. – Podejmujemy reformy. Wiele już uczyniliśmy – mówi Kaczyński, wymieniając m.in. program „500 plus” i darmowe leki dla seniorów.
– Nie zawiedziemy zaufania. Naprawimy Rzeczypospolitą. Krok po kroku. Daliśmy wam słowo – puentuje prezes PiS.
Marsz KOD, a w TVP Info prezes PiS. „Zamiast przemówień – wyznanie, że lubi bigos”
TVP Info vs TVN24 (Fot. Gazeta.pl)
2. TVN24 transmitował wszystkie przemówienia i tłumy czekające na start
3. W tym czasie TVP Info skupiło się głównie na Jarosławie Kaczyńskim
Podczas marszu opozycji i Parady Schumana, na Facebooku PiS odbywał czat z Jarosławem Kaczyńskim – rozmowa z prezesem zaczęła się równo o godz. 13. Informację o tym wydarzeniu redakcje dostały rano, więc można założyć, że nie zaplanowano go z wyprzedzeniem. W przeciwieństwie do marszu.
TVP Info pierwsze minuty przemówień liderów opozycji poświęciło wyłącznie Kaczyńskiemu; na plac na Rozdrożu kamery przeniosły się dopiero po jakimś czasie:
W końcu obraz się pojawił, jednak TVP Info nie transmitowało przemówień w całości – na antenie można było zobaczyć tylko ich fragmenty. Przez większość czasu widzowie słyszeli odpowiedzi prezesa na pytania internautów, a marsz – nie tylko ten opozycji i KOD, ale także „setki” z zakończonego już przemarszu narodowców – widzieli na drugiej połowie ekranu.
W między czasie na wizji pojawił się także m.in. redaktor naczelny tygodnika „Najwyższy czas” Tomasz Sommer. Zdecydowanie najwięcej czasu poświęcono jednak prezesowi PiS.
Z jakimi pytaniami zmierzył się Jarosław Kaczyński? Internautów interesowało m.in. referendum ws. uchodźców, wprowadzenie systemu kanclerskiego w Polsce czy prof. Rzepliński i sytuacja wokół TK. Prezes zdradził też, jaka jest jego ulubiona książka – to „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk.
Największe kontrowersje wzbudziło jednak pytanie o ulubione jedzenie polityka. – Moja ulubiona potrawa to bigos – powiedział. To wyznanie nie mogło umknąć użytkownikom Twittera, którzy zwracali uwagę, że widzowie TVP Info słyszeli takie „rewelacje” zamiast przemówień na marszu:
Tymczasem m.in. posłanka Joanna Lichocka i redaktor naczelny „Super Expressu”, Sławomir Jastrzębowski, zwracają uwagę, że TVN24 nie transmituje czatu z Jarosławem Kaczyńskim:
Trzy demonstracje w Warszawie [MUNUTA PO MINUCIE] >>>
W sobotę przez Warszawę przeszły trzy manifestacje: marsz opozycji „Jesteśmy i będziemy w Europie”, demonstracja narodowców i proeuropejska parada Schumana. Więcej na ten temat CZYTAJ TUTAJ >>>
Szanowny Panie Ministrze Kultury i Sztuki
Szanowny Panie Ministrze Kultury i Sztuki oraz Dziedzictwa Narodowego, zwracam się do Pana publicznie ponieważ wywiad jakiego Pan udzielił na temat, jak Pan to nazywa, MOJEGO teatru, był publiczny, a jak z niego wynika nie ma Pan zielonego pojęcia jak działają „MOJE PRYWATNE TEATRY”.
To NIE SĄ MOJE PRYWATNE TEATRY w sensie formalnym to są TEATRY FUNDACJI . Fundacji założonej 11 lat temu. FUNDACJI KRYSTYNY JANDY NA RZECZ KULTURY mającej jako cel statutowy prowadzenie dwóch teatrów warszawskich Teatru Polonia i Och-Teatru oraz propagowanie i upowszechnianie kultury.
Czyli – zysków nie biorę do kieszeni. (przepraszam za ten zwrot, ale nie wiem jak to mogę wyraźniej nazwać , żeby wytłumaczyć) WSZYSTKIE ZAROBIONE PIENIĄDZE IDĄ NA CELE STATUTOWE! (produkcje spektakli, remonty, zakup sprzętu, koszty stałe).
Dotychczasowa pomoc ze strony państwa przez te 11 lat działalności to nie więcej niż 10% naszego budżetu (wszystko razem), resztę wypracowujemy sami.
Gramy klasykę, debiutuje u nas wielu młodych artystów, zatrudniamy ludzi. Płacimy gigantyczne podatki państwu i prawa ZAIKSowi.
A konkurs w którym złożyliśmy cztery wnioski 1) na dofinansowanie premier w tym sezonie 2) na spektakle na ulicy 3) pomoc w zakupie stołu do światą 4 0 remont wejścia do Teatru Polonia w sumie 1,5 miliona był konkursem publicznym czuli DLA WSZYSTKICH.
Nasze teatry grają 880 spektakli w roku (w tym poza Warszawą około 120) i dotąd dawaliśmy 10 premier rocznie (koszty jednej premiery od 150 000 – do 250 000). Ceny biletów do naszych teatrów nie odbiegają od cen biletów do teatrów państwowych i stajemy na głowie żeby je utrzymać na tym poziomie.
Gramy spektakle, nieprzerwanie, bez przerwy wakacyjnej, a do tego nieszczęsnego roku także spektakle na ulicy, na Placu Konstytucji i na ul. Grójeckiej za darmo dla ludzi, latem, dla około 15 tys. widzów każdego roku, widzów których często na bilet do teatru zwyczajnie nie stać. 10 tytułów, każdego roku premiera, specjalnie wyprodukowana na tę okoliczność. Spektakle dla dzieci. W tym roku latem grać nie będziemy z powodu braku pomocy od państwa.
Wszystkie dokumenty, rozliczenia, sprawozdania są w urzędzie ministerstwa, może Pan do nich zajrzeć.
Jeszcze tylko powiem, że miałam kilkakrotnie propozycje objęcia dyrektury teatrów państwowych z wielomilionowymi dotacjami, nie przyjęłam ich ponieważ podjęłam zobowiązanie wobec mojej Fundacji, dzieła mojego życia, bo tak to traktuję. Stworzyłam Fundację jako partnerstwo dla Państwa i jego obowiązku pomocy kulturze, a nie otworzyłam formy z o.o. bo chciałam grać repertuar ambitny, trudny, kontrowersyjny także. Poświęciłam tym teatrom wszystkie swoje siły, wiedzę, energię, optymizm, wiarę i umiejętności. Oddałam Fundacji mój dorobek, nazwisko, wszystko. Pracuję od 11 lat niezmordowanie po 12 godzin na dobę i więcej, wspierając, kiedy sytuacja tego wymaga, wszystkie przedsięwzięcia moimi prywatnymi pieniędzmi. Aby stworzyć pierwszy Teatr Polonia, sprzedaliśmy z mężem dom, kupiliśmy upadłą salę kinową i w dużej części wyremontowaliśmy ją prywatnie, po czym, oddaliśmy na działalność teatru, pobierając od niedawna 2500 miesięcznie za „wynajem” tej sali, dla porównania sala Och-Teatru jest wynajmowana od województwa warszawskiego w sumie za 45 000 miesięcznie.
TO NIE SĄ MOJE PRYWATNE TEATRY PANIE MINISTRZE I NIGDY NIE BYŁY!!!!
Gdybym dziś podjęła decyzję o zamknięciu Fundacji, według prawa jakie obowiązuje, muszę przekazać cały jej majątek innej fundacji o podobnych celach statutowych lub teatrowi państwowemu, natomiast wszystkie zobowiązania fundacji na które fundacji byłoby nie stać, zapłacić z własnych PRYWATNYCH pieniędzy. I w tym sensie jest to MOJA FUNDACJA i MOJE PRYWATNE TEATRY. Są PRYWATNE tylko jeśli chodzi o ryzyko i zobowiązania. Takiej odpowiedzialności i ryzyka nie ponosi żaden z dyrektorów państwowych instytucji kultury.
Z wyrazami szacunku. Krystyna Janda.
—
Kania apeluje od wyroku
Dorota Kania (Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta)
Rozprawa apelacyjna czołowej dziennikarki „niepokornej”, od lat gwiazdy „Gazety Polskiej”, ma się odbyć 24 maja.
Odwołanie ma 29 stron. Pisze o sobie „oskarżona”, chce uniewinnienia lub ponownego procesu.
Kanię skazał w ubiegłym roku sąd rejonowy. Główny zarzut prokuratury dotyczył tego, że w okresie od września 2005 do czerwca 2006 r. u żony Marka Dochnala (on sam siedział w areszcie podejrzany o korupcję), jego teściowej i jego obrońców wywołała przekonanie o wpływach w rządzie PiS i u prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Miała też pośredniczyć w działaniach mających na celu uchylenie Dochnalowi aresztu. Z zarzutu wynika, że Kania miała się przyczynić do przeniesienia śledztwa z Łodzi do Katowic, choć Dochnalowi to nic nie dało. Z aresztu wyszedł dopiero po trzech latach.
Z działaniami Kani prokuratura powiązała 245 tys. zł nieoprocentowanej pożyczki, którą dziennikarka zaciągnęła na dom w firmie teściowej Dochnala. To miała być jej korzyść majątkowa. Kania oddała pieniądze, gdy Dochnal wyszedł z aresztu. Sąd, wydając wyrok, zgodził się z zarzutem prokuratury.
Teraz dziennikarka i jej obrońca zarzucają sądowi pierwszej instancji błędne ustalenia. Kania zapewnia, że nigdy nikomu nic nie obiecywała. Przyznaje, że jako prawicowy dziennikarz śledczy miała wówczas dostęp do najważniejszych osób w państwie. „Co nie oznacza, że to wykorzystałam” – dodaje w apelacji.
Twierdzi, że relacje z żoną Dochnala miały charakter przyjacielski. Jako kobieta i człowiek współczuła jej i zaproponowała, by zwróciła się „do organów państwa” o pomoc. Potwierdza, że zna Janusza Kaczmarka (prokuratora krajowego i szefa MSWiA w rządzie PiS), Zbigniewa Ziobrę oraz obrońcę Dochnala. Ale zastrzega: „Ta sprawa dotyczy szczególnych relacji pomiędzy obrońcą i jego klientem, dziennikarzem i jego » bohaterem «, dziennikarzem i politykiem (…). Od kuchni ukazuje kulisy dziennikarstwa śledczego, obrońcy, polityka, prokuratora. Pokazuje granice, które nie powinny być przekroczone”.
Czy sama je przekroczyła? Zapewnia, że w kontaktach z żoną Dochnala była dziennikarką. Chciała wyciągnąć jak najwięcej informacji o kontaktach Dochnala z politykami lewicy. Pomagały w tym przyjacielskie relacje, które budują zaufanie. Twierdzi też, że „zależało oskarżonej [czyli jej samej], by Dochnal składał obszerne zeznania i współpracował z prokuraturą, bowiem pozyskane informacje o tych zeznaniach mogłyby stanowić temat licznych i głośnych artykułów”. Zaprzecza, że proponowała przeniesienie śledztwa do Katowic. Miała tylko informować żonę Dochnala o oficjalnym stanowisku prokuratury, że gdy mąż złoży obszerne zeznania, to są szanse na uchylenie aresztu.
Po co więc pożyczyła pieniądze? „To zachowanie może być oceniane nagannie z punktu widzenia etyki dziennikarskiej oraz moralnie wątpliwe, ale to nie przestępstwo” – pisze Kania. I dalej: „Słusznie sąd orzekający w tej sprawie stwierdza, że zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego pożyczka może być łapówką. Ale brak jest dowodu, że oskarżona przyjęła łapówkę pod pozorem pożyczki”. Kania zarzeka się, że nie wiedziała, iż pieniądze na pożyczkę pochodzą od żony Dochnala.
Sąd, wydając skazujący wyrok, oparł się na licznych zeznaniach, w tym polityków. Ale głównym dowodem na powoływanie się przez Kanię na wpływy są zeznania żony i teściowej Dochnala. Sąd odwoławczy będzie musiał je jeszcze raz ocenić.
„Wiadomości” TVP: KOD jak Hamas? [RECENZJA]
„Wiadomości” 6 maja
Organizatorzy spodziewają się, że na marsz przyjdzie rekordowa liczba 100 tysięcy uczestników. Ale po obejrzeniu „Wiadomości” można odnieść wrażenie, że będzie tylko garstka skłóconych ludzi, może nawet „terrorystów”.
Materiał o marszu KOD i opozycji przygotował „czołowy” reporter „Wiadomości” Klaudiusz Pobudzin (wcześniej w TV Trwam). Widać, że zrobił go według tradycyjnych wzorców dziennikarskich, jakie zapanowały w „Wiadomościach”, gdy władzę nad TVP przejął Jacek Kurski.
Pobudzin zaczął od tego, że opozycja reklamuje marsz jak może, ale wśród liderów są podziały. Czyli tradycyjny już motyw w „Wiadomościach”, że opozycja jest podzielona, a rząd jak zawsze w tym czasie ciężko pracuje, zapowiada kolejne ustawy etc. Pobudzin odnotował, że PO zaprasza na początek marszu pod siedzibę Trybunału Konstytucyjnego, a Nowoczesna pod kancelarię premiera, co ma pokazywać, jak głębokie są te podziały.
W roli recenzenta opozycji wystąpił poseł PiS Michał Dworczyk, który mówił, że to rywalizacja pomiędzy partiami opozycyjnymi o to, kto będzie liderem i kto będzie bardziej antypisowski. Dalej Pubudzin tłumaczył widzom, że marsz to próba stworzenia wrażenia, że PiS chce wyprowadzić Polskę z UE. Zaraz skontrował to jednak wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego z początku tygodnia, która w jego ocenie narrację opozycji podważyła. Kaczyński stwierdził m.in. że mówienie o referendach dotyczących wystąpienia z UE to szkodnictwo. Dalej Pobudzin wspomniał o koalicji KOD z partiami i wybił, że są w niej tacy postkomuniści jak Ryszard Kalisz i Włodzimierz Czarzasty. Nie ma w niej PO, ale Pobudzin dodaje, że Platforma jest głównym sponsorem marszu. Wydaje się, że dobór słów ma znaczenie. Słowa „postkomuniści”, „sponsor” od razu ustawiają emocje widza, a opozycję stawiają na pozycji co najmniej szemranej.
Kolejnym recenzentem marszu KOD był Cezary Gmyz, dziennikarz prawicowego tygodnika „Do Rzeczy”, znany m.in. z publikacji o trotylu w Smoleńsku. Gmyz: – Marsz to impreza rozpaczy. Z marszu na marsz przychodzi coraz mniej ludzi, a opozycja usiłuje się zmobilizować.
Gmyz chyba zapomniał, że na ostatnim marszu w marcu w stolicy było 50 tys. osób. Ale jeśli ogląda się tylko relacje z marszów w „Wiadomościach”, to faktycznie widać na nich tylko garstkę ludzi.
Gmyz dorzucił też jedno zdanie, które może zaniepokoić widza: – Niepokojące jest to, co pojawia się w internecie, że może podczas marszu dojść do prowokacji.
Jakich prowokacji, z czyjej strony? Tego z „Wiadomości” się nie dowiedzieliśmy. Ale znowu redaktor Pobudzin widza nie zawiódł.
Wyjaśnił, że takie „ostrzeżenia” nie dziwią, skoro z ust publicystów popierających KOD padają „takie słowa”. I tu puszczono wyrwaną z kontekstu, ale faktycznie niemądrą wypowiedź Jacka Żakowskiego, że wyobraża sobie, że KOD będzie czymś w rodzaju polskiego Hamasu.
I widz mógł się naprawdę przestraszyć tym, co nam grozi. Pobudzin puścił zdjęcia ze zniszczonych miast na Bliskim Wschodzie. W tle jego głos tłumaczył, że Hamas to palestyńska organizacja działająca w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu. A część państw, w tym USA, uznają ją za organizację terrorystyczną. Powiało grozą: KOD jak terroryści.
„Wiadomości” poświęciły też dużo miejsca prezesowi TK Andrzejowi Rzeplińskiemu. Przesłanie materiału – z uwagi na swoje publiczne wypowiedzi nie powinien już orzekać w sprawie nowej ustawy o Trybunale.
Był też materiał – otwierał „Wiadomości” – o wręczeniu nagrody papieżowi Franciszkowi.
Zacytowano jedno zdanie papieża o uchodźcach (papież uważa, że trzeba ich przyjmować i pomagać), ale dalej reporter rozprawił się z europejskimi elitami.
Że oderwali się od zwykłych Europejczyków, którzy uchodźców nie chcą, i jest to efekt działań brukselskiej biurokracji.
Czyli nihil novi. „Wiadomości” cały czas są w kursie dzieła dobrej zmiany.
O tym, że Zbigniew Ziobro chce rozwiązać obecną Krajową Radę Sądownictwa, która strzeże niezależności sądów, że mija rok od wyboru na prezydenta Andrzeja Dudy i warto go rozliczyć z obietnic albo że PiS myśli o nowym superresorcie siłowym (Ministerstwo Bezpieczeństwa Narodowego) nie było ani słowa. O tym było w „Faktach” TVN.
Prof. Rzepliński rozmawiał z wysłannikiem Kaczyńskiego. Usłyszał, że w PiS są „tacy, którzy zmierzają do twardych rozwiązań”
Szef TK prof. Andrzej Rzepliński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
O spotkaniach z przedstawicielem Jarosława Kaczyńskiego Andrzej Rzepliński mówił w TVN 24. Nie chciał zdradzić, kim dokładnie był rozmówca, nie powiedział nawet, czy jest to osoba powszechnie znana. Nazywał go „wysłannikiem”, „emisariuszem”, „dżentelmenem”. Zapewniał, że to bardzo ciekawy człowiek i rozmówca, osoba inteligentna. To on podczas rozmowy telefonicznej zaprosił prezesa Trybunału Konstytucyjnego na pierwsze spotkanie.
Rozmowa pierwsza. O zwolennikach „twardych rozwiązań”
Pierwsza rozmowa odbyła się w Trybunale z udziałem „wybitnego, już nieczynnego polskiego prawnika”. Było to po wyroku TK z 9 marca, kiedy Trybunał orzekł, że PiS-owska ustawa o TK jest niezgodna z konstytucją. Rozmówcy zgodzili się, że „wszystkim – także politykom rządzącym – potrzebny jest Trybunał pracujący, Trybunał pracujący w oparciu o racjonalne podstawy zapisane w ustawie w czerwcu 2015 r.”.
– Więcej, powiedział, że zostały przeprowadzone – szkoda, że dopiero wtedy – analizy orzecznictwa Trybunału. Że Trybunał nigdy nie prowadził żadnej wojny z żadnym rządem i że wśród sędziów nie ma w ogóle ochotników na jakąkolwiek wojnę z jakimkolwiek rządem. A było takie przekonanie, że trzeba kompletnie zmienić Trybunał po to, żeby móc zacząć po swojemu rządzić – mówił prof. Rzepliński.
I dalej: – Jak rozumiem, zrozumieli, że to nie jest tak, że to jest jakiś dzikus z dzidą, który będzie nękał rząd utworzony po wygranych wyborach. Tylko tam, gdzie ustawa będzie niezgodna z konstytucją, TK nie zawaha się tak orzec. A tam, gdzie będzie zgodna – niezależnie od tego, jakie byłyby oczekiwania wszystkich innych aktorów – orzeknie, że jest zgodna z konstytucją. Troszkę późno, ale to był pewien postęp z mojego punktu widzenia.
– Ale jednocześnie pod koniec pierwszej rozmowy pojawiła się taka informacja – nie sugestia – że w kręgu posłów są tacy, którzy zmierzają do twardych rozwiązań – obciąć radykalnie wynagrodzenie sędziom – poczynając od konstytucyjnych sędziów, ale wszystkim sędziom – i obciąć im stan spoczynku. Odczytałem to jako zachętę do kroku z mojej strony – relacjonował prezes TK.
Ale prof. Rzepliński miał wyrazić przekonanie, że koalicja złożona jest w większości z „racjonalnych posłów”. – I takiego kija nie użyją. Bo to będzie kij zwrócony przeciwko nim, a nie przeciwko sędziom – opowiadał prezes TK. Przyznał, że nie zadał pytania, jaki jest osobisty stosunek Kaczyńskiego.
Rozmowa druga. O możliwej publikacji wyroku Trybunału
Po dwóch-trzech tygodniach otrzymał ofertę drugiej rozmowy, która nie odbyła się już w Trybunale. – Druga rozmowa była krótsza, ale nadal przyjazna. Normalna rozmowa – opowiadał prof. Rzepliński. Wynikało z niej, że „istnieje szansa posunięcia sprawy do przodu”:
– O tym, jak my byśmy zareagowali na tę odważną, ale konieczną i świadczącą o sile polskiego państwa decyzję o zaproszeniu trzech sędziów do złożenia ślubowania i o opublikowaniu wyroku. Bo obydwie rzeczy wynikają wprost z konstytucji – wyroki Trybunału są ostateczne i ogłaszane przez szefa rządu.
Prowadzący Konrad Piasecki dopytywał prezesa TK, czy z rozmowy wywnioskował, że publikacja wyroku wchodzi w grę.
– Tak – odpowiedział prof. Rzepliński. – Nie jestem aż tak naiwną brunetką, żeby powiedzieć, że byłem silniej niż w 50 proc. przekonany, że przy kolejnym spotkaniu – być może osobiście z panem prezesem – usłyszę to, że musimy to zrobić – niezależnie od tego, co my, politycy, o was, sędziach, myślimy – bo to leży w interesie Polski.
Do trzeciej rozmowy nie doszło. – Ale może dojść. Przecież nic się nie zamknęło – uważa prof. Rzepliński.
2 maja Kaczyński zaatakował prof. Rzeplińskiego podczas swojego wystąpienia w Sejmie. Stwierdził, że prezes TK odrzucił kompromis. Tę samą datę ma pismo ministra finansów Pawła Szałamachy, który prosi w nim prof. Rzeplińskiego, by nie wypowiadał się publicznie do 13 maja. Wtedy bowiem agencja ratingowa Moody’s ma opublikować raport wiarygodności kredytowej Polski.