Groński, 14.11.2016

Ekshumacja pary prezydenckiej. Trumny z ciałami Lecha i Marii Kaczyńskich zostały wyjęte

dz, mk, AB, PAP, 14.11.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,114871,20977198,video.html?embed=0&autoplay=1
• Przeprowadzono ekshumacje na Wzgórzu Wawelskim w Krakowie
• Ekshumowano ciała pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich
• To pierwsza z 83 zapowiedzianych przez prokuraturę ekshumacji

Ekshumacja pary prezydenckiej trwała kilka godzin. Trumny z ciałami Lecha i Marii Kaczyńskich zostały wyjęte z sarkofagu pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Po godz. 17, po zamknięciu Wzgórza Wawelskiego dla turystów, prace rozpoczęli m.in. kamieniarze. Na wzgórze wjechała też straż pożarna i karetka pogotowia. Po godzinie na Wawel podjechały karawany, przyjechali też Jarosław Kaczyński i Marta Kaczyńska. To pierwsza z 83 ekshumacji zapowiedzianych przez prowadzącą śledztwo w sprawie katastrofy Prokuraturę Krajową.

Dowiedz się więcej:

Kto był obecny podczas ekshumacji?

Przy otwarciu sarkofagu, poza przedstawicielami prokuratury i biegłymi, byli obecni duchowni oraz członkowie najbliższej rodziny pary prezydenckiej: Jarosław Kaczyński i Marta Kaczyńska. Całość prac odbywała się pod nadzorem zastępcy prokuratora generalnego Marka Pasionka i w obecności Kazimierza Nowaczyka, szefa badającej katastrofę podkomisji w MON.

Czy ekshumacja przebiegła bez zakłóceń?

Czynności związane z ekshumacją pary prezydenckiej rozpoczęły się w poniedziałek wieczorem i zakończyły krótko przed godz. 1.00 w nocy. Według nieoficjalnych informacji prace miały zająć ok. 2-3 godzin, ale trwały dłużej. – Nie mieliśmy żadnych problemów z sarkofagiem, ale przedłużyła się wstępna faza przygotowawcza, polegająca na zabezpieczeniu całego pomieszczenia specjalnymi foliami i specjalnymi podporami, tak żeby pozostała część krypty, znajdująca się w niej tablica oraz krypta marszałka Józefa Piłsudskiego nie uległy zapyleniu – tłumaczył proboszcz parafii archikatedralnej ks. Zdzisław Sochacki

Co stanie się teraz z ciałami?

Wydobyte z sarkofagu trumny przewieziono do pomieszczeń udostępnionych do badań przez Zakład Medycyny Sądowej Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum. Od wtorku powołani przez prokuraturę specjaliści mają rozpocząć badania. Chodzi m.in. o tomografię komputerową oraz sekcję zwłok, a także pobranie próbki do badań histopatologicznych, toksykologicznych, fizykochemicznych. Jak zapowiadali przedstawiciele Prokuratury Krajowej, biegli będą mieli cztery miesiące na wydanie opinii. Ponowne złożenie pary prezydenckiej do grobowca na Wawelu jest wstępnie planowane 18 listopada. W planach nie ma uroczystego pogrzebu.

Dlaczego ekshumacje są przeprowadzane?

Jak informowała Prokuratura Krajowa ekshumacje 83 ofiar katastrofy smoleńskiej są niezbędne wobec popełnionych wcześniej błędów. Chodzi m.in. o możliwą zmianę szczątków ofiar katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. i nieprawidłowości w opisie stwierdzonych obrażeń w dokumentacji sporządzonej przez stronę rosyjską. Do końca roku prokuratura zaplanowała przeprowadzenie 10 ekshumacji, a zakończenie wszystkich jesienią lub zimą 2017 r.

Zobacz także: Wielowieyska do wicemin. sprawiedliwości: Jeżeli rodziny uważają, że nie ma potrzeby ekshumacji, to zostawcie to 

ekshumacja
cxqckz1wqaauhs9
bartosz-t-wielinski
waldemar-kuczynski
PONIEDZIAŁEK, 14 LISTOPADA 2016, 20:46

Szydło o zmianach w służbie zdrowia: Radziwiłł zobowiązał się, że ustawy do końca roku zostaną przyjęte przez rząd

– To jest wielkie wyzwanie, przed którym stoi rząd PiS. W przyszłym roku te zmiany zostaną wprowadzone. W tej chwili w konsultacjach społecznych są ustawy zdrowotne. My już pewne zmiany wprowadziliśmy. Ten największe zmiany przed nami: sieć szpitali, POZ, likwidacja NFZ. Minister Radziwiłł zobowiązał się, że do końca tego roku te ustawy [o sieci szpitali, POZ] zostaną przyjęte przez rząd i skierowane do Sejmu – mówiła w TVP Info premier Szydło.

20:38

Szydło: Pracujemy nad takim systemem podatkowym, który będzie prosty i sprawiedliwy

– Wypełnimy to zobowiązanie dotyczące kwoty wolnej. Ale pomyśleliśmy, że można spróbować poszukać innego rozwiązania, przy tej okazji wprowadzić podatki proste i sprawiedliwe. Żeby to były podatki, które będą [takie] aby progresywny podatek rozwiązywał fakt, który jest w Polsce: że ci którzy mają niskie dochody płacą wyższe podatki niż ludzie, którzy mają wysokie dochody. Pracujemy nad takim systemem podatkowym, który będzie prosty i sprawiedliwy. Ale w naszym założeniu nie jest podwyższanie podatków. Ale mówimy o takim rozwiązaniu, aby te różnice zniwelować. Do końca roku będzie decyzja, czy wprowadzimy ten jednolity podatek czy też nie. Tu jest kilka warunków, które muszą być spełnione – mówiła premier Szydło w TVP Info.

Szydło: Nie będzie podwyżki podatków dla przedsiębiorców

Jak mówiłam: jeszcze nad tym pracujemy. Nie będzie zwyżki podatków dla przedsiębiorców. My słuchamy ludzi. Zobowiązaliśmy się do tego w kampanii.

20:20
szydlo1

Szydło: Nie uniknęliśmy błędów. Różnimy się od naszych poprzedników tym, że z błędów wyciągamy wnioski

„Nie uniknęliśmy błędów. Różnimy się od naszych poprzedników tym, że z błędów wyciągamy wnioski. I naprawiamy to co nam nie wyszło. Nie udało nam się pewnych zmian wprowadzić. Jak np. podatek handlowy. Ale z drugiej strony wysłuchaliśmy głosu ludzi” – mówiła w TVP Info premier Beata Szydło.

20:17

Szydło: Naszym największym osiągnięciem jest to, że potrafiliśmy się zwrócić do zwykłych ludzi

„My zrobiliśmy więcej w rok niż przez 8 lat PO-PSL. Te rozwiązania były skierowane do zwykłych ludzi. My wysłuchaliśmy prezesa Kaczyńskiego, który zainicjował objazd Polski. Jeździliśmy intensywnie, później premier Kaczyński polecił nam napisać program. Teraz ten program realizujemy. To jest program zwykłych Polaków, my go realizujemy. O nim powiedzieli nam ludzie w kampanii. Największym osiągnięciem nie tylko rządu, ale i klubu, jest to, że potrafiliśmy zwrócić się do zwykłych ludzi. Oczywiście jest projekt Rodzina 500+, ale też to, że ludzie mają poczucie bezpieczeństwa. To pokazały obchody 11 listopada” – mówiła w TVP Info premier Beata Szydło.

300polityka.pl

szekspir

KOD bez Kijowskiego na czele? To może być już tylko kwestia czasu. „Zawodzi i nie nadaje się do polityki”

KOD bez Mateusza Kijowskiego? Jeśli nie uspokoi on zawiedzionych działaczy i sympatyków, straci władzę w ruchu, albo doprowadzi do jego upadku.
KOD bez Mateusza Kijowskiego? Jeśli nie uspokoi on zawiedzionych działaczy i sympatyków, straci władzę w ruchu, albo doprowadzi do jego upadku. Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta

Mateusz Kijowski podczas piątkowego marszu „KOD Niepodległości” wciąż był główną twarzą Komitetu Obrony Demokracji. I znowu wyraźnie widać było, jak dobrze czuje się w roli lidera. W opozycyjnej codzienności tej pozycji wkrótce może nie być jednak tak pewny. Kijowski dawno stracił szanse na konkurowanie z Petru i Schetyną o rząd dusz nad całą opozycją. Teraz pojawia się coraz więcej głosów, by wymienić go na czele KOD.

Czas na dyskusję…
Pierwsza głośno powiedziała to na początku minionego tygodnia Eliza Michalik. „A może przyszedł czas, żeby KOD przedyskutował przywództwo Mateusza Kijowskiego? Jest tam przecież tak wielu mądrych, charyzmatycznych ludzi” – napisała na Twitterze.

A może przyszedł czas, żeby KOD przedyskutował przywództwo Mateusza Kijowskiego? Jest tam przecież tak wielu mądrych,charyzmatycznych ludzi.

Za co z jednej strony spotkał ją bezpardonowy atak osób ślepo zapatrzonych w twórcę Komitetu Obrony Demokracji. Jednocześnie publicystka otworzyła dyskusję wśród tych, którzy sens istnienia KOD generalnie popierają, ale nie utożsamiają go z jednym tylko człowiekiem. Czyli prawdopodobnie wśród większości ludzi opozycji.

 

Zaledwie dzień później Elizie Michalik wtórował w „Krytyce Politycznej” Jan Śpiewak. Lider warszawskich aktywistów miejskich nie poprzestał jednak tylko na delikatnej sugestii skierowanej do sympatyków KOD, ale sformułował wręcz mały „akt oskarżenia” przeciwko Mateuszowi Kijowskiemu, wytykając przede wszystkim ideologiczne rozchwianie w największym opozycyjnym ruchu.

Kodzie zmień lidera (i dilera) – piszę dlaczego uważam, że KODowi przydałoby się nowe przywództwo http://www.krytykapolityczna.pl/felietony/20161107/kodzie-zmien-lidera-i-dilera 

Jan Śpiewak celnie punktował Kijowskiego za prowadzenie KOD drogą, która przed rokiem prezydenta Bronisława Komorowskiego, a później Platformę Obywatelską zaprowadziła do klęski. Oraz za to, że coraz częściej można odnieść wrażenie, iż KOD – albo przynajmniej sam Mateusz Kijowski– mówi trochę tym samym językiem, co rządząca prawica.

 

„To, że KOD zaczął używać języka ‚dobrej zmiany’ pokazuje, w jakim impasie intelektualnym znalazł się ten ruch. Nie potrafi zaproponować żadnych własnych treści i może jedynie importować je od przeciwnika” – napisał. Liderowi KOD oberwało się też za to, jaką rolę w narracji Komitetu zaczął odgrywać Władysław Bartoszewski. „Kijowski zasłania się bezmyślnie autorytetem Bartoszewskiego jak część prawicy autorytetem Jana Pawła II. Wielkie symbole mają zasłonić prawdziwy obraz sytuacji i intelektualną nędzę” – krytykował Śpiewak.

Cała ta krytyka była przede wszystkim efektem serii wizerunkowo-ideologicznych wpadek KOD. Najpierw burzę wywołał tekst szefa Komitetu o wykorzystywaniu w polityce pojęcia „lewak”, które dla niego zdaje się mieć tylko znaczenie pejoratywne, a polska lewica zaczyna nazywać się tak z dumą.

Ileż razy czytałem o sobie w Internecie, że jestem lewacką k…ą. Ileż razy nazywano mnie komunistą. Jakże często słyszałem, że „z lewakami nie pójdę”… Każdy, kiedy otwiera usta, daje najpierw świadectwo samemu sobie. Dopiero później temu, o kim mówi. Kiedy mówię o kimś, że jest idiotą, to po pierwsze oznacza, że sam mam niedostatki intelektu… Czytaj więcej

Chwilę później KOD zapraszał na organizowany 11 listopada marsz plakatem z Romanem Dmowskim. Człowiekiem zasłużonym dla odzyskania niepodległości w 1918 roku, który jednak później wpisał się do historii Polski za sprawą swego antysemityzmu, ksenofobii i zamiłowania do brutalnego nacjonalizmu.

Opozycja w opozycji
O ile dyskusję o „lewactwie” pewnie szybko udałoby się uciszyć, bo żyła nią tylko marginalna w polskiej polityce lewica, o tyle akcja promocyjna z Dmowskim podgrzała już atmosferę w szerszym kręgu. Niby to wszystko błahostki przy wadze sprawy, o którą toczy się prowadzona przez KOD walka. Tylko że limit błędów i wytrzymałości działaczy wobec Kijowskiego zaczyna się coraz bardziej wyczerpywać.

Przez długi i bardzo ważny w polityce weekend grzechów znowu się nazbierało. Najwięcej uwagi przykuł kolejny ra ten związany z „flirtem” z nacjonalistami. Mateusz Kijowski w wywiadzie podsumowującym marsz zorganizowany 11 listopada powiedział, że w przyszłości chciałby maszerować z tymi, którzy teraz wybrali Marsz Niepodległości.

– Mam nadzieję, że następnym razem albo za dwa lata pójdziemy razem z narodowcami. Mam nadzieję, że zobaczymy, jak wiele mamy wspólnego i będziemy się starać działać razem – oznajmił. Choć idea zjednoczenia politycznie podzielonej Polski jest słuszna, dla większości z jednej i drugiej strony politycznej barykady jest aktualnie raczej nie do przyjęcia.

Poza tym kolejny raz okazało się, że szefostwo organizacji mającej w nazwie obronę demokracji na co dzień woli zarządzanie w mniej wysublimowany sposób. Tym razem pretekstem do stawiania Kijowskiemu takich zarzutów było to, jak potraktował zaangażowanego w działalność opozycyjną ekonomistę i publicystę Waldemara Kuczyńskiego.

Byłemu działaczowi pierwszej „Solidarności”, a później szefowi resortu przekształceń własnościowych i człowiekowi, z inicjatywy którego Leszek Balcerowicz dostał szansę na wprowadzenie swojego planu, nie pozwolono przemówić 11 listopada. „Nawet nie powiedział: odwal się Pan” – tak Kuczyński skomentował to, jak go potraktowano.

@ZbigniewHoldys Tak chciałem. Nawet nie powiedział odwal sie Pan. W ogóle nie zareagował na 2 maile.

Najlepsze lider KOD jednak zachował na sobotę. Z tego, że marzy jedynie o sojuszu z tymi narodowcami, którzy nie sieją nienawiści, Mateusz Kijowski tłumaczył się podczas imprezy założycielskiej nowej Unii Europejskich Demokratów. Obok Lecha Wałęsy był tam głównym gościem honorowym.

Były prezydent przyzwyczaił Polaków do niespodziewanych politycznych wolt. Jednak błogosławieństwo szefa KOD dla tej marginalnej formacji nie zaskakuje, a szokuje. UED składa się bowiem z maleńkiego koła poselskiego, w którym są jedynie politycy tak nieprzewidywalni, jak Stefan Niesiołowski, Michał Kamiński, Jacek Protasiewicz i szerzej nieznany Stanisław Huskowski, oraz działaczy Partii Demokratycznej, która istnieje od ponad 11 lat i w zasadzie cały ten czas spędziła w głębokiej pozaparlamentarnej pozycji. To polityczny plankton i to nie pierwszej świeżości…

– Po ostatnich tygodniach można odnieść wrażenie, że Mateusz obrał dziwny kierunek. I to delikatnie mówiąc. Dość argumentów za tym przekonaniem było już przed weekendem, a teraz to już one tylko pączkują – oburza się w rozmowie z naTemat jeden z pomorskich działaczy KOD, którzy miewają to szczęście, że lider ich czasem wysłucha.

Ego Kijowskiego
– Tylko że jemu tego się powiedzieć nie da. Przede wszystkim dlatego, że jeśli powie mu się parę słów prawdy, to się obrazi i zacznie człowieka marginalizować. Będzie olewać, jak Dziadka Waldemara (Waldemara Kuczyńskiego – przyp. red). A to wynika z drugiego faktu, że nawet jak prawdę usłyszy, to ją oleje, bo ma ogromne, wciąż pęczniejące ego – dodaje nasz rozmówca.

I prosi o anonimowość, bo jest w kropce. Zbyt zaangażował się w działalność opozycyjną, by teraz wszystko rzucić. Tymczasem szczerość na temat lidera to byłby dziś koniec z szansami na dalsze realne działanie w KOD. – Mateusz zawodzi i nie nadaje się do polityki. I to się robi nasz największy kłopot, jak ten stan rzeczy zmienić – kończy.

Wiadomości z podobnymi opiniami o szefie KOD, szczególnie od niżej postawionych działaczy i zwykłych sympatyków ruchu otrzymujemy od dłuższego czasu coraz więcej. Jedni zawiedzeni są chaosem organizacyjny, z którym KOD borykał się do samego początku i mimo zapowiedzi, że będzie lepiej, niewiele zmieniło się po założeniu formalnych struktur. Innych coraz bardziej uwiera jednak chaos ideologiczny.

I nie chodzi tylko to, że raz KOD ciąży na lewo, a raz wychyla się na prawo i coraz rzadziej stoi w politycznym centrum, z którego pochodzi chyba większość jego sympatyków. Najbardziej niepokoi dziś chyba to, że z biegiem czasu główną ideologią w KOD może okazać się po prostu uwielbienie lidera. Czyli nic nowego względem tego, co oferują starzy polityczni wyjadacze, którzy polskiej demokracji w ten sposób najbardziej zaszkodzili. Taki KOD nie ma szans długo przetrwać.

kod-bez

natemat.pl

Życie jest tylko przechodnim półcieniem,

Nędznym aktorem, który swoją rolę

Przez parę godzin wygrywasz na scenie

W nicość przepada- powieścią idioty,

Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.

W. Szekspir

 

Pali się grunt pod Ziobrą? „Newsweek” ujawnia kulisy finansowania partii ministra sprawiedliwości

DOMINIKA WIELOWIEYSKA, 14 listopada 2016

Zbigniew Ziobro ma kłopoty? Według

Zbigniew Ziobro ma kłopoty? Według „Newsweeka” Solidarną Polskę bardzo hojnie wspierały finansowo m.in.rodziny Zbigniewa Ziobry, Tadeusza Cymańskiego, Jacka Kurskiego. Czy w ten sposób partia prokuratora generalnego omijała ustawę o finansowaniu partii… (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Według „Newsweeka” Solidarną Polskę bardzo hojnie wspierały finansowo m.in. rodziny Zbigniewa Ziobry, Tadeusza Cymańskiego, Jacka Kurskiego. Czy w ten sposób partia prokuratora generalnego omijała ustawę o finansowaniu partii politycznych?

Dziennikarze przyjrzeli się funduszom Solidarnej Polski i skonfrontowali to z zapisami ustawy o finansowaniu partii politycznych. Zgodnie z prawem wpłaty od osoby prywatnej (biznes nie może finansować partii) nie mogą przekroczyć określonego limitu (rocznie to 15-krotność minimalnej pensji). Co się okazało? Bliżsi i dalsi krewni polityków SP byli bardzo szczodrzy dla formacji Ziobry. I tak rodzina obecnego prokuratora generalnego w ciągu dwóch i pół roku przekazała partii 437 tys. zł. Bliscy Tadeusza Cymańskiego – 115 tys. zł. Spore datki przekazały m.in. córki europosła. Skąd miały pieniądze? Cymański spekuluje, że może wzięły pożyczki. Pieniądze wpłacili też asystenci polityka. Spory wkład w budżet Solidarnej Polski mieli współpracownicy i rodzina Jacka Kurskiego, w tym jego matka, syn i córka studentka (łącznie wpłacili ponad 230 tys. zł).

Czy w razie pytań urzędu skarbowego darczyńcy wskażą wiarygodne źródła dochodów, które pozwoliły im na tak szczodre wsparcie? Bo jeśli przyjmowali darowizny od kogoś trzeciego, to być może powinni je zarejestrować w urzędzie.

„Newsweek” napisał również, że partyjny kongres Solidarnej Polski „Nowe państwo, nowa konstytucja” został zorganizowany za pieniądze Parlamentu Europejskiego przeznaczone na konferencję o klimacie. Tygodnik twierdzi, że OLAF, unijna agencja ds. przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy, w podobnej sprawie wszczęła śledztwo w Danii. Tam wydano pieniądze na kampanię Duńskiej Partii Ludowej zamiast na sympozja i warsztaty. W przypadkach obu partii chodzi o korzystanie z pieniędzy europejskiej partii MELD (Movement for a Europe of Liberties and Democracy).

Dziennikarze prześledzili konferencję klimatyczną Solidarnej Polski. Okazało się, że na pewno panował na niej pełen entuzjazmu i radości klimat, ale o ekologii i konwencji zbyt wiele nie dyskutowano. Pojawił się za to jeden baner z napisem „Stop konwencji klimatycznej”. Politycy SP tłumaczą, że były jeszcze „dwa stojaki w holu” nawiązujące do spraw klimatycznych i jedno zdanie wypowiedziane przez Beatę Kempę w czasie konwencji. Kempa mówiła, że przedsiębiorcy przenoszą produkcję na Ukrainę, bo „tam jest tańszy prąd, i tak właśnie działa pakiet klimatyczno-energetyczny.”

Solidarna Polska zagroziła „Newsweekowi” pozwem, jeśli tygodnik nadal będzie „rozpowszechniać nieprawdziwe informacje”. Zażądała też sprostowania, bo „o negatywnych skutkach polityki klimatycznej UE, m.in. podwyżkach cen prądu i likwidacji miejsc pracy, szeroko mówili m.in. szef NSZZ Solidarność Piotr Duda, europoseł Jacek Kurski, poseł Beata Kempa, a także inni prelegenci”. Ale cytatów nie podano.

„Wszystkie projekty finansowane przez MELD przy współpracy z Solidarną Polską były akceptowane przez MELD przed ich realizacją, a następnie drobiazgowo kontrolowane. Zostały zrealizowane zgodnie z przedstawionymi założeniami i z zachowaniem najwyższych standardów, o czym świadczy pozytywny wynik zleconego przez Parlament Europejski audytu” – czytamy w sprostowaniu. Ale „Newsweek” cytuje wystąpienia mówców z kongresu i ewidentnie nie są oni zainteresowani sprawami klimatycznymi. Mówią o korupcji, konstytucji, o randze obywatelskiego referendum, a za plecami polityków jest tablica z hasłami: system prezydencki, likwidacja immunitetów, powszechne wybory prokuratora generalnego.

Ja zareaguje prokuratura?

Podobna afera z wpłatami na kampanię za pośrednictwem „słupów” miała już miejsce w 2005 r. Finansowaniem kampanii Janusza Palikota, wówczas polityka Platformy Obywatelskiej, zajęła się prokuratura w Radomiu. Przesłuchała ponad 50 osób, które dokonały wpłat na kampanię. Z materiałów zebranych przez policję wynikało, że jeden z działaczy PO w Lublinie miał wręczyć kilku studentom po 12 tys. zł, które oni wpłacili na swoje konta, a następnie przekazali na konto komitetu wyborczego Palikota. Nie potwierdziły się podejrzenia, że pieniądze pochodzą od samego Palikota. Śledztwo zostało więc umorzone.

Ciekawe były wtedy reakcje polityków PiS. Polityk Solidarnej Polski (wówczas w PiS) Tadeusz Cymański aferę ze „słupami” nazwał „skandalem”. W TVN 24 w 2009 r. mówił, że „wiarygodność Palikota jest w ruinie”. Dodał, że „taką sprawę (nieprawidłowości przy finansowaniu kampanii) udowodnić w sądzie jest bardzo trudno”, ale – podkreślił – uwierzyć w wywody Palikota jest jeszcze trudniej. – „Pali się grunt pod Palikotem” – zaznaczył Cymański.

Także Jacek Kurski był bardzo pryncypialny. „Jeśli chodzi o nielegalne finansowanie kampanii Palikota, to przecież to wszystko powinno być dawno przez media prześwietlone, każdy z tych studentów ‘słupów’ sprawdzony – co dziś robi, z czego żyje, gdzie mieszka. A co się dzieje? Cisza. Nas by w takiej sytuacji po prostu rozstrzelano medialnie. Każdy z tych studentów byłby przesłuchany, trafiony kamerą na ulicy, żaden polityk PiS by nie uciekł przed pytaniami o tę sprawę” – mówił Kurski w wywiadzie dla „Dziennika” w 2009 r.

Pytanie, czy prognoza Kurskiego sprawdzi się dziś. Czy znajdzie się odważny prokurator, który zajmie się prześwietlaniem finansów partii swojego szefa.

Być może sprawą rzekomej konferencji klimatycznej zajmie się również unijna agencja, tak jak to się stało w Danii.

pali

wyborcza.pl

 

cxpu7jqxeaeakjd

PONIEDZIAŁEK, 14 LISTOPADA 2016

Scheuring-Wielgus: Dochodzenie ws. katastrofy smoleńskiej można było przeprowadzić lepiej. PO i PiS są jak awers i rewers tej samej monety

18:56
scheuring

Scheuring-Wielgus: Dochodzenie ws. katastrofy smoleńskiej można było przeprowadzić lepiej

Jak mówiła w programie „4 strony” w TVP Info Joanna Scheuring-Wielgus:

„W przypadku katastrofy smoleńskiej jest trochę rzeczy niewyjaśnionych. Nie uważam, że śledztwo było prowadzone źle. Można było jednak przeprowadzić całe dochodzenie ws. katastrofy smoleńskiej lepiej. Ale mamy raport Millera, który bardzo dużo powiedział i myślę, że to śledztwo mogło się w tym momencie zakończyć”

„Do wczoraj miałam nadzieję, że ekshumacje się nie wydarzą”

Jak dodawała, pytana o ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej:

„Do wczoraj myślałam, że to się nie wydarzy, że ktoś w Prawie i Sprawiedliwości ma chociaż odrobinę empatii w tej sprawie i do tego nie doprowadzi. Mamy ten fakt, że to się dzieje. Ja bym chciała zadać podstawowe pytanie tym osobom, które zajmują się przeciąganiem tej tragedii rodzin, które straciły swoich bliskich, chciałabym zadać pytanie panu prokuratorowi Pasionkowi i prokuratorowi Kopczykowi, którzy byli na miejscu katastrofy, badali wtedy sprawę: dlaczego znowu zajmują się tą sprawą? Badają swoje błędy? Dlaczego to robią po raz drugi?”

„Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość są jak awers i rewers tej samej monety”

„Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość są jak awers i rewers tej samej monety. Oni bez siebie nie potrafią żyć, więc będą wykonywać takie działania, żeby móc się wyżywić wspólnie pewnymi sytuacjami, które ich łączą. Ja bym chciała, żeby w przypadku katastrofy smoleńskiej przestać nakręcać atmosferę strachu, smutku, szczególnie dla tych osób, które chciałyby w spokoju i normalnie żyć”

300polityka.pl

 

agazetaprawna

 

stefan-niesiolowski

stefan-niesiolowski-2

stefan-niesiolowski-3

PiS – 38 procent, Nowoczesna – 17. SLD na granicy progu wyborczego [SONDAŻ CBOS]

SONDAŻ
MW, 14 listopada 2016

Sejm

Sejm (Fot. Wojciech Surdziel / AG)

Gdyby wybory odbywały się w listopadzie, wygrałby je PiS z wynikiem 38 procent. Do Sejmu weszłyby jeszcze: Nowoczesna, Platforma Obywatelska i Kukiz’15. Na progu wyborczym – po raz pierwszy od dawna – Sojusz Lewicy Demokratycznej – wynika z najnowszego sondażu CBOS.

Chęć udziału w wyborach zadeklarowało 67 procent odpytanych przez CBOS. Listopad nie przyniósł większych zmian w układzie sił na scenie politycznej. Różnice w porównaniu z sondażem z listopada są minimalne – żadna partia nie straciła ani nie zyskała więcej niż jeden punkt procentowy.

Na PiS, Solidarną Polskę i Polskę Razem chce głosować aż 38 proc. ankietowanych. Nowoczesna jest na drugim miejscu z wynikiem 17 proc. a PO ma poparcie rzędu 14 proc. 6 proc. poparcia to wynik Kukiz’15 a 5 proc. – SLD. CBOS zauważa jednak, że obie partie nie mogłyby być z takimi wynikami pewne wejścia do Sejmu.

” Uzyskiwany w sondażu wynik 6 proc. poparcia, oznacza, że przy założonym poziomie ufności 95 proc., w rzeczywistości, w skali całej populacji poparcie dla ruchu Pawła Kukiza oscyluje w granicach od 4,6 do 8,3 proc.. W przypadku SLD przedział ten wynosi od 3,9 do 7,3 proc. poparcia” – czytamy w komentarzu CBOS.

sondaz

Pod progiem wyborczym znalazły się: PSL (4 proc.) „Wolność” Janusza Korwin-Mikkego (2 proc.) i Partia Razem (1 proc.). Co dziesiąty z ankietowanych, którzy chcieliby wziąć udział w wyborach, nie wie, na które ugrupowanie oddałby swój głos.

Badanie przeprowadzono metodą wywiadów bezpośrednich (face-to-face) wspomaganych komputerowo (CAPI),. 4–13 listopada 2016 roku na próbie 1019 osób.

najnowszy

wyborcza.pl

GAZETA PRAWNA: TUSK NAJLEPSZYM PREMIEREM PO 1989 R.!

14 listopada 2016

6168456359 6fb0316058 z

Panel badawczy ARIADNA przeprowadził dla Gazety Prawnej sondaż, kto był najlepszym premierem po 1989 r. w Polsce. Zwyciężył obecny szef Rady Europejskiej Donald Tusk a tuż za nim obecna premier Beata Szydło!

agazetaprawnafot./gazetaprawna.pl

Donald Tusk 19,1%

Beata Szydło 15,2%

Tadeusz Mazowiecki 13,6%

Włodzimierz Cimoszewicz 9%

Jerzy Buzek 6,7%, Jan Olszewski 6,6%, Leszek Miller 6%, Ewa Kopacz 5,8%, Kazimierz Marcinkiewicz 5,5%, Jarosław Kaczyński 3,8%, MarekBelka 2,8%, Józef Oleksy 2%, Waldemar Pawlak 1,8%, Hanna Suchocka 1,1%, Jan Krzysztof Bielecki 1%

 

polityczek.pl

Jak się dziś robi „Wiadomości”? Sztuczka poprawiła wyniki oglądalności

AGNIESZKA KUBLIK, 14 listopada 2016

Siedziba TVP na ul Woronicza w Warszawie

Siedziba TVP na ul Woronicza w Warszawie (Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta)

„Wiadomości” TVP przegrały w pierwszym tygodniu listopada nie tylko z „Faktami” TVN, ale też z „Teleexpressem”. Sztuczka z wydłużeniem dziennika nie pomoże w walce o widzów?

„Wiadomości” to główny dziennik TVP i papierek lakmusowy dla propagandy PiS uprawianej w mediach publicznych. Czy Polacy je kupują?

Kolegium formalne i polityczne

Trzecie piętro budynku TVP przy pl. Powstańców Warszawy. Tu powstają „Wiadomości”. Produkcja dziennika zaczyna się ok. godz. 9.30 od dwóch kolegiów. Na tym formalnym wydawcy i reporterzy omawiają tematy społeczne, które tego dnia maja trafić na antenę. Na drugim kolegium, już w wąskim gronie, omawiane są tematy polityczne. Biorą w nim udział zaufani dziennikarze szefowej „Wiadomości” Marzeny Paczuskiej. W TVP mówią o nich „żołnierze od polityki”. Paczuska pilnuje się, by nikt nie słyszał, jak rozmawia o tematach z reporterami.

Dziś „Wiadomości” przygotowuje niemal zupełnie inna ekipa niż przed przejęciem mediów publicznych przez PiS. Nowi są prezenterzy, dziennikarze, wydawcy, a nawet operatorzy. „Dobra zmiana” musiała sobie dobrać ludzi do zadania, które przed nimi postawiła. Bo dziś to nie media publiczne patrzą na ręce władzy. Dziś to władza patrzy na ręce dziennikarzy.

„Wiadomości” na wojnie. Dowodzi Paczuska

Przekazu zgodnego z linią PiS Jarosław Kaczyński oczekuje od prezesa TVP Jacka Kurskiego. Kurski tego samego oczekuje od Paczuskiej, a ona – od swoich reporterów. I tak dochodzimy do wspomnianych kolegiów politycznych.

Powołanie Paczuskiej na szefową „Wiadomości” było pierwszą decyzją Kurskiego jako prezesa TVP. To doświadczona reporterka, wydawczyni. Za poprzednich rządów PiS była wiceszefową dziennika. Kiedy Polską rządziły PO i PSL, Paczuska nadal pracowała w TVP.

– Silna osobowość. Charakteryzują ją też bezwzględna wiara w PiS i Kaczyńskiego – opowiadają wieloletni współpracownicy Paczuskiej. – Z punktu widzenia Kurskiego jest idealna do tej roboty.

Paczuska błyskawicznie wyrzuciła tych, których PiS nazywała funkcjonariuszami poprzedniej władzy (Piotra Kraśkę, Beatę Tadlę, Justynę Dobrosz-Oracz, Kamila Dziubkę, Piotra Jaźwińskiego). Ich miejsce zajęli ludzie bez większego doświadczenia, jednak z pracą w TV Republika i TV Trwam w życiorysie: Klaudiusz Pobudzin (z TV Trwam, dziś szef „Telexpressu”), Bartłomiej Graczak, Karol Jałtuszewski, Mateusz Maranowski czy Jan Korab (wszyscy z TV Republika). „Żołnierze polityczni” Paczuskiej to m.in. Jarosław Olechowski (wcześniej – TVP Info) oraz Ewa Bugała (wcześniej researcherka „Wiadomości”).

Paczuska nie ufa nowym. Bo nie ufa nikomu – sama chce wszystkiego dopilnować. Przez pierwsze pół roku nie wzięła ani dnia urlopu. Dziś również jest w pracy codziennie. Tylko weekendowe materiały „Wiadomości” kontroluje z domu.

Ten pracoholizm – z perspektywy PiS – to chyba dobra cecha. Opowiada reporter TVP: – Wiosną Paczuska w końcu wzięła kilka dni wolnego. „Wiadomości” nadzorował wtedy szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Mariusz Pilis. I to był zupełnie inny dziennik – nie tak agresywny, bez wypowiedzi stałych komentatorów w rodzaju braci Karnowskich.

Nasz rozmówca z TVP definiuje Paczuską: rewolucjonistka, zawsze na wojnie. Teraz walczy o to, by PiS nie straciło władzy.

Dobrze płatna „dobra zmiana”

Krzysztof Ziemiec, Danuta Holecka i Michał Adamczyk – prezenterzy „Wiadomości” – dają twarz rządowej propagandzie w dzienniku. Ale nie tylko oni.

Reporter Jarosław Olechowski dostał ważne dziennikarskie działki – rząd i Trybunał Konstytucyjny. Pytam go, czy odczuwa satysfakcję z pracy.

– Mam tak skonstruowany kontrakt, że proszę o to pytać biuro prasowe TVP – odpowiada.

– Biuro prasowe może coś powiedzieć o pańskiej satysfakcji?

– No dobrze, odpowiem. Satysfakcję mam ogromną.

W redakcji przy pl. Powstańców Warszawy mówi się nieoficjalnie, że prezenterzy „Wiadomości” zarabiają 30-40 tys. zł miesięcznie, a czołowi reporterzy polityczni – ok. 20 tys. zł. TVP nie chce udzielić informacji o zarobkach dziennikarzy. Zasłania się ustawą o ochronie danych osobowych.

Materiały „żołnierzy politycznych” wspierają nowi stali komentatorzy „Wiadomości”: Piotr Semka i Paweł Lisiecki (obaj „Do Rzeczy”), Jerzy Targalski („Gazeta Polska”) oraz Stanisław Janecki, Marek Pyza i Michał Karnowski (wszyscy z „wSieci”).

Paczuska wymieniła też zagranicznych korespondentów. Leszka Krawczyka w Waszyngtonie zastąpiła Zuzanna Falzmann (wieloletnia korespondentka Polsatu, pracowała też m.in. w TVN). W Brukseli Magdę Sobkowiak – Dominika Ćosić (ostatnio związana z „Do Rzeczy”). W Berlinie miejsce Marcina Antosiewicza zajął Cezary Gmyz („Do Rzeczy”, TV Republika). Wcześniej Gmyz atakował Antosiewicza na Twitterze, rozpowszechniając o nim nieprawdziwe informacje (że jego rodzina była w UB, a on – w młodzieżówce UW).

Przeczytaj też: Jak Gmyz korespondenta podgryzał

Najważniejsza zasada: czy czytała Paczuska?

Pierwsza i najważniejsza zasada, która obowiązuje w „Wiadomościach”: na antenę idzie tylko to, co czytała i widziała Paczuska.

W TVP mówi się, że materiały czyta i ogląda również sam prezes Jacek Kurski. Teoretycznie to możliwe – może mieć dostęp do systemu, który pozwala na ułożenie wydania „Wiadomości”, jest tam też podgląd scenariuszy dziennika i tekstów.

– Kiedy „Wiadomościami” kierował Piotr Kraśko, wydawcy czytali teksty przygotowane przez reporterów – opowiada jeden z byłych dziennikarzy dziennika. – Czytali, by sprawdzić, czy się wszystko w programie zmieści. Teraz Paczuska czyta wszystko sama po to, by te teksty przerabiać.

Widzowie zmieniają kanał

Jakie są efekty starań Paczuskiej? „Wiadomości” od początku roku systematycznie tracą widzów.

Jacek Kurski wypowiedział więc wojnę firmie Nielsen Audience Measurement, która bada oglądalność. Oskarżał ją o zaniżanie widowni TVP. Żądał kodów pocztowych pozwalających sprawdzić reprezentatywność próby widowni. Straszył, że znajdzie nową firmę, która będzie mierzyć oglądalność. We wrześniu Kurski informował, że Nielsen zgodził się na przeprowadzenie audytu i weryfikację panelu badawczego w Polsce.

Jak zmieniała się oglądalność „Wiadomości”?

Styczeń – widownia liczy ponad 3,7 mln widzów.

Kwiecień – „Wiadomości” w porównaniu z kwietniem 2015 r. straciły ponad 750 tys. widzów (oglądało je 2,68 mln widzów). Procentowo wyglądało to jeszcze gorzej – oznaczało utratę jednej piątej udziału w rynku (porównanie kwietnia 2015 r. do kwietnia 2016 r.).

Rządy PiS w mediach publicznych trwały już trzy miesiące. Efekt? Liderem wśród dzienników telewizyjnych zostały w kwietniu „Fakty” TVN z oglądalnością rzędu 3,07 mln widzów.

Maj – „Wiadomości” ogląda 2,3 mln widzów. To o ponad 700 tys. osób mniej niż w maju 2015 r.

Czerwiec – Nielsen podaje, że „Wiadomości” od początku roku straciły aż 750 tys. widzów. To oznaczało spadek całej widowni o 14 pkt proc., a w grupie komercyjnej (16-49 lat) – nawet o 27 pkt proc.

Lipiec – średnia widownia „Wiadomości” to 2,36 mln widzów, o 216 tys. osób mniej niż w lipcu 2015 r.

Wrzesień – zaskoczenie – „Wiadomości” pokonały „Fakty”. Nielsen podaje, że średnia widownia dziennika TVP wyniosła 2,88 mln widzów (wynik i tak gorszy niż we wrześniu 2015 r.), tymczasem „Fakty” oglądało średnio 2,79 mln widzów (też straciły w porównaniu z wrześniem 2015 r.).

Ani słowa o sztuczce

Centrum prasowe TVP rozsyłało triumfalny komunikat: „W dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości społeczno-politycznej szybka, rzetelna i klarowna informacja jest wartością decydującą w dużej mierze o sukcesie mediów elektronicznych. We wrześniu 2016 r. oglądalnościowy sukces ‘Wiadomości’ zbudował dominację TVP1 w tak prestiżowym gatunku telewizyjnym, jakim jest program informacyjny. Sukces ‘Wiadomości’ oraz silna pozycja pozostałych serwisów informacyjnych TVP wskazują, że telewizja publiczna jest dla Polaków głównym źródłem wiedzy o codziennych wydarzeniach krajowych i zagranicznych”.

W komunikacie TVP ani słowa o sztuczce, którą zastosowała.

Od 4 września „Wiadomości” są po prostu dłuższe, a ponieważ ich oglądalność w trakcie programu rośnie, wydłużenie dziennika oznacza więcej widzów w badaniu oglądalności.

Do 4 września kończąca „Wiadomości” rozmowa z gościem w studiu trwała około minuty. Po zmianie trwa już niemal pięć minut. To oznacza, że później pokazywane są serwis sportowy (o godz. 20 lub 20.05) i prognoza pogody (w różne dni między 20.10, a 20.17).

Nielsen przeanalizował oglądalność „Wiadomości” minuta po minucie we wrześniu, kiedy program był już dłuższy.

„Wiadomości” w pierwszej minucie (czyli o 19.30) oglądało średnio 2,04 mln. Minutę później – 2,31 mln. Pomiędzy 19:41 a 19:42 – 3,01 mln. A w szczycie – od 19:52 do 19:53 – widownia wynosi 3,52 mln.

Od początku rozmowy z gościem dnia „Wiadomości” tracą widzów, osiągając w ostatniej minucie 2,74 mln oglądających. Porównajmy dane dla szczytowego momentu oglądalności. Przed rokiem między godz. 19.52 a 19.53 „Wiadomości” śledziło 4,20 mln osób. Teraz o 680 tys. mniej.

W październiku dłuższe „Wiadomości” znów pokonały „Fakty”. Dziennik TVP 1 miał 3,27 mln widzów (strata 433 tys. w porównaniu z październikiem 2015 r.).

W pierwszym tygodniu listopada „Fakty” wróciły na pierwsze miejsce z wynikiem 4,03 mln widzów. „Wiadomości” obejrzało 3,75 mln.

Zobacz: Parodia „Wiadomości” TVP autorstwa Jacka Fedorowicza i Nowoczesnej

 

jak

wyborcza.pl

„Celem Kaczyńskiego jest uśmierzenie bólu, jakie wywołuje poczucie winy za katastrofę smoleńską. Nie cofnie się przed niczym”

red. As, 14.11.2016

Prezes PiS Jarosław Kaczyński

Prezes PiS Jarosław Kaczyński (ŁUKASZ KRAJEWSKI)

„Mając tak obciążone sumienie, można albo zwariować albo popełnić samobójstwo, albo próbować je zagłuszyć, narzucając innym swoją wersję historii” – mówi Lech Wałęsa o Jarosławie Kaczyńskim. Wg b. prezydenta ekshumowanie ciał ofiar katastrofy to „czyste wariactwo”. W rozmowie z „Newsweekiem”, Wałęsa sugeruje też, że prezydentura Andrzeja Dudy może skoczyć się przed upływem kadencji.

Zdaniem Wałęsy, celem prezesa PiS, „głównym i chyba jedynym motorem jego działalności”, jest „uśmierzenie bólu, jakie wywołuje poczucie winy za katastrofę smoleńską”.

„Przecież to była jego decyzja, aby rozpocząć kampanię prezydencką brata w Smoleńsku, zabrać na pokład samolotu całą armię ludzi. Po to, żeby było z przytupem. To była wielka nieodpowiedzialność. Dlatego teraz za wszelką cenę chce się tą winą podzielić z innymi. Znaleźć coś, obojętnie co, żeby można było zrzucić z siebie trochę tej odpowiedzialności odegrać się za Smoleńsk” – wyjaśnia były prezydent w wywiadzie dla „Newsweeka”.

„Podziwiam skuteczność Kaczyńskiego”

Dla Wałęsy zarządzenie przez prokuratorów ekshumacji wszystkich ofiar katastrofy, to „czyste wariactwo”. „Może należałoby zapytać podatników, czy chcą aby władza wydawała na takie działania ich pieniądze? Tyle że Kaczyński nie cofnie się przed niczym, bo mając tak obciążone sumienie, można albo zwariować albo popełnić samobójstwo, albo próbować je zagłuszyć, narzucając innym swoją wersję historii. Podziwiam skuteczność tego polityka, ale nie chciałbym być w jego skórze” – stwierdził.

Przypomnijmy, że ekshumacje zaczynają się dziś. Eksperci otworzą sarkofag na Wawelu, by zbadać szczątki Lecha i Marii Kaczyńskich.

„Budują swoją armię”

Zdaniem Lecha Wałęsy, nie można wykluczyć, że pod rządami PiS dojdzie do rozlewu krwi na ulicach. Bo jak ocenia były prezydent, w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką, nie tylko Kaczyński, ale także Zbigniew Ziobro i Antoni Macierewicz, to politycy, których stać na wszystko.

„To są ludzie nieodpowiedzialni, ludzie chorzy. Gotowi na wszystko. Po to przecież budują tę swoją armię. To nie jest żadna obrona terytorialna, tylko obrona PiS. Oczywiście zrobią to po swojemu, spowodują bijatyki między nami, wyślą do akcji gówniarzy, co to nazywają się narodowcami, a w rzeczywistości to psy gończe obecnej władzy wypuszczone na polowanie na demokrację” – powiedział.

Krótsza kadencja prezydenta?

Wałęsa nie krył nigdy swoje opinii na temat obecnego prezydenta. Wielokrotnie krytykował Andrzeja Dudę.

W wywiadzie dla „Newsweeka” sugeruje, że prezydent może nie wytrwać do końca kadencji.

„Rozda, co ma rozdać i widelcami go zadźgają. Głowa państwa musi coś sobą reprezentować, a on nic nie reprezentuje i to jest nasz narodowy dramat. Prezydent, którego działalność sprowadza się do nocnego buszowania w internecie, jest nieszczęściem, ale cóż – w demokracji zdarzają się nieszczęścia. Właśnie po to, żeby wyciągnąć wnioski i naprawiać demokrację” – uważa były prezydent.

„Pojednanie? Dziękuję, poczekam…” – Passent odpowiada na apel prezydenta Dudy>>>

cxjtjudxaaebetl
Zobacz także

o-smolensku

TOK FM

Partyjny kongres, który udaje konferencję o klimacie – za pieniądze europarlamentu

Setki tysięcy złotych w zleceniach dla kolegów. Emeryci wpłacający na partię dziesiątki tysięcy. W międzynarodowym skandalu trop prowadzi do Zbigniewa Ziobry, Jacka Kurskiego i ich skarbnika – ustalił „Newsweek”.

W Danii kilka miesięcy temu wybuchł polityczny skandal związany z przekrętami w Duńskiej Partii Ludowej, drugiej sile na duńskiej scenie. Partia ta ma też europosłów zrzeszonych w europejskiej partii MELD (Movement for a Europe of Liberties and Democracy, czyli Ruch na rzecz Europy Wolności i Demokracji). Finansowany przez europarlament MELD wydał przeznaczone na „unijne” przedsięwzięcia fundusze na sympozja i warsztaty, które w rzeczywistości nigdy się nie odbyły. Zdefraudowane setki tysięcy euro poszły na …kampanię Duńskiej Partii Ludowej.

Głównym podejrzanym w aferze jest Morten Messerschmidt, europoseł Duńskiej Partii Ludowej. Messerschmidt zrezygnował już z szefowania delegacji w europarlamencie. W wyniku postępowania unijnej agencji do spraw przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy (OLAF), ma też zwrócić kilkaset tysięcy euro zdefraudowanych funduszy.

„Newsweek” ujawnia polski wątek afery.

Przez kilka lat frakcją MELD w Brukseli rządzili Jacek Włosowicz, dziś senator PiS, wtedy skarbnik Solidarnej Polski i prawa ręka jej przewodniczącego Zbigniewa Ziobry, oraz Jacek Kurski, obecnie szef TVP.

Odnaleźliśmy dokument, z którego wynika, że MELD zapłacił ok. 40 tys. euro za zorganizowaną w Polsce konferencję na 800 osób. Temat: polityka klimatyczna Unii Europejskiej. Miejsce i data: Kraków, 30 czerwca 2013 roku. Tyle że tego dnia w Krakowie nie odbył się żaden kongres poświęcony ochronie środowiska. W największej sali kina Kijów miała za to miejsce partyjna konwencja Solidarnej Polski pod hasłem „Nowe państwo, nowa konstytucja”. Na imprezie, wśród 1200 sympatyków, brylowali Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski.

Znikający film

Po pytaniach o konferencję klimatyczną do Jacka Włosowicza i Zbigniewa Ziobry filmik z konwencji znika z serwisu YouTube.

Z innego, niepublikowanego filmu z tej samej imprezy, do którego dotarł „Newsweek”, trudno się zorientować, że w kinie Kijów odbywa się konferencja poświęcona polityce klimatycznej Unii. Na budynku zwisa czerwony baner z hasłem imprezy „Nowe państwo, nowa konstytucja” a przed wejściem powiewają partyjne sztandary Solidarnej Polski. W oknach – plakaty wabiące wyborców: „Szybki sąd dla polityków”.

Na nagraniu pod kino podjeżdża autokar z działaczami w odświętnych strojach. Dalej – poczęstunek w kuluarach i kadry z sali: wspólne odśpiewanie hymnu, propagandowe slajdy na telebimie i przemówienia liderów. Zbigniew Ziobro mówi na tym nagraniu: – Chcemy władzy nie dla blichtru, nie dla synekur.

Patryk Jaki na nagraniu:  – Dlaczego jest tak, że lekarze uzależniają zrobienie operacji od łapówki? Dlaczego mieliśmy lekarzy, którzy sprzedawali organy za pieniądze? Na koniec wszyscy łapią się za ręce i pląsają w rytm piosenki „We are the champions”.

Groźby

Włosowicz, dzisiejszy senator PiS, podkreśla, że był „jedyną osobą odpowiedzialną za sprawy organizacyjno-finansowe związane z konferencją w Krakowie i w innych miastach oraz współpracę z MELD” i straszy nas pozwem sądowym. Utrzymuje, że wszystko jest w porządku, bo MELD zatwierdził tytuł określający zakres tematyczny programu konferencji – „Reforming European Union – Reforming Poland” (reformując UE – reformując Polskę). I zapewnia, że MELD zgodził się na zorganizowanie wydarzenia poświęconego polityce klimatycznej, reformie Unii i reformie Polski. Tyle że  Solidarna Polska za te pieniądze urządziła wielką konwencję partyjną, na której podczas wystąpień poświęcono klimatowi dosłownie siedem niepełnych zdań (tyle w swoim liście wskazuje sam Włosowicz). Senator przysyła też rzekome dowody na to, że konwencja na temat nowej konstytucji dotyczyła środowiska: to zdjęcie ścianki „klimatycznej” i dwóch niedużych stojaków stojących w holu kina Kijów.

Konwencja czy konferencja?

Dalej pisze: „Określenia konferencja i konwencja były stosowane zamiennie. Ten ostatni termin wynikał z uproszczenia (…), ponieważ dziennikarze skupili się na relacjonowaniu propozycji zmian ustrojowych prezentowanych przez niektórych polityków Solidarnej Polski. Pomijali szerszy kontekst spotkania, w tym kwestie dotyczące polityki klimatycznej”.

To odwracanie kota ogonem. Tuż przed krakowskim spotkaniem polityk SP Patryk Jaki, dziś zastępca Ziobry w ministerstwie sprawiedliwości, mówi w TVN24: — Konwencja (…) odbędzie się w stylu amerykańskim. Będzie dużo spotów, grafik, gra świateł i dynamiczna muzyka.

636145418123931405

newsweek.pl

 

SP grozi „Newsweekowi” sądem za tekst o nadużyciach finansowych. „Czy podległa Ziobrze prokuratura będzie bezstronna?”

As, 14.11.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,20972319,video.html?embed=0&autoplay=1
Wg śledztwa „Newsweeka”, partia Zbigniewa Ziobry korzystała z pieniędzy europejskiej partii MELD dla finansowania swojej działalności. Pieniądze najpierw trafiały do rodzin liderów SP, a ci potem wpłacali je na konto partii. Np. brat Zbigniewa Ziobry wpłacił w ten sposób 55 tys. zł. Na liście są też m.in. żona i teściowie ministra sprawiedliwości.

– Widziałam na Twitterze zapowiedź, że Solidarna Polska złoży pozew przeciwko „Newsweekowi”. Jeżeli prokuratura miałaby się zając finansowaniem działań partii Zbigniewa Ziobry to jest pytanie, na ile owa prokuratura będzie bezstronna… – mówiła w TOK FM Dominika Wielowieyska.

Pytania o bezstronność prokuratury są uzasadnione, bo prokuratorem generalnym jest dziś prezes SP – Zbigniew Ziobro.

– Zastanawiam się, czy prokurator będzie miał siłę stawić czoła naciskowi politycznemu, bo jak wiemy Zbigniew Ziobro w wielu sprawach interweniował. Jak będzie tym razem? Zastanawiam się, czy rzeczywiście prokuratura będzie tutaj niezależna – mówiła Dominika Wielowieyska w „Poranku Radia TOK FM”.

„Nieprawdą jest, że Solidarna Polska z pieniędzy UE zamiast konferencji klimatycznej zorganizowała konwencję partyjną” – informuje na Twitterze SP, nazywając „kłamstwami” informacje zamieszczone w najnowszym wydaniu „Newsweeka”.

Tysiące na partię

Dziennikarze tygodnika dotarli do polskich wątków afery, która wstrząsnęła polityczną sceną w Danii. Chodzi o europejską partię MELD, która wydawała unijne pieniądze na warsztaty, sympozja, które w ogóle się nie odbyły. Do frakcji należy m.in. Solidarna Polska.

Sprawą zajmuje się już unijna agencja przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy.

Jak informuje „Newsweek”, przez kilka lat „frakcją MELD w Brukseli rządził Jacek Włosowicz dziś senator PiS, wtedy skarbnik Solidarnej Polski oraz Jacek Kurski, obecnie szef TVP”.

Dzięki nim pieniądze z MELD szły do znajomych w Polsce, którzy następnie wpłacali duże darowizny na Solidarną Polskę” – wynika z ustaleń dziennikarzy tygodnika, na liście tych, którzy wpłacali gigantyczne pieniądze na konto SP są rodziny liderów partii.

To m.in. brat, matka, żona i teściowie Zbigniewa Ziobry. Tylko Witold Ziobro wpłacił na konto partii swojego brata 55 tys. złotych. Żona prezesa – i obecnego ministra sprawiedliwości – Patrycja Kotecka wpłaciła 58 tys. zł. Wśród darczyńców SP wpłacających od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych są też m.in. córka i matka Jacka Kurskiego.

Miało być o klimacie, a było o konstytucji

Wpłaty to nie jedyny trop, na jaki wpadli dziennikarze „Newsweeka”.

Okazuje się, że z pieniędzy MELD sfinansowano konferencję organizowaną przez Solidarną Polskę. Spotkanie zorganizowane w Krakowie w czerwcu 2013 roku. Z dokumentów wynika, że miał być to „kongres klimatyczny”. W praktyce była to partyjna konwencja pod hasłem „Nowe państwo, nowa konstytucja”.

Liderzy Solidarnej Polski, Ziobro i Kurski, nie odpowiedzieli na pytania dziennikarzy – Wojciecha Cieśli i Michała Krzymowskiego – na temat krakowskiej konferencji.

„Studiujemy w PKW wyciągi z kont Solidarnej Polski. Po wynajmie krakowskiej sali, nagłośnienia i autokarach dla działaczy nie ma śladu. Jakby konwencji w ogóle nie było. Szukamy programu konwencji, listy mówców. Może któryś jednak mówił coś o klimacie? Na jednym ze zdjęć wśród partyjnych transparentów, sztandarów i ścianek widać baner, który mówi : stop konwencji klimatycznej. W serwisie YouTube odnajdujemy klip z konwencji – rozmach w amerykańskim stylu, flagi, płomienna przemowa Ziobry o nowej konstytucji” – czytamy w „Newsweeku”.

Co ciekawe, filmik znika z serwisu, „urywają się też ślady na partyjnej stronie”, po konwencji zostają jedynie ”

archiwalne zdjęcia na stronach trzech lokalnych kół partii”.

http://audycje.tokfm.pl/widget/43352

Zobacz także

Zobacz więcej na temat:

 

TOK FM

PONIEDZIAŁEK, 14 LISTOPADA 2016

Rabiej: Jedną z niewątpliwych zasług rządu PiS jest inna redystrybucja godności

13:04

Rabiej: Jedną z niewątpliwych zasług rządu PiS jest inna redystrybucja godności

Jedną z niewątpliwych zasług rządu PiS, co w rok funkcjonowania rządu trzeba przyznać, to inna redystrybucja godności czy uznania. Mamy w Polsce osoby, które mają bardzo mocne poglądy narodowe, nacjonalistyczne. W tym sensie, że uważają, że takie narodowe pokazywanie emocji nie miało miejsca wcześniej i warto to do przestrzeni publicznej wpuścić (…) Niewiele jest rzeczy, za które PiS można pochwalić, ale redystrybucja godności jest ok. Każda grupa społeczna potrzebuje uznania, niektóre grupy w Polsce takiego uznania nie miały. Te grupy, które określają się mianem narodowo-patriotycznych, takiego uznania też potrzebują. O ile nie przekraczają prawa – mówił Paweł Rabiej w audycji „Polityka w samo południe” w RDC.

11:39

Petru o wspólnej liście opozycji: Wszelkie takie spekulacje są przedwczesne. Żadnych rozmów nie prowadzimy

– Wszelkie takie spekulacje są przedwczesne. Żadnych rozmów nie prowadzimy. Decyzje co do tego czy będzie koalicja czy też nie będą zapadać na rok przed wyborami. Będziemy pragmatyczni, zrobimy wszystko by wygrać z Kukiz’15 i PiS. Klub Kukiz’15 jest ukrytym sojusznikiem PiS. Chcielibyśmy wygrać jako Nowoczesna z PiS. Jeśli sondaże będą na rok przed wyborami pokazywać, ze właściwa jest koalicja, to zrobimy wszystko aby się porozumieć i w imię racji stanu stworzyć taką koalicję. Mogę zapewnić, że żadne rozmowy tej sprawie nie są [teraz] prowadzone – powiedział na konferencji prasowej w Sejmie Ryszard Petru.

W poniedziałek rano Jacek Protasiewicz stwierdził: Będzie na pewno wspólna lista pod auspicjami KOD-u, w której będzie Nowoczesna, będziemy my.

11:23
petrukonf1

Petru o roku rządów PiS: To był zły rok dla Polski

– To był zły rok dla Polski. Dużo złego się wydarzyło, miał być wzrost, a jest spowolnienie. Miało być łatwiej dla przedsiębiorców, mamy dożynki. Wprowadzono nowe podatki. Miał być VAT obniżony, a zostanie na poziomie 23%. Spadły inwestycje, bardzo spadły inwestycje ze środków unijnych – mówił na konferencji prasowej w Sejmie Ryszard Petru. Nowoczesna zaprezentowała nową edycję „Czarnej Księgi” rządów PiS.

Petru: Mamy historycznie słabą pozycję w UE

Mieliśmy być silnym krajem w UE, a mamy historycznie słabą pozycję. Jesteśmy skłóceni z naszymi sąsiadami, z Niemcami. Po szarży Macierewicza jesteśmy skłóceni z Francją. Polska jest w Europie sama. Mówiłem rok temu w trakcie expose, że nie dadzą rady. To widać, że nie dają rady. Prezydent Duda zapewniał, że na wszystkie obietnice będą pieniądze, widać że nie ma pieniędzy. Słyszymy, że będą 40% podatki dla przedsiębiorców.

Petru: Mamy odpowiedź na Czarną Księgę

Doszło do tego, że PAD wpadł na genialny pomysł zagwarantować jeden dzień ponad podziałami. To pokazuje nastrój w państwie. Na tą czarną księgę PiS mamy odpowiedź – to program Nowoczesnej. Będziemy punktować PiS, będziemy punktować pseudo-odnowę moralną, które polega na obsadzeniu w SSP misiewiczów.

kamila

http://bit.ly/2fRnkhe

czarna-ksiega

300polityka.pl

UE przygotowuje się na wyjście Amerykanów z Europy, ma powstać unia obronna

Tomasz Bielecki, Bruksela, 14 listopada 2016

Federica Mogherini

Federica Mogherini (FRANCOIS LENOIR / REUTERS / REUTERS)

Część krajów UE chce przyspieszenia budowy unii obronnej, skoro Donald Trump może osłabić gwarancje bezpieczeństwa dla Europy. Tymczasem prezydent elekt USA zacieśnia więzy… z populistyczną międzynarodówką w Europie.

Zdaniem m.in. Francuzów i Niemców wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA powinien dodać impetu pracom UE nad rozwijaniem unii obronnej. Ta z czasem mogłaby częściowo rekompensować zmniejszające się zaangażowanie wojskowe Ameryki w Europie. Dziś ministrowie spraw zagranicznych i obrony UE obradują w Brukseli nad rozwijaniem polityki obronnej, która – zgodnie z planami jeszcze sprzed wyboru Trumpa – będzie jednym z głównych tematów grudniowego szczytu UE.

Nikt, może nawet sam Donald Trump, nie jest jeszcze pewien, jak na realną politykę USA przełożą się jego przedwyborcze zapowiedzi co do wycofania amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa wobec krajów NATO, które nie dość za to zapłacą. Ale jak ostrzegają m.in. francuscy dyplomaci, już rosną wątpliwości co do trwałości amerykańskiego parasola bezpieczeństwa nad Europą.

Nie chodzi o powoływanie armii UE, lecz o wspólne i wiarygodniejsze działania na rzecz bezpieczeństwa i obrony – powiedziała dziś szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherni

Unia obronna tylko dla chętnych

Ministrowie zamierzają udzielić jej dziś wieczorem mandatu do prac nad projektami wspólnego – a zatem przynoszącego ogromne oszczędności – „rozwijania zdolności obronnych”. Bodaj najczęściej przywoływanym i imponującym przykładem takiej współpracy są francusko-brytyjskie umowy z 2010 r. (zawarte poza strukturami Unii). Przewidują m.in. współpracę przy zamówieniach na broń oraz w badaniach nad bronią atomową, a nawet przy utrzymywaniu technicznej sprawności brytyjskiej oraz francuskiej broni nuklearnej.

Ponadto Mogherini powinna do wiosny 2017 r. przedstawić plany usprawnienia unijnych grup bojowych. Już teraz tworzą je żołnierze dyżurujących krajów Unii, ale dotychczas grupy bojowe UE (w tym polsko-niemiecko-francuska dyżurująca w 2013 r.) służyły co najwyżej do wspólnych ćwiczeń, a nigdy nie wysłano ich na rzeczywiste misje poza Unią. Bruksela ma też pracować nad powołaniem wspólnego dowództwa dla unijnych misji wojskowych i cywilnych. Obecnie UE prowadzi 16 takich misji, w tym sześć wojskowych (m.in. w Czadzie). Komisja Europejska powinna jeszcze w tym roku przedłożyć projekt Europejskiego Funduszu Obronnego. Miałby pozwolić na wykorzystanie budżetu UE w badaniach i innowacjach przydatnych dla europejskiego przemysłu zbrojeniowego.

Zobacz: W sferze bezpieczeństwa Polska znalazła się w izolacji – Jarosław Kurski po wygranej Trumpa

Podstawą współpracy obronnej Europejczyków w UE i NATO pozostaną w przewidywalnej przyszłości wydatki z budżetów krajowych oraz współpracujące ze sobą armie narodowe. Trudno wyobrazić sobie, by w ciągu nawet kilkunastu lat były w stanie zrekompensować zupełne wycofanie się USA z Europy. Ale cały plan zasadza się na założeniu, że Amerykanie – co Waszyngton sygnalizował już kilka lat temu – będą zmniejszać swe zaangażowanie militarne bardzo stopniowo. I jednak nie do zera.

W Brukseli już pękło tabu co do pełnej jedności UE we wszystkich kluczowych projektach. I głośno mówi się, że zacieśniona – i nieco uwspólniająca suwerenność – unia obronna powinna być projektem tylko chętnych krajów bez czekania na zgodę wszystkich członków Unii. Obecnie ten projekt najmocniej promują Niemcy i Francuzi, których wspierają m.in. Włosi.

Pomysł utworzenia europejskiej armii to odległa przyszłość. Obecnie UE może rozmawiać o rozwiązaniach pośrednich, jak wspólna straż graniczna i przybrzeżna, wykorzystanie grup bojowych, które dotąd nie zostały użyte, czy wzmocnienie współpracy wywiadowczej. Jest wiele środków, które najpierw należy wykorzystać, żeby doprowadzić kiedyś w przyszłości być może do wspólnej armii – powiedział w niedzielę wieczorem minister Witold Waszczykowski

TTIP w zamrażarce. Co z sankcjami?

Mogherini zaprosiła ministrów na niedzielną kolację w Brukseli, by porozmawiać o skutkach wyboru Trumpa dla relacji między UE i USA. Nie stawił się Brytyjczyk, który zasugerował, że takie doraźne spotkania to wyraz histerii. A także argumentujący podobnie Węgier. Nieobecny Francuz tłumaczył się innymi obowiązkami.

– Ja wypowiedziałem się na tym spotkaniu, że Europa ma wiele problemów, ale na pewno nie z Ameryką. Jakkolwiek uważalibyśmy Donalda Trumpa za człowieka, który nie jest aniołem, on nie jest dzieckiem specjalnej troski, który wymaga specjalnych dyskusji – powiedział w niedzielę Waszczykowski.

Kraje UE już pogodziły się, że wskutek wyboru Trumpa negocjacje umowy TTIP o wolnym handlu między Unią i USA trafiły do zamrażarki. Bardzo możliwe, że Ameryka będzie próbowała wykręcić się z ONZ-owskiego porozumienia o walce z ociepleniem klimatu, które podpisano w Paryżu w 2015 r. Nie wiadomo, jaka będzie polityka Trumpa wobec Iranu i Syrii.

Jednak w Unii bodaj najwięcej emocji wywołuje teraz dość prawdopodobna próba „odwilży” między Waszyngtonem i Moskwą. Panuje niepewność, czy USA będą wspierały politykę sankcji w związku z wojną w Donbasie. Tymczasem już w niedzielę – pytany o Trumpa – szef włoskiej dyplomacji Paolo Gentiloni dość życzliwie wypowiadał się o naprawianiu stosunków z Rosją, choć „bez rezygnowania z pryncypiów”. Sęk w tym, że dla Rzymu „naprawianie relacji” często wiąże się z próbą rozmiękczania sankcyjnej jedności Unii. W niedzielę wybory prezydenckie w Bułgarii wygrał Rumen Radew, przeciwnik sankcji. A ciosem dla obrońców Partnerstwa Wschodniego, o którym też dziś rozmawiają ministrowie w UE, jest wygrana prorosyjskiego Igora Dodona w niedzielnych wyborach prezydenckich w Mołdawii.

Obama w Berlinie. Europejscy populiści u Trumpa?

Prezydent Barack Obama przylatuje w tym tygodniu do Berlina, gdzie ma rozmawiać – na pewno m.in. o przyszłości relacji Unii z Ameryką rządzoną przez Trumpa – z kanclerz Angelą Merkel, prezydentem François Hollande’em, premierami Włoch, Hiszpanii oraz Wielkiej Brytanii. Na razie nic nie wiadomo o obecności kogoś z Polski na tym spotkaniu.

Tymczasem ludzie Trumpa nawiązują kontakty z międzynarodówką populistyczną w Europie. Pierwszym brytyjskim politykiem, z którym spotkał się prezydent elekt, był Nigel Farage z Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP).

If Trump now wanted to look statesmanlike to Europe, receiving Farage was probably the worst thing he could to.

To szczególnie upokarzające dla rządu Wielkiej Brytanii. Zwłaszcza że premier Theresa May była – jak wypominają brytyjskie media – dopiero dziesiątym w kolejce przywódcą, do którego Trump zadzwonił po wygranych wyborach. Pomimo „szczególnego sojuszu” USA i Brytyjczyków, którym od dekad chlubi się Londyn, Trump wcześniej zadzwonił m.in. do premiera… Irlandii. I zaprosił go na Dzień Świętego Patryka do Białego Domu.

Sęk w tym, że Farage był zarazem pierwszym politykiem z całej UE, z którym spotkał się Trump. – Rozumiem, że był tam jako turysta – gorzko żartował w niedzielę szef belgijskiej dyplomacji Didier Reynerds. Ponadto pomocnicy prezydenta elekta już zdążyli zaprosić do współpracy francuski Front Narodowy. Poinformowała o tym Marion Maréchal-Le Pen, polityczka FN i siostrzenica Marine Le Pen, szefowej tego ugrupowania.

I answer yes to the invitation of Stephen Bannon, CEO of @realDonaldTrump presidential campaign, to work together. http://www.lci.fr/elections-americaines/elections-americaines-stephen-bannon-l-homme-qui-murmurait-a-l-oreille-de-donald-trump-2012076.html 

#ÉLECTION AMÉRICAINE 2016 : Stephen Bannon, l’homme qui murmurait à l’oreille de Donald Trump

#ÉLECTION AMÉRICAINE 2016 : ÉCLAIRAGE – Trois jours après son élection à la tête de la présidence des Etats-Unis, Donald Trump s’active pour constituer son gouvernement. Si les noms de Rudolph…

lci.fr

Marine Le Pen jak Farage opowiadająca się za zacieśnianiem współpracy z Moskwą prawie na pewno wejdzie w maju 2017 r. do drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji. Po wygranej Trumpa francuscy politycy i eksperci zaczęli ostrzegać, że Marine Le Pen nie jest bez szans na wygraną w wyścigu do Pałacu Elizejskiego.

ue

wyborcza.pl

Mariusz Zawadzki, Waszyngton

Trump okazał się blagierem. Zakwestionował większość swoich obietnic przedwyborczych

14 listopada 2016

Donald Trump

Donald Trump (Mike Segar / REUTERS / REUTERS)

Pierwszy wywiad Donalda Trumpa po wyborach, który nadała w niedzielę wieczorem telewizja CBS, musiał być traumatycznym przeżyciem dla jego wyborców.

Ze zdumieniem przecierali uszy, słysząc, że „Obama jest fantastyczny”, „Clintonowie to dobrzy ludzie i nie chcę im szkodzić”, „nielegalni imigranci są fantastyczni” (z wyjątkiem ok. 2 mln przestępców, których trzeba deportować), „zachowamy niektóre elementy Obamacare, czyli reformy służby zdrowia Obamy”, „mur na granicy z Meksykiem w niektórych miejscach będzie murowany, a w innych wystarczy płot”, „małżeństwa gejów zatwierdził sąd najwyższy, sprawa zamknięta, nie mam z tym żadnego problemu”, a „jeśli sąd najwyższy zmieni prawo w sprawie aborcji, to kobieta, która będzie chciała usunąć ciążę, najwyżej pojedzie sobie do innego stanu”.

Wystarczyło pięć dni, żeby zdezaktualizował się „Obama, najgorszy prezydent w historii, który nielegalnie jest w Białym Domu, bo sfałszował akt urodzenia”, „oszustka Hillary, która powinna siedzieć za kratkami”, „zero amnestii dla nielegalnych imigrantów, wszyscy bez wyjątku muszą wyjechać z kraju, bo złamali prawo imigracyjne”, „katastrofalna reforma Obamacare, którą anuluję pierwszego dnia”, „piękny, wysoki i szczelny mur na granicy z Meksykiem”, „jestem przeciwko małżeństwom gejów”, „tragedia dzieci wyciąganych z łona matki na kilka dni przed porodem i mordowanych”.

Ze wszystkiego, co Trump wczoraj powiedział, jego zwolennikom mogła się podobać tylko obietnica, że nie będzie pobierał pensji prezydenta. Jedynie symbolicznego dolara na rok.

Con man

Im dłużej oglądałem CBS, z tym większym trudem walczyłem z atakami śmiechu. W Ameryce takich ludzi określa się „con man”, co na polski tłumaczone jest jako blagier, hochsztapler, naciągacz, macher. Ale wszystkie przekłady są niedoskonałe, bo mają jedynie znaczenie pejoratywne, tymczasem w określeniu „con man” jest też podziw. To nie pospolity oszust, tylko artysta, którego oszustwa składają się w dzieło sztuki.

Ktoś taki jak George C. Parker, nowojorski „con man”, który przed II wojną światową sprzedał jakimś naiwniakom Statuę Wolności i most Brookliński.

Albo Dean Moriarty, bohater słynnej powieści „On the Road” Jacka Kerouaca – 20-letni złodziejaszek z prowincjonalnego Kolorado, który po przyjeździe do Nowego Jorku potrafi udawać intelektualistę, tak że najwięksi intelektualiści są nim oczarowani, a kobiety szaleją za nim do tego stopnia, że w pewnym momencie ma dwie żony, które czekają na niego w dwóch motelach w Denver.

I wreszcie – żeby sięgnąć po czasy współczesne – Bernard Madoff, który wyłudził od najbogatszych nowojorczyków kilkadziesiąt miliardów dolarów.

Zobacz też: Nieobliczalny seksista, który wypowiedział wojnę elitom władzy

Ignorant w Białym Domu

Od wtorkowej nocy na długiej liście amerykańskich „con manów” jest nowy, bezapelacyjny lider. 60 mln 582 tys. 159 Amerykanów, których nabrał, ma przynajmniej jakieś usprawiedliwienie – nie znali wielu szczegółów z jego życia.

Ale ja przecież wiedziałem, że nowojorska Trump Tower ma tylko 58 pięter, ale na najwyższym guziku w windzie napisano „68”. Żeby wszystkim się wydawało, że flagowy wieżowiec miliardera, na którego ostatnich dwóch piętrach zresztą mieszka, jest wyższy, niż jest.

Wiedziałem, że w latach 80. i 90. Trump udawał, że ma rzecznika o nazwisku John Barron albo John Miller. Podając się za niego – w rzeczywistości nikt taki nie istniał – sam wydzwaniał do dziennikarzy i przechwalał się im, że jego „szef” chodził z Włoszką Carlą Bruni, a chciała się z nim umawiać na randkę nawet Madonna. Kilka miesięcy temu „Washington Post” opublikował nagranie dźwiękowe jednej z takich rozmów – ewidentnie słychać, że rzekomy rzecznik miliardera to sam Trump.

Wiedziałem, że w ostatnich dwóch dekadach Trump kilka razy zmieniał przynależność partyjną.

Słyszałem na wiecach, jak mówił, że „ludzie ze szkół, do których rzekomo chodził Obama, w ogóle nikogo takiego nie pamiętają”, „bezrobocie w USA wynosi nawet 42 proc.” (w rzeczywistości 5 proc.), „żony zamachowców Al-Kaidy z 11 września wiedziały, po co ich mężowie wsiadali do samolotów” (w rzeczywistości żaden nie miał żony), „Hillary chce zwolnić wszystkich zbrodniarzy z więzień”, „administracja Obamy potajemnie wspierała terrorystów Al-Kaidy w Iraku”, „po odejściu Hillary z Departamentu Stanu brakowało 6 mld dol.”.

Wiedziałem, że to wszystko bzdury, pamiętałem o 68. piętrze i fałszywym rzeczniku, ale jednak dałem się nabrać! Wierzyłem, że przynajmniej niewielka część z tego, co Trump obiecywał, musi być prawdą.

Czy świadomość, że wszystko było kłamstwem, coś zmienia? Oczywiście to poniekąd dobrze, że Trump nie jest radykałem, za jakiego się przedstawiał w kampanii. Ale, mówiąc obrazowo, wpadamy z deszczu pod rynnę: w Białym Domu zamieszka człowiek, który najprawdopodobniej w życiu słowa prawdy nie powiedział. Ktoś taki – zostawmy na chwilę amerykańskich „con manów” i sięgnijmy do rodzimej kultury – jak prezes Ryszard Ochódzki z kultowej komedii „Miś” Stanisława Barei.

Prezydentura Ochódzkiego będzie szczególnie kłopotliwa dla sojuszników Ameryki i dla jej wiarygodności w świecie. Co gorsza, jest w amerykańskim Ochódzkim coś prawdziwego, a mianowicie: nie tylko sprawia wrażenie ignoranta, ale faktycznie nim jest.

Najpewniej będzie polegał na opiniach doradców. Dawni jego podwładni i partnerzy biznesowi opowiadają, że najczęściej robi to, co podszepnie mu ostatnia osoba, z którą rozmawiał przed podjęciem decyzji. Dlatego niewykluczone, że teraz – kiedy wybiera personel Białego Domu i szefów departamentów – decydują się losy prezydentury. Będzie taka jak ludzie, których nominuje.

Jeśli to prawda, to nie jest dobrze. Jego głównym strategiem i najbliższym doradcą został wczoraj Steve Bannon, do niedawna szef prawicowego prowokatorskiego portalu Breitbart News. Jego wizytówką mogą być tytuły z portalu: „Kobiety, które stosują antykoncepcję, brzydną i dostają świra”, „Bill Cristol, żydowski zdrajca” (chodzi o republikańskiego publicystę, który krytykował Trumpa), „Kobiety narzekają na napastowanie w internecie? Niech wyłączą komputer”.

Trump zwalcza kłamstwa innych blagierów

Wydawałoby się, że „con man” powinien był wyrozumiały dla innych blagierów i kłamców, ale w przypadku Trumpa to nie działa. Przekonał się o tym niejaki Webster Tarpley, 70-letni emeryt żyjący na przedmieściach Waszyngtonu. W sierpniu napisał na swoim blogu, że Melania Trump, która w połowie lat 90. przyleciała ze Słowenii do Nowego Jorku, na początku nie była żadną modelką, tylko luksusową prostytutką. Dlatego od wielu miesięcy żyje na skraju załamania nerwowego. Obawia się, że dawni klienci ją zdemaskują. Zamknęła się w złotej sypialni na ostatnim piętrze Trump Tower na Piątej Alei na Manhattanie i w ogóle nie pokazuje się publicznie.

Oczywiście wszystko to brednie. Tarpley od dawna ma skłonność do teorii spiskowych, wcześniej donosił na swoim blogu, że zamachy 11 września zostały zorganizowane przez CIA, a prezydent Obama jest marionetką przebrzydłych bankierów z Wall Street.

Tym razem jednak zwariowana notka nie przepadła – jak wszystkie poprzednie – w odmętach internetu, tylko została zauważona. 1 września 2016 r. do sądu w hrabstwie Montgomery, gdzie mieszka Tarpley, wpłynął pozew o zniesławienie, który złożyli prawnicy państwa Trumpów. Domagają się 75 tys. dolarów odszkodowania (zaskakująco wstrzemięźliwego).

Jak dotąd żaden prezydent USA (ani jego rodzina) nigdy nie pozywał szarych obywateli. Gdyby Obama chciał ścigać po sądach wszystkich, którzy rozpuszczali o nim najdziksze teorie spiskowe, to nie miałby czasu na nic innego.

Trump ma inne podejście. W ostatnich trzech dekadach setki razy pozywał dziennikarzy za rzekome oszczerstwa, kłamstwa czy błędy w artykułach. Wszystkie procesy przegrał, bo amerykańskie prawo – w którym centralne miejsce zajmuje nieograniczona wolność słowa – chroni dziennikarzy. Pozywający nie tylko musi udowodnić, że artykuł na jego temat był nieprawdziwy, ale dodatkowo musi ponad wszelką wątpliwość wykazać, że autor napisał go, wiedząc, że jest nieprawdziwy. Czyli ze złą wolą. Ten drugi warunek jest niesłychanie trudny do udowodnienia, dlatego procesy o zniesławienie w USA rzadko dochodzą do skutku, a jeszcze rzadziej są rozstrzygane na korzyść pozywającego.

– Jeśli zostanę prezydentem, to zmienię przepisy w kwestii zniesławienia – obiecywał Trump w kampanii wyborczej. – Żeby można było łatwiej wygrywać wielkie odszkodowania za nieprawdzie i złośliwe artykuły. Następnym razem kiedy „New York Times” albo „Washington Post” coś nieuczciwego o mnie napiszą, to będzie je drogo kosztować!

Czy to tylko mściwa fantazja, czy realne plany? Gdyby Trump próbował zmienić prawo w takim kierunku, jak zapowiadał, to byłby pierwszy krok do ograniczenia wolności słowa. I początek końca Ameryki, jaką znamy.

Chcesz wiedzieć więcej o Donaldzie Trumpie? Sprawdź jego biografię >>

wyborcy

wyborcza.pl

Panie Marcinie Wolski, może warto się przebudzić i szybko przeprosić? Albo zmienić repertuar

Konrad Sadurski; Zdjęcia: Adam Rosołowski; Montaż: Sandra Ksepka, 14.11.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,155166,20972775,video.html?embed=0&autoplay=1

Czy rzeczywiście rekonkwista Europy z oparów lewactwa, program satyryczny w TVP i Jan Paweł II mają ze sobą coś wspólnego? I dlaczego to połączenie najlepiej opisuje anegdota Muhammada Aliego? W Komentarzu Wyborczej wyjaśnia Konrad Sadurski.

panie

wyborcza.pl

 

 

Nowe priorytety Ministerstwa Kultury. Dodatkowe punkty za „utrwalanie tożsamości”

Grzegorz Nurek, Łukasz Grzesiczak, 14 listopada 2016

Wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński podpisał umowę na dofinansowanie Opery Nova

Wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński podpisał umowę na dofinansowanie Opery Nova(ŁUKASZ ANTCZAK)

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zmieniło zasady przyznawania dotacji. W większości programów dodatkowe punkty będzie można otrzymać za „utrwalanie tożsamości kulturowej i narodowej”. Pretekstem do działań „utrwalających” mają być „rocznice, jubileusze czy wydarzenia historyczne”.

W czwartek MKiDN ogłosiło program „Niepodległa”. Od 2017 do 2021 r. państwo wyda 200 mln zł na rozmaite inicjatywy związane z setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości. Jak już pisaliśmy w „Wyborczej”, ważnym kryterium przy ocenie wniosków o dotacje z tego programu będzie „utrwalanie tożsamości kulturowej i narodowej”.

To samo, wysoko punktowane, kryterium pojawiło się w innych, istniejących już programach grantowych ministerstwa. Nowe zasady przyznawania pieniędzy zaczną obowiązywać m.in. w programach nadzorowanych przez Instytut Książki: Promocja czytelnictwa, Literatura, Czasopisma oraz nowym – Conrad 2017. Zmiany objęły też takie programy jak: Teatr i taniec, Sztuki wizualne, Film, Kolekcje muzealne, Edukacja artystyczna, Edukacja kulturalna, Kultura dostępna, Ochrona zabytków.

Nowy zapis głosi, że „istotnym aspektem programu jest utrwalanie tożsamości kulturowej i narodowej poprzez odniesienie się do ważnych dla polskiej kultury rocznic, jubileuszy czy wydarzeń historycznych”.

Dyskurs krytyczny nie jest w cenie

To nie koniec zmian. Ze strategicznych celów programu Czasopisma wykreślono zdanie mówiące, że „czasopisma powinny być także platformą dialogu uwzględniającą różnorodność światopoglądową”. Przy rozpatrywaniu wniosków nie będzie już punktowane „prezentowanie w kompleksowy sposób dziedzin twórczości oraz rozwijających się wokół nich dyskursów krytycznych”.

– Nowe zapisy w regulaminach programów literackich nie pozostawiają złudzeń, co do kierunku, w którym zmierza Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Akcent przesuwa się na drugi człon nazwy. W 2017 r. puls literatury ma bić przeszłością i ma to być puls narodu – komentuje Agnieszka Kozłowska z Koalicji Czasopism zrzeszającej redaktorów czasopism z całej Polski.

I dodaje: – Problem nie tylko w tym, że czeka nas monotonia, ale że ogranicza się swobodę wypowiedzi i narzuca jeden słuszny sposób myślenia. Gdyby nasza kultura literacka miała być zależna jedynie od MKiDN, skutki byłyby tragiczne. Widzę pilną potrzebę, aby samorządy i organizacje pozarządowe zaczęły uruchamiać programy dotacyjne, dzięki który będzie można wspierać wartościowe, zróżnicowane pod względem artystycznym i światopoglądowym inicjatywy.

Małgorzata Szczurek z wydawnictwa Karakter w podobnym tonie komentuje zmiany w programie Literatura (w konkursie dla wydawców preferowane będą powieści prezentujące historię Polski): – Szkoda, że w założeniach ministerialnych nie są promowane takie wartości jak tolerancja, otwartość na innych, rozumienie problemów współczesnego świata.

Idea utrwalania tożsamości kulturowej poprzez wydawanie powieści historycznych wydaje mi się konceptem z XIX w.

Siedem nowych programów

Regulamin programu Promocja czytelnictwa (skierowany do organizatorów festiwali literackich) ogłoszono dwa tygodnie przed ostatecznym terminem przyjmowania wniosków. Doświadczenie przy organizacji festiwali literackich nie będzie już ważne. Wykreślono punkt mówiący o „kompleksowości projektu i jego zbieżności z celami działalności wnioskodawcy”. Organizatorem dotowanego przez państwo festiwalu literackiego lub spotkania autorskiego będzie mógł więc zostać podmiot, który dotąd w ogóle nie zajmował się literaturą.

Kwoty dofinansowania w ramach najważniejszych programów literackich nie zwiększyły się w porównaniu z poprzednim rokiem (Promocja czytelnictwa – budżet ok. 5,7 mln zł, Literatura – 4 mln zł, Czasopisma – 4 mln zł). W latach ubiegłych do prognozowanego budżetu danego programu nie wliczano kwot (ok. 15 proc.), którymi minister dysponował na odwołania, stąd ubiegłoroczne budżety programów wydają się na pierwszy rzut oka mniejsze. Tym razem kwoty te wyszczególniono w budżetach, ale od samego sposobu zapisu pieniędzy nie przybyło.

Ministerstwo ogłosiło siedem nowych programów: Wydarzenia artystyczne dla dzieci i młodzieży, Rozwój sektorów kreatywnych, Partnerstwo dla książki (wzmocnienie kulturotwórczej roli księgarń i bibliotek), Badanie polskich strat wojennych (ma wspierać instytucje zajmujące się takimi badaniami pod kątem zbiorów artystycznych), Miejsca pamięci narodowej za granicą (upamiętnienie miejsc i osób związanych „z polską pamięcią narodową”, opieka nad miejscami pochówku znanych Polaków za granicą), Conrad 2017 i Nowowiejski 2017.

Pierwszy ma upamiętnić postać autora „Lorda Jima” i „Nostromo”, drugi – kompozytora Feliksa Nowowiejskiego, autora muzyki do „Roty”.

glinski

wyborcza.pl

PONIEDZIAŁEK, 14 LISTOPADA 2016

STAN GRY: Gadomski gani poprawność, Szczerski: Europa nie będzie anty-Ameryką, Współczesna: Ministrowie z PO będą przesłuchani ws budki

— WITOLD GADOMSKI O POPRAWNOŚCI POLITYCZNEJ I NATRĘTNEJ PEDAGOGICE – pisze w Gazecie Wyborczej: “Ale najgorsze, że jest wybiórcza. Broni godności homoseksualisty, jednak nie ma nic przeciwko kpinom z “katoli”, domaga się zakazu wiersza Tuwima o Murzynku Bambo (zresztą mającego przełamywać uprzedzenia), lecz operuje schematami, gdy przedstawia ludzi z prowincji. (…) Zbyt natrętny język poprawności politycznej pogłębia podziały społeczne i w Ameryce, i w Polsce. A odpowiedzią bywa chamski język kiboli i prawicowych “niepokornych” publicystów. Nie przesadzajmy więc z poprawnością polityczną, nie uprawiajmy natrętnej pedagogiki, jeśli nie chcemy zwycięstw kolejnych Trumpów”.

— GADOMSKI O OPRESJI POLITYCZNEJ POPRAWNOŚCI – dalej w GW: “Sam doświadczyłem opresji poprawności politycznej, gdy w mailu do innego działu napisałem “Koledzy” zamiast „Koleżanki i Koledzy”. Szybko się poprawiłem, ale reakcja – moja i niektórych adresatów – na ten drobiazg była znamienna”.

— MINISTROWIE Z PO ZOSTANĄ PRZESŁUCHANI WS PODPALENIA BUDKI – pisze Gazeta Współczesna: “Suwalscy śledczy mają ponownie przeanalizować sprawę. Zaczną od przesłuchania głównych świadków. W przypadku Bieńkowskiej i Wojtunika odbędzie się to w drodze pomocy prawnej, bo oboje są poza Polską. Śledztwo ma nabrać tempa w styczniu 2017 r”. http://wspolczesna.pl/wiadomosci/suwalki/a/sprawa-podpalenia-budki-wartowniczej-przy-ambasadzie-rosji-sledczy-przesluchaja-ministrow-z-po,11454211/

— RYSZARD PETRU W GAZECIE WSPÓŁCZESNEJ: “Dobrze by było, gdyby rząd ujawnił treść rozmowy między braćmi Kaczyńskimi tuż przed wypadkiem smoleńskim”.

— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Protasiewicz: Kijowski jest idealistą. Z narodowcami nigdzie nie pójdziemy
Protasiewicz: Będzie wspólna lista pod auspicjami KOD-u
Protasiewicz: Wałęsa lepiej rozumie współczesny świat niż np. lider PO. Schetyna czyni gesty pod adresem elektoratu PiS-u
Protasiewicz: Wałęsa powiedział mi, że zawiódł się na Schetynie
Polityczny plan poniedziałku: ekshumacja Pary Prezydenckiej, Rada Miasta Lublina o przyszłości prezydenta
http://300polityka.pl/live/2016/11/14/

— SĄ PAŃSTWA, KTÓRYM ZALEŻY, ŻEBYŚMY UWIERZYLI, ŻE TRUMP JEST RUSOFILEM – KRZYSZTOF SZCZERSKI W SE: “Oczywiście nie jestem hurraoptymistą, ponieważ wiele jest znaków zapytania i wiele spraw wymaga intensywnego dialogu z nową administracją. Oczywiste jest też to, że są państwa, którym zależy na tym, żebyśmy uwierzyli, że Trump jest rusofilem i nie ma z nim co rozmawiać. Jednak naszym obowiązkiem jest rozmawiać z jego ekipą, a tam, gdzie mamy rozbieżne punkty widzenia, trzeba do skutku tłumaczyć nasz”.

— NIE MOŻNA WYCIĄGAĆ WNIOSKÓW, ŻE AMERYKA JEST STRACONA I ŻE EUROPA BĘDZIE ANTY-AMERYKĄ – DALEJ SZCZERSKI: “Nie można z tych wyborów wyciągnąć wniosków, że Ameryka jest teraz stracona i trzeba postawić na Europę jako anty-Amerykę. (…) To bardzo jednostronna ocena sytuacji. Prosiłbym o jedno – nie budujmy alternatywy, że albo budujemy sojusz z Europą, albo z Ameryką. Jako Europa musimy zrobić wszystko, by Ameryka się od nas nie oderwała, a więź atlantycka nie przestała istnieć”.

— TO POLACY Z PENNSYLWANII PRZESĄDZILI O ZWYCIĘSTWIE TRUMPA – jedynka GPC.

— FIZYCZNIE POLSKA JEST JEDNA, W SERCACH I GŁOWACH NIE – Jacek Żakowski w GW: “Fizycznie Polska jest jedna. Żyjemy tu razem. Ale w sercach i głowach Polaków jednej Polski nie ma. Nasze Polski są tak bardzo inne, że politycznie nie może nas połączyć nic poza frazesami, które fałszują rzeczywistość. Od kilku lat polscy demokraci robią groźny błąd, próbując rywalizować o symbole i święta autorytarnej prawicy. Polska jest jedna, łączy nas bycie Polakami, a Biało-Czerwona i Orzeł Biały są wspólne (choć oni często wolą orła z płasko rozłożonymi skrzydłami – jak “gapa” III Rzeszy). Ale incydent z portretami Romana Dmowskiego, politycznego patrona polskiej ksenofobii, które zapraszały na marsz KOD, pokazał grozę jednościowej pułapki”.

— ŚWIĘTEM DEMOKRATÓW JEST 3 MAJA – Żakowski dystansuje się od KOD: “Świętem polskiej demokracji i polskich demokratów jest rocznica Konstytucji 3 maja. Dzień wielkiego, choć spóźnionego, zrywu patriotycznego ducha i rozumu w I RP. Dla obrońców demokracji to idealna okazja, by świętować z wszystkimi zwolennikami wolności, niepodległości, demokracji i praworządności – a nie byle jakiej państwowej suwerenności. Jeśli KOD chodzi o demokrację, powinien czcić 3 maja, zamiast się jednoczyć i rywalizować w hołdach dla szowinistycznej dyktatury”.

— ŻAKOWSKI O PROPOZYCJI KIJOWSKIEGO – BEZE MNIE: “Następnym razem pójdziemy w Święto Niepodległości razem z narodowcami? Beze mnie, panie Mateuszu!”

— PRZYSZLI EMERYCI NIE DOROBIĄ – Magdalena Rubaj w Fakcie: “Partia Jarosława Kaczyńskiego (67 l.) chce wrócić do postulatu „Solidarności”, która domagała się możliwości przechodzenia na emeryturę po 35 latach pracy dla kobiet i 40 latach dla mężczyzn. Jeśli rząd i parlament się na to zgodzą, Polki na emeryturę będą mogły przechodzić nawet w wieku 53, a Polacy – 58 l. (w przypadku, gdy zaczną pracę po 18 roku życia i przez cały czas pracować będą na umowie, od której odprowadzane będą składki ZUS). Jednak emerytury stażowe nie będą wysokie – większość osób będzie mogła liczyć tylko na emeryturę minimalną (dziś to 780 zł na rękę). Mało tego, jak ustaliliśmy, jeśli emerytury w zależności od stażu pracy zostaną wprowadzone, to jedynie z zakazem dorabiania. Dlatego nie ma co się łudzić – po przejściu na taką emeryturę Polacy nie będą żyć w dostatku. – Na inne rozwiązania stać nas nie będzie – mówi nam ważny polityk PiS. Pytany o zakaz dorabiania poseł Mosiński przyznaje, że taki postulat już padał podczas konsultacji społecznych w sprawie obniżenia wieku emerytalnego do 60 i 65 lat”.

— POBUDZENIE INWESTYCJI NIE JEST PROCESEM TAK SZYBKIM JAK PODGRZANIE OBIADU W MIKROFALÓWCE – mówi Mateusz Morawiecki w rozmowie z RZ: “Przecież ci, którzy nas za to krytykują, doskonale wiedzą, że pobudzenie inwestycji nie jest procesem tak szybkim jak podgrzanie obiadu w mikrofalówce. To po pierwsze, a po drugie – nie można prowadzić polityki gospodarczej w oderwaniu od społeczeństwa. To jak sadzić drzewa na betonie”.

— W POLSCE OD 27 LAT ZA MAŁO OSZCZĘDZAMY – mówi dalej Morawiecki: “W Polsce od 27 lat za mało oszczędzamy. To w dużej mierze wina dogmatycznego neoliberalizmu, który hulał u nas przez ostatnie ćwierćwiecze i odcisnął swoje potężne piętno na jakości rynku pracy oraz strukturze jakościowej i własnościowej polskiej gospodarki. Próbujemy wiele zmienić, m.in. poprzez przebudowę systemu emerytalnego i odbudowę rynku kapitałowego, który niemal zamarł w ostatnich latach”.

— PRACUJEMY NAD ZMIANAMI W SYSTEMIE EMERYTALNYM, KTÓRE MAJĄ MOTYWOWAĆ DO POZOSTANIA NA RYNKU PRACY – jeszcze Morawiecki: “Chciałbym, żeby wszyscy ludzie, którzy mogą pracować, zostali na rynku pracy niezależnie od wieku. Jeśli ktoś ma 70 lat i wciąż ochotę oraz siłę do pracy, warto, żeby pozostał aktywny zawodowo. Pracujemy też nad zmianami w systemie emerytalnym, które mają motywować ludzi do pozostania na rynku pracy. Ale przywrócimy wiek emerytalny na poziomie 60 i 65 lat, bo ta cezura wiekowa stała się istotnym i symbolicznym elementem sporu politycznego”.

— REFERENDUM WISI NA WŁOSKU – pisze RZ: “We wrześniu Guział złożył na sesji Rady Warszawy następny wniosek, jednak utknął on z powodów proceduralnych. Dlatego 6 października podjął jeszcze jedną próbę wraz z przedstawicielami stowarzyszeń lokatorskich oraz działaczami społecznymi. To właśnie pod tym wnioskiem trwa zbiórka podpisów. Przez dwa miesiące, czyli do 5 grudnia, komitet ma czas, by zebrać ich 132 tysiące. Jakie są na to szanse? Guział nie ukrywa, że jak dotąd plany inicjatorów krzyżowała pogoda. – Na dworze nie ma szans zebrać podpisów. Przez pierwszy miesiąc ciągle padało, teraz mamy przymrozki – zauważa. Jednak jego zdaniem dzięki wysyłce listów zbiórka się powiedzie, bo jak dotąd komitet zebrał już ponad połowę podpisów, czyli 80 tysięcy”.

— PIS UNIKA OTWARTEGO POPARCIA POMYSŁU REFERENDUM – pisze dalej RZ: “Dlatego obecna inicjatywa nie ma większych szans powodzenia, chyba że swoich wyborców zmobilizuje PiS. A partyjne władze jak dotąd unikają otwartego poparcia pomysłu referendum. Powód? – Nie chcemy upolityczniać tego referendum, bo to inicjatywa obywatelska. Nie chcemy tworzyć wrażenia, że tylko PiS jest przeciwne Hannie Gronkiewicz-Waltz i PO – mówi poseł PiS Jarosław Krajewski”.

— PIS OTWIERA GROBY – jedynka GW: “ – Po katastrofie smoleńskiej z oczywistych względów nie podawano szczegółów na temat tego, w jakim stanie są zwłoki. Nigdy się tego nie robi, to niepotrzebne i bolesne dla bliskich ofiar. Może jednak trzeba teraz ludziom uświadomić, że część ciał nie nadawała się do rozpoznania. Nie chcę wchodzić w detale, ale skoro poruszająca się jeszcze turbina jednego z silników przeszła przez odcinek kabiny pasażerskiej, to proszę sobie wyobrazić skalę zniszczeń. A to tylko jeden przykład – tłumaczy polski urzędnik, który 10 kwietnia 2010 r. był na miejscu tragedii”.

— EKSHUMACJE BĘDĄ KOSZTOWAŁY CO NAJMNIEJ 10 MLN ZŁ – piszą Wojciech Czuchnowski i Agnieszka Kublik: “Ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej będą kosztowały co najmniej 10 mln zł. Prace są kiepsko przygotowane. W nocy z poniedziałku na wtorek prokuratura planuje otwarcie grobu pary prezydenckiej na Wawelu”.

— ZAŻĄDAŁA ODSZKODOWANIA NA SPŁATĘ KREDYTU – SE o córce gen. Potasińskiego: “Jak wynika z sądowych akt, do których dotarł „Super Express”, wśród osób, który wystąpiły do MON o zadośćuczynienie, jest Aleksandra Potasińska, córka generała Włodzimierza Potasińskiego (+54 l.). W wezwaniu do zawarcia ugody zażądała ona pieniędzy na spłatę jej kredytu hipotecznego. Dokładnie 161 317 zł, 70 groszy…”.

— STOSUJĄC TAKĄ LOGIKĘ JAK WS GIMNAZJÓW, MOŻNA ZAPROPONOWAĆ BURZENIE STADIONÓW – Justyna Suchecka w GW: “To przecież zbiór wyrwanych z kontekstu haseł. Stosując taką logikę, można zaproponować burzenie stadionów – wszak dochodzi tam do burd kiboli. Czy likwidację podstawówek i liceów – tam też są uczniowie, którzy znęcają się nad kolegami. Co więcej, raporty Instytutu Badań Edukacyjnych pokazują, że tego znęcania się jest więcej w podstawówkach niż w gimnazjach”.

— ONI CHCĄ ZMIENIĆ POLSKĘ?! – tytuł w Fakcie do zdjęcia Niesiołowskiego, Protasiewicza, Kijowskiego i Wałęsy.

— WYBÓR TRUMPA UCIESZYŁ PUTINA – mówi Aleksander Kwaśniewski w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “Putin nigdy nie znalazł porozumienia z Hillary Clinton. Ona nie miała złudzeń co do polityki włodarza Kremla. Trump o Putinie wypowiadał się z estymą i widać, że mu imponuje. Nie ma wątpliwości, że wybór Trumpa ucieszył prezydenta Rosji”.

— TRUMP NIE ZAINTERESUJE SIĘ KWESTIĄ DEMOKRACJI W POLSCE – mówi dalej Kwaśniewski: “PiS liczy, że relacje Polski z USA będą lepsze teraz niż za czasów prezydentury Obamy. Obama zgodził się na wprowadzenie wojsk amerykańskich do Polski. Odwiedził Polskę kilka razy. Czy na podobne gesty będzie stać Trumpa? Nie zlikwiduje wiz, bo to nie od niego zależy. PiS może być pewien, że Trump nie zainteresuje się kwestią demokracji w Polsce i sprawą ubezwłasnowolnienia Trybunału Konstytucyjnego. Z tego punktu widzenia dla PiS wybór Trumpa jest sukcesem”.

— SUPERADWOKAT RP – tytuł na jedynce RZ: “Wszystkie umowy ze Skarbem Państwa, które będą opiewały na więcej niż 100 mln zł, ma obowiązkowo opiniować Prokuratoria Generalna RP – przewiduje projekt nowej ustawy przygotowany przez resort skarbu. – Opinie wydłużą proces zawierania umów – twierdzi Krzysztof Kajda, dyrektor departamentu prawnego Konfederacji Pracodawców Lewiatan. – Miejmy nadzieję, że będą sprawnie wydawane, bo takich kontraktów nie ma dużo”.

300polityka.pl

Poradnik dla opozycji. Gdyby to PiS było na waszym miejscu, nie zawahałoby się użyć przeciw władzy takich argumentów

PO, Nowoczesna, ani ludowcy nie wykorzystują niczego z najpotężniejszego oręża przeciwko rządowi.
PO, Nowoczesna, ani ludowcy nie wykorzystują niczego z najpotężniejszego oręża przeciwko rządowi. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Politycy partii rządzącej co dnia lubią utyskiwać na to, jak rzekomo bezwzględnie traktuje ich opozycja. Mówią, że to przez zajadłe ataki konkurentów nie dają rady rządzić tak, jak obiecywali i czasem popełniają wielkie błędy. Polska rzeczywistość polityczna tak naprawdę jest jednak zupełnie inna. PO, Nowoczesna i ludowcy non-stop przegapiają motywy, które mogliby łatwo wykorzystać, by naprawdę mocno zaszkodzić PiS.

„Dobra zmiana” dla Rosji

– Zastanawiam, czy emerytura pana Antoniego Macierewicza nie będzie kiedyś płacona w rublach – stwierdził po w jednym z wywiadów Roman Giertych. Po serii decyzji Ministerstwa Obrony Narodowej, które zdają się być korzystne głównie dla geopolitycznej strategii Rosjan tylko były wicepremier i minister edukacji, oraz emerytowany dowódca płk Adam Mazguła zdecydowali się otwarcie zwrócić uwagę na ten fakt.

 

A przecież odwleczenie modernizacji polskiej armii, decyzja o zakupie sprzętu mniej odpowiadającego potrzebom żołnierzy i otwarcie drogi do służby w Obronie Terytorialnej ludziom o otwarcie prorosyjskich sympatiach to nie wszystko, przez co opozycja mogłaby bić na alarm, że obecny rząd pcha Polaków w ramiona Władimira Putina.

 

Wschodnie zafiksowanie ekipy „dobrej zmiany” można dostrzec przecież także w konsekwentnym zacieśnianiu relacji z ostatnią dyktaturą Europy, czyli Białorusią. Mińsk to był jeden z pierwszych kierunków, w które udał się szef MSZ Witold Waszczykowski po przejęciu władzy przez PiS. Spotkał się tam z samym Aleksandrem Łukaszenką, który od 2010 roku był przez polską dyplomację izolowany ze względu na represje wobec opozycji demokratycznej. Witold Waszczykowski w stolicy Białorusi oznajmił natomiast, że chce dialogu „bez jakichkolwiek warunków wstępnych”.

By o tym przypomnieć szef polskiej dyplomacji wrócił na Białoruś w połowie października. – Ostatnie miesiące to czas zbliżenia w relacjach polsko-białoruskich. Będziemy pracować, aby kontynuować ten proces – zadeklarował wspólnie z szefem białoruskiego MSZ Uładzimirem Makiejem. Chwilę po Waszczykowskim „normalizować” stosunki z podporządkowanym Rosji białoruskim reżimem postanowił polecieć także wicepremier Mateusz Morawiecki.

Gdyby tak działał rząd, dla którego opozycją byłoby Prawo i Sprawiedliwość, partia Jarosława Kaczyńskiego co dnia nie zostawiałaby za to na przeciwnikach suchej nitki. A co robi obecna opozycja? W narracji Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i ludowców temat prowschodniego zwrotu praktycznie nie istnieje. Jeśli już się pojawia, to co najwyżej w porównaniach działań z Trybunałem Konstytucyjnym i mediami publicznymi do kremlowskich wzorców. Tymczasem do dyspozycji jest mnóstwo o wiele bardziej twardych dowodów.

A nie bez przyczyny w znakomitej większości Polacy najbardziej obawiają się sąsiadów z Rosji. Ta od dawna nie ukrywa też, że skorzysta z każdej okazji, by odbudować dawny blok wschodni. Czyli oderwać od Zachodu do swojej strefy wpływów między innymi Polskę. Niby skomplikowana z założenia geopolityka, ale i temat, o którym rozmawia się na porządku dziennym w polskich domach. Wielu uspokaja wciąż co prawda powierzchowna rusofobia PiS, ale opozycja powinna tym głośniej przypominać, że dla Kremla ważniejsze od słów mogą być czyny obecnej ekipy rządzącej i ich pozytywne dla Rosjan efekty.

PiS to „banksterzy”

Aż dziw bierze, że po to działo nie sięgają w walce z PiS przede wszystkim w Nowoczesnej. Bo to przecież partia Ryszarda Petru najczęściej nazywana jest przez przeciwników „banksterami”. Choć ludzi z przeszłością w niezbyt poważanym przez Polaków świecie bankowości jest w Nowoczesnej niewielu, to tej formacji wciska się odpowiedzialność za kłopoty frankowiczów i podporządkowanie gospodarki instytucjom finansowym.

Nikt na opozycji nie odpowiada wtedy, że „banksterskimi” można prędzej nazwać rządy PiS. A byłby to strzał bardzo celny. W świadomości społecznej słabo funkcjonuje bowiem fakt, iż w gronie wicepremierów jest człowiek, który do rządu wszedł wprost z fotela prezesa jednego z największych banków. Mateusz Morawiecki praktycznie nie musi tłumaczyć się z tej przeszłości. Ani z tego, że jego nagły zwrot w karierze wygląda trochę tak, jakby w rządzie był reprezentantem jeszcze jednego koalicjanta. Czyli banków właśnie.

A gdyby opozycja była w nieco lepszej formie, na tym nie kończyłyby się rządowe problemy. Na kolejne władza wystawiła się przecież tworząc flagowe Ministerstwo Rozwoju nie tylko na nazwisku byłego prezesa BZWBK Mateusza Morawieckiego, ale i innym człowieku znanym wcześniej ze ścisłego kierownictwa tej korporacji, czyli Tadeuszu Kościńskim.

Dla opozycji świetnym momentem, by o tym przypomnieć było zamieszanie wokół forsowanego przez ekipę Morawieckiego pomysłu, by zachodnie karty płatnicze wyparł znad Wisły państwowy, prawdziwie polski system. Za ten pomysł w rządzie odpowiadał właśnie Kościński. I jak powszechnie przypominali eksperci od bankowości, w roli wiceministra przedstawił projekt, który rodził się, gdy z Mateuszem Morawieckim pracowali jeszcze w BZWBK.

W czasach, gdy dla wielu wszelkie korporacje to zło wcielone, opozycja zupełnie zapomina o tym, że na polskim podwórku można poruszyć w tym temacie znacznie bardziej gorącą dyskusję niż te o CETA, czy TTIP.

Grupa trzymająca władzę 2.0

Jakiś czas temu Platforma Obywatelska przytomnie postanowiła kontratakować w sprawie rozpowszechniania przez władzę teorii spiskowych na temat katastrofy smoleńskiej. Niedługo powstać ma więc opozycyjna komisja, która będzie publicznie obalała mity kreowane przez Antoniego Macierewicza i jego „ekspertów”.

W ten sposób przypomniano sobie wreszcie, że opozycja to nie położenie, w którym nie można robić nic konstruktywnego. Niczego nie można kreować, a jedynie pokrzyczeć przeciwko władzy. Jednocześnie wcale nie skorzystano z najbardziej nośnego tematu, którym mogłaby zajmować się opozycyjna „komisja śledcza”. Parlamentarna mniejszość takiej sejmowej nie ma szans powołać, ale kto zabroni posłom i działaczom opozycji zamienić się w śledczych na własną rękę?

A wówczas najwięcej uwagi mogliby przyciągnąć monitorując to, jak funkcjonuje obecna „grupa trzymająca władzę”. Czy raczej grupa najwyższych rangą osób w państwie trzymana twardą ręką przez szeregowego posła, którego najwyższa funkcja to prezesostwo w partii. Specyficzny układ podległości premier Beaty Szydło, prezydenta Andrzeja Dudy i marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego posłowi Jarosławowi Kaczyńskiemu aż się prosi o dokładne dokumentowanie i analizę. Opozycja mogłaby też to robić bardzo głośno. Tymczasem nie robi w tej sprawie prawie nic.

Jedynym politykiem obozu przeciwnego „dobrej zmianie”, który zdaje się dostrzegać ten problem jest europoseł PO i dyrektor Instytutu Obywatelskiego Jarosław Wałęsa. – Taka powinna być deklaracja całej opozycji: gdy zmieni się władza w Polsce, to ci wszyscy ludzie, którzy łamią teraz konstytucję i niszczą instytucje publiczne bądź – tak jak Antoni Macierewicz – polską armię, muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu – oznajmił w jednym z ostatnich wywiadów.

Czym wzbudził gorące emocje wielu sympatyków opozycji. Jego słowa nie znalazły jednak nawet wsparcia partyjnego szefostwa. Tym bardziej nie poszły za nimi żadne działania…

poradnik

naTemat.pl

PONIEDZIAŁEK, 14 LISTOPADA 2016

Macierewicz o roku rządów PiS: Podsumowanie odbędzie się w najbliższym czasie, w obecności pani premier

09:56

Macierewicz o roku rządów PiS: Podsumowanie odbędzie się w najbliższym czasie, w obecności pani premier

Podsumowanie [rządu] odbędzie się w najbliższym czasie, w obecności pani premier. W żadnym wypadku nie śmiałbym wyprzedzać tej decyzji i tego przedstawienia – zarówno blasków, osiągnięć, jak i tego, czego się nie udało w tym czasie zrobić, także w armii – mówił Antoni Macierewicz na konferencji, dodając, że podsumowanie nastąpi w najbliższych dniach.

09:34

Macierewicz: WOT wchodzą w ostatnią fazę swojej realizacji. W tym tygodniu II czytanie projektu ustawy

Wojska Obrony Terytorialnej wchodzą w ostatnią fazę swojej realizacji. Jak państwo zapewne wiecie, w tym tygodniu odbędzie się II czytanie projektu ustawy. Ustawy, która formułuje podstawowe zasady, a także zawiera wszystkie elementy ze strukturą organizacyjną, liczebnością oraz niezbędnymi na to funduszami. WOT będą kolejnym rodzajem SIł Zbrojnych – mówił Antoni Macierewicz na konferencji.

08:44

Siemoniak o wspólnych obchodach 11.11: Nie ma dialogu obozu rządzącego z opozycja, są obelgi z tamtej strony.

– Prezydent reprezentuje ten obóz polityczny, który nazywa opozycje a to komunistami, a to Targowicą. Cóż prezydent zaprezentował? Ze będzie ustawa o wspólnych obchodach? Nie buduje się wspólnych obchodów ustawą. Jeśli Schetyna nie przyjdzie na spotkanie komitetu, to dostanie mandat? Nie ma dialogu obozu rządzącego z opozycja, są obelgi z tamtej strony. RBN spotyka się rzadko. Złudzenie ze ustawa się narzuci dialog z opozycją jest bardzo krótkowzroczne. Prezydent niestety reprezentuje obóz rządowy, który każdą gałązkę oliwna wytrącą z ręki. – mówił w „Kwadransie politycznym” TVP1 Tomasz Siemoniak.

08:39

Komorowski: Jaki ma sensu, także z medialnego punktu widzenia, rozliczanie poprzednich ekip?

– Jaki ma sens z punktu widzenia także medialnego rozliczanie poprzednich ekip? Dzisiaj, panie redaktorze, weź się pan za robotę – zacznij rozliczać obecną. Obecną opozycję niech pan rozlicza z jej słabości, a nie z czasów kiedy rządziła lepiej czy gorzej – mówił do Konrada Piaseckiego w Radiu Zet były prezydent Bronisław Komorowski.

08:31
siemoniak1

Siemoniak o gabinecie cieni PO: To będzie mieszanka rutyny i zupełnie nowych twarzy

– Zobaczymy [czy będę w gabinecie cieni]. Do czwartku nie zostało dużo czasu, prośba o chwilę cierpliwości. Znajdą się w tym gabinecie wszyscy, którzy chcą pracować dla PO. Mieszanka rutyny i zupełnie nowych twarzy – mówił Tomasz Siemoniak w „Kwadransie politycznym” TVP1.

08:31
komorowski2

Komorowski o wspólnym marszu 11.11.: Na razie trudno mi stawać obok prezydenta, kiedy uważam, że złamał konstytucję

Jak mówił w Radiu Zet były prezydent Bronisław Komorowski:

„Byłoby dobrze, gdyby to było możliwe [pójść w jednym marszu], ale to wymaga od rządzących tego, aby udowodnili, że dobrze sprawują swoje funkcje. Na razie trudno mi jest stawać obok prezydenta Dudy, kiedy uważam, że złamał konstytucję, czyli nie wypełnił w sprawie trybunału swoich podstawowych obowiązków”

„Na razie słyszę o ustawie, ale nie widzę żadnego realnego działania„

„Ja nie wiem, kogo mam na myśli pan prezydent Duda. Życzę mu jak najlepiej. Musi się nastawić na przekonanie nie tylko innych polityków, ale przede wszystkim opinii publicznej, że jest prezydentem wszystkich Polaków, a nie jednej partii politycznej. Dzisiaj zachowuje się tak, jakby był prezydentem jednej opcji politycznej. Na razie słyszę o ustawie, ale nie widzę żadnego realnego działania, które mogłoby przekonać kogokolwiek z opozycji, że mogliby się pojawić na tego rodzaju uroczystości w sposób ideowo bezpieczny dla siebie, a nie żeby mieli się pojawić w roli dekoracji”

08:24
komorowski1

Komorowski: To nie błędy po katastrofie zdecydowały, że zrobiono z niej maczugę polityczną do okładania konkurencji politycznej

Jak mówił w audycji „Gość Radia Zet” były prezydent Bronisław Komorowski:

„Prawie w 99% katastrof, i lotniczych, i nielotniczych, zawsze wina na końcu jest winą człowieka. Na ogół zawodzą ludzie, organizatorzy. To nie błędy [po katastrofie] zdecydowały, że z katastrofy smoleńskiej zrobiono maczugę polityczną do okładania konkurencji politycznej po głowie. Jeżeli ktoś chce kogoś walnąć w głowę, to zawsze znajdzie maczugę. W tym wypadku znaleziono sposób w postaci złamania nastroju żałoby narodowe”

„W dalszym ciągu trwa ten festiwal zamieniania żałoby narodowej w jakiś konflikt polityczny”

„W dalszym ciągu trwa ten festiwal zamieniania żałoby narodowej w jakiś konflikt polityczny. To śledztwo prokuratorskie wznowione ono według mnie ma to dodatkowe dno polityczne. Po co PiS te ekshumacje? Po to, żeby cały czas wokół katastrofy smoleńskiej snuć różnego rodzaju insynuacje, przypuszczenia. Nie, nie dostrzegam potrzeby ekshumacji. Prokuratura pod kierownictwem polityka, zaangażowanego politycznie narzuca ekshumacje także tym rodzinom, które sobie tego wyraźnie nie życzą, chcą spokoju, zamknięcia tych trumien raz na zawsze”

07:55

Protasiewicz: Kijowski jest idealistą. Z narodowcami nigdzie nie pójdziemy

Kijowski jest idealistą, trochę większym, niż ja, bo jest krócej w polityce. Jest też młodszym ode mnie człowiekiem. Z narodowcami nigdzie nie pójdziemy, bo mamy dwie różne wizje Polski – mówił Jacek Protasiewicz w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

07:51

Protasiewicz: Będzie wspólna lista pod auspicjami KOD-u

Będzie na pewno wspólna lista pod auspicjami KOD-u, w której będzie Nowoczesna, będziemy my. To decyzja Platformy, która – jak pamiętam – zapowiedziała, że decyzje podejmie nie 3 lata przed wyborami, tylko 3 miesiące przed – mówił Jacek Protasiewicz w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

07:44

Protasiewicz: Wałęsa lepiej rozumie współczesny świat niż np. lider PO. Schetyna czyni gesty pod adresem elektoratu PiS-u

Moim zdaniem Lech Wałęsa, niezależnie od języka i metafor, jakich używa, lepiej rozumie współczesny świat niż np. lider PO. Myślę, że dlatego on się zawiódł na Schetynie, żę wiedział, iż Schetyna 11 listopada czy dzień wcześniej był w Krakowie, składał wieńce na grobie Lecha i Marii Kaczyńskich. Dokonuje się demonstracji politycznej. Schetyna zapowiedział zwrot na prawo i ten zwrot wykonuje. Czyni gesty pod adresem elektoratu PiS-u – mówił Jacek Protasiewicz w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

07:39

Protasiewicz: Wałęsa powiedział mi, że zawiódł się na Schetynie

Jak mówił Jacek Protasiewicz w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24:

„Lech Wałęsa na pewno popiera Unię Europejskich Demokratów. Ta nazwa UE jest prostym nawiązaniem do UD – Unii Demokratycznej. Kiedy pojechaliśmy razem ze Stefanem Niesiołowskim zapraszać pana prezydenta, żeby wystosować list do naszego kongresu, powiedział: mogę przyjechać, tylko wtedy pamiętajcie, że zamiast pisać powiem, co myślę. Mówimy: zapraszamy, panie prezydencie. Zapytałem: czy to nie przeszkadza pana relacjom z PO? On powiedział: zawiodłem się na Schetynie. Kropka, więcej nie komentuje”

300polityka.pl

Reforma edukacji PiS. Likwidacja gimnazjów wpłynie na przedszkola. Zabraknie miejsc

Karolina Słowik, 14 listopada 2016

Zajęcia w przedszkolu przy ul. Plutonu AK

Zajęcia w przedszkolu przy ul. Plutonu AK „Torpedy” w Ursusie. W tej dzielnicy przybywa osiedli. W 2017 r. za 30 mln zł powstanie ośmiooddziałowe przedszkole z podstawówką dla 1 tys. uczniów przy ul. Dzieci Warszawy (Agata Grzybowska / Agencja Gazeta)

Na Ursynowie zabraknie 550 miejsc, na Targówku – 750. – To nie tylko skutek zniesienia obowiązku szkolnego dla sześciolatków, ale też dołożenia podstawówkom siódmych i ósmych klas – ostrzegają burmistrzowie dzielnic

18 stołecznych dzielnic szykuje się do reformy edukacji, którą zapowiedziała minister Anna Zalewska (PiS). Opracowują nowe obwody szkolne, przymierzają się do przekształcenia gimnazjów w podstawówki lub licea, typują, które placówki zamknąć. Urzędnicy w wielu dzielnicach przewidują, że we wrześniu w najgorszej sytuacji znajdą się przedszkolaki.

– Wbrew pozorom najgorszym skutkiem reformy edukacji PiS nie będzie jeszcze więcej nauki na dwie albo trzy zmiany w szkołach podstawowych, tylko brak miejsc dla dzieci w przedszkolach – przewiduje odpowiedzialny za oświatę wiceburmistrz Ursynowa Wojciech Matyjasiak. Przypomina, że od września rząd PiS zniósł obowiązek szkolny dla sześciolatków. – A jednocześnie pozostawiono zapis, że samorząd musi zapewnić miejsce w przedszkolu również trzylatkom – dodaje. Teraz są to więc znowu placówki nie dla trzech, tylko dla czterech roczników dzieci. – Zaczęliśmy już gasić ten pożar: we wszystkich podstawówkach utworzyliśmy oddziały przedszkolne. Siedem z nich rozbudowaliśmy. Dzięki temu uniknęliśmy katastrofy w tym roku. Jednak następny nabór do tych oddziałów uniemożliwia nam nowa reforma, która zakłada likwidację gimnazjów. Nie pomieścimy młodszych dzieci, skoro mamy zapewnić miejsca w szkołach także dla siódmych i ósmych klas – mówi wiceburmistrz Ursynowa.

Reforma PiS. Nauka w szatni, jeśli widno

Dzielnica przymierza się więc do dogęszczania istniejących placówek. Urzędnicy rozważają, czy nie umieścić oddziałów przedszkolnych w likwidowanych gimnazjach. Biuro Edukacji w ratuszu już jakiś czas temu wysłało do dzielnic apel, żeby adaptować na sale dydaktyczne wszystkie pomieszczenia, które mają okna.

– Do września musimy znaleźć miejsce dla 22 oddziałów przedszkolnych. Szukamy wszędzie, gdzie się da. Na Ursynowie wykorzystamy wszelkie możliwe pomieszczenia: szatnie albo sale wspólne – planuje Wojciech Matyjasiak.

Targówek będzie miał większy problem z przedszkolakami. Tę dzielnicę upodobali sobie deweloperzy. – W ciągu kilku lat przybędzie nam ok. 8 tys. mieszkańców. Budujemy nowe przedszkola, ale zmiany, które wprowadza rząd, cały czas krzyżują nam plany – komentuje burmistrz dzielnicy Sławomir Antonik. – Sposób wprowadzania reformy oświaty uniemożliwia nam jej wykonanie. Latami przygotowywaliśmy się, żeby we wrześniu 2017 r. wszystkie dzieci z Targówka pomieścić w przedszkolach, ale po przywróceniu ośmioklasowej podstawówki zabraknie miejsc dla ok. 750 przedszkolaków.

Reforma PiS. Rodzice dopiero się dowiedzą

– Mam nadzieję, że to szaleństwo związane z reformą minie i w partii rządzącej znajdzie się ktoś, kto racjonalnie pomyśli o najbliższej przyszłości młodego pokolenia. Rodzice jeszcze nie wiedzą, co się kroi – słyszymy od wiceburmistrza Mokotowa Krzysztofa Skolimowskiego (PO). – Mamy teraz zalew dzieci w przedszkolach. Będziemy musieli dogęszczać istniejące i tworzyć więcej oddziałów w podstawówkach. Nie jestem pewien, czy uda nam się pomieścić wszystkich.

Reforma oświaty PiS. Warszawscy rodzice w Sejmie: „Gimnazjaliści to nie potwory”Czytaj więcej

Ratusz szacuje, że w całej Warszawie może zabraknąć miejsc dla ponad 2 tys. trzylatków. Już w zeszłym roku, gdy PiS zniósł obowiązek szkolny dla sześciolatków, a jeszcze nie było mowy o likwidacji gimnazjów i tworzeniu nowych klas w podstawówkach, wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński apelował do Ministerstwa Edukacji: „Rozwiązanie problemu miejsc dla wszystkich dzieci od trzeciego do szóstego roku życia w przedszkolach oznacza w takim mieście jak Warszawa konieczność zbudowania w ciągu roku 80 dużych przedszkoli i jest po prostu niemożliwe – to kosztowałoby ok. 800 mln zł”.

Mimo obaw samorządowców wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera (PiS) przekonywał przed weekendem na konferencji „Dobra szkoła”, że „reforma edukacji jest odpowiedzią na potrzeby społeczeństwa”: – Wprowadzamy zmiany, ale prowadzimy konsultacje z nauczycielami, rodzicami i samorządami – stwierdził wojewoda. – Najlepsza jest inwestycja w najmłodsze pokolenie.

jest

warszawa.wyborcza.pl

 

PiS otwiera groby. Koszmarny pasjans mimo protestów części rodzin smoleńskich

Wojciech Czuchnowski, Agnieszka Kublik, 13 listopada 2016

Czy rodziny mogą zaskarżyć decyzję o ekshumacji?

Czy rodziny mogą zaskarżyć decyzję o ekshumacji? (Fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta)

Ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej będą kosztowały co najmniej 10 mln zł. Prace są kiepsko przygotowane. W nocy z poniedziałku na wtorek prokuratura planuje otwarcie grobu pary prezydenckiej na Wawelu.

Specjalny zespół Prokuratury Krajowej, który podjął decyzję o ekshumacjach, nie jest w stanie przeprowadzić wszystkich jednocześnie. Trumny będą otwierane po cztery, a po badaniach szczątki zostaną ponownie złożone do grobów.

Jedną z głównych ekspertyz będą badania genetyczne, które mają ustalić, czy szczątki w trumnie należą do tej samej osoby. Prokuratorzy chcą zbadać najdrobniejsze części ciała, które po zderzeniu samolotu z ziemią zostały oddzielone od reszty. Powód? Podejrzenia, że w trumnach są nie tylko „niewłaściwe” zwłoki (co stwierdzono dotąd w sześciu przypadkach), ale że niektóre ich części należały do innej ofiary.

Jeżeli biegli znajdą takie fragmenty, będą dopasowywać kod DNA do właściwego ciała. Potem nastąpi tzw. dochówek – to fachowa nazwa czynności polegającej na ponownym otwarciu grobu, by złożyć do niego znaleziony fragment.

Na to, że jeśli ekshumacje będą się odbywać partiami, „dochówki” będą ciągnęły się bez końca, pogłębiając traumę rodzin ofiar, dziennikarze zwrócili uwagę podczas ubiegłotygodniowej konferencji prokuratorów. Prowadzący ją prok. Marek Pasionek nie potrafił odpowiedzieć, jak wybrnąć z tej sytuacji.

Zobacz też: Dlaczego prokuratura upiera się przy ekshumacjach?

– Wyciągniemy wszystkich z grobów i ułożymy pasjansa z 92 zwłok? Ponurą łamigłówkę, gdzie będą sobie dopasowywać i przestawiać? – pytała niedawno Izabela Sariusz-Skąpska, córka prezesa Rodzin Katyńskich, który zginął w katastrofie. Sariusz-Skąpska jest inicjatorką listu 17 rodzin, które określają decyzję o ekshumacji jako „barbarzyńską” i „niepotrzebną”. Według prokuratorów, którzy po ostatnich wyborach przejęli śledztwo, ekshumacje „pomogą dojść do prawdy”.

Ciała nie do rozpoznania

Jednak badania DNA nie muszą być miarodajne. – W przypadku znacznego rozfragmentowania zwłok i badań licznych drobnych fragmentów należących do kilku osób znajdujących się blisko siebie (tak jak po katastrofie lotniczej) może dojść do wymieszania materiału genetycznego, co niewątpliwie utrudni, a czasem może uniemożliwić identyfikację poszczególnych fragmentów – mówiła nam już kilka lat temu dr Dorota Lorkiewicz-Muszyńska z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. – To niezwykle trudne przypadki, bo niezbędne jest zidentyfikowanie każdego odnalezionego fragmentu ciała. Metodyka i wykorzystanie badań identyfikacyjnych zależą od rodzaju katastrofy, od tego, w jakim stanie są zwłoki.

– Po katastrofie smoleńskiej z oczywistych względów nie podawano szczegółów na temat tego, w jakim stanie są zwłoki. Nigdy się tego nie robi, to niepotrzebne i bolesne dla bliskich ofiar. Może jednak trzeba teraz ludziom uświadomić, że część ciał nie nadawała się do rozpoznania. Nie chcę wchodzić w detale, ale skoro poruszająca się jeszcze turbina jednego z silników przeszła przez odcinek kabiny pasażerskiej, to proszę sobie wyobrazić skalę zniszczeń. A to tylko jeden przykład – tłumaczy polski urzędnik, który 10 kwietnia 2010 r. był na miejscu tragedii.

Nasz rozmówca przypomina, że już po pogrzebach śledczy postanowili skremować część ciał, których nie zdołano zidentyfikować z żadną z ofiar, i które ekipy ratownicze znajdowały we wraku. – Nikt w Polsce nie zwrócił uwagi na wypowiedź rosyjskiego eksperta, który w telewizji tłumaczył, dlaczego wrak był rozcinany. Szukano po prostu części ciał, a teraz dopatruje się w tym jakiegoś spisku – dodaje urzędnik.

– Ekshumację robi się po to, by ustalić przyczynę zgonu lub odtworzyć jego mechanizm. Badanie tego, czy w trumnach wszystkie szczątki należą do tej samej osoby, nie ma nic wspólnego z celem, jaki powinien przyświecać ekshumacji. Jakie to ma znaczenie dla potwierdzenia przyczyny śmierci? – pyta prof. Jan Widacki, kryminolog i biegły sądowy.

Trudne rozmowy

Z poniedziałku na wtorek ma zostać otwarty sarkofag pary prezydenckiej na Wawelu. Zwłoki Marii i Lecha Kaczyńskich będą badane jako pierwsze. Ale termin może nie zostać dotrzymany. Jeszcze w ub. tygodniu prokuratura nie miała umowy z laboratorium, które wykona prace. Prok. Pasionek narzekał, że powodem jest „zamieszanie” wokół ekshumacji (czyli protest rodzin i komentarze w mediach), bo instytucje podejmujące się badań odstępują do rozmów. Ostatnio zrezygnował też ekspert brytyjski – „z powodów osobistych”.

– Z laboratorium prowadzimy rozmowy, ale nie są sfinalizowane. To renomowana placówka. Może to wpłynąć na harmonogram prac – przyznał prok. Pasionek. Samo pobranie próbek ma się odbyć z zakładach medycyny sądowej w Krakowie, Poznaniu i Warszawie.

Katastrofę wyjaśniła już specjalna cywilna komisja Jerzego Millera oraz badała ją wojskowa prokuratura, zanim została rozwiązana przez nowy rząd PiS. W obu przypadkach specjaliści wykluczyli wybuch na pokładzie samolotu. Przyczyną tragedii było zejście poniżej bezpiecznej wysokości w fatalnych warunkach atmosferycznych, a tupolew był sprawny do momentu uderzenia skrzydłem w brzozę, gdy stracił kilkumetrowy fragment płata.

Badania już były

Po wydobyciu szczątków rozpocznie się badanie tomograficzne. – Może dać pełny obraz układu kostnego. Będą widoczne wszelkiego rodzaju urazy powstałe na skutek katastrofy, ale i te, które powstały za życia. O ile są czytelne ze względu na stan zwłok. Można porównać cechy budowy morfologicznej, np. jeśli zachowała się czaszka, cechy zębów – tłumaczyła cytowana już dr Lorkiewicz-Muszyńska.

Potem próbki przejdą analizy DNA, histopatologiczne, toksykologiczne (m.in. ślady substancji trujących) oraz fizykochemiczne (m.in. na ślady materiałów wybuchowych).

Tylko dwa ostatnie badania mogą przynieść informacje, że śmierć nastąpiła z innych przyczyn niż uraz po wypadku komunikacyjnym.

Jednak takie badania ofiar katastrofy już robiono. W latach 2011-14, podczas pierwszego śledztwa prokuratury wojskowej, którego ustalenia są teraz podważane, biegli otworzyli dziewięć grobów. Część na wniosek rodzin, część po sygnałach ze strony ekspertów z Rosji, że mogło dojść do pomyłki. W opiniach napisanych po sekcji zwłok biegli nie odnotowali śladów wybuchu.

O jakie ślady chodzi? Na przykład uszkodzenie błony bębenkowej (dochodzi do tego w urazach ciśnieniowych związanych z dużą i nagłą zmianą ciśnienia atmosferycznego). Inne ślady wybuchu to: spalone włosy, opalone brwi i rzęsy, przypalona czy oparzona skóra, rozległe opalenia płuc, tlenek węgla we krwi.

Gdyby na pokładzie tupolewa doszło do wybuchu, musiałaby powstać fala cieplna o temperaturze ok. 3 tys. st. C i fala ciśnieniowa. Obie musiałyby pozostawić ślad na samolocie i na ciałach. Na samolocie nie pozostawiły – co stwierdzili eksperci komisji Jerzego Millera, którzy sami pobrali próbki wraku. Nie było np. wywinięcia blach poszycia na zewnątrz kadłuba, stopienia metalu, śladów sadzy.

Żadnych śladów wybuchu

Po sekcji zwłok jednej z ofiar eksperci napisali w raporcie:

„Do powstania rozległych obrażeń głowy z wymóżdżeniem doszło w wyniku działania od przodu z dużą siłą narzędzia lub przedmiotu tępego o dużej powierzchni, które spowodowało zmiażdżenie głowy w wymiarze przednio-tylnym, z następowym zerwaniem powłok, rozkawałkowaniem kości i wymóżdżeniem. (…) Wielomiejscowe złamania rusztowania kostnego oraz obrażenia klatki piersiowej i wątroby powstały w tym samym mechanizmie jak obrażenia głowy. (…) Reasumując: opisane powyżej mechanizmy powstania obrażeń mogły zrealizować się w czasie katastrofy lotniczej. W czasie takiego zdarzenia dochodzi do niedających się w sposób jednoznaczny odtworzyć wielu nakładających się na siebie mechanizmów powstania obrażeń, co wynika z różnorodności możliwych do zaistnienia kierunków działania sił na ciało człowieka. Ma miejsce zsumowanie się pewnych urazów w krótkim przedziale czasowym. Do powstania śmiertelnych obrażeń ciała mogło dojść w następstwie katastrofy statku powietrznego”.

Biegli z Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu przebadali też tomografem komputerowym i zrekonstruowali przestrzennie zwłoki dwóch ofiar. Orzekli, że „przyczyną zgonu były rozległe obrażenia czaszkowo-mózgowe i obrażenia klatki piersiowej”. Nie stwierdzili okoliczności wskazujących, że obrażenia obu ekshumowanych ciał powstały w wyniku wybuchu.

Wojskowi śledczy informowali, że zakres sekcji zwłok przeprowadzonych w Polsce przez polskich biegłych był znacznie szerszy od standardowych sekcji ofiar wypadków komunikacyjnych. – Wynikało to z konieczności weryfikacji ustaleń poczynionych podczas sądowo-medycznych sekcji zwłok w Moskwie przeprowadzonych w kwietniu 2010 r. – pisali w komunikacie.

Polscy medycy sądowi nie stwierdzili wtedy okoliczności wskazujących, że obrażenia obu ekshumowanych ciał powstały w wyniku wybuchu.

Koszty nie do policzenia

Prok. Pasionek mówi, że ekshumacje to „gigantyczna operacja organizacyjno-logistyczna angażująca setki ludzi”. Nieoficjalnie źródła w prokuraturze podają kwotę 10 mln zł wstępnie przewidzianą na tę operację. Oznacza to, że koszt jednej ekshumacji (będzie ich 83, nie obejmą ciał już zbadanych i tych, które skremowano) zamknie się w granicach 120 tys. zł. – Naprawdę te koszty są dzisiaj niepoliczalne. Nie wiadomo, jakie będą konieczne procedury, ile fragmentów będzie wymagać badań DNA – mówi dr Jan Kołodziej, doświadczony patomorfolog z krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej.

Nie są też znane stawki, jakich zażądają eksperci z zagranicy (w 14-osobowej ekipie jest ich siedmiu).

Prawdziwe koszty poznamy po zakończeniu prac. Najdroższą do tej pory ekshumacją przeprowadzoną współcześnie w Polsce było badanie zwłok gen. Władysława Sikorskiego, polskiego premiera, który zginął w katastrofie lotniczej w Gibraltarze w 1943 r. Prowadzący śledztwo IPN wydał na to 600 tys. zł. Nie znaleziono żadnego potwierdzenia spiskowych teorii, że Sikorski padł ofiarą zamachu.

pis-dzis

wyborcza.pl

PiS otwiera groby. Koszmarny pasjans mimo protestów części rodzin smoleńskich

Wojciech Czuchnowski, Agnieszka Kublik, 13 listopada 2016 | 23:17

Czy rodziny mogą zaskarżyć decyzję o ekshumacji?

Czy rodziny mogą zaskarżyć decyzję o ekshumacji? (Fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta)

Ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej będą kosztowały co najmniej 10 mln zł. Prace są kiepsko przygotowane. W nocy z poniedziałku na wtorek prokuratura planuje otwarcie grobu pary prezydenckiej na Wawelu.

pis

wyborcza.pl

Jacek Żakowski

11 listopada. Złe święto

13 listopada 2016

Marsz Niepodległości w Warszawie, 11 listopada 2016 r.

Marsz Niepodległości w Warszawie, 11 listopada 2016 r. (PRZEMEK WIERZCHOWSKI/AGENCJA GAZETA)

Następnym razem pójdziemy w Święto Niepodległości razem z narodowcami? Beze mnie, panie Mateuszu!

„Mam nadzieję, że następnym razem albo za dwa lata pójdziemy razem z narodowcami. Mam nadzieję, że zobaczymy, jak wiele mamy wspólnego i będziemy się starać działać razem” – mówił Mateusz Kijowski w piątkowe Święto Niepodległości po demonstracji KOD.

Beze mnie, panie Mateuszu!

W Polsce jest wiele patologii, ale nie widzę powodu, by do nich dołączać tylko dlatego, że się powołują na polskość. Trzeba im się przeciwstawiać i tłumaczyć, że szkodzą Polsce, a nie dawać sygnał, że są OK.

Nacjonalizm jest złem. Nie da się pogodzić z wolnością i demokracją. Zło to zło. Nie wolno tego zamazywać dla taktycznych racji. Jako polski demokrata czuję silniejszą wspólnotę z demokratami gdziekolwiek na świecie niż z nacjonalistami, bez względu na to, ideą jakiego narodu tłumaczą swą nienawiść do innych. Jako demokracie bliżej mi do Baracka Obamy i Berniego Sandersa niż do Roberta Winnickiego i Krzysztofa Bosaka. I nie będę tego ukrywał. Bo chcę bronić demokracji, a nie groźnego mitu narodowej jedności z kimkolwiek mającym jakiekolwiek poglądy.

Fizycznie Polska jest jedna. Żyjemy tu razem. Ale w sercach i głowach Polaków jednej Polski nie ma. Nasze Polski są tak bardzo inne, że politycznie nie może nas połączyć nic poza frazesami, które fałszują rzeczywistość. Od kilku lat polscy demokraci robią groźny błąd, próbując rywalizować o symbole i święta autorytarnej prawicy. Polska jest jedna, łączy nas bycie Polakami, a Biało-Czerwona i Orzeł Biały są wspólne (choć oni często wolą orła z płasko rozłożonymi skrzydłami – jak „gapa” III Rzeszy). Ale incydent z portretami Romana Dmowskiego, politycznego patrona polskiej ksenofobii, które zapraszały na marsz KOD, pokazał grozę jednościowej pułapki.

11 listopada to święto autorytarnej patologii niepodległej Polski. Ustanowiła je w 1937 roku piłsudczykowska dyktatura w swoim schyłkowym okresie, by upamiętnić faktyczne wskazanie przez Niemców Piłsudskiego jako nieprzychylnego Rosji wodza dla Polaków. W PRL celebrowanie tej daty miało dla demokratycznej opozycji sens. Przypominało, że Polska była kiedyś niepodległa i antysowiecka. Taki sens tych obchodów znikł. Ani uzasadnienie daty, ani okoliczności ustanowienia święta nie są powodem do chluby dla Polaków i Polski. Dziś 11 listopada to dzień hołdu dla faszyzującej dyktatury używającej patriotycznych symboli, by usprawiedliwić gwałcenie demokracji. Takiej dyktatury, jaka znów nam grozi.

To dobra okazja na marsz antyfaszystowski. Kiepska, by demokraci urządzali piknik, chcąc pokazać narodowcom, że też kochają Polskę – tylko inaczej. Świętem polskiej demokracji i polskich demokratów jest rocznica Konstytucji 3 maja. Dzień wielkiego, choć spóźnionego, zrywu patriotycznego ducha i rozumu w I RP. Dla obrońców demokracji to idealna okazja, by świętować z wszystkimi zwolennikami wolności, niepodległości, demokracji i praworządności – a nie byle jakiej państwowej suwerenności. Jeśli KOD chodzi o demokrację, powinien czcić 3 maja, zamiast się jednoczyć i rywalizować w hołdach dla szowinistycznej dyktatury.

Zobacz też: Święto Niepodległości. Specjalne wydanie Tematu dnia „Gazety Wyborczej”  – Mateusz Kijowski i Zbigniew Hołdys gośćmi Agnieszki Kublik

zakowski

wyborcza.pl

Ryszard Marek Groński: „Piękni chłopcy! Faszystowscy!”

LISTOPAD 13, 2016;

Ryszard Marek Groński: "Piękni chłopcy! Faszystowscy!"

Jednym z haseł przedwojennych narodowców było „umundurowanie dusz”. Czym innym, jak nie umundurowaniem dusz są lekcje wychowania obywatelskiego czy obrona terytorialna? Znów mamy być potęgą i mocarstwem od morza od morza, choć wiadomo, że to są tylko hasła i mrzonki. Znowu manifestacje, krzyki, sztandary, znowu lekcje patriotyzmu dla sześciolatków, dla których wzorcem nie będzie już Korczak. Patrząc na to, co dziś w Polsce dopiero się rozwija, musimy zdawać sobie sprawę, do czego to może prowadzić – mówi wiadomo.co Ryszard Marek Groński, historyk, pisarz, poeta, satyryk, współpracownik legendarnych kabaretów, takich jak Szpak, Wagabunda, Dudek czy Pod Egidą

groński

Ryszard Marek Groński Fot. Wikimedia Commons

Przemysław Szubartowicz: Życie polityczne przerosło kabaret?
Ryszard Marek Groński: Gdy słyszę to pytanie, natychmiast przypomina mi się inne, zadane przez zapomnianego historyka. Co nam zostało z dwudziestolecia międzywojennego? Nazwisko Piłsudski i światopogląd endecki.

11 listopada słyszałem i jedno, i drugie.
Tak, ale pamiętajmy, że w latach dwudziestolecia, gdy ruchy narodowe były silne, wiedziano, że najlepszą odtrutką na to wszystko jest satyra, dowcip i żart. Wtedy ukazywało się sporo tekstów wyśmiewających ideały narodowe. Dziś nad śmiechem przeważa jednak lęk.

Co nam zostało z dwudziestolecia międzywojennego? Nazwisko Piłsudski i światopogląd endecki.

Jak wyśmiewano narodowców?
Na przykład Tadeusz Hollender, znany wówczas satyryk, później bohater konspiracji w czasie okupacji, napisał piosenkę “Narodowcy”:

Ulicami idą chłopcy
i śpiewają bycze pieśni,
żeby Polskę wszyscy obcy
opuścili jak najwcześniej.
Idą, idą szeregami
i tak piszą na parkanach:
Precz z komuną! Precz z Żydami!
– cała Polska zapisana.
Wali marszu tupot, stukot,
aż tu serce chce wyskoczyć.
Temu szybkę bombką stłuką
tego pięścią między oczy.
Oni polscy bohaterzy,
Politycy, świetni mówcy,
Kwiat młodzieży w ONRze
Piękni chłopcy, dziarscy chłopcy,
Dzielni chłopcy faszystowscy!

To z żydowską walczą hydrą,
Narodowych chłopców szyki.
Jak Żyd zbroi to mu wydrą
podłe ślepia scyzorykiem!
Każdy z nich ojczyzny broni,
toteż patrzeć na nich miło.
Pewnie gdyby dziś nie oni,
już by Polski tej nie było.
Przed komuny wrażą tonią,
Oni dzierżą straż nad Wisłą,
Oni jedno dzisiaj bronią
I rolnictwa i przemysłu!

Oni polscy bohaterzy…

Oni kupców katolików
podtrzymują dzielnie sami.
Oni nawet robotników
bronią przed robotnikami!
Dzięki nim dziś Polska idzie
pełnić misję swą na zachód.
Im bogaci nawet Żydzi
pomagają dziś ze strachu.
Z pomocą boską i niemiecką
oni górą będą wszędzie!
Jak dorośniesz moje dziecko
Narodowcem takim będziesz!

Oni polscy bohaterzy…

Narodowcy! Narodowcy!
Piękni chłopcy! Faszystowscy!

Tak to właśnie wyglądało. Inny znowu satyryk, bardzo lewicowy, Leon Pasternak, pisał o młodych faszystach, którzy mieli „rynsztunek aż po zęby”: „Gdy walić masz, to wal, lecz prosto między oczy, niech kości miażdży stal, aż wróg twój krwią się zbroczy, na resztę, brachu, pluj, na bój, na bój, na bój”…

Czy ta satyra, dziś jednak bardzo zapomniana, była skuteczna?
Myślę, że była skuteczna, ponieważ nie należało do specjalnych honorów i zaszczytów należeć do ugrupowań faszystowskich. Pamiętajmy, że marsze faszystów były wówczas dosyć tłumne, ale marsze przeciwko nim były znacznie bardziej okazałe.

Faszyści walczyli o getta ławkowe, a równocześnie wielu polskich studentów i profesorów solidaryzowało się z prześladowanymi Żydami. Na przykład profesor Tadeusz Kotarbiński siadał z tymi, których getto ławkowe obejmowało.

Ludzie wierzyli w siłę postawy obywatelskiej?
Z pewnością bardzo wielu ludzi było aktywnych pod tym względem. Spójrzmy na to, co działo się na uniwersytetach. Faszyści walczyli o getta ławkowe, a równocześnie wielu polskich studentów i profesorów solidaryzowało się z prześladowanymi Żydami. Na przykład profesor Tadeusz Kotarbiński siadał z tymi, których getto ławkowe obejmowało. Były to ładne przykłady na to, jak naprawdę ludzie myślą i o co im naprawdę chodzi. To było bardzo ważne.

Ale jednak narodowcy byli głośni, mieli swoje media.
Tak, mieli dużo gazet, które zresztą bardzo przypominały te współczesne. Panoszyły się w nich różne straszliwe sformułowania. Przede wszystkim jednak należy pamiętać, że oni sympatyzowali z Hitlerem i Mussolinim. Nawet powiadano, że ambasada włoska finansowo wspierała ruchy narodowe. Wtedy wyglądało to ostrzej niż dzisiaj. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że na przykład atak na pierwszomajowy pochód Bundu doprowadził do ofiar śmiertelnych, a we Lwowie na uniwersytecie zamordowano trzech studentów. Patrząc na to, co dziś w Polsce dopiero się rozwija, musimy zdawać sobie sprawę, do czego to może prowadzić.

Pewne hasła są wspólne. Podobnie jak poczucie różnic społecznych. Demony narodowe są budzone przez świadomość młodego pokolenia, że nie będzie mu łatwo. Że lepsze posady są rozdzielone, nie jest lekko zrobić karierę, przebić się, znaleźć pracę. To jest zachęca to radykalizacji i odrodzenia ruchów narodowych.

Ku gorszemu?
Nie można tego wykluczyć. Pamiętajmy, że przed wojną obok ONR-u istniała Falanga, czyli jeszcze bardziej radykalne ugrupowanie Bolesława Piaseckiego. Falangiści doprowadzali do starć, pogromów, mordowania, bicia na ulicy ludzi, którym nie odpowiadały ich poglądy. Nie można zapominać, że mieli poważne wsparcie Kościoła. Przemilczane jest dziś słynne ślubowanie młodzieży narodowej w 1936 roku w Częstochowie. Na szczęście tak się złożyło, że jeden z najwybitniejszych polskich dziennikarzy tamtych, ale i późniejszych czasów, Ksawery Pruszyński, zainteresował się tym. Pojechał do Częstochowy i opisał, jak to wyglądało. W swoim tekście pisał tak:

(…) Mieczyki Chrobrego błyszczą w klapach.

– Niech żyje Obóz Narodowy!
– Niech żyje. Niech żyje.

To jeszcze nie jest entuzjazm tłumów. Jest zresztą piąta rano. To ci z tej młodzieży którzy jedni przybyli tu zorganizowani i karni. Odpowiadają im tylko inni zorganizowani. Oddział kroczących przecina niegęsty tłum krótkim mieczem swego przejścia. Nieco rąk podnosi się po faszystowsku. Kilkanaście kroków dalej znowu to samo. Za tymi co przeszli idzie nowa kolumna mieczyków.

– Niech żyje Obóz Narodowy!

Znowu to samo. I znowu tak samo i to samo:
– Niech żyje. Niech żyje.

Trzy, cztery, pięć razy to samo. Aż naraz z jakiegoś boku wydziera się niezareżyserowany jeszcze, krzykliwy, suchotniczy głos:
– Niech żyje Polska narodowa, precz z Żydami!

Ale teraz masy są już rozgrzane, rozhuśtane. Wznosi się z wielu, ze wszystkich stron, spływające w jedno:
– Preeeecz!!!…

Teraz 11 listopada mieliśmy bardzo podobne hasła, jak choćby „Raz sierpem, raz młotem żydowską hołotę” czy słynne już „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. Ale były i takie, które dotyczyły uchodźców: „Płaczą Niemcy, płacze Francja, oto czym jest tolerancja”. To jest zachęta do tego, by Polska była krajem z zamkniętymi, okratowanymi drzwiami, do którego nikogo się nie wpuszcza, by nikt nie mógł się zasymilować i być owym mitycznym prawdziwym Polakiem.

Ta prawicowa, narodowa, populistyczna radykalizacja wraca cyklicznie. Dziś jednak dotyczy nie tylko Polski. Przyczyny wszędzie są te same?
Pewne hasła są wspólne. Podobnie jak poczucie różnic społecznych. Demony narodowe są budzone przez świadomość młodego pokolenia, że nie będzie mu łatwo. Że lepsze posady są rozdzielone, nie jest lekko zrobić karierę, przebić się, znaleźć pracę. To jest zachęca to radykalizacji i odrodzenia ruchów narodowych. One deklarują, że będzie wspaniale, pozbędziemy się Żydów i komunistów, wtedy będziemy rządzić. A ponieważ świadomość historyczna jest w społeczeństwie dosyć marna, można łapać do takich pułapek młodych ludzi, którzy chcą żyć, zarabiać, mieć mieszkania. Stąd się bierze zwrot w kierunku prawicy, bardzo wyraźny, zaznaczający się już nie tylko w Polsce, ale też w Europie i Stanach Zjednoczonych.

Inteligenci nie są pałkarzami. Inteligent nie posługuje się żyletką i pałką, a ta ostatnia była ulubioną bronią przedwojennych narodowców. A dziś jako symbol wraca mieczyk Chrobrego, ta ręka z podniesionym mieczem. On jest przeciw komuś.

A co z rolą inteligencji? Przecież satyra – a od tego zaczęliśmy – to jej domena. To artyści, ludzie kultury, te znienawidzone elity są od tego, by symbolizować i nazywać sprawy po imieniu. Niedawno w wiadomo.co nasz publicysta Marcin Wojciechowski pisał o lenistwie, pięknoduchostwie, wydelikaceniu inteligencji.
Bo inteligenci nie są pałkarzami. Inteligent nie posługuje się żyletką i pałką, a ta ostatnia była ulubioną bronią przedwojennych narodowców. A dziś jako symbol wraca mieczyk Chrobrego, ta ręka z podniesionym mieczem. On jest przeciw komuś. Inteligencja czuje się w jakimś sensie zagrożona. Dziś trudno być inteligentem o lewicowych czy liberalnych przekonaniach, gdy ma się kontakt z ludźmi, którzy nawrócili się na prawicowość i uważają, że to będzie szczęście i zbawienie dla Polski. A wiadomo, jak te „dobre zmiany” wyglądają.

Ta świadomość i historia nie uczą hardości?
W jakimś stopniu pewnie tak, ale pamiętajmy, że inteligenci zawsze byli ofiarami prawicowych aktów przemocy. Przed wojną stosunkowo często zdarzały się napaści na inteligentów, którzy się przeciwstawiali ruchom narodowym. Nie pamięta się na przykład tego, że znany satyryk Jerzy Paczkowski został pobity na ulicy…

Autor Między innymi „Refleksji patrioty”:

Są dwa poważne powody,
Dla których Polska mi zbrzydła:
Za dużo święconej wody,
Za mało zwykłego mydła.

Tak. I właśnie wtedy, po tym pobiciu, przy protekcji swojego przyjaciela Jana Lechonia, zdecydował się na wyjazd do Francji. Pamiętajmy o głośnym napadzie na Antoniego Słonimskiego za słynny wiersz „Dwie ojczyzny”, gdzie pisał, że ci narodowcy nie bardzo mają pojęcie o prawdziwej ojczyźnie. Przyszedł do kawiarni i został zaatakowany przez faceta, który później okazał się kolaborantem hitlerowskim. Takich wypadków było znacznie więcej, zwłaszcza na terenie uniwersytetów. Inteligenci byli zawsze w stanie zagrożenia. Nie potrafili sięgnąć po tak drastyczne środki i sposoby walki, jak inni. Dlatego być inteligentem nigdy nie było wesoło.

Są ludzie, którzy uważają, że twórczość literacka czy satyryczna może być formą przylizania się władzy. Zamiast działalności krytycznej preferują lizusostwo, sądząc, że zostanie to hojnie wynagrodzone.

A jak pan ocenia przeobrażenia osób, które przy władzy Prawa i Sprawiedliwości kwitną, choć bywało, że wcześniej krytykowali pomysły tej partii? Działacze partyjni, dziennikarze, satyrycy. Zwykły oportunizm?
Są ludzie, którzy uważają, że twórczość literacka czy satyryczna może być formą przylizania się władzy. Zamiast działalności krytycznej preferują lizusostwo, sądząc, że zostanie to hojnie wynagrodzone. Poglądy takich ludzi, jeśli obserwować je na przestrzeni lat, były różne. Kiedyś zachwycali się Wałęsą, a dziś wygrażają mu od Bolków. Pisali peany na jego cześć, a dziś wypisują najgorsze rzeczy, jakie są w ogóle możliwe. Kiedyś bohater, a dziś wróg, skazany na zagładę. Cóż, jak się nie wie, dokąd iść, to każda droga tam prowadzi. Wiele jest takich przykładów.

Jan Pietrzak? Pan był w pewnym okresie jednym z filarów jego Kabaretu pod Egidą, pisał pan skecze, występował na scenie…
Tak, występowałem tam, ale nie chcę na temat Pietrzaka mówić. Pewnych rzeczy nie rozumiem. Nie jestem w stanie ogarnąć tej ewolucji i przemiany. Za dużo na ten temat wiem, za dużo widziałem, zbyt wielu rzeczy byłem świadkiem. Ciężko mi jest zrozumieć, że po tym wszystkim można się tak całkowicie zmienić. Świadczy to o niebywałej elastyczności kręgosłupa.

Jeśli się śledzi przemiany ludzkie, to widzi się, że tak było zawsze. To jest swoisty pęd do tego, by być na świeczniku, ale ponieważ ciągle ten świecznik zapala ktoś inny, trzeba się do tego dostosowywać.

A może to jest normalne w perspektywie historycznej? Może koniunkturalizm to norma, która dotyczy każdych czasów?
Och, tak! Przed wojną tak było, ale po wojnie tym bardziej. Przecież znalazło się wielu ludzi, którzy nagle zaczęli sympatyzować z komunizmem. To się zaczęło w Lublinie już w czasie wojny, gdzie wielu ludzi przyłączyło się do tego ruchu, zajęło jakieś stanowiska w redakcjach, zaczęło zwalczać tych, których dotychczas popierali. Dobrym przykładem jest Stanisław Mikołajczyk. Jeśli się śledzi przemiany ludzkie, to widzi się, że tak było zawsze. To jest swoisty pęd do tego, by być na świeczniku, ale ponieważ ciągle ten świecznik zapala ktoś inny, trzeba się do tego dostosowywać. Jako mechanizm to mnie nie zaskakuje, ale w przypadku pewnych ludzi, których dobrze znałem, to oczywiście dziwi. Jednak zapewne oni są tak samo zdziwieni, że inni nie przyłączają się do nich.

Może to ułatwia życie?
Cóż, jeśli ktoś ma tak zdecydowane poewolucyjne poglądy, to zapewne łatwiej jest pisać. Wiadomo wówczas, w kogo uderzyć, kogo pochwalić, kogo pogłaskać i kogo uważać za ideał. I nie widzieć własnej śmieszności.

Dziś mamy prorządowych dziennikarzy, byłych pracowników Trybunału Konstytucyjnego, nagle nawróconych urzędników. A czy satyra może być prorządowa?
Oczywiście, choć prorządowość prorządowości nierówna. Nie zawsze oznacza koniunkturalizm. Przed wojną przecież w znacznym procencie satyra była związana z władzą, bo kierowała się przeciwko endekom, Piaseckiemu, narodowcom. Dla satyryków zresztą było to dość wygodne, ponieważ mieli kontakty rządowe, dzięki czemu załatwiali sobie apanaże. Ale jeśli uważali, że jest już bardzo źle, starali się emigrować. Woleli nie ryzykować. Dziś wielu woli jednak zmienić poglądy tak, by było przyjemnie, miło i wygodnie.

Nagle okazało się, że taki ktoś jak Kaczyński staje się wielkim bohaterem ruchów konspiracyjnych, chociaż wiemy, że to jest nieprawda, bo był postacią z dalszego planu i nawet nie był internowany.

Gdyby narodowcy doszli do władzy, też znaleźliby się tacy nawróceni?
A czemu nie? Przecież oni chcą dojść do głosu. I robią to hucznie. Lubią manifestacje i zgromadzenia, dzięki czemu zyskują nowych zwolenników, którzy choćby z zaciekawienia biorą w tym udział. Warto wspomnieć słynne spotkanie sympatyków ruchów narodowych Piaseckiego w Cyrku Braci Staniewskich w latach 30. Wielka manifestacja poparcia dla faszyzmu w Polsce. Wprawdzie, jak twierdzą fachowcy, nie udało się zapełnić całej przestrzeni tego cyrku, ale i tak wielu zaciekawionych ludzi przyszło. Dziś też przychodzą na manifestacje, przyjeżdżają z innych miast i nie wiedzą, że to będzie procentowało.

Czy dla pana jest zagadką Jarosław Kaczyński? To on dziś rządzi niepodzielnie, choć przecież pojawiają się doniesienia o przychylności PiS wobec ruchów narodowych.
Zagadką nie jest, choć dziwi mnie, że udało mu się dorobić do swojej biografii tak silną legendę. Człowiek, który nie był w pierwszym szeregu, nie był najważniejszą postacią, nagle wykazał zdolności przywódcze, zgromadził wokół siebie sztab ludzi, którzy w niego wierzą, i przejął z nimi władzę. Nagle okazało się, że taki ktoś staje się wielkim bohaterem ruchów konspiracyjnych, chociaż wiemy, że to jest nieprawda, bo był postacią z dalszego planu i nawet nie był internowany. A gorliwość, z jaką Kaczyńscy służyli Wałęsie, przywołuje anonimowy dwuwiersz z lat 90.: „Nie matura, lecz bliźnięta zrobią z ciebie prezydenta”. Później się od prezydenta odwrócili, uznając, że sami znakomicie nadają się do sprawowania władzy.

Silna pozycja Antoniego Macierewicza, który jest swoistym wychowawcą młodzieży patriotycznej, pokazuje, do czego to zmierza. Chyba że opozycja w porę zrozumie, że naprawdę jest dziś o co walczyć. Może nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Marzenie Jarosława Kaczyńskiego o władzy niepodzielnej, z którego zwierzał się kiedyś Teresie Torańskiej, spełnił się.
Tak. A silna pozycja Antoniego Macierewicza, który jest swoistym wychowawcą młodzieży patriotycznej, pokazuje, do czego to zmierza. Jednym z haseł przedwojennych narodowców było „umundurowanie dusz”. Czym innym, jak nie umundurowaniem dusz są lekcje wychowania obywatelskiego czy obrona terytorialna? Udało się przekonać, że to jest niebywale ważne i potrzebne, bo wróg czai się wszędzie, a zewsząd czyha zagrożenie. I znów mamy być potęgą i mocarstwem od morza od morza, choć wiadomo, że to są tylko hasła i mrzonki.

Czyli: wszystko już było, historia nie jest nauczycielką życia, a wylany przez Tuwima czy Słonimskiego atrament okazał się atramentem sympatycznym…
Wszystko zaczyna się od nowa. Ludzie traktują to niczym wielką, wspaniałą przygodę. Znowu manifestacje, krzyki, sztandary, znowu lekcje patriotyzmu dla sześciolatków, dla których wzorcem nie będzie już Korczak. Znowu agresja i uderzanie pięścią nie tyle w stół, ile w twarz wroga. Tak to będzie wyglądało. Chyba że opozycja w porę zrozumie, że naprawdę jest dziś o co walczyć. Może nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

wiadomo-co

wiadomo.co