Ryszard Petru zapewnia, że Nowoczesna jest gotowa na długi marsz po władzę.
Ryszard Petru zapewnia, że Nowoczesna jest gotowa na długi marsz po władzę. Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta

Ryszard Petru obwołał się „liderem opozycji” i ujawnił, że ustawiła się do niego kolejka polityków PO. Na razie jednak ma tylko 29 posłów, a o transferach cicho. Jak zamierza dotrwać do wyborów, które są za 3,5 roku? – Mamy masę inicjatyw. Ważne jest to, żeby pokazać inną wizję, żeby pokazać alternatywę wobec Kaczyńskiego – mówi lider Nowoczesnej w obszernym wywiadzie dla naTemat.

Jak noga? Sezon rowerowy się zaczyna…

Ryszard Petru: Dobrze. Po takiej kontuzji całkiem szybko można wrócić na rower. Zresztą już jeżdżę na rowerku stacjonarnym w ramach rehabilitacji.

W sumie teraz jazda na rowerze to deklaracja polityczna.

Jeździłem od zawsze, jeszcze przed słynnym wywiadem ministra Waszczykowskiego.

Będą jakieś rajdy rowerowe pod egidą Nowoczesnej? Posłowie Kukiz ‘15 poszli kiedyś razem na strzelnicę. Macie w klubie Nowoczesnej swój sport? Coś, przy czym się integrujecie?

Pewnie tak, w przyszłości. Na razie promujemy spacery, a dokładniej marsze, najbliższy już 12 marca.

Rozumiem, że pan się hejterami niezbyt przejmuje…

Jak pan wie ja ich nawet followuję na Twitterze. Ale są takie hejty, które przekraczają wszelkie granice. (Petru wstaje, podchodzi do biurka i sięga po telefon) “Petru do wora, wór do jeziora”. To już nie jest śmieszne, choć w Polsce niektórzy z takich rzeczy się śmieją. W Europie Zachodniej to nie do pomyślenia. A u nas bardzo trudno jest pociągnąć kogoś do odpowiedzialności za takie wpisy.

Widać, skąd są moi hejterzy: mają symbol partii w tle, prezydenta Dudę albo herb Legii. I oni wszyscy piszą to samo, zawsze reagują na moje uderzenie w jakiś błąd rządu. I zawsze piszą nie na temat.

Ja musiałem zabronić czytać rodzinie komentarze pod tekstami. Pan swojej rodzinie też zabronił?

Nie czytają. Tego jest tak dużo, że nie da się czytać. To w dużej części jest kreowane. Ale na ulicy hejtu nie ma.

Dlatego trzyma pan swoją rodzinę w cieniu? Pana żonę widziałem chyba tylko na wieczorze wyborczym.

I tak pozostanie. Polska polityka jest bardzo brudna. Nie jesteśmy jeszcze na tym etapie, żeby włączać do walki wyborczej rodziny polityków.

Rozważał pan kiedyś, żeby mówić wolniej?

Ale ja potrafię mówić wolniej (Petru zaczyna mówić wolno), tylko nie mam na to czasu.

Z tego pana szybkiego mówienia wychodzą nieporozumienia. Kilka dni temu Monika Olejnik nie zrozumiała pana wypowiedzi i uznała, że nie zna pan genezy hasła “My, Naród”.

Nie wiem, jak można to było tak zrozumieć?! Sądzi pan, że za szybko mówię, że to był powód?

Nie wiem, być może.

Chodziło mi o to, że KOD zwołał demonstrację pod tym hasłem jeszcze przed atakiem na Wałęsę. Akurat tak się złożyło, że PiS na szczęście – politycznie – zrobiło to, co zrobiło i to hasło zyskało nowe znaczenie. No nie ma sensu tego drążyć. Monika Olejnik tego nie zrozumiała i tyle.

Problemem nie jest szybkie mówienie, tylko skróty myślowe. To jest efekt wejścia do świata polityki. Jak pan wie wcześniej występowałem setki tysięcy razy – w Polsce i zagranicą. W biznesie słowo znaczy dużo więcej, trzeba być dużo bardziej precyzyjnym. I nie miałem problemów z tym, żeby być zrozumiałym.

A tu jest ten problem, że ludzie nie łapią pewnych skrótów myślowych. W polityce trzeba mówić bardziej łopatologicznie.

Uczy się pan tego?

Myślę o tym. Trzeba bardzo upraszczać język, mówić krótkimi zdaniami.

Co z tymi transferami z PO? Mówił pan, że ustawiają się w kolejce.

Co chwilę ktoś ze mną rozmawia, ale od rozmowy do transferu droga daleka. Po drugie ważne jest, żeby zachować integralność klubu. To trudne, bo nie każdy do tego pasuje. Ale nie spieszy mi się.

Jesteście przedostatnim klubem, jeśli chodzi o liczbę członków, a przecież do pracy parlamentarnej trzeba mieć zasoby. Ktoś musi pisać ustawy….

Ustawy pisze się również zewnętrznie. Poza tym nie zawsze ilość przekłada się na jakość. W poprzedniej kadencji SLD zaczęło chyba od 28 posłów, skończyło na bodajże 35 i nic im to nie dało. Nie zawsze liczą się szable, tylko spójność programu i poglądów.

Może nie widzę wszystkiego jako szef klubu, ale sytuacja, gdy tworzą się pod-kluby, nie jest dobra. Na pewno lepiej mieć 35 posłów niż 29. Poza tym naszą siłą jest świeżość, to, że nie nigdy nie byliśmy w żadnym rządzie, że nie byliśmy z nikim związani.

Ale zaczynacie tę świeżość tracić. Każda konferencja, każde starcie przedstawiciela Nowoczesnej z politykiem PiS to już nie budowanie rozpoznawalności, tylko zużywanie się.

To normalne i oczywiste i nie ma w tym nic złego. Ale nadal wyróżnia nas świeżość języka i świeżość idei. Sądzę, że zawsze będziemy mieli więcej świeżości niż stare partie, więc w ogóle się tym nie przejmuję. Jestem przekonany, że i tak nie wymieni pan nazwisk połowy moich posłów.

Nie.

No właśnie, więc poniekąd nadal jakiś efekt świeżości pozostaje. Początkowo brak rozpoznawalności polityków Nowoczesnej był naszą słabością, później atutem, a teraz jest to zupełnie neutralne. Mamy sporo osób nieznanych medialnie i wciąż duży potencjał do wykorzystania.Poza tym jest cała masa ciekawych ludzi w kraju.

I mogę panu zdradzić, że wkrótce członkiem zarządu partii zostanie rozpoznawalny Wadim Tyszkiewicz, który działał z nami, ale nie w ramach partii. Jest cała masa fajnych ludzi z biznesu, z nauki, z kultury, którzy chcą się włączyć, a nie są posłami. Bo partia to nie tylko klub parlamentarny.

Jednak teraz nie o świeżość czy jej brak chodzi, chcemy proponować alternatywę wobec PiS. W niedzielę 6 marca wygłoszę mowę, która pokaże, jaka ma być Polska po PiS, po Kaczyńskim.

Wie pan, że do wyborów jest 45 miesięcy?

Ludzie muszą wiedzieć, że jest alternatywa. Nam nie chodzi tylko o to, żeby zatrzymać zło, nie chodzi o to, żeby posprzątać po PiS – po tym trzeba będzie iść dalej. Dlatego pokażemy nowe rozwiązania, bo nikt nie chce wracać do “ciepłej wody w kranie”. Powrót do tego, co było pół roku temu nie jest wyjściem, prawda?

Pan mówi o wyborach za 45 miesięcy, a może wcześniej?

Gdzie są panowie z Nowoczesnej? W starciach medialnych widzę panie Lubnauer, Scheuring-Wielgus, Gasiuk-Pihowicz czy Schmidt.

Jerzy Meysztowicz ma najwięcej wystąpień. Praca posła polega głównie na aktywności w Sejmie, w komisjach. Do tego są jeszcze media, i jak rozumiem pan o to pyta.

Paradoks polega na tym, że w Polsce media nieczęsto pokazują to, co się dzieje w parlamencie. Uczestniczyłem w debacie o wieku emerytalnym, wychodzę z sali posiedzeń, a dziennikarze pytają mnie o usuwanie flag z Kancelarii Premiera czy o coś w tym stylu. Faceci są, ale można powiedzieć, że „ugrzęźli” w codziennej, wręcz wyrobniczej pracy parlamentarnej, średnio “medialnej”. Ale przyjdzie czas na to, że wszyscy docenią ich trud.

To też znak, że praca w opozycji jest mozolna i często nie daje szybkich efektów.

To prawda, ale to wszystko jest obliczone na długoterminowy cel. Ale w rządzie jest trudniej.

Spodziewał się pan tego, że pracujecie, przedstawiacie projekty, robicie konsultacje społeczne, wysłuchania publiczne, konferencje, a to nie przebija się do mediów?

Po prostu tak jest.

No nie, mieliście miesiąc miodowy.

Ale nic z tych rzeczy, o których pan mówi, się nie przebiło. Robiliśmy konsultacje społeczne, ale nikt o tym nie mówił. Ale taka jest rzeczywistość, nie mogę się na to obrażać. W długim okresie ludzie będą patrzyć na całokształt pracy partii.

Czuje pan, że skończył się miesiąc miodowy? Że już nie macie taryfy ulgowej? Za projekt ustawy o związkach zawodowych krytykowały was nie tylko prawicowe media, ale też tzw. mainstream.

Tłumaczę kolejny raz – ten projekt nie ma błędów prawnych! Sąd Najwyższy po prostu chciał, żeby ten projekt był szerszy niż my zaproponowaliśmy. Oczekiwali wdrożenia wyroku Trybunału Konstytucyjnego, a to przecież zadanie rządu, nie opozycji. To szokujące, że nikt takich rzeczy nie czyta i nie chce zrozumieć.

Może po prostu nie umieliście przekonać ludzi, że wasz projekt ustawy był okej, a krytyka Sądu Najwyższego na wyrost?

Była debata w Sejmie, nikt nie zgłaszał zastrzeżeń. A później ludzie zaczęli krytykować to, czego nawet nie przeczytali.

Co z waszymi młodymi wyborcami? Wasze badania pokazują, że jest ich mniej.

Rzeczywiście, ale wierzę, że będzie ich przybywało. Oni potrzebują alternatywy dla PiS.

Kiedyś młodych przyciągał Palikot.

To ja w taki wariant nie pójdę.

Prawica już ochrzciła pana nowym Palikotem.

Oni próbują mi to wmówić. Działają jak Putin, nazywają rzeczy innymi, niż są. Widzi pan jakieś podobieństwa?

Są różnice, on był antyklerykałem, pan ma dzieci w katolickiej szkole. Ale też podobieństwa, chociażby skłonność do wypowiedzi na wyrost.

Jakich?

Ma pan dowody na to, że jest podsłuchiwany?

Uważa pan, że to na wyrost?

Nie wiem, ale ma pan dowody? Pójdzie pan z tym do prokuratury?

Gdybym miał dowody, poszedłbym z tym do sądu. Ale to tajemnica poliszynela. W polityce jest powszechne przekonanie o podsłuchach. Niech pan zobaczy, jakie komórki mają politycy PO – same stare Nokie. A ja mam poczucie, że jestem podsłuchiwany. Uważa pan, że to na wyrost?

To stawianie zarzutów bez dowodów. A w Sejmie albo tu, w Biurze Krajowym przy Nowoczesnej nie ma podsłuchów?

Zakładam, że są.

A wypowiedź o atmosferze stanu wojennego?

No bo tak jest. Ludzie mają poczucie, że każda rozmowa telefoniczna może być wykorzystana przeciwko nim. Jaki pokazał jak to wygląda.

Jakie będą wasze kolejne inicjatywy ustawodawcze?

Nie mogę powiedzieć, bo inni nam je ukradną. Ale mamy cały duży pipeline. No widzi pan…. (śmiech) W sensie jest wiele projektów, nad którymi pracujemy. Koordynuje to Joanna Schmidt. Przygotowujemy duży pakiet gospodarczy, ale nie chcę o tym mówić, zanim ten pakiet nie powstanie w całości i nie będzie dopracowany w każdym calu.

Będzie pan o nich mówił w swoim przemówieniu 6 marca?

Będę wskazywał na kierunek, priorytety.. Chcę pokazać jakie mamy dylematy, gdzie Polska dzisiaj stoi, jakie są wyzwania. Że nie wystarczy tylko posprzątać po PiS, ale są przed nami konkretne wyzwania w obszarze gospodarki, instytucji, przez zdrowie, edukację bezpieczeństwa, aż po politykę zagraniczną.

Trzeba pokazać, że Polacy mają dzisiaj inne dylematy niż w latach 90. Wielokrotnie o tym pisałem. Jest wiele rozwiązań, które możemy łatwo przyswoić. Na przykład system szkolnictwa zawodowego z Niemiec. Albo dobre rozwiązania ze Skandynawii w sprawie łączenia pracy i wychowania dzieci przez kobiety. Albo ciekawe rozwiązania holenderskie, jeśli chodzi o ochronę zdrowia.

Ale nie będę wchodził w szczegóły. Trzeba wyznaczyć kierunek, w którym powinniśmy iść.

To będzie propozycja na cztery lata po wyborach? Na dekadę? Na ćwierć wieku?

To zarówno określenie rzeczy, które trzeba zrobić tuż po wyborach i odsunięciu PiS od władzy, ale też obraz tego, jak nasz kraj ma docelowo wyglądać. Dzisiaj u nas myśli się o tym, żeby naszym dzieciom żyło się lepiej, niż nam.

Z kolei na Zachodzie myśli się o tym, żeby dzieciom nie żyło się gorzej, niż ich rodzicom, bo mają świadomość demografii i innych ograniczeń. Popularne jest tam hasło “generation no future”. Chciałbym, żebyśmy doszli do takiego poziomu, żeby Polacy mieli takie dylematy. Ale najpierw trzeba zrobić ten 20-letni skok. I to inaczej, niż chce Mateusz Morawiecki.

Nie wygra pan wyborów mówiąc “Drodzy Polacy, zrobię tak, że będziecie się zastanawiać, czy wasze dzieci nie będą miały gorzej, niż wy”.

No i znowu te moje skróty myślowe.. Trzeba dojść do takiego poziomu, jaki mają w Europie Zachodniej. By zadowalał nas taki poziom, jaki jest, by nie trzeba było robić już jakiegoś wielkiego skoku, bo jesteśmy spełnieni. Czy teraz to jest jasne?

Tak. A jest w planie Morawieckiego coś, co wam pasuje?

Tak, ale to są punkty.

Widzi pan możliwość współpracy z premierem Morawieckim? Obaj jesteście z Wrocławia, pewnie się znacie.

Możliwość widzę, ale nie widzę chęci. Napisałem do niego list z prośbą o spotkanie, ale otrzymałem raczej wymijającą odpowiedź. Widać, że to nie jest samodzielny minister. Generalnie obserwuję, że rząd PiS nie chce rozmawiać, bo prosiliśmy też o spotkanie z ministrem Błaszczakiem, mógł przyjść na klub i spróbować nas przekonać do swoich racji. Może trudniej byłoby nam głosować za jego odwołaniem.

Teraz będziecie chcieli porozmawiać z ministrem Waszczykowskim?

Skoro oni wszyscy odmawiają to raczej nie będę już prosił. Ile można pisać? Oni nie chcą rozmawiać.

Czyli poprzecie wniosek o jego odwołanie?

Może sami wystąpimy z takim wnioskiem. Jedyną rzecz, którą zrobił sensownie, to prośba o opinię Komisji Weneckiej. Jarosław Kaczyński myśli odwrotnie, że to błąd. Ale wnioski mamy takie same – trzeba ministra Waszczykowskiego odwołać. Oczywiście nasz wniosek i tak zostanie odrzucony, więc składanie ich ma tylko znaczenie polityczne.

Nowoczesna wykorzystała falę spowodowaną atakiem PiS na Trybunał Konstytucyjny. Co dalej? Jest następna?

Nie patrzyłem na to jak na falę. Po prostu był zamach na Trybunał i trzeba było reagować. Teraz 12 marca o godzinie 12 robimy marsz, na który zaprosiłem KOD i przedstawicieli innych partii i będziemy się domagać wykonania wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zapadnie w przyszłym tygodniu.

Do wyborów jest 3,5 roku, mamy masę inicjatyw. Ważne jest to, żeby pokazać inną wizję, żeby pokazać alternatywę wobec Kaczyńskiego.

Te pierwsze 100 dni to był szok, okres ponadprzeciętnego zainteresowania Polaków polityką. Dzięki temu dotarliście do ludzi, którzy normalnie by o was nie usłyszeli. To już nie wróci. Ma pan pomysł na coś, co pozwoli wam znowu dotrzeć do szerokiej grupy wyborców?

Mam nadzieję, że to już nie wróci, bo to nie jest normalne, żeby Polacy wstawali i z drżeniem serca, co tu w nocy prezes Kaczyński i jego ekipa nawyprawiali. Mam serię pomysłów, nie będę ich zdradzał. Niedługo ruszę w Polskę, to będzie ważna formuła.

Reaktywacja R-Busa?

Nie, autobus jest potrzebny w kampanii, jak się codziennie jeździ z miasta do miasta. Ale mamy całą masę pomysłów, jednym z nich jest objazd po Polsce i otwarte spotkania. Duże spotkania.

Ile osób przyjdzie na wiec 12 marca?

Nie wiem. Ale liczy się to, żeby wywierać presję na PiS.

Przecież ten temat już wygasł.

Jak to? Niedługo Trybunał wyda wyrok, a PiS go nie wykona i będziemy mieli otwarty kryzys konstytucyjny. Pana to nie emocjonuje? Trzeba wywierać presję na PiS, na Kaczyńskiego.

Ale pan myśli, że Kaczyński się ugnie pod protestami “komunistów i złodziei”?

Tak. Proszę też nie zapominać o rowerzystach, wegetarianach, posiadaczach futer i miłośnikach “starbunia”. To już się robi całkiem spory tłum.

No ale nie po jednym marszu. Będą kolejne?

Zobaczymy, jak zareaguje. Ale po wyroku TK i opinii Komisji Weneckiej już wszystko będzie jasne, wszystkie kwity będą na stole. To będzie już ewidentne łamanie konstytucji przez PiS i prezydenta. A nasz wiec to takie swoiste pogotowie strajkowe.

Majdan w Warszawie?

Majdan się kojarzy z krwią.

Okej, miasteczko namiotowe przed Sejmem?

To tylko forma. Na razie skupiamy się na 12 marca. Zaprosiłem liderów partyjnych, chyba będzie też pozytywna odpowiedź KOD. Trzeba się zjednoczyć w słusznej sprawie. Jednak to będzie bardziej polityczne w tym sensie, że będziemy się już domagać realizacji konkretnych postulatów. I zobaczy pan, że w końcu Kaczyński się złamie.