W słownej wojnie, jaką beniaminkowie PiS-u, dziennikarze “niepokorni”, prowadzą z “mainstreamem” (który co prawda wszystkie polityczne pozycje w Polsce stracił, no ale musi być “mainstreamem”, by niepokorni mogli czuć się wiecznymi ofiarami), padło mnóstwo słów łajdackich, insynuacji, epitetów i kłamstw. Druga strona, choć dalece bardziej umiarkowana, też popełniała grzechy w tej wojnie na słowa, co piszę ze znajomością tematu, bom sam nie bez winy. Jednej granicy wszakże nie przekroczono. Jedno pozostało niepodważalnym tabu. Nikt nikomu nie życzył śmierci.

Do dzisiaj.

Portal wPolityce (ten m.in. Braci Karnowskich i Piotra Zaremby, utrzymywany przez SKOK). Tekst pod tytułem „Dla kogo piszemy?”. Rodzaj manifestu na temat tego, do kogo adresowane są teksty autorów portalu i tygodnika W Sieci. Autor pisze też o „drugiej stronie”: „Na drugą stronę nasze argumenty i chociażby najbardziej wysublimowane teksty docierają z rzadka. Najczęściej jako komentarze – pomyje Michnika, który w końcu nareszcie umrze…”.

Nie, nie pomylili się Państwo. Tak jest tam napisane o Adamie Michniku: „który w końcu nareszcie umrze”.

A że nie jest to nie błąd, świadczą dalsze słowa tego samego zdania o Michniku: „Limit zła wypełnił po brzegi – zadanie skończone, można się Lucyferowi meldować”.

http://wpolityce.pl/media/309041-dla-kogo-piszemy-dla-siebie-do-siebie-i-niewielki-procent-spoza-naszej-druzyny-nas-czyta

I teraz tak: życzy Adamowi Michnikowi śmierci jakiś publicysta w portalu, ale może to tylko redakcja przez niedopatrzenie puściła tekst jakiegoś młodego, nieznanego gnojka, który chce na siebie zwrócić uwagę, przebijając wszystkich innych? No więc nie, nie młody i nie nieznany. Autorem tego wpisu jest Aleksander Nalaskowski, przedstawiany jako „Profesor pedagogiki, publicysta tygodnika „w Sieci”. Czyli to stały publicysta owego medium SKOK-ów, na dodatek profesor pedagogiki (UMK), który publicznie nie może się doczekać śmierci Michnika.

Ciekawe, prawda? Po pierwsze – profesor pedagogiki. Czego i jak może ów pedagog uczyć swoich studentów, jeśli nie może powstrzymać się przed miotaniem takimi złorzeczeniami? Po drugie, wydaje mi się , że ów Nalaskowski uczy w jakiejś szkole, a może nawet tę szkołę prowadzi – czy rodzice wiedzą na pewno, z kim ich dzieci obcują? Po trzecie: nie wiem nic o religijności Nalaskowskiego, ale portal w Polityce i tygodnik wSieci ociekają uduchowionym katolicyzmem. Czy chrześcijanin może tolerować na łamach prowadzonego przez siebie pisma lub pofrtalu życzenia śmierci dla innego człowieka?

Samego Aleksandra Nalaskowskiego raz w życiu spotkałem; było to w programie Jana Pospieszalskiego „Warto Rozmawiać” parę lat temu. Miałem z nim małe spięcie na wizji, bo w pewnym momencie Nalaskowski dość chamsko mi przerwał, na co zareagowałem spokojnie ale stanowczo; ku mojemu zdziwieniu Nalaskowski zaczął bardzo się kajać, a po programie podbiegł i mnie gorliwie przepraszał, co było żenujące i dla mnie kłopotliwe, bo spieszyłem się na wino z kolegami. Generalnie, zrobił na mnie wrażenie człowieka niezrównoważonego, niestabilnego zarówno ruchowo jak i słownie.

Ale te jego psychiczne przypadłości nie mają nic do tego, co zostało napisane i opublikowane (i już zostanie, bo w Internecie nic nie ginie). Oto z obozu niepokornych pada życzenie jak najrychlejszej śmierci dla intelektualnego przywódcy strony przeciwnej. Już nawet nieważne, że bohatera ruchu oporu za komuny, który wysiedział lata w więzieniu, gdy Nalaskowski nie dał się poznać jako orędownik demokracji, bo nie dał się poznać w ogóle. (A może to taki sam dawny komuch jak inni współpracownicy portalu wPolityce z tego pokolenia, np. Marek Król i Krystyna Grzybowska?). Nie ma to akurat tutaj żadnego znaczenia: liczy się tylko to, że owe medium przekroczyło kolejną, ostatnią już chyba granicę. (Co może być dalej? Życzenia tortur?) I tej hańby z siebie Karnowscy, Zaremba i cała reszta zespołu redakcyjnego wPolityce i wSieci łatwo nie zmyją.