Macierewicz, 01.07.2016

 

 

http://www.radiomaryja.pl/informacje/wystawienie-relikwii-cudu-eucharystycznego-w-legnicy/

Andrzej Duda, czyli absolutyzm nieoświecony

Własna odmowa zaprzysiężenia trzech prawidłowo wybranych przez Sejm sędziów Trybunału Konstytucyjnego powinna była zawstydzić Andrzeja Dudę. Przekroczenie uprawnień i złamanie konstytucji było w tym przypadku tak jawne, że doprawdy każde tłumaczenie się mogłoby tylko pogorszyć sprawę.

Można było mieć nadzieję, że na początek urzędowania Duda zrobi te wszystkie paskudne rzeczy, które kazał mu zrobić Kaczyński, ale potem się już uspokoi. Miał szansę na wybaczenie i uratowanie wizerunku „bezbarwnego i nieszkodliwego”. Niestety, Duda, pod presją przełożonego, lecz zapewne również z powodu diabelskich podszeptów swoich kumpli, którzy za sprawą jego długopisu chcieliby poczuć się demiurgami, powoli zmienia się w szafującego łaskami i niełaskami królika.

Jakie procesy mentalne musiały zajść w głowie Andrzeja Dudy i w głowach jego kancelistów, aby poważyć się na odrzucenie dziesięciu z trzynastu awansowych nominacji sędziowskich rekomendowanych przez Krajową Radę Sądownictwa? Sam nie wiem, czy więcej w tym arogancji czy ignorancji. Czy naprawdę prezydent nie rozumie, jaki jest sens art. 179 konstytucji, stanowiącego, że „sędziowie są powoływani przez Prezydenta Rzeczypospolitej na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa na czas nieoznaczony”? No, nie rozumie. Lech Kaczyński też nie rozumiał swojej roli jako urzędnika państwowego, sądząc, że każda jego prerogatywa i uprawnienie ma charakter dyskrecjonalny i woluntarystyczny, czyli, po naszemu, pozwala mu „robić, jak uważa”. To doprawdy żenujące, a przede wszystkim niebezpieczne.

W 2008 roku odbierałem w Pałacu Prezydenckim tytuł profesorki. W Polsce jest tradycja, że tytuł profesora ma rangę państwową i jest nadawany przez prezydenta. Żeby go uzyskać, trzeba przejść długą i złożoną procedurę akademicką. Na koniec kwitują ją premier i prezydent, w jednym, oczywistym celu – aby nadać tytułowi profesora większą rangę i prestiż.

Niestety, Kaczyński tego po prostu nie rozumiał. Podczas uroczystości wręczenia aktów nadania tytułów w pałacu prezydenckim Lech Kaczyński powtórzył, że żałuje, iż sam nie stanął nigdy po drugiej stronie (to znaczy nie został profesorem), dodając, że choć czasami ma wątpliwości co do pewnych kandydatur, to jednak jak dotąd nie odmawia swego podpisu. Kilka minut później dał mi niedwuznacznie do zrozumienia, że miał na myśli moją niegodną osobę. Zapewne z powodu artykułu „Teodemokracja Kaczyńskich”, który opublikowałem miesiąc wcześniej w „Gazecie Wyborczej”. Ludzie pukali się wtedy w głowę: czekasz na podpis Kaczyńskiego i atakujesz go w gazecie? A mnie się po prostu wtedy nie mieściło w głowie, że Kaczyński mógłby nadużyć władzy dla zemsty.

W czasach Dobrej Zmiany i prezydentury Andrzeja Dudy takiej pewności już bym nie miał. Mogę sobie bardzo łatwo wyobrazić Dudę niepodpisującego nominacji profesorskiej dla kogoś znanego z krytyki PiS i Kościoła. I pewnie nikt by nawet nie protestował. Po prostu – przyzwyczailiśmy się. Taki mamy klimat i już. A jednak protestować trzeba i trzeba tłumaczyć. Cierpliwie i wytrwale – może coś dotrze, coś się przebije przez grubą błonę samozadowolenia i wśliźnie pod kostium narcyza, wywołując refleksję.

A więc: Panowie, tak nie można! Prezydent samodzielnie decyduje o wielu spawach w sposób, jak to się w mówi w kręgach PiS, suwerenny. Poza tym jednak jest urzędnikiem państwowym i bardzo wiele jego czynności ma taki sam charakter jak czynności innych urzędników. A urzędnik wydaje decyzje na podstawie prawa i procedury, a nie swoich osobistych przekonań. Jeśli obywatelowi coś się należy i w odpowiedniej procedurze zostało to stwierdzone, to urzędnik ma obowiązek wydać decyzję pozytywną. Jego rolą jest tylko zweryfikowanie poprawności przeprowadzonej procedury.

Tak właśnie ma się sprawa z profesorami i sędziami w Kancelarii Prezydenta RP. Urzędnicy kancelarii sprawdzają, czy wszystko było jak należy, i przedstawiają prezydentowi do podpisu nominacje. Prezydent po prostu ma urzędniczy obowiązek je podpisać. I tyle. Nic mu do tego, kogo akademicy desygnują na profesora, a sędziowie na sędziego. W demokracji świat akademicki, a tym bardziej wymiar sprawiedliwości, są niezależne od władzy wykonawczej. W przeciwnym razie profesorami i sędziami mogliby zostawać tylko ci, którzy podobają się (lub przynajmniej nie przeszkadzają) władzy. A wtedy już po demokracji. Odrzucić nominację w obszarze, którego niezależność od władztwa politycznego należy do fundamentalnych zasad ustrojowych (a tak jest z niezależnością władzy sądowniczej i wolnością nauki) prezydent mógłby wyłącznie z powodów wad formalnych i prawnych w odpowiedniej procedurze.

Zadaję sobie pytanie, czy Andrzej Duda tego nie wie, czy tylko udaje? I co byłoby gorsze? Oczami wyobraźni widzę zatrudnionych przez Dudę w kancelarii „kolegów z podwórka”, którzy buszują w Googlach, sprawdzając, czy jeden z drugim sędzia przypadkiem nie skrzywdził któregoś z „naszych” i nie pachnie „lewactwem”. Gdyby jakieś znalezisko miało wskazywać, że jest z obozu wroga, to niedoczekanie! Albo po prostu ludzie posyłają donosy gdzie trzeba i zostają wysłuchani.

Jeśli tak to działa, to mamy Afrykę na Krakowskim Przedmieściu… Ale ja mam ciągle nadzieję, że opamiętanie jest jeszcze możliwe. Zachłyśnięcie władzą i niedojrzałość mogą prowadzić do arogancji i nadużyć. Ale na urzędzie przecież się dojrzewa. Oby jak najszybciej.

 

andrzejDuda1

andrzejDuda

hartman.blog.polityka.pl

Jad paraliżujący demokrację, czyli PiS-owski projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym

Jad paraliżujący demokrację, czyli PiS-owski projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym

PiS jeszcze maskuje się z wprowadzaniem swojego prawa, tj. woli prezesa. Do tej pory maskowali się w nocy w Sejmie, gdy kamery były wyłączone, opozycja ziewała, a suweren spał. Andrzej Duda podpisywał ustawy i nominacje nad białym ranem.

Projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym zamaskowany został Euro 2016. Robert Lewandowski strzelał pięknego gola Portugalczykom, zaś Krystyna Pawłowicz zachęcała Stanisława Piotrowicza, aby użył nagana w stosunku do posłanki Nowoczesnej Kamili Gasiuk-Pihowicz.

Projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym ma wszelkie znamiona stalinowskie. Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar uważa, że nie jest zły, lecz bardzo zły. Jest to oględne nazwanie. Eufemizm, bo Bodnar ma kindersztubę. Projekt pisowski o TK nie tyle paraliżuje, ile likwiduje sens trwania Trybunału Konstytucyjnego. Powietrze demokracji, jakim jest trójpodział władzy, nie ma swego najważniejszego elementu kontroli: płuc.
Czy demokracja może żyć bez powietrza, bez swej instytucji strażnika organizmu? Oto jad, który paraliżuje Trybunał Konstytucyjny, czyniąc go niewładnym, a w konsekwencji martwym:

1. Sprawy w TK mają być rozpatrywane w kolejności wpłynięcia wniosków. Zakwestionowala to już Komisja Wenecka.

2. Wracamy do skompromitowanego weta szlacheckiego, acz w TK zawetować może 4 sędziów (a jest ich 15 wg Konstytucji), aby sprawa została oddalona w czasie. Nawet ad calendas graecas.

3. Możliwe, że najważniejszy ze wszystkich paraliżów jest dwu-paraliż, z dwóch źródeł. Prezydent i prokurator generalny mogą ustalać, które rozprawy w TK mają mieć pełną obsadę sędziowską. Jest to arbitralność polityczna, a nie prawna ani ustrojowa.

4. Szefa TK z kandydatów wybranych przez zgromadzenie ogólne powołuje prezydent. Czyli: Kaczyński decyduje, kogo powoła Duda.

To są najsilniejsze składniki jadu, które są w projekcie pisowskim o TK, a który zostanie niewątpliwie przyjęty przez Sejm i podpisany przez Dudę. Takiego wstrzyknięcia trucizn nie przeżyje żaden organizm demokratyczny. Demokracja w Polsce nie będzie miała powietrza. Czy można będzie ją reanimować? Czy partia aplikująca taką dawkę śmiertelną odda władzę? – to jest najważniejsze pytanie.

Jeden z największych orędowników demokracji Adam Michnik, stan aktualnego paraliżu Polski określił w jednym zdaniu: – Jeśli zapytacie mnie, czy w Polsce jest demokracja, to powiem, że jeszcze tak. Ale z każdym dniem jest coraz bardziej zagrożona.

Demokraci o stanie demokracji mogą orzekać tylko wtedy, gdy ona jest, gdy może nią oddychać wolność. Jak jej zabraknie, wypowiadają się, używający paralizatora, Piotrowicze, Pawłowicze, Kaczyńscy.

Waldemar Mystkowski

jad

koduj24.pl

„Cwaniak i manipulator. Gardzi ludźmi” – poseł Tarczyński nie ma najlepszej prasy, nam mówi, kto jest temu winien

Dominik Tarczyński zapowiada, że przeprosi za swoje słowa prezydenta Lecha Wałęsę.
Dominik Tarczyński zapowiada, że przeprosi za swoje słowa prezydenta Lecha Wałęsę. Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta

Tarczyński pielgrzymował do Libanu, do grobu świętego Charbela, XIX-wiecznego pustelnika głoszącego czystość ciała, ducha i słowa. W życiu codziennym polityk jednak nie zawsze stosuje się do zasad ascezy, zdarza mu się grzeszyć pychą i ranić słowem, jest też grupa ludzi, którzy twierdzą, że oszukał ich finansowo.

Charbel głosił potrzebę czystości ciała, ducha i słowa. O czystość ciała europoseł Tarczyński zadbał w wannie z jacuzzi, wtedy też zrobił słynne już na całą Polskę zdjęcie. Oburzyło internautów, którzy uznali, że polityk bawi się na koszt podatników. Sam Tarczyński zapewniał, że za wizytę w SPA zapłacił 150 zł z własnych pieniędzy, ale to nie wystarczyło. W sieci porównywano słynne ośmiorniczki Sikorskiego ze stopą Tarczyńskiego, w obu przypadkach komentatorzy uznawali, że politycy przekroczyli pewne granice.

Nawet rzeczniczka PiS Beata Mazurek powiedziała, że czuje pewien niesmak wobec zaistniałej sytuacji. Politycy PiS wielokrotnie przekonywali, że są blisko ludu, więc kąpiel w ekskluzywnym jacuzzi z pięknym widokiem na panoramę Warszawy był – nomen omen – strzałem w stopę Dominika Tarczyńskiego.

– Każdy popełnia błędy. Widać, że prywatne życie to nie jest dobry motyw, którym politycy mogą się dzielić. Nawet jeśli robią to za swoje pieniądze. Widać, że my możemy mniej. To była lekcja pokory, i to taka, która się przyda w przyszłości – powiedział w rozmowie z naTemat Dominik Tarczyński.

Opisywaliśmy już jak poseł Tarczyński odbierany jest w swoim okręgu wyborczym –w województwie świętokrzyskim. – Kojarzę go z absurdalnymi interwencjami na pograniczu kabaretu, a nie z merytorycznymi – mówił nam wtedy radny z Kielc Marcin Chłodnicki. Na przykład chciał ścigać internautów za prześmiewcze memy.

Teraz poseł Tarczyński znów zabłysnął w sieci. Tym razem oburzył nie tylko opinię publiczną, zwłaszcza tę „gorszego sortu”, ale nawet polityków z własnej partii. Dominik Tarczyński w chamski sposób na Twitterze nazwał Lecha Wałęsę. Gdy były prezydent zapowiadał wyrwanie PiS z korzeniami i odciągnięcie tej formacji od władzy, Tarczyński nazwał go bydlakiem i wyzwał na solo.

Cham Tarczyński kontra polska legenda Wałęsa. Czyli człowiek z Pisuaru kontra człowiek z żelaza.I taki bydlak jest opłacany z moich podatków

Tłumaczył się później z tego wpisu. Wyzwanie na solo miało być zaproszeniem do debaty jeden na jeden. Ze słowa „bydlak” nie rozliczył się do dziś. Finał tej sprawy dopiero pewnie nastąpi. Jak poinformował szef klubu PiS Ryszard Terlecki, skierowano tę sprawę do wewnętrznej klubowej komisji, Terlecki wyraził także nadzieję, że poseł zostanie przywołany do porządku. Nie potrafił przy tym stwierdzić, czy słowa Tarczyńskiego wynikały z jego nieodpowiedzialności, czy może były świadectwem chwilowego zaburzenia emocjonalnego czy umysłowego.

– Mój wpis o Wałęsie? Głupie to było, w ogóle bez sensu, głupie… Ja przeproszę prezydenta, bo to było niepotrzebne – mówi dziś o swoim wpisie Dominik Tarczyński.

DOMINIK TARCZYŃSKI

Ja przeproszę prezydenta, bo to było niepotrzebne, głupie i bez sensu.

Wyjaśnienia wymaga także sprawa portalu charyzmatycy.pl. Firma Dominika Tarczyńskiego do 2014 roku organizowała pielgrzymki. W sieci aż się roi od komentarzy, w których zdenerwowani internauci opisują, jak– ich zdaniem – zostali oszukani. „Ma facet tupet, oszukał 160 osób z naszej pielgrzymki i jeszcze ma czelność przysyłać mi kolejne reklamy organizowanych przez charyzmatycy.pl (czyli samego siebie) wyjazdy. Nie ma nawet minimum godności i za grosz poczucia wstydu”

Charyzmatycy.pl
O co chodzi? Firma charyzmatycy.pl organizowała pielgrzymki. Już tego nie robi, ostatnia odbyła się w 2014 roku. A klienci do dziś rozpamiętują, jak bardzo zostali oszukani. Skarżą się na złą organizację wyjazdów. „Większość czasu siedziało się w autokarze” – pisze pani Anna, jedna z uczestniczek, do których udało nam się dotrzeć. „Jechaliśmy ponad 700 km, a na miejscu nie wiem, czy byliśmy kwadrans. Wystarczyło czasu, żeby wysiąść, rozprostować kości, zrobić dwa zdjęcia i już trzeba było wsiadać i jechać z powrotem. Tak po prostu – odbębniliśmy jakiś punkt wycieczki i w drogę. A przecież to miał być główny punkt programu” – żali się pani Anna.

@D_Tarczynski pięknie Pan prezentuje charyzmatycy.pl , nie ma co. Rubaszne żarty? Ja to nazywam inaczej.

Podobne wspomnienia z innego wyjazdu ma pan Wiktor Zieliński. – Hotel to jakiś skandal, dziura, melina, a nie hotel. W pokoju nie było prądu, woda ledwie kapała z kranu. A Tarczyńskiemu jak się zwróciło uwagę, że coś tu jest nie tak, to się robił chamski i arogancki. A pilotka, która niby miała być taka fachowa, nie wiedziała nic o odwiedzanych miejscach, czytała z przewodnika co ciekawsze jej zdaniem fragmenty – dodaje pan Wiktor.

W sieci można znaleźć i takie wpisy: „Ukradł nam ostatni dzień pielgrzymki. Do Polski mieliśmy wracać w piątek 2 maja, a wróciliśmy w czwartek 1 maja. Aby wrócić wcześniej, wiele miejsc – zamiast w spokoju, skupieniu i kontemplacji – zwiedzaliśmy w szalonym pędzie. Zamiast w 2 dni – w jeden. Wraz z zabraniem nam jednego dnia pozbawił nas 2 posiłków. Nie muszę nadmieniać, że za wszystko to zapłaciliśmy” – pisze Gosia i kończy słowami: „Strzeżcie się tego oszusta”.

„Tarczyński pobierał od każdego uczestnika pielgrzymki po 45 Euro” – pisze pani Anna. Pieniądze te miały być przeznaczone na wejścia do muzeów, kościołów, obowiązkowe ofiary. „Nikt z nas nie zauważył, żeby gdzieś komukolwiek potem za nas płacił. Wygląda na to, że ofiarami byliśmy my” – dodaje.

– Aaa, wie pan, przypomnieli sobie teraz po dwóch latach – komentuje te doniesienia Dominik Tarczyński. – Tak naprawdę nikt nigdy nie miał do mnie pretensji, jakby ktoś miał jakieś uzasadnione pretensje to już dawno zwróciliby się do sądu. Od tego są sądy, a nie media. Wiem kto te oskarżenia rzucał, to konkurencja, już nie chcę w to wchodzić, bo to sytuacja sprzed dwóch lat. Tylko dlatego dziś wyszły na światło, bo jestem posłem. Nie ma to żadnego związku z moją pracą teraz, typowo polityczna rzecz – dodaje Tarczyński.

Gdzie te pieniądze?
Wątek pieniędzy nie raz pojawiał się w komentarzach przy pielgrzymkach organizowanych przez Tarczyńskiego. Problemy z rozliczeniami dotyczą zresztą nie tylko wyjazdów religijnych. Jan Cyraniak przez wiele miesięcy dopytywał się o należne mu honorarium za artykuł opublikowany w „Gazecie Polskiej”. Jak donosi portal pikio.pl, Tarczyński miał Cyraniakowi załatwić publikację tekstu w GP, ale nie przekazał honorarium. – Co kilka miesięcy ponawiałem prośbę, z identycznym, zerowym rezultatem. W końcu dałem sobie spokój, ale niesmak pozostał – komentuje tę sytuację Jan Cyraniak. Gdy dobrze poczytać o Dominiku Tarczyńskim, wychodzi na spryciarza, który poszedł na zwolnienie lekarskie nim miał wylecieć z dobrego stanowiska wicedyrektora w TVP wraz z ekipą z nadania PiS z powodu zmiany władzy.

Chodzi o to, że poseł przez kilka miesięcy przebywał na zwolnieniu lekarskim, w związku z tym nie można go było zwolnić z TVP. Choroba nie przeszkodziła politykowi w pilnowaniu namiotu Solidarnych 2010, stojącego przed Pałacem Prezydenckim. Aktywiści ruchu dyżurowali w nim codziennie od 7 rano do 22.

Z tą opinią Cyraniaka zgadza się poseł Platformy Obywatelskiej Artur Gierada, który dla tygodnika Newsweek ocenił europosła Tarczyńskiego. – To hipokryta, arogant i cynik. Gardzi ludźmi, sam słyszałem, jak o kolegach partyjnych mówi jak o śmieciach. Ale to także świetny manipulator. Niestety, w obecnych realiach polskich, to wróży mu wielką karierę – wieszczy Gierada.

głupie

naTemat.pl

OPZZ wypowiada wojnę Kaczyńskiemu. Jan Guz: „PiS zrobiło nas w bambuko”

OPZZ nie będzie czekać. Zapowiada ogólnopolskie protesty. Czują się oszukani przez Jarosława Kaczyńskiego.
OPZZ nie będzie czekać. Zapowiada ogólnopolskie protesty. Czują się oszukani przez Jarosława Kaczyńskiego. foto. parlamentarna.pl

To nie opozycja, KOD czy KE zdecydują o upadku rządu PiS i totalnej porażce Kaczyńskiego. Wyrok wyda Suweren. Jan Guz, szef OPZZ zapowiada masowe, ogólnopolskie protesty za niedotrzymanie obietnicy obniżenia wieku emerytalnego. Marsze KOD i opozycji Kaczyński mógł jeszcze jakoś znieść. Jednak prawdziwym zagrożeniem przed, którym prezes drży, jak osika są związkowe protesty.

Do „trzęsienia ziemi” w OPZZ doszło w czwartek. Jan Guz tłumaczył, że poparli PiS ze względu na obietnicę obniżenia wieku emerytalnego. Teraz najliczniejsza organizacja związkowa czuje się oszukana. W szeregach OPZZ jest ponad 700 tys. członków. Nerwy związkowcom puściły, kiedy padły słowa, że rząd za ustawę emerytalną zabierze się najwcześniej w 2018 roku. OPZZ w przeciwieństwie do „Solidarności” nie podpisał porozumienia z prezydentem Dudą.

 

To kolejne potwierdzenie, że wykreowany na świetnego stratega Kaczyński, jest krótkowzrocznym, a wręcz wykazującym się ślepotą polityczną człowiekiem. Jeśli PiS, SD, PR nie uzyskały nawet z poparciem Kukiz’15 większości konstytucyjnej w ostatnich wyborach, po co Kaczyński wziął się od razu za paraliż Trybunału Konstytucyjnego i wprowadzanie bezprawia? Dlaczego skłócił się z połową świata? I w końcu dlaczego nie zaczął od spełniania obietnic wyborczych? Każdy średnio rozgarnięty polityk spodziewałby się, że opozycja i media będą o tych obietnicach przypominać wyborcom na każdym kroku. Okazuje się, że związki zawodowe też mają dobrą pamięć. Teraz Kaczyński zbiera tego żniwo.

Póki co wszystkie protesty zawiedzionych grup zawodowych były tylko preludium tego, co nastąpi, kiedy skończą się pieniądze na obietnice. Sondaże PiS do tej pory pięknie wyglądały. Ale jeśli prezes już nie będzie miał czym „karmić” narodu, tykająca bomba eksploduje natychmiast. Do silnego OPZZ dołączy zapewne ZNP, po zapowiadanej likwidacji gimnazjów. Powrót do dawnego systemu w szkolnictwie oznacza dla wielu nauczycieli utratę pracy. Kolejka będzie się ustawiać dłuższa, a w niej również górnicy i rolnicy. Nie zostaną obojętni ci Polacy, którzy pracują na umowach śmieciowych.

Ani premier Szydło, ani nikt z rządu, gdzie kompetentnej osoby można szukać, jak igły w stogu siana, nie jest przygotowany na rozmowy ze związkowcami. To już nie będzie spotkanie na temat kompromisu, tylko twardo postawione pytanie – kiedy?!?

Marsze KOD i opozycji, to przy związkowych protestach, opcja „peace and love”. KOD miał jasno postawiony cel – Trybunał Konstytucyjny, wolność, równość, demokracja. OPZZ z Guzem na czele nie odpuści, dopóki nie osiągnie celu, czyli obniżenia wieku emerytalnego kobiet do 60 lat, a mężczyzn – 65, oraz prawa do emerytury niezależnie od wieku. Dotyczy to także tych, którzy przepracowali określoną liczbę lat. Na mydlenie oczu nie pozwolą sobie inne związki zawodowe, które przyjadą do stolicy nie tylko upominać się o obietnice, ale także o pracę. Tak będzie w przypadku górników.

Wyjście na ulice OPZZ razem z pracownikami to miód na serce opozycji. Jeszcze baczniej będzie patrzyła PiS na ręce. I to dosłownie. Nawet liczy posłów klubu PiS podczas głosowań, żeby komuś z nich ręka nie powędrowała w stronę przycisku kolegi, który jest nieobecny na sali obrad.

Kaczyński nie odpocznie w te wakacje. Ma na głowie jeszcze KE i rozwiązanie kwestii bezprawia w kraju. Wiadomo już, że nowa, proponowana ustawa o TK, będzie zaskarżona przez opozycję do… TK. Trybunał Konstytucyjny nadal jest sparaliżowany. Jeśli zadłużenie Polski, która już tonie w kredytach, przekroczy niepokojący pułap znów będzie musiała zareagować UE, żeby nad Wisłą nie powtórzyła się sytuacja z Grecji. Jest bardzo prawdopodobne, że słowa PiS, iż władzę dał im Suweren i tylko naród może Kaczyńskiego tej władzy pozbawić, mogą okazać się prorocze.

Reasumując. Rząd spłaca swoje obietnice za publiczne pieniądze, żeby Kaczyński mógł utrzymać się przy władzy. Zatem czym krócej PiS będzie rządził, tym mniejszy do spłacenia będzie dług przez Suwerena.

Mija się z celem pisanie – panie prezesie, proszę odejść na zasłużoną emeryturę i zostać przy majsterkowaniu, ale Kaczyński słynie przecież z dziecięcej przekory i robienia wszystkiego na opak oraz psucia, czego się nie dotknie . To może inaczej – panie prezesie proszę zostać przy władzy, nadal walczyć o suwerenność i niepodległość w demokratycznym kraju. Budować Polskę od nowa – krainę miodem i mlekiem płynącą.

Źródło: informacja o protestach OPZZ „Rzeczpospolita”

opzz

naTemat.pl

 

CmSxUxNXEAAiWvv

 

CmS_N_PWAAAR9VZ

 

CmS9u3pWYAAPvsX

Miażdżąca opinia KE o Polsce. „To kiepskie wieści dla Jarosława Kaczyńskiego” [KOMENTARZE]

Jacek Pawlicki, Jarosław Makowski, 01-07-2016

Jarosław Kaczyński

 fot. Michał Bieniek/PAP/Rafał Guz/Thinkstock.com  /  źródło: Thinkstock

PiS ma ambicje reformowania UE, jednak Polska pod ich rządami nie będzie miała wpływu na Europę. To tak, jakby oszust nagle powiedział, że założy togę i będzie sędzią.

Prezydent powinien przyjąć przysięgę od trzech sędziów Trybunału wybranych przez poprzedni parlament, a rząd powinien publikować wszystkie wyroki TK. Przedstawiciele władz powinni też powstrzymać się od wypowiedzi podważających legitymację Trybunału – wynika z opinii Komisji Europejskiej na temat Polski.

Co to oznacza dla Polski?

Nie są to dobre wiadomości dla rządu PiS

Trzy wnioski nasuwają się z dokumentu Komisji Europejskiej. Nie są to dobre wiadomości dla rządu PiS. Ale są to dobre wiadomości dla Polek i Polaków, gdyż KE domaga się respektowania państwa prawa.

Po pierwsze więc, KE mówi dokładnie to, co mówi większość autorytetów prawniczych w Polsce – rząd musi w pełni respektować i wprowadzić w życie wyroki TK z 3 i 9 grudnia 2015 roku dotyczące wyboru sędziów. Prezydent ma obowiązek przyjąć przysięgę od trzech sędziów wybranych przez poprzedni parlament. Co więcej, konieczne jest, aby polskie władze przestrzegały i opublikowały wyrok TK z 9 marca 2016 roku dotyczący jego funkcjonowania – uznano w nim, że nowelizacja ustawy o Trybunale przygotowana przez PiS jest w dużej części niekonstytucyjna itd. PiS do tej pory był głuchy na głosy polskich prawników i konstytucjonalistów. Pytanie, czy będzie nadal głuchy na stanowisko KE. A jeśli tak, to jaką cenę za to zapłaci Polska?

Polska pod rządami PiS, gdzie łamane są zasady praworządności, chce stanąć na czele reformatorów Unii Europejskiej. To tak, jakby oszust nagle powiedział, że założy togę i będzie sędzią.

Po drugie, KE jasno mówi, że jeśli Polska chce cieszyć się przywilejami z bycia w UE musi respektować jej zasady. Jedną z kluczowych zasad Unii, wynikających z Traktatu o Unii, jest przestrzeganie praworządności przez kraje członkowskie. I wynikające z niej zasady: wolności, demokracji, równości, państwa prawnego i przestrzeganie praw człowieka. Kraj, który ignoruje lub łamie te zasady, sam stawia się poza Wspólnotą.

Last but not least, dziś rząd PiS i Jarosław Kaczyński wykorzystują Brexit, by sprzedawać na użytek wewnętrzny teorię, że mają pomyśl na reformę Unii Europejskiej. Że trzeba zbudować Unię od nowa. Politycy PiS znając zapewne tekst KE chcieli zastosować politykę ucieczki do przodu: odwoływali i Donalda Tuska i Jeana-Claudea Junckera. Polska pod rządami PiS, gdzie łamane są zasady praworządności, chce stanąć na czele reformatorów Unii Europejskiej. To tak, jakby oszust nagle powiedział, że założy togę i będzie sędzią.

Krótko: dokument KE to potwierdza, że w Polsce łamane są zasady praworządności. To także argument na to, że PiS nie ma żadnych szans, by stać się inicjatorem zmian, jakie z pewnością w wyniku Brexitu ruszą w Unii. Rząd, który łamie zasady państwa prawa we własnym kraju, nie będzie poważnie traktowany przy europejskim stole decyzyjnym. Zgodnie ze starą zasadą: lekarzu, najpierw wylecz się sam. PiS, by stać się poważnym graczem w Unii, musi zacząć przestrzegać prawa.

Jarosław Makowski – publicysta „Newsweeka”

Brexit jest darem niebios dla Jarosława Kaczyńskiego

Gdyby Brytyjczycy zagłosowali za pozostaniem w Unii, Parlament Europejski jeszcze w lipcu przyjąłby drugą rezolucje w sprawie zagrożeń dla demokracji w Polsce pod rządami PiS, zaś spór o Trybunał Konstytucyjny znów trafiłaby na czołówki europejskich gazet. Być może pod presją europejskiej opinii publicznej i instytucji unijnych rząd Beaty Szydło byłby bardziej skłonny do szybkiego rozwiązania sporu. Widmo Brexitu pozwala PiS nie tylko grać na czas, ale i utwardzić stanowisko.

Brexit jest darem niebios dla Jarosława Kaczyńskiego. PiS stracił jedynego poważnego sojusznika w Unii, ale zyskał więcej swobody i dodatkowe alibi w podchodach z Europą.

Brexit jest darem niebios dla Jarosława Kaczyńskiego. PiS stracił jedynego poważnego sojusznika w Unii, ale zyskał więcej swobody i dodatkowe alibi w podchodach z Europą. Po pierwsze, rząd Szydło dużo łatwiej będzie się mógł teraz bronić przed naciskiem Brukseli argumentując, że nadmierne mieszanie się unijnej biurokracji w wewnętrzne sprawy suwerennych państw kończy się tak jak w Wlk. Brytanii – wzrostem eurosceptycyzmu i co się z tym wiąże, większym ryzykiem wyjścia z UE. Po drugie europejskie „Oko Saurona” zwrócone jest teraz na Londyn. Dopóki nie wyjaśni się sprawa rozpoczęcia negocjacji rozwodowych z Wlk. Brytanią (nie wiadomo kiedy się zaczną i jak będą prowadzone), instytucje europejskie skupią się na problemie brytyjskim. W Europie nic nie dzieje się w próżni i jedne wydarzenia wpływają na bieg innych wydarzeń.

Niestety, obawiam się, że spór o Trybunał Konstytucyjny, który skłonił Komisję Europejską do objęcia Polski specjalną procedurą kontroli praworządności, daleki jest od rozstrzygnięcia. Z dokumentu, do którego dotarł „Newsweek” wynika jasno, że Bruksela nie zamierza ustąpić w kluczowych kwestiach jak choćby konieczność przyjęcia przez prezydenta przysięgi od trzech sędziów wybranych przez poprzedni parlament czy wydrukowania wyroku TK z 9 marca 2016 roku dotyczący jego funkcjonowania. Skądinąd od dawna wiadomo, że w tej sprawie nie ustąpi także Jarosław Kaczyński. Brexit znacznie ułatwi mu zadanie.

Jacek Pawlicki – szef działu Świat

ke

Newsweek.pl

Michał Krzymowski

Michał Krzymowski

Dziennikarz działu Polska
Więcej artykułów »

KE: Sytuacja w Polsce zagraża praworządności. „Newsweek” dotarł do wniosków poufnej opinii

01-07-2016

komisja europejska, szydło, timmermans, KE, opinia

 fot. Wiktor Dąbkowski  /  źródło: PAP

Prezydent powinien przyjąć przysięgę od trzech sędziów Trybunału wybranych przez poprzedni parlament, a rząd powinien publikować wszystkie wyroki TK. Przedstawiciele władz powinni też powstrzymać się od wypowiedzi podważających legitymację Trybunału – wynika z opinii Komisji Europejskiej na temat Polski. „Newsweek” dotarł do wniosków dokumentu.

Komisja Europejska przyjęła opinię na temat Polski na początku czerwca. Raport jest poufny i nie został ujawniony przez KE ani przez polski rząd. Do tej pory znane były jedynie przecieki, które pojawiły się m.in. w agencji Reutera. Według nich Komisja Europejska stwierdziła, że „Polska ma problemy z rządami prawa”.

„Newsweek” dotarł do kluczowej części tej opinii.

Z naszych informacji wynika, że dokument składa się z 88 punktów, z czego cztery ostatnie zawierają konkluzje. „Komisja podkreśla, że bez poszanowania dla praworządności nie może być demokracji ani przestrzegania praw podstawowych i vice versa. Poszanowanie praworządności to nie tylko warunek wstępny dla ochrony wszystkich podstawowych wartości  wymienionych w artykule 2 Traktatu o Unii Europejskiej (stanowi on, że Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka – red.). To także warunek wstępny przestrzegania wszystkich praw i zobowiązań pochodzących z Traktatów i prawa międzynarodowego” – czytamy w opinii.

Władze powinny również opublikować i wypełnić wszystkie wyroki TK, które zostały wydane po 9 marca

„Komisja jest zdania, że tym zagrożeniem dla praworządności należy się zająć w trybie pilnym. Polskie władze powinny respektować i w pełni wprowadzić w życie wyroki TK z 3 i 9 grudnia 2015 roku dotyczące wyboru sędziów. To oznacza, że prezydent powinien przyjąć przysięgę od trzech sędziów wybranych przez poprzedni parlament (…). Co więcej, konieczne jest, aby polskie władze przestrzegały i opublikowały wyrok TK z 9 marca 2016 roku dotyczący jego funkcjonowania (uznano w nim, że nowelizacja ustawy o Trybunale przygotowana przez PiS jest w dużej części niekonstytucyjna – red.). Władze powinny również opublikować i wypełnić wszystkie wyroki TK, które zostały wydane po 9 marca lub będą wydane w przyszłości (…). Komisja podkreśla, że prawna współpraca pomiędzy różnymi instytucjami państwa w kwestii spraw dotyczących praworządności, jest niezbędna do znalezienia wyjścia z obecnej sytuacji. Obejmuje to również wstrzymanie się wszystkich polskich władz od działań i publicznych stwierdzeń, które mogłyby podważyć legitymizację i efektywność TK.”

Komisja dała polskiemu rządowi dwa tygodnie na przygotowanie uwag do swojej opinii. Z wypowiedzi szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego odpowiedź została przesłana pod koniec czerwca. Jej treści nie ujawniono.

Zobacz także: Unia Europejska do rozwiązania, czyli pobrexitowe dyrdymały polityków PiS

Newsweek.pl

Kopacz na nagraniu o przemijaniu Schetyny. „Jest takie przysłowie: dłużej klasztora niż przeora”

Renata Grochal, Jacek Harłukowicz, 01.07.2016

Ewa Kopacz

Ewa Kopacz (Marcin Kucewicz / Agencja Gazeta)

Była premier Ewa Kopacz zapowiedziała na spotkaniu z działaczami wrocławskiej Platformy, że będzie się domagać wyjaśnień od lidera partii Grzegorza Schetyny. Chodzi o rozmowy z PiS o koalicji w dolnośląskim sejmiku. Rozmowa z PiS-em o koalicji nie mieści mi się w głowie, nie mogę w to uwierzyć – mówi Kopacz na nagraniu, które wyciekło ze spotkania, a poznała je „Wyborcza”.

Kopacz przyjechała w piątek do Wrocławia na posiedzenie klubu przed sobotnią radą krajową PO. Tematem rady ma być strategia Platformy wobec Brexitu i zmiany w konstytucji. W piątkowej rozmowie wzięło udział kilkadziesiąt osób, m.in. wrocławscy posłowie Jacek Protasiewicz i Stanisław Huskowski.

Na nagraniu, które wyciekło ze spotkania, a poznała je „Wyborcza”, Kopacz mówi, że PO musi być twardą opozycją i jest zaniepokojona rozmowami na temat koalicji Platformy z PiS w dolnośląskim sejmiku.

Kopacz: Zapytam Schetynę wprost o tę sprawę

– Rozmowa z PiS-em o koalicji nie mieści mi się w głowie, nie mogę w to uwierzyć. Mogę jednak obiecać, że zapytam wprost przewodniczącego, czy negocjacje miały miejsce i czy tego rodzaju scenariusze podczas nich padały. Kto dobrze życzy Platformie, nie wyobraża sobie koalicji z PiS-em! Platforma, która ma być alternatywą dla PiS-u, nie może układać się z nim na żadnym szczeblu. Albo jesteśmy tą totalną opozycją, albo nią nie jesteśmy! Jeśli ktokolwiek pomyślał, choć przez moment, że możemy zrobić taki ruch, to ja nazwałabym go złym człowiekiem. Gdyby doszło do koalicji z PiS-em na Dolnym Śląsku, to mielibyśmy 13 kolejnych sejmików, gdzie odczulibyśmy konsekwencje tego ruchu – mówi Kopacz na nagraniu.

I przewiduje, że koalicje sejmikowe z PSL mogłyby się wówczas rozpaść. Jak pisała „Wyborcza”, z inspiracji Schetyny trwały na Dolnym Śląsku zakulisowe rozmowy z PiS i Bezpartyjnymi Samorządowcami na temat odwołania marszałka województwa Cezarego Przybylskiego. Celem tej operacji było zawiązanie nowej koalicji w sejmiku – między PiS, PO, PSL oraz BS. Dla tych ostatnich szykowano posadę marszałka. Jednak lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz propozycję Schetyny odrzucił. Mimo to doprowadzono do zmian w zarządzie województwa. Odwołano z niego Tymoteusza Myrdę (Bezpartyjni Samorządowcy), a nowym wicemarszałkiem w jego miejsce została radna PO Iwona Krawczyk.

Kopacz: Zostańcie! Nie warto wychodzić z Platformy

Kopacz zachęcała też w piątek wrocławskich działaczy, by nie wychodzili z partii. Przypomnijmy, że po rozwiązaniu struktur na Dolnym Śląsku część działaczy PO przeszła do Nowoczesnej. Ewa Kopacz mówiła, że nie warto odchodzić z Platformy.

Jeden z działaczy Krzysztof Mickiewicz zapytał Kopacz, czy dałoby się przyjąć uchwałę zarządu krajowego zakazującą koalicji z PiS-em? – Słuszna uwaga, przekaże ten głos na zarządzie krajowym i będę promować to stanowisko – odpowiedziała mu premier.

Kopacz podkreślała, że siłą Platformy zawsze była różnorodność.

– Miejsce miał w niej każdy, kto był uczciwy, rozsądny. Miał swoje poglądy, o których potrafił mówić publicznie i potrafił się o nie bić. Ale jednocześnie wcale nie musiał zgadzać się z przewodniczącym. Miałam okazję pracować z Donaldem Tuskiem. I potrafiłam nie zgadzać się z nim w wielu sprawach. Ale szanuję go za to, że na to pozwalał. Potrafił szanować moją odmienność w poglądach i potem nawet przyznać mi rację – mówiła.

– Naszym obowiązkiem jest stać po stronie tych, którzy dziś wybrani demokratycznie stoją na czele naszej partii, wspierać ich w słusznej sprawie i rozmawiać wtedy, gdy się mylą. Oni nie powinni być zamknięci na rozmowę, muszą przyjmować argumenty. Jeśli jednak tak by się nie zdarzyło, to jestem skłonna uwierzyć, że tak jak w życiu – nic nie trwa wiecznie. Są rzeczy, które przemijają. Jest przysłowie „dłużej klasztora niż przeora” – mówi na nagraniu Ewa Kopacz.

Część działaczy odebrała te słowa w ten sposób, że Platforma przetrwa rządy Grzegorza Schetyny.

Zobacz także

kopacz

 

CmSgJhvXgAE6h26

wyborcza.pl

trudno

PIĄTEK, 1 LIPCA 2016

Sasin dla 300 i RDC: HGW przyzwalała na przestępczą działalność, poprzemy wniosek o referendum ws. jej odwołania

Slack for iOS Upload

Jak mówił dziś w rozmowie z 300POLITYKĄ i RDC Jacek Sasin o propozycji stowarzyszenia „Miasto Jest Nasze”, zgodnie z którą powinien powstać specjalny wydział do spraw przestępczości zorganizowanej odnoszący się tylko do sprawy reprywatyzacji nieruchomości w Warszawie: – Sytuacja jest na tyle poważna, że wymaga nadzwyczajnych działań. Mamy do czynienia z ogromnymi pieniędzmi, które wpływały do kieszeni oszustów z kasy miasta.

Oto kluczowe wypowiedzi z rozmowy z politykiem PiS, byłym kandydatem na prezydenta Warszawy.

— „HGW PRZYZWALAŁA NA PRZESTĘPCZĄ DZIAŁALNOŚĆ”: „Pojawia się pytanie o odpowiedzialność polityczną prezydent Warszawy. Powinna przecież zainteresować się podległym jej urzędem. Jeśli tego nie zrobiła, to przyzwalała na tego typu przestępczą działalność i konsekwencje być muszą. Nie wiem, jakie dokładnie. Czy będzie wniosek o kolejne referendum? PiS dotychczas nie rozważało takiego wariantu. Jeśli jednak pojawi się wniosek społeczny, trudno będzie go nie poprzeć”

— „HGW MA NA SUMIENIU KORZYSTANIE Z PRZESTĘPSTW”: „W warszawskim ratuszu w ostatnich latach działo się bardzo źle, zwłaszcza w obszarze reprywatyzacji. [Ratusz] Jest teraz pod lupą CBA. Hanna Gronkiewicz-Waltz powinna się wytłumaczyć z tych rzeczy, które zostały ujawnione. Ja nie wierzę w niekompetencję urzędników, bo zbiegów okoliczności jest zbyt wiele (…) Pytanie, czy Hanna Gronkiewicz-Waltz przymykała oko na te nieprawidłowości, ponieważ sama, jej rodzina, ma na sumieniu korzystanie z tego typu działalności, procederu przestępczego. HGW postanowiła dalej kręcić. Zamiast ujawnić, jak był naprawdę (…) Ona jest zupełnie niewiarygodna w tej sprawie”

— „WYMAGANE SĄ NADZWYCZAJNE DZIAŁANIA”: „Sytuacja jest na tyle poważna, że wymaga nadzwyczajnych działań. Mamy do czynienia z ogromnymi pieniędzmi, które wpływały do kieszeni oszustów z kasy miasta (…) Służby są w stanie tę sprawę, wiele z tych spraw, wyjaśnić. Muszą być konsekwencje, nie może być jednie zdiagnozowany problem. Odpowiedzialność HGW jest co najmniej polityczna. Ona odpowiada za działania podległych jej urzędników”

— O WYJAŚNIANIU OKOLICZNOŚCI ŚMIERCI JOLANTY BRZESKIEJ, DZIAŁACZKI ZAANGAŻOWANEJ W OBRONĘ EKSMITOWANYCH LOKATORÓW: „Tę sprawę należy wyjaśnić, to jest tragiczna karta warszawskiej reprywatyzacji. To sprawa niewyjaśniona. Zapłaciła śmiercią (…) Cieszy mnie to, że są zapewnienia od ministra Ziobro, że ta sprawa zostanie na nowo zbadana przez prokuraturę”

sasin

300polityka.pl

Partia Kaczyńskiego osamotniona w europarlamencie. Sojusz PiS z eurosceptykami traci znaczenie

Tomasz Bielecki, Agata Kondzińska, 01.07.2016

Europosłowie Andrzej Duda (PiS) i Nigel Farage (szef antyeuropejskiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, która przez lata naciskała na wyjście Brytyjczyków z UE) w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, 11 marca 2015 r.

Europosłowie Andrzej Duda (PiS) i Nigel Farage (szef antyeuropejskiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, która przez lata naciskała na wyjście Brytyjczyków z UE) w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, 11 marca 2015 r. (STANISLAW KOWALCZUK)

Politycy PiS oskarżają Unię Europejską o Brexit, żądają dymisji i chcą nowego traktatu. Ale to ich wieloletni sojusz z brytyjskimi eurosceptykami właśnie traci znaczenie.

Z powodu decyzji Brytyjczyków, którzy w referendum opowiedzieli się za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, politycy PiS na wyścigi krytykują Unię Europejską i jej instytucje.

Jarosław Kaczyński, lider PiS, nie ma wątpliwości, kto zawinił i kto powinien za Brexit odpowiedzieć: – Szczególnie ponurą rolę odegrał Donald Tusk, który prowadził rokowania z Brytyjczykami i w gruncie rzeczy doprowadził do tego, że niczego nie otrzymali, czyli ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za Brexit i powinien zniknąć z europejskiej polityki, ale to dotyczy całej Komisji Europejskiej w jej obecnym składzie.

Prezydencki minister Andrzej Dera w rozmowie z „Rzeczpospolitą” ubolewał: „Gdyby słuchano głosu premier Szydło, to do Brexitu by nie doszło, ale elity UE są głuche i ślepe na te głosy”.

PiS miota oskarżenia, ale milczy o swojej politycznej rodzinie w Parlamencie Europejskim. Europosłowie PiS-u są drugą pod względem wielkości grupą narodową we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). Jest ich 19, a największą grupą są Brytyjczycy, których jest łącznie 21 – 20 torysów i 1 sprzymierzony z nimi unionista z Ulsteru. Szefem tej frakcji od początku kadencji w 2014 r. jest torys Syed Kamall, który w kampanii przed referendum w Wielkiej Brytanii jednoznacznie popierał Brexit.

Torysi będą mieć prawo do pozostania w Parlamencie Europejskim (podobnie jak posłowie UKIP w innej frakcji) aż do czasu formalnego wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Jednak kierowanie frakcją przez brexitowca jest tak dużym paradoksem, że nawet część torysów (przeciwników Brexitu) spodziewała się na początku tego tygodnia, że Kamall natychmiast poda się do dymisji. Tego oczekiwała także część Polaków. Spekulowano, że Kamalla mógłby zastąpić Ashley Fox – torys, który w referendum był przeciw Brexitowi. Jednak trudne dziś do przeniknięcia rozgrywki wśród Brytyjczyków sprawiły, że Kamall nadal mocno trzyma się swego stołka. A Polacy, przynajmniej na razie, pokornie tolerują Kamalla.

Udział w tak trefnej frakcji (współtworzonej i kierowanej przez brexiterów) szalenie upośledza wpływy jej członków. Parlament Europejski zwykle na półmetku swej kadencji (teraz wypada w styczniu 2017 r.) zmienia obsadę części ważnych stanowisk (np. szefów komisji), które rozdzielane są z klucza frakcyjnego (z uwzględnieniem, dopiero na drugim miejscu, klucza narodowego).

Jeśli EKR przetrwa do tego czasu, zagrożone będzie stanowisko wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego z ramienia EKR (teraz jest to Ryszard Czarnecki). A także szefa Podkomisji Bezpieczeństwa i Obrony, którym jest teraz Anna Fotyga. Istnieje ogromne ryzyko, że EKR (łącznie z PiS-em) będzie już teraz wycinany przy rozdziale ważnych zadań – opracowywania sprawozdań Parlamentu Europejskiego czy też negocjowania nowych przepisów z Radą UE.

Do istnienia frakcji trzeba co najmniej 25 europosłów z 7 krajów – frakcja EKR ma teraz 74 deputowanych z 16 państw.

Jednak niewykluczone, że wskutek brytyjskiego referendum wkrótce zacznie się ucieczka i EKR rozpadnie się w najbliższych miesiącach. Ryszard Czarnecki, wiceszef Parlamentu Europejskiego, uważa, że frakcja przetrwa: – Do momentu wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, a to prędko nie nastąpi, EKR będzie miała identyczny skład co obecnie. Nie ma mowy o żadnych zmianach – mówi „Wyborczej”.

A czy nie jest paradoksem, że frakcją kieruje zwolennik Brexitu?

– To nasza wewnętrzna sprawa, a większość konserwatystów była za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii i to zauważamy – odpowiada Czarnecki.

W 2014 r. ziobryści, którzy dziś współrządzą z PiS, twarzą swoich partyjnych konwencji robili lidera brytyjskiej partii UKIP Nigela Farage’a. Tego samego, który w 2013 r. mówił nawet, że „nie chce być w Unii z Polską”. Zbigniew Ziobro, obecny minister sprawiedliwości, szef TVP Jacek Kurski, poseł Tadeusz Cymański i senator Jacek Włosowicz byli z nim w jednej frakcji Europa Wolności i Demokracji w PE. Tuż przed wyborami do PE w wideoprzesłaniu do ziobrystów Farage wyrażał przekonanie, że europarlament wybrany w 2014 r. „będzie najbardziej eurosceptyczny, jaki do tej pory widzieliśmy”.

Zobacz także

partia

wyborcza.pl

Apel o ukaranie za niszczenie Trybunału

Ewa Siedlecka, 01.07.2016

Trybunał Konstytucyjny

Trybunał Konstytucyjny (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Już 6,5 tysiąca osób podpisało apel do samorządów adwokackiego i radcowskiego o dyscyplinarne ukaranie adwokatów i radców głosujących jako posłowie za ustawą niszczącą Trybunał Konstytucyjny

Akcję w obronie Trybunału „Zabierz posłowi togę” zorganizowały Akcja Demokracja i Fundacja Frank Bold. „Wzywamy samorządy adwokatów i radców prawnych do wyciągnięcia wobec nich konsekwencji dyscyplinarnych, włącznie z odebraniem prawa wykonywania zawodu” – piszą w apelu, który można podpisać na stronie http://www.akcjademokracja.pl/tk_adwokaci. Chodzi m.in. o kilkunastu posłów i senatorów, w tym Jerzego Polaczka, Bartosza Kownackiego, Arkadiusza Mularczyka czy szefową sejmowej komisji sprawiedliwości Małgorzatę Wassermann.

Apel skierowany jest do Andrzeja Zwary, prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej, i Dariusza Sałajewskiego, prezesa Krajowej Rady Radców Prawnych. Autorzy przypominają ślubowanie składane przez adwokatów i radców: „Ślubuję uroczyście (…) przyczyniać się ze wszystkich sił do ochrony praw i wolności obywatelskich oraz umacniania porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej”.

„Radca prawny i adwokat zobowiązani są dbać o godność zawodu nie tylko w pracy, ale również w działalności publicznej. Na wysokości zadania stanęły samorządy tych zawodów, które w obecnym konflikcie jednoznacznie wypowiedziały się w obronie Trybunału Konstytucyjnego i porządku prawnego naszego kraju. Jednak nie wszyscy radcy i adwokaci w parlamencie podążają ich śladem” – czytamy w apelu.

Bogumił Kolmasiak z Akcji Demokracja zapowiada, że organizatorzy chcą doręczyć petycję przed posiedzeniem Sejmu, które rozpoczyna się w przyszłą środę. Na nim najprawdopodobniej ustawa będzie czytana po raz drugi i niewykluczone, że zostanie uchwalona. „Staramy się o spotkanie z szefami obu samorządów. Przypomnienie o możliwości odpowiedzialności dyscyplinarnej ma być sygnałem ostrzegawczym dla posłów i senatorów”.

Zobacz także

apel

wyborcza.pl

 

Uzurpacja po polsku

Jerzy Zajadło prawnik, 01.07.2016

Premier Beata Szydło i prezydent Andrzej Duda

Premier Beata Szydło i prezydent Andrzej Duda (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Wydawać by się mogło, że w demokratycznym państwie prawa istnieją wystarczające mechanizmy zabezpieczające przed bezprawnym zawłaszczaniem władzy. A jednak. Polak potrafi!

Według słownika języka polskiego „uzurpacja” oznacza „zagarnięcie władzy wbrew prawu, przywłaszczenie sobie cudzych praw do czegoś”. Jeśli przyjrzeć się bliżej sposobowi sprawowania władzy przez niektóre organy państwa opanowane przez PiS, to można dojść do wniosku, że przynajmniej w pewnych aspektach mamy do czynienia wręcz z modelowym wypełnieniem tej definicji.

Nie chodzi przy tym o pojawiające się w dyskursie publicznym pojęcie „zawłaszczanie państwa”, ponieważ w tym przypadku możemy mieć do czynienia po prostu ze zgodnym z prawem rozszerzaniem wpływów polityków partii rządzącej, co świadczy tylko o ich politycznej i socjotechnicznej skuteczności. W tym sensie odcinają po prostu legalnie kupony od zwycięskiego wyniku październikowych wyborów. Nawet jeśli uzyskali poparcie tylko ok. 18 proc. całości dorosłego społeczeństwa, to trudno. Takie są reguły demokracji.

Istota uzurpacji polega natomiast na czymś innym – na przypisywaniu sobie i korzystaniu z kompetencji, których prawo, zwłaszcza konstytucja, danemu organowi nie przyznaje. Paradoksalnie tak pojęta uzurpacja może polegać zarówno na działaniu (robieniu więcej niż to, na co prawo pozwala), jak i na zaniechaniu (nierobieniu czegoś, do czego prawo zobowiązuje). Z pozoru wydawać by się mogło, że w demokratycznym państwie prawa istnieją wystarczające mechanizmy zabezpieczające przed tak pojętymi rodzajami bezprawnego zawłaszczania władzy. A jednak. Polak potrafi!

Prezydent i premier – uzurpują przez zaniechanie

Uzurpacyjny prym przez zaniechanie zdaje się wieść z jednej strony prezydent, z drugiej zaś premier. Przykłady można mnożyć. Prezydent, odmawiając odebrania ślubowania od trzech prawidłowo wybranych sędziów TK, uzurpował sobie prawo do oceny prawidłowości tego wyboru, a więc przyznał sobie uprawnienie, którego konstytucja mu nie daje. Więcej nawet. Zrobił to wbrew wyrokowi TK z 3 grudnia, w którym jednoznacznie ustalono konstytucyjny obowiązek odebrania ślubowania.

W ostatnich dniach sytuacja powtórzyła się – tym razem nie chodziło o sędziów TK, lecz o kilku sędziów sądów powszechnych, którym prezydent odmówił nominacji, mimo wniosku Krajowej Rady Sądownictwa. Prezydent nie uzasadnił wprawdzie swojej decyzji, ale skoro nie wręczył nominacji, to można zakładać następujące twierdzenie – uznał, że wskazane osoby na to nie zasługują. Ponownie więc przyznał sobie prawo do oceny ich kwalifikacji, mimo że konstytucja nie daje mu takiego uprawnienia.

Podobnie w gruncie rzeczy zachowuje się premier, odmawiając publikacji wyroków TK. Także i w tym przypadku abstrahuje się od treści art. 190 ust. 1 konstytucji („Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne”). Jednocześnie nigdzie w konstytucji nie znajdziemy uprawnienia premiera do dokonywania ocen, że przesłana przez prezesa TK decyzja jest lub nie – orzeczeniem. Skoro pochodzi od TK, to jest objęta domniemaniem prawidłowości i premier nie jest organem uprawnionym do wzruszania tego domniemania. W tym sensie odmowa publikacji wyroków TK jest taką samą uzurpacją, jak odmowa przyjęcia ślubowania i dokonania nominacji przez prezydenta.

Sejm i Senat – uzurpują przez działanie

W drugim typie uzurpacji, przez działanie, przodują z kolei Sejm i Senat jako uczestnicy procesu ustawodawczego. Tutaj ten proces jest wprawdzie bardziej zawoalowany, ponieważ oba organy powołują się na październikową decyzję wyborczą suwerena. O jakiej uzurpacji może być mowa, pytają politycy PiS, skoro to naród powierzył w nasze ręce losy kraju? Skoro decyduje parlamentarna większość, to my po prostu sprawujemy władzę.

Owszem, to prawda, ale to sprawowanie władzy musi być wykonywane zgodnie z konstytucją. Jeśli więc parlament całkiem świadomie doprowadza do paraliżu TK po to, by w sposób nieskrępowany dokonywać w prawie zmian sprzecznych z konstytucją, to wypełnia to znamiona podanej wyżej definicji uzurpacji. Typowym przykładem jest procedowany obecnie projekt nowej ustawy o TK zgłoszony przez posłów PiS. Wiele z przewidzianych w nim rozwiązań zostało już przez TK uznanych za sprzeczne z konstytucją we wcześniejszych wyrokach. A oni z uporem godnym lepszej sprawy dalej swoje, aż do skutku – z pominięciem opinii większości prawników i alarmujących głosów opozycji. Na tym właśnie polega uzurpacja przez działanie.

***

Trudno oczywiście snuć jakieś historyczne analogie, ale już amerykańscy koloniści zapisali w 1776 r. w Deklaracji Niepodległości: „Kiedy jednak długi szereg nadużyć i uzurpacji, zmierzających stale w tym samym kierunku, zdradza zamiar wprowadzenia władzy absolutnej i despotycznej, to słusznym i ludzkim prawem i obowiązkiem jest odrzucenie takiego rządu oraz stworzenie nowej straży dla własnego przyszłego bezpieczeństwa”.

Prof. Jerzy Zajadło – kierownik Katedry Teorii Filozofii Państwa i Prawa Wydziału Prawa Uniwersytetu Gdańskiego

Zobacz także

prezydent

wyborcza.pl

Magierowski, rzecznik prezydenta, ma wielki potencjał. I niechby się na nim skupił

Tomasz Piątek, 01.07.2016

Tydzień kończy Piątek

Tydzień kończy Piątek

TYDZIEŃ KOŃCZY PIĄTEK. Sejm, komisja sprawiedliwości. Posłanka Pawłowicz straszy opozycję krzycząc o pistolecie. Towarzysz Piotrowicz grozi dziennikarzom i wygania kamery z sali. A poseł Czarnecki kamerzystę popycha. Tak PiS przepchnął projekt ustawy mordujący Trybunał Konstytucyjny. Polacy, nic się nie stało?

W zeszły piątek zaniemówiłem. Mam na swoje usprawiedliwienie to, że nie ja jeden. Minął tydzień i widzę, że żyję w zupełnie innym świecie niż ten, który znałem. Brytyjczycy raz zachowali się jak idioci – i teraz zachowują się jak Jugosłowianie (nie wiem, czy to zmiana na lepsze). Polacy dotąd zachowywali się jak Polacy, teraz zachowują się jak Polacy do kwadratu. A że zawsze byli emocjonalnie, hm, kwadratowi, więc zachowują się jak Polacy do sześcianu.

Ale to oczywiście dobrze. Albo i lepiej, bo polskość jest nie tylko dobra – jest najlepsza. A Polska jest najważniejsza. Szczególnie dziś, gdy UE ma kłopoty i może np. zmniejszyć dotacje.

W nowej, coraz mniej unijnej sytuacji niektórzy Anglicy zaczęli atakować polskich imigrantów na Wyspach, nazywając ich np. szumowiną. „To rasizm i oburzający akt barbarzyństwa” – pisze na Twitterze Marek Magierowski, błyskotliwy doradca prezydenta Dudy. Oczywiście, lewactwo wytyka Magierowskiemu, że milczał, gdy polscy bandyci napadli na polsko-ukraińską procesję w Przemyślu. Lewactwo nie docenia Magierowskiego.

W Polsce codziennie zgłaszanych jest ok. 10 napaści na cudzoziemców i innowierców – a Magierowski jakoś nie woła o barbarzyństwie. Narodowcy maszerują ulicami polskich miast, krzycząc o wieszaniu „syjonistów” – a nie słychać, żeby Magierowski protestował. Gdy Kaczyński straszył, że uchodźcy roznoszą zarazę, Magierowski też się nie odcinał. Ja Magierowskiego podziwiam. Jest wygadany jak mało kto, ale ma w sobie również wielki potencjał milczenia. Życzę mu, żeby w najbliższych latach całkowicie skupił się na tej stronie swojej natury.

Może jednak abstrahujmy od Magierowskiego (ja zawsze chętnie). Krytycy naszego rasizmu i obłudy popełniają podstawowy błąd, porównując polskich imigrantów zarobkowych do np. arabskich. Są to imigranci absolutnie nieporównywalni. Dlaczego? Aż wstydzę się odpowiadać na to pytanie, tak oczywista jest odpowiedź. Otóż Polacy imigrują do obcych krajów, aby ubogacić je swoją pracą i żarliwą wiarą. Arabowie imigrują do obcych krajów, aby zniszczyć je swoim lenistwem i wysadzić w powietrze równie żarliwą wiarą.

Wizja prosta, ale jak prosta, to pewnie słuszna. Lansuje ją np. słynny program satyryczny Yayo w TVP. W ostatnim odcinku prowadzący go yaycarze Ryszard Makowski i Paweł Dłużewski sugerowali różne ciekawe rzeczy. Np. że Niemcy po to osadzają uchodźców na berlińskim lotnisku Tempelhof, by Arabowie z wieży kontrolnej mogli zasadzać się na chrześcijan w samolotach. Imigranci akurat nie polujący na „niewiernych” mieliby w tym czasie pasożytniczo grać na Playstation. I oczywiście na smartfonach.

Suchar cokolwiek przeterminowany. I staje w gardle, gdy człowiek wie, jak wygląda teraz Syria i przed czym uciekają uchodźcy. Wypadałoby wysłać tam program Yayo w charakterze teatrzyku frontowego. Niech sobie Makowski i Dłużewski pooglądają, jak wygląda wojna. Chociaż z drugiej strony oni już tutaj mają swoją wojnę, wojnę ogólnosemicką. Bo w ostatnim odcinku odnieśli się nie tylko do Arabów, także do Żydów. Makowski zaśpiewał piosenkę o lichwiarskim cymes-geszefcie Rotszylda, przed którym broni nas rząd PiS.

Naprawdę przeterminowane te suchary – o jakieś 75 lat (w czterdziestym pierwszym takie serwowano). Ale Makowski z Dłużewskim i tak byli umiarkowani, przynajmniej w kwestii „arabskiego pasożytnictwa”. Znalazłem interpelację, w której pewien poseł PiS jeszcze wyraziściej wyłożył różnicę między polskimi a muzułmańskimi imigrantami. Polega ona na tym, że muzułmańscy imigranci domagają się bezpłatnych prostytutek.

Czy chodzi o to, że polscy imigranci, rzetelni i solidnie zarabiający, domagają się prostytutek płatnych? Poseł oparł swoją interpelację na zdementowanym kłamstwie, które krąży w internecie. Powinien wiedzieć, że tam krążą bardzo dziwne informacje (np. że Beata Szydło czymś rządzi). Wracając do rzeczywistości: muzułmańscy imigranci prostytutek nie żądają. Legenda wzięła się stąd, że Ulrich Wagner – emerytowany duchowny z bawarskiej wsi, jak najbardziej chrześcijański – podczas luźnej dyskusji w gronie polityków katolickiej partii CSU zgłosił pomysł opłacania azylantom usług seksualnych. Nie z pieniędzy publicznych zresztą, tylko z funduszu dobroczynnego. Oczywiście, duszpasterz musiał potem gęsto się tłumaczyć. Mówił, że chciał w ten sposób „zmniejszyć groźbę seksualnych napaści na kobiety”. Można o tym poczytać choćby w „Focusie” i „Sternie”. Ale rozumiem, że i to zbyt poważna lektura dla niektórych posłów PiS.

Pośmiejmy się teraz z głupich Angoli, co to wierzą brukowcom: ha, ha, ha. Sprawdziłem, jak się nazywa poseł, który spłodził interpelację o muzułmanach i prostytutkach. Okazało się, że jest nim Dominik Tarczyński, poseł definitywnie brukowy. Ten sam, co właśnie nazwał Lecha Wałęsę bydlakiem, a Tomasza Lisa – leszczem, do tego bezrobotnym.

To ostatnie pewnie miało być najgorszym wyzwiskiem, bo poseł identyfikuje się ze światem „Mody na Sukces” (w mediach społecznościowych publikuje np. zdjęcie swej stopy w jacuzzi na wysokim piętrze wieżowca). Tarczyński zagroził też, że Wałęsę i Lisa pobije. Odpowiedział mu były bokser Michalczewski, który oświadczył, że posłowi „wjebie jak kozie za obiery”. Może to i właściwa odpowiedź. Koza, jak wiadomo, to Arabowie, więc myślę, że ona musiała Tarczyńskiego szczególnie tutaj zaboleć (o ile Michalczewski jeszcze do niego nie dotarł – bo jeśli tak się stało, posła boli nie tylko koza).

Obserwując jednak tę dyskusję, coraz bardziej się przekonuję, że od tygodnia żyję w innym świecie. Tamten poprzedni wcale nie był fajny. Już wtedy rządził PiS. Już wtedy nie miał hamulców. Ale nie wiedzieliśmy jeszcze, jakich ma chamulców. Uliczne kozaczenie z groźbami karalnymi nie było jeszcze najgłośniejszym składnikiem debaty publicznej. Posłowie jeszcze nie bili przedstawicieli mediów. Jeszcze nie grozili im wilczym biletem i „wiecznym wygnaniem z Sejmu”. Same media też trochę inaczej wyglądały, nawet te rządowe i prawicowe. W TVP był jeszcze Marcin Celiński, który przygotowywał program o podejrzanych powiązaniach ministra Macierewicza (właśnie go wyrzucili – Celińskiego oczywiście, nie Macierewicza).

A „Do Rzeczy” jeszcze nie pisało, że za Holocaust odpowiedzialni są Żydzi: Himmler, Goebbels oraz Eichmann, „stuprocentowy Żyd”.

W ostatnim numerze tak pisze.

Zobacz także

 

wyborcza.pl

PiS oszukał Komisję Europejską. Nie dajmy zaorać Trybunału Konstytucyjnego

Ewa Siedlecka, 01.07.2016

Trybunał Konstytucyjny

Trybunał Konstytucyjny (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

W kwietniu PiS, udając, że zamierza spełnić przynajmniej jedno z zaleceń Komisji Weneckiej – publikowanie i stosowanie się do wyroków Trybunału – wniósł do Sejmu projekt ustawy o TK. W kilku kluczowych punktach był sprzeczny z konstytucją, ale pozwalał Trybunałowi niezwłocznie osądzić ustawę i wyeliminować z niej te przepisy.

Potem wyczekiwał do szczytu NATO w Warszawie, który ma być sukcesem wieńczącym prezydenturę Obamy. I do Brexitu: teraz Komisja Europejska boi się zarzutów, że oto „wtrąca się w sprawy wewnętrzne” kraju członkowskiego. Wyczekawszy, wniósł do projektu poprawkę, która sprawia, że Trybunał będzie się nadawał do zaorania. Dodał przepis, że z dniem wejścia w życie ustawy, prezes TK wprowadza do orzekania trzech dublerów wybranych przez PiS na zajęte miejsca, i zaprzysiężonych przez prezydenta. Dublerzy zaś uniemożliwią Trybunałowi osądzenie tej ustawy. I w ogóle czegokolwiek.

Wprowadzono bowiem prawo weta, które – przy sześciu karnych przedstawicielach PiS-u w Trybunale (a tylu będzie po wprowadzeniu dublerów) – sprawi, że wyrok w każdej sądzonej w pełnym składzie sprawie może być przez czterech sędziów najpierw na pół roku zablokowany, po czym sprawa idzie do umorzenia, bo nie znajdzie się 2/3 głosów za wyrokiem. O tym, która sprawa będzie sądzona w pełnym składzie, zdecyduje prezydent albo prokurator generalny.

To będzie jedyny sąd konstytucyjny na świecie, gdzie o składzie sądzącym sprawę decyduje władza wykonawcza. A także o tym, w jakim terminie konkretna sprawa ma być osądzona. Zaś premier rządu będzie decydować, który wyrok opublikować, a którego nie.

Kontrola konstytucyjności prawa w wykonaniu takiego Trybunału to farsa. A kierowanie do niego spraw – strata czasu i pieniędzy. PiS po prostu kasuje Trybunał zostawiając atrapę, finansowaną z publicznych pieniędzy.

Jeśli ustawa wejdzie w życie, wszystko zawiśnie na prezesie Rzeplińskim. Gdy jej nie wykona, i nie dopuści do orzekania bezprawnie wybranych dublerów, prokuratura Zbigniewa Ziobry oskarży go o złamanie prawa. I nie będzie jej żenował fakt, że odmówiła śledztwa w sprawie uniemożliwiania przez panią premier publikacji wyroków TK. Co prawda, nie będzie mogła oskarżenia prezesa sfinalizować, jeśli Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK nie uchyli mu immunitetu, ale to woda na młyn PiS-u: „popatrz suwerenie, co za kolesiostwo! Ten Trybunał nie ma moralnej legitymacji do orzekania!” – zakrzyknie radośnie.

Jeśli Trybunał osądzi nową ustawę tak jak „naprawczą” – czyli z pominięciem jej podejrzanych o niekonstytucyjność przepisów proceduralnych – będziemy mieli to co teraz: wyroki, których premier nie publikuje, a władza nie honoruje. Ale przybędzie mocny akcent: każda rozprawa będzie się zaczynała od wkroczenia dublerów w asyście funkcjonariuszy BOR-u. Może będzie też „zatrzymanie na gorącym uczynku” prezesa Rzeplińskiego przez policję, co kilka miesięcy temu postulował na swoim blogu b. europoseł PiS-u Janusz Wojciechowski, obecnie nagrodzony posadą członka Europejskiego Trybunału Obrachunkowego?

Po czymś takim pozycji Trybunału nie uda się odbudować przez długie lata. A może nigdy – i jak Szwajcarzy po pacyfikacji Trybunału w latach trzydziestych ub. wieku, będziemy musieli z niego zrezygnować powołując jakieś nowe ciało.

Jeżeli Unia i Amerykanie nie nacisną teraz na PiS, to w przyszłym tygodniu ustawa zostanie uchwalona. Możliwe, że nasi zachodni przyjaciele swoje interesy uznają za ważniejsze, niż zachowanie demokratycznego państwa prawa w Polsce. Ale Polacy nie mają ważniejszego interesu.

Tymczasem, po początkowym okresie wzburzenia pojawił się, także w środowiskach prawniczych i naukowych, koniunkturalizm świetnie znany z PRL-u. Bo władza ma do rozdania posady, awanse, pieniądze. I potrafi uruchomić mechanizm wykluczania. Będzie historycznym wstydem, jeśli środowiska prawnicze i opiniotwórcze skorzystają z okazji, by siedzieć cicho.

Zobacz także

pisOszukał

wyborcza.pl

PIĄTEK, 1 LIPCA 2016

Nowoczesna powołuje sieć ekspercką „Lepsza Polska”. „Nie chcemy stworzyć wizji Polski w PowerPoincie, ale wizję realną”

12:36
nowoczesna9

Nowoczesna powołuje sieć ekspercką „Lepsza Polska”. „Nie chcemy stworzyć wizji Polski w PowerPoincie, ale wizję realną”

Nowoczesna inauguruje działanie sieci eksperckiej „Lepsza Polska” w całym kraju, jej pierwszym zadaniem mają być konsultacje dotyczące programu partii. Jak mówiła na konferencji prasowej w Sejmie poseł Monika Rosa:

„Wierzymy, że prawo musi być tworzone dla ludzi, nie da się tego zrobić bez zaangażowania obywateli. Sieć składa się z profesjonalistów, z osób doświadczonych z rożnych dziedzin życia. To ponad 3,5 tysiąca osób w całym kraju. To jest ponad 20 zespołów eksperckich, które będą pracowały w trakcie wakacji i przez najbliższe 3,5 roku. Nie chcemy udawać, że konsultujemy nasze rozwiązania i nasz program: dlatego będziemy to robić w całej Polsce. My nie chcemy stworzyć wizji Polski w PowerPoincie, ale wizję realną, która przekona obywateli do tego, że Nowoczesna jest alternatywą dla starych partii i starych pomysłów”.

Jak mówił koordynator projektu, Paweł Rabiej:

„Podzieliliśmy te sieci tak, by w każdym z regionów Polski działali koordynatorzy regionalni. Są 23 obszary programowe, odpowiadające z grubsza komisjom sejmowym. Obecnie jej najważniejszym zdaniem jest konsultacja programu Nowoczesnej, programu „Nowoczesna Polska dla każdego”, który w tym tygodniu ogłosiliśmy”.

300polityka.pl

Wszyscy byliśmy skupieni na Euro. Tymczasem PiS przygotowało ustawę, która sparaliżuje Trybunał

Patryk Strzałkowski, 01.07.2016

Prof. Andrzej Rzepliński, prezes TK

Prof. Andrzej Rzepliński, prezes TK (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

• Projekt nowej ustawy o TK przyjęła sejmowa komisja sprawiedliwości
• Część zapisów budzi kontrowersje i może być niezgodna z konstytucją
• Niektóre przepisy mogą naruszać niezależność Trybunału

Sejmowa komisja sprawiedliwości w środę wieczorem przyjęła wypracowany w podkomisji projekt nowej ustawy o TK. W tym czasie skupienie większości ludzi było już dużo bliżej meczu Polski z Portugalią niż polityków w Sejmie.

Jednak teraz, gdy piłkarskie emocje opadają, warto przyjrzeć się projektowi, który przyjęła komisja. Zdaniem m.in. Rzecznika Praw Obywatelskich oraz samego TK, wiele z jego przepisów jest szkodliwych i niezgodnych z konstytucją. Ustawa może ostatecznie doprowadzić do paraliżu TK i podporządkowania go sejmowej większości.

 

Oto najważniejsze zarzuty wobec ustawy, stawiane m.in. przez sam Trybunał:

1. Sprawy będą rozpatrywane w kolejności wpływania wniosków

Utrzymywany jest obowiązek rozpatrywania spraw w kolejności wpływu. Już w poprzedniej ustawie był on szeroko krytykowany jako faktyczne narzędzie paraliżu prac TK. Podobny przepis Trybunał uznał już za niezgodny z konstytucją, negatywnie oceniła go też Komisja Wenecka. Przewidziane są wyjątki m.in. na ustawę o Trybunale, ustawę budżetową i sprawdzanie ustaw przed ich podpisaniem.

Ustawa o TKsejm.gov.pl

Z kolei prezydent uzyskuje specjalnie uprawnienie do omijania tej kolejności i samodzielnego ustalać termin rozprawy.

2. Możliwość wetowania wyroków przez mniej niż 1/3 sędziów

Ustawa wprowadza mechanizm weta. Jeśli sprzeciw do proponowanego rozstrzygnięcia zgłosi co najmniej czterech sędziów, sprawa jest odraczana na trzy miesiące. Po tym terminie może zostać odroczona na kolejne trzy. To może prowadzić kolejnych opóźnień w pracach Trybunału, a mniej niż 1/3 sędziów jest w stanie zablokować bieg sprawy.

Ustawa o TKsejm.gov.pl

Jeśli uruchomiona zostanie procedura sprzeciwu, do wydania wyroku wymagana jest większością 2/3 składu sędziowskiego. Jeśli ta większość nie udaje się uzyskać, sprawa zostaje umorzona. Taki zapis może być niezgodny z konstytucją, która stwierdza, że „orzeczenia TK zapadają większością głosów”. W wyroku z 9 marca, TK uznał przepis przewidujący wydawanie orzeczeń większością 2/3 głosów za niezgodny z konstytucją.

3. Prezydent i prokurator mogą ustalić, kiedy obrady będą w pełnym składzie

O tym, która sprawa jest rozpatrywana w pełnym składzie, mogą zdecydować m.in. prezydent i Prokurator Generalny. Ustawa nadaje im uprawnienie do składania wiążącego wniosku o uznanie sprawy za szczególnie zawiłą, co skutkuje rozpatrywaniem jej w pełnym składzie. Taki przepis może naruszać niezależność TK od władzy wykonawczej.

Ustawa o TKsejm.gov.pl

4. Nowa ustawa obejmie wszystkie toczące się postępowania

Projekt przewiduje, że ustawa obejmie wszystkie sprawy, które obecnie rozpatrywane przez TK. Oznacza to m.in., że prace nad nimi będą musiały toczyć się w kolejności ich zgłaszania, niezależnie od tego, na jakim etapie jest postępowanie.

Ponadto ustawa nakłada termin jednego roku od jej wejścia w życie na zakończenie wszystkich postępowań dot. pytań prawnych i skarg konstytucyjnych. To może ograniczyć możliwość pracy TK nad nowymi wnioskami, gdyż będzie musiał spieszyć się z dotrzymaniem terminu.

Ustawa o TKsejm.gov.pl

 Z kolei wszystkie toczące się postępowania zainicjowane wnioskami zostają zawieszone na sześć miesięcy, ponieważ muszą zostać uzupełnione o nowe wymogi formalne. Dopiero po tym terminie TK może do nich wrócić – zgodnie z kolejnością zgłoszeń. Oznacza to, że na rozpatrzenie niedawnych ustaw o mediach publicznych czy policji trzeba będzie długo poczekać.

5. Zmieniony zostanie sposób wyboru prezesa 

Zaproponowany mechanizm wyboru kandydatów na prezesa („co najmniej trzech kandydatów” wybiera ich zgromadzenie ogólne) teoretycznie umożliwia sytuację, że kandydatem jest osoba, która uzyskała jeden głos. Tę osobę prezydent może powołać na prezesa TK.

6. Premier będzie odpowiadać za publikację wyroków

Za publikację wyroków TK nie będzie już odpowiedzialny jego prezes, ale premier. Prezes kieruje wniosek o publikowanie wyroku, a samego aktu dokonuje szef rządu. „Tego typu praktyka jest nie do pogodzenia z konstytucyjnym obowiązkiem publikowania orzeczeń Trybunału” – ocenia TK.

Ustawa o TKsejm.gov.pl

7. Ustawa włączy do obrad trzech sędziów wybranych przez nowy Sejm

 Na początku sporu o Trybunał nowy Sejm wybrał pięcioro sędziów TK po tym, jak „stwierdził nieważność” wyboru, dokonanego w poprzedniej kadencji. Później TK wydał wyrok, zgodnie z którym wybór trzech sędziów przez poprzedni Sejm był zgodny z konstytucją, a dwóch – niezgodny. Jednak prezydent Andrzej Duda przyjął przysięgę nie od trzech legalnie wybranych sędziów, a od trzech wskazanych na ich miejsce.

Ustawa o TKsejm.gov.pl

Tymczasem prezes TK Andrzej Rzepliński, korzystając ze swoich prerogatyw, nie dopuszczał tych trzech sędziów do posiedzeń i nie przydzielał im spraw. Ustawa wprost nakazuje prezesowi włączenie ich do składów orzekających.

Rzecznik Praw Obywatelskich: Nie wolno doprowadzić do przyjęcia tej ustawy

– Jest źle? Nie, jest bardzo źle – mówił w Poranku Radia TOK FM Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich.

– Trybunał jest zawieszony, jeśli chodzi o sprawy istotne – ustrojowe czy fundamentalne dla ochrony jednostki. Co to jest? Ustawa o służbie cywilnej, medialna, nowelizacja KPK, zgoda na podsłuchy, degradacja prokuratorów – wyliczał RPO.

– Nie wolno doprowadzić do przyjęcia tej ustawy! Zawsze trzeba o tym mówić, jak ktoś łamie konstytucję – apeluje Bodnar.

Zobacz także

wszyscy

TOK FM

 

„Gdyby Kaczyński był mężem stanu, to by zadzwonił do Tuska i powiedział: Donald, spotkajmy się, jak najszybciej. To ważne

dżek, 01.07.2016

Wystąpienie prezesa PiS

Wystąpienie prezesa PiS (Sławomir Kamiński)

Tomasz Lis w Poranku Radia TOK FM porównał relacje polityków do tego, jak zachowują się Błaszczykowski i Lewandowski. Choć nie pałają do siebie sympatią, to na boisku walczą ramię w ramię.

Minął tydzień od decyzji Brytyjczyków ws. wyjścia z Unii Europejskiej. Politycy PiS od tygodnia ferują wyroki, krytykują i winą za Brexit obarczają Donalda Tuska. Dziś Jacek Sasin powtarza, że Brexit ma „twarz Tuska”. Jacek Żakowski krytykował polityka za te słowa. Apelował o rozsądek w używaniu mocnych słów. – Gdyby Jarosław Kaczyński był poważnym politykiem i mężem stanu, to by zadzwonił do Tuska zaproponować spotkanie: Donald, w Brukseli, Warszawie, Sopocie. Kiedy? Jak najszybciej. Sprawa jest ważna – mówił w TOK FM Tomasz Lis o sytuacji w Europie po decyzji ws. Brexitu.

Przypomniał, że Donald Tusk – już jako szef Rady Europejskiej – dzwonił do premier Szydło i to nie dlatego, że wymagały tego kurtuazja czy dyplomatyczne wymogi. – Tylko dlatego, że taki był interes. Chciał, żeby była poinformowana. Ich spotkania w Brukseli były merytoryczne i bardzo dobre. Co oczywiście komplikuje sytuację pani premier. Ale tak się zachowują dorosłe osoby – mówił w Poranku Radia TOK FM Tomasz Lis. – Dorośli ludzie, którzy zachowują jak Błaszczykowski i Lewandowski. Niespecjalnie pałają do siebie sympatią, ale jak wychodzą na boisko i grają dla Polski, mają orzełka na piersi, to jeden za drugiego dałby sobie rękę uciąć – komentował redaktor naczelny „Newsweeka”.

Publicyści powtarzali, że Kaczyńskiego cechuje „ogromna nieufność wobec świata zewnętrznego”. – Europa to symbol zła i zepsucia. Kaczyński tego świata nie akceptuje. Kontakt z nim jest niemożliwy – mówili publicyści o szansach spotkania np. Kaczyński-Merkel.

Tomasz Wołek mówił, że jego zdaniem telefon Kaczyńskiego do Tuska jest niemożliwy. Powody? – Wyjątkowo małostkowa mściwość, może nienawiść. Za przegraną debatę telewizyjną, za to, że Tusk wygrywał przez osiem lat, za Smoleńsk, że to, że „wspólnie z Putinem zrobili zamach na brata”. To jest bariera nie do przekroczenia. Kaczyński powinien zadzwonić do Tuska, jedynego polskiego polityka, który siedzi teraz przy stole, gdzie rozmawia się o najważniejszych sprawach w Europie i rozmawiać o sprawach Polski. Ale to się nie dokona – powiedział publicysta.

Żakowski powtórzył kolejny raz w Poranku, że politycy PiS bezrefleksyjnie powtarzają „głupoty”. – Dla mnie problemem jest to, że polscy politycy mówią coś zupełnie innego niż to, co się mówi w Czechach czy na Węgrzech – stwierdził publicysta.

http://audycje.tokfm.pl/widget/38866

gdyby

TOK FM

Orbán odwraca się od Polski, bo wybiera mocnych

Michał Kokot, „Gazeta Wyborcza”, 01.07.2016

Viktor Orban

Viktor Orban (Virginia Mayo / AP / AP)

Polska jest coraz bardziej osamotniona na arenie międzynarodowej. Powoli od Warszawy zaczyna się odwracać już nawet Budapeszt, który nie na żarty przestraszył się perspektywy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. – Gdyby nie udało się utrzymać swobodnego przepływu ludności, byłby to dla Węgier poważny problem – przyznał niedawno premier Viktor Orbán, znacznie łagodząc swój eurosceptyczny ton.

– W obecnych okolicznościach atak na Komisję Europejską byłby zupełnie nierozsądny – tymi słowami węgierski premier zbył wysuwane przez polskich polityków żądania zdymisjonowania unijnych liderów. Budapeszt nie podziela formułowanych w Warszawie opinii, że za Brexit głową powinien zapłacić Jean Claude-Juncker. Odrzuca też pomysł polskiej premier Beaty Szydło, która powtórzyła za Jarosławem Kaczyńskim, że UE potrzebuje teraz nowego traktatu regulującego funkcjonowanie Unii Europejskiej.

– Mój przyjaciel Viktor? Był łagodny jak baranek, w ogóle się nie odzywał, był jak nieswój – zgryźliwie komentował we wtorek zachowanie Orbána w Brukseli Joseph Daul, przewodniczący frakcji Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim. Należy do niej zarówno węgierski Fidesz, jak i polska PO, co ma znaczenie niebagatelne. Daul nie raz miał na pieńku z Orbánem; upominał go w przeszłości za autorytarne zapędy i populizm. Robił to jednak za zamkniętymi drzwiami, oficjalnie bowiem grupa zawsze manifestuje polityczną jedność i bierze w obronę Orbána.

W Europejskiej Partii Ludowej nie ma natomiast PiS-u, który wybrał członkostwo w mało wpływowej frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Należą do niej również brytyjscy torysi. W przeciwieństwie do węgierskich kolegów polscy rządzący postawili więc na złego konia. Wybrali sojuszników, których za chwilę w Unii może nie być. Znaleźli się w fatalnej sytuacji z własnego wyboru, a teraz pogrążają się w jeszcze większej izolacji.

W porównaniu z nimi Viktor Orbán to wyrafinowany gracz, który umie lawirować i wie, kiedy zrobić krok do tyłu. W kraju ciska gromy na UE, oskarżając ją o wszelkie zło, ale w Brukseli zachowuje się zupełnie inaczej. Trudno sobie wyobrazić, by krytykował Tuska, którego PiS wini za Brexit i domaga się jego dymisji.

Tusk też wielokrotnie wstawiał się za Orbánem. Ostatnim razem zrobił to miesiąc temu, gdy w obecności zszokowanych węgierskich europosłów z socjalistycznej partii MSZP odparł, iż jest dumny z tego, że może wraz z nim należeć do jednej politycznej rodziny – Europejskiej Partii Ludowej. Dodał też, że Viktor Orbán ma takie samo prawo głosu jak Angela Merkel.

Takie poparcie ze strony Tuska ośmiela Orbána, który w polityce wewnętrznej tym chętniej uderza w populistyczne tony. Węgierskim dziennikarzom tłumaczy, że winą za Brexit należy obciążyć UE, która dała zgodę na nierozsądną politykę migracyjną. Jest mu to potrzebne przed planowanym na jesień referendum w sprawie zakazu przyjmowania uchodźców. Węgrzy niewątpliwie opowiedzą się przeciw imigrantom, co znowu podniesie notowania partii rządzącej.

Ani Beata Szydło, ani Jarosław Kaczyński nie mają swojego protektora wysokiej rangi w Brukseli. Prawdę powiedziawszy, nie mają tam nikogo znaczącego, kto by popierał ich postulaty.

Zobacz także

tego

wyborcza.pl

Polski łobuz – dobry łobuz

Paweł Smoleński Gazeta Wyborcza, 01.07.2016

Marsz Ukraińców w Przemyślu

Marsz Ukraińców w Przemyślu (Związek Ukraińców w Polsce)

Rząd RP, jak również jej prezydent nie wydali z siebie ani pisku sprzeciwu wobec przemyskiego ataku narodowców na polskich obywateli narodowości tak polskiej, jak ukraińskiej

Tuż po brytyjskim referendum w sprawie rozwodu z Unią Europejską na Wyspach pojawiły się ulotki o „polskim robactwie” zaśmiecającym jakoby Zjednoczone Królestwo. Jacyś polscy rządowi urzędnicy zaprotestowali – i słusznie – w tej sprawie w brytyjskim ministerstwie spraw zagranicznych. Brytyjskie gazety napiętnowały tępych ksenofobów.

Mniej więcej w tym samym czasie grupa rodzimych „patriotów” i wszechpolskich młodziaków, zwanych kiedyś „prawdziwym polactwem”, zaatakowała w Przemyślu ukraińsko-polską procesję na groby wspólnych, choć ukraińskiej nacji, bohaterów wojny polsko-bolszewickiej. Policja zatrzymała najbardziej agresywnych łobuzów, a niektóre polskie media zareagowały oburzeniem.

Różnica polega na tym, że w Wielkiej Brytanii głos w sprawie „polskiego robactwa” zabrał np. premier David Cameron, podkreślając, że rząd Jej Królewskiej Mości nie będzie tolerować podobnych wyskoków. Rząd RP, jak również jej prezydent, chętnie powołujący się na ponoć obopólną sympatię z brytyjskimi konserwatystami, nie wydali z siebie ani pisku sprzeciwu wobec przemyskiego ataku narodowców na polskich obywateli narodowości tak polskiej, jak ukraińskiej. I co się dziwić, że spora garść rodaków woli jechać do Londynu, niż mieszkać w kraju PiS?

Przepustką na europejskie, nawet konserwatywne salony nigdy nie była wyłącznie broszka pani premier, lecz respektowanie zestawu podstawowych wartości. Chyba że od wartości ważniejsza jest miłość – ta bywa ulotna – wszechpolskich łobuzów i nackiboli Polonii Przemyśl do panującej nam dziś ekipy. W końcu głos wszechpolskiego łobuza ma w wyborach taką samą wagę jak głos obywatela RP.

Zobacz także

rząd

wyborcza.pl

Trybunał Konstytucyjny zrujnowany przez PiS

Ewa Siedlecka, bart, 01.07.2016

W obronie Trybunału Konstytucyjnego i z żądaniami przestrzegania konstytucji od kilku miesięcy demonstrują opozycja i Komitet Obrony Demokracji. Na zdjęciu: pikieta KOD przed siedzibą TK w Warszawie 12 marca 2016 r.

W obronie Trybunału Konstytucyjnego i z żądaniami przestrzegania konstytucji od kilku miesięcy demonstrują opozycja i Komitet Obrony Demokracji. Na zdjęciu: pikieta KOD przed siedzibą TK w Warszawie 12 marca 2016 r.(ADAM STĘPIEŃ)

PiS wmontował w ustawę o Trybunale Konstytucyjnym mechanizm autodestrukcji. Zapewnił sobie większość w Trybunale i całkowitą kontrolę nad jego orzecznictwem.

Komisja Sprawiedliwości przyjęła w środę wieczorem projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Miał powstać z czterech projektów: PiS-owskiego, obywatelskiego (KOD-u), PSL-owskiego i Kukizowego. Koniec końców z komisji wyszedł projekt PiS-u, a żadnych poprawek opozycji czy strony obywatelskiej nie uwzględniono.

Projekt nie realizuje zaleceń Komisji Weneckiej (m.in. publikacji wyroku TK z 9 marca i zaprzysiężenia prawidłowo wybranych sędziów). Jego bazą jest ustawa o TK z 1997 r., do której PiS wprowadził wiele przepisów wcześniej uznanych przez Trybunał (w ustawie „naprawczej”) za niezgodne z konstytucją. Np. obowiązek rozpatrywania spraw w kolejności wpływu. Wprowadził też nowe pomysły, które, na pierwszy rzut oka, są z konstytucją niezgodne. Jak choćby prawo prezydenta do wyznaczania terminów rozpraw przed TK, z pominięciem kolejności wpływu.

Prezydent będzie mógł wyznaczyć termin rozpatrzenia wniosku Rzecznika Praw Obywatelskich na temat ustawy inwigilacyjnej o prokuraturze czy służbie cywilnej, np. na za pięć lat – bo ustawa nie mówi, że poza kolejnością wpływu – to ma być tylko wcześniej. Albo wyznaczyć rozprawę w tempie ekspresowym, tak by sędziowie nie zdążyli się do niej przygotować i uzgodnić wyroku.

Wetowanie i umarzanie

Ustawa wprowadza też mechanizm Weta: może je zgłosić co najmniej czterech sędziów podczas głosowania nad wyrokiem, a wtedy na trzy miesiące sprawa jest odraczana. Potem znowu mogą zgłosić Weto i znowu odroczyć sprawę. Jeśli po pół roku zabraknie większości 2/3 głosów do wydania wyroku – sprawa zostaje umorzona. W ten sposób PiS będzie mógł zablokować rozpatrzenie przez Trybunał każdego wniosku Rzecznika Praw Obywatelskich czy posłów opozycji: troje wybranych do tej pory zachowuje się na razie dokładnie tak, jak oczekuje PiS: składają zdania odrębne z motywacją, że Trybunał orzeka według niewłaściwej procedury. Za chwilę zaś PiS będzie miał w Trybunale nie trzech, ale sześciu sędziów.

PiS wmontował w ustawę także mechanizmy pozwalające władzy wykonawczej wprost blokować działanie Trybunału. O tym, która sprawa musi być rozpoznana w pełnym składzie Trybunału (a więc i podlegać wyżej opisanemu mechanizmowi Weta), będą mogli zdecydować prezydent i prokurator generalny. Przypomina to sytuację sprzed paru lat, gdy młody człowiek podszył się pod asystenta premiera i narzucał – telefonicznie – prezesowi Sądu Okręgowego w Gdańsku termin rozprawy w sprawie prezesa Amber Gold (sędzia wyrokiem sądu dyscyplinarnego został karnie przeniesiony do sądu w Białymstoku).

Dublerzy mają orzekać

Z dniem wejścia w życie ustawy PiS będzie miał w TK sześciu sędziów. Nie mogąc zmusić prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego do włączenia do orzekania trzech dublerów wybranych przez PiS na miejsca sędziów prawidłowo wybranych przez poprzedni Sejm (nie chce ich zaprzysiąc prezydent), PiS włącza ich do orzekania ustawą. W ten sposób wmontowuje w Trybunał mechanizm autodestrukcji: ich wprowadzenie na zajęte miejsca oznacza, że wyroki wydane z ich udziałem będą wątpliwe pod względem prawnym. To może być potem dla PiS-u nowy pretekst do niepublikowania orzeczeń Trybunału. PiS zresztą zapewnia sobie prawo do cenzurowania wyroków TK: ich publikacją w dzienniku ustaw zarządzać będzie nie – jak dziś – prezes TK, ale premier.

W ciągu 30 dni od jej wejścia w życie mają zostać opublikowane wyroki Trybunału, które zostały wydane po 10 marca. A więc nie będzie opublikowany wyrok z 9 marca, którym TK obalił tzw. ustawę naprawczą PiS. Choć prezes Jarosław Kaczyński wspomniał w jednym z wywiadów, że może zostać opublikowany jako „historyczny”, cokolwiek miałoby to oznaczać.

Ustawa ma działać wstecz: objąć sprawy, które już są w TK. Wszystkie – a jest ich ponad 200 – Trybunał ma osądzić w ciągu 12 miesięcy (w kolejności wpływu), inaczej zostaną umorzone.

Trybunał już nie osądzi ustawy o TK

Ustawa, którą PiS złożył dwa miesiące temu w Sejmie, miała jedną zaletę: Trybunał mógł ją osądzić zaraz po jej wejściu w życie i według przewidzianej przez nią procedury, poza kolejnością wpływu. A więc Trybunał mógł usunąć z ustawy niekonstytucyjne przepisy. Ale po dodaniu – podczas prac w podkomisji – przepisu o obligatoryjnym włączeniu do orzekania dublerów sprawa upadła.

Z ustawy wynika bowiem, że będą brali udział w wydaniu wyroku w sprawie ustawy o Trybunale. A ponieważ ich legitymacja do sądzenia jest wątpliwa (wybrani na zajęte miejsca, nielegalnie – co wynika z opublikowanego wyroku Trybunału z 3 grudnia) – sam wyrok również może być podważany.

Poza tym dublerzy i pozostali trzej sędziowie wybrani przez PiS mogą zastosować mechanizm veta. A ponieważ będzie ich sześcioro, nie znajdzie się w Trybunale większość 2/3 do wydania wyroku. Sprawa ustawy o TK zostanie umorzona, a Trybunał będzie orzekał według ustawy PiS-u, pod kontrolą prezydenta i prokuratora generalnego. Zaś wyroki cenzurować będzie premier Beata Szydło.

Od czerwca przyszłego roku PiS będzie miał większość w Trybunale. Będzie też miał prezesa odpowiadającego PiS-owi, bo sześciu nominowanych przez niego sędziów zdoła przegłosować jednego z trzech kandydatów, których wybierać będzie prezydent.

Zachód wciąż liczy na kompromis

Ze źródeł dyplomatycznych dowiedzieliśmy się, że Komisja Europejska i amerykańscy dyplomaci do tej pory wierzyli, że można skłonić PiS do kompromisu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego.

Z propozycji, jakie przedstawiano, m.in. podczas ostatniej wizyty w Polsce wiceszefa Komisji Fransa Timmermansa, wynikało, że możliwe byłoby zaprzysiężenie wybranych w październiku sędziów Trybunału na miejsce tych, którym kończyłaby się kadencja. A także wycofanie przez PiS zapisów, które ubezwłasnowolniały Trybunał. W sprawie kompromisu z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiał ambasador USA w Polsce Paul W. Jones. To jedyny zagraniczny dyplomata, który ma dostęp do szefa PiS. Bruksela liczy na to, że z Kaczyńskim uda się dogadać, a Komisja nie będzie musiała uruchamiać drugiej fazy procedury sprawdzania praworządności w Polsce. Oszczędziłoby to jej dyskusji w łonie państw UE, w fatalnym czasie po decyzji Brytyjczyków o opuszczeniu UE. Amerykanie zaś chcą rozwiązać sprawę przed szczytem NATO, by problemy wewnętrzne Polski nie przyćmiły jego symbolicznej wymowy. – Szczyt NATO ma być sukcesem – mówił jeden z dyplomatów. Wydarzenia w Sejmie pokazują, że PiS naciskami się nie przejmuje. Nasze źródła twierdzą, że rozmowy o kompromisie możliwe są tylko do szczytu NATO.

 

 

 

zachód

Zobacz także

TK

wyborcza.pl

Bodnar: PiS w środę zrobił z TK fasadę. Nowe, „niewinne” przepisy wprowadzone w środę nie są złe. Są bardzo złe

dżek, 01.07.2016

Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar

Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar (JAKUB ORZECHOWSKI)

W środę PiS zrobił z TK fasadę. Każdą sprawę można odroczyć, wetowane ostatnio ustawy będą leżały przez min. pół roku.

– PiS wmontował w ustawę o Trybunale Konstytucyjny, mechanizm autodestrukcji. Zapewnił sobie większość w Trybunale i całkowitą kontrolę nad jego orzecznictwem – pisze w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” Ewa Siedlecka.

– Jest źle? Nie, jest bardzo źle – mówił w Poranku Radia TOK FM Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich. To projekt, który miał uwzględniać to, czego domagają się ludzie protestujący na ulicach.

Polska myśli o Euro, PiS zmienia przepisy

W środę przez 12 godzin sejmowa komisja sprawiedliwości zajmowała się projektem nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Opozycja mówi o paraliżu i kneblowaniu TK, PiS przekonuje, że to dobry projekt, zachowujący zasady trójpodziału i równowagi władz. Do mediów przebiła się przepychanka ws. obecności kamer. Operatorzy mieli rozpraszać posłów.

Procedując 94 artykuły komisja odrzucała poprawki opozycji, której zastrzeżenia wzbudzały m. in. zapisy o 14-dniowej vacatio legis, dotyczące publikowania wyroków oraz zapis, że jeśli podczas narady w pełnym składzie nad wyrokiem 4 sędziów zgłosi sprzeciw wobec projektu wyroku – gdy zagadnienie jest ważne ze względów ustrojowych lub porządku publicznego – naradę odracza się o 3 miesiące. Na kolejnej naradzie ci sędziowie proponują propozycję rozstrzygnięcia. Jeśli na ponownej naradzie znów 4 sędziów złoży sprzeciw, naradę i głosowanie odracza się na kolejne nastąpią 3 miesiące.

Odroczenie na święty nigdy

Brzmi to zawile, ale jak wyjaśniał Bodnar podczas rozmowy z Jackiem Żakowskim w świetle nowych przepisów Trybunał stanie się instytucją fasadową. – Jeśli dojdzie do rozpatrywania ustawy ważnej będzie mnóstwo możliwości, żeby tym projektem się nie zająć. Np. na mocy nowego prawa wystarczą czterej sędziowie, żeby sprawę odroczyć na nieokreślony czas – wyjaśniał.

 

Niewinny przepis, ale…

– Albo inna rzecz. Niewinny przepis. Wszystkie wnioski, które w ostatnim czasie były wniesione do Trybunału, będą musiały być uzupełnione o nowe wymogi formalne. Wydaje się: czemu nie? Ale przepis mówi też, że rozpatrywanie tych spraw ulega zawieszeniu na czas 6 miesięcy. Czyli TK nie może zajmować się nimi przez pół roku. – wyjaśniał Bodnar.

Zwracał też uwagę, że jest sugestia, że RPO, pierwsza prezes sądu czy KRS musi dokumenty uzupełniać – jakby nie byli profesjonalistami i pisali z błędami.

Zablokowane ustawy medialna, antyterrorystyczna…

– Trybunał jest zawieszony, jeśli chodzi o sprawy istotne – ustrojowe czy fundamentalne dla ochrony jednostki. Co to jest? Ustawa o służbie cywilnej, medialna, nowelizacja KPK, zgoda na podsłuchy, degradacja prokuratorów – wyliczał RPO.

Sejm ustali i będzie

– Proces legislacyjny jest ograniczony do samego parlamentu? – pytał Jacek Żakowski. Zdaniem Bodnara nawet nie, bo w Sejmie nie toczy się debata.

Czyli jeśli PiS coś uchwali i prezydent podpisze, to to stanie się natychmiast prawem i nikt nie będzie mógł na to wpłynąć? Bodnar: Nie wolno doprowadzić do przyjęcia tej ustawy! Zawsze trzeba o tym mówić, jak ktoś łamie konstytucję.

http://audycje.tokfm.pl/widget/38865

Zobacz także

bodnar

TOK FM

Bodnar: Nowy projekt ustawy o TK zmienia Trybunał w instytucję fasadową

Jak mówi w poranku TOK FM Adam Bodnar o nowym projekcie ustawy o TK:

„Jest bardzo źle. To jest projekt, który miał uwzględniać to, co postulowali ludzie na ulicach. To jest projekt, który będzie powodował, że TK stanie się instytucją czysto fasadową. W wielu przypadkach będzie tak, że jeśli nawet coś się w tym TK będzie działo, to politycy mogą zdecydować, że [nie] będzie orzekania. Jest wiele takich mechanizmów, które umożliwiają takie działania prezydentowi i Prokuratorowi Generalnemu”

300polityka.pl

Niemcy pytają w Polsce o „dobrą zmianę”

bart, 01.07.2016

Adam Michnik

Adam Michnik (Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta / AGENCJA GAZETA)

– Jeśli zapytacie mnie, czy w Polsce jest demokracja, to powiem, że jeszcze tak. Ale z każdym dniem jest coraz bardziej zagrożona – mówił Adam Michnik, naczelny „Wyborczej”, członkom komisji ds. kultury i mediów Bundestagu.

Niemieccy posłowie przyjechali do Wrocławia, który jest Europejską Stolicą Kultury 2016, i do Warszawy, aby dowiedzieć się z pierwszej ręki, jak przebiega tzw. dobra zmiana. Spotkali się m.in. z członkami komisji kultury polskiego Sejmu oraz wiceministrem kultury Krzysztofem Czabańskim.

– Mówił nam, że bardzo mu zależy na jakościowym dziennikarstwie – relacjonowali Michnikowi.

– Czabański ma nieskończone poczucie humoru – odpowiadał naczelny „Wyborczej”. Jego zdaniem rząd PiS po przejęciu mediów publicznych i czystce wśród dziennikarzy zabierze się wkrótce za media prywatne. – Dają nam sygnały, że jeśli będziemy im dokuczać, to oni dokuczą nam – mówił.

Michnik dodał, że ze swoją biografią nie ma prawa być pesymistą.

– Przeżyliśmy gorsze czasy. Ten reżim skręci kark, bo jest antydemokratyczny, antyeuropejski i niekompetentny. Oni zrobili czystkę nawet w stadninie koni. Gdy się słucha posłów PiS, ma się wrażenie, jakby czytali z tej samej kartki. To kabaretowy monolog – mówił Michnik.

Zobacz także

niemcy

wyborcza.pl

Żakowski: Radykalizacja PiS przypomina kosmos – rozszerza się i wydłuża się poza horyzonty

dżek, 01.07.2016

Jacek Żakowski w Poranku Radia TOK FM

Jacek Żakowski w Poranku Radia TOK FM (Fot. TOKFM.pl)

Dostało się też Jackowi Sasinowi za wywiad w „Rzeczpospolitej”.

W środę przez 12 godzin sejmowa komisja sprawiedliwości zajmowała się projektem nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Opozycja mówi o paraliżu i kneblowaniu TK, PiS przekonuje, że to dobry projekt, zachowujący zasady trójpodziału i równowagi władz.

– Niewiele wskazywało, że aż tak PiS się posunie w tej sprawie. PiS ma zdolność zaskakiwania nas i przekracza kolejne rysowane przez siebie Rubikony. Końca nie widać. Radykalizacja PiS przypomina kosmos – rozszerza się, wydłuża się poza horyzonty. O ile coś takiego, jak horyzonty w PiS istnieje – mówił w Poranku Radia TOK FM Jacek Żakowski.

W przeglądzie pracy komentował „żenujący” i „zawstydzający” poziom komentarzy polskich polityków nt. Brexit. – Jedyne, co ma do powiedzenia Jacek Sasin w „Rzeczpospolitej” to to, że Tusk jest twarzą Brexitu. Przyzwyczailiśmy, że w polityce można powiedzieć wszystko. Ale Brexit jest taką traumą dla nas, Europejczyków, że może dobrze byłoby przez chwilę zastanowić się nad tym, czy nie byłoby lepiej dla nas wszystkich, gdybyśmy troszeczkę bardziej ważyli słowa, ostrożniej dysponowali głupstwami, idiotyzmami. Gdybyśmy zeszli w tej debacie na ziemię. Bez względu na walkę polityczną. Po co takie głupoty się gada? – pytał retorycznie Żakowski.

Jako przykład podał Borisa Johnsona, b. burmistrza Londynu, który najpierw entuzjastycznie poparł pomysł Brexit, a potem się go przeraził. Wczoraj ogłosił, że nie chce kandydować na premiera Wielkiej Brytanii.

W opinii publicznej (nie tylko w Polsce) budowane jest przekonanie, że eksperci nie reprezentują wiedzy, a czyjeś interesy. Czyli są nieważne.

http://audycje.tokfm.pl/widget/38863

Zobacz także

 

TOK FM

Gościnne występy. W piątek – Olejnik. Polskie stosy

Monika Olejnik „Kropka nad i” TVN 24, „Gość Radia ZET”, 01.07.2016

BISKUP PIOTR LIBERA: Ile braku rozsądku lub premedytacji było w oddaniu tak wielu gazet, stacji radiowych i telewizyjnych, portali internetowych w ręce resortowych dzieci bądź właścicieli z zagranicy

BISKUP PIOTR LIBERA: Ile braku rozsądku lub premedytacji było w oddaniu tak wielu gazet, stacji radiowych i telewizyjnych, portali internetowych w ręce resortowych dzieci bądź właścicieli z zagranicy (ANDRZEJ MICHALIK)

Do jakiego kraju przyjeżdża papież Franciszek? Skłóconego, rozdartego na pół

Napiszę za Władysławem Bartoszewskim: „Polska to dziwny kraj, w którym lubi się buczenie i gwizdy, szczególnie podczas uroczystości upamiętniających tych, którzy zginęli za Polskę”. Gwizdy i buczenie na cmentarzu Powązkowskim stają się już tradycją. Można było tam wygwizdać każdego, nawet Władysława Bartoszewskiego.

Jedyną postacią, której należą się oklaski, jest Antoni Macierewicz. Ten człowiek potrafi, jak nikt inny, wsadzić szpilę tak, żeby zabolało. Na uroczystościach poznańskiego Czerwca ’56 przeforsował apel „poległych” dla tych, którzy zginęli pod Smoleńskim. Nieważne protesty rodzin. Macierewicz postawił na swoim. Robi to wszystko przy aprobacie zwierzchnika sił zbrojnych prezydenta Andrzeja Dudy. Doprowadził do tego, że w Poznaniu gwizdano. Gwizdano na prezydenta Dudę, gwizdano na Lecha Wałęsę. Nie ma już żadnych zahamowań. Można powiedzieć wszystko, zrobić wszystko, oczernić każdego.

Wydawałoby się, że w kraju katolickim ważny jest Kościół, tym bardziej że już niedługo przyjedzie do nas papież. Ale cóż tam. Biskup Libera zapewne zatyka uszy, kiedy musi słuchać papieża Franciszka.

Jego pełne jadu przemówienie w Radomiu przejdzie do historii. Zamiast mówić o tych, którzy zginęli tam w 1976 r., ordynariusz płocki podczas mszy w homilii mówił: „Jaka dziejowa konieczność może popierać lewacką politykę multi-kulti, dla której wszystkie kultury są jednakowo ważne, tylko nie ta, w której wyrośli, chrystusowa, chrześcijańska”. Biskup mówił o tym, że Zachód przestraszył się Polski. Grzmiał: „Tu nie chodzi o Trybunał, tylko o to, że Polska odnajduje swoją tożsamość w chrześcijaństwie, solidarnie z wiarą”. Według biskupa Libery boją się nas elity i bankierzy. Dla nich jesteśmy niewygodni.

Ksiądz biskup grzmiał dalej: „Jakim brakiem rozsądku lub premedytacji było oddanie tak wielu gazet, stacji radiowych, telewizyjnych, portali w ręce resortowych dzieci bądź właścicieli zza zachodnich granic?”. Przysłuchiwali się temu premier Szydło i prezydent Duda. A gdzież tu miłosierdzie, księże biskupie? Czy ludzie odpowiadają za grzechy swoich przodków, nawet jeżeli takie były?

A jak to się ma do tych, którzy zginęli w Czerwcu ’56? Ileż trzeba mieć w sobie zła i niechęci do ludzi, żeby mówić takie rzeczy?

Ktoś zapewne to widzi i słyszy, ale szkoda, że nie grzmi.

Do jakiego kraju przyjeżdża papież Franciszek? Skłóconego, rozdartego na pół. Może warto uczyć się od prezydenta Biedronia, który postanowił nazwać jedną z ulic w Słupsku imieniem najpierw torturowanej, potem spalonej (w 1701 r.) przez urzędników Kościoła czarownicy. Może niech ksiądz biskup przypomni sobie o Trinie Papisten i o winie Kościoła, który palił ludzi na stosach.

PS. A Janka Paradowska siedzi sobie gdzieś na górze, ze swoim ukochanym mężem Jurkiem Zimowskim, i patrzy na to wszystko. Tak kochała politykę, że na pewno nie odpuści i zawsze będzie spoglądać na to, co się u nas dzieje.

Zobacz także

jakMacierewicz

wyborcza.pl

Bloger Matka Kurka przegrał proces z Owsiakiem. Musi przeprosić i zapłacić zadośćuczynienie

past, 30.06.2016

Jerzy Owsiak podczas rozprawy

Jerzy Owsiak podczas rozprawy (Fot. Maciej Świerczyński / Agencja Gazeta)

• Piotr W. został skazany prawomocnym wyrokiem przez Sąd Apelacyjny
• Sąd potwierdził że, Piotr W. naruszył dobra osobiste Jerzego Owsiaka
• Bloger piszący jako Matka Kurka ma przeprosić i zapłacić 10 tys. zł

Jerzy Owsiak poleciał do Nowego Jorku, korzystając z biletów przekazanych przez LOT na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy – sugerował na swoim blogu Piotr W. W kwietniu sąd uznał, że to nieprawdziwe twierdzenie narusza dobra osobiste Owsiaka. Matka Kurka odwołał się od tego wyroku. Teraz Sąd Apelacyjny podtrzymał werdykt. Poza zarządzonymi wcześniej przeprosinami na portalu kontrowersje.net, bloger musi zapłacić Owsiakowi 10 tys. zł zadośćuczynienia – podaje 24legnica.pl

Dowiedz się więcej:

O co dokładnie Matka Kurka pomówił Owsiaka?

W lipcu 2015 roku na blogu Matki Kurki ukazał się tekst pt.  „Kilometrówka Owsiaka – za 32,5 tys. z puszek dzieci Dreamlinerem do Nowego Yorku”. Piotr W sugerował w nim, że Jerzy Owsiak poleciał do USA, korzystając z biletu przekazanego przez LOT na aukcję WOŚP. W rzeczywistości ten bilet otrzymała osoba, która wygrała go na aukcji Orkiestry. Owsiak z rodziną rzeczywiście polecieli do USA, a wyjazd sfinansował Amerykanin polskiego pochodzenia, współpracując z nowojorską WOŚP.

Ile procesów z Owsiakiem przegrał Matka Kurka?

Piotr W.przegrał pierwszy proces z Jerzym Owsiakiem w lutym 2015 roku. Sąd uznał, że określenie Owsiaka na blogu „hieną cmentarną” i  „królem żebraków” było znieważeniem. Bloger musiał zapłacić 5 tys. zł grzywny. W lutym 2016 roku sąd uznał, że sugestie Matki Kurki na temat wykorzystania biletów z WOŚP do własnych celów były zniesławieniem. Wyrok podtrzymał Sąd Apelacyjny, który zarządził 10 tys. zł zadośćuczynienia.

gazeta.pl