Odpowiadam premier Szydło: Obrażając mnie, obraża Pani każdego obywatela [PIĄTEK]
Tomasz Piątek do Beaty Szydło: „Szanowna Pani Premier…” (Agencja Gazeta)
Szanowna Pani Premier,
z wielkim smutkiem odpowiadam na Pani wystąpienie podczas debaty sejmowej nad wnioskiem o odwołanie ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza.
Słuchając Pani, po raz kolejny przekonałem się, że rząd PiS wystawia bezpieczeństwo Polski na ryzyko. I robi to w imię interesu partyjnego. A nawet – w imię interesu jednego ministra.
Podczas swej przemowy odniosła się Pani do mojego artykułu „Tajny agent Macierewicza” opublikowanego 18 czerwca 2016 r. na łamach „Wyborczej”. Określiła go Pani jako: „Tekst wyssany z palca, niewiarygodny, oszczerczy, insynuujący, pełen manipulacji”.
Pani premier, tekst nie jest wyssany z palca. Jest oparty na oficjalnych dokumentach i aktach sądowych. Zawiera sprawdzone fakty.
Każdy może się o tym przekonać. Każdy obywatel może pójść do archiwów Krajowego Rejestru Sądowego. Zobaczy wtedy, że Antoni Macierewicz zasiada we władzach fundacji Głos, gdzie prezesem zarządu jest Robert Jerzy Luśnia, płatny tajny współpracownik PRL-owskiej SB.
Każdy obywatel może też przejrzeć oświadczenia majątkowe posła Macierewicza. Dowie się wtedy, że przez całe lata aż do roku 2016 Antoni Macierewicz zgłaszał w tych oświadczeniach, iż zasiada we władzach fundacji Głos. Oświadczenia za każdym razem wypełniane były odręcznie, na papierze – nie można więc powiedzieć, że minister elektronicznie coś „przekleił” na skutek roztargnienia.
Jednym zdaniem: Antoni Macierewicz utrzymuje więź z dawnym płatnym TW i doskonale o tym wie.
Każdy obywatel może też znaleźć w internecie treść odpowiedzi prokuratora krajowego Karola Napierskiego na interpelację posła Grzegorza Kurczuka z 21 marca 2002 roku. Prokurator krajowy Napierski mówi wprost, co następuje.Robert Luśnia jako wiceprezes Herbapolu Lublin samowolnie – czyli bez zgody pozostałych członków zarządu tej spółki – płacił z jej kasy firmie Dziedzictwo Polskie.
A jest to firma, którą założył Antoni Macierewicz – i w której Macierewicz wciąż jest wspólnikiem.
Powiedziała Pani premier, że minister Macierewicz odniósł się do mojego tekstu w swoim oświadczeniu, aby – cytuję Pani słowa – „nie pozostawiać tych kłamstw i oszczerstw bez sprostowania”.
Niestety, pan minister nie sprostował żadnej z wyżej wymienionych informacji. Ani w odpowiedziach, które jego rzecznik przesłał „Wyborczej” na piśmie. Ani w przemówieniu, które Macierewicz wygłosił dziś w Sejmie.
Rzecznik ministra Bartłomiej Misiewicz, próbując bronić Macierewicza, wielokrotnie mijał się z prawdą. Powiedział, że Robert Luśnia od dłuższego czasu nie jest prezesem fundacji Głos.
Nieprawda. Powtórzę: każdy obywatel może pójść do archiwów Krajowego Rejestru Sądowego i przekonać się, że Robert Luśnia jest prezesem zarządu tej fundacji.
Rzecznik powiedział też, że pieniądze przelane przez Luśnię firmie Dziedzictwo Polskie były normalną zapłatą za reklamy firmy Herbapol Lublin. I dodał, że reklamy te zostały opublikowane w piśmie „Głos” (wydawanym przez Dziedzictwo Polskie i Macierewicza).
Nieprawda. Każdy obywatel może pójść do Biblioteki Narodowej. Każdy może przejrzeć roczniki „Głosu” z lat 1996-1998 (kiedy Luśnia był wiceprezesem Herbapolu Lublin i przekazywał samowolnie pieniądze tej spółki m.in. firmie Macierewicza). A także te z lat 1998-2002 (gdy Luśnia był wspólnikiem w Herbapolu Lublin, ale już nie wiceprezesem).
Przeglądałem egzemplarze „Głosu” z lat 1996-2002 dokładnie, strona po stronie. Spędziłem w Bibliotece Narodowej kilka dni. Każdy, kto zrobi to samo, przekona się na własne oczy. W „Głosie” z tamtych lat nie ma reklam Herbapolu Lublin. Luśnia nie tylko samowolnie przelał pieniądze firmie Macierewicza. Przelał je nie wiadomo za co.
Redaktorem naczelnym pisma był wtedy Antoni Macierewicz.
Pani premier, podobnie jak minister obrony narodowej, nie odniosła się Pani do faktów przedstawionych w artykule „Tajny agent Macierewicza”. A nawet powiedziała Pani tak: „Odnosić się do tych wątpliwych treści i do autora po prostu nie warto”.
Rozumiem, że mówiąc o autorze, ma pani na myśli mnie.
Pani premier, „minister” to po łacinie „sługa”. Jako pierwszy minister służy Pani wszystkim obywatelom i odpowiada za każdego obywatela.
To, jaką jestem osobą, jakie mam poglądy, cechy i doświadczenia, nie powinno grać tutaj żadnej roli. Tym bardziej, że Pani sama wzywa do tego, aby zapomnieć o różnicach i sporach, gdy chodzi o bezpieczeństwo nas wszystkich.
Na to wezwanie właśnie odpowiadam. Zgłaszam poważne wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa nas wszystkich. Wątpliwości związane z postawą i odpowiedzialnością ministra obrony. Wątpliwości, które powinniśmy wszyscy wspólnie i bezstronnie rozsądzić. Zapominając o sporach. Zapominając o tym, kto jest naszym kolegą partyjnym, a kto nie.
Te wątpliwości mógłby wyrazić każdy obywatel, nie tylko ja. Bo każdy obywatel mógłby spędzić pół roku w archiwach – i ujawnić fakty, które ujawniłem w tekście „Tajny agent Macierewicza”.
Dlatego obrażając mnie, obraża Pani każdego obywatela.
Określiła Pani mój tekst jako wyssany z palca. A zawarte w nim informacje – jako kłamstwa i oszczerstwa. Zrobiła to Pani bezpodstawnie i gołosłownie.
Gdyby była Pani zwykłym obywatelem jak ja – wysłałbym Pani pozew. Niestety, może się Pani ukryć za immunitetem poselskim, którego obecna większość parlamentarna z pewnością Pani nie uchyli. Chyba że zrzeknie się Pani tego immunitetu.
Gdyby była Pani pewna swoich twierdzeń, to by się Pani zrzekła.
PiS wykorzystuje szczyt NATO
Premier Beata Szydło i Antoni Macierewicz po głosowaniu nad wnioskiem o odwołanie szefa MON (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Premier upominała ławy opozycji: – Ten wniosek to jest nieakceptowalna próba podważenia zaufania do polskiego państwa. To próba podważenia zaufania do polskiego państwa w tak ważnym czasie. Trzeba zupełnie nie rozumieć, na czym polega powaga i odpowiedzialność za państwo, żeby składać wniosek tak niemądry i nieprzyzwoity w swych podstawach.
Wnioski o wotum nieufności wobec członków rządu to prawo opozycji. I każda partia opozycyjna z tego prawa korzysta chętnie. Także PiS sięgał po tę demokratyczną broń, gdy był przez wiele lat w opozycji. PiS nie ma wpływu na to, kto, przeciwko komu i kiedy taki wniosek złoży.
Ale na termin debaty nad wnioskiem – już tak. Od październikowych wyborów PiS pokazał, że w parlamencie posłowie i senatorowie nie znają ani dnia, ani godzinny. Projekt ustawy, głosowanie, debata, posiedzenie komisji mogą być w środku nocy, w święta, sylwestra. Jak prezes PiS Jarosław Kaczyński zarządzi. A zarządza tak, by jak najwięcej na tym jego partia skorzystała, a opozycja straciła. Nie ma tu przypadku.
I nie było tym razem. To, że debata nad przyszłością szefa MON odbyła się na trzy dni przed szczytem NATO, to decyzja Kaczyńskiego. Rozumiem, że premier Szydło i marszałek Sejmu Marek Kuchciński po prostu wykonali zadanie wyznaczone przez ich zwierzchnika partyjnego.
Jeżeli więc ktokolwiek „próbował podważyć zaufanie do polskiego państwa w tak ważnym czasie”, to właśnie polski rząd.
Premier Szydło pouczała opozycję, że „są takie momenty, wydarzenia, które mimo politycznych różnic i sporów łączą, budowa tego bezpiecznego ładu powinna być naszym wspólnym celem”.
Fałszywie. Nic nie wskazuje na to, by PiS miał jakieś wspólne cele czy nawet historyczne rocznice, które łączą. Wszystko wskazuje na to, że PiS wszystko wykorzystuje do dzielenia.
Dziś wykorzystał szczyt NATO.
Rzepliński w Sejmie o projekcie PiS o TK: Nie każdy akt uchwalony przez parlament zasługuje na miano ustawy
Rzepliński w Sejmie o projekcie PiS o TK: Nie każdy akt uchwalony przez parlament zasługuje na miano ustawy
Prezes Trybunału Konstytucyjnego wystąpił dziś na mównicy sejmowej podczas debaty o TK. Jak mówił o projekcie ustawy PiS – która będzie najprawdopodobniej uchwalona na tegotygodniowym posiedzeniu Sejmu:
„Moje sumienie, nie tylko jako prezesa TK, ale jak obywatela, nie pozwala mi milczeć. Milczenie byłoby wyrazem biernego poddania się i przyzwolenia na nieprzemyślane i arbitralne rozwiązania, które znajdują się w procedowanym projekcie. Nie byłem konsultowany w trakcie tego procesu, mimo że tak jest w każdym państwie unijnym, jeśli chodzi o ustawy regulujące i wyposażające sądy konstytucyjne w narzędzia do orzekania. Zawsze dzieje się to w dyskusji”
Prof. Rzepliński dodawał:
„Pytanie, czy Sejm może przeforsować każdą ustawę niezgodną z „ustawą ustaw”, czyli Konstytucją. Czasem słychać, że parlament jest głosem suwerena. Tak nie jest. Parlament jest głosem przedstawicieli suwerena. Suwerenem jest naród polski, a nie posłowie i senatorowi. Suwerenem nie są ministrowie, nie są sędziowie. Suwerenem jest cały naród, a nie jego część, która zagłosowała na jedną partię. Nie każdy akt uchwalony przez parlament zasługuje na miano ustawy. Akt parlamentu uchwalany z naruszeniem procedury jego stanowienia, zawierający rozwiązania niekonstytucyjne, znoszący niezależność władzy sądownicznej, jest w istocie tylko pozorem ustawy, a nie prawem. Mój głos ma ustrzec parlament przez przeforsowaniem ustawy pozornej”
Kosiniak-Kamysz: Widać, że PiS nie chce kompromisu ws. TK. Twardogłowi zwyciężyli
Jak mówił na konferencji prasowej Sejmie Władysława Kosiniak-Kamysz:
„Powiedzieliśmy PiS sprawdzam, widać ze nie chcą kompromisu. Twardogłowi w PiS zwyciężyli. Cześć młodych posłów PiS chciało rozwiązać konflikt wokół Trybunału ale nie zostali dopuszczeni do głosu”
Ekspresowe tempo prac nad projektem ustawy o TK. O 16:00 posiedzenie komisji
W Sejmie trwa drugie czytanie projektu nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, a już o 16:00 odbędzie się posiedzenie komisji sprawiedliwości i praw człowieka, która rozpatrzy poprawki zgłoszone w czasie drugiego czytania. Tym samym jest niemal pewne, że Sejm jutro wieczorem przegłosuje nową ustawę o TK.
Petru o powołaniu komisji śledczej: Wszystko jest tak ukartowane, by PO i PiS taplały się we własnym bagienku
Jak mówił w Sejmie Ryszard Petru:
„Zaskoczeni jesteśmy tym, że PO dogadała się z PiS w kwestii składu komisji Amber Gold. Dwa kluby – PSL i Nowoczesnej nie będą reprezentowane. Mają coś do ukrycia. To jest wielka afera, odpowiedzialne za to są zarówno rządy PO, jak i rząd PiS. Dziwię się, że [nie chcą] dopuścić do komisji ludzi, którzy nie są uwikłani, którzy mają wiedzę ekspercką. Wszystko jest tak ukartowane, by PO i PiS taplały się we własnym bagienku. To będzie show medialny, a nie prawdziwe dochodzenie. To jest skandaliczne, że wszystkie kluby sejmowe nie są reprezentowane”
Sejm odrzucił wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec Macierewicza
166 posłów głosowało za odwołaniem Antoniego Macierewicza z funkcji szefa MON. Przeciw było 267 posłów, a 3 wstrzymało się od głosu.
Wniosek PO poparła także Nowoczesna oraz PSL. Razem z PiS-em głosował prawie cały klub Kukiz ’15, 3 posłów niezrzeszonych oraz 3 posłów z koła Wolni i solidarni.
Szydło: Zastanówcie się, czy to ciągłe występowanie jako antypaństwowa opozycja to jest to, co powierzyli wam Polacy
Jak mówiła w Sejmie premier Beata Szydło:
„Zastanówcie się, czy to burzenie porządku, to ciągle występowanie jako antypaństwowa opozycja, to jest to, co powierzyli wam Polacy. Pamiętajcie ze każdy z nas, kto otrzymał ten mandat, ma reprezentować obywateli”
Schetyna do Macierewicza i Szydło: Tak wiele kłamstw z tej mównicy nie padło bardzo dawno
Jak odpowiadał z mównicy sejmowej Antoniemu Macierewiczowi i Beacie Szydło Grzegorz Schetyna:
„Tak wiele kłamstw z tej mównicy nie padło bardzo dawno. Oczywiście nie zgodziłem się jako szef MSZ na wysłanie polskich wojsk [na Bliski Wschód]. Kłamie pan, dobrze pan tym wie”
Macierewicz: To Schetyna zobowiązał się wobec amerykańskich sojuszników, że Polska wyśle kontyngent wojskowy i F16 na Bliski Wschód
Jak mówił Antoni Macierewicz w Sejmie:
„Istota rzeczy polega na tym, że zwijaliśmy armię, likwidowaliście armię. Uważaliście, że armia nie jest w Polsce potrzebna, bo uważaliście, że przez następne 20 lat nie będzie wojny. Opieraliście swój stosunek do armii polskiej na błędnej diagnozie, niezrozumieniu sytuacji geopolitycznej i w zapatrzeniu obce rady i złudzenia. To był powód tego, że armię Polski systematycznie likwidowaliście i zwijaliście”
„To Schetyna zobowiązał się wobec amerykańskich sojuszników, że Polska wyśle kontyngent wojskowy i F16 na Bliski Wschód”
„Ilość kłamstw, absurdów, przeinaczeń, jaka padła na tej sali, a przedtem na posiedzeniu komisji z ust waszych przedstawicieli przekracza wszelkie wyobrażenia i nawet Trybuna Ludu by się nie powstydziła takiego zespołu absurdów. Ale przywołam tylko jedno kłamstwo, które pokazuje, jak bardzo fałszywie chcecie przedstawiać się opinii publicznej. Rok temu ówczesny szef dyplomacji Grzegorz Schetyna zobowiązał się wobec naszych amerykańskich sojuszników, że Polska wyśle kontyngent wojskowy na Bliski Wschód, że Polska wyśle samoloty F16 na Bliski Wschód i nie dotrzymał tego zobowiązania. Przywołałem możliwość wysłania naszych żołnierzy w bardzo ograniczonej liczbie i wyłącznie na misję patrolową, wyłącznie na misję szkoleniową”
Macierewicz dodał na koniec, że PO przekroczyła nawet doświadczenia PZPR.
Macierewicz: Przez lata PO godziła się na to, by Rosja miała prawo weta wobec polskiego bezpieczeństwa
Jak mówił w Sejmie minister Antoni Macierewicz:
„Polska była w NATO bardziej jako rodzaj argumentu publicystycznego, niż rzeczywistej obecności gwarantującej nam bezpieczeństwo. Przez lata PO zgodziło się na to, by nasza obecność była swoistym pozorem. By było państwo, które miało prawo weta wobec polskiego bezpieczeństwa. Wy aprobowaliście tę sytuacje, by zewnętrzne mocarstwo aprobowało, czy u nas będą czy tez nie wojska sojusznicze. To była Rosja. To ulega zmianie. Od tego tygodnia będą mogły stacjonować wojska sojusznicze zdolne do natychmiastowego działania. Dziś uznajecie za najbardziej właściwy moment by atakować ministra obrony narodowej PiS, bo ten rząd doprowadził do fundamentalnej zmiany sytuacji geopolitycznej polski i jej bezpieczeństwa. Można się zastanawiać, jakie są prawdziwe intencje waszego ataku, czy u ich źródeł stoi zapiekłość człowieka, ktory kiedyś uchodził za odważnego antykomunistę. A dziś powtarza najbardziej podłe słowa Trybuny i Urbana. Czy ta przemiana odpowiada waszym intencjom politycznym? Czy PO która kiedyś uważała, że wywodzi się z Solidarności, dziś chce pokazać Polakom twarz Urbana”
Jakubiak z Kukiz’15: Macierewicz to jeden z lepszych ministrów, pretensje można mieć do PO
– Mam pretensje do pierwszej ławki PO, która już wyszła [z sali plenarnej]. Że wyznaczyła pana Niesiołowskiego jako sprawozdawcę wniosku. Jego wystąpienie nie było merytoryczne, ale emocjonalne, to bazarowa dyskusja – stwierdził dziś w z mównicy sejmowej poseł Kukiz’15 Marek Jakubiak.
– Minister Macierewicz jawi się nam jako jeden z lepszych ministrów w ostatnim czasie – dodawał polityk.
Petru: Każde wystąpienie Macierewicza to obawa, że za chwilę gotów będzie wywołać konflikt. Będziemy głosować za jego odwołaniem
Jak mówił Ryszard Petru w trakcie sejmowej debaty nad wnioskiem o wyrażenie wotum nieufności wobec szefa MON Antoniego Macierewicza:
„Moment tej debaty uważam za nieszczęśliwy – bez względu na to, jak mało odpowiedzialny jest minister obrony, bez względu na to, jak mało bezpiecznie się z nim czujemy, że przynosi nam więcej wstydu niż powagi. Dla dobra RP takich wniosków przed szczytem NATO nie powinno się składać. W interesie Polski jest to, aby ten szczyt się powiódł. Aby po tym, jak Wielka Brytania opuściła UE walkowerem, aby pokazać, że w sprawie obronności jesteśmy jak jedna pięść – że jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Bardzo ważne jest to, aby pokazać, że NATO będzie broniło każdego z kraju bałtyckich. Pokazać, że w Polsce będą stacjonowały rotacyjnie amerykańskie dywizje. To wszystko leży w interesie Polski i Europy oraz świata. Tak się zdarzyło, ale w tym momencie naszym ministrem obrony jest Antoni Macierewicz i jest nim pomimo tego, że kilkanaście dni przed wyborami premier obiecała, że w jej rządzie on ministrem nie będzie. Macierewicz będzie reprezentował Polskę na tym szczycie – to źle, ale nie możemy się obrażać. Właściwszy termin byłby po szczycie. Moglibyśmy podnieść kwestię tego, czy ten szczyt był sukcesem, a nie mówić, że świetnie zorganizowany. Chcielibyśmy się też dowiedzieć prawdy o bazach NATO, czy naprawdę musimy wysyłać myśliwce”
– Uważamy termin za nieszczęśliwy. Mamy fundamentalne zastrzeżenia do pana ministra. Każde jego wystąpienie to obawa, że za chwilę gotów będzie wywołać konflikt. Mamy nadzieję, że pan dzisiaj nie wystąpi, bo może pan przestraszyć Polaków. Termin jest zły, debata jest zła, ale nie możemy głosować ani za tym ministrem, ani nie możemy się wstrzymać. Będziemy głosować za odwołaniem – dodał lider Nowoczesnej.
Siemoniak: Istotą problemu jest kompletna niewiarygodność ministra Macierewicza, którą budował przez lata
Jak mówił w Sejmie Tomasz Siemoniak:
„Minister Macierewicz na najwyższych stanowiskach pozostawił generałów powołanych na mój wniosek. I oczywiście dobrze zrobił. W maju ponownie powołano na kolejną kadencję szefa sztabu. Również generał odpowiedzialny za modernizację to generał powołany za naszych czasów. Jak to się ma do wypowiedzi ministra Macierewicza o armii w stanie katastrofy? Jeśli tak było, to skąd ta dobra kontynuacja. Już nawet wasze zaplecze polityczno-związakowe się pogubiło co ze śmigłowcami, czy Patrioty są złe, czy dobre. Istotą problemu jest kompletna niewiarygodność ministra Macierewicza, którą przez lata budował swoimi wypowiedziami”
Pollack na PiS-owskim indeksie
Martina Pollacka nowe polskie władze traktują jak wroga (MACIEJ ZIENKIEIWCZ)
– Zadzwoniłem do Instytutu, by zapytać o termin spotkania, które miałem prowadzić z polskim dziennikarzem Filipem Springerem. Usłyszałem, że spotkania nie będzie. Zapytałem o powody, odpowiedziano mi, że powinienem je dobrze znać – mówi „Wyborczej” Martin Pollack.
Pollack jest jednym z najbardziej znanych austriackich pisarzy. Bezwzględnie potępiał ojca, funkcjonariusza gestapo odpowiedzialnego za mordy na Żydach i Polakach. Rodakom, w tym członkom własnej rodziny, wciąż przypominał o zaangażowaniu Austriaków w nazizm i przemilczaniu popełnionych podczas wojny zbrodni. W swoim kraju zyskał opinię twórcy kalającego własne gniazdo. W Polsce traktowany był jako autorytet. Pollack mówi po polsku, tłumaczył na niemiecki polską literaturę. Polska za życzliwość zrewanżowała mu się w 2003 r., odznaczając go Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi. Nowe polskie władze traktują go jednak jak wroga.
W wiedeńskim Instytucie Polskim prowadził cykl spotkań ze znanymi ludźmi pt. „Martin Pollack poleca”. Więcej spotkań nie będzie. – We wtorek mam się spotkać z dyr. Wojciechem Więckowskim, który ma mi to oficjalnie zakomunikować – mówi pisarz.
Poszło o jego artykuł „Polska: schemat przyjaciel – wróg”, który na początku maja opublikował w liberalnym dzienniku „Der Standard”. Zaczynał się od zdania: „W Polsce przybywa dowodów, że szef PiS Jarosław Kaczyński ma zamiar zainstalować reżim autorytarny”. Dalej autor pisze, że „rząd PiS chce podporządkować sobie wszystkie ważne sektory państwa i życia publicznego”. Opisuje przejęcie publicznych mediów, czystki i obrzucanie przeciwników PiS błotem jako Polaków gorszego sortu. Pollack cytuje też słowa Kaczyńskiego, że w Polsce nie ma problemów z demokracją i że „w Niemczech demokracja została praktycznie zlikwidowana”. „To cecha autorytarnych osobistości, że ciągle siebie określają jako demokratów bez skazy, a naruszeń demokracji, praw człowieka i wolności słowa doszukują się u innych. Zwykle u wrogów” – pisze Pollack.
Wspomina też sprawę katastrofy smoleńskiej, pisząc, że każdy, kto podważa lansowaną przez Antoniego Macierewicza tezę o zamachu, jest uznawany za zdrajcę. Krytykuje też polski Kościół za wspieranie „nacjonalistycznego, wrogiego Europie kursu Kaczyńskiego”. I za tolerowanie ojca Rydzyka, którego ultranacjonalistyczny wojowniczy katolicyzm zmierza w kierunku „klerykalnego faszyzmu”.
Na artykuł z oburzeniem zareagowali działacze austriackiej Polonii domagający się, by Pollack za tekst przeprosił. Według naszych informacji ich skargi wylądowały na biurku Jana Dziedziczaka, wiceministra MSZ odpowiedzialnego m.in. za kontakty z Polonią. Minister kazał dać Pollackowi odpór.
Resort przesłał do ambasady w Wiedniu polemikę Jacka Czaputowicza z poleceniem, by wymóc na redakcji „Der Standard” jej publikację.
Udało nam się dotrzeć do niemieckiej wersji artykułu. Czaputowicz już na wstępie twierdzi, że Polska Pollacka „uosabia elity III RP, które wytworzyły się po umowach Okrągłego Stołu zawartych między komunistami i gotowymi do dialogu przedstawicielami opozycji”. Pisarzowi zarzuca, że trzyma stronę opozycji, pisze nieprawdę i nie zastanawia się, czemu PiS wygrał wybory. Odrzuca tezę, że Kościół sympatyzuje z nacjonalistami. Wskazując na słaby wynik w wyborach prezydenckich Mariana Kowalskiego z Ruchu Narodowego, twierdzi, że poparcie dla nacjonalistów w Polsce jest niskie. Uważa za konieczne zbadanie na nowo katastrofy smoleńskiej, bo „niektórzy naukowcy są zdania, że rozrzucenie szczątków samolotu może świadczyć, że został zniszczony w wyniku eksplozji”. Zarzuca opozycji, że odrzuciła przedłożoną przez PiS ofertę kompromisu ws. Trybunału Konstytucyjnego, a Komisji Europejskiej stosowanie podwójnych standardów. Bo nie reagowała na nieprawidłowości w wyborach samorządowych w Polsce.
Najciekawsze jest jednak to, co widnieje pod tekstem: Czaputowicz przedstawia się jako naukowiec, działacz antykomunistycznej opozycji i publicysta. To, że zasiada w radzie programowej PiS, a w MSZ odpowiada za reformę systemu szkolenia dyplomatów, przemilcza.
Nasza ambasada w Wiedniu w tej sprawie odmawia komentarza. MSZ twierdzi, że prof. Czaputowicz sam zwrócił się do resortu z prośbą o pomoc w opublikowaniu tekstu w Austrii.
„Der Standard” jednak publikacji artykułu odmówił. W poniedziałek dzieło Czaputowicza wydrukował sympatyzujący z PiS tygodnik „Do Rzeczy”.
Wiceminister Dziedziczak, który kazał dać odpór Pollackowi, kontroluje też Instytuty Polskie. Polecił im skoncentrować się na propagowaniu myśli Lecha Kaczyńskiego. W resorcie powstała też lista osób, których Instytuty nie mogą zapraszać. Najwyraźniej właśnie wpisano na nią Martina Pollacka.
– I tak jest lepiej, niż było. W latach 80. byłem w Polsce osobą niepożądaną. Teraz kraj zmierza w podobnym kierunku jak Rosja i Turcja. Martwię się – mówi pisarz. Nie zamierza składać broni. Jesienią w wiedeńskim Burgtheater, austriackim teatrze narodowym, zorganizuje spotkanie z polską pisarką Olgą Tokarczuk. Z nią też na polecenie Warszawy Instytuty Polskie musiały zerwać kontakty.
Gomułkowski występ premier Szydło
Premier Beata Szydło podczas wystąpienia 5 lipca w Sejmie (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Obiektem miłości bezgranicznej był Macierewicz. Dla Szydło sam pomysł jego odwołania jest zamachem na państwo polskie, które symbolizuje Macierewicz. Antoni Macierewicz ma wyłącznie przymioty: kieruje się zasadą Bóg Honor Ojczyzna, zawsze stoi po stronie uciśnionych i po stronie prawdy.
Teraz otrzymał misję odbudowania z kompletnej ruiny polskiej armii, w czym przeszkadza mu opozycja i „Gazeta Wyborcza”. Dla „Wyborczej” szefowa rządu miała wyłącznie takie określenia jak: zdrajcy, kłamcy, ludzie bez honoru. Bez końca odmieniała nazwiska Jerzego Urbana i Lesława Maleszki, wielokrotnie powtarzała oskarżenia o to, że zarzuty „Wyborczej” wobec Macierewicza to „podłość”, „kalumnie” i „nieprawdziwe oszczerstwa” – tak jakby istniały „oszczerstwa prawdziwe”. Sama kłamała, twierdząc, że w artykule Tomasza Piątka „Wyborcza” negowała opozycyjną przeszłość Macierewicza, pomijała, że tekst po prostu pokazywał hipokryzję i podwójną miarę, jaką Macierewicz stosuje wobec agentów „swoich” i „nie swoich”. Nie wspomniała, że przed wyborami sama wstydziła się Macierewicza, zapewniając, że nie będzie on szefem MON.
To nie pierwszy raz, gdy Beata Szydło sięga po krzyk i obelgi, występując jako premier polskiego rządu. Krzykiem chce zagłuszyć dotkliwy kompleks osoby, która na swoim stanowisku jest figurantem.
Brutalnością Szydło usiłuje też przykryć własny brak klasy. Próbuje zakrzyczeć istotę dyskusji, a debatę przemienia w karczemną awanturę w gomułkowskim stylu.
Ten niegodny funkcji premiera jazgot to będzie jedyne, co po niej zostanie.
Szydło: Ten wniosek to jest nieakceptowalna proba podważania zaufania do polskiego państwa
Szydło: Ten wniosek to jest nieakceptowalna próba podważania zaufania do polskiego państwa
Jak mówiła w Sejmie premier Beata Szydło:
„Ten wniosek to jest nieakceptowalna próba podważenia zaufania do polskiego państwa. Niestety tylko moment złożenia wniosku, ale i jego podstawa są wręcz kompromitujące. Ten tekst w GW jest wyssany z palca”
Szydło do opozycji: Dziś, razem z Wyborczą, stoicie po tej stronie, po której stoi Urban i Maleszka
Jak mówiła premier Szydło w Sejmie, w trakcie debaty nad wnioskiem o wyrażenie wotum nieufności wobec szefa MON:
„Podstawą jest tekst w gazecie, która od lat otwarcie walczy z PiS, a teraz walczy z rządem tworzonym przez PiS. PiS, które otrzymało od narodu, od obywateli, suwerenny mandat, aby brać odpowiedzialność za Polskę. Ten tekst jest wyssany z palca, niewiarygodny, oszczerczy, insynuujący, pełen manipulacji. Do jego rzetelności odniósł się minister obrony w oświadczeniu. Zrobił to po to, żeby nie pozostawić tych kłamstw i oszczerstw bez sprostowania. W szczegółach tego robić nie będę, bo odnosić się do tych wątpliwych treści i jego autora po prostu nie warto”
„Dziś, razem z tą gazetą, stoicie po tej stronie, po której stoi Urban i Maleszka”
„Chcecie odwoływać ministra Macierewicza na podstawie tekstu, opartego o opowieści byłego funkcjonariusza służb PRL, opisanych w gazecie, która od lat była pierwszym bastionem blokującym lustrujące i dekomunizację. To trzeba wreszcie głośno powiedzieć: gazeta, która przez lata zatrudniała pana Maleszkę – zdrajcę i tajnego, płatnego współpracownika służb PRL. Zatrudniała, mając całkowitą świadomość krzywd, zła i nieprawości, jakich dopuścił się ten człowiek. Dzisiaj ta sama gazeta przy wsparciu opozycji z PO uderza w człowieka, który swoje życie poświęcił temu, aby walczyć z takimi, jak Maleszka. Walczył z całym paskudnym złem, które niosła za sobą agentura SB PRL-u. Dziś, razem z tą gazetą, stoicie po tej stronie, po której stoi Urban i Maleszka”
PBSz: Tusk i Kaczyński spotykali się mimo sporu ponad podziałami podczas eskalacji konfliktu na Ukrainie, to wzór
Premier Szydło – po wystąpieniu Stefana Niesiołowskiego w Sejmie – weszła na mównicę i odniosła się do wniosku PO o odwołanie szefa MON:
„Wersja papierowa wniosku też jest skandaliczna, ale przejawia mniejsze objawy szaleństwa. Są takie momenty, które mimo politycznych różnic, łączą. Że trzeba się opowiedzieć, że jest się w tym wspólnie, lub milczeć, by nie przeszkadzać. Za 3 dni będzie w Warszawie rysowana mapa bezpiecznego świata. Świata pokoju i spokoju. Nasi sojusznicy chcą takiego świata. To wydarzenie bardzo ważne, strategiczne, decydujące o naszym bezpieczeństwie, Polek i Polaków. W tym trudnym i niespokojnym czasie. Budowa tego ładu to powinien być nasz wspólny cel – wszystkich na tej sali, mimo różnic, mimo bieżących sporów politycznych. Mimo tego powinniśmy myśleć o tym, że najważniejsze jest bezpieczeństwo Polski. Tu nie powinno być różnicy zdań, najmniejszych wątpliwości. Nas polityków dzielą poglądy, ale powinna nas łączyć troska o dobro wspólne, o spokój obywateli. Jesteśmy za to wspólnie odpowiedzialni, niezależnie od tego, czy rządzimy, czy jesteśmy w opozycji”
Jak przypomniała szefowa rządu:
„Premier Tusk [podczas eskalacji konfliktu na Ukrainie] zwołał spotkanie, gdzie pojawili się najważniejsi polscy liderzy polityczni, pojawił się również Jarosław Kaczyński. Był tam mimo politycznemu sporu i brew partyjnemu interesowi. Ale był, bo to interes Polski jest najważniejszy. To wzór, który powinien być powielany, a dziś nie jest”
Niesiołowski zaczyna uzasadnianie wniosku, posłowie PiS opuszczają salę. „Panowie, szybciej wychodźcie”
Gdy tylko poseł Stefan Niesiołowski rozpoczął uzasadnianie wniosku o odwołanie ministra Macierewicza, to posłowie PiS – zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami – opuścili salę. Jak stwierdził poseł PO:
„Panowie szybciej wychodźcie, to irytujące”
Petru: PO dogadała się z PiS, aby Nowoczesnej nie było w komisji ds. Amber Gold
Lider Nowoczesnej ujawnia na Twitterze, że PO dogadała się z PiS, aby przedstawicieli Nowoczesnej nie było w komisji śledczej ds. Amber Gold. „Opozycja totalna …” – dodaje Ryszard Petru.
PO dogadala sie z PiS aby nie bylo Nowoczesnej w komisji Amber Gold. Opozycja totalna …
Szydło: Opozycja jest nieodpowiedzialna. Trzy dni przed szczytem NATO musimy zajmować się wnioskiem o odwołanie ministra obrony
Jak mówi premier Beata Szydło w rozmowie z wPolityce.pl, pytana o wniosek PO o wyrażenie wotum nieufności wobec szefa MON Antoniego Macierewicza:
„Z żalem stwierdzam, że w tej chwili opozycja w Polsce jest nieodpowiedzialna. Jutro dzień w Sejmie zaczynamy od wniosku opozycji o odwołanie ministra obrony narodowej. Trzy dni przed szczytem NATO w Warszawie musimy zajmować się wnioskiem o odwołanie ministra obrony! Na dodatek wniosek jest oparty na tezach żałosnych, całkowicie nieprawdziwych, na konfabulacji. Widać tu całkowitą nieodpowiedzialność opozycji, która nie potrafi wznieść się ponad swoje interesy nawet w takich chwilach. Kiedy jak nie przed szczytem NATO w Warszawie, tak ważnym dla bezpieczeństwa państwa, mamy być razem? Polacy doskonale to rozumieją, opozycja niestety nie”
Jak mówi dalej:
„Próbowano budować wrażenie jakiejś nadzwyczajnej sytuacji w Polsce, próbowano rzeczywiście odwołać szczyt. To było działanie antypaństwowe i część opozycji jest antypaństwowa. Na szczęście to się nie udało. Szczyt będzie sukcesem Polski, oczekujemy potwierdzenia wstępnie już podjętych decyzji, które zabezpieczają Polskę”
Niesiołowski o Macierewiczu: Ostrzegam kolegów z PiS. Trzymanie go w swoich szeregach to tak, jak tykająca bomba zegarowa
Jak mówił Stefan Niesiołowski na posiedzeniu komisji obrony narodowej:
„Specyficzna cecha, że czego dotknie, to dokona w tym rozłamu, zaszkodzi, zniszczy. Jest długa listy trupiarni politycznych, którą po sobie zostawia. Kolegów z PiS ostrzegam, żeby się w końcu w tej trupiarni nie znaleźli”
– Trzymanie tego człowieka w swoich szeregach to tak, jak tykająca bomba zegarowa – dodał poseł PO.
Niesiołowski mocno uzasadnia odwołanie szefa MON. [CYTATY]
Stefan Niesiołowski i Antoni Macierewicz (Fot. Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta)
Oto kilka dzisiejszych cytatów z wypowiedzi posła Niesiołowskiego:
1. „Macierewicz powiedział: „Unia Europejska jest jak klatka: kto tam wejdzie, ten już nie wyjdzie”. Pan Macierewicz powinien być z panem Farage protektorem Brexitu.To jest wypowiedź, którą zwolennicy Brexitu mogliby wyhaftować na swoich sztandarach”
2. „Z trybuny sejmowej Macierewicz wygłosił niesłychane stwierdzenie o bezbronności państwa polskiego. Jest chyba pierwszym ministrem na świecie, który zachęca do inwazji na własne państwo, bo twierdzi, że to państwo jest całkowicie bezbronne.
Po czym dokonuje cudu na miarę Kany Galilejskiej i w ciągu trzech dni wyprowadza Polskę z tej bezbronności i ogłasza, że właściwie Polska jest pod rządami pana Macierewicza bezpieczna
3. „Macierewicz wymusza na samorządach asystę wojskową na różnych uroczystościach, pod warunkiem, że organizatorzy zgodzą się na stwierdzenie, że mieliśmy jakichś poległych pod Smoleńskiem. W katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem nikt nie poległ, bo polec można tylko na polu walk. W katastrofie można tylko zginąć. Ostatnia polska wojna pod Smoleńskiem była w latach 1633-34 i od tamtego czasu pod Smoleńskiem Polacy nie polegli, tylko ginęli. Używanie w ogóle tej sprawy przez Macierewicza, sprawy smoleńskiej, a on stał się głównym heroldem tej sprawy, jest obrzydliwe”.
4. Macierewicz organizuje jakąś dziwną armię, nazywaną „armią leśną”. Jej ideologią ma być fanatyzm religijny. To jest dobre, gdybyśmy się wybierali na wojnę przeciwko katarom
5. „Wysłał wojsko na wojnę z Państwem Islamskim. Mamy spełnienie podwójnej obietnicy: pani Szydło, że Macierewicz nie będzie ministrem obrony i pana Dudy, kandydata na prezydenta, że nigdy nie wyśle wojska polskiego na wojnę. Ale cóż,politycy zmieniają zdanie, nawet ci z najbardziej patriotycznej partii na świecie”
6. „Sformułowana została doktryna: potrzebujemy pomocy na Wschodzie, więc wysyłamy wojsko na południe, do Iraku, Syrii. Macierewicz widzi siebie, jak wjeżdża na białym koniu do Aleppo albo Mosulu. Nasze bezpieczeństwo jest gwarantowane bezwarunkowo, na podstawie Paktu Północnoatlantyckiego, a nie na zasadzie: my pomożemy NATO, więc ono nam pomoże w konflikcie z jednym z państw ościennych”.
Obecnie trwa debata sejmowa nad wnioskiem o odwołanie ministra Macierewicza. Możecie ją śledzić tutaj>>>
Anatomia zła
Od ponad ćwierć wieku nie ukształtowała się w demokratycznej Polsce stabilna scena polityczna. Ba! Przechodzimy nawet poważny kryzys społeczno – polityczny. A z kryzysem jest, jak z depresją. Nie pojawia się nagle. To splot wydarzeń rozłożonych w czasie. Jarosław Kaczyński nie wszedł przecież do polityki 25 października 2015 roku, niczym piękny Ken z logo PiS na ściance dla fotoreporterów. Po władzę szedł ponad ćwierć wieku. Jak to się stało, że demoluje dzisiaj Polskę?
Początek długiej drogi
Kryzys polityczny w Polsce nie trwa przecież od ostatnich wyborów do Parlamentu. Raczkował już w latach 80., zanim w naszym kraju nastała demokracja. Już wówczas w NSZZ Solidarność, której wielu związkowców nie spodziewało się, że za kilka lat odegra rolę prawicowych posłów, tworzyły się podziały. Do 4 czerwca 1989 roku „Solidarność” była kontrą dla Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Wtedy nie myślano o światopoglądzie. Podział „Solidarności” na frakcje był spowodowany tym, że nie wszyscy akceptowali samodzielne decyzje Lecha Wałęsy. Wielu chciało demokratycznego glosowania delegatów. Jedni wyczuli koniunkturę i zaczynali „grać na siebie” , a jeszcze inni zaczęli tworzyć obozy wokół Andrzeja Gwiazdy czy Anny Walentynowicz, którzy zupełnie inaczej widzieli przyszłość związku niż przewodniczący „Solidarności”. Ta już na początku lat 90. rozdrobniła się poglądowo i programowo. Czego by nie powiedzieć o Jacku Kurski, to film dokumentalny „Nocna zmiana” z 1992 roku, zaczął dopiero po latach otwierać ludziom oczy. Widać w nim podział na prawicy i wśród dziennikarzy. Donald Tusk stał za prezydentem Wałęsą, Jarosław Kaczyński wręcz przeciwnie. I ten rozłam i nienawiść Jarosława Kaczyńskiego do Lecha Wałęsy, a po powstaniu PO, do Donalda Tuska, trwa po dziś dzień. I wzajemnie
Lata 90. na prawicy to roszady, zmiany nazw ugrupować, wędrówki międzypartyjne. Zmiany w rządach następują na zasadzie teraz prawica (AWS – UW 1997 – 2001), a za cztery lata SLD – UP z Leszkiem Millerem na czele. Po wyborach parlamentarnych w 2001 roku PO dostaje 12,5 proc., a PiS wyprzedzone przez Samoobronę RP, zaledwie 9,5 proc. Obie partie dopiero co powstały. Cały 2003 rok Polacy żyją emitowaną na żywo w telewizji, niczym serial, komisją śledczą w sprawie tzw. „Afery Rywina”. Sprawy do końca nie wyjaśniono do tej pory, ale Leszek Miller godząc się na powołanie komisji śledczej, wylansował wielu polityków, rozpoczynając schyłek SLD. Paradoksalnie, dzięki pierwszej powołanej w Polsce komisji śledczej, na szerokie wody wypłynął Zbigniew Ziobro.
Z tych czterech lat siedzący cicho jak trusia Jarosław Kaczyński wyciągnął dwa wnioski. Po pierwsze: PiS powinien mówić, to co chcą usłyszeć wyborcy i krzyczeć o skompromitowanych elitach. Tak robił w 2001 roku Andrzej Lepper. Czyli populizm doskonale sprzedaje się w kraju nad Wisłą. Po drugie: znaleźć szeroki target. I w tym momencie na horyzoncie ujrzał o. Tadeusza Rydzyka i słuchaczy Radia Maryja.
Baczny obserwator
Rok 2005 jest rokiem przełomowym. W czerwcu wybory prezydenckie z Donaldem Tuskiem, który stoi już na czele PO sam, wygrywa Lech Kaczyński (PiS). Różnica jest spora, bo aż dziesięcioprocentowa. Wygrana PiS w jesiennych wyborach parlamentarnych wydaje się być przesądzona. Zaskoczeniem jest to, że PO wprowadza zaledwie 12 mniej posłów do Sejmu niż Jarosława Kaczyńskiego, który dobiera sobie dwóch koalicjantów – Samoobronę i LPR. Rządzą wspólnie dwa lata. We wcześniejszych wyborach w 2007 roku wygrywa PO. Jarosław Kaczyński wyciągnął kolejną lekcję, ale leżało to w jego naturze od początku aktywności politycznej. Może rządzić tylko samodzielnie, jako wódz PiS.
Kolejna ważna data to 10 kwietnia 2010 rok. „Katastrofa smoleńska”, a później wybory prezydenckie, które zwycięża Bronisław Komorowski z Jarosławem Kaczyńskim. Narodową żałobę zamieniono w polityczny ring PiS kontra PO. Tutaj swoje miejsce w przestrzeni publicznej odnalazł polityk zapomniany od czasów „listy Macierewicza” (1992 rok). Przyczyny dramatu wyjaśnia druga już jego komisja. „Katastrofą smoleńską” Macierewicz, co początkowo przeszkadzało Jarosławowi Kaczyńskiemu, zdobywa kolejny twardy elektoratu – „wyznawcy krzyża”, ludzie, którzy są przekonani o zamachu, zorganizowani przy kołach Gazety Polskiej w całym kraju. Kaczyński zwraca uwagę, że twardy elektorat należy pielęgnować, bo później można liczyć na zdyscyplinowanych wyborców. Niska frekwencja natomiast, to cios dla innych ugrupowań z niestabilnym elektoratem.
Starcie tytanów, a król miał być tylko jeden
W 2011 roku podczas wyborów parlamentarnych PO i PiS dominują już na scenie politycznej, jako partyjne kolosy. Wybory wygrywa znowu PO uzyskując 39 proc. poparcia, o 10 pkt. procentowych więcej niż PiS. Później długo, długo nikt i Ruch Palikota „wyhodowanego” przez PO z dziesięcioprocentowym poparciem. Dokładnie dekadę wcześniej ponad 41 proc. otrzymała koalicja SLD – UP, a na drugiej pozycji było PO z 12 procentami. Cztery lata temu SLD i PSL otrzymują po 8 proc. Taki wynik Palikota – ruchu typowo populistycznego, już był sygnałem, że wyborcy tracą zaufanie do wiodących ugrupowań. Jarosław Kaczyński zauważa, że te dwie grupy twardych elektoratów: Radia Maryja i zwolenników teorii zamachu, to za mało dla PiS. Przez następne 4 lata przysłuchuje się bacznie lewicy. W PO wybuchają kolejne afery, od hazardowej po podsłuchową rok przed wyborami. To miód na serce prezesa. Prawicowa prasa rozpisuje się o arogancji i zawłaszczaniu kraju przez elity polityczno – biznesowe związane z politykami PO. Kaczyński nie zapomina o dyscyplinowaniu swojego twardego elektoratu do głosowania na PiS.
Prosta droga do władzy. PO myli zaufanie z zagłosowaniem
Bronisław Komorowski przegrywa wybory na własne życzenie. Nie prowadzi kampanii prezydenckiej, w przeciwieństwie do Andrzeja Dudy, który jeździ po Polsce i składa obietnice, w większości socjalne, jak np. obniżenie wieku emerytalnego. I wygrywa wybory w drugiej turze. To dziesięć punktów procentowych Kaczyński podczas kampanii parlamentarnej pół roku później uzupełnia „pakietem socjalnym”, który już stał się legendą populizmu. I tak dwie czołowe partie prześcigają się w obietnicach w rytmie Rock and Rolla. A takt nadaje im Paweł Kukiz, który nie ma żadnego programu, poza obaleniem systemu, a w wyborach prezydenckich zdobywa ponad 20 proc. Kaczyński już nie zamierza popełniać błędu z 2005 roku i dobierać sobie koalicjantów z sali sejmowej. Z Solidarną Polską Ziobry i Polską Prawicą Gowina wchodzi do Sejmu jako PiS. Otrzymuje o wiele głosów mniej niż się spodziewał. Liczył na większość konstytucyjną, a nie czteromandatową. Wynik 37,5 procenta to za mało, ale socjal naród kupił.
To za mało, ale Kaczyński walczy
Brak większości konstytucyjnej PiS uruchomiło lawinę wydarzeń, których Kaczyński nie przewidział. Nie spodziewał się zmasowanego ataku na tak wielu frontach. Zatem polityka PiS polega od ostatnich wyborów na grze na czas i udawaniu Greka. Nie wierzę, że opozycja nie może przejąć 4 posłów z klubu PiS. Gdyby to zrobiła PiS nie wprowadzałby w życie ustaw, które są niezgodne z konstytucją. Zarówno PO i Nowoczesnej chodzi jednak o to, żeby Kaczyński jeszcze bardziej się pogrążył. Ma skompromitować siebie i PiS do granic możliwości. Ma zbrzydnąć Polakom, UE, USA. Opozycja pilnuje PiS i punktuje błędy rządu i prezydenta, ale czeka aż Kaczyńskiemu zaczną spadać sondaże na łeb na szyję, a te zaczną pikować dopiero wtedy, kiedy skończą się pieniądze na obietnice, czyli lada moment. W tym czasie Kaczyński pogrąży gospodarkę, stosunki międzynarodowe i zniechęci wielu wyborców do głosowania w ogóle. PO i Nowoczesna same też szukają pomysłu na siebie. Na wzrost poparcia. Sposobu na odbicie się od dna szuka równie SLD, pierwszy raz poza Sejmem.
Konflikty sprzed ponad ćwierć wieku między tymi samymi politykami trwają do dziś. Polacy nie mogą uwolnić się od demonów z przeszłości. Mamy mylne wrażenie, że przez ostanie lata rządziły na zmianę PO i PiS, a przecież Kaczyński zdołał utrzymać się przy władzy zaledwie dwa lata. To prezydent Lech Kaczyński biegunowo różniący się od swojego brata był głową państwa prawie pełną kadencję.
Raz zdobytej władzy nie oddamy
Zatem droga do tego co osiągnął obecnie Jarosław Kaczyński była bardzo długa. Człowiek cierpiący na brak sukcesów i chorobliwą rządzę władzy konsekwentnie dążył do celu przez wiele lat. Tylko to nie determinacja, motywacja czy chęć prawdziwej „dobrej zmiany” były siłą napędową prezesa. Wiatr w żagle dawała mu złość, nienawiść, zawiść i odwet na Tusku. Jarosław Kaczyński jako jednostka autorytarna, zamknięta na dialog i bezkompromisowa, zruga i skarci każdego, kto tę władzę będzie chciał mu odebrać. Przez 14 lat od wyborów parlamentarnych w 2001 roku z 9,5 procenta, Kaczyński musiał posługiwać się intrygami, manipulacją i populizmem w najczystszej formie, aby zdobyć 37,5 pkt. procentowych. Maraton po władzę wywołał u prezesa fobie, paranoje i nieufność nawet wobec najbliższych współpracowników. Pewne jest, że raz zdobytej władzy nie odda. Spełnia swoje marzenia traktując ludzi instrumentalnie, jakby ich nie nawiedził.
Człowiek ze zła?
Aby utrzymać się przy władzy jest skłonny posunąć się do najgorszego. I to jest niezwykle niebezpieczne. Jeśli coś nie jest po myśli Kaczyńskiego nie potrafi zachować zimnej krwi. Reaguje agresywnie i emocjonalnie. A to wszystko dlatego, bo ta władza nie daje mu chwili oddechu i spokoju. Nie jest w stanie odeprzeć zmasowanego ataku na tak wielu frontach. Ma silną psychikę, ale wszystko ma swoje granice.
Jarosław Kaczyński przypłacił dążenie do celu wyzuciem z resztek empatii, brakiem wyrzutów sumienia i oderwaniem od rzeczywistości. Jest niebezpieczny i nieobliczalny, o czym mówią ludzie, którzy go dobrze znają, jak choćby Władysław Frasyniuk. Wyjątkowo niebezpieczne jest to, że wierzy w słuszność tego co robi. Podobnie, jak jego najbliżsi współpracownicy. Czy będzie żałował albo wyciągnie rękę do swoich marionetek, kiedy przyjdzie im stanąć przed Trybunałem Stanu? Nie przejdzie mu to nawet przez myśl. Za to wytłumaczy to sobie, że nie wykorzystali swojej szansy. Nie sprawdzili się. Byli po prostu do niczego. A on ich przecież stworzył i wywindował na szczyty władzy.
W glorii i w chwale prezes, prezydent Duda oraz premier Szydło wraz ze swoim rządem na pewno nie odejdą. Na kartach historii zapiszą się, jako ludzie bez klasy, kultury i obycia, którzy zostawili po sobie bałagan administracyjny oraz zadłużoną Polskę.
Guy Verhofstadt ostro: Polacy, straciliście państwo przez własny sejm. Wasza historia to ostrzeżenie dla UE
Europa nie działa?
– Ten typ Europy, jaki mamy teraz, nie działa. To nie jest unia, to coś, co nazywa się Unią, a jest konfederacją państw narodowych, które muszą być jednomyślne, żeby podjąć jakąkolwiek decyzję. A reguła jednomyślności nigdy nie działa dobrze. Nigdy! Wy, Polacy, i wasza historia, jesteście tego dobrym przykładem. Przecież zniknęliście z mapy Europy przez system w waszym sejmie: jednomyślność. Nie potrafiliście podjąć żadnej decyzji.
Istniało coś takiego jak „liberum veto”. Każdy poseł biorący udział w obradach sejmu mógł go zerwać i unieważnić podjęte na nim decyzje.
– Niech pan o tym napisze w naszej rozmowie. Bo właśnie taka jest dokładnie przyczyna tego, że Unia nie działa. Jeśli nic nie zmienimy, dalej będziemy się męczyć w UE z kompromisem luksemburskim.
Który mówi: jeśli na szali są ważne interesy krajów członkowskich, to państwa UE muszą podejmować decyzje jednomyślnie.
– W efekcie reagujemy zawsze troszeczkę za późno. Jeśli nie zaczniemy teraz, po Brexicie, okaże się, że znów będziemy spóźnieni. Jeżeli nie zareagujemy na Brexit dziś, jutro możemy oglądać dezintegrację UE. Wymóg jednomyślności jest bardzo polskim myśleniem. Oczywiście mówię teraz o polskiej historii.
Polski sejm na Zamku Królewskim w Warszawie, 1622 r. (Jakub Lauri/Wikimedia Commons/public domain)
Oj, znowu pan niektórym podpadnie.
– Nie rozumiem dlaczego. Ja tylko powtarzam to, co, jak sądzę, myśli większość Polaków.
Większość wybrała PiS.
– Ale jest różnica między podziałem miejsc w parlamencie i tym, co czuje społeczeństwo.
To znaczy?
– Polska jest jedynym tak euroentuzjastycznym krajem. Dowód to 240 tysięcy osób na ulicach Warszawy, demonstrujących za czymś, a nie przeciw czemuś.
Dziesiątki tysięcy, owszem, ale nie aż 240 tysięcy. Policzyliśmy.
– Wierzę. Ale i tak, gdy we Francji ludzie strajkowali, to strajkowali przeciw czemuś. A w Polsce tak wiele osób wyszło na ulice za czymś! Za Europą. Polska jest niepokonana w proeuropejskości. Polscy obywatele dobrze wiedzą, że ich miejsce jest w środku Europy. OK, macie rząd, który ma z tym problem. Ale kryzys konstytucyjny to polski, nie europejski kryzys. Nie jest spowodowany przez UE, tylko przez próbę zmiany polskiego systemu równowagi sił.
I właśnie za takie wypowiedzi wielu Polaków pana krytykowało. Że się pan wtrąca w nieswoje sprawy.
– Jestem tego świadom. Ale podkreślam: jeżeli jesteś w rodzinie europejskiej, musisz przestrzegać reguł i wartości, które tu obowiązują. Jedną z nich jest właśnie reguła równowagi sił między władzami. Konstytucyjny porządek państwa nie może być niszczony. Nawet zwycięska większość parlamentarna musi respektować porządek. Powiedziałem więc tylko to, co stwierdziły wcześniej Komisja Wenecka, Rada i Komisja Europejska. I co tu, w Brukseli, myślą.
Po wydaniu przez Komisję Wenecką opinii Waszczykowski podkreślał, że to „opinia, a nie wyrok”.
– Ale przecież sam o nią wystąpił!?
Tak.
– (śmiech) Bądźmy szczerzy: to, co napisano w opinii Komisji Weneckiej, ma sens. Nie ma niczego złego i wstydliwego dla rządu w uczciwym przyznaniu się do błędu. Zrobiłem to kilka razy jako premier Belgii. Powiedziałem: tak, poszedłem za daleko, pomyliłem się, rozumiem krytykę. Tak samo można zrobić tu. I zadeklarować: zmienię moje pozycje i zaadaptuję rozwiązanie, które zakończy kryzys konstytucyjny. Taka postawa jest dowodem siły, nie słabości. Ja zrobiłem wiele błędów. Gdy się do nich przyznałem, czułem ulgę.
Guy Verhofstadt (fot. Mateusz Skwarczek/AG)
Polska dyplomacja podjęła również działanie w reakcji na spotkanie unijnej „szóstki państw-założycieli” po Brexicie. W proteście, że innych państw nie zaproszono.
– Podziały są złe. Trzeba reagować razem, w gronie 27 państw.
Brytyjskie media nazywają to „rebelią przeciw starej brukselskiej gwardii”. Ryszard Czarnecki powiedział mi wczoraj, że jeśli wierchuszka UE nie przestanie być tak arogancka jak obecnie, następny europarlament będzie miał nie 100, a ponad 200 eurosceptyków.
– Eurosceptycyzm rośnie, gdy zwykli obywatele nie widzą pozytywnych efektów istnienia UE w codziennym życiu. Jeśli Europa nie będzie potrafiła pokazać, że umie rozwiązywać problemy… Najgorszą konkluzją Brexitu, jaką możemy wysnuć, jest powrót do Europy państw narodowych, luźno współpracujących i niezdolnych do jakiegokolwiek działania na skalę całego kontynentu.
Jest jedna stolica w Europie, która cieszyłaby się z takiego rozwiązania. I jeden człowiek, który by otwierał szampana.
– Władimir Putin. Oczywiście. Władimir Putin już dziś się śmieje. Razem z Nigelem Farage’em. I Marine Le Pen.
Cieszył się pan, że z budżetu UE wreszcie zniknie – gdy Brexit stanie się faktem – „najbardziej niepotrzebny wydatek”, czyli pensja Nigela Farage’a.
– O tak.
Ten człowiek musi pana bardzo kochać.
– Trzeba jego zapytać. Ale dostałem wiele wiadomości z Wielkiej Brytanii z przeprosinami za jego zachowanie.
Znaleźliśmy się w dziwnej sytuacji: europejska demokracja jest atakowana od środka. Farage nie chce poprzestać na wyjściu Wielkiej Brytanii z UE, jego cel to doprowadzenie do jej zniszczenia. Nie sądzę, by nasi liderzy polityczni zdawali sobie sprawę z tego niebezpieczeństwa.
Guy Verhofstadt atakuje w europarlamencie Nigela Farage’a (fot. Dominique Hommel/European Parliament)
Przyjęli twarde stanowisko wobec Wielkiej Brytanii: jeśli Londyn chce wspólnego rynku, musi zaakceptować swobodny przepływ osób.
– Tak! Są dwie opcje. Pierwsza: Wielka Brytania dołącza do Europejskiego Obszaru Gospodarczego, tam, gdzie jest Norwegia, i wtedy będzie musiała zaakceptować cztery swobody: przepływu towarów, usług, osób i kapitału. Druga: jeśli tego nie zrobi, to relacje będą się kształtowały na poziomie zwykłych międzynarodowych umów handlowych. Nie można mieć luksusu pełnego dostępu do wspólnego rynku i nie akceptować czterech swobód, które są jego podstawą.
Brytyjczycy chcą mieć ciastko i zjeść ciastko?
– Dokładnie! To idealne podsumowanie.
Obawiam się też, że na marginesie Brexitu ma miejsce próba zniszczenia UE jako całości przez nacjonalistów i populistów. Musimy o tym pamiętać. Musimy być na to gotowi. Aby być gotowi, musimy reformować i zmieniać UE. Teraz. Bo inaczej nasz europejski statek przy następnym kryzysie zatonie.
Jakie kluczowe naprawy musi przeprowadzić europejska stocznia?
Po pierwsze: gospodarcze. Potrzebna nam strategia rozwoju gospodarki UE. Na razie jej nie ma. Po drugie: musimy mieć wspólną politykę bezpieczeństwa – wewnętrzną i zewnętrzną.
To nigdy nie zadziałało, bo jest NATO.
– No tak, ale NATO zależy od USA. Zawsze to Amerykanie interweniowali – w Kosowie, w Libii. Ale do Syrii nie weszli. I oto mamy przykład, co się stanie, gdy Amerykanie nie będą chcieli zrobić tego, co konieczne. Dziś my ponosimy dramatyczne konsekwencje tej nieinterwencji. Mamy Państwo Islamskie i kryzys imigracyjny. Dlatego musimy wypracować politykę bezpieczeństwa. Ale bezpieczeństwo zewnętrzne to nie wszystko. Trzeba bronić się przed międzynarodową przestępczością i terroryzmem. I znów: od 2004 r. za każdym razem, gdy w Europie dochodziło do ataku terrorystycznego, okazywało się, że co najmniej jedne służby miały jakieś dane, wskazujące na możliwość zamachu. Ale się nimi nie podzieliły.
Albo je zlekceważono.
– Dlatego musimy zrobić to, co zrobili Amerykanie na początku XX wieku: zbudować federalną agencję do zwalczania przestępczości tego typu. Musimy zrobić to samo.
Szef PE Martin Schulz, przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker i szef Rady Europejskiej Donald Tusk (fot. Francois Lenoir/Reuters)
Ale nastrój w Europie nie skłania się do federalizmu. Większość krajów podkreśla wagę suwerenności państw narodowych w ramach Unii.
– I wracamy do jednomyślności, która nam przeszkadza. Jak Amerykanie i Europejczycy zareagowali na kryzys finansowy?
To my, Europejczycy, zareagowaliśmy?
– Właśnie! Dobre pytanie! Amerykanie w dziewięć miesięcy wprowadzili mechanizm zwalczania kryzysu: wybronili swoje banki 400 miliardami dolarów. Każdy dolar z tych 400 miliardów został spłacony amerykańskim podatnikom. Do tego zrobili plan inwestycyjny na 800 miliardów dolarów i jeszcze kilka innych programów. A my ciągle mamy kryzys. Wciąż się nie podnieśliśmy. Mamy problem, by zwiększyć wzrost gospodarczy. Czy potrzebujemy superpaństwa, czy konfederacji, czy federacji? Proszę pana, to wszystko są teorie. Ja chcę praktyki. Ja chcę UE potrafiącej reagować sprawnie i działać dla dobra obywateli. Obecna Unia tego nie umie.
Guy Verhofstadt. Były premier Belgii, obecnie europoseł. Lider frakcji liberałów (ALDE) w Parlamencie Europejskim. Znany z ostrego języka, krytyki Władimira Putina i obecnych polskich władz. W parlamentarnych debatach nie oszczędzał też Donalda Tuska. Zwolennik ściślejszej współpracy krajów w ramach Unii Europejskiej, autor książki „Stany Zjednoczone Europy”.
Michał Gostkiewicz. Dziennikarz magazynu Weekend.Gazeta.pl. Wcześniej w dziale zagranicznym „Dziennika” i w tygodniku „Newsweek”. Robi wywiady, pisze o polityce zagranicznej i fotografii. Prowadzi bloga Realpolitik, bywa na Twitterze i Instagramie.
„Seksafera” na miejskim basenie. Radni: Czy pływały w nim plemniki?
Na sesji rady miasta głos zabrała radna Bogusława Korwin: – Na basenie mamy problem z seksaferą.
Korwin jest radną niezależną. Wcześniej należała do klubu Nasze Miasto popierającego burmistrza, ale już go nie popiera. Między innymi dlatego, że burmistrz źle zarządza miejskim basenem.
Radna ma poglądy konserwatywne. Dlatego nie mogła milczeć, gdy się dowiedziała, że w niedawno oddanej z wielką pompą pływalni mogą się znajdować plemniki. Informację przekazali radnej wyborcy. Na sesji Korwin dodała, że choć ma ważny karnet na pływalnię, to na razie nie zamierza z niego korzystać.
– Tam dzieje się źle i jest to wina dyrektora Miejskiego Centrum Sportu i Rekreacji oraz burmistrza, który jest jego pracodawcą – wskazała winnych.
Sanepid łowi nasienie
Żelaznych dowodów na plemniki pływające w basenie radna nie ma. Są za to poszlaki. Przede wszystkim z pływalni został dyscyplinarnie zwolniony jeden z pracowników. To on – jak twierdzą obywatele Nowego Targu, których opowieści dotarły do radnej – miał późnym wieczorem namówić do wspólnej kąpieli panią sprzątającą na basenie. Kobieta kąpała się po godzinach oficjalnego działania basenu i bez opłaty w wysokości 10 zł, co zbulwersowało mieszkańców, którzy na własne oczy przez przeszklone ściany obiektu mieli zobaczyć miłosne uniesienia. Ich zdaniem podczas erotycznych pląsów mogło dojść do zanieczyszczenia męskim nasieniem wody, w której pływają dzieci. Stąd interwencja radnej.
Burmistrz Nowego Targu Grzegorz Watycha nie zbagatelizował problemu, zarządził kontrolę.
Ale podaje nieco inną wersję wydarzeń. – Jeden z pracowników basenu wpuścił na jego teren nieuprawnioną osobę już po godzinach pracy. Ten pracownik został za to dyscyplinarnie zwolniony i odwołał się do sądu pracy – informuje.
Pracownicy nowotarskiej stacji sanitarno-epidemiologicznej nic ciekawego w wodzie nie znaleźli. Nie zniknęły jednak spekulacje, że na pływalni doszło do zbliżenia.
– Basen jest bezpieczny, woda jest stale filtrowana – mówi Jolanta Bakalarz, dyrektorka sanepidu.
Radna sądu się nie boi
Dyrektor Miejskiego Centrum Sportu i Rekreacji Bartosz Ścisłowicz wydał oświadczenie:
„W związku ze słowami Pani Radnej Bogusławy Korwin (…) o seksaferze, którą Pani Korwin – jak wynika z kontekstu jej wypowiedzi – wiąże z kierowaną przeze mnie Pływalnią Miejską w Nowym Targu, oświadczam, że twierdzenie o seksaferze jest całkowicie nieprawdziwe. Wyjaśniam, iż Komenda Powiatowa Policji w Nowym Targu oraz Prokuratura Rejonowa w Nowym Targu nie prowadzą żadnego postępowania w sprawie zdarzenia (czy zdarzeń) określonego przez Panią Radną jako seksafera. Również do organów ścigania nie zostały złożone żadne doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa w sprawie określonej przez Panią Radną jako seksafera. Publiczne zarzucanie mi przez Panią, iż niewłaściwie zarządzam zasobami ludzkimi, a także obarczanie mnie bez jakiegokolwiek uzasadnienia, w tym bez przedstawienia dowodów, odpowiedzialnością za rzekomą seksaferę jest wysoce niewłaściwe i krzywdzące dla mnie oraz dla wizerunku Miejskiego Centrum. W związku z powyższą wypowiedzią Pani Radnej Bogusławy Korwin w czasie ww. sesji, skierowaną do mnie jako dyrektora MCSiR w Nowy Targu, zamierzam podjąć stosowne kroki prawne. Jednocześnie informuję, iż pracownik, z którym rozwiązany został stosunek pracy i który odwołał się do sądu pracy, zwolniony został z pracy z powodów naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych, niemających nic wspólnego z prywatnymi relacjami”
. Radna Bogusława Korwin nie boi się sądu i powtarza, że na nowotarskim basenie dzieje się źle. W miniony poniedziałek mężczyzna zażywający kąpieli na pływali zauważył, że jeden z ratowników jest pijany. Sprawę potwierdza policja. Ratownik został zwolniony dyscyplinarnie.
Przemodelowywanie ustroju czy niszczenie państwa
PiS ma swoją wizję państwa. Jest w niej – wszędzie (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Jeśli PiS na rozpoczynającym się właśnie posiedzeniu Sejmu uchwali swoją nową, kolejną już ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, czas zacząć się naprawdę bać. Tego, co PiS planuje w przyszłości, a czego być może jeszcze nie zdradza. Jakaś zmiana konstytucji, o której Jarosław Kaczyński wspominał w sobotę, a która kompletnie przemodeluje ustrój naszego państwa? I w jakim kierunku? Bo przecież nie w kierunku z 2005 roku, kiedy to projekt skrojony pod osobę Lecha Kaczyńskiego miał wprowadzić w Polsce ustrój prezydencki. Andrzej Duda nie ma co liczyć na to, że prezes Kaczyński odda mu pełnię władzy. Raczej zechce ją zatrzymać dla siebie.
A na początek zmiana ordynacji wyborczej, która będzie premiowała PiS na długie lata? Nie będzie już Trybunału, który mógłby stopować zapędy władzy pragnącej stać się władzą absolutną. Nawet jeśli TK blokowałby to tylko symbolicznie – przecież PiS nie uznaje jego orzeczeń. Ale ta symbolika ma swoje znaczenie. Zostaje ślad, co jest nie w porządku.
Uchwalenie ustawy w przeddzień szczytu NATO, który podobno miał wstrzymywać rządzących przed radykalnymi decyzjami, będzie sygnałem, że PiS przestał się bać jakichkolwiek międzynarodowych konsekwencji, że nawet Amerykanie nie są w stanie zawrócić rządzących z drogi łamania konstytucji.
Rząd nie zastosował się do zaleceń Komisji Weneckiej, która w swojej opinii w pierwszej kolejności nakazywała publikację orzeczeń Trybunału. W projekcie ustawy jest co prawda przepis, że orzeczenia – te podjęte po 10 marca – mają w końcu pojawić się w Dzienniku Ustaw, ale nie dotyczy to orzeczenia o samej ustawie o TK z 9 marca – w najważniejszych punktach niezgodnej z konstytucją.
Krytyczne uwagi Komisji Europejskiej i wizyty Fransa Timmermansa w Polsce PiS kwitował wzruszeniem ramion i pohukiwaniami o zagrożonej suwerenności. Krótko mówiąc, miał je za nic. Po Brexicie uwagi Brukseli ma jeszcze bardziej za nic, licząc na to, że Europa ma teraz inne problemy na głowie niż to, co dzieje się w Polsce. A raczej to, co może się wydarzyć w przyszłości. Kaczyński powiedział to wprost: „Polska nie jest kolonią i nie pozwolimy na ocenianie przestrzegania naszej konstytucji z zewnątrz”. I sprawa została zamknięta, wiadomo już, że nikt i nic nie jest w stanie zatrzymać prezesa, żadne europejskie czy amerykańskie naciski. PiS uznał, że wolno mu wszystko.
Ale jeszcze jedno budzi niepokój. Kaczyński w sobotnim przemówieniu stwierdził z mocą, że po Brexicie trzeba iść inną drogą niż największe europejskie kraje: „Trzeba dążyć do reintegracji”. PiS zapewnia, że nie chce wyprowadzić Polski z Unii Europejskiej, ale propozycja reintegracji właśnie do tego zmierza. Bo nie trzeba przecież wychodzić formalnie z UE, wystarczy nieformalnie zerwać z nią więzi. A PiS tak właśnie robi – dewastując Trybunał, ignorując europejskie instytucje, zastraszając sędziów i podporządkowując sobie wymiar sprawiedliwości.
Nikt – wbrew temu, co mówi PiS – nie odbiera im prawa do rządzenia. Tak, wygraliwybory. Ale nie po to, by wszystko zniszczyć.
PiS odpowiada prof. Staniszkis: Cóż takiego ci uczyniłem, że aż tak bardzo mnie nienawidzisz?
Joachim Brudziński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
– On na pewno używa ludzi, ale też równocześnie jest używany, bo wysoko wynosi lojalne miernoty, które go otaczają. To jest zaskakujące, że ma taki instynkt, że ufa tylko tym, którzy są od niego zależni, albo tym, którzy zostali złamani przez niego, albo tym, którzy muszą się wkupić. Dlatego używa tych, którzy mają coś za uszami, np. byli członkami PZPR-u i muszą się specjalnie zasłużyć, albo ludzi, którzy próbowali się buntować, tak jak Ziobro, i żeby wrócić, muszą zrobić więcej – powiedziała prof. Jadwiga Staniszkis w wywiadzie udzielonym Magdzie Jethon opublikowanym na łamach serwisu koduj24.pl.
Ale znana socjolog skrytykowała Jarosława Kaczyńskiego i rządy PiS również na łamach poniedziałkowego „Newsweeka”.
We wtorek w TVN 24 Joachim Brudziński zaznaczył, że opinie prof. Staniszkis, „która wielokrotnie była krytyczna wobec PiS”, zawsze traktował „z należytą uwagą i powagą”.
– Dzisiaj po tym swoistego rodzaju takim antypisowskim comming oucie ogłoszonym przez panią prof. Jadwigę Staniszkis na łamach „Newsweeka” mogę powiedzieć tylko tyle, że raczej chyba już nie będzie sytuacji, gdzie z jednej strony siedział pan prof. Krzemiński, a z drugiej strony pani prof. Staniszkis, która chyba nawet wyszła z tego studia obrażana przez prof. Krzemińskiego. Dzisiaj głos pani Jadwigi Staniszkis brzmi praktycznie identycznie jak głos prof. Krzemińskiego – ocenił polityk PiS.
I dalej: – Zastanawiam się, przywołując słowa chyba z Księgi Koheleta – cóż takiego ci uczyniłem, że aż tak bardzo mnie tak nienawidzisz. Odsyłam do pierwszych stron nowo wydanej i opublikowanej książki Jarosława Kaczyńskiego o początkach Porozumienia Centrum. Tam dosłownie na pierwszych stronach pojawia się we wspomnieniach Jarosława Kaczyńskiego postać Jadwigi Staniszkis. Jarosław Kaczyński mówi o pani profesor w słowach merytorycznych, ciepłych i dalece odbiegających od tych, których używa dziś pani profesor pod adresem Jarosława Kaczyńskiego. Więc przywołując Koheleta – cóż takiego dobrego uczynił Jarosław Kaczyński pani prof. Jadwidze Staniszkis, że postanowiła na łamach „Newsweeka” aż tak bardzo dać upust swoim złym emocjom?