Mazurek, 26.11.2016

 

Kleofas Wieniawa:

Smoleńskie mity mają ponoć upaść

z21034535qjurgen-roth

Jürgen Roth nie wyklucza, że został zmanipulowany. Zatem już wiem, że dał się wykorzystać dla własnych korzyści. Takie dziennikarstwo nie jest dziennikarstwem, tylko pismactwem. A przekładając na język partyjny: pis-matactwem.

Roth autor spiskowych pozycji o katastrofie smoleńskiej mówi o raporcie niemieckich służb, które wykorzystał do swojego dziennikarstwa „śledczego”:

„Oczywiście niewykluczone, że cała historia opisana w dokumencie jest fałszerstwem, celową akcją dezinformacyjną BND. Zresztą w książce wcale nie twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce. Nie zmienia to jednak faktu, że sam raport istnieje”.

Nie musiało mu podrzucić raport BND, a KGB.

Acz należy dopuścić groteskę, iż BND „zemściła się” za prawnika pieczeniarza Mariusza Muszyńskiego, który był agentem UOP i szpiegował Niemców w Ambasadzie Polskiej w Berlinie.

Jak nasze matoły biorą się do czegokolwiek i myślenia musi z tego wyniknąć katastrofa.

„Do Rzeczy” zapowiada upadek wielu mitów smoleńskich. Żałosne toto.

cyn-4igxuaekvqi

Więcej >>>

cyqnozjxaaaoh3p

Katastrofa mitu smoleńskiego

Katastrofa smoleńska podzieliła Polaków, bo politycy poczuli, iż można z niej uczynić broń polityczną o wiele bardziej skuteczną niż sama polityka. Z jednej strony desygnowano do  rozwiązywania przyczyn katastrofy najlepszych fachowców, jakich mógł znaleźć rząd w 2010 roku.

Od samego początku do dzieła wzięli się też fachowcy od rzeczywistości równoległej, na czele z jednym z najlepszych konfabulistów w kraju, Antonim Macierewiczem. Sekwencja zdarzeń układała się fabularnie pomyślnie, jak science fiction z Brucem Willisem, który ludzkość ratuje przed globalnym kataklizmem, sam poświęcając swoje życie.

Tak Lech Kaczyński poświęcił swoje życie i w nagrodę dostał miejsce w najlepszej krajowej nekropolii na Wawelu. To ekstra królewskie Powązki i byle kto nie może tam mieć złożonych kości. Tak został wywyższony na niemal nieludzki piedestał brat bliźniak prezesa PiS. Jeżeli tak został wywindowany, to musiało iść za nim bohaterstwo.

Macierewicz wymyślał niestworzone teorie o zamachu, jedna drugiej przeczyła. W propagandzie tego typu logika jest zbędna, obowiązuje absurdalność dowodzenia z pointą: „zostało udowodnione to, co było do udowodnienia”. Lecz konstruktor teorii smoleńskich Macierewicz cały czas pozostawał z niczym w ręku, brak było choćby jednego twardego dowodu, a Jarosław Kaczyński na miesięcznicach wędrował i wędruje do prawdy po Krakowskim Przedmieściu już sześć lat z okładem i nie może dojść. Jeszcze trochę pochodzi i zostanie Mojżeszem.

Tak naprawde zespół Macierewicza nie stworzył żadnego porządnego dokumentu śledczego ws. katastrofy, bo nie miał prawa, bowiem nie ma wśród jego ekspertów żadnych fachowców od wypadków lotniczych. Ile można markować badania przyczyn katastrofy, a do tego od roku PiS jest u władzy, ma dostęp do pełnej dokumetacji.

Dlatego z takim aplauzem przyjęta została książka niemieckiego dziennikarza śledczego Juergena Rotha „Tajne akta. Smoleńsk”. Roth czarno na białym pisze, iż zamach na Lecha Kaczyńskiego wykonał rosyjski generał na zlecenie polskiego polityka T.

Na tej podstawie – bo jakiej innej? – Jarosław Kaczyński sposobił się do marzenia, aby oskarżyć Donalda Tuska, a następnie posadzić go za kratami. Oto niemiecki dziennikarz publikuje drugą pozycję o zamachu smoleńskim „Smoleńsk. Spisek, który zmienił świat”, powiela w nim oskarżenia z pierwszej pozycji, dodaje jednak dokument, na podstawie którego opisał zamach smoleński. Dokumentem, tym jest raport BND (niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej) z 2014. Roth wszedł w jego posiadania za sprawą zaprzyjaźnionego oficera specsłużby.

Dzisiaj jednak Roth wątpi w autentyczność raportu, nie wyklucza, że jest to fałszywka, a on został potraktowany jako narzędzie do dezinformacji. „Oczywiście niewykluczone, że cała historia opisana w dokumencie jest fałszerstwem, celową akcją dezinformacyjną BND. Zresztą w książce wcale nie twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce. Nie zmienia to jednak faktu, że sam raport istnieje” – mówi Roth dla weekendowej „Gazety Polskiej Codziennie”.

Jeżeli publikuje to organ prasowy PiS, znaczy że pewnym jest, iż raport został napisany na polityczne zamówienie, aby mieszać w polskim piekiełku. Wcale nie byłbym pewien, że powstał on w kręgu BND, raczej źródła doszukiwałbym w rosyjskich służbach.

PiS dostał dwa tomy religii smoleńskiej, ewangelię zamachu i dzieje apostolskie raportu smoleńskiego, które jednak zostały wypichcone nie za sprawą natchnienia ich bożka Lecha K., tylko służb szpiegowskich (BND bądź FSB albo GRU).

„Gazeta Polska” zapowiada obszerniejszy wywiad ze zmanipulowanym Rothem w środowym wydaniu tygodnika. Wcześniej jednak wywiad z niemieckim dziennikarzem ukaże się w „Do Rzeczy”, autor Marcin Makowski zapowiedział na Twitterze, że „upada wiele mitów”. Ależ katastrofa smoleńska w wydaniu PiS jest cała zmityzowana. Gdyby ten mit upadł, upadłoby PiS. Czekamy i zachęcamy do upadania nie tylko mitów, ale i PiS.

Więcej >>>

 

Krystyna Pawłowicz: A ja nie przepraszam pani Rzeplińskiej ani Komorowskiej

publikacja: 26.11.2016

http://www.rp.pl/Prawo-i-Sprawiedliwosc/161129227-Krystyna-Pawlowicz-A-ja-nie-przepraszam-pani-Rzeplinskiej-ani-Komorowskiej.html#ap-1

Macierewicz dał dostęp do informacji tajnych osobie powiązanej z Rosją? Siemoniak: „Sprawa jest bardzo poważna”

mk, 26.11.2016

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,21034163,macierewicz-dal-dostep-do-informacji-tajnych-osobie-powiazanej.html#BoxNewsImg

Niemiecki dziennikarz pisał o zamachu w Smoleńsku. Teraz nie wyklucza, że padł ofiarą „fałszerstwa”

mk, WB, 26.11.2016

Jurgen Roth

Jurgen Roth (By Henryk Plötz (Own work) [GFDL (http://www.gnu.org/copyleft/fdl.html) or CC BY-SA 3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)%5D, via Wikimedia Commons, Filip Klimaszewski/AG)

Jürgen Roth w dwóch książkach lansował tezę o zamachu, do którego miało dojść 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Powoływał się na raport, który miał rzekomo powstać w niemieckim wywiadzie. Dziś do dokumentu podchodzi z większym dystansem.

Roth nazywany był „bohaterem prawicy”. W wydanej w ub. r. w Niemczech książce „Tajne akta. Smoleńsk” przedstawiał tezę, że w katastrofę prezydenckiego samolotu w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. zamieszane były rosyjskie służby specjalne.

Powoływał się na raport BND (niemiecka Federalna Służba Wywiadowcza) z 2014 r., według którego oficer rosyjskiej FSB miał podłożyć w tupolewie ładunki wybuchowe ze zdalnie sterowanymi zapalnikami. Zlecenie zamachu miał wydać polski polityk. Informacje dementowała sama BND, zaprzeczając, by taki raport kiedykolwiek powstał. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

Roth: Niewykluczone, że cała historia jest fałszerstwem

Dziennikarz opublikował rzekomy raport BND w całości w drugiej książce wydanej w tym roku – „Smoleńsk. Spisek, który zmienił świat” – powielającej tezy z pierwszej pozycji.

Roth mówił wcześniej, że do raportu należy podchodzić „sceptycznie”. W weekendowym wydaniu „Gazety Polskiej” dziennikarz również nie przesądza o wiarygodności raportu. Co więcej, sam przyznaje, że może być nieprawdziwy.

„Oczywiście niewykluczone, że cała historia opisana w dokumencie jest fałszerstwem, celową akcją dezinformacyjną BND. Zresztą w książce wcale nie twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce. Nie zmienia to jednak faktu, że sam raport istnieje” – mówi Jürgen Roth.

Kontrowersje wokół Rotha

Jürgen Roth jest jednym z najbardziej znanych dziennikarzy śledczych w Niemczech. Jego publikacje przyniosły mu sławę – i wrogów. Uchodzi bowiem za zadziornego, „trudnego”, kontrowersyjnego autora. Wydał ok. 40 książek. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

Krytycy, a przede wszystkim wymieniani przez niego w jego publikacjach politycy i przedsiębiorcy zarzucają mu, że wielu rozpowszechnianych przez niego informacji nie można potwierdzić, nawet on sam nie jest w stanie udowodnić ich wiarygodności. Pozywali go m.in. były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder czy bułgarski szef MSW Rumen Petkow.

Zobacz także: ‚Wasze prawdziwe intencje to manipulacja umysłami’. Podkomisja smoleńska w Sejmie

cyn-4igxuaekvqi

gazeta.pl

Jürgen Roth ujawnia: Komuś zależało, bym dostał ten raport

Dodano: 26.11.2016

Politycy traktują instrumentalnie dziennikarzy. Mogę zdradzić, że było polityczne zainteresowanie, żebym otrzymał raport funkcjonariusza BND na temat Smoleńska. Nic się nie dzieje przypadkiem – ujawnia w rozmowie z „Gazetą Polską” Jürgen Roth, niemiecki dziennikarz śledczy i autor książki „Smoleńsk 2010. Spisek, który zmienił świat”.

Autor książki, w której znalazł się sensacyjny raport funkcjonariusza niemieckiej agencji wywiadowczej BND, zdradza, że dokument trafił do niego za przyzwoleniem grupy wpływowych ludzi. Kogo?

– Chodzi oczywiście o niektórych niemieckich polityków i pewne osoby w BND. Znam konkretnych ludzi z niemieckiego wywiadu od wielu lat, na tej podstawie wytworzył się między nami pewien rodzaj zaufania. Dzięki temu dotarły do mnie informacje o politycznym zainteresowaniu tym, by raport na temat Smoleńska trafił w moje ręce. Nie jestem oczywiście w stanie stwierdzić, z jakich powodów mogło komuś zależeć na ujawnieniu dokumentu – tłumaczy w rozmowie z „GP” Jürgen Roth.

Odnosząc się do samego raportu Roth podkreśla, że jego informator jest sprawdzonym źródłem i jeszcze nigdy wcześniej nie wprowadził go w błąd.

– Nie było jakichkolwiek represji wobec funkcjonariusza, od którego otrzymałem ten raport, chociaż wewnątrz struktur BND każdy lepiej poinformowany człowiek wiedział i wie, o kogo chodzi. Oczywiście niewykluczone, że cała historia opisana w dokumencie jest fałszerstwem, celową akcją dezinformacyjną BND. Zresztą w książce wcale nie twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce. Nie zmienia to jednak faktu, że sam raport istnieje. Co więcej: mój informator jest sprawdzonym źródłem i jeszcze nigdy wcześniej nie wprowadził mnie w błąd – dodaje dziennikarz.

W rozmowie z „Gazetą Polską” Roth wyjaśnia też, dlaczego nie ujawnił nazwiska polskiego polityka T. Według raportu to on miał zlecić zamach na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dziennikarz odpowiada, że jedną z dwóch przyczyn były względy prawne, gdyż nawet za cytowanie oficjalnego raportu BND groziłyby mu kary za zniesławienie. Ponadto, nie jest to oficjalny dokument, lecz jedynie raport źródłowy pojedynczego funkcjonariusza, sporządzony na potrzeby wewnętrzne.

– Ale mogę zapewnić, że odpowiedni ludzie w BND znają to nazwisko – zaznacza niemiecki dziennikarz.

A czy sam Jürgen Roth zna pełne nazwisko polskiego zleceniodawcy?

– Znam – podkreśla.

Mówi też, że jest przekonany o istnieniu generała Jurija Desinowa, który miał przeprowadzić zamach w Smoleńsku.

– Mój informator spotkał się z Desinowem kilkakrotnie, to mogę potwierdzić – deklaruje.

Całość wywiadu z Jürgenem Rothem już w najbliższą środę w tygodniku „Gazeta Polska”.

 

niezalezna.pl

Ujawnił raport dot. zamachu w Smoleńsku. Teraz przyznaje: Niewykluczone, że cała ta historia jest fałszerstwem

Jurgen Roth, autor książki
Jurgen Roth, autor książki „Smoleńsk. Spisek, który zmienił świat”
Dodano dzisiaj 16:447 2 2270
Niewykluczone, że cała historia opisana w dokumencie jest fałszerstwem, celową akcją dezinformacyjną BND – przyznał niemiecki dziennikarz Jürgen Roth, który ujawnił raport wskazujący, że 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku doszło do zamachy.

Dziennikarz śledczy Jürgen Roth twierdzi, że dotarł do raportu niemieckiego wywiadu BND, z którego wynika, że rosyjski generał dostał zlecenie dokonania zamachu w Smoleńsku od polskiego polityka. Pod koniec października dokument opublikowała  „Gazeta Polska”. Raport BND mówi o „wysoce prawdopodobnym zamachu przy użyciu materiałów wybuchowych”. Niemiecki wywiad miał potwierdzić tę informację w dwóch źródłach. Jednym z nich miał być „pułkownik polskiego wywiadu wojskowego” o imieniu Robert, pracujący „wewnątrz polskiej ambasady w K.”, który „zna bardzo dobrze wewnętrzne życie tej służby”.

„Wcale nie twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce”

W weekendowym wydaniu „Gazety Polskiej Codziennie” dziennikarz po raz kolejny zabiera głos w tej sprawie. Tym razem ujawnia, że dokument BND udało mu się zdobyć dzięki przyzwoleniu niektórych niemieckich polityków i pewnych osób z BND. – Politycy traktują instrumentalnie dziennikarzy. Mogę zdradzić, że było polityczne zainteresowanie, żebym otrzymał raport funkcjonariusza BND na temat Smoleńska. Nic się nie dzieje przypadkiem – stwierdza dziennikarz. Roth podkreśla, że do tej pory nie wie komu i z jakiego powodu mogło zależeć na ujawnieniu raportu.

– Oczywiście niewykluczone, że cała historia opisana w dokumencie jest fałszerstwem, celową akcją dezinformacyjną BND – przyznaje dziennikarz. – Zresztą w książce wcale nie twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce. Nie zmienia to jednak faktu, że sam raport istnieje – dodał Roth.

 

dorzeczy.pl

cynnymkxaaa3x9z

Naukowcy odkryli olbrzymi ocean ukryty 1000 kilometrów pod powierzchnią ziemi

Wojciech Moskal, 26 listopada 2016

Stoły inspirowane głębią oceanu

Stoły inspirowane głębią oceanu (fot. duffylondon.com)

To około jednej trzeciej odległości do jądra Ziemi. Amerykańscy badacze sądzą, że to jeden z największych zbiorników wodnych na naszej planecie. Co ciekawe, w jego odkryciu pomogły diamenty.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

Przez stulecia ludzkość fascynowała się teoriami dotyczącymi nie tylko tego, co kryje gwiaździste niebo, ale również tym, co może chować się pod naszymi stopami. Najwspanialej chyba te marzenia przedstawił Juliusz Verne w jednej ze swoich najlepszych książek – „Podróż do wnętrza Ziemi”. Profesor mineralogii Otto Lidenbrock wraz ze swoim bratankiem Axelem schodzą pod powierzchnię Ziemi w kraterze islandzkiego wulkanu Snafellsjökull i podróżują w ziemskich głębinach aż do wylotu wulkanu Stromboli na Morzu Śródziemnym, a po drodze napotykają prehistoryczny świat, w którym żyją m.in. dinozaury, wielkie insekty i gigantyczne grzyby.

Dziś wiemy już, że w płaszczu ziemskim (znajdującym się bezpośrednio pod ziemską skorupą) rzeczywiście może kryć się życie, najpewniej w ukrytych w nim morzach i oceanach, z których najgłębsze rozpościera się aż tysiąc kilometrów pod nami. – Gdyby się okazało, że tej wody tam nie ma, bylibyśmy nieźle „umoczeni” – żartuje autor odkrycia Steve Jacobsen z Northwestern University (USA).

– Nasze badania wskazują, że mamy do czynienia z o wiele większymi zasobami ukrytej wody na naszej planecie, niż dotychczas sądzono – dodaje już na serio w rozmowie z magazynem „New Scientist”, który poinformował o odkryciu.

Naukowcy natrafili na najgłębszy z dotychczas odkrytych w płaszczu ziemskim zbiorników wody. Leży on mniej więcej w jednej trzeciej odległości z powierzchni do jądra

Budowa ZiemiSurachit

Pierwsze wskazówki, że może się tam znajdować się woda, dostarczyły zaś diamenty, które 90 mln lat temu wydostały się na powierzchnię w wyniku erupcji wulkanu leżącego w okolicy rzeki Sao Luiz, niedaleko miasta Juina w Brazylii.

Diamenty nie były doskonałe, miały skazy, a konkretnie liczne inkluzje. To, co jednak zmartwiłoby jubilerów, ucieszyło naukowców, gdyż w inkluzjach tych znajdowały się związki chemiczne uwięzione podczas powstawania diamentu. – Gdy zbadaliśmy je dokładnie pod najczulszymi mikroskopami, okazało się, że są tam również jony hydroksylowe, które normalnie pochodzą z wody. W dodatku było ich bardzo dużo, dosłownie wszędzie – opowiada Jocobsen.

Wraz ze swoim swoim zespołem szukał odpowiedzi na kluczowe pytanie – na jakiej głębokości powstały diamenty? W tym celu wrócił do inkluzji. – Składały się one z minerału – ferro peryklazu, który pod względem chemicznym zawiera żelazo i tlenek magnezu. Może jednak absorbować również inne metale, takie jak chrom, aluminium czy tytan. Procesy takie zachodzą pod bardzo dużym ciśnieniem i w ogromnych temperaturach, a więc w warunkach typowych dla głębszych warstw płaszcza Ziemi – wyjaśnia Jacobsen.

Po uwzględnieniu wszystkich danych i zbadaniu uwięzionych w diamentach minerałów badacze z Northwestern University doszli do wniosku, że diamenty te musiały powstać na głębokości około 1000 kilometrów.

– A biorąc pod uwagę to , że inkluzje znajdowały się w nich przez cały ten czas, znalezione w nich „wodne ślady” – czyli jony hydroksylowe – musiały bezpośrednio pochodzić z tego samego miejsca, z tej samej głębokości – mówi „New Scientist” Steve Jacobsen.

– To jak do tej pory najgłębszy ślad krążenia wody na naszej planecie. Zarazem dowód na to, że to krążenie w głębszych warstwach Ziemi jest intensywniejsze, a zasoby ukrytej tam wody są najprawdopodobniej o wiele bogatsze, niż nam się dotychczas wydawało – dodaje uczony.

Nie jest do końca jasne, jak woda mogła się dostać tak głęboko. Najpewniej doszło do tego pod wpływem ruchów tektonicznych dziesiątki milionów lat temu.

 

wyborcza.pl

Poczta Polska sprzedaje znaczek z okazji 25-lecia Radia Maryja. Nakład? 360 tys. sztuk

mk, mn, 26.11.2016

O. Tadeusz Rydzyk

O. Tadeusz Rydzyk (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Od piątku Poczta Polska sprzedaje kopertę i znaczek wydane z okazji 25-lecia Radia Maryja. Rozgłośnia założona przez o. Tadeusza Rydzyka będzie obchodzić jubileusz w grudniu.

 

Znaczek z wizerunkiem Maryi został wydany w nakładzie 360 tysięcy sztuk, kosztuje 2 zł. Z okazji 25-lecia toruńskiego Radia Maryja Poczta Polska wprowadziła do sprzedaży także okolicznościową kopertę z naklejonym znaczkiem pocztowym.

Poczta-Polska.pl

Poczta-Polska.pl

Na kopercie znalazł się cytat Jana Pawła II pochodzący z 1994 r.: „Cenny wkład Radia Maryja w dzieło nowej ewangelizacji buduje rodzinę Bogiem silną, wychowuje społeczeństwo, a zwłaszcza młode pokolenie, do cywilizacji miłości”.

Radio Maryja zostało założone 8 grudnia 1991 r. przez zgromadzenie redemptorystów. Jego prezesem jest o. Tadeusz Rydzyk.

WOŚP w tym roku bez znaczka

Kilka dni temu informowaliśmy o tym, że Poczta Polska w tym roku nie wyemituje okolicznościowego znaczka z okazji 25. finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, uzasadniając to kosztami.

Poczta zapewnia jednak, że w zamian wydaje kartkę z nadrukowanym znaczkiem dedykowaną WOŚP. Pracownicy mają też sprzedawać znaczki pocztowe poświęcone orkiestrze, które nie sprzedały się w poprzednich latach.

Zobacz także: Szybkie ręce ojca Rydzyka – jedna unika pocałunków, druga zbiera koperty 

gazeta.pl

Tomasz Lis:

Być może w istocie Pan Prezydent Najjaśniejszej RP, przejdzie do historii siedząc.

ulubienica zatweetowala z 2021 roku

cynckwqwiaafnge

Adwokaci: Ograniczenie niezależności sądów podważa zasady współczesnej demokracji

Ewa Siedlecka, 26 listopada 2016

Krajowy Zjazd Adwokatury w Krakowie, 25.11.2016

Krajowy Zjazd Adwokatury w Krakowie, 25.11.2016 (fot. Mateusz Skwarczek / Agencja)

Do obrony konstytucji, praw i wolności człowieka, sądów i Trybunału Konstytucyjnego wezwał adwokatów XII Krajowy Zjazd Adwokatury.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

Odbywający się w piątek i sobotę w Krakowie XII Krajowy Zjazd Adwokatury wybrał nowe władze. Prezesem Naczelnej Rady Adwokackiej został dotychczasowy wiceprezes, warszawski adwokat Jacek Trela. Zjazd przyjął wiele uchwał dotyczących funkcjonowania adwokatury. Przyjął też – przy dwóch głosach sprzeciwu – uchwałę w obronie ładu konstytucyjnego.

Poprzedniego dnia gość zjazdu, prezydent Andrzej Duda apelował, „aby stanowisko środowiska było zdaniem wyważonym, zobiektywizowanym. By adwokatura czyniła wszystko, żeby się nie stawiać po żadnej politycznej stronie, bo przy obiektywnej ocenie faktów – to niemożliwe”. Jednocześnie obiecał adwokatom ochronę, w razie gdyby władza chciała zmieniać prawo o adwokaturze wbrew adwokaturze.

Zobacz też: PiS złożyło kolejny projekt ws. Trybunału Konstytucyjnego

Uchwała w sprawie ochrony ładu konstytucyjnego:

„Ład konstytucyjny jest dobrem wszystkich obywateli RP, a jego naruszenie zagraża prawom i wolnościom obywatelskim. Równoważenie się i wzajemna kontrola władzy ustawodawczej, wykonawczej i sadowniczej, w szczególności poszanowanie dla orzeczeń sądów i trybunałów, stanowi fundament porządku prawnego RP. Ograniczenie niezależności władzy sądowniczej, niezawisłości sędziów, w tym sędziów Trybunału Konstytucyjnego, podważa zasady współczesnej demokracji. Konstytucja RP nie daje żadnemu organowi władzy ustawodawczej lub wykonawczej prawa do ingerowania w proces wydawania oraz publikacji orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego ani do oceny prawidłowości wyboru sędziów TK. Konieczność przestrzegania zasad konstytucyjnych podkreślona została w zaleceniach Europejskiej Komisji na rzecz Demokracji przez Prawo (Komisji Weneckiej).

Permanentny proces zmian ustawowej regulacji zasad działania Trybunału Konstytucyjnego pozostaje w sprzeczności z ustrojowymi fundamentami Rzeczpospolitej, godzi w zasady tworzenia prawa, jego stabilność, a w konsekwencji skutkuje dysfunkcjonalnością filarów demokratycznego państwa prawnego. Sprzeciw budzi także pośpieszne stanowienie ukierunkowanego na osiągnięcie doraźnych celów politycznych prawa. Wszelkie zmiany legislacyjne wymagają konsultacji oraz aktywnego udziału przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, a także przestrzegania podziału i wzajemnego równoważenia się władz.

Konstytucja RP czerpie swe źródła z godności osoby, z wolności oraz innych wartości demokratycznych, na jakich oparte jest funkcjonowanie państwa jako wspólnoty wszystkich obywateli. Z norm konstytucyjnych wynikają zasady, dzięki którym jednostka chroniona jest przed ‚demokratyczna dyktaturą’ większości. Granice demokracji konstytucyjnej wyznacza prawo będące autonomiczną i równorzędną wartością. Wszelkie naruszenia tych granic, niezależnie od tego, na jakiej opierają się legitymacji, traktować należy jako zamach na podstawowe konstytucyjne wartości. Ich ochrona w każdym wypadku i w każdym czasie jest naszą podstawową powinnością, od której nikt – ani Adwokatury jako instytucji, ani żadnego z adwokatów – zwolnić nie może”.

adwokaci

wyborcza.pl

zyjemy

Zdementować kłamstwa smoleńskie

LISTOPAD 25, 2016

Ruszyły prace powołanego przez PO parlamentarnego zespołu ds. badania przypadków manipulowania katastrofą smoleńską w celu osiągania korzyści politycznych. – Ostatnią rzeczą, jaką Antonii Macierewicz chce zrobić w tej sprawie, to dojść do prawdy. Musimy wypunktować wszystkie manipulacje i nieprawdziwe teorie i starać się je odkłamać. Ale też pokazać, jak sprawa katastrofy służyła celom związanym z interesem politycznym PiS – mówi w rozmowie z wiadomo.co przewodniczący zespołu poseł PO Marcin Kierwiński. Platforma złożyła też projekt zmiany ustawy, który może zapobiec przymusowym ekshumacjom ciał ofiar katastrofy.

Plan pracy i 5 bloków tematycznych

Zespół podczas pierwszego zamkniętego posiedzenia ustalił plan pracy na najbliższe pół roku. Posłowie opracowali też 5 bloków tematycznych, którymi będą się zajmować:
– przygotowanie wizyty w Smoleńsku; ze szczególnym uwzględnieniem roli Kancelarii Prezydenta;

– sytuacja w 36. specpułku; analiza, czy Dowództwo Sił Powietrznych wdrożyło zalecenia wynikające z raportu po katastrofie CASY w Mirosławcu w 2008 r.;

– organizacja lotu 10 kwietnia; dlaczego prognoza pogody nie zawierała kluczowych informacji i dlaczego samolot wystartował z opóźnieniem;

– dokładna analiza podejścia do lądowania; dlaczego piloci złamali przepisy i zeszli poniżej bezpiecznego minimum decyzyjnego;

– odczyt czarnych skrzynek i odkłamanie nieprawdziwych informacji o manipulowaniu przy odczycie czarnych skrzynek.

Pierwsze dwa odkłamania

Podczas pierwszego posiedzenia zespół spotkał się z dr. Maciejem Laskiem, byłym szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i członkiem komisji Jerzego Millera, oraz z jednym z archeologów, którzy byli na miejscu katastrofy.

Po tym spotkaniu posłowie PO poinformowali, że 60 metrów przed brzozą, w którą uderzył samolot, nie było jednoznacznie zidentyfikowanej części Tu-154M. A o tym, że szczątki samolotu leżały w tym miejscu, Antonii Macierewicz mówił podczas ostatniego posiedzenia komisji obrony narodowej. Poinformowali też, że z miejsca katastrofy podniesiono ok. 10 tys. szczątków samolotu, a w ziemi znajduje się ok. 20 tys. innych elementów, ale nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy należą do tego samolotu. Podczas gdy Antoni Macierewicz i jego eksperci nie raz twierdzili, że samolot rozpadł się na 60 tys. elementów.
Następne posiedzenie zespołu planowane jest za ok. dwa tygodnie.

Czy PiS powstrzyma przymusowe ekshumacje?

Na biurko marszałka Sejmu trafił projekt nowelizacji kodeksu postępowania karnego, który ma powstrzymać przymusowe ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej wykonywane wbrew niektórym rodzinom. Więcej na ten temat w rozmowie Kamili Terpiał z przewodniczącym zespołu PO Marcinem Kierwińskim:

Wierzy pan w dobrą wolę drugiej strony i szanse na powstrzymanie ekshumacji?
Słyszałem prokuratorów, którzy twierdzili – zresztą wbrew faktom – że prawo zmusza ich do tego, aby ekshumacje przeprowadzić. Ale słyszałem też, że nie mają możliwości odstąpienia od ekshumacji. Chcemy dać im więc taką możliwość. Po pierwsze, aby w przypadku kiedy prokuratura ma dobrą wolę, mogła sama odstąpić od ekshumacji, po drugie, aby od decyzji prokuratury przysługiwało zażalenie do sądu. Adresujemy to oczywiście do rodzin, które mają prawo sprzeciwiać się ekshumacji swoich bliskich. Zwłaszcza że nieoficjalne wyniki pierwszych ekshumacji, które publikowała prasa, pokazują, że żadnej nowej wiedzy prokuratura w ten sposób nie zdobędzie.

Tylko żeby dojść do momentu, w którym prokuratura mogłaby wykazać się dobrą wolą albo żeby mógł zdecydować sąd, musi najpierw zdecydować o tym Sejm. Czyli musi być dobra wola PiS.
Liczymy na to, że jednak w tak traumatycznej dla rodzin sytuacji, jaką jest zarządzenie przymusowych ekshumacji, PiS wykaże elementarną empatię dla tych rodzin, które na ekshumacje się nie godzą. Projekt nowelizacji ustawy jest prosty, krótki i czytelny zarówno od strony formalno-prawnej, jak i od strony intencji. Został już złożony do laski marszałkowskiej. Można działać.

Odbyło się już pierwsze posiedzenie zespołu do spraw odkłamywania teorii Antoniego Macierewicza. Jak chcecie to robić?
Tak naprawdę mamy dwa cele. Jeden to wypunktować wszystkie manipulacje i nieprawdziwe teorie Antoniego Macierewicza i jego ekspertów i starać się je odkłamać. Ale jest też rzecz znacznie ważniejsza, która zawiera się nawet w oficjalnej nazwie zespołu – ma badać przypadki manipulowania przyczynami katastrofy smoleńskiej w celu uzyskania korzyści politycznej. I to ta korzyść polityczna jest tutaj kluczowa, ponieważ katastrofa smoleńska wykorzystywana była w bardzo konkretny i przemyślany sposób przez Antoniego Macierewicza. Będziemy pokazywali, jak wiele razy różnego rodzaju teorie nakładały się na bieżące życie polityczne i jak służyły celom związanym z interesem PiS.

PiS jest teraz u władzy, Antonii Macierewicz ma do dyspozycji państwowe instytucje. Będzie cały czas, jak sam mówi, „dochodził do prawdy o przyczynach katastrofy”.
Ostatnią rzeczą, jaką Macierewicz chce zrobić w tej sprawie, to dojść do prawdy. Od 6 lat tylko manipuluje i działa tak, aby prawda była zniekształcana. Prawdę o przyczynach katastrofy bardzo jednoznacznie i niestety bardzo mocno opisał raport komisji Jerzego Millera. Będziemy to przypominać.

Ale PiS cały czas te ustalenia podważa. Antonii Macierewicz w poprzedniej kadencji też miał własny zespół parlamentarny do spraw katastrofy smoleńskiej. Działał zawsze przy otwartej kurtynie. Zespół Platformy też będzie tak działał? Czy posiedzenia będą tajne, a tylko przekaz po nich będzie jawny i jasny?
Będą posiedzenia zamknięte, ale będą też otwarte. W zależności od tego, czego dotyczyć będą obrady zespołu. Ale tym, co różni nas od zespołu Macierewicza, jest to, że my nie rościmy sobie prawa do badania przyczyn katastrofy, bo to nie jest rola posłów. Jest jeszcze jedna różnica: w posiedzeniach zespołu Macierewicza zawsze więcej było show medialnego, a mniej realnej i uczciwej prezentacji tego, do czego w Smoleńsku doszło. My chcemy odwrócić te proporcje.

Wracając do ekshumacji, dlaczego prokuratura zdecydowała się je przeprowadzić właśnie teraz? Co chce w ten sposób udowodnić?
Nie ma jasnego stanowiska prokuratury w tym zakresie i to jest problem. Prokuratura nie mówi jasno, jakie są cele badawcze tych ekshumacji. Ja mam coraz częściej wrażenie, że chodzi o podgrzewanie atmosfery wokół katastrofy smoleńskiej tylko po to, aby wykorzystywać ją do celów politycznych. Już pierwsze przeprowadzone ekshumacje ciał pary prezydenckiej, także w kontekście wcześniej przeprowadzonych 9 ekshumacji, pokazują, że przyczynami śmierci ofiar był wypadek komunikacyjny. Przypomnę też, że polska prokuratura ma dostęp do wyników sekcji zwłok przeprowadzanych w Rosji. Przymusowe ekshumacje wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej są w moim odczuciu niezasadne i niewłaściwe.

wiadomo.co

Wałęsa o Kaczyńskich: „Oni od zawsze byli w walce, przecież walczyli już jako niemowlaki o pierś matki”

Lech Wałęsa odwiedził Opole. Wspominał m.in swoje relacje z braćmi Kaczyńskimi.
Lech Wałęsa odwiedził Opole. Wspominał m.in swoje relacje z braćmi Kaczyńskimi. Fot. Marks/Agencja Gazeta

– Jeśli chodzi o Kaczyńskich, to jeśli mógłbym cofnąć czas, to nadal bym na nich postawił. To znakomici wykonawcy, dobrzy do pracy w drugim szeregu – mówił Lech Wałęsa podczas wizyty w Opolu. – Niebezpieczny to jest Macierewicz – dodał były prezydent.

Wałęsa pojawił się w Opolu na zaproszenie KOD-u oraz lokalnych polityków i mieszkańców miasta. Wstąpił w starej auli Uniwersytetu Opolskiego, w obecności około trzystu osób. Prezydent chętnie odpowiadał na pytania nie tylko związane z Opolem, ale także wspominał swoje relacje z Lechem i Jarosławem Kaczyńskimi.

– Oni od zawsze byli w walce, przecież walczyli już jako niemowlaki o pierś matki. Kiedy dorośli musiałem ich jednak stale pilnować, a to łatwe nie było. Jak ich wyrzuciłem, to wtedy zostałem nazwany agentem. Taka jest prawda – powiedział Wałęsa do zgromadzonych.

Byłego prezydenta pytano także o Antoniego Macierewicz, którego określił jako osobę „niebezpieczną”. Czy widzi jakąś szansę w ruchu KOD, który zaprosił go na to spotkanie? – Musimy się przygotować, przepracować to, co się stało. Na dobrą sprawę nie ma nawet komu oddać teraz władzy, opozycja jest słaba i podzielona – podsumował Wałęsa.

Lech Wałęsa ostatnio często odnosi się do swojej dawnej współpracy z Kaczyńskimi. Pisaliśmy niedawno, o jego rozmowie z Moniką Olejnik, gdzie w swoim stylu także nie przebierał w słowach wspominając swoją pracę z Jarosławem.

źródło: „Super Express”

walesa

naTemat.pl

wiadomo-co

http://wiadomo.co/zdementowac-klamstwa-smolenskie/

Skoro nie macie „nic do ukrycia”, dlaczego po pytaniach dziennikarzy partia Ziobry usunęła filmy z konwencji „klimatycznej” w Krakowie?

cyhr9nowiaabvvh

Dzisiaj rocznica śmierci ADAMA MICKIEWICZA. Zmarł w Stambule w 1855 r.

cymz1h9xeaarxqw

cymz3gvw8aeelw5

cymz54pxeaankd6

Głowa Państwa i artyści

cynfm4jwgaaramo

 

cymbttuxgaa9xhd

Jacek Jaśkowiak – nadzieja liberalnej Polski

Jacek Jaśkowiak - nadzieja liberalnej Polski

Niemiecki dziennik „Die Rheinische Post” w swoim wydaniu internetowym tak zatytułował artykuł o prezydencie Poznania, a w tekście dobitnie zaakcentował, że „walczy on z nacjonalistycznymi zjawiskami”.

Dziennik z uznaniem przypomina o niedawnej charytatywnej walce Jaśkowiaka z Przemysławem Saletą. „Kogo drażni Jacek Jaśkowiak, ten powinien przygotować się na kontratak – konstatuje. – 52-letni szpakowaty prawnik, prezydent położonego w zachodniej Polsce Poznania, po pracy zdejmuje okulary i krawat, wchodzi na bokserski ring i trenuje. Można by to przypisać pozie polityka, gdyby Jaśkowiak nie zdobył sławy odważnego bojownika, który występował przeciw nacjonalistycznym zjawiskom” – komentuje „Die Rheinische Post”.

Gazeta cofa się też do momentu, w którym Polacy demonstrowali przeciwko ograniczeniu demokracji w pierwszym roku rządów PiS i przypomina, że na czele protestów często stał Jacek Jaśkowiak. Cytuje też jego patriotyczne przemówienie podczas obchodów 60. rocznicy poznańskiego Czerwca. Przypomina, że wówczas pomimo gróźb i szantażu nie wyraził zgody na forsowany przez PiS apel smoleński, co skutkowało nieobecnością orkiestry wojskowej i kompanii honorowej WP. Dramatyczny przebieg tych obchodów tylko utwierdziło nie tylko poznaniaków, ale i wielu Polaków w przekonaniu, że Jaśkowiak zajął słuszne stanowisko.

Niemieccy dziennikarze nie zapominają o udziale Jaśkowiaka we wrześniowym marszu równości i dobrze pamiętają, że w odwecie „ekstremiści wymalowali na ścianie jego domu hasła nienawiści. Prawicowi radykałowie mobilizują się nie tylko przeciw homoseksualistom i uchodźcom, ale również przeciw prezydentowi. Chuligani skandowali: „Jaśkowiak, ty sk…synu!”. Ale on się nie wycofuje. Przeciwnie. Kontratakuje. Wciąż publicznie, nawiązując do szefa PiS, Kaczyńskiego, domaga się: „Zatrzymajcie kaczyzm!”.

Na pytanie, skąd ten duch walki w prezydencie Poznania, niemieccy dziennikarze szukają odpowiedzi w jego życiorysie i w historii. Wspominają, że gdy upadł mur berliński miał 25 lat, za sobą „pełne niedostatku dzieciństwo”, a „doświadczenia, jakie zebrał w komunistycznej i postsocjalistycznej Polsce, do dziś odciskają się na jego sposobie myślenia i działania”.
(Źródło: Gazeta Wyborcza)

jp

jacek-jaskowiak

koduj24.pl

Kolejny skandal z katastrofą smoleńską w tle

Kolejny skandal z katastrofą smoleńską w tle

Bez udziału wojska i kompanii honorowej odbyły się obchody rocznicy powstania listopadowego na Pradze-Południe w Warszawie. Stało się tak po raz pierwszy od lat, a wszystko dlatego, że władze dzielnicy i lokalna społeczność nie chcieli apelu smoleńskiego. MON nie wyraziło zgody na jakiekolwiek odstępstwa od kontrowersyjnego rozporządzenia. Wartę u stóp pomnika trzymali więc umundurowani licealiści z klasy wojskowej liceum Jasińskiego oraz straż miejska.

Władze Pragi-Południe zaprotestowały, tłumacząc, że tragiczny lot prezydenckiego Tupolewa z kwietnia 2010 r. nie ma nic wspólnego z powstaniem listopadowym. Już raz na tym tle doszło w tej dzielnicy do incydentu: podczas odczytywania apelu smoleńskiego na rocznicy walk o Grochów w 1939 r. wiceprzewodnicząca rady dzielnicy demonstracyjnie usiadła.

Osobne obchody rocznicy powstania listopadowego organizują w niedzielę stowarzyszenie Krąg Pamięci Narodowej, związane z posłem PiS Andrzejem Melakiem oraz Stowarzyszenie Olszynki Grochowskiej i tej uroczystości będą towarzyszyć asysta wojska oraz apel smoleński.

Przypomnijmy – zgodnie z rozporządzeniem ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza każda uroczystość, w której biorą udział żołnierze z kompanii honorowej, musi mieć w programie wyczytanie nazwisk niektórych ofiar katastrofy smoleńskiej.

kolejny

koduj24.pl

Macierewicz i „rosyjski łącznik”. Ministerstwo obrony, obłudy czy obłędu?

Tomasz Piątek, 26 listopada 2016

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (Fot. Grzegorz Bukała / Agencja Gazeta)

Na stronie ministerstwa obrony narodowej wisi nowe zdumiewające oświadczenie ws. Jacka Kotasa (menedżera spółek związanych z Rosją, któremu Macierewicz w 2007 r. dał dostęp do tajnych dokumentów). Szef kontrwywiadu twierdzi, że Kotas nie miał wtedy nic wspólnego z ww. spółkami… Tymczasem rejestry gospodarcze i sam Kotas mówią, że miał!

W środę „Fakt” ujawnił, że w 2007 r. Macierewicz dopuścił do tajnych dokumentów Jacka Kotasa. Człowieka, który przez kilkanaście lat z przerwami pełnił funkcje kierownicze w spółkach grupy Radius, kontrolowanych przez ludzi powiązanych z mafią i z rosyjskim KGB/FSB.

W nocy ze środy na czwartek ministerstwo obrony narodowej na swojej stronie internetowej przyznało, że w sprawie Kotasa mógł zostać popełniony błąd. I oznajmiło, że Macierewicz każe skontrolować swoim ludziom, czy… on sam i jego ludzie nie popełnili tego błędu!

Już to brzmiało niepoważnie. Jeszcze bardziej niepoważne jest to, że kontrola nie trwała nawet jednego dnia. W ten sam czwartek na stronie ministerstwa obrony pojawiło się kolejne niezwykłe oświadczenie, podpisane przez szefa kontrwywiadu wojskowego, Piotra Bączka.

Odnosimy się do tego oświadczenia dopiero teraz, bo podeszliśmy do sprawy poważniej niż kontrwywiad. Poświęciliśmy dwa dni na sprawdzenie podstawowych faktów. Faktów, których dziwnym trafem kontrwywiadowcy Macierewicza nie zauważyli…

Oto tekst oświadczenia:

 „W związku z nieprawdziwymi informacjami zawartymi w następujących publikacjach:

Informuję:

  • Pan Antoni Macierewicz, który sprawował stanowisko Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego w latach 2006-2007, nie sygnował poświadczenia bezpieczeństwa wydanego Panu Jackowi Kotasowi w lutym 2007 r.
  • Postępowanie sprawdzające zostało przeprowadzone przez SKW na wniosek ówczesnego sekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej, Pana M. Zająkały i nie dotyczyło dostępu do informacji ściśle tajnych.
  • Pan Jacek Kotas w latach 2001-2007, według dokumentów z urzędów i organów skarbowych, ochrony porządku publicznego, a także jego osobistego oświadczenia, nie był zatrudniony, nie był prezesem, ani udziałowcem żadnego podmiotu gospodarczego, w tym spółki Radius
  • Inne służby specjalne oraz organy odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa, nigdy nie wnosiły zastrzeżeń co do faktu dawania rękojmi zachowania tajemnicy. Nie przekazały również negatywnych informacji, podważających wiarygodność Pana Jacka Kotasa.
  • Pojawiające się rozbieżności między dokumentacją z lat 2006-2007, a obecnymi informacjami medialnymi, o ile będą miały charakter podejrzenia popełnienia przestępstwa, będą wyjaśniane przez SKW w stosownym trybie.

Szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego
Piotr Bączek”

Dobrze wiedzieć, że pan Kotas uzyskał dostęp tylko do informacji tajnych, a nie najtajniejszych. Ale słabe to pocieszenie.

Podobnie jak to, że Macierewicz nie podpisał się pod „poświadczeniem bezpieczeństwa”, które pozwalało Kotasowi zgłębiać tajne informacje… Macierewicz był wtedy szefem SKW. I odpowiada za wszystko, co w tej służbie było robione – z jego podpisem czy bez.

Najważniejsze jest jednak to, że oświadczenie Piotra Bączka zawiera nieprawdę.

Trudno powiedzieć, co tu jest skutkiem złej woli, co nierzetelności, a co błędów i nieścisłości językowych (tekst napisany jest na kolanie). Ale z drugiej strony, trudno uwierzyć, by tak jawne przeczenie rzeczywistości było jedynie objawem niekompetencji.

Po pierwsze, rosyjskie powiązania Kotasa nie dotyczą „spółki Radius”, tylko Grupy Radius (składającej się z wielu różnie nazywających się spółek). Czemu ma służyć ta zabawa słowami?

Po drugie, Bączek twierdzi, że w latach 2001-2007 Jacek Kotas nie był nigdzie zatrudniony. A już na pewno nie w biznesie i nie w Radiusie…

Jednak w archiwum tego samego ministerstwa obrony czytamy o Kotasie: „Od 2000 roku dyrektor organizacyjny Forum Ekonomicznego w Krynicy, a od roku 2002 do września 2006, prezes zarządu Fundacji Instytut Studiów Wschodnich – organizatora krynickiego Forum. W latach 2002-2006: własna działalność gospodarcza w zakresie zarządzania i doradztwa: zarządzanie i wynajem nieruchomości. Od czerwca 2006 roku był prezesem Wojskowej Agencji Mieszkaniowej

Według Internetowego Monitora Sądowego i Gospodarczego opartego na Krajowym Rejestrze Sądowym – w 2006 r. Jacek Kotas był w zarządzie Fundacji Instytut Studiów Wschodnich, organizującej ww. Forum.

W tym samym monitorze czytamy, że w latach 2002-2006 pan Kotas był we władzach różnych „podmiotów gospodarczych” – w tym spółki Era 200, która jest podstawą Grupy Radius! Można się o tym wszystkim przekonać tutaj. Jak również tutaj, na stronie Grupy Radius, gdzie określona jest rola spółki Era 200 w tej grupie: „Trzonem Grupy kapitałowej Radius są spółki operacyjne: Era 200 sp. z o.o., KRD1 sp. z o.o. oraz DK Investment Holding spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A.”

Co więcej, sam Kotas przyznaje, że w tamtych latach pracował dla Grupy Radius. Napisał tak w oświadczeniu, które jeszcze we wrześniu przesłał prawicowemu portalowi wPolityce.pl (zaraz po tym, jak jego rosyjskie powiązania ujawnił warszawski działacz miejski Jan Śpiewak).

Cytujemy wrześniowe oświadczenie Kotasa: „Od 2002 roku, z przerwą czerwiec 2006 – luty 2008, prowadzę indywidualną działalność gospodarczą w zakresie zarządzania, obrotu i obsługi nieruchomości na zlecenie; W tym okresie, jako wynajęty manager, pracowałem między innymi na rzecz spółek Grupy Radius, pełniąc funkcje prezesa lub prokurenta zarządu”.

A w ostatni wtorek Kotas potwierdził to wszystko w wywiadzie, którego udzielił dziennikowi Polska The Times. Mówi tam o właścicielach Grupy Radius: „.Mogłem ich poznać, szczególnie w obszarach mającej miejsce współpracy oraz zawodowych relacji. Moja działalność była związana z nieruchomościami komercyjnymi Grupy Radius i, upraszczając, sprowadzała się do nadzoru, zarządzania i wynajmu tych nieruchomości (…) Pracowaliśmy wspólnie od 2002 r., z paru kilkuletnimi przerwami, do maja 2016 roku”.

Wobec tego twierdzenia Bączka trudno uznać za coś innego niż za jawną nieprawdę.

Szef SKW zdaje się myśleć, że ta nieprawda nabierze mocy, gdy doda do niej pogróżkę. W ostatnim fragmencie oświadczenia czytamy, że „rozbieżności między dokumentacją z lat 2006-2007, a obecnymi informacjami medialnymi” mogą mieć charakter przestępczy. A jeśli tak, to zostaną potraktowane „w stosownym trybie”…

Piotr Bączek powinien raczej zastanowić się nad swoimi „rozbieżnościami” względem powszechnie dostępnych dokumentów.

A przede wszystkim powinien się zastanowić nad konfliktem interesów. Ten pojawia się nieuchronnie, gdy Bączek kontroluje Macierewicza.

Oficjalna strona kontrwywiadu wojskowego tak prezentuje Bączka: „Współtwórca SKW. Pierwszy dyrektor ZSiA /Zarząd Studiów i Analiz/ SKW. W latach 2006-2008 członek Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI (…) Doradca Parlamentarnego Zespołu ds. Katastrofy Smoleńskiej”.

Założycielem SKW był Macierewicz. Przewodniczącym Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI był Macierewicz. Parlamentarny zespół smoleński powołał Macierewicz. Jak widać, Bączek jest wieloletnim współpracownikiem i podwładnym obecnego ministra obrony. Kariera Bączka związana jest z Macierewiczem. Zatem czy Bączek może wiarygodnie kontrolować Macierewicza?

Na koniec kilka faktów dotyczących samej Grupy Radius i kojarzonego z nią tajemniczego biznesmena Roberta Szustkowskiego. Bo to jego postać budzi największy niepokój.

We władzach wielu spółek Grupy Radius figuruje jego syn, Robert Jan Szustkowski:

Obaj Robertowie Szustkowscy, ojciec i syn, występują razem we władzach fundacji Orimari.

W Internetowym Monitorze Gospodarczym i Sądowym czytamy, że ojciec był też we władzach firmy Ringwood Sp. z o. o.

Z kolei Ringwood Financial to zarejestrowana na Cyprze spółka-córka grupy Radius (tak w 2012 r. podały Bloomberg i Dziennik Gazeta Prawna w 2012 r., relacjonując wypowiedzi młodego Szustkowskiego)

Córka czy matka, chciałoby się zapytać. Bo w serwisach internetowych opartych na Krajowym Rejestrze Sądowym widzimy coś odwrotnego. To Ringwood Financial jest współwłaścicielem spółki Radius Projekt, mającej udziały w innych spółkach Grupy Radius.

Jak widać, mamy tu czynienia z rodzinno-biznesową plątaniną firm o niemal identycznych nazwach, sięgającą rajów podatkowych.

Tak się składa, że w 1995 r. rosyjska gazeta „Kommiersant” podała, że Robert Szustkowski jest przedstawicielem MontażSpecBanku na Polskę. Raczej nie chodziło o Szustkowskiego syna, który miał wtedy 19 lat.

MontażSpecBank był niby-bankiem, a tak naprawdę finansową odnogą rosyjskiej mafii. Jego szef Arkadij Angielewicz szantażował przedstawicieli władzy kompromitującymi seks-taśmami. W 1997 r. został aresztowany za milionowe malwersacje. Można o tym przeczytać np. tutaj i tutaj.

Dziennik „Polska The Times” zapytał Kotasa o ww. rosyjskie powiązania Szustkowskiego-ojca. Ten powiedział, że nic o nich nie wie. Ale nie zaprzeczył, że Szustkowski-ojciec jest jednym z właścicieli Radiusa.

I dodał, że jest z tymi właścicielami w dobrych stosunkach.

Zobacz też: Polski minister, amerykański lobbysta i wielki koncern zbrojeniowy. Co ich łączy – wyjaśnia Tomasz Piątek

macierewicz

wyborcza.pl

 

cyl4-pvxeaauiyh

 

gazeta-wyborcza

 

tomasz-lis-2

 

cyllbfqxcaapgov

 

mateusz-kijowski

 

aronsem

 

tomasz-lis

 

cyl4ag5xeaa94kk

SOBOTA, 26 LISTOPADA 2016

Beata Mazurek dla 300: To wyłącznie opinia wicepremiera Glińskiego. Nie ma żadnych powodów aby przepraszać za materiały przygotowywane przez niezależną stację

1795838_10203525716249738_20109114_o

„To wyłącznie opinia wicepremiera Glińskiego. Nie ma żadnych powodów, aby przepraszać za materiały przygotowywane przez niezależną stację telewizyjną. Gdy członkowie PiS i ich rodziny znajdują pracę np. w instytucjach publicznych, media robią z tego wielki skandal i podnoszą wrzawę. A gdy fundacja, w której pracuje córka zaangażowanego politycznie prezesa TK otrzymuje olbrzymie środki publiczne, próbuje się to przemilczeć lub usprawiedliwiać. Nie widzimy powodu, aby przepraszać przedstawicieli fundacji za materiał przygotowany przez TVP” – mówi 300POLITYCE Beata Mazurek, rzeczniczka PiS.

Podczas konferencji prasowej w piątek wicepremier mówił: „Uważam, że były zbyt daleko idące, niekiedy wręcz krzywdzące wobec tych działaczy, o których była mowa. To nie jest właściwe, gdy próbuje się analizować zjawiska społeczne w ten sposób, że sprowadza się całe zjawisko do kwestii relacji prywatnych czy rodzinnych. To, że ktoś jest czyjąś córką albo jest z kimś spokrewniony, nie znaczy, że działania instytucji, z którą ta osoba jest związana, są od razu naganne i należy je krytykować”.

Politycy PiS w rozmowach z 300POLITYKĄ jako komentarz odsyłali do zdjęcia z konferencji Glińskiego, na której wystąpił z wiceprezesem PiS Adamem Lipińskim i jego miny, gdy wicepremier wypowiadał te słowa.

glina10000

Na dystans PiS do słów Glińskiego, zwracał też uwagę Krzysztof Skórzyński w wieczornych Faktach TVN.

300polityka.pl

Beata Mazurek po słowach Glińskiego o TVP: Nie ma powodów przepraszać za niezależną stację

Justyna Suchecka, Maciej Orłowski, 26 listopada 2016

Beata Mazurek, Piotr Gliński

Beata Mazurek, Piotr Gliński (fot. SŁAWOMIR KAMIŃSKI, ŁUKASZ ANTCZAK / Agencja Gazeta)

– To wyłącznie opinia wicepremiera Glińskiego. Nie ma żadnych powodów aby przepraszać za materiały przygotowywane przez niezależną stację – powiedziała Beata Mazurek w rozmowie z portalem 300Polityka. Chodzi o wystąpienie, w którym wicepremier przeprosił Zofię Komorowską i Różę Rzeplińską za materiały „Wiadomości”.

Rzeczniczka PiS w rozmowie z 300Polityką skomentowała w sobotę: – Gdy członkowie PiS i ich rodziny znajdują pracę np. w instytucjach publicznych, media robią z tego wielki skandal i podnoszą wrzawę. A gdy fundacja, w której pracuje córka zaangażowanego politycznie prezesa TK, otrzymuje olbrzymie środki publiczne, próbuje się to przemilczeć lub usprawiedliwiać. Nie widzimy powodu, aby przepraszać przedstawicieli fundacji za materiał przygotowany przez TVP.

Choć jeszcze w piątek w zupełnie innym tonie to samo wystąpienie Glińskiego komentował wicepremier Jarosław Gowin, który na Twitterze napisał, że jest dumny, iż razem pracują w rządzie.

Chodzi o słowa wicepremiera Piotra Glińskiego z ostatniego piątku. Podczas konferencji powiedział: – Sektor pozarządowy, obywatelski to niezbywalny element demokracji. Pewne wypowiedzi i interpretacje, które łączyły funkcjonowanie tego sektora, jego niedostatki czy problemy np. z kwestią relacji rodzinnych czy działalnością polityczną niektórych działaczy sektora, uważam, że były zbyt daleko idące, niekiedy wręcz krzywdzące wobec tych działaczy.

– To nie jest właściwe, gdy próbuje się analizować zjawiska społeczne w ten sposób, że sprowadza się całe zjawisko do kwestii relacji prywatnych czy rodzinnych. To, że ktoś jest czyjąś córką, jest z kimś spokrewniony, to nie znaczy, że działania instytucji, z którą jest ta osoba związana, są od razu naganne i należy je krytykować. W związku z tym, jeżeli ktoś jest urażony, osobiście czuję się zobowiązany do złożenia przeprosin – dodał.

Gliński zapowiedział też, że „jest gotów przeprosić panią Zofię Komorowską, Różę Rzeplińską czy pana Jakuba Wygnańskiego” za stawianie ich w krytycznym świetle. Zapewnił, że nawet jeśli sektor pozarządowy „czasami realizuje jakieś rzeczy w sposób niewłaściwy”, to „nie ma to nic wspólnego z tym, że ktoś jest z kimś spokrewniony”.

Listopadowy „serial” o organizacjach

To reakcja wicepremiera na materiały „Wiadomości” TVP, które od początku listopada „ujawniają polityczne powiązania niektórych fundacji”. Generalna teza: wybrane stowarzyszenia i fundacje są powiązane z byłą elitą rządzącą i dzięki temu były hojnie finansowane z publicznych pieniędzy. Są też powiązane z Trybunałem Konstytucyjnym.

Powiązania Trybunału z politykami poprzez fundacje „Wiadomości” wykazywały na dwa sposoby. Pokazując członkostwo byłych prezesów TK w organizacjach pozarządowych oraz aktywność społeczną córki obecnego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego i córki byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego. „Wiadomości” sugerowały, że politycy i sędziowie Trybunału są powiązani, fundacje, w których działają córki byłego prezydenta i obecnego prezesa TK, a także byli prezesi TK, są bowiem dotowane z pieniędzy publicznych.

Na pierwszy ogień wzięto Fundację Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jej współzałożycielem w 1989 r. był Jerzy Stępień (wraz z ojcem polskiego samorządu lokalnego prof. Jerzym Regulskim, Andrzejem Celińskim i Walerianem Pańką). Stępień to senator niezależny I i II kadencji i były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Od 2015 r. jest także przewodniczącym Rady Fundatorów (to funkcja społeczna).

„Wiadomości” promowały wpisy niejakiego antyleft, który „ujawnił” publicznie wysokość dotacji, jakie co roku za rządów PO dostawała Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej. Było to od 2011 r. kilkanaście milionów. „Wiadomości” nie podały, że były to pieniądze na wykonanie zadań zleconych przez władze, m.in. szkoleń urzędników władz lokalnych i edukację dla samorządności. Przez 27 lat FRDL przeszkoliła ponad 1,5 mln osób, utworzyła cztery wyższe uczelnie, prowadzi 14 ośrodków regionalnych.

– Znaczącą rolę w rozwoju demokracji lokalnej mają do odegrania organizacje pozarządowe, takie jak działająca od 20 lat Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej. Przez ostatnie dwie dekady stali się Państwo największą organizacją szkolącą radnych i urzędników samorządowych wszystkich szczebli – napisał w 2009 r. prezydent Lech Kaczyński w liście z okazji 20-lecia fundacji.

Tylko to, co wygodne dla „Wiadomości”

Widzowie „Wiadomości” nie dowiedzieli się też, że FRDL wszystkie dotacje uzyskiwała w drodze konkursu. Było tak nie tylko w czasie rządów PO-PSL, ale też za poprzedniego rządu PiS i za wszystkich wcześniejszych rządów.

W tym samym materiale „Wiadomości” podały, że warszawski ratusz zapłacił fundacji Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia” kilka tysięcy złotych za wynajęcie sali i szkolenia dla urzędników miejskich. Patologia miała polegać na tym, że we władzach Stoczni jest córka byłego prezydenta Zofia Komorowska, a prezydentem Warszawy jest wiceprzewodnicząca PO Hanna Gronkiewicz-Waltz.

„Wiadomości” nie podały za to, że w radzie fundacji Stocznia zasiada też inna „powiązana politycznie” osoba: żona wicepremiera rządu PiS Renata Koźlicka-Glińska. W Stoczni działają również m.in. córka prof. Barbary Fedyszak-Radziejowskiej (doradczyni prezydenta Andrzeja Dudy) i zięć członka rady programowej PiS prof. Jacka Czaputowicza.

chlodny

wyborcza.pl