Szyszko do pielgrzymów: Gdyby nie było człowieka, to by nie było Krakowa, a rosłaby tu puszcza. I gdzie by się podział bocian
– Są różne organizacje ekologiczne, które uważają że największym złem jest wycinanie drzew i zabijanie drzewa. To jest wina naszego pokolenia, że tak myślą. Nasze pokolenie powinno się podjąć reedukacji tak myślących i nauczania o zrównoważonym rozwoju – mówił minister Szyszko. – Bo przecież gdyby nie było człowieka, to by nie było Krakowa, a rosłaby w tym miejscu puszcza jak ta Puszcza Białowieska. I gdzie by się wtedy podział bocian, który żyje blisko ludzkich siedzib? – pytał.
Razem z ministrem na konferencję na Uniwersytecie Jagiellońskim przybyło około stu leśników ubranych w mundury, którzy bili mu gromie brawa.
– Dziękuję za te zielone mundury, które tutaj siedzą, to polskie leśnictwo które ma sto lat historii w gospodarce leśnej. Rąbaliśmy te lasy, wycinaliśmy, a tych lasów mamy coraz więcej. Mamy tę swoją polską szkolę ekologii i leśnictwa, która polega także na wycinaniu lasu, gospodarowaniu nim. Nagłośniona sprawa Doliny Rospudy to było nieporozumienie, światowa opinia została wprowadzona w błąd. Przez to, że został zmieniony przebieg autostrady w tamtej okolicy, te tereny są nieużytkowane i niektóre gatunki znikają. Podobnie zaczęło się dziać z Białowieżą.
Krótko przed swoim wystąpieniem minister Szyszko był w sanktuarium w Łagiewnikach, gdzie razem z kardynałem Stanisławem Dziwiszem i premier Beatą Szydło zainaugurował sadzenie lasu tysiąca cisów.
Jan Szyszko był ministrem środowiska w pierwszym rządzie współtworzonym przez PiS – w latach 2005-07. Zgadzał się wtedy na poprowadzenie przez unikatową przyrodniczo Dolinę Rospudy autostradowej obwodnicy Augustowa. Dopiero po licznych protestach organizacji ekologicznych i Komisji Europejskiej rząd PiS poprowadził drogę w innym miejscu, dzięki czemu Dolina Rospudy ocalała.
Gdy Szyszko znów został ministrem środowiska po wybranych w ubiegłym roku wyborach przez PiS, zgodził się na wycinkę drzew w Puszczy Białowieskiej, jedynej takiej w Europie i wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Przeciwko tej decyzji protestują UNESCO, Komisja Europejska i przyrodnicy.
Konferencję na Uniwersytecie Jagiellońskim zainaugurował kardynał Dziwisz, który przypomniał słowa papieża Franciszka z encykliki „Laudato si'”: – Stworzenie jest darem. Jeśli chcemy dbać o ten dar, potrzebujemy refleksji nad naszym stylem życia. Trzeba zatrzymać trwonienie dóbr, które otrzymaliśmy.
– Karol Wojtyła był absolwentem tej uczelni – mówił kardynał Stanisław Dziwisz w Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Papież Franciszek, a wcześniej Benedykt XVI przejęli od Jana Pawła II ideę Światowych Dni Młodzieży. W was młodych jest nadzieja, ponieważ do was należy przyszłość – dodał.
Uczestnicy konferencji obejrzeli też przesłanie wygłoszone przez księcia Monako Alberta II: – Kryzys ekologiczny to wielkie wyzwanie. Nasza planeta jest w zagrożeniu. Musimy nauczyć się ją szanować. To wasze, młodych, działania zdecydują w przyszłości o tym, czy będziemy mogli ochronić planetę. Musimy być odpowiedzialni, tak by wygrał nasz świat. Wasz świat.
PiS oskarżał poprzedni rząd o kapitulację. Dlaczego nie ma ofensywy w sprawie zwrotu wraku tupolewa?
‚Nic nie wiem’- mówi szef klubu PiS. ‚O ile wiem ta sprawa nie ruszyła’- przyznaje poseł Prawa i Sprawiedliwości Jacek Świat- wdowiec po jednej z ofiar katastrofy. Szef MSZ nie chciał odpowiedzieć na pytanie co z jego zapowiedzią sprzed ośmiu miesięcy, że Polska zaskarży Rosję.
PiS zderzyło się ze ścianą. Styczniowe rozmowy polskiej delegacji z przedstawicielami rosyjskich władz w Moskwie nie przyniosły skutku. Rosja pozostała nieugięta. Obecny rząd usłyszał to co koalicja PO-PSL – że wrak wróci, ale po zakończeniu śledztwa. Rządzący politycy przyznają, że sprawa jest bardzo trudna. Gdy Platforma broniła się , że apele i rozmowy nie przynoszą skutku politycy PiS oskarżali PO o kapitulację. I nieudolność.
‚Antoni Macierewicz ma wszystkie elementy, żeby spowodować odzyskanie wraku. Wystarczy desanty wojska pod jego kierownictwem’- kpi teraz wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Czy jest jakiś plan? O tym w materiale.Obejrzyj więcej materiałów wideo, również na Facebooku.
http://studioopinii.pl/ernest-skalski-jak-zwyciezac-mamy-2/
Błaszczak: „My jesteśmy mądrzy przed szkodą. Rząd PiS nie wprowadzi tego, co jest na zachodzie Europy”
Oświadczenie departamentu stanu USA: Ustawa o TK utrudnia osiągnięcie kompromisu
Trybunał Konstytucyjny (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Treść oświadczenia opublikowała w poniedziałek Ambasada USA w Warszawie. Elizabeth Trudeau wygłosiła je w ubiegły piątek podczas codziennego briefingu prasowego w Waszyngtonie. Jej wystąpienie nie było wcześniej znane.
„Dziś polski parlament przegłosował nową ustawę o Trybunale Konstytucyjnym” – mówiła rzeczniczka departamentu stanu, odnosząc się do piątkowego głosowania nad projektem zmian ustawy o TK autorstwa PiS.
„Wprawdzie nowa ustawa realizuje niektóre zalecenia opinii Komisji Weneckiej co do ustaw uchwalonych w ubiegłym roku, które zostały uznane za niezgodne z konstytucją, to jednak utrudnia ona osiągnięcie kompromisu w sprawie dopuszczenia do orzekania sześciu wybranych sędziów” – komentowała rzecznik departamentu stanu.
Elizabeth Trudeau przypomniała słowa prezydenta Baracka Obamy, który upomniał się o TK podczas niedawnej wizyty w Polsce. „Podczas szczytu NATO prezydent Obama podzielił się z prezydentem Dudą swoim zaniepokojeniem co do praworządności i zaapelował do wszystkich stron, aby wspólnie podjęły działania dla dobra instytucji demokratycznych w Polsce” – mówiła Trudeau.
I dodawała: „Stany Zjednoczone zachęcają polskie władze, aby rozwiązały kwestie sporne, tak aby polskie instytucje demokratyczne oraz system mechanizmów kontrolnych państwa były poszanowane i aby mogły sprawnie funkcjonować”.
KE: Ustawa budzi nowe obawy
W poniedziałek krytycznie do nowej ustawy odniósł się również rzecznik KE Margaritis Schinas. – Ustawa nie rozwiewa kilku istotnych obaw wyrażonych przez Komisję Wenecką i Komisję Europejską oraz budzi nowe – mówił Schinas pytany na konferencji prasowej o opinię KE na temat nowej ustawy o TK.
Rzecznik KE zapowiedział, że Komisja powróci wkrótce do tematu prowadzonej wobec Polski procedury ochrony państwa prawa oraz rozważy dalsze kroki.
Prezes TK Andrzej Rzepliński zaapelował do prezydenta Andrzeja Dudy o zawetowanie ustawy lub zaskarżenie jej do Trybunału przed podpisaniem. Według Rzeplińskiego Sejm wprowadził do niej zapisy niekonstytucyjne i sprzeczne z opinią Komisji Weneckiej. Uchwaloną w piątek ustawę Rzepliński nazwał „kolejnym aktem instrumentalizacji prawa”. – Będzie „nasz” Trybunał, który nie będzie „nam” przeszkadzał w realizowaniu „naszego” programu – mówił Rzepliński.
Opozycja: Ustawa nie uwzględnia zaleceń Komisji Weneckiej
Ustawa oparta na propozycjach PiS, uchwalona 7 lipca po burzliwych obradach Sejmu, zakłada, że pełny skład Trybunału to co najmniej 11 sędziów. Ma on orzekać m.in. w sprawach o szczególnej zawiłości. Pełny skład ma też badać: weta prezydenta do ustaw, ustawę o TK, spory kompetencyjne między organami państwa, przeszkodę w sprawowaniu urzędu prezydenta RP, zgodność z konstytucją działalności partii politycznych. Konstytucyjność ustaw mają badać składy pięcioosobowe. Składy trzyosobowe badałyby m.in. konstytucyjność innych aktów normatywnych, np. rozporządzeń. Orzeczenia we wszystkich składach zapadałyby zwykłą większością głosów. TK ma badać wnioski w kolejności ich wpływu – wyjątki to badanie weta prezydenta, ustawy budżetowej i o TK, przeszkody w sprawowaniu urzędu przez prezydenta i sporu kompetencyjnego organów władzy. Przewidziano m.in., że podczas narady nad wyrokiem w pełnym składzie czterech sędziów Trybunału może zgłosić sprzeciw wobec projektu wyroku, gdy zagadnienie jest ważne ze względów ustrojowych lub porządku publicznego. Wtedy naradę odraczano by o trzy miesiące. Na kolejnej naradzie sędziowie ci proponowaliby propozycję rozstrzygnięcia. Jeśli na ponownej naradzie ponownie czterech sędziów zgłosiłoby sprzeciw, znów nastąpią trzy miesiące odroczenia, po czym odbyłyby się kolejna narada i głosowanie. Sędziów TK, którzy złożyli ślubowanie wobec prezydenta, a do wejścia w życie ustawy nie podjęli obowiązków, prezes TK będzie musiał włączyć do składów orzekających i przydzielić im sprawy. Ponadto prezes TK kierowałby wniosek o ogłoszenie wyroku do premiera (dziś ogłoszenie orzeczeń prezes zarządza sam). Według PiS ustawa przecina spory wokół TK. Zdaniem opozycji tryb pracy nad nią naruszył procedury legislacyjne, zaś część jej zapisów jest niekonstytucyjna i nie uwzględnia zaleceń Komisji Weneckiej.
Ustawa pańszczyźniana
+++
Zaledwie dwa miesiące po uchwaleniu ustawy jej skutki są już bardzo widoczne. Można powiedzieć, że obrót ziemią został sparaliżowany. W wielu rejonach kraju od 1 maja notariusze nie przeprowadzili ani jednej transakcji kupna-sprzedaży działki rolnej. Pytani o ceny tylko wzruszają ramionami. Nie ma ceny, skoro nie ma handlu. Ale tuż przed 1 maja, czyli przed graniczną datą, kiedy jeszcze można było sprzedawać ziemię w miarę swobodnie, ceny poleciały na łeb na szyję. Jak tłumaczy jeden z nowych właścicieli, który 30 kwietnia kupił 100 hektarów ziemi: – Po tej cenie grzechem byłoby nie kupić i nie skorzystać z okazji.
A co będzie, jeśli zechce sprzedać?
– Przecież PiS nie będzie rządził wiecznie, te przepisy muszą się zmienić, wtedy sprzedam.
Ustawa sprzyja utrzymaniu obecnej struktury ziemi w Polsce, czyli rozdrobnieniu i trwaniu małych, nierentownych gospodarstw. Biedni nie mogą teraz sprzedawać swoich działek, a bogaci, którzy mogli zainwestować, nie inwestują.
W istocie ustawa prowadzi do kontrolowania wszystkiego. I wbrew pozorom wcale nie dotyczy tylko rolników, ale dotyka niemal każdego Polaka – tego, który chce sprzedać lub kupić ziemię rolną, który ją odziedziczy, który chce zaciągnąć kredyt, sprzedać, kupić lub wybudować dom, tego, który chce do swojego domu dojechać, nawet tego, który chce odzyskać swój dług od wierzyciela, itd.
Najlepiej skutki ustawy można zobaczyć na konkretnych przykładach.
PRZYKŁAD NR 1. Działka w mieście
Ktoś ma działkę rolną wielkości 4 tys. metrów kwadratowych w granicach administracyjnych miasta. Dookoła domki jednorodzinne, a nawet bloki. Działka jest rolna tylko z definicji, bo kiedyś były tu grunty rolne, ale w praktyce od lat jest nieużytkiem. Jej ochrona przed wykupem przez cudzoziemców lub spekulantów jest iluzją. Ale dziś zgodnie z ustawą działkę wielkości 3 tys m kw. i większą można sprzedać tylko rolnikowi uprawiającemu ziemię, mieszkającemu w tej samej gminie, a nabywca musi tę działkę uprawiać przez najbliższe 10 lat.
Ten przepis dotyczy wszystkich działek, także położonych w granicach administracyjnych miast, bez wyjątków. Tymczasem w takiej np. podwarszawskiej gminie Wawer większość działek to z nazwy działki rolne. Kiedyś uprawiano tu ogórki czy kapustę, a Wawer był zagłębiem kiszeniaków, dziś to typowe działki nadające się tylko pod budownictwo, z rolnictwem nie mają nic wspólnego.
Teoretycznie działkę rolną można podzielić na mniejsze. Ale tylko teoretycznie, bo prawo geodezyjne zabrania dzielenia na działki poniżej 3 tys. m kw.
PRZYKŁAD NR 2. Nie ma scalania
Na Mazowszu, w Małopolsce, w Świętokrzyskiem ziemia rolna to często wąskie, długie paski – to skutek dzielenia między wielu spadkobierców. Tak jest w rejonach, gdzie był głód ziemi. Paski mają po 9-12 m szerokości i są na pół kilometra długie – jak mówią agenci nieruchomości, to towar niehandlowy. Ale ustawa o regulowaniu gospodarstw z 1971 roku pozwalała na scalenie kilku pasków (jeśli oczywiście spadkobiercy się dogadali) i dzielenie potem gruntu w poprzek na małe działki nadające się pod budowę domów. To wymagało oczywiście sporo pracy, kilku właścicieli musiało się dogadać, czasem trzeba było zrobić wcześniej darowiznę, te akty wymagały ogromnych nakładów finansowych m.in. dla geodety, zrobienia u notariusza umowy przedwstępnej itd. Ale towar niehandlowy stawał się handlowym. To się teraz skończyło, bo tylko rolnik może nabyć taką działkę. Ustawa weszła w życie, kiedy wiele takich transakcji było w trakcie realizacji, bo proces scalania, załatwiania pozwoleń i rysowania map geodezyjnych trwa miesiącami. Niektórzy ludzie ponieśli spore koszty, a teraz czują się wykiwani.
PRZYKŁAD NR 3. Ceny spadają
Ktoś miał działkę w atrakcyjnym miejscu pod Warszawą. Działka powyżej 5 tys. m kw. jeszcze w marcu wyceniona została na 1,2 mln zł. Znalazł się deweloper, który taką sumę zaakceptował, i na początku marca 2016 r. podpisano umowę przedwstępną, zakładając, że cała transakcja zostanie sfinalizowana, kiedy deweloper dostanie zgodę na budowę, czyli za mniej więcej rok.
Ale nagle się okazało, że 1 maja wchodzi w życie nowa ustawa i transakcja nie będzie po tym terminie możliwa. Ostatecznie więc sprzedający drastycznie obniżył swoją cenę, a co więcej – zgodził się przepisać nieruchomość na nabywcę, choć dostał tylko połowę pieniędzy (deweloper nie był bowiem przygotowany na zapłatę tak szybko). I teraz ten, co sprzedał, denerwuje się, czy na pewno za rok dostanie drugą część pieniędzy.
PRZYKŁAD NR 4. Droga tylko dla rolnika
Deweloper wybudował osiedle domków jednorodzinnych. Są domki i jest droga wewnętrzna, która w ewidencji gruntu jest użytkiem rolnym. Każdy z tych, co kupił sobie domek, musiał kupić też udziały w tej drodze, by mieć dostęp do swojej posesji. Ale zostały jeszcze dwa domki do sprzedania. Po wejściu w życie ustawy deweloper może sprzedać wybudowany domek, ale nie może sprzedać udziałów w drodze. Od maja takie transakcje stoją. Tylko rolnik może kupić udział w działce drogowej.
PRZYKŁAD NR 5. Związanie chłopa z ziemią
W pierwotnej wersji ustawa nie zezwalała na dziedziczenie ziemi po przodkach nierolnikowi. Pod wpływem protestów środowisk rolniczych oraz opozycji ten przepis zmieniono i teraz lekarz pracujący w mieście ma prawo odziedziczyć gospodarstwo po dziadku. Tylko co z tego, skoro nie może go sprzedać?
A nie może, bo krąg odbiorców jest niezwykle wąski. Nie tylko nabywca musi być rolnikiem mieszkającym w tej samej gminie i od co najmniej pięciu lat osobiście prowadzić gospodarstwo, ale jeszcze ten lekarz musi udzielić mu rękojmi, czyli zagwarantować swoim podpisem, że nabywca będzie ją zgodnie ze sztuką rolniczą osobiście uprawiał. Sam nabywca zaś zobowiązuje się, że przez następne dziesięć lat tej ziemi nie sprzeda ani nie wydzierżawi.
Ustawa jednego obywatela na dziesięć lat przywiązuje do ziemi, a drugiego zmusza do udzielenia gwarancji, jakich nie jest przecież w stanie udzielić. Ustawa nie mówi, co ma zrobić nabywca, jeśli np. w międzyczasie straci nogę lub dostanie zawału.
Ten przepis o przymusie prowadzenia gospodarstwa przez dziesięć lat szczególnie bulwersuje prawników, gdyż nie tylko nie uwzględnia losowych wypadków, ale też zmiany planów życiowych człowieka. Do tego inaczej traktuje chłopa, a inaczej najemnego pracownika, który ma maksymalnie trzymiesięczny okres wypowiedzenia umowy o pracę.
Udzielanie rękojmi jest zaś typowym przepisem pozorowanym. No bo co to jest za przepis o udzieleniu rękojmi, że nabywca będzie dobrze prowadził gospodarstwo?
Dziś trudno za własne dziecko zaręczyć, że będzie się dobrze zachowywać w autobusie.
PRZYKŁAD NR 6. Prawo Agencji
Rolnik chce sprzedać ziemię, ale nie ma chętnego innego rolnika. Znalazł się kupiec, który zgodnie z nową definicją rolnikiem nie jest. Sprzedający zwraca się więc do Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR) o zgodę na sprzedaż, ale jak dotychczas Agencja jej na ogół nie daje. Rolnik może jeszcze zaoferować ziemię Agencji, która ma prawo pierwokupu. Ale takich transakcji teraz też nie ma, bo chłopi się boją, że ANR, która ma prawo podać swoją własną cenę, zaoferuje zbyt mało. Oczywiście sprzedający może wtedy iść do sądu. Ale ponieważ sąd rozstrzyga na podstawie tych samych przepisów, na których opiera się Agencja, ustalając swoją cenę, to wiele nie zyska.
Wyobraźmy sobie, że ktoś chce sprzedać mieszkanie, a nabywca mówi, że kupi, ale za swoją cenę, bo ma prawo pierwokupu.
PRZYKŁAD NR 7. Komornik nie zlicytuje
Z nowej ustawy nie wykluczono postępowań upadłościowych i egzekucyjnych. To znaczy, że obecnie komornik nie może wylicytować nieruchomości rolnej, gdyż musiałby w ramach licytacji wybrać jako nabywcę rolnika indywidualnego. Oczywiście zgodnego z nową definicją, czyli z tej samej gminy itd. Teraz więc wierzyciel nie jest chroniony, bo w ogóle nie prowadzi się takich postępowań egzekucyjnych przy nieruchomości rolnej. Komornik musiałby tak prowadzić egzekucję, by wybrać kogoś, kto spełnia warunki ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego, a to jest w egzekucji niemożliwe, bo na upadłościowe postępowania egzekucyjne rolnicy nie przychodzą.
Podobno posłom, którzy siedzieli do godz. 11 w nocy nad ustawą, pomyliła się restrukturyzacja z egzekucją – i stąd ten bałagan.
PRZYKŁAD NR 8. Zasiedzi tylko rolnik
Teraz „zasiedzieć” nieruchomość może tylko rolnik indywidualny. Zasiedzenie to jest nabycie nieruchomości poprzez upływ czasu – 20 lub 30 lat. Przez ten czas zasiedzający odgrywał rolę właściciela. Do tej pory każdy, kto spełniał te warunki, nabywał do nieruchomości prawo. Teraz to prawo przysługuje tylko rolnikowi. Jest to zmiana kodeksu cywilnego, instytucji rodem jeszcze z prawa rzymskiego.
PRZYKŁAD NR 9. Czynsze w górę
ANR wstrzymała sprzedaż ziemi ze swoich zasobów na pięć lat. Ziemię mogą natomiast rolnicy od Agencji dzierżawić. Skoro nie ma zbytu, to w górę, i to drastycznie – o ponad 50 proc., poszły czynsze dzierżawne. Na przykład na Warmii i Mazurach rolnicy płacili rocznie po cztery kwintale pszenicy za każdy dzierżawiony od ANR hektar ziemi, nowe umowy zawierane są już ze stawką 6,5 kwintala pszenicy za hektar.
+++
PiS zafundował nam koszmarnie nieuczciwą ustawę, która źle traktuje własnych obywateli. I tego traktowania nie można usprawiedliwiać ochroną przed obcym nabywcą ziemi rolnej, bo nie ma tak naprawdę tych nabywców, nie ma tłoku na granicy po nasze grunty. A jeśli się tego boimy, to są inne narzędzia, które nie powinny na to pozwalać, np. uchwalanie planu zagospodarowania przestrzennego, pozwolenia na budowę itp.
Teraz pytanie brzmi: dlaczego na wsi nikt się nie buntuje? Odpowiedź jest chyba jedna – wieś po prostu tej ustawy nie zna, ciągle nie wie, co się stało. Na wsi wiedzą tylko, że ANR wstrzymała na pięć lat sprzedaż państwowej ziemi. I dopóki do Kowalskiego nie dotrze, że choć nikt mu ziemi nie zabiera, to faktycznie w świetle prawa został on właśnie ograbiony, dopóty spokój na wsi będzie.
Dwa tygodnie przed wejściem w życie ustawy do notariusza w Łowiczu zgłosiło się małżeństwo rolników, które postanowiło sprzedać działkę rolną. Mieli na nią kupca, ustaloną cenę, ale kupiec nie był rolnikiem w świetle nowej ustawy. Przyjechali, bo żona chciała, by to notariusz przekonał jej męża, że trzeba się spieszyć, bo po 30 kwietnia ta transakcja nie będzie możliwa. A mąż nie wierzył.
Mówił: – A gdzie tam! Dziś słyszałem rano w radio, w audycji rolniczej, że będzie dobrze, na pewno sprzedamy. Co nagle, to po diable.
Ona na to: – Franek, nie będzie dobrze!
Ale on swoje. W końcu się zdenerwowała i mówi: – Wiesz co, Franek, ty to jesteś taki głupi polski chłop!
Polski Kościół znów wstydzi się przyzwoitych słów
Obrady Konferencji Episkopatu Polski (Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta)
Styczeń. Po pobiciu trzech Syryjczyków w Poznaniu w pałacu Działyńskich Adam Bodnar organizuje spotkanie z obcokrajowcami i bezdomnymi. Uczestniczy w nim abp Stanisław Gądecki. Jeden z Syryjczyków, który od 45 lat mieszka w Poznaniu, żali się, że nie czuje się w mieście bezpiecznie. I że boi się zapraszać znajomych, bo nie wszyscy mają niebieskie oczy i włosy blond. Abp Gądecki w odpowiedzi na te słowa mówi, że ataki na obcokrajowców świadczą o „chorym nacjonalizmie, który uważa, że szacunek dla kraju wyraża się w nienawiści do obcych”.
Nic, tylko złożyć ręce do oklasków. W styczniu mijały cztery miesiące od pierwszych demonstracji antyislamskich, których uczestnicy skandowali na przemian: „Wielka Polska katolicka” i „Ole, islam pierd…”. Kto, jak nie przewodniczący Episkopatu, powinien wyjaśniać, że katolicyzm i nienawiść wykluczają się nawzajem? Tak właśnie odczytaliśmy wtedy słowa arcybiskupa i byliśmy z niego dumni. Przez 24 godziny.
Bo następnego dnia, kiedy o sprawie napisała „Wyborcza”, rzecznik arcybiskupa przesłał kuriozalne sprostowanie. W skrócie: ksiądz arcybiskup wcale nie uważa, że Polacy są ksenofobiczni. Ani nie myśli, że w Polsce dochodzi do głosu chory nacjonalizm. A w ogóle to na spotkaniu miało nie być mediów. Jak gdyby to było największym problemem – że jeszcze ktoś usłyszy arcybiskupa mówiącego przyzwoite rzeczy.
Lipiec. Świat obiega informacja, że rzecznik polskiego Episkopatu krytykuje polskie władze za skandaliczne wypowiedzi, które podsycają nienawiść wobec muzułmanów. Urzędowej mocy słowom ks. Pawła Rytela-Andrianika dodaje fakt, że słowa pojawiają się w oficjalnym komunikacie prasowym wysłanym przez Watykan do włoskich dziennikarzy.
Zanim jednak nad tymi słowami zdążył się zadumać któryś z polityków, ksiądz rzecznik pospieszył z wyjaśnieniem: to nie jest oficjalne stanowisko. Ani Watykanu, ani polskiego Kościoła, ani księdza, ani niczyje. To tylko zlepek informacji na podstawie doniesień prasowych bliżej nieokreślonych „mediów mainstreamowych” w Polsce.
Kiedy tak czytam i słucham tych wyjaśnień – styczniowych i wczorajszych – mam wrażenie, jakby przedstawiciele Episkopatu mówili: Uprzejmie przepraszam, przez przypadek powiedziałem coś przyzwoitego. A nic przyzwoitego nie miałem na myśli.
Ten cytat z autobiografii Kaczyńskiego przerazi Beatę Szydło. Zobacz, co Prezes pisze o byciu premierem
Nie ma wątpliwości, że to od Jarosława Kaczyńskiego zależy to, jak długo Beata Szydło będzie premierem. Pewną wskazówkę można znaleźć w wydanej niedawno autobiografii prezesa PiS. I raczej nie spodoba się ona szefowej rządu.
To Jarosław Kaczyński jest dzisiaj politykiem numer jeden, to od niego zależą najważniejsi ludzie w państwie. Nie ma wątpliwości, że jeśli tylko prezes Prawa i Sprawiedliwości zdecyduje się na zmianę premiera, partia zagłosuje zgodnie z jego wolą. Na razie Kaczyński zapewnia, że nie ma ku takiej zmianie powodów i Beata Szydło nadal będzie kierowała rządem. Ale to może się zmienić. Pewną wskazówkę daje autobiografia Prezesa.
Zapewniał [Lech Wałęsa – przyp. naTemat] kiedyś: ty i Lech (zawsze mówił o moim św. pamięci bracie Lech) ministrami zawsze będziecie, a jak przyjdzie czas, to każdy zostanie w jakimś momencie premierem. Zastanawiałem się, kto mu to suflował? Częste zmienianie premierów było przecież metodą Piłsudskiego; twierdził, że dobrym premierem można być tylko przez rok.
źródło: Fragment książki „Porozumienie przeciw monowładzy. Z dziejów PC”
Beata Szydło, tak jak i inni najważniejsi politycy, była na premierze książki „Porozumienie przeciw monowładzy. Z dziejów PC”. Na pewno uważnie przeczytała książkę. Ten fragment nie mógł się jej spodobać.
ZIELONE LUDZIKI MINISTRA SZYSZKI
ROBERT KOWALSKISZYMON GRELA25 LIPCA 2016
olennicy „czynnej ochrony przyrody” ze Stowarzyszenia SANTA, które od lat wspiera ministra Szyszkę w planach wycinki Puszczy Białowieskiej, przed kamerą OKO.press odsłaniają swoje poglądy. Celem życia drzewa jest zostać ściętym i służyć człowiekowi. Światowy ruch ekologiczny to żydowski spisek. Puszczę Białowieską mógłby uratować Putin
Spór o to, jak traktować las, a zwłaszcza ostatni w Europie las pierwotny, jakim jest Puszcza Białowieska, trwa między leśnikami a ekologami od zawsze. Pierwsi (wraz z miejscową ludnością) są zwolennikami permanentnej wycinki i prowadzenia tzw. gospodarki leśnej. Ekolodzy chcą ograniczyć do minimum wszelką interwencję człowieka.
Niespotykanym zdarzeniem tej odwiecznej wojny jest pojawienie się grupy ekologów-entuzjastów wycinki. To Stowarzyszenie SANTA Obrona Puszczy Białowieskiej z Hajnówki, bliskie ministrowi ochrony środowiska Janowi Szyszce oraz Lasom Państwowym i wspierające wszystkie ich działania.
„Nasze poglądy na puszczę [z ministrem Szyszko] są zbieżne” – mówił w styczniu „Wyborczej” Leon Chlabicz, wiceprezes SANTY.
Szyszko z Santą w tle
Działacze Santy od lat występują z ministrem na konferencjach i seminariach. Wspólnie zorganizowali (bez pozwolenia) pikietę na rzecz wycinki w puszczy (i przy okazji w obronie Telewizji Trwam) w kwietniu 2013 roku.
Jan Szyszko z znaczkiem Santy w klapie marynarki i z prezesem stowarzyszenia Walentym Wasilukiem za plecami ogłosił wtedy, że puszcza powstała dzięki ludziom: „Są ludzie, którzy znają historię tego terenu, wiedzą, w jaki sposób te zasoby przyrodnicze powstały…” – mówił.
Minister zapraszał i zaprasza Santę do Sejmu na organizowane przez siebie konferencje prasowe. 5 lipca 2016 otwierali wspólnie (z udziałem marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego) wystawę fotograficzną o Białowieży w kuluarach parlamentu.
Podczas spotkania 7 czerwca 2016 z ekspertami Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody IUCN pierwszy przemawiał Mieczysław Gmiter z Santy. Powiedział, że „w sposobie porządkowania Puszczy należy uwzględnić dorobek polskiej nauki, wiedzę polskich leśników, jak również doświadczenie okolicznych mieszkańców”.
Pod koniec spotkania duszpasterz leśników Tomasz Duszkiewicz zaprosił obecnych na sali, w tym buddyjskiego duchownego i prawosławnego księdza, do wspólnej modlitwy w intencji puszczy. „Wyborczej” ks. Duszkiewicz powiedział, że krytycy myślistwa „nie są Polakami”.
Przeczytaj też:
UNIJNE MILIONY EDWARDA SZYDŁY
Wybory z Santą w tle
Rok temu Santa mocno wsparła Szyszkę w kampanii wyborczej.
„Poseł Szyszko dzięki leśnikom, miejscowej ludności i członkom stowarzyszenia Santa umiejętnie wykorzystał interesy polityczne na terenach białowieskich” – mówi „Oku” dr Mirosław Stepaniuk, naukowiec, specjalista ekologii krajobrazu, były dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego, „Szyszko jeździł przed wyborami po wszystkich parafiach i głosił, jak jest źle w puszczy, jak ginie klejnot natury”.
„Puszcza w ruinie?” – pytamy.
„Puszcza w ruinie, dokładnie. Wygrał te wybory, w dużej mierze dzięki temu, że mógł się posiłkować lokalną społecznością”.
„Członkowie stowarzyszenia Santa są dobrze znani z nachalnych czy wręcz agresywnych działań. Jeszcze niedawno traktowano ich działalność jak kuriozum, ale dzisiaj to już nie obowiązuje. Znaleźli poklask w samorządach. Są związani z przetwórstwem drewna, środowiskiem leśników. To ich czas” – mówi Stepaniuk.
Lasy Państwowe wspierały Santę. Dotarliśmy do dokumentów, które wykazują, że w latach 2012–2015 przynajmniej trzy nadleśnictwa (Browsk, Giżycko i Suwałki) przekazywały im pieniądze. Według informacji jaką uzyskaliśmy od Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych, Santa otrzymała w tym okresie 103 tys. zł.
Santa z pikietą w tle
Na co poszły pieniądze Santy? Szczegółowego rozliczenia brak. Ze sprawozdania (część merytoryczna, za 2015), do którego zobowiązane są organizacje pożytku publicznego, wynika, że „członkowie brali czynny udział w konferencjach i sympozjach naukowych na temat ochrony puszczy przed szkodnikami”. Dwukrotnie byli na Białorusi „w celu wizytacji i zapoznania się ze sposobem ochrony przyrody jak i stanem zdrowotnym drzewostanu m. in. w Parku Narodowym „Białowiekaja Puszcza – Zarkowszczyzna”, a także „zapoznania się ze stanem zdrowotnym drzewostanu i ewentualną ekspansją kornika drukarza po stronie Białoruskiej” [pisownia oryginalna]. We wrześniu 2015 Santa zorganizowało dwa wyjazdy lokalnych władz i mieszkańców do Sejmu. W październiku ponownie byli w Sejmie na konferencji poświęconej „lasom i przyrodzie w świetle encykliki papieskiej „Laudato si”. Poza tym informują o organizowanych przez siebie akcjach ulotkowych i rozdawaniu broszur z informacjami o stanie puszczy i przyczynach jej degradacji.
Santa jest ważnym uczestnikiem sporu, który toczą „drzewiarze”, czyli zwolennicy wycinki, z ekologami z takich organizacji jak Greenpeace, Pracownia na Rzecz Wszelkich Istot czy Fundacja Dzika Polska. Miejscowi „drzewiarze” nie przebierają w środkach, próbując przegonić ekologów. Ślady takiej wojny można znaleźć na Youtube’ie (wiemy, kim jest osoba, która groziła ekologowi utopieniem w bagnie, ale nie mamy pewności, czy jest członkiem stowarzyszenia Santa. Z pewnością jest ich zwolennikiem, bo bierze udział w akcjach i manifestacjach Santy).
Przeczytaj też:
PIS NIE DAŁ ZIEMI INNYM. A SAM MA
Na swej stronie Santa zaprzecza podstawowym założeniom środowisk ekologicznych i naukowych. Ich statut wskazuje na „logiczne rozumowanie” jako podstawę do wycinki drzew: „według standardów światowych, obowiązujących w parkach narodowych i rezerwatach Słowacji, USA czy Niemczech, czynna ochrona polega na usuwaniu drzewostanu”. Santa dodaje: „według Nas [pisownia oryginalna] ochrona czynna to szybka reakcja, gdy drzewostan zostanie porażony szkodnikami (…) Ochrona bierna stosowana obecnie doprowadziła do degradacji drzewostanu puszczy”.
Podobna jest wrażliwość ekologiczna ministra Szyszki. Jedną z jego pierwszych decyzji było zwiększenie limitu wycinki drzew w puszczy. Argumentował, że tego wymaga aktywność korników (tzw. gradacja kornika). Prof. Szyszko twierdzi, że tylko stosując planowaną wycinkę, można uratować ginące drzewa.
Oko.press postanowiło dowiedzieć się więcej o zagadkowej organizacji, która wspiera ministra i wyraża jego linię polityczną.
Czynna ochrona, czyli o czym marzy drzewo
Prezes Santy Walenty Wasiluk przez lata był właścicielem wielu firm produkujących drewno. Jego biznesy opisał ostatnio tygodnik „Newsweek”. Firma Wasbel Wasiluk&Wasiluk, którą prowadzi z z synem, zajmuje się hurtową sprzedażą drewna i jego przerobem. Na stronie internetowej chwalą się, że rocznie sprzedają produkty za około 4 mln euro. W ostatnim złożonym sprawozdaniu, z 2010 r., firma wykazała, że sprzedała towary o wartości 1,4 mln zł. Ale za poprzednich rządów PiS jej przychody były rzeczywiście znacznie wyższe: w 2006 – prawie 8,5 mln zł, a w 2007 r. – prawie 6 mln zł.
Na rozmowę Wasiluk zaprasza nas do swej posiadłości w Średniej Budce, w środku puszczy, na drodze Białowieża–Narewka. „Wykupiłem ten kawałek lasu, bo tu urodziła się moja matka, niedaleko stał stary dom” – wyjaśnia. Denerwuje się, gdy pada pytanie o to, jak pogodzić działania ekologiczne z zarabianiem w przemyśle drzewnym.
Wzorem postępowania z tak unikatowym lasem, jakim jest Puszcza Białowieska, jest dla Wasiluka polityka po białoruskiej stronie. W tym budowanie w puszczy dróg asfaltowych.
Także wiceprezes stowarzyszenia ekologicznego Santa Leon Chlabicz uważa, że „przyroda nie potrzebuje ochrony. Nie po to została stworzona, żeby ją chronić. Drzewo jest przygotowane na to, że zostanie ścięte i użyte z korzyścią dla człowieka. Pozbawienie tego celu żywej rośliny, myślącej, o określonej inteligencji jest pozbawieniem jej celu życia”.
Greenpeace z Żydami w tle
Santa toczy wojnę o puszczę z polskimi ekologami m.in. z Greenpeace, Fundacją Dzika Polska,WWF (World Wide Fund for Nature). Okazuje się, że szefowie Santy mają swoją teorię działania światowych organizacji ekologicznych.
Zdaniem Chlabicza puszczę chcą wykończyć „struktury nadpaństwowe, a Unia Europejska jest tylko tworem tej struktury. To kilka osób, które dzierżą finanse we własnych rękach i projektują przyszłość pod siebie”. Te osoby to Żydzi, choć Chlabicz nie używa tego słowa, reporter robi to za niego.
Wątek żydowski (czy raczej antyżydowski) rozwija także prezes Wasiluk: „Kiedyś, w młodych latach, byłem mocno zafascynowany judaizmem. Ludzie uważali, że jestem Żydem i…”
Wasiluk opowiada nam także zdumiewającą historię z czasów wczesnego dzieciństwa. [Żydzi] porwali go do synagogi, tańczyli, kiwali się, unosili go ku górze. Ten rytuał – do złudzenia przypominający wydumane sceny zabijania chrześcijańskich dzieci na macę – przerwało na szczęście pojawienie się kogoś. Może to ojciec nadjechał furą?
Rozwiązanie z Putinem w tle
Pytany, co zrobić z problemem puszczy, Wasiluk znowu nas zaskakuje. Jedynym skutecznym rozwiązaniem byłaby według niego aneksja Puszczy Białowieskiej przez Rosję. Zapowiada, że ogłosi to niedługo w Brukseli.
Szyszko nie wie, nie zna, nie pamięta
Minister Szyszko zapytany przez nas na konferencji prasowej 20 lipca 2016 nie przyznaje się do znajomości z ekologami z Santy i uprzejmie unika konkretnych odpowiedzi. Jest przecież tyle organizacji, coś tam słyszał, ale nie zna poglądów Santy, nie pamięta kontaktów z nimi. Nie odpowiada też na pytanie, czy leśnicy wycinają już drzewa w strefach ochronnych puszczy.
Nowy dyrektor generalny Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski broni ministra przed naszymi pytaniami. Podkreśla, że politykę Szyszki wobec puszczy popiera „wiele stowarzyszeń ekologicznych”. Wymienia Ligę Ochrony Przyrody i „Matecznik”.
Ligą Ochrony Przyrody kieruje leśnik, były zastępca dyrektora generalnego Lasów Państwowych dr inż. Ryszard Kapuściński, a „Matecznikiem” Stanisław Jachowski – nadleśniczy i myśliwy (prezes koła łowieckiego).
Leśnik i myśliwy, tak jak sam Jan Szyszko.
O co chodzi w tym sporze?
Puszcza Białowieska to ostatni las pierwotny w Europie, jedyny polski obiekt przyrodniczy na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Objęto ją programem ochrony przyrody Unii Europejskiej Natura 2000. W puszczy żyje ponad 20 tys. gatunków zwierząt, w tym 180 gatunków ptaków lęgowych i 59 gatunków ssaków (ryś, wilk, żubr). Z 1500 km kw. puszczy, 620 znajduje się w Polsce.
Jedną z pierwszych decyzji ministra Jana Szyszki było zwiększenie limitu wycinki drzew w puszczy. Szyszko twierdzi, że tylko przez planowaną wycinkę, można uratować ginące drzewa, które zaatakowały mnożące się korniki (tzw. gradacja kornika).
Tego samego zdania są Lasy Państwowe. Puszcza, która dla ekologów jest pomnikiem przyrody, dla leśników jest przede wszystkim źródłem zarobku.
W związku z doniesieniami o wycince, puszczę odwiedzili już przedstawiciele Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody i Komisji Europejskiej. Skrytykowali rząd za zwiększenie limitów wycinki i odrzucili argument zagrożenia przez korniki. Zdaniem Komisji działania na terenie puszczy naruszają kilka unijnych dyrektyw, których przestrzeganie było jednym z warunków wstąpienia Polski do UE.
5 lipca 2016 r. Komisja rozpoczęła postępowanie o naruszenie przez Polskę prawa UE. Grożą nam kary finansowe i sprawa w Europejskim Trybunale Sprawiedliwość. Ministerstwo Ochrony Środowiska odpowiedziało już Komisji Europejskiej, ale nie ujawniło treści swego pisma.
Wkrótce w OKO.press materiał o działaczkach i działaczach Greenpeace i Fundacji Dzika Polska, którzy sprawdzają, co naprawdę robią władze w Puszczy Białowieskiej.
Przeczytaj też:
CHRZEŚCIJAŃSKIE KORZENIE. EUROPA JE MA CZY NIE
https://oko.press/zielone-ludziki-ministra-szyszki/
STAN GRY: Fakt: Najgorszy Sejm w historii, Kopacz: PO jest tak Schetyny jak i moja, Zdrojewski: Hermetyczna PO nieatrakcyjna
— POLITYCZNA ZAPOWIEDŹ TYGODNIA: rząd o reformie służby zdrowia, dyskusja o zmianach w TK, zarząd PO. http://300polityka.pl/news/2016/07/24/polityczna-zapowiedz-tygodnia-rzad-reformie-o-sluzbie-zdrowia-dyskusja-o-zmianach-w-tk-zarzad-po/
— 7 POWODÓW, DLA KTÓRYCH TO BYŁ NAJGORSZY TYDZIEŃ PIS OD WYBORÓW.http://300polityka.pl/news/2016/07/23/7-powodow-dla-ktorych-byl-to-najgorszy-tydzien-pis-od-wyborow/
— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Protasiewicz: Byłem adresatem propozycji jednego z klubów parlamentarnych, ale nie była to Nowoczesna. Najprawdopodobniej założymy koło
Protasiewicz: Jeżeli trend się nie zatrzyma, to i Ewa Kopacz zostanie wyrzucona
Protasiewicz: Mam wrażenie, że zostałem ukarany za niemówienie
Neumann o reformie służby zdrowia: To wielka ściema, kwestia zamiany tabliczek
Neumann: Kuchciński zachowywał się w sposób autorytarny od wielu miesięcy. Zablokowanie pytań przelało czarę goryczy
Gowin: Podtrzymuję przekonanie, że projekt PAD dot. emerytur jest zbyt kosztowny
Gowin: Miałem rację, kiedy chyba jako pierwszy polityk powiedziałem, że powinniśmy się przeciwstawić fali imigracji
Szydło w Sanktuarium Świętego Jana Pawła II
http://300polityka.pl/live/2016/07/25/
— DUDOWIE SZALEJĄ NA SKUTERZE – Fakt:http://fakt.pl/wydarzenia/polityka/wakacje-prezydenckiej-pary-agata-i-andrzej-dudowie-na-urlopie/x24srp0
— WYJEŻDŻAJCIE, NIE WRACAJCIE – FAKT O “NAJGORSZYM SEJMIE W HISTORII” – jak pisze Mikołaj Wójcik: “Sejm tej kadencji jest bez dwóch zdań najgorszym w historii! Rządzi nim marszałek, który wyłącza mikrofon tylko posłom opozycji. I tylko posłów z nielubianej przez siebie partii karze wysokimi karami finansowymi za drobne naruszenia regulaminu. Większość ma partia, która zapomniała, że w wyborach zyskała 37,7 proc. głosów, a nie 70 procent. Rządzi niepodzielnie. Organizuje co rusz nocne obrady urągające wszelkim zasadom tworzenia prawa. Wypuszcza z Sejmu kolejne buble. Lekceważy Trybunał Konstytucyjny i jego orzeczenia. A do tego skompromitowała się w ostatnim tygodniu awanturą z podwyżkami dla władzy. W ośmieszaniu Sejmu dzielnie sekunduje jej opozycja. Platforma zajmuje się tylko kłótniami w swoich szeregach. Nowoczesna potrafi jedynie zgłaszać wnioski o przerwy”.
— POSELSKA GALERIA CHAMSTWA – SE o Pyziku, Pawłowicz, Tarczyńskim i Niesiołowskim.
— PODEJRZANY MAJĄTEK MAGNATA Z PO – Fakt o Adamowiczu.
— EWA KOPACZ: NIGDZIE SIĘ NIE WYBIERAM – jak mówi Renacie Grochal w rozmowie z GW: “Powtórzę jeszcze raz, nigdzie się nie wybieram. To jest tak samo moja Platforma jak Grzegorza Schetyny i innych zarządzających dziś partią. Szanuję wybór przewodniczącego i byłabym pozbawiona instynktu politycznego, gdybym go kwestionowała. Ale nikt nie może pozbawić mnie prawa do mówienia o tym, co mi się nie podoba lub z czym się nie zgadzam. Będę o tym mówić. Tak się zachowywałam w stosunku do przewodniczącego Tuska i tak się będę zachowywać w stosunku do przewodniczącego Schetyny. To uczciwe podejście. Będę bronić wartości PO”.
— KOPACZ NA PYTANIE CZY SCHETYNA JEST DOBRYM PRZYWÓDCĄ: “Jeśli znajdzie z nimi wspólny język, będzie budował swój autorytet na ideach z hali Olivia, które przytaczałam, to przyjdzie czas, że wszyscy o nim powiedzą, iż jest dobrym przywódcą. Dzisiaj jest demokratycznie wybranym przewodniczącym PO i nikt nie może tego kwestionować”.
— KOPACZ NA PYTANIE GROCHAL CZY ZGADZA SIĘ Z SUGESTIAMI KAMIŃSKIEGO, że Schetyna stał za aferą podsłuchową, i nazwał go opozycją koncesjonowaną wobec PiS? “Nie mam na ten temat wiedzy”.
— TRZEBA KONSOLIDACJI CAŁEJ OPOZYCJI – mówi Kopacz: “Dzisiaj trzeba konsolidacji całej opozycji, by dać odpór temu, co robi PiS, a do tego trzeba mieć nie tylko ambicje i dobry program. Trzeba mieć jeszcze siłę, by zachęcić ludzi do pójścia na wybory i zagłosowania na opozycję, a nie na PiS. Platforma bez wątpienia ma największy potencjał, ale nie możemy zajmować się sobą”.
— ZDROJEWSKI: MAM PRETENSJE DO SCHETYNY – jak mówi Bogdan Zdrojewski w rozmowie z Jackiem Harłukowiczem we wrocławskiej GW: “Na inną rolę jako komisarza się umawiałem. Miałem sklejać PO na Dolnym Śląsku, ograniczać ewentualne odejścia, a już później przywrócić naszą współodpowiedzialność za losy urzędu marszałkowskiego. Zresztą to drugie zadanie zrealizowałem, odbierając sporo komplementów, w tym także od przewodniczącego”.
— ZDROJEWSKI O SCENARIUSZU PLATFORMY ZAMKNIĘTEJ – mówi GW: “ – Scenariuszy jest kilka. Pierwszy, iż proces odchodzenia czy też wyrzucania będzie niestety kontynuowany. Drugi scenariusz jest konsekwencją pierwszego, tj. podział Platformy na dwie, i to niestety różniące się nie poglądami, lecz składem personalnym. W tym scenariuszu jest możliwy wariant z istnieniem jednej platformy, lecz hermetycznej, mało interesującej i nieatrakcyjnej dla wyborców. Po prostu odrzuceni lub też zniechęceni nie będą mieli wystarczających sił, determinacji, możliwości budowy alternatywnej PO. Trzeci, najbardziej optymistyczny, że jednak uda się odwrócić tendencję, przezwyciężyć kryzys i zacząć poszerzać Platformę, budując formację wielonurtową, niezwykle pojemną, o zróżnicowanych poglądach i szanującą wewnętrzne reguły demokracji”.
— BYŁBYM NA MIEJSCU SCHETYNY BARDZIEJ EMPATYCZNY – mówi Zdrojewski Harłukowiczowi w GW: “Nie wiem, ja byłbym na jego miejscu bardziej powściągliwy i zdecydowanie bardziej empatyczny. Nie ja jednak ponoszę odpowiedzialność za całą Platformę”.
— KOMISJA ŚLEDCZA MA ROZNIEŚĆ W PYŁ PLATFORMĘ – pisze w komentarzu RZ Andrzej Stankiewicz: “Komisja do spraw Amber Gold jest tylko środkiem do celu: PiS chce roznieść w pył Platformę i Donalda Tuska, a Nowoczesna nie ma nic przeciwko temu, licząc na przejęcie schedy po PO. A interes klientów? Wbrew służbowym deklaracjom członków komisji śledczej – liczy się znacznie mniej”.
— NIE BĘDĘ ROBIĆ POLOWANIA NA NIKOGO – mówi Małgorzata Wassermann w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “ – Czy komisja w sprawie Amber Gold jest powołana po to, żeby z Donalda Tuska zrobić Donalda T.?
– Komisja nie ma ani takich uprawnień, ani założenia. Nie będę robić polowania na nikogo. Posłowie PiS od czasu wybuchu afery Amber Gold obwiniają za nią byłego premiera, oskarżając go nawet z mównicy sejmowej. Mnie nie było w tamtym czasie w Sejmie i nie jestem obciążona tymi debatami i wskazywaniem winnych. Podchodzę do tej sprawy bez jakiegokolwiek założenia. Dla mnie jest bardzo ciekawa z punktu widzenia prawnika”.
— KOMISJA MUSI SPRAWDZIĆ, JAK ZACHOWYWAŁO SIĘ PAŃSTWO ZARZĄDZANE PRZEZ PO I PSL – mówi dalej Wassermann: “Moje wyobrażenie pracy wygląda w ten sposób, że robimy instytucje po kolei. Zwracamy się do nich po dokumentację, zapoznajemy się z materiałami i na tej podstawie ustalamy listę świadków. Pytanie o Donalda Tuska pada od mediów, więc ja odpowiadam, że pewnie kiedyś stanie przed tą komisją. Nigdy natomiast nie powiedziałam, że celem komisji jest polowanie na Tuska. Komisja musi sprawdzić, jak w sprawie afery Amber Gold zachowywało się państwo zarządzane przez PO i PSL. Spodziewany jest spektakl medialny… Chciałabym, żebyśmy w komisji o poważnych sprawach rozmawiali w poważny sposób. Zrobię wszystko, żeby nie przerodziła się ona w medialny show”.
— OD 500+ DO KLĘSKI Z WIZERUNKIEM – pisze w RZ Michał Szułdrzyński: “W tym politycznym serialu uwagę przyciągały pełne gorszących scen odcinki, których akcja toczyła się w Sejmie. PiS naciągał większość parlamentarnych zwyczajów. Padły rekordy odbierania posłom opozycji głosu, wykluczania z obrad i wlepiania im kar finansowych. Najważniejsze decyzje podejmowano nocą lub bardzo późnym wieczorem. Mimo obietnicy wyborczej PiS nie zgłosił tzw. pakietu demokratycznego, którego domagał się, gdy był w opozycji, a który miał uregulować prawa ugrupowań niepopierających rządu. Nie mniejsze kontrowersje budziły odcinki rozgrywane poza parlamentem. Wbrew jednak miażdżącym recenzjom ze strony opozycji i niechętnych PiS mediów nie wszystkie zasługują na ostrą krytykę. Sporo się bowiem scenarzystom z PiS udało”.
— NAJLEPSZE ODCINKI WEDŁUG SZUŁDRZYŃSKIEGO: 1. 500+ 2. słabość opozycji 3. warszawski szczyt NATO 4. ściągalność podatków 5. spełnianie obietnic.
— NAJGORSZE ODCINKI: 1. Kryzys konstytucyjny 2. zła reputacja za granicą 3. kłopoty z ratingami 4. zmarnowanie potencjału prezydenta 5. inne wpadki wizerunkowe.
— ŁĄCZY NAS WIĘCEJ NIŻ PIŁKA – pisze w RZ Brygida Grysiak: “Światowe Dni Młodzieży dla jednych będą wielkim świętem religijnym, dla innych – po prostu okazją do spotkania setek tysięcy ludzi z całego świata. Duże wyzwanie. Pod każdym względem. I duża szansa. Na bycie razem. Ponad podziałami. Łączy nas więcej niż piłka nożna. Choć piłka nożna łączy nas pięknie, co pokazały ostatnie mistrzostwa Europy”.
— TO NASZA OSTATNIA SZANSA NA OPAMIĘTANIE SIĘ – pisze Grysiak: “To już nasza ostatnia szansa. Na opamiętanie się. I polsko polskie pojednanie. Nie chodzi o to, żeby przestać się spierać. Spory są naturalne i ważne, bo twórcze. Rzecz w tym, żebyśmy przestali sobą – w tym spieraniu się – gardzić. Żebyśmy przestali się nienawidzić. Zamiast wymieniać argumenty, obrażamy i poniżamy siebie nawzajem. Nie tylko w sieci, nie tylko anonimowo. Ale podczas debat w parlamencie, w telewizyjnych studiach, na okładkach, przy rodzinnym stole bywa, że też. Nie pytam dziś, dlaczego tak się dzieje. Każdy ma swoją odpowiedź. Szanuję je, ale warto powiedzieć sobie jasno: tej pogardy i nienawiści NIC nie usprawiedliwia. NIC”.
— JACEK ŻAKOWSKI PISZĄC O TRUMPIE … SUGERUJE MOSKIEWSKIE POWIĄZANIA ANTONIEGO MACIEREWICZA…: “Anne Applebaum w „Magazynie Świątecznym” (23-24 lipca) opisała niepokojące związki Trumpa z Rosją. Nie on pierwszy budzi taki niepokój. Berlusconi był wcześniej. I Orbán. I Le Pen. W Polsce tropy prowadzą do Rydzyka, Macierewicza, Korwin-Mikkego. Wielu ludzi rozsadzających zachodnią wspólnotę niepokojąco wiele łączy z autorytarnym Wschodem. Przyjęliśmy to do wiadomości”.
— FAKT O TRÓJCE POSŁÓW PIS Z WYNAGRODZENIEM W RADZIE MEDIÓW NARODOWYCH: “Mowa o Krzysztofie Czabańskim (68 l.), Elżbiecie Kruk (57 l.) i Joannie Lichockiej (47 l.). Choć pozostaną posłami PiS, zasiądą też w utworzonej właśnie Radzie Mediów Narodowych. Mimo, że Czabański zrezygnuje ze stanowiska wiceministra, i tak dobrze na tym wyjdzie. Za zasiadanie w Radzie, co miesiąc dostanie dodatkowe 6270 zł do uposażenia poselskiego. Posłanki Kruk i Lichocka – plus 4180 zł! W dodatku, bez cienia żenady, sami je sobie załatwili”.
— HEJTER TUSKA SZEFEM POŁĄCZONYCH MUZEÓW W GDAŃSKU – pisze GW: “Stworzonym z inicjatywy Donalda Tuska Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku ma kierować Mariusz Wójtowicz-Podhorski, miłośnik historii i militariów oraz profilu na Facebooku „Nie lubię Tuska i jego zdradzieckiej bandy”.
— BARTOSZ T. WIELIŃSKI O ZAMACHU W MONACHIUM I PRAWICY – pisze w GW: “Przeglądam wypowiedzi zwolenników polskiej prawicy o zamachu w Monachium i mam dziwne wrażenie, że są rozczarowani”.
— USTAWA PAŃSZCZYZNA – Krystyna Naszkowska w GW o ustawie o ziemi: “Jest gorzej, niż można było przewidywać. Ustawa o ziemi, która weszła w życie 1 maja 2016 r., praktycznie pozbawiła obywateli swobodnego dysponowania swoją własnością. A adresowana jest bardziej do chłopa pańszczyźnianego niż do rolnika XXI wieku”.
— PIS CZYŚCI KOMISJĘ BADANIA WYPADKÓW LOTNICZYCH – pisze GW: “Sejm przyjął ustawę, która zakłada czystki w Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. To najpewniej zemsta za to, że część jej członków badała katastrofę smoleńską i prostowała kłamstwa zespołu Macierewicza na ten temat. Projekt nowelizacji prawa lotniczego, który zakłada rozwiązanie obecnej Komisji, złożyli na początku lipca posłowie PiS. Dzięki temu przeszedł on szybką ścieżkę bez wymaganych konsultacji społecznych. A w ostatni piątek w cieniu bitwy o Trybunał Konstytucyjny Sejm uchwalił już znowelizowaną ustawę”.
— LEKI WYPŁYWAJĄ Z POLSKI – tytuł RZ na jedynce: “Ustawa, która miała ukrócić masowy nielegalny wywóz lekarstw, utknęła w ministerstwach”.
— URODZINY: Wiesław Kilian, Anne Applebaum.
Protasiewicz: Mam wrażenie, że zostałem ukarany za niemówienie
Protasiewicz: Mam wrażenie, że zostałem ukarany za niemówienie
Jak mówił Jacek Protasiewicz w „Gościu poranka” TVP Info:
„Mam wrażenie, słuchając wypowiedzi czy to rzecznika prasowego czy szefa klubu, który również ostatnio się w tej sprawie wypowiadał, że zostałem ukarany za niemówienie. Za to, że nie zabierałem głosu przez pewien czas, ale szkodziłem milcząc, bo – podobno – mentalnie jestem poza Platformą. To sformułowania, że ktoś jest mentalnie podejrzany, to kompromitujące dla współczesnego polityka XXI wieku w demokratycznym kraju. Bo za niewłaściwe myślenie to karano łagrem albo w związku sowieckim”
Neumann o reformie służby zdrowia: To wielka ściema, kwestia zamiany tabliczek
– Likwidacja NFZ nie jest potrzebna. Tym bardziej, że to nie będzie likwidacja NFZ-u. To wielka ściema, o której mówi Beata Szydło i minister Radziwiłł. To kwestia zamiany tabliczek, bo nadal zostanie instytucja, która musi rozliczać te procedury (…) Od tego nic się nie zmieni. Zmienią się tabliczki, będzie parę osób, które w związku z reorganizacją będzie można wyrzucić i przyjąć swoich. To cała reforma – mówił Sławomir Neumann w „Politycznym Graffiti” Polsat News.
Neumann: Kuchciński zachowywał się w sposób autorytarny od wielu miesięcy. Zablokowanie pytań przelało czarę goryczy
Jak mówił Sławomir Neumann w „Politycznym Grafitti” Polsat News:
„Myśmy ten wniosek [o odwołanie marszałka Kuchcińskiego] zapowiadali kilka miesięcy. Marszałek zachowywał się w sposób bardzo autorytarny przez wiele miesięcy, odbierając głos naszym posłom, karząc naszych posłów finansowo za to, że mieli czelność na mównicy sejmowej mieć inne zdanie, niż PiS. Kiedy nie pozwalał zadawać pytań na wielu posiedzeniach, myśmy go ostrzegali, że taki wniosek będzie złożony. Ale to, co się wydarzyło na ostatnim posiedzeniu Sejmu – i w nocy, przy debacie o TK, zachowania nielicujące z godnością sali na posłów, marszałek na to nie reagował, i także później, i na końcu, przy głosowaniu nad TK, kiedy zupełnie zablokował możliwość zadawania pytań, a to jeden z elementów pracy parlamentarzystów. Kiedy to zablokował, to kropla przelała czarę goryczy i złożyliśmy wniosek. Liczymy na to, że w PiS nastąpi pewna refleksja”
Gowin: Podtrzymuję przekonanie, że projekt PAD dot. emerytur jest zbyt kosztowny. Z rynku może zniknąć 1,5 mln pracowników
Jak mówił Jarosław Gowin w „Salonie politycznym Trójki”:
„Nie tyle blokowaliśmy [decyzję rządu ws. emerytur], co rzeczywiście wyrażaliśmy przekonanie, które podtrzymuję, że projekt obniżenia wieku emerytalnego w takiej wersji, w jakiej ujrzał światło dzienne w Kancelarii Prezydenta, jest projektem zbyt kosztownym. Mam na myśli nie tylko koszty budżetowe – to w ciągu pierwszych kilku lat ok. 50 mld zł. Nie możemy zamykać oczy na to, co się dzieje wokół Polski. Polska gospodarka ma się dobrze, pobór podatków jest na wysokim poziomie, ale mamy Brexit, zagrożenia terrorystyczne w całej Europie Zachodniej, co też się negatywnie odbija na stanie tamtejszej gospodarki, natomiast oprócz kosztów budżetowych są jeszcze konsekwencje dla rynku pracy i gdyby przyjąć takie rozwiązania, że 60/65 bez żadnych ograniczeń, to by oznaczało, że że w ciągu kilku lat z polskiego rynku może zniknąć ok. 1,5 mln pracowników. Jakie byłyby tego konsekwencje dla polskiej gospodarki – łatwo sobie wyobrazić. Oprócz tego, że kosztowałoby to budżet, doprowadziłoby to do spowolnienia rozwoju gospodarczego”
– Wydaje nam się, że powinniśmy wprowadzić dodatkowe zachęty do tego, aby pracować dłużej. Jakie to zachęty, będziemy jeszcze dyskutować. Ostatnia droga [zmiana projektu w komisji] jest najwłaściwsza – dodał Gowin.
Gowin: Miałem rację, kiedy chyba jako pierwszy polityk powiedziałem, że powinniśmy się przeciwstawić fali imigracji
Jak mówił Jarosław Gowin w „Salonie politycznym Trójki”:
„Każdego dnia utwierdzam się w przekonaniu, że nasza polityka w tym zakresie – jeżeli chodzi o zakaz przyjmowania imigrantów – jest słuszna. Zakaz? Może nieprecyzyjnie to sformowałem. Jesteśmy zdeterminowani, by ulice polskich miast, by polskie rodziny, kobiety, dzieci były bezpieczne”
– Zastanawiam się nad słowami papieża Franciszka, ale nic, co do tej pory usłyszałem, nie wybija mnie z przekonania, że miałem rację, wtedy, kiedy chyba jako pierwszy polityk w 2014 roku powiedziałem, że powinniśmy się przeciwstawić tej fali imigracji i nie wpuszczać do Polski migrantów z krajów islamskich – dodał wicepremier i minister nauki.
Szydło w Sanktuarium Świętego Jana Pawła II
O 11:00 premier Beata Szydło weźmie udział w uroczystości otwarcia Parku Miłosierdzia w Sanktuarium Świętego Jana Pawła II w Krakowie. W trakcie uroczystości przewidziano wystąpienie szefowej rządu.
Polak, handel bronią, Ibiza. Konrad D. znany polskim spec-służbom
Zdjęcie z zatrzymania w połowie lipca na Ibizie Konrada D. udostępnione przez hiszpańską policję (materiały policji)
O zatrzymaniu poinformowały w sobotę największe gazety hiszpańskie, ale akcja policji miała miejsce w połowie lipca, o czym wcześniej pisały już lokalne media.
Z doniesień hiszpańskiej prasy i komunikatu tamtejszej policji wynika, że Pierre Konrad D. (lat 40) miał kierować siatką handlującą bronią. Pisze się o nim „multimilioner”. Miał się podawać za dyplomatę i doradcę gospodarczego premiera afrykańskiego państwa Gwinea Bissau. Zagraniczne media podają, że D. jest Francuzem polskiego pochodzenia, synem polskiego imigranta.
Według hiszpańskiej policji miał on stworzyć swego rodzaju „przedsiębiorstwo” sprzedające broń do krajów objętych konfliktami zbrojnymi. Aż 200 tys. karabinów Kałasznikow, wyrzutni granatów i czołgów miało trafić do Sudanu Południowego, w którym od lat trwa wyniszczająca i katastrofalna dla ludności tej części kraju wojna domowa. Gang, którego 9 członków zatrzymano na Ibizie, miał się też zajmować wymuszaniem od hiszpańskich firm zwrotów długów, np. od mieszkańca Marbelli domagano się 4 mln euro.
Śledztwo trwało od czterech lat. Wtedy po raz pierwszy do władz dotarła informacja o obecności na Ibizie człowieka prowadzącego wystawne życie i posługującego się paszportem Gwinei Bissau. Na zdjęciach z zatrzymania Konrada D. udostępnionych przez policję widać samochody sportowe i luksusowe limuzyny na parkingu przed willą. Według doniesień Polak miał obsesję na punkcie bezpieczeństwa – wynajmował prywatnych ochroniarzy, a dom jest wyposażony w systemy bezpieczeństwa.
Konrad D., podróżując do Polski i do Gambii – jego nazwisko jako właściciela widnieje w jednej z polskich spółek – korzystał z samolotu należącego do gambijskiego prezydenta.
Wśród zatrzymanych jest też hiszpański policjant z komisariatu na Ibizie, który miał udostępniać przestępcom tajne informacje oraz – jak się nieoficjalnie podaje – obywatel Holandii, Francji i narzeczona D. z Ukrainy. Cała operacja była koordynowana z Europolem.
Jak ustaliła „Wyborcza”, Konrad D. znany jest polskim służbom specjalnym. W związku ze sprawą handlu bronią był wcześniej obserwowany w Polsce w ramach wspólnej akcji polskich, francuskich i hiszpańskich służb NATO. W Polsce był na przełomie 2011 i 2012 r. „Wprost” w 2014 r. pisał, że łączyła go umowa z Bumarem – miał pomagać w legalnej sprzedaży broni do Afryki i krajów Ameryki Łacińskiej.
Wtedy kierownictwo BOR dostało z ABW informacje, że jest podejrzany o nielegalny handel bronią i może mieć związki z dawnymi wojskowymi służbami specjalnymi.
BOR dostał też informacje, że Konrada D. chronią dwaj funkcjonariusze BOR Marek S. i Wojciech B. oraz że towarzyszą mu w Polsce i za granicą. Biuro wszczęło wewnętrzne postępowanie i potwierdziło fakt takiej ochrony. Marek S. został zmuszony do odejścia ze służby. Bowiem niezależnie od tego, gdy był w Afganistanie, po alkoholu pobił polskiego konsula i wszedł w konflikt z interweniującą żandarmerią. Wobec Wojciecha B. skierowano sprawę do ABW, ale umorzyła ona sprawę.
Wojciech B. był ulubionym BOR-owcem Radosława Sikorskiego, ale oprócz tego nic go z nim nie łączy. Mimo to propisowscy dziennikarze eksponują ten wątek tak, jakby sprawa Konrada D. obciążała byłego szefa dyplomacji.
Prawdziwy obrońca Westerplatte. Rekonstruktor i hejter Tuska na szefa połączonych muzeów w Gdańsku
Wizualizacja powstającego Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku (fot. mat. prasowe)
Wójtowicz-Podhorski jest szefem świeżo powołanego przez rząd PiS Muzeum Westerplatte. Obiecał je przed wyborami Jarosław Sellin, poseł PiS z Gdańska, dziś wiceminister kultury.
Muzeum Westerplatte istnieje od grudnia, zatrudnia siedem osób i znajduje się w fazie organizacji. Na początku sierpnia decyzją ministra kultury Piotra Glińskiego zostanie połączone z Muzeum II Wojny Światowej, które za około 450 mln zł kończy w Gdańsku budowę siedziby i przygotowuje otwarcie wystawy stałej na wiosnę 2017 r.
Połączenie to fortel, który pozwoli zwolnić kierownictwo MIIWŚ powołane za rządów Donalda Tuska. Gdyby MIIWŚ utrzymało niezależność, to dyrektora prof. Pawła Machcewicza i jego zastępców nie można by odwołać przed końcem kadencji upływającej w 2019 r.
Z informacji „Wyborczej” wynika, że Wójtowicz-Podhorski zostanie dyrektorem lub zastępcą dyrektora nowej instytucji. Pytany o nominację milczy. A Sellin, jego polityczny patron, rzuca tylko: – Nie zajmuję się plotkami.
Porządki na Westerplatte
Wójtowicz-Podhorski, inżynier specjalizujący się w obiektach historycznych, zrobił wiele dobrego dla uporządkowania terenu Westerplatte. Kierował Stowarzyszeniem Rekonstrukcji przedwojennej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na półwyspie.
Zasłynął też z mieszania historii z bieżącą polityką.
Choć Muzeum Westerplatte funkcjonuje od siedmiu miesięcy, nie podaje do publicznej wiadomości adresu ani numeru telefonu. Te dane uzyskuję z resortu kultury, ale niestety „abonent nie przyjmuje połączeń przychodzących”.
Jadę więc do gdańskiej dzielnicy Nowy Port, gdzie muzeum wynajmuje biura w budynku agencji morskiej. Ale nie zdążyło wywiesić szyldu. Wójtowicz nie wpuszcza do biura. W korytarzu tłumaczy, że nie ma czasu na rozmowę, w najbliższych dniach go nie znajdzie. Dodaje, że ma złe doświadczenia z trójmiejską „Wyborczą”. Umawiamy się na wymianę emaili. Później dowiem się ze środowiska rekonstruktorów, że zostałem wyrzucony za drzwi.
„Domorosła psychoanaliza”
O jakich doświadczeniach mówił dyrektor? Wielokrotnie pisaliśmy o eksponatach historycznych pozyskiwanych przez Wójtowicza, a w sierpniu 2007 r. trójmiejska redakcja „Wyborczej” uznała go za Człowieka Miesiąca. „Gdyby nie on, najpewniej na terenie byłej Wojskowej Składnicy mielibyśmy zamiast Muzeum Pola Bitwy zaśmiecony, betonowy park pomnik” – chwalił dziennikarz „Wyborczej” Bartosz Gondek.
Ale potem Wójtowicz-Podhorski wydał książkę „Westerplatte 1939. Prawdziwa historia” (2009). Czarnym charakterem jest w niej mjr Henryk Sucharski, ostatni komendant Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Wójtowicz uważa go za tchórza i zdrajcę, do tego chorego wenerycznie.
Po premierze książki opublikowaliśmy recenzję „Szaleństwo nowych czasów”, którą nadesłał historyk dr Janusz Marszalec, wicedyrektor Muzeum II Wojny Światowej. Zarzucił Wójtowiczowi „domorosłą psychoanalizę, zabarwioną misjonarskim zapałem walki ze złem”:
„Autor z niezwykłą konsekwencją udowadnia, że świat jest polem walki sił zła z siłami dobra. [Sucharskiego] konfrontuje z innym bohaterskim oficerem, jego zastępcą – kpt. Franciszkiem Dąbrowskim. Czyni to wbrew temu, co Dąbrowski zapisał w opublikowanych w 1957 r. wspomnieniach. Wójtowicz, choć sam nie powąchał nigdy prochu, krytykuje Sucharskiego za zbyt wczesne poddanie Westerplatte, uważa za tchórza i zdrajcę. W swej niechęci przekracza granicę dobrego smaku, gdy na podstawie relacji podpisanej inicjałami E.H. i kilku innych anonimów ustala, że był on syfilitykiem, a do tego żywił bliżej nieokreśloną, lecz wyraźną skłonność do swego ordynansa”.
Marszalec powołuje się na listy majora do Wiktorii Krotochwil, „które świadczą, że major kochał ją (a nie ordynansa Kitę) miłością bardzo namiętną”.
Po tej recenzji Wójtowicz domagał się od trójmiejskiej „Wyborczej” sprostowania. Przysłał tekst, w którym podawał swoje źródła, a Marszalcowi zarzucał, że kierował się osobistymi uprzedzeniami. Historyków MIIWŚ oskarżył o frustrację, bo rzekomo nie udało im się przejąć zbiorów jego stowarzyszenia.
„Miarą sukcesu jest często liczba wrogów i ich tożsamość. Cieszy mnie więc to, że do grona moich przeciwników przystępuje Muzeum II W.Ś. Jak do tej pory byli to funkcjonariusze SB, nierzetelni historycy oraz ich wychowankowie, a także stronnictwa niemieckie, których serce bije dla Eriki S. Myślę, że pracownicy Muzeum II W.Ś. odnajdą się w którejś z tych grup” – kończył swój tekst Wójtowicz.
Z powodu tego m.in. fragmentu redakcja odmówiła mu publikacji, co Wójtowicz uznał za przejaw cenzury.
„Der Danziger Vorposten”
Erika S. z pisma Wójtowicza to oczywiście Erika Steinbach, szefowa Związku Wypędzonych. A kim są „stronnictwa niemieckie”, których serce bije dla Steinbach? Temat Niemców szczególnie uwiera Wójtowicza. Przed laty informował na swoim profilu facebookowym, co by zrobił „skur… włażącym w d… Niemcom”.
W 2011 r. komentował na blogu uroczystości rocznicy wybuchu wojny: „Wierchuszka PO (Tusk, Nowak) jak mogli tak kręcili w swojej nowomowie na westerplackim kopcu wczoraj rankiem 1 września, aby jak najrzadziej padło z ich ust zdanie, kto na nas napadł w 1939 r. i przeciwko komu walczyliśmy na Westerplatte i broniliśmy Ojczyzny. Usłyszeć można było jedynie o nazistach (to zapewne jakiś „lud na wymarciu” – cytat z „CK Dezerterzy” – z nieistniejącego państwa Nazicji) i jakichś tajemniczych „wrogach wolności”. Obrońcy Westerplatte i setki tysięcy chłopaków w polskich mundurach przewracają się w grobach”.
Na Facebooku Wójtowicz polubił kilkanaście stron przeciwników PO i Tuska, m.in. „Tusk to złodziej”, „Nie lubię Tuska i jego zdradzieckiej bandy” (ilustracją jest Tusk w mundurze SS), „Tusk jest winny” (ilustracją jest Tusk za kratami), „Trybunał Stanu dla Donalda Tuska”.
W 2011 r. zarzucał na blogu „Dziennikowi Bałtyckiemu”, należącemu do niemieckiej grupy wydawniczej, że ocenzurował wywiad, którego udzielił tej gazecie. Pisał: „Któryś z dziennikarzy DzieńBała, gazety nie wiedzieć czemu zwanej też na mieście ‚Der Danziger Vorposten’, postanowił zrobić ze mną wywiad. O dziwo wywiad się ukazał. Piszę: o dziwo, bo jeszcze parę lat temu dyżurni dziennikarze DDV – pardon – DzieńBała, wylewali na mnie kubły pomyj”.
„Der Danziger Vorposten” był organem prasowym NSDAP w Wolnym Mieście Gdańsku, ukazywał się też podczas okupacji niemieckiej. Pod swastyką na pierwszej stronie publikował teksty skrajnie antypolskie i antysemickie.
W 2012 r. Wójtowicz polemizował z Muzeum II Wojny Światowej. W mediach społecznościowych swoją odpowiedź zatytułował „Riposta na kłamstwa »Der Zweite Krieges Museum «” (zrobił błąd gramatyczny; powinno być: „Des Zweiten Krieges”).
„Chłopakom nie dano się wykazać”
Dziesięć lat temu, za pierwszych rządów PiS, Wójtowicz był pełnomocnikiem wojewody pomorskiego ds. Westerplatte. Już wtedy Sellin mówił, że partia „mocno mu zaufała”. Zbieżność poglądów widać do dziś. Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi Sellin ogłosił, że MIIWŚ nie prezentuje polskiego punktu widzenia. Wzywał również do „repolonizacji mediów”, takich jak „Dziennik Bałtycki”.
Wygląda też na to, że Sellin może akceptować rewelacje Wójtowicza na temat mjr. Sucharskiego. „Gdyby pojawiły się przełomowe odkrycia naukowe, które korygują naszą dotychczasową wiedzę o obronie Westerplatte, wówczas należałoby zmienić treść narracji” – ocenił w jednym z wywiadów.
To próba budowy politycznego mitu Westerplatte, w którym bohaterscy żołnierze gotowi byli zginąć za Ojczyznę, ale nie pozwolił na to zdrajca i tchórz, domniemany homoseksualista i syfilityk.
Tego typu poglądy obowiązują w środowisku rekonstruktorów Wójtowicza. To grupa miłośników militariów, składająca się głównie z młodych mężczyzn, którzy nawet na co dzień chodzą ubrani w elementy mundurów wojskowych. Przejawy słabości nie są tam mile widziane.
„Z miejsc umocnionych – a takim było Westerplatte – nie schodzi się przed wyczerpaniem amunicji lub śmiercią ostatniego żołnierza. I dlatego ci żołnierze schodzili 7 września z Westerplatte z poczuciem niewykonanego zadania, a nie z otwartą przyłbicą. Westerplatte jest bitwą niewykorzystanych, przegranych szans. A było naprawdę o krok od polskich Termopil. Tym chłopakom nie dano się po prostu wykazać” – mówił Wójtowicz w wywiadzie w 2013 r.
Historia była jednak bardziej skomplikowana: Westerplatte miało się bronić około 12 godzin, a walczyło aż siedem dni. Większość historyków twierdzi, że po niemieckim nalocie 2 września Sucharski zaczął przygotowania do kapitulacji, ale nie z tchórzostwa, lecz żeby oszczędzić życie żołnierzy. Wiedział, że nie otrzyma pomocy. Za dalszą walką opowiadał się zastępca Sucharskiego – kpt. Dąbrowski.
Westerplatte w ruinie?
– Celem Muzeum Westerplatte jest stworzenie ekspozycji stałej do 1 września 2019 r. i jest to zadanie najważniejsze – mówi Wójtowicz-Podhorski. – Obecnie znajdujemy się ciągle w punkcie wyjściowym i w estetyce Westerplatte stworzonej w latach 60. i 70. XX wieku, dodatkowo z krajobrazem z elementami kompozycyjnie i architektonicznie obcymi dla tamtejszego pejzażu, wprowadzonymi w 2009 r.
Dr Janusz Marszalec protestuje: – Westerplatte nie jest „w ruinie”. Widzą to wszyscy odwiedzający półwysep. Istnieje wystawa plenerowa i ścieżka edukacyjna, zwiedzający otrzymują wiedzę potrzebną do zrozumienia historii Wojskowej Składnicy Tranzytowej i walk w 1939 r.
Za krytyką „estetyki z lat 60. i 70.” kryje się coś jeszcze. We wrześniu 2015 r. Sławomir Cenckiewicz wysunął postulat zmiany Pomnika Obrońców Wybrzeża, będącego symbolem Westerplatte, w pomnik „polskiego bohaterstwa”. Przypomniał, że pomnik odsłonili w 1966 r. Wojciech Jaruzelski z Mieczysławem Moczarem, a centralne miejsce monumentu „zdobią” bitwy pod Lenino i Studziankami, z napisem „Chwała Wyzwolicielom”.
Na razie Wójtowicz pomnikiem się nie zajmuje. Zabiega o objęcie patronatem prac archeologicznych przez prezydenta Andrzeja Dudę i ministra obrony Antoniego Macierewicza. Przy muzeum powołał Centrum Rekonstruktorów, które ma otrzymać do dyspozycji m.in. sale wykładowe i strzelnicę. Raz w roku ok. 200 rekonstruktorów miało wcielać się w rolę obrońców Westerplatte.
1 września na Westerplatte ma się odbyć „specjalna edycja Koncertu Niepodległości na Pomorzu”. Wykonane zostaną m.in. pieśni „Hej, chłopcy, bagnet na broń”, „O, mój rozmarynie”, „Wojenko, wojenko”.
Co dalej z MIIWŚ?
Na początku sierpnia, po połączeniu muzeów, minister Gliński wskaże nowych szefów MIIWŚ. Obecnych jego resort krytykuje za niepolską narrację. Zmieniona zostanie zapewne także wystawa główna, która ma zostać otwarta wiosną 2017 r.
Na zlecenie Ministerstwa Kultury historycy prof. Jan Żaryn i dr Piotr Niwiński oraz publicysta Piotr Semka napisali krytyczne recenzje powstającej wystawy. Zarzucili m.in. rozmywanie wydarzenia, jakim była II wojna, niedostateczne przedstawienie skali walki Polaków, pominięcie „pozytywnych” stron wojny – „hartowania charakterów”.
Autorzy projektu – dyrektor MIIWŚ prof. Paweł Machcewicz, dwaj jego zastępcy dr Piotr M. Majewski i dr Janusz Marszalec oraz profesor KUL Rafał Wnuk – ocenili recenzje jako stronnicze i nierzetelne, odnoszą się bowiem jedynie do programu wystawy, a nie do całości dokumentacji, którą dostarczyli do resortu kultury.
„Recenzje stanowią ponadto projekcję silnie zideologizowanych wyobrażeń ich autorów na temat wojny, mają natomiast niewiele wspólnego ze współczesną wiedzą historyczną na temat tego konfliktu. Z powyższych względów w całości odrzucamy zarzuty postawione przez Recenzentów” – podkreślili historycy z MIIWŚ.
Ministerstwo odpowiedziało, że to ich zarzuty „są nierzetelne”. Jak czytamy w oświadczeniu resortu, muzeum miało osiem lat, by przygotować bardziej obszerny program.
Putin, Trump, europatriotyzm
Trump i Putin, czyli co czeka świat? (Agencja Gazeta)
Zwycięstwo Trumpa byłoby katastrofą dla świata. Nominacja otwierająca drogę do katastrofy jest szansą. Byśmy się otrząsnęli i wreszcie pojęli, jak ryzykowna jest nasza beztroska.
Anne Applebaum w „Magazynie Świątecznym” (23-24 lipca) opisała niepokojące związki Trumpa z Rosją. Nie on pierwszy budzi taki niepokój. Berlusconi był wcześniej. I Orbán. I Le Pen. W Polsce tropy prowadzą do Rydzyka, Macierewicza, Korwin-Mikkego. Wielu ludzi rozsadzających zachodnią wspólnotę niepokojąco wiele łączy z autorytarnym Wschodem. Przyjęliśmy to do wiadomości.
Ale Trump to co innego. On zbliża się do zdobycia kontroli nad jądrem naszego świata. Nad centrum finansowym, najpotężniejszą armią, węzłami telekomunikacyjnymi, energią, technologią – nad wszystkim, co decyduje o funkcjonowaniu Zachodu. Może ta kontrola nie jest absolutna, ale jest gigantyczna.
Nie chcę uwierzyć, że Trump może za pół roku być prezydentem USA. Ale jeśli nie on i nie tym razem, to jednak za cztery lata w USA znów będą wybory. I znów może wrócić pytanie: Czy w Białym Domu wyląduje ktoś bliższy poglądom, interesom, wizjom i planom Putina niż naszym? Co to znaczy dla Polski, Europy Centralnej, Unii Europejskiej, całego Zachodu?
Nigdy nikt poważnie takiego pytania nie zadawał. Bo nie było powodu. Teraz jest. Trzeba szukać odpowiedzi na pytanie, co można w takiej sytuacji zrobić, by zminimalizować ryzyko, które ona tworzy. Możliwe są dwie odpowiedzi.
Po pierwsze – można się przyłączyć. Można by się od ręki pozbyć multikulti i całej „zgnilizny Zachodu”, z błogosławieństwem Trumpa przyjmując protektorat oraz reguły Wschodu. Pewnie wielu osobom w Polsce takie rozwiązanie by odpowiadało, gdyby nie to, że przyłączenie do Wschodu oznacza koniec suwerenności.
Druga odpowiedź jest trudniejsza politycznie i intelektualnie. Trzeba postawić pytanie, czy możliwa jest oparta z grubsza na obecnych zachodnich wartościach polityczna konstrukcja, która przetrwa okres kwestionowania lub odrzucenia ich przez Amerykę. Czy liberalna demokracja miałaby szansę przetrwać bez Ameryki lub przeciw Ameryce?
Wiem, że to nie nadaje się do rozważania przed snem. Że Trump jako prezydent może się okazać dużo bardziej odpowiedzialny, poważny i wierny amerykańskiej tradycji prometejskiej, niż dziś zapowiada. Skoro jednak Amerykanie gotowi są tak licznie popierać Trumpa takiego, jaki się prezentuje, to znaczy, że wbrew temu, co nam się zdawało, prezydent USA może taki być. Nie ten, to kolejny. Kończy się więc jazda na gapę pod kloszem USA. W miarę możliwości musimy być na taką sytuację gotowi.
Jedyną szansą jest Europa jako samodzielny podmiot polityczny, wystarczająco silny, by być ostoją wolności, praw człowieka, liberalno-demokratycznych wartości. Dziś to szansa – nie możliwość. Ale jest.
Ekonomicznie, ludnościowo, cywilizacyjnie Unia ma wystarczający potencjał. Tylko nie ma woli. Groza, którą powiało z konwencji Republikanów, powinna skłonić nas do obudzenia tej woli. Dla patriotów w całej Europie to duże wyzwanie. Bo kosztem lokalnych egoizmów muszą postawić na europatriotyzm. Tylko on może zatrzymać Putina, gdy Ameryka przestanie go powstrzymywać.
Od skandalu zaczyna się konwencja Demokratów w Filadelfii
Przewodnicząca Demokratów Debbie Wasserman Schultz ogłosiła że poda się do dymisji ostatniego dnia konwencji, czyli w czwartek (SCOTT AUDETTE / REUTERS / REUTERS)
>>Tim Kaine – lubiany kandydat na wiceprezydenta nielubianej Clinton
Wasserman Schultz, która od pięciu lat kierowała machiną biurokratyczną Demokratów, ogłosiła, że poda się do dymisji ostatniego dnia konwencji, czyli w czwartek. Tysiące e-maili partyjnych dygnitarzy, wykradzionych prawdopodobnie przez rosyjskich hakerów i opublikowanych właśnie przez portal Wikileaks, potwierdza bowiem to wszystko, co Bernie Sanders i jego współpracownicy mówili od miesięcy: że partyjna wierchuszka faworyzowała jego rywalkę Hillary Clinton, m.in. próbowała podrzucać mediom „haki” na Sandersa. W e-mailach sugerowali np., że warto nagłośnić kwestię rzekomego ateizmu Sandersa (sondaże pokazują, że Amerykanie prędzej już zaakceptowaliby w Białym Domu muzułmanina niż ateistę; senator Sanders jest pochodzenia żydowskiego, ale unika wypowiadania się na tematy religijne).
Kiedy pierwszy raz pojawiły się informacje o hakerskim włamaniu do poczty demokratów, spekulowano, że sprawcami są hakerzy działający na zlecenie rosyjskiego rządu. Łatwo się domyślić, że w Moskwie kibicują Donaldowi Trumpowi, kandydatowi Republikanów, który podaje w wątpliwość NATO i wypowiada się ciepło o Władimirze Putinie (a szef jego kampanii Paul Manafort pracował dla prorosyjskiego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza).
Ktokolwiek zlecił włamanie, autentyczność e-maili nie ulega wątpliwości i są one wysoce kompromitujące dla Demokratów. Potwierdzają oskarżenia Sandersa i również Trumpa, że waszyngtońskie elity są skoncentrowane na utrzymaniu przywilejów. Najbardziej popularny prawicowy portal Drudge Report wielkimi literami informował wczoraj „TOTALNY CHAOS PRZED KORONACJĄ CLINTON” (która zostanie w tym tygodniu formalnie nominowana przez partię na kandydatkę na prezydenta). Już w niedzielę, dzień przed rozpoczęciem konwencji, setki młodych zwolenników Sandersa z całej Ameryki demonstrowały na ulicach Filadelfii, zarzekając się, że nie zagłosują na Clinton. Dziękowali Wikileaks za ujawnienie e-maili.
Republikanie i Trump muszą czuć gigantyczną schadenfreude, bowiem ich własna konwencja w zeszłym tygodniu była chaotyczna, obsesyjnie skoncentrowana na Hillary Clinton, przyćmiona przez skandale i wewnątrzpartyjne kłótnie.
Podczas demokratycznej konwencji w Filadelfii, która potrwa cztery dni, przemawiać będą m.in. prezydent Barack Obama (w środę), jego żona Michelle, pokonany w prawyborach senator Bernie Sanders, były prezydent Bill Clinton oraz miliarder i były burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg, który nie jest demokratą, ale zamierza poprzeć Hillary Clinton z obawy przed Trumpem. Konwencję zakończy mowa programowa kandydatki w czwartek późnym wieczorem.
Obama planuje kilka występów w telewizji, żeby promować Hillary, którą w 2008 roku pokonał w prawyborach, ale potem nominował na szefową amerykańskiej dyplomacji. – Nie jesteśmy bliskimi przyjaciółmi – mówił prezydent w niedzielę w telewizji CBS. – Ale oglądałem ją z bliska i dlatego znam jej atuty i słabości. Nikt nie wie więcej o sprawach zagranicznych i wewnętrznych niż ona, jest twarda jak stal, myśli o tym, co najlepsze dla Ameryki i zwykłych obywateli. Nie jest zawsze błyskotliwa czy dowcipna, są lepsi mówcy niż ona. Ale Hillary zna się na tym, na czym powinna…
Podczas konwencji wystąpi również senator Tim Kaine, który – jak Clinton ogłosiła w piątek – będzie kandydatem Demokratów na wiceprezydenta. Portal Politico opisał, jak drobiazgową kontrolę przeszedł, zanim został zaakceptowany. M.in. musiał przekazać sztabowcom Clinton do sprawdzenia wszystkie konta całej swojej rodziny – żony i dzieci – w mediach społecznościowych (łącznie z hasłami), czyli na Facebooku, Twitterze, Instagramie itp.