Czy Kaczyński jest w stanie przezwyciężyć swoje słabości?
Prof. Jan Hartman uważa, że nie należy łazić za Andrzejem Dudą, bo on nic nie może. Należy domagać się rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim, aby rozwiązać kryzys. Nadzieje pokładane w prezydencie zawsze zawodzą i nic nie wskazuje, aby tym razem miało być inaczej. Prezydent nie ma żadnego autorytetu.
W tym kierunku podąża Grzegorz Schetyna, który co prawda spotkał się z Dudą, ale sprecyzował dosadnie dwa ważne w tej chwili warunki do rozwiązania kryzysu, dymisja Marka Kuchcińskiego i spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim.
Posłowie Platformy Obywatelskiej nawet mogą okupować salę sejmową do 11 stycznia, kiedy to ma dojść do kolejnej sesji Sejmu. Acz nie można wykluczyć, że marszałek Sejmu może zlecić użycie sił porządkowych, straży marszałkowskiej i policji, do wyprowadzenia siłą posłów z budynku Sejmu, co byłoby kolejnym wyższym poziomem eskalacji konfliktu.
Na ile PiS jest skłonny do kompromisu, zależy tylko od jednej osoby, prezesa Kaczyńskiego. Przed Pałacem Prezydenckim odbył się prorządowy wiec poparcia, na którym najbliższy zausznik prezesa Joachim Brudziński krzyczał słowami Gomułki i Cyrankiewicza o warcholstwie opozycji, a nawet zagroził stoczniowcami, którzy mogliby skonfrontować się z protestującymi przeciw autorytarnym zapędom rządzących.
Brudziński jest niesubtelny w języku i myśleniu, całkiem kwadratowy, ale symptomatyczny dla PiS i raczej nie wychodzi przed szereg. Nie ustanawia strategii, ani jej nie formułuje, bo to jest poza jego zasięgiem, lecz myślom prezesa nadaje postać groźby.
PiS jest w stanie ustąpić w kwestii „wolnych mediów”. Raczej tak się nie stanie z powtórzeniem głosowania dotyczącego ustawy budżetowej. Pomysł, aby przegłosować ustawę poza salą posiedzeń jest autorstwa Kaczyńskiego, przyznanie się do błędu nie mieści się w jego jednostronnie ubogiej psychice, jest pozbawiony wielkości wewnętrznego bogactwa.
A to nie napawa optymizmem. Szybciej zostanie zaserwowany nowy konflikt albo dojdzie do jakiejś prowokacji. Kaczyński i jego partia są mało polityczni, poza ich zasięgiem jest rozwiązywanie konfliktów i zawieranie kompromisów, nie potrafią przezwyciężać porażek, czyli w istocie wygrywać. Dlatego oceniam najbliższą przyszłość pesymistycznie.
Mogę sobie i Polsce życzyć, aby nie dopadło nas przekleństwo grudniowe, bo to niedobry miesiąc dla naszej nowoczesnej historii. Tak naprawdę przegrywaliśmy przez nieodpowiedzialne władze i mamy najgorszy rząd po 1989 roku. Myślałem, że nic gorszego od postkomuchów nie może nas spotkać. W gorszości jednak Kaczyński zwykle nie zawodzi. Kaczyński musiałby przezwyciężyć swoje słabości, lecz w jego otoczeniu nie ma nikogo na tyle odważnego i wartościowego, aby mu w tym pomóc. Kompleksy prezesa są nie do zaleczenia.
Waldemar Mystkowski
Schetyna domaga się dymisji Kuchcińskiego. I chce się spotkać z Kaczyńskim
18.12.2016
– Po tym, co się stało konieczna jest rezygnacja marszałka Marka Kuchcińskiego. To on politycznie odpowiada za ten kryzys – powiedział podczas krótkiego briefingu Grzegorz Schetyna. Wcześniej spotkał się on z prezydentem Andrzejem Dudą. Jak dodał, jest gotów spotkać się z Jarosławem Kaczyńskim i liczy na zaangażowanie prezydenta w tej sprawie.
Schetyna powiedział, że podczas spotkania z prezydentem, które trwało około 40 minut, mówił o tym, jakie skutki może mieć obecna sytuacja, jeżeli nie uda się jej rozwiązać i „jeżeli nie będzie zaangażowania prezydenta”. Podkreślił, że zaangażowanie prezydenta jest niezbędne.
– Nie zależało mi na komplikowaniu sytuacji. Musimy wspólnie podjąć decyzję pokazując, że sytuacja się zmienia. Coś złego się wydarzło – mówił dalej lider PO. Schetyna podkreślił, że jest otwarty na propozycje oraz liczy na zaangażowanie ze strony prezydenta.
– Sprawa jest poważna, kryzys jest poważny. To nie posłowie opozycji doprowadzili do tego kryzysu, a marszałek Kuchciński – podkreślił podczas krótkiego spotkania z dziennikarzami.
Schetyna oświadczył, że jest też gotowy do spotkania z prezesem PiS. – Prezydent mówił, i to jest zresztą publiczna informacja, że spotyka się jutro z marszałkiem Sejmu Markiem Kuchcińskim i prezesem PiS Jarosławem Kaczyński. Powiedziałem, że jestem do dyspozycji i oczekuję od niego zorganizowania spotkania mojego z prezesem Kaczyńskim, zorganizowania przez prezydenta Dudę – powiedział szef PO. Zapewnił, że jest otwarty, by rozmawiać o wszystkich problemach i je wyjaśnić. – Liczę na zaangażowanie się prezydenta Dudy w tej kwestii wzięcia też odpowiedzialności – powiedział Schetyna.
Grzegorz Schetyna zapewnił również, że posłowie jego partii nie zamierzają opuszczać sali plenarnej Sejmu. Straż Marszałkowska poinformowała nas, że przebywamy na sali sejmowej nielegalnie – poinformował wieczorem poseł Cezary Tomczyk (PO). Jak dotąd – dodał – nikt nie wydał polecenia opuszczenia sali sejmowej.
– Jeżeli taki proceder będzie miał miejsce, to chcę to wyraźnie powiedzieć, nie opuścimy sali posiedzeń, posłowie PO będą trwać tutaj do 11 stycznia, a nawet i dłużej – mówił lider Platformy. – Nie ma takiej możliwości, żeby usuwać posłów z gmachu parlamentu – podkreślił. 11 stycznia – zgodnie ze znajdującym się na internetowej stronie Sejmu kalendarzem – rozpocząć ma się kolejne posiedzenie Sejmu.
Wcześniej Andrzej Duda spotkał się z pozostałymi liderami partii opozycyjnych – Pawłem Kukizem, Ryszardem Petru oraz Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Na jutro zaplanowano natomiast spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim oraz Markiem Kuchcińskim.
Odwołanie wicemarszałków, pozbawienie posłów wynagrodzenia i przeszukania w Sejmie. Czy tak PiS zemści się na opozycji?
Odwołanie wicemarszałków z Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej, odbieranie posłom opozycji wynagrodzenia przez pół roku, oraz przeszukiwanie poselskich bagaży i możliwość zaproszenia do Sejmu gości tylko z tygodniowym wyprzedzeniem – oto sposób na odwet na opozycji, który ma szykować partia rządząca.
Tak przynajmniej sugeruje jeden z „jastrzębi” Prawa i Sprawiedliwości, wiceszef sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej i Komisji Ustawodawczej poseł Stanisław Pięta. O wachlarzu dotkliwych kar, którymi władza może zemścić się na opozycji napisał na Twitterze:
Odwołanie wicemarszałków z PO i N.,sprawdzanie bagaży posłów,kary finansowe do wys.uposażenia 6mcy i goście w SejmieRP zgłaszani 7dni przed.
Trudno w tej chwili ocenić, czy Stanisław Pięta postanowił zdradzić, co szykuje partia rządząca, czy jedynie dzielił się własnymi przemyśleniami. Bez wątpienia wpisał się jednak w powszechną wśród rządzących narrację dążącej do eskalacji kryzysu.
Przypomnijmy, iż wyjątkowo ostre wystąpienia na temat opozycji i wspierających ją Polaków na prorządowym wiecu wygłosili wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński i wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński. – Podstawową rolą opozycji jest nawoływanie do nienawiści, do rozchwiania nastrojów – mówił sympatykom PiS zastępca premier Beaty Szydło. – Nie ulegniemy żadnym prowokacjom. W ciągu ostatniego roku prowokowano nas codziennie. My się temu przeciwstawimy – zapowiadał Gliński.
– Nie pozwolimy na warcholstwo, ale nie pozwolimy na nocną zmianę nr 2! Nie pozwolimy, żeby Tusk po raz kolejny zjechał z Brukseli – krzyczał później do zgromadzonych Joachim Brudziński. Wicemarszałek Sejmu podkreślił, iż zabrakło na ulicach Warszawy na przykład stoczniowców z „Solidarności”, bo partia rządząca celowo poprosiła ich o pozostanie w domach. I zasugerował, że przyjazd związkowców mógłby zakończyć się konfrontacją z Polakami protestującymi przeciw autorytarnym działaniom PiS.
#DEMOKRACJA I #POLITYKA W CZASACH PRZEŁOMU
EDWIN BENDYK, 18.12.2016
Politykę tę charakteryzuje jedna zasadnicza cecha – metoda rozpoznania bojem jako testowania granic możliwości.
No to mamy polityczne przesilenie, dużo emocji i jeszcze więcej komentarzy próbujących wyjaśnić, co się stało: od pytań, obóz władzy poniósł porażkę, po śmiałe wizje przedterminowych wyborów. Nocne „wyjazdowe” (a raczej odjazdowe) głosowanie sejmowe nad budżetem pokazało, że Jarosław Kaczyński nie zamierza się zatrzymywać i łamie kolejne, pisane i niepisane zasady demokracji. Można ten sposób uprawiania władzy nazwać emocjonalnie brutalną i cyniczną bezczelnością, ale emocje niewiele tu pomogą. Bo ta logika sprawowania władzy została ogłoszona wprost przed rokiem zamachem na Konstytucję, od którego Polska jest rządzona de facto w reżimie stanu wyjątkowego dekretami Prezesa. Jarosław Kaczyński jest politykiem, który podobnie jak Putin czy Erdogan doszli do przekonania, że dotychczasowy paradygmat uprawiania polityki wyczerpał się. Wyczerpał się na wszystkich poziomach, od geopolitycznego przez regionalny po lokalny. Świat chaotyzuje się i przywiązanie do starych reguł to niebezpieczny sentymentalizm. To czas, kiedy należy ustalić nowy porządek. To czas konfrontacji o to, by w nowym porządku wywalczyć i zapewnić sobie (sobie dosłownie, swojej formacji politycznej, swojemu krajowi) jak najlepszą pozycję oraz warunki sprawowania i utrzymywania władzy.
Abstrahując od motywacji i pobudek, na ile w takiej wizji polityki rzeczywiście wyraża się przekonanie o realizacji pozytywnej misji dziejowej, odpowiedzialności za państwo i jego przyszłość, politykę tę charakteryzuje jedna zasadnicza cecha – metoda rozpoznania bojem jako testowania granic możliwości. Jak daleko można poszerzyć pole władzy zanim napotka ona skuteczny opór. To polityka stanu natury, wojny wszystkich ze wszystkimi, która staje się samospełniającą prognozą – teza o chaotyzacji zyskuje potwierdzenie na skutek działań politycznych prowadzących do chaosu.
Atakujemy, a potem się zobaczy, mawiał Napoleon.
Czy, jak podpowiada teoria złożoności, w tym chaotycznym układzie powstałym po „rozwibrowaniu systemu” (by użyć starej frazy Andrzeja Zybertowicza) ukształtują się nowe atraktory, nowe bieguny przyciągania i porządkowania politycznej energii? I za jaką cenę? Bo historia podpowiada, że takie reorganizacje często prowadzą do rzeczywistej wojny. Oczywiście, nie wiadomo. Wiadomo jednak, że Jarosław Kaczyński konsolidując swoją władzę będzie dalej przesuwał granicę. Jak daleko? Czy powstrzyma go opór społeczny, czy – jak pisałem w poprzednim wpisie, dekompozycja państwa na skutek załamania gospodarczego i instytucjonalnego (jak stało się z władzą PRL pod koniec lat 80.), czy też czynniki zewnętrzne?
Najmniej prawdopodobna wydaje mi się opcja konsolidacji systemu władzy PiS na dłużej – choć działania obecnej władzy są niezwykle spektakularne i sprawiają złudzenie szczególnie skutecznych, to jednak ciągle mają wymiar literacki – teatru (kabaretu) produkującego papier – ustawy zmieniające normy. Nie wiadomo wszakże, jakie będzie oddziaływanie tych norm na rzeczywistość. Od samych ustaw nie zwiększy się poziom inwestycji, poziom wpływów z podatków, jakość służby zdrowia i bezpieczeństwo zewnętrzne oraz wewnętrzne. To wszystko zależy od jakości instytucji, które nigdy w Polsce nie były doskonałe, a teraz na skutek politycznego woluntaryzmu zostały niezwykle osłabione.
W rezultacie, władza PiS będzie nie tylko coraz bardziej niebezpieczna dla Polaków, ale i dla samej siebie.
Ciekaw jestem, kiedy zwolennicy PiS dostrzegą, że powstające w ramach poszerzania pola władzy kolejne regulacje ograniczające prawa obywatelskie i demokratyczne reguły uderzają nie tylko w przeciwników partii Jarosława Kaczyńskiego, ale we wszystkich obywateli? Czy liczą na jakiś rodzaj apartheidu, w ramach którego ich nie będą dotyczyć np. przepisy ograniczające wolność demonstracji lub dziennikarskiego dostępu do prac parlamentu? Czy ich dzieci będą chodzić do innych szkół, niż te, jakie powstaną na skutek chaotycznie przygotowanej zmiany systemu oświatowego? Czy też sądzą, że ich nie dotknie „reguła post-prawdy” kierująca mediami narodowymi? Bo nawet jeśli są przekonani o dobrych intencjach władzy, którą popierają, to jednak bezkrytyczna akceptacja dla wymontowywania bezpieczników dających możliwość kontroli władzy jest mało rozsądna. Jak również przekonanie, że wzmożenie skończy się wraz z ewentualnym zwycięstwem nad wrogami ojczyzny i dobrej zmiany.
Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że Jarosław Kaczyński ma rację na poziomie diagnozy. Tak, wkroczyliśmy w okres „interregnum”, czas, kiedy stare instytucje przestają już odpowiadać rzeczywistości, a nowy ład jeszcze się nie wyłonił. I w odpowiedzi na tę diagnozę forsuje swój reakcyjny projekt polityczny. Reakcyjny, bo nie proponuje on niczego nowego, tylko budowę jakiejś wersji narodowego kapitalizmu opartego o rodzimą oligarchię, która w zamian za polityczny parasol nad procesem akumulacji wspierać będzie autorytarny system władzy. Sposób, w jaki realizuje swój projekt budzi coraz silniejszy słuszny sprzeciw.
Wraz z narastaniem siły społecznego oporu i radykalizacją sceny politycznej przy okazji kolejnych posunięć władzy przesuwa się stawka konfrontacji. Coraz wyraźniej klaruje się cel polityczny – odsunięcie PiS od władzy. Cel polityczny zaczyna jednak przesłaniać cel strategiczny – zaproponowanie lepszej, niż Jarosław Kaczyński, odpowiedzi na chaos interregnum. Przekonanie, że możliwa jest restauracja ładu sprzed wyborów w 2015 r. jest tak samo reakcyjne, jak projekt PiS.
Wrogiem demokracji, nie tylko w Polsce, lecz na całym świecie, nie jest Jarosław Kaczyński i podobni mu politycy. Wrogiem jest skorumpowany (zepsuty) kapitalizm, którego patologie i ekscesy dostarczają paliwa antydemokratycznym projektom.
Demokracja ma sens wówczas, kiedy jest z jednej strony nawykiem serca i praktyką życia wolnych ludzi; z drugiej zaś strony jest systemem zapewniającym skuteczną polityczną kontrolę nad takimi podsystemami życia wspólnego, jak gospodarka. Gdy kapitał autonomizuje się w skali globalnej i sam nabiera cech władzy totalnej, demokracja jako system sprawowania realnej władzy staje się fasadą. I tę właśnie jej słabość wykorzystują politycy obiecujący rządy silnej ręki, dzięki którym Polska czy Ameryka znowu będą wielkie. Dlatego niezwykle ważne jest, by dziś pokazując na ulicach, że demokracja stała się nawykiem serca i praktyką życia wolnych Polaków, nie zapominać, że choć to warunek konieczny, to jednak nie wystarczający odnowy demokracji jako systemu organizacji życia społeczno-politycznego.
Tekst ukazał się na blogu Antymatrix II.
**Dziennik Opinii nr 350/2016 (1550)
Początek końca
niedziela
Jeszcze kilka miesięcy temu przeciwnicy rządu PiS/Kukiz byli przygnębieni. „Dwie kadencje, osiem lat Kaczyński ma jak w banku” – mówili.
Władza skonsolidowana, opozycja rozbita i podzielona, brak lidera, brak koncepcji, a tymczasem walec PiS w błyskawicznym tempie wprowadza zmiany.
Rząd kupuje poparcie, hojnie rozdaje pieniądze, co prawda wszystkich obietnic nie spełnia, ale 500+, płaca minimum, wyższy próg dla najbiedniejszych – to wszystko się liczy.
Aż tu nagle… opozycja otrzymała jeden za drugim kolejne prezenty od PiS. Prawo i Sprawiedliwość zaczęło się potykać o własne nogi.
Pierwszym i największym potknięciem była próba grzebania przy ustawie o aborcji, co wywołało czarne demonstracje w wielu miastach. Kaczyński nadział się na parasolki i (zapewne tylko na pewien czas) wycofał się z poparcia dla średniowiecznego projektu. („To nie była nasza inicjatywa” itp).
To było pierwsze zwycięstwo społeczeństwa. Potem były: nepotyzm w spółkach Skarbu Państwa, nieustanna demolka Trybunału Konstytucyjnego, kompromitujące nominacje Misiewicza w MON i Greya w MSZ, świadczące o niekompetencji, dalej dymisje generałów z najwyższych stanowisk, minister obrony w narożniku, okazuje się, że Polska nie jest taka bezpieczna, jak zapewnia rząd – wręcz przeciwnie, kiedy Rosja pręży muskuły, a Trump krzywi się na NATO, w Polsce odchodzą generałowie, i to szkoleni nie w Moskwie, tylko w Waszyngtonie.
Przedtem: klapa z helikopterami Caracal i pajacowanie ministra Macierewicza, który zapowiadał kupno pierwszych śmigłowców jeszcze w tym roku (!), desperackie podróże premier i ministra do Łodzi i Mielca, by zażegnać kryzys helikopterowy i zagłuszyć brednie ministra o lotniskowcach za dolara.
Następnie PiS rzucił sobie potężną kłodę pod nogi, czyli ustawę o zgromadzeniach publicznych, z której pod wpływem protestów musiał wycofać jeden z haniebnych zapisów (o pierwszeństwie zgromadzeń władzy i „kościołów” wobec zgromadzeń obywatelskich), pozostałe zapisy niestety pozostały.
Po drodze była jeszcze kolejna dezubekizacja, a potem budżet uchwalony w atmosferze awantury i niejasnej frekwencji, „na emigracji w Sali Kolumnowej Sejmu”.
A już puchar goryczy przepełniła „propozycja” ułatwienia (!) pracy dziennikarzom w parlamencie. Doszło do tego, że w obliczu protestów i po przemówieniu Tuska, Kaczyński (dopiero teraz, kiedy mleko się rozlało) kazał marszałkowi Senatu, Karczewskiemu, spotkać się z dziennikarzami, co ma stwarzać wrażenie, że władza się konsultuje i wspólnie, ręka w rękę, pracują nad nowymi przepisami, które – jak zapewnia groteskowo marszałek – nigdy nie miały na celu utrudniać pracy mediów.
Tego było już za wiele nawet dla niektórych najbardziej lojalnych zwolenników PiS. Poseł PiS Szefernaker: „Być może trzeba się uderzyć w piersi”, mówiąc, że „nasze środowisko polityczne w nienależyty sposób zakomunikowało zmiany dziennikarzom”.
Zorientowali się również inni. Wildstein: „Propozycje ograniczenia obecności dziennikarzy w parlamencie idą za daleko”. Zaremba: „Nowe reguły bardzo mi się nie podobają”.
Premier znalazła się w opałach. Najpierw była wojownicza: „Dla wielu polityków rodzajem ich działalności stają się awantury”. Potem, w wystąpieniu wieczornym, swoim zwyczajem odmieniała słowa „dialog, wspólnie, razem”, nie Polacy przeciwko Polakom, że i ona przyczyni się do dialogu. Nie omieszkała jednak potępić „reżyserów tych wydarzeń”, który „szkodzą Polsce”.
Również prezydent Duda w swoim oświadczeniu dał panu Bogu świeczkę (nowe regulacje trzeba omawiać z zainteresowanymi redakcjami) i diabłu ogarek (opozycja wykorzystuje okazję) oraz – jako głowa państwa – zaoferował swoją mediację. Niestety, głowa prezydenta Dudy jest tak przechylona w jedną stronę, że nie nadaje się na mediatora.
Jednym z ważniejszych wydarzeń dnia było wystąpienie Donalda Tuska we Wrocławiu. Tusk zdjął aksamitne rękawiczki przewodniczącego Rady Europejskiej, przestał się krępować zaangażowania w sprawy Polski, przestał liczyć na poparcie jego kandydatury na II kadencję w Brukseli przez rząd w Warszawie, i powiedział, co myśli: „Demokracja bez poszanowania kultury, demokracja, w której ludzi pozbawia się dostępu do informacji i narzuca jeden model życia, staje się nieznośna jak dyktatura.(…) Kto dziś podważa model europejski demokracji, gwałcąc Konstytucję i dobre obyczaje, naraża nas na wielkie ryzyko. (…) Tym, którzy walczą o europejską demokrację w Polsce, dziękuję – jesteście najlepszymi strażnikami dla Polski…”.
Swoim wystąpieniem Tusk otworzył sobie drogę powrotu do polskiej polityki. Może to pogłębić zamieszanie w opozycji, ale i zwiększyć nadzieje przeciwników reżimu PiS, którzy jeszcze niedawno nie widzieli światła w tunelu.
W sumie Polska nie musi być skazana na 8 lat.
Historia czasem wyprzedza tygodnik, który ma swoje nieprzekraczalne terminy zamknięcia, druku i dystrybucji. Nasz numer świąteczny wysyłaliśmy do drukarni w piątek 16 grudnia przed południem, kiedy ledwie zaczynał się dziennikarski protest przeciwko ograniczeniu przez marszałka Sejmu dostępu mediów do posłów i do samego gmachu parlamentu. „Dzień bez polityków” ogłoszony przez niemal wszystkie media, poza rządowymi, zapowiadał się jako ważny i spektakularny gest protestu, podjęty raczej bez wiary, że partia rządząca i jej prezes ugną się, wycofają, odstąpią od „cenzury w Sejmie”. Nagle, jedno sejmowe spięcie roznieciło polityczny ogień.
Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem 2016 r. mamy w Polsce potężny kryzys, a właściwie nieoczekiwaną nową odsłonę „konstytucyjnego zamachu stanu”, jak od niemal roku określamy to, w jaki sposób rządząca partia dewastuje demokratyczne instytucje, procedury, obyczaje.
Nie wiemy, czy ten obecny konflikt będzie wygasał do Świąt, czy przybierał na sile, ale zdecydowaliśmy się wydać i dołożyć, przynajmniej do części nakładu już gotowego wydania POLITYKI, ten specjalny, niewielki dodatek. Nie mamy poczucia żeby wydarzenia ostatnich dni w jakikolwiek sposób zdezaktualizowały jakikolwiek tekst w naszym świątecznym wydaniu, przeciwnie – wypadki tylko potwierdzają nasze cotygodniowe analizy i oceny. W tym sensie nie ścigamy się z historią; zresztą nie możemy Państwu zaoferować (przynajmniej na papierze, odsyłamy na naszą stronę internetową) tylu relacji, wypowiedzi, komentarzy, ile mogą, nadające na żywo, telewizje, portale informacyjne, czy ukazujące się w tym tygodniu dzienniki.
Ten dodatek jest naszym symbolicznym gestem solidarności ze wszystkimi mediami, walczącymi o wolność słowa i swobodny dostęp do źródeł informacji; gestem solidarności z opozycją, która tym razem wspólnie i twardo stanęła w obronie polskiego parlamentaryzmu; z tysiącami demonstrantów, którzy mimo mrozów, weekendu, siłowych pogróżek władzy spontanicznie ruszyli pod Sejm, a potem demonstrowali pod budynkami władzy; wreszcie z tymi milionami Polaków, którzy z narastającym niepokojem i trwogą śledzą irracjonalne, aroganckie – wydaje się szalone – zachowania tej władzy. Chcemy, po latach, mieć w naszych zszywkach, archiwach, może w jakiejś domowej szufladzie to skromne świadectwo historii, „wydarzeń grudniowych 2016”.
Mamy nadzieję, że nie dojdzie do żadnych aktów przemocy (wspomnienie innego Grudnia powinno tu być wieczną przestrogą), że to nie jest początek polskiego Majdanu, bo wciąż wydaje się, że polska demokracja ma dość siły, jest wystarczająco mocno w nas zakorzeniona, aby obronić się przed uzurpatorami. Ale, nawet jeśli Święta będą już spokojne (czego sobie życzmy), to ostatnie wydarzenia są ważne i warte rozmowy przy wigilijnym stole. Nie jesteśmy Węgrami, Turcją, ani Rosją; jeszcze nasza lokalna „atrapa satrapy” (jedno z manifestacyjnych określeń) nie wzięła wszystkiego w ręce i pod bucik; nie będzie Trybunału Konstytucyjnego, będą sądy powszechne i niezawiśli sędziowie; media rządowe będą łżeć i lżyć – OK, ale nie odbiorą głosu niezależnym stacjom, gazetom, w ostateczności internetowi i mediom społecznościowym; opozycja wyrzucona z parlamentu (kto wie?) przeniesie się na ulice, a to dla władzy scenariusz znacznie gorszy. Każda akcja spowoduje reakcję. Rząd PiS otrzymał poważne ostrzeżenie, aby nie lekceważyć milionów Polaków, nie igrać z ogniem społecznych emocji, jeśli nie dla dobra kraju, to choćby dla własnego. Polacy mają w genach i w pamięci umiejętność skutecznego oporu przeciwko każdej opresyjnej władzy.
To nie musi być punkt zwrotny w idiotycznej wojnie kaczyńsko-polskiej, ale dla całej, politycznej, mentalnej, emocjonalnej opozycji wobec PiS, kryzys grudniowy jest sporą dawką otuchy. Mamy ogromne powody do obaw o kraj i jego przyszłość, ale daliśmy sobie wzajem sygnał „nie lękajmy się”; nawet wyposażona w instytucje państwa „moc truchleje”, jeśli napotka na twardy moralny opór i oburzenie, choćby przykrywała swój strach agresją. Ten specjalny dodatek, trochę w formie samizdatu, trochę ulotki, ma być pamiątką tych dni, pospiesznym zapiskiem myśli i emocji, jakie ogarniały nas w wigilijnym tygodniu AD 2016.
*
Wraz ze świątecznym, podwójnym wydaniem Polityki, która trafi do kiosków w najbliższy poniedziałek (19 grudnia) ukaże się specjalny 4-stronicowy dodatek Kryzys grudniowy 2016.
Nie łaźcie za Dudą – żądajcie negocjacji z Kaczyńskim!
niedziela
Łażenie za Dudą jest naiwne i niemądre. Służy tylko legitymizacji prezydenta, który sam się zdelegitymizował – wielokrotnie łamiąc prawo i dowodząc, że jest tylko partyjnym urzędnikiem, posłusznie wykonującym polecenia swego szefa. Nie podoba mi się to nieustanne, trwające od roku, wzywanie Andrzeja Dudy do wykazywania się samodzielnością i godnego pełnienia roli prezydenta. Duda niczym nie zasłużył sobie na to, by traktować go jak autorytet. Chodzenie pod pałac prezydencki i wzywanie Dudy do zabrania głosu jest wodą na młyn samego prezydenta, a przez to i PiSu, którego jest zdeklarowanym i niezłomnym funkcjonariuszem. Opozycja, zamiast zignorować tę drugorzędną w gruncie rzeczy postać, wciągnęła go do gry, wzmacniając tylko jego pozycję. Po co mnożyć silnych przeciwników?
Czegóż można się było spodziewać po Dudzie, jak nie oferty „mediacji”, połączonej z przyganą dla opozycji? Cóż niby miałoby z rozmów z prezydentem wynikać, poza składaniem kurtuazyjnych oświadczeń, utrzymanych w dyplomatycznym tonie? Ten ton tylko nas osłabia, pomagając reżimowi sprowadzić kryzys polityczny do wymiarów zwykłego starcia politycznych racji. Nie pozwólcie na relatywizację pisowskiego zamachu stanu! Nie pozwólcie na to, by kwestia legalności uchwalenia w Sali Kolumnowej budżetu przez PiS stała się „dyskusyjna”, tak jak „dyskusyjna” w oczach części społeczeństwa stała się sprawa zaprzysiężenia sędziów TK czy publikacji wyroku. Tu nie ma żadnej dyskusji – na niespełna dwa tygodnie przez końcem roku Polska nie ma budżetu na kolejny rok, a procedura jego uchwalenia została brutalnie i hucpiarsko pogwałcona. Państwo prawa już nie istnieje. Nic nam już nie „grozi” – dawne zagrożenia stały się dzisiejszą rzeczywistością.
W Polsce zapanował kryzys, który będzie kosztował dyktatora i jego partię utratę władzy. Ale musi się to odbyć w sposób cywilizowany i pokojowy. To nie nastąpi jutro ani pojutrze. Musimy rozmawiać, lecz z godnością. Partnerem dla Mateusza Kijowskiego, Ryszarda Petru i Grzegorza Schetyny nie jest Andrzej Duda ani Beata Szydło, którzy nie mają wiele do gadania. Partnerem jest tylko Jarosław Kaczyński i jego prawdziwi doradcy. Funkcjonariusze partyjni pionu wykonawczego mogą się przyłączyć, lecz prawdziwe negocjacje wymagają spotkania tych, którzy podejmują decyzje. Chodzenie za Dudą jest upokarzające i ośmieszające dla opozycji. Żadnych pośredników i żyrandoli! Albo siadamy do stołu z Kaczyńskim, albo z nikim.
Opozycja wreszcie się jednoczy. Lepiej późno niż wcale. Czas, aby to zjednoczenie sformalizowała (na przykład pod patronatem Trzech Prezydentów) i przedstawiła program działania. Nie można już czekać w końca kadencji. Państwo traci sterowność, instytucje ulegają degradacji i delegalizacji – tego nie da się już naprawić z Kaczyńskim u władzy. Ustępstwa PiS już nie pomogą. Musimy mieć odwagę pomyśleć o strajku, o rządzie tymczasowym, o przedterminowych wyborach. Nie bądźcie tchórzami! Skoro mówicie, że państwo się sypie, to dlaczego chcecie pozwolić Kaczyńskiemu nadal rządzić? Czy dlatego, że 19% Polaków półtora roku temu na niego zagłosowało? To śmieszne. Każdy kwartał zwłoki kosztować nas będzie kolejny rok odbudowywania państwa. Nie możemy sobie na to pozwolić. Jeśli będziemy wyczekiwać i wchodzić w śliskie układy z reżimem, wylądujemy tam, gdzie dziś są Węgry, a może nawet i Turcja. Kaczyński z Macierewiczem nie cofną się przed niczym. My też nie możemy być „ciepłe kluchy”. Dopóki jeszcze PiS nie obalił swojego szefa i w ogóle jest z kim gadać, zostawcie w spokoju pana Andrzejka i jego leśne… rusałki – za to czem prędzej się wybierajcie do KC na Nowogrodzką! Zażądajcie bezwarunkowego unieważnienia posiedzenia w Sali Kolumnowej i bezpośredniego objęcia rządów przez dyktatora, tak aby obejmowała go odpowiedzialność konstytucyjna. Tylko obalenie rządu premiera Kaczyńskiego będzie skuteczne – oblanie jakichś pań czy panów z kapelusza mija się z celem. Jeśli Kaczyński się zaprze – ulica wymusi przyśpieszone wybory. Czy Wy w ogóle czujecie, jaka dziś spoczywa na Was odpowiedzialność? Mam nadzieję, że tak. Nie schrzańcie tego!
Agnieszka Zagner: – Jest teraz pani w Sejmie?
Monika Rosa: – Tak, jestem na sali posiedzeń, właśnie przyszłam na swój dyżur. Posłowie Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i PSL zapisują się na czterogodzinne dyżury w ciągu dnia i dwugodzinne nocne. Te cztery czy dwie godziny są umowne – zwykle jesteśmy o wiele dłużej, przede wszystkim dbamy, by na sali była zawsze grupa osób. W nocy z piątku na sobotę po trzech godzinach snu wróciłam do Sejmu, dzisiaj miałam 5-godzinną przerwę – tyle, by odpocząć, odświeżyć się, przebrać. I wrócić. Teraz na sali jest kilkanaście osób. Jesteśmy zjednoczeni w oporze przeciwko łamaniu prawa. Jesteśmy zdeterminowani. Panuje atmosfera wyczekiwania.
Co robicie?
Siedzimy, rozmawiamy, o tym, co się stało, o dalszych krokach, o sile opozycji, wrzucamy krótkie relacje do mediów społecznościowych, dostajemy smsy ze słowami poparcia otuchy od obcych ludzi, co jakiś czas wychodzimy z kawą i herbatą do protestujących przed Sejmem, udzielamy wywiadów telefonicznych dziennikarzom – niestety nie możemy rozmawiać bezpośrednio, ponieważ media nie są wpuszczane do Sejmu.
A pani bez problemu mogła wejść?
Straż Marszałkowska nie utrudnia nam wstępu, każdy poseł może tu przyjść, okazując przy wejściu legitymację poselską. Nie możemy jednak zapraszać gości ani mediów.
Czy w gmachu parlamentu są policjanci?
Byli wczoraj, dzisiaj ich nie widziałam. Jest Straż Marszałkowska, nasi współpracownicy biur klubowych, wczoraj w związku ze spotkaniem u Marszałka senatu byli pracownicy Kancelarii. Na dziedzińcach Sejmu jest dużo policji.
Z waszych relacji filmowych wynika, że na sali jest ciemno. Tak było już w piątek w nocy, od tego czasu nie włączono świateł?
Nie, siedzimy w półmroku, jest raczej chłodno – to nie są jakieś nadzwyczajne warunki, zwykle w Sejmie, gdy nie ma posiedzeń przygaszane są światła i obniżana temperatura na sali obrad.
Ale tym razem sala nie jest pusta.
To prawda, ale brak światła czy odpowiedniej temperatury jest teraz mniej istotne od tego, dlaczego tak naprawdę tu jesteśmy.
Czyli?
Jesteśmy tu od piątku, czyli od momentu, kiedy marszałek Kuchciński wykluczył z obrad posła Szczerbę. To był dzień, kiedy domagaliśmy się, by dziennikarze mieli swobodny dostęp do polityków. Mieliśmy kartki z napisem #wolnemediawsejmie, bo uważamy, że to naprawdę podstawowa zasada demokracji. Walczymy o przywrócenie posła opozycji, bo w piątek marszałek wykluczył jednego posła, ale za chwilę może wykluczyć kolejnych, którzy mu się nie spodobają. Marszałek nie ma do tego prawa. Szkoda, że po swoim błędzie, nie wycofał się. Mógł przywrócić posła do udziału w pracach sejmu – niestety emocje wzięły górę. Marszałek przeniósł obrady do innej sali, do czego miał prawo, ale to, co stało się później uważamy za absolutnie niedopuszczalne i nielegalne. Posłowie opozycji zostali powiadomieni smsami o posiedzeniu w sali kolumnowej, ale najpierw Straż Marszałkowska nie chciała nas tam wpuścić, później, kiedy już pozwolono wejść nam do sali – nie mogliśmy uczestniczyć w tym posiedzeniu na tych samych prawach, co posłowie PiS. W sali krzesła ustawione były w ten sposób, że blokowały dostęp do mikrofonu i marszałka, nie mogliśmy zadawać pytań, składać wniosków. Nie wiemy, czy było kworum, ani jak, kto głosował – do tej pory nie ma imiennych wykazów głosowań.
Naszym zdaniem marszałek nie miał też prawa zblokowywać poprawek do ustawy budżetowej – przecież pod każdą z nich kryją się inne sprawy – od finansowania teatrów po budowę dróg. Absurdem jest łączenie tych spraw! Marszałkowi i PiS zależało jednak na czasie, nie mieli ochoty głosować każdej z ponad 400 poprawek osobno, wybrali wygodniejsze dla siebie rozwiązanie. Dlatego więc tu jesteśmy – w imię demokracji i zasad. Domagamy się przywrócenia posła do prac Sejmu, wycofania się z pomysłu blokowania dostępu dziennikarzom do polityków i ponownego głosowania budżetu państwa, np. we wtorek 20 grudnia.
Jak długo zamierzacie tu siedzieć?
Dyżury mamy rozpisane na razie do wtorku – czekamy na ruch ze strony rządu. Widzimy, że PiS uświadomił sobie, że popełnili błąd – o tym świadczą plany kolejnych spotkać z dziennikarzami, do mediacji włącza się prezydent, co dla niego jest wielkim politycznym testem. Zastanawiają się, co zrobić, jak wybrnąć z tej sytuacji – czekamy na ich ruch. Grzechem nie jest jednak wycofać się z błędu, ale w nim tkwić. My nie cofniemy się, nie możemy zignorować faktu złamania konstytucji. Złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury o złamaniu przez marszałka Kuchcińskiego prawa. Jesteśmy pewni, że za te działania politycy PiS będą postawieni przed Trybunałem Stanu – jesteśmy jednak świadomi, że to może się stać dopiero za trzy lata, po kolejnych wyborach.
Czyli jednak nie robicie zamachu stanu, o co oskarżył was minister Mariusz Błaszczak?
Nie ma mowy o żadnym zamachu. Jedyne, na co się nie zgadzamy, to na to, by nie było łamane prawo. Nie robimy rewolucji.
Jesteśmy w #Sejm, ale sercem na demonstracji! @Nowoczesna@Platforma_org #WolneMediawSejmie
Jarosław Kaczyński zachował się jak narciarz
Politycy PiS oskarżają opozycję o łamanie prawa
Kryzys przyspieszy zmiany w opozycji?
http://wyborcza.pl/relacje/14,126862,21134192.html
Władza może teraz wszystko. Tak jak ustawę budżetową może przegłosować nową konstytucję
„Użycie siły wobec demonstrujących kompletnie zrujnowało reputację tego rządu”. Niemieckie media o protestach w Polsce
Jak zaznacza w swym komentarzu portal Deutsche Welle „Jeszcze nigdy od 1989 r. policja nie musiała w Polsce stosować siły, żeby utorować drogę rządzącym, chroniąc ich przed protestującym narodem. Rząd powinien się wstydzić. Zamiast starać się o deeskalację, polski rząd coraz bardziej forsuje podział i destabilizację Polski. Oczywiście, że jest to wielką kompromitacją dla rządu, kiedy naród tak oponuje, że aż musi interweniować policja. Lecz jeszcze gorsze jest to, że policja zastosowała gaz łzawiący i siłę [policja zdementowała informację o gazie łzawiącym – red.]. To kompletnie zrujnowało reputację tego rządu. Widok krzyczących kobiet i mężczyzn, przyduszanych do ziemi przez policjantów, niebezpiecznie przypomina dawne czasy, kiedy policję nazywano jeszcze milicją.”
„Kiedy ta polska lokomotywa ruszy, nic nie jest w stanie jej…”
I dalej:
„To świadectwo ubóstwa tego rządu i nie jest to dobry omen dla Polski. Chaos dawno już osiągnął etap, na którym zdaje się być drugorzędne, kto ma rację a kto nie, o jaką ustawę akurat chodzi czy kto kogo czym prowokuje. Ludzie przestają trzeźwo argumentować, ustawiając się w jednym albo drugim obozie. Polaryzacja jest coraz większa a fronty coraz bardziej usztywnione. Przyszedł czas, żeby spojrzeć na to z dystansu. Wtedy okazuje się, że coraz więcej Polaków jest tak oburzonych, że wychodzi na ulice w środku zimowej nocy, żeby demonstrować to, co w przyszłości zawsze ich jednoczyło: poczucie wolności. Kiedy ta polska lokomotywa ruszy, nic nie jest w stanie jej powstrzymać”.
„To może być początek końca rządu w Polsce”
„To może być początek końca rządu w Polsce” – pisze komentator na portalu Deutschlandfunk. „Ubiegły piątek jest świadectwem ubóstwa Jarosława Kaczyńskiego i anachronicznego, autorytarnego stylu jego polityki. Kompromis, partycypacja, dialog to wszystko obce słowa, jakich nie ma w słowniku tego polityka. Sądzi on, że przy pomocy parlamentarnej większości będzie mógł przeforsować swego rodzaju konserwatywną rewolucję, nie biorąc względu na konstytucję, państwo prawa i trójpodział władzy. Za to posługując się populistycznymi hasłami i okazując pogardę swoim politycznym przeciwnikom. Cel uświęca dla niego środki. Jednak styl polityki, którego napędem jest kłótnia i polaryzacja, to bardzo niebezpieczna mieszanka. Na dłuższą metę Kaczyński swoją polityką nie osiągnie sukcesu, nawet jeżeli dzięki socjalnym prezentom dla biedniejszych Polaków wciąż jeszcze prowadzi w sondażach.
„Jak wielką szkodę przyniesie to demokracji i reputacji Polski”
Jego konfrontacyjny i autorytarny styl w żadnym wypadku nie pasuje do kraju i społeczeństwa, w których jeszcze nie tak dawno narodziła się Solidarność i które nawet potrafiło pokojowo stawić czoła sowieckiemu mocarstwu. Pozostaje tylko kwestia, jak długo to będzie trwało i z jak wielką szkodę przyniesie to demokracji i reputacji Polski. Ale może na naszych oczach rozpoczyna się koniec tego rządu”.
Portal informacyjny ARD tageschau.de przynosi relację z Warszawy, w której korespondent zaznacza, że podobne protesty jak Warszawie miały miejsce także w innych polskich miastach. „Spontaniczne, masowe demonstracje odbyły się w Gdańsku, Krakowie, Katowicach, Wrocławiu i Białymstoku. Demonstranci są zgodni co do tego, że protest musi trwać tak długo, aż rząd wreszcie nie wycofa się ze swoich planów ograniczenia dostępu dziennikarzy do Sejmu”.
Artykuł pochodzi z serwisu ”Deutsche Welle” http://vdt.dw.com/index.php?rss=http://rss.dw.com/xml/pol-veu-VdT_Player_620&w=620&d=1&lg=pl&ps=pause
Opozycja nie ma co marzyć, że Kaczyński ustąpi [ANALIZA]
Wiele wskazuje na to, że PiS wycofa się z radykalnego ograniczenia dziennikarzom wstępu do parlamentu — to była praprzyczyna piątkowej awantury w Sejmie. Ale opozycja nie ma co marzyć, że Jarosław Kaczyński spełni inne jej postulaty, w tym zarządzenie powtórnej debaty nad budżetem
18.12.2016
- Prezydent zaprosił na rozmowy liderów opozycji, z którymi PiS nie chce rozmawiać
- Opozycja chce powtórzenia głosowania nad budżetem, twierdząc, że PiS naruszyło procedury
- Andrzej Duda zamówił analizy prawne, by sprawdzić, czy tak rzeczywiście jest
W rozwiązanie ostrego politycznego sporu, który wybuchł w piątek i trwa do dziś, zaangażował się prezydent. W niedzielę Andrzej Duda zaprosił na indywidualne rozmowy do Pałacu prezydenckiego liderów wszystkich ugrupowań opozycyjnych.
To naturalna konsekwencja sobotniego oświadczenia prezydenta. Prezydent jako jedyny przedstawiciel obozu władzy zadeklarował gotowość rozmów z opozycją. „Byliśmy świadkami zachowań, które trudno uznać za godne parlamentarzystów. Jestem przekonany, iż powstały spór uda się jak najszybciej zakończyć. Liczę tutaj na dobrą wolę, zdrowy rozsądek i propaństwową postawę, zarówno ze strony partii opozycyjnych, jak i większości parlamentarnej. Jako głowa państwa jestem gotów do mediacji w tej sprawie.” — napisał w oświadczeniu.
Ręcznie liczyli głosy
Liderzy opozycji poszli do prezydenta z jasnymi postulatami — wycofania się przez PiS z restrykcyjnych przepisów dotyczących ograniczenia obecności dziennikarzy w Sejmie, a także powtórzenia debaty i głosowania nad budżetem.
Gdy opozycja zablokowała w piątkowy wieczór sejmową mównicę, marszałek Sejmu Marek Kuchciński (PiS) przeniósł obrady do sąsiedniej sali. Posłowie PiS przegłosowali tam budżet, choć nie jest pewne, że dopełnili procedur — sami ręcznie liczyli głosy, a nielicznym politykom opozycji biorącym udział w obradach uniemożliwiali składanie wniosków.
Po rozmowach prezydencki rzecznik Marek Magierowski oświadczył, że prezydent poprosił o analizy prawne dotyczące tej części posiedzenia Sejmu. — W zależności od tego, co się znajdzie w tych analizach, prezydent podejmie decyzje, czy będą jakieś konkretne kroki — stwierdził, zapowiadając, że dalszych decyzji prezydenta można się spodziewać w najbliższych dniach.
Czy Andrzej Duda jest rzeczywiście w stanie ostudzić polityczne emocje i doprowadzić do wprowadzenia na nowo do Sejmu elementarnego porządku? Wszystko zależy od poniedziałkowych gości prezydenta. Odwiedzą go marszałek Sejmu Marek Kuchciński, a przede wszystkim lider PiS Jarosław Kaczyński.
Bez zgody Kaczyńskiego — i wykonawstwa Kuchcińskiego — powtórzenie debaty i głosowania nad budżetem jest niemożliwe.
Prezes stawia na swoim
Prezydent ewidentnie próbuje w niektórych kwestiach dystansować się od działań PiS i samego Kaczyńskiego. Tyle, że sam ma wciąż zbyt słabą pozycję polityczną — i żadnych możliwości prawnych — by w tej konkretnej sytuacji stać się samodzielnym graczem, który przymusza PiS i liderów opozycji do powierzchownej nawet ugody.
Bolesną lekcję Andrzej Duda odebrał 10 kwietnia, podczas rocznicy Smoleńska. Do zgromadzonych pod Pałacem Prezydenckim tłumów mówił: — Wybaczmy sobie wzajemnie. Wszystkie niepotrzebne, niesprawiedliwe słowa. Wszystkie te zachowania, momenty poniżenia. Apeluję o to wybaczenie, bo ono jest potrzebne dzisiaj nam i Polsce, której przyszłość musimy budować.
Po nim głos zabrał Kaczyński i nie pozostawił złudzeń: — Tak, przebaczenie jest potrzebne, ale po przyznaniu się do winy i po wymierzeniu odpowiedniej kary. To jest nam potrzebne. Jest też odpowiedzialność innego rodzaju. Pamiętajmy, że jeżeli chodzi o kodeks karny, to będą mijały lata, przedawnienia, nie zawsze będzie można go zastosować, nawet jeżeli dojdziemy do wniosku, władze wymiaru sprawiedliwości dojdą do wniosku, że było jakieś przestępstwo. Jest odpowiedzialność moralna, moralne napiętnowanie i one musi być dokonane, bo tragedia smoleńska nie była przypadkiem.
Prezydent broni mediów
Jest mało prawdopodobne, że tym razem prezydent osiągnie wyraźnie więcej. Być może PiS zdecyduje się na rezygnację z części restrykcyjnych przepisów dotyczących dziennikarzy w Sejmie.
Wolność mediów wzięła na sztandar opozycja, co doprowadziło do sejmowej wojny i okupacji mównicy przez posłów PO i Nowoczesnej. Wycofanie się z ograniczeń wobec dziennikarzy byłoby także spełnieniem jednego z postulatów prezydenta z jego oświadczenia: „W moim przekonaniu wszelkie zmiany powinny być wprowadzane po konsultacjach z przedstawicielami zainteresowanych redakcji. Tak aby nie było nawet wrażenia, że możliwości relacjonowania prac parlamentarnych są ograniczane. Obowiązująca w każdej demokracji wolność słowa i pluralizm oznacza także wolność dostępu do informacji, które są przekazywane społeczeństwu za pośrednictwem mediów. Ich rola jest tutaj zatem niezwykle istotna”.
Faktem jest jednak, że Kaczyński sam zrozumiał, że restrykcje wobec mediów szkodzą PiS i już w weekend polecił marszałkowi Senatu Stanisławowi Karczewskiemu, by rozpoczął negocjacje z przedstawicielami mediów.
NIEDZIELA, 18 GRUDNIA 2016
Szefowa Kancelarii Sejmu: W związku z zastosowanym sposobem głosowania nie ma możliwości niezwłocznego podania wyników
Szefowa Kancelarii Sejmu: W związku z zastosowanym sposobem głosowania nie ma możliwości niezwłocznego podania wyników
Na stronie Sejmu pojawiła się notatka Szefowej Kancelarii Sejmu Agnieszki Kaczmarskiej ws. kontynuacji 33. posiedzenia Sejmu w Sali Kolumnowej.
„Z uwagi na warunki techniczno-organizacyjne istniejące w Sali Kolumnowej Marszałek Sejmu podjął, na podstawie art. 188 ust. 3 regulaminu Sejmu, decyzję o zarządzeniu głosowania poprzez podniesienie ręki i obliczenie głosów przez sekretarzy. W tym celu Sala Kolumnowa została podzielona na sektory z wyznaczonymi sekretarzami. Marszałek Sejmu ogłaszał wynik głosowania na podstawie protokołów przedstawianych przez sekretarzy. Wyniki wszystkich głosowań ogłaszane przez Marszałka Sejmu jednoznacznie świadczyły o tym, że głosowania przeprowadzane były przy zachowaniu konstytucyjnego kworum”
– W związku z zastosowanym sposobem głosowania nie ma możliwości niezwłocznego podania wyników głosowania w Systemie Informacyjnym Sejmu – poinformowano.
Protestujący próbowali zablokować Kaczyńskiemu wjazd na Wawel. Policja siłą usunęła demonstrantów
Protestujący na Wawelu oczekiwali na przyjazd Jarosława Kaczyńskiego, który jak co miesiąc w rocznicę pogrzebu brata, przyjechał złożyć kwiaty na grobie pary prezydenckiej. Na murze wyświetlano napis „Idź pan do diabła”.
Gdy nadjechały samochody polityków PiSu (m.in. Jarosława Kaczyńskiego i Ryszarda Terleckiego), zebrani siadali na drodze, próbując zablokować ich wjazd. Policja użyła siły do usunięcia demonstrantów. TVN24 pokazało scenę obezwładnienia starszego mężczyzny, który leżał na ziemi przytrzymywany przez kilku funkcjonariuszy i krzyczał „hańba!”.
A TERAZ ZOBACZ: Tusk w Polsce. Miał mówić o kulturze, ale… „Historia każe mi zmienić wystąpienie”
http://www.tokfm.pl/Tokfm/14,147963,21137843.html
http://wyborcza.pl/relacje/14,126862,21134192.html
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/14,114871,21137843.html#MT
Dziennikarskie ramię partii. „Niepokorni” spikerami władzy
Cała Polska zobaczyła miękkie podbrzusze władzy
The 1929 BMW model R11 http://bit.ly/2gZifag
‚Kościół wyszedł na głupka, bo poparł PiS’. Ksiądz profesor z KUL o sytuacji w Polsce
Ks. prof. Alfred Wierzbicki, etyk, wieloletni dyrektor Instytutu Jana Pawła II Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W rozmowie z TOK FM bardzo krytycznie ocenia to, co się w tej chwili w Polsce dzieje. Nie podoba mu się m.in. zaangażowanie Kościoła po stronie Prawa i Sprawiedliwości.
TOK FM: Jak ksiądz profesor widzi to, co się od piątkowego wieczora dzieje w Polsce? W szczególności – emocje i nastroje?
Ks. prof. Alfred Wierzbicki, KUL: To wygląda niesłychanie. Zacznijmy o tego, że to co się wydarzyło w sejmie, to pogwałcenie wszelkich reguł. Ale może w tym jest jakieś ziarno nadziei, bo jest duży opór społeczny, więc chyba się budzimy. Potrzeba jednak mądrości i rozwagi, by nie doszło do eskalacji. Mam mieszane uczucia: z jednej strony cieszę się, z drugiej jestem pełen trwogi.
Czy umie ksiądz wyobrazić sobie, co może się dalej wydarzyć?
– Nie, nie umiem sobie tego wyobrazić.
Widzi ksiądz jako etyk jakieś rozwiązanie tego kryzysu?
– Nie, rozwiązania znajdują mądrzy ludzie. Natomiast, w mojej ocenie na głupka wyszedł Kościół katolicki, który poparł PiS. Dzisiaj, nawet gdyby się zgłosił na mediatora, to wszyscy go wygwiżdżą. I to mnie bardzo boli, że Kościół tak strasznie się skompromitował. I powinien, moim zdaniem, odbyć teraz jakąś głęboką pokutę, żeby stał się wiarygodny.
Ktoś jeszcze mógłby być mediatorem?
– Jest bardzo mało autorytetów w Polsce, które mogłyby się podjąć jakiejś roli mediacji. I to jest w tej sytuacji moment, w którym można się obawiać bardzo niebezpiecznych zwrotów w tych wydarzeniach.
Gdy ksiądz mówi, że „Kościół wyszedł na głupka”, co ma ksiądz na myśli?
Że stał się zakładnikiem PiS, że gdy zaczęła się sprawa Trybunału Konstytucyjnego, nie zabrał głosu. A to nie jest zwykły spór partyjny. Jan Paweł II mówił, że podstawą demokracji są wartości. Kiedy się uderza w wartości, to się uderza w rzecz najcenniejszą. I wtedy należało upomnieć PiS, należało bronić demokracji. Kościół jest współtwórcą polskiej demokracji, ale to dzięki działalności Jana Pawła II. Natomiast biskupi ani wtedy, ani dzisiaj się nie spisali. Nie rozumieją, czym jest demokracja. Przez to, że dali się wciągnąć w PiS-owską politykę, stali się częścią stronnictwa politycznego, nie broniąc podstaw demokracji. To wielka strata dla mnie, jako człowieka wierzącego i księdza. Myślę o sytuacji Kościoła, który nigdy nie popierał komunizmu – przynajmniej oficjalnie. Natomiast teraz poparł partię, która jest autorytarna, która niszczy polską demokrację.
Ta cała sytuacja coś księdzu przypomina?
To jest pierwszy raz, gdy znajdujemy się w takiej sytuacji, że jak Kościół w Hiszpanii, który poparł Franco czy Kościół w Chile, który częściowo popierał Pinocheta. Jeśli doszłoby do dramatycznych sytuacji, gdzie znalazłby się polski Kościół? Nie wiem. Jest część biskupów, która jest krytyczna wobec PiSu, ale nie zabierają głosu. A jest część, łącznie z aktualnym nominatem na Kraków, arcybiskupem Jędraszewskim, która wypowiada się tak, jakby należeli do tej partii.
Ksiądz to mówi otwarcie, ale część księży po prostu milczy.
– Ja myślę kategoriami, których się nauczyłem od Jana Pawła. On pewnie nie używałby tak ostrego języka, jak ja. Ale mogę powiedzieć, że za dużo pomników postawiliśmy Janowi Pawłowi II, a za mało zrozumieliśmy jak on myślał i jak cenił wolność i demokrację.
http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/ziobro-na-prywatnej-audiencji-u-kaczynskiego/95t05fz