Skarżyński, 18.12.2016

 

top18-12-2016

 

 

Czy Kaczyński jest w stanie przezwyciężyć swoje słabości?

Czy Kaczyński jest w stanie przezwyciężyć swoje słabości?

Prof. Jan Hartman uważa, że nie należy łazić za Andrzejem Dudą, bo on nic nie może. Należy domagać się rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim, aby rozwiązać kryzys. Nadzieje pokładane w prezydencie zawsze zawodzą i nic nie wskazuje, aby tym razem miało być inaczej. Prezydent nie ma żadnego autorytetu.

W tym kierunku podąża Grzegorz Schetyna, który co prawda spotkał się z Dudą, ale sprecyzował dosadnie dwa ważne w tej chwili warunki do rozwiązania kryzysu, dymisja Marka Kuchcińskiego i spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim.

Posłowie Platformy Obywatelskiej nawet mogą okupować salę sejmową do 11 stycznia, kiedy to ma dojść do kolejnej sesji Sejmu. Acz nie można wykluczyć, że marszałek Sejmu może zlecić użycie sił porządkowych, straży marszałkowskiej i policji, do wyprowadzenia siłą posłów z budynku Sejmu, co byłoby kolejnym wyższym poziomem eskalacji konfliktu.

Na ile PiS jest skłonny do kompromisu, zależy tylko od jednej osoby, prezesa Kaczyńskiego. Przed Pałacem Prezydenckim odbył się prorządowy wiec poparcia, na którym najbliższy zausznik prezesa Joachim Brudziński krzyczał słowami Gomułki i Cyrankiewicza o warcholstwie opozycji, a nawet zagroził stoczniowcami, którzy mogliby skonfrontować się z protestującymi przeciw autorytarnym zapędom rządzących.

Brudziński jest niesubtelny w języku i myśleniu, całkiem kwadratowy, ale symptomatyczny dla PiS i raczej nie wychodzi przed szereg. Nie ustanawia strategii, ani jej nie formułuje, bo to jest poza jego zasięgiem, lecz myślom prezesa nadaje postać groźby.

PiS jest w stanie ustąpić w kwestii „wolnych mediów”. Raczej tak się nie stanie z powtórzeniem głosowania dotyczącego ustawy budżetowej. Pomysł, aby przegłosować ustawę poza salą posiedzeń jest autorstwa Kaczyńskiego, przyznanie się do błędu nie mieści się w jego jednostronnie ubogiej psychice, jest pozbawiony wielkości wewnętrznego bogactwa.

A to nie napawa optymizmem. Szybciej zostanie zaserwowany nowy konflikt albo dojdzie do jakiejś prowokacji. Kaczyński i jego partia są mało polityczni, poza ich zasięgiem jest rozwiązywanie konfliktów i zawieranie kompromisów, nie potrafią przezwyciężać porażek, czyli w istocie wygrywać. Dlatego oceniam najbliższą przyszłość pesymistycznie.

Mogę sobie i Polsce życzyć, aby nie dopadło nas przekleństwo grudniowe, bo to niedobry miesiąc dla naszej nowoczesnej historii. Tak naprawdę przegrywaliśmy przez nieodpowiedzialne władze i mamy najgorszy rząd po 1989 roku. Myślałem, że nic gorszego od postkomuchów nie może nas spotkać. W gorszości jednak Kaczyński zwykle nie zawodzi. Kaczyński musiałby przezwyciężyć swoje słabości, lecz w jego otoczeniu nie ma nikogo na tyle odważnego i wartościowego, aby mu w tym pomóc. Kompleksy prezesa są nie do zaleczenia.

Waldemar Mystkowski

 

czy-kaczynski

koduj24.pl

Schetyna domaga się dymisji Kuchcińskiego. I chce się spotkać z Kaczyńskim

18.12.2016

– Po tym, co się stało konieczna jest rezygnacja marszałka Marka Kuchcińskiego. To on politycznie odpowiada za ten kryzys – powiedział podczas krótkiego briefingu Grzegorz Schetyna. Wcześniej spotkał się on z prezydentem Andrzejem Dudą. Jak dodał, jest gotów spotkać się z Jarosławem Kaczyńskim i liczy na zaangażowanie prezydenta w tej sprawie.

Schetyna powiedział, że podczas spotkania z prezydentem, które trwało około 40 minut, mówił o tym, jakie skutki może mieć obecna sytuacja, jeżeli nie uda się jej rozwiązać i „jeżeli nie będzie zaangażowania prezydenta”. Podkreślił, że zaangażowanie prezydenta jest niezbędne.

– Nie zależało mi na komplikowaniu sytuacji. Musimy wspólnie podjąć decyzję pokazując, że sytuacja się zmienia. Coś złego się wydarzło – mówił dalej lider PO. Schetyna podkreślił, że jest otwarty na propozycje oraz liczy na zaangażowanie ze strony prezydenta.

– Sprawa jest poważna, kryzys jest poważny. To nie posłowie opozycji doprowadzili do tego kryzysu, a marszałek Kuchciński – podkreślił podczas krótkiego spotkania z dziennikarzami.

Schetyna oświadczył, że jest też gotowy do spotkania z prezesem PiS. – Prezydent mówił, i to jest zresztą publiczna informacja, że spotyka się jutro z marszałkiem Sejmu Markiem Kuchcińskim i prezesem PiS Jarosławem Kaczyński. Powiedziałem, że jestem do dyspozycji i oczekuję od niego zorganizowania spotkania mojego z prezesem Kaczyńskim, zorganizowania przez prezydenta Dudę – powiedział szef PO. Zapewnił, że jest otwarty, by rozmawiać o wszystkich problemach i je wyjaśnić. – Liczę na zaangażowanie się prezydenta Dudy w tej kwestii wzięcia też odpowiedzialności – powiedział Schetyna.

Grzegorz Schetyna zapewnił również, że posłowie jego partii nie zamierzają opuszczać sali plenarnej Sejmu. Straż Marszałkowska poinformowała nas, że przebywamy na sali sejmowej nielegalnie – poinformował wieczorem poseł Cezary Tomczyk (PO). Jak dotąd – dodał – nikt nie wydał polecenia opuszczenia sali sejmowej.

– Jeżeli taki proceder będzie miał miejsce, to chcę to wyraźnie powiedzieć, nie opuścimy sali posiedzeń, posłowie PO będą trwać tutaj do 11 stycznia, a nawet i dłużej – mówił lider Platformy. – Nie ma takiej możliwości, żeby usuwać posłów z gmachu parlamentu – podkreślił. 11 stycznia – zgodnie ze znajdującym się na internetowej stronie Sejmu kalendarzem – rozpocząć ma się kolejne posiedzenie Sejmu.

Wcześniej Andrzej Duda spotkał się z pozostałymi liderami partii opozycyjnych – Pawłem Kukizem, Ryszardem Petru oraz Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Na jutro zaplanowano natomiast spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim oraz Markiem Kuchcińskim.

 

onet.pl

Odwołanie wicemarszałków, pozbawienie posłów wynagrodzenia i przeszukania w Sejmie. Czy tak PiS zemści się na opozycji?

Stanisław Pięta z PiS zdradza to, jak partia rządząca chce się zemścić na opozycji za masowe protesty?
Stanisław Pięta z PiS zdradza to, jak partia rządząca chce się zemścić na opozycji za masowe protesty? Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Odwołanie wicemarszałków z Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej, odbieranie posłom opozycji wynagrodzenia przez pół roku, oraz przeszukiwanie poselskich bagaży i możliwość zaproszenia do Sejmu gości tylko z tygodniowym wyprzedzeniem – oto sposób na odwet na opozycji, który ma szykować partia rządząca.

Tak przynajmniej sugeruje jeden z „jastrzębi” Prawa i Sprawiedliwości, wiceszef sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej i Komisji Ustawodawczej poseł Stanisław Pięta. O wachlarzu dotkliwych kar, którymi władza może zemścić się na opozycji napisał na Twitterze:

Odwołanie wicemarszałków z PO i N.,sprawdzanie bagaży posłów,kary finansowe do wys.uposażenia 6mcy i goście w SejmieRP zgłaszani 7dni przed.

Trudno w tej chwili ocenić, czy Stanisław Pięta postanowił zdradzić, co szykuje partia rządząca, czy jedynie dzielił się własnymi przemyśleniami. Bez wątpienia wpisał się jednak w powszechną wśród rządzących narrację dążącej do eskalacji kryzysu.

 

Przypomnijmy, iż wyjątkowo ostre wystąpienia na temat opozycji i wspierających ją Polaków na prorządowym wiecu wygłosili wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński i wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński. – Podstawową rolą opozycji jest nawoływanie do nienawiści, do rozchwiania nastrojów – mówił sympatykom PiS zastępca premier Beaty Szydło. – Nie ulegniemy żadnym prowokacjom. W ciągu ostatniego roku prowokowano nas codziennie. My się temu przeciwstawimy – zapowiadał Gliński.

– Nie pozwolimy na warcholstwo, ale nie pozwolimy na nocną zmianę nr 2! Nie pozwolimy, żeby Tusk po raz kolejny zjechał z Brukseli – krzyczał później do zgromadzonych Joachim Brudziński. Wicemarszałek Sejmu podkreślił, iż zabrakło na ulicach Warszawy na przykład stoczniowców z „Solidarności”, bo partia rządząca celowo poprosiła ich o pozostanie w domach. I zasugerował, że przyjazd związkowców mógłby zakończyć się konfrontacją z Polakami protestującymi przeciw autorytarnym działaniom PiS.

natemat.pl

#DEMOKRACJA I #POLITYKA W CZASACH PRZEŁOMU

EDWIN BENDYK, 18.12.2016

Politykę tę charakteryzuje jedna zasadnicza cecha – metoda rozpoznania bojem jako testowania granic możliwości.

No to mamy polityczne przesilenie, dużo emocji i jeszcze więcej komentarzy próbujących wyjaśnić, co się stało: od pytań, obóz władzy poniósł porażkę, po śmiałe wizje przedterminowych wyborów. Nocne „wyjazdowe” (a raczej odjazdowe) głosowanie sejmowe nad budżetem pokazało, że Jarosław Kaczyński nie zamierza się zatrzymywać i łamie kolejne, pisane i niepisane zasady demokracji. Można ten sposób uprawiania władzy nazwać emocjonalnie brutalną i cyniczną bezczelnością, ale emocje niewiele tu pomogą. Bo ta logika sprawowania władzy została ogłoszona wprost przed rokiem zamachem na Konstytucję, od którego Polska jest rządzona de facto w reżimie stanu wyjątkowego dekretami Prezesa. Jarosław Kaczyński jest politykiem, który podobnie jak Putin czy Erdogan doszli do przekonania, że dotychczasowy paradygmat uprawiania polityki wyczerpał się. Wyczerpał się na wszystkich poziomach, od geopolitycznego przez regionalny po lokalny. Świat chaotyzuje się i przywiązanie do starych reguł to niebezpieczny sentymentalizm. To czas, kiedy należy ustalić nowy porządek. To czas konfrontacji o to, by w nowym porządku wywalczyć i zapewnić sobie (sobie dosłownie, swojej formacji politycznej, swojemu krajowi) jak najlepszą pozycję oraz warunki sprawowania i utrzymywania władzy.

 

Abstrahując od motywacji i pobudek, na ile w takiej wizji polityki rzeczywiście wyraża się przekonanie o realizacji pozytywnej misji dziejowej, odpowiedzialności za państwo i jego przyszłość, politykę tę charakteryzuje jedna zasadnicza cecha – metoda rozpoznania bojem jako testowania granic możliwości. Jak daleko można poszerzyć pole władzy zanim napotka ona skuteczny opór. To polityka stanu natury, wojny wszystkich ze wszystkimi, która staje się samospełniającą prognozą – teza o chaotyzacji zyskuje potwierdzenie na skutek działań politycznych prowadzących do chaosu.

 

Atakujemy, a potem się zobaczy, mawiał Napoleon.

 

Czy, jak podpowiada teoria złożoności, w tym chaotycznym układzie powstałym po „rozwibrowaniu systemu” (by użyć starej frazy Andrzeja Zybertowicza) ukształtują się nowe atraktory, nowe bieguny przyciągania i porządkowania politycznej energii? I za jaką cenę? Bo historia podpowiada, że takie reorganizacje często prowadzą do rzeczywistej wojny. Oczywiście, nie wiadomo. Wiadomo jednak, że Jarosław Kaczyński konsolidując swoją władzę będzie dalej przesuwał granicę. Jak daleko? Czy powstrzyma go opór społeczny, czy – jak pisałem w poprzednim wpisie, dekompozycja państwa na skutek załamania gospodarczego i instytucjonalnego (jak stało się z władzą PRL pod koniec lat 80.), czy też czynniki zewnętrzne?

 

Najmniej prawdopodobna wydaje mi się opcja konsolidacji systemu władzy PiS na dłużej – choć działania obecnej władzy są niezwykle spektakularne i sprawiają złudzenie szczególnie skutecznych, to jednak ciągle mają wymiar literacki – teatru (kabaretu) produkującego papier – ustawy zmieniające normy. Nie wiadomo wszakże, jakie będzie oddziaływanie tych norm na rzeczywistość. Od samych ustaw nie zwiększy się poziom inwestycji, poziom wpływów z podatków, jakość służby zdrowia i bezpieczeństwo zewnętrzne oraz wewnętrzne. To wszystko zależy od jakości instytucji, które nigdy w Polsce nie były doskonałe, a teraz na skutek politycznego woluntaryzmu zostały niezwykle osłabione.

 

W rezultacie, władza PiS będzie nie tylko coraz bardziej niebezpieczna dla Polaków, ale i dla samej siebie.

 

Ciekaw jestem, kiedy zwolennicy PiS dostrzegą, że powstające w ramach poszerzania pola władzy kolejne regulacje ograniczające prawa obywatelskie i demokratyczne reguły uderzają nie tylko w przeciwników partii Jarosława Kaczyńskiego, ale we wszystkich obywateli? Czy liczą na jakiś rodzaj apartheidu, w ramach którego ich nie będą dotyczyć np. przepisy ograniczające wolność demonstracji lub dziennikarskiego dostępu do prac parlamentu? Czy ich dzieci będą chodzić do innych szkół, niż te, jakie powstaną na skutek chaotycznie przygotowanej zmiany systemu oświatowego? Czy też sądzą, że ich nie dotknie „reguła post-prawdy” kierująca mediami narodowymi? Bo nawet jeśli są przekonani o dobrych intencjach władzy, którą popierają, to jednak bezkrytyczna akceptacja dla wymontowywania bezpieczników dających możliwość kontroli władzy jest mało rozsądna. Jak również przekonanie, że wzmożenie skończy się wraz z ewentualnym zwycięstwem nad wrogami ojczyzny i dobrej zmiany.

 

Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że Jarosław Kaczyński ma rację na poziomie diagnozy. Tak, wkroczyliśmy w okres „interregnum”, czas, kiedy stare instytucje przestają już odpowiadać rzeczywistości, a nowy ład jeszcze się nie wyłonił. I w odpowiedzi na tę diagnozę forsuje swój reakcyjny projekt polityczny. Reakcyjny, bo nie proponuje on niczego nowego, tylko budowę jakiejś wersji narodowego kapitalizmu opartego o rodzimą oligarchię, która w zamian za polityczny parasol nad procesem akumulacji wspierać będzie autorytarny system władzy. Sposób, w jaki realizuje swój projekt budzi coraz silniejszy słuszny sprzeciw.

 

Wraz z narastaniem siły społecznego oporu i radykalizacją sceny politycznej przy okazji kolejnych posunięć władzy przesuwa się stawka konfrontacji. Coraz wyraźniej klaruje się cel polityczny – odsunięcie PiS od władzy. Cel polityczny zaczyna jednak przesłaniać cel strategiczny – zaproponowanie lepszej, niż Jarosław Kaczyński, odpowiedzi na chaos interregnum. Przekonanie, że możliwa jest restauracja ładu sprzed wyborów w 2015 r. jest tak samo reakcyjne, jak projekt PiS.

 

Wrogiem demokracji, nie tylko w Polsce, lecz na całym świecie, nie jest Jarosław Kaczyński i podobni mu politycy. Wrogiem jest skorumpowany (zepsuty) kapitalizm, którego patologie i ekscesy dostarczają paliwa antydemokratycznym projektom.

 

Demokracja ma sens wówczas, kiedy jest z jednej strony nawykiem serca i praktyką życia wolnych ludzi; z drugiej zaś strony jest systemem zapewniającym skuteczną polityczną kontrolę nad takimi podsystemami życia wspólnego, jak gospodarka. Gdy kapitał autonomizuje się w skali globalnej i sam nabiera cech władzy totalnej, demokracja jako system sprawowania realnej władzy staje się fasadą. I tę właśnie jej słabość wykorzystują politycy obiecujący rządy silnej ręki, dzięki którym Polska czy Ameryka znowu będą wielkie. Dlatego niezwykle ważne jest, by dziś pokazując na ulicach, że demokracja stała się nawykiem serca i praktyką życia wolnych Polaków, nie zapominać, że choć to warunek konieczny, to jednak nie wystarczający odnowy demokracji jako systemu organizacji życia społeczno-politycznego.

 

Tekst ukazał się na blogu Antymatrix II.

**Dziennik Opinii nr 350/2016 (1550)

Początek końca

18.12.2016
niedziela

Jeszcze kilka miesięcy temu przeciwnicy rządu PiS/Kukiz byli przygnębieni. „Dwie kadencje, osiem lat Kaczyński ma jak w banku” – mówili.

Władza skonsolidowana, opozycja rozbita i podzielona, brak lidera, brak koncepcji, a tymczasem walec PiS w błyskawicznym tempie wprowadza zmiany.

Rząd kupuje poparcie, hojnie rozdaje pieniądze, co prawda wszystkich obietnic nie spełnia, ale 500+, płaca minimum, wyższy próg dla najbiedniejszych – to wszystko się liczy.

Aż tu nagle… opozycja otrzymała jeden za drugim kolejne prezenty od PiS. Prawo i Sprawiedliwość zaczęło się potykać o własne nogi.

Pierwszym i największym potknięciem była próba grzebania przy ustawie o aborcji, co wywołało czarne demonstracje w wielu miastach. Kaczyński nadział się na parasolki i (zapewne tylko na pewien czas) wycofał się z poparcia dla średniowiecznego projektu. („To nie była nasza inicjatywa” itp).

To było pierwsze zwycięstwo społeczeństwa. Potem były: nepotyzm w spółkach Skarbu Państwa, nieustanna demolka Trybunału Konstytucyjnego, kompromitujące nominacje Misiewicza w MON i Greya w MSZ, świadczące o niekompetencji, dalej dymisje generałów z najwyższych stanowisk, minister obrony w narożniku, okazuje się, że Polska nie jest taka bezpieczna, jak zapewnia rząd – wręcz przeciwnie, kiedy Rosja pręży muskuły, a Trump krzywi się na NATO, w Polsce odchodzą generałowie, i to szkoleni nie w Moskwie, tylko w Waszyngtonie.

Przedtem: klapa z helikopterami Caracal i pajacowanie ministra Macierewicza, który zapowiadał kupno pierwszych śmigłowców jeszcze w tym roku (!), desperackie podróże premier i ministra do Łodzi i Mielca, by zażegnać kryzys helikopterowy i zagłuszyć brednie ministra o lotniskowcach za dolara.

Następnie PiS rzucił sobie potężną kłodę pod nogi, czyli ustawę o zgromadzeniach publicznych, z której pod wpływem protestów musiał wycofać jeden z haniebnych zapisów (o pierwszeństwie zgromadzeń władzy i „kościołów” wobec zgromadzeń obywatelskich), pozostałe zapisy niestety pozostały.

Po drodze była jeszcze kolejna dezubekizacja, a potem budżet uchwalony w atmosferze awantury i niejasnej frekwencji, „na emigracji w Sali Kolumnowej Sejmu”.

A już puchar goryczy przepełniła „propozycja” ułatwienia (!) pracy dziennikarzom w parlamencie. Doszło do tego, że w obliczu protestów i po przemówieniu Tuska, Kaczyński (dopiero teraz, kiedy mleko się rozlało) kazał marszałkowi Senatu, Karczewskiemu, spotkać się z dziennikarzami, co ma stwarzać wrażenie, że władza się konsultuje i wspólnie, ręka w rękę, pracują nad nowymi przepisami, które – jak zapewnia groteskowo marszałek – nigdy nie miały na celu utrudniać pracy mediów.

Tego było już za wiele nawet dla niektórych najbardziej lojalnych zwolenników PiS. Poseł PiS Szefernaker: „Być może trzeba się uderzyć w piersi”, mówiąc, że „nasze środowisko polityczne w  nienależyty sposób zakomunikowało zmiany dziennikarzom”.

Zorientowali się również inni. Wildstein: „Propozycje ograniczenia obecności dziennikarzy w parlamencie idą za daleko”. Zaremba: „Nowe reguły bardzo mi się nie podobają”.

Premier znalazła się w opałach. Najpierw była wojownicza: „Dla wielu polityków rodzajem ich działalności stają się awantury”. Potem, w wystąpieniu wieczornym, swoim zwyczajem odmieniała słowa „dialog, wspólnie, razem”, nie Polacy przeciwko Polakom, że i ona przyczyni się do dialogu. Nie omieszkała jednak potępić „reżyserów tych wydarzeń”, który „szkodzą Polsce”.

Również prezydent Duda w swoim oświadczeniu dał panu Bogu świeczkę (nowe regulacje trzeba omawiać z zainteresowanymi redakcjami) i diabłu ogarek (opozycja wykorzystuje okazję) oraz – jako głowa państwa – zaoferował swoją mediację. Niestety, głowa prezydenta Dudy jest tak przechylona w jedną stronę, że nie nadaje się na mediatora.

Jednym z ważniejszych wydarzeń dnia było wystąpienie Donalda Tuska we Wrocławiu. Tusk zdjął aksamitne rękawiczki przewodniczącego Rady Europejskiej, przestał się krępować zaangażowania w sprawy Polski, przestał liczyć na poparcie jego kandydatury na II kadencję w Brukseli przez rząd w Warszawie, i powiedział, co myśli: „Demokracja bez poszanowania kultury, demokracja, w której ludzi pozbawia się dostępu do informacji i narzuca jeden model życia, staje się nieznośna jak dyktatura.(…) Kto dziś podważa model europejski demokracji, gwałcąc Konstytucję i  dobre obyczaje, naraża nas na wielkie ryzyko. (…) Tym, którzy walczą o europejską demokrację w Polsce, dziękuję – jesteście najlepszymi strażnikami dla Polski…”.

Swoim wystąpieniem Tusk otworzył sobie drogę powrotu do polskiej polityki. Może to pogłębić zamieszanie w opozycji, ale i zwiększyć nadzieje przeciwników reżimu PiS, którzy jeszcze niedawno nie widzieli światła w tunelu.

W sumie Polska nie musi być skazana na 8 lat.

passent.blog.polityka.pl

Kryzys grudniowy: nowa odsłona „konstytucyjnego zamachu stanu”
Moc truchleje
Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem 2016 r. mamy w Polsce potężny kryzys, a właściwie nieoczekiwaną nową odsłonę „konstytucyjnego zamachu stanu”.

Historia czasem wyprzedza tygodnik, który ma swoje nieprzekraczalne terminy zamknięcia, druku i dystrybucji. Nasz numer świąteczny wysyłaliśmy do drukarni w piątek 16 grudnia przed południem, kiedy ledwie zaczynał się dziennikarski protest przeciwko ograniczeniu przez marszałka Sejmu dostępu mediów do posłów i do samego gmachu parlamentu. „Dzień bez polityków” ogłoszony przez niemal wszystkie media, poza rządowymi, zapowiadał się jako ważny i spektakularny gest protestu, podjęty raczej bez wiary, że partia rządząca i jej prezes ugną się, wycofają, odstąpią od „cenzury w Sejmie”. Nagle, jedno sejmowe spięcie roznieciło polityczny ogień.

Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem 2016 r. mamy w Polsce potężny kryzys, a właściwie nieoczekiwaną nową odsłonę „konstytucyjnego zamachu stanu”, jak od niemal roku określamy to, w jaki sposób rządząca partia dewastuje demokratyczne instytucje, procedury, obyczaje.

Nie wiemy, czy ten obecny konflikt będzie wygasał do Świąt, czy przybierał na sile, ale zdecydowaliśmy się wydać i dołożyć, przynajmniej do części nakładu już gotowego wydania POLITYKI, ten specjalny, niewielki dodatek. Nie mamy poczucia żeby wydarzenia ostatnich dni w jakikolwiek sposób zdezaktualizowały jakikolwiek tekst w naszym świątecznym wydaniu, przeciwnie – wypadki tylko potwierdzają nasze cotygodniowe analizy i oceny. W tym sensie nie ścigamy się z historią; zresztą nie możemy Państwu zaoferować (przynajmniej na papierze, odsyłamy na naszą stronę internetową) tylu relacji, wypowiedzi, komentarzy, ile mogą, nadające na żywo, telewizje, portale informacyjne, czy ukazujące się w tym tygodniu dzienniki.

Ten dodatek jest naszym symbolicznym gestem solidarności ze wszystkimi mediami, walczącymi o wolność słowa i swobodny dostęp do źródeł informacji; gestem solidarności z opozycją, która tym razem wspólnie i twardo stanęła w obronie polskiego parlamentaryzmu; z tysiącami demonstrantów, którzy mimo mrozów, weekendu, siłowych pogróżek władzy spontanicznie ruszyli pod Sejm, a potem demonstrowali pod budynkami władzy; wreszcie z tymi milionami Polaków, którzy z narastającym niepokojem i trwogą śledzą irracjonalne, aroganckie – wydaje się szalone – zachowania tej władzy. Chcemy, po latach, mieć w naszych zszywkach, archiwach, może w jakiejś domowej szufladzie to skromne świadectwo historii, „wydarzeń grudniowych 2016”.

Mamy nadzieję, że nie dojdzie do żadnych aktów przemocy (wspomnienie innego Grudnia powinno tu być wieczną przestrogą), że to nie jest początek polskiego Majdanu, bo wciąż wydaje się, że polska demokracja ma dość siły, jest wystarczająco mocno w nas zakorzeniona, aby obronić się przed uzurpatorami. Ale, nawet jeśli Święta będą już spokojne (czego sobie życzmy), to ostatnie wydarzenia są ważne i warte rozmowy przy wigilijnym stole. Nie jesteśmy Węgrami, Turcją, ani Rosją; jeszcze nasza lokalna „atrapa satrapy” (jedno z manifestacyjnych określeń) nie wzięła wszystkiego w ręce i pod bucik; nie będzie Trybunału Konstytucyjnego, będą sądy powszechne i niezawiśli sędziowie; media rządowe będą łżeć i lżyć – OK, ale nie odbiorą głosu niezależnym stacjom, gazetom, w ostateczności internetowi i mediom społecznościowym; opozycja wyrzucona z parlamentu (kto wie?) przeniesie się na ulice, a to dla władzy scenariusz znacznie gorszy. Każda akcja spowoduje reakcję. Rząd PiS otrzymał poważne ostrzeżenie, aby nie lekceważyć milionów Polaków, nie igrać z ogniem społecznych emocji, jeśli nie dla dobra kraju, to choćby dla własnego. Polacy mają w genach i w pamięci umiejętność skutecznego oporu przeciwko każdej opresyjnej władzy.

To nie musi być punkt zwrotny w idiotycznej wojnie kaczyńsko-polskiej, ale dla całej, politycznej, mentalnej, emocjonalnej opozycji wobec PiS, kryzys grudniowy jest sporą dawką otuchy. Mamy ogromne powody do obaw o kraj i jego przyszłość, ale daliśmy sobie wzajem sygnał „nie lękajmy się”; nawet wyposażona w instytucje państwa „moc truchleje”, jeśli napotka na twardy moralny opór i oburzenie, choćby przykrywała swój strach agresją. Ten specjalny dodatek, trochę w formie samizdatu, trochę ulotki, ma być pamiątką tych dni, pospiesznym zapiskiem myśli i emocji, jakie ogarniały nas w wigilijnym tygodniu AD 2016.

*

Wraz ze świątecznym, podwójnym wydaniem Polityki, która trafi do kiosków w najbliższy poniedziałek (19 grudnia) ukaże się specjalny 4-stronicowy dodatek Kryzys grudniowy 2016.

polityka.pl

Nie łaźcie za Dudą – żądajcie negocjacji z Kaczyńskim!

18.12.2016
niedziela

Łażenie za Dudą jest naiwne i niemądre. Służy tylko legitymizacji prezydenta, który sam się zdelegitymizował – wielokrotnie łamiąc prawo i dowodząc, że jest tylko partyjnym urzędnikiem, posłusznie wykonującym polecenia swego szefa. Nie podoba mi się to nieustanne, trwające od roku, wzywanie Andrzeja Dudy do wykazywania się samodzielnością i godnego pełnienia roli prezydenta. Duda niczym nie zasłużył sobie na to, by traktować go jak autorytet. Chodzenie pod pałac prezydencki i wzywanie Dudy do zabrania głosu jest wodą na młyn samego prezydenta, a przez to i PiSu, którego jest zdeklarowanym i niezłomnym funkcjonariuszem. Opozycja, zamiast zignorować tę drugorzędną w gruncie rzeczy postać, wciągnęła go do gry, wzmacniając tylko jego pozycję. Po co mnożyć silnych przeciwników?

Czegóż można się było spodziewać po Dudzie, jak nie oferty „mediacji”, połączonej z przyganą dla opozycji? Cóż niby miałoby z rozmów z prezydentem wynikać, poza składaniem kurtuazyjnych oświadczeń, utrzymanych w dyplomatycznym tonie? Ten ton tylko nas osłabia, pomagając reżimowi sprowadzić kryzys polityczny do wymiarów zwykłego starcia politycznych racji. Nie pozwólcie na relatywizację pisowskiego zamachu stanu! Nie pozwólcie na to, by kwestia legalności uchwalenia w Sali Kolumnowej budżetu przez PiS stała się „dyskusyjna”, tak jak „dyskusyjna” w oczach części społeczeństwa stała się sprawa zaprzysiężenia sędziów TK czy publikacji wyroku. Tu nie ma żadnej dyskusji – na niespełna dwa tygodnie przez końcem roku Polska nie ma budżetu na kolejny rok, a procedura jego uchwalenia została brutalnie i hucpiarsko pogwałcona. Państwo prawa już nie istnieje. Nic nam już nie „grozi” – dawne zagrożenia stały się dzisiejszą rzeczywistością.

W Polsce zapanował kryzys, który będzie kosztował dyktatora i jego partię utratę władzy. Ale musi się to odbyć w sposób cywilizowany i pokojowy. To nie nastąpi jutro ani pojutrze. Musimy rozmawiać, lecz z godnością. Partnerem dla Mateusza Kijowskiego, Ryszarda Petru i Grzegorza Schetyny nie jest Andrzej Duda ani Beata Szydło, którzy nie mają wiele do gadania. Partnerem jest tylko Jarosław Kaczyński i jego prawdziwi doradcy. Funkcjonariusze partyjni pionu wykonawczego mogą się przyłączyć, lecz prawdziwe negocjacje wymagają spotkania tych, którzy podejmują decyzje. Chodzenie za Dudą jest upokarzające i ośmieszające dla opozycji. Żadnych pośredników i żyrandoli! Albo siadamy do stołu z Kaczyńskim, albo z nikim.

Opozycja wreszcie się jednoczy. Lepiej późno niż wcale. Czas, aby to zjednoczenie sformalizowała (na przykład pod patronatem Trzech Prezydentów) i przedstawiła program działania. Nie można już czekać w końca kadencji. Państwo traci sterowność, instytucje ulegają degradacji i delegalizacji – tego nie da się już naprawić z Kaczyńskim u władzy. Ustępstwa PiS już nie pomogą. Musimy mieć odwagę pomyśleć o strajku, o rządzie tymczasowym, o przedterminowych wyborach. Nie bądźcie tchórzami! Skoro mówicie, że państwo się sypie, to dlaczego chcecie pozwolić Kaczyńskiemu nadal rządzić? Czy dlatego, że 19% Polaków półtora roku temu na niego zagłosowało? To śmieszne. Każdy kwartał zwłoki kosztować nas będzie kolejny rok odbudowywania państwa. Nie możemy sobie na to pozwolić. Jeśli będziemy wyczekiwać i wchodzić w śliskie układy z reżimem, wylądujemy tam, gdzie dziś są Węgry, a może nawet i Turcja. Kaczyński z Macierewiczem nie cofną się przed niczym. My też nie możemy być „ciepłe kluchy”. Dopóki jeszcze PiS nie obalił swojego szefa i w ogóle jest z kim gadać, zostawcie w spokoju pana Andrzejka i jego leśne… rusałki – za to czem prędzej się wybierajcie do KC na Nowogrodzką! Zażądajcie bezwarunkowego unieważnienia  posiedzenia w Sali Kolumnowej i bezpośredniego objęcia  rządów przez dyktatora, tak aby obejmowała go odpowiedzialność konstytucyjna. Tylko obalenie rządu premiera Kaczyńskiego będzie skuteczne – oblanie jakichś pań czy panów z kapelusza mija się z celem. Jeśli Kaczyński się zaprze – ulica wymusi przyśpieszone wybory. Czy Wy w ogóle czujecie, jaka dziś spoczywa na Was odpowiedzialność? Mam nadzieję, że tak. Nie schrzańcie tego!

hartman.blog.polityk.pl

Posłowie opozycji wciąż są w Sejmie: „Nie cofniemy się, czekamy na ich ruch”
Rozmowa z posłanką Moniką Rosą z Nowoczesnej o trwającym od kilku dni kryzysie.

Agnieszka Zagner: – Jest teraz pani w Sejmie?
Monika Rosa: – Tak, jestem na sali posiedzeń, właśnie przyszłam na swój dyżur. Posłowie Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i PSL zapisują się na czterogodzinne dyżury w ciągu dnia i dwugodzinne nocne. Te cztery czy dwie godziny są umowne – zwykle jesteśmy o wiele dłużej, przede wszystkim dbamy, by na sali była zawsze grupa osób. W nocy z piątku na sobotę po trzech godzinach snu wróciłam do Sejmu, dzisiaj miałam 5-godzinną przerwę – tyle, by odpocząć, odświeżyć się, przebrać. I wrócić. Teraz na sali jest kilkanaście osób. Jesteśmy zjednoczeni w oporze przeciwko łamaniu prawa. Jesteśmy zdeterminowani. Panuje atmosfera wyczekiwania.

Co robicie?
Siedzimy, rozmawiamy, o tym, co się stało, o dalszych krokach, o sile opozycji, wrzucamy krótkie relacje do mediów społecznościowych, dostajemy smsy ze słowami poparcia otuchy od obcych ludzi, co jakiś czas wychodzimy z kawą i herbatą do protestujących przed Sejmem, udzielamy wywiadów telefonicznych dziennikarzom – niestety nie możemy rozmawiać bezpośrednio, ponieważ media nie są wpuszczane do Sejmu.

A pani bez problemu mogła wejść?
Straż Marszałkowska nie utrudnia nam wstępu, każdy poseł może tu przyjść, okazując przy wejściu legitymację poselską. Nie możemy jednak zapraszać gości ani mediów.

Czy w gmachu parlamentu są policjanci?
Byli wczoraj, dzisiaj ich nie widziałam. Jest Straż Marszałkowska, nasi współpracownicy biur klubowych, wczoraj w związku ze spotkaniem u Marszałka senatu byli pracownicy Kancelarii. Na dziedzińcach Sejmu jest dużo policji.

Z waszych relacji filmowych wynika, że na sali jest ciemno. Tak było już w piątek w nocy, od tego czasu nie włączono świateł?
Nie, siedzimy w półmroku, jest raczej chłodno – to nie są jakieś nadzwyczajne warunki, zwykle w Sejmie, gdy nie ma posiedzeń przygaszane są światła i obniżana temperatura na sali obrad.

Ale tym razem sala nie jest pusta.
To prawda, ale brak światła czy odpowiedniej temperatury jest teraz mniej istotne od tego, dlaczego tak naprawdę tu jesteśmy.

Czyli?
Jesteśmy tu od piątku, czyli od momentu, kiedy marszałek Kuchciński wykluczył z obrad posła Szczerbę. To był dzień, kiedy domagaliśmy się, by dziennikarze mieli swobodny dostęp do polityków. Mieliśmy kartki z napisem #wolnemediawsejmie, bo uważamy, że to naprawdę podstawowa zasada demokracji. Walczymy o przywrócenie posła opozycji, bo w piątek marszałek wykluczył jednego posła, ale za chwilę może wykluczyć kolejnych, którzy mu się nie spodobają. Marszałek nie ma do tego prawa. Szkoda, że po swoim błędzie, nie wycofał się. Mógł przywrócić posła do udziału w pracach sejmu – niestety emocje wzięły górę. Marszałek przeniósł obrady do innej sali, do czego miał prawo, ale to, co stało się później uważamy za absolutnie niedopuszczalne i nielegalne. Posłowie opozycji zostali powiadomieni smsami o posiedzeniu w sali kolumnowej, ale najpierw Straż Marszałkowska nie chciała nas tam wpuścić, później, kiedy już pozwolono wejść nam do sali – nie mogliśmy uczestniczyć w tym posiedzeniu na tych samych prawach, co posłowie PiS. W sali krzesła ustawione były w ten sposób, że blokowały dostęp do mikrofonu i marszałka, nie mogliśmy zadawać pytań, składać wniosków. Nie wiemy, czy było kworum, ani jak, kto głosował – do tej pory nie ma imiennych wykazów głosowań.

Naszym zdaniem marszałek nie miał też prawa zblokowywać poprawek do ustawy budżetowej – przecież pod każdą z nich kryją się inne sprawy – od finansowania teatrów po budowę dróg. Absurdem jest łączenie tych spraw! Marszałkowi i PiS zależało jednak na czasie, nie mieli ochoty głosować każdej z ponad 400 poprawek osobno, wybrali wygodniejsze dla siebie rozwiązanie. Dlatego więc tu jesteśmy – w imię demokracji i zasad. Domagamy się przywrócenia posła do prac Sejmu, wycofania się z pomysłu blokowania dostępu dziennikarzom do polityków i ponownego głosowania budżetu państwa, np. we wtorek 20 grudnia.

Jak długo zamierzacie tu siedzieć?
Dyżury mamy rozpisane na razie do wtorku – czekamy na ruch ze strony rządu. Widzimy, że PiS uświadomił sobie, że popełnili błąd – o tym świadczą plany kolejnych spotkać z dziennikarzami, do mediacji włącza się prezydent, co dla niego jest wielkim politycznym testem. Zastanawiają się, co zrobić, jak wybrnąć z tej sytuacji – czekamy na ich ruch. Grzechem nie jest jednak wycofać się z błędu, ale w nim tkwić. My nie cofniemy się, nie możemy zignorować faktu złamania konstytucji. Złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury o złamaniu przez marszałka Kuchcińskiego prawa. Jesteśmy pewni, że za te działania politycy PiS będą postawieni przed Trybunałem Stanu – jesteśmy jednak świadomi, że to może się stać dopiero za trzy lata, po kolejnych wyborach.

Czyli jednak nie robicie zamachu stanu, o co oskarżył was minister Mariusz Błaszczak?
Nie ma mowy o żadnym zamachu. Jedyne, na co się nie zgadzamy, to na to, by nie było łamane prawo. Nie robimy rewolucji.

kryzys

polityka.pl

Kompletnie pogubiony politycznie i wizerunkowo PiS produkuje problemy szybciej niż rozwiązania
Burzliwa noc przeszła w burzliwy dzień. Wydarzenia tak się rozpędziły, że trudno je zatrzymać w kadrze i na spokojnie zastanowić się, co z nich wyniknie.
Ostatnia doba przyniosła wykluczenie z obrad posła PO Michała Szczerby (Marek Kuchciński nie mógł wczoraj dobitniej wykazać, że fotel marszałka jest dla niego za duży), blokadę mównicy przez opozycję, przeniesienie obrad Sejmu do sali kolumnowej i uchwalanie tam ustaw, w tym budżetowej.
Pod Sejm ściągnęli ludzie wściekli na rząd i do nocy blokowali wyjazd posłów; politycy PO nagrywali krążących po gmachu polityków PiS. Wstał dzień i manifestacje zaczęły się od nowa, nie tylko zresztą w Warszawie.

Jarosław Kaczyński zachował się jak narciarz

Świętym prawem opozycji jest prowokowanie rządu do błędów, organizowanie demonstracji itp.; jej zachowanie wczoraj można oceniać różnie, osobiście nie jestem entuzjastą blokowania mównicy. Tyle, że PiS ściągnął na siebie te kłopoty sam. Jarosław Kaczyński zachował się jak narciarz, który przy piątym stopniu zagrożenia lawinowego przypiął narty i, radośnie pogwizdując, wyruszył w góry.
Po co PiS chciał ograniczyć swobodę dziennikarzy w Sejmie? Po co Kuchciński wykluczył Szczerbę za próbę obrony mediów? Nawet poseł Tadeusz Cymański (pół PiS, pół Solidarna Polska) przyznał publicznie, że działania PiS były „niefortunne”. Przyjmowanie budżetu w takim stylu jest niedopuszczalnym skandalem i piramidalną głupotą. To jak wywieszenie tablicy: „Inwestorzy niemile widziani”.
W każdym razie lawina została już podcięta.
„PiS jeszcze nie trzeszczy, ale przybywa malkontentów. Jeśli nie wyhamujemy, to będzie krótka kadencja” – napisał do mnie z rana ważny polityk obozu dobrej władzy. Całkiem szeregowy poseł PiS pytany o atmosferę obrad odparł zaś: „Gdybym powiedział, że cyrk, to obraziłbym cyrk. Żałosne to i smutne”.

Politycy PiS oskarżają opozycję o łamanie prawa

Oficjalny przekaz obozu rządzącego jest inny. „Próba destabilizacji państwa” – głosi czerwony pasek na TVP Info. Na portalu braci Karnowskich tytuły w najlepszym PRL-owskim stylu: „Immunitetowi awanturnicy działają jak hybrydowa V kolumna. Trudno nie mieć skojarzeń z osiemnastowiecznymi zaprzańcami” czy „Opozycja znów chce wywołać zamieszki? Trwa eskalacja napięć!”.
Politycy PiS oskarżają opozycję o łamanie prawa i o to, że pod pretekstem obrony wolności dziennikarzy chce uratować byłych esbeków przed ustawą dezubekizacyjną. A niezrównana rzeczniczka PiS Beata Mazurek nazwała akcję opozycji przestępstwem.
Prezes podobno chciał – jeszcze przed awanturą – złagodzić retorykę, wyciszyć choć część konfliktów, ale teraz będzie to bardzo trudne, bo trzeba by się przyznać do porażki i ustąpić.
Można też zlecić badania, sprawdzić, co myślą Polacy – zwłaszcza wyborcy PiS – i dostosować się do ich oczekiwań. Zagrać na czas. Na razie o „uspokojenie” zaapelował do „wszystkich stron” Andrzej Duda; prezydent ogłosił, że jest gotów do mediacji i zasugerował możliwość wznowienia dyskusji o zasadach poruszania się dziennikarzy po Sejmie. Może więc PiS trochę przystopuje?

Kryzys przyspieszy zmiany w opozycji?

Obecna sytuacja może też przyspieszyć zmiany w opozycji. Pierwsze skrzypce grali wczoraj politycy młodszego pokolenia PO – Sławomir Nitras, Kinga Gajewska, Agnieszka Pomaska, słabo ukorzenieni w partii Grzegorza Schetyny. Dziś na manifestacjach najbardziej widoczna była z kolei Nowoczesna w towarzystwie SLD, KOD i Barbary Nowackiej. Dla wszystkich jest jasne, że opozycja nie dotrwa do wyborów parlamentarnych w obecnym kształcie, a dzisiejsze wydarzenia mogą zaburzyć dotychczasową hierarchię.
Na awanturze partii może ewentualnie skorzystać Paweł Kukiz, który już zresztą wezwał do przyspieszonych wyborów.
Trudno powiedzieć, jak awantury przyjmą wyborcy. Intuicja podpowiada, że rządzący nie wyjdą na nich najlepiej. Obrazek Zbigniewa Ziobry – ministra sprawiedliwości! – podpisującego listę obecności na posiedzeniu po zamknięciu obrad – jest symbolicznym pokazaniem wszystkim wyborcom, gdzie władza ma prawo i sprawiedliwość.
Dla PiS (brawo za timing) wszystko dzieje się w najgorszym momencie – tuż przed Świętami, gdy zgodnie z odwiecznym prawem Bielana i Kamińskiego rodziny się zbierają i gadają o polityce. Jeśli Kaczyński nie wymyśli jakiegoś spektakularnego nowego otwarcia, to pierwsze noworoczne sondaże będą dlań gorsze od grudniowych.

polityka.pl

 

marszalek

http://wyborcza.pl/relacje/14,126862,21134192.html

Paweł Wroński

Władza może teraz wszystko. Tak jak ustawę budżetową może przegłosować nową konstytucję

18 grudnia 2016

Nikt nie ma pewności, czy podczas piątkowych głosowań w Sali Kolumnowej Sejmu było kworum, czyli 231 posłów. Nie wiemy, jak wyglądały głosowania i liczenie głosów

Nikt nie ma pewności, czy podczas piątkowych głosowań w Sali Kolumnowej Sejmu było kworum, czyli 231 posłów. Nie wiemy, jak wyglądały głosowania i liczenie głosów (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Jeśli piątkowe głosowanie ustaw budżetowej i dezubekizacyjnej zostanie w mocy, co zabroni PiS po cichu w Sali Kolumnowej zmienić na przykład konstytucję

wladza

Nikt nie ma pewności, czy podczas piątkowych głosowań w Sali Kolumnowej Sejmu było kworum, czyli 231 posłów. Nie wiemy, jak wyglądały głosowania i liczenie głosów.

Media nie mają nawet dostępu do protokołów. Nie wiemy, czy wśród głosujących były tylko osoby uprawnione (według opozycji byli tam np. borowcy ministrów i ochroniarze posła Kaczyńskiego).

Jeśli takie głosowanie zostanie w mocy, to znaczy, że PiS może w Sejmie sam przegłosować wszystko: zwołać posiedzenie w dowolnym miejscu Polski, w ostatniej chwili powiadamiając o tym opozycję. Nie zdąży dojechać. Może błyskawicznie zmieniać ustawy – na przykład ordynację wyborczą. Może wprowadzać ustawy niekonstytucyjne w niekonstytucyjnym trybie.

Konstytucyjność ustaw, także pod względem trybu ich uchwalenia, do tej pory oceniał Trybunał Konstytucyjny. PiS „ustawami naprawczymi” zdemolował Trybunał. Tryb stanowienia prawa będzie faktycznie tajny.

Jeśli piątkowe głosowanie zostanie w mocy, co zabroni PiS po cichu w Sali Kolumnowej zmienić na przykład konstytucję? Wystarczy do tego większość dwóch trzecich, ale w obecności połowy posłów na sali. PiS ma 234 posłów i bywa wspierany przez Kukiz’15 (36 posłów). Przedstawiciele prawdziwej opozycji mogą nie zostać wpuszczeni na salę. Media, a co za tym idzie obywatele, nawet tego nie zobaczą.

Niektórzy prawicowi publicyści przyrównują spotkanie posłów PiS w Sali Kolumnowej do spotkania deputowanych stanu trzeciego podczas rewolucji francuskiej. Utrzymują, że to, co się stało, mieści się w kanonach nowoczesnego parlamentaryzmu.

Bzdura. W 1789 r. we Francji to deputowani stanu trzeciego byli opozycją i gdy rząd zamknął salę obrad, przenieśli się do sali do gry w piłkę. Teraz to rządowa większość wyszła grać do innej sali i zamknęła się przed opozycją.

teraz-pis

wyborcza.pl

„Użycie siły wobec demonstrujących kompletnie zrujnowało reputację tego rządu”. Niemieckie media o protestach w Polsce

Opr.: Małgorzata Matzke Deutsche Welle, 18.12.2016

Demonstracja przed Sejmem

Demonstracja przed Sejmem (AP Photo/Czarek Sokołowski)

Niemieckie media szeroko donoszą o protestach w Polsce w związku z planowanymi przez rząd PiS ograniczeniami w pracy dziennikarzy. „Użycie siły wobec demonstrujących kompletnie zrujnowało reputację tego rządu”- pisze w komentarzu portal Deutsche Welle.

Jak zaznacza w swym komentarzu portal Deutsche Welle „Jeszcze nigdy od 1989 r. policja nie musiała w Polsce stosować siły, żeby utorować drogę rządzącym, chroniąc ich przed protestującym narodem. Rząd powinien się wstydzić. Zamiast starać się o deeskalację, polski rząd coraz bardziej forsuje podział i destabilizację Polski. Oczywiście, że jest to wielką kompromitacją dla rządu, kiedy naród tak oponuje, że aż musi interweniować policja. Lecz jeszcze gorsze jest to, że policja zastosowała gaz łzawiący i siłę [policja zdementowała informację o gazie łzawiącym – red.]. To kompletnie zrujnowało reputację tego rządu. Widok krzyczących kobiet i mężczyzn, przyduszanych do ziemi przez policjantów, niebezpiecznie przypomina dawne czasy, kiedy policję nazywano jeszcze milicją.”

„Kiedy ta polska lokomotywa ruszy, nic nie jest w stanie jej…”

I dalej:

„To świadectwo ubóstwa tego rządu i nie jest to dobry omen dla Polski. Chaos dawno już osiągnął etap, na którym zdaje się być drugorzędne, kto ma rację a kto nie, o jaką ustawę akurat chodzi czy kto kogo czym prowokuje. Ludzie przestają trzeźwo argumentować, ustawiając się w jednym albo drugim obozie. Polaryzacja jest coraz większa a fronty coraz bardziej usztywnione. Przyszedł czas, żeby spojrzeć na to z dystansu. Wtedy okazuje się, że coraz więcej Polaków jest tak oburzonych, że wychodzi na ulice w środku zimowej nocy, żeby demonstrować to, co w przyszłości zawsze ich jednoczyło: poczucie wolności. Kiedy ta polska lokomotywa ruszy, nic nie jest w stanie jej powstrzymać”.

„To może być początek końca rządu w Polsce”

„To może być początek końca rządu w Polsce” – pisze komentator na portalu Deutschlandfunk. „Ubiegły piątek jest świadectwem ubóstwa Jarosława Kaczyńskiego i anachronicznego, autorytarnego stylu jego polityki. Kompromis, partycypacja, dialog to wszystko obce słowa, jakich nie ma w słowniku tego polityka. Sądzi on, że przy pomocy parlamentarnej większości będzie mógł przeforsować swego rodzaju konserwatywną rewolucję, nie biorąc względu na konstytucję, państwo prawa i trójpodział władzy. Za to posługując się populistycznymi hasłami i okazując pogardę swoim politycznym przeciwnikom. Cel uświęca dla niego środki. Jednak styl polityki, którego napędem jest kłótnia i polaryzacja, to bardzo niebezpieczna mieszanka. Na dłuższą metę Kaczyński swoją polityką nie osiągnie sukcesu, nawet jeżeli dzięki socjalnym prezentom dla biedniejszych Polaków wciąż jeszcze prowadzi w sondażach.

„Jak wielką szkodę przyniesie to demokracji i reputacji Polski”

Jego konfrontacyjny i autorytarny styl w żadnym wypadku nie pasuje do kraju i społeczeństwa, w których jeszcze nie tak dawno narodziła się Solidarność i które nawet potrafiło pokojowo stawić czoła sowieckiemu mocarstwu. Pozostaje tylko kwestia, jak długo to będzie trwało i z jak wielką szkodę przyniesie to demokracji i reputacji Polski. Ale może na naszych oczach rozpoczyna się koniec tego rządu”.

Portal informacyjny ARD tageschau.de przynosi relację z Warszawy, w której korespondent zaznacza, że podobne protesty jak Warszawie miały miejsce także w innych polskich miastach. „Spontaniczne, masowe demonstracje odbyły się w Gdańsku, Krakowie, Katowicach, Wrocławiu i Białymstoku. Demonstranci są zgodni co do tego, że protest musi trwać tak długo, aż rząd wreszcie nie wycofa się ze swoich planów ograniczenia dostępu dziennikarzy do Sejmu”.

Artykuł pochodzi z serwisu ”Deutsche Welle” http://vdt.dw.com/index.php?rss=http://rss.dw.com/xml/pol-veu-VdT_Player_620&w=620&d=1&lg=pl&ps=pause

deutsche

gazeta.pl

Opozycja nie ma co marzyć, że Kaczyński ustąpi [ANALIZA]

Andrzej StankiewiczDziennikarz Onetu

Wiele wskazuje na to, że PiS wycofa się z radykalnego ograniczenia dziennikarzom wstępu do parlamentu — to była praprzyczyna piątkowej awantury w Sejmie. Ale opozycja nie ma co marzyć, że Jarosław Kaczyński spełni inne jej postulaty, w tym zarządzenie powtórnej debaty nad budżetem

Onet

18.12.2016

Jarosław Kaczyński w Sejmie
Foto: Tomasz Gzell / PAPJarosław Kaczyński w Sejmie
  • Prezydent zaprosił na rozmowy liderów opozycji, z którymi PiS nie chce rozmawiać
  • Opozycja chce powtórzenia głosowania nad budżetem, twierdząc, że PiS naruszyło procedury
  • Andrzej Duda zamówił analizy prawne, by sprawdzić, czy tak rzeczywiście jest

W rozwiązanie ostrego politycznego sporu, który wybuchł w piątek i trwa do dziś, zaangażował się prezydent. W niedzielę Andrzej Duda zaprosił na indywidualne rozmowy do Pałacu prezydenckiego liderów wszystkich ugrupowań opozycyjnych.

To naturalna konsekwencja sobotniego oświadczenia prezydenta. Prezydent jako jedyny przedstawiciel obozu władzy zadeklarował gotowość rozmów z opozycją. „Byliśmy świadkami zachowań, które trudno uznać za godne parlamentarzystów. Jestem przekonany, iż powstały spór uda się jak najszybciej zakończyć. Liczę tutaj na dobrą wolę, zdrowy rozsądek i propaństwową postawę, zarówno ze strony partii opozycyjnych, jak i większości parlamentarnej. Jako głowa państwa jestem gotów do mediacji w tej sprawie.” — napisał w oświadczeniu.

 

Ręcznie liczyli głosy

Liderzy opozycji poszli do prezydenta z jasnymi postulatami — wycofania się przez PiS z restrykcyjnych przepisów dotyczących ograniczenia obecności dziennikarzy w Sejmie, a także powtórzenia debaty i głosowania nad budżetem.

Gdy opozycja zablokowała w piątkowy wieczór sejmową mównicę, marszałek Sejmu Marek Kuchciński (PiS) przeniósł obrady do sąsiedniej sali. Posłowie PiS przegłosowali tam budżet, choć nie jest pewne, że dopełnili procedur — sami ręcznie liczyli głosy, a nielicznym politykom opozycji biorącym udział w obradach uniemożliwiali składanie wniosków.

Po rozmowach prezydencki rzecznik Marek Magierowski oświadczył, że prezydent poprosił o analizy prawne dotyczące tej części posiedzenia Sejmu. — W zależności od tego, co się znajdzie w tych analizach, prezydent podejmie decyzje, czy będą jakieś konkretne kroki — stwierdził, zapowiadając, że dalszych decyzji prezydenta można się spodziewać w najbliższych dniach.

Czy Andrzej Duda jest rzeczywiście w stanie ostudzić polityczne emocje i doprowadzić do wprowadzenia na nowo do Sejmu elementarnego porządku? Wszystko zależy od poniedziałkowych gości prezydenta. Odwiedzą go marszałek Sejmu Marek Kuchciński, a przede wszystkim lider PiS Jarosław Kaczyński.

Bez zgody Kaczyńskiego — i wykonawstwa Kuchcińskiego — powtórzenie debaty i głosowania nad budżetem jest niemożliwe.

Prezes stawia na swoim

Prezydent ewidentnie próbuje w niektórych kwestiach dystansować się od działań PiS i samego Kaczyńskiego. Tyle, że sam ma wciąż zbyt słabą pozycję polityczną — i żadnych możliwości prawnych — by w tej konkretnej sytuacji stać się samodzielnym graczem, który przymusza PiS i liderów opozycji do powierzchownej nawet ugody.

Bolesną lekcję Andrzej Duda odebrał 10 kwietnia, podczas rocznicy Smoleńska. Do zgromadzonych pod Pałacem Prezydenckim tłumów mówił: — Wybaczmy sobie wzajemnie. Wszystkie niepotrzebne, niesprawiedliwe słowa. Wszystkie te zachowania, momenty poniżenia. Apeluję o to wybaczenie, bo ono jest potrzebne dzisiaj nam i Polsce, której przyszłość musimy budować.

Po nim głos zabrał Kaczyński i nie pozostawił złudzeń: — Tak, przebaczenie jest potrzebne, ale po przyznaniu się do winy i po wymierzeniu odpowiedniej kary. To jest nam potrzebne. Jest też odpowiedzialność innego rodzaju. Pamiętajmy, że jeżeli chodzi o kodeks karny, to będą mijały lata, przedawnienia, nie zawsze będzie można go zastosować, nawet jeżeli dojdziemy do wniosku, władze wymiaru sprawiedliwości dojdą do wniosku, że było jakieś przestępstwo. Jest odpowiedzialność moralna, moralne napiętnowanie i one musi być dokonane, bo tragedia smoleńska nie była przypadkiem.

Prezydent broni mediów

Jest mało prawdopodobne, że tym razem prezydent osiągnie wyraźnie więcej. Być może PiS zdecyduje się na rezygnację z części restrykcyjnych przepisów dotyczących dziennikarzy w Sejmie.

Wolność mediów wzięła na sztandar opozycja, co doprowadziło do sejmowej wojny i okupacji mównicy przez posłów PO i Nowoczesnej. Wycofanie się z ograniczeń wobec dziennikarzy byłoby także spełnieniem jednego z postulatów prezydenta z jego oświadczenia: „W moim przekonaniu wszelkie zmiany powinny być wprowadzane po konsultacjach z przedstawicielami zainteresowanych redakcji. Tak aby nie było nawet wrażenia, że możliwości relacjonowania prac parlamentarnych są ograniczane. Obowiązująca w każdej demokracji wolność słowa i pluralizm oznacza także wolność dostępu do informacji, które są przekazywane społeczeństwu za pośrednictwem mediów. Ich rola jest tutaj zatem niezwykle istotna”.

Faktem jest jednak, że Kaczyński sam zrozumiał, że restrykcje wobec mediów szkodzą PiS i już w weekend polecił marszałkowi Senatu Stanisławowi Karczewskiemu, by rozpoczął negocjacje z przedstawicielami mediów.

Dowód politycznej słabości

Zupełnie inną kwestią jest drugi postulat opozycji — który od strony prawnej chce zbadać prezydent — czyli powtórzenie debaty i głosowania nad budżetem.

To bardzo mało prawdopodobne rozwiązanie. Widać to po wypowiedziach współpracowników Kaczyńskiego, choćby szefa partyjnych struktur PiS Joachima Brudzińskiego, wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego oraz rzeczniczki Beaty Mazurek.

W filozofii politycznej Kaczyńskiego taki krok wstecz to byłby dowód politycznej słabości. Tymczasem w piątek Kaczyński robił wszystko, aby ani na krok nie ustąpić opozycji — co dodatkowo zaostrzyło sytuację i skończyło się interwencją policji wobec protestujących pod Sejmem. Nie ma powodu, by dziś zarządził odwrót.

andrzej-stankiewicz

onet.pl

NIEDZIELA, 18 GRUDNIA 2016

Szefowa Kancelarii Sejmu: W związku z zastosowanym sposobem głosowania nie ma możliwości niezwłocznego podania wyników

18:53

Szefowa Kancelarii Sejmu: W związku z zastosowanym sposobem głosowania nie ma możliwości niezwłocznego podania wyników

Na stronie Sejmu pojawiła się notatka Szefowej Kancelarii Sejmu Agnieszki Kaczmarskiej ws. kontynuacji 33. posiedzenia Sejmu w Sali Kolumnowej.

„Z uwagi na warunki techniczno-organizacyjne istniejące w Sali Kolumnowej Marszałek Sejmu podjął, na podstawie art. 188 ust. 3 regulaminu Sejmu, decyzję o zarządzeniu głosowania poprzez podniesienie ręki i obliczenie głosów przez sekretarzy. W tym celu Sala Kolumnowa została podzielona na sektory z wyznaczonymi sekretarzami. Marszałek Sejmu ogłaszał wynik głosowania na podstawie protokołów przedstawianych przez sekretarzy. Wyniki wszystkich głosowań ogłaszane przez Marszałka Sejmu jednoznacznie świadczyły o tym, że głosowania przeprowadzane były przy zachowaniu konstytucyjnego kworum”

W związku z zastosowanym sposobem głosowania nie ma możliwości niezwłocznego podania wyników głosowania w Systemie Informacyjnym Sejmu – poinformowano.

300polityka.pl

Protestujący próbowali zablokować Kaczyńskiemu wjazd na Wawel. Policja siłą usunęła demonstrantów

WB, 18.12.2016

Blokada na Wawelu

Blokada na Wawelu (Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta)

Przed wjazdem na Wawel trwa antyrządowy protest. Zebrani próbowali zablokować wjazd Jarosława Kaczyńskiego, jednak zostali usunięci z drogi przez funkcjonariuszy policji.

 

Protestujący na Wawelu oczekiwali na przyjazd Jarosława Kaczyńskiego, który jak co miesiąc w rocznicę pogrzebu brata, przyjechał złożyć kwiaty na grobie pary prezydenckiej. Na murze wyświetlano napis „Idź pan do diabła”.

Gdy nadjechały samochody polityków PiSu (m.in. Jarosława Kaczyńskiego i Ryszarda Terleckiego), zebrani siadali na drodze, próbując zablokować ich wjazd. Policja użyła siły do usunięcia demonstrantów. TVN24 pokazało scenę obezwładnienia starszego mężczyzny, który leżał na ziemi przytrzymywany przez kilku funkcjonariuszy i krzyczał „hańba!”.

A TERAZ ZOBACZ: Tusk w Polsce. Miał mówić o kulturze, ale… „Historia każe mi zmienić wystąpienie”

prezes

gazeta.pl

 

lena-bobinska

http://www.tokfm.pl/Tokfm/14,147963,21137843.html

http://wyborcza.pl/relacje/14,126862,21134192.html

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/14,114871,21137843.html#MT

oswiadczenie-2

Wojciech Czuchnowski

Dziennikarskie ramię partii. „Niepokorni” spikerami władzy

18 grudnia 2016

KUBA OCIEPA

W stanie wojennym była taka zagadka: Pytanie: – jaki jest najniższy stopień w Ludowym Wojsku Polskim? Odpowiedź: – spiker.

W dowcipie chodziło o to, że po 13 grudnia 1981 r. władza zmilitaryzowała telewizję publiczną, a prezenterzy „Dziennika Telewizyjnego” występowali w mundurach, w większości bez stopni na pagonach. Miało to chyba podkreślać powagę sytuacji, naprawdę budziło śmiech i drwinę.

Dzisiaj w rolę spikerów władzy dobrowolnie wcielają się publicyści prywatnych mediów, które przez lata rządów PO-PSL nazywały siebie „niepokornymi” albo „strefą wolności słowa”.

Na łamach portali wPolityce.pl, Niezalezna.pl, Do Rzeczy i Frondy spikerzy PiS prześcigają się w obronie władzy zagrożonej przez protesty opozycji w obronie wolności mediów.

Stara prawda mówi, że ilość nie przechodzi w jakość. A nadgorliwość bywa kompromitująca.

Prorządowa propaganda prawicy jest tu doskonałym przykładem. W ich publicystyce opozycja i niezależni dziennikarze to „mąciciele, anarchiści, terroryści, prowokatorzy, warcholstwo, nakręcona tłuszcza, dzicz, zdemoralizowani frustraci”, którzy „strojąc się w piórka i wydając bezsilne wrzaski, pod płaszczykiem obrony wolności mediów, obnażają swoje prawdziwe intencje”.

To język żywcem przeniesiony z roku 1968 i grudnia 1981.

Kto chce sprawdzić, niech idzie do biblioteki, gdzie na półkach są stare numery peerelowskich dzienników: „Trybuny Ludu” i „Żołnierza Wolności”. Tam znajdzie te same słowa i zbitki językowe, którymi cenzurowane przez komunistów media atakowały opozycję i obrońców praw człowieka.

Zobacz: PiS połączyło opozycję. Jej członkowie wspólnie protestowali pod Pałacem Prezydenckim

Po skompromitowany język sięgają dziś ludzie, którzy muszą pamiętać tamte czasy. Niektórzy – walcząc z komuną – walczyli też z komunistyczną agitką. Mimo to bez obciachu piszą: „Instrukcje płyną z Niemiec, jak obalić polski rząd” (Witold Gadowski) „Wezwania [do odwołania władz] stanowią stałą i niezmienną strategię opozycji oraz wspierających ją ośrodków. (…) Należałoby wymienić owe ośrodki: splot nieformalnych centrów władzy III RP potężny biznes, dominujące korporacje, prywatne media i ich zagraniczni sojusznicy, a często i mocodawcy” (Bronisław Wildstein) „Tych zdemoralizowanych frustratów ma powstrzymać odpór. Kto tu jest rozrabiaczem i podpalaczem sprawa jest jasna. To, że mieliśmy wczoraj w Sejmie i pod Sejmem do czynienia ze zorganizowaną prowokacją nie ulega najmniejszej wątpliwości” (Andrzej Potocki) „To, co wydarzyło się w Sejmie i przed parlamentem nie było żadną spontaniczną akcją, lecz paskudną, antyrządową, zaplanowaną prowokacją tych, którzy nie mogą pogodzić się z utratą władzy i wcześniejszych przywilejów” (Piotr Cywiński) „Wywołuje się burdy i awantury” (Paweł Lisicki) „Opozycja nie ma przed sobą żadnej perspektywy, poza narobieniem przed świętami dymu i smrodu”. (Rafał Ziemkiewicz)

Młodsi koledzy Wildsteina i Ziemkiewicza z wprawą wchodzą w ten język: „Wystarczająco wielu ludzi wie, co kryje się za fałszywymi maskami >>obrońców demokracji<<„ (Jacek Karnowski) „Anarchizacja Polski. Bandycka opozycja sieje wiatr – burza jest nieprzewidywalna” (Marek Pyza) „Wydarzenia wczorajszej nocy obnażyły charakter opozycji”. (Łukasz Adamski) „Protest środowiska dziennikarskiego został cynicznie zawłaszczony przez polityków, którzy pod płaszczykiem walki o wolność i demokrację próbowali ugrać swoje partykularne interesy”(Karol Gac) „Ekstremistyczne skrzydło KOD pragnie rozlewu krwi” (Krzysztof Feusette) „Anarchiści, KODziarze, byli ubecy i cała śmietanka III RP wylegli na ulice w buncie przeciwko władzy” (Marzena Nykiel) „Przeciwnikom dzisiejszej władzy nie chodzi o szacunek do demokracji, tylko o obalenie legalnie wybranego rządu” (Dorota Łosiewicz)

Cytować można bez końca. Językowe potworki o „obnażaniu pod płaszczykiem”, „opadających maskach”, „warchołach” i „finansowanych z zewnątrz prowokatorach” szaleją w tekstach eksniepokornych bez względu na wiek, doświadczenie życiowe i dorobek publicystyczny.

Ale efekt jest odwrotny do zamierzonego. Karnowscy, Ziemkiewicz i Wildstein przebrani za szeregowców partyjnej propagandy są śmieszniejsi od tych ze stanu wojennego.

Tamci po latach tłumaczyli, że tak im kazano. Spikerzy AD 2016 robią z siebie pajaców na własne życzenie.

 

wyborcza.pl

Marek Beylin

Cała Polska zobaczyła miękkie podbrzusze władzy

18 grudnia 2016

Jarosław Kaczyński w piątek w Sejmie

Jarosław Kaczyński w piątek w Sejmie (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

W pamięci Polaków zostanie obraz Kaczyńskiego wymykającego się z Sejmu pod ochroną policji. Bo przyłapany w takiej sytuacji triumfator i władca staje się w oczach wielu jedynie przestraszonym rozrabiaczem.

Kryzys sejmowy osłabia PiS, ale jest za wcześnie, by mówić o przełomie w zmaganiach między rządzącymi a ich przeciwnikami.

Cała Polska zobaczyła, że PiS wywołał kryzys parlamentarny, którego nie potrafi opanować. Co pokazuje miękkie podbrzusze władzy: lubi rozkazywać, ale nie wie, jak zapewnić sobie posłuch. Tę tendencję obserwujemy od roku, jednak nigdy dotąd PiS nie był tak bezradny wobec sytuacji, którą sam stworzył.

Rządzący nie tylko złamali zasady parlamentarne, lecz także najpewniej nielegalnie uchwalili ustawy, w tym budżetową. Mieć władzę i aż tak nie potrafić jej wykonywać – to sytuacja ośmieszająca.

W dodatku na długo zapadnie w pamięć Polaków obraz Jarosława Kaczyńskiego wymykającego się z Sejmu pod ochroną policji. Bo przyłapany w takiej sytuacji triumfator i niepodzielny władca staje się w oczach wielu jedynie przestraszonym rozrabiaczem.

W tych dniach władza stała się więc słabsza i śmieszniejsza, ale nie przestała być groźna. Zwłaszcza że upokorzenie, którego doświadcza, może ją skłaniać do gwałtownych akcji. Czy jednak PiS stać na to, by wysłać policję i wojsko przeciw pokojowym demonstracjom? Nie wiem. I jak sądzę, w PiS też jeszcze nie wiedzą. Pewne jest natomiast, że dziś, gdy opór społeczny okrzepł, użycie przemocy wobec społeczeństwa wyprowadziłoby je na ulice w masowej skali i radykalnie zwróciło przeciw władzy. Takiego scenariusza PiS powinien się bać.

Dziś władza słabnie, a my jesteśmy silniejsi, ale jeszcze nie tak silni, by PiS czuł się sparaliżowany. To nastąpi wtedy, gdy mocniej złączą się różne nurty protestów i gdy więcej ludzi zobaczy, że PiS dewastuje ich życie, choćby wskutek słabnącej gospodarki czy chaosu w szkołach. Do takiej sytuacji zmierzamy, jednak jeszcze nie czas na triumfy. Pracujmy nad własną siłą – narastająca śmieszność i nieudolność władzy tylko temu sprzyjają.

Zobacz: PiS połączyło opozycję. Jej członkowie wspólnie protestowali pod Pałacem Prezydenckim

niepodzielny

wyborcza.pl

czqxkemxaaaehwc

 

cz92vybxcaeznzm

The 1929 BMW model R11

cz9rqbrxuaawrej

‚Kościół wyszedł na głupka, bo poparł PiS’. Ksiądz profesor z KUL o sytuacji w Polsce

Anna Gmiterek-Zabłocka, TOK FM 2016-12-18

  • Katolicyzm, patriotyzm, nacjonalizm. Debata w Teatrze Starym w Lublinie. JAKUB ORZECHOWSKI
  • ‚Wolne Media’ demonstracja opozycji przed Sejmem Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
  • Jarosław Kaczyński opuszcza Sejm SŁAWOMIR KAMIŃSKI / Facebook.com/Agnieszka Pomaska
  • Demonstracja opozycji pod Sejmem Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta
  • Protest przed Sejmem Tomasz Golonko
  • Ks. prof. Alfred Marek Wierzbicki Fot. Iwona Burdzanowska / Agencja Gazeta
  • Opozycja na sali plenarnej. 16.12.2016 r. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Ks. prof. Alfred Wierzbicki, etyk, wieloletni dyrektor Instytutu Jana Pawła II Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W rozmowie z TOK FM bardzo krytycznie ocenia to, co się w tej chwili w Polsce dzieje. Nie podoba mu się m.in. zaangażowanie Kościoła po stronie Prawa i Sprawiedliwości.

TOK FM: Jak ksiądz profesor widzi to, co się od piątkowego wieczora dzieje w Polsce? W szczególności – emocje i nastroje?

Ks. prof. Alfred Wierzbicki, KUL: To wygląda niesłychanie. Zacznijmy o tego, że to co się wydarzyło w sejmie, to pogwałcenie wszelkich reguł. Ale może w tym jest jakieś ziarno nadziei, bo jest duży opór społeczny, więc chyba się budzimy. Potrzeba jednak mądrości i rozwagi, by nie doszło do eskalacji. Mam mieszane uczucia: z jednej strony cieszę się, z drugiej jestem pełen trwogi.

Czy umie ksiądz wyobrazić sobie, co może się dalej wydarzyć?

– Nie, nie umiem sobie tego wyobrazić.

Widzi ksiądz jako etyk jakieś rozwiązanie tego kryzysu?

– Nie, rozwiązania znajdują mądrzy ludzie. Natomiast, w mojej ocenie na głupka wyszedł Kościół katolicki, który poparł PiS. Dzisiaj, nawet gdyby się zgłosił na mediatora, to wszyscy go wygwiżdżą. I to mnie bardzo boli, że Kościół tak strasznie się skompromitował. I powinien, moim zdaniem, odbyć teraz jakąś głęboką pokutę, żeby stał się wiarygodny.

Ktoś jeszcze mógłby być mediatorem?

– Jest bardzo mało autorytetów w Polsce, które mogłyby się podjąć jakiejś roli mediacji. I to jest w tej sytuacji moment, w którym można się obawiać bardzo niebezpiecznych zwrotów w tych wydarzeniach.

Gdy ksiądz mówi, że „Kościół wyszedł na głupka”, co ma ksiądz na myśli?

Że stał się zakładnikiem PiS, że gdy zaczęła się sprawa Trybunału Konstytucyjnego, nie zabrał głosu. A to nie jest zwykły spór partyjny. Jan Paweł II mówił, że podstawą demokracji są wartości. Kiedy się uderza w wartości, to się uderza w rzecz najcenniejszą. I wtedy należało upomnieć PiS, należało bronić demokracji. Kościół jest współtwórcą polskiej demokracji, ale to dzięki działalności Jana Pawła II. Natomiast biskupi ani wtedy, ani dzisiaj się nie spisali. Nie rozumieją, czym jest demokracja. Przez to, że dali się wciągnąć w PiS-owską politykę, stali się częścią stronnictwa politycznego, nie broniąc podstaw demokracji. To wielka strata dla mnie, jako człowieka wierzącego i księdza. Myślę o sytuacji Kościoła, który nigdy nie popierał  komunizmu – przynajmniej oficjalnie. Natomiast teraz poparł partię, która jest autorytarna, która niszczy polską demokrację.

Ta cała sytuacja coś księdzu przypomina?

To jest pierwszy raz, gdy znajdujemy się w takiej sytuacji, że jak Kościół w Hiszpanii, który poparł Franco czy Kościół w Chile, który częściowo popierał Pinocheta. Jeśli doszłoby do dramatycznych sytuacji, gdzie znalazłby się polski Kościół? Nie wiem. Jest część biskupów, która jest krytyczna wobec PiSu, ale nie zabierają głosu. A jest część, łącznie z aktualnym nominatem na Kraków, arcybiskupem Jędraszewskim, która wypowiada się tak, jakby należeli do tej partii.

Ksiądz to mówi otwarcie, ale część księży po prostu milczy.

– Ja myślę kategoriami, których się nauczyłem od Jana Pawła. On pewnie nie używałby tak ostrego języka, jak ja. Ale mogę powiedzieć, że za dużo pomników postawiliśmy Janowi Pawłowi II, a za mało zrozumieliśmy jak on myślał i jak cenił wolność i demokrację.

kosciol

TOK FM

 

cz9rhcqwqaexbs

 

cz9u2hiw8aalamq

 

rada-2

 

rada

http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/ziobro-na-prywatnej-audiencji-u-kaczynskiego/95t05fz

w-sobote

Sędzia Przyłębska zabiera głos [OŚWIADCZENIE]

Wojciech Czuchnowski, 18 grudnia 2016

Sędzia Julia Przyłębska i prezydent Andrzej Duda

Sędzia Julia Przyłębska i prezydent Andrzej Duda (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

„Publikacja ‚Gazety Wyborczej’ była bezprawna a media próbują mnie zdyskredytować” – napisała w oświadczeniu sędzia Trybunału Konstytucyjnego, której kompromitującą przeszłość ujawniliśmy w piątek.

Julia Przyłębska może w poniedziałek objąć obowiązki prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Sędzią TK została z nominacji PiS. W ostatnich tygodniach blokowała kworum potrzebne do wyboru nowego prezesa, przedstawiając (wraz z dwoma innymi sędziami wybranymi przez partię rządzącą) zwolnienia lekarskie. Wcześniej w prawicowych mediach mówiła, że orzeczenia TK są nieważne.

W piątkowej „Wyborczej” opublikowaliśmy akta personalne Przyłębskiej z sądu w Poznaniu, gdzie pracowała w latach 80. i 90. w wydziale ds. ubezpieczeń społecznych. Gdy w 2001 r. po przerwie chciała wrócić do stanu sędziowskiego, w dwóch instancjach dostała odmowę. Kolegia sędziów z Poznania, uprawnione do oceny jej dokonań, wystawiły Przyłębskiej miażdżącą opinię. Sędziowie uznali, że jej powrót do sądzenia „nie będzie korzystny dla wymiaru sprawiedliwości”. W obszernej analizie spraw prowadzonych przez Przyłębską zwrócili uwagę na poważane błędy w orzekaniu (m.in. czterokrotne wydanie wyroków bez zbadania dowodów w sprawie) oraz nieobecności w pracy.

Opinię o Przyłębskiej dostaliśmy z nieoficjalnych źródeł. Nie chciał jej ujawnić ani sąd w Poznaniu, ani sama zainteresowana. Nie znali jej też posłowie, którzy wybierali Przyłębską do Trybunału Konstytucyjnego w grudniu 2015 r.

Zobacz: Praca na rzecz wywiadu dyskwalifikuje kandydata na sędziego Trybunału Konstytucyjnego – uważa były szef WSI Marek Dukaczewski

W sobotę wieczorem Przyłębska wydała oświadczenie. Przytaczamy je w całości, za portalem wPolityce.pl. Część twierdzeń sędzi Przyłębskiej komentujemy poniżej:

Szanowni Państwo,  

ponieważ „Gazeta Wyborcza” i inne media podążające za stronniczą i bezprawną publikacją próbują zdyskredytować mój dorobek zawodowy zmuszona jestem złożyć wyjaśnienie. Pomimo bezprawnej próby niedopuszczenia mnie do powrotu do Sądu zostałam sędzią już w 2001 roku (a nie jak pisze „Wyborcza” dopiero w 2007 ) *bo Krajowa Rada Sądownictwa taki wniosek ówczesnemu Prezydentowi przedstawiła, a on go przyjął. Opinia pani wizytator Anny Rusek została sporządzona bez podstawy prawnej**, zawiera liczne manipulacje. Kiedy odchodziłam z Sądu w 1998 roku nie toczyło się wobec mnie żadne postępowanie podważające moje kompetencje jako sędziego. Wskazywana przez panią wizytator absencja to były zwykłe urlopy wypoczynkowe lub bezpłatne dla załatwienia ważnych spraw rodzinnych.*** 

Przytaczane przez nią rzekome błędy zostały wyrwane z kontekstu a ja nie miałam wówczas możliwości jakiejkolwiek polemiki czy obrony. Zastrzeżenia poszczególnych sędziów do wszczętej wówczas procedury zostały zignorowane. ****Mimo tak bezpardonowej nagonki wywołanej przez jednego z ówczesnych prezesów pana Kwiatkowskiego aż 68 sędziów zdecydowało się zagłosować za moim powrotem do Sądu.                                          

Na marginesie dodam, że w tym czasie środowisko nie miało dość siły aby wyeliminować z zawodu tych sędziów, którzy w sposób oczywisty sprzeniewierzyli się niezawisłości.                                                    

Wcześniej byłam bezpardonowo atakowana za ujawnienie afery związanej z jedną ze spółdzielni mieszkaniowych w Poznaniu, w którą uwikłani byli ważni prawnicy w mieście i ówczesne władze miasta. Lekceważące uwagi jednego z sędziów o kolegach i koleżankach orzekających w sprawach pracy i ubezpieczeń wskazują na brak merytorycznego rozeznania. Sędziowie wydziałów pracy i ubezpieczeń orzekają w trudnych warunkach, przypada na każdego z nich po kilkaset spraw, a były okresy kiedy na sędziego przypadało niemal tysiąc spraw. Muszą znać się na licznych obszarach prawa administracyjnego, cywilnego, karnego, pracy, gospodarczego i konstytucyjnego.

Opisany przez Wyborczą niesprawiedliwie szkalujący mnie incydent w żaden sposób nie przekreśla mojej ponad 30 letniej wyróżniającej się kariery prawniczej. Brak tytułu profesora w sposób oczywisty nie dyskwalifikuje mojego statusu. Sędzia, konsul, dyplomata. Dwa języki obce. Kierowanie kilkudziesięcio osobowym Wydziałem Sądu Okręgowego, Przewodniczenie Wojewódzkiej Komisji Wyborczej. Konkretne sukcesy w skali międzynarodowej. Rzetelna praca dla Polski. Na zakończenie dodam, że do napisania tego listu skłoniły mnie liczne głosy wsparcia. Wszystkim za nie bardzo dziękuję. *****

Julia Przyłębska, sędzia Trybunału Konstytucyjnego.

*Informacja o tym, że Julia Przyłębska wróciła do stanu sędziowskiego w 2007 r., pochodzi ze strony Sejmu i jej oficjalnego biogramu prezentowanego przez posłów PiS.

**Opinia o pracy sędzi Przyłębskiej była sformułowana zgodnie z procedurą obowiązującą przy wnioskach o przywrócenie na stanowisko sędziego. Gremia sędziowskie wydające w tej sprawie decyzję były zobowiązane zasięgnąć takiej opinii. Opinia zawiera wyliczenie 43 poważnych błędów w sprawach prowadzonych przez sędzię Przyłębską.

***Nieobecność sędzi Przyłębskiej w pracy znacznie przewyższała poziom absencji w wydziale. Jak stwierdzili sędziowie, mogło to wpływać na efektywność i jakość pracy sędzi.

****W tekście o sędzi Przyłębskiej podaliśmy, że dostała 68 głosów „za”. Sędzia nie dodaje, że 103 osoby były przeciw. Nie podaje też, że w pierwszym głosowaniu nie dostała ani jednego głosu poparcia.

*****Sprawę przeszłości sędzi Przyłębskiej „Gazeta Wyborcza” opisała z oczywistego powodu: kiedyś nie mogła zostać sędzią sądu okręgowego. Dziś ma stanąć na czele jednego z dwóch (obok Sądu Najwyższego) organów władzy sądowniczej w Polsce.

Publikacja „Gazety” nie była „bezprawna”. Opinia publiczna ma prawo wiedzieć, kogo rządzący widzą na czele Trybunału Konstytucyjnego. Nie była też tendencyjna. Obok tekstu opublikowaliśmy pełną kopię dokumentów, do których uzyskaliśmy dostęp. Każdy mógł sam wyrobić sobie zdanie na temat wagi zarzutów wobec sędzi Przyłębskiej.

oswiadczenie

wyborcza.pl

Stanisław Skarżyński, OKO.press

Koniec złudzeń

18 grudnia 2016

Dziennikarze przed Salą Kolumnową, do której zostało przeniesione posiedzenie Sejmu. Wejścia pilnuje Straż Marszałkowska

Dziennikarze przed Salą Kolumnową, do której zostało przeniesione posiedzenie Sejmu. Wejścia pilnuje Straż Marszałkowska (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

W ten weekend PiS straciło resztkę wiarygodności. Od teraz to jest tylko głupia, zła i niebezpieczna władza.

Ostatnie wydarzenia dowodzą, że PiS to beznadziejne antytalenty polityczne.

To jest głupota – bo wprowadzenie ograniczeń dla dziennikarzy w Sejmie w chwili, gdy PiS boryka się z oskarżeniami o łamanie zasad państwa prawa, dewastowanie demokracji i ograniczanie wolności słowa, jest wizerunkowym strzałem w stopę.

Kto przy sprawie Trybunału Konstytucyjnego miał wątpliwości, ten je straci, patrząc na zdjęcia policji szarpiącej demonstrantów, żeby prezes Kaczyński mógł wyjechać z Sejmu.

Głupota – bo ostatnia noc dowodzi też, że ograniczanie dziennikarzom możliwości pracy w Sejmie to kompletny nonsens. Mimo „dnia bez polityków” w Sejmie są jeszcze politycy opozycji, którzy uzbrojeni w telefony komórkowe nagrali dziesiątki filmów – Zbigniewa Ziobrę wbrew prawu podpisującego listę obecności po zakończeniu obrad, policję rozpędzającą demonstrację, blokowanie wejścia do Sali Kolumnowej za pomocą krzeseł, Jarosława Kaczyńskiego wchodzącego wejściem dla marszałków Sejmu.

„Porządki” marszałka Kuchcińskiego to zwykły idiotyzm, który może PiS tylko zaszkodzić, bo celu nie da się osiągnąć (choćby nim było tylko to, by szalone głowy z szeregów PiS przestały dzień po dniu kompromitować „dobrą zmianę”).

W XXI wieku, w dobie Twittera i Facebooka, takie numery po prostu nie przechodzą.

Unieszkodliwić dwudziestu gryzipiórków

Pół biedy jednak głupota, bo pomysł Marka Kuchcińskiego i decyzje podjęte przez niego tej nocy – na przykład ta, by straż marszałkowska fizycznie uniemożliwiła dziennikarzom wejście do Sali Kolumnowej – pokazują drugą, nie błazeńską, ale groźną, mroczną i bardzo niebezpieczną twarz władzy PiS.

Plan, żeby redakcje mogły wyznaczyć zaledwie dwóch dziennikarzy mających prawo względnie swobodnie poruszać się po parlamencie, to prosty wstęp do putinowskich represji wobec mediów.

Za tym regulaminem stoi prosty rachunek. Mamy w Warszawie pięć, może dziesięć poważnych redakcji, którym rzeczywiście zależy na patrzeniu władzy na ręce. Wystarczy unieszkodliwić dwudziestu dziennikarzy i ma się Sejm wolny od mediów – zgodnie z regulaminem.

Obecnie do Sejmu może wejść – na podstawie stałej akredytacji – kilkuset dziennikarzy.

Z legitymacjami prasowymi robi się ich z tysiąc, a jeśli najszerzej liczyć, to mogą się pewnie uzbierać ze dwa. Dwadzieścia osób przy tym to jest – fizycznie – nic. Szczególnie jeśli ma się do dyspozycji instytucje państwa, którymi kierują ludzie tak posłuszni i pozbawieni skrupułów jak wydający polecenia straży marszałkowskiej Marek Kuchciński, zarządzający policją Mariusz Błaszczak, kierujący służbami specjalnymi Mariusz Kamiński oraz – a może przede wszystkim – Antoni Macierewicz, organizujący wyłączone z regularnej struktury dowodzenia wojska obrony terytorialnej, które z tygodnia na tydzień coraz wyraźniej śmierdzą polityczną bojówką władzy.

Dwudziestu. Trzech zatrzyma CBA („czy ktoś nie opowiadał pani/panu o aferze za czasów PO, czy nie zataiła pani tego przed prokuraturą?”). Zostanie siedemnastu. Do dziennikarskiej fundacji wjedzie kontrola skarbowa i wyłączy kolejnych dwoje dziennikarzy z akcji. Piętnastu. Jednego policja zatrzyma na 48 godzin po tym, jak alkomat pokaże, że prowadził po spożyciu, a drugiemu zabierze dowód rejestracyjny. Trzynastu. Mroczniej zrobi się, gdy dwoje kolejnych będzie miało wypadek samochodowy, jednego pobiją nieznani sprawcy, a kolejnego wezwą do szpitala, bo koledzy z wyższej klasy poturbowali jego dziecko.

Zostaje dziesiątka, a katalog metod zwalczania wolnej prasy, który znamy z Białorusi, Rosji i Ukrainy, dopiero został ledwo naruszony.

Zanim będzie za późno

Naprawdę, po wprowadzeniu zmian w regulaminie PiS nie będzie trudno doprowadzić do sytuacji, w której w Sejmie nie będzie żadnego dziennikarza uprawnionych do sprawdzenia, jaką instytucję demokratycznego państwa prawa tym razem zniszczyli politycy PiS.

Będziemy skazani na relacje posłów opozycji i zalewającą nas ze wszystkich stron, hojnie dotowaną przez partię władzy propagandę mediów narodowych i prorządowych propagandystów z mediów ułomnych.

Ukręciwszy kark mediom, można się wziąć za posłów opozycji. Można zakazać wnoszenia na salę obrad telefonów komórkowych i tabletów. Kto dowiedzie, że nie udzielono posłowi głosu, że głosowano na dwie ręce, że poseł z ław rządowych nachylił się do kolegi z opozycji i przed ważnym głosowaniem szepnął: „Michaś, czy ty wiesz, że twoja córka chodzi z moimi synami do szkoły?”.

Brzmi groźnie? Noc w Sejmie dowiodła, że PiS jest groźne, a w swoich działaniach już tak obłąkane, że trzeba zawsze poważnie rozważać najgorsze scenariusze.

W każdym pomyśle PiS trzeba szukać drugiego i trzeciego dna, bo za każdym razem, kiedy mówią o tym, że coś trzeba uporządkować, coś zreformować, coś naprawić – wychodzi na to, że chcą zagarnąć więcej władzy dla prezesa. To jest skutek kompromitacji PiS i może mieć o to pretensje tylko do siebie.

PiS nie da się już ufać, że „mieliśmy dobre intencje, tylko rzeczywiście wyszło niezręcznie”.

Nieprawda. PiS dobrych intencji po prostu wcale nie ma. PiS nie występuje wcale w imieniu pokrzywdzonych przez transformację ustrojową obywateli – PiS wykorzystało frustrację części obywateli do oszukania ich w demokratycznych wyborach, by dorwać się do władzy i trzymać ją tak długo, jak się tylko da.

 

ukreciwszy

wyborcza.pl