Rzepliński, 07.11.2016

 

 

top07-11-2016

 

Misiewicze i ich swojska Polska pisowska

Misiewicze i ich swojska Polska pisowska

Bartłomiej Misiewicz dostał się w przyjazne prokuratorskie ręce po tym, jak Platforma Obywatelska złożyła zawiadomienie o próbie przekupstwa lokalnych polityków PO przez rzecznika (w stanie zawieszenia bądź dezinformacji) Antoniego Macierewicza.

Zawiadomienie zostało złożone w Bełchatowie, bo tam doszło do próby politycznej korupcji (za koalicję z PiS radni PO w Bełchatowie mieli dostać posady w państwowych spółkach). Po co jednak robiono reformę prokuratury? Po to, aby swoim nie stała się krzywda, bo wiadomo, że z góry są niewinni.

Nie mając więc zaufania do prokuratorów w Bełchatowie, system Ziobry zadziałał tak, iż śledztwo zostało przesunięte do Piotrkowa Trybunalskiego, aby mogło dostać się pod nadzór innego Misiewicza PiS, mianowicie beneficjentki reformy Ziobry, Magdaleny Witko. A kto to zacz? Swoja. Mianowicie Witko jest żoną Witko, a Marcin Witko to były poseł PiS. Co może się stać jednemu Misiewiczowi, gdy śledztwo prowadzi drugi Misiewicz z tego samego miotu?

Czyż to nie nazywa się układ i do tego jednego rytu, mianowicie rytu misiowatego. Misie mogą co najwyżej zrobić żółwika i dorwać się do beczki miodu. Jednak łyżkę dziegciu podali politycy Platformy Obywatelskiej Cezary Tomczyk i Jan Grabiec, którzy na konferencji prasowej zaprezentowali filmik z konferencji prasowej Macierewicza i Witko, a prowadził ją Misiewicz.

Staje się więc jasnym, iż Macierewicz nie mylił się w swoich „przeczuciach”, gdy na wieść o śledztwie stwierdził, iż wykaże ono ”nieprawdziwość medialnych oskarżeń i próbę zorganizowania politycznej nagonki na PiS i dyrektora Bartłomieja Misiewicza”.

Tomczyk zapytał eufemistycznie: – „Czy nad całym postępowaniem został rozłożony parasol ochronny nad panem Misiewiczem? Czy tropiący układy sami tworzą jeden z nich?”. To jest układ swojaków. Jednym z haseł przedwojennej sanacji było, iż przyszedł „swój do swego po swoje”. W tym wypadku mamy taką samą praktykę. Swojska Polska kołtunów PiS. „Swoisty układ zamknięty” – jak określił rzecznik PO Jan Grabiec.

Waldemar Mystkowski

kleofas-wieniawa

koduj24.pl

Nowy Reichstag?!

Nowy Reichstag?!

Na teren polskiej ambasady w Berlinie jakaś zakapturzona postać wrzuciła kanister z tajemniczą, łatwopalną substancją oraz nadpaloną szmatę. Zdarzenia miało miejsce o 3 godz. nad ranem, z soboty na niedzielę. Nikomu w Ambasadzie Polskiej w Berlinie nic się nie stało. Za to Polsce – tak. W Polsce TVP info oszalało. Tak jakby to im wrzucono nadpaloną szmatę.
Przez wiele godzin TVP Info nadawało program o sile podniecenia i rażenia równiej relacji z wydarzeń 11 września w USA lub – co najmniej – podpalenia Reichstagu w 1933 roku. Prowadzący program (Magdalena Stankiewicz oraz Karol Gnat) dwoili się i troili, by wytworzyć napięcie, podtrzymać je, zwielokrotnić, utrzymać jednolitą linię interpretacji, siać wątpliwości wokół odmiennych opinii, insynuować, podniecać. Celem była nie tylko prosta medialna sensacja (może za sensacje dostają premię?), ale wywindowanie emocji na poziom międzynarodowego konfliktu. Zaproszono (lub dzwoniono do) ekspertów, polityków, opiniodawców, ludzi partyjnie ograniczonych, przedstawicieli ważnych instytucji, by stworzyć rodzaj narodowej histerii wokół polskiej, naruszonej kanistrem i nadpaloną szmatą, godności. Każda z uspokajających wypowiedzi, że wszędzie na świecie znajdują się osoby niezrównoważone, spotykała się z natychmiastową ideologiczną kontrą pani Stankiewicz. Przecież prasa niemiecka podsyca antypolskie nastroje i – w ogólności – to rzecz niesłychana!

Oglądałam to w szoku, ale i z wielką ciekawością, bo miałam jak na dłoni domorosłe laboratorium propagandy podtrzymywane wolą i determinacją dziennikarzy, u których poziom niekompetencji (w każdej dziedzinie) wyrównywany był ideologiczną gorliwością, prywatnym zacietrzewieniem i wiarą w zbawczą moc ideologicznej sensacji. Oto Polska ma wroga, przed którym musi się bronić, wróg atakuje Polskę w jej najbardziej wrażliwym punkcie, a niemieckie władze – nic! Poza tym wszystko jest powiązane ze „Smoleńskiem”, to znaczy odmową wyświetlenia filmu. No, jednym słowem, międzynarodowy, a co najmniej niemiecki spisek przeciw naszej suwerenności, Prawdzie i dobrej zmianie.

Nie wiem, czy pani Stankiewicz i pan Gnat czytali kiedyś Klemperera, który badał metody najbardziej prymitywnej, ale i najbardziej nośnej propagandy i w badaniach swoich zwracał uwagę na takie niezmienne jej cechy jak: prostota (jeden fakt, jedna interpretacja), niezwykłość (bo ideologiczny przekaz musi przykuć uwagę), powtarzalność (wbijać do głów, póki się nie utrwali), siać wątpliwości wobec opinii ludzi o zdrowym rozsądku i dowartościowywać opinie awanturników i głupców. Traktować wszystko hasłowo i w zgodzie z główną linią partii. No i zapomnieć o myśleniu. Nie zrobi się na nim kariery w telewizji PiS.

Magdalena Środa

nowy-reichstag

koduj24.pl

PONIEDZIAŁEK, 7 LISTOPADA 2016

Przyłębska: Nie widzę żadnego problemu, żeby pracować z sędziami, którzy obecnie orzekają

20:45

Przyłębska: Nie widzę żadnego problemu, żeby pracować z sędziami, którzy obecnie orzekają

Mam nadzieję, że kiedy emocje opadną, kiedy pojawią się nowi sędziowie w Trybunale, to wszystko się uspokoi. Nie widzę żadnego problemu, żeby pracować z sędziami, którzy obecnie orzekają – mówiła Julia Przyłębska w rozmowie z Danutą Holecką w „Dziś wieczorem” TVP Info.

PONIEDZIAŁEK, 7 LISTOPADA 2016, 20:30

Przyłębska: Nie jestem pisowskim sędzią. Jestem sędzią wybranym przez suwerenny parlament

Jak mówiła sędzia TK Julia Przyłębska w rozmowie z Danutą Holecką w „Dziś wieczorem” TVP Info:

„Sędziowie nie są politykami. Nie reprezentują danej opcji politycznych, ale jest coś takiego, że różnimy się, każdy z nas się rożni. Dlatego tak, a nie inaczej została zbudowana nasza Konstytucja. Na marginesie chciałam powiedzieć, że jest dla nas bardzo przykre, kiedy media i politycy mówią o nas „pisowscy sędziowie”. Nie jestem pisowskim sędzią, nie dlatego, że się dystansuje od jakiś partii – obojętnie jakiej. Jestem sędzią wybranym przez suwerenny parlament większością głosów, legalnie i proszę, żeby nie dopisywać, bo to takie dyskredytowanie. My jesteśmy ci gorsi, bo jesteśmy pisowscy. A tamci to nie wiem, wybrani przez jakieś zupełnie zobiektywizowane ciało demokratyczne, a my jesteśmy niedemokratyczni? Tak nie jest”

300polityka.pl

Ewa Siedlecka

Dotychczas z Trybunałem walczyli politycy PiS. Teraz czas na sędziów PiS

07 listopada 2016

Trybunał Konstytucyjny

Trybunał Konstytucyjny (Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta)

To koniec Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Nie jest sądem ciało, w którym rządzą funkcjonariusze partyjni.

Troje wybranych przez PiS sędziów TK odmówiło orzekania. Wszystko wskazuje na to, że działali w porozumieniu, jeśli wręcz nie na polecenie partii.

Sędziowie Julia Przyłębska, Piotr Pszczółkowski i Zbigniew Jędrzejewski postanowili uniemożliwić Trybunałowi orzeczenie w sprawie zasad wyboru kandydatów na prezesa TK.

Dotąd nie przeszkadzał im brak w składach tzw. dublerów, czyli trzech osób wybranych przez PiS na zajęte już miejsca. Ograniczali się do zdań odrębnych. Dopiero teraz, gdy przyszło do sądzenia sprawy, na której PiS-owi zależy najbardziej, tj. trybu wyboru kandydatów na prezesa TK, okazało się, że – jak sami stwierdzili – zasiadanie w składzie bez dublerów byłoby naruszeniem konstytucji.

Ten bojkot paraliżuje Trybunał. Uniemożliwia osądzenia jakiejkolwiek sprawy w pełnym składzie.

We wtorek Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK ma przyjąć zmiany w regulaminie umożliwiające wybór kandydatów na prezesa. Musi w nim uczestniczyć co najmniej dziesięciu sędziów. Wystarczy więc, że nie przyjdzie jeden PiS-owski, by zablokować wybór prezesa. I o to chodzi.

Procedowana właśnie w Sejmie nowa ustawa o TK przewiduje, że gdy nie ma prezesa – jego obowiązki sprawuje Julia Przyłębska. Wprawdzie jej nazwisko nie pada, ale warunki, jakie ma spełniać zastępczy prezes, spełnia tylko ona. Jako p.o. prezesa włączy do orzekania dublerów. W tym Mariusza Muszyńskiego, który dziś w Trybunale pełni funkcję „ambasadora” PiS. Kolportuje wśród sędziów i pracowników otrzymane z rządu dokumenty, np. stanowisko Rady Ministrów dla Komisji Europejskiej w sprawie jej zaleceń dotyczących praworządności. Rząd do tej pory go nie ujawnił.

Dotychczas ciężar walki z Trybunałem brali na siebie politycy PiS. Teraz czas na sędziów PiS. Mogą niszczyć Trybunał jeszcze skuteczniej niż politycy.

Zobacz też: PiS niszczy zasady państwa prawa – Jerzy Stępień o rewolucji w prawie

dotychczas

wyborcza.pl

 

„Fakt”. Kaczyński do posłów: na kolejne obietnice zabraknie pieniędzy. Za to mają… chwalić się sukcesami

past, 07.11.2016

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Prezes PiS chce, żeby partia i rząd bardziej chwaliły się zrealizowanymi projektami socjalnymi. Ponieważ na nowe na razie nie będzie pieniędzy.

Na spotkaniu klubu PiS Jarosław Kaczyński miał powiedzieć, że „przyszły rok będzie dla nas trudny” – podaje „Fakt„. Według dziennika, prezes partii dał posłom do zrozumienia, że na realizację projektów socjalnych, poszerzenie programu 500+ czy obniżkę podatków nie starczy pieniędzy w przyszłorocznym budżecie.

Kaczyński – podobnie jak niektórzy ministrowie – uważa, że problemem PiS-u jest złe komunikowanie dotychczasowych osiągnięć. Według anonimowej wypowiedzi jednego z ministrów, cytowanej przez „Fakt”, rząd „zrobił dla ludzi więcej niż PO-PSL” przez kilka lat. Te sukcesy nie są jednak dostatecznie promowane. Dlatego ma powstać szeroka i długotrwała strategia medialna dla rządu.

W ciągu roku rząd PiS wprowadził m.in. program 500+ (przyznawane jednak na drugie i i kolejne, a nie każde dziecko) i program darmowych leków dla seniorów (ma on jednak pewne ograniczenia. Od przyszłego roku minimalna stawka płacy wzrośnie do 13 zł za godzinę, a najniższa emerytura – do 1000 zł brutto.

fakt

gazeta.pl

PONIEDZIAŁEK, 7 LISTOPADA 2016, 13:16
misiewicz1

Tomczyk o śledztwie ws. Misiewicza: Czy został rozłożony parasol ochronny?

Chcemy opowiedzieć o nowych faktach dotyczących Bartłomieja Misiewicza, rzecznika MON. Kilka tygodni temu Newsweek opisał jak Misiewicz miał proponować zatrudnienie w zamian za poparcie na konkretną osobę. My złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury w Bełchatowie. Śledztwo zostało przesunięte do Piotrkowa Trybunalskiego. W Piotrkowie prokuratorem okręgowym jest Magdalena Witko, żona byłego posła PiS. Została prokuratorem okręgowym z decyzji Ziobro. Ale to nie wszystko. Warto dodać, że mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Sprawę pana Misiewicza nadzoruje inny misiewicz – pani Witko. Jest ona beneficjentem dobrej zmiany, została mianowana po tym, jak prokuratura przestała być niezależna. Pan Macierewicz jest posłem z okręgu piotrkowskiego. Czy on zna posła Witko? Tak, zna. mówił na konferencji prasowej w Sejmie Cezary Tomczyk.

Na konferencji pokazano też krótki film z konferencji prasowej z udziałem Macierewicza, Tomczyka i posła Witko.

Tomczyk: Czy nad całym postępowaniem został rozłożony parasol ochronny?

Należy zadać pytanie: czy nad całym postępowaniem został rozłożony parasol ochronny nad panem Misiewiczem? Czy tropiący układy sami tworzą jeden z nich? Jest w tej sprawie wiele pytań, niewiele odpowiedzi. Sytuacja zmierza w nieciekawym kierunku.

300polityka.pl

Jacek Żakowski („Polityka”, Collegium Civitas)

Atak bezstronnością

07 listopada 2016

Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar

Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar (Fot. Agnieszka Wocal / AG)

PiS zbada, czy rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar „był bezstronny” w sprawie rekomendacji Komitetu Praw Człowieka ONZ dotyczących Polski – zapowiedziała rzeczniczka partii Beata Mazurek. Jeśli się okaże, że nie był bezstronny, PiS rozważy jego odwołanie.

Andrzej Rzepliński „od dawna nie dba już o status bezstronnego sędziego”, pisze komentator „Rzeczpospolitej” Konrad Kołodziejski, robiąc z tego zarzut prezesowi TK.

Zarzut braku bezstronności to nowa broń PiS w walce o władzę absolutną. „Brak bezstronności” ma dać PiS pretekst do opanowania kolejnych instytucji polskiego państwa prawa i represjonowania tych, którzy stoją na jego straży. Zgodnie z putinowskim schematem po TK przyjdzie kolej na RPO, media, sądy, samorządy, trzeci sektor i opozycję.

Bezstronność to ważne kryterium oceny wielu osób. Nie tylko oceny formalnej, ale też moralnej. Sędzia, urzędnik, prokurator, dziennikarz, nawet pan prezydent i zasadniczo każdy uczciwy człowiek – z wyjątkiem adwokatów i autorów reklam – powinien być w swoich ocenach i decyzjach bezstronny – zwłaszcza kiedy się wypowiada publicznie.

Brak bezstronności to bardzo poważny zarzut. Sędzia, urzędnik, dziennikarz, który nie jest bezstronny, sprzeniewierza się funkcji – powinien się wstydzić i tracić posadę. Na przykład koledzy robiący teraz „Wiadomości” TVP i jawnie wysługujący się obecnej władzy dawno wylecieliby z TVP, gdyby byli dziennikarzami, a nie piarowcami PiS, i gdyby „Wiadomości” były programem informacyjnym, a nie biuletynem reklamowym władzy, przez nieporozumienie wciąż zaliczanym do programów informacyjnych.

Tam, gdzie bezstronność wciąż obowiązuje, łatwo też jednak o nieporozumienie. Wydając wyrok, sędzia przyznaje przecież rację jednej stronie. Więzienia pełne są „niewinnych”, bo każdy kryminalista, podobnie jak PiS, twierdzi, że sędzia był stronniczy, gdyż orzekając, opowiedział się po stronie oskarżenia. Gdyby taki był sens bezstronności, każdy sędzia traciłby ją z chwilą wydania każdego wyroku, każdy urzędnik z chwilą wydania jakiejkolwiek decyzji i każdy dziennikarz z chwilą przekazania jakiejkolwiek opinii lub informacji.

Takie absurdalne pojęcie bezstronności eksploatuje propaganda PiS, by ludziom zamieszać w głowach i ułatwić sobie skok na państwo. Bo bezstronność sędziego, urzędnika ani dziennikarza nie polega na tym, że nie przyznaje racji żadnej ze stron sporów, lecz na tym, że strony traktuje tak samo i ocenia je, kierując się tymi samymi zasadami. Dla sędziego TK źródłem tych zasad jest polska konstytucja. Dla innych sędziów – ustawy i konstytucja. Dla RPO – prawa człowieka opisane w konwencjach i konstytucji. Dla dziennikarza – publiczny interes. We wszystkich tych przypadkach bezstronność oznacza lojalność wobec zasad – a nie wobec osób lub organizacji. O braku bezstronności ani o stronniczości nie może być mowy, gdy którejś ze stron sporu przyznaje się rację, by – jak w przypadku Rzeplińskiego albo Bodnara – być po stronie zasad.

pis

wyborcza.pl

Beata Gosiewska z PiS porównuje UE do komunizmu. Ale sama kasuje z Brukseli 35 tys. zł miesięcznie

Beata Gosiewska z PiS porównuje UE do ustroju komunistycznego. Ale co miesiąc kasuje stamtąd niezłą pensję.
Beata Gosiewska z PiS porównuje UE do ustroju komunistycznego. Ale co miesiąc kasuje stamtąd niezłą pensję. Fot. Zrzut ekranu z TV Trwam

Janusz Korwin-Mikke (dla tych którzy zapomnieli – taki pan w muszce) mówił, że idzie do Parlamentu Europejskiego niszczyć UE od środka za jej pieniądze. Chyba ma nowego sojusznika, bo posłanka do PE z PiS Beata Gosiewska uważa, że UE to tylko łagodniejsza forma komunizmu. Mimo tego bez mrugnięcia okiem w zeszłym roku przyjęła od niej prawie 100 tysięcy euro.

– Unia Europejska zmierza w bardzo złym kierunku. Tak naprawdę jest to mniej totalitarna forma ustroju komunistycznego – orzekła Beata Gosiewska z Prawa i Sprawiedliwości w rozmowie z Telewizją Trwam. I w sumie nie byłoby w tym nic zaskakującego – politycy PiS często licytują się na eurosceptycyzm z Januszem Korwin-Mikkem i narodowcami. A miejsce udzielania wywiadu, czyli skrajnie antyunijna Telewizja Trwam, jeszcze mocniej skłania do zaostrzenia języka.

 

Ale jednak takie słowa z ust Beaty Gosiewskiej budzą niesmak. Bo to poseł do Parlamentu Europejskiego, więc polityk PiS codziennie pracuje w tym centrum totalitaryzmu. I jakoś żyje.

Może ból codziennego mierzenia się z ustrojem bliskim komunizmowi łagodzi wypłata, jaką Beata Gosiewska inkasuje z Brukseli. Jak wynika z oświadczenia majątkowego posłanki w 2015 roku było to 97 tysięcy euro, czyli ponad 8 tysięcy euro miesięcznie (według dzisiejszego kursu ponad 35 złotych miesięcznie). Do tego diety i zwrot kosztów podróży.

gosiewska

naTemat.pl

 

cwp2k8_xuaawpph

 

cwptt2awgaaa3-v-jpg_large

Pedofilia w Kościele. Dlaczego Watykan nie liczy księży pedofilów [CYKL ZŁY DOTYK W KOŚCIELE]

Marcin Wójcik, 07 listopada 2016

Rys. Anna Reinert / Jacek Faleńczyk

Watykan tnie etaty. Benedykt XVI zdegradował około 80 biskupów, głównie za nieinformowanie o pedofilii, do czego zobowiązywała ich instrukcja z 2001 roku.

Bez odpowiedzi. W czterech odcinkach opisaliśmy:

Przypadek księdza Pawła Kani z Wrocławia, który od 2005 do 2012 roku przerzucany był między diecezją bydgoską a wrocławską, mimo wiedzy hierarchów na temat jego pedofilii.

Jedna z jego ofiar, ministrant z Bydgoszczy, pozywa po latach obydwie kurie za to, że świadome pedofilskich inklinacji księdza dopuszczały go do kontaktu z dziećmi.

Pokazaliśmy historię Pawła z diecezji bielskiej molestowanego przez proboszcza. Gdy odważył się mówić, był przez księży dyskredytowany plotkami o prostytucji.

Prof. Stanisław Obirek wyjawił nam, jak molestowany był już w latach 60.

Na żadne z pytań, które przekazaliśmy w naszym cyklu Episkopatowi, ani na prośbę o rozmowę – nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

CYKL ZŁY DOTYK W KOŚCIELE

Pedofilia w Kościele. Jak biskupi chronili księdza Pawła Kanię

Kuria wrocławska latami ukrywała pedofila, a jego ofierze oferuje modlitwę

Michał Kelm, adwokat Kościoła. Jest obrońcą księży pedofilów. W oczach jednego z nich zobaczył kiedyś szatana

Ofiara: Kuria chciała mnie zdyskredytować

Stanisław Obirek: Unikałem niedzielnej mszy

Do wszystkich 41 diecezji wysyłam pytanie, ile na ich terenie ujawniono przypadków pedofilii wśród duchownych od 1990 roku.

Diecezja szczecińska: „Nie jest naszym zadaniem prowadzenie statystyk, o które Pan pyta”.

Diecezja gnieźnieńska: „Kościół w Polsce nie prowadzi statystyk, o jakie Panu chodzi”.

Diecezja poznańska: „Z zasady nie przekazujemy mediom danych statystycznych, współpracujemy jedynie z Instytutem Statystyki Kościoła Katolickiego”.

Instytut: „Niestety nigdy nie podejmowaliśmy badań na wymienione przez Pana tematy, dlatego nie jesteśmy w stanie pomóc”.

Diecezja katowicka: „Arcybiskup prosi, aby w tej sprawie Pan Redaktor kontaktował się z sekretariatem Konferencji Episkopatu Polski, a dokładnie z bp. Arturem Mizińskim”.

Zastępca biskupa: „W imieniu nieobecnego księdza biskupa Artura Mizińskiego, sekretarza generalnego KEP, pragnę poinformować, że nie dysponujemy interesującymi Pana informacjami”.

Pytam Marka Lisińskiego z fundacji Nie Lękajcie Się, która pomaga ofiarom pedofilii, jak to możliwe, że Kościół w Polsce nie zna skali problemu, a skoro nie zna, to jak zamierza z tym walczyć.

– Każdy ksiądz ma akta osobowe w kurii, do nich wszystko się wpisuje. Więc jak biskupi mogą mówić, że nie widzą, ile w ich diecezji jest księży pedofilów? Boją się, że liczby nadszarpną święty wizerunek Kościoła.

Cięcia w Watykanie

Rozmawiam z koordynatorem ds. dzieci i młodzieży przy Episkopacie ks. Adamem Żakiem, który odpowiada również za pomoc ofiarom pedofilii.

– Ksiądz też nie zna liczb?

– Wysłałem do 255 sądów rejonowych prośbę o informację o księżach prawomocnie skazanych za czyny seksualne na szkodę małoletnich. Z tych danych wiem, że w latach 2010-13 było ich 19.

– Dlaczego pytał ksiądz tylko o te lata?

– Dopiero od 2010 roku działa w sądach system elektronicznego rejestru. Inaczej sekretarka musiałaby siedzieć dniami i nocami w archiwach. Poza tym nie ma rozróżnienia, czy jest to ksiądz pedofil, czy też murarz pedofil. Sądy zrobiły mi przysługę, wnikając w sprawy.

– W Episkopacie twierdzą, że nie gromadzą danych o liczbie księży pedofilów.

– Bo nie ma uchwały, która zobowiązywałaby diecezje do przesyłania ich Episkopatowi.

– Potrzebna jest do tego uchwała?

– Tak, Episkopat musi mieć podstawę prawną, żeby tak wrażliwe dane ściągać z diecezji.

– To może trzeba ją uchwalić?

– Konferencja Episkopatu organizowana jest tylko trzy razy w roku, więc biskupi nie mają czasu, żeby się tym zająć.

– Od powstania Episkopatu, czyli od 1918 roku, nie znaleźli na to czasu?

– Zawsze jest coś ważniejszego do omówienia. Teraz na przykład było 1050-lecie chrztu Polski.

– A Kongregacja Nauki Wiary w Watykanie ma takie dane?

– Biskupi powinni wysyłać tam informacje o każdym przypadku pedofilii. Ale Kongregacja nie prowadzi elektronicznego rejestru, a nikt nie będzie schodził do archiwów i liczył ręcznie. Tam pracuje za mało ludzi, a jeszcze jest reforma administracji watykańskiej, która zakłada cięcie etatów – mówi ks. Żak.

Wysyłam mailem oraz tradycyjną pocztą pytania do Kongregacji. Chcę się dowiedzieć, czy polscy biskupi przysyłają dane księży oskarżanych o molestowanie.

Ile przypadków molestowania dzieci przez duchownych w Polsce zostało zgłoszonych do Kongregacji Nauki Wiary?

Wobec ilu polskich księży pedofilów rozpoczęto procedurę wydalenia ze stanu duchownego z powodu pedofilii?

W jakim europejskim kraju przez ostatnie 25 lat odnotowano najwięcej przypadków pedofilii wśród duchownych katolickich? Które miejsce zajmuje Polska?

Mimo przypominania się przez kilka tygodni nie otrzymałem odpowiedzi.

Reportaż Wojciecha Tochmana o księdzu molestującym dzieci w Tylawie

Zakaz współpracy

W 1962 roku, podczas Soboru Watykańskiego II, biskupi otrzymali wewnątrzkościelną instrukcję „Crimen sollicitationis”. Ten napisany po łacinie dokument odnosi się do pedofilii, homoseksualizmu i zoofilii wśród duchownych. Jego najważniejsze zapisy to:

oskarżonym zabrania się współpracy ze świeckimi organami ścigania,

nie ma odpowiedzialności karnej, a jedyną karą jest przeniesienie do innej parafii lub wydalenie ze stanu duchownego,

opieką psychologiczną mają być objęci duchowni, o opiece nad ofiarami dokument nie wspomina,

przesłuchiwanie w kurii ofiar powinno się odbywać bez notariusza, aby pozostało jak najmniej pisemnych śladów,

ofiara i świadkowie zobowiązani są do milczenia pod groźbą ekskomuniki.

Dokument odkryli kilka lat temu prawnicy, którzy reprezentowali ofiary księży pedofilów w Irlandii. Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek nie anulowali go, nadal jest na stronach internetowych Kongregacji Nauki Wiary jako oficjalny dokument Kościoła – choć wprowadzono nowe dokumenty, przyjazne ofiarom, piętnujące sprawcę.

– „Crimen sollicitationis” do niedawna był jedynym dokumentem w kwestii pedofilii. Trudno się dziwić, że biskupi mają stare nawyki i nadal chcą zamiatać sprawy pod dywan. Tak ich Kościół wychował – mówi Marek Lisiński.

Ogień kurialny. Ilu polskich księży skazano za pedofilię?

„Najlepszy system”

Arcybiskup Henryk Hoser powiedział publicznie kilka tygodni temu: „Kościół w Polsce ma najlepszy w tej chwili system reagowania na pedofilię. Istnieją bardzo szczegółowe protokoły postępowania, one są bardzo rzetelnie prowadzone”. Poprosiłem arcybiskupa Hosera, aby wyjaśnił mi, na czym polega ów system, ale nie zgodził się na rozmowę.

„Najlepszy system”, o którym wspomniał, jest w fazie początkowej. Od 2013 roku każda diecezja ma delegata (księdza w kurii), do którego może się zgłosić ofiara molestowania. Po zebraniu materiału dowodowego diecezja wysyła dokumenty do Kongregacji Nauki Wiary. Ta może sama rozpocząć dochodzenie albo kazać przeprowadzić je w diecezji. Na końcu ksiądz może zostać wydalony ze stanu duchownego.

Ale biskupi już od 2001 roku mają obowiązek zgłaszać każdy przypadek pedofilii do Watykanu, a nie od 2013, jak można wnioskować z przekazu polskiego Episkopatu. Instrukcja Jana Pawła II z 18 maja 2001 roku brzmi: „Ilekroć Ordynariusz lub Hierarcha dowie się chociażby o prawdopodobieństwie grzechu zastrzeżonego, po przeprowadzeniu wstępnego dochodzenia winien powiadomić o nim Kongregację Nauki Wiary, która, z wyjątkiem zastrzeżenia dla siebie procesu z powodu szczególnych okoliczności sprawy, winna zarządzić ostateczne postępowanie Ordynariuszowi lub Hierarsze w ramach jego własnego Sądu”.

Benedykt XVI zdegradował około 80 biskupów, głównie za nieinformowanie Watykanu o każdym przypadku pedofilii, do czego zobowiązywała ich właśnie instrukcja z 2001 roku.

Dlaczego więc polscy biskupi chwalą się dopiero w 2013 roku, że każdy przypadek będzie wysyłany do Watykanu?

Czy to oznacza, że do tej pory polscy biskupi nie respektowali prawa i nie zgłaszali każdego przypadku – nawet podejrzenia?

Czy powinni zostać za to usunięci ze stanowisk?

Między innymi o tym chciałem porozmawiać z prymasem Wojciechem Polakiem, ale nie zgodził się na rozmowę.

Pieniądze

„Najlepszy system”, o którym wspomniał arcybiskup Hoser, nie przewiduje odszkodowań. Przekreśla je zapis, że ksiądz jest osobą fizyczną, więc Kościół nie ponosi odpowiedzialności za jego czyny. Diecezje zobowiązane są jedynie do pokrycia kosztów terapii ofiar i ich rodzin, zapewnienia opieki duszpasterskiej. W każdej diecezji jest ksiądz – duszpasterz, który ma za zadanie wspierać duchowo ofiarę, pomóc jej przebaczyć.

– Przebaczenie i pojednanie to ważne środki do uzdrowienia z poczucia krzywdy i bycia wieczną ofiarą – mówi ks. Adam Żak. – Przebaczenie nie oznacza jednak, że osoba pokrzywdzona ma obowiązek zrezygnować z doniesienia o przestępstwie do przełożonego kościelnego lub organów ścigania. Z jednej strony, duszpasterz ma pomóc ofierze, by nie kierowała się zemstą, a z drugiej, powinien jej pomóc, by się nie poddawała poczuciu winy. Kara jest dla sprawców szansą na zdrowienie i oczyszczenie. Dlatego roztropny kierownik duchowy nie może tak po prostu powiedzieć: „Po co ty to wyciągasz po latach? Przebacz mu”. Wręcz przeciwnie! Duszpasterz ma uświadomić ofierze, że składając doniesienie, przyczynia się do ochrony innych potencjalnych ofiar – mówi.

Z punktu widzenia prawa karnego sprawy przedawniają się po 10 latach od osiągnięcia pełnoletności przez ofiarę. Mimo przedawnienia niektórzy decydują się na proces cywilny, żądają odszkodowań od księdza i diecezji.

– Wiemy o sześciu aktualnie toczących się sprawach sądowych. Nigdzie jeszcze nie zapadł wyrok, który zmuszałby diecezję do wypłaty odszkodowania – mówi Marek Lisiński.

Nie zawsze dochodzi do procesów.

– Diecezje i zakony nie są zamknięte na odszkodowania, jeśli są one związane z konkretną odpowiedzialnością instytucjonalną. Znam przypadki, gdzie przełożeni po analizie zebranych materiałów wyszli z propozycją rozmów na temat odszkodowania – powiedział ks. Adam Żak. Ale nie chciał ujawnić, które to diecezje i zakony.

Napiętnowani

„Najlepszy system”, o którym wspomina arcybiskup Hoser, nie przewidział też, że błędy będą tkwiły u jego podstaw.

W połowie października ks. Stanisław G., proboszcz parafii w Kalinówce (diecezja zamojsko-lubaczowska), stawił się do więzienia, aby odsiedzieć trzyletni wyrok za molestowanie pięciu dziewczynek. Jego następca zwołał parafian i przeczytał pozew przeciwko parafii, diecezji i byłemu proboszczowi. Przy okazji z imienia i nazwiska wymienił rodziny molestowanych dziewczynek.

– Nie tylko złamał prawo, bo ujawnił dane osobowe poszkodowanych, ale także naraził dziewczynki i ich rodziny na szykany. Bo mimo że proboszcz odsiaduje wyrok, to ludzie zarzucają rodzinom, że chciały się dorobić i oskarżyły proboszcza. Teraz, kiedy aktualny proboszcz ujawnił ich żądania finansowe, tym bardziej naraża je na szykany. Niby tyle się mówi o pomocy ofiarom, zrozumieniu, ale to tylko piękne słowa na salonach Episkopatu – mówi mieszkaniec parafii.

Wola Episkopatu

W 2010 roku episkopat Niemiec uruchomił bezpłatną infolinię, która była czynna przez dwa miesiące, we wtorki, środy i czwartki, od godziny 13 do 20.30. Mogły dzwonić ofiary księży pedofilów. Terapeuci mieli za zadanie udzielić wsparcia psychologicznego i podpowiedzieć rozwiązania prawne. Zadzwoniło 8 tysięcy osób. Po tych telefonach Kościół niemiecki stworzył fundusz, z którego wypłaca ofiarom po 5 tysięcy euro.

A we Włoszech działa jeden z największych łowców pedofilów w sieci, który ściga świeckich i duchownych. Jest nim proboszcz w sycylijskim miasteczku Avola, ks. Fortunato Di Noto. Napisał książkę „Pedofilia. Tysiące twarzy cichego holokaustu”. Jest założycielem Telefonu Tęcza.

– Czy taki telefon jak w Niemczech i we Włoszech mógłby działać w Polsce? – pytam ks. Adama Żaka.

– Musiałaby być wola Episkopatu i rządu.

Rezydenci

W Irlandii ze stanu duchownego usuwani są nawet ci księża pedofile, którzy dostają wyroki w zawieszeniu. A w Polsce księża pedofile są wysyłani przez biskupów na parafię jako rezydenci. Przepisy diecezji tak określają ich obowiązki:

– dwa razy w tygodniu odprawia mszę,

– w jedną niedzielę miesiąca głosi kazania,

– spowiada podczas rekolekcji, misji, w pierwsze piątki,

– ma obowiązek prowadzić jedną grupę religijną w parafii.

Ksiądz Andrzej Z., skazany na 10 miesięcy z zawieszeniem na trzy lata za robienie pornograficznych zdjęć sześcioletniej dziewczynce, zamieszkał przy parafii pod Krakowem, głosił rekolekcje dla dzieci i młodzieży.

Ksiądz Łukasz K., skazany na dwa lata więzienia z zawieszeniem na cztery za całowanie trzynastolatki i dotykanie w miejsca intymne, zamieszkał przy parafii w centrum Krakowa.

Ksiądz Krzysztof C., skazany na pół roku więzienia z zawieszeniem na pięć lat za ściągnięcie z pedofilskiej strony zdjęć nagich dzieci, zamieszkał przy parafii w Lublinie.

Ksiądz Krzysztof K. z diecezji gdańskiej, przez 10 lat procesu przerzucany był przez biskupa jako rezydent. W jednej z parafii wiernym przeszkadzało, że rozdaje im komunię, i poprosili biskupa o jego przeniesienie. W końcu został skazany na cztery lata bezwzględnego więzienia za seks z czternastolatką.

Księża skazani za pedofilię mieszkają również w Domach Księdza Chorego czy Domach Księdza Emeryta – dojeżdżają stamtąd do szpitali, gdzie są kapelanami.

Artur, ofiara księdza: – To było jeszcze przed 2000 rokiem. Byłem w technikum, w pierwszej klasie, kiedy leżałem w szpitalu. Ksiądz kapelan zaprzyjaźnił się ze mną. Mieszkał w Domu Księdza Emeryta w Makowie Podhalańskim. Odwiedziłem go po wyjściu ze szpitala. Zaczął się rozbierać, mówił, że mu za ciepło w spodniach. Jak już zdjął spodnie, to pocałował mnie w usta. Uciekłem. Nie miałem odwagi poskarżyć się komuś.

Skala

Według Irlandczyków – w Irlandii w ostatnich latach ujawniło się najwięcej ofiar pedofilii w Kościele – jeden ksiądz pedofil przez sześć lat pracy w parafii generuje 120 ofiar. Dlatego metropolita Dublina arcybiskup Diarmuid Martin powiedział, że skali problemu nie powinno się mierzyć liczbą sprawców, ale liczbą ofiar: „Weźmy choćby księdza Z. To tylko jeden sprawca, a przecież dane świadczą, że wykorzystywał około stu ofiar; co więcej, istnieją poważne wskazówki, że wykorzystywał jeszcze kolejną setkę dzieci. Liczba dotkniętych problemem członków rodzin może wtedy iść w tysiące. I to tylko z powodu jednego księdza!”.

Na temat skali pedofilii w polskim Kościele chciałem porozmawiać m.in. z:

  • prymasem Wojciechem Polakiem,
  • arcybiskupem warszawsko-praskim Henrykiem Hoserem,
  • przewodniczącym Episkopatu arcybiskupem Stanisławem Gądeckim,
  • delegatem ds. duszpasterstwa młodzieży biskupem Markiem Solarczykiem,
  • sekretarzem Episkopatu biskupem Arturem Mizińskim.
 

dlaczego

wyborcza.pl

Grzegorz Sroczyński

Kto zrobi pranie [SROCZYŃSKI]

07 listopada 2016

Potrzebujemy odrobiny cywilizowanego populizmu. Jeśli ludzie chcą specjalnych trybunałów, niech takie trybunały dostaną nie od Ziobry, lecz od środowiska sędziowskiego

Afera mailowa Hillary Clinton, datki i prezenty od korporacji dla jej męża, nikczemne zagrywki w celu wyeliminowania z prawyborów Berniego Sandersa, ustalanie ze sztabem Clinton pytań przez rzekomo niezależnych dziennikarzy – tego nie wymyślił Trump, to mu zostało podane na tacy. Czy naprawdę nikt nie przewidział, że to się wyda? Jak teraz tego bronić? Jak tłumaczyć ludziom, żeby nie głosowali na populistę, skoro ci, którzy najgłośniej przeciwko niemu krzyczą, mają tyle za uszami? Jeśli Donald Trump zostanie prezydentem USA, będziemy to zawdzięczać przede wszystkim elitom Partii Demokratycznej.

Sukcesy populistów w Stanach i Europie powinny być dla elit pożytecznym zimnym prysznicem. Ale niestety nauka idzie w las. Również w Polsce. Ujawniliśmy aferę reprywatyzacyjną, pokazaliśmy całe to szambo, ale porządki zostawiamy Ziobrze. Dlaczego środowisko sędziowskie oddaje walkowerem takie pomysły jak komisja weryfikacyjna? Ten straszny „ludowy trybunał” do zbadania reprywatyzacji powinna powołać Krajowa Rada Sądownictwa, a nie PiS. I zaproponować na przewodniczącą prof. Ewę Łętowską. Zamiast straszyć obywateli „ludową sprawiedliwością”, sędziowie mogliby sami znaleźć jakąś formę współpracy z przedstawicielami ruchów lokatorskich, Stowarzyszenia im. Jolanty Brzeskiej, wyrzuconymi z mieszkań przez czyścicieli. Tym ludziom od środowiska sędziowskiego coś się wreszcie należy. Przez lata dobijali się do sądów z grubymi teczkami i słyszeli: „Lokatorzy nie są stroną w sprawie”.

Prof. Ewa Łętowska: Sprawiedliwość trzeba sobie u nas wyszarpać

Nadciąga bardzo zła pogoda dla elit w całej Europie i Stanach. Sędziowie, dziennikarze, adwokaci, bankierzy są na celowniku, wyszydzani, opluwani i szczuci przez coraz to nowych zbawców narodu. Wypadałoby więc nieco bardziej się pilnować i nie dawać podstaw do ataków. To się nazywa instynkt samozachowawczy. Tymczasem można odnieść wrażenie, że elity całkowicie go zatraciły. Weźmy polską elitę elit – korporację warszawskich adwokatów. Jeden z najbardziej szanowanych jej przedstawicieli, członek adwokackiego sądu dyscyplinarnego, specjalista od „etycznych aspektów pracy adwokata”, wszedł w spółkę ze znanym handlarzem roszczeń. Że wokół rozmaitych reprywatyzacyjnych interesów potężnie śmierdzi, wiedziało całe środowisko, zresztą opisywała to „Wyborcza”. Tymczasem adwokat nie tylko nie widział w tym niczego złego, ale jeszcze z takim garbem postanowił kandydować na dziekana warszawskiej rady adwokackiej. I został wybrany! Wkrótce Ziobro zwołał konferencję i ogłosił: sami widzicie, jaki to układ, ręka rękę myje. Gdybym był Ziobrą, też nie przepuściłbym takiej okazji, więc akurat jemu się nie dziwię. Natomiast dziwię się adwokatom. Skąd się bierze ten rodzaj zbiorowego zaćmienia umysłów, żeby tak głupio strzelać do własnej bramki?

Prof. Tomasz Koncewicz: Dzisiaj bardzo dużo osób czuje, że nie należy do narodu

Wątpliwe wyroki reprywatyzacyjne, bezkrytyczne akceptowanie testamentów z rajów podatkowych, przyznawanie kamienic z lokatorami kuratorom osób 125-letnich i inne tego typu numery – ktoś nam to zrobił. Nie żaden „system”, nie „zawiłe prawo” i nie „brak ustawy reprywatyzacyjnej”, którymi próbujemy teraz wszystko tłumaczyć. Te szokujące wyroki wydali konkretni ludzie. Nie wszyscy sędziowie, ale kilku lub kilkunastu w sądach administracyjnych. Co z całą resztą? Dlaczego czekacie, aż jedyny sprawiedliwy Ziobro wjedzie na białym koniu i zrobi wam w korporacji porządki przy aplauzie wkurzonego ludu? Naczelny Sąd Administracyjny może poprosić kilku emerytowanych szanowanych sędziów, żeby przyjrzeli się tym dziwnym wyrokom. I ogłosić obywatelom: „Widzimy problem, działamy”. Prezes NSA, zamiast się barykadować w gabinecie, może się spotkać z „czynnikiem społecznym”, który w teczkach przyniesie mu przykłady kilkunastu najbardziej skandalicznych spraw. Potrzebujemy odrobiny cywilizowanego populizmu, który demokrację wzmocni, a nie jej zaszkodzi. Jeśli ludzie chcą specjalnych trybunałów, bo czują, że stała się jakaś gruba niesprawiedliwość – niech takie trybunały dostaną. Nie od Ziobry, lecz od środowiska sędziowskiego.

Najostrzejszym krytykiem III RP nie jest wcale Kaczyński ani Ziobro, tylko prof. Ewa Łętowska. To ona ma odwagę mówić własnemu środowisku rzeczy nieprzyjemne, ostrzegała przed „lobby reprywatyzacyjnym” w sądach i powtarzała od kilku lat: „W Polsce obywatel musi sobie sprawiedliwość wyszarpywać”. Krytykowała też interesy dziekana warszawskiej rady adwokackiej, który w końcu ustąpił. Jeśli elity na całym świecie chcą odebrać argumenty populistom, muszą zacząć słuchać takich głosów. Albo sami zrobimy pranie, albo wypiorą nas wszystkich do spółki Trump, Le Pen, Putin i Kotleba.

 

sroczynski

wyborcza.pl

cwprxgfxaaaimug

Ksiądz uderzył w twarz dziecko, które chciało podnieść hostię. Duchowny: „Medialny lincz i wylewnie pomyj na moją głowę”

WB, mn, 06.11.2016

Komunia

Komunia (FOT.ELIZA OLEKSY/AG)

Podczas rozdawania komunii w kościele w Obrzycku księdzu wypadła z ręki hostia. 10-letni Kuba odruchowo schylił się po nią, a wtedy kapłan uderzył chłopca w twarz.

 

Do incydentu doszło w lutym 2014 w kościele w Obrzycku koło Szamotuł w Wielkopolsce. Sąd okręgowy utrzymał decyzję sądu pierwszej instancji, który uznał księdza winnym – sprawę przypomniała „Rzeczpospolita”.

Podczas postępowania ksiądz nie przyznawał się do winy. „W czasie rozdawania komunii św. upuściłem komunikant, który spadł na posadzkę. Schyliłem się szybko, by nikt nie nadepnął, by nie doszło do profanacji. Schyliło się również dziecko, które odsunąłem ręką, by osobiście podnieść Najświętszą Hostię. To był mój obowiązek jako szafarza sakramentu, obowiązek wynikający z prawa kanonicznego, które nakazuje szafarzowi troskę o najdrobniejszą cząstkę konsekrowanej Hostii” – pisał w oświadczeniu, które można nadal zobaczyć na stronie parafii w Obrzycku.

Czytaj też: Ksiądz: Uderzenie? Nic takiego nie miało miejsca >>>

„Medialny lincz”

Duchowny nie tylko bronił się przed zarzutami, ale również przeszedł do kontrataku. Jego zdaniem fałszywą informację o uderzeniu dziecka „podjęły media i rozpoczął się medialny lincz i wylewanie pomyj na jego głowę”.

„Kancelaria prawna, do której zwróciłem się o pomoc przygotowuje pozwy przeciw mediom o zniesławienie i przeciw wszystkim, którzy mnie oczerniają” – zapowiadał.

Oświadczenie księdzyparafia-obrzycko.pl

Śledztwo prowadzono na wniosek rodziców poszkodowanego dziecka, a także z oskarżenia publicznego. Prokurator uznał bowiem, że czynu dopuściła się osoba zajmująca wysoką pozycję w społeczności, w miejscu publicznym i przeciwko małoletniemu.

Sąd uznał jednak, że ksiądz dopuścił się naruszenia nietykalności cielesnej dziecka i skazał go na 5 tysięcy zł. grzywny. Obrona kapłana odwołała się od wyroku. Podnoszono, że ksiądz działał w stanie wyższej konieczności i domagano się powołania biegłego z zakresu doktryny Kościoła katolickiego, by ustalić, czy oskarżony miał obowiązek ratować hostię.

Samochód za 120 tys. zł

Oba wnioski zostały odrzucone w drugiej instancji. Sąd nie zgodził się również z tezą obrony, według której ksiądz będzie miał problem z zapłatą grzywny ze względu na miesięczny dochód dwukrotnie niższy od zasądzonej kary.

„Okazało się jednak, że nabył samochód o wartości 120 tys. złotych, a więc pojazd o wyższym niż przeciętny standardzie. To zdaniem Sądu budzi poważne zastrzeżenia co do rzeczywistej wysokości osiąganych przez niego dochodów” – pisze „Rzeczpospolita”.

gazeta.pl

 

cwpvxxow8aaven3

PONIEDZIAŁEK, 7 LISTOPADA 2016

Gasiuk-Pihowicz i Budka w TK: Nominaci PiS-u chcą zablokować Trybunał Konstytucyjny

10:36
GASIUKbudka

Gasiuk-Pihowicz i Budka w TK: Nominaci PiS-u chcą zablokować Trybunał Konstytucyjny

Jak mówiła w Trybunale Konstytucyjnym Kamila Gasiuk-Pihowicz:

„Tłumaczenie, że osoby wybrane w grudniu 2015 roku powinny zostać dopuszczone do orzekania w TK, są konstrukcją karkołomną. Od wielu miesięcy mamy w Polsce łamaną konstytucję przez prezydenta, który nie przyjmuje ślubowania od trzech prawidłowo wybranych sędziów, natomiast PiS-owscy nominaci nigdy nie byli sędziami, zostali powołani na już obsadzone stanowiska. Takie stanowisko jest podzielane przez polski prawników, europejskich prawników, Komisję Europejską, Komisję Wenecką, ostatnio także Komitet Sprawiedliwości i Praw Człowieka ONZ. PiS oczywiście może przegłosować każdą ustawę, może nakłonić swoich nominatów w TK do wypowiedzenia każdej treści, ale nie przekona nikogo do tego, że osoby wybrane w grudniu, zostały wybrane zgodnie z konstytucją”

Budka: Dzisiejsze zachowanie osób w TK tylko potwierdza tezę o zamiarach PiS

„Jedynym celem, który przyświeca PiS-owi od początku wojny z trybunałem, to było zablokowanie trybunału tak, by nie mógł badać konstytucyjności ustaw, które dotyczą praw setek tysięcy czy milionów Polaków. Dzisiejsze zachowanie osób, które wiedzą doskonale, że ich wybór był pozbawiony podstawy prawnej, ponieważ zgodnie z konstytucją trzech sędziów zostało wybranych na 9-letnią kadencję i ta kadencja biegnie od października ubiegłego roku, tylko potwierdza tę tezę, że PiS dokonując tego wyboru, miał właśnie na celu tego typu późniejsze zachowania. Nie wiem, jak zachowa się pozostała większość sędziów trybunału, ale usilne wmawianie opinii publicznej, że prezydent miał prawo zaprzysiąc trzy nielegalnie wybrane osoby, jest wprowadzeniem w błąd”

09:59

Przyłębska: To nie żaden pucz, żadna sytuacja, że my coś zrywamy. My oczekujemy, żeby polskie prawo było respektowane

Skoro ustawa mówi jasno, że ma być 15 sędziów, to my uważamy, że tak powinno być. To nie żaden pucz, żadna taka sytuacja, że my coś zrywamy. My po prostu oczekujemy, żeby polskie prawo było tutaj, w Polsce respektowane. To wszystko – mówiła sędzia TK Julia Przyłębska na briefingu w TK.

„My pracujemy”

„Dopóki my w tym składzie nie zasiądziemy za stołem, nie wejdziemy na salę rozpraw. W pełnym składzie, żeby była jasność, bo są inne ustawowe składy i nie jest tak, że my nie pracujemy. My wykonujemy najróżniejsze czynności, od postanowień w składzie jednoosobowym, poprzez postanowienia w składzie trzyosobowym. Również wydajemy w składzie pięcioosobowym. My pracujemy. To nie tak, że my bierzemy jak niektórzy dziennikarze TOK FM, Polityki i Gazety Wyborczej twierdzą, że nie pracujemy. My pracujemy”

09:55

Rzepliński: Problemy z TK skończą się w 2021 roku

– W tej poetyce, to 12 sierpnia 2021 roku zniknął problemy z TK. Odjedzie sędzia – prof. Kieres, który jest jedynym sędzią wybranym przez sejm VII kadencji, no i trzech oczekujących. Wtedy odejdzie sędzia, który gwarantuje, że TK orzeka niezależnie i nie konsultuje wyroków –mówił w „RZECZoPOLITYCE” prof. Andrzej Rzepliński.

09:43
rzeplinski2

Rzepliński o „Wiadomościach”: To jest język policji kryminalnej

Ci dziennikarze mają mentalność insynuowania, robienia afer. To jest język policji kryminalnej. Ale nie może to być język dziennikarzy – mówił o materiałach „Wiadomości” w „RZECZoPOLITYCE” prof. Andrzej Rzepliński.

09:37
slack_for_ios_upload_1024

Sędziowie wybrani w tej kadencji nie chcą dalszych prac TK bez pozostałych sędziów grudniowych

Sędziowie wybrani w tej kadencji Sejmu nie chcą rozpoznania zaskarżonych przepisów o wyborze prezesa TK bez trzech sędziów, których Andrzej Rzepliński nie chce włączyć do orzekania.

Julia Przyłębska, Piotr Pszczółkowski i Zbigniew Jędrzejewski odmówili udziału w dzisiejszej rozprawie. W przekazanym dziennikarzom oświadczeniu piszą, że ich decyzja „ma charakter merytoryczny. Jako sędziowie niezawiśli, nie godzimy się na łamanie [konstytucji] przez Prezesa Trybunału”.

09:31
rzeplinski1

Rzepliński o nowych przepisach: To narzucenie komisarza TK

– Przegłosowana, narzucona propozycja jest taka, że narzuca wbrew konstytucji instytucję komisarza politycznego w TK, Konstytucja mówi o funkcji prezesa TK, wiceprezesa TK. Funkcja wiceprezesa TK oznacza, że to jest organ konstytucyjny. Tutaj jest wiceprezes narzucony ustawą, to jest zarezerwowane dla uchwał sejmowych – podejmowanie indywidualnych decyzji personalnych. Nie przywołujmy instytucji sprzed 30 lat. Komisarz w TK? To zupełnie nie tak. To będzie osoba narzucona wolą Sejmu – mówił w „RZECZoPOLITYCE” RP.pl prof. Andrzej Rzepliński o nowych przepisach dot. wybierania prezesa Trybunału.

09:08

Szefernaker: Przedstawiłem swoje zdanie przedstawicielom Facebooka. Uważam, że konserwatywne treści są na tym portalu szczególnie traktowane

Jak mówił Paweł Szefernaker w rozmowie z Jackiem Prusinowskim w Radiu Plus:

„W ostatnim czasie wiele kontrowersji wzbudzają działania tego portalu [Facebooka]. Wielu Polaków zapewne zakładając swoje konta na portalach społecznościowych – a wiemy, że wielu Polaków z tego korzysta – liczyło na to, że w internecie jest pewnego rodzaju wolność słowa i że nie będą blokowani w tych portalach tylko dlatego, że mają prawicowe poglądy. Jest pewnego rodzaju problem, są pewnego rodzaju podwójne standardy. Media społecznościowe w XXI wieku powinny być traktowane jak normalne, tradycyjne media. Powinny być jednym z wielu kanałów komunikacji – tak, jak to jest w XXI wieku, tak jak my w kampanii traktowaliśmy media społecznościowe jak tradycyjne. Tak, jak w niektórych mediach tradycyjnych są podwójne standardy wobec niektórych polityków czy polityków o konserwatywnych, prawicowych, tak w moim przekonaniu także tak to wygląda w mediach społecznościowych”

Jak mówił dalej:

„Media społecznościowe, portale społecznościowe na sztandarze niosą właśnie wolność wyrażania poglądów i jestem przekonany, że wielu Polaków zaufało, zakładając swoje profile w mediach społecznościowych, czy na Facebooku przede wszystkim wszystkim, właśnie dlatego, że mogli mieć wolność wyrażania poglądów”

Przedstawiłem swoje zdanie przedstawicielom tego portalu, portalu Facebook. Uważam, że prawicowe, konserwatywne treści są szczególnie na tym portalu traktowane i w taki sposób, że często te tematy są blokowane, a z drugiej strony nie może być tak, że nie są blokowane skandaliczne profile, które obrażają pamięć Jana Pawła II. Nie może być, że pewne profile są blokowane bez przyczyny, a profile, które w haniebny pamięć szkalują pamięć świętego Jana Pawła II nie są blokowane tylko dlatego, że jest wolność słowa – dodał minister w KPRM.

Parlamentarzysta PiS dodał, że przedstawił swoją opinię przedstawicielowi Facebooka – z którym miał kontakt w trakcie kampanii – na oficjalnym spotkaniu w Kancelarii Premiera

08:41

Streżyńska o związkach partnerskich: Pewnie jest to wyzwanie, z którym przyjdzie się prędzej czy później zmierzyć

Jestem nałogowo bezpartyjna, od A do Z. Tak, jak w większości społeczeństwa, [moje poglądy] są przekrojowe poprzez wiele różnych organizacji. Wiele osób albo się przyzna do tego, że w gospodarce jest bardzo lewicowe, a prawicowe w przekonaniach obyczajowych, albo odwrotnie. Bardziej prawicowe w gospodarce, a lewicowe w obyczajowych – tak, jak ja– mówiła Anna Streżyńska w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

Minister cyfryzacji przyznała, że ustawę aborcyjną pozostawiłaby w obecnym kształcie. Dopytywana o związki partnerskie, stwierdziła:

„One istnieją. Pewnie jest to wyzwanie, z którym przyjdzie się prędzej czy później zmierzyć, bo dotyczy to bardzo istotnych spraw ludzkich”

08:36

Streżyńska: Jestem technokratą wynajętym do tego, żeby zrobić rewolucję cyfrową

Jak Trybunał Konstytucyjny będzie się cyfryzował, to postaram się mieć jakieś zdanie na ten temat. Jestem technokratą wynajętym do tego, żeby zrobić rewolucję cyfrową – mówiła Anna Streżyńska w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

08:04

Komitet jest ciałem eksperckim przy ONZ i działa we własnych ramach odpowiedzialności. Nie można mówić, że to jest opinia ONZ.

– Komitet jest ciałem eksperckim przy ONZ i działa we własnych ramach odpowiedzialności. Nie można mówić, że to jest opinia ONZ. To jest opinia ludzi, którzy zajmują się wdrażaniem paktu praw politycznych, społecznych ONZ w państwach członkowskich. I tylko tyle. Co do Trybunału, mamy do czynienia z dość bezprecedensową sytuacją, w której Komitet zajmuje się sprawami, co do których ma dość ograniczoną wiedzę – mówił w „Jeden na Jeden” TVN24 Konrad Szymański.

08:01

Bodnar: Nie mam sobie nic do zarzucenia. Rolą RPO nie jest dbanie o wizerunek rządu

Jak mówił w poranku Radia TOK FM Adam Bodnar:

„Rzecznik ma prawo i jest wręcz zachęcany przez rezolucje, także przez ustawę, aby współpracować z zagranicznymi instytucjami zajmującymi się prawa człowieka. Jako rzecznik złożyłem swój raport, który komentował raport rządowy dot. przestrzegania praw człowieka w Polsce. Podobnie zrobiły organizacje pozarządowe i te wszystkie materiały zostały przeanalizowane i Komitet Praw Człowieka wydał swoje rekomendacje. Nie mam sobie nic do zarzucenia, robiłem to, do czego jestem zachęcany przez instrumenty międzynarodowe i na co mi pozwala ustawa”

„Rolą RPO nie jest dbanie o wizerunek rządu”

„Rolą RPO nie jest dbanie o wizerunek rządu, ale jest dbanie o stan przestrzegania praw i wolności jednostki. To, co było w moim raporcie to nic więcej niż to, co jest przedmiotem moich wystąpień generalnych kierowanych do poszczególnych ministrów i wniosków do Trybunału Konstytucyjnego i pewnej oceny rzeczywistości prawnej, w której żyjemy”

07:53

Szymański: Rząd jest przygotowany do tego, by współpracować z każdą administracją amerykańską

– Rząd jest przygotowany do tego, by współpracować z każdą administracją amerykańską. My jesteśmy przygotowani do każdego scenariusza. Z drugiej strony widzimy wyraźnie w Ameryce zawahanie co do roli, jaką Ameryka chce odgrywać w świecie transatlantyckim. Ono jest uzasadnione, bo czasy są trudne. To jest tylko zawahanie. Będziemy się temu przyglądać – mówił w „Jeden na jeden” TVN24 Konrad Szymańki.

07:36
bodnar11111

Bodnar o słowach Mazurek: Bazują na głębokim nieporozumieniu i niezrozumieniu funkcji RPO

Jak mówił w poranku Radia TOK FM Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar:

„Dobrze, że w wypowiedzi pani poseł padły słowa „jeśli jest prawdą”, „być może”. Te wypowiedzi bazują na głębokim nieporozumieniu i niezrozumieniu funkcji Rzecznika Praw Obywatelskich. Czynienie komuś zarzutu, że publikuje w książkach jednego z członków komitetu, jest absurdem. Moglibyśmy oceniać działalność Kamila Zaradkiewicza i stwierdzić, że miał publikacje w książkach osób, które teraz krytykuje. Nie idźmy tym tropem. Fundamentem jest to, że został ogłoszony raport dot. Polski. Komitet Praw Człowieka działa na podstawie umowy międzynarodowej, ratyfikowanej w Polsce w 1977 roku. Ta umowa ma dla nas olbrzymie znaczenie”

300polityka.pl

Bunt pisowskich sędziów TK. Odmówili wejścia na salę rozpraw

Ewa Siedlecka, 07 listopada 2016

Piotr Pszczółkowski i Julia Przyłębska

Piotr Pszczółkowski i Julia Przyłębska (fot. MAŁGORZATA KUJAWKA, KUBA ATYS)

Czy Trybunał Konstytucyjny osądzi dziś sprawę zasad wyboru prezesa? To możliwe mimo buntu pisowskich sędziów. Na stronie internetowej TK informuje, że „rozprawa rozpocznie się z opóźnieniem”.

Wybrani przez PiS sędziowie Julia Przyłębska i Piotr Pszczółkowski odmówili wejścia na salę rozpraw. Trybunał w pełnym składzie miał osądzić przepisy o wyborze kandydatów na prezesa TK. Pełny skład to minimum 11 sędziów. Bez Przyłębskiej i Pszczółkowskiego jest 9.

Zbuntowani sędziowie oświadczyli dziennikarzom, że nie wezmą udziału w rozprawie, bo powinno w niej uczestniczyć 15 sędziów, a więc także 3 pozostałych wybranych przez PiS i zaprzysiężonych przez prezydenta. Tych, których PiS wybrał na zajęte już miejsca, a Trybunał orzekł 9 grudnia, że ich wybór nie wywołał skutków prawnych (a więc nie zostali skutecznie wybrani).

Co dalej? Prezes TK może zdecydować, że sprawa zostanie osądzona w składzie pięcioosobowym. Wniosek posłów – a to on zainicjował sprawę przez TK – nie należy do takich, które ustawa o TK nakazuje sądzić w pełnym składzie.

Zmiana składu sędziowskiego mogłaby nastąpić nawet dziś. I dziś rozprawa mogłaby się odbyć. Wszyscy sędziowie TK uczestniczyli w naradach nad wyrokiem, więc każdy z nich może wejść do sądzącej piątki. A zasady wyznaczania składów – kolejność alfabetyczna sędziów i rodzaj sprawy, które obowiązują wewnątrz Trybunału – są podstawą do wyznaczenia składu.

Sprawa wyboru prezesa jest dla PiS kluczowa. Może on bowiem włączyć do orzekania 3 dublerów sędziów, dzięki czemu w czerwcu, po odejściu wiceprezesa TK Stanisława Biernata, PiS uzyska większość w Trybunale.

Gdyby TK dziś osądził skargę PO i Nowoczesnej i uznał, że przepisy nakazujące mu wybrać 3 kandydatów na prezesa są sprzeczne z konstytucją, mógłby szybko (za nieco ponad miesiąc wygasa kadencja obecnego prezesa TK) wybrać kandydatów i przedstawić ich prezydentowi według starych zasad. W ten sposób udaremniłby przygotowywane przez Prawo i Sprawiedliwość przepisy dotyczące wyboru prezesa, które gwarantują wybranie zgodnego z wolą PiS. Nawet gdyby prezydent odmówił wyboru kandydata na prezesa – kandydat byłby już bowiem formalnie wybrany.

bunt

wyborcza.pl

Tysiąc małych walk Partii Razem. Adrian Zandberg: Czas na spór o wartości

WYWIAD
Rozmawiała Dominika Wielowieyska, 07 listopada 2016

Adrian Zandberg

Adrian Zandberg (MICHAL LEPECKI)

By odebrać Polskę z rąk PiS, trzeba zmobilizować tych, którzy politycznie aktywni nie są. To będzie tysiąc małych walk. My je toczymy – mówi Adrian Zandberg, jeden z liderów partii Razem

Dominika Wielowieyska: Nie powinniście zmienić nazwy na Osobno? Nie potraficie wyjść poza wąski krąg najbardziej zagorzałych zwolenników.

Adrian Zandberg: Ten greps źle opisuje rzeczywistość. Przy „czarnym proteście” współpracowaliśmy z organizacjami kobiecymi, 11 listopada razem z organizacjami antyfaszystowskimi i związkami zawodowymi będziemy demonstrować przeciw nacjonalizmowi. Pokażemy inny model patriotyzmu.

Marsz 11 listopada mogliście zrobić razem z KOD, bo przecież wszyscy macie ten sam cel.

O tym, że 11 listopada jest organizowana demonstracja antyfaszystowska, było wiadomo od dawna. KOD postanowił być osobno. W konkretnych sprawach współpracujemy z organizacjami, które są wiarygodne. Z ludźmi z KOD spotykaliśmy się zresztą na demonstracjach przeciwko ustawie inwigilacyjnej czy na „czarnym proteście”.

Nie chcecie stać na jednej scenie z KOD, PO czy Nowoczesną, by bronić konstytucji, ale już z Kukizem, protestując przeciw CETA, stanęliście. To pokazuje wasze priorytety.

Nie, akurat obecność pana Kukiza była dla nas zaskoczeniem. Organizatorzy demonstracji powiedzieli nam, że będziemy występować z reprezentantem rolników. A tu nagle rolnik przeistoczył się w Kukiza. Naprawdę ciekawa jest koalicja „za” CETA, gdzie PiS idzie ręka w rękę z Ryszardem Petru. Petru od roku mówi, jak ważne jest państwo prawa, i nagle popiera kontrowersyjny arbitraż, który pozwala korporacjom omijać niezawisłe, polskie sądy. Przyklaskuje mu PiS, który dotąd przez wszystkie przypadki odmieniał słowo „suwerenność”. W tych umowach nie chodzi tylko o wolny handel. Ekonomiści – choćby Jeffrey Sachs, który nie jest przecież radykałem – przestrzegają, że CETA i TTIP zaszkodzą najsłabszym.

„Czarny protest” to akcja różnych środowisk i partii, nie tylko tych, które chcą liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. Kiedy na scenę weszła Joanna Mucha z PO, która akurat jest zwolenniczką liberalizacji, to wy ją zakrzykiwaliście. Czy aby na pewno dobrze identyfikujecie przeciwnika?

Platformie jest wygodnie snuć opowieść, w której partia Razem wygwizduje „postępową” posłankę PO. Ale gwizdały setki kobiet. Platforma twierdzi, że jest wiarygodna, bo stoi na straży obecnego prawa. To prawda, bojkotowała wszelkie próby złagodzenia ustawy. Jeśli słyszymy, że PO walczy o edukację seksualną, to jednak jest to śmieszne. Zaraz usłyszymy, że przez osiem lat biła się o związki partnerskie…

Kiedy wyborcy słyszą, że alternatywą dla PiS jest powrót do tego, co było, to mówią: „Nie, dziękuję”. Wyjątkowość „czarnych protestów” tkwi w tym, że to, czego nie zrobiła opozycja sejmowa, zrobiły kobiety. PiS-owska machina nagle się zacięła. Dlaczego? Bo w proteście wzięły udział osoby, które dotąd nie były aktywne politycznie. PiS się przestraszył młodych dziewczyn, które za trzy lata pójdą do wyborów po raz pierwszy. Czarny protest był dla wielu z nich inicjacją polityczną. Tu jest odpowiedź na pytanie, dlaczego jest skuteczny i dlaczego marsze KOD skuteczne nie są. Bo KOD przyciąga tylko aktywnych od dawna wyborców PO czy Nowoczesnej.

Atakowanie PO zaspokaja potrzeby emocjonalne waszych obecnych wyborców, ale póki co prowadzi donikąd, nie poszerza waszej bazy wyborczej.

By odebrać Polskę z rąk PiS, trzeba zmobilizować tych, którzy politycznie aktywni nie są. Tego boi się PiS. Platforma tych ludzi zmobilizować nie potrafi. Jest jak wielki waleń, którego morze wyrzuciło na brzeg. Będzie dyszał jakiś czas, ale nie ma siły, by znów pływać. Od taplania się we własnym, liberalnym bajorku nic się nie zmieni oprócz tego, że Ryszard Petru wyjmie 5 proc. Grzegorzowi Schetynie, a w następnym miesiącu Schetyna zabierze te same 5 proc. Petru.

Na razie to Nowoczesna i PO w koalicji, wsparte przez KOD, mogą zagrozić PiS. Lewica nie. Oni sobie wyrywają 5 proc., a Razem ma ok. 3 proc. w sondażach.

Od wyborów minął dopiero rok. Jak powstawaliśmy, to mówiono, że nic nie zdziałamy, że jesteśmy bandą dzieciaków. Dziś wciąż słyszę pytanie, dlaczego jeszcze nie zbawiliśmy świata. Inaczej budujemy partię. To nie jest model Petru czy Janusza Palikota, którzy śpią na kozetce w TVN 24. Budujemy partię od dołu, w terenie. To tysiąc małych walk. W Tarnowie udaje się wywalczyć to, by miasto nie wypychało ludzi na śmieciówki. W Nowym Sączu walczymy, by samorząd nie wspierał firm lichwiarskich, które wciągają w pułapkę zadłużenia. W Bieszczadach bronimy komunikacji publicznej. Upominamy się o prawa pracownicze wszędzie tam, gdzie są zagrożone. I wchodzimy do debaty publicznej, mówiąc o wartościach, które przez kilkanaście lat nie istniały: równości, dbałości o prawa człowieka, wolności światopoglądowej.

Są formacje i związki zawodowe, które podnosiły to nieustanne. Ameryki nie odkryliście.

W Polsce? Kiedy rozmawiałem z dziennikarzami ekonomicznymi rok temu, to im się w głowie nie mieściło, że chcemy likwidacji przywilejów takich jak podatek liniowy dla biznesmenów. Minął rok i ci sami dziennikarze przyznają, że ten system trzeba zmienić. A były prezes NBP Marek Belka mówi, że likwidacja podatku liniowego to dobry pomysł. Zadziałaliśmy jak katalizator.

Patrzę na scenę polityczną i widzę: jest Robert Biedroń, obok działa Barbara Nowacka, w samorządach jest Jan Śpiewak i Miasto Jest Nasze oraz inne ruchy miejskie. Są jeszcze niedobitki SLD. Jest Razem. I każdy sobie rzepkę skrobie. Osobno.

Przecież w konkretnych sprawach współpracujemy. Razem to partia polityczna. Część z tych osób woli budować think-tanki. Innych, jak Janka Śpiewaka, interesuje działalność na poziomie samorządu. Oczywiście będziemy w wyborach samorządowych współpracować z ruchami miejskimi. Nie mamy obsesji, że wszędzie musi powiewać flaga Razem. Ale nie będziemy maszerować we wspólnym froncie partii, które krzyczą „Wszystko jedno kto i co, byle nie PiS”. Ta taktyka jest zresztą nieskuteczna. Polska scena polityczna się zmienia. Kilka lat temu nie było Razem, nie było Nowoczesnej, nie było Kukiza. PO była przekonana, że nie ma z kim przegrać. A SLD – że będzie trwać wiecznie.

O przełamaniu podziału na PiS i PO albo na PiS i anty-PiS od wielu lat mówi Janusz Palikot, PSL, Jarosław Gowin, Paweł Kowal. Proszę zobaczyć, gdzie dziś są ci politycy.

Ja mówię coś innego. Czas, abyśmy mieli politykę zorganizowaną wokół sporu o wartości. Wokół tego, czy chcemy Polski równej czy z wielkimi nierównościami, czy chcemy, aby państwo odpowiadało za usługi publiczne…

PiS ustanowił już raz taki podział: na Polskę liberalną i solidarną.

Ale tu chodzi także o prawa kobiet, o to, czy Polska jest państwem światopoglądowo neutralnym. To wszystko są ważne osie sporu. Nie da się trwale podzielić Polski na pół tylko według jednej z nich.

Lewica była rozbita przed ostatnimi wyborami. Gdyby pan postawił na pragmatyzm i współpracował z innymi środowiskami lewicowymi, to może dziś PiS nie miałby większości, by uchwalać ustawę delegalizującą aborcję. Czasami wierność ideałom przynosi skutki odwrotne od zamierzonych.

Jedyny wybór, jaki mieliśmy w wyborach w zeszłym roku, to taki, czy PiS będzie miał samodzielną większość czy będzie ją miał z Pawłem Kukizem. Te wybory po prostu zakończyły hegemonię ideologii neoliberalnej, która dominowała w różnych partiach, także w SLD. A że przez lata nie było rzeczywistej lewicy, to odbiło się PiSowską, autorytarną czkawką.

Ordynacja promuje jednoczenie się partii, daje im dużą premię w postaci dodatkowej puli mandatów, więc mogło się zdarzyć, że Kukizowi i PiS zabrakło by większości.

Odmowa pójścia do wyborów z SLD to nie była kwestia smaku, lecz wiarygodności. Ludzie, którzy głosowali na Razem, po prostu nie zagłosowaliby na listę Leszka Millera. To formacja, która wplątała Polskę w niezgodną z prawem wojnę w Iraku. Ich podejście do praw człowieka, do nierówności nie miało wiele wspólnego z lewicą. Zresztą triada Miller-Czarzasty-Ogórek to teraz gwiazdy PiS-owskich mediów. To też o czymś świadczy.

Nieskuteczność lewicy polega na tym, że nie potrafiliście zmarginalizować postaci, które uważacie za szkodliwe, i zebrać bardzo szerokiego spektrum ludzi o lewicowych poglądach. W polityce liczą się nie tylko idee, ale także skuteczność w ich wprowadzaniu. Teraz jest jeszcze gorzej, bo PiS chce zrealizować te postulaty, które są wam bliskie: program 500 , czy podniesienie podatków najbogatszym.

Jest tajemnicą poliszynela, że PiS planuje boczną furtką wprowadzić nowe ulgi dla tych samych zamożnych podatników.

Kim są zamożni podatnicy? Gdzie jest granica zarobków, powyżej której obywatele powinni się w o wiele większym stopniu dokładać do budżetu?

Począwszy od 6 tys. zł brutto to obciążenie powinno rosnąć. Ale stopniowo. Istotnie wyższe podatki powinny płacić korporacje i ludzie naprawdę zamożni.

Aż do stawki 75 proc. dochodu. Nikt oczywiście tego podatku nie zapłaci. Bogaci uciekną z dochodami za granicę. Ale dla was ważniejsze od praktycznych konsekwencji jest poczucie, że bogaci zapłacą dużo.

75 proc. to stawka dla dochodów powyżej pół miliona zł rocznie. Dotyczy garstki prezesów. Jest sygnałem, że chcemy zmniejszać rażące różnice dochodów. Ten podatek nie uderza w klasę średnią. Chcemy mieć w Polsce dobrej jakości szkoły i opiekę zdrowotną? To znaczy, że ludzie, którzy dobrze zarabiają, muszą płacić wyższe podatki niż dziś.

Wiara w to, że PiS nie podniesie w praktyce podatków najbogatszym, to trochę mało. Wasze programy socjalne i gospodarcze są podobne.

Jest fundamentalna różnica między polityką społeczną, którą promuje Razem, a tym co robi PiS. Państwo opiekuńcze, które jest naszym celem, to nie same transfery finansowe. Oczywiście 500 ograniczy ubóstwo w rodzinach wielodzietnych, ale to nie wystarczy. Co z innymi instytucjami, istotnymi z punktu widzenia Polaków? Gdzie jest program budowy żłobków? Co z instytucjami opiekuńczymi, które troszczyłyby się o seniorów? Państwo zostawia obywateli samych z tym problemem. Teraz PiS, zamiast zbudować realny system wsparcia, oferuje obraźliwą, jednorazową jałmużnę – 4 tys. zł dla kobiet, które zdecydują się urodzić dziecko z niepełnosprawnością. W państwie PiS rodzina po prostu nie ma instytucjonalnego wsparcia. To musi się zmienić.

zandberga

wyborcza.pl

Epoka prawie lodowcowa. Zachód ochładza kontakty z Polską

Bartosz T. Wieliński, 07 listopada 2016

Szef MON Antoni Macierewicz i zwierzchnik MSZ Witold Waszczykowski w czwartek w Sejmie

Szef MON Antoni Macierewicz i zwierzchnik MSZ Witold Waszczykowski w czwartek w Sejmie (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

Kolejni dyplomaci z Niemiec i Francji odwołują wizyty w Polsce. Nie dojdzie do skutku spotkanie państw Trójkąta Weimarskiego i Grupy Wyszehradzkiej, które miało załagodzić helikopterowy kryzys

Dyplomatyczna awantura, którą rozpętał polski rząd, zrywając rozmowy o dostawie helikopterów Caracal dla wojska, zatacza coraz szersze kręgi. Wysiłki ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego, by ją opanować, idą na marne. – Coś pękło. Coraz częściej słychać pytania, czy to wszystko ma sens – mówi „Wyborczej” o współpracy z Warszawą niemiecki dyplomata.

Minister Waszczykowski przekonuje, że nie dzieje się nic złego. Zamierzał to udowodnić, organizując pod koniec listopada w Warszawie wspólny szczyt szefów dyplomacji Polski, Francji i Niemiec, czyli Trójkąta Weimarskiego, oraz krajów Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja i Węgry). Pomysł spalił na panewce. Szef francuskiego MSZ Jean-Marc Ayrault oświadczył, że nie ma na razie zamiaru odwiedzać Polski. Z Waszczykowskim rozmawiał jedynie przez telefon.

– Nie ma sensu się spotykać tylko po to, by potwierdzić, że się różnimy – mówi nam francuski dyplomata.

Lista odwoływanych spotkań się wydłuża. W październiku, gdy rząd zerwał rozmowy o caracalach, z wizyty w Warszawie zrezygnował prezydent François Hollande. Niedawno odwołano listopadowy szczyt Trójkąta Weimarskiego. MSZ twierdzi, że spotkania zostały jedynie przesunięte. Kolejnych terminów jednak nie ma.

Do Warszawy nie przyjedzie też szef niemieckiego MSZ Frank-Walter Steinmeier. 1 grudnia miał z ministrem Waszczykowskim uroczyście zakończyć trwające rok obchody 25-lecia traktatu polsko-niemieckiego. Steinmeier wygłosi za to 16 listopada w Berlinie przemówienie na przyjęciu dla polskich i niemieckich samorządowców z miast partnerskich. Nasi rozmówcy spodziewają się, że wówczas odniesie się do sytuacji w Polsce.

Przewodniczący Bundestagu prof. Norbert Lammert w zeszłym tygodniu głośno skrytykował rząd Beaty Szydło za to, jak traktuje Trybunał Konstytucyjny. – To błędna droga dla Europy, a tym samym także dla Polski – powiedział. W ten sposób zareagował na wypowiedzi polskiego ambasadora w Berlinie prof. Andrzeja Przyłębskiego (prywatnie męża Julii Przyłębskiej, sędzi TK z nadania PiS), który zarzucił Niemcom, że biorąc Trybunał w obronę, mieszają się w wewnętrzne sprawy Polski.

– Jeśli tak dalej pójdzie, w stosunkach między Polską a Zachodem zacznie się epoka lodowcowa – mówi „Wyborczej” polityk rządzącej w Niemczech koalicji.

Paryż i Berlin nie mogą darować rządowi Szydło, że zerwał rozmowy z europejskim koncernem Airbus, podając nieprawdziwe przyczyny. Koncern, wbrew zapewnieniom rządu, zamierzał zainwestować w Polsce ponad 3 mld euro w ramach offsetu. MON tuż po zerwaniu rozmów szybko zapowiedział, że kupi helikoptery u Amerykanów. Bez przetargu i offsetu.

Do tego minister obrony Antoni Macierewicz z sejmowej mównicy oskarżał Egipt, że za symbolicznego dolara odsprzedał Rosji wyprodukowane we francuskich stoczniach helikopterowce Mistral. Francja miała je przekazać Rosji, ale po wybuchu wojny na Ukrainie pod międzynarodowym naciskiem odmówiła. Francuski minister obrony Jean-Yves Le Drian w czwartek oburzał się w Zgromadzeniu Narodowym na słowa Macierewicza, bo gdy one padały w Sejmie, on wraz z egipskim ministrem obrony był na jednym z tych okrętów w Zatoce Aleksandryjskiej.

– Sytuacja jest napięta. Obecnie nie wyobrażam sobie, bym mógł podjąć jakąkolwiek inicjatywę – mówił. Razem z Ursulą von der Leyen, niemiecką minister obrony, wysłał Macierewiczowi list, w którym zarzucili Polsce osłabianie europejskiej polityki obronnej, a członkom rządu mówienie nieprawdy o negocjacjach z Airbusem.

List do Paryża wysłał również min. Waszczykowski. W pojednawczym tonie zapewniał, że strategiczne partnerstwo z Francją jest „niezmiennym priorytetem”, a Polska jest zainteresowana zakupem francuskiego sprzętu wojskowego.

Paryż na list nie odpowiedział.

– Wiele wskazuje na to, że Francja i Niemcy stawiają krzyżyk na obecnej Polsce. Rząd PiS może nie być już w stanie dogadać się na żaden temat z dwoma najważniejszymi państwami UE. No, chyba że zmieni szefa dyplomacji i MON i zacznie wyjaśniać nieporozumienia. Takie rozwiązanie jest jednak nierealne – mówi Włodzimierz Cimoszewicz, były premier, marszałek Sejmu, w latach 2001-05 szef polskiej dyplomacji.

Zobacz też: Czy Antoni Macierewicz przyznaje się do błędu?

zachod

wyborcza.pl