Clinton, 31.07.2016

 

top31.07.2016b

 

top31.07.2016

 

Ks. Adam Boniecki o spotkaniu z Tomaszem Terlikowskim na ŚDM: Przeprosił za to, że mnie łomotał

mw, 31.07.2016
Ks. Adam Boniecki

Ks. Adam Boniecki (youtube.com/tygodnikpowszechny)

Na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie doszło do nietypowego spotkania – księdza Adama Bonieckiego z Tomaszem Terlikowskim. Redaktor senior „Tygodnika Powszechnego” mówił później, że publicysta go przeprosił. A on mu wybaczył.
Wczoraj wieczorem Tomasz Terlikowski, były redaktor naczelny Frondy.pl, a obecnie szef telewizji Republika, opublikował na swoim koncie na Twitterze zdjęcie z księdzem Adamem Bonieckim, redaktorem seniorem „Tygodnika Powszechnego”.

Obaj publicyści są na nim uśmiechnięci, a Terlikowski dodatkowo skomentował je słowami: „Franciszek łączy. Sympatyczna rozmowa z ks. Adamem Bonieckim”.

O nietypowym spotkaniu opowiedział w internetowym wideo ks. Boniecki.

– Spektakularnym owocem tych dni było wczorajsze spotkanie na krakowskim Rynku, kiedy dogonił mnie uśmiechnięty pan Terlikowski. I powiedział, że on koniecznie chce mnie przeprosić za wszystkie te przypadki, kiedy mnie łomotał – a łomotał mnie nieraz. Że przeprasza i prosi o wybaczenie. Mogę z przyjemnością powiedzieć, że już mu wybaczyłem dawno. Prosił o wspólne zdjęcie. Niektórzy, gdy je zobaczyli, mówili nawet, że to fotomontaż. Jednak cuda się zdarzają, także na polu spotkań – mówi ks. Adam Boniecki.

Film z wypowiedzią księdza Bonieckiego wrzucił na swojego Facebooka również Tomasz Terlikowski.

Zobacz także

ksBoniecki

wyborcza.pl

 

Prezydent dobił Trybunał

Ewa Siedlecka, 31.07.2016
Prezydent podpisał w sobotę ustawę o Trybunale Konstytucyjnym

Prezydent podpisał w sobotę ustawę o Trybunale Konstytucyjnym (Fot. Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta)

Prezydent podpisał w sobotę ustawę o Trybunale Konstytucyjnym mimo apeli, by poddał ją wcześniej ocenie TK.
Ustawa jest sprzeczna z konstytucją, zaleceniami Komisji Europejskiej i Komisji Weneckiej. Wymusza m.in. wprowadzenie do orzekania dublerów, których PiS wybrał bezprawnie na zajęte już miejsca. To ma udaremnić realizację zaleceń KE, by prezydent zaprzysiągł trzech sędziów wybranych przez poprzedni Sejm. PiS powie: Nie można, bo TK miałby niekonstytucyjną liczbę 18 zamiast 15 sędziów.

Gdyby prezes Trybunału dopuścił dublerów do orzekania, sprzeniewierzyłby się wyrokowi TK z grudnia 2015 r. i konstytucji. Jeśli nie dopuści, rząd może ich wprowadzać na rozprawy przy pomocy BOR-u. A na pewno wykorzysta każdą okazję, by TK poniżyć i pozbawić społecznego zaufania.

Jeśli Trybunał odrzuci nową ustawę bez udziału dublerów, PiS wyroku nie opublikuje, a potem zgłosi kolejną „naprawczą” ustawę pod hasłem realizacji zaleceń KE.

Można się tak przepychać w nieskończoność, degradując autorytet Trybunału. Bo funkcji strażnika konstytucji w tych warunkach pełnić się nie da. Być może więc sędziowie TK powinni rozważyć dymisję. Dla opinii publicznej – polskiej i międzynarodowej – będzie jasne, że to, co sobie potem PiS skleci z posłusznych sobie osób, będzie Trybunałem tylko z nazwy.

To może być jedyny sposób, by ocalić Trybunał na przyszłość.

Zobacz także

prezydentDobił

 

prezydentDobił1

wyborcza.pl

 

NIEDZIELA, 31 LIPCA 2016

Szydło o TK, rozumieniu słów papieża i apelu pamięci [7 CYTATÓW Z POLSAT NEWS]

Po tych dniach jestem spokojna o naszą przyszłość, bo zwyciężyły piękne uczucia, miłość młodych ludzi do wiary. Pokazali, że bawiąc się, będąc razem, ciesząc się z tego, chwalą taki styl życia, który oparty jest na fundamencie wyrastającej z wiary chrześcijańskiej – mówiła premier Szydło na konferencji podsumowującej ŚDM. Premier podziękowała m.in. ministrom, którzy byli zaangażowani w organizację Światowych Dni Młodzieży, a także służbom. Jak dodała:

„Usłyszeliśmy wiele ważnych słów, ważnych myśli, które powinniśmy w tej chwili przemyśleć, zastanowić się, rozważyć, ale tak, jak mówił Ojciec Święty, otworzyć nasza serca, na drugiego człowieka, budować wspólnotę. To wielka nauka, która płynie również z tego czasu”

Wcześniej premier Szydło była gościem Doroty Gawryluk w Polsat News. Poniżej najważniejsze fragmenty.

PAPIEŻ ZAPYTAŁ MNIE, CO SŁYCHAĆ U DIAKONÓW: “Ojciec Święty zapytał mnie, co słychać u diakonów, czyli również u mojego syna. W Watykanie rozmawialiśmy z papieżem nie tylko o samych ŚDM, ale w ogóle o Polsce. Ojciec Święty był ciekaw Polski. Pytał o to, jaki Polacy mają stosunek do demografii, rodziny, aborcji, wielu innych najważniejszych kwestii. Powiedziałam mu wtedy o tym, w jaki sposób Polacy angażują się w pomoc tym, którzy za względu na stan wojny w swoich krajach muszą szukać schronienia gdzie indziej. Miałam tu na myśli przede wszystkim obywateli Ukrainy, ale mówiłam o pomocy humanitarnej, którą na Bliski Wschód zawozimy”.

KAŻDY NA SWÓJ SPOSÓB BĘDZIE ROZUMIAŁ SŁÓW PAPIEŻA: “Ojciec Święty mówi do nas w taki sposób, że każdy może zinterpretować – i tak to się dzieje – słowa, bo ta dyskusja o tym, co powiedział do nas Ojciec Święty już trwa. Każdy będzie na swój sposób rozumiał te słowa, ale Ojciec Święty daje jedno mocne przesłanie: trzeba pomagać tym, którzy pomocy potrzebują, trzeba – jak sam, w swoim orędziu powiedział – mądrością serca jest służyć bliźniemu, natomiast Ojciec Święty mówi też, że my sami musimy dokonywać tych wyborów i szukać dróg, którymi będziemy tę pomoc nieść, ale nie możemy pozostać obojętni wobec tych, którzy pomocą oczekują”.

JESZCZE MOCNIEJ BĘDZIEMY ANGAŻOWALI SIĘ W POMOC HUMANITARNĄ:“Zawsze można robić więcej, dlatego my też będziemy robili więcej. Będziemy angażowali się jeszcze mocniej w pomoc humanitarną, którą będziemy realizowali w krajach Bliskiego Wschodu. Będziemy pomagali Syrii, Libanowi, Irakowi. Tam wszędzie, gdzie ta pomoc jest konieczna, ale musimy też pamiętać o jednym, że pomoc, która jest konieczna, musi trafiać do tych, którzy tej pomocy potrzebują, a drugą kwestią jest bezpieczeństwo. Naszym obowiązkiem, rządu jest zapewnić bezpieczeństwo Polakom i tym, którzy do nas przyjeżdżają. Jeżeli w tej chwili w Europie mamy ogromny problem, wyzwanie walki z terroryzmem, wszyscy musimy w tej chwili myśleć i tym, w jaki sposób skutecznie z terroryzmem walczyć”.

BUDOWANIE WSPÓLNOTY TO CEL, KTÓRY GDZIEŚ W POLSKIEJ POLITYCE UMYKA: “Mam nadzieję, że lekcja pokory i miłości oraz otwarcia się na drugiego człowieka w bardzo wielu wymiarach spowoduje, że powrócimy do tego, co jest dla nas niezwykle istotne, czyli budowania wspólnoty. Żebyśmy byli wspólnie w wielu działaniach, i tych zwykłych, codziennych, i w tych działaniach, które dot. polityków. Budowania wspólnoty, budowania wspólnego celu, to niezwykle istotne, bo gdzieś w polskiej polityce ten cel umyka i mówienie: pójdźmy razem, zróbmy coś, co jest potrzebne Polakom, polskiemu państwu. To ta lekcja, którą powinniśmy wszyscy odrobić”.

DECYZJA MACIEREWICZA ZOSTAŁA WYKORZYSTANA PRZEZ TYCH, KTÓRZY CHCIELI ZAMIEŚĆ POD DYWAN PAMIĘĆ O SMOLEŃSKU: “Decyzja ministra Macierewicza została wykorzystana przez tych, którzy przez długi czas chcieli zupełnie zamieść pod dywan pamięć o tragedii smoleńskiej do podziału i takiej niepotrzebnej dyskusji. Dobrze, że znaleziono porozumienie. Minister Macierewicz spotkał się z kombatantami. Jest konsensus i tak to powinno być”.

JEST PYTANIE, CZY WS. TK CHODZI O WYWOŁYWANIE KOLEJNEJ AWANTURY:“Przyglądałam się pracy nad tą ustawą w parlamencie i wtedy moje środowisko, klub PiS zgłaszał rozliczne poprawki, które były podnoszone również przez opozycję – przede wszystkim w Senacie. One zostały odrzucone. To jest pytanie, czy rzeczywiście, czy zależy wszystkim środowiskom na tym, żeby wreszcie spór o TK zamknąć i przyjąć ustawę, która pozwoli normalnie funkcjonować, czy też chodzi tylko i wyłącznie o wywoływanie kolejnej awantury politycznej?”.

ZE STRONY OPOZYCJI NIE MA WOLI ZAKOŃCZENIA SPORU: “Ta ustawa w dużym stopniu wypełnia te postulaty, które zaleciła Polsce Komisja Wenecka i ona doprowadza do tego, że oczekiwania opozycji również zostały tam spełnione. Nie wszystkie, bo nie wszystkie mogły być spełnione, ale te główne tak. I ta ustawa porządkuje całą sytuację. Rzecz polega na tym, że tutaj nie ma ze strony opozycji woli zakończenia tego sporu politycznego. I tu mamy największy problem. Dziwię się panu Timmermansowi, żeby przyspieszać tę opinię. Opinia została wydana wtedy, kiedy nie został zakończony proces legislacyjny. Trudno odnosić wrażenie, że tu chodzi o dobre stanowienia prawa, czy nie chodzi o jakieś emocje i rozgrywkę polityczną”.

300polityka.pl

 

CotrWNfVMAEhvRk

 

CotlbVcVMAAOdVa

 

Cot7i3zXgAAuiP6

CotnDYeWcAApO27

Anna Zalewska? Nowa bulterierka w drużynie Kaczyńskiego. „Newsweek” prześwietla PiS-owską minister edukacji

Anna Zalewska? Nowa bulterierka w drużynie Kaczyńskiego. "Newsweek" prześwietla pisowską minister edukacji
Anna Zalewska? Nowa bulterierka w drużynie Kaczyńskiego. „Newsweek” prześwietla pisowską minister edukacji Fot. Wojciech Kardas / Agencja Gazeta

Bulterierem Kaczyńskiego nie zostaje się na zawsze – bulterierem się bywa. Większość z nas wciąż z tą rolą utożsamia Jacka Kurskiego, który lata temu zaatakował Donalda Tuska dziadkiem z Wehrmachtu. Ale dziś prezes potrzebuje nowych, marzących o wielkiej karierze partyjnych podgryzaczy.

Minister edukacji udaje, że nie wie, kto spalił żydów w Jedwabnem. Słowa, które padły w „Kropce nad i” pokazały, z kim tak naprawdę mamy do czynienia. Nie ważna jest prawda historyczna, a jedynie to, co jest dobre dla PiS. Trafnie skomentował to Wiktor Zborowski, który nie miał litości dla minister edukacji. – Ona nie wie co ma wiedzieć, bo nie spytała prezesa – stwierdził aktor.
Byle nie urazić prezesa
Dziennikarze „Newsweeka” postanowili przyjrzeć się bliżej minister edukacji, której wiedza zawstydza nawet uczniów gimnazjum. – Zażenowanie. Tak duże, że trudno mi było publicznie zareagować – komentuje była minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska. Jej następczyni z PiS tłumaczyła w końcu, że za tragiczne wydarzenia w Jedwabnem odpowiadają nie Polacy, ale antysemici.

Renata Kim i Rafał Gębura usiłują znaleźć odpowiedź na pytanie, czy minister edukacji faktycznie nie znała prawdy historycznej, czy też na chłodno kalkulowała, co powinna odpowiedzieć. Wielu osobom, które znają Zalewską od lat trudno uwierzyć, że powiedziała to, co naprawdę myśli.

„Newsweek” opisuje drogę politycznej kariery Anny Zalewskiej, która karierę polityczną zaczynała w liberalnej Unii Wolności. Zmianę poglądów, koniunkturalizm towarzyszący decyzjom politycznym, oraz zaskoczenie, jakie wciąż noszą w sobie niektórzy politycy PiS. Nie rozumieją, dlaczego właśnie ona została wybrana na ministra edukacji. Ma to zawdzięczać między innymi bliskim relacjom z Beatą Szydło.

Gotowa na wszystko

– Ona desperacko walczy o pozycję w partii. Na ogół ministrowie siadają w ławie rządowej tylko wtedy, gdy rozpatrywany jest ich projekt. A ona jest na prawie każdym posiedzeniu Sejmu. Bo a nuż pojawi się premier Szydło? A nuż Kaczyński spojrzy? – opowiada dziennikarzom „Newsweeka” była pracownica Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Zalewska nie jest lubiana w swoim okręgu wyborczym. Działacze PiS w okręgu wałbrzyskim zarzucali jej nepotyzm. Ale jak mówi jeden z samorządowców – Zalewska jest bezwzględna, idzie po trupach do celu. Co nim jest? Tu nikt nie ma wątpliwości. Celem Anny Zalewskiej jest kariera.

 

nowaBulterierka

 

każda

naTemat.pl

 

Żyli prosto, jedli zdrowo i chorowali na raka

Michał Skubik, 31.07.2016

Kość śródstopia zaatakowana przez kostniakomięsaka.

Kość śródstopia zaatakowana przez kostniakomięsaka. (Fot. Materiały prasowe Wits University)

Podczas badań w jednej z południowoafrykańskich jaskiń naukowcy odkryli najstarsze ślady nowotworu u naszych przodków.

Naukowcy z University of the Witwatersrand w Johannesburgu natrafili na ślady złośliwego nowotworu na kości stopy, której właściciel żył około 1,7 mln lat temu. Nie jest jasne, do którego gatunku wczesnych hominidów możemy go zaliczyć.

Nie jest to pierwszy przypadek odkrycia śladów nowotworu u naszych przodków lub krewniaków. Jednak ten przypadek jest dużo starszy od najstarszego dotąd, ujawnionego u neandertalczyka, który około 120 tys. lat temu żył na terenach dzisiejszej Chorwacji.

Obecne badania zostały opublikowane na łamach ukazującego się w RPA Journal of Science. Wynika z nich, że nowotwór, który zaatakował kości śródstopia, to kostniakomięsak. Zwykle pojawia on się w kościach długich w pobliżu płytki wzrostu, szczególnie w obrębie kości udowej, piszczelowej i ramieniowej. Typowymi dla niego objawami jest ból, któremu towarzyszy obecność rozpierającej masy i obrzęk okolicy guza. Najczęściej pojawia się w okresie intensywnego wzrostu.

W przypadku tego znaleziska naukowcy nie są w stanie ustalić, w jakim wieku był właściciel stopy ani nawet czy nowotwór ten doprowadził do jego śmierci. Pewni są natomiast, że w tym stadium rozwoju musiał powodować ból.

W tym samym wydaniu periodyku znajduje się drugi artykuł, w którym naukowcy wskazują kolejny przypadek nowotworu u wczesnych człowiekowatych. Jest to łagodny nowotwór, który zidentyfikowano u dziecka należącego do gatunkuAustralopithecus sediba żyjącego 2 mln lat temu. Tym samym jest to najstarszy dowód na to, że nowotwory już od dawna atakowały również dzieci.

Pomimo że ślady nowotworów znajdują się u wielu przedstawicieli wielu gatunków, zarówno żyjących obecnie, jak i dawno wymarłych, wielu ludzi uważa, że jest to choroba cywilizacyjna. – Wydaje się, że współczesna medycyna zakłada, że choroby nowotworowe są powodowane współczesnym stylem życia. Jednak nasze badania pokazują, że choroby te towarzyszą naszym przodkom i krewniakom od milionów lat, zdarzały się na długo przed pojawieniem się epoki przemysłowej – uważa Edward Odes z University of the Witwatersrand.

Źródło: University of the Witwatersrand, Johannesburg

Zobacz także

odkryto

wyborcza.pl

Populizm i zaskoczona mina wodza

Radosław Markowski, 30.07.2016

Jarosław Kaczyński przemawia podczas 75. miesięcznicy katastrofy smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu

Jarosław Kaczyński przemawia podczas 75. miesięcznicy katastrofy smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu(ADAM STĘPIEŃ)

Populizm jest zdrowy, gdy sprzeciwia się nieprawości życia publicznego. Ale jego udoskonalona wersja uderza w instytucje, które gwarantują temu życiu stabilność, i manipuluje losem najbardziej bezbronnych.

Są dni, gdy trudno o gazetę, w której nie napisano by o „populizmie”. Piszący widzą populizm u Orbana, Erdogana, Kaczyńskiego, w Brexicie, we francuskim Froncie Narodowym i w Trumpie. Czy to możliwe? Populizmowi przypisuje się wiele cech, które ani nie są dla niego specyficzne, ani tym bardziej konstytutywne. Samonapędzający się radykalizm, próba zastępowania świata realnego idealnym, posiadanie wroga – jakichś „onych” – nie są cechami dlań wyjątkowymi, a nawet dominującymi. W debacie pomieszane są przyczyny populizmu (np. spadek zaufania do instytucji czy obniżająca się identyfikacja z partiami) ze zjawiskami z nim współwystępującymi (jak nacjonalizm albo ksenofobia) oraz z jego konsekwencjami.

Nasza historia to nic innego jak tylko Ogólnoeuropejski Dzień Świstaka. Europa albo się integruje, albo morduje

***

Bazowe rozumienie populizmu odnosi się do pakietu składającego się z apoteozy ludu i dysrespektu dla elit; lud posiadł rzekomo wszelkie zalety, a elity – wady, z których korupcja jest najczęściej wymieniana. Klasycy gatunku – Yves Meny, Yves Surel, Margaret Canovan czy Cas Mudde – znacznie uszczegółowiają pojęcie populizmu: a to, że jest to raczej styl niż treść polityki, a to, że jest to „thin concept” – pojęcie płytkie, które nie zawiera w sobie np. wszystkich wymiarów klasycznej ideologii takiej jak liberalizm, ale inkorporuje w swą treść elementy innych ideologii, jak socjalizm czy nacjonalizm.

Ponad dziesięć lat temu we wstępie do redagowanej przeze mnie książki „Populizm a demokracja” pisałem o tym, że „ludów” jest zazwyczaj wiele, a i mozaika elit w niejednym kraju nie pozwala, by mówić o niej w liczbie pojedynczej, choć ludowi tak właśnie się wydaje.

Problem w tym, że ludowi bardzo wiele się „wydaje”. Fakt, że populizm nie ma cech ideologii lub spójnego programu politycznego, że wykorzystuje elementy wielu ideologii i programów, prowadzi do politycznej destabilizacji. W konsekwencji i paradoksalnie populistyczny dyskurs dotyczy głównie proceduralnych aspektów demokracji. W końcu populizm to narzędzie dekonstrukcji i destabilizacji „zastanego” i próba zbudowania „nowego”. Problem w tym, że to „nowe” bez precyzyjnej treści programowej nie może powstać.

Suweren jest niespójny. Rozmowa z prof. Mikołajem Cześnikiem

Wielu badaczy słusznie utrzymuje, że populizm często wskazuje na istotne problemy społeczne, stanowi dobrą diagnozę, nie jest natomiast w stanie zaproponować skutecznego lekarstwa. Metaforycznie ujął to meksykański politolog David Arditi, mówiąc, że populista zachowuje się jak zapity gość na przyjęciu: bez respektu dla konwenansów wygłasza bolesne dla wspólnoty, acz prawdziwe opinie. Metaforę tę należałoby uzupełnić o ciąg dalszy; pijak budzi się następnego dnia na kacu i albo przeprasza, albo zostaje wykluczony ze wspólnoty.

Populiści raczej nie przepraszają, ale z biegiem czasu zanikają. Zanik taki bywa jednak kosztowny, zauważmy bowiem, że do tej pory na świecie nie ma ani jednego przypadku, by rządzący populiści (a bywali u władzy długo, i to we względnie bogatych krajach jak Argentyna czy Wenezuela, nie wspominając o Europie pierwszej połowy XX wieku) odnieśli ostateczny sukces, a ich pomysły stały się modelowymi trwałymi rozwiązaniami.

Populizm, gdy jest naturalny i stanowi oddolny wyraz sprzeciwu względem nieprawości życia publicznego, jest ważnym elementem każdej demokracji i należy tę możliwość otwartej artykulacji pielęgnować. Ale gdy jest kreacją politycznych manipulatorów, trzeba z nim walczyć.

***

Ostatnia dekada przyniosła jednak wiele nowinek. Co jest zatem nowego w „nowym populizmie”, tym z ostatniej dekady, dwóch?

Po pierwsze, wzrosło znaczenie antyinstytucjonalizmu.

Po drugie, w wielu przypadkach jego nośnikiem jest klasa średnia, zwłaszcza ta jej część, która uważa się za wykluczaną z głównego nurtu życia publicznego. Klasa średnia, przez dekady stanowiąca swoisty amortyzator demokratycznego kapitalizmu, pomagająca finansować niwelowanie ekskluzji czy bezrobocia i w ten sposób zapobiegająca rewolucjom; klasa średnia oddająca głos na partie mainstreamu, by zagwarantować pokój społeczny i przewidywalność, dzisiaj sama ma poczucie zdrady, z jednej strony przez własne zglobalizowane elity, a z drugiej – przez obcych przygarniętych kilka dekad temu.

Po trzecie, ten nowy populizm odnosi się do wielkiej demograficznej i cywilizacyjnej zmiany, a mianowicie do zmiany relacji większość – mniejszość w społeczeństwie. Widać to choćby w USA, gdzie biała dotychczasowa większość traci na demograficznym i kulturowym znaczeniu i nie potrafi się odnaleźć, gdy staje się mniejszością.

Po czwarte, i najważniejsze – upieram się wręcz, że to jest nowy konstytutywny element populizmu – współczesny populizm to Wielkie Uproszczenie. Współczesny populizm zdominowany został przez Wielkiego Prostaka. Wielki Prostak jest po stronie popytowej i występuje jako agregat społeczny oraz po stronie podażowej – zazwyczaj w postaci charyzmatyzującej (nie – charyzmatycznej, bo to zazwyczaj nieuk i polityczny cwaniak dobrze rozpoznający nastroje i język części zagubionych ludzi). Mamy go po drugiej stronie oceanu, odnosi lokalne sukcesy w młodych demokracjach Europy. Potrafi konfabulować od rana do wieczora, ale też skutecznie nakłaniać ludzi do wiary w kreowane przez siebie iluzje, oferując jakoby proste skuteczne środki zaradcze.

Repertuar składa się z tak różnych działań jak budowanie murów na granicach, okładanie horrendalnymi podatkami obcych produktów, kreowanie wymyślonych zamachów lotniczych, wywracanie niezbitych faktów historycznych do góry nogami, mówienie o uchodźcach jako roznosicielach chorób czy o domniemanych enklawach szariatu w Szwecji. Co więcej, to działa.

To tacy polityczni spryciarze cztery miesiące po uruchomieniu programu dającego biednym rodzinom pomoc na dzieci postanowili sobie zafundować podwyżki sięgające kilkunastokrotności zapomogi. I nie jest to jakiś wybryk populistów. Ten polityczny styl i narracja są im potrzebne do zdobycia władzy i usunięcia nie swoich elit, natomiast zdobycie władzy – prędzej czy później – „wyzwala ich” z obowiązków wobec ludu.

***

„Nowy populizm” występuje w połączeniu z antyinstytucjonalizmem, mieszanką niewiary i niechęci względem instytucji gwarantujących stabilność, przewidywalność, ekonomizację ludzkich działań. Sprzeciw wodzów wobec instytucji powoduje ich „ograniczająca” funkcja. Konsekwencją jest negacja kultury kontraktu i merytokratycznej odpowiedzialności.

Lud lubi, a wodzowie ludu go w tym utwierdzają, że reguły gry można ustawiać pod ich potrzeby i zachcianki. Ich realizacja jest prosta, wystarczy tylko dać władzę właściwym politykom. W 2003 roku przed referendum akcesyjnym dwie polskie partie – różne, ale obie populistyczne – tak przekonująco prosto tłumaczyły polskiej wsi i rolnikom, że wstąpienie do UE to samo zło, że zdobyły zaufanie niemal jednej piątej elektoratu w wyborach 2005 roku, a dwa lata wcześniej skłoniły te grupy społeczne do masowego głosowania na „nie” w sprawie przystąpienia do Unii. To te grupy rzecz jasna zyskały najwięcej na przystąpieniu do wspólnoty europejskiej, ale wówczas jeszcze mądrość ludu nie była w stanie tego zgłębić. Sprawa – jak się okazało – nie była jednak beznadziejna, bo już w 2007 roku, gdy polska wieś i rolnik na własnym podwórku zobaczyli, czym naprawdę jest UE, odesłali te dwie partie do lamusa historii.

Dziś ta sama mądrość ludu każe mu wierzyć, że programy masowej dystrybucji skumulowanych w przeszłości pieniędzy będą dostępne po wsze czasy, a także, że obniżenie wieku emerytalnego do absurdalnej granicy 60 lat dla kobiet, przy ich szybko wydłużającym się życiu, zapewni im godziwy byt. Lud daje się też uwieść opowieści o tym, że pewnych zawodów nie można wykonywać po 60. roku życia, choć wiadomo, że w 2040 roku takich zawodów prawie nie będzie. No ale tego nie powiedzą mu ci, którzy żyją z jego niewiedzy i naiwności.

Przykładów podobnej ignorancji mamy mnóstwo, a najbardziej bolesne jest to, że manipuluje się losem ludzi najbardziej bezbronnych – starszych, słabo wykształconych, o niskim kapitale społecznym. W rozwiniętych demokratycznych państwach dobrobytu takie osoby otaczane są szczególną ochroną przez profesjonalistów, od pracowników socjalnych począwszy, a na odpowiedzialnych politykach szczebla państwowego skończywszy, ale też ich los zależy od wielkiego wysiłku edukacyjnego, który w Polsce dopiero przed nami.

Wynik brytyjskiego referendum – ulubionego środka politycznego podejmowania decyzji przez populistów – pokazuje, że podobne zjawiska występują w trwałych demokracjach. O manipulacjach referendalnej kampanii na Wyspach napisano już wiele. Warto jednak podkreślić, że niewielu ekspertów ma problem ze wskazaniem, kto straci na wyjściu Zjednoczonego Królestwa, a kto zapewne nie straci lub zyska. Z pewnością do tej drugiej grupy należy większość mieszkańców Londynu, którzy masowo opowiedzieli się za pozostaniem w Unii, oraz pracownicy City, którzy poradzą sobie, obojętne, czy ich kraj pozostałby w UE, czy będzie poza UE, czy gdyby przystąpił do NAFTA. Stracą najpewniej mieszkańcy prowincji, słabo osadzeni na rynku pracy, biedniejsi i gorzej wykształceni.

***

Świat celowego kreowania populistycznej mrzonki w takim zakresie jak w ostatnich dwóch dekadach to zagadnienie nowe. Ale populizm ma też problem niezależnie od intencji manipulatorów politycznych. Sugestywnie pisał o tym pół wieku temu William Riker. Konkluzja jego wywodu brzmi: ponieważ nie jesteśmy w stanie rzetelnie identyfikować zagregowanych ludzkich preferencji, a tym bardziej udowodnić, że są one „słuszne”, populizm jest nie tylko niepraktyczny, więcej – jest nieosiągalny. Populiści rzecz jasna mu nie wierzą i trwają w swojej monistycznej i moralistycznej papce niepozwalającej uznać im, że społeczeństwa są zróżnicowane, podzielone na grupy społeczne o jasnych, legitymizowanych różnicach interesu. Każdy obywatel o odmiennych od populistów poglądach jest albo zdrajcą, albo wyrzutkiem na usługach obcych, albo kolaboruje z częścią elit, realizując ich ciemne interesy.

Oczywiście to założenie ma odmienny wydźwięk społeczny w zależności od wyniku wyborczego, jakim cieszą się populiści. Orban, który w 2010 roku klarownie mówił, co zrobi po wygranych wyborach, dostał 54-procentowe poparcie wyborców, a niemal co trzeci ze wszystkich uprawnionych Węgrów aktywnie poparł jego pomysły. W innej sytuacji jest, choć zdaje się tego nie rozumieć, populistyczny wódz łamiący porządek konstytucyjny kraju, w którym uzyskał poparcie mniej niż jednego na pięciu uprawnionych obywateli.

I niebawem się o tym przekona. A że jak zwykle bywa z populistami, wiedza i mądrość polityczna jest im obca, dowie się o tym z praktyki. Na jakimś własnym wiecu usłyszy z tylnych rzędów pomruk sprzeciwu. To już było… Ciekawe, czy będzie miał równie zaskoczoną minę jak tamten wódz Rumunów przed pośpiesznym odlotem helikopterem ze swojego pałacu?

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Czy wizyta Franciszka odmieni Polskę? Głosy z lewa, prawa i środka
Szanuj drugiego, nie bój się pomóc obcemu, nie rozpamiętuj złego, nie truj, nie poddawaj się przed meczem. I uśmiechnij się wreszcie. Damy radę?

Franciszek – rewolucjonista
Jeśli jego słowa do nas trafią, zmienią nas samych. A jeśli my się zmienimy, zmieni się też nasza sytuacja społeczna i polityczna. Rozmowa z prof. Karolem Tarnowskim, przyjacielem Jana Pawła II

Wybory w USA. Ogon pożarł psa
Trump jest konsekwencją naszego wieloletniego przymilania się do kretynów, bigotów i rasistów. Partia Republikańska umiera – mówi Bruce Bartlett, doradca prezydentów Reagana i Busha ojca

Bursztynowa Republika Ludowa
Gram bursztynu skupuje się za 1-2 euro, później kamienie przemyca się do Polski. To potężne transporty. Największy, jaki wpadł, ważył półtorej tony. Roczne wydobycie bursztynu na Ukrainie to ponad tysiąc ton. Tuż za polską granicą trwa prawdziwa wojna

Milion zakładników powstania warszawskiego
AK nie miała szans, by toczyć w Warszawie otwartą walkę z Niemcami. Okulicki i ludzie, którzy parli do walki, uznali po prostu, że światem może wstrząsnąć wyłącznie tragedia mieszkańców stolicy

Karolina Czarnecka: W Białymstoku boli mnie głowa
Moja siostra nosiła glany i dostała za te glany butelką w głowę. Kolega dostał deską z gwoździem, bo grał na gitarze

Marcin Wolski. Konformizmu maturzysta
W skali siły rażenia radio było dla Marcina Wolskiego trałowcem, telewizja to potężny lotniskowiec

Oberek Jimiego Hendrixa
Nasza muzyka tradycyjna kojarzyła mi się z biesiadą albo cepelią. Oni pokazali mi odlot. Przeszedłem na polską stronę

Zło dziadka Amona
Kiedy przyjeżdżasz do Europy i jesteś gościem, nie możesz się zachowywać, jak ci się podoba. Musisz się trzymać zasad, które tu obowiązują. A jeśli nie przestrzegasz prawa, to krótka piłka: poniesiesz konsekwencje. Rozmowa z Jennifer Teege, wnuczką Amona Götha, „kata z Płaszowa”

populista

wyborcza.pl

 

Światowe Dni Młodzieży: Papież Franciszek przyjął Antoniego Macierewicza

pap, mo, 31.07.2016

Papież Franciszek, Antoni Macierewicz

Papież Franciszek, Antoni Macierewicz (Fot. AP, Agencja Gazeta)

Papież Franciszek, zanim wyruszył w niedzielę na Campus Misericordiae w Brzegach, rozmawiał w Pałacu Arcybiskupów Krakowskich z ministrem obrony Antonim Macierewiczem – poinformował Polską Agencję Prasową rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz.

ŚWIATOWE DNI MŁODZIEŻY- nasz serwis specjalny >>>

Rzecznik nie ujawnił szczegółów rozmowy. Podał jedynie, że była to „dłuższa rozmowa”, która odbyła się po hiszpańsku i bez pośrednictwa tłumacza. Wśród tematów rozmowy prawdopodobnie była organizacja Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, które w niedzielę dobiegają końca.

Według źródła w MON rozmowa z Franciszkiem trwała ok. 30 minut i zaczęła się przed godz. 8. Telewizje pokazały, jak w niedzielę po godz. 8 Macierewicz z osobami towarzyszącymi opuszczał krakowską kurię. Krótko potem papież Franciszek wyruszył do Brzegów.

W spotkaniu uczestniczyli Macierewicz, wiceszef MON Wojciech Fałkowski (obaj z małżonkami) oraz wiceminister Bartosz Kownacki. Było też kilku żołnierzy reprezentujących cztery rodzaje sił zbrojnych: wojska lądowe, siły powietrzne, marynarkę wojenną i wojska specjalne.

W prezencie od MON i żołnierzy Franciszek dostał szopkę krakowską oraz replikę wydanego po łacinie jednego z dzieł Mikołaja Kopernika.

Zobacz także

papieżFranciszek

wyborcza.pl

Syn powstańca ostro do ONR-u. Co na to Ziemkiewicz? Spróbował… wyśmiać apel, ale nie wyszło

TS, 31.07.2016

Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego

Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego (Fot. Adam Stępień / Agencja Ga)

• „Krystyna Królikiewicz prosi neofaszystów, by nie czcili PW marszem”
• Apel o takiej treści zamieścił syn 95-letniej podporucznik z powstania
• Ziemkiewicz: „Musicie wiedzieć: PW walczyło z polskimi narodowcami”

 

„Moja mama, lat 95, powstaniec warszawski, podporucznik Krystyna Królikiewicz prosi dziewczęta i chłopców z organizacji neofaszystowskich, by nie czcili Powstania Warszawskiego marszem” – taką „prośbę do neofaszystów” umieścił syn uczestniczącej w powstaniu Królikiewicz, Cezary Harasimowicz. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

Wiele osób przyjęło ten apel z aprobatą, ale wśród nich raczej nie ma Rafała Ziemkiewicza, publicysty „Do rzeczy”. „Dwie rzeczy musicie wiedzieć. 1) PW walczyło z polskimi narodowcami, 2) W upał czapkę nosić koniecznie. Zwłaszcza łysi” – napisał ironicznie na swoim profilu dziennikarz.

Dwie rzeczy musicie wiedzieć
1) PW walczyło z polskimi narodowcami
2) W upał czapkę nosić koniecznie. Zwłaszcza łysi

 rafał ziemkiewicz

Ironiczna odpowiedź publicysty od razu wywołała lawinę komentarzy. „Nie z polskimi narodowcami, tylko z niemieckimi nazistami”, „miej odrobinę przyzwoitości”, „żenująca wypowiedź” – czytamy pod wpisem.

syn powstańca

gazeta.pl

Marcin Wolski. Konformizmu maturzysta [PORTRET]

Marta Bratkowska, 30.07.2016

Marcin Wolski ze swoimi lalkami w domu (Lech Wałęsa, Bronisław Geremek, Józef Oleksy, Adam Michnik, Jurek Owsiak)

Marcin Wolski ze swoimi lalkami w domu (Lech Wałęsa, Bronisław Geremek, Józef Oleksy, Adam Michnik, Jurek Owsiak) (FOT. MIROSŁAW STELMACH/ REPORTER)

W skali siły rażenia radio było dla Marcina Wolskiego trałowcem. Telewizja to potężny lotniskowiec.

Prawdziwy Marcin Wolski to ten, który napisał hymn pokolenia ’68, stworzył kultową audycję w PRL-u i kanon satyry politycznej w wolnej Polsce, czy ten drugi – propagandysta „dobrej zmiany” szukający rewanżu na inaczej myślących? Pytam tych, którzy z nim pracowali, znali go i podobno nawet się z nim przyjaźnili.

Janusz Zaorski: – Nigdy nie przyjaźniłem się, nawet nie byliśmy kolegami, tylko znajomymi z pracy.

Artur Andrus: – Znajomość czysto zawodowa, bez zażyłości. Jak przyszedłem do Trójki, jego już tam nie było. Lepiej niż jego samego znam jego twórczość. Tę starą. O niej możemy porozmawiać. Tej najnowszej nie znam.

Pisarz (nie chce pod nazwiskiem): – W kontekście jego poglądów nie mógłbym o nim powiedzieć niczego dobrego. A mimo wszystko jako człowieka go lubię.

Jerzy Kryszak: – Musiałbym Marcina oceniać, a nie chcę.

Andrzej Zakrzewski, redaktor w radiowej Trójce: – Nie żebym się bał. Nie chcę mówić źle, a nic dobrego nie mam do powiedzenia. Może poza tym, że jak był sekretarzem partii w Trójce, nikomu żadnego świństwa nie zrobił.

Irena Neneman, 50 lat w Polskim Radiu: – Pracowałam z nim, byłam zafascynowana tym, co pisał, bo pióro miał świetne. Ale poza tym… Poza tym nic.

Marek Majewski: – Nie lubię mówić źle o kolegach. Dla mnie ktoś, kto z artysty stał się propagandzistą, to tak jakby umarł. A o umarłych nihil nisi bene.

Kabareciarz (nie chce pod nazwiskiem): – O czym mam mówić? Że mi kolega zwariował?

Inni nie chcą nawet śladu rozmowy w druku. Mówią, że „nie boją się, bo nic z tego, co mają o nim do powiedzenia, nie jest nieprawdą”, i nie szukają pracy „w mediach, które mają stać się narodowe”, więc nie może im zaszkodzić.

Wysłuchuję jednak opowieści o niekwestionowanym talencie, sprawności pisarskiej, dużej inteligencji, imponującej erudycji, ale też o konformizmie, parciu na szkło, kompleksach i lgnięciu do władzy. I jeszcze o „legendarnym skąpstwie”. No, szacunku do pieniędzy. A, i o wyobcowaniu, braku umiejętności zarządzania.

Większość rozmówców twierdzi, że najnowszą twórczość dawnego kolegi omija szerokim łukiem. – Nie słucham, nie czytam. Nie chcę się denerwować. Wolę myśleć, że ludzie są lepsi niż w rzeczywistości – to Magda Jethon, była szefowa Trójki, dziś w KOD-uj24.pl.

– Raz tylko widziałem fragment programu, który prowadził i na koniec mówił wierszyk. Cóż, artystycznie był słaby – podsumowuje Stanisław Tym występ Wolskiego w „W tyle wizji” w TVP Info. Gdy włączył, Wolski rozmawiał z Ziemkiewiczem, potem był ten wierszowany felieton, już nie pamięta o czym. Pewnie na jeden z ulubionych tematów: Europę zalewa islam, trzeba bronić narodowych wartości, KOD obśmiać. Ergo: stać po stronie PiS, które rządzić będzie już zawsze ku radości wyzwolonego po ośmiu latach niewoli narodu.

Yanusze humoru: „Studio Yayo”, „Z szafy Pietrzaka”, „W tyle wizji”. Satyra w telewizji narodowej

Dawną inteligentną kpinę przykrywają tony patetyczne. W powyborczy poniedziałek 27 października w Klubie Ronina Wolski udawał Broniewskiego: „Są w Ojczyźnie rachunki krzywd, czara żalów pełna i krucha, wybaczenie to nie jest mit, ale najpierw potrzebna jest skrucha. Ale najpierw potrzebny jest wstyd, ujawnienie tajemnych treści, są w Ojczyźnie rachunki krzywd i nie obca dłoń je przekreśli. Wykluczeni wracają do gry, kark prostują skrzywdzeni boleśnie, są w Ojczyźnie rachunki krzywd, trudno będzie wszystkie przekreślić. Osiem lat dom przeżarł nam grzyb, brudu, pleśni, na ścianach w nim wiele, kto zapłaci rachunki krzywd? Może Donald i Przyjaciele?”.

W TV Republika za czasów PO straszył Unią i uchodźczą apokalipsą: „Jeszcze kilka ustaw i brukselskich figli, a już chrześcijańskiej nie będzie religii”.

Rok 2015 w „Gazecie Polskiej” pożegnał tak: ” (…) Gajowy wszystkich Polaków udał się do Budy Ruskiej i słuch po nim zaginął. Coraz słabsze oznaki życia daje z dalekiej Brukseli Cesarz Europy , a jego faworyta (ale jaja, ale jaja!) najprawdopodobniej odleciała w kosmos. (…) Zniknęli przesławny dziedzic z Chobielina Radosław, Strażak Wszech Czasów Waldemar, mąż stanu Piechociński i wielopłciowa Grodzka. (…) Na bardzo długą zimę odlatują Kraśki i Tadle. (…) Dobiega kresu gonitwa za Lisem i Lisicą. Jest szansa na pozbycie się dokuczliwych Owsiaków i innych glist ludzkich”.

Rządów PO nie może zapomnieć. „Byłem przekonany, że pewnie gdybym wpadł pod tramwaj, umarł, to słowem by o mnie nie wspomniano. (…) [Tamta rzeczywistość] jeśli idzie o wykluczanie inaczej myślących nie była porównywalna z żadną inną, włącznie z czasami dziadka Gomułki”. (…) [W Polsce Tuska] czułem się Żydem w III Rzeszy” – żalił się niedawno Magdalenie Rigamonti w „Dzienniku Gazecie Prawnej”.

Teraz odżył. Znów jest wysoko, a dla wrogów PiS ma radę: „Zasady są proste: były wybory, wygrała ta partia, więc trzeba się z tym pogodzić i morda w kubeł” – powiedział w „DGP”.

Żołnierz wolności

Większość starych znajomych twierdzi, że od paru lat nie mieli specjalnych złudzeń co do kierunku dryfowania Wolskiego, ale nie przypuszczali, że może aż tak popłynąć na prawo. – Wrażliwy, wykształcony, piekielnie utalentowany człowiek z inteligenckiej rodziny naprawdę wierzy w te wszystkie brednie, które wypisuje i wygaduje?! – pyta jeden z najbliższych niegdyś współpracowników. – Ale znów jest blisko tronu, a władza to jego jedyna ideologia – odpowiada.

– Zawsze go ciągnęło do rządzących. A że raz rządzili ci, raz tamci, więc postronni mogą spytać: „Zaraz, to właściwie, jakie on ma poglądy?” – mówi Janusz Zaorski, reżyser (m.in. „Szopek noworocznych” Wolskiego i Majewskiego).

No właśnie. Jakie?

Magda Jethon dziwi się temu zdziwieniu: – Przecież on jest niezwykle konsekwentny. Od stanu wojennego cały czas przesuwał się na prawo. Był z Wałęsą, potem z Kaczyńskimi. Dzięki nim mógł wrócić na scenę, a tego chciał przecież najbardziej.

Oświetlona scena to od początku jego miejsce. Talent do rymowania objawił wcześnie. Podczas spotkania promującego jego biograficzne „Krowy tłuste, krowy chude” w jednej z polskich salek katechetycznych w Chicago zacytował datowaną jeszcze na czasy liceum fraszkę. „Smutno mi, Boże. Bóg: mnie toże”. Jako 19-latek opublikował w „Szpilkach”: „Jak powstał demograficzny wyż? Ona chciała i on tyż”.

Dobrze sprawdzał się także w mniej ascetycznych formach. Jedna z największych tub propagandowych PRL wydrukowała jego duże satyryczno-poetyckie dzieło, ale publikacją w „Żołnierzu Wolności” raczej się nie chwalił.

Gwoli uczciwości trzeba przyznać, że nie obnosi się też specjalnie z autorstwem tekstu „Dobrego wychowania”, za które Jacek Kleyff w 1972 r. dostał nagrodę główną Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. A byłoby z czym. Kleyff i Salon Niezależnych stali się symbolem antyreżimowej satyry, a „Dobre wychowanie” – hymnem pokolenia Marca ’68:

Pokolenie Kolumbów, ZMP-owców, tubylców
Bardzo modne i trafne terminy,
Lecz jak nazwać nas, młodszych,
W ciągu trzech lat dorosłych,
Od tej wiosny przedwczesnej – do zimy?
Jaki termin wykuwać naprędce
Dla tych łebków, co wrażeń są syte?
Pokolenie czapki studenckiej?
Czy zimowych nausznic z tłumikiem?
(…)Produkt zniechęceń czy owacji
Nadmiaru – czy też braku myśli?
Może czciciele kontestacji
Lub konformizmu maturzyści?

W 1968 r. Wolski ma 21 lat. Studiuje historię na UW. Matka – dziennikarka w reżimowych mediach, ojciec (z którym praktycznie nie ma kontaktu, bo rodzice rozwiedzeni), łódzki adwokat z wojną 1920 r. w życiorysie. I on – zdolny, wrażliwy, w środku dziejącej się historii.

„W ciągu trzech lat dorośli” szybko zrozumieli, że o wolności w PRL nie ma co marzyć. W całej jaskrawości objawiła im to marcowa antysemicka i antyinteligencka nagonka. Grudzień ’70 to kres nadziei na socjalizm z ludzką twarzą.

Wolski wydarzeń roku 1968 doświadczył podwójnie. A raczej zareagował na nie dwubiegunowo. W styczniu 1969 r. „Żołnierz Wolności” publikuje jego szopkę noworoczną, którą przypomniał w „Newsweeku” Rafał Kalukin.

Poświęcił ją izraelskim syjonistom, amerykańskim imperialistom i zachodnioniemieckim odwetowcom. „Wczytajmy się we fragmenty, gdyż jest to perła specyficznego marcowego humoru” – pisze Kalukin. „Oto Mosze Dajan (minister obrony Izraela w wojnie sześciodniowej i szwarccharakter ówczesnej propagandy komunistycznej) według Wolskiego: Pierwszy jestem w szopce, bo to jest mój teren/ Moje wojska przecież zajęły Betlejem/ A poza tym – wielka to by była szkoda / Żeby w miejscu takim – zabrakło Heroda (…)/ Bo moje oko gniewne i srogie/ Bo w moim oku – napalm się tli/ Myślę, że piaski pustynne mogę/ Zwilżyć potokiem arabskiej krwi „.

Wykuwanie mitu

Z jednej strony głos pokolenia, z drugiej kpiarz podkręcający zgodnie z linią partii nastroje antysemickie. Nie do pogodzenia? Bynajmniej. W Marcinie Wolskim te pozornie wykluczające się postawy całkiem dobrze się zgodziły. Człowiek rozdwojony? Konformizmu maturzysta?

U schyłku lat 70. związał się z kabaretem Pod Egidą Jana Pietrzaka, gdzie można było nieco więcej, władze tolerowały nawet żarty z Polski Ludowej. Obie strony jednak – ci na scenie i ci przed nią – doskonale wiedziały, gdzie jest granica. Znów podwójność. Tym razem bardziej komfortowa, bo do więzienia nie wsadzali, pozwalali zarabiać, a jednocześnie człowiek mógł uchodzić za tego, który stawia się władzy. Przynajmniej trochę. A słuchają cię Rakowski, Cyrankiewicz czy Moczar, Wajda, Konwicki, Kotarbiński czy Michnik. Pełna sala i splendor.

Była też Trójka, kolejna oaza kontrolowanej wolności. Gdzie Wolski został szefem redakcji rozrywki i wstąpił do parii.

Teresie Torańskiej („Żarty się skończyły?”, „Duży Format”, 28.08.2006) mówił: „Nigdy nie byłem partyjnym działaczem, co najwyżej oportunistycznym szarym członkiem, jak kilka milionów obywateli w tym kraju. A do partii zapisałem się, bo zaczęto z radia wyrzucać ludzi. (…) Więc jak mi otworzyli furteczkę: wstąp do partii, łatwiej ci będzie bronić swojej sprawy, to wstąpiłem. W 1975 r. nie było jeszcze KOR-u, opozycji. Rok później pewnie bym do partii nie wstąpił”.

W 1980 r. został sekretarzem POP w Trójce, a to coś więcej niż bycie „szarym członkiem”. Dziś koledzy z prawicy jakoś mu tego PZPR nie wytykają. Może dlatego, że wielu z nich też nosiło czerwoną legitymację.

Na korytarzach Myśliwieckiej bardziej dziwiono się jego przemianie po Sierpniu. – Jesienią 1980 r. sekretarz partii zakłada „Solidarność”! Przeżyliśmy szok, choć czy powinniśmy się dziwić? Powiało z drugiej strony, więc nowy wiatr w żagle. Szedł z tymi, z którymi iść się opłacało. Nieważne z kim, ważne, by być kimś ważnym – dodaje jego znajoma z Trójki.

W PZPR pozostał do 1981 r.

Długa zima w okopach

Stan wojenny zatrzymał karierę. Nie został pozytywnie zweryfikowany. W rozmowie z Torańską zastanawiał się: „co by było, gdyby ONI okazali się trochę mądrzejsi i nie wyrzucili mnie od razu z radia, tylko wysłali na długi urlop. A po urlopie, gdyby ktoś nie z partyjnego betonu, ale z tych bardziej umiarkowanych, przeprowadził ze mną rozmowę i powiedział: Panie Marcinie, musi pan z czegoś żyć, jest pan historykiem, to niech pan sobie tutaj robi audycje o Aztekach, o Majach, Juliuszu Cezarze czy bitwie pod Zamą, a my nie będziemy pana do niczego zmuszać. (…) Postawiłoby mnie to w strasznie trudnej sytuacji, bo człowiek jest słaby, a ja nie należę do tych, którzy w stu procentach wiedzą, jak zachowaliby się w sytuacjach ekstremalnych. Bywa, że ekstremalne sytuacje mięczaków utwardzają, a żelbetonowców łamią”. Z dwojga złego lepiej przyznać się do mięczaków.

– Bez Trójki cierpiał – tłumaczy stary współpracownik. – Parcie na szkło nie zniknęło, tylko szkło mu zabrali. Musiał się okopać. Ale gdy wycofywał się, górę brały kompleksy i frustracja. Że jest gorszy od innych, niedoceniony, że ciągle ktoś mu kradnie pomysły, że „Seksmisja” to splagiatowany jego „Matriarchat”, a on z tego nic nie ma. Ani sławy, ani pieniędzy – dodaje.

– Jest cholernie zdolnym facetem, pisze mnóstwo i świetnie, ale nie ma pewności siebie. Jest nieśmiały, potrzebuje akceptacji, potwierdzenia swojej wartości – wylicza Magda Jethon.

Po wyrzuceniu z radia bez prawa pracy w mediach zarabiał, jeżdżąc po kraju ze sceniczną wersją radiowej audycji „60 minut na godzinę”. Zaczął pisać prozę, głównie historię alternatywną. Pisał mnóstwo. Potrafił książkę tygodniowo. Ile ich było, sam Wolski nie zliczy. Około 60.

Co by było gdyby? Gdyby na przykład udał się zamach na Hitlera, Polska wygrałaby II wojnę światową albo nie pogoniła Sowietów w 1920 r. W powieściach roi się od spisków, obcych wywiadów, konfidentów, starych ubeków, Ruskich, Żydów, agentów. Na studiach uczono go, że spisków nie ma. Z przekory zainteresował się nimi.

Wyjście z okopów

W 1989 r. wraca do gry. Po Egidzie, Trójce i zakazie pracy w stanie wojennym miał niezłą opinię także wśród opozycjonistów, bo jego audycji słuchali wszyscy. Zapewne i Lech Wałęsa, ku któremu skierował swe uczucia Wolski.

Z Andrzejem Zaorskim i Jerzym Kryszakiem robi pierwszą szopkę noworoczną. 21 września 1991 w TVP 1 debiutuje „Polskie zoo”. Przez blisko trzy lata co sobotę o 20 pojawiają się politycy kukiełki (dwa identyczne chomiki do złudzenia przypominały najsłynniejszych bliźniaków, Macierewicz był wyżłem, Wałęsa lwem, Mazowiecki żółwiem, Michnik lisem). Teoretycznie satyra miała uderzać po równo, ale niektóre zwierzęta były jednak równiejsze. Z lwa emanowało dostojeństwo, z którym sprawował swe mądre i sprawiedliwe rządy, a ruchliwe chomiki budziły więcej sympatii od pozostałych mieszkańców zoo.

– Po latach w norze mógł wyjść i lśnić. Miał swoje szkło, wielbicieli i sympatię władcy. Ale chciał więcej. Był popularny, chciał być ważny, miał widownię, chciał władzy – mówi dawny współpracownik.

Został doradcą Wałęsy w Radzie ds. Mediów, a w 1993 r. wszedł do rady programowej jego bloku wyborczego BBWR. – Ambicje polityczne miał od dawna, stąd wyglądająca na dość absurdalną wędrówka jego poglądów. Ale być może jest coś silniejszego, co go pcha tam, gdzie są podejmowane decyzje. Jeśli coś go prowadzi, to właśnie to: być u steru, być na topie – mówi Zaorski.

Na topie Wolski rozkwita też finansowo i towarzysko. Co roku w imieniny Marcina (wypadające patriotycznie 11 listopada) w swoim domu na warszawskiej Pradze przerobionym, jak żartują koledzy, „na bogato”, na cygański pałac z basztami, salonem i antresolą, organizuje przyjęcia. – Przez 364 dni baaardzo szanował kasę, a tego jednego stawiał. Jola, jego żona, przygotowywała wielkie przyjęcie. Raz przez całą noc grała zamówiona przez zaprzyjaźnionego z nim aktora kapela indiańska, inni czytali okolicznościowe teksty, bo to było też wydarzenie artystyczne – wspomina były kolega Wolskiego.

– Kiedyś poprosił, żebym w ramach prezentu przyprowadziła mu na imieniny Zbyszka Bujaka, bo chciałby go poznać – wspomina Jethon.

Podobno w prezencie ktoś podarował mu… niespłacony dług – przegraną w starym zakładzie, której nie udało się wyegzekwować. Nie była to kwota porażająca. Jakiś milion na stare.

Z natury nieśmiały i skłonny do wycofania Wolski się zmienił. Błyszczał. I podróżował, bo zwiedzanie świata i nurkowanie to jego pasje. Był już w blisko stu krajach. Nawet w czasach chudszych też na wycieczki nie skąpił. Potrzebą finansowania wyjazdów tłumaczył wykpiwane przez kolegów umiłowanie pieniędzy. – Najgorszy kawał, jaki można było mu zrobić, to wstać od stolika w knajpie i zniknąć. Płaciło się kelnerowi, ale on tego nie widział i wściekał się, że zostanie z rachunkiem – śmieje się jeden z dawnych współpracowników.

W armii „laufrów”

Gdy blask Wałęsy zaczął przygasać, okazało się, że gwiazdor prezydenckiej ekipy Kaczyńskich lubił „od początku”, co po latach przyzna Torańskiej. „Laufry Wałęsy” chciały go „na eksperta”. Od czego? Nie bardzo wiadomo, ale to, że chcieli, imponowało mu bardzo.

W 2005 r. oficjalnie poparł kandydaturę Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. – Satyryk polityczny nie powinien sobie na to pozwalać, bo traci wiarygodność, staje się satyrykiem dworskim, cynglem, tubą, propagandystą – wylicza dawny współpracownik.

Inny dawny kolega Marek Majewski poparł wtedy Donalda Tuska, ale publicznie ogłosił, że przestaje uprawiać satyrę polityczną. Właśnie z wyżej wymienionych powodów.

Po wygranej Kaczyńskiego i PiS Wolski został nagrodzony. W lipcu 2006 r. wrócił do radia jako szef najważniejszej anteny – Jedynki.

To, co nowe władze nazywały „restrukturyzacją zatrudnienia” (z Polskiego Radia miało wylecieć blisko 300 osób), przypominało komunistyczne czystki. Zniknęli z anteny Tadeusz Sznuk, jeden z najlepiej rozpoznawalnych głosów Jedynki, bo powiedział, że lustracja w radiu jest bezprawna (notabene miał pozytywne zaświadczenie z IPN), i Maria Szabłowska, też znana i lubiana dziennikarka. Zdaniem odpowiedzialnego za „restrukturyzację” Jerzego Targalskiego musiała odejść, bo on czyści radio ze „złogów gierkowsko-gomułkowskich” i „dookoła widzi same stare kobiety”, a tych nie lubi. Sąd nakazał przywrócenie Szabłowskiej do pracy.

Wolski oczyszczaniem radia ze „złogów” bezpośrednio się nie zajmował. – Pamiętam tamtą atmosferę, jego zupełnie nie. Ale to, co działo się z anteną, było przerażające – wspomina wieloletnia redaktorka Jedynki. Jethon też nie słyszała, by Wolski osobiście kogokolwiek wyrzucał.

On miał tylko w skostniały Program 1 tchnąć, zdaniem pisowskich zwierzchników, zdrowego ducha. „Sygnały dnia” przejęli: Dorota Gawryluk, Michał Karnowski, Krzysztof Ziemiec, Dorota Wysocka-Schnepf i Joanna Lichocka z „Dziennika” i TV Puls.

Na antenę zaprosił felietonistów z zewnątrz: Igora Zalewskiego, Rafała Ziemkiewicza, Macieja Rybińskiego, Michała Ogórka i Stanisława Michalkiewicza. W uproszczeniu: trzech radykalnych prawicowców, zdeklarowanego antysemitę z Radia Maryja i Ogórka. Taki skład nazwał „zdrowym pluralizmem”.

Okres władzy PiS w Polskim Radiu zapisał się spadkiem słuchalności. Wolski nie porządził długo, bo ledwie do kwietnia 2007 r. Stracił najbardziej prestiżową pracę w życiu. Wkrótce PiS miał stracić władzę. Wolski też. Ale prezydent Kaczyński odznaczył go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Reaktywacja radykalna

W 2009 r., po przejęciu radiowej Trójki przez Jacka Sobalę, złożył mu ofertę współpracy. Wrócił. Dostał nocny program. Po 2010 r., znów zepchnięty na margines, radykalizuje się. Wchodzi do redakcji „Gazety Polskiej”. Zostaje scenarzystą „Smoleńska” Antoniego Krauzego, ale już nie jest. Agnieszce Kublik powiedział, że poszło o jedno słowo. – „Zamach” w ogóle nie pada. Napisałem takie zdanie: „Zrobili to”. Już nie pamiętam, kto je wypowiada. Na pewno nie prominentny polityk. Jak jest teraz, nie wiem. Ja już się tym nie zajmuję – mówił Marcin Wolski.

Materiał zebrany do scenariusza wykorzystał w książce „7:27 do Smoleńska” – w gatunku ulubionej historii alternatywnej. Akcja rozgrywa się przez 24 godziny przed wylotem tupolewa do Smoleńska. Bohaterem powieści jest inżynier Rykow, który przypadkowo dowiaduje się o sabotażu w zakładach w Samarze, gdzie remontowano polskiego rządowego tupolewa.

W 2013 r. został publicystą „Do Rzeczy” i zaczął pojawiać się na antenie telewizji Republika. Dwa lata później na dostępnych mu łamach i antenach z radością witał zmianę władzy, a w lipcu tego roku został wiceprezesem zdominowanego przez „niepokornych” Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i szefem TVP 2. Dziwne?

Artur Andrus: – Prawdę mówiąc, informacja nie zrobiła na mnie wrażenia. Rozumiem, że w ekipie, która przejęła media, trwają poszukiwania ludzi o odpowiednich sympatiach politycznych i jednocześnie choć trochę się na mediach znających. To nie jest długa lista.

Janusz Zaorski też nie wątpi, że to wybór z klucza. – Nie wiem, czy bardzo o to zabiegał, czy to wypadkowa niezbyt licznych kadr w tej ekipie. Że przyjął propozycję, nie dziwi. Zawsze chciał rządzić. Ale czy on się na tym zna?

Nową funkcję powitał z radością. – Jeżeli zrealizuję choć dziesiątą część pomysłów, będę usatysfakcjonowany, jeśli będzie to 20 procent, poczuję się szczęśliwy – mówi „Wyborczej”. – Praca w Jedynce nie zniechęciła mnie, lecz wręcz zachęciła do przyjęcia propozycji prezesa Jacka Kurskiego. W skali trudności i siły rażenia radio było trałowcem, telewizja to potężny lotniskowiec – podkreśla.

Jaka ma być jego Dwójka? – Widownię, dla której chcę zmieniać TVP 2, nazwałem roboczo „statystyczną plus”. Ten plus to kultura. Kultura i szacunek dla widza to jedyna dopuszczalna forma autocenzury. Na mojej antenie będzie miejsce na pluralizm opinii, na satyrę polityczną, ale nie na wulgarność, na żarty ze śmierci lub wiary. Pozostawię oczywiście ulubione seriale Polaków, przywrócę kabarety, mam kilka pomysłów na kulturalne, eleganckie programy publicystyczno-rozrywkowe, ale jest za wcześnie, żeby zdradzać szczegóły.

Pluralizm opinii. Taki jak w radiowej Jedynce? – Wtedy niestety nie miałem dużo czasu i możliwości, żeby trwale zreformować stację. Jestem zwolennikiem ewolucyjnych zmian, pod warunkiem że są to zmiany na lepsze, a wówczas ławkę mieliśmy naprawdę krótką. Dziś klęska niedoboru zamieniła się w klęskę urodzaju. Mamy masę młodych, zdolnych dziennikarzy, będących zdrową konkurencją dla twarzy, które mogły się trochę opatrzyć – mówi Wolski.

Szykuje się więc kolejny desant z mediów zaprzyjaźnionych z prezesem Kurskim na lotniskowiec dyrektora Wolskiego. Ciekawe, jaką ma wyporność.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Czy wizyta Franciszka odmieni Polskę? Głosy z lewa, prawa i środka
Szanuj drugiego, nie bój się pomóc obcemu, nie rozpamiętuj złego, nie truj, nie poddawaj się przed meczem. I uśmiechnij się wreszcie. Damy radę?

Franciszek – rewolucjonista
Jeśli jego słowa do nas trafią, zmienią nas samych. A jeśli my się zmienimy, zmieni się też nasza sytuacja społeczna i polityczna. Rozmowa z prof. Karolem Tarnowskim, przyjacielem Jana Pawła II

Wybory w USA. Ogon pożarł psa
Trump jest konsekwencją naszego wieloletniego przymilania się do kretynów, bigotów i rasistów. Partia Republikańska umiera – mówi Bruce Bartlett, doradca prezydentów Reagana i Busha ojca

Bursztynowa Republika Ludowa
Gram bursztynu skupuje się za 1-2 euro, później kamienie przemyca się do Polski. To potężne transporty. Największy, jaki wpadł, ważył półtorej tony. Roczne wydobycie bursztynu na Ukrainie to ponad tysiąc ton. Tuż za polską granicą trwa prawdziwa wojna

Milion zakładników powstania warszawskiego
AK nie miała szans, by toczyć w Warszawie otwartą walkę z Niemcami. Okulicki i ludzie, którzy parli do walki, uznali po prostu, że światem może wstrząsnąć wyłącznie tragedia mieszkańców stolicy

Karolina Czarnecka: W Białymstoku boli mnie głowa
Moja siostra nosiła glany i dostała za te glany butelką w głowę. Kolega dostał deską z gwoździem, bo grał na gitarze

Marcin Wolski. Konformizmu maturzysta
W skali siły rażenia radio było dla Marcina Wolskiego trałowcem, telewizja to potężny lotniskowiec

Oberek Jimiego Hendrixa
Nasza muzyka tradycyjna kojarzyła mi się z biesiadą albo cepelią. Oni pokazali mi odlot. Przeszedłem na polską stronę

Zło dziadka Amona
Kiedy przyjeżdżasz do Europy i jesteś gościem, nie możesz się zachowywać, jak ci się podoba. Musisz się trzymać zasad, które tu obowiązują. A jeśli nie przestrzegasz prawa, to krótka piłka: poniesiesz konsekwencje. Rozmowa z Jennifer Teege, wnuczką Amona Götha, „kata z Płaszowa”

marcinWolski

wyborcza.pl

 

CosOookWEAAi26y

 

 

CosPgDXW8AAs0vS

Przedwojenny Grunberg czyli Zielona Góra. Augusthöhe – Wzgórze Augusta Fot. arch. Grzegorz…

 

CopD7nZWYAA_MM_

„wSieci”: Ekipa PiS na celowniku. Opozycjonista twierdzi, że… „mogą nawet zabijać”

jsx, 31.07.2016

Okładka

Okładka „wSieci”; Jadwiga Staniszkis, Piotr Jegliński i Jarosław Kaczyński w 2014 r. (SŁAWOMIR KAMIŃSKI/AG, „wSieci”)

• Jegliński: Rzucą wszystkie siły, by powstrzymać zmiany. Mogą nawet zabijać
• „Wiele sił na świecie nie może się pogodzić z tym, co wydarzyło się u nas”
• W nowym numerze tygodnika „wSieci” wywiad z opozycjonistą

 

„Rzucą wszystkie siły, by powstrzymać zmiany. Mogą nawet zabijać” – straszy okładka nowego numeru tygodnika „wSieci”. To słowa Piotra Jeglińskiego, z którym wywiad znajdziemy w środku.

„Tylko w tygodniku ‚wSieci’ legendarny opozycjonista Piotr Jegliński ostrzega, że ekipa PiS jest na celowniku!” – można przeczytać na facebookowym profilu czasopisma. „‚Wiele sił na świecie nie może się pogodzić z tym, co wydarzyło się u nas w zeszłym roku. Agresja będzie narastała, i to na wielu poziomach’ – mówi Jegliński w rozmowie z Jackiem i Michałem Karnowskimi”.

O suwerenność i niepodległość trzeba się bić – mówi Piotr Jegliński na łamach „wSieci”

Tylko w tygodniku „wSieci” legendarny opozycjonista Piotr Jegliński ostrzega, że ekipa PiS jest na celowniku! „Wiele sił na świecie nie może się pogodzić z tym, co wydarzyło się u nas w zeszłym roku. Agresja będzie narastała, i to na wielu poziomach” – mówi Jegliński w rozmowie z Jackiem i Michałem Karnowskimi. Ponadto w numerze specjalny dodatek na 72. rocznicę Powstania Warszawskiego, a w nim: Śpiewnik powstańczych pieśni i piosenek, których teksty znać powinien każdy.

W tygodniku także artykuł zatytułowany „Trędowaty” pióra Stanisława Janeckiego, poświęcony najbardziej kontrowersyjnej postaci polskiej sceny politycznej. Michał Kamiński kończy karierę w polskiej polityce i nikt go nie żałuje, bo panuje powszechna zgoda, że należał do tych, którzy tę politykę w największym stopniu zohydzili – pisze autor.

Na łamach „wSieci” także komentarze dotyczące sytuacji w Europie i Niemczech oraz Turcji po ostatniej fali zamachów terrorystycznych.

Dziennikarze tygodnika piszą także o zbliżających się igrzyskach olimpijskich, m.in. Cezary Kowalski („Doping: bez przełomu”) zwraca uwagę na sprawę dopingu i pisze: Igrzyska w Rio de Janeiro jeszcze się nie rozpoczęły, a już wiadomo, kto je wygrał.

Więcej artykułów w nowym numerze tygodnika „wSieci” w sprzedaży od 1 sierpnia br., także w formie e-wydania – szczegóły nahttp://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.

Zdjęcie użytkownika W Sieci.

Piotr Jegliński to publicysta, w czasach PRL działał w opozycji. Współtworzył siatkę kurierską przemycającą zakazane przez władze publikacje. Miał zostać zlikwidowany w ramach nieudanej akcji MSW o kryptonimie „Reszka”. Prokuratura postawiła mu wtedy zarzut szpiegostwa. W 2013 Bronisław Komorowski odznaczył go Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce”.

tygodnikWsieci

gazeta.pl

http://www.newsweek.pl/polska/nowa-ustawa-o-trybunale,artykuly,394668,1.html

Mieszkaniec Dolnego Śląska już nie chce być Jarosławem. Przez prezesa PiS chce zmienić imię

Z pewnością prezes Kaczyński nie obrazi się na mieszkańca Dolnego Śląska i nie wyjdzie z Sejmu. Wspomniany mieszkaniec nie chce mieć dalej na imię – Jarosław.
Z pewnością prezes Kaczyński nie obrazi się na mieszkańca Dolnego Śląska i nie wyjdzie z Sejmu. Wspomniany mieszkaniec nie chce mieć dalej na imię – Jarosław. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Poczynania PiS-u zmotywowały go do podjęcia decyzji. Max – takie nowe imię chce mieć Jarosław Zieliński, mieszkaniec małego miasta na Dolnym Śląsku. Decyzja imiennika Jarosława Kaczyńskiego podyktowana jest nie tylko powodami politycznymi. Cierpi on na wadę wymowy, która utrudnia wymawianie Jarosław.

– Nie podoba mi się polityka Jarosława Kaczyńskiego. W dodatku imię Jarosław jest staroświeckie i obciachowe – mieszkaniec Leśnej na Dolnym Śląsku skomentował dla 24jgora.pl.
25 lipca Jarosław Zieliński złożył w Urzędzie Stanu Cywilnego w Leśnej wniosek o zmianę imienia. Całe życie marzył, aby mówiono do niego Max. Długo jednak zwlekał z podjęciem decyzji. Przyznaje, że ostatnie wydarzenia polityczne do tego go zdopingowały.

Przede wszystkim Zielińskiego zbulwersowała zapowiedź, że niepełnosprawni mogą stracić ulgi na przejazdy publiczną komunikacją. Na domiar złego na scenie polityczne pojawił się drugi Jarosław… Zieliński. O tym PiS-owskim wiceministrze spraw wewnętrznych było głośno na początku roku, a zwłaszcza po słynnym wybuchu opony w aucie prezydenta Andrzeja Dudy.

Wiceminister Zieliński podpadł nawet swojemu szefostwu z aferą z byłym szefem policji Zbigniewem Majem, który był podejrzewany o korupcję. Zieliński jednak wszelkie te zarzuty bagatelizował. Od kłopotów uciekał też po wypadku prezydenckim z udziałem podległych mu funkcjonariuszy BOR.

Tymczasem nie tylko polityka była powodem decyzji mieszkańca Leśnej. Ma on po prostu problem z wymową swego imienia. Po wypadku, któremu uległ w dzieciństwie sparaliżowana została prawa strona ciała. Stąd wada wymowy. Jarosław Zieliński wierzy, że po zmianie imienia na Max, jego życie ulegnie niemal całkowitej zmianie.

jarosław

naTemat.pl

Co robisz, gdy mówią, że jesteś notariuszem, ale się z tym nie zgadzasz? Duda znalazł (kiepski!) sposób

TS, 31.07.2016

Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Andrzej Duda podpisał wczoraj ustawę o TK. Zrobił to mimo sprzeciwu Krajowej Rady Sądownictwa i nowej opinii Komisji Europejskiej. To wywołało falę krytyki. Jak tłumaczy się prezydent?

 

Prezydent Andrzej Duda pomiędzy inauguracją obchodów 72. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego a uroczystościami związanymi ze Światowymi Dniami Młodzieży znalazł wczoraj czas na podpisanie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.CZYTAJ WIĘCEJ>>>

W noweli aktu prawnego przygotowanej przez Prawo i Sprawiedliwość nie uwzględniono propozycji parlamentarnej opozycji ani inicjatywy obywatelskiej. Ostatecznie przedstawiciel Komitetu Obrony Demokracji wycofał projekt z Sejmu, a PO i Nowoczesna w trakcie debaty wznosiły okrzyki „Konstytucja! Konstytucja!”.

Jak nie trudno się domyślić obie izby parlamentu szybko podjęły jednak decyzję o procedowaniu ustawy. Ta w ekspresowym tempie trafiła na biurko prezydenta, który – mimo apelu Krajowej Rady Sądownictwa i kolejnych sugestii Komisji Europejskiej – podpisał ją.

PAD po ciuchu, w trakcie ŚDM i zamieszania z PW, podpisał ustawę o TK. Może i PAD wyszedł z PiS, ale PiS z PADa nie wyszedł.

I to, po raz kolejny zresztą, wywołało oburzenie sporej części wyborców. Pojawiły się głosy krytyki. Że prezydent sygnuje każdą ustawę przygotowaną przez partię rządzącą. Że jest notariuszem PiS. Co na to Andrzej Duda?

Najwyraźniej te opinie dotarły do prezydenta. I choć nie odniósł się do nich bezpośrednio – czy raczej: własnymi słowami – to wpis, który pojawił się na jego profilu mówi wiele. Również o podejściu do tej niezadowolonej części Polaków.

„Pan prezydent Andrzej Duda nie jest ‚notariuszem’. Proszę przyjąć to do wiadomości” – wpis o takiej treści udostępnił na swoim profilu prezydent Duda. Argument? To jest najciekawsze… O niezależności głowy państwa ma świadczyć fakt, że odmówił powołania 10 sędziów wskazanych przez KRS. I to bez podania powodu.

Prezydent odmówił powołania 10 sędziów. Jest reakcja Krajowej Rady Sądownictwa. Stanowcza

Andrzej Duda na Twitterzetwitter.com/Andrzej Duda

To zresztą nie pierwszy raz, kiedy prezydent wzbudza kontrowersje swoją aktywnością na Twitterze. Swego głośno zrobiło się o jego nocnych rozmowach z takimi personaliami portalu jak „Ruchadło leśne” czy „dzika foczka”.

Mamy jednak nadzieję, że w tym przypadku formuła „RT nie oznacza poparcia” jest jak najbardziej aktualna.

Z kim rozmawia prezydent na Twitterze? „Ruchadło leśne”, „seba sra do chleba”, „dzika foczka”

Andrzej Duda na TwitterzeGazeta.pl

„RT nie oznacza poparcia”. Taka formuła pojawia się na wielu twitterowych profilach. Mamy nadzieję, że w tym przypadku jest jak najbardziej aktualna.

coRobisz

 

zaPlecami

gazeta.pl

CorfYJbWgAAhN-l

Panie Generale, jest Pan przykładem wojskowej i patriotycznej postawy

Piotr Rachtan, 29.07.2016

Gen. Zbigniew Ścibor-Rylski tłumaczy, że podjął kontakty z bezpieką na polecenie swoich przełożonych z konspiracji

Gen. Zbigniew Ścibor-Rylski tłumaczy, że podjął kontakty z bezpieką na polecenie swoich przełożonych z konspiracji (Fot. Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta)

Panie Generale, mój nieżyjący ojciec, żołnierz Armii Krajowej, darzył Pana wielką estymą – pisze w liście Piotr Rachtan.

Tekst pierwotnie został opublikowany na portalu Studio Opinii.

Szanowny Panie Generale,

mój nieżyjący ojciec, ppor. cw. Zdzisław Rachtan „Halny”, VM, KW, KAK itd., ze Zgrupowań Świętokrzyskich Armii Krajowej „Ponury” – „Nurt”, darzył Pana Generała wielką estymą. Za to, czego dokonał Pan w czasie Powstania Warszawskiego, ale i za postawę w epoce PRL. A także za godność, z jaką przeciwstawiał się Pan wraz ze środowiskiem powstańców warszawskich instrumentalnemu wykorzystywaniu przez polityków tragedii powstania dla doraźnych korzyści politycznych.

Także przez dzielenie patriotycznie nastawionych Polaków na lepszych i gorszych przy okazji obchodów kolejnych rocznic wybuchu PW.

„Halny” podobnie traktował wszelkie próby zawłaszczania obchodów rocznic walk w Górach Świętokrzyskich (na polanie wzgórza Wykus) – politycy nie mieli tam prawa głosu.

Patriotyzm to nie krzyki!

Prawdziwy patriotyzm nie potrzebuje okrzyków politycznie umotywowanych uczestników uroczystości rocznicowych. Manifestowanie niechęci do rywali politycznych w takich okolicznościach jest co najmniej nie na miejscu. Pana postawa budziła wrogość środowisk zawłaszczających patriotyzm. Bardzo prawdopodobne, że stanowczy i odważny sprzeciw Pana Generała wobec zniewag i obelg, którymi obrzucano niektórych kombatantów i dawnych opozycjonistów, ludzi uczciwych, zasłużonych dla sprawy Polski w najtrudniejszych czasach okupacji niemieckiej i w epoce komunizmu rozsierdził instygatorów tych zachowań i spowodował wdrożenie skandalicznego procesu lustracyjnego.

„Halny” nie dożył tej chwili, ale jestem pewien, że skierowałby do Pana Generała słowa swojego poparcia i wyraziłby oburzenie niesłychanym, bezczelnym cynizmem tych, którzy stojąc za tym procederem, życzą najgorzej uczciwemu patriotyzmowi i którym nie przeszkadza, że za powierzchownie wyrażaną miłością do Polski kryją się często mroczne postawy ksenofobii, wrogości do demokracji i do wartości, które szanował, a które pozwoliły Polsce znaleźć się w kręgu europejskich krajów prawa.

Słowa, niewypowiedziane przez mojego Ojca, pragnę uzupełnić swoimi: nic nie jest w stanie splamić munduru Pana Generała; intencje tych, którzy wdrożyli proces, są widoczne jak na dłoni, żadne wyjaśnienia pionu śledczego IPN nie przykryją przykrej prawdy, że chodzi o skompromitowanie żołnierza Powstania Warszawskiego i wyeliminowanie człowieka niewygodnego.

Panie Generale, jest Pan, wbrew woli i działaniom niektórych środowisk politycznych, przykładem wojskowej i patriotycznej postawy. Postawy pełnej godności i niezależnej od doraźnych zawirowań. Która mogłaby się stać wzorem dla kolejnych pokoleń.

Wierzę, że tak będzie.

Proszę przyjąć, Panie Generale, wyrazy głębokiego szacunku.

lustrują

wyborcza.pl

Prawicowe propisowskie media mają kłopot z wizytą Franciszka

Katarzyna Wiśniewska, 29.07.2016

Wizyta papieża Franciszka w Polsce to kłopot dla mediów prawicowych

Wizyta papieża Franciszka w Polsce to kłopot dla mediów prawicowych (Fot. Michal Lepecki / Agencja Gazeta)

Może dla niektórych papieska pielgrzymka jest powodem do świętowania. Warto jednak pochylić się nad tymi, którzy w tych dniach muszą się solidnie namęczyć, żeby przekonać innych, albo i siebie, że z papieża można drzeć łacha, nie przestając być wzorowym katolikiem.

Dlatego Łukasz Warzecha w portalu wpolityce.pl tłumaczy, że nauczanie nieomylne papieża dotyczy tylko wiary, a od reszty wara. Warzecha pozwala więc sobie na uwagę, że „południowoamerykański papież bywa jakby lekko oderwany od rzeczywistości” a także że swoimi ekologicznymi apelami „wspiera po prostu interesy określonej grupy biznesowej”. Nic dziwnego, że także jego kazania to totalna klapa: „Brakowało ostrego i stanowczego potępienia bestialstwa, jakiego fanatycy islamscy dopuszczają się na chrześcijanach na Bliskim Wschodzie; brakowało ostrzeżenia przed niebezpieczeństwami niekontrolowanej imigracji”.

Piotr Skwieciński jest bardziej wyrozumiały. „Papież nie wstąpił do KOD” – zauważa z subtelną ironią. „Franciszek nie tylko nie przekroczył, ale nawet nie zbliżył się do granicy sugestii, jakoby obecna polska władza na jakiejkolwiek płaszczyźnie wzbudzała jego sprzeciw. Wniosek – relacje polskiego rządu ze Stolicą Świętą pozostają normalne” – orzeka Skwieciński.

Myślałabym nawet, że to prawie pochwała, a jednak papież wyraźnie uwiera prawicę. „Gazeta Polska Codziennie” postanowiła papieża cenzurować. Najpierw, w czwartek, nie ukazał się w niej fragment kazania o pamięci negatywnej, która „spojrzenie umysłu i serca obsesyjnie koncentruje na złu, zwłaszcza popełnionym przez innych”. W piątek „GPC” ocenzurowała przemówienie papieża z Częstochowy, publikując je bez fragmentu: „Wasz naród pokonał na swej drodze wiele trudnych chwil w jedności. Niech Matka, mężna u stóp krzyża i wytrwała w modlitwie z uczniami w oczekiwaniu na Ducha Świętego, zaszczepi pragnienie wyjścia ponad krzywdy i rany przeszłości i stworzenia komunii ze wszystkimi, nigdy nie ulegając pokusie izolowania się i narzucania swej woli”.

Zabawne, bo właśnie te słowa komentował Jarosław Kaczyński: – To brzmi jak dydaktyka „Gazety Wyborczej” – mówił na tyle głośno, że usłyszeli to siedzący obok niego politycy.

Zaległości nadrabia „Nasz Dziennik”: Wydrukował w całości dwa przemówienia Franciszka, także to z pierwszego dnia. Pewnie organ o. Rydzyka zauważył, że jedyną gazetą, która od początku drukuje papieskie przemówienia w całości jest „Gazeta Wyborcza”. Słusznie, zawsze warto dobre wzorce powielać.

Ale wpolityce.pl papież kitu nie wciśnie. Portal próbuje szukać ucieczki od Franciszka u… watykańskiego rzecznika: „Co teraz powiedzą krytycy rządu Beaty Szydło? Rzecznik Watykanu apeluje o ostrożną ocenę polskiej polityki migracyjnej” – krzyczy nagłówek. Tymczasem, ks. Federico Lombardi mówił w Radiu Watykańskim tylko tyle, że „Polska to inny kraj niż Włochy. A zatem inne są też problemy związane z migracją niż na przykład na Lampedusie”.

Pochylmy się w dniach pielgrzymki także nad prezydentem, który męczy się udowadniając, że w świetle papieskich słów o konieczności pomocy uchodźcom Polska nie wypada tak źle. Po spotkaniu z Franciszkiem Andrzej Duda przekonywał, że jest wręcz przeciwnie – wcale nie musimy się starać, by dorosnąć do wymagań papieskich, Polska PiS już taka jest: „My jesteśmy krajem, który jest oparty na wartościach i nie odmawiamy pomocy nikomu, natomiast nie zgadzamy się na to, aby siłą sprowadzano ludzi do Polski”.

Zdarzają się jednak papieskie cuda. Tomasz Terlikowski, który za uchodźcami nie przepada, odkrył inną lepszą stronę papieża: „Muszę powiedzieć, że zachwycają mnie jego słowa. Papież nie tylko jest »zamordystą « w kwestii pro-life, ale też zdecydowanym antygenderystą”. Tak uznał Terlikowski po kazaniu Franciszka o Maryi, w którym nie padło ani jedno słowo o gender. Mam nadzieję, że papież zostanie poinformowany, iż został ułaskawiony przynajmniej przez jeden prawicowy portal w Polsce.

Zobacz także

prawicowePropisowskie

wyborcza.pl

My name is Clinton. Hillary Clinton [Applebaum]

Anne Applebaum*, 30.07.2016

Hillary Clinton

Hillary Clinton (Mark J. Terrill (AP Photo/Mark J. Terrill))

Władimir Putin nie jest czarnym charakterem z filmów o Bondzie. Nie potrzeba nam Daniela Craiga, żeby przeciwstawić się Kremlowi.

P otrzebujemy prezydenta Hillary Clinton. Jeżeli jej nie wybierzemy, będzie nami rządzić człowiek nastawiony na zniszczenie przymierzy, które utrzymują pokój i potęgę amerykańską; człowiek, który radośnie zgadza się na wrogą zagraniczną interwencję w amerykańską kampanię wyborczą. Zapamiętajmy: jeżeli Trump w ten sposób odnosi się do Rosji, to nie ma żadnej gwarancji, że będzie miał inny stosunek do Chin czy do Iranu.

Potrzebna nam jest prezydent Hillary Clinton, która pod jednym względem zdystansowałaby się też od prezydenta Obamy. On konsekwentnie unikał traktowania na serio hybrydowej polityki zagranicznej Rosji, kojarzącej normalną dyplomację z siłą militarną, korupcją ekonomiczną i wojną informacyjną.

Ta rosyjska strategia wymaga kompleksowej odpowiedzi. Ważną, ale niewystarczającą zmianą było trwające od kilku lat wzmocnienie NATO; silniejszy Sojusz przyczyni się do powstrzymania potencjalnego niszczycielskiego konfliktu militarnego w Europie. Jednocześnie rozprawienie się ze skorumpowanymi oligarchami, nie tylko tymi z Rosji, pomogłoby powstrzymać nielegalne przepływy pieniędzy, które wywierają szkodliwy wpływ na politykę w wielu rozwijających się krajach. A w coraz większym stopniu także w USA i w Europie.

Ważna jest też wojna informacyjna, zwłaszcza ze względu na nieznaną dotychczas – przynajmniej u nas – taktykę: Amerykanie nie są przyzwyczajeni do myśli, że obce rządy mogłyby wykorzystywać wykradzione przez hakerów e-maile po to, żeby psuć amerykańską politykę. Tymczasem Rosjanie uprawiają podobne gry od lat. Jeszcze w 2007 roku rosyjscy hakerzy przypuścili zmasowany atak na estoński rząd i sieci komercyjne – w tym na banki, na ministerstwo obrony, na parlament – co sprawiało wrażenie zemsty za decyzję o przeniesieniu w inne miejsce radzieckiego pomnika ku czci żołnierzy Armii Czerwonej.

Siedem lat później zaatakowano państwową komisję wyborczą Ukrainy na trzy dni przed głosowaniem.

W przyszłym tygodniu Ośrodek Analizy Strategii Europejskiej opublikuje raport, w którym dokumentuje rosyjską taktykę dezinformacyjną w Europie, sięgającą od skrajnie prawicowych portali w Polsce do wsparcia zwolenników antyeuropejskiego referendum w Holandii.

Rosja eksperymentowała też w cyberprzestrzeni Stanów Zjednoczonych. W 2014 roku policję w St. Mary Parish w Luizjanie obudziły wiadomości o katastrofalnym wypadku. Zamieszczono setki przekazów na Twitterze i sfałszowane wideo na YouTubie, aby przekonać mieszkańców, że Państwo Islamskie wysadziło w powietrze fabrykę chemiczną. Po wielu miesiącach „New York Times Magazine” wytropił sprawców w Sankt Petersburgu; jak się wydaje, rosyjskie trolle testowały, czy to zadziała.

Nietrudno wyobrazić sobie, że podczas prawdziwej katastrofy taka taktyka nasiliłaby panikę. Nietrudno też wyobrazić sobie, w jaki sposób można wykorzystać umiejętnie wytwarzane fałszywe informacje w pełnych napięcia i emocji wyborach. Przyznaję, byłam przekonana, że ekosystem amerykańskich mediów jest zbyt rozległy i silny, żeby mogli na niego wywierać wpływ wrogo nastawieni ludzie z zewnątrz. Że to głównie problem Europy. Po ubiegłym tygodniu nie jestem już tego taka pewna.

Demokracjom jest trudno zapobiegać takiej taktyce. Nasza następna prezydent nie będzie sprawować kontroli nad mediami; z pewnością tego byśmy nie chcieli. Mogłaby jednak przeznaczać więcej środków na śledzenie dezinformacji i na zrozumienie, w jaki sposób funkcjonuje.

Mogłaby inwestować w kampanię na rzecz lepszego czytelnictwa mediów (to brzydkie określenie, ale brakuje ładniejszego) w kraju i za granicą. Mogłaby zainspirować opracowanie bezpieczniejszego internetu, idąc chociażby śladem Estonii, która po atakach na jej cyberprzestrzeń wprowadziła internetowy dowód tożsamości, dzięki któremu Estończycy mogą znacznie bezpieczniej korzystać z sieci.

Przede wszystkim zaś może doprowadzić do tego, że w centrum uwagi Amerykanów znajdą się rosnące wpływy państw autorytarnych. Tu nie chodzi o „zmienianie reżimów”; zachodnia demokracja prowadzi grę obronną, a nie zaczepną, w odniesieniu do dyktatur, które otwarcie dążą do jej podważenia. Nie sądzę, że prezydent Obama kiedykolwiek rozumiał tę dynamikę; mogłaby ją jednak zrozumieć prezydent Clinton.

A jeżeli nie będzie prezydent Clinton? Wówczas to wszystko stanie się bezprzedmiotowe. W Białym Domu Donalda Trumpa zwolennicy autorytaryzmu będą mile widziani – i będą się czuli jak u siebie.

przełożył Andrzej Ehrlich

*Anne Applebaum – amerykańska pisarka i publicystka, zdobywczyni Nagrody Pulitzera za książkę „Gułag”; (C) 2016 „The Washington Post”

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Czy wizyta Franciszka odmieni Polskę? Głosy z lewa, prawa i środka
Szanuj drugiego, nie bój się pomóc obcemu, nie rozpamiętuj złego, nie truj, nie poddawaj się przed meczem. I uśmiechnij się wreszcie. Damy radę?

Franciszek – rewolucjonista
Jeśli jego słowa do nas trafią, zmienią nas samych. A jeśli my się zmienimy, zmieni się też nasza sytuacja społeczna i polityczna. Rozmowa z prof. Karolem Tarnowskim, przyjacielem Jana Pawła II

Wybory w USA. Ogon pożarł psa
Trump jest konsekwencją naszego wieloletniego przymilania się do kretynów, bigotów i rasistów. Partia Republikańska umiera – mówi Bruce Bartlett, doradca prezydentów Reagana i Busha ojca

Bursztynowa Republika Ludowa
Gram bursztynu skupuje się za 1-2 euro, później kamienie przemyca się do Polski. To potężne transporty. Największy, jaki wpadł, ważył półtorej tony. Roczne wydobycie bursztynu na Ukrainie to ponad tysiąc ton. Tuż za polską granicą trwa prawdziwa wojna

Milion zakładników powstania warszawskiego
AK nie miała szans, by toczyć w Warszawie otwartą walkę z Niemcami. Okulicki i ludzie, którzy parli do walki, uznali po prostu, że światem może wstrząsnąć wyłącznie tragedia mieszkańców stolicy

Karolina Czarnecka: W Białymstoku boli mnie głowa
Moja siostra nosiła glany i dostała za te glany butelką w głowę. Kolega dostał deską z gwoździem, bo grał na gitarze

Marcin Wolski. Konformizmu maturzysta
W skali siły rażenia radio było dla Marcina Wolskiego trałowcem, telewizja to potężny lotniskowiec

Oberek Jimiego Hendrixa
Nasza muzyka tradycyjna kojarzyła mi się z biesiadą albo cepelią. Oni pokazali mi odlot. Przeszedłem na polską stronę

Zło dziadka Amona
Kiedy przyjeżdżasz do Europy i jesteś gościem, nie możesz się zachowywać, jak ci się podoba. Musisz się trzymać zasad, które tu obowiązują. A jeśli nie przestrzegasz prawa, to krótka piłka: poniesiesz konsekwencje. Rozmowa z Jennifer Teege, wnuczką Amona Götha, „kata z Płaszowa”

applebaum

wyborcza.pl

 

Dżihad „zrób to sam”

ROZMAWIAŁ MACIEJ CZARNECKI, 30.07.2016

Po piątkowej modlitwie wmeczecie muzułmanie odwiedzili miejsce upamiętnienia księdza zabitego przez terrorystów w kościele w Saint-Etienne-du-Rouvray, 29 lipca

Po piątkowej modlitwie wmeczecie muzułmanie odwiedzili miejsce upamiętnienia księdza zabitego przez terrorystów w kościele w Saint-Etienne-du-Rouvray, 29 lipca (Francois Mori (AP Photo/Francois Mori))

Terroryści chcą wywołać w Europie wojnę domową. Liczą, że chrześcijańska czy ateistyczna większość odpowie na zamachy i zapłoną meczety. Rozmowa z dr. Kacprem Rękawkiem*, ekspertem ds. terroryzmu

MACIEJ CZARNECKI: Skąd ostatnio tyle ataków terrorystycznych we Francji i w Niemczech?

KACPER RĘKAWEK: Osama bin Laden już 18 lat temu wezwał do mordowania Amerykanów i ich sojuszników w każdym miejscu na ziemi. Sześć lat temu Al-Kaida na Półwyspie Arabskim zalecała „koszenie” ludzi ciężarówką. Dwa lata temu rzecznik Państwa Islamskiego (PI) Abu Mohammad al-Adnani radził: „Jak nie masz bomby albo kuli, to rozwal głowę wroga kamieniem, uduś go, zatruj”.

Co najmniej 1,5 tys. osób wróciło z Syrii do Europy, a są jeszcze ich znajomi, bracia, siostry, kuzyni. Można założyć, że mogłoby być jeszcze gorzej. Choć niewątpliwie mamy przesilenie.

Często słyszę, że PI słabnie w Syrii i Libii, więc jest aktywniejsze w Europie. Ale przecież planowało ataki na naszym kontynencie co najmniej od drugiej połowy 2013 r. Jego ludzie zaczęli przyjeżdżać na początku 2014 r.

Adnani wzywał, by ramadan był krwawym miesiącem. Tymczasem więcej ataków jest po jego zakończeniu. Dlaczego? To dobre pytanie dla psychologów czy socjologów. Od dawna pytaliśmy, co sprawia, że ktoś zostaje dżihadystą. Najdziwniejsze teorie głosiły, że jeśli ktoś ma za mało witaminy C, to jest bardziej podatny na pewne impulsy. Teraz pytamy także: co sprawia, że akurat ten zdecydował się na taki czyn, ów nie, a jeszcze inny zaatakuje za pół roku?

Sądzi pan, że ktoś koordynuje ataki?

– Zamachowiec z Ansbach krótko przed wybuchem komunikował się z kimś z PI. Jeszcze parę takich historii i można zacząć się zastanawiać, czy do Europy rzeczywiście nie przyjechał ktoś, kto „uruchamia” kolejnych ludzi. Wiele wskazuje jednak na to, że tak nie jest. Gdyby jeden człowiek komunikował się ze wszystkimi zamachowcami, z punktu widzenia bezpieczeństwa planowania operacji terrorystycznych byłoby to szaleństwem. Trudności w ich zorganizowaniu i trzymaniu planów w tajemnicy wydają się zbyt duże.

Postać koordynatora jest w stylu Al-Kaidy, która zawsze chciała kontrolować operacje swoich komórek. Dla PI nie ma znaczenia, czy kogoś wysłało i poinstruowało, czy ten ktoś zaatakował sam i potem złożył przysięgę wierności kalifowi. To dżihad „zrób to sam”. Ataki w Stambule, Bataclan, Rouen przeprowadzili tzw. inghimasi – terroryści gotowi zginąć z bronią w ręku, walczący na wszelkie możliwe sposoby. Ta metoda stosowana jest co najmniej od zamachów w Mumbaju w 2008 r. Ostatnie cele są bardzo różne: nadmorska promenada, festiwal muzyczny, pociąg, kościół. Gdyby istniał koordynator, kazałby atakować jeden typ celów, a dopiero potem kolejne.

Chyba że chciałby wzbudzić powszechny strach: „Możemy uderzyć wszędzie i w każdym momencie”.

– W teorii tak. Ale przyznajmy, że choć uderzenia są krwawe, to niezbyt spektakularne, prócz Nicei i zabicia księdza w Rouen. Gdyby nie fakt, że dokonali ich dżihadyści, nie wiem, czy rozmawialibyśmy o nich w Warszawie.

Rouen było próbą wywołania wojny religijnej?

– W gazetach PI – w anglojęzycznym „Dabiq” czy we francuskojęzycznym „Dar al-Islam” – przekaz jest jasny: trzeba atakować kościoły. Bazylika św. Piotra czy katedra św. Pawła w Londynie pojawiają się stale w ich propagandzie. Dżihadyści powtarzają, że „Rzym upadnie”. Wbrew temu, co mówi się w Polsce, próby ataku na chrześcijańską świątynię to nie nowość. W 2015 r. PI szykowało coś podobnego pod Paryżem, w 2000 r. katedrę w Strasburgu za cel obrała Al-Kaida.

„Krzyżowcy” i „Żydzi” są wysoko na liście celów, ale znacznie wyżej – szyici i upadli sunnici. Dżihadyści chcą wywołać nie tyle wojnę religijną, ile wojnę domową w Europie. Liczą, że większość katolicka, protestancka i ateistyczna odpowie na ataki, że zapłoną meczety i islamskie centra kultury, a muzułmanie będą ginąć na ulicach. Wtedy wyznawcy Allaha uciekną pod skrzydła PI. To mrzonka, bo grupa terrorystyczna nie jest w stanie obronić żadnej społeczności.

Dżihadyści chcieliby powtórzyć scenariusz iracki: antagonizujemy szyitów; potem szyici, których jest dużo więcej, odpowiadają sunnitom, ci więc skupiają się pod naszymi sztandarami. Próbują zarządzać chaosem, w którym tylko okropna przemoc pozwoli wygrać. Oczywiście na Bliskim Wschodzie to bardziej prawdopodobny scenariusz niż w Europie, co nie znaczy, że nie można próbować.

Dlaczego obecne zamachy w Europie dotykają głównie Francję i Niemcy?

– Wielu mówi, że Francję zaatakowano, bo ma kolonialną przeszłość i jest wiodącym graczem na arenie międzynarodowej. Zgadza się, ale najważniejszą przyczyną jest istnienie środowiska dżihadystycznego napędzanego przez weteranów wojen w Afganistanie, Algierii, Bośni, Czeczenii, Iraku. Ludzie, którzy brali udział w zamachach, bardzo często przeszli przez tę siatkę. Spotykali dawnych bohaterów w więzieniach lub innych miejscach.

Niemcy mieli dotąd dużo szczęścia. Była bomba w pociągu – nie wybuchła. Istniała komórka terrorystyczna, która miała zaatakować bazę USA, ale Amerykanie w porę powiadomili Niemców, że coś się szykuje.

Na Twitterze ludzie dzielą się teraz napisaną w Australii pracą magisterską człowieka, który przebadał stu bojowników PI w Syrii pochodzących z Niemiec. Jego główna konkluzja jest taka, że są produktami środowiska salafickiego, które powstało w Niemczech. Często radykalizowali się nie w internecie, tylko w bezpośrednich kontaktach z mentorami dżihadu.

Kiedyś takim miejscem-routerem dla dżihadu był Londyn. Radykalni islamiści z Belgii, Holandii czy Finlandii spotykali się właśnie tam, bo nie mieli rodzimych kontaktów.

Jednak nie słychać o zamachach na Wyspach. A na Bliski Wschód pojechało ponad 700 Brytyjczyków.

– Walka z terroryzmem to priorytet władz od zamachów w Londynie w 2005 r. Brytyjczycy podeszli do niej kompleksowo. Mają „twardą pięść”, czyli funkcjonariuszy policji, kontrwywiadu MI5, ale też „miękkie” programy, bo to walka o serca i umysły. Oferują lokalnym społecznościom szkolenia, doradztwo zawodowe, zajęcia psychologiczne, grupy teatralne, lekcje służące wzmacnianiu roli kobiet. Gdy rodzice alarmują, że boją się o syna narażonego na radykalizację, siada z nimi cały zespół osób z policji, samorządu, służby zdrowia oraz pracowników społecznych i duchownych.

Wiele krajów krytykuje to podejście. Pytają, dlaczego nie ma takich programów dla innych społeczności, np. dla białej klasy robotniczej na zdegradowanych obszarach. W pewnym stopniu to słuszna krytyka. Brytyjczycy odpowiadają jednak, że alternatywą jest wsadzanie tych ludzi do więzień na późniejszym etapie. Część zapewne zginie w wymianie ognia z policją, innym uda się przeprowadzić zamach.

Takie było dotąd podejście Francuzów. Efekt? Za kratkami mają ponad 2 tys. radykałów. Monitorowanie ich po odsiadce często okazuje się niemożliwe. Twarde podejście, którego próbują Finowie, Włosi, Hiszpanie, działa, ponieważ jest tam stosunkowo niewielu radykalnych islamistów, czasem kilkudziesięciu. Gdy ich liczba rośnie, należy rozbudować arsenał antyterrorystyczny.

*Kacper Rękawek – ekspert ds. terroryzmu z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM), doktor nauk społecznych – Queen’s University Belfast

Ostatnie zamachy w Europie

13 czerwca: 25-letni Larossi Abballa zasztyletował policjanta w Magnanville we Francji i zabarykadował się z jego partnerką i ich synem. Zginął z rąk antyterrorystów. Kobietę znaleziono martwą, dziecko nie ucierpiało.

14 lipca: w tłum świętujący Dzień Bastylii na Promenadzie Anglików w Nicei wjechał ciężarówką 31-letni Mohamed Lahouaiej-Bouhlel. Zginęły 84 osoby, 308 zostało rannych. Zamachowca zastrzelono.

18 lipca: 17-letni uchodźca z Afganistanu Riaz Khan Ahmadzai zaatakował siekierą pasażerów niemieckiego pociągu koło Würzburga. Rannych zostało pięć osób, on sam zginął z rąk antyterrorystów.

24 lipca: w pobliżu restauracji w niemieckim Ansbach wysadził się 27-letni syryjski uchodźca Mohammad Daleel. Ranił 15 osób.

26 lipca: 19-letni Adel Kermiche i Abdel Malik Petitjean wtargnęli do kościoła w Saint-Étienne-du-Rouvray we Francji. Zamordowali 86-letniego księdza, dwie osoby ranili. Zginęli od policyjnych kul.

Zobacz także

skąd

wyborcza.pl