Doradca Dudy mówi, że KOD to narzędzie Putina w wojnie hybrydowej. W istocie to PiS działa na korzyść Moskwy
Według prof. Andrzeja Zybertowicza, doradcy Andrzeja Dudy, sobotni marsz KOD mógł być elementem wojny hybrydowej prowadzonej przez Moskwę. Tak daleko nie poszedł jeszcze żaden członek obozu władzy. Ale w istocie to PiS bardziej pomaga Putinowi. I to nie tylko osłabiając Polskę od czasu wygrania wyborów, ale robiło to jeszcze jako opozycja.
– Myślę, że z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa mamy do czynienia z kolejną odsłoną wojny hybrydowej prowadzonej przeciw Polsce przez Rosję – orzekł w „Jeden na Jeden” w TVN24 Andrzej Zybertowicz, doradca Andrzeja Dudy i kandydat PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku. Stwierdził, że w ramach takiej wojny mieści się „zatruwanie umysłów”.
Wojna według PiS
I perorował: – Zastanawiałem się, obserwując marsz KOD-u w sobotę, niezależnie od nawet najlepszych intencji większości uczestników, czy to nie jest kolejne posunięcie w wojnie hybrydowej
Związany z PiS socjolog stwierdził też, że nie można wykluczyć tego, że żona generała Kiszczaka przekazała teczki do IPN pod wpływem Moskwy. – Spójrzmy w tej perspektywie na to, co się wydarzyło w Polsce w ostatnich dniach i we wcześniejszych tygodniach. W momencie, gdy KOD demonstruje w obronie donosiciela, płatnego kapusia, (…) Wzywanie ludzi do solidarności ze złem i kłamstwem i pogardą wobec słabych może wywołać nieodwracalne szkody psychiczne – przekonywał.
Dzielenie Polaków
W rozważania na ten temat wdał się również Samuel Pereira, wcześniej gwiazda „Gazety Polskiej Codziennie”, dzisiaj pracownik Polskiego Radia.
W podobnie wykluczającym tonie marsz KOD skomentował Jacek Żalek, dzisiaj poseł PiS, wcześniej członek PO. – Jeżeli to jest naród, to rozumiem, że to jest ten naród, który miał krępującą przeszłość w SB i UB. Ale to nie jest naród polski ‒ stwierdził w TVN24.
Mistrz Kaczyński…
Te wypowiedzi doskonale wpisują się w to, co Zybertowicz przedstawił jako jeden z elementów wojny hybrydowej. – Rozłupywanie naszej wspólnoty narodowej na grupy, które tracą zdolność odróżniania prawdy i fałszu, którzy tracą zdolność komunikowania się, ma wiele wspólnego ze sporem wokół Trybunału Konstytucyjnego – mówił.
A przecież to Jarosław Kaczyński i jego ludzie są ekspertami w tym „rozłupywaniu naszej wspólnoty narodowej”. Wystarczy przypomnieć wypowiedzi Prezesa o „gorszym sorcie Polaków” czy zawołanie „Cała Polska z was się śmieje…”, do którego Joachim Brudziński dodał „…komuniści i złodzieje”, na co Kaczyński zareagował śmiechem.
…i pomocnicy
Jednak najpoważniejsze konsekwencje ma dzielenie Polaków kwestią Smoleńska. Przez pięć lat Antoni Macierewicz nieustannie podważał wyniki kolejnych badań, ekspertyz i raportów. Często tylko na podstawie przypuszczeń lub przekonania, że tak nie mogło być. Do tego na potęgę (razem z członkami swojego zespołu) produkował kolejne tezy. Na ich podstawie on, Prezes i pozostali politycy PiS rzucali najcięższe oskarżenia.
Zwykłym dzieleniem jest też przyznawanie sobie monopolu na decydowanie, kto jest prawdziwym Polakiem, a kto nie. Trudno o ostrzejsze wyznaczenie linii sporu. A pamiętacie „My stoimy tu gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO”? Albo „Nasi przeciwnicy to strasznie mali ludzie, marni pod każdym względem – intelektualnym i moralnym”? Czy „Stanęła tutaj do walki w zwartym ordynku łże-elita III Rzeczypospolitej”?
Osłabianie państwa
To wszystko twórczość Jarosława Kaczyńskiego z ostatniej dekady. Jasne, jego polityczni konkurenci też nieraz uderzali ostro, ale szef partii powinien ostrożniej dobierać słowa, niż szeregowi posłowie. Tymczasem Kaczyński przez właściwie całą swoją polityczną aktywność dzielił społeczeństwo. I to w taki sposób, na jaki narzeka teraz prof. Zybertowicz.
Kaczyński i PiS osłabiają nie tylko społeczeństwo, ale też państwo. W naTemat liczyliśmy ile nasza gospodarka straciła przez kilka pierwszych tygodni ich rządów. Dzisiaj to siła gospodarki jest wskaźnikiem potęgi państwa. Tymczasem skrajne zadłużanie państwa przez realizację horrendalnie drogich obietnic będzie ciężarem nie tylko dla kolejnych rządów, ale dla kolejnych pokoleń.
Kłopoty w dyplomacji
Również osłabianie naszej pozycji na arenie międzynarodowej jest na rękę Putinowi i jego generałom. Już teraz widać, że PiS wyprowadza nas z głównego nurtu Unii Europejskiej. PiS chce zmienić priorytety i zamiast współpracować z Trójkątem Weimarskim skupić się na aktywności w dużo słabszej Grupie Wyszehradzkiej.
Do tego najbliższym politycznym sojusznikiem Prezesa jest Viktor Orban, który nie ma oporów przed pertraktowaniem z Putinem i wpuszczaniem rosyjskiego kapitału na węgierski rynek. I nie widać, by pod wpływem wielogodzinnych rozmów z Kaczyńskim lider Fidesz-u się z tego wycofał.
Na pewno nie wzmacniają naszej pozycji echa ataku na Trybunał Konstytucyjny: wszczęcie procedury kontrolnej przez Komisję Europejską, debata w Parlamencie Europejskim czy wreszcie miażdżąca opinia Komisji Weneckiej Rady Europy. Widzą to nie tylko partnerzy z Europy, ale też USA – niedawno Victoria Nuland z Departamentu Stanu przyjechała sprawdzić, co się dzieje w Polsce.
Jeśli to wszystko nie pomaga Putinowi, to co?
Międzynarodowe organizacje wyrażają uznanie dla RPO. „Cieszy jego niezależność”
Dziś w specjalnym oświadczeniu Biuro wyraziło swoje uznanie dla instytucji Rzecznika Praw Obywatelskich. Pod oświadczeniem podpisali się też: Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka, Specjalny Sprawozdawca ONZ ws. Sytuacji Obrońców Praw Człowieka, Rada Europy oraz Europejska Sieci Krajowych Instytucji Praw Człowieka.
Oświadczenie powstało po spotkaniu rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara z przedstawicielami wymienionych instytucji 15 stycznia. „Spotkanie było okazją do dyskusji na temat ‚instytucjonalnego krajobrazu’ w Polsce i środowiska, w jakim Rzecznik Praw Obywatelskich obecnie pracuje” – pisze ODIHR na swojej stronie internetowej.
„Działa bezstronnie na rzecz praw jednostek”
W oświadczeniu jego autorzy przypominają, że do tej pory „harmonijnie współpracowali” ze wszystkimi poprzednikami Bodnara na stanowisku RPO. „Podkreślają również, że instytucja polskiego Rzecznika jest bardzo szanowana wśród jego odpowiedników w Europie i poza nią. Wielu uważa ją dziś za wzór krajowej instytucji ochrony praw człowieka, zwłaszcza jeśli chodzi o jej niezależność i profesjonalizm” – czytamy.
W dalszej części oświadczenia ODIHR chwali RPO m.in. za „niezależność i funkcjonalną odporność, dzięki którym [RPO] może bezstronnie działać na rzecz ochrony praw jednostek”, „zapewnienie harmonijnego łączenia ustawodawstwa krajowego z międzynarodowymi instrumentami praw człowieka” czy możliwość wniesienia skargi kasacyjnej w imieniu obywateli, w tym skargi do Trybunału Konstytucyjnego.
Biuro przypomina też, że RPO otrzymał ocenę A jako instytucja działająca w pełnej zgodności z „zasadami paryskimi” ONZ (standardami dotyczącymi roli i funkcjonowania niezależnych krajowych instytucji praw człowieka) i ocenia, że polska instytucja „służy jako wzór do naśladowania dla innych podobnych instytucji w Europie i poza nią”. Oświadczenie kończy się zapewnieniem, że wszystkie obecne na spotkaniu instytucje oczekują „kontynuacji ścisłej współpracy z RPO”.
PiS obcina budżet RPO o prawie 10 mln
Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar aktywnie angażował się w spór wokół Trybunału Konstytucyjnego, skarżąc pisowską nowelizację do Trybunału Konstytucyjnego. Wątpliwości RPO budziły też przepisy innych ustaw nowego Sejmu, m.in. tzw. ustawy inwigilacyjnej, nowelizacji ustawy o służbie cywilnej czyplanowane zmiany w kodeksie postępowania karnego. „Za karę” posłowie PiS obcięli RPO tegoroczny budżet o prawie 10 mln zł.
RPO dostaje rocznie ponad 50 tys. wniosków, z czego ponad 26 tys. to nowe sprawy. Zatrudnia w całym kraju 318 pracowników, licząc z administracją i obsługą techniczną. W 2014 r. rozpatrzył ponad 31 tys. spraw, z czego 9,8 tys. przyjął do dalszego prowadzenia, a w 16,8 tys. udzielił wyjaśnień. Do tego przyjął 5,8 tys. interesantów i udzielił 32 tys. porad telefonicznych.
W zeszłym roku RPO skierował 21 wniosków do Trybunału Konstytucyjnego i przyłączył się do kolejnych 21 spraw w TK. Skierował 285 wystąpień o charakterze generalnym (do rządu, poszczególnych ministerstw i innych centralnych organów), cztery pytania prawne do Sądu Najwyższego i 60 kasacji w sprawach karnych.
Zespół Prawa Karnego liczy 21 osób. Oprócz innych spraw rozpatruje rocznie ponad 2,8 tys. wniosków o wniesienie kasacji. Krajowy Mechanizm Prewencji zatrudnia 12 pracowników. Oprócz wizytacji przygotowują raporty tematyczne i opiniują akty prawne.
8 marca Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych zajmie się wnioskiem o wotum nieufności dla Błaszczaka
8 marca Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych zajmie się wnioskiem o wotum nieufności dla Błaszczaka
8 marca sejmowa Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych – na posiedzeniu o 19:00 – ma zaopiniować wniosek o wotum nieufności dla ministra Błaszczaka. Wniosek w ubiegłym tygodniu złożyli politycy Platformy, przyczyną była sprawa odwołania komendanta Maja i chaos w policji. Minister Błaszczak wielokrotnie podkreślał, że zachowanie PO to „awanturnictwo polityczne”.
Waszczykowski: Możliwe przywrócenie kontroli na granicach w trakcie ŚDM
– Myślimy o tym, żeby w lipcu – kiedy w Polsce będą Światowe Dni Młodzieży oraz szczyt NATO – wprowadzić kontrole na granicach – powiedział w Watykanie szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski. Jak mówił, możliwe jest przywrócenie kontroli na granicach w lipcu ze względu na szczyt NATO, ŚDM i pogarszającą się sytuację w Europie. Jak mówił:
„Sytuacja wydaje się być pod kontrolą, natomiast trudno przewidzieć, jak ona będzie się rozwijała przez następne 4-5 miesięcy, jeśli nastąpi np. kolejna fala emigrantów do Europy”
Szef MSZ przebywał na dwudniowej wizycie w Watykanie poświęcone m.in. organizacji ŚDM.
Akcja niszczenia Wałęsy
Lech Wałęsa (Fot. Renata Dabrowska / AG)
Codziennie rano czytał w internecie, jak Polska, która zawdzięcza mu tak dużo, obrzuca go bez pardonu błotem. Potem szedł na samotny spacer. Trudno się dziwić, że reagował emocjonalnie, zaprzeczał i grzmiał, bo to nie on jest od kruszenia własnej legendy. Patrzyłam na Wałęsę od momentu, gdy to wszystko się zaczęło. I było mi żal tego człowieka, który owszem, ma wady, słabości, ale w trudnych czasach wykazywał się niezwykłą odwagą. I który życie poświęcił na rzecz jednej sprawy. Nikt, a szczególnie on, nie zasługuje na takie wiadro pomyj, które ku uciesze wielu nieprzerwanie na niego wylewano. Akcja zniszczenia Wałęsy osiągnęła apogeum. Nawet człowiek o twardej skórze, nawet tak przekonany o swojej wielkości nie mógł spokojnie tego wytrzymać.
Ostatniego wieczoru zobaczyłam innego Wałęsę. Jechał na spotkanie na Uniwersytet Florydy z poczuciem, że i tam padną pytania o jego przeszłość. Dwa dni wcześniej usiadł w studiu CNN i musiał się tłumaczyć, bo Ameryka pilnie odnotowywała zawartość szafy Kiszczaka i szalejącą nagonkę.
Na uczelni wchodził na mównicę przygarbiony. A potem z każdą chwilą wracał dawny Wałęsa. Porywający salę, dowcipny, rozgadany. Najpierw usłyszał, że wciąż jest inspiracją dla świata. To mógł być tylko kurtuazyjny gest. Był czujny. Przemówienie wypadło blado. Następnie zaczęły padać pytania z sali. O powodzenie zmian na Kubie. O rolę Rosji we współczesnym świecie. O zagarnięcie Krymu. O wybory w Stanach i Donalda Trumpa. O przyszłość NATO. Słabość ONZ. Znaczenie związków zawodowych. Rolę Ameryki – tu Wałęsa wyraźnie Amerykanom pochlebiał, mówiąc, że świat bez amerykańskiego przywództwa nie jest bezpieczny. O papieża Franciszka.
Zamiast godziny spotkanie trwało prawie półtorej. Nikt nie pytał o teczki. Ten wieczór wśród amerykańskich studentów i wykładowców musiał Wałęsie bardzo pomóc. Zaszczuty samotnym przeżywaniem atmosfery w Polsce dostrzegł, że świat nadal jest ciekawy tego, co on ma do powiedzenia. I słucha z zainteresowaniem prostego robotnika, który przewodził największej pozytywnej rewolucji w XX wieku.
Dla wszystkich powinno być oczywiste, że bez legendy Wałęsy Polska będzie dużo słabsza. A sam Wałęsa o Polsce za granicą niezmiennie mówi tylko dobrze. Pytany na uniwersytecie o zmianę władzy odpowiadał, że na tym polega demokracja. Tak odpowiadając, Wałęsa pokazał swoją wielkość, bo przecież w nowej władzy ma największych wrogów.
Historia Wałęsy, robotnika wodzonego na pokuszenie, który przewodzi ruchowi obalającemu komunizm, mogłaby się stać częścią narodowej mitologii. A Wałęsa symbolem definiującym tożsamość współczesnej Polski, w którym odnajdują się uczestnicy i spadkobiercy karnawału „Solidarności”. Symbolem, który miałby moc spajającą.
Tak się jednak już nie stanie. Obecnie rządzący od lat chcą ten mit obalić dla własnych politycznych celów i z powodu osobistych obsesji. Nie dla prawdy. Dla siebie.
Pragnienie linczu. Nieskrywane marzenia prawicowych publicystów
Strony z gazety (Fot. Grzegorz Skowronek / AG)
„Głowy do ogolenia” – wyrokuje tytułem swojego artykułu w portalu Niezależna.pl Anita Gargas, jedna z czołowych prawicowych dziennikarek. Nawiązując do obchodzonej niedawno (14 lutego) rocznicy powstania Armii Krajowej, pisze, że AK-owcy ślubowali „być wiernymi ojczyźnie i stać nieugięcie na straży jej honoru”. I że warto o tym pamiętać, patrząc na dzisiejszą politykę historyczną Niemiec i na Polaków, którzy ją „realizują w naszym kraju”. Zastanawia się: „Czy bohaterowie AK mieliby wątpliwości, co sądzić o osobach, które [niemiecki] serial ‚Nasze matki, nasi ojcowie’ puszczają w polskiej telewizji? Czy podobnego czynu nie uważaliby za zdradę Ojczyzny i – na pohańbienie – nie ogoliliby głów autorom podobnych prowokacji? Czy za zdrajcę uznany byłby jedynie Jan Tomasz Gross, czy także Aleksander Kwaśniewski, który go odznaczył Krzyżem Kawalerskim?”.
Goleniem głów w czasie II wojny światowej i po niej członkowie podziemia karali kobiety, które utrzymywały bliskie kontakty z Niemcami. Czasami po ogoleniu gnano je ulicami wśród obelg i szyderstw tłumu.
Za zdradę podziemie karało rozstrzelaniem.
Gargas sugeruje, że na podobny los zasługują ci, którzy odkrywają ciemne karty w naszej historii (Gross piszący w książkach o mordach dokonywanych przez Polaków na Żydach). Ci, którzy dziełom nieprawomyślnych historyków dają państwowy stempel (prezydent Kwaśniewski odznaczający Grossa). A także ci, którzy dopuszczają, by w sferze publicznej zaistniało inne niż nasze, polskie, spojrzenie na historię II wojny (władze TVP 1 i Stopklatka TV odpowiadające za emisję serialu, którego bohaterami są młodzi Niemcy targani w czasie wojny wewnętrznymi rozterkami – właściwie ofiary hitleryzmu; a z kolei AK-owcy przedstawieni są jako antysemici).
Ostatecznie osąd w tej sprawie i ewentualne działania Gargas zostawia czytelnikom – przypominając, że „honor Polski to wartość uniwersalna”.
Inni prawicowi publicyści – Rafał Ziemkiewicz z „Do Rzeczy” i Cezary Gmyz z Telewizji Republika – kilka miesięcy temu, w euforii po zwycięstwie wyborczym PiS, sami widzieli się w roli egzekutorów wymierzających sprawiedliwość nieprawomyślnym.
Ziemkiewicz proponował wówczas na Twitterze: „Słuchajcie, zmontujmy ekipę, która pójdzie pukać do » autorytetów «o 6 rano. Paru się może autentycznie porobić”. A Gmyz zgłaszał się na ochotnika do akcji i pytał, gdzie mieszka Piotr Kraśko – ówczesny szef „Wiadomości” TVP; według prawicowych publicystów zbyt łagodny dla PO i nieprzychylny PiS.
„Autorytety” miałyby zapewne „porobić” ze strachu, bo najście o szóstej rano od lat kojarzy się ze służbami i aresztowaniami. Ale urządzanie gromadnych nocnych nalotów na domy, by wyprostować kręgosłupy moralne ich mieszkańców, ma znacznie dłuższą tradycję. W średniowieczu i później w wielu krajach Europy walono nocami do drzwi i okien ludzi, którzy naruszyli przyjęte normy zachowania (par żyjących bez ślubu, niezamężnych matek itd.). Pod ich domami urządzano kocią muzykę lub odgrywano upokarzające scenki. Napiętnowani musieli ustąpić pod presją (np. wziąć ślub) albo opuścić okolicę.
By pozbyć się Kraśki, nie trzeba było ostatecznie urządzać specjalnych akcji. Po tym jak PiS przejął władzę nad publicznymi mediami, on i inni nieprawomyślni dziennikarze TVP zostali zwolnieni z pracy.
Marzenia o samosądach i ludowej sprawiedliwości prawicowi publicyści snuli już przed wyborami. W 2013 r., podczas spotkania w Klubie Ronina, satyryk-publicysta Marcin Wolski cieszył się, że tacy ludzie jak prof. Zygmunt Bauman (jeden z najbardziej znanych żyjących polskich filozofów), prof. Magdalena Środa (filozof, działaczka feministyczna) i politycy lewicy nie mogą się czuć w Polsce komfortowo. Wcześniej narodowcy zakłócili wykłady prof. Środy i prof. Baumana oraz spotkania lewicy. Według Wolskiego dobrze się stało. – Wyrażę moją nadzieję, że nasz naród jest łagodny i danie w mordę i wytarzanie w smole i pierzu będzie (dla nich) ostatnim aktem sprawiedliwości ludowej – mówił.
Tęsknotę za czasami średniowiecza, gdy linczowano ludzi, rozbierając ich do pasa, oblewając gorącą smołą i obsypując pierzem, a później obwożono wozem po mieście, wyrażał także Bronisław Wildstein. Przed wyborami w tygodniku „wSieci” zastanawiał się, „co zrobić z sędzią (Wojciechem) Łączewskim”, który za przekroczenie uprawnień skazał Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA, na więzienie. „Nie, nie apeluję do tradycyjnych metod, które przecież niekiedy – jak w tym przypadku – wspominamy z rozrzewnieniem, np. tarzanie w smole i pierzu” – pisał. I dodawał, że skoro żyjemy w takim państwie, w jakim żyjemy, zadowoli się wylaniem go „na zbity pysk z gildii sędziowskiej”.
Wygląda na to, że sędzia Łączewski nie wziął sobie do serca tego specyficznego ostrzeżenia i niefrasobliwymi rozmowami na Twitterze z fałszywym Tomaszem Lisem wystawił się na inny samosąd: medialno-internetowy.
To właśnie w sieci odbywają się dziś najczęściej lincze na nieprawomyślnych. A prawicowe portale publikują rozmaite imienne „listy hańby” dostarczające inspiracji organizatorom sieciowych samosądów: Wirtualna Polonia – „listę zdrajców narodu, sprzedawczyków i kolaborantów”; Hej-kto-Polak.pl – „poczet zdrajców”, a katolicka Fronda.pl – „listę tych, co bronią polonofoba Jana Tomasza Grossa”, „listę śmierci” (posłowie, którzy poparli ustawę o in vitro), „listę Piłatów w Sejmie” (posłowie, którzy głosowali przeciwko całkowitemu zakazowi aborcji) i „medyczną listę hańby” (lekarze, którzy sprzeciwiają się zaostrzeniu przepisów o aborcji). Zamieszczając na stronie Frondy ten ostatni spis, publicysta Tomasz Terlikowski tłumaczył, że chodzi o wywołanie „wielkiego szturmu modlitewnego w intencji nawrócenia lekarzy zwolenników aborcji”. Znany ginekolog napisał wówczas na swoim facebookowym profilu, że ma nadzieję, iż w szturmie modlitewnym nikt nie powybija mu okien w gabinecie lub w domu.
Zdeprawowane pingwiny
Pingwiny królewskie uchodzą za wzór wierności i monogamii. Tymczasem na porządku dziennym są u nich rozwody i poszukiwanie nowego partnera na kolejny rozród (Fot. Diomedia)
„Nie do publikacji” – głosił wytłuszczony napis umieszczony na każdym ze stu czterostronicowych egzemplarzy. Rozdano je w najgłębszej dyskrecji wyłącznie zaufanym naukowcom. Obawiano się skutków, jakie lektura tej broszurki mogłaby wywołać wśród szerszej publiczności. Tytuł tej pracy – „Seksualne obyczaje pingwina Adeli” – tylko częściowo wyjaśniał powody tej decyzji. Wystarczyło jednak przeczytać pierwsze kilka zdań, by zrozumieć, że dla Europejczyków z 1915 r. treść mogła się wydawać co najmniej niemoralna. Tym bardziej że już wtedy pingwiny odbierano jako rodzaj sympatycznych, pociesznych ludzików. Takie skojarzenia budziła wyprostowana postawa tych ptaków, ich kołyszący chód oraz biało-czarne upierzenie przypominające frak.
Masturbacja i nekrofilia
Taki urokliwy obraz pingwinów przetrwał do dziś. Wciąż są sympatycznymi bohaterami książek dla dzieci czy filmów familijnych. Miłe, niezgrabne i zabawne. Czasem nawet przedstawiane jako wzór rodziny. Ale tak jak w przypadku każdego gatunku zwierzęcia tego typu antropomorfizacja prowadzi na manowce.
Jedną z pierwszych jej ofiar był właśnie autor „Seksualnych obyczajów pingwina Adeli” dr George Murray Levick. Jego nieopublikowaną broszurę dopiero niedawno udało się odnaleźć w archiwach. W 2012 r. opisał ją Douglas Russell oraz dwóch jego współpracowników w czasopiśmie „Polar Record”.
Z artykułu wynika, że w latach 1911-12 dr Levick brał udział jako lekarz w brytyjskiej wyprawie na Antarktydę. Prawie 12 tygodni spędził wówczas w największej na świecie kolonii pingwinów Adeli. Dawał tam upust swojej ornitologicznej pasji, robiąc zdjęcia i notatki.
Niektóre z nich zapisywał alfabetem greckim – po to, by nikt nieprzygotowany nie mógł ich odczytać. Właśnie tam znajdują się najbardziej pikantne szczegóły z życia seksualnego tych ptaków. Dr Levick notował je uczciwie i skrupulatnie, nie ukrywając jednak swojej oceny moralnej. Opisuje na przykład, jak samce w szczycie seksualnej aktywności traciły kontrolę nad chucią. Nie mogąc znaleźć partnerki, zatrzymywały się, sztywniały i nagle zaczynały wykonywać ruchy typowe dla kopulacji. Nierzadko kończyło się to wytryskiem nasienia na ziemię.
Uczony obserwował też kopulującą parę pingwinów, by po chwili odkryć, że to są dwa samce. Gdy ten na górze dokończył swe dzieło, panowie zamienili się miejscami i ten, który wcześniej odgrywał rolę samicy, wspiął się na swego partnera i sam rozpoczął kopulację.
Wielkie pytania małych ludzi. Dlaczego pingwin nie lata?
Inny samiec pingwina Adeli „zaangażował się w sodomię z martwym ciałem (…) ptaka własnego gatunku”. Kopulacja trwała pełną minutę.
Dalej dr Levick pisze o „akcie zdumiewającej deprawacji”. Uczony zauważył silnie okaleczoną samicę, która w bólu czołgała się na brzuchu. Gdy zastanawiał się, czy ją zabić, by oszczędzić jej cierpień, dostrzegł, że zbliża się do niej samiec. Pingwin obejrzał ją, po czym z premedytacją zgwałcił, czemu ona w stanie osłabienia nie mogła zapobiec. Jakby tego było mało, chwilę później wykończoną pingwinicę wykorzystał seksualnie drugi samiec. Trzeci i czwarty też próbowały ją dopaść, ale posprzeczały się między sobą. Ten, który wygrał bójkę, zgwałcił ledwie dyszącą samicę. Po chwili ustąpił miejsca jeszcze trzem innym amantom.
W tamtych czasach takie zachowania były kompletnie niezrozumiałe. Może dlatego dr Levick skomentował je słowami: „Wydaje się, że dla tych pingwinów nie ma zbrodni zbyt niskiej”. Dziś naukowcy starają się podchodzić z dystansem do takich zachowań zwierząt i szukają dla nich racjonalnego, biologicznego wytłumaczenia. A ich badania nie tylko potwierdzają obserwacje dr. Levicka, ale nawet wzbogacają je o nowe, nie mniej interesujące szczegóły.
Rozpalona chuć samców w okresie godów wydaje się dziś czymś naturalnym. Pingwiny muszą być gotowe do kopulacji w każdej chwili. Gdy im się nie powiedzie, muszą rozładować nadmiar potencji. Stąd autoerotyzm czy zachowania homoseksualne.
Curry, gwiazda amerykańskich mediów i nadzieja afrykańskich pingwinów
Fetyszyzm i prostytucja
Ich pociąg seksualny najbardziej pobudza jednak widok samicy w pozycji gotowej do kopulacji. Taka partnerka kładzie się na brzuchu, wygładza pióra i przymyka oczy. Żaden samiec nie przepuści takiej okazji. Niestety, w zaślepieniu żądzą nie jest w stanie się zorientować, że często taką samą pozycję przyjmuje… martwe ciało pingwina, ranny ptak czy nawet pisklę. Samce kopulują z nimi w przekonaniu, że mają do czynienia z samicą chętną na zbliżenie.
Gdy naukowcy to zrozumieli, zaczęli wykorzystywać to do badań. Układali zamrożoną głowę pingwina tuż za kamieniem wielkości pingwiniego tułowia. Rozochocone samce nabierały się na ten model, a kopulując, pozostawiały na kamieniu spermę, która potrzebna była do badań. Analizując tak uzyskane nasienie, badacze oceniali dojrzałość fizjologiczną samców.
Naukowcy odkryli też, że rozbudzone pożądanie samców wykorzystują samice. Do budowy gniazd pingwiny Adeli potrzebują bowiem kamieni, których na terenach ich kolonii nieraz brakuje. Samice kupczą więc własnym ciałem, wdając się w romanse w zamian za kamień. Czasem też rozpoczynają skomplikowane zaloty, mamiąc samca swą gotowością do seksu, ale gdy tylko dostaną kawałek skały na gniazdo, uciekają co sił w nogach.
Zdrady i rozwody
Skłonność do romansów odkryto też u innego gatunku: pingwinów Humboldta. Badanie z 1999 r. ujawniło, że – przeciwnie niż u większości zwierząt – w seks „pozamałżeński” chętniej wdają się u nich samice niż samce. Angażuje się w niego blisko 19 proc. panów i ponad 30 proc. pań. Najciekawsze jednak wyniki przyniosła analiza DNA piskląt zdradzających samic. Otóż żadna z kopulacji „pozamałżeńskich” nie zaowocowała potomstwem. Ojcem piskląt zawsze był legalny partner. Romanse nie służyły więc, jak to bywa u innych gatunków ptaków, urozmaiceniu genów potomstwa. Przypuszczalnie samice tylko zdobywały wiedzę o możliwościach innych samców, co ułatwiać im miało wybór partnera w następnym sezonie.
Również u pingwinów cesarskich i królewskich, do niedawna prezentowanych jako wzory wierności, związki często są sezonowe. Regułą jest rozwód i poszukiwanie nowego partnera na kolejny rozród. Dziś jednak nie budzi to takiego zgorszenia jak sto lat temu. Nauczyliśmy się już, że ocen moralnych nie należy stosować do świata zwierząt. Ani chwaląc ich obyczaje, ani ganiąc.
Oglądaj wideo „Nauki dla każdego” i odkrywaj największe zagadki otaczającego Cię świata. Daj się wciągnąć, zafascynować, zadziwić. Spójrz na siebie i rzeczywistość z innej, naukowej strony!
W ”Nauce dla każdego” czytaj:
Czy bać się wirusa Zika
Pierwsze przypadki wirusa zarejestrowano już w Czechach. Czy do nas przyjdzie? Czy powinniśmy się niepokoić? Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o tej epidemii
Jak fizycy radzą sobie z kisielem
Dziesięć lat temu jeden z profesorów fizykinapełnił kisielem basen olimpijski i kazał do niego wskoczyć swojemu doktorantowi. Po co? Aby rozstrzygnąć zagadkę z czasów Newtona
Szybkie czytanie? Tak, ale bez zrozumienia
Na wszystko brakuje nam czasu. Najbardziej chyba na czytanie. A gdyby tak można było przeczytać powieść w trzy kwadranse? Podręcznik w godzinę?
Zdeprawowane pingwiny
– Nie ma zbrodni zbyt niskiej dla tych pingwinów – zanotował brytyjski badacz zszokowany ich obyczajami seksualnymi. Czy rzeczywiście?
Po co ukrywać wieloryba? Duchy z obrazów
Malarzowi nie spodobało się to, co namalował? A może to było w złym guście? Nawet jeśli nie chciał, żebyśmy to zobaczyli, nowe technologie i tak obnażą ukryte pod farbą tajemnice.
Państwa, których nie ma
Czy słyszeliście o takich państwach jak Republika Lakocka, Murrawarri albo Barotseland? To nie krainy rodem z literatury czy gier komputerowych, ale realnie istniejące byty. Tyle że przez nikogo nieuznawane
Prof. Andrzej Zybertowicz patrzy na marsz KOD. I widzi wojnę hybrydową z Rosją
Profesor Zybertowicz komentował wczorajsze informacje o przeszukaniach IPN w domu generała Wojciecha Jaruzelskiego.
– Jeśli są to działania zgodnie z prawem, to najwyższa pora. Jeśli faktycznie zabrano dokumenty, których generał nie ma prawa przechowywać, to świadczy o tym, że on przez 26 lat transformacji czuł się jak u siebie w domu. Rosyjski namiestnik czuł się bezpiecznie, robiąc coś nielegalnego. To wiele mówi nam o naturze III RP – mówił Zybertowicz.
Zapytany, czy jest presja rządu i prezydenta na IPN, odpowiedział:
– Oczywiście, pewnie tak. Jest presja obozu władzy, żeby wreszcie przestrzegać prawa. Ludzie w rozmaitych instytucjach starają się odczytać oczekiwania obozu władzy. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z rządu czy Kancelarii Prezydenta wysyłał jakiekolwiek sygnały. IPN jest niezależny w sensie ustawowym – powiedział Zybertowicz.
Na pytanie, czy dokumenty znalezione w domu generała zmienią jego obraz, odpowiedział:
– Dla jego wielbicieli to może zmienić obraz, bo stosowali od lat technikę odmowy wiedzy. Natomiast nie sądzę, żeby te dokumenty dotyczyły tylko jego spraw. Jeśli się okaże, że u Jaruzelskiego są dokumenty o ładunku politycznym, to to pokazuje, jak bardzo on się czuł silny – mówił profesor Zybertowicz.
Prowadzący rozmowę Bogdan Rymanowski przytoczył też argumenty Ryszarda Petru, który mówi, że PiS jest w zmowie z Marią Kiszczak, a moment wypłynięcia teczki „Bolka” jest nieprzypadkowy.
– Jeśli Ryszard Petru na jakichś spiskach się zna, to na spiskach finansjery. Natomiast nie można wykluczyć, że to jest nieskoordynowane z nikim posunięcie pani generałowej – powiedział profesor. Ale chwilę później opisał jeszcze jeden scenariusz.
– Z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa trzeba rozważyć scenariusz, że mamy do czynienia z wojną hybrydową prowadzoną przez Rosję. Wczoraj miałem okazję rozmawiać z ekspertem od wojny hybrydowej. Nie robi się w ramach wojny hybrydowej rzeczy niedopuszczalnych. Nie zabija się ludzi, nie zatruwa się wody w wodociągach. Ale można zatruwać umysły. Obserwując marsz KOD w ubiegłą sobotę, niezależnie od intencji uczestników, zastanawiam się, czy to nie jest posunięcie w wojnie hybrydowej – stwierdził profesor Zybertowicz.
– W momencie, gdy KOD demonstruje w obronie swojej wizji Trybunału, wszystko rozgrywa się w ramach demokratycznego sporu. Ale teraz demonstruje w obronie kapusia, donosiciela. Co to znaczy, kiedy wzywamy tysiące ludzi do obrony człowieka, który łamał i wciąż łamie podstawowe zasady logiki? Wzywanie ludzi do solidarności ze złem, kłamstwem i pogardą dla słabych może wywołać szkody psychiczne – powiedział doradca prezydenta.
Wątek wojny hybrydowej pojawił się też podczas rozmowy o Komisji Weneckiej.
– To nie są argumenty czysto prawne, to są argumenty, za którymi stoi instytucja zakotwiczona w przestrzeni międzynarodowych oddziaływań – powiedział prof. Zybertowicz i zaznaczył, że prezydent wzywał strony sporu do kompromisu.
– Może warto spróbować jeszcze raz? – zapytał Rymanowski.
– Bez wątpienia warto jest przeciwdziałać prowadzeniu przez Rosję wojny hybrydowej – odpowiedział doradca prezydenta. Na uwagę, że przecież Komisja Wenecka nie ma nic wspólnego z wojną hybrydową, odpowiedział: – Rozłupywanie naszej wspólnoty narodowej ma wiele wspólnego ze sporem wokół Trybunału Konstytucyjnego.
Myśli o tożsamości i patriotyzmie 2013
Pierwszy odcinek programu „Tomasz Lis.”: Kwaśniewski, bp Pieronek i Oscar dla DiCaprio
Tomasz Lis (Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta)
W pierwszym odcinku swojego nowego programu Tomasz Lis zaprosił do studia Aleksandra Kwaśniewskiego. Były prezydent skomentował postępowanie IPN w sprawie Lecha Wałęsy i próbę zdyskredytowania lidera „Solidarności”. – Jednym z planów PiS jest rewizja historii III RP. Oni chcą myślenia, że wolna Polska była tworzona tylko przez nich. W tej rewizji Wałęsa jest postacią kluczową. Odebranie mu sławy i uwikłanie go w dawne sprawy ma zdjąć Wałęsę z postumentu – podkreślił Kwaśniewski. Odniósł się również krytycznie do 100 dni rządu Beaty Szydło oraz postawy prezydenta Andrzeja Dudy: – Być może zobowiązania wobec prezesa są tak duże, że nie jest w stanie zachowywać się niezależnie. Mam wrażenie, że abdykował ze stanowiska łącznika, pomostu między ludźmi – mówił Aleksander Kwaśniewski.
Tomasz Lis połączył się również z biskupem Tadeuszem Pieronkiem w Krakowie i zapytał go, między innymi o to, czy Jan Paweł II życzyłby sobie takiej Polski, w jakiej obecnie żyjemy. – Sądzę, że takiej Polski, w jakiej żyjemy, z podziałami, ze sposobami postępowania, które są lekceważeniem prawa, demokracji, procedur, które mają chronić obywateli przed nadużyciami władzy, Jan Paweł II by sobie nie życzył – odpowiedział bp Pieronek. Zaznaczył również, że on, jako obywatel jest zdruzgotany tym, co dzieje się w Polsce.
W programie „Tomasz Lis.” omówiono również najważniejsze wydarzenia ostatnich dni. Lis skomentował 100 dni rządu Beaty Szydło, „dobrą zmianę” i związane z nią obietnice, prawybory w Stanach Zjednoczonych i Oscara, którego po 20 niemal latach oczekiwania zdobył sześciokrotnie nominowany w kategorii najlepszy aktor Leonardo DiCaprio.
W swoim nowym programie Tomasz Lis będzie poruszał zagadnienia związane z najważniejszymi wydarzeniami w Polsce i na świecie. Wraz ze swoimi gośćmi ze świata polityki, biznesu, kultury i sportu będzie analizował i komentował najbardziej palące tematy oraz zjawiska. Co tydzień we wtorek będzie można obejrzeć program „Tomasz Lis.” w serwisie wyborcza.pl.