Hawking, 10.06.2016

 

Prezydent Poznania nie chce łączyć obchodów Czerwca ’56 z katastrofą smoleńską. I apeluje do MON

AB, PAP, 10.06.2016
Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak i szef MON Antoni Macierewicz

Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak i szef MON Antoni Macierewicz (Fot. Agencja Gazeta)

1. W Poznaniu trwają przygotowania do 60. rocznicy strajków
2. Wojsko chce, by w apelu wymieniono też ofiary katastrofy Tu-154
3. Na takie rozwiązanie nie zgadza się prezydent Jacek Jaśkowiak

Rocznica strajków przypada 28 czerwca. W Poznaniu trwają przygotowania do obchodów – wezmą w nich udział m.in. prezydenci Polski i Węgier, a także wojsko. MON stawia jednak warunek: asysta żołnierzy będzie, jeśli odczytane zostaną nazwiska ofiar katastrofy smoleńskiej. Na to nie chce się zgodzić prezydent miasta – Jaśkowiak zaapelował do Antoniego Macierewicza, by „nie łączyć pewnych wydarzeń”. Jak dodał, zależy mu głównie na tym, by „godnie uczcić pamięć Czerwca ’56”.

Jak wojsko tłumaczy swoje rządania?

Major Wojciech Nawrocki, komendant poznańskiego garnizonu, powołał się na polecenie ministra obrony narodowej. Jak mówił, Antoni Macierewicz nakazał dodawanie ofiar ze Smoleńska do wszystkich apeli pamięci – pisała poznańska „Gazeta Wyborcza”. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Dlaczego prezydent poznania nie zgadza się na wniosek MON?

Jacek Jaśkowiak tłumaczył, że odpowiada za to, by uroczystości przebiegały w spokoju. – Jeżeli dojdzie do incydentów, w obecności prezydentów państw, to ja za to będę ponosił odpowiedzialność. Nie mogę się od tego uchylać i chować głowy w piasek – mówił.

Jak dodał, do planów MON krytycznie odniosła się także grupa kombatantów Poznańskiego Czerwca i część miejskich radnych. Oburzenie wyrazili też mieszkańcy i przedstawiciele mediów.  – Czym innym są polegli w Czerwcu ’56, te 58 osób, które wtedy zginęły w walce o wolność i demokrację, a czym innym jest katastrofa lotnicza, która nie miała precedensu w historii Polski, ale to była katastrofa – wyjaśniał Jaśkowiak.

Kiedy odbędą się obchody 60. rocznicy strajków?

Główne uroczystości upamiętniające Poznański Czerwiec odbędą się 28 czerwca. W obchodach planowana jest obecność prezydentów Polski i Węgier. Uroczystościom ma towarzyszyć wojskowa asysta honorowa.

Co wydarzyło się w Czerwcu ’56?

60 lat temu, 28 czerwca 1956 r., poznańscy robotnicy Zakładów Cegielskiego (wówczas Zakładów im. Stalina) podjęli strajk generalny i zorganizowali demonstrację uliczną, krwawo stłumioną przez milicję i wojsko. Następstwem robotniczego wystąpienia stały się dwudniowe starcia na ulicach miasta. Według badań IPN w starciach zginęło co najmniej 58 osób, a kilkaset zostało rannych.

prezydentPoznania

TOK FM

Szydło ostro odpowiada na artykuł o Polsce w „Politico”: Król jest nagi, sowicie opłacani brukselscy urzędnicy!

kospa, 10.06.2016

Beata Szydło

Beata Szydło (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

„To jest właśnie różnica pomiędzy polskim rządem i brukselską biurokracją. My zajmujemy się sprawami ludzi, mówimy zrozumiałym dla nich językiem, a administracja brukselska zajmuje się sama sobą” – odpowiada portalowi Politico.eu premier Beata Szydło.

Na łamach Politico.eu ukazał się artykuł dr. hab. Norberta Maliszewskiego z Uniwersytetu Warszawskiego. Autor tekstu napisał, że w ciągu najbliższych tygodni Prawo i Sprawiedliwość przyjmie nową ustawę o Trybunale Konstytucyjnym. Jak stwierdza, dla Komisji Europejskiej będzie ona trudnym do zaakceptowania kompromisem.

Szydło: Bruksela oderwała się od rzeczywistości

„Większość czasu spędziłam dzisiaj, pracując nad projektem Mieszkanie plus” – odpowiedziała serwisowi Politico.eu Szydło, nawiązując do kolejnego po 500 plus programu, którym PiS chce przekonać do siebie Polaków.

„To jest właśnie różnica pomiędzy polskim rządem i brukselską biurokracją. My zajmujemy się sprawami ludzi, mówimy zrozumiałym dla nich językiem, a administracja brukselska zajmuje się sama sobą. Czy procedura wszczęta przez KE poprawi w jakikolwiek sposób życie przeciętnego Kowalskiego? Czy technokratyczne opinie brukselskich, sowicie opłacanych urzędników rozwiążą problemy mieszkaniowe Polaków?” – pyta szefowa polskiego rządu.

Szydło uważa, że „Bruksela oderwała się od rzeczywistości, w której żyją Europejczycy”. „Ludzie chcą normalności. Król jest nagi – ta prawda dociera do kolejnych mieszkańców Europy. UE jest najbardziej zagrożona przez jej instytucje” – przekonuje szefowa polskiego rządu.

Jej zdaniem instytucje europejskie walczą między sobą o wpływy i przywileje, wymyślają kolejne bezsensowne procedury, wreszcie – wywołują konflikty i kryzysy, które potem „w pocie czoła bezskutecznie rozwiązują”.

KE chciałaby otrzymać od Polski uwagi w czerwcu

Szydło nawiązała do uruchomionej w styczniu procedury sprawdzania praworządności w Polsce. W ubiegłym tygodniu Komisja Europejska wydała opinię na temat Polski. Opozycja apelowała do premier Szydło o ujawnienie jej treści, jednak w czwartek rzecznik rządu Rafał Bochenek oznajmił, że opinia nie zostanie odtajniona.

– Nie możemy mówić o jej treści ze względu na wzajemne zaufanie stron i trwający dialog z KE – stwierdził. Choć opinia ma charakter poufny, wiadomo, że dla poczynań PiS jest krytyczna.

Już w dniu ogłoszenia opinii rzeczniczka PiS Beata Mazurek mówiła: – Nie ma naszej zgody na to, by KE ingerowała w wewnętrzne sprawy Polski, bo nie ma żadnych traktatowych uprawnień, by wydawać opinie czy – jak mówił pan Timmermans – wysyłać listy do polskiego rządu.

W piątek rzeczniczka KE Mina Andreewa poinformowała, że Komisja chciałaby otrzymać uwagi do swojej opinii jeszcze w czerwcu. – Opinia w sprawie praworządności została skierowana do polskiego rządu, który został też poproszony o przekazanie swoich uwag możliwie najszybciej. Opinia została przyjęta 1 czerwca, więc oczekiwalibyśmy, że uwagi otrzymamy jeszcze w tym miesiącu – zaznaczyła.

Zobacz także

szydło

wyborcza.pl

 

Kibice Legii nie odpowiedzą za transparent o „szubienicach”. Śledztwa nie będzie

mo, 10.06.2016

Skandaliczny transparent podczas meczu na stadionie Legii Warszawa

Skandaliczny transparent podczas meczu na stadionie Legii Warszawa (KUBA ATYS)

Nie będzie śledztwa w sprawie transparentu wywieszonego na stadionie Legii „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice” – dowiedziało Radio ZET. Prokuratorzy uznali, że treść baneru nie była groźbą.

Według śledczych transparent stanowił polemikę do tego, co stało się w maju na Stadionie Narodowym. Chodzi o finał Pucharu Polski, podczas którego część kibiców wygwizdała prezydenta Andrzeja Dudę – podało Radio ZET.

– Prokurator uznał, że nie doszło do aktu przemocy, a treść baneru nie stanowi czynu zabronionego w myśl kodeksu postępowania karnego – powiedział w rozmowie z dziennikarzami rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Michał Dziekański.

Transparent o szubienicach pojawił się podczas meczu ligowego na trybunie najzagorzalszych fanów warszawskiego klubu. Nie spotkał się z reakcją służb porządkowych, również sędzia nie przerwał meczu.

Policja zachęcała do składania zawiadomień

Zaraz po zdarzeniu prof. Andrzej Zoll, były rzecznik praw obywatelskich i były prezes Trybunału Konstytucyjnego wyraził pogląd, że transparent to mowa nienawiści, a prokuratura powinna wszcząć postępowanie z urzędu.

– To groźba karalna wobec wymienionych z nazwiska osób i wobec członków partii, redakcji i KOD. Kto poczuł się zagrożony treścią tego transparentu, np. członek partii, dziennikarz, może złożyć zawiadomienie. Martwi mnie jednak, że prokuratura jest teraz upolityczniona, a prezes PiS powiedział, że nie będzie walczył z mową nienawiści – mówił wówczas.

Rzecznik stołecznej policji asp. sztab. Mariusz Mrozek twierdził, że treść transparentu można zakwalifikować jako zniesławienie albo groźby karalne. Ponieważ oba przestępstwa są ścigane na wniosek pokrzywdzonych, zachęcał osoby, które czuły się pokrzywdzone, do składania zawiadomień i wniosków o ściganie.

– Mamy zabezpieczony monitoring z momentu, w którym transparent został rozwinięty i kiedy był zwijany. Możemy identyfikować osoby, które to zrobiły – tłumaczył. Zawiadomienia złożyło wiele osób prywatnych, m.in. lider Nowoczesnej Ryszard Petru oraz sympatycy Komitetu Obrony Demokracji.

Zobacz także

kibole

wyborcza.pl

 

top10.06.2016

Sejm decyduje o losach ustaw o ws. TK i wybiera nowego prezesa NBP [RELACJA NA ŻYWO]

10.06.2016

 

Jarosław Kaczyński wchodzi na mównicę. – Panie marszałku, proszę jednak o strofowanie aroganckich wypowiedzi posłów. Pan Petru mówi o jedynych słusznych interesach. Interesy, które pan Petru reprezentuje,nie mają nic wspólnego z interesem narodu polskiego – mówi prezes PiS.

 

– Żądam deklaracji, że NBP nigdy nie będzie dodrukowywać pieniędzy na polecenie rządu. Wiem, że rząd ma problemy z drukarką, ale od tej drukarki proszę trzymać się z daleka – mówi Petru. Nowoczesna wstrzyma się od głosu.

 

– Dziś decydujemy nie tylko o obsadzeniu stanowiska. Dziś decymujemy o tym, czy polskie rodziny będzie stać na spełnienie podstawowych potrzeb – mówi Ryszard Petru. – W Polskie gospodarce problemy będą się piętrzyły. Nie ma pieniędzy na wypełnianie waszych obietnic. W Pałacu Prezydenckim pojawiają się kolejne propozycje dla frankowiczów, których kosztów nikt nie liczy – oskarża Petru. – Planujecie budowę mieszkań, które będą oddane krótko przed wyborami – dodaje.

gazeta.pl

 

Jezus z Jeżyc, czyli drugie Świebodzineiro. Kto robi sobie selfie z poznańską figurą?

Natalia Mazur, 10.06.2016

ŁUKASZ CYNALEWSKI

Michał K.: – Jeżus. Darek: – Świebżyce. Anna: – Drugie Świebodzineiro. Przy ul. Kościelnej na Jeżycach stanął pomnik Jezusa. Poznaniacy przychodzą, by się z nim fotografować.

Na portal społecznościowy jedno za drugim wpadają zdjęcia Jezusa. Użytkownicy – ci, których mam wśród znajomych – wrzucają zdjęcia figury stojącej przy ul. Kościelnej. Jeden Jezus pozuje z daleka, otoczony gromadką wpatrzonych w niego ludzi. Na pierwszym planie rozpoznaję znajomego lekarza. Drugi Jezus prezentuje się w kadrze amerykańskim. Zza kadru zerka prezenter rockowej stacji radiowej. Na Jezusa trafiam też na profilu pisarza. Tym razem Jezus występuje na zdjęciu samotnie.

– Jestem bardzo ciekawy tego, co się dzieje w mieście. Wychodzi ze mnie wścibskie, dziennikarskie „ja” – wyjaśnia znajomy radiowiec, gdy pytam, co zachęciło go do wizyty na Jeżycach. Wyprawę pod figurę planował parę dni, w zeszły piątek chciał nawet zobaczyć ministra Antoniego Macierewicza i sam proces święcenia figury. Nie udało się, bo pracuje poza Poznaniem, do miasta wraca późnym wieczorem. Za to na weekend zaplanował rodzinną wycieczkę: pojechali nad Rusałkę, na Kościelnej zjedli tradycyjne lody.

– Spójrz, tato, transformers! – ucieszył się syn prezentera. Pięciolatkowi wysoka figura z metalu skojarzyła się z autobotem z filmu. Samochody z bajki zmieniające się w roboty też są większe od ludzi i zrobione z metalu, a plastikowe zabawki, które mają je przypominać, w charakterystyczny sposób rozkładają ramiona – po to, by dało się je wygodnie zamienić w autko.

Rockowego radiowca pod pomnikiem zagadali panowie z samochodu marki Polonez. Mieli wpięte znaczki z pomnikiem wdzięczności, którego figura ma być elementem. Prawdopodobnie pilnowali porządku pod kościołem. – Opowiedzieli mi historię Eckhardta Greisera, jedynego syna namiestnika Rzeszy w Kraju Warty – wspomina radiowiec. – Gdy Niemcy na początku wojny rozbierali pomnik wdzięczności, Eckhardt wpadł na pomysł, by naciąć nogi Jezusa. Dzięki temu łatwiej będzie przewrócić figurę. Niedługo później syn Greisera zginął tragicznie. Wjechał samochodem pod pociąg, stracił obie nogi i umarł, wykrwawiając się na śmierć. Panowie opowiadali to z wypiekami na twarzy, widać u nich autentyczną pasję.

Kult selfie. „Drugie Świebodzineiro”

Gdyby ktoś nieznający kontekstu zawędrował dziś pod pomnik, mógłby pomyśleć, że w wierze katolickiej są dwa sposoby oddawana czci świętym figurom. Jedna każe stanąć przed pomnikiem z pochyloną głową i złożyć ręce na podołku. Druga nakazuje do pomnika odwrócić się tyłem, a rękę z telefonem wyciągnąć daleko przed siebie.

Najbardziej reporterskie zdjęcie pod kościołem zrobił ksiądz Radek Rakowski, wikariusz parafii przy ul. Kościelnej. Figura Jezusa występuje w towarzystwie dwojga młodych ludzi robiących sobie selfie. „Chyba jakieś nowe kultowe miejsce na Jeżycach” – pisze ksiądz.

„Mówiłam, mówiłam, to będzie sukces turystyczno-marketingowy!” – komentuje entuzjastycznie Milena. Ale po chwili uzupełnia swój wpis: „Tylko nie wiem, czy o taki sukces Kościołowi może chodzić, bo to w sumie obciachowy sukces jest”.

Anna: „Drugie Świebodzineiro”.

Michał K.: „Jeżus”.

Darek: „Świebżyce”.

Marcin: „Na Centrum Zdrowia Dziecka to nie ma pieniędzy, a na religijne fanaberie lecą miliony”.

Michał S: „Nie kumam tego, że ludziom przeszkadza figura Jezusa postawiona pod kościołem…”.

Monika: „Chyba najbardziej przeszkadza zmobilizowanie do przewiezienie jej Wojska Polskiego, które w ramach swoich obowiązków uczyniło to za darmo = z budżetu”.

Piotr: „Oglądam tą parodię i jest to żałosne, co te barany wprawiają pod tym pomnikiem. Zmieniam Parafię”.

Tom: „A można?”.

Marian – jeden z nielicznych w wątku obrońców figury – nazywa dyskutujących gimboateistami: „Jak dla mnie jest wiele fajniejszych rzeczy, niż taki hejt dla sportu” – podkreśla.

Jakub: „Podchodząc do tematu z radosnym dystansem: interpretujemy tę figurę jako pomnik rybołówstwa/wędkarstwa, traktując gest ukazanej postaci jako „o, taaaką rybę złapałem, jaram się aż mi serce goreje”.

Anna robi jeszcze ciekawsze zdjęcie niż ksiądz Rakowski. Udaje jej się uchwycić niecodzienny moment. Selfie z Jezusem robi sobie duchowny w habicie.

Ewa: „Gonitwa o lajki sie teraz zacznie u księży”.

Maria: „Kult selfi”.

Magazynowanie Jezusa

Na zdjęciu zrobionym przez pisarza Jezus jest sam: – Według mnie Pomnik Dżizasa z Kościelnej stał się kolejnym symbolem nowej, PiS-owej Polski – odpowiada, gdy pytam, dlaczego udostępnia je na FB. – Postawienie figury jest dla mnie przykładem, kto tak naprawdę się liczy w kraju – niewierzący zwyczajnie nie mają prawa zabierać głosu. Tym bardziej że komitet odbudowy pomnika rozpoczął rzeźbienie nielegalnie, wbrew zakazowi władz Poznania. Figurę transportowało wojsko, przyjechał Macierewicz… Wyobrażałem sobie, że kler z radości tańczy do nowej piosenki Timberlake’a „Can’t stop the feeling”. A dlaczego fota? Bo pomnik, przy całej swojej nieproporcjonalności, wygląda, jakby właśnie wyszedł z UFO. Był chyba nawet taki mem „Przybywam w pokoju”. Zrobiłem to też pewnie, by ośmieszyć tę całą sytuację, w której garstka ludzi ma prawo robić, co im się podoba, bo ktoś im wmówił, że Bozia tak chce. I to w Europie, w XXI wieku.

– Szliśmy z przyjaciółmi się najeść, a ja pomyślałam, że ciekawie będzie wybrać się na Jeżyce, by zobaczyć, jak wygląda magazynowanie Jezusa. Bo figura nie stoi jako legalny pomnik, ona jest tam ma-ga-zy-no-wa-na do czasu przeniesienia w miejsce docelowe – mówi znajomy lekarz. – Chcieliśmy też sprawdzić, czy jest tak samo brzydki i pokraczny jak na zdjęciach. Odpowiedź brzmi: jest. Widziałem jednak ludzi, którzy byli wpatrzeni, wzdychali, z niedowierzaniem, ze wzruszeniem. Stopniowo kolonizują przestrzeń. Boję się, że krok po kroku pomnik zostanie odbudowany w całości.

Sobowtór, sobopotwór

Znajomy z redakcji zdjęcie sobie zrobił, ale go nie upublicznił. – Sam nie wiem, po co tam poszedłem, trochę przy okazji, kolega szedł zobaczyć – kryguje się. – A z tym pomnikiem mam poważny problem. Bo z jednej strony jestem za tym, żeby każdy mógł na swoim podwórku budować, co mu się podoba. Tyle że teren jest objęty ochroną konserwatorską, a to jednak zupełnie inna sytuacja. Najbardziej wkurza mnie to, że ustawienie tego pomnika to bezczelna próba ominięcia prawa. Ludzie z komitetu odbudowy drwią ze wszystkich, biorą miasto za zakładnika i próbują wymusić, metodą faktów dokonanych, odbudowę pomnika wdzięczności. Jestem zwolennikiem całkowitego rozdziału państwa i Kościoła. I nie życzę sobie ustawiania żadnych symboli religijnych w przestrzeni publicznej.

Prezenter radiowej stacji rockowej ma długie włosy. Znajomi komentowali: sobowtór, sobopotwór. – Wiesz, ja jestem trochę zły, że ten spór toczy się właśnie o figurę Jezusa. Że ten pomnik przedstawia właśnie jego, a nie pięciometrową rakietę. Bo Jezus dla wielu ludzi jest ważną postacią, i dla wierzących, i dla tych, którzy widzą w nim postać historyczną. Czy zmartwychwstał, czy nie, był człowiekiem niewątpliwie dobrym. A teraz jest wykorzystywany do politycznej gry.

Początkowo chciał do zdjęcia rozpuścić włosy, unieść ramiona, małpując figurę. Stwierdził, że to już by było zbyt prowokacyjne. Wcale nie przyszedł pod pomnik, by się ponabijać. Więc po co? Po co ludzie – i to niekoniecznie religijni, a czasem nawet niereligijni – robią sobie zdjęcia z figurą?

Pytam o to socjologa, prof. Marka Krajewskiego. – Nie widzę w tym nic zaskakującego – w ten sposób zawsze reagujemy na naruszenie porządku, do którego przywykliśmy – mówi. – Żeby go przywrócić, musimy zadecydować, z czym mamy do czynienia, ustalić jakąś wspólną definicję tej nowej sytuacji. To jest z kolei niezbędne do tego, by wiedzieć, jak działać. Dlatego przystajemy, dyskutujemy, robimy zdjęcia, które potem wrzucamy do sieci. Wszystko po to, by sprawdzić, co inni o tym myślą. Jednych obecność tej figury na Jeżycach cieszy i jest symbolem przywrócenia normalności. Innych irytuje łamanie prawa, stemplowanie przestrzeni miejskiej przez symbole religijne i nieliczenie się z opinią mieszkańców. Jednocześnie i ci pierwsi, i ci drudzy, przez rozmowy, fotografowanie, obecność w tym miejscu próbują poradzić sobie z tą nową sytuacją.

Zanim go skręcą

Pod figurę podchodzi dziewczyna, dyskretnie wyciąga z torebki telefon, robi szybką fotkę. – Jesteś z „Wyborczej”? – pyta. – To chyba przyszłyśmy w tym samym celu.

Jest dziennikarką, zdjęcie wyśle siostrze. W drodze na inny materiał zajrzała pod figurę. Chwilę rozmawiamy o tym, jak to spodziewałyśmy się tłumów, a tu dość pusto. W sumie nic dziwnego, środek tygodnia, południe. No i rycerzy księdza Natanka zastąpiła kamera rejestrująca modlących się i tych, którzy modlić się nie mają potrzeby.

Z drugiej strony: choć to godziny pracy, przy Jezusie nigdy nie jest pusto. Pod kościołem stoi starszy pan, wysyła SMS-y. Podchodzę, myśląc, że to pilnowacz z komitetu, który przedstawi mi legendę o Greiserze. Ale nie, to emerytowany nauczyciel z południa Wielkopolski, który zajrzał pod Jezusa przy okazji wizyty u poznańskiego lekarza. – Nie za bardzo chciałbym się odsłaniać, ale właściwie może to pani napisać: jestem agnostykiem. Nie wierzę w stworzenie świata, lecz nie walczę z tymi, którzy myślą inaczej. Dobrze by było, gdyby ten pomnik nie dzielił ludzi.

Chwilę rozmawiamy o tym, jak prezentuje się pomnik. I że – póki nie jest obudowany szafą z kolumnami – dobrze tu wygląda. I gdyby tu pozostał, mogłoby się nawet obyć bez konfliktów.

Pod pomnikiem kręci się facet z profesjonalnym aparatem. Jest zawodowym fotografem, przyjechał zrobić zdjęcia na zlecenie. – Można sfotografować coś brzydkiego tak, by zdjęcie było ładne – twierdzi. Z fotografem zabrała się żona. – Chciałam zobaczyć pomnik, zanim go skręcą, wywiozą – mówi i przyznaje, że i jej Jezus się nie podoba.

Tylko dokąd wywiozą? Nad Maltę? Tam, gdzie fotograf w ramach jednego z projektów uwieczniał gołe brzuchy w słońcu? Pewnie zaraz brzuchy zostałyby zakazane, poznaniacy utraciliby miejsce rekreacji.

Rozmawiamy o tym chwilę. Próbujemy odnaleźć zakłócony porządek.

Spór o figurę Chrystusa i pomnik Wdzięczności

O odbudowę pomnika Wdzięczności z 1932 r., zburzonego przez nazistów podczas wojny, stara się społeczny komitet pod przewodnictwem prof. Stanisława Mikołajczaka. Pomnik stał na pl. Mickiewicza, komitet chciałby go odbudować na Malcie, nad jeziorem. Miasto na tę lokalizację się nie zgadza, nie zaakceptowało także tymczasowego ustawienia figury Chrystusa – głównego elementu pomnika – na pl. Mickiewicza. W ubiegłym tygodniu rzeźba została uroczyście przewieziona przez wojsko spod Krakowa, gdzie ją odlano, pod kościół na Jeżycach. W uroczystym poświęceniu wziął udział minister Antoni Macierewicz. Miasto nie wydało zgody na ustawienie figury na Jeżycach, ale zdaniem komitetu stoi ona tam tymczasowo, co nie wymaga pozwoleń.

 

poznan.wyborcza.pl

Kukiz ujawnia nieoficjalne dane policji o interwencjach domowych po wprowadzeniu 500 plus

jagor, 10.06.2016

Konferencja Pawła Kukiza

Konferencja Pawła Kukiza (Sławomir Kamiński)

1. Paweł Kukiz powołuje się na nieoficjalne statystyki policji
2. „Chodzi o to, żeby tatuś nie przepił 500 zł” – mówi poseł
3. Kukiz zapowiedział złożenie interpelacji w tej sprawie do szefa MSWiA

– Pięciokrotnie wzrosła liczba interwencji domowych od czasów wprowadzenia 500+. To są dane policji, które nie są ujawnione. Nie chodzi o to, żeby dziecko nie miało pięciuset złotych, ale o to, żeby tatuś tego nie przepił – przekonywał Paweł Kukiz wRadiu ZET.

Poseł zapowiedział, że w tej sprawie złoży interpelację do Mariusza Błaszczaka, szefa MSWiA, któremu podlega policja.

– Chciałbym, żeby każde biedne dziecko miało o te pięćset złotych więcej, ale forma przyznawania tych pieniędzy jest dramatyczna. Nie twierdzę, że wszystkie rodziny przepijają. Porządnym rodzinom, które żyją na krawędzi ubóstwa, to pięćset złotych daje poczucie godności. Ale nawet te rodziny nie powinny mieć świadomości, że [500 zł – red.] dostają. Nie powinno się zabierać w podatku dochodowym. Obniżyć podatki, a nie rozdawnictwo. Tu jest droga – powiedział Paweł Kukiz.

kukiz

gazeta.pl

Hanna Suchocka została honorową przewodniczącą Komisji Weneckiej

jagor, PAP, 10.06.2016

Hanna Suchocka

Hanna Suchocka (Fot. ukasz Cynalewski / Agencja Gazeta)

Hanna Suchocka została mianowana honorową przewodniczącą Komisji Weneckiej. Informację tę była premier przekazała po inauguracji obrad sesji plenarnej tego gremium.

Wcześniej Suchocka była członkinią Komisji Weneckiej od 1991 roku. W grudniu 2015 roku została wybrana na stanowisko Pierwszej Wiceprzewodniczącej Komisji.

Mandat Hanny Suchockiej, która była członkiem Komisji Weneckiej, wygasł z końcem kwietnia.

Hanna Suchocka Honorową Przewodniczacą Komisji Weneckiej. Ciekawe, czy MSZ oficjalnie pogratuluje, czy zaprotestuje? Czy nie zauważy?

 hanna
hannaSuchocka

hannaSuchockaZostała

gazeta.pl

Ckk1cuEWYAALQPS

Porażka PiS. Zamiast rewolucji w mediach „proteza protezy”. PiS: Trochę przeszarżowaliśmy

Maciej Orłowski, pap, 10.06.2016

Elżbieta Kruk i Piotr Liroy-Marzec na podkomisji ds. ustawy medialnej

Elżbieta Kruk i Piotr Liroy-Marzec na podkomisji ds. ustawy medialnej (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Nie będzie od 1 lipca „dużej” ustawy medialnej, którą od kilku miesięcy przygotowuje Prawo i Sprawiedliwość. Zamiast tego w środę zaproponował okrojoną, „pomostową” ustawę, którą opozycja nazywa „protezą protezy” i „kadłubkową ustawą medialną”. – Trochę przeszarżowaliśmy – przyznaje Elżbieta Kruk z PiS, przewodnicząca komisji kultury i środków przekazu.

Tzw. duża ustawa medialna była jednym z flagowych projektów PiS zapowiadanych jeszcze przed wyborami. Przygotowywał ją Krzysztof Czabański, wiceminister kultury i prezes Polskiego Radia za czasów poprzednich rządów PiS. Ustawa miała przekształcić TVP i Polskie Radio ze spółek prawa handlowego w „państwowe osoby prawne”, ograniczyć kompetencje Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji na rzecz nowo powstałej Rady Mediów Narodowych i wprowadzić od 1 stycznia tzw. opłatę autowizualną, pobieraną razem z opłatą za prąd (co miało ponadtrzykrotnie zwiększyć wpływy państwowych mediów).

Jeszcze w kwietniu Czabański mówił, że ustawa jest „prawie gotowa”. Poprzednia, „mała” ustawa medialna uchwaloną przez parlament w grudniu (którą opozycja nazwała „kadrową”, z tego powodu, że umożliwiała wymianę stanowisk w mediach publicznych) była doraźna i zgodnie z jej przepisami traci ważność w czerwcu. Jednak w środę Czabański poinformował, że rząd nie zdąży przygotować „dużej” ustawy medialnej na 1 lipca i zapowiedział „ustawę pomostową”. Okrojoną ustawę medialną jako projekt posłów PiS marszałek Sejmu dopisał do porządku obrad w środę. Głosowanie nad odrzuceniem projektu lub skierowaniem go do dalszych prac ma się odbyć dzisiaj.

Czy PiS zapomniało o notyfikacji? „To nie tak”

Dlaczego przygotowywane od dawne przepisy nie wejdą w życie? Jak tłumaczyła w rozmowie z „Rzeczpospolitą” posłanka Platformy Obywatelskiej Iwona Śledzińska-Katarasińska, ustawa Czabańskiego wprowadza tak daleko idące zmiany w przepisach, że wymaga specjalnej notyfikacji Komisji Europejskiej. Przyznał to w rozmowie z PAP sam Czabański. – Notyfikacja nowych projektów trwa od 8 do 18 miesięcy – tak pokazuje praktyka. Notyfikacja istotnych zmian potrafi trwać jeszcze dłużej – powiedział.

Iwona Śledzińska-Katarasińska zarzuca PiS, że przez kilka miesięcy pracy nad ustawą nie wiedział, że przepisy wymagają notyfikacji. – To nie jest tak, że my o tym nie wiedzieliśmy. Okazało się jednak, że zmiany są zbyt daleko idące, by oczekiwać szybkiej notyfikacji. Trochę z tym przeszarżowaliśmy – tłumaczyła na wczorajszej konferencji prasowej w Sejmie przewodnicząca komisji kultury i środków przekazu Elżbieta Kruk (PiS). Barbala Bubula (PiS) tłumaczyła wczoraj w Sejmie, że ponieważ nie można liczyć na szybką notyfikację, PiS musi przed 1 lipca szybko uchwalić te przepisy, które notyfikacji nie wymagają.

Powstanie Rada Mediów Narodowych. Mniejsza KRRiT

Nowy projekt PiS powołuje pięcioosobową Radę Mediów Narodowych, która ma powoływać władze TVP, PR i PAP. Trzech jej członków ma powoływać Sejm, dwóch – prezydent, spośród kandydatur zgłoszonych przez opozycję. Decyzje w Radzie mają zapadać większością głosów w obecności co namniej trzech członków. Projekt zmniejsza też skład KRRiT z pięciu do trzech osób. Rada Mediów Narodowych ma liczyć 5 członków, z których 3 ma powoływać Sejm, a 2 – prezydent. Ich kadencja ma trwać 6 lat. Ustawa ma wejść w życie 1 lipca 2016 r., a sama Rada miałaby rozpocząć pracę prawdopodobnie we wrześniu.

Debatę na temat ustawy marszałek Sejmu przewidział wczoraj w nocy, miała się rozpocząć o 22.45. Bubula przekonywała, że jej uchwalenie jest „konieczne i niezbędne”. Jej zdaniem projekt znosi podległość władz TVP i PR wobec ministra skarbu, co wprowadziła tzw. mała ustawa medialna. Zgłaszanie do Rady Mediów Narodowych dwóch kandydatów przez opozycję nazwała „pierwszym w historii tak gwarantowanym zaproszeniem opozycji do współdecydowania o mediach publicznych”.

PO: Tak się w Sejmie nie pracuje. Dziękujemy za łaskawość

Iwona Śledzińska-Katarasińska złożyła w imieniu PO wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Według niej nie wiadomo, jakie jest rozgraniczenie kompetencji między Radą Mediów Narodowych a radami nadzorczymi mediów, które zgodnie z projektem RMN ma powoływać. – Jak rozumiem, nic się nie zmieniło i w dalszym ciągu czynni politycy mogą być członkami [RMN – red.], więc rozumiem, że to jest piękna ustawa dla koleżanek i kolegów posłów – wytykała. I kontynuowała: – No i łaskawość – pan prezydent ma powołać przedstawicieli dwóch klubów opozycyjnych. Chcę tylko powiedzieć, że decyzje w RMN zapadają stosunkiem głosów 3 do 2. Bardzo za taką łaskawość dziękuję.

Jak mówiła, projekt o RMN jest nie do przyjęcia także z powodu tempa prac i niedotrzymania procedur. – Tak się w Sejmie nie pracuje. Musi być czas, muszą być opinie, muszą być dotrzymane procedury i choćby dlatego Klub Parlamentarny PO składa wniosek o odrzucenie tego projektu w pierwszym czytaniu – powiedziała. Z dezaprobatą odniosła się też do nocnej pory rozpatrywania tego punktu, nazywając to „spektaklem z gatunku tragifarsy”. Skrytykowała też projekt za to, że mimo wykreślenia w pracach podkomisji na jej wniosek z „dużej” ustawy medialnej PAP-u ustawa „pomostowa” ponownie go obejmuje.

Opozycja zgodnie przeciw ustawie. „Proteza protezy”

Przeciwko projektowi są też wszystkie inne kluby. Przemawiająca w imieniu Polskiego Stronnictwa Ludowego Andżelika Możdżanowska nazwała projektowaną ustawę „kadrową” i porównała do PRL-owskiej ustawy o Radiokomitecie i także złożyła wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Z kolei Piotr Liroy-Marzec w imieniu klubu Kukiz’15 oświadczył, że „dobrego prawa nie pisze się na kolanie i nie uchwala nocą”. – Tylko tyle mam do powiedzenia. Pięć minut to jest zdecydowanie za dużo – dodał jedynie.

Przemawiający w imieniu klubu Nowoczesna Grzegorz Furgo powiedział, że przepisy przyczynią się do ustalenia obecnego stanu w mediach publicznych. – Programy informacyjne są jednostronne i manipulowane. Mieliśmy mieć nowy ustrój mediów publicznych, a mamy kolejną odsłonę psucia państwa. Kolejna ustawa jest protezą, ale trzeba przyznać, że tym razem PiS przeszedł sam siebie: do tej pory nie mieliśmy do czynienia z protezą protezy, a teraz proszę: mamy protezę ustawy kadrowej, która sama w sobie miała być protezą – ironizował. – Ta ustawa ma jeden cel – wprowadzić Radę Mediów Narodowych i obsadzić ją swoimi ludźmi – ocenił. I nazwał projekt „kadłubkową ustawą kadrową”.

Jan Dworak: „Widać tutaj wzór węgierski”

Ustawę skrytykował także obecny w Sejmie przewodniczący KRRiT Jan Dworak. Stwierdził m.in., że obecna propozycja nie pozwala mu zmienić opinii wyrażonej pod adresem projektu tzw. dużej ustawy medialnej, a proponowany model mediów publicznych jest scentralizowany, upolityczniony i paternalistyczny. Paternalizm przejawia się według niego w wizji mediów publicznych jako „bardzo tradycyjnych, a nie społecznościowych” i brakiem konsultacji społecznych w pracach nad projektem. Dodał, że według projektu media, w tym regionalne, są scentralizowane i poddane o wiele silniejszemu niż obecnie nadzorowi. Zdaniem Dworaka „widać tutaj wzór węgierski”. – Upolitycznienie polega na przejęciu władzy nad mediami bezpośrednio przez polityków większości parlamentarnej – ocenił.

Dworak stwierdził również, że w projekcie zapisane jest sprzeczne z konstytucją ograniczenie roli KRRiT jako konstytucyjnego organu państwa – przywołał tu projektowane wykreślenie ustawowego zapisu, że do zadań KRRiT należy projektowanie w porozumieniu z premierem „kierunków polityki państwa w dziedzinie radiofonii i telewizji”. Szef KRRiT mówił też, że niejasne są kompetencje RMN w stosunku do rad nadzorczych mediów publicznych i są wątpliwości co do relacji kompetencyjnych RMN i ministra skarbu.

Zobacz także

porażka

wyborcza.pl

 

 

Stephen Hawking: Czarne dziury mają miękkie włosy

Piotr Cieśliński, 10.06.2016

„Hawking – Krótka historia” (Fot. TVP)

Wydawało się, że nic, żaden włosek, nie zdradza tego, co wpadło do ich wnętrza. Ale słynny brytyjski fizyk przekonuje teraz, że to nieprawda.

Stephen Hawking, od lat przykuty do wózka inwalidzkiego, kilka dni temu opublikował swoją najnowszą teorię w „Physical Review Letters” wraz z Andrew Stromingerem z Harvardu oraz Malcolmem Perrym z Uniwersytetu Cambridge. Praca nosi dość zaskakujący dla laików tytuł: „Miękkie włosy na czarnych dziurach”.

O co chodzi? Według mechaniki kwantowej informacja o stanie każdego układu fizycznego, zapisana pod postacią tzw. funkcji falowej, nigdy nie może zginąć ani zostać wymazana. Nawet gdy spalisz książkę i pozostanie po niej tylko dym i popiół, teoretycznie można ją odtworzyć. Trzeba znaleźć wszystkie cząstki, które się ostały, każdy wyemitowany kwant promieniowania, a potem odwrócić ich ruch, by zrekonstruować ich przeszły stan. Prawa natury są symetryczne względem czasu, tj. odwracalne.

Jak agenci w czerni

Tymczasem z teorii grawitacji Einsteina wynika, że czarne dziury bezpowrotnie pochłaniają wszystko, co przekroczy ich horyzont. Zarówno materię, jak i światło. Jedno z twierdzeń matematycznych opisujących te zachłanne twory mówi, że „czarne dziury nie mają włosów”. Ten termin wymyślił amerykański fizyk John Wheeler, a miał na myśli to, że gdy patrzymy na czarne dziury, to nic, żaden włosek, nie zdradza tego, co wpadło do środka. Słowem, czarne dziury są jak faceci w czerni – wszystkie takie same. A dokładniej – prawie takie same.

Tylko trzy cechy odróżniają jedną dziurę od drugiej: masa, prędkość obrotowa i ładunek elektryczny. Ale, co w tym wypadku jest istotne, pełna informacja o funkcji falowej obiektów, które wpadły do środka, nie jest już dla nas dostępna. Dosłownie znika nam z oczu, nie mamy więc bladego pojęcia, co do niej wpadło. Przerwana więc zostaje ciągłość między przeszłością i przyszłością, co gwarantowały prawa fizyki.

Dopóki czarna dziura istnieje, to jest jeszcze nadzieja. Można sobie wyobrażać, że informacja nie została zniszczona, lecz ukrywa się we wnętrzu dziury. Tę furtkę, która ratowała teorię, zamknął jednak z wielkim trzaskiem Hawking, kiedy w latach 70. zeszłego wieku wykazał, że czarne dziury emitują promieniowanie cieplne, stopniowo tracą masę i powinny z czasem „wyparować”. Nic po nich nie zostanie, informacja o tym, co do nich wpadło, na zawsze będzie stracona – twierdził wtedy Hawking.

Większość fizyków się z tym pogodziła, ale kilku – m.in. holenderski noblista Gerard’t Hooft czy Amerykanin Leonard Susskind – zaprotestowało. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że kiedy się dopuści możliwość znikania informacji, oznacza to katastrofę. Mówiąc fachowo – złamana zostaje unitarność teorii. Jak wyjaśnia Gerard’t Hooft, narusza to cały gmach fizyki.

Nazwano to informacyjnym paradoksem czarnych dziur.

– Dopuszczenie do ginięcia informacji w czarnych dziurach byłoby wysoce zaraźliwe – tłumaczy John Preskill z Caltech w Pasadenie. – Trzeba byłoby dopuścić, że może też ginąć i powstawać z niczego energia. I to nie tylko daleko w kosmosie, ale również w naszych laboratoriach.

To dlatego Stephen Hawking próbuje teraz ratować fizykę z katastrofy, w którą sam ją wpędził 40 lat temu. Pomysł na to przedstawił już przed rokiem, a teraz szczegóły ukazały się w „Physical Review Letters”.

– Czarne dziury nie są więzieniem na wieczność. Jeśli wpadniesz do jednej z nich, nie poddawaj się. Można się stamtąd wydostać – mówił obrazowo podczas wykładu na Harvardzie, gdy przedstawiał szerokiej publiczności swoją hipotezę.

Co proponuje Hawking?

Uczony twierdzi, że wszystko, co tylko wpada do czarnej dziury, pozostawia ślad na jej horyzoncie, a więc granicy, spoza której już nie ma powrotu. To znaczy, że horyzont jest pokryty rodzajem holograficznego zapisu tego wszystkiego, co jest w środku.

Ten hologram powstaje z promieni światła (miękkich, tj. o bardzo małej, prawie zerowej energii), które tworzą dookoła czarnej dziury świetlną sieć, krążą i balansują na krawędzi otchłani. Każdy obiekt, który przekracza horyzont, zakłóca wzór, jaki tworzą te kwanty światła, i pozostawia ślad (tzw. supertranslację). To są właśnie te „miękkie włosy”, którymi czarna dziura z czasem obrasta i które zdradzają, co ona pożarła.

Stephen Hawking próbuje ratować fizykę przed katastrofą, w którą sam ją wpędził 40 lat temu, gdy odkrył, że czarne dziury mogą „wyparować”

– Ta hipoteza jeszcze nie rozwiązuje informacyjnego paradoksu – komentuje Gary T. Horowitz, fizyk z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. – „Miękkie włosy”, których istnienie postulują autorzy tej pracy, prawdopodobnie nie są w stanie pomieścić całej informacji o tym, co wpada do czarnej dziury. Wciąż także nie wiadomo, co się dzieje z tą zapisaną na horyzoncie informacją, gdy dziura paruje i znika. Ale być może uda się odkryć więcej tego typu „włosów” i poradzimy sobie z paradoksem.

W każdym razie Hawking tryska optymizmem. – To przeszłość określa, kim jesteśmy teraz. Jeśli zostanie wymazana, tracimy tożsamość – mówił na Harvardzie. Dlatego jest przekonany, jak większość fizyków, że czarne dziury nie wymazują informacji o przeszłości. Nic w nich nie znika na wieczność, można się jakoś z nich wydostać. Pytanie tylko, czy jego sposób na ucieczkę z otchłani jest skuteczny i czy natura właśnie w ten sposób się broni przed utratą „pamięci”.

Zobacz także

hawking

wyborcza.pl

 

 

SokzBuraka | Prezes i Euro 2016

SokzBuraka, 10.06.2016

Prezes i Euro 2016

Prezes i Euro 2016 (SokzBuraka | 10.06.2016)

SOKZBURAKA – satyryczna społeczność internetowa prowadzona od kilku lat przez dwie anonimowe osoby. Na Facebooku polubiło ich już ponad 350 tysięcy fanów. Specjalnie dla Wyborczej.pl prowadzą galerię extrasów – memowych kąsków, których nie znajdziesz nigdzie indziej.

Podglądaj jak rośnie nasz satyryczny memozbiór >>>

Zobacz także

lewandowski

wyborcza.pl

prezesKaczyński

Gościnne występy. W piątek – Olejnik. Polskie rodeo

Monika Olejnik „Kropka nad i” TVN 24 „Gość Radia ZET”, 10.06.2016

Witold Waszczykowski

Witold Waszczykowski (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

W sumie, polityka polska polega na ujeżdżaniu

Jesteśmy uradowani, spokojni, bezpieczni, bo minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski wybrał: nie pojedzie do Brukseli na zwolnione miejsce przez Janusza Wojciechowskiego w Parlamencie Europejskim.

Zapewne jego wybór był zdeterminowany decyzją Jarosława Kaczyńskiego, bo jak wiadomo, pan prezes lubi wojowników. Po raz kolejny zwierzył się, że jak przejdzie na emeryturę, to założy hodowlę byków, bo uwielbia rodeo.

A Witold Waszczykowski jest niezastąpiony w ujeżdżaniu. Ujeżdża Komisję Europejską. Na pytanie dziennikarzy, czy czytał list od wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa, raz odpowiada, że nie miał czasu, raz, że nie jest tym zainteresowany, raz, że to nie jego sprawa.

Minister Waszczykowski – o którym jego były szef Radosław Sikorski mówi: „mój błąd personalny” – wsławił się walką z rowerzystami, wegetarianami, mieszanką multikulti i oczywiście tymi, którzy są bioenergooszczędni. Minister Waszczykowski zapewne jest znany na arenie międzynarodowej jako polski twardziel. W sumie, polityka polska polega na ujeżdżaniu.

Prezes Jarosław Kaczyński ujeżdża także opozycję.

Oto nastąpił rozłam, Mateusz Kijowski doznał zaszczytu, jego projekt obywatelski dotyczący Trybunału Konstytucyjnego będzie rozpatrywany w Sejmie. W tym samym czasie Nowoczesna wycofała swój projekt, a PO żąda – jak zwykle – publikacji orzeczenia i zaprzysiężenia sędziów. A prezes podskakuje z radości.

Kiedy ludzie w proteście wychodzą na ulice, prezes zakrzyknie: „Rebelia!”, i wszyscy stają na baczność, bo prezes, jak wiadomo, jest najważniejszym głosem na prawicy i zawsze tak było. Był człowiekiem konfliktu, z konfliktu wyrósł i tak się zastanawiam, co by zrobił, gdyby nagle wszyscy zaakceptowali rządy PiS. Chyba wiałoby straszną nudą.

Od samego początku nasza polityka budowana jest na konflikcie. Wydawałoby się, że hasło „opozycja totalna” to jest nowość, ale to już było.

PO raczej wykazuje totalną niemoc, bo nie ma jasnego przekazu.

Widać PiS wzięło się na sposób, będzie tak długo ignorowało UE, jak to będzie możliwe. Obywatele nawet nie mogą się dowiedzieć, co przewodniczący Timmermans napisał do rządu.

I papież Franciszek przyjedzie do skłóconej Polski, gdzie na chwilę nastanie spokój, a potem wszyscy się wezmą za łby.

Kiedyś Donald Tusk mówił o Jarosławie Kaczyńskim: „Zobaczycie, przyjdzie ten potwór i nas wszystkich zamknie”. Ciekawe, co dzisiaj myśli.

Zobacz także

wyborcza.pl