Na władzy PiS spoczywa odpowiedzialność, by na ulicach nie doszło do konfrontacji.
Na władzy PiS spoczywa odpowiedzialność, by na ulicach nie doszło do konfrontacji. fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta

Im dłużej rząd Prawa i Sprawiedliwości (sic!) odmawia opublikowania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, tym bardziej w Polsce narasta napięcie. Wojna PiS kontra reszta świata ma na razie charakter symboliczny. Jest spokojnie. Jeszcze. Ale już są oznaki tego, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli. Wystarczy jedna iskra. Czy grozi nam polski Majdan?

Od momentu, gdy rząd PiS wywołał kryzys konstytucyjny, w debacie publicznej coraz częsciej pojawia się figura „polskiego Majdanu”. Niektórzy nazywają tak fioletowe miasteczko Partii Razem rozbite pod siedzibą Kancelarii Premiera, jednak politycy Razem zdecydowanie się od tego odcinają.


Adrian Zandberg przypomina
politykom i dziennikarzom, że na Majdanie polała się krew i apeluje, by ci, którym się to marzy, zachowali te marzenia dla siebie. Jest przekonany, że politycy są na tyle odpowiedzialni, że do rozlewu krwi nie dojdzie.

W polski Majdan nie wierzy też autor sympatyzującego z PiS-em portalu internetowego. – Nie będzie w Polsce żadnego Majdanu. Kto miałby ślęczeć tygodniami w namiotach? Staruszki tańczące kaczuchy, hipsterzy czy korporoboty na urlopach – pyta Łukasz Adamski w serwisie braci Karnowskich. Ale przecież wydarzenia z Ukrainy nie muszą się powtórzyć w proporcjach 1:1, by zrobiło się groźnie.

Iskra
To nie musi być drobiazgowo zaplanowana prowokacja. To w ogóle nie musi być prowokacja. Zamieszki albo siłową interwencję policji może wywołać zwykłe nieporozumienie lub nieszczęśliwy wypadek. Czyn niezrównoważonej psychicznie osoby lub oburzająca plotka. Szczucie w dzienniku telewizyjnym lub ostre przemówienie polityczne. Cokolwiek.

Gdy coś takiego się dzieje, rzeczywistość rozwarstwia się w sposób, który powoduje, że działania podejmowane niezależnie od siebie splatają się w całość, ale każde z nich ma odmienną dynamikę. Następuje załamanie społecznej czasoprzestrzeni. Machiny wprawionej w ruch nie da się zatrzymać bez ofiar, a i tak wymaga to wielkiego wysiłku. Taki wybuch społeczny zostawia blizny na dziesięciolecia.

DANIEL PASSENT

publicysta tygodnika „Polityka”

Kiedy polityka przenosi się na ulice, z udziałem setek tysięcy ludzi, trudno przewidzieć przebieg wypadków, a dzisiejsza ofiara – jutro może stać się bohaterem, w obronie którego wyjdą na ulice kolejne tysiące. Czytaj więcej

Komitet Obrony Demokracji pokojowo maszeruje. Razem pokojowo protestuje pod Kancelarią Premiera. Ale wola nie jest wystarczająca w sytuacji, gdy o wszystkim może zdecydować przypadek.

Rozważania o polskim Majdanie nie zaczęły się po ataku PiS na Trybunał Konstytucyjny. Mają znacznie dłuższą historię. Oto rozmyślania Tomasza Sakiewicza o tym, co mogłoby wyprowadzić Polaków na Majdan – oczywiście nie przeciwko kryzysowi konstytucyjnemu PiS, lecz rządowi Platformy i PSL-u.

TOMASZ SAKIEWICZ

Polski Majdan (14 maja 2014 r.)

Polacy pozazdrościli Ukraińcom tej niebywałej mobilizacji społecznej setek tysięcy ludzi, którzy stale, rotacyjnie bądź choćby epizodycznie, domagali się wolności. Majdan to początek budowy społeczeństwa obywatelskiego na Ukrainie. Mimo agresji i prowokacji ze strony władzy Ukraińcy wykazali się ogromną dyscypliną, zdolnościami organizacyjnymi, a przede wszystkim wytrwałością. Dlaczego w Polsce taki zryw nie był możliwy? Dlaczego mimo rosnącej niechęci Polaków do obecnych rządów nie udało się nigdy porwać takich tłumów? Czytaj więcej

Taki mamy klimat
Dziennik telewizyjny straszy manifestantami KOD, którzy nie dość, że z miłości do Polski nie wyrywają drzewek, to jeszcze nawet nie depczą trawy. Kolejni politycy Prawa i Sprawiedliwości mówią, że w Polsce jest wszystko w porządku, bo rząd nie wyprowadza służb mundurowych przeciwko protestującym. Minister Ziobro pochyla się z troską nad wszystkimi, co nie są z PiS-em, wyrażając nadzieję, że kryzys konstytucyjny nie zmieni się w kryzys polityczno-kryminalny. W języku polityki tak formułuje się ostrzeżenia.

Dyskusja o polskim Majdanie toczy się wśród internautek i internautów już od początku grudnia.

Atmosfera gęstnieje. Tymczasem prezydent Andrzej Duda, gdy akurat nie jeździ na nartach, dolewa oliwy do ognia zamiast uspokajać sytuację. Idąc śladem Jarosława Kaczyńskiego sortuje Polaków – w swojej opinii należy oczywiście do tego lepszego sortu. Kancelaria Prezydenta już nawet nie udaje, że kampanijne obietnice o budowaniu wspólnoty są aktualne. Najpodlejsze tezy o ludziach sprzeciwiających się łamaniu Konstytucji przez PiS, takie jak ta, że są żołnierzami w wojnie hybrydowej przeciw Polsce, przeplatają się ze spontanicznymi wyrazami pogardy dla społeczeństwa ze strony polityków partii rządzącej. Tak, jakby PiS albo nie umiał pohamować artykułowania obelg i paranoicznych domysłów albo celowo dążył do konfrontacji.

Oblężona twierdza
Naturalnie w PiS-ie pojawił się syndrom oblężonej twierdzy. Choć na PiS głosowałoby 38 proc. osób deklarujących udział w wyborach, to partia nie ma poparcia społecznego dla swojej awantury o Trybunał Konstytucyjny. Aż 75 proc. Polek i Polaków uważa, że rząd PiS powinien – tak jak obliguje go do tego Konstytucja – opublikować orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego.

Na przestrzeganie prawa przez PiS nalega Komisja Wenecka, o której opinię wystąpił w grudniu sam rząd. Naciska Unia Europejska. Naciskają Stany Zjednoczone, które już nie tylko wysyłają sygnały dyplomatyczne przez senatorów i prasę, lecz także odbywają szereg lodowatych spotkań z politykami Prawa i Sprawiedliwości, w tym przede wszystkim z teoretycznie szeregowym, ale praktycznie decyzyjnym posłem Jarosławem Kaczyńskim.

Z perspektywy partii rządzącej toczy się symboliczna (bo z profesjonalną dyplomacją nie ma nic wspólnego) wojna PiS kontra reszta świata. Stąd łomżyńskie przemówienie posła Kaczyńskiego i otwocki występ prezydenta Dudy. Politycy PiS czują się osaczeni konsekwencjami rozpętanej przez siebie awantury, więc kreują wroga narodu, którego trzeba oskarżyć, odpolszczyć i obwinić o własne niepowodzenia. Figura kozła ofiarnego ma w polityce długą tradycję. Do Żydów, osób nieheternormatywnych, feministek, wegetarian i cyklistów można łatwo dorzucić Komitet Obrony Demokracji czy Partię Razem.

Zabawa zapałkami
Jednak ci, którzy bawią się ogniem, mogą się sparzyć. Spokój na ulicach leży nie tylko w interesie społeczeństwa, lecz także – i to może być decydujący dla PiS argument – w interesie samego PiS-u. Władza, która już za miesiąc przywiezie autokarami do Warszawy swoich zwolenników, by – na wzór białoruski czy wenezuelski – wyrazili dla niej entuzjastyczne i spontaniczne wsparcie, powinna dołożyć wszelkich starań, by ani wtedy, ani wcześniej, ani potem, nie doszło do żadnych incydentów, a już tym bardziej do zamieszek.

Nikomu nie powinien spaść włos z głowy. Niestety, nie jest to takie oczywiste, gdy czyta się wypowiedzi niektórych internautów gorliwie wspierających władzę PiS.

Przy obecnym rozwoju technologii, relacje z zamieszek na ulicach trafiłyby do internetu szybciej, niż minister Waszczykowski znalazłby numer faksu do zagranicznej prasy. Władza PiS powinna zrobić wszystko, by sytuacja nie wymknęła się spod kontroli. Warto zacząć od tego, by PiS, zamiast mówić o lepszym i gorszym sorcie, zdrajcach i wojnie hybrydowej, stonował retorykę – zarówno w parlamencie, jak i na wiecach czy w mediach publicznych którymi rządzi. Niestety właśnie to może być dla Prawa i Sprawiedliwości najtrudniejsze, o ile w ogóle jest możliwe. Do tego czasu polski Majdan jest jednym z potencjalnych, groźnych scenariuszy.