Morawiecki, 03.02.2017

 

Waldemar Mystkowski

04.02.2017

Kaczyński, Duda i los Balladyny

PiS ma prawo się bać. Może nie cała partia i jej elektorat, bo wielu posłów PiS jest z przysłowiowej łapanki, acz to cyniczni ludzie. Powinni się bać liderzy, którzy sprzeniewierzają się prawu i moralności. Jarosław Kaczyński powinien się bać za całokształt, ale taki Andrzej Duda za konkrety, za wielokrotne złamanie konstytucji i za siew nienawiści. Uważam ten „grzech” za najcięższy: w Żaganiu poszczuł jednych Polaków na drugich, złamał tym samym za jednym zamachem 4. Ewangelie i przykazania św. Pawła z Dziejów Apostolskich.

Dlaczego PiS ma się bać? Otóż partia zawarła sojusz z ołtarzem, tj. z Kościołem katolickim, czego zabrania Konstytucja w artykułach o rodzieleniu ołtarza i tronu (władzy). A PiS zawiera pakt propagandowo-handlowy z Kościołem, a sam Kościół na tę okazję przybiera formę iście barbarzyńską, by nie napisać innowierczą.

Prezesi giełdowej spółki Energa mianowani przez PiS oddali ją pod opiekę Opatrzności Bożej (nie wiem, dlaczego pisze się tę zbitke pojeciową z dużych liter, tak jednak czynią media). Ta uroczystość odbyła się w Kościele Opatrzności Bożej w Gdańsku Zaspie.

Na czym ten średniowieczny sztafaż miałby polegać? Otóż na wspomnianym barbarzyństwie. Na handelku. Wy nam szmal (dary), my dla was „dobrą wieść” (reklamę).

W tym konkretnym gdańskim kościele w pobliżu ołtarza postawiono cztery stojaki z logo spółki Energa (które to logo będzie powtarzane w kościołach w kraju), a Energa złożyła dary w koszu znajdującym się pod ołtarzem. Dobrze czytacie! Na jakie kwoty opiewają czeki, wie tylko Energa (spółka państwowa) i miejscowy kler (funkcjonariusze bytu niebieskiego).

Taki odstawili handelek. Może warto przypomnieć jak Chrystus drobniejszych kupców wywalał z światyni. Otóż za fraki i z odpowiednim słowem. Wielce symptomatyczne są słowa między zawierającymi pakt. Biskup Wiesław Szlachetka mówił, że od początków chrześcijaństwa w dniu Ofiarowania Pańskiego wierni składali dary. Błąd! Spółka państwowa jest instytucją prawa handlowego i własnością państwową, a nie wiernymi. Dary były składane w kościołach przedchrześcijańskich i barbarzyńskich, acz szczątki tej tradycji pozostały w postaci tacy i kolędy. Kościół zawsze utrzymywał się z jałmużny, ale czerpał ją z wiernych, a nie z instytucji.

Niemniej znamienne są słowa strony drugiej wypowiedziane przez wiceprezesa spółki Energa Grzegorza Ksepko, który tym hadelkiem (paktem) zamienił zwykły prąd na „boży prąd”. I właśnie w tej metaforze widzę niebezpieczeństwo dla PiS, ale i ciemny lud może tłumaczyć się tym, że manipulując nieostrożnie przy gniazdku zostanie porażony przez „boży prąd”.

W gniazdku więc mamy „boży prąd” dla maluczkich, Bóg jednak lubi ciskać prąd własnoręcznie. Może dlatego Kaczyński porusza się z ochroną, która nadstawi za niego piersi, gdy Bóg porazi gniewnym gromem, jak Balladynę. Gdy lud nie może, natury unicestwiają zło. Inny Bóg, Zeus Gromowładny, nie szczypał się i wpisał sobie w nazwę własną to, czym lubił rozstrzygać sprawiedliwość: grom.

Niech Kaczyński i Duda nie liczą, że przekupią byt niebieski, który widzi, jak myślą, słowem i uczynkiem rozsiewają zło. Ja zaś liczę na „prąd demokratyczny”, który w postaci obywateli i ich nieposłuszeństwa tak ich razi, że nie pozbierają się, jak Janukowycz po Majdanie.

Więcej >>>

Świeckie państwo po polsku. Państwowy gigant zawierzony Opatrzności Bożej, a wiceprezes chce wsparcia „boskiego prądu”

04.02.2017

Prezesi giełdowej spółki Energa wywodzący się z Prawa i Sprawiedliwości oddali firmę pod opiekę Opatrzności Bożej – informuje „Gazeta Wyborcza”. Do nietypowego wydarzenia doszło w czwartkowy wieczór w Kościele Opatrzności Bożej w Gdańsku Zaspie.

Obiekt dzięki iluminacji świetlnej przybrał we wczorajszy wieczór charakterystyczne dla Energi różowe barwy. W okolicy ołtarza ustawiono cztery duże stojaki z logotypem spółki, dwa z nich stanowiły „ozdobę” figury Matki Boskiej.

– Grupa Energa, decyzją zarządu, postanowiła zawierzyć się Bożej Opatrzności i Matce Najświętszej Gromnicznej – mówił ks. proboszcz Kazimierz Wojciechowski, archidiecezjalny duszpasterz energetyków, elektryków, elektroników.

Z kolei w trakcie homilii biskup Wiesław Szlachetka opowiadał, że od początków chrześcijaństwa w dniu Ofiarowania Pańskiego wierni składali dary w świątyniach, po czym poczet pracowników Energi złożył pod ołtarzem kosze z darami. Ponadto przekazano kościołowi wsparcie finansowe na witraże.

Na zakończenie uroczystości przemówił m.in Grzegorz Ksepko, wiceprezes Energi ds. korporacyjnych. – Mam nadzieję, że nie zabranie nam tego boskiego bożego prądu na naszej drodze, tego bożego światła. I że nasza firma będzie się rozwijać, będzie bezpieczna, będzie chroniona bożą pomocą, pomocą wszystkich świętych, także św. Michała Archanioła, do którego żeśmy się tutaj przed chwilą modlili – powiedział.

„Zróżnicowana” działalność spółki
W ostatnich dniach o energetycznym gigancie jest bardzo głośno. Niedawno ogłoszono, że Grupa Energa będzie „mecenasem edukacji patriotycznej”, w ramach czego zostanie sponsorem programu „Świadomi Patrioci” o żołnierzach wyklętych.

Co ciekawe, za projekt odpowiada radna PiS Anna Kołakowska, która zasłynęła z gróźb pod adresem posłanki Agnieszki Pomaski. Ponadto współpracuje z ONR-em.

Źródło: Gazeta Wyborcza

swieckie

naTemat.pl

Prześwietlamy opozycję.Tylko od niej zależy, czy wygramy z PiS czy przegramy [BEYLIN]

Marek Beylin

03 lutego 2017 | 23:58

Ławki PiS w Sejmie

Ławki PiS w Sejmie (Fot. Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta)

Wszyscy przeciwnicy władzy powinni wiedzieć: PiS po nas idzie. Ale miejmy też świadomość, że więcej siły jest po naszej stronie.

Grzegorz Schetyna: Władza cofa się przed tłumem. Rozmowa z przewodniczącym Platformy Obywatelskiej

Ryszard Petru: Bez agresji, bez przebaczenia. Rozmowa z przewodniczącym Nowoczesnej

Skończyła się epoka, kiedy mogliśmy polegać na zadeklarowanej w konstytucji zasadzie demokratycznego państwa prawnego. O prawo, o każdy cal sprawiedliwości należy teraz walczyć i obowiązek ten spoczywa na sędziach” – apeluje prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf.

Władza chce rządzić sędziami nie po to, żeby usprawnić wymiar sprawiedliwości, lecz by go używać w walce z opozycją. Przedstawianie protestów w Sejmie jako puczu i straszenie przeciwników odpowiedzialnością karną to nie retoryka. To pogromowy program. Stwierdzenie bliskiego PiS księdza prof. Bortkiewicza, że miejsce opozycji jest za kratami, oddaje przekonania rządzących.

Za pomocą procesów PiS spróbuje też zniszczyć media nieprzychylne władzy. Paragrafy nagną usłużni sędziowie. Bo choć wielu z nich nie ugnie się pod naciskami, to znajdą się i tacy, którzy wybiorą względy władzy i kariery, nawet krótkotrwałe.

Rządzący chcą też tak skroić okręgi wyborcze, by rozproszona opozycja przegrywała wybory. Na początek idzie Warszawa. Ale choć władza sądzi, że w ten sposób zapanuje nad społeczeństwem, to coraz mniej będzie zależało od niej, a coraz więcej od opozycji.

Kolejne sondaże pokazują, że rządy PiS wywołują narastającą złość. Zwiększą je jeszcze skutki zmian w edukacji. A jeśli sytuacja gospodarcza się popsuje, nastroje pogorszą się lawinowo.

Tego niezadowolenia opozycja nie potrafi wykorzystać. Zachowuje się tak, jakby sądziła, że PiS i tak dokona samozniszczenia, więc nie trzeba się specjalnie starać. To fundamentalny błąd. Owszem, partie opozycyjne stanęły na wysokości zadania, gdy wspólnie wsparły demonstracje KOD i protesty kobiet oraz zorganizowały protest w Sejmie. Jednak nie wyciągnęły z tego wniosków.

A są one proste: PiS najbardziej obawia się akcji zjednoczonej opozycji, które pokażą niezadowolonym, w jak dramatycznej sytuacji znajduje się Polska i że siła jest po ich stronie. Dziś opozycja przebąkuje wprawdzie o wspólnych listach, ale wciąż górę biorą ambicje liderów, by w wyborach dowieść, kto jest ważniejszy.

Tyle że jeśli PiS wygra, cała opozycja okaże się nieważna. Dlatego jak najszybciej partie, te z parlamentu i spoza niego, powinny stworzyć porozumienie na rzecz demokracji i sporządzić wspólne listy kandydatów do samorządów i parlamentu. To żadnej partii nie zabije, bo po wyborach każda może odzyskać pełną autonomię.

Żeby jednak taki blok powstał i był skuteczny, nie wystarczy hasło: pokonać PiS. Potrzebny jest wielki kompromis w sprawie nowego demokratycznego minimum. Dotychczasowe, czyli to z III RP, okazało się niesprawne.

Trzeba silniej zagwarantować wolność i praworządność, zwiększyć autonomię sądownictwa wobec władzy politycznej. Należy dać więcej praw mniejszościom i słabszym. A także budować politykę społeczną lepiej zapobiegającą nierównościom i wykluczeniom. Musimy skuteczniej niż niegdyś chronić środowisko. I co nie mniej ważne, postawić na edukację wpajającą demokratyczne wartości. Wszystko to oznacza nową wizję Polski.

To wielka robota, zwłaszcza że jeśli opozycja wygra, zastanie zdewastowane państwo i społeczeństwo. Jednak bez nowego demokratycznego minimum opozycja, liberalna i lewicowa, się nie zjednoczy. A wyborcy niekoniecznie postanowią przegnać PiS.

Tę debatę należy już zacząć. Ale na wyżynach opozycji panuje cisza.

 

wszyscy

wyborcza.pl

Na ręcznym sterowaniu w przepaść. Jarosław Kaczyński wychodzi z cienia

Stanisław Skarżyński, Oko.press, 03 lutego 2017

Prezes PiS Jarosław Kaczyński

Prezes PiS Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Poseł Kaczyński ma problem. Musi rządzić osobiście, bo nie ma wyjścia: jeśli się cofnie, nikt nie będzie naprawiać błędów podwładnych, jeśli obejmie stanowisko w państwie – nie zdoła ogarnąć całości.

Wszelka zdolność decydowania od roku paruje z instytucji państwa i skrapla się w gabinecie prezesa PiS-u przy Nowogrodzkiej w Warszawie. Obsada ministerstw i rad nadzorczych spółek skarbu państwa, stanowisk sędziów TK, stanowisko rządu w sprawie aborcji, kwestia składania przez prezydenta podpisu pod ustawami – żadna z tych rzeczy nie jest poza zasięgiem Jarosława Kaczyńskiego.

Centralizacja władzy jest nieodmiennym skutkiem zaprowadzania w państwie autorytaryzmu i na pierwszy rzut oka wydaje się to właściwe i skuteczne, bo jest spójne ze Schmittowskim decyzjonizmem, do którego odwołuje się PiS, a w którym władzy nie stanowi się poprzez prawo, ale wbrew prawu, bo suwerenny jest ten, kto podejmuje decyzję o stanie wyjątkowym. Jednak ta centralizacja jest największą słabością autorytaryzmu, bo nie da się jej na dłuższą metę pogodzić z wymogami nowoczesnego państwa. I to, co się dzieje ostatnio w obozie partii rządzącej, jest doskonałą tego ilustracją.

„Nowa” PiS-owska nauka prawa

Tłem dzisiejszych problemów Kaczyńskiego jest paradoks – im bardziej scentralizowana władza (czy to w partii, czy to w zwykłej firmie), tym częściej ważne stanowiska otrzymują głupcy – bo tylko oni nie są w stanie stworzyć realnego zagrożenia dla tego, kto ich powołuje na stanowiska. Zarazem jednak głupcy czynią głupstwa, a te trzeba naprawiać, co prowadzi do lawinowego wzrostu liczby spraw trafiających do centrali.

Oto błędne koło autorytaryzmu: powierzenie części władzy człowiekowi zdolnemu pozwala piramidę zaległości zredukować, ale zarazem ryzykuje się wyhodowanie sobie konkurenta. Autorytaryzmy starają się z tej sprzeczności wybrnąć metodami policyjnymi, ale jeśli policja polityczna ma spełniać swoje zadania, nie może nią kierować głupiec, a człowiek roztropny może zagrozić mocodawcom.

David Ost: Odebrać PiS-owi niezadowolonych

Za pierwszych rządów Kaczyński (2005-07) oparł się na ludziach samodzielnych i odpowiedzialnych za swoje decyzje polityczne. Pełną autonomię miał prezydent Lech Kaczyński, pozycja koalicjanta dawała dużą samodzielność Andrzejowi Lepperowi i Romanowi Giertychowi, ale też sam Jarosław Kaczyński opierał się wówczas na ludziach zupełnie innych niż obecnie, byli to np. premier Kazimierz Marcinkiewicz czy marszałek Sejmu Marek Jurek.

Pierwszy rząd PiS-u skończył się katastrofą. Jarosław Kaczyński zastąpił wybijającego się na samodzielność Marcinkiewicza i próbował łączyć zarządzanie partią z rządzeniem krajem. Jurek zażądał wpisania ochrony życia do konstytucji; gdy tego nie dostał – odszedł z partii. Lepper i Giertych stale rzucali prezesowi kłody pod nogi, a i prezydent Kaczyński potrafił nie tylko mieć inne zdanie, ale także go nie ukrywać.

Jarosław Kaczyński – naczelnik na beczce prochu

Jak się zdaje, dzisiejszy obóz władzy właśnie zbyt dużą samodzielność współpracowników i autonomię instytucji państwa uznał za przyczynę porażki swego pierwszego rządu – postanowił więc całą władzę podporządkować partii. Prezesowi, szeregowemu posłowi, miało to pozwolić ograniczyć liczbę podejmowanych decyzji i zachować kontrolę nad wszystkim. Chyba jednak przesadził w drugą stronę – skutkiem obsadzenia całego państwa ludźmi posłusznymi, ale pozbawionymi formatu politycznego jest to, że do centrali PiS-u trafia dziś dosłownie każda sprawa, co wypycha Kaczyńskiego z roli szarej eminencji do pierwszego rzędu.

Oczywiście i wcześniej zdarzało się, że wprowadzał korekty, ale z drugiego rzędu. Np. gdy kombinującej nad obietnicą obniżenia wieku emerytalnego partii – bo czy budżet to wytrzyma? – przypomniał, że skoro PiS obiecał 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn, to tak będzie. Wiadomo było, że Kaczyński we wszystkim ma swój udział, ale twarz decyzjom zawsze dawał ktoś inny: wojnę z TK firmował poseł Piotrowicz, a demolkę w polskiej dyplomacji – minister Waszczykowski.

Kłamstwo w służbie partii. Historia posła Piotrowicza

W grudniu zaś coś w tej strukturze pękło. Najpierw dyskretnie, gdy Jarosław wyszedł przed kamery, żeby tłumaczyć pomysły Marka Kuchcińskiego na organizację pracy mediów w Sejmie, a wkrótce już zupełnie otwarcie, gdy prezes na konferencji prasowej zasiadł w centralnym miejscu – premier i marszałek Senatu po jednej jego stronie, a marszałek i wicemarszałek Sejmu po drugiej – i zabrał głos jako pierwszy. Posiedzenie w Sali Kolumnowej było w porządku – ogłosił i posłusznie przyjęli to do wiadomości senatorowie i prezydent Duda, który szybko budżet podpisał.

W styczniu komentatorów zaskoczyło wyjście prezesa przed kamery w celu upokorzenia Zbigniewa Ziobry i poinformowania TK, że „nie będzie miał innego wyjścia”, niż stwierdzić, że nie ma uprawnień do rozpatrzenia wniosku prokuratora generalnego, który chciał zbadania zgodności uchwały Sejmu z konstytucją. Ostatnio Kaczyński sam ogłosił planowane zmiany w ordynacji do samorządów i zapowiedział, że będzie „przekonywał Trybunał Konstytucyjny”, że ograniczenie liczby kadencji w samorządach można wprowadzić wtedy, kiedy uważa to za stosowne prezes PiS-u.

Jak PiS zmienił tworzenie prawa? Rekordowe tempo, omijanie konsultacji…

Obserwujemy to samo co za pierwszego rządu PiS-u: po roku Kaczyński wychodzi z cienia. Inna jest jednak przyczyna – wszystko wskazuje na to, że stał się niezdolny do cichego sterowania olbrzymią liczbą pionków, które sam rozstawił, a których działania powodują w Polsce chaos. Efekt jest groteskowy: szeregowy poseł osobiście, bez pośredników, rządzi Polską, ale nie ma innego wyjścia – jeśli się cofnie, nikt nie będzie naprawiać błędów polityków partii rządzącej; jeśli pójdzie do przodu i obejmie stanowisko w państwie – straci zdolność kontrolowania całości. Rządy prawa mają swoje wady, ale prezes właśnie się przekonuje, że nie inaczej jest w przypadku ręcznego sterowania.

 

kaczynski

wyborcza.pl

Gen. Skrzypczak poleciał, bo się wypowiedział

Paweł Wroński, 03 lutego 2017

Gen. Waldemar Skrzypczak

Gen. Waldemar Skrzypczak (Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Gazeta)

Jeden z najpopularniejszych generałów wśród żołnierzy, były dowódca wojsk lądowych Waldemar Skrzypczak został zwolniony „przez telefon” z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia. Generał bronił godności munduru. W wojsku szok.

– To jakiś dramat. Wszyscy wiedzą, że generał Skrzypczak należy do najlepszych specjalistów od sprzętu wojskowego. Wiadomo, że ta decyzja nie wynika z oceny jego kompetencji, ale ma podłoże polityczne. Niestety, zaczyna się czas wyrzucania ludzi za politykę, bez jakiegokolwiek patrzenia na interes sił zbrojnych i przyszłość Polski – powiedział nam gen. Stanisław Koziej, były szef BBN.

Gen. Mirosław Różański, który trzy dni temu odszedł ze stanowiska dowódcy generalnego Wojska Polskiego, do tej pory nie wypowiadał się na temat sytuacji w MON Antoniego Macierewicza. Ale wczoraj nie wytrzymał. – Do takiego stanu doprowadzili generałowie, którzy do rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza zwracali się per „panie ministrze” – skomentował w Onecie.

O odwołaniu generała w stanie spoczynku Waldemara Skrzypczaka ze stanowiska etatowego doradcy w Wojskowym Instytucie Technicznym Uzbrojenia w Zielonce poinformowały Radio RMF FM oraz OKO.press. Powodem miała być jego poniedziałkowa wypowiedź w Polsat News.

Skrzypczak pytany o sytuację, w której doświadczeni wojskowi są zmuszani do salutowania rzecznikowi MON i podopiecznemu ministra Antoniego Macierewicza, stwierdził:

– Jeśli żołnierz zmuszony jest do oddawania honorów osobie, która na dobrą sprawę nie ma do tego żadnych uprawnień, to jest to pogardzanie żołnierzem i mundurem żołnierskim.

Zobacz także: Parasol ochronny szefa MON – komentarz Rafała Zakrzewskiego

Regulamin wojskowy jasno określa, którym cywilom oficerowie mają oddawać honory: prezydentowi RP, marszałkom Sejmu i Senatu oraz szefowi MON. Rzecznik prasowy Bartłomiej Misiewicz żadnego z tych stanowisk nie zajmuje. Słowami ministra ponoć poczuł się jednak bardzo urażony.

Według nieoficjalnych informacji rano w środę do Instytutu w Zielonce zadzwonił oficer z Centrum Operacyjnego MON przy ul. Klonowej w Warszawie. Miał stwierdzić, że wypowiedź Skrzypczaka nie spodobała się ministrowi i oczekuje jego odwołania. Dyrektor Instytutu płk dr Jacek Borkowski poinformował o tym generała, a ten, by „nie utrudniać sytuacji”, złożył wymówienie. W rozmowie z RMF FM powiedział, że przyczyną zwolnienia była „wypowiedź medialna”.

Pułkownik Borkowski jest w służbie czynnej oraz bezpośrednio podlega ministrowi Macierewiczowi. Nie wypowiada się w tej sprawie.

Skrzypczak jest formalnie cywilem, z mundurem pożegnał się w 2009 r. Rok temu wygrał konkurs na stanowisko etatowego doradcy WITU – zajmuje się ocenami technologii i kontaktami międzynarodowymi. Jest uznawany za wybitnego specjalistę jako trzygwiazdkowy generał dysponujący szerokimi kontaktami w kraju i za granicą.

Należy do najpopularniejszych generałów w polskiej armii. Dowodził dywizją w Iraku, był dowódcą wojsk lądowych za czasów ministra Aleksandra Szczygły (PiS) i Bogdana Klicha (PO). Odszedł po konflikcie z tym ostatnim, oskarżając cywilów w MON o brak dbałości o polską armię. Wrócił do resortu jako wiceminister za czasów Tomasza Siemoniaka (zdymisjonowany w 2013 r. po zamieszaniu z korespondencją ws. zakupu przez Polskę dronów).

W czasie procesu w sprawie Nangar Khel Skrzypczak stanął po stronie żołnierzy oskarżonych o ostrzelanie afgańskiej wioski. Argumentował, że był to wynik błędu, a nie celowej pacyfikacji.

general

wyborcza.pl

PIĄTEK, 3 LUTEGO 2017, 20:29

Bugaj: Zawsze uważałem, że Macierewicz jest troszkę nawiedzony 

 Byłem przede wszystkim przekonany, że ta partia może robić różne rzeczy wątpliwe, ale że zachowa skromność. Jak widzę Antoniego Macierewicza, rozbijającego się luksusowymi samochodami po Polsce… Coś mi się to nie zgadza. Zawsze uważałem, że on jest troszkę nawiedzony. Podejrzewałem go o to. Ale myślałem też, że jest człowiekiem, który będzie twardo pilnował pewnych spraw publicznych, nie odpuści nic. A ten Misiewicz przy nim, to wszystko… To po prostu nieestetyczne – mówił Ryszard Bugaj w rozmowie z Konradem Piaseckim w „Piaskiem po oczach” TVN24.

20:22

Bugaj: Nie twierdzę, że niepotrzebna była „dobra zmiana”, ale to nie jest dobra zmiana

– Dyktatura nie puka, natomiast myślę sobie, że pukają rozwiązania półautorytarne. Dotąd sądziłem, a teraz się waham, że te rozwiązania półautorytarne, że one nie tyle są rezultatem planu, który ma Jarosław Kaczyński, tylko że one wychodzą z takiego zderzenia, że się strony zacietrzewiają i coś takiego wychodzi. Teraz zaczynam się wahać, co się dzieje z Kaczyńskim. Inaczej go postrzegałem (…) Nie twierdzę, że nie była potrzebna dobra zmiana, ale to nie jest tak, że ta zmiana jest dobra. Można było robić dobrą zmianę – mówił Ryszard Bugaj w rozmowie z Konradem Piaseckim w „Piaskiem po oczach” TVN24.

20:13

Bugaj o ustawie warszawskiej: To prymitywny skok na stołki

To prymitywny skok na stołki. [Widzę] samą politykę (…) Mi się wydaje, że się na tym przejadą. Jest tam dla PiS-u na pewno lepiej, niż w samej Warszawie. [Przejadą się] bo to tak prymitywne, widoczne, tak się wszyscy na to rzucą, we własnym obozie też pojawią się pierwsze pęknięcia, że albo będą się musieli wycofać, albo będą musieli zrobić to siłowo – mówił Ryszard Bugaj w rozmowie z Konradem Piaseckim w „Piaskiem po oczach” TVN24, komentując projekt tzw. ustawy warszawskiej.

300polityka.pl

Paweł Wroński

Unoszący się smog nad Warszawą wyraźnie zaszkodził dr. Targalskiemu. A już wcześniej mówił, jakby się czegoś nawdychał

03 lutego 2017

Maski przeciwsmogowe

Maski przeciwsmogowe (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Dr Jerzy Targalski, przed laty specjalista od złogów gomułkowskich w Polskim Radiu, obecnie czołowy ekspert PiS w sprawach bezpieczeństwa i dezinformacji, tak wypowiedział się w TVP Info na temat maseczki przeciwsmogowej, którą dołączyliśmy w czwartek do „Gazety Wyborczej”:

– Maseczka w kolorach bolszewickich [TVP Info pisze, że to budionówka, symbol sowieckiej armii konnej z czasów wojny 1920 roku], która została dołączona do „Wybiórczej”, to podświadome działanie dziennikarzy z Czerskiej. Całą historię walki ze smogiem przez gazetę Michnika odbieram jako przygotowaną operację wyciągania pieniędzy od ludzi i nabijania ich w butelkę.

Powody tego rodzaju skojarzeń mogą być następujące.

Unoszący się do tej pory smog nad Warszawą wyraźnie zaszkodził dr. Targalskiemu, którego dotychczasowe wypowiedzi i tak brzmiały, jakby się czegoś nawdychał.

Dr. Targalskiemu zaszkodził unikalny mikroklimat TVP Info, na której korytarzach wedle doniesień nieustannie unosi się zapach różnych substancji odurzających, bowiem redaktorzy tej stacji nie są w stanie na trzeźwo mówić tego, co mówią.

Budionówka dr. Targalskiemu, młodzieżowemu aktywiście komunistycznemu i wieloletniemu członkowi PZPR, mogła się skojarzyć z upiornymi czasami młodości i wzdycha do niej z nostalgią.

Uwaga. Dr Targalski należy do tych już wykruszających się wielbicieli PiS, którzy nadal uważają smog za lewicowo-liberalny wymysł, który uderza w podstawę węglowej energetyki narodowej. Najprawdopodobniej więc maseczki nie założy. W najbliższych dniach należy się spodziewać kolejnych kozackich wypowiedzi dr. Jerzego Targalskiego, bowiem wedle prognoz smog w zbliżający się weekend w Warszawie może osiągnąć wartości rekordowe.

Zobacz także: Jak żyć ze smogiem? Opowiada aktywistka, ekolożka, mama z warszawskiego Wawra

maski

wyborcza.pl

Prezydent Sopotu chciał przyjąć 10 sierot z Aleppo. Rząd nie wyraził zgody m.in. przez kwestie bezpieczeństwa

past, 03.02.2017

Chłopiec - uchodźca wewnętrzny na przedmieściach Aleppo

Chłopiec – uchodźca wewnętrzny na przedmieściach Aleppo (ALI HASHISHO / REUTERS / REUTERS)

• W grudniu prezydent Jacek Karnowski wysłał pismo do Beaty Szydło
• Prosił w nim rząd o zgodę na sprowadzenie 10 dzieci z Syrii
• Rząd odmówił m.in. ze względu na „zagrożenie bezpieczeństwa”

W grudniu wojska rządowe odbiłaby z rąk rebeliantów ostatnie dzielnice Aleppo, a do świata docierały informacje o dramatycznej sytuacji cywilów. Wtedy prezydent Sopotu Jacek Karnowski, na wniosek rady miasta, wysłał do premier Szydło pismo z prośbą o zgodę na osiedlenie w mieście 10 sierot z Syrii. Rząd omówił – podaje Radio ZET. Urząd miasta wkrótce wyda oświadczenie w tej sprawie – dowiedzieliśmy się w biurze prasowym. Na razie nie uzyskaliśmy komentarza strony rządowej. Premier Szydło i rzecznik rządu są dziś na Malcie, gdzie odbywa się nieformalny szczyt UE poświęcony imigracji.

Dowiedz się więcej:

Jak decyzję komentuje prezydent Jacek Karnowski?

– Naród Polski jest solidarny z ludźmi w potrzebie. Nam również pomagano. Pomoc potrzebującym to odruch bezwarunkowy. Ubolewam nad odpowiedzią rządu Polskiego, który wykazał się brakiem wrażliwości na dramat ludzi, będących nie ze swej winy, w potrzebie. Będziemy starali się o możliwość przyjęcia dzieci na leczenie i rehabilitację na określony czas. Mam już wstępną deklarację prezydenta Gdańska, który również chce przyjąć syryjskie dzieci na leczenie. Wierzę, że wspólnymi siłami uda nam się sprowadzić i wyleczyć chociaż 10 dzieci – komentuje prezydent Sopotu Jacek Karnowski w komunikacie przesłanym nam przez Urząd Miasta.

Jak MSWiA tłumaczy decyzję?

Sopocki urząd miasta przesłał nam skan odpowiedzi MSWiA na pismo prezydenta. Czytamy w nim, że „ze względów bezpieczeństwa nie ma możliwości ewakuacji” ludzi z Aleppo i okolic. W piśmie wspomniana jest koncepcja korytarzy humanitarnych – czyli przesiedleń uchodźców z państw sąsiednich. To jednak – jak tłumaczy MSWiA – nastręcza problemów organizacyjnych. Ponadto wg resortu problemem jest „ustalenie tożsamości i wyeliminowanie osób, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu Polsku”. W związku z tym MSWiA sugeruje pomaganie na miejscu lub wsparcie Syryjczyków już będących w Polsce (w 2016 roku status uchodźcy otrzymało 40 obywateli Syrii).

Pismo MSWiAFot. MSWiA / UM Sopotu

Pismo MSWiAFot. MSWiA / UM Sopotu

Jak pomóc mieszkańcom Syrii?

Pomoc mieszkańcom Syrii jest bardzo trudna – dużo trudniejsza, niż choćby pomoc uchodźcom poza granicami kraju. Konwoje z pomocą humanitarną nie mają zgody władz syryjskich na wjazd do wschodniego Aleppo i innych oblężonych miejsc. Jest tam skrajnie niebezpiecznie i nie wszystkie organizacje międzynarodowe działają na miejscu. Można jednak wesprzeć finansowo te, które próbują to robić: Czytaj, jak pomóc Syryjczykom>>> Wesprzyj PCPM>, PAH>, UNICEF>.

Historia wojny w Syrii

Wojna w Syrii wybuchła w marcu 2011 roku. Zapoczątkowały ją protesty przeciw autorytarnym rządom Baszszara al-Asada, które były krwawo tłumione. W 2013 r. do wojny włączyli się radykalni islamiści – walczą pod banderą Państwa Islamskiego zarówno z siłami rządu, jak i z opozycyjną Armią Wolnej Syrii. Od początku konfliktu zginęło ponad 400 tys. osób. 13,5 mln Syryjczyków potrzebuje pomocy humanitarnej, 4,6 mln uciekło za granicę.

Przeczytaj też poruszający reportaż „Przez morze. Z Syryjczykami do Europy” >>

radio-tok-fm

TOK FM

Podstawy programowe niegotowe a podręczniki tak? Wydawnictwo wyjaśnia

Justyna Suchecka, 03 lutego 2017

Za zestaw podręczników trzeba zapłacić 350-400 zł. Za pozostałe szkolne przybory - drugie tyle

Za zestaw podręczników trzeba zapłacić 350-400 zł. Za pozostałe szkolne przybory – drugie tyle (OLAF NOWICKI)

Nauczyciele klas pierwszych otrzymali podręcznik „Nowi Tropiciele” Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych, żeby się z nim zapoznali. Pytają: Jak to możliwe? Anna Zalewska dopiero 14 lutego podpisze rozporządzenie o nowych podstawach programowych.

W czwartek MEN poinformowało, że zakończyło konsultacje społeczne nowych podstaw programowych po reformie edukacji Anny Zalewskiej. To one określają, czego dzieci mają się uczyć. W ten weekend po raz ostatni mają spotkać się zespoły, które nad podstawami pracują i ustalić, jakie zmiany jeszcze naniosą.

W piątek media społecznościowe obiegło zdjęcie kompletu podręczników do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Fotografie, otrzymaną od jednej z nauczycielek, opublikowała monitorująca przebieg reformy Fundacja Przestrzeń dla Edukacji.

podstawy programowe niegotowe, ale podręczniki WSiP tak -przesyłka od jednej z nauczycielek @GreKwo @jsuchecka@annawitten @Rodzice_przeciw

Jak to możliwe? Jarosław Matuszewski, rzecznik prasowy Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych jest zdziwiony, że o książkach już zrobiło się głośno. – To tzw. preprint, czyli próbka, która ma zachęcić nauczycieli do wyboru podręcznika. Ma charakter poglądowy, opowiada o zamyśle, który autorzy mają na nauczanie – tłumaczy.

Podręcznik ma w tytule słowo „Nowi”, bo „Tropiciele” już wcześniej – przed reformą podręcznikową Joanny Kluzik-Rostkowskiej i darmowym rządowym elementarzem – często był w używany w szkołach. Czym się różnią? – To materiał testowy, opracowany na podstawie dotychczasowej wersji podstawy programowej – zapewnia Matuszewski. I dodaje: – Przyjęliśmy oczywiście, że ta może się jeszcze po 14 lutym zmienić. Jesteśmy na to gotowi.

Czy WSiP ma gotowe również inne „preprinty”? Matuszewski zapewnia, że będą je publikować stopniowo. – Jesteśmy dopiero w pierwszej fazie pracy nad podręcznikami. Jest to typowe działanie wydawcy edukacyjnego, tyle że w tym roku odbywa się pod nadzwyczajną presją czasu. Po prostu robimy wszystko, aby książki  były gotowe na 1 września.

O tym, że wydawcy przystąpili do pracy w „ciemno” pisaliśmy w „Wyborczej” na początku grudnia.

30 listopada MEN zaprezentowało pierwsze wersje podstaw programowych. Kolejną poznaliśmy 30 grudnia. I już wtedy wydawcy musieli nanosić pierwsze zmiany we wstępnych projektach. Po 14 lutym czekają ich kolejne zmiany.

Reforma edukacji otwiera dla wydawców spory rynek. Gdyby nie likwidacja gimnazjów, mieliby gorszy rok – nie sprzedaliby nowych podręczników np. do klasy IV podstawówek i I gimnazjum, bo w nich uczniowie już mieli książki kupione za państwowe pieniądze. Mogliby zarobić tylko na podręcznikach do klasy VI podstawówki i III gimnazjum, bo to dwa roczniki, w których jeszcze nie ma książek wielokrotnego użytku.

Zobacz także: Chaos, nauczyciele bez pracy, polityka i ideologia – senator Klich w „3×3” o reformie edukacji

 

podstawy

wyborcza.pl

Przystanki Intercity dla liderów PiS

Przystanki Intercity dla liderów PiS

Do bardzo niedawna pociągi dalekobieżne w Brzeszczach – rodzinnej gminie premier Beaty Szydło – nie zatrzymywały się, a przez lata wszelkie wysiłki mieszkańców zmierzające do zmiany tej sytuacji kończyły się na niczym.  Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa wyjaśniało krótko i węzłowato: byłoby to sprzeczne z rachunkiem ekonomicznym, poza tym peron jest za krótki a pociąg za długi i koniec. Tak było przez lata, ale teraz będzie całkiem inaczej. Dało się swego czasu zatrzymać pociągi we Włoszczowie, da się również i w Brzeszczach, zwłaszcza że rząd promuje bliższy kontakt z koleją.

Rzecznik „Intercity” wyjaśnia tę decyzję po prostu: „jest to wynik prowadzonej polityki przybliżania kolei dalekobieżnej mieszkańcom Polski powiatowej”. Przez ostatnie lata kolej dalekobieżna jego zdaniem była za bardzo od tych mieszkańców oddalona, wskutek czego mogli ją oglądać tylko w telewizji. W „Polityce” czytamy, że rządowa polityka przybliżania wszystkim Polakom kolei dalekobieżnych sprawi, że „nie będą już musieli iść i zatrzymywać pociągów, gdyż te pociągi same do nich przyjadą i się zatrzymają”.

„odważną” decyzję można potraktować w kategoriach niecodziennego eksperymentu. Na początek, ta polityka obejmie np. tylko rodzinną gminę pani premier, która zdaniem rzecznika PKP Intercity, „ma duży potencjał pasażerów”. Ale nie można wykluczyć, że niedługo pociągi dalekobieżne będą się zatrzymywały również w rodzinnych gminach pozostałych liderów PiS, gdzie potencjał na pewno też jest spory. Na przykład w takich Ząbkach, gdzie pomieszkuje ważny polityk Prawa i Sprawiedliwości Jacek Sasin.

Tygodnik usłużnie też podpowiada, iż „jest duża szansa, że polityka przybliżania kolei dalekobieżnej poprzez zatrzymywanie pociągów w rodzinnej gminie premier Szydło okaże się takim samym sukcesem jak wcześniejsza polityka przybliżania rodakom dróg asfaltowych, w ramach której do stojącego w tej gminie domu premier Szydło udało się doprowadzić 700 m asfaltu

przystanki

koduj24.pl

Prof. Zimmermann: Prezes PiS dobrze wie, że Andrzej musi być komuś podporządkowany

Czytaj więcej: http://www.dziennikpolski24.pl/magazyny/magazyn-piatek/a/prof-zimmermann-prezes-pis-dobrze-wie-ze-andrzej-musi-byc-komus-podporzadkowany,11756526/

 

Warszawa według PiS, czyli: 13 ulic Jana Pawła II… To dopiero początek [MAPY ULIC]

nat, 03.02.2017

Ulice Warszawy po wejściu w życie ustawy PiS

Ulice Warszawy po wejściu w życie ustawy PiS (Arkadiusz Gadaliński)

Co spowoduje wejście w życie ustawy o rozszerzeniu granic stolicy? Między innymi – zwiększenie liczby ulic o tej samej nazwie. Sprawdziliśmy, ile w nowej Warszawie znajdzie się ulic: gen. Tadeusza Kościuszki, marsz. Józefa Piłsudskiego czy Henryka Sienkiewicza.

 

Jeden z naszych dziennikarzy mieszkający na ulicy Wspólnej doskonale wie, co to znaczy czekać na taksówkę, która zamiast do centrum Warszawy, pojechała do Wesołej…

13 ulic Jana Pawła II + dwa ronda

Rozszerzenie granic stolicy będzie się wiązało m.in. z tym, że zdubluje się wiele nazw ulic (choć zdubluje to mało powiedziane). Wybraliśmy te ulice, które pojawiają się najczęściej w Polsce – a ich patronami są m.in. gen. Tadeusz Kościuszkomarsz. Józef PiłsudskiHenryk Sienkiewicz.

Co ciekawe, na mapie Warszawy już mamy trzy ulice Jana Pawła II, znajdują się one na Żoliborzu, w Śródmieściu i w Wesołej. Po przyłączeniu nowych gmin będzie ich w sumie aż 15 (w tym dwa ronda)! Okazuje się jednak, że najczęściej powtarzającą się ulicą będzie… no właśnie która?

Sprawdźcie na naszych grafikach!

Jak ma zamiar rozwiązać ten problem PiS? Na razie nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Ustawa warszawska

PiS złożył projekt ustawy, wedle której Warszawa powiększy się aż trzykrotnie. Ustawa ma dotyczyć 32 gmin (Wieliszew, Jabłonna, Legionowo, Nieporęt, Łomianki, Izabelin, Stare Babice, Ożarów Mazowiecki, Błonie, Brwinów, Piastów, Pruszków, Michałowice, Milanówek. Grodzisk Mazowiecki, Nadarzyn, Lesznowola, Piaseczno, Konstancin-Jeziorna, Góra Kalwaria, Karczew, Otwock, Józefów, Wiązowna, Halinów, Sulejówek, Zielonka, Ząbki, Marki, Kobyłka, Zielonka, Wołomin). A właściwie 33 – bo PiS zapomniał o Podkowie Leśnej, którą również planuje do stolicy przyłączyć.

PRZECZYTAJ TAKŻE: „Nie chcę patrzeć, jak ktoś niszczy moją małą Ojczyznę”. Mieszkańcy gmin ostro o pomyśle PiS, aby powiększyć Warszawę

warszawa

gazeta.pl

PIĄTEK, 3 LUTEGO 2017, 09:01

Sasin o ustawie warszawskiej: Najpóźniej w poniedziałek do Sejmu trafią przepisy wprowadzające

– Prawdopodobnie dzisiaj, najpóźniej w poniedziałek trafi do Sejmu również ustawa z przepisami wprowadzającymi, technicznymi, przejściowymi. Wtedy będzie to całość prawa i będziemy mogli procedować – mówił Jacek Sasin w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radiu Zet.

08:54

Piasecki do Sasina: Mam poczucie, że ustawa jest pomysłem Błaszczaka na to, żeby zostać prezydentem Warszawy

Pan nie miał wiele wspólnego z procesem powstawania tej ustawy [warszawskiej]. Zaryzykuję stwierdzenie, że ustawa powstała w MSW – stwierdził Konrad Piasecki w Radiu Zet, w rozmowie z Jackiem Sasinem. Poseł PiS odpowiedział:

„To projekt poselski. Korzystaliśmy z pomocy ekspertów, legislatorów. Klub PiS ma swoich legislatorów i ekspertów. Korzystaliśmy z pomocy, żeby stworzyć dobry projekt”

Mam poczucie, że ta ustawa powstała w MSW i jest pomysłem Mariusza Błaszczaka na to, żeby zostać prezydentem Warszawy – stwierdził dalej Piasecki.

Sasin odpowiedział, że nie słyszał o takich planach. Poseł PiS nie chciał odpowiedzieć na pytanie, ile artykułów ma ten projekt.

08:42

Sasin o ustawie warszawskiej: Nie ma celów politycznych. Prace nad nią trwały od 2005 roku

Polityki nie ma w tej ustawie [warszawskiej], w tym sensie celów politycznych, które chcemy osiągnąć, żadnych. Prace nad ustawą metropolitalną, warszawską ze strony PiS trwały od 2005 roku – mówił Jacek Sasin w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radiu Zet.

Dostrzegamy pewne problemy i zadeklarowałem, że jesteśmy gotowi wycofać się na rzecz wyborów proporcjonalnych w okręgach – dodał poseł PiS. Przyznał też: – Zasada podwójnej większości mogła blokować decyzyjność i trzeba ją zmienić. I ją zmienimy.

300polityka.pl

Obie strony mówią o sukcesie, ponieważ pierwotne roszczenia wynosiły 98mln. Chwalmy Pana.

c3vyxguw8aechea

Maciej Czarnecki

Siedem rzeczy, które wiemy po dwóch tygodniach Trumpa

02 lutego 2017

Donald Trump

Donald Trump (CARLOS BARRIA / REUTERS / REUTERS)

Pierwsze dni pokazały m.in., że Donald Trump będzie podejmował decyzje w wąskim kręgu zaufanych współpracowników. Zapowiadają też, że nowy prezydent USA będzie po trochu showmanem.

1. Trump pozostał Trumpem – może się to podobać lub nie, ale jest faktem, że nowy prezydent USA energicznie zabrał się do realizacji obietnic wyborczych. Niektóre dekrety nie oddają ich toczka w toczkę, ale statystyczny wyborca Trumpa i tak powinien być zachwycony.

W pierwszych dniach urzędowania prezydent m.in.:

Ostatni z tych punktów niekoniecznie realizuje przedwyborczy postulat w 100 proc., bo Trump w ogóle chciał zakazać wjazdu muzułmanom. Tyle że przyjęcie za kryterium religii naruszałoby konstytucję.

Podobnie jest z obietnicą budowy „muru”, który w dekrecie jest już tylko „fizyczną barierą nie do przejścia” (wysoki płot też się łapie?). Podczas kampanii Trump zapowiadał, że za mur zapłacą Meksykanie, choć prezydent tego kraju stanowczo protestował. Po wyborach zaakceptował, że pieniądze wyłoży Ameryka, a potem postara się je odzyskać.

2. America First – prezydent na razie koncentruje się na sprawach wewnętrznych i jest mało aktywny na arenie międzynarodowej. Jeśli mówi o świecie, to przede wszystkim w kontekście dobrobytu i bezpieczeństwa obywateli USA – temu mają służyć walka z tzw. Państwem Islamskim, ograniczenia imigracyjne czy wycofanie z TPP. Rosyjskie rakiety spadające na Awdijewkę na wschodzie Ukrainy w ostatnich dniach długo nie wywoływały jego stanowczej reakcji (choć w czwartek Rosję dość ostro skrytykowała Nikki Haley, ambasador USA przy ONZ). Podczas inauguracji kilkakrotnie powtórzył swe sztandarowe hasło: „America First” („Ameryka przede wszystkim”).

Brytyjska premier Theresa May – pierwszy światowy przywódca, którego przyjął – ostrzegała Trumpa przed Putinem i apelowała o utrzymanie zaangażowania w NATO. Trump odparł, że chce mieć z Rosją świetne relacje, ale „zobaczymy, jak będzie”. Wypowiadał się ostrożnie jak nie on, zastrzegając, że za wcześnie, by rozmawiać o kwestii sankcji. O NATO powiedział, że jest „przestarzałe” i jego członkowie nie płacą tyle, ile powinni, ale też zastrzegł, że Sojusz jest dla niego „bardzo ważny”.

Stosunek amerykańskiego prezydenta do Putina, z którym w sobotę rozmawiał przez telefon, nadal spędza sen z powiek europejskim partnerom. Wycofanie z TPP to sygnał odwrotu od zaangażowania Obamy w Azji, a narzekania na koszty członkostwa w NATO niebezpiecznie pachną szykowaniem gruntu pod zmniejszenie zaangażowania USA w Sojuszu.

Zobacz: Jakie 100 dni? Trump w tydzień zmienił nie tylko Amerykę

Ale nowa ekipa w Białym Domu może sprawić niejedną niespodziankę. Podczas przesłuchania w senacie trzy tygodnie temu sekretarz stanu Rex Tillerson (wówczas dopiero starający się o to stanowisko) przekonywał np., że należy pozbawić Chiny dostępu do sztucznych wysp na Morzu Południowochińskim, co groziłoby konfrontacją.

3. Sami swoi – pierwsze dni pokazały, że Trump będzie podejmował decyzje w kręgu zaufanych współpracowników, a brak bezwarunkowego oddania skończy się dymisją, jak w przypadku p.o. prokuratora generalnego Sally Yates(powątpiewała, czy jego imigrancki dekret jest legalny).

Na pierwszoplanowych graczy awansowały dzieci prezydenta, jego zięć Jared Kuschner, doradcy polityczni Stephen Miller i Stephen Bannon. Ten ostatni – do niedawna szef popularnego prawicowego portalu Breitbart, a następnie szef jego kampanii – tydzień temu dostał fotel w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego.

Stephen BannonCARLO ALLEGRI / REUTERS / REUTERS

Stephen Bannon 

Głośny dekret o zakazie wjazdu dla obywateli siedmiu krajów z muzułmańską większością wykuwano nie w gabinetach Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego, który poznał jego pełną treść na ostatniej prostej, lecz u Bannona i Millera. Tenże Miller – zaprzysięgły wróg imigrantów, do niedawna doradca senatora Jeffa Sessionsa, który ma zostać prokuratorem generalnym – decydował, jak należy interpretować rozporządzenie, przynajmniej do wybuchu protestów.

Zamieszanie, które później nastąpiło, może nauczyć nową administrację, że warto konsultować zmiany prawa z szerszym gronem, zwłaszcza doświadczonymi urzędnikami. Jednak w pierwszych dniach Trump wolał działać sam, trochę improwizując i zaskakując opinię publiczną, jak w czasach kampanii.

„Przyzwyczajcie się. @POTUS [oficjalne konto Twitterowe prezydenta] jest człowiekiem czynu i stanowczego działania. Obietnice złożone, obietnice spełnione. Szok dla systemu. A on dopiero się rozkręca” – napisała na Twitterze Kellyanne Conway, doradczyni Trumpa.

Get used to it. @POTUS is a man of action and impact.
Promises made, promises kept.
Shock to the system.
And he’s just getting started https://twitter.com/FoxNews/status/825352875094138880 

Czyli dekrety „deus ex-machina”, pominięcie dotychczasowych procedur, stanowcze wystąpienia – wszystko to stanowi celowy zabieg, który ma utwierdzić wyborców w poczuciu, że oto zaczęła się wielka antysystemowa rewolucja.

Wąskiemu gronu wtajemniczonych sprzyja też trumpowska obsesja (a może tylko populistyczna retoryka) spisków, której nie osłabiło zwycięstwo w wyborach. Kilka dni po inauguracji prezydent napisał na Twitterze, że będzie domagał się śledztwa w sprawie oszustw wyborczych. A gdy demokratyczny senator Chuck Schumer ze łzami w oczach ubolewał nad jego polityką wobec uchodźców, Trump obwieścił, że to na pewno „fałszywe łzy”.

4. Prezydent showman – Trump czuje się przed kamerami jak ryba w wodzie, w końcu przez lata prowadził swój show w telewizji. Widać, że będzie wykorzystywał to doświadczenie podczas prezydentury.

Przypomnijmy sobie, jak wyglądało ogłoszenie kandydata na wolne miejsce w sądzie najwyższym USA. Został nim solidny konserwatysta Neil Gorsuch, a przedstawienie go od A do Z przypominało świetnie zaplanowaną telewizyjną superprodukcję.

Zaczęło się od komunikatu rozesłanego we wtorek po południu do dziennikarzy przez Biały Dom: „Dziś o 8 wieczorem będziemy transmitować na żywo na Facebooku, jak prezydent Trump przedstawia swojego kandydata na sędziego sądu najwyższego. Nie możecie tego przegapić!”.

Gorsuch przyleciał do stolicy dzień wcześniej wojskowym samolotem, schowano go w hotelu. Podobno do Waszyngtonu wezwano też innego „finalistę” Thomasa Hardimana (ostatecznie tylko wyjechał na kilka godzin z Pittsburgha).

We wtorek wieczorem największe stacje pokazały, jak prezydent, lekko opóźniwszy swe przybycie, kroczy po czerwonym dywanie. Pozdrawia zebranych, po czym robi pauzę na oklaski. Niczym w reality show, zaczyna opowiadać o procesie wyboru kandydata. Po wywołaniu Gorsucha pyta: „I co, była niespodzianka? Była?”.

Inna sytuacja: na konferencji prasowej z Theresą Maydziennikarka BBC mówi do Trumpa:

– Przekonywał pan, że tortury działają, chwalił Rosję, chciał zakazać muzułmanom wjazdu do Ameryki, sugerował, że należy karać za aborcję. Dla wielu Brytyjczyków to alarmujące. Co by pan im powiedział?

– To był twój wybór pytania – spojrzał z udawanym wyrzutem na May.

Prezydent USA Donald Trump i premierw Wielkiej Brytanii Theresa May podczas konferencji prasowej w Biały DomuPablo Martinez Monsivais (AP Photo/Pablo Martinez Monsivais)

5. Post-prawda na salonach – podczas kampanii sprawdzający fakty komentatorzy często udowadniali, że Trump szermuje twierdzeniami wyssanymi z palca.

Po przeprowadzce do Białego Domu niewiele się zmieniło. Wypytywany przez dziennikarzy o rzekome oszustwa wyborcze, wskazał na dowody z raportu Pew Center z 2012 r. Problem w tym, że sam jego autor wyklucza wyciąganie z niego takich wniosków.

Inny przykład: w głośnym wywiadzie dla „Timesa” i „Bilda”Trump przekonywał, że nie byłoby Brexitu, gdyby Brytyjczycy „nie byli zmuszeni, by przyjąć wszystkich tych uchodźców”. Tymczasem Londyn od początku był wyłączony z unijnych podziałów azylantów (choć dobrowolnie zgodził się przyjąć 20 tys. osób do 2020 r.).

Jeszcze inny: dzień po inauguracji Trump obwinił media za kreowanie wrażenia, że ma na pieńku ze służbami wywiadowczymi. Tymczasem istnieje mnóstwo dowodów na to, że do niedawna sam je atakował. Np. 10 dni wcześniej napisał na Twitterze, że „agencje nigdy nie powinny były pozwolić, by fałszywe informacje >>wyciekły<< do opinii publicznej” (chodziło o raport pokazujący rzekome haki Rosjan na niego).

Po inauguracji prezydenta furorę zrobiło wyrażenie „alternatywne fakty”. Użyła go Conway, tłumacząc, dlaczego sekretarz prasowy Białego Domu Sean Spicer twierdził, że w zaprzysiężeniu brała udział rekordowa liczba widzów. Okazało się, że tak nie było.

6. Zagrożone prawa człowieka – od początku było wiadomo, że reformy Trumpa nie spodobają się części Amerykanów. Ale po pochwałach tortur jako środka przesłuchań, rozważaniach o przywróceniu więzień CIA za granicą, zapowiedziach utrzymania bazy w Guantanamo czy wspominanym dekrecie o zakazie wjazdu pojawił się zupełnie inny kaliber oskarżeń.

– Biały Dom wydaje dekrety bardzo szybko i każdy kolejny wydaje się coraz bardziej zagrażać prawom człowieka – powiedział „Wyborczej” Andrew Stroehlein z Human Rights Watch.

Ten o zakazach wjazdu wywołał falę pozwów w sądach, złożyły je m.in. amerykańskie stany: Waszyngton, Nowy Jork, Massachusetts i Wirginia. Jego legalność zakwestionowało 16 prokuratorów stanowych. To dotąd najpoważniejsza fala sprzeciwu wobec administracji Trumpa.

7. Złe wieści dla środowiska – na spotkaniu z szefami firm motoryzacyjnych [sic!] Trump zarzekał się, że ochrona środowiska leży mu na sercu, ale jego pierwsze decyzje sugerują inaczej. Tuż po inauguracji ze strony internetowej Białego Domu znikły informacje o globalnym ociepleniu. Wbrew alarmom ekologów, prezydent podpisał też dekrety dające zielone światło rurociągom Dakota Access i Keystone XL. Szefem Agencji Ochrony Środowiska ma zostać Scott Pruitt, jeden z jej najzacieklejszych wrogów.

siedem

wyborcza.pl

Witold Gadomski

Plan Morawieckiego – na siebie

03 lutego 2017

Minister gospodarki Mateusz Morawiecki

Minister gospodarki Mateusz Morawiecki (%Fot. Dawid uchowicz / Agencja Gazeta)

We wtorek Rada Ministrów po raz kolejny dyskutowała o strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju przygotowanej przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego. I tu zaskoczenie: nie tylko jej nie przyjęła, ale wręcz uznała, że jest niedopracowana. Premier Beata Szydło oświadczyła, że „nie do końca spełnia oczekiwania”.

Morawiecki uspokajał, że chodzi o poprawki redakcyjne i „zaledwie jedną lub dwie merytoryczne”, ale sprawa wydaje się poważniejsza. Ekipa PiS prezentuje się na zewnątrz jako monolit. Politycy wygłaszają formułki przygotowane przez biuro propagandy i nie krytykują nawet najbardziej absurdalnych wypowiedzi, np. takich jak ta autorstwa Antoniego Macierewicza o mistralach sprzedanych za dolara. Krytyka dokumentu Morawieckiego świadczy więc o tarciach w PiS i o tym, że niektórzy chętnie pozbyliby się wicepremiera.

Morawiecki ma coraz większe ambicje polityczne. Zdołał już obsadzić swoimi ludźmi wiele stanowisk w rządowych agencjach i spółkach skarbu państwa. Nie zadowala się rolą wynajętego technokraty. Ekonomiczne i menedżerskie kompetencje (prawdziwe lub iluzoryczne) mają być dla Morawieckiego przepustką do wielkiej polityki, a być może dać stanowisko „delfina”. Tyle że do tej roli chętnych jest wielu. A skoro największym aktywem wicepremiera jest jego strategia, niechętni mu politycy PiS pokazują jej słabości.

Strategia rzeczywiście ma wiele wad, choć pewnie innych, niż wskazują jej krytycy w PiS.

Niebawem minie rok, od kiedy wicepremier przedstawił zarys swojego planu. Ministrowie przyjęli wówczas wystąpienie Morawieckiego owacją, a Jarosław Kaczyński ocenił, że to „najlepszy plan gospodarczy od 27 lat” – w domyśle: lepszy od planu Balcerowicza.

Nie sposób jednak obu dokumentów zestawiać. Plan Morawieckiego przypomina tworzone w PRL plany wieloletnie, w których określano, jakie konkretnie zakłady zostaną zbudowane, ile górnicy wydobędą węgla, a hutnicy wytopią stali. Propaganda PRL nieustannie trąbiła, że plany były przekraczane, choć nigdy nie były wykonywane.

W strategii pełno jest zapisów, których nie powstydziłby się Hilary Minc rządzący gospodarką PRL w latach 50. Oczywiście nie chodzi o powrót do technologii sprzed pół wieku, ale o to, że cele planu Morawieckiego są równie szczegółowe i oparte na równie mglistych podstawach jak Minca „plan sześcioletni”.

W ramach projektu „Batory” mają powstać promy pasażerskie, projekt „Lukstorpeda” przewiduje produkcję polskich pojazdów szynowych, a projekt „Żwirko i Wigura” – polskich dronów. Mają to oczywiście robić zakłady państwowe lub w najlepszym razie prywatne, którym zadania w formie zamówień publicznych zleci państwo.

Dlaczego akurat drony mają być polskim produktem flagowym? Gdzie będą sprzedawane, pod jaką marką, z jakimi produktami będą konkurować? Jakie przewagi ma w tej dziedzinie Polska i gdzie się one uwidoczniły? O tym w strategii Morawieckiego nie ma ani słowa. Publiczne pieniądze mają być przeznaczone na produkcję, którą z jakiegoś powodu wicepremier i jego ekipa uważają za przyszłościową i wartą wsparcia.

Wehikułem finansowym planu Morawieckiego ma być Polski Fundusz Rozwoju (PFR), czyli dawne Polskie Inwestycje Rozwojowe, które minister Bartłomiej Sienkiewicz w podsłuchanej rozmowie określił zdaniem kończącym się na „kamieni kupa”. W ciągu ostatniego roku PFR dofinansował Polską Grupę Górniczą, podniósł kapitał w państwowym Banku Ochrony Środowiska i w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, uczestniczył też w nacjonalizacji Pekao SA. Wydawał pieniądze, które wcześniej otrzymał od skarbu państwa, ale wątpliwe, by się zwróciły.

Morawiecki, który miał opinię bezpartyjnego fachowca, okazał się przede wszystkim mistrzem słowa. Każdą porażkę potrafi przedstawić jako sukces, a realne sukcesy gospodarcze ostatnich dekad to dla niego „bożek elit III RP”. Mówi tym samym językiem co Jarosław Kaczyński. Politycy PiS, którzy latami budowali swą pozycję przy wodzu, zobaczyli, że mają konkurenta, który może ich ograć.

Los strategii i jej autora jest więc teraz w rękach lidera PiS.

Zmagania wicepremiera Morawieckiego z wyliczaniem PKB

 

morawiecki

wyborcza.pl